Jak Wytresować Smoka Wiki
Advertisement
Jak Wytresować Smoka Wiki

Od użytkownika fandomu do założycieli. Chcę przeprosić za tamto, wtedy nie wiedziałem, że trzeba założyć sobie bloga bo nie przeczytałem regulaminu. W dodatku to moje pierwsze opowiadanie.

To opowiadanie to będzie fanowskim spin offem seri Jak wytresować smoka, będą się pojawiać za równo postacie z serii jak i postacie z nią nie związane (w tym postacie z anime).

Część 1- Powrót do domu[]

Rozdział 1[]

Nazywam się Galen mam 14 lat chcę wam opowiedzieć swoją historię ostrzegam, że będzie ostro i jeśli nie macie mocnych nerwów to dobrze radzę nie czytajcie tego, ale przejdźmy do rzeczy.

Zapewne każdy nawet jeśli to ktoś z was to czyta ma albo kiedyś miał amnezję i nie pamiętał ostatnich wydarzeń albo nawet kim jest. Do głowy przychodzą wam różne wspomnienia lub pojedyńcze obrazy lecz nie wiecie co one znaczą. Ja właśnie tak mam i uwierzcie mi, że minie sporo czasu aż odzyskam wspomnienia. Dobra przejdźmy do opowiadania.

Spałem sobie spokojnie, do głowy przychodziły mi różne rzeczy. W końcu otworzyłem oczy, na początku widziałem jedynie niebieską plamę, potem obraz się wyostrzył i widziałem pokrywę z niebieskiego szkła, a za nią białą ścianę z białych ceramicznych płytek. Zorientowałem się, że byłem zamknięty w jakiejś kapsule. Po chwili kapsuła się otworzyła po czym wyszedłem na zimną podłogę. Jednak zamiast poczuć dotyk zimnego podłoża zimnego podłoża to słyszałem zgrzytanie metalu. Zrobiłem kilka kroków lecz po chwil upadłem. Spojrzałem w dół i zamiast dolnej połowy miałem nogi z metalu. Byłem załamany usiadłem pod ścianą chwytając się za nogi.

Zaczynałem się rozglądać po pomieszczeniu. Wszystko było zrobienie z białych ceramicznych płytek. Centralnie przede mną były białe drzwi a nad nimi była zamontowana kamera. Nade mną zaś było duże okno wstałem i zobaczyłem przez nie ocean, a na wodzie unosiły się lodowe skały. Dotknąłem szyby była zimna choć w środku było ciepło. Za pewne była to jakaś baza na północy. Podszedłem do kamery i zacząłem zadawać pytania.

- Dobra, Gdzie ja jestem, ile spałem, Trump dalej jest prezydentem USA?!

Nie było jednak żadnej odpowiedzi więc zacząłem zadawać coraz więcej głupich pytań choć dalej nie było odpowiedzi. Próbowałem więc otworzyć drzwi lecz były zamknięte od drugiej strony. Próbowałem je również wyważyć lecz to nic nie dało.

W końcu wpadłem na dość ryzykowny pomysł żeby wyskoczyć przez okno. Wpierw musiałem trochę pobiegać dookoła. Z robiłem kilka rundek wokół pokoju. Z początku było trudno bo co chwilę upadałem jednak później już nie, a kamera wszystko nagrywała.

Kiedy sobie pobiegałem i odpocząłem przygotowałem się do akcji. Stanąłem pod drzwiami i przygotowałem się do biegu.

- Mam nadzieję że macie ubezpieczenie. - Powiedziałem

Zacząłem biec do okna skoczyłem robiąc salto i nogami roztrzaskałem szybę na kawałki i wyleciałem na zewnątrz budynku i złapałem się klifu. Okazało się że nie był to dobry pomysł bo w środku rozległ się alarm. Było mi zimno, a w dodatku klif był śliski i bałem się, że wpadnę do zimnej wody.

Wtedy do okna podbiegli dwaj żołnierze w maskach i mundurach z karabinami, skierowali broń we mnie.

- Stój! - Powiedział jeden z żołnierzy

- Cześć chłopaki. - Odpowiedziałem

Za pewne chcieli mnie znowu zamknąć kapsule jednak wolałem już skoczyć do wody i zginąć z hipotermii. Więc skoczyłem lecz w ostatniej chwili coś mnie złapało mnie za ramiona. To były szpony niebieskiego stwora był to smok z ptasim pyskiem i rogiem na nosie. Miał kolce z tyłu głowy ułożone w koronę oraz kolczasty ogon. Na smoku siedziała wysoka i piękna dziewczyna z jasnymi włosami związanymi w warkocz, miała granatową bluzkę oraz brązową spódnicę z kolcami. Miała również obcisłe spodnie oraz zimowe buty. Na rękach miała karwasze a Na ramionach metalowe naramienniki. Przyznam że kiedy ją zobaczyłem od razu wpadła mi w oko.Odlecieliśmy od bazy choć żołnierze dalej do nas strzelali jednak po chwili strzały umilkły.

Kiedy lecieliśmy nad wodą podziękowałem dziewczynie za pomoc na co ta mi odpowiedziała. Byłem jej naprawdę wdzięczny.

- Wichura podrzuć go nam. - Powiedziała dziewczyna do smoka.

Na komendę smok, a raczej smoczyca chwyciła mnie ogonem za kostkę i podrzuciła mnie na swój grzbiet. Objąłem dziewczynę rękami w pasie przepraszając ją przy tym na co ta mi odpowiedziała żebym się zamknął i zagroziła mi, że mnie rzuci Węgorzom na obiad. Po chwili się zapytałem.

- Kim ty jesteś?

- Jestem Astrid znamy się, należałeś do naszego plemienia. - Powiedziała dziewczyna.

- Problem w tym, że nic nie pamiętam. - Odpowiedziałem.

Rozdział 2[]

Lecieliśmy w milczeniu nad wodą, powoli robiło się ciemno i było coraz chłodniej, a ja nie miałem ubrań. Z zimną zaczynałem się trząść. W dodatku nie wiem czemu ale powoli robiłem się zmęczony, zaczynałem już ziewać a powieki mi opadały.

- Astrid może zrobimy może mały postój na noc? strasznie ciągnie po plecach. - Spytałem.

- Wytrzymaj, Berk już nie daleko. - Powiedziała dziewczyna.

W końcu po godzinie czy dwóch dolecieliśmy na niewielką wyspę. Na niej była była niewielką osada drewnianych spadzistych domów, a dalej stała potężna twierdza wybudowana w skale. Byłem oszołomiony widząc to wszystko.

- Więc to jest Berk. - Powiedziałem

- Witaj w domu. - Powiedziała Astrid.

Wylądowaliśmy pod jednym z domów lecz ten znacząco się różnił gdyż dach był po nabijany kolcami.

- To twój dom? - Spytałem.

- Tak to mój ale bądź cicho by cię nikt nie usłyszał. - Powiedziała Astrid.

Weszliśmy do środka, na szczęście nikogo nie było. Weszliśmy szybko na górę do pokoju dziewczyny jedynie Wichura trochę tupała.

- Możesz się położyć w moim łóżku. - Powiedziała Astrid

- Nie dzięki, wolę spać na podłodzę. - Odparłem po czym poszedłem spać.

Na zajutrz rano wyszedłem się trochę pospacerować, ludzie się zaczęli na mnie patrzeć jak na diabła. Inni się zastanawiali kim, a raczej czym ja jestem. Próbowałem ich uspokoić i wszystko wyjaśnić lecz w pewnej chwili ktoś we mnie rzucił kamieniem. Był to młody chłopak w zielonej bluzie, brązowych spodniach i ciężkich butach. Był dość chudy, miał brązowe rozczochrane włosy, szare oczy i piegowatą twarz.

- Kim ty jesteś dziwaku? - Spytał niegrzecznie chłopak.

- Czemu ty rzucasz w ludzi kamieniami łobuzie? - Powiedziałem

Chłopak podszedł do mnie i popchnął mnie na ziemię po czym kopnął mnie w brzuch.

- Na Berk nie ma miejsca dla dziwaków. - Powiedział chłopak

- Uważaj trochę co mówisz bo się źle dla ciebie skończy. - Powiedziałem po czym wstałem.

Po chwili z tłumu wyszedł wysoki męszczyzna w zielonej tunice i srebrnej lamelce. Był dość umięśniony i miał bujną, rudą brodę, porozdzielaną i związywaną na końcówkach co dotyczyło równierz jego włosów.Na głowie mężczyzna miał hełm z długimi rogami.

- Co tu się dzieje, Jax czy ty nie możesz choć jednego dnia wytrzymać bez bujek?! - Spytał męszczyzna.

- Wodzu to nie jest człowiek tylko jakiś stwór. - Powiedział chłopak.

Wódz na mnie spojrzał gniewnym wzrokiem, nic nie mówiłem bo byłem trochę spanikowany. Po chwili spojrzał na chłopaka.

- Nie wiem czym on jest, ale nowo przybyłym okazujemy szacunek! - Powiedział

- Wodzu ja...! - Wrzasnął ale wódz mu przerwał.

- Jeszcze słowo młody człowieku!

Jax na te słowa zaczął się bać po czym spojrzał na mnie wściekły grożąć

- Pożałujesz, zniszczę cię tak, że cię matka nie pozna po zwłokach!

- Jax idź do domu! - Powiedział wódz na co chłopak pobiegł i zniknął w tłumie.

- A wy co się tak patrzycie, koniec przedstawienia, rozejść się. - Dodał

Ludzie się rozeszli, ja też zamierzałem iść lecz mnie wódz chwycił za rękę.

- Czekaj chłopcze musimy pogadać. - Powiedział.

Rozdział 3[]

Wódz zabrał mnie do swojego domu, w środku znajdowało się palenisko a pod ścianą stał stół i krzesła. Było ciemno, a palenisko było jedynym światłem przez co było ciepło. Wódz przyklęknął przede mną po czy mnie przytulił. W tej chwili czułem się lekko skołowany gdyż, nie wiedziałem o co chodzi.

- Kim pan jest? - Spytałem.

- Nie pamiętasz mnie, to przecież ja Stoick Ważki, wódz Berk. - Powiedział męszczyzna.

Pogadaliśmy sobie chwilę przy stole, opowiedziałem o tym jak Astrid wyciągnęła mnie z więzienia i z skąd mam metalowe nogi. Natomiast Stoick mówił mi, że cztery lata temu w złości skazał mnie na wygnanie i o innych wydarzeniach przy których mnie nie było i tych których nie pamiętałem czym musiałem wszystko tłumaczyć. W pewnym momencie wódz mi oświadczył, że będę musiał nauczyć się tutaj żyć i walczyć. W pewnym momencie do chaty wparował jeden z wikingów. Był zmęczony i cały spocony.

- Co się dzieje? - Spytał Stoick

- Czkawka wrócił wodzu. - Powiedział męszczyzna

Wyszliśmy na zewnątrz. Stał tam wysoki chłopak brudnozielonyvh, ciasno przylegających do ciała spodniach, czerwonej tunice oraz skórzanej kamizelki. Miała fakturę przypominającą smocze łuski. Dodatkowo miała naramienniki - lewy jest podwójny i sięgający prawie do końca ramienia, zaś prawy jest nieco mniejszy, bardziej okrągły a na nim znajdował wizerunek czarnego smoka. Chłopak miał brązowe rozczochrane włosy i dwa zapłacone warkoczyki pod uchem. Za chłopakiem stał czarny smok z pręgowatą skórą i dużymi skrzydłami. Stoick podszedł do chłopaka i lekko westchnął.

- I co Czkawka jakieś nowe gatunki?

- Niestety nie tato. - Odpowiedział chłopak.

Kiedy przyglądałem się ich rozmowie, smok do mnie podszedł i zaczął chodzić wokół mnie i obwąchiwać. Byłem trochę zestresowany gdyż jako dziecko kazano mi trzymać się jak najdalej od dzikich zwierząt. Jednak smok zachowywał się jak pies.

- Tylko nie gryź. - Powiedziałem.

- Widać że Szczerbatek cię polubił. - Powiedział Czkawka.

W końcu smok podszedł do mnie po czym go pogłaskałem.

- Dobra, koniec tego, powiedzcie mi kim jesteście, skąd mnie znacie i czy mogę w końcu wracać do lodówki? - Spytałem wzdychając.

- Pozwól ze mną. - Powiedział Czkawka.

Poszliśmy razem do lasu, powoli robiło się ciemno, i coraz zimniej. Czkawka podczas spaceru zaczął mi opowiadać.

- Zapewne słyszałeś na historii o wikingach? - Spytał chłopak.

- Z tego co pamiętam to głównie oni napadali, grabili, mordowali, a nawet dotarli do Ameryki przed Kolumbem. Odpowiedziałem.

- Lecz nie słyszałeś wszystkiego, po bitwie pod Stamford Bridge w 1066 roku wiele plemion w tym nasze osiedliło się na Archipelagu na morzu Grenlandzkim, oficjalnie to my nie istniejemy i są to tylko pogłoski. Nasze plemie istnieje od wielu lat. - Opowiedział Czkawka.

Chłopak był dość miły, opowiedziałem mu o tym co zrobiła dla mnie Astrid. Na tomiast Czkawka opowiedział mi równierz o mojej przeszłości, jak się poznaliśmy, o Smoczym szkoleniu na które kiedyś uczęszczałem oraz o tak zwanej Czerwonej Śmierci przez którą straciłem nogi.

W końcu zrobiło się ciemno i była pora by wracać do wioski.

Rozdział 4[]

Nad ranem obódził mnie głośny basowy dźwięk. Był to dźwięk Rogu przez co mi teraz dzwoniło mi w uszach i nie tylko mnie. Kiedy wyszedłem na zewnątrz inni mieszkańcy wioski też byli wkurzeni że zostali obudzeni, a był dopiero środek nocy. Ze wzgórza dobiwgały głosy chłopaka i dziewczyny

- Dzień dobry tu mówi Mieczyk!

- I Szpadka!

Były to bliźniaki obaj byli do siebie podobni gdyż mieli te same długie włosy tyle, że dziewczyna miała spięte w warkocze. Bliżniaki mówiły przez duży metalowy róg. Mieszkańcy wioski patrzyli na nich, a niektórzy złorzeczyli na nich. W tym Jax.

- Tylko wy głąby możecie używać Burzowego Ucha na opak. - Na co Szpadka odpowiedziała.

- Dobrze, że jesteś Jax mamy wiadomość dla ciebie, Kochany Jaxiu bardzo brakuje mi twojej słodkiej buzi i twojej cudownej pupci. Podpisane Mamusia i Tatuś".

Szpadka przeczytała list na co niektórzy pękali ze śmiechu, nawet ja nie mogłem się powstrzymać. Jax skulił się, ze wstydu po czym powiedział.

- Jeszcze wam pokażę łachudry!

Po czym odszedł. Pogratulowałem bliźniakom pokazując im kciuka w górę.

- To było dobre. - Odpowiedziałem.

Jednak zabawa się szybko skończyła, gdyż przyszedł zdenerwowany Stoick.

- Rozejść się, co to znowu za zbiegowisko, ej wy tam co wam mówiłem o wykorzystywaniu burzowego ucha dla zabawy i w dodatku w nocy! - Krzyczał Stoick

Bliźniaki uciekły, że wzgórza podśmiewając się, a ludzie zaczęli się rozchodzić do do domów. Ja też szedłem do domu kiedyś pewnym momencie zauważyłem meteoryt lecący w stronę lasu. Po chwili rozbił się nie daleko stąd. Postanowiłem więc pójść do lasu by sprawdzić co to jest.

Wciąż było ciemno ledwo widziałem drzewa i gałęzie. Jednak łatwo było znaleźć krater gdzie wylądował meteoryt gdyż wciąż tliło się światło. Podbiegłem do krateru po czym spojrzałem w dół. Jak się okazało nie był to meteoryt lecz metalowa kapsuła. Wszedłem do krateru i podszedłem do kapsuły. Wciąż się żarzyła więc chciałem poczekać aż ostygnie. Nie byłem w stanie wrócić do wioski gdyż było ciemno a słońce wzejdzie za parę godzin. Kapsuła była jeszcze ciepła więc postanowiłem się tu przespać choć wiedziałem, że Astrid za to mi urwie łeb.

Kiedy nad ranem wzeszło słońce było dosyć chłodno, mimo to obudziłem się wypoczęty mimo, że spałem na gołej ziemi i byłem cały brudny. Miałem wracać do wioski lecz wcześniej chciałem wreszcie sprawdzić tą kapsułę. Dotknąłem jej i była już tylko ciepła. Szukałem czegokolwiek by ją otworzyć, szukałem przycisku nawet próbowałem ją otworzyć siłą. Niestety wszystkie próby poszły na marne. Zamierzałem ją więc wziąść do wioski. Chwyciłem ją za boki lecz jej okrągła pokrywa się otworzyła.

Zajrzałem więc od środka i zobaczyłem w niej coś dziwnego, był to niebieski stwór podobny do koali który spokojnie sobie spał. Wwziąłem go więc na ręce i zaniosłem do wioski. Stworzenie było trochę ciężkie lecz to dostarczyłem. Zaniosłem małego do chaty Stoicka i pokazałem go wodzowi i Czkawce.

Sprawdziliśmy co to za zwierzę, wiadomo że to nie był smok ani żadne inne zwierzę. Wytłumaczyłem przyjacielowi, że stwór spadł z nieba. Szczerbatek siedział przy nas obwąchiwując stwora.

- Skoro to coś spadło z nieba to nie wiemy co to dokładnie jest. - Powiedział chłopak.

W pewnym momencie stwór zaczął się budzić. Powoli otwierał powieki pokazując swoje czarne oczy i nadstwawiając uszy. Spojrzeliśmy na stwora z przerażeniem.

Stwór stanął na nogi, spoglądał na nas jakby chciał któregoś z nas napaść. Lecz zamiast tego wyskoczył przez okno.

Rozdział 5[]

Wyszliśmy na zewnątrz za stworem. Ledwo co wyszliśmy, a już potwór szalał po wiosce. Jednemu gościowi ukradł Topór śmiejąc się przy tym po czym rzucił nim w jakiś dom odcinając rzeźbę smoka.

Do nas po chwili przyszedł Stoick. Tym razem był że złości czerwony jak burak. Popatrzył na nas po czym wykrzyczał

- Czkawka co do Thora tu się dzieje?!

- Pamiętasz wodzu to coś co dzisiaj przyniosłem z lasu? - Powiedziałem.

- No to teraz masz to złapać albo za karę będziesz własnoręcznie odbudowywać całą wioskę! - Wykrzyczał.

W międzyczasie kiedy biegłem doszło wybuchu. Stwór szalał teraz dużym dużym zielonym smoku paląc ogniem co popadnie. Jakiś Wiking któremu palił się hełm, krzyczał.

- Wynoś się stąd potworze!

Niestety smok go trzasnął ogonem, a koleś poleciał rozwalając kolejny dach.

Podbiegłem do stwora na smoku krzycząc do niego by przestał. Jednak po drodze spotkałem Mieczyka i Szpadkę którzy mu kibicowali by rozwalał dalej. Stwór na smoku odleciał po za wioskę.

- To się nazywa mega demolka. - Powiedział Mieczyk przybijając siostrze żówika.

- Jak go nie złapiemy to będzie również wasza wina, lecz to mnie się oberwie. - Powiedziałem.

Wzięliśmy więc dwugłowego smoka bliźniaków i polecieliśmy za stworem.

Dotarliśmy na farmy gdzie stwór robił rozrubę. Kury i owce uciekały, a jedna się paliła natomiast jaki były poprzewracane.

- Ej tylko my mamy prawo trykać te jaki! - Krzyknął Mieczyk.

Smok bliźniaków strzelił ogniem lecz smok stwora zrobił unik i strzał rozwalił kurnik. Poszło również z kilka piór.

- Mam nadzieję, że właściciel ma ochotę na pieczone kurczaki. - Powiedziałem.

Wstałem więc na grzbiecie smoka bliźniaków po czym wyskoczyłem na smoka tego potwora łapiąc go po czym obaj wylądowaliśmy na ziemi. Trzymałem małego dość mocno leżąc na ziemi.

Kiedy wróciliśmy trwały naprawy szkód jakich nasz mały chuligan narobił. Po chwili przyszedł Stoick i kazał mi zabrać stąd stwora gdyż niechciał by był w wiosce. Natomiast bliźniakom w ramach kary dał im listę szkód które też mieli naprawić.

W tymczasie zabrałem stwora z powrotem do lasu. Chciałem go z powrotem zamknąć w kapsule.

- Cóż mały widać tutaj nie jesteś mile widziany. Powiedziałem do niego.

Stwór tym razem już się nie szamotał. Teraz mogłem go nieść spokojnie.

Wreszcie dotarliśmy do krateru gdzie była kapsuła. Chciałem małego już zamknąć jednak usłyszałem Czkawkę.

- To tutaj znalazłeś tego stwora? - Spytał Czkawka.

- Zgadza się, niestety muszę go tu zamknąć. - Odparłem.

- Zdajesz sobie sprawę, że to co chcesz zrobić jest nieludzkie. - Powiedział chłopak.

- Powiedz mi czy mam jakiś wybór, chcesz żeby ten konus zrobił masakrę, widziałeś do czego jest zdolny. - Powiedziałem

- Widziałem lecz jeśli go zamkniesz to on tutaj zginie z braku jedzenia lub nawet powietrza? Spytał Czkawka.

W tej chwili zastygłem. Nie wiedziałem już co robić. Może Czkawka ma rację być może to chcę zrobić naprawdę jest złe. Postawiłem więc stwora na ziemi.

- No to co teraz, jak go tu zostawimy to wróci i będzie dalej terroryzować wioskę. - Powiedziałem ze zmartwieniem.

- Chyba, że go wytresujemy. - Powiedział Czkawka.

- Twój ojciec się na to nie zgodzi. - Dodałem.

- On nawet nie będzie wiedział. - Odparł

- Tylko ty i ja? - Spytałem.

- I jeszcze pięć osób. - Dodał Czkawka.

Rozdział 6[]

Jutro rano mieliśmy zacząć szkolenie naszego nowego kumpla. Ze względu na to, że nie mogłem się z nim pokazać w wiosce bo mieszkańcy wioski by mnie skrócili by mnie za to o głowę, znowu musiałem spędzić noc w lesie z moim kumplem.

Na zajutrz obudziłem się wcześnie rano jeszcze bardziej brudny i zmarznięty. Mały też się powoli budził. Chciałem go wziąść na ręce lecz ten po chwili staną na dwóch nogach. Chwilę później kiedy się ogarneliśmy po nas przyszedł Czkawka ze Szczerbatkiem.

Zabrali nas na arenę na obrzeżach wioski. Arena była okrągła, wykuta w skale. Nad nią stało ogrodzenie z metalowych prętów, wejście natomiast biegło po skosie, a nad nim wisiała duża okrągła płyta z wizerunkiem Szczerbatka.

Weszliśmy do środka gdzie było pięć dużych hangarów każdy zamknięty dużymi drewnianymi bramami z metalowymi elementami oraz zabarykadowane dużymi drewnianymi palami.

Obok wejścia były stojaki gdzie wisiały Miecze, Noże, Topory i inne bronie i Tarcze. Po chwili na stojaku zauważyłem rzecz podobną do latarki. Była to jakby rękojeść od jakiegoś miecza i to akurat nie była pewnie broń jaką stosowali wikingowie.

Po chwili podszedł do mnie Czkawka i powiedział bym sobie wybrał broń i tarczę. Więc wziąłem sobie tarczę z dwiema płonącymi czaszkami. Natomiast jako broń wziąłem sobie rękojeść.

- Mogę tego użyć? - Spytałem.

Czkawka kiedy na mnie patrzył z tą rękojeścią widać było w nim lekkie zaniepokojenie. Chwiejnie mi powiedział.

- Jasne tylko z tym uważaj.

- Wiesz w ogóle co to jest i jak to działa? - Spytałem się jeszcze.

- Włącz ten czerwony przycisk i trzymaj to z dala od twarzy. Dodał chłopak.

Włączyłem urządzenie po czym ukazało się ostrze czyli niebieska wiązka świecącej plazmy. Pomachałem trochę bronią po czy, przyłożyłem ostrze do podłoża. Ostrze przypaliło podłoże, że aż się dymiło. Byłem zachwycony a z drugiej strony oszołomiony taką mocą.

- Niezła broń, potężna i niebezpieczna. Powiedziałem

- Miecz świetlny twojego ojca, broń zakonu czarowników zwanych Jedi. - Powiedział Czkawka.

- To jedi istnieli i jednym z nich był mój ojciec, skąd go znasz? - Spytałem.

- Nie znałem go, lecz coś o nim słyszałem. - Odpowiedział Czkawka.

Ta odpowiedź mnie trochę zmartwiła. Chciałem się czegoś dowiedzieć o swoim ojcu gdyż go nigdy nie poznałem. Zniknął nim się urodziłem. Z tego co pamiętam nie było go nawet na pogrzebie mojej mamy która zginęła kiedy miałem sześć lat.

- To co tresujemy twojego kumpla? - Spytał Czkawka.

- Tak. - Odpowiedziałem.

Musiałem na chwilę odłożyć broń gdyż teraz nie była mi potrzebna.

- Najpierw musimy sprawdzić co ten mały potrafi. - Powiedziałem.

- Ja już widziałem, jak na takiego słodziaka to jest dość silny gdyż podczas wczorajszej rozruby wyłamał drzwi od stajni z Dzikami, w dodatku wiedział jak dosiąść Koszmara Ponocnika...

W pewnym momencie zacząłem chichotać przerywając Czkawce.

- Wy... wy... Wybacz, ale koszmar ponocnik tak się nazywa ten duży smok na którym ten mały latał.

- Zgadza się Koszmar Ponocnik. - Odparł chłopak

Na to słowo zacząłem się już śmiać.

- Przepraszam, ale trochę mi się Ponocnik kojarzy mi się z nocnikiem. - Odpowiedziałem, po czym zacząłem się jeszcze bardziej śmiać.

Jednak to Czkawkę nie bawiło. W końcu przestałem się śmiać i chłopak opowiadał dalej.

- Ma również wyjątkowy słuch w dodatku ma schowaną dodatkową parę rąk, kolce i czułek.

- Dobra umiejętności to znamy więc jak go nazwiemy? - Spytałem.

- Nie wiem, to nawet nie jest smok, najpierw trzeba go oswoić. - Powiedział chłopak.

Podszedłem więc do małego do małego. Musiałem to jednak zrobić powoli by znowu nie uciekł. Stwór siedział sobie spokojnie i patrzył się na mnie.

- Spokojnie, nie skrzywdzę cię. Powiedziałem.

W pewnym momencie stwór wstał na dwie łapy po czym pomachał do mnie ręką.

- Cześć. - Powiedział.

To mnie już zbiło z tropu. Ten mały powiedział do nas cześć. Nawet Szczerbatek był zaskoczony, a do tego czasu siedział sobie w kącie.

Stwór w końcu też do mnie podszedł po czym dotknąłem jego niebieskiego czoła.

- Zawiązaliście więź. - Powiedział Czkawka.

- Jak go nazwiemy? Spytałem.

- Nie wiem. Powiedział chłopak.

W pewnym momencie przyleciał czerwony Koszmar Ponocnik na nim siedział niski chłopak. Był umięśniony i miał czarne włosy. Miał na sobie zieloną tunikę oraz pas ze srebrną klamrą. Miał także obcisłe spodnie i zimowe buty. Chłopak wszedł do nas.

- No proszę, proszę co my tu mamy kolejne przybłędy. - Powiedział chłopak.

Spojrzał na mnie po czym zaczął się śmiać.

- Patrzcie jaki grubas od razu widać, że to ofiara losu.

Po chwili przyszedł Jax popatrzył się na mnie i na małego gniewnym wzrokiem.

- Co to twój pupilek? - Powiedział złośliwie.

- Jax, Sączysmark, przestańcie. - Powiedział Czkawka jednak ci go nie chcieli słuchać.

- Wiesz co Czkawuś zawsze wiedziałem, że będziesz miał następcę który będzie taką ofermą jak ty. - Powiedział bezczelnie Sączysmark.

Jax podszedł do mnie i zaczął mnie szturchać po brzuchu uśmiechając się.

- Nie dość, że dziwoląg to jeszcze spaślak. - Powiedział. Po czym skierował wzrok na małego.

- A to pewnie twój pupilek, Stoick kazał się go pozbyć, mam nadzieję, że umiesz pływać? - Dodał.

- Zostaw w spokoju mojego przyjaciela albo popamiętasz. Zagroziłem.

Jednak Jax pochnął na ziemię.

- Tacy jak ty w ogóle nie powinni istnieć. - Powiedział gniewnie po czym kopnął mnie w brzuch.

Skręciłem się z bulu, że nawet nie mogłem wstać.

Jax chciał go złapać za uszy jednak mały go złapał za rękę po czym zaczął z nim wirować aż w końcu rzucił Jaxa w stronę Sączysmarka po czym obaj stracili przytomność.

- Chodźmy do domu co nim się obudzą. - Powiedział Czkawka.

- Jasne, a mógłbym sobie zatrzymać miecz świetlny? - Spytałem.

Rozdział 7[]

Po tej akcji zacząłem się coraz bardziej martwić. Lecz nie o siebie lecz o mojego przyjaciela. Jax tego dnia był mega wkurzony. W dodatku jeśli Stoick odkryje, że trzymam kosmitę to na bank wyrzuci nas z wioski. Nie jestem wciąż w stanie zrozumieć czemu Jax i Sączysmark mnie tak nienawidzą. Dlatego, że jestem tu dla nich obcy?

Poszukałem sobie jakiegoś zajęcia na Berk, znalazłem sobie zajęcie u Pyskacza. Był to nie wysoki, grubszy męszczyzna. Prowadził kuźnię na Berk gdzie wykuwał broń. Zatrudniłem się tam i okazało się, że dobrze mi idzie. Pyskacz trochę mnie uczył jak wykuwać miecze jednak z Maczugami i Toporami szło mi trochę gorzej.

Pewnego dnia zrobiłem Pyskaczowi kawał. Wziąłem trochę Gronklowego żelaza i zrobiłem sobie shurikhen, lecz nie taki japoński lecz raczej batarang z trylogii ,,Mrocznego Rycerza" Christophera Nolana. Kiedy Pyskacz to zobaczył to się zdziwił co ja to zrobiłem. To jednak był początek. Przez kilka dni wykuwałem jeszcze samurajską katanę. Nie zdziwcie się, ale po prostu mnie od dziecka interesowała mnie samurajska broń. Wtedy to się Pyskacz załamał.

Wieczorami chodzę sobie poćwiczyć na arenie. Astrid mnie szkoliła. Nim jednak przeszliśmy do treningu z bronią dziewczyna robiła mi dość mordercze treningi. Przebieg wokół wyspy, bieg slalomem między przeszkodami itp. Po takich treningach często chodzę się komąpać w rzece gdyż często jestem spocony jak mysz.

