ErielVanya (tablica | edycje) (Uzupełnienie i poprawki, bo rażąco odstawało od oryginalnej wersji polskiej :/) Znacznik: wulgaryzmy |
ErielVanya (tablica | edycje) mNie podano opisu zmian |
||
Linia 1: | Linia 1: | ||
⚫ | |||
− | {{Scenariusz}} |
||
− | |||
⚫ | |||
Łowca 2: Smoki. |
Łowca 2: Smoki. |
Wersja z 04:56, 9 lip 2018
Scenariusz Niniejsza strona jest scenariuszem danego filmu/odcinka. →Powrót do artykułu |
Łowca 1: Aukcja u Czarcioustego? Co tym razem się kroi?
Łowca 2: Smoki.
Łowca 1: Wyobraź sobie ile to zysku z takiego smoka. A ze smoczej skóry?
Łowca 2: U Czarcioustego pokazują się najbogatsi.
Łowca 1: A skąd ty o tym wiesz, co? Hihihi.
Łowca 2: Wiem, kolego, bo mam mapę. Dostałem od handlarza złotem. „Mapa albo życie” tak mu powiedziałem. Przeżył.
Łowca 1: Hihihihi.
Łowca 2: Zaraz wracam. Nie spuszczaj jej z oka.
Johann: A niech to.
Czkawka: I co? Zdobyłeś? Halo!
Johann: A co? A, tak. Oczywiście.
Viggo: Czujesz to, bracie?
Ryker: Smocze bobki.
Viggo: Złoto. Nie dość, że zarobimy krocie, to pewnie przejdę do historii jako największy Łowca Smoków w Archipelagu. Nie życzę sobie żadnych zgrzytów. Jak stoimy z ochroną?
Ryker: Katapulty gotowe. Wieże strażnicze stoją. Żadni Jeźdźcy nie wejdą nam w paradę.
Viggo: Zdolny chłopak. Wystarczy czasem uruchomić głowę. A nasz gość specjalny?
Ryker: Jesteś pewien, że dotrze?
Viggo: Naturalnie. Pamiętaj, jak tylko potwierdzi…
Ryker: Natychmiast dam ci znać.
Viggo: Grzeczny braciszek.
Czkawka: Mają Straszliwce i parę skrzynek Ognioglist. Ciekawe gdzie schowali prawdziwe smoki. Dodatkowe statki w odwodzie, strażnicy na plaży, katapulty i wieże uzbrojone po zęby. Łucznicy na klifach co pół kilometra i mnóstwo patroli w terenie. Nie mamy szans. Koniec rozmowy. Kropka.
Mieczyk: Czkawka, Czkawka, Czkawka. Myśl pozytywnie.
Czkawka: Jak. No… yy… powiedz mi jak?
Mieczyk: Pytanko. Kubek, w połowie pełny czy pusty?
Czkawka: Zupełnie pusty.
Szpadka: Nie ma co. Odpuść.
Czkawka: Swoją drogą taka aukcja to idealna szansa, żeby podkraść mu trochę smoków.
Astrid: Ale jak to?
Śledzik: Hehehehe. Nie pytaj i tak się przecież zaraz dowiesz. Bo masz jakiś plan, prawda?
Sączysmark: No niech zgadnę. Podlecimy beztrosko i powiemy „dzieńdoberek”! Hahaha.
Czkawka: Czekajcie, ktoś musiałby odwrócić uwagę Viggo. Wtedy byśmy się zakradli i uwolnili smoki. Ktoś kogo by nie podejrzewał, kogo nie zna i kogo nie kojarzy.
Astrid: Ych. Nie, ty chyba żartujesz.
Czkawka: Yyy, ale zobacz, Ryker i Viggo w życiu go z bliska nie widzieli. Bo nas to już znają na wylot.
Śledzik: Do tego jest na tyle durny, że nawet mogłoby się udać.
Sączysmark: Ale się biedakowi trafiło, co nie? Nie zazdroszczę, oj nie zazdroszczę. Haha. Że co?
