Jak Wytresować Smoka Wiki
Advertisement
Jak Wytresować Smoka Wiki

Tutaj wstaw niesformatowany tekstPare informacji:

-Będą to wogóle nie powiązane ze sobą historie Hiccstrid.

-Mogą pojawić się błędy orto więc z góry PRZEPRASZAM. 

-Jeśli ktoś ma pomysł na historię proszę napisać w komentarzach. Będę wdzieczna ,a osoba która wymyśli jakąś historię dostanie dedykt.

-Gdyby ktoś chciał kontynułować jakąś z moich histori nie mam nic przeciwko tylko niech zapyta w komentarzach.

- W tym blogu będzie mi pomagać moja BFF Paulina. :)

No to chyba na tyle informacji. Zapraszam do czytania. :)

Syn wroga.[]

To opowiadanie jest z dedykacją dla Użytkownika Wikii 188.147.47.233

*Akcja dzieje się po JWS 2.

(Czkawka)  

Czkawka dał znać Szczerbatkowi i smok zaczął lądować. Wylądowali na małej wysepce. Znajdowali się na środku polany otoczonej gęstym lasem. Czkawka sięgnął do swojej torby i wyjął surowe ryby, po czym rzucił je Szczerbatkowi. Smok z gracją złapał dany mu pokarm i zwinął się w kłębek przygotowując się do drzemki.

-O nie kolego. – powiedział Czkawka spoglądając na smoka z nutką zmęczenia w głosie, jednocześnie wyjmując jedzenie dla siebie – Obiecałem Astrid, że jeszcze dziś wrócimy do domu. I tak mieliśmy być już rano.

Smok wydał dźwięk niezadowolenia. Czkawka szybko dokończył. Widząc minę swojego towarzysza chłopak zaczął się zastanawiać czy nie zostać.

-Mówiłem ci już. – odpowiedział z wyrzutem – Lecimy. I bez dyskusji. – dodał ostrzejszym tonem.

Czkawka miał już wsiadać na zirytowanego Szczerbatka, ale coś przykuło jego uwagę. Podszedł do jednego z drzew, na którym znajdowało się coś, co nie wróżyło nic dobrego. Przyjrzał się znalezionemu przedmiotowi z uwagą i ze… strachem.

-To niemożliwe… - szepnął sobie w duchu, choć wiedział, że odpowiedź jest oczywista i jak najbardziej prawdziwa. - Nie mogłem się pomylić. Nie na pewno się nie pomyliłem. Ale to by oznaczało…

Gdy już otrząsnął się z szoku było za późno…

(Berk)

Dzień zaczął się tak jak każdy inny. Z jednym małym szczegółem: Czkawka nadal nie wrócił.

-Śledzik, wiesz może czy Czkawka już przyleciał? – zapytała się Astrid.

-Nie, ale wiesz jak jest. Odkąd został wodzem cały czas gdzieś lata.

-Taak… - mruknęła jakby do siebie dziewczyna.

-Ale jeśli bardzo ci zależy, to spytaj się Valki. – dodał widząc jej minę.

-Dzięki. – odpowiedziała przyjacielowi i ruszyła w poszukiwaniu mamy Czkawki.

Dziewczyna postanowiła sprawdzić czy nie ma jej w swoim domu. Jednak jej tam nie znalazła, więc udała się do kuźni Pyskacza.

-Hej Pyskacz! – przywitała kowala.

-O witaj Astrid! Myślałem, że poleciałaś z Czkawką, bo dziś od rana go nie widziałem – przyznał nie kryjąc zdziwienia na widok blondynki.

-Ja właśnie w tej sprawie – westchnęła ciężko – Widziałeś  gdzieś  Valkę?

-Coś się stało? – zapytał ją kobiecy głos za jej plecami.

-Tak. – przyznała odwracając  się – Nie mogę znaleźć Czkawki. Może wiesz czy już przyleciał?

(Czkawka)

Jego myśli pędziły jak szalone. Od razu rozpoznał znak Drago. Był tak pewny tego co widział, ale i tak nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. W jednym momencie podjął decyzję.

-Szczerbatek, lecimy stąd. Już! – krzyknął w stronę smoka.

Zaczął biec w jego stronę. Smok niespodziewanie osunął się bez życia na ziemię. Czkawka odskoczył, aby uniknąć przygniecenia przez Szczerbatka. Usłyszał jakiś szelest wśród drzew. Odruchowo chwycił za miecz. Nagle poczuł małe ukłucie w okolicach szyi. Zakręciło mu się w głowie. Upadł na kolana upuszczając miecz. Czuł się coraz gorzej. Oddychanie sprawiało mu ból. Chcąc chociaż po części wyjaśnić sobie co się stało dotknął dłoniom miejsca w, którym poczuł ukłucie. W jego skórze znajdowała się mały przedmiot przypominający strzałę. Wiedział co to jest, widział już takie rzeczy podróżując po różnych wyspach. Były to lotki z trucizną. Wiedział, że i tak tego nie przeżyje, ale chciał wiedzieć kto? Dlaczego? Odpowiedzieć nadeszła bardzo szybko.

-Witaj. – usłyszał męski głos – Miło poznać wielkiego Pogromcę Smoków.

Czkawka już go nie widział. Zaczął tracić przytomność. Ostatnią osobą, o której pomyślał była Astrid. Miał nadzieje, że nic jej nie grozi. Upadł na plecy. Już nic nie czuł. Ból przeminął…

(Berk)

Astrid miała nadzieję, że Valka zna odpowiedź na jej pytanie.

-Niestety nie, ale wczoraj był u niego Eret i długo rozmawiali. – przypomniała sobie kobieta – Może spytaj się jego. Jest chyba w Akademii.

-Dobrze, dziękuję. – powiedziała szybko Astrid wsiadając na Wichurę i odleciała.

Usłyszała jeszcze Valkę jak mówi, żeby Czkawka do niej przyszedł. Dziewczyna gdy tylko zaleciała do Akademii ujrzała Ereta próbującego wydostać się z objęć  Szpadki.

-Szpadka zostaw go! – powiedziała Astrid.

-Oj Astrid! – krzyknęła niezadowolona z tego co usłyszała – Ty masz chłopaka, więc ja też chcę mieć!

-No wiesz… Ja nie dusiłam Czkawki gdy nie chciał spędzać ze mną czasu.

Szpadka ciężko westchnęła i tupiąc nogami jak małe dziecko wyszła z Akademii. Nagle na arenę wpadł zadyszany Gustaw. Chłopak podbiegł do Astrid i podał jej pośpiesznie list.

-Astrid! – wydyszał – Byłem w lesie, gdy nagle zauważyłem łódź. Chciałem podejść i zobaczyć czy ktoś tam jest i znalazłem to! Jest chyba do ciebie.

Rzeczywiście na liście było napisane:  do Astrid Hofferson,   od Eltona, syna Drago.

Witam najdzielniejszą wojowniczkę na Berk, wybrankę wodza!

Twojego chłopaka bardzo łatwo złapać, a jeszcze łatwiej zabić. Jest takie powiedzenie:                      „ Jeżeli chcesz kontrolować ludzi musisz pozbawić ich przywódcy, aby sam zająć jego miejsce.”     Wasz wódz zabił mojego ojca, ja go pomściłem. Wojna się rozpoczęła…

                                                                                                        Elton

Astrid rzuciła listem i ze łzami w oczach wybiegła z Akademii. Eret podniósł list i w tym samym momencie do Akademii weszli zdezorientowani jeźdźcy.

-Co się stało Astrid? – zapytał Śledzik – Widzieliśmy jak płakała.

-Czkawka nie żyje. – odpowiedział Eret podając list Śledzikowi.

(Czkawka)

Nic nie czuł. Ale to przyjemne uczucie zastępowała fala bólu. Odzyskiwał przytomność. Gdy otworzył oczy stwierdził, że jest w lochu. Próbował się podnieść, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Wtedy też zauważył, że ma związane ręce. Czuł ból w każdej części. Zaczął intensywnie myśleć jak się stąd wydostać. Wśród tych myśli pojawiło się pytanie: Gdzie jest Szczerbatek? I czy w ogóle żyje? Jego rozmyślania przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Do jego celi wszedł dobrze zbudowany wysoki mężczyzna z czarnymi włosami.

-Widzę ,że się obudziłeś. – powiedział mężczyzna.

-Kim ty jesteś? – to pytanie nurtowało Czkawkę od  samego początku.

-Jestem Elton. Znałeś mojego ojca, Drago.

   

(Berk)

Jeźdźcy udali się do Valki, aby pokazać jej list. Kobieta po przeczytaniu listu zaczęła płakać. Nagle do kuźni weszła Astrid.

-Astrid, wiesz co się stało? – zapytał się Pyskacz.

-Nie wierzę w to. – odpowiedziała krótko Astrid – Odszukam go.

-Astrid jaką masz pewność, że on żyje? – zapytał Sączysmark – Syn Drago na pewno nie przepuścił takiej okazji.

-A ty jaką masz pewność, że on nie żyję? – odpowiedziała ze łzami w oczach – Gdybyśmy byli na jego miejscu to próbowałby nas odnaleźć, nawet gdyby wszyscy stracili wszelką nadzieję.

Te słowa określały dokładnie jej emocje. Ona również straciła wszelką nadzieję na odnalezienie ukochanego. Ale nie mogła bezczynnie siedzieć i nic nie robić. Nawet gdy to okaże się prawdą, będzie miała poczucie, że próbowała. Udała się  do Wichury i razem wzbiły się w powietrze. Gdy Astrid nieznacznie oddaliła się od wyspy dołączyli do niej pozostali jeźdźcy.

-Co myślałaś, że puścimy cię samą? – powiedziała Szpadka.

-Ja wiem kto może nam pomóc w odnalezieniu Czkawki. – dodał Eret.

(Czkawka)

Strażnicy podnieśli Czkawkę i rozwiązali go. Razem ze strażnikami i Eltonem ruszyli na pokład. Przeszli długim korytarzem, co chwilę mijając jakieś cele. W pewnej celi Czkawka dostrzegł znajomy kształt.

-Szczerbatek! – krzyknął i przywar do krat – Puśćcie go!

-Jeżeli odpowiesz nam na kilka pytań twojemu przyjacielowi nic się nie stanie. – powiedział Elton.

Czkawka niechętnie poszedł dalej. Po skręcie w lewo ukazały im się schody, którymi weszli na pokład. Nad statkiem latały smoki, które słuchały rozkazów ludzi na pokładzie.

-Jak widzisz nie tylko wy macie smoki. – powiedział Elton – Jest ich dostatecznie dużo, żeby przejąć władzę nad Berk. A nawet i nad resztą świata. Wyspa Berk będzie łatwym celem, ponieważ została pozbawiona przywódcy. A raczej zostanie pozbawiona, jeśli nie odpowiesz mi na moje pytania.

Czkawka nie martwił się tak o siebie, bo wiedział, że i tak nie ma szans sam się stąd wydostać. Dlatego bardziej bał się o Sczerbatka i o całą wyspę. Poczuł też ból, ponieważ w tym momencie zrozumiał, że już nigdy może nie zobaczyć Astrid.

-Moje pierwsze pytanie brzmi: gdzie mieszkają wszystkie smoki na wyspie. – zapytał – A drugie: gdzie jest Alpha?

(Astrid)

Jeźdźcy lecieli nad otwartym oceanem, ale Eret ciągle wyszukiwał czegoś wzrokiem. Nagle zawołał i zaczął pokazywać na samotną łódź, którą ledwo było widać.

-To tutaj! Lądujemy! – wykrzyknął.

Wszyscy zaczęli lecieć we wskazanym kierunku. Po krótkiej chwili wszyscy wylądowali na opustoszałym statku.

-Eret po co nas zaprowadziłeś na ten pusty statek? – zapytał zgryźliwie Sączysmark.

-Nie tak całkowicie pusty. – rozległ się męski głos za ich plecami.

Wszyscy się odwrócili trzymając broń w rękach. Nieznany mężczyzna spojrzał na Ereta.

-O! Witaj braciszku! – zawołał w jego stronę – Dawno cię nie widziałem.

-Witaj Loki. – przywitał obojętnie brata – Nie przyleciałem tu na pogaduszki. Potrzebujemy informacji.

-Hmmm… Ciekawe. – odpowiedział przyglądając im się uważnie – W czym wam mogę pomóc?

-Wiesz gdzie możemy znaleźć Eltona? – zapytała Astrid nie opuszczając broni.

-Nawet gdybym wiedział to i tak wam nie powiem. – odpowiedział – Jakie bym miał z tego korzyści?

-Takie, że przeżyjesz. – powiedziała Astrid podchodząc do niego i przyłożyła mu topór do szyi.

-Lubię takie ostre laski. – powiedział i uśmiechnął się dwuznacznie – Pomogę wam, ale …

(Czkawka)

-Alpha zginął. – powiedział dumny z kłamstwa, które wymyślił.

-Nie kłam, wiadomo, że smoki muszą mieć przywódcę. A ja i tak się dowiem. Im szybciej odpowiesz mi na te pytanie, tym twój smok będzie miał większe szanse na przeżycie, tak jak i ty. – powiedział wyjmując miecz i zbliżył się do Czkawki.

-Choćbym zginął nie pokonasz Szczerbatka. Smoki zawsze będą go słuchać.

-A więc to twój smok jest Alphą? No to teraz nie jesteś mi do niczego potrzebny.

Elton podszedł do Czkawki i przyłożył mu miecz do gardła. Nagle strażników napadli Jeźdźcy (Śledzik, Sączysmark, Mieczyk, Szpadka, Loki, Eret). Wszyscy strażnicy pokonani przez Jeźdźców uciekli pod pokład. Tylko Elton został na pokładzie i szybkim ruchem objął Czkawkę za szyję i przeciągnął do siebie.

-Rzućcie broń albo go zabiję! – krzyknął Elton i jeźdźcy rzucili broń.

-I wy myśleliście, że się was przestraszę? – powiedział z uśmiechem, mocniej przyciskając Czkawkę.

-Nas nie musisz się bać. – powiedział Eret.

-Ale nad nią to bym się już zastanowił. – dodał Sączysmark.

Nagle Astrid zaatakowała Eltona, który upadł na deski wypuszczając Czkawkę. Astrid podbiegła i pomogła wstać swojemu chłopakowi, który natychmiast ją objął.

-Nie myślałem, że jeszcze kiedyś cię zobaczę. – szepnął jej do ucha.

-Cieszę się, że żyjesz. – odpowiedziała mu szeptem, a do jej oczu zaczęły napływać łzy.

Para wypuściła siebie z objęć i wszyscy pozostali rzucili się w stronę Czkawki.

-Ej, dobra. Fajnie, że żyjesz i w ogóle, ale gdzie jest nasz przystojniak? – powiedziała Szpadka.

Wszystkie oczy zwróciły się w miejsce gdzie powinien leżeć Elton. Każdy zobaczył tylko puste miejsce. Nad nimi rozległ się dźwięk trzepotania skrzydeł. Wszyscy spojrzeli ku niebu i zobaczyli Eltona na smoku, który w łapach trzymał Sczerbatka.

-Czyżbyś zapomniał o swoim przyjacielu? – krzyknął Elton i odleciał w stronę Berk.

Spod pokładu w jednym momencie wyleciało stado smoków, które poleciało za Eltonem.

-Oni lecą na Berk! – krzyknął Mieczyk – Musimy za nimi lecieć!

-Ale jak? – zapytał Czkawka.

Astrid nic nie odpowiadając głośno zagwizdała i wszystkie smoki pojawiły się przy swoich właścicielach. Wszyscy wsiedli i odlecieli. Została tylko Wichura, na której siedzieli Astrid i Czkawka.

-Statek jest twój. – rzuciła w stronę Lokiego i odlecieli.

Gdy lecieli niespodziewanie odezwał się Czkawka.

-Jak mnie znaleźliście? – zapytał się.

-Mój brat Loki nam pomógł. – odpowiedział Eret.

-Od tak chciał wam pomóc?

-No wiesz jakoś ciężko się dyskutuje z toporem przy szyi.

Czkawka spojrzał wymownie na Astrid, która się uśmiechnęła. Lecąc w stronę Berk z oddali widzieli dym unoszący się nad wyspą. Wiedzieli, że to oznacza tylko jedno…   wojnę.

Gdy wylądowali trafili w sam środek bitwy. Na środku wyspy siedział Elton. Czkawka zeskoczył ze smoka i pobiegł do kuźni Pyskacza. Wziął stamtąd miecz i ruszył w stronę Eltona. Miał nadzieje, że jak zajdzie go z tyłu to nie będzie się spodziewał ataku. Ale Elton wyciągnął Piekło i odparł atak Czkawki.

-Świetny wynalazek. – powiedział Elton przyglądając się mieczowi, który przepalał powoli miecz Czkawki.

W końcu miecz Czkawki rozpadł się na dwie części. Elton zaatakował Czkawkę, ale ten zrobił unik. Chłopak, aby uniknąć kolejnego ciosu pobiegł w stronę klifu. Elton podążył za nim. Czkawka chcąc zrobić krok w tył zachwiał się i w ostatniej chwili złapał Eltona za koszulę i razem spadli w przepaść.

-Czkawka! – krzyknęła Astrid, która obserwowała całą scenę.

Podbiegła do brzegu klifu i spojrzała w dół. Nagle rozległ się dźwięk rogów oznajmiający wygraną bitwę z wojskami Eltona. Dziewczyna nawet nie zwróciła na to uwagi. Ciągle wstrząśnięta sceną, która właśnie się wydarzyła. Spoglądając w dół dostrzegła zbliżającego się smoka. Szybko się cofnęła, a smok wylądował tuż obok niej. Rozpoznała Szczerbatka, a na nim Czkawkę. Chłopak zszedł ze smoka, a dziewczyna rzuciła mu się na szyję. Po chwili z całej siły uderzyła go w ramię.

-Au! Za co!? – krzyknął zdezorientowany Czkawka.

-Za to, że mnie nastraszyłeś. – powiedziała i przyciągnęła go do siebie namiętnie całując – A to za całą resztę.


Hej! Tu Darcia. Mamy nadzieję, że opowiadanie się spodoba. Wiem jest dość długie. Liczymy na dużo komentarzy. ;)

Dusza wojowniczki, serce kobiety.[]

  • To opowiadanie napisałam sama(Darcia). Jeśli wam się podoba i chcecie więcej opowiadanek tego typu (czyli bez akcji i dużo hiccstrid) to napiszcie w komentarzu.
  • Akcja dzieje się po JWS 2.

-Witam wszystkich! –przywitał się Czkawka wchodząc do Akademii.

-Cześć Czkawka! –przywitali go chórem jeźdźcy.

-Dobra, dziś trening zorganizuje moja mama. –powiedział pokazując na Valkę, która właśnie weszła na arenę.

-Więc… -zaczęła –Dziś lecimy na Smoczą Wyspę i tam zorganizujemy trening.
Wyruszmy dziś wieczorem.

Dzień minął im na przygotowaniach do treningu i na obowiązkach wodza, z którymi musiał się zmierzyć Czkawka.

Wieczór.

Wszyscy zebrali się obok domu Czkawki. Brakowało już tylko młodego wodza i jego matki.

-Przepraszam wszystkich za spóźnienie! –zawołał podchodząc do nich ze Szczerbatkiem i Valką.

-No nareszcie jesteś. –przywitał go sarkastycznie Sączysmark. –Ereta nie będzie…

-No… musiał wyjechać do jakiejś swojej rodziny –dodał Mieczyk.

-No trudno. –powiedział Czkawka i przeczesał dłonią swoje brązowe włosy. –Więc nie przedłużając już więcej. Lecimy.

-A tak właściwie co będziemy dziś robić na treningu? –zapytała Astrid dogoniwszy Czkawkę

-Nie mam pojęcia. –odpowiedział jej, ale po chwili namysłu dodał –Może będziemy się uczyć o smokach. O jakiś nieznanych nam gatunkach.

-Może… -powiedziała Astrid patrząc gdzieś w przestrzeń.

-Tutaj, lądujemy! –krzyknęła Valka i pokazała palcem w miejsce nie przysłonięte drzewami.

-To co dziś robimy. –zapytał podekscytowany Śledzik. –Będziemy rozpoznawać różne gatunki smoków?

-Będziemy z mini walczyć? –zapytał się Sączysmark wyciągając swój młot i wymachując nim na wszystkie strony.

-Będziemy coś wysadzać albo…? –zapytał Mieczyk.

-Oj brat. –przerwała mu siostra. Reszta popatrzał na nią z nadzieją ,że zmądrzała , ale ona dodała tylko –Będziemy… bić Mieczyka!

-Nie, nie i nie –odpowiedziała im Valka . –Będziemy mieć szkolenie z tresowania smoków oraz ze sprawności fizycznej.

-Sprawności fizycznej? –zapytali chórem.

-Tak, będziecie musieli przeżyć na wyspie całą noc. –dokończyła ,a wszystkim zrzedły miny… no prawie wszystkim, bo Astrid była z tego powodu bardzo zadowolona. Lubiła wyzwania, a w szególności te sprawnościowe.

-No trudno. –powiedział Czkawka –Tylko Astrid będzie się świetnie bawić.

Wszyscy ruszyli w głąb smoczej wyspy i po jakiś 200 metrach się rozdzielili. Astrid poszła na północ, Czkawka wybrał wschód, bliźniaki południe, Sączysmark poszedł razem ze Śledzikiem na zachód, a Valka chodziła w różne kierunki tak, aby być zawsze blisko jakiegoś jeźdźca w razie potrzeby.

Minęły dwie godziny.

Czkawka doszedł do plaży i tam zauważył… rozbitą łódź. Nagle coś zaszeleściło w krzakach, chłopak wyjął piekło i ustawił się w pozycji do ataku. Zza krzaków wyszedł Śledzik, a za nim Sączysmark.

-Co wy tu robicie? –zapytał się przyjaciół chowając miecz. –Mieliście iść na zachód.

-No… niby tak, ale nam się nudziło więc postanowiliśmy poszukać ciebie. –odpowiedział mu Sączysmark.

-Dobra. –machnął ręką Czkawka –Patrzcie znalazłem łódź.

-Hmmm… może znajdziemy tam jakąś ładną dziewczynę. –rozmarzył się Sączysmark

-Wiesz, nie był bym tego taki pewien. Ale ktoś tam jednak jest. –dodał Śledzik.

-Jak to? –zapytał młody wódz.

Mężczyźni podeszli do łodzi, ale to co tam zobaczyli przeszło ich najśmielsze oczekiwania. Obok łodzi leżała dwójka ludzi. Byli nimi kobieta i mężczyzna obydwoje mieli około trzydziestu paru lat. Nagle z środka wyspy rozległ się przeszywający krzyk i ryk smoka. Astrid była najbliżej, więc jako pierwsza zjawiła się w miejscu, z którego dobiegał wrzask. Na miejscu ujrzała smoka warczącego na małą postać, która schowała się w krzakach. Dziewczyna widząc, że smok zbliża się do postaci wyskoczyła naprzeciw wielkiego gada z zamiarem uspokojenia go. Smok widząc dziewczynę chciał ją zaatakować, ale przeszkodziła mu w tym Wichura odpędzając go. Dziewczyna odwróciła się w stronę nieznajomej postaci i uklęknęła na dwa kolana, aby jej się lepiej przyjrzeć. Astrid z wielkim zdziwieniem uświadomiła sobie, że minioną postacią jest dziecko, dokładniej mała dziewczynka o brązowych włosach i niebieskich oczach. Mała siedziała skulona i płakała. Wtem przybiegli jeźdźcy, ale Astrid ich nie usłyszała gdyż była bardzo zajęta dziewczynką.

-Hej, spokojnie nie płacz. –próbowała uspokoić małą, lecz ta tyko spojrzała na nią wystraszona. –Nie bój się mnie, nic ci nie zrobię.

Jeźdźcy stali w osłupieniu nie wiedząc co zrobić. Mała nieśmiało i ze strachem wyciągnęła rączkę w kierunku wojowniczki lecz natychmiast ją cofnęła i krzyknęła.

-Aaaaa… smok!!!

Astrid odwróciła się ze strachem, ale ujrzała tylko przyjazną mordkę Szczebatka.

-Spokojnie nie bój się go. On nie jest groźny. –powiedziała czule kładąc rękę na nosie smoka i spoglądając na dziewczynkę.

Reszta właśnie otrząsnęła się z szoku i Czkawka chciał podejść do swojej dziewczyny, ale powstrzymała go Valka kładąc palec na ustach w geście ciszy. Chłopak posłusznie cofnął się na swoje miejsce. Wszyscy patrzyli w całkowitej ciszy na scenę, która właśnie się przed nimi rozgrywała.

-Chodź do mnie. –spróbowała przekonać dziewczynkę, ale ta pokręciła głową, że się nie zgadza.

–Zaufaj mi. Nic ci nie grozi. –dodała Astrid spoglądając na nią z szczerym czułym uśmiechem na ustach.

Dziecko powoli podniosło się i wolnym krokiem ruszyło w kierunku Astrid. Gdy wyszło już z krzaków rozejrzało się dookoła. Nagle niewiadomo skąd wychylił się wielki łeb Hakokła. Dziewczynka przyległa do zszokowanej z tego powodu Astrid i zaczęła płakać. Dziewczyna nie wiedziała co zrobić, a po chwili przytuliła małą, która gdy tylko poczuła odwzajemniony uścisk mocniej wtuliła się w wojowniczkę.

-Spokojnie jesteś już bezpieczna. –powiedziała Astrid wstając i trzymając dziecko na rękach.

Po chwili zagrzmiało i zaczęło padać.

-Chodźcie tu w pobliżu jest jaskinia. Tam przeczekamy burzę. –powiedziała Valka, Astrid dopiero teraz uświadomiła sobie, że wszyscy na nią patrzą. Wszyscy udali się do jaskini. Astrid poszła z małą w jej głąb i znalazła drugie wyjście zakończone klifem. Usiadła na kamieniu i posadziła sobie małą na kolanach. Valka razem z innymi cicho podeszła, aby posłuchać rozmowy Astrid i małej dziewczynki.

-Boli cię coś? –zapytała z troską dziecka. Mała pokręciła głową. Astrid spróbowała ponownie.

–Jak się nazywasz?

-Lisa. –odpowiedziała cicho

-Ładne imię. –pochwaliła dziewczynkę –Ja nazywam się Astrid.

-Astiś? –zapytała mała

-Tak. –zaśmiał się dziewczyna. –Niech ci będzie Astiś.

-Gdzie moi rodzice? –zapytał niespodziewanie. Wtedy ktoś złapał Astrid za ramię. Dziewczyna odwróciła się szybko i ujrzała zmartwioną twarz Czkawki. Chłopak pokręcił przecząco głową i odszedł. Astrid spuściła głowę, ale gdy Lisa powtórzyła pytanie kobieta już musiała odpowiedzieć.

-Lisa mogę ci opowiedzieć bajkę? –zapytała Astrid.

-Tak.

-Więc… -zaczęła nie bardzo wiedząc jak jednak po głębokim oddechu przełamała się –Kiedy, ktoś z nas odchodzi z tego świata idzie to takiego wspaniałego miejsca, które nazywamy Vallhalią i… -znów zaczęła się jąkać, ale po chwili zapytała –Widzisz te gwiazdy na niebie?

-Tak. –powiedziała cicho Lisa czując pod powiekami łzy.

-Jeśli tęsknimy za kimś kogo już nie ma wystarczy spojrzeć na gwiazdy. One przestawiają nam ludzi, którzy trafili do Vallhalii.

-Czyli moich rodziców już nie ma? –zapytała niepewnie

-Przykro mi, ale nie. –odpowiedziała jej i mocno ją przytuliła.

-Proszę nie zostawiaj mnie samej. –wyszeptała mała przez łzy.

-Nie zostawię cię. Obiecuję.

Dziewczyna po godzinnym płaczu w końcu usnęła w ramionach Astrid.

-Mamo przestało już padać. Możemy wracać na Berk –powiedział Czkawka.

-Dobrze, powiedz reszcie, ja powiem Astrid.

-Astrid. –powiedziała Valka, ale Astrid powiedziała, że mała śpi. –Możemy już ruszać. Mam do ciebie pytanie. –zaczęła Valka gdy szły już w kierunku reszty. –Co to za bajka którą opowiedziałaś Lisie?

-Opowiedziałam jej po prostu to co opowiedział mi mój wujek gdy zginęli moi rodzice. Miałam wtedy tyle lat co ona.

-A ile ona może mieć lat?

-Z tego co mi powiedziała to cztery.

Podróż minęła im bez przeszkód. Astrid leciała z Czkawką na Szczerbaku. Gdy dolecieli na wyspę Astrid zabrała małą do siebie i położyła ja na łóżku, aby odpoczęła. Na dole czekała na nią już Valka, więc zaczęły rozmowę. Po godzinie rozmowy, w którym Astrid powiedziała, że będzie trzeba znaleźć małej rodzinę i po namowach Valki, aby to ona nią została. Kobiety usłyszały krzyk dziewczynki, Astrid szybko pobiegła na górę z zamiarem uspokojenia jej. Udało jej się.

-Chcesz coś zjeść? –zapytała Lisy.

-Tak.

-To poczekaj tu na mnie, a ja ci coś przyniosę. –powiedziała i wyszła z pokoju. Na dole Valka znów próbowała ją przekonać, aby to ona zaopiekowała się nią jednak Astrid znów odmówiła. Valka tak łatwo się nie poddawała gdyż widziała w oczach dziewczyny swojego syna miłość do tego dziecka.

Astrid nakarmiła Lisę i poszła ja wykąpać. Kąpiel minęła dość wesoło obydwie były bardzo mokre chodź z tą różnicą, że Astrid była ubrana.

-Dobrze, poczekaj tu, a ja przyniosę ci coś do ubrania, a mi do przebrania. –zaśmiała się i wyszła. Gdy Valka ją zobaczyła tyko pokręciła głową. Astrid wzięła jakieś ubrania i weszła z powrotem do łazienki. Ubrała małą i sama się przebrała. Potem zaniosła ją do łóżka.

-Astiś? –zapytała mała –Opowiesz mi jakąś bajkę?

-Wiesz ja chyba nie umiem opowiadać bajek.

-Proszę –powiedziała dziewczynka i zrobiła maślane oczka.

Astrid opowiedziała jej bajkę o chłopczyku, który zaprzyjaźnił się ze smokiem. Gdy bajka dobiegła końca Lisa ziewnęła i przetarła piąstkami zaspane oczka. W drzwiach pojawił się Czkawka z Valką, ale Astrid ich nie widziała.

-Astiś?

-Tak? Czy coś się stało?

-Czy mogę inaczej cię nazywać?

-Tak. Tylko w miarę normalnie bo nie chcę się nazywać na przykład staruszka. –zaśmiała się

-Nie. –odpowiedziała jej –A mogę nazywać cię mamusią?

Gdy Astrid usłyszała te słowa coś w niej pękło i popłakała się ze szczęścia.

-Oczywiście, ale jeśli ja będę mogła nazywać cię moja córeczką. –powiedziała

-Dobrze! –krzyknęła dziewczynka i przytuliła swoją nową mamę.

Po piętnastu minutach Lisa usnęła, a Astrid wróciła na dół gdzie zastała Czkawkę i Valkę.

-I jak tam mamusiu? –zapytał się jej Czkawka gdy usiadła obok niego.

-Co? A ty skąd wiesz?

-Słyszeliśmy waszą rozmowę. –wtrąciła się Valka

-Przepraszam Val, że cię nie posłuchałam. Miałaś rację nie mogę jej zostawić po prostu nie mogę.

-To dobrze bo ona cię potrzebuje tak jak ty jej. –mówiła dalej Valka.

Sen czy jawa?[]

Ten blog jest z dedykacją dla wszystkich, którzy idą do szkoły. Powodzenia :) ♥‼

Ogólnie Akcja dzieje się po JWS 2 z tą różnicą ,że będzie też akcja z JWS.

Dzień na wyspie Berk zaczął się normalnie… Nie takie początki są już nudne. Co powiedzie na coś innego? 

Nad Berk od rana wisiały czarne chmury. Niby nic niezwykłego, ale jednak ten dzień miał w sobie coś co sprawiło, że każdy go znienawidził. A szczególnie Czkawka i Astrid. Ale może zacznę od początku. Czkawka od rana nie miał humoru jednak starał się to zamaskować chodź jak wiadomo nie wychodzi to tak jak by się chciało. Astrid próbowała go pocieszyć, ale… no właśnie „ale”.

-Czkawka co się z tobą dzieje? –zapytała zatroskana zachowaniem ukochanego –Wiesz, że mi wszystko możesz powiedzieć.

-Ale to nie twoja sprawa! –krzyknął

-Ja nie odpuszczam. –odpowiedziała nie zwracając uwagi na jego słowa.

-No właśnie ty zawsze musisz postawić na swoim! Zrozum, że to moja sprawa ja tyko chcę spokoju, a ty cały czas mi przeszkadzasz! Żałuję, że w ogóle cię wtedy porwałem ze Szczerbatkiem gdyby nie ty byłbym szczęśliwy sam!!!

-Jak ochłoniesz to porozmawiamy. –powiedziała i odleciała.

Czkawka nie mógł dojść do siebie po kłótni z Astrid. Ze złości nawet nie zauważył jak wsiadł na Szczerbatka i odleciał. Leciał tak już z dwie godziny, cały czas przed siebie. Chciał wszystko dokładnie przemyśleć. Jednak nie dane mu było długo rozmyślać. Nagle zaczęły się zbierać czarne chmury i zaczęła się burza. Wiatr stał się tak silny, że Czkawka resztkami sił trzymał się Szczerbatka. Gdy gęsty deszcz przesłonił im widok, chłopak stwierdził, że muszą wylądować. Gdy znaleźli się już na wyspie od razu znaleźli jaskinie, w której zamierzali przeczekać burzę. Deszcz nie dał za wygraną i lał jeszcze mocniej. Zmęczony Czkawka razem ze Szczerbatkiem poszli spać. Gdy zasypiał wciąż myślał nad tym, że gdyby miał wybór nie zakochał by się w Astrid. Z tą myślą zasnął.

-Wstawaj mały już się dość wyspałeś! – usłyszał znajomy głos – No wstawaj!

Otworzył oczy i zobaczył Pyskacza, który tylko burknął „Nareszcie!” i poszedł. Coś było nie tak. Przecież pamiętał, że zasnął w jaskini. I to w dodatku na innej wyspie. Może coś się stało i go znaleźli. Ale czuł się dobrze. Nic mu nie dolegało. Usiadł na łóżku i już wiedział co było nie tak. Miał obie nogi. To było … niemożliwe. Jak… Wstał. Tak to było prawdziwa noga. Poszedł do łazienki i przejrzał się w lustrze i wtedy zrozumiał co się stało.

 To wyglądało tak jakby się cofnął w czasie. Był niższy, chudszy i o wiele młodszy. Początkowo nie mógł w to uwierzyć. To musi być sen! To na pewno jest sen! Uszczypnął się, ale nie przyniosło to zamierzonych efektów. To nie był sen. Znajdował się w swojej przeszłości. Musiał to sprawdzić na przykład… w tym momencie pomyślał o Astrid. Wybiegł z domu i zdziwiony spojrzał jeszcze raz na wyspę. Zniknęły wszystkie smoki. Wszystko i wszyscy byli tacy sami jak dawniej. Zanim poznał Szczerbatka i Astrid.

Pierwsze co zrobił to pobiegł na krucze urwisko zobaczyć gdzie jest Szczerbatek.

-Gdzie ja jestem? –zapytał głośno gdy nie znalazł tam swojego przyjaciela.

Cały dzień włóczył się bez celu po całej wyspie. Nagle dostrzegł Astrid.

-Astrid! –zawołał i przytulił ją –Tak bardzo cię przepraszam.

-Eee… za co? –zapytała odpychając go.

-Za tę naszą kłótnię, a tak właściwie gdzie ja jestem?

-Jesteś na Berk i o jaka kłótnię ci chodzi?

-No o tą w której powiedziałem, że żałuję… -zaczął, ale widząc jej minę spytał –Ty nie wiesz o jaką kłótnię mi chodzi?

-Nie.

-I nie kochasz mnie? –zapytał chodź bał się odpowiedzi.

-Chyba uderzyłeś się w głowę. Zaprowadzę cię do Gothi. –powiedziała i zaprowadziła go do staruszki.

Gdy doszli na miejsce kobieta już tam czekała i gdy tylko Astrid odprowadzona wzrokiem Czkawki zniknęła z pola widzenia stało się coś co jeszcze bardziej zdziwiło chłopaka.

-Myślałam, że szybciej się u mnie znajdziesz.

-Ty mówisz? –zapytał przerażony

-Cofnąłeś się o sześć lat, a ciebie dziwi to, że mówię? –zapytała z ironia w głosie.

