Jak Wytresować Smoka Wiki
Advertisement
Jak Wytresować Smoka Wiki

Cześć :) Jak obiecywałam dziś zaczynam historię. Mam nadzieję, że wam się spodoba.


Ze względu na to, że zauważyłam, iż mój styl pisania znacznie się poprawił, mam dla nowo przybyłych pewną informację. :) Jeśli tu dotarłeś, drogi przybyszu, a pierwsze rozdziały Cię nie interesują, to przed ich korektą, zapraszam Cię do przeczytania dalszych rozdziałów, które są znacznie bardziej dopracowane. (ok. 30 rozdział i dalej) Zapraszam. ;) (PK-po korekcie)


1. Tragiczny początek (PK)[]

Gdy tak spadała, w jej głowie widniała jedna myśl: „Proszę złap mnie, złap mnie!". Udało się. Została złapana, a na jej twarzy zagościła ewidentna ulga. Kiedy ją już odstawił i wreszcie zdołała poczuć grunt pod nogami, zdążyła jedynie powiedzieć: „Leć!” głosem, w którym dało się usłyszeć przerażenie.

W powietrzu toczyła się zacięta walka między młodym Wandalem i jego smokiem a Czerwoną Śmiercią. Wiking i Nocna Furia unosili się coraz wyżej i wyżej, aż w końcu smoczyca ruszyła za nimi. Wydawało się, że dzielą ich dosłownie milimetry przed śmiertelnym spotkaniem. Kiedy unieśli się na tyle, by rozpłynąć się w chmurach, nagle rozległ się jeden, wielki wybuch. Czkawka i Szczerbatek pokonali ogromnego gada, jednak oberwali jego ogromnym ogonem i zniknęli w odmętach ognia...

Nastała przedłużająca się cisza. Wszyscy stanęli w szoku. Każdy zaczął szukać bohaterów, najbardziej jednak starała się Astrid. Cała wyspa została przeszukana, woda sprawdzona, a na plaże nie zostali wyrzuceni. Co się stało? Nikt nie wiedział. Stoick wpatrywał się zrozpaczony w ocean, coraz bardziej zaciskając pięść. Wszyscy zamilkli, a starszyzna zadecydowała.

-Oficjalnie zaprzestajemy poszukiwań, ponieważ... Czkawka Haddock III, nie żyje...

-To niemożliwe!-powtarzała do siebie zrozpaczona Astrid.

Nie wiedzieć czemu, w oczach dziewczyny zakręciło się milion łez. Przecież ponoć nic do niego nie czuła. Przynajmniej tak jej się wydawało...

Z oczu Astrid wypłynęło kilka, słonych kropli. Resztę powstrzymała. Przecież nie wypadało jej płakać. W końcu miała opinię twardej dziewczyny. Odeszła. Błąkała się trochę wraz z Wichurą, potem wróciła na Berk. Musiała wylać słone łzy. Chwilę jej to zajęło, ale wreszcie się pozbierała. Wiedziała, że jej go brakuje i czuła pustkę w sercu, której nie potrafiła sobie wytłumaczyć.

Po dwóch godzinach, kiedy słońce chowało się już za horyzont wszyscy ludzie wrócili na Berk, a wraz z nimi Wódz, który cały czas przytłoczony był całą, tą sytuacją. Nikt nie wiedział, że mógłby przejąć się tak bardzo śmiercią syna, ponieważ nigdy nie okazywał, że go kocha.

Nastała wielka żałoba. Jeźdźcy smoków postawili sobie życiowy cel -Szkolić się, by bronić wyspy w imieniu Czkawki. Astrid wzięła sobie to do serca. Chciała być taka jak Czkawka. Wiedziała, że nigdy nie będzie w stanie mu dorównać, ale próbowała...

2. Zrozumieć uczucie (PK)[]

Żałoba trwała dopiero drugi dzień. Był to jednak potworny czas. Wszyscy ludzie chodzili jakby oszołomieni i bardzo przeżywali śmierć syna wodza.

Stoick chcąc upamiętnić czyn syna, pozwolił smokom przebywać na wyspie. Jeźdźcy musieli czuwać nad bezpieczeństwem ludzi z wioski. Szło im nawet dobrze, bo tylko jedna owca dziennie była podpalana...

Mijały tak te przeklęte dni, jak twierdziła Astrid „bez tych oczu, które coś w sobie miały". Dziewczyna zgrywała twardą, ale jej serce krzyczało. Wiedziała, że nie może tak tego zostawić. Wszędzie go szukała, ale bez rezultatu.

Nikt tak naprawdę nie wiedział, co ona czuje. Nawet najbliżsi przyjaciele. Musiała pogodzić się z bolesnym faktem, że Czkawka już nie wróci...

Pewnego dnia, po jednym z patroli, Astrid razem ze Śledzikiem, Sączysmarkiem i bliźniakami rozpalili ognisko, kiedy niebo mieniło się już kolorami zachodzącego słońca. Wspominali ostatnie chwile z młodym Wikingiem.

-A pamiętacie, jak dobrze radził sobie z tymi smokami, a my nie wiedzieliśmy, o co chodzi?-powiedziała Szpadka.

-No jasne. -kontynuował Sączysmark.

Astrid cały czas była dosłownie nieobecna. Jednak po chwili otworzyła swe, delikatne usta, nie odrywając wzroku od ognia.

-A pamiętacie te jego cudowne oczy, które kryły w sobie tyle zagadek? I ten mały, drobny uśmiech?

I tu nagle ich oczy zwróciły się w jej kierunku.

Dość zawstydzona wstała od ogniska i poleciała przed siebie na Wichurze. Wtedy tak rozmyślając, zdała sobie sprawę, że już wie co za niewyjaśnioną pustkę czuła w sercu. To było uczucie. Tak, uczucie do umarlaka. Wszyscy wiemy, jak do brzmi, ale to wtedy zrozumiała, że był dla niej kimś więcej niż przyjacielem...

3. Ona ma rację! (PK)[]

Gdy rano się obudziła, zrozumiała, że to kolejny dzień, taki sam jak już od dwóch tygodni. Serce stara się pozbierać i nawet dobrze mu idzie, ale jednak wciąż płacze...

Był czas na poranny lot, potem trzeba było odwiedzić Smoczą Akademię. Udała się więc w przestworza i szybowała tak chwilę w chmurach, jednak jej uwagę przykuł dym z areny. Oczywiście co zastała na miejscu? Sączysmarka wraz z bliźniakami, którzy jak zwykle coś wysadzili. O dziwo jednak zadziwiająco wcześnie.

Podleciała, szybko zeskoczyła z Wichury i domagała się wyjaśnień, ale nikt nie chciał jej słuchać. Dało się słyszeć tylko kłótnię, a zwłaszcza Szpadkę, która przekrzykiwała swych towarzyszy i nazywała "skończonymi idiotami". Nie obyło się bez odzewu Smarka, który krzyczał, że to nie jego wina, tylko Mieczyka. Kłótnia toczyła się dalej, a Astrid zaczęła tracić cierpliwość. W końcu Wichura wykonała zgrabny strzał kolcami i dopiero wtedy łaskawie się uspokoili, wpatrując się w blondynkę jak w obrazek. Astrid zapytała o rzecz oczywistą, jednak wszyscy zaniemówili. Na ich szczęście przyleciał Śledzik i zaczął mówić. Inaczej już po chwili mogłoby się to dla nich skończyć poważnymi urazami.

-Widzisz Astrid... -ewidentnie się zaczerwienił. -To częściowo moja wina. -dziewczyna popatrzyła zdziwiona, a on kontynuował. -Powierzyłem im śluz Koszmara Ponocnika, który mieli przetransportować na arenę, żebym mógł zrobić na nim testy, ale oni go wysadzili w powietrze. -wtedy spuścił głowę i przeprosił.

-Nic się nie stało -odparła, jednak wyżyła się na pozostałej trójce. Krzyczała wniebogłosy, kiedy przerwała jej Szpadka.

-Przestań! To nie nasza wina, że Czkawka zginął! Nie musisz się na nas zawsze wyżywać!

Astrid stanęła jak wbita do ziemi. Bardzo zaskoczyły ją słowa dziewczyny. Patrzyła na nią przez chwile z lekkim niedowierzaniem, aż w końcu postanowiła się odezwać.

-Przepraszam. -wydukała tylko i czym prędzej wsiadła na Wichurę.

Dziewczyna odleciała, czując na sobie ich wzrok. To, co powiedziała Szpadka, po prostu ją dobiło. Zrozumiała, że musi coś ze sobą zrobić, bo nie może odreagowywać śmierci Czkawki kosztem przyjaciół. Od tej pory zaczęła więcej trenować. Starała się być jak Czkawka. Chciałaby stanowcza, ale nie miała zamiaru krzywdzić przyjaciół...


4. Czas dorosnąć i poznać zagadkę (PK)[]

Z każdym kolejnym dniem, tygodniem i miesiącem, jeźdźcy zaczęli dorastać. Na wyspie kręciło cię coraz więcej wikingów, którzy przyjeżdżali, by zobaczyć miejsce, w którym zaczęto trenować smoki. W większości byli bardzo ciekawscy, czasem trochę wredni.

Wokół Astrid zaczęło się kręcić coraz więcej adoratorów, w końcu wyrosła na piękną wojowniczkę, jednak dziewczyna zupełnie się tym nie przejmowała. Mimo jej zmiany w stosunku do przyjaciół, do obcych była nieufna, a czasem i złośliwa. Uważała uganiających się za nią mężczyzn za żałosnych, ponieważ nie cierpiała flirtów i zwykle ci, którzy odważyli się coś powiedzieć, obrywali. Mimo wielu chłopaków, którzy cały czas ją zaczepiali, nie mogła zapomnieć wspaniałych oczu, które pojawiały się wszędzie. Nadal nie umiała uwierzyć w to, że go nie ma.

Czas tak mijał. Minęły już cztery lata od śmierci Czkawki. Małe dzieci stały się dorosłymi wikingami. Nawet bardzo. Astrid zdecydowanie zmieniła swój charakter względem przyjaciół i wyrosła na jeszcze ładniejszą dziewczynę. Adoratorzy byli, ale nadal obrywali... Bliźniaki trochę spoważnieli, ale nie za dużo, bo przecież co by to byli za Thortosnowie, gdyby umieli się zachować poważnie. Śledzik stał się bardziej stanowczy. Był mężny. Jednak jego dusza "kurczaka" i zainteresowanie nauką nie zmalało. Sączysmark nadal uwielbiał się przechwalać. Prawie się nie zmienił, ale bardziej powstrzymywał swoje wredne dogryzki. Stoickowi udało się natomiast pogodzić ze śmiercią syna, ale ewidentnie mu go brakowało.

Wyspa się zmieniła i to bardzo. Smoki były tu mile widziane. Nie były już szkodnikami. Jeźdźcy starali się nimi opiekować, by były ich oporą podczas walk, a także nadal uznawały ich za przyjaciół. Udawało im się.

Po śmierci Czkawki, ich przywódcą została blondo-włosa Astrid. Twierdziła, że nie czuje się z tym dobrze, ale wszyscy dookoła powtarzali jej, że będzie w tym świetna.

I tak pewnego dnia, kiedy słońce wzbiło się już wysoko na sklepienie niebieskie, bliźniaki i Śledzik zostali wysłani na codzienny patrol. Przywieźli ze sobą bardzo ciekawą wiadomość. Z wielkim impetem wpadli wówczas do Akademii i zaczęli przedstawiać przywódczyni całą sytuację.

-Mówiłem ci już! Widzieliśmy innego jeźdźca! -mówił Mieczyk.

-Smok, na którym latał, wyglądał jak Zbiczatrzasł. -wtrącił Śledzik, a Szpadka mu przytakiwała.

-Przecież to niemożliwe... -rozglądała się dookoła siebie i próbowała znaleźć rozsądne wyjście. -Opowiedzcie mi wszystko od nowa.

-No to było tak -mówił Śledzik. -Kiedy tak lecieliśmy, na wybrzeżach na północ od Berk pojawiło się kilka statków. Dużych i w kolorze czarnym. Najprawdopodobniej należały do jakichś łowców spoza Archipelagu... -w tym miejscu przerwał mu Mieczyk i kontynuował opowieść.

-No mówię ci. Wynurzył się znikąd, ale nie zaatakował. Był jak burza, a ten jego smok był wspaniałym, niszczycielskim, żądnym krwi, niebezpiecznym, takim pięknym i... -z każdym słowem pogłębiał swoje zafascynowanie.

-Był wspaniały. Wiemy. -przerwała mu Szpadka. -Ja obstawiam, że to był facet. Miał hełm na głowie z maską na twarzy. Spod kasku wystawały dość długie, rozjuszone, ciemno-brązowe włosy.

-Nie miał też jednej nogi. -dodał Śledzik.

-Dobrze. Już rozumiem. -obróciła się tyłem do ogromnego stołu, przy którym stali. -Będziemy musieli się temu przyjrzeć. -mówiła przywódczyni.

Astrid rozmyślała nad całym zajściem, bo oprócz nich, nikt przecież nie dosiadał smoków. Przynajmniej tak mówił Johan Kupczy... Była bardzo ciekawa, o co chodzi w tej, zaistniałej sytuacji. Po przedyskutowaniu sprawy z wodzem, razem stwierdzili, że trzeba będzie dowiedzieć się, kim jest tajemniczy jeździec.


5. Tylko cień (PK)[]

Sprawa jeźdźca nieznanego smoka ucichła, bo przez kolejne dwa miesiące nikt nie widział, ani smoka z siodłem, ani nieznajomego dosiadającego gada. Było to rzeczą dość dziwną, ale każda obca, zapytana osoba nie przyznawała się do żadnego spotkania z nieznanym człowiekiem. Mogło to być jedynie oznaką tego, że mężczyzna nie pojawiał się już w okolicach Berk.

W końcu przywódczyni jeźdźców sama postanowiła zorganizować wyprawę, dzięki której będzie mogła czegoś się dowiedzieć. Tak więc zrobiła. Wyruszyła w pojedynkę na północ od Berk, gdzie ostatnio widziany był nieproszony gość.

Robiąc postój na pięknych wybrzeżach, zobaczyła kilka statków i niewielu mężczyzn, którzy jak dla niej wyglądali na dość niemrawych łowców. Obserwowała ich z ukrycia dłuższą chwilę, próbując nie zasnąć, bo można sobie wyobrazić, że zajęcie to nie było jednym z tych najciekawszych. Zaczęło się już ściemniać, a na niebie zalśniły pierwsze gwiazdy. Kiedy nic niewarci łowcy zaczęli zasypiać, na wręcz czarnym już sklepieniu pojawiły się kłęby dymu, które szybko zaczęły otaczać obozowisko. Jasny błysk wystrzelił wprost z siwej kurtyny, trafiając w statki nieznajomych, tym samym zatapiając je.

-Co do jasnego Thora?! -krzyknęła zaniepokojona, ale na szczęście była na tyle daleko, by nikt jej nie usłyszał.

Wśród łowców wybuchło niemałe zamieszanie, które oznajmiali głośnymi krzykami. W momencie, kiedy chodzące kanalie szykowały się do obrony, z dymu wyłoniła się postać na smoku. Podobna, jak z opisu jej przyjaciół, jednak, zanim zdążyła się przyjrzeć, a mężczyźni zdołali zareagować, postać zniknęła.

Po całym zajściu wróciła na wyspę i wpadając z impetem do twierdzy, o wszystkim opowiedziała wodzowi oraz swojej bandzie.

-Czyli on jest dobry? -Stoick wreszcie postanowił się odezwać.

-Wszystko na to wskazuje. -przytakiwała reszta.

Cała zgraja głowiła się nad tym, kim jest tajemniczy jeździec, którego "ścigali" już dość długo, a widzieli jedynie zarys jego sylwetki. Jednak nawet grupa "myślicieli" nie była w stanie rozszyfrować tej zagadki...

6. O mały włos (PK)[]

Po dość wyczerpujących i długich poszukiwaniach, młodym Wandalom wreszcie udało się znów namierzyć jeźdźca, który z pasją i niezwykłym skupieniem zatapiał statki łowców. Postanowili jednak nie pakować się w żadne, gwałtowne posunięcia, tylko skupić się na śledzeniu go. Oczywiście już po kilku chwilach Astrid została z tym sama, ponieważ jej kompani niespodziewanie gdzieś się zawieruszyli. Nawet Śledzik, w którym blondynka pokładała nadzieje. Mimo że dziewczyna została sama na "polu bitwy", nie miała zamiaru odpuszczać.

Leciała za tajemniczym smokiem, aż do miejsca, gdzie jeźdźca widziano po raz pierwszy. Osiadł na wysokim klifie z pięknym widokiem na ocean i zachodzące już słońce. Ściągnął swój hełm i powoli siadając obok wierzchowca, cicho odezwał się do smoka. Wtedy, przywódczyni jeźdźców chowająca się za gęstymi zaroślami miała pewność, że jeździec, to młody mężczyzna.

Był wysoki i dość chudy. Miał ciemne włosy rozjuszone jak podczas wiatru. Nie miał jednej nogi. Cały rysopis się zgadzał.

Astrid obserwowała chłopaka już jakiś czas i widziała, że chwilowo nie ma podstaw do obawiania się go. Mając nadzieje, że dowie się czegoś nowego, przybliżyła się o kilka kroków, jednak jedynie sobie tym zaszkodziła. Wykonała zbyt gwałtowny ruch ręką, szeleszcząc przy tym krzakami i przewracając się z pozycji kucającej, a jeździec momentalnie ubrał hełm i natychmiast się obrócił. Młodej blondynce coraz mocniej zaczęło bić serce. Spojrzała na niego przez małą lukę między gałęźmi, mając nadzieję, że mężczyzna zrezygnuje z poszukiwań. Leżała tak przez chwilę w ciszy na zroszonej już wieczorną rosą ziemi, aż mężczyzna odpuścił i mogła uciekać.

Zapadła noc, ale Astrid musiała o wszystkim opowiedzieć wodzowi i reszcie. Wpadła więc z impetem do domu Stoicka i odciągnęła go od kolacji, zaprowadzając do Twierdzy, gdzie siedziała już grupa jeźdźców. Słuchali jej, jak jeszcze nigdy. Mimo to nie dało się słyszeć wielu pytać. Chyba rozumieli, że nawet ona nie jest im w stanie na nie odpowiedzieć. Nie była to też sprawa pierwszorzędna, którą by się przejęli, bo jak na razie jeździec nie zagrażał wyspie. Niebieskooka przywódczyni udała się więc do swojego domu i postanowiła, że sama zajmie się tą sprawą.


7. Ząb za ząb (PK)[]

Minęło kilka niemiłosiernie długich tygodni, a niebieskookiej Astrid jeszcze parę razy udało się zobaczyć jeźdźca. Nigdy jednak nie było szans na dostrzeżenie jego twarzy. Zupełnie jakby ją wyczuwał... Dało jej to do myślenia, jednak główną obserwacją bystrej blondynki, był fakt, że dotychczas uważany za szemranego typa podejrzany wcale nie miał złych zamiarów. Zawsze działał sam, nie miał kompanów, ale był... Dobry?

Przy każdej możliwej okazji, dziewczyna przyglądała się jego smokowi. Czarne łuski niczym u Zbiczatrzasła mogły go upodabniać do tego gatunku, jednak postura mówiła zupełnie co innego. Samiec - do czego doszła po czasem zbyt prostackim zachowaniu - był dla niej unikatem, którego pozwoliła sobie nawet raz uwiecznić, obserwując jeźdźca zza gęstych zarośli.

Widziała, że chłopak jest zżyty ze smokiem i nawet udało jej się usłyszeć jak mówił do niego "Mordko". To ciekawe, ale od razu przypominał jej się Czkawka, który też mówił tak do Szczerbatka. Astrid robiło się wtedy miło na duszy. Wtedy, gdy ktoś wreszcie jej go przypomniał.

Pewnego wieczoru, gdy tak go obserwowała, nagle zniknął jej z zasięgu wzroku. Rozglądała się wszędzie, gdzie pozwoliła jej aktualna pozycja, ale nie do namierzenia. Wyczuła, że coś jest nie tak... Podniosła się z pozycji siedzącej i rozglądała dalej. Nagle usłyszała za sobą delikatny szelest. Niebieskooka obawiała się odwrócić.

-Ładnie tak ciągle kogoś szpiegować? -odezwał się młody, męski głos.

Astrid momentalnie się odwróciła. Zobaczyła jeźdźca tuż przed sobą. W skali 1:1. Wyższego i możliwe, że silniejeszgo od siebie. Na jej nieszczęście robiąc delikatny krok w tył, potknęła się o korzeń i wylądowała na ziemi.

-No nieźle... -zaśmiał się jeździec, podając swą rękę, by pomóc jej wstać.

Astrid mierząc go zabójczym wzrokiem i uznając, że to przez niego siedzi teraz obolała na wilgotnej od rosy trawie, chwyciła jego dłoń i jednym, płynnym ruchem (nie wiadomo jak) przerzuciła go nad sobą, uderzając nim o ziemię.

-Za co to?! -wydukał jeździec, nie podnosząc się przez dłuższą chwilę.

-Tak dla zasady. -uśmiechnęła się słodko.

-Być uprzejmym i dostać za to lanie. To jest wyczyn... -odezwał się, wreszcie podnosząc się z gleby i podając znów rękę Astrid.

-Poradzę sobie. -odepchnęła jego dłoń. -Nie trudź się...

-To... Co tu robisz już któryś raz?

-Moja sprawa.

-Ale to ja byłem śledzony, więc chciałbym wiedzieć. -Jeździec zdjął hełm, lecz było już ciemno i twarzy nie dało się zauważyć.

-Może innym razem... -odparła Astrid. Wsiadła na smoka i odleciała.

Gdy była już dość wysoko, usłyszała cichy głos.

-To do zobaczenia.

Blondynka uśmiechnęła się pod nosem i wróciła na rodzinną wyspę.


8. Wreszcie kogoś mam[]

Nazajutrz rano, Astrid postanowiła nikomu o całym zajściu nie mówić. Zresztą nikogo jak na razie nie interesowała sprawa jeźdźca.

Dziewczyna zastanawiała się nad bardzo miłym i urzekającym zachowaniem chłopaka, kiedy podszedł do niej Stoick.

-Moja droga! Mamy nowych gości na wyspie i chciałbym, żebyś oprowadziła ich córkę. Jeśli im się tu spodoba zostaną z nami.

-Oczywiście! Z miłą chęcią się tym zajmę.

-W takim razie chodź ze mną młoda damo!

Po chwili Astrid wraz ze Stoickiem poszli do portu, gdzie właśnie przybił nowy statek. Wyszedł z niego prawdziwy mężny wiking, wraz z elegancką żoną i córką. Dziewczyna była brunetką o zielonych oczach. Miała na sobie jakby zbroję oraz dwusieczny topór. Wprost idealny materiał na przyjaciółkę dla wojowniczki. Blondynka była trochę zdziwiona, że dziewczyna jest jej rówieśnicą. Podeszła do niej, przywitała się i zabrała ze sobą w podniebny lot na Wichurze, pokazując przy tym wyspę.

Kiedy już osiadły niedaleko wioski. Brunetka przedstawiła się.

-Mam na imię Heathera.

-Jestem Astrid. Miło mi cię poznać. -uśmiechnęła się.

-To naprawdę niesamowite!

-Co takiego?

-To co robicie. To wszystko co nas otacza.

Heathera była wprost zauroczona Berk. Dziewczyny bardzo się polubiły. Obie miały duszę wojowniczek co je do siebie zbliżało. Po niedługim czasie zostały prawdziwymi przyjaciółkami. W przeciągu kilku dni stały się nierozłączne. Rodzina brunetki postanowiła pozostać na wyspie, dzięki czemu Astrid odnalazła bratnią duszę.

I tak pewnego razu Heathera poruszyła dość bolesny temat. Chodziło o Czkawkę.

-Słyszałam, że kilka lat temu zginął syn wodza to prawda?

-Yyy... No tak... -wydukała Astrid.

Brunetka zrozumiała, że jest to trudny temat.

-Ja... Przepraszam kochana. Nie chciałam.

-Nie, nic się nie stało.

Mimo wszystko dziewczyna postanowiła opowiedzieć jej o młodzieńcu do którego, mimo jego śmierci coś czuła.

Heathera przysłuchiwała się z zaciekawieniem po czym nastała chwila ciszy... -A tak zmieniając temat, muszę ci jeszcze o czymś powiedzieć.

-Słucham cię uważnie! -uśmiechnęła się Heathera.

Astrid opowiedziała jej również o tajemniczym jeźdźcu. Wszystko. Dosłownie każdy szczegół. O tym jak prawie się wydała i o tym jak przerzuciła go nad sobą. Dziewczyna choć na chwilę zapomniała o mężczyźnie i do późnych godzin rozmawiała ze swą nową PRZYJACIÓŁKĄ, której nigdy wcześniej nie miała!


9. Zaskakująca pomoc[]

Minęły już dwa tygodnie od spotkania Astrid z tajemniczym jeźdźcem i od tego jak na wyspę przybyła Heathera. Astrid często rozmyślała nad ciekawą postacią, jednak była bardziej przejęta swą przyjaciółką, której pomagała oswoić smoka. Brunetce szło lepiej, niż można by było się spodziewać. Swego gada nazwała Szpicruta i po zakończeniu szkolenia dołączyła na stałe do jeźdźców. Dzięki niej wyspa była bezpieczniejsza, bo w brygadzie znów było 5 smoków.

Tego poranka (równo dwa tygodnie po przybyciu Heathery), nic nie zapowiadało, że będzie to bardzo trudny dzień. Bliźniaki i Sączysmark, po patrolu oznajmili, że do wyspy zbliża się kilkanaście statków łowców z wieloma klatkami na pokładach.

Astrid obawiała się najgorszego. Jako przywódczyni jeźdźców, musiała działać szybko, ale nie gwałtownie. Po skonsultowaniu sprawy ze Stoickiem Ważkim, został uzgodniony plan idealny.

Zamieszania mieli narobić bliźniaki, po czym od wschodu i zachodu, ostrzelać statki, mieli Śledzik i Sączysmark. Astrid i Heathera, miały schować się w chmurach i zaatakować od góry. W razie niepowodzenia, na brzegu wyspy, w ukryciu mieli czekać uzbrojeni mieszkańcy wioski. Wydaje się, że prościej byłoby przekonać dzikie smoki by pomogły w walce. Nic bardziej mylnego. Nasza blondowłosa przywódczyni, nie miała niestety zdolności Czkawki, któremu ze smokami szło bardzo gładko. Astrid była wówczas skazana tyko na swą drużynę.

Zbliżał się koniec dnia. Słońce powoli chowało się za horyzont, kiedy blisko wyspy pojawiły się statki łowców. Plan powoli został wcielony w życie. Na początku pewne było, że jeźdźcy wygrywają, jednak po chwili role się odwróciły. Znikąd pojawiła się ilość statków dwukrotnie większa, od tej już zatopionych. Astrid nie wiedziała co robić. Była pewna, że zawiodła, ponieważ takiego ruchu nie przewidziała.

-Nawet cała drużyna nie da sobie rady z taką ilością statków! -mówił Pyskacz.

-Ja... ja wiem. Tylko, że... -dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć, ani tym bardziej co ma zrobić.

-No cóż. W takim razie przygotujmy się do walki wręcz! -powiedział wódz, kiedy nad statkami zaczęło się dziać coś dziwnego.

Na niebie zaczęły unosić się obłoki ciemnego dymu. Astrid widziała to już kiedyś i tylko popatrzyła na Heatherę. Ta odwzajemniła myśl uśmiechem. Po chwili z obłoków wyłoniła się postać i jeden trafny strzał, który zatopił naraz 3 statki! Jak to możliwe? Nikt tego nie wie.

-Chodźmy musimy mu pomóc! -krzyknęła blondynka.

-My, ale jak to?! Ja tam się nigdzie nie wybieram! Wy widzicie co tam się dzieje?!

-Sączysmark! -cała grupa wrzasła, jak na zawołanie.

-No dobra, już dobra. No to na nich!!! -krzyczał Sączysmark.

Wszyscy wzbili się w górę. Jeździec chował się w dymie, przez co był nie do zauważenia. Mimo to Astrid wiedziała z kim mają do czynienia. Kiedy już zrobiło się ciemno, dym jeźdźca przestał się ulatniać. Wtedy zadał ostateczny cios, po którym łowcy postanowili się poddać i odpłynąć na resztkach łodzi. Niebieskooka blondynka zdążyła tylko ostatni raz spojrzeć na chłopaka, który obrócił się w jej stronę, po czym rozpłynął się jak mgła.

-Widzieliście go?! -krzyczał Pyskacz.

-Był genialny! -mówił Mieczyk.

-Widział wódz? On chyba jest z nami. -powiedziała Astrid.

-Rzeczywiście masz rację! Chciałbym mu podziękować, ale nie mam jak! -odparł Stoick.

-Gdyby nie on, mogłoby już być po nas! Ale fajnie! -wtrąciła z zachwytem Szpadka.

Stoick wydał ucztę na cześć jeźdźców i nowego przybysza (tyle, że bez niego). Wszyscy radowali się z powodu uratowania wyspy, jednak nikogo raczej nie interesowało kim był nowy jeździec. Heathera i Astrid nie uczestniczyły w biesiadzie. Rozmawiały natomiast do późnych godzin o brunecie, który skrywał jakąś tajemnicę.


10. Po prostu dziękuję![]

Następnego dnia, kiedy Słońce dopiero wschodziło (ok. 5.00), Astrid postanowiła sama przeprowadzić codzienny patrol. Szybując tak rozmyślała o brunecie, który sprawia, że jej myśli kręcą się tylko wokół niego. Szukała odpowiedzi na wiele różnych pytań, mimo że nie była w stanie sama sobie na nie odpowiedzieć.

Po patrolu postanowiła, że wieczorem uda się tam, gdzie można znaleźć jeźdźca. Tylko ona wiedziała o tym miejscu i postanowiła nikomu więcej o nim nie mówić. Nie powiedziała też o swoim szalonym pomyśle.

W godzinach popołudniowych, Astrid wybrała się na niby zwykły lot. Rzecz jasna, tak powiedziała swojej paczce i przekazała stery w Akademii Heatherze. Nikt nie domyślał się co kombinuje nasza niebieskooka przywódczyni.

Astrid zjawiła się na wybrzeżach na północ od Berk. Na tym samym klifie co zawsze zobaczyła postać, którą miała nadzieję spotkać. Tym razem nie chowała się. Nie obawiała się, że Mężczyzna coś jej zrobi. Przecież miał już tyle okazji. Podeszła bliżej, ale zanim zdążyła zrobić następny krok brunet się odezwał.

-Cześć młoda... Co znudziło ci się już szpiegowanie mnie?

Astrid zatkało. -A ty skąd wiesz, że to ja? -Powiedziała po chwili.

-Tyle razy cię już słyszałem, jak się zakradasz, że trudno nie zgadnąć. -powiedział trochę z ironią i śmiechem w głosie.

Blondynka stała chwilę w szoku. Jeździec z maską na twarzy obrócił się, popatrzył na nią i wstał. Podał jej rękę i powiedział -chodź. Dziewczyna zmierzyła zarys chłopaka wzrokiem (znów go nie widziała, bo robiło się dość ciemno). Nie podała mu ręki, ale poszła z nim. Przeszli tylko kawałek. Chłopak powiedział by usiadła i popatrzyła na ocean. Widok był nieziemski. Astrid jeszcze nigdy nie widziała tak pięknego zachodu Słońca jak wtedy. Była zachwycona.

-Ładnie tu prawda?

-Przepięknie... To.. to.. jest...

-Niesamowite? -dokończył brunet.

Astrid popatrzyła na niego i uśmiechnęła się. -Tak, dokładnie. -odpowiedziała.

Siedzieli tak chwilę w ciszy, aż zrobiło się całkiem ciemno. Jeździec zdjął hełm. Astrid rozpoczęła wtedy temat.

-Słuchaj. Bo ja... chciałam ci podziękować.

-Za co?

-Za to jak nam wtedy pomogłeś. No wiesz ocaliłeś wyspę i nasze smoki.

Dało się zauważyć, że brunet się uśmiechnął. -Nie ma za co. Musiałem powstrzymać łowców. To moje zadanie.

-Ale i tak bardzo dziękuję. -Astrid wstała, a wraz z nią jeździec.

-No to chyba do zobaczenia. -powiedział brunet.

-Na pewno.

Astrid miała już wsiadać na Wichurę, ale coś kazało jej się odwrócić. Chłopak popatrzył na nią z zaciekawieniem. Blondynka podeszła bardzo blisko niego i... dała mu buziaka w policzek. Jeździec nie miał zamiaru się odsuwać.

-A to za co? -zapytał dosłownie szeptem.

-Moja sprawa! -powiedziała Astrid uśmiechając się słodko i odlatując.

(Te niewielkie szczegóły, dało się zauważyć tylko przy delikatnym świetle księżyca.)

To co się tam wydarzyło zagłębiło jeszcze bardziej myślenie dziewczyny. Od dłuższego czasu nie czuła nic podobnego. Wróciła na wyspę i mimo bardzo późnej pory musiała to opowiedzieć najlepszej przyjaciółce. Ta zganiła ją za nieodpowiedzialne zachowanie, ale była też bardzo ciekawa co dokładnie tam zaszło. Astrid wiedziała, że ma wsparcie w Heather, która zawsze doradzała jej co ma robić, ale nie tym razem.


11. Kolejny gość[]

Wcześnie rano, Astrid już nie spała. Rozmyślała o tym co się wczoraj wydarzyło. O tym, dlaczego dała buziaka mężczyźnie, którego nie zna. Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie. W jej głowie kłębiły się myśli.

-A co jeśli ja się zakochuję? Nie! Astrid to niemożliwe. Pamiętaj twoją miłością był i będzie Czkawka! Tak, musisz o tym pamiętać.

Blondynka uspokoiła się na chwilę. Złapała oddech, ale myśli znów się pojawiły. Tym razem jednak wróciły te piękne, zielone oczy Czkawki. Dziewczyna rozmarzyła się.

Po niedługiej chwili, do pokoju dziewczyny, wpadła niczym tornado Heathera.

-Słuchaj musisz to zobaczyć! -powiedziała niezwykle zdyszana.

-Co muszę zobaczyć? Mów powoli!

Heathera nic nie powiedziała, tylko chwyciła Astrid za rękę i czym prędzej wyprowadziła z domu.

-Patrz! -krzyknęła brunetka.

Na horyzoncie ukazało się kilka statków łowców, które otoczyły jeden, zupełnie inny okręt. Był to niepokojący widok, który mógł zagrozić Berk. Zanim jednak Astrid cokolwiek powiedziała, na niebie znów ukazały się kłęby dymu. Obie dziewczyny wiedziały, co teraz będzie się dziać. Obserwowały niezwykłe zjawisko, które oswobodziło z pułapki biały okręt i znikło. Przyjaciółki od razu powiadomiły Stoicka i czym prędzej popędziły do portu, gdzie już zdążył zacumować atakowany wcześniej statek.

Ze statku wyszło dwóch młodych mężczyzn. Jeden był wysoki, miał blond włosy i brązowe oczy. Drugi był trochę niższy. Miał dość długie włosy koloru czarnego i niebieskie oczy. Blondyn przedstawił się jako Tero, następca tronu klanu Perunów, na wyspie Kalder. Brunet ponoć był jego dobrym przyjacielem. Mężczyźni opowiedzieli o sytuacji, która spotkała ich blisko Berk i dziękowali za ratunek. Stoick, wyjaśnił im, że to był tak zwany tajemniczy jeździec, po czym zaprosił ich na ucztę i powiedział by czuli się jak w domu.

Perunowie nie mieli zabawić długo na wyspie, jednak plany zupełnie się zmieniły, gdy ogłosili prawdziwy powód przybycia.

Rozpoczęła się wieczorna biesiada. Nie było na niej całej wioski, ale była Heathera wraz z Astrid i jeźdźcami. Stoick określał cały czas jeźdźców chlubą Berk. Przybysze przysłuchiwali się opowieścią z zachwytem w oczach, jednak najbardziej zdziwił ich fakt, że to właśnie niebieskooka Astrid jest ich przywódcą. Wódz wyjaśniał, że po śmierci jego syna, tylko ona była godna zająć jego miejsce i stanąć na czele jeźdźców.

-A tak zmieniając temat -odezwał się Stoick -Co sprowadza jaśnie panów w nasze skromne progi?

-To nie przypadek, że znaleźliśmy się w okolicach tej wyspy! -zaczął Tero. -Otóż by zostać wodzem mojej wyspy, muszę najpierw znaleźć piękną i wojowniczą żonę. -i w tym momencie jego spojrzenie skierowane zostało na Astrid.

-Tego akurat nam nie brakuje! -zaśmiał się Stoick patrząc na Heather i Astrid.

W przyjaciółkach zagotowało. Obie podniosły się jak na rozkaz. Astrid nie wytrzymała. Wzięła do ręki swój topór i rzuciła nim w Tero, prawie skracając go o głowę. Topór wbił się w filar tuż za przyszłym wodzem. Astrid odeszła od stołu, zabrała topór i rozwścieczona powiedziała.

-Nie myśl sobie lalusiu, że kiedykolwiek któraś z nas za ciebie wyjdzie. A tym bardziej ja! Zrozumiano?! -Blondynka przyłożyła mu topór do szyi, po czym razem z Heatherą wyszły z twierdzy, zatrzaskując za sobą drzwi.

-Trzeba mieć prawdziwy tupet! -wrzasnęła do Heather.

Dzień zakończył się nie za dobrze dla obu dziewczyn, a zwłaszcza dla Astrid. Blondynka była tak zła, że aż zaczęła krzyczeć. Uspokoiła się dopiero gdy w jej głowie znów pojawiły się oczy kochanego Czkawki...


12. Przemyśl sprawę![]

Rano Astrid wstała z bardzo złym humorem. Dziewczyna nie ochłonęła jeszcze po wczorajszym wydarzeniu. Wiedziała jednak, że Tero dziś nadal będzie na wyspie. Ta myśl jeszcze bardziej złościła blondynkę. Wobec tego, postanowiła omijać go cały dzień. Chciała odpocząć od tych wszystkich zadań, które ostatnio zwalały jej się na głowę. Jedynym miejscem, które przyszło jej do głowy były wybrzeża na północ od Berk. Dziewczyna miała nadzieję, że spotka tam bruneta, który mąci jej w głowie od dłuższego czasu.

Astrid nie myliła się. Zaraz po dotarciu na klif, zobaczyła siedzącego tam i szkicującego coś jeźdźca, ze swym hełmem na głowie. Położyła mu rękę na ramieniu, a ten od razu zamknął szkicownik.

-Nieźle rysujesz. -powiedziała blondynka i usiadła obok niego.

-Dzięki. A ty coraz lepiej się zakradasz.

Oboje zaczęli się śmiać. Była między nimi jakaś więź, którą nie sposób opisać.

-Nie myślałam, że zobaczę cię tu o tej porze.

-To ciekawe, ale ja też się cię tu nie spodziewałem.

-Musiałam odpocząć.

-A od czego królewna blondi, może odpoczywać? -brunet zadał pytanie ze śmiechem w głosie.

Dziewczyna nie mogła odpuścić i uderzyła chłopaka w ramię, tak mocno, że ten położył się na ziemi.

-Za co to? -pytał chłopak jęcząc i powoli się podnosząc.

-Tak dla zasady. -uśmiechnęła się Astrid.

Siedzieli tak chwilę w milczeniu. Blondynka przysunęła się do chłopaka. Jeździec położył swą dłoń na jej, ale szybko ją zabrał. Dziewczyna popatrzyła na niego z czułym uśmiechem, jednak brunet szybko podniósł się i wydukał parę słów.

-Yyy... Wiesz.. no ja... Muszę już lecieć. Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia... -po czym szybko odleciał.

-Porzucona na pastwę losu. Zresztą jak zwykle. -powiedziała sama do siebie.

Astrid siedziała jeszcze chwilę na klifie i rozmyślała.

-On jest taki słodki... Ma w sobie coś takiego... NIE! Dziewczyno, o czym ty myślisz. pamiętaj co uzgadniałaś sama ze sobą.

Blondynka po tej sytuacji, postanowiła wrócić na Berk. Wiedziała, że może natknąć się na Tero, ale nie miała innego wyjścia.

Po powrocie na wyspę, do dziewczyny podszedł, nie kto inny jak Tero. Mężczyzna szedł z bukietem kwiatów i małym pudełeczkiem w ręce. Astrid miała w dłoni swój topór i już chciała nim rzucać, jednak opanowała emocje. Tero stanął przed tuż przed nią.

-Wiem, że po tym co się wczoraj wydarzyło jesteś na mnie zła, ale chciałby zatrzeć złe wrażenie.

-Zła?! Jestem wściekła! Co ty sobie w ogóle wyobrażałeś?!?

-Tak wiem. Postąpiłem strasznie, jednak może gdybyś poznała mnie lepiej zmieniłabyś swoje zdanie na mój temat. Tak więc, dasz się namówić na mały spacer?

-Niech ci już będzie. -dziewczyna zgodziła się niechętnie. -Może on nie jest taki zły, ale mimo wszystko za niego nie wyjdę -mówiła sama do siebie bez większego przekonania.

Przyszły wódz okazał się być dość miłym i spokojnym mężczyzną. Mimo to Astrid była wierna swym uczuciom i nawet nie próbowała nawiązać bliższej znajomości. Wiedziała, że on nie jest dla niej. Przecież na całym Archipelagu żyje tyle młodych dziewczyn, które mdlałyby na jego widok. Mimo to, on upatrzył sobie akurat ją.

Kiedy już doszli nad mały strumień dość wysoko w górach. Tero zatrzymał się i uklęknął przed dziewczyną. Jego mina, nie była zbyt wyraźna i nie do końca udało się wyczytać o co mu chodzi. Jednak, po jego niespodziewanym geście Astrid wiedziała, co mężczyzna chce zrobić. Jej irytacja znów powróciła, ale panowała nad emocjami i spojrzała na Tero, który powoli otworzył usta.

-A czy teraz zgodzisz się zostać moją żoną? -mówił to w taki sposób, jakby wiedział, że dziewczyna się zgodzi.

Blondynka popatrzyła na niego z grymasem na twarzy.

-Teraz tym bardziej wiem, że nigdy za ciebie nie wyjdę! -powiedziała bardzo oschło i w tym miejscu zrobiła dramatyczną pauzę...

Mężczyzna popatrzył na nią swymi brązowymi oczami, w których było widać zdziwienie. Chyba nie przypuszczał, że dziewczyna jest w stanie mu odmówić. Przecież on jest przyszłym wodzem wyspy Kalder. Astrid nadal patrzyła na niego kamienną miną. Była wściekła na Tero, który był zbyt pewny siebie i postanowiła powiedzieć mu co myśli o tym całym zajściu.

-Na świecie jest tyle dziewczyn, które chciałyby mieć takiego męża, a jednak przyczepiłeś się akurat do tej, która nie chce cię znać! -wykrzyczała mu w twarz, jednak po chwili uspokoiła się i powoli kontynuowała. -Ty mnie nawet nie znasz i ja ciebie też. Dobrze wiem, że żadne z nas nie chce małżeństwa bez miłości! Zaglądnij tylko w głąb swego serca! -dokończyła, po czym uderzyła go w głowę, by wreszcie się podniósł.

Mężczyzna patrzył na nią z niedowierzeniem dość długą chwilę. Był przekonany, że Astrid się zgodzi i będzie mógł bawić się jej uczuciami. Jednak ona nie była taka jak myślała blondyn. Stał teraz i wpatrywała się w dziewczynę z dalszym zdziwieniem, które jakby pogłębiało się. Kiedy blondynka miała już odchodzić, Tero złapał ją za dłoń.

-Ja...

-Co ty? -pytała rozłoszczona dziewczyna.

-Dziękuję ci Astrid. Jeszcze nigdy nikt nie postawił mi kontry w taki sposób. Masz całkowitą rację w tym co powiedziałaś! To coś nieprawdopodobnego, że tylko ty potrafiłaś otworzyć mi oczy. Czy wobec tego co właśnie się wydarzyło, zgodzisz się chociaż zostać moją przyjaciółką?

Astrid uśmiechnęła się. -Oczywiście, że tak!

Chyba nikt z nas, nie przypuszczałby, że wojowniczka, taka jak Astrid, może tak łatwo mówić o uczuciach i w taki sposób przemówić człowiekowi do rozsądku. Dziewczyna tym gestem, zyskała kolejnego przyjaciela, ale również sojusznika.


13. Gdy na oceanie sztorm...[]

Minoł tydzień, odkąd Tero wrócił na swą wyspę. Astrid nadal rozmyślała nad jeźdźcem, który wciąż zawraca jej w głowie, ale bała się o tym rozmawiać. Mimo to Dziewczyna postanowiła przedyskutować sprawę ze swą najlepszą przyjaciółką.

-Ja nie wiem co się ze mną dzieje! Zachowuję się jak... jak... nie ja!

-A może ty się zakochujesz? Co? -mówiła Heathera.

-Nie! Mówiłam ci już. Moje serce należy do Czkawki i koniec kropka!

-Dziewczyno nie oszukuj się. Może to czas na nowy rozdział w życiu. Czkawce nikt życia nie przywróci! A poza tym, z tego co mówisz, on też ma na ciebie chrapkę! -Brunetka powiedziała to z uśmiechem i szturchnęła Astrid w ramię.

-No wiesz! -dziewczyna uśmiechnęła się i we dwie zaczęły chichotać.

Rozmawiały tak przez dłuższą chwile, dopóki bliźniaki nie wpadły z hukiem na Arenę.

-A.. a. a... Astrid! -wydukał tylko Mieczyk, po czym się przewrócił.

-Co się stało?! No mówcie!

-Mieczyk próbował ci powiedzieć, że do wyspy zbliża się wielka nawałnica. Ale to przecież nie jest takie ważne -mówiła Szpadka bez przejęcia, szturchając brata w plecy.

-To nie jest ważne?!? -wrzasnęła Astrid. -Heather leć po Śledzika i Sączysmarka! Trzeba przygotować wyspę do burzy i zagonić smoki do stajni! Raz, raz. Ruszać się!

Wszyscy wykonywali rozkazy przywódczyni bez oporów. Nie była to pierwsza nawałnica, ale za to była największa. Mimo wcześniejszych ustaleń, na Berk panował chaos. Astrid z trudem przekonała ludzi, by schowali się w twierdzy. Ona i jeźdźcy mieli jeszcze zagonić resztę smoków do stajni.

Po pół godziny, nawałnica doszła już do wyspy. Na niebie zaczęły pojawiać się błyskawice. Grzmiało tak, że nic nie dało się usłyszeć. Do tego wszystkiego zaczęło straszliwie lać. Astrid wysłała swych towarzyszy do twierdzy, a sama postanowiła sprawdzić, czy na wyspie nie został jeszcze jakiś smok. Jeźdźcy zgodzili się niechętnie, ale musieli słuchać rozkazu.

Dziewczyna dawała sobie rade z burzą, póki w jedno z drzew nie uderzył piorun. Ogromna kłoda zagrodziła drogę Wichurze, w najmniej odpowiednim momencie. Smoczyca była już dość wystraszona i gdy dało się słyszeć kolejny grzmot, zaczęła pędzić jak szalona. Blondynka nie była w stanie jej zatrzymać. Starała się tylko nie spaść. Gnały tak już dość długo. Astrid nie miała już siły żeby się trzymać. Spadła jak głaz do oceanu, nieopodal wyspy smoków...

Dziewczynie udało się wydostać na powierzchnię i złapać jakiejś kłody. Dryfowała w sztormie próbując dostać się do brzegu, lecz na próżno. Nie miała już sił. Była zbyt osłabiona prze zimną wodę. Kiedy traciła już nadzieje, coś złapało ją i wyłowiło z wody. W tym momencie straciła przytomność.

Astrid obudziła się jeszcze podczas burzy, w ogromnej jaskini za wodospadem. Obok niej paliło się ognisko. Podniosła się z trudem i zaczęła rozglądać wokół siebie. Nagle przez ścianę wody wleciał smok, a na nim słynny tajemniczy jeździec.

-Widzę, że królewna postanowiła się obudzić. -powiedział brunet ze śmiechem w głosie.

-Najchętniej uderzyłabym cię w ramię, ale nie mam siły.

Jeździec zdjął swój hełm. Uśmiechnął się i usiadł obok dziewczyny.

-To... powiesz mi co taka blondi księżniczka robiła w wodzie podczas sztormu?

-Długa historia. -blondynka zaczęła opowiadać mu o wszystkim.

-Czy ty zupełnie powariowałaś? Mogłaś zginąć!

-Tak, tak. Wiem. Nie musisz mi tego wypominać.

Brunet zaczął wpatrywać się w lecącą z góry na dół wodę. Był bardzo skupiony. Jego wzrok zawieszony był w jednym punkcie. Astrid w tym momencie, skorzystała z porady Heather. Spojrzała na jeźdźca i zaczęła mówić.

-Dziękuję. Znowu. -uśmiechnęła się.

-Za co mi dziękujesz?

-Uratowałeś mi życie! Gdyby nie ty, byłoby po mnie.

-No to, w taki razie masz u mnie dług! -zaśmiał się brunet.

Astrid przysunęła się do chłopaka. Tak jak ostatnim razem. On zerknął na nią i czule się uśmiechnął.

-Czemu wtedy odleciałeś?

-Bo... ja... no wiesz... -brunet zrobił się strasznie nerwowy.

-Spokojnie! -powiedziała do niego i dała mu całusa w prawy policzek.

Jeździec przybliżył się do dziewczyny, a ta położyła mu głowę na ramieniu. Siedzieli tak blisko siebie i czekali na zakończenie burzy. Astrid zaczęła usypiać, kiedy chłopak delikatnie ją szturchnął.