Wszystko szło dobrze, poza dwoma rzeczami, po pierwsze czasami się pytałem kiedy będe miał własnego smoka. Czułem się trochę zazdrosny gdyż wszyscy na Berk mieli smoki, a ja miałem tylko kosmitę, pytałem się jeźdźców kiedy dostanę własnego smoka na co Czkawka i Astrid odpowiadali, że jestem jeszcze za młody, albo, że nie jestem gotowy i, że muszę się zaopiekować się kosmitą. Natomiast Sączysmark i bliźniaki się ze mnie naśmiewały. Jednak nie to było najważniejsze. Ostatnio się równierz pytałem o swoje pochodzenie. Co prawda Czkawka mi mówił, że jestem jednym z nich, ale kiedy się pytam skąd tak naprawdę pochodzę i kim był mój ojciec to chłopak od razu zmieniał temat jakby coś przede mną ukrywał.

O swoich problemach to ja rozmawiam ze swoim przyjacielem. Nazwałem go Stich, zgadza się dałem mu imię jak w tej bajce ,,Lilo i Stich" z 2002 roku. Stich i ja byliśmy do siebie podobni, a raczej tacy sami dwójka skończonych frajerów którzy czują się na Berk dość obco.

Pewnego razu kiedy Pyskacz mnie uczył jak zrobić topór. Do portu przybył jakiś statek nie był to statek Wikingów tylko okręt wojenny. Podbiegłem do portu by przyjrzeć się bliżej. Okręt był dość duży i miał trzy maszty na których były zawieszone żagle. Kiedy statek dobił do portu po ramie wyszedł męszczyzna w niebieskiej szacie i długiej czarnej czapce, miał równierz cieńkie wąsy i kozią bródkę. Na mężczyznę czekał Stoick.

- Stoick Ważki, wódz Berk. Powiedział.

- Chi Fu, doradca cesarza Chin. Powiedział męszczyzna.

Uciekłem z tam tąd by nie podsłuchiwać, w ogóle nie byłem tym zainteresowany więc wróciłem do pracy. Chi fu i Stoick poszli akurat do chaty do twierdzy.

Wieczorem kiedy w kuźni ostrzyłem topór na plac zaczęli się schodzić Wikingowie wokół placu, Pyskacz wziął mnie ze sobą. Było akurat dużo miejsca także nie było co się pchać. Na placu stali Chi Fu i Stoick.

- Słuchajcie ludzie. - Powiedział Stoick. - Chi Fu ma coś do powiedzenia.

- Słuchajcie ludzie, nasz kraj zaatakowali najeźdźcy z północy, dlatego biorąc pod uwagę, że Berk zawarło pakt z Chinami, każda rodzina z wyspy odda jednego mężczyznę pod broń. - Wygłosił Chi Fu po czym zaczął wymieniać nazwiska.

Z gromady zaczęli występować kolejno młodzi mężczyźni na których padło nazwisko. Kiedy tak na nich patrzyłem widziałem przyszłych bohaterów lecz z drugiej strony wiedziałem, że wielu nie przeżyje. Zgromadzenie dobiegło końca i wszyscy zaczeli rozchodzić się do domów. Ja natomiast zostałem u Pyskacza jeszcze bo jutro mieliśmy mieć dużo klientów.

Zrobiło się ciemno, Pyskacz już poszedł spać ja natomiast sprzątałem popiół i resztki metalu jakie zostały po dzisiejszej pracy. Kiedy tak sobie zamiatałem do kuźni ktoś zapukał. Była to wysoka młoda dziewczyna. Miała długie czarne włosy i brązowe oczy. Bała na sobie czerwony szlafrok przewiązany pasem, a pod nią białą koszulkę, do pasa był przywiązana pochwa z mieczem.

- Przepraszam ale o tej godzinie jest zamknięte, proszę przyjść jutro. Powiedziałem.

- Chciałabym tylko pogadać. Powiedziała dziewczyna.

- Słucham. Powiedziałem.

- Jestem Hua Mulan córka Hua Zhou.

Rozdział 8[]

Trochę pogadałem z dziewczyną. Opowiedziała mi o sobie. Jak wstąpiła za ojca do wojska w przebraniu męszczyzny i jak uratowała Chiny.

- Miło mi cię poznać Hua Mulan. Powiedziałem.

Dziewczyna popatrzyła na mnie po czym podeszła i położyła mi rękę na ramieniu.

- Tworzę jednostkę specjalną, bardziej ekipę mógłbyś się nadać. Powiedziała dziewczyna.

- Ile osób?

- na razie ty i jedna dziewczyna. Odpowiedziała Mulan

To trochę mnie zaskoczyło z jednej strony byłem szczęśliwy ale z drugiej strony czułem, że będziemy walczyć. Ja niestety nie nadawałem się jeszcze do walki, a po za tym jutro ja i Pyskacz mamy ostatnio natłok klientów. Musiałem niestety odmówić.

Mulan odeszła pozostawiając mnie samego w kuźni. Przed odejściem powiedziała mi żebym przemyślał jej propozycję. Czułem się z jednej strony podle jak mi ktoś coś proponuje, a ja to odrzucam, czasami trzeba mi odkręcić śrubkę do głowy. Z drugiej strony jednak czułem, że mądrze postąpiłem bo mówi się że ,,Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Skończyłem zamiatać w kuźni. Była już chyba północ więc szybko pobiegłem do domu po czym poszedłem spać.

Na zajutrz poszedłem do twierdzy, Czkawka powiedział mi że ktoś chce się ze mną widzieć. Byłem wyraźnie zdziwiony, że ktoś chce jeszcze widzieć się widzieć. Brama Twierdzy była otwarta. Sala była wakuta w górze wszędzie były paleniska a obok nic stoły i kamienne ławki gdzie siedzieli ludzie. Największe palenisko znajdowało się po środku sali a wokół niego był wybudowany okrągły stół normalnie jak z legend arturiańskich. Na ścianach były zawieszone Tarcze z portretami wodzów i ich synów. W środku znajdowały się ogromne kolumny na których wisiały gobeliny z różnymi wzorami. Przy jednym ze stołów siedziała Mulan z Czkawką i grubym chłopakiem z bląd włosami. Był ubrany w skórzaną tunikę z paskiem, a na głowie miał mały hełm ze skrzydełkami.

Najwyraźniej czekali na mnie, więc do nich podszedłem po czym usiadłem na ławce. Na widok dziewczyny znowu mi się zrobiło głupio. Miałem zamiar przeprosić dziewczynę za wczorajsze, biorąc pod uwagę, że to bardzo ładna dziewczyna.

- Chcę panią przeprosić za moje wczorajsze zachowanie. To co zrobiłem było skandaliczne z mojej strony. - Powiedziałem.

- Chłopcze, nie masz za co przepraszać, ja cię rozumiem, nikt nie chce wojny, było wielu takich których potrzebowałam do jednostki, a oni to odrzucili. - Powiedziała.

Odpowiedziała mi co i jak. Powiedziała mi, że będziemy uczestniczyć w bitwach, a także w operacjach. Zgodziłem się przystać, z resztą Czkawka i Śledzik bo tak się nazywał ten gruby chłopak też uznali bym dołączył by znaleść sobie kolegę lub w tym wypadku koleżankę. O 17:30 nasz statek miał ruszać w drogę, a była już 14:00 więc miałem więc miałem dwie i półtorej godziny by się spakować i zdążyć na statek. Pobiegłem więc szybko do domu Czkawki by zabrać swój sprzęt. Jednak czekała mnie przykra niespodzianka. Kiedy otworzyłem drzwi przede mną stał Stoick. Wyglądał na rozwścieczonego w ręku trzymał Sticha za kark. Trzymał go przed moją twarzą. Zaczął na mnie krzyczeć, że złamałem jego rozkaz, że miałem się Sticha pozbyć. Próbowałem się jakoś bronić, że Czkawka postanowił żeby małego wytresować i, że nie miałem serca by go skrzywdzić, ale czułem, że jestem na przegranej pozycji. Wódz zaczął na mnie krzyczeć i wyklinać i znowu kazał mi się pozbyć Sticha. Wziąłem więc małego po czym odrazu pobiegłem na górę. Usiadłem na łóżku wówczas powiedziałem przyjacielowi, że muszę wypełnić rozkaz. Mam poprostu tak, że jak coś każą mi zrobić to bez dyskusji muszę to robić. Wtedy straciłem pewność siebie i od razu postanowiłem, że nie jadę. Położyłem się więc na łóżku Stich próbował mnie jakoś pocieszyć, polizać po twarzy lecz wolałem się odwrócić i powiedziałem mu żeby dał mi spokój. W ogóle to mam tak, że jeśli ktoś mi zwróci uwagę to od razu sobie wmawiam, że jestem wkurzający, żebym dał wszystkim spokój i żebym w ogóle nie istniał. Czasami to nawet myślę o popełnieniu samobójstwa by ludzie mieli ode mnie spokój. Raz nawet chyba kiedyś próbowałem sobie poderżnąć gardło lecz ktoś mnie powstrzymał choć nie pamiętam kto to był. Postanowiłem się więc zdrzemnąć. Przed snem dalej sobie mówiłem, że jestem śmieciem.

Obódziłem się po jakimś czasie gdyż poczułem, że ktoś siedzi obok mnie. To był Czkawka który mnie głaskał po plecach. Był wyraźnie zmartwiony czy coś się przypadkiem nie stało. Opowiedziałem mu, że nie jadę gdyż dałem sobie szlaban. Czkawka powiedział mi, że rozmawiał ze Stoickiem. Powiedział mu, że jadę do Chin a jeśli chodzi o Sticha to pozwoli mu zostać w wiosce pod warunkiem, że niczego nie będzie rozwalać. Czułem się trochę pocieszony choć czułem, że to wszystko po to aby to ja czuł się lepiej. Stoick ostatnio kiedy robiłem w kuźni powiedział mi że dobro ludu jest ważniejsze niż potrzeby jednostki. W tym wypadku to ja byłem tą jednostką. Spytałem się więc Czkawki czy mogę zabrać ze sobą Sticha do Chin. Czkawka się na to akurat nie zgodził gdyż obawiał się, że Stich mógłby gdzieś uciec lub się zgubić i byśmy go nie znaleźli. Powiedziałem mu, że chcę chronić wioskę przed wygłupami Sticha. Czkawka zaproponował więc, że weźmie małego na Koniec Świata gdzie jeźdźcy mieli tam drugą bazę. Mimo to wolałem zaryzykować i wziąść Sticha ze sobą w podróż. Czasami mam wrażenie że pomimo, że mam już czternaście lat to nadal czuję się jak mały chłopiec. Być może ta podróż to mogła by być okazja bym stał się bardziej samodzielny i bardziej dojrzały. Spytałem się więc Sticha ile spałem. Powiedział mi, że spałem ze dwie godziny tak więc zostało mi mniej niż półtorej godziny by się spakować i zdążyć na statek. Postanowiłem jedynie wziąść miecz świetlny. Przy okazji Czkawka dał mi pewien prezent. Czarny skafander termoaktywny i kominiarkę. Włożyłem go i doskonale na mnie pasował. Wreszcie miałem jakieś ubranie bo od kilku dni chodziłem nagi przez co widać było moje metalowe nogi. Jednak to nie było wszystko. Czkawka przyniósł mi dużą skrzynię w której były elementy zbroi. Ubrałem je na siebie choć było przy tym trochę zabawy. Z tego co mi powiedział Czkawka wszystko było wykonane z Gronklowego żelaza przez co pancerz był bardzo lekki. Był równierz do tego specjalny pas z sakiewkami gdzie mogłem schować swoje batarangi oraz był uchwyt na miecz świetlny. Czkawka w dodatku powiedział mi, że zbroja była wzorowana na zbrojach szturmowców z Najwyższego Porządku jednak na tym był domalowany wizerunek Szczerbatka czyli tzw Nocnej Furii który był oficjalnym symbolem jeźdźców. Był jednak problem z hełmem gdyż ta technologia była dla Czkawki zbyt skomplikowana a sam hełm zbyt trudny do wykucia. Jednak było mi to obojętne, zapewniłem Czkawkę, że sobie poradzę.

Niestety było mało czasu. Była już 17:00 więc powinienem już biec do portu. Czkawka pożyczył mi równierz swoją torbę dzięki czemu mogłem przemycić Sticha na statek. Podziękowałem za wszystko Czkawce, chłopak mi życzył żeby bogowie mieli nade mną. Odpowiedziałem mu, że tam z kąd pochodzę Bóg jest jeden. Założyłem na siebie torbę po czym wybiegłem z domu. Zostało mi już pięć minut. Biegłem co sił w nogach. Zdążyłem nim rampa zaczęła się podnosić. Wbiegłem na statek i po chwili dwaj załogaci w białych mundurach podnieśli rampę po czym odcumowano statek, założono żagle na maszt po czym wypłyneliśmy. Do mnie podeszła Mulan do której powiedziałem.

- Jestem.

- Witamy na pokładzie. - Powiedziała z uśmiechem dziewczyna.

Mulan odeszła do kajuty pozostawiając mnie samego na pokładzie. Podszedłem do burty by ostatni raz (na razie) popatrzeć na Berk jak się od niego oddalamy, a wyspa jakby stopniowo zaczęła maleć aż po długim czasie zniknęła we mgle i w nocy.

Rozdział 9[]

Kiedy wszyscy spali pod pokładem na hamakach ja jako jedyny nie byłem w stanie zasnąć. Naj wyżej ta dwugodzinna drzemka nie była dobrym pomysłem. Wyszedłem więc znowu na pokład by zrobić sobie krutki spacer. Noc nadal była ciemna. Podszedłem więć do dziobu by sobie popatrzeć ocean. Woda była dość niespokojna. Nasz statek przecinał wodę jak brzytwa. Raz od czasu do czasu naszym okrętem trzęsło czasami aż mocno.

Podróż trwała dwa miesiące i nie było zbyt fajnie. Przez pierwsze dwa tygodnie szalał sztorm przez co niejednokrotnie zalewało nam statek, raz nawet prawie nas wywróciło do góry nogami. Później się jednak uspokoiło jednak to nie był koniec. Prawie połowa załogi miała chorobę morską, a dodatku kończyły się zapasy, a nie zdążyli ich na Berk uzupełnić. Większość jedzenia już została zjedzona a reszta była już spleśniała i trzeba było już wyrzacać do wody. Nastał miesiąc głodówki. Wszyscy na statku cierpiliśmy, nawet ja nie byłem w stanie nawet poćwiczyć gdy mnie skręcało w żołądku. W drugim tygodniu drugiego miesiąca było gorzej, kilku załogantów nie było w stanie wytrzymać więc zaczęli jeść spleśniałe owoce i pić wodę morską co oznaczało dla nich śmierć. Dziennie zaczynało umierać pięć osób albo z zatrucia osłoną wodą, albo zatrucia pleśnią albo z nawet głodu. Ciała były regularnie zawijane w białe całuny i wyrzucane do wody.

Dzisiaj padł rekord. Wrzycono do morza dziesięć ciał w tym dwóch Wikingów których wybrał Chi Fu. Patrzyłem się na to. Ta podróż to był jakiś horror. Poszedłem więc do kajuty Mulan by spytać się czy wszystko było u niej w porządku. Ostatnio i ona nie wyglądała najlepiej. Dziewczyna była kompletnie wychudzona, jej skura była blado sina a włosy opadały jej na twarz Chi Fu siedział przy niej i też wyglądał jak trup. W szacie wyglądał jakby miał na sobie worek.

- Jak się pani czuje? - Spytałem.

- Nie najlepiej. - Powiedziała.

- Kiedy dotrzemy dotrzemy na miejsce? - Spytałem.

- Dotrzemy do Chin za dwa tygodnie.? - Powiedział Chi Fu.

- Nie mamy czasu, zanim dotrzemy będzie umierać więcej osób. - Dodała Mulan.

- Zapasy są wyczerpane lub spleśniałe, dlaczego więc ich na Berk nie uzupełniliście? - Spytałem.

- Bo Chi Fu uznał, że to będzie strata czasu. - Dodała dziewczyna patrząc gniewnie na mężczyznę.

Nie miałem siły by się kłócić, poszedłem z powrotem pod pokład gdzie ci co pozostali przy życiu albo sobie rozmawiali by zaspokoić głód, albo poprostu leżeli sobie w hamakach i czekali na swoją śmierć. Stitch sobie akurat sobie spał na mojej torbie choć też nie wyglądał najlepiej. Z powodu głodu powoli mu odpadała sierść i też strasznie schudł. Też położyłem się na hamaku, ja wierzyłem, że część ocalałych dotrze do Chin, nawet kiedy i ja miałbym umrzeć to wierzyłem, że inni przeżyją, po chwili nawet zacząłem się modlić by inni przetrwali ten koszmar. W końcu ostatecznie usnąłem.

Śniło mi się, że jestem w jakiejś uliczce w jakimś mieście po bokach były ustawione kontenery i kubły na śmieci. Wyszedłem z uliczki na ulicę. Nikogo nie było na ulicach ani nawet nie jechały samochody. Po chwili zauważyłem małego chłopca z jasnymi włosami i w bluzeczce w biało granatowe paski i niebieskich spodenkach. Za rękę trzymała go dorosła kobieta, była trochę gruba, miała brązowe włosy i niebieskie oczy. Na sobie miała czarne spodnie i brązową bluzę. Obserwując kobietę z dzieckiem od razu się domyśliłem, że to byłem ja kiedy miałem sześć lat, a ta kobieta to była moja matka. Oboje przechodzili obok jakiegoś budynku, a w ich stronę szedł jakiś męszczyzna w czarnym płaszczu i kapeluszu. Nie widziałem niestety jego twarzy. Po tej scenie wiedziałem, że to był ten dzień, dzień w którym zgineła moja mama. Próbowałem podbiec do mamy by ją ratować lecz we śnie biegłem w zwolnionym tempie. Męszczyzna zbliżał się nie ubłagalnie, w końcu wyciągnął z kieszeni rewolwer po czym wycelował w małego ja, mama zasłoniła mnie własnym ciałem. W końcu padł strzał, lecz był w zwolnionym tempie. Po chwili scena się zmieniła, było ciemno, a z góry padało światło które oświetlało ciało mojej matki że splecionymi rękami. W brzuchu miała ranę po kuli. Patrzyłem na mamę jak osłupiały. Po chwili klęknąłem przy niej, chciało mi się płakać. Łzy mi kapały na ciało. zacząłem się obwiniać o jej śmierć, mogłem moją mamę uratować. Podszedł do mnie mały ja spojrzałem na niego, łzy wciąż mi spływały po policzkach.

- Mogłem ją uratować. - Powiedziałem.

- Najwidoczniej tak miało być. - Podpowiedział mały ja ze spokojem.

- Oczym ty mówisz, jedyna osoba która cię kochała nie żyje! - Wykrzyknąłem.

- Zawsze na wszystko reagowałeś płaczem, teraz starasz się to zastąpić gniewem, gdyby to się nie stało, nie narodził by się w tobie, a raczej we mnie wojownik, albo nawet przyszły bohater, taki w stylu Batmana. Powiedział mały ja po czym zniknął.

Dotknąłem ręki matki po czym poczułem jakby pod rękawem była karta. Włożyłem tam rękę i wyciągnąłem kartę do gry. Z jednej strony była czerwona, odwróciłem ją, a na drugiej stronie widziałem twarz uśmiechniętego klauna. Była to karta ,,Joker". Następnie usłyszałem trzepot skrzydeł. Spojrzałem w górę i w moją stronę leciał czarny nietoperz. Wyszczerzył swoje ostre kły, bałem się, że mnie ugryzie. Zacząłem krzyczeć, a nietoperz był coraz bliżej.

Obudźiłem się w szpitalnym łóżku podłączony do kroplówki i przykryty kołdrą. Byłem cały spocony, w dodatku byłem wciąż słaby. Wyglądałem jak trup. Przez skórę prawie mi było widać kości, miałem na sobie szpitalną koszulę. Pomacałem się trochę i nawet pod tym czułem, że mi wystają żebra.

Przede mną stała młoda dziewczyna. Miała rude długie włosy, miała na sobie fioletową koszulę bez rękawów z czarnymi elementami oraz czarne spodnie. Obok dziewczyny stał lekarz. Po chwili lekarz podszedł do mojego łóżka, wziął moją rękę po czym ją ścisnął. Powiedział mi, że wysłali po nas śmigłowiec bo dowiedzieli się, że mamy ciężką sytuację, a poszukiwania naszego statku zajęły dwa dni. Dodał równierz, że gdybym głodował jeszcze tydzień to bym umarł. Spytałem lekarza co z Mulan, a on mi pokazał ją leżącą obok mojego łóżka, była kompletnie wyczerpana i nieprzytomna lecz doktor zapewnił mnie, że jeszcze żyje. Doktor po chwili razem z dziewczyną wyszli z naszej sali. Przed wyjściem dziewczyna jeszcze raz na mnie popatrzyła po czym wyszła zamykając drzwi. Jeśli chodzi o Sticha to on sobie leżał spokojnie sobie na mnie lecz nie wyglądał najlepiej. Był kompletnie wychudzony a na plecach nie miał już włosów i widać było jego bladą skórę. Pogłaskałem go głowie mówiąc mu że już jest wszystko dobrze i że koszmar się skończył.

Część 2 - Na obcych ziemiach[]

Rozdział 1[]

Wyszedłem że szpitala po tygodniu. Mulan musiała jeszcze jeden dzień tak samo Sticha skierowano jeszcze na obserwację też na jeden dzień. Na zewnątrz czekała na mnie ta sama dziewczyna którą spotkałem w szpitalu.

- Jak się czujesz? - Spytała.

- Dużo lepiej, lekarz mi zalecił mi ścisłą dietę, na razie przez tydzień mam jeść lekkostrawne rzeczy, potem mam się zgłosić na badania. - Odparłem.

- Może pójdziemy coś zjeść, gdzieś widziałam pewną restaurację, pójdziemy? - Spytała dziewczyna.

- Jasne. - Odpowiedziałem.

Wyszliśmy na ulicę choć było w ogóle mało ludzi, a raczej nie było prawie nikogo. Co prawda przechodziło koło nas paru Chinczyków ale i tak było prawie pusto. Miasto było ogromne, wszędzie były wieżowce i drapacze chmur. Co jakiś czas mijaliśmy płaskorzeźby, bądź czyjeś pomniki. Jedna młoda Chinka robiła sobie selfie z jakimś chińskim generałem. To miasto mnie fascynowało, lecz równierz mnie przeważało gdyż miałem wrażenie, że tutaj można się zgubić.

Przez godzinę szukaliśmy tej restauracji, dziewczyna zaczynała się coraz bardziej denerwować. Ja natomiast jak głupi rozglądałem się po mieście, widziałem mnóstwo chińskich sklepów spożywczych i targów z warzywami i owocami morza, a także sklepów odzieżowych, butików i sklepów z pamiątkami lecz niestety żadnych restauracji.

Jednak udręka dobiegła końca gdyż dziewczyna znalazła tą restaurację. Przed wejściem wisiała tablica z chińskimi znakami pod spodem było tłumaczenie na język angielski.

Chef Yao Ming welcomes you.

- To tutaj. - Powiedziała dziewczyna.

Weszliśmy więc do restauracji. wszystko tam było czerwone, stoliki i krzesła ustawione rzędami. Wybraliśmy stolik przy oknie i tam usiedliśmy na przeciwko siebie. Po chwili podeszła do nas kelnerka i podała nam menu, a raczej czerwony zwój. Przyznam się, że ceny były tutaj dość niskie. Na przykład ryż z warzywami kosztował tutaj dziesięć Yuanów, a woda tylko dwa Yuany. Dziewczyna powiedziała mi żebyśmy wybrali dwie miski ryżu z warzywami. Co akurat kosztowało dwadzieścia Yuanów. W dodatku wziąłem sobie wodę dla popitki, a dziewczyna coca colę co kosztowało nas dodatkowe pięć Yuanów lecz dziewczyna mnie upweniła, że to ona zapłaci. Kolacja przebiegała dość spokojnie, dziewczyna mi powiedziała, że też należy do tej samej jednostki co ja i na razie jesteśmy jej jedynymi członkami. Słuchałem jej choć bardziej skupiałem uwagę na jedzeniu bo jedzenie ryżu pałeczkami, łatwiej było zjeść te gotowane warzywa. Po skończeniu posiłku musieliśmy zostawić kilka ziarenek ryżu na znak, że nam smakowało.

Po kolacji udaliśmy się do hotelu. Mulan tam wynajeła nam nocleg, a ze względu, na to że było nas dwóch mieliśmy jeden pokój z dwoma łóżkami i łazienką. Jutro mieliśmy wstać o szóstej rano gdyż o ósmej mieliśmy czekać Na Mulan na przystanku autobusowym pod hotelem gdyż miała nas zabrać do bazy wojskowej na szkolenie. Tak więc była już dziesiąta w nocy także szybko musieliśmy się iść spać by Mulan nie musiała na nas czekać.

Była już szósta rano więc trzeba było się zbierać dziewczyna musiała mną potrząsać, a nawet wylać na mnie szklankę zimnej wody. Mimo, że nadal chciało mi się spać to i tak musiałem się zbierać. Wyzbieraliśmy rzeczy po czym wyszliśmy z hotelu. Mulan ze Stichem czekali na nas pod przystankiem.

- Jak wam się spało, dzieciaki? - Spytała Mulan.

- Dobrze, ale krótko. - Powiedziałem.

Rozdział 2[]

Po chwili przyjechał autobus. Mulan nam powiedziała, że nim zabierze nas do obozu wojskowego. Jednak był problem ze Stichem gdyż Mulan musiała go schować pod ubrania bo nie można było brać zwierząt do autobusu. W środku nie było prawie nikogo, a jeśli już to wszyscy nosili maseczki na twarzy. Po cichu spytałem Mulan czemu oni noszą maseczki na co mi powiedziała, że to z powodu smogu jaki panuje w Chinach i że ludzie wolą zostać w domach.

Jechaliśmy autobusem przez dwie godziny, przy okazji mijając pomniki i płaskorzeźby lecz także obiekty kulturowe. Mulan dla ich rozpoznania opowiadała nam co to są te zabytki i opowiadała nam ich historię. Były to na przykład: Tienanmen czyli pałac niebiańskiego spokoju gdzie na jego placu w 1989 roku doszło do protestu uczniów który został krwawo stłumiony przez rzołnierzy, ,,Zakazane Miasto" czyli pałac z czasów dynastii Ming i Quig oraz Świątynię Nieba Tianatan. Słuchałem tych historii z zaciekawieniem, jednak nie mogłem sobie tego zapisać.

- Widać, że ciebie to fascynuje. - Powiedziała mi w pewnej chwili moja koleżanka.

- Chciałbym sobie to wszystko zapisać lecz nie mam notesu i długopisu. - Odparłem. - Tak w ogóle jestem Galen, wybacz, że wczoraj nie przedstawiłem.

- Galen, co to w ogóle za imię. - Spytała dziewczyna. - Spytała dziewczyna.

- Nie wiem, ktoś mi kiedyś takie imię nadał. - Odparłem.

- A tak naprawdę jak masz na imię? - Spytała dziewczyna.

To pytanie mnie zdziwiło, jakby mi ktoś położył na kolanach bombę.

- Ja nazywam się tylko Galen, nie pamiętam jak naprawdę mam na imię, może tak naprawdę w ogóle nie mam imienia. - Odparłem ze smutkiem.

- Tak w ogóle, jestem Merida. Odpowiedziała mi kładąc dłoń na mojej dłoni.

Spojrzałem na dziewczynę, popatrzyłem jej w oczy. Poczułem jakby coś między nami zaiskryzło, jednocześnie poczułem jak mi serce zaczyna walić jak młotem, a w dodatku zaczynałem się pocić. Merida się do mnie uśmiechnęła po czym ja się do niej uśmiechnąłem lecz po chwili zabraliśmy dłonie od siebie.

W końcu wyjechaliśmy z miasta początkowo widać było małe domy lecz potem była już sama pustynia. Podczas podróży widać było pasma górskie w tym tęczowe góry. Nigdy wcześniej ich nie widziałem, a teraz byłem nimi oszołomiony. W końcu dotarliśmy do bazy wojskowej o której mówiła nam Mulan. Nasz autobus stanął tuż po wjechaniu. Wysiedliśmy z niego po czym nas przywitał nas Chi Fu i dowódca. Był to wysoki męszczyzna z włosami związanymi w kok. Był ubrany w lamelkową zbroję i czerwoną koszulę. Mulan podeszła do niego.

- Hua Mulan. - Powiedział męszczyzna.

- Kapitanie Shang, Przywiozłam ich. - Odpowiedziała dziewczyna.

Kapitan spojrzał na nas spode łba. Meridą był akurat zaciekawiony gdyż miała wysportowaną budowę ciała. Natomiast na mnie patrzył jak na nieudacznika, poklepał mnie po brzuchu po czym powiedział.

- Dziewczyna się nadaje, ale ten chłopak to szczerzę wątpię.

- Też uważam, że się nie nadaje. - Dodał Chi Fu.

- Ja ich wybrałam i jestem ich dowódcą. Odparła dziewczyna.

- Cóż, do twojej ekipy doszło jeszcze czterech uczestników.

Rozdział 3[]

Na za jutrz o szóstej rano odbył się apel na placu, w naszej ekipie było jeszcze czterech nastolatków. Byli to uczniowie z japońskiej akademii ninja. Sasuke Uchiha młody chłopak o czarnych oczach i długich włosach. Nosił białą koszulkę i czarną spódnicę do której ma podczepiony czarną rękojeść miecza świetlnego. Sakura Haruno, dziewczyna o zielonych oczach i różowych włosach, nosiła ciemno różową kamizelkę i jasnoróżowe krótkie spodenki do których miała przypięte miecz świetlny oraz rękawiczki. Drugą dziewczyną w ekipie była Hinata Hyuga. Miała nietypowe białe oczy i przycięte granatowe włosy. Dziewczyna miała na sobie kremową kurtkę i granatowe spodenki z paskiem do którego miała przypięte dwa miecze świetlne. Na końcu był Naruto Uzumaki. Zgadza się ten legendarny Naruto Uzumaki, chłopak o sterczących blond włosach, rysami na policzkach w kształcie kocich wąsów oraz niebieskie oczy. Chłopak nosił pomarańczowo-czarną kurtkę z białym kołnierzem oraz spodnie tego samego koloru z pasem i mieczem świetlnym. Zdaje się, że wszyscy mieliśmy miecze świetlne, nawet Merida mimo, że doskonale strzela z łuku, sama mi tak mówiła. Staliśmy wszyscy na placu w szeregu, po chwili przyszła Mulan tym razem w ciasnym kombinezonie i z elementami zbroi oraz z miejscem na plecach gdzie trzymała dwa miecze.Stich przyszedł akurat z nią. Powiedziała nam, że od tej chwili będzie nas szkolić w walce żeby nas przygotować do wojny z wrogiem także będzie bolało. W pewnej chwili zaczęła opowiadać o jeszcze jednej rzeczy gdyż to nie było wszystko.

- Raz na pokolenie, organizowany jest turniej wojowników. Biorą w nim udział tylko najlepsi z najlepszych czempionów.

- Więc pewnie i my będziemy brać w nim udział? - Spytał Naruto.

