Jak Wytresować Smoka Wiki
Advertisement
Jak Wytresować Smoka Wiki
Scenariusz
Niniejsza strona jest scenariuszem danego filmu/odcinka.
Powrót do artykułu
Concept toothless


Sączysmark: Północne Rynki? Ale znowu? Matko, dosyć mam tej dziury. I to po co ja tam lecę? Po karmę dla kurczaków. Dla kurczaków?! Ja wiem, że się na mnie patrzysz, przestań się gapić i gadaj. Ja bym nie odkrył że kura prowadzi podwójne życie, to kto inny by odkrył. Na dłuższą metę to nie działa. Nie działa. Tu kłamstwa, to napięcie, wszystko narasta! I prędzej czy później wybucha. Łuu. A tu mamy bardzo interesujący kramik. "Smaki Berk"? Sprawdźmy. Blech. Ohyda. Proszę odesłać na Berk. "Kogucia duma". Naturalnie, należy być dumnym z koguta. Ciut dla mnie za słone.

Kupiec: Może "Złoto Archipelagu"?

Sączysmark: Ał!

Kupiec: A-a-a. Karmy tej nie tyka żadna ludzka ręka. Zko-ko-bierana i ko-ko-ko-pakowana przez stado nordyckich wyjców. To nie jest zwykła karma dla kurek, miły panie. To jest cuisine deco, czyli po francusku...

Sączysmark: Wiem, co po francusku... Wiem, co znaczy... kuzyn de kok, yy, panie.

Kupiec: Rozumiem. Widzę, że z pana wiking, co to c-c-ceni sobie w życiu rzeczy z wyższej półki.

Sączysmark: Serio? Naturalnie. Hehe. Miło, że widać.

Kupiec: Założę się, że człowiek pańskiego kalibru otacza się przedmiotami najwyższej jakości i nie waha się zapłacić za jakość a-da-da-dekwatnej ceny. Nie mylę się?

Sączysmark: Haha. Ależ za dobrą karmę jestem gotów nawet przyłożyć w dziób. Widzi pan? Stać mnie na taki żarcik. No dobrze, to co, to... tyle wystarczy? Ech. No wiem, nic już nie mów. Przepłaciłem. Ale taki wiking, jak ja nie zadowoli się byle karmą. Kropka. Ty? Co ja wyprawiam? Co mnie obchodzi co będzie jadła cudza kura? Dobra smok, trzeba to zwrócić. Ach. Kupimy im zwykłą taniochę z Berk i niech się z tym pogodzą. Ach. Heh. Patrz, a ta co tu robi?

Heathera: Johann, naprawdę bardzo dziękuję za wszystko, co dla mnie robisz. Pomogłeś mi znaleźć Dagura, teraz znajdziemy ojca. Jak ja ci się w ogóle odwdzięczę?

Johann: Ależ panno Heathero, czymże jest zapłata w tym całym wielkim interesie, zwanym życiem? Heh.

Heathera: Wiem, że miewam te swoje obsesje. Z resztą, jak i brat. Ale jesteśmy blisko. Czuję to. Serio. I jeśli ten wiking naprawdę widział ojca żywego, to... To chyba jednak było warto, co?

Johann: Latami tyle płacić? Yy, me-metaforycznie, rzecz biorąc, oczywiście. Oo.

Czkawka: Dagur, w porządku?

Dagur: Co? Gdzie? Kto? A, tak. Wspaniale jest, dzięki. Bo jak często człowiek ma okazję przekazać siostrze, że ukochany tatko nie żyje? Jestem cały w skowronkach.

Śledzik: Przydałaby się jakaś mowa pożegnalna. Czy... nie, jednak nie?

Berserk: Wodzu?

Dagur: Hehehe... Uwielbiam, jak tak do mnie mówią. Aa... ja jestem próżny.

Berserk: Cieszymy się, że wróciłeś.

Dagur: Też się cieszę, dzięki. Gdzie moja siostra? Mam dla niej wieści.

Berserk: To wódz nic nie wie? Poleciała z Johannem Kupczym na Północne Rynki. Podobno znalazł się człowiek, który twierdzi, że widział Oswalda. Może nie do końca tego się spodziewałem?