-Koniec spania blondi! Musimy znaleźć twojego smoka. -chłopak mówił do niej z miłym uśmiechem, podając jej rękę.

Blondynka wstała jak na zawołanie. Bez oporu wsiadła na smoka jeźdźca i wyruszyli w głąb wyspy. Dziewczyna bardzo przyglądała się smokowi, ale o niego nie pytała. Zbyt bała się o swoją Wichurę. Razem wypatrywali smoczycy, jednak nigdzie jej nie było.

-Mam wrażenie, że kręcimy się w kółko! -mówiła Astrid.

-Nie martw się. Na pewno ją znajdziemy. -pocieszał dziewczynę brunet.

Zapadał już zmrok, a po Wichurze nie było ani śladu. Astrid miała najgorsze przeczucia. Mimo to, nie chciała się poddać. Wiedziała, że ma teraz wsparcie w tajemniczym jeźdźcu. Ona sama zastanawiała się jak to jest możliwe, że może czuć się spokojna, w towarzystwie osoby, której nie zna. Przecież w stosunku do obcych była oschła i nieufna...


14. Thorowi niech będą dzięki![]

Tego samego wieczoru na Berk trwały poszukiwania Astrid, która nie wróciła do twierdzy. Stoick, obawiał się, że mógł stracić najlepszą wojowniczkę na wyspie, a jeźdźcy bali się o swoją przywódczynię. Nikt nie spodziewał się, że młoda dziewczyna, jest w dobrych rękach.

Minęły już trzy godziny odkąd Astrid wyruszyła w las, podczas burzy. Mimo że zapadła już noc, poszukiwań nie zaprzestano. Cała drużyna szukała i szukała lecz w końcu zrozumieli, że pod osłoną nocy i tak jej nie znajdą. Heather, która pełniła obowiązki niebieskookiej dziewczyny, kazała zaprzestać poszukiwań i powiedziała, że wznowią jej jutro z samego rana.

Tymczasem Astrid i tajemniczy jeździec poszukiwali Wichury. Było to ciężkie zadanie, bo kto z nas szukałby czegokolwiek w otaczającej go ciemności? Blondynka nie chciała jednak dać za wygraną, mimo tłumaczeń bruneta. Upierała się przy swoim i na szczęście, tym razem wyszło jej to na dobre. Smoczyca odnalazła się. Była cała mokra i wystraszona. Dało się zauważyć, że i ona i jej właścicielka bardzo cieszą się z tego, że się odnalazły.

-To... co...? Wracasz na wyspę w takiej ciemności? -zapytał jeździec.

-No.. wiesz... Miałam nadzieję, że przenocujesz mnie w tej swojej przytulnej jaskini. -powiedziała dziewczyna, ze śmiechem i sarkazmem w głosie.

-Ha, ha, ha... -bardzo śmieszne. -powiedział oburzony chłopak.

-Oj no weź! Nie bądź zły! -powiedziała Astrid i uderzyła jeźdźca w ramie, po czym wsiadła na swą kochaną Wichurkę.

Było dość późno, gdy wrócili do pieczary za wodospadem, więc blondynka momentalnie usnęła. Jeździec powiedział wtedy cicho -Dobranoc moja blondi księżniczko. Ułożył się do snu i zasnął z drugiej strony ogniska, wraz ze swym smokiem.

Rano na Berk, znów ruszyły poszukiwania. Stoick zwołał zebranie na którym wszyscy doszli do wniosku, że Astrid może nie być na wyspie. Wobec zaistniałej sytuacji, jeźdźcy mieli sprawdzić najbliższe wyspy. Na pierwszy rzut poszła wyspa smoków...

W tym samym czasie Astrid obudziła się sama w jaskini. Obok niej tliło się tylko ognisko. Dziewczyna wyszła zza wodospadu po półce skalnej. Wpatrywała się w taflę wody i rozmyślała nad tym co się wczoraj wydarzyło, kiedy z zamyślenia wyrwał ją głos dochodzący z pieczary.

-Nie jesteś głodna? -powiedział brunet.

Astrid uśmiechnęła się. -Szybko wróciłeś. Zależy co masz mi do zaoferowania.

Jeździec wzruszył ramionami i z uśmiechem na ustach powiedział. -No wiesz... Dzisiaj mam tylko pieczoną rybę, z rybą i z dodatkiem ryby.

Blondynka zaczęła się śmiać i postanowiła zjeść z chłopakiem bardzo wykwintne śniadanie. Siedzieli tak, rozmawiali, śmiali się. Czas tak mijał, ale Astrid wiedziała, że musi już wracać, bo przecież jej przyjaciele na pewno się o nią martwią. Nie chciała wracać. Oś śmierci Czkawki, z nikim jej się tak dobrze nie rozmawiało. Mimo to musiała już lecieć.

-Dziękuję za pyszne śniadanie. Chciałabym zostać, ale nie mogę. -mówiła dziewczyna.

-To... Miałabyś ochotę przejść się nad brzeg wyspy?

-Bardzo chętnie. -odpowiedziała niebieskooka blondynka.

Kiedy Astrid tak rozmawiała sobie z jeźdźcem, jej drużyna przeszukiwała wyspę.

-Może jej tu nie ma! -mówił Mieczyk.

-Nie możemy się poddać! To nasza przyjaciółka! -dopowiadała Heather.

-Masz całkowita rację Ślicznotko! -wtrącił Sączysmark.

-O Odynie, czy już nikt z tej drużyny nie może się zachowywać normalnie? -mówiła sama do siebie. spoglądając z obrzydzeniem na Jorgensona.

Kiedy już mieli się poddać, zobaczyli dwójkę ludzi idących w ich stronę wraz ze swymi smokami. Heather przyglądała się przez chwilę, po czym zaczęła krzyczeć ze szczęścia.

-Astrid!!! Nic ci nie jest. Dzięki ci Thorze! -krzyczała rzucając się na szyję blondynki.

-Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiliśmy! -wykrzyczał Śledzik.

-Spokojnie! Byłam w dobrych rękach. -tłumaczyła, wskazując na jeźdźca, który stał teraz w chwilowym osłupieniu.

-Ach tak? A co to za chłoptaś, co? -pytała Szpadka swym podejrzliwym głosem.

-Moi drodzy, to właśnie tajemniczy jeździec! -mówiła szturchając bruneta, by wreszcie się odezwał.

-Yyy... Tak... Miło mi..., ale muszę już lecieć. Proszę, bądź jutro na klifie. Dobrze? -mówił śpiesząc się i nawet nie pożegnał się z dziewczyną, tylko od razu wskoczył na smoka i odleciał.

-Tak byłaś w bardzo dobrych rękach... -szydził sobie Smark.

Astrid nie zważała jednak na jego dogryzki, tylko udała w pośpiechu na wyspę, gdzie przyjęto ją ciepło. Wszyscy zamartwiali się o zdrowie blondynki. Dziewczyna przyznała, że prawie utonęła, ale nie powiedziała nic o tym, że ten cały czas opiekował się nią tajemniczy mężczyzna...

UWAGA! Jutro wielki zwrot akcji. Jeśli ostatnie rozdziały nie były zbytnio ciekawe, to bardzo przepraszam. Moja wena poleciała na wakacje i ciężko było mi doprowadzić do ważnego zdarzenia. Mam nadzieję, że mimo to będziecie ze mną ;)


15. I komu zaufać?[]

Nastał piękny, słoneczny poranek na wyspie Berk. Astrid wstała bardzo wcześnie, zresztą jak zwykle. Mimo, że wczoraj późno położyła się spać, dziś nie mogła odpoczywać dłużej. Gdy tak plątała się po wyspie, w głowie kłębiła jej się myśl, dlaczego tajemniczy jeździec, tak nagle wczoraj odleciał i czemu prosił, by była dziś na wybrzeżach. Jej rozmyślanie przerwał Śledzik.

-Astrid! Wszędzie cię szukałem! Poranny patrol został zakończony, a na horyzoncie nie widać żadnego zagrożenia. -zameldował wesoło.

-Dziękuję ci. -powiedziała blondynka bez przekonania.

-Wszystko dobrze? -pytała zaciekawiony chłopak.

-Tak, tak wszystko w jak najlepszym porządku... -powiedziała dziewczyna i sztucznie się uśmiechnęła, by blondyn odpuścił.

Astrid postanowiła, że skoro jak na razie nie ma nic do roboty, wróci do swojego domu. Miała nadzieję, że na razie nikt nie będzie jej przeszkadzać. Jednak myliła się. Obok jej domu pojawiły się bliźniaki i Sączysmark. O jakże ucieszyła się na ich widok. Uśmiechnęła się do nich znów sztucznie, a ci od razu zaczęli zarzucać ją problemami, które wywołują dziś od rana smoki. Był to ciężki poranek dla dziewczyny, ale wiedziała, że jakoś musi stawić temu czoło. Zacisnęła pięści, wzięła swój topór i poszła razem za jej (ironia) ulubionym trio...

W drodze powrotnej od niesfornych smoków, złapał ją Stoick, który chciał porozmawiać z nią w cztery oczy. Blondynka od niechcenia, spojrzała na niego i razem poszli do twierdzy. Zasiedli przy stole i nikt nic nie mówił. Astrid spoglądała czasem na mężczyznę, ale jej wzrok wędrował raczej po całej twierdzy, niż zatrzymywał się na nim.

-Słyszałem droga Astrid, że wczoraj, jeźdźcy nie znaleźli cię samej. -wódz zaczął rozmowę niespodziewanie, po długo panującej ciszy.

-Ja... -dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć, ale po chwili wzięła głęboki oddech i postanowiła się wreszcie wysłowić. -Tak wodzu. Nie byłam sama.

-A więc, kto ci towarzyszył?

-Znany ci dobrze tajemniczy jeździec. To jemu zawdzięczam to, że żyję i odnalezienie mojej kochanej Wichury.

Stoick popatrzył na nią dość dziwnie. W jego oczach było widać jakby zdziwienie, ale i coś jeszcze, czego nie sposób opisać.

-To... mogę już iść? -zapytała zniecierpliwiona Astrid.

Wódz pokiwał tylko twierdząco głową, po czym dziewczyna wstała i odeszła od stołu. Ciekawiło ją, że mężczyzna nie ciągnął tematu dalej, ale była szczęśliwa, że nie musi odpowiadać na różne, czasem kłopotliwe pytania. Niebieskooka wojowniczka, wyleciała z twierdzy jak torpeda i wpadła na swą przyjaciółkę, którą szybko zaciągnęła do swego domu, bez słowa wyjaśnienia.

-Dobrze, że jesteś. Musisz mi pomóc! -zaczęła zdyszana Astrid.

-Spokojnie! Co cię napadło, że tak pędziłaś?! -mówiła zszokowana Heathera.

-Długo by opowiadać... Ale nie to jest teraz ważne!

Czarnowłosa dziewczyna wpatrywała się w Astrid z zaciekawieniem i jednocześnie uspokajała ją.

-Mam mały problem. -mówiła blondynka. -Boję się, że masz rację i ja się zakochuję... -mówiła to jakby z rozpaczą w głosie.

-W kim?

-No jak to w kim? -wykrzyczała, trochę oburzona dziewczyna.

-Dobra uspokój się. Nie załapałam od razu, ale zaraz coś na to poradzimy!

Astrid wiedziała, że może liczyć na Heather, która zawsze służyła dobrą radą. Blondynka wyżaliła się z wszystkiego, co leżało jej na sercu. Była zła i jednocześnie chciała płakać. Jednak Heather, nie pozwoliła ani na jedno, ani na drugie. Poradziła jej, by udała się na wybrzeża, a ona znów przejmie rolę wodza jeźdźców na wyspie.

Słońce było wysoko. W końcu była już godzina 12.00. Astrid postanowiła spotkać się brunetem. Chciała wyjaśnić kilka rzeczy, ale też cieszyła się, że znowu go zobaczy.

Po dość krótkim locie, dziewczyna dotarła na dobrze znany jej klif. Pierwszy raz była tu tak wcześnie i pierwszy raz nie zobaczyła siedzącego tam jeźdźca. Usiadła na brzegu i wpatrywała się w fale na oceanie. Uśmiechała się patrząc na ten widok i była tak zamyslona, że nawet nie zauważyła, kiedy obok niej wylądował smok. Dziewczyna odwróciła wzrok za siebie i spoglądała na jeźdźca, który zeskakiwał ze swego "rumaka".

Chłopak nie odezwał się ani słowem, tylko usiadł obok dziewczyny. Siedzieli w ciszy, tak jak to już nie jeden raz robili. Blondynka przysunęła się do bruneta i wpatrywała w niego, mając nadzieję, że to zwróci jego uwagę. Jednak nie. Jeździec znów patrzył w jeden punkt w skupieniu, z którego ciężko było go wyrwać. Widać było, że głęboko nad czymś rozmyślał.

-Chciałeś się spotkać, prawda? To czemu nic nie mówisz? -zapytała Astrid spokojnie, ale ze złością w glosie.

Brunet wstał ze swego miejsca, podając rękę blondynce.

-Musimy porozmawiać. -powiedział po chwili.

Dziewczyna była odrobinę zaskoczona powagą chłopaka, ale mimo tego uśmiechnęła się do niego.

Jeździec nawet na nią nie spojrzał. Stał w ciszy, ale musiał zacząć tą rozmowę. Dobrze wiedział, że nikt za niego tego nie zrobi.

-Masz na imię Astrid? Tak? -zapytał, podnosząc głowę do góry.

-Tak. -przytaknęła dziewczyna, ale nadal nie rozumiała o co tu chodzi. Przecież słyszał wczoraj jej imię, więc czemu jest taki tajemniczy.

Chłopak popatrzył na nią i kontynuował jakby, z poważnym uczuciem w głosie. -Jak mogłem nie poznać tych pięknych niebieskich oczu, które tyle razy na mnie spoglądały?

Astrid stanęła jak wbita w ziemię. -Nie rozumiem o co ci chodzi... -mówiła z zaskoczeniem i niepewnością w głosie.

Brunet wziął ją za rękę i ściągnął hełm, który rzucił, gdzieś obok swego smoka. Pierwszy raz pokazał się w świetle, bez maski na twarzy. Astrid nadal nie rozumiała co się dzieje. Dopiero, gdy spojrzała w oczy chłopaka wszystko stało się jasne... Były to takie piękne zielone klejnoty, takie same, jak nieraz pojawiały się w jej wspomnieniach...

-Czkawka?!? -wyszeptała sama do siebie.

-Poznajesz mnie? -na ustach jeźdźca malował się uśmiech.

-Nie! To niemożliwe. -powiedziała wyrywając swą dłoń z delikatnego uścisku bruneta. -Przecież ty nie żyjesz! Nie ma cię! Nikt cię nie znalazł! Umarłeś ponad cztery lata temu! -krzyczała tak, a z jej oczu zaczęły płynąc łzy.

-Astrid. -powiedział z przejęciem chłopak i chciał znów chwycić jej dłoń.

-Nie dotykaj mnie! -krzyknęła cofając się do tyłu.

-Ale... Ja ci wszystko wytłumaczę!

-Wytłumaczysz? Naprawdę?! Akurat. Przez te cztery lata wszyscy cię opłakiwaliśmy, a ty żyjesz i cały czas mogłeś wrócić! Jak mogłeś nam to zrobić?! I jak mogłeś zrobić to mi!? Tyle wylanych łez, tyle przepłakanych nocy... tyle smutku i tak długa żałoba! Myślisz, że teraz jesteś się w stanie wytłumaczyć! -krzyczała przez łzy i nie mogła powstrzymać złości.

-Wysłuchaj mnie proszę! Chcę wszystko naprawić! -podszedł do niej i chciał przytulić, ale ta znów uciekła.

-Kiedy myślałam, że mogę o tobie zapomnieć i jeszcze raz się zakochać, okazuje się, że nigdy nie kochałam nikogo innego! Co ty sobie myślisz, że wrócisz nagle, a ja rzucę ci się na szyję? Byłeś i jesteś w błędzie! Nie chcę cię znać! -Astrid wykrzyczała do niego ostatnie słowa i odleciała na Wichurze z płaczem.

Czkawka jako tajemniczy jeździec, podążył za nią, by wszystko naprawić, jednak na próżno.

-Astrid!!! -krzyczał tak, że brakowało mu tchu. Gdy wreszcie dogonił blondynkę, chciał się wytłumaczyć, ale dziewczyna w ogóle go nie słuchała.

Odezwała się tylko do swej ukochanej smoczycy. -Wichura kolce! Tylko tak, żeby nie zrobić nic smokowi. Na tym człowieku mi nie zależy. -dodała i odwróciła mokrą od łez twarz w zupełnie innym kierunku, podążając przed siebie na swym smoku, który chyba jako jedyny, jeszcze jej nie zranił.

Wichura posłuchała swej zdenerwowanej pani i zgodnie z jej rozkazem, smokowi nic się nie stało, natomiast brunet zaznał "kojącej" morskiej kąpieli...


16. Tylko... nienawidzę.[]

Astrid po niedługim czasie, pojawiła na wyspie. Zeskoczyła z Wichury i w pośpiechu przebiegła, jak tornado przez wioskę, ledwo powstrzymując łzy. Mimo że kilka osób próbowało ją zatrzymać, by o coś zapytać, dziewczyna podążała przed siebie do swego domu.

Była już godzina wieczorna, a Słońce powoli chowało się za horyzont. Blondynka dalej zalewała swoją poduszkę morzem łez. Nadal nie mogła uwierzyć, w to co się wydarzyło. Pierwszy raz w życiu, aż tak się załamała. Płakała tak bardzo, tylko po rzekomej śmierci Czkawki. Jednak nawet wtedy, jej serce tak nie krwawiło.

Gdy zaczęło się już ściemniać, ktoś zapukał do pokoju Astrid. Dziewczyna nawet nie podniosła się z łóżka, tylko delikatnie otarła łzy. Nie miała zamiaru ukrywać swojej rozpaczy.

-Mogę wejść? -odezwał się dziewczęcy głos.

Blondynka od razu poznała kto to. Osoba ta, była jedyną, której można było teraz zaufać i wszystko powiedzieć.

-Oczywiście! -odpowiedziała przez łzy, siadając na łóżku.

-O mój Thorze! Co się stało? -zapytała bardzo zmartwiona Heathera, kiedy zobaczyła dziewczynę w takim stanie.

Astrid znów zaczęła płakać. Heather pocieszała ją, lecz było to trudne, ponieważ nie wiedziała co się wydarzyło. Dlatego, spokojnym tonem domagała się wyjaśnień.

-Okazał się parszywym draniem i kanalią! -wykrzyczała blondynka.

-Ale kto? -dopytywała przyjaciółka.

-Jeździec! A kto inny?!

-Jak to? Przecież wydawał się inny niż wszyscy...

-Ale nie był tym za kogo się podawał!

-Nie rozumiem. Proszę wytłumacz mi to!

-Bo... No bo to jest Czkawka!!! -wykrzyczała, przez gorzkie łzy Astrid.

-Przecież... on... on nie żyje!

Heathera była tak samo zdumiona całą tą sytuacją, jak jej przyjaciółka. Pocieszała ją i mówiła, że nie zasługiwał na tak wspaniałą dziewczynę. Dzięki temu blondynka poczuła się lepiej. Ustaliły, że jego temat, nie będzie poruszany w ich rozmowach.

Po zakończeniu bardzo trudnego tematu, Astrid wreszcie poprawił się humor. Heather opuściła ją, a ta w niedługim czasie zamknęła błękitne oczy i zasnęła.

Następnego dnia, wcześnie rano, Astrid jak zwykle, o tej porze już nie spała. Była na nogach od 5.00 rano. Emocje nie opuściły jej od wczoraj, dlatego rozpierała ją energia. Dała w kość jeźdźcom na treningu, a później rozprawiła się ze wszystkimi sprawami, jakie mieli do niej mieszkańcy Berk. Wszystko załatwiała szybko i do nikogo nie miała pytań. Chodziła zamknięta w sobie. Z nikim nie zamieniła ani jednego słowa... Sprawą tą zainteresował się nawet wódz.

-Astrid zaczekaj! -złapał ją kiedy kierowała się w stronę lasu, najprawdopodobniej, by wyładować swą złość toporem, na biednych, bezbronnych drzewach.

-Tak wodzu? -odezwała się niechętnie z irytacją w głosie, bo znów ktoś zawracał jej głowę, gdy rozmyślała nad swoimi sprawami.

-Widzę, że coś cię trapi. Może chcesz o tym.... no... porozmawiać?

-Nie dziękuję! -odpowiedziała tylko oschle i poszła w swoją stronę.

Całą sytuację widzieli jeźdźcy.

-Nie wiecie co stało się naszej wojowniczce? -zapytał Stoick.

Wszyscy pokręcili przecząco głową, a zakłopotany wódz zabrał się za swoją pracę.

-Może jest chora? -zaczął Śledzik.

-Mi tam się wydaje, że ona potrzebuje dobrej zabawy! -mówił zadowolony Mieczyk.

-Przestańcie! To jest bardziej skomplikowane niż myślicie. Dajcie jej odpocząć, musi wszystko sobie poukładać! -Heather wydarła się na jeźdźców i oddaliła się na Szpicrucie.

-Co jest skomplikowane? I co musi sobie poukładać? -dopytywał Smark, ale nikt go już nie słuchał.

Słońce wzbiło się wysoko, idealnie na godzinę ok. 13.00. Astrid chwilowo przebywała w swoim domu i rozmyślała w ciszy, w swojej małej twierdzy, dzie zostawała każda, anjmniejsza tajemnica. Tymczasem na wyspie pojawiła się wysoka postać ubrana w długi, czarny płaszcz. Nietrudno się domyślić, że był to nasz Czkawka. Kierował się do domu Hoffersonów. Gdy był już pod drzwiami, zsunął kaptur z głowy i zapukał. Otworzyła mu, wysoka kobieta o blond włosach, spiętych w kok.

-W czym mogę pomóc? -zapytała trochę zdziwiona widokiem nieznajomego, kobieta.

-Witam. Czy zastałem Astrid? -brunet uśmiechnął się, co najwyraźniej zrobiło miłe wrażenie na pani domu.

-Możesz chwileczkę zaczekać? -odpowiedziała kobieta, odwzajemniając uśmiech.

-Nie ma problemu.

Pani domu weszła w głąb swego małego królestwa. -Astrid! Jakiś bardzo przystojny młodzieniec do ciebie! -krzyczała tak, że chyba cała wyspa ją słyszała.

Astrid ogarnęła się trochę i zeszła na dół bez pośpiechu. Była już wystarczająco zła, a na domiar złego zobaczyła w drzwiach kogoś, kogo nie chciała widzieć.

-Muszę wyjść na targ, więc zostawię was samych. -powiedziała matka dziewczyny, po czym dodała jeszcze coś szeptem. -Nie wypuszczaj mi tej rybki z ramion! Drugiej takiej nie znajdziesz! -uśmiechnęła się i wreszcie wyszła.

Blondynka była zirytowana wizytą bruneta w jej domu i miała już wracać do swego pokoju, kiedy jeździec chwycił ją za rękę.

-Astrid zaczekaj! Ja wiem, że to co zrobiłem jest okropne, ale proszę daj mi się wytłumaczyć! -powiedział to patrząc na dziewczynę błagalnym spojrzeniem.

Astrid wyrwała swą dłoń z uścisku i spojrzała nie niego. -Mów co masz mówić, a potem znikaj raz na zawsze z mojego życia! -odpowiedziała Astrid z gorzkim tonem i miną seryjnego zabójcy.

-Uwierz mi chciałem wrócić, ale nie mogłem. Gdybyś była na moi miejscu to byś wiedziała! Jestem idiotą, wiem o tym. Za to możesz mnie pobić! -powiedział bardzo skruszony.

-Pobić?! -prychnęła blondynka. -Nie jesteś wart nawet tego! -krzyknęła wtykając w jego pierś palec wskazujący, tak, że chłopak zaczął cofać się do tyłu. -Myślisz, że jak się wytłumaczysz, to ci wybaczę? Mówię to znów. Jesteś w wielkim błędzie!

Przez chłopaka, który cofał się w tył, po chwili oboje znaleźli się w centrum głównego placu. Awantura była tak zacięta, że stali się obiektem zainteresowań ludzi, którzy chcieli wiedzieć co tu się wyprawia.

-Jeśli jesteś taki mądry i chcesz się tłumaczyć, to proszę. Cała wioska patrzy! Śmiało tajemniczy jeźdźcu, pokaż nam jaki jesteś dzielny! -wykrzykiwała z ironią w głosie blondynka.

-Czy ona powiedziała tajemniczy jeździec? -z tłumu wydostawały się różne szepty.

-Ja... no... ja... -wydukał tylko zakłopotany chłopak.

-Ach tak teraz nie chcesz mówić? To ja zacznę! -mówiła ze złością blondynka.

-Nie Astrid proszę! -wykrzyknął Czkawka, ale dziewczyna spojrzała na niego z pogardą.

-Drodzy mieszkańcy Berk! -zaczęła śmiało Astrid rozglądają się wokół siebie. -Ogłaszam wam, że Czkawka Haddock III, nigdy nie umarł. Przez te prawie pięć lat żyliśmy w kłamstwie! -w tym momencie weszła na podest, który stał blisko niej, a brunet obawiał się, jak to się potoczy.

-Ale jak to nie umarł!? -przez tłum przedarł się Stoick, którego przykuły słowa dziewczyny.

Astrid kontynuowała dalej. -Oto przed wami, tajemniczy jeździec, który jednocześnie jest też synem Stoicka Ważkiego! Patrzcie i podziwiajcie, jak wygląda uosobienie kłamstwa, łajdaka i perfidnego oszusta! -tak zakończyła swą przemowę, rzucając ostatnie wrogie spojrzenie na Czkawkę i odchodząc w głąb wyspy.

Wszystkie oczy wpatrywały się teraz w Czkawkę, który nie wiedział co robić, ale mimo wszystko, bardziej interesowało go, jak prosić Astrid o wybaczenie. Chłopak czuł, że może nie zostać miło przyjęty, nawet przez własnego ojca, bo przecież narobił wielkiego zamieszania w doskonałym życiu wikingów...


17. Niemały kłopot...[]

Czkawka w dalszym ciągu stał jak wbity do ziemi, a wikingowie przypatrywali mu się ze zdziwieniem i zaciekawieniem. Chłopak wolał się nie odzywać, by nie pogorszyć swej i tak już złej sytuacji. Stoick, patrzył prze chwilę na bruneta, ale w końcu nie wytrzymał.

-Czy ktoś wie co tu się dzieję? -wykrzyknął ze złością, rozglądając się dookoła.

Z tłumu nie wydostał się nawet jeden szept. Wódz znów popatrzył na chłopaka.

-A więc kim ty jesteś?!? O czym mówiła Astrid?!? -zapytał, tym razem kierując pytanie tylko do Czkawki.

-Yyy... no...

-Nie jąkaj się młodzieńcze tylko mów! Bądź mężczyzną!

-Bo... To jest bardzo długa historia....

Stoick patrzył z wrogością na jeźdźca, który miał teraz oddech kilku, ogromnych wikingów na swoim karku.

-To... Ja może już pójdę? -powiedział Czkawka, lekko cofając się do tyłu, jednak odbił się od wikingów, stojących za nim, wprost przed oblicze wodza Berk.

Wódz popatrzył na niego groźnym spojrzeniem, a ten uśmiechnął się delikatnie, mając nadzieję, że coś zdziała.

-Te oczy... -szepnął do siebie Stoick, po czym dodał władczym tonem. -Zabrać go do twierdzy!

Trzech ogromnych wikingów rzuciło się na Czkawkę, jednak ten zrobił unik i nie został obezwładniony. Prześlizgnął się między następną grupką mężczyzn, ale został uchwycony, przez kolejną dwójkę. Trzymali go teraz za ręce, wykręcone do tyłu. Ten podstawił jednemu nogę, jednak nie pomogło mu to w ucieczce. Po chwili do szarpiącego się jeźdźca podszedł Stoick.

-Jak śmiesz panoszyć się po mojej wyspie! Zabrać go do twierdzy.

W tym momencie, w środku zamieszania pojawił się smok jeźdźca, który celował właśnie w trzymających chłopaka wikingów. W towarzystwie wybuchła panika. Nikt nie wiedział co robić.

-Nie mordko! Uspokój się! Nic mi nie zrobią! Chodź tylko ze mną!

W tej chwili smok uspokoił się, ze względu na swego przyjaciela.

-Nic wam nie zrobi, pod warunkiem, że wy mi nic nie zrobicie. -powiedział brunet.

-Smoka zakuć, a ty idziesz z nami! -odparł groźnym tonem Stoick.

-Ja idę z wami, a smok wraz ze mną! Chyba, że chcecie inaczej rozmawiać!

Wódz, który nie miał wyjścia zgodził się na warunek bruneta. Gdy doszli już na miejsce, Stoick rozkazał pozostawić go samego z jeźdźcem.

-Jesteś bardzo pyskaty mój drogi! -mówił wódz patrząc na Czkawkę.

-W końcu po kimś to mam! -odpowiedział jeździec, rozsiadając się na krześle i wyciągając nogi na stół.

-Dobra synek, koniec przedstawienia! Co ty właściwie wyrabiasz?!

Czkawka od razu spuścił nogi na podłogę i o mało co nie spadł z krzesła.

-To ty wiesz?!? -pytał zszokowany brunet.

-No jasne, że wiem! Wszędzie poznam te zielone oczy!!!

-Tato, zanim zaczniesz udzielać mi reprymendy, proszę wysłuchaj mnie! -mówił skruszony.

-Słucham bardzo uważnie. Co masz mi do powiedzenia?

-No więc to bardzo długa historia...

-Mam czas. -wódz chciał dopowiedzieć coś jeszcze, kiedy do twierdzy weszła Astrid.

-Chciałeś mnie widzieć wodzu? -powiedziała, jak gdyby nigdy nic.

-Tak. Wejdź proszę dalej.

-Astrid? -powiedział zmiękczonym głosem Czkawka.

-O nie! Co ty tu robisz?! -odezwała się, kiedy zobaczyła znienawidzonego przez siebie człowieka.

-Spokojnie Astrid! Chcę żebyście sobie wszystko na spokojnie wyjaśnili. -odpowiedział Stoick.

-Nie mamy czego sobie wyjaśniać!

-Astrid zaczekaj! Muszę ci wszystko wyjaśnić! Nie mogę tak tego zostawić i żyć z tym, że mnie nienawidzisz.

-To ja zostawię was samych. -powiedział wódz, po czym wyszedł.

Dziewczyna uspokoiła się na chwilę. Miała zamiar wysłuchać co powie jej brunet, ale nie wiedziała czy wytrzyma napięcie.

-Czego chciałabyś dowiedzieć się najpierw? -zapytał chłopak.

-Co to za smok? -odpowiedziała oschle dziewczyna.

Czkawka podszedł do swojego smoka i zaczął ściągać mu coś z głowy.

-To Szczerbatek. Widzisz?

-Ale... Co ona ma na sobie?!?

-To zbroja. Chroni go przed ostrzałami łowców, a dzięki temu, że jest lekka i dobrze zbudowana nie krępuje mu ruchów.

Blondynka była zachwycona zbroją, którą stworzył chłopak. Uklękła obok Szczerbatka i zaczęła go głaskać. Ten najwyraźniej był z tego zadowolony, ponieważ zaczął mruczeć jak kot. Czkawka patrzył teraz na dziewczynę z uśmiechem, który zawsze robił na niej wrażenie, a ona wpatrywała się przez chwilę w jego cudowne, zielone oczy.

Nagle oderwała wzrok. -Przestań to robić! -powiedziała podnosząc się z pozycji klęczącej.

-Mam przestać robić co? -pytał chwytając ją za rękę.

-To! Przestań się tak uśmiechać!

-Dlaczego? -odpowiedział czule, przyciągając ją do siebie.

Stali teraz wpatrzeni w soje oczy. Czkawka nie mógł dalej stać bezczynnie.

-I co teraz moja blondi księżniczko? -zapytał i przyciągając do siebie... pocałował.

Astrid oderwała się po chwili od ust bruneta. I patrząc na niego z niejasną miną. uderzyła go w twarz, po czym wybiegła zatrzaskując za sobą drzwi. Czkawka stanął osłupiały, ale pobiegł za dziewczyną.

-Astrid! Krzyczał chłopak, mając nadzieję, że jeszcze ją złapie.


18. Nie zaczynaj![]

Blondynka wybiegła z twierdzy jak torpeda. Była wściekła na Czkawkę, który manipuluje jej uczuciami. Nie wiedziała jak ma się zachować, bo tam gdzieś głęboko czuła, że nie jest pewna tego co robi. Było jej bardzo trudno poradzić sobie z zaistniałą sytuacją.

Po chwili z budynku, wyleciał niczym nocna furia, jeździec. Wpadł jednak na Heather. Nie było mu to na rękę, a w dodatku zauważył, że nie miała ona zadowolonej miny, ponieważ widziała wcześniej wściekłą Astrid.

-Przepraszam… ja nie chciałem… bardzo się śpieszę… -wydukał chłopak, cały czas rozglądając się za niebieskooką blondynką.

-A gdzie się tak śpieszysz? Co? –zapytała ze złością.

-Muszę kogoś dogonić… -odpowiedział tylko i chciał iść za Astrid, jednak dziewczyna nie pozwoliła mu.

Płynnym ruchem chwyciła go za kołnierz i przyciągnęła z powrotem na miejsce.

-Gdzie się wybierasz Czkawko Haddocku? –rzuciła gniewnie.

-No super! Czy ojciec się już wszystkim wygadał? –powiedział sam do siebie. –Słuchaj nie mam czasu. Muszę znaleźć Astrid!

-O nie mój drogi! –„chwyciła go za fraki” ( :D ) i uderzyła nim o drzwi twierdzy, przykładając swój topór, do jego szyi. –Nigdzie nie idziesz. Już i tak za dużo narozrabiałeś! Nie zbliżaj się do niej albo będziesz mieć do czynienia ze mną. Jasne?!? –powiedziała, cały czas grożąc mu swoją bronią.

Chłopak przełknął ślinę, nie robiąc gwałtownych ruchów, bo trochę przeraziła go dziewczyna, wymachująca mu przed nosem, ogromnym ostrzem. –Tak… Jasne. –odpowiedział, jednak nie był pewien tego co mówi.

Dziewczyna odeszła od bruneta, dając mu do zrozumienia, że ma go na oku. Mimo gróźb, Czkawka nie chciał odpuścić. Przecież mógł stracić miłość swojego życia… Ruszył więc przed siebie, ale nie do końca wiedział gdzie iść, ponieważ zdążył już zapomnieć jak wygląda wyspa. Wraz z nim szedł Szczerbatek, który wzbudzał wielką sensację, zresztą brunet, nie mniejszą…

-Chodź mordko! Musimy znaleźć Astrid. –powiedział głaszcząc smoka po głowie.

Chłopak przechadzał się wraz ze smokiem po wiosce, o dziwo bez maski, której zwykle nie ściągał. Wszystkie oczy znów patrzyły tylko na nich, bo przecież jeszcze dwie godziny wcześniej, jeźdźca trzymało kilku wikingów, a Stoick miał się nim zająć. W tej krótkiej chwili, nawet jeźdźcy zwrócili uwagę na bruneta.

-Ej chwila! Czy to nie ten tajemniczy jeździec? –zapytał Mieczyk, wskazując postać, która plątała się właśnie po głównym rynku.

Wszyscy popatrzyli ze zdziwieniem na chłopaka.

-No ja to tam się nie znam, ale możliwe, że to on. –odezwała się Szpadka.

-A czy on czegoś nie przeskrobał? Przecież zabrali go do twierdzy. –dopytywał Śledzik.

-Podobno za bardzo się panoszy. Ja mu pokażę! Zobaczycie. –Sączysmark ruszył w stronę jeźdźca, zanim reszta zdążyła zareagować.

-Obstawiam, że nie przetrwa pół minuty, a ty? –zaczęła Szpadka z bardzo poważną i pewną siebie miną.

-Nie da rady nawet 10 sekund! –zaśmiał się Mieczyk. Poczym wyskoczył na jakiś stół. –Uwaga, uwaga! Przyjmujemy zakłady na wal… -nie dokończył, ponieważ Śledzik zatkał mu usta ręką.

-Wszyscy wiemy, że nie ma szans z tym jeźdźcem, ale zobaczmy co się stanie.

-Oj no weź! Mogliśmy na tym nieźle zarobić! –odezwała się z wyrzutem Szpadka.

W tym samym momencie, Smark podszedł do Czkawki.

-Ej ty! -odezwał się tak, jakby szukał kłopotów.

-Że niby ja? –zapytał zdziwiony jeździec, w tym samym czasie odwracając się.

-Tak ty! Podobno strasznie się tu panoszysz!

-Słuchaj, nie mam czasu na byle pogadanki. Szukam kogoś. –odpowiedział spokojnie, ale z irytacją w głosie.

-Co boisz się? Też bym się bał na twoim miejscu.

-A czego mam się bać? Może ciebie? –zapytał i parsknął śmiechem.

-Ogh… Działasz mi na nerwy koleś!

-A wiesz? Ty mi też zaczynasz! –zniżył teraz głowę i wetknął swój palec wskazujący w jego dość dużą klatę.

-Sam się oto prosiłeś!!! –krzyknął i chciał uderzyć jeźdźca, ale ten chwycił jego pięść i jednym płynnym ruchem położył go na ziemi.

-Coś jeszcze? Bo się śpieszę, więc może byś wstał? Co? –zapytał ze śmiechem w głosie.

-Uuu… mocne! Ciekawe co będzie dalej! –mówił w międzyczasie Mieczyk.

-No nie?! To lepsze niż dziko dół!

-Moja droga siostro, zgadzam się z tobą w zupełności!

-Cicho! Znowu się zaczyna!!! –uspokoił ich Śledzik.

-To co podniesiesz się czy przyznasz, że wygrałem? –pytał z uśmiechem brunet.

Sączysmark podniósł się powoli z ziemi, a w tym czasie do jeźdźców dołączyła Heathera oraz Astrid.

-Pożałujesz tego!

-Czyżby?

Smark znów próbował uderzyć jeźdźca w twarz, ale ten zrobił to pierwszy, przez co wiking znów wylądował na glebie, w dodatku ze złamanym nosem.

-Wiesz gdybyś chciał jeszcze raz oberwać, to będę niedaleko. –dodał chłopak i odsunął się do tyłu.

-Uwielbiam gościa! –powiedział Mieczyk, który jako jedyny teraz nie podszedł do Sączysmarka.

Mała walka przykuła uwagę mieszkańców. Zrobiło się zamieszanie, a Smark próbował odgrozić się chłopakowi, ale nie zdążył, ponieważ stracił przytomność.


19. Aby na pewno?[]

Zaistniałą sytuację, obserwowała prawie cała wioska. Jeźdźcy sprawdzali teraz czy Smarkowi nic nie jest, a Mieczyk dalej zachwycał się techniką bitewną jeźdźca. Brunet w tym czasie wycofał się trochę z uśmiechem na twarzy, jednak cały czas miał na oku cwaniaczka, który go zaczepiał.

-Czy ty do reszty powariowałeś? –krzyknęła Heathera do Czkawki. –Mogłeś go zabić!!!

-To tylko niegroźne złamanie, nie przesadzaj! –odezwał się i założył ręce.

-Niegroźne złamanie?!? On stracił przytomność!

Brunet nie odezwał się już. Nie chciał pogorszyć sytuacji, ponieważ znów patrzyła się na niego cała osada. Wolał nie ryzykować, by nie wpakować się w kolejne tarapaty. Mimo tego, że i tak miał już kłopoty, bardziej interesowała go inna rzecz. Astrid nawet nie spojrzała na niego, tylko próbowała ocudzić nieznośnego towarzysza broni. Można się domyślić, że zabolało go to, ale nie podszedł, bo wiedział jak może się to skończyć.

Szpadka podniosła się po chwili od w dalszym ciągu nieprzytomnego Sączysmarka i podeszła do brata. –Żyje… Miałam nadzieję, że już po nim… -powiedziała z rezygnacją w głosie.

-Szkoda… Ej siostra, a gdyby tak poprosić tego tam żeby jeszcze raz mu dołożył? –oboje zaczęli się szyderczo uśmiechać, ale ich planowanie przerwał Stoick wraz z Pyskaczem.

-Na wielkiego Thora! Co tu się znowu dzieje!?! Czy już nawet na chwilę nie można was zostawić samych? –zapytał widząc leżącego na ziemi Smarka otoczonego przez jeźdźców, a niedaleko nich swego syna.

-Widzi wódz… bo Smark oberwał i to dość konkretnie. –odpowiedział Śledzik delikatnie się jąkając.

-Ciekawe kto wreszcie postanowił mu przyłożyć … -westchnął. –No dobrze, a kogo to sprawka?

Wzrok Śledzika powędrował na Czkawkę, który stał sobie jak gdyby nigdy nic. Wszystko stało się jasne, ale wódz nigdy nie przypuściłby, że jego niegdyś chuderlawy syn, nieznośny Czkawka, który zawsze pakował się w kłopoty, jest wstanie tak przyłożyć Saczysmarkowi, a nawet jakiemukolwiek innemu wikingowi.

Brunet stanął na baczność, gdy tylko zobaczył, że ojciec mierzy go swym przerażającym spojrzeniem. To, że miał przy sobie Szczerbatka, teraz zupełnie mu nie pomagało.

Stoick podszedł do syna i nadal wpatrywał się w niego. –Co ty znowu wyprawiasz? To już druga awantura dzisiaj, z tobą w roli głównej. Co się tobą dzieje? –mówił, a chłopak nie odezwał się. Wódz obrócił głowę w stronę jeźdźców. –Zabrać go do Ghoti. Musi sprawdzić czy czasem nic mu się nie stało. Chociaż mi to tam niezbyt zależy… -ostatnie zdanie wypowiedział już sam do siebie. Śledzik wraz z Mieczykiem zabrali Smarka, a Stoick na oczach całej wioski chciał pouczyć tajemniczego jeźdźca, jednak zanim to zrobił Czkawka odezwał się.

-Oj, tato nie przesadzaj! Nic mu nie będzie. Przecież nie waliłem tak, żeby go zabić!!! –powiedział wzruszając ramionami.

Wódz wraz z Pyskaczem, znów popatrzyli na chłopaka. –Czy ja słyszałem „tato”? –zapytał gbur.

-W rzeczy samej… -odparł Stoick.

-Czyli ty jesteś… Czkawka!!! Czy to naprawdę ty??? –chwycił głowę bruneta pod pachę i zaczął jeszcze bardziej czochrać jego włosy.

-Tak to ja! Pyskacz puść mnie!!! No proszę! Puść! –chłopak próbował się wyrwać chwytając z całej siły ręce wikinga, jednak gbur miał mocny uścisk, który tylko on mógł poluzować. Dopiero po dłuższej chwili wypuścił jeźdźca.

Całemu zajściu przyglądali się z zaciekawieniem mieszkańcy Berk, którzy wzrokiem domagali się wyjaśnień. Nie była to dobra chwila, ale wódz postanowił uchylić rąbka tajemnicy.

-Słuchajcie, słuchajcie! Dziś będziemy świętować, bo mamy do tego powód. Wieczorem odbędzie się uczta na cześć tego młodzieńca. –mówił wskazując na syna. –Obecność obowiązkowa, ponieważ tej nocy wszystko się wyjaśni!

Czkawka zaczerwienił się. Ojciec nigdy nie cieszył się tak na jego widok. Był to pierwszy raz, kiedy to on mógł być doceniony. Rozmyślał tak, aż do momentu, gdy ludzie zaczęli się rozchodzić. Przypomniał sobie, po co tak naprawdę tu jest. Tym powodem była niebieskooka Astrid, która teraz wraz z Heather, patrzyła na niego wzrokiem, w którym widać było pogardę. Chłopak chciał podejść bliżej, ale gdy Heathera zauważyła jego ruch, od razu chwyciła za swój topór, przez co Czkawka wolał zrezygnować, by nie narażać życia. Stoick obserwował syna, ale nie odezwał się od razu. Zaczął mówić dopiero gdy wybadał sytuację.

-Coś mi się wydaję, że chyba ci synek nie poszło z tym przepraszaniem, co? –zapytał kładąc mu rękę na ramieniu. –A o co tak w ogóle poszło?

-Długa historia… To nie było takie proste. Schrzaniłem. Co ja w ogóle sobie myślałem?!? Przecież Astrid jest wyjątkowa, a ja zachowałem się jak dupek! –mówił ze skruchą i przejęciem.

-Nie mogę zaprzeczyć, ale może gdy pozna prawdę zrozumie… -w tym momencie przyjaciółki poszły w swoją stronę, a wódz poklepał jeźdźca po plecach i odszedł, zostawiając syna w zamyśleniu.

Chłopak stał tak chwilę, a w jego głowie sklejały się różne myśli. Cały świat bruneta stał teraz na głowie. A miał zamiar tylko przeprosić swą wybrankę… Ale jak zwykle, los pokierował go inaczej. Czkawka nie zamierzał się poddać, jednak wolał poczekać, aż Astrid będzie sama, ponieważ tam głęboko czuł, że Heathera przerażała go. Wiedział, że jeżeli już to będzie musiało nastąpić, woli zostać zamordowany przez jedną wojowniczkę. Z tych mrocznych myśli wyrwało go szturchnięcie w ramię.

-A więc, czy to ty jesteś tym tajemniczym jeźdźcem? –odezwała się postać.

-Tak, to ja we własnej osobie. –powiedział odwracając się i widząc przed sobą Śledzika.

-To niesamowite! Czy mógłbym zadać ci kilka pytań?

-Jasne… -odpowiadając zająknął się. –Chwila… Czy to… Tak!!! Śledzik to ty! –wykrzyczał z radości brunet.

-Yyy… A skąd znasz moje imię? –pytał zdziwiony chłopak, który nie wiedział co właśnie się stało.

-No jak to skąd! Śledzik to ja! Czkawka! –mówił, a na jego twarzy malował się coraz większy uśmiech.

-Nie… No nie wierze! Ale jak?!? –pytał z niedowierzeniem Śledzik.

-Wyjaśnię ci wszystko przy jakieś innej okazji. –teraz obydwoje cieszyli się jak dzieci. Przecież nie widzieli się prawie pięć lat!

-Nieźle przyfasoliłeś dziś Sączysmarkowi! To do ciebie takie niepodobne.

-To był Smark?!? Naprawdę? Zawsze chciałem mu to zrobić!!! –śmiali się i rozmawiali aż do wieczora, kiedy przyszedł czas na wcześniej zapowiedzianą ucztę.

Czkawka przygotowany szedł teraz wraz ze Szczerbatkiem do twierdzy. Chłopak starał się ukryć, że jest zdenerwowany, ale nie wychodziło mu to zbyt dobrze. Cały się pocił, a jego dłonie drżały. Smok pocieszał przyjaciela, ale gdy już ów wcześniej wspomniany uspokoił się, na horyzoncie pojawiła się cudowna, blond włosa Astrid. Jej złoty warkocz porywany delikatnie przez wiatr, układał się w taki sposób, że trudno było to opisać. Grzywka rozwiewana była na wszystkie możliwe strony przez co, można było dostrzec niebieskie perły zamiast oczu. Wyglądała obłędnie. Zresztą, dla młodego jeźdźca zakochanego po uszy, zawsze wyglądała olśniewająco.

Teraz Czkawka miał szanse. Był sam na sam z dziewczyną, ponieważ wszyscy byli już w twierdzy. Chłopak podszedł do dziewczyny nieśmiałym krokiem, zanim zdążyła chwycić za ogromne drzwi schronu.

-Astrid… Możemy porozmawiać? –wydukał patrząc jej w oczy.

-Nie mamy o czym rozmawiać. Mówiłam ci już. –odpowiedziała tylko oschle.

-Proszę wysłuchaj mnie. –dziewczyna popatrzyła wzrokiem, mówiącym „streszczaj się”. –Tak, wiem jestem totalnym idiotom. Przegiąłem z tym pocałunkiem, ale… ja po prostu… kocham cię Astrid. Nie mogę bez ciebie żyć. Nie chcę żyć z myślą, że nie mam nawet cienia szansy żeby cie odzyskać. Czy zgodzisz się mi wybaczyć? –teraz spojrzał tylko na blondynkę, błagalnym spojrzeniem, które oczekiwało odpowiedzi.

Po chwili ciszy, Astrid znów popatrzyła w oczy chłopaka. –Ja… Nie wiem Czkawka… Okłamałeś mnie. Gdybyś naprawdę mnie kochał wróciłbyś, a nie ukrywał prze tyle lat i gdybym cię nie znalazła nigdy byś nie wrócił.

-Ale gdybyś wiedziała co tam się wydarzyło, zrozumiałabyś dlaczego nie wróciłem! –odpowiedział chwytając ją za dłoń.


-A więc, proszę oświeć mnie! Powiedz, dlaczego mnie zostawiłeś! –powiedziała już ze złością i głosem łamiącym się od płaczu, przez co ledwo mówiła.


-Ja… Nie mogę… -chłopak spuścił głowę.


-No właśnie, wiedziałam. Ty cały jesteś jednym wielkim kłamstwem! Nie zbliżaj się do mnie i zostaw w spokoju, przynajmniej do czasu, aż postanowisz mi wszystko opowiedzieć! – rzuciła ze złością, zabierając rękę i wchodząc do twierdzy.

Czkawka bardzo zawiedziony, ale nie zdziwiony tym, że dostał kosza od Astrid postanowił wejść do twierdzy i przyznać się do tego, kim tak naprawdę jest. Był to trudny wybór, bo mógł odpuścić i znów poszybować w daleki strony Archipelagu, ale nie mógł zostawić znów rodzinnej wyspy, ojca, a co najważniejsze jeźdźców i Astrid.