- Jesteście jeszcze za młodzi, ludzie giną w tym turnieju. - Dodała Mulan kręcąc głową.

- Jak nazywa się ten turniej? - Spytał Sasuke.

- Ten turniej nazywa się Mortal Kombat. - Odparła Dziewczyna.

- Tak również nazywa się ta seria gier video dla dorosłych. - Dodałem.

Po apelu robiliśmy rozgrzewkę, bieganie, pajacyki, pompki itp. Później Mulan sprawdzała jak dobrze walczymy i jak sobie radzimy z ,,Mocą" kosmiczną energią otaczającą wszystko co żywe i która łączy wszechświat. Mulan nas testowała nas po kolei. Na początku był Naruto. Chłopak walczył z Mulan mieczem o niebieskim ostrzu, Mulan natomiast miała miecze zrobione z tak zwanego beskaru, metalu który był odporny na plazmę miecza świetlnego. Naruto machał mieczem i robił nim obroty, Mulan robiła natomiast piruety zadając cięcia mieczami. Naruto natomiast wykorzystywał także sztuczki ninja, znikanie salta w powietrzu dzięki czemu powalił dziewczynę na ziemię tym samym ją pokonał. Następnie była Sakura która walczyła mieczem o zielonym ostrzu i podobnie jak pozostali też używała sztuczek ninja, pokonała Mulan pchnięciem mocy. Potem byli, Sasuke który walczył mieczem o białych ostrzach, Hinata dwoma mieczami o fioletowych ostrzach później Merida też mieczem o zielonym ostrzu. Teraz przyszła kolej na mnie. Jak szedłem to myślałem sobie jak się ze mnie śmieją i mówią, że jestem frajerem choć tak nikt nie mówił. Mulan przyjęła pozycję do walki, włączyłem miecz i ruszyłem. Zadałem cięcie mieczem co Mulan zablokowała jednym ostrzem po czym uderzyła mnie rękojeścią drugiego w plecy i podjęła mi nogę przez co się wywróciłem. Szybko wstałem po czym znów ruszyłem. Niestety co chwila było tak samo, że ja padałem na ziemię ruszałem do walki i machałem mieczem jak pijany i co chwila padałem. Miałem wrażenie, że inni patrzyli na mnie z obrzydzeniem, a z każdą porażką stawałem się coraz bardziej nerwowy. W końcu Mulan ogłosiła przerwę, wszyscy poszli na obiad natomiast ja zostałem sam z Mulan. Po chwili podszedł do mnie Chi Fu z szyderczym uśmiechem.

- Mówiłem, że on się nie nadaje dla mnie powinien myć naczynia albo zamiatać bazę. - Powiedział po czym odszedł.

Mulan pomogła mi wstać, patrzyła na mnie z żalem, lecz miałem wrażenie, że narobiłem zarówno sobie jak i jej wstydu.

- Mówiłem ci, że się nie nadaję. - Powiedziałem.

- To dopiero twój pierwszy dzień, początki zawsze są najgorsze. - Odparła dziewczyna.

- Narobiłem wstydu za równo tobie jak i sobie. - Powiedziałem.

Resztę dnia spędziłem sam, Merida, Sakura i Hinata gadały sobie o swoich sprawach, a Naruto i Sasuke o swoich, ja sobie siedziałem sobie na ławce sam i z nikim nie gadałem. Po tym cyrku jaki dzisiaj odstawiłem myślałem, że inni chcą abym od nich trzymał się z daleka oraz, że jestem do kitu. Nawet ze Stichem nie chciałem rozmawiać tylko wolałem sobie posiedzieć sam. Nawet miałem ochotę uciec jak najdalej by mnie nikt nie szukał i wszyscy mieli by ode mnie święty spokój. Tak było przez następne dni, kiedy inni dawli sobie radę, ja robiłem z siebie kompletnego kretyna, co z tego, że Mulan mówiła mi, że robię postępy skoro miałem wrażenie, że jestem najgorszy ze wszystkich. Z kolejnymi porażkami coraz bardziej traciłem pewność siebie i byłem coraz bardziej nerwowy przez co zaczynałem się bić po głowie jak małe dziecko. Co z tego, że to był dopiero początek skoro to trwało już od trzech tygodni. Nawet czasami nie wychodziłem z pokoju i wolałem sobie uchylić okno i posiedzieć w bo bałem się, że znowu wyjdę na błazna. Czasami ktoś z mojej ekipy do mnie pukał lecz ja zamykałem drzwi na zamek i udawałem, że mnie nie ma.

Rozdział 4[]

W końcu postanowiłem wyjść mimo to nadal było mi głupio, że byłem błaznem, oczywiście dziewczyny i chłopaki wciąż rozmawiali o swoich sprawach więc nie zamierzalem im przeszkadzać. Poszedłem sobie poćwiczyć na arenie bo u nas też była arena. Ćwiczyłem sobie rzucanie batarangiem do celu oraz cięcia mieczem. Niestety za każdym razem albo nie trafiałem albo nie odrzucałem. Jedynie szermierka mi dobrze szła choć miałem wrażenie, że to będzie za mało. W ogóle byłem zrezygnowany.

W pewnym momencie do mnie podeszła Merida.

- Przyszłaś, żeby się ze mnie po naśmiewać czy na mnie po krzyczeć, że przeze mnie drużyna nie będzie walczyć? - Spytałem na co Merida westchnęła.

- Chciałam cię tylko zaprosić na wyjście na miasto, dostaliśmy właśnie przepustkę i ... .

- Jak chcesz to idź, po co się mnie pytasz. - Odparłem.

- Bo chcemy żebyś z nami poszedł. Powiedziała dziewczyna.

- Tyle, że pewnie są na mnie wściekli za to, że przeze mnie... . - W pewnej chwili Merida mi przerwała.

- Nikt na ciebie nie jest wściekły, martwiliśmy się o ciebie, że się zamknąłeś w pokoju.

- Po za tym nie jestem taki jak oni. - Dodałem.

- Ja też nie, i nigdy nie będziemy tacy jak oni, lecz to nie powód by czuć się gorszym od innych. - Powiedziała dziewczyna po czym dodała.

- Zobacz oni są ze szkoły ninja, ja jestem że szkockiej rodziny królewskiej, a ty jesteś zwykłym mieszczaninem z wioski na Wyspy Wikingów, a mimo to jesteśmy sobie równi, każdy miewa lepsze i gorsze dni.

Może faktycznie miałem wtedy ciężko, lecz to nie był powód by się zrazić. Gdybym bardziej w siebie wierzył i wziął się w garść może następnym razem będzie lepiej. Zgodziłem się na wyjście na miasto. Wieczorem przygotowywaliśmy się do wyjścia przy bramie czekali na nas Naruto, Sasuke, Hinata, Sakura i oczywiście Mulan i Stich. Jak widać wszyscy byli szczęśliwi, że idę, jedynie Sasuke patrzył na mnie z niesmakiem.

Poszliśmy więc na miasto, ja trzymałem się z tyłu by się po rozglądać czy coś było ciekawego. Podczas spaceru Naruto patrzył się dość dziwnie na Sakurę, a ona dość dziwnie patrzyła się na Sasuke który akurat szedł z rękami w kieszeniach. Na dodatek Hinata patrzyła się że zawstydzeniem na Naruto. Dlatego rozglądałem się czy nie ma czegoś ciekawego.

Po chwili Mulan pozwoliła nam się rozdzielić w pary lecz potem o ósmej w nocy kazała nam się stawić na zbiórkę. Tak więc Hinata zabrała ze sobą Naruto, Sakura poszła z Sasuke natomiast ja poszedłem z Meridą.

Wziąłem ją więc ze sobą. Kiedy tak sobie z nią szedłem czułem się zawstydzony i chyba ona też. Opowiedziałem jej swoją historię jak trafiłem na Berk i jak poznałem Smoczych Jeźdźców. Najwyraźniej była tym zaciekawiona, ona też mi opowiedziała o tym, że rodzice chcieli ją zmusić do małżeństwa mimo, że najwyraźniej tego nie chciała. Chciałem ją wziąć za ramię lecz stanowczo odmówiła. Jednak nadal myślałem, że coś jest między nami podobnie jak i ona. Od czasu do czasu patrzyłem w niebo czy nie przelatywały jakieś Smoki bo od czasu kiedy opuściłem Berk zaczynałem tęsknić za wyspą.

w pewnym momencie Merida chciała gdzieś pójść coś zobaczyć, powiedziała mi, że wróci za dwie minuty. Też chciałem coś załatwić.

Poszedłem więc do pobliskiej kwiaciarni, to co chciałem zrobić mogło być ryzykowne bo albo dziewczyna mogła nie lubić kwiatów albo mogła mieć na nie alergię. Patrzyłem na kwiaty nie tylko z Chin lecz także z Europy. Ceny były normalnie jak z kosmosu, jeden tulipan kosztował Czterdzieści Yenów, a jedna róża pięćdziesiąt Yenów. Najtańsze były pierwiosnki których jeden bukiek kosztował dziesięć Yenów. Mulan ma pożyczyła po dwadzieścia Yenów byśmy mogli sobie coś kupić. Sprzedawca chciał mi akurat zaproponować coś innego lecz stanowczo stwierdziłem że wolę pierwiosnki. Kupiłem go po czym schowałem go za plecami gdy Merida przyszła.

- Co tam chowasz? - Spytała.

Pokazałem jej kwiaty mówiąc.

- Proszę, mam nadzieję, że ci się podobają.

Wzięła je po czym powąchała z uśmiechem.

- Nie trzeba było. - Powiedziała.

Wzięła mnie za ręce po czym zbliżyliśmy się do siebie. Jednak stąd nie zowąd wyskoczył do nas Naruto niczym Filip z konopi.

- Cześć, a co tutaj się dzieje?! - Powiedział.

Nakrzyczeliśmy na niego jednak chłopak usiadł po turecku na krawężniku dalej się śmiejąc i mówiąc, że mamy śmieszne miny. Byłem trochę zirytowany jego zachowaniem lecz Merida była na niego wściekła i chciała się na niego rzucić przez co musiałem ją mocno trzymać.

- Zatłukę go, skręce mu kark, urwę mu łeb, zabiję go! Krzyczała dziewczyna.

- Spokojnie Mer, on poprostu się wygłupia. - Odparłem.

- Ciekawe czy to też były wygłupy kiedy przez niego moje włosy były nie do ruszenia! Krzyczała dalej.

- Daj spokój kumalski, chciałem ci tylko zrobić fajną fryzurę. - Odparł Naruto.

- Wiesz że od dziecka nie lubiłam kiedy ktoś robi mi kucyki albo warkoczyki, przez to dziewczyny się ze mnie śmieją! - Krzyczała dalej dziewczyna.

W pewnym momencie naszą kłótnie przerwał nagły wybuch.

Rozdział 5[]

Podbiegliśmy zobaczyć co się stało, sklep był w ruinie i w płomieniach, po chwili dochodziło do wybuchów w całym Pekinie. To były bomby a raczej rakiety spadające na miasto. Dzieła równierz dopełniały wiązki laserowe które równały z ziemią każdą dzielnicę. Ten widok był przerażający, zastanawiało mnie ilu ludzi musiało zginąć.

Spojrzeliśmy w górę i zobaczyliśmy flotę gwiezdnych niszczycieli które bombardowały miasto razem z myśliwcami TIE które spószczały na miasto pociski. Ludzie uciekali szukając schronu lecz byli wyłapywani przez szturmowców i prowadzeni gdzieś.

Uciekliśmy z tam tąd by i nas nie złapali. Po chwili podbiegła do nas Mulan z pozostałymi.

- Co się dzieje? - Spytałem.

- Najwyższy porządek bombarduje miasto, musimy uciekać. - Powiedziała Mulan.

- Musimy walczyć. - Dodał Sasuke.

- Nie jesteście jeszcze gotowi, musimy wracać do bazy. - Odparła Mulan.

Tak więc podbiegliśmy przez miasto by dotrzeć do bazy, od czasu do czasu napotykaliśmy patrol szturmowców z którymi musieliśmy walczyć. Jednak przede wszystkim musieliśmy się chować by nikt nas nie zauważył. Na ulicach panował chaos, szturmowcy łapali przypadkowych ludzi, dosłownie każdego kto się nawinie ładował do ciężarówek i ich wywozili. Palono równierz sklepy i zdejmowanie flagi Chin.

W końcu ciekiliśmy poza granice miasta, po drodze przejeżdżały obok nas czołgi repulsorowe i wozy pancerne. Później wszystko ucichło. W związku z czym mogliśmy spokojnie pójść do domu. Dla nas to był szok, wszystko stało się tak szybko lecz to dopiero był początek. Kiedy dotarliśmy do bazy, wszystko stało w płomieniach podszedł do nas Stich z kapitanem Shangiem na ramieniu. Powiedzieli nam, że po za nimi nikt nie przeżył i wszyscy zginęli. Mulan ze łzami w oczach przytuliła kapitana. My natomiast patrzyliśmy z przerażeniem jak wszystko płonie.

Nasz spokój przerwał nadchodzący patrol szturmowców. Musieliśmy uciekać lecz musieliśmy się rozdzielić by nas nie złapali. Każdy pobiegł w swoją stronę, nim jeszcze pobiegłem Merida mi powiedziała bym na siebie uważał i życzyła mi powodzenia. Też jej powiedziałem by na siebie uważała. Pobiegliśmy w swoje strony. Biegłem przez pustynię wciąż słysząc silniki i repulsory, miałem wrażenie, że mnie ścigają więc biegłem co sił. Mimo to odgłosy robiły się coraz cichsze aż w końcu umilkły.

Słońce zachodziło coraz dalej i robiło się coraz chłodniej. Byłem coraz bardziej wykończony i spocony lecz wiedziałem, że nie mogę zawrócić. Zdecydowałem się dotrzeć do granicy Chin z Mongolią gdyż pewnie Najwyższy Porządek jeszcze tam nie dotarł, wiedziałem że długo będę się przemieszczał i nawet nie wiedziałem gdzie jestem i w którą stronę idę.

Szedłem tak przez kilka tygodni. Za dnia było gorąco a w nocy zimno. Szedłem już tak półprzytomny prawie jak we śnie. Czułem, że moja koszula termiczną robiła się wprowadza, przez ten czas odpaliłem ponad tonę kalorii. Było mi sucho w ustach gdyż nie piłem wody, a jeśli trafiałem na jakiś potok to jedynie okazyjnie piłem wodę bo zwykle były zanieczyszczone, albo było pełno śmieci. Pijąc wodę miałem wrażenie jakbym pił wino, albo czasami nawet coś gorszego.

Podczas dalszej wędrówki już ledwo poruszałem się na nogach, zaczynałem trzeć piasek, widziałem już jak przez mgłę. W moją stronę szedł jakiś cień, niestety nie chciałem już wiedzieć kto to i czy to był człowiek czy fatamorgana. Padłem już na ziemię i straciłem już przytomność.

Rozdział 6[]

Obudziłem się na noszach z podłączoną kroplówką. Byłem na pokładzie transportowca. Próbowałem wstać lecz po chwili podszedł do mnie mężczyzna w zbroi żołnierza klona. Kazał mi leżeć do puki nie dolecimy. Próbowałem się do pytać gdzie mnie zabierają jednak miałem tak wysuszone gardło nic nie mogłem z siebie wydusić. Leżałem więc sobie bezwładnie. To co przeszedłem teraz było akurat niczym z tym co było podczas podróży statkiem do Chin. Nie miałem siły już nawet się ruszyć, jakby ktoś mnie związał pasami albo jakbym miał ciało z ołowiu. Oczy mi zaczynały się zapadać. Po chwili wszystko zaczynało mi się rozmazywać aż w końcu zamknąłem oczy jednak nadal byłem przytomny gdyż słyszałem silnik, później jak coś tam mówili kiedy mnie wieźli na leżance po czym mnie przenieśli na łóżko. Ja przez ten czas majaczłem lub pytałem się co z pozostałymi lecz nie uzyskałem żadnej odpowiedzi. Obódziłem się po dwóch dniach. Byłem nadal podłączony do kroplówki choć czułem się o wiele lepiej. Lekarze powiedzieli, że jeszcze dzisiaj mnie wypiszą. Mulan wraz z ekipą przyszła po mnie, przy okazji Merida podbiegła do mnie i mnie przytuliła. Do było dla mnie miłe uczucie, czułem ciepło. Po chwili na moje łóżko wskoczył Stich. Mały wyglądał na szczęśliwego, że mnie widzi. Pogłaskałem go więc po głowie.

- Dobrze cię widzieć przyjacielu. - Odparłem.

- Ohana - Odparł.

- Co? - Spytałem ze zdziwieniem.

- Je...ste...śmy Ohana. - Odparł.

Nie było czasu by się spytać co oznacza to słowo gdyż wbiegł po chwili ochroniarz z pielęgniarką. Coś tam krzyczał po chińsku, pokazując na Sticha. Mulan coś tam się pokłóciła z ochroniarzem lecz w końcu doszli do porozumienia. Powiedziała mi, że ochroniarz ścigał Sticha bo nie wolno było wprowadzać zwierząt do szpitala lecz Mulan mu odparła, że to nasz przyjaciel oraz, że będziemy go pilnować pod warunkiem, że nie narobi bałaganu.

Zostałem wypisany ze Szpitala. Wziąłem swoje rzeczy po czym wsiedliśmy do kanonierki Starej Republiki po czym odlecieliśmy. Spytałem się gdzie lecimy na co Mulan odpowiedziała, że to niespodzianka. Właz się po chwili zamkną po czym zapaliło się czerwone światło choć wciąż i tak było ciemno. Trzymaliśmy się uchwytów w razie jakby trzęsło. Merida stała tuż obok mnie popatrzyliśmy na siebie. Byłem trochę zawstydzony więć odwróciłem szybko głowę. Myślałem, że coś będzie, no sami możecie się domyślić. Jednak później przyszła mi myśl, że mi się tak wydaje jednak po chwili dziewczyna wzięła mnie za rękę. Przeszedł mnie po tym dreszczyk.

Lot trwał dość długo. Myślałem, że lecimy gdzieś poza Chiny, być może nawet poza kontynent. Niektórym zaczynało się nudzić. Naruto zaczął ziewać i pykać co chwilę czym denerwował Sasuke i Sakurę.

- Naruto możesz przestać? - spytała Sakura.

- Daleko jeszcze? - Spytał chłopak.

- Tak. - Odparł Sasuke.

Po pięciu minutach Naruto.

- Daleko jeszcze?

- Raczej tak. - Odparła Mulan.

Następne pięć minut później Naruto.

- No to daleko czy nie?

- Nie. - Odparł Sasuke.

- Naprawdę? - Dodał Naruto.

- Nie! - warknął Sasuke.

Tak było co każde pięć minut, ta zabawa Naruto zaczęła mnie już denerwować. Miałem ochotę mu po wybijać zęby lub mu zaszyć usta. W końcu by się uspokoić zacząłem za nim powtarzać jak papuga. Naruto zaczął się denerwować na mnie. Merida dodała, że obaj się zachowujemy jak dzieci.

- Weźcie powiedzcie gdzie lecimy, nudzę się. - Powiedział chłopak.

- Do Japonii, zepsułeś niespodziankę. - Wygarneła Mulan.

- A gdzie może leżeć Japonia? Po za kontynentem, to, dosyć, daleko, a poza tym ty z tamtąd pochodzisz. - Dodałem

- Ale przecież się tu nudzę. - Dodał chłopak.

- Skoro się nudzisz, to znajdź sobie zajęcie co?! - Odparłem.

To się okazało marnym pomysłem. Naruto znowu pykać. Z każdym jego pyk zaczynałem się coraz bardziej denerwować, podobnie jak Sakura. Po kolejnym jego pyk mu odparłem z westchnieniem.

- Czy ty możesz przez godzinę nie dawać żadnych oznak życia? Jedną godzinę, proszę!

Jednak pomimo prośby zrobił to swoje pyk. Wrzasnąłem po czym powiedziałem.

- Daleko jeszcze?! Błagam bo zaraz go wyrzucę ze statku!

Po chwili wylądowaliśmy, na lodowisku czekał na nas starszy mężczyzna z krótką brodą, w białej szacie i dziwnej czapce. Mulan podeszła do mężczyzny na co ten ją ucałował w rękę.

- Witaj Hua Mulan, córko Hua Zhou, Li Shang synu generała Li, witam również was, Naruto, Sasuke, Sakuro i Hinato. - Powiedział.

Naruto i pozostali podeszli w szeregu do mężczyzny i ukłonili się. Merida, ja i Stich musieliśmy poczekać. Mężczyzna podszedł do nas przy patrzył się nam.

- Słuchajcie, to jest Sarutobi Hayate tak zwany trzeci Hokage, przywódca wioski ukrytej w liściach zwanej Konoha. - Powiedział kapitan Shang.

- Naprawdę, współczuję tego co się stało w Chinach, wojna to najgorsza rzecz jaka kiedykolwiek istniała, Pierwsza i Druga wojna światowa, Wojny Perskie, Punickie, mnóstwo krwi i śmierci. - Opowiadał Hokage.

Ten facet był trochę śmieszny, lecz musieliśmy mu okazywać szacunek. Hokage podszedł do Meridy.

- Powiedz mi dziecko, jak ci na imię? - Spytał.

- Merida, córka Fergusa i Elinor. - Odparła dziewczyna.

- Masz sobie duszę wojowniczki. - Powiedział Hokage po czym podszedł do mnie.

- A ciebie jak zwą? - Spytał.

- Nazywają mnie Galen, tak mnie nazywają na Berk. - Odparłem.

- Jak naprawdę masz na imię, skąd pochodzisz i kim są twoi rodzice? - Powiedział Hokage

Musiałem mu powiedzieć, że niestety nie pamiętam z ląd pochodzę, kim jestem oraz, że jedynie co pamiętam to to, że moja matka nie żyje, a ojciec rycerz Jedi zniknął. Hokage schylił głowę.

- To dość, przykre, przypominasz mi kogoś. - Odparł Hokage.

- Kogo panu przypominam? - Spytałem.

- Zabroniłem o tym mówić w mojej wiosce.

Byłem zdziwiony taką odpowiedzią. Hokage zamiast mi powiedzieć kogo mu przypominam to się facet wykręcał.

- Moc jest w was silna, lecz by umieć z niej korzystać potrzebne będą wam lata treningu i doświadczeń. - Powiedział Hokage po czym wziął mój miecz świetlny po czym go włączył.

- To że umiecie walczyć taką bronią nie czyni z was Jedi, nie możecie również polegać na niej. Musicie stać, się lepsi, sprytniejsi, umieć korzystać z mocy, podobnie jak nasi ninja.

Zaprowadzono nas z bazy do Konohy, wioska przypominała bardziej miasto gdyż były tam duże domy i budynki. Za wioską wznosiła się góra z podobiznami wojowników ninja co trochę było podobne do góry Rushmore.

- Ja i Kapitan będziemy nocować w domu trzeciego Hokage. - Powiedziała Mulan.

- A co z nami? - Spytałem.

- Możesz Galen zanocować u mnie jeśli chcesz, twój mały też. - Powiedział Naruto.

- Ty Merida możesz nocować u mnie. - Powiedziała Sakura.

Rozdzieliliśmy się, Mulan i Kapitan poszli z trzecim Hokage, Merida poszła z Sakurą, a Sasuke i Hinata poszli w przeciwne strony. Zostaliśmy tylko ja, Stich i Naruto.

- Chodźcie, stawiam wam rāmen. - Powiedział Naruto.

Naruto zabrał nas do małej knajpy gdzie mogliśmy zjeść ten cały rāmen. To był bulion z długim makaronem. Kiedy to jadłem byłem w niebo wzięty. Nie jadłem nic od kilku dni. Jednak jedyne co mnie wkurzałoto to, że zamiast sztućców były pałeczki które mnie doprowadzały do szału.

Kiedy sobie tak jedliśmy, do nas podszedł mężczyzna. Miał czarne włosy zapięte w kok, czarną bluzę i spodnie oraz zieloną kamizelkę. Na czole miał granatową opaskę z blaszką na której był wyryty dziwny symbol.

Za nim szedł mały chłopiec. Miał zjeżone włosy, żółtą podkoszulkę, niebieskie spodnie oraz gogle na czole.

- Iruka sensei, też przyszedłeś na rāmen? - Spytał Naruto.

- Chciałem tobie i twoim kolegom przypomnieć, że za miesiąc zaczną się egzaminy. - Powiedział Iruka.

- Ja będę z tobą walczyć bo jesteś moim rywalem i ja też chcę być Hokage. - Dodał chłopiec.

- Nie chcę ci nic mówić, ale nie jesteś trochę za mały by walczyć, ile ty masz lat? - Spytałem.

- Mam dziewięć lat, a ty ile sto pięćdziesiąt? - Dodał chłopiec.

- Lepiej uważaj, Konohamaru jest wnukiem trzeciego Hokage. - Odparł Naruto.

Iruka i Konohamaru odeszli, my natomiast kończyliśmy posiłek, było już ciemno więc warto było pójść do domu spać bo ćwiczenia zaczynamy jutro rano w lesie.

Na zajutrz poszedłem w umówione miejsce spotkania. Czekała na mnie Merida oraz trzeci Hokage.

- Dwie minuty spóźnienia. - Odparł Hokage.

Przeprosiłem za to po czym zaczęliśmy ćwiczenia. Zaczęliśmy od rozgrzewki, później musieliśmy stanąć na rękach, podczas ćwiczeń Hokage mówił nam żebyśmy pozwolili mocy płynąć przez nasze ciała które określał jako ,,naczynia". Później kazał stanąć nam na jednej ręce by moc jeszcze bardziej przez nas płynęła. Rany jak tego słuchałem wyobrażałem sobie Yodę, Oni Wana Kenobi, Anakina i jego syna Luke'a Skywalkera w jednym ciele. Ja chciałem się trochę popisał więc próbowałem stanąć na palcu za co wpadłem do wody. Później były ćwiczenia walki w ręcz. Hokage pokazywał jak używać mocy do pchnięć lub przyciągania w połączeniu z techniką walki ninjitsu. Mnie niestety szło trochę gorzej gdyż nie byłem urodzonym wojownikiem. W ciągu następnych dni Hokage uczył nas jak być zwinnym i szybkim. Pokazywał to kiedy skakaliśmy po budynkach. Ja raz przydkowo wybiłem szybę w domu starszej pani, a następnym razem rozwaliłem stragan z rybami i owocami morza za co sprzedawca mnie ścigał i tłukł rybą po głowie. Hokage mi powtarzał, że pomimo tego, że jestem słabo utalentowany to robię duże postępy. Iruka który też był naszym trenerem uczył nas akurat jak posługiwać się bronią ninja taką jak noże kunai czy shurikheny małe lub duże składane.

Minął już miesiąc, Naruto i pozostali mieli mieć już tego dnia egzaminy, a my mieliśmy być gośćmi specjalnymi. Pierwszą częścią miały być test na co nie było potrzeby przychodzić. Jednak następnego dnia odbył się turniej walk. Turniej miał odbyć się w dużej hali sportowej. Merida, Stich i ja staliśmy akurat na górze przy barierkach. Wokół nas było wielu zawodników, takich niewiele starszych od nas, Mulan, kapitan Shang byli z trzecim Hokage. Pod nami rozciągała się arena, w samym środku była namalowana podobizna smoka.

Po chwiali Trzeci Hokage zszedł na arenę wygłaszając przemówienie, że to drugie zadanie egzaminu na Jōninów. Tyle, że będzie tym razem będzie trudniej gdyż będą walki z uczestnikami tego rocznego turnieju Mortal Kombat.

Rozejrzałem się po chwili i zobaczyłem kilku dorosłych którzy to pewnie oni są tymi zawodnikami Mortal Kombat. Byli tutaj wojskowi, najemnicy i mistrzowie sztuk walk. Jednak byli tutaj równierz różnego rodzaju potwory i stwory jakby z innych wymiarów. Miałem co do tego złe przeczucia bo słyszałem o tym turnieju i widziałem filmy za równo z gier jak i film pełnometrażowy z lat dziewięćdziesiątych. W takim turnieju przeciwnicy zabijają się i to w sposób dość brutalny, a nawet okrutny. Jednak Hokage zapewnił nas, że w tych zawodach zabijanie zostało zakazane pod groźbą dyskwalifikacji.

Sędzią był akurat Iruka. To on ogłaszał kto z kim walczy.

- Uwaga, Rock Lee kontra Takeda Takahashi.

Tak się rozpoczęła się pierwsza walka Rock Lee czyli chłopak z czarnymi włosami i w zielonej koszuli i spodniach walczył z Takedą, młodym ninja z czarnymi włosami i w czarnym kombinezonie. Walka skończyła się kiedy po paru ciosach Takeda powalił Lee na ziemię, a on nie mógł wstać i zaczął płakać. W następnej rundzie walczyli Ino Yamanaka dziewczyna z jasnymi włosami związanymi w koński ogon i w fioletowym stroju przeciwko Cassie Cage dziewczyny z krótkimi blond włosami i biało zielonym stroju technicznym. Walka tym razem skończyła się zwycięstwem Ino Yamanaka. Co było dla nas punktem. Później był Kiba kontra Liu Kang, Sakura kontra Kitana, Sauske kontra Scorpion, Neji Hyūga kontra aktor Johnny Cage, Hinata kontra Sonya Blade itp.

W końcu przyszedł czas walki Naruto z Goro, czterorękim goliatem z włosami zapiętymi w kucyk. Miałem do tej walki złe przeczucia. Goro chciał zmiażdżyć Naruto lecz ten wcześniej się te sklonwał. Goro walił w każdego klona na oślep lecz było ich za dużo. Prawdziwy Naruto skoczył, wykonał salto w tył przy czym kopnął Goro w nos. Wielkolód upadł na ziemię a z nosa popłyneła mu krew. Klony po chwili zniknęły wówczas Naruto wystawił rękę, w jego dłoni pojawiła mała kula niebieskiej energi. Chłopak zaatakował Goro tą energią przez co wielkolud poleciał na drugą stronę areny. Goro nie mógł wstać przez co Naruto wygrał. Sakura wykrzyczła jego imię z radości, a Hinata zawstydzona poszła do niego i przytuliła. Byłem mile zaskoczony, Naruto pokonał czempiona turniejów Mortal Kombat. Naruto jest największym wojownikiem jakiego spotkałem. Coś czuję, że będzie co opowiadać u mnie w wiosce na Berk. Jednak mój dobry humor szybko się skończył kiedy Iruka powiedział.

- Następna runda, Sektor kontra Galen z wyspy Berk!

Rozdział 7[]

To był szok dla wszystkich. Niektórzy się nawet patrzyli na mnie że zdziwieniem. Inni coś tam szeptali.

Na arenę wszedł starszy mężczyzna, Chińczyk. Miał długie siwe włosy. Był ubrany w czerwoną szatę.

- Shang Tsung ?! - Powiedział Hokage.

- Zmieniło się tu trochę, w dodatku nikt mi nawet nie powiedział, że organizujecie zawody dla przyszłych Jōninów, postarzałeś się stary druhu. - Odparł Shang Tsung.

