Jak Wytresować Smoka Wiki
Jak Wytresować Smoka Wiki
Znacznik: VisualEditor
(Dodawanie kategorii)
 
(Nie pokazano 6 pośrednich wersji utworzonych przez tego samego użytkownika)
Linia 1738: Linia 1738:
 
Z nieba spadł kolejny z Sześciu Ścieżek Bólu, tym razem był to krzepki mężczyzna o zaczesanych włosach zapiętych w kucyk. Merida trafiła go w pierś strzałą porażającą lecz mężczyzna nawet bólu przy rarzeniu po czym wyjął strzałę z piersi i następnie złamał. Nieznajomy złapał mnie po chwili za szyję. Próbowałem użyć Rasengana lecz mężczyzna go wchłonął. Mężczyzna nawet mnie nie dusił, a mimo to czułem się coraz słabszy. Ta ścieżka musiała pochłaniać każdy rodzaj energi czakrę, moc a, nawet Qi jak gąbka.
 
Z nieba spadł kolejny z Sześciu Ścieżek Bólu, tym razem był to krzepki mężczyzna o zaczesanych włosach zapiętych w kucyk. Merida trafiła go w pierś strzałą porażającą lecz mężczyzna nawet bólu przy rarzeniu po czym wyjął strzałę z piersi i następnie złamał. Nieznajomy złapał mnie po chwili za szyję. Próbowałem użyć Rasengana lecz mężczyzna go wchłonął. Mężczyzna nawet mnie nie dusił, a mimo to czułem się coraz słabszy. Ta ścieżka musiała pochłaniać każdy rodzaj energi czakrę, moc a, nawet Qi jak gąbka.
   
Szybko kopnąłem mężczyznę wyrywając się z jego uścisku.
+
Szybko kopnąłem mężczyznę wyrywając się z jego uścisku i wówczas Jim poczęstował gościa gradem kul z miniguna ukrytego pod egzoszkieletem zbroi, wtedy ja pchnąłem mężczyznę mocą posyłając go prosto w stertę gruzu.
  +
  +
- Gdzie pozostali.
  +
  +
- Reszta Ligi Justigersów pomaga ewakuować ludzi z Ba Sing Se. - Dodał Jim na co się zaśmiałem. - Co cię tak bawi?
  +
  +
- Justigersi?!
  +
  +
- Połączenie nazw drużyn superbohaterów Avengersi i Liga Sprawiedliwych.
  +
  +
Zacząłem się jeszcze bardziej śmiać, a Merida i Stich strzelili facepalma.
  +
  +
- Idioci!
  +
  +
W końcu się uspokoiłem, a Jim zabrał głos.
  +
  +
- Jaki mamy plan?
  +
  +
- Musimy znaleść i zneutralizować każdą ścieżkę bólu, tyle, że jest nas za mało, a Merida ma złamaną nogę.
  +
  +
- W dodatku w pojedynkę nie damy rady.
  +
  +
- Przecież mamy magów ziemi!
  +
  +
- Tyle, że oni padają jak muchy!
  +
  +
Jim miał słuszność, magowie ziemi nie mieli szans z żadną z ścieżek, już w oddali widać było jak magowie jeden po drugim byli zabijani i dosłownie rozrywani na strzępy.
  +
  +
Po chwili ruszył na nas jeden z tych wielkich psów, przygotowaliśmy się do walki z bestią jednak w powietrzu usłyszeliśmy charakterystyczny świst po czym pies dostał głowę ładunkiem plazmy. Po niebie leciała ledwo widoczna Nocna Furia czyli innymi słowy Szczerbatek.
  +
  +
- Jeszcze smoki?
  +
  +
- Tego smoka rozpoznam na Końcu Świata!
  +
  +
Wraz z Nocną Furią przybyły pozostałe smoki, Śmiertnik, Gronkiel, Zembiróg i Koszmar Ponocnik. Ucieszyliśmy się na widok Jeźdźców.
  +
  +
Wym i Jot odstraszyli psa natomiast Czkawka i Szczerbatek wylądowali przed nami.
  +
  +
- Czkawka!
  +
  +
- Znikasz nagle w nocy i teraz cię znajdujemy w Ba Sing Se, nie wiem co ty masz za przygody?!
  +
  +
- Moglibyśmy odłożyć kłótnie na później?! - Spytałem. - Słuchaj Czkawka, fajnie, że sprowadziłeś swoich Jeźdźców bo my tutaj mamy chlew.
  +
  +
- Masz, na myśli tych dziwnych ludzi i wielkie stwory.
  +
  +
- To tak zwane Ścieżki Bólu i musimy je zniszczyć. - Dodała Merida.
  +
  +
- Wy zajmijcie się tamtą piątką, ja wezmę Paina.
  +
  +
- Galen nie!
  +
  +
- Wybacz, ale ja jestem od strategii. - Dodał Czkawka.
  +
  +
- Ale Pain i Obito są tu z mojego powodu.
  +
  +
- Może i jesteś Jinchūrikim, ale świat nie kręci się wokół ciebie.
  +
  +
- Bo mnie się wydaje, że tak, wszyscy mnie obrali za cel Czarny Smok, Najwyższy Porządek, Akatsuki, Naród Ognia, Vader. - Dodałem. - Wszystko dlatego, że uciekłem bandzie najemników którzy chcieli ze mnie zrobić broń a, Akatsuki dlatego, że noszę w sobie potwora który ma sprowadzić koniec wszechświata.
  +
  +
- Stary, ty faktycznie masz z nimi grubo przechlapane. - Dodał Jim.
  +
  +
- To nie wszystko, nie słyszeliście najlepszego!
  +
  +
- Czyli!
  +
  +
- Darth Vader to mój ojciec!
  +
  +
Wtedy Jima i Meridę zamurowało, niedziwiłem im się, byli poprostu zaskoczeni że jestem synem Vadera.
  +
  +
- Dlaczego nam nie powiedziałeś, że twoim ojcem jest seryjny ludobójca?
  +
  +
Czułem się jak na przesłuchaniu, nie miałem pomysłu jak im powiedzieć. Było mi wstyd przed tymi których miałem do tej pory za przyjaciół, myślałem już, że nie będą chcieli mnie już znać. Jedynie Czkawka i Stich byli spokojni bo znali prawdę.
  +
  +
- Galen...
  +
  +
- Daj mi spokój! - Powiedziałem z łzami w oczach. - Teraz wiem dlaczego mnie wikingowie mnie zostawili na wyspie i czemu tak wszędzie mnie wysłałeś, bałeś się Czerwonej Śmierci która zabiła wielu ludzi i smoków, bałeś się każdej chwili kiedy bestia powróci i rozpocznie kolejną wojnę ludzi ze smokami.
  +
  +
- To nie prawda!
  +
  +
- Kiedyś powiedziałeś ,,Wódz broni swoich, a dobro ludu przekładać ponad potrzeby jednostki".
  +
  +
- Galen, ja przepraszam cię... za wszystko. - Czkawka położył mi dłoń na ramieniu lecz ja ją odtrąciłem.
  +
  +
- Nie musisz za nic mnie przepraszać.
  +
  +
Zaczynałem odchodzić lecz Merida mnie zawołała.
  +
  +
- Galen, to nie ma znaczenia kim jest twój ojciec, ważne, że ty nie jesteś taki jak on.
  +
  +
- Właśnie stary, Luke też tak miał kiedy dowiedział się, że poprzedni Darth Vader był jego ojcem.
  +
  +
- Galen nie odchodź, proszę Galen!
  +
  +
Mimo nalegań zacząłem iść do krateru, po drodzę usłyszałem jak Merida opierając się o swój łuk szła za mną i krzyczała bym wrócił. W końcu jednak dziewczyna się potknęła i upadła na ziemię. Mimo tego ja szedłem dalej, a za sobą słyszałem coraz bardziej cichy płacz Meridy.
  +
  +
== Rozdział 18 ==
  +
Doszedłe do krateru w którym Pain czekał na mnie wraz z Obito i rodzeństwem z Narodu Ognia. Mężczyzna z Rinneganem spojrzał na mnie z kamienną twarzą. Azula na tomiast na mój widok zrobiła swój szyderczy uśmieszek.
  +
  +
Miałem zejść do krateru lecz po chwili Jim złapał mnie za rękę. Chłopak przyleciał tu wraz z Stichem by mnie znów powstrzymać.
  +
  +
- Chłopaki, proszę was to moja walka.
  +
  +
- Nie pozwolimy ci iść na pewną śmierć, jesteś naszym kumplem.
  +
  +
Wiedziałem już, że mi tak łatwo nieodpuszczą więc się zgodziłem. Złecieliśmy do krateru na spotkanie Akatsuki.
  +
  +
- Ile można było czekać, zaczynałam się nudzić. - Dodała Azula ziewając.
  +
  +
- Macie czego chcieliście, ostatni legendarny smok na wyciągnięcie ręki.
  +
  +
Pain i Obito wyciągnęli swoje miecze świetlny.
  +
  +
- Chcemy jedynie Jinchūrikiego.
  +
  +
- Kolesia w zbroi i tego niebieskiego możemy zabić. - Dodał Obito.
  +
  +
Ruszyliśmy do walki, Pain zadał pierwsze cięcie lecz ja przeskoczyłem i trafiłem go w plecy dwoma Rasenganami. Następnie użyłem Sharingana by mieć większe szanse w walce. Pain spojrzał na mnie po czym powiedział.
  +
  +
- Wciąż nie znasz prawdziwej mocy oczu Sharingan.
  +
  +
- Wolno się uczę!
  +
  +
Poczułem po chwili zastrzyk mocy oczu, jakby moje Sharingan przeszło ewolucję.
  +
  +
Pain ruszył do akcji, użyłem Dłoni Wichury po czym mężczyzna poleciał prosto w ścianę. Mimo to Pain wydawał się jakby nie poczuł bólu. Mężczyzna uderzył pięścią w ziemię skąd niespodziewnia zaczęła wypływać woda. Stich szybko wskoczył mi na plecy wówczas użyłem mocy by stanąć na wodzie która coraz bardziej wypełniała krater. Pain zaczynał pokazywać jaki naprawdę był potężny. Mężczyzna zaczął surfować po wodzie w naszą stronę więc wystrzeliłem w niego kulę ognia jednak mężczyzna za pomocą swojego Rinnengana rozproszył ogień po czym z całej siły uderzył mnie w brzuch i wówczas poleciałem z Stichem do tyłu. Kiedy upadłem na plecy, mały kosmita wpadł do wody, a on nie umiał pływać. Chciałem małego wyciągnąć za pomocą mocy lecz Pain wbił mi pręt czakry w bark. Mężczyzna następnie swoim Rinneganem podrzucił mnie do. Azula wykorzystując tą chwilę trafiła mnie błyskawicą. Jim podczas walki z Obito wykorzystał chwilę i ostrzelał dziewczynę serią z działa na ramieniu, niedługo potem trafił Obito promieniem z repulsorów po czym poleciał mnie złapać. Chłopak wyjął mi pręt czakry po czym posadził mnie na wodzie.
  +
  +
- Jim, Stich jest pod wodą, ratuj go!
  +
  +
- Lecę po niego! - Dodał po czym zanurkował w wodzie.
  +
  +
Obito wykonał następnie pieczęć tygrysa.
  +
  +
- '''''<big>Styl Ognia: Dziki Taniec Podmuchu Fali!</big>'''''
  +
  +
Obito wystrzelił we mnie spiralę Ognia, użyłem mocy by rozproszyć ogień. Azula i Zuko go później wykorzystali by na mnie spuścić bomby ognia, wówczas użyłe ponownie Dłoni Wichury by się bronić. Następnie wyciągnąłem swój miecz świetlny na co Obito i Pain odpowiedzieli tym samym po czym zaczęliśmy walkę. W międzyczasie na moim ciele pojawiła się zbroja którą wchłonęła Czerwona Śmierć.
  +
  +
Odepchnąłem Obito po czym zaatakowałem Paina, a z pomocą Sharingana czułem jakbym miał przewagę, zwłaszcza, że oko pozwalało mi przewidzieć również ataki Obito, w tym Ninjitsu.
  +
  +
Szybko wyłączyłem miecz i wraz z Obito wykonałem pieczęć tygrysa.
  +
  +
- '''''<big>Styl Ognia: Dziki taniec Podmuchu Fali!</big>'''''
  +
  +
Wystrzeliliśmy w siebie spirale ognia. Po chwili spojrzałem w oko Obito.
  +
  +
- Widzę, że szybko osiągnąłeś następny poziom Sharingana!
  +
  +
- W końcu jestem z klanu Uchicha!
  +
  +
Po chwili jednak oczy zaczęły mnie palić jak od cebuli, z oczu zaczęła mi cieknąć krew. To był pewnie efek uboczny tego Kekkei Genkai, deaktywowałem Sharingan, a mimo to wciąż bolały mnie oczy, moja zbroja też zniknęła.
  +
  +
- Co się stało?!
  +
  +
- Za długo używałeś oczu Sharingan. - Dodał Pain po czym ruszył z mieczem.
  +
  +
Zacząłem się bronić lecz mężczyzna mnie kopnął i upadłem na wodę. Następnie mężczyzna znów mnie wyrzucił w powietrze po czym dostałem od niego prętami czakry. Następnie Azula ponownie poraziła mnie piorunem tym razem trzykrotnie mocniej. Jim w międzyczasie wyciągnął Sticha z wody po czym próbował mi pomóc, jednak kazałem zabrać stąd Sticha i wraz z Jeźdźcami uciekać.
  +
  +
Byłem już osłabiony, że ciężko było mi wstać. Pain podszedł do mnie po czym patrząc na mnie powiedział.
  +
  +
- Wydaje ci się, że jesteś silny.
  +
  +
Spojrzałem na Paina.
  +
  +
- Lecz wciąż będziesz przegrywać.
  +
  +
- Jeśli umrę, Czerwona Śmierć umrze ze mną.
  +
  +
Po chwili Pain kopnął mnie w twarz i wówczas straciłem przytomność.
  +
  +
== Rozdział 19 ==
  +
Obudziłem się z powrotem w ciemnej kajucie jakimś na statku. Leżałem w łóżku z bandażami na ciele, a moje ubrania ku mojemu zdziwieniu leżały na podłodze elegancko poskładane a, na nich położone polska opaska i mój ochraniacz, nawet moja kamizelka i pas z moim sprzętem były na wieszaku natomiast mój miecz świetlny leżał spokojnie na biurku pod ścianą. Po chwili jednak zobaczyłem, że na ścianie nad łóżkiem wisiała flaga Narodu Ognia. Znajdowałem się na okręcie wroga. Wstałem z łóżka i ubrałem spodnie. Po chwili zaczęło mnie wszystko boleć więc złapałem się za brzuch. Następnie opuściłem kajutę po czym ciemnym korytarzem poszedłem na górę na pokład.
  +
  +
Była noc, a w dodatku było chłodno lecz to zignorowałem, spokojnie oparłem się o burtę i spojrzałem na rozgwieżdżone niebo. Zacząłem myśleć o Ba Sing Se i czy moi przyjaciele uciekli.
  +
  +
- Nie powinieneś wychodzić pół nago o tej porze.
  +
  +
Usłyszałem syczący głos Azuli, dziewczyna stała za mną trzymając na ramieniu czerwony szlafrok. Podeszła do mnie po czym mi go założyła. Byłem nad wyraz zdziwiony bo niedawno ze sobą walczyliśmy, a teraz zachowywała się jak przyjaciółka.
  +
  +
- Co się stało?
  +
  +
- Od rana spałeś, w międzyczasie twoi dawni przyjaciele uciekli.
  +
  +
- No to macie problem, bo Aang powróci i...
  +
  +
- Awatar nie żyje!
  +
  +
- Co? - Odparłem z zdziwieniem. - Jak to?
  +
  +
- Podczas walki w podziemiach pałacu króla ziemi, kiedy twój... Aang osiągnął stan Awatara, Zuko wykorzystał chwilę kiedy Awatar był bezbronny i go zabił.
  +
  +
- Nie, nie, to nie możliwe.
  +
  +
Jako dowód Azula dała mi przypalony strzęp koszuli Aanga bym uwierzył, że to była prawda. Normalnie chciało mi się płakać.
  +
  +
- To znaczy również...
  +
  +
- Że po stu latach, Ba Sing Se zostało zdobyte.
  +
  +
Więc pozostała jeszcze kwestia nadchodzącego Ragnaroku i Czerwonej Śmierci jako katalizatora, zwłaszcza, że usunięcie że mnie smoka może mnie zabić. Choć i tak stałem siebie bardziej cyniczny i swoje życie uważałem za nic nie warte. W ogóle miałem wrażenie, że jedynie sprowadzam kłopoty.
  +
  +
Zacząłem z powrotem patrzeć na gwiazdy wówczas Azula oparła się obok mnie.
  +
  +
- Niedługo dotrzemy do domu, Zuko po tym czego dokonał będzie miał prawo spotkać się ze swoim ojcem, podobnie jak ty ze swoim.
  +
  +
- Jako kto, bo jako syn marnotrawny to raczej wątpię. - Na to pytanie Azula złapała mnie za dłoń i pocałowała mnie w policzek.
  +
  +
- Znasz już odpowiedź.
  +
  +
Nie wiedziałem już co myśleć. Z tego co mówił mi kiedyś trzeci Hokage ojciec mnie kochał mimo, że przeszedł na stronę zła. Jednak niczego już nie byłem pewny. Choć nie opuściłem przyjaciół z własnej woli, czułem się jak zdrajca. Z jednej strony chciałem się przekonać czy mój biologiczny ojciec faktycznie mnie kocha mimo, że jest lordem Sithów, ale z drugiej strony moi przyjaciele walczą przeciwko Narodowi Ognia i Najwyższemu Porządkowi i to w słusznej sprawie ratowania wszechświata.
  +
  +
Jak postąpię? To się okaże.
 
[[Kategoria:Wpisy na blogach]]
 
[[Kategoria:Wpisy na blogach]]
 
[[Kategoria:Opowiadania]]
 
[[Kategoria:Opowiadania]]
  +
[[Kategoria:Zakończone]]

Aktualna wersja na dzień 18:27, 2 lip 2022

Księga 2 - Ziemia

Rozdział 1

Cześć to znowu ja, Galen właśnie płynę z moim przyjacielem Stichem i moją dziewczyną Meridą po oceanie i wiecie dlaczego? Bo zostaliśmy wmieszani w trwającą od stu lat wojnę niczym Forest Gump. Teraz to ja się śmieje ale, to co widziałem na własne oczy w ogóle nikogo nie bawi. Imperializm, kolonializm i przede wszystkim okrucieństwa ze strony Narodu Ognia i Najwyższego Porządku wobec ludności cywilnej. Przy tym ,,Czas Apokalipy" na podstawie książki Josepha Conrada pod tytułem ,,Jądro Ciemności" to pikuś a, film ,,Jak Rozpętałem Drugą Wojnę Światową" z Marianem Kociniakiem jako Franek Dolas to kompletna komedia.

Płyneliśmy więc po oceanie od kilku dni, wracaliśmy z Północnego Plemienia Wody gdzie stoczyliśmy krwawą bitwę z naszymi wrogami gdzie życiem przpłacił wódz Arnook a, jego córka, księżniczka Yue, poświęciła własne życie zwracając życie duchowi i w połączeniu z Aangiem, Awatarem który może kontrolować żywioły powstrzymała flotę ognia i Najwyższy Porządek. Teraz musieliśmy się rozdzielić, nie tylko dlatego że, Aang był Awatarem i należało go chronić. Mam w sobie demoniczną moc, jednego z siedmiu Legendarnych Smoków czyli Czerwoną Śmierć. Na nią i na pozostałe poluje grupa zbuntowanych ninja znanych jako Akatsuki. Jeśli zbiorą wszystkie smoki nastąpi Ragnarok czyli znany z mitologii nordyckiej zmierzch bogów, przebudzi się wąż Midgardu i zniszczy za równo ten jak i nasz świat z którego przyszliśmy, wszędzie też zaczną się wojny a, potem wszystko strawi ogień z Muspellheimu, królestwa ognistych potworów.

Po tygodniu wpłyneliśmy na tereny Królestwa Ziemi, nie mogliśmy się z oriętować gdzie jesteśmy bo nie mieliśmy mapy. W sumie to się cieszyliśmy że, dotarliśmy bo od dłuższego czasu na morzu jedliśmy surowe ryby, już za długo byliśmy na morzu, na szczęście byliśmy na terenach w Królestwie Ziemi, wpłyneliśmy do dżungli dzięki czemu w każdej chwili mogliśmy zrobić sobie biwak i odpocząć. W końcu wysiedliśmy z łodzi i poszliśmy poszukać miejsca na odpoczynek. Kiedy Merida poszła zbierać drewno na ognisko ja razem ze Stichem zaczęliśmy szukać jedzenia, o polowaniu to mogliśmy zapomnieć bo po za owadami nie było nawet sarenki więc musieliśmy się zadowolić tym co oferuje nam runo leśne, orzechy, jagody, maliny lecz o grzybach to mogliśmy zapomnieć bo my nie mieliśmy szczęścia do grzybów i zwykle zbieraliśmy albo niejadalne lub trujące. Merida natomiast zdołała upolować parę królików i na wieczór usmażyć. Dziewczyna miała talent do gotowania. Pieczone królicze mięso to było niebo w gębie.

- Dziewczyno to jest świetne, jak ty to robisz?

- Nauczyłam się tego od ojca, często z nim poluję.

- Ale, to mięso jest pyszne! - Odparłem z zadowoleniem. - Nawet Stich się ucieszył.

- Robię wiele rzeczy których zwyczajnej księżniczki nie uczą. - Dodała z uśmiechem lecz po chwili jej miną zrobiła się na posępną. - Galen, źle chyba robimy.

- Dlaczego?

- Nasz wspólny czas nawet nasz związek, w końcu ja jestem księżniczką a, ty żyjesz wśród wikingów.

W tym co mówiła było ziarno prawy, ja byłem tylko zwykłym wieśniakiem a, ona osobą z wyższych sfer. To nie zmienia faktu że ją kocham, dla niej gotów jestem zrobić wszystko w granicach rozsądku. Wziąłem ją za ręce by ją pocałować lecz ona mnie odepchnęła tłumacząc wymówką że, musi iść po drewno. Wiedziałem jednak że, było inaczej bo mieliśmy stos drewna. Wtedy puknąłem się pięścią w głowę po czy nazwałem się ,,tumanem".