Jeźdźcy naturalnie zasiedli obok siebie, wyczekiwali przyjścia bruneta, ale tylko Śledzik podekscytowany był jego obecnością. Tylko on z trójki jeźdźców, którzy wiedzieli, że jeździec to Czkawka, cieszył się z jego przybycia. Przywódczyni jeźdźców, czekała tylko na dogodny moment, by wreszcie opuścić towarzystwo. Heathera obserwowała przyjaciółkę i wspierała ją, nawet teraz, gdy zaczęła przekonywać się do Czkawki, który usilnie stara się odzyskać blondynkę.

Czkawka podążał teraz dumnie wraz ze Szczerbatkiem, do głównego miejsca na sali, czyli do miejsca, gdzie zasiadał jego ojciec. Sączysmark przyglądał się chłopakowi, ze wzrokiem pragnącym zemsty, bo przecież, to przez niego miał złamany nos. Cała wioska zebrana teraz w jednym miejscu, znów przyglądała się Czkawce, który czuł się z tym dość nieswojo. Wszyscy zadawali sobie pytanie, kim jest jeździec, który pojawia się nagle, robi awantury, a potem na jego cześć jest wyprawiana uczta. Nikt nie wiedział co tak naprawdę dzieje się w tym dniu na Berk.

Stoick postanowił uspokoić towarzystwo, które już bardzo zniecierpliwione, zaczęło zarzucać go górą pytań. –Uwaga! Proszę o ciszę! –krzyknął, ale to niczym nie poskutkowało.

-Szczerbek, plazma, już! –Czkawka postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, a smok oczywiście go posłuchał i wycelował tak by niczego nie zniszczyć.

Gdy ludzie, już się uspokoili, bo byli zbyt wystraszeni po strzale nocnej furii, Stoick podziękował synowi, poczym znów zwrócił się do mieszkańców.

-Jak już mówiłem… -zaczął groźnie, ale ściszył głos. –Dziś wszystko się wyjaśni. Jak wiecie, prawie pięć lat temu, rzekomo zginął mój jedyny syn Czkawka. -Teraz mieszkańcy, jeszcze bardziej się zdziwili, bo po co wódz porusza ten temat? –I dziś, po tylu latach, mam dla was radosną nowinę! Oto przedstawiam wam tajemniczego jeźdźca i jednocześnie mojego pierworodnego syna, Czkawkę Haddocka I, który nie zginął! Przed wami stoi teraz wasz wybawca i wielka chluba Berk, który dosiada Nocenej Furii!!!

Chłopak podszedł bliżej ojca, ponieważ został przywołany, a w sali zapanował wielki chaos. Wszyscy domagali się wyjaśnień, bo jaki normalny wiking (nie mówię, że wikingowie na pewno byli normalni) od tak miałby uwierzyć, że brunet pojawiający się znikąd, nagle okazuje się być dawnym wybawcą Berk?

Nie jestem pewna tego rozdziału, dlatego proszę o każdą możliwą opinię! :)


20. Zacząć odnowa...[]

Wszyscy nadal stali w osłupieniu. Czy to możliwe? Czy naprawdę Czkawka Haddock nie zginął? To było po prostu nieprawdopodobne.

-Cisza!!! –wykrzyczał Stoick, chcąc uspokoić towarzystwo. Udało mu się dopiero po dłuższej chwili.

-Skąd mamy wiedzieć, że to naprawdę on? –zapytał wścibski Sączyślin.

-Wystarczy, że ja wiem. Kto inny potrafił oswoić nocną furię? Jeśli będzie chciał to sam wam się wytłumaczy! –odpowiedział swym, władczym tonem, poczym ojciec Smarka zgaszony i niezadowolony usiadł z powrotem na swym miejscu.

Reszta wioski przyglądała się teraz Czkawce, który nie do końca wiedział co ma robić. Każdym słowem, a nawet ruchem mógł sobie zaszkodzić. Podczas, gdy brunet wpatrywał się w tłum, po dłuższej chwili ktoś wydobył z siebie krótkie zdanie.

-To na pewno jest on! –następni zaczęli przytakiwać, aż w końcu nawet niedowiarki uwierzyły i zaczęły się wiwaty na cześć chluby Berk.

Czkawka czuł w sercu coś, czego jeszcze nigdy nie czuł. Chyba pierwszy raz naprawdę ktoś cieszył się na jego widok. Z radości nie był wstanie wykrztusić z siebie słowa, a nawet gdyby chciał coś powiedzieć, nikt nie usłyszałby go przez szalejący ze szczęścia tłum. To był niezapomniany wieczór dla młodego jeźdźca i jego wierzchowca, a także całej ludności Berk, bo oto dziś, Czkawka Haddock, „powstał z martwych” i zasiadał obok swego ojca, jako honorowy członek klanu Wandali.

Cała wioska radowała się z powrotu bruneta. Był tylko jeden, a raczej dwa małe wyjątki, które nie chciały mieć z chłopakiem nic wspólnego. Chyba każdy domyśli się, że chodzi o Astrid, mającą chęć poćwiartowania Czkawki oraz Heathere, która już z nieco mniejszą wrogością podchodziła do jeźdźca, ale mimo to wspierała swoją przyjaciółkę.

Blondynka siedziała teraz z grymasem na twarzy i czekała na odpowiedni moment by wyjść z twierdzy niezauważona. Nie chciała by Stoick ją zauważył, bo jeszcze zarzuciłby ją masą niepotrzebnych pytań. Czekała dość długo i nie mogła patrzeć już na to, w jaki sposób wszyscy zachwycają się Czkawką. Nikt nie pojął tego, że przecież „bohater” wszystkich oszukał. Jej emocje sięgały zenitu i pewnie niedługo by wybuchła, ale nadarzyła się okazja, by wyjść z twierdzy. Od razu popędziła cicho i wyszła nic nikomu nie mówiąc. Jednak nawet to nie umknęło czujnym oczom Czkawki, który od razu pobiegł za dziewczyną.

Szedł już w stronę wyjścia, ale jak zwykle ktoś musiał mu przeszkodzić. Tym kimś był nie kto inny jak nasz, kochany Sączysmark. Nagle pojawił się przed jeźdźcem, który zaskoczony, nie wydobył z siebie nawet jednego słowa.

-To nie możesz być ty! –zaczął Smark.

-Kim nie mogę być ja?! –zapytał tylko ze zdziwieniem brunet.

-Nie możesz być Czkawką! Tym małym kurduplem, któremu można było przywalić. Jesteś za silny!

-A widzisz… Jednak nim jestem. –odpowiedział pewny siebie, podnosząc głowę i zerkając Jorgensona.

-Agh… Nigdzie nie pójdziesz dopóki nie wytłumaczysz co zrobiłeś, że wyglądasz tak, a nie jak ostatnia ciamajda. –powiedział pokazując palcem na dobrze zbudowanego, chudego, a jednocześnie silnego chłopaka.

-Słuchaj Smark! Musze wyjść z twierdzy, więc radzę ci, odsuń się, chyba że znów chcesz oberwać! –ostrzegł władczym tonem, przez co jeździec wolał się odsunąć.

-Dobra idź… -mówił z lekkim przerażeniem w głosie, odsuwając się. –Ale nie myśl, że puszczam cię, bo się wystraszyłem! –krzyknął, gdy Czkawka był już obok ogromnych drzwi.

-Taa… jasne! –odkrzyknął ironicznie, poczym zniknął zamykając drzwi.

Chłopak wybiegł z twierdzy i wzrokiem szukał Astrid. To nie poskutkowało, więc postanowił, że przejdzie się po wiosce. Miał nadzieję, że jednak ją znajdzie. Miał już plan ułożone w głowie. Chciał jej wszystko powiedzieć, bo miał nadzieję, że dziewczyna zgodzi się mu wybaczyć. Jego starania poszły jednak na marne. Zrezygnowany jeździec wrócił na ucztę, gdzie właśnie szukał go ojciec.

-Czkawka! Gdzie byłeś? Wszędzie cię szukałem.

-Byłem się przewietrzyć. –rzucił bez namysłu, ale wodzowi takie wytłumaczenie wystarczyło.

-Wiadomo. Każdy musi czasem ochłonąć! –powiedział uśmiechając się. –A czy zechciałbyś opowiedzieć nam co działo się z tobą po pokonaniu czerwonej śmierci?

-Wiesz tato… może innym razem. Jestem trochę zmęczony ostatnimi wydarzeniami. Chyba pójdę się już położyć. Czy mój pokój jeszcze istnieje? –zadał pytanie uśmiechając się.

Wódz odwzajemnił uśmiech, skinął tylko spokojnie głową na tak i poszedł bawić się dalej. Czkawka postanowił udać się do swojego domu. Miał nadzieję, że trafi tam bez większego problemu, ponieważ powoli, przypominały mu się kolejne fragmenty osady. Zawołał więc Szczerbatka i znów wyszedł z twierdzy.

Kiedy przechodzili przez środek wioski, a na rozgwieżdżonym niebie, w pięknym świetle księżyca, chłopak dostrzegł ciemny zarys smoka z jeźdźcem na grzbiecie, przelatujący właśnie nad ich głowami.

-I jak ja mam ją odzyskać? –zapytał zrezygnowany Szczerbatka.

Ten szturchnął go na pocieszenie pyskiem i już teraz z trochę lepszym humorem poszli dalej przed siebie.

Czkawka dotarł wreszcie do swojego pokoju. (Przynajmniej miał nadzieję, że nie trafił źle.) Ku jego zdziwieniu, było tam tak czystko, jakby codziennie ktoś sprzątał. Wszystkie jego projekty leżały ułożone na biurku, a przytulne łóżko stało całym czas w tym samym miejscu. Chłopak natychmiast położył się, a obok niego na ziemi, wyłożył się Szczerbatek.

-Dobranoc! –powiedział tylko, a smok mu odcharkał, poczym od razu zasnęli.

Następnego dnia rano, jeździec zszedł na dół bardzo zaspany. Prawie nie widział na oczy, przez co potknął się na ostatnim stopniu i wylądował pod nogami ojca.

-Dzień dobry! Siadaj do stołu, a nie rozbijaj się od rana.

Chłopak lekko się uśmiechnął i podniósł z ziemi obolały, ale jednak już rozbudzony. Zasiadł do stołu, gdzie położony był standardowy posiłek wikinga.

-Gigantyczna noga kurczaka. No bo gdzieżby inaczej? –westchnął sam do siebie brunet, ponieważ nie był on wielkim fanem tego przysmaku, który już dawno mu się przejadł.

-Wcinaj młody! Dzisiaj pokażę ci jak zmieniła się wyspa pod twoją nieobecność.

-Aż nie mogę się doczekać… -mruknął ironicznie zrezygnowanym tonem, a Stoick od razu wiedział co mu leży na żołądku.

-Kłopoty sercowe zostaw na później, albo idź z tym do Pyskacza, bo ja ci nie pomogę! –mówił z powagą z głosie, ale na jego twarzy malował się delikatny uśmiech, ponieważ jeszcze nie widział, żeby ktoś w tak zabawny sposób jak Czkawka teraz, jadł zwykłą nogę kurczaka… -Ruszaj się. Za dwie godziny widzimy się na placu głównym. Tylko tym razem nikogo nie pobij! –dodał wychodząc.

-Ale to Smark zaczął ostatnim razem… -zdążył tylko dopowiedzieć, kończąc swoje śniadanie, gdy wódz już wychodził. –Tak, mnie to już nikt nie słucha… -mruknął do Szczerbatka, który akurat nie słuchał go, bo był zajęty wyjadaniem ryb z ogromnego kosza wiklinowego.

Chłopak popatrzył na smoczysko i zrezygnowanie machnął ręką. Skończył już śniadanie, więc chciał udać się na zwiedzanie wyspy. Miał dużo czasu, a nic do roboty. W miejscu, gdzie nie było go prawie pięć lat, ciężko było znaleźć sobie jakieś zajęcie. Mimo to postanowił wyjść gdzieś, ponieważ sam na sam w domu w końcu by zwariował. Ogarnął się trochę i rzucił spojrzenie na Szczerabtka, który oblizywał się po porannej uczcie.

-Chodź mały, idziemy rozglądnąć się tu i tam… -powiedział z uśmiechem.

Szczerbek gruchnął tylko przytakująco i teraz razem wyszli z rodzinnego domu Haddocków. Brunet stanął w progu i wziął głęboki wdech, porannego powietrza.

-No dobra. Raz, kozie śmierć… -powiedział do siebie, nie wiedząc co może na niego czekać wśród, czasem okrutnego klanu Wandali. Nie był przecież pewien czy na pewno nikt, nic do niego nie ma.

Podążał przez wioskę wraz ze smokiem. Cały czas lekko się uśmiechał, delikatnie podnosił rękę, lub po prostu witał się, jak na wikinga przystało. Każdy z radością mijał Czkawkę i nocną furię. Chłopak był zdziwiony miłym przyjęciem i tym, że nikt nic do niego nie miał. Zaskoczyło go też, że nigdzie nie było widać jeźdźców. Co takiego się stało, że nie ma żadnego z jego przyjaciół? Brunet postanowił udać się do jedynego miejsca, które przychodziło mu na myśl, gdy pomyślał o paczce znajomych.

Po chwili dotarł na dawną Arenę, a dzisiaj (jak się dowiedział z oznaczenia nad wejściem) Smoczą Akademię. Usiadł niezauważony na trybunach i oglądał widowisko, które się tam odbywało. Mianowicie Astrid dawał konkretny wycisk na porannym treningu, Smarkowi, Śledzikowi, Mieczykowi, Szpadce oraz Heatherze. To co widział przechodziło ludzkie pojęcie. Po wszystkich spływał pot od ćwiczeń fizycznych. Tylko Astrid nie wydawała się zmęczona, a nawet można powiedzieć, że rozpierała ją energia. Czkawka oglądał trening, głaszcząc Szczerbatka po głowie, kiedy usiadł obok niego ojciec.

-Skoro wróciłeś… może chciałbyś znów przejąć obowiązki przywódcy jeźdźców?

-No wiesz… Domyślam się, że to Astrid jest teraz przywódczynią?

-Dokładnie.

-Więc może nie będę się wtrącać. Świetnie sobie radzi, a ja nie chciałbym, żeby jeszcze bardziej mnie znienawidziła. –odpowiedział cały czas wpatrując się w trening jeźdźców.

-Wierz mi lub nie, ale ona nigdy nie chciała zająć twojego miejsca…

-Jak to nie chciała? –zapytał zdziwiony, ale wódz znów zostawił go sam na sam, z chmarą myśli.


21. Kim jestem?[]

Czkawka zastanawiał się nad słowami ojca. Bo przecież jak to nie chciała zostać szefową jeźdźców? Nie chciała być ważna? Przecież zawsze miała na celu zapewnienie spokoju wyspie, a tylko ona mu dorównywała w ujeżdżaniu smoków. Zadawał sobie kolejne pytania, na które nie znał odpowiedzi. Głębokie zamyślenie przerwał dopiero ogromny, ośliniony język Szczerbatka na jego twarzy.

-Sczerbek!!! Przecież wiesz, że to się nie spiera! –wykrzyknął, kładąc się na pozostałych miejscach trybun, gdy smok nie miał zamiaru odpuścić.

Brunet zaczął się teraz śmiać i przeszła mu cała złość. Smoczysko nadal lizało przyjaciela po twarzy, a ten wydawał z siebie coraz głośniejsze odgłosy radości. W końcu nawet jeźdźcy zwrócili uwagę na Czkawkę, zwijającego się ze śmiechu.

-Patrzcie, patrzcie kto nas odwiedził. –powiedziała z wyraźnym niezadowoleniem Astrid.

-Nie przesadzaj! Przecież on nie jest taki zły. –Haethera szturchnęła przyjaciółkę w ramię i podeszła do reszty przyjaciół, którzy właśnie zajęci byli obserwowaniem bruneta „walczącego” z Nocną Furią.

Co takiego wydarzyło się, że dziewczyna nie chciała udusić jeźdźca? Nie wiadomo. Jednak można przypuszczać, że widziała, jak Czkawka stara się by odzyskać Astrid, co zrobiło na niej dobre wrażenie. A przecież szczęście najlepszej przyjaciółki było dla niej bardzo ważne!

-Szczerabtek dość! –powiedział stanowczym tonem, ponieważ zauważył jeźdźców wpatrujących się w niego.

Smok grzecznie posłuchał pana i oddalił się trochę. W tym momencie Czkawka wreszcie „podniósł zwłoki” i zszedł z trybun, kierując się w stronę wejścia do Smoczej Akademii. Gdy wszedł za mury areny dało się słyszeć chichoty, jak i głośne śmiechy.

-Co was tak bawi? –zapytał stanowczo.

-Ty! –wszyscy chóralnie odpowiedzieli, wskazując na chłopaka, który dosłownie obciekał śliną.

-Skoro tak wam do śmiechu –zaczął bardzo stanowczo i dość groźnie. –to na glebę i 20 pompek! –krzyknął, a jeźdźców zatkało.

-Nie możesz nam rozkazywać! Nie jesteś naszym szefem. –powiedział Sączysmark bardzo niezbyt pewnie, przy tym zakładając ręce.

-Niestety się mylisz. –odpowiedział z uśmiechem, a na twarzy Smarka pojawił się niepokój. –Od dziś znów jestem waszym przywódcą, co daje wam powód do niepokoju! Nie myślcie sobie, że treningi będą mniej wyczerpujące niż u Astrid! Także na ziemię, już!

Ciężko stwierdzić czy blondynka była zadowolona, czy też wściekła na bruneta, który właśnie bez słowa wyjaśnienia oddalił ją ze stanowiska. Teraz wszyscy zdezorientowani i lekko przerażeni, postanowili wykonać polecenie, by niepotrzebnie się nie narażać. Astrid i Heathera radziły sobie bardzo dobrze. O dziwo Szpadka dotrzymywała im tępa. Gdy dziewczyny już skończyły, po niedługiej chwili, Sączysmark po zakończonym ćwiczeniu padł na ziemię, a zaraz za nim Mieczyk i Śledzik.

-Bardzo dobrze dziewczyny, widzimy się tu jutro, o tej samej porze! –uśmiechnął się i w tym momencie nawet Astrid to odwzajemniła, co Czkawka przyjął z radością i miał powód do dumy, bo przecież udało mu się ją trochę do siebie przekonać.

Pozostali podnieśli się z betonu i również chcieli wyjść, ale brunet zareagował, zastawiając im drogę. Nie mógł przecież pozwolić na to, żeby go nie docenili.

-Hola, hola! A wy gdzie?!? Za tą nieudolność dodatkowe 20 pompek! –mężczyźni zmierzyli go wzrokiem mówiącym „chyba sobie żartujesz”. - No co tak na mnie patrzycie? Ruszać się! –krzyknął, a trójka wikingów z zrezygnowaniem wykonała polecenie. Jeździec również padł na ziemię i bez większego zmęczenia sam zaczął ćwiczyć.

Jeźdźcy nie mogli uwierzyć. Jak to możliwe, że Czkawka skończył 20 pompek trzy razy szybciej niż Sączysmark i do tego w ogóle nie był zmęczony. Czkawka podniósł się i otrzepał ręce. Obejrzał się dookoła siebie i zauważył oczy które wpatrywały się w niego z ogromnym zaciekawieniem.

-Coś się stało? –zapytał z lekką niepewnością.

Nikt nic nie odpowiedział. Śledzik, Mieczyk i Smark cali obolali, zrezygnowanie obrzucili go spojrzeniem, a w ich oczach było widać delikatne łzy wycieńczenia. Astrid zmierzyła jeźdźca, jedynie wzrokiem, z którego ciężko było wyczytać, co tak naprawdę myśli. Najwyraźniej uznała wyczyn Czkawki jako popis, którym chciał się przypodobać reszcie jeźdźców. Teraz, gdy wszyscy byli zachwyceni formą chłopaka, blondynka opuściła arenę z wyraźną złością. Czkawka nie był pewien co się stało. Czy to on zawinił? Możliwe. Dlatego postanowił opuścić przyjaciół.

-Widzimy się tu jutro o tej samej porze! –krzyknął wylatując na Szczerbatku z akademii.

Dziewczyna podążała przed siebie, nie zwracając uwagi na otoczenie. Buzowała w niej złość. Czkawka, którego znała nigdy nie popisywał się, nawet jeśli coś wychodziło mu dobrze. (Chociaż ciężko znaleźć taką rzecz.) Blondynka zamyśliła się tak, że nie słyszała wołań chłopaka.

-Astrid! Ej, Astrid! –wołał lecąc za dziewczyną. Brunet zeskoczył w końcu ze Szczerbatka i podbiegając do blondynki, chwycił ją za rękę.

-Astrid, zaczekaj. Proszę. Chciałbym z tobą porozmawiać.

Wojowniczka wyrwała swą dłoń z lekkiego uścisku i poszła przed siebie. Czkawka, który nie zamierzał odpuścić, wszedł przed dziewczynę i idąc tyłem kontynuował „rozmowę”

-Czemu nawet się nie odezwiesz? –dziewczyna nic nie powiedziała. –Okey. Astrid, dlaczego wyszłaś ze szkolenia nic nie mówiąc? –dopytywał, cały czas podążając ryzykownym krokiem, nie oglądając się za siebie.

-To nie jest ważne. –odpowiedziała wreszcie, nie patrząc na Czkawkę.

-Owszem, dla mnie to bardzo ważne! –wreszcie stanął, zatrzymując przy tym Astrid.

Blondynka przewróciła oczami i po chwili zamyślenia postanowiła mówić.

-Dlaczego to zrobiłeś?

-Zrobiłem co? –zapytał zdziwiony.

-Dlaczego zacząłeś się popisywać? Czkawka, którego znam nigdy nie chciał być w środku uwagi!

-Astrid… -chłopak nie wzruszony tym co właśnie powiedziała, mówił dalej. –A zabójcza (dosłownie) blondynka, którą ja znam nigdy by nie przejmowała się taką drobnostką. O co tak naprawdę chodzi? –powiedział z czułością i przejeciem w głosie.

Niebieskooka blondynka po chwili zamyślenia odezwała się. –Jaa… Czemu mam ci się tłumaczyć? I czemu ja właściwie z tobą rozmawiam? Przecież nadal jestem na ciebie wściekła! –krzyknęła mu w twarz, po czym znów zaczęła iść przed siebie.

-Co ja takiego zrobiłem?!? –zawołał do niej wymachując rękami do góry.

Jeździec zrezygnowanie pokręcił głową i gdy nie uzyskał żadnej odpowiedzi zrobił krok w tył co źle się dla niego skończyło. Potknął się i wpadł do poidła dla smoków, wypełnionego akurat po brzegi. Czy mogło być coś bardziej upokarzającego? Ciężko stwierdzić. Brunet wreszcie wydostał się z wodopoju i dość zły podszedł do Szczerbatka.

-Czy ja zawszę muszę mieć takiego pecha? –zapytał, a smok odgruchał mu, tak jakby wyśmiewał się z niego. –I ty przeciwko mnie? –na jego twarzy pojawił się uśmiech i mając nadzieję, że uda mu się prześlizgnąć niezauważonym do swojego domu, ruszył przed siebie.

Gdy Czkawka przebierał się w czyste i suche ubranie, reszta jeźdźców odbywała patrol według starego porządku. Tym razem przypadło na Sączysmarka i Śledzika. Czy jest to dobry duet? Raczej ciężko odpowiedzieć „tak”. Astrid też tak sądziła i dlatego to Heathera miała patrolować wyspę ze Smarkiem, ale skoro ona tym razem nie dała rady, ktoś musiał ją zastąpić.

Patrol nie różnił się niczym od pozostałych. Nie licząc kilku sprzeczek, między mężczyznami. Jeźdźcy mieli już wracać, gdy na horyzoncie pojawił się biały statek. Śledzik i Sączysmark postanowili dać znać Czkawce, który miał zadecydować co zrobić z tym fantem.

Chłopak wychodził właśnie z chaty i chciał wsiąść na Szczerbatka, gdy dopadło go dwóch młodych wikingów.

-Czkawka! Jak dobrze, że jesteś. –powiedział Śledzik, nawet nie lądując na ziemi.

-Coś się stało?

-Do wyspy zbliża się śnieżnobiały statek. Może byś się ruszył kuternogo! –powiedział złośliwie Smark.

Czkawka zmarszczył jedną brew. –Spokojnie. Może to nic poważnego. Ale zawsze warto to sprawdzić.

Jeźdźcy wzbili się w powietrze. Osiedli dopiero na brzegu wyspy, tuż nad portem. Brunet przyglądał się statkowi z zaciekawieniem. Nigdy wcześniej takiego nie widział. Ku jego zdziwieniu, okręt zacumował przy wybrzeżu Berk.

-Co tam oglądacie? –zapytała Heathera, dołączając do chłopaków wraz z Astrid i bliźniakami.

-Przypłynął jakiś dziwny, biały statek. –odpowiedział Smark.

-Chwila… Biały statek??? To… Tero!!! –Astrid powiedziała tylko i ruszyła na Wichurze w stronę okrętu, niczym torpeda.

-Jaki Tero??? –zapytał z widoczną zazdrością Czkawka.

-To przyjaciel Astrid. Poznali się jakiś czas temu. Mieli trudne początki, ale teraz naprawdę dobrze się rozumieją. –wyjaśniła Heathera.

-Ach tak… „Przyjaciele” co? Już to widzę! –powiedział lekko zły brunet, kiedy już całkiem zawładnęła nim zazdrość, podczas gdy obserwował Astrid.

Dziewczyna rzuciła się na szyję Tero, co było tylko gestem przywitania.

-Tero! Miło cię widzieć! –powiedziała z radością.

-Ciebie też! Co u ciebie? –zapytał, gdy blondynka zdjęła już ręce z jego szyi.

-Nic ciekawego. Lepiej mów co cie tu sprowadza!

Astrid dosłownie tryskała szczęściem, widząc przyjaciela. Zapraszała go właśnie na wyspę, kiedy na powitanie wyszli im wszyscy jeźdźcy, oprócz Czkawki, który czuł jakby wbił mu ktoś nóż prostu w serce. Postanowił obejrzeć sytuację z góry, jednak gdy wszyscy szli w jego stronę, szybko odleciał. Nie wiedział czemu tak się zachowuje. Chyba po prostu był zazdrosny o Astrid. Przecież cały czas ją kochał i był wstanie zrobić dosłownie wszystko, byle ją odzyskać.

Astrid była zadowolona z odwiedzin Tero, z którym właśnie spacerowała po wyspie.

-To… powiesz mi co cie tu sprowadza? –zapytała blondynka.

-Wiesz, chciałem ci powiedzieć, że udało mi się i ojciec pozwolił mi zostać wodzem bez ślubu. Więc z tej okazji miałem zamiar zaprosić Stoicka, ciebie oraz jeźdźców na uroczyste przekazanie władzy. Zgodzisz się zostać moim honorowym gościem?

-Wiesz… Nie jestem pewna czy zasługuje na taki zaszczyt… -dziewczyna zaczerwieniła się odrobinę.

-Jasne, że zasługujesz! Ale jeśli nie masz na to ochoty, to po prostu tylko przyjdź! Proszę! –mówił i patrzył na dziewczynę błagalnym wzrokiem z dodatkiem uśmiechu, co zauważył Czkawka.

-Astrid możemy porozmawiać? –podszedł do dziewczyny i zapytał, byle przerwać im rozmowę.

-Nie mamy o czym rozmawiać. –odpowiedziała oschle, a wszystkiemu przyglądał się Tero.

-Proszę, to bardzo ważne!

-Nie słyszałeś? Powiedziała, że nie ma na to ochoty! –wtrącił blondyn, tonem po usłyszeniu którego większość wikingów odpuściłaby, ale Czkawka nigdy nie był zwykłym wikingiem.

-To nie twoja sprawa, więc się nie wtrącaj! –odpowiedział stanowczo i dość groźnie brunet.

-Ej! Uspokójcie się! –Astrid chciała załagodzić sytuację, ale żaden z mężczyzn jej nie słuchał.

-A kim ty niby jesteś żeby mi rozkazywać? Co? –Tero znów zaczął bardzo pewnie siebie, co zdenerwowało Czkawkę. Jeździec nie lubił przecież takich cwaniaków.

-Kim ja jestem? –zapytał zdenerwowany, gdy emocje wzięły górę, a jego skromność poszła na ostatni plan. –Kim ja jestem, pytasz? A więc… Jestem synem Stoicka Ważkiego, przyszłym wodzem Berk, wybawcą tej wyspy, pierwszym wikingiem, który zaczął tresować smoki i jedynym, który dosiada Nocnej Furii!!! –wykrzyczał mu w twarz, bardzo pewny siebie. –A ty kim jesteś żeby panoszyć się po mojej wyspie? –Czkawka pełen złości miał ochotę rzucić się na mężczyznę, gdy ten szykował się do odpowiedzi.

-Jestem tym kim jestem! A ty przegiąłeś i źle się do dla ciebie skończy!

-Niby czemu? –Czkawka założył ręce i uśmiechnął się lekko, co spowodowało większą złość Tero.

Mężczyzna chciał uderzyć bruneta, ale ten na czas się odsunął.

-Tylko na tyle cię stać?

Tero znów zaatakował jeźdźca, jednak ten odpowiednim ruchem uderzył nim o ziemię, łapiąc jego pięść. Następnego ataku, Czkawka już nie uniknął i dostał prosto w brzuch. Między mężczyznami wywiązała się szarpanina, z której żaden nie mógł wyjść cało, ponieważ ich siły były bardzo zrównane.


22. Walcz na poważnie![]

Obiecałam, że wstawię przed weekendem, więc proszę! :) Trochę przykrótkawy, ale jest. Wyjaśnienia na dole! :)

Mężczyźni dosłownie turlikali się po twardej, wilgotnej ziemi, w samym centrum wioski. Raz obrywał jeden, raz dostawał drugi. Nie była to zwykła szarpanina, której łatwo można było zapobiec i nie miała żadnych poważnych konsekwencji. Była to dosłownie walka, która nie miała prawa skończyć się bez uszczerbku na zdrowiu. Już po niedługiej chwili zbiegło się do nich pół wioski. Kilku ogromnych wikingów chciało ich rozdzielić, ale na próżno. Ciągle nawzajem się prowokowali i rzucali na siebie, by zadać kolejny cios. Czkawka oberwał kilka razy dość mocno, jednak nie pozostawał dłużny.

Astrid postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Nie mogła pozwolić żeby wikingowie się pozabijali i to jeszcze na jej oczach.

-Dość tego! –krzyknęła bardzo zła, wchodząc między nich, gdy miała ku temu okazję.

Mężczyźni zatrzymali się na chwilę, nie chcąc skrzywdzić dziewczyny. Byli cali zasapani, ale nie mieli zamiaru wysłuchiwać blondynki.

-Co wy najlepszego robicie!?! –kontynuowała niebieskooka nie zniżając tonu.

-Astrid nie wtrącaj się! –odpowiedział Czkawka, ocierając odrobinę krwi z rozciętej wargi. Ominął dziewczynę i znów stanął przed Tero, który mimo lekkiego zmęczenia nie dawał za wygraną.

Nie wiadomo jak, znów zaczęła się bójka. Nikt nie był wstanie rozdzielić dwójki zawziętych wikingów, którzy mogli się pozabijać. Gdy okładali się raz, po raz na horyzoncie pojawili się jeźdźcy, na czele z Heatherą.

Haether przedarła się przez tłum, a obok niej stanęła grupa przyjaciół. Szpadka i Mieczyk, mimo tak poważnej sytuacji zaczęli swe wywody.

-Jak myślisz, który wygra? –pytał z poważną miną Mieczyk, drapiąc się po swym, lekkim zaroście.

-Ciężko stwierdzić mój drogi bracie… Masa ich ciała jest bardzo podobna, a siła niewidocznych mięśni, wyrównana. –odpowiedziała Szpadka.

-Jestem rozdarty! Brak dokładnych danych jest dołujący!!! –Mieczyk uronił łzę, opierając głowę o ramie siostry.

-Już, już! Spokojnie… -Szpadka uspokajała brata, gdy Tero dostał właśnie w twarz. –Uuu… To musiało boleć! –krzyknęła, a blondyn od razu podniósł wzrok.

-Przestańcie!!! Oni się tam zaraz pozabijają, jeśli czegoś nie zrobimy! –wykrzyknął Śledzik.

-Masz rację. –odpowiedziała Heathera. –Sączysmark! Idź tam i pokaż na co cię stać! Już!

-Że co? Ja mam tam iść?!? Nie ma mowy!!! –Smark założył ręce i stanowczo pokręcił głową. –Ja się nigdzie nie wybieram! Już oberwałem i nie zamierzam zostać kaleką na całe życie, tylko dlatego, że dwóm zazdrośnikom zachciało się bić! –mówił pokazując na nos, który nie wygoił się jeszcze po starciu z pięścią Czkawki.

-Sączysmark!!! –jeźdźcy krzyknęli równo na biednego wikinga, który nie wiedział co ma robić.

-E, e! Powiedziałem, nigdzie nie idę! Może niech Mieczyk się wykaże! Co???

-Żartujesz sobie?!? Chcesz mi zabić brata? –Szpadka groziła Smarkowi pięścią, gdy odezwała się Heathera.

-Uspokójcie się! Śledzik, leć po Stoicka i Pyskacza! My zajmiemy się rozdzieleniem tych dwóch. –powiedziała biorąc swój topór w obie ręce i patrząc na wciąż bijących się, młodych wikingów.

-Robi się! –Śledzik od razu poleciał na Sztukamięs poszukać wodza i Gbura. Musiał sprowadzić ich jak najszybciej, bo sytuacja stawała się naprawdę groźna.

Tymczasem jeźdźcy próbowali podejść do mężczyzn tak, by nie oberwać. Można się domyślić, że nie było to łatwe zadanie.

-Heather! Jak dobrze, że jesteście! Co ja mam zrobić?!? –mówiła Astrid, która była naprawdę przejęta tym co się dzieje.

-Nie martw się! Coś zaradzimy. Zaraz będzie tu Stoick i Pyskacz, a oni na pewno dadzą im rade!

-Ale oni zaraz naprawdę sobie coś zrobią!

Blondynce łamał się głos. Co mogła zrobić w takiej sytuacji? Niewiele. Tylko dlatego, że dwójka wikingów nie miała zamiaru jej posłuchać.

-Dobra… Koniec tego dobrego! –dziewczyny popatrzyły na siebie, tak jakby pomyślały o tym samym.

Obydwie zacisnęły topory w rękach i zrobiły krok do przodu. Czkawka i Tero nadal toczyli zaciętą walkę. Widać było po nich delikatne zmęczenie, ale żaden nie chciał dać za wygraną. Do tej pory nie jeden chciał ich rozdzielić, ale na próżno. Co mogły teraz zrobić wojowniczki? Tylko coś na co , jedynie one mogły sobie pozwolić, bo tylko one były na tyle postrzelone.

Kiedy mężczyźni podnieśli się z ziemi, by znów zadać sobie nawzajem kolejny cios, miedzy nimi wylądował topór Astrid. Obydwoje odrobinę zdezorientowani, popatrzyli teraz na blondynkę i Heathere. Zacięta walka ustała, jednak każde spojrzenie na przeciwnika, mogło doprowadzić do kolejnej bójki.

-Powtarzam. Co wy najlepszego robicie??? –zapytała już bardzo zła niebieskooka dziewczyna.

Żaden nie odezwał się, tylko zdyszani spoglądali raz na siebie, a raz na wojowniczki, w których się gotowało.

-Słyszycie? Pytam co wy robicie?!?

Czkawka, spoglądnął na Tero wzrokiem bazyliszka. Splunął na ziemię krwią, wymieszaną ze śliną, obrócił się na pięcie i postanowił odejść pokazując przy tym, że to on jest tym mądrzejszym. Zaczął iść w kierunku swojego domu, a wszyscy zebrani parzyli na niego teraz z lekkim zdziwieniem. Utykał, ale mimo to szedł dalej wolnym krokiem. Tero pokazał w tym momencie swój brak szacunku do Czkawki i objawił swą drugą stronę.

-Tak… No czego ja się mogłem spodziewać? Niby taki „tajemniczy jeździec”, chluba Berk, wybawca, a jednak zwykła fajtłapa! –powiedział uśmiechając się szyderczo i zakładając ręce myśląc, że Haddock już odpuścił.

Na jego niedoczekanie. Brunet zatrzymał się kilka kroków od blondyna i obrócił w jego stronę. Nic nie odpowiedział, tylko zacisnął zęby. Wszyscy wpatrywali się teraz w obojgu wikingów. Czkawka zrobił krok do przodu, gdy obok jego nogi pojawił się Szczerbatek. Widząc swego przyjaciela w takim stanie, od razu namierzył „obiekt”, który był przyczyną tego, że jeździec wyglądał jak chodzący worek treningowy. Wysunął swoje kły i warcząc, celował plazmą w już tak nie pewnego siebie Tero. Strzał miał już paść, kiedy brunet położył na jego pysku dłoń.

-Spokojnie mały! Poradzę sobie. Niech wie, że z jeźdźcem Nocnej Furii się nie zadziera! –mówił, a na jego twarzy malował się uśmiech, wyrażający jego zadowolenie, z tego co właśnie powiedział.

Tero stanął w chwilowym osłupieniu. Niby wcześniej był pewny siebie, ale teraz na jego twarzy było widać niepokój. Zadawał sobie pytanie „O co mogło mu chodzić?” Czy był teraz zagrożony, czy były to raczej puste słowa, które nic nie znaczą?

Czkawka podszedł do Szczerbatka i odpiął od niego swój piekielnik. Broń, którą znał najlepiej, bo przecież był jej twórcą.

-Teraz powalczymy na poważnie! Masz 10 sekund, żeby znaleźć sobie broń. W przeciwnym razie, będziesz walczył tylko tymi marnymi piąsteczkami, które nie potrafią nikogo pokonać! –brunet uśmiechnął się i zaczął odliczać.

Tero lekko zdezorientowany całą sytuacją, dopiero po chwili obrócił się i złapał byle miecz. Był przekonany, że da sobie spokojnie rade, dopóki Czkawka nie odpalił swego dzieła.

-Uuu! Takie potyczki to ja rozumiem! –powiedziała Szpadka siadając na drewnianej skrzynce i obserwując całe zdarzenie.

-Prawda? C'est si intrigant! –odpowiedział Mieczyk !

-Wy sobie chyba żarty robicie ? Przecież oni za chwilę się poćwiartują! Chociaż... Gdyby tak Czkawka nie przeżył... ktoś musiałby zaopiekować się jego Nocną Furią! Prawda? –powiedział Sączysmark, z uśmiechem na ustach, jednak szybko jego zapał do opiekowania się Szczerbatkiem zgasił Hakokieł, który przewrócił go na ziemię i groźnie syknął. –Dobra, już dobra! Przecież wiesz, że bym cię nie oddał... –dodał głaszcząc smoka po pysku.

Na środku wioski znów toczyła się walka, jednak teraz wiadomo było kto wygrywa. Czkawka posługiwał się swym piekielnikiem, tak jakby miał go od urodzenia. Tero natomiast, cały czas leżał na zimnej glebie i dosłownie jadł trawę.

-Gdzie ten Śledzik ?!? Przecież to za chwilę naprawdę się źle skończy ! –mówiła Heathera, która patrząc na poczynania bruneta była zszokowana. Jego postać, w ogóle nie przypominała tej z opowieści Astrid.


No to tak: Wena mi przystopowała i nie wiem kiedy uda mi się dokończyć rozdział. :( Przeziębiłam się i nie jestem w stanie trzeźwo myśleć. (Głowa mi napierdziela. Myślę, że to zrozumiałe) Ten rozdział zostanie dokończony, albo pojawi się zupełnie nowy. Nie jestem pewna. :) Na razie musi wam to wystarczyć. (Chciałam się wywiązać i wstawić next przed weekendem :) )


Zdecydowała, że to co napisałam będzie dokończeniem tego rozdziału, a nie początkiem następnego. :)

-Na miłość Thora! Co tu się wyprawia!?! –w oddali dało się słyszeć potężny głos, rosłego wikinga.

-Wodzu! Jak dobrze, że jesteś! –krzyknęła Astrid, mając nadzieję, że choć jemu uda się załagodzić sytuację pomiędzy mężczyznami.

-Co tu się znów dzieje!?!

-No jak na moje oko, to twój synek daje nieźle popalić jakiemuś chłoptasiowi. –powiedział Gbur z uśmiechem, przyglądając się z zaciekawieniem ruchom Czkawki.

-Przecież widzę! Ale co tu się wydarzyło?!? –dopytywał Stoick, który nie był pewien czy ma przerwać walkę, czy lepiej zostawić ich w spokoju.

-Bo widzi wódz… Najwyraźniej z Czkawką nie można teraz zaczynać, bo skończymy tak jak ten biedny Tero… -powiedział Mieczyk, wskazując na toczącą się walkę.

-Jak skończymy?!? –Stoick oderwał wzrok od blondyna i znów popatrzył na syna, a to, co zobaczył zmroziło mu krew w żyłach.

Zanim zdążył jakkolwiek zareagować, Tero leżał już na ziemi. Dało się zauważyć, że był dość obolały i resztkami sił próbował się podnieść, ale Czkawka mu nie pozwolił. Stanął nad nim i trzymał swój piekielnik dość blisko jego gardła tak, że po blondynie zaczęły spływać krople potu od gorąca. Nikt nie wiedział, co brunet teraz zrobi. Zabije? Puści wolno? Każdy miał nadzieje, że nic złego się nie wydarzy.

-Czkawka! Co ty wyprawiasz? –krzyknął Stoick. –Nie rób nic głupiego!

Brunet spoglądał z góry na mężczyznę ze stanowczą miną. Chciał zakończyć to raz, a dobrze i nie docierały do niego żadne słowa od przyjaciół, którzy stali bardzo blisko. Tero natomiast, leżał na ziemi i oddychając bardzo ciężko, czekał na wyrok.

Czkawka po dłuższym milczeniu, wreszcie się odezwał. –To moja wyspa i moje zasady. Nigdy więcej zemną nie zadzieraj, bo będziemy inaczej gadać! Masz szczęście, że nie walczyliśmy na śmierć i życie… -powiedział z przestrogą oraz stanowczością w głosie, gasząc i zabierając od niego swój piekielnik.

Te słowa wzbudziły lekki niepokój wśród obserwujących zdarzenie. Czy Czkawka naprawdę mógłby zabić? Raczej niemożliwe. A może? Mimo to, teraz najważniejsze było, że brunet odpuścił i nikt nie zginął.

Jeździec odszedł od Tero i wsiadając na Szczerbatka rzucił ostatnie spojrzenie na zebrane towarzystwo. Każdy przejął się blondynem, który chwilowo przerażony, leżał na trawie, a brunet obojętnie odleciał, kierując się jakby w stronę Kruczego Urwiska.

-Tero… Halo! Nic ci nie jest? –Astrid wraz z jeźdźcami, uklęknęła obok blondyna i próbowała wyrwać go z oszołomienia.

-Zdecydowanie gościu nieźle oberwał… -powiedziała Szpadka, patrząc na mężczyznę.

-Czkawka naprawdę dał mu popalić! –dodał Śledzik.

Tero zdecydowanie nie wyglądał najlepiej. Jego szyja była lekko poparzona od piekielnika, miał podbite oko i fioletowy nos, który najprawdopodobniej był złamany. Oprócz tego, jego ubrania były całe podarte, a na ciele widać było wiele zadrapań i otarć.

Mężczyzna dopiero po chwili zaczął reagować na pytania blondynki i próbował się podnieść.

-Nic ci nie jest? –pytała z lekkim przejęciem Astrid.

-Nie… Chyba nie… -mówił podnosząc się i wydając ciche odgłosy bólu.

-Nie pomyślałbym, że Czkawka ci tak pokaże… -Sączysmark skierował swoją wypowiedź do blondyna.

-Szczerze… Ja też nie… -odpowiedział spokojnie, w jeszcze lekkim oszołomieniu. Przecież właśnie minął się ze śmiercią.

-Zabierzcie go do Gothi! Musi go obejrzeć. A ja postaram się znaleźć naszego jeźdźca… -powiedział Stoick zwracając się do Pyskacza i kilku wikingów stojących obok niego.

-Trzymaj się! –Astrid złapała Tero za ramię, gdy ten miał udać się do szamanki. On tylko z wielkim trudem, lekko się uśmiechnął mówiąc „Dziękuję”.


23. Ani słowa...[]

Taki niezbyt długi rozdział, który łączy akcję w całość. ;)

Ludzie powoli rozchodzili się, by wrócić do swych codziennych obowiązków. Jeźdźcy mieli odbyć codzienny patrol, Stoick szukał syna, który był ostatnio powodem wielu sprzeczek i szarpanin, a Astrid stała na środku wioski, osamotniona w zamyśleniu.

Nie dawało jej spokoju, dlaczego Czkawka tak zareagował. Przecież on nie jest taki. Nigdy nikogo nie pobił i nie próbował zabić. Aż do dzisiaj…

Do dziewczyny znów dołączyła Heathera, która wysłała resztę przyjaciół na patrol. Mimo, że mieli teraz Czkawkę i Szczerbatka, musieli być przygotowani na ewentualny atak jakiś nieznajomych.

-Wszystko dobrze Astrid? –zapytała, kładąc rękę na jej ramieniu.

-Tak… Nie! Nic nie jest dobrze! Muszę go znaleźć! –powiedziała niejasno i szybko wsiadła na Wichurę.

-Kogo musisz znaleźć? –pytała krzycząc Heather, która w pierwszym momencie nie zrozumiała, o co chodzi. –O jeny! Ale ja jestem głupia! –powiedziała po chwili sama do siebie, stukając się w czoło.

Astrid leciała na Wichurze nad wioską, by później udać się w miejsce, gdzie najprawdopodobniej znajdowała się osoba, której szukała. Dziewczyna po krótkiej chwili znalazła się w okolicach Kruczego Urwiska.

Wylądowała na wysokim, skalnym brzegu, by cicho przedostać się przez dawne, zarośnięte już przejście i znaleźć się na dole. Wichura poszła za swą przyjaciółką i teraz razem stanęły na łące.

Blondynka zauważyła Szczerabtka, który leżał blisko jeziora, opierając się o ogromne głazy.

-No dobra… Czyli on też tu musi być. –mruknęła sama do siebie idąc dalej.

Rzeczywiście. Jeździec siedział nad wodą i moczył w niej kawałek materiału. Blondynka postanowiła podejść bliżej. Robiła to po cichu, ale została zauważona przez Nocną Furię, która z wielką radością zareagowała na widok Śmiertnika. Oba smoki zaczęły się bawić, a jeździec nawet nie spojrzał na „zamieszanie” wywołane w jego otoczeniu.

-Czkawka… Możemy porozmawiać??? –zapytała nieśmiało, stojąc obok mężczyzny.

Nic nie odpowiedział, tylko dalej moczył w wodzie materiał.

-Podejście drugie. –powiedziała do siebie. –Czkawka, musimy porozmawiać!

Nadal zero reakcji. Brunet nawet nie zerknął na dziewczynę.

-Jeśli nie chcesz rozmawiać, to chociaż daj sobie pomóc! –blondynka usiadła obok niego i wyrwała mu mokry materiał z ręki.

Mężczyzna w dalszym ciągu nie odpowiadał, a jego oczy były utkwione w jeden punkt, znajdujący się przed nim.

-Mówiłam, daj sobie pomóc! –Astrid wycisnęła szmatkę i chwytając podbródek Czkawki, obróciła jego głowę, w swoją stronę. –O mój Thorze! –wykrzyknęła, gdy zobaczyła zakrwawioną połowę twarzy.

Brunet miał rozcięty łuk brwiowy i dolną wargę. Przez jego lewy pliczek biegło dość głębokie, ale niegroźne zadrapanie, a kombinezon nie został nawet draśnięty. Jednak to nic dziwnego. Przecież był zaprojektowany, by pełnić funkcję ochronną.

Dziewczyna przyłożyła do ran Czkawki mokry materiał. Chciała lekko oczyścić rozcięcia i zmyć spore ilości krwi, które rozpłynęły się po jego twarzy.

-Ahr… -warknął lekko, czując mocny ból.

-Gdybyś się nie wiercił to poszłoby dużo szybciej! Sam sobie narobiłeś kłopotu… -odpowiedziała na syk bólu bruneta.

-Ja sobie narobiłem kłopotu?!? To ten twój Tero rozkancerował mi twarz!!! –powiedział oburzony, z ewidentną złością w głosie. –Ała!!! To boli! Astrid!

-Bo ty zacząłeś! Mówiłam nie ruszaj się, bo będzie bolało jeszcze bardziej! –dziewczyna popatrzyła na niego z wyrzutem, a chłopak odwrócił głowę w drugą stronę, nie chcąc wdawać się w dyskusję. –A tak poza tym… -zaczęła nieśmiało. –Tero nie jest mój! To jedynie przyjaciel…

-Tak jasne… Właśnie widziałem w porcie jaki to „jedynie przyjaciel”. –powiedział, nie odwracając głowy.

-Co ty sugerujesz? –Astrid zapytała z oburzonym tonem. Czy on naprawdę pomyślał, że ją mogłoby łączyć coś z Tero?

-Ja nic nie sugeruje. To twoje zachowanie wszystko pokazuje! –Czkawka pewny swoich słów, założył ręce i czekał na reakcje dziewczyny.

-Ugh… Ty… -chciała wytknąć wszystkie winy chłopakowi, by dać upust emocjom. –Astrid, spokojnie! Uspokój się. –powiedziała do siebie i kontynuowała dalej. –Dobra… Zostawmy ten temat w spokoju. A więc, czy możemy porozmawiać? –pytała, kończąc ocierać krew z twarzy jeźdźca.

