Jak Wytresować Smoka Wiki
Advertisement
Jak Wytresować Smoka Wiki

Hejka ;3 To mój drugi blog, jeśli nie czytałeś mojego pierwszego to zapraszam serdecznie ^.^ : http://jakwytresowacsmoka.wikia.com/wiki/Blog_u%C5%BCytkownika:789Queen789/Mi%C5%82o%C5%9B%C4%87,_Smoki,_Przyja%C5%BA%C5%84_czyli_%C5%BCycie_na_wyspie_zwanej_Berk_:3 Ten blog będzie miał krótką fabułę, rozdziały raczej też krótki. Chciałam spróbować swoich sił nie tylko w długosz opowiadaniach, ale i w krótkich ;3 Jeśli blog nie przypadnie wam do gustu to proszę mnie poinformować, wtedy przestanę pisać albo oddam go komuś innemu alby go kontynuował. No dobra na początek trochę informacji ;3

Nowe postacie,

Czkawka ma dziewczynę – Akki,

Wszyscy jeźdźcy mają 20 lat,

Akki ma Śmiertnika Zębacza koloru czerwono-czarnego,

Śmiertnik Akki ma na imię Luna,

Astrid nie zna jeźdźców (Czkawka, Śledzik, Mieczyk, Szpadka, Sączysmark i Akki) ,

Astrid mieszka na wyspie Darkness,

Na wyspie Darkness nie tresują smoków, więc Astrid nie ma Wichury,

Jest po wydarzeniach z JWS2,

Czkawka nie odnalazł Valki, a Stoick nie żyje,

Czkawka jest wodzem na Berk,

Różne Perspektywy,

Pogrubiona czcionki to myśli,

To tyle informacji, nie zostało mi nic innego jak tylko życzyć miłego czytania ;33

PROLOG[]

Cześć, mam na imię Astrid. Moje życie jest raczej normalne. Nie mam rodziny. Moi rodzice kilka lat temu zginęli podczas ataku smoków na naszą wioskę. Miałam mieć, siostrę Sarę. Aktualnie miałaby jakieś 18 lat. Podczas porodu mojej mamy, coś poszło nie tak i Sara urodziła się już martwa… Nie mam bliskich, przyjaciół, chłopaka, prowadzę raczej samotny tryb życia, nie przeszkadza mi to. Niekiedy cieszę się, że jestem sama, ale zdarzają się momenty, że chce popełnić samobójstwo… moje życie toczyło się dalej, powoli traciło sens, ale wtedy ktoś wyciągnął do mnie pomocną rękę… ten ktoś uświadomił mi, co tak naprawdę znaczy słowo ‘’życie"...

Rozdział 1. Dzień, jak co dzień.[]

-Perspektywa Astrid-

Zaczęłam powoli otwierać oczy. Słońce, które wpadało do mojego pokoju przez okno grzało dzisiaj wyjątkowo mocno. Wiedziałam, że czeka mnie kolejny nudny dzień. W mojej wiosce panował, na co dzień, raczej smutny nastrój, każdego dnia czuje, że wszyscy jej mieszkańcy pogrążają się w coraz większym smutku, a w ich oczach widać ciemność, zero uczuć czy współczucia. Ze swojego doświadczenia wiem, że gdy ogarnia cię ciemność przestajesz żyć, od mroku jeszcze nikt nigdy się nie uwolnił. Jestem dość młoda, mam dopiero 20 lat, ale doświadczyłam już wiele smutnych przeżyć. Chyba jedynymi ludźmi na mojej wyspie, którzy się jeszcze uśmiechają to 5 osobowa grupa, są w moim wieku. Uważają, że powinnam dołączyć do nich ja natomiast mam zupełnie odmienne zdanie.

Gdy już udało mi się podnieść z łóżka, udałam się do łazienki. Byłam już po porannej kąpieli, ubrałam się w to, co zawsze, czyli czarne spodnie, granatową bluzkę, czarne kozaki oraz w szary sweter. Włosy postanowiłam wyjątkowo spiąć w wysoki kucyk. Prosto ze swojego pokoju, udałam się do kuchni. Na ogół nie lubię jeść wcześnie rano, wolę wypić sok. Każde ranka idę na plażę, gdy patrzę się na to lekko wzburzone morze moje negatywne uczucia znikają, tylko tam czuje, że naprawdę żyję. Gdy tylko wypiłam szklankę soku, wyszłam z domu idąc w kierunku plaży. Oczywiście na moje nieszczęście musiałam spotkać jego…

Byłam już w połowie drogi, gdy nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła.

- Astrid, poczekaj! – krzyknął Oliver. Oliver to jeden z chłopków, który uważa, że powinnam przyłączyć się do ich grupy. Oliver jest wysoki, ma ciemne włosy i niebieskie oczy. I jeszcze jedno wszystkie dziewczyny z wioski są w nim zakochane bez pamięci, uważają, że jest on najprzystojniejszym chłopakiem w całej wiosce. Nie mam zielonego pojęcia, co one w nim widzą.

- Nie mam czas z tobą gadać, sorry, ale się śpieszę – nie za bardzo go lubiłam.

- A gdzie znowu idziesz? Codziennie, gdy chce z tobą porozmawiać spieszysz się gdzieś – zapomniałam powiedzieć, że Oliver był kiedyś moim chłopakiem, zerwałam z nim, kiedy wyszło na jaw, że zdradził mnie z Kirą.

- Nie twój interes – próbowałam go zniechęcić.

- Proszę porozmawiaj ze mną… porozmawiał ze mną o nas – nadal miał nadzieje, że mu wybaczę.

- Nie ma żadnych nas, chodziliśmy ze sobą jakieś pół roku temu, a ty nadal nie rozumiesz, że ja już cię nie kocham – myślał, że jak będzie mnie nachodzić to do niego wrócę.

- Ale ja ciebie kocham, proszę daj mi jeszcze jedną szansę – nie czaił, że go nienawidzę.

- Daj mi święty spokój, między nami od dawna nic nie ma, nie kocham cię, znajdź sobie inną dziewczynę – miałam już go dosyć.

- Ale…

- Stary daj jej już spokój, jeszcze od niej dostaniesz – wtrącił się Roy. Roy to wysoki blondyn, ma piwne oczy. On, jako jedyny nie przekonuje mnie żebym dołączyła do ich paczki, jako jedyny mnie rozumie. To porządny chłopak, jest wierny swojej dziewczynie od dobrych 7 lat, też chciałabym poznać kiedyś takiego faceta. Niestety ma jedną wadę jest najlepszym kumplem Olivera.

- Nie wtrącaj się, to sprawa między mną, a Astrid – Oliver nie dawał za wygraną.

- Oliver nie ma żadnej sprawy, skończyłam z tobą już dawno temu, przepraszam, ale muszę już iść – chciałam się stamtąd zmyć jak najszybciej. Nie zwracałam już uwagi na Olivera i Roya, po prostu odwróciłam się i poszłam w swoją stronę.

Przeszłam zaledwie 9-10 metrów, kiedy znowu usłyszałam swoje imię.

- Astrid, zaczekaj – tym razem był to Roy.

- Coś się stało? – z Royem zawsze mogłam normalnie porozmawiać.

- Nie, ale chciałem się zapytać czy mogę iść z tobą na plażę, chce z kimś pogadać, z kimś normalnym – czasami to, co mówił rozbawiało mnie.

- Okej, wporządku możesz iść – zaśmiałam się, tylko przy nim się śmieje - A tak w ogóle gdzie jest Rikki? – Rikki to właśnie dziewczyna Roya jest to średniej wielkości brunetka z ciemno szmaragdowymi oczami. Jest okej, ale czasami przegina.

- Pojechała do kuzynki na 3 dni, podobno ta jej kuzynka wychodzi za mąż – dziwne, że nie popłynął z nią.

- Nie martwisz się o nią? – zapytałam lekko zdziwiona.

- Martwię się jak cholera, ale mam nadzieje, że wróci cała i zdrowa – zawsze był pełen, optymistycznego myślenia – To idziemy na plażę? – zapytał.

- Jasne, chodźmy – odpowiedziałam, po czym udaliśmy się w kierunku plaży.

Plaża na mojej rodzinnej wyspie była wyjątkowo piękna, najlepszym miejscem do rozmyślania, pogaduszek czy nawet zwierzania się komuś. Dotarliśmy na miejsce po około 10 minutach. Staneliśmy w samym jej centrum, patrzyliśmy się na błękitne morze. Wtedy Roy zadał mi bardzo dziwne pytanie.

- Astrid, byłaś kiedyś zakochana w 2 chłopakach? – zapytał zamyślony Roy.

- Kochałam tylko Olivera, nikogo więcej. Wiesz jakieś nietypowe to twoje pytanie – zaczęłam zastanawiać się, co on mi chce przez to powiedzieć.

- Doradź mi co mam zrobić? Ty jesteś dziewczyną, więc wiesz co robić w trudnych sytuacjach – co do tego miała moja płeć?

- Ale w jakich sytuacjach, możesz mówić jaśniej? – czasami wydaje mi się, że faceci nie nadają się do rozmowy.

- Tylko proszę nie mów nic Rikki.

- No, okej – zaczęłam zastanawiać się, co przed nią ukrywa.

- Chodzi o to, że gdy mój kumpel z dzieciństwa Will przyjechał do mnie w odwiedziny przyjechała z nim jego dziewczyna Taylor. Rikki razem z Willem poszła pokazać mu wyspę, a ja zostałem z Taylor. Nie wiem co mi się stało, ale przy Taylor serce zaczęło mi szybciej bić tak jak przy Rikki. Zakochałem się w Taylor i…

- I zdradziłeś z nią Rikki? – zapytałam przytłoczonym głosem.

- Tak, ale błagam nie mów o tym Rikki. Ja wiem, że to jest dziwne, ale kocham i Taylor i Rikki.

- Albo wy macie taką naturę albo macie jakieś problemy psychiczne! – chciałam mu wygarnąć to, co o nim myślę.

- Wiem, że postąpiłam głupio…

- Posłuchaj siebie jak można kochać dwie dziewczyny?! Rozumiem na przykład jak byś kochał dziewczynę i siostrę to normalne. Myślałam, że ty jesteś inny ale wy wszyscy jesteście tacy sami.

- Co mam zrobić to jest ode mnie silniejsze.

- Najlepiej zachowaj się jak facet i się przyznaj, jeżeli nie potrafisz nim być.

- Nie mogę zranić Rikki.

- Pomyśl przez chwilę, już ją zraniłeś i ranisz nadal. Miej odwagę i przyznaj się Rikki i Taylor, jeżeli ty się nie przyznasz to ja się do nich wybiorę przy okazji Will dowie się jakiego ma wspaniałego kumpla.

- No dobra jak tylko Rikki wróci do wszystkiego się przyznam, a do Taylor niedługo się wybiorę.

- Sprawdzę to – odwróciłam się i zaczęłam iść przed siebie, lecz po chwili odezwał się Roy.

- Astrid do kąt idziesz?

- Nie mam zamiaru zostać z tobą ani minuty dłużej, a i jeszcze coś już nigdy więcej się do mnie nie odzywaj – prosto z plaży zaczęłam kierować się w stronę urwiska. Musiałam to wszystko przemyśleć na spokojnie, ale jedną rzecz wiedziałam już na pewno. Nigdy więcej nie zwiąże się z jakimkolwiek facetem…

Na początku bardzooo przepraszam, że nic nie pisałam :/ Może ten next nie jest jakiś mega długi, ale coś tam jest xD Miłego czytania :33

Rozdział 2. Śmierć nie zawsze jest zła.

Dotarłam na miejsce po około 20 minutach. Niebo nie było już błękitne, zaczęło się chmurzyć i to dość szybko. Słońce schowało się za szaro-burymi chmurami, zrobiło się zimno i nie zbyt przyjemnie. Morze zaczęło się burzyć, a szare chmury rozjaśniły błyskawice zapowiadało się na sporo burzę. Podeszłam bliżej urwiska chciałam dokładniej przyjrzeć się wzburzonemu morzu, nagle skraj urwiska ukruszył się. Straciłam równowagę, mimo moich starań nie udało mi się jej odzyskać. Zaczęłam spadać ku morzu, całe życie przeleciało mi przed oczami, miłe wspomnienia i jak te złe. Gdy zbliżałam się do tafli wody poczułam tak jakbym zaczęła zwalniać, później poczułam chłód, po czym straciłam przytomność. Myślałam, że to koniec, że moje życie właśnie dobiegło końca w pewnym sensie miałam rację.

Zaczęłam otwierać oczy wszędzie było biało, głowa strasznie mnie bolała. Powoli podniosłam się z podłogi nie miałam pojęcia, co się dzieje. Byłam w pokoju z białymi ścianami, podłogą i sufitem. Nie było w nim ani okien ani drzwi. Ja sama dziwnie wyglądałam, byłam ubrana w biało suknię do samej ziemi nie miała butów a moje włosy były rozpuszczone. Rozglądałam się po tym pokoju, gdy nagle rozbłysnęło złote światło a kilka metrów przedmą pojawiła się kobieta. Była ubrana w biało-złoto suknię, złote buty włosy miała zaplecione w dwa długie warkocze i co mnie zdziwiło miała złote skrzydła. Zaczęłam zastanawiać się czy to się dzieje naprawdę.

- Kim jesteś? Co się w ogóle dzieje? – ta sytuacją kompletnie mnie rozwaliła.

- Ja jestem aniołem, nazywam się Lura – oznajmiła kobieta.

- Gdzie ja jestem?.

- Jesteś w pokoju pośrednim – nie rozumiałam, o co chodzi.

- W jakim pokoju? – strasznie zdziwiła mnie ta nazwa.

- Pośrednim ten pokój łączy ziemię z niebem, tutaj trafiają ludzie po śmierci, ale nie wszyscy.

- Ale co ja tuta robię? – jak dla mnie to musi być jakiś sen.

- Spadłaś z urwiska do morza w ten sposób poniosłaś tragiczną śmierć – mówiła to tak spokojnie jakby śmierć była normalną rzeczą.

- Pamiętam to, ale po tym jak poczułam chłód straciłam przytomność. Co teraz będzie z moją duszą? – powoli zaczęłam uświadamiać sobie, że to już koniec mojego życia na ziemi.

- Widzisz Astrid, każda inna dusza poszłaby od razu do nieba – to, dlaczego ja trafiłam tutaj?

- W takim razie, dlaczego ja wylądowałam tutaj?.

- Może tego nie wiesz, ale to właśnie ja jestem Twoim aniołem stróżem za życia obserwowałam cię przez każdy dzień, widziałam jak było ci ciężko, gdy straciłaś rodzinę to była dla ciebie duża trauma, ale mimo wszystko starałaś się żyć dalej normalnie. Od tamtej pory chodziłaś nieszczęśliwa.

- Ale co to ma do mojej śmierci? – zastanawiałam się, co będzie dalej.

- Chciałabym, żebyś odnalazła swoje szczęście, ale nie w niebie tylko na ziemi, dlatego postanowiłam dać ci szansę ponownego życia – swoją drogą miła była ta Lura.

- Wątpię, że znajdę szczęście poza tym spotkałabym się wreszcie z rodziną – w pewnym sensie byłam zadowolona ze swojej śmierci wiem, że to brzmi bezsensownie. Ale wreszcie miałam okazję spotkać się z bliskimi.  

- Zaufaj mi spotkasz na swojej drodze jeszcze wiele sympatycznych osób, odnajdziesz nowych przyjaciół, a nawet miłość – już to widzę.

- Nie potrzebuje chłopaka do szczęścia. Wszyscy z nich to podli kłamcy.

- Wiem, że zawiodłaś się na kilku chłopakach, ale to nie znaczy że wszyscy tacy są. Znajdziesz kogoś przy kim będziesz chciała zostać wiecznie.

- Nie jestem w stanie im zaufać, wiem jestem zrzędliwa i humorzasta. Ale nie zmienię, co do tego swojego zdania – chciałam skończyć ten temat.

- Dobrze skoro tak uważasz, tylko proszę cię o jedno przestań widzieć świat w ciemnych barwach i pozwól dojść do głosu… Nagle słowa, które wypowiadała Lura zaczęły mi się mieszać z każdą sekundą były coraz bardziej nie do zrozumienia. Pokój, który jeszcze przed chwilą był biały zaczął ciemnieć, miałam wrażenie że odpływam. Zaczęłam robić się senna oczy zaczęły same mi się zamykać, upadłam. Później już nie pamiętam co się stało, urwał mi się film…

Mam nadzieje, że da się czytać te wypociny które pisze xD Trochę krótki ten rozdział, ale mam nadzieje że tragicznie nie będzie xD I bardzo przepraszam za błedy ortograficzne i interpukcyjne.

Rozdział 3. Nowe Miejsce.

-Perspektywa Astrid-

Obudziłam się na plaży. Byłam cała mokra najprawdopodobniej zostałam wyrzucona przez morze. Było mi zimno kompletnie nic nie pamiętałam. Wiem tylko tyle, że napewno nie byłam na Darkness. To było zupełnie inne miejsce, ale zastanawiałam się nad jednym, jakim cudem się tutaj znalazłam. Ostatnie co pamiętam to moja rozmowa z Royem. Postanowiłam trochę się tutaj rozejrzeć może była to bezludna wyspa albo królestwo smoków nie zastanawiałam się nad tym długo odrazu postanowiłam sprawdzić wyspę.

Z plaży weszłam do lasu jak narazie nigdzie nie widziałem jeszcze smoka czy wikinga. Szłam dalej ciągle rozglądając się. Nagle coś przyciągnęło moją uwagę był to smok. Odchyliłam gałąź, która przeszkadzała mi w przejściu, zbliżyłam się do głazu za którym się schował był niesamowity pierwszy raz w życiu widziałem z takiego bliska smoka. Chciałam go pogłaskać wyciągnęłam rękę w jego kierunku, był zdenerwowany. Musiałam coś źle zrobić, ponieważ smok ugryzł mnie. Odskoczyłam do tyłu straciłam równowagę moja głowa uderzyła w coś twardego i znowu straciłam przytomność.

-Perspektywa Czkawki-

Razem z jeźdźcami szukaliśmy małego straszliwa, który uciekł z naszej akademii. Szukamy go już długo przecież nie mógł rozplynąć się w powietrzu. Ja razem ze Śledzikiem poszliśmy szukać go w południowej części lasy, a Sączysmark poszedł razem z Akki szukać go w zachodniej części lasu. Bliźniaki poszli na wschód.

- A jeśli go już nie ma na wsypie? - zapytał Śledzik.

- Nie możliwe jest młody nie potrafi jeszcze latać na długie dystanse - odpowiedziałem.

Szliśmy dalej, zbliżał się już wieczór zaczęło robić się coraz bardziej ciemniej. Po chwili odezwał się Śledzik.

- Może powinniśmy już wracać niedługo zapadnie zmrok, a wiesz jak bardzo boję się ciemności.

- Spokojnie przecież mamy smoki, zaraz wracamy jeszcze tylko sprawdzimy jedną drogę.

Ostatnia ścieżka, którą chciałem sprawdzić była wąska. Ja szedłem pierwszy za mną szedł Śledzić, Szczerbatek i Sztukamięs. Nagle o coś się potknąłem i upadłem było tak ciemno, że nie wiedziałem co to jest.

- Czkawka nic ci nie jest? - zabardzo się przejmuje.

- Wszystko okej - podniosłem się z ziemi - Szczerbatek możesz oświetlić - gdy zrobiło się jaśniej Śledzik wpadł w szał.

- To jest noga ludzka noga! Ktoś stracił nogę! - zaczął panikować, po czym schował się za Sztukamies.

- To jest dziewczyna najwyraźniej straciła przytomność.

- A gdzie reszta jej ciała ?! - nadal panikował.

- Jest za krzakami naprawdę na to nie wpadłeś. Przy okazji znaleźliśmy go - podszedłem do głowy dziewczyny.

- Kogo? - podszedł do mnie Śledzik.

- Straszliwca - zdjąłem delikatnie śpiącego smoka z głowy nieznajomej - weź go - podałem mu smoka.

- A co to za dziewczyna? - zapytał Śledzik.

- Niewiem nigdy nie widziałem jej w wiosce, więc napewno nie jest jedną z naszych.

- Co z nią zrobimy?.

- Zabieramy ją do wioski - zacząłem delikatnie podnosić ją z ziemi - musimy dowiedzieć się skąd tutaj się wzięła i kim jest - wziąłem ją na ręce. Razem ze Śledzikiem i dziewczyną udaliśmy się do wioski. Postanowiłem zabrać ją do siebie. Wylądowaliśmy w centrum wioski gdzie czekali na nas pozostali jeźdźcy.

- Kto to jest? - zapytał Mieczyk.

- Jakaś dziewczyna znaleźliśmy ją w lesie - odpowiedział Śledzik.

- A przy okazji znaleźliśmy straszliwca, Mieczyk możesz zabrać go do Akademii? - zapytałem

- Jasne - odpowiedział po czym zabrał straszliwca.

- Musieliście przelecieć z to dziewczyną do wioski - Akki czasami była zazdrosna o inne dziewczyny.

- Mieliśmy ją zostawić samą w lesie nieprzytomną - odpowiedziałem.

- Ktoś tu jest zazdrosny - odezwał się Sączysmark.

- Oj zamknij się! - Akki czasami przesadzała, ta jej zazdrość była przesadna. Postanowiłem z nią o tym pogadać.

- Możesz zanieś ją do mojego pokoju zaraz tam przyjdę - powiedziałem do Śledzika, odrazu zrobił to o co go poprosiłem.

Ja razem z Akki odeszłem od reszty.

- Dlaczego taka jesteś? - zapytałem.

- Taka czyli jaka? – udawała, że niewie o co mi chodzi.

- Jesteś zazdrosna o tą dziewczynę, która znalazłem z Śledzikiem.

- Wcale nie - wypierała się.

- Za dobrze cię znam, wiem kiedy jest coś nie tak.