Kiedy Stich spał a, ja pilnowałem ognia, nagle usłyszałem odgłosy walki Meridy z Magiem Ognia. Chciałem pomóc lecz nagle z za krzaków wyskoczył strumień wody który ugasił ognisko. Nagle z za krzaków wyskoczyli dwaj mężczyźni w szatach koloru indygo z białymi kołnierzami, mieli białe kaptury i maski zakrywające ich usta. Ruszyłem do walki, dwaj mężczyźni byli magami ognia i wody. Mag ognia zaczął do mnie strzelać ognistymi pociskami wówczas użyłem mocy by unieść go po czym powaliłem na ziemię. Z magiem wody było jednak ciężej, strzelił do mnie lodowymi igłami wówczas ja użyłem mocy by nimi nie dostać. Ruszyłem na niego, prawie go kopnąłem a, on złapał mnie wodą za nogę i zrobiłem nie udane salto spadając na glebę. Mag Wody podszedł do mnie gotów by zaatakować wówczas spokojnym głosem powiedział.

- Nie ruszaj się.

Zamiast tego podciąłem mu nogę wówczas ten upadł na ziemię, chciałem ze Stichem już biec po Meridę lecz nagle rośliny nas złapały za nogi po czym wisieliśmy do góry nogami. To ten Mag Wody je kontrolował.

- Jak ty to robisz?! - Spytałem.

- Magia Wody pozwala na kontrolowanie roślin, woda oznacza życie a, ona płynie w każdej żywej istocie. - Odparł.

Tak więc Magowie nas pokonali. Sticha wrzucono do worka a, mnie związano ręce, założono mi na głowę worek po czym Magowie zaczęli nas gdzieś prowadzić.

Rozdział 2

Szliśmy przez dżunglę w nieznanym kierunku, ja to nic nie widziałem bo miałem na głowie worek. Po chwili się zatrzymaliśmy po czym tajemniczy Mag mnie kopnął bym klęknął. Po chwili ktoś kazał zdjąć mi ten worek. Zobaczyłem wtedy starszego mężczyznę o białych gęstych włosach przypominających zimową czapkę. Był tak samo ubrany jak tamci co nas pojmali. Na jego widok Stich zaczął warczeć więc mężczyzna postraszył go ogniem co znaczy że, też był Magiem Ognia.

Po chwili przyszedł do niego drugi Mag Ognia zgłaszając zawiadomienie że, pozostali pojmali Meridę.

- Kim wy jesteście?

- Nazywam się Jeong Jeong, członek Białego Lotosu.

- Biały Lotos?

- Stowarzyszenie, powołane w celu zapewnienia pokoju i obecnie zakończenia wojny. Dodał Jeong Jeong. - A, wy jesteście szpiegami Narodu Ognia?

- Proszę pana, to pan włada ogniem, po za tym my chroniliśmy Awatara.

Jeong Jeong wtedy nagle zamilkł, wytrzeszczył wtedy oczy po czym dodał.

- Spotkaliście Aanga?

- To ostatni Mag Powietrza.

- Niemożliwe, Sozin po śmierci Awatara Roko wymordował wszystkich Nomadów Powietrza a, cykl został przerwany.

- Widziałeś sygnały ze świątyni na wyspie Kyoshi, świadczy o tym że, Awatar powrócił.

Obaj Magowie zaczęli się kłucić, wówczas warknąłem by nas uwolnili. Na naszą prośbę Jeong Jeong kazał nas rozwiązać. Po chwili następni Magowie przyprowadzili Meridę, powiedziałem im że, ona jest z nami więc ja też wypuścili.

Znajdowaliśmy się w wiosce pełnej chat i otoczoną murem. Były tam również kościoły, Synagogi czy świątynie, szpital czy nawet szkoła.

- Co to za miejsce?

- To Wioska Narodów, tutaj przyjmujemy uchodźców z wiosek napadniętych przez wroga.

Przyszedł do nas łysy mężczyzna lekarz o brązowych oczach i noszący okulary.

- Charles Murdoch lekarz z Czerwonego Krzyża.

- Nie spodziewałem się kogoś z naszego świata.

- Wezwano nas tu by pomóc tym ochodzcom, to głównie kobiety, dzieci, osoby starsze, chore lub niepełnosprawne.

- Jak i również młodzi mężczyźni w tym wielu dezerterów.

- ONZ was tu przysłało?

- ONZ uważa ta wojnę za żart, nawet gdyby to potraktowali poważnie to weto Rosji uniemożliwiło by działanie.

- ONZ miało pomagać.

- Ale, każdy przywódca broni interesów swojego państwa kierując się polityką, kiedy w 1994 roku doszło Ludobójstwa w Rwandzie, wielu Tutsi błagało ONZ o pomoc.

- Lecz niestety odmówili.

- Mówię to z ciężkim sercem bo byłem tego świadkiem, byłem tam prowadzić szkolenie tamtejszych lekarzy.

Doktor Murdoch zaprowadził nas do szkoły gdzie się uczyły dzieciaki.

- Tutaj staramy się nie tylko o edukację, staramy się zwalczyć u dzieci traumę po tym co ci ludzie zrobili w ich wioskach. - Doktor Murdoch wskazał na jedną dziewczynkę która siedziała przy biurku w jednej z klas i rysowała na kartce myśliwce TIE spuszczające bomby na wioskę.

- Ta dziewczynka od kąd ją znaleźliśmy, nie wypowiedziała żadnego słowa, Najwyższy Porządek zniszczył jej wioskę przy użyciu bomb kasetowych.

- Ta broń została zakazana przez Konwencję Genewską.

- Niestety Najwyższy Porządek a, w szczególności generał Pryde naruszył te postanowienia i zaczął stosować broń której Konwencja Genewska zakazała tłumacząc że, to go nie dotyczy, kiedyś ten człowiek nakazał zamknięcie szpitala psychiatrycznego gdyż uważa że, słabi nie zasługują by żyć, lekarze błagali by darował im życie lecz mimo kazał wszystkich zabić dla własnej rozrywki, zdołaliśmy uratować jak najwięcej osób.

Myślałem że, zwymiotuję, widziałem na własne oczy że, Pryde był gotów zniszczyć Południowe Plemie Wody tylko dlatego że, uznał ich za zdrajców bo u nich był Awatar i rycerz Jedi ale, łamanie postanowień Konwencji Genewskiej czy mordowanie pacjentów dla własnej rozrywki, to kwalikowało go na zbrodniarza wojennego. Czułem również ulgę że, Pryde nie żyje.

- Miejmy nadzieję że, ten człowiek odpowie za zbrodnie wojenne. - Dodał Murdoch.

- Tak się składa że, on nie żyje, zginął podczas oblężenia Północnego Plemienia Wody. - Dodała Merida na co Lekarz odparł z westchnieniem.

- Liczyłem że, stanie przed sądem i odpowie za zbrodnie wojenne.

Kiedy wyszliśmy ze szkoły Doktor Murdoch i Jeong Jeong postanowili nas zapoznać z pewną osobą. Był to mężczyzna o jasnej skórze czarnych włosach i nie dogolonym zaroście ubrany w ciemnobrązową kurtkę, białą koszulę i ciemnozielone spodnie przewiązane paskiem z podczepioną kaburą i z blasterem. Na jego widok Merida wytrzeszczyła oczy jakby tego człowieka znała.

- Komandor Poe Dameron!

- Ty go znasz?

- To jeden z najlepszych pilotów w Galaktyce, dowódca eskadry Czerwonych i Niebieskich.

- Miło mi was poznać choć szkoda że, w takich okolicznościach.

- Co Pana do nas sprowadza?

- Staramy się zapewnić wam pomoc w walce z Najwyższym Porządkiem i Narodem Ognia, Biały Lotos werbuje do swoich szeregów nie tylko magów żywiołów lecz także wojowników ze wszystkich Narodów.

- Werbujemy w tym dezerterów z Narodu Ognia i Najwyższego Porządku.

- Kiedy Czerwony Krzyż i inne ogranizacje humanitarne starają się zapewnić jedzenie, leki i wykształcenie, Ruch Oporu stara się zapewnić szkolenie, broń i amunicję dla wojowników.

- A, nie jesteście w stanie im pomóc?

- Niestety, po klęsce na Scarif nie możemy przysłać. - Odparł Poe. - Dlatego staramy się żeby ludzie polegali nie na organizacjach lecz na samych sobie.

Naszą rozmowę przerwały nagłe krzyki, przez wioskę biegł nasz znajomy, Naruto Uzumaki i mu mojemu zdziwieniu za nim biegł Czkawka wraz ze Śledzikiem. Naruto uciekał przed nimi spanikowany wówczas kiedy dwaj jeźdźcy wściekli gonili i grozili chłopakowi.

- Naruto, tym razem przecholowałeś! - Krzyczał Śledzik. - Nie daruję ci tego!

- Już ja ci dam robienie psikusów!

Na widok tego chciało mi się śmiać, Naruto nic się nie zmienił. Merida natomiast wciąż była naburmuszona. Wraz ze Stichem pobiegliśmy za chłopakami, Naruto zacałą skakać po chatach a, my za nim. Chłopak obejrzał się za nami.

- Cześć chłopaki, dawno się nie widzieliśmy. - Powiedział z uśmiechem.

- Czemu Czkawka i Śledzik cię gonią?

- Nie wiem, przecież nic im nie zrobiłem.

Kiedy naleźliśmy się na dachu szpitala nad nami na niebie pikowała Astrid na Wichurze. Smoczyca wystrzeliła do nas serię ostrych kolców. Dziewczyna wylądowała po czym z toporem w ręce szła w stronę wystraszonego Naruto.

- Słuchaj, tym razem przesadziłeś, z chęcią odrąbię ci głowę i nabiję na włócznię!

- A, co Naruto takiego zrobił?

- Wszedł do nas do łaźni przebrany za kobietę! - Odparła dziewczyna.

- Naruto! - Warknąłem z obrzydzeniem. - Wstydu nie masz?!

- Ćwiczyłem sobie swoje sexy jutsu. - Naruto starał się usprawiedliwić lecz Astrid dała mu pięścią w głowę mówiąc mu by siedział cicho.

Po chwili przylecieli do nas Czkawka i Śledzik, od razu Szczerbatek żądał bym go pogłaskał zaczynając od lizania.

- Co tu robicie, myślałem że, Stoick was wezwał do obrony Ba Sing Se?

- Zgadza się, tyle że, jakiś Król Ziemi powiedział nam że, nie jesteśmy tam potrzebni. - Powiedziała Astrid.

- Dlatego wysłano nas tutaj. - Dodał Czkawka. - Tak w ogóle jak tam u ciebie.

Nie chcąc się żalić zacząłem opowiadać jak mnie zostawili na Biegunie Południowym, o podróży i bitwie o Północne Plemie Wody, spotkaniu z Gothi i trzecim Hokage oraz że, wraz z Meridą i Stichem musieliśmy opóścić drużynę Awatara by go chronić przed Akatsuki.

Rozdział 3

Na zajutrz Naruto rano mnie poprosił bym z nim gdzieś poszedł, był to jednak wczesny ranek bo dopiero wschodziło słońce. Byłem jeszcze nie wyspany a, Naruto w ramach pobudki wylał mi kubeł zimnej. Szliśmy cały czas przez dżunglę, pytałem się gdzie idziemy lecz Naruto kazał mi rano spakować najpotrzebniejsze rzeczy, wodę, kilka kanapek.

- Szybciej, gudrzesz się jak ślimak!

- Poszedłbym szybciej gdybyś mnie nie budził o czwartej rano!

- Musimy, załatwić parę spraw a, po za tym chciałbym żebyś poznał nową technikę.

Już na samą myśl o tej nowej technice miałem czarne myśli, już nawet myślałem że, jestem jeszcze większym leniem niż Shikamaru a, w dodatku mniej inteligentny. Wyszliśmy właśnie z dżungli po czym weszliśmy na obszary trawiaste. Tutaj z Naruto się zatrzymałem.

- Na pewno opanowałeś Rasengana?

- Zgadza się.

- Więc mi pokaż.

Na polecenie Naruto wykonałem Rasengana wielkości piłki.

- Spróbuj włożyć w to więcej czakry.

Zrobiłem więc jak mnie prosił, zacząłe gromadzić więcej mocy i wówczas Rasengan zaczął rosnąć i robić się cięższy. Naruto zaczął wtedy machać rękami wokół Rasengana. Wokół sfery zaczęły się tworzyć cztery białe ostrza kształtem przypominające shurikhen. Byłem zdumiony, nie wiedziałem że, coś takiego.

- Co to jest?

- Efekt tego ile trzeba włożyć w ciężką pracę, Styl Wiatru: Rasenshuriken. - Powiedział Naruto. - Sam wymyśliłem tą technikę.

Po chwili Rasenshuriken zniknął, spojrzałem na Naruto i zaczynałem sobie wyobrażać co musiał przejść w swoim życiu. Odrzucony przez społeczeństwo z powodu lisiego demona robił dowcipy by zwrócić na siebie uwagę lecz ciężko pracował by zostać ninja a, następnie Hokage. Teraz widzę jak ten chłopak stał się silny, ja jedynie mogłem mu pozazdrościć. W dodatku kontrolował lisa o dziewięciu ogonach.

- Naruto, jest coś co chcę ci powiedzieć...

Nim jednak skończyłem ktoś do nas przyszedł, to była ta księżniczka Narodu Ognia którą widziałem podczas transmisji na telekranie, to była Azula we własnej osobie.

- Kim wy jesteście? - Spytała.

- Jestem Naruto Uzumaki z wioski ukrytej w liściach i przyszły Hokage.

- A, ty pachołku.

- Nazywam się Galen i nie jestem pachołkiem a, ty jesteś Azula, córka Władcy Ognia Ozaia i siostrą księcia Zuko.

- Mój brat stracił ten tytuł kiedy Władca Ognia skazał go na wygnanie.

To mnie trochę zaskoczyło, Ozai wygnał własnego syna.

- Czego tu szukasz? - Spytałem.

- Chcę żebyście mi powiedzieli gdzie jest Awatar.

- Nie ma go tutaj!

- Masz czelność kłamać mi w żywe oczy robaku?! - Odezwała się władczym tonem.

Nim zdążyłem wykonać pieczęć ręczną, za ręce złapała mnie kolejna dziewczyna miała podłużną twarz bez makijażu szaro fioletowe oczy i czarne gęste włosy zawiązane na górze w bułki a, reszta opadająca do ramion. Dziewczyna była ubrana w szkarłatną szatę z czarnym nakryciem, miała również na rękach czarne rękawiczki bez palców oraz czarne szpiczaste buty.

Nieznajoma przyłożyła mi do gardła sztylet mówiąc bym się nie ruszał.

- Naruto, pomóż!

Nim jednak chłopak zareagował, padł po chwili na ziemię. Powaliła go następna dziewczyna, tym razem o długich brązowych włosach zawiązanymi w długi warkocz, szaro brązowe oczy i przyjaznym wyrazie twarzy. Była ubrana różową podkoszulkę odsłaniającą jej brzuch, ciemno różowy kołnierz oraz różowe workowate spodnie przewiązane spódnicą.

- Robią wrażenie. - Dodała Azula. - Mai precyzyjnie rzuca nożami a, Ty Lee potrafi blokować Chi.

- Jeśli ścigacie Awatara to ja nie nie sprzedaję przyjaciół, nawet nie wiem gdzie go szukać.

- Tu nie chodzi mi wyłącznie o Awatara.

Azula spojrzała mi prosto w oczy swoim groźnym wzrokiem. Miałem wrażenie jakby wchodziła do mojego umysłu.

- Władca Ognia i Lord Vader cię oczekują, pójdziesz z nami.

Azula zamierzała mnie zabrać na spotkanie z moim ojcem. Pewnie znowu chce bym przeszedł na ciemną stronę.

Zrobiłem Mai, Harai Goshi wówczas ona poleciała na Azulę. Wtedy ruszyła na mnie Ty Lee, blokowałem jej uderzenia by mnie nie sparaliżowała.

- Nie ruszaj się!

Złapałem po chwili Ty Lee i zrobiłem jej Koshi Gurumę. Azula i Mai po chwili wstały. Mai zaczęła we mnie strzelać strzałkami z karwaszy pod rękawami szaty. Podskoczyłem do góry po czym użyłem Jutsu Kuli Ognia jednak Azula przejęła kontrolę nad ogniem po czym mnie trafił strumień niebieskiego ognia. Mając oparzenia spadłem na ziemię.

- Strzelasz niebieskim ogniem?

- W przeciwieństwie do mojego brata który od urodzenia był porażką, ja od urodzenia miałam talent. - Odparła Azula. - Mój ojciec bardzo mnie ceni.

Azula wystrzeliła do mnie strumień ognia, użyłem mocy by go rozproszyć.

- Jednak nie spodziewałam się że, spotkam maga ognia a, raczej kogoś kto zna Jutsu Kuli Ognia. - Dodała Azula. - To technika klanu Uchicha, wymaga dużej ilości Chi, większość Geninów nie jest w stanie jej opanować.

Ruszyłem do walki, użyłem Cienistego Klon Jutsu i wraz z dwoma klonami ruszyliśmy do. Po chwili Ty Lee sparaliżowała jednego klona a, Mai naszpikowała drugiego strzałkami. Ja wciąż walczyłem z Azulą, w końcu użyłem Rasengana by ją powalić. Jednak po tym Mai i Ty Lee ruszyły na mnie. Nie miałem już zbyt wiele siły by walczyć. Po chwili pod nogi dziewczyn poleciał nóż kunai z przyczepioną wybuchową notka. Po chwili nastąpił który znokautował dziewczyny.

Obejrzałem się za siebie, w moja stronę biegł Rock Lee. Kiedy Ty Lee wstała, Rock Lee ponownie ja, powalił robiąc swoje Dynamiczne Wejście.

- Kto to?!

- Teraz drogie panie macie kłopot, przed wami stoi ktoś komu nie oprze się żadna kobieta, do akcji wkracza Piękna, Dzika Zielona Bestia...

- Skończyłeś? - Spytała Mai. Lee wtedy zrobił wielkie oczy.

Po chwili dziewczyna została znokautowana przez dziewczynę imieniem Tenten. Była to Kunoichi z Konohy na poziomie Chūnina. Miała ciemno brązowe oczy i czarne włosy uczesane w dwa koki w chińskim stylu z krótką grzywką, okalającą jej twarz w Nosiła białą bluzkę z wysokim kołnierzem i na długi rękaw z bordowymi wykończeniami, czarne rękawiczki bez palców, sandały na niskim obcasie oraz czarny ochraniacz na głowę. Nosiła również bordowe, szerokie spodnie w stylu hakama z odsłoniętymi częściami zakrytymi przez bandaże.

- Lee, Tenten, miło mi was widzieć.

Tenten wyciągnęła jeden ze zwojów, rozwijając go przywołała kij Bo. Tenten zajęła się Mai podobnie jak Rock Lee walczył w międzyczasie z Ty Lee. Mnie więc została Azula.

Azula tym razem wystrzeliła we mnie dwie błyskawice, szybko włączyłem miecz świetlny by sparować uderzenie.

Wtedy pod nogi dziewczyny wylądowała strzała, nastąpił potem rozbłysk światła. Z za krzaków wyszła Merida, dziewczyna trzymała napięty łuk z wycelowaną w Azulę strzałą.

- Czy ciebie pajacu nie można na pięć minut zostawić samego?! - Krzyknęła dziewczyna. - Zabierz stąd Naruto a, ja zajmę się tą małpą.

Merida zaczęła walczyć z Azulą wówczas ja zająłem się Naruto. Chłopak w końcu odzyskał przytomność lecz dalej nie mógł się ruszyć. Musiałem więc działać, wykonałem pieczęć barana by zgromadzić czakrę Czerwonej Śmierci. Ruszyłem pomóc Meridzie, użyłem również Rasengana by pokonać Azulę.

Tym razem dziewczynie było ciężko wstać, z ust leciała jej krew. Mimo to Azula się uśmiechała jakby nigdy nic.

- Ja to mam szczęście, odnalazłam ostaniego Jinchūrikiego, tak jak mówił Madara Uchicha.

Azula zrobiła zasłonę dymną po czym razem z Mai i Ty Lee uciekła, wówczas my zabraliśmy Naruto do wioski

Rozdział 4

Kiedy Naruto dochodził do siebie w szpitalu, opowiedziałem Jeong Jeong'owi o spotkaniu z Azulą. Mężczyzna obawiał się że, może nas śledzić i tym samym odkryć położenie Wioski Narodów.

- Musisz jak najszybciej wyjechać i to jak najdalej.

Nie miałem siły się z nim kłócić, mężczyzna był mocno zdenerwowany. Nie miałem innego wyboru, musiałem stąd zniknąć, nie chciałem jednak o tym mówić Meridzie i Stichowi, ja już w ogóle czułem się jakbym ciągle sprowadzał problemy, Naród Ognia, Najwyższy Porządek, Akatsuki i teraz jeszcze ten cały Madara Uchicha.

- Na pewno musisz iść?

- Tak, gdzie kolwiek się nie pokażę, zawsze ktoś próbuje zabić mnie i moich przyjaciół.

- Czyli chcecie odejść?

- Ja muszę odejść, dla was jestem kulą u nogi.

- A, Merida, Stich i pozostali? - Dodał Czkawka. - Już cię nikt nie obchodzi?

- Boję się poprostu co się znów zdarzy, może być tak że, znajdzie nas Najwyższy Porządek, zniszczą wioskę, wybiją uchodźców, nie wiem już co myśleć, to mnie już przerasta!

- Więc masz zamiar uciekać do końca życia?! - Odparł ze złością.

Na ten moment zaniemówiłem, czułem się okropnie jakbym udawał że, martwię się o bliskich a, tak naprawdę martwię się tylko o siebie. Czkawka położył mi rękę na ramieniu wówczas jego twarz posmutniała.

- Sam mówiłeś że, Ohana znaczy rodzina i że, nikogo nie można odtrącić.

Spóściłem głowę ze smutkiem jednak Czkawka kazał mi na siebie popatrzeć kiedy do mnie mówił.

