Scenariusz Niniejsza strona jest scenariuszem danego filmu/odcinka. →Powrót do artykułu |
Czkawka: U nas w Berk nikt już nie walczy ze smokami. Żyjemy sobie razem i pracujemy. Zajęło nam to raptem… 300 lat. Jest tylko jeden mały szkopuł. Zapomnieliśmy poinformować zwierzaki.
Gruby: Nie no, nie znowu. A sio! Idźcie sobie. Wynocha. Sio! Mówię sio. Ile razy mam powtarzać, od owiec precz. No dobra, zwierzaki wy moje, dajcie nam tu kapkę mleczka.
Wiadro: To kury znoszą jajka, tak?
Gruby: No i znowu to samo. Weź ty się kiedyś naucz.
Wiadro: Nie?
Gruby: No dobra, to jeszcze raz. Ale ostatni, tylko słuchaj uważnie. Wełna. Jajka. Mleko. To nie jest takie trudne, prawda? Ach… Patrz teraz. Łapiesz ładnie za wymię. O tak właśnie. I ciągniesz. Eee… I ciągnę. Ciągnę. Łoo… Skończyło się mleko. Kiepsko trochę.
Czkawka: Łuhu!
Astrid: Ha, ha, ha.
Czkawka: Ła! Hej, Astrid!
Astrid: Ups. Sorry, nie specjalnie. Hej! Ale to nie fair! Aa! Aha, to tak chcesz się bawić, tak?
Czkawka: Tak, to znaczy jak? Nie wiem o co ci chodzi. Ła! Ty!
Astrid: To akurat nie ja, to ona. Bystra dziewczyna. Haha!
Czkawka: O-o. Fatalnie, zamarzł ogon. Astrid!
Astrid: Czkawka! Lecę!
Czkawka: Nie! Uciekaj!
Astrid i Czkawka: Aaaa!
Czkawka: Astrid?
Astrid: Tu jestem. Strasznie mi zimno.
Czkawka: Chodź do mnie. A gdzie smoki? Szczerbatek?
Astrid: Wichura? Noo…
Czkawka: Patrz, jest światło.
Astrid: Damy radę, przeżyjemy.
Czkawka: Niesamowite, co?
Astrid: Uratowały nam życie. Och…
Czkawka: Eee… No ta… Yy... To… to no… To cali i zdrowi.
Astrid: Jak… Jak ryby zupełnie. Ech.
Czkawka: Aaa!
Pyskacz: Aha… I wszystko jasne. Tak też sądziłem. Nie daje mleka, co? Żadna nie daje.
Stoick: To, to my już wiemy. Pytanie brzmi: dlaczego?
Pyskacz: Przypomniało mi się kiedy mamusia zamieszkała z jedną kozą. Wredna była, złośliwa, nic tylko żarła i żarła. Koza tak się jej bała, że wyschło jej mleko.
Stoick: Czyli? Co ty właściwie sugerujesz?
Pyskacz: Żeby matek z kozami nie mieszać. Tak jak nie mieszać zwierzaków ze smokami. Przestaliśmy z bestiami walczyć to się rozpanoszyły i robią co chcą. A zwierzaki się boją. Jak powiedziałem: boją się.
Wiadro: Ooch…
Gruby: O-o… Ty, Wiadro, chyba cię nie uciska wiadro?
Wiadro: Nie, nic mnie nie BOOOOLI!
Gruby: Gwoli wyjaśnienia, ilekroć wiadro ciśnie, znaczy: zbliża się burza.
Wiadro: Żadna burza, wszystko w porządku.
Gruby: Wiadro…
Wiadro: Ale ja nie chcę żadnej burzy. Jeśli piorun mi w wiadro trzaśnie, stracę resztki mądrości. Oooch…
Gruby: Oho… Ciasne, ciaśniutkie wiaderko. A im ciaśniejsze Wiadra wiadro tym większa ta burza.
Stoick: Ale to nie możliwe. Burze o tej porze? Za wcześnie jeszcze.
Pyskacz: Na zdrowy rozum, no proszę cię, nikt jeszcze nigdy wiadrem pogody nie przepowiedział. Od tego to mamy kurze kostki i gęsie nóżki.
Gruby: Nie wiem, czy pamiętasz, ale wiadro Wiadra dokładnie przewidziało Olafową zadymę.
Wiadro: Och, straszliwe to było. Ze 2 tygodnie wykopywaliśmy Pleśniaka.