-Nie wydaje mi się, żebyśmy w tej chwili mieli, o czym rozmawiać Astrid. –odpowiedział bez jakiejkolwiek emocji na twarzy.

Raczej nie trudno się domyślić, że blondynka poczuła się dotknięta słowami bruneta. Niemniej jednak ona sama go tak traktowała i doskonale zdawała sobie z tego sprawę.

Niebieskooka dziewczyna wstała teraz i rzuciła brudny materiał obok jeźdźca. Powstrzymując delikatne łzy smutku, wsiadła na Wichurę i odleciała. Szczerbatek doskonale widział całe zajście, dlatego teraz podszedł do Czkawki i groźnie warknął.

-I ty przeciwko mnie? No co ja miałem zrobić? Nie patrz tak! –brunet z grymasem na twarzy obrócił głowę z powrotem w stronę jeziora. –Mówiłem nie patrz tak na mnie! A wziąłeś pod uwagę to, że ona traktowała mnie dużo gorzej?!? -smok spuścił głowę i lekko szturchnął przyjaciela pyskiem, tak jakby mówił: „Dobra, rozumiem. Przepraszam.”.

-Dzięki mordko. Chyba tylko ty potrafisz mnie zrozumieć. –powiedział uśmiechając się delikatnie i głaszcząc Szczerbatka po głowie.

Obstawiam, że teraz dla was to Czkawka będzie ten zły. XD


24. Nikt nie rozumie...[]

Astrid wróciła do wioski w dość złym humorze. Nikt nie zwrócił uwagi na stan dziewczyny, bo ta maskowała swój smutek, który tłumiła w środku. Przez swoje zamyślenie, blondynka wpadła na Heathere.

-Wszystko dobrze? –zapytała po zderzeniu z dziewczyną, gdy zobaczyła, że ewidentnie coś nie gra.

-Nic dzisiaj nie jest dobrze… -odpowiedziała oschle. –Widziałaś gdzieś Tero? –dodała po chwili, zmieniając temat.

-Z tego co słyszałam nadal opatruje go Gothi. Naprawdę nieźle oberwał od tego twojego Czkawki. –powiedziała uśmiechając się.

-Co wy macie dzisiaj z tym wytykaniem mi, że każdy facet jest mój?!? –krzyknęła i odleciała na Wichurze.

-Powiedziałam coś nie tak? –Heathera zapytała stojącej obok niej Szpicruty, ta natomiast nie zareagowała.

Astrid teraz już zła, a nie smutna zdecydowała się wylądować obok swojego domu. Niewiele myśląc, chwyciła swój topór i rzuciła nim tak, że wbił się w ścianę budynku. Przez okno, w mgnieniu oka wychyliła się kobieta.

-Astrid Hofferson! Co ty najlepszego wyczyniasz? Jeśli którakolwiek z tych desek przez ciebie pęknie, to własnoręcznie wymieniasz całą konstrukcję. Rozumiemy się?!?

-Tak mamo! –dziewczyna nawet nie próbowała wyjaśniać swojego zachowania, tylko od razu weszła do domu i udała się na górę.

Tymczasem do wioski wrócił Czkawka, z jeszcze lekko krwawiącym łukiem brwiowym. Niezauważony przedostał się do domu i chciał iść do pokoju, ale na jego nieszczęście w kuchni siedział Stoick.

-Wreszcie wróciłeś. –powiedział, nie odrywając wzroku od kubka, który trzymał w dłoniach.

Brunet zacisnął zęby. –Nie było mnie tylko chwile… -powiedział, po czym nastała krótka cisza. –To ja pójdę już do siebie, dobra? –mówił wycofując się i kciukiem wskazując za siebie. Miał już wychodzić, gdy wódz się odezwał.

-Czkawka stój. Nigdzie nie idziesz! Zostajesz tu, bo musimy porozmawiać. –powiedział ostro i popatrzył gniewnie na syna.

-No dobrze. –odpowiedział niechętnie, siadając obok ojca. –To, o czym chcesz rozmawiać?

-O tobie synu.

-Jak to o mnie?!?

-Po prostu. O tobie. Powiedz mi, co ty ostatnio wyprawiasz? –zmarszczył czoło i popatrzył na jeźdźca.

-Ja nic nie robie. To mnie ciągle ktoś prowokuje! –dosłownie wykrzyczał te słowa w twarz ojca.

-Zrozumiem Smarka, ale co zrobił ci ten Tero?

-Dużo rzeczy. –mruknął, mając dość pytań Stoicka.

-Na przykład co? Jest za blisko Astrid?

-A żebyś wiedział! –chłopak kompletnie zirytował się i sam nie był pewien co mówi.

-I tylko dlatego się na niego rzuciłeś?!?

-Nie rzuciłem się na niego! To on zaczął! I nie tylko on oberwał! –krzyknął wściekły pokazując swoją twarz. –teraz wstał i trzaskając krzesłem, dosunął je do stołu.

-Synu! Zaczekaj. –mówił Stoick.

Jeździec nie słuchał, tylko od razu udał się do swego pokoju, a zaraz za nim ruszył Szczerbatek. Brunet miał dość tego, że nawet jego własny ojciec ma do niego pretensje, o coś czego nie zrobił. Chciał pobyć sam i wszystko przemyśleć na spokojnie.

-Dlaczego to ja zawsze muszę mieć pod górkę? –pytał swego smoka, siadając na niewygodnym łóżku.

Nocna Furia podeszła do pana i lekkim ruchem głowy, trąciła go na pocieszenie. Szczerbek patrzył na jeźdźca wzrokiem, który pytał: „Pójdziemy polatać? No weź!”

Brunet uśmiechnął się i lekko poklepał przyjaciela po grzbiecie.

-Dzięki mordko, ale odrobinę boli mnie głowa. Wiesz wolałbym się przespać. –powiedział, a smok skinął głową, dając tym znak, że rozumie.

Czkawka przyłożył kawałek materiału do rany, by nie wybrudzić pościeli i po niedługiej chwili zasnął.

-Halo! Czkawka! Pomocy! Czkawka ratuj!!!

-Trzymaj się! Nie zostawię cię! Zaraz będę!

Wroga armia nadciągała, a brunet nie mógł nic poradzić. Chciał ratować ważną dla niego osobę, ale coś mu na to nie pozwalało. Czuł jakby ktoś lub coś trzymało go z całej siły i nie dawało iść dalej.

-Czkawka!!! –dało się słyszeć krzyk i miał zostać wymierzony ostatni cios…

-Nieee!!!

Jeździec zaczął krzyczeć przez sen, dlatego Szczerbatek go obudził. Zerwał się bardzo szybko, nie mogąc złapać tchu.

Nocna Furia zawarczała pytająco.

Czkawka cały czas zdyszany, wreszcie się odezwał. –Już dobrze mordko. To był tylko zły sen, a właściwie koszmar. Na szczęście… -chłopak zaczął dopiero wracać do rzeczywistości. To co mu się przyśniło, było naprawdę złym doświadczeniem, które obudziło w nim złe przeczucia…

Krótki next, o który prosiło mnie kilku moich czytelników. :P Najprawdopodobniej ten rozdział zostanie dokończony. Next na pewno będzie w tym tygodniu. :)


Chyba mogę uznać to za sukces, bo przez te wasze komy, tak spiełam swoje cztery litery (XD), że w pół godziny napisałam dokończenie rozdziału. Tak więc zapraszam! :)

Gdy jeździec już się otrząsnął, szybko wstał i wyszedł z domu, nie zważając na swojego ojca oraz Pyskacza, którzy rozmawiali właśnie w kuchni.

-I co ja mam z nim zrobić? –Stoick zapytał Gbura, wykonując bezradny ruch ręką.

-Mnie pytasz? Przecież to twój syn. –odpowiedział wiking, wzruszając ramionami.

-Wiesz Pyskacz… Ty to zawsze potrafisz udzielić mi dobrej rady… -powiedział z sarkazmem i ironią, rzucając lekko wrogie spojrzenie na przyjaciela.

-Nie ma sprawy! –oznajmił Gbur, początkowo nie wyłapując w wypowiedzi wodza sarkazmu.

Podczas gdy, wikingowie tak sobie rozmawiali, Czkawka przechadzał się po wiosce w towarzystwie Szczerabtka. Chłopak chodził zagłębiony w swoich myślach. Cały czas nurtował go jego sen, który mógł być swego rodzaju przepowiednią.

-Cześć! –usłyszał za sobą dobrze znany mu głos.

-O hej Śledzik…

-Wow… Jaki entuzjazm… -blondyn przewrócił oczami i znów zerknął na bruneta.

-No ja przepraszam! Po prostu mam mętlik w głowie… -odpowiedział ze skruchą jeździec.

-Dobra, dobra. Rozumiem. Masz sporo rzeczy do załatwiania. A tak przy okazji, jak tam twoja głowa po starciu z Tero?

-Głowa? Chyba dobrze. Jeżeli okropny ból można uznać za dobrze… -brunet lekko uśmiechnął się.

-I dlatego musisz iść do Gothi. –za plecami mężczyzn odezwała się kolejna osoba.

-Astrid… Jak miło! To ja może zostawię was samych? –Śledzik nawet nie czekał na odpowiedź, tylko od razu rozpłynął się jak we mgle.

-Pójdziesz do tej Gothi samodzielnie, czy mam cie tam zaciągnąć siłą? –blondynka powiedziała stanowczo i oczekiwała szybkiej odpowiedzi.

-Nie będę nigdzie szedł! –Czkawka założył ręce i nie powiedział nic więcej.

-Sam mówisz, że boli cie głowa, ja widzę, że wyglądasz fatalnie i chodzisz nieprzytomny, a powiesz mi, że nigdzie nie pójdziesz?!? –Astrid podniosła ton głosu i popatrzyła na jeźdźca dziwnym spojrzeniem.

-Idź zajmij się tym całym Tero… Co się tak nagle zaczęłaś mną przejmować? Przecież podobno ci na mnie nie zależy…

-A właśnie, że zależy!!! –blondynka krzyknęła na bruneta i wetknęła palec w jego pierś, dając tym samym znak, że chłopak nie ma racji. –Myślisz, że chciałabym żebyś szedł do Gothi, gdyby mi na tobie nie zależało??? Martwię się o ciebie bardziej, niż ktokolwiek inny na tej wyspie i całym Archipelagu! –dziewczyna zaczęła coraz bardziej się denerwować i wymachiwała rękami dookoła, dając upust emocjom.

W pewnym momencie, Czkawka otrząsną się i chwycił ręce dziewczyny, zatrzymując je przed sobą. –Uspokój się! –powiedział, a Astrid ciężko oddychając zaczęła mówić.

-Jak mam się uspokoić, kiedy… -jej wypowiedź nie miała prawa zostać dokończona, ponieważ przerwał ją pocałunek Czkawaki.

Sytuację widziało kilku mieszkańców, w tym Thorstonowie, ale dopiero Mieczyk postanowił odezwać się po dłuższej chwili milczenia.

-Czekaj, czekaj… Siostra, czyli teraz wszystko jest okey, czy jak? –zagubiony chłopak pytał swej bliźniaczki, jednak ta nie umiała odpowiedzieć na jego pytanie.

-Co to było? –Astrid cicho zapytała bruneta, gdy ten wreszcie odsunął się.

-Ja… Pomyślałem, że tylko tak mogę cię uspokoić… Powiesz chociaż czy mi się udało? –dopytywał, lekko uśmiechając się, tym samym uśmiechem, który zawsze robił wrażenie na dziewczynie.

Tym razem to Astrid uśmiechnęła się delikatnie. –No jasne, że ci się udało. –powiedziała chyba z radością i rzuciła się na szyję Czkawki, który przytulił dziewczynę.

-Nie sądzisz, że to mało odpowiednie miejsce, żeby się godzić? –wyszeptała mu do ucha Astrid.

-Każdy moment jest dobry, by móc cię pocałować. –zaśmiał się brunet i za to dostał dość konkretnie w ramie. -No co? Mówię prawdę! –dziewczyna popatrzyła na niego i dała znać wzrokiem, że właśnie obserwuje ich spora ilość osób.


25. Sporo brakuje?[]

Astrid odsunęła się od bruneta i odeszła pozostawiając go samego w kłopotliwej sytuacji. Czkawka w jeszcze lekkim szoku, dopiero po chwili zorientował się, że wciąż patrzy na niego spora grupa osób. Postanowił wyjść z tego z twarzą, ale ponieważ jego uśmiech był bardziej kwaśny, niż normalny, nie za dobrze mu poszło.

-Czy ktoś wie, co tu się właśnie wydarzyło? –zapytał Sączysmark, dochodząc do bliźniaków i widząc małą grupę, rozchodzących się ludzi.

-Nikt tego nie wie drogi Smarku. Nikt tego nie wie. –powiedział Mieczyk kręcąc na boki głową i ściszając głos jak jakiś mędrzec.

-Ta sprawa jest bardziej skomplikowana, niż myślisz. –dodała Szpadka.

Smark chciał coś odpowiedzieć, ale powstrzymał się, wiedząc, że z Thorstonami nie ma co dyskutować. -Ich o coś zapytać… -mówił do siebie, odchodząc i łapiąc się za głowę.

Czkawka chwilowo uradowany wcześniejszym zajściem, postanowił odnaleźć Astrid, by z nią porozmawiać. Skoro ją pocałował i nie dostał za to jak ostatnio, można było to chyba uznać za sukces. Teraz zapomniał o zazdrości i był skupiony na tym, żeby wreszcie odzyskać ukochaną.

Wszystko szło dobrze, była piękna pogoda, a brunetowi dopisywał humor, dopóki na drodze nie stanął mu… Tero.

Jeździec postanowił, że nie da ponieść się emocjom, tylko czekał na pierwszy ruch wroga, by później odgryźć się ciętą ripostą lub w ogóle zaatakować.

Obydwaj mężczyźni zwolnili kroku przechodząc obok siebie. Ich oczy utkwione na tej samej wysokości, mierzyły się nawzajem piorunującym spojrzeniem.

Tero dotychczas dość pewny siebie, został zdezorientowany przez Czkawkę. Ten zamiast zachować kamienną twarz, zaczął się do niego uśmiechać. Blondyn był zniesmaczony jego zachowaniem, ponieważ brunet pokazał mu tym, że jest z siebie bardzo zadowolony. Ostatecznie, mężczyzna postanowił jednak nie odzywać się, bo dobrze wiedział, że mimo iż obaj są poturbowani, to on w znacznie większym stopniu, a następny ruch jeźdźca, mógłby się dla niego źle skończyć. Dlatego też, nie zbyt zadowolony ze swojego postępowania, ruszył przed siebie.

Czkawka zdawał się być lekko zaskoczony i jednocześnie zadowolony z tego, że wygrał i przyszły wódz Perunów zaczął się z nim liczyć. Jego chwilowe zamyślenie przerwali Stoick i Pyskacz, na których właśnie wpadł. Odbił się od swego ojca, ale na szczęście nie skończył na ziemi.

-Przepraszam tato. –powiedział otrzepując z siebie pył, a następnie lewą ręką drapiąc się w tył głowy.

-Czkawka! –powiedział i chciał kontynuować, jednak nie było mu dane.

-Tato wiem co chcesz powiedzieć… Nie z nikim się na razie nie pobiłem. –odpowiedział jeździec, uśmiechając się do wikingów i odchodząc w nadal dobrym nastroju.

-Ale… Że co? –wódz stanął jak wmurowany. –Ja nie o tym chciałem mówić! –krzyknął, ale brunet nie zwrócił już na niego uwagi.

-No… Ty to faktycznie masz przechlapane z tym synem. –stwierdził Gbur, po czym dodał. –Dobrze, że ja się z tą Bertą nie ożeniłem, bo jakbyśmy mieli dzieci, to chyba bym do reszty zwariował. –powiedział klepiąc przyjaciela po ramieniu i odchodząc do swojej pracy.

Stoick chwycił się za głowę i ciężko westchnął. Trudno stwierdzić czy bardziej załamała go wypowiedź Pyskacza, czy może nagły napływ zadowolenia u syna.

Kiedy wódz postanowił wrócić do codziennych spraw, Czkawka w dalszym ciągu szedł przez wioskę i nagle zauważył, że czegoś mu tu brakuje. A dokładnie kilkutonowej Nocnej Furii. Jeździec momentalnie zaczął się rozglądać, bo przecież Szczerbatek nigdy się od niego nie oddalał

-No wspaniale… I historia się powtarza. Inni gubią nóż, albo kubek, ale nie ja! Mnie się udało zgubić całego smoka!

Jeździec postanowił udać się na arenę, ale powstrzymał go głośny huk i dobrze znany mu dziewczęcy krzyk.

-Oddawaj to, ty bestio jedna! To dla Hakokła! Jeśli nie dostanie kolacji, to mnie zeżre! –usłyszał, podchodząc bliżej źródła dźwięku.

Brunet miał ochotę popłakać się ze śmiechu, po tym co zobaczył, gdy znalazł się za domem Sączysmarka. Szczerabtek wsadził swój ogromny łeb do kosza wiklinowego i z radością wyjadał z niego ryby, a Smark próbując go powstrzymać, wyskakiwał na jego pysk i ledwo się trzymał, podczas gdy Furia wymachiwała nim na boki.

-Sczerbatek zostaw. –jeździec mówił, ocierając łzy i ledwo powstrzymując śmiech.

-No właśnie zostaw. Słyszysz zoo-staaww! –Smark krzyczał, próbując nie spaść z kosza, który smok nadal miał na pysku.

Szczerbatek z wielkim smutkiem odstawił kosz ze Śmarkiem, nie kończąc nawet wyjadania ryb. Podszedł do swojego pana i zaczął się do niego łasić z zadowoleniem.

-Dobry smok. No kto jest dobrym smoczkiem? Co? –mówił, głaszcząc Furię po pysku.

-Dobry smok? Akurat! Może zacznij go wreszcie lepiej karmić! –Sączysmark zdawał się być oburzony faktem, że Szczerbatek postanowił wyjeść kolację Hakokła.

-Oczywiście. Nie dobry smok. Nie wolno tak robić! –brunet mówił, cały czas się śmiejąc, przez co Furia nie wzięła tego na poważnie. –Zadowolony? –znów zwrócił się do Smarka.

-Nie. Nie jestem z tego zadowolony.

-To dobrze. Do potem! –powiedział uśmiechając się i odchodząc wraz z najedzonym smokiem.

-Czkawka? Czkawka! Wracaj tu natychmiast! –Jorgenson z oburzeniem przywoływał jeźdźca, jednak ten pomachał mu tylko na dowidzenia. –Co za akh… i kyh i nie będę sobie psuł nerwów! –mężczyzna postanowił się opanować, ale i tak miał zamiar domagać się zwrotu pożartych prze Nocną Furię ryb.

Jeździec wreszcie dotarł do zamierzonego celu. Smocza Akademia jak zwykle miała drzwi otwarte na oścież, przez co chłopak bez problemu dostał się do środka. Miał nadzieję, że zastanie w niej samą Astrid, jednak był tam ktoś jeszcze.

Blondynka toczyła właśnie treningową walkę z najlepszą przyjaciółką. Chłopak usadowił się wygodnie i w spokoju oglądał potyczkę. Gdy wreszcie ich topory skrzyżowały się, brunet wstał i powoli zaczął klaskać. Obydwie dziewczyny natychmiast zwróciły na niego uwagę, tym samym kończąc walkę.

-Macie niezłą technikę. –powiedział z uznaniem.

-Jak to niezłą? Chyba bardzo dobrą! –Heathera oburzyła się słowami chłopaka.

-Do bardzo dobrej sporo wam jeszcze brakuje. –odpowiedział pewny swoich słów.

-Sporo? Czyli ile według ciebie? –Astrid wtrąciła się do wymiany zdań.

-Po prostu sporo. Heathera za wcześnie odbija się przy wykonywaniu gwiazdy, a ty w zły sposób podcinasz nogi. Nie zauważyłyście, że żadna z was nie wykonała ruchu, który powalił przeciwniczkę? –zapytał dziewczyn, które dziwnie na niego patrzyły.

-To może mistrzu pokażesz nam jak powinno się to robić? –Astrid nie do końca wierzyła, że jeźdźcowi się uda, ale teraz wszystkiego można się było po nim spodziewać.

-Bardzo chętnie. –Czkawka uśmiechnął się i wyjął swój piekielnik. –To może najpierw ty Astrid? Heathera zobaczy jak powinno wykonywać się gwiazdę.

Dziewczyna skinęła głową, a Heather stanęła w dogodnym miejscu do obserwacji. Jeźdźcy zaczęli walkę. Początkowo obydwojgu szło dobrze, dopóki brunet się nie rozkręcił. Blondynka ewidentnie przegrywała, a gdy wreszcie miała okazję do zadania ciosu, brunet podrzucił miecz i wykonując po prostu idealną gwiazdę stanął za jej plecami, wymierzając piekielnik tak, że mógłby zadać ostateczny cios.

-Jakieś wątpliwości, że nie potrafię walczyć? –zapytał opuszczając broń i patrząc na zszokowaną minę dziewczyny.

Obydwie nic nie odpowiedziały, a mężczyzna zadowolony z siebie, zaprezentował Astrid idealne podcinanie nóg.

-Dobra muszę przyznać, że potrafisz świetnie dobrać ruchy. –powiedziała Heathera.

-Kilka lat praktyki. –zaśmiał się brunet.

-W takim razie, chyba czas na patrol. Na razie Czkawka! –dziewczyna pomachała i udała się w stronę wyjścia.

-Heather zaczekaj. Idę z tobą! –blondynka krzyknęła do przyjaciółki, ale ta odwracając się puściła jej oko i wyszła. Wojowniczka chciała iść za nią, jednak jeździec nie miał zamiaru jej wypuścić.

-Astrid zostaniesz? –zapytał chwytając ją za rękę i lekko się uśmiechając.

Blondynka popatrzyła na chłopaka „z pod byka” i po chwili lekko skinęła głową na tak.


26. Będzie dobrze[]

Jeźdźcy stanęli naprzeciw siebie i przez dłuższa chwilę obydwoje stali w milczeniu. Czkawce wystarczyła sama obecność Astrid, jednak ta ewidentnie się niecierpliwiła. Sytuacja się powtarzała, a dziewczyna wiedziała, że z ostatniej tak długiej ciszy nic dobrego nie wynikło.

-Powiesz coś czy będziemy tak stali? –zapytała, gdy wiedziała, że chłopak sam nie zacznie tematu.

-Yyy… ja… Tak przepraszam. –poprawił się po chwili zająknięcia. –Chciałbym z tobą porozmawiać. Masz chwilę? –zapytał.

-Zależy o cym chcesz rozmawiać. –odpowiedziała, wpatrując się w jego piękne, zielone oczy.

-Skoro jest już na tyle dobrze, że chcesz ze mną rozmawiać, chciałbym cię znów spróbować przeprosić. –powiedział dość nieśmiało. –Wiem, że zachowałem się jak idiota, bo zostawiłem ciebie, ojca i przyjaciół, ale moja sytuacja była naprawdę ciężka. W pełni cię zrozumiem, jeśli nadal nie będziesz chciała się do mnie odzywać i nie mieć ze mną nic wspólnego, ale nie spocznę, dopóki cię nie odzyskam. Wiem jak cię zraniłem, jednak nawet sobie nie wyobrażasz co ja przechodziłem, kiedy nie było cie obok mnie i musiałem sobie radzić, bez twoich pięknych, niebieskich oczu, które widniały jedynie w coraz bardziej zamazanych wspomnieniach z Berk. Moim jedynym przyjacielem był Sczerbatek, który zawsze mnie wspierał, ale nie zmienia to faktu, że bardzo mi cie brakowało. –wyznał i chwytając jej prawą rękę, położył ją na swym sercu.

Astrid spoglądnęła na jeźdźca i po chwili sama wyrzuciła wszystko, co leżało jej na duszy.

-Nie Czkawka. To ja przepraszam. –brunet popatrzył na nią pytającym spojrzeniem. –Rzuciłam się na ciebie z byle powodu, a tak naprawdę cieszyłam się, że jednak żyjesz. –spuściła głowę i kontynuowała. –Gdy okazało się, że niby zginąłeś mój świat się zawalił. Nie mogłam w to uwierzyć i nie miałam zamiaru pokochać nikogo innego, aż pojawił się „tajemniczy jeździec”. Ale okazało się, że to ty nim jesteś i teraz mogę powiedzieć, że zawsze kochałam jedynie ciebie. –blondynka dopiero teraz popatrzyła na jeźdźca, który uśmiechnął się i czule ją przytulił. –To teraz będzie już dobrze? Prawda? –zapytała, nie odsuwając się od chłopaka.

-Jasne, że będzie. –powiedział. –Astrid?

-Tak?

-Strasznie za tobą tęskniłem!

-Ja za tobą też. –odpowiedziała i dała mu całusa w policzek. –To może opowiesz mi co się z tobą działo, kiedy rzekomo byłeś w Valhalli? –dodała po chwili, gdy wreszcie odsunęła się od Czkawki.

-Wiesz… -wydusił z siebie, drapiąc się jedną ręką w tył głowy.

-Dobra, innym razem mi opowiesz. Rozumiem. –wywróciła oczami, ale zaraz po tym się uśmiechnęła.

-Dziękuję, że mnie rozumiesz.

-Teraz już nie będę tak na ciebie naskakiwać. –chwyciła bruneta za ręce. -No chyba, że zajdzie taka potrzeba. –zagroziła palcem, by chłopak nie pozwalał sobie na zbyt dużo. –A teraz choć. Idziemy do Gothi. I nawet nie waż mi się protestować. Jasne? –blondynka nie czekała na odpowiedź, tylko pociągła Czkawkę z rękę i wyprowadziła z Akademii.

Zdaje mi się, że nie trudno się domyślić iż zarówno Astrid jak i Czkawka, byli bardzo zadowoleni z tego, że wreszcie znów los ich połączył. Obydwoje szli teraz przez wioskę, jednak Astrid, jak to Astrid, nie chciała afiszować się ze związkiem z przyszłym wodzem, dlatego już po wyjściu ze Smoczej Akademii, puściła jego dłoń. Chłopak nie miał nic przeciwko temu, bo dobrze znał blondynkę i wiedział z czego wynika jej zachowanie. Nie stawiał się nawet, wiedząc gdzie idą, bo dobrze wiedział, że blondynka i tak zmusi go do wizyty u szamanki.

Gdy wreszcie dotarli do Gothi, po pełnej śmiechu drodze, wypełnionej dziwnymi spojrzeniami mieszkańców, na ich dwójkę, Czkawka poddał się opatrzeniu ran.

Sam tłumaczył sobie rysunki zielarki, ale gdyby nie to, że był już wystarczająco poobijany, na pewno dostałby jeszcze nie jeden raz za niedbalstwo przy odczytywaniu dokładnych rysunków Gothi.

Gdy szamanka już któryś raz z rzędu, groziła jeźdźcowi, ten postanowił się odezwać.

-Bardzo mi przykro Gothi, ale zauważ, że przez dłuższy czas nie miałem styczności z pismem taki jak twoje, więc zdążyłem się odzwyczaić! –powiedział spokojnie, chcąc uświadomić „babkę”.

Kobieta zaczęła bazgrać na piasku, a Czkawka nie odważył się nawet przetłumaczyć tego na głos.

-Jak możesz? Miałem powody! –powiedział, a Gothi znów zaczęła rysować. –Takie coś nigdy nie przejdzie mi przez gardło! Dlaczego jesteś przeciwko mnie? –pytał oburzony „słowami” szamanki, a ta dała znać wzrokiem, co myśli na ten temat.

-Przepraszam, że przerwę wam tą „dyskusję”, ale czy możesz Gothi powiedzieć, co z Czkawką? –wtrąciła zniecierpliwiona Astrid, która złościła się bo nie rozumiała nic, a nic z rysunków zielarki.

Szamanka popatrzyła jeszcze raz ostrzegawczo na jeźdźca i znów zaczęła rysować w odpowiedzi.

„Głupkowi nic nie jest. Na szczęście nie wdała się żadna infekcja. Oczyściłam mu rany i dałam syrop ze śliny i wymiocin jaka. Do waszego wesela się zagoi, ale powinien błagać cię na kolanach o wybaczenie, a nie wdawać się w kolejne bójki” –na tym skończyła.

Czkawka tym razem tłumaczył dokładnie każdy rysunek i komentował po kolei każde słowo, robiąc krótkie przerwy.

-Proszę bez głupków!

-To było ze śliny i wymiocin jaka? Gothi fuj! –Czkawka zaczął wycierać swój język rękami i miał ochotę zwymiotować.

–Do naszego wesela to jeszcze daleko! –powiedział, spoglądając na Astrid, która lekko się zaczerwieniła.

–Nie wdaję się w kolejne bójki, a co do błagania, to chyba już poruszałaś ten temat? Prawda? –zapytał groźnie, a szamanka zadowolona z siebie, uśmiechnęła się do niego.

-Dobrze, to może żebyście się nie pozabijali, to my już pójdziemy, okey? –Astrid zapytała niepewnie i wzrokiem przekazała jeźdźcowi, że ma się podnieść i wyjść razem z nią. –Dziękujemy Gothi! Do zobaczenia! –dodała i chwyciła Czkawkę za rękę, bo widać było, że ten ma zamiar toczyć dalszą dyskusję, z upartą, starszą kobietą.

Gdy wyszli już z chaty szamanki i znaleźli się na rynku, blondynka znów odezwała się.

-Co to było?

-To ona zaczęła i nie patrz tak na mnie! –brunet założył ręce i w podobny sposób jak robią to dzieci, puścił chwilowego focha.

-No nie bądź taki! Zobaczymy się później, dobrze? –powiedziała i dała mu całusa w policzek, po którym od razu poprawił mu się humor.

Astrid z zadowoleniem szła przez wioskę, gdy tuż przed nią, nagle pojawił się wysoki blondyn.

-Tero! Wreszcie jesteś. Jak się czujesz? –zapytała, tuż po tym jak uśmiechnęła się na powitanie.

-Nie jest źle. –odwzajemnił uśmiech, ale po jego minie było widać, że coś jest nie tak.

-Dobrze się czujesz? –dopytywała, martwiąc się o przyjaciela.

-Nigdy nie było lepiej! –odpowiedział sarkastycznie. –A tak na poważnie, to nic mi nie jest, ale chciałbym z tobą porozmawiać. Możemy?

-Jasne. –odpowiedziała i razem oddalili się, idąc w stronę twierdzy.


27. Nie polecę![]

Obiecywałam dzisiaj nexta, więc oddaję go w wasze ręce. Przepraszam, że taki krótki, ale Domisia przecież zawsze zajmie się czymś innym i nie napisze tego tak jak ma być. Podkreślam, że jest to tylko część rozdziału i postaram się go dokończyć do wtorku. ;)

Astrid szła z Tero do twierdzy, gdzie w spokoju mieli porozmawiać. Krótka, jednak bardzo wydłużająca się droga minęła bez jakichkolwiek rozmów. Było to dość dziwne, a blondynka zaczęła się przejmować tym, że może mężczyzna ma jej do powiedzenia coś naprawdę poważnego.

Gdy wreszcie dotarli do celu usiedli przy stole i po chwili milczenia, zaczęła się rozmowa, którą (jak często bywa w trakcie rozmów z mężczyznami) musiała rozpocząć Astrid.

-Tero ja zaczynam się naprawdę martwić. Powiesz coś wreszcie? –powiedziała lekko zaniepokojona.

-To nic poważnego. Chciałem jedynie porozmawiać.

-To mów, bo zaraz naprawdę się zdenerwuję! –zagroziła swym nadzwyczaj ostrym w tym dniu toporem.

-Spokojnie. Już tłumaczę. Wysłałem Straszliwca na swoją wyspę, w sprawie przesunięcia ceremonii, przekazania mi władzy.

-Co? Dlaczego??? –Astrid krzyknęła tak, jakby właśnie dowiedziała się, że jednak musi wymieniać konstrukcję swojego domu.

-Wiesz… Nie chciałbym się tłumaczyć ojcu z tego co mi się przydarzyło, gdy po powrocie zobaczy mnie w takim stanie. –powiedział, pokazując na twarz, którą rozkancerował mu Czkawka.

-No cóż. To zrozumiałe. –odpowiedziała blondynka. –Ale mnie jednak dręczy wrażenie, że to nie wszystko. Mam rację?

-Tak masz. Zresztą jak zwykle. –rzucił od niechcenia.

-A więc co jeszcze chcesz mi powiedzieć? –dopytywała, cały czas bojąc się właściwej odpowiedzi mężczyzny.

-Chodzi o to, że nadal nie dałaś mi żadnej odpowiedzi. –powiedział, a blondynka odrobinę się zmieszała.

-Jakiej odpowiedzi? –Astrid była lekko zszokowana, a jej oczy o mało co nie wyskoczyły z orbit.

-Czy mimo przesunięcia ceremonii objęcia władzy, zostaniesz moim honorowym gościem? –dopytywał, mając nadzieję na odpowiedź twierdzącą.

-Ja… ja… -dziewczyna zaczęła się jąkać i nie wiedziała co ma odpowiedzieć przyjacielowi.

Tero wpatrywał się w Astrid, cały czas mając nadzieję, że blondynka się zgodzi. Bardzo mu zależało na tym, by jego przyjaciółka była z nim w tym ważnym dla niego dniu. Wojowniczka natomiast wahała się. Nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Nie miała zamiaru zawieść przyjaciela, ale nie była przyzwyczajona do tak ważnych, publicznych wystąpień i to jeszcze w miejscu gdzie wszyscy są zupełnie obcy, a ich zdania na jej temat mogą być dwuznaczne. Myśli dziewczyny były tak zróżnicowane, jakby właśnie jej się znów oświadczył, z tą tylko różnicą, że tym razem nieźle by oberwał za ponowną próbę.

-Odpowiesz mi? –zapytał znów, gdy blondynka całkiem zaniemówiła.

-Na co ma odpowiadać? –w drzwiach pojawiła się postać i dało się słyszeć męski głos. –To może wy mi teraz odpowiecie? Co?

-Wodzu! Jak miło, że jesteś. –Astrid od razu się odezwała, bo był to jej jedyny moment, by uniknąć odpowiedzi na pytanie Tero.

-Tak. Drogi Stoicku, może ty przekonasz Astrid do twierdzącej odpowiedzi? –powiedział, kciukiem pokazując na dziewczynę, cały czas zwracając się do wodza.

-A czy ktoś może doinformować? Bo ja nie jestem pewien, czy aby na pewno mam ją przekonywać, czy raczej utrzymywać w przekonaniu, że lepiej odmówić.

-Bo widzisz Stoicku, jak chyba już wiesz mam zostać wodzem mojego klanu i proszę Astrid o zostanie mym honorowym gościem na uroczystości. Może powiesz co o tym myślisz?

-To wspaniały pomysł! Astrid! Przecież możesz stać się znana na całym Archipelagu, jako osoba, która przyjaźni się z wodzem klanu Perunów i w dodatku jest wspaniałą wojowniczką, dosiadającą Śmiertnika Zębacza! Kiedy zaczniesz się obracać w jeszcze większym kręgu znanych wodzów, ludzie będą mieli do ciebie respekt na sam dźwięk twego imienia. To niezwykła szansa na stanie się kimś wielkim!

-Ale ja…

-No proszę! Przecież to tylko stanowisko honorowego gościa.

-Dobrze.

-O jo weź musisz się zgodzić! Czekaj, że co? Zgadzasz się? –blondyn pytał z niedowierzeniem, zastanawiając się czy na pewno dobrze zrozumiał.

-Tak. Zgadzam się, ale pod jednym warunkiem. –powiedziała, ale sama nie była pewna tego co mówi.

-Co tylko zechcesz!

-Widzisz? Nie było tak trudno Tero i udało się bez większego problemu. –powiedział Stoick, po chwili milczenia i przyglądania się swym rozmówcom.

-Czkawka leci ze mną. –dokończyła, gdy wreszcie było jej dane.

-U… Czyli jednak będzie problem. –wódz powiedział na wpół do siebie, lekko przy tym wzdychając.

-Przykro mi, ale nie ma takiej opcji! –Tero wydawał się być nieugięty i patrząc na dziewczynę, tłumił w sobie oburzenie, związane z tym warunkiem.

-Albo lecę z Czkawką, albo w ogóle! Wybieraj. –Astrid powiedziała to bardzo stanowczo, dając mężczyźnie do zrozumienia, że nie odpuści.

Blondyn wypuścił powietrze z ust i rękami chwycił głowę, przeczesując swe dość krótkie, stojące włosy zaczesany w jakby irokeza.

-No dobrze… Widzę, że nie mam innego wyjścia, dlatego się zgadzam. –powiedział z widocznym niezadowoleniem.

-Dziękuję. –blondynka uśmiechnęła się i dało się poznać, że jest bardzo zadowolona z tego, że wygrała.


Zapraszam na długo wyczekiwany next. Bardzo przepraszam, że znowu tak krótki, ale jak już wcześniej wspomniałam gdzieś na dole w komentarzu muszę dbać o swoje oceny i nie zawsze jestem w stanie napisać coś dłuższego. A teraz kończę biadolić i wstawiam ten next! :D

-Wow! Czyli jednak nie było aż tak źle. –powiedział do siebie ze zdumieniem Stoick, po czym podszedł do Tero i poklepał go po ramieniu . –W takim razie, kiedy będziemy mieć możliwość odwiedzenia twej słynnej Kalder? –zapytał z uśmiechem.

-Nie mam pewności, bo właśnie w tej sprawie wysłałem na swą wyspę Straszliwca. Mam nadzieję, że ojciec zgodzi się na przesunięcie ceremonii. –dodał, a w jego głosie dało się słyszeć lekki niepokój.

Astrid zamyśliła się na tyle, by w ogóle nie słyszeć rozmowy swych towarzyszy. Nurtowało ją pytanie, czy na pewno dobrze zrobiła zgadzając się na bycie ważnym gościem Tero. Jednak po chwili jej rozmyślanie przeszło na zupełnie inny temat. Jak przekonać Czkawkę by poleciał z nią na wyspę wikinga, którego raczej nie polubił. Obawy nie chciały ustąpić, a myśli coraz bardziej się plątały. Gdy blondynka dyskutowała sama ze sobą, Stoickowi i Tero ewidentnie nie brakowało tematów do rozmów.

-Tero, skoro możemy normalnie porozmawiać, chciałby cię przeprosić za Czkawkę. Sam go nie poznaję i nie wiem co w niego wstąpiło. –zaczął z lekką skruchą Stoick.

-Ależ nic się nie stało. Drobna bójka jeszcze nikomu nie zaszkodziła! –blondyn lekko uśmiechną się, ale w głębi siebie, chciał rozszarpać bruneta, który pokonał go w walce.

-A więc jeśli wszystko jest dobrze, opowiedz mi może trochę o twojej wyspie. Dużo podróżowałem po Archipelagu, ale na Kalder nigdy nie byłem. Muszę przyznać, że nawet o niej nie słyszałem! –słowa wodza brzmiały tak, jakby nie potrafił wyobrazić sobie wyspy innej niż do tej pory widział.

-Długo by opowiadać drogi Stoicku!

-To zacznij już teraz, dopóki nikt mnie nie szuka. Ja bardzo chętnie posłucham! –odpowiedział, odsuwając krzesło i siadając przy ogromnym stole.

-No cóż… Kalder. Mała, ale za to malownicza wyspa, dość daleko na północ od Berk. Cała zielona, bez większych wzniesień, co ułatwia uprawę roli. Przez prawie całą wyspę przepływa ogromna rzeka, która tuż obok wioski zamienia się w jezioro i teraz już jedynie małym strumyczkiem wpada do oceanu. Roślinność jest bardzo podobna do tej na Berk, natomiast nie mam tam już tak wielu gatunków smoków, mimo że są u nas mile widziane i to tylko dzięki wam. Osada zawsze pełna gwaru, jest dość rozciągnięta, jednak panują tam inne obyczaje i tradycje niż u was. Wikingowie jako wojownicy sprawdzają się bardzo dobrze, a nasza broń idzie z postępem i zaczynamy tworzyć coś o czym inni ludzie mogą jedynie pomarzyć. –chciał kontynuować, ale zafascynowany Stoick musiał mu przerwać.

-Jeśli można. Jaką to broń próbujecie wymyślić?

-Chyba mogę się pochwalić, że pracujemy nad kuszą, która przy jednym pociągnięciu za spust rozkłada się i wyrzuca na ofiarę sieć.

-Pff… -wódz prychnął i machnął ręką wiedząc, że zna dużo lepszego wynalazcę.

-Co to ma znaczyć? –Tero lekko oburzył się na gest Stoicka.

-Mój drogi, tyle musisz się jeszcze nauczyć. Takie coś zostało wynalezione już bardzo dawno temu!

-Przez kogo? –dopytywał blondyn, lekko zszokowany słowami wodza Berk.

-Przez Czkawkę młodzieńcze! Mój syn to istny geniusz, który wynalazł już nie jedną rzecz! –powiedział, dając poznać, że jest dumny ze swego syna.

-Ach tak… Przez Czkawkę. –Tero zacisnął pięści, kontrolując wybuch złości związany z zazdrością o młodego bruneta.

-Tak. Czkawka to naprawdę świetny wynalazca. –Astrid wreszcie, po dłuższej nieobecności wtrąciła się do rozmowy.

-Oczywiście, że jestem świetnym wynalazcą! Ktoś ma jakieś wątpliwości? –w drzwiach odezwała się postać, która ewidentnie znów chwilowo schowała skromność do kieszeni.


28. Nie ma mowy...[]

-Właśnie tłumaczyłem Tero, że jesteś świetnym wynalazcą i co do tego nie można mieć wątpliwości. –powiedział Stoick, odrywając się od rozmowy z blondynem.

-Tak. Co do tego nie można mieć wątpliwości… -Tero mruknął do siebie i znów zacisnął zęby, widząc bruneta, który specjalnie wtrącił się do rozmowy.

Czkawka uśmiechnął się lekko, widząc minę Tero, w którym buzowała złość. A dlaczego jeździec był tak zadowolony? Ponieważ właśnie taki efekt chciał osiągnąć odzywając się. To coś niesamowitego, co zazdrość o jednego wikinga, który kręci się za blisko jego ukochanej, może zrobić z ideałem mężczyzny.

-To o czym tak gawędziliście? –chłopak zapytał już teraz normalnym tonem, który nie pokazywał wcześniejszego zadowolenia z siebie.

-O mojej wyspie. Astrid, może powiesz Czkawce o swym pomyśle, który przed chwilą nam przedstawiłaś? –Tero zapytał wiedząc, że dziewczyna i tak będzie musiała z nim pogadać. On jedynie przyspieszył ten proces.

Tero głęboko w duszy miał nadzieję, że jeździec nie zgodzi się na lot wraz z nimi. Chciał wiedzieć na czym stoi i czy ma zacząć świętować brak bruneta na jego ceremonii, czy lepiej od razu zacząć się dołować. Astrid zaraz po jego słowach, popatrzyła na niego zabójczym spojrzeniem z wyrzutem. Ten natomiast niepewnie się uśmiechnął, ale jego mina zmieniła się zaraz po tym, jak blondynka położyła rękę na toporze, tym gestem ewidentnie mu grożąc.

-Astrid? Wyjaśnisz mi to? –wymianę zabójczych spojrzeń, przerwał wreszcie pytający głos.

Wzrok dziewczyny od razu powędrował w stronę jeźdźca, który cały czas oczekiwał odpowiedzi.

-Czkawka słuchaj… Muszę ci coś powiedzieć. Czy możemy się przejść? –powiedziała, wcześniej zmieniwszy głos na taki, który nie będzie mówił „uduszę cię”.

-Mam zacząć się martwić? –padło pytanie pełne niepokoju.

-Nie. No co ty! –Astrid parsknęła i wykonała gest ręką, który miał oznaczać coś w rodzaju „daj spokój”.

Czkawka patrzył na nią podejrzliwie, jednak nic nie powiedział. Wolał poczekać, aż zostaną sam na sam. Kiedy wyszli z twierdzy, Stoick lekko zawieszony, po chwili wrócił jeszcze na moment do rozmowy z młodym Perunem.

-Wiesz… Może mi się wydaje, ale czy oni normalnie ze sobą rozmawiali? –zapytał lekko zszokowany. –Ostatnio gdy ich widziałem, chcieli podgryźć sobie gardła niczym Koszmar Ponocnik staremu wujowi Sonetowi. Ależ był z niego wiking… -wódz nagle zboczył z zaczętego wcześniej tematu.

Tero dziwnie na niego zerknął i jedynie szybko ruszył raz, po raz powiekami.

Yghym… -Stoick odkaszlał lekko i powrócił do sprawy młodych jeźdźców.

-Tak. Zdecydowanie tak było. -powiedział niejasno, wyrwany z lekkiego zawieszenia.

-Dobrze młodzieńcze, że myślimy podobnie. –odpowiedział krótko i wyszedł z twierdzy, wcześniej żegnając się z Tero.

Blondyn też miał już wychodzić, ale nagle stanął jak wryty w ziemię. Coś właśnie do niego dotarło. Zaczął głębokie przemyślenia na temat wcześniej zaistniałej sytuacji.

-Stoick ma rację. Coś tu nie gra. Przecież podobno Astrid jest wściekła na Czkawkę i nie chce go znać. –mówił sam do siebie, drapiąc swój delikatny blond zarost. Na szczęście w twierdzy nikogo nie było, bo pewnie zostałby uznany za wariata.

Gdy już zakończył debatę z samy sobą wyszedł z twierdzy i udał się do Smoczej Akademii, by poczekać na Straszliwca z Kalder, który miał przynieść ważną dla niego wiadomość.

W czasie, kiedy wódz i blondyn kończyli swoją rozmowę, Astrid i Czkawka szli w stronę plaży w towarzystwie Sczerbatka oraz Wichury.

-Jest szansa, że wreszcie powiesz o co chodziło temu pacanowi?

-Ej! On nie jest pacanem… -odpowiedziała, wywracając oczami.

-Skoro tak uważasz… -wzruszył ramionami i znów domagał się wyjaśnień. –To odpowiesz mi na pytanie?

Astrid znów wywróciła oczami.

-No dobrze. Od czego mam zacząć?

-Yyy… Najlepiej chyba od początku. –powiedział, po czym zaczął przygotowywać ognisko na plaży.

-Tero ma zostać wodzem Perunów. –wydusiła z siebie.

-I co w związku z tym? To było, aż takie ważne, że serce o mało co nie wyskoczyło mi z piersi?

-Nie to nie to. Poprosił żebym została jego gościem honorowym.

Czkawka lekko westchnął z dość widocznym niezadowoleniem, jednak chciał słyszeć „historię” do końca.

-Zgodziłaś się? –zapytał, nie odrywając wzroku od dwóch kamieni, które obijał o siebie, by wreszcie dostać iskrę na rozpalenie ognia.

-Tak, ale pod warunkiem, że ty polecisz ze mną… -wydusiła nieśmiało, oczekując reakcji bruneta.

-Że co??? Aj! Do jasnego Thora! –krzyknął z bólu, bo ze zdziwienia, odwrócił wzrok od kamieni i z całej siły uderzył jednym w swoją rękę.

-Nic ci nie jest? –blondynka przysunęła się do chłopaka, by zobaczyć czy nic mu się nie stało.

-Nie. Wszystko dobrze. –powiedział, zagryzając wargę i trzymając się za zaczerwienioną rękę.

-Zaczekaj. Zaraz to opatrzę.

-Nic mi nie jest. Nie potrzebuję opatrywania lekkiego zadrapania. Widzisz? Już jest lepiej. –powiedział, wkładając dłoń do oceanu.

-To jeśli wszystko w porządku, może powiesz co sądzisz o locie na ceremonie?

-Chyba sobie żartujesz! Nigdy w życiu! –odpowiedział, zasiadając obok ogniska, które w końcu rozpaliła Astrid.

-Proszę zrób to dla mnie!

-Astrid… Dobrze wiesz, że jestem w stanie zrobić dla ciebie wszystko, ale nigdy, przenigdy nie polecę na wyspę tego cwaniaka! –zaczął czule, ale to nie przekonało blondynki.

Dziewczyna zrobiła minę zbitego psa i opuściła głowę, wpatrując się jednocześnie w płomienie. Czkawka widząc co narobił, przysunął się do blondynki i przytulił ją.

-To jest dla mnie szansa na stanie się kimś więcej, niż tylko zwykłą Astrid Hofferson. Nie chciałam zawieść przyjaciela, ale jedyną osobą, która mogłaby iść ze mną jako osoba towarzysząca, jesteś ty. Nie mogłabym się pokazać z nim sam na sam na jego wyspie. Przecież jestem zajęta. –powiedziała i uśmiechnęła się do jeźdźca.

-Nie jesteś jakąś tam zwykłą Astrid Hofferson, bo jesteś moją Astrid Hofferson. –odwzajemnił uśmiech. –I co ja mam z tobą zrobić?

-Lecieć z nami i pokazać wszystkim, że jesteśmy razem. Bo chyba mogę tak powiedzieć, prawda?

Brunet lekko zaczerwienił się.

-To chyba oczywiste, że możesz tak powiedzieć. Ale ja nie mam zamiaru lecieć na wyspę tego lalusia!

-Czkawka proszę! Zresztą... Ja i tak cię nie przekonam. –zasmuciła się lekko i chciała wstać od ogniska, ale została chwycona z nadgarstek.

-Dobrze. Polecę. –powiedział wstając z piasku.

-Naprawdę?!? Czkawka dziękuję! –Astrid rzuciła się jeźdźcowi na szyję i dała mu całusa w policzek.

-Będziesz mieć u mnie konkretny dług! -Czkawka zaśmiał się, cały czas patrząc w oczy dziewczyny.

