Jak Wytresować Smoka Wiki
Advertisement
Jak Wytresować Smoka Wiki
Tao nie jest takie proste !

Okładka bloga !

 Kilka informacji :

- rozgrywa się w czasach współczesnych

- na początku będzie trochę nudne , ale z biegiem wydarzeń akcja się rozkręci

- hiccstrid Będzie 

- Czkawka , Mieczyk , Szpadka , Śledzik i Sączysmark mają po 19 lat

- Astrid i jej koleżanki po 18

- będę pisała z różnych perspektyw

- to moje pierwsze opowiadanie

- jestem amatorką i nie potrafię pisać za dobrze , ale staram się jak mogę

- już na wstępie przepraszam za wszystkie błędy , staram się ich nie popełniać

- innych informacji dowiecie się w treści bloga    

- informacje dodawane przez zemnie będą pogrubioną i pochylaną czcionką

Informacje o nextach będę podawała tu , ale chyba częściej → https://www.facebook.com/pages/Masz-serce-wodza-i-dusz%C4%99-smoka-JWS/802768193117524?ref=bookmarks

No to tak , ten blog dedykuje moim przyjaciółką : Karolinie, Paulinie, Beatce i Angeli. Mam nadzieję że wam się spodoba. Oczywiście nie zapominam o moich czytelnikach: którzy, mam nadzieję będą.

Życzę miłego czytania i liczę na komentarze. 

Rozdział 1 []

Czkawka []

Valka: Czkawka !

Czkawka: Już idę !

Tak… jak zwykle się spóźniam , ale to nie moja wina , że budzik non stop mi nawala. A tak w ogóle jestem Czkawka. Głupie imię , wiem. No co zrobić. Jakiś taki był rok , że rodzice nadawali swoim dzieciom dziwne imiona. Nie jestem w tym sam. Moi przyjaciele z klasy też nie mają za normalnych. No bo na przykład Śledzik. On to ma dopiero nieszczęście. Na pewno nie chciałbym się tak nazywać jak on , choć Czkawka to nie jest szczyt marzeń. Dobra to może coś o mnie. Jestem dość wysokim , szczupłym chłopakiem. Mam brązowe włosy i podobno boskie zielone oczy. Ja tak nie uważam , ale jak kto woli. Chodzę do szkoły muzyczno – sportowej imienia Borka Pechowca w Berk. Ciekawe żeby łączyć muzykę ze sportem. Mi to tam odpowiada. Jak to moja mama mówi : jestem uzdolniony muzycznie. Przesadza. Gram na skrzypcach – co tam gram , tak sobie brzdąkam. Potrafię zaledwie zagrać kilka melodii, a ta już rozpowiada że jej synek jest taaki uzdolniony. Chciałaby . Dlatego posyła mnie na lekcje grania. Nie powiem – lubię te zajęcia. Ale jest coś co lubię 100 razy bardziej. Piłka ręczna. Kocham tą dyscyplinę. Chociaż naszego trenera już nieco mniej, a szczególnie naszego kapitana. Dobrali się – tatuś i synuś. Naszym trenerem jest pan Jorgerson , a naszym kapitanem Sączysmark Jorgerson. Sączysmark chodzi ze mną do klasy. Jest strasznie arogancki , chamski i niezdyscyplinowany . Gdyby jego ojczulek nie był trenerem, to na pewno wyleciałby z drużyny. Awanturuje się za byle co . Nie potrafi opanować swoich nerwów. Jak widać komuś to nie przeszkadza – mam na myśli Astrid. Jego dziewczynę. Mam czasem takie wrażenie, że chodzi z nim tylko na pokaz. Ale to jest tylko moje zdanie, a moje zdanie się nie liczy… no dobra OKEJ , Tak Astrid jest cudowna. Ale nie mam najmniejszych szans. Ona tylko jest zapatrzona w tego głupka. Można sobie tylko pomarzyć. Dobra … wracam na ziemię. Co ja miałem zrobić… a tak, iść do szkoły. Zszedłem na dół, wziąłem plecak i wyszedłem z domu. Do szkoły zawsze jadę autobusem. Dobrze że przystanek jest od razu obok mojego domu , bo jak by był kawałek dalej to na 100 procent bym nie zdarzał. Akurat przyjechał autobus. Wsiadłem szybko i zająłem moje miejsce tak po środku busa. Od razu usłyszałem dźwięki dobiegające z tylnej części autokaru. Te jakże nieprzyjemne odgłosy wydawał nie kto inny jak Smark. Darł się z niebo głosy. Chyba kierowca już się przyzwyczaił bo nic nie mówił na wrzaski. A co sobie krzyczał Smark. Oczywiście obrażał inne drużyny szczypiornistów. Nie wiem po co tak krzyczeć , przecież i tak o nie usłyszą , ponieważ mieszkają w innej wiosce. Jego móżdżek jest za mały , aby przyswoić tę informację. Obok mnie usiadł właśnie Mieczyk. Naprzeciwko jego siostra i Śledzik.

Czkawka: Cześć chłopaki.

Szpadka: Czy ja tu jestem , czy może w ogóle mnie nie ma ?

Czkawka: Tak , tak . – uśmiechnąłem się jak idiota – Dzień dobry Szpadka – powiedziałem słodko.

Szpadka: Od razu lepiej. – zaczęła się szczerzyć.

Mieczyk: Jest dziś trening ?

Czkawka: Nie , dziś nie ma , jutro jest.

Mieczyk: Idziesz?

Czkawka: Raczej tak, a czemu pytasz?

Mieczyk: Bo ostatnio nie byłeś .

Czkawka: Nie byłem, bo musiałem jechać na lekcje skrzypiec. Nie mogę opuszczać lekcji bo one są płatne. A potrenować to mogę iść w każdej chwili.

Szpadka: O czym ty w tej chwili mówisz , bo mi się poplątało? Możesz sobie poćwiczyć granie – ale w co ? – ona mnie czasami wkurza .

Czkawka: Nie ważne. – powiedziałem znudzonym głosem.

Jechaliśmy jeszcze jakieś 10 minut , aż wreszcie dojechaliśmy i wyszliśmy z autobusu. Od razu weszliśmy do szkoły. Pierwsza lekcja – historia. Godzina punkt 8 –dzwonek. Jestem już pod salą numer 11. Nauczycielka wpuściła nas do klasy. Usiadłem wraz z Mieczykiem i Śledzikiem w ławce. Tak – ta sala jako jedyna ma trzy osobowe ławki. Zaczyna się jakże ciekawa lekcja historii – mam nadzieję , że wytrwam do końca i nie zasnę na ławce jak ostatnio.

Udało się , przeżyłem już 4 lekcje. Teraz jest najdłuższa przerwa – 20 minutowa -  tak zwana przerwa obiadowa. Wszyscy wyciągają wtedy swoje kanapki lub idą do naszej stołówki  zamówić sobie jakieś jedzenie. Ja tam jeść nie lubię, więc rzadko mam drugie śniadanie w szkole. Dziś na przykład nie mam i dobrze bo w ogóle nie jestem głodny. Stoję sobie teraz pod oknem i opieram się o parapet. To mój punkt obserwacyjny. Widzę cały korytarz. Czasami tego żałuję , na przykład teraz. A dlaczego? Dlatego że, centralnie naprzeciwko , nie stoi grupa Sączysmarka. Ciekawe , że w tej jego paczce są same dziewczyny. Oczywiście przytula się do niego Astrid. Jak ja nie mogę tego przepatrzeć . Mizdrzy się do niego tylko cały czas. Ale co ja się przejmuję. Przecież , ani się z nimi nie koleguje , a co dopiero przyjaźnię. Najlepiej to się odwrócę i nie będę się przejmował. Jak postanowiłem , tak zrobiłem. Patrzyłem, się teraz na widoki widniejące za oknem. Jest dziś chłodno i wieje wiatr. Raczej nie będziemy dziś za W-Fie grać na podwórku. Szkoda. Ciekawe co będziemy robić ? Na moje pytanie dostanę odpowiedź za jakąś godzinkę. Teraz mam jeszcze jedną lekcję – muzykę. O… właśnie zabrzmiał dzwonek. Podszedłem do Sali numer 5 i od razu wszedłem. Zająłem swoje miejsce w ostatnim rzędzie. Mam nadzieję że nie będziemy nic śpiewać.

Lekcja się skończyła. Siedzę sobie teraz pod salą gimnastyczną i składam strój do ćwiczeń. Na muzyce było nawet fajnie. Nie śpiewaliśmy tylko nauczyciel uczył chętnych grać na pianinie. Było zabawnie jak uczniowie mylili sobie nuty. Wychodziła wtedy całkiem inna melodia , niż taka jaka miała wyjść. Oby więcej takich luźnych lekcji. Właśnie weszliśmy do szatni. Szybko się przebrałem i wyszedłem na zbiórkę. Wuefista już czekał. Podzielił nas na dwie grupy i wręczył mi piłkę do ręcznej. O tak… wreszcie jakaś interesująca lekcja. Podszedł do mnie Smark :

Sączysmark: Zakład , że moja drużyna wygra? – ja i Smark jesteśmy w przeciwnych drużynach.

Czkawka: Zgoda – podałem mu rękę  a on ją uścisnął .

Nie jestem pewien czy wygramy, ale damy z siebie wszystko. Zaczęła się gra. Ja jestem na ataku. Mam piłkę – gool. Tak, pierwszy punkt. Smark stoi wkurzony – dobrze mu tak. Biegnie do naszej bramki – strzela. Tak! Nie trafił. Coś czuję że wygram ten pojedynek. Mam piłkę, podaje do Toma – strzela. Hehe – kolejny punkt. 2-0 Teraz tylko utrzymać przewagę.

Już prawie koniec lekcji , a my mamy remis 10-10. Muszę to wygrać. Dostałem piłkę – biegnę – strzelam. TAK ‼ 11 punkt! Jeszcze dwie minuty do końca lekcji. Nie możemy pozwolić, aby był remis! To nie będzie takie proste. Smark ma piłkę – strzela… TAK ! Nie trafił. To już drugi raz. Dzwonek. Tak – zwycięstwo ! Sączysmark do mnie podchodzi.

Sączysmark: I z czego się tak cieszysz ?! – Powiedział ostro.

Czkawka: No nie wiem , może z tego, że wygrałem?

Sączysmark: Pffff… wielkie mi zwycięstwo. Jeden punkt… jeden punkt a bym cię zniszczył.

Czkawka: Ach tak ? – podszedł do mnie i stanął naprzeciwko mnie. Ale bym mu teraz przyłożył.

Nauczyciel: Jakiś problem?

Czkawka: Nie nie , wszystko w porządku.  – powiedziałem nadal patrząc na Smarka.

Nauczyciel: To zapraszam do szatni. – pokazał ręką na drzwi do pomieszczenia.

Udałem się do szatni i szybko się przebrałem. Jest 14:08 . Autobus mam o 14:12. Mam nadzieję, że zdążę. Wybiegłem z sali i wleciałem do szatni. Tylko że tym razem do szatni w której trzymamy kurtki i buty. Zmieniłem obuwie i ubrałem kurtkę. Wziąłem plecak  i wyszedłem ze szkoły. Udałem się na przystanek. Jeszcze autobus nie przyjechał. Usiadłem na ławce obok Mieczyka i Szpadki , doszedł także Śledzik. Nie odzywaliśmy się do siebie. Po chwili poczułem jak , ktoś lub coś , uderza mnie w plecy. Odwróciłem się i zobaczyłem Sączysmarka , który idzie w kierunku grupki dziewczyn. Pewnie przez przypadek uderzył mnie plecakiem. Przytulił Astrid. Matko - dlaczego ja na to patrzę. Obrzydzają mnie te ich przytulasy , choć widzę, że Astrid się to specjalnie nie podoba. Jej mina mówi wszystko. Zazwyczaj nie patrzę na tą parę, ale dziś zrobię sobie wyjątek. Astrid dziś tak ślicznie wygląda. Nie mogę sobie nie popatrzeć. Ubrana jest w białe rurki, które idealnie na niej leżą , czerwono – czarną koszulę w kratę wciągniętą w spodnie. Zarzuconą ma czarną skurzaną kurtkę ze złotymi zamkami. Do tego biało – miętowe Air maxy. Włosy ma spięte w wysokiego kucyka i oczywiście grzywka opadająca na lewe oko. Całość idealnie dopełnia jej piękny uśmiech, który staje się coraz bardziej nieśmiały i jej  piękne błękitne oczy, które wpatrują  się we mnie. Zaraz – we mnie ? Szybko odwróciłem spojrzenie. Tak się na nią zapatrzyłem , że nawet nie zauważyłem kiedy przyjechał autobus. No ale jak tu się nie zapatrzeć na takiego anioła. Wsiadłem szybko i zająłem wolne miejsce tak na początku autokaru. Ostatnia wsiadła Astrid. Przechodząc obok mnie popatrzyła się na mnie. Chyba dostałem rumieńców.

Astrid[]

Weszłam do autobusu ostatnia. Przechodząc obok Czkawki uśmiechnęłam się do niego. Dostał rumieńców – słodkie. Czasami czuję się, jakby to on był takim malutkim dzieciaczkiem, a jakbym była przynajmniej o 3 lata starsza. A to jest całkiem inaczej. To on jest rok starszy. Nie wiem dlaczego mam takie wrażenie… może dlatego że chodzę ze Smarkiem. Taaak… Smark. Zaczyna mnie już nudzić. Kiedyś był taki miły, uprzejmy, bezinteresowny… a teraz stał się dla mnie okropny. Chciałby tylko, abym się do niego non stop przytulała, żeby inne dziewczyny były o niego zazdrosne. Chociaż… jakby tak na to spojrzeć to ja nie jestem lepsza. W końcu chodzę z nim tylko, tak jakby dla popularności, bo to wielki zaszczyt spotykać się z kapitanem szczypiornistów. Wiem że to złe z mojej strony. On może mnie naprawdę kochać , a ja go tak wykorzystuję. Muszę zmienić moje postępowanie. Muszę mu to wszystko wynagrodzić i nawet już wiem jak.

Właśnie dojechałam na przystanek na którym zazwyczaj wysiadam. Wyskoczyłam z autobusu i zaczęłam kierować się w stronę mojego domu. Po drodze mało co nie zostałam stratowana przez bliźniaki, oni też wysiadają na tym samym przystanku co ja. Na szczęście już skręcili w uliczkę na której mieszkają. Doszłam spokojnie do domu. Weszłam do środka i ujrzałam moją mamę, która krząta się po kuchni. Pewnie przygotowuje kolację. Tak, pomyślicie sobie, po co o tak wczesnej porze przygotowywać kolację. Otóż dziś ma przyjechać jakiś specjalny gość. Rodzice nie chcieli mi powiedzieć kto to jest, ale sama się dowiedziałam. Nie moja wina że tak głośno rozmawiają. No to tak. Tym tajemniczym gościem jest pracodawca mojego taty. Pewnie zaprosił go po to aby omówić sprawę jego awansu. Mój tata już od pewnego czasu stara się o awans, ale zawsze dostaje go ktoś inny. Może jest już bardzo blisko i jak już go dostanie to chcieli mi zrobić niespodziankę. Jeśli tak to będę udawała że o niczym nie wiem. Przecież nie popsuję im takiego zaszczytu powiedzenia mi o takiej wspaniałej wieści. No cóż, nie będę przeszkadzać mamie. Niech sobie robi co ma zrobić. Po cichu udałam się do mojego pokoju. Jest na piętrze, więc musiałam wdrapać się po schodach. Rzuciłam plecak w kąt i usiadłam na krańcu łóżka, które stoi obok drzwi prowadzących na balkon. Wzięłam komórkę i sprawdziłam wiadomości. Ostatnio NIK do mnie nie pisze. Po obrażali się czy co? No cóż. Trudno. Nie to nie. Sprawdzę może co się dzieję na fb. Zalogowałam się i weszłam na mój profil. O matko, moje zdjęcie profilowe jest już takie stare. Chyba już z pół roku go mam. Trzeba za niedługo zmienić. Chociaż przy tym mam nawet dużo komentarzy, jeszcze się zastanowię. Usłyszałam wchodzenie po schodach. Tylko jedna osoba ma takie kroki, które słychać w całym domu. Szybko rzuciłam telefon pod poduszkę i wyciągnęłam jakąś książkę z plecaka. Otworzyłam ją na przypadkowej stronie i zaczęłam udawać że czytam. To nie będzie takie proste, ponieważ książka jest do góry nogami. Chciałam szybko ją przekręcić, ale wypadła mi z rąk właśnie w tym momencie kiedy tatuś wszedł do mojego pokoju.


Tata: Astrid?

Astrid: Tak?

Tata: Co robisz? – popatrzył się na mnie jak na wariatkę.

Astrid: A nic, nic – zaczęłam kręcić książkę w rękach, zaraz znowu mi wypadnie – tak, tylko sobie chciałam poczytać, może? – odpowiedź w formie pytania, bardzo oryginalne Astrid.

Tata: Achaa, no dobrze, nie ważne. Mam do ciebie prośbę kochanie.

Astrid: Jaką? – i wypadła mi z rąk. Szybko ją podniosłam i położyłam obok mnie na łóżku. Podparłam się rękę o podbródek i uśmiechnęłam się jak głupek. Ale ja lubię robić z siebie błazna przed rodzicami.

Tata: No to tak. Jak już pewnie wiesz, mamy dziś na kolacji gościa. – przyciął się na chwilkę, pokazałam ruchem ręki żeby kontynuował – I chciałbym cię prosić, abyś nie narozrabiała jak ostatnio. To dla nie bardzo ważne.

Astrid: Dobrze, będę grzeczna. Jak zawsze oczywiście – zmarszczył brwi – No co? Przecież ja zawsze jestem grzeczna.

Tata: Mam ci przypomnieć twój ostatni wybryk?

Astrid: Dobra, dobra, rozumiem. Możesz na mnie liczyć.

Tata: Dziękuję – uśmiechną się do mnie. Ja tylko go odwzajemniłam i odprowadziłam wzrokiem tatę, który właśnie wychodził z mojego pokoju. Zamknął drzwi, a ja od razu walnęłam się na łóżko. Nie narozrabiam dzisiaj. Widzę, że to dla niego bardzo ważne. Nie odbiorę mu tego szczęścia.

Rozdział 2[]

Astrid[]

Rano obudził mnie mój budzik. Wstałam leniwie i udałam się do łazienki. Umyłam się i wróciłam do pokoju. Wieczorem nie zdążyłam się spakować … teraz to zrobię. Wrzuciłam wszystkie potrzebne rzeczy do plecaka i odstawiłam go na podłogę. Podeszłam do szafy i zaczęłam wybierać ubrania. Mam ich dość sporo, więc nigdy nie mogę się zdecydować. Stałam i dumałam jakieś 5 minut, aż wreszcie się zdecydowałam. Wybrałam czarne rurki, T-shirt z napisem „ selfie” i do tego moją ulubioną skurzaną kurtkę. Ubrałam się szybko i zeszłam na dół biorąc po drodze plecak. W salonie siedzieli moi rodzice i oglądali telewizje. Weszłam do kuchni i podeszłam do lodówki. Otwierając ją musiałam uważać, aby czasem coś się z niej nie wysypało. Po wczorajszej kolacji dość dużo tego zostało. Spotkanie przebiegło po naszej myśli. Tata dostał awans. Przez całą noc szalał z mamą. Nie dało się spać. Ale nie odmówię im odrobiny szaleństwa. Wyjęłam ostrożnie z lodówki masło i serek ziarnisty. Zrobiłam sobie kanapkę. Muszę się troszkę pośpieszyć, do autobusu zostało zaledwie 15 minut. Zjadłam pośpiesznie i napiłam się herbaty. Odłożyłam talerz i kubek do zlewu i udałam się do ganku. Ubrałam buty, wzięłam plecak i wyszłam z domu. Kierowałam się w stronę przystanku. Z daleka mogłam już dostrzec Mieczyka i Szpadkę. Bliźniaczka non stop szturchała swojego brata. Pewnie chciała mu coś pokazać , ale on nie zwracał na nią uwagi. Wepchnął siostrę w krzaki rosnące obok przystanku. Nie wiem kogo mi jest bardziej szkoda. Czy Mieczyka , który nie ma sekundy spokoju, czy Szpadki, która leży teraz w krzaczorach. Ich to nie ogarniesz. Usiadłam sobie na ławce i wyciągnęłam komórkę. Głównie po to, aby sprawdzić która jest godzina. Ale nie musiałam się fatygować. Autobus właśnie przyjechał. Skasowałam bilet i poszłam na sam tył autokaru. Tam już czekał na mnie Sączysmark.

Czkawka[]

Stoję sobie właśnie na przystanku i czekam na autobus. Coś się spóźnia, albo to ja za wcześnie przyszedłem. Tak , chyba ja. Trzeba później wychodzić. No trudno, poczekam. Czekanie jest strasznie nudne. Już wole biec. Po około 7 minutach przyjechał autobus. Wsiadłem i zacząłem iść w miejsce gdzie zawsze siedzę. Niestety było już zajęte. Przez jakąś starszą babcie. Postoję –ten jeden raz mi nie zaszkodzi. Oparłem się o szybę i splotłem ręce na piersi. Mam nadzieję że się nie przewrócę, bo się w ogóle niczego nie trzymam. Zacząłem obserwować otoczenie. Mój wzrok zatrzymał nie na tylnej części busa. Tak… Smark i Astrid. Znowu… znowu się na nich patrzę. Dlaczego? To zaczyna wchodzić w nawyk. Piękna blondynka siedzi temu osiłkowi na kolanach. Specjalnie nie zwraca na to uwagi, tylko coś tam sobie klitka na telefonie. No właśnie , gdzie moja komórka. Szukałem przez jakiś czas po kieszeniach – których mam sporo – ale jej nie było. Pewnie została w domu lub jakiejś innej kurtce. Sprawdzę gdy przyjadę. Autobus gwałtownie zahamował. Na szczęście zdążyłem się złapać poręczy. Gdybym się nie podtrzymał, źle by się dla mnie skończyło. Ktoś wysiadł. Jest wolne miejsce. A co mi tam, usiądę sobie. W końcu jeszcze trochę będę jechał. Mój dom jest oddalony od szkoły jakieś 10 km. Dość Sporo. Wiozłem plecak i usiadłem na wolnym miejscu. Nie lubię jeździć do szkoły – szczególnie takim rozklekotanym autobusem. Pomyśleć, że muszę się nim tłuc 20 km codziennie. Czasami gdy wracam z treningu, uda mi się trafić na w miarę normalny. Mam nadzieję że dziś będę miał takie szczęście. Po lekcjach mam właśnie trening. Ostatnio nie byłem i muszę nadrobić zaległości. Jeszcze jakieś 2 minuty i będę wysiadał. Wreszcie. Gdybym musiał jechać jeszcze kawałek, to bym już wolał zapychać na nogach. Zatrzymał się. Młodzież zaczęła wysiadać. Ja tam się zbytnio nie pcham. Mam czas. Wysiadłem ostatni. Ruszyłem w stronę mojej szkoły. No to zaczynają się tortury.

Lekcje zakończone. Jakoś je wszystkie zmęczyłem. Teraz na szczęście się troszkę rozluźnię. Chyba że Sączysmark zrobi nam wycisk – w co szczerze wątpię. Też jest wykończony. Ja ledwo co kontaktuję. Mój mózg nie przyswoi już dziś żadnej informacji. Jestem właśnie w szatni i przebieram się w strój do ćwiczeń. Chłopaki już gotowi wybiegli na sale. Podążyłem w ich ślady. Stoimy na zbiórce i czekamy na kapitana. Właśnie przyszedł. O nie, zabrał tatusia. Już można dzwonić po karetkę.

Trening był okropny. Ledwo żyje normalnie. Chociaż nie ja jeden. Koledzy z drużyny zamiast ćwiczyć uciekli do szatni. Ja też tam na chwilkę poszedłem, ale od razu wróciłem na salę. Dzisiejsze ćwiczenia wcale nie przypominały zwykłego treningu. Chyba trenerowi pomyliły się dyscypliny. Zamiast ręcznej była dziś lekkoatletyka. Wcale nie była lekka. Bieg na 800m, Żut dyskiem, pchanie kulą i skoki przez tyczkę. Wszystko na raz. Po co to jest potrzebne to ja nie wiem. Jak tylko wrócę do domu walę się na łóżko i nie wstanę. Nie no, muszę wstać bo muszę się przecież wykąpać. Chyba nie pójdę spać spocony jak świnia. Tylko za ile dojadę? Może za jakąś godzinkę, może dwie. Znowu trafiłem na tego grata. Jedzie jakieś 20 na godzinę. W tym tempie to ja nigdy nie dojadę. Chyba trzeba w końcu zainwestować w auto, bo długo tak nie pociągnę.

Jestem już w domu – w końcu. Jeszcze z godzinę w tej budzie a można by było pogrzeb szykować. Jestem już taki zmęczony, że nawet zadania nie zrobiłem. Umyłem się tylko i walnąłem na łóżko. Już nic mi się dziś nie chce. Najchętniej to bym w ogóle jutro do szkoły nie szedł – ale muszę. Mam klasówkę z matmy, którą muszę zaliczyć aby na koniec roku mieć 4 . Hehe – czwórka. Dla innych marzenie , dla mnie rzeczywistość. Nie wiem jakim cudem mogę mieć „ dobrą „ ocenę. W tamtym roku ledwo 3 było. Ja – nieuk. Taka prawda. Nie wstydzę się tego. Dobra, idę spać. Położyłem się na plecach, ale po chwili przekręciłem się na prawy bok. Po paru minutach zasnąłem.

*W szkole.

Mamy właśnie przerwę. Stoję sobie w moim punkcie obserwacyjnym – czyli pod oknem na głównym korytarzu. Co mogę robić? Oczywiście obserwować otoczenie. Nie ma nic ciekawego. Oby już zaczęła się lekcja – nie chce mi się tu tak stać. Po 10 minutach zabrzmiał dzwonek. Weszliśmy do klasy i zajęliśmy swoje miejsca. Mamy teraz język niemiecki. Nauczycielki NIK nie słucha. Gada sama do siebie. No… może 2-3 osoby uważają , ale reszta urządza sobie pogaduszki. Ja również. Z Niemca mam same piątki. Jakim cudem? Przecież całą lekcję przegadam. Otóż na sprawdziany i kartkówki przygotowuję sobie tak zwane „ pomoce naukowe „ – reszta klasy również. Lidka – bo tak ma na imię nauczycielka – chodzi po klasie i widzi że obok kartki ze sprawdzianem na przykład , leży ściąga, nic sobie z tego nie robi. :o Najlepsza nauczycielka w szkole po prostu. Dziś mamy dostać poprawione klasówki, które pisaliśmy w zeszłym tygodniu. No jestem ciekaw co dostanę? Interesujące. Lidzia wyjęła kartki ze swojej torby i zaczęła nam je rozdawać. Piąteczka. Pięknie. Następna do kolekcji. Ciekaw jestem o czym dzisiaj będziemy sobie gadać z chłopakami? Po wpisaniu ocen, które każdy miał takie same, udałem się do ławki kolegów, biorąc po drodze plecak. Usiadłem naprzeciwko nich i wyjąłem plecak na ławkę. Zacząłem szukać mojej komórki. Tak, znalazłem ją dziś rano. Nikt by się nie uwierzył gdzie była. W łazience. Jakim cudem. Otóż, gdy przebierałem się w dniu kiedy ją zgubiłem, zostawiłem ją na pralce. Potem zapomniałem, że ona tam została i tak o to powstała historia o zgubionym telefonie. Ale już nie ważne. Wyjąłem ją z plecaka i włączyłem. Przedtem musiałem ją niestety wyłączyć, ponieważ pisałem klasówkę z matmy. Mam nadzieję że zaliczę. Fajnie by było mieć 4 na koniec roku. I to jeszcze z matematyki! Po włączeniu komórki wszedłem na czata. Przeglądałem. Nawet sporo osób, a pomiędzy nimi Smark? Odwróciłem się i ujrzałem kolegę, który coś tam sobie klika w telefonie. Pewnie piszę z Astrid. Aaaarr … dlaczego ja o niej tyle myślę? Przez przypadek odtworzyłem jej zdjęcie. Jest taka piękna , taka idealna. Marzenie każdego chłopaka. Dlaczego wybrała akurat takiego … takiego Smarka! Taka ślicznotka zasługuję na kogoś 100 razy lepszego od niego. Oczywiście nie mam na myśli mnie… tylko… na przykład…

Mieczyk: Eeej – zaczął mnie szturchać. Wyrwałem się z transu.

Czkawka: O co chodzi? – wziął moją komórkę i pokazał Śledzikowi. O nie!! Zapomniałem że wyświetliłem sobie zdjęcie Astrid – oddawaj! – wyrwałem z rąk kolegi moją własność.

Mieczyk: Uuu , ktoś nam się tu zabujał.

Czkawka: Nie prawda … wydaje ci się.

Mieczyk: No jasne, to po co oglądasz jej zdjęcia.

Czkawka: Tak mi się przez przypadek wyświetliło.

Śledzik: To dość długo je podziwiałeś.

Czkawka: Oj, chłopaki… dajcie mi spokój.

Nauczycielka: Czkawka, jaka jest odpowiedź? – i cisza. Matko przenajświętsza , o co ona pytała?

Czkawka: Yyyyy – wszystkie wzroki powędrowały na mnie – aaaa…

Nauczycielka: Bardzo dobrze. Plusik za aktywność na lekcji. – że co? Podeszła do biurka i wpisała coś w dziennik – i proszę bardzo, pięć plusików i kolejna piątka z aktywności. – mnie zamurowało. Przecież ja nic nie powiedziałem. Mówiłem że najlepsza nauczycielka w szkole.

Śledzik: Coś ty jej powiedział?

Czkawka: No właśnie nic. Może wpisała mi minusa. Ale jak, przecież dostałem 5 z aktywności.

Mieczyk: Lidzia jest fajna.

Czkawka: A pewnie – machnąłem ręką – wpisuję plusiki za nic. Na takie lekcje to ja mogę chodzić.

Śledziki: I ściągać pozwala.

Mieczyk: Może najlepiej od razu nam wpisać 5 , przecież i tak każdy dostanie taką samą ocenę co zawsze.

Czkawka: To idź jej to powiedz.

Mieczyk: A sam idź!

Zabrzmiał dzwonek. Wszyscy wybiegli z Sali. Mam jeszcze jedną lekcję. Ale potem się będę przejmował. Teraz mam przerwę.


Rozdział 3[]

No to na początek – nie zabijać za rozdział. Już pierwsze zdanie wywołuje odruchy wymiotne. Bardzo ciężko mi było go napisać, ale musiałam.

Astrid[]

Wpadłam na pomysł, aby pojechać dziś z Sączysmarkiem na basen. W taki sposób spędzimy więcej czasu razem. Bo ostatnio go trochę zaniedbałam. Muszę mu to wynagrodzić. Gdzieś tu powinien chodzić – muszę go znaleźć. Coś dużo osób na tym korytarzu się plącze, ciekawe o co chodzi. Podsłucham jakąś rozmowę, może się czegoś dowiem. Przecisnęłam się przez tłumy stojące pod oknem. Tam raczej Smarka nie będzie. Raczej nie miesza się w kłótnie. To znaczy, mieszał się – kiedyś. Przed tym jak jeszcze z nim nie chodziłam. Obiecał mi że się zmieni. Ale nie do końca dotrzymał obietnicy. Usłyszałam jakieś krzyki:

Mieczyk: Zakochany! Zabujany! – ktoś mu przyłożył dłoń do ust, bo już nic więcej nie zrozumiałam z tych wrzasków.

Idę z stąd. Tutaj go nie ma. Ale zaraz. Kto tam… Sączysmark? Stoi pod ścianą i się śmieje. Podeszłam do niego.

Astrid: Hej

Sączysmark: No hej piękna. – podszedł do mnie i dał mi całusa w policzek.

Astrid: Co tu się dzieje?

Sączysmark: Mieczyk rozpowiada o nowej parze w szkole tylko, nie wiem jakiej.

Astrid: Aaacha. No mniejsza z tym. Mam dla ciebie propozycje. Co myślisz o wypadzie na basen. Dziś po szkole?

Sączysmark: No pewnie księżniczko. – objął mnie jedną ręką w pasie i przytulił. – ale tylko we dwoje.

Astrid: Yyy… tak tak oczywiście.

Sączysmark: Dobrze skarbie. Wpadnę po ciebie o 16.

Astrid: Okej. – dałam mu buziaka – ja idę, nie spóźnij się.

Sączysmark: Będę punktualnie.

Przecisnęłam się przez tłumy i poszłam na drugą część korytarza. Usiadłam naprzeciwko moich przyjaciółek.

Heathera: I co? Jedziecie na ten basen?

Astrid: Tak, ale sorry. Nie mogę was zabrać.

Lara: Dlaczego? Już myślałam że sobie troszkę popływam.

Astrid: Przepraszam was dziewczyny. Ostatnio spędzam z nim mniej czasu. Chcę mu to wynagrodzić. Pojedziemy kiedy indziej we trzy. Obiecuję.

Lara: Dobra, dobra. Nie musisz nam się tłumaczyć. Rozumiemy… chłopak ważniejszy.

Astrid: Nie , nie o to chodzi. Zaniedbałam go. Nie chcę żeby czuł się niepotrzebny. Z wami spędzam aż za wiele czasu.

Heathera: Okej. Pojedziemy kiedy indziej. Nie ma sprawy.

Astrid: Dziękuję wam kochane.

*W domu Astrid

Jest już 16 a Smarka nie ma. Zapomniał? Nie, to niemożliwe. Chodziłam po całym domu. Z kuchni do salonu. Z salonu do pokoju. Za pokoju do… dzwonek! Zbiegłam po schodach i udałam się pod drzwi wejściowe. Spojrzałam przez szybę i… ujrzałam mojego chłopaka. Wpuściłam go do środka. Nie zwracał na mnie uwagi tylko zapatrzony był non stop w ten telefon.

Astrid: Hej – powiedziałam przygnębionym głosem.

Sączysmark: No cześć – nawet na mnie nie spojrzał. Co on ma takiego interesującego w tym telefonie że w ogóle mnie nie zauważa.

Astrid: Jedziemy?

Sączysmark: Tak tak – nadal patrzy się w to dziadostwo.

Astrid: Chcesz wyjść?!

Sączysmark: No no tak –nie wytrzymałam

Astrid: Sączysmark!! – krzyknęłam. Spojrzał na mnie dziwnym spojrzeniem jakby nie wiedział o co chodzi.

Sączysmark: Oj, przepraszam – przytulił mnie. Chyba już wie że mnie uraził – przepraszam, to się już więcej nie powtórzy.

Astrid: Dobrze. Chodźmy już.

Wyszliśmy z domu i kierowaliśmy się w stronę przystanku. Basen jest oddalony od mojego domu jakieś 5 km. Szybko dojedziemy. Czekaliśmy jakieś 5 minut zanim autobus przyjechał. Wsiedliśmy i usiedliśmy na tylnej części busa. Jechaliśmy w ciszy. Nic się nie odzywaliśmy. Oczywiście w obroty poszły nasze komórki. Próbowałam zaglądnąć co robi Sączysmark, ale zasłaniała mi jego ręka. Był taki skupiony. Jego palce non stop chodziły po tym ekranie. Może z kimś piszę? Chyba jestem przewrażliwiona. Muszę się troszkę odprężyć. Autobus się zatrzymał. Wysiedliśmy i udawaliśmy się do budynku. Idę się zarejestrować. W ciągu miesiąca mamy 4 darmowe godziny. Mi zostały jeszcze 2. Wykorzystam je. Dobrze że jest już koniec miesiąca i będą nowe. Po rezerwacji udaliśmy się do szatni. Oczywiście ja do damskiej a Smark do męskiej. Po przebraniu się postanowiłam na niego zaczekać. … No gdzie on jest? Już chyba 10 minut siedzi w tej szatni. Ileż można się przebierać? Ja już jestem szybsza, chociaż jestem dziewczyną. Idę po niego bo mi więcej czasu zejdzie na czekanie niż to pływanie. Uchyliłam drzwi i zobaczyłam Smarka który siedzi na ławce i coś robi na komórce. Ja mu to ustrojstwo zabiorę.

Astrid: Sączysmark! Ja już 15 minut na ciebie czekam.

Sączysmark: Przepraszam – rzucił telefon do szafki – już możemy iść – wyszliśmy i pokierowaliśmy się na basen.

Astrid: Co ty masz w tym telefonie że tak go nie możesz zostawić?

Sączysmark: Nic, ja tylko w grę grałem. Potem ci pokarzę.

Astrid: Dobrze – i tak mu nie wierzę. Coś mi tu nie gra. Ja i tak się wszystkiego dowiem. Ale na razie troszkę popływam.

Na basenie jesteśmy już z jakąś godzinkę. Jeszcze pół godziny i musimy wychodzić. Sączysmark pływał sobie koło mnie. Nie jest taki dobry jak ja , ale najgorszy też nie jest. Rozmawialiśmy sobie o wszystkim i o niczym. Wyjaśnił mi dlaczego spędzał tyle czasu przy komórce. Otóż chciał pobić rekord w Subwey Surf, a na to potrzeba troszkę czasu. Właśnie przed chwilą otworzyli zjeżdżalnie. Będzie czynna tylko przez 15 minut więc trzeba korzystać. Pociągnęłam Smarka za rękę i zaczęłam iść w stronę zjeżdżalni.

Sączysmark: Nie nie nie , tylko nie to. – zaczął zwalniać.

Astrid: Co, boisz się?

Sączysmark: Nie że się boję tylko… nie mam ochoty. Jak dla mnie 2 godziny w wodzie to za dużo.

Astrid: Nie pękaj. Przejedziemy się parę razy, troszkę popływamy i pójdziemy.

Sączysmark: Okej, ale tylko 3 razy. – powiedział stanowczo.

Astrid: Dobra. Nie marnujmy czasu. Chodź. – pociągnęłam go w stronę schodów prowadzących do wejścia na zjeżdżalnie.

Za pierwszym razem zjechaliśmy razem. Za drugim osobno, a za trzecim znowu razem. Sączysmark wyszedł z basenu.

Astrid : Nie że fajnie?


Sączysmark: Tak, super. Ja idę jeszcze na duży basen.


Astrid: Dobra, idź. Ja jeszcze troszkę pozjeżdżam.


Gdy poszedł, ja udałam się na górę. Jest zielone światło. Wskoczyłam do rury i się położyłam. Mogłabym tak jechać w nieskończoność. To mnie odpręża. Znika wszystko. Zamknęłam oczy. Nagle poczułam że znalazłam się pod wodą. Wynurzyłam się i przetarłam oczy. Ratownik zamkną już zjeżdżalnie. Skoda. Jeszcze raz bym się przejechała. Z pod wyjazdu podpłynęłam na otwartą przestrzeń. Usiadłam na schodkach i zaczęłam się rozglądać. Nigdzie nie widzę Sączysmarka. Poszedł sobie już? Ile ja tu jestem? Wyszłam z wody i podeszłam do czytnika. Przyłożyłam zegarek do niego i okazało się że ostało mi 10 minut. Muszę już iść do szatni się przebrać. Podeszłam do mojej szafki i wyciągnęłam ubrania i plecak. Udałam się do przebieralni. Przebrałam i wytarłam się szybko i wyszłam na korytarz. Muszę jeszcze wysuszyć włosy. Niby nie są takie mokre, ale lepiej wysuszyć. Bo jak mnie jeszcze zawieje to będę chora. Podeszłam do suszarek i zaczęłam suszyć XD. Po pięciu minutach miałam suche. Wzięłam swoje rzeczy i udałam się do wyjścia. Ale zaraz.. gdzie jest Sączysmark? Zaczęłam się rozglądać. Nigdzie go nie widzę. Może już poszedł? Ale na pewno nie. Musi tu gdzieś być. Nie zostawił by mnie tutaj. Może jest w sklepiku, albo toalecie. Trzeba sprawdzić. Najpierw udałam się do sklepu. Nie ma. To na 100 jest w WC. Szybko pokierowałam się w tamtą stronę. Szłam szybkim krokiem, ale po chwili zaczęłam zwalniać, aż w końcu się całkiem zatrzymałam. To co zobaczyłam zwaliło mnie z nóg.

Pod wejściem do ubikacji stoi Sączysmark z jakąś paniusią i się obściskuje. Jak on może? To ja poświęcam dla niego mój cenny czas, a ten umawia się z jakimiś kobitkami za moimi plecami. O nie… nie ujdzie mu to na sucho. To koniec! Nie dam sobie więcej mydlić oczu. Ruszyłam w ich stronę. Chyba mnie zauważył.

Sączysmark: Astrid! Ja to wyjaśnię… - nie zdążył już nic więcej powiedzieć bo dostał ode mnie „ z liścia „

Astrid: Co ty sobie wyobrażasz? Że będziesz się spotykać z innymi za moimi plecami?! Myślisz że jestem taka głupia?! I pewnie to z nią pisałaś przez ten cały czas, a nie grałaś w jakąś gównianą grę!

Sączysmark: Nie to nie tak jak myślisz. – chciał mnie chwycić za rękę ale mu na to nie pozwoliłam.

Astrid: Nie dotykaj mnie!

Sączysmark: Astrid… - podszedł do mnie.

Astrid: Zostaw mnie w spokoju! Nie chcę cię więcej widzieć! – odrzuciłam się i pobiegłam w stronę wyjścia. Spojrzałam jeszcze przez ramię i zobaczyłam że dostało mu się jeszcze raz. Tym razem od tej dziewczyny. I dobrze mu tak. Nauczy się szacunku. Wyszłam z budynku i kierowałam się w stronę przystanku. O, akurat przyjechał autobus. Zaczęłam biec aby zdążyć.

Sączysmark: Aaastriiid!!!

Przyśpieszyłam. Wskoczyłam do autobusu właśnie w tedy kiedy już miał odjeżdżać. Na szczęście Smark nie zdążył. Usiadłam na tylnej części autokaru. Zaczęłam myśleć. Jak on mógł? Dlaczego? Już mnie nie kocha? Myślałam że nasz związek jest stabilny, a tu takie coś. Może ma słabszy okres w swoim życiu? Może ja mu już nie wystarczam? Jest tyle pytań… a ani jednej odpowiedzi. Co ja mam teraz zrobić? Zostać z nim… po tym co mi zrobił? Nie wiem. To boli. Pierwszy raz w życiu… straciłam osobę którą… kochałam? No właśnie, kochałam go? Przecież byłam z nim tak jakby Tylko na pokaz. Już sama nie wiem. Na pewno mu tego tak szybko nie wybaczę. A czy w ogóle wybaczę? Muszę się nad tym zastanowić. Czy jest tego wart? Zranił mnie… i to bardzo. Nie jestem rzeczą którą można sobie pomiatać albo rzucić w kąt. Jestem człowiekiem i mam uczucia. On też je ma i rozsądek chyba też posiada. I rozum. Więc chyba wiedział co robi? Więc to była zamierzona decyzja. Doskonale wiedział jak to może się skończyć. O nie … nie wybaczę mu tego. Nie ma nawet mowy! Wiedział co robi i mógł to przewidzieć. Ale ja jestem głupia. Jeszcze przed chwilą myślałam że może mu wybaczę. NIE ! Nie ma takiej opcji! Jestem zła, wkurzona. Nigdy więcej nie dam sobą rządzić. Skończyło się to dobre. Koniec! Buzuje we mnie zła energia. Chce mi się krzyczeć! Chce coś rozwalić! Muszę się opanować. Nie jestem sama. Wokół mnie jest mnóstwo ludzi. Oni mi pomogą. Nie zostanę sama. Mam rodzinę, przyjaciół. Oni mnie zrozumią. Szkoda że nie mam teraz przy sobie Lary i Heathery. Na pewno by mnie pocieszyły, powiedziały miłe słowo. Już się chyba uspokoiłam. Teraz bym się najchętniej rozpłakała. Nie chcę w sobie ukrywać tych emocji. To strasznie wyczerpujące. Czuję się, jakbym dopiero wróciła z biegu. Takiego długiego. Gdzie było pełno przeszkód, które trzeba było omijać aby się nie przewrócić. Nie wiem czy się przewróciłam. Jeśli tak to się podniosłam, albo nadal podnoszę. Jest mi źle. Położyłabym się teraz w moim łóżku i zasnęła. Żeby odpocząć? Czy żeby przeczekać ten huragan który jest w mojej głowie? Ale czego ja się spodziewałam od życia. Że będzie łatwo? Że będzie jak w bajce? Życie nie było i nigdy nie będzie łatwe. To jego urok. Trzeba go przeżyć jak najlepiej tylko potrafimy i nie martwić się rzeczami które nie wychodzą. Jeszcze wiele nie wyjdzie. Jeszcze będzie dużo problemów z którymi przyjdzie nam się zmierzyć. To dopiero początek, a ja już rozpaczam. To nie jest koniec świata. Może i mi to wyjdzie na dobre? Kto to wie? Nikt nie wie. Musimy sobie radzić. Sami, czy z kimś. Nie ważne. To już od nas zależy. Ja na pewno mam osoby na których znajdę oparcie i sobie poradzę. Jestem silna. Jestem mocna. Dam radę… matko, ale ja rozpaczam! Jakby był koniec świata i wszyscy poumierali. A to tylko zerwanie. Pffff… ludzie mają większe problemy. Nie będę się użalać nad sobą, tylko zacznę żyć na nowo. Jakby nic nie było. – z tą myślą wróciłam do domu. Weszłam do mojego pokoju i walnęłam się na łóżko. Muszę odpocząć. Za wiele wrażeń jak na jeden dzień.

Rozdział 4[]

Czkawka[]

Kolejny dzień. I kolejne lekcje. Mam już tego dość. Chciałbym już skończyć z tą całą nauką. Ale końca nie widać. Niestety – to mój obowiązek. Tak jak rodzice muszą pracować ja muszę się uczyć. Chociaż jakby tak na to spojrzeć to siedzenie w szkole jest 100 razy lepsze od siedzenia w pracy. No może trochę przesadziłem. Tak 60 – 70 razy lepsze. Bo w końcu w szkole jak i w pracy mamy kolegów, z którymi możemy porozmawiać, mamy przerwy, ale to nie to. W szkole jest większy luz i możemy robić prawie wszystko. Podkreślam PRAWIE. No ale co ja się będę na tym rozwodził. Trzeba to przecierpieć i koniec. Nie cofniemy ani nie przyśpieszymy czasu. Płynie swoim tempem i nic z tym nie zrobimy.

Wszedłem właśnie do autobusu i szukałem Śledzika. Trochę łatwiej się w nim zorientować jak jest mniej miejsc siedzących niż stojących. Przynajmniej dla mnie, bo wsiadam na trzecim przystanku od stacji, to jeszcze wtedy nie ma tak wiele ludzi. Jest – siedzi za szybą od drugiego wyjścia. Szybko do niego podszedłem i usiadłem obok.

Czkawka: Hej.

Śledzik: No hej zakochańcu.

Czkawka: Przestaniecie z tym w końcu.

Śledzik: No wiesz… przestaniemy kiedy będzie już twoja.

Czkawka: Wiecie doskonale, że nigdy by się tak nie stało. Ona chodzi ze Smarkiem. Nie zerwała by z nim dla mnie. Pomyśl logicznie.

Śledzik: No właśnie myślę – powiedział z fascynacją – Ona go nie kocha, chodzi z nim tylko dla popularności. Człowieku, zawalcz o nią.

Czkawka: Śledzik, już coś powiedziałem. Nie będę o nikogo walczył OKEJ? – powiedziałem stanowczo.

Śledzik: Ja ci tylko dobrze radzę.

Czkawka: Cieszę się, ale ja dam sobie radę. – i na tym rozmowa się skończyła. Oparłem się wygodnie o siedzenie i włożyłem słuchawki do uszu. Puściłem muzykę. Jechaliśmy tak z 2 minuty, aż zatrzymaliśmy się na przystanku na którym zazwyczaj wsiada Astrid. Ale tym razem jej nie było. Może nie idzie do szkoły? Kto to wie? A tak w ogóle to po co ja jaj tak wypatruję? Jestem dziwny. Nikt mnie nie ogarnie. Jechaliśmy tak jeszcze z 15 – 20 minut, aż dojechaliśmy do szkoły. Wyskoczyłem z autobusu i pokierowałem się w stronę budynku. Pierwsza lekcja – Polski. Da się przetrwać. Przynajmniej nauczycielka mówi interesująco. Usiadłem w ławce ze Śledzikiem. Zaczęła się lekcja.

*3 godziny później

Teraz jest najdłuższa przerwa. Tak jak zawsze stoję pod oknem i obserwuję. Tym razem stoją ze mną także Mieczyk i Śledzik. Jeden po jednej stronie, a drugi po drugiej. Nie odstępują mnie teraz na krok. Niestety wiem czemu. To zaczyna się robić irytujące. Nie dają mi spokoju po wpadce z tym zdjęciem. Staram się unikać tego tematu, ale mi to nie wychodzi. Już przez dłuższy czas patrzę się w podłogę. Nie mam ochoty patrzeć na te wszystkie twarze. Mieczyk zaczął mnie szturchać w bok.

Czkawka: O co chodzi? – zapytałem w końcu.

Mieczyk: Patrz – pokazał wzrokiem za drzwi od klasy. Wyszła z nich blondynka. To Astrid? Przecież nie było jej rano w autobusie. Może ktoś ją podwiózł. Zamknęła drzwi i już chciała iść, ale zatrzymał ją Sączysmark. Co jest? Odrzuciła jego dłoń i popatrzyła się na niego spojrzeniem które mrozi krew w żyłach. Co się pomiędzy nimi stało? Rozmawiają. Trzeba coś podsłuchać. To nie będzie takie proste. Gwar na tym korytarzu jak nie wiem. Każdy się drze. No trudno. Trzeba się skupić tylko na ich rozmowie.

Astrid: Czego chcesz?

Sączysmark: Astriś, przepraszam. Błagam, wybacz mi?

Astrid: Zapomnij! Nie po tym co mi zrobiłeś.

Sączysmark: Ale skarbie, to nie tak jak myślisz. Ja tylko…

Astrid: Po pierwsze, nie mów do mnie skarbie! Po drugie, nie wybaczę ci. Możesz sobie wracać do tej twojej dziewoi.

Sączysmark: Ale Astrid. Posłuchaj mnie.

Astrid: Zostaw mnie w spokoju. Nie rozumiesz, nie jestem już z tobą.

Że co? Zerwała z nim?

Czkawka: Tak!

Mieczyk: Co tak?

Czkawka: Yyyy… nic nic – ale wtopa. Ale co tam. Tak! Zerwała z nim. W końcu. Ale zaraz, z czego ja się cieszę? Z jej nieszczęścia. Przecież ona teraz cierpi. Z tego co się dowiedziałem z tej rozmowy, to Sączysmark ją zdradził z jakąś inną dziewczyną. No bo jak można inaczej zrozumieć „ wracaj do tej twojej dziewoi” . To jednoznaczne. Zdradził ją, a ona to zobaczyła. Nawet nie chce sobie wyobrażać jak to przyjęła. Ale Smark jest głupi. Zostawiła go najlepsza dziewczyna w szkole. Należało mu się. Nie musi zawsze mieć wszystkiego. I tak ma za dużo. Znowu mnie ktoś dźga w bok. O co im chodzi?

Czkawka: No czego chcecie?

Śledzik: Ty już doskonale wiesz o co nam chodzi.

Mieczyk: Stary, laska wolna! Zawalcz o nią.

Śledzik: Właśnie. Hehe. Dobrze ci mówiłem w autobusie.

Mieczyk: Nie możesz zmarnować takiej szansy. Może się już nie powtórzyć.

Śledzik: Wiesz że każdy się teraz na nią żuci. Możesz czasem nie zdążyć.

Czkawka: Dobra. Dobra chłopaki. Dajcie już spokój.

Mieczyk: My ci tylko chcemy pomóc.

Czkawka: Nie potrzebuję waszej pomocy.

Śledzik: czyli jednak się zdecydowałeś?

Czkawka: Aaaaarrrrrr.

Mieczyk: Dobra Śledzik. Starczy już bo widzisz że nam chłopak zaraz wybuchnie – popatrzyłem się na niego gniewnym spojrzeniem – no widzisz. Zaraz nas przez to okno wyrzuci.

Czkawka: Mogę to zrobić? Chcesz?

Mieczyk: Jakbyś to zrobił, nie dowiedziałbyś się o nowinie jaką mam ci do powiedzenia.

Czkawka: No ciekawość mnie zżera, wiesz?

Mieczyk: Otóż w sobotę jest dyskoteka.

Czkawka: Serio?

Mieczyk: Mówiłem że go to zainteresuję? – zwrócił się do Śledzika.

Czkawka: Co? Nie.

Śledzik: Pffff…

W sobotę dyskoteka? To super. Tak sobie myślę i chłopaki mają rację. Astrid jest wolna i mogę to wykorzystać. Ale ona przecież się mną zainteresuje. Kto by poleciał na takie chuchro jak ja? No dobra. Może przesadzam. Może i jestem chudy ale mam w sobie to coś. Gram w ręczną. Trenuje. Nie jestem taki zły. Może akurat się uda. Tylko jak to zrobić? Przecież ona mnie nie zauważa. Może wyleje na siebie sok? Wtedy to każdy będzie się na mnie gapił. I wyjdę na pośmiewisko. Nie, trzeba coś innego wymyśleć. Może po prostu zagadać? Nie, to też zły pomysł. Wszystko złe. No trudno. Trzeba zaryzykować.

Astrid[]

Co ten Sączysmark sobie myśli? Ze po tym co mi zrobił będę chciała jeszcze z nim rozmawiać?! On chyba nie wie co robi? Jeszcze ma odwagę przychodzić do mnie i błagać o litość. To się robi śmieszne. Skończyłam ten rozdział raz na zawsze i nie zacznę go na nowo. Musi się z tym pogodzić. Mógł się dwa razy zastanowić zanim coś zrobi. Teraz ma! Ostatnie co jest potrzebne to jego przeprosiny. Niech sobie je wsadzi w …. No!!! Znowu się zdenerwowałam. On bawi się moimi nerwami. Nie chce go oglądać. Ale muszę, nie da się go unikać w nieskończoność. Przecież chodzimy do tej samej szkoły. Dobrze że nie klasy. Gdybym musiała go widywać jeszcze na lekcjach to bym nie wytrzymała. Na przerwach mi wystarczy. Ale już koniec z nim. Za bardzo się przejmuję.

Właśnie weszłam do domu. Nie chce mi się iść do pokoju. Zostanę w salonie. Rzuciłam plecak na sofę i sama na niej usiadłam. Włączyłam telewizor i przeskakiwałam kanały. Nic nie ma w tym pudle. Chyba zaraz zacznę bajki oglądać. Nadal przewijałam kanały. Natrafiłam na mój ulubiony serial – Na dobre i na złe. Chciałabym kiedyś zostać lekarzem. Niestety to marzenie się nie spełni. Aby nim zostać trzeba się bardzo dobrze uczyć, skończyć dobrą szkołę i pójść na studia. Ja niestety nie uczę się za dobrze. Tak.. a po drugie chodzę do szkoły muzyczno- sportowej. Ja to mam szczęście. Dopiero co włączyłam serial, a już się skończył. Nie będę oglądać telewizji. Może sprawdzę co słychać na facebooku. Włączyłam laptopa. Weszłam na mój profil i coś zwróciło moją uwagę. Mam strasznie dużo powiadomień. O co chodzi? Kliknęłam na jedno z nich i doznałam szoku. Ktoś napisał mi na tablicy mnóstwo wiadomości. Ooo nie! To Sączysmark! Czy on nie może odpuścić ? Zaczęłam czytać te bzdety. „ Astriś, kochanie, ja nie chciałem to jej wina” , „ Myszko, kocham cię” , „Nie zostawiaj mnie” , „ Proszę, zacznijmy od nowa” , „ Nie wytrzymam bez ciebie ani minuty dłużej” . On mnie kiedyś do grobu zaprowadzi. Czy on ma mózg. Nie wie co to znaczy NIE! Pffff… chociaż, muszę przyznać, dobrze to sobie zaplanował. Ale to na mnie nie działa. Nie ważne ile by mi tego pisał. Nie ważne ile by mnie przepraszał. Ja mu tego nie wybaczę. Może inne by wybaczyły, ale nie ja. Może i straciłam popularność, sławę… ale co ja gadam. Już jej nie stracę. Zyskałam to dzięki niemu. Nie jest mi już potrzebny. Ale co ja mam mu odpisać na to wszystko? Najlepiej nic. Tylko napisze do niego na czacie.

Astrid: Czyś ty na głowę upadł?

Sączysmark: Nie, ja po porostu chcę cię odzyskać. Co mam jeszcze zrobić?

Astrid: Nic nie musisz robić! Ja już do ciebie nie wrócę!

Sączysmark: Ale myszko, ja cię kocham!

Astrid: Nie obchodzi mnie to! Zostaw mnie w spokoju!

Sączysmark: Ja i tak nie odpuszczę! Zobaczysz, jeszcze będziesz moja! – tego się troszkę przestraszyłam. Co on chce zrobić? Zaczynam się niepokoić. Co odpisać? Jeszcze bardziej się wścieknie. Ale ja do niego nie wrócę! Nie kocham go! Nie będę z kimś z przymusu. Najlepiej będzie jak usunę go ze znajomych. Ale to mi nic nie da. On ma mój numer. Muszę go jakoś skasować. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Za bardzo się przejmuję. Znowu. On chce mnie tak tylko nastraszyć żebym zmieniła zdanie. Nie dam się. Jestem nieustraszona Astrid Hofferson. Poradzę sobie z tym typkiem. Już nie raz miałam z takimi do czynienia. Jakby nie patrzeć, jestem najładniejszą dziewczyną w szkole, a chłopcy są bardzo nachalni. Trzeba sobie radzić z takimi jak on.

Rozdział 5[]

Czkawka[]

Next jest :* będzie na początku parę powtórzeń , ale tak miało być jakby co :D

Lekcje minęły nawet spoko. Teraz jestem na sali gimnastycznej. Pomagam organizatorom dyskoteki przystroić salę. Głównie to pompuje balony, ale mam jeszcze jedno zajęcie, które bardzo mi się podoba. Obserwuję Astrid. Też pomaga. Stoi na drabinie i wiesza balony. Tylko szkoda że nie moje. Ja podaje je Mieczykowi. Blondynka jest niedaleko mnie, tak z 3 metry może, chyba mnie nie widzi. I dobrze. Nie spuszczam jej z oka. Każdy ruch jaki wykonuje, wykonuje z gracją. Jej uśmiech jest taki piękny. Staje się coraz szerszy. Tak sobie na nią patrzę i myślę. Ja ( z tego co wiem ) najprzystojniejszy chłopak w szkole + Ona ( to fakt ) najpiękniejsza dziewczyna w szkole = najlepsza para w szkole. Chyba poprawne równanie. I tak sobie myślę, chyba realne. Za dużo myślę, a za mało robię. Cały ja. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Mieczyka.

Mieczyk: Czkawka! No szybciej weź pompuj te balony.

Czkawka: Yyy… już już i spuściłem ją z oka. Muszę nadrobić to pompowanie, to sobie jeszcze popatrzę. Napompowałem dziesięć i powoli podawałem je koledze. Zerknąłem na Astrid. Wiesza żółtego. Powinna sobie przestawić tą drabinę bo chyba nie sięga. Zaczęła się chwiać. Zaraz spadnie! Poślizgnęła się. Rzuciłem wszystko co miałem w ręku i podbiegłem do spadającej dziewczyny. Złapałem ją w ostatnim momencie. Miała zamknięte oczy, ale od razu je otworzyła. Popatrzyła się na mnie a ja na nią. W jej pięknych błękitnych oczach odbijały się moje. Miała zawieszane ręce na mojej szyi. Powoli ją odstawiłem. Patrzyła się nadal na mnie i trzymała ręce na moim karku, ale po chwili je zabrała.

Astrid: Dziękuję.

Czkawka: Nie ma za co. Uważaj na przyszłość.

Astrid: Dobrze, dzięki – odwróciła się i wzięła się do pracy, a ja stałem sparaliżowany. Co tu się przed chwilą stało? Uratowałem moją najpiękniejszą przed niemiłym zetknięciem z parkietem. Co tak stoję jak ciele? Trzeba jeszcze coś pogadać! Nie mogę zmarnować takiej szansy.

Czkawka: A powiedz? Idziesz na dyskotekę? – odwróciła się w moją stronę i się uśmiechnęła. Ja odwzajemniłem uśmiech, bo co miałem zrobić. Podeszła do mnie za odległość 80 cm, bo przedtem była tak jakoś 2 metry ode mnie.

Astrid: Tak – uśmiechnęła się ponownie i zaśmiała – a czemu pytasz?

Czkawka: A tak jakoś – co ja gadam! – ja, ja też idę –powiedziałem dumnie.

Astrid: To super – powiedziała nadal rozbawionym tonem.

Czkawka: Taaak. To ja… ja już pójdę. – potknąłem się o skrzynkę z narzędziami. ( nie wiem jak to się piszę ) – Ja ciamajda. Spojrzałem jeszcze raz na nią i zobaczyłem rozbawienie na jej twarzy. Pomachałem jej jeszcze odchodząc w kierunku miejsca w którym pracowałem przed interwencją.

Ale ja jestem głupi. Tak się skompromitować?! Ja to nigdy nie mam szczęścia do podrywów. Jednym słowem – porażka. Po całej linii dałem ciała z tą skrzynką. Ale za to udało mi się porozmawiać z Astrid… i uratować ją z opresji. Z tego jestem zadowolony. Ale ta rozmowa to, to w ogóle nie można nazwać rozmową. Pewnie pomyślała sobie że jestem nienormalny. Ja po prostu spanikowałem. Nike mogłem tak po prostu ją zostawić spokoju. Musiałem jakoś zagadać i co z tego wyszło … klapa. Teraz to już na pewno mnie nie zechce. Ale ja nie odpuszczę. Przynajmniej do tej chwili aż sobie kogoś nie znajdzie. Bo nie uwierzę w to, że chłopaki ją nie podrywają. Przecież przed chwilą miał tu miejsce „ podryw tygodnia” po prostu. Potknięcie się o skrzynkę. Nie no – ja już określeń na to nie mam. Tego podrywem nie można było nazwać , to raczej było… sam nie wiem. Trudno stwierdzić. O… to było coś w stylu podlizania się. Tak. To jest prawidłowe określenie mojego zachowania. No trudno. Co się stało, już się nie odstanie. Dobrze, że przynajmniej tak to się dla mnie skończyło. Dobrze, że mnie nie spławiła. To by był dopiero cyrk. Chłopak ratuje ją przed upadkiem, a ta go jeszcze odsyła z kwitkiem. Hehe. Dobrze że tak się nie stało.

Przyszedłem do mojego stanowiska pracy i od razu zostałem zasypany pytaniami.

Mieczyk: Co to miało być?

Czkawka: No co? Uratowałem ją od zetknięcia z podłogą. Przestępstwo?

Mieczyk: No nie. Skąd. Tylko… ty?

Czkawka: Co w tym dziwnego. Ty byś zrobił to samo gdybyś był na moim miejscu.

Mieczyk: A skąd wiesz? –popatrzyłem się na niego spojrzeniem mówiącym „serio” ? – No dobra. Wygrałeś. Ale człowieku ty żeś się tylko przed nią skompromitował.

Czkawka: No wiem. Głupia skrzynka – dodałem cicho.

Mieczyk: No głupia, głupia. Ale chodziarz z nią trochę pogadałeś.

Czkawka: Jak to można nazwać rozmową to ja jestem Lidką.

Mieczyk: No to jesteś Lidką. – pokręciłem głową.

Czkawka: Przecież to było podlizanie!

Mieczyk: Ja tam sądzę inaczej. Chcę żebyś wiedział, że ja i Śledzik ci bardzo mocno kibicujemy.

Śledzik: Właśnie – dołączył nie wiadomo z kąt do nas Śledzik.

Czkawka: Świetnie chłopaki. Cieszę się niezmiernie.

Mieczyk: I my również. – przewróciłem oczami wróciłem do swojej pracy. Mieczyk wyszedł na drabinę i nadal przypinał balony. Spojrzałem ukradkiem na Astrid. Łał. Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła, ja również. Muszę ją jakoś zdobyć. Ale jak? Pierwsza rzecz załatwiona – rozmowa. Jak to coś nazywają chłopaki. Co dalej? Nie wiem. Wymyśli się coś w domu. Teraz dokończę to co zacząłem. Czyli pompowanie.

Specjalny dedyk dla Paulinki - jeśli przeczytasz to będziesz wiedziała o co chodzi :p ♥

*W domu

Wróciłem do domu po 16. Musiałem zostać dłużej w szkole, ponieważ było jeszcze dużo roboty, a nie było ochotników. Przynajmniej dostanę uwagę pozytywną za pomoc w przygotowaniach. Trzeba ich trochę nazbierać do końca roku bo pozytywne zachowanie mi nie wyjdzie. Mam sporo negatywnych. Nauczyciele się na mnie uwzięli. Co złego to zawsze ja. Ktoś popisał ławkę - ja. Ktoś naśmiecił na korytarzu - ja. Ktoś złamał krzesło - ja. Ktoś zatkał kible w toalecie - też ja. No wszystko ja! Nigdy mi nie uwierzą tylko będą wmawiać że jestem chuliganem i szkolnym przestępcom. Zaczyna mnie to powoli denerwować. Oczywiście nie jestem taki święty. Mam na kącie parę arcydzieł namalowanych na ławkach. Ale za takie cudeńka to ja powinienem pochwałę dostać a nie ochrzan. No trudno. Tacy już są nauczyciele w mojej szkole. Ale już koniec ze szkołą. Właśnie zaczął się długo oczekiwany weekend. Trzeba go jakoś wykorzystać. Zacznę od jutrzejszej dyskoteki. Muszę naprawić to co zepsułem. To nie będzie takie proste. Skompromitowałem się przed nią. No ale, jakby nie patrzeć uratowałem przed upadkiem. Powinna być mi wdzięczna. No ale... czy tak jest? Może mam jeszcze jakieś szanse. Jakby ją tu poderwać i nie oberwać? Jest w ogóle jakiś sposób.? Trudno stwierdzić. Ciekawy jestem, jak to się stało że Smark został jej chłopakiem? Musiało jej wtedy strasznie odbić żeby się na to zgodzić. Ale nie oceniam jej. To była jej decyzja, którą teraz pewnie żałuję. No ale... nie wtrącam się w ich związek. Były - związek. Muszę sobie skombinować jakiś naprawdę dobry plan. Ale... jaki? Nie chce mi się myśleć, a nie mogę sobie tak po prostu do niej podejść i powiedzieć że mi się podoba. Wyśmieje mnie. Nie wiem co mam zrobić. Może poprosić ją do tańca? No jasne! Ale ja jestem tępy. Że dopiero teraz na to wpadłem. Przecież to będzie dyskoteka, czyli tańce. Poproszę ją jak będzie leciała jakaś ładna piosenka. Tylko żeby mnie nie odrzuciła. Tego najbardziej się boję. Ale nie ma co siać niepotrzebnej paniki. Zabawa jest dopiero jutro. Przygotuję się. Mam dużo czasu. O nie! Przypomniałem sobie, że jurto mam jeszcze lekcje skrzypiec. Kiedy ja zdążę się ogarnąć? Halo... Czkawka, wyluzuj. Nie jesteś jakąś panienką, która będzie sobie godzinę włoski układać. Oj tam, przeczeszę się, wykąpię, ubiorę i gotowe. Raptem pół godziny. Zdążę spokojnie. Dyskoteka zaczyna się o 18, a zajęcia mam o 12. Dwie godziny grania - to w domu będę o 14:30 , bo jeszcze dojazd. Oooo... dużo czasu. Niepotrzebne zamieszanie. Łooach - ziewnąłem - jestem zmęczony. Spojrzałem na zegarek - 19. A tam. Dziś położę się troszkę wcześniej spać. To był pracowity dzień. Muszę jeszcze tylko zjeść kolację i się wykąpać. Szybko to zrobię. Zszedłem na dół do kuchni. Zastałem rodziców siedzących przy stole. Jedli kolację. Ja podszedłem do lodówki i wyciągnąłem z niej mleko. Zrobię sobie owsiankę. Dawno jej nie jadłem. Przyrządziłem sobie kolację i usiadłem na przeciwko rodziców. Chyba muszę im powiedzieć że idę na zabawę.