Johann: Nie chciałbym psuć przemiłej atmosfery, mistrzu Czkawko, ale jeśli nie trzymasz w zakamarkach tuniki złotych sztabek, nie dostaniesz się na żadną aukcję, a o smokach możesz zapomnieć.
Stoick: Hahaha. Tak. Pewnie. Tak. Zabierz złoto z Berk. Proszę bardzo. Hahahaha.
Pyskacz: Masz. Dam i od siebie. Hahaha. Ech. To nie było śmieszne.
Stoick: Gdybyś nie był moim synem, wrzuciłbym cię do lochu. Chyba nie zdajesz sobie sprawy, o co prosisz.
Czkawka: Viggo Czarciousty to okrutny, szczwany i mściwy lis. Jeśli nie powstrzymamy tej aukcji, zarobi tony złota i kupi sobie takiej ilości statków, że zaraz odbuduje imperium. I wtedy dopiero się zacznie. Bo w którymś momencie zainteresuje się Berk i naszymi smokami.
Stoick: Synu?
Czkawka: Co „synu”?
Stoick: A to „synu”, że jak cię znam, a znam cię nie od dziś, masz już jakiś plan. Wysłannik specjalny, mówisz?
Czkawka: Zgadza się.
Stoick: Zaszczyci aukcję podając się za kogoś innego.
Czkawka: Zgadza się.
Stoick: Czyli typ bystry i elokwentny, sprytny, znający się na rzeczy i przede wszystkim nie… Nie! Nie Sączysmark!
Sączysmark: Ja klaszczę, a kiedy klaszczę, sługusy mają służyć. Służcie!
Stoick: Ech…
Czkawka: Oj, czekaj. Zanim odmówisz… a w sumie nie widzę właściwie powodu, żebyś nie miał mi odmówić. Zaufaj, że jest metoda w tym…
Stoick: Szaleństwie?
Czkawka: Tak. Zaufaj mi, tato. Wiem co robię. Plan jest genialny.
Stoick: Plan może i tak. Ale on… śmiem wątpić i to szczerze. Oj, już ty na mnie nie patrz. Ech. Zgoda. Ale pod jednym warunkiem.
Pyskacz: Uwaga, uwaga! Przybył wielki pan, ee... sam Ulgerthorp.
Sączysmark: Nie stój jak pajac i nie gadaj z hałastrą. Zaniósłbyś złotko. Kup sobie nową siekierkę. Proszę, dla ciebie, na nowe wdzianko.
Łowca: O, nowe smoki przybyły.
Viggo: Panie…?
Sączysmark: Ulgerthorp. Naucz się mnie. Zapamiętaj mnie. Nie zapominaj mnie.
Viggo: Skąd?
Sączysmark: A czy to istotne?
Viggo: Chwileczkę, chwileczkę. Czy mi się zdaje, że skądś pana znam? Tak czy nie?
Ryker: Brat chyba zadał ci pytanie. Znacie się skądś czy nie?
Sączysmark: Czy… Hahaha… Czy mnie zna czy nie zna? Pyta czy mnie zna czy nie zna? Hej, ty tam, czy mnie zna czy nie zna?
Pyskacz: Nie jego sprawunek, czy pana skądś zna, czy pana skądś nie zna. Taka prawda.
Sączysmark: Sprawunek! Hahahaha. Nie mówi się w moim imieniu, rozumiemy się? CZY SIĘ ROZUMIEMY?!
Pyskacz: Tak panie Ulgerthorp. Poniosło mnie. To się już więcej nie powtórzy.
Sączysmark: Trudno dziś o dobrą służbę. Ech, jakże trudno. No już, chłopku, nie ociągaj się. Sypnij groszem.
Viggo: Bezczelny, ale majętny. Powstrzymaj morderczy instynkt.
Ryker: Wracaj skąd przyszedłeś, nie masz tu czego szukać.
Johann: Kto twierdzi?
Ryker: Za biedny jesteś, żeby wściubiać tu swój włochaty nos.
Johann: Prawdę pan rzekł, szczerą prawdę, panie Ryker. Mam dla pańskiego brata mały prezent.
Ryker: Jaki znowu mały prezent? Zawołać Viggo, musi to zobaczyć.