- Zostałeś skazany na dożywotnią banicję za praktykowanie zakazanych technik. - Dodał Hokage.

W pewnej chwili Hokage zaczął źle się czuć.

- Głową mi pęka, ciężko mi oddychać. - Powiedział Hokage.

Dwóch ninja wzięło mężczyznę za ramiona i wyprowadzili go z hali. Shang Tsung zamiast się tym przejąć zaczął mówić.

- W żyłach waszego przywódcy krąży teraz trucizna, jedyne antidotum mam ja i jeśli nie wystawiacie mi swojego zawodnika, Hokage umrze w męczarniach.

Kiedy to słyszałem postanowiłem walczyć.

- Idę. - Odparłem.

- Galen nie. - Odparła Merida.

- Muszę to zrobić, od tego zależy życie Hokage. - Dodałem.

- Ale ten cały Sektor kim kolwiek jest, on cię zabije. - Powiedziała dziewczyna.

Wziąłem ją za dłonie.

- Posłuchaj, w razie czego lub kiedy przegram, zabierzecie mu antidotum by uratować Hokage. - Odparłem po czym na koniec pocałowałem ją w czoło.

Zszedłem na arenę i stanąłem przed Shang Tsungiem.

- Przyjmuję wyzwanie. - Odpowiedziałem.

- Sektor ! - Zawołał Shang Tsung.

Z cienia wyszedł czerwony humanoidalny robot. Stanął przede mną przyjmując pozę bojową.

- Oto Sektor, były członek klanu Lin Kuei i jeden z moich najbardziej oddalonych ludzi. - Odparł Shang Tsung.

Przyjąłem postawę do walki po czym zaczęliśmy kiedy Shang Tsung krzyknął ,,Walczyć". Sektor wyskoczył po czym chciał mnie zaatakować z powietrza lecz ja zrobiłem unik. Zacząłem walić go pięściami lecz nic nie poczuł. Chwycił mnie za rękę po czym walnął mnie pięścią w brzuch. Chwycił mnie za głowę i kopnął mnie kolanem rozwalając mi nos. Krew mi się lała jednak nie było czasu by pójść po chusteczkę by zatamować krwawienie. Podbiegłem do robota i zacząłem go bić po masce. Robot mnie chwycił za rękę po czym rzucił mną o ścianę po czym padłem na ziemię. Ktoś tam krzyczał żebym wstawał i walczył. Inni kibicowali Sektorowi żeby mnie dobił. Wstałem i znowu stanąłem do walki.

- Nie masz ze mną szans gdyż jestem cyborgiem, mechaniczne ulepszenia sprawiają, że człowiek staje się silniejszy i szybszy. - Powiedział Sektor.

- Może, ale arogancja to zguba każdego wojownika. - Odparłem na co ktoś tam powiedział, że wyjąłem mu to z ust.

Sektor szarżował na mnie jak byk, wyciągnąłem rękę i mocą uniosłem Sektora nad ziemią po czym rzuciłem go o ścianę. Cyborg zrobił wgniecenie po czym spadł na podłogę. Wyszedł z tego bez szwanku, zdołał się podnieść. Naj widoczniej zdołałem go tylko wkurzyć. Po chwili z jego piersi wystrzeliły dwie małe rakiety, odskoczyłem na bok a pociski rozwalił ścianę robiąc dziurę. Wstałem po czym pobiegłem w stronę Sektora, on mi strzelił z miotacza ognia z ręki lecz ja wskoczyłem robiąc salto i obiema nogami kopnąłem gościa w tors aż go powaliłem na ziemię. Szybko chwyciłem go za rękę po czym zrobiłem mu dźwignię. Sektor jednak znowu się podniósł po czym rzucił mną o podłogę. Sektor wystawił zaciśnięte pięść, dorośli zawodnicy mu wiwatowali, natomiast ninja niewiele ode mnie starsi patrzyli na mnie, czułem jakby mieli do mnie żal albo byli mną obrzydzeni, że ich zawiodłem i że zrobiłem z siebie durnia. Nie chciałem zawieść ani ich, ani trzeciego Hokage. Kopnąłem Sektora w staw kolanowy przez co ten się schylił. Z jego kolana poszły iskry jakby dostał usterki. Rzuciłem się na cyborg znowu go powalając na podłogę. W szale zacząłem go bić po bokach maski. Waliłem jego łbem po podłodze robiąc coraz większe pęknięcie. Sektor mnie chwycił mnie w talii po czym mną rzucił pod ścianę. Wstałem po czym on kopnął mnie w twarz przez co wyleciałem z hali na ulicę. Coraz ciężej było mi wstać lecz nie chciałem się poddać. Jednak Sektor zaczął kuleć gdyż jego staw kolanowy uległ uszkodzeniu. Podszedłem do niego, uniknąłem sierpowego Sektora po czym zadałem mu sierpowy w głowę i tak na zmianę. Po ciosach coraz bardziej bolały mnie ręce. Sektor też mi zadał cios w brzuch mnie lecz to nie bolało bo miałem zbroję. Zdołał mnie jednak odrzucić dalej wyskoczył po czym chciał zadać mi cios pięścią z powietrza lecz robiąc sprężynę kopnąłem go nogami w ścianę.

- Wierzysz, że możesz mnie pokonać, żaden młody ninja nie zdołał mnie pokonać, nie myśl sobie, że takie zero jak ty mnie też pokona ! - Warknął Sektor po czym zaczął szarżę.

Rzuciłem nim podcinając mu nogi. Sektor wstał, kolano zaczęło mu coraz bardziej szwankować. Byłem go dalej serią ciosów sierpowych. Straciłem coraz więcej sił i coraz bardziej byłem wściekły. Pchąłem go mocą w drugi budynek robiąc wgniecenie w ścianie. Sektor jednak znowu wstał lecz miał już kompletną awarię systemów. Podszedłem do niego.

- Właśnie poniosłeś porażkę Sektor. - Powiedziałem.

Sektor zaczął już ledwo machać rękami lecz zacząłem już unikać jego ciosów. Znowu poczęstowałem cyborga serią ciosów w głowę. Powoli też zacząłem tracić siłę jednak Sektor już nie był w stanie się bronić. Zrobiłem mu Seoi-Nagę (rzut przez ramię) po czym mu zrobiłem dźwignię. Cyborg nie był już w stanie się już ruszyć. Zawodnicy podbiegli popatrzeć.

- Nie mogę się ruszyć. - Odparł.

- Poddaj się, odklep ! -warknąłem.

- Nie mogę odklepać, nie mogę nawet ruszyć palcem. - Odparł Sektor.

- To powiedz, że poddajesz. - Dodałem.

- Bo co ? - Spytał Sektor.

- Głośno ! - Warknąłem.

- Pod...daję... się ! - Odparł Sektor.

Puściłem go, Iruka podszedł do nas po czym wygłosił.

- Sektor jest niezdolny do walki, zwycięża Galen !

Wszyscy ninja wiwatowali włącznie z dorosłymi, jedynie Shang Tsung był naburmuszony.

- Dobra Shang Tsung, gdzie lek ? - Spytała Mulan.

- Nie ma antidotum, wasz Hokage pewnie już nie żyje.

- Czyżby ? - Spytała Merida.

Dziewczyna trzymała w ręku fiolkę z żółtą cieczą. Shang Tsung wściekły wyciągnął rękę otwierając żółty portal.

- Pożałujecie tego, mój pan Shao Khan zabije was wszystkich. - Powiedział mężczyzna znikając w portalu z kilkoma ludźmi i potworami.

Podszedłem do Sektora, podałem mu rękę by mu pomóc wstać lecz ten ją odtrącił. Powiedziałem mu, że dobrze mi się walczyło po czym się mu ukłoniłem. Sektor akurat mi chamsko odparł żebym spadał po czym jeden najemnik go wziął za ramię. Miał taki sam mundur i maskę co ci którzy kiedyś chcieli mnie z powrotem zamknąć w kapsule co było dla mnie zaskoczeniem. Sektor odtrącił najemnika mówiąc mu chamstwo żeby trzymał ręce przy sobie po czym obaj też zniknęli w portalu.

Po zamknięciu portalu wziąłem głęboki wdech.

- Trzeci Hokage, szybko ! - Krzyknąłem.

Przedarliśmy się przez tłum zgromadzonych i pobiegliśmy do domu trzeciego Hokage, miałem nadzieję, że jeszcze nie jest za późno i, że uratujemy trzeciego Hokage. Niestety myliłem się. W sypialni zastaliśmy trzeciego Hokage. Leżał martwy w łóżku, przez skórę wystawały mu żyły, a w dodatku miał poderżnięte gardło z którego lała się krew.

Gdy to widzieliśmy, Merida zatruła usta, a z oczu lały się łzy. Ja byłem natomiast w szoku, Shang Tsung pewnie wynajął kogoś, żeby dobił trzeciego Hokage na wypadek jak bym wygrał. W dodatku byłem sobą zawiedziony, tyle wysiłku na nic lecz to akurat było najmniej ważne.

Rozdział 8[]

Pogrzeb trzeciego Hokage odbył się jutro po południu. Ciało trzeciego Hokage zostało złożone na cmentarzu o podal wioski. Był to najsmutniejszy dzień dla wioski. Nawet Naruto nie miał dziś dobrego humoru. Wielu opłakiwało swojego przywódcę. Konohamaru od jednego z ninja dostał kopertę z pieniędzmi. Po uroczystości pogrzebowej wszyscy się zaczynali rozchodzić, ja też chciałem iść do domu lecz chłopiec mnie zatrzymał. Patrzył na mnie gniewnie swoimi oczami po czym kopnął mnie w nogą co dość słabo mu poszło.

- To wszystko twoja wina ! - Krzyknął.

- Rozumiem, jest ci przykro. - Odparłem.

- Nie nawidzę cię, zabrałeś mi dziadka! - Powiedział Konohamaru po czym zaczął mnie bić pięściami.

Chwyciłem go za nadgarstki, przyznałem mu rację, że to była moja wina, przez moją arogancję i głupotę zginął Hokage. Mały zaczął płakać, kucnąłem przy nim po czym przytuliłem chłopca przy okazji głaszcąc go po główce. Podszedł do nas wysoki mężczyzna w stroju ninja z Konohy i w czarnych włosach. Wziął chłopca za rękę, prawdopodobnie był to ojciec Konohamaru. Młody dalej pochlipywał więc ojciec wziął go na ręce i zaniusł go do domu. Ja jeszcze zostałem przy grobie. Na serio miałem wrażenie, że to była moja wina, z drugiej strony myślałem o tym kogo Shang Tsung wynajął by zabić trzeciego Hokage. Mógł być to jeden z jego najemników albo ktoś z zawodników.

Wróciłem więc do domu Naruto. Usiadłem sobie na łóżku i dalej myślałem. Po chwili do pokoju przyszedł Iruka.

- Mam coś dla ciebie. - Powiedział.

Sięgnął do kieszeni po czym wyciągnął z niej opaskę z blaszką na której był symbol Konohy.

- Nie chcę jej, nie zasłużyłem na nią. - Odparłem.

Mimo to Iruka dał mi ją do ręki.

- Jest to nagroda za walkę. - Odparł.

- Jedną walkę która była kompletną klapą. - Dodałem.

- Powiedz mi skąd mogłeś wiedzieć, że tak to się skończy. - Odparł Iruka po czym dodał.

- Konoha cię potrzebuje tak samo jak i Naruto, jeśli zmienisz zdanie, wiesz gdzie mnie szukać.

Po tych słowach wyszedł. Przymierzyłem tą opaskę od niego zawiązała ją na głowie. Spojrzałem w lustro, wyglądałem trochę jak wojownik choć bałem się, że w tym będę wyglądał jak pajac mimo, że niemal wszyscy ninja w wiosce takie nosili. Jedynie ja się wstydziłem z czymś takim pokazać bo nie należałem do tych co są ekstrawaganccy. Zdjąłem ją i schowałem do sakiewki. Wyszedłem z domu razem że Stichem po czym poszliśmy po za wioskę. Ludzi dzisiaj było mało ludzi, być może dlatego że w wiosce panowała teraz żałoba. Wyszliśmy z wioski do lasu na krótki spacer. Najpierw szliśmy powolnie jak na spacerze, później zaczęliśmy chodzić truchtem, Stich zaczął już biegać na czterech łapach. Biegliśmy dalej coraz szybciej ręce i łokcie wystawiłem do tyłu. Biegłem jak ninja. Po chwili zaczęliśmy ze Stichem skakać po drzewach. Lecieliśmy ze Stichem ze zawrotną prędkością. Podczas kolejnego skoku coś ppdcieło mi nogę przez co spadłem na ziemię z hukiem. Po chwili wstałem i przede mną pokazała się jakaś dziewczyna. Była nie wiele ode mnie starsza, miała na sobie segmentowaną zbroję, brązowy napierśnik, ciasne spodnie, ciężkie buty oraz metalowa spódnica i karwasze. Miała na sobie kaptur i chustę na twarzy przez co widać było jedynie jej zielone oczy. Patrzyłem na dziewczynę z zaciekawieniem, zastanawiałem się czy to przyjaciółka czy kolejny wróg. Tajemnicza dziewczyna wyciągnęła z za pleców krótki topór. Ostrze było niejednolite było jakby z trzech stopionych ze sobą ostrych kawałków różnych długości. Rękojeść tej broni był zakończony nawiasem. Dziewczyna machnął w bronią po czym wysuneło się drugie ostrze.

- Fajna broń. - Odpowiedziałem.

Po tym jak wyciągnęła topór mogłem się domyślić, że to wróg. Założyłem swoją opaskę ninja na głowę po czym wyciągnąłem kunai, chciałem wyciągnąć miecz świetlny ale nie chciałem zniszczyć broni przeciwnika nie ze zwględu na to, że dla mnie było by to nie uczciwe, ale dlatego że szkoda mi było by tej broni bo na serio mi się podobała.

Ruszyliśmy do walki, dziewczyna zadała atak toporem lecz ja skoczyłem nad nią. Wylądowałem za jej plecami i chwyciłem dziewczynę za szyję i przyciśnąłem ją do siebie. Przyłożyłem jej nóż do gardła.

- Kim ty jesteś ? - Spytałem.

Coś mnie trafiło w nogę. Był to duży metalowy kolec który wbił mi się w staw. Dziewczyna chwyciła mnie za ramię po czym przerzuciła mnie przez ramię na ziemię. Następnie kiedy leżałem na brzuchu dziewczyna chwyciła mnie za ramię i kolanem stanęła mi na barku. Z bólu chciało mi się krzyczeć. Dziewczyna przyłożyła mi Kunai do gardła.

- Raczej kim ty jesteś ? - Spytała.

- Nazywam się Galen, młody ninja, przyszły rycerz jedi, mieszkam w wiosce ukrytej w liściach lecz tak naprawdę jestem z wioski na wyspie Berk. - Odparłem.

Dziewczyna poszerzyła oczy po czym mnie puściła. Wstałem lecz potem kopnęła mnie przez co znowu padłem na ziemię. Powiedziała, że jestem kłamcą jednak zmieniła zdanie kiedy na moim naramienniku symbol nocnej furii. Póściła mnie po czym wstałem.

- Jesteś od Czkawki ? - Spytała.

- Tak, na prawdę. - Odparłem

Dziewczyna po chwili zdjęła chustę i kaptur. Miała ładną szeroką twarz i czarne włosy zawiązane w warkocz. Patrząc na dziewczynę czułem się nie swojo przez co chwyciłem się za ramię. Natomiast dziewczyna patrzyła się na mnie normalnie. Podszedła do mnie przez co się zawstydziłem.

- Jestem Heathera.

- Z jakiej wioski pochodzisz? - Spytałem.

- Nie pamiętam dokładnie. - Odpowiedziała ze smutkiem.

Opowiedziała mi o sobie jak wychowywała się rodzinie zastępczej w nieznanej wiosce oraz, że nie pamięta swoich biologicznych rodziców. Opowiedziała mi równierz, że jej wioska została zmasakrowana przez plemię Berserków pod wodzą Dagura Szalonego i jak jej przybrani rodzice zostali zamordowani. Jak o tym słyszałem miałem wrażenie jakbyśmy byli do siebie podobni. Lecz ja straciłem jedynie matkę, a ojca nie znałem natomiast Heathera przeszła piekło.

Po chwili na dziewczynę skoczył Stich, musiałem go ściągnąć z dziewczyny i wyjaśnić, że to nasza przyjaciółka. Stich wyciągnął mi kolec z nogi choć kończyna była do naprawy. Do nas przyszedł również srebrny smok. Miał smukłe ciało a łuski przypominały pancerz, miał zielone oczy i duży róg nad oczami. Heathera mi powiedziała, że to Zbiczatrzasł i nazywa się Szpicruta. Heathera powiedziała mi jak poznała Czkawkę i smoczych jeźdźców i to dzięki nim wytresowała Szpicrutę którą znalazła po walce Tajfumerangiem. Ja natomiast opowiedziałem jej równierz o sobie, jak Astrid zabrała mnie na Berk, jak poznałem i oswoiłem Sticha i całą resztę. Stich i Szpicruta w tym czasie bawili się więc mieliśmy czas dla siebie. Jednak trwało to krótko gdyż smok zaryczał byśmy popatrzyli w stronę gdzie była Konoha. Nad wioską unosiły się słupy dymu.

- Coś się dzieje! - Powiedziała Heathera.

- Konoha, tam są moi przyjaciele! - Odparłem.

Prędko wskoczyliśmy na smoka i polecieliśmy w stronę wioski. Kiedy dolecieliśmy w wiosce panował chaos, płoneły domy, ludzie uciekali lub byli wyłapywani przez szturmowców i szturmowców samurajów i brani do ciężarówek, po ich stronie walczyli ninja z sąsiednich wiosek. Oddziały Jōninów i chūninów toczyli walki z nimi lecz pomimo lepszego wyszkolenia obie strony ponosiły straty. Na jednym z dachów widziałem Naruto i Sasuke walczących z ninja z wioski Sunagakure i ninja z wioski Otogakure.

- Heathera, wysadź mnie tam.

Polecieliśmy tam, chłopaki nas zauważyłli i pomachała do nas. Szpicruta wystrzeliła z paszczy jasno niebieski płomień stącając kilku ninja i kilka ostrych kolców zabijąc przy tym kilku następnych ninja. Skoczyłem ze smoka na dach, Naruto spytał się czemu mnie tak długo nie było i kim jest dziewczyna na smoku, a Sasuke dodał, że w końcu postanowiłem przyjść. Heathera odleciała walczyć dalej, a my mieliśmy na karku kolejnych przeciwników.

Rozdział 9[]

Ninja ruszali na nas, cieliśmy ich mieczami, rzucaliśmy w nich kunai, shurikhenami lub mocą zrzucaliśmy ich z dachu. Traciliśmy przy tym siły, a mimo nacierali na nas falami.

- Ciągle kolejni ! - Krzyknął Sasuke.

Sasuke wziął głęboki wdech po czym dmuchną ogniem w przeciwników, Naruto i ja musieliśmy się schylić by Sasuke zdmuchną ogniem wszystkich z dachu. To było dla mnie niezwykłe, nigdy czegoś takiego nie widziałem.

- Moja kolej !- Dodał Naruto.

Wyciągnął rękę do góry znowu uwalniając niebieską energię.

- Naruto, stój ! - Krzyknął Sasuke.

Jednak było za późno, Naruto cisnął energią w dach czym zawalił się cały budynek, a my polecieliśmy z krzykiem lecz z nami polecieli ninja. Naruto zmienił cały budynek w ruinę, upadek był dość bolesny jednak Sasuke ze wściekłością wstał i rzucił się na Naruto dusząc go.

- Ty matole, następnym razem się zastanów zanim będziesz rozwalać budynki ! - Odparł Sasuke.

Po chwili pobiegli do nas szturmowcy po czym wycelowali w nas broń. Wkrótce potem jednemu w hełm wbiła się strzała po czym rzołnierz padł. Za nami stała Merida z łukiem i przygotowaną strzałą Sasuke skończył dusić Naruto po czym wszyscy ruszyliśmy do walki. Biegliśmy ulicami zabijając przy tym przeciwników. Krajobraz wioski przypominał teraz pole bitwy wszyscy walczyli więc i my braliśmy udział w bitwie. Po chwili do nas podbiegła Mulan.

- Konoha zaatakowana ! - Powiedziała Mulan.

Po chwili do nas podbiegł szturmowiec klon ze swoim oddziałem byli to młodzi w różnych pancerzach szturmowców szturmowiec śmierci Jack, obrony wybrzeża Rafał, zwiadowca Dorota, pilotka AT-AP Ania i Magda w zbroi Kapitan Phasmy, natomiast szturmowiec klon nazywał się Klimek. Poznałem wszystkich jeszcze na szkoleniu z trzecim Hokage i oni nie było akurat z Konohy. Była to jednostka założona przez ruch oporu przez samą generał Leię Organę, jednostka nazywa się grupą szturmową tak jak te z szarych szeregów.

Pojawiło się dwóch samurajów lecz od razy zostali zastrzeleni prze z Jacka i Anię. Mulan potem powiedziała żebyśmy się rodzielili. Ja miałem pójść z nią i Sasuke.

Biegliśmy więc za dziewczyną przy okazji zabijając po drodze ninja i szturmowców. Mulan zaprowadziła nas do świątyni pod skałą Hokage. Brama do świątyni była spalona na popiół, wbiegliśmy do środka, wszystko ołtarz, posążki, artefakty, wszystko zostało zniszczone lub spalone.

- Do skarbca szybko! - Dodała dziewczyna.

Poszliśmy w lewo gdzie były kamienne schody, zeszliśmy po nich, robiło się coraz ciemnej, a pochodnie zawieszone były zgaszone. Wejście do skarbca równierz było rozwalone jakby też użyto jakiegoś działa. W środku było pełno złota, klejnotów i cennych artefaktów. Mulan podbiegła do małej kamiennej kolumny która była w centrum pomieszczenia. Dziewczyna padła załamana.

- Nie ma go. - Powiedziała dziewczyna.

- Czego nie ma ? - Spytałem.

- Sierp Kronosa zniknął. - Dodała.

- Zakładam, że to nie ma nic wspólnego z tytanem, bogiem rolnictwa z mitologii greckiej ? - Spytałem.

- Sierp Kronosa jest potężną bronią wykutą przez nie istniejącą już rasę Telchinów, tych samych co trójząb Posejdona. - Odpowiedziała dziewczyna.

- Sierp należał do Kronosa jednak kilku Telchinów go wykradło i go pochowało w Japonii by ułatwić Zeusowi, Posejdonowi i Hadesowi zabicie Kronosa. - Dodał Sasuke.

- Dopiero niedawno go odnaleziono, Trzeci Hokage kazał złożyć sierp w skarbcu by nikt się nie dowiedział o jego istnieniu. - Dodała Mulan.

- Teraz ktoś go ukradł, pewnie ci z najwyższego porządku. - Odparłem

- Najwyższy porządek i ninja dźwięku i piasku nie mają nic wspólnego. - Zaprzeczył Sasuke.

- Skąd to wiesz ? - Spytała Mulan.

Sasuke zamiast odpowiedzieć cisnął w Mulan błyskawicami przez co ona poleciała uderzając w kolumnę po czym straciła przytomność. Wyciągnąłem miecz by zablokować kolejny atak błyskawicami. Sasuke wyciągnął swój miecz świetlny, a z za pasa sierp, ostrze było zakrzywione w kształt półksiężyca. Jak to zobaczyłem od razu się domyśliłem, że to Sasuke ukradł sierp. Sasuke ruszył na mnie, zrobiłem się mieczem świetlnym lecz Sasuke okazywał się o de mnie dużo lepszy. W dodatku chłopak zadawał mi cięcia sierpem. Próbowałem go zniszczyć lecz stal z którego była wykonana z nieznanego mi metalu który był odporny na plazmę miecza świetlnego i to nie było ani Gronklowe żelazo ani nawet Beskar. Sasuke atakował mieczem i sierpem, wyprowadził mnie ze skarbca, próbowałem się bronić lecz w końcu Sasuke mnie pchnął mocą po czym powalił na ziemię, przyłożył mi ostrze miecza do brody.

- Sasuke, co ty wyprawiasz ? - Spytałem.

- Wybacz, ale jeśli nie chcesz mieć ze mną na pieńku to nie wchodź mi w drogę. - Odparł po czym odszedł.

Nim mnie zostawił chwyciłem go za kostkę, a on padł na ziemię puszczając miecz i sierp. Wstałem po czym mocą przyciągnąłem sierp do siebie. Sasuke później też wstał wściekły, ku mojemu przerażeniu rogówki w jego oczach zrobiły się czarne, a w środku obracało się coś na kształt gwiazdy. Sasuke wykonał kilka gestów dłońmi.

- Sasuke, twoje oczy ? - Powiedziałem.

Ruszyłem na niego z mieczem i sierpem. Machnąłem sierpem lecz szybko chłopak znalazł się za mną po czym kopnął mnie w plecy. Odwróciłem się w jego stronę po czym pobiegłem do niego machająć mieczem i sierpem, a on unikał moich ataków w mgnieniu oka. Kiedy zadałem cięcie sierpem, on złapał mnie za rękę po czym mi wbił dwa palce w staw. Ból był tak ostry, że aż zacząłem krzyczeć, Sasuke zabrał mi sierp po czym mnie kopnął w brzuch. Zaczął mnie dźgać palcami w stawy aż ciało zaczęło mi drętwieć. W końcu Sasuke dźgnął mnie w szyję przez co padłem na ziemię. Sasuke po chwili stanął stopą przekręcając mi głowę na bok.

- Mówiłem ci byś mi nie wchodził w drogę. - Powiedział Sasuke przykładając mi sierp i nacinając mi policzek.

Po chwili Sasuke dodał.

- Naj widoczniej nigdy nie miałeś do czynienia z okiem Sharingan, to technika która była powszechna w moim klanie Uchiha, daj spokój nikomu, nawet swojej Meridzie nie dorastasz do pięt, jesteś śmieciem, słabeuszem i mazgajem, ja zamierzam odnaleźć i zabić mojego brata, przynajmniej on okaże się godnym przeciwnikiem niż takie nic jak ty !

Po tych słowach Sasuke zabrał ze mnie stopę po czym kopnął mnie w twarz.

- Jesteś żałosny. - Dodał po czym wykonał kilka gestów po czym zniknął we mgle.

Próbowałem wstać i podejść do nieprzytomnej Mulan lecz dalej mnie wszystko bolało. Krew mi się lała z nosa i z policzka, a nawet nie mogłem jej zetrzeć. W końcu padłem ze zmęczenia.

Rozdział 10[]

Obudziłem się z powrotem w szpitalnym łóżku, i to już trzeci raz w ciągu ostatniego miesiąca. Byłem nadal wyczerpany przez co nie miałem siły nawet się podnieść, a w gruncie rzeczy i tak nie mogłem bo jakaś kobieta trzymała dłonie jedną na drugiej na mojej piersi. Kobieta miała blond włosy z tyłu zapięte w dwa luźne kucyki, szminkę na ustach oraz mały kryształ na czole, była ubrana w zielony płaszcz, szarą koszulę przewiązaną pasem oraz krótkie spodnie. Spojrzałem na jej ręce, paznokcie miała pomalowane na czerwono.

- Leż i oddychaj. - Powiedziała Kobieta.

Kobieta cały czas trzymała dłonie na mojej piersi, czułem jakby jakaś energia przepełniała moje ciało. Zamknąłem oczy i brałem głębokie wdechy. Nadal jednak mnie wszystko bolało. Kobieta zabrała ręce i powiedziała żebym dzisiaj odpoczął bo od jutra miałem się zabrać do pracy.

- Kim pani jest ? - Spytałem.

- Jestem Tsunade, jestem medyczny ninja, a od teraz piąty Hokage. - Odparła.

Ta odpowiedź minie zdziwiła, tak szybko wybrali nowego Hokage i dlaczego akurat piąty. Spytałem się Pani Tsunade dlaczego jest nazywana piątym Hokage, a nie czwartym na co mi chamsko mi odpowiedziała, że sam powinienem wiedzieć po czym wyszła.

Podniosłem się choć dalej mnie wszystko bolało po atakach Sasuke. Ciężko mi było uwierzyć, że on nas zdradził i opóścił. Może i był zimny i zamknięty w sobie, w dodatku za mną nie przepadał, ale do głowy by mi nie przyszło, że dopuścił by się czegoś tak okropnego.

Wstałem z łóżka po czym wyszedłem z sali na korytarz gdzie zastałem Meridę i Naruto przytulających Sakury. Dziewczyna płakała zakrywając twarz. Najwyraźniej dowiedziała o Sasuke, chciałem do niej podejść by ją pocieszyć lecz czułem, że dziewczyna nie chciała ode mnie wsparcia. Tak czy inaczej było mi jej żal, bo widać, że coś czuła do Sasuke. Poszedłem więc do łóżka Mulan gdyż leżała w tej samej sali jednak przy niej siedział kapitan Shang. Czułem, że tutaj też będę zawadzał więc wróciłem na swoje łóżko.

Tego samego dnia wypisano mnie ze szpitala, wróciłem więc do domu Naruto po drodze widziałem jak ludzie naprawiali całą wioskę, Najwyższego Prządku ani ninja piasku i dźwięku już nie było, a wioska była w opłakanym stanie, wszędzie ludzie równierz dawali jedzenie pokrzywdzonym, opatrywali rannych lub wynosili wykopane ciała poległych ninja. Czułem ulgę, że ta bitwa się skończyła, jednak czułem równierz smutek, że na tym ucierpiała cała wioska. Po drodze spotkałem Rocka Lee, chodził o kulach.

- Cześć Rock. - Powiedziałem, podbiegająć do niego z uśmiechem.

- Cześć, już cię wypisali ? - Spytał Rock.

- Tak, a jak z Tobą ? - Spytałem.

Lee zaczął płakać, najwidoczniej go musiałem w jakiś sposób urazić.

- Przepraszam, nie chciałem cię zranić. - Powiedziałem.

- To nie twoja wina tylko cieszę się, że jesteś zdrowy, kiedy Tsunade mnie badała okazało się, że mam uszkodzony kręgosłup i istnieje ryzyko, że nie wrócę do pełnej sprawności i będę musiał zakończyć swoją karierę ninja, chodzę teraz na rehabilitację, a wkrótce będę miał operację, jednak szansa że będę sprawny wynosi 50%, w dodatku istnieje ryzko, że mogę umrzeć, chciałem zostać ninja, najlepszym z najlepszych, czemu mnie spotyka mnie taka kara. - Odparł Lee szlochając.

Kiedy tego słuchałem było mi żal chłopaka, miał przed sobą przyszłość i marzenia, a los mu to wszystko odebrał, kiedyś poznałem takiego jednego kolegę który cieszył się życiem mimo, że ciężko chorował i nie mógł chodzić.

- Wiesz Lee, los jest okrutny, jest jak koło fortuny, raz jest z górki, a raz pod górkę, wierzę, że sobie przyjacielu poradzisz, zobaczysz jeszcze będziesz się śmiał. - Dodałem na pożegnanie.