- Też czasami muszę działać sam i przez to też wpadam w kłopoty. - Dodał. - Nie możemy działać pochopnie.

- Co przez to masz na myśli?

- Wojna łamie psychicznie każdego, kiedy Viggo ukradł nam ostatnio Smocze Oko, zaczynam coraz częściej popadać w gniew i żądze zemsty. - Odparł. - Polecimy razem.

- My też.

Merida, Stich i Naruto stali tuż za nami i wszystkiego słuchali.

- Tak łatwo nie odpuszczasz. - Dodałem.

- Samego cię nie puścimy. - Dodał Naruto.

- Tyle że, nie wiem dokąd pójdziemy?

- Ruszamy do Ba Sing Se, muszę się tam spotkać z ojcem.

Wyruszyliśmy więc od razu w nocy do puki jeszcze wszyscy spali, wzięliśmy trochę jedzenia po czym ruszyliśmy w drogę. Nie mogliśmy lecieć na Szczerbatku gdyż on na pewno by nie pomieścił aż pięciu osób, ruszyliśmy więc pieszo, Czkawka i Szczerbatek lecieli tuż nad nami by w razie czego ostrzec nas przed zagrożeniami.

W końcu nieopodal lasu rozbiliśmy obóz żeby nad ranem ruszyć w dalszą drogę. Kiedy inni poszli spać ja cały czas siedziałem przy ognisku ddokładając co jakiś czas drewna. Stich cały czas spał na moich kolanach. Kiedy go głaskałem, miałem chwilę by zastanowić się nad sobą, mam fajnych przyjaciół, dziewczynę i pomimo że, często mnie gdzieś wysyłali lub zostawiali to tylko dlatego że, przyjaciele czy chłopak i jego dziewczyna martwią się nawzajem nawet jeśli to oznacza że, trzeba nakłonić bliską osobę do zrobienia czegoś wbrew jej woli zamiast pozwalać mu na wszystko. Choć mimo tego że, pomagam innym, czułem się jak skończony egoista, oni chcą mi dać cel w życiu a, ja mam wrażenie jakbym tego nie szanował. Sokka chce zostać wojownikiem, Katara zamierza być Magiem Wody, Naruto pragnie zostać Hokage. Oni są gotowi wiele poświęcić by zostać kimś a, ja? Nie mam żadnego życiowego celu, nie pragnę zostać przywódcą, czy jakimś Magiem. Całe zło które się toczy, kiedy silni żerują na słabszymi a, ci co mają pomagać to jedynie patrzą z góry i nic nie robią poprostu mnie denerwuje, tyle że, co mam robić, zacząć wychwalać Boga, po czym go porównywać go do człowieka i na koniec go obrażać i nazwać go carem? Prosić Boga by mi dał władzę nad życiem i śmiercią? Może najlepiej zmienić poprostu imię Galen nieśmiały chłopak i romantyk na Leonidas czyli bojownik walczący o uwolnienie uciwkanego ludu.

Wyciągnąłem z sakiewki swój batarang, nigdy nie miałem okazji go użyć, podobnie jak swojej katany, przyjrzałem się również mieczowi Itachiego który dał mi Kakashi. Nie wiedziałem o co mu w ogóle chodziło, że podczas walki duch Itachiego będzie mi towarzyszył, czyżby Kakashi próbował mnie przekonać że, Itachi nie był tak do końca zły mimo że, wymordował własny klan pozostawiając jedynie swojego młodszego brata by tego ogarnęła zemsta. Na koniec wyciągnąłem z kieszeni kamizelki zdjęcie Boga które dał mi ostatnio Doktor Murdoch, zrobiłe znak krzyża.

Nagle usłyszałem trzaskanie gałęzi, nawet Stich się obudził poszliśmy więc do lasu by zobaczyć co to. W końcu trafiliśmy na małą polanę gdzie spotykaliśmy Białą Furię, kiedy jednak zobaczyłem te same blizny na jej ciele domyśliłem się to ta sama Furia z którą uciekłem z kryjówki Czarnego Smoka.

Na mój widok smoczyca wstała po czym zaczęła się cofać, dopiero gdy wyciągnąłem do niej rękę i dotknąłem jej białej delikatnej skóry od razu mnie rozpoznała. Kiedy jednak Stich chciał do niej podejść, ona zaczęła warczeć a, mały kosmita to odwzajemnił. Po chwili je uspokoiłem, wytłumaczyłem Stichowi jak dogadać ze smoczycą. Powiedziałem małemu żeby wyciągnął rękę by okazać Białej Furii szacunek. Smoczyca schyliła się do Sticha i pozwoliła się dotknąć.

Wsiedliśmy następnie na smoczycę po czym wzbiliśmy się w powietrze. Zaczęliśmy lecieć nad lasem po rozgwieżdżonym niebie, spojrzałem na księżyc, zacząłem myśleć o Yue że, ona tam jest wśród gwiazd. Dla plemienia wody jej śmierć jak i jej ojca była ogromnym ciosem a, dla Sokki w szczególności.

Powoli wschodziło słońce, musieliśmy wracać, to była okazja by pokazać Czkawce naszą przyjaciółkę oraz nowy gatunek. Chciałem nakłonić Białą Furię byśmy zawrócili lecz ona tym razem nie słuchała i ciągnęła nas dalej. Znów nas czekała jakaś samotna podróż.

Rozdział 5

Lecieliśmy na Białej Furii tak od wschodu słońca, Czkawka i Merida zapewne już się martwią co się ze mną stało. Wciąż prosiłem Białą Furię żebyśmy zawrócili lecz ta uparcie odmawiała posłuszeńswa.

- Gdzie ty nas ciągniesz?

- Może, nie znalazła nic do jedzenia. - Czerwona Śmierć cały czas mi dokuczała, bez przerwy słyszałem jej złośliwe komentarze że, spędzam z nią mało czasu i że, powinien ją przygarnąć.

Zaczynałem już szarpać smoczycę lecz ona leciała jak zahipnotyzowa co mnie zaczęło martwić. Nie wiedziałem co się dzieje, dlaczego Biała Furia mnie nie słucha, gdzie ciągnie a, nawet nie wiem gdzie jesteśmy.

W końcu dolecieliśmy do wielkiego kanionu, podobnego jaki jest w USA. Biała Furia zniżyła lot wlatując do kanionu. Smoczyca zaczęła robić beczki i slalomy między skałami, robiło się dość ostro a, w dodatku kręciło mi się w głowie, bałem się że, jeszcze chwila a, puszczę pawia.

W końcu dolecieliśmy do ściany skalnej, w niej była a, w niej wyryta jaskinia. Biała Furia wyleciała tam razem z nami. Kiedy wylądowaliśmy przy wejściu, smoczyca zaczęła nas prowadzić w głąb jaskini.

W jaskini było ciemno a, Biała Furia im dalej nas prowadziła tym robiło się coraz ciemniej. W końcu jednak dostaliśmy do kamiennego piedestału. Na nim była zamieszczona kostka o niebieskich krystalicznych ściankach i metalowych elementach. Odruchowo ją wziąłem po czym zacząłem jej przyglądać i stukać w nią czy nie ma jakiegoś mechanizmu. Mistrz Yoda mi powiedział by użył mocy by otworzyć holokron.

Krawędzie kostki zaczęły się obracać po czym się odczepiły, otwarty holoron zaczął się unosić. Wówczas pojawił się hologram mężczyzny o jasnym kolorze skóry, długich, czarnych włosach uplecionych w dredy i brązowych oczach. Był ubrany w zieloną tunikę z nałożonym czarnym pancerzem przewiązany pomarańczowym pasem z podczepionym mieczem świetlny. Nosił także ciemno granatowe spodnie i wysokie buty. Na twarzy miał namalowany żółty pasek pod oczami a, na ramieniu żółte i czerwone tatuaże.

- Nazywam się Quinlan Vos, jestem mistrzem Jedi z zakonu na Coruscant a, ten holokron to mój dziennik, jest rok 1974 czyli dziesięć lat po Wielkiej Czystce Jedi, jeśli to oglądasz Jedi, oznacza to że, ja nie żyję.

Wyłączyłem nagranie po czym spojrzałem na mistrza Yodę.

- Ostatni egzemplarz to jest.

- Co się stało z mistrzem Vosem?

- Na tej planecie żywota dokonał, w pojedynku z Vaderem, dawnym Anakinem Skywalkerem poległ.

- Więc czemu nie zabrał holokronu?

- Vader chciał mu go odebrać, lecz mistrz Vos swoje życie wolał oddać, następne wytrenować pokolenie Jedi chciał. - Dodał Mistrz Yoda. - Pozwolić by ten jak i inne holokrony w objęcia ciemnej strony wpadły nie zamierzał.

Dla mnie trochę było dziwne, poprzedni Vader mógłby wyczuć gdzie jest Holokron lecz wolał sobie odpuścić. Otworzyłem z powrotem holokron i zacząłem oglądać jego walki z droidami a, później z szturmowcami.

- Przez pokoleń wiele na straży pokoju staliśmy, potem wojny klonów nastały. - Dodał Mistrz Yoda. - Ciemnej Stronie Jedi dali się pochłonąć, strach, gniew i nienawiść.

- Czy mistrz się bał? - Spytałem z zaciekawieniem. - No bo mistrz jest mądry i potężny.

- Bał się oczywiście, zdziwiony jesteś? - Spytał się uśmiechając.

Po chwili mistrz Yoda przeszedł ze mną do treningu.

- Zamknij oczy teraz, skoncentruj się.

Wyłączyłem holokron po czym zamknąłem oczy.

- Co czujesz?

Po chwili koncentracji odparłem.

- Czuję światło, takie ciepłe jakby było nade mną świeciło słońce a, wraz z nim wiał ciepły wiatr, słyszę też szum wody i odgłosy zwierząt.

- Jasna strona mocy to jest.

Po chwili jednak coś się zmieniło.

- Teraz czuję coś innego, jest tutaj, prowadzi mnie w głąb tej jaskini.

- Uciekaj z tam tąd! - Powiedział mistrz.

- Czuję chłód, zimny wiatr!

- Uciekaj!

- To coś mrocznego, strach!

- Galen!

- Gniew!

- Nie!

- Nienawiść i śmierć!

Nie mogłem się wycofać co kolwiek to było, kusiło mnie jak pszczołę do miodu, byłem jak w transie. Miałem wrażenie jakby ciemność złapała mnie w swoje macki i ciągnęła do siebie. Byłem sparaliżowany ze strachu.

- Uciekaj Galenie!

W końcu wyrwałem się z krzykiem, byłem spocony i czułem jak serce wali mi młotem.

- Co to było?!

- Ciemna strona mocy to była, ona kusi każdego.

- Mistrza także?

- Zgadza, w czas wojen klonów zaćmiła każdego Jedi, nawet ja dałem się jej pochłonąć przez co spisku Dartha Sidiousa w stanie nie byłem dostrzec.

- Więc co mam robić?

- Wpierw w głąb jaskini musisz wejść.

- Tak poprostu?

- Zachowaj jednak spokój, ciemna strona mocy tam w niej jest, ona twoje lęki ożywić może.

Czułem się jakbym miał wejść w paszczę lwa. Choć z drugiej strony nie byłem pewien czy może się tak stać. Zanim jednak tam poszedłem mistrz Yoda zabrał mi miecz świetlny i cały mój ekwipunek mówiąc bym zdał się na moc.

Rozdział 6

Kiedy Stich i Biała Furia zostali z Mistrzem Yodą, ja szedłem w głąb jaskini. Korytarz robił się coraz ciemniejszy przez co nie wiedziałem w którym kierunku idę. Rany, gdyby Yoda nie zabrał mi miecza nie miałbym problemów z oriętacją.

- Może by ci się przydała pochodnia.

Za mną ku mojemu zaskoczeniu stał Sokka, chłopak trzymał w ręku pochodnię.

- Sokka co ty tu...?

- Ładnie to nas zostawiać i uciekać?! - Spytał Sokka. - Słabo.

Po chwili chłopak mnie przegonił wówczas ja zacząłem za nim biec.

- Sokka, dokąd biegniesz?!

- Nie ma czasu na wyjaśnienia, Naród Ognia i Najwyższy Porządek trzymają tutaj Aanga i Katarę musimy...!

Po chwili głos chłopaka ucichł. Zastanawiałem się już co się stało. W końcu w ciemności pojawiła się czerwona klinga miecza świetlnego a, w ciemności pojawił się stary znajomy.

- Witaj Galenie.

To był Obito, członek Akatsuki i mój stary znajomy z Hawajów, spojrzałem na Sokkę, który leżał pod stopami Obito i w kałuży własnej krwi.

- Sokka!

- Twój kumpel nie żyje, teraz zajmę się tobą. - Dodał po czym używając mocy przyciągnął mnie do siebie po czym złapał mnie za szyję i podniósł do góry. - Dopilnuję abyś podczas wyciągania Czerwonej Śmierci poczuł rozrywający ból, twoja śmierć w męczarniach będzie dla mnie rozkoszą.

Kopnąłem Obito wyrywając się przy tym z jego uścisku po czym wykonałem pieczęcie ręczne.

- Styl Ognia: Jutsu Kuli Ognia!

Niestety zamiast kuli ognia był mały płomyczek, próbowałem wykonać tą technikę jeszcze raz lecz ni się nie stało.

- Nie jesteś i nigdy nie będziesz gotów zostać Jedi, tobie jest pisana śmierć.

Obito szedł w moją stronę a, ja zacząłem uciekać lecz niezauważywszy z krzykiem spadłem w przepaść.

Po chwili scena się zmieniła stałem na jakimś polu wszędzie palił się ogień a, wokół mnie były ciała poległych magów z Białego Lotosu.

Nagle z płomieni wyszedł we własnej osobie władca ognia Ozai wraz ze swoimi dziećmi, Azulą i Zuko. Cała rodzinka szyderczo się uśmiechała, w ich złotych oczach widziałem że, nie mają już nic z ludzi. Zacząłem wmawiać sobie że, sen że, Mistrz Yoda mnie przed tym ostrzegał, na sto procent byłem pewien że to była iluzja. Po chwili pojawili się również Vader, Obito, Joker, Kylo Ren i Talon.

- Przegrałeś Jedi, wojna dobiegła końca! - Powiedział Ozai.

- Naród Ognia zwyciężył i teraz nastąpi Ragnarok. - Dodał Obito.

- Awatar jak i również twoi sojusznicy poległ, cylk dobiegł końca.

Pod moimi stopami leżał szkielet w ubraniach Aanga. Serce zaczęło mi coraz mocniej bić, byłem przerażony. Zobaczyłe że, wśród poległych leżeli też moi bliścy

- Chciałbyś wiedzieć kto kryje się pod tą maską?

Obito zdjął maskę, pokazując swoją a, raczej moją twarz.

- Ja jestem tobą. - Powiedział po czym zaczął się śmiać.

Zacząłem z powrotem spadać w ciemności aż w końcu walnąłem o glebę. Najadłem się strachu i miałem już szczerze dość. Ja już ledwo dyszałem lecz po chwili przypomniałem sobie słowa Mistrza Yody bym zachował spokój i zdał się na moc.

Poszedłem więc dalej zastanawiając się co może być na końcu tunelu, jednak po drodze znów znalazł mnie Obito.

- Nie, nie jesteś prawdziwy to tylko iluzja!

- Ja jestem prawdziwy.

Obito szedł do mnie z włączonym mieczem świetlnym. Na jego twarzy wciąż był szyderczy uśmiech.

- Mówiłem ci, jestem tobą, odrzucony przez ludzi, zostawiony na śmierć.

Jednak już przestałem się bać, czułem dziwny spokój jakby zrodziła się we mnie nowa siła.

Obito podniósł miecz po czym powiedział.

- Gotowy na śmierć dziecko?

- Nie lękam się śmierci!

Zamknąłem oczy, ostatnio co usłyszałem to krzyk Obito zamierzającego mnie zabić.

Nastała wtedy głucha cisza, otworzyłem oczy a, przede mną była jedynie ciemność a, Obito zniknął bez śladu.

- Gratuluję, egzamin zdałeś. - Za mną stał mistrz Yoda wraz ze Stichem i Białą Furią

- To był test?

- Walka z własnym strachem to każdego Jedi przeznaczenie, nie ma emocji - jest spokój, nie ma ignorancji - jest wiedza, nie ma pasji - jest równowaga, nie ma chaosu - jest harmonia, nie ma śmierci - jest Moc.

- Rozumiem.

- Lecz ważne również czasami ze swoich błędów wnioski, arogancja powszechna wśród Jedi to rzecz była.

- Mistrz dalej uważa że, powinienem wyrzec się przywiązania wobec osoby którą kocham.

- Przywiązanie połączenie z mocą blokuje, lecz to jak postąpisz tylko od ciebie zależy, przed tobą trudna droga, droga rycerza Jedi.

Mistrz Yoda prowadził nas w głąb tunelu. W końcu przed nanami pojawił się promyk światła co znaczy że, zbliżaliśmy się do wyjścia. W końcu trafiliśmy do jakiejś komnaty. W ścianach były wyrzeźbione twarze za równo ludzi jak i również humanoidalnych istot, w tym twarz mistrza Yody, przed nami była ścieżka z kostki brukowej prowadząca na kamienny plac. Z góry przez szczelinę w suficie padało do nas światło.

- Co to za miejsce?

- To Dolina Jedi, spoczynku Jedi i Sithów miejsce.

Rozdział 7

Mistrz Yoda zaprowadził nas na kamienny plac przy okazji zanudzając nas historią powstania Doliny Jedi jednocześnie komentując że, młodzież nigdy nie przykłada się do nauki i ma własny świat.

Kiedy doszliśmy do kamiennego placu, mistrz Yoda mi uklęknąć na środku placu i się skoncentrować.

- Co mam zrobić?

- Niektórzy Jedi podobnie jak Awatar, ze Światem Duchów byli łącznikami. - Dodał Mistrz. - Udasz się tam a, osobę twemu sercu bliską odnajdziesz.

Nie wiedziałem o co mistrzowi chodziło, lecz jak zwykle nie miałem zamiaru się sprzeczać. Zrobiłem tak jak mi kazał. Ledwo zamknąłem oczy a, znalazłem się w innym miejscu. Byłem nad jakąś doliną w górach. Po dolinie rozprzestrzeniała się gęsta mgła w której zauważyłem sylwetki błąkających się ludzi. To pewnie był Świat Duchów to nade mną latały krzyżówki zwierząt choć by krzyżówka zająca z pszczołą.

Wszedłem więc do mgły by się rozejrzeć, poczułem jednak że, we mgle jest jednak coś dziwnego, jakby ta mgła miała życie, jakby to była żywa istota.

Poczułem wtedy silny ból głowy a, w oddali u słyszałem jakiś głos który jak echo powtarzało słowo ,,Jedi". Zacząłem szukać skąd dobiegał ten odgłos, lecz ta mgła była tak gęsta że, nie wiedziałem gdzie idę. Ten głos słychać było z każdej strony. Dreszcz przeszedł mi po skórze, serce zaczęło mi mocno walić a, w dodatku miałem spocona twarz.

Nagle ktoś do mnie przyszedł, był to Pryde generał a, raczej dawny generał Najwyższego Porządku. Miał jednak dłuższe włosy, długą brodę oraz poszarpany mundur wojskowy. Minęło tylko kilka dni a, wyglądał jakby postarzał się o kilka lat. W jego niebieskich oczach widać było szaleństwo. Pryde rzucił się na mnie po czym zaczął mnie dusić.

- Nareszcie umrze ostatni Jedi a, wasza żałosna religia upadnie! - Warknął Pryde.

Kopnąłem go w brzuch po czym wstałem, Pryde złapał za blaster lecz szybko wyrwałem mu go z ręki.

- To przez ciebie Madara zesłał mnie do tego przeklętego miejsca! - Pryde rzucił się na mnie wówczas go przerzuciłem przez plecy.

- Nie wiem kim jest ten cały Madara a, po za tym o to że, tutaj trafiłeś powinieneś winić siebie.

Odepchnąłem Pryde'a mocą po czym uciekłem a, on zaczął dalej błądzić we mgle. Nie wiedziałem o co tu ale, w tej mgle musiały się dziać straszne rzeczy skoro tutaj ludzie popadają w szaleństwo. Tylko ja jako jedyny tego nie odczuwałem po za silnym bólem głowy.

- Może ci pomóc? - Poczułem wtedy na ramieniu dotyk kobiecej dłoni, po chwili jej dotknąłem i przypomniałem sobie że, ten dotyk znam.

Odwróciłem się a, za mną stała ta sama starsza kobieta z moich snów, miała te same ciemnobrązowe włosy choć z pewnymi oznakami siwizny, niebieskie oczy, brązową bluzę i czarne spodnie. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom.

- Nawet nie wiesz jak ja za tobą tęskniłam synu.

- Mamo, to jednak ty!

Myślałem że, się popłaczę, w końcu odnalazłem swoją matkę. Byłem naprawdę szczęśliwy.

- Nie widziałem cię od ośmiu lat!

- Chyba raczej od dziewięciu lat.

- Jak to?

- Tak to, jest już rok 2018.

Zupełnie o tym zapomniałem, Trzeci Hokage mówi że, minął rok od mojego pobytu w wiosce ukrytej w liściach. Niby taki byłem utalentowany a, bystry za bardzo nie jestem. Zacząłem się śmiać jednocześnie drapiąc się po głowie.

- Gdzie my jesteśmy?

- Nie wiem ale, to miejsce źle na innych działa, cały czas szukam wyjścia z tej mgły.

Powiedziałem że, pomogę, użyłem mocy by rozpocząć mgłę lecz po chwili zaczęła się powoli gromadzić. Wykorzystaliśmy okazję i zaczęliśmy biec. Za nami biegł również Pryde niczym trup.

Zaczęliśmy się wspinać by uciec jednak Pryde w pewnym momencie złapał moja matkę za kostkę i zaczął ciągnąć ją w dół. Złapałem ją jednak za rękę wówczas ona kopnęła Pryde'a w nos wówczas on z krzykiem spadł w odmęty mgły.

Pomogłem w końcu matce się wspiąć co skomentowała że, wspinaczka nie jest dla niej na co się uśmiałem. Po chwili nie wytrzymałem i odruchowo przytuliłem swoją mamę która odwzajemniła to tym samym. Równocześnie zacząłem płakać czując się z powrotem tym samym dzieckiem.