Czkawka: Yyy... - przełknąłem to co miałem w ustach - jutro mam dyskotekę w szkole.

Valka: Idziesz?

Czkawka: Pewnie że idę.

Stoick: A zaprosiłeś może jakąś dziewczynę? - zakrztusiłem się.

Czkawka: Że co? Nie!

Valka: Dlaczego?

Czkawka: Bo żadna by ze mną nie poszła.

Valka: A skąd wiesz, może tylko czekają aż je zaprosisz?

Czkawka: Taa, jasne.

Valka: Przecież oglądają się za tobą. Czy może się mylę?

Czkawka: A ja nie wiem. Nie oglądam się za dziewczynami.

Stoick: Uważaj bo ci uwierzę. - mówił to biorąc kanapkę do ust.

Czkawka: Ooo Torze - przewróciłem oczami. Oni nigdy nie rozszumią że nie interesują mnie dziewczyny?! Oj, bo Astrid to nie to samo. Ale inne. Nie podobają mi się. Tylko Astrid. Ale nikt więcej. Starałem się już nie patrzeć na rodziców, ale te ich uśmieszki nie da się nie zobaczyć. Śmiali się do siebie i tylko paraliżowali mnie wzrokiem. Czułem na sobie ich spojrzenia. Że nie dadzą mi spokoju! Zjadłem pośpiesznie i udałem się do łazienki. Wziąłem prysznic i wróciłem do pokoju. Wsunąłem się pod kołdrę. Jestem zmęczony. Zgasiłem światło i ułożyłem się w najbardziej wygodnej dla mnie pozycji, czyli na prawym boku. Po chwili zasnąłem.

Rozdział 6[]

Czkawka[]

Rano obudziły mnie krzyki moich rodziców. Darli się w niebo głosy. Czego oni chcą o tak wczesnej porze. Popatrzyłem na godzinę i wstałem jak oparzony. Już 11? Jakim cudem?! Przecież przed chwilą kładłem się spać. Czasami tak mam, że nie pamiętam kiedy zasnąłem i jaki miałem sen. Zdążyłem się już przyzwyczaić. No trudno. Trzeba się zbierać. Do wyjazdu zostało zaledwie pół godziny. Ubrałem się, przeczesałem włosy, wziąłem skrzypce i zszedłem na dół.

Stoick : No ileż można spać?

Czkawka : No przepraszam, ale znowu nie pamiętam kiedy zasnąłem.

Valka : Dobrze już. Zjedz śniadanie i jedziemy.

Wszedłem do kuchni i ujrzałem leżące na stole kanapki. Pewnie są dla mnie, bo niby dla kogo? Usiadłem i zacząłem spożywać poranny posiłek. Gdy skończyłem odłożyłem tależ do zlewu i udałam się do salonu. Czekali tam na mnie rodzice.

Czkawka: Już możemy jechać - poinformowałem ich, a oni od razu udali się do ganku. Ubrałam się, wziąłem potrzebne rzeczy i wyszedłem z domu. Po chwili z garażu wyjechał czarny mercedes. Wsiadłem i ruszyliśmy w drogę. Pojechałbym autobusem, ale tata ma do załatwienia jakąś sprawę w urzędzie i przy okazji mnie podwiezie na lekcję, a mamę do galerii. Znowu jej się za marzył nowy żakiet. Po co jej tego tyle jak i tak chodzi w jednym i tym samym. Chyba po to, aby się koleżanką pochwalić. Nie ogarniam niektórych spraw. Po około 30 minutach dojechaliśmy na miejsce. Wysiadłem z auta i poprosiłem tatę żeby przyjechał po mnie za 2 godziny. Odjechał. Wziąłem swoje skrzypce i podszedłem do przejścia dla pieszych. Nic nie jedzie - idę. Nagle coś przemknęło mi przed oczami. Upadłem na asfalt. Auto się zatrzymało i wysiadł z niego jakiś mężczyzna.

Mężczyzna: Nic się panu nie stało? - powiedział zatroskanym głosem.

Czkawka: Jak jedziesz człowieku! - odparłem ostro.

Mężczyzna: Przepraszam, wyjechałem z za zakrętu i cię nie zauważyłem.

Czkawka: Dobra - wstałem - patrz na drogę, a nie na niewiadomo co!

Mężczyzna:Dobrze, dobrze. A nic ci się nie stało?

Czkawka: Nie, wszystko jest okej. - powiedziałem spokojniej.

Mężczyzna: Jeszcze raz przepraszam. Muszę już jechać. Do widzenia. - rzucił jeszcze przez ramię wsiadając do samochodu.

Czkawka: Do widzenia - powiedziałem cicho. Przeszedłem na drugą stronę jezdni i pokierowałem się w stronę budynku, w którym ma odbyć się lekcja. Ale naskoczyłem na niego. Pewnie mnie nie zauważył wyjeżdżając z tego zakrętu, a do niego z zarzutami. Ale nie powiem... przestraszyłem się. Hehe. W jednej sekundzie całe życie przeleciało mi przed oczami. Powinienem go przeprosić. Ale pewnie już się więcej nie spotkamy. Wszedłem do pomieszczenia i ujrzałem mojego nauczyciela. Gra w jakimś zespole, ale nie pamiętam nazwy. Jakiś mało znany.Przywitałem się z nim:

Czkawka: Dzień dobry Pyskacz - pewnie sobie pomyślicie, dlaczego zwracam się do niego po imieniu, przecież to jest dla mnie obcy człowiek. Otóż nie taki obcy. Co prawda widuję go tylko na lekcjach, ale to mój bliski przyjaciel. Na lekcje do niego chodzę od 5 lat i tak nie umiem za dobrze grać. Powód- zamiast mnie uczyć, żali mi się. No nie powiem - ja też. Ciekawe o czym mi dziś opowie? Ja już mam temat na rozmowę, a nawet dwa! Pyskacz jest spoko. Zawsze mi pomoże, doradzi, wysłucha mnie gdy mam mu coś do powiedzenia. Jest dobrym znajomym mojej mamy. Cieszę się że go poznałem.

Pyskacz: No cześć Czkawka - powiedział uśmiechnięty muzyk.

Czkawka: Widzę że humorek dopisuje.

Pyskacz: Tak ci powiem że nawet tak. Ale mam dla ciebie nowinę - powiedział uradowany.

Czkawka: No ciekawe jaką? - przewróciłem oczami. Te jego wiadomości które co lekcje mi przekazuje są zawsze identyczne. No chyba że w końcu znalazł sobie jakąś panienkę. To by była nowina. A tak to! Jestem ciekawy co tym razem sobie...

Pyskacz: ... kupiłem sobie nowe skrzypce. - no i... tego się właśnie spodziewałem. Wyciągną nowo kopiony instrument z pudełka.

Czkawka: No łał! Kolejne skrzypce! I czego ja się spodziewałem. - dodałem cicho.

Pyskacz: Nazwę ją ... Bronka. - tak. To właśnie jest Pyskacz. Nadaje każdej nowo zakupionej rzeczy imię. Że on to jeszcze pamięta! Przecież on tego ma ze dwadzieścia... i to jeszcze wszystkie takie same. Nie wiem jak on to odróżnia.

Czkawka: No no. Jakie imię. A gdzie jest ostatnio kupiona Bożenka?

Pyskacz: Gdzieś tam leży. Ostatnio grałem na niej i struna strzeliła. Więc musiałem sobie sprawić nową.

Czkawka: No jak tak możesz?! Dziewczynę też byś tak co miesiąc wymieniał? - on te wszystkie swoje graty traktuję jak swoje żony. Dość sporo ich już ma. Chodź wie że go nie zdradzą. Ma chłop radochę.

Pyskacz: To są moje dziewczynki. I wypraszam sobie - nie wymieniam ich, tylko sprawiam sobie ich troszkę więcej. - i ktoś to kiedyś powiedział że miłości nie da się kupić. W tym przypadku, jak widać da się.

Czkawka: A jakże by inaczej. To co? Czego mnie dziś nauczysz grać? - zmieniłem temat i zadałem pytanie. Popatrzył się na mnie jakby ducha zobaczył.

Pyskacz: To ty chcesz się uczyć?

Czkawka: No jakby nie patrzeć, przyszedłem na lekcję.

Pyskacz: Nie chce mi się uczyć. Już miałem nadzieję że mi coś ciekawego powiesz, a tu się zawiodłem.

Czkawka: No wiesz... mam parę tematów, o którym chętnie mym pogadał...

Pyskacz: No to dawaj!

Czkawka: Nie wiem, czy akurat do ciebie mogę się zwrócić z taką sprawą. Ty raczej nie jesteś specjalistą w tej dziedzinie.

Pyskacz: No i będzie mi tu coś mamrotał po nosem z czego nic nie rozumiem. Powiedz wyraźnie o co chodzi i tyle.

Czkawka: Oj... bo... nie wiem czy mi w tej kwestii coś doradzisz.

Pyskacz: Wal śmiało. Przynajmniej spróbuję ci pomóc.

Czkawka: No bo chodzi o to... - przyciąłem się, nie wiem czy mu to powiedzieć. A jak przekaże wszystko mamię? Nie chce żeby wiedziała co mi chodzi po sercu - że - nabrałem powietrza - dziś jest dyskoteka w szkole. - popatrzył się na mnie podejrzliwym wzrokiem, ale mi nie przerwał. Nigdy mi nie przerywa gdy mu się żalę. - Iii... będzie tam taka dziewczyna - zakrztusił się herbatą którą właśnie popijał - przed którą się wczoraj wygłupiłem. I - znowu się przyciąłem. Powiedzieć mu czy nie? Wygada czy nie? Oooj nie wiem. A tam, najwyżej powie że jestem walnięty. - ona mi się podoba. Ale nie wiem jak do niej zagadać! Przecież odrzuci takiego ciamajdę co się o skrzynkę wywala! - zrobiło mi się gorąco. Zacząłem nerwowo oddychać, ale po chwili moje tętno wróciło na właściwe tory.

Pyskacz: Już się uspokoiłeś?

Czkawka: Tak troszeczkę.

Pyskacz: No to słuchaj. - o nie, zacznie się wykład. - znam cię i wiem że nie odpuścisz, ale... - już się boje jaką on mi to lekcję życia da - nie stresuj się i daj sobie z nią spokój. - spodziewałem się coś w tym stylu. Ale to co powiedział jest nie logiczne. Pierwsze to że nie odpuszczę, a potem że mam dać sobie spokój? Nie rozumiem.

Czkawka: Nie rozumiem?

Pyskacz: Słuchaj, wiem że jesteś uparty i nie odpuścisz, ale daj sobie z nią spokój! Żyj tak jak ja. Bez żadnych zmartwień ze strony kobiet. Ja jestem szczęśliwy.

Czkawka: Ale ty nie rozumiesz - wstałem z krzesła i zacząłem chodzić po pomieszczeniu. - nie chce być przez całe życie sam. Może i tobie to pasuje, ale nie mi. Ty jesteś typem samotnika i nie potrzebujesz dziewczyny do szczęścia. Ja... ja potrzebuje towarzystwa., nie lubię być sam. Nie mógł bym żyć w przekonaniu że już zawsze tak będzie. Potrzebuje kogoś kto by mnie kochał i nie zostawił. Chciałbym mieć te pewność.

Pyskacz: Widzę że cię nie przekonam do samotności.

Czkawka: Nie! - powiedziałem stanowczo.

Pyskacz: To ja nie wiem jak ci pomóc. Szczerze mówiąc to ja nigdy nie miałem kogoś kto by był ze mną, kto by mi pomógł, nie zostawił w trudnej sytuacji, przytulił, powiedział miłe słowo. - chyba zaczęły mu napływać łzy do oczu. Nigdy nie widziałem jak płacze. Chyba poruszyłem drażliwy temat.

Czkawka: Sam widzisz. Nie chcę skończyć jak ty.

Pyskacz: Masz rację, nie słuchaj mnie. Najważniejsze jest szczęście. Mi szczęście dają moje instrumenty. Tobie coś innego. Przepraszam cię. Nie będę ci w głowie mieszał.

Czkawka: I tak dziękuję.

Pyskacz: Przecież ci nie pomogłem.

Czkawka: I co z tego. Ale pozwoliłeś mi się wygadać. Wydaje mi się, że mogę tylko tobie zaufać. Rodzice... oni by mi nie pomogli. Jeszcze bardziej by mi w głowie namieszali. Ty przynajmniej mnie wysłuchasz. - na odpowiedź tylko się uśmiechną.

Minęło chyba z półtorej godziny a ja ani razu skrzypiec nie dotknąłem. Lubie takie zajęcia. Szkoda że w szkole takich nie ma. Rozmawialiśmy jeszcze o wszystkim i o niczym. Tak minęło pół godziny lekcji. Podziękowałem mu za wszystko i wyszedłem z budynku. Zmierzałem w stronę parkingu położonego niedaleko od miejsca w którym odbyła się "lekcja". Ujrzałem znajome mi auto - czarny mercedes stojący za ciężarówką. Podszedłem i ujrzałem mojego tatę siedzącego w środku. Wsiadłem a tata od razu odpalił auto.

Czkawka: Gdzie mama? - zadałem pytanie.

Stoick: Łazi po sklepach. Miałem do niej dołączyć, ale bym musiał nosić jej zakupy. A mi się nie chce. Więc czekałem tu na ciebie ponad pół godziny.

Czkawka: Aha, ale teraz już jedziemy po nią, bo ja mam dziś zabawę i muszę się przygotować.

Stoick: Tak tak, jedziemy. Nie pozwolę jej więcej na chodzenie po tej galerii, bo za chwilę będę musiał kupować nową szafę na te jej wszystkie ubrania.

Czkawka: No właśnie. Nie mogę tego pojąć, jak można mieć tyle rzeczy i tak chodząc w jednym i tym samym.

Stoick: To są właśnie kobiety syneczku. - to zdanie jest odpowiedzią na wszystkie pytania dotyczące kobiet.

Pojechaliśmy pod galerię handlową. Poczekaliśmy z jakieś 15 minut i zauważyliśmy mamę idącą w naszą stronę obładowaną czterema torbami.

Czkawka: Przecież miała kupić tylko żakiet? - tata na odpowiedź tylko machną ręką. Mama wsiadła do samochodu wkładając wcześniej zakupy do bagażnika. Rodzice rozmawiali między sobą, ale ich nie słuchałem. Myślałem o dzisiejszej zabawie. Czy uda mi się z nią pogadać? Obym nie stchórzył. Jest około godziny 14:30. Dojechaliśmy do domu. Wysiadłem bez słowa i udałem się do domu. Wdrapałem się po schodach i wpadłem do mojego pokoju. Muszę się przygotować. Co prawda, mam jeszcze ponad trzy godziny, ale nie zaszkodzi wyszykować się wcześniej. Wziąłem prysznic i ułożyłem sobie włosy, a tam ułożyłem. Natarłem żelem, ale po chwili go zmyłem. Brzydko wyglądam w natłuszczonych, stojących włosach. Od kąt ja się przejmuję swoim wyglądem? No tak... od kąt podoba mi się Astrid. Rozmarzyłem się. Fajnie by tak było mieć taką dziewczynę jaką jest ona. Marzenie - czy do spełnieni? Raczej tak, tylko muszę się przyłożyć. Porozmyślałem tak do godziny 17. Już późno. Trzeba jechać do szkoły. Ale najpierw może się ubiorę. Założyłem na siebie białą koszulkę z jakimś tam napisem, granatowe spodnie i czarną kurtkę. Potargałem włosy, wziąłem komórkę i udałem się na dół.

Czkawka: Tato? Podwieziesz mnie na dyskotekę?

Stoick: Pewnie! Zbieraj się, już jedziemy. - tata poszedł do garażu odpalić auto, a ja za ten czas ubrałem moje czarne trampki. Chyba nie wyglądam aż tak źle? Okaże się na imprezie. Wsiadłem do auta i pojechaliśmy. Na miejscu byliśmy po około 15 minutach. Tak jak już kiedyś wspominałem mieszkam dość daleko od szkoły. Wysiadłem z samochodu i udałem się korytarzem na salę gimnastyczną gdzie ma odbyć się zabawa.


Rozdział 7[]

Czkawka[]

Ten rozdział dedykuje Natce, ponieważ czekała na "tą dyskotekę" ^^ :*

Sala była przystrojona balonami. W każdym kącie stał czarny duży głośnik. Na ścianach były zawieszone światła dyskotekowe. Biedny Mieczyk, musiał to pewnie wszystko przygotować sam, bo jak ja zostałem po szkole to tylko zamiataliśmy i wieszaliśmy balony które zostały. Jak się zgłosił to teraz musi cierpieć. Właśnie coś tam grzebie przy kablach. Podszedłem do niego.

Czkawka: Cześć Mieczyk.

Mieczyk: No hej - nastała niezręczna cisza. Przyglądałem się tej plątaninie kabli, która przyjaciel próbował rozplątać. Nie mogłem znieść tej ciszy. Postanowiłem ją przerwać.

Czkawka: Może ci pomóc? - zadałem pytanie.

Mieczyk: Nie dzięki, już kończę. - wstał i zadał pytanie którego się nie spodziewałem.- A może to tobie pomóc? - zdziwiłem się. W czym on chce mi pomagać?

Czkawka: Nie rozumiem, w czym chcesz mi pomóc?

Mieczyk: No jak to w czym? Masz już plan jak zdobyć Astrid?

Czkawka: A ten znowu o tym samym. Dałbyś mi wreszcie z nią spokój!

Mieczyk:Przecież wiesz że nie dam. To jaki masz plan? - wkurza mnie już z tym. Uparty jak osioł. Westchnąłem. Ale jakby się tak nad tym zastanowić, to przecież może mi pomóc. A tam,powiem mu.

Czkawka: No dobra. jak będzie jakaś ładna piosenka... to... poproszę ją do tańca.

Mieczyk:Aaa, a jaka to ma być piosenka?

Czkawka: Nie wiem - wzruszyłem ramionami - jakaś ładna.

Mieczyk: Do wolnego?

Czkawka: No raczej tak, a co?

Mieczyk: No bo nie wiem czy wiesz, ale ja tu puszczam muzykę. - jaki ja jestem głupi. No jasne że on!

Czkawka: No tak! Załatwisz jakąś fajną?

Mieczyk: Spoko, nie ma sprawy.

Czkawka: Dzięki.

Jest przed osiemnastą. Powoli zaczęli zbierać się ludzie. Rozglądałem się za Astrid. Nigdzie jej nie widzę. Może nie przyjdzie? I co ja wtedy zrobię? Nadal się za nią oglądam. Jest coraz więcej osób i robi się coraz ciemniej. Jak ja ją teraz upatrzę? Ja to mam szczęście po prostu.Podszedłem do Mieczyka i usiadłem obok niego na krześle. Nie zwracał na mnie uwagi tylko przeglądał laptopa stojącego na ławce, a raczej dwóch ławkach. Dość sporo jest tych urządzeń do nagłaśniania. Nie wiem jak on to ogarną w jeden dzień. Ja bym po tygodniu nie załapał. Jak widać on jest mądrzejszy i sprytniejszy ode mnie. Aż dziwnie to brzmi, ale taka prawda. Oparłem się plecami o ścianę i obserwowałem wejście na salę. Po chwili w drzwiach ukazał się anioł rozjaśniający wszystko dookoła. Tym cudem świata była najpiękniejsza dziewczyna jaką znam - Astrid. Była ubrana w czarną luźną bluzkę na ramiączkach i mini spódniczkę koloru ciemnoczerwonego. Jej piękne proste blond włosy opadają na oba ramiona. Może i jest ubrana w ciemne odcienie, ale świeci jak gwiazda na pochmurnym niebie. Rozświetla wszystko dookoła. Nie da jej się nie zauważyć. Jej dwie przyjaciółki, które stoją po obu jej stronach, gasną przy niej. Tylko ona błyszczy jak wypolerowany diament. Gapiłem się tak na nią, aż nie zniknęła w damskiej szatni. Oby szybko z niej wyszła. Mieczyk puścił muzykę. Ja nadal przy nim siedziałem. Czekałem jak Astrid wyjdzie z pomieszczenia. Dość długo już tam siedzi. Może coś jej się stało? Nie, nie przejmuj się. Wszystko jest dobrze. Zaraz wyjdzie. Minęło pół godziny, a ona nadal tam siedzi. Zabawa - co tu dużo mówić - nie jest za wspaniała, ponieważ Mieczyk puszcza jakieś beznadziejne piosenki. Wszyscy pouciekali do szatni. Nie nadaje się na DJ.

Czkawka: Mieczy, puścił byś może coś do czego da się tańczyć?

Mieczyk: A do tego co puszczam się nie da?

Czkawka: No wiesz, jacyś uzdolnieni tancerze z pewnością by zatańczyli, ale nie tacy licealiści to raczej nie.

Mieczyk: To co proponujesz?

Czkawka: Włącz coś skocznego, od czego nogi same rwą się do tańca.

Mieczyk: Poczekaj, poszukam czegoś. - buszował po internecie, aż znalazł playlistę dyskotekowych piosenek. Puścił jedną. Od razu więcej osób pojawiło się na parkiecie. Ja to powinienem być DJ. Ale nie, odwołuję to, nie znam się na sprzęcie. Mogę być doradcą. Właśnie muszę o tym z nim pogadać. Ale to potem, bo właśnie z szatni wyszedł mój aniołeczek. Poszła gdzieś na parkiet z tyłu bo ją nie widzę. Jest już ciemno i nic nie widać. Mieczyk włączył światła dyskotekowe. Teraz to jest impreza! Cała sala zapchana ludźmi. Już nigdzie się nie zmieszczę. Posiedzę sobie dotąd aż będzie jakiś wolny. Tylko muszę ją wypatrzeć. Gdzieś mi zniknęła i nie mogę ją znaleźć. Rozglądałem się przez chwilkę. Patrzyłem w głąb sali i nie mogłam ją nigdzie dostrzec. Może sobie poszła, a ja ją nie zauważyłem. Kto to wie?

Mieczyk: Chłopie, ruszył byś wreszcie ten zadek i poszedł na parkiet, bo zaraz tu korzenie zapuścisz!

Czkawka: Ale gdzie ja się tam zmieszczę? Miejsca nie ma.

Mieczyk: Owszem, jest jedno. - pokazał wzrokiem na miejsce obok głośnika. Astrid? A skąd ona się tam wzięła. Ja patrzę nie wiadomo gdzie, a moja szczęście jest dosłownie koło mnie.

Czkawka: A skąd ona...

Mieczyk: Nie pytaj...

Czkawka:Okej.

Mieczyk: Idź do niej.

Czkawka: Mowy nie ma! To jeszcze nie ten moment.

Mieczyk: To kiedy on będzie?! Już godzinę ta dyskoteka trwa.

Czkawka: Jeszcze nie... daj mi trochę czasu.

Mieczy: Jak chcesz. Nie wiesz co tracisz.

Czkawka: Nic nie tracę. - pokręcił głową.

Mieczyk: Rusz siedzenie bo belgijkę włączam.

Czkawka: No okej okej. - ruszyłem powolnym krokiem na środek parkietu. Zabrzmiała muzyka. Każdy szukał sobie pary. Ja znalazłem...Szpadkę. Zaczął się taniec. Uwielbiam belgijkę. Może trafię na Astrid? Oby, oby. Następną po Szpadce dziewczyną była Klara. Czarnowłosa o piwnych oczach. Potem jeszcze jakieś 5 się przewinęło, aż w końcu natrafiłem na Larę. To przyjaciółka Astrid. Czyli jest już coraz bliżej. Zrobiło mi się gorąco. Teraz podeszła Heathera – mi serce wyskoczy. Czuję jej obecność z tyłu. Nie oglądnę się bo by to dziwnie wyglądało. Po chwili na swojej dłoni poczułem delikatną skórę. Podniosłem wzrok. Astrid. Wygląda prześlicznie. Już ją nie wypuszczę! Została przeze mnie upolowana – wreszcie! Widziałem jej wzrok, który co chwila zerkał na mnie. Co prawda, ja patrzyłem na nią cały czas. Trzeba odrzucić wzrok, bo pomyśli sobie że jestem jakiś stuknięty… przecież już tak myśli. A tam trudno. Poszła dalej. Szkoda. Fajnie by było jeszcze raz poczuć tą delikatną, jedwabistą skórę. Ta dziewczyna, która teraz ze mną tańczy, niestety takiej nie ma. Spojrzałem.

Czkawka: Mieczyk! Oszalałeś! – puściłem jego rękę.

Mieczyk: Nie miałem pary, to co miałem zrobić?!

Czkawka: Ooo Torze.

Mieczyk: Co mi tu Tora wzywasz! Daj mu święty spokój! Ciesz się chwilą.

Czkawka: No właśnie przed chwilą się cieszyłem – powiedziałem rozmarzonym głosem.

Mieczyk: To ciesz się dalej. – poszedł sobie. Tańczyliśmy tak jeszcze z pięć minut i piosenka się skończyła. Udałem się w miejsce z którego się nie ruszę. Jak na razie. Jeden taniec mi wystarczy. Oczywiście jeszcze muszę poprosić Astrid. Ale to potem. Na razie sobie odpocznę. Siedziałem i patrzyłem na mojego skarba. Tańczyła z jakimś chłopakiem. Zaczyna mnie zżerać zazdrość… spokojnie! Uspokój się! Ona nie jest jeszcze twoja… spokojnie. Mieczyk puścił piosenkę do wolnego. Co ja mam zrobić? Nie poproszę ją teraz. Nie… jeszcze nie. Poczekam jeszcze chwilkę. Kolega mnie szturcha.

Mieczyk: No idź! Masz ten twój wolny.

Czkawka; Nie, jeszcze nie. To nie ten moment.

Mieczyk: Już drugi raz mi to mówisz.

Czkawka: Ale to jeszcze nie ta chwila. Jeszcze nie!

Mieczyk: To ile ja jeszcze mam puszczać tych piosenek jak ty ich nie wykorzystujesz.

Czkawka: Na następnej pójdę… ooobiecuję. – zawahałem się. Boję się do niej podejść. Wyśmieje mnie. Ale muszę, obiecałem. Obiecałem sobie i słowa dotrzymam. Teraz są rezerwowane tańce. Mieczyk odczytuje piosenkę dla których osób będzie ona dedykowana. Oby nie powiedział dla mnie i … kogoś… bo mu łeb odrąbie! Została jeszcze godzina do zakończenia imprezy, a ja nadal podpieram ściany. Na szczęście DJ nie wypowiedział imion o które bardzo się bałem, czyli „Czkawka i Astrid” - na szczęście. Włączył już chyba piątego wolnego. Zaraz się na mnie wkurzy. Posłał mi mordercze spojrzenie. Co ja mam zrobić? Astrid rozgląda się po Sali. Pewnie kogoś szuka. Ciekawe kogo? Jej wzrok chodził po całym pomieszczeniu, aż wreszcie zatrzymał się na mnie. Zaczęła do mnie podchodzić. Że jak? Że do mnie? Na pewno nie! Nie wieżę. Podeszła i zadała pytanie którego się całkowicie nie spodziewałem.

Astrid: Masz może ochotę zatańczyć? – chciałbym teraz widzieć moją minę. Że jak? Że ja? Jak to? Rozglądnąłem się . Ona mówi do mnie?

Czkawka: J… ja?

Astrid: No tak – uśmiechnęła się – a kto? – odjęło mi mowę. Ona chce tańczyć ze mną? Na to wygląda.

Czkawka: Tak… tak jasne. – załapała ,nie za rękę i pociągnęła na parkiet. Przetańczyliśmy dwie piosenki. To były cudowne chwilę. Niestety to co dobre szybko się kończy. Wróciłem na moje miejsce. Nie mogę się otrząsnąć. Ona tak świetnie tańczy. Mam nadzieję że ją nie zdeptałem.

Astrid[]

Jej… on tak świetnie tańczy. Najlepiej ze wszystkich chłopaków z jakimi dotąd tańczyłam. Szkoda że już sobie poszedł. Jest słodki, ale strasznie nieśmiały. Trzeba to zmienić. Za chwilę powinna być chusteczka. Ciekawe czy do mnie podejdzie, jak nie to ja podejdę. Co mi szkodzi. Jest świetny, idealny. A kiedyś myślałam że to Sączysmark jest nie zastąpiony. Byłam wtedy głupia. Już nigdy nie popełnię tego błędu. Właśnie zaczęła się piosenka. Wyciągnęłam chusteczkę i weszłam do kółka. Rozglądałam się sama nie wiem za kim. Chodziłam bez celu i zauważyłam Sączysmarka idącego w moją stronę. Szybko zawróciłam i podeszłam do pierwszego lepszego chłopaka. Przez chwilkę byłam za zewnątrz, ale po 5 sekundach znów byłam w środku. Muszę znaleźć Larę. Widzę ją. Przytuliłyśmy się i straciłam ją z oczu. Teraz chodziłam dłużej na zewnątrz kółka. Z jakieś 2 minuty. Jeju… podszedł do mnie Czkawka. Klęknęłam i dałam mu buziaka w policzek. Wstaliśmy i rozeszliśmy się w swoje strony.

Czkawka[]

Łał… dała mi buziaka. Już nigdy nie umyję tego policzka. Przenigdy! Mowy nie ma. Chodziłem w tym kółku i nie miałem pojęcia co się dzieje dookoła. Byłem w niebie. A w tym niebie same anioły. Jeden stoi przede mną i się uśmiecha. Ma taki piękny uśmiech. Żaden takiego nie ma. Coś do mnie mówi, ale nie wiem co. Rozmarzyłem się.

Ktoś: Czkawka, hej Czkawka. – macha mi ręką przed twarzą. Co się dzieję? O co chodzi? Czego ta Astrid chce? … Chwilunia… Astrid?

Czkawka: Yyy… tak? Co, co jest? – spytałem lekko zakłopotany.

Astrid: Pytałam czy chcesz potańczyć? – rozglądnąłem się. To chusteczka się już skończyła? To ile ja tu już tak stoję? Wyszedłem na głupka, jak zwykle zresztą, przyzwyczaiłem się. O co ona pytała? A tak, czy chcę potańczyć.

Czkawka: Jasne – poszliśmy na parkiet. Trochę dziwnie się czuję. Ona mnie prosi do tańca? To coś nie tego… coś się poprzestawiało. Ja tu jestem mężczyzną to ja powinienem ją zaprosić… ale zapomniałem, nie jestem żadnym mężczyzną, tylko dzieciakiem, który próbuję przypodobać się dziewczynie swoich marzeń. Mam zaniżoną samo ocenę. Nie jestem taki zły. Tak jak każdy człowiek posiadam wady jak i zalety. Może nie jest ich za wiele, ale co ja gadam, gram w drużynie szczypiornistów, umiem grać na skrzypcach, świetnie szkicuje i maluję. Mam zalety, nawet sporo. Wady też posiadam. Jestem niezdecydowany, tchórzliwy i nieśmiały. Muszę je przekształcić na zalety. Tylko jak? Kiedy już chce przezwyciężyć nieśmiałość dopada mnie tchórzostwo. Kiedy chcę przezwyciężyć tchórzostwo ogarnia mnie niezdecydowanie. Kiedy chcę zlikwidować niezdecydowanie opanowuje mnie nieśmiałość. I tak w kółko. To właśnie jestem ja. Próbuje spełniać swoje marzenia. Nie wszystkie się da, ale próbuje. Jedno już się spełniło, nadal się spełnia. Tańczę z najlepszą dziewczyną w szkole. Kiedyś mogłem sobie to tylko wyobrazić… a teraz to się dzieje naprawdę. To niesamowite. Tańczymy już następną piosenkę razem. Chyba jej się podoba bo widzę że nie zamierza przestać. Zostało pół godziny do zakończenia imprezy. To nie fair. Dopiero zaczyna się rozkręcać, według mnie. Choć już dużo osób sobie poszło. To nadal jest tłok na parkiecie. Czy tylko mi się tak wydaje? Nie wiem. Nie będę się tym przejmował. Cieszę się chwilą, która trwa i trwa. Niech trwa wiecznie. Nie chcę aby się skończyła, ale musi. Astrid podziękowała mi za taniec i sobie poszła. Ja usiadłem na krześle obok Mieczyka i oparłem się o ścianę.

Mieczyk: No, no. Co to za tańce sobie urządzasz?

Czkawka: Aaaach. Było cudownie. – zsunąłem się po ścianie i tak jakby leżałem na krześle.

Mieczyk: No widzę. Zahipnotyzowała cię.

Czkawka: Taaaak. – nawet nie słuchałem co Mieczyk do mnie mówił. Byłem w siódmym niebie.

Właśnie skończyła się dyskoteka. Wszyscy wyszli z sali zostawiając bałagan. Wszędzie leżą pęknięte balony i podarte chusteczki. Kto to wszystko wysprząta? Pewnie panie sprzątające, choć według mnie powinni to zrobić osoby organizujące tą zabawę. Ale z moim zdaniem nikt się nie liczy. Udałem się wraz z Mieczykiem i Śledzikiem do szatni. Wziąłem kurtkę i wyszedłem na dwór. Po przeanalizowaniu dnia mogę stwierdzić ,że jest on jednym z niewielu udanym w moim życiu. No bo na przykład : zajęcia u Pyskacza były jak zwykle spoko. No może droga na lekcje nie była zbyt przyjemna … ale to już historia. Najlepsze co mnie dzisiaj spotkało to dyskoteka. Nie spodziewałem się że będzie aż tak fajnie. Poprawnie licząc, przetańczyłem z Astrid pięć piosenek. Bardzo jestem z tego zadowolony, choć nie powinienem. Bo przecież ja ją miałem zaprosić! Trudno… co się stało już się nie odstanie. Ale imprezę mogę ocenić na wielki plus. Jestem jakiś dziwnie spokojny. Tak naprawdę buzuje we mnie energia którą chcę z siebie wywalić. Nie ważne w jaki sposób, ważne aby wyrzucić z siebie te emocje. Szedłem w stronę przystanku autobusowego. Zadzwonił bym po tatę, ale telefon mi się rozładował. Dobrze że mam przy sobie bilet. Jakim cudem? Nie mam pojęcia. Nie ważne. Po jakimś czasie dołączyli do mnie chłopaki. Rozmawiali między sobą, ale ja ich nie słuchałem. Byłem zatopiony w myślach. Nie mogę tego pojąć. Jak dziewczyna może poprosić chłopaka do tańca. Ja… ja tego nie ogarniam. Jestem głupkiem. Tyle się zbierałem aby wypaść przed nią jak najlepiej, a tylko się skompromitowałem. Kolejny raz! Co ze mną jest nie tak? Oprócz tego że jestem ciamajdą. Czy naprawdę jestem aż takim nieudacznikiem? Czy nigdy nie znajdę sobie dziewczyny? Mam tyle pytań do świata. Dlaczego nie dostaje odpowiedzi? Dlaczego choć raz w życiu nie mogę być szczęśliwy?! No niby tańce z Astrid mnie uszczęśliwiają, ale to było jednorazowe. Już nigdy taka sytuacja się nie powtórzy. Z tą myślą wsiadłem do autobusu. Usiadłem na tylnej części autokaru, a obok mnie Śledzik i Mieczyk.

Mieczyk: No chłopie, podobała ci się dyskoteka?

Czkawka: Tak, było… było całkiem fajnie.

Śledzik: Co mu się stało? – to pytanie skierował do Mieczyka, pewnie nie miałem go usłyszeć, ale tak się nie stało.

Mieczyk: Nie wiem – wzruszył ramionami – ja go nie rozumiem. Tańczy z najlepszą laską w szkole i jeszcze mu mało.

Czkawka: Chłopaki, nie o to mi chodzi.

Śledzik: To o co? Ja tam bym się cieszył.

Czkawka: No, ja się cieszę… tylko – uciąłem.

Mieczyk: Tylko?

Czkawka: Tylko nie o to mi chodziło.

Mieczyk: Koleś, ty chyba masz gorączkę – przyłożył mi dłoń do mojego czoła – no masz. Tak pewnie ze czterdziesto stopniową. – odepchnąłem jego rękę od mojej głowy.

Czkawka: Wy mnie nie rozumiecie.

Mieczyk: Widzisz. Już ględzi. Musisz się położyć pod cieplutką pierzynę. Może ci przejdzie. – powiedział zatroskanym głosem. No jaja se ze mnie robią.

Czkawka: Dajcie mi spokój.

Mieczyk: Damy, damy. Wykuruj się porządnie. – krzykną wychodząc z pojazdu.

Oni mnie nie rozumieją. Nie wiedzą jak się czuję. Wyszedłem na idiotę, który nawet nie potrafi poprosić dziewczyny do tańca. Jestem ciekaw co sobie o mnie pomyśleli inni, widzący to zdarzenie. Wole nie myśleć. Za bardzo się przejmuję. Nie jestem pępkiem świata i nie wszystko zawsze będzie się kręciło wokół mnie. Może najwyższy czas dać sobie z tym spokój. Tak, nie będę się zamartwiał. Trzeba żyć dalej. No normalnie histeryzuję jak baba która zgubiła pierścionek. „O nie, gdzie mój pierścioneczek!” Ogarnij się Czkawka. Jesteś twardym, porządnym chłopakiem, który już nie raz radził sobie z takimi problemami. To nic w porównaniu do problemów jakie mają teraz dorośli. Można stwierdzić tylko jedno… jestem przewrażliwiony. Wszystko co chcę powiedzieć dobrego, przestawia się o 180 stopni i wychodzą rzeczy psujące moją reputację. Taak. Świetnie. To właśnie ja.

Rozdział 8[]

Czkawka[]

Dedykacja dla mojego krecika ^^

Poniedziałek. Dzień, którego nienawidzi chyba każdy młody człowiek, który musi wstać wcześnie rano do szkoły. Ja jestem jednym z tych leniwych osobników. To jakieś tortury! Kto mądry wymyślił szkołę?! Dlaczego nie możemy urodzić się mądrzy? Niestety taki jest ten nieszczęsny świat.

Jest 11. Najdłuższa przerwa. Stoję pod oknem i opieram się o parapet. W ręku mam komórkę. Przeglądam czata. Dużo osób jest. Mógłbym do kogoś napisać, ale po co jeżeli można podejść i normalnie porozmawiać. Moja babcia ma rację. Te wszystkie urządzenia doprowadzą kiedyś do katastrofy. No bo na przykład: Siedzą sobie w parku, na tej samej ławce, dwie przyjaciółki. W ręku telefony i piszą ze sobą jakby nie można odwrócić głowy i zamienić dwa słowa. To jest chore! Ale ta technologia doprowadzi do czegoś gorszego! Czego? Jeszcze nie wiem, ale zniszczy świat. Ja nie pozwolę być jej kolejną ofiarą. Schowałem komórkę do plecaka. Podniosłem wzrok i ujrzałem Astrid i jej paczkę idącą w moją stronę. Czy tylko mi się tak wydaje?

Astrid: Cześć chłopaki. – przywitała się z nami.

Mieczyk: No hej ślicznotki – Mieczykowi zaraz oczy wylecą z orbit. Podszedł do Heathery i oparł się o nią ramieniem. Ona tylko odsunęła się od niego i przewróciła oczami.

Astrid: Jak tam po zabawie? – dopytuje się. Coś czuję że nie chodzi tu o imprezę. Coś knują. Trzeba to z nich wyciągnąć.

Śledzik: A bardzo dobrze! – podszedł do Lary. Stanął sobie obok niej i zrobił maślane oczy. Dziewczyna tylko popatrzyła się na niego z obrzydzeniem i zrobiła jeden krok w bok, ale chłopak zrobił to samo. Że nie podrywają Astrid tylko jej przyjaciółki… ciekawe.

Astrid: Czkawka? – popatrzyła się na mnie pytającym wzrokiem. Zaczęła do mnie podchodzić. – tak się zastanawiałyśmy z dziewczynami – stanęła obok mnie – czy nie chciał byś pojechać z nami na basen w tą środę? – yyy… że jak?

Czkawka: Ja? – pokazałem ręką na siebie.

Astrid: No tak. Chciałbyś? – nie spodziewałem się takiej propozycji z jej strony. Zaskoczyła mnie. Zgodzę się. Oczywiście. Pewnie chłopaki się ucieszą że jedziemy z nimi na basen.

Czkawka: Tak, pewnie, jasne. Super.

Mieczyk: Taaak. Jedziemy na basen. U u u .

Astrid: Ach, ale nie zrozumiałeś pytania. Nam chodziło tylko o ciebie. Tylko ciebie, bez twoich kolegów.

Mieczyk: Czyli nie jedziemy na basen – powiedział załamanym głosem.

Astrid: Nie – zwróciła się do Mieczyka – Tylko Czkawka – to powiedziała do mnie. Jestem zaskoczony, że nie chce jechać z chłopakami tylko ze mną. Że zemną? Z takim kimś jak ja? Nie wiem co powiedzieć. Stałem lekko sparaliżowany. Ale po chwili już wróciłem do siebie.

Czkawka: Dobrze. Pojadę. Z wielką chęcią. – zobaczyłem kątem oka Mieczyka i Śledzika którym kopary opadły. Mam nadzieję że mnie za to nie znienawidzą.

Astrid: To świetnie – powiedziała radośnie – w środę po lekcjach. Będziemy czekać. – stanęła naprzeciwko mnie – a teraz zmykam – cmoknęła mnie w policzek i odeszła. Ja chyba zaraz pęknę. Astrid i jej przyjaciółki chcą jechać ze mną na basen? Że what? I to bez Mieczyka i Śledzika? Albo się ze mnie nabijają albo nie wiem co? Kto normalny zechciałby pojechać z kimś tak nienormalnym jak ja? Coś mi tu nie gra. Może chcą mnie utopić! A tam, mniejsza z tym. Ważne jest to że z nimi pojadę. Już nie mogę się doczekać! Ja – chcę – już – ŚRODĘ!.

Po lekcjach udałem się do szatni aby się przebrać w strój do ćwiczeń. Mamy jeszcze teraz trening. Jestem pełen energii. Muszę ją w jakiś sposób wykorzystać. Przez wszystkie lekcje czułem na sobie paraliżujący wzrok Mieczyka i Śledzika. Pewnie są na mnie źli że się zgodziłem. Ale Mieczyk sam mi powiedział że mi kibicują, więc nie wiem o co im teraz chodzi. Na zbiórce też czułem ich spojrzenia. Zaraz im coś zrobię! Odwróciłem się w ich stronę.

Czkawka: Morę wiedzieć czego się tak na mnie patrzycie!?

Mieczyk: Ty już doskonale wiesz! – splótł ręce na piersi i wpatrywał się we mnie spojrzeniem z którego aż ciarki na plecach przechodzą.

Czkawka: No właśnie nie wiem.

Mieczyk: Stary, chcesz nam laski odebrać!

Czkawka: O czym ty człowieku gadasz!? Jeśli chodzi o Larę i Heatcherę to możecie być spokojni. Nie interesują mnie.

Śledzik: Ja tam nie był bym taki spokojny.

Czkawka: Przecież wiecie że mnie interesuje tylko Astrid. Możecie je sobie wziąć. Pozwalam.

Nie będziesz nam mówił z kim mamy się spotykać a z kim nie!

Czkawka: Przecież ja wam nie karzę.

Śledzik: Tak to brzmi.

Czkawka: Oj chłopaki. Dajcie spokój. Jeszcze raz powtarzam, mnie interesuje tylko i wyłącznie Astrid.

Mieczyk: No ja mam nadzieję. Nie odbierzesz mi Heathery.

Czkawka: Nie odbiorę. – wystawiłem ręce w geście obronnym. Przyszedł trener i zaczęła się rozgrzewka, którą poprowadził nasz kapitan, czyli Sączysmark. Były przeróżne ćwiczenia. Chyba już wszyscy są porządnie rozgrzani. Podzieliliśmy się na dwie grupy i zaczęliśmy grę. Oczywiście w ręczną. Ja jestem na lewym skrzydle. Pewnie nie strzelę za dużo goli, ale trzeba być przygotowanym na wszystko. Ze mną w grupie jest: Sączysmark, Mieczyk, Śledzik i jeszcze dwóch kolegów. Coś czuję że wygramy. Zaczęła się gra. Po 15 minutach drużyna do której należę wygrywała 8-6. Teraz Smark ma piłkę i przymierza się do strzału. Robi dwa kroki, wyskok i … zostaje zblokowany. Upadł na podłogę. Podbiegłem do niego tak jak i reszta kolegów wraz z trenerem. Sączysmark zwijał się z bólu na podłodze. Coś mu się stało. Oby nic poważnego. Trener wysłał dwóch chłopaków po pielęgniarkę. Po 5 minutach pielęgniarka była już na miejscu. My siedzieliśmy na ławce i obserwowaliśmy całą sytuację. Podnieśli Sączysmarka i udali się w stronę wyjścia. Trener jeszcze rzucił przez ramię.

Trener: Trening skończony. Idźcie do domu. – wszyscy udali się do szatni. Rozmawialiśmy o całym zdarzeniu. Ciekawe kto go tak załatwił? Nie widziałem tego. Oby nic poważnego mu się nie stało. Dziwię się sam sobie że dobrze mu życzę. W końcu to tak jakby mój największy wróg. Chociaż już pewnie Astrid do niego nie wróci, ale i tak wróg. Muszę być na baczności.

*Następny dzień.

Stoję na zbiórce i czekam na trenera. Jest wcześnie rano. Pewnie ma nam do przekazania ważną wiadomość, jeżeli ściąga nas o tak wczesnej porze. Wyszedł z kantorka wraz z Sączysmarkiem, który na rękę w gipsie. Pewnie złamał.

Trener: Dzień dobry młodzieży.

Wszyscy: Dzień dobry trenerze.

Trener: Pewnie zastanawiacie się dlaczego ściągnąłem was tu o 7 rano? Otóż, Sączysmark ma złamaną i nie będzie mógł grać przez jakiś czas. Dlatego… trzeba wybrać nowego kapitana w zastępstwie. Macie jakieś propozycję?

Mieczyk: Czkawka! – popatrzyłem się na niego wielkimi oczami, a potem na trenera jeszcze większymi. Pan Jorgenson patrzył się na mnie z zaciekawieniem i zwrócił się do Smarka.

Trener: Sączysmarku, co myślisz o propozycji Mieczyka?

Sączysmark: Nie zgadzam się! – skarcił mnie wzrokiem.

Trener: Dlaczego?

Sączysmark: Bo ja dam radę być kapitanem! – w sali było słychać szmery.

Szmery: No na pewno!

Trener: Cisza! Synu, nie dasz rady w takim stanie.

Sączysmark: Dam!

Trener: Posłuchaj, jeszcze twój stan się pogorszy.

Szmery: Już gorzej być nie może.

Trener: Powiedziałem cisza! Do momentu aż nie wrócisz do całkowitej sprawności, twoje miejsce zajmie Czkawka. – że jak? Wszystkie wzroki powędrowały na mnie. No bardzo ci dziękuję Mieczyk.

Czkawka: Trenerze, to zaszczyt, ale ja nie wiem czy dam rade.

Trener: Trudno. Robisz rozgrzewkę. Już! – nakazał. Jak ja sobie poradzę? Nie umiem być przewodniczącym grupy. Boję się. Chłopaki patrzyli na mnie z wielkimi uśmiechami na twarzy. Dam radę! Jestem twardy i nieugięty! Spojrzałem na Mieczyka i Śledzika, którzy wyglądali na dumnych. Rozpocząłem rozgrzewkę. Przynajmniej będziemy już rozgrzani na W-F, który mamy na pierwszej lekcji. No, tylko dziewczyny nie będą. Ale one zazwyczaj jak tylko nauczyciel sobie pójdzie, siadają i gadają… więc nic straconego. Rozgrzewka trwała z 15 minut. Zadzwonił dzwonek na lekcję. Koleżanki z klasy weszły do swojej szatni. Po 10 minutach wyszły. No ileż można się przebierać! Przepadły nam cenne minuty. Wuefista sprawdził obecność i sobie poszedł. Tak jak mówiłem, dziewczyny od razu udały się na ławkę i rozmawiały. My za to postanowiliśmy zagrać w piłkę ręczną. Graliśmy do momentu aż nie przerwał nam nauczyciel. Ustawiliśmy się na zbiórkę. Niespodziewanie pojawił się pan Jorgenson.

Trener: Słuchajcie. Możecie być dumni ze swojego kolegi – o nie! - został wybrany na nowego kapitana szczypiornistów! – Wszyscy zaczęli klaskać. Najchętniej to bym się teraz zapadł pod ziemię. Te wszystkie oklaski mnie dołują. Wcale nie chciałem nim zostać. Ale jak już nim jestem to to wykorzystam. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale wyszedłem na środek i się ukłoniłem. Czuję się teraz taki… ważny. Wspaniałe uczucie. Zauważyłem Sączysmarka, który patrzył się na mnie wzrokiem mówiący „ żebyś zdechł ” I to mi się podoba. Wykorzystam posadę kapitana aby zdobyć Astrid. Potem jak już ją będę miał nie będzie mi potrzebna ( posada ). Gdy osiągnę to na czym mi zależy – zrezygnuję.

Teraz jest najdłuższa przerwa. Nie stoję tam gdzie zawsze, czyli pod oknem, tylko opieram się o ścianę pod klasą w której będę miał lekcje. Każdy kto przechodzi obok mnie, albo się uśmiecha lub zagaduje. Nie powiem, nawet mi się to podoba, ale po dłuższym czasie to zaczyna wkurzać. Wokół mnie zebrała się większa grupka ludzi. Coś gadali, ale ja z tego wszystkiego nawet nie wiem co. Przytakiwałem i uśmiechałem się tylko. W tłumie zobaczyłem Astrid i jej koleżanki. Przedarły się i stanęły obok mnie. Jakoś dziwnie od tej dyskoteki się mnie uczepiły. Mi to pasuje. Mieczyk ze Śledzikiem od razu pojawili się obok. Nie dawali spokoju Astrid przyjaciółką, za to ona stanęła sobie obok mnie też opierając się o ścianę. Gdy jest blisko moje serce się raduje.

Astrid: Gratulacje bycia kapitanem.

Czkawka: Dziękuję. A mam pytanie. Czy ta wieść rozeszła się już po całej szkole?

Astrid: No raczej! Jesteś popularny. – zrobiłem kwaśną minę – Nie cieszysz się? – stanęła naprzeciwko mnie.

Czkawka: Nie no, cieszę. Tylko to troszkę denerwuję jak non stop ktoś cię zaczepia.

Astrid: Ja tak mam cały czas. Idzie się przyzwyczaić.

Czkawka: Pocieszające.

Astrid: Czkawka! Ciesz się póki możesz. Sączysmark niedługo wróci! – jakoś nie potrafię się uśmiechnąć. Coś ze mną dzieje się niedobrego. Chyba wiem co. Dopadła mnie nieśmiałość. Tak! To jest ten moment, aby ją przezwyciężyć.

Czkawka: Masz rację! Smark będzie chciał mnie zlikwidować jak tylko mu zdejmą gips. – uśmiechnęła się szeroko.

Astrid: Właśnie! Przecież jesteś od niego 100 razy lepszy!

Czkawka: Naprawdę tak myślisz?

Astrid: Oczywiście! Każdy tak uważa. Oprócz jego ojca. Chociaż jak się postarasz to może i on zmieni zdanie i zostaniesz kapitanem na stałe! – powiedziała z podekscytowaniem.

Czkawka: Mnie tam ta posada tak nie kręci.

Astrid: No chyba żartujesz?

Czkawka: Nie. – pokręciła głową.

Astrid: Głupek, Haha – poczochrała mi włosy – słodki głupek.

Czkawka: Ile ja się rzeczy dowiaduję.

Astrid: To jeszcze nie koniec. Jeszcze wiele się dowiesz. Ale na basenie! – powiedziała to odchodząc bo zabrzmiał dzwonek na lekcję. Wszedłem do klasy i usiadłem w ostatniej ławce.

Astrid[]

Weszłam do klasy i zajęłam moje miejsce. Historyk sprawdził obecność i zaczęła się lekcja. Ja pogrążyłam się w myślach. Czkawka jest taki uroczy. Że ja wcześniej tego nie zauważyłam. No tak! Byłam zapatrzona w tego Smarka. Łyyyy. Ohyda. Jak ja mogłam być taka naiwna. Wykorzystałam go do swoich nikczemnych planów i co? – udało się. Jestem popularna. Czkawek też już się taki robi. Pasujemy do siebie. Ja ładna, on przystojny. Idealna para. Ale on jest strasznie nieśmiały. Muszę coś z tym zrobić. Tak nie może być! Nie będzie do mnie pasował. Ooo już ja to zmienię. Nie będzie mógł odgonić się od tych wszystkich dziewczyn. Ze mną włącznie. Tylko że ja nie odpuszczę. Hyym. On ma dziewczynę? Z tego co się orientuję to chyba nie. Fajnie by było chodzić z takim ciachem jak on. Ale ja nie mogę. Dopiero co zerwałam z Sączysmarkiem. To by trochę dziwnie wyglądało że po paru dniach mam nowego. Jeszcze nie! Muszę się powstrzymać. Ale dobrą znajomą chyba mogę być? Tego mi nikt nie zabroni. Na basenie będzie odlot. Ciekawe czy Czkawka umie pływać? Ja jestem w tym najlepsza. Nikt mnie nie pobije. Pływam od 6 roku życia. Kocham to! Dzięki pływaniu mam dobrą kondycję. Na basen jeżdżę zazwyczaj raz lub dwa razy w tygodniu. Jeździłabym częściej ale mam naukę. Uczę się przeciętnie. Nie jestem geniuszem. Nigdy nie byłam. Rodzice wkładają dużo kasy w moje wykształcenie, ale ja tego nie doceniam. Czasami tego żałuję. Każą mi siedzieć w książkach. Zamawiają korepetytorki w różnych dziedzinach, a ja nic sobie z tego nie robię. Nie lubię się uczyć. To nie moja wina że te wszystkie daty i definicje mi nie chcą do głowy wchodzić. Chcą abym była szczęśliwa. Ja to wiem. Ale zamiast wkładać kasę w jakieś ćwiczenia umysłowe, mogliby mi zafundować jakieś treningi pływackie. Taa, a ja o jednym i tym samym Nagle wszyscy uczniowie zerwali się z krzeseł. To już koniec lekcji. Trochę odpłynęłam, trudno. Wstałam i udałam się do wyjścia. Szłam korytarzem. Zauważyłam Czkawkę. On też mnie zauważył. Uśmiechnęliśmy się do siebie i poszliśmy w swoje strony. On ma taki cudny uśmiech. Nie! Astrid – stop. Bez przesady. Widziałaś ładniejsze. Nie – właśnie kłopot w tym że nie widziałam. Aaaa. Dlaczego to wszystko musi być takie trudne?! No dlaczego?


Rozdział 9[]

Czkawka[]

*Następny dzień – środa.

Siedzę sobie na lekcji niemieckiego. Lidka oczywiście nic nie ogarnia, więc gadam z chłopakami.

Mieczyk: To jedziesz dziś na ten cały basen?

Czkawka: No tak. – powiedziałem obojętnie.

Mieczyk: No widzę jaki entuzjazm z tego powodu okazujesz!

Czkawka: A co mam skakać i piszczeć jak głupek?

Mieczyk: Ja bym tak robił! – przewróciłem oczami.

Czkawka: To tylko zwykły wyjazd. Co w tym takiego ekscytującego?

Mieczyk: Chłopie! Jedziesz z najlepszymi dziewczynami w szkole. To nie jest zwyczajne wydarzenie! To jest jedno z ważniejszych. Nie możesz tego potraktować jak wycieczkę rekreacyjną… i do tego jeszcze jedziesz sam! Samiutki jak palec. One mogą coś ci zrobić.

Czkawka: No niby co?

Mieczyk: No nie wiem! One są przebiegłe jak lisy. Nie wiesz co kryje się w tych ich móżdżkach. Może planują zamach?!

Czkawka: Na kogo? Na mnie?

Mieczyk: No tak! Jakby nic nie planowały to by nas wzięły ze sobą.

Śledzik: Mieczyk ma rację. Uważaj na nie. One są nieprzewidywalne!

Czkawka: Poradzę sobie. Nie mam pięciu lat.

Zabrzmiał dzwonek. Wszyscy wyszli z sali. Ja udałem się pod okno. Ostatnio zaniedbałem to miejsce. Jeszcze ktoś je przejmie. Oparłem się o parapet i popatrzyłem się przed siebie. Wiele osób zmierzało w moją stronę, ale mój wzrok przykuła o niebieskich oczach i szerokim uśmiechu. Podeszła do mnie i stanęła obok. Mówiłem że od tej dyskoteki się mnie uczepiła! Jestem strasznie ciekaw o co chodzi? Bez powodu przecież by tak za mną nie chodziła. To podejrzane. Może chłopaki mają rację? Może chcą mi coś zrobić? Nieee… one… one są grzeczne jak aniołki. Nic złego nie zrobią. Ale na wszelki wypadek będę czujny. Wokół mnie zebrała się fura ludzi. Po co oni tu przychodzą jak i tak ich nie słucham? Chcą się przypodobać… ale komu? Mi? Przecież jestem taki sam jak oni. Nie rozumiem ich. Ja na pewno bym tak nie biegał jakby na przykład Mieczyk został kapitanem. Niektórych ludzi po prostu nie ogarniesz. Astrid zaczęła rozmowę.

Astrid: Pamiętasz o dzisiejszym basenie? – zapytała z nadzieją.

Czkawka: Jak mógłbym zapomnieć? – gdy tylko to powiedziałem uśmiech zagościł na jest twarzy. Przysunęła się do mnie.

Astrid: No wiesz… niektórzy zapominają. – coś kombinuje, ale nie mogę rozgryźć co? Tak się dziwnie przymila. A ja stoję jak cielę bez uczuć… O nie! Tak nie będzie! Też taki będę!

Czkawka: Nie jestem jak każdy. Ja nie zapominam o takich pięknościach. – jej twarz od razu wypogodniała. Chyba lubi dostawać komplementy.

Astrid: Jesteś słodki. – odwróciliśmy się do siebie. Podpierałem się łokciem o parapet. Ona stała naprzeciwko mnie. Patrzyliśmy sobie w oczy.

Czkawka: Naprawdę? Nie zauważyłem. – teraz będę się tak z nią droczył. Ciekawe do czego to doprowadzi?

Astrid: To chyba tylko ja to zauważyłam. – chwyciła moje kosmyki włosów i coś tam z nimi robiła.

Czkawka: Może… chyba mi schlebiasz? – pociągnęła za „ to coś ” co mi zrobiła na moich włosach i przystawiła usta do mojego ucha.

Astrid: Jesteś słodki i zdania nie zmienię. Pogódź się z tym. – odsunęła się pod ścianę.

Czkawka: Każdego chłopaka tak zaczepiasz?

Astrid: Nie, tylko ciebie. – podszedłem do niej na odległość 40 centymetrów. Oparłem dłoń o ścianę przy której stoi Astrid.

Czkawka: Ciekawe – patrzyliśmy sobie w oczy. Ona ma takie piękne. Jak błękitne niebo bez żadnej chmurki. Można odpłynąć. Ja pomału odpływałem, ale przerwał mi męski głos który słyszałem za moimi plecami. Odwróciłem się. Ujrzałem Sączysmarka, który ma wściekłość wymalowane w oczach. – Co jest? – powiedziałem niezbyt przyjemnym tonem.

Sączysmark: Jak co?! Zostaw ją w spokoju, ona jest moja! – powiedział ze wściekłością.

Czkawka: Z tego co się orientuję to od ponad tygodnia już nie jest.

Sączysmark: Nie podskakuj koleś, bo ta twoja śliczna buźka już taka śliczna nie będzie!

Czkawka: Grozisz mi?!

Sączysmark: Ja cie tylko ostrzegam. Zostaw ją w spokoju! – stanęliśmy na przeciwko siebie i patrzyliśmy na siebie ze złością.

Czkawka: Nie potrzebuję troski z twojej strony.

Sączysmark: Ja cię tylko informuję. Żebyś nie był zdziwiony jak dostaniesz w mordę!

Czkawka: Uważaj na słowa!

Sączysmark: Bo co?! – już miałem go walnąć, ale przypomniałem sobie że to wszystko obserwuje Astrid. Nie chcę żeby pomyślała że jestem agresywny. Odsunąłem się od niego.

Czkawka: Lepiej mnie nie prowokuj bo jeszcze ci się krzywda stanie.

Sączysmark: Wyjaśnimy sobie coś. Astrid jest moja, była moja i zawsze będzie. Nawet nie próbuj o tym zapomnieć.

Czkawka: Ja wiem swoje i ty doskonale o tym wiesz.

Sączysmark: Lepiej zostaw ją w spokoju. Tak będzie dla ciebie lepiej.

Czkawka: Nie będziesz mi mówił co jest dla mnie dobre a co złe!

Sączysmark: Stonuj głos jak nie chcesz oberwać! – już się nie odezwałem, bo to by doprowadziło do czegoś bardzo nie przyjemnego. Smark odwrócił się i poszedł. Ja ponownie oparłem się o parapet i splotłem ręce na piersi. Podeszła do mnie Astrid.

Astrid: Nie miałam pojęcia że jesteś w stanie się postawić?

Czkawka: Jeszcze wiele rzeczy o mnie nie wiesz. – powiedziałem to od razu weselszym głosem. Gdy słyszę jej głos robi mi się przyjemnie na sercu.

Astrid: Zamierzam się dowiedzieć jak najwięcej. – uśmiechnęła się. Odwzajemniłem gest.

Czkawka: Powodzenia! – rzuciłem odchodząc w stronę klasy w której mam lekcję, ponieważ zadzwonił dzwonek. Zamykając drzwi spojrzałem jeszcze w stronę blondynki, która nie spuszczała ze mnie wzroku. Wszedłem do pomieszczenia i zająłem moje miejsce.

Po wszystkich lekcjach udałem się do domu. Spakowałem wszystkie potrzebne rzeczy i poszedłem na przystanek. Czekałem z pięć minut. Gdy autobus przyjechał wsiadłem i zająłem miejsce na końcu busa. Usiadłem pod oknem. Obok są jeszcze 3 miejsca wolne. Akurat dla Astrid i jej przyjaciółek. Z plecaka wyciągnąłem telefon i słuchawki. Nie wiem czy uda mi się coś posłuchać jak dziewczyny będą non stop coś do mnie gadały, ale spróbuję. Wsadziłem słuchawki do uszu i puściłem moją ulubioną piosenkę. Alexandra Rybaka „ Funny Little World” . Bardzo lubię tego artystę. Wzoruję się na nim. Oboje gramy na skrzypcach. Jest cecha wspólna. Autobus się zatrzymał. Wsiadła Astrid. Zauważyłam mnie i podeszła. Usiadła obok. Postanowiłem ściągnąć słuchawki na moment.

Czkawka: Hej Astrid! Ślicznie wyglądasz. – uśmiechnęła się. Już wiem że lubi komplementy, więc będzie ich sporo słyszała.

Astrid: Dziękuję! Czego słuchałeś? – pokazałem jej wyświetlacz telefonu. – aaa, nie znam tej piosenki. Daj posłuchać. – podałem jej jedną ze słuchawek. Odsłuchaliśmy całą. Gdy się skończyła zabrała mi telefon i przeglądała utwory jakie mam. – dużo masz piosenek tego wykonawcy.

Czkawka: Tak. Bardzo go lubię. Świetnie śpiewa i gra.

Astrid: A na czym gra, bo z tej piosenki to ciężko wywnioskować.

Czkawka: Na skrzypcach.

Astrid: Aaaa… fajnie - nadal przewijała listę. Włączyła jakąś piosenkę. Ellie Goulding – “Love Me Like You Do.” Podoba mi się ta piosenka. Jest taka… taka spokojna, ale jednak nie do końca. Jestem dziwny. Ściągać coś takiego? Nic na to nie poradzę że lubię takie piosenki. Tak – dziwak i tyle. Tylko tak to można określić. Astrid się podoba. Oparła głowę o oparcie siedzenia i zamknęła oczy. Choć w taki sposób jej zrobię przyjemność. Gdy się skończyła wyciągnęła słuchawkę z ucha i …

Astrid: Mówiłam ci że jesteś słodki? – zrobiła takie kochane oczka. Nikt się im nie oprze.

Czkawka: Tak, i to nie raz.

Astrid: A mówiłam że uroczy?

Czkawka: Nie, tego jeszcze nie mówiłaś.

Astrid: No to mówię. Nie wiedziałam że słuchasz takiej muzyki.

Czkawka: To mnie uspokaja i pomaga myśleć. – patrzyła się na mnie z zainteresowanie. Zaraz wybuchnę. Parzy się na mnie tymi paczałkami. Ja w nich się topie. Czułem jak się do siebie przybliżamy. Zaraz stanie się coś cudownego.

Lara: Cześć! – odsunęliśmy się od siebie gwałtownie.

Czkawka i Astrid: Cześć. – powiedzieliśmy równocześnie i popatrzyliśmy się na siebie. Minę miałem jak trup. Blondynka delikatnie się uśmiechnęła. Ja również. Co we mnie wstąpiło?! Gdyby nie Lara to bym zrobił coś głupiego, a zarazem cudownego. Aaaaa! Coś mnie od środka roznosi. Nie mogę być tak blisko niej bo dzieją się niebezpieczne rzeczy, które mogą zniszczyć lub poprawić naszą znajomość. Muszę się pilnować. Nie mogę strzelić takiej gafy ( poprawnie napisane jakby co ). Zamyśliłem się. Odwróciłem głowę w lewą stronę i zobaczyłem trzy przyjaciółki rozmawiające ze sobą. Astrid na mnie spojrzała. Utrzymując wzrok na moich oczach chwyciła komórkę i włączyła ponownie tą samą piosenkę. Nic nie mogłem zrobić. Byłem sparaliżowany. Szepnęła mi na ucho „Słodki”. Nigdy mi się to nie znudzi. Przy niej wymię kam. Czuję się jak plastelina która pod wpływam dotyku robi się miękka i można z niej formować różne kształty. Taką plasteliną właśnie jestem.

Rozdział 10[]

Czkawka[]

*Na basenie.

Stoję przed wejściem na otwarty basen. Czekam na dziewczyny. Gdzie one tyle są?! No niczym koleżanki z mojej klasy. Z 15 minut już siedzą w tej szatni! Drzwi się uchyliły. Wyszły z nich trzy piękne i zgrabne dziewczyny. Nie mogłem oderwać od nich wzroku. Headhera miała na sobie strój dwu częściowy, zresztą tak jak każda z przyjaciółek. Ona miała czerwony z żółtymi gwiazdeczkami. Lara w zielono-czarne paski, a Astrid w niebiesko-białe. Ślicznie wyglądały. Wszystkie. Ja miałem tylko spodenki w kolorze czerwono-czarnym. Podeszły do mnie.