- No dobra może trochę jestem zazdrosna, ale zrozum każda dziewczyna jest zazdrosna o swojego faceta, a szczególnie kiedy zaczyna się kręcić koło niego jakaś dziewczyna.

- Ona jest nieprzytomna nawet z nią jeszcze nie rozmawiałem. Wiesz przecież, że tylko ciebie kocham i nikt tego nie zmieni.

- Obiecujesz?

- Obiecuje - przytuliłem się do Akki. Odprowadziłem ja do domu po czym sam udałem się do swojego. W moim pokoju czekał na mnie Śledzik, a nieznajoma dziewczyna leżała na moim łóżku nadal była nieprzytomna.

- Muszę już iść poradzisz sobie z nią? - zapytał Śledzik.

- Tak poczekam aż się ocknie, a później postaram się z nią pogadać.

- Dobra spadam do jutra - Śledzik pożegnał się po czym wyszedł z mojego pokoju, a ja czekałem aż dziewczyna się ocknie przy okazji będę miał czas żeby popracować jeszcze nad kostiumem do latania. Byłem ciekawy skąd ona jest, jak się nazywa i co robi na Berk.

Przepraszam, że tak póżno wstawiam next :/ Teraz będę starać się systematycznie coś pisać. Przepraszam za wszystkie błędy, ale pisałam ten next na telefonie i byłam wtedy trochę roztrzepana xD Miłego czytania :3

Rozdział 4. Poznaj nas lepiej.[]

-Perspektywa Czkawki-

Było około 23. Siedziałem przy biurku i pracowałem nad poprawkami do mojego kombinezonu. Byłem zmęczony, a z każdą następną minuta chciało spać mi się coraz bardziej. Myślałem, że dziewczyna dzisiaj już się nie obudzi, chciałem już zbierać się do zejścia na dół na kanapę żeby się przespać, gdy nieznajoma zaczęła się przebudzać.

-Perspektywa Astrid-

Obudziłam się w ciepłym i przyjemnym miejscu, po chwili zorientowałam się, że leżę w łóżku. Wiedziałem, że nie jestem na swojej wyspie, więc napewno nie byłam w swoim łóżku. Bolała mnie głowa, przed straceniem przytomności musiałam uderzyć o coś twardego. Rozejrzałam się po pokoju nieprzytomny wzrokiem. Nie byłam w nim sama, przy biurku siedział młody chłopak brunet całkiem przystojny zaczęłam zastanawiać się, co działo się ze mną, gdy byłam nieprzytomna.

- Jednak się obudziłaś - powiedział do mnie chłopak.

- My się znamy? - pierwszy raz na oczy go widzę.

- Nie - odpowiedział krótko - boli cię coś?

- Wogóle jak się tu znalazłam? - miałam wiele pytań.

- Znalazłem cię razem ze swoim przyjacielem nieprzytomną w lesie i zabrałem do siebie jak widzisz.

- Kim jesteś i gdzie ja jestem?

- Jestem Czkawka, a to jest wyspa Berk - oznajmił - A ty, co robiłaś w lesie?.

- Morze wyrzuciło mnie na brzeg plaży po prostu szedłem przed siebie nie wiedziałem gdzie dojdę - odpowiedziałam - Poza tym nigdy nie słyszałam o takiej wyspie jak Berk.

- Musiałaś coś słyszeć stoi tu od pokoleń, a po za tym jesteśmy jedyną wyspą... - nagle przerwał i zmienił temat - A tak wogóle jak się nazywasz i skąd jesteś?.

- Jestem Astrid mieszkam na wyspie Darkness i chcę tam, jak najszybciej wrócić - nie ukrywałam, że chcę odpłynąć z tej wyspy jak najszybciej.

- Musisz jeszcze zostać widać, że jesteś osłabiona - klęknął obok łóżka.

- A ty, co wróżbita? - wyglądał na takiego, który w przeszłości łamał dziewczynom serca.

- Wiesz jesteś bardzo zabawna - najwyraźniej jego to bawi - nie odpowiedziałaś mi na pytanie czy coś cię boli?.

- Nie czuje się świetnie, a teraz przepraszam - zeszłym z łóżka, gdy stanęłam na nogi trochę zakręciło mi się w głowie, zachwiałam się. Czkawka stanął obok mnie.

- Wszystko okej? – co on się tak o mnie martwi.

- Tak chcę wrócić do domu.

- Wrócisz obiecuje, ale narazie musisz odpocząć, połóż się - niech mu już będzie - jutro jeszcze pogadamy, a narazie spróbuj zasnąć.

- Będziesz tak stał nade mną przez całą noc? - wiem, że byłam złośliwa, ale już taka jestem zgoszkniała. On nic już nie powiedział, uśmiechnął się do mnie, po czym wyszedł z pokoju. Coś czuję, że moja wizyta na tej wyspie zmieni całkiem moje życie.

Próbowałam zasnąć. Ciągle myśli krążyły mi po głowie, może nie powinnam tutaj zostać? Patrzyłam się przez okno na ogromny księżyc. Wtedy wpadłam na pomysł, aby uciec przez nie. Ostrożnie wstałam, starałem się poruszać cicho, powoli podeszłam do okna. Wyjrzałam przez nie było trochę wysoko, więc gdybym skończyła napewno Czkawka obudziłby się. Zaczęłam szukać czegoś mocnego, po czym mogłabym zejść, miałam szczęście pod łóżkiem znalazłam linę. Przywiązałam ja do szafy była duża i napewno ciężka, więc swobodnie mogłam zejść na dół. Drugi koniec liny wyrzuciła przez okno, po czym powoli zaczęłam po niej schodzić. Gdy byłam na dole zaczęłam się rozglądać szukałam najbliższej drogi do morza. Po kilku minutach szedłem już w stronę morza. Gdy zbliżałam się do plaży, nagle usłyszałam ryk smoka, a księżyc zasłonił wielki smok. Na początku stwierdziłam ze to normalne na każdej wyspie przecież są smoki, lecz po chwili ujrzałam sylwetkę człowieka właśnie na grzbiecie smoka. Myślałam, że mam coś z wzrokiem, ale na moje nieszczęście zauważył mnie. Zaczęłam uciekać, biegłym w kierunku lasu miałam nadzieję, że tam ich zgubie.

- Zatrzymaj się! - krzyknął jeździec - i tak nie unikniesz! - biegłym przed siebie dalej wkońcu dotarłam do lasu, schowałam się za dużym drzewem. Obserwowałam wejście do lasy, smok wylądował tuż przed nim zaczął się rozglądać. Ten smok ma jakiś radar w oczach? Jak on mnie zauważył.

- No serio - powiedziałam do siebie. Smok zaryczał odrazu zerwałam się do ucieczki. Biegłam ile tylko sił w nogach, chociaż wiedziałam, że ze smokim nie mam szans było ciemno, co pogarszało moją możliwość ucieczki. Nagle spadła na mnie sieć, upadłam leżałam twarzą do ziemi. Smok wylądował tuż za mną, jeździec zszedł z smoka, po czym wolnym krokiem do mnie podszedł.

- Kim jesteś? - zapytał.

- Nie twój interes, chcę wydostać się z tej wyspy, więc możesz mnie wypuścić? - pierwsz raz słyszałam ten głos to nie był Czkawka.

- Nie martw się wyjedziesz z tej wyspy, ale narazie pójdziesz ze mną.

- Gdzie mnie zabierasz? - nie wiedziałem, że będę miała tyle kłopotów na tej wyspie.

- Gdzieś, gdzie spędzisz sporo czasu - nieznajomy zdjął ze mnie sieć, po czym podniósł mnie z ziemi. Zaczęliśmy iść w kierunku wioski, a za nami szedł jego smok. Nie wrócę do domu tak szybko jak mi się wydawało.

 

- Następnego Dnia-

Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu. Miałam związane ręce. Byłam najprawdopodobniej w lochu (nie potrafię tego inaczej ująć xD). Drzwi były zrobione ze stalowej kraty. Od czasu trafienia na to wyspę mam ciągle jakieś kłopoty. Siedziałem tak i myślałam, co będzie dalej co teraz będzie działo się w moim życiu. Zastanawiałam się też nad tym, co widziałem wczoraj, chyba coś mi się przewidział przecież oni nie tresują na tej wyspie smoków to byłoby naprawdę chore. Nagle usłyszałem kroki, przed wejściem do celi stanęła sylwetka nie widziałem, kto to dokładnie. Postać otworzyła drzwi od celi podeszła bliżej, wtedy już wiedziałam, kto to był.

- Chyba lubisz pakować się w kłopoty - to był Czkawka.

- Nawet, jeśli to co? Chyba powinieneś pozbyć się mnie z tej wyspy, bo jeszcze wam narozrabiam - próbowałam uświadomić mu myśl, że nie chcę zostawiać na tej wyspie. Nie odpowiedział nic rozwiązał mnie, po czym wyprowadził z celi. Gdy wyszliśmy na zewnątrz stała tam już 5 osobowa grupa. Było w niej 3 chłopaków i 2 dziewczyny.

- Więc tak Astrid, to jest Akki - powiedział Czkawka wskazując na szczupło brunetkę z zielonymi oczami, chyba mnie nie zbyt polubiła widać to było odrazu - to jest Szpadka i Mieczyk oni są bliźniakami - byli uderzająco do siebie podobni - to jest Śledzik - pokazał na grubego chłopaka z blond włosami - a to jest Sączysmark - zgaduje, że to ten gościu co całuje swoje bicepsy.

- Gdybym widział, że jesteś taka piękna to zaprowadziłbym cię do swojego domu, a nie do lochów - odezwał się Sączysmark.

- Czyli to ty mnie złapałeś w lesie, jeszcze jeden taki numer to przysięgam, że coś ci się stanie całkiem przypadkiem - typowy mięśniak.

- Lubię zadziorne - szkoda mojego komentarza.

- Smark zamknij się już - wtrąciła się Akki.

- No co? - jeszcze jak się głupio pyta.

- To nie robi na nikim wrażenia - całkiem opanowana ta Akki.

- Może to nie, ale napewno zrobi na tobie wrażenie to, że Astrid wylądowała w łóżku Czkawki szybciej od ciebie - po tym sama chętnie bym mu nakopała. Widać było, że nie była tym zachwycona. Zgaduje, że to dziewczyna Czkawki.

- Słuchaj gościu jak nie chcesz stracić zębów to siedz cicho - Akki pokazała pazurki.

- Dosyć tego! - krzyknął Czkawka - ogarnijcie się okej - chyba był lekko wkurzony.

- No dobra - odpowiedział Sączysmark.

- Idziemy do Akademii - jakiej akademii?.

- To chyba zły pomysł - odezwała się Akki.

- Spokojnie wiem, co robię, idźcie pierwsi ja z Astrid was dogonimy - gdy pozostali trochę się oddalili Czkawka zaczął mówić.

- Przepraszam za Smarka - mówił tak jakby byłaby to jego wina.

- W swoim życiu spotkałam wielu takich jak on. A co to jest ta wasza Akademia? - nie będę ukrywała, że byłam bardzo ciekawa, co oni tam robią.

- Jak pójdziesz to się przekonasz - zaczął iść w kierunku czegoś dziwnego czegoś, co nie potrafiłam opisać - Idziesz czy nie? - nie odpowiedziałam mu nic po prostu za nim poszłam. Gdy dotarliśmy na miejsce wszystko wyglądało normalnie, przypominało mi to trochę arenę do zabijania smoków, ale to nie było to samo nie było tam prawie wogóle broni nie miałam pojęcia, co o tym myśleć. Nagle jedne drzwi na arenie otworzyły się myślałam, że nic tam nie będzie, ale po chwili wyskoczył z niej Śmietnik Zębacz. Byłam przerażona, a oni jakby nigdy nic.

- Co się dzieje?! Po co wam ten smok?! - usiłowałam dowiedzieć się czegoś więcej od Czkawki.

- Spokojnie - próbował mnie uspokoić. Smok, który wyszedł z boxu (nwm jak to określić) podszedł do Akki, ona zaczęła go głaskać.

- Co to ma być? - wskazałem na Akki głaszcząco smoka.

- Wiem, że to dziwnie wygląda, ale na naszej wyspie żyjemy z smokami w zgodzie, trenujemy je i na nich latamy - on się wogóle słyszał?!.

- Że co słucham?! wam chyba się w głowach poprzewracało, ja stąd idę - nie chciałam na to patrzeć jak najszybciej wyszłam z stamtąd. Gdy trochę oddaliłam się od Akademii zatrzymał mnie Czkawka.

- Poczekaj, pokazałem ci Akademię, bo czuję, że masz jakoś więź ze smokami - to chyba niewie o mnie wszystkiego.

- Wiesz mogłeś zachować to Akademię dla siebie, bo tak się składa, że to są bestie a nie potulne owieczki! - niewiem jak można żyć z takimi bestiami w zgodzie.

- To nie są bestie, wiem jakie one są też mają uczucia tak jak człowiek - próbował mnie do nich przekonać.

- Niewiem jak możesz mówić, że mają uczucia to maszyny do zabijania! - zaczeliśmy wymieniać zdania coraz ostrzej.

- Nie znasz ich, więc nie mów, że to maszyny do zabijania! - dlaczego on ich tak broni?!.

- Więc powiedz to moim rodzicom, oni zginęli właśnie przez smoki, rozszarpały ich jak mięso do jedzenia!.

- One zabijają wikingów, ale my zabijamy ich 2 razy więcej.

- To tylko zwierzęta, już taki jest świat ludzie zabijają zwierząta...

- A zwierzęta ludzi tak?!

- Tak, mam dosyć jeszcze dzisiaj wypływa z wyspy - chciałam odwrócić się i odejść, ale zatrzymał mnie głos Czkawki.

- A gdyby powiedzieć tak o ludziach o twoich rodzicach, że to bestie, które nie mają uczuć co ty byś zrobiła? - zapytał o pół tonu ciszej.

- Nic, bo ja też do nich należę - oczy zaszły mi łzami, odeszłam z stamtąd jak najszybciej. Ten pobyt na wyspie zamienia się w koszmar.

Rozdział 5. Dokąd idziemy? Tajemnicza Zagadka.

-Perspektywa Astrid-

Zaczął zapadać zmrok. Przez ten cały czas chodziłam po wyspie bez celu. Zabolało mnie to co powiedział Czkawka, myślałam nad tym długo. Żałuję, że trafiłam na to wyspę wolałabym zginąć w tym morzu. Spacerowałam przez las na tyle długo, że doszłam do pięknego miejsca. Wyglądało to tak jakby jakaś polana, na środku był mały staw. Trawa sięgała mi do połowy łydki, jedno drzewo leżało przy stawie, tworzyło coś w rodzaju ławki. Nigdy nie byłam w tak pięknym miejscu. Zaczęłam iść w kierunku zawalonego drzewa. Zapadła już całkowita ciemność, księżyc zaczął leniwie wznosić się na ciemne niebo. Usiadłam na drzewie księżyc odbijał się od stawu, widok był przepiękny. Na chwilę zapomniałam o całym świecie, liczyła się dla mnie tylko ta chwila. Wszystkie zmartwienia nagle rozpłyneły się. Gdyby życie zawsze było takie cudowne i idealne. Z "hipnozy" wyrwał mnie ryk smoka, ale to nie był zwyczajny ryk. Zobaczyłam czarnego smoka przelatywującego przy księżycu, na początku nie byłam pewna czy to on. Usłyszałam, że smok zbliża się na polanę. Zeskoczyłam z drzewa po czym schowałam się za nim. Kilkanaście metrów dalej wylądowała czarna bestia, teraz byłam pewna to była Nocna Furia. Pierwszy raz z takiego bliska widziałam najbardziej niebezpiecznego smoka. Myślałam, że to tylko legendy, że on nie istnieje, ale to co później zauważyłam naprawdę mnie zaskoczyło. Na grzbiecie czarnego smoka siedziała postać, był to mężczyzna widziałem to po sylwetce. Tylko kto to mógł być?.

- Perspektywa Czkawki-

Zawsze przylatuje na to polanę, żeby pomyśleć. Niewiem dlaczego, ale pomaga mi to miejsce jak mam problem. Razem z Szczerbatkiem znalazłem ją jakieś 4 miesiące temu przez przypadek. Wtedy też była pełnia tak jak dzisiaj. Głupio zachowałem się wobec Astrid szkoda, że dopiero teraz to do mnie dotarło. Ona może być już w domu.

- Dlaczego życie jest takie skomplikowane? - chyba mi odwala, bo zacząłem gadać do smoka - i tak mnie nie rozumiesz - Szczerbatek tylko popatrzy na mnie tym swoim smutnym wzrokiem i położył głowę na ziemi - Nie powinienem zabierać Astrid do Akademii, wogóle nie powinienem ją przetrzymywać na wyspie niewiem, dlaczego chciałem żeby została - Szczerbatek ciągle leżał - Zachowałem się jak debil nie powinienem mówić o jej rodzicach, sam przecież wiem jak to jest stracić rodziców przez smoki... idiota ze mnie - usiadłem koło Szczerbatka - Przynajmniej jeszcze ciebie nie zawiodłem - pogłaskałem go po głowie, zawsze muszę coś spiepszyć...

-Perspektywa Astrid-

Ten facet, który siedział na smoku to Czkawka, słyszałam wszystko co mówił. Zaskoczyło mnie to... zazwyczaj poznawałam facetów, którzy nie umieli określić co ich gryzie po za tym widać, że żałuję tego co powiedział... Wogóle dlaczego ja się tym tak zachwycam? Podobno jestem bestią, która mogłaby zabijać smoki bez żadnych skrupułów. Chyba wyjdę tam do niego.

- No zachowałeś się jak idiota - Czkawka wstał, a razem z nim Nocna Furia.

- Długo tutaj jesteś? - zapytał, jego smok zaczął na mnie tak jakby warczeć - Szczerbatek spokojnie to moja znajoma nic ci nie zrobi.

- Skąd jesteś taki pewien, że mu nic nie zrobię? - chciałam zobaczyć jak zareaguje.

- A zrobisz? - chyba był zmartwiony.

- Podobno jestem bestio bez uczuć która zabija smoki - zobaczymy co na to odpowie.

- Przepraszam okej, nie chciałem tak tego ująć, jestem debilem, nie chciałem Cię zranić - zaczął do mnie podchodzić, a jego smok za nim, chyba mówi szczerze.

- Możesz do mnie nie podchodzić z tym smokiem - to, że mnie przeprosił nie zmienia faktu, że jestem na niego ciągle zła po za tym boję się Nocnej Furii.

- Boisz się go? - a co on taki hop do przodu.

- To wkońcu Nocna Furia - chyba każdy normalny wiking by się bał.

- To jest Szczerbatek po za tym legendy kłamią - Szczerbatek?.

- Nazywaj go jak chcesz, ale nie zbliżaj się z nim do mnie - dlaczego on się uśmiecha? I dlaczego wyciąga do mnie rękę? - O co ci się rozchodzi?

- Pokaże ci coś - on taki jest zawsze?

- Ale co? - niewiem jak na to zareagować.

- Przeleć się ze mną na Szczerbatku, zrozumiesz wtedy, dlaczego one są takie wyjątkowe i zabiorę cię w pewne miejsce - jakoś mu nie ufam.

- Nie ma szans, nie wsiąde na niego - po moim trupie.

- Obiecuje jeżli się zgodzisz, jak tylko będziesz chciała pomogę ci wrócić do domu - ta już to mam przed oczami.

- Nie ufam ci – niewiem, co mogę się po nim spodziewać. Podszedł do mnie bliżej, Szczerbatek stanął i usiadł, Czkawka złapał moje ręce spojrzał mi w oczy. Coś w nich było dziwne się czułam...

- Obiecuje, że pomogę ci wrócić - muszę się ogarnąć.

- Okej, ale puść moje ręce - dziwnie się z tym czuję. Gdy już mnie puścił, wsiadł na Szczerbatka, podeszli bliżej mnie. Czkawka wyciągnął rękę, pomógł mi wsiąść. Objęłam go w tali.

- Trzymaj się mocno - powiedział cicho, po czym wzbiliśmy się w powietrze. Na początku nie czułam się dobrze na smoku, ale później tak jakby wszystko się zmieniło. To uczucie, gdy lecisz jest nie do opisania, myślałam, że smoki to jakieś zmuntowane bestie. Pomyliłam się i to bardzo... może to, dlatego że cierpiałam po stracie bliskich... Obwiniałam ciągle smoki zamiast szukać innego wytłumaczenia. Teraz już to widzę nienawiść przestała zasłaniać mi piękno tych stworzeń. A sam widok krajobrazu był przepiękny, lecieliśmy nad chmurami. Księżyc bardzo jasno świeciła, było trochę zimno, ale zignorowałam to. Po prostu zakochałam się w tym widoku...

- Miałeś rację - nigdy nie zapomnę tego lotu.

- Z czym? - zapytał.

- Nie powinnam tak mówić o smokach, teraz wiem dlaczego ich tak broniłeś - one są prawie jak wikingowie.

- Ja zawsze mam rację - zawsze musi żartować.

- Strasznie zabawne. Daleko jeszcze do tego twojego miejsca? - podobał mi się lot, ale chciałam już wylądować.

- Nie, zaraz powinniśmy dolecieć - wkońcu.

Lecieliśmy jeszcze jakieś 5-10 minut. Wkońcu wylądowaliśmy. Nie byliśmy już na Berk, było to coś w stylu urwiska. Podeszłam do krawędzi, dookoła było ciemne granatowe morza, księżyc odbijał się od tafli wody. Przy krawędzi wyrastało ogromne drzewo pokryte w połowie mchem, stanęłam z jednej strony drzewa, a Czkawka z drugiej. Ciekawiła mnie jedna rzecz...

- Czkawka mogę cię o coś zapytać? - niewiem czy to dobry pomysł.

- Pewnie, mów - odpowiedział.

- Co stało się z twoimi rodzicami? Przy stawie powiedziałeś, że sam wiesz jak to jest stracić rodziców.