Poszedłem później na taras jednego z budynków, popatrzyłem na skałę Hokagę opierając się o barierkę. Spoglądałem na twarze Hokage wyryte w skale, w tym na pękniętą twarz trzeciego Hokage, naj widoczniej musiało się to stać kiedy trzeci Hokage został zamordowany. Moją największą uwagę jednak przykuła twarz czwartego Hokage, miał podobną twarz i rozczochrane włosy co Naruto, miałem jakieś podejrzenia, że czwarty Hokage mógł być powiązany lub spokrewniony z Naruto. Przy okazji zrozumiałem czemu pani Tsunade jest określana jako piąty Hokage.

Po chwili podeszła do mnie Merida ze Stichem, byli najwidoczniej zmartwieni tym, że jestem tutaj sam.

- Jak tam byku ? - Spytała Merida.

- Tak, weź zobacz na twarz czwartego Hokage. - Dodałem.

Popatrzyliśmy na twarz czwartego Hokage, powiedziałem jej, że on jest podobny do Naruto na co dziewczyna odparła.

- Słyszałam kiedyś, że czwarty Hokage, oddał własne życie kiedy zapieczętował duszę lisa o dziewięciu ogonach, potwora który kiedyś prawie zniszczył wioskę, uwięził w ciele Naruto kiedy ten był jeszcze niemowlęciem, z powodu tego, że ten potwór prawie zniszczył wioskę dorośli mieli żal do Naruto, trzeci Hokage jednak zabronił o tym mówić lecz dzieci poszły śladami rodziców, dlatego Naruto był sam przez wiele lat biorąc pod uwagę, że jego matka też nie żyje, a chłopak nie miał żadnych krewnych, ani przyjaciół, z tąd też robił te wszystkie dowcipy i często zachowuje się jak głupek gdyż pragnie na siebię zwrócić uwagę, w dodatku trzeci Hokage wierzył, że Naruto będzie lubiany, a on też chce zostać Hokage, i żeby ludzie go lubili.

Po tych słowach dziewczyna położyła mi dłoń na ramieniu, obróciłem się w jej stronę po czym dziewczyna wzięła mnie za ręce jak do tańca.

- Jak tam Sakura ? - Spytałem.

- Już lepiej tylko dalej jest jej przykro z powodu zdrady Sasuke. - Odparła dziewczyna.

- Musimy go odnaleźć i odzyskać sierp Kronosa. - Dodałem.

Opowiedziałem jej równierz na temat Rocka Lee, o tym jak będzie musiał zakończyć swoją karierę shinobi chyba, że podda się operacji pani Tsunade, chciałem jej równierz powiedzieć, że nas i całą wioskę czeka mnóstwo pracy jednak dziewczyna zasłoniła mi usta.

- Wystarczy już, nie zamartwiaj się wszystkim. - Odparła.

Po tych słowach objęła mnie za szyję po czym mnie pocałowała. Stich patrzył się na nas ze zdumieniem. Po chwili wskoczył mi na barana, pogłaskałem go biorąc pod drugie ramię Meridę. Byłem szczęśliwy.

Jednak w pewnym momencie pojawił się przed nami Iruka, od razu stanęliśmy przed nim jak na baczność.

- Hokage was wzywa. - Powiedział Iruka.

Część 3 - Pierwsza Misja[]

Rozdział 1[]

Pani Tsunade wezwała nas do swojego biura, jak zwykle była ubrana w zielony płaszcz, szarą koszulę przewiązaną pasem oraz krótkie spodnie, nie miała zwyczaju ubierać się w biały płaszcz tylko nosiła czapkę Hokage. Pani Tsunade siedziała przy biurku a między nią siedziała Mulan i Kapitan Shang.

- Pani nas wzywała ? - Spytałem.

- Zgadza się. - Odparła

- Więc o co chodzi ? - Spytała Merida.

- Najpierw wyrzućcie tego psa, zwierząt tu się nie wpuszcza ! - Powiedziała Tsunade.

- Mogła by pani być trochę milsza. - Zaprotestowała Mulan.

- Chodzi poprostu o to, że po ataku Najwyższego Porządku Konoha bardzo mocno osłabła, pani Tsunade rozważała żeby rozwiązać waszą drużynę i odesłać was do domów, jednak przekonaliśmy panią żeby i wy przyjmowali zlecenia, od nich zależy przyszłość wioski, jeśli inni dowiedzą się, że jesteśmy osłabieni to wtedy sąsiednie wioski, albo plemiona z dalekich stron nawet Hunowie nie zawachają się zaatakować. - Dodał Kapitan Shang.

- Merida będzie eskortować pewną osobę na lotnisko w Tokio. - Dodała Mulan

- Galen i Stich będziecie mieli trudniejsze zadanie, udacie się do wioski ukrytej w górach, tam będzie czekał na was pewien, mężczyzna, Amerykanin resztę sam wam wyjaśni.

- Czy będziemy mieli przy sobie jakiś Jōninów do pomocy ? - Spytała Merida.

- Wszyscy Jōnini są na misjach, Iruka jest na misji zabójstwa, jednego senatora który działa na rzecz Najwyższego Porządku, Kakashi i Might Guy są na misji eskorty budowniczych do wioski ukrytej we mgle, po za tym wy macie po czternaście lat i jesteście już prawie dorośli. - Dodała Tsunade.

- Wioska znajduję się u podnóża wulkanu Fudżi więc bądźcie ostrożni, choć od ostatniej erupcji minęło trzysta lat to wulkan nadal jest czynny panowie. - Powiedział Kapitan Shang

- W razie czego polecicie z Heatherą, a po za tym musicie wyruszyć jeszcze dzisiaj gdyż tak nalegała pani Tsunade, powodzenia chłopaki. - Dodała na koniec Mulan.

Wyszliśmy z biura, nim poszliśmy do domów życzyliśmy sobie powodzenia. W domu spakowałem sobie rzeczy na wyprawę, oprócz śpiwora broni wziąłem sobie trochę jedzenia z lodówki, kilka owoców, kilka pudełek z ramenem, a także trochę kanapek i wodę w butelce, na wszelki wypadek wziąłem sobie trochę pieniędzy na wypadek gdyby brakło jedzenia. W dodatku Klimek ostatnio dał mi mały karabin, pistolet i hełm Najwyższego Porządku który kiedyś ukradł od jednego zabitego szturmowca. Co do pistoletu to się przekonałem lecz karabin wolałem zostawić bo to by mnie jedynie spowalniało, hełm akurat mógłbym sobie założyć lecz musiałem zdjąć opaskę i ją zawiązać na lewym ramieniu.

Szybko wyszedłem z domu, Stich, Heathera i Szpicruta byli już gotowi do drogi, miałem wrażenie, że zaczęli się denerwować, że oni są gotowi, a ja byłem jeszcze w lesie. Merida przyszła do nas wraz z pewną kobietą z ciemnobrązowymi włosami i w zielonej sukni.

- Kto to ? - Spytałem.

- To Elinor, moja matka. - Odparła Merida.

- Miło mi was poznać. Odparła Elinor

Powiedziałem, że nam też po czym ucałowałem kobietę w rękę i następnie nas przedstawiłem.

- Powodzenia Merida - Dodałem.

- Na wzajem. - Dodała dziewczyna.

Na pożegnanie ją przytuliliśmy się do siebie na co Elinor patrzyła na nas z nie tęgą miną.

Heathera, Stich i ja wsiedliśmy na smoka po czym wzbiliśmy się w niebo i ruszyliśmy w drogę. Im dalej lecieliśmy wioska zaczęła się zmniejszać aż w końcu wioska zniknęła wśród drzew, wiedziałem już, że Konoha była określana mianem wioski ukrytej w liściach. Lecieliśmy teraz nad lasem w nieznane.

Rozdział 2[]

Lecieliśmy w milczeniu nad lasem, pod nami rozciągała pod nami ścieżka, z góry teraz wyglądała jak wielki wąż lub żółta linia jaka zazwyczaj była na mapach samochodowych. Oprócz tego, że latam z Hetherą na smoku oraz, że wcześniej kiedyś leciałem z Astrid to nigdy wcześniej nie latałem na smoku, lot kanonierką to nie była żadna frajda, tylko trzeba było się tam kisić w zamkniętym pomieszczeniu bez okien i ciemnym świetle oraz w tłumie ludzi.

- Jak daleko do tej wioski w górach ? - Spytałem.

- Będziemy jeszcze latać tak przez trzy dni. - Odparła Heathera.

Ta odpowiedź mnie akurat nikogo nie powinna dziwić, moja podróż z Berk do Chin trwała dwa miesiące, a podróż z Chin do Japonii trwała dwie godziny.

Robiło się powoli ciemno, w dodatku było coraz chłodniej, postanowiliśmy więc wylądować i odpocząć. Zrobiliśmy postój na noc, przyniosłem ze Stichem drzewo na ognisko, ja naniosłem kilka patyków i gałęzi, jednak Stich przyniósł tysiąc razy więcej. Wytłumaczyłem mu, że aż tyle nie trzeba nawet by dorzucić do ognia, ale na szczęście Stich nie przyniósł całej kłody albo drzewa. Heathera i Szpicruta przyniosły akurat trochę ryb na kolację, zjedliśmy ryby choć było trochę zabawy z ośćmi. Zaproponowałem jej równierz ramen i kanapkę. Stich sobie jadł owoce, a ja z Heatherą pogadałem.

Po kolacji rozłożyliśmy śpiwory po czym poszliśmy spać, wszyscy poszli od razu spać, ja jeszcze przez chwilę chciałem popatrzeć na gwiazdy, dalej rozważałem sen o śmierci mojej matki, co noc mi się śniło, że klęczę nad jej ciałem, a przede mną stoi ten tajemniczy mężczyzna który trzyma w ręku kartę Jokera i, że w moją stronę leciał nietoperz. Co noc mi się to śniło lecz nie wiedziałem o co chodzi. Ze zmęczenia zapadały mi się oczy, już chciałem usnąć lecz usłyszałem trzask gałęzi.

Poszedłem więc sprawdzić co to było, jeśli chodzi Jedi czy ninja ostrożności nigdy za wiele. Włożyłem hełm i wziąłem ze soją miecz świetlny. W hełmie miałem wbudowany noktowizor więc mogłem spokojnie widzieć w ciemności. Po chwili znowu usłyszałem trzask gałęzi, czułem, że coś się gdzieś czai w ciemności. Włączyłem miecz świetlny i byłem gotowy do walki.

Wtedy poczułem jakby mnie coś ukłuło w rękę. Straciłem w niej czucie przez co upuściłem broń. Chwyciłem się za nią przy czym spojrzałem na to co mnie ukłuło. Była to długa cieńka metalowa igła która mi się wbiła w ramię. Wyciągnąłem ją przy czym nie czułem bólu. Mimo to nadal miałem sparaliżowaną rękę zważywszy na to, że jestem praworęczny więc lewą ręką robiło mi się ciężej.

Poczułem, że coś jest za mną, zrobiłe kopniaka z pół obrotem lecz to coś znowu było za mną po czym kopneło mnie w plecy. Upadłem wtedy na ziemię. Po chwili coś mi ściągneło hełm. Po chwili stała przede mną postać ubrana w ciemno zielone kimono z białymi pasami i przewiązane brązowym pasem i w spódnicy. Miała równierz czarne włosy, dwa kosmyki opadały swobodnie i były zapięte klipsami natomiast z tyłu były zapięte w kok i przykryte białym czepkiem, twarz natomiast miała załoniętą maską.

Wstałem po czym spytałem.

- Kim ty jesteś ?

Postać zamiast mi odpowiedzieć kopneła mnie w brzuch po czym poleciałem w drzewo. Wstałem po czym ruszyłem do ataku. Zadawałem kopniaki i ciosy ręką jednak postać była szybsza, więc szybko się męczyłem.

- Kim jesteś ? - Spytałem jeszcze raz.

Postać w końcu stanęła przede mną po czym zdjęła maskę pokazując swoje ciemnobrązowe oczy i dziewczęcą twarz. Jakim cudem nie mogłem się nie domyślić, że to mogła być dziewczyna.

- Na imię mi Haku, pochodzę z Krainy Wody.

- Czemu mnie zaatakowałaś ? - Spytałem.

- To miał być test by sprawdzić twoje umiejętności walki. - Odparła Haku

- Atakujesz mnie, paraliżujesz mi rękę i mnie powalasz, to niby miał być test. - Odparłem

- Zastanów się, skoro jesteś praworęczny, to powiedz co będzie jeśli nie będziesz mógł ruszać prawą ręką i będziesz musiał trzymać broń w lewej dłoni, jak wykonuję dane Jutsu za pomocą jednej ręki. - Odparła Haku po czym odchodząc dodała.

- Tak na marginesie, jestem chłopcem.

To mnie akurat zbiło z tropu, Haku pomimo dziewczęcego wyglądu był tak naprawdę chłopcem. Haku wykonał kilka gestów dłonią po czym znikną we mgle.

Rozdział 3[]

Wróciłem do ekipy nad ranem, przy okazji przyniosłem trochę ryb na śniadanie, a do tego czasu odzyskałem czucie w ręce. Dziewczyna podczas śniadania spytała się gdzie wczoraj byłem. Opowiedziałem jej Haku i o tym, że pomimo dziewczęcego wyglądu jest chłopcem.

Po śniadaniu pozbieraliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy dalej pieszo.

- Daleko jeszcze do tej wioski w górach ? - Spytała Heathera.

- Piąty Hokage mówił, że wioska leży u podnuża wulkanu Fudżi, a to po drugiej stronie wyspy. - Odparłem.

- Lepiej polecimy na Szpicrucię będzie szybciej. - Dodała dziewczyna na co Stich przytaknął.

Wsiedlismy więc na smoka i polecieliśmy, jak widać było szybciej w ciągu kilkunastu minut byliśmy nad Tokio. Po trzech godzinach już do wioski u podnóża wulkanu Fudżi. Była to mała wioska. Nie było tam dużych budynków ani sklepów, tylko małe chatki i stragany. Jednak najdziwniejsze było to, że nikogo tam nie było. Ulice były puste, nikogo nie było przy straganach.

Wylądowaliśmy, ja ze Stichem poszliśmy rozejrzeć się po wiosce. Ja rozglądałem się czy kogoś tutaj nie ma, a Stich szukał węchem jakiśch ludzi lecz bez skutku.

W pewnym momencie zauważyłem mężczyznę idącego w naszą stronę. Miał czarne włosy i brązowe oczy, był ubrany w szary płaszcz, granatowe dżinsy, duże buty oraz kapelusz. Mężczyzna szedł w naszą stronę, a Stich od razu chciał walczyć lecz ja mu powiedziałem, żeby poczekał. Podszedłem do mężczyzny po czym zdjąłem hełm.

- Nazywam się Galen, przybywam z wioski ukrytej w liściach. - Powiedziałem.

- Nazywam się inspektor John Brown, jestem ze Stanów. - Odparł.

- Co pan tu robi?

- CIA wysłało mnie bym przeprowadził śledztwo. - Odparł

- Jakie śledztwo ? - Spytałem.

Inspektor Brown się wtedy zaśmiał po czym odparł.

- Żarcik, jestem tutaj bo szukam pewnej osoby, chodźcie przegadamy to u mnie.

Zabrał nas do jednego z domów, na nas czekała młoda kobieta w kimono, z makijażem i kolczykami oraz zapiętymi włosami. Razem z nią był mały chłopiec w brązowej bluzce i spodenkach. Heathera doszła do nas później. Na nasz widok kobieta objęła chłopca.

- Nie bójcie się, oni nie są źli. - Powiedział inspektor.

- Jestem Galen, to Heathera, Stich, a ten smok to Szpicruta. - Przedstawiłem nas.

- To Akio i służąca Atsuko, teraz jego opiekunka po śmierci jego rodziców. - Odparł inspektor.

Atsuko poszła do kuchni natomiast my usiedliśmy do stołu.

- Proszę pana czy na pewno to dobrzy ludzie, bo ja się boję. - Odparł chłopiec.

- Rozumiesz co mówimy ? - Spytała Heathera.

- Młody jak na swój wiek, ma talent do języków obcych, w wiosce uczył się francuskiego, angielskiego i nawet dobrze zna Polski który jest dość trudnym językiem, ja jedynie mu pomagałem z angielski choć dość nie wiele. - Dodał inspektor po czym kazał młodemu iść do pokoju.

Atsuko przyniosła po chwili herbatę, skłoniła się nam po czym odeszła.

- O co temu chłopcu chodziło, był wystraszony na poważnie? - Spytała Heathera.

Inspektor westchnął po czym odpowiedział.

- Słuchajcie, CIA wysłało mnie bym rozwiązał ważną sprawę. - Opdowiedział.

- Jaką ? - Spytałem.

Wioska jest od jakiegoś znalazła się pod rządami Kano lidera grupy przestępczej zwanej Czarnym Smokiem, jednego z odłamów Yakuzy, Kano zabrał wielu mężczyzn do wydobywania rudy by ją sprzedawać na czarnym rynku, w wiosce są jedynie kobiety i dzieci. - Dodał

- Czy my możemy im jakoś pomóc? - Spytałem na co inspektor odparł.

- Możecie mi pomóc, podobno was po mnie przysłano. - Dodał.

Naszą rozmowę przerwał nagle ryk Szpicruty.

- Już tu są. - Odparł inspektor.

Wyszliśmy na zewnątrz gdzie czekali na nas najemnicy w tych samych pancerzach w jakich byli na zawodach w naszej wiosce. Przed nimi stał Mężczyzna z brodą i brązowymi włosami. Miał na sobie jedynie ciemno zielone spodnie, na klasie miał małą tarczę że świecącą lampką przypiętą pasami, na ramieniu miał równierz tatułaż, a zamiast oka miał metalową opaskę ze sztucznym okiem. Obok mężczyzny stał Sektor lecz tym razem w ulepszony. Tym razem jego pancerz zawierał srebrne elementy.

- To pewnie ten Kano ? - Spytałem.

- Zgadza się. - Odparł inspektor.

- Inspektor Brown jak zwykle mnie ścigasz. - Powiedział Kano.

- Galen, miło mi cię widzieć po tym jak mnie upokorzyłeś na egzaminie.

Wymieniliśmy z Sektorem spojrzenia, patrzyliśmy na siebie niczym bokserzy na minutę przed walką. Chłopak już zaciskał pięści bo już chciał mi dołożyć. Kani jednak wystawił mu dłoń by Sektor poczekał.

- Więc tak, przyszliśmy oddać waszych ludzi. - Powiedział Kani - Przynieście ich

Po chwili kilku najemników przyprowadziło wykończonych robotników, wśród nich byli również młodzi chłopcy. Wszyscy byli wykończeni i najwyraźniej wygłodzeni bo wielu wyglądało jak kościotrupy. W dodatku dwóch niosło po dwa duże worki.

- Co jest w tych workach ? - Spytałem.

Kani zaczął opowiadać, że podczas wydobywania rudy dochodziło do ,,przykrych wypadków". Kani miał chyba na myśli, że pewnie robotnicy umierali z wycięczenia, ginęli podczas zawalania się jaskiń lub topili się w lawię albo dla własnej rozrywki Kano likwidował niezdolnych do pracy.

- Tak więc my żądamy odszkodowania, od was mamy towar więc wy za niego będzie płacić. - Dodał Kano.

Nie mogłem już tego słuchać, miałem awersję do ludzi pozbawionych empatii i współczucia, ale to, że facet traktował ludzi jak przedmioty to było już za wiele. Chciałem się na niego rzucić i mu ukręcić łeb. Heathera musiała mnie trzymać za ramię bym nie zrobił czegoś głupiego.

- Wasz młodzik to ma jednak temperament. - Dodał mężczyzna.

Wtedy odezwała się Atsuko, wyszła do nas po czym do niej dołączyły pozostałe kobiety i młode dziewczyny z całej wioski. Kano patrzył na nas że zdumieniem.

- Na twoim miejscu bym uważał i nie narażał się na ich gniew. - Dodał Inspektor.

- Jak chcesz Kano ? Chcesz zaliczyć lanie czy odejdziesz stąd.- Dodałem.

Kano patrzył na nas wściekły, jednak w jego oczach widziałem również strach. W końcu odpowiedział

- Zrobimy tak, jutro o świcie zrobimy pojedynek, każda ze stron wyznaczy jednego zawodnika, jeśli wy wygracie, zostawimy was w spokoju, a jadam się aresztować, kiedy my wygramy, wtedy my będziemy rządzić w tej wiosce, a Brown i jego ekipa odejdzie i nigdy tu nie wrócą, walka będzie na moich zasadach.

Po tych słowach musieliśmy z moją ekipą przegadać propozycję Kano i zdecydować kto stanie do walki. Heathera zaproponowała nam, że ona pójdzie walczyć, jednak Inspektor powiedział że, jest od niej starszy na co dziewczyna odparła, że umie walczyć. Próbowałem coś powiedzieć lecz ci coraz głośniej się kłócili. W końcu poszedłem do Kano i powiedziałem mu, że ja będę walczył. Na co Kano odparł.

- Dobrze mały, wybraliśmy przeciwnika.

W tej chwili podszedł do nas Sektor.

- Jutro rano runda druga konusie. - Powiedział.

Zgodziłem się. W tym czasie podbiegł do nas Stich po czym chwycił za ramię i zaczął kręcić głową na znak żebym tego nie robił. Spojrzałem na niego i powiedziałem, że to zrobić.

- Hej fajny ten kosmita, może jeśli przegrasz to może mi go sprzedasz. - Dodał Kano - Zbilibyśmy na nim na czarnym rynku u jakiegoś bogacza albo u jakiegoś kolekcjonera.

Spojrzałem na Kano i powiedziałem.

- Nie dam ci go.

- Za późno młody, zakład to zakład. - Odparł mężczyzna śmiejąc się po czym razem z bandą odszedł.

Klęknąłem obok Sticha, zrobiło mi się głupio, że tak się skończyło.

- Przepraszam cię. - Powiedziałem do małego po czym to pogłaskałem.

Stich po chwili się do mnie przytulił, wziąłem go na ręce po czym poszliśmy do domu. Heathera nadal kłuciła się z Inspektorem.

Rozdział 4[]

Kiedy Stich sobie spał, ja tej nocy nie mogłem zasnąć, w głowie miałem tą jutrzejszą walkę, zawsze mi brakowało pewności siebie, w głowie miałem ten najczarniejszy scenariusz, w dodatku rozważałem równierz tą kartę Jokera i nietoperza, to śniło mi się już codziennie. Jeszcze chwila a będę miał halucynacje.

Moje rozważania przerwał nagłe zgrzytanie podłogi i odgłos cudzych kroków. Ktoś szedł do mojego pokoju. Chwyciłem za kunai by się bronić lecz coś mnie złapało przy czym wyrawało mi broń z ręki i przyłożyło mi do gardła. To był Haku, chłopak mnie póścił po czym spytał czy zawsze gdy ktoś do mnie przychodzi to muszę mieć przy sobie broń. Spytałem się chłopaka co tutaj robi. Haku wyjaśnił mi, że te ustawki Kano zawsze kończą się tym, że to on zawsze wygrywa zakłady nawet jeśli będzie oszukiwać.

- Haku nie mam wyboru, od tego zależy los wioski. - Powiedziałem po czym wskazałem palcem na Sticha. - Jak i równierz jego.

Haku zdjął maskę po czym podszedł do Sticha, był trochę zmieszany.

- Czemu tak ci zależy na tej bestii ? - Spytał chłopak.

- To nie jest zwykła bestia. - Odparłem. - To mój przyjaciel.

Haku się mocno zdziwił lecz nie chciał się w to angażować. Po chwili chłopak zniknął w chmurach dymu.

Wzeszło słońce, dzisiaj rano miała odbyć się walka, mieszkańcy wioski kibicowali mi żebym wygrał natomiast członkowie gangu Kano już między sobą robili zakłady, większość obstawiała Sektora. Ja razem z Sektorem czekaliśmy na rozpoczęcie pojedynku. Mimo, że w ogóle nie spałem to i tak trzymałem się na nogach.

Po chwili wyszedł do nas Kano.

- W tej walce nie ma żadnych zasad, walka nie skończy się do puki ktoś się nie podda albo nie zginie co ja bardziej lubię. - Powiedział Po czym machnął ręką. Zaczynać!

Sektor i ja ruszyliśmy na siebie.

- Już jesteś martwy! - Wrzasnął Sektor.

Zablokwaliśmy nasze pierwsze ciosy, kopnąłem Sektora w maskę, zadawał mi później ciosy, a ja broniłem się. Później cyborg mnie kopnął w brzuch przez co poleciałem w cudzy dom pozwalając przy tym drzwi. Wstałem po czym Sektor z prędkością odrzutowca ruszył na mnie. Chciał mi zadać cios lecz ja go chwyciłem za ramię po czym go przerzuciłem. Skoczyłem na niego po czym stanąłem stopą na jego masce przekręcając mu głowę.

- Jak ty mnie, tak ja robię. - Powiedziałem mu.

- To dopiero rozgrzewka. - Zaprzeczył.

Chwycił mnie za nogi po czym wyrzucił mnie do kuchni. Chwyciłem za tasak i nóż by móc walczyć bo Kano sam powiedział, że wszystkie chwyty są dozwolone. Kiedy do mnie podszedł Sektor wyrzuciłem mu najgłupszy tekst.

- Nabrałem ochotę na sushi.

Po chwili w ręce cyborga pojawiła się piła tarczowa, to było jedno z tych jego ulepszeń. Machnąłem na niego nożem lecz piłą mi go wytrącił z ręki po czym nóż wylądował w ścianie. Zadałem cię tasakiem lecz piła go skruszyła. Sektor machał piłą, a ja robiłem uniki. Chwyciłem go za rękę i zacząłem się z nim siłować kogo ta piła miała pociąć lecz ten mnie w końcu walnął mnie pięścią przez co wylądowałem pod ścianą.

- Ostrzegałem cię, że nie będę miał dla ciebie litości, myślałem, że ta walka skończy się po dwóch sekundach, a minęło już pięć minut. - Powiedział Sektor. - Albo jesteś takim twardzielem albo jesteś zwykłym tchórzem.

Przygotował już broń do ataku po czym dodał.

- Jakieś ostatnie słowo?

Wyciągnąłem rękę i złapałem cyborga mocą. Zacząłem go gnieźć, że aż poszły mu iskry. Byłem już wkurzony, ciągle puszczał mi te gatki o tym, że jestem słaby i, że jestem do niczego, normalnie miałem już tego dość.

- Zamknij się! - Wrzasnąłem po czym odrzuciłem cyborga w ścianę.

Ruszyłem na niego, Sektor strzelił do mnie ogniem z miotacza lecz ja skoczyłem i kopnąłem go w maskę. Sektor padł na ziemię wywracając stolik ze świecznikiem. Zapalone świece spadły na podłogę podpalając ją. Po chwili palił się cały dom, mimo to walczyliśmy dalej, ja częstowałem Sektora ciosami i kopniakami, a on próbował się bronić. Podskoczyłem robiąc salto w powietrzu i potem kopnąłem cyborga w plecy. Włączyłem miecz świetlny, a z ręki Sektora ukazała się kataną która po chwili zaczęła iskrzeć czerwoną energią. Zaczęła się walka na miecze. Zadawaliśmy i blokowaliśmy cięcia, spały się również iskry, Sektor zadał mi cięcie w policzek, miałem już drugą bliznę natomiast ja przyciąłem bok cyborga. Zablokował mój atak po czym skierował ostrze mojej broni do podłogi. Po chwili Sektor wyciągnął drugą katanę by mi odciąć głowę. Złapałem go za rękę.

- To koniec. - Powiedział Sektor.

W pewnym momencie za plecami cyborga pojawiło się blok lodu, a raczej lustro w którym był Haku. Wykonał kilka gestów dłonią, a po chwili pod nogami Sektora wyrastał lód. Potem Sektor nie mógł się ruszyć, przerwał walkę i próbował się wydostać.

- Co to za sztuczki? - Spytał.

- Jeśli nie chcesz być soplem lodu to radzę ci się poddać. - Dodałem.

- Tym razem się nie poddam, słyszysz ?! - Odparł Sektor. - Nigdy!

- Wykończ go! - Powiedział Haku

Chłopak miał rację, Sektor był w pułapce więc można go było pokonać. Chciałem cyborgowi odciąć głowę lecz coś mnie uderzyło, jakaś niepewność, zawiesiłem się, miałem wrażenie, że mimo, że Haku mi pomógł to czułem, że w ogóle nie powinien był mi pomagać, jak by mi się włączył jakiś kodeks honorowy.

- Nie mogę. - Odparłem.

- Litość dla wroga to złamanie zasad bushido. - Zaprzeczył Haku. - Za to grozi utrata twarzy, a nawet Seppuku.

- Słuchaj co mówi i zrób to jeśli chcesz żyć. - Dodał Sektor.

Cyborg miał całe ciało już w lodzie i nie mógł się już ruszać, to była okazja by go dobić lecz nie mogłem bo coś mi nie pozwalało. Jednak nie miałem wyjścia, jednym cięciem zdekapitowałem Sektora.

Wziąłem jego głowę za jego dredy jako trofeum, Haku po chwili lustro gdzie był Haku zniknęło. Wyszedłem na zewnątrz by zgromadzonym pokazać, że zwyciężyłem. Jednak zastałem tam rzołnierzy USA aresztujących członków Czarnego Smoka oraz sanitariuszy udzielających pomocy wieśniakom. Gadżet z Heatherą i Stichem podeszli do mnie, z nimi był Kano skuty kajdankami. Pokazałem im głowę Sektora.

- Więc pokonałeś Sektora. Powiedział Kano. - Nieźle.

Kano był wyraźnie zachwycony, lecz ja byłem sobą obrzydzony.

Pozostali patrzyli na mnie ze smutkiem, miałem wrażenie, że byli mną rozczarowani. Po chwili odszedłem z wioski zostawiając Kano głowę Sektora.

Rozdział 5[]

Poszedłem więc nad rzekę i usiadłem na kamieniu ze smutkiem i ze spokojem patrzyłem patrzyłem sobie na wodę nadal myśląc o tym co zrobiłem, nadal miałem wobec tego wyrzuty sumienia. Rozumiałem, że podczas działań wojennych trzeba zabijać, ale żeby dokonywać na kimś egzekucji zwłaszcza kiedy ktoś jest niezdolny do walki to dla mnie było niehonorowe.

Po drugiej stronie stał Haku, byłem na niego wściekły, podszedłem do niego, chciałem go normalnie ukatrupić.

- Jesteś zadowolony?! - Spytałem.

- Tak nakazywał kodeks bushido. - Odparł Haku.

- Dobijanie przeciwnika który kona lub gdy nie może walczyć, to jest nie honorowe! - Dodałem.

- Słuchaj ja pomogłem ci pokonać Sektora, pomogłem ci ocalić wioskę i przyjaciela, tak mi się odwdzięczasz. - Powiedział Haku. - Jesteś niewdzięcznikiem.

- Przepraszam. - Powiedziałem wzdychając

Haku zdjął maskę, ja potem zdjąłem swój hełm, chłopak patrzył się na mnie ze zdziwieniem.