Gruby: Tylko po to, żeby do końca świata tego żałować. Stoicku, zaufaj ty Wiadru.
Stoick: Sam sobie ufaj Wiadru. Ja potrzebuję drugiej opinii. Gothi, potrzebuję twojej rady. Powiedz mędrczyni, będzie burza? Co ona tam nabazgrała?
Pyskacz: Nabazgrała: „A ty jak myślisz?” Hę?
Stoick i Pyskacz: Aaa.
Stoick: A ty skąd wiesz, pani? Z kurzych kostek wywróżyłaś, czy z gęsich nóżek?
Pyskacz: Ee… Aha. Tak. Bazgrze, że w całej okolicy słychać wrzaski Wiadra.
Czkawka: No, a wtedy smoki schowały nas pod swoimi skrzydłami. Rozumiecie?
Śledzik: W życiu tego nie widziałem, nigdy. Nawet w Smoczej Księdze.
Astrid: Prawda? Coś niesamowitego. Jakby obudziły się w nich jakieś instynkty, no nie wiem, rodzicielskie.
Czkawka: Niezły numer. Całe wieki próbujemy wybić smoki, a te raptem ratują nam skórę.
Astrid: No. Ja cię, gdyby nie one, zamarzlibyśmy na śmierć.
Śledzik: Czy ja wiem? Zawsze mogliście się ten, no… nawzajem po ogrzewać.
Czkawka: No co ty? Fu.
Astrid: Oszalałeś?
Sączysmark: Hej, misia. Jeśli nadal ci zimno… Ej!
Mieczyk: Yy, Czkawka. Słuchaj, tatusiek cię szuka.
Szpadka: Nieźle wkurzony.
Czkawka: Odkąd się urodziłem, zawsze jest nieźle wkurzony. Mogę się założyć, ze nic nie przeskrobałem.
Stoick: Jeśli burza będzie sroga, to może nas tu odciąć. Miesiącami nie będziemy ani polować, ani łowić.
Czkawka: Tato, chyba trochę za wcześnie na burzę. Mamy raptem środek zimy. Najstraszniejsze huragany to dopiero za miesiąc.
Stoick: Gothi jest innego zdania.
Czkawka: Dobra, ale po co mi to mówisz? Nie mam wpływu na pogodę.
Stoick: Wiem, ale na smoki już chyba masz. Jeśli nie przestaną straszyć zwierząt, jak jeden mąż powymieramy tu z głodu. Aa, jakieś sukcesy?
Gruby: Ani kropli. A męczyliśmy tego biednego jaka przez bite 3 godziny.
Czkawka: Ale przecież wiecie, że smoki nie robią tego specjalnie. No bo one przecież nawet nie jedzą mięsa. Wolą ryby.
Pyskacz: Prawda, ale są ogromne, zieją strasznym ogniem i przez ten cały wielki rozejm straszliwie się panoszą. Zwierzęta dosłownie drżą na ich widok.
Stoick: W tym momencie przerywasz i mówisz: „Ja to załatwię”
Czkawka: No dobra. Ile mam czasu? Wiemy kiedy ta burza?
Gruby: Jakoś za tydzień.
Czkawka: Ach, to super. Tydzień to fura czasu.
Wiadro: Aaaa…!
Gruby: Poprawka. 3 dni, 6 godzin.
Czkawka: A, rozumiem. Mniej czasu. To trochę jakby... Mamy problem. No dawaj przyjacielu, wiem, że dasz radę. Chodź tu! Ech! Smoczki są miłe i wystarczy je lepiej poznać.
Astrid: Oj, wiem. Wyglądają strasznie, ale to tylko takie wielkie, łuskowate gady.
Mieczyk: Tak jak Sączysmark. Hehe... Oj…
Sączysmark: Ty jesteś brat, prawda?
Mieczyk: Siostra.
Astrid: Czekaj!
Czkawka: Ach…
Śledzik: Słuchajcie, a gdyby tak spojrzeć na to z ich perspektywy? O, dzień dobry, panie smoku, jestem sobie mała owieczka. Beczę sobie, stukam kopytkami. Beee. Be-e-e. Dajcie spokój, wcale nie wydaje się taki wielki. Aa! Ach. Sorry, jestem jednak po stronie owiec.
