Jak Wytresować Smoka Wiki
Jak Wytresować Smoka Wiki
Nie podano opisu zmian
Znaczniki: VisualEditor apiedit
Nie podano opisu zmian
Znaczniki: VisualEditor apiedit
Linia 45: Linia 45:
 
Viggo: Grzeczny braciszek.
 
Viggo: Grzeczny braciszek.
   
Czkawka: Mają Streszliwce i parę skrzynek Ognioglist.
+
Czkawka: Mają Straszliwce i parę skrzynek Ognioglist.
 
Ciekawe gdzie schowali prawdziwe smoki. Dodatkowe statki w odwodzie, strażnicy
 
Ciekawe gdzie schowali prawdziwe smoki. Dodatkowe statki w odwodzie, strażnicy
 
na plaży, katapulty i wieże uzbrojone po zęby. Łucznicy na klifach co półtora
 
na plaży, katapulty i wieże uzbrojone po zęby. Łucznicy na klifach co półtora
Linia 396: Linia 396:
 
Szpadka: Pewnie.
 
Szpadka: Pewnie.
   
Mieczyk: Ruda jak bum cyk, cyk.
+
Mieczyk: Ruda jak bum cyk cyk.
   
 
Viggo: Sprzedany Wikingowi bez zębów. Tak jest, panowie.
 
Viggo: Sprzedany Wikingowi bez zębów. Tak jest, panowie.

Wersja z 14:56, 5 cze 2017

Łowca 1: Aukcja u Czarcioustego? Co tym razem się kroi?

Łowca 2: Smoki.

Łowca 1: Wyobraź sobie ile to zysku z takiego smoka? A ze smoczej skóry?

Łowca 2: U Czarcioustego pokazują się najbogatsi.

Łowca 1: A skąd ty o tym wiesz, co? Hihihi.

Łowca 2: Wiem, kolego, bo mam mapę. Dostałem od handlarza złotem. „Mapa albo życie” tak mu powiedziałem. Przeżył.

Łowca 1: Hihihihi.

Łowca 2: Zaraz wracam. Nie spuszczaj jej z oka.

Johann: A niech to.

Czkawka: I co? Zdobyłeś? Halo!

Johann: A co? A ta. Oczywiście.

Viggo: Czujesz to, bracie?

Ryker: Smocze bobki.

Viggo: Złoto. Nie dość, że zarobimy krocie, to jeszcze przejdę do historii jako największy Łowca Smoków w Archipelagu. Nie życzę sobie żadnych zgrzytów. Jak stoimy z ochroną?

Ryker: Katapulty gotowe. Wieże strażnicze stoją. Żadni Jeźdźcy nie wejdą nam w paradę.

Viggo: Zdolny chłopak. Wystarczy czasem uruchomić głowę. A nasz gość specjalny?

Ryker: Jesteś pewien, że dotrze?

Viggo: Naturalnie. Pamiętaj, jak tylko potwierdzi…

Ryker: Natychmiast dam ci znać.

Viggo: Grzeczny braciszek.

Czkawka: Mają Straszliwce i parę skrzynek Ognioglist. Ciekawe gdzie schowali prawdziwe smoki. Dodatkowe statki w odwodzie, strażnicy na plaży, katapulty i wieże uzbrojone po zęby. Łucznicy na klifach co półtora kilometra i mnóstwo patroli w terenie. Nie mamy szans. Koniec rozmowy. Kropka.

Mieczyk: Czkawka, Czkawka, Czkawka. Myśl pozytywnie.

Czkawka: Jak. No… yy… powiedz mi jak?

Mieczyk: Pytanko. Kubek, w połowie pełny czy pusty?

Czkawka: Zupełnie pusty.

Szpadka: Nie ma co. Odpuść.

Czkawka: Swoją drogą taka aukcja to idealna szansa, żeby podkraść mu trochę smoków.

Astrid: Ale jak to?

Śledzik: Hehehehe. Nie pytaj i tak się przecież zaraz dowiesz. Bo masz jakiś plan, prawda?

Sączysmark: No niech zgadnę. Podlecimy beztrosko i powiemy „dzieńdoberek”! Hahaha.