Zacząłem opowiadać matce o wszystkim, o Berk, o spotkaniu z wujem i moją siostrą, Konosze. Z początku moja matka myślała że, ja się wygłupiam lecz po chwili przypomniała sobie że, wtedy użyłem mocy.

- Jestem bardzo dumna że, mój syn stał się mężczyzną i że, odnalazł wuja i siostrę. - Po chwili jednak kobieta zmieniła ton. - Niemniej jednak boli mnie że, moje dziecko musi walczyć na wojnie a, zwłaszcza że, jest teraz rycerzem Jedi.

- Nie rozumiem.

- Chodzi o to że, Jedi muszą ignorować swoje emocje, twój ojciec tego nie zrobił i to go zgubiło.

Po chwili kobieta zaczęła odchodzić, wówczas złapałem ją za rękę.

- Wiem że, mój ojciec stał się Vaderem ale...

- Zrozum, Jedi są strażnikami pokoju ale, to oznacza wyrzeczenie się przywiązań i emocji. - Dodała.

- To głupota, Jedi nie mogą nawet kochać?

- Przykro mi. - Powiedziała ze łzami w oczach.

Kobieta zaczęła odchodzić z powrotem do doliny, zacząłem ją wołać lecz jedynie odparła.

- Jesteś jeszcze młody ale, jesteś prawie dorosły i będziesz musiał sam odnaleźć drogę. - Po chwili moja matka zniknęła we mgle a, ja wyszedłem ze Świata Duchów.

Mistrz Yoda patrzył na mnie ze smutkiem.

- Cierpisz bardzo, lecz konieczne to było.

Mistrz Yoda wiedział że, tak będzie. Wiedział że, będę musiał zapomnieć o tym co kocham i skupić się szkoleniu Jedi. Byłem na mistrza wściekły, we mnie był wulkan emocji. W końcu nie wytrzymałem i mu powiedziałem.

- Mylisz się, wszyscy Jedi się mylili!

- Takie zakonu postanowienia były.

- Skoro takie są zasady, to być może nie jestem i nigdy nie będę Jedi, sam mówiłeś bym sam decydował, chyba że, to była czysta hipokryzja!

Nie byłem w stanie już słuchać mistrza więc wyszedłem na zewnątrz. Usiadłem nad klifem by pomyśleć o moich przyjaciołach. Być może, mnie szukali lecz dla mnie bardziej pewne było że, od razu ruszyli dalej do Ba Sing Se. Czułem że, jestem tylko nic nie znaczącym pionkiem w szachach który został spisany na straty. Jestem tylko Jinchūrikim Czerwonej Śmierci na którym innym niby zależy lecz tak naprawdę jestem tylko ciężarem. Nikogo nigdy nie obchodziłem, jestem nikim. Prawdopodobnie tylko udaję że, mogę walczyć o sprawiedliwość lecz tak naprawdę nie mogę nic.

Wtedy usłyszałem że, ktoś do mnie idzie. Za pewne to był mistrz Yoda więc mu powiedziałem.

- Proszę cię mistrzu Yoda, nie mogę...

- Nie jestem mistrzem Yodą.

Za mną stał sam Anakin Skywalker, byłem zaskoczony że, go widzę. Mężczyzna położył mi rękę na ramieniu.

- Wiem przez co przechodzisz, podobnie jak ja masz osobę którą kochasz mimo że, Jedi musi wyzbyć się przywiązań.

- Był ktoś kogo kochałeś?

- Senator Padmé z Naboo, kochałem ją i chciałem ją chronić za wszelką cenę lecz to sporo kosztowało. - Dodał. - Kierował mną strach.

- Strach przed śmiercią bliskich.

- Chciałem zaprowadzić pokój zabijając również tych którzy byli temu przeciwni, jednak Padmé nie tego chciała, widziała już we mnie tylko potwora, ostatecznie zdradziłem zakon, stałem się Vaderem, walczyłem i ostatecznie zabiłem własnego mistrza który mnie traktował jak brata jak i również później z własnym synem.

- Po co mi to mówisz?

- Nie chcę żebyś popełnił ten sam błąd co ja i twój ojciec, jeśli szczerze kogoś kochasz, chroń tą osobę za wszelką cenę lecz pamietaj że, ona też ma prawo do własnych decyzji.

- Trochę odbiegamy od tematu. - Powiedziałem na co Skywalker westchnął.

- Wielu Jedi też nie przestrzegało zasad zakonu, Caleb Dume, Kit Fisto, Aayla Secura...

- Rozumiem. - Powiedziałem. - Muszę wracać, przyjaciele się o mnie martwią a, wybieramy się do Ba Sing Se.

- Mistrz Yoda ci nie pozwoli, musisz ukończyć szkolenie.

- Ty też nie przestrzegałeś zasad zakonu i ja też nie zamierzam.

Wróciłem do Doliny Jedi by zabrać rzeczy, mistrz Yoda stanowczo nalegał bym ukończył szkolenie tłumacząc że, muszę postępować zgodnie z zasadami zakonu. Mistrz Yoda miał trochę racji, czasem warto zaufać decyzjom rady Jedi, tyle że, ja uważam że, nawet Jedi powinien okazywać swoje emocje i sam podejmować decyzję a, nie ślepo postępować zgodnie z zaleceniami rady Jedi niezależnie czy podejmowane decyzje są dobre lub złe. Postanowiłem poprostu podążać własną ścieżką mocy.

Zabrałem swoje rzeczy oraz holokron po czym razem ze Stichem wsiedliśmy na Białą Furię po czym odlecieliśmy przez szczelinę w suficie po czym ruszyliśmy w nieznane.

Rozdział 8

Chcieliśmy z powrotem ruszyć w drogę do Ba Sing Se tyle że, przez Białą Furię utknęliśmy nad wielkim kanionem. Zaczęliśmy więc lecieć nad lasem nieopodal kanionu choć nie byłem pewien czy to był dobry kierunek.

Podczas lotu zastanawiałem się czy nie przypadkiem nie uraziłem mistrza Yody i Anakina Skywalkera. Może słusznie że, Jedi powinni być niezależnymi jednostkami albo poprostu zachowałem się chamsko i samolubnie z powodu fatalnego spotkania z matką.

Powoli robiło się ciemno więc wylądowaliśmy nieopodal lasu po czym rozpaliliśmy ognisko. Choć coś czułem że, ledwo co odpoczniemy to nas coś zaskoczy. Zapewne to tym razem mógłby być Jason Voorhees, Michael Myers, Leatherface, Rybak lub ktoś z Akatsuki. Ja już na razie miałem dosyć wrażeń. Na kolację zjedliśmy smażoną rybę po czym Stich i Biała Furia poszli spać a, ja pilnowałem ognia wciąż myśląc o tym co mówił Yoda i Anakin.

Po chwili usłyszałem strzały w oddali za wodą, podbiegłem szybko nad rzekę gdzie po drugiej stronie zobaczyłem oddział szturmowców z Azulą, Mai i Ty Lee na czele, prowadzili grupę ludzi, zwykłych cywilów w tym kobietę i dziecko, mały chłopiec. Szybko schowałem się w krzakach by mnie nikt nie zobaczył. Szturmowcy siłą kazali ludziom klęczeć po czym wycelowali w nich broń a, Azula wraz dziewczynami ich przesłuchiwała w brutalny sposób. Ja podłsuchiwałem ich rozmowę.

- Pytam po raz kolejny, gdzie jest Awatar.

- Nie mam pojęcia. - Odpowiadał jeden z jeńców za co Mai cieła go nożem.

- Naprawdę nie mamy pojęcia. - Powiedziała kobieta.

- Jesteście więc wrogami Narodu Ognia.

W międzyczasie dziecko zaczęło śpiewać ,,Siekiera, motyka". Byłem zdziwiony że, ktoś znał tą piosenkę. Uniesiona gniewem Azula warknęła na chłopca by zaśpiewał jeszcze raz głośniej. Po chwili ten sam mężczyzna zaczął śpiewać.

- ,,Siekiera, motyka, piłka, alasz. Przegrał wojnę głupi malarz".

Azula w furi kopnęła mężczyznę po czym kazała wszystkich rostrzelać. Żołnierze bez wahania wykonali rozkaz egzekucji. Odwróciłem wzrok lecz słyszałem krzyki ludzi którzy zostali zabici bez powodu. Spojrzałem z powrotem i zobaczyłem Azulę z podniesioną głową uśmiechającą się nad stosem ciał. Mai wytrzeszczyła oczy a, Ty Lee patrzyła na Azulę jak na potwora.

- Azula, obiecałaś że, wypuścisz tych ludzi! - Powiedziała Ty Lee na co Azula złapała ją za szyję.

- Masz czelność mi się stawiać?! - Spytała Azula. - Pomyśl lepiej po czyjej jesteś stronie.

- To byli zwykli ludzie! - Dodała Mai jednak Azula spiorunowała ją wzrokiem dodając że, ją to nie obchodzi.

Widok Azuli mnie jednocześnie przerażał jak i denerwował. Jednak musiałem się uspokoić i odpuścić sobie walkę bo inaczej czakra Czerwonej Śmierci by nas zdradziła. Musiałem szybko obudzić przyjaciół i razem z nimi uciekać w obawie że, Azula mogłaby nas znaleźć.

Zbliżał się ranek, Biała Furia była rozdrażniona bo ją obudziłem. Stich jako jedyny spokojnie spał. Mnie to się nawet nie chciało spać po tym co wczoraj widziałem. Chciałem o tym zapomnieć o tym co zrobiła wczoraj Azula, wciąż słyszałem w uszach krzyki ludzi. Walczyłem w Japonii i w Północnym Plemieniu wody, miałem do czynienia z ninja, szturmowcami, najemnikami czy magami ale, na własne oczy widziałem co żołnierze mogą robić z cywilami mimo że, o tym jedynie słyszałem lub co najwyżej widziałem w filmach. Oni zachowują się jak potwory lub co najwyżej jak zwierzęta.

Po chwili natrafiłem na drużynę Aanga. Wylądowaliśmy po czym na powitanie dostałem od Katary wodnym biczem. Zaczęli na mnie krzyczeć że, bez słowa zniknąłem jednak ku mojemu zaskoczeniu Aang był nad wyraz spokojny. wraz z nimi była mała dziewczynka w wieku Aanga. Była ubrana w zieloną koszulkę i spodnie z nałożona tuniką i przewiązana zielonym pasem, miała gęste czarne włosy zawiązane zielona hustą oraz blade oczy morskiego koloru zasłonięte grzywką. Dziewczynka szła trzymając ręce w kieszeni.

- A, to kto?

- Toph Beifong z rodziny Beifong i największy mag ziemi. - Powiedziała po czym splunęła na ziemię. Przyznam że, miała niezłe CV wyciągnąłem rękę by się przywitać wówczas Toph zaczęła mi ją miażdżyć a, ja zacząłem skulać się z bólu.

- Rycerz Jedi a, jęczy jak pies. - Dodała Toph po czym poszła dalej. Myślałem że, pomimo wieku to musi być naprawdę niezłym magiem ziemi.

- Toph jest trochę szorstka i nieco złośliwa. - Powiedział Sokka.

- Przekonałem się o tym na własnej skórze.

Poszliśmy dalej po czym rozbiliśmy obóz nad wodą przy klifie. Kiedy Katara z Aangiem poszli ćwiczyć a, Sokka poszedł po jedzenie, ja i Stich rozłożyliśmy namiot po czym próbowaliśmy rozpalić ognisko. Jedynie Toph leżała na skale i nic nie robiła po za komentowaniem naszych kolejnych ropalania ognia. W końcu nie wytrzymałem i jej powiedziałem.

- Może sama spróbuj rozpalić ogień, zamiast leżeć tak bezczynnie, zachowujesz się jakbyś była z bogatej rodziny.

- Bo jestem z bogatej rodziny.

- Naprawdę?

- Rodzina Beifong jest jedną z bogatych i najbardziej szanowanych rodzin w Królestwie Ziemi.

- Ty to masz farta, ja natomiast...

- To nie jest takie fajne jak ci się wydaje.

- Dlaczego?

Toph podeszła do mnie po czym pokazała mi swoje blade oczy.

- Jesteś niewidoma.

- Od urodzenia, moi rodzice uważali że, sobie nie poradzę, fajnie jest jak cię trzymają w domu pod kloszem i nie pozwalają ci nigdzie wyjść, takich mam rodziców.

- Więc jak opanowałaś magię ziemi?

- Pewnego dnia uciekłam z domu, odnalazły mnie kretoborsuki, pierwsi magowie ziemi, dotychczas uczyłam się podstaw domu.

- Tylko jak jesteś w stanie walczyć.

- Mam dobry słuch a, po za tym dzięki magii ziemi wyczuwam wibracje każdej osoby lub zwierzęcia. - Dodała. - Możesz to sprawdzić.

- Na pewno?

- Co, boisz się bo jestem dziewczyną czy dlatego że, jestem niewidoma?!

Stałem z osłupieniem, Toph chciała bym ją zaatakował, problem w tym że, ja miałem nogi z metalu a, magowie ziemi nad nim nie panują. Jednak Toph nalegała bym zaatakował z całej siły, więc to zrobiłem. Wytworzyłem Rasengana po czym przygotowałem się do uderzenia. Przez chwilę się wachałem jednak w końcu uderzyłem dziewczynę Rasenganem wówczas ta poleciała prosto w ścianę.

Wystraszony podbiegłem do niej wówczas ta wciągnęła mnie w ziemię. Toph podeszła do mnie po czym powiedziała.

- Miałeś szczęście, jakimś cudem nie wyczułam twoich ruchów.

- Wiesz, mam mechaniczne nogi więc jak ci się...

- Strasznie głośno krzyczysz. - Odparła Toph

Na zajutrz ruszyliśmy w dalszą drogę do Ba Sing Se, tylko jedno mnie zastanawiało.

- Hej, gdzie jest Appa?

Na ty pytanie Aang stanął i zacisnął kij po czym ruszył dalej. Zacząłem się zastanawiać co się stało wówczas odezwała się Katara.

- Lepiej nie mów o Appie przy Aangu, to dla niego zbyt drażliwy temat.

- Co się stało, pokłócili się?

- Nie, zabrali go magowie piasku. - Powiedział Aang ze łzami w oczach.

Naprawdę współczułem chłopakowi, on bardzo kocha tego bizona a, zżyty był z nim od ponad stu lat. Ja z Białą Furią średnio się znałem a, bardziej ze Stichem.

- Więc gdzie może być Appa?

- Magowie Piasku mówili że, Appa jest już w Ba Sing Se. - Dodał Sokka. - Po za tym mamy jeszcze jedno zadanie.

- A, mianowicie?

- Za parę miesięcy zbliża się najczarniejszy dzień Narodu Ognia. - Dodała Toph. - Generalnie zaćmienie słońca.

Te słowa mnie zaciekawiły, nigdy nie widziałem zaćmienia słońca, a teraz była ku temu okazja chociaż by nawet w warunkach wojennych.

- Czyli idziemy do króla ziemi, mówimy o zaćmieniu i atakujemy Naród Ognia.

Po chwili dotarliśmy do portu w Zatoce Pełni do Ba Sing Se. Znaleźli nas dwaj magowie ziemi którzy nas tam zaprowadzili. Port był ukryty pod ziemią by uchodźcy mogli spokojnie uciec do Ba Sing Se. Kobiety, dzieci osoby starsze, chore lub niepełnosprawne oraz mężczyzni którzy nie chcieli walczyć. Wojna zniszczyła życie tym ludziom. Do kas biletowych ciągnęły się niezwykle długie kolejki a, ochroniarze odziani w zielone szaty i białe tuniki pilnowali porządku lub przeszukiwali czy nie ma tu terrorystów, tak, ostrożności nigdy za wiele.

Po drodze spotkaliśmy młode małżeństwo. Dwudziestoletni mężczyzna trzymał za ramię swoją ciężarną żonę. Z nimi był też starszy mężczyzna w czarnym garniturze i podpierający się laską. Starszy mężczyzna odwrócił się do nas po czym spytał.

- Państwo też do Ba Sing Se?

- Zgadza się. - Dodał Sokka

Spojrzałem na mężczyznę, zobaczyłem po chwili że, na ramieniu miał biało czerwoną opaskę z polską kotwicą co ja tyle że, swoją niestety zgubiłem.

- Pan jest z Polski?

Mężczyzna popatrzył na mnie ze zdziwieniem, wytrzeszczył oczy po czym odparł.

- Ty chłopcze nie jesteś z tąd!

- Jestem Galen.

- Marian Dąbek, jestem z Warszawy. - Powiedział. - Masz chłopcze śmieszne imię, jak się naprawdę nazywasz.

Nim zdążyłem odpowiedzieć zawołano nas do kasy biletowej bo blokowaliśmy kolejkę.

Przy kasie biletowej starsza pomarszczona kobieta o mało przyjaznym wyrazie twarzy.

- Proszę o paszport lub dowód osobisty.

Aang podszedł do kobiety po czym przedstawił się jako Awatar dzięki czemu miał szczęście, Toph jako że, była z bogatej rodziny też dostała bilet, Sokka i Katara przedstawili się jako służba więc też dostali bilety a, w dodatku kobieta przymknęła oko na Momo. Później przyszła moja kolej, tyle że, nie miałem dokumentów więc musiałem się cofnąć by przepuścić małżeństwo. Kłopot jednak był taki że, ktoś im ukradł rzeczy, w tym dokumenty. Nalegałem by kasjerka zrobiła wyjątek lecz uznała że, ją to nie obchodzi.

Mimo że, wykonywała swoją pracę, naprawdę żywiłem uraz do tej kobiety i współczucie do tych ludzi. Aang i jego ekipa mogli spokojnie wsiąść na statek. Ciężarna kobieta płakała równocześnie czując ból a, mąż był przy niej.

- Mógłbym jakoś pomóć? -

- Mogę wam dać część swoich biletów.

Po chwili przyszedł do nas pan Marian z dwoma biletami do Ba Sing Se.

- Panie Marianie ale, pan wtedy...

- Zasada Judo ,,ustąp a, zwyciężysz"

- My też pomożemy. - Aang przyszedł do nas wraz z pozostałymi. - My zajmiemy się małżeństwem a, ty weźmiesz generała.

- Ale, jak to zrobicie?

- Przejdziemy przez Wężową Groblę, będzie niebezpiecznie ale, sobie poradzimy.

Tak też zrobiliśmy, Aang wraz z drużyną zabrali małżeństwo a, ja z panem Marianem ruszyliśmy na prom do Ba Sing Se. Niestety zwierząt nie można było brać na pokład więc Stich musiał lecieć z Białą Furią do Ba Sing Se. Przed wejściem na pokład musiałem dokładnie schować broń. Miecz Itachiego musiałem schować do spodni i zakryć koszulką.

Kiedy wsiedliśmy na pokład, kapitan kazał odcumować okręt po czym wypłynęliśmy. Poszedłem porozmawiać z panem Marianem.

- To co pan zrobił, było szlachetne.

- Nie przesadzajmy, kiedy widzisz kogoś w potrzebie, nie wahaj się.

- Nosi pan opaskę z symbolem Polski walczącej.

Mężczyzna zaczął poprawiać opaskę po czym odparł.

- Swego czasu, walczyłem w Powstaniu Warszawskim, miałem mniej więcej tyle lat co ty.

- Mój pradziadek też walczył na wojnie, uciekł później do Japonii.

- Wybieram się do Ba Sing Se gdyż tam przeprowadził się z naszego świata mój wnuk.

- Jak to było podczas Drugiej Wojny Światowej?

- Szkoda o tym mówić, była okupacja niemiecka, mój ojciec zmarł w czterdziestym pierwszym na serce, moja matka została aresztowana za pomaganie Żydom i rozstrzelana.

- Boże!

- Podczas Powstania Warszawskiego, mój brat wziął ślub z ładną dziewczyną, jednak następnego dnia, kiedy przemieszczaliśmy się kanałami zawalił się sufit i mój brat zginął pod gruzami a, miał przed sobą całe życie.

- Co się stało po wojnie? - Spytałem.

- Po tym jak Rosjanie wkroczyli do Polski, bezprawnie oskarżono mnie o spiskowanie na rzecz USA i osadzono mnie w więzieniu na dziesięć lat.

Po chwili starzec spojrzał na niebo skąd dostrzegł Sticha i Białą Furię. Pan Marian zaczął chichotać po czym dodał.

- Jestem pod wrażeniem, kosmici i smoki obok zwykłych ludzi.

- Zgadza się.

- Zawsze myślałem że, to jedynie bajki dla dzieci i młodzieży wymyślone przez Tolkiena i Stevena Spielberga a, za moich czasów to już nawet dzieci jeszcze przed szkołą roznosiły gazety i pomagały w sklepach.

- Teraz to wszyscy, tablety, telefony i Internet. - Dodałem.

- Lecz mimo wszystko trzeba uważać.

- Na co? - Spytałem na co mężczyzna odparł wzdychając.

- Nawet gdybyś oswoił lwa albo w tym przypadku smoka, pamiętaj że, to wciąż dzikie zwierzę.

Spojrzałem na mężczyznę ze zdziwieniem. Nie chciałem w to wierzyć ale, ten pan miał sporo racji. Na Berk owszem żyjemy ze smokami lecz i tak one często robią sobie co chcą, kradną zapasy, zioną ogniem paląc co popadnie. Co gorsza jeśli jeździec będzie musiał po latach rozstać się że smokiem to ten prawdopodobnie nie przeżyje na wolności. Jedno mi się mieszało z drugim bo Czkawka mi mówił że, smoki są inteligentnymi stworzeniami a, nie bezmyślnymi maszynami do zabijania.

Zbliżał się zmrok a, do Ba Sing Se był jeszcze szmat drogi. Na promie nie było kajut a, w dodatku statek był przepełniony. Załoga okrętu na kolację dała nam miski z zupą a, raczej gotowaną wodą z marchewką i liśćmi kapusty. Co się tu dziwić to nie jest rejs wakacyjny i nie będzie wykwintnych dań. Nawet sam kapitan statku pewnie nie miał łatwo.