Śledzik: Czkawka. Bo Johann i Heathera pakują się w...

Czkawka: ...pułapkę, wiem. Domyślam się.

Dagur: No to szybko, musimy ją ratować! Gazu!

Johann: Dalej niestety nie mam już wstępu, bardzo mi przykro. Jestem w tejże karczmie tak zwana "persona non grata" od jakiegoś czasu. Gdybym przekroczył jej progi, mógłbym już nie wyjść w całości.

Heathera: Johann, ja zrozumiałam. Mówisz mi to już z piętnasty raz.

Johann: Bo ostrożności nigdy nie dość. Trzeba tam znaleźć niejakiego Hareka. Imię brzmi poważniej niż jego nosiciel, chociaż że jest niewielkiej postury bym nie powiedział.

Heathera: Dobra, dobra. Dosyć. Dam radę.

Johann: Thor z tobą, Heathero! Zaczekam na ciebie o tutaj, gdzie stoję. Lub... jakieś paręset metrów dalej, za jakimś krzakiem, co by ocalić skórę, prawda? O, poszła. Dobrze. W porządku.

Harek: Nareszcie mogę cię poznać, Heathero. Tyle o tobie słyszałem.

Heathera: Coś się stało? Coś nie tak?

Harek: Nie. Ale właściwie tak... Podobieństwo jest uderzające.

Wiking: Hahaha...!

Wiking 2: Włochate igloo? Skąd żeś to wytrzasnął?

Johann: Och.

Sączysmark: A czego tu szukamy?

Johann: Aaa! Mistrz Sączysmark? Nie straszy się tak po nocy porządnych ludzi, bo może im pęknąć i tak już słabe serce.

Sączysmark: Wybacz, brachu. Bu!

Johann: Aa!

Sączysmark: Haha, ale strachulec. A teraz powaga. Co robisz w krzaku po ciemaku? Yy, na kogo czyhasz?

Johann: Nie czyham, przyjacielu, ale czekam na pannę Heatherę. Znajduje się w środku, załatwia interesy. Hm. Złoto Archipelagu. Dość ekskluzywny zakup.

Sączysmark: Co ty nie powiesz? Ach. Oszukali mnie.

Harek: Byłem w potrzasku. Przemarznięty, ranny, zmęczony jak pies, ledwo żywy, ale twój ojciec... Ech. Tak. Powiem ci, że gdyby nie jego niezwykła dobroć i szczodrość nie byłoby mnie tutaj.

Heathera: No ale... Gdzie on jest?

Harek: Postanowił, że będzie budował domy dla bezdomnych wikingów. Marzą mu się "Chaty Oswalda dla całej ludzkości". Podejrzewam, że właśnie buduje te chaty.

Heathera: Ale to piękna sprawa. Tak bym chciała go zobaczyć. Lepiej, poznać. Dawno się nie widzieliśmy.

Harek: Z ogromną przyjemnością cię do niego zaprowadzę. Nie. Chodźmy tędy.

Heathera: No ale... Ale wyjście to jest...

Harek: Nikt nie może nas zobaczyć. To zbyt niebezpieczne.

Heathera: Niebezpieczne? Czemu? Nie rozumiem.

Harek: Heathero, bardzo cię proszę, zaufaj mi. Są tacy, którzy zrobiliby wszystko, by ojciec nie ujrzał swojej córki.

Heathera: Nie. Przepraszam, ale coś tu nie gra.

Johann: O, tak. Czysta karma. Prawie jak złoto, by się rzekło.

Sączysmark: Bomba. Czyli kuraki pojedzą sobie lepiej niż ludzie.

Heathera: A jak sobie wyobrażę, że za chwilę padnę ojcu w ramiona, to... To chyba nie wytrzymam.

Harek: Sam bym pewnie nie wytrzymał.

Heathera: Żeby mi tylko krzywdy nie zrobił tym swoim okropnym, zardzewiałym hakiem. Bo hak to jeszcze pamiętam.

Harek: Hehe, tak. Wiele razy mu powtarzałem: "Wypucuj ten hak, bo to się nie da patrzeć".

