Jak Wytresować Smoka Wiki
Advertisement
Jak Wytresować Smoka Wiki

Na początek chciałabym Was powiadomić, że to opowiadanie - to ciąg dalszy opowiadania pt. "Wiem, że się ko..." . Więc jeśli ktoś nie wie o co chodzi - zapraszam do czytania poprzedniej części.

(Czyli tu)

Jeśli ktoś chciałby kilka faktów (których tu nie ma) - znajdziecie je w poprzedniej części.

Od razu chciałabym przeprosić za wszelkie błędy C:

Zapraszam i miłego czytania C;

Rozdział 17[]

Od rozpoczęcia tego incydentu z Zuzą, minęło już kilka dni. Aktualnie jesteśmy w zoo. 

-Nie. Najpierw do słoni. - Monika ciągle upierała się przy swoim. 

-A nie lepiej małpy? - Znowu zapytał Dawid. 

-Mówię chyba dziesiąty raz. Najpierw ptaki! - Zuza nie dawała za wygraną. 

Ja nie wytrzymam... Kłócą się chyba z 15 minut... 

-Najpierw słonie! - Dziewczyna zaczęła wrzeszczeć. 

-Co to, to nie. Najpierw ptaki!

Dawid już nic nie powiedział. Na jego miejscu zrobiłbym dokładnie to samo. 

-One niech się kłócą, a my możemy odwiedzić lwy. Co wy na to? - Spytała Rika. 

-Pewnie. - Rzekł Marcin. 

Monika i Zuzia ciągle się kłóciły, a my zwartą grupą poszliśmy w stronę celu. Ciągle szedłem obok mojego kotka i przy okazji gadałem z Dawidem. W czasie, gdy doszliśmy na miejsce, usłyszeliśmy za nami głosy naszych koleżanek, które chciały nas dogonić. 

-Chwila! - Ciągle biegły. 

-Ej! 

Wszyscy przystanęliśmy i poczekaliśmy na zdyszane dziewczyny. Kiedy do nas podbiegły, Monika od razu uczepiła się Kena, a Zuza mnie... Jak ja jej nie lubię! 

-Chodź. - Pociągnęła mnie za rękę. 

-Niby gdzie? - Powiedziałem jak to zawsze, gdy z nią gadam z moim „kochanym” entuzjazmem. 

-Chcę z tobą pobyć trochę sam na sam. 

-Ale przyszliśmy tutaj z przyjaciółmi. Nie wypada ich zostawiać. - Co ja mam powiedzieć?! 

-Na chwilę. 

-Ale to by było nie grzeczne. - Zatrzymałem się. 

-Więc pocałuj mnie tu. - Uśmiechnęła się do mnie. 

Że co?! No chyba nie! Coś ci się w tym maleńkim móżdżku pogmatwało! Nie mam najmniejszego zamiaru cię pocałować! -Ale ja ostatnio źle się czuję... Nie chcę, żebyś była chora... - Okej. Wymyślam na poczekaniu... Co mi szkodzi? Nic. Więc czemu nie? 

-Nie przesadzaj. Wyglądasz świetnie. - Położyła swoje ręce na mojej szyi. 

Każdy z przyjaciół się na nas spojrzał. No to mam dwa wyjścia... Albo ją pocałować i mieć to z głowy, albo nie pocałować i prosić, żeby ze mną nie zerwała... Hmm... Mam! Te dwa nie wchodzą w grę, więc wybieram opcję 3. Wymówkę! Jestem geniuszem! 

-Zobacz. - Wskazałem na lwy. - Jakie są fajne prawda? - Wolno zdjąłem z siebie jej ręce i podszedłem do ogrodzenia, w którym leżały dwie lwice obok siebie. 

-Czkawka?... - Stanęła obok mnie i zaczęła mrugać. -Tak? - Uniosłem brwi. 

-Te lwy mnie nie obchodzą... - Przysunęła się bliżej do mnie. 

-Racja... - Pokiwałem głową na „tak”. - Chodźmy do tygrysów. - Zacząłem iść przed siebie. 

Zuzia widocznie się na mnie obraziła i aż przez chwilę nic do mnie nie mówiła. Ni stąd, ni zowąd obok nas zjawił się mój kotek. 

Next  

-Czemu nie chciał cię pocałować? Przecież jesteście parą... - Udawała smutną, ale w głębi duszy widziałem jak się śmieje.  

-No nie rozumiem... Bo on nie chce mnie pocałować... - Odezwała się Zuza.  

-Ale dlaczego?... - Astrid kontynuowała rozmowę.  

-Nie wiem...  

-Och... Jaka szkoda. - „Posmutniała”. - Może zapytajmy się Czkawki? - Tak... Zapytajcie się mnie... Lepszej opcji nie ma... Ja wam powiem... Eh...  

-Genialny pomysł! - Zuza wydawała się szczęśliwa.

Genialny?! Zależy dla kogo... Reszta paczki szła za nami i gawędzili o różnych zwierzętach jakie można odwiedzić, oraz o postoju na obiad. A konkretnie kiedy i gdzie będziemy coś jedli.  

-Czkawka?... - Zapytał kotek.  

-Tak kot... - Ugryzłem się w język. Opanuj się! - Tak? - Powtórzyłem z uśmiechem.  

-Co ty właśnie chciałeś do niej powiedzieć?! - Zuzia się oburzyła.  

-Yyy... - No to wpadłem... - No... Wymsknęło mi się... Przez chwilę myślałem, że to ty mnie pytasz... I... Chciałem... Powiedzieć do ciebie zdr... - Przełknąłem ślinę. - Zdr... Zdrobnieniem... - Powiedziałem to na głos?! Najwyraźniej tak, bo się nie czepia... Astrid przez ten czas patrzyła się na nas z uśmiechem i tylko czekała co jej powiem, żeby mnie nie zostawiła. Dzięki za pomoc kotku...  

***

W końcu doszliśmy do ptaków. Zuza wreszcie się odczepiła i zaczęła oglądać najprzeróżniejsze gatunki skrzydlatych zwierząt. Jestem wolny! Hura!  

-Właśnie... - Podeszła do mnie Astrid.  

-Co „właśnie” kotku? - Wyszczerzyłem zęby.  

-Zapomniałam cię zapytać... - Znowu przerwała.  

-Słucham. - Ciągle się uśmiechałem.  

-Jak tam z Zuzią? - Po jej pytaniu mina od razu mi zrzedła.  

-Ty tak na serio?...  

-A żebyś wiedział. - Lekko się uśmiechnęła. - Więc?  

-No... - Podrapałem się z tyłu głowy.  

-No? - Pokazała ręką, abym kontynuował.  

-No... Yyy...  

-No?...  

-No... Fajnie?... - Sztucznie się uśmiechnąłem.  

-Czyli ją lubisz? - Mój kotek się uśmiechnął.  

-Ta... - Zacząłem przedłużać „a”.  

-Czyli tak? - Spytała.  

-Aaa... - Ciągle mówiłem tę samą literę.  

-Tak. - Uśmiechnęła się.  

-Aaa... - Kurcze... Zaraz mi tchu zabraknie...  

-Ok. Uznam to za „tak”. Idę jej powiedzieć, że chciałbyś ją pocałować. - Powiedziała to z uśmiechem i zaczęła iść w jej stronę.

Next

-Nie! - Szybko powiedziałem. 

-Ale co „nie”? - Zapytała. 

-No... Nie. 

-Mam jej nie mówić, czy jej nie lubisz? 

-Zależy czy wyzwanie jest nadal aktualne... 

-Jest. 

-Więc nie mów. - Uśmiechnąłem się. 

-Okej. - Wzruszyła ramionami. 

Szczerze? Po chwili odetchnąłem z ulgą... Nie wiem co by było, gdyby jej powiedziała to, że jej nie lubię... Stawiam na to, że najpierw zerwanie, potem wrzeszczenie, następnie wypytywanie się czemu tak powiedziałem, wypytywanie się innych osób dlaczego tak powiedziałem. Do tego bym musiał ją prosić, żeby znowu została moją dziewczyną... Ale przynajmniej zostało już tylko kilka dni i... Uwaga, uwaga... Wolność! Da, bum, tss...  

~~ Diablo ~~

Nie ruszaj się! - Zacząłem gonić swój ogon. - Wracaj! - Prawie go złapałem. - Nie uciekniesz mi! Prędzej czy później i tak cię dorwę! 

~~ Róża ~~

-Nie. Najlepiej około pierwszej. - Ciągle powtarzam. 

-Ale nie możemy o 12:00? - Chłopak upiera się przy swoim. 

-Ale obiad o 12:00? Zastanów się. 

-To pójdźmy na kompromis. - Dawid ukazał swój geniusz. -12:30? 

-Nie. 11:30. 

-Ty wiesz co to w ogóle jest „kompromis”?... - Zrobiłam poker face. 

***

~~ Czkawka ~~

Właśnie jemy w jednym z pobliskich pubów. Odwiedziliśmy prawie wszystkie zwierzęta. Dlaczego prawie? Otóż było... trochę kłótni... ale mamy jeszcze czas, więc zdążymy obejść zoo do końca. Zostały nam tylko małpy, lamy, ryby i gady, a jest dopiero 14:00. Szybko się uwinęliśmy, albo raczej szybko byśmy się uwinęli, gdyby nie ciągłe kłótnie, gdzie idziemy teraz... A kto się kłócił? Podpowiem. Takie dwie bezmózgie istoty, które nazywamy Moniką i Zuzią, aby nie były złe, że nazywamy je „bezmózgim planktonem”... W gruncie rzeczy, byśmy ich nie obrażali, bo plankton z natury nie posiada mózgu... Zapamiętało się coś z tej biologii. Heh... A wracając... Właśnie spożywam swój święty posiłek spokojnie. Co ja gadam?! Spokojnie? Fajnie by było, gdybym faktycznie jadł go spokojnie... Zuza się do mnie przykleiła i gdy tylko mam wziąć kolejną frytkę, ona się na mnie patrzy... Znacie ten ból? Ja właśnie go odczuwam... Niech ktoś ją stąd zabierze... Ślicznie proszę. Przynajmniej nie jest tak wkurzająca, jak... Co ja gadam... Jest tak samo wkurzająca, jak Marcin, który siedzi obok mojego kotka i cały czas albo się na nią patrzy, albo coś do niej gada... Mam wrażenie, że ją podrywa... Wrażenie? Nie. To pewne. W tym momencie mam takie jedno marzenie, które chciałbym spełnić. Ciekawe jakie, prawda? Już mówię. Wstałbym, podszedł do „kolegi” i urwał mu głowę na żywca, aby już do niej nie gadał i się na nią nie gapił... 

~~ Ken ~~

-A żebyś wiedziała. - Napiłem się soku. 

-Ja wiem. To ty nie wiesz, dlatego ci mówię. - Róża dodała. 

Spojrzałem się przed siebie i zobaczyłem Czkawke, który tylko czeka żeby zabić Marcina. Ciekawe dlaczego... Spojrzałem się na Marcina, a potem osobę, która siedzi obok niego.

- Eh... Nie dziwię mu się... Trzeba mu pomóc. - Wyciągnąłem komórkę i zacząłem pisać SMS-a do chłopaka. Kliknąłem „wyślij” i tylko czekałem na odpowiedź. Po niecałej minucie, przyjaciel odpisał, a ja wkroczyłem do akcji.

Wstałem i podszedłem do Marcina, który akurat siedział. Po chwili puknąłem kolegę w ramię. Chłopak wolno się odwrócił, a ja zacząłem rozmowę. 

-Ej. Chciałbym ci coś powiedzieć. 

-To mów. 

-Ale na osobności... - Hm... A teraz wypadałoby wiedzieć, co chcę mu powiedzieć... Chłopak wstał i skierowaliśmy się za pobliską lodziarnię. 

~~ Astrid ~~

Już zabierałam się za kolejną frytkę, gdy nagle komórka zabrzęczała mi w kieszeni. Wyjęłam ją i okazało się, że to był SMS od Czkawki. Czekam za pubem. Przeczytałam go, po czym spojrzałam się na nadawcę wiadomości, który wstał i poszedł za restaurację. 

Next

Po pierwsze:

Za wbicie 100 komentarza, dedyk dostaje XAngel4x BRAWO! ;3

A po drugie:

Dedyki dostają:

-Silver Rider

-KarolajnaFOREVER

To Wy byliście najbliżej C; BRAWO! :D

A teraz miłego czytania :3

Po krótkim namyśle także wstałam i skierowałam się w strone miejsca spotkania.

-Tak? - Podeszłam do niego.

-Co „tak”? - Odpowiedział.

-Czemu chciałeś, żebym przyszła? - Stanęłam naprzeciwko niego.

-Jestem bardzo poszkodowany i oczekuję współczucia.

-Współczucia? To cześć. - Odwróciłam się i już miałam postawić drugi krok, gdy usłyszałam za sobą chrząknięcie.

Szybko się odwróciłam, a mój wzrok zatrzymał się na przedmiocie, który trzymał w dłoni.

-Ej! - Podbiegłam do niego.

-Bardzo długiego i mocnego współczucia. - Wyszczerzył zęby.

-Oddaj. - Próbowałam dosięgnąć swojej komórki, którą trzymał nad sobą.

-E-e – Ciągle się uśmiechał.

-No oddaj... - Powiedziałam przez śmiech.

.

-Nie-e kotku.

-Oddaj...

-Najpierw poproszę o bardzo długie i mocne współczucie. - Na jego twarzy znowu pojawił się „typowy uśmiech”.

-Chyba cię pogięło...

-Mnie? Nie.

-Nie mam najmniejszego zamiaru cię całować. Przypominam. Masz dziewczynę. - Puknęłam go w klatkę piersiową.

-We wtorek już nie będę miał. - Lekko uniósł mój podbródek, ręką w której trzymał moją komórkę objął mnie w pasie i przybliżył swoją głowę tak, że prawie dotykaliśmy się czołami.

Już czułam jego oddech na moich wargach. Tylko kilka centymetrów i... Ma chłopak pecha. - Jedną ręką zakryłam mu usta, a drugą w tym samym czasie zabrałam swoją komórkę.

-Sorry, ale masz dziewczynę. - Poczochrałam mu włosy. - A teraz mnie puść.

Nic nie powiedział, tylko dalej się uśmiechał.

-Czekam. - Skrzyżowałam ramiona.

-Ja też.

Westchnęłam i dałam mu całusa w policzek.

-Zadowolony?

-To nie było bardzo długie i mocne współczucie. - Szepnął mi do ucha. - Kotku.

-Śmieszne. - Lekko się do niego uśmiechnęłam.

-Wiem kotku... - Powiedział ciągle szpeepcąc i przy okazji zbliżając usta do mojej szyi.

Już czułam jego ciepły oddech na mojej skórze, ale on ciągle ma dziewczynę. Czyli innymi słowy ma pecha.

-Nie-e kochasiu. - Zakryłam dłonią jego mordkę, przy okazji pokazując mu język.

Chłopak z niechęcią mnie puścił i poszłam w stronę przyjaciół. Przy stole siedzieli wszyscy oprócz mnie i Czkawki.

Next

-Gdzie ty byłaś? - Od razu zapytała mnie przyjaciółka.

-Na chwilę w toalecie. - Tylko taka myśl przyszła mi teraz do głowy...

-Okej... Załóżmy, że ci wierzę... Gdzie Czkawka? - Dodała.

Yyy... Co ja mam powiedzieć?! Kurcze... Pomocy!

-Skąd mam wiedzieć?... - Wzruszyłam ramionami i usiadłam na swoim miejscu.

-Czyli nie wiesz. - Zmrużyła oczy.

-Nie... - Zacięłam się na chwilkę. - Przecież byłam w łazience.

-Okej. - Znowu zaczęła jeść.

~~ Ken ~~

Ciekawe co tam się działo... Fajnie by było wiedzieć... Czkawka mi na 100% nie powie i Astrid tak samo... Eh... No nic. Mówi się trudno i idzie się dalej. No, w moim wypadku siedzi, ale to bez różnicy. Prędzej czy później i tak wstanę.

***

~~ Dawid ~~

-Cześć małpko. - Podszedłem do kapucynki, trzymającej się krat.

-Ej idziesz? Już od dwudziestu minut tu sterczymy... - Powiedziała Róża.

-Tak, tak... - Odwróciłem się w jej stronę. - Jeszcze chwila. - Uśmiechnąłem się. - Ej! - Małpa zabrała mi lizaka... Ee!!! - Oddaj to! - Małpka się tylko zaśmiała po swojemu... - To moje! Oddaj to! - Przyjaciele zaczęli się śmiać na całe regulatory... - To nie jest śmieszne! - Ciągle próbowałem odzyskać słodycz.

-Nie. Oczywiście, że nie... - Ken powiedział poważnie, po czym wybuchnął śmiechem.

-Ten lizak kosztował mnie aż złotówkę! Nie pozwolę sobie go tak bezpodstawnie odebrać! Jeszcze cię pozwę małpo! Zobaczysz! - Zacząłem grozić kapucynce, która tarzała mojego lizaka po ziemi. - Ten lizak na to nie zasługuje! Oddaj go, a pozwolę ci wypowiedzieć ostatnie życzenie!

-Ty go nie odzyskasz... - Powiedział Marcin przez śmiech.

-Ta małpa jeszcze pożałuje... - Przymrużyłem oczy. - Załatwię prawnika, który nie przegra z małpą! Bua, ha, ha, ha, ha...! - Uniosłem ręce w górę.

-Czyli każdy.

-Tak mniej więcej. - Powiedziałem wzruszając ramionami.

Rozdział 18[]

~~ Astrid ~~

Niedawno wstałam, zjadłam śniadanie, byłam w łazience, przebrałam się i wyszłam z Zefirem. Teraz sprzątam pokój... A dlaczego? Bo mama sobie wymyśliła, że wprowadzi się do nas babcia... albo na jakiś czas, albo na stałe i wszystko musi być na tip-top... Ja jej czasami nie rozumiem... Po co mam sprzątać w moim pokoju, skoro ona będzie spała w innym? Chyba nigdy nie zrozumiem dorosłych... Ale pocieszające jest też to, że tata musi pomóc nam później w zakupach i posprzątać calutki salon.

Może streszczę ten tydzień? Więc tak: w poniedziałek nie działo się nic ciekawego, no może oprócz tego, że Dawid ciągle miał pretensje do tej małpy... Ale można się do tego przyzwyczaić... We wtorek na lekcjach były różne odpały, więc się nie nudziliśmy. Potem Czkawka zerwał z Zuzą, na co ta się rozpłakała... Szczerze? Też było mi trochę smutno... W końcu ona go bardzo kochała... Ken zerwał z Moniką, na co dziewczyna przywaliła mu z liścia i się obraziła. Środa. Postanowienie, że w następnym tygodniu ja z Kenem i Riką, śpimy u Czkawki. Pewnie co trochę tak będzie... Raz u niego, raz u mnie, u Riki, u Kena i tak minie miesiąc, potem kolejny i jeszcze jeden... Przynajmniej byśmy się nie nudzili... Zostało nam tylko umówić się na konkretną godzinę, ale mamy na to tydzień. Czwartek... Nieoczekiwana kartkówka z historii. W końcu piątek: zwolnienie z ostatniej lekcji, gdyż nauczycielka nieoczekiwanie miała źle napisane zastępstwa i na jednej godzinie lekcyjnej miała mieć z nami i z inną klasą... Ale mieliśmy farta i dyrektorka pozwoliła nam iść godzinę wcześniej do domów. To się nazywa szczęście.

Okej. Zostało mi tylko pościelić łóżko i gotowe.

-Hej Zefir. - Pogłaskałam psa, który położył się na moim łóżku.

Czworonóg szczeknął i położył się na plecach. Widocznie domagał się pieszczot... A co mi tam... Skończyłam sprzątać, więc czemu nie? Po kilkuminutowych pieszczotach pies zasnął, a ja weszłam na Facebooka. Otworzyłam czat grupowy pomiędzy mną, Riką, Kenem i Czkawką. Akurat nie ma Kena... Trudno. Zauważyłam, że jakaś rozmowa rozwinęła się w najlepsze, a ja jestem takim leniem, że mi się przeczytać nie chce o czym piszą, więc walnę prosto z mostu...

Next

-Hej, o czym piszecie? - Zapytałam.

-Cześć. Właśnie myślimy, żeby się jutro spotkać. - Odpisała Rika.

-A wymyśliliście coś?

-Jeszcze nie kotku. - Chyba nie muszę tłumaczyć kto to napisał...

-Możesz mnie tak nie nazywać?...

-Oczywiście kotku :)

-Nie jestem kotkiem! Ile razy mam ci to powtarzać?!

-Tyle ile będziesz chciała kotku ;)

Już miałam coś napisać, gdy idealnie przed napisaniem ostatniego słowa, Rika wysłała komentarz przerywający naszą rozmowę. Ciekawe jak brzmiał? Właśnie tak: -Możecie się nie kłócić?! - Tak. Jej typowe powiedzenie, abyśmy się nie kłócili... Najdziwniejsze jest to, że zazwyczaj działa... Ale to on zaczyna!

-On zaczął.

-Po prostu przestańcie...

-Właśnie kotku. Musisz się przyzwyczaić...

-Ja?! O co ci chodzi człowieku?!

-Nie kłóćcie się!!!

-Ale to on zaczął!

-Ale to ty nie możesz pogodzić się z faktem, że jesteś MOIM kotkiem kotku.

-Nie jestem twoim kotkiem! Nie jestem kotem! Nie jestem twoja! Ile razy mam ci to jeszcze powtarzać?!

-Do znudzenia kotku.

-Nie kłóćcie się!!!

-On zaczął...

-Mój kotek zaczął...

-Nie jestem twoim kotkiem!

-Widzisz? Mówiłem, że MÓJ kotek zaczął...

-Nie prawda!

-Nie nazywaj jej tak, to się nie będzie czepiała...

-Niewykonalne. Twoje zgłoszenie zostało odrzucone. Prosimy o ponowne wysłanie formularza. :P

-Po prostu tak do niej nie mów. -,-

-Niewykonalne.

-Głupek! - Napisałam bez namysłu.

-Tak kotku. Jestem TWOIM KOCHANYM głupkiem ^^

-Czego ja się dowiaduje o.O xD - Odpisała Rika.

-Nie!!!

-Tak.

-NIE!!!!!!

-Ta-ak :)

-Nie!

-Nie kłóćcie się! >.<

-To mu coś powiedz. On zaczyna.

-Mam mu coś powiedzieć... -,- ..ty wiesz, że nie posłucha...

-No, ale mu coś powiedz...

-Ok. Nie mów do niej kotek.

-Ok.

-Serio? - Obie się zdziwiłyśmy...

-Właśnie?

-Tak.

-Super ^^ - Tak! W końcu! Sukces! Alleluja!

Next

-Masz wybór: mój kotek albo moja kochana Astriś :) - No chyba śnisz...

-Ani to, ani to!

-Czyli zostajemy przy MÓJ kotek :D

-Nie!

-To od dzisiaj mówię do ciebie MOJA kochana Astriś :D

-NIE!

-No to zostajemy przy MÓJ kotek ^^

-Możesz z łaski swojej nie pisać drukowanymi literami mój, albo moja?!

-Nie.

-To ja może was zostawię... - Co?! Nie! Rika nie rób mi tego!

-Nie zostawiaj mnie z nim ;-;

-Ale świetnie się dogadujecie xd

-Jesteś moją przyjaciółką... nie zostawiaj mnie w potrzebie ;-;

-Nie płacz kotku... :3

-ZAMKNIJ SIĘ!!!

-Coś myślę, że MÓJ kotek niedługo się fochnie...

-On nie da ci spokoju... XD

-Dzięki za pocieszenie...

-Nie ma za co ^^ Od tego jest przyjaciółka :D

-Ta...

-Więc MÓJ kotek się już fochnął?

-Tak. FOCH Z PRZYTUPEM!

-Zapomniałaś dopisać „na 5 minut”... - Odpisał chłopak.

-...

-Czyli się fochłaś?

-Widocznie tak XD – Odpisała przyjaciółka.

-Ej... Kotku... :|

-... - Jak ja lubię go tak czasami porządnie wnerwić :3

-Bo zrobię ci spam.

-... - Znowu specjalnie napisałam trzy kropki.

-Sama się o to prosiłaś.

-Lepiej coś napisz, bo skrzynkę będziesz miała całą zapchaną... - Rika mnie ostrzegła.

-To się wiadomości pousuwa. Co za problem? - Odpisałam przyjaciółce.

-Ty wiesz, że on to przeczyta?...

-Ma pecha.

- Napisał Czkawka.

-Ty. - Napis... Co?! Przecież mam na niego focha! Eh...

-Czyli się odfochałaś?

-Nie.

-Czyli tak kotku? :)

-Nie!

-Czyli ciągle jesteś na mnie fochnięta...

-Tak.

-To czemu piszesz?

-Bo tak.

-MÓJ kotek się na mnie nie focha <3

-Uuu... Serduszko ^^ - Rika dodała swoje trzy grosze.

-</3 Bua, ha, ha, ha, ha!

-<3 <3 <3

-Przestań!

-<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3

-No przestań!

-MOJEMU KOTKOWI to przeszkadza?

-XDD – Dzięki za pocieszenie Rika...

-Tak!

-No to się jeszcze pomęczysz ^^

-Już się boję, co będzie u ciebie na nocce XD – Napisała przyjaciółka.

-A ja nie chce tego wiedzieć...

-Wymyśli się na bieżąco...

-W sumie racja... A będzie butelka? - Oczywiście Rika musi się spytać... Eh...

-To podstawa.

-Żadnej butelki. - Napisałam od razu.

-Czemu?

-No właśnie kotku?

-Bo już wiem, co będę musiała robić, kiedy wylosuje mnie Czkawka.

-Co?

-Coś złego T^T

-Czyli już wiesz co? - Tym razem zapytał Czkawka.

-Ale ja w temacie nie jestem... - Odpisała Rika.

Next

To tak:

Czytając Wasze komentarze (na które nie chciało mi sie odpowiadać - leń - oczywiście .-.), to "zbyt oczywiste" jednak było na tyle zbyt oczywiste, że napisały o tym zbyt oczywistym oczywiście tylko 2 osoby .-. (masło maślanie, znajdujące się w maselniczce itd.)

To... Dedyka dostaje:

-Silver Rider

oraz

-KarolajnaFOREVER

(Jak kogoś nie dopisałam, to mi to uświadomcie w komentarzach, bo dzisiaj jestem... większym leniem niż zazwyczaj i nawet nexta mi się dodawać nie chciało .-.) (ALE WY jesteście TAAACYY kochani, że... hmm... nie... to nie przejdzie... ciągle nie chce mi się nic robić ;-;... LECZ to nie zmienia faktu, że jesteście TAAAACYYY kochani ;*)

I po kiego grzyba tyle pisałam? ;-; Oto pytanie dla filozofów (jak tu jacyś są, to proszę o odpowiedź :D)

Ale wracając:

Miłego czytania :3

-Podpowiem: :*

-Aaa...! Uuu... ^^

-Nie-e!

-Chyba, że wolisz oddać fanta... - Napisał chłopak.

-Nie!

-Nie? Ok. Jak do ciebie przyjdę, to możemy poćwiczyć :)

-NIE!!!

-UUUUUUUU...

-Mówiłam, że coś złego? T^T

-XD Coś w tym jest...

-Na pewno nie chcesz poćwiczyć kotku?

-NIE!

-To nie zajmie dużo czasu i będziesz przygotowana na takie okoliczności kotku.

-NIE!

-Uuu... - Czemu mi nie pomagasz... Powinnaś być po mojej stronie...

-Jutro poćwiczymy ^^

-NIE!!!

-Tak.

-Nie.

-Koniecznie muszę to zobaczyć. XD

-Nie będzie czego oglądać, bo go nie pocałuję!

-Jak nie ty, to ja kotku.

-Nie zgadzam się na twoje wymagania.

-Nie musisz.

-Widzisz to? - Odpisałam po chwili.

-Co?

- \

-Kreska?

-Tak. To moja przestrzeń osobista, która nie lubi być naruszana.

-To żeś dowaliła xD – Oczywiście zamiast mi pomóc, to przyjaciółka znowu dorzuciła swoje trzy grosze...

-Jak nie, jak tak xD

-I tak poćwiczymy kotku B)

-Nie-e.

-Ta-ak.

-Nie-e.

-Ta-ak.

-Lubicie się na wzajem wkurzać?...

-Ale to on zaczyna!

-I wróciliśmy do punktu wyjścia...

-Tak. Uznajmy, że tego nie było i pogadajmy jak normalni ludzie :)

-Jestem za. - Odpisałam przyjaciółce.

-To o której się jutro spotykamy?

-Mi by pasowało tak po południu...

-To może po obiedzie?

-Czemu nie. Ja mam ok. 14:00.

-A ja o 13:00 XD

-Ja też ok. 13:00...

-No to może o 15:00?

-Ok. Powiem Kenowi.

-Oki. A gdzie?

-W parku.

-Przyjdziecie po mnie? - Zapytała przyjaciółka.

-Ok. Czemu nie. - Napisałam.

-Spk. Przyjdę z moim kotkiem po ciebie.

-NIE JESTEM KOTKIEM!!!

-Twoje zgłoszenie zostało odrzucone z powodu napisania nieprawdziwej informacji. Prosimy o ponowne przesłanie formularza.

-Ciekawe jak zostało odrzucone...

-To może inaczej kotku.

-NIE JESTEM KOTKIEM!!!!!!!!!!

-Wieść, że nie jesteś moim kotkiem KOTKU, została odrzucona z powodu nieprawdziwej informacji.

-Jesteś nie do zniesienia!

-To czemu mi odpisujesz kotku? <3

-NIENAWIDZĘ CIĘ!!!

-Tak sobie wmawiaj...

-TO PRAWDA!

-Nie-e.

-TAK!

-Nie-e.

-MOŻECIE SIĘ NIE KŁÓCIĆ?!?!?!?!?!?

-Zależy czy MÓJ kotek się przyzwyczai.

-NIE JESTEM TWOIM KOTKIEM!!!