-Ty wiesz co się stało?

-Tak. Chodzi o to, że pokłóciłeś się z Astrid i…

-I dlatego cofnąłem się w przeszłość?

-Można tak powiedzieć. –westchnęła kobieta –Po prostu los dał ci wybór. Teraz możesz żyć tak jak byś sobie tego życzył.

Chłopak po tych słowach wyszedł z domu staruszki. Przez dwa tygodnie wszystko było w jak najlepszym porządku do czasu…

Pewnego dnia Czkawka przechadzał się po wyspie nagle usłyszał krzyk. Pobiegł w jego stronę i zauważył kobietę uciekającą przed smokiem. Chciał podbiec i pomóc jednak drogę przebiegł mu Stoick zabijając smoka. Chłopak chciał przekonać ojca do swoich przekonań wobec smoków jednak nie dał rady. Udał się więc do Gothi, aby ta mu poradziła.

-Powiedz mędrczyni co mam zrobić, aby znów żyć swoim życiem?

-Musisz zmierzyć się z tym czego do tej pory unikałeś.

-Czyli co? Bo jak do tych czas unikałem dużej ilości rzeczy. –powiedział

-Chodzi o to co sprawiło, że się tu znalazłeś.

-Czyli chodzi o Astrid? –zapytał niepewnie.

-Tak.

-I co ja mam niby zrobić? –zapytał

-Musisz sprawić abyście byli znów razem.

-Niby jak mam to zrobić? –zapytał z nutką drwiny w głosie.

-Nie wiem, ale musisz spróbować. Powodzenia. –powiedziała mu gdy wychodził.

Musiał się zgodzić z tym co powiedziała staruszka. Bardzo tęsknił za Astrid i za swoim dawnym życiem. Chciał znów przytulić się do niej, pocałować jej miękkie usta po prostu spędzać z nią czas. Nie widział jednak czy mu wybaczy czy nie będzie chciała go już znać.

Postanowił spróbować powiedzieć jej to prosto w oczy. Znalazł ją w lesie.

-Astrid czy możemy pogadać? –zapytał nieśmiało

-Ach, co chcesz?

-Muszę ci powiedzieć coś ważnego.

-A mianowicie co? –zapytała z rezygnacją.

-Chodzi o to, że ja nie jestem stąd, no… niby jestem ale nie. –zaczął się mylić.

-Oj Czkawka nie mąć tylko mów. –powiedziała zdenerwowana.


-Ok. Ty i ja jesteśmy parą.

-Co?!

-Tak. W przyszłości ty i ja chodzimy ze sobą. Tylko, że się pokłóciliśmy i wylądowałem tu.

Astrid już chciała uciec, ale złapał ją Dagur tak samo jak Czkawkę. Wsadzili ich na łódź i popłynęli na wyspę Berserków. Na wyspie wsadzili ich do lochu.

-To wszystko przez ciebie! – krzyknęła Astrid w stronę Czkawki.

-Przez te sześć lat nic się nie zmieniłaś. – westchnął ciężko.

-O jakie sześć lat ci chodzi?

-O te sześć lat, przez które przeszliśmy razem. A ja wszystko zepsułem.

-Zrozumiesz to wreszcie? Ja cię nigdy nie pokocham! – skłamała.

-Przepraszam, czy mogę wam przerwać jakże uroczą kłótnię? – nagle pojawił się Dagur.

-Czego ty chcesz? – zapytał Czkawka.

-Nie tylko ty dostałeś kolejną szansę.

-C… co!? – zapytał z przerażeniem.

-Nie wierzysz mi? To przypomnij sobie Drago i śmierć twojego ojca. – powiedział z satysfakcją –

A pamiętasz kto go zabił? Straże zaprowadzić ich do Nocnej Furii! – krzyknął w stronę strażników.

Czkawka i Astrid zostali wepchnięci do celi przysłoniętej mrokiem. Nagle w ciemności dostrzegli pysk śpiącego smoka.

-Powodzenia! –rzucił tylko w jego stronę odchodząc razem ze strażnikami.

-Aaaaa… -krzyknęła Astrid z zamiarem zaatakowania smoka, ale Czkawka jej przeszkodził.

-Nie! – krzyknął powalając dziewczynę na ziemię – To przyjaciel!

-Chyba sobie żartujesz? To Nocna Furia, nieprawy pomiot burzowych piorunów i samej śmierci.

-Żadnej śmierci i żadnych piorunów. To Szczerbatek, mój najlepszy przyjaciel.

-Przyjaźń ze smokiem? To niemożliwe!

-I mówi to dziewczyna, która lata na Śmiertniku Zębaczu o imieniu Wichura.

-Musiałeś nieźle oberwać.

-Uwierz mi!

-Dobra udowodnij. – powiedziała wskazując na obudzonego smoka.

Szczerbatek zaczął strzelać w nich plazmą. Razem z Astrid schowali się za skałą. Szczerbatek zaczął ostrzeliwać głaz. Czkawka czekał na odpowiedni moment. Po szóstym strzale wyłonił się zza skały.

-Co ty robisz głąbie? – zapytała ciągnąc ją w dół.

-Limit sześciu strzałów w końcu się na coś przydał. – powiedział odpychając od siebie dziewczynę – Smoki to przyjaciele nie skrzywdzą nas.

Ruszył do przodu. Gdy zbliżył się do smoka wyciągnął rękę. Szczerbatek zawarczał, ale nie wykonał żadnego ruchu. Czkawka zamknął oczy i odwrócił głowę. Pewny, że zaraz poczuję łuski swojego smoczego przyjaciela. Nagle został powalony na ziemię. Otworzył oczy i zobaczył pysk smoka, którego uważał za przyjaciela.

-Nie chcę ci nic zrobić. – powiedział Czkawka rozkładając ręce w geście obrony. Szczerbatek zawarczał, ale cofnął pysk. Odszedł i ułożył się do spania w drugim końcu lochu.

-Jak to zrobiłeś, że jeszcze żyjesz?

-Mówiłem ci smoki to nasi przyjaciele. Jak my ich nie skrzywdzimy to one nas też nie skrzywdzą. Strażnicy zabrali ich z celi i prowadzili na arenę. W połowie drogi Astrid zaczęła rozmowę.

-Naprawdę znasz przyszłość?

-Tak właściwie to ja z niej przybywam.

-Dużo się działo przez te sześć lat?

-W sumie to tak. – powiedział po chwili namysłu – My jesteśmy parą, odnalazłem matkę, a po tym jak mój ojciec zmarł zostałem wodzem

-I jak dajesz sobie z tym radę?

-Pomagają mi moi przyjaciele. A w szczególności ty. Zawsze mi radzisz w różnych sprawach, a jak cię nie posłucham to obrywam w ramię. – uśmiechnął się szczerze – Dopiero teraz widzę, że bez ciebie jestem nikim.

Astrid już miała coś odpowiedzieć, ale weszli na arenę i przeszkodził im Dagur.

-Jestem zdziwiony, że cię widzę, ale cóż przynajmniej będzie więcej rozrywki.

-Czego ty właściwie ode mnie chcesz?

-Chcę wykorzystać szansę, którą mi dano. Teraz nie stanowisz już dla mnie przeszkody. Wypuścić Śmiertnika Zębacza! – krzyknął w stronę straży.

W tym momencie otworzyła się klatka po ich lewej stronie. Wyszedł z niej dziki smok o niebiesko-żółtym ubarwieniu. Spojrzał się w ich stronę i zaatakował.

-Łap! – krzyknęła Astrid w stronę Czkawki i podała mu tarczę. Niestety smok był szybszy i trafił kolcem w chłopaka. Kolec przeciął jego ramię. Przed resztą kolców zdążył osłonić się tarczą.

-Szczerbatek!!! – krzyknął choć wiedział, że nic mu to nie pomoże.

Astrid chciała odwrócić uwagę smoka od Czkawki. Rzuciła w niego tarczą. Smok spojrzał się na nią i wystrzelił serię kolców. Jeden kolec trafił w jej udo i dziewczyna się przewróciła. Smok nie zawracał sobie nią głowy. Podszedł do Czkawki i przygniótł go pazurami do ziemi. Niespodziewanie na arenę wleciał Szczerbatek i zaatakował Śmiertnika plazmą. Śmiertnik odsunął się, ale chciał znów zaatakować. Szczerbatek był na to przygotowany i strzelił po raz drugi. Smok wycofał się do swojej klatki. Szczerbatek odwrócił się do Czkawki i uśmiechnął się.

-Wiedziałem, że wrócisz przyjacielu. – powiedział wsiadając na smoka. Wzbili się w powietrze przy okazji łapiąc Astrid i wylecieli z areny.

-To jeszcze nie koniec! – krzyknął w ich stronę – Przygotować armię do wojny z Berk. – powiedział do strażnika.

Po paru minutach lotu Czkawka wylądował na małej wysepce.

-Nic ci nie jest? – zapytał z troską Astrid.

-Trochę oberwałam. – powiedziała pokazując kolec w nodze.

-Uwaga…

-Co ty… au! – krzyknęła gdy Czkawka wyjął jej kolec – To bolało!

-Przepraszam, ale to było dla twojego dobra.

-Dziękuję. – odpowiedziała i spojrzała w jego piękne, zielone oczy.

Nagle cały świat się zatrzymał liczyli się tylko oni i ich miłość. Astrid dała się porwać chwili i pocałowała go lekko w usta. Chłopak przypomniał sobie wszystkie te chwile spędzone razem ze swoją ukochaną. Oddał jej pocałunek jednak ona oderwała się od niego.

-To było… -zaczęła, ale chłopak jej przerwał

-Nawet nie wiesz jak mi tego brakowało.

-Powinniśmy już lecieć. –powiedziała niespodziewanie.

-Tak. –zgodził się niechętnie i wsiadł razem z Astrid na Szczerbatka. Polecieli na Berk. Jednak po drodze Astrid nie wytrzymała i zaczęła zadawać mu masę pytań.

-Jak to się zaczęło, że ze sobą chodzimy?

-Gdy były twoje osiemnaste urodziny w końcu zebrałem się na odwagę i zabrałem cię na wspólny lot. Wylądowaliśmy na małej wyspie i tam zaczęliśmy rozmawiać. Po prostu ta chwila z tobą sam na sam sprawiła, że nie mogłem się oprzeć twoim oczom i pocałowałem cię w usta. Ty odwzajemniłaś pocałunek i tak właśnie się to zaczęło.

-Wspominałeś, że twój ojciec zginął. Jak to się stało?

-Zabił go Szczerbatek. Nie z własnej woli! – dodał widząc jej minę – Dobre smoki pod kontrolą złych ludzi robią złe rzeczy. – widząc jego wyraz twarzy zrezygnowała z dalszych pytań.

Resztę drogi lecieli w ciszy. Na horyzoncie ujrzeli Berk, które było atakowane przez wojska Dagura. Czkawka, Astrid i Szczerbatek podlecieli bliżej statków i wtedy smok wystrzelił plazmę w ich kierunku. Czkawka udał się na poszukiwania Dagura. Znalazł go na klifie. Rozpoczęła się bitwa. Pierwszy zaatakował Dagur, ale Czkawka osłaniając się tarczą odparł jego atak. Chłopak postanowił zaatakować. Pchnął miecz w stronę Dagura, który tylko na to czekał. Jednym ruchem pozbawił go broni. Czkawka znalazł się między Dagurem, a morzem.

-To twoja ostatnia szansa. – powiedział patrząc na przerażonego Czkawkę – Przyłącz się do mnie i pomóż mi wytresować smoki, a przeżyjesz.

-Wolałbym zginąć! – krzyknął.

-Twój wybór. – powiedział Dagur i zadał mu cios w brzuch.

Czkawka stracił równowagę i zaczął spadać z klifu. Szczerbatek już leciał, aby go złapać. Niestety nie zauważył sieci, która go pochwyciła i zaczął spadać. Czkawka zanim poczuł zimną wodę na swoim ciele usłyszał jeszcze Astrid. Krzyczała jego imię. Otworzył oczy i zaskoczony stwierdził, że Astrid stoi nad nim. Trzymała puste wiadro, ale Czkawka domyślił się, że jego zawartość znajdowała się na nim. Zdziwił się, ponieważ nie czuł bólu po uderzeniu Dagura.

-A jednak żyjesz! Jaka szkoda… - powiedziała złośliwie, ale Czkawka nie zwrócił na to uwagi i przytulił ją mocno.

-Kocham cię.- wyszeptał – Strasznie za tobą tęskniłem. Przepraszam, że to powiedziałem. Nie chciałem cię skrzywdzić. Naprawdę przepraszam. Wybacz mi!

-Czkawka… - powiedziała zdziwiona – Dobrze się czujesz?

-Jak nigdy dotąd. Odkąd tylko cię zobaczyłem.

-Eee… dobrze. Ale teraz idziemy do Gothi.

-O nie. Ja się nigdzie nie wybieram. –powiedział przyciągając ją do siebie i całując namiętnie w usta.

-Czkawka o co ci chodzi?

-O tą naszą ostatnią kłótnie. Wybacz mi. Proszę.


-Oczywiście, że ci wybaczam byłeś zdenerwowany. Oboje się przytulili. Ich miłość jest wieczna. Nic ich nie rozdzieli. Ale czy aby na pewno…

Info. Chcę się jeszcze zapytać czy te historyjki wam się podobają i czy nadal mam kontynuować tego bloga.? Napiszcie mi w komentarzu co mam dalej robić.

Rodzina nie jest kwestią krwi cz.1[]

  • To opowiadanie jest kontynuacją „Dusza wojowniczki, serce kobiety”.
  • Dedykacja dla Adve i Vanessy.

Minął już tydzień odkąd Lisa jest na Berk. Mała często budziła się w nocy i płakała dlatego od trzech dni śpi z Astrid. Kobieta czasem spotykała się z Czkawkę jak dziewczynka już spała.

Pewnego poranka gdy Lisa razem ze swoją mamą jadła śniadanie postanowiła się zapytać o wyspę.

-Mamo? –zapytała niepewnie. Dziewczynka nie miała śmiałości, jedyną osobą której ufała to Astrid.

-Tak?

-Czy mogłabym zobaczyć wyspę? Chcę abyś mi ją pokazała. –powiedziała dziewczynka i podeszła do Astrid przytulając ją. Astrid z chęcią się zgodziła gdyż też chciała jej pokazać całą wyspę. Szkoda, że nadal nie przekonała się do smoków. To Czkawka musiał zajmować się Wichurą. No właśnie Czkawka gdy był u niej ostatni raz mówił o jakimś zebraniu które zorganizował z mieszkańcami i tam opowiedział im historię Lisy i to, że Astrid się nią opiekuję oraz o tym jak mała do niej mówi. Dziewczyny zaraz po śniadaniu wyszły na dwór. Jak nigdy na Berk nie było aż tyle smoków. Co prawda zjawiały się nieliczne, ale jak szybko się zjawiały tak szybko odlatywały. Wojowniczka postanowiła pokazać Lisie kuźnie.

-Cześć Astrid. –przywitał ją Czkawka który pomagał Pyskaczowi w kuźni.

-Cześć. –powiedziała i pocałowała go w policzek.

-Widzę, że mamy gościa. –dodał chłopak klękając obok dziewczynki, która grzecznie stała przy Astrid. Lecz gdy tylko Czkawka się do niej zbliżył schowała się za mamą.

-Nie bój się on nic ci nie zrobi. –zachęciła małą kobieta. –Przywitaj się.

-Dzień dobry –powiedziała niewyraźnie.

-Witaj. Jestem Czkawka. –powiedział uśmiechając się do niej. Jednak nie otrzymał odpowiedzi.

-Taak. Więc Astrid co cię ty sprowadza? –zapytał wstając.

-Pokazuję Lisie wyspę. Chcesz mi pomóc?

-Nie dzięki, ale później do ciebie wpadnę.

-Jak chcesz. –odpowiedziała mu i pożegnała się z nim. Chodziły tak po całej wyspie i rozmawiały. Astrid mówiła jej o przygodach jakie ją spotkały kiedy latała z przyjaciółmi, a Lisa co chwilę dopytywała się jak ty dawniej wyglądało itd. W pewnym momencie doszły do Kruczego Urwiska i usiadły obok jeziorka.

-Ale tu ładnie. –powiedziała mała tuląc się do mamy.

-Masz racje.

-Byłaś tu już kiedyś? –zapytała patrząc na Astrid.

-Tak. To tutaj wszystko się zmieniło. –odpowiedział i rozmarzyła się.

-Opowiedz mi. –zażądała dziewczynka.

-Ale to jest dość długa historia.

-Proszę. –powiedziała i zrobiła maślane oczka.

-Skoro chcesz. Więc miałam wtedy 15 lat. Na Berk zabijaliśmy smoki, a ja razem z moimi przyjaciółmi chodziłam na szkolenie. Byłam naprawdę dobra, ale Czkawka zaczął być lepszy i no cóż… zrobiłam się zazdrosna. Pewnego dnia poszłam za nim i trafiłam w to miejsce. Chciałam dowiedzieć się od Czkawki czemu mnie pokonał. Jednak wtedy pojawił się Szczerbatek chciałam opowiedzieć o tym wodzowi, ale…

-Przecież to Czkawka jest wodzem . –przerwała dziewczynka.

-Tak ale dawniej był nim ojciec Czkawki, Stoick. –dziewczynka pokiwała głową na znak, że rozumie więc Astrid wróciła do swojej historii. –Czkawka i Szczerbatek porwali mnie na wspólny lot. Wtedy dowiedziałam się, że Czkawka wytresował smoka i to właśnie wtedy zrozumiałam czym jest piękno jakimi są smoki i miłość. Następnie odbyła się bitwa, w której Czkawka stracił nogę. Co dalej? A już wiem. Wszyscy dowiedzieli się o smokach i zaprzyjaźnili się z nimi. Arena którą dziś widziałaś służyła i służy nam do trenowania smoków. Zawsze mieliśmy jakieś przygody i tak dowiadywaliśmy się o smokach. Gdy mieliśmy po dwadzieścia lat Czkawka odnalazł swoją matkę i więcej nie mieliśmy już przygód. –skończyła swoją opowieść Astrid.

-A jak to było z odnalezieniem mnie? –zapytała ciekawie Lisa.

-Mieliśmy mieć szkolenie i wtedy usłyszałam krzyk więc pobiegłam w tamtą stronę i zobaczyłam ciebie. Moją małą córeczkę. –powiedziała i zaczęła ją łaskotać. Bawiły się tak jeszcze z dziesięć minut, ale nagle Lisa poprosiła żeby Astrid opowiedziała jej bajkę o chłopczyku i smoku. Dziewczyna nawet się nie spostrzegła gdy dziecko usnęło w jej ramionach. Powoli wstała i obróciła się. Napotykając rozbawioną twarz Czkawki.

-Co ty tu robisz? –zapytała ściszonym głosem.

-Nie zastałem cię w domu dlatego postanowiłem sprawdzić tutaj. –odpowiedział biorąc dziecko od Astrid. –Sądzę, że jesteś zmęczona wiec może ja ją poniosę. Szli i rozmawiali trochę o wiosce i Lisie. Zbliżając się do domu zauważyli Szczebatka bawiącego się z Wichurą. Weszli do domu dziewczyny.

-Położę Lisę do łóżka i zaraz zejdę. –powiedziała Astrid biorąc dziecko z rąk chłopaka i kierując się ku górze. Gdy wróciła zastała tam siedzącego na krześle Czkawkę.

-O czym myślisz? –zapytała dając mu buziaka w policzek.

- O niczym ważnym, a Lisa jak tam? Nie obudziła się?

-Nie. Ale masz mi powiedzieć o co chodzi albo się doigrasz.

-Czkawka uśmiechnął się z rezygnacją.

-Myślałem o Lisie. No wiesz… jak taka mała dziewczynka daje sobie radę bez rodziców. Wiem, że to ty jesteś teraz jej matką, ale wiesz o co mi chodzi. W tak młodym wieku stracić rodziców i to obojgu. To musiał być dla niej szok. –powiedział Czkawka.

-Dobrze wiem co czuje. Dlatego chcę jej pomóc.

Rozmawiali tak jeszcze przez jakiś czas. Nagle na górze rozległ się huk i krzyki Lisy. Para pobiegła aby sprawdzić co się z nią stało, ale to co zobaczyli zaszokowało ich. W pokoju znajdował się jeszcze ktoś, ktoś kogo się nie spodziewali.


Rodzina nie jest kwestią krwi cz.2[]

Zauważyli tam Szczerbatka. W najlepsze bawił się z małą, a ta zamiast płakać śmiała się i wygłupiała.

Gdy zobaczyła stojącą w drzwiach parę zerwała się na równe nogi i pobiegła przytulić mamę.

-Miałaś rację smoki są fajne. –powiedziała i wróciła do zabawy z Szczerbatkiem.

Astrid uśmiechnęła się i poczuła czyjąś dłoń na ramieniu.

-Chodźmy na dół. Niech się bawią. –powiedział Czkawka ciągnąc ją za rękę. Zabawa na górze trwała już w najlepsze. Nagle Lisa zeszła do mamy i szepnęła jej coś do ucha. Astrid spojrzała na Czkawkę i zachichotała.

-Zapytaj się. –zwróciła się do córki –Spokojnie on nie gryzie. Bynajmniej ja o niczym nie wiem.

Czkawka siedział już nieźle zdezorientowany. W pewnej chwili podeszła do niego dziewczynka i z nieśmiałością zapytała.

-Czy jutro będę mogła pobawić się z Szczerbatkiem?

-Oczywiście. –odpowiedział chłopak. Zawołał smoka i już wychodzili gdy złapała go Astrid.

-Lisa może pójdź już po piżamkę, a ja porozmawiam z Czkawką. –powiedziała do córki. Ta bez żadnego „ale” zgodziła się i już po chwili zniknęła im z oczu.

-Coś się…? –nie dane mu było dokończyć. Astrid tak jak wtedy gdy mieli po piętnaście lat przyciągnęła go do siebie i pocałowała.

-Nie nic. Po prostu chciałam być z tobą sam na sam.

-Skoro Lisa zaprzyjaźniła się z Szczerbatkiem to może zostawimy ich samych, a my gdzieś sobie polecimy. –zaproponował.

-No nie wiem.

-Moja mama popilnowała by ich. –powiedział zachęcająco.

-Jeśli Lisa się zgodzi zostać z Szczerbatkiem to tak. –powiedziała i ucałowała go w policzek. Czkawka udał się do swojego domu aby porozmawiać z mamą. Astrid poszła do Lisy. Od tygodnia to Lisa była jej oczkiem w głowie. Astrid przez ten krótki czas zmieniła się nie do poznania.

Czas mijał niemiłosiernie szybko. Lisa już od trzech miesięcy mieszkała na Berk. Teraz dziewczynka nie ufała tylko Astrid, lecz także Czkawce. Czasem zostawała z Valką, ale to bardzo rzadko.

Dzisiaj Lisa miała mieć piąte urodziny, więc Czkawka po rozmowie z Astrid postanowił zabrać ją i Lisę na smoczą wyspę. Lecieli tam parę minut.

Na miejscu:

-Lisa chciałabyś mieć własnego smoka? –zapytała Astrid .

-Tak!!!

A jakiego? –zapytał tym razem Czkawka.

-Nocnej Furii nie mogę. –zamyśliła się mała –Chcę Śmiertnika.

-W tym może pomóc ci tylko twoja mama.

Przez następne parę godzin chodzili po wyspie. Gdy niespodziewanie obok drzewa dostrzegły małego smoka. Lisa po wskazówkach Astrid oswoiła małego Śmiertnika. Jednak smok nie był jeszcze na tyle silny, aby mógł latać z kimś na grzbiecie.

-Będziesz musiała się nim opiekować. –upomniała córkę kobieta.

-Tak. –powiedziała pełna energii dziewczynka.

Na Berk.

Rosa, bo tak Lisa nazwała smoczycę, mieszkała już na Berk od miesiąca. Obie dziewczyny bawiły się świetnie. Pewnego wieczoru do ich domu przyszedł Czkawka.

-Cześć. –przywitał się podchodząc do swojej dziewczyny.

-Hej.

-Czkawka! –krzyknęła mała dziewczynka, gdy tylko zobaczyła wodza stojącego obok swojej mamy. Podbiegła i przytuliła go mocno.

-Cześć Lisa. Jak tam?

-Dobrze. Nauczyłam się już rysować Rosę. –powiedziała i pobiegła do swojego pokoju po zeszyt.

-I jak? –zapytała spoglądając na Czkawkę który oglądał jej rysunki.

-No wiesz? One są takie… -zaczął Czkawka spoglądając na nią niepewnie, ale zaraz szybko się uśmiechnął –WSPANIAŁE!!!

Mała rzuciła mu się na szyję i pocałowała w policzek. Potem udała się do swojego pokoju dalej bawić się ze swoim smokiem.

-Bardzo cię lubi. –przerwała ciszę dziewczyna.

-Tak?

-Yhm, ale mam pytanie co ty tam masz? –zapytała spoglądając na jego torbę.

-A właśnie. Lisa!!! –zawołał, a dziewczynka od razu zjawiła się obok niego.

Chłopak wyciągnął z plecaka… pluszaka małego smoczka (tego którego Czkawka miał w odcinku „Skręć karcze bagna”)

-Tego smoczka dostałem od mamy jak byłem mały. Teraz chciał bym dać go tobie. –powiedział podając jej zabawkę.

-Dziękuję tatusiu. –pisnęła i przytuliła go. Jednak zaraz się opamiętała i zawstydzona wpuściła głowę –Przepraszam ja… ja nie… yyy…

-Spokojnie jeśli chcesz to możesz tak do mnie mówić –powiedział pewnie Czkawka.

-Naprawdę? –zapytała. Czkawka tylko pokiwał głową. Dziewczynka przytuliła go mocno i poprosiła Astridm aby do nich podeszła. Dziewczyna zrobiła to i wtedy Lisa przytuliła ich oboje.

-Mam rodziców. –powiedziała pocałowała ich w policzki. –Kocham was!!!

Gdy tylko to usłyszeli odrazy spojrzeli na siebie z uśmiechami. Dziecko szybko pobiegło na górę, aby pobawić się nową zabawką zostawiając Czkawkę i Astrid w osłupieniu.

-No to jak się czujesz w nowej roli tatuśku? –zapytała żartobliwie Astrid.

-Tak samo jak ty się czułaś jak Lisa powiedziała do ciebie mamo.

Zaczęli się śmiać i żartować. Tak minęły im kolejne godziny po których Czkawka postanowił już iść.

(Teraz będzie troszeczkę pisane z perspektywy Czkawki)

Szedłem tak do domu rozmyślając nad życiem. Nie mogłem uwierzyć w to, że Lisa powiedziała do mnie „tato”.

Można powiedzieć, ze teraz wszystko się poukłada. Mam nadzieję. Teraz moim największym marzeniem jest to aby Astrid przyjęła moje oświadczyny. Gdy znajdowałem się już w domu od razu udałem się do mojego pokoju. Noc minęła mi na rozmyślaniu o Astrid i Lisie.

Rano obudziłem się dość wcześnie, miałem dziś pomagać Pyskaczowi.

-Hej Pyskacz. –przywitałem go .

-Witam wodza. –powiedział żartobliwie.

-Tak, tak bardzo śmieszne. –machnąłem ręką na to co powiedział i zacząłem coś rzeźbić w srebrze, które

Pyskacz trzymał na specjalną okazję.

-Co tam robisz? –zapytał podchodząc do mnie.

-Pierścionek dla… -zacząłem.

-No nareszcie. Już myślałem, że nigdy nie zobaczę ciebie i jej przy ołtarzu! –wykrzyczał jakbym był co najmniej głuchy.

-Możesz być cicho? Jeszcze ktoś cię usłyszy.

-A no… to ja zostawię cię samego. –powiedział i mrugnął do mnie.


(Zapraszam teraz do narracji Trzecio osobowej ;) )

Przy kuźni Pyskacza znajdowało się już sporo ludzi. Gdy wszyscy usłyszeli krzyk małego dziecka.

-Tatuś!!! –krzyknęła Lisa biegnąc w stronę Czkawki. Ten uśmiechnął się tylko i złapał ją w ramiona ignorując zupełnie szokowane spojrzenia ludzi.

-Hej. Jak tam? –zapytał stawiając ją na ziemi.

-Dobrze. Tylko…

-Tylko co?

-Tylko mama nie chciała do ciebie iść.

-Bo nie chciałam ci przeszkadzać. –powiedziała Astrid całując go lekko w policzek –A tak w ogóle to Cześć.

-Tato? Masz dziś dużo pracy? –zapytała mała spoglądając na niego swoimi błękitnymi oczami.

-Nie, a co?

-Może byś my polatali?

-Wiesz przemyślę to jeszcze, a jak na razie idź pobaw się z Szczerbatkiem.

Dziecko bez słowa pobiegło za smokiem.

-Myślałam, że masz dziś czas. –powiedziała Astrid spoglądając na niego.

-Dziś będzie chyba impreza w twierdzy. Więc trzeba się do niej przygotować. Chciał bym się z tobą spotkać na Kruczym Urwisku o zachodzie słońca. Przyjdziesz?

-Oczywiście. –powiedziała i pocałowała go na dowidzenia .

Parę godzin później.

-Przepraszam za spóźnienie. –powiedziała Astrid –Ale Lisa nie chciała mnie puścić.

-Nic nie szkodzi.

-To czemu miałam tu przyjść?

-Bo… bo ja… yyy… to znaczy ty… nie właściwie to my… -zaczął się plątać.

-Wykrztuś to z siebie. –powiedziała ze śmiechem Astrid.

Chłopak uklęknął przed nią i trzymając pierścionek w dłoni zadał jej to najważniejsze pytanie.

-Astrid Hofferson czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świecie i wyjdziesz za mnie?

-Tak!!! –pisnęła i rzuciła mu się na szyję całując go namiętnie w usta. Czkawka w tym czasie założył jej pierścionek na palec. Leżeli tak całując się, gdy nagle usłyszeli chrząknięcie. Nad nimi stał Pyskacz, a obok niego Lisa.

-Chyba dziecko nie powinno tego widzieć. –upomniał ich.

Narzeczeni odskoczyli od siebie jak na komendę. Lisa od razu ich przytuliła.

-To znaczy, że tata będzie teraz mieszkać razem z nami? –zapytała ciekawie.

-Tak –odpowiedziała krótko Astrid i pocałowała Czkawkę w usta nie zważając uwagi na Lisę i Pyskacza.

(Przepraszam jeśli nie tego oczekiwaliście, ale nie miałam pomysłu na dalsze części o Lisie.:P Mam tylko nadzieję, że chodź trochę wam się podoba ;) )

To jest Link do mojego bloga z osobną historią Lisy: http://jakwytresowacsmoka.wikia.com/wiki/Blog_u%C5%BCytkownika:Darcia123/Historia_Lisy.

Polecam ;)


Słuchaj serca, nie rozumu.[]

  • Akcja dzieje się przed JWS 2.
  • Będzie pisane z perspektywy Astrid.
  • Jeźdźcy mają po 18 lat.


Dzień zaczął się tak jak każdy inny. Straszliwce Straszliwe śpiewały na dachu, a ja obudziłam się dość wcześnie jak na mnie. Dziś miałam lecieć z Czkawką na wyspę Rubinowych Kamieni (ta nazwa wpadła mi tak po prostu do głowy więc jeśli ktoś wymyślił wcześniej taką wyspę to przepraszam). Spotkaliśmy się o zachodzie słońca na Kruczym Urwisku. Czkawka jak zwykle stawił się punktualnie nie to co ja.

-Przepraszam za spóźnienie. –wysapałam.

-Nic się nie stało. –odpowiedział i spojrzał na mnie tymi swoimi hipnotyzującymi, zielonymi oczami.

Wiem, że zmieniam temat, ale czy nie uważacie go za ideał. Przystojny, mądry, wrażliwy, miły oh… czemu on taki jest? –Astrid czy ty mnie w ogóle słuchasz? –zapytał machając mi ręką przed twarzą.

-Tak. -Odpowiedziałam pośpiesznie.

-Wiesz jeśli nie chcesz to nie musisz ze mną lecieć. –powiedział ze szczerym uśmiechem na ustach.

-Nie. –odpowiedziałam chyba za szybko bo dziwnie się na mnie spojrzał. –Znaczy… bardzo chcę z tobą lecieć, ale się nie wyspałam. Przepraszam –powiedziałam i opuściłam głowę w dół.

-Dobrze nic się nie stało. –odpowiedział i zaśmiał się. Mogłabym utonąć w tym śmiechu jest niby zwyczajny, ale jakiś inny. Działa jak najlepsze lekarstwo na… wszystko.

-To czemu tam lecimy? –zapytałam gdy wtulona w jego plecy lecieliśmy w nieznane.

-Mój ojciec mówił mi, że to było ulubione miejsce jego i mojej matki. –powiedział z westchnięciem. Mimo, że Czkawka był wrażliwy to od jakiegoś czasu prawie nie rozmawiał ze mną o swoich sprawach.

Bardzo mnie to smuciło, myślałam, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Kiedyś nawet go o to zapytałam powiedział, że tylko mi może w pełni zaufać, ale chyba się to zmieniło.

-Astrid powiedz mi. Co się dzieje? –zapytał mnie spoglądając przez ramie na moją twarz. –Odkąd wylecieliśmy z Berk i już wcześniej zaczęłaś się dziwnie zachowywać.

-Ja...ja… -zaczęłam się jąkać.

-Wiesz, że mi wszystko możesz powiedzieć.

Łatwo ci mówić ty jesteś sobą, a ja cały czas gram niedostępną dziewczynę i co najgorsze twoją przyjaciółkę.

-Po prostu nie wiem co tam znajdziemy i się trochę boję, że… Zresztą nie ważne. Jak tam twoje sprawy z ojcem?

-A dobrze. Nie kłócimy się tylko czasem mam ochotę stąd uciec i od tego wszystkiego odpocząć.

-To czemu tego nie zrobisz? To znaczy czemu nie zrobisz sobie wakacji i nie polecisz sam gdzieś ze Szczerbatkiem? –Zapytałam zanim zdążyłam się ugryźć w język.

-Za bardzo bym tęsknił za wami wszystkimi.

-Naprawdę? Tęsknił byś za Sączysmarkiem? –zapytałam i spojrzałam na niego.

-No dobra wygrałaś za nim nie, ale za tobą już tak.

Czy on to właśnie powiedział?!Nie! Jestem głupia! Maże o jakiejś wielkiej miłości, a on tylko mówi mi, że będzie tęsknił.

-Poza tym ojciec by mnie nie puścił. –powiedział podnosząc głowę do góry tak, że wiatr rozwiewał mu włosy. -Od jakiegoś czasu nie daje mi spokoju.

-Z czym? –zaciekawiłam się

-Z… z niczym –powiedział unikając mojego wzroku. Acha coś kręci, ale ja i tak się dowiem albo nie nazywam się Astrid Hofferson, a ponieważ tak się nazywam to osiągnę swój cel.

-Czkawka powiedz z czym.

-Nieważne to moja sprawa.

-Jestem twoją przyjaciółką czy nie? -zapytałam układając już plan w głowie.

-No jesteś. –przyznał niechętnie

-No widzisz czyli masz mi powiedzieć z czym, albo sama się dowiem, a to już nie będzie za miłe dla ciebie.

-Jesteś bardzo uparta, wiesz. –powiedział, a ja w odpowiedzi wzruszyłam tylko ramionami. –Chodzi o to, że mam już osiemnaście lat, a nadal nie mam dziewczyny. Mój ojciec znalazł mi co prawda parę kandydatek z odległych wysp, ale ja nie chcę ich. Tylko… -zaczął, ale się zatrzymał.

-Tylko kogo? –zapytałam czując łzy w oczach. Bałam się tego co powie. Kochałam go, ale nie powiedziałam i nie powiem mu tego.

-Tylko kochającą, miłą i … no wiesz dziewczynę, z którą będę mógł porozmawiać o wszystkim.

-Kiedy mają przypłynąć te dziewczyny? –zapytałam nie wiem czemu. Może dlatego, że chcę, aby był szczęśliwy jeśli nie ze mną to z tą, którą sobie wybierze.

-Jak przylecimy. –westchnął i zapatrzał się w przestrzeń. –Jak mam sobie z tym poradzić?

-Powiedz ojcu, że jak się zakochasz to wtedy będziesz miał dziewczynę i to twoja decyzja kim ona będzie, a nie jego.

-A jeśli ona nie czuje tego samego do mnie?

-Hmmm… nie wiem, ale ty na pewno będziesz wiedział. –powiedziałam. Chcę mu pomóc. Jest dla mnie najważniejszy.

-Niby skąd będę wiedzieć?

-Będziesz to widział i czuł, ale nie wiem kim ona jest. Jeśli mi powiesz to pomogę ci zdobyć jej serce.