-To jak mam ci się za to odwdzięczyć? –zapytała, wtulając się w bruneta.

-Może zaczniesz od zostania tu ze mną? Mamy piękne, rozgwieżdżone niebo. –znów uśmiechnął się i gestem zaprosił na miękki piasek.

-Bardzo chętnie. –odpowiedziała i wreszcie usiedli razem na wilgotnym piasku.

Astrid położyła głowę na ramieniu jeźdźca, a ten oplutł ją rękami w pasie. Siedzieli tak i wpatrywali się w nadzwyczaj piękne niebo. Rozmawiali, śmiali się. Ewidentnie im tego brakowało. Urzędowali do późnych godzin, jednak w końcu postanowili się rozejść. Brunet odprowadził dziewczynę do domu i jak najszybciej popędził do swojej chaty. Udało mu się ominąć ojca i przedostał się do swego pokoju. Gdy wreszcie dotarł też Szczerbatek, od razu obydwaj zasnęli.

-Czkawka? Gdzie jesteś?

-Już lecę! Nie zostawię cię!

-Czkawka! Pomocy! Już dłużej nie mogę!

-Trzymaj się! Zaraz ci pomogę!

-Czkawka!!! –krzyk był coraz cichszy, tak jakby postać się oddalała.

I w tym momencie Czkawka znów nerwowo się zerwał i próbował złapać oddech.

Nocna Furia zawarczała pytająco i jednocześnie z przejęciem.

-Nie Szczerbek. To nic. To tylko zwykły koszmar. Uderzająco podobny do ostatniego…

Gdy chłopak wreszcie uspokoił się, wziął głęboki oddech i po dłuższej chwili zasnął.


29. Wiec lećmy...[]

Czkawka obudził się wcześnie rano, ponieważ nie mógł spać. Cały czas dręczył go sen, który był na tyle realistyczny, by w niego uwierzyć. Gdy niebo zaczęło się rozjaśniać, chłopak wybrał się na lot wraz z Szczerbatkiem. Dawno nie latali wokół Berk przy tak pięknym wschodzie Słońca. Nawet odkąd wrócili na wyspę, nie było na to czasu. Jeździec chciał znów poczuć się wolnym i nie zwracać uwagi, na otacza czający go świat.

Wraz z Nocną Furią zrobił kilka okrążeń wokół wyspy, budząc przy tym kilkunastu mieszkańców i udał się na Krucze Urwisko. Brunet miał nadzieję, że nikt nie będzie miał zamiaru ich szukać i będą się mogli razem oddać, błogiej, dawno niezaznanej samotności.

W czasie, gdy Czkawka latał bez celu, Astrid obudziła się wraz z całkowitym wschodem słońca i zaczęła wykonywać serię porannych ćwiczeń. Dopisywał jej dobry humor po wczorajszym wieczorze spędzonym z jeźdźcem. Była bardzo szczęśliwa, że chłopak zgodził się na towarzyszenie jej w uroczystości na Kalder. Mimo że nie lubiła rozmawiać o uczuciach, każdy moment spędzony z nim był dla niej czymś wyjątkowym. Gdy tak rozmyślała, usłyszała stukot do drzwi.

-Mogę? –drzwi lekko się uchyliły, a blondynka odruchowo, gwałtownie się odwróciła.

-Tak, jasne. Wchodź. –wskazała ręką by się rozgościła. –Co cię do mnie sprowadza? –zapytała, gdy skończyła się rozciągać.

-To już nie wolno wpaść do przyjaciółki tak bez powodu? –zapytała beztrosko, wzruszając ramionami. -Astrid zmierzyła Heathere przenikliwym spojrzeniem. –Oj no dobra… Masz mnie.

-No to mów, o co chodzi. –blondynka uśmiechnęła się i usiadła obok przyjaciółki na miękkim łóżku.

-Nie. To ty mów.

-Ale… Co ja mam mówić? –zapytała zszokowana.

-No mów, jak tam z twoimi facetami.

-Jakimi moimi facetami? O czym ty mówisz?

-O Thorze… Astrid! Przecież podobno zostałaś poproszona o zostanie honorowym gościem Tero.

-Zostałam.

-I tylko tyle masz mi do powiedzenia? –Heather uniosła jedną brew. –Żadnych bójek między Czkawką i Tero? Ani jednej? Nawet jednej nowinki? –dopytywała.

-Heathera! O Odynie, co ja z tobą mam. –westchnęła.

Astrid po wielu próbach Heathery, postanowiła jej wszystko opowiedzieć. Dobrze wiedziała, że dziewczyna i tak nie odpuści. Blondynka skupiła się głównie na tym, że Czkawka zgodził się na lot na ceremonię Tero, ale fakt o przyjemnym wieczorze na plaży, zostawiła dla siebie.

Przyjaciółki postanowiły kontynuować swoją rozmowę na świeżym powietrzu. Wyszły więc na zewnątrz, gdzie „dopadł” je wysoki blondyn, który szedł właśnie wraz ze Stoickiem i prowadził z nim jakąś, najwyraźniej ważną rozmowę.

-Astrid! –zawołał, gdy tylko ją zobaczył. –To jak? Będziesz moim gościem honorowym? –zapytał z nadzieją w głosie.

-Tak. Zostanę twoim gościem. –uśmiechnęła się lekko.

-Naprawdę? –krzyknął uradowany. –I Czkawka też z nami leci? Tak? –zapytał już z mniejszym entuzjazmem.

Astrid skinęła tylko głową i lekko zmarszczyła czoło. Stoick chcąc rozładować napięcie, wtrącił się do wymiany spojrzeń.

-Astrid widziałaś resztę jeźdźców? –zapytał.

-Dzisiaj jeszcze nie wodzu. Miałyśmy dopiero iść na arenę.

-Rozumiem. skinął lekko głową. –Proszę znajdźcie ich i za godzinę widzimy się w twierdzy. Mam wam coś ważnego do powiedzenia.

-Oczywiście. –odezwała się Heather.

Gdy wódz i Tero mieli już odchodzić, Stoick odwrócił się jeszcze na moment.

-A Czkawkę widziałyście może? –zapytał z nadzieją na odpowiedź twierdzącą.

-Jego też nie. –zaprzeczyła blondynka.

-No cóż. Trudno. –lekko machnął ręką z widocznym zrezygnowaniem i w raz z młodym blondynem, udał się w głąb wioski.

Po chwili Astrid oraz Heathera znalazły się na arenie, gdzie o dziwo zastały wszystkich jeźdźców.

-Mówiłem ci, że ma być trochę niżej! Prawda Astrid? O Astrid… A co ty tu robisz? –zapytał lekko zdezorientowany Mieczyk, odrywając się od ważnej rzeczy, którą właśnie robił z siostrą.

-Mianowicie, co ma być niżej? –zapytała z zaciekawieniem, co też bliźniaki mogą znowu kombinować.

-Nie zaprzątaj sobie tym swojej ślicznej główki. –odpowiedział po chwili, zasłaniając Szpadkę, która ewidentnie chowała coś za plecami.

-Dobra… Mniejsza z tym. Słuchajcie. Za godzinę wszyscy macie być w twierdzy. Stoick ma nam coś do przekazania. I pamiętajcie, wszyscy. Bez żadnych wyjątków. –jej wzrok powędrował na Sączysmarka, który lekko znudzony udawał, że pilnie słucha dziewczyny.

-Czemu patrzysz na mnie? Co? –zapytał, gdy jej ostatnie słowa jakoś go ocudziły.

Astrid uniosła tylko lekko jedną brew i upewniła się, że wiadomość dotarła do wszystkich. Każdy przytaknął i cała grupa opuściła teren Akademii, zostawiając blondynkę samą.

Dziewczyna wykonała kilka treningowych rzutów toporem i gdy wreszcie postanowiła udać się na spotkanie, w szerokim wejściu wylądowała Nocna Furia.

-Dobrze, że jesteś. Chodź. –rzuciła tylko i obojętnie przeszła obok jeźdźca.

-Co za miłe powitanie. –wywrócił oczami. –Tak to się teraz wita chłopaka?

-Ruszaj się i nie narzekaj, bo twój ojciec chce nas widzieć.

-No już idę, idę.

Dziewczyna odwróciła się i zamierzała ruszyć przed siebie, gdy usłyszała za sobą dźwięk, który wydaje mechanizm ogona Szczerbatka, kiedy ktoś na niego wsiada. Momentalnie się odwróciła.

-Czkawka! No wiesz? –tupnęła nogą, by wyrazić swoje oburzenie.

-To nie tak, jak myślisz. –rzucił zakłopotany.

-Naprawdę? –zapytała, zakładając ręce. –Bo ja myślę, że chciałeś udać się na jakiś spontaniczny lot i zostawić mnie samą…

-Oj, no dobra. Chodź. Polecimy. Będzie szybciej. –podał jej rękę, gdy wsiadł na smoka.

Astrid uśmiechnęła się lekko i samodzielnie usiadła na Szczerbatku. Po niedługiej chwili obydwoje znaleźli się pod ogromnymi drzwiami twierdzy, a gdy weszli do środka, na miejscu czekali na nich jeźdźcy, Stoick, Tero i ktoś kogo nie mogło zabraknąć u boku wodza, czyli Pyskacz.

-Jaki miło, że wreszcie dotarliście. Zwłaszcza ty, Czkawka. –powiedział wódz.

-Mi też jest miło, że mogłem tu zawitać. –rzucił beztrosko i oparł się o potężny filar, czekając na rozwinięcie tematu, dla którego został tu „zaproszony”.

-Dowiem się, dlaczego muszę tu teraz siedzieć? -Sączysmark dopytywał wciąż, reszty zebranych, którzy zasiedli przy ogromnym stole.

-Tak Sączysmarku. Wczoraj, późnym wieczorem dotarł do mnie Straszliwiec, z odpowiedzią z Kalder.

-I co w związku z tym? –zapytał Śledzik.

-Mój ojciec z ciężkim sercem zgodził się na przełożenie ceremonii o jedyne dwa dni. Dlatego też myślę, że najlepiej będzie wyruszyć jutro około południa, ponieważ droga na Kalder jest dość długa, a wy musicie się przecież rozgościć na mojej wyspie.

-Słyszeliście Tero? Jutro wyruszamy. Macie być wypoczęci i spakowani do drogi. –powiedział Stoick, a wszyscy zebrani podnieśli się od stołu i większość z nich wyszła.

Czkawka też chciał wyjść, ale zatrzymał go ojciec.

-Mam nadzieję, że polecisz bez żadnych sprzeciwów. W końcu ty też reprezentujesz Berk, jako mój syn. Jasne? –zapytał, lekko ostrzegając głosem syna.

-Oczywiście. Aż nie mogę się doczekać odwiedzenia wyspy jaśnie pana Tero. –powiedział ironicznie i ukłonił się sarkastycznie, by zdenerwować blondyna, po czym obrócił się na pięcie, robiąc charakterystyczny wymach ręką i udając się do wyjścia.

Tero ewidentnie miał ochotę się odgryźć, ale wiedział, że może zrazić tym do siebie wodza Berk. Wolał nie ryzykować i w głębi duszy miał nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie miał okazję dogryźć brunetowi.

Next raczej nie powala długością, ale jeszcze w weekend chciałabym dodać choć połowę następnego rozdziału. :)


30. Dusza smoka i piękna wojowniczka...[]

Jeśli któryś z moich wspaniałych czytelników, którzy nagle postanowili zamilknąć, nie widział, to wcześniej został dodany jeszcze jeden rozdział. :)

Następnego dnia wszyscy mieli wyruszyć na Kalder, a chwilową władze na Berk, Stoick pozostawił Pyskaczowi. Nikogo to raczej nie zdziwiło, bo na pewno był lepszym kandydatem niż Sączyślin lub nie daj Thorze Swen. Wódz wiedział, że Gbur go nie zawiedzie, bo już niejednokrotnie wyspa zostawała pod jego okiem, gdy Stoick wyruszał na krótkie wyprawy na swym Gruchotniku, którego po wielkich trudach i wzmaganiach, udało mu się oswoić w Akademii i teraz stali się nierozłączni.

Od rana Czkawka nie tryskał wielkim entuzjazmem, ale wiedział, że robi to tylko i wyłącznie dla Astrid. Nie miał zamiaru jej zawieźć. Osobiście wolał się nie odzywać i po prostu jakoś przeczekać te kilka dni.

-Wszyscy gotowi? –zapytał Stoick, gdy doszedł do pakujących się jeźdźców.

-Tak. To znaczy prawie. –sprostowała Heathera, gdy zobaczyła, że bliźniaki są w zupełnej rozsypce.

-Czy wy jełopy, nie zrozumieliście, że mamy wziąć tylko kilka najpotrzebniejszych rzeczy? –krzyknął na nich Sączysmark.

-Drogi przyjacielu wypraszam to sobie! Mój wypchany jak jest mi bardzo potrzebny, bo przecież bez niego nie zasnę. –założył ręce i odwrócił wzrok w drugą stronę.

Sączysmark chwycił się za głowę i pokiwał nią na boki.

-Czkawka ty to widzisz? –powiedział ze zrezygnowanym spojrzeniem i wskazał ręką na Thorstonów.

-Słuchajcie, Smark ma rację. Jak zostaje. Rozumiemy się? –powiedział bardzo stanowczo.

-I ty Czkawko Haddocku przeciwko nam? Jak możesz? –krzyknął zdumiony Mieczyk, chwytając się za serce.

-Przykro mi. Jeśli wolicie żeby Perunowie wzięli to za dar i wam go odebrali, to droga wolna. –wzruszył ramionami.

Bliźniaki popatrzyły na siebie i jeszcze raz na Czkawkę, a następnie jednogłośnie stwierdzili, że wypchane zwierze zostaje na Berk.

-Okey. My jesteśmy gotowi. Am… A gdzie Astrid? –zapytał lekko zaniepokojony brunet.

-Już idę. Moment. -Astrid szła waśnie z Wichurą i jedną torbą przewieszoną przez ramie.

-To co? Lecimy? –zapytał Czkawka.

-Czkawka… Jak polecimy, skoro nawet nie wiemy gdzie jest Kalder i Tero musi być naszym przewodnikiem? –odpowiedział mu Stoick.

-Bez niego też trafimy. –mruknął tylko do siebie.

-Czy możemy ruszać? –zapytał blondyn, który wyłonił się z zejścia do portu, wraz z jednym człowiekiem z załogi.

-Oczywiście. –odpowiedział Stoick.

Wódz ruszył za Perunem i razem weszli na pokład ogromnego, białego statku. Mimo że Kalder była zaprzyjaźniona ze smokami, to nikt na nich nie latał. Nie umieli ich oswajać, bo przecież na świecie był tylko jeden człowiek, któremu szło to bez większego problemu, a bez nich też dawali sobie jakoś rade. Stoickowi bardzo spodobał się okręt blondyna, dlatego też postanowił dotrzymać mu na nim towarzystwa.

Jeźdźcy, którzy preferowali wykwintniejszy sposób lokomocji, zostali na smokach i po chwili wszyscy wzbili się w powietrze. Dzięki sprzyjającym wiatrom, statek też szybko odbił od portu i w dość szybkim tempie przesuwał się po tafli wody.

Mimo pięknych widoków, Czkawka po dłuższej chwili znudził się powolnym tempem i założył na głowę swój Chełm z maską, co nie umknęło uwadze Astrid.

-Co ty robisz?

Jeździec nie odpowiedział, tylko wzbił się ponad chmury. Gdy zaraz za nim pojawiła się blondynka, ten szybko znów obniżył lot i pojawił się obok Śledzika, a następnie niepostrzeżenie obok bliźniaków. Astrid goniła jeźdźca, a później reszta towarzystwa zainteresowana akrobacjami przyjaciół, podłapała „zabawę”. Mimo że ruch skrzydeł smoków wydawał okropny huk, to i tak dało się słyszeć śmiechy i zadowolone krzyki przyjaciół.

Smoki wyrzucały pociski, których jeźdźcy nawzajem unikali. Oczywiście Czkawce szło najlepiej, ale też wpadł w chmurę gazu Zamokogłowego. Nie było jednak z nim aż tak źle, jak ze Sączysmarkiem, który wpadł w taką chmurę, a bliźniaki akurat w tym momencie ją podpaliły. Można sobie wyobrazić jak wyglądał po spotkaniu z takim wybuchem.

Gdy wreszcie trochę się uspokoili, Czkawka podniósł swoją maskę i zabezpieczając ogon Szczerbatka, położył się na jego grzbiecie. Reszta jeźdźców poszła jego śladem i teraz cała grupa szybowała w taki sposób. Po dłuższym czasie szyk nie był już tak jednolity, a brunet raz podnosił się, by sprawdzić gdzie się znajdują, a później znowu układał się wygodnie.

Kiedy jeźdźcy rozpryśli się w różnych kierunkach, Astrid podleciała bardzo blisko Czkawki, chcąc z nim porozmawiać.

-Jeszcze raz dziękuję, że zgodziłeś się polecieć.

-Dla ciebie wszystko. –odpowiedział i uśmiechnął się, po czym normalnie usiadł na grzbiecie przyjaciela.

-Słuchaj… Mam do ciebie jedno pytanie, które cały czas mnie nurtuje, a mieliśmy o tym porozmawiać, innym razem, gdy będziemy sami. –zaczęła nieśmiało.

-O co chodzi? –zapytał lekko zdziwiony, dziwnie na nią patrząc.

-O to, co robiłeś, gdy nie było cię na Berk. –powiedziała wprost, po chwili wahania się.

-O raju… -westchnął ciężko i ściągnął swój hełm. –No dobrze. To, co dokładnie chcesz wiedzieć?

-Najlepiej wszystko. –uśmiechnęła się lekko i podleciała jeszcze bliżej jeźdźca.

-No to w takim razie, zacznijmy od początku. –uśmiechnął się niepewnie. –Kiedy walczyliśmy z Czerwoną Śmiercią, mieliśmy zadać ostateczny cios. Szło nam całkiem dobrze i trafiliśmy, ale nie byliśmy na tyle zwrotni i oberwaliśmy jej ogromnym ogonem. Prawie udało nam się wymanewrować, ale wpadliśmy do oceanu i wtedy urwał mi się film…

-I co było dalej? –dopytywała blondynka.

-I wtedy… -chciał odpowiedzieć, ale nie było mu dane.

-Ej, wy tam! Patrzcie! Widać Kalder! –Tero zaczął krzyczeć i wymachiwać rękami, by zwrócić uwagę jeźdźców, rozproszonych wysoko nad statkiem.

Wzrok wszystkich jeźdźców momentalnie powędrował na Tero, a następnie na nieodległy już tak horyzont. Widać było małą wyspę, jak z opisu blondyna.

-Lećcie! My dotrzemy do portu za jakieś 10 minut! –krzyknął Perun.

-Słyszeliście? Czas odpocząć! –Czkawka wydał polecenie i wszyscy razem pędzili teraz jak na złamanie karku.

Jeźdźcy wzbudzili niezwykłą sensację, pojawiając się w obrębie Kalder. Wszyscy, którzy akurat byli w wiosce, natychmiast zostawili wszystko, co robili i pobiegli na brzeg, by zobaczyć, co zbliża się do ich wyspy.

Na samym początku wylądował Czkawka, a zaraz po nim reszta jeźdźców. Wszyscy patrzyli na młodych wandali, jak na ludzi z innego wymiaru. Nigdy nie było im dane zobaczyć wikingów dosiadających smoków, jednak jeszcze bardziej zszokował ich widok Nocnej Furii. Czkawka zszedł ze Szczerbatka i poczuł się nieswojo, gdy wszystkie oczy dziwnie na niego patrzyły.

Po chwili przez tłum przedarł się mężczyzna, o blond włosach, które były zaplecione w krótki warkocz. Posturom przypominał Stoicka i nosił czarną pelerynę ze skóry jaka.

-Jestem Epikur Waleczny. Co sprowadza was na moją wyspę, przybysze? –odezwał się stanowczo i groźnie.

-Nazywam się Czkawka Haddock. Przylecieliśmy tu, zaproszeni przez twego syna. –wskazał ręką na ocean, gdzie dało się zauważyć, że do portu przybija już statek.

Mężczyzna popatrzył na nich dziwnie, ale po chwili znów się odezwał.

-Goście mojego syna, są moimi gośćmi. –uśmiechnął się lekko, wyciągając ręce, by mocno uściskać dłoń bruneta. –A teraz pozwolicie, że zaproszę was do naszego portu. –wskazał ręką kierunek.

Cała grupa z wodzem Kalder na czele, szła do portu, oddalonego tylko kawałek od centrum woski. Gdy dotarli, Tero oraz Stoick właśnie wysiadali z okrętu.

-Tero! Jak dobrze, że wreszcie dotarłeś! –uściskał syna na powitanie. –Na Thora, czy ty znowu się z kimś biłeś? –zapytał, gdy zwrócił uwagę na gojące się już rany, po przygodzie z Czkawką.

-To długa historia… Opowiem ci innym razem, a na razie chciałbym ci przedstawić tych, po których płynąłem taki kawał drogi.

Wzrok młodego wikinga powędrował na wodza Berk oraz na jeźdźców. Formalność została spełniona, gdy wodzowie przywitali się i zaczęli łapać ze sobą kontakt.

-A to Epikurze, mój syna i jednocześnie chluba Berk. –Stoick przysunął do siebie Czkawkę.

-Ach… Niepozorny młodzieniec, który ewidentnie ma duszę smoka. –powiedział, gdy jeszcze raz spojrzał na chłopaka, który chwilę temu mu się przedstawiał.

Perun zdawał się być zafascynowany młodym jeźdźcem i stojącym obok niego Szczerbatkiem. Z podziwu wyrwał go jednak syn, który specjalnie zakaszlał, by zwrócić jego uwagę.

-A to ojcze, jest mój honorowy gość. Astrid Hofferson. –wskazał ręką, na stającą obok blondynkę.

-Miło mi. –delikatnie skinęła głową, na znak szacunku i nie wyrażała żadnych, zbędnych emocji.

-Wyglądasz na wojowniczkę, moja droga. Topór cię zdradza. –powiedział, dziwnie spokojnym tonem i zaczął się przyglądać dziewczynie.

-Wcale się z tym nie kryję. –odpowiedziała, sięgając po swoją broń i wysoko ją trzymając.

-Ach… Piękna i w dodatku idealna wojowniczka. Mogłaby zostać twoją żoną. –zwrócił się do Tero, zmieniając głos na bardziej normalny, którym przedtem rozmawiał ze Stoickiem.

-E e. –Czkawka zaprzeczył i pokiwał na boki głową. -Nic z tego. Przykro mi. Zajęta. –uśmiechnął się, zadowolony z siebie, stając obok Astrid. –dziewczyna posłała mu lekki uśmiech.

-Rozumiem. Raczej bym się zdziwił, gdyby tak piękna dziewczyna nikogo nie miała. –powiedział z niewyraźną miną.

Epikur zdawał się być zawiedziony tym, że Tero raczej nie ma szans na zostanie mężem pięknej blondynki, jednak chwilowo, gdy reszta jeźdźców została mu przedstawiona, miał na głowie, przygotowania do ceremonii przejęcia władzy przez Tero, dlatego też oddalił się, zostawiając gości wraz z synem.

-Rozgo… -nie mógł dokończyć, ponieważ Sączysmark i bliźniaki odwrócili jego uwagę, pędząc przed siebie jak oszalali. –No dobrze, skoro wy chociaż mnie słuchacie, to rozgośćcie się. Wasze chaty znajdują się zaraz obok świątyni. –uśmiechnął się lekko i ruszył wraz ze Stoickiem do swojego ojca.

-Czkawka mogę? –pytał podekscytowany Śledzik, który widział mały kamieniołom po drugiej stronie wyspy.

-No jasne. Skoro reszta nawet n… -nie dokończył, ponieważ blondyna już nie było. –brunet i Astrid zaczęli się śmiać. Heathera natomiast zostawiła parę i sama poszła poszukać czegoś do zajęcia wolnego czasu. –To co? Mimo że zaraz zacznie robić się ciemno, wybierzemy się na spacer?

-A nie lepiej byłoby polecieć? -zapytała blondynka.

-Ja tam wolę się przejść. –uśmiechnął się lekko i nagle coś zwróciło jego uwagę.

-Coś się stało? –zapytała lekko zaniepokojona Astrid.

-Nie. Chyba nie. –odpowiedział i nachylił się do Szczerbatka, nie spuszczając wzroku z punktu, który go zaniepokoił. –Mały nie rozdzielamy się. Jasne? Coś mi tu nie gra. –szepnął mu do ucha, a ten przytaknął łbem. –To jak? Idziemy? –zapytał, znów normalnie zwracając się do dziewczyny.

Kiedy szli przez wioskę cały czas ktoś się do nich uśmiechał, albo pytał, czy może pogłaskać Szczerbatka. Smok miał już dość takich nadmiernych pieszczot zwłaszcza, gdy małe dzieci ciągły go za uszy, natomiast jego pana, to bardzo śmieszyło. Wyspa naprawdę była piękna, a ludzie przesympatyczni. Jednak coś nadal nie dawało spokoju Czkawce, który czuł się obserwowany i nie chodziło tu o wzrok tutejszych mieszkańców. Mimo to, brunet nie niepokoił Astrid, tylko o półmroku odprowadził ją do chaty i sam udał się do swojej.

Jednak w drodze do tymczasowej chaty, zobaczył postać, która kogoś mu przypominała. Chciał podejść, ale ta zniknęła. Udał się za nią na Szczerbatku, ale mimo tego, że był szybszy, zgubił ją. W jego głowie pojawiło się wiele pytań, bo osoba którą widział, była bardzo podobna do tej, która śniła mu się w koszmarach…


31. I jak się nie denerwować?[]

Następny dzień, mimo że na obcej wyspie dla jeźdźców zaczął się dość pracowicie. Każdy chciał pomóc w organizacji uroczystości, by nie marnować czasu. Nawet Astrid miała taki zamiar, ale z tym było raczej ciężko. Jako honorowy gość przyszłego wodza, musiała zostać odpowiednio przygotowana. I właśnie podczas czekania na właściwe do tego osoby, Czkawka zastał ją i Heathere.

-Widzę, że nie próżnujecie. –zaśmiał się brunet, lekko ziewając.

-Bardzo śmieszne. –blondynka uderzyła go w ramię. –Wszystko dobrze? –zapytała, gdy chłopak znów zaczął mrużyć oczy i lekko ziewać.

-Tak. Miałem tylko ciężką noc. –uśmiechnął się lekko, drapiąc się po tyle głowy.

-Ach tak… Ciężką noc… -Heathera specjalnie wywróciła oczami.

Czkawka nawet nie skomentował dogryzki Heather, tylko zostawił przyjaciółki i sam poszedł do ojca, który właśnie prowadził wymianę zdań z jeszcze obecnym wodzem Kalder.

-Mogę pomóc? –zapytał, gdy zobaczył, że Epikur w ogóle nie radzi sobie z liną od żyrandola.

-Proszę. Spróbuj, ale nie sądzę żeby ci się to… -Perun zszokowany przerwał wypowiedź, kiedy Czkawka wykonał jeden ruch i bez problemu naprawił korbę, do której zaczepiona była lina. –No cóż… Nie przypuszczałbym, że jesteś tak zdolny. –przyznał.

-To nic wielkiego. –odpowiedział skromnie.

-Nic wielkiego? Gdybyś widział, co stworzył na wyspie i jaką broń zrobił dla siebie! –powiedział Stoick, chcąc pochwalić się zdolnościami syna.

-W takim razie, może mógłbyś mi kiedyś przedstawić swoje projekty i gotowe dzieła? –zapytał, z uśmiechem zwracając się do bruneta.

-Kiedyś może i tak… –odpowiedział i odwrócił lekko wzrok, nie chcąc przytakiwać mężczyźnie. –Czy mógłbym jeszcze w czymś pomóc? –zmienił temat.

-Jest jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, ale najpierw mógłbyś zająć się tymi tam? –zapytał, wskazując ręką na kłócących się Śledzika i Sączysmarka.

-Jasne. Już idę.

W czasie, gdy Czkawka uspokajał kłócących się przyjaciół, Heathera towarzyszyła Astrid podczas przymierzania uroczystej kreacji, przygotowanej specjalnie dla niej.

-Czy to naprawdę jest konieczne? –blondynka nie mogąc już prawie oddychać, zapytała krawcowej, która właśnie bardzo mocno zacisnęła jej gorset.

-Przykro mi. Kreacja została zatwierdzona przez szanownego Tero, a jego decyzji nie wolno mi podważać. –odpowiedziała, odrywając się na chwilę od poprawek.

-Dobrze. W takim razie, sama muszę się tym zająć. –na słowa dziewczyny, Heathera uśmiechnęła się, a kobieta stanęła w bezruchu i niepewnie popatrzyła na Astrid.

Blondynka szybkim ruchem rozerwała sukienkę, zrzuciła futro, ściągnęła gorset i nałożyła swoje karwasze oraz naramienniki.

-Co panienka wyprawia?!? –zaczęła wykrzykiwać krawcowa, łapiąc się przy tym za głowę.

-Nie jestem żadną panienką! –odpowiedziała stanowczo i razem z Heather wykonały swoje uderzenie o karwasze.

Kobieta powołana do przygotowania Astrid do ceremonii, zupełnie się załamała. Nie miała argumentów i nie była wstanie powstrzymać dziewczyny przed jej nagłymi zachowaniami. Musiała jednak dojść do jakiegoś porozumienia, co było raczej rzeczą trudną, bo wiadomo, że blondynka nie dawała się ubrać w eleganckie kreacje…

-W takim razie, co ja mam z pa… znaczy z tobą zrobić? –zapytała z widocznym zrezygnowaniem.

-Najlepiej nie rób nic i pozwól mi na własne ubranie. –blondynka uśmiechnęła się lekko i założyła ręce.

-Myślę, że to będzie dobre wyjście. –potwierdziła Heathera. –Raczej nie chce się pani przekonać, do czego jest zdolna Astrid Hofferson. –na twarzy dziewczyny pojawił się szyderczy uśmiech, a kobieta powoli przełknęła ślinę.

-Nie. Zdecydowanie nie chcę się przekonać, ale nie mogę pozwolić na taką samowolkę. To ja tu rządzę jasne? –odparła groźnie i stanowczo, a przyjaciółki zmierzyły ją jedynie wzrokiem.

Dzień mijał jeźdźcom na różnych błahostkach, uganianiu się za smokami (to dotyczyło chyba jedynie bliźniaków), pomaganiu w przygotowaniach, negocjacjach z jak się później okazało bardzo wredną i przerażającą krawcową oraz na unikaniu wroga i jednocześnie osoby, która była teraz oczkiem w głowie Perunów -Tero. Jak się można domyślić, to ostatnie próbował osiągnąć Czkawka, który zaczął pozytywnie myśleć o wieczorze na Kalder, gdy tylko nie widział blondyna.

Robiło się już ciemno, gdy brunet wychodził ze świątyni, w której pomagał naprawiać jeszcze kilka mechanizmów. Śmiał się w duchu, gdy widział miny mieszkańców, którzy ze zdziwieniem obserwowali jego szybkie ruchy, bez przeszkód naprawiające każdy, nawet najtrudniejszy w obsłudze sprzęt. Kiedy zamknął już ogromne drzwi i obok niego pojawił się Sczerbatek, nagle tuż obok jego ucha coś przeleciało. Niepewnie zrobił jeszcze jeden krok, cały czas rozglądając się dookoła. Wtedy nic się nie zdarzyło, ale przy następnym ruchu, przed jego twarzą pojawiła się strzała, którą w ostatniej chwili zestrzeliła Nocna Furia.

-Łoł… Było blisko! –chwycił się za klatkę piersiową, próbując złapać oddech. Szczerbatek popatrzył na niego z przejęciem, gdy skończył warczeć na okolicę, z której wyleciał pocisk. –Dziękuję mordko. –powiedział, głaszcząc smoka po głowie. –To co? Zerkniemy kto próbuje się mnie pozbyć? –zapytał z zadowoleniem, chcąc odegrać się na żartownisiu.

Mimo że Czkawka szybko znalazł się na siodle i w ułamku sekundy wystartowali razem ze Szczerbatkiem, to nic, ani nikogo nie znaleźli. Strzała wyleciała jakby z nikąd, a brunet miał dziwne przeczucia, które mogły okazać się prawdą. Mimo to udał się do tymczasowej chaty, by szybko się trochę „ogarnąć” i dotrzymać towarzystwa ukochanej księżniczce.

Kiedy chłopak dotarł wreszcie na miejsce, w sali znajdowała się już większość wioski. Panował w niej niezwykły gwar i jednocześnie nadzwyczajny spokój. Perunowie dobrze wychowani, przesadzali bowiem z alkoholem dopiero po najważniejszych ceremoniach.

Sala świątyni była ogromna. Na oko można stwierdzić, że chyba nawet większa od sali w twierdzy na Berk. Z sufitu zwisał dużych gabarytów żyrandol. Przy ścianach ustawione były stoły i krzesła, a na samym środku zostawiony był plac na zabawę i taniec. Przy krótszej ścianie, znajdującej się naprzeciw ogromnego wejścia, stał dość dużych rozmiarów podest, na którym miało nastąpić przekazanie władzy nowemu wodzowi.

Epikur i Stoick rozmawiali właśnie o zawarciu jakiegoś porozumienia między wyspami, a Czkawka wyczekiwał Astrid, która miała za niedługo się pojawić. W tej dłużącej się chwili postanowili towarzyszyć mu przyjaciele oraz Heather, która też dołączyła do jeźdźców. Brunet bardzo zdziwiony, tym jak wyglądają młodzi Wandale, przyglądał się ich odświętnym strojom. Nie przypuszczał, że będą w stanie potraktować ceremonię aż tak poważnie. On sam też nie wyglądał jak byle wiking, bo ojciec kazał założyć mu cienką pelerynę z wełny czarnej owcy. Dlatego teraz miał na sobie swój wyczyszczony na błysk kombinezon i narzuconą na jedno ramie pelerynę.

Jeździec zamyślił się na chwilę i nagle rozwarły się drzwi świątyni, a w nich stanęła jasnowłosa Astrid, która olśniewała widokiem. Chłopaka dosłownie zamurowało. Przez nieuwagę, z zachwytu otworzył usta i stał tak przez moment, obserwując powoli kroczącą dziewczynę. Gdy tylko brunet się otrząsnął, podszedł do blondynki i za zgodą, wziął ją pod rękę. Teraz razem szli przez środek, wypełnionej po brzegi sali.

-Pięknie wyglądasz. –szepnął jej do ucha, uśmiechając się szczerze.

-Masz szczęście, że jesteś tym, kim jesteś, bo już byś gryzł tą zimną posadzkę. –odpowiedziała, bez nawet grama uśmiechu i z bardzo złym humorem.

-Dobra. Rozumiem. Mam nie komentować tego, jak pęknie wyglądasz i jak do twarzy ci w futrze. –dodał z powagą na twarzy, nie odwracając głowy w jej stronę.

-No przepraszam. Dobrze wiesz, że nienawidzę robić z siebie paniusi i nie cierpię jakichkolwiek ubrań balowych. –odpowiedziała z lekką skruchą.

-Ale muszę ci jeszcze raz przyznać, że wyglądasz oszałamiająco. –powiedział, gdy już stanęli obok Epkura i Stoicka, którzy dyskutowali w miejscu najbliższym ceremonii przekazania władzy.

-Dziękuję. –po raz pierwszy się uśmiechnęła. –Miałam wyglądać inaczej, ale udało mi się co nieco wynegocjować z krawcową. Ty wiedziałeś, że ta niepozorna kobieta ma pazury? I to dosłownie! Patrz. –wskazała najpierw na kobietę, a później na świeże zadrapania. Brunet zaczął się śmiać. –To nie jest śmieszne. Ona mnie podrapała!

-No dobrze. Spokojnie. –zaśmiał się jeszcze raz i pocałował ją w rękę, robiąc przy tym lekki ukłon.

Astrid wyglądała naprawdę pięknie, mimo że zmieniła odświętny strój na bardziej w sowim stylu. Pierwotnie miała długą suknię z lekkimi zdobieniami w tali, z pod której nie było widać butów, karwasze i ochraniacze miały iść w kąt, a po ziemi ciągnąć się miało długie, szare futro. Ostatecznie, po wielu kłótniach, negocjacjach (a może i szarpaninach), blondynka nie założyła sukienki, tylko została przy swej spódniczce i czerwonej bluzce, ubrane miała karwasze, bo na ochraniacze krawcowa się nie zgodziła, buty były do kolan na lekkim podwyższeniu, a futro zostało drastycznie skrócone i ledwo dotykało ziemi.

Zabawa nie mogła zacząć się przed przekazaniem władzy, a oczekiwanie na Tero zaczynało się już dłużyć. Kiedy Epikur chciał wyruszyć na poszukiwania syna, było już całkiem ciemno i w chwili, gdy zapalony został ostatni świecznik, po raz kolejny otworzyły się drzwi świątyni. W wejściu stanęła postać z wysoko uniesioną głową, mieczem przypiętym do pasa i czarną, grubą peleryną.

Blondyn ruszył do przodu i gdy wreszcie dotarł do Astrid, pocałował ją w rękę. Ta nawet nie zdążyła zareagować, a Czkawka mocno zacisnął pięści. Nie dał się jednak ponieść emocjom i pozwolił dojść blondynowi do ojca i miejscowego szamana.

Ceremonia nie ciągła się zbyt długo, a ostatecznie stary mężczyzna namalował na czole Tero znak Perunów, czyli po prostu dwie błyskawice, a Epikur wyściskał syna i oficjalnie przekazał tytuł wodza blondynowi. Niby nic ciekawego się nie działo, ale jeździec miał dziwne wrażenie, że ktoś ciągle go obserwuje i szybkim tempem przemieszcza się pomiędzy ludźmi na sali.

Gdy tero wreszcie stanął na dwie nogi, zaczęły się wiwaty i głośne okrzyki na cześć nowego wodza. Ten jednak nie miał zamiaru odpowiadać, tylko bezczelnie uprzedził Czkawkę i szybko porwał Astrid do pierwszej pary.

-Przepraszam. –wyszeptała do bruneta, odwracając się do niego przodem, z cały czas wyciągniętą ręką w jego stronę.

-Agh… -mruknął do siebie w złości i zacisnął zęby.

-Nie martw się. Przecież wiesz, że oni są tylko przyjaciółmi. –Heathera położyła chłopakowi rękę na ramieniu, próbując go pocieszyć, mimo że nie znała go na tyle długo, by być z nim w stosunkach przyjacielskich.

Czkawka nie odpowiedział nic dziewczynie, tylko postanowił wyjść ze świątyni i odrobinę się przewietrzyć. Wyszedł sam, bo Szczerbatka nie było na uroczystości. Smoki miały w tym momencie własną ucztę na arenie Perunów, a brunetowi zależało raczej na chwilowej samotności. Nie wyszło mu to jednak na dobre. Poprawiając włosy gestem lekkiego zrezygnowania, delikatnie westchnął i nagle ktoś zatkał mu usta i szybkim ruchem pociągnął go gdzieś za kołnierz tak, że nie miał możliwości wybronienia się…

Przepraszam, że next taki krótki, ale... No tak. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. XD Mam nadzieję, że jeszcze jutro uda mi się dodać choćby część następnego rozdziału.


32. Worek tajemnic[]

Czkawka na darmo próbował wyrwać się z uścisku. Osoba tłamsiła każdy jego ruch, który miał być kontratakiem na obezwładnienie. Był ciągnięty za kołnierz, co nie ułatwiało mu wcale bronienia się, a próba odsłonięcia ust, też nie skutkowała pozytywnie. Całą drogę brunet szarpał się, wiercił i próbował nawet obracać, ale na marne. Osoba była na tyle dobrym wojownikiem, by odeprzeć „ataki” jeźdźca.

I wreszcie, gdy miał już chyba ostatnią szansę na wyrwanie się z uścisku, nachylił się mocno do przodu i podniósł na plecach, o dziwo lekkiego porywacza. Udało mu się zrzucić postać na ziemię, ale ta nie dawała za wygraną i podcięła chłopakowi nogi. Po chwili obydwoje znajdowali się na ziemi i zaczęła się niezwykle wyrównana, drobna szarpanina.

Tymczasem Astrid zakończyła taniec z Tero i miała chwile żeby odpocząć, więc udała się do Szpadki i Heathery. Dziewczyny stały same, ponieważ reszta jeźdźców zaczęła ostro balować…

-I jak tam się tańczyło? –Heather z szyderczym uśmiechem, jako pierwsza odezwała się do blondynki.

-Nie żartuj sobie… Dobrze wiesz, że takie rzeczy jak taniec dobrze mi nie wychodzą. –odpowiedziała z poirytowaniem.

-Nie wychodzą ci dobrze? Szalałaś tam jak Frigga na weselu z Odynem! –krzyknęła Szpadka.

Przyjaciółki popatrzyły na dziewczynę, jak na jakąś szaloną kobietę.

-No co? Mówię prawdę… Heathera, no przecież ty też to widziałaś! –blondynka nie dawała za wygraną, a Heather nie wiedzieć czemu odwróciła wzrok.

-Mniejsza z tym. Widziałyście Czkawkę? –zapytała.

-Ostatni raz, kiedy wychodził z twierdzy, po tym jak Tero porwał cię do tańca. –Heather odpowiedziała po chwili zamyślenia.

-Wspaniale… -Astrid mruknęła do siebie i udała się w stronę drzwi.

-A tej co jest? –Szpadka znów zwróciła się do Heather, na co dziewczyna wzruszyła tylko ramionami.

Astrid miała już chwycić za ogromną klamkę od drzwi, gdy ktoś lekko szturchnął ją w ramię.

-Czy mogę cię poprosić? Chciałbym cię komuś przedstawić. –blondyn wyciągnął rękę w stronę Astrid.

-Ja… -dziewczyna nie do końca wiedziała co ma odpowiedzieć, kiedy za mężczyzną pojawiło się kilku wikingów, wyglądających na jakieś ważne osobistości. Ostatecznie jednak się zgodziła i znów udała się z blondynem, kątem oka zerkając ze zrezygnowaniem na drzwi, przez które miała wyjść by poszukać Czkawki.

Brunet natomiast nadal próbował sobie poradzić z natrętnym „porywaczem”. Nie było ta łatwe zadanie, jednak obyło się bez rękoczynów.

-Czemy ty zawsze musisz się tak dobrze bronić? –krzyknęła postać, która właśnie leżała przytwierdzona do podłoża.

-Żarty sobie stroisz? Ty próbujesz mnie porwać, więc jak mam się nie bronić? –pytał, próbując utrzymać jej ręce w jednym miejscu.

-Ty idioto! Nikt cię nie porywa. Przecież to ja!

Jeździec nagle się uspokoił i przytrzymując postać za ramiona, przyglądał się jej bardzo dokładnie. Gdy tyko ściągnęła z twarzy chustę, nagle zdał sobie sprawę, że dobrze ją zna, więc momentalnie ją przytulił.

-Jak dobrze, że nic ci nie jest! –krzyknął uradowany, nie poluzowując uścisku.

-Czkawka… Puść, bo dusisz… -wydukała, a gdy brunet wreszcie posłuchał, dodała. –A czemu miałoby mi coś być?

-Wiesz… Długa historia. Miałem zbyt prawdziwe sny i bałem się o ciebie. –odpowiedział z lekkim zakłopotaniem, drapiąc się w tył głowy. –Ale nie to jest teraz ważne. Co ty tu robisz? –zapytał, podając postaci rękę, by pomóc jej wstać z zimnej i wilgotnej ziemi.

-Pilnuję cię.

-Pilnujesz mnie? –zapytał ze zdziwieniem.

-Tak ciebie. Jeszcze nie zauważyłeś, że ktoś na ciebie poluje?

-Owszem, zauważyłem. Ale co się takiego stało, że znalazłaś mnie na drugim końcu Archipelagu?

-Bo on cie znalazł. Wie, że to ty jesteś jeźdźcem, a te wszystkie strzały i osoby chodzące za tobą krok, w krok, to ostrzeżenie, a może i coś więcej…

Imię wrogiej osoby nie zostało wymienione, ale sama myśl na jej temat, wzbudziła w Czkawce niepokój i lekką trwogę. Dobrze wiedział o kogo chodzi i, że może ona zagrażać jego najbliższym, przez jego własną głupotę. Nie był na tyle ostrożny, by zachować w tajemnicy tożsamość, a to, że ostatnimi czasy przesiadywał jedynie na Berk, nie było dla niego zabezpieczeniem.

-Jednak nadal czegoś nie rozumiem. Dlaczego ciągnęłaś mnie taki kawał drogi za kołnierz i zakryłaś mi usta, żebym nie mógł nic powiedzieć, zamiast po prostu podejść i powiedzieć, o co chodzi?

-A nie słyszałeś, że jesteś obserwowany? Musiałam zrobić to po cichu, a gdybym podeszła od tak, to na pewno zacząłbyś wymachiwać tymi swoimi rękami i zbyt głośno domagał się wyjaśnień. Przecież nie mogłam się zdradzić. Coś jeszcze mam ci wyjaśniać? –zapytała, by upewnić się, że jeździec wszystko już zrozumiał.

-Nie. Powiedzmy, że rozumiem… -odpowiedział krótko, nie wiedząc, co jeszcze powiedzieć. Po chwili milczenia odezwał się jednak, zamykając wypowiedź w kilku słowach. –A teraz chodź ze mną. –uśmiechnął się i pociągnął ją gdzieś za rękę.

-Czkawka gdzie my idziemy? Czkawka! –krzyczała, próbując nadążyć za brunetem.

-Zobaczysz.

-Możesz jaśniej?

-Powiedzmy, że mam kilka spraw do załatwienia, a ty musisz mi w tym pomóc. –znów uśmiechnął się z deka szyderczo i dalej szybkim krokiem podążał w stronę wioski Perunów.

Gdy brunet z zadowoleniem i uśmiechem na twarzy, ciągnął gdzieś swą „ofiarę”, Astrid urzędowała z Tero i kilkoma innymi, dobrze zbudowanymi i dość starymi wikingami. -Słyszeliśmy o tobie dużo dobrego moja droga. Astrid prawda? –powiedział jeden z mężczyzn, która jako jedyny z rozmówców dziewczyny był siwy.

-W rzeczy samej. –uśmiechnęła się sztucznie, a gdzieś w środku, miała już stanowczo dość tych wszystkich rozmów.

-Ponoć jesteś bardzo dobrą wojowniczką. –zaczął kolejny, tym razem rudy wiking.

-Bardzo dobrą? Zanim zostaliśmy przyjaciółmi, o mało nie sprzątnęła mnie swoim toporem! –Tero zaczął się śmiać, a na twarzach jego kompanów malował się uśmiech, a jednocześnie zszokowanie. Widać nie mieli jak dotąd do czynienia z tak uzdolnioną wojowniczką.

-Czy to prawda?

-Tak… Mieliśmy trudne początki. –Astrid znów uśmiechnęła się sztucznie, chcąc zmienić temat.

-A czy nie sądzisz, że marnujesz się na swojej wyspie? –do rozmowy nagle dołączył się mniej postawny, rudy wiking w kapturze i długim płaszczu.

-Nie. Nie sądzę. Czuje się dobrze asystując mojemu chłopakowi w codziennych przywódczych czynnościach. –przyznała.

-A czy można wiedzieć, kim takim jest twój chłopak? –dopytywał mężczyzna.

-Specjalnie dla wścibskiego pana… -blondynce powoli zaczęły puszczać nerwy. –Mój chłopak jest najlepszym smoczym jeźdźcem na świecie, pierwszym ich treserem i przyszłym wodzem Berk. Coś jeszcze? –zapytała podniesionym głosem.

-No, no. Dziewczyna ma charakter. –siwy wiking odezwał się zaraz po tym, jak tylko zakapturzony mężczyzna się oddalił.

-Ekhem… Przepraszam. Poniosło mnie. –dziewczyna odkaszlała i niechętnie przeprosiła towarzyszy.

-Nic nie szkodzi moja droga. Pokazujesz tylko, że zasługujesz na to, co chcielibyśmy ci zaproponować. –po praz pierwszy odezwał się mężczyzna o czarnych włosach, który wyszedł z zacienionego rogu, z lekkim uśmiechem na twarzy.

-To znaczy? –Astrid zapytała z zaciekawieniem, domagając się wyjaśnień.

-Możesz podziękować Tero za polecenie cie. Gdyby nie on, na pewno byśmy do ciebie nie dotarli. –dziewczyna spoglądnęła na blondyna, który uśmiechnął się do niej.

-Czy mogę prosić o wyjaśnienie?

-Oczywiście. Jesteśmy przywódcami trzech wysp, które zawarły sojusz, by walczyć z plemieniami, które chcąc zagrozić naszemu Archipelagowi i wyspą za jego granicami. –zaczął wyjaśniać.

-Rozumiem. Ale co ja mam do tego?

-Jesteś nam potrzebna moja droga. Szukamy kogoś takiego jak ty. Stanowczego i wojowniczego. Dlatego składamy ci propozycję, byś dołączyła do naszej organizacji i zajęła przygotowane dla ciebie stanowisko przywódcy naszych mniejszych sił zbrojnych, które zajmują się atakami z zaskoczenia. Przyjmiesz naszą propozycję? –zapytał, mając nadzieję na odpowiedź twierdzącą.

-Nie jestem pewna… Ja…

-Rozumiem. Musisz się zastanowić. To zrozumiałe.

-A jak miałabym zajmować się tym na odległość? Przecież mieszkam na Berk.

-Nijak. Jeśli byś się zgodziła, na mojej wyspie czeka na ciebie nowy dom, nowe otoczenie i pewność, że będziesz walczyć z niechcianymi gośćmi i staniesz się kimś znanym na cały świat.