-Czyli nie...


-No to chociaż teraz się uspokójcie...


-Pa. - W końcu napisałam.

-Pa As.


-Pa kotku


-NIE JESTEM KOTKIEM!!!!!!!!!


Momentalnie zamknęłam laptop i odłożyłam na półkę. Spojrzałam na Zefira, który ciągle spał. - Nie będę go budzić. - Pomyślałam i zeszłam na dół.

Next


-O cześć. Kiedy przyszedłeś? - Zapytałam tatę w chwili, kiedy akurat zeszłam po schodach. 

-Niedawno. - Powiedział i usiadł na kanapie. 

-To teraz jedziemy do sklepu? 

-Jak przyjdzie mama, to pojedziemy. 

-A kiedy ma przyjść? - Usiadłam obok taty. 

-Nie mam pojęcia. - Przełączył na następny kanał. 

-Jesteś jej mężem. Powinieneś wiedzieć. 

-A ty jej córką. Też powinnaś wiedzieć. - Odłożył pilot po przełączeniu na Polsat. 

-Ale mi nie powiedziała. 

-Wiem tyle ile ty. - Poszedł do kuchni i wyjął sok z lodówki. 

***

Ciągle siedzimy i oglądamy jakiś film. Nawet Zefir się obudził, a mamy nie ma... 

-Zadzwoń no do niej. - W końcu zaproponował tata. 

-Okej. - Sięgnęłam po komórkę. 

Pierwszy sygnał... drugi... trzeci... czwarty... piąty... 

-Mamo... Ile można na ciebie czekać? 

-Zaraz przyjdę. 

-Dobrze... Pospiesz się... - Rozłączyłam się i odłożyłam komórkę. -Mama zaraz będzie. 

-Zaraz czyli kiedy? - Odparł tata. 

-Bo ja wiem?... 

Oglądaliśmy film jeszcze dobre 15 minut. Wtem usłyszałam dzwonek do drzwi... 

-Pójdę otworzyć. - Szybko wstałam i skierowałam się do holu. 

-Cześć. - Powiedziała mama wchodząc do domu. -Gzie byłaś tak długo? - Poszłam za mamą w stronę salonu. 

-U notariusza. - Odłożyła torebkę. 

-Kogo? 

-Notariusza. 

-... 

-Notariusz to prawnik pełniący funkcję zaufania publicznego, niekiedy nawet nazywany urzędnikiem państwowym. Chodzi bowiem o to, że dokonując czynności notarialnych, posługuje się on pieczęcią z wizerunkiem orła białego zaś akty notarialne mają charakter dokumentu urzędowego. 

-Aha... A po polsku? 

-Przecież to było po polsku. 

-Nie. To było po chińsku. Po polsku poproszę. 

-Mianowany przez ministra sprawiedliwości prawnik notariatu upoważniony do sporządzania aktów notarialnych i dokonywania innych czynności notarialnych. 

-Aaa.... 

-Jasne? 

-Pewnie. - Powiedziałam z uśmiechem. 

-Nie rozumiesz. 

-Nie. Ciągle mówisz po chińsku, a ja takiego języka nie opanowałam. 

-Eh... Wytłumacz jej. - Skierowała tę wypowiedź do taty. 

-No więc. Notariusz to ktoś, kto spisuje ważne umowy. Np. kupno, sprzedaż mieszkania. 

-I wszystko jasne... 

-Teraz rozumiesz? - Zapytała mnie mama. 

-Oczywiście. - Powiedziałam zadowolona. - Mamo. Musisz wziąć od taty lekcje polskiego. Uwierz mi. Przydadzą ci się. - Powiedziałam z uśmiechem. - Jedziemy? - Dodałam szybko. 

-Tak. Nie możemy się spóźnić. - Odpowiedziała kobieta. 

-Nie możemy się spóźnić... - Wydukał tata.


-No co? 

-Nic, nic. Jedziemy? 

-Tak. 

Szybko wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. Minęliśmy po drodze kilkadziesiąt budynków i zawitaliśmy w sklepie spożywczym. 

-Co najpierw? - Spytałam. 

-Chleb i bułki. - Oznajmiła.

***

Niedawno przyjechaliśmy z zakupów. Kupiliśmy wszystko, co było na liście, no może jeszcze czekoladę... Mniejsza z tym. Teraz ja z mamą robimy coś na obiad, a tata sprząta salon. Tylko Zefir sobie biega po dworze i nic nie robi. Ale ma fajnie... W pewnych momentach chciałabym być nim... 

~~ Tata Astrid ~~

A tutaj powinna leżeć moja czapka... - Podniosłem poduszkę. - Jaki ja jestem genialny! Leżała tutaj, a szukałem jej od kilku dni w szafie! Wiedziałem, że prędzej czy później się znajdzie! To się nazywa dobra pamięć! 

***

~~ Astrid ~~

-Cześć babciu! - Przytuliłam kobietę, której bardzo dawno nie widziałam. 

-Witaj wnusiu. - Odwzajemniła uścisk. 

-Mamo, zapraszamy. - Odpowiedziała moja rodzicielka. We czwórkę usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy rozmawiać. Było dużo śmiechu, ale i też z lekka smutnych historii. Po półtoragodzinnej uczcie, każdy udał się do swojej sypialni. Oczywiście tata pokazał babci, gdzie będzie jej tymczasowy pokój.

Rozdział 19[]

~~ Astrid ~~ -Co na obiad? - Zapytałam mamę, która od godziny stoi przy garach.

-Barszcz. - Otworzyła szafkę.

-A jaki? - Oparłam się o blat.

-Biały. - Wsypała do potrawy szczyptę jakiejś przyprawy.

-A co na drugie?

-Gołąbki.

-Wspominałam, że nie jem zwierząt?

-Nie. - Podeszła do lodówki. - Przygotuj stół. - Przerwała. - Za chwilę podaje obiad.

-Oki. - Wzięłam szklanki przygotowane przez mamę.

Po kilku minutach stół był przyszykowany.

-Melduję gotowość do kolejnego wyzwania. - Żartobliwie zasalutowałam mamie.

-Cieszę się. - Lekko się uśmiechnęła. - Zawołaj babcię i tatę. - Dodała po chwili.

-Okej. - Poszłam na górę.

Otworzyłam drzwi od pokoju babci i zawołałam kobietę w imieniu mamy na obiad. Następnie poszłam po tatę, który przebywał w ogrodzie i robił porządki w samochodzie.

-Tato obiad gotowy.

-Za chwilę będę.

-Tylko się pospiesz.

-Tak, tak...

-Ja nie żartuję. Mama się wścieknie.

-Aha, oczywiście. - Pokiwał głową na tak. - To nie powinno tu leżeć. - Powiedział pod nosem.

-Tato...

-Hm?

-Obiad gotowy. - Powiedziałam drugi raz.

-Wiem, mówiłaś. - Otworzył schowek.

-Okej. Kiedy będziesz?

-Za chwilę.

-Okej.

Weszłam do domu i zastałam przy stole mamę oraz babcię.

-Gdzie tata? - Odezwała się młodsza kobieta.

-Sprząta samochód. - Przeszłam obok nich.

-A kiedy będzie?

-Powiedział, że za chwilę.

Nastała chwilka ciszy.

-Pójdę po niego. - Odparła kobieta.

-No coś ty. Muszę wypełnić misję. Co nie?

-Dobrze, ale zaraz przyjdź.

Jeśli tata majstruje bądź sprząta samochód, a na dodatek zaczął kilkanaście minut wcześniej, to równie dobrze można by od razu szykować kolację... W czasie, gdy mijaliśmy z Zefirem kobiety siedzące przy stole usłyszałam, że mama tłumaczy babci o co chodziło z tą „misją” i dlaczego teraz nie przyszłam czegoś zjeść.

Szybko weszliśmy do garażu w którym przebywał tata. Usiadłam na przednim siedzeniu obok kierowcy, natomiast pies wskoczył na tylne siedzenie za mną.

-Tato, dom się pali.

Next


Można powiedzieć, że zgadł jeden użytkownik, więc to on dostaje dedyka C:'

-Użytkownik wikii 109.196.112.121

Mam nadzieję, że następnym razem będzie lepiej, a tym czasem zapraszam do nexta C:

-Aha, świetnie. - Mężczyzna odsunął przednie siedzenie od kierownicy.

-Mama złamała nogę i nie może wstać z podłogi.

-Mhm...

-Babcia miała zawał.

-Aha, chwila.

-Właśnie ktoś bombarduje nasz dom. - Mówiłam jak gdyby nigdy nic.

-Wspaniale. Jeszcze tu... - To ostatnie zdanie powiedział do siebie.

-Jestem w ciąży. Już trzeci miesiąc. - Oparłam się o siedzenie. - Kiedy byłam z mamą na USG, okazało się, że dziecko urodzi się bez rąk i nóg.

-Mhm...

-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!

-Aha...

-Więc ci mówię, że obiad gotowy. - Dałam mu ostatnią szansę.

-Tak, tak. - Czyścił miejsce na picie.

-Mama cię woła.

-Powiedz jej, że już idę.

-Ale ona powiedziała, że masz przyjść teraz.

-Chwila.

-Okej. - Wzruszyłam ramionami, ale nie ruszyłam się z miejsca.

Poczekałam kilka sekund i znowu powiedziałam, że mama go woła.

-Tak, tak. Już idę.

-Już czyli kiedy? - Uniosłam brwi.

-Chwilka.

-Dooobrzeee. - Przeciągałam samogłoski, a mój kochany piesek zaczął wyć wtedy, kiedy zaczęłam przedłużać słowo.

-Tak, tak...

-Jeeeedeeennnn, dwaaaaaa, trzyyyyy, czteryyyy... - Każde słowo mówiłam wolno, długo i jak najgłośniej. Oczywiście Zefirek także „mówił”... A dokładniej szczekał... A jeszcze dokładniej wył... Głośno...- ...dwaaaadzieeeeeściaaaa sieeeeedeeeemmmm, dwaaaaadzieeeeściaa oooosieeemmm...

-Dobrze. Idę. - Odparł gdy doszłam do trzydziestu.

Wiedziałam, że długo tak nie pociągnie. To się nazywa być geniuszem.

***

Właśnie skończyliśmy jeść obiad, a ja oznajmiłam mamie, że przychodzi po mnie Czkawka, idziemy po Rikę, a potem po Kena i do parku. Zgodziła się od razu. Niestety babcia zaczęła mnie o niego wypytywać. To było bardzo wkurzające...

-Nie... Ja z nim nie chodzę. - Powtarzam to już chyba z piąty raz.

-Ja wiem swoje.

-Babciu... Przecież go nawet nie znasz.

-Moja intuicja mi to mówi.

-Więc się myli.

-Ona jeszcze nigdy się nie pomyliła.

-Zawsze musi być ten pierwszy raz.

-O nie kochaniutka. Ja wiem co tu się dzieje.

-Co?... - Zapytałam ostrożnie, żeby mi tu nie wyskoczyła ze ślubem i prawnukami. W końcu babcie zawsze wiedzą o nas coś, czego my nigdy nie wiedzieliśmy. Np. jakiś kolega przychodzi po ciebie rano do szkoły, ona mówi że to twój mąż, a ty nawet o tym nie wiedziałaś...

-Jesteście razem. - Że co?! - Tylko jak długo... - Powiedziała ciszej do siebie.

-Nie jesteśmy razem. Tylko przyjaciele.

-Ty już babci nie pouczaj. - Zagroziła mi palcem.

Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko do nich podeszłam, otworzyłam i moim oczom ukazała się dobrze mi znana osoba.

-Cześć. - Powiedziałam.

-Hej kot... - Nie zdążył dokończyć, gdyż zakryłam mu usta dłonią.

-Cicho bądź. - Odezwałam się ciszej. - To idę, pa. - Powiedziałam głośniej do rodziców i babci. - Idziemy. - Już miałam zrobić krok gdy...

-Hola, hola wnusiu. - Babcia do nas podeszła.

-Czkawka, poznaj moją babcię. Babciu, to Czkawka. - „Sztucznie” się uśmiechnęłam.

-Dzień dobry. - Przywitał się chłopak.

-Dzień dobry. - Kobieta zlustrowała go wzrokiem.

-To... my... idziemy... - Złapałam go za przedramię i pociągnęłam za sobą.

-Astrid, poczekaj. - Powiedziała.

-Tak babciu? - Znowu się do niej uśmiechnęłam.

-Nawet nie musiałam go widzieć, żeby ocenić i dobrze powiedziałam.

-Tak... To my idziemy. Pa. - Pociągnęłam go za przedramię, wychodząc z mojego podwórka i skierowaliśmy się pod dom Riki.

-O co jej chodziło? - Serio? Musi?!

-O nic. - Wzruszyłam ramionami.

-A wiesz co?

-Co? - Ciągle patrzyłam się przed siebie.

-Wiesz, że dzisiaj ćwiczymy? - Zapytał z łobuzerskim uśmiechem.

Next

-Chyba śnisz. - Odpowiedziałam bez namysłu.

-Już się obudziłem kotku. - Ciągle na mnie patrzył i co gorsza, ciągle się tak uśmiechał.

-Najwyraźniej nie.

-A chcesz się założyć? - Stanął naprzeciwko mnie.

-Nie. - Skrzyżowałam ramiona.

-Jesteś pewna kotku? - Delikatnie złapał mnie za podbródek, który lekko uniósł.

-Jak nigdy. - Pokazałam mu język, ominęłam go i ruszyłam przed siebie.

-Kotku... Ale wiesz, że się od tego nie wymigasz? - Znowu szedł obok mnie.

-Spróbuję. - Lekko się uśmiechnęłam.

-Tak sobie wmawiaj... Tak sobie wmawiaj... - Odparł cicho patrząc przed siebie.

-A żebyś wiedział. - Spojrzałam się na niego.

W końcu dotarliśmy pod dom Riki. Zadzwoniliśmy dzwonkiem do drzwi i otworzyła nam jej mama.

-Dzień dobry. - Powiedziałam.

-Dzień dobry. Jest Rika? - Zapytał Czkawka.

-Tak, jest. Wejdźcie. Za chwilę przyjdzie. - Wpuściła nas do domu i udała się bodajże do kuchni.

Nie pomyliła się. Rika kilka sekund później zeszła po schodach i podeszła do nas szybkim krokiem.

-Cześć. Idziemy? - Spytała zakładając torebkę na ramię.

-Pewnie. - Odpowiedziałam i po kilkunastu sekundach już nas nie było.

Teraz kierowaliśmy się pod dom Kena. Oczywiście otworzył nam sam chłopak, więc od razu opuściliśmy jego działkę.

-To do parku? - Zapytała przyjaciółka.

-No tak. Chyba, że macie jakieś inne pomysły. - Odparłam.

-Jak chcesz kotku.

-Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie nazywał mnie kotkiem? - Stanęłam naprzeciw niego.

-Ile chcesz kotku. - Powiedział ze swoim typowym uśmiechem.

Tylko prychnęłam i zaczęłam iść obok Riki. Po dojściu do parku, od razu usiedliśmy na ławce. O dziwo nie było dzisiaj dużo ludzi.

-Więc kiedy i na którą godzinę mamy u ciebie być? - Zaczął Ken.

-Bo ja wiem? - Czkawka wzruszył ramionami. - Jak gadałem o tym z rodzicami, to powiedzieli że w weekend.

-To może z piątku na sobotę? - Zapytała przyjaciółka.

-Ja bym mogła. - Odpowiedziałam.

-No mi też by pasowało. - Odezwał się Ken. - A tobie? - Zapytał przyjaciela.

-Pewnie.

-No to została tylko do ustalenia godzina spotkania. - Powiedziałam po chwili ciszy.

-Co powiecie na to, żeby po szkole iść na dwie godziny do domu, żeby mieć czas na spakowanie się, zjedzenie obiadu i ogólne uszykowanie, a potem byście do mnie przyszli?

-No, dwie godziny to szmat czasu... - Przyjaciółka powiedziała do siebie. - Mi pasuje. - Uśmiechnęła się. - A wam? - Dodała.

-Tak.

-Tak, zdążę wszystko zrobić.

-No to mamy ustaloną godzinę, czas i miejsce. - Przyjaciel Czkawki oparł się o ławkę i przymknął oczy.

-A co będziemy u ciebie robić na tej nocce? - zapytała moja przyjaciółka.

-Butelka na 100% - Chłopak od razu odpowiedział z uśmiechem.

-Nie. - Wytrzeszczyłam oczy i pokiwałam głową na „nie”. - Bez butelki. Proszę... - Złożyłam ręce jak do modlitwy.

-Niby czemu? - Spytała.

-No właśnie kotku?

Przymrużyłam oczy i spojrzałam się na Czkawkę, który tylko zawadiacko się uśmiechnął. -Już nic... - Oparłam się o ławkę.

-Hej... Kotku... Czemu nie chcesz grać w butelkę... - Chłopak powiedział cicho i spokojnie, przy czym objął mnie ramieniem.

-Wiesz dlaczego. - Prychnęłam.

-A żebyś wiedziała, że wiem. - Wyszczerzył zęby i „wyciągnął się” siedząc na ławce.

Next

Szybko się odwróciłam i od razu oberwał w głowę.

-Ała! Za co?

Przymrużyłam oczy i dałam mu do zrozumienia, żeby lepiej nie drążył tematu. Rika z Kenem gadali w najlepsze, więc mogłam poświęcić trzy sekundy mojego cennego czasu i go walnąć. Z drugiej strony, każda wymówka jest dobra, żeby go walnąć. Ewentualnie wnerwić. Albo walnąć i przy okazji wnerwić. :3 Czyli upieczenie dwóch pieczeni na jednym ogniu, albo po prostu walnięcie Czkawki. To jest obojętne. Byle, żeby go walnąć albo bez okazji, albo dzięki jakiejś okazji. Tak, żeby się wyżyć i psychicznie i fizycznie. :3

-Wiesz... Zawsze możesz poprosić o pytanie a nie o zadanie. - Wzruszył ramionami.

-I wtedy byś się mnie zapytał czy miałam już chłopaka, czy się całowałam i tak dalej...

-No widzisz? Ciesz się, że masz wybór kotku. - Chytrze się uśmiechnął.

-Ta... To się nazywa wybór... - Westchnęłam.

-A żebyś wiedziała kotku. - Mrugnął do mnie.

-Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie nazywał mnie kotkiem?

-Ile chcesz skarbie. - Wyszczerzył zęby.

-Wiesz co? Nie zasługujesz na to, żeby być głupkiem.

-Wiem kotku.

-Od teraz jesteś idiotą.

-Serio?...

-Tak. - Powiedziałam pewnie.

Chwilę siedzieliśmy w ciszy, aż w końcu Czkawka zapytał.

-Jestem idiotą. Tak? - Lekko się uśmiechnął.

-Tak.

-A idioci są głupi. Tak? - Wyszczerzył zęby.

-Tak, a co? - Przymrużyłam oczy.

-A, tak się pytam. - Spojrzał się przed siebie z dobrze widocznym uśmiechem.

-Okej.... - Na chwilę przerwałam. - To co robimy? - Zapytałam przyjaciół.

-Szczerze? Nie mam pomysłu... - Odparła przyjaciółka.

-A ja mam. - Ken powiedział z uśmiechem.

Wszyscy się na niego spojrzeliśmy i tylko czekaliśmy, aby coś powiedział.

-No?... - Zaczął Czkawka przy okazji pokazując gestem ręki, alby przyjaciel dokończył swój pomysł.

-Bądźmy wróżkami! - Krzyknął zadowolony swoim pomysłem chłopak.

-A myślałam, że obok mnie siedzi tylko jeden idiota... - Mruknęłam pod nosem.

-Albo... - Rika wstała. - ...za chwilę wam powiem. - Dodała z uśmiechem, w czasie, kiedy ciągnęła mnie za rękę, żebym wstała.

-Albo co? - Zapytałam ciszej przyjaciółkę, na co ta spojrzała się z chytrym uśmiechem na chłopaków.

Czyli coś knuje...

-Chodź. - Podeszła ze mną do pobliskiego drzewa i zaczęła...

-W naszym parku są fontanny. Prawda? - Ciągle się uśmiechała.

-Aaa... - Pokiwałam głową na „tak”. - Ja już wiem co ty knujesz.

-Mhm... - Wyszczerzyła zęby. - A niedaleko jest plac zabaw i w nim piaskownica. - Szybko dodała.

-Już się boję. - Odparłam z wyczuwalną ironią.

-No, ale przyznaj. Nie fajnie by było się z nich pośmiać?

-Pff... Oczywiście, że tak. - Szeroko się uśmiechnęłam.

-Czyli nie muszę objaśniać ci planu?

Next

-Nie... Zrobimy go w czterech krokach.

-Oczywiście. - Na chwilę przerwała. - Po pierwsze zwabienie ich do fontann...

-...po drugie oblanie... - Dokończyłam.

-...wytarzanie lub obrzucenie ich piachem... - Mówiłyśmy na zmianę.

-...a na koniec szybka ucieczka.

-Dokładnie. - Przybiłyśmy piątki i zadowolone ze swojego geniuszu wróciłyśmy do przyjaciół.

-To o czym gadałyście? - Zapytał Ken.

-Aaa... o niczym... - Usiadłam na swoim miejscu.

-Coś mi się nie wydaje. - Chłopak kontynuował.

-To niech zacznie. - Spojrzałam się na fontanny i pobliski plac zabaw.

-A może przejdziemy się obok fontann? - Zapytała przyjaciółka.

-Mi odpowiada. - Szybko dałam znać.

Chłopaki tylko na nas spojrzeli i pod wpływem chwili, także się zgodzili. Wszyscy wstaliśmy z ławki i ruszyliśmy w stronę wyznaczonego celu. Kiedy doszliśmy na miejsce, razem z przyjaciółką stanęłyśmy na „murku”, który otacza fontanny.

-Jak tu ładnie... - Rika powiedziała do siebie.

-Tak... - Potwierdziłam.

Niby nic, bo te fontanny mogłybyśmy odwiedzać codziennie, ale akurat dzisiaj jest pięknie i wcale nie chodzi o nasz „plan”... Po prostu ten zachód słońca i jeszcze te krople wody... No... Nie da się tego zbytnio opisać... Tu jest po prostu wspa... Ale że co?! Już zachodzi słońce?! Że jak?! - Szybko spojrzałam na zegarek w komórce i uświadomiłam sobie jak jest już późno. - Trzeba się sprężać, albo wracać po ciemku do domu... Hmm... Osobiście wolę część pierwszą... Przy okazji, kiedy będę uciekać, szybciej będę w domu... Nie dość, że dostaną nauczkę za nic ^^, to jeszcze będę w domu przed zachodem słońca. Najlepszy możliwy scenariusz! Takie plany mi odpowiadają. Nawet nie zauważyłam, kiedy chłopaki stanęli obok nas... A myślałam, że będzie trudniej... Dzięki!

Lekko puknęłam przyjaciółkę w rękę, aby to nie zwróciło ich uwagi. Rika spojrzała się na mnie kątem oka i przy okazji delikatnie skinęła głową na „tak”.

Ręką, znajdującą się obok niej pokazałam „3”. Od razu załapała o co chodzi. I dobrze, bo stracić TAKĄ szansę to... To... To... To absurd! Wracając. Złożyłam dłoń w pięść i pokazałam „1”. Potem „2”. I w końcu „3”. Momentalnie obie popchnęłyśmy Kena i Czkawkę prosto na fontanny. Udało się. Szybko „zbiegłyśmy” z murka i zaczęłyśmy biec w stronę placu zabaw. A konkretnie – piaskownicy. Chłopaki oczywiście biegli za nami i krzyczeli... Cytuję: „doigrałyście się!”, „wracajcie! Natychmiast!”, ewentualnie „jeszcze się zemszczę!”... Więcej nie słyszałam, bo... Kto by chciał słuchać tych głupoli? No właśnie. Nikt. Więc wracając. Oni ciągle nas gonią... Miło... Ale niedługo będzie jeszcze milej. Szczerze mówiąc, to na oko trzy metry i nas złapią.... I dobrze. Nie zdążą wyhamować... Jak przykro... - Minuta ciszy. - Nie. Nie jest przykro.

-Na trzy ty w lewo, ja w prawo. - Oznajmiłam w czasie biegu przyjaciółce.

-Załatwione.

Zostało kilka metrów do piaskownicy...

W sumie wszędzie jest... Okej... Prawie wszędzie jest piasek, ale na około piaskownicy jest takie niskie „ogrodzenie”, aby piasek nie przelatywał, więc o potknięcie nie jest wcale tak trudno.

-3... - Zaczęłam. - ...2... 1! - Momentalnie każda z nas rozbiegła się w przeciwnym kierunku.

Oni i piaskownica... Kto wygra? Uwag, uwaga... a wygrywa... Pias...! Co?! Czkawka zatrzymał się idealnie przed „ogrodzeniem”. Nie... Ale chwila... Tak! Przegrali! Zwycięstwo! Dziękuje Ken! Bua, ha, ha, ha, ha! A właśnie... Najpierw objaśnię jak to było, a potem będzie świętowanie. Otóż. Czkawka w ostatniej chwili zatrzymał się przed piaskownicą, ale Ken nie wyhamował... Niby nic, ale biegł od razu za Czkawką... I „popchnął” go... I... Oboje stracili równowagę... I dalej wiadomo co się wydarzyło. To jeden z najszczęśliwszych jak do tej pory dni mojego dzisiejszego dnia! Bua, ha, ha, ha, ha!... Jak to wyglądało? KOMICZNIE! Nie chciałabym znaleźć się na ich miejscu... O nie... Wiać!

Next

***

Właśnie szybko wbiegłam do domu i jakimś cudem mnie nie złapali...

-Co się stało? Gonił cię ktoś? - Podeszła do mnie babcia.

-No... Tak jakby. - Uśmiechnęłam się do niej.

-To pewnie ten Czkawka. Zgadza się?

-Nie! - Pauza. - Znaczy... On i taki kolega.

-A czemuż to?

-No bo... Zrobiłyśmy im z Riką taki żarcik i... No wiesz.

-Tak... od żarcików się zaczyna. - Ciągle się uśmiechała.

-Co się zaczyna? - Zmarszczyłam brwi.

-Nie ważne. - Poklepała mnie po ramieniu. - Umyj ręce i do stołu.

-Już jest kolacja? - Serio się zdziwiłam...

Bo przecież jest dopiero... - Spojrzałam na zegarek. - Okej. Pora na kolację. - Poszłam szybkim krokiem w stronę łazienki i otworzyłam drzwi. Kiedy tylko do niej weszłam moją uwagę przykuło lusterko... A dokładniej to, co się w nim odbijało... Jak ja wyglądam?! - Poczochrane włosy... - Postanowienie: nie uciekać przed kimś, kto jest mokry i wytarzany w piasku. - ...brudna podkoszulka... Okej... Brudna... Ale ona jeszcze dzisiaj była śnieżno-biała! Niby jakim cudem się ubrudziła?!

-Nie uciekniesz mi!

-Śmieszne! - Mówiłam w czasie biegu.

-Rika! Ty też czekaj! - Tym razem odezwał się Ken.

-Chyba w snach!

Przebiegłyśmy przez pobliski lasek. - Jak my to nazywamy... - Lecz tak na prawdę to równo 42 drzewa... - Tak, kiedyś bardzo się nudziliśmy... - ...posadzone jedno bliżej, drugie dalej na przestrzeni jednego wyburzonego sklepu z butami, ubraniami i różnymi dodatkami. „Ciucholand” był ogromny, więc i miejsca było dużo, a skoro burmistrz nie miał pomysłu, co może tam być, a obrońcy natury chcieli aby w naszym mieście było więcej drzew...

Wracając...

Między tymi drzewami, było TAK BRUDNO?! - Oczywiście nie wspominając, że kiedy stoisz obok fontanny, zawsze na ciebie spadnie kilkadziesiąt kropelek wody... I jest się tak trochę mokrym... Ale to nie zmienia faktu, że powinni trochę wyczyścić te drzewa! Okej... No to już wiem dlaczego jestem taka brudna... Chociaż i tak te drzewa mogłyby oszczędzić moją bielutką podkoszulkę...

Po umyciu rąk i wyjściu z łazienki, zabrałam się za jedzenie. Dzisiaj były kanapki z pomidorem i ogórkiem, plus przyprawy i szczypiorek. Zjadłam je bardzo szybko i od razu poszłam się umyć.

Rozdział 20[]

Dzisiaj jest wtorek i do szkoły na 8:00. Lekcje oczywiście odrobione, ale chęć do nauki znikoma...

Za chwilę przychodzi po mnie Czkawka i idziemy po Rikę, a potem po Kena. W poniedziałki, wtorki i środy wszyscy mamy na 8:00, więc chodzić do szkoły też można razem. Gorzej jest z czwartkami i piątkami. Nasza klasa w czwartek zaczyna lekcję, gdy jest 9:40, a przeciwna 8:45. Natomiast piątek – my 8:45, a oni idą o 9:40. Zrządzenie losu... Jakby nie mogli zmienić nam lekcji... Wtedy cały tydzień można by chodzić razem do szkoły... Ale grunt, że możemy się w niej zobaczyć. Nagle dało się usłyszeć dzwonek do drzwi. Szybko zbiegłam po schodach, przy okazji zakładając plecak na ramię.

-Wychodzę!

Otworzyłam drzwi i raz dwa przekroczyłam próg domu.

-Cześć. - Przywitałam przyjaciela.

-Cześć kotku. - Odpowiedział z uśmiechem.

-Serio?... Już na początku dnia? - A już myślałam, że ten dzień mogę zaliczyć do udanych... Albo przynajmniej ranek...

-Musisz się powoli przyzwyczajać. - Wzruszył ramionami.

-Niby do czego?

-Aaa... Do niczego. - Podrapał się z tyłu głowy.

-Tak. I na tym pozostańmy.

Chłopak praktycznie niezauważalnie się uśmiechnął. Niestety ja to zauważyłam...

-Co cię tak śmieszy? - Uniosłam brwi.

-Nic. Idziemy?