Johann: Chyba mnie pan źle zrozumiał, miły panie. Wniosę jedynie pewien dar, podaruję dar i znikam gdzie pieprz rośnie, o ile brat nie zechce mnie zatrzymać...
Ryker: Zechce co zechce, już jego sprawa. Gdzie Viggo?
Viggo: Skąd w tobie tyle żółci?
Johann: Pan Czarciousty, jaka miła niespodzianka. Tłumaczyłem właśnie pańskiemu bratu, że przywożę na aukcję pewien dar jako wyraz mego szacunku i za gwarancję nietykalności na handlowych szlakach również. Lub nie.
Łowca: Z drogi, biedaku.
Viggo: Drogi Johannie, może niewłaściwie cię oceniłem. To z twojej strony wyjątkowy i bardzo hojny gest.
Johann: Te stare, rozklekotane łodzie. Pańskie to dzieła sztuki. Materiały dobre, konstrukcje nowoczesne, a ta moja - szkoda gadać. Gdyby zechciał pan może kiedyś się jakiejś pozbyć…
Viggo: Ci, ci, ci, ci.
Johann: Interesy nie kręcą się ostatnio zbyt prężnie, że tak powiem. Moje luki są puste jak pień porzucony przez towarzyszy na pastwę bobra. Hahaha. Niech mnie bogi…
Viggo: Dziękujemy za dar. Wyładować smoki Johanna i umieścić z resztą towarzystwa.
Łowca: Tak jest. Do roboty panowie!
Johann: Och. Me biedne serce nie zniesie więcej takich napięć i ekscytacji.
Sączysmark: Gdzie ten nabity arogant? Cóż to za zwyczaj, żeby ignorować najbardziej dzianych klientów.
Pyskacz: Zdajesz sobie sprawę, że nie jesteś ani trochę dziany?
Sączysmark: Wczułem się w rolę, przyjacielu, więc - nie zdaję sobie z tego sprawy.
Łowca: Szybciej tam! Pora na obchód! Szybciej tam! Dalej, dalej!
Pyskacz: No co za olbrzym.
Sączysmark: W życiu brzydszego nie widziałem.
Pyskacz: A mnie się ten brzydal podoba.
Sączysmark: Bo jakżeby inaczej.
Pyskacz: Cześć, piękny.
Ryker: Ruszże się, Marudo. Grubasie jeden.
Pyskacz: A takie brzydkie i grube też sprzedajecie?
Ryker: Hahahaha. Kto by to kupił? Gdzie tam. Żywi się resztkami żelaza. To jedyny smok, który by przegryzł smokoodporną klatkę. Szczerze, to najchętniej bym go sobie sprawił i zjadł. Pulpet genialnie smakowałby z odrobiną czosnku i masła. Prawda? Ale Viggo ma do niego słabość. Może kiedyś się na coś przyda.
Sączysmark: A jeśli miłe panie skończyły już wreszcie szczebiotać, przeszedłbym do konkretów. Czyż nie po to tu przybyliśmy?
Ryker: A co, czekasz na pozwolenie?
Sączysmark: Raczej odrobinę uwagi, bo chciałbym móc przeliczyć majątek z dala od wszędobylskich oczu twoich zbirów. Złośliwość zamierzona. Tu będzie akurat. Wchodźmy, sługusie.
Ryker: Wolnego, nikt nie wchodzi do namiotu Viggo.
Sączysmark: Ahahaha. Przezabawne. A więc po pierwsze, pan Ulgerthorp wchodzi tam, gdzie tylko ma ochotę. Po drugie, muszę przeliczyć złoto, rozumiesz? Samo się przecież nie przeliczy. Także tak, osiłku: albo zbudujesz mi chatę w ciągu pięciu minut, albo będę liczył gdzie chcę! Mogę oczywiście wrócić do domu, ale sam się tłumacz bratu.
Ryker: Dobra, dobra, właźcie z tym złotem. Byle szybko, jasne?
Sączysmark: No co za barbarzyńca?! Jak śmie wątpić w moje intencje?!
Pyskacz: Możesz odpuścić. Jesteśmy sami.