-Przeprowadzka? Ale…

-Zastanów się. Taka okazja może się więcej nie powtórzyć, a na Kalder będziemy jeszcze tylko dwa dni. –grupa mężczyzna pozostawiła Astrid w zamyśleniu, sam na sam z Tero.

 ***

-Czkawka co ty robisz?

-Nic takiego. Widzisz? Już jesteśmy. –brunet zatrzymał się pod drzwiami świątyni.

-I co teraz? Co?

-No teraz wchodzimy. –jeździec znów się uśmiechnął.

-Co takiego? Nie ma mowy! Nigdzie nie idę. Chyba zwariowałeś.

-Nie. Nie zwariowałem. Tłukłaś się taki kawał drogi, więc teraz należy ci się coś od życia.

-Ja mam cię ochraniać, a nie bawić się z tobą na jakiś balach!

-Ale skoro już wiem, że coś mi zagraża, to przecież mogę się sam obronić i dlatego ty idziesz tam teraz ze mną. –Czkawka szybkim ruchem przyciągnął dziewczynę do siebie, pokazując ręką na drzwi świątyni.

-Jak mam tam wejść w takim stroju? –zapytała.

-Wyglądasz świetnie. A teraz chodź. –uśmiechnął się lekko i porwał ją do świątyni.

Czkawka nie kłamał. Jego znajoma naprawdę wyglądała świetnie. Była to wysoka brunetka, z włosami spiętymi w wysoko upięty kok i spuszczonymi po bokach pasemkami. Jej oczy były lśniąco brązowe. Miała na sobie coś w rodzaju krótkich spodenek ze skóry, nosiła jasne getry i buty do kolan. Bluzka miała rękaw ¾, na rękach nosiła karwasze i miała zarzuconą na siebie, ciemną i cienką pelerynę.

-Nie jest wcale tak źle. Prawda? –zapytał, gdy dziewczyna oniemiała z wrażenia na widok tego, całego tłumu.

-Może i nie. –uśmiechnęła się do niego.

-Teraz chodź. Przedstawię cię. –odwzajemnił uśmiech i pociągnął ją w głąb sali, co zauważyła stojąca niedaleko wraz z Heather, Astrid.

-A to kto? –blondynka zapytała lekko przejęta.

-Nie mam pojęcia, ale wygląda na to, że dobrze się razem bawią. –przyznała Heather, a Astrid zacisnęła pięści w geście lekkiej zazdrości.

Wedle życzenia. Jak obiecałam, tak zrobiłam. :) Proszę Was o każdą możliwą opinie. ^^


33. Bo moja historia to nic takiego[]

-Może byłbyś tak łaskaw i przedstawił mi swoją piękną towarzyszkę? –Sączysmark przeszedł obojętnie obok Czkawki i szarmancko ukłonił się dziewczynie, całując ją w rękę.

Brunetka ewidentnie się zarumieniła, ale najpierw na jej twarzy pojawiła się niepewność, którą rozwiał delikatny uśmiech Czkawki.

-Tak… W rzeczy samej. Moi drodzy, to jest Arana. –oczy jeźdźców dziwnie spoglądnęły na Czkawkę, a następnie na dziewczynę. –Arana, to moi przyjaciele. Ten tutaj, którego już poznałaś to…

-Sączysmark Jorgenson. Bardzo mi miło, moja piękna. –Smark wtrącił się Czkawce i znów pocałował brunetkę w rękę, jednak ta tym razem ją zabrała, złośliwie się przy tym uśmiechając.

-No to tak… -brunet znów się wtrącił. –To Mieczyk, Szpadka i Śledzik. –przedstawił i nagle zaczął się rozglądać wokół siebie, jakby szukając czegoś, a raczej kogoś.

-Bardzo miło mi was poznać. –brunetka wreszcie się odezwała.

-Przyjaciele Czkawki są naszymi przyjaciółmi. –Śledzik przyjaźnie się uśmiechnął.

-A tak piękne panie, to już na pewno. –Sączysmark znów gwałtownie przybliżył się do Arany, a ta zdecydowanym krokiem, przybliżyła się do stojącego po drugiej stronie towarzystwa, Czkawki.

-Zatańczysz? –jeździec niepewnie podał dziewczynie rękę.

-Dobrze wiesz, że nie umiem.

-W takim razie się nauczysz. Jeszcze nie mieliśmy okazji razem zatańczyć. –powiedział, po czym szybkim ruchem, pociągnął dziewczynę na parkiet.

-Ona jest cudowna… -wymamrotał zachwycony Smark, który w tej chwili tak się zamarzył, że o mało co, nie upadł na twarz.

-Masz rację. Piękna… -Przyznał Mieczyk, który znajdował się w stanie podobnym jak Sączysmark.

-Oj, no weź! Ty też? –Szpadka chwyciła się za głowę, po czym uderzyła brata z całych sił w głowę, wiszącą na ścianie tarczą. Ten jednak w ogóle nie zareagował, tylko dalej, zachwycony spoglądał na oddalającą się dziewczynę.

-Czy nasze prawo pozwala na ślub z walkiriami? Jeśli tak, to zaraz biegnę się oświadczać… -Mieczyk nie zwracał uwagi na to, co dzieje się wokół niego, tylko wraz ze Smarkiem wpatrywał się w piękną Aranę…

-Coś czuję, że Mieczykowi pierwszy raz, naprawdę spodobała się jakaś dziewczyna… -Śledzik cicho skierował wypowiedź do Szpadki.

-Nie. No co ty! Przejdzie mu… Tak? –zapytała niepewnie.

-Zobaczymy z czasem, ale w takim stanie jeszcze go nie widziałem…

-Fakt… Ja też. –przyznała.

  ***

-Świetnie tańczysz. –Czkawka lekko uśmiechnął się do dziewczyny.

-Jakoś sama tego nie widzę. –spuściła głowę.

-Uwierz mi na słowo. –jeździec puścił oczko do swej towarzyszki i zaczął tańczyć dynamiczniej i bardziej żywiołowo.

-Kim ona jest? –Astrid znów zacisnęła pięści.

-Spokojnie. Może to nic takiego. –uspokajała ją Heathera.

-Nic takiego? Popatrz jak on się zachowuje. –blondynce w oczach stanęły łzy, które otarła szybkim ruchem ręki. Mała zazdrość zaczęła przeradzać się w coś większego.

-To przyjaciółka Czkawki. –wtrącił Śledzik.

-Nagle znalazł sobie przyjaciółkę. A to ciekawe… Mówił coś jeszcze? –Astrid wypytywała blondyna, jednak ten był tak przerażony toporem, którym blondynka wymachiwała przed jego twarzą, że zaniemówił.

-Podobno ma na imię Arana. Nic więcej nie powiedział. –Szpadka odezwała się krótko, próbując wyrwać brata z zachwytu.

-A tym co jest? –Heathera z zaciekawieniem przyglądała się Mieczykowi i Sączysmarkowi.

Jeźdźcy zmierzyli dziewczynę spojrzeniem, które mówiło „Jakbyś nie zauważyła”. I wtedy wszystko stało się dla niej jasne. Zrozumiała, że to sprawka pięknej Arany…

Kiedy Astrid wraz z resztą jeźdźców zawzięcie dyskutowała na temat nowej znajomej Czkawki, on sam dobrze bawił się z przyjaciółką.

-Nie pomyślałabym, że tak świetnie tańczysz. –brunetka uśmiechnęła się uroczo do chłopaka.

-To chyba u mnie rodzinne. –zaśmiał się, powoli obracając dziewczynę w tańcu.

-A opowiesz mi co u ciebie słychać? Przecież nie widziałam cię odkąd wróciłeś na Berk.

-Nic ciekawego. Tylko znów dowodzę jeźdźcami, jestem kimś, z którym większość mieszkańców się liczy, pogodziłem się z Astrid i została moją dziewczyną, ale to nic ciekawego. –powiedział obojętnie.

-Ach dziewczyną… -powiedziała sama do siebie, lekko spuszczając głowę, a zaraz po tym ja podnosząc. –Nic ciekawego? Masz dziewczynę! Kiedy mi ją przedstawisz? –dopytywała, ciesząc się jak szalona.

-Wiesz… Myślę, że mogę to zrobić już teraz. –powiedział, zauważając wrogie spojrzenie, którym właśnie mierzyła go Astrid.

Brunet elegancko zakończył taniec z Araną i zabrał ją do stojących niedaleko przyjaciół.

-Czkawka może nas przedstawisz? –blondynka lekko warknęła.

-Astrid, Heathera, to moja przyjaciółka Arana. –odpowiedział, próbując uniknąć wrogiego spojrzenia dziewczyny.

-Bardzo miło mi was poznać. Zwłaszcza ciebie Astrid. Wiele o tobie słyszałam. –uśmiechnęła się przyjaźnie. –Odkąd Czkawka tylko zrozumiał, że znów cię spotkał, nawijał o tobie bez przerwy. –zaśmiała się, spoglądając na bruneta.

-Mi też jest miło. –uśmiechnęła się niepewnie, będąc zszokowana uprzejmością potencjalnego wroga. –Czyli… Długo się już znacie? –podjęła temat.

-Już prawie 5 lat. –znów uśmiechnęła się i po raz kolejny spojrzała na bruneta.

-Czkawka. No popatrz. A to nie prawie 5 lat temu rzekomo zginąłeś? –Astrid zapytała z niesmakiem.

-Tak… -wydukał niepewnie, z zakłopotaniem drapiąc się w tył głowy.

W towarzystwie zapanowała cisza. Nagła i wywołana bez przyczyny. Astrid patrzyła na Czkawkę jakby z wyrzutem i miną, którą nie do końca dało się odczytać. Brunet natomiast próbował unikać wzroku rozłoszczonej blondynki, a reszta jeźdźców wolała się nie wtrącać.

-Czkawka możemy porozmawiać? –Arana zdecydowała się przerwać wymianę groźnych spojrzeń.

-Tak. Jas…

-O nie mój drogi! Teraz to my musimy porozmawiać. –Astrid wtrąciła stanowczo i pociągła jeźdźca w stronę wyjścia.

-Ej Astrid! Zaczekaj! –wykrzykiwał, próbując nadążyć za dziewczyną, która mocno trzymała go za rękę.

Dziewczyna nie odezwała się ani słowem, tylko stanowczym krokiem podążała do wyjścia, prawie taranując innych gości w świątyni.

-Astrid masz chwilę? –Tero, próbował zatrzymać blondynkę, jednak na próżno.

-Nie teraz Tero. –przeszła obojętnie obok mężczyzny i wraz z brunetem, zniknęła za ogromnymi drzwiami świątyni.

-Ale Astrid! –próbował dowołać się do dziewczyny, jednak nie był w stanie. –Co tu się stało? –zapytał pozostałych jeźdźców, ale ci tylko wzruszyli ramionami i zaczęli się rozchodzić.

-(fr.) Puis-je inviter une dame respectable à danser? –Mieczyk uprzejmie ukłonił się Aranie.

-(fr.) Très désireux, mais je ne peux pas. J'ai quelque chose à faire. Peut-être une autre fois? –dziewczyna odpowiedziała grzecznie i udała się w stronę wyjścia.

-Ta kobieta mnie rozumie. –powiedział i rozmarzył się, zawieszając wzrok na wychodzącej dziewczynie.

-Ty tak serio? –Śledzik zapytał z niedowierzeniem.

-A czy Czkawka Haddock III dosiada Nocnej Furii? –zapytał z oburzeniem.

-Y... Tak? –zapytał, jednak dobrze wiedział, że tak jest.

-No właśnie. –mieczyk zdobył się na tylko krótką wypowiedź i powrócił do wpatrywania się w drwi, za którymi zniknęła Arana.

-Hej, hej. Ty się nie zapędzaj. Ona jest moja! –Smark dorzucił swoje pięć groszy.

-Obawiam się Smarki, że nie z tobą rozmawiała w języku miłości. –powiedział zadowolony z siebie.

-Trzymajcie mnie, bo ja zaraz nie wytrzymam ! –warknął i już miał rzucić się na blondyna, kiedy w ostatniej chwili powstrzymała go Heathera.

-Co to ma być? jesteśmy tu w gości, więc zero bijatyk. Załatwicie to, kiedy wrócimy na Berk. Jasne? –powiedziała groźnie.

-Jasne. –padła jednogłośna odpowiedź, jednak mężczyźni nadal dziwnie na siebie spoglądali.

   ***

-Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz? –Czkawka zapytał, gdy wreszcie Astrid wywlekła go już przed świątynie.

-Co ja wyprawiam? Raczej co ty wyprawiasz! –wykrzyczała mu w twarz.

-Możesz jaśniej? Nie bardzo rozumiem.

-Nie bardzo rozumiesz? Ja mam ci wyjaśniać? To ty mi wyjaśnij, co tu się dzieje! Zrozumiałabym twoją nową znajomą i nie przyczepiałabym się, gdyby nie to, że znacie się od czasu, kiedy zniknąłeś. Raczysz się wreszcie odezwać? –dopytywała i dała mu do zrozumienia, że nie odpuści.

-Nie powiedziałeś jej? –za plecami jeźdźca odezwał się kobiecy głos. –Czkawka… Naprawdę?

-Ja… Nie mogłem.

-Czego nie mogłeś? Weź się w garść. Musisz jej powiedzieć, bo tego nie unikniesz.

-Czkawka wyjaśnisz? O czym ona mówi? –oczy Astrid wędrowały raz na bruneta, a raz spoglądały na Aranę.

Jeździec westchnął lekko i szybkim gestem przeczesał ręką włosy.

-Arana zostawisz nas?

-Jasne, ale pamiętaj, że będę w pobliżu. –odpowiedziała i oddaliła się.

-To od czego mam zacząć? –zapytał wiedząc, że jeśli nic nie powie, to Astrid wydusi to z niego siłą.

-Od początku. Co do najmniejszego szczegółu.

-No to zaczynamy. –uśmiechnął się niepewnie i wskazał ręką, by poszła z nim na spacer. –Początek już znasz. Tak więc, kiedy straciłem przytomność po tym jak wpadłem do oceanu, po jakimś czasie wraz ze Szczerbatkiem obudziłem się na miękkim posłaniu, w dużej chacie. Myślałem, że już po mnie, ale nie. Kiedy się obudziłem, Szczerbek siedział obok mnie, spoglądając na nogę, którą jak się później okazało, straciłem. Jednak nie to najbardziej mnie szokowało. My żyliśmy. Naprawdę żyliśmy. I gdy tak rozglądałem się po dziwnym wnętrzu, do pomieszczenia z uśmiechem na ustach, weszła właśnie Arana. Z przejęciem się mną zajmowała i wiedziała jak opatrzyć moje rany. Po dłuższym czasie się zaprzyjaźniliśmy. Opowiedziała mi, że wraz z ojcem, znaleźli mnie i Szczerbatka dryfujących na jakiejś większej kłodzie. Okazało się, że Arana jest córką Mali, królowej Obrońców Skrzydła. Czuliśmy się tam dobrze, wśród nowych przyjaciół i ludzi, którzy byli dla nas jak druga rodzina, ale chcieliśmy wrócić, bo przecież nic nie zastąpi tej prawdziwej. –w tym momencie chwycił dłoń Astrid, która słuchała go z zaciekawieniem. –Jednak nie mogliśmy. Nie potrafiliśmy zostawić na pastwę wroga, który im zagrażał, ludzi, którzy nam pomogli i się nami zajęli.

-A nie przyszło ci do głowy, że my też mogliśmy być w niebezpieczeństwie?

-Owszem, przyszło. Ale wy mieliście smoki. Wiedziałem, że dacie sobie rade. Wierzyłem w was.

-Ale czemu nie dałeś nawet znaku życia? –blondynka dopytywała, chcąc poznać prawdę.

-A jak miałem to zrobić, nie zostawiając Arany i jej wyspy i znaleźć się u was, na drugim końcu Archipelagu, kiedy jeszcze nie było poczty straszliwcowej? Po upływie prawie 2 lat uznałem, że już i tak zapomnieliście, więc nie chciałem burzyć waszego poukładanego na nowo życia. –powiedział i spuścił głowę.

-Jak mogłeś tak pomyśleć? My cały czas się o ciebie baliśmy ty durniu! –blondynka uderzyła jeźdźca w ramie i mocno go przytuliła. Ten odwzajemnił uścisk i pozwolił żeby dziewczyna się w niego wtuliła. –No dobra, a teraz odpowiadaj dalej. –znów na niego popatrzyła i lekko się uśmiechnęła.

-No dalej, to tylko zacząłem walczyć z łowcami. Stałem się jeźdźcem na nieznanym smoku. I oczywiście jak to ja, wtykałem nos w nie swoje sprawy, dlatego znalazłem wyspę, która może zagrażać całemu Archipelagowi i teraz mój największy wróg mnie ściga. Ale to nic takiego. –zaśmiał się, ale Astrid ewidentnie się zaniepokoiła.


34. Wróg wprost wspaniały[]

-Jesteś pewien, że to wszystko? –Astrid dziwnie spoglądnęła na bruneta.

-W stu procentach. –uśmiechnął się i chwycił ją za rękę.

-To opowiedz mi jeszcze o Aranie i o swoim największym wrogu. –zabrała dłoń z delikatnego uścisku i popatrzyła na niego chcąc, by odpowiedział.

-Ale, co mam ci powiedzieć? –podrapał się w tył głowy.

-No nie wiem… Dlaczego Arana się tu znalazła? Czemu twój wróg cię ściga w najdalszych zakątkach Archipelagu?

-Arana jest tu przypadkiem. –próbował zmyślać.

-O nie. Nie będziesz kłamał w tej sprawie. To zbyt poważne. –do rozmowy znów wtrącił się znajomy, kobiecy głos. –Powiesz coś? –pytała, jednak chłopak nie odezwał się ani słowem. –W takim razie ja powiem. –zwróciła się do Astrid.

-Więc… Wyjaśnisz mi to?

-Jasne. Ja w przeciwieństwie do niektórych nie będę ukrywać prawdy. –kątem oka spoglądnęła na Czkawkę. –Jestem tu, bo mam mieć Czkawkę na oku i w razie potrzeby muszę go chronić.

-Ty masz go chronić? Dlaczego? –Astrid pytała z zszokowaniem.

-Powiedział ci przecież, że ściga go jego największy wróg. Moja matka ufa mi na tyle, by w razie potrzeby mogłabym mu pomóc. Może Czkawka się do tego nie przyzna, ale ten łowca, to naprawdę groźny przeciwnik.

-Tylko, dlaczego to akurat ty masz go chronić? –pytała, jakby nie mogła uwierzyć, że taka dziewczyna może jakoś ochronić Czkawkę.

-Bo nie rzucam się w oczy, a jestem bardzo dobrą wojowniczką. –odpowiedziała, zachowując spokój. –Możesz uważać to za dziwne, ale tak jest.

-W takim razie, kim jest ten wasz łowca?

-Niejaki Bard Ingvar Chytry. Sam nazywa się też Wspaniałym. –Czkawka wyrwał się z zamyślenia. –Niezwykle niebezpieczny typ, który chce posiąść władze nad Archipelagiem, ale najpierw musi się pozbyć smoków, bo wie, że dzięki nim mogę go pokonać. –mówił, cały czas patrząc w ziemię. –Jest nieobliczalny i jeśli go nie powstrzymam, smocza rasa wyginie.

-Chciałeś powiedzieć, że jeśli my go nie powstrzymamy. –obie dziewczyny wypowiedziały te słowa w tym samym momencie, a Astrid położyła mu dłoń na ramieniu.

-Nie. –zrobił krok do przodu, zrzucając dłoń dziewczyny z ramienia. –Nie mogę ryzykować. –powiedział i podał Aranie kawałek zgniecionego papieru.

-Co to jest? –zapytała.

-Dostałem to jakiś czas temu, ale zostawiłem to dla siebie.

-I nie porozmawiałeś o tym ze mną? –Arana miała ewidentne pretensje do jeźdźca, gdy już przeczytała runy.

-A wyjaśnisz mi, jak miałem ci to pokazać, skoro nawet nie wiedziałem, że mnie pilnujesz?

-Nie zawsze. Na Berk mnie nie było. –dodała półgłosem.

-Co tam jest napisane? –Astrid zabrała Aranie kartkę i zaczęła czytać.

„Jestem tuż, tuż.

Radzę ci jeźdźcu, byś zostawił mnie w spokoju. Ty zostawisz mnie, a ja zostawię ciebie i twych bliskich bez uszczerbku na zdrowiu. Myślę, że nie chciałbyś stracić tej pięknej blondynki i uroczej brunetki. Prawda?

Przemyśl moją propozycję, albo inaczej porozmawiamy.”

-I coś takiego zatrzymałeś dla siebie? –blondynka krzyknęła na bruneta.

-Tak. Wyobraź sobie, że zbyt zależy mi na tobie i Aranie, która jest dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałem. –odpowiedział zdenerwowany.

-Dobra, zostawmy ten temat. Jakoś sobie poradzimy. Prawda Czkawka? –Arana weszła pomiędzy parę, by nie doszło do jakiejś ostrej wymiany zdań.

Blondynka lekko skinęła głową, a jeździec, który ochłonął zaproponował, by we trójkę weszli do świątyni i chwilowo cieszyli się z zabawy, a nie zamartwiali się na zapas.

Kiedy weszli do środka, cała świątynia pełna była śpiewów, śmiechów, roztańczonych ludzi i unoszącego się w powietrzu zapachu wina.

-Czkawka kim jest twój znajomy z dredami? –Arana odezwała się do jeźdźca, cały czas rozglądając się po tłumie.

-Patrząc na to, że w moich najbliższych znajomych jest tylko jeden chłopak z dredami, to wnioskuję, że chodzi ci o Mieczyka. –powiedział, wnioskując krok po kroku.

-A gdzie mogę go znaleźć? –uśmiechnęła się delikatnie.

-Arana jesteś pewna, że szukasz blondyna z dredami? –pytał z zaciekawieniem.

-Tak. Jestem pewna. –skinęła głową.

-W takim razie, kieruj się tam, gdzie wybuchy i zapach spalenizny. –zaśmiał się wesoło. –Bo bliźniaki to tylko ból i zniszczenia. –znów serdecznie się uśmiechnął.

-Bardzo śmieszne. Pamiętaj żeby się pilnować. –dopowiedziała już poważnie.

-Oczywiście. Jakbym mógł być nie ostrożny. –zawołał za odchodzącą dziewczyną, a ta zmierzyła go jeszcze wzrokiem, który oznaczał „zauważ, że ty zawsze jesteś nie ostrożny”.

Tymczasem Astrid stała sobie niedaleko bruneta, czekając aż jeździec łaskawie skończy rozmowę z brunetką.

-Czy mógłbym prosić cię do tańca? –brunet wreszcie podszedł do blondynki i szarmancko się ukłonił.

-Myślałam, że nigdy nie zapytasz. –uśmiechnęła się i pozwoliła, by Czkawka porwał ją do tańca.

    ***

Brunetka przedarła się przez tłum i wreszcie odnalazła blondyna. Podeszła i szturchnęła go w ramię?

-(fr.) Puis-je vous inviter à danser maintenant? – zapytała, zaczesując kosmyk włosów za ucho.

-(fr.) Chère madame, ce sera un grand honneur pour moi. –po chwili zamurowania, porwał dziewczynę do tańca.

-Czy ktoś może mi wyjaśnić jak to jest możliwe? –Sączysmark domagał się wyjaśnień, pokazując na parę, która ewidentnie świetnie się bawiła.

-Znaczy co? –Śledzik nie do końca zrozumiał o co chodzi wikingowi.

-No jak to jest możliwe, że woli jego ode mnie? –wymachiwał rękoma we wszystkie strony.

-Smark prosisz się o Miecię w łeb! Czy ty sugerujesz, że mój brat nie zasługuję na taką piękność? –Szpadka zaczęła grozić Sączysmarkowi, jednak ten wolał nie odpowiadać. –Z drugiej strony patrząc, ta małpa zabiera mi brata! –dodała po chwili zamyślenia.

-Nie zabiera ci brata, tylko przedtem mu odmówiła, kiedy ją poprosił, a teraz chciała być miła i po prostu w końcu z nim zatańczyć. –Heathera założyła ręce i wywróciła oczami.

-Ja i tak będę miała ją na oku. –Szpadka opuściła towarzystwo, cały czas spoglądając na brunetkę i brata.

-Chociaż ja sama nie jestem pewna tego co mówię. –Heather zwróciła się tym razem do Śledzika i Sączysmarka.

-Nawet tego nie sugeruj! Przecież ten facet jest dla niej za głupi. –zazdrosny Sączysmark chciał wyciągać jakiekolwiek argumenty, ale gdzie by nie szukał, to i tak mu ich brakowało.

-Uspokój się. I tak nic na to nie poradzisz, jeśli Aranie podoba się Mieczyk. Wbij sobie to do tej wielkiej głowy. –mówił Śledzik –Ale i tak nie zrozumiem, co ona w nim widzi. –szepnął do Heathery, a ta cicho się zaśmiała. Natomiast oburzony Smark oparł się o pobliską ścianę.

   ***

-Jesteś niezwykłym tancerzem Mieczyku. –Arana nieśmiało zaczęła rozmowę.

-Na serio? Znaczy tak, wiem o tym… -blondyn zaczął plątać się w wypowiedziach. –Y… dziękuję. –wydukał wreszcie, a dziewczyna zaczęła się śmiać. –Znowu jakoś nawaliłem?

-Nie. –odpowiedziała, jednak wiking mierzył ją niepewnym spojrzeniem. –Naprawdę. Chodzi o to, że mnie rozśmieszasz. –uśmiechnęła się uroczo.

-Miło, że ktoś docenia moje starania. Zwykle za małe wygłupy Czkawka używa wszystkich możliwych synonimów do durnia, by mnie określić. –wzruszył ramionami i zaczął się żalić. –Ale gdzie moje maniery! Może opowiedziałabyś mi coś o sobie?

-Wiesz… Nie lubię rozmawiać na mój temat. Może opowiem ci innym razem? –przytaknął głową i zmienił temat na bardziej dogodny.

Tymczasem Czkawka i Astrid wirowali w rytm szybkiej muzyki. Może nie był to jakiś wielki popis muzyczny, ale na pewno był na tyle dobry, by zwrócić uwagę innych tancerzy.

Astrid co jakiś czas podnoszona była w tali do góry, a następnie po prostu obracana kilkanaście razy wokół własnej osi.

-Kiedy zrobił się z ciebie taki dobry tancerz? –zapytała, przekrzykując grę instrumentów.

-Może zawsze był, tylko ty nie mogłaś tego doświadczyć? –odpowiedział pytaniem na pytanie, na co dziewczyna nie mogła zareagować, gdyż znowu była szybko obracana.

-Zdajesz sobie sprawę, że wszyscy na nas patrzą? –zapytała po kolejnej figurze, do której poprowadził ją Czkawka.

-Mam tego pełną świadomość. –uśmiechnął się szyderczo. –Chyba poznałaś już moją wredną stronę.

-I zgaduję, że dobrze się z tym czujesz? –zaśmiała się.

-Znakomicie moja droga. –odparł przytulając do siebie odwróconą tyłem dziewczynę, a następnie znów ją obracając.

Na parkiecie, nagle zrobiła się pustka. Wszyscy odstąpili od tańca, by zrobić miejsce szalejącej parze, która bawiła się w najlepsze. Rzecz jasna każdy przyglądał się młodym wikingom.

Astrid znów została opleciona własnymi rękoma, czemu z niesmakiem przyglądał się Tero. Każdy ich ruch wbijał mu coraz głębiej nóż w serce, a bystre oko Czkawki wychwyciło to spoglądnie, dlatego chłopak z jeszcze większym uśmiechem tańczył z blondynką. Widząc to, blondyn zajął bezradnie miejsce obok swego ojca i Stoicka, cały czas patrząc na zakochaną parę.

-I pomyśleć, że ona mogłaby być twoja. –Epikur szepnął do ucha syna, a ten zacisnął pięści w geście buzującej w środku złości. –Widzę, że ta dwójka idealnie do siebie pasuje. –zwrócił się do Stoicka.

-Zdecydowanie. –przytaknął. –Nadrabiają czas, który stracili. 5 lat, to jednak kawał czasu. –powiedział, spoglądając na byłego wodza.

-A co się takiego stało, że tak długo go nie było? –dopytywał.

-To bardzo długa historia… Mój syn rzekomo zginął, później się odnalazł, przepraszał Astrid na kolanach, obrywał od niej, wdawał się w bójki i wiele, wiele innych. Dobrze, że towarzyszył mu Szczerbatek, bo nie wiem jakby się to skończyło. Ale to nie jest opowieść na wieczór taki jak ten. –powiedział popijając wino.

-Rozumiem. Ten chłopak ma w sobie coś szczególnego. –nie odrywał wzroku od Czkawki. –A ta dziewczyna… Niezwykła! –zachwycał się młodymi Wandalami i oddał się głębokiemu zamyśleniu.

-W rzeczy samej. Są niesamowici. –odparł Stoick, jednak kiedy zauważył, że Epikur się „wyłączył”, on również zaprzestał rozmowy.

-Możemy zakończyć ten popis? –Tero zerknął na ojca.

-Idź i sam to zrób. Jakby to wyglądało przy tak ważnych osobach na tej uroczystości? Najpierw pomyśl, a potem mów. –odpowiedział i wrócił do rozmyślania na jakiś, nieznany nikomu temat.

Tero w dalszym ciągu przyglądał się Astrid i Czkawce. Bolało go, że dziewczyna tak bardzo kocha chłopaka, którego mógł nazywać wrogiem, po bijatyce na Berk. Więc czy można powiedzieć, że mężczyzna pokochał Astrid dzięki dłuższej znajomości? Ciężko wywnioskować, bo nawet gdyby, to nie dawał po sobie tego poznać.

Gdy wreszcie muzyka przestała grać, Czkawka zakończył też niesamowity taniec z Astrid. Jakie było ich zdziwienie, kiedy rozległa się burza braw, przeznaczona właśnie dla nich.

-Chyba nas zapamiętają. –zaśmiał się brunet.

-Na pewno. –odezwał się jakiś mężczyzna, który stanął właśnie za Czkawką.

-W czym możemy pomóc? –zapytała Astrid.

-Zapraszam was do mojego stolika kochani. Po tak wyczerpującym tańcu należy wam się chwila odpoczynku. Prawda?

-Prawda. –odpowiedział jeździec i cicho się zaśmiał.

-Czekamy na was wraz z twym ojcem, resztą jeźdźców i Tero przy tamtym stole. –Epikur wskazał ręką na duży stół, stojący obok wielkiego tronu wodza i oddalił się w stronę podestu, na którym doszło do przekazania władzy.

-To co? Idziemy? –brunet wziął blondynkę pod rękę i razem zasiedli przy stole.

-Moi kochani! Proszę o uwagę! –odezwał się potężny głos byłego wodza, który zwrócił uwagę wszystkich zebranych. –Chciałbym przedstawić kogoś na forum całej wioski, a także ważnych osobistości z całego Archipelagu. –kątem oka zerknął na Wandali. –Jest między nami grupa ludzi, która dotarła tu aż z Berk. Wielcy wikingowie, którzy przestali zabijać smoki i uczynili z nich pożytek. Ci, którzy dosiadają ich na co dzień i ten jeden jedyny, któremu oswajanie ich przychodzi tak łatwo. Przedstawiam wam wodza klanu Wandali, Jeźdźców Smoków i największego z nich, Czkawkę Haddocka! –powiedział i wskazał ręką na lekko zszokowanych przybyszy. Rozległa się burza braw, a Epikur zaprosił do siebie Czkawkę.

-Z całym szacunkiem, ale nie jestem tu, by występować publicznie. –odezwał się do Peruna.

-Spokojnie chłopcze. To nic takiego. –położył mu rękę na ramieniu. –Ciesz się wolnością, dopóki jeszcze możesz. –powiedział jak gdyby nigdy nic i dziwnie się uśmiechnął.

35. Ingvar to niespodzianka...[]

-Czkawka, uważaj! –Arana szybkim ruchem odepchnęła jeźdźca i zablokowała strzałę wystrzeloną prosto w nogę jeźdźca.

-Ej, co to ma być? –krzyknął, kiedy wreszcie złapał równowagę.

-Za długo się z tobą użerałem, więc czemu się ciebie nie pozbyć, kiedy mam cię pod nosem? –zaśmiał się szyderczo. –Brać go! –wrzasnął i wskazał na bruneta.

-Po moim trupie! –Arana powaliła jednego ze strażników na ziemię, a Czkawka w ostatniej chwili zablokował piekielnikiem ruch jakiegoś topora, odrzucając przeciwnika na bok.

W Sali zapanowała panika. Nikt nie wiedział, co tak naprawdę się dzieje. Ludzie szybko udawali się w stronę wyjścia, a dziwnych strażników wciąż przybywało i przybywało.

-Tero co tu się dzieje? –Astrid krzyknęła na blondyna, domagając się wyjaśnień.

-Ja… Ja nie wiem. Naprawdę! –odpowiedział zdezorientowany.

-To się dowiedz! –odezwała się Heathera i zrzucając z siebie pelerynę, pomogła Aranie odeprzeć atak dwóch wojowników.

-Przecież to ty jesteś wodzem. Powiedz strażnikom żeby przestali!

-Ale to nie strażnicy z Kalder!

-Jak to nie strażnicy z Kalder? Zresztą nie ważne! Jeźdźcy musimy pomóc reszcie. –wskazała ręką na toczącą się walkę.

-Już myślałem, że nigdy tego nie powiesz. Aaa!!!–Sączysmark popędził na złamanie karku z bojowym okrzykiem, a bliźniaki z szyderczym uśmiechem, dali jednemu z mężczyzn w twarz tak, że już się nie podniósł.

–Wreszcie mogę się tego pozbyć. –powiedziała, odpinając futro i rzucając się na pobliskiego strażnika. –Może ci pomóc? –zaproponowała, gdy znalazła się obok Czkawki.

-Bardzo chętnie. –uśmiechnął się szeroko, kiedy razem z Astrid powalili nieznanego wikinga na ziemię.

-Co tu się dzieje? –przekrzykiwała zgrzyt broni.

-Nie wiem, ale zaraz się dowiem. Muszę znaleźć Epikura. Poradzicie sobie? –zapytał łapiąc oddech.

-Jasne. Idź. –uśmiechnęła się gdy Heathera i Arana zaatakowały potężnego wikinga, który chciał rzucić się na blondynkę.

Czkawka również zaśmiał się cicho, gdy zobaczył, że mężczyzna nie ma szans z dziewczynami, do których dołączyła Astrid. Po chwili jednak otrząsnął się i popędził szukać byłego wodza Perunów. Gdy wreszcie namierzył mężczyznę, spierał on miecz z siekierą Stoicka.

-Czego chcesz od mojego syna? –wykrzyknął, odpierając uderzenie Epikura.

-Sam ci to wyjaśni w Valhalli, kiedy już z wami skończę. –odparł, znów uderzając mieczem w siekierę Wandala.

-Pozwolisz tato? –zapytał, wtrącając się do walki i piekielnikiem odpychając miecz Epikura.

-Czyń honory synu. –powiedział, kiedy przekonał się, że jego syn radzi sobie w walce lepiej, niż nie jeden potężny wiking.

Stoick zostawił Czkawkę sam na sam z Perunem i popędził pomóc reszcie jeźdźców z dużą grupą dziwnych, nikomu nieznajomych strażników. Astrid i Heathera aktualnie dobrze bawiły się we dwie spuszczając łomot wikingom, Arana świetnie radziła sobie, operując toporem, który nosiła zawsze przy sobie, bliźniaki w swój własny sposób żartowali z najeźdźców, dając im przy okazji niezły wycisk, a Sączysmark i Śledzik, o dziwo współpracowali i bardzo dobrze sobie razem radzili.

Czkawka natomiast miał małe problemy, wynikające z różnicy postur między nim, a jego rywalem. Mimo że szło mu dość dobrze, to miał pewne wahania w walce, co musiał nadrabiać własnym sprytem.

-Czego ty ode mnie chcesz? –pytał, przytrzymując nad sobą miecz Epikura.

-Co? Przypudrowałem sobie nosek, a ty mnie już nie poznajesz jeźdźcu? Wbijasz mi nóż prosto w serce. –szydził z bruneta.

-O czym ty mówisz? –powiedział, jednak po chwili zdał sobie sprawę z sytuacji i nie ukrywał zdziwienia, które pozwoliło Epikurowi na przewrócenie go.

-Tak samo słaby jak zawsze. –zaśmiał się. –Wreszcie mogę to zakończyć. –powiedział, wymierzając miecz w leżącego na ziemi bruneta.

-Nie tak szybko Ingvar. –wykrzyknął i w ostatniej chwili unikając ciosu, podciął wikinga, przez co ten uderzył w ogromną kolumnę.

-No proszę, proszę. Jednak mnie pamiętasz. –powiedział, kiedy już się otrząsnął.

-Jak mógłbym zapomnieć faceta, który od czterech lat próbuje mnie zabić?

-Oj tam, od razu zabić. Ja chcę cię tylko unieszkodliwić, a zabicie cię, to najbardziej racjonalny sposób. –uśmiechnął się szyderczo i znów rzucił się na Czkawkę.

-Przecież zostawiłem cię w spokoju, tak jak chciałeś!

-Nie otrzymałem od ciebie odpowiedzi, a nawet gdyby, to i ja i ty wiemy, że prędzej, czy później byś mnie znów zaatakował.

-Wychodzi na to, że tylko ty o tym wiesz, bo ja danego słowa dotrzymuje. –krzyknął wściekły i przez chwilę wygrywał z napastnikiem.

-Czkawko, bo tak masz teraz na imię, tak? Myślę, że chyba zapomniałeś o kilku ważnych sprawach związanych z dawaniem przez ciebie słowa. –znów uśmiechnął się z siebie zadowolony.

Czkawka dobrze wiedział, co wiking miał na myśli. Ewidentnie coś go zabolało, bo zrozumiał, że jego największy wróg ma rację.

-To jak się teraz nazywasz? Czkawka Haddock III? Tak? Osobiście wolałem po prostu nieznany Smoczy Jeździec. Jednak dobrze wiedzieć, kim tak naprawdę jesteś. –dziwacznie spoglądnął na bruneta. –Czyż to nie ciekawe, że tak długo szukałem odpowiedzi na to, kim jesteś, a zdradził cię własny ojciec?

-A czy to nie dziwne, że szanowny Bard Ingvar Chytry, władca ogromnego plemienia, ten, którego tak wielu ludzi się boi, dorabia sobie jako wódz Perunów? –zaśmiał się głośno.

-Zaraz ci ten uśmiech zejdzie z wandalowskiej buźki. –odezwał się donośnie.

-Nie wydaje mi się. –powiedział, znów krzyżując broń z rywalem. –Szczerbatek! –krzyknął, a smok wraz z resztą towarzyszy, zjawił się tak szybko, jakby wszyscy czuwali pod drzwiami.

Po chwili Nocna Furia celowała plazmą w Barda, a reszta smoków otoczyła nieznanych strażników. Ingvar wiedział, że nie ma teraz szans, jednak to, co wymyślił, zdezorientowało pewnego siebie Czkawkę.

-Nie… -pokiwał na boki głową. –To mnie się nie wydaje, żebyś mógł to wygrać. –zaśmiał się przerażająco, a jeźdźcy zobaczyli, że dwóch strażników trzyma Astrid i Aranę, a pod ich gardłami znajdują się ostre sztylety.

-Zostaw je!

-Czemu? Mam pod ręką dwie najważniejsze dla ciebie osoby, więc czemu mam ich nie wziąć jako zakładników lub po prostu zabić, żeby sprawić ci niezmierny ból?

-Nie zrobisz tego!

-Jesteś pewien? Pamiętaj, że po mnie możesz się wszystkiego spodziewać, bo co to dla mnie poderżnąć jedno, czy dwa gardełka? –podszedł do Astrid i chwycił ją za brodę, dokładnie oglądając jej twarz.

-Zostaw ją, mówię! –już chciał rzucać się na Ingvara, jednak ten mu przerwał.

-E, e. Nie radzę jeźdźcu. Jeden fałszywy ruch i zginął obie, a tego na pewno nie chcesz. –powiedział i wraz z dziewczynami zaczął się wycofywać. –Chyba że skorzystasz z propozycji, którą ci kiedyś dałem i wtedy puszczę te piękne dziewczęta. –Czkawka zmieszany, zaczął rozmyślać.

-Nie Czkawka. Przestań. Damy sobie rade. Nawet o tym nie myśl! –Arana próbowała wyrwać się z uścisku, ale na marne.

-Dla dobra ich obu zga…

-Nie waż się kończyć! Mówię coś do ciebie! –Czkawka nie zdążył dokończyć, mimo że bardzo chciał dać odpowiedź twierdzącą.

-Twój czas minął. –Ingvar wzruszył ramionami. –Nie, to nie. Wedle życzenia zabieram piękne panienki i oddalam się w głąb Archipelagu. –ukłonił się, chcąc jeszcze bardziej zdenerwować jeźdźca. –I żebyś nie próbował się za nami puścić, bo w takim wypadku, też źle skończą. –dodał wychodząc.

-Tato, nie! –blondyn próbował zatrzymać ojca.

-Tero nie wtrącaj się. Teraz to ty masz na głowie Perunów i całą wyspę. –powiedział, kiedy na chwilę się zatrzymał. Arana próbując się wyrwać, wykorzystała jego nieuwagę i nadepnęła wikingowi na stopę, jednak to nie pomogło. –Idź ty podstępna dziewucho! -popchnął brunetkę.

-Odgryzłabym ci tą rękę gdyby nie strażnicy. -syknęła do Barda, chcąc bronić Arane. -Czkawka nie martw się. Damy rade! –Astrid z daleka krzyczała do bruneta.

-Pomogę wam. Już niebawem! –krzyczał. –Jeszcze z tobą nie skończyłem Ingvar! Dopadnę cię prędzej, czy później! –wykrzykiwał pełen złości.

-I co teraz Czkawka? –Śledzik położył dłoń na ramieniu przyjaciela.

Brunet nie odezwał się ani słowem, tylko z całej siły zacisnął pięść i podniósł ją na wysokość piersi.

-Czkawka dobrze się czujesz? –Heathera próbowała zmusić jeźdźca do wypowiedzenia choć jednego słowa, jednak ten nadal się nie odzywał, tylko w skupieniu patrzył w jeden punkt.

-On… -wydusił sam do siebie, jeszcze mocniej zaciskając pięść.

-Co się dzieje? –Tero włączył się do rozmowy.

-Ty… -wypowiedział i zapalił swój piekielnik.

-Yyy… O co mu chodzi? –Tero z niepokojem cofnął się do tyłu.

-Ty… To twoja wina! –krzyknął i rzucił się na blondyna, który w ostatniej chwili uniknął ataku.

-Co ty wyprawiasz? –próbował unikać ciosów jeźdźca, który był obecnie w jakimś szale.

-To ty nas tu ściągnąłeś! Byłeś w zmowie z ojcem… Wiedziałem, że nie można ci ufać! –Czkawka szybkim ruchem oparzył delikatnie blondyna, który nadal próbował uciekać.

-Nie miałem o niczym pojęcia! Skąd mogłem wiedzieć, że mój własny ojciec jest jakimś czarnym charakterem? –chciał się wybronić, trzymając się za oparzoną rękę.

-Czkawka! Nie rób nic głupiego! –Stoick, próbował przekonać syna, jednak ten nie zwracał na niego uwagi.

-Nie wtrącajcie się. To sprawa między nim, a mną! –zadał kolejny cios, jednak Tero zdążył go uniknąć i jeździec uderzył mieczem o posadzkę. –Akurat ci uwierzę. Ty tchórzu wracaj tu natychmiast! –chciał ściągnąć obrus, by zrzucić mężczyznę ze stołu, ale ten zdążył z niego zeskoczyć, przez co na ziemię spadały jedynie naczynia. –Chodziło wam tylko o mnie, więc mogliście to załatwić jak mężczyźni, a nie wciągać w to Aranę i Astrid. Ona ci zaufała! –w tym momencie podciął mu nogi, przez co Tero wylądował na ziemi.

-Nic nie zrobiłem! –zapierał się, mimo że Czkawka trzymał piekielnik blisko jego gardła.

-Nie wypieraj się spraw oczywistych! Mogłem to zakończyć już kiedyś, ale dałem spokój. Teraz już nie będę tak dobry. –powiedział niezwykle przerażająco. –Odkąd cię zobaczyłem miałem ochotę zrobić z tobą porządek. –wziął zamach, jednak ktoś mu przerwał.

-Czkawka nie! Nie rób tego! Przecież tylko on może nam pomóc odnaleźć dziewczyny! –Heathera częściowo zasłoniła blondyna.

-Agh… -zacisnął zęby i odwrócił się, gasząc piekielnik.

-O rety. Dziękuję ci Heather. –powiedział powoli się podnosząc.

Czkawka miał się już oddalić, jednak kiedy kątem oka zobaczył, że Tero stoi na własnych nogach, szybko się odwrócił i uderzył go prosto w twarz, tak, że mężczyzna stracił przytomność.

-Tero! –Heathera podbiegła do mężczyzny, który bezwładnie leżał na ziemi. –Coś ty zrobił? – dziewczyna z wyrzutem popatrzyła na bruneta.

-Musiałem sobie ulżyć. –lekko potrzepał ręką, która najwyraźniej go zabolała.

-Żyje? –Stoick podszedł do Heathery.

-Żyje, ale jest nieprzytomny. –stwierdziła.

-Czkawka, a ty gdzie? –Sączysmark zobaczył, że jeździec wsiada na Szczerbatka.

-Załatwić swoje sprawy, które powinienem zakończyć już dawno.


36. Tylko przyjaciele[]

-Zwariowałeś? Sam w życiu nie dasz rady!

-Przez cztery lata dawałem rade sam, więc teraz też sobie poradzę. –zwrócił się do Jorgensona.

-Owszem, wiem w co się pakuję. Chyba najlepiej znam swojego wroga. –odpowiedział już zirytowany.

-Nigdzie nie lecisz sam. Pomożemy ci. –powiedział Stoick.

-Nie. To moje porachunki i nie zamierzam pakować w to nikogo więcej. Naważyłem piwa, więc teraz je wypije.

-Ale…

-Żadnych ale Heather. Powiedziałem i żebym nie słyszał żadnych sprzeciwów. –denerwował się, tłumacząc towarzyszom jedno i to samo.

-A skąd wiesz, gdzie masz lecieć? Co? Przecież Tero leży tu nieprzytomny! –dziewczyna znów wypomniała jeźdźcowi to, co zrobił chwilę temu.

-Agh… -chwycił się za głowę. –Nie cierpię, kiedy masz rację. –podszedł do stołu obok i chwytając kubek z wodą, oblał leżącego na ziemi mężczyznę.

-Co ty wyrabiasz? –wykrzyknęła, kiedy blondyn zaczął się krztusić.

-Nic mu nie jest. A teraz wstawaj szujo. Pomożesz nam. –podniósł go za koszulę, kiedy zaczął się cudzić.

-Czkawka! –Heather znów krzyknęła na jeźdźca.

-No co? Zasłużył sobie na takie traktowanie. Słuchaj kolego… Teraz mówisz gdzie twój tatusiek zabrał Astrid i Aranę albo dokończę to, co przerwała mi Heathera. –zagroził piekielnikiem.

-Kiedy ja naprawdę nic nie wiem! –odezwał się, dotykając nosa, z którego jeszcze lała się krew.

-Nie denerwuj mnie! –zaczął podnosić go za ubranie, tak, że jakimś cudem Tero przez chwilę dyndał nad ziemią.

-Dobra, już dobra. Ojciec wypływał nieraz na dużą wyspę, daleko na wchód od Kalder. Ale nic więcej nie wiem. Przysięgam! –dukał, aż brakowało mu tchu.

-I trzeba było się tak zapierać? –uśmiechnął się szyderczo i puścił blondyna, który z hukiem usiadł sobie na podłodze.

-To co teraz robimy? Gilotyna? Ściana ognia? A może pogrozimy mi Miecią, co? –Mieczyk radośnie zatarł ręce, jednak siostra spuściła go na ziemię.

-Brat, zwariowałeś? Tylko Czkawka może mu spuszczać łomot. To jego wróg. Znajdziesz sobie swojego, to też będziesz dawać mu wycisk. –ostatnim zdaniem pocieszał brata, który ewidentnie się zasmucił.

-Nikt nie będzie go torturował. Ma szczęście, że Heathera się za nim wstawiła. –groźnie spojrzał na ledwo podnoszącego się mężczyznę. –Żeby nikt z was nie próbował za mną lecieć. To rozkaz jeźdźcy! –pogroził i wsiadł na Szczerbatka, który po chwili wystartował.

-To… Co teraz? –Smark zwrócił się do Stoicka, kiedy jeździec opuścił świątynie.

-A co ma być? Lecimy za nim! –rozkazał.

-Ale przecież kazał nam tu zostać. A jesteśmy jeźdźcami i z tego co mi się wydaje, powinniśmy go słuchać. No nie? –wtrąciła Szpadka.

-On jest przywódcą jeźdźców, a ja wodzem Wandali. I że jestem też jego ojcem, a wy młodymi wandalami, to zrozumiałe, że macie słuchać się mnie! –powiedział groźnie.

-Yyy… Zdecydowalibyście się wreszcie. To kogo w końcu mamy słuchać? –Mieczyk przerzucał rękoma z jednej strony na drugą.

-O mój Thorze! Trzymajcie mnie wszyscy, bo chyba się zaraz na niego rzucę! –Jorgenson chwycił się za głowę.

