Jak Wytresować Smoka Wiki
Advertisement
Jak Wytresować Smoka Wiki
Scenariusz
Niniejsza strona jest scenariuszem danego filmu/odcinka.
Powrót do artykułu
Concept toothless



Łowca 1: Aukcja u Czarcioustego? Co tym razem się kroi?

Łowca 2: Smoki.

Łowca 1: Wyobraź sobie ile to zysku z takiego smoka. A ze smoczej skóry?

Łowca 2: U Czarcioustego pokazują się najbogatsi.

Łowca 1: A skąd ty o tym wiesz, co? Hihihi.

Łowca 2: Wiem, kolego, bo mam mapę. Dostałem od handlarza złotem. „Mapa albo życie” tak mu powiedziałem. Przeżył.

Łowca 1: Hihihihi.

Łowca 2: Zaraz wracam. Nie spuszczaj jej z oka.

Johann: A niech to.

Czkawka: I co? Zdobyłeś? Halo!

Johann: A co? A, tak. Oczywiście.

Viggo: Czujesz to, bracie?

Ryker: Smocze bobki.

Viggo: Złoto. Nie dość, że zarobimy krocie, to pewnie przejdę do historii jako największy Łowca Smoków w Archipelagu. Nie życzę sobie żadnych zgrzytów. Jak stoimy z ochroną?

Ryker: Katapulty gotowe. Wieże strażnicze stoją. Żadni Jeźdźcy nie wejdą nam w paradę.

Viggo: Zdolny chłopak. Wystarczy czasem uruchomić głowę. A nasz gość specjalny?

Ryker: Jesteś pewien, że dotrze?

Viggo: Naturalnie. Pamiętaj, jak tylko potwierdzi…

Ryker: Natychmiast dam ci znać.

Viggo: Grzeczny braciszek.

Czkawka: Mają Straszliwce i parę skrzynek Ognioglist. Ciekawe gdzie schowali prawdziwe smoki. Dodatkowe statki w odwodzie, strażnicy na plaży, katapulty i wieże uzbrojone po zęby. Łucznicy na klifach co pół kilometra i mnóstwo patroli w terenie. Nie mamy szans. Koniec rozmowy. Kropka.

Mieczyk: Czkawka, Czkawka, Czkawka. Myśl pozytywnie.

Czkawka: Jak. No… yy… powiedz mi jak?

Mieczyk: Pytanko. Kubek, w połowie pełny czy pusty?

Czkawka: Zupełnie pusty.

Szpadka: Nie ma co. Odpuść.

Czkawka: Swoją drogą taka aukcja to idealna szansa, żeby podkraść mu trochę smoków.

Astrid: Ale jak to?

Śledzik: Hehehehe. Nie pytaj i tak się przecież zaraz dowiesz. Bo masz jakiś plan, prawda?

Sączysmark: No niech zgadnę. Podlecimy beztrosko i powiemy „dzieńdoberek”! Hahaha.

Czkawka: Czekajcie, ktoś musiałby odwrócić uwagę Viggo. Wtedy byśmy się zakradli i uwolnili smoki. Ktoś kogo by nie podejrzewał, kogo nie zna i kogo nie kojarzy.

Astrid: Ych. Nie, ty chyba żartujesz.

Czkawka: Yyy, ale zobacz, Ryker i Viggo w życiu go z bliska nie widzieli. Bo nas to już znają na wylot.

Śledzik: Do tego jest na tyle durny, że nawet mogłoby się udać.

Sączysmark: Ale się biedakowi trafiło, co nie? Nie zazdroszczę, oj nie zazdroszczę. Haha. Że co?

Johann: Nie chciałbym psuć przemiłej atmosfery, mistrzu Czkawko, ale jeśli nie trzymasz w zakamarkach tuniki złotych sztabek, nie dostaniesz się na żadną aukcję, a o smokach możesz zapomnieć.

Stoick: Hahaha. Tak. Pewnie. Tak. Zabierz złoto z Berk. Proszę bardzo. Hahahaha.