- Moja mama zaginęła wiele lat temu jak byłem jeszcze niemowlęcia, ojciec opowiadał mi, że porwał ją smok z czteromaskrzydłami, a ojciec...

- Jeśli nie chcesz o tym mówić to nie musisz - nie widziałam wtedy jego twarzy, ale napewno było mu ciężko...

- A ojca zabił Szczerbatek - po co się o to pytałam...

- Przepraszam, wogóle nie powinnam zaczynać tego tematu - jaka ja jestem głupia.

- Nie przepraszaj nie mogłaś o tym wiedzieć - jego głos mówił sam za siebie.

- Kto jest w ogóle, wodzem na Berk? - powinnam o to zapytać jak tylko trafiłam na to wyspę.

- Stoi po drugiej stronie drzewa - co? chyba mówi poważnie.

- Wogóle jak poznałeś się ze Szczerbatkiem? - zaczęłam do niego powoli podchodzić.

- To długa historia - ciągle patrzył w stronę księżyca.

- Mam czas, bardzo dużo czasu - odwrócił się w moją stronę, uśmiechnęłam się. Czkawka zaczął opowiadać mi jak zaprzyjaźnił się ze Szczerbatkiem. Tak spędziliśmy prawie cała noc razem, może była to długa historia, ale przynajmniej mogliśmy się lepiej poznać. Zdecydowaliśmy, że nie będziemy wracali na Berk było już późno, a Szczerbatek i tak zasnął. Opowiadaliśmy sobie różne historie z życia, naprawdę bardzo dobrze się bawiłam, chyba pierwszy raz od wielu lat...

Mam nadzieję, że spodoba wam się next ^^ Przepraszam za wszystkie błedy xD

- Następnego Dnia-

Obudziłam się na wyspie, na którą przyleciałam z Czkawką. Pierwsze moje uczucie było dość dziwne, nie chodziło o to, że leżę na trawie pod bujną koroną drzewa, a słońce wstawało na horyzoncie. Chodziło o to, że byłam wtulona w Czkawke. Chyba nie powinniśmy spędzać poprzedniej nocy razem, a tym bardziej zostawać na tej wyspie. Odrazu po przebudzeniu odsunełam się od Czkawki i stanęłam na równe nogi. Nie musiałam długie czekać zaledwie, minutę po moim przebudzeniu obudził się Czkawka. Dobrze, że to ja pierwsza się obudziłam.

- Długo już nie śpisz? - zapytał, przeciągając się.

- Przed chwilą się obudziłam - odpowiedziałam zaspana - która wogóle jest godzina? - zapytałam.

- Chyba około 9 - powiedział podnosząc się z ziemi.

- Tak późno?! Musimy chyba wracać - byłam bardziej przejęta od niego.

- Spokojnie nie pali się - było widać po nim, że jeszcze udarzyłby w kimono.

- Wiesz może zbyt dobrze nie znam tych bliźniaków, ale mam dziwne przeczucie, że cała wioska może być już pod wodą - wczoraj w nocy coś wspomniał mi o tych bliźniakach.

- Dzięki, że mi o nich przypomniałaś, jak cała wioska pójdzie z dymem będę miał przerąbane - Szczerbatek chyba już od dłuższego czasu nie spał, był gotowy do lotu. Czkawka wsiadł na jego grzbiet.

- Im dłużej gadasz tym większe szkody są na Berk - powiedziałam wsiadając na Szczerbatka. Wystartowaliśmy z wyspy. Lot przebiegał spokojnie, czułam się jakoś nie swoje. Po tej nocy tak jakby wszystko się zmieniło, miałam zupełnie inne spojrzenie na świat. Ta wyspa zaczęła mnie zmieniać, ale co za tym się kryje...

Przylecieliśmy na wyspę po około 10 minutach. Na szczęście stała cała, większość mieszkańców siedziała jeszcze w domach. Wylądowaliśmy tym razem nie w centrum wioski, tylko bardziej na jej skraju. Zsiadłam z Szczerbatka pierwsza.

- Masz szczęście wioska stoi cała - chyba nikt z wioski nie zauważył, że znikneliśmy.

- Ale i tak nie ominie mnie tłumaczenie - powiedział zsiadając z Szczerbatka.

- Komu się będziesz tłumaczyć? - zapytałam.

- Akki, napewno będzie chciała wiedzieć gdzie byłem - ta raczej z kim - Masz coś w bucie - spojrzałam na buty. Z lewego buta wystawiło mi coś z rodzaju kartki, ciekawe jak ona się tam znalazła. Miałam już ją stamtąd wyjąć, ale nagle pojawiła się Akki. Podeszła do nas, zaczęła całować się z Czkawką. Ciekawe, co ona chce przez to zademonstrować...

- Czkawka możemy porozmawiać? - patrzyła na mnie jakbym jej coś zrobiła.

- Jasne, Astrid zobaczymy się później przy twierdzy - powiedział.

- Okej do zobaczenia - odeszłam od Czkawki i Akki. Mało mnie oni obchodzili, bardziej zaciekawiła mnie ta kartka muszę koniecznie ją obejrzeć.

-Perspektywa Czkawki-

Akki i ja zostaliśmy sami, chyba aż tak źle nie będzie miło mnie przywitała.

- Gdzie byłeś? - a jednak...

- Na Wyspie Odyna (pierwsza lepsza myśl, nwm jak ją inaczej można nazwać).

- A co ona robiła tam z tobą? - znowu zaczyna.

- Chciałem jej udowodnić, że smoki też mają uczucia. Czy to takie dziwne?.

- I musiałeś ją zabrać na naszą wyspę, razem ją znaleźliśmy nie mieliśmy zabierać tam nikogo obcego - musiała to wspomnieć.

- O matko nie wiedziałem, że dla ciebie jest to takie ważne - czasami czuję się jakby byliśmy już po ślubie 20 lat.

- Co się tam wydarzyło? Zdradziłeś mnie prawda?! - teraz już przesadziła...

- Nic, nie rób ze mnie gościa który zdradza swojo dziewczynę przy pierwszej lepszej okazji - najpierw mnie całuje teraz się wyrzywa.

- Nie muszę ciebie z niego robić, bo już taki jesteś! - mam dosyć...

- Posłuchaj siebie Akki, skoro mi nie ufasz nie powinniśmy być razem - chce już zostać sam.

- Najlepiej uciec od problemu, proszę bardzo idź do niej z nami już koniec! - odwróciła się i odeszła. Nie wierzę, po prostu nie wierzę zerwała ze mną tylko, dlatego, że spędziłem noc z Astrid na wyspie. Chyba nigdy nie zrozumiem kobiet... Naszczęście został mi jeszcze Szcerbatek. Idę do siebie, muszę przemyśleć kilka rzeczy, bardzo poważnie...

-Perspektywa Astrid-

Po tym jak tylko oddaliłam się od Czkawki i Akki, znalazłam spokojnie miejsce. Usiadłam na dużym kamieniu, wyjęłam kartkę z buta. Zaczęłam oglądać ją ze wszystkich stron, była złożona na pół. Otworzyłam ją, w środku było coś napisane. Zaczęłam czytać.

,, ...Wy możecie tego dokonać... Szukajcie wskazówek, roglądajcie się, cała nadzieja zastała w waszych rękach tylko wy możecie temu zapobiec... Pamiętajcie o swoich duszach..."

 

O co z tym chodzi? Czego możemy dokonać? Wygląda to trochę tak jakby zostało to podzielone na dwie części... Może to żart? Może ktoś napisał list i go podarł? Muszę jak najszybciej pokazać to Czkawce. Tutaj coś niegra...

- Perspektywa Czkawki-

Gdy dotarłem do domu, odrazu położyłam się na łóżko. Teraz lampie się w sufit, dlaczego życie jest takie do kitu? Ciągle przyciągam problemy, czasami chciałbym zasnąć i już się nie obudzić. Ale nie można też tak się tym przejmować. Wstałem z łóżka, chciałem popracować jeszcze nad moim strojem do latania, może uda mi się coś ulepszyć. Usiadłem do biurka, zdziwiłem się, bo do mojego schematu była przyczepiona kartka. Była zgieta na pół, otworzyłem ją było coś napisane odrazu zacząłem czytać.

,, Przez wiele lat szukałem... ale to nic nie dawał, zacząłem tracić nadzieję... Aż któregoś dnia wy wyszliście mi na przeciw. To skomplikowane... Nie da się tego wytłumaczyć, ale od was zależy jak to potoczy się dalej... "

Ktoś sobie ze mnie żarty robi? Dziwne to wszystko, wygląda to jak coś w rodzaju listu, ale to nie koniec ktoś najwyraźniej przedarł kartkę na dwie części. Tylko gdzie jest druga część...

Nagle do mojego pokoju wpadła Astrid, wyglądała jakby zobaczyła ducha.

- Co się stało? - zapytałem wystając od biórka.

- Pamiętasz ten kawałek kartki, która wystawiła mi z buta, tam było coś napisane coś jak list, ale była od góry przedarta, gdzieś musi być druga część - o co z tym chodzi?

- Ja znalazłem coś podobnego, tylko że ona jest przedarta od dołu - pokazałem Astrid kartkę, którą przed chwilą znalazłem.

- Musimy je skleić i przeczytać całość - wyciągnęła drugą połowę listu. Gdy już je skleiliśmy, zacząłem czytać na głos...

,, Przez wiele lat szukałem... ale to nic nie dawał, zacząłem tracić nadzieję... Aż któregoś dnia wy wyszliście mi na przeciw. To skomplikowane... Nie da się tego wytłumaczyć, ale od was zależy jak to potoczy się dalej... Wy możecie tego dokonać... Szukajcie wskazówek, roglądajcie się, cała nadzieja zastała w waszych rękach tylko wy możecie temu zapobiec... Pamiętajcie o swoich duszach..."

-Perspektywa Astrid-

Gdy Czkawka przeczytał cały list, nagle litery zaczęły się świecić, coraz jaśniej. Zaczęły tak jakby wariować, niektóre litery całkiem znikły, inne zamieniły się miejscami,  a na końcu pojawiły się nowe. Co to ma być?! Nigdy czegoś takiego na oczy nie widziałam... Teraz na tej samej kartce pojawił się zupełnie inny tekst. O co chodzi? Ty razem ja zaczęłam czytać.

,, Zaczeliście grę... Musicie podejmować przemyślan decyzje... Każde wasze podjecie decyzji, może zmienić waszą przyszłość... Wszystko zaczęło się gdzieś daleko, gdzieś, gdzie rozpoczyna się wszystko... Mrok okaże się waszym przyjacielem, Szukajcie tam gdzie nie ma lądu... "

- Co to ma znaczyć? Ktoś sobie z nas żartuje?  - co się wogóle tutaj dzieje...

- Najwyraźniej tylko my możemy rozwiązać to zagadkę - powiedział.

- Oszalałeś, ktoś do nas piszę, później jakaś magia, litery znikają, dobrze ty się czujesz - dlaczego zawsze mnie to spotyka...

- Ale pomyśl w drugą stronę, możemy odkryć zupełnie coś innego, coś nie spotkanego do tej pory - jego to fascynuje?

- Nie mam zamiaru bawić się w zgadywanki, to jest jakieś głupie - chyba tylko mi ten pomysł wydawał się fatalny.

- I tak już nie mamy odwrotu, otrzymaliśmy pierwszą zagadkę, tylko we dwoje możemy ją rozwiązać - nie, nie ma takiej opcji.

- Berk potrzebuje żywego wodza, a nie martwego - i tak chyba nie przemówie mu do rozsądku.

- Mam Szczerbatka, zresztą pozostali jeźdźcy mogą z nami lecieć - ta teraz już nie odpuści. Z jednej strony trochę mnie to ciekawi, ale możemy tam spotkać wszystko, tego się właśnie obawiałam... Trudno, kto nie ryzykuje ten nie żyje...

- Dobra, gdzie mamy zacząć szukać - to chyba była moja najgorsza decyzja w życiu, zobaczymy czy było warto... Siedzieliśmy z Czkawką nad tym długo, jeszcze nie znaleźliśmy rozwiązania. Chciałam po prostu wrócić do domu… Spędzę na tej wyspie więcej czasu, niż myślałam...

Rozdział 6. Czy to coś więcej? Magiczna Jaskinia.

Udało mi się jednak napisać next dzisiaj ^^ Mam nadzieje, że się spodoba :3

-Perspektywa Astrid-

Całą noc spędziłam z Czkawką. Przez kilka godzin próbowaliśmy znaleźć jakieś rozwiązanie. Na nic nie wpadliśmy, przecież to nie może być aż takie skomplikowane, musi być jakieś logiczne wytłumaczenia. Próbowaliśmy wyjaśniać to prawie w każdym kierunku, najtrudniejsza do wyjaśniania jest to ,,Wszystko zaczęło się gdzieś daleko, gdzieś, gdzie rozpoczyna się wszystko... ". Można przez to wiele powiedzieć. Zbliżał się wschód słońca, ja razem z Czkawką siedzieliśmy w jego pokoju. Siedziałem po turecku na jego łóżku, on chodził po pokoju od dobrych 15 minut i wogóle się nie odzywał. To jego chodzenie zaczęło mnie powoli wkurzać.

- Długo jeszcze bedziesz tak łazić? To zaczyna być wkurzające - jestem trochę drażliwa, a szczególnie jak jestem zmęczona.

- Sorry, ale nie ogarniam tego wszystkiego - usiadł na krześle przy biórku.

- Może później nad tym posiedzimy, jesteśmy zmęczeni nie myślimy logicznie - coraz bardziej odczuwałam zmęczenie.

- Poczekaj jeszcze, może uda nam się coś wymyśleć.

- Czkawka dochodzi już 6, niedługo wschód, a my od wczoraj siedzimy nad tym, nie ma szans żebyśmy coś wykombinowali - próbowałam mu to uświadomić.

- Czuję, że teraz nam się uda.

- Mówisz tak od 2 godzin, później pomyślimy, prześpij się będziesz czuć się jak nowo narodziny - zaczęłam schodzić z łóżka Czkawki. Czkawka zrobił zdziwiono minę, chwilę siedział bez ruchu.

- Już wiem, wiem gdzie mamy zacząć szukać! - zerwał się z krzesła - wiesz gdzie jest Wyspa Księżyca.

- Chyba tak, ale co do tego ma Wyspa Księżyca? - nic nie rozumiałam.

- W legendach ta wyspa kiedyś była nazywana Wyspą Odmieńca - pierwszy raz słyszę.

- Wyspa Odmieńca nigdy o takiej nie słyszałam, dlaczego się tak nazywała?

- Ponad kilkaset lat temu na tej wyspie urodziło się dziecko - i co w tym wyjątkowego?

- Przecież na wszystkich wyspach rodzą się dzieci.

- Tak to fakt, ale to dziecko było inne podobno potrafiło przewidywać przyszłość, to był pierwszy taki przypadek, wszystko podobno potrafił przewidzieć, ale gdy miał kilka lat zginął w niewyjaśnionych okolicznościach na tej samej wyspie, na której się urodził.

- Czekaj, a na tej Wyspie Odmieńca była jakaś wioska?

- Według legendy, była bezludna.

- Ale skąd masz pewność, że to właśnie tam musimy lecieć?

- W liście było napisane' ,,Wszystko zaczęło się gdzieś daleko, gdzieś, gdzie rozpoczyna się wszystko..." ta wyspa jest daleko od Berk i tam urodził się ten chłopiec.

- A skąd wiesz, że to właśnie chodzi o to? - miałam wiele pytań, które ciągle pozostawały bez odpowiedzi.

- To był wyjątkowy przypadek i jedyny taki, którego pamięta się aż do dziś - w sumie ma to jakiś sens.

- A jeśli to błędny trop?

- Będziemy szukać dalej - to będzie długa droga...

- Dobra, możemy polecieć na to Wyspę Księżyca, ale jak się przynajmniej trochę prześpimy - chciałam wyjść z pokoju, ale Czkawka mnie zatrzymał.

- Teraz chcesz iść spać? Lecimy na wyspę zbadać trop.

- Najpierw musimy się ogarnąć, później jak będziemy kontaktować polecimy na wyspę, rozumiesz - nie mam zamiaru lecieć tam niewyspana.

- No dobra niech ci będzie, po południu polecimy na wyspe.

- No widzisz jak chcesz to potrafisz - otworzyłam drzwi, Czkawka znowu mnie zatrzymał.

- Prześpij się u mnie w pokoju, ja pójdę na dół...

- Ale...

- Nie ma żadnego ale zostań i prześpij się przynajmniej później będziemy mogli szybciej się zebrać - Czkawka wyszedł z pokoju, po czym zamknął drzwi. Zostałem sama, byłam szczerze ledwo żywa. Odrazu położyłam się do łóżka. Miałam złe przeczucia, co do naszej wyprawy na Wyspę Księżyca, chyba nie będzie mi tam brakowało atrakcji...

Mam nadzieje, że spodoba wam się next ^^ Przepraszam za wszystkie błedy xD Miłej lektury :3

- Kilka godzin później-

 

Byłam w krainie snów, gdy nagle ktoś zaczął mnie lekko szturchać w prawe ramię. Po chwili zaczęłam słyszeć echo, ktoś zaczął wypowiadać moje imię. Przez chwilę zastanawiałam się, kto to mógł być, ale kiedy już zaczęłam się budzić wiedziałam, że to Czkawka.

- Astrid obudź się - usłyszałem łagodny głos Czkawki.

- Jeszcze 5 minut - tak dobrze mi się spało.

- Jest już koło 13, musimy się zbierać, żeby przylecieć na wyspę jeszcze przed zmrokiem.

- No dobra już wstaje - wstałam powoli, bardzo powoli z łóżka. Teraz czekało mnie najgorsze wyprawa na Wyspę Księżyca.

Po tym jak już ogarnęłam się, razem z Czkawką zjedliśmy cokolwiek, po czym udaliśmy się w stronę Akademii. Szliśmy przez cało wioskę, a Szczerbatek szedł za nami. Ciągle zastanawiałam się, co może spotkać nas na tej wyspie, miałam złe przeczucia. Czasami zastanawiam się, dlaczego musiałam wylądować właśnie na Berk, dlaczego nie mogłam znaleźć się na innej wyspie? Czy to jakieś przeznaczenie? Ale wątpię, przynajmniej ja nie wierze w przeznaczenia. Mogłam odrazu uciec z tej wyspy raz próbowałam, mogłam spróbować jeszcze raz, a teraz? Teraz lecimy na wyspe tego nawiedzonego dziecka, bo jakiś psychol wybrał akurat nas...

- Więc, na Wyspę Księżyca lecimy z pozostałymi jeźdźcami tak? - zapytałam.

- Nie, lecimy tylko we dwoje - nie denerwuj się Astrid…

- Niedawno mówiłeś, że polecimy z nimi.

- No tak, ale jak widzisz lubię zmieniać zdanie - zaraz znowu się pokłócimy.

- Wiesz, że to niebezpieczne tam może być wszystko - faceci nic nie rozumią...

- Wiem, dlatego to jest takie ciekawe.

- Chyba sobie żartujesz. Co może być ciekawego w tym, że ktoś albo coś może cię zabić - nie rozumiem ich logiki.

- Mamy Szczerbatka, poza tym bywałem w gorszych sytuacjach, uwierz mi - powiedział.

- A jeżeli Szczerbatek cię zawiedzie? Co wtedy?

- Mam jeszcze kilka asów w rękawie i mam ciebie - to miał być komplement?

- A jeśli ja zginę? - dlaczego ja to mówię, co mi jest?

- O matko Astrid przestać szukać dziury w... - nagle się zatrzymał i popatrzył na mnie jakoś dziwnie - czekaj, czekaj ty się o mnie martwisz - no chyba nie...

- Wcale nie - a tak na serio to miał racje, cholernie się o niego martwię... Ale dlaczego tak jest? Obiecałam sobie, że już nigdy nie zbliżę się do chłopaka, łamie własno przysięgę. Co się ze mną dzieje... Coś mnie do niego ciągnie, nie chce się w nim zakochać... To nie tak, że odrzucam wszystkich, po prostu nie chcę znowu cierpieć...

- Zależy ci na mnie - powiedział z uśmiechem, szybko chciałam zmienić temat.

- Zabawne... Chodźmy do tej Akademii - chciałam już tam dojść i o wszystkim zapomnieć...

Dalsza droga minęła bez zbędnych komentarzy. Nie patrzyłam się już wogóle na Czkawke, nie chciałam już zaczynać nowego tematu. Po kilku minutach doszliśmy do wyznaczonego celu. Gdy weszliśmy do Akademii, byli już w niej wszyscy jeźdźcy. Razem z Czkawką podeszłam do nich.

- Jest sprawa - odezwał się Czkawka.

- Jaka? - zapytał Śledzik.

- Razem z Astrid, znaleźliśmy pewien list i musimy na jakiś czas opuścić wyspę - gdy Akki to usłyszał, zrobiła się cała czerwona.

- Ale dlaczego? Co to był za list? - wtrącił się Mieczyk.

- Nie ważne, kiedy indziej wam o tym opowiemy - odpowiedział - po prostu nie będzie mnie przez kilka godzin na Berk, pilnujcie żeby nic się nie działo - skierował to głównie to Śledzika. Mieczyk i Szpadka zaczęli się śmiać.

- I błagam nie zatopcie ani nie roznieście osady w powietrze - powiedział to bliźniaków, Mieczyk chciała coś powiedzieć, ale Czkawka mu przerwał.

- Ani nie możecie nic podpalić - bliźniaki zaczęli wywracać oczami.

- Dobra niech ci będzie - powiedział Mieczyk, po czym razem z siostrą odeszli przygnębieni.

- A jeśli zdarzy się naprawdę coś poważnego to gdzie mamy po ciebie lecieć? - zapytał Sączysmark.