W końcu dopłynełiśmy do portu pod ziemią gdzie strażnicy prowadzili nas do podziemnej stacji kolejowej do Ba Sing Se. Przez cały ten czas rozmawiałem z panem Marianem powiedziałem że, też jestem Polakiem, miałem wobec niego dług wdzięczności za to że pomógł. Na stacji przyszedł czas by się pożegnać. Pan Marian kiedy miał wsiadać do pociągu uścisnął mi dłoń.

- Powodzenia chłopcze, dbaj o siebie, swoją smoczycę i swego niebieskiego przyjaciela.

- Jeszcze raz dziękuję za pomoc w porcie, jak mogę panu się odwdzięczyć?

- Przeżyj tą wojnę.

Mężczyzna wsiadł do pociągu po czym odjechał a, ją czekałem na stacji na następny pociąg. Po chwili zobaczyłem że, w ręku trzymam biało czerwoną opaskę z symbolem Polski Walczącej oraz karteczkę na której było napisane:

Niech żywi nie tracą nadziei!

I przed narodem niosą oświaty kaganiec A, kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei Jak kamienie przez Boga, rzucane na szaniec!

—Juliusz Słowacki -,,Testament Mój"

Wzruszyłem się czytając to. Zacząłem wtedy wyobrażać sobie, ilu ludzi dzisiaj może być gotowych oddać życie by wyzwolić nasz kraj z rąk Najwyższego Porządku. Założyłem na ramię opaskę po czym schowałem kartkę do kieszeni.

W końcu przyjechał pociąg do Ba Sing Se po czym wraz z tłumem wsiadłem do pociągu po czym pojechaliśmy do miasta.

Rozdział 9

Przyznam się szczerze że, Ba Sing Se było dość dużym miastem. Można by powiedzieć że, rozmiarami przewyższa nawet Nowy Jork mimo że, tutaj nie było nowoczesnej technologii. Linia kolejowa ciągnęła się ponad miastem a, raczej miastami gdyż wyżej położone miasto było oddzielone potężnym murem tak jak otoczone nim było całe Ba Sing Se.

Pociąg wjechał do górnego pierścienia skąd wysiedliśmy na tamtejszej stacji. Tam na wszystkich ludzi czekały panie w różnym wieku o czarnych włosach i ubrane w białe szaty. Jedna z nich, młoda kobieta, podeszła do mnie po czym się ukłoniła do mnie wówczas odwzjamniłem gest.

- Jestem Joo Dee, witamy w Ba Sing Se.

Nie zdziwiło by mnie to gdybym nie zobaczył że, wszystkie panie siebie tak nazywają.

- Wy wszystkie się nazywaci Joo Dee?

- Proszę za mną. - Powiedziała ignorując moje pytanie.

Wyszliśmy ze stacji i wówczas zacząłem wołać Sticha i Białą Furię, jednak przez całą drogę zagłuszała mnie ta cała Joo Dee opowiadając mi o Ba Sing Se. Próbowałem jej wytłumaczyć że, szukam mojej smoczycy i niebieskiego kosmity ale, Joo Dee mnie w ogóle nie słuchała. Myślałem że, poprostu jest jakąś ignorantką lecz po chwili wyczułem że, w jej umyśle dwie nieustannie walczące ze sobą osobowości, jakby jej wolna wola została zdominowana przez bezwzględne posłuszeństwo to samo czułem u innych Joo Dee.

Ulicami oprócz ludzi szła grupa mężczyzn w czarnych szatach i słomianych kapeluszach.

- Co to za ludzie?

- To agenci Dai Li, ich celem jest ochrona dziedzictwa kulturowego Ba Sing Se.

Joo Dee zaprowadziła mnie do dużego domu w górnym mieście.

- Twoi przyjaciele i Awatar na pana czekają. - Dodała Joo Dee. - Dla nas to zaszczyt i za razem rzadkość gościć rycerza Jedi.

- Czekaj skąd ty...? - Nim dokończyłem, Joo Dee zasłoniła mi usta, jej wyraz twarzy zmienił się z przerażającego uśmiechu w rozpacz.

- Musicie uważać. - Zaszeptała. - W Ba Sing Se mówienie o wojnie jest surowo zabronione.

- Jak to?

- Twojego smoka wraz z bizonem i niebieskim włochatym czymś pojmano do tajnej kryjówki królestwa ziemi.

- Gdzie konkretnie?

Nim jednak kobieta odpowiedziała podeszło do niej dwóch agentów Dai Li. Patrzyli na nas surowym wręcz przerażającym wzrokiem.

- Czy jest jakiś kłopot? - Spytałem.

- Przyszliśmy tylko poinformować Joo Dee że, ma do odebrania następnych ważnych gości.

- Życzymy miłego pobytu w Ba Sing Se.

Kobieta dała mi klucze do pokoju. Agenci potem zabrali Joo Dee a, ja wszedłem do willi. Nikogo tam jednak nie zastałem, zacząłem nawet wołać lecz była głucha cisza.

Przyznam się szczerze że, dom był całkiem przytulny, miał duży zielony salon z typowo chińskim stolikiem i mata by się położyć, zajrzałem do kuchni. Ku mojemu zaskoczeniu to była nowoczesna kuchnia, nowoczesna lodówka, kuchenka elektryczna, zmywarka, zlewozmywak. Wyglądało jakby jakimś cudem Ba Sing Se się stopniowo rozwijało.

Zajrzałem do mojej sypialni, była to typowo chińska sypialnia z dużym łóżkiem i przesadnie ozdobiona różnymi ozdobami oraz balkonem z którego widać było całe miasto.

Mógłbym się cieszyć, lecz wciąż mieliśmy zadanie. Wpierw dowiedzieć się co Joo Dee chciała mi powiedzieć.

Zszedłem więc na dół gdzie od razu zastałem drużynę Awatara.

- Jakieś efekty w poszukiwaniu Appy?

- Bez zmian. - Odparł Aang.

- Rozumiem, Sticha i Białą Furię też porwali. - Dodałem. A, co z wizytą u Króla Ziemi?

- Nic z tego, Joo Dee powiedziała że, Król Ziemi może nas przyjąć za sześć miesięcy.

- Słuchajcie, całe to Ba Sing Se wydaje się trochę dziwne.

- W końcu to jest cały jego urok, nie jest takie fajne jak się wydaje. - Powiedziała Toph.

- Wieczorem Król ziemi organizuje przyjęcie na które nie mamy wstępu. - Dodał Sokka. - Zakradniemy się tam i powiemy królowi o zaćmieniu.

- No to na co czekamy, musimy ruszać.

- Potrzebny nam plan, a na razie idź się umyć bo śmierdzisz.

Rozdział 10

Po szybkiej kompieli i wypraniu ciuchów przygotowałem się do akcji Sokki. Po ostatnich walkach zostało mi jednak dziewięć shurikhenów, dwa ostrza kunai i trzy wybuchowe notki. W dodatku wciąż nie wiedziałem jak aktywować tą ulepszoną zbroję.

Zszedłem na dół by spotkać się z Aangiem i Sokką kiedy w międzyczasie Toph i Katara gdzieś wyszły.

- To jaki mamy plan? - Spytałem.

- Aang i ja w strojach tragaży wejdziemy bocznym wejściem wówczas kiedy Katara i Toph wmieszają się w tłum.

- A, ja?

- Ty jako ninja zakradniesz do pałacu i W razie potrzeby przekażesz królowi ziemi informacje o zaćmieniu słońca. - Dodał Sokka po czym dał mi kartkę z informacjami.

Nastała noc, stałem pod murem pałacu królestwa ziemi wówczas kiedy pozostali wraz z tłumem weszli do środka. Wspiąłem się na mur by spojrzeć na pałac. Wyglądał jak typowo chiński pałac ale, za to był piękny. Z oddali słyszałem muzykę operową, mogłem jedynie pozazdrościć takich klimatów. W tłumie zobaczyłem Katarę i Toph odziane w białe jedwabne suknie, makijażach i ładnych fryzurach. Wśród nich ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem przywódców państw z mojego świata. Donald Trump, Emmanuel Macron, Elżbieta II oraz ku mojemu obrzydzeniu Władimir Putin, zaczynałem się zastanawiać jak się tutaj dostali. Ciekaw byłem co w szczególności planował Putin.

Cała czwórka rozmawiała z mężczyzną o zielonych oczach i czarnych włosach splecionych w długi warkocz. Był ubrany w zieloną szatę z nałożoną czarno złotą tuniką. Podbiegłem bliżej by podłsuchać rozmowę lecz tak by mnie nie zauważyli.

- Mam nadzieję panie Long Feng że, król ziemi przemyślał naszą ofertę. - Powiedział Trump. - USA zapewniło wam nasze elektrownie a, wraz z nimi czystą energię.

- A, my zaspokoimy waszą potrzebę na ropę naftową i węgiel. - Dodał Putin.

- A, co z bronią i szkoleniem.

- USA i Rosja błędzie wam dostarczać broń i szkolenie waszych wojowników pod czujnym okiem najlepszych instruktorów.

- Jesteśmy gotowi dać wam nawet nasze pociski atomowe.

- Niebawem, wasze miasto stanie się jeszcze silniejsze. - Dodał Macron.

Nie mogłem tego słuchać, Francja, Stany Zjednoczone, Anglia i Rosja miesza się w wojnę by samemu na tym zarobić.

Po chwili cała piątka weszła do środka a, drzwi zostały zamknięte, musiałem się wspiąć na balkon by dostać się do pałacu. Jednak po chwili zauważyłem że, stoi za mną dwóch agentów Dai Li.

- Przepraszam, zostałem zaproszony i nie zdążyłem wejść. - Skłamałem.

Agenci, wystrzelili do mnie kamienne pięści więc szybko podskoczyłem do góry po czym powaliłem jednego po czym rzuciłem drugim.

Po chwili otoczyło mnie aż dwudziestu magów i strażników. Myślałem że, to żart ale, tym razem znów czekała mnie walka. Wykonałem więc Pustelniczy Kwiat Feniksa strzelając do przeciwników ognistymi pociskami. Wskoczyłem na mur pałacu po czym wystrzeliłem kulę ognia. Jednak Dai Li osłonili się tworząc kamienną ścianę. Nie chcąc im robić krzywdy spadłem na nich po czym odrzuciłem mocą za równo magów jaki i wojowników. Zacząłem pozwalać i bić każdego na drodze a, broni używałem tylko by rozbroić strażników. Walczyłem z całych sił, masakrując wszystkich wokół nawet używając każdego jutsu jakie znałem. Zmarnowałem przy tym spore ilości mocy i powoli opadałem z sił a, przeciwników przybywało z całego pałacu. Już ledwo stałem na nogach a, wciąż było wielu do pokonania. Resztkami sił używając mocy odepchnąłem przeciwników. Po chwili wezwała mnie do siebie Czerwona Śmierć.

- Widzę że, wasz plan nie zadziałał.

- Jeśli chcesz coś mi powiedzieć to wybrałaś zły moment!

- Słuchaj, gdybym chciała, to pozwoliłabym cię pojmać, mam pomysł na wygranie tej walki, musisz...

Jednak Dai Li, swoimi kamiennymi dłońmi złapali mnie i przybili do ściany. Po chwili, zjawił się Long Feng, spojrzał na szyderczym wzrokiem.

- Galerie, rycerzu Jedi, do tąd byłeś gościem honorowym w Ba Sing Se ale, teraz jesteś aresztowany za wtargnięcie na teren pałacu i atak na strażników i moich Dai Li.

Wówczas jeden z agentów uderzył mnie dłonią w kark po czym ja straciłem przytomność.

Rozdział 11

Po chwili obudziłem się w ciemnym lochu i przykuty do ściany a, co chwilę z sufitu spadały na mnie krople wody. Kiedy otworzyłem oczy zobaczyłem przed sobą Joo Dee, ta samą co mnie odprowadziła ze stacji kolejowej.

- Joo Dee, co ty tutaj robisz?

- Awatar miał co do ciebie rację, lubisz się pakować w kłopoty.

- Gdzie jesteśmy?

- W tajnym więzieniu pod jeziorem Laogai.

- Tajne więzienie? Po co?

Po chwili do mojej celi wszedł Long Feng.

- By ludzie mogli się przekonać że, w Ba Sing Se, nie ma wojny!

- Król Ziemi tego chciał?!

- Do bystrych nie należysz! Ci ludzie po wyjściu z tąd wiedzą że, w nie ma żadnej wojny.

- Poddajecie tu ludzi praniu mózgu! Sądzisz że, to coś da? Pan już naraża Ba Sing Se na atak Narodu Ognia i nie mówiąc o Najwyższym Porządku który wspiera magów w forsowaniu murów miasta.

- Król się o tym nigdy nie dowie a, po za tym mamy sojusze z twojego świata.

- Zgadza się, Putin postanowił wam dać broń atomową.

- Nie tylko, zapewnia nam to również rozwój gospodarczy, energia, ropa naftowa, węgiel a, ty zamierzasz temu przeciwdziałać?

- On chce na tym skorzystać, wykorzysta was jako swoje marionetki we własnych interesach.

- Gdyby nie to i gdyby miasto wiedziało o wojnie handel został by zakłócony.

- Jesteś szalony!

- Jestem sekretarzem generalnym Ba Sing Se oraz ministrem kultury i ja też mam swoje cele!

Long Feng w wraz z Joo Dee wyszedł z mojej celi a, ja zostałem sam w ciemnościach myśląc o tym co będzie dalej. Martwił mnie nadchodzący Ragnarok lecz bardziej martwiłem się czy zobaczę jeszcze przyjaciół.

Po chwili przyszli dwaj agenci Dai Li, rozkuli mnie po czy trzymając mnie pod ramiona zabrali mnie ciemnym korytarzem do następnego pomieszczenia gdzie przypięli mnie do krzesła a, przede mną wisiał ogromny teleekran. Po chwili urządzenie się włączyło i wówczas pojawił się agent Dai Li który w kółko powtarzał ,,W Ba Sing Se nie ma wojny, jesteśmy bezpieczni". Z początku mi to nie Przeszkadzało lecz z czasem zaczęło mnie to denerwować. Dai Li powtarzał to cały czas jak mantrę, myślałem że, oszaleję. Ta tortura trwała trzy godziny i wówczas stałem na krawędzi wytrzymałości.

W końcu Dai Li mnie odpięli po czym zaprowadzili mnie do kolejnego pomieszczenia tortur. Tam przypięli mnie pasami do stołu a, jeden z Dai Li odkręcił zawór od skraplacza nad moją głową wówczas na mnie zaczęły spadać krople wody, już po poprzedniej torturze nie mogłem się pozbierać, w końcu zacząłem krzyczeć i błagać by przestali jednak Dai Li patrzyli na mnie z kamiennymi twarzami. Tortura skończyła się po godzinie po czym Dai Li wtrącili mnie z powrotem do celi po czym z powrotem przykuli mnie kajdanami do ściany.

Byłem już wykończony lecz Dai Li nie mieli dla mnie litości. Ilekroć chciałem zasnąć, jeden Dai Li budził mnie bijąc mnie w twarz. Cały czas aż do znudzenia powtarzał że, w Ba Sing Se nie ma wojny i że, jesteśmy bezpieczni. Nie miałem już kompletnie sił by cokolwiek zrobić, nawet nie byłem w stanie ruszyć kończynami. Minął tylko jeden dzień a, czułem się jakbym był tutaj od kilku dni. W końcu nie wytrzymałem i zacząłem powtarzać jak papuga ,,W Ba Sing Se nie ma wojny, jesteśmy bezpieczni". Dai Li mnie rozkuli po czym zostawili mnie samego w lochu. Teraz kiedy walczyłem z systemem, sam stałem się jego ofiarą.

Na następny dzień Dai Li zaciągnęli do pomieszczenia z teleekranem po czym z powrotem przypięli mnie pasami do krzesła przyszedł do nas Long Feng prowadząc zakutą w kajdany dziewczynę łudząco podobną do Meridy, jednak mój umysł był zniszczony że, naprawdę wziąłem tą dziewczynę za Meridę. Po chwili Long Feng wziął i włożył mi na głowę taki kołnierz połączony z klatką. Następnie mężczyzna włożył do klatki dwa agresywne szczury które od razu zaczęły mnie gryźć i drapać po twarzy. Ja już krzyczałem z bólu a, Long Feng sadystycznie się uśmiechał natomiast nieznajoma dziewczyna patrząc na mnie wielkimi oczami wciąż powtarzała ,,kocham cię"

Po chwili pojawił kolejny członek Akatsuki. Oprócz tradycyjnego płaszcza Akatsuki miał rude włosy oraz zarówno uszy jak i twarz przekłuty kolczykami oraz pomalowane na czerwono paznokcie. Jednak najbardziej mnie przerażały mnie jego oczy, były one koloru indygo i pokryte pierścieniami. Na czole miał opaskę shinobi z przekreślonym symbolem wioski ukrytej w deszczu. Mężczyzna spojrzał na mnie po czym powiedział.

- Wystarczy! - Po czym kazał zabrać ode mnie szczury.

Dai Li zdjęli mi klatkę z głowy, wówczas nieznajomy mężczyzna złapał mnie za podbródek spojrzał na moją podrapaną twarz.

- Myślisz że, to on? - Spytał Long Feng.

- To jego szukają Akatsuki, Jinchūriki Czerwonej Śmierci wreszcie w naszych rękach.

- Ty musisz być Pain. - Powiedziałem kaszląc.

- To ciebie chciał dopaść władca ognia Ozai, jestem liderem Akatsuki a, ty jesteś ostatnim Jinchūrikiego którego szukamy.

- Teraz możesz wyciągnąć z chłopaka tą bestię.

- To nie takie proste, muszę to zabrać do pałacu Narodu Ognia. Tam mamy odpowiednie środki by wyciągnąć Czerwoną Śmierć.

- I oczywiście rozpocząć Ragnarok.

- Niestety to go również zabije.

- Long Feng, nie wiesz co robisz Ragnarok będzie oznaczać koniec wszechświata, jeśli dasz im Czerwoną Śmierć...

- To już nie mój problem, mnie zależy na utrzymaniu porządku w Ba Sing Se kiedy królowi pozostaje jedynie zarządzanie dziedzictwem kulturowym. Teraz ja tu rządzę, kilka ofiar to dla mnie żadna strata.

Po chwili usłyszałem krzyk Białej Furii co znaczy że, ona tu jest, Long Feng musiał ją tutaj zamknąć podobnie jak Sticha i Appę.

Zaczęła się we mnie gromadzić czakra smoka dzięki czemu rozerwałem pasy po czym rzuciłem się na Paina. W przypływie szału zacząłem go bić po twarzy. Long Feng rzucił we mnie głazem przez co wyleciałem na korytarz.

Zaczęła się wokół mnie tworzyć powłoka smoka a, mój szał rósł z coraz większą ilością czakry. Po chwili poczułem że, moja skóra i zaczyna się sypać wówczas przybrałem ciemnoczerwoną postać rozwścieczonej bestii. Long Feng spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem. Jednak Pain zachował opanowanie.

- O co tu chodzi?

- Rozpoczęła się stopniowa transformacja Galena, niedługo Czerwona Śmierć się odrodzi a, chłopak umrze. - Powiedział Pain.

Rozdział 12

W przypływie gniewu zacząłem zbierać gaz po czym wystrzeliłem w Paina i Long Fenga chmurę ognia. Pain wykonał pieczęcie ręczne po czym przyłożył dłonie do podłogi.

- Styl Ziemi: Ściana Ziemi.

Powstała przede mną kamienna ściana, która zatrzymała ogień. Zacząłem potem tworzyć kulę czakry po czym ją zjadłem a, z pyska wystrzeliłem promień energi który rozbił ścianę. Long Feng za pomocą magii ziemi zrzucił na mnie sufit, mimo tego wyczołgałem się z pod gruzów po czym złapałem Long Fenga łapą i rzuciłem nim jak szmacianą lalką. Po chwili spokojnymi krokami przyszedł Pain i spokojnym głosem powiedział.

- Niesamowite, przedtem mnie trochę łaskotało ale, teraz twoja siła rośnie z każdą chwilą.

Ruszyłem na Paina wówczas ten jedynie machnął ręką po czym odleciałem w bok na kilka metrów.

- Lecz nadal wykorzystujesz jedynie część mocy smoka i to wciąż za mało!

Po chwili zbiegli się agenci Dai Li którzy zamknęli mnie w kamiennej kopule. Jednak moja siła była już tak duża że, bez problemu wydostałem się z pułapki po czym zacząłem masakrować agentów Dai Li na co Pain patrzył bez mrugnięcia okiem. Nagle w mojej głowie odezwała się Czerwona Śmierć.

- Galen musisz przestać!

- Nie mogę, nie kontroluję tego!

Niestety to była prawda, ta siła wymykała mi się już z pod kontroli, coraz bardziej zaczynałem zachowywać się jak bezmyślna i agresywna bestia zabijając każdego kto stał mi na drodze. Ruszyłem z powrotem na Paina po czym machnąłem w niego maczugą po czym on poleciał do tyłu a, następnie do niego podbiegłem. Stałem się wtedy znacznie większy i z całej siły zacząłem bić Paina wgniatając go w ziemię. Nie mogłem już tego zatrzymać, powoli zaczynał się tworzyć szkielet smoka. Pain następnie za pomocą tych swoich dziwnych oczu rzucił mną o sufit po czym spadłem na ziemię.

- Galen, czy to ty?! - Usłyszałem wtedy głos Aanga.

Młody Awatar stał za mną wraz ze swoją drużyną a, wraz z nimi był Appa, Stich i Biała Furia. Jednak ja już niekotrolowałem swoje mocy więc nie mogłem już rozróżnić przyjaciół od wrogów. Zaszarżowałem na nich niczym rojuszony byk. Toph utworzyła ścianę oddzielającą drużynę Awatara ode mnie jednak zdołała się przebić.

- Da się jakoś zatrzymać tego stwora? - Spytał Sokka.

Nim uzyskał odpowiedź uderzyłem go łapą. Aang i Toph użyli magii ziemi wówczas moje łapy ugrzęzły w ziemi. Katara użyła wodnego bicza by mnie złapać za szyję.

- Galen to ja Katara, przyjaciółka.

Po chwili Biała Furia wystrzeliła we mnie serię plazmy a, Appa mnie staranował. Aang i Toph wciągali mnie coraz głębiej w ziemię. Wówczas zaatakowałem ich maczugą po czym wystrzeliłem do nich salwę pocisków. Patrząc na to co robiłem, chciało mi się płakać, do tej pory to byli moi przyjaciele a, ja ich teraz próbuję zabić.