-Głupek. - Powiedziałam pod nosem i ruszyłam za nim.

-Słyszałem.

-I dobrze. Przynajmniej głuchy nie jesteś. - Odpowiedziałam głośniej.

Next

-Jaka milutka...

-Idiota.

-Musisz mi to ciągle wypominać? - Powiedział głośniej.

-A ty musisz ciągle mnie nazywać kotkiem?

-Okej. Nie było rozmowy.

-Typowy facet...

-Typowa dziewczyna.

-Typowy-głupi-facet. - Odpowiedziałam, patrząc się na niego ze skrzyżowanymi rękoma.

-Więc typowi faceci są głupi? - Uniósł brwi.

-Tak.

-Od kiedy?

-Od zawsze.

-Coś mi się wydaje, że jesteś nie w humorze...

-Kto by pomyślał. - Wywróciłam oczami.

-Co się stało?

-Zgadnij.

-Nie umiem poprawnie odpowiedzieć na twoje pytania, więc nie zgaduję.

-Nie umiesz poprawnie odpowiedzieć?

-Tak. Zawsze, gdy coś powiem – obrywam. - Wzruszył ramionami. - Więc wolę nie odpowiadać.

-Ooo... Nauczyłeś się. - Powiedziałam z wyczuwalną ironią, kiedy zadzwoniłam dzwonkiem do domu Riki.

Dziewczyna chwilę później była już przy nas i we troje szliśmy po Kena.

-Coś ty taka markotna? - Zapytała mnie przyjaciółka.

-A, tak jakoś. - Wzruszyłam ramionami.

-Jeśli to przez niego... Wskazała na chłopaka idącego zaraz obok mnie. – ...to przyrzekam, że go ukatrupię.

-Ej! Czemu znowu ja?! - Czkawka spojrzał na dziewczynę, która mu zagroziła. - Przecież nic nie zrobiłem. A nawet jeśli, to nie mam bladego pojęcia: co, gdzie, jak po co, na co i dlaczego. - Podniósł ręce w geście obronnym. - A poza tym ona nie chce mi powiedzieć.

-As... - Dziewczyna zaczęła przeciągle mówić te kilka liter. Aż w końcu zdecydowanym głosem powiedziała. - Zjedz Snickersa. Poczujesz się lepiej.

-A masz go? - Zapytałam z uśmiechem.

-Nie... Ale możemy iść do sklepu.

-Nie trzeba. - Powiedziałam ze śmiechem.

-W końcu poprawił ci się humor. - Przyjaciółka mnie przytuliła. - Mam nadzieję, że będzie tak do końca dnia.

-Po prostu mam dzisiaj zły dzień. - Mruknęłam pod nosem.

-A na kim będziesz się wyżywać? Oczywiście jak zawsze na mnie. - Przyjaciel spojrzał w niebo.

-Aha. - Uśmiechnęłam się do niego. - Bo ty zawsze jesteś pod ręką.

-Miło mi to słyszeć.

-Mi też. - Dodała Rika. - Dzięki temu już wiem od kogo trzymać się na dystans, aby mi się przez przypadek nie oberwało.

~~ Czkawka ~~

-Wszystkie przeciwko mnie?... - Zadzwoniłem do domofonu przyjaciela.

-Przesadzasz. Przecież Ken nie jest przeciwko tobie.

-Jakie ja mam szczęście... - Zrobiłem chwilową pauzę. - O wilku mowa. Cześć. - Przybiliśmy piątki.

-Witajcie wszyscy. - Przywitał się z resztą.

-Cześć. - Odpowiedziała Rika.

-Cześć. - Odezwał się mój kotek.

-A wiecie, że... - Zaczął, lecz Rika przerwała mu w połowie zdania.

-Zanim coś palniesz, chciałabym uprzedzić, że Astrid jest dzisiaj nie w humorze, a nie chciałabym mieć tutaj rannych.

-Rannych? - Przełknął ślinę.

-Tak.

-To jak daleko mam się od niej trzymać?

-Może z... 50 metrów? To powinno wystarczyć.

-I po co mu to mówisz? - Od razu zareagowałem z wypowiedzią. - Przecież ja idę na pierwszy ogień. - Dodałem z sarkazmem.

-Racja... - Dziewczyna chwilę się zastanawiała. - Więc 10 metrów wystarczy. - Spojrzała na przyjaciela.

-Jasne. - Spojrzał na dziewczynę. - Dzięki, że ratujesz nam skórę. - Tę wypowiedź skierował do mnie.

-A kto uratuje mnie... Ał! - Mój kotek właśnie z całej siły przywalił mi pięścią w brzuch. Miło... - Za co?...

-Za gadanie. - Od razu odpowiedziała. - A poza tym musiałam się wyżyć. - Wzruszyła ramionami z uśmiechem.

-Powodzenia. - Ken poklepał mnie po ramieniu.

Next

-Dzięki... Przyda się... - Znowu mruknąłem pod nosem.

-A co chciałeś wtedy powiedzieć? - Zaczęła przyjaciółka.

-Kiedy?

-No... Jak wyszedłeś z domu.

-Aaa... Wtedy...

-No... To?

-Hmm... - Zaciął się na kilka sekund. - Właśnie! Bo podobno dzisiaj w klasach będziemy oglądali jakiś film.

-Jaki? - Zapytała się od razu.

-Bo ja wiem? Może jakiś dokumentalny, albo... No... Nie wiem. Ale jak sprawdzałem w internecie ile mniej więcej może trwać taki film, to było napisane że dwie, góra trzy lekcje. W tym wolne przerwy.

-Powiem tak: nie ważne czy film jest nudny ale ważne, że nie mamy lekcji.

-Właśnie dlatego sprawdziłem, ile taki film może trwać. - Wzruszył ramionami.

Resztę drogi przeszliśmy w ciszy. Kiedy weszliśmy do szkoły – od razu udaliśmy się do szatni. Następnie odwiedziliśmy tablicę z ogłoszeniami. Czyli religia pierwsza... A już myślałem, że będzie jakieś zastępstwo... Miałem taką nadzieję... A tu „poof” i nadzieja prysła... Ale czemu ja się dziwię? W końcu to szkoła... Na koniec przerwy wraz z moim kotkiem udałem się pod klasę. W czasie, gdy zajęliśmy ostatnią wolną ławkę pod ścianą, przed nami usiedli Dawid i Marcin. Natomiast Róża wzięła krzesło i dosiadła się po bocznej stronie ławki. Ksiądz nie miał nic przeciwko rozmawianiu, więc co religia połowa klasy się przesiadała.

-Czkawka... - Mój kotek spojrzał się na mnie.

-Tak?

-Daj komórkę... - Wyciągnęła przed siebie rękę.

-A po co?

-Bo chcę pograć.

Po chwili myślenia – jeśli jej ją dam, to może przeżyję do jutra, a jeśli jej nie dam, to równie dobrze od razu mógłbym poszukać w internecie ładnego nagrobka i zamówić na jutrzejszy dzień. - Odpowiedź była szybka i jednoznaczna.

-Proszę bardzo kotku. - Podałem jej telefon.

Od razu włączyła grę Agar.io. Jak ja się cieszę, że wziąłem ładowarkę...

-Słyszałam od Riki, że Astrid ma dziś zły humor. - Zaczęła Róża.

-Tak. I ja idę na pierwszy ogień. Ał! - Zacząłem rozmasowywać bolące ramię. - A to za co?

-Tak po prostu. - Mój kotek wzruszył ramionami i kontynuował grę.

-Widzisz? W drodze do szkoły dostałem w brzuch... A Ken mi podziękował, że ratuję mu skórę.

Marcin zaczął się cicho śmiać. Na jego nieszczęście usłyszałem to.

-A ty z czego rżysz?

-Nie twój interes.

-Taa? Ciekawe.

~~ Dawid ~~

-Mam wrażenie, że z tego wyniknie jakaś bójka... - Odezwałem się ciszej do Róży.

-Mhm... - Pokiwała głową na „tak”.

-Tylko czemu się nie lubią... Przecież to niedorzeczne... Chodzą do tej samej klasy, siedzą blisko siebie na lekcjach i przerwach...

-Tego nie wiem i jak na razie lepiej się nie dowiadywać.

-Niby racja... Ale i tak trzeba coś zrobić. Przecież zaraz się pozabijają.

-A masz jakiś pomysł? - Zapytała mnie przyjaciółka.

-No nie wiem... - Zaciąłem się na chwilę. - Ale poczekaj. Przecież jest religia.

-No... Tak.

Next

-I chyba powinni się zachowywać porządniej.

-Ty to masz łeb. - Uśmiechnęła się do mnie, po czym chrząknęła w stronę kłócących się chłopaków. - Moglibyście się choć trochę zachowywać? Jest religia.

Przyjaciele spojrzeli na nią w tym samym czasie i idealnie w tym samym momencie skrzyżowali ramiona. Ale oni się zgrali... A nawet się nie lubią... I niech ktoś teraz spróbuje powiedzieć, że to nie jest magia, tylko zbieg okoliczności.

-On zaczął. - Pierwszy odezwał się Marcin.

-Ja?! Chyba raczej ty bęcwale.

-Zamknij się łosiu!

-A tak w ogóle, to czemu się nie lubicie? - W końcu Róża odważyła się zapytać.

Obydwoje natychmiast zamilkli. Widocznie albo nie było powodu, albo nie chcieli o tym mówić.

-Posłuchajcie. - Zacząłem. - Nawet jeśli się nie kolegujecie, moglibyście chociaż trochę poudawać, że się lubicie.

Obydwoje natychmiast wybuchnęli śmiechem.

-Co w tym jest według was takiego śmiesznego? - Zrobiłem chwilową pauzę. - Chyba się o coś pytam. - Zaczęli śmiać się jeszcze bardziej. - Przynajmniej wam humor poprawiłem...

***

~~ Astrid ~~

Na ostatniej przerwie uzgodniliśmy, że dzisiaj spotkamy się z Riką, Czkawką i Kenem w parku o 17:00. Oczywiście najpierw się zdzwonimy, czy każdemu tak godzina odpowiada. Akurat skończyliśmy lekcje i właśnie idziemy do domów.

Po drodze zdecydowaliśmy, – a raczej oni zdecydowali... - że po mnie przychodzi ten głupi zboczeniec, idziemy po Rikę i Kena, a potem prosto do parku.

-To cześć! - Odezwał się Ken, po czym skręcił w lewo i zadzwonił domofonem, aby któreś z rodziców mu otworzyło.

-Ale tak właściwie, to co będziemy tam robić? - Przyjaciółka pomyślała na głos.

-To my nie idziemy do parku? - Od razu zapytałam.

-Idziemy. Tyle, że nie wiem co będziemy tam robić. - Dodała wzruszając ramionami.

-A ty masz jakiś pomysł? - Zapytałam przyjaciela.

-Nie. - Zaprzeczył idąc dalej przed siebie.

W tym czasie Rika się z nami pożegnała i skręciła na swoje podwórko. Niedługo potem, my też się rozdzieliliśmy. Weszłam do domu i poczułam zapach zupy pomidorowej.

-Cześć! Jestem! - Zdjęłam buty i weszłam z plecakiem na plecach do salonu. Spojrzałam w prawo i ujrzałam babcię, gotującą obiad.

-Cześć. Siadaj do stołu. - Kobieta powiedziała z uśmiechem odwracając się w moją stronę.

-Okej. - Poszłam szybko na górę, odłożyłam plecak i umyłam ręce.

Schodząc na dół o mało co nie potknęłam się o Zefira, który sobie spał na schodach... On to ma życie...

-Babciu... - Zaczęłam w czasie, gdy siadałam do stołu.

-Tak?

-No, bo... Dzisiaj umówiliśmy się z Riką, Kenem i Czkawką, że o 17:00 spotykamy się w parku. Znaczy... Nie spotykamy, tylko... No, na przykład po mnie przychodzi Czkawka i potem idziemy po Rikę i po Kena...

-Ale najpierw masz odrobić lekcje. - Odparła starsza kobieta.

-Wiem. - Wzięłam kolejną łyżkę zupy.

Po pierwszym daniu, przyszedł czas na następne. Tym razem, były to kurczak z rożna i surówka z buraków – nie wspominając o kompocie.

~~ Babcia Astrid ~~

Astriś wszystko zjadła i poszła odrabiać lekcje, a ja kończę zmywać naczynia. Kiedy myłam ostatni talerz, usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi.

-Cześć! Wróciłam!

-Hej córeczko.

-Hej mamuś. - Przytuliła mnie.

-Siadaj do stołu.

-Ale...

-Już.

-Jasne... Tylko umyję ręce.

-Dobrze, ale się pospiesz.

-Okej! - Usłyszałam głos dobiegający z łazienki.

Chwilę potem, moja kochana córeczka siedziała sobie przy stole, czekając na obiadek.

~~ Mama Astrid ~~

-Podobno niedługo po nią przychodzi jej narzeczony. - Zaczęła moja mama.

-Co?! - Wytrzeszczyłam oczy.

-Oj córeczko... Nie wiesz?

-Ale kto?!

Next

-No ten taki na C...

-C?

-No ten... Jak on miał...

-...

-No Czesław... Nie... Cezary... Celestyn...

-Chodzi ci o Czkawkę?

-O dokładnie. Powiedziała, że on i jego kolega...

-Ken.

-Dokładnie. I jego koleżanka...

-Rika.

-Widzisz? A kiedyś to mówiłaś, że nic nie umiesz...

-Ale mamo...

-Mądra z ciebie kobita. I kto miał rację?

-Mamo...

-Hm...?

-Oni są za młodzi, żeby byli narzeczonymi, a poza tym Astrid chyba z nim nawet nie...

-Nie pyskuj mi tu. - Przerwała mi.

-...jest...

-Powiedziałam nie pyskuj. - Zagroziła mi palcem.

-Dobrze... Kontynuuj.

-To oni idą do parku, jak lekcję Astrid odrobi.

-Dobra.

-A zupkę zjesz?

-Tak.

-I dobrze. - Podeszła do blatu. - A na drugie kurczaczek z rożna i surówka z buraczków.

-Tak dużo?

-To nie jest dużo. - Odwróciła się w moją stronę. - Pamiętasz? Twój wujo, to zawsze czekał na moje obiadki i mówił, że bardzo mu smakują.

-Ale ja jestem od niego mniejsza...

-No właśnie. Dlatego musisz dużo jeść.

-No niech ci będzie.

***

~~ Astrid ~~

Przed chwilą odrobiłam lekcje, a teraz się przebieram. Myślałam nad tym, że mogłabym założyć podkoszulkę i bluzę, ale odeszłam od tego pomysłu. Robi się coraz zimniej, więc trzeba ubierać się cieplej... Założyłam bluzkę, kurtkę i czarne krótkie kozaki. Spodni nie przebierałam, bo są ciepłe i wygodne. Rozczesałam i rozpuściłam włosy, aby było mi choć trochę cieplej na dworze i chwyciłam ładującą się komórkę. 98%? Wystarczy... Jednym ruchem odłączyłam komórkę od ładowarki, chwyciłam torebkę, którą przełożyłam przez ramię i zeszłam po schodach.

-O... Cześć. - Podeszłam do taty i go przytuliłam. - Kiedy przyszedłeś?

-Może z pół godziny temu...

-A czemu ja nic o tym nie wiedziałam? Hmm?

-Bo nie pytałaś.

-Taa... Jesteś taki zabawny... - Powiedziałam z sarkazmem.

-Moja córeczka jest zazdrosna?

-Oczywiście. - Odpowiedziałam z uśmiechem.

Nagle dało się usłyszeć dzwonek do drzwi. Otworzyłam je, a tam...

-Idziemy? - Zapytał chłopak.

-Aha. - Przekroczyłam próg, gdy...

-A gdzie to się wybierasz? - Usłyszałam donośny głos mojego taty.

-Do parku.

-A lekcje odrobione?

-Tak.

-A o której będziesz?

-Nie wiem.

-A ty o której wracasz do domu? - Zwrócił się do Czkawki.

-Pewnie około 21:00.

-Co się tu dzieje? - Mama przyłączyła się do naszej rozmowy.

-Nic kochanie...

-Nie żartuj sobie... - Mama się na mnie spojrzała. - Ojciec ma rację. O której będziesz?

Serio?... Teraz wam się zebrało na pytania? Teraz?... Nie mogliście wcześniej?...

-Dopilnuje, żeby przyszła o 20:00. - Odezwał się chłopak.

-20:00?... Dobrze... Tylko się nie spóźnij. - Powiedział tata.

-A nie mogę trochę później?... Proooszę...

-Nie. Musisz się na jutro przyszykować do szkoły.

-Ale...

-Nie.

-Dobrze...

Rodzice się uśmiechnęli i zamknęli za mną drzwi.

-Musiałeś się podlizywać? - Zaczęłam.

-Ja? Podlizywać się?

-Tak. Ty. Podlizywać. Się. - Przedrzeźniałam go.

Next

-Myślałem, że humor ci się poprawił...

-Też tak myślałam, ale jednak nie. - Podeszliśmy pod dom Riki.

Zadzwoniłam domofonem. Teraz tylko czekać na przyjaciółkę.

-To... Wymyśliłaś coś, co można w parku porobić?

-Nie.

-Musisz być taka naburmuszona?... - Chłopak założył rękę na moje ramiona.

-Tak. Pamiętasz? Mam dzisiaj zły humor.

-A wiesz, że zapomniałem? - Przywaliłam mu w brzuch z pięści. - Okej, już pamiętam... - Złapał się za brzuch i lekko zgiął. - Ał...

-Cześć! - Przyjaciółka mnie przytuliła i spojrzała na Czkawkę. - A temu co?

-Próbuje nową pozycję jogi.

-Widać humor dopisuje. - Rika się uśmiechnęła.

-Nie wiesz co mówisz... - Odezwał się brunet.

-No wiesz... Ja się nie znam. - Przyjaciółka spojrzała przed siebie. - Lepiej chodźmy po Kena, bo jeszcze on się fochnie...

-Popieram. - Chłopak podniósł prawą rękę do góry.

***

Po dotarciu do parku, usiedliśmy na wolnej ławce. Niby było ciekawie, ale potem i tak poszliśmy na plac zabaw. Co z tego, że jesteśmy trochę starsi od przedszkolaków... Tak troszeczkę... Ale skoro nie było tam jakiej fali dzieciaków, to spokojnie mogłyśmy zająć huśtawki. A dlaczego powiedziałam „mogłyśmy”? Otóż szybko podbiegłyśmy do huśtawek wiszących obok siebie i sobie na nich jak gdyby nigdy nic usiadłyśmy.

-No zejdźcie... - Ken powtórzył po raz... No nie wiem... Setny?

-Nie-e. - Odpowiedziałam i dalej się huśtałam.

-Mógłbyś mi pomóc. - Ken powiedział do przyjaciela, na co ten wzruszył ramionami. -Super z ciebie przyjaciel...

-No wiesz… Chciałbym dożyć jutra…

-Racja. - Spojrzał się na nas. - Dajcie mi się pohuśtać…

-Nie. - Odpowiedziałyśmy w tym samym momencie.

-Czasami was nienawidzę… - Powiedział pod nosem.

-My ciebie też. - Powiedziałam.

***

~~ Rika ~~

Było fajnie i bardzo… Oryginalnie… Chyba lepiej tego nie ujmę. Astrid przestała się fochać na mnie i Kena. Tylko na mnie i Kena. Czkawka był żywą tarczą, na której przyjaciółka wyładowywała złość.

-A tak w ogóle, to co kto przynosi? - Zaczęłam. W końcu nikt nic nie ustalał…

-No nie wiem… Ja mogę picie. - Spojrzał się na nas. - No wiecie… Pepsi, Cola, Sprite, Fanta, Mirinda...

-Ja załatwiam łóżka, koce, dach nad głową, kablówkę… - Czkawka zaczął wymieniać, jakie to rzeczy może załatwić.

-Normalnie jesteś tak mądry jak magiczne skrzaty Roszpunki… - Powiedziałam.

-Roszpunka ma magiczne skrzaty? - Przyjaciółka się na mnie spojrzała.

Spojrzałam się na nią i pokiwałam bardzo wolno, przecząco głową z przymrużonymi oczami.

-Więc jest głupszy od największego idioty świata… - Powtórzyła mój gest, tylko że pokiwała głową twierdząco.

-Musiałaś to podsumować… Prawda? - Przyjaciel spojrzał na Astrid ze znudzeniem.

-A jak myślisz? - Dziewczyna uniosła brwi.

-Myślę, że on nie myśli. - Powiedziałam przyjaciółce.

-I dobrze myślisz. - Szeroko się uśmiechnęła.

-Więc w tym towarzystwie tylko ja nie myślę? - Zapytał chłopak.

-No coś ty. Ken nigdy cię nie zostawi. - Powiedziała Astrid.

-Ona ma rację. On też nie myśli. - Podsumowałam. - Jesteście takimi braćmi syjamskimi, co przy operacji przez przypadek wycieli wam mózg. - Uśmiechnęłam się. - Zgadzasz się ze mną As?

-Ja bym się nie zgadzała? Proszę…

-Jesteście takie miłe… - Ken powiedział pod nosem.

Next

-A wy to nie? - As spojrzała na Czkawkę. - Nie ma to jak ciągle prze… - Nie dokończyła, bo wiadomo kto jej przerwał.

-Na…

-Okej, nazywasz. I co? Nie możesz zrozumieć, że cię nie lubię. - Pokazałam mu język.

-Jakoś nie widzę, żebyś mnie nie lubiła.

-Ta? Już widzisz.

-To, że masz gorszy dzień, nie znaczy, że możesz nas obrażać i wygadywać bzdury. - Widocznie ich rozmowa rozwinęła się w najlepsze… Chyba lepiej im nie przeszkadzać…

-Mam prawo was obrażać. I nie wygaduje bzdur! - Przyjaciółka zaczęła podnosić głos.

-Nie masz prawa kotku.

-Ile razy mam ci mówić, żebyś mnie tak nie nazywał?! - Podeszła do niego. - Jesteś największym imbecylem świata, który myśli tylko o sobie i jest najbardziej gamoniowatym tchórzem w historii! - A on się tylko uśmiechnął… Dziwne… Ale niestety prawdziwe…

-Po pierwsze: mów ile chcesz, po drugie: nie jestem największym imbe… - Dziewczyna mu przerwała.

-No chyba nie! To JA mam rację!

-Nie-e.

-Tak! I jesteś największym gamoniowatym idiotą świata!

-Ej… As… Może lepiej już przestań? - Podeszłam do dziewczyny. - Ludzie za chwilę będą się patrzeć…

-Trudno! Mam to gdzieś! - Spojrzała na chłopaka, ale… Nie było go?

Odwróciłam się i… No nie… Serio?!

On z Kenem sobie siedzieli na huśtawkach, a my stałyśmy naprzeciw nich. To nas podeszli…

-Nie ma tak! Złaźcie! - As się na nich spojrzała.

-Dziękuje kotku. - Chłopak się do niej uśmiechnął.

-Chyba coś powiedziałam!

-Nie krzycz… - Złapał ją za biodra i posadził sobie okrakiem na kolanach. - Tak może być? - Dziewczyna zaczęła się wyrywać.

-Masz mnie puścić! - Tym razem ją do siebie przytulił.

-Chciałabyś. - Uśmiechnął się delikatnie i pocałował ją w czoło. - Lepiej?

-Puść mnie. - Odparła i znowu zaczęła się wyrywać.

-Nie-e. - Chłopak objął ją rękoma mocniej, ale nie na tyle, aby mogło jej się coś stać.

-Idiota… - Powiedziała i objęła jego szyję rękoma.

-Wiem, wiem… Największy idiota świata…

-Tak. - Zauważyłam jak się uśmiechnęła pod nosem.

-Ej… Jak ty to robisz? - Zapytał Ken.

-Że niby co?

-No zgadnij…

-Ty… właśnie… - Dodałam. - Jak ty to robisz?

-Ale o co wam chodzi?

-No… - Ken wskazał głową na Astrid.

~~Czkawka~~

-Tak jakoś. - Wzruszyłem ramionami.

-Coś mi się nie wydaje. - Odezwał się Ken.

-To niech zacznie. - Przerwałem. - Albo wiesz co? Poćwicz na Rice.

-Że co?! Na mnie?!

-No chyba nie!

Właśnie w tej chwili poczułem, a zarazem usłyszałem, jak mój kotek się po cichu śmieje.

-Widzicie? Nawet naszą obrażalską rozśmieszyliście.

-Serio? To też zaplanowałeś? - Ken spojrzał się w górę.

-A jak myślisz?

-Imbecyl. - Rika się odezwała. - A wiesz co teraz się stanie? - Powiedziała do mnie z uśmiechem.

-Astrid mnie walnie. - Rika wytrzeszczyła oczy.

-Jak?!

-Magia. - I oberwałem… - No weź… Przecież zgadłem… - Spojrzałem na kotka i zauważyłem, jak krzyżuje ramiona i się focha. Znowu…

-Ale jak ty to zrobiłeś? - Rika nie dawała za wygraną.

-Jak się mnie zapytałaś co teraz się stanie, to poczułem że As zabiera rękę z mojej szyi. - Pokazałem jej język.

-Ale równie dobrze, mogło być jej nie wygodnie i chciała ją poprawić.

-Jak by było jej nie wygodnie, to od razu by ją poprawiła.

-Foch.

-Serio?... Ał! - Astrid przywaliła mi pięścią w brzuch... Spojrzałem się na mojego kotka. - Nie ma tak! - Zacząłem ją łaskotać.

Dziewczyna nie mogła przestać się śmiać, a ja po mniej więcej minucie przestałem.

-Co się mówi?

-Nie ma za co. - Powiedziała przez śmiech, a ja znowu dałem jej nauczkę.

-Jeszcze raz. Co się mówi?

Ona tylko spojrzała się na mnie z uśmiechem.

-No słucham.

-Dzień dobry. - I znowu zacząłem ją łaskotać.

-Dobra! Przestań! - Zaczęła krzyczeć przez śmiech.

-Słucham.

-Do widzenia. - Pokazała mi język.

-Tego już za wiele. - Włożyłem ręce pod jej kurtkę i wtedy zacząłem ja łaskotać. Porównując te łaskotki z poprzednimi, są o wiele gorsze… Wtedy tylko się szarpała i krzyczała, żebym przestał. A teraz? Teraz zaczęła mnie kopać. I krzyczeć. I się szarpać. I płakać ze śmiechu. Pominąłem coś? Chyba nie…

-Stop! Przestań! - Co chwilę robiła pauzę na wzięcie wdechu i niepohamowany śmiech. - No już! Czkawka!

-A co się mówi?

-Proszę!

-To się zgadza, ale mi chodzi o to poprzednie.

-Ale jak mnie puścisz! - Nie przestawała się śmiać.

-A jak nie?

-No proszę!

Przestałem ją łaskotać i tylko czekałem, aż złapie oddech. Po chwili znowu zapytałem.

-Więc?

-Przepraszam… - Ciągle trochę się śmiała.

-Ma być szczerze.

-Było szczerze. - Spojrzała się na mnie.

-Nie było.

-Było.

-Było? - Już miałem znowu zacząć ją łaskotać, ale natychmiast mnie przytuliła i zaczęła przepraszać, żebym jej tylko nie łaskotał. Dziewczyny… - Dobrze… Niech ci będzie…

-Dziękuje.


Rozdział 21[]

Znalazłam wenę (i mam nadzieję, że zostanie ze mną na długo - a przynajmniej do końca rozdziału 21 ;-;) więc oto next! :D

Nadszedł ten wielce oczekiwany dzień, a mianowicie piątek. A jeszcze bardziej mianowicie za 10 siedemnasta. Jeszcze tylko ostatnie poprawki i wszystko będzie gotowe.

Właśnie ktoś zadzwonił do drzwi. Szybko chwyciłem za klamkę i uchyliłem je przyjacielowi.

-Cześć. Wchodź.

-Cześć. - Powiedział Ken z torbą picia.

-Masz? - Zapytałem przyjaciela.

-Tak. P.S. Dziewczyny za chwilę przyjdą.

Po wejściu do salonu, odłożyliśmy picia do kuchni i rozsiedliśmy się na kanapie. Nudziłem się tak bardzo, że aż wstałem i skierowałem się w stronę kuchni. Normalnie sam siebie nie poznaje… Ale mniejsza z tym. Kiedy już miałem otworzyć torbę i sprawdzić, czy to tam jest, usłyszałem dzwonek do drzwi. No pięknie… - Ej! Łosiu! Otwórz! - Wrzasnąłem do przyjaciela.

-No chyba nie! To nie mój dom! - Usłyszałem z salonu.

-Co ci szkodzi ruszyć te 4 litery?!

-A tobie?! Ja tu kabaret oglądam!

-To obejrzysz później!

Znowu ktoś zadzwonił.

-Jestem twoim gościem! Nie mam zamiaru otwierać drzwi komuś, kogo nie zaprosiłem!

-Idiota… - Powiedziałem do siebie i niestety musiałem iść otworzyć te cholerne drzwi…

-Cześć.

-Cześć.

Dziewczyny się przywitały i weszły do środka.

-Co tak długo nie otwieraliście? - Zapytała Rika.

-Aaa… Nie słyszeliśmy dzwonka… - Wziąłem od nich torby. - Zapraszam.

Obie zdjęły kurtki i buty, a następnie przyszły do salonu.

-Gdzie twoi rodzice? - Zapytała As.

-Wiesz co? To bardzo zabawna historia… - Zacząłem.

-Nie ma ich. - Dokończyła Rika.

-Nie, ale…

-Ale? - Tym razem pytanie zadała Rika.

-Czkawka. Powiedziałam swoim rodzicom, że będą. Sam mówiłeś, że będą! - Astrid zagroziła mi palcem.

-Byli! Jak tylko wszedł Ken, oni wyszli. Nawet się z nimi żegnał. Prawda? - Spojrzałem na przyjaciela.

-Oczywiście. To prawda. Żegnałem się z nimi. - Chłopak od razu odpowiedział.

-Ok… Kiedy będą? - Zapytał mój kotek.