-Nikt nie będzie się na niego rzucał. Jasne? –Heathera pogroziła mężczyznom wzrokiem. –Musimy pomóc Czkawce, a jeśli teraz nie wyruszymy, to zanim go dogonimy, wpakuje się w jakieś tarapaty. –mówiła, a jeźdźcy momentalnie się uspokoili. –Tero lecisz z nami. Dobrze? –zwróciła się do ledwo stojącego na nogach blondyna.

-Dobrze… Zatoczył się lekko, trzymając dłonią nos.

-Śledzik, opatrz tego nieszczęśnika, a ja przygotuję mały prowiant.

Wiking momentalnie wziął się do pracy i zabandażował nos Peruna, który na szczęście nie był złamany, tak jak po ostatnim spotkaniu z pięścią Czkawki.

Mężczyzna po krótkiej chwili doszedł do siebie i wszyscy jeźdźcy z Heather i Stoickiem na czele, wyruszyli na wschód, pozostawiając Perunom jedynie kilka run, które miały zapewnić plemię, że ich wódz jest bezpieczny.

Tymczasem Astrid i Arana zostały wtrącone na pokład statku. Nie przypominał on żadnych ze statków łowców, za to był dużo lepiej uzbrojony i opancerzony, niż pospolity wiking mógłby sobie wyobrazić.

-Nie ujdzie ci to na sucho, ty zarośnięty dziku! –Astrid próbowała wyrwać się z uścisku, jednak strażnik wepchnął ją do celi, gdzie upadła obok Arany. –Jesteś tchórzem! –wykrzyknęła, ale mężczyzna na nią nie zareagował.

-Nie wierć się tak. To w niczym nie pomoże. –Arana mówiła do blondynki, opierając się o jedną ze ścian.

-To jak niby zamierzasz się uwolnić? –zapytała.

-A tak. –odpowiedziała, pokazując rozwiązane ręce.

-Ale… Jak?

-Rozcięłam sznur o kawałek odstającego metalu. Daj, pomogę ci. –rozwiązała dziewczynę i usiadła obok niej na zimnej, drewnianej posadzce.

-I co teraz? –Astrid ze zrezygnowaniem wpatrywała się z srebrne kraty.

-Czekamy…

-Ale na co? –odwróciła głowę w stronę Arany.

-Na Czkawkę.

-A jeśli nas nie znajdzie?

-Staram się unikać myślenia o takich sytuacjach. Teraz musisz się uspokoić i zająć myśli czymś miłym.

-Skąd u ciebie takie opanowanie?

-Jakie opanowanie? Po prostu chwilowo nie mam czym się denerwować. Jeśli Ingvar bardziej mnie zdenerwuje, to rozniosę ten statek w drobny mak. –obie dziewczyny zaśmiały się głośno, po czym gwałtownie się uspokoiły.

-Opowiesz mi coś o sobie? –Astrid przerwała chwile ciszy.

-A co mam ci opowiedzieć?

-Na przykład… Kim ty właściwie jesteś? –pytała z zaciekawieniem.

-Arana, córka Mali-królowej Obrońców Skrzydła.

-To już wiem, ale jakieś przygody z Czkawką? Coś was kiedyś łączyło? –oczy Arany otworzyły się szeroko ze zdziwienia.

-Nic nas nigdy nie łączyło. Zawsze byliśmy tylko przyjaciółmi. Jak brat i siostra, nierozłączni. Zadzierasz z jednym, dostajesz od dwójki. –zaśmiała się. –Zawsze opowiadał tylko o tobie. Był i nadal jest na zabój zakochany w twojej osobie. Nawet nie wiesz z jakim impetem wpadł do swojej chaty, kiedy dowiedział się, że cie odnalazł. –Astrid się zarumieniła. –Masz szczęście, że trafiłaś za takiego faceta. –powiedziała. –Chodzący, niezwykle przystojny ideał. –uśmiechnęła się szeroko.

-Mieczyk też jest niczego sobie, ale inteligencją w przeciwieństwie do Czkawki, to on nie grzeszy. –zaśmiała się Astrid.

-Ale jest naprawdę słodki i urzeka swoim francuskim. –Arana podjęła temat.

-Wybacz, że wrócę do sprawy o której już rozmawiałyśmy, ale nadal ciekawi mnie dlaczego to ty miałaś chronić Czkawkę? –brunetka westchnęła cicho.

-Mimo że jestem młodsza od Czkawki od rok, to w walce dorównuje mu lepiej, niż ktokolwiek inny z mojej wyspy.

-Bardzo chętnie to kiedyś sprawdzę. –zaśmiała się.

-A ja z chęcią pokaże co umiem.

Wojowniczki złapały kontakt i bardzo długo ze sobą rozmawiały. Ich uwagę przykuło dopiero mocne szarpnięcie łodzi, które było spowodowane przybiciem do portu.

***

-I co teraz mordko? –Czkawka zwrócił się do smoka, obserwując statek z bezpiecznej odległości. Furia jedynie chicho gruchnęła. –Ty przeciwko mnie? –spotkał się z podobną odpowiedzią smoka. –Że niby to moja wina? Jak możesz! Nie zapominaj kto cię karmi i kto sprawia, że możesz latać. –robił Szczerbatkowi wywody, jednak ten szybkim ruchem ogona przewrócił chłopaka i wskazał na potężny port, który zaczął się zaludniać.

Wyspa do której przybił okręt Ingvara była ogromna i bardzo dobrze zabezpieczona, by żaden najeźdźca nie mógł wtargnąć do wioski.

Bard stworzył mocarstwo rozciągające się od południa na północ i z zachodu na wschód przez całą wyspę. Zjednał sobie ludzi, którzy wiernie mu służyli i chcieli jak najlepiej dla swego przywódcy. Pytanie tylko, czy on też chciał by jego podwładnym żyło się dobrze…

Mimo że Czkawka borykał się z Ingvarem już prawie pięć lat, to nigdy nie miał możliwości by znaleźć się na jego wyspie. Dlatego też opracowanie planu, który pomógłby mu wtargnąć na wyspę niezauważonym, było dla niego bardzo ciężkie.

-To co mały? Zaczynamy? –odezwał się do smoka po chwili dłuższego skupienia.

-Na pewno nie zaczniesz sam. –za plecami jeźdźca odezwała się Heathera.

-Nie wyraziłem się jasno, że macie zostać na Kalder? –zaczął zdenerwowany, kiedy zobaczył, że obok Heather ląduje reszta jeźdźców i jego ojciec.

-Nie zapominaj, że jestem twoim ojcem i jednocześnie ich wodzem. –rzucił gniewnie Stoick. –Dlatego, czy tego chcesz, czy nie, pomożemy ci w tym twoim szaleństwie i nie waż się sprzeciwiać, bo jako twój wódz i ojciec, wyciągnę z twego zachowania konsekwencje. –zagroził.

-Ta… Wódz wyciągnie konsekwencje jeśli my to w ogóle przeżyjemy. –stwierdził Thorston, pokazując na rosnąć liczę strażników.

-Mieczyk! –krzyknęła Heather.

-Dziewczyno! On ma racje. Pakujemy się w paszczę lwa! –Sączysmark dołączył do blondyna.

-Nie histeryzuj Smark! Nawet Śledzik się tak nie boi. –wtrąciła Szpadka.

-Możemy o tym nie rozmawiać? –Ingerman, który cały się trząsł, wskoczył na Sztukamięs.

-Czy możecie wreszcie przestać? –gdy już wreszcie się uspokoili, zwróciła się do Haddocków. –dobrze wiesz, że sam sobie nie poradzisz. Przecież możesz na nas liczyć. Ile jeszcze razy mam ci to powtarzać?

-Agh… No dobra. –zaczesał włosy gestem poddania się. –Ale co on tutaj robi? –wskazał na Tero, który dla bezpieczeństwa, stał za Czaszkochrupem.

-On też pomoże, bo inaczej oddam go w twoje ręce. –odpowiedziała Heather, a blondyn ciężko przełknął ślinę.

-Sam nie wierzę, że to mówię, ale naprawdę jesteście mi potrzebni.

-To jaki jest plan? –zapytał Stoick, na co Czkawka zareagował tylko uśmiechem.

Oto jest rozdział 36. Wiem, że na kolana to on nie powala i nie odpowiada na najważniejsze pytania, ale jakoś musiałam zazębić akcje. W związku z powyższym, informuję was, że mam już koncepcje na dalszy ciąg i proponuję, że podzielę nexta na części i w przeciągu ok. 2 dni wstawię tę pierwszą. Co o tym myślicie? Czekam na wasz odzew. ;)


37. Prosto w pułapkę[]

Żeby zaspokoić waszą ciekawość (bo mam nadzieję, że takową macie :P Tia... na co ja liczę?) wstawiam wam tutaj PIERWSZĄ CZĘŚĆ ROZDZIAŁU 37. Reszta dojdzie w częściach do soboty, albo w całości w weekend. No to zaczynamy. :)

Cele Astrid i Arany otworzył postawnej budowy wiking w hełmie i czymś, co przypominało zbroje.

-To ta brunetka. –zwrócił się do drugiego mężczyzny, który wszedł za kraty. –Bierz ją i idziemy.

-Brać to sobie możesz worek ziemniaków, a nie mnie! –nadepnęła wikingowi na nogę i już chciała uderzyć drugiego w twarz, kiedy ten chwycił jej ręce.

-Jakieś problemy panowie? –pod pokład wszedł Ingvar.

-Ależ nie panie. –wiking zaciskał zęby, rozmasowując nogę, na którą nadepnęła Arana.

-Chyba poradzicie sobie z naszymi gośćmi, prawda?

-Tak, tak. Spokojnie, niech wódz się nie martwi. –odezwał się ten, który wchodził do celi, jednak Astrid wyciągając ręce przez kraty, uderzyła nim o nie.

-Właśnie widzę jak mam być spokojny. –popatrzył z poirytowaniem na strażników. –Niesforne z ciebie dziewczę. –podszedł do celi i wpatrywał się w Astrid. –Zamknąć tamtą na końcu, żeby nie miały jak się porozumieć. –powiedział, a strażnicy zabrali Arane, która próbowała się wyrwać. –Wybacz mi te warunki, ale lepszego bytu przed wyprowadzeniem was ze statku, nie mogę zapewnić. –dziwnie się uśmiechnął.

-Nie ujdzie ci to płazem. Jeźdźcy cię dopadną! –stwierdziła, patrząc na niego złowrogo.

-Nie byłbym tego taki pewien. Twój chłopak ma tendencje do łamania danego słowa. -powiedział.

-O czym ty mówisz? –zapytała wściekła i zarazem zszokowana.

-Będziemy mieli dużo czasu żeby o tym porozmawiać, skoro jesteście moimi więźniami. –odezwał się krótko i zwrócił się ku schodom.

-Arana! Arana jesteś tam?! –krzyczała, kiedy mężczyzna wraz ze strażnikami oddalił się.

-Tak… -usłyszała jedynie, bo odległość, która je dzieliła, była na tyle duża, by utrudnić im komunikacje.

-Możesz powtórzyć? Nie rozumiem!

-To nie ma sensu Astrid. Jesteśmy zbyt daleko. –dotarło do niej, po kilku powtórzeniach brunetki.

-Właśnie… To nie ma sensu… -powiedziała sama do siebie i obsunęła się po tylniej ścianie celi.

Sekunda za sekundą, minuta za minutą, kwadrans za kwadransem mijały nieubłagalnie dla Astrid, a dziewczyna zaczęła się zastanawiać, czy nie siedzi w celi już kilka godzin. Jednak nie. Minęły dopiero 2 godziny, które i tak zdawały się nie mieć końca. I tak w pewnym momencie, srebrne kraty znów się otworzyły, a kiedy blondynka podniosła głowę, w wejściu zobaczyła kolejnego strażnika. Momentalnie się podniosła, jednak nie zrobiła nawet kroku do przodu.

-No ruszaj się. Na co czekasz? –usłyszała męski głos. –Mam cie sam ruszyć? –pytał zdenerwowany, kiedy dziewczyna ani myślała by do niego podejść.

W końcu jednak zdecydowała się stanąć naprzeciw mężczyzny. Ten wyciągnął sznur by związać jej ręce, ale dziewczyna podcięła mu nogi i już chciała przytwierdzić go do podłoża, kiedy ten szybko się podniósł i chwytając jej ręce, odwrócił tyłem do siebie i cały czas ją trzymając, przysunął do siebie.

Astrid nie miała możliwości uwolnienia się, ponieważ była mocno opleciona rękami swoimi i strażnika, dlatego próbowała się szarpać, kiedy do jej ucha dotarł ciszy szept.

-Co robisz Astrid? Zaraz nas rozpoznają!

-Czkawka!? –poluzował uścisk, a dziewczyna już po chwili stała przodem do niego. –Jesteś! –rzuciła szybko i pocałowała chłopaka, a ten zdezorientowany, nawet się nie opierał. Przerwało im dopiero skrzypnięcie schodów, więc Astrid od razu oderwała się od ust jeźdźca. –Przepraszam. Wiem, że nie powinnam. –powiedziała skruszona i cofnęła się w głąb celi.

A oto bardzo wyczekiwana DRUGA CZĘŚĆ rozdziału. Miłego czytania. ;)

Jeździec kopnął hełm, który spadł mu podczas przepychanek z Astrid, podszedł do dziewczyny i położył jej dłoń na swojej piersi, unosząc też jej podbródek.

-Nigdy nie przepraszaj, bo nie potrafię się na ciebie gniewać. –powiedział i chciał pocałować blondynkę, jednak przeszkodził mu kolejny zgrzyt schodów, tym razem dużo mocniejszy. –No nie… Znowu? –powiedział sam do siebie i wraz z Astrid, ubierając hełm strażnika, wyszedł z celi.

-Jakieś kłopoty? –spytał potężny mężczyzna.

-Nie, skąd. –machnął ręką zaprzeczając. –Ja nie mam żadnych kłopotów, ale ty zaraz będziesz mieć. –uśmiechnął się szelmowsko, a strażnik spojrzał na pustą cele.

-Co?! Stra… –nie dokończył, bo został od tyłu uderzony płaską częścią topora Astrid i upadł nieprzytomny na ziemie.

-Już przedtem chciałam to zrobić, ale nie miałam broni. –stanęła obok chłopaka, który zamknął wikinga w celi, wcześniej związując mu ręce i zatykając usta kawałkiem szmaty.

-Cóż by był ze mnie za mężczyzna, gdybym nie przyniósł kobiecie w opałach toporu. –zaśmiał się i dostał za to w ramie. –Ała! To bolało. –pomasował bolące miejsce i wrócił o misji. –Dobra, a gdzie Arana?

-Zamknęli ją gdzieś po drugiej stronie statku. Źle ją było słychać, kiedy próbowałyśmy nawiązać kontakt. –powiedziała, a Czkawka momentalnie wziął się za poszukiwania.

Jeździec miał co przeszukiwać, bo po jednej stronie było przynajmniej dwadzieścia, dość szerokich cel ze srebrnymi kratami. Chłopak znalazł brunetkę dopiero w ostatniej celi, która znajdowała się po lewej stronie statku, w przeciwieństwie do celi Astrid.

-Arana! –krzyknął, kiedy wreszcie znalazł dziewczynę. Szybko otworzł kraty i upadł na kolana obok brunetki, która siedziała cicho w kącie. –Tak się o ciebie bałem! –przytulił dziewczynę, która zawiesił się na jego szyi tylko jedną ręką. –Co ci jest? –spojrzał na brunetkę, która spuszczała wzrok i trzymała się za lewą rękę. –Arana, kto cie skrzywdził? –zapytał czule, ocierając łzę, która spływała jej po policzku.

-Nikt. Naprawdę. –otarła szybko łzy, biorąc się w garść.

-Mów prawdę. Co się stało? –pytał, a dziewczyna nadal trzymając się za rękę wstała z posadzki.

-Nie znasz mnie? Wepchałam się tam, gdzie nie trzeba. –zaśmiała się. –Możemy już skopać tym strażnikom tyłki? –zapytała, a Czkawka oddał jej topór, na którego trzonie widniał malunek Nocnej Furii. –Wiesz jak zadowolić dziewczynę. –znów się zaśmiała, co on odwzajemnił szerokim uśmiechem.

-Nie chciałabym wam przeszkadzać, ale coś mi się wydaje, że za chwile będziemy mieć towarzystwo. –Astrid wskazała na klamkę od drzwi, która niespokojnie kręciła się we wszystkie strony.

-Otwierać! –za drzwiami rozległo się nawoływanie.

-Wspaniale… -Czkawka chwycił się za głowę.

-I co teraz? –zapytała Arana.

-Może na przykład wyjdziecie tędy? –nagle usłyszeli znajomy głos.

-Mieczyk? –Czkawka zszokowany popatrzył na Thorstona, który zwisał do góry nogami w otworze przypominającym okno. –A co ty tu na Thora robisz?

-Kazałeś znaleźć dodatkowe wyjście. –powiedział i wskoczył do środka. –Wprawdzie nie znaleźliśmy, a zrobiliśmy, ale to chyba też się liczy. Prawda?

-Jesteś genialny! –krzyknął brunet.

-Naprawdę? –zapytał lekko zdziwiony.

-Naprawdę Mieczyk. –Arana delikatnie się uśmiechnęła.

-Na wielkiego Odyna! Ari co ci się stało? –podbiegł do dziewczyny.

-Nic takiego.

-Pogadacie o tym później, a teraz chodu! –krzyknęła Astrid.

-Idziecie, czy nie? –gdzieś za ścianą dało się słyszeć głos Sączysmarka, a do drzwi dobijał się oddział strażników.

-Idźcie, ja wychodzę ostatni. –zarządził Czkawka.

-No chodź! –krzyknął Mieczyk, kiedy przekroczył wyjście, uprzednio puszczając towarzyszki.

-Ja tu zostaje. Mam jeszcze coś do załatwienia.

-Oszalałeś? Nawet ja nie jestem tak głupi!

-No widzisz, a ja przez te cztery lata zdążyłem zwariować. –powiedział i odepchnął przyjaciela, który zwisł na linie, sam odchodząc po tym kilka kroków do przodu, zrzucając zbroje, pod którą miał normalny kombinezon. –No dalej… Zapraszam. –mówił do siebie, przygotowując piekielnik.

Nagle drzwi uległy zniszczeniu, a pod pokład dostała się grupa strażników, która lekko zdezorientowana szukała nieproszonego gościa.

Nagle jeździec pojawił się ni stąd, ni zowąd, zeskakując na dwóch strażników, tym samym pozbywając się ich przynajmniej na chwile.

-Dzień dobry panowie. Dawno się nie wiedzieliśmy. –uśmiechnął się do pozostałych, trzech wikingów.

-To jeździec. Brać go! –wykrzyknął jeden z nich.

Zaczęła się nierówna walka między Czkawką, a strażnikami. Wydawałoby się, że wynik jest oczywisty, ale Czkawka już po chwili znalazł się na górnym pokładzie, zawzięcie czegoś szukając.

-Kajuta kapitana… No dalej, gdzie jesteś? –powtarzał do siebie. –Jest! –krzyknął szczęśliwy, ale w tej samej chwili złapało go dwóch potężnych wikingów.

***

-Porwali Szczerbatka! –Szpadka zdyszana podbiegła do Astrid.

-Co takiego? A co z Czkawką? Mieczyk, Sączysmark?

-Wiesz… Bo on z nami nie wrócił. -Mieczyk zeskoczył z Jota.

-To gdzie on jest!? –krzyknęła Astrid.

-No mówię ci, ze został na statku!

-Co za uparty gagatek. –Stoick rzucił siekierą w pobliskie drzewo.

-Ale po co tam został? –Heathera pytająco spojrzała na Mieczyka.

-Powiedział, że ma coś jeszcze do załatwienia. –stwierdził Thorston.

-A ja nawet wiem co. –Arana, którą opatrywał właśnie Śledzik wstała i wpatrywała się w port przy wyspie Ingvara.

Do dziewczyny momentalnie podbiegła reszta towarzystwa, która domagała się jak najszybszych wyjaśnień, bo teraz liczyła się każda chwila.

-Wrócił po coś… -zaczęła.

-Ale po co? Dziewczyno ty jedna wiesz, więc mów. – rzuciła Astrid.

-Ingvar ma coś, czym może zawładnąć smokami i pozbyć się ich, żeby przejąć Archipelag. Ma świadomość, że tylko one mogą mu przeszkodzić.

-O czym ty mówisz? –Stoick spoglądał na brunetkę, jak na wariatkę.

-Przeze mnie i Czkawkę, a dokładniej przeze mnie, w ręce Barda dostał się kamień, który dzięki niezbadanym, biologiczno-chemicznym właściwością może kontrolować smoki. Według badań Czkawki i tego, co mówiła moja matka, tylko Nocna Furia jest na niego odporna, ale nikt nie wie dlaczego.

-Czyli… Jakiś jeden, mały kamyk kontroluje smoki, a ten świr ma go w swoich, chytrych łapskach i w każdej chwili może zapanować nad całym Archipelagiem?!? –histeryzował Smark.

-To nie jest zwykły kamyk! –oburzyła się Arana. –To kamień, którego moja rodzina strzegła od lat. A ja zawiodłam i dzięki mnie Czkawka mierzy się w Bardem.

-No dobrze, ale jakim cudem Czkawka wie, że on go ma? –zapytała Heather.

-Domyślił się… Straciliśmy ten kamień z oczu już bardzo dawno temu i nawet daliśmy spokój, ale dzisiaj, kiedy strażnicy prowadzili mnie do celi, przeszłam zbyt blisko sakwy Ingvara i stało się to. –pokazała zabandażowaną rękę. –Czkawka zobaczył moją ranę, a ja jestem pewna, że w sakwie musiał być właśnie ten kamień, bo tylko on jest w stanie zrobić człowiekowi tak poważną ranę.

-W takim razie trzeba coś wymyślić. –Astrid odwróciła się w stronę portu, gdzie zobaczyła tłum strażników, którzy biegli właśnie po moście.

***

-Proszę, proszę, proszę. Nasz kochany jeździec raczył się pojawić. –Czkawka został rzucony na kolana przed obliczem Ingvara. –Twój plan mógłby nawet wypalić, gdyby nie fakt, że zostałeś tu bym mógł ugościć ciebie i twojego smoka.

-Szczerbatek! –jeździec zobaczył, że Furia została zamknięta w potężnej klatce i wepchnięta na pokład.

-Cudowny smok. Naprawdę. Tyle złości w oczach. To tak zadziwiające, że gdyby nie kraty, to już bym nie żył. –wpatrywał się w smoka.

-Gdyby nie ci strażnicy, to ja zabił bym cię własnymi rękami, za to, co zrobiłeś!

-Mówisz o tym? –pokazał na smoka.

-Za wszystko, co zrobiłeś moim bliskim! Nie zostawię tak tego.

-Ja też. Zapłacisz za niedotrzymane słowo. –podszedł do bruneta i chwycił go za podbródek. –Mógłbym się ciebie teraz pozbyć, ale jesteś mi potrzebny. Zabrać go. Musimy przedyskutować pewne sprawy. –odwrócił się na pięcie, zarzucając przy tym peleryną i zszedł z pokładu.

38. Zgadzam się[]

Wybaczcie mi to niezwykłe opóźnienie. Gdyby ktoś pytał, to nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. ^^ Moje lenistwo nie ma granic, ale teraz wielce się radujcie, bo oto jest NEXT! Zapraszam do czytania. :)

-Myślisz, że to coś da? –Czkawka zwrócił się do Barda, który kazał zakuć go w kajdany.

-W przypadku, kiedy twoja Nocna Furia w niczym ci nie pomoże, myślę, że tak. –odpowiedział, robiąc minę filozofa i lekko drapiąc się po podbródku. –Nie oszukujmy się. Teraz jesteś nikim. –zadrwił, siadając na swym tronie.

-Jesteś niedorzeczny.

-I kto to mówi! Sam wróciłeś, kiedy mogłeś uciekać, dając się tym samym złapać. –założył ręce.

-Bo masz coś, co należy do mnie. –stwierdził, również zakładając ręce.

-Ależ ja nie wiem, o czym ty mówisz. –uśmiechnął się szyderczo.

-A ja myślę, że jednak wiesz. –zacisnął pięść.

-Nie, nie wiem.

-Właśnie, że wiesz.

-Nie.

-Tak.

-Nie.

-Nie.

-Tak!

-Ha! Mam cię! –wykrzyknął zadowolony Czkawka.

-Zaczynasz mi działać na nerwy młody. –Ingvar syknął i zacisnął pięści.

-Jakoś już tak mam. –uśmiechnął się szelmowsko.

-Ty… Agh… Spokojnie Bard. On nie wyprowadzi cie z równowagi. –mówił do siebie. –Słuchaj jeźdźcu, możemy ciągnąć te zagrywki w nieskończoność, ale wtedy żaden z nas na tym nie skorzysta. –wskazał na przejście do sąsiedniego pomieszczenia, w którym widać było zakutego Szczerbatka, nad którym stało dwóch potężnych wikingów z toporami.

-Zostaw go w spokoju! Chodzi ci o mnie. –Czkawka zmienił ton głosu o sto osiemdziesiąt stopni.

-Dlatego właśnie pomożesz mi, tym razem nie łamiąc słowa, a twojemu smoczkowi nic się nie stanie. Rozumiemy się?

-Nigdy nie będę pomagał ci w tresowaniu smoków, by potem je zabijać! Nigdy, rozumiesz? Nigdy! –Czkawka zaczął podnosić głos, a w jego oczach było widać kipiącą złość.

-W takim razie ostatnia Nocna Furia zginie na twoich oczach. Panowie? –powiedział, a topór jednego z mężczyzn zaczął opadać na dół.

-Nie! Zaczekaj!

Ingvar ruszył ręką, dając tym samym znak, by wiking zaprzestał działania.

-Zgadzam się na wszystko, tylko nie rób nic Szczerbatkowi. –spuścił głowę, sam nie wierząc w to, co właśnie powiedział.

-Wiedziałem, że się dogadamy. –uśmiechnął się zadowolony z siebie. –Zabrać go. –wydał rozkaz, a mężczyźni odeszli od Furii i zaczęli prowadzić Czkawkę za Bardem.

***

-To… Co robimy? –Mieczyk przerwał grobową cisze.

-Nie mam pojęcia… Wodzu? –Astrid zwróciła się do Stoicka, który aktualnie wpatrywał się w ocean.

-Musimy znać jakiś słaby punkt Barda. Coś, co pozwoli nam dostać się na wyspę i obejść zabezpieczenia. –odpowiedział, nie odrywając wzroku od bijących w klif fal.

-O ile dobrze mi się wydaje, to mamy ze sobą kogoś, kto zna Ingvara jak własną kieszeń. –Arana rzuciła groźne spojrzenie na Tero, a wraz z nią reszta jeźdźców.

Blondyn dopiero po chwili spostrzegł na sobie przerażający wzrok towarzyszy, a do tej chwili opierał się o Wichurę, która mając już dość towarzystwa mężczyzny, szturchnęła go wreszcie ogonem.

-Czemu tak na mnie patrzycie? –zaczął powoli rozglądać się wokół siebie.

-Bo widzimy przed sobą idealną przynętę. –Heathera z zadowoleniem skrzyżowała ręce.

Tero jeszcze raz rozglądnął się wokół siebie, ale kiedy nie znalazł wzrokiem żadnej żywej istoty, odwrócił się w stronę jeźdźców i wskazując palcem na siebie, ciężko przełknął ślinę.

Nie musiał nic mówić, bo spotkał się z sześcioma, uśmiechniętymi twarzami, które w równym tempie przytakiwały jego gestowi.

***

-I jak ci się tu podoba? –Bard wszedł pierwszy z rękami złączonym za plecami.

-Bywałem w lepszych miejscach. –Czkawka wywrócił oczami i spotkał się z groźnym spojrzeniem Barda.

Mężczyźni znajdowali się na ogromnej arenie, która była zadaszona i otoczona grubymi murami. Żaden smok nie miał prawa uciec z takiej pułapki. Każdy zostawał już na amen.

-To jak? Tym razem dotrzymasz słowa? –Bard odwrócił się przodem do bruneta.

-Dotrzymam… -powiedział pod nosem.

-Że co? Możesz powtórzyć? Chyba nie dosłyszałem. –przyłożył dłoń do ucha i uśmiechnął się, zadowolony z siebie.

-Dotrzymam. –podniósł głowę, a Ingvar jeszcze szerzej się uśmiechnął. –Pod jednym warunkiem.

-Śmiesz stawiać mi warunki? Przecież i tak stąd nie uciekniesz.

-Właśnie. Nie ucieknę. Dlatego chce mieć Szczerbatka ze sobą. Zawsze pomaga mi w tresurze. To jak będzie? Zgodzisz się, czy obydwoje zostajemy z pustymi rękami?

-Agh… Zgoda. Rozkujcie go i dajcie mu tu tego zapchlonego smoka. –machnął ręką i udał się do wyjścia.

-Zapchleni to są ci twoi strażnicy. –krzyknął, a jeden z uzbrojonych mężczyzn podrapał się po głowie.

-Nie cierpię tego dzieciaka. –powiedział pod nosem i poszedł spełniać swe codzienne obowiązki.

Po chwili Czkawka był już rozkuty, a Szczerbatek został przywieziony na arenę.

-To co panowie? Bójcie się. –uśmiechnął się i rozkuł smoka, a mężczyźni czym prędzej opuścili hale.

-Wypuście pierwszego smoka! –gdzieś w oddali dało się usłyszeć głos Barda, ale mimo że Czkawka bardzo się starał, nie był wstanie namierzyć miejsca, w którym stał Wiking.

-No to zaczynamy mały. –powoli wypuścił powietrze.

Furia cicho gruchnęła z przejęciem.

-Nie martw się mały. Mam plan. –pogłaskał smoka i odwrócił się w stronę ogromnych wrót. –A przynajmniej myślę, że go mam. –przełknął ciężko ślinę i stanął przed Szczerbatkiem.

*DOKŁADNIE W TYM SAMYM MOMENCIE*

-Tak, jak ci mówiliśmy. Inaczej porachujemy ci kości. Zrozumiano?

-Jasne. Dam rade. –Tero ciężko przełknął ślinę, najwyraźniej bojąc się Heathery.

-Dobrze Heather… Ja go na moment porwę. –Astrid z dystansem przeszła obok przyjaciółki i zabrała blondyna, by pogadać z nim w cztery oczy.

-Jeśli tak dalej pójdzie, to ja nie dożyje poranka As! –wyżalił się.

-Nie martw się. Dopóki tu jestem, to nic ci nie zrobią. –uśmiechnęła się krzywo. –Słuchaj, Tero?

-Tak? –odpowiedział z lekkim niepokojem.

-Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?

-Jasne, że tak. Ale… Czemu o to pytasz?

-I pewnie wiesz, że Czkawka jest dla mnie bardzo ważny, tak?

-Domyślam się, ale do czego zmierzasz?

-Bo gdybyś jednak był zamieszany w sprawę Barda i chciałbyś nas zdradzić, a Czkawce coś by się stało, to nigdy ci tego nie wybaczę. Rozumiesz? –blondyn lekko skinął głową. –I wtedy przestane być miła i spotkasz się z tą Astrid Hofferson, która prawie skróciła cię o głowę swoim toporem. –Tero położył dłoń na gardle. -Mam nadzieję, że zrozumiałeś i Czkawce nic nie będzie. –zamierzyła go dziwnym spojrzeniem.

-Możesz na mnie liczyć. –wreszcie zdobył się na jakąkolwiek odpowiedź.

-Dziękuję. –uśmiechnęła się delikatnie. –Zaczynamy drużyno! –odwróciła się i wsiadła na Wichurę.

-Sączysmark, Śledzik i Mieczyk, lecicie osłaniać Tero. Ma się tam dostać bez ani jednej rysy. –powiedział Stoick.

-A te zadrapania, które ma po spotkaniu z Czkawką, to one też się będą liczyć do ogólnej obdukcji? –pytał Thorston.

-Mieczyk!

-No co? Chciałbym wiedzieć jak bardzo nam się oberwie, jeśli przeżyjemy.

-Przeżyjemy. Nie ma innej możliwości. –wtrąciła Arana.

-Mam nadzieje, bo jestem zbyt młody, żeby trafić do Valhalli.

-Smark! Nikt się jeszcze nie wybiera do Valhalli! Wszyscy wrócimy razem z Czkawką na czele. Jasne? Zaczynamy. Wierze w nas. –powiedziała Astrid.

Zgodnie z planem, Tero został zrzucony pod pierwszą bramą obronną, która znajdowała się dość daleko od wioski i pilnowało jej tylko dwóch strażników.

-Ludzie, pomóżcie! Jeźdźcy… Ataku… -w tym momencie blondyn upadł na ziemie.

-Co on powiedział?

-Że jeźdźcy atakują idioto! Trzeba ogłosić alarm

-Nie tak szybko panowie.

Za strażnikami wylądowali Smark i Mieczyk.

-Jeźdźcy!

-Dokładnie! –krzyknął Sączysmark.

Mężczyźni rzucili się na jeźdźców, ale dzięki smokom już po chwili zostali obezwładnieni. Młodzi Wandale zabrali im zbroje i związali, by nigdzie nie przyszło im do głowy zawiadomić resztę.

-Dobrze było? –Tero podniósł się z ziemi i otrzepał ręce.

-Świetnie. Teraz musimy wpuścić jakoś dziewczyny i Stoicka za drugą bramę. Szybko! –krzyknął Śledzik.

Po chwili „strażnicy” wraz z Tero znaleźli się pod drugą bramą.

-Znaleźliśmy tego gagadka niedaleko wyspy. Kręcił się blisko portu. –mężczyźni rzucili Tero o ziemie.

-Pewnie pracuje dla jeźdźców. –odpowiedział jeden.

-No cóż… Zupełnie tak, jak my! –równocześnie dali prawdziwym strażnikom w twarz, a Śledzik wraz ze Sztukamięs polecieli dać znać reszcie, ze droga wolna.

-Dobra robota chłopaki. –przyznała Astrid i szybko przedostała się niezauważona za mury wioski.

-Może by tak następnym razem odrobinę delikatniej? –zaczął Tero rozmasowując bolącą rękę.

-Nie doczekasz się na przeprosiny! Chodźcie, trzeba im przecież pomóc. –Smark dosiadł Hakokła i ruszył za jeźdźcami.

***

-Oby to było coś małego. –mówił do siebie, kiedy nagle otworzyły się wrota. –No wspaniale… Akurat Paszczogon… Może od razu mnie zabij Bard!

-Nie mogę. Mówiłem, że jesteś mi potrzebny. –odkrzyknął, choć Czkawka myślał, że Wiking go nie słyszał.

-Agh… -zacisnął zęby. –Dobra mordko, spróbujemy jakoś dać sobie rade. –wsiadł na Furię, która gotowa była do pomocy swemu panu.

Paszczogon wydawał się być potulniejszy, niż zazwyczaj bywają przedstawiciele tego gatunku, ale już po chwili Czkawka przekonał się, że jednak była to mylna myśl. Smok o mało co nie skrócił go o głowę i prawie spalił lotkę Szczerbatka.

-Jakieś pomysły mały? –krzyknął próbując skorygować lot, by nie wlecieć na pomarańczowego Paszczogona. –Nie? To musimy to zrobić po mojemu. Lądujemy!

Szczerbatek początkowo nie chciał zgodzić się na takie działania, ale w końcu uległ swemu panu.

-Jakoś to będzie, tak? –mówił do Furii lekko przestraszony.

Smok podszedł rozwścieczony do Czkawki, ale temu udało się zapanować nad jego gniewem. Już po krótkiej chwili, Paszczogon nie pałał żądzą zabijania i zdawał się być spokojniejszy.

-I jak? Nie jest tak źle, prawda? –niepewnie wyciągnął dłoń do smoka i wreszcie położył ją na jego pysku.

Stworzenie przestało wariować i dało się pogłaskać. To znaczyło tylko jedno, z czego i Czkawka i Bard bardzo się cieszyli. Jednak bruneta cieszyła myśl, że pożyje odrobinę dłużej niż zakładał raptem dwie minuty temu.

Pozwolicie, że ostateczną korektę zrobię później? Wybaczcie, ale padam z nóg, bo większą cześć rozdziału pisałam dzisiaj o 5.30 nad ranem.


39. Czas się wymknąć[]

-Wspaniale. Byle tak dalej. –na arenę znów wszedł Bard. –Widać, że możemy współpracować. –uśmiechnął się szyderczo.

-Wyjaśnijmy sobie coś. Nigdy, przenigdy nie będziemy współpracować. –odpowiedział groźnie, odsuwając się od Paszczogona. -Zostałem zmuszony do pomocy ci, więc pozwól mi pracować i daj mi spokój.

-Jak sobie życzysz. –odwrócił się na pięcie. –Zabrać smoka i wypuścić następnego. –wyszedł z założonymi z tyłu rękami.

Dwóch potężnych mężczyzn weszło na arenę a kagańcem i grubą, wzmacnianą liną. Podeszli do smoka od tyłu bez większego problemu i rzucili się na niego. Mimo że zwierzę próbowało się bronić, nie miało szans z Wikingami, którzy zaczęli go obezwładniać.

-Może trochę delikatniej? –Czkawka zacisnął pięści, a Szczerbatek groźnie warczał.

-Miłośnik smoków się znalazł. Siedź cicho mały. –odrzekł jeden.

-Mały? Zaraz ci pokaże, kto tu jest mały. Szczerbek!

Nocna Furia według polecenia zaczęła celować w mężczyzn, którzy powoli postanowili się wycofać.

-No dobrze, spokojnie. Przecież możemy się dogadać. Prawda? –jeden ze strażników podniósł ręce i przystanął na moment.

-Wydaje mi się, że już za późno. –uśmiechnął się szelmowsko i kazał strzelać.

Mężczyzna w ostatniej chwili złapał tarczę, która pod wpływem uderzenia rozprysła się w drobny mak, a on sam uderzył z niezwykłą mocą w ścianę areny.

-Co tu się dzieje?! –Bard wpadł do hali niczym torpeda.

-Ustalam własne reguły. Wybacz, nie chciałem. –dodał z ironią. –Ja tresuje smoki, więc ja je odprowadzam do klatek. Jasne? Inaczej więcej twoich strażników skoczyć, jak ten tam. –wskazał na Wikinga, który w dalszym ciągu nie podnosił się z ziemi.

-Niech ci będzie. –uniósł wysoko głowę. –Odprowadź swego pupila do klatki i wracaj do roboty.

-To, co mały? Idziemy? –uśmiechnął się przyjaźnie, ściągając kaganiec z pyska smoka. -Chodź mordko.

-E, e.-pokiwał na boki głową. –Smok zostaje. Nie wiem, czy nie będziesz próbował czegoś wywinąć, mimo że nie musisz wychodzić z areny. W dalszym ciągu ci nie ufam.

-No popatrz. Ja tobie też. –zacisnął zęby.

Czkawka odprowadził Paszczogona bez żadnych lin do klatki i wrócił do dalszej pracy. Tym razem dostał mu się Śmiertnik Zębacz…

-No dobrze, ty jesteś łagodny. Martwa strefa… -powtarzał do siebie. –No dobrze, chyba nie jesteś, aż tak łagodny. –krzyknął, kiedy smok zaczął strzelać w jego stronę kolcami. –Szczerbek!

Furia w ostatniej chwili osłoniła swego jeźdźca i wrzuciła go na swój grzbiet.

-Nie, odstaw! W tej chwili. –spotkał się z groźnym gruchnięciem smoka. –Nie protestuj mi tu teraz! Na dół już! –krzyczał na Szczerbatka, który próbował unikać ognia Śmiertnika. –Nie chcesz po dobroci? No dobrze. –zeskoczył ze smoka, a dzięki niewielkiej wysokości, na której się znajdował, zdołał bezpiecznie wylądować na ziemi. –Nie możesz być groźny. Nie jesteś taki. –wyciągnął dłoń, chowając się z martwej strefie.

Kiedy Czkawka znalazł się dostatecznie blisko, pokazał się smokowi, który zahipnotyzowany ruchami ręki bruneta, nagle spotulniał. Mężczyzna od razu podrapał go w czułym miejscu i położył na ziemi, tym samym kończąc swe dzieło.

-Ten mały przyniesie nam dużo szczęścia w interesach. –przyznał z uśmiechem Bard, który stał z równie dostojnym Wikingiem.

***

-Podobno Bard ma dać nam jakieś podwyżki. Słyszałeś?

-No! Ten jeździec podobno tak go ucieszył, że… agh… -gwałtownie obrócił głowę w bok i upadł na ziemie.

-Dzień dobry! –mężczyzna zobaczył tylko blond włos i szeroki uśmiech, a następnie duże gwiazdy na niebie.

-Myślałam, że już nigdy się nie uciszy. –powiedziała, prostując ręce.

-Ja też. No ludzie… Ile można biadolić o zarobkach. –Mieczyk wywrócił oczami, a Heathera pokręciła głową.

-Arana! Za tobą.

Dziewczyna szybko się odwróciła i kopnęła Wikinga prosto w brzuch.

-Ktoś jeszcze?

-Chyba ten. –Stoick rzucił mężczyzną o podłogę. –A teraz gadaj, gdzie Czkawka! –podniósł za zbroje jedynego, przytomnego Wikinga.

-Kto?

-Jeździec śmieciu! –Heathera przyłożyła do jego gardła topór.

-Na arenie! To tam! Nic więcej nie wiem. Przyrzekam.

-Wiedziałem, że się dogadamy. –Stoick uśmiechnął się miło, co odwzajemnił strażnik, jednak oberwał prosto w twarz, a następnie został związany z resztą towarzyszy.

-To was oduczy porywania czyichś przyjaciół! –Śledzik z zadowoleniem krzyknął na grupę Wikingów.

-Śledziu on wstaje! –krzyknął Sączysmark.

-Gdzie? –wystraszony walnął przypadkowego w głowę hełmem Smarka.

-Nie strasz mnie tak! Myślałem, że jesteśmy zagrożeni. –krzyknął, oddając właścicielowi wgnieciony hełm.

-Następnym razem wal mocniej! –dopingowała Szpadka.

-Nie ma takiej potrzeby. Dostał już wystarczająco mocno od Arany. –wtrącił Tero.

-Skończyliście? –Astrid groźnie spojrzała na jeźdźców. –Chodźcie. Czkawka jest już niedaleko.

Cała siódemka udał się w stronę, w którą pokazał strażnik. Jednak nie była to dobra decyzja. Trafili na oddział Wikingów, który miał zabezpieczać główne wejście na arenę. Nie było ich dużo, ale biorąc pod uwagę, że szybko zawiadomili innych o przybyciu nieproszonych gości, po chwili zebrała się ich pokaźna sumka, z którą ciężko było dać sobie rade.

-A więc zapraszam. –odezwał się Stoick, głaszcząc swą siekierę.

-Nie ma to jak dobra rozróba w domu wroga. Co nie siostra? –Mieczyk zatarł ręce.

-W rzeczy samej bracie. –uśmiechnęła się szyderczo.

-Ze względu, że nie jesteście Perunami, bez problemu mogę wam spuścić łomot. –Tero wyciągnął miecz.

-Nędzne dzieciaki. Brać ich! –rozkazał rosły mężczyzna.

-Jeśli chcecie oberwać. –Astrid, Heathera i Arana jak na zawołanie rzuciły się na Wikingów.

-Choć Smark! –wrzasnął Śledzik.

-Sączy, Sączy, Smark, Smark, Smark! –krzyknął i również rzucił się na rywali.

-Nie dajcie się, to tylko ci nic nie warci jeźdźcy!

-Nic nie warci? Naprawdę? –Astrid z impetem wpadła między dwóch strażników, którzy chcieli rzucić się na Arane.

Sytuacja stawała się bardzo trudna do opanowania, mimo że na początku jeźdźcy wygrywali, po jakimś czasie ich siły zaczęły słabnąć, a wraz z nimi szansa na odnalezienie Czkawki.

-Może pomożemy? –potężny wiking pozbył się problemu, jakim był przywódca straży.

-Co, do jasnego Thora?! –oczom dziewczyny ukazało się trzech mężczyzn. –Bardzo chętnie. –odpowiedziała jedynie i oddała się walce wręcz.

***

-Chyba przydałoby się w końcu stąd wydostać, co nie mały? –Czkawka uśmiechnął się pod nosem, głaszcząc Koszmara Ponocnika. W końcu wstał i odnalazł wzrokiem Barda, który ja się okazało, cały czas stał na wysoko położonym tarasie. –Strzelaj w barierę mordko.

-Czemu on się tak uśmiecha? –zmrużył oczy.

-Wodzu! –krzyknął mężczyzna i chciał odepchnął Barda, jednak ten został złapany w szpony Nocnej Furii, która wraz z oswojonymi smokami, zaczęła szukać najlepszego wyjścia.

***

Po dłuższym czasie strażnicy choć na chwile zostali obezwładnieni, a Astrid łapiąc oddech zwróciła się do „trzech muszkieterów”.

-Jak, wy tu…?

-Lecieliśmy za wami. Przecież to właśnie Barda szukaliśmy, więc musieliśmy go dorwać. –wtrącił mężczyzna o czarnych włosach.

-Ja… Dziękuję. Gdyby nie wy, źle byśmy skończyli. –przyznała.

-To nic takiego.

Przybyszami okazali się Wikingowie, którzy proponowali Astrid ważne stanowisko. Jeden z nich chciał właśni chwycić za klamkę, kiedy główne wrota, przed którymi stali, nagle uległy całkowitemu zniszczeniu.

Dało się zobaczyć jedynie cztery smoki, które przemknęły przez korytarz niczym tornado.

-Czy to… khe, khe… był Czkawka? –Arana próbowała odkaszleć kurz, który unosił się wszędzie.

-Chyba będzie trzeba przenieść zabawę na inne pole. –odezwał się Stoick, patrząc na długi korytarz, przez który biegła smuga dymu.

***

-Policzymy się tu i teraz! –Czkawka zrzucił Barda z pewnej wysokości, na wysokim, zazielenionym klifie.

-Chyba cię nie doceniłem. –podniósł się wreszcie i wyjął swój, ogromny miecz.

-Nigdy mnie nie doceniasz. –uśmiechnął się szelmowsko i rzucił się na Barda, który od razu odparł atak.

Szczerbatek chciał rzucić się do pomocy swemu panu, jednak ten, rozkazał smokowi, by nie wtrącał się do jego porachunków. Dlatego też Furia wedle życzenia odsunęła się na bok, by w razie potrzeby pomóc przyjacielowi.

Czkawka dzielnie walczył wraz z Bardem, na niedostępnym dla innych klifie, kiedy jeźdźcom wreszcie udało się wydostać z ociężałej fortecy.


OGŁOSZENIE! Wybaczcie mi, ale w ten weekend nexta nie będzie. (Tak, wiem. W porę to piszę.) Walczę z ogromnym lenistwem i brakiem weny. Obiecuję Wam, że dzisiaj napiszę jak najwięcej i będę nad nim pracować, żeby mniej więcej do środy go wstawić. Jeśli mi się nie uda, możecie mnie zlinczować. Byle nie za bardzo. Dobrze? ^^ Tymczasem możecie się wrócić do wcześniejszych rozdziałów i mnie trochę pokrytykować. ;) Jeszcze raz PRZEPRASZAM.


40. Naucz się życia...[]

Dobrze... Udało mi się go napisać. Może nie jest wybitnie długi, ale następny już w weekend (obiecuję). Mam nadzieję, że Wam się spodoba. I jeszcze jedno. Jeśli PANOWIE (wy najlepiej wiecie o kim mówię ;)), mimo moich wyjaśnień postanowią skrytykować walkę, to jak słowo daję, że pourywam Wam głowy, albo poszczuję moim Wandersmokiem. Jako Tropicielka Burz, gwarantuję Wam, że nie żartuję. No to zapraszam do czytania moi, wierni kompani. :)

Czkawka podpalił gaz Zębiroga, który odrzucił Barda kilka metrów dalej. Brunet z zadowoleniem chciał zadać kolejny cios, jednak zanim zdążył się obejrzeć, Ingvar stał już o własnych nogach.

-Chyba jeszcze nigdy nie widziałem cię tak złego. –ruszył głową, a jego szyja wydała nieprzyjemny dla ucha trzask.

-A dziwisz mi się? –zapytał i skrzyżował miecz z Wikingiem.

-A uwierzysz, kiedy odpowiem, że tak?

-Nie żartuj sobie ze mnie! –rzucił mężczyznę na kolana.

-Gdzieżbym śmiał. –przyznał odpychając kolejny atak. –Dość tego! –krzyknął, kiedy tuż obok jego gardła przeleciał piekielnik. –Pozwalasz sobie na zbyt dużo!

-Gdzieżbym śmiał. –uśmiechnął się szelmowsko i lekko uginając kolana, przyjął pozycję bojową.

-Działasz mi na nerwy smarkaczu!

-Moja, jeździecka specjalność. –puścił oko Bardowi, by jeszcze bardziej go rozwścieczyć.

-Agh… -zacisnął zęby i znów rzucił się na bruneta.

***

-Czy to normalne, że ogromni wikingowie rzucani są na ziemie przez potencjalnych chuderlaków? –Mieczyk zawiesił gdzieś swoje spojrzenie.

-O czym ty mówisz? –siostra zmierzyła go dziwnym spojrzeniem. Ten natomiast chwycił ją za podbródek i nakierował jej twarz na wysoko wznoszący się punkt. Zamilkła.

-Czy możecie prze… -Szpadka wykonała ten sam ruch, co przed chwilą jej brat. –Oł… -Sączysmark również nie odezwał się ani słowem, tylko we trójkę stali teraz, trzymając się za podbródki.