Sączysmark: Pan Ulgertorp nigdy, przenigdy nie odpuszcza, i nigdy też nie wychodzi z roli. Ulgerthorp to ja. Jam jest pan Ulgerthorp.
Pyskacz: Dobrze. Przekaż panu Ulgerthorp, że jeśli nie pomoże Pyskaczowi znaleźć spisu, to ten hak pójdzie mu w smak.
Sączysmark: Oj dobra, no już. Tak w sumie to mógłbyś się bardziej wczuć, wiesz? To działa w dwie strony. Nie po to się wypruwam i daję z siebie wszystko, żebyś psuł mi cały efekt. Uu, a to co? Pewnie coś ważnego.
Pyskacz: Przypominam, że interesuje nas wyłącznie spis. Ach, spis, dzieciaku niemyty. Spis smoków, które ma i gdzie trzyma.
Sączysmark: Przecież ja wiem co to jest spis. Nie bądź śmieszny. Hahahaha.
Ryker: Koniec, czas minął. Panowie, zapraszam, rozpoczynamy aukcję.
Śledzik: Pamiętajcie, jak znajdziemy nasze smoki, czekamy na znak od Czkawki.
Mieczyk: Ta, a potem wypuszczamy resztę nieboraków. Wiemy. Za kogo on nas ma? Jot.
Szpadka: Wym.
Śledzik: Cśś. Sztukamięs?
Łowca: Słyszałeś coś? Mam omamy czy co?
Śledzik: O nie, złapią nas i wrzucą do dziury Szeptozgonów.
Mieczyk: Spokój. Strach jest tylko w twojej głowie.
Szpadka: Jeśli wierzysz, że nas złapią, to nas złapią.
Śledzik: Aaa!
Astrid: Szukać dalej.
Mieczyk: Nic dodać, nic ująć.
Śledzik: Aa! Nie Sztukamięs! Och. Dobra. Muszę wierzyć, że Astrid i Heathera nas uratują. Ojejej, a jeśli nie uratują?
Mieczyk: Schowaj się.
Łowca 1: Gdzie się podziali?
Łowca 2: Nikogo tu nie ma.
Łowca 1: Coś słyszałem.
Łowca 2: Sprawdź, zaczekam tutaj.
Łowca 1: Coś mi tu nie gra. Cicho, jak są, to się znajdą.
Sączysmark: Pan stąd, czy nie stąd? Urządzam małą fiestę na swojej wyspie po aukcji. Zapraszam serdecznie.
Ryker: Jest i gość specjalny.
Viggo: Przyjaciele, kupcy, goście specjalni. Mamy dziś dla was najbardziej wyjątkowe i szlachetne smoki z całego Archipelagu. Patrzcie i podziwiajcie.
Sączysmark: Patrzcie jaka magia. Złoto z nieba.
Viggo: Czułem, że skądś go znam. To jeden z Jeźdźców. Łapać ich! Łapać wszystkich!
Śledzik: Wichura. Hakokieł. Wym i Jot. O, Sztukamięs! Ale się za tobą stęskniłem. O nie, nie złapią mnie. Wierzę, że mnie nie… i złapali.
Łowca: Haha, skończyła się zabawa.
Czkawka: Szczerbek, broń honoru.
Heathera: Nie udało się.
Czkawka: Trudno, bywa i tak.
Viggo: Jak mniemam, pożyczyliście złoto Berk. Oj, w nieciekawej sytuacji znalazła się rodzinna wyspa. Aż żal duszę ściska. Nie martwcie się, wszystko pójdzie w szczytny cel. Wasze smoki również.
Czkawka: Mordko!
Viggo: Co do jednego. Ten osiągnie niebotyczną cenę. Wręcz aż żal sprzedawać. Jakoś to przeboleję. Bądźcie grzeczni, to dam wam popatrzeć.
Śledzik: Zrób coś, musimy się wydostać. Nie mogą sprzedać naszych smoków.
Czkawka: Wszystko będzie dobrze.
Śledzik: Nieprawda.
Mieczyk: No co za niedowiarek.
Śledzik: Ohoho, hej, masz coś do mnie?
Sączysmark: Halo, straże, straże! Chyba nie wiecie kim jestem!