-As, As, As… - Ken wstał i objął ją ręką, po czym wskazał na kanapę, aby usiadła. - Posłuchaj. - Zaczął chłopak. - Będą. Spokojnie. Tyle, że… - Dziewczyna mu przerwała.

-Nie ma ich i nie wiadomo kiedy wrócą. - Odparła ze znudzeniem.

-Oczywiście, że wiadomo. Prawda? - Chłopak na mnie spojrzał.

-Tak! Wiemy z dokładnością do minuty.

-Właśnie. A Czkawka ci to powie.

-Właśnie! Zaraz… Co?! Czemu ja?! - Wrzasnąłem.

-Bo to… No nie wiem… Twoi rodzice? - Chłopak uniósł brwi, przy okazji wyszczerzając zęby, abym tylko odpowiedział. Oj nie ma tak dobrze...

-Przecież ty przy tym byłeś. - Wytrzeszczyłem oczy, żeby on to powiedział.

-Ty też. - Zrobił to samo.

-Niech zgadnę… Przyjadą jutro. - Rika powiedziała “do siebie”.

-Możliwe… - Odparł Ken.

-Idioci. - Dodała As.

-Ok. Wytłumaczyliśmy sobie wszytko, więc co robimy? - Zacząłem.

-Butelka! - Krzyknął Ken.

-Nie! - Krzyknął mój kotek.

-Czemu?

-Bo nie. Ja nie gram. - Skrzyżowała ramiona.

-No chodź…

-Nie.

-As…

-Nie.

-Ile razy mam mówić? - Powiedziałem kolejny raz.

-Wy sobie grajcie, a mnie zostawcie w spokoju.

-Ok. Albo zagrasz z nami dobrowolnie, albo siłą.

-Nie masz prawa mnie zmuszać.

-Myślisz? - Zawadiacko się do niej uśmiechnąłem.

-Nie zrobisz tego. - Zmarszczyła brwi.

-Zakład?

I schowała się za Rikę, która wzięła poduszkę i użyła jej jako tarczy.

Westchnąłem, zakładając ręce na biodra i spojrzałem się na Kena.

-Ona nie chce grać.

-No weź... - Ken spojrzał na mojego kotka.

Dziewczyna zmarszczyła brwi i prześwidrowała go wzrokiem.

-As? - Rika na nią spojrzała.

-Okej. Mogę zagrać, ale mam warunek. - Dziewczyna się uśmiechnęła.

-Jaki? - Zapytałem ostrożnie.

Next

-Bo wzięłyśmy kosmetyki…

-Będziecie się malować? Extra. To gramy. - Szybko powiedziałem.

-Nie.

-Co “nie”? - Zapytał przyjaciel.

-Chcemy “malować” was. - Czy ja aby się nie przesłyszałem?!

-To żart. Tak? - Powiedziałem ze śmiechem.

-Nie. - Odpowiedziała Rika.

-Wiesz co Ken? Mi się odechciało grać w butelkę… A tobie?

-Od samego początku mi się nie chciało. - Machnął ręką i wyszczerzył zęby.

-No właśnie. To co robimy? - Zapytał mój kotek.

Chyba za gładko poszło… No nic.

-Albo… - Astrid pobiegła do mojego pokoju.

-As? - Zapytałem głośniej, aby usłyszała. - Co masz zamiar zrobić?

Wszyscy poszliśmy na górę. Otworzyłem drzwi i…

-No nie! Jak mogłaś?! - Podbiegłem do płyt leżących na podłodze. - Dziewczyno! Ja to ze 3 godziny układałem! - Spojrzałem na nią.

-Trudno. - Wzruszyła ramionami i chwyciła za Just Dance 2015. - Gramy?

-Jak poukładam płyty… - Powiedziałem pod nosem.

-Później ci pomogę… - Złapała mnie za rękę i zaciągnęła do przyjaciół siedzących na łóżku. Nie wnikam co tam robili…

-Zagramy? - As zapytała z uśmiechem.

-Ja i taniec? Chyba nie. - Powiedział Ken.

-A ty? - Zapytała Rikę.

-Tak, a ty? - Dziewczyna zapytała mnie.

-Nie. Nie umiem tańczyć.

-Ale grę masz.

-Mam, bo dostałem.

-Ale masz.

-Ale sam jej nie kupiłem.

-Ale masz pecha. Gramy.

-Ale… Chwila. Że co?! No chyba nie. - Pokręciłem przecząco głową.

-Tak. As się ze mną zgadza, więc gramy.

-My się chyba nie rozumiemy… - Uśmiechnąłem się nerwowo.

Astrid szepnęła jej coś na ucho, a ja… Nie wiem co o tym myśleć… To na pewno jakiś plan działania…

-Co jej powiedziałaś?

-Kto? Ja? - Udawała zaskoczoną. Szczerze? Nawet dobrze jej to wychodzi.

-Więc?

-No zgódź się… - Zaczęła. Mówiłem że to jakiś plan?

-Nie. Ja-nie-tańczę.

-No proszę…

-Nie. Niech Ken sobie z wami podensi.

-Nie. - Chłopak od razu powiedział.

-Foch. - Powiedziały w tym samym czasie.

-No ej… - Odparłem.

***

A więc musimy z Kenem zatańczyć “Sexy and i know it”... Fajnie… Przynajmniej broniliśmy się pół godziny. To jest postęp. Ale i tak stoimy przed telewizorem i próbujemy opóźniać taniec. Od 10 minut… A one co? Wlazły sobie na łóżko i będą nas oglądać. Super… Nie? Nawet Diablo przyszedł… Nie przyznaje się do niego. Okej… Zaczyna się mój koszmar… Podnieśliśmy prawe ręce i… Gra rozpoczęta…

Po zatańczeniu dziewczyny od razu zaczęły nas namawiać na powtórkę. Na szczęście są zasady i one tańczą. Szkoda by było, gdyby musiały zatańczyć “Makarenę” przy chłopakach…

-To teraz wasza kolej. - Powiedziałem i od razu usiadłem na łóżku przy Astrid.

-Dobra, ale co tańczymy? - Zapytała Rika.

-Hmm… Dobre pytanie… - Odparł Ken “zastanawiając się” chociaż było oczywiste co wybierze. - Może… Piosenka po tytułem… No nie wiem… Cóż za ciężki wybór… Hmm… Chyba “Makarena” będzie odpowiednia. Nieprawdaż przyjacielu? - Chłopak spojrzał na mnie z uśmiechem.

-Ależ oczywiście przyjacielu.

-Mówiłam żeby nie tańczyli akurat do tej piosenki! - Astrid lekko uderzyła Rikę w ramię.

-Ale nie mów, że nie było warto. - Dziewczyna wyszczerzyła zęby by w uśmiechu.

-No niby tak… - Mój kotek szeroko się uśmiechnął i lekko przechylił głowę w prawo.

-Zapraszam to tańca. - Wskazałem ręką środek pokoju.

Obie wstały i ustawiły się naprzeciw telewizora.

-Tylko się nie powstrzymujcie! - Ken krzyknął, a dziewczyny od razu na niego spojrzały. - My też chcemy sobie popatrzeć! - Dokończył z uśmiechem.

-Ken! My wam takiego czegoś nie mówiłyśmy! - Odezwała się Astrid.

-Mówi się trudno i płynie się dalej, płynie się dalej, płynie, płynie, to co robimy? Płyniemy w dół, w dół. Rybka lubi płyyyyywać! Dopóki jest żyyyyyyywaaaa! - Przyjaciel zaśpiewał im piosenkę którą ostatnio polubił.

-”Gdzie jest Nemo”ci troszeczkę zaszkodziło… - Odezwał się mój kotek.

-To taki mały szczegół. - Lekko się uśmiechnął. - Do roboty.

Next

-Czkawka powiedz mu coś… - Moje słonko się na mnie spojrzało, a ja co? Cmoknąłem w jej stronę, po czym zawadiacko się do niej uśmiechnąłem przy okazji puszczając oczko.

Dziewczyna próbując się nie uśmiechać pokazała mi język. Chwilę potem zauważyłem, jak Rika powiedziała jej coś na ucho, na co ta od razu odpowiedziała - prawie krzycząc - że to nie prawda.

-Czekamy. - Tym razem ja powiedziałem.

W końcu niechętnie odwróciły się w stronę plazmy i ustawiły się na miejscach.

Nie powiem, te trzy minuty wpłynęły na mnie bardzo dobrze, a to jak Astrid…

-Ał! - Krzyknąłem, kiedy oberwałem od mojego kotka w głowę. - Za co?! - Spojrzałem się na nią ze zdziwieniem.

-Za patrzenie!

-Nie mogę się już nawet patrzeć?

-Wiesz o co mi chodzi!

-Nie mam bladego pojęcia słoneczko. - Znowu zawadiacko się do niej uśmiechnąłem. I znowu oberwałem… Świetnie...

Potem tańczyliśmy do jeszcze innych piosenek - oczywiście póki nam się to nie znudziło…

Aktualnie siedzimy w salonie i słuchamy plotkujących dziewczyn. Niby faceci nie powinni tak “plotkować” i to trochę takie bardziej “dla dziewczyn”, ale dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy. Serio. Odkryłem, że… No dobra… Usłyszałem, że Dan podkochuje się w Krystynie, ona “lubi, lubi” Igora, Igor woli Ninę, a ona kocha Dana. Wiem, dziwne. Sam nie mogłem zrozumieć tego przez dobre 10 minut, ale jak tak gadały, to wszystko sobie ustaliłem. Jest moc B-) Ale dowiedziałem się nie tylko tego. Podobno nauczyciel od geografii spotyka się z… panią od niemca! Niby nic w tym dziwnego, ale ona jest od niego starsza o 7 lat… Tego akurat nie mam zamiaru próbować zrozumieć. Może to i lepiej?... Ok, dalej. Pani od angielskiego niedługo bierze ślub. To akurat wiedziałem, ale się upewniłem. I ostatnia ciekawostka - taki jeden z naszej klasy - nie będę pokazywał palcem - yyy… - albo będę - pewien pan Karol - nie wiadomo dlaczego - ma z biologii 5,50. To znaczy, że jedyny z całej klasy będzie miał 6 na półrocze. A skoro jako jedyny dostanie 6, a nie okazało się, że brał udział w jakimkolwiek konkursie - w tym nie dostał żadnej szóstki z testu bądź kartkówki - to można się spodziewać, że… No… Teraz każdy może pomyśleć o czymś innym, ale… Chyba wiadomo co sądzi o tym moja klasa, nie? A skoro większość chłopaków - w tym niektóre dziewczyny - moją “dziwne myśli” to chyba… No… Nie twierdze, że nie… A kij z tym! Teraz mówią coś o Kamili.

-Czkawka… Pssst… - Usłyszałem głos Kena. - Zgadnij co ze sobą wziąłem. - Spojrzałem jak wyjmuje coś z torby. - Obejrzymy?

-Jestem za. - Delikatnie się uśmiechnąłem.

-Jest tylko mały problem.

-Jaki? - Ciągle mówiliśmy szeptem.

Chłopak wskazał głową na dziewczyny.

-Eee… Zgodzą się.

-A jak nie?

-To mają pecha. - Wzruszyłem ramionami. - Skończyłyście? - Powiedziałem głośniej.

-Teraz już tak. - Odpowiedziała Rika.

-Świetnie. Więc zamawiamy coś? Czy nie?

-Na-le-śni-ki! Na-le-śni-ki! - Zaczął krzyczeć Ken.

-To… Może naleśniki? - Zapytałem ze znudzeniem.

-Oki. Potem jak będziemy głodni, zamówimy najwyżej pizze. - Odpowiedziała Rika.

-Więc… Kto umie robić naleśniki? - Zapytał przyjaciel.

-Ja z Riką zrobimy. - Odpowiedział mój kotek.

-Świetnie. - Powiedział chłopak.

-A my wam pomożemy. Prawda Ken? - Odparłem.

-Jasne. - “Podziękował” mi spojrzeniem i wszyscy ruszyliśmy do kuchni.

-To co mamy robić? - Zapytałem.

-Potrzebna będzie patelnia, miska, olej czy tam masło, mleko, woda, jajka, sól i mąka. No i coś do wymieszana, plus szklanka.

-Robi się.

Powyjmowałem potrzebne składniki i rzeczy na blat, pytając się co dalej.

-To najpierw trzeba do miski wsypać ze dwie szklanki mąki, 4 jajka, dwie szklanki mleka i… - Nie dokończyła.

-To ja wbije jajka! - Krzyknął Ken i wziął po dwa w każdą dłoń. To chyba nie skończy się dobrze…

-Umiesz wbijać jajka… Prawda? - Zapytałem przyjaciela.

-Nie, ale praktyka czyni mistrza. Co nie? - I zaczął. Jak na razie myśli jak rozbić skorupkę. Coś mi się wydaje, że łatwo nie będzie…

-Daj. - As wzięła to jedno nieszczęsne jajko i pokazała mu jak się to robi. - Widzisz? To proste. Teraz ty.

-Okej… To… - Chłopak wziął jajko w dwie ręce i walnął nim o miskę. Dosłownie walnął. Skorupka wpadła do miski, a reszta była na podłodze.

-Ty idioto! - Złapałem się za głowę.

-Spokojnie! Luz! Przecież nie masz tylko czterech jajek! - No aż się zaśmiałem z tej jego głupoty.

Rika wyjęła starannie skorupkę z miski i wrzuciła do śmietnika.

-Dobra. Jeszcze raz. - Chłopak wziął kolejne jajko, a gdy tylko miał je rozbić…

Next

-Uważaj. - Powiedziałem od razu.

-Wiem.

-Delikatnie. - Wytrzeszczyłem oczy.

-Musicie się tak wszyscy na mnie gapić?! - Spojrzał na nas.

-Tak. - Rika odparła bezceremonialnie.

-Super. - Ken mruknął pod nosem i rozbił jajko. Tym razem na ubranie.

-Ty idioto! - Zacząłem się śmiać z jego głupoty.

-Ja? Idiota?! - Zanurzył rękę w misce z jajkiem i wytarł dłoń o moją nowiutką koszulkę.

-Więc to tak?! - Wrzasnąłem z uśmiechem i włożyłem mu na głowę miskę z zawartością. - Sory, taki mamy klimat. - Cofnąłem się o kilka kroków, żeby mnie nie dosięgnął tymi obślizgłymi łapami. Spojrzałem na śmiejące się dziewczyny i...

-Ooo… Nie… - Usłyszałem i idealnie w momencie, kiedy miał wysypać całą garść mąki na moją przepiękną fryzurę, zrobiłem unik i trafił… Rikę…

-Ej! - Dziewczyna wrzasnęła, a Astrid zaczęła się z niej głośno śmiać. Rika szybko podbiegła do blatu i wzięła dwa jajka, które wycelowała w przyjaciela. - Teraz za to zapłacisz!

-Przepraszam! Bardzo przepraszam! - Chłopak zaczął krzyczeć i zarazem uciekać przed nią po całej kuchni.

Chwilę potem chwyciłem mleko i odkręciłem karton. Połowę zawartości wlałem do miski. Wziąłem naczynie w ręce i kiedy tylko obok mnie przebiegał Ken - a że biegał dookoła blatu, nie było to niewykonalne - wylałem całą zawartość na chłopaka, który na chwilę stanął jak wryty i czekał, aż zleci z niego nadmiar cieczy. Spojrzał się na mnie i… Dostał jajkami od Riki. LAMA! Oboje zaczęliśmy uciekać, a Astrid ciągle stała w miejscu i się z nas śmiała. Chyba trzeba ją wplątać w naszą zabawę…

-Dorwę cię! Rozumiesz?! - Rika krzyczała na cały regulator, goniąc Kena z drugą połową mleka.

Ja przez ten czas wyjąłem z opakowania leżącego na blacie po jednym jajku w każdą dłoń i zacząłem od tyłu podchodzić do Astrid, która obserwowała biegającego Kena i Rikę. Już miałem rozgnieść jajka na jej bluzce, ale przebiegająca Rika, która chciała wyhamować, nie zdążyła i popchnęła Astrid. Dziewczyna poślizgnęła się na jajku, które Ken próbował rozbić jako pierwsze i po sekundzie oboje leżeliśmy na podłodze. Ja na plecach, a ona na mnie. Astrid już chciała wstać, ale od razu ją do siebie przytuliłem z uśmiechem. Kilka sekund później usłyszałem jak Rika zaczyna śpiewać piosenkę z dzieciństwa.

-Zakochana para, Jacek i Barbara, siedzą na kominie i całują świnie!

-Nie prawda! - Astrid od razu próbowała się wyrwać.

-Jak nie jak tak? - Tym razem to ja znalazłem się nad nią i zacząłem zbliżać do niej głowę.

-Uuuuuuuu… - Zaczął Ken.

-Nie! - Dziewczyna próbowała się wyrwać, ale na marne.

Jeszcze kilka centymetrów i....

-A masz! - Gwałtownie zatrzymałem głowę i puściłem dziewczynę. No tak… Dlaczego wypuściłem te jajka na podłogę w całości… A mogło być tak fajnie! Przetarłem oczy i wyplułem resztki skorupki.

-Astrid! - Wrzasnąłem do dziewczyny znajdującej się na drugim końcu kuchni. Szybko wstałem i chwyciłem calutkie opakowanie mąki.

-Nie! Nie mąka! - Astrid próbowała się za coś schować, ale… Jaka szkoda… Akurat w tym rogu nic nie stoi. Uśmiechnąłem się chytrze zagradzając jej drogę, gdy próbowała uciekać. Kiedy znalazłem się dosłownie ok. metra przed nią, zamachnąłem ręką trzymającą mąkę. Już miałem ją na nią wysypać, kiedy odepchnęła ją z całej siły i cała zawartość znalazła się na mojej głowie. No prawie cała. Może z połowa garści była na głowie mojego kotka, ale reszta na mojej. Oczywiście nie wliczając ubrań... Przyjaciele zaczęli się śmiać, a Astrid czekała na mój ruch.

-Tak czy tak będziesz brudna słoneczko. - Powiedziałem do niej z uśmiechem i mocno ja przytuliłem. Dziewczyna zaczęła piszczeć i się szarpać, ale na jej nieszczęście jestem od niej dużo silniejszy. Po chwili zacząłem “udawać kota” a mianowicie pocierać moją głowę o jej włosy i ubranie. Astrid była cała brudna i można było zauważyć, że chce mnie zabić spojrzeniem. Po wszystkim dostałem od niej w brzuch z całej siły.

-Stary! A mogłeś ją pocałować! Lama z ciebie! - Chyba wiadomo kto to powiedział.

-Zamknij się imbecylu! - Powiedziałem i zacząłem strzepywać z siebie mąkę. Spojrzałem się na brudnego przyjaciela i od razu wpadłem na pomysł.

Podszedłem od tyłu do Astrid i złapałem ją za biodra. - No kotku. Skoro przez ciebie jestem brudny, to wypadałoby żebyś chociaż umyła mi głowę. Prawda? - Szepnąłem jej na ucho.

-Chyba cię pogrzało. - Dziewczyna odwróciła się w moją stronę.

-Jak chcecie, to skorzystajcie z prysznica czy tam weźcie kąpiel. Uprzedzam tylko, że jedna z łazienek na drugim piętrze będzie zajęta. - Powiedziałem to do przyjaciół i przełożyłem sobie Astrid przez ramię.

-Nie! Czkawka! Puść mnie! - Dziewczyna zaczęła mnie kopać.

-Tylko zdajcie nam szczególny raport! - Krzyknął Ken.

-Chciałbyś! - Wrzasnąłem i wniosłem dziewczynę po schodach.

Next

-Czkawka! Puść mnie! - Nie dawała za wygraną.

Otworzyłem drzwi i przekroczyłem próg. Po zamknięciu ich na wbudowany zamek, odstawiłem mojego kotka na ziemię i podałem szampon.

-Zapraszam.

~~ Astrid ~~

-A jeśli nie mam zamiaru myć ci głowy?

Czkawka usiadł na skraju wanny w rozkroku i kiedy już do niej weszłam, specjalnie złapał mnie za biodra i przesunął, żebym stała naprzeciwko niego. On jest niemożliwy… Ale nic nie mówiłam, bo faktycznie troszeczkę go ubrudziłam... Troszeczkę. Taką ociupinkę… No... Mniejsza z tym... A poza tym tak jest wygodniej myć jego głowę. Na początek spłukałam ją wodą, a potem nałożyłam szampon na swoje dłonie i zaczęłam wcierać mu go we włosy.

Po kilku chwilach zaczął rozmowę.

-Astrid...

-No?

-Jak smakujesz? - Zapytał z lekkim uśmiechem.

-Co to za pytanie? - O co mu chodzi?

-Takie jak każde inne.

-To chyba nie wiesz, jakie pytania zadają inni ludzie.

-Odpowiesz?

-A co?

-No... Chcę wiedzieć. - Spojrzał mi w oczy.

-Bo ja wiem?... - Znowu wylałam na jego głowę trochę szamponu.

-Mogę spróbować? - Zapytał.

-O co ci chodzi człowieku?... - Spojrzałam się na niego ze zdziwieniem.

-No, chcę sprawdzić jak smakujesz.

-Niby jak? - Uniosłam brwi.

-O tak. - Wyszczerzył zęby.

Szybkim ruchem lekko uniósł moją podkoszulkę, aby odkryć kawałek brzucha i delikatnie go pocałował. Nie powiem, podobało mi się, ale w tej chwili chęć wkurzania go jest większa.

-Hola, hola kochasiu. - Zakryłam jego usta dłonią i lekko odepchnęłam.

Chłopak zdjął z siebie moją dłoń i powiedział...

-Nie mów, że się nie podobało kotku. - Ciągle się uśmiechał.

-A uwierzysz jak powiem, że nie?

-Nie.

-Więc nic nie powiem. A teraz się nachyl, bo mam zamiar spłukać pianę.

Zrobił co mu kazałam i po chwili skończyłam.

-Może być?

-Może kotku. - Przerwał w chwili kiedy wstawał z miejsca. - A byłem grzeczny? - Zbliżył się do mnie i lewą rękę oparł o ścianę tak, że znajdowała się nieznacznie wyżej od mojej głowy.

-A mam być szczera czy skłamać? - Uniosłam brwi opierając się o ścianę.

-Możesz skłamać. - Posłał mi figlarny uśmiech.

-No to byłeś grzeczny.

-Więc skoro byłem grzeczny, to coś mi się należy. Nieprawdaż?

-Nie.

-Na pewno księżniczko? - Delikatnie uniósł mój podbródek prawą dłonią i wolno zbliżył do mnie głowę.

Momentalnie na jego ustach pojawiła się moja dłoń.

-Wspominałam ci w czacie o mojej przestrzeni osobistej, która nie lubi być naruszana? - Uniosłam brwi.

Wolno zdjął z siebie moją dłoń, którą lekko pocałował.

-Tak. Też chętnie podzieliłbym się wiadomościami o mojej przestrzeni osobistej. - Bez pośpiechu zbliżył głowę do mojego ucha.

-Serio?... - Powiedziałam z sarkazmem. - Słucham.

-Gdyby znalazła się tutaj... - Dotknął lekko palcem mój brzuch. - ...i zjechała trochę w dół... - Wolno przesunął dłoń w dół.

Next

-Hamuj się cwaniaczku. - Złapałam jego rękę. - Ćpałeś coś?

-Ej... Daj mi chociaż dokończyć, co zacząłem... - Odsunął leniwie ode mnie głowę.

-Zboczeniec. - Powiedziałam i wyszłam z wanny. - Suszysz się sam. - Otworzyłam drzwi i przekroczyłam próg, gdy...

-Jeszcze nie ćpałem. Ale kiedy zacznę, będzie bardzo ciekawie! - Usłyszałam jego odpowiedź z łazienki.

-Tak sobie wmawiaj! - Zeszłam na dół.

On jest niemożliwy! Nie dość, że siłą zaniósł mnie do łazienki, to jeszcze zgłupiał do reszty…

W salonie nie zastałam nikogo, więc swobodnie wzięłam plecak z rzeczami i udałam się do wolnej łazienki. Czkawka ma bardzo duży, nowoczesny dom, więc niech nikogo nie dziwi, że tak po prostu mówi, że “to i to pomieszczenie jest zajęte, więc idziemy do tego i tego”. A ogród? Ogromny. Spokojnie zmieściłyby się na nim ze 4 stada słoni. Niby bogaty, ale idiota. Jak przykro… - tak, to był sarkazm.

Po umyciu, zabrałam się za suszenie i nakładanie odżywki. Trochę mi to zajęło, ale było warto. Następnie przebrałam się w pidżamę - błękitną podkoszulkę na ramiączka i krótkie spodenki, tego samego koloru - i zeszłam na dół do przyjaciół.

-Co porabiacie? - Spojrzałam na Kena i Czkawkę, którzy o czymś rozmawiali. Oboje mieli na sobie podkoszulki i spodnie od dresu. Co różniło ich ubiór? Podpowiem. Kolor.

Nie wiem dlaczego, ale od razu pierwsze co zwróciło moją uwagę, to mięśnie Czkawki. Swoją drogą, ciekawe jak wygląda bez koszulki… Chwila… CO?! Czy ja właśnie pomyślałam o… Nie… To nie możliwe. Chyba, że pójść kiedyś całą paczką na basen? Albo plażę? No niby na basenie byliśmy, ale teraz tak… ZARAZ… CO?! KURDE! O czym ja myślę?!! Chyba czas najwyższy odwiedzić lekarza...

-Czekamy na ciebie i Rikę.

-Czemu? - Usiadłam obok Kena.

-Bo jeszcze kolacji nie jedliśmy. - Odparł Czkawka.

-I co z tego?

-I to z tego, że od godziny czekamy, żebyście powiedziały jaką pizzę będziecie jadły. - Czkawka po powiedzeniu tego zdania, rozwalił się na kanapie i gapiąc się w sufit.

-Nie mogliście zamówić taką jaką chcieliście?

-Ten pacan się nie zgadza. - Czkawka mówiąc to, odwrócił się na brzuch i powiedział, żeby obudzić go, jak przyjedzie pizza.

-No weź… Jest dopiero… - Ken spojrzał na zegarek w komórce. - tak około 23:00. Serio chce ci się spać?

-A wal się.

-Faceci… - Odpowiedziałam pod nosem i ruszyłam na górę. - Rika? - Zapukałam do drzwi łazienki. - Jaką chcesz pizzę?!

-Obojętnie!

-Okej! - I znowu złazić na dół. - Rika powiedziała, że jej to obojętne jaką zamówimy pizzę. Może być? Zamawiamy teraz?

-Mówiłem imbecylu, że zje taką, jaką zamówimy!

-Zamknij się jełopie! - Odpowiedział Ken.

-Lama!

-Parówka!

-Że co? - Czkawka zapytał ze śmiechem.

-A co? Wolisz być kiełbasą?

-Może od razu padliną?

-A pewnie! Kto bogatemu zabroni?

-Będzie za ok. godzinę. - Odpowiedziałam.

-Ale co?

-Pizza.

-Już zamówiłaś? - Zapytał zdziwiony przyjaciel.

-No widzisz. To się nazywa magia. - Odłożyłam komórkę na stolik do kawy i położyłam się na drugim końcu kanapy.

-E! A ty co? - Usłyszałam głos Czkawki.

-Dobranoc. Obudźcie mnie jak pizza przyjedzie.

-Przeziębisz się.

-Trudno. Dobranoc.

-Twoi rodzice mnie zabiją.

-Nie musisz mnie pocieszać. - Spojrzałam na chłopaka, a Ken od razu wybuchł śmiechem.

-Serio? Musiałaś to powiedzieć?

-No widzisz? Nie tylko faceci mają cięte języki. Dobranoc.

-No weź… Wyśpisz się jeszcze…

-Nope. Dobranoc.

-Astrid…

-Nic nie słyszę. - Po wypowiedzeniu tego zdania poczułam, że ktoś łapie mnie za kostkę i przyciąga do siebie.

Kilka sekund później, ciągle oczywiście leżąc na brzuchu - poczułam pod stopami jego nogę. Na nic nie zważając odepchnęłam się prostując nogi i będąc dalej od tego zboczonego idioty mogłam w spokoju spać.

Next

Chwilę potem dziewczyna wybuchła niepohamowanym śmiechem.

-Szkoda, że nie widzieliście swoich min! - Powiedziała z wielkim trudem, tarzając się na kanapie.

-Ej! No wiesz ty co? - Ken usiadł obok dziewczyny, która próbowała wziąć oddech.

-Jakim ja jestem idiotą… - Walnąłem się w czoło.

-Serio? Dopiero teraz zauważyłeś? - Musiała to powiedzieć… Musiała…

-Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne.

-Co tu tak wesoło? - Rika w końcu zeszła do nas oczywiście w fioletowej koszuli nocnej sięgającą do kolan, pod nią czarnymi, krótkimi spodenkami i jakimś czymś we włosach, co trzyma taki kok. Wygląda jak taka duża spinka... No coś takiego co jest duże i wygląda jak spinka. Taka spinka gigant. Taka czarna spinka gigant.

-Nawet nie pytaj… - Mruknąłem pod nosem.

-Bo co? - Usiadła obok mnie.

-Bo to urazi ich dumę. - Odpowiedział mój kotek.

-”To” czyli?

-No to od początku. Najpierw… - Momentalnie Ken zakrył jej usta dłonią, a ja złapałem Rikę za ramiona i z największą powagą jaką w tej chwili mogłem z siebie wydobyć, powiedziałem.

-To nie jest nic ważnego. Serio. Nie warto tego słuchać. Tak?

-Nie. Chce wiedzieć.

-Ale nie będziesz wiedziała. - Pokazałem jej język i odwróciłem się w stronę mojego kotka. - A ty jak jej powiesz, to. - Wskazałem na nią palcem.

-To?... - Odpowiedziała po zdjęciu z ust dłoni Kena.

-To wymyślę na bieżąco, bo teraz nie mam pomysłu, ale kara będzie. No. Koniec.

-Skoro koniec, to co będziemy robić do przyjazdu pizzy? - Zapytał Ken.

-Grać. - Odpowiedział chłopak.