Czkawka: Ej, słyszałem gdzieś, że kiedy to, czego się boisz, czymś cię pozytywnie zaskoczy, przestaje być takie straszne. No dalej, idziemy kochane. Trochę bliżej. No właśnie, rozumiecie? Tak zrobimy z owcami. Udowodnimy im po prostu, że nie mają się czego obawia… Łohoho… W tym tempie nigdy nie będzie ani mleka, ani jaj.
Stoick: Tak, tego się obawiałem. Nie zdążyliśmy na czas, spiżarnie świecą pustkami. Jeśli burza będzie tak straszna jak mówią, nie wyjdziemy z tego cało.
Pyskacz: Bez jedzenia to na pewno.
Stoick: Słuchaj, trzeba jakoś przekabacić te całe kury i jaki.
Pyskacz: Średnio mi się to podoba, że moje życie zależy od jakiegoś bezmózgiego ptactwa i włochatego bydła, co sypia we własnym brudzie.
Stoick: Całe szczęście nasz los spoczywa w innych rękach. Mojego syneczka.
Czkawka: No dobra, a może żeby zwierzaki przestały się bać, wystarczy im pokazać, że smoki… no wiecie… smoki też się boją.
Astrid: Pamiętacie Mangusa Bez Litości? Trochę straszny typ, co?
Śledzik: O-och...
Astrid: Makabrycznie się go bałam, aż okazało się, że Bez Litości boi się ciemności.
Mieczyk: Czyli, że za dnia bez litości.
Szpadka: A w oparach nocy… Mieczyk. Au!
Mieczyk: Przestań. To poważna rzecz.
Astrid: Oj, po prostu kiedy się okazało, że on też się boi, ja bałam się trochę mniej.
Czkawka: Właśnie. To co? To pokażemy jakom, że smoki to też zwierzaki i też się boją.
Astrid: Ty wiesz, chyba działa.
Czkawka: Ach…
Astrid: Nie martw się.
Czkawka: Martwić? Kiedy ja się nie martwię. Martwię się według ciebie?
Stoick: Wszystko wnosić. Wszystko, co macie. Nie wiadomo ile tu sobie posiedzimy. Jak się trzyma Wiadro?
Gruby: Sam zobacz. Zawsze lubił sobie pojeździć na taczce.
Wiadro: Oł...
Stoick: Gruby, daj, ja się nim zajmę. Bierz Pyskacza i lećcie po dzieciaki, pora wracać.
Śledzik: No ej, co ty robisz?!
Astrid: No już. Uspokój się. Na miejsce, słyszysz?
Czkawka: Wiesz czego się dzisiaj nauczyłem? Kury są bardzo… no wiesz… odważne.
Śledzik: Hej, a gdyby im tak pokazać, że smoki i kury mają ze sobą sporo wspólnego? No bo znoszą w końcu jajka. Straszliwiec Straszliwy zniósł jedno przedwczoraj.
Czkawka: No proszę, proszę. Jajo to jajo drogie panie. No chyba, że wybuchnie.
Pyskacz: Koniec zabawy dzieciaki, burza jest bardzo blisko.
Czkawka: Yy, nie. Chwila. Nie możemy wracać, zwierzęta dalej się boją.
Pyskacz: Twój ojciec chce mieć wszystkich w Twierdzy.
Czkawka: Dobra, to idźcie. Ja muszę jeszcze trochę pospacerować ze zwierzętami. Za bardzo się boją.
Pyskacz: Z zamrożonej kury, dzieciaku, to jajek nie będzie. Trzeba zapędzić zwierzęta do obory. Albo gdziekolwiek.
Gruby: Nie ma obory, to nie ma ich gdzie trzymać.
Czkawka: No a Twierdza?
Gruby: Czyli, rozumiem, że chcesz mieć zwierzaki i smoki pod jednym dachem? Hehe... Dobrze to się nie skończy.
Czkawka: Ale nie mamy wyboru. Idziemy.
Pyskacz: Trzymajcie je z dala od smoków!
Astrid: Tędy!
Śledzik: Chodźcie, chodźcie. Nie rozpraszać mi się. Idziemy.
Pyskacz: Pilnować!
Sączysmark: Spoko. Sączysmark panuje nad sytuacją. Ło! Ał! Ał! Ał! Eche, ał! No i wszystko mnie boli.
Śledzik: Ło...
Czkawka: Ach…
Pyskacz: Chwila, synek, a ty dokąd?
Czkawka: No chyba trzeba je złapać.
Pyskacz: Daruj sobie, mały. Nie masz szans. Nie pozbierasz ich, nie w taką burzę.