Czkawka: Pięknie wyglądacie. – przeleciałem je wzrokiem.

Astrid: A dziękujemy. To co… idziemy?

Czkawka: Pewnie – weszłyśmy na basen. Dziewczyny pobiegły i wskoczyły do basenu na głębokość 3m. Też bym wskoczył… ale ja nie umiem pływać. Podszedłem tylko i usiadłem na krawędzi. Obserwowałem jak pływają. Też tak chcę! Astrid podpłynęła i wynurzyła się z wody.

Astrid: A ty czemu nie wskakujesz?

Czkawka: Jakby to powiedzieć – patrzyła się na mnie z zaciekawieniem. – wskoczył bym, ale ja nie umiem pływać. – powiedziałem to praktycznie bezgłośnie, ale ona to usłyszała. Podpłynęła do mnie i wystawiła rękę.

Astrid: Chodź.

Czkawka: Nie! – wstałem – Mowy nie ma!

Astrid: Nie ufasz mi?

Czkawka: Nie o to chodzi. Ja po prostu…

Astrid: Boisz się?

Czkawka: Nie! No nie o to chodzi.

Astrid: To o co? Jak się nie boisz to wskakuj.

Czkawka: Nie, ja tam wolę sobie posiedzieć.

Astrid: Czkawka – wyszła z wody i podeszła do mnie – ja ci pomogę. – złapała mnie za dłoń – chodź – ona mnie hipnotyzuje. Pociągnęła mnie w stronę schodów. Nie wiedziałem co się dzieję. Szedłem bez opamiętania. Ona działa na mnie jak magnez. Nie ważne czy się utopię czy nie. Za nią nawet w ogień wskoczę. Trzymając mnie za rękę weszła do basenu po schodkach, które były zanurzone w wodze. Schodziłem powoli, ale gdy poczułem że pod nogami nie mam gruntu zacząłem się topić.

Astrid: Hej, hej, spokojnie… spokojnie.

Czkawka: Astrid, ja nie chcę. Nie możemy iść na ten basen – pokazałem ręką na basen o głębokości 1.80.

Astrid: A co to za różnica? I w tym i w tym będziesz pod wodą.

Czkawka: No ale…

Astrid: Czkawka, zaufaj mi. – popatrzyłem się jej w oczy. Ona chce dla mnie dobrze. Zaufam jej. Kiwnąłem głową na tak. – na początek się zamocz.

Czkawka: Przecież już jestem w wodzie.

Astrid: Po kolana! Oj ciężko będzie z tym uczniem. – pokręciła głową – Masz się zamoczyć cały!

Czkawka: Ale…

Astrid: Żadne ale! - umie dziewczyna postawić na swoim.

Po około 45 minutach lekcji pływania już tak bardzo nie bałem się wody. To całe nurkowanie i pływanie wcale nie jest takie trudne jak mi się wydawało. To tylko takie wrażenie. Na następny raz już będzie lepiej i nie będę się bał wejść do basenu. Wszystko dzięki Astrid. To ona mnie trzymała gdy chciałem uciec, dzięki temu jestem gdzie jestem. Czyli na basenie 3m. Bo nie powiedziałem jednej bardzo istotnej rzeczy. Otóż, gdy zaczęła się nauka poprosiłem niebieskooką aby przenieść się na płytszy basen, bo w tamtym bym się utopił. Ona oczywiście załamała ręce, ale się zgodziła, bo wiedziała że nie odpuszczę. I tak właśnie wylądowałem na basenie 1.30. Chociaż dosięgałem nogami do podłogi! Taka nauka to może być! Ale i tak gdy już trochę załapałem musiałem się przenieść na głębszy, w tym wypadku 1.80. Astrid jest świetną nauczycielką. Nieustępliwa i twarda. Jak coś powie to tak musi być! Dobrze że za każdy sukces choć mnie pochwaliła. Bardzo jej za to dziękuję. Teraz tak jak już wcześniej wspominałem jestem na głębokości 3m. Pływałem żabką. Dziewczyny siedzą na krawędzi, obserwują mnie i rozmawiają. Jestem już zmęczony. Muszę troszkę odpocząć. Usiadłem dość daleko od nich. Wskoczyły i nurkowały. Nie przejmowałem się. Patrzyłem jak ludzie zjeżdżają na zjeżdżalni. Ja bym nie poszedł. Bałbym się. Nagle…

Nagle ktoś złapał mnie za nogi i wciągną do basenu. Nie złapałem powietrza i zacząłem się topić. Nic nie widzę!

Czkawka: Ratunku! – ktoś mnie złapał za ręce i wyciągną na powierzchnię. Usłyszałem śmiechy.

Astrid: Hahahaha. Warto było dla takiego widoku! – dobiegł mnie głos Astrid.

Czkawka: Ha ha, bardzo śmieszne! – otarłem oczy z wody.

Astrid; No śmieszne. Szkoda że nie widziałeś swojej miny. – zrobiłem głupkowaty uśmieszek. Nadal przecierałem oczy. – I … już! – co?! Zostałem powalony i wciągnięty na dno. Dziewczyny ciągnęły mnie po całym basenie, a ja się darłem w niebo głosy. Co im odbija? Może naprawdę chcą mi zrobić coś złego! Ale żeby tak się nade mną znęcać?! Powalone. Zaczęło mi brakować powietrza i już się tak nie szarpałem. Dziewczyny to wyczuły i wyciągnęły. Złapałem powietrze.

Czkawka: Powaliło was? – zaczęły się śmiać.

Astrid: Dobra dobra, już nie będziemy. – przewróciłem oczami. Podpłynąłem do krawędzi basenu i usiadłem. Obserwowałem wyścig. Kogo? Oczywiście Lary Heathery i Astrid. Na trzy-cztery wskoczyły i płynęły jak najszybciej tylko mogły. Wygrała Heathera. Od razu po niej Astrid i Lara. Są naprawdę dobre. Ciekawe od kiedy ćwiczą? Bo nie wierze żeby po jednym treningu być tak dobrym. Teraz leżą na plecach. Też tak chcę, ale nie umiem. Dlaczego nigdy nie pomyślałem o tym żeby trenować? Byłem tępy. Nadal jestem, a tam co ja się przejmuję. Astrid do mnie podpłynęła. Wyszła z wody i usiadła obok. – Dlaczego nie pływasz?

Czkawka: Jakoś już mi się nie chce. – wzruszyłem ramionami. Nastała cisza. Patrzyłem się w okno, które było ode mnie oddalone z 5m. Ci wszyscy ludzie są teraz tacy zabiegani. Nie znajdą chwili aby odpocząć. Ciągle gdzieś się śpieszą. Po co? Co to da? Tylko to, że będziemy gdzieś szybciej? Przecież możemy zrobić te wszystkie rzeczy wolniej, dokładniej, nie trzeba ze wszystkim tak gonić. Życie nie ucieknie. Tak sobie patrzyłem w dal i nawet nie myślałem co robi Astrid. Odwróciłem głowę. Ona non stop się na mnie patrzyła. O co chodzi? Mam coś na zębie że tak się gapi? Przejechałem językiem po uzębieniu. Zaśmiała się. – O co chodzi? – zapytałam.

Astrid: Lubię się na ciebie patrzeć.

Czkawka: O, a co jest we mnie takiego interesującego?

Astrid: Wszystko. – uśmiechnąłem się i ponownie odwróciłem głowę w stronę okna. Poczułem ciężar na lewym ramieniu. Odkręciłem głowę i ujrzałem blond włosy.

Ona zachowuje się jak ten tego… jak jakbyśmy byli no ten… parą. To normalne? Może to ja jestem przewrażliwiony? Ale nie, coś mi tu śmierdzi. Jakimś podstępem. Czemu tak myślę? Bo jej zachowanie do normalnych nie należy. Ale czego ja tak histeryzuje?! Czy to coś złego że dziewczyna się do mnie przytula? Ciesz się Czkawka, a nie szukasz igły w stogu siana, której pewnie nie ma. Ciesz się chwilą.

Czkawka: Astrid? – spojrzała na mnie – czy według ciebie, ja jestem normalny?

Astrid: W jakim sensie?

Czkawka: No nie wiem, ogólnie.

Astrid: A co w tobie jest nienormalnego?

Czkawka: Nie wiem, pytam.

Astrid: Dla mnie jesteś najlepszym chłopakiem jakiego dotąd spotkałam. Przystojnym, miłym, uprzejmym. Każda by chciała z tobą chodzić.

Czkawka: Chyba tylko dlatego że zostałem kapitanem.

Astrid: A skąd wiesz?

Czkawka: Mam takie przeczucie… - pokręciła głową – a, jeszcze jedno pytanko. Dlaczego mnie ze sobą wzięłyście?

Astrid: Żeby się przypodobać.

Czkawka: Komu?

Astrid: Tobie.

Czkawka: Nie rozumiem?

Astrid: Kiedyś zrozumiesz.

Lara: Ej, zakochańce! Zostało 15 minut! – popatrzyliśmy się na koleżankę, która zapraszała nas jeszcze do wody.

Astrid: Idziesz?

Czkawka: Nie wiem – zrobiłem obojętną minę.

Astrid: Chodź! – złapała mnie za rękę i wciągnęła do wody. Po wynurzeniu zaczęliśmy się wszyscy chlapać. Ja oczywiście dostałem najwięcej razy. Tak to jest być jedynym chłopakiem w towarzystwie dziewczyn. Po około 10 minutach ataku na mnie, udaliśmy się do szatni. Szybko się wytarłem, przebrałem i wyszedłem na korytarz. Za niecałe dwie minuty doszły także dziewczyny, które miały mokre włosy. Ja zresztą też, normalna rzecz po basenie. Oddaliśmy zegarki i udaliśmy się w stronę suszarek do włosów. Nie wyjdziemy na dwór mokrych, bo nas zawieje i będziemy chorzy. Ale ja się o nas troszczę. xD Usiedliśmy na krzesłach i suszyliśmy włoski. To znaczy dziewczyny. Ja nie, bo są tylko trzy i musiałem poczekać jak jeden się zwolni. Astrid skończyła pierwsza. Chciałem przejąć od niej suszarkę, ale mi nie chciała dać!

Czkawka: Astrid! Muszę wysuszyć włosy.

Astrid: No wiem – powiedziała to śmiejąc się.

Czkawka: To możesz mi to łaskawie oddać? – kiwała głową na nie – uparciuch.

Astrid: Siadaj. – pokazała na krzesło.

Czkawka: Ale po co?

Astrid: Siadaj! – zrobiłem jak kazała. Podeszła do mnie i włączyła suszarkę. Aaa… to o to jej chodziło. Nie ogarniam, chciała mi wysuszyć włosy? Z jednej strony to i dobrze. Hyhy. Tak z niej mamusia. Ma takie delikatne dłonie. Jak ja lubię jak ktoś coś mi robi przy włosach. Zasnąć można. Zacząłem się kiwać. Zaraz na nią polecę! – Hej, Czkawka! Tu planeta ziemia.

Czkawka: To to już?

Astrid: Tak. No chyba że chcesz to mogę ci włosy spalić.

Czkawka: Nie, nie trzeba.

Lara: Chodźmy już bo się spóźnimy na autobus !


Next dedykuje tym, ( na fb ) którzy wczoraj mi pomogli przywrócić wenę bo mi gdzieś uciekła. Na szczęście już wróciła. Mam nadzieję że nie ucieknie.


Poszliśmy wszyscy na przystanek. Nie czekaliśmy długo bo autobus od razu po tym jak przyszliśmy przyjechał. Nie było wolnych siedzeń z tyłu, więc musieliśmy zająć podwójne. Ja na początku siedziałem sam, ale po paru minutach dosiadła się do mnie jakaś starsza babcia. Jakieś to było dziwne, bo zaczęła ze mną rozmawiać.

Babcia: Te wszystkie autobusy to człowieka zamęczą. Wyobrażasz sobie że trzeba czekać aż 20 minut. Za ten czas to bym na piechtę doszła. – yyyy… dziwne – A ty co wnusiu? Skąd wracasz? – jak? Mówi do mnie wnusiu? Matko ja chyba halucynacji dostałem! Przetarłem oczy i niestety nadal obok mnie była ta sama babcia.

Czkawka: Yyy, do mnie pani mówi?

Babcia: Nie, do ściany. – walnęła mnie ramieniem – No pewnie że do ciebie chłoptasiu.

Czkawka: No to ja z basenu wracam – powiedziałem niepewnie.

Babcia: A tam te wszystkie baseny nie baseny. W moich czasach to się w rzece kąpało. A tam, jak się ktoś utopił to wielkiej straty nie było, ale… - matko boska, ile to babsko gada. Zamknęła by wreszcie tą jadaczkę! Odwróciłem się aby zobaczyć gdzie siedzą dziewczyny, ale od razu tego pożałowałem – słuchaj co do ciebie mówię, a nie oglądasz się za panienkami! – dostałem w ramię.

Czkawka: Ale ja…

Babcia: No i Wedy przebiegła mi przez drogę sarna! Jak ja się wtedy wystraszyłam. Ale to nie koniec, jeszcze… - bla bla bla. Weźcie mnie stąd! Pewnie dziewczyny się ze mnie teraz śmieją. Co za upokorzenie. Gada do mnie jakieś obce babsko, które pewnie myśli że to mnie interesuje. No za co?! Za jakie grzechy muszę to znosić?! Co ja zrobiłem? Odpokutuje to wszystko tylko weźcie to coś ode mnie! Nie wytrzymam dłużej. – no ale mi te ogórki skisły i musiałam je wyrzucić. O mój przystanek. Że to tak wcześnie? Jak to mówią ( nie wiem czy tak mówią ) Jak się rozmawia to zawsze droga ucieka. – zależy komu – No, do widzenia.

Czkawka: Do widzenia – wyszła – oby nie. – Co to się na mnie uparło?! Przecież ani jej nie znam, ani nic. Te kobiety to jednak nie da się uciszyć. Paplały by i paplały. Teraz się dopiero o tym przekonałem.


Rozdział 11[]

Czkawka[]

Rano obudziłem się dość wcześnie, bo o szóstej. Zazwyczaj to trudno mnie z łóżka wyciągnąć, a tu taka odmiana. Nie chciało mi się już spać, więc wstałem i postanowiłem przygotować się do wyjścia do szkoły. Zrobiłem to co zawsze, czyli: umyłem, przebrałem, spakowałem i zszedłem na dół do kuchni. Rodzice już dawno pojechali do pracy. Że im się chce wstawać o piątej rano. Podziwiam ich za to. Jak ja bym musiał wstawać o tak wczesnej porze codziennie to bym w tej szkole spał. Ale jak to moja mama mi kiedyś powiedziała „ Idzie się przyzwyczaić” , nie jestem tego w 100% pewny, ale jej ufam. Moja mama zawsze mi pomoże. Nigdy mnie nie zostawi. Może i jest lekko nadopiekuńcza, ale to nic. Dobrze że nie odstawia mnie w kąt jak jakąś zabawkę. Troszczy się o mnie – czasami aż za bardzo. Ale taka już jest. I dobrze. Oglądałem kiedyś taki film, który opowiadał o matce i synu. Syn był uzdolniony plastycznie. Malował piękne obrazy. Jego matka tego nie doceniała i mówiła że z tego się w życiu nie utrzyma. Chciała, aby został lekarzem i pomagał ojcu. On się zapierał. Nie chciał iść na studia medyczne. To go nie interesowało. Kochał malować, rysować, szkicować. To było jego życie, którego rodzice nie potrafili zaakceptować. Matka niszczyła jego dzieła, bo nie chciała aby je sprzedawał. Chciała mu pokazać, że życie nie jest takie proste na jakie się wydaje. On nie słuchał. Udał się na studia o jakich zawsze marzył. Nie przejmował się niczym. Ponieważ ta szkoła była w innym mieście, musiał się wyprowadzić z domu. Rodzice byli w szoku że ich nie posłuchał, bo zazwyczaj był posłuszny. Po czerech miesiącach, dotarła do niego informacja, że jego matka jest w szpitalu i walczy o życie. Rzucił wszystko i pojechał do niej. Niestety zdążył się tylko pożegnać. Po jakimś czasie dowiedział się od swojego ojca, że mama od dłuższego czasu chorowała, ale nie chcieli mu tego powiedzieć. Zrozumiał dlaczego nalegali aby został lekarzem. Po tej historii udał się na studia medyczne i został jednym z lepszych chirurgów. Ta opowieść mnie bardzo wzruszyła. Pokazuje, jak rodzice troszczą się o swoje dziecko. Może na początku tego nie widać, ale zawsze chcą dla nas jak najlepiej. Zawsze jest jakiś powód ich czasem wydaje się nam złego zachowania. Piękny film. Przynajmniej wiem, że moi rodzice mnie nie zostawią. Kochają mnie takiego jakim jestem. Oczywiście ciągle mnie udoskonalają. Na przykład lekcję skrzypiec – to wszystko dla mojego dobra. Te zajęcia to nie są tortury, wręcz przeciwnie. Są super – bo nic nie robimy. No świetnie! Coś za długo już tak rozmyślam, bo zauważyłem że próbuję zjeść chusteczkę zamiast kanapki. Ble. Chusteczka nie jest dobra. Nigdy więcej jej nie spróbuję, no chyba że znowu się zamyśle.

Po dokończonym śniadaniu wyszedłem z domu. Kierowałem się w stronę przystanku, który jest zaraz obok. Czasem jedzie ze mną Śledzik, ale dziś go nie ma. Mieszka tak po środku dwóch przystanków, więc czasem idzie na ten, gdzie ja zawsze stoję, a czasem na ten drugi. Zależy. Nie czekałem długo bo zaledwie dwie minuty. Wsiadłem do pojazdu i usiadłem naprzeciwko Śledzika. Coś tam czytał.

Czkawka: Cześć Śledzik.

Śledzik: Czekaj… - ta książka musi być naprawdę interesująca, jak nawet nie ma czasu się ze mną przywitać. Trudno. Nie będę nalegał. Wyciągnąłem komórkę i słuchawki. Puściłem spokojną muzykę i oparłem się wygodnie o siedzenie. Patrzyłem na widoki widniejące za oknem. Wszystko tak pędzi i nawet nie można się czemuś dobrze przyglądnąć bo od razu znika. Jedynie spokojnie płyną piękne pierzaste chmury, które wyglądają jak poduszka, na której można się położyć i od razu zasnąć. Zamknąłem oczy i wyobrażałem sobie że jestem właśnie na takiej chmurze. Takiej miękkiej i delikatnej. Zaraz zasnę. Położyłem się i … zacząłem spadać w dół. Matko! Otworzyłem oczy i poczułem że stoimy. Autobus się zatrzymał. To my już jesteśmy pod szkołą? Mi się chyba zdrzemnęło. Wstałem i wyskoczyłem z busa. Obok mnie zauważyłem Mieczyka, Śledzika, Szpadkę, Heatherę i Larę. Chłopaki nie dawali spokoju przyjaciółką Astrid. Że one to jeszcze wytrzymują.

Heathera: No zostaw mnie wreszcie w spokoju! – krzyczała na Mieczyka.

Mieczyk: No ale dlaczego, Hederko? – biegł za nią jak pies za kiełbasą. Coś tam rozmawiali. To znaczy, biedny Mieczyk próbował rozmawiać, ale Heathera mu nie dawała, tylko na niego wrzeszczała. Nie dziwię się, jak jest taki nachalny. Śledzik tylko dreptał za Larą. Ona go chyba nie wiedziała, bo jak się gwałtownie odwróciła to uderzyła kolegę w nos. Potem mu pomogła wstać i go przeprosiła. Coś czuję ze Śledzik nawet nie wiedział co ona do niego mówiła, bo patrzył się na nią jak na obrazek. Chłopak to ma szczęście – tak do połowy, bo w końcu ma rozwalony nos. Ja szedłem swoim tempem. Dogoniła mnie Szpadka.

Szpadka: Hej! Słyszałam że wczoraj byłeś na basenie.

Czkawka: No byłem.

Szpadka: Iiii, jak było? – dociekała.

Czkawka: Fajnie- wzruszyłem ramionami.

Szpadka: Fajnie? Tylko tyle? Jednak bardziej byś się postarał.

Czkawka: Co ma powiedzieć?

Astrid: Wszystko! – przebiegła obok mnie blondynka. Uśmiechnąłem się do niej, a ona do mnie. Pokręciłem głową śmiejąc się.

Szpadka: Coś czuję, że to twoje „ fajnie” to nie jest właściwe słowo, które by opisało wszystko co tam się stało.

Czkawka: Może… może i tak. – powiedziałem to uśmiechnięty od ucha do ucha. Szpadka to zobaczyła i powiedziała z chytrym uśmieszkiem.

Szpadka: I tak się wszystkiego dowiem, zobaczysz! – pogroziła mi palcem.

Czkawka: Pfff… - przewróciłem oczami mając wymalowane zadowolenie na twarzy.

Przekroczyłem główne drzwi szkoły. Znowu dzień pełen nauki. Urok bycia 19-latkiem. Wszedłem właśnie do sali numer 11 – czyli klasy, która jako jedyna ma ławki 3-osobowe. Ja siedzę w ostatniej pod oknem wraz z Mieczykiem i Śledzikiem. Moje miejsce jest na środku. Z lewej strony mam Mieczyka , a z prawej Śledzika. Ta klasa jest dość duża, w przeciwieństwie do innych. No chyba, że tylko mi się tak wydaję. Czasami źle mi się wydaję. No nic. Jak już wspominałem, według mnie jest duża. Są dwa rzędy. W każdym po sześć ławek. Nie wszystkie miejsca są zajęte. Szczególnie pierwsze ławki. Wszyscy pouciekali do tyłu. Nie dziwię się. Nauczycielka, z którą zawsze mamy lekcję w tej sali, jak to powiedzieć… a tam, prosto z mostu – troszeczkę pluje jak mówi. Nikt nie chce się spotkać z jej śliną, więc wszyscy siedzą jak najdalej od biurka. Przede mną zazwyczaj nikt nie siedział, bo ławka i krzesła były pomalowane w takie piękne wzory , na których nikt nie chciał usiąść. Ale dziś był wyjątek. Gdy kierowałem się na moje miejsce, złapała mnie jedna z koleżanek. Poprosiła, abym pomógł jej przestawić ławkę i krzesła. Co miałam zrobić – pomogłem. Usiadłem na miejscu, a dziewczyna, która prosiła mnie o pomoc usiadła w ławce przede mną, wraz ze swoimi koleżankami. To klasowa podrywaczka. Zawsze leci na chłopaka, który jest teraz na „topie”. Niestety, ja nim jestem w tej chwili. Wcześniej był nim Sączysmark. Jak stracił posadę kapitana to praktycznie wszyscy się od niego odwrócili. Został sam. Nawet teraz siedzi sam w ławce, a jeszcze niedawno nie mógł się odgonić od tych dziewczyn. Jak to jedna zmiana może namieszać w życiu. Przez całą lekcję dziewczyny się do nas odwracały. To zaczyna powoli wkurzać, nie tylko mnie, ale i chłopaków. Spoglądali na mnie cały czas. Wiem o co im chodzi. Ale jak ja mam je spławić. To niemożliwe. Przyczepiły się jak rzep psiego ogona. Trzeba wycierpieć do końca. Po 10- minutach, lekcja się skończyła. Wyszliśmy z klasy i poszliśmy pod salę, w której teraz mamy lekcję. Przez następne 3-lekcje trzeba będzie uważać, bo jedną mamy z dyrektorem, a na następnych mamy jakieś przygotowania do testów. Tyle tego jest, że zaczyna mi się to powoli mieszać. Zadzwonił dzwonek. Weszliśmy do Sali i zajęliśmy swoje miejsca. Ja siedzę w środkowym rzędzie w trzeciej ławce. Przede mną jedna z koleżanek, a za mną kolego z drużyny. Do klasy wszedł dyrektor. Wszyscy wstaliśmy, aby się przywitać i okazać szacunek. Kazał nam usiąść. Każdy siedział bez ruchu. Niektórzy to nawet próbują nie oddychać. Nasz dyro jest bardzo ostry. Jak ktoś coś przeskrobie, to już nie ma dla niego ratunku. Dlatego każdy jest grzeczny jak aniołek. Nauczyciel zaczął odczytywać nazwiska z dziennika. Każdy zaczął po kolei wstawać i dawać znać że jest obecny. Przeczytał moje nazwisko.

Dyrektor: Haddock?

Czkawka: Jestem – przypatrywał mi się z miną, z której nic nie można wyczytać. O co mu chodzi? Ostatnio to każdy się tak na mnie gapi. Usiadłem. Odczytywał kolejnych uczniów. Po sprawdzeniu obecności rozpoczął lekcję. Nie była zbytnio interesująca. Opowiadał o bitwach morskich. Nie lubię słuchać o takich rzeczach. To przypomina historię, a w końcu mamy polski. Gdybym musiał tego słuchać co lekcję to bym się załamał. Na szczęście to tylko jednorazowe zastępstwo. Po zajęciach nie było nic interesującego. Poszliśmy do sali, w której mamy. Przez następne dwie lekcję powtarzaliśmy materiał do tego całego testu. Po skończonych lekcjach udałem się pod salę, która jest przeznaczona do zajęć artystycznych. Właśnie mamy tam lekcję. Ale to nie jest zwykła lekcja. To zajęcia, jak to mówią, tylko dla uzdolnionych uczniów. Nie jest obowiązkowa. Ja na nią uczęszczam, ponieważ bardzo dobrze maluję, szkicuję i oczywiście gram na skrzypcach. Z mojej klasy należy do niej niewiele osób. Między innymi Śledzik i Sączysmark. Pomyśleć logicznie. Jaki talent ma Smark? No właśnie nie ma. Zapisał się tylko dla Astrid, aby spędzać z nią więcej czasu i ją pilnować. Nie może się wypisać, bo by nie zaliczył, więc musi cierpieć. Tak jak wspominałem, Sączysmark zapisał się dla Astrid. Dziewczyna także uczęszcza na te zajęcia. Właśnie idzie. Ominęła swojego byłego wielkim łukiem i podeszła do mnie i Śledzika. Z nią przyszła jedna z przyjaciółek – Lara. Widziałem że Śledzik był w niebie. A nich się chłopak cieszy.

Astrid: Cześć chłopaki – przywitała się – idziecie na zajęcia?

Czkawka: Idziemy – uśmiechnęliśmy się do siebie. Patrzyłem się na nią z ciągłym uśmiechem, który zaczął powoli zanikać. Mój wzrok przeniósł się na osobę, która zmierzała w naszą stronę. Astrid zauważyła że moja mina zaczyna się zmieniać i wzrok nie jest już skierowany za nią. Podążyła za wzrokiem i się odwróciła.

Sączysmark: Astrid… - chwycił ją za rękę. Ona ją wyrwała.

Astrid: Daj mi spokój!

Sączysmark: Ale…

Astrid: Nie możesz tego pojąć, że nie chcę cię widzieć?! – darła się na niego.

Sączysmark: Wysłuchaj mnie…

Astrid: Zostaw mnie w spokoju! – zadzwonił dzwonek. Chwyciła swoją torbę i weszła pośpiesznie do klasy.


Astrid[]

Ten next dedykuję osobie, która już mnie chyba chce poćwiartować za to że tak długo to trwało, czyli : Agaciorek03 :*


Że to Sączysmark nie da mi świętego spokoju! Wypisał by się z tych zajęć. Po co na nie w ogóle chodzi jak jest tępy jak kołek? Nie wytrzymam z nim. Jak dalej myśli, że do niego wrócę to się grubo myli. Usiadam w ławce wraz z Larą. Czkawka siedzi ze Śledzikiem w ostatniej pod oknem. Sączysmark niestety przede mną. Głupek – będzie się do mnie non stop odwracał. Przyszedł nauczyciel. Ciekawe co dziś będziemy robić?

Nauczyciel: Słuchajcie. Na poprzednich lekcjach była teoria. Kto przypomni o czym rozmawialiśmy?

Śledzik: Ja ja! – wyrywał się Śledzik – Rozmawialiśmy o filmach. O ich powstawaniu, o aktorach i innych rzeczach w tym tematem związanych.

Nauczyciel: Tak. Będziecie teraz mieć możliwość wykorzystania swojej wiedzy w praktyce. Waszym zadaniem na najbliższy tydzień, będzie nakręcenie filmu o dowolnej tematyce. Podzielę was teraz na 5 osobowe zespoły. Podział będzie wyglądał następująco – zaczął odczytywać nazwiska poszczególnych osób – do grupy trzeciej należą osoby z numerami od 10-15 czyli: Czkawka Haddock, Astrid Hofferson, Śledzik Interman, Sączysmark Jorgenson i Lara Killer. Następna załoga to… - co? Nie! Dlaczego? Dlaczego muszę pracować z tym idiotą. Odwrócił się do mnie.

Sączysmark: No to co żabko? Znowu razem. – spojrzał na mnie chytrym spojrzeniem. Ja tylko przymrużyłam oczy i pokręciłam głową ze złością. Nigdy się ode mnie nie odczepi. No niby teraz to nie była jego wina. To nasze nazwiska zadecydowały. Dobrze że chociaż będę miała Larę i Czkawkę przy sobie, bo bym bez nich zgłupiała.

Lara: O nie! Znowu ten Śledzik! – była zła.

Astrid: Co ty od niego chcesz? Fajny chłopak.

Lara: Może dla ciebie i fajny bo cię nie podrywa i non stop za tobą nie łazi!

Astrid: Wiesz, dziś prawie co mu nosa nie złamałaś. – powiedziałam to cicho chichocząc.

Lara: To było przez przypadek. Nie zauważyłam go. Mam nadzieję że nic mu się takiego nie stało. – odwróciła się i popatrzyła na kolegę siedzącego z tyłu – Ale i tak go nie lubię. – przewróciłam oczami.

Gdy nauczyciel wyznaczył już wszystkie grupy rozkazał, aby na lekcji zaplanować scenariusz i podzielić się obowiązkami. Odwróciłam się i przywołałam rucham palca Czkawkę i Śledzika. Sączysmark odwrócił się w naszą stronę. Wszyscy już siedzieli przy naszej ławce. Każdy na siebie spoglądał. Sączysmark patrzył się na Czkawkę, a on na niego. Ja zerkałam na nich oboje. Wyglądają jakby chcieli się zaraz pozagryzać. Boję się o nich. To znaczy, głównie o Czkawkę. Jakby Smark dostał w zęby to by mu to nie zaszkodziło. Ale jednak lepiej, gdyby nie doszło do tej bijatyki. Tą błogą ciszę pomiędzy nami przerwał Śledzik.

Śledzik: To o czym będzie nasz film? – ja z Larą popatrzyłyśmy się na siebie. Coś czuję, że współpracy tu nie będzie. Nikt się nie odzywał przez dobre 10 minut. Śledzik coś tam pisał w ćwiczeniach, a reszta obserwowała siebie nawzajem. Ja to patrzyłam się w stół i tylko czasem podniosłam wzrok. Nie wiem co jest takiego interesującego w naszym wyglądzie. Wyglądamy normalnie – jak każdy. Szczególnie to nie mogli się na siebie napatrzeć chłopaki. Pozjadają się za chwilę. Na szczęście zabrzmiał dzwonek. Wszyscy wyszli z klasy. Mam teraz W-F , razem z klasą 3a. Do niej należy Czkawka i … o nie! Sączysmark! On nie ćwiczy. Ja też! Katastrofa.

Udaliśmy się wszyscy pod salę gimnastyczną. Siedziałam pod ścianą i obserwowałam otoczenie. Uczniowie chodzą w te i we w te. Nie wiedzą gdzie iść, tylko tak się plączą po korytarzu. Spuściłam głowę i oparłam ją o kolana. Po chwili poczułam czyjąś obecność przede mną. Podniosłam głowę i moim oczą ukazał się Sączysmark. Spuściłam ją ponownie. Nie mam najmniejszej ochoty się na niego patrzeć, albo się z nim kłócić. Jestem już tym wszystkim zmęczona. Zaczął mną delikatnie trząsnąć. Spojrzałam w jego oczy i przypomniałam sobie jak to było kiedyś. Jaki był troskliwy, cudowny. Ale to już wszystko minęło. Już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Wszystko się zmieniło. Na gorsze? Czy na lepsze? Trudno stwierdzić. Można by rzec pół na pół. Na lepsze, bo w końcu jestem wolna i niezależna od tego cymbała, a na gorsze, ponieważ ciągle będzie chciał mnie odzyskać, a mnie to denerwuję. W końcu się odezwałam.

Astrid: Czego ode mnie chcesz? – powiedziałam to bez jakiej kol wiek chęci na rozmowę.

Sączysmark: Chcę cię odzyskać. – powiedział to bardzo spokojnie.

Spuściłam głowę i ponownie oparłam ją o kolana. Odpowiedziałam mu tylko jednym słowem „ spadaj” , chyba spodziewał się takiej odpowiedzi. Po chwili zabrzmiał dzwonek na moją ostatnią, jak na dzisiaj lekcję. Wstałam i z resztą klasy weszliśmy do szatni. Poczekałam jak dziewczyny się przebiorą i razem udałyśmy się na zbiórkę. Po jednej stronie sali jest klasa 2b – czyli moja, a po drugiej 3a – czyli ta do której należy Czkawka. Właśnie na mnie spojrzał. Choć stoimy dość daleko od siebie, mogłam dotrzeć jego uśmiech kierowany do mnie. Odwzajemniłam go i udałam się do szatni. Za mną podążył Smark. No czego on chce? Nie wpuszczę go. Mowy nie ma! I tak nie może tu wejść, bo to damska szatnia. No chyba że niespodziewanie zmienił płeć. A w to wątpię… więc…

Astrid: Sorry koleś, chyba pomyliły ci się szatnie! – mówiłam to stojąc w drzwiach.

Sączysmark: Nie, raczej mi się nie pomyliły. Właśnie tu chciałem przyjść. – pokręciłam głową na boki i zamknęłam mu drzwi przed nosem. Usiadłam na ławce i wyciągnęłam komórkę z torby. Po chwili drzwi się otworzyły i wszedł przez nie Sączysmark.

Astrid: Co ja ci mówiłam?!

Sączysmark: Astrid, czy my możemy w końcu porozmawiać jak ludzie?!

Astrid: Nie! Wypad z mojej szatni! – podeszłam do niego i pokazałam palcem na wyjście. On złapał moją rękę…

Sączysmark: Nigdzie nie pójdę, aż nie porozmawiamy!

Astrid: O czym ty chcesz ze mną rozmawiać?

Sączysmark: O nas…

Astrid: O jakich nas?! Nas już dawno nie ma!

Sączysmark: No właśnie, chciałbym abyśmy znowu byli razem. – wyrwałam mu rękę.

Astrid: Zapomnij! Możesz sobie jedynie pomarzyć! Nie po tym co mi zrobiłeś.

Sączysmark: Ale co ja zrobiłem?

Astrid: Nie osłabiaj mnie i wyjdź stąd! – popchnęłam go w stronę drzwi, aż z nich wyleciał. Zamknęłam je szybko i oparłam się o nie. Zsunęłam się do pozycji siedzącej. Podkuliłam nogi i schowałam w nich głowę. Poleciało mi kilka łez. Dlaczego on nie może odpuścić? Te jego starania, błagania, na nic się nie zdadzą. Ja już z nim nie będę. Wiem, wiem, non stop to powtarzam, ale taka jest prawda. Niech wreszcie da sobie spokój. Zaczął walić w drzwi. Rozpłakałam się. Czułam wstrząsy. Zaraz tu wejdzie! Ratunku! Trzymałam drzwi, aby nie mógł się do mnie dostać. Usłyszałam głos nauczyciela.

Nauczyciel: Co tu się dzieję? Co ty robisz? – dobiegł głos zza drzwi. Sączysmark uderzył jak najmocniej, ale zdołałam odeprzeć atak.

Sączysmark: Nic… - powiedział wkurzony.

Nauczyciel: Proszę zostawić te drzwi w spokoju. Jeżeli chcesz się po wyżywać to zaraz znajdziemy ci jakieś zajęcie.

Sączysmark: Nie, nie trzeba – głos zrobił się coraz cichszy. Odszedł. Wstałam i powolnym krokiem udałam się w stronę ławki, na której jeszcze niedawno siedziałam. Złapałam się za głowę i zgięłam się w pół siedząc. Mam tego wszystkiego dosyć. On taki nigdy nie był. Byłam przekonana, że nie jest w stanie mi zrobić jakiej kol wiek krzywdy. Myliłam się. Boję się do czego jest w stanie się posunąć, aby mnie odzyskać. To nie wygląda najlepiej. To wszystko robi się niebezpieczne. Nie tylko dla mnie, ale i dla społeczeństwa, które mnie otacza.. Co ja mam robić? Tak nie może być! Muszę poszukać jakiejś pomocy. Kto mnie obroni? Kto będzie przy mnie, kiedy będę potrzebowała ratunku? Muszę sobie coś zorganizować.

Rozdział 12[]

Astrid[]

Jest już po lekcji W-Fu. Na szczęście od interwencji nauczyciela, Sączysmark więcej się nie pojawił. Chociaż tyle spokoju. Stoję teraz za przystanku autobusowym. Towarzyszy mi moja grupa… oprócz Smarka. Gdzieś wsiąkł. I dobrze. Nie mam ochoty go oglądać. Rozmawialiśmy jeszcze o filmie. Nikt nie ma pomysłu na niego. Postanowiliśmy, że spotkamy się wszyscy w sobotę u kogoś w domu. Po negocjacjach padło na Smarka, ponieważ on nic nie robi. Teraz tylko trzeba go o tym poinformować. Chcieli wysłać Czkawkę, ale ja się nie zgodziłam. Sączysmark jak jest zły jest w stanie zrobić krzywdę. Dyskutowaliśmy z trzy minuty, aż wreszcie obok mnie pojawiła się zguba.

Sączysmark: Astrid…

Astrid: W sobotę spotykamy się wszyscy u ciebie zaplanować film – powiedziałam to bardzo szybko.

Sączysmark: Co?

Astrid: To co usłyszałeś.

Sączysmark: Ale dlaczego u mnie?

Astrid: Bo ty nic nie robisz.

Sączysmark: Aaaahaa… no dobra. To w sobotę wszyscy u mnie o 11. – przytaknęliśmy. Przyjechał autobus. Wsiedliśmy i każdy udał się w inną część Busa. Ja stanęłam pod drzwiami opierając się o szybę. Zauważyłam zbliżającego się Smarka.

Czkawka[]

Szkoda mi Astrid. Tyle musi się wycierpieć. Tyle czasu stracić. Tak bardzo gardło zedrzeć, a do niego i tak nic nie dociera. Nie wiem, czy on jest aż taki tępy żeby to zrozumieć, czy tylko udaję? Przez całą drogę się kłócili. Widać, że Astrid ma tego dość. Nie ma nawet jakiego kol wiek oparcia. No niby ma przyjaciółki, ale to nie to samo. Przyjaciółka tylko poklepie ją po plecach i powie „będzie dobrze”. Ona potrzebuje kogoś kto by ją wysłuchał, przytulił… i … po prostu potrzebuje chłopaka. Czyli biorąc ściślej – mnie. Tylko że ja się wstydzę. Co sobie o mnie pomyśli? Nie tylko ona, ale i inni. Pomyślą, że pocieszenie to tylko pretekst, aby z nią chodzić. Przecież mi o to nie chodzi! Ja po prostu widzę jak ona cierpi. Co ja mam robić?

Wyskoczyłem z autobusu i podreptałem do domu. Przekroczyłem próg drzwi i poczułem smakowity zapach wydobywający się z kuchni. Od razu do niej poszedłem i ujrzałem na stole leżące … placki ziemniaczane. Jak ja je kocham! Usiadłem przy stole i już miałem się brać za jedzenie, ale oberwałem ścierką w głowę.

Czkawka: Ejj no. Za co?!

Valka: Rodzice cię nie nauczyli, że jak się przychodzi to trzeba ręce umyć? - przewróciłem oczami. Leniwie wstałem z krzesła i odwróciłem się w stronę wyjścia.

Czkawka: Nie, nie nauczyli – powiedziałem to cicho chichocząc.

Valka: Ja ci dam nie nauczyli! – jeszcze parę razy dostałem szmatką. Udałem się do łazienki i umyłem ręce. Wróciłem do kuchni i ponownie zasiadłem do stołu. Teraz już nikt mi nie przeszkodzi w skonsumowaniu moich ukochanych placuszków.

Leżę na łóżku w moim pokoju z pełnym brzuchem. Zaraz pęknę. Zjadłem chyba z siedem. Nie wiem czy nie za dużo troszeczkę? Trudno. Warto było. Moja mama robi najlepsze placki jakie tylko mogą być. Ma się ten talent do gotowania. Wszystko co przyrządzi jest niesamowite. Po prostu niebo w gębie. Leżę taki rozłożony już chyba z 15 minut. Wstałbym, bo muszę jeszcze zadanie odrobić, ale nie da rady. Nie ruszę się. To niemożliwe. Mój brzusio mi na to nie pozwala. Odpoczywałem ta jeszcze z 5 minut, ale uświadomiłem sobie, że nie mogę tak leniuchować. Sturlałem się z łóżka i powoli wstałem. Chwiejnym krokiem podszedłem do biurka. Wyciągnąłem książki z plecaka i usiadłem na moim niebiesko-czarnym fotelu. Na pierwszy ogień bierzemy… yyy… może chemię? Tak, chemia będzie odpowiednia. Po dwóch godzinach zażartej nauki, wreszcie skończyłem. Akurat jest coś po dwudziestej. Zazwyczaj to gdzieś tak kończę naukę. Kolacji już nie zjem. Nawet jeśli by była jajecznica i tak nie wepcham. W tych siedmiu plackach to jednak jest trochę tego tłuszczu. Zapycha jak trza. Umyłem się tylko i wślizgnąłem pod pierzynkę. Byłem już taki zmęczony, że nawet nie wiem kiedy zasnąłem.


*Następny dzień. Na treningu.

Właśnie skończyłem rozgrzewkę. Chłopaki są pełni sił, bo nie była za ciężka. Nie mam pojęcia co teraz z nimi robić. Non stop gramy w piłkę ręczną. To zaczyna się robić nudne. Trzeba wymyślić coś innego. Stali i czekali, aż wreszcie coś powiem. Chyba jeszcze troszkę poczekają, bo nic mi nie przychodzi do głowy… chwila… no przecież! Ja nie zawszę muszę decydować o wszystkim. Posłucham ich propozycji na dzisiejszy trening. Odwróciłem się w ich stronę i przemówiłem.

Czkawka: Dzisiaj to wy zadecydujecie co chcecie robić. – chłopaki wymienili między sobą spojrzenia i zaczęła się dyskusja. Wybrali siatkówkę. Może być. Dawno w nią nie graliśmy. Rozstawiliśmy siatkę i podzieliliśmy się na dwa zespoły. Jesteśmy już na swoich połówkach. Moja drużyna zaczyna. Dostałem piłkę do serwowania… to zaserwowałem. Przeszła pięknie na drugą stronę. Coś tam między sobą odbijali. Nie mogli uratować tej piłki. I w taki oto sposób zdobyliśmy pierwszy punkt. Potem przeciwna drużyna zdobyła trzy. Nie przejmuję się. To tylko ćwiczenia i jeszcze nie do tej dyscypliny co trzeba. Graliśmy przez pół godziny. Mam powoli dość. Chyba to już zakończę. Serwowali piłkę… Mieczy chciał ją przyjąć, ale zamiast rękami… przyjął głową. Upadł na parkiet. Podbiegłem do niego i zacząłem nim terepać.

Czkawka: Mieczyk! Hej, Mieczyk! – zaczął otwierać oczy.

Tom: Chłopie! Od czego masz ręce? – Mieczyk popatrzył się na niego wrogo.

Czkawka: Dobra, już koniec! Wszystko w porządku?

Mieczyk: Tak, wszystko gra. – wstał.

Czkawka: Na dziś już koniec. Możecie iść się przebierać. – poszli do szatni. Ja musiałem jeszcze posprzątać. Zdjąłem siatkę, poskładałem ją i zaniosłem do kantorka. Wychodząc potknąłem się o jakiś sznurek. Przewróciłem się. Usiadłem i szukałem tej wrednej linki. Chwyciłem ją i zacząłem się drzeć. – I co? Myślisz, że to takie śmieszne! - ja jestem psychiczny. Wrzeszczę na sznurek, który nie jest niczemu winny. Pociągnąłem go i … coś trzasnęło. Słyszałem jak coś się toczy. Podniosłem głowę do góry i … - O nie… - spadło na mnie chyba ze 20 piłek do ręcznej. Ja to mam szczęście! Jak już każdy pewnie wie, te piłki są jedne z twardszych. Wstałem i dobiegł mnie dźwięk przekręcania klucza w drzwiach. Szybko do nich podbiegłem i naciskałem na klamkę. – No super! – ja to jednak mam szczęście. Powalony przez sznurek, zbity przez piłki i zamknięty w klitce bez okna. Jak ja się stąd wydostanę? No normalnie najlepszy dzień w życiu. Waliłem pięściami w drzwi. No nikogo tam nie ma? Chłopaki już poszli? Zostawili mnie? Jestem sam na tym beznadziejnym świecie. Waliłem jeszcze przez chwilę w drzwi, ale w końcu przestałem. Pięść już mnie boli. Oparłem się o ścianę i zsunąłem do pozycji siedzącej. Kto mógł mnie tu zamknąć? Nie wiem. Czuję się zrezygnowany. Taki niepotrzebny. Wody! Wody! Poszedł bym teraz w takie jedno miejsce, dokładniej do toalety.- No otwórzcie mnie! – Ja muszę za potrzebą! Zaczyna mi się mienić w oczach, bo widzę jak się drzwi otwierają. Zaraz… poderwałem się szybko i wybiegłem z pomieszczenia.

Sprzątaczka: Chłopcze?! A ty co tu robisz? – krzyczała za mną pani sprzątająca. Nie mogłem jej teraz udzielić odpowiedzi na pytanie, bo była ważniejsza rzecz do załatwienia. Gdy już wyszedłem z ubikacji ponownie poszedłem na salę. Skręciłem do kantorka i ujrzałem układającą piłki sprzątaczkę.

Czkawka: Przepraszam za ten bałagan – mówiłam to trzymając jedną rękę na karku.

Sprzątaczka: Coś ty tu wyprawiał?

Czkawka: A śmieszna historia, bo gdy przyszedłem odłożyć siatkę potknąłem się o sznurek i byłem zły i go pociągnąłem i w tedy spadły na mnie piłki, a potem jeszcze zostałem tu zamknięty. – jej mina, bezcenna.

Sprzątaczka: Aaacha, to lepiej idź już do domu.

Czkawka: Ma pani rację. Bo jeszcze coś tu zepsuję. – wziąłem plecak i wyszedłem z kantorka. Muszę jeszcze się przebrać. Wszedłem do szatni i błyskawicznie zmieniłem strój. Która jest godzina? Osiemnasta ?! No to długo tu sobie posiedziałem. Dobrze że jutro sobota to sobie troszkę dłużej pośpię… a jednak nie pośpię. Na jedenastą jesteśmy wszyscy umówieni u Smarka. Świetnie… wracam do domu. Mam dość szkoły.

Po około 30 minutach byłem już w swoim pokoju. Wrzuciłem plecak do szafy i walnąłem się na łóżko. Co za dzień. Pewnie pani Krysia jest na mnie zła za ten cały bałagan. Tyle tam siedziałem to powinienem to posprzątać. Dobra… było minęło. Tylko ciekawy jestem kto mógł mnie tam zamknąć? Chłopaki raczej nie, pani sprzątająca też, bo jak mnie zobaczyła to była nieźle zdziwiona. Nie mam pojęcia… no chyba że Sączysmark, ale nie, go przecież nie było na treningu. Kto mógł mi wywinąć taki numer?! Przecież duchy nie przyszły i mnie nie zamknęły! Szkoda sobie zawracać tym głowę. Najważniejsze jest to, że się wydostałem.

Leżę plackiem na łóżku już ze dwadzieścia minut. Takie jest wygodne i przytulne. Nie chce mi się wstawać. Nawet ręką ruszyć. Przydało by się wejść na fejsa. Dawno nie byłem. Zmusiłem się, aby usiąść i wziąć komórkę ze stolika. Włączyłem stronę główną i pierwszą rzeczą, która przykuła moją uwagę było zmienione zdjęcie profilowe przez Sączysmarka. Wygląda jeszcze gorzej niż na poprzednim. Polubić czy nie? Skomentować czy nie? Polubię, ale tylko dlatego, że jutro do niego idę i nie chcę oberwać. Kliknąłem „Lubię to” Matko! Ile on ma tych laików! Ponad 200 w ciągu trzech godzin?! No ale dlaczego ja się dziwię? Jak ma ponad 1000 znajomych to pewnie 300 będzie miał. A komentarzy już 22. Nawet nie będę ich czytał. Przewinąłem wydarzenia w dół. Nie ma nic ciekawego. Każdy tylko dodaje zdjęcie, albo piszę swoje myśli. Jestem na fb już z 15 minut. Postanowiłem sprawdzić ile teraz ma polubień. Wszedłem na jego profil i uzyskałem odpowiedź. 226 laików i 26 komentarzy. O… i edytował zdjęcie. Co on to napisał: „ Ludzie zawsze będą gadać”, no z tym to się akurat zgodzą. Mądry chłopak. Pfff… na pewno. Wyłączyłem facebook’a i spojrzałem na godzinę. Dwudziesta. Przydało by się zjeść kolację. Zbiegłe po schodach na dół do kuchni. Spojrzałem jeszcze co się dzieję w salonie. Rodzice siedzą przytuleni do siebie na wielkiej skurzanej kanapie i oglądają jakiś film. To takie piękne. Dwoje ludzi darzących się wzajemną miłością spędzają ze sobą czas. W wielu rodzinach niestety już tak nie ma. Coraz częściej związki się rozpadają. Z różnych przyczyn. Na szczęście wiem, że moi rodzice się bezgraniczne kochają i sobie ufają… i nigdy nie przestaną. Zrobiłem sobie kanapkę z dżemem truskawkowym. Pychotka. Zjadłem szybko i wskoczyłem na piętro. Zaliczyłem jeszcze po drodze łazienkę. Wszedłem do mojego pokoju i usiadłem na łóżku. Korci mnie, aby zobaczyć te polubienia na zdjęciu. Pewnie ma już z 300. Ja bym mu 50 nie dał. Siła wyższa wygrała i sięgnąłem po telefon. Szybko wyprztykałem hasło i zobaczyłem co chciałem zobaczyć. Mówiłem! 309! Ludzie, co wy robicie?! No niby ja też to polubiłem, ale jutro do niego idę i chcę być ubezpieczony. Jestem załamany ich postawą. Wyłączyłem komórkę i położyłem się spać. Przekręcałem się z boku na bok. Nie wygodnie mi w każdej pozycji. Zaraz chyba pójdę na podłogę… albo do salonu, jeżeli rodzice już tam nie siedzą. Spróbowałem jeszcze raz na prawym boku… no nie będzie! To łóżko takie badziewie czy ja taki zestresowany? Ale czym? Dobra Czkawka, nie histeryzuj. Po prostu weź kołdrę i idź na kanapę do salonu. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Zdreptałem po cichutku na dół i ułożyłem się na kanapie. Tylko raz tu spałem, kiedy nocowała u mnie kuzynka. Nie było najgorzej. Wtedy zasnąłem szybko bo byłem wykończony po całym dniu biegania za nią. Miała 9 lat, teraz na 12. Mam nadzieję, że choć troszkę zmądrzała. Wyrywała mi wtedy włosy z głowy! Niewychowane dziecko. Dość już o Emilce. Trzeba się wyspać. Utopiłem głowę w mięciutkiej poduszce i odpłynąłem w krainę snów.


Rozdział 13[]

Czkawka[]

Rano obudziłem się wypoczęty jak nigdy. To spanie nie w swoim łóżku wyszło mi na dobre. Mam nadzieję że rodzicie mnie tu nie widzieli. Na wszelki wypadek pójdę do swojego pokoju. Zabrałem kołdrę i po cichu udałem się na piętro. Wszedłem niezauważony do pokoju i rzuciłem pierzynę na łóżko. Poskładałem ją i udawałem że już wstałem. No bo niby wstałem, ale nie u siebie. Dobra, nie ważne. Ubrałem się w czarne rurki, męskie oczywiście i koszulkę z napisem „Jestem leń” xD. Moja ulubiona, bo każdy się z niej śmieje. Zszedłem do kuchni, gdzie już siedzieli rodzice. Jedzą naleśniki. Ja też chcę! Usiadłem przy stole i moje ręce już zmierzały po talerz z ostatnim naleśnikiem. Już miałem go chwycić, ale oberwałem w rękę.

Czkawka: Nie no, znowu?! Za co?! – powiedziałem lekko wkurzony. Tata zadowolony wziął moje śniadanie do ust – Co ja zrobiłem, że nie dacie mi zjeść?!

Stoick: No właśnie nic nie zrobiłeś. – powiedział to z wielkim uśmiechem na twarzy. Nie rozumiem. Zrobiłem zdziwioną minę. Tata pokręcił głową na boki i powiedział – Popatrz, tam jest masa na naleśniki. Proszę sobie wstać i usmażyć. – odparł zadowolony. Mama myjąca naczynia tylko się zaśmiała.

Czkawka: Ale ja nie potrafię…

Stoick: To najwyższy czas, abyś się nauczył. Dziewczyną też tak pomiatasz?

Czkawka: Nie mam dziewczyny – podszedłem do kuchenki i włączyłem gaz.

Stoick: Naprawdę? No ta, kto by chciał takiego „lenia”.

Czkawka: Bardzo śmieszne – mama pomogła wlać masę na patelnię. Smażyło się to z jakieś 3 minuty i chciałem przekręcić, ale się nie dało. Mama śmiejąc się ze mnie ponownie mi pomogła.

Valka: Oj ty biedaku. Siadaj, usmażę ci to.

Czkawka: Dziękuję – powiedziałem z ulgą. Usiadłem naprzeciwko taty. Pił poranną kawę. Gdy skończył odezwał się.

Stoick: No to powiedz, której to namieszałeś w głowie?

Czkawka: Już mówiłem, że nie mam dziewczyny!

Stoick: To najwyższy czas sobie kogoś znaleźć. Kończysz już szkołę. Potem pójdziesz do pracy i nie będzie czasu na miłość.

Czkawka: Co ty się boisz, ja sobie poradzę. – zacząłem jeść poranny posiłek.

Valka: Nie męcz chłopaka – zwróciła się do taty. Oparła się o blat i spoglądała na całą sytuację.

Stoick: Ja w twoim wieku miałem już ze trzy – powiedział to do mnie.

Valka: O ,naprawdę?

Stoick: Przed tobą kochanie – mama pokręciła głową – Musisz sobie Czkawka kogoś znaleźć. Bo jeżeli ty nie znajdziesz, to my Ci znajdziemy. – spojrzałem na niego wielkimi oczami.

Czkawka: Ooo nie!

Stoick: Ooo tak! Zrobimy casting! Najlepsza wygrywa.

Czkawka: Nie potrzebuję pomocy.

Stoick: Jakbyś nie potrzebował to by tu codziennie jakaś się kręciła – skończyłem jeść.

Czkawka: Daj mi spokój… - powiedziałem wstając z miejsca. Wyszedłem z kuchni i poszedłem do łazienki. Umyłem zęby i wróciłem do pokoju. Poszukałem komórki i gdy już ją znalazłem przez przypadek mi się włączyła. Astrid – mam jej zdjęcie na tapecie. O nie! Mam jej zdjęcie na tapecie! Muszę je zmienić! Szukałem jakichś fajnych tapet. Ustawiłem sobie jakiś las. Nie ma jakichś ciekawych. Będzie i to. Jak wrócę to powrotem ustawię sobie poprzednie. Astrid moją kochaną. Tata się na mnie uparł z tą dziewczyną. Jak zaczął ten temat to już nie odpuści. Trzeba coś wymyślić… o mam! Zbiegłem zadowolony na parter i wszedłem do kuchni. Wziąłem kubek z herbatą i upiłem troszeczkę. Tata się odezwał.

Stoick: To kiedy robimy ten casting? – skończyłem pić i podszedłem do niego.

Czkawka: Nie musisz się wysilać. Już nad tym pracuję! – tylko to powiedziawszy wbiegłem do ganku ubrać się do wyjścia. Usłyszałem jeszcze odpowiedź taty.

Stoick: Tak trzymaj! – wyszedłszy z domu pokierowałem się na przystanek.

Po około 10 minutach byłem już przed domem Smarka. Podszedłem do drzwi i zadzwoniłem dzwonkiem. Otworzył mi sam Sączysmark.

Sączysmark: Cześć. Wchodź. – wszedłem do pomieszczenia, które było dość małe. No w końcu to ganek, tylko że mój jest troszkę większy. Smark stał w drzwiach i czekał aż się rozbiorę. Powiesiłem kurtkę na dużym zdobionym wieszaku. Buty kazał mi nie ściągać, więc nie ściągnąłem. Zaprosił mnie do salonu, który był ogromny. Na środku stał stolik, a wokół niego była jedna wielka sofa i dwa mniejsze fotele. Usiadłem na sofie i zacząłem się rozglądać. Naprzeciwko mnie jest kominek. Wokół kominka stoją stojaki z kwiatami. Po mojej lewej stronie, na ścianie wisi wielka plazma. Kawałek za mną stoi stół z dostawionymi sześcioma krzesłami. Jedna ściana jest cała przeszklona. Widać za nią ogród z wieloma rodzajami kwiatów, krzewami i małymi drzewkami. Już na pierwszy rzut oka widać, że Sączysmark żyje na wygodach. Właśnie gdzieś zniknął. Obserwowałem nowe dla mnie otoczenie, bo nigdy jeszcze u niego nie byłem. To aż dziwne. W końcu chodzimy do tej samej klasy, gramy z tej samej drużynie i jesteśmy chłopakami. Byłem już u każdego z kolegów, ale u Smarka nie byłem nigdy. Może dlatego że się nie lubimy. Ja za nim nie przepadam, ale jako kapitana zawsze go szanowałem, w przeciwieństwie do innych. Sączysmark właśnie usiadł naprzeciwko mnie. Patrzył się na mnie i dziwnym spojrzeniem, z którego nic nie mogłem wyczytać. Chyba w końcu zacznę rozmowę, bo ta cisza co jest pomiędzy nami zaczyna mi się nie podobać.

Czkawka: Masz bardzo ładny dom.

Sączysmark: Dzięki – odparł obojętnie i się rozejrzał.

Czkawka: Nie wiesz kiedy przyjdzie reszta? Dość długo już ich nie ma.

Sączysmark: Astrid mi napisała, że się spóźni 15 minut bo nie zdążyła na autobus, Lara to samo, a Śledzik nie wiem.

Czkawka: Aha, pewnie też nie zdążył. Jechał dziś wcześniej. – już nic mi nie powiedział tylko się na mnie patrzył. Coś ode mnie chce, ale nie wiem co. Starałem się na niego nie patrzeć tylko rozglądać po domu, ale ileż można. Niech oni wreszcie przyjdą. Bo to dłużej nie wytrzymam. Zaraz mu coś powiem. Tylko Astrid może się tak na mnie gapić, ale nikt więcej. Przeleciałem wzrokiem po raz szósty po całym pomieszczeniu i miałem już dość. Wyciągnąłem komórkę i sprawdziłem wiadomości. Nikt się ze mną nie kontaktuję. Wszedłem na stronę z rozkładami autobusów. Sprawdziłem o której jest następny pod domem Smarka. 11:20. Jest 11:18. Powinni za chwilę być. Wyłączyłem telefon i spojrzałem przed siebie. Sączysmark gdzieś poszedł. Po paru minutach usłyszałem dzwonek do drzwi. „Gospodarz” podszedł i je otworzył, a przez nie weszli już wszyscy przyjaciele.

Pierwsza drzwi przekroczyła Astrid, a za nią Lara. Piękna niebiesko oka usiadła sobie obok mnie na sofie. Jej przyjaciółka zajęłam miejsce na jednym z foteli stojących przy stoliku. Śledzik przyszedł obładowany zeszytami i jakimiś książkami. Po co on to wziął? Przecież tylko ustalamy co będziemy kręcić, a nie piszemy cały scenariusz. No nic. Usiadł obok Astrid i położył wszystko na stoliku. Sączysmark zajął ostatnie wolne miejsce w fotelu. Mój przyjaciel rozłożył cały „sprzęt” i zadawał pytania.

Śledzik: No to o czym będzie film? – jak będzie to powtarzał co minutę to ja stąd wychodzę. Nikt się nie odzywał. Patrzyłem na moje granatowe trampki. Czasem tylko podniosłem wzrok, aby zobaczyć co robią inni. Właśnie spojrzałem. Lara spogląda w moim kierunku, tak samo jak Sączysmark. Nie patrzą się na mnie, tylko na Astrid. Tak myślę. Odkręciłem głowę w stronę blondynki… która trzyma mój telefon?! Co?! O nie, położyłem go na widoku to sobie wzięła. Fantastycznie… . I ja mądry nie założyłem blokady. Przysunąłem się do niej, aby zobaczyć co robi. Na szczęście nie weszła na galerię. Mam pełno jej zdjęć. Miała włączone kontakty. Przeglądała kogo mam numer. Podniosła na mnie wzrok, dosłowniej na moje oczy. Zapatrzyłem się. Delikatnie podniosła moją dłoń i wsadziła w nią moją własność. Spojrzałem na telefon i wydawał mi się jakiś podejrzany. Choć był taki jak zawsze. Może dlatego że ona go trzymała. Włączyłem go i sam nie wiedziałem co chce zrobić. Poczułem jak moja księżniczka się do mnie jeszcze bardziej zbliża. Przejechała palcem po ekranie i włączyła jeden z numerów telefonów. To był jej numer! Alleluja! Dała mi swój numer! Jakbym nie był w towarzystwie to bym chyba krzyczał, skakał i śpiewał z radości. Powiedziała do mnie cicho tak, aby tylko ja to usłyszał.

Astrid: Teraz możesz sobie ustawić jedno z moich zdjęć, których tyle masz. – moje oczy się powiększyły do nieprawdopodobnych rozmiarów. Widziała te wszystkie zdjęcia! Ale kiedy?! Że ja nie zauważyłem jak brała ten telefon. I co ja mam teraz zrobić… powiedzieć?

Czkawka: Yyyyy… to… - czułem jakby mi ktoś gardło podcinał. Ratunku! Jak ja się wytłumaczę?

Astrid: Proponuję to – wzięła mi ponownie komórkę i włączyła galerię. Wyświetliła zdjęcie, które miałem na tapecie jeszcze przed zmienieniem. Widzę, że jej też się podoba. Byłem lekko sparaliżowany. Co tam lekko, strasznie. Nie mogłem ruszyć nawet palcem. Już się boję co sobie o mnie myśli. Psychol ją śledzi i robi jej zdjęcia. Ja to nigdy nie mam szczęścia. Kiedy już ustawiła mi zdjęcie w kontaktach oddała mi komórkę. Ja już się tak nie denerwowałem. Popatrzyłem przed siebie i ujrzałem Smarka, który wyglądał jak burak ćwikłowy. Cały czerwony. Ojjj, zazdrość go od środka zżera. Super uczucie. Śledzik ponownie zapytał o film i już wszyscy byli na nim skupieni. No prawie wszyscy, oprócz mnie. Myślę nad jakimś naprawdę dobrym planem ucieczki. Żeby tylko mnie nie zatrzymała jak będziemy wychodzić od Smarka, bo nie mam pojęcia co ja jej powiem. Pustka w głowie. Byłem zamyślony już dobre 10 minut. Ktoś zaczął mnie szturchać.

Czkawka: Y tak, o co chodzi?

Astrid: Pytamy jaką ty masz propozycję? – nie wiedziałam o co się rozchodzi – Na film? – aaa, ja taki tępy.

Czkawka: No nie wiem. Myślałem o tym w domu i przyszło mi na myśl, aby nakręcić o … uzdolnionym nastolatku odrzuconym przez społeczeństwo, ale na końcu wszystko kończy się dobrze? – tak naprawdę to nie myślałem o tym w domu, ale trzeba było coś wymyśleć na szybko. Skąd mi się wziął taki pomysł? Za dużo się naoglądałem tych wszystkich „Trudnych Spraw” z mamą. Nie wiem czy coś z tego mojego pomysłu będzie. Śledzik coś tam analizował i powiedział:

Śledzik: Wydaje mi się, że pomysł Czkawki jest całkiem niezły. No bo popatrzcie, wszyscy będą kręcić o jakichś głupotach w ogóle nie potrzebnych w życiu. Ten temat może pokazać jaka jest nasza ponura rzeczywistość. Czyli odrzucenie społeczne. Świetne! Bierzemy! – byłem zdziwiony, że w ciągu 15 sekund potrafiłem wymyślić nasz film. Nowy rekord. - Czkawka? Pomożesz mi go potem ogarnąć, bo przecież to twój pomysł i nie wiem co dokładnie miałeś na myśli. Ale to już u mnie w domu. Moja mama po mnie przyjedzie to pojedziesz ze mną.

Czkawka: Okej, spoko. – jest! Już wiem jak wymigać się od pytań Astrid. Pojadę ze Śledzikiem i nie będzie miała okazji nic się mnie zapytać. Genialny plan. Przyjaciel coś tam notował, a my siedzieliśmy i czekaliśmy aż skończy. Po co to tak wszystko zapisywać? Przecież każdy wie że wszystko zapamięta.

Sączysmark: Śledzik, długo jeszcze? – zapytał zniecierpliwiony.

Śledzik: Ale ja nic nie robię. Czekam aż coś powiecie.

Sączysmark: To już koniec spotkania?

Śledzik: Ja nie mam więcej pytań. No chyba że wy macie?

Astrid: Owszem. Ja mam jedno? – zwróciła się do mnie. – jak ta historia ma się skończyć? – nie no?! Znowu każesz mi myśleć na szybko. Już nie wyrabiam.

Czkawka: Dobrze.

Astrid: Czyli jak? – dociekała. Co ja robot jestem?

Czkawka: Na przykład, że pod koniec, główny bohater… - nie wiem.

Astrid: Znajduje miłość, jest szczęśliwy i doceniany przez innych? – ooo?

Czkawka: No na przykład. – Śledzik ponownie wyciągną zeszyt i coś tam zapisał.

Śledzik: No to zakończenie mamy. Może resztę zaplanuję już w domu.

Sączysmark: Mi się nie podoba! To jest beznadziejne. Nie przyjmie się! Co to w ogóle za historia o odrzuceniu i miłości? To się nie trzyma kupy. Wymyślcie coś innego.

Śledzik: Jak ci coś nie pasuje to sam sobie nakręć film!

Sączysmark: Nie będę nic sam kręcił! Macie zmienić fabułę.

Śledzik: Nic nie będzie zmieniane! Zaakceptuj to albo wypad! – ooo Śledzik pokazał pazurki… Smark nic więcej nie powiedział tylko usiadł wściekły. – Chyba już możemy jechać do domów. Ja swoje powiedziałem. – kiwnęliśmy głowami i udaliśmy się po kurtki.