-Niby w co?

-No… Jest twister, butelka…

~~Astrid ~~

Spojrzałam na niego wzrokiem mówiącym, że jeśli tylko będzie butelka - zatłukę.

-To… Twister?

-Tylko kto kręci?

-Może będą grały 3 osoby, a jedna kręciła?

-Ok. Idę po grę. - Czkawka skierował się na górę, a my lenie zostaliśmy na kanapie.

~~ Czkawka ~~

-To kto pierwszy kręci? - Zapytałem przyjaciół.

-Ja. - Odpowiedziała Astrid.

-Trzymaj. - Podałem mojemu kotkowi tarczę i razem z Rika i Kenem stanęliśmy na trzech rogach planszy.

-A więc… Rika… Prawa ręka na czerwonym. - Dziewczyna postąpiła zgodnie z wypowiedzią Astrid.

-Dalej… Ken, ty… - Zakręciła tarczą. - Prawa noga na żółtym.

Kilka minut później było jeszcze ciekawiej. Ja próbowałem nie dotknąć ziemi, kiedy obie nogi miałem na zielonym, prawą rękę pod nogą Kena, a drugą z kompletnie przeciwnej strony. Dziewczyna natomiast prawą nogę miała na kolorze czerwonym - oczywiście tym w rogu… -, lewą na żółtym - także przy końcu -, lewą rękę na niebieskim, a prawą na zielonym. To, jak próbowała ustać, wyglądało komicznie. A teraz Ken. On? On rozwalił się na całej planszy - każdą kończynę miał na praktycznie ostatnich kolorach.

-Więc… Rika… Prawa noga na zielony. - I upadła. Szczerze? Sam bym nie wytrzymał. - Ok, koniec. Masz. - Mój kotek dał przyjaciółce tarczę z kolorami i stanęła na jej miejscu.

-No to Ken… Lewa ręka na zielony.

Ta gra była najlepsza.

Lewą rękę i nogę miałem na kolorze niebieskim, a prawą rękę i nogę na zielonym, oczywiście plecami do dołu, więc równie dobrze mógłbym sobie usiąść... Pozycja niewymagająca, a za to jakie wyobrażenia z nią związane. A dlaczego? Otóż mój kotek obie ręce miał na końcu planszy na kolorze czerwonym, a nogi na zielonym - prawa - i żółtym - lewa. Czyli prościej mówiąc, jej brzuch - no, może to ociupinkę niżej od brzucha - był pomiędzy moimi nogami. Albo Rika tak nas ustawiła, albo to był przypadek. Jeśli jednak opcja druga, to lepiej żeby takie “przypadki” zdarzały się o wiele częściej. I od tamtej pory siedzimy na kanapie, bo As się obraziła. Pięknie, nie? He, he… Ten sarkazm…

-No weź… As… - Rika ciągle próbowała przeprosić ją za tą… “Dziwną” pozycję. - No nie obrażaj się… Astrid… Dziewczyna nie odezwała się ani słowem, tylko oparła głowę na zgiętych kolanach i odwróciła się do niej plecami.

-To może ja. - Przysunąłem się do niej bliżej - oczywiście do mnie też była odwrócona plecami… - i zacząłem ją łaskotać. Kiedy tylko poczułem, że zaraz ręce mi odpadną od tego, jak Astrid wbija w nie paznokcie, od razu przestałem.

Rozwścieczona dziewczyna szybko odwróciła się w moją stronę i już chciała mnie kopnąć, gdy szybko złapałem jej nogę i odpowiedziałem…

-Mnie się nie kopie, skarbie. - Po czym się uśmiechnąłem, szybko wstałem z kanapy i zacząłem przed nią uciekać.

-Wracaj tu! - Wrzeszczała na mnie na całe gardło.

Uciekałem przed nią po całym salonie i kuchni przed dobre 5-10 minut. Kiedy zauważyłem, że jest już zmęczona, pobiegłem do kuchni - ona oczywiście za mną - i udawałem, że nie mogę się wydostać. W czasie, gdy Astrid była już pewna, że mnie dorwie, wziąłem patelnię z pieca i szybkim ruchem wyciągnąłem rękę przed siebie. Aktualnie patelnia, była moim “mieczem świetlnym” i wypowiedziałem te słowa wolno i strasznie poważnie - głos przez kilka chwilę brzmiał jak ten Voldemorta.

-Ta patelnia, nie była na ciebie. - Dziewczyna stanęła, zmarszczyła brwi i uniosła barki, aby je po chwili opuścić. Właśnie w tej chwili po jej lewej stronie - oczywiście kilka kroków dalej - stanął Diablo.

-Tylko na niego! - Po chwili krzyknąłem i lekko skinąłem głową. Pies zrozumiał o co mi chodzi i natychmiast wyszczerzył kły, stając w pozycji gotowej do ataku. Dziewczyna oczywiście jak tylko powiedziałem swoją kwestię, spojrzała się na czworonoga, więc na 100% nie zauważyła mojego polecenia wydanego zwierzęciu. Diablo wystartował na mnie jak torpeda, próbując ugryźć, oczywiście nie trafiając. A ja co? Uciekałem z tą patelnią po całym salonie przed psem, a Ken i Rika obserwując całe zajście - kuchnia i salon to praktycznie to samo pomieszczenie przedzielone tylko pośrodku blatami, więc nie było problemu - dziwili się.

-Nigdy mnie nie dorwiesz! - Krzyknąłem i w końcu schowałem się za uśmiechniętą Astriś. Chociaż nie tylko ona się uśmiechała. Rika i Ken także dobrze się bawili.

Rozwścieczony czworonóg podchodził bardzo wolno - przy okazji warcząc - do dziewczyny, która raczej się nie bała. Chwilę po stanięciu za nią, złapałem ją za biodra i ustawiałem tak, aby Diablo nie przedostał się do mnie. Oparłem na chwilę głowę na szyi mojego kotka, zamknąłem oczy i delikatnie się uśmiechnąłem, pokazując zęby.

Next

~~ Rika ~~

-Więc on tylko gra… - Powiedziałam z uśmiechem, szeptem do przyjaciela.

-Na to wygląda. - Odpowiedział równie cicho.

-Ale jakim cudem wychodzi mu to tak dobrze?... Przecież chyba nie uczył się aktorstwa.

-Może i nie, ale spójrz dla kogo się tak wygłupia.

Faktycznie… Przed nim stała Astrid - jeszcze niedawno “fochnięta” dziewczyna, która każdego miała gdzieś. A teraz? Szczery śmiech i nic więcej. Farciara z niej, że ma kogoś kto potrafi poprawić jej humor od tak i stawić się za nią w każdej sytuacji… Przecież nawet ja z Astrid nieraz się kłócimy… A Czkawka? Zawsze jest na “jej wezwanie”, zawsze jej pomaga, rozbawia... Widać, że dla niego liczy się tylko ona. Tyle, że Astrid jeszcze tego nie zrozumiała… Ale jestem pewna, że prędzej czy później to nastąpi. W końcu ten chłopak nie zamierza się poddawać. Plus dla niego. Przynajmniej w przyszłości nie będę musiała się o nią martwić. - Niezauważalnie się uśmiechnęłam. - Będzie w dobrych rękach.

-Racja. - Pokiwałam głową lekko na “tak”, po czym szerzej się uśmiechnęłam.

~~ Czkawka ~~

To czas na finał… Szybko stanąłem po prawej stronie Astrid i...

-To ja jestem twoją matką! - Wskazałem na niego oskarżycielsko palcem. Pies przekręcił głowę w prawo nie wiedząc o co chodzi. Yyy… Stop… Ciągle stałem z wyprostowaną ręką. Wtem usłyszałem jak przyjaciele, a co najważniejsze - Astrid, wybuchają śmiechem. - Ojcem! - Szczerze? Sam zaśmiałem się ze swojej głupoty. A teraz? Diablo też śmiał się na własny sposób. - No weźcie! Każdy ma prawo się pomylić! - Odparłem ze śmiechem. - Dobra… Nie ważne… - Uwaliłem się na kanapie na brzuchu, po czym spojrzałem na rozweseloną Astrid. Czyli wszystko poszło zgodnie z planem… - Diablo. - Powiedziałem i wyciągnąłem rękę do przyjaciela. - Spisałeś się. - Dodałem z uśmiechem, po czym nadstawiłem przed nim rękę, alby przybił mi piątkę. Zwierzę nie miało z tym najmniejszego problemu, bo już nie raz tak robiliśmy.

-Okej! Astrid! Wiesz co? - Ken od razu do niej podszedł i zapytał. - Może zagramy w butelkę? Proszę… Tak ładnie proszę… Dziewczyna spojrzała się na niego z uśmiechem i zgodziła się. No… Może nie do końca się “zgodziła”... Ale przytaknęła, a to znaczy “tak”. Przynajmniej według nas.

Mniejsza z tym. Wszystko przygotowane, czas żeby Astrid tylko przyszła, bo co? Bo poszła “na chwilę” na górę… Nie wiem po co, na co i dlaczego, ale powiedziała, że niedługo będzie, więc…

~~ Astrid ~~

Usiadłam w siadzie skrzyżnym i pudełko, które przyniosłam z góry postawiłam przed sobą.

-Po co ci pudełko? - Zapytał Ken.

-Do gry. - Wzruszyłam ramionami i lekko się uśmiechnęłam.

-A jak masz zamiar nim grać? - Zadała pytanie Rika.

-Nim? Nie... - Otworzyłam prostokątny karton. - Zawartością. - Tym razem szerzej się uśmiechnęłam.

Pudełko było wypełnione po brzegi małymi, zielonymi gumkami recepturkami.

-Ile ich jest?! - Moja przyjaciółka była wyraźnie zaskoczona.

-Jakieś... 500?

-Ej... Nie ma tak. - Czkawka był tak samo zaskoczony jak Rika i wyraźnie było widać, że na żadne jego pytanie nie odpowiem. A przynajmniej nie mam takiego zamiaru.

-Nie ma? Szkoda... - Spojrzałam na recepturki. - Pech. - Wzruszyłam ramionami, przy okazji na niego spoglądając. - Jak ty to powiedziałeś... - Zrobiłam chwilową pauzę. - Żryj kisiel frajerze! - Pokazałam mu język.

-Ja to mówiłem w liczbie mnogiej.

-Liczba mnoga jest wykluczona. Nie mam zamiaru obrażać Riki. - Spojrzałam się na przyjaciółkę. - Wiesz co? - Chwyciłam pudełko i podsunęłam bliżej przyjaciółki. - Bierz. -Powiedziałam z uśmiechem.

-Ooo... Dzięki. - Wzięła kilka garści.

-No ej... Nie ma tak! - Tym razem odezwał się Ken.

Obie spojrzałyśmy się na niego w tym samym czasie.

-A to niby dlaczego tak nagle to nie fair? - Rika uniosła brwi.

-No właśnie? - Dołączyłam się do pytania.

-Yyy... - Chłopak nie wiedział co powiedzieć.

-Czyżbyś chciał zapytać ją o coś bardziej intymnego niż szkoła? - Tym razem pytanie zadał Czkawka.

-Pogięło cię?! - Chłopak od razu zaprzeczył.

-Czy ty... - Zaczęłam. - Ją... - Wskazałam na przyjaciółkę.

-Uuuuuu.... - Czkawka zaczął swoją długą przemowę.

-Ty się zamknij! Lamowaty popaprańcu! - Ken od razu zareagował na jego u-uczenie.

-A co ja mówię? - Chłopak uśmiechnął się wzruszając ramionami.

-Mi się wydaję, że to ty chciałeś się ją... - Wskazał na mojego kotka. - ...zapytać o coś intymnego.

~~ Czkawka ~~

-Tak. - Spojrzałem na moje słonko, po czym się uśmiechnąłem. - Ciągle mam taki zamiar.

-Zamknij się! - Astrid szybko chwyciła całą garścią gumki recepturki znajdujące się w kartonie i od razu nimi we mnie rzuciła.

-Dzięki. - Zacząłem zbierać gumki z ubrań.

-Ej! Oddawaj! - Podeszła do mnie na czworaka i zaczęła wyrywać mi je z rąk. - Są moje!

-Ta? A kto mi je dał? - Nie dawałem za wygraną.

-Ukradłeś je kradzieju! - Mówiła to ze śmiechem.

I takim sposobem po kilkunastu minutach, gumki recepturki leżały wszędzie, a wszyscy na nich. Tak trochę podłoga się pobrudziła... Nawet jeśli kiedyś była innego koloru – a była... Jeszcze niedawno, nie było na niej ani centymetra zielonego... - , to teraz jest zielona! Jupi! Ale szczerze, mój kotek mógł wybrać inny kolor tych gumek... Na przykład taki, który pasowałby do mebli…

-To się nazywa gra w butelkę… - Mruknął pod nosem Ken.

-No przykro mi, że to ty chciałeś w nią grać. Chyba miałeś pojęcie, że może potoczyć się “trochę” inaczej… Co nie? - Spojrzałem na niego.

-A wal się. - Odpowiedział.

-Dobrze, wybierz film jaki mamy obejrzeć. Okej? - To powiedziała Rika.

-ALE na 100% go obejrzymy? - Ken spojrzał się na obydwie dziewczyny.

-Tak, na 100% - Odpowiedziała Astrid.

-Okej. - Chłopak wstał i poszedł po płytę.

Next

No to na początek dedykacja (zresztą tak jak obiecałam)

KarolajnaFOREVER

oraz

Gwiazdka Angel

Zapraszam do czytania C:

-Ale co oglądamy… - Zapytała Rika.

-To, co chcieliśmy z Kenem oglądać od początku. - Uśmiechnąłem się do dziewczyn.

-Czyli?... - Astrid zapytała się… Bardzo… Ale to bardzo ostrożnie.

-Zobaczysz. - W tym momencie ktoś zadzwonił do drzwi. Szybko chwyciłem pieniądze leżące na blacie i ruszyłem w stronę dobiegającego dźwięku.

-Dzień dobry. - Zaczął wysoki mężczyzna.

-Dzień dobry. - Odpowiedziałem, przy okazji spoglądając na dwa pudełka pizzy.

-58,50zł.

-Proszę. - Odpowiedziałem i podałem banknoty dostawcy.

-Życzę smacznego. Dowiedzenia. - Podał mi pudełka z pizzą.

-Dziękuje. Dowiedzenia. - Po chwili zamknąłem drzwi i wraz z “kolacją” wszedłem do salonu. - Kto jest głodny? - Zapytałem głośno i po chwili wszystkie oczy powędrowały na mnie.

-Daj ją tu, a nie.

-Już, już. Nie pali się… - Chyba…

Postawiłem pudełka na stoliku do kawy i poszedłem po łyżki do sosów.

***

-Świetnie. Skoro wszyscy są gotowi… - Zaczął przyjaciel. - I na 100% obejrzymy ten film…

-A jaki jeśli można wiedzieć? - Zapytała Rika.

-Sraki. Jak dokończę przemowę, to powiem. - Chwila pauzy i… - A więc. Zanim mi tak bezczelnie przerwano.

-Ej! - Usłyszałem.

-A więc. Zanim mi przerwano.

-Tak lepiej.

-Super. A więc… Film…

-Wiem, że super.

-No mogę w końcu coś powiedzieć?! - Wydarł się na Rikę, która ciągle mu przerywała.

-Tak, tak.

-Dziękuje. A więc…

-Ken… - Zacząłem.

-CZEGOOOO!?!?! - Wytrzeszczył oczy i próbował zachować spokój.

-Mam pytanie. - Dodałem z uśmiechem.

-TAK?

-Kiedy oglądamy?

-JAK POWIEM SWOJĄ KWESTIĘ. - Zaczął mówić tak, jakby chciał nas - okej, mnie - zabić.

-Okej… - Wywróciłem oczami. - Kontynuuj.

-Dziękuje. A więc…

-Ken… - Zacząłem - znowu - he, he, he...

-Zamknij paszczę!

-Nope.

I tak od kilku minut każdy z nas mu przerywa, a on już nie wytrzymuje. Strasznie mili przyjaciele z nas. Nie?

-Dobra! Dość! Oglądamy! - Powiedział, a raczej krzyknął przyjaciel.

-To tytuł podaj!

-Zobaczycie.

Chłopak nie wytrzymał i odpuścił sobie “interesującą” przemowę. Podszedł do odtwarzacza DVD i uruchomił film.

-”50 twarzy Greya”?! - Dziewczyny krzyknęły w tym samym momencie.

-Kto by pomyślał. Nie? - Powiedziałem do nich z uśmiechem.

-Wiedziałeś?! - Mój kotek wytrzeszczył oczy.

-Możliwe. - Lekko się uśmiechnąłem.

-Ty zboczeńcu! - I dostałem poduszką w łeb.

-Za co?!

-Za to, że nie powiedziałeś! - Po usłyszeniu tego, zaśmiałem się pod nosem. I dostałem drugi raz…

-A teraz? - Zapytałem z uśmiechem.

-Zamknij się! - Astrid krzyknęła ze śmiechem.

-Nie!

-Tak!

-Nie!

***

Tak. Właśnie oglądamy ten oto film, a dziewczyny specjalnie usiadły na drugim końcu kanapy, oddzieliły się od nas poduszkami i przykryły kocem. Jak to wytłumaczyły “tak na wszelki wypadek”...

***

Film minął, dziewczyny śpią, a ja wpadłem na genialny pomysł.

-Tylko ich nie budź. - Powiedziałem przyjacielowi, po czym dodałem. - Za chwilę przyjdę.

Poszedłem do swojego pokoju po czarny zmazywalny marker i wróciłem do siedzącego obok śpiących dziewczyn przyjaciela.

-Po co ci to? - Od razu usłyszałem.

-Zobaczysz. - Położyłem mazak na stoliku do kawy i delikatnie wziąłem mojego kotka na ręce. Położyłem ją na plecach na kanapie i poprosiłem przyjaciela, żeby mnie puknął, kiedy As będzie się budzić. Chłopak zgodził się, a ja przystąpiłem do działania.

Delikatnie podwinąłem koszulkę Astrid do góry, aby odkrywała większą część brzucha i chwyciłem marker. Po chwili narysowałem delikatnie strzałkę wskazującą na… No wiadomo co… I obok niej napisałem “Byłem tu ~Czkawka” Wiem, że nie przeżyję do jutra, ale będzie ciekawie. No nic. Raz się żyję. Odłożyłem mazak na ziemię i zaraz obok strzałki zrobiłem jej malinkę. Jestem pewien, że przez najbliższe dni będzie widoczna. Może nawet wytrzyma tydzień? Spojrzałem się na moją śpiącą księżniczkę i po chwili namysłu kontynuowałem.

-Człowieku. Ile chcesz żeby trzymała ta malinka?

-Tydzień wystarczy. - Odpowiedziałem z uśmiechem.

-Wiesz, że sobie u niej nagrabiłeś?

-Trudno. Pamiątkę musi mieć. Nie? - Zakryłem jej brzuch.

-Ty faktycznie chcesz umrzeć.

-Pff… - Wziąłem moją księżniczkę na ręce.

-Eee… A ty co?!

-Ciszej. - Od razu odpowiedziałem.

-Okej. Co?

-Pstro.

-Dobra. Ale po co ci ona? Nie mów, że…

-Nie. - Szybko odpowiedziałem.

-Okej, dobranoc. - Chłopak uniósł ręce w geście obronnym.

Ruszyłem w stronę schodów prowadzących na górę.

Po wejściu do swojego pokoju, położyłem Astrid na łóżku i przykryłem kołdrą, a sam usadowiłem się obok niej. Bez wahania lewą ręką objąłem ją w pasie, a prawą podłożyłem pod jej głowę.

-Dobranoc. - Szepnąłem jej do ucha.

Rozdział 22[]

~~ Rika ~~

-Ej… Pssst… Śpisz? - Próbowałam obudzić Kena, który sobie spał na kanapie. - Halo… Ej…

-Jeszcze 5 minut… - Obrócił się na drugi bok.

-Ze mną się nie dyskutuje! - Pociągnęłam go za włosy, co doprowadziło do szybkiego obudzenia chłopaka.

-Przecież nic nie zrobiłem! - Zaczął masować bolące miejsce.

-No właśnie! Nic nie zrobiłeś! A teraz gadaj gdzie Astrid.

-As? Bo ja wiem? - I znowu się położył… - Branoc…

A więc to tak? Podeszłam do zlewu i napełniłam małą szklankę wodą. Jak już wspominałam “ze mną się nie dyskutuje”.

-Masz 3 sekundy żeby powiedzieć, gdzie jest Astrid. Odliczam. - A chłopak nic… - 3… 2… - A więc wojna… - 1. - Powiedziałam i szybko oblałam go wodą.

-Aaa! Co jest?! - Szybko się na mnie spojrzał.

-Gówno. Gdzie Astrid?

-Nie wiem!

-Mam jeszcze drugą połowę… A ty 3 sekundy. Odliczam…

-Dobra! Dobra. Już…

-Słucham.

-Nic jej nie jest, co na śniadanie.

-3…

-Kanapki?

-2…

-No weź… Śpi.

-Śpi. - Powiedziałam unosząc brwi.

-Tak, śpi. A on… - Wskazał na siebie. - ...chce am, am.

-A kiedy się obudzi?

-Kali być głodny.

-Kali mieć przesrane, jak nie powiedzieć gdzie być Astrid.

-Kali zaryzykować. - Chłopak wstał i skierował się w stronę kuchni.

-Kali chyba nie rozumieć. Kali powiedzieć albo po dobroci, albo po złości. - Podniosłam szklankę z wodą na wysokość oczu. - Więc Kali się zdecydować?

-A ty nie jesteś głodna?

Ciągle patrzyłam na niego wzrokiem mówiącym samym za siebie.

-Ale ja jestem i chcę kanapkę.

-Masz zamiar używać tak kuchni bez pozwolenia?

-Pff… Proszę cię… - Machnął ręką, po czym otworzył lodówkę.

-A jak się Czkawka obudzi to cię nie… - Nie dokończyłam bo…

-Nope! Kali chce jeść, Kali dostanie jeść.

Momentalnie Diablo stanął obok chłopaka, który buszował w lodówce i szczeknął.

-A ty czego? - Przyjaciel spojrzał się na czworonoga.

-Może nie chce żebyś grzebał jego lodówce?

-Eee… Jakoś mi się nie wydaje. - Opowiedział. - Nie kumplu? - Dodał po chwili do psa, który jako odpowiedź szczeknął dwa razy. - To co chcesz? - Chwycił jakąś kiełbasę. - Masz ochotę? - Zapytał dobermana. Zwierzę szczeknęło, a on rzucił mu na ziemię przysmak.

-I co? Ot tak dajesz mu żarcie? - Zapytałam nie wierząc że to robi.

-Bo co. Jak jest głodny, to mu daje. - Wzruszył ramionami.

-Nie powinien jeść raczej karmy dla psów?

-Powinien, ale nie tylko ode mnie dostaje takie przysmaki.

-Tak? A więc rodzice Czkawki też mu je dają?

-Nom. Przecież oni traktują go jak członka rodziny. I tu nie chodzi o zwierzę, tylko człowieka. Ja jako przyjaciela, a jego pan jako brata. Tak coś w ten deseń. - Wzruszył ramionami.

-Pies to pies.

-Zgaduje że nie ubóstwiasz psów. Racja? - Spojrzał na mnie.

-Może troszeczkę… Ale to nie znaczy, że ich nie lubię.

-Mhm… No to może zrozumiesz jak powiem ci taką anegdotkę. To psisko rozumie więcej niż uważasz.

-Serio?... To jest ta “anegdotka”?

-Tak. Kiedyś na przykład Czkawka zapomniał przynieść zeszytu od niemca swojego i mojego, bo dzień przed pożyczył, żeby przepisać. - W tym momencie chłopak wziął z lodówki ser, szynkę i ketchup. - A że jego rodziców nie było w domu, to zacząłem na niego wrzeszczeć, że przez niego będzie jedynka murowana. - Zaczął czegoś szukać po szafkach. - No to on do mnie, że będę miał ten mój zeszyt, bo był potrzebny na następną lekcję. Ja oczywiście nie wiedziałem o co mu chodzi. A on dzwoni na domowy. - Wyjął z szafki tostownicę i położył na blacie. - I zaczyna gadać do Diablo, że zapomniał dwóch zeszytów od niemieckiego, a są mu potrzebne na 11:35 i żeby je przyniósł. Okej. Na początek trochę się zdziwiłem, ale dobra. Jak mam nie mieć jedynki, to czemu nie. Najwyżej zgoni się na tego delikwenta stojącego obok. - W tym momencie oboje czekaliśmy aż tostownica się nagrzeje. - Potem całą lekcję mu trułem, że dostaniemy jedynki, przez niego nie zdam itp. itd.

-Byłeś zagrożony? - Zapytałam z uśmiechem.

-Może. Ale to nie jest ważne. - Zaśmiał się pod nosem. - No to dalej. Na koniec aktualnie odbywającej się lekcji fizyki jak wyszliśmy z klasy, powiedział żebyśmy wyszli na dwór, bo Diablo czeka z zeszytami.

-Serio? I ja mam w to uwierzyć? - Uniosłam brwi.

-No... Ja też w to nie wierzyłem, ale. No przyznaj. Co miałem do stracenia?

-Chyba nic.

-Dokładnie. - Usłyszeliśmy dźwięk który wskazywał na to, że urządzenie jest nagrzane. Ken od razu gotowe kanapki, które zrobił w czasie gadania, włożył do opiekacza. - Więc jak wyszliśmy przed szkołę, znowu zacząłem mu gadać, że to jego wina.

-Aha… I? - Zapytałam po chwili.

-I po… Chyba trzech minutach...

-Liczyłeś?

-Byłem zdenerwowany. Miałem prawo. - Zatrzymał się na chwilę. - A w ogóle to co ty se mi tak tu przerywasz tak? Co? - Spojrzał na mnie.

-Dobra, kontynuuj. - Odpowiedziałam, pokazując gestem ręki aby nie zwlekał z opowiadaniem.

-No to my sobie tak siedzieliśmy chyba obok… Nie… Nie. Siedzieliśmy pod drzewem. I w końcu co? - Kolejny raz wymienił kolejną partię tostów. - Diablo usiadł przy zamkniętej bramie, a my do niego podeszliśmy. On wziął od niego torbę z zeszytami i podziękowaliśmy, że je przyniósł. Nawet taki jeden kolega podszedł zapytać czy to jego pies i po co tu przyszedł. Jak mu opowiedzieliśmy, to sam nie mógł w to uwierzyć. No… Ja tak samo. Ale widzisz. - Przyjaciel znów wzruszył ramionami. - Można powiedzieć, że jest tak mądry, albo i mądrzejszy od człowieka.

-A co dopiero od zwykłego psa. - Dokończyłam.

-Właśnie. - Postawił na stole śniadanie i poszedł po szklanki. - Mocny argument. Nie?

-Ale…, Jak? - Zapytałam nic nie rozumiejąc.

-Bo ja wiem?

-A Czkawka wie?

-Nie. Jego rodzice też.

-No to… No ale… Ale jak?

-Może po prostu uczył się od Czkawki. No wiesz… Rodzice kazali mu sprzątać, on zaczął sprzątać, to Diablo mu pomógł. I tak się zaczęło.

-To on nie uczył go jakichś komend?

-Kilka pewnie tak. Nie Diablo? - Zapytał psa, który zamerdał ogonem.

-To się przekonajmy. - Podeszłam do psa.

-Co masz zamiar zrobić?

-Jak jest taki mądry to na 100% odpowie poprawnie. Racja? - Ukucnęłam.

-Ale na co odpowie poprawnie?

-Zobaczysz. - Na to słowo chłopak stanął obok mnie i zaczął się przyglądać psu.

Next

-Dwa razy trzy. - Powiedziałam bez namysłu.

-Serio? Mnożenie?

-Tak. No Diablo? Dwa razy trzy. - Pies na te słowa szczeknął sześć razy.

-O jaa… - Przyjaciel uśmiechnięty ukucnął zaraz obok mnie i zapytał czworonoga ile to pięć razy siedem.

-Zwariowałeś? Wiesz ile hałasu narobi?

-Zobaczymy. No? Wynik poproszę. - Diablo cofnął się kilka kroków i trzy razy podniósł i opuścił prawą, przednią łapę, następnie szczekając pięć razy.

-Z tą łapą to pewnie dziesiątki.

-Nom. Ale patrz. Gdzie znajdziesz tak mądrego psa?

-To akurat racja.

-Co jest? - Usłyszałam głos dochodzący z salonu.

-Ty. - Podeszłam do Czkawki. - Gdzie Astrid?

-Śpi. - Powiedział po czym mnie minął i podszedł do Kena. - Co tu się odwala? - Po chwili spojrzał na psa. - Po kiego szczkasz?

-Wiedziałeś, że Diablo umie liczyć? - Odpowiedział mu chłopak.

-A ty nie wiedziałeś?

-Jakoś nikt mi tego nie powiedział. - Rzucił sarkastycznie. - Jak go tego nauczyłeś?

-Nijak. Sam się nauczył.

-Jak?

-No wiesz… Na początku kompletnie nic nie kumał, ale po połowie roku nieraz z nim grałem tak, że jak zapytałem go coś, a on dobrze odpowiedział, to przysmak. Proste. I takim sposobem pomaga mi nieraz w lekcjach.

-Serio? Jesteś taki głupi, że nawet pies jest od ciebie mądrzejszy? - Zapytałam. Ken i Diablo oczywiście wybuchnęli śmiechem.

-Głupi? A kto nauczył go liczyć? Hmm? No słucham.

-A zamknij się.

-No widzisz. - Spojrzał na stół. - Ooo… Śniadanie. - Podszedł do stołu i wziął tosta. - Kto zrobił?

-A jak myślisz? - Ken przeczesał włosy.

-Rika?

-Nie?... Ktoś inny?

-Diablo?

-Nie??? Może… Na przykład… - Wskazał na siebie.

-Więc to Astrid…

-Nie idioto! Ja! - Na te słowa ze śmiechu prawie wypluł jedzenie na podłogę.