- Kiedy na ciebie patrzę , tak jakbym widział siebie. - Dodał Haku.

- Co masz na myśli? Spytałem

- Widzę to w twoich oczach, obaj bez rodziny i sami. Odparł Haku.

- Ty też nie masz rodziców ? - Spytałem.

- Niestety tak, to ja ich zabiłem. - Dodał Haku.

- Zabiłeś własnych rodziców, dlaczego? - Spytałem.

Haku schylił głowę i zamknął oczy, po chwili zaczęły mu cieknąć łzy po policzkach. Haku zaczął mi opowiadać.

- Pochodzę z Kraju Wody na północnym wybrzeżu Japonii, kiedy byłem małym chłopcem moja wioska była w trakcie odbudowy po zakończeniu wielkiej wojny, ja i moja matka posiadamy tak zwane Kekkei Genkai, dar genetycznie przekazywany z pokolenia na pokolenie, pozwala na łączenie żywiołów, niestety w mojej wiosce po zakończeniu wojny ten dar był uznawany za przekleństwo.

- Po tej wojnie to się nie dziwię, dla nich to była trauma. - Dodałem.

- Zgadza się - Odparł Haku, zaczął dalej opowiadać.

- Ja i moja matka musieliśmy ten dar ukrywać, jednak przeze mnie o wszystkim dowiedział się mój ojciec, razem z wieśniakami chciał nas zabić, najpierw zgineła moja mama, potem chciał zabić mnie lecz ja użyłem Kekkei Genkai by się bronić, zabiłem własnego ojca.

- Przykro mi. - Powiedziałem.

- Nie masz pojęcia jak to jest kiedy musisz zabić bliską ci osobę kiedy ona chce zabić ciebie. - Dodał chłopak.

- Nie nie mam, ale wiem jak to jest, stracić kogoś kto cię kocha, moja mam zgineła akurat zabita przez bandytę, ojca nigdy nie znałem, a w dodatku mam amnezję. - Odparłem.

- Mimo to masz ludzi którym na tobie zależy, mnie przygarnął płatny zabójca imieniem Zabuza, jednak nie okazał mi miłości ani przyjaźni przez co o tym zapomniałem, a ty tego nie zmarnuj gdyż pewnego dnia wsppmnisz moje słowa. - Dodał Haku po czym zniknął we mgle.

Po chwili usłyszałem za sobą krzyki Heathery, podbiegła do mnie pytając się czy wszystko w porządku. Powiedziałem jej, że tak, dziewczyna mi powiedziała, że wszyscy już zostali aresztowani, a pan Brown zgodził się z nami pójść do Konohy.

Wróciliśmy na chwilę do wioski w górach, pożegnaliśmy Atsuko i Akio, chłopak na pożegnanie pogłaskał Sticha po czym przytulił się do Heathery, a później do mnie. Zabraliśmy nasze rzeczy po czym wsiedliśmy na Szpicrutę i polecieliśmy do domu.

Część 4 - Cisza przed burzą[]

Rozdział 1[]

Od przygody w wiosce w górach mineło kilka tygodni, powoli odzyskiwaliśmy siły, a pani Tsunade postanowiła już zmniejszyć liczbę przyjmowanych zleceń. Miałem już wtedy trochę więcej czasu na spotkania z przyjaciółmi. Przy okazji zaczynałem już tęsknić za Berk i za Jeźdźcami. W między czasie Iruka postanowił, że jak coś to nauczy mnie paru tych technik ninja, pokazywał mi jak kontrolować Czakrę i dzięki niej wykonywać podstawowe techniki takie jak klony czy przemiana, jak i trudniejsze Rasengan czyli tą kulę którą Naruto posługiwał się w walce. Z nami trenowały równierz Sakura i pani Tsunade gdyż dziewczyna ostatnio narzekała, że jest najsłabsza z drużyny. Ćwiczyliśmh obok akademii ninja. Miałem równierz czas pobyć z Meridą, wolałem się jednak ograniczać ze spotkaniami gdyż chciałem pozwolić jej spotkać się z innymi dziewczynami. Inspektor Brown w tym czasie nadzorował szkolenie nowych ninja pod nieobecność jōninów. Można by powiedzieć, że dni były na razie takie sielankowe.

Dzisiaj dalej z Iruką ćwiczyłem Rasengan, po kilku dniach już opanowałem rotację i siłę, teraz musiałem połączyć te dwa elementy, jednak często mi wybuchało, raz nawet miałem sparzoną całą dłoń. Zacząłem skupiać moc w ręce, energia zaczynała gromadzić tworząc najpierw wir, później zaczynała tworzyć się malutka kuleczka, skupiałem się z całych sił. Tym razem Rasengan mi wyszedł, ucieszyłem się Iruka dalej mi mówił żebym się skupił. Rasengan zaczynało mi rosnąć aż przybrało rozmiary mojej dłoni. Iruka kazał mi uderzyć w pobliskie drzewo. Moje uderzenie przerwało drzewo w pół. Iruka był zadowolony, że mi się udało, ja akurat byłem całkowicie wykończony bo to pochłonęło mnóstwo mojej energii. Popatrzyłem na Sakurę, dziewczyna mnie obserwowała i była najwyraźniej zasmucona.

Po treningu poszedłem za nią, złapałem ją na ulicy przybitą.

- W porządku ? - Spytałem.

Dziewczyna kiwneła głową odpowiadając.

- Tak, tobie jednak idzie znacznie lepiej.

- Sakuro Haruno nawet tak nie mów, nie wmawiaj sobie, że jesteś słaba, jesteś inteligentną dziewczyną i bardzo utalentowaną wojowniczką. - Odparłem

- Czy ja wiem, od kąd Sasuke odszedł moja drużyna się rozpadła, Naruto i Sasuke są teraz rywalami, a wcześniej byliśmy nierozłączni i byłam pewniejsza siebie. - Odparła dziewczyna.

- Właśnie dlatego żaden z ciebie dla mnie przeciwnik. - Odpowiedział obcy głos

Na dachu jednego z budynków stał starszy chłopak z czarnymi włosami i czerwonymi oczami co oznaczało sharingan. Nosił na czole opaskę liścia oraz czarny płaszcz z czerwonymi chmurami przedstwaiającymi dym. Chłopak zeskoczył do nas.

- Kto to jest? - Spytałem.

- Itachi Uchiha, starszy brat Sasuke. - Odpowiedziała Sakura.

Więc to był brat Sasuke, ten którego chłopak chciał zabić sierpem Kronosa. Chciałem go ostrzec Itachiego przed Sasuke lecz Sakura kazała mi się cofnąć. Itachi znokautował ją błyskawicą i odrzucił ją pod ścianę. Chłopak wyciągnął miecz świetlny po czym włączył czerwone ostrze.

- Pójdź ze mną albo zginiesz, dzieciaku. - Powiedział

Wyciągnąłem miecz świetlny i włączyłem niebieskie ostrze. Ruszyliśmy do walki, zadawałem i parowałem ciosy mieczem.

- Widzę, że trochę trenowałeś chłopcze. - Powiedział

- Obserwowałeś mnie? - Spytałem.

- Obserwuję cię od małego, już wtedy stanowiłeś dla mnie zagrożenie, większe niż Sasuke, większe nawet od Naruto. - Odparł

- Więc pewnie równierz zabiłeś moją matkę? - Spytałem.

- Ja jej nie zabiłem, lecz widziałem jej śmierć, czekałem na odpowiednią okazję, jeśli Joker zastrzelił by twoją matkę, ja wtedy miałem dokończyć dzieła. - Dodał

Teraz mi się wszystko skojarzyło, zabójcą mojej matki był Joker, znany na świecie psychopatyczny morderca wyglądający jak klaun.

Ja i Itachi walczyliśmy dalej, odrzuciłem chłopaka mocą na kilka metrów. Itach po chwili wstał z ziemi, sharingan w jego oczach zaczęło się kręcić. Rozbolała mnie głowa, zacząłem wyć z bólu. Zobaczyłem wtedy znowu scenę śmierci mojej matki, a także moment kiedy niechętnie zabijałem Sektora.

- Sharingan nie tylko pozwala kopiować ruchy przeciwnika, lecz także pozwala włamywać się do jego umysłu , pokazując jego największe lęki. - Dodał Itachi.

Chciałem krzyczeć żeby mnie zostawił lecz byłem sparaliżowany ze strachu i nie mogłem wydobyć z siebie dźwięku, obrazy zniknęły, a ja padłem na ziemię, z ust leciała mi ślina, nie mogłem się ruszać lecz byłem przytomny. Po chwili do Itachiego doszedł mężczyzna w tym samym płaszczu co Itachi. Miał niebieską skórę, białe oczy i niebieskie zjeżone włosy.

- Co z nim robimy, podobno mamy go odstawić do więzienia. - Powiedział.

- Nie Kisame. - Powiedział Itachi. - Za długo był na wolności, dlatego mamy go zlikwidować.

Chłopak imieniem Kisame się uśmiechnął szczerząć swoje ostre zęby. Wyciągnął z za pleców rzecz owinętą bandażami. Po chwili ściągnął z tego bandaże, w ręce trzymał jakby ogromny miecz z kolcami. Miecz wyglądał jakby żył.

- To będzie dla mnie frajda. - Dodał Kisame.

Kisame uniósł broń nad moją głową, był gotów mnie zabić, a ja ledwo się ruszałem. Kisame zaczął się sadystycznie śmiać. Nim zadał cios jego trafiła błyskawica. Kisame poleciał na kilka metrów. Wstałem i obejrzałem się za siebie. To był Sasuke.

- Sasuke! - Krzyknąłem.

- Nie spodziewałem się ciebie tutaj braciszku. - Powiedział.

- Miałeś rację, przez te lata pałałem do ciebie nienawiścią i wciąż mam zamiar cię zabić! - Warknął Sasuke. - To koniec!

Sasuke wyciągnął miecz świetlny i włączył białe ostrze po czym ruszył do walki. Kiedy tak patrzyłem jak oni walczą to byłem zdumiony, obaj walczyli jak ninja, do ataków dodawali jeszcze skoki. Początkowo wydawało się, że Itachi miał przewagę, jednak Sasuke chwycił go w mocy i przycisnął do ściany.

- Bierz Sakurę i stąd uciekaj! - Krzyknął Sasuke.

Podbiegłem do nieprzytomnej Sakury. Wziąłem dziewczynę pod ramię, po chwili podbiegła pani Tsunade i mi pomogła. Uciekliśmy z pola walki zabierając Sakurę do domu.

Rozdział 2[]

Kiedy Sakura odzyskała przytomność, powiedziałem jej o Sasuke na co dziewczyna się rozpłakała, widziałem, że jej na nim zależy. Powiedziałem pani Tsunade o Itachim i o tym, że na mnie poluje na co mi odpowiedziała żebym się tym nie przejmował i, że Sasuke zapewne go pokonał. Wiedziałem jednak, że piąty Hokage coś przede mną ukrywa. Pani Tsunade poprosiła żebym wyszedł i zostawił ją samą z Sakurą.

Wróciłem na miejsce gdzie Sasuke walczył z Itachim. Zastałem tam jedynie Sasuke, Kisame też nie było. Podszedłem do Sasuke.

- Wróciłeś jednak. - Powiedziałem do niego.

- Nie na długo. - Odparł Sasuke.

Chłopak jak zwykle miał chłodną minę, zastanawiałem się czy w ogóle się uśmiecha.

- Ja z tąd idę, nie wchodź mi w drogę. - Dodał chłopak.

Podbiegłem do niego by zadać kilka pytań lecz on ciągle odwracał ode mnie głowę.

- Mam masę pytań chłopie. - Powiedziałem.

- I co z tego? - Dodał Sasuke.

- Itachi powiedział, że poluje na mnie i wie kto zabił moją matkę. - Wygarnąłem.

Na te słowa Sasuke się zatrzymał, tym razem miał minę jakby czymś się martwił. Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.

- Wiem, o co ci chodzi, ale muszę cię rozczarować, byłem kiedyś taki jak ty, niepewny siebie, ja żyłem w cieniu swojego starszego brata, a on wybił mój klan. - Odparł Sasuke. - Wiem, że chcesz wiedzieć kto zabił twoją matkę lecz wiedz, że czasami lepiej żyć kłamstwem niż znosić gorzką prawdę, albo najlepiej nie wiedzieć nic.

Po tych słowach Sasuke odszedł po czym zniknął w tłumnie zostawiając mnie samego. Poszedłem jak zwykle na balkon budynku popatrzeć na skałę Hokage, kiedy na nią patrzę mogłem w końcu rozważać swoje problemy. Chciałem wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Po chwili podszedła do mnie Merida tym razem zapłakana.

- Cześć Merida, co się stało? - Spytałem.

- Nic szczególnego. - Odparła chlipiąc.

- Mer widzę, że płaczesz dlatego chcę Ci pomóc. - Dodałem.

- Jutro wyjeżdżam. - Odpowiedziała dziewczyna.

Ta odpowiedź zbiła mnie z tropu. Merida ma jutro wyjechać?

- Czemu musisz wyjechać? - Spytałem.

- Moja mama chce mnie zabrać. - Odparła.

- Myślałem, że twoi rodzice się zgodzili żeby Mulan zwerbowała. - Dodałem.

- Mój ojciec się na to zgodził, lecz moja matka była na wyjeździe i jak się dowiedziała, że wyjechałam na wojnę to ona dostała szału. - Odparła dziewczyna.

- Widziałem, że twoja mama to za mną nie przepada, ale żeby była taka dominująca? - Powiedziałem.

- Aleś ty głupi, nie wiesz jak to jest z arystokracją, a już z rodziną królewską? - Odparła.

Kiedy mi to powiedziała już mi się przypomniał Stanisław Wokulski z ,,Lalki" Bolesława Prusa. Tyle, że Merida w przeciwieństwie do znienawidzonej przeze mnie Izabelli Łęckiej odwzajemniała do mnie uczucia.

- Słuchaj gdybym mógł ci jakoś pomóc, to pomogę o ilę będziesz tego chciała. - Dodałem.

- Dziękuję, jesteś kochany. - Powiedziała dziewczyna z uśmiechem po czym się do mnie przytuliła.

Na za jutrz do naszej wioski przyjechała królowa Elinor z orszakiem wojowników ze Szkocji razem z nią był mężczyzna jej mąż. Był wysoki i umięśniony miał rude włosy i brodę, był ubrany w ciemno zielony kilt i czarną pelerynę.

Z nimi było kilku chłopaków w naszym wieku, jeden po prawej stał duży gruby blondas w zielonej koszuli i brązowych spodniach wyglądał na zestresowanego. Po środku stał chudy i mięśniony chłopak z czarnymi włosami i w brązowej tunice, wyglądał na pewnego siebie. Natomiast po lewej niski chłopak też blondyn w zielonej tunice, miał nie tęgą minę.

W tym całym tłumie dostrzegłem równierz Stoicka, Pyskacza, Czkawkę i Szczerbatka. Byłem szczęśliwy na ich widok, podbiegłem do nich jak małe dziecko.

- Czkawka, miło cię widzieć. - Powiedziałem.

- Cześć młody - Odparł chłopak.

Przywitałem się ze Stoickiem i Pyskaczem, Szczerbatek rzucił się na mnie i zaczął mnie lizać po twarzy. Po chwili do nas podbiegła moja ekipa. Przedstawiłem ich, Heathera była mile zaskoczona kiedy zobaczyła Czkawkę.

W międzyczasie Elinor rozmawiała z Mulan i panią Tsunade. Elinor wyrażała swoją dezaprobatę, że się nie zgodziła żeby Merida wyjechała na wojnę i powinna wyjść za mąż. Mulan próbowała wytłumaczyć, że dziewczyna sama chciała, a jej ojciec się na to zgodził. Inspektor Brown próbował tłumaczyć, że Merida ma dopiero czternaście lat i jest za młoda na małżeństwo, a po za tym sama mogła decydować o swoim życiu. Elinor jednak była zbyt uparta i nie chciała słuchać.

- Kochanie, przecież nasza córka jest prawie dorosła i sama może decydować o sobie. - Powiedział mąż Elinor.

- Siedź cicho Fergus! - Warknęła Elinor.

- Mamo, ja ci powtarzam, że nie wrócę. - Odparła Merida.

- Jesteś moją córką i masz robić to co ci każę smarkulo! - Warknęła kobieta.

- Proszę pani. - Powiedział Inspektor. - Niech się pani uspokoi.

- Ja mam być spokojna?! - Dodała Elinor. - To ją trzeba do klasztoru posłać gdzie by dostała by porządnie w skórę i nauczyła się szacunku.

- Mamo przestań. - Dodała Merida.

Dziewczyna powoli zaczynała szlochać. Wielu oglądało jak Elinor wyzywa i poniża, żal na to było patrzeć. Matka wzywała własną córkę od najgorszych, nazwała ją rozpuszczoną i zepsutą dziewczyną która lata sobie z chłopaka na chłopaka. Merida próbowała się bronić lecz w końcu Elinor trzasneła ją w twarz. Ten gest zbulwersował pana Browna, Mulan i nawet panią Tsunade. Chciałem pomóć lecz Czkawka mnie zatrzymał żebym się nie wcinał. Przyznam się, że od czasu do czasu oglądałem programy o przemocy wobec dzieci ze strony rodziców. Wiadomo relacja ojciec i syn czy matka i córka są dość skomplikowane, jednak rodzić nie ma prawa uderzyć własnego dziecka nawet jeśli to nastolatek.

Po chwili Król Fergus do mnie podszedł, poprosił mnie o pomoc biorąc pod uwagę, że jestem chłopakiem jego córki.

- Może spróbujmy razem z nią pogadać bez mojej żony. - Powiedział mężczyzna.

- Dobra tylko najpierw niech pan pogada z żoną, żeby albo się uspokoiła albo nie wiem co. - Odparłem.

- Albo będę musiał ją wygnać ją na jakiś czas albo zagrozić jej rozwodem. - Dodał.

- Natomiast Merida pójdzie z piątym Hokage i Mulan, niech dziewczyna trochę ochłonie. - Odparłem.

- Powiedz jej, że ty też się o nią martwisz. - Dodał na koniec.

Pobiegłem więc do dziewczyny, Mulan ją tuliła do siebie. Elinor patrzyła na mnie swoim ostrym wzrokiem jakby dawała mi do zrozumienia, że nie jestem przez nią mile widziany jednak dałem jej do zrozumienia, że mam to gdzieś.

- Mer tak mi przykro, gdybym mógł ci jakoś... - Powiedziałem lecz Mulan pokazała mi rękę mówiąc.

- Dobrze, że się o nią troszczysz, ale zostaw nas samych.

- Masz dobre serce ale lepiej nie wtrącaj się. - Dodała Merida.

Dziewczyny poszły do domu Hokage, a rowścieczona Elinor poszła w swoją stronę. Po chwili do mnie podeszli ci trzej sami chłopcy. Nazwałem sobie tego z nie tęgą miną fajtłapą, środkowego Amatorem, a ostatniego Grubasem. Amator patrzył na mnie spodełba.

- Ciekawe w czym się wsławiłeś krasnalu? - Spytał.

Chłopcy zaczęli mi mówić o swoich sukcesach. Amator powiedział mi, że jego twarz spłynęła krwią tysiąca głów poległych wojowników. Grubas zaczął mi opowiadać jak strzaskał okręty wikingów gołą ręką. Natomiast Fajtłapa nic nie mówił więc Grubas opowiadał, że Fajtłapa pokonał pięciu tysięcy rzymian. Amator się akurat z tych opowieści na co Fajtłapa rzucił się na niego i ugryzł w kark. Grubas się na nich rzucił i chłopcy zaczęli się tłuc. Niby tacy bohaterowie, a zachowywali się jak duże dzieci. Zostawiłem ich samych po czym poszedłem do swoich.

Rozdział 3[]

Elinor po namowach męża zgodziła się żeby Merida jeszcze do końca wojny została w wiosce, a ona z mężem i swoimi wojownikami wróciła do Szkocji. Powiedziała mi to podczas jednego ze spacerów, w ramach odpoczynku zaprosiłem ją i pozostałych na ramen. Jednak ani ona ani nikt inny nie był w stanie jeść pałeczkami. Resztę dnia spędziłem z Czkawką. Opowiedziałem mu co przez ten czas robiłem więc opowiedziałem mu o Chinach i o walkach z Sektorem, Czkawka był tym zaskoczony, a zwłaszcza tym, że dwa razy udało mi się przeżyć.

Z czasem jednak spokojne dni się kończyły, Stoick i pani Tsunade otrzymali wiadomość od grupy chūninów, że armia Hunów i Najwyższy Porządek zajęli wschodnią część Azji w tym połódniową część Mongolii, południowo wschodni skrawek Rosji oraz Koreę Południową i teraz kierują się na Japonię, a przede wszystkim na Konohę w ramach zemsty za ich poprzednią porażkę, a biorąc pod uwagę, że nasza wioska została odbudowana to i tak byliśmy osłabieni więc nie będziemy mieli szans. Dlatego Stoick postanowił przysłać naszych jeźdźców w ramach wsparcia.

Po naradzie Pani Tsunade wezwała naszą drużynę byśmy ruszyli do sąsiednich wiosek by namówić ich do zjednoczenia, wróg miał tu dotrzeć za trzy tygodnie więc było mało czasu. Kazała nam pojedyńczo udać się do wyznaczonych nam wiosek by namówić ich do zjednoczenia. Ja otrzymałem wioskę ukrytą w skałach która była nie daleko wioski ukrytej w górach. Razem ze Stichem udaliśmy się tam o świcie, Czkawka pozwolił mi po raz pierwszy polecieć na Szczerbatku. To był mój pierwszy raz kiedy mogłem polecieć na smoku. Wsiedliśmy ze Stichem na smoka po czym polecieliśmy. Lot trwał cały dzień, podczas podróży, Stich mi robił za nawigatora. Do wioski dotarliśmy w ciągu dnia. Wioskę otaczały pasma górskie a domy przpomninały ogromne skały.

W wiosce na nasz widok mieszkańcy byli przerażeni ruszyliśmy do biura tamtejszego tzw Tsuchikage którym była młoda kobieta imieniem Kurotschi. Poinformowaliśmy ją o nadchodzącym zagrożeniu i Pani Tsunade chciała aby pozostałe wioski dołączyły do walki. Kobieta niechętnie się zgodziła po czym na zajutrz ogłosiła, że na czas zagrożenia przystaną do sojuszu.

Kolejnego dnia mieliśmy się już zbierać do domu, byliśmy już gotowi do podróży kiedy usłyszeliśmy znajomy głos.

- Proszę kogo my tu mamy?

To był głos Kisame i Itachi na dachu jednego z budynków, zeskoczyli do nas po czym Kisame wyciągnął swój miecz.

- Teraz się nie wymkniesz. - Dodał Itachi.

- Panowie to nie jest czas ani miejsce na sprzeczki. - Odparłem.

- Zamknij się, wyznaczono nagrodę za twoją głowę, albo pójdziesz po dobroci albo będzie boleć! - Warknął Kisame.

Nie chciałem marnować czasu ale nie było wyboru, włączyłem miecz świetlny i ruszyłem do walki, odrzuciłem mocą Kisame w ścianę i ruszyłem na Itachiego, chłopak włączył miecz świetlny po czym zaczęliśmy walkę serią cięć. Chłopak chciał znowu użyć swojego sharingan lecz ja rzuciłem w niego koszem z przyprawą z pobliskiego straganu. Chłopaka piekły oczy jednak mi odparł.

- Nie potrzebuję wzroku by z tobą walczyć Jedi!

Itachi tym razem się wkurzył, zadawał mi cięcia mieczem z dzikością. Ja parowałem uderzenia lecz mnie raz trafił w ramię jednak miałem zbroję z gronklowego żelaza także nic nie czułem prócz ciepła. Zadałem chłopakowi kilka cięć po czym chłopak odskoczył daleko ode mnie wykonując kilka gestów dłońmi po czym przykładając palec do buzi dmuchnął i z ust poleciała kula ognia. Odskoczyłem na bok po czym ogień rozwalił pobliski stragan.

- Jak ty to zrobiłeś?! - Spytałem.

- Justsu kuli ognia, jedna z technik stylu ognia. - Odparł Itachi.

Potem znowu posłał na mnie swoją kulę ognia. Użyłem mocy żeby ją rozproszyć, później uznałem że powinienem użyć technik których Iruka sensei mnie nauczył. Skrzyżowałem palce po czym pojawiły się przy mnie cztery klony. Kazałem im atakować Itachiego. Jednak cięciem z obrotem pokonał moje klony aż te rozpłyneły się w powietrzu. Szczerbatek strzelił do niego plazmą nokautując Itachiego wówczas ja ze Stichem ruszyliśmy do ataku. Itach ledwo co wstał to Stich już się na niego rzucił tłukąc go po twarzy po czym rzucił ni z obrotem na nieprzytomnego Kisame.

- No to sprawa załatwiona. - Powiedziałem.

Jednak to nie był koniec. Ledwo co odszedłem, a już ci dwaj zdołali się pozbierać. Obaj ruszyli na mnie lecz nagle Itachi stanął w miejscu nie ruchomo.

- Itachi, co się dzieje? - Spytał Kisame.

W ciało był wbity sierp Kronosa, spojrzałem w górę i na dachu jednego z budynków był Sasuke. Chłopak zeskoczył do nas. Na jego widok byłem zmieszany, z jednej strony byłem szczęśliwy, że go widzę lecz jednak byłem na niego zły, że odstawia mi takie numery, że okazyjnie przychodzi, pomaga i potem bez słowa odchodzi. Chłopak podszedł do swojego brata Itachiego. Patrzył z pogardą jak jego brat umierał.

- Nie doceniłem cię jednak braciszku. - Powiedział Itachi dysząc.

- To za nasz klan braciszku. - Dodał Sasuke.

Itachi był co raz słabszy z każdą kropką krwi jaka mu wypływała z rany. W końcu Itachi padł martwy w kałużę własnej krwi. Kisame wyglądał na załamanego co świadczyło o tym, że Itachi był jego przyjacielem. Było mi z tego powodu przykro. Chciałem go jakoś pocieszyć lecz ten w gniewie rzucił się na Sasuke. Chłopak otwartą dłonią Kisame w klatkę piersiową, a ten poleciał w ścianę.

Rozdział 4[]

Kisame wstał z gruzów, zdjął swój płaszcz i chwycił za swój miecz po czym zdjął z niego bandaże.

- Pokażę wam teraz prawdziwą moc mojego ostrza. - Powiedział Kisame.

Po chwili rękojeść miecz zaczynała się zginać i oplatać rękę swojego właściciela jak wąż. Po chwili cała broń wyglądała jak wąż z kolcami. To coś zawiązało się wokół ciała Kisame. Chłopakowi po chwili na rękach wyrosły płetwy a jego głowa wygładała jak grzbiet rekina, jego zęby stały się ostrzejsze, z tyłu wyrósł mu ogon, na szyi wyrosły mu skrzela, jego dłonie i stopy zrobiły się bardziej zwierzęce oraz wyostrzyły mu się pazury.

- Oto prawdziwa moc Samehady. - Powiedział Kisame.

Kisame rzucił się na Sasuke z prawdziwą dzikością wbijając mu zęby bark. Jednak Sasuke przerzucił go na drugą stronę, chłopak miał zakrwawione pół koszuli, po chwili padł na kolana. Kisame wstał po czym się uśmiechnął.

- Czuję zapach twojej krwi, kiedy rekin czuje krew to znaczy, że znalazł sobie ofiarę. - Powiedział Kisame.

Podbiegłem ze Stichem do rannego Sasuke, chcieliśmy go bronić za wszelką cenę.

- Zostawcie mnie, uciekajcie! - Krzyknął Sasuke.

- Nie ma mowy, jeśli ten człowiek rekin chce cię zabić, to najpierw niech zabije nas! -Warknąłem.

- Najpierw zniszczę Sasuke, później zajmę się wami! - Warknął Kisame.

W pewnym momencie w kark go trafiła cieńka metalowa igła. Kisame padł na ziemię nie przytomny. Po chwili podszedł do nas Haku. Na jego widok czułem ulgę.

- Czy ty, gdzie kolwiek się nie pokarzesz to zawsze musi być burda? - Spytał Haku.

- Miło Cię widzieć Haku. - Powiedział Sasuke.

- Sasuke Uchiha, zmieniłeś się lecz charakterek ten sam. - Odparł Haku.

- To wy się znacie? - Spytałem ze zdziwieniem.

Sasuke mi opowiedział, że on razem z Kakashim, Naruto i Sakurą walczyli z Haku i zabójcą Zabuzą w Kraju Fal. Natomiast ja opowiedziałem Sasuke jak poznałem Haku na misji w górach. Jednak naszą rozmowę przerwał Kisame. Chłopak pazurami przebił ciało Haku. Byliśmy w szoku. Następnie Kisame złapał Haku za kark i zaczął nim trząść jak lalką po czym odrzucił go na bok.

- Padlina musi poczekać, narazie zajmę się ofiarą. - Powiedział Kisame.

W jego słowach słychać było czysty sadyzm. To co zrobił Haku, to zaszło za daleko, w tej chwili poczułem gniew. Rzuciłem się na Kisame po czym zacząłem go okładać pięściami, dostałem w tej chwili szału, popchnąłem go w rozwaloną ścianę po czym uderzyła go w twarz. Kisame chwycił mnie po czym odrzucił.

- Czas to zakończyć. - Powiedział Po czym złożył ręce jak do modlitwy.

Teren wokół nas się zmienił wioska zniknęła razem z moimi przyjaciółmi. Teraz wszędzie była woda jednak najdziwniejsze było to, że ja na niej stałem razem z Kisame. Po chwili Kisame skrzyżował ręce i po chwili między nim pojawiły się jego wodne klony.

- Pora na obiad. - Dodał po czym razem z klockami wskoczył do wody.

Domyśliłem się że to będą ataki z zaskoczenia. Kisame razem z klonami pływał wokół mnie wystawiając grzbiet, na dodatek nie mogłem się z oriętować który to prawdziwy Kisame. Po chwili jeden Kisame wyskoczył obok mnie po czym go przerzuciłem. Kolejny mnie chwycił za nogę i zaciągnął pod wodę. Wyciągnąłem więc kunai i wbiłem je w brzuch. Po chwili Kisame zmienił się w wodę, to był jeden z klonów. Kolejny pędził na mnie więc wyskoczyłem na powierzchnię. Stanąłem z powrotem na wodzie.

- Umiesz walczyć na lądzie, lecz moim żywiołem jest woda, a tutaj nie masz ze mną szans. - Dodał Kisame.

Po chwili kolejny Kisame wyskoczył na mnie jednak ja mu rozciąłem tułów, to był akurat kolejny klon bo na mnie poleciał kolejny strumień wody.

W wodzie pojawiły się teraz cztery klony. Mimo to nie chciałem mówić, że to nie fair. Musiałem się tym razem zdać zdać na moc zamykając oczy, musiałem się skoncentrować by móc wyczuć Kisame. Jego klonów to akurat czułem słabo lecz Kisame czułem akurat doskonale. Znalazłem idealną okazję, prawdziwy Kisame wyskoczył na mnie, a ja mu wbiłem kunai w klatkę piersiową.