Heathera: Mój ojciec nie ma żadnego haka, Harek.

Krogan: Nie ma, to prawda.

Johann: Sugeruję tylko, że gdybyś zgłosił się do mnie, kto wie, czy nie uruchomiłbym swych znajomości, by zdobyć ci tę samą karmę bez psucia tej tu twej wyjściowej kreacji. No ale cóż.

Sączysmark: Wielce zabawne, że po szkodzie to każdy taki mądry. Ale jak trzeba rady, to nie...

Johann: Mistrzu Smarku, obawiam się, że coś mi tu, że tak powiem, nie pachnie.

Krogan: Hyhy.

Heathera: Aa! Ach. No co tak długo?!

Lotnik: Łaa...!

Sączysmark: Uwaga!

Heathera: A ty co tu robisz? I miejże litość Smarku, w coś ty się ubrał?

Sączysmark: Nie pytaj.

Johann: Panno Heathero! Przyjmij proszę najszczersze przeprosiny z głębi samego serca.

Heathera: Dzięki Johann, zdarza się. Też się nabrałam. Najważniejsze, że udało się uciec.

Sączysmark: Ta... No bo widzisz... Heathera za tobą!

Heathera: Przecież widzę. Ach.

Lotnik: Ło. Ał.

Johann: Aa! Aaa...!

Sączysmark: No to zostaliśmy sami, Johann. Hura...

Johann: Kiedy ja z żadnym innym wojem nie chciałbym tak...

Sączysmark: Oj stul ten dziób.

Heathera: Aa! Ach!

Sączysmark: Ee, Johann? Może byś pomógł? Łapże ją!

Johann: Och.

Heathera: Smark, lecimy po Szpicrutę. Co jest? Co robisz?

Sączysmark: W tej nie damy rady. Za dużo ich tam, a nas za dużo na jednego Hakokła.

Heathera: I co?! Mam ją tam zostawić?

Sączysmark: Tak. Hakokieł musi odpocząć. Trzeba obmyślić plan. Czyli im szybciej gdziekolwiek wylądujemy, tym większa szansa, że uratujemy ci tego smoka.

Heathera: Ee... Czy mi się wydaje, czy ktoś tu się śpieszy?

Sączysmark: Nie. Cała naprzód!

Johann: Zlituj się, Thorze! Ach.

Sączysmark: Ał. A. Ach.

Kupiec: Świeże jajka! Świeże jajka!

Dagur: Nie słyszysz człowieku?! A może mówię jakimś obcym narzeczem? Gadaj żeż, gdzie moja siostra, albo zatknę ten twój pusty łeb na kij i będę machał na wietrze!

Czkawka: Z tą dyskrecją to chyba nie bardzo zrozumiał.

Śledzik: Powiem ci, że jak na niego to i tak jest nieźle.

Czkawka: W sumie. Co racja, to racja.

Dagur: Czkawka, pan nie chce gadać. Co z nim zrobimy?

Czkawka: Ee... Może jestem staroświecki, ale chyba inaczej bym zachęcał panów, żeby nam pomogli, wiesz?

Dagur: Ech. No jasne, racja, sorki. Zamieńcie się... Już ja tym brodaczom pokażę!

Kupiec: Aaa!

Czkawka: Nie. Puść. Weź... Proszę cię, nie pokazuj, po prostu odpuść.

Kupiec: Aa! Aa! Dosyć! Ja powiem! Ja już wszystko powiem!

Dagur: Patrz. Ty to masz te sposoby. No! To gadaj!

Czkawka: Ach.

Kupiec: Była rozróba. Taki niski, gruby, gadatliwy wiking, co kupił ka-ka-karmę luksusową, był tu z prze-pie-pie-piękną czarnowłosą kobietą i chciwym kupczykiem zwanym Johann.

Dagur: Jeszcze raz o tej dziewczynie. Włosy czarne jak kruk, czy bardziej heban? Może szczegół, ale istotny.

Czkawka: Przestań. Jasne, że chodzi o Heatherę. No dobra. Jak to było? I kto wygrał?