Pyskacz: Masz. Dam i od siebie. Hahaha. Ech. To nie było śmieszne.

Stoick: Gdybyś nie był moim synem, wrzuciłbym cię do lochu. Chyba nie zdajesz sobie sprawy, o co prosisz.

Czkawka: Viggo Czarciousty to okrutny, szczwany i mściwy lis. Jeśli nie powstrzymamy tej aukcji, zarobi tony złota i kupi sobie takiej ilości statków, że zaraz odbuduje imperium. I wtedy dopiero się zacznie. Bo w którymś momencie zainteresuje się Berk i naszymi smokami.

Stoick: Synu?

Czkawka: Co „synu”?

Stoick: A to „synu”, że jak cię znam, a znam cię nie od dziś, masz już jakiś plan. Wysłannik specjalny, mówisz?

Czkawka: Zgadza się.

Stoick: Zaszczyci aukcję podając się za kogoś innego.

Czkawka: Zgadza się.

Stoick: Czyli typ bystry i elokwentny, sprytny, znający się na rzeczy i przede wszystkim nie… Nie! Nie Sączysmark!

Sączysmark: Ja klaszczę, a kiedy klaszczę, sługusy mają służyć. Służcie!

Stoick: Ech…

Czkawka: Oj, czekaj. Zanim odmówisz… a w sumie nie widzę właściwie powodu, żebyś nie miał mi odmówić. Zaufaj, że jest metoda w tym…

Stoick: Szaleństwie?

Czkawka: Tak. Zaufaj mi, tato. Wiem co robię. Plan jest genialny.

Stoick: Plan może i tak. Ale on… śmiem wątpić i to szczerze. Oj, już ty na mnie nie patrz. Ech. Zgoda. Ale pod jednym warunkiem.

Pyskacz: Uwaga, uwaga! Przybył wielki pan, ee... sam Ulgerthorp.

Sączysmark: Nie stój jak pajac i nie gadaj z hałastrą. Zaniósłbyś złotko. Kup sobie nową siekierkę. Proszę, dla ciebie, na nowe wdzianko.

Łowca: O, nowe smoki przybyły.

Viggo: Panie…?

Sączysmark: Ulgerthorp. Naucz się mnie. Zapamiętaj mnie. Nie zapominaj mnie.

Viggo: Skąd?

Sączysmark: A czy to istotne?

Viggo: Chwileczkę, chwileczkę. Czy mi się zdaje, że skądś pana znam? Tak czy nie?

Ryker: Brat chyba zadał ci pytanie. Znacie się skądś czy nie?

Sączysmark: Czy… Hahaha… Czy mnie zna czy nie zna? Pyta czy mnie zna czy nie zna? Hej, ty tam, czy mnie zna czy nie zna?

Pyskacz: Nie jego sprawunek, czy pana skądś zna, czy pana skądś nie zna. Taka prawda.

Sączysmark: Sprawunek! Hahahaha. Nie mówi się w moim imieniu, rozumiemy się? CZY SIĘ ROZUMIEMY?!

Pyskacz: Tak panie Ulgerthorp. Poniosło mnie. To się już więcej nie powtórzy.

Sączysmark: Trudno dziś o dobrą służbę. Ech, jakże trudno. No już, chłopku, nie ociągaj się. Sypnij groszem.

Viggo: Bezczelny, ale majętny. Powstrzymaj morderczy instynkt.

Ryker: Wracaj skąd przyszedłeś, nie masz tu czego szukać.

Johann: Kto twierdzi?

Ryker: Za biedny jesteś, żeby wściubiać tu swój włochaty nos.

Johann: Prawdę pan rzekł, szczerą prawdę, panie Ryker. Mam dla pańskiego brata mały prezent.

Ryker: Jaki znowu mały prezent? Zawołać Viggo, musi to zobaczyć.

Johann: Chyba mnie pan źle zrozumiał, miły panie. Wniosę jedynie pewien dar, podaruję dar i znikam gdzie pieprz rośnie, o ile brat nie zechce mnie zatrzymać...

Ryker: Zechce co zechce, już jego sprawa. Gdzie Viggo?