Chwyciłem swoją kurtkę i otworzyłem drzwi. Za mną wyszli już wszyscy przyjaciele. Szedłem po białych kamyczkach w stronę drogi. Gdy już doszedłem do jezdni zatrzymałem się i poczekałem na Śledzika. Dziewczyny mnie ominęły i przeszły na drugą stronę. Przyjaciel doszedł do mnie i wyciągnął telefon. Wykręcił numer i zadzwonił. Rozmawiał przez kilkanaście minut i się rozłączył. Podszedł do mnie i poinformował mnie, że jego mama przyjedzie na pięć minut. Jeszcze sporo czasu. Sięgnąłem do kieszeni, aby wyciągnąć komórkę, ale jej tam nie było. Przeszukałem wszystkie kieszenie jakie miałem i się zaniepokoiłem. Nigdzie nie mam telefonu. Zostawiłem go u Smarka? Chyba nie… a może. Podszedłem do Śledzika i powiedziałem że idę jeszcze na chwilkę do Sączysmarka. Odwróciłem się i już miałem zmierzać w stronę domu kolegi, gdy dobiegły mnie krzyki dziewcząt.

Astrid: Czkawka!! – odwróciłem się i doznałem szoku. Astrid trzyma w ręku moją komórkę. Ale jak?! Jak ona ją wzięła? Te kobiety to są jednak przebiegłe jak lisy. Zawróciłem i przeszedłem na drugą stronę.

Czkawka: Skąd masz mój telefon? – zapytałem zdziwiony.

Astrid: Jak nie pilnujesz to trzeba skorzystać z okazji. – trzymała w rękach moją własność. Chciałem ją przechwycić, ale mi nie dała i machała nim na prawo i lewo. Próbowałem w jakiś sposób ją zdezorientować, ale się nie dało. Uciekła z moim telefonem na przystanek i usiadła na ławce. Poszedłem za nią i popatrzyłem się na nią spojrzeniem, którego powinna się bać, a ona się z niego śmiała. Nie rozgryzę tej dziewczyny. Jeszcze raz próbowałem odzyskać komórkę, ale bezskutecznie. Uparło się dziecko i nie chce oddać. Usłyszałem szum. Odwróciłem się i ujrzałem samochód podjeżdżający pod Śledzika. No świetnie, jego mama już przyjechała, a ja nie mam telefonu.

Czkawka: Ja już muszę jechać, no oddaj… - próbowałem jeszcze raz to od niej wyciągnąć. Niestety nie dawała za wygraną.

Astrid: Nie oddam! Mowy nie ma! – mówiła to śmiejąc się. Chyba nie zostaje mi nic innego jak…

Czkawka: Śledzik! Jedź beze mnie, bo ja muszę odzyskać telefon, - mówiłem ciszej – który mi panienka zabrała i nie raczy oddać… - zaśmiała się.

Śledzik: Okej, a przyjedziesz potem? – krzyczał z samochodu.

Czkawka: Nie wiem, zobaczę! – samochód odjechał a ja stanąłem z rękami splecionymi za piersi i czekałem aż odzyskam moją własność.

Astrid: Co tak stoisz?

Czkawka: Czekam na komórkę.

Astrid: No to się nie doczekasz kochanieńki…

Czkawka: Ah tak? – podszedłem bliżej i oparłem rękę o ścianę nad jej głową. Patrzyła się na mnie tymi paczałkami w których się topię. Nie wiem co się działo. Czas staną. Utopiłem się w jej spojrzeniu. Mógłbym tak się gapić dzień i noc i nigdy mi się to nie znudzi. W jej błękitnych oczach widziałem siebie, który już nie był zły, stał się spokojny niczym woda która jeszcze przed chwilą falowała, ale się uspokoiła. Znowu byłem blisko niej i znowu zaczyna mi serce walić jak oszalałe. Ja oszalałem… na jej punkcie. Tak bym złapał i już nie wypuścił. Poskładał i schował do kieszeni, tak żeby już mi nie uciekła, żeby była moja już na zawsze. Patrzyliśmy tak sobie w oczy i nie mieliśmy pojęcia co się dzieje. To był jakiś trans, z którego nie można się wyrwać. Astrid zamknęła oczy, ale po chwili je otworzyła. Z jej ust wydobył się słodki dźwięk, który potocznie nazywamy głosem.

Astrid: Skąd masz moje zdjęcia? – spytała bardzo spokojnie. Zaniepokoiłem się, bo myślałem że ten temat przeszedł już do historii. Co ja jej odpowiem. Ta spokojna woda, którą byłem zaczęła ponownie falować i po chwili zrobił się z niej niespokojny potok, który był w mojej głowie. Spuściłem z niej wzrok i usiadłem obok. Wyglądam na spokojnego, ale w głębi serca rozdziera mnie niepewność i strach. Nie wiem co powiedzieć. Czułem na sobie jej spojrzenie. Moje za to było wbite w drzewo rosnące po drugiej stronie. Nie mogę teraz na nią spojrzeć. Pierwszy raz w życiu nie chcę z nią rozmawiać. Wiem, że nie odpuści. Po to zabrała mi telefon, żeby się dowiedzieć skąd mam zdjęcia. No ale, nie dziwię się wcale. Ja też by był ciekawy takiej rzeczy. Spuściłem głowę i teraz mój wzrok skierowany był na beton. Muszę coś powiedzieć.

Czkawka: Jak chcesz to je wszystkie usunę.

Astrid: Nie, nie musisz, bo wiesz… też mam jedno twoje zdjęcie. Pokazała mi wyświetlacz telefonu. Stałem pod oknem i opierałem się o parapet. Wiem w który to było dzień. Środa tydzień temu. Ale po co jej moje zdjęcie? No niby nie powinienem zadawać tego pytania, bo sam mam jej, no ale ja mam aby sobie na nią popatrzeć, ale po co jej? Chyba nie włącza je sobie wieczorem i nie duma jaki ja jestem przystojny.

Czkawka: Skąd je masz?

Astrid: Zrobiłam, aby sobie na ciebie popatrzeć. – spojrzałem na nią zszokowany. Ja chyba coś źle usłyszałem. – Nie patrz się tak na mnie bo ciarki przechodzą. Po prostu mam i będę miała. Przestępstwo?

Czkawka: No nie…

Astrid: Czyli ja też nie będę się pytała skąd masz moje. Ale tak jeszcze na marginesie, sporo ich jest – uśmiechnęła się. Ja też.

Czkawka: Tylko po to zabrałaś mi telefon? Żeby mi o tym powiedzieć?

Astrid: Nie. Miała całkiem inny cel. – zdziwiłem się – zastanawiałam się z Larą, czy być nie pojechał jutro z nami na basen? Wiem, że znowu, ale mam umówionego nauczyciela pływania i chciała bym żebyś skorzystał z jego lekcji. Co ty na to?

Czkawka: Nie mam nic do roboty, więc tak, w chęcią się z wami wybiorę.

Astrid: Bosko. – powiedziała szczęśliwa.

Czkawka: Ale było trzeba aż mi telefon zabierać , nie można było po prostu spytać?

Astrid: Było, ale ja chciałam z tobą wrócić do domu. – uśmiechnęła się słodko i oddała mi komórkę.

Czkawka: Dziękuję.

Astrid: Masz mój numer to masz wieczorem zadzwonić okej? – łał!

Czkawka: Pewnie, zadzwonię. – zerwała się z miejsca ponieważ przyjechał autobus. Wsiedliśmy i pojechaliśmy do swoich domów. To zarazem najgorszy jak i najlepszy dzień jaki mnie spotkał. Ostatnio często nam takie dni. Może dlatego że mam przy sobie Astrid?


Rozdział 14[]

Czkawka[]

Siedzę w moim pokoju i słucham muzyki na słuchawkach. Jest około godziny 9 rano. Nie wyspałem się. Wczoraj siedziałem do późna w nocy i rozmawiałem z Astrid. Zawsze kiedy chciałem się rozłączyć, ona narzucała nowy temat. Nie ma się gdzie wygadać czy co? No nic, mieliśmy przeróżne tematy. Między innymi naszego filmu. Ustaliliśmy, że ja będę grał główną rolę, ponieważ to był mój pomysł i tylko ja wiem, jakie cech mają być oddane w projekcie. Na początku nie byłem zachwycony, ale potem się przekonałem, ponieważ Astrid będzie tą moją miłością. Tylko dlatego się zgodziłem, bo pchanie się do takich rzeczy mnie za bardzo nie kreci. No ale, czego nie robi się dla sztuki. Mi sztuka… ja będę się starał jak tylko mogę, a Smark i tak to źle nagra. Zobaczymy jak to będzie. Rozmawialiśmy też o dzisiejszym basenie. Mam pojechać tym autobusem co jest o 10:28. O 11:30 przyjeżdża ten cały nauczyciel pływania. Nie powiem, przyda mi się ta lekcja, bo jak dziewczyny pływają to ja siedzę i się patrzę. Nie ma tak! Też będę pływał, może nie będę tak dobry jak one, ale warto próbować choć troszeczkę. Mam nadzieję , że nie będą chciały mnie utopić – znowu. Jakby co, to będę się ratował. Chcę jeszcze troszkę pożyć na tym świecie. Jej myśli były przeróżne. Myślała kiedyś , aby skoczyć z mostu. Zaskoczyła mnie tym. Odradzałem jej to, ale ona ma to w głowie i jak będzie taka potrzeba to skoczy. Jak już mówiłem- nie ogarniam dziewczyny. Chciałem się o niej dowiedzieć jak najwięcej, ale ona nie chciała za wiele mówić. Nawet nie wiem gdzie mieszka. Tylko wiem gdzie wsiada do autobusu. Trzeba kiedyś zaobserwować gdzie to się po szkole udaje. Tak gadaliśmy sobie z 2 i pół godzinki może? Rozgadała się nieco. I jak już się rozłączyliśmy to było około pierwszej w nocy. Rozumiem że niedziela i tak dalej, ale ktoś tu musi się wyspać. Niestety, nawet jak się położyłem po wyłączeniu, to i tak się nie wyspałem, dlatego dziś taki ledwo żywy. Spojrzałem na zegarek. 10:15. Trzeba się zbierać. Wyłączyłem muzykę i wsadziłem słuchawki i telefon do plecaka. Zbiegłem na dół po schodach i wpadłem do salonu. Siedzieli tam moi rodzice. Jeszcze nie wiedzą , że jadę na basen. Przydało by się ich poinformować.

Czkawka: Słuchajcie, jadę na basen z koleżankami. Wrócę jakoś po 16. – już miałem iść, ale zatrzymał mnie swoim głosem tata.

Stoick: Ooo, z koleżankami powiadasz? A ładne te twoje koleżanki? - ale ciekawski. A co mi tam, podroczę się z nim troszkę.

Czkawka: Owszem, ładne. Nawet bardzo, a w szczególności taka jedna. – jestem ciekawy co tam się dzieje teraz w jego głowie. „O ładne” , „A w szczególności taka jedna”. Tornado!

Stoick: To lepiej już jedź do nich, jedź. Ale potem masz mi powiedzieć jak było. Ze szczegółami. – i on myśli, że ja mu powiem? Pfff… Chyba śni.

Czkawka: Pff… zastanowię się – mowy nie ma!

Jest 10:23. Trzeba już iść bo nie zdążę. By mnie normalnie ukatrupiły. Wzułem buty, chwyciłem plecak i nacisnąłem klamką. Zmierzałem w stronę bramki. O matko! Autobus jedzie. Stoop! Podbiegłem kawałeczek i wsiadłem do pojazdu. Zająłem miejsce po środku busa, ponieważ z tyłu było jedno zajęte, a 2 wolne. Nie za bardzo tam usiąść. Jakiś rozklekotany ten autobus. Trzęsie nim na wszystkie strony. Zaraz do rowu się wyglebie. Skaczę na tym fotelu pod sam sufit. Nie wiem jakim prawem puszczają jeszcze te badziewia na drogę. Ze 30 na godzinę to jedzie. W takim tępię to my nigdy nie dojedziemy. Żeby się troszkę uspokoić wyciągnąłem telefon i włączyłem zdjęcie Astrid. Mam je ponownie na tapecie i ponownie muszę je zmienić, niestety. Bo pomyśli sobie że całkowicie mi odbiło na jej punkcie. No bo odbiło, ale ona nie musi o tym wiedzieć. Zmieniłem na ten sam las, co miałem wczoraj u Smarka. Jakoś nie miałem co robić, więc przeglądałem facebook’a Nic ciekawego. Zaczyna mnie to już nudzić. Jestem taki zacofany. Innie to mają jakieś instagramy, aski i nie wiadomo jeszcze jakie wynalazki. Ja mam tylko fb i mi wystarczało… do teraz. Jak wrócę to zakładam tego całego instagrama. Wiem tylko, że tam nie ma się znajomych, tylko się nawzajem siebie obserwuje. Zacofanie społeczne i tyle. No nic. Po około 7 minutach podjechaliśmy pod przystanek na którym wsiada Astrid. Albo się przywidziałem, albo jej tam nie ma. To by były jaja jakby ja, sam, taki cielaczek jedzie w obce miejsce. Na szczęście się przywidziałem. Moja kochana księżniczka skasowała bilet i podążyła w moją stronę. Usiadła obok i przywitała się ze mną dając mi całusa w policzek. Przyzwyczaję się jeszcze i co będzie.

Astrid[]

Usiadłam obok Czkawki. Jakiś był niedostępny. Jakby ciałem był w autobusie, a duchem bąkał się niewiadomo gdzie. Pewnie myśli. Nie będę mu przeszkadzała. Wyciągnęłam słuchawki i telefon z mojej torby. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam muzykę. Trzeba odpłynąć w nieznane krainy. „Love Me Like You Do” moja ulubiona piosenka. Oparłam się wygodnie o siedzenie i zamknęłam oczy. Czułabym się jak w niebie, gdyby tym autobusem tak nie trzęsło! No trudno. Dobrze że w ogóle jedzie. Zatrzymaliśmy się na przystanku i wsiadła moja przyjaciółka. To znaczy jedna z dwóch przyjaciółek. Heathera nie chciała jechać. Za to Lara bardzo nalegała na ten wyjazd. Usiadła sobie przede mną. Nie odwróciła się ani razu. O co jej chodzi? Później się dowiem. Dojechaliśmy na miejsce. Wyskoczyliśmy z pojazdu i podążaliśmy w stronę basenu…

***

Wyszłam z szatni i ujrzałam już czekającego na nas Czkawkę. Podeszłyśmy i upewniłyśmy się że możemy już iść pływać. Weszliśmy na otwarty basen i od razu moją uwagę przykuł mężczyzna w czerwonej koszulce. To ten nauczyciel pływania. Uczyłam się u niego. Dobrze tłumaczy i dlatego zarezerwowałam u niego miejsce dla Czkawki. Jeszcze lekcja się nie zaczęła. Chyba jest jakieś opóźnienie. No trudno, to popływamy sobie. Czkawka idzie przede mną. Może urządzimy mu niezapowiedzianą kąpiel? Podbiegłam do zamyślonego chłopaka i popchnęłam do basenu. Wpadł z wrzaskiem. Haha, nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń. Wynurzył się i otrzepał włosy. Łał! Jak on ślicznie wygląda. Popatrzył się na mnie podejrzanym wzrokiem, z którego ja się śmiałam. Usiadła na krawędzi, ale po chwili zostałam wciągnięta do wody. Hehe, ten Czkawka, myśli że mnie tym przestraszy? To dla mnie przyjemność być w wodzie. Podpłynęłam do takiej mini fontanny - jeżeli można to tak nazwać - i położyłam się na wodzie która wytryskała w górę. Jaki masaż pleców sobie zafunduję. Lara i Czkawka dołączyli do mnie i nurkowali obok. Gdy zauważyłam że nauczyciel wzywa wszystkich do siebie, musiałam o tym poinformować Czkawkę. Zanurkowałam i na siłę wynurzyłam chłopaka.

Czkawka: Ej no, dobrze mi szło! – powiedział oburzony.

Astrid: Zaraz będziesz jeszcze lepszy jak pójdziesz na lekcję. – pokazałam na nauczyciela czekającego na wszystkich.

Czkawka: O! To już? – był troszkę zaskoczony.

Astrid: Tak, już! Idź bo nie zdążysz. – popchnęłam go i poszedł.

Gdy Czkawka udał się na lekcję, ja postanowiłam popływać sobie z Larą. Urządziłyśmy sobie zawody kto szybciej przepłynie trzy baseny. To dość dużo, ale ja dam radę! Jestem twarda, nieugięta i nigdy się nie poddaję. Jak czegoś chcę to to dostaję, a jak nie chcą mi dać, to sobie po prostu biorę. Taka jestem i nikt tego nie zmieni. No chyba, że ktoś będzie miał na mnie dobry wpływ, ale kto? Nie spotkałam jeszcze osoby, która by mnie nie ogłupiała. Każdy kto się do mnie zbliży zostaje już na stałe zapleciony w moje życie. Czasami nie wiem co mówię, ale teraz dokładnie wiem co. Tak został wpleciony Sączysmark, niestety teraz już nie dam rady go wyplątać. To niemożliwe. Przyczepił się jak rzep psiego ogona. To moja wina! To ja chciałam być popularna i rozpoznawalna jako dziewczyna kapitana najlepszej drużyny w województwie. Zawaliłam, teraz to wiem. Ale byłam zaślepiona tą sławą jaką on przynosił. Też taka chciałam być i proszę, jestem. Mam to co chciałam. Ale są tego poważne konsekwencje. Znoszenie tego głupka w każdy dzień w szkole, na każdej przerwie muszę go oglądać. To okropne. Ale sama sobie takiej bidy narobiłam. Nie będę zaprzeczać bo to wszystko prawda. Chcę się odizolować… ale jak? Od tych wszystkich ludzi którzy mnie na co dzień otaczają się nie da. Może to i dobrze. Jeszcze bym na tym ucierpiała… psychicznie głównie. To nie na moje nerwy. Może i wyglądam na spokojną osobę – czy nie wyglądam ? – ale tak naprawdę czasem mam chęć kogoś wytarmosić za włosy – głównie dziewczyny, bo raczej chłopaki nie mają zapuszczonych długich, ale zdarzają się czasem tacy głupole co chcą się upodobnić do płci pięknej, nie ogarniam – mniejsza z tym. O czym ja mówiłam?... Zapomniałam. No nic. Pływałam z Larą już przez dłuższy czas. Zmęczyłam się, nie powiem. Muszę odpocząć. Podpłynęłam do tej samej „fontanny” co byłam wcześniej. Przyjaciółka oczywiście zrobiła to samo, zawsze robi to co ja. To czasami wkurza. Ale teraz to i dobrze. Muszę się wygadać. Muszę powiedzieć coś, co już od dłuższego czasu leży mi na sercu.

Leżałam tak na tej wodzie i myślałam kiedy będzie ten odpowiedni moment, aby powiadomić ją o moich uczuciach. Nigdy nie był odpowiedni. Zawsze coś nam przeszkadzało, albo mi brakowało odwagi. Za chwilę Czkawka przyjdzie i już jej tego nie powiem. Zbieram się w sobie już od ponad 15 minut. Non stop chcę coś powiedzieć, ale czuję jakąś blokadę w gardle, która z minuty na minutę staje się coraz potężniejsza. Jestem przecież nieustraszona Astrid Hofferson! Co jest ze mną? Może po prostu boję się jej reakcji. A jak mi nie pomoże tylko powie żebym dała sobie spokój? Tego najbardziej się boję. Ale zaraz, ona jest przecież moją przyjaciółką. Przyjaciółka zawsze wysłucha i pomoże. Tak! Mówię! … Nie! Dobra, Astrid! Bierz się w garść i wyciąg wreszcie ten jęzor na zewnątrz! Zsunęłam się w wody która delikatnie masowała mi plecy. Lara leżała na leżaku wodnym :p Podpłynęłam do niej i zaczęłam rozmowę.

. Astrid: Wiesz co? Jestem w rozsypce. – powiedziałam przygnębiona. Podniosła głowę do góry i na mnie spojrzała. Moja twarz była smutna. Mój uśmiech znikł z twarzy. Nie było go, choć zawsze nie dało się go zlikwidować. Zmartwiła się i zeszła z leżaka do wody i podpłynęła do mnie.

Lara: Co się stało? – troskliwie zapytała. Jakoś zrobiło mi się lepie. Jej głos zawsze mnie uspokaja. Twarz miała przyjemną i choć wyglądała na poważną było można dostrzec jej minimalny uśmiech. Uśmiechnęłam się. Humor mi się jakoś poprawił. Jestem nienormalna.

Astrid: Ty nawet jak jestem w strasznym stanie potrafisz mnie pocieszyć.

Lara: Nie ja, a mój uśmiech. Gdy się śmiejesz świat wydaje się być piękniejszy. Sama mi to kiedyś powiedziałaś. Ja tylko to powtarzam. – jest wspaniałą przyjaciółką. – A teraz mów co Ci leży na sercu. – znowu nie dam rady. Blokada. Świetnie. Może to i dobrze. Sama coś wymyślę.

Astrid: Wiesz co? Już nic. – chyba ją to nie przekonało.

Lara: Astrid? Co ty za szopkę odstawiasz? – zrobiłam zdziwioną minę.

Astrid: Ja?! Ja nic nie odstawiam. Po prostu, już nie ważne.

Lara: Astriiid?

Astrid: No co?

Lara: Już mi tu mówić o co chodzi? – no i się wkopałam. Powiedzieć jej. No normalnie dylemat życia. Dziewczyno , ogarnij się! Powiem!

Astrid: Kim dla ciebie jest Czkawka? - jak ja to z siebie wydusiłam to nie mam pojęcia. Była troszkę zaskoczona. Myślała chwilę i opowiedziała mi. Tego się nie spodziewałam.

Myślałam że będzie mi tu kazanie wygłaszać, a tu tylko coś takiego? Zaskoczyła mnie tym.

Lara: Nie wiem… - tak właśnie brzmiała jej odpowiedź. Pokręciła głową i zanurzyła się pod wodę. Czuję się zmiesza tą całą sytuacją. Była nieźle zaskoczona. Mówiłam jej kiedyś, że Czkawka jest słodki i w ogóle, ale na to zareagowała machnięciem ręki. Nie interesuje mnie co ona myśli. Może mi odradzać jego osobę, ale ja się nie poddam. Czuję się przy nim tak… jakoś swobodnie. Nie muszę nikogo udawać. Jestem sobą. Co jest w nim takiego pociągającego? Może to że jest naturalny i nikogo nie udaję. Chyba że taki naprawdę nie jest, tylko przy mnie się tak zachowuję. Ale raczej nie. Każda dziewczyna dała by się poćwiartować za niego. Ja włącznie. Podoba mi się. Bardzo. (… ) O matko! Ja muszę z nim chodzić! Za każdą cenę. Będzie mój! Nie oddam. Za skarby świata, mój mój i tylko mój! Trzeba coś wymyśleć. Przydałby się jakiś naprawdę dobry plan. Ale zaraz… to chłopak powinien walczyć o dziewczynę, a nie dziewczyna o chłopaka. A tam , trudno! Widzę, że ja też mu się podobam, więc to nie problem zacząć jako pierwsza. OK. Teraz tylko trzeba coś wykombinować. Nie! Idzie! No trudno… wykorzysta się to, o czym myślałam na samym początku.

Przyszedł z lekcji i wskoczył z wielkim rozpryśnięciem się wody do basenu. Wynurzył się obok mnie. Jego buzia cały czas się śmiała. Jaki on uroczy. Popchnęłam go i wpadł na jakąś panią. Heh, dobre. Przeprosił ją i podpłyną do mnie.

Astrid: Jak na lekcji? – spytałam szeroko się uśmiechając. Przewrócił oczami i zaczął się oglądać. O co mu chodzi? Też się rozglądnęłam i nadal nie wiem czego on szukał. Jest normalnie… tylko tak jakby wszystko pod wodą. Że jak? Jestem w wodzie, to znaczy pod. Ten słodziak specjalnie mnie zdezorientował, aby wepchnąć mnie pod wodę. Tak, tak, musiał się odwdzięczyć za to popchnięcie. Wszystko rozumiem. Wynurzyłam się i przetarłam oczy z kropelek wody jakie się tam dostały. Czkawka się śmiał. Ja mu dam. Czas na mój plan. – Ha ha, ale śmieszne.

Czkawka: Ja ci się tylko odpłacam. – wzruszył ramionami. Lara nagle pojawiła się obok nas.

Lara: No to jak na lekcji? – zwróciła się do Czkawki.

Czkawka: A dobrze. Dużo się nauczyłem. Jeszcze będzie jakaś lekcja, ale nie wiem kiedy. – jak cudownie wygląda jak udaje obojętnego.

Astrid: Fajnie. Słuchaj – powiedziałam do Czkawki – zrobimy sobie konkurs.

Czkawka: Okej. A na czym będzie on polegał? – zapytał.

Astrid: Będzie bardzo prosty. Po prostu kto dłużej wstrzyma oddech pod wodą. – uśmiechną się podejrzanie. No to startujemy. Na trzy-cztery zanurzyliśmy się. Nie powiem, jest dobry. Ale mnie nie pobije. Po około 50 sekundach zabrakło mu powietrza i wynurzył się. Ja po jakichś 4 sekundach po nim. – Haha wygrałam! – i o to chodzi… teraz tylko musi się zgodzić.

Przetarł oczy i zwrócił się do mnie tym swoim kochanym głosikiem.

Czkawka: No cudownie. Wszystko przez to że wziąłem za mało powietrza. Jeszcze raz! – ooo , dobra jak tam chce.

Astrid: Naprawdę tego chcesz? – spytałam.

Czkawka: Tak, teraz przegrasz! – okej, niech będzie. Będzie jeszcze fajniej niż przypuszczałam. Wzięliśmy głębokie wdechy i pod wodę. Teraz byliśmy dłużej… ale i tak Czkawek pierwszy się wynurzył. Mówiłam że mnie nie pobije. Za dobra jestem i za długo pływam, aby mnie pobić. Może by się udało dziewczynom, ale nie jemu. – Ejjj no. To nie fair! – jaki oburzony. – Jeszcze raz! – przytaknęłam. Będziemy tak rywalizować aż mu się nie znudzi. Znowu wdech… i wynurzenie słodziaka. – Dobra, poddaję się!

Astrid: Ze mną nie wygrasz, za dobra jestem. – przewrócił oczami i chciał już odpłynąć, ale go zatrzymałam. – E e, nie tak szybko. A gdzie nagroda? – no to teraz będą jaja. Ciekawe co sobie o mnie pomyśli.

Czkawka: Jaka nagroda? Nic mi nie mówiłaś, że kto wygra coś dostanie. – był zaskoczony i o to chodzi.

Astrid: Chyba wiadomo że rywalizacja na tym się opiera. Wygrałam trzy razy, należy mi się coś! – dodatkowy argument.

Czkawka: To co byś chciała? – oj Czkawka, nie chciałeś zadać tego pytania. No to zaczynamy przedstawienie. Udawałam chwilę że myślę i nagle wpadam na wspaniały pomysł. Aktorka ze mnie :3

Astrid: Okej, to moja nagroda…

Czkawka: Niech zgadnę? Mam ci kupić pepsi? – mało inteligentny jesteś Czkawkowski. ( o matko, ale żem wymyśliła xD)

Astrid: A nie, coś lepszego? Chcesz zgadywać?

Czkawka: Nie chce mi się. Powiedz. – zaczynamy.

Astrid: Jutro na przerwie, przed uczniami ze szkoły i Smarkiem… masz mnie pocałować.

NEXT ♪


Czkawka[]

Ja śnie. Wytrzeszczyłem oczy tak, że prawie mi wyleciały z orbit. Ona chce, abym ją jutro… na przerwie… przed wszystkimi… i Smarkiem… pocałował?! Ja nie wierze. Tu są jakieś ukryte kamery, one mnie robią w konia. O co w tym wszystkim chodzi? Podejrzane, bardzo podejrzane. Nie wierze w żadne słowo. Ona sobie robi ze mnie jaja. Dlaczego? Co ja jej zrobiłem? Co zrobiłem źle? Aż tak zestresowanie wyglądam? Próbowałem to jakoś ukryć, ale ona i tak to dostrzegła. Ma sokoli wzrok. Wszystko zobaczy. Ale po co ten konkurs, jak i tak wiedziała że wygra. No tak, właśnie po to. Co mam teraz zrobić? Jak odmówię wyjdę na idiotę, że najładniejsza dziewczyna w szkole – dla mnie na świecie – prosi mnie o takie coś, a ja odmawiam. Jak się zgodzę to nie wiem co może się stać. Wyśmieją mnie! No trudno, raz kozie śmierć.

Czkawka: Okej, zgadzam się. – uśmiechnęła się bardzo szeroko i zanurkowała. Ja mam ją teraz unikać? Co ja żem najlepszego nawyprawiał?! Wpakowałem się w niezłe bagno, z którego nie da się wyjść. Nie wiem co mam myśleć. Chyba za dużo tego wszystkiego na raz. Co ja gadam? Przecież dziś nic takiego nadzwyczajnego się nie wydarzyło, no oprócz tej całej nagrody. Mam mętlik w głowie. Muszę przestać myśleć. Tylko jak? Głupek ze mnie i tyle. Chciałem być blisko niej i teraz mam. Nabija się ze mnie bo zauważyła jak na nią patrzę. Tak z rozmarzeniem i iskierkami w oczach. Po prostu cudnie. Nich ten basen już się skończy.

Lara: Czkawka! Chodź, idziemy już! – no chociaż jedna prośba została wysłuchana.

Muszę sobie wszystko przemyśleć, ale to już w domu. Teraz trzeba starać się być normalnym. Jakby nigdy nic. Nic się nie wydarzyło, nie było tego konkursu, zawodów. Wszystko jest tak jak dawniej. Świetnie. Z taką myślą wyszedłem z wody i podążyłem w stronę szatni. Szybko się wytarłem, przebrałem i wyszedłem na korytarz. Dziewczyny już oddawały zegarki i przeszły do miejsca gdzie są suszarki do włosów. Ja zrobiłem to samo. Wysuszyliśmy włosy i wyszliśmy na dwór. Przyjaciółki szły przede mną i rozmawiały ze sobą. Nie chciałem ich słuchać. Non stop miałem jedną i tę samą myśl w głowie. Jak to jest w ogóle możliwe. Naprawdę muszą mnie nie lubić, aby tak ze mnie żartować. Nie zrobię tego, bo mnie wszyscy wyśmieją, a Astrid mnie odstawi. Za co? Za jakie czyny mnie tak upokarzają i skazują na myślenie. To pozostanie tajemnicą , którą znają tylko one i mi jej nie wyjawią. Wsiedliśmy do autobusu i pojechaliśmy w stronę naszych domów. Zauważyłem wolne siedzenia tak po środku pojazdu. Wskoczyłem po schodkach i zająłem miejsce obok okna. Niespodziewanie dosiadła się do mnie Astrid. Z plecaka wyciągnąłem słuchawki i komórkę. Puściłem jakąś tam muzykę, nawet nie wiem jaką. W tej chwili to nie ważne. Muszę pomyśleć. To nie będzie takie proste, jak tym autobusem trzęsie na wszystkie strony. Oparłem się o niewygodne siedzenie i zamknąłem oczy. W takim hałasie powodowanym przez koła autokaru non stop wpadającego w jakieś dziury nie da się nawet usłyszeć własnych myśli. To są właśnie polskie drogi. Otworzyłem oczy i się rozglądnąłem. Coraz więcej ludzi. Tak to jest jak się wraca w godzinach powrotu dorosłych z pracy. Po około 15 minutach niewygodnej jazdy, osób było coraz mniej. Zatrzymaliśmy się na przystanku na którym wysiada Astrid. Wstała z miejsca i już miała iść, ale schyliła się nade mną i dała mi całusa w policzek. Dodała „Pamiętaj o nagrodzie” i wyszła. Sam już nie wiem czy ona ze mnie kpi czy nie. Muszę to przemyśleć. Wyskoczyłem z pojazdu i otworzyłem bramkę prowadzącą na terytorium mojego zamieszkania. W ogrodzie zauważyłem mamę, która sadziła jakieś nowe rośliny. Nie będę jej przeszkadzał. Wszedłem przez drzwi do domu, rozebrałem kurtkę i wspiąłem się na piętro do mojego pokoju. Rzuciłem plecak w kąt po wyciągnięciu z niego telefonu i słuchawek. Położyłem się na łóżku, wsadziłem słuchawki do uszu i słuchałem muzyki. W takiej atmosferze lepiej się skupić niż w rozwalającym się niemal autobusie. Próbowałem myśleć, ale moje oczy się same zamykały. Byłem taki zmęczony że nawet nie wiem kiedy, ale zasnąłem.


Rozdział 15[]

Czkawka[]

Jestem w szkole, dokładniej mamy teraz przerwę. Stoję pod klasą opierając się o ścianę. Boję się dzisiejszego dnia. Głównie dlatego że mam zrobić coś, o co mnie poprosiła Astrid. Chciałem o tym pomyśleć, ale wczoraj wieczorem byłem już tak zmęczony, że nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Obudziłem się ze słuchawkami w uszach i leżącym obok rozładowanym telefonem. Nie mam go dziś przy sobie, bo musiałem go zostawić, aby się naładował. Tak jak wspominałem, stoję pod klasą. Wokół mnie, tak jak przez ostatnie parę dni, jest zebrana duża ilość osób. Także Mieczyk i Śledzik. Rozmawiali między sobą i raz na jakiś czas zadawali mi jakiś pytanie. Obserwowałem dokładnie korytarz, szukałem Astrid. Nigdzie jej nie ma. Ogólnie nie widziałem jej dziś ani w autobusie, ani w szkole. Może jej nie ma? Chyba tego bym najbardziej w tym momencie oczekiwał. Niektórzy by mnie nie rozumieli, jakby wiedzieli co ma się dzisiaj stać. Na szczęście nie wiedzą, bo by zadręczyli mnie pytaniami na przykład: „Czego tego nie chcesz?” „Głupi jesteś?” „Ja bym się cieszył na twoim miejscu, a nie rozpaczał!” Takie zwroty bym słyszał od kolegów. Postanowiłem tego nikomu nie mówić i zostawić to dla siebie. Patrzę się przed siebie i widzę Larę rozmawiającą z Astrid. Jednak się pojawiła. Co chwila na mnie zerka, za to ja patrzę na nią przez cały czas. Może to wyglądać, jakbym czekał na odpowiedni moment, niestety tak nie jest. Boję się tego pocałunku. Nie że nie chcę, bo chcę. Tylko… jak to jest jakiś podstęp? Chcą mnie upokorzyć na oczach całej szkoły. Moje rozmyślania do nikąd nie prowadzą, tylko jeszcze bardziej odsuwają mnie od tego czynu. Dziewczyna rozglądała się co jakiś czas. Jakby kogoś szukała. Wreszcie zatrzymała wzrok na drzwiach do klasy numer 25. Wyszedł z nich Sączysmark. Ooo nie! Zmierza w naszą stronę. I co ja mam teraz zrobić? Rzucić się na nią? Stałem jak sparaliżowany. Mój wzrok był wbity w Astrid. Smark podchodził do niej, ale nie zdołał dojść. Dziewczyna ruszyła w moją stronę. W moją stronę?! Matko przenajświętsza! Stanęła na przeciwno mnie i pocałowała. Poczułem na ustach soczysty smak truskawki. Otworzyłem oczy i ujrzałem delikatne rysy twarzy. Moja złoto włosa księżniczka stoi naprzeciwko i spogląda na moje przestraszone spojrzenie tak dokładnie obserwujące nią samą. Dostrzegłem że na jej ustach pojawia się delikatny uśmiech. Mogła by ta chwila trwać wiecznie… niestety nie jest nam to dane. Usłyszałem krzyki dobiegające zza tłumu który nas okrążał. Dziewczyna się odwróciła i już dokładnie mogłem określić do kogo należały te nieprzyjemne odgłosy. Sączysmark szedł szybkim krokiem w moją stronę. Zaczął krzyczeć.

Sączysmark: Co to ma być! Co ty sobie człowieku wyobrażasz?! Że będziesz całował moją dziewczynę?! – a niech się drze – Pożałujesz tego! – zamachną się, ale mnie nie trafił. Schyliłem się i tym samym jego pięść spotkała się ze ścianą. Wrzasną z bólu. Ja tylko wstałem i obserwowałem jak rozmasowuje swoją dłoń. – Co ty sobie wyobrażasz?! Myślisz że mi ją odbierzesz?! To się grubo mylisz! Nikt nie ma do niej praw oprócz mnie! – no, tym to mnie rozwalił.

Czkawka: Co ty?!Chłopie, ona nie jest rzeczą którą możesz sobie w jakiś sposób zarezerwować lub kupić!! – chyba poniosły mnie troszkę emocje. – To człowiek! Nie masz prawa decydować o jej życiu! – darłem się na niego i wymachiwałem ze złością rękami. Zauważyłem że mamy sporą widownie. A niech się gapią. Nie obchodzi mnie to!

Sączysmark: Ciebie p*****ło! (sorry) Jesteś niczym! Zostaw ją w spokoju bo źle się to dla ciebie skończy.

Czkawka: Grozisz mi?! – podszedłem do niego i nasze spojrzenia się spotkały. Musiałam patrzeć na niego troszkę z góry, ponieważ jestem wyższy. Czuję obrzydzenie jego osobą. Coś się we mnie gotuję. Zaraz wybuchnę! Mam ochotę tak go sprać, że się nie pozbiera. Już miałem go uderzyć, ale moja ręka została zatrzymana. Popatrzyłem na osobę która ją złapała i od razu się uspokoiłem. Te błękitne oczęta potrafią uspokoić nawet najbardziej porywisty wiatr. Spoglądałem na nią ze spokojem, za to ona z niepokojem. Opuściłem dłoń a ona ją puściła. Popatrzyła się na grążącego mi chłopaka i się odezwała.

Astrid: Zostaw go w spokoju. On ci nic nie zrobił, to dlaczego się rzucasz? – powiedziała opanowanym głosem. Jak ona może zachować spokój w takim momencie?

Sączysmark: Jak nic nie zrobił?! Całował cię! – krzyczał na nią. Coś czuję że nie powinienem się teraz wtrącać do rozmowy. Jeśli to można nazwać rozmową.

Astrid: Z tego co wiem to ja go pocałowałam? Powinieneś na mnie się rzucić. – jest niezwykle spokojna. Ja też stałem się spokojny. Ona przynosi opanowanie i rozsądek ze sobą. Działa na mnie, szkoda że nie na tego drugiego.

Czkawka: Zostaw ją w spokoju. – powiedziałem normalnym głosem, jak podczas zwyczajnej rozmowy.

Sączysmark: Jaka para nam się tu zgrała! Mnie nigdy tak nie broniłaś!

Astrid: Broniłam, wiele razy. Tylko ty byłeś non stop zapatrzony w siebie i tego nie zauważałeś! – już podniosła głos. Nie chcę aby doszło do niepotrzebnej, gniewnej wymiany zdań. Ponownie. Stanąłem pomiędzy byłą parą i się odezwałem.

Czkawka: Daj se spokój koleś. – zrezygnowany spojrzał na mnie gniewnie. Odwrócił się i podążył korytarzem w stronę okna. Idąc, uderzył jeszcze parę razy w drzwi pięścią.

Już nie patrzyłem na niego, bo szkoda mojego cennego czasu na tego głupka. Spojrzałem na tłum stojący w jeszcze większej ilości niż zawsze. Nie dziwię się. Mój wzrok utkwił teraz na Mieczyku i Śledziku, którym prawie oczy wyleciały z orbit i zęby wypadły z buzi. Śmieszny widok. Skierowałem spojrzenie na odchodzącą Astrid. Czemu odchodzi? Wszyscy także się rozeszli. Zostałem tylko ja. Dopiero po chwili spostrzegłem, że zadzwonił dzwonek na lekcję. Chwyciłem plecak za ramię i wbiegłem do klasy. Nie będę mógł się skupić przez to co się wydarzyło. A dużo się wydarzyło.


*Po lekcjach


Ubieram białą koszulkę z jakimiś kolorowymi malowidłami. Jestem w szatni i zaraz udaję się na salę gimnastyczną. Mamy trening. Trener dziś będzie obserwował jak ćwiczymy. Niestety tam gdzie tata, tam i syn. Sączysmark także będzie. Nie powiem, nie pomaga. Chciałabym zapomnieć o tym incydencie na przerwie. Głównie o kłótni. Bo całusa jaki mi Astrid zafundowała zapomnieć nie zamierzam. Stoję przed chłopakami i czekam na pana Jorgensona. Nie wiem, albo to my jesteśmy za wcześnie, albo to on się spóźnia. No nic, poczekamy ile będzie trzeba. Wszyscy usiedli na parkiecie, bo nie chciało im się tyle stać. Ja chodziłem w kółko myśląc gdzie trener się podziewa. Po trzech minutach wyszedł z kantorka wraz z synem. Chłopcy wstali i czekali na polecenie do wykonania. Pan Jorgenson przemówił.

Trener: Przepraszam bardzo za spóźnienie i że musieliście tyle czekać, ale musiałem porozmawiać z synem. – wszyscy patrzyli się na niego uważnie. – Sączysmark chciałby już przejąć posadę bycia kapitanem drużyny. – trochę mi się zrobiło smutno bo polubiłem tę funkcję – Niestety nie jest jeszcze do końca sprawny i na razie jej nie przymnie, – cieszę się – ale na treningach już będzie. Czkawka – spojrzałem na niego – zrobisz rozgrzewkę. – kiwnąłem głową i pobiegłem przed siebie.

Rozgrzewka była długa i męcząca. Jakoś tak mi się zachciało wymęczyć chłopaków. Teraz jesteśmy na podwórku na boisku. Gramy w ręczną. Ostatnio była siatka, więc trzeba wrócić na chwilę do dyscypliny którą trenujemy. Dziś jestem na lewym skrzydle. Tak jestem… ciałem, bo duchem jestem w domu walnięty na łóżko. Nie mogę się skupić na grze. Non stop myślę o Astrid. Nie mogę pojąć, że mnie pocałowała. Ja… nie mogę. Myślałem że chcą się ze mnie ponabijać, wyśmiać się. Chyba się myliłem. No właśnie – chyba. To słowo boli najbardziej. Nie wyglądało to na jakiś podstęp, albo coś. Tylko działanie z serca. Chociaż, jakby się tak nad tym poważnie zastanowić, to Astrid tak wyczekiwała tego Smarka, aż wreszcie wyjdzie z tej klasy. Może faktycznie jest coś na rzeczy. Tylko nie wiem co. Straszne jest tak o czymś nie wiedzieć. Muszę się wreszcie obudzić i wrócić na ziemię. Chłopaki nieźle sobie radzą beze mnie. Pewnie zauważyli moje rozproszenie i do mnie nie podają. To nawet dobrze bo nie chcę dostać w głowę. Ruszyłem przed siebie i udało mi się przechwycić piłkę. Od razu celny strzał. Byłem aktywny przez chwilę, chyba starczy. Ponownie pogrążyłem się w marzeniach. Chciałabym polecieć na Karaiby. O taak, w ciepełku. Popluskać się w cieplutkiej wodzie i poopalać na plaży. Choć do opalania mnie tak nie ciągnie. Pójść na nocną imprezę i zabalować do rana. Ale plany, szkoda że się nie spełnią. Poczułem że boli mnie głowa.

Krzysiek: Chłopie! Grasz czy nie?! – podbiegli do mnie prawie wszyscy zawodnicy na boisku. Co jest do licha? Takie zbiegowisko wokół mnie.

Tomek: Sorry… nic Ci się nie stało? – o co chodzi? Czuję się świetnie. Tylko ta głowa mnie troszkę pobolewa. Patrzyłem się na nich z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Może ja dostałem piłką? Nie wiem!

Czkawka: A… co się stało? – chłopaki zaczęli się śmiać. Mi nie jest do śmiechu. Nie wiem co się stało. Stałem i patrzyłem się na nich nawet się nie uśmiechając. W końcu jeden raczył powiedzieć o co biega.

Mieczyk: Człowieku, prawie co Ci łba nie oderwało a ty się pytasz o co chodzi?! – mówił to śmiejąc się nieopanowanie. Dlaczego ja tego nie poczułem? To znaczy, poczułem, ale tylko nagły ból, a nie tak jak opowiada że mi głowę oderwało. Jakby naprawdę tak było to bym się przewrócił. Zdziwia i dramatyzuję. Machnąłem ręką i poszedłem na środek boiska. Poprosiłem o piłkę i rozpocząłem mecz na nowo. Ja muszę na chwilę usiąść i odpocząć. Teraz dopiero poczułem większy ból. Musiał mi porządnie przyładować. Zauważyłem idącego w moją stronę Sączysmarka.

Podszedł do mnie i powiedział:

Sączysmark: Należało Ci się! – powiedział gniewnie. Ja mam go dosyć. Zaraz znowu zaczniemy się kłócić. Ja nie chcę. Nie mam siły go znosić. Pokręciłem głową na boki i patrzyłem na budowę po drugiej stronie jezdni. Oczywiście nie widzę jej wyraźnie, bo przysłania mi siatka wisząca przede mną. Jest po to, aby nikt przypadkiem nie wybrał się na małe wagary. Jeszcze nikt nie uciekł z W-Fu, więc chyba działa. Smark zaczął krzyczeć na mnie – Posłuchaj lepiej uważnie! Jeżeli jeszcze raz zbliżysz się do Astrid to już nigdy nie zobaczysz tej twojej mordy (sorry) w lustrze! – on nie wie co mówi…

Czkawka: Ty siebie słyszysz człowieku?! – wstałem pomimo tego że zaczęło kręcić mi się w głowie. - Jak mam się do niej nie zbliżyć jak jesteśmy razem w grupie na zajęciach?! Kręcimy film! Pomyśl logicznie. – chyba go troszeczkę zbiłem z tropu bo jego mina z gniewnej zamieniła się w zamyślaną. Zastanawia się jakiego tu suchara strzelić. A niech myśli a ja sobie usiądę. Usiadłem z powrotem na ławce a on trzymał palca wyciągniętego w moją stronę. Jego twarz przybierała przeróżne postacie, niektóre były po prostu komiczne. Mało co się nie roześmiałem. Pokręcił głową ze złością i odszedł kopiąc przy tym piłki które podsunęły mu się pod nogi. Tak go skasowałem. Może będę miał chwilę spokoju zanim coś wymyśli. Poczułem się już trochę lepiej i wróciłem do gry.

Jest godzina, dokładnie 15:28. Przygotowujemy się do nakręcenia ostatniej sceny do naszego filmu. Współpraca, jak na razie jest okej. Tylko żebym nie zapeszył bo się zepsuję. Sączysmark nikomu nie dogryza i zachowuje się wzorowo. Nie krzyczy, jest spokojny jak nigdy. Coś jest na rzeczy, tylko nie wiem co. Dobra, niech będzie tak jak było do tej pory. Chłopak kręci wszystkie sceny. Śledzik ma scenariusz i dowodzi cała ekipą. Lara nas przygotowała do grania. Jest bardzo miła. Wykonuje wszystkie polecenia bez jakiego kol wiek jąknięcia. I to mi się podoba. Wszystko idzie jak po maśle. Siedzę na ławce w parku wraz z Astrid. To ostatnia scena jak dziewczyna mówi chłopakowi, że od zawsze w niego wierzyła. Astrid coś mówi i po chwili łapie mnie za dłoń. Szkoda że tylko gramy. Ja czuję się jakby to była prawdziwa historia, która wydarzyła się naprawdę. Zakończenie – przytulamy się. Kamera stop. Sączysmark jest czerwony jak burak. Nie moja wina że to ja grałem główną rolę. Smark by się szarpał, ale wie że mogliśmy go wyrzucić z drużyny. Wtedy by sobie nie poradził. Więc postanowił siedzieć cicho. Rzucił kamerę do Śledzika i usiadł na ławce wyciągając komórkę z kieszeni. Ja nadal byłem przytulony do dziewczyny. Nie chciałem jej puścić. To by była katastrofa jakbyśmy musieli skończyć. Niestety ta chwila musiała kiedyś nadejść. Oderwaliśmy się od siebie. Nasze spojrzenia były w jakiś sposób ze sobą połączone. Jakby przyciągała nas jakaś niewidzialna nić. Astrid non stop miała uśmiech na twarzy, którego nie dało się w żaden sposób zmyć. To wspaniałe, jak taka dziewczyna w ogóle zadaje się z takim kimś jak ja. No niby jestem już znany, ale każdy kojarzy mnie z takim cichutkim chłopczykiem, który nie potrafi się odezwać, albo stanąć w czyjejś obronie. Pora to zmienić. Wstała z zaczęła zmierzać w stronę Śledzika… ale po chwili zaczęła tracić równowagę i … już prawie runęła na ziemię, ale ją złapałem. Miała zamknięte oczy rękami. Pewnie czuła że leży już na ziemi. Powoli odsłoniła dłonią swoją piękną twarz, z której w tym momencie można było wyczytać dwa uczucia. Zdziwienie i ulgę. Spojrzała na mnie z zaciekawieniem. Przyglądałem się jej dokładnie. Nie wiedziałem co się dzieje. Czułem, jakby byliśmy sami, tylko we dwoje i żadnej żywej duszy. Dostałem jakiegoś dziwnego przypływu odwagi. Schyliłem się nad nią i delikatnie pocałowałem. Oderwałem się po dosłownie paru sekundach. Moje oczy już po raz kolejny w ostatnim czasie przybrały nieprawdopodobny rozmiar. Ona się tylko zaśmiała. Pomogłem jej wstać. Co się ze mną dzieję?! Jak ja się wytłumaczę?! Co się stało? Teraz już nie czuję odwagi, tylko strach i przerażenie. Te dwa uczucia zżerają mnie od środka. Ratunku! Co ona sobie teraz o mnie pomyśli. Tylko kiedy ma okazję to rzuca się do całowania. Już nie żyję. Mogę pożegnać się z tym światem. Stałem naprzeciwko niej i nie mogłem wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Czułem jakąś blokadę. Moje oczy nadal były wytrzeszczone. W tej chwili zapadł bym się pod ziemię i wynurzył dopiero w tedy kiedy ta sprawa by się rozwiązała. Ale nie ma tak dobrze i trzeba sobie jakoś z tym poradzić. Poczułem jak ktoś łapie mnie za ramię i gwałtownie odkręca. Tym kimś był oczywiście Sączysmark, bo któż by inny? Gwałtownie odskoczyłem. On mnie teraz pobije… albo gorzej… zabije! Muszę wytrzasnąć jakiś kawałek papieru i długopis. Trzeba spisać testament. Odchodzę już na wieki wieków. Amen. Zacząłem się cofać, ale na mojej drodze stanęło sobie niespodziewanie drzewo. Po co tyle w tym parku drzew?! Nie wystarczyły by jakieś krzaki, albo coś. Tylko utrudniają drogę ucieczki! Trzeba zgłosić do burmistrza, aby je wszystkie wyciął… oczywiście jak przeżyję. Podszedł do mnie i przygwoździł do pnia. Mogę już się żegnać. To najpierw chciałbym bardzo podziękować mojej mamie za to że gotowała mi takie pyszne obiadki. Za to że sprzątała mój pokój choć ją o to nie prosiłem. Za to że zbierała i prała moja ubrania, a potem je prasowała i ładnie układała do szafki. Za to jak byłem mały i odwoziła mnie do przedszkola. Za wszystko jej dziękuję. Teraz tata. Mu dziękuję za… za to że chciał mi na siłę znaleźć dziewczynę, choć jej nie potrzebowałem. Za to jak się o mnie troszczył i nie pozwolił abym wybiegał na ulicę za piłką do ręcznej. Mu także za wszystko dziękuję. Kogoś pominąłem? Z rodziny chyba nie… a, jak ja mogłem zapomnieć o mojej kochanej cioci Krysi. Jej jestem wdzięczny za wszystkie 50 złotowe banknoty jakie wylądowały u mnie w skarbonce. Gdyby nie ona nie miał bym na czym spać, bo jak byłem mały rozwaliłem swoje łóżko i musiałem spać w namiocie w domu. To było dopiero wydarzenie. Zapraszałem kolegów do domu do namiotu. Ale jak już sobie kupiłem łóżko musiałem go złożyć. Przypomniałem sobie o kimś bardzo ważnym w moim życiu… prawie że najważniejszym… o Pyskaczu. Mu jestem winien jakiegoś naprawdę dużego batona za to jak musiał wysłuchiwać tym moich użaleń. Ale już wszystko się kończy. Odchodzę w pokoju. Zadźgany przez szkolnego chuligana.

Zamknąłem oczy i już miałem odmawiać jakąś modlitwę, aby mnie przyjęli tam w górze… ale coś sobie uświadomiłem. Jak dam się pobić to wyjdę na jeszcze gorsze pośmiewisko niż byłem. Ooo nie! Tym razem to ja będę górą. Nie dam sobą pomiatać i rządzić. Czas na mój ruch. Jego pięść już zmierzała w kierunku mojej twarzy, ale ją zatrzymałem. Jego twarz zamieniła się w jeszcze bardziej wściekłą. Nie odpuści mi. Też bym nie odpuścił, jakby jakiś koleś całował moją dziewczynę. Ale Astrid nie jest tego dziewczyną, więc w tym przypadku nie jestem niczemu winny i nie powinien się czepiać. Patrzyłem się na niego i czekałem co zrobi. On pchał pięść w moją dłoń i próbował przykuć mnie do drzewa. Niestety muszę przyznać, on jest silniejszy ode mnie. Ale w tym momencie zebrałem w sobie całą zaoszczędzoną energię i postanowiłem ją wyładować. Wolną ręką uderzyłem go z całej siły w twarz. Oczywiście nie było to takie precyzyjne uderzenie, bo musiałem kontrolować, żeby czasem mi się nie dostało. Ale chyba skuteczne. Odskoczył na parę metrów i spojrzał na mnie. Ja czułem jakąś dziwną ulgę. Po raz pierwszy uderzyłem kogoś tak porządnie. Co prawda biłem się kiedyś i to nie raz, ale to tak na wygłupy, a tu mamy prawdziwą sytuację, w której trzeba użyć siły. Chciałbym to rozwiązać pokojowo, ale jak on nie chce to ja na to nic nie poradzę. Jak chce się bić to będę się bił. Tylko nie wiem, czy wyjdę z tego cało. Podszedł do mnie i zaczął na mnie krzyczeć.

Sączysmark: Co to ma znaczyć?!! Mówiłem Ci żebyś jej więcej nie tykał, bo dobrze wiesz jak to się skończy! – zaczęło się coś we mnie gotować. Już mnie to nie obchodzi czy Astrid lub kto kol wiek inny na to patrzy. Zafunduję mu taki łomot że się nie pozbiera przez najbliższy tydzień. Bez opamiętania ponownie go uderzyłem, teraz poleciał na ziemię, ale szybko się podniósł i także mnie uderzył. Poczułem jak z nosa zaczyn lecieć mi lepka ciecz. Trudno, potem się wytrze. Kopnąłem go z całej siły w brzuch. Upadł na podłoże. Podszedłem i zacząłem go kopać. Próbował się ponieść, ale mu na to nie pozwalałem. Wreszcie coś zaświtało w mojej głowie, że mogę mu zrobić jakąś większą krzywdę. Odszedłem kawałem w stronę wszystkich obserwujących to zdarzenie. Odwróciłem się ponownie w jego stronę. Zaczął się podnosić, aż wreszcie staną na równe nogi. Chyba mu wystarczy. Nauczy się że ze mną nie zadziera, bo jak wpadnę w furię to koniec. I tak się opamiętałem, za to może dziękować Bogu, że zesłał na mnie rozsądek. Patrzyłem na niego z nienawiścią. On podszedł kawałek w stronę swojego dresu. Chwycił go i zaczął odchodzić w nikomu nie znaną stronę. Patrzyłem jeszcze przez chwilę na niego, aż nie znikną za zakrętem. Czułem z jednej strony zwycięstwo, a drugiej niepewność. Jeśli Astrid uzna, że jestem agresywny i stanowię dla niej jakieś niebezpieczeństwo. Boję się tego. Odtrąci mnie. Na mojej koszulce widniały czerwone krople krwi. Otarłem nos i spojrzałem w stronę przyjaciół. Astrid powoli do mnie podchodziła. Pewnie się boi. Nie dziwię się. Zazwyczaj się nie biję, ale teraz już naprawdę musiałem. Stanęła naprzeciwko mnie i podała mi chusteczkę.

Astrid: Wszystko w porządku? – widziałem niepokój w jej oczach. Jednak nie jest na mnie zła, tylko się o mnie martwi. Ulżyło mi.

Czkawka: Tak, wszystko w porządku. – nie wiem dlaczego, ale powiedziałem to tak sucho i bez jakich kol wiek uczuć. Jestem potworem. Dziewczyna się o mnie troszczy, a ja tak się jej odwdzięczam. Wytarłem nos i podniosłem na nią spojrzenie. Ona podniosła dłoń i można powiedzieć, pogłaskała mnie po włosach.

Astrid: Dlaczego to zrobiłeś? – troszkę zbiła mnie z tropu tym pytaniem. Nie wiem czy chodzi jej o tą bójkę, czy pocałunek. Jestem w kropce. Co ja mam jej odpowiedzieć, jak nie wiem o co jej chodzi.

Czkawka: Nie wiem o co Ci chodzi… - nadal mój głos brzmiał tak obojętnie. Co się ze mną dzieję. Nie mogę się więcej bić, bo to źle na mnie wpływa.

Astrid: No, dlaczego go pobiłeś?

Czkawka: Wkurzył mnie! – odpowiedziałem bez jakiego kol wiek zastanowienia. Spuściła wzrok na trawnik. Uraziłem ją odpowiadając w ten sposób? Ona jest taka tajemnicza. Nie jestem w stanie ją rozgryźć. Wszystko co powiem źle wpływa na moją reputację. Najlepiej nie będę się więcej odzywał. Wziąłem mój plecak i zmierzałem w stronę domu. Nie pojadę autobusem z dwóch przyczyn. Po pierwsze, jestem upaćkany krwią i by to nie wyglądało za ładnie i kulturalnie. Po drugie, muszę pomyśleć. Co prawda, troszkę się zmęczę, bo mój dom jest oddalony od parku tak z 4 kilometry. To dość dużo, ale już nie takie dystanse się przechodziło, czy przejeżdżało. Tak więc ruszyłem chodnikiem w stronę mojego miejsca zamieszkania.

Myślałem długo co tam się wydarzyło. To do mnie nie podobne, ale już naprawdę nie wytrzymałem. On non stop mnie prowokuje. W końcu wybuchłem, nie mogłem ukrywać w sobie tych wszystkich emocji. To był dla mnie za duży wysiłek psychiczny. Przez niego kiedyś trafię do domu wariatów. No dobra… uff… koniec. Muszę się skupić na pozytywach. Tylko najpierw muszę się ich doszukać w tym całym zajściu. Wszystko zaczęło się od tego pocałunku. Sam nie wiem co mnie napadło. To był odruch, którego nie mogłem w żaden sposób zatrzymać …i się stało. Była zszokowana. Widziałem to, ale ja też nie byłem spokojny. Ale nawet jak oberwałem, to tego nie żałuję. Muszę to kiedyś powtórzyć, tylko bez widowni i przede wszystkim Smarka. Ten gość mnie kiedyś do grobu zaprowadzi. Właśnie… ten gość. Co mu odbiło, żeby się tak rzucił. Pewnie nadal czuję, że jest kimś ważnym w jej życiu. Tylko czy ona go tak traktuję? Jeśli tak, to mam marne szanse. Ale czuję w sobie jakąś zmianę. Na lepsze? Czy na gorsze? Taką odwagę i chęć życia. Kiedyś to bym się rzucił z mostu. Teraz mam chęć walczyć o nią. Bo tak za pstryknięciem palców do mnie nie przyjdzie. Muszę z siebie coś dać, a nie stać jak kołek i czekać na zbawienie. Tak dziś mówię, a jutro będzie to samo. Jestem zakręcony. Czy jest ktoś, kto był by w stanie mnie odkręcić? Ja nie wiem… . Muszę się wziąć w garść i iść pod tą górę, a nie pozwolić się stoczyć jak kulka. Trzeba zapychać przed siebie i pokonywać przeszkody na swojej drodze. Łatwiej by było je ominąć lub przeskoczyć, ale co z tego by był za pożytek? Dojść do wymierzonego sobie celu przez skróty? Trzeba dążyć tą drogą i iść przed siebie. Nikt nas nie podwiezie, albo nie zaniesie na szczyt. Trzeba samemu się tam wdrapać. Zacząłem filozofować. To do mnie nie podobne. Naprawdę coś się ze mną dzieję… nawet nie zauważyłem kiedy doszedłem do domu. Przekroczyłem próg mojego pokoju i walnąłem się na łóżko. Poleżał bym sobie najchętniej, ale mam na koszulce niezłą plamę krwi. Przydało by się przebrać i umyć. Udałem się więc do łazienki i zdjąłem brudne ubranie. Wrzuciłem do kosza na pranie. Podszedłem do umywalki i umyłem sobie twarz. Dziwne, z nosa ponownie zaczęła mi się lać krew. Otarłem kapiącą ciecz i zrobiłem sobie okład na szyi. Może przestanie. Musiał mi coś uszkodzić. Szkoda, że ja mu nic nie zrobiłem. Mogłem go jeszcze trochę pokopać. Gdy krew przestała już się lać wróciłem do pokoju. Przebrałem się w piżamę i wskoczyłem pod pierzynę. Jestem już padnięty. Idę spać. Ułożyłem się wygodnie na moim ulubionym prawym boku i po chwili odpłynąłem w krainę snów.


Rozdział 16[]

Czkawka[]

Rano obudziłem się dość późno. Musiałem się sprężać, aby zdążyć na autobus. Akurat jak wychodziłem z domu, pojawił się pod przystankiem. Kierowca widział że biegnę, więc poczekał. Akurat to ten miły pan, który zawsze na mnie czeka. Mam ja czasem szczęście. W tym momencie siedzę pod klasą numer 14. Mam teraz godzinę wychowawczą. Luźna lekcja… fajnie. Będzie można pogadać. Klikałem w klawiaturę na moim Samsungu Galaxy S4. Piszę z Mieczykiem. Pomyśleć, dlaczego z nim piszę jeśli jest w szkole. Otóż jest po drugiej stronie budynku. Należymy do tej samej klasy, to dlaczego go nie ma przy mnie? Zawalił test z matematyki i teraz musi poprawiać. Ja na szczęście dostałem 3. Impreza! Matma idzie mi nawet dobrze. Ogólnie uczę się przeciętnie, nie jestem zły, ani dobry. Taki po środku. Zadzwonił dzwonek na moją pierwszą dzisiaj lekcję. Weszliśmy do klasy i zajęliśmy swoje miejsca. Dlatego że nie ma Mieczyka, siedzę ze Śledzikiem. Zazwyczaj muszę siedzieć sam w ostatniej ławce. Teraz mam towarzystwo. Ciekawe o czym dziś pogadamy. Nasza wychowawczyni weszła do klasy i się z nami przywitała. Usiadła przy swoim biurku i zaczęła coś notować w dzienniku. W klasie od razu zapanował chaos. Każdy chodził po pomieszczeniu i robił na siłę zdjęcia na instagrama. Tak jak kiedyś wspominałem, założyłem sobie konto na tym serwisie. Na razie dodałem 3 posty, a przy jednym jest ponad 200 polubień. Daję się we znaki posada kapitana drużyny. Obserwuje mnie ponad 600 osób. Aż taki popularny jestem? Nie wnikam. Rozmawiałem z kolegą, ale przeszkodziła nam nauczycielka. Zarządziła ciszę i oznajmiła.

Nauczycielka: Niedługo dzień kobiet. Z tej że okazji, w naszej szkole odbędzie się akademia. W planach było, że zaplanuję i poprowadzi ją pan Lech, ale zachorował i nie będzie mógł jej przygotować. Dlatego poprosił mnie, abym to ja za niego zrobiła. Mam już przygotowany scenariusz i jako moja klasa weźmiecie w niej udział. – tłumaczyła jeszcze jak to ma wszystko wyglądać. Pan Lech by to dużo lepiej wymyślił. To ma być śmieszne, ale nasza pani zawsze postawi na swoim i z akademii z poczuciem humoru, zrobił się jakiś nudny apel. Ja nie wiem jak to wszystko wyjdzie, ale na pewno każdy odczuję to na własnej skórze. Przydzielała każdemu po kolei jakąś role. Śledzik będzie prowadzącym, bo jako jedyny się do tego nadaję. – Czkawka, ty zagrasz melodię do piosenki jaką zaśpiewa nam Mela :p Wiemy że grasz na skrzypcach, więc to chyba nie będzie problem?

Czkawka: Nie, nie, skąd. Zagram. – dostałem do ręki nuty i tekst. Nie wiem po co mi tekst piosenki? Przecież nam grać, a nie śpiewać. No nic. Trzeba się wybrać do Pyskacza, bo sam tego nie ogarnę. Następną lekcję mam… o ja cię kręcę! Dziś! Dziękuję pani za to że mi przypomniała, bo bym po lekcjach na łóżku leżał i przeglądał te wszystkie portale, zamiast się uczyć grać. Coś czuję, że tylko mi pokaże jak to jak to wszystko ma wyglądać i będziemy gadać. Tak zawsze jest. Potem rodzice się dziwią, że nie chcę im powiedzieć jak było na zajęciach. Bo po co mam mówić o czym rozmawialiśmy? Niech ich to nie obchodzi. Nauczycielka wyjaśniła cały przebieg apelu i akurat zadzwonił dzwonek. Wszyscy wybiegli z klasy jak jakaś szarańcza. To była najgorsza godzina wychowawcza w historii. Nigdy więcej! Po drodze do klasy gdzie ma odbyć się matematyka zauważyłem siedzącego na ławce Sączysmarka. Spojrzał na mnie piorunującym wzrokiem, który przechodził po mnie jak błyskawica. Czuję wstręt do niego. Ominąłem chłopaka i postawiłem jedną stopę na stopniu schodów prowadzących na górę budynku. Wszedłem i podszedłem parę kroków pod salę matematyczną. Tam czekał roztrzęsiony Mieczyk.

Śledzik: Przygotowujemy akademie na dzień kobiet. Jestem prowadzącym, Czkawka zagra na skrzypcach, a ty nie wiem co będziesz robił, ale na pewno dostaniesz jakąś robotę. – przyjaciel tak nawijał i nawijał i chyba nie zauważył stanu kolegi.

Czkawka: Śledzik! Przymknij się! Mieczyk, co z tobą? – chłopakiem trzęsło. Coś jest nie tak. Co mogło się stać, że jest taki zdenerwowany?

Mieczyk: Zzzzz… zzz..zzdałem!! – krzyknął na cały korytarz. Wszyscy się na nas popatrzyli. No trzeba przyznać, jest się z czego cieszyć, jak jest się nogą w tej dziedzinie.

Czkawka: Ooo, to fajnie. Ale ile miałeś punktów?

Mieczyk: 7,5 – odpowiedział spokojnie.

Czkawka: Chłopie! Pół punktu a byś nie zaliczył!

Mieczyk: No właśnie wiem! Dlatego tak się cieszę! – on czasem rozwala system. Ale dobrze że to zaliczył, nie chciał bym go stracić z klasy. Bez niego było by nudno.

Zabrzmiał dzwonek na lekcję. Weszliśmy do sali i usiedliśmy w swoich ławkach. Dziś zwyczajna lekcja. Trzeba się uchronić od pójścia do tablicy. Nie ogarniam trzech z trzech wzorów, więc wszystkich, będzie kiepsko jak mnie zapyta.