Kupiec: Z tego, co tam widziałem, to był raczej pat. A potem trzech je-je-jeźdźców pomknęło na północ, a za nimi spora grupa innych je-je-jeźdźców. Nie chciałbym być w skórze tych pierwszych, przechlapane. Pewnie przerobią ich na wiecie... Ko-ko...

Dagur: Mogę go skrzywdzić? Proszę. Ciut, chociaż troszkę?

Czkawka: Nie. Nie. Nawet troszkę. Nie. Nie dzisiaj, jasne?

Dagur: Ech. I znowu wszystko moja wina.

Czkawka: No co ty, zapomniałeś? Twoja siostra jest z Berserków. I ma co? Szpicrutę. Myślisz, że te dwie waleczne istoty tak łatwo dadzą się pokonać?

Śledzik: I mają jeszcze Sączysmarka.

Dagur: Czyli mają a jakby nie miały, tak?

Śledzik: Nigdy mu nie powtarzaj, ale Smark w powietrzu sprawdza się zaskakująco nieźle.

Czkawka: Owszem, potwierdzam. Znajdziemy ich. Prawda, mordko?

Johann: Obawiam się, że winę za całe to okrutne zamieszanie ponosi moja nieszczęsna osoba.

Sączysmark: Ha! Co ty nie powiesz?

Heathera: Johann. Przecież wiem, że chciałeś pomóc. Ale... co zrobić. Brat miał jednak racje. Ta obsesja na punkcie ojca... Narażam nie tylko siebie. Straciłam ukochanego smoka.

Krogan: Propozycja nie do odrzucenia. Daruję życie wam i smokom, w zamian za soczewkę, którą Heathera nosi na pasku. Daję wam na to godzinę!

Sączysmark: Ty chyba sobie kochana żarty stroisz! Nosisz latami na pasku takie cudo, cudo? I nikt, nigdy... nikt nie zauważył?!

Heathera: Proszę cię, ile można? Tak, mam to coś od zawsze i nie. Nie miałam pojęcia, że to do Smoczego Oka.

Sączysmark: Spokojnie. Nie musisz od razu krzyczeć.

Heathera: Ojciec mi to dał jak byłam jeszcze dzieckiem. Myślałam, że to taka... Oj sama nie wiem, co myślałam.

Sączysmark: Dobra, jeśli oni tak strasznie chcą to mieć, to pod żadnym pozorem nie możemy im tego dać. Dobrze mówię?

Johann: Chętnie poparłbym twe mężne słowa, mistrzu Smarku. Obawiam się jednak, że należałoby niestety postąpić zgoła odwrotnie.

Sączysmark: CO?!

Johann: Thor wie, że jestem kolekcjonerem, handlarzem, miewam w rękach prawdziwe skarby, ale te skarby i ta soczewka to raptem zwykłe przedmioty. Przedmioty da się zastąpić. Natomiast smoka, smoka klasy Szpicruty, to już sądzę, że nie pójdzie tak łatwo. Jeśli ta soczewka ocali Szpicrutę, to dwa razy bym się nie zastanawiał. Później będziemy ją odzyskiwać, rozpuszczywić.

Heathera: Ech. Johann ma rację. To ja wpakowałam Szpicrutę w to całe bagno. W porządku! ZGADZAMY SIĘ! No dobra, Krogan. To gdzie jest mój smok?!

Krogan: Najpierw pokaż mi soczewkę.

Heathera: No oddawaj smoka, albo soczewka leci do wody.

Krogan: Hahaha... Bo się odważysz.

Heathera: O, nie znasz mnie.

Johann: Co za napięcie. Brawo, panno Heathero, brawo.

Sączysmark: Możesz ty nie zapeszać?

Heathera: Szpicruta!

Sączysmark: Co ona wyprawia?

Dagur: Siostruś? Mówiłem, że kąpiele o tej porze roku niewskazane.

Sączysmark: Też bym cię ratował, ale uznałem, że Dagur da radę, także...

Heathera: Ach.

Czkawka: Wszystko w porządku?

Heathera: Ja tak. Ale mają moją soczewkę do Smoczego Oka.

Czkawka: Że co? To, co miałaś na pasku to... Soczewka! No jasne.

Astrid: A skąd oni o tym wiedzieli?

Czkawka: Zaraz się przekonamy.