-Wybacz mi, ale to moja tajemnica. –powiedział i resztę drogi lecieliśmy w milczeniu.

Na wyspie Rubinowych Kamieni było wspaniale tak romantycznie. Niestety całą tą atmosferę psuło wyznanie Czkawki o tych dziewczynach. Całe pięć godzin chodziliśmy rozmawiając o nich i szukając jakiegoś znaku o jego matce. Niestety nic nie znaleźliśmy więc zaczęliśmy się zbierać do domu.

Gdy dolecieliśmy na Berk od razu przybiegli do nas jeźdźcy i Stoick. Zaczęły się pytania „Gdzie wy byliście? Za parę godzin mają przypłynąć kandydatki, a wy znikacie na tyle czasu!” krzyczał wódz.

Rozeszliśmy się do domów. Siedziałam w oknie i patrzałam jak te dziewczyny kleją się do Czkawki, a ja nic nie mogłam na to poradzić. Zaczęłam płakać nie wiem czemu może dlatego, że one były ładniejsze ode mnie. Co?! Ja Astrid Hofferson użalam się nad sobą? Nie to jest coś strasznego. Odkąd Czkawka pokazał mi piękno jakimi są smoki jestem w nim zakochana . Parę razy go pocałowałam, ale chyba to nic dla niego nie znaczyło. Usnęłam z myślą, że nigdy nie będę szczęśliwa, a dlaczego bo boję się wyznać moich uczuć.

Obudziłam się i zjadłam śniadanie, a następnie udałam się na spacer do lasu. Gdy doszłam na Krucze

Urwisko zobaczyłam Czkawkę.

-Myślałam, że będziesz chodził gdzieś z tymi wszystkimi dziewczynami. –powiedziałam podchodząc do niego.

-Bardzo śmieszne.

-No co? Mówię prawdę. Te wystrojone lalunie lepią się do ciebie, że aż mdli na sam widok. –jak zwykle musiałam dorzucić swoje trzy grosze.

-A skąd wiesz, że się tak do mnie lepią? –zapytał spod strzechy włosów opadających mu na twarz.

-Eee… no, yyy… Mówiłeś ojcu, że nie chcesz ich widzieć? –zapytałam szybko

-Tak powiedziałem, ale on odpowiedział mi, abym się dobrze zastanowił czego chcę bo jak nie mam odwagi to lepiej niech Thor ma mnie w opiece.

-A co ma do tego odwaga?

-Uwierz mi dużo. Może gdzieś się przejdziemy? –zaproponował nieśmiało

-Jasne.

Poszliśmy na plażę Thora, było cudownie tylko on, ja i cisza, której nie szpeciło nic. Nagle nie wiem czemu, ale pocałowałam go w usta.

-Przepraszam nie chciałam –powiedziałam gdy dotarło do mnie to co uczyniłam. Czkawka patrzał na mnie z otwartymi ustami. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię nie wiem czemu przecież nie pierwszy raz go pocałowałam. Chyba dlatego, że powiedział mi o swoim uczuciu do innej. Niespodziewanie poczułam usta mojego najlepszego przyjaciela na moich. Jego ręce zjechały w dół moich pleców i przyciągnęły mnie mocniej do niego. Mimowolnie złapałam go za włosy i pogłębiłam nasz pocałunek, który z każdą sekundą stawał się coraz namiętniejszy i zachłanny. Nigdy w moim całym życiu nie widziałam Czkawki takiego, takiego… pewnego siebie.

-Co ty robisz? –zapytałam szeptem gdy się od niego oderwałam.

-Przezwyciężam mój największy strach. –szepnął i znów mnie pocałował. Przezwycięża swój największy strach? Jak to? Nie dalej niż wczoraj mówił mi, że się zakochał, a teraz całuje się ze mną.

-Mówiłeś, że się zakochałeś. –powiedziałam odsuwając się lekko od niego tak aby spojrzeć mu w oczy.

-Tak w tobie. Brakowało mi odwagi aby się do tego przyznać, ale sądzę, że ten pierwszy pocałunek świadczy o tym, że ty też mnie kochasz.

-Skąd ta pewność? –zapytałam, a nasze usta znów się spotkały –Przecież wiele razy cię całowałam.

-Sama powiedziałaś, że będę wiedział czy moja miłość odwzajemnia moje uczucia. –Nic więcej nie dodałam chodź miałam mnóstwo pytań. Czkawka zablokował moje usta w pocałunku przepełnionym miłością i zaufaniem. Słowa nie były potrzebne żebyśmy powiedzieli sobie te dwa wspaniałe wyrazy „Kocham Cię”.

-No ładne rzeczy tu się dzieją. –usłyszeliśmy głos Stoicka. Jak na komendę odskoczyliśmy od siebie spuszczając wzrok.

-No to nic nie zrobimy moje panie. –dało się słyszeć głos Pyskacza –Czkawka już wybrał.

-Jak długo tu stoisz? –zapytał mój… chłopak, tak to będzie odpowiednie słowo do sytuacji.

-Wystarczająco długo. –powiedział śmiertelnie poważnie i uściskał nas mocno. Zdziwieni popatrzeliśmy na siebie. –Zapraszam do twierdzy na ucztę. –dodał zostawiając nas samych. Cały ten romantyczny nastrój pękł jak bańka mydlana.

-Chyba powinniśmy iść do twierdzy. –powiedział Czkawka ujmując moją dłoń w swoją. Spojrzałam na niego potem na nasze dłonie i uśmiechnęłam się do niego z miłością. Odwzajemnił uśmiech widać było po nim, że po tym geście spadł mu kamień z serca. Ruszyliśmy do twierdzy trzymając się za ręce. W twierdzy znajdowali się już wszyscy nawet te lalunie. Gdy tak szłam w stronę wodza czułam na sobie spojrzenia zazdrości innych kobiet, a w szczególności kandydatek na dziewczynę Czkawki, którą zostałam ja. Wódz przestawił nas jako parę i wszyscy zaczęli się bawić.

Przyjaźń pomaga, a miłość czyni cuda. cz.1[]

  • Jeźdźcy mają po 18 lat.
  • Jest Dagur.
  • Pisane z perspektywy Czkawki. (W niektórych momentach będzie pisane z perspektywy Astrid)

(Czkawka)

-Tato nic mi nie będzie! –krzyczałem już mocno zdenerwowany postawą swojego ojca –Jestem już dorosły. Poza tym będzie ze mną Szczerbatek i jeźdźcy.

-Ale to jest niebezpieczne! –dodał nie przekonany do moich argumentów –Nie możesz się tak narażać.

Jesteś moim następcą, Berk nie może cię stracić. Wiedziałem, że nie zmienię jego decyzji dlatego nie chcąc już dłużej ciągnąc tej bezsensownej dyskusji udałem się do drzwi. Gdy je otworzyłem przewróciłem się wpadając na kogoś. Podnosząc się zorientowałem się, że wpadłem na Astrid.

-Nic ci nie jest? –zapytałem z troską mimo mojego gniewu. Nie chciałem aby się dowiedziała co zaszło pomiędzy mną, a moim ojcem.

-Nie, nic, a tobie? –zapytała gdy wstaliśmy.

-Nic. Przepraszam, ale muszę już iść. –wolałem odejść od niej zanim zacznie coś podejrzewać. Wsiadłem na Szczerbatka i odleciałem.

Po kwadransie doleciałem na jakąś nie znaną mi wyspę, usiadłem na jej brzegu i obserwowałem morze.

Niespodziewanie poczułem czyjąś dłoń na ramieniu i delikatny zapach Astrid. Usiadła koło mnie i spojrzała na mnie tymi swoimi cudownymi oczami. Odwróciłem głowę w drugą stronę tak aby nie widziała ona mojej twarzy. Byliśmy ze sobą już z dobre pół roku jedna nie mówiłem jej o tym co mnie gnębiło gdyż nie chciałem jej martwić. Astrid zawsze wiedziała jeśli coś mnie gryzło i zawsze potrafiła mi pomóc w rozwiązaniu problemu.

-Słyszałam twoją kłótnię z ojcem. –powiedziała nawet nie pytają o co chodzi. Może dlatego, że widziała iż nie jestem skory do rozmów.

Nic nie powiedziałem. Po paru minutach mojego milczenia Astrid powoli wstała i udała się do Wichury.

Rzucając jeszcze przez ramię „Jeśli byś chciał pogadać to jestem u siebie”.

Chciała już odlatywać gdy złapałem ją za rękę i mocno przytuliłem. Była tym gestem mocno zaskoczona jednak objęła mnie.

-Przepraszam. -powiedziałem spoglądając jej w oczy –Po prostu mój ojciec traktuje mnie jak pięcio letnie dziecko, a ja mam już osiemnaście lat.

-Rozumiem cię. –powiedziała i pocałowała mnie w policzek.

-Oooo… Jak słodko! – na te słowa oboje odwrócili się w stronę drzew.

-Kto tam jest? – spytałem.

-Zdradziłaś kryjówkę! – krzyknął Mieczyk na swoją siostrę gdy wychodzili zza drzew.

-Prędzej czy później i tak by się dowiedzieli! – zaatakowała brata Szpadka.

-Skąd wy się tu wzięliście? – spytała Astrid.

-Tak sobie pomyśleliśmy – zaczął Mieczyk – że jak lecicie tylko we dwoje to możecie – zastanawiał się jak dalej to ująć – wpaść w tarapaty.

-No właśnie. – potwierdziła Szpadka – Zaraz, zaraz… czy ja się właśnie z nim zgodziłam?

-Jak najbardziej! – krzyknął zadowolony z siebie Mieczyk – 1:0!

-Chyba się mylisz…

-Jak to?

-A tak to! Jest, a raczej będzie 1:1!

-Ale zaraz. Jak to będzie?

-No normalnie. – powiedziała Szpadka i jednym uderzeniem zwaliła brata z nóg – Teraz jest 1:1!

-Tylko wy przylecieliście za nami? – spytałem przerywając im kłótnię.

-Oczywiście, że nie! – odpowiedział Mieczyk.

-Smark i Śledzik też tu są, ale – Szpadka zaczęła mówić szeptem – mówili, żebyśmy wam nie mówili.

-Wy dwa jacze łby! – krzyknął Smark wychodząc wraz ze Śledzikiem zza drzew.

-Czy wy naprawdę nie macie nic do roboty! – nie wytrzymałem – Oczywiście oprócz śledzenia nas za każdym razem gdy oddalamy się gdzieś razem!

Rozgrzała kłótnia między mną, a Smarkiem i bliźniakami. Tylko Śledzik i Astrid nie włączali się w naszą, dość ostrą, wymianą zdań. Nagle Astrid zaczęła wszystkich uspokajać i zwróciła się do mnie.

-Tam chyba jest wyspa Szkieletów na horyzoncie. Prawda?

-Spostrzegawcza jesteś. – rozłoszczony posłałem jej zgryźliwą uwagę.

-Tam mieszka Dagur i – kontynuowała ignorując moją uwagę – chyba tam się coś dzieje.

Zaniepokojony spojrzałem w tamtą stronę. Rzeczywiście na horyzoncie widać było delikatny dym unoszący się z nad wyspy. Wyjąłem z bocznej kieszeni lunetę. Spojrzałem przez nią. Moim oczom ukazał się widok wyspy Szkieletów inny niż zwykle. Przy brzegu stały tuziny łodzi, a na nich krzątali się ludzie, najwyraźniej do czegoś się przygotowując. Łodzie zostały skierowane w stronę…

-Chcą najechać na Berk. – oświadczyłem – Zaczęli już przygotowywać flotę.


-Co robimy? – zapytał nieśmiało Śledzik – Lecimy zawiadomić Berk?

-A może – zaproponowały bliźniaki – weźmiemy sprawy w swoje ręce i rozwalimy te statki!

-Nie wierzyłem, że kiedykolwiek to powiem – powiedziałem powoli – ale bliźniaki mają rację. – bliźniaki przybili sobie piątkę – Przygotowania zaszły za daleko. Nie zdążymy ostrzec Berk, a nawet jeśli zdążymy to oni nie zdążą się przygotować. Musimy działać. Lecimy na wyspę Szkieletów. Po uzgodnieniu planu wsiedliśmy na nasze smoki i odlecieliśmy. W drodze i tak powtórzyłem im plan jeszcze raz, na wszelki wypadek czytaj: bliźniaki i Smark.

-Przypomnę to wszystkim jeszcze raz. – tu spojrzałem znacząco na bliźniaki – Plan jest taki: Smark, Szpadka, Mieczyk i Śledzik strzelacie w statki tak, aby zatopić ich jak najwięcej. Ja i Astrid znajdziemy Dagura. Wszyscy wszystko ogarnęli?

Cała grupa potrzęsła twierdząco głowami. Zbliżaliśmy się do wyspy. Gdy byliśmy naprawdę blisko Smark,

Śledzik i bliźniaki polecieli w stronę statków, a ja z Astrid w głąb wyspy. Zaczailiśmy się za skałą, z której rozciągał się widok na statki. Czekaliśmy aż reszta grupy zacznie atakować flotę. A jak zwykle przez bliźniaków coś wybuchnie. Czekaliśmy i czekaliśmy. Wreszcie zauważyliśmy na niebie Wyma i Jota, a na nich bliźniaków. Polecieli wzdłuż linii brzegowej pozostawiając po sobie zielonkawy dym. Nie obyło się bez katapult i sieci, ale nie dali się złapać. Nagle zielona mieszanka została podpalona. Pożar był tak duży, że przemieszczał się w błyskawicznym tempie na ląd. Sączysmark i Śledzik zniknęli. Po chwili usłyszeliśmy odgłosy wybuchów i dostrzegliśmy ich w środku wyspy gdzie również zaczął palić się ogień. Tego nie przemyśleli. Natychmiast z Astrid wznieśliśmy się w powietrze. Bliźniaki do nas dołączyły.

-To było piękne! – krzyknął Mieczyk patrząc z radością na płonące statki.

-O mało byście nas nie zabili! – syknęła Astrid w stronę Saczysmarka i Śledzika.

-Ej! To nie czas na kłótnie! – wtrąciłem się zanim Sączysmark zdążył odpowiedzieć jej jakąś zgryźliwą uwagę na ten temat – musimy się szybko wydostać z terytorium wyspy. W każdej chwili mogą nas…

-Czkawka! – krzyknęła Astrid. Dzięki jej ostrzeżeniu zdołaliśmy z Szczerbatkiem uniknąć sieci. Niestety nie do końca. Szczerbatek dostał w ogon i zaczęliśmy spadać. W ostatniej chwili Wichura nas złapała. Pod wpływem mocnego szarpnięcia mój pasek łączący mnie z siodłem zerwał się. Próbowałem się złapać, ale na próżno. Spadałem w dół prosto w płonąca wyspę…

(Astrid)

Czułam ból, w każdej części ciała. Nie wiedziałam gdzie jestem próbowałam otworzyć oczy, ale moje powieki stały się bardzo ciężkie. Pamiętałam tylko… no właśnie „tylko” ogień, a potem straciłam przytomność. O nie Astrid jesteś silna i twarda musisz otworzyć oczy te głupie oczy i to za wszelką cenę. Powoli zaczęłam podnosić powieki, ale zaraz szybko je zamknęłam gdyż oślepiło białe światło.

-Budzi się! –krzyknął ktoś piskliwym głosem. Taak to Śledzik jego pisku nie da się pomylić z niczym innym. A zmieniając trochę temat. Czy on musi się tak przeraźliwie drzeć? Głowa mi pęka, a on jeszcze tak piszczy mi nad uchem.

-Cicho. –szepnęłam przez zaschnięte z powodu braku wody usta. W końcu otworzyłam oczy i ujrzałam… pusty pokuj!!! Jak to? Pięć nawet nie. Minutę temu słyszałam Śledzika, a teraz jestem sama? To już chyba jakieś żarty? Z dołu usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi i wbiega do mojego pokoju z wielkim hukiem. I po co ja się odzywałam?

-Astrid ty żyjesz!!! –krzyknął Śledzik, a za nim weszła… weszła? Chyba raczej wbiegła reszta jeźdźców.

-Tak. –powiedziałam i usiadłam na łóżku. Nagle zorientowałam się kogo brakuje –Gdzie jest Czkawka?

Ich miny mówiły mi wszystko. Były zakłopotane i pełne smutku, ale czemu? Tego właśnie miałam lub nie miałam się dowiedzieć.

-Dzieciaki zostawcie nas samych. –powiedział Stoick, który niepostrzeżenie zjawił się w drzwiach.

-Wodzu gdzie jest Czkawka ? –powtórzyłam pytanie.

-On… nie żyje. –powiedział.

(Czkawka)

To uczucie kiedy myślisz, że właśnie obudziłeś się z przerażającego snu, a nagle dowiadujesz się, że to zdarzyło się naprawdę. Nie wiedziałem skąd to znam. Próbowałem sobie przypomnieć jakieś zdarzenie, które mogło mieć coś z tym związane. Niestety nie mogłem sobie nic przypomnieć. I to zupełnie NIC. Nie pamiętałem nawet jak się nazywam. Jest gorzej niż źle. Ale przynajmniej zacząłem sobie uświadamiać gdzie jestem. To jest ciekawe, mimo iż nie pamiętałem własnego imienia to miałem dotychczasową wiedzę. Np.: pamiętałem rodzaje smoków. Czyli zapomniałem tylko i wyłącznie wspomnienia, ale wiedza została. To trochę poprawia sytuację. Nagle usłyszałem głosy dochodzące z sąsiedniego pomieszczenia. Leżałem i słuchałem o czym rozmawiają.

-Ale żyje tak? – zapytał pierwszy głos, wydał mi się bardzo znajomy.

-Tak, ale jak wspominałem – odpowiedział mu drugi głos – będzie miał spory zanik pamięci, jeśli nie całkowity.

-Aha. – pierwszy głos zrobił pauzę – Czy jest możliwość, że sobie coś przypomni?

-Oczywiście, że tak. Ale – dodał szybko – może to trochę potrwać.

Pierwszy głos wydał jakiś dźwięk. Tego chyba nie można by było nazwać słowem. Drzwi się otworzyły i do pokoju weszły dwie osoby. Najprawdopodobniej ci, których podsłuchałem. Otworzyłem oczy. Zobaczyłem dwóch mężczyzn. Jeden z nich, chyba w moim wieku, podszedł i mnie objął.

-Czkawka! Już się bałem, że nie żyjesz! – załkał w moje ramię – Jak się czujesz?

-Dobrze – odpowiedziałem, delikatnie się odsuwając – a gdzie ja jestem?

-Nic nie pamiętasz? – zapytał z nieukrywanym zdziwieniem.

-Nic. Tak zupełnie nic.

-Mam na imię Dagur. Jestem twoim bratem.

(Astrid)

Po usłyszeniu, że Czkawka nie żyję poczułam jakby ktoś wbił mi ostry sztylet w serce. To nie może być prawda. Nagle wszystko mi się przypomniało. Czkawka i to, że on tam został. Wybiegłam z domu i udałam się nad Krucze Urwisko. Zaczęłam płakać. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, Czkawka był mi najbliższą osobą bez niego… bez niego nie potrafię żyć. Nie Astrid nie możesz dopuścić do siebie myśli, że on umarł, on musi żyć i ty tego dowiedziesz. Zmęczona tym całym napięciem położyłam się i zasnęłam.

Wstałam następnego dnia pełna i zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy jednak na marne. Usłyszałam brzmienie rogów oznajmiające zbliżającego się wroga. Wybiegłam z domu i udałam się na klify gdzie wszyscy się zebrali.

-Wodzu co się dzieje? –zapytałam pełna obaw.

-To… to statki Dagura. –powiedział, a cały ból spowodowany stratą Czkawki minął. Zastąpiła go chęć zemsty.

(Czkawka)

Widząc wyspę Berk na horyzoncie przypomniała mi się wczorajsza rozmowa z Dagurem.

-Mam na imię Dagur. Jestem twoim bratem – powiedział patrząc mi w oczy.

-Gdzie ja jestem? – spytałem zdezorientowany.

-W domu. Na wyspie Łupieżców.

-Co się stało? Nic nie pamiętam.

-Zaatakowali nas mieszkańcy Berk.

-Ale dlaczego?

-To – zaczął Dagur, było widać było, że to ciężki temat – długa historia.

-Przygotować się do ataku! – zagrzmiał głos mojego brata, wyrywając mnie z zamyśleń – Za niedługo będziemy! Dobrze wiedziałem, że ci ludzie nas skrzywdzili, ale czułem się dziwnie. Tak jakbym coś zostawił na Berk. Coś bardzo ważnego. Nagle usłyszałem słowa Dagura: To źli ludzie. Ciągle na nas napadają. Nasi rodzice polegli w walce z nimi. Oni tresują smoki, te okropne potwory. Miał rację, nie powinienem mieć wyrzutów sumienia. Z resztą i tak nie ma odwrotu.


(Astrid)

Na horyzoncie pojawiły się może z dwa, trzy czarne punkciki, ale ciągle ich przybywało. W końcu połączenie między niebem, a morzem przecinała czarna linia. Na wyspie trwały przygotowania do bitwy.

Ludzie biegali, szukali broni, barykadowali się w twierdzy, ale ja stałam. To przez Dagura Czkawka nie żyję. To wszystko przez niego. Nagle się otrzęsłam i pobiegłam do kuźni Pyskacza. Chwyciłam topór i postanowiłam zemstę, nawet za cenę życia. Gdy po niecałej minucie statki dobiły do brzegu wszystko stanęło w chaosie. Armia Dagura rzuciła się na nas z niesamowitą siłą. W walce dawałam z siebie wszystko. Nagle poczułam ranę na moim ramieniu. Bardzo krwawiła. Musiałam ją opatrzyć, żeby dalej walczyć. Inaczej bardzo szybko polegnę. Zaczęłam biec w stronę lasu.

(Czkawka)

Mimo że mieliśmy potężną armię to jej siła spadała. Jeszcze trochę i nas wykończą. Walczyłem ramię w ramię z Dagurem. Obydwoje mieliśmy maski. Nagle usłyszałem jego głos.

-Musimy się wycofać!

-Masz rację! - odkrzyknąłem.

-Ale zrób jeszcze coś dla mnie!

-O co chodzi?

-Widzisz tamtą dziewczynę? – pokazał mi piękną blondynkę biegnącą w stronę lasu – Chcę, aby płynęła z nami.

-Nie ma problemu. – odpowiedziałem i ruszyłem jej śladem. Dziewczyna miała ranę na ramieniu. Zapewne chciała ją opatrzyć, aby móc dalej walczyć. W lesie zaczaiłem się za drzewem i czekałem, aż skończy opatrywać ranę. Gdy skończyła wcieliłem w życie swój plan.

(Astrid)

No nie!!! Znów!!! Ach ja jestem w końcu wojowniczką czy nie? Bo to już robi się nudne już drugi raz obudziłam się z bólem głowy i nie wiem gdzie jestem.

-Widzę, że nasza piękność zaczyna się budzić. –usłyszałam głos Dagura.

-A co myślałeś, że mnie zabiłeś. –odparłam spoglądając na niego. Ale mój wzrok dugo nie zagrzał w jednym miejscu. Obok tego szaleńca ujrzałam Czkawkę.

-Czemu ta wariatka tak na mnie patrzy? –zapytał Czkawka.

-Wariatka!!! –teraz już nie wytrzymałam. Jak on śmie mnie tak nazywać –Jestem twoją dziewczyną jaczy łbie!

-Tak jasne.

-Coś ty mu zrobił. –zapytał z gniewem w oczach.

-Nic. –odparł beznamiętnie –Zapomniał kim jest. –dodał szeptem w moje włosy. Wyszli, a ja zaczęłam płakać. Czemu on taki jest? Nagle moje przemyślenia przerwał czyjś głos.

-Kim jesteś? –zapytał Czkawka kucając obok mnie.

-Przecież Dagur wie jak się nazywam i kim jestem.

-Tak on wie, ale ja nie.

-A czemu cię tak to interesuje? –zapytałam walcząc z chęcią rozpłakania się na jego oczach.

-Bo… bo jesteś jakaś inna. Przepraszam, że nazwałem cię wariatką, ale zrozum nie wiem kim jestem. Wiem tylko tyle, że nazywam się Czkawka i jestem bratem Dagura, a wasz wódz zabił naszego ojca.

Nie mogłam uwierzyć w to co powiedział. Byłam szczęśliwa, że mam go przy sobie i, że żyje, ale ta jego utrata pamięci i wszystkie te kity, które nawtykał mu Dagur. Nie. Muszę mu wszystko przypomnieć.

-Zgoda powiem ci prawdę, ale ty nie przeszkadzaj mi i słuchaj. –pokiwał głową na znak, że się zgadza –Ostrzegam to będzie długa historia.

-Mam czas. –powiedział siadając po turecku i uśmiechając się tak jak za dawnych lat. Prawie tak jak za dawnych lat. Jeden szczegół był inny. Jego oczy były tak jakby puste, bez żadnego wyrazu i uczucia.

-Nazywasz się Czkawka i jesteś synem Stoicka Ważkiego wodza Berk. –zaczęłam po kolei opowiadałam mu wszystko. Wszystkie chwile, które spędziliśmy razem itd.

-Łał –wykrztusił tylko w odpowiedzi, ale zaraz się zrehabilitował –Jak się nazywasz?

-Astrid. Astrid Hofferson.

-Bardzo ładne imię. –powiedział i podniósł się, ja zrobiłam to samo. –Dobranoc.

-Dobranoc. –powiedziałam mu na odchodne. Widziałam jak spojrzał na mnie znad swojego ramienia. W jego oczach ujrzałam to z czym już dawno się pożegnałam. Mianowicie niepewność, niepewność do miłości.

(Czkawka)

Kim jest ta dziewczyna? Skąd mnie zna? Czy mówi prawdę? Te pytania siedziały w mojej głowie od samego spotkania z nią. Była piękna trzeba to przyznać, ale nie wiem czemu czułem się w jej towarzystwie jakoś inaczej.

-Czkawka! –usłyszałem wołanie Dagura i udałem się do niego.

-Coś się stało?

-Tak, chodzi o tą dziewczynę. Trzeba będzie ją zabić i to uczynisz ty.

Nie mogłem w to uwierzyć. Niedawno co ją poznałem, a teraz mam ją zabić? Niedoczekanie!

-Ale ja mam lepszy pomysł.

-Jaki? –zapytał ciekawie Dagur.

-Może zrobimy z niej szpiega. Będzie nam donosiła co i jak na temat Berk.

-Dobry pomysł, ale ty będziesz się nią opiekował. –powiedział Dagur i po namyśle dodał –Będzie spać u ciebie więc masz ją pilnować.

-Zgoda. –odparłem i ruszyłem po Astrid. –Więc wychodzisz.

-Jak to? –zapytała gdy otworzyłem jej celę.

(Astrid)

-Po prostu będziesz dla nas szpiegować. –powiedział głośno jakby ktoś nas podsłuchiwał i musiał to usłyszeć . Jestem ciekawa o co mu chodzi. Zaprowadził mnie do swojego pokoju i posadził na łóżku.

-O co…? –niedane mi było dokończyć gdyż mocno mnie pocałował.

-Ciii… -szepnął i podszedł do drzwi zamykając je i wciskając jakieś szmaty do szczelin aby utrudnić komuś podglądanie i podsłuchiwanie nas. –Przepraszam, że cię pocałowałem, ale jak bym ci zasłonił usta ręką to byś mnie ugryzła. No w sumie miał rację.

-Więc o co chodzi? –zapytałam ciekawie.

-Dagur chciał żebym cię zabił, ale ja nie mogę. Nie wiem dlaczego. –powiedział i usiadł obok mnie. –Wybacz, że to powiem, ale ja chyba cię… lubię.

No tak. Czego mogłam się po nim spodziewać. Chyba, że tego aby powiedział jak mnie kocha. Trudno. Bynajmniej mnie lubi. To już jakiś plus.

-Ja ciebie też lubię.

Spojrzał na mnie tymi swoimi oczami i… dalej już nic tylko rozmawialiśmy. Chociaż jakby się dobrze zastanowić to ta rozmowa była dziwna. Mówił do mnie z takim przekonaniem i zaufaniem. Po jakimś czasie poszliśmy spać ja spałam na jego łóżku, a on na podłodze.

Tak minęło mi kilka dni aż nie zdarzyło się coś co bardzo pokrzyżowało mi plany. Myślałam, że z Czkawką już się dogadujemy gdy nagle do naszego pokoju wszedł Dagur i wyprowadził mnie na pokład po drodze tłumacząc plan. Miałam po płynąć na Berk i powiedzieć jak to on zabił Czkawkę, a potem powiedzieć, że jeśli nie dostanie on władzy nad Berk to zabiję nas wszystkich. Co miałam zrobić jak tylko po płynąć i powiedzieć to wszystko wodzowi.

-Witaj wodzu. –powiedziałam podchodząc do niego i prowadząc oszołomionego Stoicka w stronę lasu.

Koniec części pierwszej. Jeśli chcecie drugą część to w komentarzach musicie dobić do 150 komentarzy. ( 

Taki mały zakład z koleżanką. Nie wierzy mi, że możecie tego dokonać.  Ale ja w was wierzę  Wiem trudne zadanie, ale liczę na was.)




Wiem, że mnie zabijecie za 150 komentarzy i brak nexta, ale Paulina grzebie się z tym i ja nic na to nie poradzę. Ważna informacja!!!

Tak samo jak na Historia Lisy wpisy będą pojawiały się rzadko bo prowadzę własną stronę z rysunkami 
    http://malarstwomojapasja.jimdo.com/     Jakby się wam nudziło to możecie zajrzeć. (Komentarz mile widziany) 

Przyjaźń pomaga, a miłość czyni cuda cz.2[]

Z tej strony Paulina 

Przepraszam, że nie mogłam się ogarnąć i coś napisać, ale odeszła mi wena. Na szczęście istnieją Adve i Vanessa, które potrafią motywować jak nikt inny. Jestem im za bardzo wdzięczna. Oczywiście nie obyło by się bez Darci i mojej ulubionej piosenki, przy które zawsze mam wenę (a tu link do piosenki: http://www.youtube.com/watch?v=5hDZbroaQDc ). Więc dedykuję ten wpis Darci, Adve i Vanessie oraz Lodzikowi ( masz zajebiste opka ;)


-Astrid co się… -nie dokończył gdyż uciszyłam go. Po paru metrach weszliśmy do małej jaskini w której nikt nie mógł by nas podsłuchiwać. Wtedy opowiedziałam mu o tym co się działo po moim zniknięciu.


Wróciłam do Dagura.

-I jak ci poszło? –zapytał spoglądając na mnie. Widziałam w jego oczach chęć zabicia mnie jednak nie wiedziałam czemu jeszcze tego nie zrobił.

-Powiedziałam, ze Czkawka nie żyje. Jesteś szczęśliwy?! Przez ciebie Czkawka mnie nie pamięta! Wszyscy myślą, że nie żyje! –już nie wytrzymałam i zaczęłam krzyczeć –Powiedz co ci to dało!?


(Czkawka)

Usłyszałem krzyki w pomieszczeniu gdzie znajdował się Dagur i Astrid.

-Chcesz wiedzieć co dała mi utrata pamięci Czkawki? –zapytał Dagur –To, że on myśli iż jestem jego bratem. A skoro ty się o tym dowiedziałaś i nie ma tu Czkawki to nic, ale to nic nie przeszkodzi mi w zabiciu ciebie.

Muszę jej pomóc.

-Cześć braciszku! O cześć Astrid! Już wróciłaś? –zapytałem i przytuliłem ją. -A właśnie mówiłem ci już, że dziś z Astrid mamy szkolenie i na całą noc idziemy do lasu.

-Naprawdę? –zapytali chórem.

-To tak Astrid ty głuptasie. Już zapomniałaś?

-Eee…

-No to my już idziemy. Pa bracie. –powiedziałem i razem z Astrid wyszliśmy. Od razu udaliśmy się do lasu.

-Nic nie… -zaczęła, ale uciszyłem ją (tym razem ruchem ręki, a nie pocałunkiem).

-Widziałem, że chciał cię skrzywdzić. Nie pozwolę na to.

-Ale czemu?

-Bo… bo ja… cię… no wiesz… zresztą nieważne –powiedziałem i wcisnąłem jej do ręki list. –Musisz uciekać. Powstrzymam go.

-Nie zostawię cię samego. –powiedziała stanowczo.

-Dam sobie radę. Leć proszę na Berk i ostrzeż wszystkich. Jeśli mi się nie uda musicie być gotowi. –powiedziałem patrząc jej w oczy. –Szczerbatek zbierze cię do domu. Szczerbatek jak na komendę zjawił się przy nas.

-Ukrywałem go. Teraz mam nadzieję, że obydwoje będziecie bezpieczni.

-A co jeśli Dagur cię skrzywdzi? –zapytała ze łzami w oczach.

-Nic mi nie będzie. –powtórzyłem ocierając jej łzy-Obiecuję wrócę do ciebie. –To zdanie szepnąłem jej we włosy i pocałowałem ją czule w usta. Nie chciałem się od niej odrywać. Jednak aby nas nie zobaczyli oderwałem się od niej.

-Zawsze będę przy tobie. –powiedziała i podała mi naszyjnik w kształcie serca –Dałeś mi ten medalik na naszej pierwszej randce. Nic już nie mogłem zrobić jak patrzeć na oddalającą się Astrid.

(Astrid)

-Dlaczego on to zrobił? –zapytałam na głos gdy lecieliśmy. Wtedy przypomniało mi się, że Czkawka dał mi liścik. Postanowiłam go przeczytać.

                                                               Droga Astrid!
 Nie wiem jak zacząć ten list. Z tego co mówiłaś to nie jestem zbyt romantyczny więc nie wykluczone, że moja utrata pamięci nic nie zmieni.  Chciałbym Ci powiedzieć coś ważnego, ale boję się. Podsłuchałem kiedyś Dagura jak rozmawiał ze strażnikiem o mnie i o tym, że to ty masz rację, a nie on.  Mam nadzieję, że będziesz bezpieczna.
                                                                                                                                       

Kocham Cię!

Czkawka.

Nie mogłam w to uwierzyć. Zanim się spostrzegła byłam już na Berk i biegłam w stronę domu wodza. Powiedziałam mu o wszystkim i pokazałam list. Niestety nie mogłam dokończyć mojej opowieści gdyż ktoś zaatakował Berk. Jak myślicie kto to mógł być? No oczywiście, że Dagur! Stał na czele całej armii, ale nie sam. Obok niego stał Czkawka. Rozmawiali a raczej kłócili się. Coraz bardziej zażarcie. Nagle Czkawka schodzi pod pokład. Ciekawe o co im poszło? Nie mam na to czasu, muszę przygotować się do wojny.

(Czkawka)

-Nie prosiłem cię o zdanie! – reakcja mojego brata na mój pomysł: zawrzyjmy pokój z Berk.

-Ale co oni nam zrobili? – starałem się go przekrzyczeć.

-Dobrze wiesz. Już o tym rozmawialiśmy. Dlaczego tak nagle zmieniłeś zdanie, co?

-Eee… - zawahałem się.

-A już rozumiem – zaczął zanim zdążyłem coś wymyślić – Podoba ci się ta mała?

-Nie wiem o czym mówisz – kłamałem patrząc mu prosto w oczy.

-Mnie nie oszukasz – czy on umie czytać w myślach czy jak?

-Nie odwołam ataku na Berk – powiedział spokojnie – Możesz zostać na statku jak nie chcesz brać udziału.

Odwrócił się. Poddałem się. Zszedłem pod pokład do małego, wilgotnego pomieszczenie pełnego skrzyń.

Mogłem udać się do sali, gdzie byli wszyscy, ale wolałem pomyśleć w samotności. Usiadłem na jednej z nich i przypomniałem sobie pewną rozmowę. Dagur, gdy o mnie rozmawiał mówił, że wszystko co od niego usłyszałem jest kłamstwem. Astrid mi mówiła to samo. Może rzeczywiście pochodzę z Berk. Jedno jest pewne… kocham ją. Czuję to… całym sobą. Takiego uczucia nie można sobie wymyślić. Podjąłem decyzję.

Wstałem tak gwałtownie, że gdyby sufit był o cal niżej oberwałbym w głowę. Utwierdziłem się w moim przekonaniu: nie pozwolę jej skrzywdzić.