Jednak do nich przyszła bliska mi osoba, mój wuj, Inspektor Gadżet. Mężczyzna wyciągnął do mnie rękę wówczas ją powąchałem dłoń swojego wuja po czym on mi ją położył na moim nosie.

- Galenie to ja, twój wujek. - Powiedział. - Widzę co się dzieje, wiem że, tutaj ciebie jak i pozostałych poddano tu torturom i praniu mózgu. Chłopcze, nie jesteś taki, twój umysł stał się niestabilny i łatwo wszedłeś w postać smoka. Możemy ci pomóc.

Te słowa wyciskały ze mnie łzy, czakra Czerwonej Śmierci zaczęła się ulatniać przez co wróciłem do swojej postaci. Byłem mocno osłabiony, nie mogłem już stać na nogach przez co wpadłem w objęcia wuja.

- Słuchajcie ja...

- To nie jest twoja wina. - Odparł Aang.

Po chwili znów za nami pojawił się Pain jak zwykle spokojny i opanowany niemal bez emocji.

- Zdaje się, że Awatar też postanowił wyjść z cienia. Szkoda, że jego przyjaciół czeka niestety śmierć.

Po łomocie jakim mu spuściłem, Pain powinien być już martwy, a on wciąż stoi jakby nic.

- Zabiorę cię razem z Jinchūrikim, a twoich towarzyszy nawet nie dotknę.

Nie miałem już sił, ale mimo to chciałem walczyć dalej. Resztkami sił zdołałem się podnieść jednak wujek Gadżet stanął przed de mną

- Zajmę się nim a, wy uciekajcie. - Powiedział.

- Wujku nie, on cię zabije.

- Ty i Aang jesteście ważniejsi, wy możecie zakończyć wojnę.

- Najpierw był Jet i jego Bojownicy o wolność, teraz twoja kolej skoro tego chcesz!

Wujek Gadżet zaczął iść w stronę Paina, chciałem mu pomóc lecz po chwili padłem na podłogę, mogłem jedynie podnieść głowę by zobaczyć jak wujek zaczyna biec do Paina.

- Dalej dalej ręko Gadżeta!

Gadżet uderzył Paina w twarz na co on odwdzięczył się ciosem w brzuch. Wuj poleciał do tyłu lecz znów rozciągnął rękę łapiąc się pobliskiej kolumny po czym ruszył z powrotem na Paina. Teraz już wiedziałem dlaczego nazywają mojego wuja Inspektorem Gadżetem. Wuj Gadżet przerzucił Paina wówczas on przyczepił się ściany.

- Ładnie, ale pora bym też zaprezentował kilka swoich sztuczek, Styl Wody: Fala Dzikiej Wody.

Po wykonaniu pieczęci Pain wystrzelił z ust strumień wody w stronę wuja, Katara szybko wkroczyła do akcji i skierowała strumień z powrotem w Paina. Szybko jednak on wykonał Dłoń Wichury. Katara uformowała lodowe kolce po skierowała je na Paina. Mężczyzna jednak znów zrobił tą swoją sztuczkę z oczami, kolce zatrzymały się przed nim o kilka centymetrów, potem wyciągnął rękę i Katara poleciała prosto w ścianę tracąc przytomność. Toph i Aang ruszyli do walki lecz mężczyzna bez trudu pokonał dziewczynkę po czym złapał Aanga za szyję.

- Mógłbym cię zabić tu i teraz, lecz później odrodził byś się w postaci maga wody.

Pain wyciągnął z rękawów ostry metalowy pręt po czym wbił chłopcu w kolano, zaczął wbijać kolejne w ciało Aanga.

- Macie imponujące umiejętności manipulacji żywiołami. - Mężczyzna wyciągnął rękę po czym Aang zaczął krzyczeć. - Jednak moje pręty skutecznie zakłócają przepływ czakry lub waszego Qi.

Nie mogłem patrzeć jak inni za mnie walczyli, wstałem po czym wystrzeliłem kulę ognia trafiając Paina. Mężczyzna jednak wyszedł z tego bez szwanku po czym wystrzeli we mnie kolejny pręt. Jednak wujek Gadżet mnie zasłonił własnym ciałem a, pręt przebił go na wylot. Szybko podbiegłem do wuja po czym spytałem czy wszystko w porządku, chciałem wyciągnąć ostrze lecz wuj powiedział że, to jedynie pogorszy sytuację. Po jego płaszczu spływała krew wymieszana z płynami. Wściekły Pain przyciągnął wuja Gadżeta po czym złapał go za szyję następnie wgniótł go w ziemię miażdżąc mu tchawicę gdyż z ust wuja poleciała krew, wtedy Pain stanął stopą na nim. Obawiając się o życie wuja pobiegłem na Paina z Rasenganem. Jednak mężczyzna jedynie wyciągając rękę przyparł mnie do kolumny. Pain wyciągnął kolejny pręt i trzymając ją jak włócznię skierował w stronę wuja Gadżeta.

- Dalej dalej pistolet na wodę.

Gadżet wystrzelił z palca strumień wody Painowi w twarz, następnie z drugiego palca strzelił laserem raniąc Paina w kolano. Wówczas Sokka podał mi mój miecz świetlny znalazł na placu pałacu w Ba Sing Se. Pain wyciągnął również swój podwójny miecz świetlny podobny do tego którego miał Obito. Mężczyzna włączył jedno ostrze po czym zaczęliśmy walkę.

- Moc jest w tobie silna lecz za szybko się poddajesz!

Odepchnąłem Paina mocą lecz tylko na parę metrów na co ten powiedział.

- W formie Czerwonej Śmierci byłeś większym wyzwaniem.

Po chwili poczułem palący ból oczu, ale wraz z nim przypływ mocy. W walce z Painem stałem się znacznie bardziej zwinny i szybszy w zadawaniu cięć, po chwili wwalczyłemz Painem na równi z czasem nawet go przewyższając. Mimo to oczy mnie paliły jakbym cały dzień siedział przed komputerem. Przetarłem oczy a, mimo dalej mnie bolały to mogło znaczyć że, w końcu przebudziłem swojego sharingana. Pain włączył drugie ostrze, w dodatku mężczyzna rołożył obręcz na mieczu wówczas plazmowe ostrza zaczęły się obracać jak w pile. Do tej pory nie miałem pojęcia, że tak Pain zaszarżował na mnie machając obrotowym mieczem świetlnym. Co chwilę włączał i zatrzymywał obroty by mnie postraszyć, w tej chwili nawet z Sharinganem nie byłem w stanie zaatakować. Nie byłem w stanie walczyć z kimś kto ma taki miecz świetlny.

Mężczyzna w końcu podciął mi rękę po czym nogę i na koniec powalił na ziemię. Pain przybliżył do mnie czerwone ostrze.

- Powinieneś był bardziej trenować, Anakin Skywalker i sam mistrz Yoda w ciebie wierzą a, ty przynosisz im wstyd.

- Umiem tyle ile trzeba.

- Bynajmniej.

Po chwili wujek Gadżet złapał Paina za ramiona po czym próbował go odciągnąć. Mężczyzna jednak wbił mu drugie ostrze w pierś. Mój wuj padł na ziemię topiąc się w kałuży własnej krwi.

- Wujku, wujku Gadżet! - Podbiegłem i wziąłem swojego wuja na ręce. - Dlaczego, czemu dałeś się zranić.

- Bo, cię kocham, od czasu kiedy urodziła się twoja siostra a, następnie ty, chciałem się zaopiekować waszą dwujką. Bardzo mi zależało na waszej dwójce i nie mogłem przestać o tobie myśleć.

Trzymałem go na ramionach ze łzami w oczach, próbowałem zatamować krwawienie z rany lecz ona lala się strumieniami.

- Nie jesteś jeszcze nawet gotów by być Jedi.- Dodał Pain. - Wojownik powinien walczyć honorowo.

Mężczyzna zaczął odchodzić spojrzałem na niego po czym warknąłem by tu wracał i walczył bo to mnie szukał. Jednak on powiedział że, sam do niego przyjdę po czym mężczyzna zniknął w słupie dymu.

Sokka, Toph i Stich podbiegli do nas, natomiast Katara wzięła Aanga i posadziła chłopca na Aappie. Po chwili ja sam straciłem przytomność, znowu.

Rozdział 13

Obudzilem się po chwili w łóżku, z powrotem znalazłem się w domu w górnym mieście Ba Sing Se. Byłem tak obolały że, nawet nie mogłem wstać, a ledwo otworzyłem oczy. Odczuwałem skutki nadmiernej ilości czakry Czerwonej Śmierci, miałem wrażenie jakby moje kości były z metalu, a w dodatku mięśnie i organy bolały mnie przy nawet najmniejszym ruchu.

- Teraz widzisz dzieciaku jak to jest że, co za dużo to nie zdrowo? - Czerwona Śmierć odezwała się nagle w mojej głowie. - Gdyby nie twoi przyjaciele to byś zniszczył wszystko na swojej drodze.

- Słuchaj ja...

- Wiem, czułam twój ból, twój stan psychiczny został teraz naruszony i teraz musisz uważać.

Na chwilę jednak zmieniłem temat.

- Posłuchaj, jeśli chodzi o tą walkę z Dai Li to chciałaś mi coś powiedzieć.

- Zgadza się, pamiętasz co zrobił Naruto podczas wojny w Japonii?

- Zgadza się, Naruto świecił i przy okazji przybrał formę Kuramy.

- Tryb czakry ogoniastej besti.

- Co takiego?

- To coś jak stan Awatara, Jinchūriki współpracując ze swoimi Ogoniastymi Bestiami lub Legendarnymi Smokami mogą wykorzystują ten tryb w walce, pozwala zwiększyć siłę i szybkość wojownika.

- Jak mogę go uruchomić? - Na to pytanie Czerwona Śmierć odparła z westchnieniem i kręcąc głową.

- Wszystko w swoim czasie, w ostatniej walce zużyłeś zbyt dużo mojej czakry, sama też jestem wyczerpana i tobie też radzę odpocząć.

Po tych słowach smoczyca poszła spać. W międzyczasie do mojego pokoju wszedł Aang wraz ze Stichem i Momo.

- Co się stało? - Spytałem.

- Dobra wiadomość, Long Feng został aresztowany, król ziemi dowiedział się, że Long Feng celowo ukrywał przed nim wojnę oraz planował przejąć władzę.

- A, mój wuj? - Na to pytanie dobry nastrój Aanga zniknął.

- Przykro mi, ale...

Po wyrazie twarzy mogłem się domyślić co się stało. Na myśl o tym poczułem jakby gulę w gardle, co gorsza widziałem jak Pain przebił mojego wuja mieczem.

- Nie..., nie, nie, nie! - Aang położył mi dłoń na ramieniu.

- Przykro mi przyjacielu, twój wuj nie żyje.

Nawet nie musiałem już tego słyszeć by się domyślić. Wstałem po czym złapałem się za włosy a, łzy dalej spływały kroplami. Straciłem kolejną bliską mi osobę.

- Dlaczego osoby które kocham muszą umierać!

- Zabierają go do was na ziemię, chciałbym ci jakoś pomóc ale, nie wiem jak. - Powiedział Aang. - Mogę ci jedynie powiedzieć że, nawet nie powinieneś za nim tęsknić.

- Nie musisz, sam sobie poradzę.

- Po za tym, dostałem list ze Wschodniej Świątyni Powietrza gdzie Guru ma mnie uczyć jak wejść w stan Awatara.

- A, Sokka, Katara i Toph?

- Sokka i Katara dostali list od swojego ojca z zatoki kameleona, Toph natomiast dostała list od matki.

- Co znaczy że, Drużyna Awatara się rozpada.

Zmusiłem się do uśmiechu, podałem Aangowi rękę by życzyć mu powodzenia i wrócił w odpowiedniej chwili lub gdy będzie gotów.

Kiedy po godzinie wyszedłem z domu zobaczyłem Aanga wraz z Momo lecących na Appie jak opuszczali Ba Sing Se, wraz z nimi zobaczyłem Białą Furię, przyznam się szczerze że, to trochę denerwuje bo smoczyca najpierw do mnie przylatuje a, potem mnie zostawia, ciekawe czy Szczerbatek robi to samo Czkawce bo Hakokieł robi takie kawały Sączysmarkowi bez przerwy, kiedy Smark potrzebuje pomocy, Hakokieł odlatuje lub robi dowcipy wtedy kiedy nie trzeba.

Wraz ze Stichem poszedłem na miasto by się porozglądać, na targu spotkałem tego samego sprzedawcę ryb i kowala z Omashu. Był również ten sam sprzedawca kapusty z nowym towarem, mężczyzna patrzył na rybaka i kowala z przerażeniem czy znowu nie zrobią rozruby. Obaj mężczyźni nakłaniali ludzi by kupowali ,,świeże ryby" które naprawdę śmierdziały tak że, nawet by mucha by nie wytrzymała oraz ,,antyki" kowala które sam akurat robił. Też się baliśmy że, będzie dym więc wyszliśmy z targu jak najszybciej.

W końcu Stich zaciągnął mnie do pobliskiej herbaciarni o nazwie ,,Jaśminowy Smok" w górnym pierścieniu. Po błaganiach kosmity poszliśmy do herbaciarni choć tam byli głównie bogaci mieszkańcy górnego pierścienia i myślałem by herbaciarnię nazwać ,, Herbatka na Polach Elizejskich". Herbaciarnia z wyglądu przypominała rezydencję albo mniejszą wersję pałacu Króla Ziemi.

W środku panował mały ruch, bogaci mieszkańcy których pieszczotliwie nazywałem ,,Snobami" pili herbatę lub grali w jakąś grę przypominajacą warcaby.

Na małej scenie pod ścianą kilku artystów grało muzykę z kantyny w Mos Eisley. Po chwili podszedł do mnie starszy mężczyzna z siwymi włosami z tyłu głowy oraz długa brodą, był ubrany w zieloną szatę oraz biały fartuch.

- Mogę wam w czymś pomóc? - Spytał starszy mężczyzna.

- My przyszliśmy tylko popatrzeć.

Stich wskoczył mi na plecy po czym zaczął mnie ciągnąć za włosy marudząc byśmy się tutaj napili. Problem w tym że, mieliśmy już mało pieniędzy a, właściwie już jedna monetę, a zapewne tutaj pewnie były ceny z kosmosu. Tłumaczyłem to Stichowi lecz on się na mnie obraził. Wówczas starszy mężczyzna się wtrącił.

- Zawsze możecie zarobić, żadna praca nie hańbi, możecie spróbować u nas.

- Dobrze panie...

- Mushi, nazywam się Mushi.

Mushi zaprowadził nas na zaplecze po czym dał nam te same szaty i fartuchy. Na razie mieliśmy być tutaj na próbę i jeśli nam się spodoba, będziemy tutaj pracować.

Naszym zadaniem było jedynie herbaty oraz późniejsze sprzątanie po klientach. Przyznam się szczerze że zamiatanie po klientach było dla mnie najlepszym elementem bo przez dzień jak trzymałem tacę z herbatą i chodziłem między stolikami między ludźmi czułem się jakby wszyscy się na mnie gapili co mnie jeszcze bardziej stresowało, zwłaszcza że to byli ważni i najbardziej wpływowi ludzie za równo z tego świata jak i z mojej planety.

W końcu pewnego dnia zaniosłem zieloną herbatę kobiecie prawdopodobnie z Francji. Miała krótko ścięte ciemne blond włosy, usta pomalowane różową szminką. Kobieta była ubrana w biały kombinezon bez ramiączek z czarnym paskiem w pionie, sięgające ramion białe rękawiczki, złote pantofelki na wysokim obcasie oraz niezwykle charakterystyczny czarny kapelusz z dwoma zlotymi pasami oraz złota różą i wstążką, na nosie miała natomiast duże okulary przeciwsłoneczne więc nie było widać jej oczu.

Na przeciw niej siedział siedział wysoki i smukły mężczyzna o niebieskich oczach na które miał założone okulary w czarnych oprawkach, siwych włosach ułożonych do góry. Miał smukłą twarz z wyraźnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi. Mężczyzna był ubrany w białą marynarkę pod którą miał białą koszulę z nałożoną szarą kamizelką a, na szyi miał zawiązany biało czerwony krawat. Miał również czerwone spodnie i białe derby.

Kiedy podałem zieloną herbatę, kobieta od razu mnie skrytykowała że, się chodzę wolniej od ślimaka, natomiast mężczyzna spojrzał na mnie zimnymi oczami mówiąc jedynie ,,dziękuję". Kobieta natomiast zaczęła komentować że, tutejsi kelnerzy są karygodni i że w Paryżu jest lepsza obsługa. Wolałem jednak nie słuchać tego, nawet nie chciałem się do tej pani odzywać bo ona tak jak cała burżazja żyła praktycznie własnym światem.

Miałem właśnie iść po następne filiżanki z herbatą do puki za kołnierz mnie złapała średniego wzrostu dziewczyna o niebieskich oczach i blond włosach zapiętymi w kucyk i kosmykami opuszczonymi po bokach twarzy, miała na niebiesko pomalowane powieki oraz jasnoróżową szminkę na ustach. Ubrana była w białą koszulkę w czarne paski na którą miała nałożony żółty żakiet. Ubrana była również w białe spodnie odsłaniające łydki oraz białe baleriny. Na szyi nosiła złoty łańcuszek z kryształkiem oraz okulary przeciwsłoneczne na czole.

Dziewczyna patrzyła na mnie szyderczym wzrokiem i z miną taką jakby była jakąś księżniczką.

- Słyszałeś co mówiła moja mama, guzdrzesz się wolniej od ślimaka! - Warknęła dziewczyna.

- To jej problem, proszę mi nie przeszkadzać albo panienkę stąd wyproszę. - Odparłem.

- Ty nie masz pojęcia z kim masz do czynienia robaku, jestem córką burmistrza Paryża i mam prawo robić co mi się podoba, zwłaszcza że, ojciec daje mi wszystko czego zapragnę!

- No to mam dla córki burmistrza radę, zamiast innymi rządzić to zacznij innym pomagać, znajdź na przykład dorywczą pracę lub wolontariat przynajmniej będziesz coś robić niż tylko wyciągać kasę od rodziców na jakieś niepotrzebne bibeloty. - Dodałem. - Teraz przepraszam, mam masę pracy, klienci czekają.

Wyrwałem się z uścisku dziewczyny po czym poszedłem po następne filiżanki z herbatą. Wówczas zastałem Mushiego jak zwykle spokojnego. Zakładałem że on jest właścicielem herbaciarni bo jako że tutaj pracuję to ja wciąż byłem zestresowany i spocony. Nakładałem na tacę filiżanki z herbatą wówczas Mushi powiedział.

- Trudni klienci?

- Staram się zachowywać się spokojnie, lecz tamta laska się chwali że jest córką burmistrza Paryża i ma prawo rozkazywać innym których uważa za gorszych od siebie.

- Zawsze możesz odmówić obsługi klienta, nawet najspokojniejszy człowiek który jest miły dla wszystkich też ma swoje granice.

W międzyczasie ta sama dziewczyna zaczęła krzyczeć.

- Ty kelner, co tak długo, gdzie jest moja herbata owocowa?!

Jak już słyszałem ten piskliwy głos to miałem wrażenie że dymi mi się z uszu. Poszedłem zanieść zamówienie tej małpie.

Na przeciwko tej dziewczyny siedział szczupły chłopak o zielonych oczach i blond włosach. Ubrany był w czarną podkoszulkę z żółtym, zielonym i fioletowym paskiem na którą miał nałożoną biała koszulę z kołnierzem i podwiniętymi rękawkami, miał niebieskie dżinsy i pomarańczowe trampki.

Kiedy podałem dziewczynie herbatę owocowa, spytałem się chłopaka czy coś zamawia lecz on powiedział ,,nie dziękuję". Dziewczyna obok niego warknęła na mnie że jakim prawem mam czelność odzywać się do jej ,,chłopaka" wówczas on odparł że są oni przyjaciółmi.

Kiedy zaczynałem odchodzić, laska kopnęła mnie w tyłek przez co o mało nie wylałem herbaty. Miałem ochotę ją uderzyć tacą w głowę.

Dopiero wtedy kiedy podałem dwa następne zamówienia, ta dziewczyna wzięła z mojej tacy ostatnią filiżankę i wylała mi herbatę na głowę, a w dodatku wzięła swój smartfon i zrobiła mi zdjęcie.

- Wrzucę to na Facebooka. - Dodała jeszcze się śmiejąc. - Chyba, że przeprosisz moją matkę.

Niby za co miałem przepraszać matkę tej dziewczyny, za to, że nie chciałem słuchać jej komentarzy? Tamta kobieta to wydaje się mieć strasznie nadęte ego, a jej córka jest nie lepsza. Nieznajoma dziewczyna chciała mnie popchnąć jednak zrobiłem unik i wówczas ta wpadła na stolik przypadkowo wylewając sobie herbatę jaśminową na koszulkę. Laska odwróciła do mnie głowę szczerząc zęby, a w jej oczach pojawiła się rządza mordu.

- Ty idioto, co ty zrobiłeś to moja ulubiona koszulka! - Warknęła jakbym zrobił jej krzywdę.

- Niech się pani cieszy, że to właśnie ubranie oblała gąrącym napojem, bo koszulkę to można w każdej chwili wyprać natomiast gorzej by było gdyby się panienka poparzyła, a po za tym pani sama się o to prosiła.

- Zabiję cię frajerze, już tu nie pracujesz!

Wówczas dziewczyna dostała w głowę tacą od Sticha. Mały kosmita był gotów do następnego rzutu kolejną.

- Mały niebieski karzeł!

- Gramy! - Stich cisnął w klientkę następną tacą tym razem w twarz.

Mogłem powiedzieć Stichowi, że to nie było kulturalne, ale dziewczyna sama tego chciała.

- Masz już dość?!

- Was i całego tego lokalu!

Klientka ruszyła na mnie z pięściami, wówczas zrobiłem jej policyjny chwyt łapiąc dziewczynę za rękę i głowę po czym ją wyprowadziłem z Jaśminowego Smoka, być może zamiast kelnera powinienem robić za ochroniarza.