Po chwili znowu pojawiło się miasto. Wyciągnąłem kunai z Kisame, krew mu trysneła małym strumieniem. Po chwili chłopak padł martwy na ziemię. Tym razem czułem ulgę w dodatku miałem wrażenie, że dokonałem zemsty. Rzuciłem nóż po czym pobiegłem do Haku. Sasuke trzymał go na rękach, Szczerbatek ze Stichem patrzyli na chłopka.

- Haku. - Powiedziałem.

- Ja cię uratowałem, drugi raz. - Odparł Haku.

- Zabierzemy cię do szpitala, jak nie do Konohy to gdzieś tutaj. - Dodałem.

- Na to już za późno, wiesz, że to już nie możliwe. - Zaprzeczył chłopak.

- Nie wiem jak ci się odwdzięczyć skoro nie mogę ci pomóć. - Powiedziałem.

- Zabierz moje ciało do Kirigakure wioski ukrytej we mgle, tam odnajdziesz zrujnowany dom gdzie zgineli moi rodzice. - Powiedział Haku. - Pochowaj mnie w ogrodzie.

- Dobrze. - Odparłem.

- Tego właśnie pragnąłem. - Dodał Haku. - W końcu zyskałem przyjaciela.

Haku w końcu padł, jego ciało obumarło, Szczerbek i Stich skineli głowy. Zdjąłem Haku maskę by zamknąć mu oczy po czym mu ją założyłem. Szczerbatek na koniec wydał ryk w ramach żałoby.

Polecieliśmy do wioski Haku, tak znaleźliśmy dom chłopaka. Był naszpikowany soplami lodu i był już spruchniały. Znalazłem na podwórku drzewo i tam pochowaliśmy Haku. Dotrzymałem w ten sposób obietnicy, jednak ciężko było mi uwierzyć, że mimo to jak go w górach potraktowałem to on nazwał mnie przyjacielem.

Rozdział 5[]

Kiedy wróciłem do wioski liścia, musiałem się liczyć z ochrzanem jakim otrzymałem od pani Tsunade. Było jeszcze mnóstwo wiosek by namówić je do przyłączenia się do aliantów, a ja się z jedną guzdrałem przez prawie tydzień, próbowałem się tłumaczyć lecz pani Tsunade była na maksa zdenerwowana, że nawet nie chciała mnie słuchać. W dodatku Hunowie i Najwyższy porządek też nakłaniał wioski by dołączyły do ich armi. Dołączyły do nich już wioski dźwięku i piasku z którymi mieliśmy konflikt. Coraz rzadziej spotykałem się z przyjaciółmi czy z dziewczyną, a częściej trenowałem Iruką choć on i tak miał już dużo na głowie bo on również uczył przyszłych geninów, ja proponowałem mu żeby zrobił sobie na kilka dni trochę odpoczynku lecz on ciągle mi powtarzał, że nie ma na to czasu. Ja też byłem wyczerpany, do nadejścia wojsk wroga zostało już mniej niż dwa tygodnie, a ja dalej miałem wrażenie jakbym był w lesie. Często również trenowałem sam by się przygotować.

Kiedy pewnego dnia ćwiczyłem sobie kolejne techniki to w pewnym momencie usłyszałem głos Jaxa. Byłem zaskoczony, że on też przyjechał do Japonii. Był jedyną osobą za którą nie tęskniłem. Patrzył się na mnie chichocząc. Z nim był Shikamaru, chłopak z czarnymi włosami zapiętymi w kok i z kolczykami w uszach. Miał na sobie strój chūnina. Chłopak patrzył się na mnie i Jaxa z pobłażliwością.

- Co jest ćwiczysz do cyrku dziwaku? - Spytał Jax.

- Ale jesteś żenujący. - Dodał Shikamaru.

Nie reagowałem na docinki bo wiedziałem, że nie warto. Jaxowi do razu się znudziło i poszedł z Shikamaru. Po ćwiczeniach poszedłem do Sasuke. Po misji zgodził się z nami wrócić do wioski. Złapałem go na targu. Zawołałem go na co on odparł czego znowu chcę.

- Dziękuję ci za pomoc w walce. - Powiedziałem.

- Nie robiłem tego dla ciebie tylko by pomścić mój klan. - Odparł Sasuke.

- Tak w ogóle lepiej żebyś oddał sierp. - Dodałem.

- Nie mam go już. - Powiedział.

- Dlaczego ? - spytałem.

- Sierp Kronosa służy jedynie do ranienia ofiar, gdybyś zabił przeciwnika, broń po chwili by się obróciła w proch, jedynie w rękach tytana broń może zabijać. - Dodał Sasuke.

- Więc Sierp przepadł. - Powiedziałem.

- Na zawsze. - Dodał Chłopak. - Teraz lepiej żebyś trzymał się przy mnie.

- Czemu? - Spytałem.

- Kisame i mój brat byli członkami Akatsuki, grupy przestępczej shinobi którzy jakimś cudem wybrali cię na cel.

Sasuke zaproponował mi żeby na czas wojny wyjechał z nim za granicę bym się ukrył. Jednak mu odmówiłem, gdyż tutaj była moja rodzina i przyjaciele. Chłopak zaprzeczył, że ja nie mam rodziny gdyż jestem sierotą, a przyjaciół i tak stracę, a za granicą znajdę nowych. Mimo to postanowiłem zostać, Sasuke nie chętnie się na to zgodził. Zaproponowałem mu żeby pogadał z Sakurą bo ją bardzo zranił swoim odejściem, a ona już prawie o nim zapomniała. Sasuke się zgodził po czym się rostaliśmy.

Poszedłem potem na cmentarz do grobu trzeciego Hokage. Spotkałem tam Konohamaru, młody już nie miał na czole gogli tylko opaskę Genina. Pomachałem lecz na mój widok się obraził. Najwidoczniej miał dalej do mnie urazę, że prze ze mnie jego dziadek zmarł choć to nie była moja wina.

Na zajutrz do naszej wioski przybyli pozostaliJeźdźcy, podbiegłem do Astrid i do Śledzika, mimo, że na ich widok byłem szczęśliwy starałem się zachowywać jak dojrzały chłopak. Zobaczyłem jak Astrid rozmawiała z Heatherą więc postanowiłem pogadać ze Śledzikiem. Opowiedziałem mu o Pekinie i tamtejszych zabytkach przez co Śledzik był w niebo wzięty. Jeśli chodzi o bliźniaki Mieczyka i Szpadkę to ledwo co przybyli do wioski to już zaczęli robić zadymę. Pomalowali twarze byłych Hokage, pierwszemu namalowali monokl, drugiemu namalowali wąsy, trzeciemu wystawiony język a czwartemu spirale i kreski. Ten kawał doprowadził panią Tsunade i połowę wioski do szału przez co bliźniaki musiały się ,,ukryć" bo już zrobiły pani Tsunade kolejny głupi dowcip podkładająć jej poduszkę pierdziuszkę na jej krzesło, na drzwiach wiadro z zieloną farbą, na schodach rozlali olej z ryb, a na końcu dużą skrzynię z pierzem. Jednak Hokage wykiwała tych kawalarzy unikając pułapek, a zamiast się na bliźniaki wkurzyć to w ramach kary kazała im zmyć farbę ze skały Hokage. Ja niektóre żarty bliźniaków to nawet lubiłem lecz to co zrobili z twarzami Hokage to był zwykły wandalizm.

W międzyczasie Sączysmark po przyjeździe do wioski już zaczynał flirtować z każdą dziewczyną w wiosce. Nie jednokrotnie popisywał się jakim jest macho. Jednak jego działania dawały odwrotny efekt do zamierzonego. Kiedy popisywał się przed Ino ta mu wykręciła mu rękę prawie mu ją łamiąc. Następnie kiedy flirtował z Sakurą która była nim zniesmaczona ta mu stanęła na stopie nazywając go świnią. Później chłopak zaliczył tęgie lanie kiedy przyszedł Sasuke. Sączysmark był jedną z nielicznych osób za którymi nie przepadam i za którymi w ogóle nie tęskniłem.

Pewnego dnia kiedy ćwiczyłem Taijutsu ze Stichem do nas przyszedł pan Brown.

- Ćwiczysz? - Spytał.

Przytaknąłem mu. Byłem lekko zmęczony i już mi leciały kropelki potu. Czułem, że inspektor coś ode mnie chce, a w dodatku chciałem wiedzieć kogo szukał w Japonii. Usiedliśmy więc na pobliskiej ławce by pogadać.

- Pamiętasz jak mówiłem w wiosce w górach, że kogoś szukam w Japonii? - Spytał.

- Zgadza się. - Odparłem.

- Wiesz, ja w USA mieszkam w Nowym Jorku i wychowuję siostrzenicę, podobno u was w wiosce jest jej brat. - Dodał.

- Co się z nim stało ? - Spytałem.

Opowiedział mi jak poznał sześcioletniego chłopczyka w Polsce, wtedy jego mama zginęła z ręki nieznanego bandyty, a ojca nigdy nie poznał. Później go zarbrał ze sobą do Nowego Jorku gdzie miał wynajęte mieszkanie. Chciał zabrać chłopca do Kanady gdyż tam miał siostrzenicę. Jednak wybuchła wojna, a chłopiec zaginął. Szukał chłopca przez wiele lat lecz go nigdy nie odnalazł aż do chwili kiedy odkrył, że jego siostrzeniec jest w Japonii.

- Ma trochę podobnę historię co ja. - Odparłem.

- Teraz ten sam chłopiec którego szukałem siedzi teraz ze mną na ławce i rozmawia. - Dodał inspektor.

To mnie w tej chwili zdziwiło.

- Nie rozumiem. - Dodałem.

Inspektor lekko westchnął po czym dodał.

- To ty jesteś tym chłopcem z Polski, twoja matka była moją siostrą, jestem twoim wujkiem.

Na te słowa opadła mi szczęka, okazuje się, że mam wuja i w dodatku siostrę. Nie wiedziałem co powiedzieć, byłem zmieszany. Wuj podszedł do mnie po czym położył ręce na barkach.

- Przepraszam cię. - Dodał. - Za wszystko, nie byłem idealnym opiekunem.

Zdjąłem ręce wuja z moich barków po czym powiedziałem.

- To nie była twoja wina.

- Jak nie moja, zgubiłem cię po wybuchu wojny kiedy już miałeś dziesięć lat, zamknięto cię w kapsule na cztery lata. - Dodał.

Wujek już powoli zaczynał płakać ciągle przepraszając. Powiedziałem mu żeby poszedł sobie odpocząć.

Rozdział 6[]

Na zajutrz do naszej wioski przybyło dwóch Chūninów. Jeden z nich miał wbitą strzałę w plecy, rannego szybko zabrano do szpitala zaś drugi ocalały poszedł z nami do domu Hokage. Opowiedział nam, że wróg już jest w Japonii oraz, że zaczęły się już pierwsze masakry i bombardowania wiosek. Chūnin że swoim towarzystwem byli na zwiadach lecz przypadkiem wpadli w pułapkę Hunów przez co z ich ośmioosobowej grupy przetrwało tylko oni. Po wysłuchaniu historii Stoick nalegał żeby zaatakować skoro Konoha odzyskała siły. Pani Tsunade jednak nalegała by nie podejmować pochopnych decyzji.

Nie chciałem słuchać kłótni Stoicka i Tsunade bo często mam tak, że jak słyszę, że ktoś się z kimś kłóci to ja zaczynam się śmiać jakby to nie były poważne sprawy tylko jakaś komedia. Wyszedłem więc z tamtąd i poszedłem do domu.

Po drodze zawołał mnie Shikamaru, czekał na mnie z chłopakiem o długich ciemnobrązowych włosach i białych oczach. Na czole miał opaskę Konohy i miał taki sam strój co Shikamaru.

- Cześć Shikamaru. - Powiedziałem.

-Galen to jest Neji Hyūga. - Powiedział Shikamaru.

Przywitałem się Nejim. Shikamaru powiedział mi, że Kapitan Shang planuje akcję sabotażową gdzie wybrana grupa miała udać się na statek Najwyższego Porządku i wysadzić reaktor. Dlatego Kapitan postanowił, że Shikamaru i Neji tam polecą, a razem z nimi.

- Może polecimy na smoku? - Spytałem.

- Za duże ryzyko, nawet jeśli nas nie zauważą to nas namierzą i zestrzelą. - Dodał.

- W lesie mam jeden myśliwiec TIE sił specjalnych, nie zorientują się, że to my. - Dodał Neji.

Po chwili do nas podszedł Jax jak zwykle ze złośliwą miną.

- Shikamaru, Neji dajcie spokój temu klaunowi. - Powiedział Jax.

- Spadaj Jax. - Powiedział Shikamaru po czym poszliśmy do lasu.

Neji zabrał nas do lasu gdzie miał skradzionego TIE'a sił specjalnych. Oprócz zwykłych działek laserowych miał również z dołu obrotową wieżyczkę laserową.

- Niezłe. - Powiedziałem.

- Oprócz wieżyczki ma również wyrzutnie rakiet i miotacz fal. - Dodał Shikamaru.

- Mamy również szturmowca który odwróci uwagę. - Dodał Neji pokazując na mnie.

- Skoczę jeszcze po blastery i zaraz wrócę. - Dodałem.

Pobiegłem do wioski po sprzęt i po chwili wróciłem. Wsiedlismy do myśliwca, Shikamaru robił za pilota, a Neji zajął stanowisko strzelca. Ja jednak miałem pecha bo mimo, że byłem z Shikamaru to nie mogłem usiąść, a w kokpicie było ciasno mimo to nie chciałem marudzić.

Shikamaru wcisnął kilka przycisków, silnik myśliwca zaczynał się nagrzewać po czym wystartowaliśmy. Zaczęliśmy się unosić nad lasem po czym polecieliśmy nad nim i nad Konohą. To nie było to samo co lot smokiem, ale innej opcji nie było.

Podczas lotu się nudziłem jednak nie chciałem przeszkadzać Shikamaru kiedy ten pilotował więc zagadałem do Nejiego.

- To ty też jesteś z rodziny Hyuga? - Spytałem.

- Tak, a co? - Dodał Neji.

- Wiesz bo z tej samej rodziny jest Hinata ta co chodzi za Naruto. - Dodałem. - To twoja siostra.

- Hinata to moja kuzynka. - Dodał Neji. - Mój nieżyjący ojciec był bratem bliźniakiem przywódcy naszego klanu i ojca Hinaty.

- Więc twój ojciec ma brata bliźniaka, ciężko było by rozróżnić. - Dodałem.

- Mój ojciec należy do bocznej gałęzi naszego klanu. - Powiedział Neji. - Boczna gałąź od zawsze miała była posłuszna głównej gałęzi, mój ojciec urodził się kilka sekund później.

- Boczna gałąź posłuszna wobec głównej ? - Dodałem. - Dla mnie to chore.

Podszedłem do Nejiego bliżej. Chłopak odwrócił do mnie głowę, zdjął z czoła opaskę pokazując zielony x i dwa haki po bokach.

- To co mam na czole to Przeklęta Pieczęć ptaka w Klatce, posiadają ją wszyscy członkowie bocznej gałęzi, dzięki niej członkowie głównej gałęzi mogą kontrolować członków bocznej gałęzi. - Dodał Neji. - Zawsze mi mawiano, że człowiek ma z góry pisane sobie przeznaczenie któremu musi podlegać.

- Tylko ty tak myślisz. - Odparłem. - Człowiek sam jest kowalem swojego losu i sam decyduje jakie będzie jego przeznaczenie, ja sam nie wiem jakie jest moje i dlatego ja sam tworzę swoje przeznaczenie.

- Hej gaduły, zbliżamy się do celu. - Przerwał Shikamaru.

Podszedłem do Shikamaru, przez okno zobaczyłem gwiezdny niszczyciel Najwyższego Porządku.

Po chwili odezwał się głos w radiu.

- Tu admirał Philips z niszczyciela ,,Centurion" kim wy jesteście.

- Tu TP-913 i TP-271, wracamy właśnie z patrolu. - Powiedział Shikamaru.

- Nie wysyłałem żadnego patrolu. - Dodał admirał.

- Bo może ktoś inny to zrobił. - Dodał chłopak.

- Zostałbym wtedy poinformowany o tym, macie pozwolenie na lądowanie. - Dodał Admirał.

- Gładko poszło. - Dodał Neji.

- Najgorsze przed nami - Dodał Shikamaru.

Rozdział 7[]

Wlecieliśmy do górnego hangaru niszczyciela gdzie wylądowaliśmy, w hangarze było na razie pusto więc mogliśmy działać.

- Jak to wysadzimy? - Spytałem.

- Rozdzielimy się, wy podłożycie ładunki wybuchowe do generatora hipernapędu, są dwa, jeden główny, drugi zapasowy, ja podłożę ładunki pod główny reaktor. - Powiedział Shikamaru.

Chłopak dał nam ładunki wybuchowe. Były to czarne skrzynki z timerami.

Pobiegliśmy do korytarzy gdzie się rozdzielilśmy się, ja pobiegłem z Nejim. Biegłem za nim jakby on wiedział którędy.

- Na pewno wiesz którędy? - Spytałem.

Chłopak się zatrzymał po czym się do mnie odwrócił, wokół oczu wystawały mu żyły. Wyglądało to dość przerażająco i obrzydliwie.

- Ja widzę gdzie idziemy. - Dodał Neji.

- Neji twoje oczy. - Dodałem

- Byakugan, Kekkei Genkai powszechna w moim klanie, pozwala widzieć przez każdą materię, dzięki temu unikniemy patroli, a także zbędnej walki. - Odparł.

Pobiegliśmy dalej, po chwili dobiegliśmy do komory hipernapędu.

- Musimy coś wymyślić Neji. - Powiedziałem.

Neji jednak pobiegł do komory atakując szturmowców. Jednemu pięściami rozwalił zbroję, dwóm poderżnął gardła a ostatniemu wbił kunai w szyję, po chwili ruszył na niego szturmowiec z pałką elektryczną lecz go zastrzecliłem. Pobiegłem do Neij'ego wówczas mi powiedział

- Z głowy.

- Przez ciebie teraz będziemy mieli całą załogę na karku! - Dodałem

Wtedy odezwał się głos w głośnikach

- Alarm, wykryto intruzów w komorze hipernapędu, wzywam wszystkie jednostki!

- Mówiłem. - Powiedziałem.

- Zamknij się! - Dodał Neji.

Po chwili otworzyły się drzwi u nas i na górnym piętrze. Wbiegły do nas dwie drużyny szturmowców.

- Ja cię będe osłaniał, ty podłóż ładunek. - Powiedziałem.

Neji zajął się bombą, a ja strzelałem do szturmowców. Po kilku serii strzałów zabiłem kilku szturmowców. Po chwili ruszył na mnie szturmowiec pałką elektryczną i tarczą. Po krótkim pojedynku uderzyłem go kolbą blastera w hełm po czym go postrzeliłem.

- Długo jeszcze?! - Spytałem.

- Bomba zamontowana, muszę ją jeszcze uzbroić. - Odparł Neji. - Daj mi jeszcze pięć minut.

- Nie chcę cię poganiać, ale pośpiesz się. - Dodałem.

- Słuchaj instalowanie i uzbrajanie bomby to nie jak robienie rzeźby z plasteliny. - Powiedział Neji.

Po chwili zaatakował nas szturmowiec z miotaczem ognia. Strzeli ogniem więc musiałem się schować.

- Nie wypuszczę cię zdrajco! - Krzyknął.

Szybko zaszedłem go od tyłu po czym strzeliłem mu w plecak. Doszło do wybuchu, a szturmowiec zaczął się palić żywcem. Biegał panikując z bólu i krzycząc o pomoc po czym padł.

- Skończyłem, został jeszcze generator zapasowy. - Dodał Neji.

Po chwili chłopak rzucił się na mnie przewracając na podłogę, nad nami poleciała wiązka lasera. Neji wziął pistolet i zastrzelił jednego oficera.

- Ilu załatwiłeś? - Spytał Neji.

- Ja sześciu szturmowców i jednego ogniowego. - Odparłem.

- Masz osiem punktów, jeden zwykły szturmowiec jeden punkt, ogniowy dwa punkty, a oficer dziesięć punktów więc wygrywam. - Odparł Neji.

- Nie Fair! - Odparłem.

- Jak skończyliście zabawę to możecie skupić na zadaniu? - Odezwał się Shikamaru przez komunikator.

- Nudziarz. - Odparł Neji.

- Mimo chłodnej postawy, masz poczucie humoru. - Dodałem.

- Choćmy do głównego komputera, przekierujemu pozostałe oddziały do centrum łączności. - Dodał Neji.

Pobiegliśmy do głównego komputera który był opodal generatora.

- Na pewno dasz radę? - Dodał Neji.

- To technologia jak z kosmosu, nie znam się na tym. - Odparłem.

- Ja coś wymyślę, ty stań na straży. - Dodał Neji.

Chłopak zaczął coś majstrować z komputerem wówczas ja stałem na straży. Nie było żadnych szturmowców. Po chwili odezwał się głos w głośnikach.

- Alarm, wszystkie siły kierować się do centrum łączności, wykryto intruzów.

Pobiegliśmy do korytarzy, Neji z pomocą swojego Byakugan zaprowadził nas do generatora zapasowego. Ja zostałem z tyłu by upewnić się, że ktoś za nami nie idzie. Wtedy ktoś mnie złapał. Był to generał Hux, wysoki mężczyzna z rudymi włosami i w czarnym mundurze. Dużo o nim słyszałem. Był niesławnym dowódcą armii Najwyższego Porządku odpowiedzialnym za liczne zbrodnie wojenne w tym za liczne akty ludobójstw nie tylko na naszej lecz na wielu planetach. Podobnie jak jego ojciec miał obsesję że trzeba ratować galaktykę przed nią samą.

Po chwili przyszli dwaj szturmowcy po czym mnie puścił.

- Zabrać go do głównego hangaru. - Powiedział.

Rzołnierze zabrali mój sprzęt po czym wycelowali we mnie blasterami. Z podniesionymi rękami zaprowadzili mnie do hagaru.

Rozdział 8[]

W Hangarze czekała armia Najwyższego Porządku, piechota, piloci oficerowie jak i również cały sprzęt, myśliwce TIE, maszyny kroczące AT-AT, AT-ST jak i ciężkie AT-M6. Prowadzony przez szturmowców patrzyłem na wszystkich. Przede mną był stał mężczyzna w czarnych szatach i masce oraz kobieta szturmowiec z żelaznej zbroi. To byli Kylo Ren i Kapitan Phasma. Kylo Ren był drugim dowódcą armi, a obecnie ,,Naczelnym wodzem". Kapitan Phasma była natomiast dowódcą piechoty, a także,podobnie jak Ren i Hux też osobą odpowiedzialną za liczne zbrodnie wojenne w tym za całkowitą masakrę w jednej z wiosek w Afryce. Zrobiła to w ramach ,,Szkolenia" nowych żołnierzy robiąc z ludzi tarcze strzelinicze. Choć próbowano to zataić jednak wojsko amerykańskie zdołało aresztować kilku szturmowców z których trzech przyznało się do winy.

Patrzyłem się na nich jak na zwykłych morderców którzy. Jeden ze szturmłowców kopnął mnie w kolano żebym klęknął.

- To nie jest szturmowiec. - Powiedziała Phasma. - Ściągnąć mu hełm.

Po chwili drugi że szturmowców ściągnął mi hełm pokazując wszystkim moją twarz.

- To chłopiec. - Dodał Kylo Ren.

- Mój chłopiec. - Dodał cudzy głos.

Po chwili podszedł do nas mężczyzna w białym fartuchu i w czarnych spodniach i butach. Miał czarne włosy, pulchną twarz i monokl na prawym oku. Szedł do nas uśmiechnięty i ocierając ręce jakby widział jedzenie. Podszedł do mnie i chwycił mnie za policzek jak małego chłopca.

- Tatuś jest z ciebie dumny. - Powiedział mężczyzna po czym się zaczął śmiać.

- Doktorze Pershing, oto pański obiekt. - Dodała Phasma.

- Dziękuję, a to wasza zapłata. - Dodał Doktor.

Doktor Pershing pstryknął palcami po czym przyszło kilku najemników Czarnego Smoka ze skórzaną walizką. Jeden z nich wręczył walizkę jednemu z oficerów. Doktor Pershing popatrzył się z powrotem na mnie.

- Tak się cieszę, że cię odnalazłem, mamy w domu mnóstwo do zrobienia.

W tej chwili miałem już wodę z mózgu, nie rozumiałem o co tu chodzi. Spytałem się tego doktora kim jest i skąd mnie zna. Doktor Pershing wtedy spoważniał i wyjaśnił, że jestem elementem programu Czarnego Smoka mającego na celu utworzenia nowej generacji superżołnierzy dzięki ulepszeniom cybernetycznym i biologicznym. Byłem pierwszym który miał wziąść udział w ich eksperymencie lecz potrzebowali kilku lat abym był idealnym do zabiegu.

Po chwili pierwszy szturmowiec wziął mój miecz świetlny po czym dał go Renowi. Kylo patrzył się na mnie, nie widziałem jego twarzy lecz poczułem gotującą się w nim nienawiść i żądzę śmierci.

- Jedi. - Powiedział. - Moc jest w nim silna.

- Cóż, kilka modyfikacji i lekkie pranie mózgu wystarczy, żeby stał się idealny i żeby mógł wstąpić do twojego zakonu czarnoksiężników. - Dodał Doktor.

Szturmowcy zaczęli mnie ciągnąć do kapsuły, ja starałem się jakoś bronić lecz to nic nie dawało. Wtedy doszło do wybuchu. Który nami wstrząsnął. Po chwili podbiegł do nas oficer.

- Sir mamy awarię głównego reaktora. - Powiedział.

Po chwili zapaliły się czerwone światła, okręt pomału zaczynał się przechylać. Ja szybko zabrałem swoje rzeczy po czym zacząłem uciekać. Kierowałem się w stronę naszego myśliwca. Po chwili przebiegł do mnie Shikamaru.

- Gdzie Neji? - Spytał chłopak.

Chwyciłem za komunikator.

- Neji gdzie jesteś? - Spytałem.

- Przy generatorze zapasowym, detonator niestety nie działa z dalekiego zasięgu muszę od razu zdetonować ładunki. - Odparł Neji.

- Wracaj Neji. - Dodał Shikamaru. - Ten statek za chwilę się rozbije.

- Nie mogę, wy uciekajcie. - Dodał Neji po czym się wyłączył.

- Pójdę po niego. - Dodałem.

- Już za późno, uciekajmy. - Odparł Shikamaru.

Niechętnie się zgodziłem po czym wsiedliśmy do myśliwca, w międzyczasie zauważyłem jak Ren, Już i Phasma z grupą szturmowców wsiadali do promu dowodzenia, najemnicy Czarnego Smoka osiągnęli ze sobą doktora Pershinga. Mężczyzna ciągle krzyczał, że jestem jego obiektem i, że beze mnie nie odleci. Jednak ja widziałem w nim tylko naukowca który miał nie równo pod sufitem.

Odlecieliśmy razem Shikamaru myśliwcem przez otwór w hangarze. Podczas lotu uderzyliśmy skrzydłem o kadłub statku.

Kiedy byliśmy daleko od okrętu, doszło do kolejnego wybuchu który kompletnie zniszczył statek i zabijając wszystkich na pokładzie. Patrząc na to powiedziałem ze smutkiem.

- Co teraz powiemy Hinacie?

- Że, Neji dokonał już wyboru. - Dodał Shikamaru.

Rozdział 9[]

Wróciliśmy do wioski, nasz myśliwiec był poważnie uszkodzony i podczas lotu często podskakiwaliśmy. Dlatego w wiosce poprosiliśmy kilku techników by nam go naprawiali. Zdaliśmy później raport pani Tsunade gdyż Kapitan Shang i Mulan zostali wysłani do Pekinu by dostarczyć zaopatrzenie dla tamtejszego ruchu oporu. Później poszedłem do Hinaty by jej powiedzieć o jej kuzynie przy czym ją przeprosiłem. Dziewczyna się rozpłakała po czym poszła do domu. Współczułem tej dziewczynie.

Poszedłem później na taras jednego z budynków by sobie trochę pomyśleć. Świat zaczął mi się walić. Cztery lata w uśpieniu, program superżołnierzy, moje sny. Ja już zaczynałem tracić rozum. Złapałem się za głowę i powtarzając sobie o co tu chodzi.

Po chwili przyszła Merida po czym obok mnie usiadła. Dziewczyna spytała się czy wszystko w porządku. Opowiedziałem jej o Pershingu i jego programie. Na twarzy dziewczyny pojawił się smutek. Powiedziała mi, że jest jej przykro. Po chwili się uśmiechnęła po czym wzięła mnie za rękę mówiąc, że mnie weźmie do miejsca gdzie będę mógł się uspokoić. Poszliśmy za wioskę na polanę pełną kwiatów.

Na polanie było spokojnie i cicho, jakby to był inny świat. Merida ciągnęła mnie dalej, aż dotarliśmy nad staw. Pływały tam małe ryby.

- Kiedy myślałam o mamie, przyszłam tu by się uspokoić. - Powiedziała dziewczyna.

- Ciesz się, że chociaż masz rodziców. - Powiedziałem. - Ja byłem sam przez osiem lat, nie mam rodziców, ledwo poznałem wuja to już go straciłem na osiem lat,cztery lata później ktoś mnie porywa i zamraża na kolejne cztery lata by zrobić ze mnie żołnierza, tracę pamięć, ja zaczynam już wariować.

Wtedy Merida złapała mnie za policzek i pocałowała w usta.

- Nie przejmuj się już tym, co było, minęło. - Odparła. - Gdyby nie te ciężkie przeżycia, nie było by cię tu, nie poznałbyś jeźdźców, nie poznałbyś przyjaciół, a ja bym się chyba nigdy nie zakochała bo nigdy nie poznała bym ciebie.

Na te słowa obiąłem dziewczynę po czym ją pocałowałem. Poczułem wtedy jakbym zrzucił z siebie te wszystkie problemy niczym jeden wielki ciężar.

Część 5 - Wojna Shinobi[]

Rozdział 1[]

W końcu nadszedł ten dzień. To miała być nasza wielka bitwa. Kiedy Jonini robili zbiórki, Klimek dowódca grupy szturmowej zrobił swojemu oddziałowi apel, ja też byłem w oddziale. Wcześniej powiedział mi, że oni tak jak ja pochodzili z Polski, powiedział mi, że nasz kraj jest pod okupacją Najwyższego Porządku. Teraz wygłosił nam przemówienie.

- Dzisiaj staniemy do walki, teraz tutaj jest ostatni kawałek wolnej Polski, tu jest nasza polska armia, będziemy dzisiaj walczyć do końca choć wielu z nas może zginąć, lecz tak jak Szare Szeregi walczyły podczas okupacji niemieckiej i radzieckiej oraz kiedy Armia Krajowa walczyła w bitwie o Anglię lub zdobyła Monte Cassino, tak samo my będziemy walczyć o Konohę, później o Japonię i wtedy będziemy gotowi wyzwolić naszą ojczyznę.