Po wszystkich lekcjach pojechałem do domu. Zabrałem skrzypce i ponownie udałem się na przystanek autobusowy. Czekałem dość długo. Coś się spóźnia. Nie dobrze… Na matematyce na szczęście nie podszedłem do tablicy i nie zarobiłem jedynki za nie znanie wzorów. Głównie dlatego mnie nie wzięła, że nie gadałem, tylko siedziałem cicho i uważałem. Tak naprawdę nic z tej lekcji nie wiem. Modliłem się aby mnie nie zapytała. Przepisywałem zadania z tablicy i słuchałem odpowiedzi kolegów. Mi się upiekło, niestety innym wręcz przeciwnie. Do grona tych nieszczęśliwców można zaliczyć wielce ucieszonego na przerwie Mieczyka. Teraz już nie miał takiego szczęścia. Jeszcze parę osób zarobiło po niedostatecznej ocenie. Na pozostałych godzinach lekcyjnych było spokojnie i towarzysko. Jakieś święto. Oby trwało jak najdłużej. Przyjechał autobus. Wsiadłem i zająłem miejsce na samym końcu pojazdu. Oparłem instrument o siedzenie i trzymałem je nogami, aby czasem mi gdzieś nie poleciał. Wyciągnąłem tradycyjnie słuchawki z plecaka i podłączyłem do komórki. Puściłem rap. Ostatnio upodobałem sobie właśnie taki styl muzyki. Odpowiada mi. Będę słuchał.

Czekam na korytarzu przed pokojem numer 221. Pyskacz jeszcze ma z kimś lekcję. Słyszałem zza drzwi, jak ktoś gra. Świetnie tej osobie idzie. Mi takie umiejętności nie są do niczego potrzebne. Po prostu trzeba się nauczyć to zagrać i tyle. Potem, przez następny miesiąc skrzypce idą w kąt. Z pomieszczenia wyszła jakaś brunetka trzymająca w ręku futerał od skrzypiec. Podeszła do recepcji i coś tam się pytała. Czekałem aż nauczyciel poprosi mnie do swojego „gabinetu”. Z pokoju wychyliła się głowa jakże ucieszonego Pyskacza. Ruchem ręki zaprosił mnie na lekcję. Wszedłem i usiadłem na krześle. Wyciągnąłem instrument z mojego czarnego futerału. Mężczyzna usiadł za biurkiem i coś pisał w swoim zeszycie. Czekałem aż skończy. Zamkną zeszyt i podniósł na mnie wzrok. Jego mina wyglądała na zaskoczoną. Zazwyczaj nie wyciągam skrzypiec, no ale dziś jest niestety taka potrzeba. Zdziwiony moim zachowaniem zapytał.

Pyskacz: A… ty chcesz się uczyć? – nie powiem, najchętniej bym pogadał, ale nie mogę zawieść nauczycielki.

Czkawka: No niestety tak. Wychowawczyni urządza akademie i mnie poprosiła, czy bym nie zagrał tego utworu. – podałem mu kartkę z nutami. Przeanalizował i chwycił za swój instrument. Zagrał całą melodię. Wsłuchiwałem się uważnie i próbowałem zapamiętać ruchy. Nic z tego nie wiem. Gdy skończył kazał mi zagrać. Przeraziłem się bo ostatnio grałem 3 miesiące temu. No nic, trzeba próbować. Moje skrzypce zaczęły skrzeczeć, aż Pyskacz się złapał za uszy. Wychodzą moje braki. Na jednej lekcji muszę się nauczyć podstawowych chwytów. Tak to jest jak się gada zamiast grać. Przyjaciel był załamany i kazał mi się skupić. Boję się jak on to mnie będzie uczył.

***

Po 1,5 godzinnej nauce, wreszcie umiem. Ciężko było, ale jednak się nauczyłem. Teraz już odłożyłem skrzypce i zasiadłem wygodnie na krześle. Pyskacz usiadł sobie naprzeciwko i ...

Pyskacz: To co mi powiesz? – zapytał wpatrując się we mnie. Nie wiem do końca o co mu chodzi. Ale już wiem co mu odpowiem.

Czkawka: Dziękuję… - zmarszczył czoło. Czego on chce?

Pyskacz: Nie o to mi chodzi. Powiedz co słychać u ciebie. Nie gadaliśmy, nie jestem zorientowany co się wydarzyło. – aa, to o to mu się rozchodzi.

Czkawka: Dużo się wydarzyło, tyle Ci powiem. Za mało czasu abym Ci to wszystko opowiedział. – chciałbym się zwierzyć. Ale jest tyle rzeczy jakie chciał bym mu powiedzieć w całości, niestety nie ma na to czasu. Jednej bym nie zdążył.

Pyskacz: To opowiedz w skrócie. Zdążysz, masz pół godziny – spojrzał na zegarek – na dobra, 25 minut. – okej, sporo tego jest, a tak w ogromnym skrócie. Wciągnąłem powietrze i się odezwałem.

Czkawka: Pamiętasz jak ostatnio u ciebie byłem i opowiadałem o dyskotece co miała się odbyć – pokiwał głową twierdząco – to miałem poprosić taką jedną dziewczynę do tańca iii… - przyciąłem się na chwilę – zamiast ja ją poprosić ona to zrobiła. – zdziwienie zagościło na jego twarzy. Pewnie myślał że jestem bardziej odważny i nie stchórzę.

Pyskacz: Myślałem że jesteś bardziej odważny – mówiłem że tak pomyśli – A poza tym wydarzeniem, było coś jeszcze interesującego?

Czkawka: Tak, jednym z ważniejszych wydarzeń, które zmieniło moje życie o 180 stopni, była posada kapitana drużyny szczypiornistów, którą mi przydzielono.

Pyskacz: Gratulację! A dlaczego zmieniła twoje życie? – dopytywał się.

Czkawka: Ponieważ dzięki tej funkcji zdobyłem sławę – zacząłem wyliczać na palcach – nowych przyjaciół, szacunek i jedną bardzo dla mnie ważną osobę… tylko że ją jeszcze nie do końca zdobyłem. Można powiedzieć, do połowy.

Pyskacz: Dziewczynę? – z mojej wypowiedzi, którą ja bym nie zrozumiał, wywnioskował poprawnie. Zamęczy mnie pytaniami. Pokiwałem głową na tak. – Ładna, wolna, ma zgrabne nogi? – co? Zgrabne nogi? Matko, ja tak nie patrzę na dziewczyny!

Czkawka: Zgrabne nogi?! Ja nie parzę na jej nogi. Pyskacz, ogarnij się!

Pyskacz: No co? Takie rzeczy są ważne, nie bierz jakiejś brzydkiej i krzywymi łapami, bo jak się z nią na mieście pokarzesz? – mi ekspert.

Czkawka: A ty na pewno jesteś ekspertem w taj dziedzinie!

Pyskacz: Może i nie mam drugiej połówki, ale nie myśl sobie że nie miałem dziewczyn. Dużo się kręciło, ale ja wolałem moje dziewczynki. – a ten jak zwykle o tych skrzypcach. Walnąłem się ręką w czoło. Przyjaciel wstał i otworzył szafę, z której wysypało się pełno instrumentów. No i po co mu tego tyle?! Ja mam jedne i to i tak za wiele. – Pokazywałem Ci Bronkę?

Czkawka: Tak, tak pokazywałeś. – ja z nim nie wytrzymam. Wychodzę. Wstałem i chwyciłem skrzypce.

Pyskacz: A ty gdzie się wybierasz? Ja jeszcze lekcji nie skończyłem. – nie słuchałem go tylko otworzyłem drzwi.

Czkawka: Do zobaczenia za miesiąc. – wyszedłem zostawiając go samego. Nie szkoda mi go. Jak bym musiał słuchać historii jego każdej dziewczynki to bym tam padł trupem. Znam już wszystkie na pamięć. Nie trzeba mi o nich przypominać ponownie.

Opuściłem budynek i ruszyłem chodnikiem na przystanek. Akurat przyjechał. Wsiadłem i szukałem jakiegoś wolnego miejsca. Rozglądałem się przez chwilę. Moją uwagę przykuła postać siedząca na samym końcu pojazdu. Zaraz, ja znam tę osobę. Podszedłem bliżej i usiadłem obok.

Czkawka: Hej, a co ty tu robisz? – zapytałem siedzącego obok mnie kolegi. To Śledzik. Ciekawe skąd jedzie?

Śledzik: Wracam od okulisty. A ty? – on od okulisty? No niby wzrok można sobie zepsuć podczas czytania książek, on czyta ich bardzo dużo. To wiele wyjaśnia.

Czkawka: Na lekcji skrzypiec byłem. Trzeba się było troszkę podszkolić przed tym występem. Nie chce zawalić przed…

Śledzik: Przed Astrid… - wszedł przyjaciel mi w słowo.

Czkawka: Próbowałem powiedzieć, że przed nauczycielką i całą szkołą, ale przed Astrid również. – coś czuję, że zacznie ten temat. Nie mam ochoty o tym rozmawiać, przydało by się zejść na jakiś inny.

Śledzik: Jak Ci się z nią układa? – nie, błagam, nie chce o tym mówić! I zaraz?! Układa? Przecież ja z nią nie jestem, znowu coś rozpowie, a ja nie będę wiedział jak się z tego wytłumaczyć. Dlatego właśnie nie lubię mówić o moich zainteresowaniach, bo jak zwykle skończy się to jakąś plotką.

Czkawka: Słuchaj, po pierwsze, nie może mi się z nią w żaden sposób układać, bo ja z nią nie jestem, po drugie nie mam ochoty o tym rozmawiać. – przewrócił oczami i oparł się o siedzenie nie patrząc na mnie. Może da mi spokój. Obym miał rację.

Śledzik: Ale dlaczego nie chcesz o tym rozmawiać? Boisz się tego tematu? – no to mnie załatwił.

Czkawka: Nie boję się! Po prostu nie mam ochoty. Chciałbym posiedzieć w ciszy. – mam go dość po 3 minutach. Dojedziemy za jakieś pół godziny. Nie sądzę, aby przez tyle czasu potrafił siedzieć cicho.

Wyciągnąłem moje słuchawki, aby wyłączyć się ze świata. Na chwilę przynajmniej. Włączyłem nową piosenkę, którą niedawno ściągnąłem. Nie wiem czy jest nowa, czy stara, ale mi się bardzo spodobała. „Tabb & Sound’n Grace – Dach” świetny utworek. Spoglądałem na widoki za oknem. Jest już szarówka, więc nie widzę wszystkiego wyraźnie. Przejeżdżamy obok szkoły podstawowej, do której uczęszczałem. Pamiętam jak koledzy spychali mnie ze schodów. Jakimś cudem zawsze wychodziłem z tego cało. Moim przyjacielem był wtedy taki Zbuku, fajny był. Niestety potem poszedł do innego gimnazjum i nasze drogi się rozeszły. Szkoda, chciałbym tak kiedyś się z nim spotkać i powspominać dawne czasy, jeśli je i mnie pamięta. No i teraz będę się nad tym zastanawiał całymi dniami, a tam, wyrzucam tą myśl z głowy. Gdzie moje skrzypce? Szukałem ich pod siedzeniem, ale ich nie było. Zostawiłem je na przystanku? Chyba nie, kurczę, nie pamiętam. Spojrzałem na kolegę i mi ulżyło. Trzymał w rękach mój instrument i go oglądał. Przez niego zawału dostanę. Jakbym je zgubił to rodzice by mi łeb odrąbali. Nie były tanie. Przejąłem moją własność i schowałem do futerału. On obserwował uważnie co robię. Nie wiem co jest w tym takiego interesującego? Ma tam swoje upodobania i ich nie zmieni. Zauważyłem że podjechaliśmy pod przystanek na którym powinienem wysiąść. Chwyciłem skrzypce, pożegnałem się z przyjacielem i wyskoczyłem z autobusu. Przeszedłem na drugą stronę jezdni i przekroczyłem bramkę. Otworzyłem drzwi wejściowe i rozebrałem się z kurtki. W salonie siedzieli rodzice. Dziś to pokarzę czego się nauczyłem. Będą nieźle zdziwieni, bo nigdy nie przedstawiałem im moich lekcji.

Czkawka: Hej, pokarzę wam co się nauczyłem – wyciągnąłem instrument i poprawnie ustawiłem.

Stoick: No jakieś święto. Słuchamy. – rozpocząłem mój koncert. Nieźle mi poszło. W jedną lekcję nauczyć się wszystkiego. No bo praktycznie wiedziałem jak się je trzyma. Pyskacz nieźle się na mnie wydzierał, ale mnie nauczył i jestem mu za to wdzięczny. Skończyłem i jako nagrodę dostałem oklaski od rodziców. Ukłoniłem się i z powrotem spakowałem je do futerału. Mam na dziś dość.

Valka: No wreszcie nam coś zaprezentowałeś. Bardzo ładnie grasz. Może zapisać cię na jeszcze jakieś zajęcia?

Czkawka: Nieee! Nie trzeba. Wystarczają mi te. – zapewniałem mamę. Ona zgłupiała, jeszcze jedne zajęcia, abym się powiesił. Te to i tak za wiele. Jakby mi zaproponowała na przykład jakieś dodatkowe zajęcia z ręcznej to bym z przyjemnością na nie uczęszczał, ale nie na skrzypce, ludzie! Bez przesady.

Valka: Ale na pewno, jesteś pewien? Bardzo dobrze Ci idzie granie, ja bym takiego talentu nie marnowała. – o matko… nie!

Czkawka: Nie dziękuję. Ja już pójdę na górę. – wskoczyłem po schodach na piętro. Wszedłem do mojego pokoju i odstawiłem instrument na półkę, aby czasem nie spadły. Sam udałem się do łazienki wziąć prysznic. Po wieczornej kąpieli wróciłem do pokoju i wziąłem się za zadanie domowe. Otworzyłem zeszyty… i po chwili je zamknąłem. Po co ja mam rozbić zadanie, jak jutro praktycznie przez wszystkie lekcje będziemy na sali gimnastycznej przygotowywać się do apelu. Chwyciłem plecak i wrzuciłem do niego same zeszyty, aby czasem nie dostać braku. Nie są ciężkie, więc nie zaszkodzi mi ich zabrać. Ułożyłem się na moim łóżku i wziąłem telefon z szafki nocnej. Dostałem jakąś wiadomość, od Mieczyka. Czego on chce? Odczytałem:

Mieczyk: Na akademii będę obsługiwał sprzęt za kotarą, nie mam roli. Co za szczęści! :)

Czkawka: Na matmie takiego szczęścia nie miałeś. :/

Mieczyk: A to szczegół.

Nie chce mi się z nim już pisać. Idę spać.


Rozdział 17[]

Czkawka[]

Siedzę na lekcji języka Polskiego. Mam tylko zeszyt, ani jednego podręcznika. Nikt nie zabrał ze sobą książek, bo za jakieś 10 minut nasza wychowawczyni przyjdzie nas wszystkich zwolnić na próbę. Mieczyk już dawno poszedł, ponieważ musiał rozłożyć sprzęt. Ma dobrze, że nie musi przesiadywać na lekcjach tylko siedzi i gapi się w tego laptopa. Też bym tak chciał, ale nie znam się na tych wszystkich przyciskach, nagłaśnianiu i tak dalej. Przepisywałem notatkę z tablicy do zeszytu. Do klasy weszła pani Grygiel i poprosiła o zwolnienie całej klasy. Humanistka się nieźle zdziwiła, ale wypuściła nas wolno. Spakowałem to co miałem na ławce do plecaka i wyszliśmy z klasy. Kierowaliśmy się na salę gimnastyczną. Przekroczyliśmy próg i każdy udał się w inne miejsce. Ja poszedłem za kotarę odwiedzić kolegę. Razem ze mną wybrał się Śledzik. Podeszliśmy do Mieczyka i podaliśmy sobie dłonie w gest przywitania się.

Mieczyk: Cześć. Zaraz próba. – poinformował przyjaciel. Wyciągnąłem skrzypce i sprawdziłem czy są nastrojone. Okej. Dzieła. Usiadłem na krześle obok kolegi i obserwowałem co robi. Ustawiał głośność mikrofonu. Jakieś to wszystko skomplikowane. Teraz podpiął pendriva’a do laptopa i przegrał jakąś melodie. Puścił ją, a na sali ktoś zaczął śpiewać. Ślicznie śpiewa, ciekawe kto to? Zapytałem o to Mieczyka:

Czkawka: Mieczyk? Kto to śpiewa?

Mieczyk: To ty nie wiesz? – pokręciłem głową przecząco – Twoja Astrid koleś! – co? Ona śpiewa?! Jejciu, jak pięknie. Nie spodziewałem się. Gdy skończyła przyszła do nas. Podeszła do mnie wraz z jej przyjaciółką.

Czkawka: Ślicznie śpiewasz – uśmiechnęła się do mnie promiennie. Ja odwzajemniłem gest.

Astrid: A skąd wiesz, że to ja ? – zapytała podejrzliwie. Trzeba się jakoś wykręcić.

Czkawka: Domyśliłem się.

Śledzik: A ja słyszałem że się pytałeś Mieczyka, bo nie wiedziałeś. – przewróciłem oczami i spojrzałem na kolegę. Posłałem mu piekielne spojrzenie. Przy nim nie można nic powiedzieć normalnie! Wszystko wygada, papla jedna!

Czkawka: No tak, sorka. Ale zastanawiałem się kto ma taki anielski głos. – zarumieniła się i spuściła wzrok. Oj lubię jej dawać komplementy. Wtedy jest taka słodka i cudowna. Przekręciła głowę w stronę krzesła i do niego podbiegła. Na nim stały moje skrzypce. Chwyciła instrument i zapytała.

Astrid: Kogo to skrzypce? – podszedłem do niej. Położyłem jedną rękę na karku i powiedziałem:

Czkawka: Moje…

Astrid: Grasz? – rozpakowała jej i zaczęła oglądać.

Czkawka: Tak troszkę…

Astrid: Naucz mnie- przyłożyła je do szyi i smyczkiem przejechała po strunach. O matko! Jak skrzeczy. Zaraz będę musiał je od nowa stroić…

Czkawka: No nie wiem…

Nauczycielka: Czkawka, teraz ty! – odebrałem jej moją własność i poszedłem na środek sali. Mela śpiewała piosenkę, a ja do niej grałem. Dobrze, że się nauczyłem bo było by ze mną cienko. Powtórzyliśmy utwór trzy razy i podeszliśmy do wychowawczyni. – Poćwiczcie jeszcze razem. Jest dobrze, ale może być jeszcze lepiej. – przytaknęliśmy. Nasza pani ma taką jedną bardzo wkurzającą wadę. Otóż, wszystko co robi musi być perfekcyjnie wykonane. Niestety musimy jeszcze poćwiczyć… może to i dobrze. Bo nie będę musiał uczyć Astrid grać. Ja nie jestem dobrym nauczycielem. Udaliśmy się w jakiś kąt i jeszcze ćwiczyliśmy. Ona także pięknie śpiewa. W końcu nam się znudziło i się rozeszliśmy. Wcześniej ustaliliśmy, że jeszcze potem to powtórzymy. Wszedłem za kotarę, a tam już czekała na mnie paczka. Astrid podbiegła i zaczęła mi gratulować talentu. Ja nie mam talentu, po prostu ciężka praca i tyle. Nie zrozumie tego. Zabrała mi instrument i prosiła żebym ją nauczył grać. Jej się nie da odmówić. Przejąłem skrzypce i pokazałem jak je ustawić. Potem ona próbowała. Ustawienie jest ok. Teraz pierwsze podstawowe chwyty. Ustawiłem jej poprawnie palce na strunach i przejechałem po nich smyczkiem. Teraz ona.

Po jakichś 30 minutach uszy mi już całkiem zwiędły. Siedzę na krześle i patrzę jak się wygłupia ze swoją przyjaciółką z moimi skrzypcami w roli głównej. One zaraz nie wytrzymają. Piszczy strasznie. Koledzy już dawno sobie stąd poszli. Ja też bym najchętniej tak zrobił, ale muszę pilnować, aby czasem coś w nich nie pękło. Z tej lekcji jaką miałem jej udzielić nic nie wyszło. Słuchała się przez 10 minut, potem już robiła co chciała. Zrezygnowałem i tylko obserwowałem ich wygłupy. Nauczycielka przychodziła sześć razy i nas uspakajała, ale potem jej się znudziło i nie pojawiała się od 15 minut. Podpierałem ręką głowę i patrzyłem na wariatki. Jena gra, druga śpiewa do mikrofonu. Mi zaraz błona bębenkowa pęknie. RATUNKU! Nie zatkam sobie uszów, bo zrobi im się przykro, ale już nie mogę wytrzymać. Wstałem i przejąłem instrument. Astrid tak słodko się oburzyła.

Czkawka: Tyle moje panie. Muszę jeszcze poćwiczyć.

Astrid: No dobra… - poszły sobie. Nie wytrzymam z nimi. Sprawdziłem czy nic nie jest uszkodzone. Na szczęście nie. Ale jest rozstrojona. No nic, dobrze że wziąłem stroik. Szybciutko nastroiłem i poszedłem do Meli, która już na mnie czekała. Przećwiczyliśmy utwór jeszcze dwa razy. Potem wychowawczyni zakończyła próbę i każdy mógł udać się do domu. Poszedłem do szatni wraz z kolegami. Przy tym rozmawialiśmy o tej głupawce dziewczyn. Żalili mi się jak to już nie mogli wytrzymać, a co ja miałem powiedzieć?! No nic. Wyszliśmy ze szkoły i poszliśmy na przystanek.

Siedzę na kanapie w salonie. W ręku mam komórkę. Przeglądam na zmianę facebook’a i instagrama. Ze mną w pokoju jest również mama, która ogląda „Rozmowy w toku”. Nienawidzę tego programu, wszystko jest udawane. Ci sami aktorzy występują tylko są przebierani. Mój kolega mi mówił, że jego mamy znajoma, była tam już trzy krotnie i za każdym razem miała się wcielić w inną postać. Bez sensu. A moja mamusia jest tym tak zafascynowana. Ja nie wiem co w tym takiego interesującego, babska gadają o swoich problemach. A dobra, szkoda sobie tym głowy zawracać. Prosiłem ją, aby przełączyła kanał już ponad pięć razy. Nie reaguje. Zamknąłem się w sobie i patrzyłem na wyświetlacz telefonu. Przeglądam fejsa. Nic ciekawego. Może z kimś popiszę? Wszedłem na czat i szukałem z kim tu można popisać. Długo szukałem właściwej osoby, jak jest dostępnych ponad 250 ludzi. Po co mi tyle znajomych? E tam. Znalazłem wreszcie osobę, z którą bardzo chętnie bym zamienił kilka słów. Napisałem:

Czkawka: Hej ;) – czekałem chwilkę na odpowiedź i wreszcie ją otrzymałem. Złoto włosa odpisała słodziutko…

Astrid: Hejka :*:* - ona kocha dawać buźki. Czasami jest ich aż za dużo, ale mi to nie przeszkadza. Mam do niej bardzo ważne pytanie.

Czkawka: Nie jesteś na mnie zła, że zabrałem Ci skrzypce? – długo pisała, ciekawe co? Mam nadzieję, że nie jest na mnie obrażona. W końcu odpisała…

Astrid: Jestem! Jak mogłeś?! Mi tak dobrze szło. Z Larą tak świetnie się bawiłyśmy, a ty bezczelnie nam przerwałeś!... – o o, mogłem jej zostawić tą zabawkę. To nic, że by mi zniszczyły, ale nie była by na mnie wściekła. I co ja mam teraz zrobić? Powiedzieć jak było, czy być milutkim i udawać? Coś tam jeszcze wysłała… - żartuję głupolku ^^ Nie jestem zła, tylko na początku byłam troszeczkę, ale wiem, że musiałeś ćwiczyć. – uff, ale ulga. Nie przeżył bym tego, że była by na mnie zła. – A mam pytanie. – dopisała – Kto ładniej śpiewa? Ja czy Mela? – no świetnie!

Czkawka: Obie ślicznie śpiewacie – nie wiem czy ją to przekonało.

Astrid: Ale kto ładniej? – dopytuje się. Czyli nie przekonało. Nie wiem co ja mam jej odpowiedzieć. Obie są świetne. Nie potrafię wybrać, która jest lepsza. Mela ma piękną barwę głosu. Wygrywała konkursy wiele razy. Astrid praktycznie słyszałem tylko raz, na próbie. Nie jestem w stanie tego określić.

Czkawka: Naprawdę nie wiem, która jest lepsza. Obie jesteście wspaniałe.

Astrid: Po prostu nie chcesz mi zrobić przykrości mówiąc, że śpiewam beznadziejnie. ;( - o nie, smutna buźka. Tylko dobijam dziewczynę! Ja głupek.

Czkawka: Posłuchaj, Mela, jak sama pewnie wiesz, ma piękną barwę głosu i wygrywała na wielu konkursach. Ciebie słyszałem tylko raz. Ale naprawdę robi wrażenie twój głos. – czekałem jak odczyta wiadomość. Coś długo to trwa. Obraziła się, świetnie!

Astrid: Tak tylko mówisz…

Czkawka: Nie, naprawdę! ;) – co ja mam jeszcze wymyśleć, aby mi uwierzyła?

Astrid: Dobra. Nie potrafię się na ciebie gniewać, za słodki jesteś :* - teraz będzie mi tak słodzić.

Valka: Czkawka… oni mają takie problemy… - powiedziała mama zapłakanym głosem. Przewróciłem oczami i wróciłem do rozmowy.

Czkawka: Nie jestem taki…

Astrid: Nie chcę się z tobą kłócić, więc po prostu przyjmij to do wiadomości i tak będzie dla nas wszystkich najlepiej <3 – ooo! Napisała mi serduszko! Bomba! – Ja idę się jeszcze troszkę podszkolić, bo przez ciebie już sama nie wiem, czy dobrze śpiewam, czy nie. – a ta znowu o tym samym.

Czkawka: Ja już nic nie mówię. Pa :*

Astrid: Okropny jesteś, wiesz? :* - podchwytliwe pytanie.

Czkawka: Wiem. – po tej wiadomości się wyłączyliśmy. Ja też muszę jeszcze poćwiczyć. Nie chcę dać ciała na apelu.

*Następny dzień

Jestem już w drodze do szkoły. W ręku trzymam moje skrzypce. Trochę się denerwuję przez występem. Pierwszy raz będę występował publicznie. Nigdy się tak nie stresowałam. Przekroczyłem drzwi główne i kierowałem się na salę gimnastyczną. Na sobie mam białą koszulę i eleganckie spodnie. Mama kazała jeszcze zabrać marynarkę, ale co za dużo to nie zdrowo. Wyglądałbym jak jakiś prezes. I tak ta koszula jest nie wygodna. Nie wiem dlaczego. Chyba troszku za mała, trudno, ten jeden dzień przeżyję. Wkroczyłem na salę gimnastyczną i od razu moją uwagę przykuł piękny wystrój. Wszędzie kwiaty i tablice na których są napisane przeróżne życzenia dla naszych pań, nie tylko wychowawczyń, ale i koleżanek. Poszedłem za kotarę i odłożyłem moje skrzypce w jakieś bezpieczne miejsce. Przynajmniej tak mi się wydaję, choć, w tej szkole to nie ma bezpiecznego miejsca. Usiadłem obok Mieczyka na krześle, przeglądał jakieś pliki. Musi wszystko przygotować, aby wyszło perfekcyjnie, bo nauczycielka nas zabije. Dużo tej roboty przy tym sprzęcie. Każdy myśli, że to tak hop siup. Nie, nie, nie ma tak. Tylko Ci najlepiej obcykani mogli się starać o tą posadę. Mieczyk dużo czasu spędza przed komputerem, więc się nie dziwię, że się załapał. Jak bym się skupił i przyglądną dokładnie to też był bym taki dobry jak on. Gdy wszystko było już gotowe i na sali zebrała się cała szkoła, apel mógł się rozpocząć.

Astrid[]

Stoję za kotarą i czekam na swoją kolej. Teraz swój występ prezentują Czkawka z Melą. Świetnie im idzie. Czkawka ma rację. Mela śpiewa świetnie. Ja nie potrafię, ale staram się jak mogę. Ten dar przeszedł chyba z matki na córkę. Moja mama także śpiewała i wygrywała konkursy w liceum. Ale teraz z tego zrezygnowała i jest architektem. Gdy skończyli, widownia zaczęła klaskać. Teraz jakieś wierszyki, normalnie jak w przedszkolu. A tam, chociaż mam jeszcze troszkę czasu. Para przybyła za kotarę. Podeszłam do chłopaka i mu pogratulowałam. Podziękował i życzył mi połamania nóg. Taki kochany. Teraz ja. Wzięłam mikrofon i zaczęłam śpiewać do muzyki. Gdy skończyłam, także nagrodzili mnie oklaskami. Wróciłam w miejsce, z którego sobie poszłam. Usiadłam na krześle i czekałam aż apel się skończy. Po piętnastu minutach wszyscy wyszliśmy i się ukłoniliśmy. Wszyscy chłopcy gdzieś zniknęli. Dziwne.

Wszystkie dziewczyny co występowały, udały się za kotarę, miałyśmy tam na coś czekać, ciekawe na co? Po dziesięciu minutach z kantorka wyszli chłopaki. W ręku mieli bukiety tulipanów. Jakie piękne. To pewnie dla nauczycielek, a my dostaniemy po jednej. Tak myślałam. Udali się na widownie i tam rozdawali bukiety. Niespodziewanie podszedł do mnie Czkawka z bukietem. Zrobiłam zdziwioną minę, bo koleżanki dostały po jednej, a co ja jestem taka wyjątkowa, że dostanę cały bukiet? Na to wygląda. Uśmiechnęłam się do niego promiennie. Zaczął składać mi życzenia:

W dniu Twojego święta Życzę Ci z całego serca, abyś zawsze była uśmiechnięta, żeby nie przytłaczały Cię troski dzisiejszego świata, żeby…


Patrzę się w te jego piękne zielone oczy, które przypominają mi zieloną łąkę. Rozpływam się w nich. Nawet już nie wiem co on do mnie mówi. Słowa są nie ważne, ważne jest to co mamy w sercu. On to mówi od serca, powoli i dokładnie. Cudowny. Tak się na niego zapatrzyłam, że aż nie zauważyłam kiedy skończył. Powiedziałam tylko jedno słowo ”Dziękuję” i go przytuliłam. Tulipany nadal trzymał w ręce. Z nad jego szyi dostrzegłam wychodzącego z kantorka Sączysmarka. Okej, to wykorzystamy ten moment, że się na mnie gapi. Oderwaliśmy się od siebie i chłopak wręczył mi bukiet. Dobra, raz kozie śmierć, mam nadzieję, że się na przestraszy. Stanęłam na palcach i delikatnie go pocałowałam. Gdy opadłam na pełne stopy otworzyłam oczy. Chłopak był w szoku, tak samo jak Sączysmark. Prawie co mu gałki oczne wyleciały. Upuścił kwiatka, którego pewnie miał komuś wręczyć.

Astrid: Jeszcze raz dziękuję… - zwróciłam się do chłopaka stojącego przede mną. Chyba otworzyłam w nim jakieś nowe wejście, bo złapał mnie za podbródek i ponownie pocałował. Tylko że ten pocałunek trwał dłużej, niż te, które były do tej pory. Zrobiło mi się przyjemnie. Czułam jak odpływam w nieznane krainy. Otworzyłam oczy i ujrzałam lawinę zielonego spojrzenia. On jest taki cudowny, czuję się przy nim jak księżniczka. Niech ta chwila trwa wiecznie!... Niestety nie było nam to dane…

Next

Odwrócił się gwałtownie. Przed nim stał wściekły Sączysmark. Zaraz znowu się pobiją. Zaczęła się ostra wymiana zdań. Nie oszczędzali się. Każdy wykrzyczał co o kim myśli. Oni się szczerze nienawidzą. Najchętniej to by jeden drugiego wepchną pod pociąg. Ja to bym w tym momencie Sączysmark rzuciła pod nadjeżdżające auto. Tylko jest jeden problem, a nawet nie jeden, tylko dwa. Po pierwsze, on jest na pewno ode mnie silniejszy. Po drugie, jesteśmy w szkole i tu auta nie jeżdżą. Zaczęli się popychać i szarpać za koszulki. Muszę coś zrobić, bo się pozabijają! Rozglądałam się gorączkowo, sama nie wiedząc czego szukam. Spojrzałam na bójkę, która już się rozkręciła. Zaczęli się bić to twarzy z pięści. Nie mogę tak stać i się na to patrzeć, ale co ja mogę. Przecież ich nie rozdzielę, bo jeszcze ja oberwę, może przez przypadek, ale oberwę. Nie kontrolują swojej złości. Obaj są silni i są w stanie zrobić sobie naprawdę dużą krzywdę. Nie wiem co robić! Patrzyłam jak się piorą i było mi żal, Czkawki… bo Smark… no właśnie. Nie może zrozumieć, że ja z nim nie będę. Ale jest zazdrosny. Nadal coś do mnie czuję… niestety ja nie odwzajemniam jego uczucia. Chłopaki, którzy obserwowali to wydarzenie kibicowali poszczególnym „zawodnikom” to jest chore! „ Uspokójcie się” – krzyknęłam. Trochę się uspokoili, ale to za wiele nie dało. Moje i nie tylko moje krzyki, usłyszałam nasza wychowawczyni i pojawiła się na miejscu całego zdarzenia. Z ogromnymi trudnościami rozdzieliła bijących się chłopaków. Dopiero teraz mogłam dokładnie dostrzec ich rany, jakie sobie nawzajem zadali. Czkawka miała rozciętą jedną brew i nos we krwi. Jego koszula była czerwona tak samo jak Sączysmarka. On miał tylko rozwalony nos. Mogło mu się bardziej oberwać, ale niestety Smark jest silniejszy. Pakował na siłowni. Nie wiem czy Czkawka też, ale też nie wygląda źle, pod względem mięśni. Podbiegłam do bardziej poszkodowanego chłopaka i podałam mu chusteczkę. Nauczycielka także podeszła i spytała, czy zadzwonić po jego rodziców. On nie chciał, ale ona nalegała, aż wreszcie się zgodził. Przyjechali po 15 minutach i zabrali go do samochodu. Wychowawczyni jeszcze wytłumaczyła co się stało. Ja przez ten czas siedziałam przy Czkawce. Gdy pojechał, nie chciałam siedzieć dłużej w szkole, dlatego uciekłam wcześniej.

Rozdział 18[]

Czkawka[]

Gdy wyszliśmy ze szkoły, rodzice wpakowali mnie do samochodu i próbowali ode mnie wyciągnąć co się takiego stało, że się pobiliśmy. Ja nie chciałem im nic powiedzieć. Niech ich to nie obchodzi. Gdy jechaliśmy jezdnią, skręciliśmy na jakąś inną drogę, która nie prowadzi do mojego domu. Gdzie oni mnie chcą wywieść? Po 10 minutach wjechaliśmy na parking koło szpitala. Nie no, przecież nic mi nie jest! Krew z nosa już mi nie leci, a brew to się zaklei. Kazali mi wysiadać z samochodu. Ja nie chciałem, oparłem się o siedzenie i zapiąłem pasy. Zazwyczaj ich nie zapinam, bo po co? Jestem dorosły, nie będę nigdzie iść! Sam decyduję o moim życiu i nie będą mi rozkazywać. Tata na mnie krzyczał, ale mnie to nie obchodzi. Niech się drze, ja nigdzie nie pójdę. Mama odpięła mi pas i próbowała wydrzeć z pojazdu. Zacząłem się szarpać jak małe dziecko, które nie chce iść do dentysty. Przesiadłem się na siedzenie obok i ponownie zapiąłem pas. Rodzice załamali ręce i rozmawiali. Specjalnie głośno abym słyszał i poszedł, ooo, tak łatwo mnie nie przekonają. Mówili jaki to ja jestem nie odpowiedzialny i nie cenię własnego zdrowia. Doskonale szanuję, dlatego nie chce iść do lekarza. Jeszcze mi coś zrobi! I co ja wtedy pocznę? Nigdzie nie idę! Siedzę i nie wstaje.

*15 minut później

Podpieram ścianę w rejestracji do lekarza. Jednak mnie wyciągnęli. Arrr! Nic mi nie jest! Nie widzą, że czuję się świetnie?! Gdy mama mnie zarejestrowała kazała usiąść na krześle w poczekalni. Ja udawałem, że ją nie słucham i nadal stałem pod ścianą. Ona rozmawiała z koleżanką, która tu pracuję. Gdy skończyła i zauważyła, że nie poszedłem sobie usiąść, pokręciła głową i sama poszła do poczekalni. Gapiłem się na moje czarne buty. Musiałem wziąć eleganckie, bo to tak nie wypada na apel przyjść w tenisówkach. Gdy tak sobie stałem, dobiegł mnie dźwięk otwierania drzwi. Podniosłem wzrok i z gabinetu wychyla się doktor, do którego miałem się udać. Mama wstała i mnie zawołała. Ja ruszyłem… tylko nie w tą stronę co trzeba. Udałem się do wyjścia. Usłyszałem jeszcze krzyki mamy „Czkawka!” , „Nie wygłupiaj się, chodź!” Powiedziałem, że nigdzie nie pójdę. Wyszedłem z budynku i kierowałem się w stronę przystanku autobusowego. Jak oni mnie nie chcą odwieźć do domu, to sam sobie pojadę. l na moje nieszczęście, przechodząc spotkałem tatę, który wracał z zakupów. Złapał mnie mocno za ramię i ponownie wprowadził do szpitala. Mama jak mnie zobaczyła pokręciła głową na boki w geście nieposłuszeństwa. Usiadłem na krześle naprzeciwko pana doktora. Mama na wszelki wypadek weszła ze mną, abym czasem ponownie nie uciekł. Lekarz pytał się co się stało, ale ja trzymałem się swojej wersji, czyli że nic. Chyba miał dosyć, bo skierował mnie na oddział, aby zaszyli mi brew. Przecież nie jest taka rozwalona? No dobra, zaszyjcie mi to i wracajmy do domu, bo tu więcej nie wytrzymam.

Jestem już w drodze do domu. Siedzę z tyłu nie odzywając się do rodziców . Gdy dojechaliśmy wyszedłem czym prędzej z auta i wkroczyłem do domu. To znaczy… wkroczył bym, jak by drzwi nie były zamknięte. Muszę poczekać, aż otworzą. Mama podeszła i przekręciła klucz w zamku. Wszedłem szybko i się rozebrałem. Zabrałem skrzypce, które gdzieś się plątały koło nóg i już miałem wskoczyć po schodach na górę, ale zatrzymał mnie tata.

Stoick: Nie tak prędko… porozmawiamy sobie. Zapraszam do kuchni. – przewróciłem oczami. Usiadłem na krześle naprzeciwko rodziców i położyłem ręce na stole.

Czkawka: O co chodzi? – powiedziałem znudzonym głosem. – Nie chce mi się tu tak siedzieć, więc szybciej!

Stoick: Nie podnoś głosu na ojca! – powiedział głośno. O co im chodzi? O tą bojkę? Przecież już wyjaśniłem, że nic się nie stało. – Dlaczego się pobiłeś z Sączysmarkiem? – a oni znowu o tym samym, dali by se spokój.

Czkawka: Już mówiłem że nic się nie stało.

Valka: Tak się pobić bez powodu na pewno nie mogliście.

Czkawka: Mogliśmy…

Valka: Jak nie dowiemy się od ciebie, to od kogoś innego, ale wtedy będą już konsekwencje. – czy oni mnie straszą? Chyba zapomnieli, że jestem dorosły i mogę robić co chce.

Czkawka: Nie zapomnieliście czasem że jestem dorosły? – spojrzeli na siebie. No to ich mam!

Stoick: To nic nie zmienia! Masz powiedzieć co się stało!

Czkawka: Nic nie powiem! – wstałem i poszedłem na górę.

Nie będą mi mówili do jest dobre, a co złe. Ja doskonale wiem, że nie powinienem się z nim bić, ale on mnie sprowokował! To nie moja wina, że puściły mi nerwy. Nie jestem ze stali. Będą mnie tak męczyć przez cały weekend. Spokoju mieć nie będę. Normalnie supcio! Walnąłem się na łóżko i wziąłem do ręki mój telefon. Trzy nieprzeczytane wiadomości. No ciekawe od kogo? Pierwsza jest od Astrid, druga także od niej i trzecia też. Aż tak się o mnie martwi? No cóż… trzeba sprawdzić. Wszystkie razem brzmią: „Czkawka, jak się czujesz? Gdzie zabrali cię twoi rodzice? Wszystko z tobą w porządku? No proszę, odezwij się. Nic cię nie boli? Sączysmark pojechał do domu. Ja uciekłam ze szkoły. Czkawka, no proszę dopisz!” Nie chcę ją jeszcze dołować. Powiem jej w szkole. Nie mam siły. Idę spać. Przebrałem się i wskoczyłem pod cieplutką pierzynkę. Dziś się wiele wydarzyło. Bójka ze Smarkiem, ucieczka od doktora, kazanie rodziców. Noo, trzeba odpocząć.

Ten next dedykuje moim wariatkom, z którymi wczoraj się świetnie bawiłam wysyłając sobie zdjęcia Czkawki ^^ Proszę, to dla was, Madzia, Martyna i Justyna <3 :*

*W poniedziałek

Jadę autobusem do szkoły. Na kolanach mam mój plecak i trzymam w ręku komórkę. Obok mnie siedzi Mieczyk. Wypytywał się dlaczego się pobiliśmy. Kolejny rodzic się znalazł. Nic mu nie powiedziałem, tylko grałem w grę na telefonie. Zauważył to i odpuścił. Co do moich rodziców to męczyli mnie przez weekend. Przy każdej okazji o to pytali, ale ja jestem nie ugięty i stanowczo trzymałem się swojej wersji, czyli, jak to powtarzałem, że nic. Oni tak łatwo nie odpuszczą, znam ich. Zatrzymaliśmy się pod przystankiem. Wepchnąłem komórkę do kieszeni i wyszedłem z pojazdu.

***

Gdy wyszedłem z klasy pokierowałem się do mojego okna. Jak ja dawno tam nie stałem, trzeba odwiedzić moje najukochańsze miejsce. Oparłem się o parapet i czekałem, sam nie wiem na co. Spodziewałem się, że zaraz zlecą się człowieki, ale nikogo nie przywiało. Tak sobie stałem i obserwowałem. Do tego też myślałem. O czym? O kim, brzmi pytanie. O Astrid. Zauważyłem, że od jakiegoś czasu jesteśmy bardzo blisko. To normalce w śród przyjaciół? No bo chyba jesteśmy przyjaciółmi? To skomplikowane można rzec. Podniosłem wzrok, bo przedtem patrzyłem się w podłogę i ujrzałem moją księżniczkę, która zmierza w moją stronę. Podeszła do mnie i stanęła naprzeciwko. Jej oczęta spoglądały na mnie z zainteresowaniem. Postanowiłem się przywitać.

Czkawka: Hej Astrid – uśmiechnąłem się promiennie.

Astrid: No hej Czkawusiu – zaśmiała się. – co tam? – nie rozmawiamy jak zawsze, trzeba rozkręcić rozmowę. Tak, będę odważny, a nie strachliwy jak struś co chowa głowę w piasek.

Czkawka: Zastanawiałem się, czy byś nie poszła dziś ze mną po szkole na spacer? – spytałem bardzo odważnie. Podniosła jedną brew i się uśmiechnęła.

Astrid: Z chęcią. Przyjdź do mojej szatni jak skończysz lekcję. – dała mi całusa w policzek i odeszła. Mówiłem, że nie zachowujemy się jak normalni przyjaciele.

Zadzwonił dzwonek. Wziąłem plecak i wszedłem do klasy. Mam teraz niemiecki. O z Lidką! No to sobie pogadamy. Usiadłem w ławce i wyciągnąłem plecak na stolik. Włączyłem sobie komórkę. Przed nosem przeleciała mi jakaś karteczka. Wziąłem ją i odczytałem. „ Chodź do nas - Mieczyk i Śledzik” odwróciłem się i zobaczyłem kolegów zapraszających mnie do swojej ławki. Zabrałem plecak i krzesło i przyłączyłem się do nich. Oni także mieli telefony w ręku, normalka na lekcji Lidzi. Nauczycielka przywitała się z nami niemieckim „ Guten tag „ a my jak zwykle nie odpowiedzieliśmy. Gdy sprawdzała obecność, także nikt się nie odzywał. Czasem mi jej szkoda. No ale jak na nas krzyczy to się nie dziwię, że każdy ją olewa. No dobrze, nie każdy, tak pół klasy. Reszta uważa, ale dopiero w tedy gdy zacznie jakiś temat. Dziś nie wiem o czym będą się uczyć, ale ja na pewno nie będę brał czynnego udziału w tej lekcji. Wszedłem na czata. O, a co to za niespodzianka?

Nexta dedykuję Pawłowi :* zgadłeś ^^

Astrid siedzi. A ona to się nie uczy?! O nie, nie ma tak, zrobimy jest niespodziankę. Kliknąłem na jej imię i nazwisko. Napisałem:

Czkawka: A panienka to czemu się nie uczy tylko siedzi na czacie hyyym? – od razu odczytała wiadomość. Szybko coś, pewnie też miała do mnie pisać.

Astrid: Właśnie miałam się pana tego samego pytać. To dlaczego nie uważasz na lekcji tylko wypisujesz do ludzi? – haha, ona to jest przewidywalna.

Czkawka: Mam z Lidką…

Astrid: To wiele tłumaczy…

Czkawka: A ty, co masz za lekcję, że tak nie uważasz?

Astrid: W-F mam panie Czkawkowski – jak ja nie cierpię kiedy tak na mnie mówi. Czuję się w tedy taki… stary!

Czkawka: Nie mów tak do mnie!

Astrid: A dlaczego :* ?

Czkawka: Bo w tedy, czuję się, taki… taki stary…

Astrid: Dobra, to będę do ciebie mówić dziadek :3 – babsko jedne.

Czkawka: To już wole słodziak…

Astrid: A kto Ci powiedział, że ty jesteś słodki?

Czkawka: No ty! Już zapomniałaś?

Astrid: Mam ulotną pamięć…

Czkawka: A pamiętasz, że dziś idziemy po lekcjach na spacer babciu :3 ?

Astrid: Osz ty! Pożałujesz tego, że nazwałeś mnie babcią!

Czkawka: To ty pożałujesz! – poczułem za sobą czyjąś obecność. Odwróciłem się, a za mną stoi wściekła Lidka. Schowałem telefon do torby, ale ona i tak go widziała. No jestem ciekaw co ona mi powie.

Nauczycielka: Panie Haddock! Dlaczego pan nie zajmuje się lekcją tylko piszę na komórce! Proszę mi to na tych miast oddać i pójść do tablicy!

Czkawka: Mowy nie ma! – o o , ja to powiedziałem głośno? Nauczycielka zrobiła się czerwona jak burak. Odwróciła się gwałtownie i podeszła do biurka. Coś zaczęła pisać w dzienniku. Pewnie uwaga, trudno.

Nauczycielka: „Uczeń używa komórki na lekcji, nie skupia się na niej i pyskuje do nauczyciela!” taką oto uwagę dostał wasz kolega za nieposłuszeństwo. Ktoś jeszcze by taką chciał?! – nie jest dobrze, wkurzyła się. I co ja teraz zrobię? Pewnie tak jak to Lidka, poskarży się wychowawczyni, a ta zadzwoni do rodziców. Po prostu świetnie… westchnąłem i ponownie wyciągnąłem komórkę. Muszę poinformować Astrid, że nie mogę pisać.

Czkawka: Sorka, nie mogę pisać, bo Lidka mnie nakryła i kazała oddać komórkę, ale ja nie chciałem i mi napisała uwagę i teraz mam przechlapane :’( - napisałem wiadomość i schowałem telefon do plecaka. Ta wiedźma nadal prowadzi lekcję i jest coś nie tak. Każdy słucha, no oprócz mnie. Chłopaki obserwują jak pisze coś na tablicy. Nie obchodzi mnie to. Teraz będę miał u mniej minusa i będzie mnie bardziej obserwować. Trzeba zrobić się takim aniołkiem jakim byłem do tej pory. Tylko jak ja to robiłem? Nie potrafię już takim być. Co mnie tak zmieniło? Chyba troszkę ta posada kapitana tak na mnie wpłynęła, ale to nie tylko to. Źle na mnie wpłyną Sączysmark z tą zazdrością do Astrid. No i troszkę też ona sama. Tylko nie wiem czy pozytywnie, czy negatywnie. Zadzwonił dzwonek. Wybiegłem z klasy, aby przypadkiem nauczycielka mnie nie złapała. To była moja ostatnia lekcja, ponieważ pana od fizyki nie ma, nadal jest chory. Szkoda, lubię mieć z nim zajęcia. Są takie interesujące i zabawne. Chociaż jest ostrym nauczycielem i tak każdy go lubi.

Wszedłem do szatni. Ubrałem kurtkę i udałem się po Astrid. Miałem po nią przyjść. Ciekawe czy czeka. Wszedłem do szatni i ujrzałem blond włosom dziewczynę siedzącą na ławce. Chyba mnie nie zauważyła i też nie usłyszała. Podszedłem bliżej i ją szturchnąłem. No i wszystko jasne. Nasza panienka słuchała sobie muzyki na słuchawkach.

Astrid: Przepraszam Cię, nie słyszałam jak wszedłeś. Długo czekałeś? – zapytała troskliwym głosem.

Czkawka: Nie, dopiero przyszedłem. To co… idziemy?

Astrid: Tak, jasne. – ubrała kurtkę, zawiesiła na swoim ramieniu torbę i spojrzała na mnie. Przepuściłem ją pierwszą i razem wyszliśmy ze szkoły.

***

Szliśmy dróżką. Dookoła nas są drzewa, które dają przyjemny cieć. Mijamy ławeczki, które są rozstawione co kilka metrów. Idziemy wolno, tak wolno, że ludzie, którzy szli za nami, już dawno nas wyprzedzili. Astrid spaceruje rozglądając się co kilka sekund. Obserwuje dzieci, które bawią się ze swoimi pupilami. Wieje lekki wiatr, który rozwiewa jej włosy. Wygląda ślicznie na tle zielonego otoczenia. Chodzimy już tak dość długo. „Usiądziemy na chwilę?” – zapytałem blond włosom dziewczynę. Zgodziła się. Zajęliśmy jedną z ławeczek. Tak się fajnie złożyło, że akurat siedzimy na tej samej, na której kręciliśmy ostatnią scenę do naszego filmu. Mam z tym miejscem złe wspomnienia. Choć powinienem mieć dobre, bo przecież uratowałem ją przed upadkiem, zlałem Sączysmarka tak, że podwiną ogon i uciekł. Dlaczego niby mi w tym miejscu źle? Dlatego, że nie zrobiłem jednej rzeczy, którą już od dawna chciałem zrobić. Dziś chcę ją wykonać. Trochę się jej boję, bo nie wiem jak to wyjdzie, ale zawsze trzeba podejmować ryzyko. Czasem się uda, a czasem nie. Oby się powiodło po mojej myśli. Wpatrywałem się w fontannę, która ozdabia ten wyjątkowy park. Woda rozchlapuje się na wszystkie strony. Ludzie, którzy ją omijają wrzucają do niej monety. To niby przynosi szczęście, ja nigdy w to nie wierzyłem i raczej nie uwierzę. Moja księżniczka także się na nią patrzyła. Spuściłem głowę i nabrałem powietrza. Muszę to zrobić, to jedyna taka okazja kiedy nikt nam nie przeszkadza. Może się już nie powtórzyć. Podniosłem na nią wzrok, ale po chwili go spuściłem. To trudne. Boję się tego, że odejdzie, zostawi mnie samego. I co ja bez niej zrobię? Bez niej jestem nikim. Muszę znaleźć w sobie resztki odwagi i ją wykorzystać. Podniosłem głowę. Mój wzrok utkwił w czymś, co jest daleko przede mną. Przełamałem się i powiedziałem nie spoglądając na nią.

Czkawka: Astrid? Muszę Ci coś powiedzieć… - kątem oka zobaczyłem, że na mnie spojrzała. Odkręciłem głowę, aby mieć z nią kontakt wzrokowy. Patrzyła się na mnie z przerażeniem. Dlaczego? Może dlatego, że powiedziałem to takim przygnębionym głosem? To nie miało tak zabrzmieć. Już wszystko zepsułem, trzeba się wycofać… Nie! Nie mogę! Taka sytuacja może się już nie powtórzyć. Teraz, albo nigdy. Już zacząłem fatalnie, niestety muszę to tak kontynuować. – Ostatnio zauważyłem, że zachowujemy się wobec siebie inaczej… - powiedziałem spokojnie. Zamyśliła się na moje słowa.

Astrid: Czyli jak? – spytała bardzo otwarcie? Jak jej to wytłumaczyć? Myślę, że ona doskonale wie o co mi chodzi, tylko chce mnie zmusić do powiedzenia wszystkiego. Mogłem się tego spodziewać.

Czkawka: Jak nie zwyczajni przyjaciele, tylko… - czuję jakiś ucisk w gardle i nie mogę wydobyć z siebie ani jednego słowa. Każdy wyraz sprawia mi trudność. Nie wiem jak ja sobie z tym poradzę, ale nie zrezygnuję! Już zacząłem, nie mogę w takim momencie przerwać.

Astrid: Tylko? – zaczyna się dopytywać i pewnie niecierpliwić. Dlaczego to jest takie trudne? Dlaczego to ja muszę o tym powiedzieć?

Czkawka: Mamy ze sobą dość bliskie relację, za bliskie jak na przyjaciół. – spuściła głowę. Zaczynam schodzić ze ścieżki. Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Chyba wie o co mi chodzi. Już miałem coś powiedzieć, ale ona mi nie pozwoliła…

Astrid: Czyli uważasz, że nie powinniśmy być przyjaciółmi? – powiedziała z nadzieją w głosie. Mój wzrok skierował się na fontannę. Nie mogę na nią patrzeć, bo mnie paraliżuje. Dobra, raz kozie śmierć! Odkręciłem moją górną część ciała do pozycji pół skręconej. Zauważyłem, że ona zrobiła to dużo wcześniej.

Czkawka: Astrid… już od dłuższego czasu zbieram się do powiedzenia Ci jednej rzeczy. – zapatrzyłem się w jej błękitne oczy. Ruchem ręki pokazała, abym kontynuował. – To nie jest takie proste…

Astrid: Ależ jest, tylko się boisz. Nie wiem czego? Co w powiedzeniu jednej wiadomości może być trudnego? – zmyśliłem się. Ona ma rację. Tchórze i przedłużam. To koniec, albo teraz, albo nigdy i stąd uciekam.

Czkawka: Ja po prostu… Kocham Cię. – spojrzałem w jej pełne radości oczy. Jej usta przybrały kształt, który jest wszystkim bardzo dobrze znany i potocznie nazywamy go uśmiechem. Chwyciła moje dłonie i powiedziała.

Astrid: Nawet nie masz pojęcie ile ja czekałam aż wreszcie to powiesz. – ja po tych słowach czułem się, jakbym dostał skrzydła. Chciałem odlecieć, razem z nią. Szybować pośród chmur i nie martwić się codziennymi problemami. Czuję się spełniony, szczęśliwy i radosny, że wreszcie to powiedziałem. Mogłem to zrobić już dużo wcześniej, ale coś mnie od tego odciągało. Teraz bym nie zwlekał. Nadal trzymała moje dłonie i patrzyła na oczy. – Kocham Cię – musnęłam delikatnie moje wargi. Przysunęliśmy się do siebie i pogłębialiśmy pocałunek. Nie żałuję żadnego słowa, żadnego czynu. Czuję szczęcie i miłość, którą ona mnie darzy. Jestem spełniony. Już więcej nic mi do szczęścia nie potrzeba, tylko ona. Oderwaliśmy się od siebie i stykaliśmy czołami. Spoglądaliśmy na nasze oczy. W jej błękitnych można się utopić. Zatonąć niczym statek. Mnie pochłoną ten ocean i mam nadzieję, że szybko z niego nie wypłynę.

Next

***

Szliśmy przez park, tym razem trzymając się za ręce. To dla mnie dziwne uczucie. Nigdy nie miałem dziewczyny. Mam się zachowywać tak jak do tej pory, czy inaczej? Podążaliśmy w stronę przystanku autobusowego. Jest już późno. Robi się ciemno. Usiedliśmy na wolnych miejscach w autobusie. Oparłem się o siedzenie i spoglądałem przez okno. Omijaliśmy drzewa, domy, przystanki. Niedługo dojedziemy. Poczułem, delikatną skórę na mojej dłoni. Spojrzałem na dłonie, ale później przeniosłem mój wzrok na osobę siedzącą obok. Na ustach Astrid malował się uśmiech, ale zaczął powoli znikać. Odkręciła się przodem do mnie i powiedziała:

Astrid: Nie mówmy nikomu, że jesteśmy razem – zdziwiłem się jej prośbą.

Czkawka: No dobrze, ale dlaczego? – oparła się plecami o siedzenie i patrzyła przed siebie. Nie rozumiem jej. O co chodzi? Wstydzi się mnie? Chyba nie powinna. Nie przynoszę wstydu, przynajmniej tak sądzę.

Astrid: Nie chcę, aby Sączysmark się o tym dowiedział – teraz troszkę rozumiem jej obawy. – I wiesz, nie chcę też, aby sobie pomyśleli, że zmieniam chłopaka co pięć minut. Zerwałam ze Smarkiem 2 tygodnie temu. Dziwnie to będzie wyglądało, że już mam innego.

Czkawka: Rozumiem Cię. Nikomu nie powiem. Ale, w szkole to dalej będziemy się zachowywać jak przyjaciele tak?

Astrid: Tak, tu się nic nie zmieni. Tylko nikomu nie mówmy. Nie chcę być wytykana palcami na korytarzu.

Czkawka: Dobrze, ale Mieczykowi i Śledzikowi chyba mogę powiedzieć?

Astrid: Nikomu! Ja nawet przyjaciółkom nie powiem. Są paplami i mogą czasem wszystko powiedzieć. Ja wolę być ubezpieczona.

Czkawka: Jak chcesz. – wzruszyłem ramionami. Mam złe przeczucia co do naszego związku. Już teraz mało co się nie pokłóciliśmy. Choć, nie wiem. Zależy jej na tym, aby nikt o tym nie wiedział. Ale co to za związek, jak nikt o nim nie wie? Nie da się tego tak ukrywać. Czuję że się wygadam. Chłopaki są w stanie wszystko ze mnie wyciągnąć. Muszę się nauczyć trzymać język za zębami. Nie mogę jej zawieść!

Dojechaliśmy do przystanku, na którym wysiada moja dziewczyna. Wstała i wysiadła z pojazdu. Nie pożegnała się ze mną! A ja już policzek nastawiałem! No trudno. Autobus ponownie ruszył. Jeszcze jeden przystanek. Z pod nóg wyciągnąłem mój plecak i położyłem na siedzeniu. Trochę niewygodnie się nam spacerowało z obciążeniem, ja na plecach, a ona na ramieniu, bo miała torbę. No ale…


Rozdział 19[]

Czkawka[]

Dziś mam wtorek. Stoję wraz z koleżankami i kolegami z zajęć artystycznych pod salą, w której właśnie ma odbyć się ta lekcję. Kiedyś wspominałem, że nie wszyscy na nią uczęszczają. Tylko Ci „uzdolnieni”. Dla mnie to niepoprawne stwierdzenie. Każda grupa ma zaprezentować film, który został nam zadany parę dni temu. W plecaku mam płytkę, na którym jest zamieszczony nasz projekt. Jak bym zapomniał, to Śledzik z resztą odrąbali by mi łeb. Na szczęście nie zapomniałem i jestem przygotowany do lekcji.

Siedziałem oparty o ścianę i obserwowałem co się dzieje na korytarzu. Nic specjalnego. Każdy licealista ma w dłoniach telefon. Normalne zjawisko wśród młodzieży. Mój wzrok zapatrzony był w niebieskooką blondynkę siedzącą na parapecie. Nogi ma podkurczone. Coś tam trzyma w rękach, ale nie mogę dostrzec co. To nie komórka, bo jest za mała. To coś większego. Chyba książka. Jest skupiona i szum jaki jest wokół niej jej nie przeszkadza. Szkoda, że nie możemy się zachowywać jak normalna para, tylko musimy to ukrywać. Ale dla niej zrobię wszystko.

Wstałem i podążyłem w stronę zaczytanej dziewczyny. Opierała się plecami o ścianę. Stanąłem obok i także się oparłem, tyle że stojąc. Obserwowałem jej każdy ruch. Przekręcanie kolejnej strony lektury, poprawianie ręką grzywki, która co jakiś czas opadała na oko i nie można było nic przeczytać. Nie zorientowała się, że nad nią stoję. Musi to być naprawdę interesująca książka, że nie wie gdzie jest. Mógł bym spokojnie zabrać jej telefon i napisać „karniaka” na facebooku. Ale tego nie zrobię. Palcem stukłem ją w ramię. Nie reaguję. Spróbowałem ponownie. Nic. Zero reakcji. Albo naprawdę nie kontaktuje, albo mnie po prostu zbywa. Nastraszę ją. Zbliżyłem usta do jej ucha i wydobyłem z siebie dźwięk.

Czkawka: Bu! – odskoczyła. Nie powiedziałem to zbyt głośno, tylko tak, aby usłyszała. Uśmiechnąłem się do niej. Ona na początku miała przerażoną minę, ale później przybrała taką, jaką ja najbardziej lubię, czyli piękny promienny uśmiech.

Astrid: Chcesz, abym zawału dostała? – powiedziała uśmiechając się. Odkręciła się i pozwoliła nogą zwisać. Usiadłem obok niej, podpierając się rękami o parapet. Astrid trzymała w rękach lekturę. Zakrywała tytuł dłonią. Muszę się dowiedzieć, co ją tak wciągnęło.

Czkawka: Co to za książka? – spytałem. Spojrzała na mnie, a później na książkę. Podała mi ją do rąk. Zerknąłem na tytuł, bo on mnie w tym momencie najbardziej interesuje. „Rywalki”. Nie znam. Grube to arcydzieło ktoś napisał. Ja nie czytam. Choć ciekawi mnie o czym to jest. – O czym to?

Astrid: Dopiero zaczęłam czytać. Jestem na – otworzyła mi w rękach książkę i sprawdziła strony – 47 stronie. Chcesz to jak przeczytam to mogę Ci pożyczyć. – jaka ona miła.

Czkawka: Dzięki, ale ja nie lubię czytać. Szczególnie takich kolosów. – oddałem jej, jej własność. Przyglądnęła się temu i stwierdziła.

Astrid: To nie jest grube. Czytałam dużo grubsze książki. – nie wieże, że jej się chce.

Czkawka: Nie lubię czytać i niech tak zostanie. – zeskoczyła z parapetu i wpakowała lekturę do swojej torby.

Astrid: Masz film? – zapytała. Ja nadal siedząc na parapecie odpowiedziałem.

Czkawka: Jak bym zapomniał to już bym nie żył. – stwierdziłem. Jej dłoń ułożyła się w znak „Lubię to!” Zadzwonił dzwonek. Zeskoczyłem i poszedłem po plecak.

Weszliśmy do klasy i zajęliśmy miejsca. Nauczyciel przeszedł po klasie i zebrał wszystkie projekty, następnie odtwarzał je po kolei na telewizorze. Muszę przyznać, że niektórym naprawdę bardzo dobrze wyszły. Był jeden dramat, który według mnie, nie bym takim dramatem, ale to moje zdanie. Był kabaret. Mało śmieszny. Romansidło, nie lubię zbyt takich filmów, ale ten był nawet niezły. I nasz. Wszystko dopracowane. Mam nadzieję, że Pan Piwowar doceni nasze starania. Zaczął po kolei oceniać i mówić, co mu się najbardziej podobało. Było wiele pochwał, ale nie obeszło się bez krytyki. Nasz film zgarnął drugą najlepszą ocenę, bo najlepszy projekt według nauczyciela, to, to romansidło. Mi też się podobało. Nie będę protestował, w przeciwieństwie do Śledzika, który był zbulwersowany, że nie wybrał naszego. Trochę kłócił się z nauczycielem, ale po chwili wrócił na miejsce niezadowolony. Nie uzyskał podniesienia oceny, choć się starał. Za to dostał uwagę. Uuu, jego pierwsza uwaga. No no, popsuł nam się kolega. Po skończonej lekcji, udałem się pod salę gimnastyczną. Mamy W-F.

Astrid[]

Te kości mi się mylą! Dlaczego musi być ich tak dużo i jeszcze muszą mieć swoje nazwy? Nie wystarczy kość długa, kość krótka? Ta leży tu, a ta tu?! Nauczyciele chcą nas zamęczyć. Dobra, nauczę się jedną przez dziesiątą i będzie! Czytałam podręcznik i analizowałam schematy. Jeszcze trzy strony. Kołomnie stoi moja przyjaciółka, Lara. Niby też się uczy, ale jednak nie do końca. Non stop na mnie zerka. Jej wzrok przechodzi zemnie na książkę, z książki na mnie i tak w kółko. Coś ode mnie chce, tylko nie wiem co. Poczekam jeszcze chwilę, może sama mi powie. Skupiłam się na tekście podręcznika. „Czaszka zbudowana jest…” Nie wytrzymam!

Astrid: No co ty tak zerkasz i zerkasz na mnie?! – udawała, że czyta. Nie wyszło jej to. Odłożyłam podręcznik i stanęłam naprzeciwko niej. Podniosła wzrok i spojrzała, ale zaraz potem odwróciła go unikając mojego spojrzenia. Jej mina mówi, że coś się stało. Nigdy się tak nie zachowywała w stosunku do mnie. Spuściła głowę. Muszę to z niej wyciągnąć. – Lara, o co chodzi? – spytałam delikatnie. Odwróciła się do ściany i schowała książkę do plecaka. Coś tam szukała, ale zaraz potem zrezygnowała i ponownie się do mnie odwróciła. Splotła ręce na piersi i spuściła głowę. Ją naprawdę coś trapi. Nie znam jej takiej. – Lara – stanęłam obok niej i położyłam rękę na ramieniu – powiedz o co chodzi. – podniosła głowę.

Lara: Czy Czkawka i ty, no wiesz… jesteście razem? – nie! Ona wie? Skąd?! Czkawka jej powiedział? Nie, na pewno nie. Obiecał mi. I co ja mam jej powiedzieć?

Astrid: Nie, jesteśmy przyjaciółmi. Nic nas nie łączy, oprócz przyjaźni – wciągnęła powietrze – a dlaczego pytasz? – boje się, że mnie przejrzy.

Lara: To dobrze… - że co?

Astrid: Yyy, nie rozumiem. – zaczynam się martwić.

Lara: To dobrze, że nie chodzicie ze sobą, bo wiesz… - przełknęła ślinę i nabrała powietrza – Czkawka mi się bardzo podoba. – ja śnie! Ona zakochała się w moim chłopaku. Czuję złość i nienawiść. Jak ona mogła, przecież widziała, że jesteśmy z Czkawką w bardzo bliskich stosunkach. To jasne, że ze sobą chodzimy! Ale właśnie ją uświadomiłam, że tak nie jest. Ja muszę jej powiedzieć, że on jest zajęty. Ale jak? Znienawidzi mnie! Nie, nie mogę. Muszę to jakoś odkręcić. Muszę coś zrobić, aby się w nim odkochała. Tak nie może być! Stałam lekko sparaliżowana i gapiłam się na nią. Ona spoglądała z rozmarzeniem na Czkawkę, który stoi pod swoją klasą. – Słuchaj, jesteś jego przyjaciółką i moją też, więc możesz nas jakoś umówić? – ja tego nie wytrzymam.

Astrid: Tak, jasne. – nawet nie wiem co mówię. Lara rzuciła mi się na szyje i zaczęła przytulać.