-Człowieku! - Zaczął zaraz po połknięciu. - Przecież ty nawet jajka rozbić nie umiesz! - Dodał ze śmiechem.

-Po prostu każdy może mieć gorszy dzień!

-Dobra! Koniec! Smacznego! - Wrzasnęłam. - Siadać i jeść. - Wskazałam na stół.

Oboje usieli po przeciwnych stronach stołu i po chwili nie było już połowy śniadania na talerzu. Kiedy tylko wzięłam drugiego tosta, zauważyłam jak przyjaciółka kieruje się w naszą stronę, schodząc ze schodów. Od razu jej pomachałam.

-Jak się spało? - Zapytał Ken.

-Co? - Widocznie jeszcze była śpiąca. Nie dziwię się. W końcu nie jest rannym ptaszkiem.

-Astrid… - Zaczęłam. Chłopaki momentalnie się na mnie spojrzeli. - Czemu…

-Diablo! Jeden razy dziewięć! - Krzyknął Ken, a Czkawka szybkim krokiem ulotnił się z pomieszczenia mówiąc, że idzie się umyć. Pies zaczął szczekać, a ja doszłam do wniosku, że na pewno coś się stało. Skoro tak… To lepiej powiem swoją kwestią jak Czkawka będzie razem z nami…

-Astrid… - Zaczęłam gdy pies skończył szczekać. - Czemu tak długo spałaś? - Po tym pytaniu Ken od razu wytrzeszczył oczy.

-Długo?... - Astrid wymamrotała pod nosem, po czym ziewnęła.

-Nie mów, że Czkawka coś ci zrobił.

-Nie. - Znowu ziewnęła. - Po prostu za długo w nocy siedziałam.

-Jesteś pewna? - Zapytał Ken. Dziewczyna pokiwała głową na “tak” i zaczęła się brać za jedzenie. Kiedy tylko ugryzła kawałek grzanki, od razu odłożyła resztę, popijając całą szklanką soku.

-Ale wiesz, że te też są twoje? - Powiedziałam wskazując na talerz i zawartość.

-Nie jestem głodna. - Powiedziała pod nosem i poprosiła o napełnienie szklanego naczynia.

-A nie jesteś przypadkiem chora? - Zapytałam po chwili. Ken dotknął jej czoła zewnętrzną stroną dłoni.

-Ciepłe. Na pewno dobrze się czujesz? - Dziewczyna pokiwała głową twierdząco.

W tym czasie Czkawka zszedł na dół i ostrożnie podchodził do stołu.

-A wiesz co? - Zaczęłam. - Spójrz co masz na brzuchu. - Właśnie w tym momencie chłopaki wytrzeszczyli oczy.

Astrid mozolnie uniosła skrawek podkoszulki, przeczytała napis i zauważyła także “pamiątkę” na calutki tydzień.

-Czkawka! - Wrzasnęła i wstała z krzesła.

-To nie to co myślisz! Słowo! - Chłopak stanął i od razu zaczął się bronić, a Ken przytakiwał.

-Ja cię zatłukę! - Słysząc te słowa przyjaciel cofnął się kilka kroków, a ona zaczęła do niego podchodzić.

-Bardzo przepraszam. - Ciągle się cofał.

Jestem pewna, że Astrid nie czuje się dobrze, ale…

Next

-Łap ją! - Wrzasnęłam do przyjaciela na kilka sekund przed upadkiem Astrid.

Na szczęście, na niego można liczyć. Kiedy tylko przyjaciółka miała upaść, ten szybko do niej podbiegł i wziął na ręce. Razem z Kenem podeszliśmy do nieprzytomnej przyjaciółki, którą Czkawka położył na kanapie.

-Astrid? Astrid… Słyszysz mnie? Astrid? - Chłopaki pouchylali okna, a ja ciągle próbuje ją obudzić. - Astrid? As? Hej, słyszysz mnie? - Zaczęła powoli otwierać oczy. Kamień z serca.

-Co się…

-Wszystko w porządku. Po prostu zemdlałaś. - Od razu dokończył przyjaciel.

-Napij się. - Czkawkas usiadł na kanapie i delikatnie posadził poszkodowaną na kolana, tym samym lewą rękę podtrzymując jej plecy. - Trzymaj. - Podał jej szklankę z wodą, która stała na stoliku do kawy.

-Masz jakieś leki? - Zapytałam przyjaciela.

-Pff… Nie wiem. Poszukaj.

-Co? Nie wiesz czy masz leki?

-Nie używam, to się nie czepiaj. - Powiedział. - Diablo, wiesz gdzie są jakieś leki? - Zapytał psa, który pokręcił głową na boki. - Dobra. Po prostu poszukaj. Może znajdziesz.

-”Może”?

-Tak. Przecież nie wyczaruje, nie?

-Taa… - Poszłam do kuchni i zaczęłam przeglądać szafki i szuflady. - Ken! Weź poszukaj w łazience!

-Spoko!

~~ Czkawka ~~

-Zimno… - Usłyszałem jak mój kotek powiedział pod nosem.

-Już. Zaraz będzie ciepło. - Spojrzałem na Diablo. - Przynieś jakiś koc. - Pies posłusznie poszedł na górę, by po kilku chwilach przynieść duży, niebieski, puchaty koc. - Okej, daj. - Wyciągnąłem rękę i chwyciłem przykrycie. Okryłem nim Astrid, po czym objąłem ją prawą ręką w pasie, aby nie spadła, ciągle przytrzymując jej plecy lewą. Po chwili głowę oparła o mój lewy bark.

-Mam! Apap może być? - Rika podeszła ze szklanką wody.

-Musi. - Wziąłem od niej szklankę, a przyjaciółka podała As tabletkę.

-No kotku, łykamy. - Dziewczyna spojrzała na dłoń, po czym resztką siły włożyła tabletkę do ust i popiła wodą.

-To teraz trzeba czekać. - Powiedziałem odstawiając szklankę.

-Ale po czym poczuła się tak źle? - Usłyszałem głos Riki.

-Nie wiem… Pizza jej zaszkodziła?

-A może… - Zaczął Ken.

-Nie, to nie ja. - Uprzedziłem.

-Okej. Skoro to nie ty… Ej… - Przyjaciel zaciął się na chwilę. - A przez noc… Nie wiem… Nie trzęsła się czy coś?

-Noc?! Nie mów mi, że… - Zaczęła przyjaciółka.

-Nic się nie wydarzyło. - Przerwałem dziewczynie. - Ale trochę się trzęsła. - Dodałem po chwili namysłu.

-Może obejrzyjmy jakiś film? - Zaproponował chłopak.

-Czy tylko ja nie wiem o co chodzi?! - Przyjaciółka wrzasnęła na całe gardło, a moja księżniczka aż podskoczyła ze strachu.

-Tak jakby. - Powiedział przyjaciel, ciągle szukając jakiegoś filmu.

-To może mi wyjaśnicie łaskawie?

-Nie. - Ken mruknął pod nosem. - O! A ten może być? - Uniósł płytę do góry.

-Tak. Ten jest super. - Rika od razu odpowiedziała, a ja spojrzałem się na nią przymrużając oczy. - No co… - Spojrzała na mnie. - ...oglądało się, to się wie. Nie? Poza tym “Noc w muzeum” jest fajna. - Mówiąc to wzruszyła ramionami.

-Skoro się podoba, to miłego oglądania. - Powiedział Ken, uruchamiając płytę w odtwarzaczu. Po chwili chłopak usiadł koło Riki i zaczęliśmy oglądać.

***

~~ Astrid ~~

Wolno otworzyłam oczy i ostrożnie przekręciłam głowę w lewo. Chwila… Jestem w swoim pokoju? Jak… Przecież...

-W końcu… - Usłyszałam znajomy głos. Wolno obróciłam głowę w prawo.

-Mama? - Zapytałam po cichu.

-Tak córeczko. - Kobieta się uśmiechnęła. - Dobrze się czujesz?

-Nie wiem… - Ciągle mówiłam pod nosem.

-Prześpij się jeszcze.

-Ale czemu tu jestem? Przecież nocowałam u Czkawki.

-Wszystko ci powiem, ale jak się prześpisz.

-Nie jestem śpiąca…

-Właśnie widzę. - Powiedziała z sarkazmem.

-Ale nie będę mogła zasnąć, jak mi nie powiesz. - Ciągle upierałam się przy swoim.

-Kolorowych snów. - Kobieta pocałowała mnie w czoło. - W razie gdyby coś się działo, wołaj. Będę w kuchni.

-Mamo...

-Hmm?

-Która godzina?

Rodzicielka spojrzała na zegarek i oznajmiła, że za kilka minut będzie trzynasta. Chwilę potem lekko puknęła się w głowę.

-Obiad. No tak… - Spojrzała na mnie. - Co byś zjadła skarbie?

-Obojętnie.

-Może być zupa pomidorowa?

-Tak, dzięki. - Delikatnie się do niej uśmiechnęłam.

-Chciałabyś coś do picia? - Na te słowa wzruszyłam ramionami. - Przyniosę ci herbaty. Za chwile będę. - Mówiąc ostatnie zdanie, chwyciła za klamkę i wyszła z mojego pokoju.

~~ Rika ~~

-No przykro mi bardzo, ale to ja jestem bardziej poszkodowany. - Odpowiedział Czkawka.

-Tak? A niby dlaczego?

-To ja nie będę miał z kim siedzieć na lekcjach.

-Jak to nie? - Ken dorzucił swoje trzy grosze. - Przecież masz wybór. Każda laska twoja! Nina, Kamila, Monika… - Zaczął wymieniać, ale przyjaciel mu przerwał.

-I to ma być szczęście?!

-Możecie przestać?! - Krzyknęłam… Bodajże czwarty raz.

-On zaczął. - Czkawka od razu wskazał palcem przyjaciela, na co ten ironicznie się zaśmiał.

-Pff… Ja? - Chłopak wskazał na siebie. - Że niby ja zacząłem? Przecież to śmieszne! - Spojrzał się na mnie po chwili. - Mam rację? To nie możliwe, żebym to ja zaczął!

-Posłuchajcie. To, że Astrid nie będzie w szkole kilka dni, nie znaczy że od tak możecie się wyzywać! Zrozumiano?! - I cisza. - Pytałam się, czy zrozumieliście! - Powtórzyłam głośniej.

-Mhm…

-Aha…

-Nic ni słyszę!

-Tak.

-Tak…

-Cieszę się. Proszę podać ręce na zgodę. - Znowu stoją jak słupy soli. - Chyba coś powiedziałam!

Niechętnie podali sobie dłonie na zgodę.

-Świetnie. Więc teraz możemy pogadać o tym, jak ci pomóc. - Zwróciłam się do Kena.

-Ej! A ja to co?! Nie jestem poszkodowany?! - Czkawka stanął przede mną i wskazał na siebie rękoma, wytrzeszczając oczy.

-Serio chcesz się kłócić? - Uniosłam brwi i skrzyżowałam ramiona.

-Nie przyznaje się do was. - Chłopak powiedział “pod nosem” i usiadł na kanapie.

-Dobrze… - Westchnęłam. - Co miała zrobić Astrid?

-Przekonać Natalię, że nie mam zamiaru bić się z jej chłopakiem.

-Co? Pierwsze słyszę…

-No.. Pamiętasz jak wtedy z Kamilem obgadywaliśmy Olę i Natalkę?

-Co proszę?

-No… Jak wtedy… No… Em… Jak my z Kamilem gadaliśmy sobie, a ty z Astrid i Różą i Czkawką siedzieliście niedaleko nas?

-Nom.

-No to wtedy podeszła do nas Natalka.

-I?

-I… Tak jakby… Usłyszała… I zapewne pomyślała, że chcemy ją poderwać czy coś… I… Powiedziała, że jej chłopak będzie się ze mną i Kamilem bił…

-Co?! I ty się dałeś?! - Powiedziałam ze śmiechem.

-To jest bardzo poważna sprawa.

-Okej. I potem gadałeś z Astrid i miała ją przekonać. Zgadza się?

-Tak.

-A wymyśliła już jakiś plan? Albo chociaż zalążek planu?

-Z tego co mi wiadomo… To nie.

-Okej… A Kiedy macie walczyć?

-Tak jakby… We wtorek po szkole…

-Ten?!

-No…

-Dobrze, pomyślę… Ale nic nie obiecuję. - Dodałam szybko.

-Dziękuje. - Chłopak po powiedzeniu tego, szybko mnie przytulił.

Rozdział 23[]

***

Minęło sześć tygodni, pierwszy śnieg już dawno spadł, jest zimno, bardzo zimno, a my kisimy się u Kena, bo nie mamy nic innego do roboty...

~~ Ken ~~

-Wiecie co? Za chwilę przyjdę. - Powiedziała Rika.

-No poczekaj jeszcze chwilę. Dosłownie 5 minut. - Odezwała się Astrid.

-Ale muszę iść.

Co? Już idzie? Ale… Nie, chwila. Przcież potrafię. Uda się. Uwierz w siebie.

~~ Rika ~~

-Już? - Zdziwił się Ken.

-Tak. - Podeszłam do drzwi.

-Poczekaj. - Chłopak poszedł za mną.

-To nie może czekać. - Otworzyłam drzwi chcąc wyjść.

-To chociaż wysłuchaj co mam ci do powiedzenia. - Chwycił mnie za rękę.

-Ale ja muszę... - Przerwał mi.

-Najpierw mnie wysłuchaj.

Spojrzałam na niego.

-Posłuchaj... Bo... Ja... - Zaczął się jąkać.

-...

-Ja... Kocham cię. Gdy tylko cię ujrzałem, zakochałem się. Nie mogę przestać o tobie myśleć. Jesteś jak narkotyk, który mnie do siebie ciągnie. Nie mogę tego powstrzymać. Jesteś najpiękniejsza na świecie, moim ideałem. Nie potrafię bez ciebie żyć... - Wydusił to z siebie.

-Naprawdę? - Zdziwiłam się. Czułam jak się rumienię...

-Tak.

-Porozmawiamy o tym kiedy indziej. - Cofnęłam się o krok.

-Ale jest coś, co chciałem od dawna zrobić.

Nie wiedziałam co powiedzieć.

Uniósł mój podbródek i delikatnie mnie pocałował. Już myślałam, że nigdy tego nie zrobi... Po pewnym czasie, oderwaliśmy się od siebie.

-Ale ja naprawdę muszę już iść. - Zrobiłam dwa kroki w tył.

-Gdzie?... - Złapał mnie za ręce.

-Do łazienki. - Powiedziałam dość poważnie.

Chłopak zrobił poker face i mnie puścił.

~~ Czkawka ~~

-No to stary popisałeś się. - Powiedziałem ze śmiechem, gdy Rika opuściła pomieszczenie.

-Jakim ja jestem durniem... - Zrobił poker face.

-Tak. Dureń do potęgi. Przecież ona przyszła z nami do ciebie na cały dzień.

-Jestem gamoniem w kimonie.

-Aha. - Pokiwałem głową.

-Nie pomagasz.

-Nie muszę. Świetnie zrobiłeś z siebie durnia. - Wzruszyłem ramionami.

-Odwal się. - Usiadł na łóżku.

-Dobrze nie powiem nikomu o twoim cmok, cmok.

-Zamknij japę. - Spojrzał się na mnie.

-Oczywiście gamoniu w kimonie.

Astrid usiadła obok niego i wskazała palcem na ścianę, która była za mną.

-Spójrz co tam jest. - Najpierw spojrzał się na nią, a potem w miejsce, które wskazywała.

-Co? - Nic nie zauważył.

Momentalnie go na mnie popchnęła z zauważalnym uśmiechem. Nasze usta dzieliło z pięć centymetrów. Wytrzeszczyliśmy oczy i od razu się od siebie odsunęliśmy.

-Co ty wyprawiasz?! - Wrzasnąłem wycierając usta o rękaw.

-To nie ja! - Krzyknął Ken i kontynuował czyszczenie ust o bluzkę.

Po kilkuminutowym wrzeszczeniu na siebie, płukaniu i wycieraniu ust, przyszliśmy do pokoju, w którym Astrid śmiała się na cały regulator.

-A ty z czego się śmiejesz?! - Wrzasnął Ken.

Spojrzałem na niego gniewnie.

-Okej. - Powiedział w moją stronę. - Z czego się śmiejesz? - Zapytał łagodniej.

-Zgadnij. Rika na pewno się ucieszy. - Nie przestawała się śmiać, tarzając się na łóżku.

-Ty mnie na niego popchnęłaś. - Wskazał palcem na nią, a potem na mnie.

-Ja? Nie moja wina, że chciałam się o ciebie oprzeć plecami, a ty się na niego ni stąd ni zowąd wywaliłeś. - Wzruszyła ramionami. - Rika będzie z ciebie dumna. Zaliczyłeś dwie osoby jednego dnia. Brawo! - Znowu zaczęła się śmiać.

-Posłuchaj. Ja go nie pocałowałem. - Wskazał na mnie palcem.

-Ja tym bardziej. - Odsunąłem się od niego.

-Aha. Na pewno. - Ciągle się śmiała.

-Pierwszy pocałunek ciągle rezerwuję dla ciebie kotku. - Powiedziałem z moim typowym uśmieszkiem podchodząc do niej, opierając się rękoma o łóżko po jej bokach tak, że teraz dzieliło nas mniej więcej 30 centymetrów.

-Śmieszne. - Skrzyżowała ramiona.

-Kotku, to nie jest żart. - Zbliżyłem do niej głowę z uśmiechem.

-Najwyraźniej żyjesz w błędzie. - Wywaliła mnie na łóżko na plecy i ze śmiechem wybiegła z pokoju.

-Co to było? - Zapytał Ken.

-Przeciwieństwo twojej scenki z Riką. - Usiadłem.

-A swoją drogą, ciekawe gdzie posz... - Zrobiliśmy wielkie czy.

-Rika! - Krzyknęliśmy jednocześnie i wybiegliśmy z pokoju.

Nie myliliśmy się. Astrid prawie dobiegła do dziewczyny. Przyspieszyliśmy i gdy już miała coś powiedzieć, złapałem ją w pasie i odciągnąłem kilka kroków od przyjaciółki, natomiast Ken zakrył ręką jej usta.

-Co chciałaś jej powiedzieć? - Zapytał, po czym umożliwił dziewczynie komunikację.

-Przywitać się. - Odezwała się z uśmiechem.

-Już się witałyście. - Powiedziałem.

-Nie można przywitać się dwa razy?

-Coś mi się nie wydaje. - Odpowiedział mój przyjaciel.

-To niech zacznie. - Spojrzała się na podchodzącą do nas przyjaciółkę.

-Co wy wyprawiacie? - Rika była wyraźnie zdziwiona.

-No bo... - Już miała coś powiedzieć, ale Ken zatkał jej usta.

-Nic takiego. - Odezwał się z uśmiechem.

-Okej... - Powiedziała, na co Astrid zaczęła się szarpać.

-O nie kotku. Nawet się nie waż. - Wziąłem ją na ręce i zaniosłem ją do pokoju przyjaciela.

Ken został sam na sam z Riką, a ja mogłem wreszcie od niego odpocząć.

-Myślisz, że Rika odwzajemnia jego uczucia? - Mój kotek położył się na łóżku.

-Nie mam pojęcia.

-No ale pomyśl. Fajna byłaby z nich para. Prawda?

-Żeby w ogóle do tego doszło, muszą sobie wszystko wyjaśnić.

-Niby tak, ale Rika też go lubi.

-A ty niby skąd to wiesz?

-Bo Rika to moja przyjaciółka i rozmawiamy o wszystkim. W przeciwieństwie do niektórych.

-Ale że znowu coś zrobiłem? - O co jej chodzi… Zrobiłem coś w tamtym tygodniu? Nie, to pewnie nie to… A może wczoraj? Nie… Przecież w przeciwieństwie do innych dni, wczoraj byłem bardzo spokojny… A może to przez to? Nie… O nie… A może chodzi jej o to, co było w czwartek? Eee… Hehehe… Tak… To pewnie to… - Znowu coś zrobiłem?

-Co?

-No… Nie, chwila. Powiedziałaś to sarkastycznie, czy nie.

-Ale co powiedziałam?

-”W przeciwieństwie do niektórych”.

-Aaa… Nie wiem. Może tak, może nie. - Dziewczyna wzruszyła ramionami.

-To może inaczej. Chodzi ci o coś, co zrobiłem?

-Może. - Typowa odpowiedź każdej kobiety. I teraz myśl o co chodzi.

-Czyli tak?

-Pff…

-Nie?

-A co?

-Em… Chodzi o to co zrobiłem w czwartek? - Zapytałem ostrożnie dobierając słowa.

-Co? O co ci chodzi? - Czyli nie wie… Może to i lepiej?... Tak… Alleluja! Nie wie o tym! I koniec zmartwień! Łuł!

-Nie, nic. Tak jakoś tylko dzień mi się nasunął. - Uśmiechnąłem się nerwowo. - A co tam u ciebie?

-Ale co zrobiłeś? - I zmartwienia powróciły… Jej…

-Nie… Nic nie zrobiłem.

-Jeśli powiedziało się “A”, to trzeba powiedzieć “B”.

-O nie moja droga. Potem będzie “C”, “D”, “E”, “F”, “G” itd. Całego alfabetu nie mam zamiaru mówić. - Na moja słowa, dziewczyna pokiwała przecząco głową.

-Imbecyl… - Dodała pod nosem. - Chodzi o to, że… - Nie dokończyła, bo jej przerwałem.

-A pamiętasz?

-Że niby co pamiętam?

Next

-Jak u mnie nocowaliście…

-To?

-To graliśmy w grę…

-No graliśmy. I co to ma do rzeczy?

-Mówiłaś, że dotrzymujesz obietnic. - Powiedziałem z uśmiechem.

Na te słowa, moja księżniczka zrobiła wielkie oczy.

-To nie ma nic do rzeczy.

-Eh… A ja na prawdę myślałem, że można ci zaufać… I myślałem, że obietnic się nie łamie…

-Nie łamię obietnic.

Wzruszyłem ramionami i ciągle siedząc na krześle obrotowym, wyjrzałem za okno. Po chwili poczułem, jak ktoś puka mnie w ramię. Wolno się obróciłem i spojrzałem na mojego kotka. Była lekko zrumieniona, a po chwili wahania nachyliła się nade mną i musnęła moje usta. Momentalnie delikatnie chwyciłem jej podbródek, przy okazji pogłębiając pocałunek.

-No, no, no. Nie było nas kilka minut, a tu już jakieś romanse. - Usłyszałem znajomy głos, a Astrid odsunęła ode mnie głowę jak oparzona i czym prędzej pobiegła na łóżko.

-Musiałeś? - Zapytałem przyjaciela.

-Chyba ci coś mówiłam. - Dodała Rika.

-Coś mi kazało to powiedzieć. - Chłopak wzruszył ramionami.

-Rika jakoś mogła być cicho. Ale ty? Pff… Oczywiście że nie. Bo po co. - Dodałem po chwili.

-Dobra, sory…

-Opowiadaj. - Przyjaciółka szybko usiadła obok mojej księżniczki i zaczęła rozmowę.

-Co niby mam ci opowiedzieć?

-Co… Co… Oczywiście to, czy już jesteście parą.

-Nie! - Astrid wrzasnęła a całe gardło. - Co ci strzeliło do głowy!

-Doba, dobra. Przepraszam…

-A ty?

-Co? - Rika się zdziwiła.

-No co się działo, jak byliście sami.

-Eee… Nic… - Dziewczyna spuściła głowę i widać było, że się zarumieniła.

-No mów. - Ponaglała Astrid.

Rika pokręciła głową przecząco i odpowiedziała.

-Ja się nie będę pytać co robiliście wy, a ty co robiliśmy my. Okej?

-Okej. - Podały sobie dłonie. - Ale zadam ci to samo pytanie, które ty mi zadałaś. Wtedy będziemy kwita. Czy jesteście już oficjalnie parą.

-Nie… - Rika spojrzała na podłogę.

-Ale “nie” takie “nie.”, czy takie “niee….”?

-No… Niee…

Po usłyszeniu tych słów Astrid od razu się uśmiechnęła.

-Co cię tak śmieszy? - Ken przymrużył oczy.

-Nie nic. Gratuluję. - Mrugnęła do niego, na co on spojrzał na Rikę.

-Halo… A możecie mnie wtajemniczyć tak łaskawie? - Pomachałem rękoma nad głową.

-Domyśl się. - Astrid powiedziała do niego z uśmiechem. - My chyba już pójdziemy. - Mówiąc to, wstała z łóżka i skierowała się do drzwi.

-”My”? - Zapytałem.

-Tak, “my”. Wychodzimy. Już.

-Ej… No ale po co?

-Powiem ci później. - I wyszła z pokoju. Fajnie… I co mam zrobić? Zostać w cieplutkim pomieszczeniu na wygodnym krześle, czy może wyjść na ten mróz? Chyba odpowiedź jest oczywista. Zo-sta…

-Czkawka. Już. - Astrid szybko otworzyła drzwi, chwyciła mnie za koszulkę i pociągnęła za sobą. - My wychodzimy. Pa. - Pomachała do przyjaciół i zamknęła za nami drzwi.

-Po co mam iść z tobą. Zimno jest na dworze.

-Ty na prawdę nie wiesz co się właśnie stało.

-Hehehe... - Pauza trzymająca w napięciu i… - Nie. Ja zostaje. - Już miałem chwycić za klamkę, kiedy Astrid złapała mnie za nadgarstek i lewą ręką wskazała na schody prowadzące na dół. - Jasne. - Mruknąłem pod nosem. Chwile potem już ubierałem kurtkę.

Po wyjściu z domu przyjaciela i pożegnaniu się z jego mamą, skierowaliśmy się do domów.

-Miałaś mi wyjaśnić co się stało. - Powiedziałem idąc przed siebie.

-Nic ci nie świta?

-Nope.

-Są parą. Może jeszcze nie oficjalnie, ale mało brakuje.

-Serio?!

-Nom. - Uśmiechnęła się pod nosem.

-A skąd niby o tym wiesz? - Uniosłem brwi. - Rika powiedziała “nie”.

-Nie znasz się na dziewczynach.

-To akurat nie jest wyjątek. Żaden facet się nie zna. Przecież odpowiedź “nie” to “nie”. “Tak” to “tak”. Niby jak “nie” może być “tak”? To wbrew naturze. - Wzruszyłem ramionami.

-Ja nie wiem jak ty sobie w życiu poradzisz… Oj nie wiem… - Mój kotek westchnął.

-To chyba ja powinienem się bardziej o to martwić.

-Chyba masz rację. Cześć. - Pożegnała się i skręciła na swoje podwórko.

-Hej. - Powiedziałem, idąc dalej przed siebie.

Rozdział 24[]

-Cześć synku. - Mama jakże radośnie oglądając telewizor powitała mnie, gdy tylko przechodziłem obok.

-Cześć. Co na obiad?

-Dzisiaj mam wolne i gotuje tata. Jego się spytaj. - Na słowa swojej mamy od razu wybuchnąłem śmiechem.

-Że niby tata gotuje?! Trzymajcie mnie! - Z tego śmiechu złapałem się za głowę. - Chcesz, żeby nas otruł?! - Spojrzałem na rodzicielkę, która patrząc na mnie nie mogła się nie śmiać.

-Daj wykazać się tacie. Zobaczysz. Będzie pyszne. - Mówiła to przez śmiech.

-No właśnie! Spójrzcie jakie piękne ziemniaki wyszły po ugotowaniu! - Usłyszałem głos taty dochodzący z kuchni.

Podszedłem do taty i zajrzałem do garnka. Owszem, były nawet ładne.

-I co? Mówiłem. Jestem mistrzem kuchni. - Najwyraźniej był dumny z przygotowania kartofli.

-A oprócz ziemniaków? - Zapytałem.

-Co oprócz ziemniaków?

-No… Same ziemniaki mamy jeść?

-Będzie jeszcze surówka.

-Świetnie. Jaka?

-Co jaka?

-No… Surówka…

-No... To oczywiste… Dobra! To będzie pyszna surówka!

-Powodzenia. - Poszedłem na górę. No to co można porobić… Zagram sobie w coś… Tylko co… Nie powiem, wybór mam… Hmm…

Otworzyłem drzwi do swojego pokoju i pierwsze co rzuciło mi się oczy to…

Next

-Co ty tu robisz?! - Wrzasnąłem. - Kto ci pozwolił grać w moje gry?! W ogóle skąd ty się tu wziąłeś?! - Zacząłem machać rękoma, gdy krzyczałem.

-Ano widzisz. Dzisiaj i jutro i ewentualnie po jutrze śpię u was, bo moja mama pojechała na kilkudniowe wakacje, a tata jest w pracy w innym kraju też na kilka dni. - Sześciolatek pokazał mi język.

Momentalnie wyszedłem z pokoju i stanąłem przed mamą oglądającą jakieś wiadomości.

-Co-tu-ro-bi Ku-ba!

-Zapomniałam ci powiedzieć. Dwie godziny temu przywiozła go jego mama.

-Co?!

-Masz się nim zająć. I będzie u nas nocował kilka dni.

-Nie zgadzam się!

-Nie masz nic do powiedzenia w tej sprawie.

-Okej… - Myśl… Właśnie! - Gdzie będzie spał?

-W twoim pokoju.

-Że co?! Nikt oprócz mnie nie śpi w moim pokoju! A co dopiero on!

-”Nikt” powiadasz…

-No dobra… Większość. Ale nie on.

-A gdzie niby ma spać?

-Diablo podzieli się z nim swoją budą a dworze.

-Oszalałeś.

-Nie. Pies będzie spał ze mną, a on będzie miał całą budę dla siebie. - Skrzyżowałem ramiona.

-Nie ma takiej opcji.

-Ja się swoim pokojem nie dziele. Ma problem. Będzie spał na schodach, w piwnicy, na strychu, w budzie albo w salonie. Byle nie w moim pokoju. Koniec kropka.

-Nie. Będzie spał w twoim łóżku. Razem z tatą postanowiliśmy.