Viggo: Skąd w tobie tyle żółci?

Johann: Pan Czarciousty, jaka miła niespodzianka. Tłumaczyłem właśnie pańskiemu bratu, że przywożę na aukcję pewien dar jako wyraz mego szacunku i za gwarancję nietykalności na handlowych szlakach również. Lub nie.

Łowca: Z drogi, biedaku.

Viggo: Drogi Johannie, może niewłaściwie cię oceniłem. To z twojej strony wyjątkowy i bardzo hojny gest.

Johann: Te stare, rozklekotane łodzie. Pańskie to dzieła sztuki. Materiały dobre, konstrukcje nowoczesne, a ta moja - szkoda gadać. Gdyby zechciał pan może kiedyś się jakiejś pozbyć…

Viggo: Ci, ci, ci, ci.

Johann: Interesy nie kręcą się ostatnio zbyt prężnie, że tak powiem. Moje luki są puste jak pień porzucony przez towarzyszy na pastwę bobra. Hahaha. Niech mnie bogi…

Viggo: Dziękujemy za dar. Wyładować smoki Johanna i umieścić z resztą towarzystwa.

Łowca: Tak jest. Do roboty panowie!

Johann: Och. Me biedne serce nie zniesie więcej takich napięć i ekscytacji.

Sączysmark: Gdzie ten nabity arogant? Cóż to za zwyczaj, żeby ignorować najbardziej dzianych klientów.

Pyskacz: Zdajesz sobie sprawę, że nie jesteś ani trochę dziany?

Sączysmark: Wczułem się w rolę, przyjacielu, więc - nie zdaję sobie z tego sprawy.

Łowca: Szybciej tam! Pora na obchód! Szybciej tam! Dalej, dalej!

Pyskacz: No co za olbrzym.

Sączysmark: W życiu brzydszego nie widziałem.

Pyskacz: A mnie się ten brzydal podoba.

Sączysmark: Bo jakżeby inaczej.

Pyskacz: Cześć, piękny.

Ryker: Ruszże się, Marudo. Grubasie jeden.

Pyskacz: A takie brzydkie i grube też sprzedajecie?

Ryker: Hahahaha. Kto by to kupił? Gdzie tam. Żywi się resztkami żelaza. To jedyny smok, który by przegryzł smokoodporną klatkę. Szczerze, to najchętniej bym go sobie sprawił i zjadł. Pulpet genialnie smakowałby z odrobiną czosnku i masła. Prawda? Ale Viggo ma do niego słabość. Może kiedyś się na coś przyda.

Sączysmark: A jeśli miłe panie skończyły już wreszcie szczebiotać, przeszedłbym do konkretów. Czyż nie po to tu przybyliśmy?

Ryker: A co, czekasz na pozwolenie?

Sączysmark: Raczej odrobinę uwagi, bo chciałbym móc przeliczyć majątek z dala od wszędobylskich oczu twoich zbirów. Złośliwość zamierzona. Tu będzie akurat. Wchodźmy, sługusie.

Ryker: Wolnego, nikt nie wchodzi do namiotu Viggo.

Sączysmark: Ahahaha. Przezabawne. A więc po pierwsze, pan Ulgerthorp wchodzi tam, gdzie tylko ma ochotę. Po drugie, muszę przeliczyć złoto, rozumiesz? Samo się przecież nie przeliczy. Także tak, osiłku: albo zbudujesz mi chatę w ciągu pięciu minut, albo będę liczył gdzie chcę! Mogę oczywiście wrócić do domu, ale sam się tłumacz bratu.

Ryker: Dobra, dobra, właźcie z tym złotem. Byle szybko, jasne?

Sączysmark: No co za barbarzyńca?! Jak śmie wątpić w moje intencje?!

Pyskacz: Możesz odpuścić. Jesteśmy sami.

Sączysmark: Pan Ulgertorp nigdy, przenigdy nie odpuszcza, i nigdy też nie wychodzi z roli. Ulgerthorp to ja. Jam jest pan Ulgerthorp.