Czkawka: Czekajcie, ktoś musiałby odwrócić uwagę Viggo. Wtedy byśmy się zakradli i uwolnili smoki. Ktoś kogo by nie podejrzewał, kogo nie zna, kogo nie kojarzy.

Sączysmark: No, ale się biedakowi trafiło, co nie? Nie zazdroszczę, nie zazdroszczę. Haha. Że co?

Johann: Nie chciałbym psuć przemiłej atmosfery, mistrzu Czkawko, ale jeśli nie trzymasz w zakamarkach tuniki złotych sztabek, nie dostaniesz się na żadną aukcję, a o smokach możesz zapomnieć.

Stoick: Hahaha. Tak. Pewnie. Tak. Zabierz złoto z Berk. Proszę bardzo. Hahahaha.

Pyskacz: Masz. Dam i od siebie. Hahaha. Ech. To nie było śmieszne.

Stoick: Gdybyś nie był moim synem, wrzuciłbym cię do lochu. Chyba nie zdajesz sobie sprawy o co prosisz.

Czkawka: Viggo Czarciousty to okrutny, szczwany i mściwy lis. Jeśli nie powstrzymamy tej aukcji, zarobi tonę złota i kupi sobie takiej ilości statków, że zaraz odbuduje Imperium i wtedy dopiero się zacznie. Bo w którymś momencie zainteresuje się Berk i naszymi smokami.

Stoick: Synu?

Czkawka: Co „synu”?

Stoick: A to „synu”, że cię znam i znam cię nie od dziś, masz już jakiś plan. Wysłannik specjalny, mówisz?

Czkawka: Zgadza się.

Stoick: Zaszczyci aukcję podając się za kogoś innego.

Czkawka: Zgadza się.

Stoick: Czyli typ bystry i elokwentny, sprytny, znający się na rzeczy i przede wszystkim nie… Nie! Nie Sączysmark!

Sączysmark: Ja klaszczę, a kiedy klaszczę, sługusy mają służyć. Służcie!

Stoick: Ech…

Czkawka: Oj, czekaj. Zanim odmówisz… W sumie nie widzę właściwie powodu, żebyś nie miał mi odmówić. Zaufaj, że jest metoda w tym…

Stoick: Szaleństwie?

Czkawka: Tak. Zaufaj mi, tato. Wiem co robię. Plan jest genialny.

Stoick: Plan może i tak. Ale on… śmiem wątpić i to szczerze. Oj, już ty na mnie nie patrz. Ech. Zgoda. Ale pod jednym warunkiem.

Pyskacz: Uwaga, uwaga! Przybył wielki pan, sam Ulgerthorp.

Sączysmark: Nie stój jak pajac i nie gadaj z hałastrą. Zaniósłbyś złotko. Kup sobie nową siekierkę. Proszę, dla ciebie na nowe wdzianko.

Łowca: O, nowe smoki przybyły.

Viggo: Panie…?

Sączysmark: Ulgerthorp. Naucz się mnie. Zapamiętaj mnie. Nie zapominaj mnie.

Viggo: Skąd?

Sączysmark: A czy to istotne?

Viggo: Chwileczkę, chwileczkę. Czy mi się zdaję, czy skądś pana znam? Tak czy nie?

Ryker: Brat chyba zadał ci pytanie. Znacie się skądś czy nie?

Sączysmark: Czy… Hahaha… Czy mnie zna czy nie zna? Pyta czy mnie zna czy nie zna? Hej, ty tam, czy mnie zna czy nie zna?

Pyskacz: Nie jego sprawunek, czy pana skądś zna, czy pana skądś nie zna. Taka prawda.

Sączysmark: Sprawunek! Hahahaha. Nie mówi się w moim imieniu, rozumiemy się? CZY SIĘ ROZUMIEMY?!

Pyskacz: Tak panie Ulgerthorp. Poniosło mnie. To się już więcej nie powtórzy.

Sączysmark: Trudno dziś o dobrą służbę. Ech, jakże trudno. No już, chłopaku, nie ociągaj się. Sypnij groszem.

Viggo: Bezczelny, ale majętny. Powstrzymaj morderczy instynkt.