- Będziemy na Wyspie Księżyca, musimy już lecieć za kilka godzin zacznie zapadać zmrok. Niedługo wrócimy, planujcie wszystkiego - po tych słowach razem z Czkawką wsiedliśmy na Szczerbatka.

- Gotowa? - zapytał.

- Tak, możemy lecieć - objęłam go w tali. Po chwili wystartowaliśmy zapowiada się naprawdę długi lot i niewiem czy będzie przyjemny...

Cały lot mijał spokojnie. Nie odzywałam się do Czkawki. Podziwiałam piękny widok, musieliśmy lecieć nad chmurami, ponieważ nad wodą unosiła się gęsta biała mgła. Lecieliśmy w stronę złotego słońca, które mocno grzało moją twarz. Byłam ciekawa, co spotka nas na tej wyspie. Nasza podróż była bardzo długa, zaczął zapadać zmierzch. Słońce powoli zaczęło chować się za horyzontem. Wkońcu wylądowaliśmy na Wyspie Księżyca. Zsiadliśmy z Szczerbatka, zaczęłam mówić pierwsza.

- Dobra jesteśmy na miejscu, gdzie mamy zacząć szukać? - zapytałam.

- Ten chłopak urodził się w jaskini, a jedyna jaskinia jest na tamtym wzgórzu - wskazał palcem na średniej wielkości górę. Cała góra była porośnięta drzewami, które miały naprawdę bardzo dużo rozpiętość koron.

- Dlaczego wylądowaliśmy tutaj? Nie mogliśmy odrazu tam polecieć? - byłam trochę zdziwiona, przecież to nie było tak daleko równie dobrze mógł wylądować właśnie tam.

- Ponieważ, Szczerbatek ma zbyt dużo rozpiętość skrzydeł nie dałby radny tam wylądować - w sumie jak się dobrze zastanowić ma rację, jednak jestem głupio blondynką.

- To co teraz? Żeby dostać się do jaskini musimy przejść przez spory odcinek lasy, a niedługo zapadnie całkowita ciemność.

- Przejdziemy sie po plaży może znajdziemy jakiś zakamarek żeby tam przenocować - oznajmił.

- Dobra, chodźmy - razem z Czkawką i Szczerbatkiem zaczęliśmy iść w prawą stronę po plaży. Niebo zaczęło robić się granatowe, w niektórych miejscach zaczęły migać białe światełka były to małe gwiazdy. Szliśmy powoli po suchym piasku, ciągle myślałam nad tym, co powiedział Czkawka jeszcze na Berk. Tam wiedziałam, że napewno mi na nim nie zależy, a teraz? Teraz mam wątpliwości... Czułam się nie swojo, znałam Czkawke już dłuższy czas, zaczęliśmy się dogadywać. Robie się przy nim spięta, zaczynam mi być gorąco, ale później już mi to przechodzi. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie czułam... Szliśmy już 30 minut, wogóle nie odzywaliśmy się do siebie. Doszliśmy do wielkiej ściany, prawdopodobnie była to ściana urwiska. Mieliśmy niesamowite szczęście, ponieważ było w niej coś w stylu jaskini tyle, że było to wydrążone praktycznie tylko na powierzchni i o wiele szersze niż wejście do typowej jaskini. Mogliśmy schować się pod skalpą na wypadek deszczu. Było to trochę oddalone od lasu, więc mogliśmy w pewnym sensie czuć się bezpieczenie.

- Dobra zatrzymamy się tutaj - oznajmił Czkawka - musimy tylko rozpalić ognisko - jak narazie szczęście jest po naszej stronie. Na brzegu plaży, morze wyrzuciło kilka albo kilkanaście patyków, a nawet grubszych kawałków drzewa. Zaczęliśmy zbierać drzewo na rozpałkę, nawet Szczerbatek nam pomagał. Czkawka zbierał dalej drzewo, ja postanowiłam zabrać kilka kamieni, żeby ułożyć je dookoła ogniska. Gdy udało mi się znaleść potrzebne materiały, ułożyłam je 2-3 metry od naszej "noclegowni" na jej przeciw. Czkawka ułożył drewno, było w miarę suche, co pomagało w jego zapaleniu.

- Szczerbatek rozpalisz? - Nocna Furia, strzeliła fioletowo plazmą w drewno. Odrazu pojawił się ogień.

Czkawka odszedł trochę z Szczerbatkiem na bok, zaczął robić mu coś przy siodle nie chciałam się wtrącać. Oddaliłam się trochę od ogniska, po czym usiadłam na piasku. Księżyc wyłaniał się zza chmur, całe niebo było pokryte gwiazdami, a gdzie niegdzie pojawiały się pojedyncze chmury. Wpatrywałam się w wielki księżyc, tak jak zawsze musiałam zacząć myśleć nad moim życiem. Zamiast zachwycać się niesamowitym widokiem, rozmyślałam o moich błędach, szansach i przeżyciach. Zawsze tak robię... Siedziałem wpatrując się w przepiękny księżyc, gdy nagle poczułam czyjąś dłoń na moim lewym ramieniu, był to Czkawka. Usiadł obok mnie, zaczął rozmowę.

- O czym myślisz? - zapytał.

- O życiu - odpowiedziałem krótko.

- Słuchaj, chciałem cię tylko przeprosić za to, co powiedziałem na Berk - znowu zaczyna ten temat... Muszę się wykręcić.

- Nie musisz za nic przepraszać.

- Nie powinienem mówić, że ci na mnie zależy niewiem, co czujesz, a napewno niewiem co do mnie czujesz... - czerwony alarm!

- Wiesz muszę już iść, bo kura mi ucieknie... Znaczy muszę iść, bo chce mi się spać, tak bardzo chcę mi się spać - zaczęłam ziewać żeby go przekonać, wstałam po czym zaczęłam iść w kierunku "noclegowni". Po co ja wyskoczyłam z to kuro... Co się ze mną dzieje? Ja zaczynam wariować... Lepiej pójdę już spać, oszczędzę sobie upokorzenia... Położyłam się pod skalpą, pod głowę włożyłam torbę, którą dał mi Czkawka przed wylotem jeszcze na Berk. Myślałam jeszcze trochę nad dzisiejszym dniem, ale zmęczenie wygrało. Po dłuższej chwili zasnęłam, w blasku księżyca.

Next ^^ Mam nadzieję, że będzie się podobał :3

- Następnego Dnia-

Zaczął wstawać dzień. Słońce delikatnie muskało swoimi promieniami, moje lekko blade policzki. Morze było spokojne, słyszałam różne dźwięki dochodzące z różnych źródeł. Mój zmysł słuchu był w połowie obudzony, ale ja sama nie miałam pojęcia co się dzieje. Oczy miałam zamknięte, z minuty na minutę zaczęłam się powoli budzić. Dopiero po kilku minutach zorientowałam się, że leżę i przytulam się do Czkawki, a on obejmuje mnie. Teraz za każdym razem będę się budzić albo koło niego albo w jego uścisku? Mam nadzieję, że jeszcze śpi. Nie widziałem jego twarzy, mój wzrok był skierowany na jego klatkę piersiową. Nagle usłyszałam, przyjemny męski głos.

- Wygodnie ci się spało? - przynajmniej wiem, że już nie śpi.

- Bardzo, jesteś wyjątkowo miękki - zażartowałam, chciałam jakoś rozluźnić atmosferę.

- Chciałbym być czymś więcej, niż tylko twoją "poduszką" - jego też trzyma się żart.

- Chyba powinniśmy już iść do tej jaskini - powoli "uwolniłam" się z objęć Czkawki.

- Szczerbatek jeszcze się nie obudził - dlaczego on taki jest?

- Szczerbatek - powiedziałam głośno w stronę smoka, jak na zawołanie podniósł głowę z ziemi i zaczął się rozglądać - już nie śpi - podniosłam się z piasku, zabrałam torbę, która posłużyła mi za "poduszkę" i przełożyłam ją przez ramie.

- No dobra, już idziemy - Czkawka wstał. Zaczęliśmy iść w stronę lasu, zastanawiało mnie kilka rzeczy. Dlaczego przytuliłam się do Czkawki? Dlaczego on się tak dziwnie zachowuje? I czy może mnie łączyć coś, więcej z Czkawką...

Weszliśmy do lasu. Chociaż słońce zaczęło wyłaniać się zza horyzontu to i tak w lesie panował pół mrok. Miałam złe przeczucia, drzewa były bardzo wysokie były też takie, które były całkiem uschnięte, ale też takie które dopiero zaczynały swój pełen żywot. Szliśmy z Czkawką ku jaskini, na ogół jestem trudna do zaginięcia, ale takie miejsca jak to przyprawiają człowieka o dreszcze. Moje wszystkie zmysły bardzo się uwrażliwiły, a najbardziej wzrok i słuch. Nagle coś zaszemrało w pobliskich krzakach, przestraszona schowałam się za Czkawke.

- Słyszałeś? Coś tam jest! - wskazałem na krzaki, które wyrastały z ziemi niedaleko nas. Czkawka zaczął przyglądać się uważnie roślinie, na którą wskazałam. Po chwili zza krzaków wyszedł "potwór", a tak naprawdę był to mały rudy lis (raczej w czasach wikingów nie było lisów, ale lubię te zwierzęta, więc będą w moim opowiadaniu xD).

- To chyba żarty?! - stanęłam, obok Czkawki już pewniej.

- Uważaj, nie wykonuj gwałtownych ruchów - i co go tak bawi?!      

- Zabawne, normalnie powinieneś zostać żartownisiem roku - musiałam się na nim odegrać. Zaczęłam iść dalej w stronę jaskini, udawałam obrażono.

- Astrid, czekaj to był tylko głupi żart - może i głupi, ale nawet trochę zabawny.

- Nie odzywam się do ciebie - rzuciłam przez ramię ciągle idąc przed siebie.

- No daj spokój - chwycił mnie za rękę. Chyba trochę smutno mu się zrobiło.

- Astrid to był tylko głupi żart - zaczęłam go przegrzeżniać. Stanęłam na przeciwko niego, zbliżyłam się - grasz dalej? - zapytałem z uśmiechem. Czkawka zbliżył się jeszcze bardziej.

- Jesteś śliczna jak mnie przegrzeźniasz - spodziewałam się innej odpowiedzi... Trochę mnie tym zaskoczył, bardzo mnie tym zaskoczył... Ja zaczynam wariować, chcę go pocałować... Ale nie mogę, no dalej Astrid dasz radę, nie możesz mu ulegnąć...

- Zachowaj komplementy dla Akki - odwróciłam się do niego plecami, chciałam zacząć iść, ale Czkawka odezwał się.

- Akki ze mną zerwała... - tak jak zawsze muszę coś powiedzieć w złym momencie.

- Przepraszam... - spuściłam głowę, nie odwróciłam się w jego stronę.

- Nie traćmy czasu, chodźmy już - powiedział, po czym ruszył. Przeszedł obok mnie. Nigdy nie potrafiłam wybrać odpowiedniego momentu, zawsze muszę coś zchszanić...

Szliśmy dalej w milczeniu, po raz kolejny się skompromitowałam. Chciałam dojść do jaskini i jak najszybciej odlecieć z tej wyspy. Słońce wędrował po niebie coraz wyżej i wyżej. Wiatr delikatnie muskał rozłożyste nasycone zielone konary drzew. W oddali było słuchać wycie wilka (wilki też będą xD). Powoli zaczęliśmy zbliżać się do wyznaczonego celu, zostało już dosłownie kilkanaście metrów.

Gdy dotarliśmy na miejsce, ujrzałam wielkie wejście porośnięte dookoła mchem i pojedyńczymi plączami. Wejście było szerokie, ale sama wysokość była niewielka przynajmniej na jej początku, a co kryło się w jej wnętrzu? Nie wiedziałam tego, nikt z nas tego nie wiedział...

Razem z Czkawką i Szczerbatkiem stanęliśmy tuż przed wejściem do jaskini. Czkawka zabrał ze sobą dwie pochodnie, bo zazwyczaj właśnie w takich miejscach jak to jest ciemno nie będę mówiła jak bardzo ciemno...

- Weź mnie za rękę - powiedziałam, po czym wyciągnęłam lekko lewo rękę w stronę Czkawki. On spojrzał na mnie, bałam się... Nie chciałam tam wchodzić, mogliśmy tam spotkać wszystko... Ale nie tylko tego się bałam... Wziął mnie za rękę i mocno ścisnął.

- Będzie dobrze, obiecuje - patrzył na mnie swoimi ciepłymi zielonymi oczami.

- Wierze Ci... - uśmiechnęłam się do niego. Nasz wzrok znowu skierował się na jaskinie. Zamknęłam oczy. Będzie dobrze, Czkawka ci to obiecał... Dasz radę teraz policzę do 3 jak skończę ruszysz do jaskini no dalej... 1...2...3... Razem ze swoimi towarzyszami ruszyliśmy "w paszcze lwa" niech to się dobrze skończy, błagam...

Next :3 Przepraszam za wszystkie błędy, miłego czytania ^^

 

Gdy wchodziliśmy do jaskini panowała cisza. Było ciemno, ale z każdym krokiem zapadał coraz większy mrok. Ciągle trzymałam Czkawke za rękę. Byliśmy już na tyle daleko, że Czkawka postanowił zapalić pochodnie. Poprosił Szczerbatka, aby to zrobił. Wzięłam od niego jedną z dwóch pochodni. Nie musieliśmy iść zbyt daleko, ponieważ droga, która była całością, rozbiegała się na dwie średniej wielkości dróżki. Razem z Czkawką musieliśmy podjąć decyzję, którą pójdziemy…

- Co teraz? Musimy wybrać, którąś z nich – byłam trochę zdezorientowana.

- Nie musimy wybierać, rozdzielimy się – powiedział – ty pójdziesz z Szczerbatkiem w lewo, a ja pójdę w prawą – nie mogę tego zrobić…

- Nie, nie pójdę z Szczerbatkiem… - popatrzyłam się na niego – pójdę sama – bardzo bałam się tej jaskini, ale nie można w życiu ciągle uciekać od problemów, nie można żyć w strachu… musisz stawić im czoła… zanim zniszczą twoją psychikę…

- Nie ma mowy, nie puszcze cię tam samej – wiedziałam, że tak powie.

- Czkawka chce pokonać swój strach, od małego coś odpycha mnie od każdej jaskini, na jaką tylko spojrzę – nie chciałam mu mówić o tym wcześniej, ale mam jakiś lęk, który nie pozwala mi zostać samej w jaskini.

- Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? – to nie w moim stylu…

- Bo wiedziałam, że gdybyś się o tym dowiedział nie pozwoliłbyś mi tutaj wejść – bardzo się bałam przed wejściem tutaj, ale ciekawość wygrała.

- Dobrze myślałaś, idziesz z Szczerbatkiem nie wybaczyłbym sobie gdyby coś ci się stało – niech nie przesadza, wkońcu jestem wojowniczką.

- Pójdę sama, Berk potrzebuje żywego wodza, a ja i tak nie mam, do kogo wracać – nie dawałam za wygraną.

- Astrid proszę cię nie rób mi tego… - nie mogę się zgodzić na jego warunki…

- Przepraszam cię, ale idę sama czeka na ciebie cała wioska musisz do nich wrócić – powiedziałam zdecydowanie, lecz z wielkim smutkiem w głosie. Nigdy go jeszcze takiego nie widziałam, może to jednak prawda? Może mi naprawdę na nim zależy… Czuję, że go zawiodłam, ciągle kogoś zawodzę…  Zaczęłam iść w kierunku lewej dróżki, ostatni raz spojrzałam się na Czkawkę, odwróciłam się po czym poszłam przed siebie. Mam nadzieję, że wszystko skończy się dobrze…

-Perspektywa Czkawki-

Dlaczego pozwoliłem jej iść samej? Dlaczego jej nie zatrzymałem? Sam już nie wiem… Ona jest taka pewna siebie, odważna, praktycznie nigdy nie chce pomocy potrafi o siebie zadbać… Ale mimo wszystko martwię się o nią, ale nie tak jak o zwykło znajomo… Znam ją dosyć krótko, a czuje jakbyśmy znali się od dzieciństwa. Chyba czuję do niej coś, więcej niż tylko przyjaźń, chyba się zakochałem…

Astrid przeszła już zapewno spory kawałek, przydałoby się żebym też się zaczął zbierać. Musze na razie zapomnieć o uczuciach, trzeba rozwiązać zagadkę.

Razem z Szczerbatkiem ruszyliśmy w swoją stronę. Korytarz nie było bardzo wąski. Wydawałoby się, że ta jaskinia jest ogromna, a tak naprawdę jest o wiele mniejsza niż mogłoby się wydawać na zewnątrz wyglądała naprawdę na bardzo potężną. Szliśmy z Szczerbatkiem jakieś 10 minut, gdy nagle znaleźliśmy się w ślepym zaułku. Szczerze kompletnie nie widziałem co dalej, zacząłem przypominać sobie słowa z listu, tylko tam mogłem znaleźć rozwiązanie. Ostanie słowa brzmiały: „Mrok okaże się waszym przyjacielem, Szukajcie tam gdzie nie ma lądu... " Na początku nic z tego nie rozumiałam, ale potem wszystko zaczęło składać się w jedną układankę…

-Perspektywa Astrid-

Szłam już dobre 10 minut, może trochę więcej. Ciągle myślałam o Czkawce, nie mogę przestać o nim myśleć… Może to tylko zauroczenie, a może prawdziwa miłość? Szczęśliwe zakończenia bywają tylko w bajkach, nie ma dobrych zakończeń w opowieści zwanej „życiem”… Nie chce się z nikim wiązać, może i mogłaby być zdolna do miłości, ale na pewno nie w tym życiu… Nawet, jeżeli mi na nim bardzo zależy, nie chce być z nim. Zapewne większość mnie nie zrozumie, ale ja jestem inna dla mnie istnieją tylko ciemne strony świata…

Po około 10 minutach, doszłam do ślepego zaułka. To są jakieś żarty?! Chciałam zawracać, bo wiedziałam, że i tak nic tutaj nie znajdę nagle poczułam delikatny powiew zimnego wiatru. Pomyślałam, że wariuje, bo przecież tutaj nie ma żadnego wyjścia, więc skąd ten wiatr? Zefir, który poczułam przed chwilą, znowu się pojawił tym razem był silniejszy. Wydobywał się z ściany, która wydawała się być szczelna. Podeszłam do niej bliżej, dopiero teraz zauważyłam, że jest tu przejście zasłonięte głazem w kształcie koła. Trzymając pochodnię w ręku, zaczęłam przesuwać głaz. Był bardzo ciężki, ale po kilku próbach udało mi się odsłonić kawałek wejścia, przez które swobodnie mogłam wejść. Gdy przeszłam moim oczom ukazał się śliczny widok, był to średni wodospad wpadający do średniego jeziorka, widok był przecudny dookoła rosło mnóstwo trawy. Woda w jeziorku była bardzo jasna, oświetlała całe „pomieszczenie”, oprócz trawy gdzie niegdzie rósł mech. Ściany były wilgotne w niektórych miejscach porośnięte zwisającymi plączami. Przy samej górze gdzie wylatuje wodospad było kilka pojedynczych wydrążeń, stąd wziął się ten wiatr. Mogłabym długo rozkoszować się takim widokiem. Nagle głaz od jaskini upadł całkiem odsłaniając do niej wejście, zastanawiałam się co to mogło być? Przecież powiew wiatru nie mógł być, aż na tyle silny, aby przewrócić ten głaz. Miałam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, rozglądałam się po jaskini…  Nagle poczułam ostry ból z tyłu głowy, ktoś mnie uderzył. Upadłam na ziemię bezwładnie, po czym od razu straciłam przytomność…

-Perspektywa Czkawki-

Ciągle zastanawiam się nad tą zagadką. Pierwsza część „Mrok okaże się waszym przyjacielem” najprawdopodobniej chodzi o to, że musi zapaść całkowita ciemność, ona pomoże nam rozwiązać zagadkę. Druga część jest nieco bardziej skomplikowana „Szukajcie tam gdzie nie ma lądu... " Jeszcze nie wiem o co chodzi, ale ma nadzieję, że szybko na coś wpadnę. Skoro musi zapaść ciemność, muszę zgasić pochodnię. Po chwili zrobiło się bardzo ciemno, nie musiałam długo czekać, nagle pojawił się fioletowy promyk, zaczął rosnąć razem z Szczerbatkiem cofnęliśmy się do tyłu. Po chwili pojawiła się butelka, ale w niej coś było. Świeciła się na fioletowo i lewitowała. To o to chodziło „Szukajcie tam gdzie nie ma lądu...” Chodziło o powietrze. Musiałem ciągnąć ją jakoś na ziemie.

- Szczerbatek możesz? – zapytałem. Od razu zrozumiał, o co mi chodziło, strzelił swoją plazmą w butelkę. Ta pękła na drobne kawałki, a sam list, który był w jej wnętrzu spadł na ziemię. Z pomocą Szczerbatka znaleźliśmy list, który spadł na ziemię. Było ciemno, więc postanowiłem znalżć Astrid i przeczytać go już na zewnątrz – Chodż mordko idziemy po Astrid – razem z swoim towarzyszem ruszyłem szukać Astrid.

Gdy dotarliśmy do końca korytarza, w którym skręciła Astrid na samym jego końcu leżał głaz. Było to coś w stylu przejścia, było tam przepięknie. Nie zachwycałem się długo widokiem, niegdzie nie widziałem Astrid, co naprawdę mnie zmartwiło. Zacząłem rozglądać się po „pomieszczeniu” Szczerbatek, chodził i węszył. Nagle usłyszałem ryk mojego smoka, podszedłem do niego.