(Astrid)

Walka się rozpoczęła. Ostrzeliwali nas z katapult, ale bliźniaki po krótkiej chwili je wysadzili. Pomimo ich błyskawicznej reakcji duża część domów została zniszczona. Ludzie jakby tego nie zauważali, dzielnie walczyli dalej na lądzie, podczas gdy ja razem z jeźdźcami atakowaliśmy z powietrza. Sączysmark z Hakokłem podleciał blisko łodzi przy okazji je podpalając. Był tak zadowolony, że Hakokieł go nie podpalił, że nie zauważył w porę sieci. Obydwoje zostali złapani i spadli na najbliższą łódź. Hakokieł pomyślał za swojego jeźdźca, który był zbyt spanikowany żeby zareagować. Smok zaczął płonąć, a razem z nim sieci które ich trzymały. Obydwaj się uwolnili. Chyba się wkurzyli, że Smark im nawiał i postanowili złapać mnie. Zręcznie z Wichurką ominęłyśmy sieć, niestety nie zauważyłyśmy drzewa. Gdy w nie wpadłyśmy zaczęłam spadać. Wichura była zbyt zdezorientowana żeby mnie złapać w porę. Na szczęście po drodze natknęłam się na parę drzew, które spowolniły mój upadek. Upadłam na plecy, ból rozszedł się po całym moim ciele. Cicho jękłam i zaczęłam się podnosić. Rozejrzałam się i od razu rozpoznałam to miejsce. Krucze Urwisko. Po drugiej stronie stał Dagur. Nie miałam pojęcia, że ktoś mnie śledził.

-Tak myślałem, że tu wpadniesz – powiedział patrząc mi w oczy.

-A co? Czekałeś na mnie? – odpowiedziałem zgryźliwie. Nie miałam żadnej broni w przeciwieństwie do niego. W lewej ręce trzymał łuk, a w prawej strzały.

-Specjalnie trenowałem na tę okazję – powiedział zauważając na co patrzę – Mój plan jest o wiele bardzie złożony niż ci się wydaję. Zrobił krok w przód. Dopiero teraz ujrzałam go w pełnym świetle. Miał poszarpane ubranie. Cały był ubrudzony ziemią i … krwią. Mój wyraz twarzy chyba zdradzał moje emocje.

-Zdziwiona? – zapytał zadowolony z mojej reakcji – Spokojnie to nie to o czym myślisz, ale on będzie następny. Zaraz po tobie…

Podniósł łuk i napiął strzałę. Wycelował we mnie. Nie zamknęłam oczu, chciałam żeby wiedział, że jak mam umierać to nie z wyrazem przerażenia na twarzy. Delikatnie rozchylił palce uwalniając strzałę, która ruszyła w moim kierunku. Przygotowałam się na najgorsze, ale zdarzyło się coś czego się nie spodziewałam. Poczułam uderzenie w prawe ramię. Upadłam, ale zdążyłam się odwrócić żeby zorientować się w sytuacji. Na moim miejscu stał Czkawka. Strzała nie znalazła mnie, więc trafiła jego. Ostatni raz spojrzałam w miejsce gdzie powinien stać Dagur. Nie było go tam. Spojrzałam na osobę, która uratowała mi życie w zamian oddając własne. Delikatnie się przesunęłam, aby być bliżej niego. Instynktownie sprawdziłam puls. Nic nie poczułam. Zaczęłam płakać. Wśród tego całego zawirowania emocji, gdzieś w oddali usłyszałam dźwięk rogu oznaczającego zwycięstwo. Byłam zbyt przejęta żeby zwrócić na to uwagę. Poczułam też jak ktoś ląduje. Podeszli do mnie. Ktoś chwycił mnie za ramię i odciągnął. Nawet nie miałam siły, żeby się sprzeciwiać. Nie było już nadziei, ale jak się okazało życie lubi wycinać takie numery.








(Czkawka)

Nic nie widzę. Jestem ciekaw co z Astrid. Teraz już wszystko pamiętam. Chwila mogę otworzyć oczy. Powoli zacząłem otwierać powieki. Obok mojego łóżka siedziała Astrid i głaskała Szczerbatka nie patrząc na mnie. Lekko chwyciłem jej dłoń. Od razu się odwróciła.

(Astrid)

Poczułam czyjąś dłoń na mojej.

-Czkawka. –wyszeptałam. Czkawka przyciągnął mnie do siebie i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Już chciał się oderwać jednak mu nie pozwoliłam.

(Czkawka)

Myślałem, że uderzy mnie za to, że ją nastraszyłem jednak ona zaczęła oddawać mi pocałunki. Cały ten romantyczny nastrój przerwało nam głośne wejście mojego ojca.

-Synu ty żyjesz! –krzyknął i mnie przytulił. Potem już wszystko poszło jak po maśle, aż do wieczora.

Miałem jeszcze leżeć w łóżku jednak wolałem lecieć do Astrid, a z tego co wiem to właśnie jest na kruczym urwisku. Poleciałem tam.

-Witam panią. –powiedziałem żartobliwie.

-Czkawka co ty tu robisz? Powinieneś leżeć.

-Musiałem ci coś oddać. –powiedziałem i podałem jej medalik. –Tylko teraz on będzie miał inne znaczenie. –dodałem zagadkowo. –Skoro nie jestem romantyczny to… -uklęknąłem przed nią i zadałem to ważne pytanie – Wiem, ze to nie pierścionek, ale czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i wyjdziesz za mnie?

-Tak! –krzyknęła i rzuciła mi się na szyję.


(u Dagura)

-Panie on żyje.

-Tak, wiem. Taki był plan.

-Ale jak to? Od takiego strzału powinien nie żyć!

-Nie, wszystko idzie zgodnie z planem – Dagur był spokojny.

-Ja nadal nic z tego nie rozumiem.

-Mógłbym ci wytłumaczyć…

-Proszę.

-Dobrze. Strzał był wymierzony, aby unieszkodliwić, a nie zabić.

-Czyli chciał pan zyskać czas – sługa Dagura gorączkowo rozmyślał – Ale po co?

-Szykuję coś czego się nie spodziewają.

-Ale co to takiego?

-Wczoraj o tym mówiłem. Gdzie wtedy byłeś?

-Byłem na Berk. Sprawdzałem co się dzieje. Sam mnie pan wysłał.

-Ach… no tak racja.

-Więc… - zaczął niepewnie – mógłbym dowiedzieć się co to za plan.

-Mógłbym ci opowiedzieć jak ma to wyglądać…

-Słucham.

-… ale lepiej będzie pokazać.

Nagle z lochów dało się słyszeć głośny ryk jakiegoś smoka.

-Co to? – spytał przerażony sługa patrząc w stronę lochów.

-To jest – odpowiedział Dagur uśmiechając się – nasz plan.

Nie dam tak łatwo za wygraną.[]

Tu znowu ja. To jest moje samodzielne opowiadanie bez pomocy Pauliny, więc nie będzie tu takiej ciekawej akcji jaką ona robi, ale mam nadzieję, że wam się spodoba. Z góry przerpraszam, że źle napisałam imie Hedera.

  • Akcja dzieje się po JWS 2.
  • Będą nowe postacie.
  • Będę pisała z perspektywy Czkawki lub Astrid. Czasem kogoś innego.
  • Dedykacja dla Marcysia.A, Adve i Vanessy oraz Darek 59. Mam nadzieję, że spodoba wam się.

(Czkawka)

Ten dzień nie mógł się zacząć lepiej. Bynajmniej tak mi się zdawało. Dziś miałem się spotkać z Astrid aby jej się oświadczyć oczywiście ona nic o tym nie wiedziała.

-Czkawka no nareszcie jesteś! –krzyknęła Astrid gdy dotarłem już na Krucze Urwisko.

-Przepraszam. –odpowiedziałem speszony. No ładnie chłopie chcesz się jej oświadczyć i się spóźniasz. Ale to nie moja wina cała wioska dziś ode mnie coś chciała. A dobra mniejsza z tym. –Astrid muszę ci coś powiedzieć. –zacząłem niepewnie. –Bo ja…

-Czkawka!!! –usłyszałem krzyk Sączysmarka.

-Co? –zapytałem zdenerwowany tym, że zawsze musi mi ktoś przeszkodzić w czymś ważnym.

-Na smoczej wyspie jest jakaś dziewczyna! –krzyknął jak byś my byli co najmniej głusi.

-Ok. Już lecimy. –powiedziałem i razem z Astrid ruszyliśmy za Smarkiem. –Przepraszam. Wiem, że miałem ci coś powiedzieć, ale..

-Czkawka rozumiem, że jesteś wodzem i masz pełno spraw do załatwienia. –powiedziała czule.

-Dziękuję. Kocham cię.

-Wiem. –zaśmiała się.

Na wyspie ujrzałem piękną czarnowłosą dziewczynę o piwnych oczach.

-Witaj jak się nazywasz? –zapytałem podchodząc do niej.

-Niki –powiedziała cicho.

-Ja jestem Czkawka. A to jest Sączysmark i Astrid. –powiedziałem do niej i uśmiechnąłem się. Trzeba to przyznać była piękna jednak Astrid była od niej o wiele piękniejsza. –Co się stało? –zapytałem pokazując na łódź.

-Zaatakowały mnie smoki i one… ZABIŁY MOJEGO CHŁOPAKA!!! –krzyknęła i mnie przytuliła. Nie wiedziałem co zrobić. Sączysmark pokazywał abym ją przytulił, ale jak spojrzałem na Astrid ta natychmiast odwróciła się do mnie plecami. Pomyślałem i uświadomiłem sobie, że skoro smoki zabiły jej chłopaka to tak szybko nowego nie będzie szukała. Odwzajemniłem uścisk.

(Astrid)

Obiecuję jak tylko ją puści… zabiję go!

-Lecimy? –zapytałam już nieźle wkurzona.

-Tak –powiedział spokojnie Czkawka. Chciał puścić ją ale ona nadal go trzymała.

-Ehm możesz go puścić. –powiedziałam do niej.

-Ale smoki. –przekonywała dalej.

-Nic ci nie zrobią. –powiedziałam śmiało i odciągnęłam ją od Czkawki i zaprowadziłam do Sączysmarka.

-Ale ten smok jest groźny. –dodała widząc to na czym ma lecieć –Wolę tego. –pokazała na Szczerbatka.

-Ten smok jeszcze bardziej. –dodałam zgryźliwie.

-Niki, a może chcesz lecieć na tym? –zapytał Czkawka pokazując na Wichurę.

-Ok. –zgodziła się .

Sączysmark tylko stał i śmiał się.

-Zgoda niech leci ze mną. –odpowiedziałam na co Sączysmark prawie zakrztusił się własną śliną.

-Że z tobą? –zapytała niepewnie.

-Tak, a coś ci nie pasuje. Przez ten lot będziemy mogły się lepiej poznać. –dodałam uroczo.

-Tak ,ale jednak –zaczęła, ale Szczerbatek zawarczał na nią.

-Chyba nie masz wyboru, albo lecisz ze mną na Wichurze albo z Sączysmarkiem na… -zaczęłam, ale ona mi przerwała.

-Dobra lecę z nim –pokazała na Smarka. Wyruszyliśmy na Berk. Całą drogę myślałam nad tą nową. Nie podobała mi się to samo uczucie miałam kiedy znaleźliśmy Hederę. Wiem, że nie była to zazdrość tylko obawa. Obawa przed utratą Czkawki i strach nie wiem przed czym.

(Czkawka)

Astrid cały czas leci zamyślona. Ciekawe o co jej chodzi?

-Sączysmark leć z Niką na Berk ja i Astrid musimy porozmawiać. –powiedziałem, a moja ukochana spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

-Więc o co ci chodzi? –zapytała gdy wylądowaliśmy na jakiejś małej wysepce.

-Miałem zadać to samo pytanie. –odpowiedziałem podchodząc do niej i spoglądając w jej urocze błękitne jak niebo oczy.

-Nie wiem o czym mówisz. –odpowiedziała odwracając wzrok.

-Astrid widzę, ze coś się stało i wiem, ze chodzi o Niki.

-Nie pasuje mi dobra! Klei się do wszystkich udaje taką niewinną, rozpacza po stracie chłopaka! A my nawet nie znaleźliśmy jego ciała! –krzyknęła i odwróciła się do mnie plecami.

-A więc o to ci chodzi. –powiedziałem spokojnie.

-„O to”? Czyli o co? –zapytała nadal obrażona.

-Jesteś zazdrosna. –powiedziałem odkrywczo.

-Wcale, że nie!

-To czemu krzyczysz?

-Bo, bo… -zaczęła się plątać –Aaa nieważne! –machnęła ręką i ruszyła do Wichury.

Już miała wsiąść gdy złapałem ją za rękę i mocno pocałowałem.

-Kocham tylko ciebie. Nie zapominaj o tym. –dodałem gdy oderwałem się od niej.

-Ale ona…

-Ona co? To prawda jest piękna, ale to ty jesteś tą jedyną.

Astrid już nic nie powiedziała polecieliśmy na Berk.

Tydzień później.

Jak co dzień wypełniałem obowiązki wodza. Gdy nagle podeszła do mnie Niki. Co prawda robiła do mnie podchody, ale ja jej nie chciałem.

-Czkawka? –zapytała, a ja odwróciłem się do niej. Wtedy stało się coś co na zawsze zmieniło moje stosunki z nią i Astrid. Pocałowała mnie. Nie mogłem na to pozwolić chciałem się oderwać od niej, ale mi nie pozwalała,

-Czkawka? –usłyszałem cichutki załamany głos mojej najdroższej. Spojrzałem w tamtą stronę i dostrzegłem jej zapłakane oczy. Wtedy szybko odsunąłem się od Niki i chciałem zatrzymać Astrid jednak ona mi uciekła. Pobiegłem za nią.

-Astrid daj mi to wytłumaczyć. –powiedziałem gdy złapałem ją tuż obok Kruczego Urwiska.

-Nie chcę słuchać twoich wyjaśnień! –krzyczała przez łzy.

-Astrid ja ciebie kocham!

-Ja ciebie też, ale nie potrafię udawać, że nic się nie stało! –nadal krzyczała.

Przytuliłem ją do siebie, próbowała się wyrwać jednak na marne. Teraz jestem silny i nie pozwolę jej odejść. Szarpała się jeszcze dość długi czas, ale gdy zauważyła, że nie ma już szans na wyrwanie się z mojego uścisku przestała się szarpać i mocniej przyległa do mnie.

-Astrid to nic dla mnie nie znaczyło. Wiesz, że kocham tylko ciebie. –powiedziałem do niej i uniosłem lekko jej podbródek.

-Poddaję się. –odpowiedziała załamana.

-Co? –zapytałem nie bardzo rozumiejąc słowa jakie wypowiedział w moją stronę.

-Poddaję się . Nie potrafię już dłużej tak żyć. Czkawka chodź by nie wiem co to i tak ona lub jakaś inna dziewczyna będzie się do ciebie zalecała. Są ode mnie ładniejsze lepiej wychowane i lepsza partia jak dla ciebie.

-Astrid gdy skończyłem osiemnaście lat mój ojciec chciał znaleźć mi żonę na odległych wyspać. Były piękne i mądre, ale ja i tak wolałem ciebie. Moją Astrid. Waleczną wojowniczkę, która nigdy się nie poddaje. Gdy wróciliśmy z wyprawy powiedziałem ojcu o nas i wtedy powiedział mi „Synu jestem z ciebie dumny.”. Nie wiedziałem o co uchodzi przecież chciał znaleźć mi żonę, ale on dodał „Mimo wszystko wybrałeś najlepszą opcję. Bo wybrałeś prawdziwą miłość, a nie kogoś kogo ci zaoferowałem”. Od tego czasu zrozumiałem, że zawsze kochałem ciebie. –opowiedziałem jej historię, którą chciałem zachować w tajemnicy.

Astrid wyrwała się z mojego uścisku i pocałowała mnie mocno w usta.

-Kocham cię i nigdy nie przestanę, ale nie jestem pewna czy mam na tyle sił aby walczyć z nią lub z jakąś inną o ciebie. Przeprasza. –wyszlochała.

Nie zatrzymałem jej wiedziałem, że nie zmienię jej decyzji wiedziałem, że jest uparta. Minął miesiąc od tego feralnego dnia. Astrid już nie była moją dziewczyną za to Niki zachowywała się jakbyśmy byli już co najmniej małżeństwem. Parę razy próbowałem rozmawiać z Astrid o tym co się stało, ale ona mnie unika i nie chce słuchać.

Dziś miałem zamiar na zajęciach w Akademii poinformować ich o…

-Z okazji tygodnia Borka na naszej wyspie będzie zorganizowany bal. –powiedziałem do wszystkich jeźdźców.

-Cześć wszystkim. –usłyszałem kobiecy głos. Była to…

-Hedera!!! –krzkneli wszyscy oprócz mnie, Astrid i Ereta.

-Co ty tu robisz? –zapytałem miło i przytuliłem ją. Kontem oka zerkałem na Astrid. Rozmawiała z Eretem i pokazywała na Hedrerę. Gdy wszyscy się przywitali rozeszliśmy się do domów. Powiedziałem Hederze o balu i opowiedziałem co się działo po tym jak odpłynęła. Zaproponowałem jej pokuj u mnie, ale odpowiedziała, że Astrid już ją zaprosiła do siebie.

(Hedera)

Poszłam do domu Astrid i zaczęłam z nią rozmawiać. Opowiedziała mi o Czkawce i o sobie. Byłam bardzo zdziwiona, że Czkawka tak się zachowuje, ale no cóż to ona z nim zerwała i mimo, że nadal go kocha to nie chce go słuchać.

Przygotowania do balu szły w ekspresowym tempie. Ja, Szpadka i Valka cały czas namawiamy Astrid na wybaczenie Czkawce. Ale ona nie słucha. Jednak jeden dzień był inny. Za tydzień miał odbyć się bal i przechadzałam się po wyspie bez celu. Jednak coś podkusiło mnie ma pójście nad klify i tam zobaczyłam

Czkawkę i tą wredną Niki oni całowali się. Naprzeciwko mnie zauważyłam Astrid, która płakała. Co? Ona płacze? W sumie to się jej nie dziwię. Też bym tak zrobiła. Astrid odbiegła od nich, a ja podeszłam i… nie zdążyłam się odezwać jak Czkawka odepchnął ją od siebie i powiedział.

-Nie kocham cię zrozum. Moją miłością jest Astrid! –krzyknął i odwrócił się ode mnie. Niki zniknęła, a ja nie mogłam pozwolić na to żeby on bezkarnie się całował z inną. Podeszłam blożej i uderzyłam go w twarz. –Za co? –zapytał wściekły.

-Za całowanie się z inną.

-Przecież to ona mnie pocałowała. Widziałaś to.

-Tak widziałam. Astrid też.

(Czkawka)

O nie! Astrid! Przecież ja chcę ją odzyskać, a tu co całuję się z inną.

-Gdzie ona jest? –zapytałem szybko.

-Pobiegła, ale nie wiem gdzie. –kłamała widziałem to w jej oczach. Jednak nie drążyłem tematy. Wiem, ze Astrid i tak nie będzie chciała ze mną rozmawiać.

(Hedeera)

Poszłam do domu Valki, szpadka też już tam była. Miałyśmy rozmawiać jak tu przekonać Astrid. Gdy usiadłyśmy i już miałyśmy zacząć rozmowę do domu weszła Astrid.

- Będę walczyć. –powiedziała odważnie i wyprostowała się. Podniosłyśmy się i uściskałyśmy ją.

-No nareszcie. Mam nadzieję, ze Czkawka też otworzy oczy. –powiedziała Valka i uśmiechnęła się.

(Astrid)

Poszłyśmy do lasu i tam wszystkie pokazywały mi jak mam się zachowywać aby zauroczyć mężczyznę. Wydawało mi się to głupie bo za pierwszym razem nie musiałam tego robić, a Czkawka i tak się we mnie zakocha. Jednak posłusznie wykonywałam wszystkie polecenia. Tak minęło mi kolejne pięć dni potem Valka zaprosiła do naszej małej intrygi Śledzika, Sączysmarka, Mieczyka, Ereta i Pyskacza. Każdy chciał mi pomóc w odzyskaniu Czkawki. Wiem, ze wystarczyło by gdybym do niego podeszła i porozmawiała, ale chciałam udowodnić sobie i Niki, że nie tak łatwo się mnie pozbyć. Nauczyłam się wszystkiego tańca i zachowania.

Było idealnie. Przyszli do mnie wszyscy, którzy mi pomagali i Valka, która przyniosła ze sobą duże pudełko. Kazała mi wziąć je i iść do pokoju, a potem przyjść w jego zawartości. Weszłam do pokoju i otworzyłam pudło. Znajdowała się w nim piękna błękitna suknia z grubym czerwonym pasem ciągnącym się od ramienia oplatającym mnie w tali i kończącym się aż przy ziemi. Założyłam ją i rozpuściłam włosy zostawiając tylko jeden mały warkoczyk. Wyszłam z pokoju i udałam się na dół aby się pokazać. Spodziewałam się każdej reakcji naprawdę każdej, ale nie takiej. Wszystkim opadły szczęki. Patrzyli na mnie jak by zobaczyli ducha.

(Valka)

Stoicku gdybyś ją widział. I pomyśleć, że to będzie moja synowa. Wygląda przepięknie.

(Hedera)

Łał!!! Czy to Astrid? Wygląda niesamowicie.

(Szpada)

Ale pięknie wygląda też bym chciała wyglądać jak bogini.

(Eret)

I pomyśleć, że ta dziewczyna budzi postrach u facetów. No jeśli zrzuca się ich z paru dziesięciu metrów, ale teraz to… laska!

(Śledzik)

No Czkawka ty to masz szczęście. Taka dziewczyna to nie trafia się każdemu.

(Sączysmark)

Oj no to nie fer Czkawka dostał najlepszą dziewczynę. A mi została Szpadka. Chociaż jeśli Czkawka wybierze Niki to Astrid będzie moja.

(Mieczyk)

Ciekawe czy jak się spada ze smoka na skały to boli?

(Astrid)

-Hej! Czy wszystko w pożarku?

-Tak, ale wyglądasz przepięknie. –odpowiedział mi Eret. Wyszliśmy i gdy dotarliśmy do twierdzy wszyscy się na nas patrzyli. Dziewczyny nie mogły się nadziwić moim wyglądem tak samo jak chłopaki tylko oni mieli pootwierane usta, z których leciała im ślina. Ble ohyda. No, ale co ja zrobię. To wszystko dla ciebie Czkawka.

(Czkawka)

Czy to Astrid? Nie na pewno nie ona. Przecież nigdy nie założyła sukni. Wiem, że to było obowiązkowe, ale Astrid wyglądała niesamowicie. Czułem dumę, że jest moją dziewczyną. Jednak po chwili sobie uświadomiłem, że nie mam racji. Pyskacz szturchnął mnie ramieniem i popatrzył z miną typu „I co? Na co czekasz? Idź do niej” .

Zebrałem się w sobie na odwagę i zszedłem gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały poczułem jak bym miał nogi z waty. Muzyka zaczęła grać. Chciałem poprosić ją do tańca jednak Niki porwała mnie na parkiet.

(Astrid)

Zaczęłam tańczyć z Eretem.

-Musimy coś wymyślić. Chcę go przeprosić. –powiedziałam do mojego partnera od tańca.

-Mam pomysł, ale musisz mi zaufać. –powiedział do mnie i kiwnął głową do Sączysmarka.

-Odbijany!!! –krzyknął Sączysmark.

Wszyscy zamienili się partnerami. Ja tańczyłam z Czkawką. Trzymał mnie niepewnie jakby bał się, ze ucieknę od niego jak zrobi coś głupiego. Śledzik popchnął go w moją stron, a ja tylko się uśmiechnęłam. Widziałam w jego oczach ulgę. Tym jednym uśmiechem sprawiłam, że zyskał trochę pewności siebie i przyciągnął mnie mocniej do siebie. Niespodziewanie zaczęła grać romantyczna muzyka. Spojrzałam w kierunku Pyskacza, ale on tylko puścił do mnie oko. Tańczyliśmy tak jeszcze z dwie piosenki. W pewnej chwili nie wytrzymałam i odezwałam się. Jak do tej pory słowa nie były nam potrzebne jednak ja musiałam to zrobić.

-Może przejdziemy się? –zaproponowałam mu.

-Jasne –zgodził się od razu.

Poszliśmy nad klify, a tam zaczęliśmy rozmawiać pierw o pogodzie potem o balu i w końcu nadszedł ten czas.

-Astrid ja przepraszam cię. Kocham cię nad życie. Wiem, że niechżesz już tego słyszeć, ale…

Nie wytrzymałam i pocałowałam go namiętnie w usta. Zaczął oddawać mi pocałunki. Jeszcze nigdy tak się nie zachowywaliśmy. W tej jednej ulotnej chwili chcieliśmy przekazać sobie całą miłość jaką siebie darzyliśmy. Po jakimś czasie oderwaliśmy się od siebie.

-Wybaczyłaś mi? –zapytał z nadzieją i z strachem. Pewnie bał się mojej odpowiedzi.

-Wiem, że nie tak powinnam się zachowywać, ale tak. Wybaczyłam ci. –odpowiedziałam i poczułam jak iskierka nadziei zamienia się w pożar ogarniający moje serce. Bo co miałam zrobić. Kocham go przecież.

-Dziękuję. Obiecuję, że nigdy już nie spowoduję naszego rozstania. –przyrzekł mi i pocałował mnie jednak potem zapytał jeszcze. –Zachowywać?

-Tak. Chodzi o to, że powinnam się zachowywać bardziej dziewczęco, a nie jak no wiesz. –odpowiedziałam mu.

-Myślisz, że przejmuję się tym?

-No tak.

-Astrid kocham cię taką jaka jesteś i nic ani nikt tego nie zmieni. –dugo słowa długo chodziły mi pogłowie. Pocałowaliśmy się. Poczułam ogromny ból w lewym boku i ciemność. Pamiętam tylko tyle.

(Czkawka)

Całowaliśmy się jednak Astrid niespodziewani się osunęła. Widziałem, ze jej piękna suknia jest zakrwawiona. A nad nią stała Niki.

-Skoro ja nie mogę cię mieć to nikt nie będzie mógł! –krzyknęła i rzuciła się na mnie. Jednak nie przewidziała jednego, ze potknie się na materiale od sukni mojej ukochanej. Spadła w przepaść jednak ja nie zareagowałem na to tylko klęknąłem nad ciałem mojej miłości. Podbiegła do mnie moja mama i mocno przytuliła. Pyskacz zabrał Astrid, a ja nadal płakałem.

























Dwa tygodnie później.

Właśnie siedziałem w moim pokoju i rozmyślałem nad życiem. „Jaki jest jego sens?” to pytanie dręczyło mnie od dwóch tygodni. Nie umiałem czasem znaleźć odpowiedzi na nie. Było zbyt trudne, a jednocześnie takie łatwe. Te rozmyślania przerwało mi głośne wejście mojej mamy do pokoju. Prosiłem ją tyle razy, że nie mam nastroju jednak ona nie potrafi tego zrozumieć. Od ty dni, które minęły od balu czułem się tak bezradnie.

-Czkawka!!! –krzyknęła wbiegając. Odwróciłem się do niej zapłakany. Ona jednak nie zwróciła na to najmniejszej uwagi i popatrzała na mnie znacząco.

Już wiedziałem o co chodzi. Szybko wybiegłem z domu i jeszcze szybciej wbiegłem do domu, który znajdował się obok mojego. W kuchni, ktoś siedział, ale nie to było dla mnie ważne. Wbiegłem po schodach i do najbliższego pokoju.

-Ty żyjesz!!! –krzyknąłem i przytuliłem osobę siedzącą na łóżku. –Tak się o ciebie bałem.

-Ja o ciebie też. Kocham cię. –powiedziała wycierając moje łzy.

-Niki zginęła. Teraz wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. Kocham cię. Astrid. –pocałowałem ją najmocniej jak umiałem. Nigdy jej nie zostawię, nigdy.




Kiedy łamiesz zasady, łam je mocno i na dobre cz.1[]

  • Akcja dzieje się po JWS2 (no, a jak żeby inaczej XD)
  • Pisane z różnych perspektyw.
  • Nowe postacie. Dużo!!!

(Czkawka)

Minoł już prawie rok od śmierci mojego ojca i wojny z Drago. Przez ten czas nauczyłem się dużo przydatnych informacji na temat bycia wodzem. Na przykład nie mam teraz czasu dla przyjaciół mimo iż się staram. Cały czas coś się dzieje jak nie Wiadro i Gruby się kłócą to mam podpisywać jakieś pokojowe traktaty albo najlepszy był Sączysmark i Eret. Tydzień temu postanowili zrobić sobie konkurs, który ustawia najlepsze pułapki. Niestety na ich albo raczej moje nieszczęście Astrid i Szpadka wpadły na genialny pomysł ze spacerem po lesie. A teraz co siedzę w swoim pokoju i ukrywam tych dwóch „geniuszy”. Ohhh… Astrid mnie zabije jak się dowie, że im pomagam.

No, ale może zacznę od początku. Więc jak już wspomniałem chłopaki wpadli na pomysł konkursu, a dziewczyny spaceru. Właśnie pracowałem w kuźni gdy…

-Eret!!! Jesteś martwy!!! –usłyszałem nagle Astrid, a z lasu wybiegli Sączysmark i Eret. Co miałem zrobić? Wsiadłem na Szczerbatka i poleciałem do lasu. Dość szybko je zlokalizowałem. Astrid wisiała na drzewie do góry nogami, a Szpadka leżała na ziemi i zwijała się ze śmiechu. Muszę przyznać, że mało co, a i ja bym się roześmiał widok był komiczny. Astrid wisząca do góry nogami z wściekłą miną.

-Dzień dobry. –przywitałem się.

-Nie denerwuj mnie. –odparła naburmuszona.

-Jak tam widoki z góry? –zapytałem ze śmiechem.

-Igrasz z ogniem. –odparła mi nadal śmiejąc się Szpadka.

Astrid spojrzała na nią morderczym wzrokiem, a ona natychmiast zerwała się na równe nogi i uciekła do wioski.

-Możesz mnie ściągnąć? Proszę. –poprosiła Astrid. Widziałem w jej oczach, że już nie jest aż tak zła jak wcześniej.

-Jasne. Szczerbatek –zakomendowałem, a smok strzelił plazmą w linę.

-Nie! Czkawka! –krzyknęła Astrid. Chyba myślała, że dam jej spaść. Niedoczekanie nie miałbym już normalnego życia, każdy miał by mi za złe, że zabiłem swoją przyszłą żonę. No właśnie chyba wam nie mówiłem zamierzam oświadczyć się Astrid.

Złapałem ją. Ze strachu zamknęła oczy. Powoli uniosła jedną powiekę aby sprawdzić czy żyje i czemu nie poczuła uderzenia.

-Nic mi nie jest? –zapytała zaskoczona spoglądając na mnie.

-A co myślałaś, że dam ci spaść? –zapytałem żartobliwie i postawiłem ją na ziemi.

Gdy tylko poczuła grunt pod nogami uderzyła mnie jak za starych czasów.

-To nie było śmieszne!!! –krzyknęła i odwróciła się do mnie plecami.

-Obraziłaś się? –zapytałem zaskoczony jej zachowaniem. Odpowiedziała mi jedynie cisza.

-Oj dobrze już dobrze. Przepraszam! Wystarczy? –zapytałem i skrzyżowałem ręce na piersi.

-Tak. –odpowiedziała cicho i ucałowała mnie w policzek.

Wsiedliśmy na Szczerbatka i polecieliśmy do wioski. Astrid zanim poszła do domu zapowiedział mi, że jak znajdzie Sączysmarka i Ereta to głowy im pourywa.

No mniej więcej tak wyglądały ostatnie wydarzenia. Chłopaki już się zmyli więc mam trochę czasu dla siebie.

-Czkawka!!!

-Oczywiście trochę czasu sam dla siebie. –wymamrotałem pod nosem –O hej Astrid!

-Przeszkadzam? –zapytała ze śmiechem.

-Nie, a czemu pytasz? –zapytałem z szerokim uśmiechem.

-Bo ostatnim razem jak mnie tak przywitałeś to smok zrobił ci na głowę… no wiesz co.

-Hahaha bardzo śmieszne.


-Więc co się stało? –zapytała mnie. –Chodzi o Ereta i Sączysmarka? Widziałam, że wychodzili od ciebie.

-Tak cały dzień siedzieli u mnie i… -zaciąłem się. -Ty ich dziś widziałaś? –zapytałem ciekawy co mi odpowie.

-Tak.

-I, i oni jeszcze żyją?

-Tak. Umówiłam się z Szpadką, że ona zajmie się nimi, a ja zajmę się tobą. –oznajmiła podchodząc bliżej mnie.

-Mną? –przełknąłem głośno ślinę.

-Tak tobą. –odpowiedziała, a ja potknąłem się i wylądowałem na łóżku przy okazji ciągnąc ją za sobą Astrid, która wylądowała na mnie.

Zaczęliśmy się śmiać i wygłupiać. Raz ja leżałem na niej, raz ona na mnie. Miałem ochotę aby to trwało wiecznie jednak nie dane mi było się nią nacieszyć. Usłyszeliśmy huk, a do mojego pokoju wbiegł Pyskacz.

-Wróg na wyspie!!! –wykrzyczał zadyszany, a ja z Astrid wybiegliśmy jak oparzeni na dwór.

Na środku wyspy stał wysoki mężczyzna o blond włosach. Był bardzo umięśniony. W prawej ręce trzymał miecz, a w lewej tarczę z nieznanym mi jak do tond znakiem.

-To niemożliwe. –szepnęła moja dziewczyna ze strachem w oczach.

Nie miałem czasu zapytać się o nieznajomego. Podeszłem do niego spokojnym, ale stanowczym krokiem.

-Kim jesteś i czego tu chcesz?

-Jestem Kelton. –odpowiedział spokojnie. –Chcę rozmawiać z wodzem tej wyspy.

-Ja jestem tu wodzem. –odpowiedziałem mu pewny siebie. Zaczął chodzić w około mnie. Kontem oka zobaczyłem Astrid. Obserwowała z uwagą każdy jego krok.

-Hmmm jesteś słabszy niż mi się wydawało.

-Chcesz możemy się o tym przekonać. –jestem nastawiony pokojowo, ale on mi się nie spodobał. Poza tym wziąłem sobie rady mojego ojca do serca.

-Nie będę się z wami bił, jesteście za słabi.

W tym momencie Sączysmarka zaatakował. Wróg uniknął jego ciosu z łatwością. Wszyscy się na niego rzucili, ale ich pokonał i powoli zaczął się zbliżać do mnie. Wyjąłem moja piekło i już miałem zaatakować kiedy on wytrącił mi je z dłoni. Miał już zaatakować, ale przerwał mu to topór mojej wybranki.

-Ohoho no nie wierzę Astrid Hofferson ile to już lat?

-Jak widać za mało skoro jeszcze żyjesz. –odpowiedziała mu szorstko.

Zaatakował. Już myślałem, że Astrid coś się stanie, ale ona bez najmniejszego problemu odparła jego atak. Po jakimś czasie Kelton leżał już na ziemi, a nad nim stała Astrid. Mężczyzna szybko poderwał się na równe nogi i uciekł wykrzykując tylko, że wróci. Astrid podeszła do mnie i pomogła mi wstać.

-Nic ci nie jest? –zapytała oglądając moją twarz.

-Nie, nic.

Nie zdążyłem zapytać się Astrid kim on był bo musiałem zająć się ludźmi w wiosce. Potem Pyskacz zwołał nadzwyczajne zebranie w twierdzy. Uczestnikami zebrania byli sami jeźdźcy.

-Nie mamy szans go pokonać –oznajmił nam Pyskacz.

-Pokonam go! –krzyknął Sączysmark.

-Nie! Nikt go nie pokona oprócz… -zaczął Pyskacz i spojrzał w moją prawą stronę.

Odwróciłem głowę w tamtym kierunku tak jak i pozostali. Moim oczom ukazała się piękna twarz mojej wojowniczki.

-Pyskacz przecież znasz jej warunki. –odparła spokojnie, ale w jej oczach zobaczyłem gniew i strach.

-No wiem, ale…

-Nie! –krzyknęła już głośno i wyraźnie. –Nie mam zamiaru! Wiesz co musiałam poświęcić żeby się czuć jak prawdziwa wojowniczka.

-Astrid, a jeśli coś by się słało Czkawce? Tylko wy możecie nam pomóc.

-Astrid o czym on mówi? –zapytałem dotykając lekko jej ramienia.

-Dajcie mi wszyscy święty spokój! –krzyknęła i wybiegła z twierdzy.

Minęły już trzy dni od tego incydentu. Astrid ciągle się do mnie nie odzywała. Nagle podszedł do mnie

Pyskacz i oznajmił, że ja, jeźdźcy, moja mama i on płyniemy na pewną wyspę i tam będziemy się szkolić, a wioską zajmie się Gothi i Podłosmark. Zgodziłem się i parę godzin później stałem już na łodzi i rozmawiałem ze wszystkimi. No prawie nie było z nami Astrid.

Nagle na pokład weszła Astrid.

-Płyniemy. –oznajmiła nam.