Pyskacz: Dobrze. Przekaż panu Ulgerthorp, że jeśli nie pomoże Pyskaczowi znaleźć spisu, to ten hak pójdzie mu w smak.

Sączysmark: Oj dobra, no już. Tak w sumie to mógłbyś się bardziej wczuć, wiesz? To działa w dwie strony. Nie po to się wypruwam i daję z siebie wszystko, żebyś psuł mi cały efekt. Uu, a to co? Pewnie coś ważnego.

Pyskacz: Przypominam, że interesuje nas wyłącznie spis. Ach, spis, dzieciaku niemyty. Spis smoków, które ma i gdzie trzyma.

Sączysmark: Przecież ja wiem co to jest spis. Nie bądź śmieszny. Hahahaha.

Ryker: Koniec, czas minął. Panowie, zapraszam, rozpoczynamy aukcję.

Śledzik: Pamiętajcie, jak znajdziemy nasze smoki, czekamy na znak od Czkawki.

Mieczyk: Ta, a potem wypuszczamy resztę nieboraków. Wiemy. Za kogo on nas ma? Jot.

Szpadka: Wym.

Śledzik: Cśś. Sztukamięs?

Łowca: Słyszałeś coś? Mam omamy czy co?

Śledzik: O nie, złapią nas i wrzucą do dziury Szeptozgonów.

Mieczyk: Spokój. Strach jest tylko w twojej głowie.

Szpadka: Jeśli wierzysz, że nas złapią, to nas złapią.

Śledzik: Aaa!

Astrid: Szukać dalej.

Mieczyk: Nic dodać, nic ująć.

Śledzik: Aa! Nie Sztukamięs! Och. Dobra. Muszę wierzyć, że Astrid i Heathera nas uratują. Ojejej, a jeśli nie uratują?

Mieczyk: Schowaj się.

Łowca 1: Gdzie się podziali?

Łowca 2: Nikogo tu nie ma.

Łowca 1: Coś słyszałem.

Łowca 2: Sprawdź, zaczekam tutaj.

Łowca 1: Coś mi tu nie gra. Cicho, jak są, to się znajdą.

Sączysmark: Pan stąd, czy nie stąd? Urządzam małą fiestę na swojej wyspie po aukcji. Zapraszam serdecznie.

Ryker: Jest i gość specjalny.

Viggo: Przyjaciele, kupcy, goście specjalni. Mamy dziś dla was najbardziej wyjątkowe i szlachetne smoki z całego Archipelagu. Patrzcie i podziwiajcie.

Sączysmark: Patrzcie jaka magia. Złoto z nieba.

Viggo: Czułem, że skądś go znam. To jeden z Jeźdźców. Łapać ich! Łapać wszystkich!

Śledzik: Wichura. Hakokieł. Wym i Jot. O, Sztukamięs! Ale się za tobą stęskniłem. O nie, nie złapią mnie. Wierzę, że mnie nie… i złapali.

Łowca: Haha, skończyła się zabawa.

Czkawka: Szczerbek, broń honoru.

Heathera: Nie udało się.

Czkawka: Trudno, bywa i tak.

Viggo: Jak mniemam, pożyczyliście złoto Berk. Oj, w nieciekawej sytuacji znalazła się rodzinna wyspa. Aż żal duszę ściska. Nie martwcie się, wszystko pójdzie w szczytny cel. Wasze smoki również.

Czkawka: Mordko!

Viggo: Co do jednego. Ten osiągnie niebotyczną cenę. Wręcz aż żal sprzedawać. Jakoś to przeboleję. Bądźcie grzeczni, to dam wam popatrzeć.

Śledzik: Zrób coś, musimy się wydostać. Nie mogą sprzedać naszych smoków.

Czkawka: Wszystko będzie dobrze.

Śledzik: Nieprawda.

Mieczyk: No co za niedowiarek.

Śledzik: Ohoho, hej, masz coś do mnie?

Sączysmark: Halo, straże, straże! Chyba nie wiecie kim jestem!

Pyskacz: Ty, Ulgerthorp, właśnie że wiedzą, kim jesteś, dlatego też jesteś, gdzie jesteś.