- Co się stało przyjacielu? – zapytałam klękając koło jego pyska, Szczerbatek wskazał na opaskę leżąco na ziemi. Wziąłem ją do ręki dopiero, gdy bardziej się przyjrzałem zorientowałem się, że to nie jest zwykła opaska to opaska Astrid… - tylko nie to – miałem w głowie najgorsze scenariusze, zaginięcia Astrid. Nie mogłem tak stać, wsiadłem na Szczerbatka – biegniemy do wyjścia stary – Nocna Furia od razu zerwała się do biegu. Wyspa była duża, Astrid mogła być wszędzie. Sam nie dam rady jej znaleźć. Miałem zamiar polecieć na Berk po pozostałych jeźdźców tylko oni mogli mi pomóc. Byliśmy z Szczerbatkiem już na zewnątrz, wystartowanie stąd jest bardzo ryzykowne. Drzewa mają bardzo dużo rozpiętość koron, ale nie mogłem czekać. Każda sekunda mogła zadecydować o losie Astrid, musiałem się śpieszyć. Po kilku próbach udało się nam wkońcu wystartować. Miałem pretensje do siebie, mogłem ją nie puszczać samej. Idiota ze mnie… teraz przeze mnie, może jej się coś stać… nigdy sobie tego nie wybaczę…

Rozdział 7. Wypuść mnie! Tajemnicze postacie.

Na początek wyniki naszego małego konkursu :3 No więc dedykuje ten next Astrid052 za odgadnięcie zagadki ^^ Gratuluje :3 Miłego czytania Kochani i przepraszam za wszystkie błędy C:

- Perspektywa Czkawki-

Razem z Szczerbatkiem lecieliśmy na Berk już jakoś godzinę. Niebo zakryły ciemne chmury, wiatr coraz mocniej zaczyna wiać. Morze zaczyna być coraz bardziej wzburzone. Z każdą minutą coraz gorzej jest nam lecieć. Muszę zwolnić lot, pogoda mi nie dopisuje. Dlaczego właśnie teraz? Muszę jak najszybciej wrócić na Berk, Astrid może być w niebezpieczeństwie. Nienawidzę siebie za to, że ją zostawiłem samą w tej przeklętej jaskini. Jeśli lot będzie tak się przedłużać mogę dotrzeć na Berk tuż przed zmierzchem, a teraz liczy się czas...

--Klika godzin później--

Przez pogodę mój lot z Mordką, bardzo się wydłużył. Lecieliśmy na Berk ponad kilka godzin. Nie miałem czasu, żeby teraz narzekać na pogodę. Musiałam jak najszybciej zebrać jeźdźców w Akademii. Gdy dolecieliśmy na Berk była około godziny 17. Wiedziałem, że jeźdźców nie będzie w Akademii, dlatego udałem się do kuźni Pyskacza. Miałem nadzieję, że tam znajdę Śledzika. Czasami przychodził do Pyskacza mu pomóc, bardzo lubi z nim rozmawiać wkońcu obydwaj znają się bardzo dobrze na smokach.

-Perspektywa Śledzika-

Pomagałem właśnie Pyskaczowi w kuźni tak jak w każdy piątek (nie wiem czy oni znali już dni tygodnia, może tak może nie xD), przy okazji zaczęliśmy interesującą rozmowę o nowym gatunku smoka, która odkryliśmy jakiś miesiąc temu. Był on naprawdę niesamowity. Panował spokój, do czasu. Czkawka razem z Szczerbatkiem wylądowali tuż przed kuźnią. Widać było, że coś wydarzyło się na tej wyspie. Czkawka zsiadłe ze swojego przyjaciela, po czym wpadł do kuźni.

- Śledzik mam problem - był zmartwiony, ale też bardzo zdenerwowany.

- Co się stało? - zapytałem.

- Astrid zaginęła - odpowiedział krótko.

- Ale jak to? Co się stało na tej wyspie? - byłem bardzo zdziwiony.

- Nie mam czas, żeby teraz ci o tym opowiadać - jeszcze nigdy nie wiedziałem go w takim stanie - wiesz gdzie są pozostali? - dodał.

- Tak, Sączysmark jest z bliźniakami w twierdzy, a Akki poleciała na Wyspę Błękitnego Oka do swojej ciotki - oznajmiłem.

- A co oni wogóle tam robią? Zresztą nie ważne, leć do twierdzy. Za chwilę widzimy się w Akademii - powiedział, po czym szybko wsiadł na Szczerbatka i ruszył w stronę SA.

Byłem ciekawy, co tam się wydarzyło. Chciałem się tego dowiedzieć, ale narazie musiałem polecieć po pozostałych. Odrazu, gdy tylko Czkawka odleciał ruszyłem w stronę twierdzy. Po kilku minutach byłem na miejscu, gdy już znalazłem swój cel odrazu wytłumaczyłem im, co jest powodem mojego przybycia do nich.

- Musimy lecieć do Akademii - powiedziałem, podchodząc do jeźdźców.

- Ale po co? Przecież Czkawka jeszcze nie wrócił - odpowiedział Mieczyk.

- Już wrócił i kazał nam przelecieć do Akademii, teraz - powiedziałem - chodźcie, bo to chyba naprawdę jest poważna sprawa - dodałem.

Razem z Sączysmarkiem i bliźniakami wyszliśmy z twierdzy, po czym ruszyliśmy do Akademii.

Po kilku minutach, byliśmy już na miejscu. Zostaliśmy tam zdenerwowanego Czkawkę, był czymś zmartwiony jak tylko nas zobaczył zaczął mówić.

- No nareszcie - widać było, że mu trochę ułożyło jak nas zobaczył - musicie lecieć ze mną na Wyspę Księżyca - dodał.

- Ale po co? A tak wogóle gdzie jest Astrid? - zapytał zdziwiona Szpadka.

- No właśnie, chodzi o Astrid - był zmartwiony, chociaż wiedzieliśmy już, że chodzi o Astrid - byliśmy w jaskini i musieliśmy się rozdzielić, chciałem żeby poszła z Szczerbatkiem, ale ona odmówiła, a później było coraz gorzej - naprawdę się tym bardzo przejął - ona po prostu zniknęła...

- Rozumiem cię, ale co my mamy zrobić? - zapytał trochę zdezorientowany Sączysmark.

- Ta wyspa jest strasznie duża, ona może być wszędzie, sam nie dam rady jej całej przeszukać - zaczął tłumaczyć - musicie tam polecieć ze mną i pomóc mi ja odnaleźć - dodał.

- Wiesz, że zawsze ci pomożemy - chciałem go trochę pocieszyć.

- Dzięki, ale musimy już lecieć, Astrid może naprawdę coś złego się stać - Czkawka był gotowy do lotu, musiałem go sprowadzić trochę na zimie.

- Czkawka nie możemy teraz lecieć ma Wyspę Księżyca - oznajmiła.

- Jak to? Dlaczego? - był zdziwiony moją odpowiedzią.

- Niedługo zacznie zapadać zmrok, a wiadomo w nocy nie znajdziemy Astrid - zacząłem tłumaczyć - a po za tym pogoda jest kiepska, za nim tam dolecimy może minąć kilka godzin - Czkawka wyglądał na załamanego mimo tego nadal chciał nas przekonać żebyśmy polecieli na Wyspę Księżyca.

- Astrid może być w niebezpieczeństwie musimy tam polecieć, musimy ją znaleźć - chciał za wszelką cenę nas przekonać.

- To i tak nic nie da, nie damy radę jej nawet zauważyć - wtrącił się Mieczyk.

- Polecimy tam jutro z samego rana, wszytko będzie dobrze - próbowałem jakoś go pocieszyć. Przez dłuższo chwile panowała cisza, Czkawka nad czymś myślał.

-Perspektywa Czkawki-

Muszę tam wrócić, muszę znaleźć Astrid. To wszystko przeze mnie, gdyby poszedł z nią Szczerbatek napewno nic by się jej nie stało... Stałaby teraz obok mnie, nie mogę jej zostawić na tej wyspie...

- Ja tam muszę lecieć, nie wybaczę sobie jak coś stanie się Astrid - byłem gotowy polecieć sam na to wyspę, ale pozostali zaczęli mnie przekonywać żebym tego nie robił.

- Wiemy, że się o nią martwisz my też polubiliśmy ją nawet bardzo, ale nie znajdziesz jej zrozum to - byłem całkiem rozdarty.

- A Astrid napewno nie chciałby żeby i tobie się coś złego stało skąd wiesz, co może cię spotkać jak będziesz jej szukać - dodała Szpadka.

Oni mają rację nie znajdę Astrid, ale też chciałbym tam polecieć i przynajmniej spróbować... Wygrali nie polecę jej teraz szukać.

- Macie rację - oznajmiłem krótko - jutro o 7 zbieramy się w Akademii, niech smoki dobrze wypoczną i wy też czeka nas naprawdę długa droga - miałem nadzieję, że podjąłem odpowiednią decyzję.

Bliźniaki i Sączysmark wylecieli z Akademii, zostałem tylko ja i Śledzik.

- Będzie dobrze nie martw się - powiedział, po czym również wyleciał z Akademii.

- Mam taką nadzieję - powiedziałem szeptem do siebie. Nawet Szczerbatek próbował mnie pocieszyć, szturchnął mnie lekko w prawą rękę. Popatrzył na mnie tymi swoimi wielkimi oczami i zamruczał przyjaźnie.

- Wiem Mordko mam się nie martwić - klęknąłem obok jego wielkiego łba, po czym go pogłaskałem. Później razem z Szczerbatkiem udałem się do domu, dałem mu jeść. Ja nic nie zjadłem, mam dosyć tego dnia. Udałem się z moim przyjacielem na górę. Gdy się ogarnąłem usiadłem na łóżku. Szczerbatek już zasnął, dla niego to też był bardzo męczący dzień. Chciałem się już położyć, gdy nagle przypomniałem sobie o liście, który znalazłem dzisiaj w jaskini. Miałam go przeczytać razem z Astrid, ale nie miałem pojęcie, kiedy ją odnajdziemy. Postanowiłem przeczytać list sam. Gdy go już znalazłem rozwinąłem go z rulonu, w który był zawinięty i zacząłem czytać.

 

,,Znalazłeś kolejną wskazówkę. Ktoś bardzo ważny dla ciebie zniknął, ale tak miało być... Trzy suknie, jedna więź... Liczba jest bardzo ważna... To ona zmieniła tradycję, to ona zmieniła bieg przyszłości, to ona zadecydowała... To wszystko miało związek z nią... Razem możecie wszystko..."

Czyli to część gry... Astrid musiała zniknąć, taki był jej los? Nic z tego nie rozumiem, jaka liczba? Nie wiem, co on chcę mi przekazać, ale się dowiem... Myślałem nad tym długo, bardzo długo. Nic nie mogłem wymyśleć, za bardzo przejmowałem się zniknięciem Astrid. Postanowiłem już iść spać, jutro czeka mnie bardzo długi dzień...

--Następnego Dnia--

-Perspektywa Astrid-

Zaczęłam powoli odzyskiwać przytomność. Przed moimi oczami miałem tylko jedną wielką rozmazaną plamę. Byłam przywiązania do czegoś, chyba do drewnianego słupa. Moje ręce był związane z tyłu, obejmowałam nimi niewielki słup. Bolała mnie głowa, jak jeszcze nigdy dotąd. Gdy zaczęłam już widzieć lepiej zorientowałam się, że byłam w niewielkiej grocie. Zaczęłam zastanawiać się, kto mi to zrobił, nagle usłyszałam kroki. Ktoś wszedł do jaskini, była to Akki...

- Ooo obudziłaś się - powiedziała z uśmiechem.

- Dlaczego mi to zrobiłaś? - nie rozumiałam jej.

- Chyba dobrze wiesz, dlaczego - podeszła do mnie.

- Wyobraź sobie, że właśnie nie wiem - o co jej chodziło?

- Czkawka jest tylko mój, nie pozwolę ci mi go odebrać - zaczęła mówić jak psychopatka.

- O, czym ty mówisz? Nie chce ci nikogo zabierać - ona chyba zwariowała.

- Widzę, co dzieje się między wami, on nie patrzy na ciebie jak na znajomą - nie mogą ze mną normalnie o tym pogadać tylko musiała mnie "porwać".

- Nic między nami nie ma, nie kocham Czkawki ani on nie kocha mnie, to ciebie kochał, ale skoro nie potrafiłaś tego docenić... - nie skończyłam, ponieważ Akki mi przerwała.

- Czyli już ci powiedział ja wiem, że on mnie nie kocha... nie kocha mnie już od kilku miesięcy... - wyglądała na załamaną, zrobiło mi jej się szkoda mimo tego, że mnie porwała i przywiązała do słupa.

- Kocha cię, uwierz mi ciężko mu było o tym mówić był przybity, kiedy mówił mi, że zerwaliście - chciałam ją trochę pocieszyć.

- Czasami jestem zbyt o niego zazdrosna... żałuję tego nie chciałam z nim zerwać - widać było, że zaraz zacznie płakać.

- Zaufaj mu, skoro cię kocha nie zdradzi cię faceci są różni nie rozumiesz ich, ale jak mają coś cennego przy sobie to zawsze o to dbają - uśmiechnęłam się do Akki.

- Napewno nic cię z nim nie łączy? - zapytała już spokojnie.

- Napewno, Czkawka to tylko znajomy nikt więcej - oznajmiłam.

- Przepraszam Astrid, jestem idiotko skończoną nie powinnam cię porywać, przepraszam - naprawdę tego żałowała.

- Nic się nie stało oprócz tego, że strasznie boli mnie głową - uśmiechnęłam się.

- Przepraszam cię i dziękuję ci - nie myślałam nawet, że usłyszę od niej te dwa słowa w jednym zdaniu.

- Za co? - byłam trochę zdziwiona.

- Za to, że przywołałaś mnie do porządku i uświadomiłaś, że Czkawka zawsze mnie kochał - i tak właśnie oto z największych wrogów zamieniłyśmy się w najlepsze przyjaciółki - rozwiąże cię - wyjęła nóż z lewego buta, chciała podejść i mnie rozwiązać, gdy nagle ktoś zbliżał się do naszej groty.

- Kto tutaj idzie? - zapytałem szeptem.

- Nie mam pojęcia - była zdziwiona widziałam to po jej twarzy. Akki schowałam nóż z powrotem do buta, wzięła coś w stylu koca, który leżał obok mnie.

- Akki, co ty robisz? - zapytałam.

- Nie wiem, kto to może być, zakryje cię, nie ruszaj się to może cię nie znajdą - oznajmiła - przynajmniej tyle mogę dla ciebie zrobić, tylko mi się oberwie - uśmiechnęła się lekko do mnie, po czym przykryłam mnie. Mogłam teraz polegać tylko na zamyśle słuchu. Ten ktoś był coraz bliżej. Nie miałam pojęcia, że to co zaraz usłyszę zmieni moją dalszą przyszłość...

Next ;33 Niestety nikt nie odgadł kto zbliża się do Akki i Astrid :/ Mam nadzieję, że next się spodoba ^^

-Perspektywa Akki-

Po tym jak przykryłam Astrid wyjęłam nóż, który schowałam przed chwilą do buta. Nie miałem pojęcia, kto mógł iść w moim kierunku. Przecież wyspa była bezludna, a jaskinia w której jestem jest na najwyższym punkcie wyspy. Nieznajomy był coraz bliżej, dosłownie kilka metrów dzieliło nas od spotkania. Po chwili w wejściu do groty stanęły 3 zakapturzone postacie, jedna z nich podniosła lekko głowę. Niedługo po tym nieznajome zdjęły czarne kaptury, ujrzałam 3 młode kobiety mogły mieć od 21 do 24 lat. Wszystkie były ubrane w suknie do samej ziemi, a na ramionach miały pelerynę, która również była do samej ziemi u góry była połączona z kapturem.

- Ty zapewne jesteś Astrid - odezwała się jedna z nich. Było widać, że to właśnie ona jest liderką całej grupy. Miła dość ciekawy wygląd, jej włosy były czarne i bardzo długie związane w wysoki kucyk, który opadał na jej prawe ramię. Na tworzy dostrzegłam bliznę miała ją na lewym policzku. Zdziwiłam się bardzo, ponieważ uszy nieznajomych były szpiczaste, co mogło oznaczać dwie rzecz to mogły być eflice albo wiedźmy, które się pod nie podszywają.

- Tak, skąd znasz moje imię? - postanowiłam podszyć się pod Astrid może jakoś wynagrodzę jej to bezsensowne porwanie.

- Miałam pewne przeczucie - uśmiechnęła się - ja jestem Aguara, a to moje siostry - Tayla i Megan - wskazywała na dwie dziewczyny stojące po jej prawej i lewej stronie. Jedna z nich miała rude włosy splecione w dwa warkocze nie opadały one na jej ramiona, lecz wisiały swobodnie za jej plecami to zapewne była Megan. Druga dziewczyna miała włosy koloru blond, trochę ciemniejsze od Astrid były one krótkie zaledwie do ramienia oraz lekko zakręcone to musiał być Tayla.

- Czego ode mnie chcecie? - byłam ciekawa, co kryje się za ich pojawieniem.

- Musisz nam pomóc, tylko ty będziesz wiedzieć, o co tak naprawdę chodzi - Aguara zaczęła do mnie podchodzić.

- Ale w czym mam wam pomóc? - wydawały się bardzo tajemnicze.

- Wiemy, że twój dziadek był druidem mamy przepis na pewien eliksir, musisz nam pomóc go odczytać jest napisany językiem, którego nie rozumiemy, tylko wasza rasa może tego dokonać - jaki eliksir? jaki druid? pierwszy raz o czymś takim słyszę. Wątpię, aby dziadek Astrid był jakiś druidem, raczej był zwykłym wikingiem.

- Nasz rasa? Co chcesz przez to powiedzieć? - miałam pewien plan jak mogę wydobyć z nich prawdę.

- Rasa ludzka, jak widzisz my jesteśmy elficami mamy zupełnie inny język od waszego - sama się przed chwilą zdradziła.

- Skoro jesteście elficami, dlaczego teraz ze mną rozmawiacie? Podobno nie rozumiecie naszego języka – nie wiem czy napewno dobrze zrobiłam, jeśli to naprawdę wiedźmy mogę mieć przez to niezłe kłopoty.

- Dobra koniec tej szopki - powiedziała do swoich sióstr uszy, które przed chwilą byłym jeszcze szpiczaste zmieniły się w normalne. Ich kolor skóry z bladego jak śnieg bardzo ściemniał - brać ją - popatrzyła na mnie swoimi zielonymi przerażającymi oczami, Tayla i Megan ruszyły w moją stronę z linami. Strach sparaliżował mnie, nóż wypadł mi z mojej sztywnej ręki nie mogłam się poruszyć. Tayla zaczęła związywać mi ręce, Megan zakneblowała i zawiązał mi przepaskę na oczy. Gdy Tayla nadal wiązał mi ręce za plecami Megan i Aguara zaczęły krótko rozmowę.

- Mam nadzieję, że wiesz co robisz - mogłam polegać tylko na zamyśle słuchu, Aguara miał charakterystyczny głos, więc napewno powiedział to Megan.

- Spokojnie, robiłam to wiele razy - odpowiedziała Aguara, gdy Tayla skończyła wiązać moje ręce usłyszałam ponownie głos Aguary - Megan zabierz ją stąd - po chwili poczułam lodowatą dłoń na mojej lewej ręce. Megan zaczęła mnie ciągnąć, nic nie mogłam zrobić byłam bezsilna prawdopodobnie zaczęłyśmy wychodzić z groty, oby tylko nie znalazły Astrid...

-Perspektywa Astrid-

Byłam przerażona. Akki zabrały jakieś wiedżmy, ale tak naprawdę chodziło im o mnie. Czego one ode mnie chcą? Czy to ma związek z to zagadką? Odkąd znaleźliśmy te kartkę zaczęły się same problemy. Co teraz będzie z Akki? A jak zrobią jej naprawdę coś złego albo gorzej… Byłam pewna, że jedna z nich wyprowadziła już Akki, ale co z tymi dwiema? Nic nie wiedzę, one nadal mogą być w tej grocie. Na szczęście w kocu, którym przykryła mnie Akki była niewielka dziura, przez którą mogłam zobaczyć, co dzieje się w grocie. Jedna z nich Aguara zaczęła kierować się ku wyjściu, ale Tayla ciągle patrzyła się w moim kierunku. Zaczęła do mnie podchodzić miała zapewne jakieś podejrzenia. Uniosła rękę na wysokość mojej szyi, gdy chciała już chwycić za koc nagle rozległ się głos.

- Tayla, chodź nie mamy całej wieczności – rozległ się głos Aguary, dziewczyna opuściła rękę.

- Już idę – odpowiedziała krótko, po czym udała się w stronę wyjścia. Szyja zaczęła mnie trochę piec, ale nie trwało to długo po krótkiej chwili wszystko mi przeszło. Musiałam się uwolnić, chociaż jeszcze nie wiedziałam jak to zrobię…



Next ^^Dałam radę trochę wcześniej :3 Mam nadzieje, że się spodoba :)

 

-Perspektywa Czkawki-

Gdy tylko wybiła 7 rano razem z Szczerbatkiem udaliśmy się do Akademii. Po około 10 minutach wylecieliśmy z Berk w kierunku Wyspy Księżyca. Przez całą noc ciągle myślałem o Astrid męczy mnie myśl, że mogło jej się coś stać przeze mnie. Lot ma Wyspę przebiegał spokojnie bliźniaki, co jest chyba najbardziej dziwne zachowywały się wyjątkowo dobrze nie to żebym narzekał szczerze to nawet bardzo mi to pasuje, gdyby było tak codziennie. Pogoda była w miarę znośna, przyśpieszyła nasz lot. Po około 4-5 godzinach byliśmy na miejscu, dlaczego ta wyspa musi być tak daleko? Wylądowaliśmy na plaży, na którą przyleciałem z Astrid 2 dni temu teraz musimy mieć jakiś plan.

- Dobra musimy ustalić kilka rzeczy - oznajmiłem zsiadając z Szczerbatka. Wszyscy jeźdźcy zsiedli ze swoich skrzydlatych przyjaciół, stanęliśmy w kręgu.

- To jaki jest plan? - zapytał Sączysmark.