Odbiliśmy od brzegu i tak minął nam cały dzień. Chciałem się czegoś od niej dowiedzieć, ale unikała mnie. Więc gdy tylko zapadła noc zapukałem do jej kajuty.

-Kto tam? –usłyszałem słodki, ale i zapłakany głos.

-To ja Czkawka. Mogę wejść?

-Tak.

Powoli otworzyłem drzwi i wszedłem do pomieszczenia. Astrid siedziała na łóżku i patrzała na mnie zagadkowymi oczami.

-Co się dzieje? –zapytałem i przysiadłem na skraju łóżka.

-Nic. –odpowiedziała niezadowolona z mojego pytania.

-Astrid przecież widzę.

(Teraz będzie ciekawie! Ostrzegam +18 XD)

-Nic się nie dzieje! –krzyknęła i podniosła się. W ostatniej chwili pociągnąłem ją powrotem na łóżko i pocałowałem namiętnie w usta. Nie wiem czemu to zrobiłem, przecież Astrid… zaczęła oddawać mi pocałunki?

(Astrid)

Co się ze mną dzieje? Czkawka mnie pocałował. Jestem ciekawa dlaczego to zrobił? Z resztą ja nie jestem lepsza. Kocham go i nic tego nie zmieni.

(Czkawka)

Astrid leżała na plecach, a ja na niej i nadal się całowaliśmy. Wszystko pamiętam jak przez mgłę. Niespodziewanie poczułem jak jej ręce odpinają mój kombinezon. Nie wiedziałem co zrobić, ale zacząłem zjeżdżać dłońmi w dół jej pleców i leciutko podnoście jej bluzkę. Poczułem jej przyśpieszony oddech i...

Kiedy łamiesz zasady, łam je mocno i na dobre cz.2[]

(Czkawka) Obudziłem się wcześnie rano. Słońce leniwie zaglądało do pomieszczenia i oświetlało nasze twarze. Astrid była taka bezbronna i piękna, gdy spała. Nadal nie mogłem ogarnąć tego, że to zrobiliśmy. Spotykałem się z nią od prawie dwóch lat. Była dla mnie najważniejsza, ale nigdy nie sądziłem, że zrobimy to co stało się w nocy. Może dzięki temu ona przyjmie moje oświadczyny. Spojrzałem na jej piękną twarz, piękne złote włosy, która w świetle porannego słońca stawały się jeszcze jaśniejsze. Cudowne usta, które potrafią być słodkie jak miód i, które potrafią powiedzieć ci całą prawdę, nawet tą najokrutniejszą. Nie mogłem już wytrzymać. Powoli zbliżyłem moje usta do jej i lekko ją pocałowałem. Otworzyła leniwie oczy i gdy tylko mnie ujrzała uśmiechnęła się.

-Dzień dobry. –przywitałem ją pocałunkiem, który ona pogłębiła.

-Dzień dobry. –odpowiedziała mi i przejechała wierzchem dłoni po moim policzku.

-Kocham Cię. –powiedział mi jej uwodzicielski głos.

-Ja ciebie też.

Usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Astrid szybko wstała ciągnąc ze sobą koc. Ja niewiele myśląc złapałem za moje spodnie i je założyłem.

-Tak? –zapytała Astrid lekko uchylając drzwi tak aby wychylić swoją głowę.

-Za chwilę dopłyniemy. –usłyszałem głos mojej matki. –Nie wiesz może gdzie jest Czkawka?

-A… nie, nie wiem gdzie jest. –skłamała.

Zatrzasnęła drzwi i odwróciła się w moją stronę z rumieńcami na policzkach.

Podeszłem do niej i wziąłem jej twarz w moje dłonie.

(Astrid) Pocałował mnie. Jak ja go kocham! Powoli zaczął się ode mnie odrywać. Patrzeliśmy sobie w oczy gdy nagle przypomniałam sobie, że za niedługo dopłyniemy na miejsce. Musiałam mu coś powiedzieć, ale nie wiedziałam jak.

-Czkawka pamiętaj, że choćby nie wiem co Kocham tylko Ciebie. –powiedziałam mu gdy się ubraliśmy.

-Wiem o tym. Ja też kocham tylko ciebie. Pamiętaj.

Wyszliśmy na pokład i już po chwili dobiliśmy do brzegu. Wyszłam powoli na brzeg.

-Astrid!!! –usłyszałam moje imię i odwróciłam się w tamtą stronę. Chwilę potem leżałam na ziemi przygnieciona trzema dziewczynami. Zaczęłam się z nimi witać i śmiać.

-Hmmm…. Zawsze spotykamy się jak leżysz na ziemi. –powiedział pewien chłopak o czarnych włosach.

-Miło cię widzieć Ness. –odpowiedziałam i podałam mu dłoń aby pomógł mi wstać.

-Posłuchajcie. –zwróciłam się do moich przyjaciół –To jest Ness. Mój stary przyjaciel.

(Czkawka)

Z tego co się dowiedziałem to Ness jest też wodzem. Był wysokim dobrze umięśnionych mężczyzną o rok starszym ode mnie. Miał czarne włosy i zielone oczy. W stały też te dziewczyny, które powaliły Astrid na ziemie. Jedna miała na imię Nicol i była od nas młodsza o dwa lata. Była szatynką o piwnych oczach i wesołym uśmieszku. Jak na swój wiek była dość niska i bardzo szczupła. Jej ubiór świadczył o tym, że nie jest wojowniczką. Nosiła niebieską bluzkę i krótką spódniczkę. Na nogach miała dziwne niebieskie buty. Płaskie założone tylko na stopy i z cienkim szerokim niebieskim paskiem materiału, który oplatał jej nogę i kończył się przy kolanie. Miała włosy związane w koka z tyłu głowy. Okazało się też, że jest to siostra Nessa.

Pozostałe dwie też miały dziwne stroje, ale były piękne.

Tuż obok Nicol stała… zapomniałem jej imienia, ale wszyscy mówili do niej Bella. Była najwyższa z nich wszystkich i najszczuplejsza. Miała długie kasztanowe włosy związane w kucyka i oplecione warkoczykiem, jej oczy były zielone. Nosiła sukienkę koloru zielonego wciętą na lewy bok. Ostatnią z dziewczyn okazała się być dziewczyna Nessa i najlepsza przyjaciółka Astrid. Miała na imię Misty. Była chyba najładniejsza no nie licząc mojej ukochanej. Miała długie blond włosy, które swobodnie opadały jej na ramiona. Jej ubiór był już bardziej podobny do ubioru wojowniczki. Co prawda, każda miała takie same buty, ale ona nosiła krótkie spodenki i materiał przewiązany w pasie wyglądający jak suknia z wcięciem. Cały jej strój miał kolor granatowy. Może miał podkreślać jej oczy, które nie wpadały w żaden znany mi kolor były po prostu kolorowe. Gdy Astrid wszystkich nam przestawiła udaliśmy się do pewnego domu. Było ogromny, mieściło się w nim kilkadziesiąt pokoi i wielka sala, która mogła zmieścić kilka set ludzi.

-Gdzie ciocia Klara? –zapytała Astrid.

-Czyli nie przyjechałaś w odwiedziny? –zapytała Misty.

-Nie.

-Wiedziałam. Jest w swoim pokoju. –odpowiedziała jej i ruszyły w tamtym kierunku –Ale pamiętaj ona nie zmieniła zdania.

-Wiem.

-To? Co tu robisz?

-Przyjmę jej warunki.

-Co!? –krzyknęli wszyscy (Ness, Misty, Nicol i Bella)

-Chyba zwariowałaś! –krzyknęła Nicol.

-Nie! –odpowiedziała stanowczo moja wojowniczka.

-Co się stało? –zapytał Ness.

-Kelton wrócił.

-Rozpoznał cię?

-Tak.

-Pomożemy. Ciocia też nawet bez tej obietnicy.

-Nie. Ona skorzysta z tej okazji.

Astrid weszła do pewnego pokoju, w którym znajdowała się kobieta gdzieś w wieku mojej mamy. Razem z nią weszły też dziewczyny, a ja z innymi zostałem na zewnątrz.

(Astrid)

Weszłam do pokoju mojej ciotki i wszystko mi się przypomniało. Całe jej wychowywanie mnie. Zawsze musiałam być grzeczna i… po prostu idealna. Może dlatego wolę być niezależna i tylko Czkawki słucham. Zapytacie czemu. Odpowiedź jest prosta… Kocham go!!!

-Witaj ciociu. –przywitałam się.

-O mam nadzieję, że przemyślałaś moją propozycję. –powiedziała oschle.

-Astrid potrzebuje pomocy. –wyręczyła mnie Misty.

-A jakiej? –widocznie ją zaciekawiłam.

-Kelton zaatakował wyspę Berk. Chcę pozwolenie na szkolenie.

-Kogo?

-Moich przyjaciół Ereta, Sączysmarka, Mieczyka Szpadki i Śledzika, oraz Mnie i dziewczyn –pokazałam na moje przyjaciółki –W szkoleniu chciałabym aby uczestniczył też Czkawka wódz Berk.

-Zdajesz sobie sprawę z tego, ze mają się szkolić też dziewczyny.

-Tak.

-Więc jak tam moja propozycja?

Tym czasem za drzwiami.

(Czkawka)

-Witajcie –usłyszałem kobiecy głos.

Dowiedziałem się, że jest to jedna z ciotek Astrid i przyjaciółka mojej mamy.

-Gdzie Astrid i dziewczynki? –zapytała kobieta.

-U Esty. –pokazał palcem na drzwi Ness.

-Ale ona się nie zgodziła? Prawda?

-Chce się zgodzić bo powrócił Kelton. –powiedział Pyskacz.

-Ale ona…

-Nie możesz tego zrobić!!! –dało się słyszeć krzyki dziewczyn.

-Astrid zwariowałaś!!! –krzyknęła chyba Misty.

Nagle drzwi się otworzyły i w progu pojawiła się ta sama kobieta co stała obok nas. Zrozumiałem, że są bliźniaczkami.

-Ona już podjęła decyzję. –odpowiedziała i ruszyła wzdłuż korytarza.

Była już z dwa metry od nas gdy z pokoju wyleciała Misty.

-Cioci, ale chyba da się coś z tym zrobić? Prawda? No nie wiem co, ale może… wiem kto inny weźmie to na siebie.

-Nie. –odpowiedziała i odeszła.

-Astrid! Mamy do pogadania! –krzyknęła Misty i ruszyła pewnym krokiem do pomieszczenia.

Weszła tam i było jeszcze słuchać krzyki, które po chwili ucichły.

(Astrid)

-Błagam! Ja tak łatwo się nie poddam. –odpowiedziałam im.

Wyraźnie je zaskoczyłam. Udałyśmy się do swoich pokoi. Już tego dnia nie rozmawiałam z Czkawką ani z nikim innym.

Rano gdy się obudziłam ciocia Esty stała już nade mną z moim strojem.

-Skoro masz walczyć to w odpowiednim stroju.

Gdy tylko wyszła zaczęłam się ubierać.

(Czkawka)

Szliśmy w głąb lasu gdy nagle przed moimi oczami przebiegło coś czego nie mogłem zidentyfikować.

Trening mieliśmy mieć na plaży. Dziewczyny zaczęły go wcześniej, więc się dziś nie spotkałem z Astrid.

Doszliśmy na plażę. Zastaliśmy już tam jedną z ciotek Astrid.

-Stójcie. –powiedziała do nas.

Nagle z klifu skoczyła Nicol i bezpiecznie wylądowała na piasku tak samo jak Bella.

-A gdzie jest Astrid i Misty? –zapytała Esta.

-Trzy… -zaczęła liczyć Bella.

-Dwa… -dodała Nicol.

-Jeden –powiedziały obie w tym samym momencie z klifu skoczyła Misty i Astrid???

Gdy bezpiecznie wylądowały obok nas nie mogłem oderwać oczu od mojej ukochanej inne dziewczyny były ubrane tak jak wczoraj, ale nie Astrid. Miała na sobie błękitną bluzkę. Buty tego samego koloru takie jak jej koleżanki, krótkie spodenki i coś w rodzaju trenu ciągnące się za nią. Gdy trochę oprzytomniałem zauważyłem, że inni też się na nią patrzą z niedowierzaniem.

(Astrid)

Wszystkie treningi minęły spokojnie. Dziś miała odbyć się bitwa. Nie myliłam się na wyspę przybył Kelton i… zaczęło się.

W skrócie Kelton zginął z ręki Czkawki, a ja o mało co nie zginęłabym gdyby nie mój ukochany.

(Przepraszam, że nie ma akcji, ale Paulina nie napisała!!! Znowu!!! Powiem jedno... na Paulinę mam tylko jedno słowo....LEŃ!!!)


Kiedy łamiesz zasady, łam je mocno i na dobre cz.3[]

(Astrid)

Minął już tydzień od wojny z Keltonem, wszystko zaczyna wracać do normy. Niestety. Ciocia już zaczyna sprowadzać mi mężów taka była moja obietnica. Muszę w końcu powiedzieć o tym Czkawce.

Cały czas jesteśmy na wyspie Nessa.

-Astrid!!! Dziś przypływają kandydaci na męża. Masz być miła. To znaczy, że mają być żywi jak będą wracać do domów. –wyjaśniła stanowczo ciotka i już wychodziła –Ubierz się jakoś ładnie.

Ładnie? Chyba sobie żartuje. Zostaje w moim stroju nic, a nic nie zmienię. Może zrażę ich do siebie moim wyglądem. Co ja bredzę. Chłopaki patrzą na mnie jak w obrazek. O na Tora czemu Odyn pokarał mnie urodą?

No nic nie zrobię. Wyszłam z pokoju i szłam w stronę klifów. Na miejscu czekałam już tylko na kandydatów, mieli przychodzić po kolei więc będzie ciekawie.

(Misty)

-Masz listę? –zapytałam Bila mojego starego przyjaciela i dowódcę straży.

-Tak. –odpowiedział i podał mi długi na jakiś metr papier.

-Będzie ciekawie. –westchnęłam i zaczęłam odznaczać kandydatów.

Mo jakiejś godzinie liczka kandydatów zmalała ze 100 do czterdziestu.

-Ile kandydatów zostało? –zapytał mnie Ness podchodząc z Czkawką.


-Czterdziestu. –powiedziała cicho.

-Przecież było stu.

-No było. Dwudziestu wylądowało w oceanie. Dziesięciu miało wybite zęby, a reszta uciekła w popłochu.

-Ja chcę go w armii! –krzyknął Bill ciągnął jakiegoś kandydata. Miał wybite zęby i całą fioletową twarz.

Oraz cały był mokry. Jestem ciekawa co zrobił, że tak go urządziła.

-On jest nie dość, że odważny to jeszcze nieśmiertelny.

-Jak to? –zdziwiliśmy się.

-Pocałował Astrid, a ta no widzicie co mu zrobiła. –pokazał na niego.

-Taa będzie ciekawie bo teraz moja kolej. –powiedział Czkawka.


-Co? –zdziwiłam się.

-Teraz to ja będę się starał o rękę Astrid.

Nic nie odpowiedziałam. Poszedł.

(Astrid)

No nie znów przyjdzie jakiś matoł i będzie się o mnie starał.

-Witam panienkę. Jestem następnym kandydatem do twej ręki. I ostrzegam nie dam się tak łatwo spławić. –powiedział miły męski głos. Odwróciłam się i moje usta zetknęły się z jego. Chciałam się oderwać, ale on mnie przytrzymał. Wtedy uświadomiłam sobie kim jest ten kandydat to… Czkawka.

-Co ty tu robisz? –zapytałam odrywając się od niego.

-Staram się o twoją rękę.

-Ale…

-Nie ma „ale”. Kocham cię i wiem, że ty też mnie kochasz, a to, że twoja ciotka wymyśliła tą umowę. Tylko mi pomogło żeby ci się oświadczyć, więc Astrid Hofferson czy zgodzisz się mnie poślubić?

-Tak –krzyknęłam i pocałowałam go.

-No nareszcie będzie jakiś ślub. –usłyszałam, głos mojej ciotki i śmiechy dziewczyn.


Kiedy łamiesz zasady, łam je mocno i na dobre cz.4[]

  • Proszę bardzo! Jest kontynuacja!
  • Dedykacja dla wszystkich którzy chcieli poznać dalsze losy Astrid i innych. 


(Astrid) No naprawdę ciociu??? On mi się oświadcza, a wy przyłazicie. To brzmi jak jakiś kiepski żart.

-Trzeba wszystkich poinformować!!! –wykrzyknęła Misty.

-Och to będzie najwspanialsze przyjęcie weselne na świecie!!! Nawet bogowie takiego nie mieli!! –ucieszyła się Bella. Już miałam coś im powiedzieć, ale Czkawka mnie powstrzymał.

-Co? –zapytałam szeptem.

-Nic. –zaśmiał się i ścisnął mocniej moją dłoń.

-Nie rozumiem cię. –powiedziałam kiedy zostaliśmy sami. –Przecież one chcą zorganizować nam ślub.

-Tak wiem.

-I nie masz nic przeciwko temu?

-Wysłałem list na Berk, że jak przyjedziemy to odbędzie się nasz ślub. –powiedział pewny siebie.

-Co???

-Chyba nie jesteś zła? –zapytał przytulając mnie.

-Ja??? Czkawka ja nawet nie przepuszczałam, że mi się oświadczysz, a co dopiero mówić tu o ślubie. –powiedziałam i poczułam obawę przed tą uroczystością.

-Ale czemu się denerwujesz? –zapytał spoglądając na mnie.

-Bo nic nie jest przyszykowane! –krzyknęłam i odwróciłam się do nieg tyłem.

-Goście zaproszeni, twoja suknia wisi w szafie, Misty będzie dekorować twierdzę, a śledzik ma przyrządzić jedzenie. –uspokoił mnie.

-Od jak dawna już to planowałeś? –wydukałam zdziwiona.

-Od bardzo dawna -przyznał i pocałował mnie w szyję. Instynktownie odchyliłam głowę w drugą stronę aby dać mu dostęp do mojej szyi.

Staliśmy tak jeszcze z piętnaście minut wpatrując się w zachodzące już słońce.

-Powinniśmy wracać. –odezwałam się niechętnie.

-Tak –przyznał mi rację i ruszyliśmy w stronę swoich pokoi.

Położyłam się spać z uśmiechem na ustach. Całą noc śniłam o moim szczęściu. Rano usłyszałam ciche szepty i śmiechy. Ciekawe o co im chodzi? Właśnie w tym momencie miałam się o tym dowiedzieć. Poczułam falę zimna na całym moim ciele.

-Co jest?! –wykrzyknęłam wstając i właśnie w tym momencie dziewczyny oblały Misty, która spała z mną w pokoju.

-Jesteście martwe!!! –wykrzyknęłyśmy i ruszyłyśmy w pogoń za Bellą i Nicol. Dziewczyny jak oparzone wybiegły z naszego pokoju i zaczęły uciekać. Przez tą naszą gonitwę pobudziłyśmy wszystkich bez wyjątku.

No, ale należało im się. Oblały nas lodowatą wodą. Dogoniłyśmy je dopiero na plaży. Nie miały innej drogi ucieczki jak do wody. Popłynęły jak najdalej i zaczęły się z nas śmiać, że ich nie gonimy. Jednak to one miały gorzej właśnie parę metrów od nich pływali sobie Sączysmark, Śledzik i Mieczyk. Nie było by w tym nic dziwnego gdyby tylko nie pływali NAGO!!!

-Powodzenia. –rzuciłyśmy w ich stronę i uciekłyśmy do swojego pokoju. No ale ciocia byłaby chora gdyby nam nie sprawiła kazania.

Ubrałyśmy się i poszłyśmy do chłopaków. Stali i się śmiali. O co im chodzi?

-Jak tam kąpiel? –zapytał Czkawka.

-Ty o wszystkim wiedziałeś? –zapytałam z wielką chęcią uduszenia go.

-Tak jakby. –odpowiedział wymijająco.

-Uduszę cie! –wykrzyknęłam i rzuciłam się na niego. Niestety złapał mnie w pasie i nie dał możliwości na ucieczkę.

-Nie denerwuj się. –uspokajał mnie.

-Złość piękności szkodzi. –zażartował Ness.

-W takim razie ja jestem potworem. –odpowiedziała mu Misty krzyżując ręce.

-Jak spojrzę pod innym kątem to rzeczywiście. –odpowiedział jej przekrzywiając głowę w prawą stronę.

-Nie żyjesz. –odpowiedziała mu i zaczęła go gonić po całej wiosce.

-Chyba zostanę wdową. –oznajmiłam Czkawce.

-Niby czemu?

-Bo mój mąż to idiota. –odpowiedziałam szeptem.

-Tak już rozumiem. Przepraszam –powiedział i pocałował mnie mocno w usta.

Rozmawialiśmy jeszcze jakiś czas, aż nadszedł moment wyjazdu na Berk. Całą drogę powrotną Czkawka spał w swojej kajucie. Jak tylko wyszliśmy na brzeg cała wioska zaczęła nam gratulować i pytać o jakieś rzeczy związane ze ślubem. Już nieźle zmęczona poszłam do swojego domu i opadłam na poduszki. Minął miesiąc od naszego powrotu na Berk i dziś miał odbyć się nasz ślub. Wstałam dość wcześnie i zaczęłam się przygotowywać do uroczystości. Miałam piękną białą suknię z długim trenem i różnymi ozdobami. Cała uroczystość była dość krępująca. Bałam się, że popełnię jakiś błąd, ale jak wszystko się skończyło nastała wielka uczta. W pewnym momencie poczułam się słabo i postanowiłam się przewietrzyć. Stałam na klifie i patrzałam na piękny ocean.

-Czemu tu stoisz?

-Źle się poczułam i musiałam się przewietrzyć. –odpowiedziałam mężowi.

-Zauważyłem, że niczego nie wypiłaś. Czemu???

-To dość długo historia. –odpowiedziałam mu wymijająco. –Obiecuję, że powiem ci później.

-Powiedz teraz. –zażądał.

Odwróciłam się do niego i spojrzałam na niego, a potem na mój jeszcze płaski brzuch.

-Czy ty? –potwierdziłam to skinięciem głowy –Na pewno?

-Tak. Wiem o tym już tydzień.

-Który? –zapytał, a w jego oczach pojawiły się łzy.

-Szósty tydzień. –odpowiedziałam i poczułam jak mnie podnosi mnie do góry.

-Będę ojcem!!! –wykrzyczał i pocałował mnie w usta.


Prawdziwa miłość nie ma szczęśliwego zakończenia :'([]

  • Oto coś bardzo smutnego od Pauliny  :’( Wzięła się do roboty i postanowiła napisać coś bardzo smutnego.

Prawdziwa miłość nie ma szczęśliwego zakończenia, bo prawdziwa miłość nigdy się nie kończy. Dlaczego w ostatnich chwilach życia przychodzą do głowy takie mądrości, których nie możemy zrozumieć za życia? Sama nie wiem dlaczego, ale jedno wiem na pewno… to są ostatnie chwile mojego życia. Bez niego nic już nie będzie takie samo, wszystko będzie… inne. Może powinnam spróbować tego nowego życia… nie. To nie będzie szczęśliwe życie… Cały czas musiałabym udawać, że go nigdy nie było, ale nie potrafię… Kochałam go… nie, to nieprawda. Ja ciągle go kocham, dlatego nie mogę dłużej żyć. Ogromna dziura w moim sercu z jego imieniem… cały czas się powiększa. Stoję na klifie, to tu spędziliśmy cudowne chwile, które teraz tak bardzo bolą… Ostatni raz czuję jak zimne powietrze gładzi moją skórę… Słyszę jego głos w mojej głowie – Nie rób tego… - Wiem, że chciałby abym była szczęśliwa, ale… ja nie umiem. – Niby dlaczego? – odpowiadam, choć wiem, że i tak gadam sama ze sobą. – Bo cię kocham… - czuję, że zgromadzone we mnie emocje zaczynają się ulatniać w postaci łez.. – Ja też cię kochałam! – niemal, że krzyknęłam – I nadal cię kocham… dlatego już nie mogę – emocje wzięły górę i mój głos się załamał… płakałam – Czego nie możesz? – pyta się tak delikatnie… mimo że to tylko mój wymysł to jest taki… rzeczywisty – Już cie nie ma… nie ma cię przy mnie… a ja chce być z tobą – zrzuciłam swój ciężar… powiedziałam to… mogę umrzeć… posuwam się lekko w przód… jestem coraz bliżej przepaści, pod którą rozciąga się głębokie morze… uwielbialiśmy patrzeć na zachody słońca… zawsze będą mi się z nim kojarzyć… - Nie rób tego! – słyszę jego głos i … czuję na ramieniu czyjąś rękę… ale to … niemożliwe… - Przecież ty… - mówię odwracając się… napotykam jego zatroskane spojrzenie… piękne zielone oczy… - Ja żyję… - on mówi… - Nie! – krzyczę robiąc jeszcze jeden krok w tył… on nie może… to tylko moja wyobraźnia… - Spokojnie… uważaj, bo spadniesz – ostrzega mnie… to nie jest prawda… ale jego głos… Złudzenie! A jego oczy… Przewidzenie! A jego ręka… na moim… Zwykłe oszustwo! Nie ufaj mu! Nie ufaj! Wyrywam się… - Nie proszę… uwierz mi… - mówi do mnie… chce się cofnąć, ale … a jak on naprawdę żyję? Nie on nie żyje! Sama widziałam jak spadł wprost do morza! I tylko tak mogę do niego dołączyć! Nawet jak nie żyje… to może będę żyć w kłamstwie… Nie! Muszę skoczyć! Zrobię to! Teraz! – Nie! – i ten podmuch powietrza… już wiem dlaczego tak to kochał… zamykam oczy… myślę o wszystkich naszych wspólnych chwilach… było tak cudownie.. A on wszystko zepsuł! Jemu zależy tylko na sobie! Nie dba o mnie! To nieprawda… on mnie kocha… ja go kocham… Bzdura! Nigdy go nie kochałam! Zawsze był nikim! Ale … Nie! Czuję wodę… wszędzie… dosłownie… i ból po uderzeniu… zapadam się na dno… oceanu i życia… ostatkiem sił otwieram oczy… on… on skoczył za mną… i… płynie za mną… ale to nieważne… i tak nie zdąży…


Miłość wyleczy każdą ranę.[]

  • Wiem, że nie jestem Pauliną i jej super smutnym opkiem, ale mam nadzieję, że to też wam się spodoba.
  • Było smutne opowiadanie od Pauliny, a teraz ode mnie! Zobaczymy, które bardziej będzie się wam podobać.

Albo, które wywoła u was więcej łez.

Lecę moje włosy rozwiewa wiatr czuję ogromny ból w całym ciele, ale i chłodny powiew wiatru na mojej twarzy. Nie wiem co się dzieje, wiem, że nic już nie będzie takie same jak wcześniej. Zaczynam pogrążać się w ciemności, która okrywa moje ciało jak szczelny koc nie przepuszczając nawet najmniejszej drobinki światła. Ciepło do, którego się zbliżam staje się coraz gorętsze i zaczyna parzyć moją skórę. Liczne otarcia zaczynają sprawiać ból w dotyku z chropowatą powierzchnią. Nie potrafię zrozumieć co się stało. Wszystko miało być idealne, całe moje życie miało nabrać sensu. Jednak nie było mi to dane. Próbuję przypomnieć sobie wszystkie wspaniałe chwile z mojego życia, jednak to nie jest takie łatwe. Ból sprawia mi trudności ze skupieniem uwagi, a gdy już to mi się uda. Do głowy zaczynają przychodzić mi też ten złe momenty, w których człowiek zastanawia się nad sensem życia.

Ojciec i jego kategoryczne zasady, ostrzeżenia i prośby abym stał się taki jak on. Wiem, że go zawiodłem, ale nie umiałem inaczej postąpić. Jestem inny i każdy mi to uświadamia. Może jednak lepiej, że odchodzę nie będę już ciężarem, ani popychadłem. Nie mogę jednak zapomnieć o moich przyjaciołach bez, których nadal byłbym nikim co więcej nie poznałbym wspaniałego świata, który otwiera się przed nami w chmurach. Powoli ból zaczął znikać zastępowało je uczucie szczęścia i wolności. Ostatnią osobą, o której pomyślałem była blondynka o pięknych jak ocean oczach, w których świat przestawał istnieć. Chciałbym jeszcze raz spojrzeć w jej piękne oczy, poczuć jej miły, delikatny zapach, dotknąć jedwabistych włosów. Poczuć jej usta na moich. Jednak to nie się już nie zdarzy. W ciemności rozbłysło światło bielsze od najjaśniejszej chmury. Czułem się w jego promieniach tak bezpiecznie i niewinnie, nie wiem czemu, ale coś mnie do niego ciągło jednak nie chciałem tam iść. Chciałem zobaczyć ich wszystkich. Tych do, których należy moje serce. W jednej chwili usłyszałem szum i płacz. Nie wiem czemu, przecież było tak cicho i przyjemnie. Otworzyłem moje oczy i ujrzałem bezwładne ciało chłopca w objęciach własnego ojca.

Był blady i nie oddychał, ciekawi mnie skąd go znam. Chciałem się mu lepiej przyjrzeć jednak moją drogę przebiegła dziewczyna, cała zapłakana i uklęknęła nad ciałem chłopaka , delikatnie przejechała swoja dłonią po jego policzku. Pewnie myślała, że się obudzi, da jakiś znak życia jednak on milczał nie ruszał się. Rozpłakała się jeszcze bardziej i przytuliła do jego martwego już ciała. Poczułem ukucie w moim sercu i mokre plamki na mojej twarzy, jednak nie płakałem i spojrzałem w stronę dziewczyny, płakała na twarz tego chłopaka. Dopiero teraz sobie uświadomiłem kim jestem, jestem tym chłopcem, tym martwym chłopcem. Teraz przejrzałem na oczy. Mimo iż jasne światło przyciągało mnie coraz mocnie ja się mu opierałem, nie mogłem jej zostawić samej nie mogłem. Była dla mnie bardzo ważna. Zacząłem krzyczeć ile sił w pucach, że tu jestem i nic mi nie jest jednak ona mnie nie słyszała. Krzyczałem coraz mocnie „Chcę do niej wrócić!!!”, „Chcę żyć!!!”. Białe światło zaczęło znikać i uczucie szczęścia i wolności zastępowały uczucia bólu i uwiezienia. Jej ręce na mojej twarzy i ciepły oddech otulający mnie sprawiał mi szczęście. Jak mam pokazać jej, że żyję? Powoli starałem się otworzyć oczy i ujrzeć jej twarz, otrzeć jej policzki ze słonych łez.

-On żyje!!! –usłyszałem krzyk i przyjemny szept w uchu. –Kocham cię.

Nie wiem co się dalej działo, ból stał się nie do zniesienia moje ciało nie miało sił już dłużej walczyć, a dusza wręcz przeciwnie wyrywała się do ostrej wali na śmierć i życie. Byłem pewny, że ją przegra gdy to raz za razem upadała. Jednak jej wola przetrwania mnie zaskoczyła. Może to chęć zobaczenia co się ze mną stanie, albo ten uroczy szept w moim uchu, który zapamiętam na zawsze „Kocham cię” te słowa nadal słyszę w mojej głowie. Oświetlają panujący tam mrok i pomagają mi wstać. Teraz wiem już nigdy się nie poddam to dla niej jestem w stanie przeżyć nawet najgorsze cierpienie. Dla mojej miłości.


Noc wspomnień.[]

Jest to kolejne opko bez wkładu Pauliny, a dedykację do niego dostaje Darek59. Za… za te wszystkie motywujące komcie :3 Oraz Adve i Vannessa za… no to się dowiecie jak przeczytacie!!!

Pisane z perspektywy Astrid.

Leżałam w łóżku było już dość późno. Księżyc od dawna świecił na niebie, a jego wpadający przez okno blask oświetlał pomieszczenie. Nie mogłam spać. Myślałam nad wszystkim co się wydarzyło. Nad tym jak Czkawka walczył z Czerwoną

Śmiercią, a potem z Alphą. Pamiętam jak się o niego bałam jak płakałam po nocach gdy nie mógł się obudzić. Całe moje życie było szare i ponure. Te wszystkie myśli sprawiły, że uroniłam łzę, która wolno spływała po moim policzku i delikatnie opadła na poduszkę zostawiając na niej mokry ślad. Nagle poczułam silne ramie oplatające moją talię i ciepły oddech, którego nie potrafiłam porównać do niczego innego i jeszcze ten zapach, zapach trawy i polnych kwiatów.

-Czemu nie śpisz? –zapytały mnie słowa oznaczające bezpieczeństwo i miłość.

-Nie mogę spać. –odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Wtedy silne ramiona mojego męża przewróciły mnie na plecy, a jego zielone jak źdźbła trawy wiosną oczy wpatrywały się we mnie zagadkowo.

-Powiesz mi prawdę?

-Myślę nad wszystkim co się stało.

-Dokładniej? –zapytał ocierając moje łzy.

-Myślę o tym jak… prawie zginąłeś o naszych potajemnych spotkaniach o twoich oświadczynach, o ślubie i o…

-Mamo!!! –usłyszeliśmy zapłakany krzyk małej dziewczynki. Poderwałam się do pozycji siedzącej i zobaczyłam, ze drzwi się otwierają, a przez nie do sypialni wpada mała trzyletnia dziewczynka o blond włosach i niebieskich oczach. Była do mnie bardzo podobna z wyglądu, ale nie z zachowania. Była bardzo wrażliwa. Za nią do pokoju wpadł pięcioletni chłopczyk o brązowych włosach i zielonych oczach. To właśnie on odziedziczył po mnie charakter był uparty, świetny w walce i no cóż pyskaty.

-Co się dzieje? –zapytałam wściekła gdy moja mała córeczka przytuliła się do mnie i nadal płakała.

-Stoick mnie przestraszył. –wyszlochała.

Spojrzałam na Czkawkę.

-Wytłumaczysz to? –zapytał mój mąż.

-Ale tato to nie tak. –bronił się. – Vannessa kłamie ja jej nic nie zrobiłem.

-Czemu musisz ją straszyć? –zapytałam z rezygnacją na miłą i cichą noc.

-Ale.. –zaczął

-Przeproś siostrę. –powiedział do niego stanowczo Czkawka.

-Przepraszam. –powiedział przez zaciśnięte zęby.

-Nie słyszę. –dodał mój maż.

-Przepraszam. –powiedział głośniej z rezygnacją. Po naszym ślubie Czkawka się zmienił, ale jeszcze bardziej jak dzieci się urodziły. Ja stałam się bardziej wyrozumiała, a on bardziej kategoryczny.

-No. Mam nadzieję, że to było ostatni raz. –powiedział do niego Czkawka.

-Tak. –odpowiedział mu Stoick. Stoick i Vannessa poszli do swoich pokoi, a ja przytuliłam się do męża.

-Czy oni muszą się tak kłócić? –zapytałam przytulając się do niego mocniej.

-Niestety to tylko dzieci.

-Całe życie będziesz przy mnie taki spokojny? –zapytałam z wyrzutem –Nie możesz być trochę bardziej stanowczy.

-Znaczy w jakim sensie? –zapytał spoglądając na moje zaspane oczy.

-No nie wiem. Bardziej pewny siebie i stanowczy, a szczególnie w tym pokoju. –odpowiedziałam mu znacząco.

-Jesteś pewna?

-Tak. –odpowiedziałam bez wahania.

Czkawka przewrócił mnie na plecy i zaczął namiętnie całować po szyi. Już dawno się tak nie czuła, taka młoda i wolna.

-Mamo!!! –znów usłyszałam krzyk mojej małej córeczki i płacz noworodka.

-Musimy sobie zorganizować wakacje. –zażartował Czkawka.

Powoli wstałam i udałam się do pokoju moich dzieci. Otworzyłam drzwi i podeszłam do drewnianej kołyski, w której leżała maluteńka dziewczynka o blond włosach. Z jej błękitnych oczy wylewały się łzy. Wzięłam ją na ręce i poszłam do sypialni zostawiając dwójkę starszych dzieci w pokoju. W sypialni mam jeszcze jedną kołyskę dla mojej małej Adve. Kiedyś myślałam, że nie będę miała dzieci, ale teraz mam aż trójkę.

-Co tam skarbie. –powiedział mój mąż do naszej dwu miesięcznej córeczki. Naszej małej niespodziani. Adve jakby nigdy nic się nie działo przestała natychmiast płakać. Tak właśnie działał na nią tata. Zaśmiałam się w duchu i położyłam ją, a sama wróciłam do łóżka.

-Tak, przydadzą nam się wakacje. –odpowiedziałam mu na co tylko cicho zachichotał.

Tej nocy rozmawialiśmy jeszcze długo nad naszym całym życiem i postanowieniem na następny tydzień.

Dzieci będą z babcią, a my wreszcie spędzimy cały weekend we dwójkę.