-Co?! - Spojrzałem się na wyrodnego ojca. - Czemu każdy jest przeciwko mnie?! - Stanąłem obok niego. - Czemu nic mi o tym nie powiedzieliście?! - A on jakby nie słyszał. - Ej! Pytam się! - I znowu nic. - Tato! Myślałem, że zawarliśmy sojusz! No weź!

-Wiesz, że jeśli twoja matka coś postanowi, nie mogę nawet dojść do głosu…

-Coś w tym jest… - Mruknąłem pod nosem, po czym szybkim krokiem znalazłem się obok mamy. - Ale to nie znaczy, że od tak może mi pokój zabierać! Przecież on nawet tu nie mieszka! Nagle oddajecie mu mój pokój! Nie mogliście swojego, tylko mój!

-Innego nie chciał. - Mama wzruszyła ramionami.

-Że co?! - Wrzasnąłem. - Ja już mu dam “nie chciał”. - Powiedziałem do siebie i skierowałem się w stronę pokoju. - Ty! - Krzyknąłem po tworzeniu drzwi na oścież. - Wypad stąd. - Wziąłem jego torbę z rzeczami i wywaliłem na korytarz.

-Nie! Nie możesz! - Krzyknął małolat.

-Posłuchaj. To mój pokój. - Wskazałem na siebie. - I w nim mogę robić co chcę, więc wypad. - Wskazałem na drzwi.

-Nie. Ciocia powiedziała, że mam być tutaj.

-Ciocia zmieniła zdanie. Do widzenia!

-Nieprawda!

-Masz inne pokoje do wyboru!

-Ale ja chcę ten!

-Ten jest mój!

-Nie!

-Tak!

-Nie!

-Tak!

-Oboje się wynoście. - Usłyszałem głos mamy. - Wyjdźcie na dwór, pogadajcie i jak zadzwonimy że obiad jest już gotowy, to wtedy przyjdziecie.

-Ale mamo…

-Ciociu….

-Czyli mam rozumieć, że już nie będziecie się kłócić?

-...

-Aha… Czyli nie… Skoro tak, to weźcie psa i idźcie do parku, albo na plac zabaw. Jak ochłoniecie to dostaniecie obiad.

-Wyganiasz nas? - Zapytałem.

-Czkawka. Posłuchaj. Nie wyganiam was. Ale zrozum. To jest mój pierwszy w przeciągu tych kilku miesięcy dzień wolny od wszystkiego, więc chciałabym odpocząć, a nie się z wami użerać.

-Aha… - Odpowiedziałem.

-Zadzwoń do Kena i sobie pójdziecie w trójkę do parku.

-Nie! A ja będę się nudził! Nie! - Kuba od razu musiał się wtrącić.

-No to… Może Astrid? Słyszałam że jej kuzynka przyjechała w tamtym tygodniu.

-Nie! To Dziewczyna! A ja nie lubię dziewczyn!

-Dorośli rozmawiają. - Zwróciłem uwagę chłopakowi.

-Ale ja jestem dorosły!

-Chyba w snach.

-Chyba coś powiedziałam. - Dodała moja mama.

-Dobrze ciociu.

-Tak jest. - “Zasalutowałem” i wyszedłem z pokoju. Oboje zeszliśmy na dół i ubraliśmy się.

-Tylko go pilnuj. Pamiętaj. Jesteś za niego odpowiedzialny. - Usłyszałem głos mamy.

-A jakżeby inaczej… - Otworzyłem drzwi. - Diablo! Idziemy! - Zawołałem, a czworonóg przybiegł z góry.

-Tylko weź smycz i kaganiec. - Kobieta dodała przed chwilą.

-Aha…

Od razu po wyjściu z domu zaczął się mój koszmar…

-Ale nie idziemy do tej dziewczynki?

-...

-No ale na pewno nie idziemy?

-...

-No powiedz coś!

-...

Zadzwoniłem domofonem do domu Astrid i zapytałem czy chciałaby z kuzynką wyjść z nami. Po chwili zgodziła się i odpowiedziała, że za chwilę będą.

-No Czkawka! Po kogo dzwoniłeś?

-A może pobawisz się z psem? Patrz jak chce się z tobą pobawić. - Wskazałem na czworonoga.

-Okej!

No to chłopie masz przerąbane. Hehehe.

***

-Cześć. - Usłyszałem głos Astrid.

-Cześć. - Odpowiedziałem, a Kuba wrzasnął, że to dziewczyna.

-To jest Agatka. - Wskazała na dziewczynkę. Dałbym jej maksymalnie 5 lat. - Przywitaj się.

-Dzień dobry. - Powiedziała pod nosem.

-Cześć. - Ukucnąłem i podałem jej rękę. - Diablo. Chodź. - Zawołałem psa, który od razu zjawił się obok nas. - To Diablo, a to… - Wstałem i złapałem za kaptur uciekającego chłopaka. Zaciągnąłem go do dziewczynki i kontynuowałem. - ...Kuba. Przywitaj się.

-Nie.

-Jak się nie przywitasz, to powiem cioci, że byłeś niegrzeczny.

-I co z tego?

-A jak się dowie, to będziesz musiał spać na strychu, gdzie jest mnóstwo pająków, nietoperzy, ciem i innego robactwa, bo ona nie lubi złych chłopców. Raz jak nie posłuchałem a byłem w twoim wieku, zamknęła mnie tam na cały tydzień i nie dawała jeść ani pić. A nie chciałbym, żebyś ty tak skończył. - Hehehe, to moje marzenia, żeby właśnie tak skończył.

-Serio?

-No…

-Cześć. - Uścisnął dłoń dziewczynki.

-Świetnie. Skoro się już znamy, to gdzie idziemy? - Wstałem.

-Do parku?

-Jak do parku, to do parku. - Skierowałem się w stronę wyznaczonego celu.

Next

-Czy mi się wydaje, czy w twojej rodzinie jest mnóstwo osób o imieniu “Kuba”? - Zapytała Astrid idąc obok mnie.

-Więc zauważyłaś? - Uśmiechnąłem się pod nosem. - Tak jakoś wyszło.

-Oj może lepiej nie będę w to wnikać.

-Wiesz… Sam nic z tego nie rozumiem, więc może to i lepiej. - Wzruszyłem ramionami. - A tak w ogóle… To co będziemy robić w tym parku? - Zapytałem po chwili.

-No wiesz. Jest tam plac zab… - Przerwałem mojej księżniczce.

-Moja huśtawka! - Krzyknąłem i zacząłem ścigać się z Kubą, który przez całą drogę chwalił się Agatce że będzie się huśtał cały czas na huśtawce. Jak ja lubię niszczyć jego marzenia. Wiem, jestem nieznośny. Sory, taki mamy klimat.

-Nie! Nie! Czkawka! Nie! Ja się huśtam! Ja! Czkawka! - Dzieciak wrzeszczał próbując mnie dogonić.

-Chyba w snach! - Wrzasnąłem przez ramię. I… Czy mi się wydawało, czy Astrid zrobiła Facepalm’a? Eh… Możliwe. Ale mówi się trudno i pł… Nie… biegnie się dalej.

-Powiem, powiem cioci, że jesteś zły!

-A to se mów! - szybko usiadłem na huśtawce.

-Nie! Czkawka! Ja chcę! - Ciekawe czy jeśli nie zejdę w tej chwili, to Kuba się popłacze… Hmm…

Dziewczyny po chwili dołączyły do nas.

-Czy ty zawsze musisz każdemu dokuczać?

-Nie dokuczam każdemu. A poza tym to nie jest dokuczanie, tylko…

-”Tylko”... Może on chce się pohuśtać.

-Ee… Tylko opieka. A jak by usiadł, nagle spadł, złamał sobie kark, pojechał do szpitala, i by się okazało że jest sparaliżowany do końca życia? Dmucham na zimne kotku. - Uśmiechnąłem się do niej.

-Ta… Dmuchasz… - Westchnęła.

-A więc… To cię nie przekonało… - Przymrużyłem oczy.

-Jakoś nie. Ale próbuj dalej. Może kiedyś ci się uda. - Powiedziała z uśmiechem.

-”Kiedyś” to o wiele za długo. - Pomyślałem na głos. - Zawsze mógłbym cię przekonać innym sposo… - Zacząłem mówić z uśmiechem, ale nie zdołałem dokończyć.

-Przymknij się. - Moja księżniczka mi przerwała.

-No ale pomyśl. Czyż nie byłoby ciekawie? - Zapytałem z zadziornym uśmiechem.

-Puknij się w głowę. - Astrid palcem wskazującym puknęła mnie w czoło.

-Ej! Słyszysz mnie?! Ja chcę! Zejdź! Czkawka! Halo! Złaź! Teraz ja! - Ciągle wrzeszczał Kuba...

-Daj mu się pohuśtać.

-Nope. Nie zasługuje na to. A poza tym bezpieczeństwo przede wszystkim. Co nie kotku? - Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.

-Słyszysz w ogóle co mówisz? - Moja księżniczka uniosła brwi.

Pokiwałem głową przecząco.

-Jakoś przy tobie nie mogę się skupić. - Odpowiedziałem spokojnie.

-Przypominam, że: nie jesteśmy sami, nawet jak bylibyśmy to i tak masz tak do mnie nie mówić, jeśli jeszcze raz tak powiesz, to ci przywalę. Rozumiemy się?

-Ależ oczywiście. - Znowu zawadiacko się uśmiechnąłem.

-EJ JA TEŻ TU JESTEM!!! - Kuba wydarł się na cały regulator.

-Słyszę przecież! - Spojrzałem na niego.

-TO ZŁAŹ!

-Nie-e. Byłem pierwszy. - Pokazałem mu język.

-Czkawka! No proszę!

~~Astrid~~

Poczułam jak ktoś mnie puka w kolano, spojrzałam w dół i ukucnęłam.

-Tak? - Zapytałam Agatkę.

-Mogę się pobujać? - Powiedziała cicho.

-Pewnie. - Uśmiechnęłam się.

Spojrzałam na Czkawka i zdecydowanie powiedziałam, żeby zrzedł z huśtawki.

-Podaj dobry powód.

-Złaź. - Powiedziałam. Tym razem z uśmiechem.

-Jeśli tego nie zrobię, zginę. Racja? - Chłopak przymrużył oczy.

-A chcesz się przekonać? - Ciągle mówiłam z uśmiechem.

-A proszę bardzo. - Czkawka wstał. - Panie przodem. Nalegam. - Ciągle się uśmiechał.

W między czasie, Kuba szybko wlazł na huśtawkę.

-Jej! Jupi! - Zaczął się bujać.

Spojrzałam wymownie na Czkawkę. Chłopak od razu zrozumiał i szybko wziął Kubę na ręce. To się nazywa kontrola w wykonaniu dziewczyny. Faceci - strzeżcie się.

~~Czkawka~~

-NIE JA TERAZ JAAAA!!! - Kuba ciągle wrzeszczał.

-Cicho bądź. Chcesz, żebym umarł? - Zapytałem po chichu.

-To byłoby mi na rękę. - Chłopczyk odpowiedział.

-A chcesz spać w budzie? - Mruknąłem pod nosem.

-Co?

-Nie ważne. Po prostu milcz.

-Jak mnie puścisz.

Postawiłem chłopaka.

~~Astrid~~

***

Z dziesięć minut później zdecydowaliśmy z Czkawką, że równie dobrze można pospacerować w szóstkę po parku. Kuba co chwilę rzucał Zefirowi patyk, a Agata uciekała przed Diablo. Oczywiście chłopczyk wywrócił się kilka razy na śliskich zakrętach, ale nie było to nic poważnego. Może tylko małe zadrapanie. Już miałam coś powiedzieć do Czkawki, gdy nagle...

Next

-Astrid! Ratunku! - Wołała spanikowana Agata.

Szybko odwróciłam głowę w stronę dochodzącego głosu. Przeraziłam się. Moja młodsza kuzynka wpadła do jeziora pokrytego krą. Machała rękoma chcąc się wydostać. Jednak na marne.

-Agata! - Wołając zaczęłam biec w stronę dziewczynki. Jednak coś mi przeszkodziło, a mianowicie Czkawka. Złapał mnie w pasie i nie wypuszczał.

-Puść mnie! - Wrzeszczałam.

-Spokojnie, uspokój się. - Nakazał. Po czym zdjął kurtkę i podał mi ją. - Będzie jej zimno. - Powiedział z uśmiechem. Przypilnuj psy i Kubę. - Szybko dodał, odwracając się w stronę jeziora.

-Zefir! Kuba! Diablo! Chodźcie! - Krzyknęłam w ich stronę. Przybyli od razu i stanęli obok mnie, nie odrywając wzroku od chłopaka.

Ludzie zaczęli się zbierać wokół jeziora, niektórzy dzwonili na pogotowie, inni chcieli mu pomóc wchodząc na lód, jednak Diablo nie pozwalał nawet im się zbliżać w to miejsce. Kilka osób natomiast krzyczało w jego stronę "Chłopaku, uciekaj!" albo "Zostaw ją, zaraz przyjadą strażacy!". On nic sobie z tego nie robił. Szedł wolnym krokiem przed siebie uważając na lekkie pęknięcia spowodowane przez dziecko. W pewnym momencie uklęknął, położył i zaczął czołgać się w stronę krzyczącej dziewczynki. Gdy był już na miejscu, złapał ją za dłoń i w tym samym czasie zawołał swojego psa.

-Diablo! - Szybko krzyknął i zaczął powoli przyciągać do siebie Agatę.

Pies zrozumiał i natychmiast pobiegł przed siebie. Będąc przy krze, zwolnił i spokojnie szedł. Kilka metrów później, zaczął się czołgać, tak jak jego właściciel. Gdy docierał na miejsce, Czkawka ku swojemu zdziwieniu nie poczuł, że trzyma dłoń dziewczynki, tylko jej rękawiczkę. Natychmiast wyrzucił ją za siebie na lód i chwilę potem zanurzył całą rękę w wodzie, chcąc chwycić topiące się dziecko. W tej chwili przyjechała straż pożarna. Kilku z nich zakładało na siebie kombinezony, przeznaczone do "nurkowania" w lodowatej wodzie. Wtedy chłopak wyciągnął kogoś, a raczej "coś" z wody. Oby ją wyciągnął. Na pewno ją złapał. Nie! Złapał jej kurtkę! To wszystko moja wina! Rodzice mnie zabiją! O wilku mowa, jego i moja mama szybko przybiegły na miejsce zdarzenia. Od razu stanęły obok nas. Widocznie były w pobliżu. Czkawka się nie poddał, chociaż ludzie krzyczeli "Zejdź z tego lodu! Strażacy jej pomogą!". Zdjął bluzę i powiedział coś psu do ucha. W tym samym czasie, gdy czworonóg trzymał w pysku jego bluzę, idąc w stronę brzegu, aby ją tam odłożyć, on wskoczył do wody. Co?! Czemu?! Nie! Pomyślałam od razu, widząc co on zrobił. Gdy strażacy już wchodzili na lód, pies momentalnie zerwał się i zablokował im drogę. Nie przepuszczał nikogo. Nie wynurzali się dobre kilka minut. Doberman ciągle nie pozwalał strażakom dojść do swojego właściciela. Wtem na wodzie, pojawiły się bąbelki powietrza. Tak! Udało mu się! Myślałam uradowana nie dlatego, że udało mu się wypłynąć lecz dlatego, że trzymał Agatę! Tym razem nie zamierzał jej puszczać. No może dlatego, że udało mu się wypłynąć na powierzchnię też... Okej... Bardzo się cieszę z tego powodu.

-Diablo! - Krzyknął do swojego psa, który natychmiast "pobiegł" oczywiście trzymając się zasad bezpieczeństwa na lodzie, do swojego pana.

Ten położył na tafli lodu ledwo oddychającą i trzęsącą się Agatę. Pies złapał ją za ubranie i wolno ciągnął w naszą stronę. Gdy czworonóg był już niedaleko brzegu, a strażacy szli w stronę chłopaka utrzymującego się na wodzie aby mu pomóc, ten jednym ruchem podparł się o krę i wyszedł na powierzchnię. Muszę przyznać, strażaków zatkało. Ja natychmiast okryłam kuzynkę, jego kurtką, a nasze mamy momentalnie przytuliły ją mocno do siebie, natomiast Kuba dostał pouczenie przez swoją ciocię, że nigdy nie wolno tak wchodzić na lód. Czkawka wyszedł na śnieg i skierował się w naszą stronę.

-Nic jej nie jest? - Zapytał, kucając przy nas.

-Nie. Dziękuje ci. - Powiedziała moja mama i mocniej przytuliła Agatkę do siebie.

-Ja też dziękuje. - Powiedziałam przyglądając mu się z uśmiechem na twarzy.

Ludzie zaczęli zbierać się dookoła nas. Raczej mu się to nie spodobało…

-Ja chyba już pójdę. - Powiedział, biorąc bluzę do ręki i spoglądając na mnie wzrokiem mówiącym samym za siebie, żebym z nim poszła.

Lekko kiwnęłam głową.

-Mamo, mogę iść go odprowadzić?

-Oczywiście.

Przedarliśmy się przez tłum ludzi i poszliśmy w stronę jego domu. Rozmawialiśmy o tym co się stało. Już byliśmy niedaleko, gdy nagle zawiał chłodny wiatr.

-Nie jest ci zimno? - Spytałam.

-A czemu pytasz? - Powiedział zatrzymując się i patrząc na mnie z lekkim uśmiechem.

-Yyy... bo... - Przystanęłam i powiedziałam ciszej.

-Bo? - Odparł spokojnie, idąc wolnym krokiem w moją stronę i "szyderczo" się uśmiechając.

-Yyy... - Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Zaczęłam się wolno cofać.

-Słucham kotku. - Powiedział ciszej.

-Yyy... - Spuściłam wzrok. Przecież się nie przyznam, że się o niego bałam. W końcu to do mnie nie podobne.

-Chcesz mnie ogrzać? - Był coraz bliżej.

-Yyy... Ja... - Nagle trafiłam na drzewo.

Staliśmy naprzeciw siebie. Nie dzieliło nas więcej niż pół metra.

-Tak... - Chwila! Co ja właśnie powiedziałam?! - Znaczy... Nie... Znaczy... - Nie miałam bladego pojęcia co powiedzieć. Wszystko mi się myliło. Podnosiło mnie na duchu tylko to, że patrzę się teraz w ziemię.

On delikatnie złapał mnie za podbródek i uniósł moją głowę. Spojrzałam się na niego, a on przybliżył się do mnie. Pocałował mnie. On mnie pocałował?! Pocałunek nie był zwykły. Pokazał w nim wszystko co do mnie czuje. Po chwili oddałam go mu. Prawą ręką objęłam go za szyję, a lewą dłoń wplotłam mu we włosy. On natomiast objął mnie w talii i przyciągnął do siebie. Czas jakby się dla nas zatrzymał. Trwaliśmy w tej chwili dość długo.

Gdy myślałam, że już skończył, pocałował mnie po raz kolejny. Nie chciał przerywać, tak samo jak ja. Przyznam, podobało mi się. Kiedy odrywałam się od niego, pozwalał mi tylko złapać kilkusekundowy oddech i natychmiast po tym nasze wargi znowu się dotykały. Kilka, a raczej kilkanaście chwil później, oderwaliśmy się od siebie.

-Kocham cię. - Powiedział, patrząc mi głęboko w oczy.

Czułam, że się rumienie. Bo przecież stanie na przeciwko najprzystojniejszego chłopaka w szkole i słyszenie od niego słów "kocham cię", które są skierowane do ciebie, to nie to samo, co rozmawianie z tatą o ulubionym programie telewizyjnym lub jaką wybierzemy pizzę na obiad… Chwila… Pomyślałam “najprzystojniejszy”? No… Może… Okej… jest bardzo przystojny. I miły. I słodki, opiekuńczy, silny, odw… NIE! Nie ma mow...

-Kocham cię. - Odpowiedziałam. Chwila… Co?! Tak, to… To był przypadek...

On jak zwykle uśmiechnął się do mnie i nasze usta znowu się dotknęły. Tym razem, pocałunek był dłuższy i namiętniejszy. Po oderwaniu się od niego, pierwsza zaczęłam rozmowę.

-To... Ja, już pójdę... - Powiedziałam, zdejmując ręce z jego szyi.

On tylko się uśmiechnął i schował dłonie w przednich kieszeniach spodni, tym samym zdejmując je z mojej talii.

-Zobaczymy się jutro? - Zapytał nie przestając się uśmiechać i nie ruszając się z miejsca.

-Tak... - Powiedziałam i skierowałam się w stronę domu.

Przez drogę myślałam o tym co właśnie zaszło. Czy to dobrze, że sama siebie nie poznaje?... Eh! Czemu to jest takie trudne! A poza tym czemu myślałam, że jest taki… Nie! On jest też denerwujący, głupi, uprzejmy… Nie! Nie uprzejmy! Jest… złośliwy! On nie ma dobrych cech!...

Next

~~ Czkawka ~~

-Czkawka! Wiesz jakie to było niebezpieczne?! - Wrzasnęła na mnie mama.

-Mhm… Bardzo… - ciągle siedziałem przed telewizorem i znowu przełączyłem na inny kanał.

-Nie żartuję! Mogło ci się coś stać! Myślisz, że jak bym się czuła, gdyby coś ci się stało?! To było bardzo nieodpowiedzialne! Jaki dałeś przykład Kubie?! Też ma wchodzić na lód?! Chcesz żeby utonął?! Jeszcze w lodowatej wodzie!

-Mamo… Nie szukaj dziury w całym… Nic się nie stało. - Spojrzałem na nią.

-A gdyby coś się stało?! Co ty sobie wyobrażasz?!

-A mamo… - oczywiście nie pozwoliła mi dokończyć…

-Żadne “ale mamo”! Rozumiesz?! Masz szlaban! Nie wychodzisz nigdzie, oprócz szkoły!

-Ej! Ale uratowałem jej życie! To się nie liczy?! Za to szlaban dostałem?!

-Nie! Dostałeś za narażanie swojego życia!

-Przecież nic mi się nie stało!

-A gdyby coś ci się stało?!

-Ale nic mi nie jest! To takie trudne do zrozumienia?!

-Nie pyskuj! Marsz do swojego pokoju! Już! - Ulala, widocznie się wkurzyła...

-Jasne. - Mozolnie wstałem z kanapy i poszedłem na górę.

~~ tata Czkawki ~~

-A można wiedzieć, co się stało? - zapytałem żony, podchodząc do niej.

-Nie ważne. Lepiej idź do kuchni, bo wydaje mi się, że ziemniaki ci się przypaliły…

-Co? - Szybko podbiegłem do garnka i… O nie… - Aaaa!! To się pali!!

-Co?! - Valka do mnie dołączyła. - Jakim cudem podpaliłeś ziemniaki?!

-Chwila! Co ja mam zrobić?! Gaśnica! Gdzie gaśnica?!

Żona założyła rękawice kuchenne i garnek z pokrywką przeniosła pod zlew. Uniosła pokrywkę i nalała do niego wody.

-To może zamówimy pizzę? - zaproponowałem.

-Ewidentnie tak. - Pójdę zapytać się chłopaków jakie chcą.

-Tak rybko. Ja tu ogarnę.

-Nie. Ty już lepiej nic nie rób.

-Rozkaz kochanie. - Uśmiechnąłem się pod nosem i usiadłem przed telewizorem.

~~ mama Czkawki ~~

Poszłam na górę i otworzyłam drzwi do pokoju syna.

-Dzisiaj zamawiamy pizzę. Jaką byście chcieli?

-Ja z serem i mięsem! I jeszcze sosy! - zaczął uśmiechnięty Kuba.

-A ty synku? - Spojrzałam na Czkawkę, który siedział przed komputerem ze słuchawkami na uszach. - Halo. Pytam cię o coś. - Podeszłam do niego i pomachałam mu dłonią przed oczami. Oczywiście, że nie zareagował. - Czkawka. - Zdjęłam z jego uszu słuchawki. - Słyszysz? Jaką pizzę byś chciał?

Chłopak wzruszył ramionami, nie przerywając gry.

-To do ciebie nie podobne, żeby się obrażać. - Oparłam się o biurko. - Posłuchaj. Bardzo się martwiłam, a szlaban nie jest taki straszny. Kilka dni i będziesz mógł normalnie wychodzić. - Znowu nic nie powiedział. - Czkawka. To dla twojego dobra. Słyszysz? - Poczochrałam mu włosy. - Mam rozumieć, że zamawiamy dla ciebie pizzę z krewetkami, małżami, meduzą, ośmiornicą? O i może jakąś rozdymkę? Hmm? Tak? Zgoda. Życzę smacznego.

-Fuuuuuu… Ale ja nie mam. Prawda ciociu?

-Oczywiście, że nie skarbie. - Uśmiechnęłam się do niego.

-Hahaha! Ale ty będziesz musiał zjeść świństwa! Buu!! A ja nie!

-Dobrze, nie przeszkadzam. - Wyszłam, zamykając za sobą drzwi.

-I jak?

-Te co zawsze.

-Dobra. My jakąś inną, czy dwie duże?

-Aj już jak chcesz.

~~ Kuba ~~

-A ty musisz zjeść ohydną pizzę! A ja nie! Ja mam lepiej!

Czkawka zapałzował grę i wstał.

-Wynocha. - Wskazał na drzwi. - Już.

-Nie! Mam być tutaj!

-Liczę do trzech.

-Nie!

-1…

-Ciocia powiedziała, że mam tu być!

-2…

-Czemu nie mogę tu być?!

-2 i pół…

-Ale!...

-2 i ¾…

Szybko wyszedłem z pokoju i zbiegłem na dół.

-Ciociu! On mnie wygonił z pokoju! - Przytuliłem ją. - Zrób coś!

Kobieta westchnęła i poszła ze mną na górę. Chciała otworzyć drzwi, ale były zamknięte.

-Czkawka. Otwórz. - I cisza… - Daj wejść Kubie. Nie zachowuj się jak jakiś bachor. Otwórz te drzwi.

Nagle spod drzwi wysunęła się karteczka.

-Ciociu… Co tam jest napisane? - Zapytałem.

-Chce, żebym podpisała, że nigdy więcej nie dam mu z ojcem szlabanu, a ten skończy się w chwili podpisania. Jeśli nie podpiszę, nie będzie się do nas odzywał do końca życia.

-A podpiszesz? - Zapytałem.

-Synku, nie wygłupiaj się.

Znowu dostaliśmy jakąś kartkę z napisem “Serio.”

-A jak podpiszę, to przestaniesz się obrażać?

I kolejna kartka: “Prawdopodobieństwo: 98%”

-Zgoda, słyszysz? Już podpisuję. - W tym momencie ciocia zeszła na dół, a ja oczywiście pobiegłem za nią.

-Co tam piszesz? - zapytał wujek.

-Czkawka nie będzie się do nas odzywał, jeśli nie podpiszę.

Mężczyzna szybko przeczytał zawartość i od razu zapytał żonę.

-Więc mam rozumieć, że już nigdy nie dostanie szlabanu…

-Może. - Odpowiedziała ciocia.

-Co mam przez to rozumieć?

-Kubuśu. Jak tylko wejdziesz do pokoju Czkawki, to przynieś mi tę kartkę. Dobrze?

-Tak, ciociu. - Odpowiedziałem.

-Ale ty jesteś podstępna. Niestety muszę cię zasmucić.

-Niby czym? - Ciocia podpisała kartkę.

Next

-On ma twoje geny. Jestem pewny, że coś wykombinuje.

-Nie będzie miał na to czasu. Kiedy tylko dostanie kartkę, każe mu otworzyć drzwi.

-Skoro tak uważasz… - Powiedział wujo.

-A potem znowu dostanie szlaban za niepotrzebną fatygę z mojej strony. - Ciocia się uśmiechnęła.

-Dobra. Ja już się nie odzywam.

-Dobrze, podpisane. Idziemy. - Kobieta zwróciła się do mnie.

-Oki ciociu.

Znowu weszliśmy na górę.

-Czkawka, kartka podpisana. Masz.

Ciocia wsunęła kartkę pod drzwiami.

-A teraz otwieraj.

I znowu dostaliśmy kartkę z napisem: “Trwa weryfikacja, czy podpis nie jest fałszywy.”

-Nie jest. Otwieraj.

-Dobra już.

Chwilę potem weszliśmy razem z Ciocią do pokoju. Od razu pobiegłem szukać kartki, kiedy ciocia tuliła Czkawkę i go przepraszała.

-Mam. - Szepnąłem i wybiegłem z kartką do kuchni dać wujowi.

Chwilę potem znów byłem w drodze na górę, i kiedy tylko mijałem się w na schodach z ciocią, ktoś zadzwonił do drzwi.

~~ Czkawka ~~

-Obiad! Zejdźcie na dół! - Usłyszałem z dołu.

-Idziemy ciociu! - Krzyknął Kuba.

Oboje zeszliśmy na dół i usiedliśmy do stołu.

-No to Czkawka, szlaban. - Usłyszałem po chwili.

-Że co?! - Wrzasnąłem, oczywiście bardzo przekonująco. - Jak to?! Przecież podpisywałaś!

-Muszę cię zasmucić, ale umowa jest unieważniona. - Mama podarła kartkę, którą podpisywała na kilka części na moich oczach, a Kuba zaczął się śmiać. O dziwo tylko tata nic nie mówił…

-Myślałem, że mogę ci ufać, ale skoro nie… - wyjąłem oryginał kartki. Bo oczywiście mamusia musiała wziąć kopię… - ...to już nie musisz się trudzić. Mieć taką wyrodną matkę… - Powiedziałem do siebie. - O! Ale co to? - Poświeciłem na kartkę ultrafioletem. - Hmm… Ciekawe co tu jest napisane… O jejeku! Kiedy tylko twój syn zobaczy, że oszukujesz, może ci to wypominać do końca życia i przy każdym kogo spotka, może przebudować swój pokój łącząc jeden pokój znajdujący się obok pokoju należącego do niego, może przestać wykonywać obowiązki domowe dopóki tutaj mieszka, nie będzie karany przez rodziców, podpisujący i rodzina podpisującego nie będzie mogła grzebać w rzeczach osobistych poszkodowanego, czyli syna podpisującego, nie będzie odstępował pokoju dla kogoś, chyba że zgodzi się dobrowolnie, nie będzie pod przymusem opiekował się dziećmi, którymi nie chce się zajmować, będzie mógł zapraszać przyjaciół i znajomych kiedy i o jakiej porze chce.