- Przeszukamy to wyspę centymetr po centymetrze, aż wkońcu ją znajdziemy - oznajmiłem – no, więc tak bliźniaki wy polecicie na południe, Sączysmark ty lecisz na wschód, Śledzik ty na północ, a ja na zachód - teraz szansa, że znajdę Astrid o wiele bardziej wzrosła. Wszyscy moi towarzysze polecieli w wyznaczone kierunki, ja zrobiłem podobnie. Oby tylko była cała...

-Perspektywa Astrid-

Ciągle próbowałam się uwolnić. Musiałam jakoś ściągnąć ten koc z siebie, ponieważ utrudniał mi uwolnienie się. Jedno nogę podniosłam, po czym zaczęłam „pchać” go w przeciwną stronę ode mnie. Dość długo mi to zajęło zanim zrzuciłam cały koc, ale wysiłek się opłacił byłam już w połowie wolna. Węzeł, który zrobiła Akki na szczęście nie był mocno spleciony, zaczęłam poruszać gwałtownie rękami, aby go trochę poluzować i jakimś cudem wysunąć z niego ręce. I faktycznie tak się stało, wysunęłam ręce z węzła trochę sobie je pozdzierałam, ale było warto. Nie zastanawiając się ruszyłam w stronę wyjścia w tej jaskini nie było żadnych „dodatkowych” korytarzy, co pomogło mi trafić na zewnątrz. Światło dzienne trochę raziło mnie po oczach, wkońcu siedziałam w ciemnej jaskini. Gdy mój wzrok już odszedł do siebie spostrzegłam się, że jestem na najwyższym punkcie na Wyspie. To była naprawdę wielka góra. Zejście na dół zajmie mi cały dzień jak nie więcej, ale co mogę zrobić muszę zacząć powoli schodzić.

-Perspektywa Śledzika-

Leciałem na północ ciągle rozglądając się czy nie ma gdzieś Astrid. Czkawka naprawdę przejął się jej zniknięciem w sumie to wszyscy się przejęli. Kto wie gdzie teraz może być? Może wcale nie jest na tej wyspie? Może błąka się gdzieś w lesie? Sam nie wiem.

Leciałem przed siebie, wkońcu trafiłem na najwyższy punkt tej wyspy. Na początku nie przejąłem się tym, co tam jakaś góra, ale gdy bardziej przyjrzałem się zauważyłam dziewczynę schodząco na dół tyle, że to nie była zwykła dziewczyna to była Astrid. Od razu razem z Sztukamięs do niej podlecieliśmy, gdy nas zauważyła ucieszyła się i to bardzo.

-Perspektywa Astrid-

Strasznie mi ulżyło, gdy zauważyłam Śledzika, czyli Czkawka ciągle mnie szuka zapewne sprowadził jeźdźców żeby mu pomogli.

- Astrid wszystko w porządku? – zapytał zatroskany Śledzik.

- Tak mam trochę pozdzierane ręce, ale to nic takiego – uspokoiłam go.

- Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiliśmy, wszyscy jeźdźcy cię ciągle szukają no może nie wszyscy oprócz Akki – przypomniałam sobie musimy znaleźć Akki.

- Gdzie są pozostali? Tak dokładniej – musiałam działać szybko.

- Rozlecieli się po całej wyspie, niedługo jest zbiórka na plaży – oznajmił.

- Dobra lecimy już na to plaże – zapewne Śledzik był trochę zdziwiony moim zachowaniem ja sama jestem nim zdziwiona.

- Okej, ale co się z tobą działo przez ten czas? Ktoś cię porwał? – wiedziałam, że zaczną się pytania.

- Opowiem wam wszystko tylko nie teraz jak dolecimy na plaże – chciałam powiedzieć o tym już wszystkim, nie miałam ochoty tego powtarzać 2 razy. Śledzik już o nic się nie pytał, wsiadłam na jego smoka, po czym udaliśmy się w stronę plaży.

Nie lecieliśmy długo po około 30 minutach byliśmy na miejscu. Wszyscy pozostali jeźdźcy też już tam byli.

- Astrid jak dobrze cię widzieć, przepraszam nie powinienem godzić się żebyś poszła tam sama – było widać, że Czkawka ma dużo do powiedzenia, ale nie miała teraz czasu o tym gadać.

- To nie twoja wina sama chciałam tam iść, a tak w ogóle to musimy znaleźć Akki – wszyscy popatrzyli się na mnie jakoś dziwnie.

- Ale po co chcesz znaleźć Akki? Ona poleciała do swojej ciotki – właśnie zastanawiałam się, jaki kit mogła im wcisnąć.

- No właśnie nie pojechała to ona mnie porwała – oznajmiłam – ale wtedy przyszły trzy wiedzmy Aguara, Tayla i Megan one ją porwały, bo myślały że to ja, gdyby Akki się pode mnie nie podszyła to ja teraz byłabym niewiadomo gdzie – nie chciałam żeby stało jej się coś złego, no fakt porwała mnie bo myślała, że mnie i Czkawkę łączy coś więcej, ale to nie zmienia faktu, że się o nią martwię.

- Nic nie rozumiem, dlaczego ona cię porwała? – zapytał Czkawka.

- Nie ważne póżniej ci powiem teraz musimy ją znaleźć nie wiadomo, co mogą jej one zrobić – to wszystko jest takie skomplikowane. 

- No dobra lecimy szukać Akki, tym razem lecimy cała grupą – powiedział Czkawka, po czym wsiadł na Szczerbatka. Pozostali robili to samo ze swoimi smokami ja tak jak zwykle usiadłam za Czkawką na Szczerbatku.

Poszukiwania trwały spokojnie nie rozmawialiśmy ze sobą. Panowała cisza dopóki nie odezwał się Mieczyk.

- Yyyy Czkawka nie wiem czy to jest istotne, ale… - nie dokończył zdania tak jakby się czegoś bał.

- No mów – powiedział Czkawka.

- Widziałem jak jakieś cztery dziewczyny odbiegały na koniach z wyspy, ale to było dziwne, bo one biegły po oceanie konie zostawały kopytami takie czarne ślady (u mnie wszystko możliwe xD) – gdy to usłyszeliśmy dosłownie ręce nam opadły.

- I dopiero teraz o tym mówisz? Nie przyszło ci do głowy, że to mogła być Akki z tymi wiedzmami? – chyba Czkawka się trochę wkurzył.

- No, sorry – powiedział przybity Mieczyk. Czkawka przez chwilę nic nie mówił.

- Dobra wracamy na Berk – jak to? Musimy znaleźć Akki.

- Nie możemy wrócić na Berk, a co będzie z Akki? – to jest koszmar.

- Nie mamy żadnych śladów, nie wiemy gdzie one mogły popłynąć nie mamy nic dosłownie – miał racje… - Lecimy na Berk na miejscu zastanowimy się, co dalej – skierował to do wszystkich, po czym ruszyliśmy w stronę Berk. Dlaczego tak jest? Najpierw ja teraz Akki, co będzie dalej? A mogłam od razu wrócić do domu…

Rozdział 8. To niemożliwe, O co chodzi?

Tak wiem ostatnio jestem troszeczkę nieogarnięta, ponieważ poprzedni next miał zakończyć 7 rozdział xD Ale nic się nie stało xD Wyrobiłam się trochę wcześniej z nextem ^^ Nie przedłużając zaczynamy 8 rozdział (jeee! xD) Przepraszam za wszystkie błędy mam nadzieje, że się spodoba :3

Lot na Berk trwał spokojnie razem z Czkawką lecieliśmy z przodu grupy pozostali lecieli za nami. Nie rozmawialiśmy ze sobą do czasu.

- Dlaczego Akki cię porwała? - serio? Teraz chcesz o tym mówić.

- Nie ważne, wszystko sobie już wytłumaczyliśmy - nie chciałam mu wszystkiego opowiadać.

- Wiem, że Akki jest wybuchowa możesz mi powiedzieć, co tam się stało? – po, co drążysz ten temat?

- Nie chce o tym rozmawiać, okej - przyznam trochę się wkurzyłam jak zarządził, że wracamy na Berk.

- Wiem, że martwisz się o Akki ja też, ale ją znajdziemy będzie dobrze - mam zupełnie inne przeczucie.

- Jak mam się nie martwić? Gdyby nie ona mnie może nie byłoby teraz tutaj z tobą, uratowała mi d*pe nie oszukujmy się - jestem wkurzona i zrzędliwa nic na to nie poradzę.

- Przepraszam, obiecuje znajdziemy Akki - powiedział lekko odwracając głowę w prawo stronę. Nie powinnam na nim się tak wyżywać, ale po raz pierwszy na czymś mi zależy bez interesownie. Chciałam przeprosić Czkawkę, że tak na niego naskakuje, ale nie chciałam już mu zawracać głowy postanowiłam, że zrobię to już na Wyspie.

Po naszej ostatniej "rozmowie" z Czkawką zapadła cisza nic już nie mówiliśmy do siebie. Lot trwał nie zbyt długo jakoś po 3-4 godzinach byliśmy na Berk. Wylądowaliśmy w centrum wioski, lecz nikt z jeźdźców nie z chodził z swoich smoków.

- Spotkamy się jutro w Akademii o 8 pomyślimy, co będzie dalej - oznajmił - lećcie do domów odpocząć, widzimy się jutro - jeźdźcy rozlecieli się w różne strony ja z Czkawką ruszyliśmy do jego domu. Razem z Szczerbatkiem weszliśmy na górę do jego pokoju. Szczerbatek położył się na swoim "legowisku" ja chciałam porozmawiać jeszcze z Czkawką.

- Słuchaj przepraszam za to, co powiedziałam wcześniej nie powinnam się tak zachowywać - było mi przykro.

- To ja przepraszam nie potrzebnie dopytywałem się o Akki - a propo Akki.

- Dziękuję - powiedziałam uśmiechnęłam się, po czym przytuliłam się do Czkawki moje ręce oplotły jego szyję, a jego moją talie. Pierwszy raz się do niego przytuliłam, było to dziwne uczucie czułam się taka bezpieczna i wartościowa.

- Czym sobie na to zasłużyłem? - zapytał puszczając mnie.

- Szukałeś mnie na Wyspie Księżyca dla mnie to wiele znaczy - zrobiło się za słodko na szczęście Czkawką zaczął gadać o zagadce.

- Każdy zrobiłby to samo, a tak wogóle znalazłem dalsze wskazówki dotyczące naszej "zagadki" - zaczął szukać czegoś na swoim biurku. Gdy to znalazł podszedł do mnie.

- To jakie są dalsze losy? - na początku wogóle nie podobał mi się pomysł tego rozwiązania zagadki, ale muszę przyznać że z czasem zaczęłam się w to coraz bardziej wkręcać. Czkawka zaczął czytać list na głos.

,,Znalazleś kolejną wskazówkę. Ktoś bardzo ważny dla ciebie zniknął, ale tak miało być... Trzy suknie, jedna więź... Liczba jest bardzo ważna... To ona zmieniła tradycję, to ona zmieniła bieg przyszłości, to ona zadecydowała... To wszystko miało związek z nią... Razem możecie wszystko..."

- Trzy suknie, jedna więź chodzi o te wiedźmy, które mnie szukały - oznajmiłam. Razem z Czkawką usiadliśmy na jego łóżku.

- Najwyraźniej ten fragment o ważnej osobie odnosi się do ciebie i Akki - do mnie? Nie chciałam drążyć tematu.

- Ale o co chodzi z tą liczbą? - patrzyłam ciągle w kartkę, widziałam kątem oka, że Czkawka spojrzał się na moją szyję. Spojrzałam się na niego.

- Coś się stało? - wyglądał jakby zobaczył coś dziwnego.

- Od kiedy masz znamie na szyi? - zapytał zdziwiony, jakie znamie?

- O czym ty mówisz? Nigdy nie miałam znamienia na szyi - skąd ono się tam wzięło?

- Mogę? - zapytał kiwnęłam głową na tak, Czkawka lekko ogarnął moje kosmyki włosów, czułam jego dotyk na mojej szyi bardzo delikatnie trzymał swoje ręce na mojej szyi.

- Nie wierzę - wyglądał jakby odkrył niewiadomo co.

- Co się dzieje? - byłam zmieszana i bardzo zdenerwowana.

- To znamie ono jest w kształcie liczby 12 to zupełnie jak w liście ,,Liczba jest bardzo ważna" - co tu się dzieje? Chyba temu komuś naprawdę zależało...

- To jest jakieś szalone, ale co chodzi z dalszą częścią listu? - mieliśmy już połowę zagadki wyjaśnioną, ale nadal czułam, że jesteśmy dopiero na początku.

- To napewno nie ma związku z żadną wyspą, może chodzi o wiek? - było naprawdę wiele możliwości.

- Nie to nie wiek - byliśmy z Czkawką, żeby nie mówić brzydko w kropce. Skoro to nie miało związek ani z wyspą ani z wiekiem to z czym? Myśleliśmy nad tym długo, aż nadszedł przełom. Zaczęłam analizować spotkanie Akki z Wiedźmami, wtedy wpadłam na trop. Pamiętam, że jedna z nich wspominała coś o moim dziadku właśnie wtedy przypomniałam sobie, że mój dziadek kiedyś opowiedział mi bardzo interesująco legendę.

- A jeśli chodzi o pokolenie? - miałam przeczucie, że to klucz do zagadki.

- O 12 pokolenie? - zapytał.

- Pomyśl przez chwilę, zapewne słyszałeś legendę, że przez 12 pokolenie na Wyspie Błękitnego Oka wszystko się zmieniło - zaczęłam.

- Kiedyś coś przez przypadek usłyszałam, ale nie słyszałam jej do końca podobno 12 pokolenie zmieniło całą tradycję, ale po za tym więcej nie wiem - to ma sens mówię o tym, że razem z Czkawką się komponujemy.

- Zmieniło cało tradycje, ponieważ pierwszy raz w świecie wikingów wodzem została dziewczyna jej ojciec umarł, gdy miała 19 lat od małego wychowywała się bez matki nie miała rodzeństwo była jedynaczko podobnie jak jej ojciec i matka w jej rodzinie nie było faceta, dlatego ona musiała zostać wodzem swojej osady - wkońcu mieliśmy coś więcej.

- Wiemy już gdzie mamy szukać - może uda nam się znaleść Akki.

- No tak wiemy, że mamy szukać na Wyspie Błękitnego Oka, ale nie wiemy gdzie dokładnie - zawsze były jakieś niedociągnięcia.

- To proste poszukajmy w domu tej dziewczyny, tam musi coś być - byłam szczęśliwa mieliśmy już pierwszy trop, pozostało nam tylko jedno musieliśmy go sprawdzić.

Zrobiło się późno musieliśmy wypocząć wkońcu jutro lecieliśmy na Wyspę.

- Pora się zbierać - powiedział wystając z łóżka - prześpij się u tutaj ja pójdę na dół - nie dał mi nawet nic powiedzieć, odrazu skierował się w stronę drzwi wychodząc uśmiechnął się, po czym dodał - dobranoc - zamknął delikatnie drzwi.

- Dobranoc - powiedziałam sama do siebie. Zostałam w pokoju sama, no nie sama z Szczerbatkiem tak słodko wygląda jak śpi. Złożyłam kartkę z wskazówkami na pół i odłożyłam na biurko Czkawki. Byłam po prostu wykończona wszystkimi dzisiejszymi zdarzeniami nie miałam siły już na nic, gdy tylko przełożyłam głowę do poduszki momentalnie zasnęłam. Czekał mnie dzień przepełniony kolejnymi ważnymi decyzjami...

Uświadomiłam sobie jedną rzecz przez ten czas, że nie mogę tak tego zostawić. To była najgorsza decyzja w moim życiu, po prostu chyba przestałam w siebie wierzyć, nienawidzę mieć niedokończonych spraw, a tym bardziej nie cierpię, gdy kogoś zawodzę to najgorsze uczucie na świecie. Dlatego blog zostaje odwieszony :) Nigdy już nie zrobię wam takiej akcji przysięgam na swoje życie, przepraszam, że ciągle zmieniam zdanie, ale wkońcu ogarnęłam się mam nadzieję, że na dłuższy czas. Wiem, że teraz możecie już nie czytać bloga, ale mimo tego postanowiłam go dokończyć. Wogóle nie powinnam go zawieszać, ale dzięki temu zrozumiałem, że to jakaś mała cząstka mnie pisanie dla was :) Okej zapraszam do czytania :)

--Następnego Dnia--

Zaczęłam powoli otwierać oczy. Było już jasno nie miałam pojęcia, która może być godzina. Pozycje leżącej zamieniłam na pozycje siedzącą, ręce bolały mnie w okolicach nadgarstków miałam widoczne otarcia od lin. Gdy wstałam podeszłam do okna, Szczerbatka nie było już w swoim legowisku. Słońce unosiło się nad horyzontem mogło być około 8, co już była 8?! Muszę się zbierać zaraz zaczyna się zebranie w Akademii. Zeszłam na dół, nikogo nie było w domu. Dlaczego Czkawka mnie nie obudził? Może on nie poleciał do Akademii? Nie miałam czasu teraz nad tym myśleć, musiałam iść już do Akademii.

Gdy wyszłam z domu Czkawki w wiosce panował spokojny poranek. Jak on to robi? Ma czas, żeby poświęcać się swojej pasji jaką są smoki, a w wiosce panuje taka harmonia. Nagle usłyszałam ryk Nocnej Furii nad domami przeleciał czarny smok razem ze swoim jeźdźcem. Przede mną wylądował czarny smok jego jeździec zdjął maskę.

- Wkońcu wstałaś - powiedział przeczesując swoje brązowe włosy ręką.

- Gdzie wogóle byłeś? Zaraz zaczyna się zebranie.

- Wiem o tym, dlatego przyleciałem cię obudzić i zabrać do Akademii - jedna rzecz mnie ciekawi gdzie on był?

- Jak widzisz już nie śpię - zaczęłam iść w stronę Szczerbatka i Czkawki - lećmy już do Akademii bo jeszcze się spóźnimy - z mało pomocą Czkawki wsiadłam na Szczerbatka, nie odzywaliśmy się już do siebie.

- Lecimy mały - powiedział łagodnym tonem klepiąc Nocną Furie w szyję.

--W Akademii--

Gdy razem z Czkawką przelecieliśmy na miejsce czekali na nas pozostali jeźdźcy. Podeszliśmy do nich.

- To, co dalej? – zapytał Sączysmark.

- Mamy pewien trop, musimy lecieć na Wyspę Błękitnego Oka - oznajmił Czkawka.

- A co tam niby jest? - powiedział Mieczyk. On tylko udaje czy naprawdę taki jest?

- No jak to, co? Może znajdziemy tam coś, co zaprowadzi nas do Akki - tłumaczyłam.

- A skąd wiecie, że mamy właśnie tam lecieć? - zapytał Śledzik.

- Nie wiemy to przeczucie i kilka wskazówek - trochę idiotycznie to brzmi „mamy przeczucie, więc lecimy na wyspę do starego domu”

- Oby tylko to wasze "przeczucie" nie okazało się najgorszą decyzją - powiedział Sączysmark wsiadając na Hakokła.

- Dobra nie ma, co tracić więcej czasu ruszajmy - wszyscy jeźdźcy wsiedli na swoje smoki, oczywiście ja razem z Czkawką wsiedliśmy na Szczerbatka. Oby wszystko dobrze się skończyło.

--Godzinę Później--

Lecimy już około godziny. Atmosfera ogólnie jest bardzo spokojna od Berk panuje cisza nikt się nie odzywa. Muszę zapytać Czkawkę o jedno rzecz.

- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie - usiłowałam mówić na tyle cicho żeby nie zakłócać podróży pozostałym.

- Co masz na myśli? - zapytał zdziwiony.

- Dzisiaj rano zapytałem cię gdzie byłeś, więc odpowiesz mi? - zapytałem.

- Zawsze rano latam z Szczerbatkiem żeby pomyśleć - powiedział poważnie.

- Przepraszam, że zapytam, ale nad czym tak myślisz? - czasami żałuję, że jestem taka ciekawska.

- Nad wszystkim - odpowiedział krótko.

- Musi ci być ciężko - współczułam mu, ma tyle obowiązków na głowie i to ja codziennie pytam się dlaczego moje życie jest takie do kitu skoro on przeszedł więcej.

- Na początku było, ale zaczynam się już do tego przyzwyczajać - jest taki poukładany.

- Rodzice napewno byliby z ciebie dumnie - powiedziałam z lekkim uśmiechem. Po moich ostatnich słowach zapadła cisza, więc na Wyspę Błękitnego Oka dolecimy w spokoju.

--Wyspa Błękitnego Oka--

--Pod domem dziewczyny--

Gdy tylko na horyzoncie pojawiła się Wyspa Błękitnego Oka przyśpieszyliśmy lot. Odrazu wylądowaliśmy przed domem dziewczyny, którą kiedyś była wodzem na tej wyspie. Wszystkie domy były zniszczone zapewne od ataków smoków. W całej wiosce nie było nawet jednej żywej duszy. Stanęliśmy tuż przed drzwiami domu.

- Więc tak zostajecie wszyscy tutaj - Szczerbatek podszedł do Czkawki usiadł przy nim i zaczął mruczeć - ty też zostajesz mordko, wejdę tam i  się rozejrzę może coś znajdę - nie pójdzie tam sam.

- Idę z tobą - wtrąciłam się.

- Nie zostajesz z resztą - nie odpuszczę tak łatwo.

- To przeze mnie Akki porwały te wiedźmy, chcę ją znaleźć nie zatrzymasz mnie - ruszyłam w kierunku wejścia do domu, gdy złapałam za klamkę i chciałam je już otworzyć poczułam, że ktoś złapał mnie za nadgarstek.