Ryker: Wracaj skąd przyszedłeś, nie masz tu czego szukać.

Johann: Kto twierdzi?

Ryker: Za biedny jesteś, żeby wścibiać tu swój włochaty nos.

Johann: Prawdę pan rzekł, szczerą prawdę, panie Ryker. Mam dla pańskiego brata mały prezent.

Ryker: Jaki znowu mały prezent? Zawołać Viggo, musi to zobaczyć.

Johann: Chyba mnie pan źle zrozumiał, miły panie. Wniosę jedynie pewien dar, podaruje dar i znikam gdzie pieprz rośnie. O ile brat nie zechce mnie zatrzymać.

Ryker: Zechce co zechce, już jego sprawa. Gdzie Viggo?

Viggo: Skąd w tobie tyle złości?

Johann: Pan Czarciousty, jaka miła niespodzianka. Tłumaczyłem właśnie pańskiemu bratu, że przywożę na aukcję pewien dar jako wyraz pełnego szacunku i za gwarancję nietykalności na handlowych szlakach również. Lub nie.

Łowca: Z drogi, biedaku.

Viggo: Drogi Johannie, może niewłaściwie cię oceniłem. To z twojej strony wyjątkowy i bardzo hojny gest.

Johann: Te stare, rozklekotane łodzie. Pańskie to dzieła sztuki. Materiały, dobre konstrukcje nowoczesne, a ta moja szkoda gadać. Gdyby zechciałby pan kiedyś się jakiejś pozbyć…

Viggo: Ci, ci, ci, ci.

Johann: Interesy ostatnio nie kręcą się zbyt prężnie, że tak powiem. Moje luki są jak pień porzucone przez towarzyszy na pastwę bobra. Hahaha. Niech mnie bogi…

Viggo: Dziękujemy za dar. Wyładować smoki Johanna i umieścić z resztą towarzystwa.

Łowca: Tak jest. Do roboty panowie!

Johann: Och. Me biedne serce nie zniesie więcej takich napięć i ekscytacji.

Sączysmark: Gdzie ten nabity arogant? Cóż to za zwyczaj, żeby ignorować najbardziej dzianych klientów.

Pyskacz: Zdajesz sobie sprawę, że nie jesteś ani trochę dziany?

Sączysmark: Wczułem się w rolę, przyjacielu, więc nie zdaję sobie z tego sprawy.

Łowca: Szybciej tam! Pora na obchód! Szybciej tam! Dalej, dalej!

Pyskacz: No co za olbrzym.

Sączysmark: W życiu brzydszego nie widziałem.

Pyskacz: A mnie się ten brzydal podoba.

Sączysmark: Bo jakże by inaczej.

Pyskacz: Cześć, piękny.

Ryker: Rusz się żeś, Marudo. Grubasie jeden.

Pyskacz: A takie brzydkie i grube też sprzedajecie?

Ryker: Hahahaha. Kto by to kupił? Gdzie tam. Żywi się resztkami żelaza. To jedyny smok, który by przegryzł smokoodporną klatkę. Szczerzę, to bym najchętniej go sobie sprawił i zjadł. Pulpet genialnie by smakował z odrobiną czosnku i masła. Prawda? Ale Viggo ma do niego słabość. Może kiedyś się na coś przyda.

Sączysmark: A jeśli miłe panie skończyły już wreszcie szczebiotać, przeszedłbym do konkretów. Czyż nie po to tu przybyliśmy?

Ryker: A co, czekasz na pozwolenie?

Sączysmark: Raczej na odrobinę uwagi, bo chciałbym móc przeliczyć majątek z dala od wszędobylskich oczu twoich zbirów. Złośliwość zamierzona. Tu będzie akurat. Wchodźmy, sługusie.

Ryker: Wolnego, nikt nie wchodzi do namiotu Viggo.

Sączysmark: Hahaha. Przezabawne. A więc po pierwsze, pan Ulgerthorp wchodzi tam, gdzie tylko ma ochotę. Po drugie muszę przeliczyć złoto, rozumiesz? Samo się przecież nie przeliczy. Tak, że tak osiłku. Albo zbudujesz mi chatę, osiłku, albo będę liczył gdzie chcę! Mogę oczywiście wrócić do domu, ale sam się tłumacz bratu.