Na te słowa cały nasz oddział na baczność zaczął śpiewać ,,Mazurka Dąbrowskiego". Później Klimek każdemu z nas biało-czerwoną opaskę ze znakiem Polski Walczącej i każdy założył sobie na ramię.

Po chwili podszedł do mnie wuj wyraźnie zasmucony. Poszedłem do niego po czym go złapałem za ramię.

- Poradzę sobie. - Powiedziałem.

- Nie masz teraz wyboru. - Dodał. - Czkawka chciał żebyś to miał.

Wyciągnął z płaszcza moją katanę i mi ją dał. Nie miałem pochwy na miecz więc wcisnąłem ją za pas.

- Dziękuję. - Powiedziałem.

Po chwili Klimek do mnie podszedł mówiąc, że już czas.

Stawiliśmy się na polu trawy, cała armia ninja z wioski ukrytej w liściach wszyscy Jonini, Chūnini oraz naszą grupa szturmowa była gotowa do bitwy. Wystawione były barykady, gotowe okopy oraz rozstawione pułapki, beczki z ogniem greckim ukryte w krzakach.

Po chwili przebiegł do nas jeden Chūnini mówiąc, że się zbliżają.

Na horyzoncie pojawił batalion szturmowców samurajów, dowódca batalionu miał czerwoną plandekę, na przodzie szli piknierzy, a za nimi piechota.

Dowódca wyciągnął katanę i wycelował ją w przód wydając rozkaz ostrzału.

- Czekajmy na pierwszą salwę. - Powiedział Iruka.

Po chwili na przód wyszedł szereg strzelców i oddało strzały. Większość trafiła w osłony zaś reszta raniła lub zabijała kilku naszych.

- Druga salwa. - Powiedział Iruka.

Zalała nas kolejna salwa laserowych strzałów ponownie trafiając kilku naszych.

Po oddaniu strzałów szturmowcy zaczęli na nas maszerować, piknierzy wycelowali w nas włócznie.

- Zaczynaj Jack. - Powiedział Iruka.

Jack na rozkaz włączył detonator po czym doszło do kilku wybuchów. Szturmowcy zaczęli się palić żywcem i padać jak muchy.

- Udało się. - Powiedział Jack.

- To dopiero była pierwsza fala. - Powiedział Iruka.

Rozdział 2[]

Po chwili przyleciały pojazdy repulsorowe. Transportowce i śmigacze Najwyższego Porządku uzbrojone w ciężką broń z ogniem ciągłym. Z trasportowców wyszły oddziały zwykłych szturmowców samurajów z wlóczniami po czym ustawili się przed nami w szeregu z wycelowanymi w nas włóczniami. Następnie przybyli samurajowie i zwykli szturmowcy. Łucznicy stali natomiast niedaleko pojazdów. Po chwili szturmowcy ruszyli do ataku.

- Chūnini teraz! - Krzyknął Iruka.

Pięciu wykonało Justsu Kuli ognia paląc szturmowców. Po chwili Iruka kazał to powtórzyć co Chūnini wykonali.

W międzyczasie Shikamaru się do mnie zwrócił.

- Co się stało z Leonidasem i jego wojownikami podczas bitwy pod Termopilami?

- Wszyscy włącznie z Leonidasem polegli. - Odparł Rafał.

Po chwili wszyscy wyciągnęli broń i ruszyliśmy do ataku. Szturmowcy do nas strzelali zabijając kolejno naszych lecz my biegliśmy dalej na nich z wrzaskiem. Grupa szturmowa strzelała do szturmowców zabijając kolejno.

W końcu doszło do walki bezpośredniej, ninja cieli nożami kunai lub inną bronią szturmowców wówczas oni walczyli katanami. W dodatku ninja używali swoich Justsu co zwiększało straty w szeregach wroga.

Po oddaniu serii schowałem blaster po czym wyciągnąłem katanę i włączyłem miecz świetlny po czym zacząłem ciąć i odcinać głowy szturmowców. Widziałem Sasuke jak palił szturmowców i raził ich swoim chidori, Sakura walczyła stylem ziemi natomiast Hinata używała swojego Byakugana, jedyną osobą której nie widziałem był Naruto. Być może walczył gdzieś dalej. Po chwili stoczyłem krótki pojedynek ze szturmowcem prewencji po czym go przebiłem mieczem świetlny. Następnie odrzuciłem kilku szturmowców za pomocą mocy.

Kiedy zdawało się, że wygrywamy nadeszły wrogie posiłki, to byli Hunowie, z terenów Syberii oraz terenów należących do Rosji. Byli ubrani w grube płaszcze ze zwierzęcych skór i futer. Następnie przybyli ninja piasku i dźwięku. Teraz dopiero zrobiło się gorąco. Hunowie na koniach zabijali i tratowali każdego z naszych.

Po chwili znalazłem Irukę.

- Będzie jakieś wsparcie?! - Spytałem.

- Kage mówili, że przyślą swoich ludzi.

Po chwili na nas ruszył Hun na koniu, machał na nas mieczem lecz Iruka rzucił kunai trafiając przeciwnika w szyję i zrzucając jego ciało z konia. Później krzyknął żebym uważał bo za mną był szturmowiec z wycelowanym blasterem. Chciał mnie zabić lecz jeden Jonin skoczył za mnie przyjmując trafienie po czym zabił szturmowca.

Następnie łucznicy posłali na nas grad strzał lecz mocą zdołałe je zatrzymać w powietrzu i skierować na ninja piasku i dźwięku oraz na Hunów. Jednak strzały również trafiły nas.

W ostatniej chwili Iruka zamachał tessenem wtedy nadleciał Czkawka ze swoimi jeźdźcy zaczynając masakrę. Astrid z Mieczykiem i Szpadką rozwalali pojazdy i atakowali łuczników natomiast reszta jeźdźców pomagała nam na terenie.

W końcu dowódcy widząc sytuację kiedy ich ludzie przegrywali zarządził odwrót. Bębnarz zadął w Róg na znak odwrotu. Niedobitki zaczęli uciekać z pola walki. Jednak i my ponieśliśmy ciężkie straty.

Rozdział 3[]

Po powrocie do obozu piąty Hokage razem z medycznymi ninja. Jack miał postrzelone ramię, Hinaka była pokaleczona, a Sasuke miał rozbitą głowę. Wielu było również w stanie ciężkim, a nawet krytycznym i mogli nawet umrzeć.

Ja mimo, że byłem tylko poobijany jeden z medycznych ninja badał mnie pod kątem okaleczeń. Na własnej skórze przekonałem się o realiach wojny, gdzie nie było bohaterów lecz jedynie śmierć, teraz się nie dziwiłem, że wielu weteranów wojennych cierpiało na stres pourazowy i musieli chodzić do psychologów.

Po wyjściu z namiotu medycznego podbiegł do mnie Stich, wyraźnie uradowany na mój widok. Wskoczył na mnie po czym go przytuliłem.

- Stich, wybacz ale nie czuję się teraz na siłach. - Powiedziałem mu.

Usiedliśmy na ławce, po czym zacząłem opowiadać przyjacielowi o bitwie. Miałem wtedy wrażenie przemiany, jakbym z wrażliwego czternastolatka o dziecinnym zachowaniu stałem się dojrzałym wojownikiem tak samo było w trzeciej części ,,Dziadów" Adama Mickiewicza kiedy wrażliwy romantyk Gustaw stał się gotowym walczyć Konradem podczas pobytu w rosyjskim więzieniu.

Kiedy opowiadałem Stichowi o bitwie, przyszedł do nas Czkawka.

- Jak się czujesz? - Spytał.

- Dobrze, a ty i Szczerbatek? - Dodałem.

- Ja w porządku, Szczerbatek też cały. - Odparł Czkawka.

- Dobrze znowu widzieć. - Dodałem.

- Mnie też, szkoda, że w takich okolicznościach.

Po chwili podbiegła do nas Hinata i Kakashi Hatake. Kakashi był mężczyzną o srebrnych zjeżonych włosach, na czole miał opaskę Konohy zakrywające jego lewe oko oraz maskę zakrywającą usta.

- Nie widzieliście przypadkiem Naruto? - Spytała Hinata.

- Myslałem, że walczył w bitwie. - Odparłem.

- Naruto musiał się udać na pewną ważną misję, chłopak pewnie niedługo wróci. - Odparł Kakashi.

Po rozmowie poszedłem z powrotem na polanę gdzie nasi ninja zbierali poległych i rannych, a także prowadzili jeńców wojennych. Po drodze spotkałem Irukę i Klimka. Podsłuchałem, że niedługo wrócą, generał Hux wysłał osobiście generała Pryde'a, weterana galaktycznej wojny domowej oraz dawnym generałem floty dawnego Imperium Galaktycznego. Z tego co słyszałem Pryde będzie gotów posłać na nas maszyny kroczące AT, myśliwce TIE i ogólnie całą potęgę Najwyższego Porządku przeciwko zwykłej grupie ninja wyposażonych ich zdaniem w prymitywną broń i wierzących w magię.

Robiło się powoli ciemno wróciłem więc do obozu jeszcze odpocząć. Po drodze natknąłem się na Naruto. Jak zwykle chłopak był uśmiechnięty.

- Czy coś mnie ominęło? - Spytał.

Opowiedziałem mu o bitwie i o tym, że wioski z naszego sojuszu nam nie pomogły. Spytałem się chłopaka później gdzie był. Powiedział mi że, musiał udać się w pewne miejsce by móc spotkać się Kuramą i prosić o pomoc na co się zgodził w przeciwieństwie do wiosek.

- Więc jesteśmy sami. - Odparł Naruto.

- Wiesz, problem z tymi co rządzą lub działają w jakiś zawodach gdzie ważne jest ludzkie życie jest taki że, niektórzy ludzie są czasami bezmyślni bo władza uderza im do głowy albo w szpitalach lub na pogotowiu pracują ludzie nieodpowiedzialni lub pozbawieni empatii. - Dodałem.

Powiedziałem Naruto, że ostatnio widziałem programy gdzie ludzie cierpieli z powodu nieodpowiedzialności lub głupoty funkcjonariuszy publicznych, a także programy o przemocy domowej, w szczególności o przemocy wobec dzieci gdzie czasami dziecko jest bite przez obojga rodziców i nie rzadko dochodziło do tragedii. Powiedziałem Naruto że, mnie taka niesprawiedliwość boli. Chłopak jak tego słuchał to próbował mi wytłumaczyć, że życie czasami jest piękne i że, mój gniew na na tych co krzywdzą oznacza, że jestem wrażliwy na ludzką krzywdę.

Rozdział 4[]

Wracaliśmy do obozu, zaczynało się już robić ciemno. Ja i Naruto dalej rozmawialiśmy. Powiedziałem mu o Akatsuki i o Pershingu, czułem wtedy ulgę jak to z siebie wyrzucałem. Naruto też mi mówił jakie miał ciężkie dzieciństwo z powodu Kuramy który o mało nie zniszczył wioski i przez którego wszyscy się odwrócili. Mimo, że wcześniej tego słuchałem to nadal mi było żal Naruto mimo, że często zachowuje się jak błazen.

Kiedy wracaliśmy do obozu nagle z za krzaków wyskoczyli dwaj najemnicy czarnego smoka, wycelowali w nas karabiny i kazali nam podnieść ręce. Po chwili przyszedł uradowany Kano.

- No proszę, wreszcie cię mam mały. - Powiedział Kano. - Pershing sowicie mnie wynagrodzi.

- Kano teraz trwa wojna, niedługo zjawi się Najwyższy Porządek i zabiją nas wszystkich.

- Mam to gdzieś, ważna jest dla mnie kasa. - Powiedział Kano.

- A gdyby Konoha zapłaciła by ci więcej. - Dodał Naruto.

- Pershing obiecał mi trzy miliony. - Dodał Kano.

- Natomiast Konoha zapłaci ci trzykrotnie. - Powiedział Naruto.

- Plus trzydzięsci procent za Sektora. - Dodał jeszcze Kano.

- Zgoda. - Powiedział Naruto.

Kano razem ze swoimi ludźmi wrócił do lasu, a ja i Naruto do obozu.

- Słuchaj czy na serio mamy tyle pieniędzy? - Spytałem.

- Co ty, masz skarbiec jest prawie pusty. - Odparł Naruto.

Na zajutrz poszedłem do lasu jeszcze poćwiczyć walkę. Wówczas przyszedł do mnie Kano ze swoimi ludźmi chwilę później.

- I co przemyślałeś ofertę? - Spytałem.

- Tak, postanowiłem cię zabrać i odebrać nagrodę od Pershinga. - Odparł Kano śmiejąc się.

- Zaproponowaliśmy ci więcej ! - Krzyknąłem.

- Myślałeś, że jestem taki głupi, wasza wioska wszystko nie ma już ani grosza. - Dodał Kano.

Jego ludzie rzucili się na mnie, jeden złapał mnie za ręce wówczas kopnąłem drugiego na Kano. Następnie pierwszego kopnąłem łamiąc mu nogę. Facet się za nią chwycił puszczając mnie.

- Ty mały knypku, zaraz cię stłukę ! - Warknął drugi najemnik.

Wyciągnąłem kunai, drugi najemnik ruszył na mnie lecz ja mu wbiłem nóż w nogę po czym go kopnąłem w maskę. Po chwili ruszył na mnie pierwszy więc go przerzuciłem go na drugiego. Kano się wkurzył po czym wyciągnął nóż.

- Pershing chciał cię żywego, ale z chęcią potnę cię na kawałki. - Powiedział Kano.

Wtedy z za krzaków wyskoczył Kakashi ze swoim chidori. Kakashi wbił je w metalową opaskę przez co zaczęła iskrzeć, a Kano wył z bólu. Mężczyzna wybiegł w krzaki po czym ją i Kakashi usłyszeliśmy wybuch.

- Kano wiedział, że nie mamy pieniędzy. - Powiedział Kakashi.

- Jakim cudem uciekł? - Spytałem.

- W więzieniu San Queentin kilku strażników pracowało dla Czarnego Smoka. - Dodał Kakashi. - Facet dawał im łapówki.

- Teraz zabierzemy tych dwóch by inspektor mógł ich odstawić do Stanów, dzięki czemu rozwiążą problem Czarnego Smoka. - Powiedziałem.

Rozdział 5[]

Odstawiliśmy tych dwóch do obozu gdzie ich przesłuchaliśmy. Pierwszy przyznał się, że Czarny Smok handlował bronią oraz narkotykami. Powiedział mną o wszystkich miejscach produkcji broni i plantacjach narkotyków oraz o tym, że likwidowali każdego kto się o nich dowiedział lub kiedy uważali za zagrożenie. Pierwszy zyskał szansę na łagodny wyrok. Jednak drugi nie miał zamiaru się przyznać i się ze wszystkiego śmiał. Byłem przy tym i jak słuchałem tego śmiechu to miałem zamiar mu przywalić.

- Przestań się głupkowato śmiać i powiedz nam co wiesz albo ci przywalę! - Warknąłem chwytając gościa za kołnierz.

- Wiesz, przypomniał mi się żart, spotkałem pewną kobietę na ulicy, był z nim mały chłopiec, chciałem go rozśmieszyć, miałem przy sobie pistolet z farbą jak paintball'a strzeliłem do niego lecz kobieta go osłoniła i sama dostała i się okazało, że to był prawdziwy pistolet. - Powiedział po czym zaczął się śmiać.

Poprosiłem żeby pozostali wyszli z namiotu bo chciałem zostać sam na sam z tym mężczyzną. Wujek prosił mnie żebym uważał i nie robił nic głupiego po czym też wyszedł. Zostałem sam na sam z tym mężczyzną. Zdjąłem hełm, mężczyzna zdjął swój pokazując mi swoją twarz. Miał białą skórę, zielone włosy oraz czerwone usta. Wyglądał jak Joker z Batmana. Mężczyzna popatrzył na po czym westchnął.

- No proszę, przpominasz mi chłopca którego kiedyś prawie zabiłem. - Powiedział.

- Wiesz to ,,zabawne" non stop śni mi się ten sam sen, kiedy klęczę nad ciałem własnej matki, trzymam wtedy kartę Jokera wtedy patrzę się i w moją stronę leciał nietoperz, nie mogę spać po nocach. - Powiedziałem.

Mężczyzna wyciągnął z kieszeni kartę do gry, była to karta Jokera, taka sama jak w moich snach. Mężczyzna powiedział mi że, to jego wizytówka.

- To ty, ty ją zabiłeś! - Powiedziałem.

- To ja, Joker do twoich usług. - Powiedział po czym zaczął się z powrotem śmiać.

To było duże zaskoczenie, właśnie spotkałem mordercę mojej jedynej bliskiej mi osoby. Wściekły chwyciłem Jokera po czym zacząłem go bić a, on dalej się śmiał czym mnie bardziej wkurzał. Zacząłem go wyzywać, że jest skończoną gnidą i zwykłym mordercą. Tłukłem go po twarzy i raz trafiłem go w nos. Joker splunął krwią któraz z nosa dostała mu się do ust po czym z uśmiechem się spytał.

- Co ty taki poważny.

Po tych słowach dalej się śmiał. Zacząłem go więc kopać przy czym dalej się śmiał. Kakashi i wujek wbiegli do nas. Kakashi złapał mnie odciagając mnie od Jokera. Wujek spytał się co wyprawiam, że, mogłem Jokera zabić i zaczął mi przypominać że, mnie prosił bym nie robił głupstw.

- Wujku to ten człowiek, to on zabił moją matkę osiem lat temu! - Krzyknąłem.

Wujek popatrzył się na Jokera z przerażeniem, Joker był posiniaczoną i zakrwawioną twarz lecz mimo to był uśmiechnięty.

- Co jest Inspektorze Gadżet, wsadź mnie do więzienia. - Powiedział Joker.

- Nie wrócisz do więzienia, resztę życia spędzisz w szpitalu psychiatrycznym Arkham w Gohatam. - Powiedział wujek.

Wujek zabrał mnie z namiotu po czym poszliśmy na ławkę porozmawiać. Byliśmy przybici tym wszystkim.

- Przepraszam wujku. - Powiedziałem.

- Nie przejmuj się, też bym się wkurzył. - Powiedział kładąc mi rękę na ramieniu. - Joker biorąc pod uwagę że, działał jako przestępca jeszcze przed wstąpieniem do Czarnego Smoka już nigdy nie wyjdzie Arkham, zostało ono przebudowane, ma nowoczesny monitoring, wszędzie są czujniki ruchu normalnie jak więzienie supermax, z tamtąd jeszcze nikt nie uciekł.

Po tych słowach wujek mnie przytulił.

Rozdział 6[]

Następnego dnia zjawił się kolejny wrogi legion, to miało być decydujące starcie o naszą wioskę. Jeźdźcy Hunów byli ustawieni w szeregu a przed nimi szturmowcy samurajowie gotowi do ostrzału. Za nimi stały transportowce i pojazdy piechoty oraz zwykli szturmowcy z ciężkimi blasterami. Nie było żadnych maszyn kroczących ani myśliwców TIE. Pomyślałem, że Hux stał się bardziej honorowy choć bardziej pewne było, że nie zamierzał na nas marnować całej potęgi Najwyższego Porządku.

W tym starciu nasze szanse były niższe gdyż straciliśmy wielu naszych. Jednak tym razem wielu żywiło nadzieję że, wygramy bo mieliśmy po naszej stronie Kuramę. Jednak ja miałem nadzieję że, przeżyjemy, szczerze w moc, czakrę zacząłem już wierzyć, ale duchy czy potwory to były dla mnie mity.

Tym razem nie siedzieliśmy już w okopach, dzisiaj mieliśmy poprowadzić szarżę na wroga. Tym razem Naruto walczył z nami. Szarżę miał poprowadzić Kakashi.

W końcu Kakashi wydał rozkaz do ataku. Ruszyliśmy na wroga. Samurajowie zaczęli do nas strzelać. Nasi kolejno padali jak muchy lecz my pędziliśmy dalej.

- Kiedy użyjesz Kuramy ?! - Spytałem Naruto.

- Kakashi wyda rozkaz kiedy nadejdzie czarna godzina! - Krzyknął Naruto.

Po chwili Hunowie zaczęli do nas strzelać z łuków. Zwaliła się na nas seria strzał. Kakashi wyciągnął kunai po czym rzucił nim trafiając wodza w klatkę piersiową. W końcu doszło do starcia gdzie wszyscy Hunowie i szturmowcy zostali zabici lecz i my straciliśmy następne kilku ludzi.

Po chwili Najwyższy Porządek otworzył do nas ogień, leciały na nas serie laserów i strzał które nas zdziesiątkowały. Nasza bitwa zmieniła się w masakrę w której zgineli wszyscy z grupy szturmowej. Reszta czyli ja, Naruto, Sakura, Sasuke, Hinata, Shikamaru, Merida, Iruka i Kakashi czekaliśmy na śmierć lecz dowódca szturmowców oraz szturmowców samurajów nakazali wstrzymać ogień. Hux który był przy tym kazał nas dobić lecz żołnierze lekceważyli rozkaz.

Leżałem na ziemi, co prawda miałem zbroję z gronklowego żelaza i mnie jedynie wszystko bolało jednak wiązka lasera trafiła mnie w ramię, koszula termiczną była mokra od krwi.

Hux ze swoimi ludźmi patrzył się na nas z pogarddą, dalej krzyczał by nas zabić.

Po chwili odezwał się Kakashi wydając rozkaz Naruto. Chłopak wykonał gest dłońmi po czym zaczął świecić jasnym światłem. Chłopak wstał a, jego rany zaczęły się goić.

W międzyczasie przybyły AT-M6 maszerując niczym słonie. Hux zamierzał nie tylko zabić nas lecz także mając taki sprzęt zamierzał z niszczyć Konohę.

Naruto zaczął się unosić w powietrzu, światło zaczynało przybierać kształt wielkiego lisa o dziewięciu ogonach. To była pewnie czakra Kuramy.

Hux wydał rozkaz by strzelać do ogoniastej bestii. Naruto swoimi wielkimi łapami zmiótł szturmowców jak kurz, po chwili lis Naruto otworzył pysk strzelając do nich energią. Jednym strzałem rozwalił wszystkie maszyny. Patrzyłem na to z podziwem i z przerażeniem.

Po chwili lis ropłynął się a, Naruto padł na ziemię tracąc przytomność. Hux spojrzał na nas z drwiącym uśmiechem.

Przybyły kolejne oddziały szturmowców, Hux wydał rozkaz egzekucji lecz żołnierze zamiast tego złożyli broń po czym padali przed nami na twarze. Bitwa została zakończona.

Rozdział 7[]

Po chwilowym pobycie w szpitalu zostaliśmy zaproszeni do Tokio przez samego cesarza, niestety musiałem razem z Naruto zastąpić Kakashiego gdyż ten zmarł od ran a, w dodatku wydała mu się również gangrena. Pani Tsunade poprosiła byśmy w jej imieniu dali cesarzowi kunai Kakashiego.

Czkawka i Astrid zabrali nas do Tokio, Miasto było ogromne, było podobnie w Pekinie tyle że, bez pomników i płaskorzeźb przywódców.

Po chwili dotarliśmy do pałacu cesarza, przed wejściem powiedzieliśmy strażnikom że, przysyła nas piąty Hokage, Naruto pokazał im dokument. Strażnicy powiedzieli nam gdzie teraz jest cesarz po czym jeden ze strażników zaprowadził nas do pomieszczenia obrad gdzie zastaliśmy cesarza rozmawiającego z Huxem i Kylo Renem z nimi był jeszcze mężczyzna w zbroi szturmowca z czasów Imperium Galatkycznego, miał pomarańczową plandekę oraz przypięty miecz świetlny.

- Panie, wybacz mi to najście ale masz kolejnych gości. - Powiedział strażnik.

- Niech wejdą. - Powiedział Cesarz.

Strażnik nas wprowadził.

- Wasza wysokość, to Galen Haddock i Naruto Uzumaki z Wioski ukrytej w liściach. - Powiedział strażnik. - Naruto Uzumaki, Galenie Haddocku to cesarz Akihito syn Hirohito.

Uścisneliśmy dłonie z cesarzem, Hux i reszta patrzyli na nas z obrzydzeniem. Po chwili wyciągnąłem z kieszeni kunai mówiąc do cesarza.

- Panie, z woli piątego Hokage ofiarujemy ci ten nóż, należał do Kakshiego Hatake, Jonina z Wioski ukrytej w liściach, walczył nim podczas swej ostatniej bitwy, Kakashi chciał ci go dać i razem z nim się Shinobi.

Klęknąłem wystawiłem broń cesarzowi. Cesarz był zdumiony, wziął broń.

- Nie znałem Kakashiego osobiście, lecz wiele o nim słyszałem, był nietylko Joninem, był jednym z największych wojowników ninja jacy przyszli na świat a, także człowiekiem który był gotów oddać życie za innych i za cały kraj. - Powiedział.

- Okazał się jednak zdrajcą, chcieliśmy wam zagwarantować bezpieczeństwo, państwa na całej planecie zgadzają się do nas przyłączyć Kakashi zorganizował przeciwko nam powstanie. - Powiedział Hux.

- To dlatego że, wszystkich do tego zmuszacie po przez strach. - Dodał Cesarz. - Wasza oferta dołączenia do Najwyższego Porządku zostaje odrzucona.

- Proszę to jeszcze przemyśleć. - Dodał Kylo Ren.

- Żałuję, ale nie mogę. - Powiedział Cesarz. - Na pewno Hux się zgodzi na konfiskatę mienia na potrzeby narodu.

- Okryjesz mnie hańbą! - Warknął Hux.

- Skoro boisz się o swój honor to weź kunai byś mógł odzyskać honor którego nigdy nie miałeś! - Krzyknął Cesarz.

- Oby twój następca miał więcej rozsądku, Lordzie Vader, zabij go.

Na tą komendę szturmowiec wyciągnął miecz świetlny o czerwonym ostrzu, zamierzał ściąć głowę cesarza. Wstałem po czym włączyłem swój miecz świetlny blokując atak. Vader spojrzał na moją broń.

- Skąd go masz? - Spytał.

- Należał do mojego ojca. - Powiedziałem.

- Twój ojciec był honorowym Jedi oraz godnym przeciwnikiem. - Powiedział Vader chowając broń.

Po chwili odezwał się cesarz.

- Więc tak Hux reagujesz na przegraną, żałosne.

Hux oburzony wyszedł z sali ze swoją świtą. Cesarz zwrócił się do nas prosząc byśmy mu powiedzieli jak umierał Kakashi lecz my postanowiliśmy mu powiedzieć jak Kakashi żył.

Część 6 - Koniec[]

Rozdział 1[]

Od ostatnich wydarzeń minął miesiąc. Cesarz zaoferował pomoc w odbudowie wiosek zniszczonych przez wojnę wykorzystując do tego środki ze skarbu państwa. W międzyczasie Shang i Mulan wrócili z Chin, opowiedzieli nam o wyzwoleniu Pekinu czym zmotywowali cały naród do walki z Najwyższym Porządkiem. Opwiedzieliśmy im o bitwie i o wizycie u cesarza.

Później przez następne dni mieliśmy spokój, miałem więcej czasu by spotkać się z dziewczyną, często chodziłem na cmentarz do Klimka i jego grupy szturmowej, Naruto zaczął więcej spędzać czasu z Hinatą aż w końcu zostali parą podobnie jak Sakura i Sasuke, czasem chodziliśmy na ramen a, wieczorami bawiłem się ze Stichem. Jednak to że, była teraz sielanka nie wykluczało nas z obowiązków. Iruka dalej kazał dalej trenować a, w dodatku wykonywaliśmy kolejne misje, poważne misje typu eskorta ludzi by wszędzie czaili się nie tylko bandyci czy ninja rabusie lecz także Hunowie czy Akatsuki ale, były również drobne misje typu opieka nad dzieckiem, sprzątanie śmieci czy wyprowadzanie psów.

Mój pobyt w wiosce powoli dobiegał końca, gdyż pewnego dnia Mulan powiedziała, że za tydzień wracam na Berk, większego pecha miała Merida bo matka się jej wyrzekła a, ojciec nie był w stanie nic zrobić bo był pantoflarzem, Mulan zaproponowała dziewczynie żeby na jakiś czas zamieszkała u niej w Chinach, jeśli chodzi o Sticha to Stoick zgodził się by z nami zamieszkał na Berk, podczas pobytu w wiosce liścia Stich stał się spokojniejszy choć nadal miał tendencję do robienia złośliwości.

Pewnego razu poszedłem z Meridą na taras jednego z budynków po raz ostatni popatrzeć na skałę Hokage. Słońce powoli zachodziło przy czym zrobiło się romantycznie.

- Utrzymujesz jakieś kontakty z rodziną?

- Ojciec często do mnie pisze a, mama mnie już poprostu ma gdzieś. - Powiedziała dziewczyna.

Po chwili dziewczyna zdjęła rękawiczkę, na dłoni miała czerwoną bliznę.

- Wstyd się przyznać ale, to od mamy, ona często mnie biła jak byłam mała, biła mnie za wszystko, za to że, się buntowałam lub gdy coś zrobiłam nie tak. - Dodała.

Przytuliłem dziewczynę do siebie po czym się pocałowaliśmy.

Na zajutrz nadszedł dzień wyjazdu. Jonini pomagali władowywać towary na statek, Mulan, Merida, Stich i ja patrzyliśmy na nich.

- Już czas na nas Stich. - Powiedziałem na co mały kosmita przytaknął

- Powodzenia chłopaki. - Powiedziała Mulan.

- Służba z tobą była dla nas zaszczytem. - Dodałem.

- Może pewnego dnia się jeszcze spotkamy? - Dodała dziewczyna.

Po chwili Stoick i Czkawka zawołali mnie, pożegnałem się z Mulan i przytuliłem Meridę po czym dziewczyna pogłaskała Sticha mówiąc że, za nim też będzie tęsknił. Pobiegłem do statku gdzie czekali na nas również wujek Brown i Iruka.

- Na pewno chcesz z nimi płynąć bo wiesz, możesz ze mną zamieszkać w Kanadzie. - Powiedział wujek.

- Chciałbym ale, nie czuję się na to jeszcze gotów. - Odparłem.

- Cóż w sumie to u mnie w domu i tak jest mało miejsca. - Dodał.

Uścisnął mi dłoń życząc mi powodzenia po czym zwróciłem się do Iruki.

- Dziękuję za wszystko Iruka Sensei. - Powiedziałem po czym zdjąłem opaskę.

Chciałem mu ją oddać lecz Iruka zawiązał mi ją z powrotem na ramieniu mówiąc bym sobię ją zatrzymał na pamiątkę, życzył mi powodzenia po czym pobiegłem na statek.

Stoick wydał rozkaz odcumowania i podniesienia trapu po czym wypłyneliśmy. Poszedłem pomachać Meridzie ale, już jej i Mulan tam nie było. Po chwili przypomniało mi się to hasło Sticha ,,Ohana" spytałem się Sticha co oznacza to słowo na co ku mojemu zaskoczeniu odparł.

- Ohana znaczy rodzina.

Advertisement