Następnego dnia dziewczyna wróciła kiedy otwieraliśmy herbaciarnię, jednak Mushi po ostatnim incydencie zabronił jej tu wstępu. Mimo to córka burmistrza zachowywała się wciąż jak rozpieszczona księżniczka bo uważała, że ma prawo wchodzić gdzie się jej podoba. Znalazła mnie wraz ze Stichem na zapleczu gdzie zawiązywałem fartuch.

- Jesteś Polakiem.

Spojrzałem na dziewczynę, byłem już zmęczony tym, że mnie prześladuje i mi dokucza, byłem jednak zdziwiony, że wiedziała kim jestem.

- Przestań już!

- Nie wierzę, Polak kelnerem, może jeszcze sprzątaczem.

- Skąd możesz wiedzieć kim jestem.

Nieznajoma pokazała mi moje zdjęcie które wczoraj właśnie wrzuciła na Facebooka. Pod nim było z dziesięć komentarzy. Niektórzy pisali o mnie ,,mokradło" lecz inni pisali, że to było żenujące co mogłem to odebrać dwuznacznie.

- Wiesz, że w moim kraju obowiązuje Rodo, a wrzucanie cudzych zdjęć bez zgody jest niezgodne z prawem.

Po chwili wszedł Mushi i nakazał w tej chwili dziewczynie z tąd wyjść. W tym momencie dziewczyna zmiękła po czym opuściła lokal.

- Dziękuję panu.

- Rasizm i uprzedzenia wobec ludzi innego pochodzenia nie będą tolerowane.

Po chwili przbiegła kolejna dziewczyna. Miała turkusowe oczy i krótkie czarne włosy zawiązane w z tyłu w dwa małe kucyki oraz z grzywką opadającej na jej lewy bok. Była ubrana w białą koszulkę w kwiatki oraz czarny żakiet z białym materiałem w różowe groszki, nosiła również jasno różowe spodnie sięgająjące do połowy łydek oraz balerinki tego samego koloru. W uszach natomiast nosiła czarne kolczyki.

Dziewczyna zawstydzona zaczęła się drapać po głowie po czym opuściła ręce po czym powiedziała.

- Przepraszam za spóźnienie.

Mimo to Mushi zaczął chichotać.

- Marinette, jak zwykle zestresowana i i przed czasem.

Nieznajoma spojrzała na mnie po czym spytała.

- To tobie Chloè zrobiła zdjęcie i wrzuciła na Facebooka. - Powiedziała nieznajoma.

- Tak i co w związku z tym, fakt jestem Polakiem.

- To jednak nie daje komuś pozwolenia byś stał się obiektem żartów. - Dodała. - Dla mnie to poprostu okropne.

Spojrzałem na dziewczynę ze spokojem i z fałszywym uśmiechem powiedziałem.

- Poradzę sobie, dziękuję.

- Poznajcie się, Marinette to są...

- Galen, jestem Galen, a to Stich, mój pies... yyy znaczy koala, kosmita!

Mimo to Marinette to nie przeszkadzało, dziewczyna ze spokojem podeszła do niebieskiego kosmity po czym go pogłaskała po głowie. Stich od razu polubił nową koleżankę.

- Nazywam się Marinette Dupain-Cheng.

- Nasza piątka będzie razem pracować.

- Chwila, piątka?

Po chwili do nas przyszedł do nas ku mojemu zaskoczeniu Zuko, syn władcy ognia Ozaia, brat Azuli i książę Narodu Ognia skazany na banicję i poszukiwanie Awatara. Od razu spojrzeliśmy na siebie wściekłymi oczami. Zuko tym razem wyglądał inaczej, nie miał już kucyka z tyłu głowy tylko gęste włosy z kosmkiem opadającym na jego czoło dzięki czemu stał się bardziej przystojny.

- Galen i jego niebieski kumpel, no co za zbieg okoliczności.

- Zapewne chłopcy znacie mojego bratanka.

To akurat zbiło nas z tropu Mushi czyli pogodny właściciel herbaciarni jest wujkiem gościa który wcześniej wielokrotnie próbował nas zabić, a za razem jest bratem dyktatora pokroju Adolfa Hitlera i Józefa Stalina.

- ,,Miło" nam cię widzieć Zuko. - Odparłem z niesmakiem.

- Tutaj nazywam się Lee i radzę ci byś mi nie wchodził w drogę.

- Chłopcy. - Wtrąciła się Marinette. - Wiem, że w przeszłość byliście wrogami, lecz wydaje się czas zakopać topór wojenny.

- Masz rację Marinette. - Powiedziałem choć ciężko było mi wybaczyć komuś kto próbował nas zabić choć nie jego wina, że jego pradziadek rozpętał trwającą od stu lat wojnę światową ,a dziadek i ojciec Zuko jedynie kontynuowali dzieło.

Rozdział 14

Otworzyliśmy herbaciarnię i wówczas ruszyliśmy do pracy. Po kilku dniach w pracy stałem się bardziej spokojny choć wciąż zestresowany. Marinette jedynie się trzęsła będąc trochę jak słoń w składzie porcelany. Stich na codzień skakał po stolikach podając napoje gościom. Wówczas ja wraz z Zuko nie wchodziliśmy w kłótnie lecz nie wchodziliśmy sobie także w drogę. W międzyczasie zastanawiałem się jak tam u w wschodniej świątyni powietrza, jak u Sokki podczas spotkania z ojcem, co porabia Katara i czy Toph dogadała się że swoimi nadopiekuńczymi rodzicami. Od dłuższego czasu nie widziałem Mulan, mojej siostry i jej ekipy, brakowało mi jeszcze Naruto i pozostałych Shinobi z Konohy tak samo jak Jeźdźców smoków, Białej Furii oraz Berk. Jednak najbardziej tęskniłem za Meridą. Nawet jeśli ona uważa, że nic z tego nie będzię to i tak ją kochałem aż do szaleństwa. Nie mogłem nawet myśli, że więzi z innymi ludźmi czasami nie są trwałe. Może jestem chory psychicznie lub wojna wywiera na mnie zły wpływ. W dodatku wciąż nie potrafię powstrzymać łez na myśl, że przez Paina zginął mój wuj, ta myśl bolała najbardziej. Czy na serio by stać się potężnym Jedi miałem poświęcać bliskie mi osoby?

Podczas przerwy w pracy pogadałem z Lee czyli z Zuko dlaczego teraz tutaj pracuje.

- Cóż Lee, jak to się stało, że tutaj wraz z Mushim pracujesz?

Wówczas Lee zaczął mi opowiadać o sobie, żeby jednak nie zdradzić kim jest opowiadał o sobie jak o kimś innym.

- Co słyszałeś o księciu, synu władcy ognia?

- O ile to znam, gość jest jak jego żywioł, wybuchowy, kłótliwy, ścigał Awatara, próbował mnie wraz ze Stichem i drużyną Awatara zabić.

- Nie wiesz jednak dlaczego to robi.

Na to pytanie pokręciłem głową, choć znałem Zuko dlatego, że z nim walczyłem to zaczęło mi się wydawać, że on ma w sobie jeszcze drugie dno.

- Trzy lata temu, książę Narodu Ognia postanowił wziąć udział w naradzie wojennej mimo, że nie był jeszcze gotowy. - Zaczął Zuko. - Jednak nie wolno mu było się odzywać, wtedy popełnił swój najgorszy w życiu błąd.

- Jaki?

- Kiedy jeden z generałów postanowił wysłać rekrutów przeciwko potężnym magom ziemi, młody książę pomimo, że nie wolno mu było mówić zaprzeczył planom generała.

- To chyba dobrze.

- Nie dla księcia, władca ognia uniósł się gniewem wobec swojego syna, uznał jego wystąpienie za obrazę wobec generała i był tylko jeden sposób by to zmazać.

- Szczerze przeprosć i jeszcze wytłumaczyć, że lepiej nie wysyłać niedoświadczonych ludzi.

- Nie, pojedynek ognia Agni Kai, książe był pewny swojego zwycięstwa, lecz ta pewność siebie go zgubiła.

- Dlaczego? - Zuko po chwili westchnął po czym odparł masują swoją bliznę na twarzy.

- Książę zamiast walczyć z generałem, miał walczyć z własnym ojcem.

To mnie wprawiło w osłupienie, choć Zuko nie mógł się odezwać podczas narady to słusznie zaprzeczył planom generała. Jak dla mnie nie miał prawa ponieść takiej kary, zwłaszcza, że to zostawiło mu piętno na całe życie.

- Tylko czemu książę miał walczyć z własnym ojcem, obraził generała nie własnego ojca, Ozai postanowił oszczędzić generała i pozwolić mu na emeryturę?

- Ozai może kiedyś był troskliwym i kochającym człowiekiem, ale to już przeszłość, po za tym jego syn obraził generała w obecności władcy ognia co znaczy, że obraził własnego ojca.

- Chore i dziwne.

- Władca Ognia Ozai tylko udaje, że szanuje innych.

- A w rzeczywistości wszyscy są dla niego jak pionki w szachach których nie zawaha się poświęcić.

- Po tym jak młody książę przegrał, władca ognia oznajmił że jego syn przyniósł hańbę Narodowi Ognia i został skazany na wygnanie, a jeśli chce wrócić to ma odnaleźć i schwytać Awatara, wtedy ojciec przywróci synowi honor.

Spojrzałem na Zuko z osłupieniem. Pomyślałem że koleś sobie żartuje, wzywany przez przez własnego ojca na pojedynek bo się odezwał na naradzie wojennej bez pozwolenia przez co ten go dotkliwie poparzył przez do końca życia będzie nosił bliznę, w dodatku Ozai poniżył własne dziecko i skazał na wygnanie do puki nie złapie Awatara tylko by potem odzyskać jedynie honor. Ja jednak miałem pewność, że chodzi bardziej o podlizanie się ojcu który w ogóle gardzi własnym synem. Zastanawiałem się co by było gdyby Azula miała walczyć z własnym ojcem w Agni Kai za odzywanie się bez pozwolenia i została wygnana do puki nie złapie Awatara. W ten sposób dostrzegłem drugą stronę Zuko, pod płaszczykiem kłótliwego i zepsutego księcia kryło zranione i odrzucone dziecko.

- A, co z matką księcia?

- Ozai ją kiedyś kochał, lecz kiedy ją przyłapał z kochankiem, wygnał ją bez wyrzutów sumienia, jak i również dlatego, że książę nie był dzieckiem jej prawdziwej miłości podobnie jak Azula.

- Więc to nie była miłość tylko zwykłe pożądanie.

- Mimo to Ursa kochała swoje dzieci choć trochę martwiła się o Azulę, zwłaszcza że ona podąża śladami ojca, na szczęście ma teraz wsparcie u swojego stryja z którym teraz pracuje w herbaciarni.

Chciałem jeszcze coś powiedzieć coś od siebie lecz po chwili przyszła Marinette i zawołała byśmy jej pomogli.

Kiedy skończyłem zamiatać, zacząłem się ze Stichem zbierać się do domu, Mushi nagle nas zawołał.

- Galenie, Stich, za nim pójdziecie do domu chciałbym żebyś gdzieś ze mną poszli.

Kiedy zabraliśmy rzeczy Mushi wyprowadził nas po za granicę miast na polanę obok dużych pól uprawnych. Tam zaprowadził nas na pagórek gdzie kwitło drzewo. Mushi miał przy sobie kosz z wikliny z którego po przyjściu wyjął portret młodego chłopaka po czym zapalił dwa kadzidełka, a za nami zachodziło słońce.

- Kto to?

- Swego czasu byłem generałem armii Narodu Ognia byłem nazywany wtedy ,,Smokiem Zachodu". To jest zdjęcie mojego syna Lu Tena który zginął podczas kluczowej bitwy o Ba Sing Se.

- Przykro nam - Odparłem ze smutkiem, Mushi wówczas zwrócił się do syna.

- Wszystkiego najlepszego synu, gdybym tylko mógł pomóc tobie.

Wtedy Mushi ze łzami w oczach zaczął śpiewać swemu synowi.

Winny gron liść, Opada w dół

Tak zwolna jak wśród fal, małej muszli pół.

Mały żołnierz już, zostawił dom

Dzielny żołnierz chce, odnaleźć dom

Wzruszyłem się słuchając tej piosenki, Mushi musiał być kochającym ojcem, dlatego towarzyszył Zuko na wygnaniu, być może on był dla chłopaka prawdziwym ojcem. Po chwili powiedziałem do Mushiego.

- Ładna piosenka.

- To trochę bardziej kołysanka dla dzieci. - Dodał Mushi. - Tak w ogóle, nazywam się Iroh.

Pożegnaliśmy się z Mushim czyli Iroh po czym wróciliśmy do naszego domu w górnym pierścieniu. W łóżku po cichu ze łzami w oczach zacząłem sobie nucić następną piosenkę którą usłyszałem od pewnej pani z Ba Sing Se.

Mamo tyś płakała, oczy Tyś miała

Szerokie, czy Cię znowu skrzywdził ktoś

Oni cios zadali - ludzie ze stali

Patrzą ci w oczy, gdy mówisz dość

Rozdział 15

Na zajutrz w pracy ta sama blond włosa dziewczyna którą Marinette nazywała Chloè zaś przyszła mimo zakazu. Ona była uparta jak osioł, a nawet gorzej. Mushi czyli Iroh powinien zainwestować w ochroniarzy, najlepiej magów ziemi.

Wraz z Chloè ku mojemu zaskoczeniu przyszły trzy wojowniczki Kyoshi. Jednak coś mi tu nie pasowało, na wyspie Kyoshi poznałem Suki i jej dziewczyny, ale te trzy co przyszły do nas pomimo tych samych mundurów i makijaży wyglądały niebezpiecznie znajomo, ale narazie o tym później.

Chloè pokazała mi pewien dokument, był to natychmiastowy nakaz od jej taty by Mushi mnie zwolnił za moje ,,karygodne" zachowanie wobec klientów. Zacząłem mówić, że jej ojciec jest burmistrzem Paryża, ale nie wpływów w Ba Sing Se. Po raz kolejny musiałem warknąć na Chloè żeby opuściła lokal bo inaczej wojowniczki Kyoshi zrobią to za nią. Chloè wówczas spojrzała na dziewczyny po czym bez wahania wyszła.

Patrzyłem z osłupieniem na wojownicze dziewczyny, zaczynałem podejrzewać, że to zapewne Azula i jej drużyna, jednak to były jedynie moje przypuszczenia, ale nawet Stich zaczął warczeć.

- Szukamy nie jakiego Mushiego. - Powiedziała jedna z dziewczyn.

Starzy mężczyzna wyskoczył z zaplecza pytając w czym może służyć. Ta sama dziewczyna oznajmiła, że on razem z Lee, Marinette, Stichem i mną mamy zaproszenie do pałacu króla ziemi biorąc pod uwagę, że ,,Jaśminowy Smok" zrobił furorę w całym Ba Sing Se. Czuliśmy się zaszczyceni, że dostaliśmy zaproszenie od samego króla ziemi.

Jednak po chwili Chloè robiąc nam na złość przyszła wraz ze swoim ,,chłopakiem".

- Widzisz Adrien, najpierw wyrzucają mnie z lokalu, a teraz zamierzają się podlizywać samemu królowi! - Piszczała dziewczyna. - Zwłaszcza ta cała Marinette.

- Nieprawda, dostaliśmy zaproszenie.

- Zamknij się, dziwię się, że mój Adrien zadaję z tobą mimo, że jesteś żałosną...

- Chloè dość! - Warknął chłopak do dziewczyny. - Myślisz, że wszyscy ci ulegną?

- Ale Adrienku...

Chłopak wyrwał rękę z uścisku dziewczyny po czym mówił do dziewczyny.

- Mam już tego dość, to, że jestem synem sławnego projektanta mody, nie znaczy że zwłaszcza będę twoim ,,chłopakiem", Lila też się tak zachowuję, jakbym był waszą własnością, tłumaczę, że jesteśmy przyjaciółmi albo nie chcę was znać, lecz do ciebie i Lili nic nie dociera!

Wówczas odezwał się jeden z klientów.

- Chłopak ma rację, ma prawo do własnego życia!

- Tralala, bez ojca, Gabriela Agreste'a był by nikim! - Dodał drugi.

- Tyle, że ojciec nie powinien go cały czas trzymać za rączkę, inaczej stanie się takim samym snobem jak Chloè i jej matka.

Chloè spojrzała na Marinette.

- To wszystko twoja wina, sama świadomość, że pochodzisz z niskiej klasy społecznej odebrała mi Adriena!

- Sama sobie go odebrałaś!

Wówczas wkurzona dziewczyna oblała Marinette herbatą.

- Ups, ciuchy do prania.

To już definitywnie przelało czarę goryczy, Marinette uderzyła Chloè w twarz po czym się na nią rzuciła.

W międzyczasie między klientami wybuchła awantura w sprawie obcego tego całego Adriena goście zaczęli w siebie rzucać filiżankami i krzesłami, a nawet się bić. Do tego następny zespół muzyczny zaczął grać grać ,,Bad Reputation". Mushi się załamał, bo ponoć Jaśminowy Smok miał być miejscem gdzie ludzie spokojnie ze sobą rozmawiają, a nie gdzie wybuchają awantury. Mnie i Stichowi natomiast było wstyd przed wojowniczkami Kyoshi.

Po chwili poleciała we mnie filiżanka z herbatą, lecz zrobiłem unik przez co Zuko przypadkowo zaliczył bolesnego Śmingusa Dyngusa.

- Zapłacisz mi za to. - Chłopak rzucił we mnie tacą i wówczas znów zrobiłem unik.

Walnąłem Zuko pięścią w twarz wówczas Adrien włączył krzycząc ,,Rozruba". Adrien rzucił się Zuko na szyję po czym zaczął chłopaka bić pięściami po głowie.

W międzyczasie jedna rzuciła się na mnie i Sticha, wyciągnęła swoje złote wachlarze po czym ruszyła do walki. Jednak mu mojemu zdziwieniu machała wachlarzami na opak wówczas mogłem wojowniczkę złapać za rekę i kołnierz. Wtedy dokładnie przyjrzałem się jej twarzy, a zwłaszcza znajomych złotych oczu. Wtedy potwierdziły się moje przypuszczenia, to nie były wojowniczki Kyoshi.

- Azula!

- Niespodzianka, nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłam.

Przerzuciłem dziewczynę po czym ta podcięła mi nogi, po chwili wstała i przyłożyła mi wachlarz do gardła.

- Niby wojownik, a upadł tak nisko, zupełnie jak mój brat i stryj po tym jak zdradzili Naród Ognia.

Wówczas odepchnąłem dziewczynę mocą po czym Azula poleciała prosto na stół. Wziąłem krzesło by jej jeszcze dołożyć jednak wkroczyła Ty Lee którą po chwili przerzuciłem. Następnie Mai zaczęła we mnie strzelać strzałkami lecz Stich wskoczył jej na głowę. Zacząłem z powrotem walczyć z Azulą gdzie okładaliśmy się pięściami.

- Jako mag ognia jesteś niezła, ale w walce wręcz idzie ci słabo. - Dodałem po czym dałem jej w pysk. - Po za tym dla mnie bicie dziewczyny jest nie na miejcu o ile nie trafię na taką zołzę jak ty.

- Za to ty dużo gadasz. - Azula przywaliła mi tacą w czereb przez co widziałem ją potrójnie . - Jest już za późno.

- Co?!

- Naród Ognia jest już w Ba Sing Se, tak jak Najwyższy Porządek!

Nie miałem już czasu się zastanowić o co chodziło Azuli bo ostatnią rzeczą jaką zapamiętałem to jak dostałem tacą w twarz od Ty Lee po czym nastała ciemność.

Rozdział 16

Po chwili obudziłem się z powrotem w domu z guzem na czole oraz bólem głowy. Ja faktycznie miałem pecha ponieważ co chwilę budzę się w łóżku. Pomyślałem o Azuli i jej dziewczynach w strojach Kyoshi. One przybyły do Ba Sing Se mimo, że Awatara tutaj nie było.

Po chwili zobaczyłem, że Merida i Stich klęczała obok mnie, dziewczyna przyłożyła mi mokrą chusteczkę do mojego guza.

- Merida, co ty tutaj robisz?

- Przybyłam z Czkawaką i Szczerbatkiem do Ba Sing Se po tym jak w nocy zniknąłeś. - Dodała dziewczyna. - Mógłbyś się w końcu zdecydować gdzie i z kim podróżujesz.

- Wybacz, mam czasami dziwne przygody. - Dodałem.

Wyciągnąłem z kieszeni kamizelki holokron Vosa po czym dałem go dziewczynie.

- Otworzyłeś go! - Powiedziała zaskoczona Merida. - Jesteś jednak Jedi!

- Pewnie jest ci teraz przykro, bo mnie tak, kodeks zabrania mi przywiązań, a mimo to cię wciąż kocham, normalnie za tobą szaleje, jesteś dla mnie witraż w kościele. - Dodałem ze łzami w oczach. - Ten kodeks ciąży na mnie niczym kamień, wybacz ja chyba naprawdę zachowuję się jak skończony kretyn...

Nim dokończyłem Merida pocałowała mnie w policzek przez co za niemówiłem.

- Może nie kretynem co bardziej gapą i kiepskim poetą. - Dodała dziewczyna.

Dałem po chwili Meridzie holokron do ręki.

- Przechowaj go gdybym nie wrócił. - Powiedziałem.

- Do kąd idziesz?

- Muszę ostrzec króla ziemi, Azula i jej dziewczyny planują przewrót.

- Ja i Stich idziemy z tobą!

- Musicie chronić holokron by nie wpadł w ręce Najwyższego Porządku.

- Jesteśmy wojownikami tak jak ty.

- Ohana znaczy rodzina. - Dodał Stich.

Po chwili namysłu zgodziłem się ze mną poszli.

Była już noc, a my ruszyliśmy do pałacu króla ziemi. Tu się liczyła każda sekunda by powstrzymać Azulę. Jednak biegnąc przez górne miasto usłyszeliśmy znajomy głos.

- Jinchūriki Czerwonej Śmierci!

Na niebie, w świetle księżyca zobaczyliśmy przywódcę Akatsuki, Paina wraz z grupką pięciu osób których widzieliśmy jedynie cienie. Mężczyzna wisiał w powietrzu z rozłożonymi rękami, patrzył na całe miasto jakby udawał boga.