Krogan: Ach! Nie.

Astrid: Wyleciała mu! Czkawka!

Czkawka: Spokojnie!

Krogan: Ognia! Odważny? Być może. Czy mu się uda? Nie całkiem.

Sączysmark: Trzymaj się Johann i błagam cię, nie...

Johann: Aaa...!

Sączysmark: Aa! Nie wrzeszcz mi do ucha!

Johann: Mistrzu Smarku, a co ty planujesz?

Sączysmark: Idę na czołowe. I karmą w dziób! Hahaha! Złoto Archipelagu, panie hrabia. Dla wikinga, co to preferuje towary z wyższej półki. Haha! Sączysmark!

Czkawka: No, Dagur! Szykuj się!

Johann: Och.

Sączysmark: No nie!

Johann: O masz.

Krogan: Hahaha...

Johann: I popatrz tylko, znowu wszystko popsułem?

Sączysmark: A co ty się tak dziwisz? Zawsze wszystko psujesz.

Czkawka: To koniec. Zdobyli soczewkę.

Śledzik: Hej, proszę cię, uratowaliśmy Szpicrutę.

Czkawka: No jasne, że tak. Oczywiście. Nie ma w ogóle co. Są rzeczy ważne i ważniejsze.

Mieczyk: I co, i rzuciłeś karmą w jakiegoś koleżkę na smoku, bo zrobiło się gorąco? A gdzie duma Smarka? Gdzie jego słynna hucpa?

Szpadka: Chyba mu zabrali. Patrz. Tylko smutek i rozpacz.

Mieczyk: Tragedia. I... żal.

Sączysmark: A może nie wszystko stracone?

Mieczyk: Hm. Dobra. Spróbujmy.

Szpadka: Wygląda jak takie pierzaste chmurki.

Sączysmark: A smakuje nawet lepiej niż Walhalla. Kukurydza, ale podgrzana intensywnym smoczym ogniem pęcznieje i zamienia się... w to.

Mieczyk: Czekaj. Zaraz. Trzeba przeprowadzić jeszcze jeden istotny test. Żeby mieć pewność. Proszę bardzo. Yyy. Genialne! Jak by to nazwać...?

Szpadka: Mówisz, że pęcznieje, może pęczak?

Mieczyk: Już mam! Nazwiemy to sobie... Uwaga, uwaga. Chmurkowe kuku.

Szpadka: Ależ rozkosznie zabrzmiało, bracie.

Mieczyk: Tak, wiem. Ale coś bym tu chyba dodał. Może soli?

Szpadka: Hm, jakiś sos, nie?

Mieczyk: Tak. Ale nie słony. Może słodkawy?

Mieczyk i Szpadka: Jacze masło!

Mieczyk: I co, nikt nie zauważył? Tego na pasku Heathery?

Sączysmark: Sam mądralo nie widziałeś.

Mieczyk: No i wielkie mi mecyje. W sumie można by i trochę posłodzić. Słodkie, słodkie i słone jednocześnie.

Czkawka: Nie widzieliście Dagura? No to jej powiedział.

Astrid: Ale co?

Czkawka: Że znaleźliśmy Oswalda.

Astrid: Może w końcu zacznie normalnie żyć.

Czkawka: Zobaczymy.

Astrid: A co było w liście?

Czkawka: Pożegnanie.

Sączysmark: Ble.

Viggo: Delikatnie. To wyjątkowo stara i cenna soczewka. Jak się zniszczy, następnej już nie będzie.

Johann: Tym razem mało brakowało, a wszystko wyszłoby na jaw. Całe wieki podchodów i umizgów na Berk. Lata zdobywałem zaufanie. Grałem tego żenująco nadętego głupka! Całowałem buty Stoickowi Ważkiemu i jego wychudzonemu synalkowi. Wszystko po to, by znaleźć coś, czego sam jeden nigdy bym nie znalazł. Króla wszystkich smoków. Dzięki tej soczewce uczynimy w końcu potężny krok naprzód. No dobrze. Zobaczmy na co zdały się lata ciężkiej pracy. Wyjrzyjmy w przyszłość tego świata... panowie.

Advertisement