- Dobra, ale bądź ostrożna - Czkawka puścił mój nadgarstek razem weszliśmy do środka reszta jeźdźców została na zewnątrz. Szłam przed siebie ciągle się rozglądając podłoga strasznie skrzypiała była też przeżarta w niektórych miejscach próchnicą. Nagle pod moimi stopami złamały się dwie deski myślałam, że już spadnę na dół, ale poczułam mocne szarpnięcie za rękę, chwilę później przylegałam do Czkawki. Trochę niezręczny moment, odsunęłam się od niego.

- Dziękuję - patrzyłam w jego oczy lekko się uśmiechając.

- Najwyraźniej gdzieś musi być zejście pod dom - popatrzyłam w dół staliśmy na jakimś dywanie, ale miałam pewne przeczucie.

Kochani nexcik ^-^

- Zejdź z dywanu - Czkawka nie pytając się wykonał moje polecenie. Chwyciłam materiał z jednej strony, po czym mocno pociągnęłam w swoją stronę. Tak jak myślałam pod dywanem było ukryte zejście na dół.

- Skąd wiedziałaś, że ono tutaj jest? - zapytał, szczęka opadła.

- Ma się swoje sekrety - uśmiechnęłam się.

- Chyba nigdy cię nie rozgryzę - podszedł do klapy w podłodze, po czym otworzył ją. Naszym oczom ukazały się drewniane schody.

- Tam napewno coś znajdziemy - ruszyłam pierwsza, a Czkawka za mną. Gdy dotarliśmy na sam dół paliły się pochodnie ktoś musiał tu być, dostrzegliśmy też coś w stylu ołtarzu. Gdy podeszliśmy bliżej ukazały nam się 4 małe laleczki, każda z nich coś miała i do tego na każdej było napisane jakieś uczucie.

- Co tu się dzieje?! - dopiero teraz zrozumiałam, że mamy doczynienia z czarną magią.

- Nie wiem, Astrid - koło laleczka leżała kartka zwinięta w rulon. Czkawka ją wziął, zaczął czytać.

,,Wybierzcie mądrze, możecie ją jeszcze uratować... Co najbardziej lubi? Co ostatnio czuła? Spalcie ją, wtedy wróci..."

- No jasne, chodzi o Akki - szczegółowe są te wiedźmy.

- Musimy wybrać laleczkę, którą ją przedstawia wtedy ją wypuszczą - kolejna ważna decyzja.

- Tylko, która to może być - bałam się... A jeżeli źle wybierzemy? Ona zginie...

Na stole leżały 4 laleczki. Na pierwszej był napisz "Szczęście", a na jej szyi wisiały czerwone korale. Druga miała napis "Złość" była ubrana w sukienkę. Na trzecia widniał napis "Smutek" na głowie miała wianek z niebieskich kwiatków. Czwarta napis "Żal" i znamię w kształcie gwiazdy po prawej stronie brzucha.

- Napewno pierwsza odpada - stwierdził Czkawka - Akki nigdy nie nosiła korali, wręcz ich nie cierpi - dodał.

- A druga? Chyba kiedyś nosiła jakieś sukienki - tylko Czkawka wiedział o niej większość rzeczy.

- Założyła raz na jakieś święto, nawet jak była mała nie lubiła ich nosić - jak narazie dwie pierwsze nie wchodzą w grę.

- A co z trzecią i czwartą? - widziałam po jego minie, że coś nie gra.

- Sam nie wiem - no to mamy problem - Akki bardzo lubi wianki, a tym bardziej z niebieskich kwiatów, ale ma też to znamię - czyli musimy polegać na uczuciu.

- Zostaje nam uczucie - myślałam na tym trochę, ale wkońcu przypomniałam sobie jej słowa - Akki czuła żal, było jej przykro, że mnie porwała i podejrzewałam, że ją zdradzasz ze mną.

- Zdradzam ją z tobą? To, dlatego Akki cię porwała? - a miałam mu o niczym nie mówić.

- Tak, ale to teraz nie ważne - wzięłam 4, a zarazem ostatnią z laleczek. Nie zastanawiając się długo wrzuciłam ją do ognia, który płonął na przeciwko nas. Nagle w szafie, która stała niedaleko nas rozbłysnęło złote światło, po chwili zgasło. Razem z Czkawką podeszliśmy bliżej niej, Czkawka szybkim ruchem otworzył ją. Siedział w niej związana Akki, była zapłakana. Jak dobrze, że nic jej się nie stało. Pomogliśmy Akki wyjść z szafy rozwiązaliśmy jej ręce.

- Dziękuję - powiedział przez płacz przytulając się do mnie.

- Nie ma za co - uśmiechnęłam się.

- Chodźmy już stąd - wtrącił się Czkawka - pomogę ci Akki - wziął jej rękę, przełożył przez swoją szyję, po czym zaczął z nią iść w stronę wyjścia. Odwróciłam się w stronę szafy, żeby ją zamknąć, ale coś przykuł moją uwagę. Była to mała brązowa skrzynka, zbyt bardzo mnie zaciekawiła żebym mogła ją tutaj zostawić. Wzięłam skrzynkę, zamknęłam szafę, po czym poszłam w ślady Akki i Czkawki.

Gdy wyszłam już na zewnątrz czekał tam na mnie jedynie Czkawka, a gdzie byli pozostali?

- Gdzie jest reszta? - zapytałem trochę zdziwiona.

- Przed chwilą wystartowali - odpowiedział - co to za skrzynia? - pokazał na kufer, który trzymałam w rękach.

- No wiesz nie mogłam się oprzeć - zaczęłam się śmiać, Czkawka za to uśmiechnął się.

- Lećmy już na Berk - wsiedliśmy na Szczerbatka, po chwili szybowaliśmy wśród białych chmur. Jakimś cudem udało nam się dogonić resztę. Akki nadal była wystraszona, nie dziwię jej się. Oby tylko nie zrujnowała to jej psychiki.

Podróż na Berk minęła spokojnie. Wylądowaliśmy w centrum wioski jeźdźcy polecieli do swoich domów. Na placu zostałam tylko ja, Akki i Czkawka.

- Chciałam was przeprosić, zachowałem się jak kretynką... - Akki naprawdę się zmieniła.

- Nie musisz nas przepraszać - powiedział z uśmiechem Czkawka.

- Czkawka ma rację, umówmy się, że nie było sprawy - dodałam.

- Jesteś aniołem Astrid ty też Czkawka - uśmiechnęła się.

- Nie przesadzaj - powiedziałam.

- Ale taka jest prawda, mimo tego, że cię porwałam, a tobie robiłam ciągle sceny zazdrości - dla mnie liczy się dusza.

- Może nie było łatwo z tobą być, ale jesteś wyjątkowo dziewczyną - on zawsze potrafi połączyć komplement z żartem.

- Ty się chyba nigdy nie zmienisz - zaczęła się śmiać, a ja no cóż razem z nią.

- Oboje macie świetne poczucie humoru - musiałam to powiedzieć.

- A właśnie jest jeszcze jedna sprawa - zaczęła - myślałam nad tym przez cały lot na Berk i postanowiłam, że przeprowadzę się na inną wyspę do mojej ciotki - skierowała to głównie do Czkawki.

- Ale dlaczego? - smutny się zrobił wkońcu byli ze sobą przez dłuższy czas.

- Tak będzie lepiej, na Berk jest za dużo wspomnień - sama jestem lekko zaskoczona.

- To przeze mnie chcesz się przeprowadzić tak? - chyba mu nadal na niej zależy.

- Nie to przeze mnie, znajdziesz sobie lepsza dziewczynę ode mnie zobaczysz - uśmiechnęła się, popatrzyła na mnie trochę dziwnym wzrokiem – wiecie, co słodko razem wyglądacie, powinniście być razem - uduszę ją.

- Dziękujemy prawda Astrid - objął mnie ręką, jego też uduszę.

- Zabieraj to łapę - chwyciłam jego rękę i zdjęłam ze swojego ramienia.

- Musisz trochę nad tym popracować - mówiła do Czkawki uśmiechając się.

- Wiem, że macie niezło bekę, ale moja cierpliwość zaczyna się kończyć - oboje popatrzyli na mnie i zaczęli się śmiać.

- Dobra będę już lecieć - przytuliła mnie i Czkawkę naraz - jeszcze raz dziękuję - uśmiechnęła się, po czym ruszyła w stronę swojego domu.

- Chodźmy też będziemy się zbierać - powiedział Czkawka. Zaczęliśmy iść w stronę jego domu Szczerbatek szedł przed nami. Dlaczego on mnie ciągle obejmuje?

- Co ty robisz z to ręką? - chyba mu się to spodobało.

- Akki powiedziała, że muszę nad tym popracować, więc ćwiczę - to może na kimś innym poćwiczysz?

- I ja jestem twoją kukiełką tak? - zapytałem trochę rozbawiona.

- Można tak powiedzieć, a tak wogóle to jak mi idzie? - zapytał z uśmiechem.

- Szczerze? Du*y nie urywa - oboje zaczęliśmy się śmiać. Chyba jego humor zaczyna mi się udzielać. Oby to nasze "szczęście" w rozwiązywaniu zagadek jeszcze trochę potrawało...

Rozdział 9. Tajemniczy Klucz cz.1

 Nextełłł ^^ Na początku roztrzygnięcie konkursu, a więc dedyk otrzymuje IceWofl317 za odgadnięcie co znajduje się w skrzyni :3 Gratuluję :) Więc życzę miłego czytania ^^

Zaczęłam się budzić. Słońce delikatnie muskało swoimi promieniami moje lekko różowe policzki, a moje oczy zaczęły powoli się otwierać. Obraz, który widziałam był rozmazany, ale z każdą następną chwilą stawał się coraz bardziej wyraźny. Gdy byłam już w miarę rozbudzona, podniosłam się z łóżka. Usiadłam na jego krawędzi. Byłam w pokoju Czkawki, ale skrzynka, którą wczoraj przed zaśnięciem postawiłam na biurku zniknęła. Zapewne Czkawka ją wziął no, bo chyba nogi jej nie wyrosły... Chociaż, może. Wiele już widziałam szczerze? Nie zdziwiłoby mnie to.

Postanowiłam zejść na dół, zapewne jeszcze się nad nią modli, a zapomniałam powiedzieć, że ta cała "tajemnicza skrzynka" jest zaszyfrowana. Wczoraj zanim poszliśmy spać myśleliśmy trochę nad nią, ale też próbowaliśmy ją otworzyć na kilka sposobów niestety ktoś zadbał, żeby była ciężka ją otwarcia.

Gdy schodziłam na dół odrazu zauważyłam Czkawkę. Siedział na kanapie, skrzynka stała na stole i że się tak wyrażę po prostu Czkawka się na nią gapił. Rozumiem patrzeć każdy się może, jak się myśli no, ale bez przesady. Wyglądało to trochę tak jakby był zahipnotyzowany, nie wiem czy zauważyłby gdyby coś się zapaliło w jego pobliżu. Podeszłam bliżej i usiadłam obok niego.

- Wiesz ona raczej nic nie powie - zażartowałam.

- A skąd wiesz? Może zaraz pęknie - popatrzył na mnie, uśmiechając się.

- Ta może ze śmiechu - od samego rana taka wesolutka jakaś jestem - a tak na poważnie, wiesz coś więcej? - dodałam.

- Kompletnie nic, siedzę tu już od ponad godziny - powiedział. Skrzynka tak jak wcześniej mówiłam jest zaszyfrowana trzeba wprowadzić 3 poprawne litery tak myślimy, żeby się otworzyła. Problem polega na tym, że pierwszy raz coś takiego widzimy, nie wiemy czy to mogą być liczby czy może litery (dla jasności chodzi mi teraz o liczby rzymskie wiem, że w tamtych czasach tego nie było, ale u mnie może być wszystko).

- To mogą być litery, ale zastanawia mnie jedna rzecz, dlaczego jest ich tylko kilka - z każdą minutą coraz bardziej ciekawiła mnie ta skrzynka.

- Nawet, jeśli są to litery to, co można z nich niby ułożyć jest ich trochę za mało - on ma rację.

- Nie mam pojęcia, musimy nad tym pomyśleć - popatrzyłam na Czkawkę, po czym oboje spojrzeliśmy się na skrzynkę.

Minęło już 2 godziny, a my nadal nie mieliśmy nic. Jesteśmy w tym samym miejscu, co 2 godziny temu. Jak tak dalej pójdzie to nigdy jej nie otworzymy.

- Przecież to nie może być aż tak skomplikowane - napewno da się ją otworzyć w inny sposób.

- Napewno da się to jakoś logicznie wyjaśnić - jasne.

- A może my źle kombinujemy - żartujesz sobie?

- W jakim sensie źle? - zapytałam.

- Może to nie są litery tylko cyfry - on chce mi wmówić, że niby X to liczba?

- Ta powiedz mi jeszcze, że niebo jest różowe - to jest niedorzeczne.

- Może to jest inny zapis cyfr - ale w sumie głupie to nie jest...

- Czyli co chcesz przez to powiedzieć? Że ten niby X tak naprawdę może być jakąś cyfrą na przykład dziewiątką.

- No tak, skoro jest ich tylko kilka to naprawdę mogą być liczbami - kto miał głowę, żeby to wymyśleć?

- No dobra załóżmy, że to są liczby, ale jak dowiemy się, która to, która - Czkawka wziął do rąk kuferek i zaczął mu dokładnie się przyglądać.

- Może na tej skrzyni są jakieś wskazówki - no przecież. Wzięłam od Czkawki skrzynkę, odrazu obróciłam ją do góry nogami. Miałam pewne przeczucie, które się sprawdziło, a mianowicie na jej spodzie było coś w stylu wskazówek. Każdy znak miał swój liczbowy odpowiednik, wyglądało to tak: I - 1, V - 5, X - 10, L - 50, C - 100, D - 500, M - 1000. Jedna rzecz mnie ciekawiła ich wcześniej nie było, a teraz nagle się pojawiły to wszystko naprawdę zaczyna być coraz dziwniejsze.

- Jak to się tu znalazło? Wcześniej tego nie widziałem - zaskoczę cie, ale ja też nie.

- Bo tego nie było na dodatek żeby było śmieszniej to jest wydrążone w spodzie - mówiłam dotykając znaków.

- Przynajmniej już coś mamy - uśmiechnął się.

- Siedzimy już tu od ponad 2 godzin, ale nawet taki postęp mnie zadowala - odwzajemniłam uśmiech.

- Teraz musimy zastanowić się, jaka to może być liczba - i czar prysł...

- Tak, ale to nie musi być z niczym zwiazane to mogą być przypadkowe kombinacje - wstałam z kanapy.

- Wiem o tym to jest kilka tysięcy, a może nawet kilkaset tysięcy kombinacji - super znowu mamy przesrane...

- Wątpię, żeby ktoś zadał sobie tyle trudu na zabezpieczenie tej skrzynki - to byłoby trochę chore, no chyba, że w środku jest naprawdę coś bardzo cennego.

- W pewnym sensie masz rację, no bo skoro właściciel chciał żeby to trafiło w czyjeś ręce w tym przypadku w nasze to nie mógł aż tak zabezpieczyć skrzyni - jest w tym trochę sensu.

- Jeśli wiedział, że to my dostaniemy to skrzynkę musiał stworzyć kod związany w pewnym sensie z nami, z naszym życiem - zaczęłam chodzić w kółko za kanapą.

- Ale to może być każda liczba wkońcu już dość sporo lat żyjemy na tym świecie - odłożył skrzynkę na stół.

- No to mamy kolejny problem - to zajmie nam wieki zanim ją otworzymy...

Myśleliśmy z Czkawką nad liczbami z naszego życia. Próbowaliśmy odejmować od siebie i dodawać dni urodzenia, miesiąca, a nawet kombinowaliśmy z rokiem. Nic z tego się nie sprawdziło, nie wiedziałam, że to będzie aż takie skomplikowane. Próbowaliśmy później jeszcze z innymi liczbami, ale nic nie skutkowało tak właśnie zleciała kolejna godzina. Powoli mam tego dosyć...

- Nie no tego nie da się ogarnąć, ja się poddaje - oparłam głowę na rękach, których łokcie położyłam na nogach.

- Poczekaj zbyt szybko się poddajesz - 3 godziny to za mało?

- Za szybko? Minęło już 3 godziny - myślałam, że szybko ogarniemy ten temat.

- No wiem trochę długo nad tym siedzimy, ale jesteśmy już prawie na końcu - ja mam inne zdanie.

- Tak spędzimy tu kolejne 3 godziny, a i tak będziemy w tym samym punkcie, co teraz - patrzyłam się na Czkawkę, który wyglądał przez pobliskie okno.

- Damy radę ją rozwiązać tylko musimy mieć więcej cierpliwości - odwrócił się w moją stronę.

- Mam ważniejsze zajęcia - to wszystko zaczęło mnie już męczyć.

- Co takiego ważnego masz do zrobienia? - na bank zaraz się pokłócimy... Chwila moment...

- Może to chodzi o to - patrzył się na mnie jak na wariatkę.

- Nie do końca rozumiem.

- O ważne wydarzenie, o wydarzenie, które zmieniło nasze życie – szkoda, że dopiero teraz na to wpadłam.

- Czyli dzień który zmienił moje życie tak? (Nie zdziwię się jak skojarzy wam się z programem, który leci na polsacie xD)

- No tak, pomyśl o dniu w którym wszystko się zmieniło ja zrobię to samo - myślałam chwilę nad tym wydarzeniem, ale już wiedziałam jaką liczbę mam wybrać.

- Dobra mam już ten dzień - oznajmił po chwili Czkawka.

- Ja też, może powiedzmy razem - Czkawka pokiwał głową na tak.

- Dwanaście - powiedzieliśmy w tym samym czasie. Co?! Jak to możliwe?!

- Żartujesz sobie? - pierwszy raz mam taką sytuacje w życiu.

- Wiesz nie jest mi teraz do żartów, dwunastego znalazłem Szczerbatka od tamtej pory wszystko się zmieniło to moje ważne wydarzenie - on przynajmniej ma miłe wspomnienie.

- Dwunastego moi rodzice zginęli w ataku smoków na wioskę... Od tamtej pory już nic nie było takie same... - chociaż minęło już sporo czasu nadal mi ciężko o tym mówić.

- Przykro mi.

- Ty przeżyłeś to samo w sensie śmierć rodziców.

- Dobra skończymy ten temat, musimy otworzyć skrzynkę - wstałam z kanapy, Czkawka podszedł bliżej mnie. Klęknęłam na przeciwko skrzynki, którą ciągle leżała na stole. Przekręciliśmy ją, żeby zobaczyć odpowiednią kombinację do liczby dwanaście. Gdy już znaliśmy odpowiednie znaki postawiliśmy ją tak jak stała wcześniej. W każdą "kolumnę" wstawiliśmy odpowiedni znak, gdy wszystkie znaki były już prawidłowo wstawione dwa zatrzaski, które były zamknięte otworzyły się, a wieczko skrzyni delikatnie uniosło się ku górze. Gdy tylko skrzynka otworzyła się odrazu z Czkawko wstaliśmy z radości.

- Wkońcu się udało! - powiedziałam radośnie z uśmiechem. Pod wpływem radości przytuliłam się do Czkawki, tyle czasu nad tym siedzieliśmy i wkońcu się udało... Ale chyba trochę za bardzo mnie poniosło, nie panowałam nad swoim szczęściem. Emocje mną zawładnęły, po tym jak przestałam przytulać się do Czkawki, pocałowałam go... Pół biedy gdyby w policzek. Poczułam coś czego nigdy nie czułam, nawet gdy całowałam się z Oliverem. To może wydać się trochę dziwne tym bardziej po tym jak powiedziałem, że już nigdy nie zbliżę się do żadnego chłopaka, ale podobał mi się ten pocałunek... Złamałam własną przysięgę... Gdy skończyliśmy już ten "romantyczny" akt, patrzyliśmy sobie przez krótką chwilę w oczy, czułam się przy nim bezpieczna... Nie wierzę, że to powiem, ale chyba się zakochałam...

- Przepraszam, nie chciałam tego zrobić - zrobiłam krok do tyłu.

- Przynajmniej wiem, że dobrze całujesz - uśmiechnął się - wiesz powinniśmy częściej to robić - wiedziałam, że żartował, ale mimo tego postawiłam być trochę wredna. Walnęłam go pięścią w ramie.

- Za co? Aż tak źle całuję? - zapytał rozmasowując ramie.

- Za to, że sobie ciągle żartujesz - był zabawny, ale czasami mnie to wkurzało - dobrze całujesz, nawet bardzo - uśmiechnęłam się lekko, on odwzajemnił uśmiech dobrze czuję się w jego towarzystwie, zupełnie inaczej niż w towarzystwie na przykład Olivera albo Roya.

Usiadłam na kanapie, a Czkawka obok mnie. Skrzynka leżała naprzeciwko nas, ciekawość zżerała mnie od środka. Czkawka zaczął otwierać skrzynkę w środku był... Klucz?! Z kartką. I po to 3 bite godziny nad tym siedzieliśmy, ale do czego mógł być ten klucz? Zapewne na kartce są kolejne wskazówki, wzięłam ją do ręki, zaczęłam czytać na głos.

,, Zbliżacie się do końca, to ostatnia prosta nie będzie to jednak łatwe... Jedno z was będzie musiało skropić krwią nieszczęście, lecz pozostali wkońcu zaznają spokoju, wreście odejdą... Trzy razy przekręcony wyłoni przeznaczenie... Znajdziecie wejście tam gdzie żółty jest czerwonym, a trójkąt jest kołem... Rozgladajcie się, myślcie nie logicznie "

Szczerze nic mnie w tym nie zdziwiło przyzwyczaiłam się do tego od czasu zaczęcia zagadki ciągle dostajemy takie wskazówki, skoro mamy myśleć nie logicznie może uda nam się szybciej rozwiązać to zagadkę.

- Gdzie żółty jest czerwonym to wiadomo, że chodzi o zachód słońca - ooo już wiemy gdzie zacząć poszukiwania.