-Co wy do Thora wyprawiacie? –oburzył się Stoick. Smark już wyciągnął dłoń, by zrobić to samo, co Thorstonowie, ale jego ręka niespodziewanie została zatrzymana. Obrócił więc głowę i napotkał groźne spojrzenie wodza Berk. –Olśnicie mnie, co jest takie warte uwagi, że w ogóle mnie nie słuchacie?! –podniósł głos.

-Widzi wódz, bo im chyba chodzi o tamto. –Śledzik wskazał ręką na wysoko wznoszący się klif.

-Czy…

-To…

-Czkawka?! –Astrid dokończyła zdanie za Aranę i Heatherę.

-A myślałem, że już nie zobaczę ojca tak wymiatającego mieczem. –Tero założył ręce, a Astrid zmierzyła go piorunującym spojrzeniem.

-Trzeba mu pomóc! –wtrąciła Arana.

-Nie! Żadne z was nie może mu pomagać. To jego wróg i jego walka. –napomniał Stoick.

-A więc… Co robimy?

-Zajmiemy się strażnikami, żeby nie dotarli tam, na górę. –wskazał na zbierający się oddział Wikingów.

-Pomożemy wam. –odezwał się czarnowłosy mężczyzna, który dotarł na miejsce wraz z towarzyszami. –Wybaczcie nam opóźnienie, ale nasz kolega oberwał odłamkiem drewna, na tyle mocno, by po drodze zacząć słabnąć.

-Ale wszystko w porządku?

-W jek nojalpeszym… -odezwał się ten, który dostał w głowę.

-Wszystko dobrze. Ma małe problemy z mową, ale zapał do walki mu nie umknął. –uśmiechnął się.

-W takim razie, witamy z drużynie. –Stoick wymienił wojowniczy uśmiech z czarnowłosym i wsiadając na Czaszkochrupa, zwrócił się w kierunku strażników.

***

Czkawka upadł na ziemię, a tuż nad jego twarzą pojawił się ogromny miecz. Brunet w ostatniej chwili przeturlał się kawałek dalej i uniknął śmiertelnego uderzenia.

-Mam cię dość. –Bard mocniej ścisnął miecz.

-Mogę powiedzieć to samo! –odpowiedział, znów krzyżując broń z przeciwnikiem.

-Zawsze taki byłeś? Przyznaj się.

-To ty mnie nauczyłeś, że takim jak ty się nie popuszcza.

-Jak możesz? Moje serce przez ciebie krwawi.

-Bardzo dobrze się z tym czuje.

-Zaczynasz mnie już nudzić. –lekko ziewnął.

-A więc, pomóż mi to zakończyć. –odparł, zatrzymując na moment walkę.

-Jak sobie życzysz.

Czkawka pewny siebie natarł na rosłego Wikinga, jednak po chwili tego pożałował, ponieważ Bard powalił jeźdźca na ziemię sprytnym podcięciem nóg i chciał zadać ostateczny cios.

-Szczerbatek!

Furia w ostatniej chwili wystrzeliła plazmę, która trafiła w miecz Barda, odrzucając go tym samym kilka metrów dalej, a samego Ingvara wyprowadziła z równowagi. Wiking spojrzał na rękę, z której przed chwilą wyleciała broń, a następnie zmierzył jeźdźca niepokojącym spojrzeniem.

Sam Czkawka natomiast stanął wyprostowany, z głową podniesioną wysoko i cały czas patrząc na Barda, próbował uspokoić oddech.

Ingvar w dalszym ciągu dziwnie spoglądał na jeźdźca, a Nocna Furia stała przed swym panem, w pełnej gotowości, by zaraz po jego rozkazie zadać ostateczny cios.

-Na co czekasz? Zabij! –krzyknął, dając tym samym do zrozumienia, że jest na tyle odważnym wojownikiem, by pogodzić się z taką śmiercią.

Czkawka zawiesił na nim swe przenikliwe spojrzenie i podniósł piekielnik jakby chciał uderzyć.

-No dalej. Twój smoczek jest gotowy, a ty cały czas się zastanawiasz, w jaki sposób się mnie pozbyć? –Szczerbatek groźnie warknął.

-Nie… -powiedział cicho, patrząc na swój piekielnik, a Bard jeszcze bardziej zmrużył oczy w geście zdziwienia.

-O czym ty mówisz? –rozłożył ręce, ale Furia znów warknęła, co było znakiem ostrzegawczym dla Wikinga.

-Nie zrobię tego… -spuścił głowę i zawiesił wzrok gdzieś obok swej nogi.

-Dlaczego? Masz mnie na wyciągnięcie ręki. Możesz pozbyć się najgroźniejszego wroga. –kontynuował, patrząc na jeźdźca z niezrozumieniem.

-Bo nie jestem taki jak ty. Ja nie zabijam. –opuścił miecz. –Szczerbek spokój. –zbliżył się do smoka i położył mu dłoń na pysku.

-Jesteś niezwykle głupi. –uśmiechnął się do siebie.

-Może i jestem głupi, bo mam ochotę cię zabić, ale nie mam zamiaru mieć czyjejś krwi na rękach. –zmienił ton głosu na bardziej stanowczy.

-Nie pomyślałbym, że tak łatwo nadstawisz się, bym to ja mógł pozbyć się ciebie. –uśmiechnął się szyderczo.

-O czym ty mówisz? –popatrzył na wroga niezrozumiałym spojrzeniem, z lekka mrużąc oczy.

-Oj, Czkawko. –pokręcił głową na boki. –Ile ty się jeszcze musisz nauczyć o życiu.

-Co do jasnego Thora?! –nie zdążył odpowiedzieć nic więcej, bo tego, co zrobił Bard w ogóle się nie spodziewał.

Ingvar tuż po swych słowach zaczął się cofać do tyłu, aż po chwili rozłożył ręce do pozycji poziomej i… rzucił się z klifu. Czkawka szybko podbiegł do końca urwiska i spojrzał w dół, lecz nie dostrzegł już mężczyzny.

Brunet przez dłuższą chwilę spoglądał w ocean, który podmywał brzeg, aż nagle zerwał się potężny wiatr, który zaczął rozwiewać jego włosy.

-E… Ludzie?

-Czego chcesz Smark? –Astrid z wyrzutem odezwała się do mężczyzny, odpierając atak jednego ze strażników.

-Lepiej będzie, jeśli sami to zobaczycie… -w jego głosie pojawiło się jakby lekkie przerażenie.

-Co znowu?! –blondynka powaliła Wikinga na ziemie i kiedy gwałtownie się odwróciła, otwarła szeroko usta i o mało co nie wypuściła z ręki swego toporu.

-Co to za bestia!? –Stoick z równie wielkim zdziwieniem dołączył do jeźdźców, którzy tuż przed nim zaczęli spoglądać na ogromne zwierze.

41. Prosta sprawa: Oddaj![]

Wiatr stawał się coraz silniejszy, a włosy Czkawki stanęły całkowicie dęba. I nie była to sprawka jedynie wiatru, ale i też prawdziwego niepokoju, który zapanował teraz nad racjonalnym myśleniem bruneta. Chłopak zaczął mrużyż oczy.

-Mordko… Czy to jest to, o czym ja myślę? –chłopak zrobił krok w tył, a jego oczy podążały w górę, wraz z bestią, która wznosiła się coraz wyżej. –Chyba mamy problem… -powiedział, a Furia gruchnęła z lekkim przejęciem, zgadzając się tym samym ze słowami chłopaka.

-I co teraz wielki Czkawko Haddocku? –w oddali dało się słyszeć szyderczy śmiech największego wroga bruneta.

-To samo, co zawsze. Skopię ci tyłek Bard! –Czkawka otrząsnął się z chwilowego osłupienia i z uśmiechem wskoczył na Szczerbatka.

Smok uniósł się w powietrze, wzlatując na tyle wysoko, by spojrzeć w oczy straszliwej bestii. Ingvar natomiast, z niesmakiem szukał odpowiednich słów, by móc odgryźć się niezwykle pewnemu siebie jeźdźcowi.

-A więc, wybierasz „bohaterską śmierć”? –specjalnie zrobił palcami cudzysłów.

-Nie zamierzam jeszcze umierać. Jestem na to zbyt młody, w przeciwieństwie do ciebie. –znów uśmiechnął się szelmowsko, ale tym razem Bard rozkazał wierzchowcowi zacząć atakować. Dlatego chłopak, czym prędzej musiał ewakuować się z zasięgu wzroku wroga.

-Nie uciekaj, mój drogi. I tak nie masz szans. –zaśmiał się donośnie, podnosząc się w siodle.

-Nie uciekam, atakuję!

Nagle Czkawka wraz ze Szczerbatkiem, pojawił się pod brzuchem zielonego potwora, wystrzelając plazmę wprost w czułe miejsce. Bestia jednak prawie nie zareagowała na pocisk, tylko jeszcze bardziej rozwścieczona odwróciła się w stronę jeźdźca i jego wierzchowca.

-Bardzo sprytnie, ale nie na tyle, by zabić smoka.

-Nie chcę go zabić, przecież to ja go oswoiłem! –mężczyźni na zmianę przekrzykiwali pęd powietrza.

-I to był twój, największy błąd. –znów rozkazał smokwi, by zaatakował niewygodnych przeciwników.

Szczerbatek tylko i wyłącznie dzięki szybkim zmianom położenia lotki przez Czkawkę, unikał śmiertelnych ciosów. Gdyby nie zmniejszony opór powietrza, ze strony chłopaka, już dawno obaj źle by skończyli.

-Jak możesz używać smoka, który zaufał człowiekowi, do pozbywania się innych ludzi!?

-On tylko pomoże mi się ciebie pozbyć, bo tylko ty przeszkadzasz mi w zniszczeniu smoczej rasy. Najpierw ty, później każdy, najmniejszy smok, a na końcu on.

-Jesteś wariatem!

-Żadnym wariatem! Wypraszam sobie! Ja tylko podejmuję najbardziej racjonalne rozwiązania, by zawładnąć nad Archipelagiem, a później nad całym światem! –wydał z siebie szaleńczy śmiech.

-Zwariowałeś?

-Coś w tym guście. –przytaknął, lekko wykrzywiając usta. –A teraz zlikwidujemy sobie największy problem. –Bard wskazał ręką, a Czkawka w ostatniej chwili obniżył pułap lotu, by nie zostać trąconym wielkim skrzydłem i nie zaznać morskiej kąpieli .

***

-Czy ktoś do jasnego Thora może mi wyjaśnić, co to za bestia, której Odyn nigdy nie powinien sprowadzać na ten świat!? –Stoick podniósł głos i domagał się wyjaśnień.

-Nigdy czegoś takiego nie widziałem… Nawet w Księdze Smoków go nie było. –Śledzik przeszukiwał jeszcze swe odręczne notatki, które zawsze nosił przy sobie.

-Nie ważne, co to jest, ważne, że jest pełne destrukcji. Tyle wdzięku w potężnych ruchach… -Mieczyk otarł łzę wzruszenia.

-Tero?

-Nigdy nie wiedziałem, że ojciec ma jakiegokolwiek zwierzaka, więc na mnie nie patrzcie. –stanowczo zaprzeczył gestem rąk i dodatkowo pokiwał głową.

-Chwila… To…

-Ari, skarbie… Nie czas na wpatrywanie się w moje piękne mięśnie. –Sączysmark odwrócił się przodem do dziewczyny, przed którą właśnie stał.

-Ogarnij się Smark! –Arana szybkim ruchem, wykręciła rękę Wandala, który z bólu upadł na ziemię.

-Mówiłam już, że kocham tą dziewczynę. –Mieczyk szturchnął siostrę w ramię, ale ta jedynie wywróciła oczami.

–Wracając, ja znam tego smoka.

-Że, co?

-A, co lepsze, Czkawka też go zna…

-O czym ty mówisz dziewczyno?! –Astrid z zszokowaniem wpatrywała się brunetkę.

-Jakiś czas temu, znaleźliśmy go w rękach łowców. Biedak był już wykończony i ledwo unikał kolejnych zagrań z ich strony. Daliśmy rade tym łachudrom, ale Czkawka musiał go oswoić, by jakkolwiek pomóc mu wyjść z wody i opatrzyć jego rany. Pewnie wtedy Bard go porwał. –uniosła rękę i zamykając oczy, zacisnęła pięść przed swoją twarzą. –Musimy mu pomóc. –ocknęła się.

-Ale, co to za stwór! Czy ktoś może mnie wreszcie olśnić? –Stoick nadal domagał się wyjaśnień, których nikt nie chciał mu udzielić.

-To… Podwodny Rozpruwacz… Postrach wód Archipelagu. –spojrzała na wodza Berk.

-Ale Rozpruwacze nie osiągają takich rozmiarów! –protestował Ingerman. –Chwila… Chyba, że to…

-Gatunek ze Skrzydłoolbrzymów. Dokładnie. –przytaknęła.

-Czyli… Jak się go pozbyć?

-Nijak. Nie możemy winić smoka, za to, że trafił w niepowołane ręce.

-Arana ma racje. Pomagamy Czkawce, ale nie możemy skrzywdzić smoka. Zrozumiano? –Astrid wydała polecenie i podała rękę brunetce, by ta usiadła z nią na Wichurze. –Tero lecisz z Heather. Zrozumiano? –spotkała się z szybkim skinięciem głowy, a sama zaraz po tym wystartowała.

-Cóż… Chyba znów zostaliśmy sam, na sam z niegrzecznymi panami. –czarnowłosy rzucił ostatnie spojrzenie na odlatujących jeźdźców i z szyderczym uśmiechem obrócił się w stronę strażników Barda.

***

-Nigdy się nie męczysz, smarkaczu?

-Nigdy.

-Dałbyś już sobie spokój. Nie masz szans.

Rozpruwacz zamknął jeźdźca ze smokiem w bańce śmierdzącego gazu. Czkawka zdezorientowany zaczął szukać jakiejkolwiek drogi ucieczki, jednak nie był w stanie nic zobaczyć, przez szczypiące oczy. Każdy niepewny ruch mógł skończyć się dla nich nawet tragicznie, bo przecież nie mogli przewidzieć, gdzie znajduje się ów smok.

-Może pomóc? –brunet usłyszał znany mu dobrze, kobiecy głos.

-Astrid! Gdzie jesteście? –próbował przetrzeć oczy, jednak to nic nie dawało.

Blondynka pojawiła się tuż nad jeźdźcem, a Wichura chwytając Szczerbatka w swe szpony, delikatnie pociągła go w górę. Czkawka już po chwili unosił się ponad chmurą gazu. Nie umknęło to jednak uwadze Barda, który ruszył na smoku, by znów uderzyć jedną z części ciała Rozpruwacza.

-Jaki jest plan? –dopytywała Astrid.

-Plan? A co to takiego? –uśmiechnął się szelmowsko i przygotował Szczerbatka do rzucenia się na potwora.

-Czyli rozumiem, że tym razem trafimy do Valhalli. Żegnajcie przyjaciele. –Sączysmark z przejęciem położył dłoń na piersi.

-Nikt nie wybiera się do Valhalli. Dzieciaki dajcie mu popalić, a ja lecę pomóc tym na dole. –rzekł Stoick, poczym zanurkował w stronę lądu.

-Czkawka, ale ty wiesz, że my naprawdę liczymy na jakiś twój plan, prawda? –Arana wydawała się być przerażona nadlatującym w ich stronę smokiem.

-Może i wiem, może nie… -odezwał się unikając ogromnego ogona Rozpruwacza.

-Myślicie, że wasze kilka smoczków zdoła pokonać moją bestię? –Bard znów zaśmiał się złowrogo.

-Owszem, tak właśnie myślimy. –Czkawka odwzajemnił złośliwy uśmiech i mocniej ścisnął wodze. –Bliźniaki, ściana ognia! –wskazał w stronę zielonego smoka.

-Wreszcie coś się dzieje! –Szpadka z wielką radością, zaczęła wypuszczać gaz z pyska Jota.

-Za Berk i do Valhalli! –krzyknął Mieczyk, kiedy szykował się do podpalenia zielonego gazu.

-Astrid, kolce! Celuj w pysk.

-Czkawka, ale nie możemy skrzywdzić smoka! –protestowała Arana.

-Zaufaj mi. Wiem, co robię.

-No to, na co czekamy? –rzuciła i wraz z Astrid znalazły się obok Rozpruwacza.

-Śledzik odwracasz uwagę z Sączysmarkiem, a ty Heather… E, Heather? –brunet dopiero teraz spostrzegł siedzącego za dziewczyną blondyna.

-Nie pytaj. Musieliśmy go wziąć, żeby cię znaleźć. Mów, co mamy robić.

-Y… Tak. Szybkie cięcie w grzbiet, tylko tak, żeby zbytnio go nie skrzywdzić.

-Zrozumiano. –przytaknęła i poleciała wykonać polecenie.

-To, co mały? Czas się pobawić? –Furia przyjaźnie gruchnęła, a sam Czkawka wypuścił powietrze z ust i opuścił maskę od hełmu.

Rozpętało się, można powiedzieć piekło. Gaz, wybuchy, kolce, ostre cięcia, płonący Koszmar i spadająca znikąd lawa Gronkla. Nie dało się przewidzieć, gdzie zostanie zadany kolejny cios. Jednak była jedna osoba, której inteligencja przewyższała wszystkich. Szczerbatek znalazł się pod smokiem i na rozkaz Czkawki, wycelował w „podbródek” Rozpruwacza, co przez wcześniejsze ataki, wyprowadziło go z równowagi lotu.

-Nadal czujesz się taki pewny siebie?

-Owszem, bo mam coś, co jest dla was zbyt ważne, żebyście pozwolili na wrzucenie tego do oceanu. –kiedy już zapanował nad smoczyskiem, które zaczęło opadać coraz niżej, pomachał przed brunetem małą sakwą.

-Ahg! –Czkawka zacisnął pięść i znów mocniej chwycił wodze. –Oddaj to, a zostawimy cię w spokoju. –zaproponował, kiedy wszyscy jeźdźcy ustawili się w jego okolicy.

-Twoje zachowanie jest zbyt śmieszne. –pokręcił głową z uśmiechem i znów podniósł wzrok na jeźdźca. –Myślisz, że oddam najbardziej cenną rzecz tego świata, która potrafi zapanować nad smokami, jakimś dzieciakom, które myślą, że mogą mi coś zrobić?

-Czy on powiedział „jakimś dzieciakom”? –oburzył się Smark.

-Tato przestań. To do niczego cię nie zaprowadzi.

-Synek i ty przeciw mnie?

-Jeśli własny ojciec, zataił przede mną fakt, że jest poszukiwany nawet poza granicami Archipelagu?

-Nie mogłem ci powiedzieć. –gestykulował ze zrezygnowaniem.

-Więc wystarczyło nie bawić się w nemezis smoczego jeźdźca, tylko zostać już do końca szanowanym wodzem Kalder! –próbował przemówić Bardowi do rozumu.

-I tak tego nie zrozumiesz. –jeźdźcy z zaciekawieniem przyglądali się całemu zdarzeniu. –Odsuń się lepiej i nie przeszkadzaj w wykonywaniu codziennych czynności!

-Czyli według ciebie, codzienne czynności, to próba zabicia ośmiu osób na raz?!

-Siedmiu mój drogi. Siedmiu. Własnego syna bym przecież nie zabił. –wywrócił oczami. –A teraz koniec zabawy. Miałem już dawno to zrobić.

Pokierował Rozpruwacza, który natarł na młodych Wikingów. Najbardziej jednak w tej chwili liczył się Czkawka, który w ostatniej chwili zmienił położenie lotki i dzięki temu udało mu się umknąć ogromnemu ogonowi.

-Właśnie Bard! Koniec tej zabawy! Arana szybko.

Czkawka porwał dziewczynę z grzbietu Wichury i przekazał jej stery nad Szczerbatkiem. Sam natomiast skierował tylko Furię w stronę Rozpruwacza i dzięki kombinezonowi, skoczył wprost na Barda.

-Czkawka, nie! –Arana w ostatniej chwili zahamowała smokiem, wyciągając w stronę jeźdźca rękę.

-Czkawka! –Astrid próbowała rzucić się na pomoc jeźdźcowi, jednak wraz z Ingvarem, zniknął jej z pola widzenia.


42. Nie odchodź[]

Głośny plusk. Jedyna rzecz, którą dało się usłyszeć, kiedy Czkawka strącił Barda z ogromnej bestii.

-Czkawka?! -Astrid zaczął lekko łamać się głos.

-I co teraz?

Astrid nic nie odpowiedziała. Znów miała przed oczami obraz z przed kilku lat, który mroził jej krew w żyłach. Mało istotne było teraz, że tym razem Czkawka sam rzucił się do oceanu, a raczej źle wymierzył odległość i uderzył w taflę wody wraz z wrogiem. Teraz ważne było to, że blondynka znów widziała niknącego w odmętach chłopaka. Wspomnienia wróciły, a co gorsza, wróciły obawy. Dokładnie te same, co za pierwszym razem...

-Nie możemy go tak zostawić!

-Śledzik uspokój się. Musimy dać jej chwilę. -powiedziała Heather.

-Astrid przecież ty najlepiej wiesz, że musimy mu pomóc. -Arana próbowała nawiązać kontakt z zamyśloną dziewczyną. -Musimy coś zrobić.

-Wiem... -ożywiła się nagle. -Przeczesujemy teren. Spadł z wysoka, ale na pewno jest jeszcze szansa. Zero sprzeciwów tylko lecimy! Już!

***

-Zwariowałeś smarkaczu! -z pod wody wynurzył się Bard, który aktualnie próbował złapać odrobinę tlenu.

-Owszem. -odpowiedział mu i wyskoczył lekko z wody, próbując podtopić swego wroga.

Według tego, co zakładał Czkawka, Bard znów został wepchnięty pod wodę, ale już po chwili udało mu się wynurzyć.

-Nie stać cię na nic więcej? -odkaszlał wodę, która dostała mu się od ust.

Czkawka lekko zmęczony pływaniem w lodowatej wodzie zmierzył Ingvara wrogim spojrzeniem i znów próbował wepchnąć go pod wodę. Tym razem jednak on sam został przytrzymany w zimnej cieczy.

-Co za dzieciak. -Bard pokręcił głową na boki. Był już pewien, że jeździec się utopił, dlatego zaczął płynąć w stronę dość daleko oddalonego lądu. Zadowolony przemieścił się już spory kawałek, kiedy coś złapało go za nogę i znów wciągnęło pod wodę.

Czkawka wypłyną na powierzchnię. Przecierał oczy, na które opadły mokre kosmyki włosów i próbował ustabilizować oddech.

***

-Macie coś?

-Nic, a nic. -westchnęła Arana. -Astrid? A jeśli go nie znajdziemy? -mówiła zrozpaczona.

-Nie mów tak! Znajdziemy go!

-Nie był bym tego taki pewien. -Smark zawiesił Hakokła w powietrzu. -Przeszukaliśmy całą wyspę dookoła i przeczesaliśmy plażę. Nie ma go. Rozpłynął się! -cały czas znacząco gestykulował.

-To przeszukajcie jeszcze raz!

-Astrid spokojnie. -zaczęła Heather. -Z niektórymi rzeczami po prostu trzeba się oswoić.

-I ty przeciw mnie? -ukryła twarz w dłoniach, by zakryć napływające do oczu łzy.

-Nikt nie jest przeciw tobie, Astrid. Ale jeśli go nie znaleźliśmy, to znaczy, że...

-Nie waż się tego kończyć Śledzik! -wrzasnęła.

-E... Astrid?

-Czemu wszyscy zmówiliście się przeciw mnie?!

-Astrid?

-To nie tak!

-Astrid?

-A jak niby? Wytłumaczcie mi to!

-Astrid!

-Zamknij się Mieczyk! -krzyknęła, a chłopak ewidentnie poczuł się urażony.

-Nie przejmuj się nimi. -Szpadka pocieszała brata, który położył głowę na jej ramieniu. -Jeśli panny Hofferson-Haddock nie interesuje to, że jej chłopak dryfuje teraz na powierzchni lodowatej wody, to nie jest warta tego, żeby jej o czymś takim mówić. -znów poklepała go po ramieniu.

-Co takiego?!? Nie mogliście tak od razu?

-Nie słuchałaś mnie. -Mieczyk założył ręce.

-Mój Thorze! Trzymaj mnie! -złapała się za głowę. -Mówcie gdzie on jest na Odyna!

-No tam. Dryfuje sobie. O, a tam jest ojczulek Tero. -wskazał ręką na mężczyznę.

-Na wielki młot Thora! Czkawka! -Astrid szybko ruszyła na Wichurze w jego stronę, a tuż za nim reszta jeźdźców z Araną na czele.

***

-Mogłem skończyć to już dawno. -z wody wynurzył się mężczyzna ze sztyletem w dłoni.

Czkawka niczego nieświadomy szukał wzrokiem swoich towarzyszy.

-Czkawka! Uważaj! -Astrid z ogromną prędkością leciała w stronę bruneta.

-Co??? -chciał się rozglądnąć, kiedy Bard stworzył głębokie cieńcie na jego przedramieniu. -Agh! -syknął.

-Czkawka! -Arana wyciągnęła w jego stronę rękę, a Szczerbatek wypuścił plazmą w Ingvara.

Bard dostał pociskiem, jednak zdążył wciągnąć Czkawkę pod wodę, który przez ogromną ranę nie był w stanie wypłynąć na powierzchnię.

-Czkawka! –Wichura zatrzymała się tuż nad powierzchnią wody. –Czkawka? –Astrid wciąż miała nadzieje, że chłopak wypłynie na powierzchnię.

Blondynka dokładnie obserwowała każdy ruch wody, jednak na darmo. Szukała chłopaka wzrokiem, kiedy poczuła mocny wiatr i głośny świst, a tuż obok niej przemknęła Arana na Nocnej Furii.

-Arana! –Mieczyk zawołał rozpaczliwie.

-Nic jej nie będzie. –niebieskooka rzuciła tylko i sama skierowała się na smoczycy ku tafli wody.

Tymczasem Czkawka cały czas opadał na dno. Coraz niżej i niżej. Na początku próbował wypłynąć na powierzchnię, ale ból przeszywający jego rękę był zbyt mocny, by sobie poradził, mimo że Bard już dawno wypuścił go z rąk i opadł w ciemne odmęty.

Brunet zaczął zamykać oczy. Tyle, że tym razem zamykał je na dobre. Całkowita ciemność zagościła dookoła niego, po czym pojawiło się jasne światło, jakby wskazujące drogę, która prowadziła wprost do Valhalli.

Szczerbatek z przejęciem szukał swego pana, nie zważając na fakt, że na jego grzbiecie cały czas siedzi Arana. Dziewczyna wypatrywała chłopaka, jednak w końcu zaczęło jej brakować tlenu. Wtedy obok niej pojawiła się Astrid, która wskazała małą mieliznę, na którą opadło ciało Czkawki. Smok złapał przyjaciela, pomógł położyć go dziewczynie na swoim grzbiecie i szybko skierował się w stronę powierzchni.

Po chwili dwa smoki wystrzeliły z wody, rozchlapując na boki ogromne ilości cieczy. Teraz liczyła się każda chwila, których było coraz mniej…

***

-I siedźcie tu! –czarnowłosy ze stanowczym głosem i równie ostrym gestem, zawiązywał słupeł przy linie, którą obwiązani byli główni strażnicy Barda.

-Tak szczerze, to jakim cudem znalazły się tu wasze posiłki? –Stoick z zaciekawieniem przyglądał się mężczyznom, którzy pilnowali reszty Wikingów.

-Powiedzmy, że mamy swoje szybsze metody dostarczania wiadomości do naszych ludzi. –lekko wywrócił oczami.

-Dobrze… -rudowłosy podejrzliwe się mu przyglądnął.

-Szefie, smoki na horyzoncie!

-To chyba… Astrid… -postawny Wiking popatrzył przez lupę i podał ją Stoickowi.

-Nie tylko ona. Tam jest… Czkawka?! –szybkim ruchem cisnął narzędziem w jego właściciela i podbiegł do klifu. –Czkawka? Synu! Co się stało!? –wziął go na ręce, kiedy tylko Arana wraz ze Szczerbatkiem wylądowali.

-To nie jest teraz ważne! Dajcie mu to. –Stoick położył chłopaka na trawie, a czarnowłosy podał mu jakąś miksturę.

Wódz wlał do ust bruneta dziwnobarwną ciecz i przykląkł obok niego na jedno kolano.

-Synu nie możesz odejść. Dopiero, co wróciłeś. Nie wolno ci. –zachowywał się jakby powstrzymywał łzy. Reszta jeźdźców otoczyła chłopaka, a Astrid i Arana upadły obok niego na kolana.

-Spróbuję coś zaradzić… -Śledzik obandażował rękę bruneta i powoli się wycofał.

-Ej, bracie. Nie odchodź. Przecież mamy jeszcze tyle tyłków do skopania… -Arana uśmiechnęła się sztucznie, a po jej policzku spłynęła łza. –Pamiętasz, jak mi obiecałeś, że zawsze będziesz przy mnie? Nigdy przecież nie łamiesz obietnic. –kolejne łzy spływały po jej lekko czerwonych policzkach, aż nie chcąc się rozpłakać ukryła twarz w dłoniach.

-Czkawka nie możesz mi tego zrobić! Już raz cię straciłam i nie drugi raz tego nie przeżyje, rozumiesz?! Pozwolisz żeby pokonała cię woda i jakiś tam scyzoryk? Walczyłeś przecież z tyloma smokami i pozbyłeś się jedynie nogi. Co to dla ciebie? –nie wytrzymała i jej ciałem zaczęły władać delikatne łkania. Położyła mu dłoń na piersi. –Proszę, odezwij się. –mówiła przez gorzkie i dobrze widoczne łzy.

Po raz pierwszy w życiu, Astrid Hofferson naprawdę płakała publicznie. To nie do pomyślenia, że doprowadził do tego jeden mężczyzna. Ale z drugiej strony nie można się temu dziwić, bo tym mężczyzną był jedyny chłopak, którego kiedykolwiek kochała.

Tero podszedł do blondynki i położył jej dłoń na ramieniu. Dziewczyna nie zareagowała, tylko wykonała lekki ucisk na klatkę piersiową bruneta. Gdzieś w środku miała nadzieję, że może to pomoże. Jednak nie. Nie pomogło. Astrid zrozumiała teraz, że to na nic, więc podniosła się i z opuszczoną głową zaczęła odchodzić za resztą Wikingów. Tylko wierny Szczerbatek został obok swego pana i położył pysk obok jego dłoni.

-Myślałem, że Valhalla wygląda inaczej… -Czkawka oparł się od tyłu na rękach, a Szczerbatek momentalnie rzucił się na jeźdźca, wylizując mu twarz. –Szczerbek, a co ty tu robisz?! Tak, ja też cieszę się, że tu jesteś. –zaczął głaskać go po pysku. –Chwila… Czyli to nie Valhalla? No cóż… Myślałem, że ktoś będzie się cieszył, że przeżyłem. –westchnął i dzięki Furii wstał na dwie nogi.

-Jakbym słyszał jego głos. –Mieczyk znów zaczął płakać.

-Bo to jest jego głos… -Arana ściągnęła rękę blondyna ze swojego ramienia.

-Czkawka?! –Astrid szybko obróciła się w stronę oceanu.

-Podobno… -brunet wyciągnął jedną rękę do uścisku, drugą przytrzymując się swego smoka.

Dziewczyna podbiegła do bruneta i rzuciła się mu na szyję, przewracając go na ziemie.

-Astrid, to boli… -Czkawka jęknął z bólu, kiedy po chwili turlania blondynka zatrzymała się nad nim.

-Przepraszam. –powiedziała i złączyła ich usta w długim pocałunku.

Po dłuższej chwili dziewczyna „odczepiła” się od jeźdźca i pomogła mu wstać.

-Czkawka! –Arana z całej siły przytuliła się do bruneta, który odwzajemnił uścisk. –Myślałam, że już po tobie. –odsunęła się od niego, nie ściągając rąk z jego ramion.

-Jeszcze żyję. –podrapał się w tył głowy, a gdy dziewczyna zdjęła już ręce z jego ramion, objął Astrid w tali.


43. Zakończyć ten rozdział...[]

-Nie wiem, co by było gdyby nie wy… -przyznał, patrząc na swych towarzyszy.

-No pewnie skończyłbyś na dnie tego, jakże wspaniałego zbiornika wodnego. –wywnioskował Mieczyk.

-Oj, Mieczyk. –Arana uśmiechnęła się do chłopaka i położyła głowę na jego ramieniu.

Stoick z wielką radością podszedł do syna i tuż po tym, jak poczochrał jego, odrobinę mokre włosy, przytulił z całej siły.

-Dobrze, że znów jesteś z nami, synu.

-Tato… Ręka… Wbity przedtem sztylet… Boli… -wydukał z siebie, próbując złapać odrobinę tlenu.

-Ekhem… Tak, przepraszam. –powiedział i wypuścił syna z objęć.

-Dziękuję… Wam wszystkim… -brunet niepewnie spojrzał na Tero. Po chwili podszedł do blondyna. –Słuchaj… Ja wiem, że przyjaciółmi, to my raczej nie byliśmy i… przypuszczam, że raczej nie zostaniemy, ale przykro mi z powodu twojego ojca… To… Nie musiało się tak potoczyć. –położył zdrową rękę na karku, w charakterystycznym dla niego stylu.

Wiking mierzył go przez chwilę dziwnym spojrzeniem, jednak w końcu postanowił się odezwać.

-To przecież nie twoja wina… Był moim ojcem i wydawało mi się, że nawet mnie kochał, ale… -spuścił wzrok. –Widocznie byłem w błędzie, skoro był wstanie próbować zabić moich przyjaciół –spojrzał w stronę Astrid -i zdobyć władzę nad Archipelagiem… Nie był godzien, by spotkać takich ludzi, jak ja i móc poznawać smoki, by dzięki nim się rozwijać. –jego wzrok wędrował po wszystkich zebranych. –Byłbym zaszczycony, gdybym mógł zostać twym sprzymierzeńcem, Czkawko Haddocku. –spuścił głowę w geście ukłonu.

Brunet uśmiechnął się lekko i zrobił dokładnie to samo.

-Ja również będę zaszczycony. –odparł i wtedy zdał sobie sprawę z jednej, bardzo ważnej rzeczy. –Chwila, moment… A gdzie jest Rozpruwacz?! –zaczął nerwowo się rozglądać.

-Kiedy zrzuciłeś z niego Barda, dosłownie się rozpłynął. –odpowiedziała mu Astrid.

-Jak to, rozpłynął? –jego piękne, zielone oczy, patrzyły na nią z wielkim zaciekawieniem.

-Dosłownie zginął w odmętach wody.

-I co? Nie atakował? Nic? Zero? Po prostu odpłynął?! –pytał nadal zszokowany.

-Dokładnie, młody jeźdźcu. Widzieliśmy na własne oczy, kiedy rozprawialiśmy się ze strażnikami Barda. –czarnowłosy mężczyzna wyszedł z cienia i stanął przed brunetem.

-A ty, to…?

-Wybacz. My się jeszcze nie znamy. –uśmiechnął się lekko i znów nabrał powagi. –Jestem Ogmund. Ogmund Dallak. –doprecyzował. –Przywódca wysp zjednoczonych, by pozbywać się takich kanalii, jak Bard.

-Miło mi. Jestem…

-Czkawka Haddock. Wiem. Twoja sława cię wyprzedza. –przerwał mu z uśmiechem, na co chłopak nie zdążył zareagować. -Pozwolisz na moment. –zwrócił się w stronę wodza Berk. –Drogi Stoicku, miałem przyjemność toczyć z tobą bój przeciw najeźdźcom. Patrząc na wyczyny twoje oraz twego syna, chciałbym zaproponować ci dołączenie do naszych, zrzeszonych wysp. Czy zgodzisz się zawrzeć z nami pakt pokojowy?

-Będę zaszczycony. –przyznał. –Zapraszam na Berk, by dopełnić formalności.

-Kiedy rozprawimy się z tymi ludźmi, na pewno przybędziemy. –skinął głową i zakładając ręce za plecami, podszedł do Astrid. –A ty, droga Astrid Hofferson, czy zdecydowałaś się przyjąć naszą propozycję?

Blondynka spojrzała na niego z lekkim zszokowaniem. Zupełnie zapomniała o szansie, którą dał jej los.

-Astrid? Jakiej propozycji? –Czkawka spoglądał raz na dziewczynę, a raz na mężczyznę, domagając się odpowiedzi.

Blondynka bez żadnego słowa wpatrywała się w swego chłopaka, bez słowa odzewu.

-Czy mam was zostawić? –Ogmunt niepewnie spojrzał na Czkawkę.

-Nie. Jeśli Astrid nie chce mi powiedzieć, to może ty raczysz mi wyjaśnić, o co chodzi? –skrzyżował ręce i obrzucając blondynkę spojrzeniem z wyrzutem, popatrzył na rosłego Wikinga.

Niebieskooka nadal nie odezwała się ani słowem. Spoglądnęła tylko na bruneta i znów spojrzała na mężczyznę, jakby wzrokiem powstrzymywała go, by nic nie mówił. Wiking nie wyczuł jednak przekazu i zaczął tłumaczyć.

-Otóż, potrzebujemy kogoś takiego jak Astrid. Dlatego dzięki Tero…

-Ach, tak… Tero… -obrzucił sojusznika groźnym spojrzeniem, na co ten zareagował jedynie niepewnym uśmiechem.

-Złożyliśmy jej propozycję dołączenia do nas i zajęcia stanowiska przywódcy naszych mniejszych sił zbrojnych, które zajmują się atakami z zaskoczenia. Gdyby się zgodziła zamieszkałaby na mojej wyspie i dostała wszystko, czego jej trzeba. Wystarczy tylko jedno słowo potwierdzające jej wybór.

Blondynka pokręciła głową, dając znać Ogmundowi, że nie jest zadowolona z tego, co właśnie powiedział młodemu Wikingowi.

-Astrid? To prawda?

-Tak, ale Czkawka… -opuściła bezradnie ręce. -Ja ci wszystko wyjaśnię!

-Nie. –pokręcił głową, nie patrząc na nią.-Chcę, żebyś odpowiedziała na jedno pytanie. Polecisz z nim? –wlepił w nią zielone oczy, w których krył się ewidentny strach i obawa.

CIĄG DALSZY NASTĄPIŁ

-Ja… -spuściła wzrok, próbując nie patrzeć mu w oczy.

-Polecisz, czy nie? – nadal domagał się wyjaśnień, wychwytując jej wzrok. –Odpowiesz mi wreszcie? – chwycił jej podbródek, próbując uchwycić uwagę blondynki i spojrzał prosto w oczy, w których widział cudowny błysk.

Dziewczyna spuściła głowę i tym samym pozwoliła, żeby ręka Czkawki zsunęła się z jej podbródka.

-Dobrze, rozumiem. – odpowiedział spokojnie i zabrał rękę, by przetrzeć dłońmi twarz, obracając się w stronę Szczerbatka. Zaczął odchodzić.

-Czkawka… – wyciągnęła rękę w jego stronę, ale nie spotkała się z żadnym odzewem.

-Jeźdźcy! – krzyknął, wsiadając na Szczerbatka. –Pora na nas. Wracamy do domu! – obwieścił, a tuż po tym wszyscy znaleźli się na swoich smokach.

-Jesteś pewien, że chcesz ot, tak odpuścić? –Arana przenikliwie spojrzała na bruneta.

-Nie. Nie chcę, ale Astrid już wybrała. – odpowiedział bez cienia jakiegokolwiek uczucia, podając jej rękę, by usiadła za nim. –Lecimy na Kalder. Musimy odeskortować nasz bagaż. – spojrzał na Tero, który siedział już na Szpicrucie, po czym na Szczerbatku wzbił się w powietrze.

Reszta jeźdźców wraz z Stoickiem wymieniła z dziewczyną spojrzenie i ruszyła za swym przywódcą.

-Czyli… Jednak zgodziłaś się przyjąć naszą propozycję. –Ogmunt stanął tuż obok blondynki i z założonymi z tyłu rękami wpatrywał się w odlatujących sojuszników.

-Owszem. Zresztą… Teraz i tak nie mam po co wracać na Berk… -spojrzała na wikinga. –Czy mogłabym prosić, żebyście popłynęli ze mną na rodzinną wyspę? Chciałabym zabrać parę rzeczy i pożegnać się z kilkoma osobami…

-Nie ma problemu. Wyruszamy od razu?

-Jeśli jest taka możliwość. – wymusiła na sobie uśmiech i wraz z Wichurą i wikingami udała się na pokład olbrzymiego statku.

***

-Czemu pozwoliłeś, żeby przyjęła tę propozycję? –Arana delikatnie szturchnęła przyszywanego brata w bok, wyrywając go z zamyślenia.

-Bo jak się kogoś kocha, to daje się mu odejść…

-Ale…

-Żadnych ale. Możemy o tym nie rozmawiać? – lekko zirytowany uciszył dziewczynę. –Patrz. Widać Kalder. Możemy wreszcie odstawić to siedem nieszczęść…

-To wódz! – jeden ze strażników odrzucił lunetę i szybko podbiegł na klif, do którego właśnie zbliżali się jeźdźcy. –Jak dobrze, że wódz jest! Dłużej nie dalibyśmy sobie bez ciebie rady!

Tero z uśmiechem spojrzał na Czkawkę, który lekkim skinięciem głowy dał znak, żeby poszedł i zajął wreszcie należyte mu miejsce wśród ludu.

-A gdzie pański ojciec? – kolejni ze strażników podbiegali do nowego wodza.

-Cóż… Mój ojciec nie był godzien, by powrócić i nadal dzielić z nami szczęśliwe chwile na Kalder. – odparł. –Ale niczym się nie przejmujcie, albowiem zyskałem sprzymierzeńca tak silnego, jak Czkawka Haddock III! – wskazał dobrze znaną postać. –Dziękuję i przepraszam. Za wszystko. – zwrócił się do bruneta, na co ten jedynie lekko się uśmiechnął i wsiadł na nocną furie.

Tak szybko, jak jeźdźcy pojawili się na Kalder, tak szybko stamtąd odlecieli.

***

-Czy wszystko w porządku droga Astrid?

-Chwilowo nic nie jest w porządku. Mam wyrzuty sumienia. – przyznała i skrzyżowała ręce, trzymając wzrok wlepiony w drewnianą podłogę statku.

-To zrozumiałe, ale przecież nie możesz wiecznie się winić. Czkawka Haddock jest bardzo inteligentnym mężczyzną. Jestem pewien, że cię zrozumie… -urwał wypowiedź, ponieważ żeglowali już tak długo, by znaleźć się w pobliżu portu Berk…

***

-Astrid? Jesteś sama? Coś się stało Stoickowi? Ja wiedziałem, że nie trzeba było puszczać was samych! – wiking chciał uderzyć się pięścią w czoło, ale w ostatniej chwili zorientował się, że próbuje zrobić to dłonią, której już nie ma…

-Spokojnie! Nic im nie jest. Zaraz tu będą. Pyskacz! Uspokój się! – po licznych próbach uspokojenia Gbura, Astrid postanowiła sięgnąć po mocniejsze środki i wikingowi oprócz braku nogi oraz ręki, doskwierał teraz także ból policzka.

-Tak. To zdecydowanie pomogło. – dopiero po chwili zorientował się, że stoi przed nim ktoś jeszcze. –Chwila, moment. A ten tutaj, to kto?

-Jej nowy pracodawca… -dało się słyszeć świst skrzydeł nocnej furii, a zaraz po tym głos jej właściciela.

-To znaczy, że…

-Astrid nas opuszcza. W rzeczy samej. –Stoick poklepał Gbura po ramieniu. –Widzę, że wioska jeszcze stoi. Dobra robota, przyjacielu.

-Ma się ten dryg. – uśmiechnął się zadowolony z siebie. –Ale jak to Astrid od nas odchodzi? – nagle wrócił do tematu, o dziwo, kiedy dziewczyna poszła pożegnać się z rodzicami.

-Wyjeżdża. Po prostu. Jedzie z Ogmuntem na jego wyspę i będzie pracować tam w wojsku.

Ogmunt skinął głową na potwierdzenie faktów, a Gbur z uznaniem spojrzał na zbliżającą się powoli Astrid.

-Możemy płynąć? – czarnowłosy zabrał od blondynki bagaże.

-O nie! Najpierw musimy się pożegnać! Będę tęsknić, kochana. –Heathera z całej siły przytuliła blondynkę.

-Ja też. Nigdy nie zapomnę, co dla mnie zrobiłaś. – w oku Astrid zakręciła się łza.

-Chyba będę płakać! –Śledzik zacisnął wargi. –No chodźcie tu do mnie! – sam z całej siły objął dziewczyny.

-Robimy Thorstonbułe! –Mieczyk i Szpadka rzucili się na towarzyszy.

-Co wy wyprawiacie? Tępaki. –Sączysmark wywrócił oczami i głośno parsknął.

-Bądź poważny. Wiem, że ty też chcesz się czasem przytulić. –Arana popchnęła Smarka prosto na jeźdźców i sama się do nich przytuliła.

-Dziękuję wam. –Astrid otarła łzę, która spływała jej po policzku.

-Jesteś częścią zespołu. A zespół zawsze trzyma się razem. –Heathera zrezygnowała wreszcie z przytulania, a zaraz po niej cała reszta.

Teraz Astrid spoglądała jeszcze ostatni raz na jeźdźców, aż w końcu wzrokiem dotarła do postaci, na którą najbardziej chciała spojrzeć. Zrobiła niepewny krok do przodu, a chłopak spojrzał na nią wreszcie swymi zielonymi oczami.

-Czkawka, ja… -zaczęła, ale nie dane jej było skończyć, ponieważ brunet niewiele myśląc, szybkim krokiem podszedł do blondynki i zamknął jej usta w najbardziej prestiżowy sposób, jaki tylko ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić.

Trwali tak chwile w magicznym pocałunku, aż jeździec postanowił z tego zrezygnować i jeszcze raz spojrzeć w jej cudowne oczy.

-Będzie mi cię brakować… -wyszeptał i ukrył twarz w jej puszystym kapturze.

-Mi ciebie też… -odparła i mocniej go przytuliła. –Ale wrócę. Pamiętaj. – odsunęli się od siebie. –Mam nadzieję, że i wtedy będziesz na mnie czekać. – dała mu ostatniego całusa w policzek.

-Do zobaczenia Astrid… -złapał jej ostatni uśmiech, a dziewczyna udała się do portu, by odpłynąć wraz z Ogmuntem.

Czkawka w spokoju obserwował, jak jego miłość postanawia udać się na inną wyspę. Coś w nim pękło, ale słowa blondynki wypełniały go nadzieją. Nadzieją na to, że dziewczyna nie kłamała.

-A gdybym tak popłyną z nią? – rzucił szybkim pytaniem, które kierowane było do zebranych wokół niego.

-O nie, mój drogi! Ty zostajesz tutaj, bo zbyt długo cię nie było. – wódz położył dłoń na ramieniu syna. –Teraz, kiedy to wszystko się skończyło i mamy wreszcie spokój, będziesz przygotowywał się do objęcia roli wodza. – poklepał go po ramieniu i odszedł w głąb wioski.

Czkawka obrócił się w stronę oceanu, na który w oddali był jeszcze widać zarys statku Ogmunta. Stał tak i wreszcie poczuł na swym ramieniu znajomy dotyk.

-Powiesz ojcu prawdę?

-Zwariowałaś? Mam dodawać mu zmartwień? – nie odrywał wzroku od tafli wody.

-Ale kiedyś będziesz musiał to zrobić.

-Ale kiedyś jeszcze nie nadeszło, Ari. – stanął tak ze skrzyżowanymi rękami i wpatrywał się w ocean, a tuż obok niego usiadła nocna furia.

A potem dołączyła jeszcze Arana i zajęła miejsce po prawej stronie bruneta, opierając się o jego ramie, na swym przedramieniu. Moment wyczuli jeszcze jeźdźcy, którzy również zajęli swoje należyte miejsce. Heathera jako lewa ręka Czkawki, tuż obok Szczerbatka, podpierając się dłonią na biodrze, a zaraz obok niej Sączysmark, który założył stanowczo ręce. Obok niego jeszcze Śledzik wpatrujący się w horyzont. Po drugiej stronie stanął Mieczyk, obejmując Aranę w tali, a tuż obok niego umiejscowiła się Szpadka…

Stali tak teraz obok swego przywódcy i czekali na jakiekolwiek słowo, ale nie doczekali się. Czkawka wpatrywał się w odpływający już dawno statek Astrid i nawet stado nurkujących gromogrzmotów nie było w stanie odwrócić jego uwagi. Dopiero po chwili spojrzał na swych towarzyszy. Najpierw na prawo, a potem na lewo. Widział prawie wszystkich. Prawie, bo brakowało mu najważniejszej osoby w jego życiu. Jego miłości… Mimo to uśmiechnął się, bo dobrze wiedział, że już nie jest sam. Że mimo przeciwności losu i pytania „co by było, gdyby…”, wrócił do domu i został otoczony przez najbliższych. Dobrze rozumiał, że jego życie nigdy nie będzie takie samo. Teraz wiedział, że będzie dużo lepsze…

KONIEC. A MOŻE I NIE?'



Po pierwsze bardzo bym chciała was przeprosić za tą zwłokę, ale mam na to bardzo dużo usprawiedliwień. Naprawdę. Tylko po co mam się tutaj rozpisywać? ^^

Chciałabym was poinformować, że to już koniec, no, chyba że chcielibyście kontynuację, bo tak bardzo mnie kochacie. (Kogo ja oszukuję. :P) Bardzo wam dziękuję, że byliście ze mną i tylko dzięki wam udało mi się rozwinąć i zacząć pisać dużo lepiej. Jesteście wspaniali, że wytrzymaliście z tą, moją beznadzieją. :P


ZAPRASZAM NA II CZĘŚĆ ---> Co by było gdyby...: Afera z przeszłości

Advertisement