Czkawka: Mam Szczerbatka, uda się. Z resztą nie mam wyboru. Bez zwierząt wszyscy umrzemy z głodu.
Pyskacz: Nie. Twój ojciec mnie przecież zabije, jak się dowie, że ty…
Czkawka: Nie, nie zabije.
Pyskacz: Czkawka, no nie rób mi tego. Astrid, ty jesteś rozsądna dziewczyna, nie no… Weź nie odlatuj mi. Astrid. Stój, ja nie pozwalam. Czy wyście poszaleli już?! Wracać mi tu!
Stoick: Stoły do drzwi. Barykadujemy.
Pyskacz: Stoick! Burza zniszczyła oborę. Wszystkie zwierzęta pouciekały.
Stoick: A gdzie mój syn i dzieciaki?
Pyskacz: Przysięgam, próbowałem ich powstrzymać. Polecieli szukać zwierząt.
Gruby: Ech, przyprowadziłem dwie sztuki. Pomyślałem, że nie jest źle. Założą nam tutaj ładne stadko.
Pyskacz: Weź ty się lepiej dokładniej przyjrzyj.
Gruby: Oj… eee… żartowałem chłopaki.
Czkawka: Musimy wyłapać ile się da! Zagonimy je z powrotem do Twierdzy!
Śledzik: Możemy polecieć koło domciu? Skoczyłbym tylko po kożuch.
Mieczyk: Ty, siostra, patrz. Twarz mi całkiem zdrętwiała, straciłem czucie.
Szpadka: Ach!
Mieczyk: Nic nie poczułem.
Szpadka: E tam, taka zabawa to do niczego.
Czkawka: Patrzcie! Są! Szybko!
Śledzik: Jaki na lewo!
Sączysmark: Kury na prawo!
Śledzik: Hej!
Sączysmark: Halo! Tu się lata, nie?! Kury! Chodźcie kokoszki! Za mną! Tu jest bezpiecznie! No szybko! Smok, gdzie ty? Co robisz? Łooo!
Śledzik: Owce! Tędy moje owieczki. Beee. Be-e-e. Bee. Jeny, to działa! Beee. Ło! Bee…
Astrid: Spoko, jestem! Trafione!
Sączysmark: Ło! Łaa!
Astrid: Sączysmark! Przestań się wygłupiać, wszystko mi psujesz!
Sączysmark: Sama się bierz za kury przy pomocy smoka, co się w ogóle nie słucha!
Astrid: Czkawka! Owce uciekają!
Czkawka: Brawo, przyjacielu.
Astrid: Czkawka?! Strasznie pada i wieje, słyszysz?! Ja nic nie widzę!
Czkawka: Bądź tak dobry i daj trochę światła. Na dwunastej! Jaki uciekają!
Mieczyk: Dobra! Widzę! Jakie wielkie jaki! Jaki trafione.
Stoick: Puszczać mnie natychmiast! To jest rozkaz!
Pyskacz: Czy ja ci bambaryło wyglądam jak jak?!
Stoick: Czkawka, co ty wyprawiasz?
Czkawka: Tata… Przepraszam, znowu zawiodłem.
Stoick: Tym razem to nie twoja wina. Wracamy do Twierdzy.
Pyskacz: A którędy?
Stoick: Przecież po śladach.
Pyskacz: W teorii to może i dobra myśl.
Śledzik: No to… Co teraz robimy?
Stoick: Dzieciaki. Przytulamy się. Co one wyprawiają?
Czkawka: Chronią nas, tato.
Astrid: Taki smoczy instynkt.
Śledzik: Łooo…
Stoick: Te twoje smoki zrobiły na mnie wrażenie.
Czkawka: Prawda? Niesamowite.
Wikingowa: O, rany!
Wiking: Żyją!
Gruby: Przeżyli. Cali i zdrowi.
Wiadro: Ty widzisz? I zwierzaki przeżyły.
Gruby: Ooo… I smoki przyprowadzili. No proszę, coś takiego…
Astrid: Halo?! Proszę o uwagę!
Czkawka: Kokoszki znowu znoszą jajka!
Wiadro: Czyli miałem rację, to kury znoszą jajka!
Czkawka: Zawarliśmy pokój ze smokami, bo okazało się, ze możemy im ufać. Co ciekawe, smoki mają instynkt i potrafią nas chronić. I to wszystkich. A w Berk od razu zrobiło się cieplej.