Tylko wspomnienia mogą nas połączyć.[]

Wiem, że drugi raz to nie to samo. I mimo, że każdy wpis jest podobny to nigdy nie będzie identyczny, bo każdy odczuwa śmierć na swój sposób, którego nie da się podrobić.


Każdemu coś w życiu nie wychodzi. Wszyscy mamy problemy. Większe czy mniejsze. Ale zawsze potrafimy sobie z nimi poradzić. Są też wyjątki, kiedy już nic nie możemy zrobić oprócz patrzenia się jak nasze życie wali się przez nasze błędy. Są dwa typy ludzi. Jedni nie potrafią sobie poradzić nawet z codziennymi problemami, a o dopiero jak stanie się coś poważnego. Cały czas narzekają innym jak oni mają niedobrze i jak jest im źle z tym wszystkim. Myślicie, że po wyżaleniu się pytają o pomoc? W żadnym wypadku. To obraziło by ich godność. Nie, oni zadręczają innych swoimi problemami tak długo, aż w końcu zaproponują im pomóc. Wtedy z udawaną rezygnacją godzą się i patrzą jak inna osoba naprawia ich własne życie. Drugi typ to ludzie, którzy potrafią wziąć sprawy w swoje ręce. Od nikogo nie wymagają, a nawet nie chcą pomocy. Stają przed problemem i mówią sobie, że inni mają gorzej, że dadzą radzę, że jak raz pokarzą wszystkim ludziom, że są silni. Tacy ludzie to rzadkość. Większość woli uciekać pod skrzydła innych niż budować własne. Wolą stać się zależnym od kogoś, bo w głębi czują, że nie poradzą sobie. Spytacie kim ja jestem? Raczej tym drugim typem. Wole sama sterować własnym życiem. Sama dla siebie być podporą i osłaniać się od nieszczęść. Sama odbudowywać moje życie bez niczyjej pomocy. Sama dokonywać zmian w tym życiu i ponosić ich konsekwencje. Sama żyć swoim życiem… bez nikogo innego. Po co właściwie tu jestem? Sama tego nie wiem. Wszystko miało się potoczyć inaczej i miało być pięknie, ale jak zwykle nic nie wyszło. Cóż… takie jest już życie. Raz odkrywasz nową osobę i zakochujesz się ze wzajemnością, spędzasz z nim cały czas, a gdy go nie ma czujesz pustkę w sercu i chcesz aby jak najprędzej wrócił. Następnym razem wpadasz w niewłaściwe miejsce o niewłaściwym czasie. Ale… tak bywa. Jak każdy co znalazł się w takiej sytuacji zadaje sobie pytania: Dlaczego ja, a nie ktoś inny? To bez znaczenia, stało się i czasy już nie cofnę. Nie mam pojęcia gdzie jestem. Wokół widzę tylko białą pustkę. Nic nie czuję. Zimna, gorąca nic. Tylko pustkę, wielką, wypełniającą moje serce po brzegi. Dlaczego? Nie wiem. Próbuje sobie coś przypomnieć. Na marne nic nie pamiętam. Chociaż… coś pamiętam. Otaczający mnie świat zabarwia się i kształtuje. Światła i kolory przez chwilę mrugają mi przed oczami. Poczułam świeże powietrze… Wszystko się rozpłynęło równie szybko jak się pojawiło. Pamiętam to, ale coś mi blokuje dostęp do wspomnień. Nagle głuchą ciszę wypełnił znajomy mi głos.

-Musisz się bardziej starać – mówi spokojnie.

Odwracam się i widzę chłopaka. Nie byle jakiego. Ma zielone oczy… tyle wystarczy żeby wiedzieć kto to jest.

-Czkawka? – mówię w jego stronę – Co ty tu robisz?

-Mnie naprawdę tu nie ma – odpowiada smutno.

-To znaczy, że mnie też tu nie ma?

-Niestety nie…

-Co ja tutaj robię?

-Astrid – bierze moje dłonie i patrzy mi w oczy – ty…

-… nie żyję – dokańczam za niego.

Kiwa głową. W moich oczach pojawiają się łzy. Nie z powodu mojej śmierci, ale tego, że nigdy go już nie zobaczę. Opuściłam go w tak ważnym momencie. Skąd mogę wiedzieć, że to ważny moment?

-Nie płacz – chwyta mnie za podbródek i unosi do góry – Wszystko będzie dobrze. Jestem przy tobie…

-Wiem…

-Pamiętasz coś?

Kręcę głową na nie. Przytula mnie. Czuję się tak bezpiecznie i spokojnie. Chcę aby to trwało wiecznie. Odrywa się ode mnie. Mówi poważnym głosem.

-Musisz sobie przypomnieć co tam się działo. Tylko tak możesz wrócić.

-Wrócić?

-Tak.

-Przecież ja…

-Masz wybór. Poddać się i odejść do wiecznej krainy. Albo wrócić do nas… do mnie…

-Oczywiście, że chcę wrócić… Powiedz mi tylko jak?

-Skup się. Co robiłaś wcześniej?

Zrobiłam jak mi kazał. Skupiłam się. Po kilku sekundach nie mogłam już dłużej…

-Nie mogę… - zaczynam płakać.

-Cii… już spokojnie. Musisz wierzyć, że ci się uda.

Uspokajam się. Muszę być silna. Nie poddam się tak łatwo. Wierzę, że mi się uda… Znowu kolory i światło miesza się ze sobą i rozpychają próbując zdobyć jak najwięcej miejsca. Znowu powiew świeżego powietrza. Słyszę odgłosy walki i krzyk Czkawki. Uderzenie w brzuch i przeszywający ból. Zginam się i upadam. Nagle z powrotem budzę się w białej pustce razem ze Czkawką.

-I jak? – pyta się patrząc na mnie zatroskanym wzrokiem.

-Pamiętam tylko jak zginęłam.

-A przez kogo?

-Nie.

-Spróbuj jeszcze raz tylko mocniej.

Znowu próbuję. Kolory, kwitło i kształty wirują przed oczami tak jak wcześniej. Z całej tej bitwy wyłania się obraz. Obraz pokazują Berk. Jest wojna. Domy płoną. Ludzie giną lub walczą. Ja też walczę. Czkawka jest niedaleko mnie. Walczymy ale z kim? Jak na zawołanie zjawia się Drago. Czkawka staje z nim do walki. Jest lepszy, o wiele lepszy. Mimo że Drago uderza z cała siłą Czkawka odparowuje ciosy za każdym razem. W końcu to on zaczyna atakować. Drago już nie ma się jak bronić. Czkawka podcina mu nogi i celuje w niego mieczem. Jest bez szans i dobrze to wie. Coś mówią, ale jest zbyt głośno żeby cokolwiek usłyszeć. Drago coś się spytał Czkawki. Jego mina nie wygląda zbyt dobrze. Jest przerażony. Patrzą w moją stronę. Drago sięga po nóż i rzuca go w moich kierunku. Znów ból przeszywa moje ciało, a w uszach rozbrzmiewa krzyk Czkawki. Budzę się.

-Drago…

-Tak – odpowiada smutno i przytula mnie.

-Co teraz będzie? – pytam się z nadzieją, że mogę coś zrobić.

-Nic. Żegnaj, Astrid.

Wstaje i odchodzi. Próbuję krzyczeć, lecz na marne. On nie wraca. Znika w białej pustce. Płaczę.

Zostawił mnie. Nie umiem wstać. Nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Nagle czuje ból w brzuchu. Białość ustępuje miejsca czerni. Czuję się ociężała i obolała. Leżę na czymś. Otwieram oczy i natychmiast je zamykam. Znów je otwieram tym razem powoli. Promienie słońca nie kuje mnie już w oczy. Rozglądam się. Jestem w moim łóżku. W pokoju jest jeszcze ktoś. Obok łóżka na krześle śpi Czkawka. Uśmiecham się mimo silnego bólu brzucha. Przyglądam mu się dokładnie. Ma podkrążone oczy. Dużo płakał. Podnoszę rękę. Przyszywa ją nagły ból, ale nie opuszczam jej. Chwytam jego dłonie. Powoli otwiera oczy i patrzy na mnie. Jego twarz pokazuje mnóstwo emocji. Przytula mnie. Znów jesteśmy razem.

Dałam radę.


Wroga miłość.[]

UWAGA!!!

PAMIĘTAJCIE, ŻE ZA MORDERSTWO IDZIE SIĘ DO WIĘZIENIA. (To tak dla przypomnienia jak przeczytacie to opowiadanie)

  • Dzieję się to jak Czkawka, Śledzik, Sączysmark, Mieczyk i Szpadka oraz Astrid, która nie mieszka na Berk mają po 16 lat.
  • Pisane z perspektywy Czkawka, ale czasem może się zdarzyć, że z Astrid.
  • Wszyscy wyglądają jak w krótkometrażówce, a potem jak w JWS2

(Czkawka)

Siedzę właśnie w ciemnej celi i zastanawiam się co się stało. Pamiętam uciekającego Szczerbatka, ludzi w popłochu i mężczyznę. Zakapturzonego mężczyznę o niebieskich oczach. Był blondynem. Nie znam go, ale wiem, że jest wodzem odległej wyspy. Nagle dwóch wysokich mężczyzn podeszło do mojej celi i wyciągnęło mnie z niej. Byłem za słaby by walczyć, więc tylko czekałem co ze mną zrobią. Zaciągnęli mnie do wielkiego pokoju i tam zostawili samego z zakapturzonym mężczyzną… to on, to na pewno on!!! Krzyczałem w myślach. To jego widziałem. To on mnie pokonał.

-Kim jesteś? –zapytałem i ostatkiem sił wstałem.

Nic nie odpowiedział.

-Rozumiesz co do ciebie mówię? –zapytałem już nieźle wnerwiony.

Zaśmiał się tylko pod nosem i ruszył w stronę wyjścia. Nie czekając co się stanie pociągnąłem za jego pelerynę zrywając ją. Wystraszony odwrócił się w moją stronę, a moim oczom ukazała się piękna kobieta o blond włosach i błękitnych jak ocean oczach.

-Oddawaj mi to! –krzyknęła i próbowała mi wyrwać płaszcz. Nie czekając na jej reakcję złapałem ją ze rękę i przyciągnąłem do siebie. Tak, ze jej plecy opierały się o moją klatkę piersiową. –Czego chcesz?

-Jestem ciekaw kim jesteś. –odpowiedziałem przypatrując się jej.

-Wodzem wyspy Czterech żywiołów.

-Domyśliłem się, ale moje pytanie brzmi jak się nazywasz?

-Myślisz, że ci powiem? –zaśmiała się.

-Tak. –odpowiedziałem pewny siebie.


-Niby skąd to przekonanie?

-Sądzę, że oni nie wiedzą, że jesteś kobietą. –pokazałem na strażników za drzwiami.

-Jeśli powiem ci jak się nazywam ty też zdradzisz mi swoje imię?

-Jasne. –powiedziałem puszczając ją.


Nie wiem czemu to zrobiłem przecież mogła się na mnie rzucić, jednak tego nie zrobiła.

(Astrid)

Jest inny niż myślałam. Taki przystojny, miły i szarmancki. Co ja gadam???!!! Astrid ogarnij się!!!

-Jestem Astrid. –przyznałam w wpatrując się w jego oczy.

-Czkawka. –powiedział i podał mi mój płaszcz.

-Dziękuję. –odpowiedziałam i go założyłam nie zakładając kaptura.

Zaczęliśmy rozmawiać pierw o nim potem o mnie. Byłam zdziwiona, że się tak z nim dobrze dogaduję. Przecież jest więźniem.

(Czkawka)

Przecież ona nie jest taka jak mówią. Jest piękna, miła i… idealna. Nie mogę w to uwierzyć. Przy niej czuję to czego nie czułem przy żadnej innej. Nie jestem pewien, ale chyba się zakochałem.

-Musisz już iść. –powiedziałem gdy skończyliśmy naszą rozmowę.

-Tak -przyznała niechętnie. -Przyjdę do ciebie jutro.

-Ale strażnicy mogą coś zacząć podejrzewać.

-Coś wymyślę. –obiecała i nałożyła na siebie kaptur. Zawołała straże, które zaprowadziły mnie do lochów.

Siedziałem tak już drugi dzień i myślałem co zrobić. Astrid ani razu mnie nie odwiedziła. Była niedostępna. Nagle straże weszły po mnie do lochów i zaprowadziły mnie do pokoju z wielkim łóżkiem. Powiedzieli, że mam się umyć bo za dwie godziny ktoś ważny mam mnie zobaczyć. Umyłem się i po dwóch godzinach do pomieszczenia weszła Astrid w swoim płaszczu.

-Zostawcie nas samych. –zażądała dość męskim głosem.

Gdy tylko drzwi się zamknęły Astrid przekręciła kluczyk i zdjęła z siebie płaszcz.

-Miło cię widzieć. –powiedziała i usiadła obok mnie na łóżku.

-Mi ciebie też –wydukałem przez zaciśnięte gardło. Astrid wyglądała inaczej miała na sobie bardziej kobiecy strój niż wcześniej. (teraz ma to co w krótkometrażówce, a wcześniej miała coś na wzór stroju Czkawki z JWS2)

-Wszystko w porządku? –zapytała.

-Tak, ale wyglądasz inaczej.

-Wiem. Mam plan. –powiedziała poważnie.

-Jaki? –zaciekawiłem się.

-Masz. –podała mi klucze do mojej celi. –Dziś w nocy uciekniesz. W porcie stoi łódź którą uciekniesz.

-A ty? –zapytałem ciekaw co mi odpowie.

-Ja tu zostaję. –odpowiedziała smutna. Pierwszego dnia kiedy się spotkaliśmy powiedziała mi, że nie chce być wodzem, ale jej ojciec kazał nim zostać i prowadzić ta bezsensowną wojnę z nami. Powiedziała mi też, że każdy myślał, że jej ojciec miał syna, a nie córkę bo ojciec się jej wstydził. Chciałem ja zabrać na Berk, aby była ze mną, A nie tu. Ktoś mógłby jej coś zrobić gdyby się dowiedział, że jest kobietą.

-Astrid płyń, że mną. –powiedziałem i złapałem ją za ręce.

-Nie mogę. –odparła.

-Możesz i co więcej powinnaś. –powiedziałem powoli.

-A co ja powiem wodzowi, że jestem wodzem wyspy, która porwała jego syna? –zapytała z ironią.

-Nie. Powiemy prawdę. –odpowiedziałem.

-Twój ojciec może cie za to, że mi pomagasz znienawidzić.

-Mam to gdzieś. Chcę abyś była bezpieczna. Abyś była ze mną.

-Musisz uciekać. –powiedziała zakładając swój płaszcz i podając mi nóż. –Przyda ci się.

-Nigdzie się bez ciebie nie ruszam. –wstałem już nieźli wnerwiony i zatrzymałem ją. Odwróciłem ją aby spojrzała mi w oczy.

-Niby czemu?

-Bo cie kocham! –krzyknąłem.

Stała jak sparaliżowana. Nie wiedziała co powiedzieć. Złapałem ją z podbródek i pocałowałem. Nie sprzeciwiała się, więc drugą ręką złapałem ją w tali i przyciągnąłem do siebie. Niespodziewanie odsunęła się ode mnie.

-Musisz stąd uciekać. –powiedziała i odwróciła wzrok.

-Powiedz, że mnie nie kochasz, a odpłynę.

-Co??? –zdziwiła się.

-Widzę, że nie jestem ci obojętny. Powiedz, że mnie nie kochasz, a odpłynę.

-Ja… nie… nie… nie… ko… cham… cię. –wydukała nie patrząc mi w oczy.

-Nie wierzę ci. –odpowiedziałem i podeszłem bliżej niej.

Niestety nie udało mi się jej namówić. Co miałem zrobić. W nocy otworzyłem cele i wyszedłem na zewnątrz. Już miałem odpływać gdy usłyszałem cichy szept.

-Obiecaj mi, że już tu nie wrócisz i będziesz żył tak jakbyśmy się nigdy nie spotkali. Znajdziesz sobie dziewczynę i będziesz szczęśliwy. –powiedziała i podała mi worek z jedzeniem i piciem oraz mapą.

-Nie. –odpowiedziałem jej i przyciągnąłem ją do siebie. –Kocham tylko ciebie i żadna inna mi ciebie nie zastąpi.

-Czkawka…

-Nie Czkawka. Obiecaj mi, że kiedyś się jeszcze zobaczymy.

-Nie wiem, ale mam nadzieję, że nie.

-Zobaczysz, że wrócę tu po ciebie. –odpowiedziałem i nie zwracając uwagi na jej sprzeciwy pocałowałem ją.

Odpłynąłem.

Cztery lata później.

Właśnie miałem patrol gdy zauważyłem dwójkę żołnierzy. Zleciałem na dół i wyjąłem piekło. Zaczęliśmy walczyć jednak po chwili straciłem mój miecz i już miałem zginąć gdy ktoś stanął na mojej drodze i zasłonił mnie przed atakiem. Była to zakapturzona postać. Wystraszeni żołnierze uciekli, a ja podbiegłem do postaci i nawet nie patrząc na nią zaniosłem ją do Gothi. Gothi powiedziała, że dziewczyna musi odpoczywać i ktoś musi się nią zajmować.

-Dziewczyna? –zapytałem zaskoczony. Czy to możliwe? Nie to nie może być prawda, a może jednak.

Zaniosłem ją do swojego pokoju i ściąłem z niej płaszcz. Tak to ona. Astrid na pewno. Nie mógł bym się pomylić. Jej delikatna skóra, różowe policzki, złote włosy. Brakuje tylko jej cudownych błękitnych oczu. Moja miłość wróciła. Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś ją spotkam, a tu taka miła niespodzianka. Powiedziałem ojcu o dziewczynie, którą znalazłem i, że mnie uratowała. Ominąłem tylko fakt, że jest wodzem wrogiej wyspy.

Po paru dniach Astrid się obudziła.

-Gdzie ja jestem? –zapytała jeszcze nie przytomna.

-U mnie w domu. –odpowiedziałem siadając obok niej nałóż ku.

-Kim jesteś? –zapytała i się przyjrzała –Czkawka…?

-Witaj Astrid. –powiedziałem i chciałem ją pocałować, ale mnie odsunęła.

-Co ty robisz?

(Stoick)

Chciałem zobaczyć co z tą tajemniczą dziewczyną lecz gdy tylko postawiłem nogę na schodach usłyszałem rozmowę Czkawka i tej dziewczyny.

-Już dawno straciłem nadzieję, że cię spotka. Wiesz, że jesteś dla mnie wszystkim. –powiedział mój syn.

-Czkawka już o tym rozmawialiśmy. Nie…

-Nie możemy być razem. Tak rozmawialiśmy, ale ja mam inne zdanie.

-A twój ojciec?

-Astrid kocham cie. Nie widzieliśmy się od czterech lat. Mam w nosie to co powie mój ojciec. A poza tym nie wie, że jesteś wodzem wyspy Czterech żywiołów, ale jakby się dowiedział, że to twój ojciec ci kazał i jakby się dowiedział to co ja. Byłaś poniżana i zawsze musiałaś słuchać ojca. Nie miałaś wyboru, a na dodatek jesteś miła i wrażliwa, Jesteś zupełnym przeciwieństwem swojego ojca. –Słyszałem to, ale nie mogłem uwierzyć. Podeszłem powoli do drzwi i zajrzałem co tam się dzieje.

-Kocham cię, Astrid. –powiedział mój syn i pocałował ją w usta. Postanowiłem nie mówić im o tym, że wiem o nich ani o tym kim jest ta Astrid. Wyglądała na miłą dziewczynę, wiec po co mam robić jakieś głupoty. Wiem jaki był jej ojciec i wiem, że był szaleńcem. Zapukałem do drzwi i jak pozwolili mi wejść wszedłem.

(Czkawka)

Mój ojciec jeszcze nigdy nie pukał. Coś musiało się stać.

-Witaj jestem Stoick, jestem wodzem tej wyspy, a to mój syn Czkawka.

-Witam nazywam się… -zaczęła i spojrzała na mnie, ale jak zobaczyła mój uśmiech dokończyła –Astrid.

-Miło mi cie poznać. –powiedział mój ojciec. –Na razie będziesz spać tutaj, a ja znajdę ci jakiś dom do zamieszkania.

-Nie trzeba gdy tylko poczuję się lepiej wypłynę. Nie będę robić kłopotu. –powiedziała szybko Astrid.

-Ależ nie robisz. –powiedział mój ojciec i się uśmiechnął.

-Ale… -zaczęła.

-Astrid zostanie u nas, aż nie wyzdrowieje, potem znajdziemy jej do. Astrid może zamieszkać na naszej wyspie prawda? –zapytałem i ścisnąłem dłoń mojej ukochanej.

-Pewnie. –ucieszył się i wyszedł zostawiając nas samych.

-Czkawka ja nie mogę zostać. Muszę wrócić na moją wyspę.

-Nie ma żadnego „muszę” jedyną rzeczą jaką musisz to odpoczywać i nie martwić się. Zostajesz tu. –rozkazałem i zszedłem po herbatę dla niej.

-Czkawka czemu nie mam na sobie bluzki? –zapytała wściekła.

-No wiesz zostałaś ranna w brzuch i musiałem…

-Rozebrałeś mnie?! –krzyknęła.

-Można tak powiedzieć. –odpowiedziałem cicho.

-Zabiję cie.

-I właśnie za to cie kocham. –odpowiedziałem jej z czułością.

-Jesteś niemożliwy. Odpowiedziała i odwróciła się do mnie plecami.

(Astrid)

Mam go dość. Jest niemożliwy! Uparty, nachalny, czuły, delikatny, odważny, miły… co ja gadam!!!??? Astrid weź się ogarnij. Kochasz go, ale dla jego dobra musisz to ukrywać. Minął już miesiąc odkąd jestem na Berk. Moje życie jest jeszcze bardziej szalone niż wcześniej. Porozmawiałam z Czkawką i to poważnie. Nie chcę go stracić, ale nie mogę z nim być. Odpowiedział mi, że nie obchodzi go co się stanie on i tak będzie mnie kochał. Jednak po moich długich namowach dał sobie spokój. Czkawka zachowuje się tak jak ja tego oczekiwałam. Nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi. Jestem mu wdzięczna, ale boli mnie to, że nie jesteśmy razem. Ale czego ja w końcu chcę? Już sama nie wiem co z sobą zrobić.

-Astrid wszystko porządku? –usłyszałam zmartwiony głos Czkawki.

-Tak. Nic mi nie jest.

-Jesteś pewna.

-Oczywiście.

(Czkawka)

Astrid i ja nie jesteśmy razem. Kocham ją, ale na jej życzenie nie staram się jej poderwać. Nie wiem jak długo tak wytrzymam. Nie mam pojęcia. Spacerowaliśmy brzegiem morza nie spoglądając na siebie. Gdy zza jednej z pobliskich ścian drzew wyskoczyli zamaskowani żołnierze, którzy dawniej służyli Astrid. Zaczęła się walka. Jednak tak jak przedtem mój miecz został wytrącony mi z ręki i już chcieli mnie zaatakować gdy na drodze miecza stanęła Astrid. Oni znów uciekli, a ja klęczałem nad ciałem zmarłej dziewczyny i płakałem Wszystko wydawało się tak monotonne. Już to się zdarzyło tylko jeden szczegół różnił te dwie sytuacje. Moja miłość umarła. Płakałem i płakałem nad jej zimnym ciałem. Nie oddychała i ruszała się. Nic, a nic już jej nie uratuje. Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Była ciepła i dawała w jakiś sposób bezpieczeństwo. Odwróciłem się i ujrzałem piękną twarz Astrid. Puściłem jej ciało i spojrzałem na postać stojącą teraz przede mną. Była ubrana w białą suknię ze złotymi wstawkami i miała rozpuszczone włosy.

-Astrid? –wyszeptałem i zamrugałem parę razy dla pewności.

-Tak to ja. –odpowiedziała spokojnie.

Obejrzałem się w miejsce gdzie leżało jej ciało. No właśnie „leżało”.

-Co się stało? –zapytałem zdezorientowany.

-Nic. –odpowiedziała z czułym uśmiechem –Czkawka mam nadzieje, że teraz znajdziesz sobie dziewczynę wartą ciebie.

-Ale ja chcę ciebie!

-To już niemożliwe. –wyszeptała -Nie martw się zawsze będę przy tobie. Nigdy cie nie opuszczę.

-Ale jednak opuściłaś. –powiedziałem zły, że oddała za mnie życie.

-Nawet jeśli byś mnie nie widział to i tak będę przy tobie. Pamiętaj… Kocham cię. –powiedziała i złożyła na moich ustach delikatny jak płatek róży pocałunek.

-Ja nie mogę bez ciebie żyć. –wyszlochałem.

-Dasz sobie radę. –powiedziała i odeszła zostawiając mnie samego.


Czasem miłość oczekuje najdroższej zapłaty.[]

  • Dedkacja dla Adve i Vannessy za nękanie mnie XD Proszę dziewczyny mam nadzieje, że będziecie z niego zadowolone :) I nie traficie do psychiatryka jak już wspominałyście, wiec ci co czekali na nexta mogą je wielbić bo to dzięki nim on sie pojawił.
  • Jest to druga część opowiadania „Wroga miłość” Pewnie myśleliście, że skończy się na śmierci Astrid. Nie doczekanie.


Minął już tydzień od śmierci Astrid. Nie mam co ze sobą zrobić czuję się taki pusty taki samotny. Nie chcę już żyć jednak kiedy chcę ze sobą skończyć ktoś mnie ratuje. Wiem, że jest to sprawka Astrid. Powiedziała, że będzie nade mną czuwać i robi to najlepiej. Ochrania mnie przed wszystkim.

-Gothi pomóż mi proszę. –powiedziałem wchodząc do jej domu.

-„Chcesz się z nią spotkać.” –zapisała.

-Nie chcę z nią być, chcę z nią żyć.

-„To niemożliwe”

-Musi być jakiś sposób.

-„Jest jeden, ale bardzo niebezpieczny”

-Jaki? –zapytałem z nadzieją.

-„Musisz przekonać Odyna o tym aby pozwolił wrócić Astrid na ziemie.”

-Ale jak mam się z nim spotkać. Przecież Astrid chroni mnie przed całym złem.

-„Musisz znaleźć kwiat mroku i go zjeść. Wtedy nawet ona będzie bezsilna, a ty trafisz prosto przed oblicze Odyna”

-Gdzie jest ten kwiat?

-„Na dnie morza”

-Dziękuję. –odpowiedziałem i pobiegłem po Szczerbola i razem z nim poleciałem na plażę. –Szczerbatku trzeba zerwać pewien kwiat, który znajduje się na dnie morza. Pomożesz mi?

Smok pokiwał znacząco głową i razem wskoczyliśmy do wody. Było ciężko, już miałem go w ręce, ale opadłem z sił i połknąłem dużą ilość wody. Obudziłem się na jakimś złotym łóżku, a nade mną stała piękna czarno włosa kobieta.

-Obudził się!!! –krzyknęła, a do pomieszczenia weszła równie piękna kobieta o rudawych włosach.

-Miło cie widzieć. –powiedziała i pomogła mi wstać.

-Gdzie ja jestem?

-W Vallhali.

-CO???

-Czemu jesteś taki zdziwiony? Przecież umarłeś.

-Co?! –usłyszałem głos Astrid –Gdzie on jest?!

Nagle do pomieszczenia weszła Astrid. Od razu poderwałem się z miejsca i mocno ją przytuliłem.

-Czyś ty zwariował! Nie można cię zostawić nawet na pięć minut samego!

-Ale o co ci chodzi? –zapytałem zły jej reakcją.

-O to, że umarłeś!

-Chciałem być przy tobie, a to był jedyny sposób.

-Twój czas jeszcze się nie skończył, a mój tak.

-Astrid myślałem, że będziesz się cieszyć, że się spotkaliśmy, że mogę cię dotknąć, pocałować…

-Czkawka dla mnie największym szczęściem było cię widzieć żywego, a nie martwego.

-Ale…

-Nie ma żadnego „ale”. Wracasz do świata żywych i to już!

-Nie! –krzyknąłem i złapałem ją za rękę.

-Czkawka nie dyskutuj ze mną!

-Nie zostawię cie! –krzyknąłem

-Musisz!

-Nie. Kocham cię i nic tego nie zmieni, nawet to, że jesteśmy martwi. –powiedziałem spokojniej i pocałowałem ja mocno w usta.

-Czkawka ja nie mogę. My nie możemy. –wyszeptała i uciekła.

-Ale czemu? –zapytałem na glos.

-Bo nie jesteś bogiem –odpowiedziała mi rudowłosa

-Jak to?

-To proste. Astrid po tym jak oddała życie za ciebie stała się boginią, a ty nie jesteś bogiem więc nie możecie być razem. –powiedziała dalej na mnie patrząc.

-Co muszę zrobić abyśmy mogli być razem? –zapytałem mężnie.

-Ty pytasz poważnie? –zapytała zdziwiona.

-Oczywiście.

-Musisz udowodnić, że jesteś gotów zrobić dla niej wszystko aby stać się bogiem.

-Umarłem bo chciałem ją zobaczyć czy to nie jest wystarczający dowód?

-Nie. Astrid jest twoim stróżem i nie dopilnowała cię. A ona oddała za ciebie życie to jest cos innego.

-Więc jak wygląda ta próba?

-Musisz uratować Astrid przed jakimś niebezpieczeństwem.

-Astrid została porwana! –wpadł jakiś facet oznajmiając nam wieści.

-Odynowi chyba bardzo na tobie zależy. –westchnęła rudowłosa.

-Nazywam się Emilly. –powiedziała czarnowłosa kobieta –A to jest Eliza. –pokazała na rudowłosą.

-Pomożemy ci, ale musisz nas słuchać.

-Zrobię wszystko dla Astrid.

-To dobrze bo musimy przekonać do ciebie Thora. –oznajmiła mi Eliza.

-Boga piorunów? –wydukałem

-W czymś problem? –zapytała kpiąco

-Nie skądże.

-To świetnie. Idziemy. –zakomendowała i ruszyła przed siebie.

Szliśmy długim korytarzem, aż nie doszliśmy do ogromnych pozłacanych drzwi. Emilly otworzyła je i zaprosiła nas do środka.

Weszliśmy, a po naszej prawej stronie stał wysoki mężczyzna o długich blond włosach. Był niesamowicie umięśniony i miał ze sobą młot. To musi być Thor. Ukłoniłem się przed nim.

-Witaj Czkawka. –powiedział do mnie. On powiedział mi po imieniu?

-Witaj. –odpowiedziałem

-Dziewczyny zostawicie nas samych. –poprosił Thor, a one wyszły zamykając za sobą drzwi.

-Chcesz odzyskać miłość. Prawda? –zapytał przyglądając mi się.

Postanowiłem wziąć się w garść dla Astrid.

-Tak.

-Jesteś bardzo odważny skoro chcesz zrobić wszystko aby być ze swoją miłością.

-Astrid myśli, że jestem głupi, a nie odważny.

-Aha… czyli chodzi tu o Astrid. –zaśmiał się –Teraz już wiem o co chodzi.

-Pomożesz mi stać się bogiem? –zapytałem.

-Nie. –odpowiedział krótko.

-Ale czemu?

-To nie wasze przeznaczenie. Powinniście być razem, ale na ziemi.

-Ale jak to uczynić? –zapytałem zdezorientowany.

-Musisz ją znaleźć i wypić to –podał mi małą fiolkę z eliksirem.

Wyruszyłem natychmiast. Po drodze do Astrid musiałem przejść przez rozmaite próby. Miałem pokonać wielkiego potwora. I pokonać dużo ciężkich torów przeszkód.

Jednak naj trudniejszym wyzwaniem były pytania , na które musiałem odpowiedzieć.

-Kochasz swoją wybrankę?

-Oczywiście . –odpowiedziałem bez wahania.

-Co jesteś w stanie poświęcić aby ja ratować?

-Wszystko.

-Czemu?

To pytanie mnie zagięło. Czemu?

-Bo… -zastanowiłem się –Kocham ją. Jest dla mnie wszystkim nie mógł bym bez niej żyć. Kocham ją i tylko na niej mi zależy.

Po mojej odpowiedzi rozbłysło białe światło i oślepiło mnie.

Znalazłem się obok nie przytomnej Astrid. Wyjąłem fiolkę i przeczytałem przyczepiony do niej liścik.

    Napoju starczy tylko dla jednej osoby. Wybieraj mądrze.

Nie myślałem ani chwili. Podałem całą zawartość mojej ukochanej. Świat zawirował mi w oczach i też straciłem świadomość. Obudziłem się na jakiejś wyspie, a obok mnie leżał Szczerbatek.

-Gdzie ja jestem? –zapytałem rozglądając się dookoła.

Szczerbatek poderwał się do góry i wrzucił mnie na swój grzbiet.

-Wracamy do domu. –powiedziałem do swojego przyjaciela i wyruszyliśmy.

Zastanawiało mnie jedynie to gdzie jest Astrid? Czy jest bezpieczna? Czy żyje? Nie mogłem pozbyć się tych myśli z głowy.

-Wylądowaliśmy obok domu Astrid. Jestem ciekaw czemu. Nagle z nikąd wyskoczył niebiesko- żółty Śmiertnik Zębacz.

Zaczął bawić się ze Szczerbatkiem. Mój kochany smoczek popchnął mnie w stronę domu Astrid i dał znak, abym tam wszedł. Powoli wszedłem, a moim oczom ukazała się piękna blondynka. Była odwrócona do mnie tyłem, ale i tak mogłem bez problemu rozpoznać w niej Astrid.

Podbiegłem do niej i mocno ja przytuliłem.

-Aaaa… puść mnie wariacie! –krzyknęła śmiejąc się.

-Jak ja cie Kocham. –powiedziałem i mocno ją pocałowałem. Zdziwiłem się, że zamiast mnie odpychać przyciągnęła mnie jeszcze do siebie mocniej. Staliśmy tak całując się gdy nagle rozległ się głośny płacz dziecka. Astrid oderwała się ode mnie.

-Pójdę do niego. –powiedziała i ucałowała mnie w policzek.

-Niego? –zapytałem odwracając się do niej.

-Do Cansona. –powiedział zdziwiona moim pytaniem.

-A kto to?

-Czkawka ty się dobrze czujesz? –zapytała przykładając mi dłoń do czoła.

-Tak. –odpowiedziałem szybko.

Astrid spojrzałem na mnie zagadkowo i suszyła do nadal płaczącego dziecka. Poszedłem za nią. Weszła do dużego pomieszczenia. Na środku stało duże małżeńskie łoże, a w rogu kołyska.

-Co już sie obudziłeś? –zapytała podnosząc niemowlę. –Patrz tatuś już wrócił –powiedziała i pokazała na mnie.

-To jest mój syn? –zapytałem szczęśliwy.

-Czkawka co się z tobą dzieje? –zapytała nadal uspokajając dziecko.

-Nic ja tyko uderzyłem się w głowę i wolę się wszystkiego upewnić. –odpowiedziałem i wziąłem od niej niemowlę, które w moich ramionach natychmiast przestało płakać.

-Wszystko w porządku? -Zapytała z troską.

-Teraz tak. –powiedziałem i przyciągnąłem ją jedną ręką do siebie. –Póki jesteś tu ze mną.

-Od ślubu nie zmieniłeś się ani trochę . –zaśmiała się i położyła dziecko w kołysce. Robiło się już późno, więc udaliśmy się spać. Nie mogłem zasnąć , Astrid już dawno spała przytulona do mnie, a ja zastanawiałem się nad tym co się stało. Wiem jedno miłość oczekuje najdroższej zapłaty, a szczególnie ta prawdziwa i wieczna. Musiałem stracić Astrid, aby teraz spać z nią w jednym łóżku i mieć z nią przepięknego syna. Mojego syna.


Rozterki agentki.[]

  • Akcja dzieje się w realnym świecie.
  • Bohaterowie mają po 21 lat.
  • Opowiadanie będzie bazowane na mojej jednej z ulubionych książek. (Alex Kava „Kolekcjoner”)

Ciężko jest być agentką specjalną. Szczególnie jak pracuje się dla FBI. A zapomniałam się przedstawić, jestem Astrid Hofferson.