Ryker: Dobra, dobra, właźcie z tym złotem. Byle szybko, jasne?

Sączysmark: No co za barbarzyńca?! Jak śmie wątpić w moje intencje?!

Pyskacz: Możesz odpuścić. Jesteśmy sami.

Sączysmark: Pan Ulgertorp nigdy przenigdy nie odpuszcza, nigdy też nie wychodzi z roli. Ulgerthorp to ja. Jak jest pan Ulgerthorp.

Pyskacz: Dobrze, przekaż panu Ulgerthorp, że jeśli nie pomoże Pyskaczowi znaleźć spisu to ten hak pójdzie mu w smak.

Sączysmark: Dobra, no już. Tak w sumie to mógłbyś się bardziej wczuć, wiesz? To działa w dwie strony. Nie po to się wypruwam i daje z siebie wszystko, żebyś psuł mi cały efekt. Uu, a to co? Pewnie coś ważnego.

Pyskacz: Przypominam, że interesuje nas wyłącznie spis. Ach, spis dzieciaku niemyty. Spis smoków, które ma i gdzie trzyma.

Sączysmark: Przecież ja wiem co to jest spis. Nie bądź śmieszny. Hahahaha.

Ryker: Koniec, czas minął. Panowie, zapraszam, rozpoczynamy aukcję.

Śledzik: Pamiętajcie, jeśli znajdziemy nasze smoki, czekamy na znak od Czkawki.

Mieczyk: Ta, a potem wypuszczamy resztę nieboraków. Wiemy. Za kogo on nas ma? Jot.

Szpadka: Wym.

Śledzik: Cii. Sztukamięs?

Łowca: Słyszałeś coś?

Śledzik: Oni złapią nas i wrzucą do dziury Szeptozgonów.

Mieczyk: Spokój. Strach jest tylko w twojej głowie.

Szpadka: Jeśli wierzysz, że nas złapią, to nas złapią.

Śledzik: Aaa!

Astrid: Szukać dalej.

Mieczyk: Nic dodać, nic ująć.

Śledzik: Aa! Nie Sztukamięs! Och. Dobra. Muszę wierzyć, że Astrid i Heathera nas uratują. Ojejjejjej, a jeśli nie uratują?

Mieczyk: Schowaj się.

Łowca 1: Gdzie się podziali?

Łowca 2: Nikogo tu nie ma.

Łowca 1: Coś słyszałem.

Łowca 2: Sprawdź, zaczekam tutaj.

Łowca 1: Coś mi tu nie gra. Cicho, jak są, to się znajdą.

Sączysmark: Pan stąd, czy nie stąd? Urządzam małą fiestę na swojej wyspie po aukcji. Zapraszam serdecznie.

Ryker: Jest i gość specjalny.

Viggo: Przyjaciele, kupcy, goście specjalni. Mamy dziś dla Was najbardziej wyjątkowe i szlachetne smoki z całego Archipelagu. Patrzcie i podziwiajcie.

Sączysmark: Patrzcie jaka magia. Złoto z nieba.

Viggo: Czułem, że skądś go znam. To jeden z Jeźdźców. Łapać ich! Łapać wszystkich!

Śledzik: Wichura. Hakokieł. Wym i Jot. Sztukamięs! Ale się za tobą stęskniłem. O nie, nie złapią mnie. Wierzę, że mnie nie… Złapali.

Łowca: Haha, skończyła się zabawa.

Czkawka: Szczerbek, broń honoru.

Heathera: Nie udało się.

Czkawka: Trudno, bywa i tak.

Viggo: Jak mniemam pożyczyłeś złoto Berk. Ojej, w nieciekawej sytuacji znalazła się rodzinna wyspa. Aż żal duszę ściska. Nie martw się, wszystko pójdzie w szczytny cel. Wasze smoki również.

Czkawka: Mordko!

Viggo: Co do jednego. Ten osiągnie niebotyczną cenę. Wręcz aż żal sprzedawać. Jakoś to przeboleje. Bądźcie grzeczni, to dam wam popatrzeć.