Lara: Dziękuję, dziękuję! Jesteś świetną przyjaciółką! – ja tam nie wiem, czy taką świetną. Oderwała się ode mnie. - To leć! – popchnęła mnie w jego stronę. Szłam wolno. Co jakiś czas odwracałam się i za każdym razem widziałam wariatkę, która chodzi w kółko poprawiając włosy. Jak ja mam mu to powiedzieć? Będzie to dla niego szok. Dla mnie także był, nawet podwójny, bo to przecież moja przyjaciółka. Co jej odbiło?! Mogła się domyślić po moim zachowaniu w stosunku do niego, że nie zachowujemy się normalnie. Nawet jak jeszcze oficjalnie nie byliśmy razem, bo w jakimś stopniu byliśmy. Ojjj, to skomplikowane! Doszłam do mojego chłopaka i stanęłam naprzeciwko niego. Śmiał się z kolegami z klasy, ale jak mnie zobaczył, to od razu jego mina się zmieniła. Chwyciłam go za rękę i odciągnęłam na bok, aby nie słyszeli o czym rozmawiamy.

Czkawka: Co się stało? – wyglądał na zdenerwowanego.

Astrid: Mamy problem.

Czkawka: Poradzimy sobie. Nie martw się.

Astrid: Nie była bym tego taka pewna. To coś poważnego.

Czkawka: Astrid, spokojnie. Powiedz. Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście.

Astrid: Lara się z tobie zakochała. – powiedziałam to prosto z mostu, bo nie ma co zwlekać. Było widać, że to był dla niego szok. Oparł się o ścianę.

Czkawka: Ale… Lara jest twoją przyjaciółką. – powiedział powoli. Przytaknęłam. Wypuścił powoli powietrze. – I co z tym zrobimy?

Astrid: Nie wiem. Kazała mi Cię z nią omówić.

Czkawka: I ja mam się na to zgodzić?

Astrid: Tak by było najlepiej.

Czkawka: Nie… nie mogę. Ja chodzę z tobą! – przyłożyłam mu dłoń do ust.

Astrid: Zamknij jadaczkę! – gdy się uspokoił dałam mu mówić.

Czkawka: Nie powiedziałaś jej że jesteśmy razem?

Astrid: Nie, no jak! Nie mogę. Musimy udawać. – nastała cisza.

Czkawka: Ale co udawać?

Astrid: Że nic nas nie łączy?

Czkawka: Nie obrażaj się, ale ja myślę, że powinnaś jej to powiedzieć. – spojrzałam na niego. Miał poważną minę. Nie lubię go takiego. Spuściłam głowę.

Astrid: Nie mogę. – powiedziałam to szeptem, który słyszałam tylko ja. Była cisza. Nikt się nie odzywał. Myśleliśmy oboje. Nie chcieliśmy sobie przeszkadzać.

Czkawka: Zrobimy tak. – chwycił mnie za ręce – Będziemy udawać jak do tej pory. – moje oczy zrobiły się szkliste – Umówię się z nią, ale ty także tam będziesz. Dobrze? Może tak być?

Astrid: Ta…aak – powiedziałam już przez łzy. Przytulił mnie mocno do siebie. Nie chcę go puścić. Gdy jest przy mnie, jest mi dobrze.

Dlaczego akurat on? Dlaczego nie mogła się zakochać z Smarku? Tylko w moim Czkawce? Na razie będziemy udawać, ale to może się źle skończyć. Na pewno się źle skończy. Taka decyzja pomoże tylko na chwilę, ale co potem? Będzie coraz gorzej. Kiedyś się dowie i mnie znienawidzi. Będzie miała pretensje, dlaczego jej nie powiedziałam? Dla jej dobra i też trochę mojego. Choć wcale się z tym dobrze nie czuję. Czy ja bym chciała być okłamywana? Na pewno nie. Ale w słusznej sprawie… też nie. Powinna znać prawdę, nawet jeśli jest bolesna. Takie jest moje zdanie. Ktoś może się z tym nie liczyć. Ale nikt mi tego nie zabroni. To boli. Każde kłamstwo boli. Nawet jeśli jest potrzebne. Aby ktoś się nie załamał. Wierzył, że jest potrzebny. Lara jest potrzebna, nie mówię, że nie. Ale nie mogę się pogodzić z tym, że wybrała akurat niego. Najchętniej bym jej to wszystko powiedziała. Ale były by tego konsekwencję. Nie powiedzenie prawdy też ma swoje skutki. Ajajaj. Się porobiło. Czkawka coś powiedział i muszę się trzymać tej wersji.

Next dedykuje Madzi i Pawłowi - dziękuję że jesteście, uwielbiam z wami pisać ;**

Wróciłam do przyjaciółki. Uśmiechnięta czekała na mnie pod salą. Mój uśmiech był prawie niewidoczny, praktycznie wcale go nie było. Stanęłam naprzeciwko niej, a ona już wyczekiwała odpowiedzi. Trudno mówi się o takich rzeczach. Próbuję wymówić choćby jedno słowo, ale czuję blokadę. Wyczekuję, aż coś powiem. Nie wiem czy się doczeka.

Lara: Astrid? I co? Zgodził się? – pokiwałam głową jak zahipnotyzowana. On powtórzyła po mnie powoli czynność, aż się ocknęłam.

Astrid: Tak, tak. Zgodził. – zaczęła klaskać ze szczęścia. Zachowuję się troszkę jak przedszkolak na widok lizaka, no ale, nie oceniam jej.

Lara: To cudownie! To gdzie idziemy? – zapomniałam się go o to zapytać. Byłam przygnębiona całą sprawą i nie myślałam w tym momencie. Potem to z nim załatwię.

Astrid: Zapomniałam się go zapytać. Był szczęśliwy i tak jakoś wyszło, że nie zdążyłam. – kolejne kłamstwo. Ciekawa jestem do czego mnie one zaprowadzą? Na pewno nie do szczęścia wiecznego. Żałuję, że w ogóle dałam się na to namówić.

Lara: Aha, to dowiesz się później? – strasznie jej zależy. Bolesne, ale prawdziwe.

Astrid: Tak, jasne. Tylko potem. Po lekcjach się go spytam. Akurat kończymy o tej samej godzinie. Jak go gdzieś zobaczę na przystanku to, to załatwię.

Lara: Okej. Jesteś wspaniała. Dziękuję. – przytuliła mnie. Nie czuję radości z jej słów. Wcale nie chce tego mówić, ale niestety nie mam wyboru.

Zadzwonił dzwonek. Wzięłyśmy swoje torby i udałyśmy się na lekcję. Usiadłam w pierwszej ławce, ponieważ to moje miejsce od początku roku szkolnego. Rozpakowałam się i podparłam rękami głowę. Nie myślę. Jestem rozproszona. W ogóle nie mogę skupić się na tym, co mówi nauczyciel. Patrzę się w niego i nic nie wiem z jego słów wypowiadanych do klasy. Jak i tak nie mogę się skupić, to sporzytkuję ten czas na rzeczy, które mi się przydadzą. Nie mówię, że to co jest na lekcji mi się w życiu nie przyda, ale w tym momencie są ważniejsze sprawy.

Czkawka i Lara. Okropnie to brzmi. Nie mogłabym sobie tego wyobrazić, aby oni ze sobą chodzili. Dlaczego po prostu jej nie powiedziałam, że on jest zajęty, że ma już dziewczynę i nie jest nią zainteresowany. No chyba, że jest, a ja o czymś nie wiem? Uznajmy, że nie jest. Powinnam powiedzieć jej prawdę. Choć by to ją uraziło, choć bym ją straciła to i tak powinnam. A ja postąpiłam ja zwykły tchórz. Tchórzliwa ryba! Może i straciła bym przyjaciółkę, ale przynajmniej nie żyła bym w kłamstwie. To okropne uczucie. To i tak kiedyś wyjdzie na jaw, ale teraz może jakoś lepiej by to przyjęła? Nie wiem… trudna decyzja. Gdyby mi na niej nie zależało już dawno by o wszystkim wiedziała, a tak to, kocham ją jak własną siostrę, której nie mam. Nie mogę jej zranić. Dramatyzuję! Pewnie troszkę dlatego, że boję się, że Smark zrobił by coś Czkawce, gdyby się o tym dowiedział. Mam za dużo ważnych osób w swoim życiu, o których się martwię. Astrid! Ogarnij się dziewczyno! To nie koniec świata! To tylko szczegół, że twoja najlepsza przyjaciółka, która dotąd znała twoje wszystkie sekrety, zakochała się w twoim chłopaku. Tak, to tylko szczegół, którym nie warto się tak przejmować. Wyluzuj, odpręż się. Wszystko się ułoży, wszystko będzie dobrze, spokojnie. Tylko spokojnie.

Nauczyciel: Astrid! – gwałtownie się „obudziłam” i podskoczyłam na krześle. Pewnie komicznie to wyglądało. Pan krzyczy na uczennice, która odpłynęła w nieznane krainy. – Nie myśl o niebieskich migdałach tylko uważaj! – Czkawka nie jest niebieski.

Astrid: Tak, już. Przepraszam. Już słucham. – poprawiłam się na krześle i patrzyłam na tablice. Nauczyciel dodał.

Nauczyciel: Siedzi w pierwszej ławce i do tego nie uważa. Rozumiem, że w ostatniej mogą być jakiej poukrywane telefony i mogą się rozgrywać pogaduszki na facebooku, ale żeby w pierwszej? Takie zachowanie jest nie dopuszczalne. Ejj tam z tyłu, co się chichracie? Trzy loszki się znalazły. – mocno się wkurzył. Aż taka byłam nie obecna? Kiedyś sobie nagrabiłam u tego nauczyciela, chyba jeszcze to pamięta. Trudno. Gorzej chyba być nie może? – Astrid! Do tablicy! – rozkazał. Wstałam i wolnym krokiem ruszyłam w kierunku tablicy. Przede mną do rozwiązania zadanie matematyczne. – Jak nie zrobisz, jedynka. – ale jak ja mam to wykonać, jak ja nie wiem o co w tym chodzi. Mogłam uważać. Poprosić o jedynkę? Nie chce się upokorzyć. Chociaż, już i tak to zrobiłam. – No czekamy. Chyba, że wracasz na miejsce z jedynką? – kompletnie nie wiem o co w tym chodzi. Magia. Odłożyłam kredę.

Astrid: Nie potrafię tego rozwiązać. – czy ja to powiedziałam? Raczej tak. Coś we mnie wstąpiło. Rozejrzałam się po klasie i mój wzrok utkwił w mojej przyjaciółce, która była zaskoczona moim zachowaniem. Nigdy taka nie byłam. Dużo się we mnie zmieniło.

Nauczyciel: Czyli prosisz o jedynkę. – co mi innego pozostało? I tak on mnie już nie cierpi. Pokiwałam głową twierdząco. Pokazał ręką na moje miejsce. Usiadłam z powrotem na krześle i położyłam ręce na ławce. On zanotował coś w dzienniku i poprosił kolejną osobę do siebie. Przepisałam do zeszytu notatkę, niestety nie była w całości. Trudno. Oglądnęłam się do tyłu, a wszystkie wzroki były skierowane na mnie. Świetnie! Będę wytykana palcami na korytarzu, nawet wtedy, kiedy nie wiedzą o moim związku z Czkawką.

Rozdział 20[]

Astrid[]

Siedzę na ławce obok przystanku autobusowego. Dosiadła się do mnie Lara i Heathera. Druga z przyjaciółek chyba nie wie o tej sprawie z Czkawką, bo już dawno by się pytała. Oddaliłyśmy się od siebie ostatnio. Kiedyś byłyśmy nierozłączne, nie opuszczałyśmy się na krok. Zawsze wszystko robiłyśmy razem, projekty, prace na zajęcia, a teraz co? Nie ma jej przy mnie, już prawie w ogóle, jedynie to na przystanku coś porozmawiamy i to tyle. Zastanawiam się, czy to nie przypadkiem przez Larę. Od kąt zaczęłyśmy się z nią zadawać, tak jakby nasze więzy przyjaźni zaczęły się rozwiązywać. Lara nie była naszą przyjaciółką od początku. Kiedyś, bardzo dawno, byłyśmy, można by rzec, wrogami. Nie lubiłyśmy się. Nie cierpiałyśmy. Co się zmieniło? To, że z dnia na dzień do nas dołączyła. Dogadywałyśmy się świetnie. Byłyśmy siostrami, które wiedziały o sobie wszystko. A teraz? Czuję się przy nich nieswojo. Jakby były dla mnie kimś obcym, jakbyś się w ogóle nie znały. To okropne. Kto na to wpłyną? Może ja? Może one? Nie wiadomo. Wszystkie jesteśmy w jakimś stopniu temu winne.

Miałyśmy w rękach komórki. Heathera miała słuchawki w uszach, więc nie słyszała co się dzieje. Lara się do mnie zwróciła:

Lara: Popatrz, tam stoi, idź się spytać. – to brzmiało jak jakiś rozkaz. Gdy to mówiła jej wzrok skierowany był w stronę bruneta. Już nawet na mnie nie spojrzy, tylko będzie się na niego gapić! Co w nim takiego interesującego? Że trzyma telefon w ręku? Normalne! Zaczyna mnie to powoli irytować, choć to dopiero początek. Przeszyłam ją wzrokiem i wstałam z miejsca. Podeszłam do niego i przeprosiłam jego kolegów. Pociągnęłam za rękę w miejsce, gdzie nikt nie będzie nas słyszał.

Astrid: Gdzie pójdziecie na tą randkę?! – powiedziałam nie miłym tonem unikając jego wzroku. Patrzyłam w pień drzewa, lub na ulicę. Wszystko jedno gdzie, tylko żeby nie w jego oczy. Dlaczego? Boję się! Jestem wściekła! Nie na niego, tylko na nią. Złość po prostu się ze mnie wylewa. On to zauważył i podniósł mój podbródek tak, abym mogła spojrzeć mu w oczy. Jakoś się wewnętrznie uspokoiłam. Rozluźniłam.

Czkawka: To nie będzie randka – wypowiedział to tak spokojnie. Spuściłam głowę. – Astriś, nie przejmuj się. W końcu jej przejdzie. To tymczasowe.

Astrid: Skąd wiesz? – spytałam szybko.

Czkawka: Tak czuję – pocałował mnie w czoło i spojrzał prosto w oczy. Uśmiechną się. Mi to tak łatwo nie przyjdzie. – Astriś, uśmiechnij się – nie chciałam. Zaczął mną delikatnie potrząsać, aż wreszcie na moich ustach zagościł minimalny uśmiech. – I o to chodzi. – teraz to się roześmiałam. On to zawsze poprawia mi humor.

Astrid: To gdzie pójdziecie? – powiedziałam nadal się śmiejąc.

Czkawka: Nie pójdziemy we dwoje, tylko we troje – zdziwiłam się. Co on kombinuje? – Nie będą tam siedział z nią, bez ciebie. Idziemy wszyscy razem.

Astrid: Larze się to nie spodoba.

Czkawka: A co mnie to obchodzi. Niech się cieszy, że w ogóle się zgodziłem. – wzruszyłam ramionami – Masz pomysł gdzie was zabrać?

Astrid: Nie bardzo. Myślałam o kawiarni, ale jak powiedziałeś, że mam jechać z wami, to tak nie za bardzo siedzieć przy jednym stoliku. Będziecie skrępowani.

Czkawka: No, masz rację. – po krótkiej chwili milczenia i namysłu – To gdzie? – myśleliśmy razem. Nie mam pojęcia. Jak on nic nie wymyśli, to ja na pewno nie. – Wiesz, ja mam pomysł, ale nie wiem czy jej się spodoba, bo tobie to raczej tak.

Astrid: Powiedz – zachęciłam go.

Czkawka: Myślałem nad….

Dedyki dla Użytkownika Wikii 91.232.45.61, Len715, AstridLove21 i Kaarciaa brawo! ( mówiłam że łatwe :3 )

Czkawka: Myślałem nad... wyjazdem na basen, bo chyba tylko tam będziesz miała nas na oku i nie będziesz się za bardzo wtrącać.

Astrid: Dobry pomysł, ale może jest jeszcze jakieś miejsce w którym nie będę wam przeszkadzać?

Czkawka: No ja nie wiem. Bo na przykład: kino. Bo spokojnie mógłbym was tam zabrać, no ale… Właśnie … Ale. Siedzimy sobie we troje obok siebie i oglądamy. Nie za bardzo… Albo coś innego, spacer. Będziemy spacerować, a ty za nami? Też coś nie tego. Więc chyba tylko basen się nadaje. – dobrze myśli. Nic więcej nie pasuje. Ale nawet w wodzie będę blisko nich, ale nie na tyle, abym im aż tak przeszkadzała. To będzie!

Astrid: Masz rację. To ja jej powiem, tylko, kiedy?

Czkawka: Jutro może? Jestem wolny. Po szkole bym do ciebie przyjechał?

Astrid: Okej, to ja lecę – już miałam iść, ale mnie zatrzymał chwytając za nadgarstek.

Czkawka: Przyjedziesz teraz do mnie?

Astrid: Po co? – spytałam chytrze się uśmiechając.

Czkawka: Musimy coś omówić. – podniosłam brew. – No wiesz, nasze zachowanie i tak dalej w stosunku do niej – mina mi zrzedła. Szkoda!

Astrid: Dobrze. To wysiądę z tobą . – puścił mnie i sobie poszłam. Nie chce o tym gadać! Chciałabym porobić coś lepszego. Byyyyy. O czym ja myślę. Bleee. Koniec moich psychicznych myśli.

Podeszłam do przyjaciółki.

Astrid: Powiedział, że pojedziemy jutro po szkole na basen. – na początku się cieszyła, ale później, tak jakby nieco mniej.

Lara: Jak to my? – była chyba troszkę wkurzona.

Astrid: No tak, my. We troje. Chciał, abym pojechała z wami. – oglądała się nerwowo.

Lara: Ale my sobie poradzimy, wiemy gdzie są szatnie i wyjście. Nie będziesz nam potrzebna – auuć, troszkę zabolało. Wiem, że mnie nie chce, ale ja ich samych nie puszczę, nawet takiej mowy nie ma.

Astrid: Wiem, że sobie poradzicie, nie jesteście małymi dziećmi. Ja będę pływała z tyłu, nie będę wam przeszkadzać. Będziecie mogli się skupić tylko na sobie – przekonywałam ją. Nie była zadowolona.

Lara: No dobra – coś ciężko jej to przez zęby przeszło. Dobrze mówię, przez zęby. Bo powiedziała to tak nie wyraźnie i bez uczuciowo. Nie dziwię jej się wcale. Też bym była wściekła na jej miejscu. Ale ona na moim tak samo. Odeszła w kierunku autobusu, który właśnie przyjechał. Nasze relację się zepsuły. Wszystko przez chłopaka. Ale ja nie ustąpię! Jest mój! Nie oddam go! Może sobie tylko pomarzyć.

***

Czkawka otworzył mi drzwi i przepuścił pierwszą. Weszłam do jego pokoju i się rozejrzałam. Nigdy tu jeszcze nie byłam. Aż dziwne. Ma bardzo ładnie urządzony. Wszystko ma swoje miejsce. Usiadłam na łóżku, które stoi obok drzwi balkonowych. Po drugiej stronie łóżka ma szafkę nocną, na której stoi lampka nocna, a obok niej leży jakaś książka? Co? Przecież on nie lubi czytać? No dobra, nie wnikam. Naprzeciwko mnie, pod ścianą ma regał, na którym jest pełno poustawianych filmów. No tak, oglądać to będzie, a wyobraźni przez to nie pogłębi. Ale ja nie będę się wysilać i mu to tłumaczyć, bo i tak nie zrozumie. Usiadł obok mnie i złapał za rękę. Skończyłam oglądać jego pokój i spojrzałam mu w oczy. Wyglądały na zmartwione. Spuściłam głowę wbijając wzrok w podłogę. Martwię się. A jeśli Lara mi go odbierze? Już nie będzie tak pięknie i kolorowo.

Czkawka: Nie martw się. – objął mnie ramieniem i do siebie przytulił. – Nie damy się. - potrząsnął mną delikatnie – Nie damy. – on to mówi prosto z serca, czy tylko po to aby mnie pocieszyć? Pocałował mnie we włosy. Uśmiechnęłam się, ale on tego nie widział. Podniosłam i wyprostowałam się. On już mnie nie obejmował.

Astrid: To co robimy? Jak to będzie? – wstał i usiadł na krześle naprzeciwko mnie. Przysunął je do łóżka i podparł się o nie rękami.

Czkawka: Pojedziemy tam razem. Od razu po szkole wsiądziemy do autobusu i pojedziemy na basen. Tam… będziemy się zachowywać normalnie…

Astrid: Co znaczy normalnie? – zapytałam.

Czkawka: Tak jak do tej pory, czyli będziemy pływać i rozmawiać. Nic w tym trudnego. – tylko tak mówi – Tam, zostawisz nas na chwilkę samych, aby nie było podejrzeń. A tak oprócz tego, będę nią nie zainteresowany. Tak jakby w ogóle jej nie było.

Astrid: Nie wiem czy to dobry pom…

Czkawka: Dobry. – nie dał mi dokończyć zdania. Jak on tak uważa, to tak musi być. Nie będę się z nim kłóciła, on wie lepiej.

Astrid: Okej, to tyle? – wzruszył ramionami.

Czkawka: A co więcej? … Może chcesz pooglądać jakiś film. – spojrzałam na zegarek. 17 się zbliża. Muszę jeszcze odrobić zadanie i przygotować się do testu.

Astrid: Nie. Chętnie bym została, ale mam jutro test i muszę się przygotować. – wstałam i chwyciłam torbę – Innym razem. – podeszłam do niego i dałam mu całusa w policzek. Zeszłam po schodach na dół. Tam wzułam moje biało-miętowe Air maxy. – Pa, do jutra. – otworzyłam drzwi i wyszłam na chodnik. Oglądnęłam się jeszcze za siebie i zobaczyłam stojącego na progu Czkawkę, który odprowadza mnie wzrokiem. Pomachałam mu jeszcze na pożegnanie i znikłam za zakrętem.

***

Następnego dnia w szkole. Weszłyśmy właśnie do klasy. Usiadłam w przed ostatniej ławce wraz z Heatherą. Za mną w ostatniej siedzi Lara z taką jeszcze jedną koleżanką Stellą. Rozpoczęła się lekcja języka polskiego. Humanistka zadała pracę do napisania i musieliśmy ją napisać. Zabrałam się za tworzenie.

Zostało tak około 5 minut do końca lekcji. Moja praca była już prawie gotowa. Dopisuję ostatnie słowa i kończę. Okej, skończyłam. Podeszłam do biurka i odłożyłam kartkę na stos. Wróciłam na miejsce. Ktoś kopie mnie w krzesło. Odwróciłam się. Lara chciała abym się zbliżyła, bo chciała mi coś powiedzieć.

Lara: To jak to będzie? Mam do ciebie przyjechać?

Astrid: Nie. Pojedziemy od razu po szkole. – już miałam się odwrócić, ale mi na to nie pozwoliła.

Lara: Dlaczego wczoraj wysiadłaś razem z Czkawką? – nam taką ochotę jej odpowiedzieć” A co cię to interesuję?!” Ale tego nie zrobię.

Astrid: Nie ważne – oparłam się rękami o ławkę i czekałam na dzwonek. Ona coś podejrzewa. To nie dobrze.

Wyszłam w klasy kierując się w stronę toalet. Po drodze złapał mnie Czkawka. Czego on chce?

Astrid: O co chodzi? – spytałam nerwowo.

Czkawka: Musicie na mnie poczekać, bo dowiedziałem się, że mam jeszcze po lekcjach trening. – zdziwiłam się.

Astrid: A to nie ty przypadkiem ustalasz godziny i dni treningów? Przecież jesteś kapitanem. Masz chyba takie prawo?

Czkawka: No tak, ale tym razem to nie ja zwołałem naradę, tylko trener. Nie wiem czego on chce, ale muszę być. Poczekacie na mnie?

Astrid: Jasne. Przyjedź po nas do mojego domu.

Czkawka: Okej, a teraz muszę już iść bo się śpieszę. Pa. – odszedł pośpiesznym krokiem w kierunku mi nie znanym. Że to akurat dzisiaj musi być ten trening. Może to i dobrze. Może nie zdąży i nie pojedziemy? W tedy to by dopiero Lara się wściekła. A gdzie ja miałam iść? A no tak, do WC.

Czkawka[]

Stoję przed chłopakami, którzy bawią się w najlepsze. Nawet nie będę ich próbował uspokajać, bo i tak czy siak mnie nie będą słuchać. Szkoda gardło zdzierać. Co ich tak pobudza to ja nie wiem. Odwróciłem się i ujrzałem Smarka idącego wraz ze swoim ojcem. Krzyknąłem na chłopaków aby byli już cicho. Ten jeden raz musiałem. Dziwne bo się posłuchali i posłusznie stanęli w szeregu. Ja przed nimi wraz trenerem i jego synem. Oczywiście przywitano musi być. Gdy już wszyscy się przywitali trener zaczął mowę.

Trener: Zebrałem was tu, ponieważ chciałbym ogłosić, że Sączysmark jest już w pełni sprawny. – jaka niespodzianka. No to mogę się pożegnać z pozycją kapitana. – Odbyłem z synem rozmowę i … - przyciął się i spojrzał na mnie, już się boje – Czkawko, Sączysmark chciałby przejąć swoją dawną funkcję. – spuściłem głowę i pokiwałem nią twierdząco.

Czkawka: Rozumiem. – będzie mi tego brakowało.

Trener: Ale z racji tego, że swoją funkcję pełniłeś wzorowo, możesz ją pełnić dalej. Drużyna dużo zyska. – nie spodziewałem się. Nie stoi po stronie syna? Zaskoczenie.

Czkawka: To bardzo miłe, że pan tak uważa. Bardzo dobrze pełniło mi się rolę kapitana drużyny, ale. Jeśli Sączysmark jest już zdrowy i gotowy to kontynuowania tego zajęcia, to ja podziękuję z propozycji i rezygnuję. – podjąłem słuszną decyzję. Nie poradził bym sobie z nim w drużynie. A jak jeszcze by musiał być mi posłuszny to całkowicie bym poległ. Lepiej będzie jak on przejmie pałeczkę.

Trener: Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi, ale jeśli tak chcesz, to tak będzie. Sączysmarkowi od dzisiaj zostaje ponownie przydzielona funkcja kapitana. – tak będzie najlepiej. Potem miał by do mnie pretensje. Chcę oszczędzić sobie jego mów, jaki to ja jestem niesprawiedliwy i tak dalej. – To jeśli wszystko jasne to Sączysmarku rozpocznij trening.

Wszyscy rozbieli się po sali oprócz mnie i kolegi przewodniczącego. Podszedł do mnie wystawił dłoń w moją stronę. Byłem lekko zdezorientowany. Nie wiedziałem czy to jest jakiś podstęp czy coś. To nie w jego stylu.

Sączysmark: Dzięki… Zgoda? – nie wiedząc co robię podałem mi dłoń, które sobie uścisnęliśmy. Poklepał mnie po ramieniu i odbiegł poprowadzić rozgrzewkę.

Jestem zszokowany. Nie poznaję go. Może to zrobił tylko dlatego, że się po prostu ucieszył? Nie jestem do końca pewien, czy tak bez powodu przyszedłby i prosił o zgodę. Ale jeśli już tak zrobił to się cieszmy. Ja i tak czuję, ze ten nasz rozejm nie będzie trwał wiecznie. To nie możliwe. Jak się dowie o mnie i Astrid, to wszystko się zawali. Nawet, jakbyśmy nie daj Boże, zostali w jakiś sposób kolegami, to i tak by się to szybko skończyło. On w końcu pęknie. Nie wytrzyma długo. Nie ma dnia, aby się z kimś nie pokłócił. Ale jak na razie jest git. Podbiegłem na jakieś wolne miejsce i zacząłem ćwiczyć.

Po treningu wsiadłem w autobus i pojechałem do domu Astrid. Zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi, a po chwili ukazała mi się w nich piękna blondynka. Wpuściła mnie do środka. Zdjąłem moje tenisówki i kurtkę. Powiesiłem ją na wieszaku i chwyciłem za plecak. Wszedłem po schodach na piętro i pokierowałem się do pokoju dziewczyny. Wszedłem i ujrzałem siedzącą na łóżku z komórką w ręku Larę. Nie odzywając się usiadłem na krześle i czekałem w ciszy na Astrid. Po chwili przyszła w związanych w kucyka włosach do pokoju. Szukała coś po szafkach w pomieszczeniu. Otworzyła szufladę w szafce nocnej i wyjęłam w niej telefon. Obserwowałem dokładnie co robi, bo nic innego w tym momencie nie miałem do roboty. Spakowała wszystkie potrzebne rzeczy do torby i zapytała czy możemy już iść. Zeszliśmy na parter. Niebieskooka zostawiła na stole jakąś karteczkę. Pewnie to list, który poinformuje jej rodziców gdzie w tym momencie się znajduję. Przekręciła kluczem zamek w drzwiach i mogliśmy już iść na przystanek. Przez całą drogę się nie odzywaliśmy, tak samo jak i podczas jazdy.

Astrid[]

Właśnie weszłam do wody. Podpłynęłam do Czkawki i go ochlapałam. On przetarł swoje boskie zielone oczęta i wciągną mnie pod wodę. Nikt nas nie widzi, więc mogliśmy się powygłupiać. Chwycił mnie za nogi i zaczął ciągnąć. Nie mogłam nic powiedzieć, ani krzyknąć, bo bym się zadławiła. Tak więc pozostało mi siedzieć cicho. Puścił mnie i podpłynął bliżej. Muskaliśmy się noskami. Hyhy, taki kochany. Przypomniałam sobie, że ja przyjechałam tu tylko do pilnowania, a nie na randkę. Wynurzyłam się i przetarłam twarz. Rozglądałam się za Larą. Tak naprawdę wcale nie obchodzi mnie gdzie ona jest, ale nie może zauważyć, że spędzam z Czkawką tyle czasu. Dostrzegłam ją na drugim końcu basenu. Mam nadzieję, że się nie obrazi. Obok mnie pojawił się mój przystojniaczek. Objął mnie od tyłu i przytulił do siebie. Wyrwałam się, choć wcale tego nie chciałam. Musi zrozumieć, że Lara nie może nas zobaczyć. Odwróciłam się w jego stronę i pokiwałam głową na boki. Chyba załapał. Zanurzyłam się ponownie i jak najszybciej tylko potrafiłam podpłynęłam do przyjaciółki. Czkawka odbijał z kimś piłkę. A tam, niech się dziecko pobawi.

Lara: Gdzie ty byłaś? – nie wiem co jej odpowiedzieć.

Astrid: Nurkowałam …

Lara: … z Czkawką? – yyy, chyba jednak zauważyła.

Astrid: No tak, już z przyjacielem nie można popływać? – odkręciła się tyłem do mnie.

Lara: Można – powiedziała to bardzo cicho, ale zdołałam dosłyszeć. – Przepraszam, ale to nie wygląda jak spotkanie dwóch osób. – była lekko wkurzona. No faktycznie nie. Muszę coś z tym zrobić.

Astrid: Idź tam do Czkawki, pogadacie sobie. Ja nie będę wam przeszkadzać. – przewróciła oczami. To był chyba gest niezadowolenia z tego, że w ogóle tu jestem. Nie puściła bym ich samych. Ciekawa jestem o czy będą rozmawiać. Bo na pewno nie o szkole…

Czkawka[]

Odbijałem sobie piłkę z jakimś kolesiem. Potem gdzieś poleciała i nasza zabawa się skończyła. Obok mnie ktoś się wynurzył. Miałem nadzieję, że to Astrid, ale niestety los mi nie sprzyjał i pojawiła się Lara. Pewnie mamy pogadać, ale o czym ja mam z nią rozmawiać? Przecież w ogóle się nie znamy. Będzie chciała się poznać, niestety nie jestem zainteresowany. Mam zacząć , czy ona zacznie, bo czuję się nieswojo.

Czkawka: Jaki mamy piękny dzień nieprawdaż? Słonko świeci, ptaki śpiewają. Idzie wiosna. – Czkawka ty tępaku! Deszcz leje, żaby na drogach porozjeżdżane leżą i mamy połowę kwietnia!

Lara: Tak, tak. Rzeczywiście piękny. – spojrzała na widoki za oknem. Skrzywiłem się. Żem walną.

Czkawka: No dobra. Może trochę przesadziłem.

Lara: Trochę? Bardzo. – zdziwiła się.

Czkawka: No tak. Bardzo. Ale co tam. Jeszcze się przejaśni. To takie częściowe zachmurzenie. – „zaczęło lać jak z cebra’. Coś się przeliczyłem. Trzeba zmienić temat. – Jak w szkole? – no już nie maiłem o co zapytać tylko o szkołę. Tępak. Może będzie opowiadała, a ja nie będę jej słuchać?

Lara: Nawet spoko. Miałam sprawdzian ostatnio z biologii to były takie jaja, bo… - zaczęła opowiadać przez śmiech. Nie interesuje mnie to. Udawałem, że słucham. Chyba mi to wyszło, bo nawijała i nawijała. Nie wiem co może być w tym śmiesznego. Ma inne poczucie humoru niż ja. Kręciła się w około mnie. Obserwowałem ją. Nawet nie jest taka brzydka. Nie powiem, bo jest ładną dziewczyną. Zgrabną, umie dobrze pływać, zanudzić człowieka też potrafi, ale to szczegół. Opowiadała długo. Mi się znudziło na nią patrzeć i zacząłem się rozglądać za Astrid. Nie widzę jej. Pewnie jest pod wodą. Nagle coś obok mnie się wynurzyło. Znalazła się zguba. Spytała, czy chcę się z nią po ścigać. Oczywiście przyjąłem propozycję. Zauważyłem, że na twarzy jej przyjaciółki pojawiła się zazdrość. Zanurzyła się pod wodę i nie wiedzieliśmy jej przez większość czasu, ponieważ zajmowaliśmy się sobą. Po pół godzinie musieliśmy wracać. Wsiedliśmy do autobusu i zajęliśmy miejsca na końcu. Usiadłem po środku dziewczyn. Przez całą drogę rozmawiałem, śmiałem się z Astrid. W pewnym momencie zrobiło mi się szkoda Lary. Pewnie czuję się źle w naszym towarzystwie. My sobie rozmawiamy, a ona musi się tylko przesłuchiwać. Ja także czułbym się odrzucony. Brzydko postąpiliśmy z Astrid. Teraz dopiero to widzę, gdy dojechaliśmy do naszej miejscowości. Koleżanka już powoli się zbierała do wyjścia, ponieważ wysiada pierwsza. Postanowiłem zrobić coś, co chyba nie spodoba się mojej dziewczynie, ale muszę jej to jakoś wynagrodzić, że nie poświęcałem jej czasu. Gdy autobus się zatrzymał ruszyła do wyjścia. Złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie. Dałem jej buziaka w policzek i powiedziałem:

Czkawka: Dzięki za spotkanie. Musimy to kiedyś powtórzyć. – zarumieniła się. Posłała mi piękny uśmiech i wyszła. Wiem, że Astrid się to nie spodobało, ale nie mogłem jej tak po prostu puścić. Kiedy autobus ruszył, oparłem się o siedzenie i … dostałem w ramię. Świetnie. Mogłem się tego spodziewać. Rozmasowałem bolące miejsce i posłałem jej uśmiech. Ale ona w ręcz przeciwnie, gniewne spojrzenie od którego ciarki na całym ciele przechodzą. – No co?

Astrid: Jak to, co? Co to miało być? – była zła. No nie dziwię się.

Czkawka: Musiałem coś zrobić. Nie mogłem jej tak po prostu puścić. Widziałaś jak ją olaliśmy. To nie w porządku. – oparła się o siedzenie i patrzyła przed siebie. W głębi serca wie, że zrobiliśmy źle, tylko nie chce się do tego przyznać.

Astrid: Masz rację. Spędzaliśmy ze sobą za dużo czasu. Mogła poczuć się odrzucona. – nic nie mówiła przez jakiś czas, ale w końcu wybuchła – Ale, żeby ją pocałować!

Czkawka: Astrid! Uspokój się. Nie jesteś tu sama. – rozejrzałem się po busie. Parę osób na nas spojrzało. Oj ta Astrid!

Astrid: Przepraszam. Ale, żeby ją od razu pocałować. Nie mogłeś po prostu tego powiedzieć? Mogą być tego konsekwencję. – ale się martwi.

Czkawka: Spokojnie. To tylko w policzek. Jak by gdzie innej, to miałabyś pełne prawo się wściekać, a tak to? Spokojnie. – pogładziłem ją po głosach. Przewróciła oczami i wstała z miejsca. Autobus się zatrzymał, a ona wyskoczyła przez otwarte drzwi. O co jej chodzi? Tej dziewczyny nie ogarniesz.

Wszedłem do pokoju i usiadłem na łóżku. Spojrzałem na zegarek wiszący u mnie nad drzwiami. Dochodzi 21. Trochę sobie posiedzieliśmy na tym basenie. Muszę odrobić zadanie na jutro. Wstałem i wyciągnąłem plecak z szafy. Wyjąłem z niego książki i położyłem na biurku. Przystawiłem sobie mój fotel i zacząłem męczyć się nad pracą domową. Po około 2 godzinach prawie skończyłem. Przypomniałem sobie, że jutro piszemy jeszcze test z fizyki. Mam już dość nauki, a nie mogę go zawalić. Trudno, zrobimy to co się robi w kryzysowych sytuacjach, czyli ściągi. Nie przyłapie mnie. To fajny nauczyciel. Już wiele razy u niego korzystałem z pomocy naukowych i jeszcze nigdy nie zauważył. Zrobiłem pomoce naukowe i położyłem się spać.

Astrid[]

Gdy przyszłam do domu postanowiłam zrobić sobie coś do zjedzenia, ponieważ strasznie burczało mi w brzuchu. Rzuciłam moją torbę w kąt i podeszłam do lodówki. Mam ochotę na mleko… dziwne, bo za nim nie przepadam. Wyjęłam je i położyłam na blacie. Wyjęłam miskę z szafki i wsypałam czekoladowe kulki. Zalałam to wszystko białą cieczą. Wzięłam miskę i usiadłam do stołu. Zajadałam się moją kolacją. Gdy skończyłam, musiałam niestety umyć po sobie, więc to zrobiłam. Teraz przydało by się odświeżyć, choć dopiero wróciłam z basenu. Ale tam jest tyle zarazków, w domu także są. Wszędzie. Ale ja i tak wolę wziąć prysznic, więc wdrapałam się na piętro i weszłam do łazienki. Po kąpieli walnęłam się na łóżko już ubrana w piżamkę. Niestety przypomniałam sobie o pracy z chemii. Miałam wykonać coś o kwasach. Jest już późno. Nie będę jej już robiła, bo zeszło by mi to do nocy. Tego klejenia na tym bristolu tyle, o nie. Nie będę się przemęczać. Ułożyłam się pod kołderką i od razu zasnęłam.

Rano wstałam wypoczęta i pełna sił. Zeszłam na dół do kuchni i zastało mnie już zrobione śniadanie, które stało na stole. Zabrałam się za jedzenie. Tak myślę, że jednak nie powinnam mieć do Czkawki pretensji za tego buziaka. Odrzuciliśmy ją i tak jakby należało jej się. Nic nie poradzę, że jestem zazdrosna. Moja wada, ale chyba każdy odczuł kiedyś zazdrość, przynajmniej raz. Jak mogę mu to wynagrodzić? Każdy w szkole gada o nowym filmie w kinach, który pojawił się niedawno. Może warto się na niego wybrać? Dawno nie byłam w kinie. Warto poświęcić te kilkanaście minut na tą produkcję. „Szybcy i wściekli 7” właśnie na to chciałabym się wybrać. Zapytam go dziś w autobusie. Może pojedziemy po lekcjach. Chyba nie będzie miał treningu, bo miał wczoraj. Skończyłam poranny posiłek i wyszłam na autobus.

Gdy wsiadłam rozglądałam się za Czkawką. Zauważyłam go siedzącego wraz ze Śledzikiem. No nic, trzeba go wygonić. Podeszłam pewna siebie do kolegów. Przywitałam się z nimi, no może tylko z Czkawką, bo kolega obok był za bardzo skupiony na swojej książce. Pokazywałam wzrokiem, aby jakoś go wygonił, ale on jak to on, ma to gdzieś. Postanowiłam sama to załatwić. Ruszyłam go, a on nie reagował. Ciałem jest tu, ale duchem całkiem gdzie indziej. Dźgałam go parę razy, on nie ma łaskotek? Trudny zawodnik.

Astrid: Śledzik! – krzyknęłam. Wszystkie wzroki powędrowały na mnie, no to nie moja wina, że on tak potrafi odciąć się od rzeczywistości. Chłopak podskoczył na krześle i spojrzał w moim kierunku. Uśmiechnęłam się podstępnie i spytałam – Ustąpisz miejsca panience? – zatrzepotałam rzęsami. On wrócił do czytania książki. Jaja sobie robi. Klepnęłam do w ramię. Spojrzał na mnie i się uśmiechną. – Ustąpisz?

Śledzik: Tam masz wolne miejsce. – pokazał na miejsce obok mnie. Zrobiłam naburmuszoną minę, ale mnie załatwił. Nie zamierzam odpuścić.

Astrid: No tak, ale ja bym chciała tutaj. – przewrócił oczami. Chyba nie da za wygraną.

Śledzik: Dlaczego akurat tutaj? Przecież to takie somo siedzenie. – mówiłam.

Astrid: Nie takie samo…

Śledzik: Takie samo, niczym się nie różni. – nerwy mi puszczają.

Astrid: No zejdź! – krzyknęłam ponownie.

Śledzik: Dobra, dobra. Rozumiem, chcesz obok Czkawki. –zszedł i usiadł na wolnym miejscu.

Astrid: Nie prawda… - przewrócił oczami i wrócił do czytania. Zadowolona usiadłam obok mojego przystojniaczka. Popatrzył się na mnie dziwnie. Zrobiłam zdziwioną minę. – No co?

Czkawka: Umiesz postawić na swoim.

Astrid: Też mi odkrycie.

Czkawka: To powiesz mi dlaczego tak bardzo chciałaś tu usiąść? – podniósł jedną brew.

Astrid: Pomyślałam sobie, czy nie miał być ochoty pojechać dziś ze mną do kina? – zrobił zaciekawioną minę. Potakiwał powoli głową.

Czkawka: A na jaki film chciałabyś mnie zabrać? – głupek. Zaśmiałam się.

Astrid: Na „Szybcy i wściekli 7” ?

Czkawka: Niech pomyślę… oczywiście kotku. – powiedział to cicho, tak aby nikt nie usłyszał. Uśmiechnęłam się promiennie. – Będę na ciebie czekał po lekcjach.

Dojechaliśmy do szkoły. Wyszliśmy z autobusu i popędziliśmy na lekcję. Ja mam pierwsze muzykę. Pewnie będziemy coś śpiewać.

Rozdział 21[]

Czkawka[]

Usiadłem w czwartej ławce środkowego rzędu. Wyjąłem długopis na ławkę i sprawdziłem czy moja ściąga pod bluzką się trzyma. Jest okej. Przykleiłem sobie ją na spodniach, oczywiście taśmą przeźroczystą. Nauczyciel się nie kapnie. Dostałem kartkę z zadaniami. Pisałem przez 15 minut, aż musiałem skorzystać z mojej pomocy naukowej. Podniosłem kawałek koszulki i zacząłem przepisywać stwierdzenia. Co jakiś czas zerkałem, czy fizyk na mnie nie patrzy. Zaczytany w książce, można dalej zrzynać. Odpisywałem definicję i nagle serce mi stanęło. Poczułem, że pod ręką nie ma mojego sprawdzianu. Podniosłem wzrok i ujrzałem nauczyciela, który stoi przede mną wraz z moją kartką. Oparłem się o krzesło i spuściłem wzrok. No to wpadłem.

Nauczyciel: Proszę pokazać spodnie. – podniosłem koszulkę i odsłoniłem moją pomoc naukową. Zobaczył i nadal stał przede mną. No czego on chce? Już mnie złapał, powinien być zadowolony, a temu nadal mało. – Nie spodziewałem się tego po panu. Rozczarowałeś mnie. Gdyby mi ktoś o takim czymś powiedział to bym nie uwierzył, ale teraz … jestem zawiedziony, że mój najlepszy uczeń w taki sposób mnie okłamuje. – odwrócił się i podszedł do biurka. Odłożył mój sprawdzian na blacie i zanotował coś w dzienniku. Super, kolejna jedynka. Mogłem poświęcić te pół godziny wieczorem i coś sobie powtórzyć. Ale poprzez pisanie takich ściąg także się uczymy, jak to pisałem to coś tam zapamiętałem, ale wiadomo nie wszystko. Odłożył długopis i zaczął chodzić po sali. Wszyscy piszą, a ja? Siedzę i się na nich patrzę. Trochę wstyd. Gdy przechodził obok mnie spoglądał w moją stronę. Ja za każdym razem spuszczałem wzrok, tak aby na niego nie patrzeć. Nie wiedziałem, że tak mnie ceni. Że jestem jego najlepszym uczniem, to znaczy byłem. Kazanie mi wygłosił, ale nauczyciele z tego słyną. Trudno. Ciekawe czy pozwoli mi to napisać jeszcze raz, tylko że tym razem się nauczę. Oby, bo rodzice mnie zatłuką. Gdy zadzwonił dzwonek wszyscy poderwali się z miejsc. Ja także wstałem i powolnym krokiem ruszyłem w kierunku wyjścia. Przy samych drzwiach zatrzymał mnie nauczyciel. No czego on jeszcze chce? Nie zamierzam mu nic tłumaczyć. Może się domyślić. Gdy nikogo z uczniów już mnie było w klasie on usiadł za biurkiem, a ja stałem naprzeciwko niego. Przypatrywał mi się dziwnie. Nie lubię, jak ktoś tak na mnie patrzy. Takim zaciekawionym wzrokiem. No dobra, oprócz Astrid. W końcu się odezwał. – Dlaczego to zrobiłeś? – wzruszyłem ramionami nie patrząc w jego stronę. Nie zamierzam się odzywać. – Wiesz, że się tego nie spodziewałem? – drąży temat. Dlaczego? – Nie powiesz nic na swoją obronę? – mój wzrok utkwił w podłodze. Była chwila ciszy. – No dobrze. Jeśli nie… zastajesz dziś po lekcjach. To będzie dla ciebie nauczka, aby więcej nie bawić się w przechytrzenie nauczyciela. – podniosłem wzrok, a on pokazał mi na wyjście. Ruszyłem więc do niego. Zamknąłem za sobą drzwi ruszyłam przez korytarz.

Czyli dziś nie pojadę z Astrid do kina. Trzeba ją o tym poinformować. Siedzi pod swoją klasą. Nie będzie za szczęśliwa, no ale. Podszedłem do niej powoli. Zauważyła mój smutny wyraz twarzy. Odłożyła książkę. Przykucnąłem obok niej.

Czkawka: Nie pojedziemy dziś razem do kina. – doznała zaskoczenia. Pewnie nie spodziewała się tego. Może pomyśli sobie, że po prostu nie chcę z nią jechać. Mam nadzieję, że nie. W końcu, moja mina mówi sama za siebie, że coś się stało.

Astrid: Dlaczego? – spytała spokojnie.

Czkawka: Miałem nie przyjemną sytuację na lekcji. – zrobiła zaskoczoną i za razem zaciekawioną minę – No bo, miałem dziś sprawdzian i wczoraj nie chciało mi się już uczyć. Więc postanowiłem zrobić ściągi. No cóż. Przyłapał mnie i muszę zostać po lekcjach. Niezłe upokorzenie. – była smutna. Nie dziwię jej się. Bardzo chciała na to jechać.

Astrid: No trudno. Pojedziemy kiedy indziej. – wzruszyła ramionami i wstała. Zadzwonił dzwonek. Miała już wejść do klasy, ale złapałem ją za nadgarstek i powiedziałem „ Przepraszam”. Tylko się uśmiechnęła i zniknęła za drzwiami. Ja także ruszyłem na lekcję. Mam nadzieję, że już dziś nie spodka mnie żadna przykra niespodzianka.

Astrid[]

Szkoda, że nie pojedziemy dziś do kina. Tak się już cieszyłam. No trudno. Kiedyś indziej. Usiadłam na swoim miejscu. Dosiadł się do mnie Piotrek. Nie moja wina. Nie ma już miejsc, a ja siedziałam sama. Wyłożyłam książki i czekałam, aż nauczycielka podyktuje temat. Wstała z miejsca i poprosiła o nasze projekty. Parę osób wstało i oddało je pani. No ja nie wstałam, bo nie zrobiłam. Ale nie byłam sama. Dużo osób także nie oddało. Nauczycielka stała na środku z zaplecionymi rękami na piersi i na nas patrzyła. Jej mina nie wróży nic dobrego. W końcu się odezwała.

Nauczycielka: A reszta? – wszyscy popatrzyliśmy na siebie. Słabo. – Projekt potrafiło zrobić kilka osób. Bo sobie zadbali o czas i materiały. A co z resztą? Rączki bolą? Nie wiecie co to telefon lub komputer? Jak ktoś nie wiedział, to mógł zadzwonić. Nie musieliście szukać po książkach. Można była wpisać w Internecie i wszystko wam wyskoczy. Już ja muszę wam o tym mówić? Przecież doskonale o tym wiecie. Zawiodłam się na was. Wszyscy Ci co oddali, dostają dodatkowo po plusie. Ci, który to olali i mieli daleko W moje słowa, zostają dziś po lekcjach w bibliotece. Pani znajdzie wam zajęcie. – usiadła i zaczęła notować w dzienniku. No cóż. Przynajmniej spędzę to popołudnie z Czkawką. Przynajmniej mam taką nadzieję, no chyba, że on pójdzie do kogoś innego. Zobaczymy. – Po lekcjach macie się udać do pani Saramy. WSZYSCY. Powtarzam WSZYSCY. Sprawdzi obecność, jak kogoś nie będzie będą konsekwencje. – jakaś jest dziś niemiła. Wkurzyła się troszkę. Nie dziwię się. Jak bym była nauczycielką i zadała zadanie i większość klasy je nie przyniosło też bym była wściekła. Ale już koniec. Zapisałam temat, podyktowany przez nią i słuchałam słów dotyczących już lekcji.

Po wszystkich lekcjach zamiast do szatni udaliśmy się w kierunku biblioteki. Zdziwiłam się, że Lara także idzie. Jeśli będzie Czkawka, to będzie się na niego cały czas gapić. Źle będę się czuła w ich towarzystwie, jak bym im przeszkadzała. Z większą częścią mojej klasy weszliśmy przez drzwi biblioteki. Pani Sarama pokazała nam na stoliki i krzesała na których mamy usiąść. Ja szłam ostatnia. Rozglądałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu mojego chłopaczka. Może go tu nie ma? Może poszedł gdzie indziej? Do jakiegoś innego nauczyciela? Błądziłam między półkami z książkami i w pewnym momencie dostrzegłam skuloną osobę siedzącą w kącie, pomiędzy dwiema półkami. Przed nosem książka i czyta. Czy aby na pewno? Podeszłam bliżej i przykucnęłam obok tajemniczej osoby. Odsunęłam encyklopedię i ujrzałam przerażoną twarz mojego Czkawki. Uśmiechnęłam się delikatnie i usiadłam obok niego. Odłożyłam książkę na półkę i zapytałam.

Astrid: Mówiłeś, że nie lubisz czytać? – zmarszczyłam czoło – Co to za odmiana?

Czkawka: Jakby nie patrzeć jesteśmy w bibliotece. Co można robić w tym miejscu? A tak w ogóle, to co ty tu robisz?

Astrid: Wyobraź sobie, że pani od chemii wkurzyła się na uczniów, że nie przynieśli pracy o kwasach. Oczywiście nie wszyscy. Ci, którzy nie zrobili, za karę, mieli tu przyjść. – zrobił zaciekawioną minę.

Czkawka: Naprawdę? A dużo was tu przybyło?

Astrid: Tak większa pół klasy – wzruszyłam ramionami.

Czkawka: Lenie z was. Wszyscy po kolei.

Astrid: Ty nie błyszczysz w tym wypadku. Komu nie chciało się nauczyć i został złapany na ściąganiu Hyym? - nie wywinie się.

Czkawka: Może już dość o szkole? – zbliżył się o mnie i pocałował. Pogłębiłam pocałunek. Całowaliśmy się tak, aż nie zabrakło nam tchu. Oderwaliśmy się i stykaliśmy czołami. Patrzyliśmy sobie w oczy. On ma takie piękne. Można się utopić w tej zieleni. Usłyszałam kroki i usiadłam naprzeciwko niego chwytając jakąś książkę, która była pod ręką. Przechodziła bibliotekarka i szukała nas. Kazała nam wstać i dołączyć do reszty. Były dwa wolne miejsca obok Lary. Niestety musieliśmy tam usiąść. Czkawka nie był zachwycony. Wszyscy mieli w rękach nożyczki wycinali literki XD. Przed nami także leżały kartki i przyrząd do wycinania. Chwyciłam je i zabrałam się za wycinanie. Nie wiem po co to komu potrzebne? Literki? Serio? Już lepszej roboty nam nie mogli dać. No trudno. Zrobię to co mam do zrobienia i pójdę do domu.

Byłam skupiona na pracy i nawet nie zauważyłam, że Lara non stop patrzy na Czkawkę i się śmieję. Spojrzałam na niego, a on był zapatrzony we mnie. Trochę to dziwnie wygląda. Dziewczyna gapi się na chłopaka, a chłopak w ogóle nie zwraca na nią uwagi i spogląda na inną. W tym wypadku to ja jestem tą „inną”. Tak jak już mówiłam, dziwnie czuję się w ich towarzystwie. Tak nie obecna, nie zauważalna, choć jestem. Muszę to jak najszybciej skończyć, bo dłużej tu nie wytrzymam. Wycinam ostatnią kartkę i idę. Czkawka ma jeszcze trzy. Czekać na niego, czy pójść sobie?

Gdy skończyłam, oddałam wszystkie wycięte litery pani i wyszłam z pomieszczenia zabierając ze sobą plecak. Zostawiłam ich samych. Jestem ciekawa co tam będzie się działo. Najchętniej bym podglądnęła, ale tego nie zrobię. Jeszcze mnie zauważą i jak ja się wytłumaczę. Poszłam do szatni. Ubrałam kurtkę i zmieniłam buty. Wyszłam ze szkoły kierując się w stronę przystanku. Usiadłam na ławce i poczekałam zaledwie 3 minuty. Wsiadłam i skasowałam bilet. Na dworze zaczął padać deszcze. Spoglądałam jeszcze czy czasem nie idzie. Pewnie się spóźni. Autobus ruszył. Ja siedziałam i wypatrywałam z nadzieją mojego chłopaka… który właśnie biegnie wraz z Larą trzymając się za ręce?! Ja go uduszę! Przeskakiwali wesoło kałużę wody! Nieee, nie odzywam się do niego! Nie będzie miał usprawiedliwienia. To, że trzymali razem parasol to nie usprawiedliwienie. Mógł trzymać on, albo ona. Ale nie oboje! „Co, rączki boją”?! Bus się zatrzymał i wpuścił ich przemoczonych do środka. Śmiali się i chichrali. Chyba Czkawka nie zauważył, że siedzę dokładnie przed nimi. Nie będę się odzywać. Ciekawe czego się dowiem.

Gadali sobie, jak to fajnie przeskakiwać przez kałużę! To, to, dzieci! Lara wyszła z autobusu, a Czkawkeł patrzył daleko w tył. Nie widzi, że jego rozwiązanie jest dokładnie przed nim?! Ślepcoń! Jego spojrzenie przeszło naprzeciwko niego. Zamarł. Prychnęłam i odwróciłam głowę w stronę okna. Dosiadł się do mnie i zaczął całować po rękach. Przepraszał. I niech przeprasza dalej, ja nie jestem taka co szybko się poddaje. Autobus podjechał pod przystanek na którym wysiadam. Przeprosiłam go i wyszłam. Niestety on wyszedł razem ze mną. Dreptał za mną i coś tak mówił. Nie słuchałam go. Nie chce wiedzieć co ma mi do powiedzenia. Doszłam do mojego domu. Otworzyłam bramkę na posesję i przez nią weszłam. Zamknęłam mu ją przed nosem. Chwycił mnie za nadgarstek i przyciągną do siebie tak, że nasze ciała się złączyła. Pocałował mnie, ale ja wcale nie miałam na to ochoty. Chciałam się wyrwać, ale mi na to nie pozwolił. Gdy przestał trzymał moją głowę rękami i stykał nasze czoła. Wysłucham go, ale nie wiem czy wybaczę.

Czkawka: Ja, ja przepraszam. Przepraszam, że cię nie zauważyłam. Proszę, wybacz mi. – myślałam, że będzie miał mi coś więcej do powiedzenia. To za mało, aby mnie przekonać. Nie odzywałam się i miałam oczy zamknięte. Nie chcę na niego patrzeć. – Proszę, wybacz mi. Ja naprawdę cię nie zauważyłem. Myślałam, że pojechałaś innym autobusem.

Astrid: Ciekawa jestem, co by było gdy bym faktycznie nim pojechała? – przybliżył się do mnie i ponownie pocałował.

Czkawka: Kocham Cię! Rozumiesz, kocham! Nigdy Cię nie zostawię! – nie wiem co mam o tym myśleć. To moja wina. Jestem zazdrosna. Ale kto by na moim miejscu nie był? Jak to wyglądało? Nie mogę go zostawić, po zwykłem wpadce. Ale wpadce. Zapamiętam to sobie.

Astrid: Też… też Cię kocham. - Przytuliłam się do niego. Wybaczam.

Czkawka: Naprawdę Cię przepraszam, to się już więcej nie powtórzy. Obiecuję. – wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. – Jutro zabieram Cie do kina, na to, na co dziś nie pojechaliśmy. – uśmiechną się. Pocałowałam go w policzek.

Astrid: Dobrze. Ja… już pójdę. – odwróciłam się i weszłam do domu. Przez szybę zobaczyłam jeszcze jak bierze swój plecak i idzie w kierunku swojego. Nie mogła bym mu nie wybaczyć. Za bardzo go kocham, ale też czasem nienawidzę za te głupstwa co wybarwia. Ale miłość do niego jest silniejsza i nigdy ni ustanie.


*Następny dzień


Jesteśmy na przystanku autobusowym. Wczoraj wieczorem myślałam nad naszym związkiem i wywnioskowałam, że jestem zazdrosna. Nic na to nie poradzę, że mi zależy. Nie chce go stracić. Muszę ograniczyć moją zazdrość, bo jak tak dalej będę się zachowywać to upadniemy.

Stoję oparta o słup, a obok mnie jest Czkawka. Wybaczyłam mu, bo zrozumiałam, że to moja wina. Nie powinnam tak reagować, on także ma swoje koleżanki i nic mi do tego. Tak jak on nie wtrąca się, jak ja gadam z kolegami, choć… ja nie rozmawiam z nimi, bo ich nie mam. Z drugiej strony… hyym, muszę być czujna na swój sposób, bo zanim się obejrzę, on będzie już z inną.

Stałam i wpatrywałam się przejeżdżające auta. Nawet nie zauważyłam, że Czkawka coś do mnie mówi. Ocknęłam się i zaczęłam słuchać.

Czkawka: … Astrid, ty mnie w ogóle słuchasz? – zapytał, gdy ja zaczęłam orientować się w rzeczywistości. Spojrzałam na niego przerażona i odpowiedziałam:

Astrid: Tak, tak. Słucham. – spuściłam głowę, aby nie zobaczył, że kłamię. Chyba jest już za późno.

Czkawka: Przecież widzę, że mnie nie słuchałaś. Astriś – zeskoczył z murku i staną naprzeciwko mnie – co cię gryzie? – zapytał troskliwie i mnie objął. Co?! Wyrwałam się z jego objęć. Przecież tu jest tyle ludzi w tym Sączysmark i Lara. Zapomniał, że się ukrywamy?! Był zdezorientowany. Odkręciłam się w przeciwną stronę i ujrzałam moją przyjaciółkę, która na nas spogląda. No pięknie! Dzięki Czkawka. Odwróciłam się z powrotem i zaczęłam cicho tłumaczyć, że musi się pilnować.

Lara[]

Obserwuję Czkawkę i Astrid już od dobrych 10 minut i coś mi tu nie pasuję. Tak nie zachowują się przyjaciele… chyba. Czkawka ją objął, a ona zaczęła go odtrącać? Może pomyślała, że mi go odbiera? Z jednej strony tak, odbiera. Bo do mnie się tak nie przytula. Może dlatego, że nie daje mu okazji? Była, gdy wracaliśmy razem z biblioteki. Rozpadało się i trzymaliśmy razem parasol. Rozmawialiśmy w autobusie. Bardzo lubię z nim spędzać czas. Patrzeć się na jego piękne zielone oczy. Na usta, która tak słodko wypowiadają każdy wyraz. To jest ideał. Jak już z nim będę, to dziewczyną oczy wylezą na wierzch. Chcę to zobaczyć.

Ktoś do mnie podszedł i stanął obok. Przekręciłam głowę, aby zobaczyć kto to i moim oczom ukazał się Sączysmark. Także zerkał na tą parę. Pewnie nadal nie pogodził się ze stratą Astrid. Jest uparty i dobrze. Może ponownie ją wywalczy, a ja będę miała wolną rękę. Po niedługiej chwili się odezwał.

Sączysmark: Tobie też coś tu śmierdzi?

Lara: Jeżeli chodzi o spaliny to nie, bo mam katar, a jeżeli chodzi o Czkawkę i Astrid to owszem. Coś mi się tu nie podoba.

Sączysmark: Mi też. – przyjechał autobus. Wsiedliśmy i stanęliśmy obok siebie, ponieważ nie było już miejsca, aby usiąść. Dostrzegłam nasz punkt obserwacji. Siedzieli sobie razem i rozmawiali. Widziała, że Astrid mnie zauważyła, więc musiałam przyhamować z obserwacją. Na szczęście Smark ma nad nimi kontrolę.

Astrid[]

Gdy weszliśmy do autobusu nie było już prawie wolnych miejsc. Jedyne dwa miejsca, które zajęłam razem z Czkawką. Rozmawialiśmy chwilę, ale w końcu się wyłączyłam z dyskusji, ponieważ zaciekawiło mnie, że Lara mnie od pewnego czasu obserwuję. Nie spuszcza ze mnie wzroku. Po pewnym momencie się odwróciła, ale dojrzałam Smarka, który również na mnie zerka. Oni działają razem? Aby nas rozdzielić? Przecież oni się nie lubią. Mogli by sobie nawzajem oczy wydłubać. Widocznie o czymś nie wiem.

Czkawka[]

Widziałem, że Astrid od pewnego czasu jest rozproszona. Cały czas patrzy się w takie jedno miejsce. Przed siebie obserwując kogoś. Tylko kogo? Brakuje mi jej. Czuję, że nie powinienem się zgadzać, aby się ukrywać. To źle na nas wpływa. Przynajmniej na mnie. Czuję pustkę, jakby jej po prostu nie było przy mnie, tylko siedziało powietrze. Nie zwraca na mnie uwagi, nie jesteśmy już tak samo radośni jak kiedyś, ale pomimo tego, że nie odczuwam jej obecności, to ją kocham. Tylko ktoś może sobie pomyśleć, jak można kochać kogoś, kto jest nie obecny, a jak już jest, to daje zakazy, nakazy jak mamy się zachowywać. Czasami można pomyśleć, że jest się z taką osobą tylko dla jakiegoś celu. Ja nie mam celu. Po prostu ją darzę uczuciem jakim jest miłość. Jakbym ją stracił, z jakiejś przyczyny, na przykład głupoty, nie wytrzymał bym sobie tego. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Już się przyzwyczaiłem, choć nie jesteśmy ze sobą za długo, ani się tak dobrze nie znamy, to czuję, że wiem o niej wszystko. Czy ona czuję to samo?

Patrzyła przed siebie. Spoglądałem na nią, ale mnie nie zauważa. Wiem, że będzie za to zła, ale muszę coś zrobić, przynajmniej to. Powoli położyłem jej rękę na dłoni, którą miała zimną jak lód. Spojrzała na nasze dłonie. Spletliśmy powoli nasze palce. Chyba się rozluźniła, bo przedtem była spęta. Jest dłoń zaczyna robić się coraz cieplejsza. Parzyła na nasze ręce dość chwilę. Zaczynam się niepokoić. Coś się z nią dzieję. Coś niedobrego. Nie chciałem wykonywać żadnych ruchów, aby jej przypadkiem nie rozzłościć, albo nie urazić. Odkręciła głowę w moją stronę i popatrzyła na mnie swoim błyszczącymi oczami. Dlaczego mi się wydaje, że zaraz się rozpłacze. Autobus się zatrzymywał na różnych przystankach i wypuszczał ludzi. My siedzieliśmy i nie mieliśmy zamiaru nigdzie się ruszać. Gdy autokar się zatrzymał wyskoczyła z niego Lara. Coś czuję, że Astrid na nią się tak patrzyła. Zaciekawiła mnie jedna rzecz. Dlaczego Sączysmark nie wysiadł. Powinno go tu już dawno nie być, a on usiadł sobie cztery siedzenia przed nami. Może jedzie do miasta? To już nie mój problem. Poczułem ciężar na lewym ramieniu. Moja księżniczka położyła mi na nim głowę. Ja się wygodnie oparłem o siedzenie i na nią spoglądałem. Przekręciła głowę i zerknęła. Uśmiechnąłem się, a ona odwzajemniła gest. Podniosła głowę i odwróciła się w moją stronę. Zaciekawiony postąpiłem tak samo. Coś chciała powiedzieć, ale nie mogła z siebie tego wykrztusić. Może trzeba jej pomóc? A może nie? Dać jej czas, aby sobie to wszystko przemyślała, ubrała w słowa. Po dłuższej chwili się odezwała.