Weszła powoli do mojego domu, zamykając za sobą szczelnie drzwi i od razu ruszyłam do łazienki. Z sypialni dobiegł mnie głos przewracanej lampy. Podbiegło do mnie moje kochane psisko. Suczka rasy owczarek niemiecki o imieniu Wichura. Była przeszczęśliwa gdy mnie zobaczyła i nic dziwnego nie było mnie w domu przez dwa tygodnie, a nią zajmowała się moja najlepsza przyjaciółka Szpadka Thorson. Jest też psychologiem, a jej brat Mieczyk pomaga rozwiązywać śledztwa na tle kryminalnym jest w tym dobry. On i jego pies są najlepszymi tropicielami w Ameryce. Usiadłam wygodnie na kanapie i włączyłam telewizor. Każdy pomyślałby, że jestem stuknięta. Nie mam mnie całymi tygodniami w domu, a jednak zdecydowałam się na kupno piędziesięcio plazmówki. Usprawiedliwiałam się tym, że przychodzą do mnie przyjaciele na mecze i dość często organizuję wieczory w towarzystwie Czkawki z pizzą, piwem i jakimiś filmami. Lekarz wojskowy, pułkownik Czkawka Haddock stał się moim bliskim… przyjacielem. Przynajmniej na razie, tak zdecydowaliśmy. No dobra, nie rozmawialiśmy o tym, ale było nam tak dobrze. Lubiłam z Czkawkę rozmawiać jak i milczeć. Czasami kiedy siadaliśmy na tyłach mojego domu i obserwowaliśmy jak Wichura bawi się ze Szczerbatkiem, psem Czkawki przyłapywałam się na myśli: „Moglibyśmy być rodziną”. To prawda było mi tak wygodnie choć ostatnio czułam dziwny dreszcz przebiegający przez moje ciało ilekroć jego ręce zbliżały się do mnie. Może ciężko było nam zniszczyć barierę przyjaźni bo poznałam się z Czkawką jako jego pacjentka podczas kwarantanny w jednym z oddziałów wojskowych. Teraz nasze rozmowy zmniejszyły się do rozmów prze telefon. Od czasu jego wyjazdu do Afganistanu. Nagle usłyszałam dźwięk telefony.

-Astrid Hofferson, słucham?

-Witam szanowną agentkę. –usłyszałam donośny męski głos w słuchawce.

-Dalej będziesz ze mnie żartował Śledzik? –zapytałam się do słuchawki. Śledzik był naukowcem i moim dobrym przyjacielem nasze częste spotkania bardzo nas do siebie zbliżyły jednak tylko do przyjaźni niczego więcej. Jego wielką miłością była Szpadka i na tym pozostało.

-Mam do ciebie sprawę. –zaczął –Na Florydzie w zatoce Meksykańskiej znaleziono ciało mężczyzny i…

-I niech zgadną. Chcesz abym znalazła mordercę.

-Dokładnie! –krzyknął do słuchawki. –Pytałem się twojego szefa i jak najbardziej chcę abyś to sprawdziła. Nie wiesz czemu?

-Sączysmark jest na mnie wnerwiony i to ostro. –odpowiedziałam wymijająco.

-Czemu? Przecież ostatnią misję wykonałaś perfekcyjnie.

-Ale ja miałam rację, a on się mylił. Nie znasz go? Jego duma mu na to nie pozwala.

-Masz rację jest bardzo zadufany w sobie. –powiedział i zaczęliśmy się śmiać.

-Dobra zaczynam się pakować i wyruszę jak najszybciej. –powiedziałam i rozłączyłam się. Słyszałam, że jeszcze coś mówił, ale nie wiem co. Po dwóch godzinach byłam spakowana i jechałam razem z Mieczykiem do hotelu Hilton. Po pary godzinach dotarliśmy na miejsce. Od razu poszłam się rozpakować. Apartament był niesamowity z widokiem na morze. Cały dzień czytałam akta sprawy gdy… usłyszałam telefon.

-Astrid Hofferson. –odezwałam się do słuchawki.

-Astrid ja nie daję rady!!! –usłyszałam głos Szpadki.

-Co się dzieje?

-Ja nie daję rady z dwoma psami na raz.

-Ja mam tylko Wichurę. –odpowiedziałam bezsensownie.

-Tak, ale Czkawka prosił mnie o opiekę nad Szczerbatkiem i…

-I nie mogłaś się nie zgodzić. –zaśmiałam się z niej. –Dobra ja kończę bo mam kogoś na drugiej lini.

-Astrid Hofferson.

-Muzyka dla moich uszu.

-Pułkownik Czkawka Haddock. –starałam się aby zabrzmiało to normalnie jednak gdy tylko usłyszałam jego cudowny głos zaniemówiłam. –Jak tam twoja misja?

-Właśnie odesłano mnie do domu. Może masz ochotę na wspólną kolację. –zapytał trochę śpiący.

-Niestety nie ma mnie aktualnie w domu. –zasmuciłam się –Jestem na Florydzie i prowadzę sprawę o morderstwo.

-Och –westchnął, ale słyszałam jak się śmiał. O co mu do diabła chodzi? –Gdzie aktualnie jesteś?

-W hotelu Hilton. Właśnie patrzę na szmaragdowe wody zatoki Meksykańskiej.

-Wyjdź na balkon.

-Co?

-Na którym piętrze jesteś?

-Czkawka przysięgam, że jeśli spytasz mnie, co mam na sobie to się rozłączę.

-Wyjdź na balkon.

Wahałam się jednak postanowiłam wyjść.

-A teraz spójrz na plażę.

Mój wzrok powędrował w danym kierunku i dostrzegł machającą do mnie postać.

-Zabiję cię. Jak zrobisz taki numer jeszcze raz. –zaśmiałam się i czym prędzej wybiegłam na plażę, rzucając mu się na szyję.

-Co tu robisz? –zapytałam gdy spacerowaliśmy brzegiem morza.

-Mam misję. Odnaleźć mordercę ciała wyłowionego z morza.

Chciałam się coś odezwać ale przyłożył mi palec do ust i rzekł.


-Mam być twoim pomocnikiem. Chyba nie jesteś zła, że nikt ci nie powiedział. Chciałem aby była to niespodzianka.

-Nie. –odpowiedziałam i przysunęłam się bliżej. Księżyc świecił jak nigdy do tą. Było cudownie tak romantyczne.

-Powinniśmy wracać. –powiedział Czkawka i pociągnął mnie w stronę hotelu.

-Dobranoc. –pożegnałam się. Byłam na niego zła ilekroć miało się coś pomiędzy nami wydarzyć on to psuł.

Rano zerwał się ogromny wiatr, który narastał z każdą chwilą.

-Wylatuję dziś wieczorem. –oznajmił mi Czkawka. –Jestem wzywany do bazy wojskowej 1000 km dalej.

-Nad Florydą ma przejść niebezpieczny huragan.

-Tak wiem, ale ja się stąd nie ruszam –odpowiedziałam chartko.

-Astrid powinnaś uciekać.

-Nie jestem małą dziewczynką. –broniłam się.

-Ty nie potrafisz zrozumieć, że to nie morderca przed którym da się uciec, ale siła natury.

-Potrafię o siebie zadbać! –krzyknęłam. Moja nagła zmiana tonu głosu zadziwiła zarówno mnie jak i Czkawkę.

-Martwię się o ciebie. –powiedział i złapał mnie za ramiona.

-Dam sobie rade to ty ciągle znikasz i cię nie ma! –wykrzyknęłam, a z moich oczu zaczęły spływać pojedyncze łzy. Otarł ją i przytulił mnie mocno.

-Muszę się spakować. –powiedział i poszedł. Tak poszedł zostawiając mnie samą.

Nastał wieczór. Nie byłam w stanie wyjść na dwór. Cały czas siedziałam w pokoju i rozpatrywałam moją misję. Do drzwi apartamentu ktoś zapukał. I wszedł bez mojej zgody.

-Myślałem, że się spakujesz i będziesz stąd uciekać. –powiedział podchodząc do mnie.

-Nie jestem tchórzem.

-Wiem. –przyznał niechętnie –Mam pomagać rannym.

-Miło. –odpowiedziałam wymijająco.

Nagle jego telefon zadzwonił. Wsłuchiwałam się w jego rozmowę z ciekawością. Dowiedziałam się tylko tyle, że jego transport już na niego czeka. Ruszy w stronę drzwi. Już dotykał klamki, ale…

-O, do diabła! –krzyknął i trzema krokami znalazł się przy mnie. Przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował. Chciałam aby ta chwila trwała wiecznie jednak nie było to możliwe. Po krótkim czasie odsunął się ode mnie i szepnął.

-Uważaj na siebie Astrid. Daj znać, że jesteś bezpieczna.

-Ty też. –powiedziałam i zanim wyszedł przyciągnęłam go jeszcze raz do siebie i pocałowałam z jak największą miłością. Wyszedł. No nic zostałam sama. Wyszłam z pomieszczenia i udałam się na poszukiwania mordercy. Znalazłam go na cmentarzu. Rozpoczęła się mrożąca krew w żyłach walka. Tylko ja i no. Jeden na jednego. Ja wyszkolona agentka i on wysoki umięśniony mężczyzna o nie ziemskiej sile. Dyby nie mój kochany pistolecik, najprawdopodobniej byłby po mnie. A tak udało mi się go pokonać i to jeszcze z klasą.




Dwa miesiące później.

Właśnie wjeżdżam do tajnej bazy wojskowej na moje odznaczenie za honorową walkę w obronie kraju. Wchodzę do wielkiej Sali i widzę go… mojego pułkownika stoi tak jak gdyby nigdy nic się do mnie uśmiecha. Podchodzę do niego. Wręcza mi order i szepcze na ucho.

-Dobra robota skarbie. –jestem już nieźle skołowana. Zaczynają się gratulacje i wiwaty na moją cześć. Po całej fecie powoli zbliżam się do mojego auta gdy zza rogu budynku wyłania się czarna postać i przyciąga mnie mocniej do siebie.

-Czemu nie zadzwoniłeś? –tylko to pytanie mogłam wypowiedzieć.

-Wolałem poczekać na tę wizytę aby ogłosić ci nowinę.

-Jaką?

-Wakacje na Karaibach. –odpowiedział i pokazał mi dwa bilety lotnicze na… dziś???!!!

-Ale ja nie jestem spakowana!

- Jesteś pewna. –powiedział i pokazał mi swoje auto, a w nim dwie walizki, jedna moja, a druga jego.

-A kto odstawi moje auto?

-To już mój problem. –usłyszałam głos Szpadki.

-Chyba pomysły ci się skończyły, że jesteś cicho? –zapytał i poprowadził mnie do swojego auta.

Jechaliśmy i lecieliśmy w milczeniu. Miałam tyle pytań i żadnej odpowiedzi. Ale w hotelu się przełamałam. Dostaliśmy jeden pokój małżeńskim łożem i pięknym widokiem na błękitne wody.

-Czemu mnie tu zabrałeś? –zapytałam gdy do mnie podszedł.

-Bo mam nadzieję, że tu nic nie zepsuję. –odpowiedział i przyciągnął mnie do siebie. Nie wiem kiedy i jak? Ale wiem, że to z nim chcę spędzić resztę, życia.


Czasem wydaje mi sie, że przeznacznie tez się myli.[]

  • Dedykacja dla Hiccstrid<3ForeverLove

Wierzycie w przeznaczenie? Jestem pewna, że jest to dla was prosta dopowiedź. Niektórzy powiedzą „tak” inni „nie”.

Jednak czy kiedykolwiek zastanawialiście się jak się stanie kiedy zmienimy zbieg zdarzeń. Mam pomysł może właśnie tego spróbujemy.

-Szczerbatek! Stój! –wykrzykiwał młody człowiek o ciemno brązowych włosach.

-Już nic na to nie poradzisz. –odpowiada najspokojniej w świecie wysoki tęgo mężczyzna.

Z oddali słychać tylko odgłosy walki, nikt nie przejmuje się tym co może doprowadzić do tragedii. Młody mężczyzna cofa się coraz dalej, patrząc przy tym w oczy kogoś kto był jego oparciem i najbliższą osobą.

Teraz boi się jej. Nie wie ja postąpić w takiej sytuacji.

Słychać już tylko świst, ale nie wiatru. Ten świst jest jakiś inny taki przypominający ostatnie pożegnanie. Co się dzieje!? To pytanie przechodzi przez głowy wszystkich na polu bitwy. Huk i odgłosy spadającego lodu ucichają. Wszyscy wracają do walki mimo nieznanego im dźwięku. Przecież to woja tu może zdarzyć się wszystko. Ale na pewno nie to co się wydarzyło. „Wróg pokonany” wydaje się słyszeć wiwaty jeźdźców. Czarno brody mężczyzna odchodzi z poczuciem tryumfu. Do młodego chłopaka podbiega kobieta o brązowych włosach i mężczyzna z rudą brodą. Kobieta pochyla się nad ciałem chłopaka i przykłada ucho do jego klatki piersiowej. Jednak on już nie oddycha i nie słyszy próśb „Proszę wróć!” . Niedaleko ląduje szóstka młodych osób i jeden starszy. Wszyscy są uśmiechnięci i zadowoleni z wygranej walki.

Wśród nich są dwie blond włose dziewczyny. Wzrok jednej z nich pada na dramat rozgrywający się pod małą górą z lodu. Jej oczy mówią wszystko „To niemożliwe” Jest załamana. Nie zwracając uwagi na nikogo i podbiega do chłopaka. Widać, że jest dla niej bardzo ważny. Spogląda przerażona na rudowłosego mężczyznę i zaczyna płakać. Wszyscy spuszczają głowy, nie zwracając uwagi, że smoki odleciały. Blondynka nadal płacze mimo tego, że pocieszają ją prawie wszyscy, tak prawie wszyscy bo nie pociesza ją ten dla którego żyła. Kiedyś to on nie miał po co żyć, teraz ona. Reszta jest zgodna z tym, że należy oddać hołd zmarłemu. Jednak ona nadal nie może uwierzyć w śmierć młodzieńca. Zabierają go na łódź już mają zamiar przykryć jego ciało białą jak śnieg płachta jednak ona się nie zgadza, podchodzi do niego powoli jakby się bała każdego kroku wykonanego w stronę zmarłego. Wszyscy patrzą na nią z zaciekawieniem i żalem. Delikatnie pochyla się nad jego ustami wypowiadając słowa tak ciche, że tylko wiatr może je usłyszeć „Kocham Cię”. Dotyka ust ukochanego swoimi i ze łzami w oczach odchodzi. Zakrywają go całego i wychodzą z łodzi wypychając ją tym samym do morza. Kiedy mała łódź znajduje się już wystarczająco daleko. Rudo włosy mężczyzna zaczyna swoje przemówienie.

-Może i nie byłeś najsilniejszy, a ni najbardziej rozważny, ale byłeś jedyny w swoim rodzaju, byłeś chlubą Berk… synu. –wypowiada cicho wódz. Wszyscy naciągają łuki wymierzają strzały w kierunku łodzi poległego.

-Doz obaczenia w Vallhalii… -dodaje młoda wojowniczka.

Łódź zaczyna płonąć, a malutkie kawałeczki żaru lecą zgrabni go nieba. Można się domyślić, że jest już w Vallhalii i patrzy na nich ze smutkiem, a w szczególności na zapłakaną blondynką. Tylko ona nie umie pogodzić się z jego śmiercią. Mimo iż jego niedawno odnaleziona matka cierpi z powodu śmierci syna to ma kto ją pocieszyć, ma u swego boku męża, a ona nie. Została sama tylko ona i… Szczerbatek. Smok zabójca. Jednak mimo iż blondynka jest na niego zła to rozumie czemu tak postąpił I mu wybaczyła dla niego tego, który umarł w obronie ich wszystkich.

-Musimy coś zrobić, aby powstrzymać Drago. –wypowiedziane przez Ereta słowa cichną bez odzewu. Nikt nie ma siły się z nim zgodzić.

-Masz racje. –odpowiada mu pogrążona w żałobie po stracie ukochanego Astrid.

-Nie mamy smoków. –odpowiada jej Śledzik.

-Nie do końca jest to prawdą –wychyla się z propozycją Valka. –W Smoczym Sanktuarium jest ich pełno, a niektóre z nich nie posłuchały rozkazów smoka Drago.

-No to na co czekamy? Idziemy tam –młoda wojowniczka ruszyła przed siebie tuż obok Valki. Reszta podążyła za nimi.

-Byliście blisko? –zapytała Valka kobietę idącą obok niej.

-Czkawka był moim chłopakiem. –przyznała ze smutnym uśmiechem. –Był dla mnie jedynym wsparciem. Straciłam rodziców gdy byłam mała.

-Przykro mi. –powiedziała do niej i dalej szły w milczeniu.

Doszły do Smoczego Sanktuarium i znaleźli tam małe smoki, które nie posłuchały rozkazów alfy. Wsiedli na nie i czym prędzej wznieśli się do nieba. Lecieli już tak jakiś czas w całkowitej ciszy, każdy pogrążony we własnych myślach, jedyną rzeczą, która ich łączyła była myśl o młodzieńcu o niezwykłej odwadze.

Dolecieli na Berk i właśnie w tym momencie wszystko działo się jak w jakimś filmie akcji. Walka, krew, ranni i zabici. Wiele osób pożegnało tego dnia swoich bliskich. Jednak największą stratą okazała się śmierć młodego wojownika i przyszłego wodza, Czkawki. Na Berk już wszystko zostało posprzątane po wielkiej bitwie i cała osada zaczęła wracać do normalnego stanu. Tylko pewna blondynka nie mogła pogodzić się z takim obrotem spraw.

-Dlaczego mnie zostawiłeś?! –zapytała głośno będąc na wyspie gdzie zginął jej ukochany. –Dalczego… -dodała szeptem.

-Astrid czy możemy porozmawiać? –zapytała niepewnie starsza kobieta podchodząc do niedoszłej synowej.

-O co chodzi? –zapytała pocierając łzy.

-Wiem, że cierpisz z powodu Czkawki, ale chciałabym abyś żyła dalej jeśli nie dla siebie to dla niego. –powiedziała i pokazała na niebo. Młoda wojowniczka już wiedziała o co chodzi matce jej ukochanego.

-Nie nie tylko dla niego… -wypowiedziane przez nią słowa wtopiły się w szum fal i powoli uniosły się echem.

-O czym ty mówisz? –zapytała ciekawa odpowiedzi Valka.

-Z Czkawką mieliśmy małą tajemnicę, a właściwie to ja ją miałam. –wyznała spoglądając na swój lekko wypukły brzuch.

(Ta wiem, że nie tego się spodziewaliście, ale moja wena i umienie nie pozwoliło mi uśmiercić Czkawki całkowicie no musiałam zostawić taką małą niespodziankę. Choć wiem, że opowiadania typu „Astrid jest w ciąży, a Czkawka ginie” już wam się znudziły jednak… no nie mam zamiaru kłócić się z moją weną.)

-To dlatego gdy Czkawka zaczął opowiadać mi o tobie był jakiś nieobecny. Jakby zamyślony. –przypomniała sobie rozmową z synem.

-Ale on o tym nie wiedział. –wypowiedziała zdziwiona wojowniczka. –O ciąży wiem tylko ja i ty.

-To znaczy, że Czkawka coś kombinował. Tylko co? –zapytała na głos matka zmarłego.

-Nie mam pojęcia, ale dowiem się tego! –odpowiedziała chartko Astrid.

I TAK W TYM WŁAŚĄNIE MOMENCIE MNIE ZNIENAWIDZICIE. OTÓŻ NIE MAM WENY CO MOGŁO WYDARZYC SIĘ DALEJ. WIEM, ŻE NIE TEGO OCZEKIWALISCIE, ALE PRZEPRASZAM I POSTARAM NAPRAWIĆ SIĘ TEN BŁĄD W JAKIMŚ INNYM OPECZKU.  A JEŚLI CHODZI O TO CO WYDARZYŁO SIĘ DALEJ TO WSZYSTKO JEST JASNE JAK SŁOŃCE. ASTRID URODZIŁA SYNA, KTÓREGO NAZWANO HALIBUT STRASZLIWY CZKAWKA IV I WSZYSTKO DOBRZE SIĘ SKOŃCZYŁO. To widzimy się w następnym opowiadanku.


Maskarada.[]

  • Akcja dzieje się po JWS2 (No przecież to oczywiste)
  • Dedykacja wszystkich którzy czytają mojego bloga. Bardzo wam za to DZIĘKUJĘ ^.^


(Czkawka)

Berk piękna wyspa z wieloma tradycjami i przejściami. Minął już rok od śmierci mojego ojca, wielkiego wojownika i wodza. Berk wróciło już do dawnego stanu jednak nie serca mieszkańców. Ciężko jest być wodzem jednak mam pomoc w mojej mamie, Pyskaczu i Jeźdźcach. Właśnie wracałem z twierdzy do domu na obiad. Kiedy to moja mama podbiegła do mnie i oznajmiła, że dzieje się coś niedobrego obok Smoczego Sanktuarium. Bez zastanowienia wziąłem ze sobą mamę i Ereta i poleciliśmy zobaczyć co się dzieje. Gdy byliśmy na miejscu, wszystko wydawało się normalne. Na wszelki wypadek rozdzieliliśmy się. Ja, Eret i moja mama poszliśmy w przeciwnym kierunku do naszych smoków. Szliśmy tak dość długi czas. Nagle ktoś mnie zaatakował. Nie miałem sił. Udało mu się pokonał mnie. Obudziłem się w ciemnej celi, a obok mnie była moja mama i Eret.

Astrid)

-Czy ktoś widział Czkawkę? –zapytałam się jeźdźców gdy dotarłam do akademii.


-Nie. –odpowiedział mi Śledzik. Nagle przybiegł do nas Pyskacz wymachując jakimś listem. Wyrwałam mu owy list z dłoni i zaczęłam czytać na głos.

                                                     Witam szanownych Jeźdźców Smoków.
  Nazywam się… czy to ważne, ważne jest to kim jestem, a jestem jedynym synem Drago Krwawdonia. Mam dla was nowinę. Możecie szykować kolejny pomnik zmarłemu wodzowi. 

Biedaczek myślał, że uda mu się uciec.

                                                                                                                                      Aki.

-Co robimy? –usłyszałam Szpadkę

-Raczej lecimy im na pomoc. –odpowiedział jej Sączysmark.

-To niebezpieczne. Prawda Astrid? –zapytał wystraszony Śledzik, ale widząc moją minę dodał. –My nawet nie mamy planu!

-Wy nie, ale ja tak. –odpowiedziałam mu pewna siebie.

-Jaki? –zapytali chórem.

-Szalony i głupi. –odpowiedziałam spoglądając na Sączysmarka, który po moich słowach uśmiechnął się pod nosem.

-Już mi się podoba. –powiedział Smark.

-Sączysmark ty i jakiś inny chłopak będziecie udawać żołnierzy Akiego, reszta będzie robiła za zakładników. –zaczęłam moją długą przemowę. –Tylko jest mały problem… żołnierze muszą umieć walczyć i no wiecie udawać. Jak na razie to tylko Smark się nadaje.

-A ja wiem kto będzie drugim żołnierzem. –powiedział Pyskacz spoglądając w moją stronę.

-Ja??? –zapytałam zaskoczona –Przecież jestem dziewczyną.

-Dlatego cię podszkolimy i będziesz jak chłop. –powiedział Pyskacz pokazują swoje mięśnie.

-Doba. –zgodziłam się niechętnie ze względu na możliwość ratowania Czkawki.

-Lekcja pierwsza! –wykrzyczał Pyskacz na całą akademię. –Musisz chodzić jak chłop.

Te ich szkolenie jest bez sensowne. Uczą mnie jak się chodzi, jak się je i jak się zachowuje. Błagam co ja im zrobiłam???

-Lekcja trzydziesta druga! –usłyszałam krzyk Pyskacza –Walka!!!

-Tego to się chyba uczyć nie muszę? –zapytałam znudzona. Chłopaki się zmieszali i po swojej jakże interesującej wymianie zdań ominęliśmy ten punkt.

No to teraz strój. Dali mi jakieś metalowe wdzianko i hełm na twarz aby nikt mnie nie rozpoznał. 

Ruszyliśmy do Smoczego Sanktuarium. Na miejscu aprowizowaliśmy walkę. Żeby wyglądało na to, że ja i Smark jesteśmy w jednej drużynie, a reszta jest naszymi więźniami. Na całe szczęście całą tą maskaradę widział jakiś wojskowy Akiego, wiec zaprowadził nas do niego, a my wytłumaczyliśmy, że jesteśmy nowi i chcemy zemścić się na smoczych jeźdźcach. Nie wiem czemu, ale zaufał nam. Powiedział, ze teraz jesteśmy jego podwładnymi. Dwóch strażników pomogło nam zaprowadzić jeźdźców do celi. Obok znajdowała się jeszcze jedna cela, ale było w niej ciemno i nic nie widziałam czy ktoś tam był.

-Macie ich pilnować. –dał komendę jeden ze strażników i sobie poszedł razem z drugim.

-Pyskacz co wy tu robicie? –usłyszałam głos Czkawki. Umówiliśmy się wcześniej, że nikt oprócz nas nie wie o tym planie. Nawet Czkawka jeśli go znajdziemy.

-Porwali nas. –skłamał Śledzik.

-A gdzie jest Sączysmark i Astrid? –zapytał rozglądając się za mną.

-Uciekł. –odpowiedział Sączysmark swoim udawanym tonem. –A dziewczyna…

-Zginęła. –dokończyłam, ale dzięki napojowi od Gothi miałam męski głos więc mnie nie rozpoznał. Wszyscy pojrzeli na mnie zdziwieni.

-Nie to niemożliwe. –szepnął Czkawka.

-Widziałem jak wpada do oceanu. –powiedział Pyskacz. No nieźle oni to mają tupet mnie uśmiercać.

Widziałam jak z oczu Czkawki spływają łzy. Teraz z wielką chęcią bym go przytuliła i powiedziała, że żyję, ale nie mogę się zdemaskować.

Cały dzień staliśmy przy nich i pilnowaliśmy ich. Na noc mieliśmy zmianę. Rano zaczęłam się ubierać już prawie byłam ubrana brakowało tylko bluzki gdy do mojego pokoju wparował Sączysmark. Nie mogło ujść mu to na sucho… wymierzyłam mój prawy sierpowy i no cóż… będzie miał ślad. Wybiegł z mojego pokoju jak oparzony, a ja szybko się ubrałam i wyszłam za nim. Po drodze wszyscy mi gratulowali. Niespodziewanie do jednego z pokoi wciągnęły mnie jakieś dziewczyny. Aż boję się pomyśleć co by było gdybym im nie powiedziała, że jestem dziewczyną. No ale jak się już dowiedziały to musiałam powiedzieć cały mój plan i to, że chcę ratować chłopaka. Gdy tylko skończyłam moją historię dziewczyny stwierdziły, że mi pomogą bo one też chcą się stąd wydostać. Zgodziłam się i całą akcję wyzwoleńczą zaplanowaliśmy na jutrzejszą noc. Wyszłam z pokoju i poszłam na moją warte.

-Gdzieś ty była? –zapytał wściekły Sączysmark.

-Załatwiałam coś. –odpowiedziałam wymijająco.

-Hej ty! –usłyszałam dwóch mężczyzn zbliżających się do mnie. –Niezły byłeś. A ty… -zwrócili się do Smarka –Zachowujesz się jak baba. Wyszli, a ja zaczęłam się śmiać.

-O co chodzi? –zapytał Eret. Właśnie uświadomiłam sobie, że z Czkawka w celi jest Eret, Valka i brat Ereta, Filip.

-Nie wasz interes! –krzyknął Smar i schował głowę w dłonie.

-Kto ci kazał wchodzić –zapytałam cały czas się śmiejąc.

-Męska ciekawość. –odpowiedział naburmuszony.

Minął dzień i noc. Nastał upragniony wieczór na ucieczkę. Sączysmark i ja mieliśmy właśnie wartę gdy obok nas pojawiła się Elen. To Elen zaproponowała mi pomoc i stałyśmy się przyjaciółkami. Miałyśmy też umowę, która ma lepszą broń na mężczyznę. Elen z gracją podeszła do Smarka i zaczęła coś mówić mu na ucho. Parę razy zatrzepotała rzęsami, a Sączysmark leżał już na ziemi i się ślinił.

-To jest broń na mężczyznę. –powiedziała w moim kierunku. Zaśmiałam się cicho i podniosłam Smarkowi hełm z głowy aby pokazać jego piękną fioletową twarz.

-Ajć co mu się stało? –zapytała wystraszona. Sączysmark jak na komendę się podniósł i spojrzał na mnie morderczym wzrokiem.

-Sączysmark wejdź tak jeszcze raz. –zaśmiała się Tina.

-Może i było to głupotą, ale za drugim razem byłoby to samobójstwem. –powiedział i złapał rzucone przez Tina jego ciuchy.

-A to dla ciebie. –powiedziała Elen i podała mi moje ciuchy. Chodź przebierzesz się.

Ruszyłam za Elen gdy usłyszałam głos Sączysmarka.

-Miałaś nie chodzić jak baba. –zaśmiał się.

-A ty miałeś nie bić się jak baba. –odpowiedziałam idąc dalej za Elen.

Usłyszałam tylko jak jeźdźcy się śmieją. A Smark ich ucisza. Przebrałam się w swoje ciuchy i wróciłam do reszty. Sączysmark już ich wypuścił, więc ja nie musiałam nic robić. Gdy tylko mnie zobaczyli oniemieli. Czkawka wyglądał jakby zobaczył ducha.

-Wiem, że jestem brzydka, ale nie musisz się tak na mnie patrzeć. –powiedziałam i stanęłam naprzeciwko niego. Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Przysunął się do mnie i złapał mnie w tali przyciągając do siebie.

-Kocham cię. –szepnął i pocałował mnie w usta.

-Może stąd uciekniemy? –zapytała Elen. Oderwaliśmy się od siebie i ruszyliśmy długim korytarzem w stronę wyjścia.

Szliśmy tak dość długi czas. Na szczęście obyło się bez przeszkód, wiec jak tylko znaleźliśmy się obok smoków ruszyliśmy na Berk. Zostawiając Akiego i jego załogę w rękach, albo raczej szponach dzikich smoków. One powinny się nimi dobrze zająć. Lecieliśmy w ciszy. Ja z Czkawką, Śledzik z Eretem, Sączysmark z Filipem, Valka z Pyskaczem, a bliźniaki razem.

-Czemu to zrobiłaś. –zapytał Czkawka gdy leciałam przytulona do jego pleców.

-Musiałam cię uratować –odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

-Jesteś niemożliwa. Mogło ci się coś stać.

-Ale nie stało.-odpowiedziałam zgodnie z prawdą. -Cieszę się, że jesteśmy już razem. –powiedziałam czule.

-Ja też. Już nigdy cie nie opuszczę, nigdy.


Tylko życie jest moją przeszkodą do szczęścia.[]

  • Akcja dzieje się po JWS2.
  • Pisanie z perspektywy Astrid.

Biegłam przez ciemny las. Nie mogłam uwierzyć w to co się stało. On? Jak on mógł mi to zrobić? Jak? Przecież byliśmy tacy szczęśliwi. Myślałam, że nasza miłość przetrwa wiecznie. Jednak nie było nam to dane. Co chwilę jakieś gałązki zahaczały się o moją bluzkę i spódnicę, czasem też o kaptur. Nie przeszkadzało mi to. Jedyną rzeczą jaka w tym momencie mi przeszkadzała to on. Biegłam tracąc już siły gdy zatrzymałam się przy klifie. Niespodziewanie spośród drzew wybiegł młody mężczyzna o zielonych oczach. Widziałam w nich smutek i gniew. Był zły, ale nie na mnie, był zły na samego siebie. Zaczął powoli zbliżać się w moim kierunku. Jego spokojny głos był jak miękki koc otulający mnie. Jednak ból jaki mi sprawił był silniejszy, nie mogłam mu wybaczyć, po prostu nie mogłam. Każdy jego krok w przód był odpowiedzią na mój w tył. Bałam się mu zaufać, bałam się miłości. Patrzałam cały czas w jego tajemnicze oczy. Były przerażony moim zachowaniem. Niespodziewanie poczułam jak grunt ucieka mi spod nóg i zagłębiam się z ciemną czeluść nicości. Już nic nie mogłam zrobić byłam przyszykowana na to co nieuniknione. Jednak moją dłonią szarpnęło coś, a ja zawisłam nad zimnymi wodami oceanu. Próbował mnie wciągnąć jednak ja się opierałam. Nie dał tak łatwo za wygraną szarpał się ze mną, a ja nie chciałam być z nim nie mogłam. Moja dłoń wyśliznęła się z jego mocnego uścisku i zaczęłam spadać. Słysząc tylko moje imię, które stawało się coraz cichsze. Ale co ja robie? Kocham go najmocniej na świecie i nic tego nie zmieni. Nawet to co uczynił. Przecież nie był tego świadomy, był zaczarowany. Ta przeklęta mikstura go oszołomiła. To nie była jego wina! Nie jego wina! To przez nią! Przez tą czarownicę. Ja chce żyć, chcę do niego wrócić. Muszę to zrobić przecież nie mogę tak tego wszystkiego przekreślić. Wtedy przypomniało mi się wszystko co miało jakie kol wiek znaczenie. W całym tym smutku i żalu myślałam tylko o sobie! Nawet przez chwile nie pomyślałam o nim. Był niczemu niewinny. Jeszcze nie poznał świata. Nie mógł nic wiedzieć co się dzieje. A ja? A ja straciłam jego szanse. Miał być szczęśliwy. Miał mieć normalne życie. Obiecałam mu to, obiecałam, że będzie szczęśliwy, że zawsze będę przy nim. Nie mogłam go zawieść. Zawsze starałam się dotrzymywać obietnic. Jednak teraz już nie daję rady. To co widziałam załamało mnie. Czuję, że jego też. Zawiódł go. Miał być jego wsparciem i mentorem, jego ideałem. Ale nie stało się tak jak sobie to wszystko poukładał. Wiem, że płacze razem ze mną. Jest mu mnie żal. Nie jest do końca świadomy co się stało, ale wie jedno nigdy już mu nie zaufa. Tak samo jak ja. Jednak moje serce ciągle go kocha i jest przy nim. Za to jego serce nie potrafi mu zaufać. Jest rozdarte z jednej strony kocha go tak jak ja, a z drugiej nie może mu tego wybaczyć. Biała mgła otula nas i delikatnie kładzie na miękkich piórach niebiańskich ptaków. Widzę go jest piękny. Taki bezbronny i delikatny. Podnoszę dłoń delikatnie dotykając jego malutkich brązowych włosków. Przestał płakać i spogląda na mnie zaciekawiony. Podnoszę go i okrywam białą płachtą leżącą obok mnie. Chciała bym byś go widział byś był teraz z nami. By całe zło jakie istnieje nie mogło nas dosięgnąć. Byśmy byli szczęśliwi i razem. Razem… na to słowo w oczach pojawiają się łzy. Już nigdy to się nie stanie. Już nigdy nie będziemy szczęśliwi. Teraz ty jesteś tego świadomy. Jednak jest już za późno. Nigdy się nie spotkamy. Zaczynam płakać, a maleństwo leżące bezpiecznie w moich ramionach pociesza mnie. Uśmiecham się do niego, a on podnosi swoja kruchą dłoń do mojej twarzy i ociera moje łzy. Jesteście podobnie jednak jest jedna różnica. On jest tu przy mnie, a ty nie.

Całuję go i odwracam się w stronę światła. Jest takie miłe i przyjemne. Widzę w nim Stoicka i moich rodziców. Są szczęśliwi i smutni moim widokiem. Jednak ja uśmiecham się i powolnym krokiem ruszam w ich kierunki. Światło zaczyna gasnąć, a ja widzę na ich twarzach jeszcze większe uśmiechy. Biegnę w ich stronę jednak oni odwracają się i odchodzą. Chce ich dogonić jednak nie mogę. Czuje, że jeszcze nie jestem gotowa do wejścia tam. Staję w miejscu i zaczynam płakać. Czuję delikatny dotyk na moim ciele i cichy szept w moim uchu.

-Przepraszam.

To niemożliwe. Odwracam się zdziwiona jednak ty uśmiechasz sie przepraszająco. Wtulam się w ciebie, a zielono oki chłopczyk w moich ramionach zaczyna cicho gaworzyć. Jest szczęśliwy. Tak jak i ja. Wreszcie mam przy sobie to czego nie miałam na ziemi.

Jest to jak na razie ostatni wpis. NIe mam pomysłów co dalej, więc niestety szybko jakieś się nie pojawi. Przepraszam i zapraszam na moje inne blogi.


Cos niemożliwego.[]

Wielki powrót smoka !!!!!!!!!!!!!!!!!!

Jest to jeden z naj dłuższych opowiadań, ale i najbardziej zagmatwane opowiadanie. Teraz wiem, że w mojej głowie jest taki sam nieład jak na biurku XD

To zaczynamy…

Na początek parę informacji:

  • czasy wikingów.
  • czkawka i reszta mają po 25 lata
  • jest to mój największy i najbardziej komiczny wymysł, więc nie spadnijcie tylko z krzeseł jak moja kumpela gdy dojdziecie do ciekawych momentów XD
  • pisane z perspektywy… mojej! ^^
  • Odzwyczaiłam się od pisania one partów, więc bądźcie wyrozumiali.