Śledzik: Zrób coś, musimy się wydostać. Nie mogą sprzedać naszych smoków.

Czkawka: Wszystko będzie dobrze.

Śledzik: Nie prawda.

Mieczyk: No co za niedowiarek.

Śledzik: Ohoho, masz coś do mnie?

Sączysmark: Halo, straże, straże! Chyba nie wicie kim jestem!

Pyskacz: Ty, Ulgerthorp, właśnie że wiedzą kim jesteś, dlatego też jesteś gdzie jesteś.

Sączysmark: Dzięki, zrzędo.

Czkawka: Pyskacz, słuchaj… Z czego może być ta ściana?

Pyskacz: Hę…

Mieczyk: Stawiałbym na rudę żelaza. Nie do przebicia.

Szpadka: Spróbuj jeszcze raz.

Mieczyk: Myślisz?

Szpadka: Pewnie.

Mieczyk: Ruda jak bum cyk cyk.

Viggo: Sprzedany Wikingowi bez zębów. Tak jest, panowie. Wzrok was absolutnie nie myli. Nocna Furia. Jedyna w swoim rodzaju i jedyna na całym świecie. Najcenniejsza zdobycz chyba w każdej kolekcji. Otwieramy licencję od… Przyprowadź chłopaka, niech dobrze zapamięta tę chwilę.

Łowca 2: Hę? Co?

Łowca 1: Uważaj bracie, bo cię ukamieniują. Dawaj, człowieku, rzucaj z całej siły.

Łowca 2: Pójdziemy ze strachu. Ło. Maruda. Jaki straszny smok.

Łowca 1: Ach, trzymajcie mnie. Wielki. Jej, ależ się boimy.

Pyskacz: Pomóż, mały. Proszę. Pomóż wujkowi.

Łowca 2: Spokojnie smoku. Dobry smoczek.

Pyskacz: Koniec zabawy. Bierz ich!

Śledzik: To smokoodporne kraty, w życiu ich… Ocho. Niesłychane.

Szpadka: Przestańcie w końcu jojczyć.

Mieczyk: Wart Śledź Sztusi.

Viggo: Sprzedany! Czkawka.

Czkawka: Nie ma czasu! Ratować smoki! Przeszukać wszystkie odpływające statki!

Śledzik: Znajdziemy je, Czkawka.

Mieczyk: No, co za podejście. Jaka zmiana.

Czkawka: Szczerbatrek. Ryker, to koniec.

Ryker: Powiedział jednonogi dzieciak bez wsparcia.

Pyskacz: Może byś walczył z kimś swoich gabarytów. Ze mną na przykład. Taki jesteś szybki? Hehehehe. Nawet nie próbuj! Nie byłby to najgorszy moment, żeby dorwać Viggo i odzyskać złoto! Rób jak chcesz.

Czkawka: Jasne. Już lecę. Żyjesz?

Pyskacz: Żyję! I cieszę się życiem!

Czkawka: Dobra, mamy go. O nie! Szczerbatek! Nur! Ach!

Astrid: A gdzie Pyskacz?

Czkawka: Walczył z Rykerem. Zginął gdzieś.

Sączysmark: Jest! Leci sługus.

Pyskacz: Hahaha!

Czkawka: A Ryker?

Pyskacz: Czmychnął, kiedy wujek Pyskacz pokazał mu gdzie raki zimują. Cóż, zadał chłopak parę celnych ciosów…

Śledzik: Eee… Słuchajcie?

Czkawka: Drań podłożył kamienie.

Astrid: No to lećmy po złoto.

Czkawka: Dawno odpłynął.

Mieczyk: I znowu skrzynka jest dla ciebie w połowie pusta.

Czkawka: W połowie pusta? Daruj sobie, bo jest zupełnie pusta. Majątek Berk przepadł.

Astrid: I tak było warto. Uratowaliśmy mnóstwo smoków.

Czkawka: Niby tak, ale ciekawe co na to ojciec.

Pyskacz: Już ja sobie z nim porozmawiam. A złoto odzyskamy. No co? Czemu mają się marnować? Patrzcie. Maleństwo jest takie głodne. Ciągle głodne.