Astrid: Czkawka… - nie dała rady powiedzieć nic więcej. Przybliżyłem się do niej i delikatnie pocałowałem. Może się odważy? To musi być coś ważnego, że tyle czasu trzyma mnie w niepewności. Chyba na razie się nie dowiem. Autobus zatrzymał się na przystanku przed galerią, w której jest kino. Zebrałem się szybko i podążyłem do wyjścia. Dziwne… Sączysmark także wysiada w tym samym miejscu. Co może załatwiać? Gdy niebieskooka wyskoczyła z ostatniego schodka zaczęliśmy się kierować w stronę galerii. Przed nami szedł Smark. Szybkim krokiem maszerował przed siebie. Astrid gdy to zobaczyła, gwałtownie zwolniła. Boi się. Tylko nie wiem czego. Nie znam jej z takiej strony. Zawsze wiedziała czego chciała i uparcie dążyła do celu, a tu? Pokazuje nam się w całkiem innym obliczu. Czy taka jest lepsza? No nie wiem. Szła bardzo powoli, praktycznie stawała. Chce się wycofać? O nie. Ja na to nie pozwolę. Złapałem ją delikatnie za dłoń. Spojrzała na nasze splecione palce, a później na mnie. Posłałem jej uśmiech. Ona nie zareagowała. Powoli ruszyliśmy przed siebie. Jakimś cudem dogoniliśmy Smarka. Szedł centralnie przed nami. Utrzymywaliśmy równe tępo. Nie chciałem ją pchać przed niego, bo tego by na pewno nie chciała. Gdy już chodziliśmy po długich korytarzach, miałem zamiar go jakoś zgubić. Niestety Astrid uparcie dążyła, aby tak się nie stało. Tak jakby ciągnęła mnie za sobą. Daje sobą pomiatać? Nie. Kolega przed nami skręcił do jakiegoś sklepu. Bodajże to był H&M. Nie znam się na tym wszystkich sklepach. Ja uczęszczam tylko jednego – Delikatesy Centrum. Tam ubrań nie ma, ale zawsze kupi się jakąś czekoladę lub batona. Zmieniając temat. Wjechaliśmy windą na górę i już byliśmy przy kasie. Ja zakupiłem bilety, a Astriś popcorn i cole. No to udajemy się na reprodukcję filmu „Szybcy i wściekli 7”

Usiedliśmy na swoich fotelach w odpowiednim rzędzie. W sali kinowej jest zazwyczaj dużo ludzi i to jeszcze na takim filmie jak ten, ale dziś trafiło nam się na bardzo małą ilość uczestników reprodukcji. Nawet to dobrze, choć jak się jest samemu w kinie, to czasami wydaje nam się, jakby nas ktoś obserwował, albo zaraz miał udusić. Astrid odwracała się niespokojnie. Widać, że chciała kogoś wypatrzeć, albo coś sprawdzić. Już ja wiem co ona kombinuję. Jest rozproszona informacją, że Smark także jest w galerii. Z jednej strony się jej nie dziwię, a z drugiej, przecież ma mnie, ja ją obronię. Chyba. Rozpoczął się film. Oglądałem ze skupieniem. Po paru minutach od rozpoczęcia, musiałem się oderwać od filmu, ponieważ zauważyłem, że moja dziewczyna jest strasznie zdenerwowana. Siedzi jak na szpilkach. Co ja mam zrobić? Odwróciłem się w jej stronę i cicho powiedziałem.

Czkawka: Spokojnie. Nie ma go tu. – nagle spłynęły z niej wszystkie emocję, przynajmniej przez chwilę tak mi się wydawało. Ale chyba się myliłem. Patrzyła się na mnie takimi przestraszonymi oczami. Zamiast skupić się na filmie, my na siebie patrzymy. Przyjemne uczucie tak mieć kogoś przy sobie. Wydaje mi się, że coś ją gryzie. I to wcale nie myśl o Smarku. – Co się stało? – oparła się o siedzenie i patrzyła w ekran wielkiego „telewizora”. Nie pozostało mi nic innego jak zrobić to samo. Myślę, że jeszcze nie jest gotowa, aby mi to powiedzieć. Mi się nie śpieszy. Mogę poczekać ile trzeba.

Byłem zapatrzony w film i w akcję, jaka się tam rozgrywa. Dwadzieścia minut przed końcem, poczułem na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciłem się w kierunku mojej księżniczki. Tak. Patrzy się na mnie, jakby mnie nigdy jeszcze nie widziała. O co jej chodzi? Przewróciłem oczami i siadłem naprzeciwko niej. Zapytałem.

Czkawka: To powiesz mi o co chodzi? – nabrała powietrza i powili zaczęła mówić.

Astrid: Nie chcę… nie chcę się już ukrywać. – kamień spadł mi z serca. Jak dobrze. Wreszcie będziemy mogli normalnie funkcjonować. Na moich ustach pojawił się promienny uśmiech. Na jej także. Przytuliłem ją i pocałowałem we włosy.

Czkawka: Bardzo się cieszę, że wreszcie to powiedziałaś. - Wtuliła się we mnie jeszcze bardziej. Tak przesiedzieliśmy do końca filmu.

Rozdział 22[]

Astrid[]

Rano obudziły mnie promienie słońca w wpadające przez okno. Leniwie przetarłam oczy i wstałam z łóżka. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej białą koszulkę z jakimiś tam bazgrołami i czarne rurki. Ubrałam się i zaczęłam czesać włosy. Co to sobie dziś zrobić? Eee, nie będę eksperymentować. Związałam je w wysokiego kucyka i zeszłam na dół. W kuchni siedzieli rodzice i jedli śniadanie. Dosiadłam się do nich i także zaczęłam spożywać poranny posiłek. Gdy skończyłam, niestety musiałam umyć naczynia. Nie wiem po co, jeżeli w domu jest zmywarka, ale nie będę im się sprzeciwiać. Gdy już to zrobiłam, wdrapała się po schodach do mojego pokoju i usiadłam przy biurku. Dziś mamy sobotę i nie powinnam się uczyć, ale niestety muszę zrobić zaległą pracę z chemii. Zaczęłam szukać informacji w Internecie, coś tam było, ale nie wiele. Dobre i to. Gdy już to skończę, muszę jeszcze jechać na lekcję śpiewu. Rodzice mnie zapisali. Są co dwa miesiące, więc mogę poświęcić te dwie godzinki.

Czkawka[]

Właśnie wyskoczyłem w autobusu. Idę dziś do Mieczyka. Zaprosił mnie do siebie to trzeba skorzystać. Co będę w domu siedział, jeszcze by mnie rodzice do sprzątania naganiali. O nie! Wolę posiedzieć z kolegą, zamiast ganiać z odkurzaczem. Podszedłem do drzwi i zadzwoniłem dzwonkiem. Czekałem chwilkę… chwilę… czego nikt nie otwiera?! Nie ma ich czy co? Zginęli w tym domu? A może pomyliłem mieszkania? Cofnąłem się o parę kroków i sprawdziłem adres. Sienkiewicza 15. No wszystko się zgadza. Nie ma ich? A może dni pomyliłem. Sprawdziłem datę i godzinę. Wszystko w normie. No może oprócz tego, że nikt mi nie raczy otworzyć. No trudno. Zacząłem iść w stronę bramki. Usłyszałem jakieś krzyki. Oczywiście nie były one za głośne, bo dobiegały w czyjegoś domu. Odwróciłem się i spojrzałem na balkon. Wybiegł na niego zdyszany Mieczyk. Zrobiłem zdziwioną minę, bo wyglądał, jakby wrócił z biegu.

Mieczyk: Cze… czek… czekaj… - powiedział ledwo żyjący. Co on do licha wyprawiał.

Czkawka: Wszystko w porządku? - spytałem stojąc w miejscu i obserwując kolegę.

Mieczyk: Tak… okej. – wykrztusił z siebie – Wejdź przez drzwi, zaraz zejdę tylko.. – upadł na kolana i położył się na brzuchu.

Czkawka: Okej. – wszedłem do ich domu. Ściągnąłem buty i kurtkę. Wszedłem po schodach na piętro i się rozejrzałem. Wszędzie leżą jakieś papierki. Podniosłem jeden i zobaczyłem. „Mamba” Nic z tego nie rozumiem. Rzuciłem go z powrotem i wszedłem do pokoju. Hyym… jakoś… jakoś taki inny. Rozglądnąłem się i dostrzegłem… zaraz! To Szpadka?! Leży pomiędzy poduszkami i jakimiś kocami. Serio dziwne. Mieczyk nadal spoczywa na balkonie. Rozejrzałem się jeszcze po pomieszczeniu. Bałagan, jeden wielki bajzel. Co oni wyprawiali? Wiem, że są zdolni do wielu rzeczy, ale żeby do takiego czegoś. Na lampie wiszą poprzyklejane gumy do żucia, a na łóżku nie ma pościeli. Bliźniaki mają we włosach gumy i są ledwo żywi. Nie mam pojęcia co oni wyprawiali. Usiadłem na krześle i złapałem się za głowę. Mam tak siedzieć i się na niech patrzeć? Przecież ja tu przyjechałem, aby spędzić czas z kolegą, nie gapić się na niego śpiącego na balkonie. Wstałem i stanowczo powiedziałem – Wstawać! Nie będziecie się lenić! Trzeba posprzątać ten bałagan! – ruszałem rękami, aby ich jakoś zmobilizować. Niestety zapomniałem, że to bliźniaki. Załamałem ręce. Oni sobie jaja robią! Kolega przechodzi, a oni śpią. Dobra. Jak chcą. – Okej, to wy sobie śpijcie, a ja pójdę. – Mieczyk się gwałtownie przebudził. Na czworakach przyszedł i przytulił za nogi. Wyglądał na przerażonego. Co Szpadka mogła mu zrobić? Przecież ona wygląda tak samo. Odciągnąłem kolegę od moich nóg i posadziłem na łóżku. – Co się tu stało? – zapytałem jeszcze spokojnie. Pokazał na bliźniaczkę. Odwróciłem wzrok i dostrzegłem jakieś nogi wystające z pościeli. Hyym. Podszedłem i odsłoniłem widok. Na siostrze Mieczyka leżą jakieś… dzieci. To oni jaką jeszcze rodzeństwo? Nie przypominam sobie, abym się użerał z drugimi bliźniakami. Maluszki słodko spały wtulone w Szpadkę, która było widać już nie może oddychać. Powoli zdąłem je z niej i położyłem na łóżku. Kolega odskoczył na pięć metrów od nich. – To oni wam to zrobili? – spytałem z niedowierzaniem. Pokiwali twierdząco głowami przerażonymi spojrzeniami. Pogłaskałem dzieci po głowach, a Mieczyk zaczął się drzeć.

Mieczyk: Nieee! Zostaw ich! Oni są niebezpieczni! – Szpadka tylko przytakiwała głową.

Czkawka: Co wy opowiadacie? Patrzcie jakie słodziaki. – Mieczyk pokiwał przecząco głową.

Mieczyk: Nie, nie Czkawka. To tylko pozory. Udają niemowlaki, aby potem zaatakować!

Czkawka: Przymknij się dobra. Śpią nie widzisz?

Mieczyk: Będę krzyczał tak jak oni! Nie dali mi się wystać!

Czkawka: Dobra, dobra. Cicho już. Co oni wam zrobili?

Szpadka: Nie widzisz? Wszędzie mam gumy do żucia. Będę musiała chyba włosy uciąć…

Mieczyk: O dobra. To kiedy tniemy. – kolega był już podekscytowany.

Czkawka: Nie będziemy nic ucinać. Szpadka, damy radę jakoś to wyplątać.

Mieczyk: Wątpię.

Szpadka: Nie pocieszasz brat.

Mieczyk: A kto Ci powiedział, że ja będę Cie pocieszać?

Czkawka: Ja z wami nie wytrzymam. – złapałem koleżankę za rękę i wyprowadziłem z pokoju. Krzyknąłem jeszcze do bliźniaka – Nie ruszaj dzieci! – usłyszałem grymas dobiegający z pomieszczenia. Wszedłem do łazienki i próbowałem wyciągnąć gumy z jej włosów. O matko! Że ona jeszcze dzieci tymi swoimi krzykami nie obudziła to się dziwię. Gdy już miej więcej skończyłem zawitał do nas Mieczyk.

Mieczyk: Co robicie? – popatrzyliśmy się oboje na niego i przewróciliśmy oczami. Musiałem to jak najszybciej skończyć, bo mam lepsze rzeczy do roboty niż grzebanie w jej włosach. Powiedziałem koleżance, że ja więcej nic nie zrobię. Kazała mi wyjść z łazienki, bo musi się wykąpać i umyć dokładnie włosy. Poszedłem do pokoju, który był już we miarę ogarnięty. Nie wierzę, że Mieczyk sam to wysprzątał. Na łóżku nadal leżą maluchy. Wyglądają tak niewinnie. Nie mogę uwierzyć, że oni to zrobili. Nie uwierzę dopóki nie zobaczę. Podszedłem do kolegi, który właśnie wyszedł z balkonu. – Uff, nigdy więcej nocowania kuzynów. – i wszystko jasne. Nawet nie będę pytał o szczegóły, bo doskonale znam ich rodzinę. Mam do niego ważne pytanie.

Czkawka: Słuchaj, kiedy będzie następna dyskoteka?

Mieczyk: Pewnie tak za miesiąc a co?

Czkawka: Nie nic. Tak tylko chciałem wiedzieć. – pokiwał głową i zaprosił mnie do salonu. Usiedliśmy na kanapie przez telewizorem. Wręczył mi plejstejszyn i zaczęliśmy grać. Graliśmy przez jakiś czas, do przyjścia Szpadki, która wepchała się pomiędzy nami. No trudno. Spojrzałem na godzinę. O mój Boże! Zerwałem się jak oparzony. 16?! Jakim cudem ja tu tyle czasu byłem? – Słuchajcie, ja już muszę iść bo się zasiedziałem. – spojrzeli na zegarek i wzruszyli ramionami. Pokiwałem głową i udałem się w kierunku wyjścia. Ubrałem buty i kurtkę i wyszedłem na dwór. Teraz tylko zdążyć na autobus. No pięknie. Przejechał mi przed nosem. No to się przejdziemy. Po 15 minutach byłem w domu. Mam nadzieję, że rodzice nie zauważyli mojej długiej nieobecności. Po cichu przeszedłem między salonem a kuchnią kierując się w stronę schodów. Byłem na drugim stopniu kiedy usłyszałem głos taty. No to nie żyję.

Stoick: Czkawka, pozwól tu nie chwilę. – włączyłem wsteczny bieg i stanąłem na przeciwko siedzących rodziców. – Gdzie byłeś?

Czkawka: Gdzieś – powiedziałem cicho. Nie dadzą mi spokoju. Nic im nie powiem, nie ma szans. Tata wyciągną coś z kieszeni i rzucił na stoli stojący obok. Znieruchomiałem. Co tu robi mój telefon?! Nie wziąłem go ze sobą?

Stoick: Nie wiedzieliśmy, że masz dziewczynę. – moje oczy przybrały nieprawdopodobnych rozmiarów. Skąd oni to wiedzą?

Czkawka: Co? Nie prawda! – tata wziął telefon i zaczął coś czytać.

Stoick: „Cieszę się, że już się nie ukrywamy. Dziś nie możemy się spotkać, bo idę na lekcję śpiewu. Pewnie dopiero w poniedziałek w szkole. Kocham Cię. Astrid.” - Znieruchomiałem. Tata ponownie rzucił komórkę na stolik. Szybki ją zabrałem i schowałem do kieszeni.

Czkawka: Kto wam pozwolił czytać moje wiadomości?! – popatrzyli się na siebie.

Stoick: Gdybyś nie zapomniał telefonu nie było by takiej sytuacji. A teraz mów co to za szczęściara. – przewróciłem oczami.

Czkawka: To nikt taki. – wzruszyłem ramionami. I tak wiem, że będę musiał im wszystko o niej opowiedzieć. Tata klasną w ręce i pokazał na miejsce obok niego. Nie zostało mi nic innego jak tam usiąść. Opowiadałem o naszej znajomości i takie tam rzeczy. Dla mnie nie było interesujące, ale rodzice pękali z wrażenia. Powiedzieli, że chcą ją poznać. Jestem ciekaw, jak na to zareaguje Astrid. Gdy już mnie puścili wolno udałem się do pokoju i żuciem się na łóżko. Starczy wrażeń jak na jeden dzień.

Astrid[]

Poniedziałek. Ten okropny dzień, który niszczy cały tydzień. Co zrobić? Trzeba siedzieć w tej szkole. To nasz obowiązek. Dobrze, że jeszcze jest ktoś, kto umila mi ten dzień. Mój chłopak i zarazem najlepszy przyjaciel Czkawka. Zawsze przy mnie będzie tak jak ja przy nim. Może i kiedyś się pokłócimy, posprzeczamy, ale się pogodzimy i będziemy nadal szczęścili. Podjęłam ważną decyzję, która może nam zaszkodzić, lub wręcz przeciwnie, poprawić nasze relacje. Myślałam nad tym od samego wejścia do autobusu. Musiałam mu to powiedzieć prędzej czy później. Pytał mnie kilka razy, czy coś się stało? Kiwałam głową, że nie. Bo się nie stało, a może i stało… nie wiem. Ciężko mi było to z siebie wykrztusić, ale to zrobiłam i jestem teraz szczęśliwa z tego powodu. Wreszcie będziemy mogli normalnie się zachowywać. Być sobą. Martwię się tylko tym, czy Lara mnie po tym nie znienawidzi. Ona jest w nim zakochana, a ja jej nie powiedziałam, że on jest ze mną. Uzna mnie za potwora bez serca, który niszczy wszystkim marzenia. Muszę jej powiedzieć prawdę. Najlepiej będzie, jeśli dowie się tego ode mnie, a nie od kogoś innego. Tylko jeszcze Czkawka musi się na to zgodzić. Stoi obok mnie i obejmuje ręką. Już mnie nie obchodzi, czy ktoś będzie mnie wytykał palcami na korytarzu. Najważniejsze jest moje szczęście, a nie opinia innych. Ludzie mogą sobie gadać ile chcą, a mnie to i tak guzik obchodzi. Zabronią mi się z nim spotykać? Nie mogą tego zrobić. Nie mają nade mną kontroli. Robię co chce i popełniam własne błędy, za które potem będę sama odpowiadała.

Czkawka: Wszystko w porządku? – zapytał zaniepokojony. Pokiwałam głową, że wszystko w normie. Zapatrzyłam się w ruch na korytarzu. Każdy kto obok nas przechodzi dziwnie się na nas patrzy. Kiedyś mnie to nie dziwiło. Ale teraz? Kto mnie tak zmienił? Byłam nieustępliwa, odważna, zdolna do wszystkiego. Teraz jestem cicha, nieśmiała i bojąca się wszystkiego. Każdy kto znał mnie przedtem, nigdy by mnie nie poznał teraz. Zmieniłam się całkowicie. Na lepsze, czy na gorsze?

Tak, muszę to zrobić, bo jeśli tego nie zrobię może to się źle skończyć. To nawet w tej chwili jest ryzykowne, ale nie mam wyjścia. Postanowiłam być z nim bez jakich kol wiek przeszkód, to teraz muszę się odważyć i to powiedzieć. Szturchnęłam mojego chłopaka i powiedział cicho.

Astrid: Idę do Lary. – zrobił zniesmaczoną minę, ale puścił mnie wolno. Nabrałam powietrza i zebrałam w sobie całą odwagę, jaka mi tylko pozostała. Powoli podeszłam do przyjaciółki, która chyba nie widziała tego, że Czkawka mnie obejmował, bo była radosna jak nigdy. Szturchnęłam ją lekko w ramię, aby się do mnie odwróciła. Gdy już to zrobiła, uśmiech zszedł jej z ust. – Możemy porozmawiać?

Lara: Jasne. – przeprosiła swoje koleżanki i podeszła ze mną do okna. Troszkę się boję, ze jak się o tym dowie, to mnie przez nie wyrzuci. No ale, raz kozie śmierć. Nabrałam powietrza i spojrzałam przyjaciółce w oczy, które były pełne zaciekawienia i niespokojności. Już miałam zrezygnować, ale pomyślałam, że tak będzie dla nas wszystkich najlepiej. Kto wie? Może nie przyjmie tego tak gwałtownie i nie wyrzuci mnie przez okno.

Astrid: Słuchaj, muszę Ci coś powiedzieć. – jej twarz zaczynała się zmieniać. Pewnie ją to nudzi, że tyle trzymam ją w niepewności. Głęboki wdech i mówimy - Wiem, że jesteś zakochana w Czkawce, no ale, nie powiedziałam Ci o bardzo ważnej rzeczy. – zaczynała wyglądać coraz straszniej – No bo, ja jestem jego dziewczyną…

Lara: Słucham?! Jak to jesteś jego dziewczyną?! – wiedziałam, że przyjmie to źle. W końcu jestem jej przyjaciółką i powinna wiedzieć o takiej rzeczy. Dam jej się wykrzyczeć, a potem spróbuję to jakoś wytłumaczyć – Jak ty mogłaś?! Jak mogłaś mnie okłamać?! Wiedziałaś, że mi na nim zależało! Zrobiłaś to tylko po to, aby mnie upokorzyć! Żebym wyszła na idiotkę! Jesteś okropna. A ja nazywałam Cię swoją przyjaciółką.

Astrid: Posłuchaj mnie…

Lara: Nie mam zamiaru Cię wysłuchiwać! Twoich użaleń? Idź się wypłacz w ramię swojego Czkawusia. Tak, tak. Idź! Poskarż się jaka to jestem okropna i że tak wrzeszczę! Proszę! No idź!

Astrid: Uspokój się i mnie posłuchaj…

Lara: Nie, powiedziałam! Myślisz, że jesteś w stanie naprawić nasze relacje?! To się grubo mylisz! Idź stąd! Nie chcę cię widzieć! – odwróciła się do okna i już się nie odzywała. Ja ją rozumiem. Doskonale wiem co ona czuję. Zawód, rozczarowanie, nienawiść. Ale musi zrozumieć jedną rzecz… teraz nie wiem co powiedzieć… no! Ja byłam pierwsza i mnie pokochał! Nie potrzebnie się uniosłam. Muszę jej to wytłumaczyć. Tylko czy ona mnie wysłucha? Chyba się już trochę uspokoiła.

Astrid: Lara, posłuchaj. Ja wiem co teraz czujesz. Ja też nie chciałabym być okłamywana przez przyjaciółkę i to jeszcze w takiej sprawie, ale zrozum, musiałam. Nie mogłam Ci powiedzieć, bo się bałam. Że Smark się o tym dowie. Że będzie się mścił. Nie mogłam pozwolić, aby ktoś o tym wiedział. Skończyło by się to …

Lara: Dość! Idź stąd… - nie chce mnie widzieć. Rozumiem. Ale ja się tak łatwo nie poddam. Musi mi coś na to powiedzieć. Stałam tam za nią bardzo długo. Patrzyła się na widok widniejący za oknem. W jej oczach były łzy, które powoli zaczynały spływać po policzkach. Chyba nie ma sensu tu tak stać, nic mi to nie da. Ona i tak mi nie wybaczy. Podeszłam do niej bliżej, położyłam jej rękę na ramieniu i cicho powiedziałam. „Przepraszam”. Z jej oczu popłyną strumień łez, których nie dała radę w żaden sposób zatrzymać. Odchodziłam już w swoją stronę, ale ktoś złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.

Poczułam, że moje ramie robi się mokre. Przytuliłam osobę jeszcze mocniej do siebie. Czuję niepokój, a zarazem spokój panujący w moim sercu. Pierwsze na mnie krzyczy i robi mi wyrzuty, a potem rzuca się w objęcia. Może przez ten, patrząc krótki czas, przemyślała sobie co nie co. Nie wiem co mam o ty sądzić. Ale jeśli już jest okazja, to muszę ją wykorzystać. Odsłoniłam troszkę jej ucho i zaczęłam po cichu szeptać.

Astrid: Ja to zrobiłam, aby nie zniszczyć naszej przyjaźni. Myślałam, że jeśli tego nie będziesz wiedziała, to będzie lepiej. Byłabyś zła na mnie. Nie byłoby nam dobrze we własnym towarzystwie. Popełniłam błąd, teraz to widzę. Skazałam Cię na jeszcze większe cierpienie. Mogłam Ci powiedzieć, ale nie chciałam Cię stracić. – odsunęłam ją od siebie i spojrzałam w czerwone od płaczu oczy – Kocham Cię jak własną siostrę, której nie mam. Zawsze Ci ufałam. Ja bałam się Smarka, że coś zrobi Czkawce. Nie mi, tylko jemu. O siebie się nie martwię, tylko o niego i teraz o ciebie. Nie bądź zła. Na moim miejscu postąpiłabyś tak samo. Jakbyś się czuła z wiadomością, że twoja najlepsza przyjaciółka zakochała się w twoim chłopaku. Proszę, wybacz mi moją głupotę i moje błędy. Ja czym prędzej czy później za nie odpowiem. Tylko proszę, wybacz. Nie chcę się z tobą kłócić. Jesteś dla mnie najważniejsza. – potrząsnęłam nią delikatnie – Proszę. – spojrzała mi w oczy. Były przepełnione smutkiem i zawodem. Mogła mi zawsze ufać, a ja to tak podstępnie wykorzystałam. Jestem potworem, ale źle będę się czuła z myślą, że mi tego nie wybaczyła. Mam nadzieję, że jakoś do niej dotarłam. Inaczej nie potrafię tego wytłumaczyć. Patrzyła się na mnie, bez żadnego uśmiechu, bez jakiego kol wiek znaku, że się nie gniewa. Po takiej wiadomości ciężko się otrząsnąć. Może za bardzo naciskam. Puściłam ją i zaczęłam zmierzać w stronę Czkawki, który patrzyła na tą scenę. Byłam rozczarowana, nie nią, tylko sobą. Jeśli mi nie wybaczy, to ja sama sobie tego nie wybaczę. Zniszczyłam naszą przyjaźń. Straciła do mnie zaufanie. Będzie ciężko ją teraz odbudować. Szłam ze spuszczoną głową. Ktoś staną mi na drodze. Podniosłam głowę i ujrzałam… ją. Stoi i parzy się na mnie. Ja już nic więcej nie powiem. Powiedziałam to co chciałam, teraz wszystko zależy od niej.

Lara: Ja… rozumiem Cię… - mówiła co chwilka przełykając łzy, nie mogę na to patrzeć. Przyciągnęłam przyjaciółkę do siebie i jak tylko najmocniej mogłam przytuliłam. Rozpłakała się na dobre. Teraz już na pewno nie wykrztusi z siebie ani jednego słowa. – Wy… wybacz.. wybacz… wybaczam… - uspokoiła się. Teraz tylko czułam moje mokre ramię. Oddycha głęboko biorąc co chwila głęboki oddech. Jak już całkowicie dojdzie do siebie to porozmawiamy. Teraz najważniejsze jest to, że wybaczyła mi moją głupotę. Już nigdy bym tak nie zrobiła. To była najgorsza decyzja jaką mogłam podjąć. Ona go kochała, a ja tak to zlekceważyłam. Ale ona także musi zrozumieć, że on wybrał mnie. Tego nie jestem w stanie zmienić. Mam nadzieję, że nasze relację się naprawią, a nie będą jeszcze straszniejsze jak do tej pory. Oderwała się ode mnie i próbowała posłać uśmiech. Nie wyszło jej to, zamiast promiennego uśmiechu, wyszedł jej tylko grymas. Ale nie zmuszam ją do niczego. Niech to sobie wszystko poukłada.

Podeszłam do mojego chłopaka, który był nieco zdruzgotany i poruszony sytuacją, jaka tu miała miejsce. Ja nie jestem lepsza. Staram się zachować spokój, ale najchętniej bym się rozpłakała, aby to z siebie wyrzucić. Trzymam wszystko w sobie, nie wiem po co. To mnie boli. Musze się wziąć w garść. Oparłam się o Czkawkę. Głaskał moje włosy, a ja patrzyłam się na posadzkę. Nie chce na nikogo patrzeć. Jakby tego wszystkiego było mało, to jeszcze mój chłopak zaczął głośno wzdychać. Nie wiem czego on chce, ale próbuję to ignorować. Te wdechy i wydechy były coraz głośniejsze i potężniejsze . Zaczyna mnie to powoli denerwować. Nie wytrzymam z nim.

Astrid: No czego ty chcesz?! – zerwałam się gwałtownie i spojrzałam na chłopaka, który był dumny, że udało mu się mnie zdenerwować.

Czkawka: Przepraszam. Wiem, że to nie najlepszy moment na taką informację, ale moi rodzice chcą Cię poznać. – zrobiłam wielkie oczy.

Astrid: Co?! Jak mogłeś im powiedzieć?! Dlaczego?! – był lekko skrępowany tą sytuacją. Nie mógł powiedzieć mi tego kiedyś indziej. Dziś już mi wrażeń starczy.

Czkawka: No wiesz, ja im tego sam od siebie nie powiedziałem, bo po co mają o tym wiedzieć. – zrobiłam zdziwioną minę. – Tak naprawdę sama jesteś sobie winna. – że co?! Żartuje sobie ze mnie?

Astrid: Jak to sama jestem sobie wina? – powiedziałam już spokojnie.

Czkawka: Pamiętasz jak w sobotę wysyłałaś do mnie wiadomość, że nie możemy się spotkać? – kiwnęłam twierdząco głową – Otóż, byłem wtedy u bliźniaków i nie wziąłem ze sobą telefonu. Rodzice usłyszeli, że telefon mi dzwoni i przeczytali sms’a. – jak nie mógł wziąć komórki ze sobą? Ja z nim kiedyś nie wytrzymam. Nie będę mu już kazania prawiła, nagadałam się przy Larze. Wystarczy mi.

Astrid: Dobra już, trudno. To kiedy mam się z nimi poznać?

Czkawka: Jutro. – odpowiedział mi na pytanie.

Astrid: Już jutro? Ja muszę się przygotować. To za wcześnie. – zaczęłam chodzić w te i we w te.

Czkawka: Uspokój się – złapał mnie za ramiona – będzie dobrze. Poopowiadamy coś o sobie i tyle. Nie musisz przygotowywać sobie mowy. Pójdzie gładko. – przytulił mnie, a ja przycisnęłam się do niego jeszcze mocniej. Lubię kiedy jest przy mnie. Czuję się taka bezpieczna. Że nic mi nie grozi. Nie wyobrażam życia bez niego. Kocham go.

Czkawka[]

Po lekcjach udałem się na trening. Nie chce mi się biegać za tą piłką. Ostatnio strasznie się rozleniwiłem. Nie wiem co się ze mną dzieje. Leżał bym na łóżku i nie wstawał. Muszę się porządnie zmęczyć. Moje życzenie zostało spełnione. Ledwo stoję na nogach. Chans dał nam popalić. Po rozgrzewce zaczęliśmy grać w ręczną. Nie byłem zbytnio aktywny w grze. Nie chce mi się. Leń we mnie wstąpił. Jakoś nie mam siły go z siebie wyrzucić. Zajął moje całe ciało. Stoję już jakiś czas w miejscu nie zwracając uwagi na grę. Pod moimi nogami pojawiła się piłka. Kopnąłem ją mocno nie wiedząc do końca co robię. Tak, że jesteśmy na podkurku nie daleko drogi, piłka przeleciała nad siatką i wpadła pod koła nadjeżdżających pojazdów. No to będę miał przerąbane. Podszedł do mnie Smark i zaczął na mnie krzyczeć. Nie słuchałam go tylko patrzyłam na ścieżkę po której biegają ludzie. Szarpną mną i kazał się słuchać. A niby jesteśmy w zgodzie. Niech sobie gada, ja i tak na niego nie zwracam uwagi. Odszedł zły i zakończył trening. Poszedłem do szatni i się przebrałem. Nikt nie raczył się odezwać. Rzuciłem szybkie „Cześć” do kolegów i wyszedłem. Nie usłyszałem odpowiedzi. Mam zły dzień. Nie mam humoru i czuję się zmęczony. Sam tego chciałem. Marudzę jak dziecko. Ogarnij się Czkawka!

*Następny dzień

Astrid[]

Trochę się denerwuję. Nie wiem jacy są jego rodzice. Może mnie nie polubią? Będą go namawiali, aby ode mnie odszedł? Czego nam się spodziewać? To za wcześnie. Ja muszę sobie przygotować odpowiedzi na pytania. Nie mogę odpowiadać ”Tak” lub „Nie”. Co to za odpowiedz? Nic nie znaczy. Chciałabym wiedzieć, co będą chcieli wiedzieć. Ile się znamy? Od rozpoczęcia szkoły. Ile ze sobą jesteśmy? Tydzień? No właśnie, tydzień. To za wcześnie. Jeszcze możemy się pokłócić i co w tedy? To nie jest odpowiedni moment. Jeśli byśmy byli ze sobą ponad miesiąc to owszem, możemy się spotkać z rodzicami. Ale po paru dniach. Mi to za bardzo nie leży. Nie wiem jak Czkawce. Widzę, że jest wyluzowany. No w końcu to jego rodzice, ale jakby przychodził do mnie, to pewnie też by był spokojny. Na pewno (sarkazm). Jest oazą spokoju w przeciwieństwie do mnie.

Czekamy na autobus. Dlaczego te lekcje tak szybko zleciały? Jeszcze bym posiedziała w tej szkole 2 lub 3 godzinki. Tylko żeby oszczędzić mi tej rozmowy. Boję się jak przed porodem. Do czego ja to porównuję… przecież nigdy jeszcze nie rodziłam. Ale moje kuzynki rodziły i mi opowiadały. Nie wiem po co? Aby mnie zestresować i zniechęcić? No nic, wracając. Siedzę zdenerwowana na ławce kręcąc w rękach bilet. Zapatrzyłam się w chodnik. Nie mogę oderwać od niego wzroku. Dopiero dźwięk zatrzymującego się pojazdu wyrwał mnie z transu. Wsiadłam do busa i zajęłam miejsce na samym jego początku. Czkawka przysiadł obok i objął mnie w pasie. Nie przeszkadzało mi to. Było mi przyjemnie. Jedziemy szybko. Jak dla mnie za szybko. Nie możemy zwolnić? Komu się tak śpieszy? Na pewno nie mi. Mój chłopak pociągnął mnie w stronę wyjścia. Wyskoczyliśmy z autobusu i szliśmy powoli w stronę jego domu. Wydawało mi się, że non stop mnie przyśpiesza. Nie może zrozumieć, że ja nie chcę. Denerwuję się. To nie jest łatwe tak wejść i zacząć rozmowę. Ciekawe czy jego rodzicom przyjdzie to z łatwością? Kiedy tylko przyśpieszał kroku, ja zwalniałam. Niestety kiedyś musieliśmy dojść. To było aż sto metrów do jego bramki. Jak to tak? Dlaczego mieszka tak blisko przystanku. To niesprawiedliwe. Weszliśmy na teren jego miejsca zamieszkania. Ma bardzo ładny ogród. Ciekawe kto go pielęgnuję…? Dobra, nie chce wiedzieć. Przed drzwiami się gwałtownie zatrzymałam i popatrzyłam na Czkawkę. Ten odwróciła się w moją stronę i rzekł:

Czkawka: Nie denerwuje się. Nie zjedzą Cię. Są mili. Tacy jak twoi. Będzie dobrze. – podał mi dłoń, a ja ją nieśmiało chwyciłam. Weszliśmy do ganku i zostawiliśmy w nim nasze kurtki i plecaki. Przeszliśmy do większego pomieszczenia. Rozglądnęłam się i ujrzałam dwójkę dorosłych siedzący w salonie. Nieśmiało się z nimi przywitałam.

Astrid: Dzień dobry państwu. – uśmiechnęli się i także się przywitali. Pokazali na dwa wolne miejsca na kanapie. Razem z Czkawką usiedliśmy. Byłam przerażona. Chłopak przysuną się do mnie i objął ramieniem. Przytulił mnie lekko na co się delikatnie uśmiechnęłam. Nie spoglądałam na jego rodziców, ale czułam na sobie ich spojrzenia. Po chwili usłyszałam donośny głos, którego się troszkę przestraszyłam.

Stoick: No kochani. To powiedzcie ile już ze sobą jesteście? – bałam się tego pytania. Nieźle się zdziwią jak usłyszą odpowiedź, tylko, kto odpowie?

Czkawka: Oficjalnie parą jesteśmy od tygodnia, ale znamy się od półtora roku. Wcześniej Astrid spotykała się z innym kolegą, ale to nieprzyjemna historia więc nie poruszajmy dalej tego tematu. – no dzięki Czkawka, ale właśnie go poruszyłeś. Na tobie to zawsze można polegać. Zrobiłam zniesmaczoną minę.

Stoick: Aha, dobrze. To... Astrid? Opowiedz coś o sobie. – i dlaczego ja się nie przygotowałam? Co mam mówić? Podniosłam wzrok i otworzyłam usta w celu powiedzenia czego kol wiek.

Astrid: Nazywam się Astrid Hofferson. Interesuję się… - rozmawialiśmy tak z pół godziny. Troszkę się nagadałam. Na początku byłam strasznie spięta, ale potem się rozluźniłam i mówiłam po prostu o sobie. Mam nadzieję, że nie zanudziłam ich swoim nudnym życiem. Po skończonej rozmowie udałam się z moim chłopakiem do niego do pokoju. Nie mamy planów co będziemy robić… pewnie obejrzymy jakiś film albo po prostu porozmawiamy. Wolałabym to drugie. Filmy zaczynają mnie już nudzić, więc wolę porozmawiać.

Czkawka: Ty się tak zamartwiałaś, a patrzy jak łatwo poszło. Byli zachwyceni. – usiadł obok mnie na łóżku i przytulił do siebie. W jago ramionach czuję się taka kochana i bezpieczna. Nic mi już więcej do szczęścia nie potrzeba, tylko jego. Odsunęłam się od niego i zapytałam:

Astrid: Myślisz że mnie polubią?

Czkawka: Oczywiście. Byli oczarowani twoją osobą. – odpowiedział bez jakiego kol wiek wahania.

Astrid: Na pewno?

Czkawka: Astriś, tak na pewno. – delikatnie mnie pocałował. Zaczęłam pogłębiać pocałunek. Mogło być tak fajnie, no ale… poczułam, że telefon w kieszeni zaczyna mi wibrować. Oderwałam się od niego i szybko sprawdziłam wiadomości. Dostałam sms’a od mojego ojca. Czego on chce w takim momencie? Odczytałam szybko ”Za dziesięć minut nasz być w domu… „ Nie wiem o co chodzi. Ale muszę wracać do domu. – Co jest? – zapytał.

Astrid: Musze wracać do domu. Tata do mnie napisał, a on nie robi tego za często. To pewnie coś ważnego. – wstałam i zaczęłam zmierzać w stronę drzwi. Chłopak zbiegł za mną i zatrzymał na schodach przytulając od tyłu.

Czkawka: To na pewno nie jest nic pilnego. Po prostu się o ciebie martwi. Napisz, że jesteś u mnie i nic Ci nie jest. Zostań na noc. Rano odwiozę Cię do domu. Weźmiesz swoje rzeczy i pojedziemy do szkoły. – zaczął całować mnie po szyi. Odepchnęłam go delikatnie i nadal schodziłam ze schodów.

Astrid: Kusząca propozycja – zatrzymałam się na ostatnim schodku i odwróciłam się w jego stronę. – ale nie. Muszę wracać. Coś się pewnie stało. Muszę być w domu. – zeskoczyłam ze stopnia i udałam się do ganku. Ubrałam kurtkę i zawiesiłam na ramieniu torbę. Podeszłam do mojego przystojniaczka i musnęłam jego usta. Przytulił mnie mocno do siebie i nie chciał puścić. Uparciuch. Zawiesiłam ręce na jego szyi i powiedziałam – Przyjdę do ciebie kiedyś indziej. Obiecuję. Wtedy zostanę. – patrzyłam się w te jego czarujące zielone oczy. Potrafi przekonać, ale ja jestem nie ugięta.

Czkawka: Obiecujesz? – zrobił pytające spojrzenie.

Astrid: Obiecuję – cmoknęłam go w policzek i otworzyłam drzwi. Wyszłam nie oglądając się za siebie. Dopiero kiedy byłam za ogrodzeniem pomachałam mojemu kochasiowi na pożegnanie, po czym zniknęłam za rosnącym obok żywopłocie.

Rozdział 23[]

Astrid[]

Do domu doszłam bardzo szybko. Nie wiem co mogło się stać. Tata raczej nie pisze do mnie z byle jakiego powodu. To musi być coś poważnego. Przekroczyłam próg mojego miejsca zamieszkania i ściągnęłam z siebie kurtkę. Powiesiłam ją na wieszaku. Popchnęłam lekko drzwi i weszłam na korytarz. Spojrzałam do salonu. Siedzą tam rodzice i o czymś rozmawiają. Tata mnie zauważył i poprosił do siebie. Usiadłam naprzeciwko nich przerażona. Jej twarze są przygnębione. Co mogło się stać? Czy to coś poważnego? W mojej głowie jest tysiące myśli. Rodzice na siebie zerkali. Pewnie nie wiedzą kto ma zacząć. Halo! Ja tu czekam! Mój wzrok przechodził z taty na mamę. Oboje parzyli w stół. Nikt nie ma odwagi nic powiedzieć, więc chyba ja będę musiała.

- O co chodzi? – spytałam delikatnie i wolno. Mama zamarła. Tata wciągną powietrze i powiedział…

- Astrid… - zatrzymał się i spojrzał na małżonkę – wyprowadzamy się. – w jednej sekundzie moje życie runęło. Zrobiłam wielkie oczy i spojrzałam z przerażeniem i złością na rodziców.

- Że co?! Ja się chyba przesłyszałam… - wstałam w miejsca i patrzyłam na nich z niedowierzaniem.

- Córciu, usiądź – pokazał na sofę stojąca obok. - To trudne. Dla mnie, dla mamy i będzie trudne dla ciebie. To nie jest takie proste…

- Ale co nie jest takie proste? O co w tym wszystkim chodzi?! Dlaczego się wyprowadzamy? Tu jest nam źle?!

- Nie o to chodzi. Jest nam dobrze, ale… - zrobił kolejną przerwę. Dlaczego on mi to robi?! Nie może powiedzieć wszystko od razu tylko musi trzymać mnie w niepewności! Westchnął – Pamiętasz, jak dostałem awans? – przytaknęłam głową – Mam teraz inne miejsce pracy, muszę dojeżdżać bardzo daleko. Przeprowadzka to jedyne rozwiązanie…

- Wiemy kochanie, że jest Ci ciężko zostawić wszystko, ale musimy wyjechać. Tata dojeżdża codziennie ponad 60 kilometrów, to za wiele.

- Ale… - miałam już zgłaszać sprzeciw, walczyć o pozostanie, ale uznałam, że to bez sensu. Mają rację, to jakby nie patrzeć kawał drogi. To… zaraz – Gdzie my będziemy mieszkać?

- Kupiliśmy z mamą dom w Trzebownisku. Ta miejscowość jest oddalona od nas o 50 kilometrów. Będziesz musiała zmienić szkołę, ale to już jest załatwione od 2 tygodni. – Co?! Planowali to on takiego czasu i nic mi nie powiedzieli? Mówią o gotowym?! Ja tu nie mam zdania?! Nie będę się z nimi kłóciła, bo i tak przegram…

- Kiedy wyjeżdżamy?

- Za tydzień. W następny wtorek. – dobrze, że nie powiedzieli mi tego w ostatnim dniu, bo już całkowicie by się załamała. Wstałam z miejsca i poszłam bez słowa do mojego pokoju.

Rzuciłam się na łóżko i schowałam twarz w poduszce. Z oczu popłyną mi potok łez. Mój „jasiek” był już mokry. Dlaczego mnie to spotkało? Dlaczego muszę zostawić wszystko i pojechać? Nie mogę tu zostać? No właśnie. Jestem dorosła. Oni mogliby zamieszkać w Trzebownisku, a ja bym została tutaj. Nie musiałabym zmieniać szkoły, zostawiać przyjaciół… chłopaka. No właśnie, Czkawka. Jak ja mu powiem, że wyjeżdżam? Zostanie tu samej nie jest dobrym rozwiązaniem. Nie jestem osobą, która się buntuje przeciwko rodzicom. Przynajmniej teraz. Kiedyś byłam wojowniczką. Nie bałam się walczyć o swoje. W tej sytuacji, nawet jakbym próbowała, to i tak bym nie wygrała. Zmienienie miejsca zamieszkania jest konieczne. To jakby nie patrzeć kawał drogi do przejechania. Nie będę się sprzeciwiała. Wiem, że to jedyne rozwiązanie. Tylko, jak ja powiem o tym przyjaciołom? A w szczególności mojemu chłopakowi. Nie wiem, czy chcę znać ich reakcję. Jeśli będzie taka jak moja teraz, to będę szczeliwa, ale jeśli tak jak przed momentem, to tryskać radością nie będę. Nie lubię, gdy ktoś płaczę z mojego powodu. Nie warto jest użalać się nade mną. Nie jestem warta. Muszę to im jutro przekazać. Został mi tydzień. Chciałabym spędzić z osobami, których kocham ostatnie dni mojego pobytu w tym mieście. Zorganizuję spotkanie pożegnalne. Ale to przemyślę kiedyś indziej. Teraz nachodzi mnie taka dość nieprzyjemna i smutna myśl. Muszę się rozstać z Czkawką. Nasz związek nie przetrwa. Może i jestem przesądna, ale nie wierzę w związki na odległość. Dla mnie nie są możliwe. Tak samo, jakby ktoś był w związku i jedna z połówek postanawia wyjechać za granicę, a druga pozostać w kraju. Nie wierze w takie rzeczy. Ktoś może sobie o tym pomyśleć źle, ale ja po prostu nie wierzę. Czuję się dość podobnie. Nie mogłabym być z Czkawką. Może to i nie aż tak daleko, ale oboje mamy szkołę. Nie mielibyśmy czasu się spotykać. Niedługo koniec roku, trzeba się przyłożyć. Nie mogę zniszczyć tego na czym pracowałam przez cały rok. Jutro mu powiem. Nie mam wyjścia. Jak to przyjmie to już nie moja sprawa. „Nie możemy już być razem”. Te słowa zabolą go na pewno.

*Następny dzień

Przez cały dzień jestem roztrzęsiona i nie mogę się na niczym skupić. Chodzę z głową w chmurach. Nic nie wiem z dzisiejszych lekcji. Nie może dojść do mnie wiadomość, że za tydzień będę już gdzieś indziej. Że ludzie, którzy na co dzień mnie otaczali nagle znikli. Nie będzie ich. A jeśli o nich zapomnę? Będę miała tam nowe znajomości i nie będę się przejmowała tymi wcześniejszymi. Odejdą w niepamięć. Nie chcę, aby tak się stało, ale to jest bardzo prawdopodobne.

Rozmyślam nad tym, kiedy mam przekazać tą informację moim znajomym. Miałam to zrobić na początku pierwszej lekcji, ale stchórzyłam. Teraz czekam na moją ostatnią. Najważniejszy jest teraz dla mnie Czkawka. Chcę, aby to on dowiedział się tego jako pierwszy. Szukałam go wzrokiem na korytarzu, ale nigdzie nie mogłam go dostrzec. Nagle poczułam, że ktoś dźga mnie w bok. Odskoczyła i spojrzałam na sprawcę. Był nim brunet z zielonymi jak trawa oczami. Patrzył się na mnie z wielkim uśmiecham na twarzy. Ja za to, zamiast się śmiać, miałam arcy poważną minę. Jego zadowolenie zaczynało powoli schodzić z uśmiechniętej buźki. Odwróciłam się w przeciwną stronę do jego twarzy. Podszedł do mnie i chwycił za dłonie. Miałam spuszczoną głowę, nie chciałam się na niego patrzeć. To sprawiało mi duży ból, że muszę go zostawić, ale nie mam wyboru. Podniósł mój podbródek tak, abym mogła mu spokojnie spojrzeć w oczy. Chciałam być twarda, ale poczułam, że do moich oczu zaczynają powoli napływać łzy. Obraz robi się szklisty, nie mogę na to pozwolić, aby zobaczył, że płaczę. Wyrwałam jedną rękę z jego mocnego uścisku i szybko przetarłam oczy. Nie spoglądając na niego odezwałam się.

- Muszę Ci coś powiedzieć – głos mi się załamał. Nie chciałam do tego dopuścić, ale mi się nie udało. Patrzyłam w posadzkę, aby uniknąć spojrzenia mu w oczy. Poczułam, że staje obok mnie. Nabiera mnie za płacz. Nie mogę się mu teraz rozkleić. To będzie trudniejsze niż myślałam.

- O co chodzi? – zapytał z troską w głosie. Jeszcze przed chwilą byłam gotowa wyjawić tą, jak na razie tajemnice, ale poczułam strach. Ale przed czym? Przed nim? Boję się go? Jest w stanie wybuchnąć? Nie wygląda na takiego, ale pozory lubią mylić i stawiać nas w trudnej sytuacji. Właśnie w takiej się znalazłam.

- Powiem… - zawahałam się – powiem Ci po lekcjach – wydusiłam. Nie był już taki ucieszony jak przed paroma minutami. Musiałam go zbić z tropu. Przygnębiony udał się do klasy, ponieważ zabrzmiał dzwonek. Ja także poszłam do sali, w której ma odbyć się moja ostatnia lekcja.

Przesiedziałam na zajęciach cały czas zastanawiając się jak mam mu to powiedzieć. Szukałam różnych sposobów i rozwiązań. Niestety wszystkie wydawały mi się nieodpowiednie. Nie mogłam znaleźć poprawnego. Łudziłam się całą lekcję na marne. Zadzwonił dzwonek i musiałam opuścić klasę. Weszłam do mojej szatni i przysiadłam sobie na ławce. Kto wie? Może wcale nie będę musiała mu tego dziś mówić. Ja już skończyła, on chyba ma jeszcze jedną lekcję. Zaczęłam szukać moich butów. Ubrałam się i udałam się do wyjścia. Niestety usłyszałam, że ktoś krzyczy moje imię. Odwróciłam się i ujrzałam jego. Jak zwykle roztrzepana fryzura. Podbiegł do mnie i złapał delikatnie za dłoń.

- Astrid… - nie dałam mu dokończyć.

- Ty już nie masz lekcji? – spytałam zdziwiona, bo byłam pewna, że ma jeszcze jedną.

- Dowiedziałem się, że dziś kończymy wcześniej, bo nasza wychowawczyni pojechała na pogrzeb. – oznajmił. Los mi dziś nie sprzyja. Bez słowa udaliśmy się na przystanek. Nie wiem jak zareaguje. On chyba nie ma wybuchowej natury? No chyba, że czegoś o nim nie wiem. Oparłam się o ścianę i spuściłam głowę. On stał obok i mnie obserwował. Muszę się przełamać, to nie jest aż takie straszne, że wyjeżdżam. – Powiesz mi co chciałaś powiedzieć? – zapytał delikatnym i spokojnym głosem. Raz kozie śmierć.

Wciągnęłam powietrze i wydobyłam z siebie cichy dźwięk.

- Czkawka, nie wiem jak to przyjmiesz, ale mam dla ciebie dość smutną informację. – zatopił się w moim spojrzeniu, jakby chciał wejść w moje ciało i wyciągnąć co mnie tak trapi. Spuściłam głowę tak, aby nie widział mojej twarzy. – Mój tata niedawno awansował i… wyprowadzamy się – wyrzuciłam to z siebie. Poczułam ulgę, ale jeszcze nie zupełną. Mam dla niego jeszcze jedną wiadomość, ale nie wiem czy to tak za jednym razem wszystko, to chyba trochę za wiele. Podniósł delikatnie mój podbródek i czule pocałował. On chyba nie wie o co chodzi.

- Spokojnie, to nie taka wielka tragedia. Gdzie będziesz teraz mieszkać? – odniosłam wrażenie, że to co powiedziałam, go bawi. Dla mnie to koniec świata, że muszę się z nim i przyjaciółmi rozstać, a on to traktuje jak jakiś żart.

- Ty się cieszysz że wyjeżdżam? – powiedziałam załamana. Jego mina od razu się zmieniła. Chyba zrozumiał, że mówię poważnie. Rozpłakałam się. Przytulił mnie do siebie, a ja wtuliłam się w jego ramię. Jak ja mu powiem, że już nie możemy być razem?

- Astriś, przepraszam. Ja myślałem, że żartujesz. Proszę, powiedz mi wszystko. – gdy się już trochę uspokoiłam usiedliśmy na ławce. Na przystanku już nikogo nie ma. Każdy pojechał autobusem do domu, a my zostaliśmy sami. Ta samotność nawet mi odpowiada, nie będę się stresowała, że ktoś usłyszy naszą rozmowę.

- Mój tata parę tygodni temu dostał awans i zmienił swoje dotychczasowe miejsce pracy. Musiał dojeżdżać około 50 kilometrów. To jakby nie patrzeć kawał drogi. Dlatego rodzice podjęli decyzje o wyprowadzce do innego miasta. Stamtąd będzie miał bliżej i to o wiele. Niestety ja do szkoły już tak blisko mieć nie będę. Dlaczego… już tu nie będę uczęszczała. Gdzieś mnie przepisali, nawet nie wiem gdzie…

- I ty tak po prostu się na to zgodziłaś?! – wzmocnił głos. Starałam się zachować spokój. – Nie możesz tu zostać? Przecież dom będzie stał pusty. O i ja bym się do ciebie wprowadził. Byśmy mieszkali razem. – kusi. On mnie nie rozumie.

- Czkawka, ja o tym myślałam, ale to nie wchodzi w grę. Chciałbyś mieszkać od swoich rodziców tyle drogi, ja jestem do nich przywiązana, nie mogę ich zostawić, nie poradziłabym sobie sama.

- Masz mnie.

- To nie to samo – wstałam z miejsca. On postąpił tak samo – Może i jestem dorosła, ale nadal czuję się jak mała dziewczynka w wielkim świecie. Nie zrozumiesz – odwróciłam się i wzięłam swój plecak. Wsiadłam do autobusu i zajęłam wolne miejsce. Obok usiadł brunet.

- No dobrze. Może i tego nie rozumiem, ale to aż taki koniec świata. Na pewno nie będziesz tak daleko, aby cię od razu przepisywać do innej szkoły. – spiorunowałam go wzrokiem. On jest uparty jak osioł. Zaciekle walczy o swoje, niestety w tym przypadku mu się to nie uda.

- Pięćdziesiąt kilometrów Czkawka! Pięćdziesiąt! To kawał drogi. Nie ma szans… - nie odezwał się więcej. Za to ja musiałam zacząć trudny temat. – Nie będę miała czasu, aby do was przyjeżdżać… do ciebie. – zdziwił się.

- Co ty sugerujesz? – zapytał zdruzgotany.

- Sugeruję to, że nie będziemy mieli jak się spotykać…

- Błagam, powiedz, że o tym nie myślisz… - załamał się.

- Będziemy musieli się rozstać – wstałam z miejsca i wyszłam bez pożegnania z pojazdu. Zostawiłam go samego z tą wiadomością. Nie wiem jak to przyjął bo od razu wybyłam. Może się załamie, może się z tym pogodzi. Ciężko jest rozgryźć jego charakter.

Czkawka[]

Jak to? „Będziemy musieli się rozstać”? Ona ze mną zrywa? Tylko dlatego, że się wyprowadza i będziemy ze sobą rzadziej bywać? Inne pary żyją nawet w większej odległości od siebie i mają się dobrze, a my? Może po prostu ona tak nie potrafi? Musi mieć pewność, że ją nie zdradzam. Dlaczego tak jest? Jestem uczciwy w stosunku do niej, nie okłamuję jej. Staram się jak mogę, aby było jej dobrze, a ona po prostu mnie odrzuca. Może to nie była ta jedyna? Może się pomyliłem? Zamydliła mi oczy i wplątała w swoje życie. Nie zmieniła się, nadal jest taka sama jak wcześniej! Bierze tylko najlepszy towar! Jak straci swoją wartość szuka nowego. Czuję się jak skarpetka, która się zużyła i trzeba sobie sprawić nową. Tylko, że… ja ją kocham. Od początku o nią walczyłem. Starałem się jak mogłem, na marne? Muszę ochłonąć!

Wpadłam niczym kula wystrzelona z katapulty do domu. Usłyszałam od razu krzyki rodziców, abym do nich przyszedł. Wszedłem do salonu i ujrzałem wściekłą minę taty.

- Dlaczego tak trzaskasz drzwiami?! Zaraz w futryny wylecą i kto je będzie później wstawiał?! – i oni się teraz o drzwi martwią. Znowu zebrała się we mnie cała zła energia, którą nie jestem w stanie w żaden sposób wyładować!

- A co mnie jakieś drzwi obchodzą! Mam poważniejsze problemy niż gówniane(przepraszam) drzwi! – krzyczałem. Nie jestem w stanie się wyładować. To non stop we mnie siedzi. Wpadłem z hukiem do mojego pokoju. Nie mam ochoty z nikim rozmawiać. Chcę zostać sam, przemyśleć. Może za gwałtownie zareagowałem? Mogłem być delikatniejszy. Porozmawiać, a nie drzeć się na cały dom. Mam nadzieję, że w okolicy mnie nie było słychać? Sąsiedzi potrafią się o wszystko czepiać. Muszę z nią jeszcze raz porozmawiać, tylko na spokojnie. Tak, aby emocje opadły. Bez niepotrzebnych nerwów. Może zmieni zdanie, choć bardzo w to wątpię. To nie jest jej wymysł, tylko jej rodziców. No może za bardzo to wyolbrzymiam. Awans to coś świetnego, lepsze stanowisko i więcej pieniędzy. Ale jakie muszą być tego konsekwencje? Zostawianie wszystkiego co się kochało i wyjechanie do całkiem innego miejsca, gdzie wszystko jest nowe, inne. Trzeba się od początku zaklimatyzować. To trudne. Jeszcze sobie nie poradzi. Będzie miała problemy. Ale co ja w ogóle myślę? Ona jest silną kobietą. Może góry przenosić. Taka o przeprowadzka to dla niej pikuś. Wierzę w nią. Będę do niej przyjeżdżał, tak jak i ona do mnie. Nie zerwiemy kontaktu. Zawsze przy niej będę, może nie fizycznie, ale na pewno psychicznie i duchowo nigdy mnie nie zabraknie.


https://youtu.be/8LQH6UDi15s - ta piosenka pomogła mi dziś napisać dalszą część opowiadania :)

Nexta dedykuje wszystkim fanom Hiccstrid <3


*Następny dzień

Rano postanowiłem porozmawiać z Astrid jeszcze raz, na spokojnie. Złapałem ją na najdłuższej przerwie. Nie była zachwycona, ponieważ zaraz ma jakiś sprawdzian i chciała się jeszcze pouczyć. Usiedliśmy na ławce pod schodami. Tu nam nikt nie będzie przeszkadzał. Złapałem ją za dłonie i zacząłem.

- Ja Cię nie zostawię. Nawet jeśli będziemy daleko od siebie, ja zawsze będę z tobą. – patrzyłem w jej oczy, które były przepełnione smutkiem i rozpaczą – Może i będzie nas dzieliło sporo kilometrów, ale ja będę czuł, że zawsze jesteś przy mnie. Jak będę szedł korytarzem, ty będziesz trzymała mnie za rękę. Będę na przystanku, a ty będziesz stała obok. Będziemy razem jeździć do szkoły, a jednak oddzielnie. Ja nigdy o tobie nie zapomnę. Zawsze będziesz w moim sercu. – położyłem jej dłoń na mojej piersi. – Zawsze. – przybliżyłem się do niej i delikatnie musnąłem jej usta swoimi. Nie wyrażała żadnych uczyć, jakby już dawno jej tu nie było. Poczułem pustkę. W jednej chwili moje słowa stały się nie ważne, bo przestałem w nie wierzyć. Uniosły się w powietrze i przepadły bez śladu. Poczułem, że będzie mi ciężko. Bez jej obecności, bez jej ciepłego słowa, bez razem spędzonych chwil, bez niej. Wszystko straciło sens. Jej przy mnie nie będzie. Nie daje jej wystarczająco dużo pewności, że nie znajdę sobie innej, a jej nie odrzucę. Niepokój zalewa jej i zarazem moje serce.

- Czkawka, ja wiem, że to jest trudne – mówiła przez łzy, które spływały jej po policzkach – ale, to się nie uda. Ja nie potrafię żyć z kimś, kto nie jest przy mnie. Ja muszę widzieć tą osobę, czuć jej zapach, jej dotyk. To za wiele drogi… . Musimy się rozstać. – powiedziała to tak prawdziwie, że nogi zaczęły mi drżeć, ręce pocić i w głowie zaczęło mi wirować. Obraz zaczął się robić rozmazany, a ja czułem, że upadam.

Gdy się ocknąłem poczułem, że na twarzy mam coś mokrego. Dotknąłem tego rękę i chciałem zdjąć, ale ktoś zatrzymał moją dłoń. Zerknąłem na tajemniczą osobę, którą okazała się być moja księżniczka. Usiadłem obok niej. Nie wiem co się stało. Chyba straciłem przytomność. Za bardzo się przejąłem. Muszę więcej ćwiczyć, bo widać do jakiego stanu doprowadza mnie brak ćwiczeń.

- Hej, wszystko dobrze? – spojrzała moja dziewczynę, która wyglądała na przerażoną.

- Tak, co się stało? – pytam jakbym nie wiedział.

- Zemdlałeś. Ale już spokojnie. Jesteś w gabinecie pani doktor. Powiedziała, że to ze zmęczenia i powinno Ci zaraz przejść, ale ja nie jestem pewna czy to było ze zmęczenia. Powiedz, o co chodzi? Masz jakieś kłopoty ze zdrowiem? – spytała spokojnym, a zarazem zdenerwowanym głosem. Ja jestem zdrowy, tylko po prostu się zdenerwowałem. To może potwierdzić jak bardzo ją kocham, że aż mdleję z tęsknoty za nią. To jest prawdziwy dowód miłości. Ale, co ja jej powiem?

- To z tęsknoty za tobą. Nie mogę bez ciebie żyć. Moje serce mi na to nie pozwala. Za bardzo Cię kocha. – nie wiedziała co powiedzieć. Odkręciła się i podążyła ku wyjściu. Ja także się zerwałem i pobiegłem za nią. Troszkę mi się duszno zrobiło, ale to nic. Wytrzymam, dla niej wszystko. Złapałem ją za nadgarstek i przyciągnąłem do siebie. Stykaliśmy się ciałami. Jej wzrok był wbity w posadzkę. Nie zamierzała go odrywać. – Proszę, nie zostawiaj mnie. – coś w niej pękło i rozpłakała się. Wtuliłem ją w siebie jeszcze bardziej, nie wyrażała sprzeciwu tylko płakała w moje ramię. Oparłem głowę o jej bark i sam prawię się rozkleiłem. Zazwyczaj ciężko zemnie wycisnąć choćby krople łez, tym razem nie mogłem ich powstrzymać. Staliśmy tak wtuleni w siebie. Nie przeszkadzało nam to, że pani doktor się na nas patrzy. Mogła by zobaczyć cała szkoła, jak bardzo ją kocham i nigdy nie przestanę. Usłyszałem cichy dźwięk, który dochodził od mojej księżniczki. Odepchnąłem ją troszkę od siebie, abym mógł usłyszeć co ma mi do powiedzenia.

- Wiem, że tak nie powinnam postąpić, ale to zrobię… nie zostanę tu, bo nie mogę, ale Cię nie opuszczę. Będę przy tobie, zawsze. – mój świat znowu zakwitł. Nabrał nowych kolorów życia. To co było czarno białe, zaświeciło znów swoją dawną barwą. Tak długo czekałem na te słowa. W środku rozbrajała mnie energia, którą nie mogę z siebie wyrzucić. Chciałem ją podnieść i kręcić w kółko, ale się powstrzymałem. Jedyna rzecz, która mi umknęła, została wywarta na jej ustach. Nie mogłem się powstrzymać. Nie sprzeciwiała się. Oddawała każdy pocałunek, przepełniony miłością. Nikt nas nie rozdzieli, nawet kilometry.

Rozdział 24[]

Astrid[]

Czkawka ma na mnie zły wpływ. Miałam być nieustępliwa, uparta i nigdy się nie dać namówić, ale… zobaczyłam jak bardzo to przeżywa. Nie znałam go od tej strony. Wiedziałam, że potrafi walczyć do samego końca, ale żeby mieć na mnie taki wpływ, że w środku się rozkleiłam, na zewnątrz również. Dzwonek zadzwonił, a my nadal staliśmy wtuleni w siebie. Co prawda już się nie całowaliśmy, ale nie mogliśmy się od siebie odkleić. Chciałabym spędzić z osobami, których kocham ostatnie dni pobytu w tym mieście. Kto wie kiedy ich następnym razem zobaczę. Trzeba wykorzystać ten tydzień, który mi pozostał. Pomimo tego, że Czkawka nie chciał mnie puścić, ja się wyrwałam. Był lekko zszokowany, ale po kilku sekundach się ogarną i podszedł do mnie. Staliśmy pod oknem, a po chwili doszli do nas nasi przyjaciele. Chciałabym urządzić jakieś mini spotkanie u mnie w domu. Nie wiem czy rodzice się zgodzą. Muszę ich w domu o to zapytać. Mieczyk staną po mojej prawej stronie i pukał mnie w bok. Nie reagowałam, ale w pewnym momencie mnie to zdenerwowało. Spojrzałam na niego morderczym spojrzeniem, ale od razu moja mina się zmieniła, po tym jak zobaczyłam jego zaniepokojone spojrzenie.

- Jak się czujesz? – zapytał. Nigdy nie był taki spokojny i uprzejmy. Zawsze skakał po korytarzu jak jakaś małpa, a tu taka odmiana. Co mam mu odpowiedzieć? Nie znam go od tej strony. Może coś kombinuje? Ale raczej nie, zachowywał by się inaczej.

- Dobrze… - co miałam mu powiedzieć? Chyba prawdę, bo to jest prawda. Po rozmowie z Czkawką zrobiło mi się lepiej i nie chce rozpaczać, jakby to by był koniec świata. Dręczy mnie jedno pytanie, które muszę zadać, bo ciekawość mnie od środka zżera. – Już wiecie? – wszyscy co stali w około nas spuścili głowy i nikt się nie odezwał. Mogłam się tego spodziewać.

- Tak, Czkawka nam powiedział. – oznajmiła Szpadka. Ten papla wszystko wygada. Nie można mu nic powiedzieć, bo po pół godzinie cała szkoła będzie wiedziała. Co ja z nim mam… No trudno, może to i lepiej, że on to powiedział, bo ja nie wiem jakby to z siebie wykrztusiła. Oszczędził mi kazania, choć… i tak będą się pytali dlaczego wyjeżdżam. Czy tak czy tak mnie to nie ominie.

- Dlaczego się wyprowadzasz? – Mieczyk naprawdę zaczyna mnie przerażać. Boję się go, tak jak i reszty dzikusów. Jakoś chce mi się śmiać. Wszyscy się tak nade mną użalają i po co? Już wszystko wyjaśnione. Kontaktu z nimi nie zerwę. No chyba, żeby mnie naprawdę zdenerwowali, a oni tak potrafią, ale teraz naprawdę są spokojni, jakby nie oni tylko jakieś ich, nie wiem… klony nie za bardzo… nie znajdę teraz na to określania.

- Nie przejmujcie się tak mną. Wszystko jest w normie. – zapewniłam ich – Wyprowadzam się, ponieważ tata dostał awans w pracy i musiał zmienić miejsce dotychczasowego stanowiska. Wszystko jest dobrze. – ich twarze się rozpromieniły. Takich ich lubię. – Postanowiłam taką jedną rzecz. Mam tydzień i chciałabym wykorzystać ten czas jak najlepiej, więc. Jeśli tylko rodzice się zgodzą urządzę u mnie w domu takie pożegnanie. Chciałabym spędzić w wami ostatnie dni. Jesteście moimi przyjaciółmi i już teraz dostajecie zaproszenie.

- Astrid, to świetny pomysł. – cieszył się Czkawka – A kogo jeszcze zaprosisz? – hyym.

- Pewnie moje koleżanki z klasy. – wzruszyłam ramionami. – Nie mam tylko was, nie zapomnijcie, że nie należę do waszej klasy.

- Pamiętamy, pamiętamy – powiedział zawiedziony Mieczyk. Nic na to nie poradzę. Mogłam szybciej wyjść w tego brzucha, to byłabym z nimi, a tak to… lipa. Wszyscy się zerwali, ponieważ zabrzmiał dzwonek na moją ostatnią lekcję. Weszłam i usiadłam w trzeciej ławce środkowego rzędu. Na ławkę wyciągnęłam podręczniki i zeszyty. Zaczynamy jakże interesującą lekcję historii.