Sączysmark: Dzięki, zrzędo.

Czkawka: Pyskacz, słuchaj… Z czego może być ta ściana?

Pyskacz: Hę…

Mieczyk: Stawiałbym na rudę żelaza. Nie do przebicia.

Szpadka: Spróbuj jeszcze raz.

Mieczyk: Myślisz?

Szpadka: Pewnie.

Mieczyk: Ruda jak bum cyk-cyk.

Viggo: Sprzedany! Wikingowi bez zębów. Tak jest, panowie. Wzrok was absolutnie nie myli. Nocna Furia. Jedyna w swoim rodzaju i jedyna na całym świecie. Najcenniejsza zdobycz chyba w każdej kolekcji. Otwieramy licytację od… Przyprowadź chłopaka, niech dobrze zapamięta tę chwilę.

Łowca 2: Hę? Co?

Łowca 1: Uważaj bracie, bo cię ukamienują. Dawaj, człowieku, rzucaj z całej siły.

Łowca 2: Umrzemy ze strachu, hehe. Ło. Maruda. Jaki straszny smok.

Łowca 1: Ach, trzymajcie mnie. Wielki leniuch, ależ się boimy.

Pyskacz: Pomóż, mały. Proszę. Pomóż wujkowi.

Łowca 2: Spokojnie, smoku.

Łowca 1: Dobry smoczek...

Pyskacz: Koniec zabawy. Bierz ich!

Śledzik: To smokoodporne kraty, w życiu ich… Oho. Niesłychane.

Szpadka: Przestańcie w końcu jojczyć.

Mieczyk: Wart Śledź Sztusi.

Viggo: Sprzedany! Czkawka...

Czkawka: Nie ma czasu! Ratować smoki! Przeszukać wszystkie odpływające statki!

Śledzik: Znajdziemy je, Czkawka.

Mieczyk: No, co za podejście. Jaka zmiana.

Czkawka: Szczerbatek. Ryker, to koniec.

Ryker: Powiedział jednonogi dzieciak bez wsparcia.

Pyskacz: Może byś walczył z kimś swoich gabarytów. Ze mną na przykład. Taki jesteś szybki? Hehehehe. Nawet nie próbuj! Nie byłby to najgorszy moment, żeby dorwać Viggo i odzyskać złoto! Rób jak chcesz.

Czkawka: Jasne. Już lecę. Żyjesz?

Pyskacz: Żyję! I cieszę się życiem!

Czkawka: Dobra, mamy go. O nie! Szczerbatek! Nur! Ach!

Astrid: A gdzie Pyskacz?

Czkawka: Walczył z Rykerem. Zginął gdzieś.

Sączysmark: Jest! Leci sługus.

Pyskacz: Hahaha!

Czkawka: A Ryker?

Pyskacz: Czmychnął, kiedy wujek Pyskacz pokazał mu gdzie haki zimują. Cóż, zadał chłopak parę celnych ciosów…

Śledzik: Eee… Słuchajcie?

Czkawka: Drań podłożył kamienie.

Astrid: No to lećmy po złoto.

Czkawka: Dawno odpłynął.

Mieczyk: I znowu skrzynka jest dla ciebie w połowie pusta.

Czkawka: W połowie pusta? Daruj sobie, bo jest zupełnie pusta. Majątek Berk przepadł.

Astrid: I tak było warto. Uratowaliśmy mnóstwo smoków.

Czkawka: Niby tak, ale ciekawe co na to ojciec.

Pyskacz: Już ja sobie z nim porozmawiam. A złoto odzyskamy. No co? Czemu mają się marnować? Patrzcie. Maleństwo jest takie głodne. Ciągle głodne.

Sączysmark: Kto by pomyślał, sługus upolował sobie własnego smoka. Jakie to wzruszają... ce!

Pyskacz: Wiem, że dzieci nie bijemy, ale co za ulga.

Sączysmark: Nie wolno. Wszędzie, ale nie w twarz!

Pyskacz: Ci aktorzy...

Advertisement