- Więc lecimy na zachód Berk - wzięliśmy całą skrzynkę. Nie chcemy, żeby ktoś dowiedział się o tym wszystkim, to ostatni etap musimy zrobić to sami. Wszystko brzmi jak opowieść jakiegoś psychola, a ta zagadka gdzie trójkąt jest kołem to idiotyczne i nie logiczne. Zobaczymy, co się tam wydarzy...

Rozdział 10. Tajemniczy Klucz cz.2[]

Next :3 Przepraszam za wszystkie błedy. Lecimy z tematem :)

Wylądowaliśmy w zachodniej części Berk. Słońce właśnie zaczęło zachodzić, cały dzień siedzieliśmy nad tą idiotyczną skrzynką nieźle nie? Jesteśmy przy wielkiej kamiennej ścianie (chyba wiecie, o co mi chodzi) morze powoli zmywało złoty piasek z brzegów, widok zachodzącego słońca był przepiękny już kilka razy widziałem piękne zachody, ale ten bije wszystkie na głowę. W zagadce było coś o tym gdzie żółty jest czerwonym może musimy poczekać aż barwa słońca zbliży się do czerwieni.

- Chyba musimy jeszcze trochę poczekać, aż słońce zejdzie niżej może dostaniemy kolejne wskazówki - było widać gołym okiem jak słońce zbliża się ku horyzontowi.

- Nad jednym się zastanawiam - oznajmił Czkawka patrząc w stronę słońca.

- Co będzie po tym jak zrobimy wszystkie zadania - wszystko musi się kiedyś skończyć.

- To też, ale bardziej, co będzie z nami... - popatrzyłam się na niego, on chwilę potem skierował wzrok prosto w moje oczy. Patrzyliśmy na siebie chwilę, kątem oka dostrzegłam, że barwa słońca zaczyna być coraz bardziej czerwona.

- Zaczyna się - skupiłam się już teraz na słońcu, chociaż było mi trudno trochę jestem zdezorientowana tym, co usłyszałam przez chwilą… Nagle słońce zatrzymało się było schowane w połowie za horyzontem, a niebo zaczęło wokół niego być coraz bardziej ciemniejsze.

- Co do...? - Nie byłam w stanie nawet dokończyć zdania z morza wynurzyła się fioletowa, ale przezroczysta (wiem to nielogiczne xD) kula. Lewitowała nad oceanem, nagle ruszyła w naszą stronę przeleciała między mną a Czkawką i zatrzymała się kilka metrów za nami. Spojrzałam znowu w stronę słońca znowu zaczęło zachodzić, ale tym razem szybciej. Po chwili słońca nie było widać, a niebo było ciemno granatowe. Gwiazdy, które zaczęły się na nim pojawiać przemieszczały się do jednego punktu. Wszystkie gwiazdy utworzyły jedną "wielką" gwiazdę, którą świeciła naprawdę jasno. Gwiazda "wypuściła" strumień światła, które powędrowało do fioletowej kuli za to kula skierowała go na kamienną ścianę, promień światła świecił ciągle w jeden punkt. Razem z Czkawką podeszliśmy bliżej ściany, dopiero wtedy zauważyliśmy trójkąt w którym było zakreślone koło, a na samym środku koła wejście na klucz. Trzymałam skrzynkę z kluczem, Czkawka otworzył ją wyją klucz razem z "listem".

- Trzy razy przekręcony wyłoni tajemnice... – przeczytał, po czym schował list z powrotem do skrzynki i zamknął ją. Wypuścił głośno powietrze z ust, umieścił klucz w dziurze, po czym przekręcić 3 razy w prawo stronę. Przez chwilę zapadła głucha cisza, nagle cały symbol (chodzi mi o ten trójkąt z kołem) wraz z kluczem zaczął "chować" się w kamiennej ścianie w miejscu gdzie był symbol pojawiły się nowe skały tak jakby nigdy nic się nie stało… jakby nigdy tego symbolu tutaj nie było.  Gwiazdy tak jakby jednym uderzeniem z powrotem były w różnych miejscach na niebie jedyne co zostało to przezroczysta fioletowa kula.

- I to tyle? - zapytałam ze zdziwieniem.

- To jeszcze nie koniec... - Popatrzyliśmy w dół, małe kamyki, które leżały na plaży gdzie nigdzie zaczęły lekko drgać, a wręcz podskakiwać. Nagle naprzeciwko nas w morzu utworzyło się małe koło, z chwili na chwilę coraz bardziej rosło, a z granatowej wody zaczęła wynurzać się wyspa. Gdy pojawiła się już w całości, zaczął pojawiać się pomost, który prowadził od plaży do wybrzeży tajemniczej wyspy. Wyspa była cała porośnięta drzewami, a z ich koron zwisały długie plącza. Pomost miał deski przesiąknięte woda w niektórych miejscach był pokryty mchem i glonami. Sama wyspa wzbudzała myśl "Uciekaj stąd jak najszybciej!" albo "Nie chcesz tam wchodzić", było widać, że panuje tam wilgoć, a także mgła, która dosięgała mniej więcej do kolan tak przynajmniej przypuszczam (trochę taki klimat Piratów z Karaibów) Pomost nie był długi wyspa znajdowała się blisko plaży Berk. Nagle fioletowa kula zaczęła powoli podążać w stronę pomostu. Kula zatrzymała się tuż przed pomostem zniżyła się, chwilę lewitowała w powietrzu, po czym zaczęła zmieniać kolor na złoty aż wkońcu zmieniła się w pięknego łabędzia nie był prawdziwy miał złotawe pióra, a pod nim utworzyła się mała złota tafla wody. Skrzynka, którą trzymałam w ręce wypadła mi z nich. Wykręcić swój łeb w nasza stronę wydał z siebie krótki dźwięk, odwrócił głowę z powrotem w stronę wyspy zaczął powoli "płynąć" po swojej złotej tafli wody, którą unosiła się nad ziemią. Chciał żebyśmy za nim podążali.

- Chodź - złapałam Czkawkę za rękę, po czym ruszyłam w stronę coraz bardziej oddalającego się łabędzia. Ciągle podążając za nim przeszliśmy cały pomost jak narazie nic się nie stało jest całkiem spokojnie. Gdy weszliśmy trochę głębiej wyspa zaczęła być coraz bardziej straszniejsza zaczęliśmy też napotykać tabliczki przybite do krzyży, a na nich napisy typu "Uciekajcie!", "To Przeklęte Miejsce!", "Zawróćcie Jeśli Chcecie Przeżyć!".

- Wiesz coraz mniej mi się tutaj podoba - mówiłam ciągle się rozglądając.

- Nie jest aż tak źle – to, kiedy będzie gorzej? Jak wyskoczy na nas nieboszczyk z maczetą?!

- No wiesz w ogóle oprócz napisów, które ciągle każą nam zawracać, bo jakiś psychol może się na nas czaić jest okej - ygh faceci i ich tok rozumowanie (bez urazy dla męskiej części moich czytelników).

- Nie dramatyzuj - ja dramatyzuję?!... No dobra… niech mu będzie...

- Zastanawia mnie jedna rzecz, dlaczego ten ktoś chciał żebyśmy trafili właśnie na tą wyspę - to już tak na poważnie.

- Musi być tu coś ważnego skoro chciał żebyśmy tu się poja... - Nagle rozległ się potworny krzyk i jęk, było ciemno i mgliste na dodatek dźwięk rozchodził się po wyspie jak echo nie wiedziałam, z której strony dochodzi, ale wiedziałam, że były to jakieś kobiety. Łabędź, który nas prowadził ciągle patrzył przed siebie nie zwracał uwagi na potworne dźwięki. Krzyki i jęki nie ustawały, a my ciągle podążaliśmy za złotym łabędziem, coś kazało mi spojrzeć w górę, gdy to zrobiłam ujrzałam kilka kobiet w białych sukniach do samej ziemi, niektóre z nich miały wianki na głowie. Każda miała długie włosy, ale najbardziej przerażająco wyglądały ich twarze jak z piekła rodem, bowiem nie miały one oczu była tylko czarna pusta dziura przepełniona rozpaczą, po ich policzkach spływała krew twarze miały blade, a buzie ciągle otworzoną (to były postacie podobne do dementorów z Harrego Pottera), ich krzyk był coraz bardziej głośniejszy. Mój wzrok znowu powędrował na łabędzia, który nas gdzieś prowadził.

Łabędź wkońcu zatrzymała się. Staliśmy przed wielkim wejściem do jakiejś jaskini. Złoty ptak rozłożył skrzydła i po chwili wzbił się w powietrze, po kilku machnięciach skrzydełkami zaczął powoli znikać, aż całkowicie rozpłynął się. Kolejna jaskinia? To źle wróży...

- Tym razem nie rozdzielamy się - popatrzył na mnie - idziemy razem - złapał mają rękę.

- Nawet przez chwilę nie pomyślałam o tym żeby się rozdzielać - ścisnęłam mocniej jego dłoń. Weszliśmy do jaskini, panował w niej pół mrok im wchodziliśmy dalej tym coraz większy mrok zapadła. Byliśmy w jakimś korytarzu, nagle na ścianach zapaliły się pochodnie tak jakby ktoś tym sterowały. Zrobiło się o wiele jaśniej, na końcu korytarza była tak jakby jakaś komnata. Gdy doszliśmy do końca korytarza weszliśmy do okrągłej komnaty. Na samym jej środku stała dość duża szklana kula, a w niej znajdowali się kobieta i mężczyzna tańczyli ze sobą. W ścianach komnaty były wydrążone półki, a na nich stało klikanaście mniejszych szklanych kul. To tak jakby w nich były zamknięte historię różnych ludzi, ale najbardziej zdziwił mnie fakt, że w tych wszystkich szklanych kulach byli kobieta i mężczyzna. O co mogło chodzić? We wszystkich kulach był przedstawiony świat, w którym wszystko jest idelane po prostu była w nich przedstawiona prawdziwa miłość.

- I co teraz? - zapytałem.

- Masz ten ostatni list może w nim będzie podpowiedz - o nieee...

- Był w skrzyni, zostawiłam ją na plaży - walnęłam się ręką w czoło, idiotka ze mnie... - Wrócę po nie poczekaj tutaj - chciałam wyjść z komnaty, ale Czkawka złapał mnie za nadgarstek.

- Nie ma sensu po niego wracać - zawaliłam sprawę...

- Ale bez niego nie dokończymy zadania.

- Damy radę, może uda nam się coś z niego przypomnieć - chciałam odpowiedzieć Czkawce, ale nagle wszystkie kule zrobiły się czarne. Gdy czarna barwa, zaczęła znikać w kulach teraz był przedstawiony zupełnie inny świat i zupełnie inne historie. Zamiast radości był smutek, wszystkie romantyczne sceny zamieniły się w koszmar. W kulach były przedstawiane sceny bójek, kłótni, zdrad, wiernych rozłąk, ale najgorsze działo się w kuli, która stała na środku komnaty. Było w niej ukazane zabójstwo mężczyzny, nie ma nic gorszego od rozłąki zakochanej w sobie parze przez śmierć. Usiłowałam przypomnieć sobie cokolwiek z listu, który zostawiłam w skrzynce na plaży, musi być jakieś rozwiązanie...

- W liście było coś o odejściu pozostałych, może chodzi o te wszystkie kule z nimi trzeba coś zrobić - odezwałam się.

- Trzeba je zbić - Czkawka podszedł do największej kuli ja zrobiłam to samo.

- Ty to zrób - bałam się jak cholera, co stanie się, jeśli zbijemy to kule? Może nie chodzi o zbicie... Czkawka wziął wielką kulę widziałam, że przez chwilę się wahał. Wypuścił z rąk szklaną kule rozbiła się na średnie i małe kawałki szkła, z pozostałych kul zaczął wydobywać się krzyk tak jakby były połączone jakoś więzią... Dusze chciały opuścić te wszystkie kule, ale nie mogły...

- Dlaczego one krzyczą? - zapytał Czkawka.

- Ich dusze chcą opuścić kule, ale nie mogą musimy przypomnieć sobie coś jeszcze z listu - ten krzyk jest coraz głośniejszy. Chwila... W liście było coś o krwii... Już wiem!

- Muszę zranić sobie dłoń - chwyciłam kawałek szkła z rozbitej kuli, gdy chciałam rozciąć sobie wewnętrzną stronę dłoni Czkawka złapał za nadgarstek moja rękę, w której trzymałam szkło.

- Co ty wyprawiasz?! - Muszę to zrobić...

- Muszę skropić krwią całe nieszczęście, chodzi o kulę w niej zaklęte jest całe nieszczęście w miłości - wyrwałam rękę z uścisku Czkawki, jednym szybkim ruchem rozcięłam rękę. Ścisnęłam rozciętą dłoń, aby krew szybciej ściekła. Na rozbitą kule zaczęła kapać świeża czerwona krew najpierw jedna kropla, później druga... trzecia... i kilka następnych... Wszystkie kule, które stały na półkach stoczył się i zbiły... Krzyk ucichł... Zamknęłam oczy z bólu, rana zaczęła mnie piec tak jakby ktoś polał mi ją kwasem, nagle usłyszałam Czkawkę.

- Astrid twoja ręka… - otworzyłam oczy. Ręka, którą miałam rozciętą zaczęła znikać dzięki żółtym promykom.

- Czkawka twoja noga - popatrzyłam w dół jego noga zaczęła znikać tak jak moja ręka. Złote światło zaczęło mnie "pochłaniać" podobnie jak Czkawkę. Po chwili zapadła ciemność...

Wszystko miało się skończyć od tak? Całe moje życie, wszystko co przeżyłam? Miałam wrażenie, że czegoś zapomniałam zrobić... Czyli to koniec?... A może jednak nie...

Poczułam na moim policzku suchy piasek, zaczęłam otwierać oczy. Podniosłam się rękami i usiadłam na piasku. Znowu byłam na plaży, na Berk. To był tylko sen? Nie możliwe... Spojrzałam na swoje dłonie, jedna z nich była rozciętą. Gdy uniosłam wzrok wyżej dostrzegłam na oceanie wyspę, na której byliśmy z Czkawką, właśnie gdzie on jest? Zaczęłam rozglądać się po całej plaży, niedaleko ode mnie za moimi plecami leżał Czkawka był nieprzytomny. Wstałam z trudem podbiegłam do niego, klęknęłam z jego lewej strony. Zaczęłam go cucić, po krótkiej chwili ujrzałam jego szmaragdowe oczy. Podniósł się na łokciach rozglądając po plaży.

- Co się stało? Jak my się tu znaleźliśmy - nagle zabolała mnie głowa, usiadłam na piasku.

- Nie mam pojęcia - zmarszczyłam czoło, nagle z wyspy ku niebu ruszyły postacie w białych sukniach nie krzyczał, były spokojne. Wyspa rozdzieliła się na dwie równe części, po chwili osobnego dryfowania zanurzyły się w oceanie. To już koniec, cała historia te wszystkie zagadki skończyły się, ale nadal nie wszystko rozumiem...

Gdy mój wzrok powędrował bliżej moich nóg, dostrzegłam kartkę była w połowie zasypana piachem. Czy to mogą być kolejna zagadka? Wzięłam kartkę do ręki, ręka zsunęłam z niej ostatnie resztki żółtego piasku. Czkawka usiadł bliżej mnie, zaczęłam czytać list.

,,Dziękuję wam za wszystko, dzięki wam wszystkie nieszczęśliwe pary wkońcu odeszły, wkońcu zaznają spokoju... Musisz odpocząć z czasem będzie lepiej... Będziesz musiała sobie z tym radzić, wszystko się poukłada... A teraz pora na najważniejszą decyzję w waszym życiu..."

- To naprawdę jest zwariowane - uśmiechnęłam się pod nosem, nagle zrobiło mi się słabo... Czy to może mieć związek z tym listem?

- Wracajmy do wioski, jesteś bardzo słaba - Czkawka wstał z ziemi, później pomógł mi. Szczerbatek czekał na nas niedaleko, ostatnie, co pamiętam to, że siedziałam wtulona w Czkawkę na Szczerbatku, później zamknęłam oczy i zapadła ciemność...

--Tydzień Później--

Razem z Czkawką byliśmy na spacerze, niedawno wróciliśmy od Gothi. Od czasu zdarzeń na tamtej wyspie moja rana, co jakiś czas krwawi, a czasami nawet piecze, przerażało mnie to. Dlatego wybraliśmy się do Gothi ona stwierdziła, że po tym jak zraniłam sobie rękę kawałkiem szkła ze szklanej kuli przelałam część klątwy na siebie, dlatego gdy jestem smutna albo wydarzy się coś przykrego moja rana zaczyna krwawić. Nie ma na to lekarstwa jedyne, co mogę zrobić to zadbać aby w moim życiu było jak najmniej smutnych momentów co nie będzie zapewne proste... Szliśmy z Czkawką przez centrum wioski, nagle zapytał mnie o rzecz, której kompletnie się nie spodziewałam.

- Astrid, co będzie teraz? Nadal chcesz wrócić na Darkness? - zapytał.

- Wkońcu wychowałam się na tamtej wyspie, to jedyne wspomnienie po moich rodzicach - nie byłam tego pewna, niczego nie byłam pewna...

- Pomogę wrócić ci do domu, ale... - sama nie wiem, czego chcę...

- Ale co? - zapytałam niepewnie.

- Ale najpierw muszę coś zrobić - po tych słowach objął mnie w tali, przyciągnął powoli do siebie, po czym delikatnie pocałował, ale kompletnie nie spodziewałam się tego co zaraz usłyszę…

- Kocham Cię, Astrid - powiedział łagodnym głosem.

- Przepraszam, ale nie mogę... - oczy zaszły mi łzami, wyrwałam się z uścisku Czkawki. Odeszłam od niego, po prostu poszłam gdzieś daleko, poszłam przed siebie...

Rozdział 11. Szczęście Zawsze Znajdzie Drogę :)[]

No więc chciałam was bardzo przeprosić bo next miał się pojawić wczoraj, ale nastąpiły pewne komplikacje. Ten rozdział będzie naprawdę krótki, ale mam nadzieję, że się spodoba ^-^ Nie przedłużając zapraszam do lektury ;3


-Perspektywa Narratora-

Był wieczór, późny wieczór. Księżyc był dzisiaj w pełni, na granatowym niebie świeciło też kilkanaście gwiazd. Ta noc zapowiadała się mroźno, chociaż był to dopiero początek jesieni. Kobieta o blond włosach siedziała na krawędzi łóżka swojej jedynej, a zarazem ukochanej małej córeczki Rayli. Mała dziewczynka mimo późnej pory nie spała. Kobieta właśnie skończyła opowiadać jej historię, historię z życia wziętą...

-Perspektywa Astrid-

- Już późno kochanie musisz iść spać - uśmiechnęłam się do Rayli.

- Prosze mamo, chcę wiedzieć, co stało się dalej - patrzyła na mnie błękitnym oczami, było w nich tyle radości...

- Jutro dokończymy - pogłaskałam ją po brązowych włosach - słodkich snów, słonko - ucałowałam ją w czoło. Wstałam z łóżka, gdy chciałam zgasić świece usłyszałam jeszcze głos Rayli.

- Mamusiu? - zapytał nieśmiało Rayla.

- Tak, skarbie - nigdy nie pomyślałabym, że będę miała takie szczęście w przyszłości.

- Opowiesz mi jak ty i tata zakochaliście się w sobie? - taka mała, a taka ciekawa.

- Jak będziesz starsza, śpij myszko - odpowiedziałam, po chwili.

- Dobranoc, mamo - Rayla uśmiechnęła się, jest taka jak ojciec - Mamo tylko nie gaś świecy - też bałam się ciemności w jej wieku...

- Dobranoc - odpowiedziałam krótko, skierowałam się w stronę drzwi. Jak najciszej zamknęłam drzwi od pokoju Rayly, nie zdążyłam nawet odwrócić się poczułam, że ktoś przytula mnie od tyłu. Bardzo dobrze wiedziałam, kto to był.

- Co tak późno? - zapytam z uśmiechem.

- Małe komplikacje - pocałował mnie w policzek, odwróciłam się twarzą do niego. Moje ręce powędrowała na jego szyję, te szmaragdowe oczy rozbrajają mnie - Rayla już śpi? - dodał po chwili.

- Śpi, na nas chyba też już pora - uśmiechnęłam się.

- A jak rana? - jest taki opiekuńczy, czasami za bardzo...

- Lepiej, wiesz współczuje mu - Czkawka popatrzył na mnie ze zdziwieniem.

- Komu? - zapytał z lekkim uśmiechem.

- Przyszłemu chłopakowi Rayli - lubię się z nim drażnić.

- Zabawne, ma dopiero 6 lat zanim znajdzie chłopaka jeszcze trochę minie - nie byłabym taka pewna.

- Jeszcze zobaczymy - przygryzłam dolna wargę, Czkawka przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Jak on to robi, że zawsze się przy nim rozpływam? Tak dobrze myślicie, ja i Czkawka jesteśmy małżeństwem, a do tego mamy śliczną córeczkę. Kto pomyślałby, że będę aż tak szczęśliwa w przyszłości? Nie wróciłam na Darkness teraz moje miejsce jest tu na Berk. Sporo zmieniło się przez te kilka lat, naprawdę długo Czkawka musiał walczyć o moje względy, wzbraniałam się przed jego zalotami, ale któregoś dnia mu ulegałam. Uczucia wygrały z miłością nie da się walczyć... Nie żałuję, żadnej decyzji, którą podjęłam w przeszłości. Teraz mam prawdziwe szczęście i to wszystko dzięki listowi, który całkowicie odmienił moje życie... Odmienił nasze życie...

The End

Obiecałam, że gdy pojawi się nasz wspólny blog (czyli I-love-astrid199911 i mój xd) podam wam link więc proszę oto on: http://jakwytresowacsmoka.wikia.com/wiki/Blog_u%C5%BCytkownika:Przyjaci%C3%B3%C5%82kiNaZawsze Zapraszam bardzo serdecznie do czytania bloga pt. : ,,Świat jest kolorowy, ale nie dla wszyskich..." 

Advertisement