Berk, piękna wyspa. Mimo iż pięć lata temu rozegrała się tu tragedia, w której młody wódz Czkawka stracił ojca. No właśnie może opowiem wam o wodzu tej wyspy. Jest nim pewien młody mężczyzna o szmaragdowych oczach i dziecinnym uśmiechu. On jako pierwszy i jedyny wytresował smoka, ale nie byle jakiego tylko najgroźniejszego smoka na całym świecie…. Tak dobrze myślicie to Nocna Furia. Nieprawy pomiot burzowych piorunów i samej samiuteńkiej śmierci. Teraz nie jest już on aż tak straszny, jest wręcz… Hmmm… nie wiem jak to dokładnie opisać, ale…

-Zabiję!!! –no nie dokończę! Ah… ale tak właśnie zaczyna się prawie każdy dzień na tej kochanej wyspie.

-A zapowiadało się tak przyjemnie. –mruknął młody wódz wycierając dłonie w czystą szmatkę, po dość ciężkie pomocy najlepszemu przyjacielowi Pyskaczowi.

Nagle obok bruneta zjawił się jego młodszy kuzyn Sączysmark. Mimo iż nie mieli ze sobą bardzo przyjacielskich relacji to często sobie nawzajem pomagali. Łączy ich dość specyficzna więź, tak na ich relacje mówią ich przyjaciele.

-Czkawka!!! Proszę pomóż mi!!! –zawył chowając się za brunetem.

-Coś tym razem zrobił? –zapytała czujnie rozglądając się na boki w poszukiwaniu zagrożenie.

-Powiedziałem, ze jest najbrzydszą dziewczyną na świecie i…

-Tu jesteś!!! –niewiadomo skąd, niewiadomo jak nagle obok niech zjawiła się młoda dość wysoka kobieta o długich blond włosach. Cała była czerwona od złości co sprawiało niesamowity widok.

-Miło cię widzieć. –powiedział Czkawka podchodząc do niej, jednak nie zbliżając się za blisko, gdyż dziewczyna miała przy sobie dość ostrą broń.

-Nie denerwuj mnie, Czkawka!!! –fuknęła z furią w głosie i spojrzała na niego ostro.

-Wiesz, że złość piękności szkodzi. –odezwał się kuzyn naszego wodza. No niestety nie w porę, bo jeszcze tego brakowało by ja mocniej rozłościć. Teraz młody wódz już nic nie mógł zrobić jak pozwolić swojej przyjaciółce pobiec za nim i no cóż,… zemścić się.

-To była…? –obok wodza, który wrócił do wyrabiania mieczy pojawił się zszokowany, czarnowłosy mężczyzna.

-Szpadka. Tak, zgadłeś. –wyjaśnił dalej rozgrzewając metal. Miął bowiem wyrobić dziś pięć mieczy i dość pokaźną liczbę siodeł co przysporzyło mu jeszcze więcej problemów, niż by sobie tego życzył. Pomijając fakt, ze był dość młody to rola wodza nie była łatwa. Nawet gdy ma się do pomocy przyjaciół i rodzinę, ale nie tylko był wodzem był też…

-Cześć kochanie. –obok mężczyzny pojawiła się również niezauważona, piękna błękitno oka, blondynka o szczupłym i powabnym ciele.

-Nie śpisz? –zapytał uśmiechając się lekko.

-Nie. –powiedziała i odwrócił jego twarz ku swojej. Miała bowiem dość niezadowolony wyraz twarzy. Wiążąc się z nim wiedziała, że bycie żoną wodza nie będzie łatwe, ale czasami musiała mu pokazać, że ona też chce być w centrum jego uwagi, a nie tylko wioska i ludzie.

-No co? –zapytał przerywając na chwilkę pracę i delikatnie kładąc dłoń na jej biodrze.

Na całą tą scenę patrzał Eret, młody łowca smoków… yyy… no dobra. Przepraszam, były łowca smoków. Przez ten czas który minął od wojny zdążył już zapoznać się z mieszkańcami, a w szczególności poznać Czkawkę i resztę jeźdźców. Stał się on również dobrym przyjacielem Czkawki, więc pozwolił zakochanym pobyć sam, na sam i ulotnił się jak gdyby nigdy nic do swoich obowiązków.

-Zapominasz. –nie byłą zła, smutna może troszeczkę, ale nie zła. Co dziwne, bo ostatnimi czasy nie wysypiała się i łatwo było ja wyprowadzić z równowagi.

-Wybacz. –westchnął i pocałował ją lekko w usta. Wiedziała, że ją kocha, ale wolała kiedy jej to udowadniał. Miała wtedy jakąś świadomość, że się nią interesuje.

-Kiedy wyszedłeś? Jak wstałam nie było cię już jak podejrzewam od dobrych paru godzin.

-Patrolowałem wyspę. –wyjaśnił przytulając ja mocno do siebie. Też chciał być blisko niej, ale praca nie pozwalała mu na to. Dlatego cieszył się każdą chwilą spędzoną w jej towarzystwie.

-Czkawka!!! –do pomieszczenia wpadł zdyszany tęgi mężczyzna o blond włosach. Był to Śledzik najlepiej obeznany w księdze smoków ze wszystkich jeźdźców.

Para niechętnie, ale i z zaskoczeniem oderwała się od siebie i spojrzeli na chłopaka ze zdziwieniem i niezrozumieniem.

-Śledzik co się dzieje? –zapytał wódz podchodząc do przyjaciela.

-Znalazłem coś dziwnego!!! W sanktuarium


-Co znalazłeś? –odezwała się żona wodza.

-Znalazłem… -zamyślił się. Widocznie nie wiedział jak ma im to wytłumaczyć, w sumie to ja też bym nie wiedziała. To było bardziej niż dziwne, ale może dojdziemy do tego później. -… nas.

-Nas? –młode małżeństwo zapytało chórek.

-Tak, ale nie to znaczy…

-Śledzik zlituj się i powiedz. –Pyskacz, który od jakiegoś czasu przysłuchiwał się rozmowie musiał już być mocno zdenerwowany.

-Nie powiem. To musicie sami zobaczyć. –wskazał na smoki.

-Dobra, Pyskacz wezwij moja matkę i resztę jeźdźców. Lecimy do sanktuarium. –Pyskacz jak na zawołanie zerwał się z miejsca i popędził w stronę wioski.

-Idę przygotować Wichurę. –wojowniczka już chciała iść jednak przeszkodził jej w tym mąż. Wiedziała już jednak, że nie poleci, więc nie patrząc nawet na ukochanego odezwała się z żalem w głosie.

-Znowu nie lecę?

-Astrid, kochanie rozmawialiśmy na ten temat już parę razy. –przyciągnął ją do siebie.

-Wiem, ale martwię się o ciebie. Nie zrób nic głupiego, proszę.

-Nie zrobię. Masz moje słowo. –przysiągł jej całując ją na pożegnanie i wzbijając się na swoim czarnym jak noc smoku w przestworza. Kobieta wiedząc, że nie może lecieć, bo tu będzie bardziej potrzebna wrócił do domu. Tym czasem u Czkawki…

-Czy wy musicie się tak kłócić?! –zdenerwowany wódz już nie mógł wytrzymać. –Mnie też się nie podoba to, że mamy tam lecieć. Wolałbym zostać na Berk.

-Czkawka powinieneś jednak to zobaczyć. Ja nie mogłem uwierzyć. –powiedział zdenerwowany Śledzik.

-A nie mogłeś powiedzieć nam o co chodzi na Berk?! –Pyskacz też już nie miał najlepszego humoru. Śledzik nie odpowiedział, a reszta dała sobie spokój z męczeniem go. Gdy dolecieli do Sanktuarium i weszli do środka ujrzeli coś co odebrało im dech w piersi i przyprawiło o zawrót głowy.

Przy małym wodospadzie siedziało sobie dwóch mężczyzn jeden miał rudą brodę a drugi blond wąsy, obaj byli mniej więcej w tym samym wieku. Niedaleko nich siedzieli młodzi ludzie około 15 lat. Było tam czterech chłopaków i dwie dziewczyny. Dwóch chłopaków miało blond włosy z tym, że jeden miał długie, a ten drugi był troszeczkę puchaty( Tak wiem ale tak jakoś pasowało mi to puchaty :3). Pozostałe chłopaki mieli brązowe włosy z tym, że jeden miał lekki połysk rudawego i piękne zielone oczy. Dziewczyny obie to blondynki. Jedna miała niebieskie oczy a druga zielone. Kogoś oni mi przypominali tylko kogo? Już wiem to…

-Przecież to my!!! –nie no zabiję! No po prostu zabiję! Ah… nieważne… Mieczyk jak zwykle musiał wrzucić swoje trzy grosze.

-Ale jak to możliwe? –młody wódz nie mógł uwierzyć własnym oczom. Patrzył raz to na zmarłego ojca, a raz na jego obecną żonę. Miała z powrotem piętnaście lat i nie była już jego żoną tylko przyjaciółka.

-Kim wy jesteście? –odezwał się rudobrody mężczyzna. Wtem zza młodego wodza wyjrzała starsza kobieta o długich brązowych włosach. Gdy tylko ich spojrzenia się spotkały mężczyzna upadł an kolana i nie wiedział co powiedzieć.

-Za pierwszym razem zagarowałeś mnie nerwowo. –odezwała się kobieta podchodząc do męża.

-Za pierwszym razem? –zdziwiony wstał spoglądając na żonę.

-To dość długa historia. –odezwał się młody wódz drapiąc się lekko w tył głowy.


-A ty kim jesteś? –zapytał młodu Sączysmark.

-Wodzem Berk. –wypowiedziane przez Śledzika słowa zdziwiły wszystkich bez wyjątku, nawet samego Śledzika.

-A jak się nazywasz? –tym razem odezwała się Astrid. Wódz spojrzał na nią przenikliwym spojrzeniem, w którym dziewczyna się rozpłynęła. Wiedział jak dział na nią gdy ma 25 lat, wiec gdy była młodsza musiała mieć te same słabe punkty, a z tego co się dowiedział to on był jej słabym punktem, a właściwie jego oczy te cudne oczy, w których mogła utonąć każda młoda kobieta.

-Czkawka, a dłuższa wersja to Halibut Straszliwy Czkawka III. –powiedział wypinając dumnie pierś do przodu. Astrid kiedyś powiedziała mu, ze gdy tak robi to wygląda poważniej i dość groźnie.

-Przecież…

-Wiemy zmienił się. Ciacho się z niego zrobiło, co nie? –zażartowała Szpadka. Czkawka tylko spojrzał na nią trochę zły, ale nic się nie odezwał.

-A wracając do tematu, to może ktoś nam to wytłumaczy! –Pyskacz pokazał swoja naturę. Nic nie mogli zrobić jak tylko posłusznie opowiedzieć im całą swoją historię, no może nie całą, bo o Czkawce i Astrid nie wspomnieli ani słowem.

-A ja? –odezwała się zniecierpliwiona blondynka –Czemu o mnie nic nie mówicie? Czkawka stał się przystojnym wodzem, a co stało się ze mną?

-Przystojnym? –wystarczyło trochę nieuwagi aby młody wódz złapał ukochaną na tym iż się jej podoba.

Wszyscy spojrzeli na nią, a ona tylko zarumieniła się i spuścił głowę. Czkawka uwielbiał kiedy się rumieniła jednak nie chciał jej gorszyć i szybko zmienił temat.

-Muszę wracać na Berk. –mruknął.

-Czemu. –zaciekawił się jego ojciec.

-Chcę jeszcze żyć…

-Obiecałeś, ze nie zrobisz nic głupiego? –zaśmiał się Pyskacz.

-No… a co miałem zrobić? Chciała lecieć. Nie mogę przecież…

-Nie możesz jej wiecznie wszystkiego zakazywać to już pięć lat, a ty nadal nie pozwalasz jej latać na misje. –odezwała się Valka.

-Boję się o nią. Ok?

-Musimy wracać, ale jak masz zamiar jej wytłumaczyć to –pokazała na przybyszów –To znaczy ich.

-No właśnie? –niespodziewanie za plecami młodego mężczyzny pojawiła się błękitnooka piękność.

-Mam przechlapane? –wyszeptał.

-A jak myślisz?

-Kochanie...–odezwał się odwracając z szerokim uśmiechem. –Jak się cieszę, że cię widzę.

-Już nie słódź, Czkawka, bo aż mdli. Później będziesz się tłumaczył. –powiedziała wymijając go.

Przez następne dwie godziny wszyscy tłumaczyli młodej kobiecie jak to się stało gdy znów dyskusję przerwała ta sama tylko młodsza blondynka.

-Jak się nazywasz i kim jesteś?

-Błagam, a kogo wam tu brakuje? –zapytała znudzona.

-Astrid. -powiedział beznamiętnie Czkawka i dopiero teraz uświadomił sobie, że ową pięknością siedząca obok jego starszej wersji jest jego przyjaciółka.

-Jesteś mną?

-Tak. –powiedziała lekko się uśmiecha wszy.

-Nie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! –niespodziewanie Sączysmark wydarł się na cały głos załamując ręce.

-Czego się drzesz?! –spytała wściekła piętnastoletnia Astrid.

-Bo Czkawka powiedział do ciebie kochanie. To znaczy, że jesteście parą.

-Małżeństwem. –poprawiła go matka wodza.

-Co?! –aż uszy bolą jak się tak drą. Niestety taka informacja mnie też przyprawiła by o zawrót głowy.

-Dobra nie drzyjcie się. –rozkazał młody mężczyzna wstając.

-Czkawka ma racje. –zrównoważyła mu żona.

-Czyli już nie jesteś na mnie złą? –zapytał z nadzieją.

-Porozmawiamy w domu. Nie tylko ja oczekuję wyjaśnień. –oznajmiła mu.

-A kto jeszcze? –zapytał Stoick.

-Dowiecie się na Berk. Już wolę się tłumaczyć przed Toba. –wyznał spoglądając na żonę. –Ciebie jeszcze można jakoś udobruchać.

-Nie byłabym pewna. –mruknęła zła, że… no właśnie czemu? Przecież… A no tak! Czkawka ma rację, a Astrid nie cierpi kiedy tak się dzieje. Co prawda chciałaby bardzo aby wynagrodził jej to, ale nie mogła dać mu satysfakcji, że ma rację.

-Dobra. –niespodziewanie przemyślenia Astrid przerwał jej mąż –Musimy lecieć na Berk, ale nikt nie może się dowiedzieć o was. Mamo zabierzesz tatę, Śledzik weźmiesz Śledzika, bliźniaki bliźniaków, Sączysmark ty weźmiesz Sączysmarka, Eret Pyskacza. Astrid –zwrócił się do żony –Ty polecisz ze mną na Szczerbatku, a Astrid i Czkawka polecą na Wichurze. (Boże jakie to zagmatwane XD)

Więc wszyscy wzbili się w powietrze i polecieli na Berk. Młode małżeństwo przez cały czas prowadziło po cichu zażartą dyskusję, o to kto ma racje. Niestety jak zawsze wygrał Czkawka. Chciał ją chronić i bał się o nią. Na te słowa Astrid nie umiała znaleźć odpowiedzi. Więc kobieta ze smutną miną zamilkła. Czkawka nie chciał żeby się na niego gniewał, wiec odwrócił swoja twarz ku jej i delikatnie ją pocałował, a że lecieli na końcu nikt tego nie widział.

-Kocham cię. –powiedział do żony.

-Ja ciebie też, ale obiecaj mi, że już mnie nie okłamiesz. –cała Astrid musi postawić na swoim.

-Obiecuję, ale ty w zamian pomożesz mi wytłumaczyć się przed…

-Dobrze. –zaśmiała się całując go lekko w policzek.

-Jesteście obrzydliwi! –wrzasnął 24 letni Smark. Osobiście jakbym byłą na miejscu Astrid to podleciałabym do niego i z całej siły dała w…

-Mam ci przypomnieć co robiłeś po osiemnastce bliźniaków? –no dobra cofam to co wcześniej powiedziałam. Szantaż tez jest dobry.

-Nie było tematu. –odwrócił się od niej i poleciał jak najszybciej na Berk.

-A co on niby takiego tam zrobił? –zapytał młody wódz.

-Nie wiem, ale najwyraźniej coś zrobił. –poinformowała go żona.

-Hahahaha… -niespodziewany wybuch śmiech Czkawki sprawił, że wszyscy niemal jednocześnie spojrzeli na nich.

-Cicho. –skarciła go Astrid.

-O co chodzi? –najwyraźniej Valka chciała wszystko wiedzieć.

-Nic. Czkawka chyba się w głowę uderzył. –odparła jej synowa.

-Wcale… -zaczął się tłumaczyć, ale widząc ostrzegawcze spojrzenie ukochanej kobiety, zamilkł.

-Czemu nie dokończysz? –zapytała go jego młodsza wersja.

-Jak się ożenisz to zrozumiesz. –odpowiedział mu i wszyscy jak na zawołanie zaczęli się śmiać.

-Jestem aż taka niedobra? –zapytała się dziewczyna trzymająca młodego wodza w pasie.

-Ty nie, ale jak jesteście razem to wolę się nie odzywać.

-Stoick ty tez się tak zachowywałeś. –powiedziała Valka.

-Tak, ale jak zacząłem się tak zachowywać gdy… - pum (Chyba nie tak się to pisze XD) nagle Stoikowi jakby zapaliła się żarówka oznaczająca pomysł. –Czkawka jest…

-Tak. –powiedziała mu z uśmiechem żona.

-Jest!!! –krzyknął na cały głos Stoick.

-Ciszej. –powiedział Czkawka gdy poczuł troszeczkę większy ciężar na plecach.

-Nie śpię. –powiedziała mu sennie ukochana. Nic dziwnego jest przecież środek nocy.

-Może zdrzemnij się. Czeka nas długa noc.

-Muszę jeszcze iść do Gothi po…

-Zostawiłaś ją Gothi? –naprawdę?! Czy oni kiedy kol wiek pozwolą powiedzieć komu kol wiek o co chodzi?

-A komu miałam? Wiedziałam, że coś się stało, albo, że się w cos wpakujesz. –powiedziała przytulając się do męża.

-Dobrze, pójdę z tobą do Gothi.

-Dziękuję. –uśmiechnęła się słodko w jego stronę.

Gdy wszyscy wylądowali przed domem wodza. Astrid i Czkawka udali się do Gothi, a reszta weszła do ich domu. Po paru minutach małżeństwo dotarło do domu staruszki. Zapukali i weszli do środka. Na grubym kocu siedziała staruszka i mała dziewczynka o błękitnych oczach i blond włosach. Wyglądała identycznie jak jej matka.

-Mamusia, Tatuś!!! –krzyknęła szczęśliwa i ukochała oboje rodziców. Mimo iż z wyglądu byłą identyczna co jej matka do charakter miała po obojgu rodzicach. Potrafiła dogadać się z każdym smokiem, była miła, piękna i potrafiła całymi godzinami siedzieć na Kruczym Urwisku i rysować, chodź mimo młodego wieku wychodziło jej to nawet ładnie. Jednak musiał odziedziczyć coś po matce. Potrafiła przekonać tatę jak i innych do swojej racji oraz umiała postawić na swoim gdy na przykład koledzy nie chcieli się z nią bawić, bo jest dziewczynką.

-Cześć kochanie. Czemu jeszcze nie spisz? –zapytał ją ojciec.

-Czekałam na was. –wyjaśniła.

-Dziękuje ci, ze ją popilnowałaś. –podziękowali staruszce i udali się do swojego domu.

-Mamusiu, a czy pobawisz się ze mną? –zapytała się matki dały czas trzymana w ramionach ojca.

-No nie wiem kochanie, musimy z tatusiem coś załatwić. –już chciał coś dodać, ale przerwała jej córka

-Jak zwykle.

-Kochanie… -zaczął niepewnie Czkawka spoglądając na córkę z czułością –Obiecuję, że razem z mamą się z tobą pobawimy.

-Słowo? –spojrzała na ojca swoimi błękitnymi oczami.

-Eee… -zawahał się i spojrzał na żonę.

-Obiecałeś. –zaśmiała się.

-No dobrze, kochanie. Zgadzam się.

-Kocham cie tatusiu! –pisnęła mała wtulając się w ojca.

-Ja ciebie też, skarbie. –uśmiechnął się pod nosem.

-Czkawka, trzeba będzie to wszystko jakoś wytłumaczyć twoim rodzicą. –powiedział młoda kobieta idąca obok wodza.

-Wiem. –westchnął i wolną ręką objął talię żony. Delikatnie ucałował ją w czoła, żeby się już nie martwiła. -Wszystko będzie dobrze

-Mam nadzieję. –odparła.

Gdy weszli do domu nastała grobowa cisza. Dziewczynka, która w czasie drogi do domu usnęła w objęciach ojca Spałą sobie w najlepsze. Każdy patrzał na nich i nie umiał nic powiedzieć, jednym słowem byli w szoku.

-Położę ją do łóżka. –powiedziała cicho Astrid i wzięła córkę z rąk ukochanego.

-Dobrze. –uśmiechnął się do żony.

Astrid położyła córkę na łóżka i pobiegła na dół do kuchni skąd słychać było dość głośną rozmowę.

-Bądźcie ciszej. –powiedziała wchodząc do pomieszczenie i karcąc ich.

-To nam to wytłumacz! –wrzasnął Smark

Astrid już miała mu coś powiedzieć lub według mnie najlepszą opcją byłoby walnięcie go, ale każdy ma inny charakter.

Do pomieszczenie zbiegła mała dziewczynka z pluszowym smokiem w prawej rączce.

-Kto to mamusiu? –zapytała podchodząc do matki i przytulając ją.

-To… -zawahała się.

-Nikt taki, kochanie. –powiedział pośpiesznie jej ojciec.

Wszyscy spojrzeli na niego dziwna miną. Jednak on pozostała niewzruszony.

-Patti, może pójdziesz spać. –Czkawka chciał uchronić swoją cztero letnią córkę od tej jakże trudnej sprawy.

-Dobrze tatusiu. –powiedział wdrapując się powoli po schodach.

(Jak myślicie. Patti dowie się co się wydarzyło i kim byli nasi przybysze czy pozostanie w wiecznej nieświadomości. Dalsze ich losy pozostawiam wam i waszej wyobraźni :D)


Nie ma zła w miłości.[]

  • Akcja dzieje się w czasach wikingów.
  • Czkawka ma 20 lat tak jak i reszta jeźdźców.
  • Nie ma Valki
  • Jest Stoick
  • Perspektywa znów moja. Jak ja kocham dodawać swoje zdanie w wypowiedziach bohaterów.

Więc zaczynajmy…

Piękna i malownicza wyspa o nazwie… nie to jest już nudne. Nie mam zamiaru podkolorowywać nic, wiec… Nad wyspą Berk od dłuższego czasu wisiały czarne chmury w przenośni i rzeczywistości. Młody wódz Czkawka chodził podenerwowany z powodu niedawnej kłótni z jego najlepszą przyjaciółką i dziewczyną Astrid Hofferson. Powodem ich kłótni była błahostka, bo poszło o to kto jest silniejszy. Co prawda Czkawka dał jej wygrać, więc musieli zmierzyć się jeszcze raz. Niestety Czkawka wygrał i no cóż duma naszej wojowniczki nie dała się udobruchać. Od ich „małej sprzeczki” minęły dwa dni i, ani jedno, ani drugie nie zamierzało przepraszać. No… właściwie Czkawka przeprosił, ale i tak nic nie dało rady aby się pogodzili. Duma tej kobiety była silniejsza od niej samej. Mimo iż jednak w głębi serca chciała go przeprosić i powiedzieć mu, że jest jej przykro to tego nie zrobiła. Jednak musiał w końcu nadejść dzień, w którym coś się zmieni, ale nie jest powiedziane czy na lepsze….

Otóż tydzień po ich kłótni para nadal się do siebie nie odzywała. Byli młodzi i szalenie w sobie zakochani jednak on był wodzem musiał być silny i stanowczy, a ona… była wojowniczka, która ma swoje „ja”.

-Czkawka!!! Astrid!!! Nie możecie się wiecznie na siebie gniewać!!! –krzyk zdenerwowanego Śledzika, który zawsze starał się być opanowany zaskoczył nawet jego samego.

Para spojrzała po sobie i niechętnie podeszłą do siebie ze strapionymi minami. Obydwoje chcieli cos powiedzieć jednak nic nie mogło przejść im przez gardła.-Przeproście się!!! –wrzasnął tym razem Mieczyk. Sytuacja w akademii była ciężka i nieznośna. Powietrze w tym miejscu można było kroić nożem, zresztą lepszym określeniem byłobym siekierą.

-Wynoście się stąd!!! –powiedziała dość donośnym głosem Astrid i wygoniła ich tym samym z akademii. 

-Kretyni. –fuknęła pod nosem.

W SA została tylko ona i Czkawka, który patrzał na nią smutny. Było mu ciężko przecież kochał ją mimo wszystko i nie chciał jej skrzywdzić.

-Czkawka ja… -zaczęła niepewnie odwracając się w jego kierunku ze strapioną miną.

-Nic nie mów. –odrzekł i przysunął się jeszcze bliżej niej. –Powinienem cię przepro…

-Przepraszam, że jestem taka uparta. Po prostu jestem zazdrosna o to, że jesteś lepszy. –wydukała czując, że się czerwieni. Ale on powiedział coś, coś co zmieniło wszystko…

-Kocham cię. –powiedział pewny siebie i pocałował ją w usta. Oszołomił ją tym zachowaniem. Wiedziała, że odkąd stał się wodzem to się zmienił, ale nadal przecież był nieśmiały w stosunku do niej, a tu taka farsa. Mówi jej, że ją kocha w co jak w co, ale w to, to ciężko uwierzyć. Jednak nie chciała się nad tym dłużej zastanawiać i mocniej przywarła do jego ust, kładąc swoje dłonie na jego szyi. On swoje trzymał mocno na jej biodrach. Byli szczęśliwy. On, że wreszcie przyznał się przed nią i sobą do swoich uczuć, a ona, że ma takie szczęście, bo ma najcudowniejszego chłopaka na świecie. Po dość długiej chwili oderwali się od siebie z westchnięciem i rumieńcami na policzkach. Niepewnie spojrzeli na siebie z uśmiechami i przytulili się.

-Nareszcie!!! –krzyknęli wszyscy jeźdźcy równocześnie, wpadając do akademii.

-Byliście nieznośni zupełnie jak dziewczyny gdy… -zaczął Smark.

Astrid tylko spiorunowała go wzrokiem i już chciała na niego nawrzeszczeć, ale przerwało jej mocne ściśniecie je dłoni.

-Sączysmark wydawało mi się, że Pyskacz cie szukał. –odezwał się Czkawka.

-Wcale…

-Sączysmark, jeśli nie zrozumiałeś delikatnej aluzji Czkawka to ja ci to wytłumaczę…. Spadaj stąd!!! –krzyknęła Astrid.

Chłopak ledwie się wyrobił wybiegając z akademii.

-A wy to nie macie czegoś do roboty? –zapytała spoglądając na resztę przyjaciół.

Nic nie powiedzieli tylko wybiegli czym prędzej z SA i pognali Thor wie dokąd.

-Delikatna perswazja. –zaśmiał się młody wódz.

-Chcesz coś dodać? –zapytała odwracając się i krzyżując ręce na piersi.

-Przepraszam. –szepnął cicho jednak nadal śmiał się jak głupek.

-Czkawka już pięcio letnie dziecko było by rozsądniejsze od ciebie. –wysyczała zła dziewczyna.

-Hej przecież jestem wodzem. –oburzył się.

-Dlatego zastanawiam się za ile ta wyspa wybuchnie. –wyznała kręcąc głową na boki.

Czkawka nic nie odpowiedział tylko zaczął iść w kierunku wyjścia z akademii.

-Astrid jeśli bliźniaki nie wysadza dziś wyspy o przyjdź do mnie o zachodzie słońca muszę z tobą porozmawiać. –powiedział nie odwracając się.

-Dobrze wodzu. –zaśmiała się wybiegając przed nim z akademii. Myślała, ze uda jej się podłożyć mu nogę i wywróci się jednak to on złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie.

-W takim razie do widzenia. –dodał uśmiechając się przyjaźnie i tak jakby trochę nieśmiało.

Dzień minął im na obowiązkach. Ale wieczór i noc to już nie koniecznie….

Zgodnie z umową Astrid poszła do Czkawki o zachodzie słońca. Gdy weszła do domu młodego wodza spostrzegła, że nie ma Valki. Świadomość o tym, że będą sam na sam z Czkawką przerażała ją, a jednocześnie pociągała.

„Może właśnie tak ma być?” Myślała wchodząc po schodach do jego pokoju znajdującego się na piętrze. Gdy znalazła się przed drzwiami chłopaka odetchnęła głośno i zapukała nieśmiało do drewnianych drzwi.

-Proszę. –usłyszała dość zdenerwowany głos ukochanego. Jeszcze nigdy nie była taka spięta i nieśmiała w stosunku do Czkawki. Thorze! Przecież to Czkawka. Czego ona się boi? Przecież jej nie zje?

Jednak jej świadomość mówiła, że to będzie dość długa noc. Zresztą sama nie wiem czemu? Może chodziło o to, że pewien dwudziestolatek o brązowych włosach i zielonych oczach był bardziej zdenerwowany niż ona? A może bała się tego iż są sami w domu i niewiadomo co się może stać. Weszła niepewnie do pomieszczenia oświetlonego jedna powoli gasnącą świecą leżącą na biurku.

-O co chodzi Czkawka? –spytała cicho, wręcz nieśmiało.

-Astrid muszę z tobą porozmawiać i to poważnie. –wyznał łapiąc ją za dłoń i prowadząc w stronę łóżka na którym swobodnie mogli usiąść.

-Więc… -zaczęła Astrid aby dowiedzieć się o co chodzi, bo sytuacja robiła się coraz bardziej niezręczna.

-Chciałbym porozmawiać o nas. O tej naszej ostatniej kłótni. –powiedział znacznie ciszej.

Astrid spuściła głowę. Właśnie tego się bała. Chciała być z nim na zawsze, ale jednak się pomyliła. On już nie. Sama nawet zapomniała o tym co powiedział jej na arenie, te magiczne słowa, które brzmiały jej w uszach przez parę godzin wyparowały i została tylko pustka w sercu.

-Nie. Czkawka to ja muszę ci coś powiedzieć. –wyznała śmiało.

-Więc… słucham –odparł zbity z tropu.

-Ja naprawdę przepraszam cie za tamtą kłótnię. Nie chciałam aby tak wyszło, ale nic na to nie poradzę. Jestem po prostu oparta jak bliźniaki i… i nie potrafię pogodzić się, że ktoś jest lepszy ode mnie. –wyznała czując łzy pod powiekami. –Mam nadzieje, że nie masz mi tego za złe, ale chciałabym powiedzieć to pierwsza i… -zawahała się przez chwilkę. Jednak na to tylko czekał.

-I chyba nie wiesz po co cie tu sprowadziłem? –zapytał wstając i podchodząc do niej cicho.

-Wiem, że chcesz mnie zostawić. –wyznała szeptem. Prawie tak cichym, ze mało kto mógł go usłyszeć. Jednak on usłyszał.

-Ale ja…

-Nic nie mów. Rozumiem. –dodała płaczliwie. Już wstała łóżka i ruszyła do drzwi, aby znaleźć się jak najdalej niego i po płakać w samotności. Jednak niespodziewanie ktoś złapał ją za nadgarstek i pociągnął do tyłu.

-Aaa…! –krzyknęła, ale ktoś pocałował ją mocno i namiętnie w usta. Tym kimś był Czkawka.

-Kochasz mnie? –zapytał przerywając pocałunek.

-Ja? –zapytała przestraszona jego zachowaniem.

-Tak, ty. –odparł bez zachwiania.

-Ja… -zaczęła, ale momentalnie w jej oczach pojawiły się łzy i odwróciła głowę.

-Powiedz, że mnie nie kochasz a zostawię cię w spokoju.

-Ale ja nie mogę. –wyznała cicho.

-Chcę abyś była szczęśliwa, więc powiedz mi, czy mnie kochasz?

-Tak. –powiedziała cicho mu do ucha.

-A ja ciebie, wiec dlaczego chciałaś uciec?

-Bo, bo… bo chcesz mnie zostawić. –wydukała.

-Skąd ci to do głowy przyszło. –powiedział z podniesionym tonem.

-Bo jestem uparta i…

-Zawsze byłaś uparta, nieznośna i niemiła, ale mimo to cię kocham i nigdy nie zostawię, pamiętaj o tym. –wyznał całując ją w usta i schodząc po chwili coraz niżej.

-Czka.. wka, ale to o co ci cho… dzi? –zapytała próbując opanować huczące w jej głowie myśli.

-O ciebie. –wyznał przerywając pocałunki.

-Chodzi i o to po co mnie tu sprowadziłeś. –zapytała spoglądając w jego zielone oczy.

-Chodziło mi o to. –powiedział wyjmując z kieszeni w kombinezonie mały pierścionek ze złota. –Kocham cie i chciałem abyś została ze mną na zawsze. Astrid czy wyjdziesz za mnie?

-Tak. –pisnęła szczęśliwa i mocno go pocałowała. Całowali się namiętnie i zachłannie. Nie myśleli o tym co robią. Mimo iż jest to zabronione. Chcieli po prostu być razem i udowodnić to sobie.

Wódz wśród nas cz. 1[]

INFO!!!!

  • Jeźdźcy mają po 21 lat
  • Akcja po JWS2

Był pochmurny dzień na Berk. Astrid od samego rana latała z Wichurą patrolując wyspę. W nocy prawie nie spała, budził ją niespokojny sen jej ukochanego. Gdy wylatywała on jeszcze spał. Dziś nie był aż tak potrzebny w wiosce. Mógł pospać sobie trochę dłużej. Osada była już odbudowana wiec młodzi mieli dla siebie więcej czasu. Jednak i tak obowiązki wodza przeszkadzały im w wspólnym spędzaniu czasu. Młoda wojowniczka rozmyślała jak by tu spędzić z wodzem trochę więcej czasu niż tylko ten który spędzają w nocy w łóżku. Z jej rozmyśleni wyrwał ją okrutny chłód. Postanowiła wrócić już do domu. Musiała jeszcze zrobić śniadanie dla swojego wybranka. Jednak gdy doleciała na miejsce Czkawka od dawna nie spał. Siedział przy stole z zaparzonymi ziołami. -Jak się czujesz? -zapytała delikatnie dotykając jego ramienia -Bywało lepiej…. -odparł zmęczony -Może powinieneś jeszcze odpocząć? -zapytała łagodnie -Pewnie spałbym jeszcze ale ktoś zniknął mi z łózka -odparł lekko się uśmiechając -Musiałam coś załatwić. -powiedziała beznamiętnie. -Mhm -mruknął młody przywódca. Dni mijały swoim zwyczajnym tempem. Każdy z nich podobny do poprzedniego, Astrid co rano patrolowała wyspę z nieznanych Czkawce powodów. Zaczynała się od niego oddalać. Zupełnie jakby przeczuwała że stanie się coś złego, jakby chciała go przed czymś chronić. I w końcu stało się to czego tak bardzo bała się młoda wojowniczka. Miała w sobie jakiś dziwny instynkt który uprzedzał ją przed strasznymi kłopotami. Ilekroć miało się coś stać jej lub komuś z jej przyjaciół ona wiedziała już o tym wiele dni wcześniej.

Astrid jak co rano latała z Wichura gdy usłyszała przeraźliwy świst i zobaczyła b=wielkie głazy nadlatujące na Berk. Chciała je powstrzymać jednak były zbyt ciężkie. Gdy tylko pierwsze z kamieni zetknęły się z podłożem wyspy Czkawka oraz inni jeźdźcy byli już na swoich smokach szukając sprawcy tego czynu. Niedaleko Berk zauważyli przycumowaną łódź na której znajdowali się nieznani im jak dotąd wcześniej wojownicy. Byli uzbrojeni po zęby. A na ich czele stał potężnie zbudowany mężczyzna o kruczo czarnych włosach i zielonych oczach.  Astrid od razu go rozpoznała. Jej koszmar przed którym starała się uciec, powrócił. Stał się najbardziej realną rzeczą jaka w tej chwili istniała dla niej. 
-Witam wodza. -powiedział zielonooki mężczyzna gdy tylko jeźdźcy wylądowali.

-Czego chcesz?! -pytał Czkawka zsiadając z Szczerbatka -Znamy się? -zdziwił się teatralnie najeźdźca. Wszystkich momentalnie zatkało. Przecież zwrócił się do wodza. O kim innym niby mówił. Nagle nieznajomy przemówił -Nie bądź taki zaskoczony o Wielki Władco Smoków, ale to nie do ciebie się zwracałem tylko do…….

No jak myślicie do kogo :D Kto zgadnie dostanie dedykacje do następnego opowiadania :*

Advertisement