Pyskacz: Ty, Ulgerthorp, właśnie że wiedzą, kim jesteś, dlatego też jesteś, gdzie jesteś.
Sączysmark: Dzięki, zrzędo.
Czkawka: Pyskacz, słuchaj… Z czego może być ta ściana?
Pyskacz: Hę…
Mieczyk: Stawiałbym na rudę żelaza. Nie do przebicia.
Szpadka: Spróbuj jeszcze raz.
Mieczyk: Myślisz?
Szpadka: Pewnie.
Mieczyk: Ruda jak bum cyk-cyk.
Viggo: Sprzedany! Wikingowi bez zębów. Tak jest, panowie. Wzrok was absolutnie nie myli. Nocna Furia. Jedyna w swoim rodzaju i jedyna na całym świecie. Najcenniejsza zdobycz chyba w każdej kolekcji. Otwieramy licytację od… Przyprowadź chłopaka, niech dobrze zapamięta tę chwilę.
Łowca 2: Hę? Co?
Łowca 1: Uważaj bracie, bo cię ukamienują. Dawaj, człowieku, rzucaj z całej siły.
Łowca 2: Umrzemy ze strachu, hehe. Ło. Maruda. Jaki straszny smok.
Łowca 1: Ach, trzymajcie mnie. Wielki leniuch, ależ się boimy.
Pyskacz: Pomóż, mały. Proszę. Pomóż wujkowi.
Łowca 2: Spokojnie, smoku.
Łowca 1: Dobry smoczek...
Pyskacz: Koniec zabawy. Bierz ich!
Śledzik: To smokoodporne kraty, w życiu ich… Oho. Niesłychane.
Szpadka: Przestańcie w końcu jojczyć.
Mieczyk: Wart Śledź Sztusi.
Viggo: Sprzedany! Czkawka...
Czkawka: Nie ma czasu! Ratować smoki! Przeszukać wszystkie odpływające statki!
Śledzik: Znajdziemy je, Czkawka.
Mieczyk: No, co za podejście. Jaka zmiana.
Czkawka: Szczerbatek. Ryker, to koniec.
Ryker: Powiedział jednonogi dzieciak bez wsparcia.
Pyskacz: Może byś walczył z kimś swoich gabarytów. Ze mną na przykład. Taki jesteś szybki? Hehehehe. Nawet nie próbuj! Nie byłby to najgorszy moment, żeby dorwać Viggo i odzyskać złoto! Rób jak chcesz.
Czkawka: Jasne. Już lecę. Żyjesz?
Pyskacz: Żyję! I cieszę się życiem!
Czkawka: Dobra, mamy go. O nie! Szczerbatek! Nur! Ach!
Astrid: A gdzie Pyskacz?
Czkawka: Walczył z Rykerem. Zginął gdzieś.
Sączysmark: Jest! Leci sługus.
Pyskacz: Hahaha!
Czkawka: A Ryker?
Pyskacz: Czmychnął, kiedy wujek Pyskacz pokazał mu gdzie haki zimują. Cóż, zadał chłopak parę celnych ciosów…
Śledzik: Eee… Słuchajcie?
Czkawka: Drań podłożył kamienie.
Astrid: No to lećmy po złoto.
Czkawka: Dawno odpłynął.
Mieczyk: I znowu skrzynka jest dla ciebie w połowie pusta.
Czkawka: W połowie pusta? Daruj sobie, bo jest zupełnie pusta. Majątek Berk przepadł.
Astrid: I tak było warto. Uratowaliśmy mnóstwo smoków.
Czkawka: Niby tak, ale ciekawe co na to ojciec.
Pyskacz: Już ja sobie z nim porozmawiam. A złoto odzyskamy. No co? Czemu mają się marnować? Patrzcie. Maleństwo jest takie głodne. Ciągle głodne.
Sączysmark: Kto by pomyślał, sługus upolował sobie własnego smoka. Jakie to wzruszają... ce!
Pyskacz: Wiem, że dzieci nie bijemy, ale co za ulga.
Sączysmark: Nie wolno. Wszędzie, ale nie w twarz!
Pyskacz: Ci aktorzy...