-Mówiłem, że może mies coś w zanadrzu. - Tata się zaśmiał.

-Dopisałeś to, jak zeszłam na dół. - Odparła mama.

-Tak. Zdążyłem to napisać w dwie minuty. I to jeszcze bez najmniejszego błędu, z równymi odstępami, nie bazgrząc. - Powiedziałem zadowolony.

-Popieram. - Powiedział tata. - Tym razem to było twoje niedopatrzenie skarbie.

-Dobrze… nie będziesz miał kary, ale to wyrzucisz. - Powiedziała mama.

-Poprawka. Nie będę miał kary i to zachowam.

-Czkawka, wyrzuć to. - Mama się zaśmiała.

-Nie. Obramuję, powieszę to w moim pokoju chwilę po przebudowie, i zamiast sprzątać salon, będę leżał na łóżku i przyglądał się swojemu arcydziełu. - Uśmiechnąłem się, po czym wziąłem swoją porcję pizzy i poszedłem do pokoju. No to teraz wystarczy zrobić kilkanaście kopii, skan, zapisać w komórce, w folderach w laptopie, w aparacie, zgrać na pendrive, a kopie pochować. W końcu przezorny zawsze ubezpieczony.

~~ Tata Czkawki ~~

-Nie chciałbym mieć go za wroga. Ani ciebie. - Powiedziałem pod nosem.

-Jakim cudem mu się udało… - Odpowiedziała moja żona.

-Wiesz… Miał mnóstwo szans do ćwiczeń. W końcu się nauczył. - Wzruszyłem ramionami.

-Mówisz jakby to była moja wina.

-Przykro mi, ale to nie ja zawsze gdy nie miałem na coś ochoty, mówiłem mu coś, w czym był haczyk, on się na to nabierał i za każdym razem obmyślał jakim cudem dał się na to nabrać. A poza tym dzieci szybko się uczą. Nic na to nie poradzisz. Ale czemu w ogóle dałaś mu szlaban?

-A nie ważne.

-Ważne. Stało się coś?

-Tak! Czkawka uratował Agatkę. - Odpowiedział Kuba.

-Co?

-Mhm. Agata weszła na krę, a ta pod nią pękła, pobiegł do niej i ją wyciągnął. - Dodała Valka.

-No to pięknie! Za to dostał od ciebie szlaban?

-Może…

-Przecież nic by mu się nie stało. - Powiedziałem.

-A skąd to wiesz?

-Przecież… - Oj.. Źle, bardzo źle… - No wiesz o co mi chodzi. - Dodałem szybko.

-Nie. - Valka przymrużyła oczy.

-Po prostu nic by mu się nie stało. - Machnąłem ręką.

Next

-Nie, powiedz. Chętnie posłucham.

-Nie, nieważne. - Uśmiechnąłem się.

-Nie drocz się ze mną. Mów. Już.

-Nie, nie trzeba. Aaaaale się nażarłem. To ja idę do synka. Smacznego życzę. - Wstałem od stołu.

-Nigdzie nie idziesz. Mów.

-Alfabet? Zgoda. A, b, c, d…

-Nie. - Rybka wstała i stanęła przeciwko mnie. - O co chodzi.

-Po prostu… Pamiętasz jak Czkawka był mały i jeździł ze mną do mojego kuzyna od czasu do czasu?

-Tak.

-No. jeździliśmy też w zimę.

-Zgadza się. - Odpowiedziała kobieta.

-A mój kuzyn lubi łowić ryby.

-No i?

-No właśnie. “No i”. Nic ważnego. To ja idę. - Już chciałem ją minąć, gdy usłyszałem...

-Słucham. Nigdzie nie idziesz. Kontynuuj.

-Dobra. To… On ma niedaleko domu jezioro.

-Tak…

-A skoro łowił w zimę z nami ryby, to.. No wiesz…

-Nie. Oświeć mnie.

-Ty to robisz specjalnie.

-Ja? Specjalnie? Przecież o niczym nie wiedziałam. Mógłbyś mi wytłumaczyć po tych kilkunastu latach!

-Tak, tak. Przepraszam. Już tłumaczę. Niekiedy jak tam bywaliśmy, on akurat szedł na ryby i nauczył nas jak sprawdzać czy da się utrzymać na krze…

-Łowiliście ryby na krze?!

-To nie to co myślisz.

-Stoick!

-Dobrze, to to co myślisz, ale nic nikomu się nie stało. - Oj… Chyba za dużo powiedziałem..

-CO?!

-Nie, nic. Nie martw się.

-Ja mam się nie martwić?! Ja?! Czemu mi nic o tym nie powiedziałeś?!

-To nie było nic poważnego.

-Stało się coś Czkawce?!

-Bo od razu coś się stało..

-Gadaj!

-No.. Po prostu Diablo wskoczył do dziury zrobionej przez mojego kuzyna, żeby ryby miały dostęp do tlenu, a Czkawka pobiegł mu pomóc… To wszystko.

-ŻE CO?! Czkawka też tam wpadł?!

-Nie. Po prostu.. Wyciągnął tego szczeniaczka i sam się poślizgnął…

-CO?!

-Ale… No… Wszystko w porządku, więc… To.. Ja pójdę… Idę wyrzucić… Śmieci. Tak, śmieci czekają na wyrzucenie. Za chwilę będę.

Od razu podbiegłem do kosza na śmieci, przesypałem je do worka i szybkim krokiem wyszedłem z domu.

Mąż nawet jeśli jest stokroć silniejszy od kobiety, nigdy z nią nie wygra… Warto jednak słuchać słów dziadka i ojca, a oszczędzę sobie mnóstwo problemów. Hmm… Może wyskoczę sobie na piwko?... Romek chyba będzie mógł… - Wrzuciłem śmieci do śmietnika. - A może lepiej nie?... To by ją tylko rozwścieczyło…

~~ Diablo ~~

Okej. Przebiegłem dom chyba ze 4 razy, więc czas na odpoczynek. - Po wypiciu trochę wody, wskoczyłem na kanapę i rozłożyłem się na niej plackiem. Mmm…. Placek… Ej! Placek to niezła myśl! Chcę placek. - Wstałem i poszedłem do kuchni. - No to… Tak… Gdzie ona chowała te przepisy… Sekunda… Czy one nie są aby na blacie? No to klops… Nie… Placek lepszy. - Oparłem się przednimi łapami o blat w kuchni i wyszukałem wzrokiem pudełeczko z przepisami. Znowu stanąłem na podłodze i przesunąłem stołek czy tam krzesło… Bladego pojęcia nie mam… Ale to nie istotne. A bynajmniej mało istotne. Wracając, chwyciłem w zęby jedną nogę krzesła, które po chwili znalazło się przy blacie. Wskoczyłem na nie i jakimś cudem chwyciłem pudełeczko znajdujące się na końcu blatu przy ścianie zębami, po czym położyłem je na podłodze. Zdjąłem górną część i… Tak… Jak mam wyjąć kartkę z przepisem?... A kij z tym. Dobra, nie. Kije są super. - Wziąłem w zęby kilkanaście kartek i położyłem na ziemi przepisem w górę. Znowu spojrzałem się na pudełko. Zaczynają się na “M”... Ok, “P” jest po “M”. - Postąpiłem tak samo. “O”... No to jeszcze raz. Teraz widać “S”... Chyba za daleko… No nic. Czkawka posprząta. Może… Nie, raczej nie. Trudno, ma pecha.

Po minucie udało mi się wziąć w zęby ten przepis i zaniosłem do pokoju chłopaka.

Ej! Ty! Zrobisz placek?

-I po co szczekasz?... - Czkawka obrócił się leniwie od laptopa. - Co to za kartka… - Wziął ja ode mnie. - Placek? A sam se zrób. - Wręczył mi ją z powrotem.

Idiota… - Zszedłem na dół. Ona na pewno nie odmówi.

Valka, upieczesz placek? - Szczeknąłem, gdy wzięła ode mnie kartkę.

-Skąd ty ją wytrzasnąłeś?

To nie jest istotne! Jestem głodny, więc zrób placek! Proszę… - Zrobiłem słodkie oczka i położyłem się na plecach z łapami w górze. - Ploooooseeee…

-Przed chwilą była pizza. Mam teraz upiec ci placek?...

Pizza? - Szybko usiadłem i przekręciłem głowę w lewo, po czym postawiłem uszy. - Kurde! Była pizza, a ja o tym nie wiedziałem?! - Zaskomlałem.

-No co się dziwisz. Myślałam, że wiesz… - Kobieta powiedziała z uśmiechem.

Jak mogłem wiedzieć, skoro byłem na dworze?! To nie fair!

-A chcesz pizzę?

Jasne, że tak! Co to w ogóle za pytanie! Oczywiście! - Zacząłem podskakiwać, szczekając.

-Już ci daję.

Rozdział 25[]

~~ Astrid ~~

-Przepraszam, że… No… Wtedy, jak wiesz… Że wyszliście i… - Mówiła Rika.

-Nie ma sprawy! Nie przejmuj się. Jasne? - Zapytałam z uśmiechem.

-Ale na pewno?

-Oczywiście. - Przytuliłam moją BFF.

-A… Gdzie Czkawka? Nie widziałam go dzisiaj. - Zaczęła przyjaciółka.

On… No… Dopiero zacznie się pierwsza lekcja… Dobrze że go nie ma. Tak… Nie wiem co bym zrobiła, gdyby w tej chwili przyszedł… Na całe szczęście, skoro ona go nie widziała, to pewnie go nie będzie.

-A wiesz co? Nie widziałam go. - Wzruszyłam ramionami. - A co?

-Chciałam się go zapytać, czy jak jutro jedziemy całą klasą do kina, będzie siedział z Kenem, czy nie…

Kino? Jakie kino… Jutro? Jutro.. NO TAK! Na śmierć zapomniałam!

-A, tak. Zapytaj się go. - Uśmiechnęłam się.

-A gdybyś go widziała, zapytałabyś się go?

-Ym.. No… Tak… Dobra.

-Dziękuje! - Zostałam uściśnięta tak mocno, że prawie pękły mi żebra.

Kiedy tylko udałam się po dzwonku pod klasę, zobaczyłam jak Czkawka idzie akurat korytarzem w stronę klasy.

-Hej kotku. - Uśmiechnął się do mnie.

-Cześć. - Spuściłam wzrok.

Mam nadzieję, że zapomniał o wczoraj…

-Stało się coś?

-Yyy… Co? - Uniosłam głowę i i zaczęłam rozglądać się na boki, po czym spojrzałam się na niego. - Mówiłeś coś?

-Widzę, że dzisiaj bujasz w obłokach. - Znowu słodko się do mnie uśmiechnął.

-Co? Nie. Nie. Ja tylko… No.. Rika chciała żebym się zapytała, czy jutro jak jedziemy do kina, siedzisz z Kenem. To wszystko.

-A chciałabyś, żebym z nim siedział? - Ciągle się do mnie uśmiechał, ale teraz oparł łokieć o kolano i oparł na tej ręce głowę.

-Obojętnie. - Wzruszyłam ramionami.

-Powiedz jej, że nie. - Nie zmienił pozy i ciągle mówił spokojnie.

-Ok. - Pokiwałam głową na “tak” i znowu przyglądałam się ścianie.

-Wydaje mi się, że czujesz się nieswojo. Na pewno wszystko w porządku?

Szybko pokiwałam głową na “tak”.

Kiedy ta baba przyjdzie?! Czemu się spóźnia! A jeśli nie przyjdzie?! O nie… Nie! Błagam! Chcę, żeby przyszła! Albo jakieś zastępstwo! Błagam… A po lekcji od razu pójdę do Riki i jej powiem że nie siedzi z Kenem. I ona będzie happy. Wtedy będę mogła pójść z nią tam, gdzie nie będzie Czkawki. Tak. Najlepszy możliwy układ.

-Ej. - Coś puknęło mnie w ramię.

-Co? - Znowu spojrzałam się na chłopaka.

-Nie słyszałaś ani jednego pytania?

-Może…

-Więc zapytam jeszcze raz. Czy to ma związek z tym co się wydarzyło wczoraj?

O nie. Tego się obawiałam. Nie… Znaczy tak, ale… Może… Może uda mi się coś… Yyy… Ale… Czemu jesteśmy tu tylko we dwójkę? - Zaczęłam się rozglądać.

-Czemu nikogo tutaj nie ma? - Zmieniłam temat.

-Nie zmieniaj tematu. - Szlag…

-Po prostu chcę wiedzieć. Wszyscy tu byli.

-Eh.. Przyszła wicedyrektorka i powiedziała, że mamy iść na stołówkę i tam przeczekać tą lekcję, bo nauczycielka zadzwoniła i powiedziała, że nie uda jej się przyjechać na pierwszą lekcję. Że co?! No nie… - Pokręciłam głową na “tak” i wstałam.

-E. A ty gdzie? - Złapał mnie za nadgarstek.

-Na stołówkę.

-Nie. - Chłopak zaśmiał się pod nosem. - Ty na prawdę jesteś dzisiaj nieświadoma. - Spojrzałam na niego zdziwiona. - Ziemia do Astrid. Czy ty aby już wczoraj nie bujałaś w obłokach? - Ciągle trzymał mnie za rękę, i mówił z uśmiechem. - Przecież nikogo z naszej klasy tu jeszcze nie było. - Znowu się zaśmiał.

-Co? Byli. - Odparłam śmiertelnie poważnie.

Czkawka pokiwał głową na “nie.

-Mamy dzisiaj na dziewiątą. - Ciągle się uśmiechał.

-To czemu ty tu jesteś?

-Żeby dotrzymać ci towarzystwa. Nie widać? - Przeczesał swoje włosy wolną ręką. - Siadaj. - Ciągle się uśmiechał.

-Przepraszam. Jakoś nie mogłam zasnąć. - Odparłam po tym, jak usiadłam obok niego i schowałam głowę w dłoniach.

-Nie dziwię ci się.

-Co? Ale to nie ma nic wspólnego z… - Nie pozwolił mi dokończyć.

-Z tym co się stało wczoraj. Nie nabierzesz mnie. - Kiedy tylko to powiedział, odwróciłam wzrok. Czkawka westchnął i dokończył. - Kotku, musisz się zdecydować. Wtedy mi pozwoliłaś, więc nie rozumiem, dlaczego teraz nie chcesz nawet o tym porozmawiać.

A ja co? Odburknęłam patrząc się w to samo miejsce.

-Posłuchaj. - Chłopak ukucnął na przeciwko mnie i chwycił moje dłonie. - Kocham Cię. Co prawda, na początku w większości mnie spławiałaś, a bynajmniej próbowałaś, ale na szczęście ci się nie udało. - Uśmiechnął się ciepło.

next

~~ Czkawka ~~

-Nie wiem dlaczego nie chcesz teraz o tym rozmawiać, ale wiem co słyszałem. Kochasz mnie.

-Po prostu mi się wymsknęło… - Powiedziała pod nosem i odwróciła wzrok.

-Nie umiesz kłamać w żywe oczy. - Zaśmiałem się.

Dziewczyna mimowolnie się uśmiechnęła, ale ciągle nic nie powiedziała.

-Ej. Halooo… - Zacząłem machać jej przed twarzą dłonią. - Znowu foch? - Jak nie tym, to innym sposobem.

Astrid ciągle próbowała przestać się śmiać, ale nie wychodziło jej to najlepiej.

-Astrid. Bo się pogniewamy. - Zacząłem mówić wolno i poważnie, na co mój kotek spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

-Chodź. - Wstałem i chwyciłem Astrid za dłoń, aby za mną poszła.

Kilka chwil potem byliśmy poza szkołą. Wiatr nie wiał, więc można powiedzieć, że było całkiem ciepło, jak na tę porę roku. Szliśmy boczną uliczką, gdzie ludzie przechodzą tędy o dziwo rzadko. Chociaż według mnie to najkrótsza droga do marketu znajdującego się niedaleko. Bo w końcu po co chodzić naokoło, jak można tędy?

Przystanęliśmy, po czym odwróciłem się do mojego kotka.

-Słucham. - Odparłem nie z gruszki ni z pietruszki.

-Co? - Zapytała zdziwiona.

-Tutaj nie ma echa, ludzi też prawie nie ma, nikt nas nie słyszy, więc słucham. - Złapałem ją za ręce. - Co się dzieje.

-Nic.

-Możesz w końcu powiedzieć prawdę? - Odparłem śmiertelnie poważnie. - Zrobiłem ci coś? Ktoś inny ci coś zrobił?

Dziewczyna pokiwała przecząco głową.

-Więc o co chodzi.

-Nie wiem. - Westchnęła dziewczyna.

-Czego nie wiesz?

-Po prostu nie wiem… - Opuściła głowę w dół.

Nie odpowiedziałem.

-Po prostu nie wiem jak się zachować. To wszystko. - Dokończyła szybko.

-Zachowuj się normalnie. Tak jak zawsze. - Spojrzała na mnie, gdy tylko to powiedziałem, a sam się do niej uśmiechnąłem. Niczego innego od ciebie nie oczekuję. - Chyba lepszej pory nie będzie… - Więc, skoro nadarzyła się taka okazja. To… - Wziąłem głęboki wdech. - Czy… Zostaniesz moją dziewczyną? - Spojrzałem jej głęboko w oczy. W piękne błękitne oczy.

-Tak. - Odpowiedziała po chwili, która według mnie była wiecznością, po czym uśmiechnęła się.

-Momentalnie delikatnie ją pocałowałem. Tak jak wcześniej. Tyle, że… Tym razem z pewnością, że mnie kocha, à propos…

-Kocham Cię. - Odparłem po chwili.

-Kocham Cię. - Odpowiedziała z lekkim uśmiechem.

Rozdział 26[]

-Czkawka… - Wyciągnęła rękę. - Daj pograć…

-Nope. Jak skończę wyścig. - Odparłem siedząc na ławce i grając na moim wspaniałym telefoniku.

-Skończyłeś. - Odparła po chwili znowu próbując wziąć moją komórkę.

-Gdzie skończyłem. Jeszcze jedno okrążenie.

Dziewczyna prychnęła na mnie i odwróciła, ciągle opierając się o mnie. Tym razem plecami.

-Astrid. Chcesz? - Rika poczęstowała ją żelkami.

-Mhm. - Wzięła trochę. - Dzięki. - Powiedziała do przyjaciółki siedzącej przed nami.

Tak. Właśnie jedziemy autobusem do kina z dwoma klasami… Wolałbym zostać w domu… Ale cóż. To lepsze od lekcji. Chyba każdy przyzna mi rację.

-Daj jednego. - Wyciągnąłem wolną rękę do As.

-Czkawka. Ja ciebie nie poznaję. Przcież wyścig jest ważniejszy.

-Żelki też są ważne. - Ciągle trzymałem wyciągniętą rękę w jej stronę.

-No to już nie są. - Powiedziała w chwili, gdy skończyła jeść ostatniego.

-No weź… - Zapauzowałem grę. - Rika daj trochę.

-Hahaha, nie.

-Serio?... Czemu zawsze to ja jestem poszkodowany… - Powiedziałem pod nosem.

-Life is brutal. - Odpowiedział Ken, biorąc garść żelków.

-E no. Ty tak specjalnie.

-No oczywiście. To się przyjaźń nazywa. - Powiedział po chwili ze śmiechem. - Smacznego. - Odparł po chwili i zaczął jeść wszystkie na raz nie zostawiając mi ani jednego.

-To nie fair. - Skrzyżowałem ramiona.

Chwila… - Włożyłem ręce do kieszeni. - Gdzie moja komórka?!

-Ej, kto wziął… - Spojrzałem na przyjaciół. - Albo nie ważne. - Westchnąłem patrząc na Astrid, grającą na “zaginionym” przedmiocie.

***

-Posłuchajcie. Za godzinę zaczyna się film. Czy każdy wie gdzie się spotykamy? - Zapytała nauczycielka stojąca pośród uczniów.

-Tak. - Odpowiedzieliśmy chórem.

-Świetnie. Równo za 50 minut każdy przychodzi pod kino. Jeśli nie zdąży, ominie go seans. - Powiedziała i razem z dwoma koleżankami z pracy, naszymi wychowawczyniami, ulotniła się w stronę pobliskiego butiku.

-Gdzie idziemy? - Rika zapytała naszej trójki.

-Nie wiem, ale zawsze można się przejść po sklepach. - Odpowiedział mój kotek.

-As… Albo chodźmy do… - Rika się uśmiechnęła mając nadzieję, że Astrid coś zrozumie. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo ani ja, ani Ken kompletnie nie wiemy co może jej chodzić.

-Myślisz o tym, o czym ja myślę? - Zapytała dziewczyna.

-Mhm.

-To na co czekamy? - Przyjaciółki zaczęły iść w kierunku przez siebie wyznaczonym, a my co? Nico. Czyli idziemy za nimi.

-Jak myślisz, idziemy coś zjeść? - Zaczął przyjaciel.

-Nie wydaje mi się. - Odparłem ciszej. - Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że to nie odbije się dobrze na naszym zdrowiu. I godności… - Dodałem po chwili pod nosem.

-Aha. Świetnie. Już nie mogę się doczekać… - Ken wywrócił oczami.

***

-Daleko jeszcze? - Ken już chyba z dziesiąty raz to powiedział.

-Jak nie chcesz iść z nami, to idź se gdzieś indziej. - Odpowiedziała moja nowa dziewczyna.

-No ale weź… Już chyba godzinę idziemy… - Chłopak dodał po chwili.

-Nie godzinę, tylko niecałe 10 minut. - Odparła Rika.

-To prawie godzina!

-Wiecie co? - Obie odwróciły się do nas i kontynuowały. - Po co za nami idziecie, skoro ciągle marudzicie, że za daleko?

-No… - Zaczął przyjaciel.

-Gdyby nas tu nie było, mogłoby wam się coś stać. - Wybrnąłem genialnym pomysłem.

-A niby co takiego? - As uniosła brwi.

-Nie wiem, dlatego powiedziałem “coś”. - Wzruszyłem ramionami.

-Albo mi się wydaje, albo żyjecie we własnym świecie. To nie jest gra komputerowa. Nikt nie chodzi z karabinem po ulicy i nie strzela do Zombie. - Przyjaciółka kontynuowała. - Nic nam się nie stanie. - Dodała po chwili.

-No właśnie. To nie jest gra komputerowa. Nie macie trzech żyć, dlatego się o was martwimy. - Odpowiedziałem.

-A o siebie to już nie? - Znowu powiedziała Rika.

Spojrzeliśmy na siebie i pokręciliśmy przecząco głowami, spoglądając na dziewczyny.

Astrid zrobiła facepalm’a, a Rika wzięła głęboki wdech, żeby się uspokoić.

Może ze dwie minuty później, naprzeciwko nas “wyrósł” duży sklep z… - Przełknąłem ślinę. - ...kosmetykami i ubraniami… - Szlag by to trafił…

-Nie mówicie mi, że to tu… - Powiedział Ken.

-Ależ oczywiście, że tu. Wiesz jak dawno chcieliśmy go odwiedzić? - Odpowiedziała Rika. - Chyba całe wieki.

-Albo i dłużej. - As powiedziała z uśmiechem. - Ale skoro się do nas przyczepiliście, to mogę wam powiedzieć, że w tym sklepie na drugim piętrze jest… - Nie dokończyła, gdyż jej przerwaliśmy.

Next

-Gry? - Zapytał Ken.

-Telefony? - Tym razem ja powiedziałem.

-Laptopy?

-Telewizory? - Pytaliśmy z nadzieją, że nie wejdziemy tam na marne.

-Zabawki?

-Alkohol?

-Roboty?

-Alkohol?

-Motory?

-Samochody?

-Alkohol?

-Durniu już powiedziałem Alkohol! - Zwróciłem uwagę kumplowi.

-Ale nie odpowiedziały!

-W sumie ta… - Powiedziałem do siebie.

-Alkohol? - Odparliśmy w tym samym czasie.

-Nie. - Rika powiedziała znudzona.

Oboje zmrużyliśmy oczy, czekając na odpowiedź.

Dziewczyna westchnęła i odparła.

-Żarcie.

-Żarcie! Łuł! - Wrzasnąłem. - Ja biorę kurczaka!

-Pomyśl idioto! Na popcorn ci nie starczy! - Przyjaciel walnął mnie w głowę.

-No to frytki… Jejku… - Wywróciłem oczami.

-Dokładnie. Ty weź se frytki, a ja się poświęcę i wezmę kurczaka. - Odpowiedział triumfalnie.

-E… Że co?! No chyba nie. Kurczak jest mój. - Wskazałem na siebie.

-Hahaha, chyba w snach!

~~ Astrid ~~

-Idioci… - Szepnęłam do przyjaciółki.

-Mhm. Trudno się z tym nie zgodzić… - Chwilę potem dodała. - Ulatniamy się?

-Ależ oczywiście kochana. - Odpowiedziałam z uśmiechem.

Obie poszłyśmy dalej, a chłopaki ciągle stali i nawijali o kurczaku.

***

Weszłyśmy do sklepu i pierwsze co rzuciło się w oczy, to ubrania. Półek było wiele. Za wiele. Niedaleko były sklepy z perfumami, butami, bielizną, różnymi dodatkami na np. imprezę, czy kosmetykami. W tle słychać było cichą muzykę, która od czasu do czasu zagłuszana była przez suszarki i rozmowy przy pobliskich stolikach, przy których siedziały kobiety to starsza, to młodsze, rozmawiające o różnych sprawach. To o mężu, to o dzieciach, o odwiedzinach, czy przeprowadzce. Korytarze między sklepami, jak i same lokale były zadbane. Po prostu raj przed duże “R”.

-Patrz. Tam jest spa. Przyjedziemy tu kiedyś?

-Pff… Oczywiście, że tak. - Odpowiedziałam bez wahania. - Gdzie idziemy najpierw?

-Ewidentnie do kosmetyków. Wzywają mnie! - Przyjaciółka wyciągnęła ręce przed siebie i zaczęła iść z wielkim uśmiechem do wyznaczonego przez siebie celu.

***

-Ta jest super. - Przyjaciółka podała mi kolejną szminkę.

-Mhm. Ale wydaje mi się, że taką masz. - Przymrużyłam oczy.

-Nie-e. Inny odcień. - Dodała od razu.

-No co ty. Ta sama marka, ten sam kolor “opakowania” i ten sam odcień.

-Jesteś pewna? - Wzięła ją ode mnie.

-Eh… Chodź. - Pociągnęłam Rikę za rękę w stronę okna. - Inne oświetlenie. - Wskazałam na jej nadgarstek na którym wypróbowała kolor.

-Faktycznie… Trudno. Kupuję. Będę miała dwie. - Uśmiechnęła się.

-Już masz takie dwie. - Mówiąc to westchnęłam z uśmiechem na twarzy.

-To będę miała trzy. Co za problem? - Wzruszyła ramionami i włożyła do koszyka na zakupy kolejny przedmiot. - Dalej. Em... Chwila… Już więcej nic mi nie potrzebne?...

-Nie mów mi, że kupiłaś wszystko co musiałaś. - Wytrzeszczyłam oczy.

-No właśnie… Chyba tak…

-Nie wierzę. Pokaż mi ci masz kupić. - Przyjaciółka podała listę zakupów pisaną na szybko w autobusie którym tu przyjechaliśmy. Pokiwałam głową przecząco. - Jak…

-Nie wiem. Serio. Ale teraz marsz do kasy i idziemy coś zjeść.

-Zgadzam się w 100%.

Kiedy tylko zapłaciłyśmy za zakupy, wyszłyśmy wolno z lokalu i skierowałyśmy się na drugie piętro.

-Myślisz, że chłopaki tam czekają? - Zapytałam stojąc obok niej a ruchomych schodach.

-A gdzie indziej mogliby być? Przecież nie wejdą do sklepu z damską bielizną co nie?

-No wiesz… Oni nie znają tego miejsca.

-A skąd wiesz? Może kiedyś tu byli?

-Strzelam. - Odpowiedziałam po chwili namysłu.

-Wiesz co? - Przyjaciółka się zacięła. - Strzał w dziesiątkę. - Wskazała na chłopaków stojących pod wielkim oknem i próbujących ogarnąć gdzie są.

-Ha! Jestem geniuszem! - Tak bardzo prawdziwe…

-Gdzie się podziewałyście! - Ken od razu gdy nas zobaczył, podbiegł i nas przytulił.

-W sklepach. Wiesz… Tu i tam… - Odpowiedziałam.

-W sklepach… - Wymamrotał chłopak. - A na nas zaczekać to nie łaska?...

-Nie-e. Przecież nas znasz.

-Dobra. Gdzie ten sklep z jedzeniem?

-Właśnie do niego idziemy.

Całą paczką poszliśmy coś przegryźć. Każdy z nas najadł się do syta i wolnym krokiem poszliśmy w stronę kina.

***

W czasie powrotu w autobusie, zrobiliśmy sobie parę zdjęć. Na jednym z nich Czkawka wyszedł zaskakująco dobrze, a nawet nie pozował. Są dni w których jest bardzo fotogeniczny.

Po powrocie z kina, rozeszliśmy się do domów. Takim sposobem zakończył się dzisiejszy dzień. Oczywiście nie wspominając o wieczornej toalecie, jedzeniu i zabawach z psem.

Przepraszam, że dopiero teraz, ale po zakończeniu roku w piątek przyjechała moja ciocia i siedziała do ok. 22:00 xd W sobotę pojechałam do rodziny dopingować naszych na euro i nie miałam tyle czasu, aby faktycznie nexta napisać i dodać ;-;

A dzisiaj spałam do południa po wczorajszej "imprezie" i kończyłam pisać tegoż oto nexta, ale wiem krótki lecz nie mam już więcej czasu, gdyż już grzmi i muszę wszystko gasić ;-; bajo C;

Advertisement