- Wyjszedłe w końcu z cienia!

Przed nami jak i w całym mieście zgromadzili się magowie ziemi gotowi do walki z Painem. Mężczyzna jednak zachował jednak spokój jakby uważał, że da radę całej armii. Mężczyzna wypuścił z rąk czarną kulę na co magowie odpowiedzieli ostrzałem kamiennych pocisków. Pain jedynie złożył ręce.

- Planetarna dewastacja!

Kula zaczęła niszczyć miasto przyciągając wszystko do siebie tworząc wielką planetoidę. Zaczęliśmy wszyscy uciekać lecz Pain spóścił planetoidę która zaczęła niszczyć wszystko wokół, dzieła dopełnienia wywołana fala uderzeniowa która poszerzała skalę zniszczeń i liczbę ofiar.

Użyłem mocy by ochronić siebie i przyjaciół oraz niektórych magów ziemi. Planetoida utworzyła ogromny krater gdzie po chwili wylądował Pain. Następnie z ziemi niczym duch wyłonił się Obito wraz z Azulą w stroju Dai Li.

- Było by lepiej przeszukać całe miasto zamiast je od razu dewastować. - Powiedział Obito. - Po za tym Ba Sing Se zostało w końcu podbite.

- Rozumiem cię Obito, ale to jedyny sposób by złapać ostatniego Jinchūrikiego. - Dodał Pain. - Skoro Zuko zabił Awatara, a Iroh został naszym jeńcem, nic nam nie pozostaje jak złapać Jinchūrikiego Czerwonej Śmierci.

Nie mogłem uwierzyć w to co słyszłałem, owszem wiedziałem, że Azula dokonała przewrotu, ale żeby Zuko zabił Aanga nie mieściło mi się w głowie. Myślałem, że chłopak się zmienił, a zamiast tego wbił nam nóż w plecy i co gorsza zabił Aanga.

Za nami pojawił się jeden z towarzyszy Paina, a mianowicie łysy mężczyzna o trzech twarzach z przyjaznym wyrazem twarzy oraz prętami na głowie, nosie, brodzie jak i na rękach. Miał te same oczy i opaskę co Pain. Łysy mężczyzna zrzucił z siebie płaszcz pokazując nam swoją umięśnioną klatę oraz trzy pary rąk oraz ogon przypominający piłę.

Magowie ziemi byli gotowi do ataku, jednak łysy mężczyzna wystrzelił z przedramion kilkanaście rakiet w naszą stronę zabijając magów ziemi natomiast resztę zaczął szlachtować ogonem lub ostrzami w nadgarstkach jak i rzucać każdym jak szmacianymi lalkami. Merida w końcu wystrzeliła do niego strzałę wówczas on ją złapał po czym złamał.

Łysy poleciał do nas jakby miał rakiety w butach, Merida posłał w niego serię strzał lecz mężczyzna złapał dziewczynę i rzucił nią o ziemię, w dodatku z czystej złości stanął dziewczynie na nodze wówczas Merida krzyknęła z bólu. W końcu trafiłem łysego Rasenganem lecz jedynie odsunął się na parę metrów. Szybko wziąłem dziewczynę na ręce po czym wraz ze Stichem uciekliśmy w bezpieczne miejsce przed gradem pocisków.

- Jak się czujesz mała? - Powiedziałem.

- Trochę poobijana, a w dodatku mam złamaną nogę.

Za nami pojawiła młoda dziewczyna podobna do Paina, miała pomarańczowe włosy zapięte jakby w kokardę oraz płaszcz Akatsuki i oczy Paina.

- Co to za jedni? - Powiedziałem.

- Nie mam pojęcia, ale oni z pewnością nie są ludźmi. - Powiedziała Merida.

Nieznajoma wykonała pieczęcie dzika, psa, ptaka, małpy i barana po czym przyłożyła ręce do podłoża.

- Jutsu Przywołania!

Z pod ziemi wyskoczył ogromny wielogłowy pies. Nieznajoma wykonała gest rękę wówczas bestia rozdzieliła się na pojedyńcze psy które rozpierzchły się po mieście zabijając i niszcząc wszystko na swojej drodze. Jeden z wielkich kundli spojrzał na nas więc my uciekliśmy nim nas zmiażdżył swoją wielką łapą. Wyskoczyliśmy tuż nad nim wówczas Merida trafiła psa strzałą która go poraziła prądem. Pies próbował nas później trafić nas ogonem lecz mu się nie udało mamy wylądowaliśmy tuż za nim.

Nieznajoma przywołała następnie ogromnego parecznika. Podczas ucieczki przed stawonogiem, Merida trafiła do trzema strzałami lecz to go nie powstrzymało. Bestia rozwarła szczęki po czym ruszyła do ataku, Merida wypóściła równocześnie dwie strzały które trafiła wielkoluda w oczy tym samym oślepiając owada. Ja wystrzeliłem kulę ognia trafiając parecznika w głowę i zabijając na miejscu.

Jednak potem pojawiły się kolejne dwa pareczniki wówczas Stich rzucił się na jednego z nich po czym zaczął ujeżdżać jak byka. W międzyczasie użyłem Dłoni Wichury i rzuciłem się na drugiego po czym wbiłem miecz świetlny w głowę stawonoga. Spojrzałem wtedy na oczy parecznika, podobnie jak ten drugi i wielogłowy pies miał takie same oczy jak Pain i jego towarzysze co znaczy, że ktoś to wszystko musiał kontrolować, a Pain w szczególności mógł okazać się jedynie marionetką jednak nie wiedzieliśmy kto pociągał za sznurki.

Po chwili parecznik na którym siedział Stich ruszył na mnie lecz ja odskoczyłem i wówczas stawonóg złapał w szczęki swojego kolegę po czym nim rzucił. Po chwili parecznik został ostrzelany z nieba, to był Jim w zbroi Iron Patriota. Chłopak wleciał i przebił stwora powalając go, następnie wylądował tuż przed nami. Ucieszyłem się na widok kolegi.

- Dzięki Jim.

- Lepiej się nie spotykajmy w czasie walki bo to było ohydne. - Dodał z niesmakiem.

- Właśnie znaleźliśmy Paina.

- To idealna okazja by go dorwać.

- Poczekaj, zobacz na oczy tego parecznika, ma takie same co Pain i jego sobowtóry.

Jim spojrzał na oczy Parecznika po czym skierował wzrok na oczy kobiety co przywoływała te stwory.

- A jeśli Pain nie jest człowiekiem...

- Tylko swego rodzaju robotem tak jak pozostała piątka.

- Sześć Ścieżek Bólu. - Dodała Merida.

- Co takiego?

- Technika pozwalająca ożywiać i kontrolować sześć ciał za pomocą prętów czakry. Mogą jej użyć jedynie użytkownicy Kekkei Genkai Rinnegana.

- Rinneco?

- Rinnegan, rzadkie i najpotężniejsze Dõjutsu, daje posiadaczowi niemal boską moc. - Powiedziała Merida. - Sporo słyszałam o tym Kekkei Genkai, ale myślałam, że to tylko legenda.

- Jednak w każdej legendzie tkwi ziarno prawdy. - Dodałem.

- Ja nie wiem o co chodzi, ale trawki to z pewnością nie palicie.

Rozdział 17

Z nieba spadł kolejny z Sześciu Ścieżek Bólu, tym razem był to krzepki mężczyzna o zaczesanych włosach zapiętych w kucyk. Merida trafiła go w pierś strzałą porażającą lecz mężczyzna nawet bólu przy rarzeniu po czym wyjął strzałę z piersi i następnie złamał. Nieznajomy złapał mnie po chwili za szyję. Próbowałem użyć Rasengana lecz mężczyzna go wchłonął. Mężczyzna nawet mnie nie dusił, a mimo to czułem się coraz słabszy. Ta ścieżka musiała pochłaniać każdy rodzaj energi czakrę, moc a, nawet Qi jak gąbka.

Szybko kopnąłem mężczyznę wyrywając się z jego uścisku i wówczas Jim poczęstował gościa gradem kul z miniguna ukrytego pod egzoszkieletem zbroi, wtedy ja pchnąłem mężczyznę mocą posyłając go prosto w stertę gruzu.

- Gdzie pozostali.

- Reszta Ligi Justigersów pomaga ewakuować ludzi z Ba Sing Se. - Dodał Jim na co się zaśmiałem. - Co cię tak bawi?

- Justigersi?!

- Połączenie nazw drużyn superbohaterów Avengersi i Liga Sprawiedliwych.

Zacząłem się jeszcze bardziej śmiać, a Merida i Stich strzelili facepalma.

- Idioci!

W końcu się uspokoiłem, a Jim zabrał głos.

- Jaki mamy plan?

- Musimy znaleść i zneutralizować każdą ścieżkę bólu, tyle, że jest nas za mało, a Merida ma złamaną nogę.

- W dodatku w pojedynkę nie damy rady.

- Przecież mamy magów ziemi!

- Tyle, że oni padają jak muchy!

Jim miał słuszność, magowie ziemi nie mieli szans z żadną z ścieżek, już w oddali widać było jak magowie jeden po drugim byli zabijani i dosłownie rozrywani na strzępy.

Po chwili ruszył na nas jeden z tych wielkich psów, przygotowaliśmy się do walki z bestią jednak w powietrzu usłyszeliśmy charakterystyczny świst po czym pies dostał głowę ładunkiem plazmy. Po niebie leciała ledwo widoczna Nocna Furia czyli innymi słowy Szczerbatek.

- Jeszcze smoki?

- Tego smoka rozpoznam na Końcu Świata!

Wraz z Nocną Furią przybyły pozostałe smoki, Śmiertnik, Gronkiel, Zembiróg i Koszmar Ponocnik. Ucieszyliśmy się na widok Jeźdźców.

Wym i Jot odstraszyli psa natomiast Czkawka i Szczerbatek wylądowali przed nami.

- Czkawka!

- Znikasz nagle w nocy i teraz cię znajdujemy w Ba Sing Se, nie wiem co ty masz za przygody?!

- Moglibyśmy odłożyć kłótnie na później?! - Spytałem. - Słuchaj Czkawka, fajnie, że sprowadziłeś swoich Jeźdźców bo my tutaj mamy chlew.

- Masz, na myśli tych dziwnych ludzi i wielkie stwory.

- To tak zwane Ścieżki Bólu i musimy je zniszczyć. - Dodała Merida.

- Wy zajmijcie się tamtą piątką, ja wezmę Paina.

- Galen nie!

- Wybacz, ale ja jestem od strategii. - Dodał Czkawka.

- Ale Pain i Obito są tu z mojego powodu.

- Może i jesteś Jinchūrikim, ale świat nie kręci się wokół ciebie.

- Bo mnie się wydaje, że tak, wszyscy mnie obrali za cel Czarny Smok, Najwyższy Porządek, Akatsuki, Naród Ognia, Vader. - Dodałem. - Wszystko dlatego, że uciekłem bandzie najemników którzy chcieli ze mnie zrobić broń a, Akatsuki dlatego, że noszę w sobie potwora który ma sprowadzić koniec wszechświata.

- Stary, ty faktycznie masz z nimi grubo przechlapane. - Dodał Jim.

- To nie wszystko, nie słyszeliście najlepszego!

- Czyli!

- Darth Vader to mój ojciec!

Wtedy Jima i Meridę zamurowało, niedziwiłem im się, byli poprostu zaskoczeni że jestem synem Vadera.

- Dlaczego nam nie powiedziałeś, że twoim ojcem jest seryjny ludobójca?

Czułem się jak na przesłuchaniu, nie miałem pomysłu jak im powiedzieć. Było mi wstyd przed tymi których miałem do tej pory za przyjaciół, myślałem już, że nie będą chcieli mnie już znać. Jedynie Czkawka i Stich byli spokojni bo znali prawdę.

- Galen...

- Daj mi spokój! - Powiedziałem z łzami w oczach. - Teraz wiem dlaczego mnie wikingowie mnie zostawili na wyspie i czemu tak wszędzie mnie wysłałeś, bałeś się Czerwonej Śmierci która zabiła wielu ludzi i smoków, bałeś się każdej chwili kiedy bestia powróci i rozpocznie kolejną wojnę ludzi ze smokami.

- To nie prawda!

- Kiedyś powiedziałeś ,,Wódz broni swoich, a dobro ludu przekładać ponad potrzeby jednostki".

- Galen, ja przepraszam cię... za wszystko. - Czkawka położył mi dłoń na ramieniu lecz ja ją odtrąciłem.

- Nie musisz za nic mnie przepraszać.

Zaczynałem odchodzić lecz Merida mnie zawołała.

- Galen, to nie ma znaczenia kim jest twój ojciec, ważne, że ty nie jesteś taki jak on.

- Właśnie stary, Luke też tak miał kiedy dowiedział się, że poprzedni Darth Vader był jego ojcem.

- Galen nie odchodź, proszę Galen!

Mimo nalegań zacząłem iść do krateru, po drodzę usłyszałem jak Merida opierając się o swój łuk szła za mną i krzyczała bym wrócił. W końcu jednak dziewczyna się potknęła i upadła na ziemię. Mimo tego ja szedłem dalej, a za sobą słyszałem coraz bardziej cichy płacz Meridy.

Rozdział 18

Doszedłe do krateru w którym Pain czekał na mnie wraz z Obito i rodzeństwem z Narodu Ognia. Mężczyzna z Rinneganem spojrzał na mnie z kamienną twarzą. Azula na tomiast na mój widok zrobiła swój szyderczy uśmieszek.

Miałem zejść do krateru lecz po chwili Jim złapał mnie za rękę. Chłopak przyleciał tu wraz z Stichem by mnie znów powstrzymać.

- Chłopaki, proszę was to moja walka.

- Nie pozwolimy ci iść na pewną śmierć, jesteś naszym kumplem.

Wiedziałem już, że mi tak łatwo nieodpuszczą więc się zgodziłem. Złecieliśmy do krateru na spotkanie Akatsuki.

- Ile można było czekać, zaczynałam się nudzić. - Dodała Azula ziewając.

- Macie czego chcieliście, ostatni legendarny smok na wyciągnięcie ręki.

Pain i Obito wyciągnęli swoje miecze świetlny.

- Chcemy jedynie Jinchūrikiego.

- Kolesia w zbroi i tego niebieskiego możemy zabić. - Dodał Obito.

Ruszyliśmy do walki, Pain zadał pierwsze cięcie lecz ja przeskoczyłem i trafiłem go w plecy dwoma Rasenganami. Następnie użyłem Sharingana by mieć większe szanse w walce. Pain spojrzał na mnie po czym powiedział.

- Wciąż nie znasz prawdziwej mocy oczu Sharingan.

- Wolno się uczę!

Poczułem po chwili zastrzyk mocy oczu, jakby moje Sharingan przeszło ewolucję.

Pain ruszył do akcji, użyłem Dłoni Wichury po czym mężczyzna poleciał prosto w ścianę. Mimo to Pain wydawał się jakby nie poczuł bólu. Mężczyzna uderzył pięścią w ziemię skąd niespodziewnia zaczęła wypływać woda. Stich szybko wskoczył mi na plecy wówczas użyłem mocy by stanąć na wodzie która coraz bardziej wypełniała krater. Pain zaczynał pokazywać jaki naprawdę był potężny. Mężczyzna zaczął surfować po wodzie w naszą stronę więc wystrzeliłem w niego kulę ognia jednak mężczyzna za pomocą swojego Rinnengana rozproszył ogień po czym z całej siły uderzył mnie w brzuch i wówczas poleciałem z Stichem do tyłu. Kiedy upadłem na plecy, mały kosmita wpadł do wody, a on nie umiał pływać. Chciałem małego wyciągnąć za pomocą mocy lecz Pain wbił mi pręt czakry w bark. Mężczyzna następnie swoim Rinneganem podrzucił mnie do. Azula wykorzystując tą chwilę trafiła mnie błyskawicą. Jim podczas walki z Obito wykorzystał chwilę i ostrzelał dziewczynę serią z działa na ramieniu, niedługo potem trafił Obito promieniem z repulsorów po czym poleciał mnie złapać. Chłopak wyjął mi pręt czakry po czym posadził mnie na wodzie.

- Jim, Stich jest pod wodą, ratuj go!

- Lecę po niego! - Dodał po czym zanurkował w wodzie.

Obito wykonał następnie pieczęć tygrysa.

- Styl Ognia: Dziki Taniec Podmuchu Fali!

Obito wystrzelił we mnie spiralę Ognia, użyłem mocy by rozproszyć ogień. Azula i Zuko go później wykorzystali by na mnie spuścić bomby ognia, wówczas użyłe ponownie Dłoni Wichury by się bronić. Następnie wyciągnąłem swój miecz świetlny na co Obito i Pain odpowiedzieli tym samym po czym zaczęliśmy walkę. W międzyczasie na moim ciele pojawiła się zbroja którą wchłonęła Czerwona Śmierć.

Odepchnąłem Obito po czym zaatakowałem Paina, a z pomocą Sharingana czułem jakbym miał przewagę, zwłaszcza, że oko pozwalało mi przewidzieć również ataki Obito, w tym Ninjitsu.

Szybko wyłączyłem miecz i wraz z Obito wykonałem pieczęć tygrysa.

- Styl Ognia: Dziki taniec Podmuchu Fali!

Wystrzeliliśmy w siebie spirale ognia. Po chwili spojrzałem w oko Obito.

- Widzę, że szybko osiągnąłeś następny poziom Sharingana!

- W końcu jestem z klanu Uchicha!

Po chwili jednak oczy zaczęły mnie palić jak od cebuli, z oczu zaczęła mi cieknąć krew. To był pewnie efek uboczny tego Kekkei Genkai, deaktywowałem Sharingan, a mimo to wciąż bolały mnie oczy, moja zbroja też zniknęła.

- Co się stało?!

- Za długo używałeś oczu Sharingan. - Dodał Pain po czym ruszył z mieczem.

Zacząłem się bronić lecz mężczyzna mnie kopnął i upadłem na wodę. Następnie mężczyzna znów mnie wyrzucił w powietrze po czym dostałem od niego prętami czakry. Następnie Azula ponownie poraziła mnie piorunem tym razem trzykrotnie mocniej. Jim w międzyczasie wyciągnął Sticha z wody po czym próbował mi pomóc, jednak kazałem zabrać stąd Sticha i wraz z Jeźdźcami uciekać.

Byłem już osłabiony, że ciężko było mi wstać. Pain podszedł do mnie po czym patrząc na mnie powiedział.

- Wydaje ci się, że jesteś silny.

Spojrzałem na Paina.

- Lecz wciąż będziesz przegrywać.

- Jeśli umrę, Czerwona Śmierć umrze ze mną.

Po chwili Pain kopnął mnie w twarz i wówczas straciłem przytomność.

Rozdział 19

Obudziłem się z powrotem w ciemnej kajucie jakimś na statku. Leżałem w łóżku z bandażami na ciele, a moje ubrania ku mojemu zdziwieniu leżały na podłodze elegancko poskładane a, na nich położone polska opaska i mój ochraniacz, nawet moja kamizelka i pas z moim sprzętem były na wieszaku natomiast mój miecz świetlny leżał spokojnie na biurku pod ścianą. Po chwili jednak zobaczyłem, że na ścianie nad łóżkiem wisiała flaga Narodu Ognia. Znajdowałem się na okręcie wroga. Wstałem z łóżka i ubrałem spodnie. Po chwili zaczęło mnie wszystko boleć więc złapałem się za brzuch. Następnie opuściłem kajutę po czym ciemnym korytarzem poszedłem na górę na pokład.

Była noc, a w dodatku było chłodno lecz to zignorowałem, spokojnie oparłem się o burtę i spojrzałem na rozgwieżdżone niebo. Zacząłem myśleć o Ba Sing Se i czy moi przyjaciele uciekli.

- Nie powinieneś wychodzić pół nago o tej porze.

Usłyszałem syczący głos Azuli, dziewczyna stała za mną trzymając na ramieniu czerwony szlafrok. Podeszła do mnie po czym mi go założyła. Byłem nad wyraz zdziwiony bo niedawno ze sobą walczyliśmy, a teraz zachowywała się jak przyjaciółka.

- Co się stało?

- Od rana spałeś, w międzyczasie twoi dawni przyjaciele uciekli.

- No to macie problem, bo Aang powróci i...

- Awatar nie żyje!

- Co? - Odparłem z zdziwieniem. - Jak to?

- Podczas walki w podziemiach pałacu króla ziemi, kiedy twój... Aang osiągnął stan Awatara, Zuko wykorzystał chwilę kiedy Awatar był bezbronny i go zabił.

- Nie, nie, to nie możliwe.

Jako dowód Azula dała mi przypalony strzęp koszuli Aanga bym uwierzył, że to była prawda. Normalnie chciało mi się płakać.

- To znaczy również...

- Że po stu latach, Ba Sing Se zostało zdobyte.

Więc pozostała jeszcze kwestia nadchodzącego Ragnaroku i Czerwonej Śmierci jako katalizatora, zwłaszcza, że usunięcie że mnie smoka może mnie zabić. Choć i tak stałem siebie bardziej cyniczny i swoje życie uważałem za nic nie warte. W ogóle miałem wrażenie, że jedynie sprowadzam kłopoty.

Zacząłem z powrotem patrzeć na gwiazdy wówczas Azula oparła się obok mnie.

- Niedługo dotrzemy do domu, Zuko po tym czego dokonał będzie miał prawo spotkać się ze swoim ojcem, podobnie jak ty ze swoim.

- Jako kto, bo jako syn marnotrawny to raczej wątpię. - Na to pytanie Azula złapała mnie za dłoń i pocałowała mnie w policzek.

- Znasz już odpowiedź.

Nie wiedziałem już co myśleć. Z tego co mówił mi kiedyś trzeci Hokage ojciec mnie kochał mimo, że przeszedł na stronę zła. Jednak niczego już nie byłem pewny. Choć nie opuściłem przyjaciół z własnej woli, czułem się jak zdrajca. Z jednej strony chciałem się przekonać czy mój biologiczny ojciec faktycznie mnie kocha mimo, że jest lordem Sithów, ale z drugiej strony moi przyjaciele walczą przeciwko Narodowi Ognia i Najwyższemu Porządkowi i to w słusznej sprawie ratowania wszechświata.

Jak postąpię? To się okaże.