Po lekcjach udałam się autobusem do domu. Muszę spytać rodziców, czy mogę zrobić imprezę, jeżeli można to tak nazwać. Przekroczyłam próg salonu i usiadłam w fotelu. Z kuchni dochodzi smakowity zapach. Mama coś gotuję. Oby skończyła jak najszybciej, bo jestem strasznie głodna. Zjadłabym konia z kopytami. Na stoliku stojącego naprzeciwko mnie leżał laptop. Postanowiłam poszperać w Internecie. Jeszcze dokładnie nie wiem co, ale muszę jakoś zabić czas, zanim przyjedzie mój tata. Pracę skończył godzinę temu, to powinien tu być za jakieś pół godziny. Otworzyłam klapkę od laptopa i moim oczom ukazała się oferta kupna, sprzedaży domu i zdjęcie. Wzięłam w ręce komputer i poszłam do kuchni. Położyłam na stole, a mama się na mnie popatrzyła przerażonym wzrokiem.

- Co to jest? – spytałam jeszcze opanowana. Mama wróciła do swojej dawnej czynności całkowicie mnie ignorując. Nie chce mi nic powiedzieć. Nie musi. Ja już wiem co tu się dzieje. Wściekła wróciłam do salonu i rzuciłam laptopa na ławę. Dlaczego chcą sprzedać dom? Nie mogą go na mnie przepisać, tylko od razu „Na sprzedaż”. Tyle cudownych wspomnień tu zostanie. Moje pierwsze urodziny. Komunia. Tu nauczyłam się chodzić, stawiać pierwsze dorosłe kroki w życiu. Dlaczego chcą mi to zrobić i oddać w obce ręce? Nigdy ich nie zrozumiem?

Dwie godziny później już wszyscy byli w domu. Postanowiłam poprosić ich na rozmowę, jak jeszcze tata jest w domu, bo z tego co wiem ma jeszcze jakieś spotkanie. Weszłam do sypialni i poprosiłam o spotkanie w salonie. Po chwili siedzieliśmy i obserwowaliśmy siebie nawzajem. Nikt nie raczy się odezwać, po raz kolejny. Dlaczego to zawsze ja muszę zaczynać?

- Powiecie mi dlaczego sprzedajecie mieszkanie? – ich spojrzenia się spotkały. Nie byli za bardzo szczęśliwi, że zadałam to pytanie, ale ja muszę wiedzieć.

- Astrid – zaczął tata – to mieszkanie jest warte duże pieniądze. Gdy się wyprowadzimy będzie stało puste. Jaki jest tego sens? Gdy się go pozbędziemy dużo zyskamy. Dom do którego się przeprowadzamy wcale nie był jednym z tańszych. Po sprzedaży zwróci nam się przynajmniej część. To dobra inwestycja, z której grzechem było by nie skorzystać. – przekonali mnie. Nie ma najmniejszego sensu trzymania go bez jakiego kol wiek mieszkańca. Ja i tak bałabym się tam sama zamieszać.

- Rozumiem – spuściłam głowę – Mam do was jeszcze jedną małą prośbę. – nie jestem pewna czy się zgodzą, ale muszę zadać to pytanie – Wiecie, że jest mi ciężko tak wszystkich zostawić, więc pomyślałam, czy nie mogłabym zorganizować małego spotkania w sobotę u nas w domu? Chciałabym ze wszystkimi bliskimi mi osobami się pożegnać. To nie jest takie proste ich pi prostu zostawić. Wiele dla mnie znaczą. – rodzice się uśmiechnęli i przytaknęli równocześnie głowami na znak zgody. Na moje usta nasunął mi się gigantyczny uśmiech – Dziękuję! – podeszłam i ich przytuliłam. Muszę poinformować Czkawkę. Już miałam wybiec z pomieszczenia, ale zatrzymał mnie głos taty.

- Poczekaj! – cofnęłam się o kilka kroków. A mogło być tak pięknie. Stanęłam naprzeciwko siedzącego taty w mamą. Oparli się o oparcia kanapy i zerkali na mnie chytrym spojrzeniem. Boję się, co mają mi do powiedzenia.

- A kogo masz zamiar zaprosić? – spytała mama. To będzie trudna rozmowa. Jeszcze jak przyjdą to będą ich sprawdzać. Co za rodzina!

- No moich znajomych, czyli – zaczęłam wyliczać na palcach – koleżanki z kasy, chłopaka i …

- Chłopaka? – no to żem wpadła.

- No tak, chłopaka.

- Nie mówiłaś nam, że masz nowego wybranka. Nie boisz się, że skrzywdzi Cię tak jak Sączysmark? Ja bym na twoim miejscu była ostrożna…

- Ufam mu. Kochamy się. Jest dla mnie najważniejszy. Ma całkiem inny charakter niż Smark. Nie skrzywdzi mnie… - czy ja zawsze muszę tak wpaść?! Teraz będą mnie szpiegować… chociaż nie, zostaje mi tydzień. Jeden plus tego wszystkiego.

- No dobrze… ale i tak bądź ostrożna.

- Będę, będę! – krzyknęłam będąc już na schodach. Jak ja ich czasami nie znoszę. Potrafią się wszędzie wepchać, lub cokolwiek wmówić. Ale najważniejsze jest to, że się zgodzili. Mogę spać spokojnie.

Następnego dnia postanowiłam poinformować wszystkich, których do siebie zapraszam o szczegółach spotkania. Pierwszą osobą, do której się udałam był mój chłopak. Jest najważniejszym gościem. Odnalazłam go w tłumie stojącym przez tablicą ogłoszeń. Nie wiem co tam czytają, bynajmniej mnie to nie obchodzi. Podeszłam do Czkawki i dźgnęłam go w bok. Odskoczył gwałtownie i już miał krzyknąć, ale gdy mnie zobaczył uśmiechnął się. Złapałam go za nadgarstek i wyciągnęłam w gromady ludzi. Stanęliśmy pod ścianą z dala od wszystkich.

- I co? Zgodzili się? – pokiwałam twierdząco głową – To wspaniale! – przytulił mnie.

- Mam do ciebie prośbę. Mógłbyś przyjść wcześniej pomóc mi w przygotowaniach?

- Oczywiście. A co mam Ci pomóc? – zapytał.

- Raczej w przygotowaniu przekąsek. Mam nadzieję, że jesteś względnym kucharzem? - podrapał się po głowie. No i wszystko jasne.

- No właśnie nie bardzo… mogę… hyym… a co będziemy u ciebie robić?

- Myślałam, że pogadamy… - zmarszczył czoło – pooglądamy filmy i pogadamy? - spytałam z nadzieją. Pokręcił głową ze śmiechem.

- No może być – pocałował mnie w czoło – to o której mam się stawić?

- O piętnastej. O szesnastej zaczynamy.

- Okej. Teraz już muszę iść. – pobiegł w kierunku klasy matematycznej i znikną za drzwiami. Ja także poszłam na lekcję. Muszę poinformować moje koleżanki, nie może ich zabraknąć.

Po lekcjach nie robiłam nic ciekawego, tylko rozmyślałam nad naszym jutrzejszym spotkaniem. Czkawka chyba miał na myśli jakiś wieczór filmowy, niestety mi nie do końca o to chodziło. Chciałbym porozmawiać, ale nie wiem co z tego wyjdzie. Będzie dużo osób i nie dam rady być w kilku miejscach jednocześnie. Może Czkawka ma rację? Może powinnam przygotować jakieś dobre filmy i spędzić ten czas tak jak każdy… ale nie! To już jest oklepane. Nie chodzi mi o spotkanie na którym każdy rzuca się popcornem i pije piwo. To ma być trzeźwa impreza. Nawet jeśli by ktoś przyniósł alkohol, ja wylałabym go do zlewu. Jestem stanowcza i jak powiem, tak ma być. Oj ciężkie będzie miał Czkawka ze mną życie, jeśli oczywiście będziemy ze sobą do końca swoich dni. Tego nie możemy przewidzieć. Może jeszcze się rozstaniemy i nasze drogi się rozejdą? Oby nie, bo bardzo go kocham i czuję, że jest tą jedyną osobą w moim życiu. Zeszłam na temat uczuć, a ja mam problem z rozplanowaniem imprezy. Zrobię jakieś dobre jedzenie i włączę muzykę. Będzie przyjemnie. No oczywiście jeśli będzie im się nudziło, to na półce mam pełny wybór filmów. Jest z czego wybierać. Mam nadzieję, że to jakoś pójdzie. Najbardziej na czym mi zależy, to, to, aby ich zapamiętać. Są dla mnie bardzo ważni. Nie wiem czy spotkam jeszcze osoby tak wspaniałe i miłe tam, gdzie się przenoszę. Może będę nie lubiana przez innym? Wyśmiewana, wytykana palcami? Nie wiem jak będzie. Trudno mi ocenić sytuacje. Myślę, że mam dobry kontakt z ludźmi, ale to mogą być tylko pozory, ponieważ tu czuję się swobodnie. Nie muszę się nikim przysłaniać, ani udawać kogoś, kim nie jestem. To nie będzie takie łatwe na jakie się wydaje, ale muszę przez to przejść.

Następnego dnia obudziłam się wypoczęta i pełna sił. Postanowiłam wykorzystać całą energię na przygotowania. Przebrałam się, uczesałam i ogarnęłam pokój. Nie wygląda najgorzej. Zeszłam do kuchni i przygotowałam sobie śniadanie. Talerz wraz z kanapkami zaniosłam do salonu. Przy blacie kuchennym zrobiłam herbatę i ponownie poszłam do pokoju gościnnego. Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Jedząc poranny posiłek przeskakiwałam z kanału na kanał. Nic nie ma w tym pudle. Jakieś stare odcinki seriali. Eee… wyłączyłam telewizor i w spokoju skończyłam śniadanie. Przez jakąś godzinkę leżałam sobie pod kocem i czytałam książkę, która leżała na stoliku. To pewnie mamy. Nawet ciekawa… „w ósmym miesiącu ciąży…” i po co jej to potrzebne? Mam nadzieję, że nie chce mieć kolejnego dziecka! Ja jej nie wystarczam? No nie wiem, ale jak tak czytam to można się wiele z tego dowiedzieć. Może mi się kiedyś przyda? Na razi nie. Zamknęłam podręcznik i odłożyłam na swoje miejsce.

O szesnastej ma rozpocząć się spotkanie. Muszę iść na zakupy bo nic nie ma w domu. Ubrałam kurtkę, wzięłam pieniądze i wyszłam z domu. Kierowałam się do supermarketu. Nie wiem dokładnie co mi jest potrzebne, ale w sklepie, jak coś mi wpadnie w oko to wezmę. Przekroczyłam drzwi marketu i chwyciłam za koszyk na zakupy. Stanęłam naprzeciwko stoiska i z owocami i warzywami. Coś mi jest stąd potrzebne? Chyba nie… a jednak! Do woreczka wrzuciłam trzy dorodne, dużo cytryny. Jak mam im podać herbatę bez cytryny? Poszłam na nabiał. Tu nic nie jest mi potrzebne. Napoje! Ominęłam ludzi, którzy kręcili się obok mnie i doszłam do półki z sokami i wodami. Najlepsze… Tymbark. W koszyku ułożyłam dwie dwu litrowe butelki napoju o smakach: Jabłko-mięta i Wiśnia-jabłko. To mało. Jeszcze wezmę Caprio. Podeszłam do lodówki, gdzie trzymają mięsa i kiełbasy przeróżnych rodzajów. Popatrzyłam i stwierdziłam, że nie jest mi nic potrzebne.

- Co dla pani? – spytała stojąca naprzeciwko mnie sprzedawczyni. Mogłam tu nie podchodzić.

- Nic, nic – i odeszłam. Nie potrzebna mi kiełbasa… no chyba, że zrobię grilla… zadzwonię do Czkawki i zapytam, czy potrafi go rozpalić, bo ja nie umiem i nie chcę czegoś zepsuć. Wyciągnęłam telefon i wybrałam odpowiedni numer. Łączy…

- Halo? – odezwał się męski głos, który tak uwielbiam.

- Hej. Umiesz rozpalić grilla? – przywitałam się i od razu przeszłam do rzeczy.

- Umiem, a co?

- A bo pomyślałam, że możemy zrobić na imprezie, żeby nie było nudno?

- Ale ty wiesz, że po południu zapowiadają deszcz? Gdzie ja mam Ci to rozpalić? W domu? – ojej. Zapomniałam. No trudno.

- Faktycznie. A to nie. Już nie ważne. Przyjdź o piętnastej, okej?

- Okej, będę punktualnie. Paa.

- Do zobaczenia. – wyłączyłam się. No to mój plan legł w gruzach. No trudno. Coś się wymyśli.

Teraz jakieś przekąski. Wzięłam dwie paczki Lays’ów. Jeszcze dołożę paluszki. No szkoda, że ten grill nie wypali, nie mam im co dać. Wiem! Zamówię pizzę. O i git. Mam chyba wszystko. Przeglądam koszyk i stwierdziłam, że zapomniałam herbaty. Szybko się po nią wróciłam. Szłam już w stronę kasy, ale nagle gwałtownie stanęłam. Za ladą stoi… Sączysmark? Co on tu robi? Może chce okraść sklep, albo po prostu tu pracuję. On i praca?! Coś mi tu nie gra. Nie mam wyjścia, muszę zapłacić. Podeszłam i położyłam koszyk za ladzie. Odwróciłam się, aby nie dostrzegł, że to ja. Kasował produkty nawet na mnie nie patrząc. Podał cenę do zapłaty i…

- Astrid? – jak ja mogłam się zagapić. Patrzy się na mnie jakby ducha widział – Co ty tu robisz?

- Na zakupy przyszłam nie widać? – opowiedziałam ostro.

- Jakąś imprezę robisz czy co? Po co Ci tyle tego? – nie może się o tym dowiedzieć. Nie chcę go w swoim domu.

- Ja nie. Tata robi grilla dla znajomych i wysłał mnie po składniki.

- Z tego na pewno coś upieczesz. A gdzie masz kiełbasę?

- Kupił już. Trzymaj – podałam mu pieniądze i chwyciłam za worek z zakupami – Cześć – rzuciłam szybko.

- Na razie – wydukał i obsługiwał kolejnego klienta.

On i praca to naprawdę dziwne połączenie, ale ludzie się zmieniają. Tylko w jego przypadku ciężko jest to sobie wyobrazić.

Po powrocie do domu wzięłam się za przygotowania. Ogarnęłam cały dom i przygotowałam przekąski. Zajęło mi to raptem trzy godziny. Zmęczona usiadłam na kanapie. Zaraz powinien przyjść Czkawka, a ja wyglądam jak potwór. Pobiegłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Ułożyłam włosy i ubrałam na siebie białe rurki i czarny t-shirt z napisem „Przytul”. Usłyszałam dzwonek do drzwi więc postanowiłam otworzyć. Zbiegłam za dół i podeszłam do drzwi. Za szybą, która jest wstawiona w drzwi dostrzegłam mojego chłopka. Otworzyłam i doznałam miłego przywitania. Ta koszulka jednak działa. Gdy się od siebie oderwaliśmy udaliśmy się do salonu. Rozmawialiśmy chwilkę dopóki nie pojawili się zaroszeni goście. Zajęli miejsca i zaczęli rozmowę. Nie angażowałam się w to za bardzo bo byłam zajęta zamawianiem pizzy. Był mały problem, bo każdy chciał inną, więc zamówiłam trzy te, które mi najbardziej przypadły do gustu.

Po piętnastu minutach każdy już był pochłonięty rozmową. Razem z koleżankami rozmawiałyśmy właśnie o lakierach do paznokci. Co chwila dolatywały do mnie fragmenty rozmowy chłopaków. Mają bardzo interesujący temat: motocykli. Nie interesuję się tym, więc nie będę się włączać. Jak to kobiety, zmienne są, dlatego co pięć minut nasuwają się nowe fascynujące tematy. Byłam całkowicie oddana makaronowi. Słuchałam wszystkiego co mają mi do powiedzenia. Czasami robiło się nudno, na przykład w tym momencie, więc zerknęłam na Czkawkę… który siedzi pomiędzy Larą, a Camilom. Mój biedaczek. Czuję się tak nieswojo pomiędzy tyloma dziewczynami. Zerka na każdą takim skrępowanym wzrokiem. Wygląda tak słodko. Tylko zastanawia mnie jedna rzecz, co on tu robi? Nie zauważyłam go do tej pory. Jakoś uciekł mojej uwadze. Nie szukałam go wzrokiem, ani się nim nie przejmowałam. Byłam pewna, że rozmawia z chłopakami. Widać się pomyliłam. Spuścił głowę i patrzył w podłogę. Przyjaciółki zajęły całą sofę, a ten taki biedak siedzi pomiędzy nimi i przysłuchuje się tych naszych użaleń i rozmów. Będzie mieć potem na mnie haka… Nie zostawię go takiego. Wstałam z miejsca i podeszłam do mojego chłopaczka. Podniósł na mnie wzrok i się wyprostował. Usiadłam mu na kolanach i się w niego wtuliłam. Dziewczyny widząc to rozsunęły się, abyśmy mieli większy luz. Spojrzenia koleżanek powędrowały na nas. Czkawka pocałował mnie we włosy i zaczął kołysać. One tylko się uśmiechały. Cieszę się, że mam taki skarb jakim jest on. Nie wyobrażam sobie dnia bez niego, bez jego obecności. Nie wiem jak ja sobie poradzę, gdy go zabraknie. Rozdzielą nas kilometry, których na co dzień nie jesteśmy w stanie pokonać. Pozostaje nam tylko kontakt telefoniczny i internatowy. Zawsze jest to jakimś rozwiązaniem, niestety mi to nie wystarcza. Ja muszę czuć, że ten, którego kocham jest przy mnie i za moimi plecami nie chodzi z innymi. Muszę mieć tę pewność. Co do Czkawki… czy ja mogę mu ufać w stu procentach? Czy tylko ja jestem w jego sercu? Czy może ktoś oprócz mnie też we nim jest. Ciężko wyczuć, jest jedną z najbardziej tajemniczych osób w moim życiu. Boję się, że o mnie zapomni.

Przyjaciółki oczywiście zadawały nam trudne i niekomfortowe pytania. Dlaczego zawsze muszą zejść na ten temat. Nie mają ciekawszych zajęć, tylko stawianie nas, a przynajmniej mnie w trudnej sytuacji. Zajęły by się własnymi związkami, a nie będą się wypytywać o takie, czy inne rzeczy związane z nami. Denerwują mnie tacy ludzie. Zajęli by się sobą, a nie będą się mieszać. Naturalnie nie chcieliśmy nic powiedzieć, bo to nasze sprawy, ale one czasem potrafią dołożyć do pieca…

Po dziesięciu minutach mogłam odpocząć od przesłuchania, ponieważ przyjechała pizza. Odebrałam i naturalnie zapłaciłam. Rozpakowaliśmy pierwsze pudełko i każdy się na nie rzucił. Oczywiście nie na sam papier, tylko jego zawartość. Zjedliśmy po dwa kawałki. Niektóre dziewczyny już więcej nie chciały, bo jak mówią, dbają o linię. Ja tam wiem… nie wnikam. Wystarczy dużo ćwiczyć. Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, bo ja za nałogowym odchudzaniem nie przepadam. Nie wiem, jak można odchudzać się, jak jest się już prawie kościotrupem i dalej mówi się, że jest się grubym. Anoreksja. Nawet nie będę kontynuowała tej myśli, bo już mnie obrzydza.

Na zewnątrz jednak się rozpadało. Deszcz padał bardzo obficie. Po skończonym posiłku chłopaki usiedli przed Xboks’em i grali w jakieś tam gry. My, dziewczyny jednak wyszłyśmy na balkon i obserwowałyśmy deszcz. Uspokaja. Można się oderwać od codziennych myśli. Czuję się, jakbym pływała. Taka wolna i niezależna. Mogę popłynąć gdzie moja dusza zapragnie i nikt mnie nie powstrzyma…

Poczułam, jak ktoś łapie mnie w za biodra i podrzuca do góry biorąc na ręce. Nie wiedziałam co się dzieje! Zaczęłam krzyczeć, gdy poczułam, że na moje dłonie spada coś mokrego. Otworzyłam oczy i uświadomiłam sobie, że jestem na podwórku, na deszczu, bez jakiego kol wiek okrycia, w krótkim rękawku. Za mną dobiegły mnie piski i krzyki dziewczyn. Także zostały wyniesione z domu przez chłopaków. No właśnie… zaczęłam się szarpać, ale jak już mogę się domyślić, mój kochaś nie chce mnie postawić. Uparta gadzina. Wierciłam się na jego ramionach, aż w końcu mnie puścił. I to dosłownie! Wylądowałam na mokrej trawie. Nie daruje mu tego! Moje ubranie jest całe przemoczone. Włosy zniszczone i makijaż pewnie się już rozmazał. Zerknęłam na rozbawionego chłopaka, który prawie co nie posikał się ze śmiechu. Zemszczę się! Krążył w około mnie i nawet nie spodziewał się, że zastawię na niego pułapkę. Podstawiłam mu nogę, a ten potykając się o nią wpadł do jeziorka z fontanną. Teraz to ja padam ze śmiechu. Biedak wynurzył się i otrzepał włosy. Pamiętam gdy pierwszy raz to zobaczyłam, na basenie. Zaczaruję tym gestem każdą dziewczynę. Włoski opadły mu na twarz. Ma dość długie, więc wygląda to komicznie. Taki z niego piesek, co sierść po kąpieli ma ulizaną. Cudnie to się prezentuję. Nie byłabym sobą, jakbym mu w tym momencie nie zrobiła zdjęcia. Od razu wylądowało na instagram’ie i facebook’u. Ciekawa jestem, jak bardzo będzie na mnie wściekły. Nawet się nie zorientowałam, jak byłam obok niego. Ten nicpoń wciągnął mnie do wody. Jak mu dam! Ochlapałam go, a ten tylko przetarł oczy i wciągnął mnie pod wodę.

Tak zabawa trwała jeszcze z pół godzony, jak wszyscy nie przemokli. Nie było na nas suchej nitki. Na mnie i na Czkawce to na pewno nie znajdziesz, jak pluskaliśmy się w jeziorku. Zabawa była świetna. Jak teraz wrócić do domu?

Po około godzinie wszyscy byliśmy prawie wysuszeni. Dziewczyny mają tylko mokre włosy. Zaraz zaprowadzę je do łazienki, aby sobie wysuszyły. Chłopcy byli w świetnych nastrojach po jakże wspaniałym żarcie. Mi tam do śmiechu nie było gdy zostałam wyniesiona na deszcz, ale gdy mściłam się na Czkawce już było. Biedak się topił. Dobrze, że potrafi pływać, bo bym go utopiła. Jestem zdolna do takiej zbrodni. On doskonale o tym wie.

Siedzimy u mnie w salonie i wspominamy wspólne chwile. Będzie mi ich brakowało. Było tyle zabawy, tylko razem spędzonego czasu. I to ma tak po prostu odejść w niepamięć? Mam zapomnieć, że były osoby takie jak Mieczyk i Szpadka? Czasami bardzo mnie wkurzały, czasem doprowadzały mnie do łez śmiechu. Czy TAM, znajdę też takich wspaniałych ludzi, jakich tu poznałam? Może będą źli. Nikt nie wie co mnie TAM czeka.

Pożegnałam się we wszystkimi, a oni ze mną. Powoli zaczynali opuszczać mój dom. Gdy zostałam już sama w salonie usiadłam na kanapie i oparłam się wygodnie o oparcie. Poczułam, że ktoś zaczyna masować moje ramiona. myślałam, że jestem tylko ja jedyna w pomieszczeniu. Nawet się cieszę, że nie zostałam sama. Rozluźniłam się i zamknęłam oczy. Mogłabym tak wiecznie. To takie odprężające, jak ukochana osoba sprawia, że jest Ci przyjemnie. Cieszę się, że mam takiego ktosia. Po chwili usiadł obok i objął mnie ramieniem. Przytuliłam się do niego i wygodnie ułożyłam. Nie mam najmniejszej ochoty przerywać tego jakże wspaniałego momentu, ale ten bałagan, który się tu zrobił sam się nie wysprząta. Z wielką niechęcią wstałam i spojrzałam na mojego przystojniaczka. Zrobił zdziwioną minę, pewnie nie wie, dlaczego wstałam.

- Muszę wysprzątać ten bajzel. Chwilę mi to zejdzie – podniosłam naczynie i udałam się do kuchni.

- Pomogę Ci – wstał i wziął szklanki.

Sprzątaliśmy przez dobre pół godziny, aż wreszcie skończyliśmy. Salon wygląda bardzo dobrze, jak po takim imprezowaniu, gdzie wszędzie były porozsypywane chipsy i paluszki. Pod stolikiem leżały puste opakowania po pizzy, które już są u mnie w koszu. Wyrobiliśmy się bardzo szybko. Gdybym musiała to sama wysprzątać na pewno więcej czasu by mi to zajęło. A tak to jestem wolna. Czkawka niestety musiał już iść, bo jest około dwudziestej trzeciej. Ja jestem już naprawdę zmęczona i postanowiłam iść już spać.

Rozdział 25[]

Astrid[]

Mamy poniedziałek. Ostatni dzień w starej szkole. Jutro zaczyna się nowe życie choć stare wiąż trwa. Jeszcze nie umarłam. Jak to będzie? Znów będę ten temat przerabiać z pół godziny. Nie, tym razem tak nie będę. Co ma być, to będzie i ja w żaden sposób tego nie zmienię choć bym chciała.

Jestem na ostatniej lekcji. Jest mi potwornie smutno i źle. Muszę ich wszystkich opuścić. Spoglądam na te wszystkie osoby, które widzę ostatni raz w tym składzie. Nauczyciel spokojnie prowadzi lekcje niczym się nie przejmując. Dlaczego ja nie umiem skupić się na przedmiocie tylko błądzę myślami nie wiadomo gdzie. Chciałabym zatrzymać czas. Niestety to jest nie możliwe. Godziny, minuty, sekundy lecą, a ja ich nie zatrzymam. Wszystko płynie, a ja cierpię. Jutro, w południe będę już w całkowicie innym miejscu. Oddalona od moich starych, nigdy nie zapomnianych przyjaciół, ale bliżej nowych. Poznam wiele osób, czym ja się przejmuję co dzień? Tym, że będzie źle. Muszę oddalić od siebie te myśli i skupić się na tym co jest tu i teraz.

Usłyszałam charakterystyczny dźwięk dla szkół. Podniosłam się i wyszłam z klasy. Astrid- zapamiętaj ten widok, bo widzisz go po raz ostatni. Przebyłam korytarz rozglądając się niepewnie. Wszystko co tu przeżyłam zostawiam w tym miejscu. Nie zabiorę nic ze sobą bo był by to za wielki ciężar. Nowe przygody czekają mnie TAM.

Wyszłam przed budynek i spojrzałam. Ten widok na pewno zostanie w mojej pamięci. Skierowałam się w stronę przystanku autobusowego. Czekali tam na mnie moi przyjaciele. Tak jak i z mojej klasy, tak jak i ze starszej. Podeszłam ze spuszczoną głową. Poczułam, że ktoś mnie przytula. Nie muszę nawet patrzeć kto to taki, ponieważ od razu mogę się domyślić, że to Czkawka. Zobaczył mnie przygnębioną i postanowił pocieszyć. Cały on. Wtuliłam się w postać i nie zamierzałam się oderwać. Daje mi poczucie bezpieczeństwa. Takiej swobody i bliskości. Nie mogę tam stać wiecznie. Oderwałam się i spojrzałam mojemu chłopakowi w oczy. Można się zatracić z tej zieleni. Cudowne uczucie. Podeszliśmy do grupki, która miała ponure miny. Nikt nie zamierzał się odezwać choćby słowem. Panowała głucha cisza, która po dłuższym czasie robiła się nie do wytrzymania. Postanowiłam ją przerwać:

- Będzie mi was wszystkich bardzo brakowało. Nie wyobrażam sobie życia bez was. Chciałabym tu zostać, ale moi rodzice zadecydowali inaczej, a ja nie mogę podważyć ich decyzji. Chciałbym wam powiedzieć, ze nigdy was nie zapomnę. Przeżyłam za wiele przygód, aby to wszystko tak odeszło w niepamięć. Kocham was. – powiedziałam ostatkami sił i tchu. Było mi ciężko to powiedzieć, ponieważ są dla mnie bardzo ważni. Z moich oczy popłynęły gorzki łzy i spadły na ciemny grunt. Podeszli do mnie wszyscy i mocno przytulili. Tego mi było trzeba. Nawet nie wiem co dzieję się w około mnie. W tym momencie to się nie liczy. Mogła by ta chwila trwać wiecznie, ale nagle wszyscy się odsunęli. Moim zaszklonym od łez oczu ukazał się ktoś całkowicie przeze mnie nie spodziewany. Przetarłam twarz i spożyłam na postać obojętnym spojrzeniem.

Naprzeciwko mnie stał dobrze zbudowany, niebieskooki mężczyzna. Miałam chęć odwrócić się i nie spoglądać na postać, ale nie było mi to dane. Podszedł do mnie na tyle blisko, że dzieliło nas zaledwie dwadzieścia centymetrów. Nie lubię stać tak blisko osób, za którymi za specjalnie nie przepadam. Spuściłam wzrok i wbiłam go w szarą kostkę brukową. Nie mam najmniejszej ochoty na niego patrzeć, a co dopiero rozmawiać bo pewnie tego właśnie oczekuje. Czułam jak oddycha. Jego oddechy i szybkie bicie serca mogłabym usłyszeć z najdalszej odległości. Denerwuję się. Nie mam tylko pojęcia czym. Jeśli chce mi coś powiedzieć, to niech mówi bo kończy mi się cierpliwość, aby tak bezczynnie stać.

Nie mogłam tego więcej znieść, więc odwróciłam się na pięcie. Już miałam odejść gdy chłopak złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Coś we mnie pękło i wtuliłam się w jego miękką bluzę, która pachniała mi tymi wspaniałymi perfumami co zawsze. Przyłożyłam głowę do jego piersi, a on przycisną ją jeszcze bardziej. Z moich oczu ponownie zaczęły kapać pojedyncze krople łez. Czy ja będę za nim tęsknić? Przecież go nie kocham. Był zabawką, którą wykorzystałam. On także mnie zranił. I za tym mam tęsknić? Za podłym gnojem (przepraszam) i oszustem, który zrobi wszystko, aby podbudować swoją opinie? Miałam być nieugięta co do niego, a okazuje się, że stałam się jego zmiotką do podłogi. W tej chwili chciałam się wyrwać, ale coś mi na to nie pozwalało. Nie tylko jego mocny uścisk, ale też moja wola, która chciała być w tym momencie przy nim nawet jeżeli Czkawka się wścieknie… choć powinien mnie zrozumieć.

Po dłuższym czasie oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy w oczy. Co mnie zdziwiło jego także się szkliły. On także to przeżywa. Ale skąd wie? Nie mówiłam mu tego. Widać plotki szybko się rozchodzą. Niestety, to nie jest plotka, a fakt. Po chwili jego wargi zaczęły się poruszać, a ze strun głosowych wychodzić pojedyncze dźwięki, które potocznie raczą się zwać słowami.

- Nie wiem czy powinienem pytać, ale… dlaczego wyjeżdżasz? – wiedziałam, że to będzie chciał wiedzieć. Nie zamierzam powtarzać tej historii po raz setny.

- To nie jest już ważne. Niech wystarczy Ci to, że jutro już mnie tu nie będzie… - chciałam odejść, ale ponownie mnie zatrzymał.

- Ale dlaczego? – nie odpuści. Mam taki charakter. Zawsze musi wszystko wiedzieć. Tym razem nie uda mu się wyciągnąć ode mnie potrzebnych mu informacji. – Proszę, powiedz. Co Ci zależy? Będzie Ci lżej na sercu jeśli się wyżalisz…

- Nie… - odpowiedziałam pośpiesznie – daj mi spokój – wyrwałam się z jego mocnego uścisku i podążyłam w stronę grupki, która obserwowała całe zdarzenie.

- To powiedz chociaż gdzie jedziesz! – krzykną zza moich pleców.

- Ta informacja nie jest Ci do niego potrzebna – odkrzyknęłam i nie zwracałam już uwagi na jego głośne wrzaski.

Uparty osioł! Jak ja mogłam kiedyś z nim być?! To jest nie do pojęcia. Nie mam zamiaru o nim wspominać ani o nim pamiętać. Sprawił mi już wystarczająco dużo bólu, aby jeszcze to sobie przypominać.

Podeszłam do moich przyjaciół. Jestem im za to wdzięczna, że nie zadają mi jakich kol wiek pytań. Nie mam ochoty o tym mówić. Podniosłam torbę z ziemi i weszłam do autobusu, który właśnie przez chwilą zjawił się przed przystankiem. Usiadłam w fotelu i spojrzałam na szybę, na której zaczęły pojawiać się dużych rozmiarów krople deszczu. Zaczęły rozmywać mi obraz zza okna. Wszystko straciło sens… to już koniec. Do zobaczenia…

***

Po powrocie do domu nie zostało mi nic innego, jak spakowanie wszystkich moich rzeczy do walizek i pudełek. Z pod łóżka wyciągnęłam jedną z moich największych toreb podróżnych. Otworzyłam szafę i po kolei z półek wyciągałam ubrania pakując je do walizki. Nie ma nic gorszego, jak pakowanie się przed wyjazdem. Nie ważne gdzie. Czy to do szkoły, czy na wyprowadzkę. Nie lubię tego uczucia. Serce mi się przy tym kraja. Jeszcze osiemnaście godzin i będę musiała pożegnać to miasto. Nie ma co się tak zbytnio rozczulać. Trzeba wziąć się w garść i zapychać pod tą straszliwą górę, która zwie się „życiem”.

Około godziny dwudziestej drugiej, obok mnie stały dwie walizki i trzy pudełka zapakowane po brzegi moimi rzeczami. W pokoju nie zostało prawie nic. Oprócz mebli i pojedynczych rzeczy, które spakuję dopiero jutro rano. Pomieszczenie świeci pustkami. Na półkach nie mam nic. Został tylko kurz, którego nie mam nawet zamiaru ścierać. Rodzice kazali sobie pomóc. Nie miałam wyjścia i zeszłam na dół do salonu. Moim oczom ukazało się puste pomieszczenie. Dopiero wczoraj siedziałam na kanapie i piłam ciepłą herbatę, teraz nawet nie ma sobie na czym usiąść, wszystko zniknęło. Zostały tylko cztery białe ściany. Na panelach nie ma już miękkiego dywanu, na którym tak uwielbiałam leżeć. W kącie zabrakło stolika, na którym zawsze stał ogromny telewizor. Na środku stoją rodzice i rozglądają się, czy aby czasem czegoś nie zapomnieli spakować. Dla mnie to i tak za wiele patrzeć na ten widok. Nakazali poznosić z piętra wszystkie bagaże i wnieść je na przyczepkę, która przyczepiona była do czerwonego auta. Byłam zaskoczona. Przecież to wszystko nie zmieści się na taką małą przyczepkę. Obróciłam się i dostrzegłam samochód ciężarowy z logo firmy, w której pracuje mój tata. No tak! Mogłam się tego spodziewać. Zawróciłam i spytałam rodzica, do którego samochodu mam wnieść walizki. Oczywiście do ciężarówki. Tylko jest mały problem… ja nie dam rady. To jest dla mnie za ciężkie. N dworze jest już ciemno i nic nie widzę. Lampa, która powinna oświetlać mi drogę wcale tego nie robi. Poczułam, jak ktoś dotyka mojej dłoni. Gwałtownie odskoczyłam i zamachnęłam się, ale nie trafiłam w osobę, która próbowała wyrwać mi walizkę. Przed oczami pojawiła się iskierka światła, która spowodowała, że nic nie mogłam zobaczyć. Odskoczyłam na bezpieczną odległość przecierając oczy. Gdy już „odzyskałam wzrok” dostrzegłam kogoś bardzo mi znanego…

Na przeciwko mnie stoi mężczyzna o blond włosach i niebieskich ochach, które w ciemności trudno dostrzec. Wyciągną do mnie rękę, którą złapałam i podniosłam się na równe nogi. Ten pan, to najlepszy przyjaciel mojego ojca i zarazem jego pracownik. Często przebywa w naszym domu, dlatego dziwię się sama sobie, że się przestraszyłam, ale na dworze praktycznie nic nie widać. Idzie się na oślep i błaga, aby nie wpaść w jakiś słupek lub pień drzewa, których w moim ogródku jest dość dużo.

Paul pomógł mi wnieść bagaże bo ciężarówki i odprowadził do domu. Jest około północy, więc powoli zaczęłam robić się senna. Zostawiłam mężczyzn samych i udałam się do łazienki w celu odświeżenia się. Gdy już wykonałam tą czynność postanowiłam iść spać, ponieważ jutro muszę wstać wcześniej, aby już całkowicie przygotować się do wyjazdu.

***

Następnego dnia obudził mnie dzwonek do drzwi. Ręką odszukałam telefon i spojrzałam na godzinę wyświetloną na ekranie blokady. Po sekundzie stałam już na nogach, ponieważ to co zobaczyłam przeraziło mnie.

- Zaspałam - wydukałam sama do siebie i zbiegłam na dół do kuchni, w której siedzieli moi rodzice i spożywali śniadanie.

- Astrid, a dlaczego ty jeszcze nie gotowa? - spytała zaskoczona mama. Jej wzrok przeszywał mnie na wylot. Obserwowała mnie dokładnie i co jakiś czas spoglądała na tatę. Nie wiem co w moim wyglądzie jest takiego interesującego. Przecież stoję sobie przed rodzicami w koszuli nocnej!

Nie mam zamiaru się nad tym zastanawiać. Odwróciłam się gwałtownie i wbiegłam po schodach na piętro. Mam mało czasu. Udałam się do mojego pokoju i przebrałam się w ubrania, które wczoraj sobie przygotowałam, aby dziś nie buszować po bagażach. Naciągnęłam na siebie białe rurki i czarny T-shirt. Moja ulubiona kompozycja kolorów biel-czerń. Zawsze to dobrze wygląda. Włosy spięłam w najnormalniejszego, zwykłego kucyka, żeby nie miotały się podczas spożywania porannego posiłku. Zeszłam do kuchni i zasiadłam do stołu. Nie odczuwałam wcale głodu. Jestem przejęta wyjazdem. To trudne. Rodzice chyba nie zdają sobie sprawy, że tu było mi dobrze, natomiast ja z powagi sytuacji. Praca jest przecież ważniejsza od szczęścia. Rozumiem.

Mój wzrok był wpatrzony w kanapki, które stoją na krawędzi stołu, przede mną. Nie mam na nie najmniejszej ochoty. Poczułam, jak ktoś dźga mnie w ramię. Wyrwałam się z letargu i oprzytomniałam. Moja mama wbijała we mnie spojrzenie, pełne smutku i cierpienia. Dla niej też nie jest to łatwe. Odeszła z pracy, którą tak kochała tylko dla taty. Jakie to poświęcenie? Wszystkiego.

- Astrid, zjedz choć troszkę. – namawiała mnie.

- Nie mam ochoty – odpowiedziałam smętnie.

- Proszę. Patrz jak mizernie wyglądasz…

- Nie chce – odpychałam rękę matki od moich ust. – Nie jestem małym dzieckiem, że musisz mnie karmić – powiedziałam wrogo.

Spuściłam wzrok, ponieważ uświadomiłam sobie, że sprawiłam jej tym przykrość. Ona się o mnie troszczy, a ja ją tak traktuję. Spojrzałam na załamaną kobietę. Serce pęka na ten widok. Myślami błądzi w nieznanych nikomu krainach. Przysunęłam się bliżej niej i oparłam głowę o jej ramię. Poczułam, jak ręką przyciska ją mocniej do siebie. Tego mi było trzeba. Pełen miłości rodzicielskiej uścisk, z którego grzech zrezygnować.

- Nie chce wyjeżdżać – wydukałam przez łzy. Klatka piersiowa matki poruszała się nieregularnie. Oddechy były ciężkie i pełne bólu.

- Ja też nie chce skarbie, ale nie mamy wyjścia - te słowa bardzo mnie zabolały. Nie mam pojęcia dlaczego. Może dlatego, że mam jeszcze jakieś nadzieję na to, że tu zostaniemy? Ta nadzieją z każdą minutą maleje, aż całkowicie zniknie gdy wsiądę do samochodu i opuszczę to miasto, dom, przyjaciół. Ten dzień będę pamiętać jako „Wtorek – przeklęty dzień wyprowadzki”.

Zaciskając w dłoni rączkę walizki przebyłam odległość między drzwiami mojego starego domu, a samochodem, którym mam się udać do nowego, lepszego. Czy, aby na pewno? Tego dowiem się na miejscu TAM, zostawiając wspomnienie i ludzi TU.

Ostatnie zerknięcia na mieszkanie, na ogród, który go otaczał. Zatrzaśnięcie drzwi i odjechanie. Mijanie tego co tak doskonale znałam. Wyjechanie z miejsca, które tak kochałam.

Czkawka[]

Przekroczyłam próg szkoły z przygnębieniem i ponurą miną. Jeszcze chyba nigdy nie było mi tak źle. O dziesiątej moja dziewczyna miała opuścić swoje miejsce zamieszkania i wyjechać do nowego miasta. Ona bardzo wiele dla mnie znaczyła, to znaczy, nadal znaczy, bo przecież nie rozstaliśmy się tak na dobre, tylko jesteśmy parą na odległość. Czy to się uda? Różni ludzie mają na ten temat odmienne zdanie. Ja uważam, że to jest możliwe, ale tylko pod warunkiem, że obydwie strony będą dla siebie wierne i nie zdradzą siebie nawzajem, bo takie coś nie będzie miało sensu. Postanowiłem być wierny i nie dać się zwieść pokusie, jaka pewnie będzie miała miejsce. Czy dam radę? Czas pokarze.

Uczniowie, których mijałem idąc przez korytarz szkolny zerkali na mnie wzrokiem, który nie mówi nic dobrego. Postanowiłem nie zwracać na to zbytniej uwagi. Podszedłem do mojej grupki przyjaciół i przywitałem się. Nie wykazali jakiegoś większego entuzjazmu na mój widok. Dlaczego ja się nie dziwię? Mam wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą. Nie rozumiem ich. Co to za sensacja, że przechodzi sobie przez korytarz uczeń, którego dziewczyna wyjechała i nie będzie tu się już kształcić?! Ważniejszego wydarzenia nie ma!

Zdenerwowany usiadłem na ławce i wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni. W kontaktach wyszukałem numer Astrid i postanowiłem napisać do niej widomość. Zadzwoniłbym, ale wiem, że nie jest w stanie teraz rozmawiać. Jestem tego w stu procentach pewien. Na klawiaturze wystukałem następujące słowa „Trzymaj się moja księżniczko. Pamiętaj, ja zawsze będę przy tobie. Nie ważne, że jesteśmy daleko od siebie, ja jestem i zawszę będę… sercem. Kocham Cię.” Po chwili je wysłałem. Dobiegł mnie dźwięk dzwonka, więc wstałem i udałem się na lekcję.

Na wszystkich lekcjach bardzo dużo myślałem i doszedłem do wniosku, że życie się nie kończy. Nie mogę przez cały czas przeżywać i być roztargniony. Trzeba żyć tak jak dawniej, a nie użalać się nad czymś, co już nie wróci. Więc postanowiłem już się tak tym nie przejmować i korzystać życia, ponieważ żyjemy tylko raz. Nie możemy go stracić na ciągłym płaczu i strachu. Musimy żyć na nowo. Oczywiście nadal będę się z nią kontaktował i spędzał troszkę czasu na rozmawianiu, ale bez przesady. W tym okresie, w którym obecnie jestem nie można stać w miejscu. Należy się bawić. Ja zamierzam właśnie tak żyć, aby nic nie stracić i potem tego nie żałować.

Astrid[]

Piszczenie opon i ciągła zmiana biegów w samochodzie wywołuję u mnie jeszcze większe przygnębienie. Zatrzymywanie się auta na jezdni przed czerwonymi światłami, które pojawiały znikąd zaczyna działać mi na nerwach. Ciągłe sygnały, które wydaje mój telefon przynoszą złość, którą nie jestem w stanie w żaden sposób opanować. Rozumiem, że przyjaciele się o martwią, próbują mnie pocieszyć, ale to na mnie nie działa. Wyjechałam? Wyjechałam. Koniec! Kropka.

Po godzinie jazdy z ciągłym zatrzymywaniem się, dojechaliśmy do celu naszej podróży. Przez szybę samochodu dokładnie obserwowałam widoki za nią widniejące. Nowe miasto, nowi ludzie, nowa szkoła, nowe przygody. To mnie tutaj czeka. Rozglądałam się nerwowo próbując zapamiętać szybko przemieszczające się obiekty. Nie wychodziło mi to, więc zrezygnowałam i oparłam się o siedzenie tępo patrząc w jedno miejsce. Nawet nie zauważyłam, kiedy auto się zatrzymało. Rodzice wyszli w pojazdu i otworzyli mi drzwi. Wysiadłam i natychmiast zesztywniałam.

Moim oczom ukazał się wysoki, biały dom z doskonale wypielęgnowanym ogrodem. Pod moimi stopami znajduje się dróżka zrobiona z kostki brukowej, które prowadzi prosto pod ogromne drzwi, które wywołały u mnie nie małe zainteresowanie. Jak można zainteresować się drzwiami? Otóż te wyglądały jak z najskrytszych marzeń, były szklane, dlatego wszystko było przez nie widać. Zawsze o takich marzyłam. Świetnie komponują się z całym wyglądem zewnętrznym mieszkania. Chciałabym je przekroczyć i ujrzeć to, co się za nimi kryje. Mogę się założyć, że w środku jest jeszcze lepiej niż na zewnątrz. Choć… może nie koniecznie. Nasze stare meble raczej nie będą tu za bardzo pasowały, może to popsuć cały wystrój.

Moje rozmyślania przerwał tata:

- I, jak Ci się podoba? – zadał ostrożnie pytanie.

- Jest śliczny. Bardzo mi się podoba, ale jestem ciekawa jak jest w środku.

- Chodźmy się przekonać – wskazał ręką dom i ruszyliśmy w jego kierunku.

Przypadł mi zaszczyt przekroczenia progu jako pierwszej. Z lekkim wahaniem, ale szczęściem nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka. Tak jak się spodziewałam. Ten dom to jedno wielkie królestwo. Pomijając fakt, że jeszcze nie wszystko się w nim znajduje, na przykład moją uwagę przykuł telewizor, a raczej jego brak. Nie mogę mieć do nikogo w tej sprawie pretensji, ponieważ na wykończenie robotnicy mieli tydzień. To było niemożliwe, aby w takim krótkim czasie wszystko skończyć. Zastanawia mnie jeszcze jedna bardzo ważna rzecz, skąd tata miał tyle pieniędzy na zakup tego „zamku”. To on ma aż tak dobrze płatną pracę? Przyznam, że nawet nie wiem gdzie on pracuję. Na pewno jest to jakaś naprawdę dobra branża, jeżeli stać go było na taki pałac. Ale już się tym nie przejmuję.

Oglądałam dokładnie parter, aż nie natrafiłam na schody, które, jak się spodziewam prowadzą na piętro. Powoli zaczęła stąpać to stopniach kierując się w górę.

Dotarłam do długiego, o przyjemnych barwach korytarza, który ciągnął się aż do brązowych drzwi, które teraz były naprzeciwko mnie. Idąc wcześniej przez korytarz omijałam takiej samej wielkości i koloru wejścia. Powoli przesunęłam je w stronę wewnętrzną pomieszczenia i ogarnęło mnie zdziwienie. Pokój był pusty. Nie było w nim żadnych rzeczy i żadnych mebli. Po prostu pusta przestrzeń wypełniona powietrzem. Poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciłam się i ujrzałam tatę.

- Tu będzie sypialnia. Jeszcze nie skończona, jak widzisz są tu tylko wymalowane ściany i położona podłoga nie wspominając o wstawionych oknach. Razem z mamą na razie będziemy spali na kanapie w salonie. Ty już masz swój pokój. Chodź, pokażemy Ci.

Poprowadzili mnie korytarzem na drugi jego koniec i stanęli naprzeciwko drzwi, na których była naklejka z napisem „Astrid”. Nie wiem czy mi się to podoba. Są tego plusy. Gdy przyjaciele przyjdą do mnie w odwiedziny na pewno trafią bez problemu, ale to wygląda trochę tak… nie podoba mi się, ale nie powiem tego rodzicom, jeszcze by im się przykro zrobiło. Mama zachęcającym wzrokiem spojrzała na mnie i przeniosła swój wzrok na zamknięte pomieszczenie. Nie zostało mi nic innego jak do niego wejść i cieszyć się widokiem mojego nowego pokoju, który mam nadzieję wygląda przyzwoicie, a nie jak dla małej dziewczynki.

Popchnęłam lekko drzwi i w mgnieniu oka na moje usta nasunął się promienny uśmiech. Pokój prezentował fantastycznie. Łóżko stało za środku i po bokach były małe stoliki nocne, tylko zastanowiło mnie to, dlaczego jest ich para i miejsce wypoczynku przeznaczone jest dla dwóch osób, jeżeli ja jestem jedna. Mam nadzieję, że rodzice nie chcą mnie jeszcze wydać. Byłby to koszmar.

W rogu stoi duża szafa, a obok niej półka na książki. Naprzeciwko łóżka znajduje się stoli, na którym jest duży telewizor. Dlaczego nie powiesili go na ścianie, przecież jest dużo miejsca. Obok stolika mam kwietnik. Już myślałam, że kwiaty będę musiała sobie sama kupować. Na prawdę tego nie lubię. Ubrania jak najbardziej, ale nie rośliny. Nie znam się na nich. Ostatnie co przykuło moją uwagę było małe biurko, na którym stał czarny laptop „lenovo”. Chyba nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba? Moje królestwo wygląda piękne, lepszego nie mogłam sobie wymarzyć.

Rozglądałam się jeszcze przez chwilę, aż mi się to znudziło. Podziękowałam rodzicom za super pokój i rzuciłam się na moje „legowisko”. Dostrzegłam piękny żyrandol. Na prawdę rodzice zrobili wszystko, aby mnie zadowolić. No może oprócz tego napisu na drzwiach. Chciałabym go ściągnąć bo nie specjalnie mnie zachwycił.

Usłyszałam pukanie do drzwi. Dałam znak, że osoba ta może wejść. Był to pracownik taty. Przyniósł moje rzeczy. Całkowicie o nich zapomniałam. Podeszłam do pudełek i zaczęłam rozpakowywać ich zawartość.

Zajęło mi to dość dużo czasu, ale nikt tego za mnie nie zrobi. Poustawiałam wszystkie książki jakie mi dostarczono na półkach. W szafie zrobiłam porządek i na biurku. Podczas tego rozpakowywania nie mogłam nigdzie dostrzec mojej torebki. Jest w niej komórka i słuchawki. Muszę ją znaleźć. Musiała się gdzieś zawieruszyć w tych kartonach i bagażach. Wyrzuciłam za drzwi pakunki i jeszcze raz przeglądałam rzeczy. Nie mogła tak po prostu zapaść się pod ziemię! Mógł ktoś do mnie dzwonić, a ja nie odbierałam i mogła ta osoba pomyśleć, że ją olewa albo nie chce z nią rozmawiać. To znaczy… z pewną osobą nie mam ochoty zamienić nawet słowa, ale wie dlaczego. Inni by się martwili, a histerii dostał by Czkawka. Chyba że już się pogodził, że wyjechałam. Mi jest tu dobrze. Myślałam, że przez cały czas będę płakać, a tu taka odmiana. Jest jeszcze lepiej niż w tamtym domu, tylko tam miałam przyjaciół, a tu muszę szukać sobie nowych. Załatwi się. Nie jestem taką ciamajdą, która nie potrafi się odezwać. Chcę żyć jak dawniej… bez zmartwień.

 Proszę Gabusia <3 to dla ciebie! ;)   

2 tygodnie później…

Czkawka[]

Minęły dwa tygodnie od wyjazdu Astrid. Pewnie trudno w to uwierzyć, ale nie kontaktowałem się z nią od tego czasu. Nie wiem dlaczego. Może się bałem, może nie miałem odwagi do niej napisać. Przesiadując na facebook’u często widziałem, że jest aktywna. Ktoś normalnych otworzył by okno konwersacji i napisał przynajmniej „Hej. Jak się masz?” A ja nic. Tylko spoglądałem na zieloną kropeczkę, która w pewnym momencie znikała i czułem, jakbym stracił kolejną szansę. Tylko na co? Czy ona jeszcze mnie pamięta? Czy jeszcze mnie kocha? A jeśli zapomniała o swoim chłopaku i zadaje się z innymi? Taka ładna dziewczyna nie może umknąć uwadze chłopców. Gdyby tylko mogli rzuciliby się na nią, jak na zabitą zwierzynę rozszarpując jej ciało i biorąc jakąś część dla siebie. Gdyby została mi w jakiś sposób odebrana to nie wiem co bym ze sobą zrobił. Na pewno byłbym temu winny, ponieważ nie walczyłem o nią i pozwoliłem, aby została zabrana. Cienki ze mnie zawodnik. Nie zasługuje na taki skarb jaki posiadam lub posiadałem, przecież nie wiem co tam się w tej chwili dzieje. Może spaceruje sobie po parku z jakimś chłopakiem mizdrząc się co chwila?

Muszę się z nią skontaktować! Nie mogę non stop patrzeć na dziewczynę, która może już nie być moja. Trzeba działać bo jutro już może być za późno.

Tak jak mówiłem… jest zielona kropeczka przy jej imieniu i nazwisku. Szansa, że nie będzie chciała ze mną rozmawiać jest niewyobrażalnie duża. Co za pajac nie kontaktuje się z kimś tak dla niego ważnym?! Chyba tylko ja. Czy ja się już taki urodziłem czy taki się stałem? Bojaźliwy i skryty. Mówiłem, że chciałem korzystać z życia bo żyje się tylko raz! To korzystałem i bawiłem się! Chyba aż za bardzo… Nie przywrócę czasu… Czas! To straszne słowo, które popsuło ludziom życie! Czas. Co to w ogóle jest czas? „Gdy nikt mnie nie pyta, wiem, co to jest. Kiedy jednak chcę to pytającemu wyjaśnić, to nie wiem” Trafne stwierdzenie, które od zawsze mi towarzyszy.

Wracając… nie mogę zmarnować kolejnej szansy na rozmowę z nią. Otworzyłem okno konwersacji i napisałem następujące słowa:

- Hej. Co u ciebie?

Czekałem przez chwilę, aby przeczytała tę wiadomość. Niecierpliwie wyczekiwałem, aż pojawi się napis „wyświetlono przez użytkownika Astrid”. Na pewno to zobaczyła! Mój komputer zwariował! Mam ochotę wyrzucić go za okno, to nic, że przy tym uszkodzę gniazdka gwałtownie wydzierając z niego kable doprowadzające prąd. To jest nie ważne…

Moje ręce zaczęły drżeć, pocić się, być śliskie. Co się ze mną dzieję?! Jeśli zaraz coś się nie wydarzy ja zwariuje.

Dotąd nie odczuwałem takiego niepokoju o nasz związek. Myślałem, że jest jej tam dobrze i nie potrzebuje wsparcia. Ale ja jestem głupi! Jak nie oczekuje wsparcia?! Trafiła w obce miejsce, bez żadnych znajomości i ma jej tam być dobrze?! Chyba że ma dobry kontakt z ludźmi. Tu miała masę znajomych i przyjaciół, tam też może mieć ich sporo. Może nie powinienem się tak zamartwiać? Ale jak? Nadal mi nie odpisała. Pewnie nie chce mnie znać. Co za chłopak nie kontaktuje się ze swoją dziewczyną przez taki długi okres czasu? Tak jak mówiłem, nie zdziwię się jeśli uzyskam odpowiedź łamiącą mi serce.

Gdy tak czekałem na jaki kol wiek znak życia mojej Astrid, przeglądałem stronę główną fb. Natrafiłem na zdjęcie, na którym została ona oznaczona. Fotografia należy do jakiegoś chłopaka z (nie powiem) niezłym profilowym. Na zdjęciu, na którym rzekomo miała być Astrid, znajdują się cztery dziewczyny z długimi blond włosami. W żadnej z nich nie rozpoznaje mojej jedynej. Podpis pod fotografią brzmi następująco „Z moimi dziewczynkami. Dziękuję za świetną noc” Matko! Co to za psychol! A jeśli zrobił coś AS. Nawet nie chce sobie tego wyobrażać. Nie podoba mi się to wcale. A jak ich upił i… Nie, nie, nie. Ona jest rozsądna. Nie poszła by na taką zabawę… a jeśli? Ble, ble. Nie dopuszczaj do siebie tej wiadomości. Wyrzuć to z głowy, Czkawka. Opanuj się! Czekamy na odpowiedź na konwersacji, która wcale jej nie przypomina.

Gdy już miałem wylogować się z facebook’a, okno konwersacji zaczęło migać, więc szybko je otworzyłem. W mgnieniu oka na moje usta nasuną się gigantyczny uśmiech, który może oznaczać tylko jedno: moja dziewczyna wreszcie mi odpisała. Co prawda nie było to rozwinięte przywitanie, tylko najzwyczajniejsze „Cześć”, które w obecnej sytuacji powinno mi wystarczyć. Niestety nie opowiedziała mi na pytanie, które jej zadałem. Nie za specjalne się tym przejąłem; najważniejsze jest to, że postanowiła w ogóle co kol wiek mi odpisać.

Tak bezwładnie siedziałem na fotelu tępo patrząc na ekran komputera. Dopiero po chwili zorientowałem się, że nic jej nie odpisałem. Tak, więc zebrałem w sobie wszystkie siły i pomysły na rozmowę powoli kładąc ciągle jeszcze drżące palce na klawiaturze. Trochę się zestresowałem, jak przed rozmową kwalifikacyjną o pracę, choć jeszcze na takie nie miałem przyjemności być, ale mój tata opowiadał mi, jak to on się podczas takiej rozmowy stresował. Podobne uczucia, tylko że ja tu nie będę prosić o zatrudnienie tylko o to, aby… aby… Hyym, o co w ogóle mam zamiar prosić czy pytać? Chyba nie ma co się tak denerwować przed osobą, którą doskonale znam. No właśnie, czy ja ją znam w stu procentach? Nie będę się teraz nad tym rozwodził, bo ponownie ucieka mi cenny czas, który z pewnością mógłbym w inny sensowny sposób wykorzystać.

Postanowiłem po raz kolejny zadać jej to samo pytanie o treści:

- Co u ciebie? – mogłem to pytanie bardziej rozbudować, ahhh.

Niespodziewanie uzyskałem szybką i nie bardzo jasną odpowiedź.

- OK.

Ona nie najmniejszej ochoty ciągnąć tej rozmowy. Widzę to po jej krótkiej wypowiedzi, ale ja nie mogą się tak łatwo poddać.

- Przepraszam, że do ciebie nie pisałem, ani w żaden inny sposób się z tobą nie kontaktowałem. Mogła być sobie pomyśleć, że już mi na tobie nie zależy, ale tak nie jest. Nadal Cię kocham i nigdy nie przestanę. Długo się zbierałem żeby z tobą porozmawiać, ale coś mi na to nie pozwalało; to chyba mój strach i głupota. Nie zdziwię się, że w tej chwili będziesz chciała mnie unikać i wyrzucić z pamięci. Zasłużyłem na to. Zachowałem się jak dzieciak. Przepraszam. – napisałem bez jakiego kol wiek zastanowienia. Czy te słowa są logiczne i zrozumiałe?

- Przyznam, że troszkę zmartwiło mnie to, że do mnie nie pisałeś ani nie dzwoniłeś. Było i jest mi z tego powodu smutno. Ale nie myśl sobie, że siedziałam po kątach i się nad sobą użalałam, że mój chłopak już się mną nie interesuje i mnie nie kocha. Postanowiłam korzystać z życia i się bawić! Poznałam wielu wspaniałych ludzi i zyskałam nowych przyjaciół. Szczerze, jest mi tu nawet lepiej niż w Berk. Przepraszam, jeśli Cię to zaboli, ale już nawet nie tęsknie za tym miastem. Oswoiłam się z tym miejscem i nie mam zamiaru stąd Nidzie jechać lub ponownie się przeprowadzać. Jest mi i moim rodzicom tu dobrze, jak jeszcze nigdzie indziej. Cieszę się, że zdobyłeś się na rozmowę ze mną bo ja chyba nigdy bym nie napisała. Ciągle Cię kocham i jestem tobie wierna, i mam nadzieję, że jest tak samo i u ciebie. Czy wydarzyło się coś fajnego podczas mojej długiej nieobecności? Jakieś nowe pary w szkole? Chciałabym być na bieżąco, nawet jeśli już nie należę do twojej paczki. –na tym skończyła swoją obszerną wypowiedź, którą z pewnością mnie uspokoiła i dała chęci do dalszej, mam nadzieję, długiej rozmowy.

Razem z Astrid rozmawialiśmy naprawdę długo. Nie miałem pojęcia, że to tak łatwo i sprawnie pójdzie. Dowiedziałem się, że ma wielu nowych przyjaciół i nie jest samotna. Uczy się wzorowo, tak jak i zachowuje się. Nie był bym sobą, jeśli nie zapytałbym się o to zdjęcie, na którym została oznaczona. Okazało się, że to była piżama-party u jednej z jej przyjaciółek. Bez zaproszenia przybyli także chłopcy i postanowili „przenocować” razem z nimi. Nikt nie robił zamieszania o to zdjęcie, oprócz zazdrosnego chłopaka jednej z koleżanek. Nie trzeba długo się domyślać, że chodziło o mnie. Co ja poradzę, że spanikowałem. Nie wierze, że ktoś taki jak ja przeszedł obok takiej fotografii obojętnie. Muszę wyluzować. Ja opowiedziałem jej co takiego ciekawego wydarzyło się u nas w szkole przez te dwa tygodnie. Nie miałem dużo do opowiadania, bo nic nadzwyczajnego nie było.

Podczas rozmowy z nią nie spytałem o bardzo ważną rzecz, a mianowicie, kiedy moglibyśmy się spotkać. Chyba zabrakło mi oleju w głowie i odwagi. Przeżyję. Umówiliśmy się, że będziemy regularne ze sobą pisać. Dobre to niż ciągle ją unikać.

Czuję się już bardziej spokojny o nią. Nie ma tam chłopaka, z którym potajemnie się umawia, przynajmniej z tego co mi mówiła i zapewniała. Mam nadzieję, że nie kłamie.

Z tą myślą, zmęczony położyłem się spać.

Rozdział 26[]

Czkawka[]

Nie mogłem spać. Przez całą noc przewracałem się z boku na bok. Rano, gdy promienie wschodzącego słońca wdarły się do mojego pokoju, przez nie do kojca zasłonięte okno roletami, wstałem leniwie i nie przetarłem zaspanych oczu. Tak, nie przetarłem. Dopiero w tym momencie odczułem znużenie i miałem ochotę walnąć się na niepościelone łóżko, z którego właśnie się podniosłem. Ale los zaspanego nastolatka jest niezwykle okrutny i musiałem zrezygnować z mięciutkiej poduszki, cieplutkiej pościeli, powoli opuszczając mój przyciemniony pokój.

Przywołanie siebie do porządku zeszło mi naprawdę długo. Dobrze, że „nie obudziłem” się o szóstej rano i mogłem się spokojnie, leniwie zebrać.

Teraz stoję już pod salą lekcyjną numer 11 i razem z moją klasą czekamy na pierwszą lekcję, którą okazała się być geografia. Nawet lubię ten przedmiot, ale nauczycielkę już stanowczo mniej. Jest nudna i monotonna. Nawet nie mam ochoty jej opisywać, ponieważ prowadzi nie za ciekawe zajęcia, na których robimy zawsze to samo. Ale nie ważne.

Wzrokiem szukałem moich przyjaciół, którzy jak na zawołanie stawili się od razu obok mnie. Mieczyk, jak zawsze nie za przytomny, obecny tylko swoim ciałem, chwieje się obok mniej, jakby co dopiero wrócił z jakiejś imprezy i z rana miał niezłego, tak zwanego kaca. Reszta z entuzjazmem rozmawiała o nadchodzącej imprezie na zakończenie roku szkolnego, który zbliża się wielkimi krokami. Oczywiście uczniowie biegają teraz po nauczycielach i starają się w miarę swoich możliwości i dobrego serca nauczycieli, poprawiać swoje nędznie wyglądające oceny. W naszej szkole jest to szczególnie trudne, ponieważ wychowawcy są naprawdę zdeterminowani do postawienia jak najgorszych ocen uczniom, którym dopiero w tym momencie otworzyły się długo zamknięte klapki na oczach. Niektórzy są nieugięci, inni po pewnym czasie ciągłego błagania, z litości podciągają stopnie. Ja jestem dość pilny i staram się poprawiać wszystko na bieżąco, aby teraz nie było takich nieprzyjemnych sytuacji. Ale już zostawmy temat szkoły. Jest nie za przyjemny gdy wszyscy już marzą o wakacjach.

Włączyłem swój jeszcze zaspany umysł i postanowiłem skupić się na rozmowie z chłopakami. Byli właśnie przy temacie dziewczyn. Nie pociąga mnie to bo ja jestem zajęty, ale najwyraźniej tego nie rozumieją albo nie chcą zrozumieć.

- Ja chyba zaproszę Heathere – dobiegł mnie głos Śledzika.

- Wiesz co? Nie wydaje mi się, aby chciała z tobą iść – wypalił Brad.

- A dlaczego nie?

- Bo nikt nie pokazał by się na oczy z kimś takim jak ty!

- Eeej, spokojnie. – uspokoiłem ich – Brad, dlaczego tak mówisz? Skąd wiesz, może Heathera chciała by iść razem ze Śledzikiem na imprezę?

- Na pewno – mruknął pośpiesznie chłopak.

- Po prostu jesteś zazdrosny – stwierdziłem otwarcie.

- Niby o kogo? O niego? – wskazał gwałtownie ręką chłopaka stojącego obok mnie – Proszę Cię, nie rozśmieszaj mnie. Kto by chciał takiego pulpeta?

- Licz się ze słowami! – naskoczył na niego Śledzik.

- Nie podskakuj koleś! Zobaczymy kogo wybierze – wskazał na dziewczynę stojącą wraz ze swoją przyjaciółką przy niebieskich szafkach.

Wewnątrz mnie zaczęło się coś gotować. Tą towarzyszką Heathery była jej przyjaciółka, Lara.

Oglądając się niespokojnie, zacząłem szukać kogoś z kim mógłbym w tym momencie zamienić dwa słowa, aby dziewczyna mnie nie zauważyła. Niestety na moje nieszczęście nikogo nie dostrzegłem. Będę musiał się z nimi uporać. Świetny dzień! Po prostu wyśmienity… Teraz tylko należało by błagać Boga, żeby mnie nie zauważyły, w szczególności ona. Nie mam zamiaru z nią rozmawiać, ani na nią patrzeć.

Odwróciłem się w przeciwną stronę, aby na nich nie spoglądać. Słyszałem tylko rozmowę chłopaków, którzy nadal spierali się o Heathere. Gdybym był w jej ciele nie poszedł bym z żadnym z nich. Obaj walczą, ale mnie przy okazji denerwując i sprowadzając na nas niepotrzebną uwagę. Wolałbym już zapaść się pod ziemię! Wybiegł bym z tego korytarza, ponieważ dzwonek dopiero za około piętnaście minut, ale gdybym to zrobił zauważyły by mnie. Jestem trochę w pułapce, z której dość trudno się wydostać.

Dlaczego tak unikam Lary? Otóż, od wyjazdu Astrid nie daje mi spokoju. Ciągle za mną chodzi, nie daje chwili wytchnienia. Pamiętam jeszcze, jak AS umówiła mnie z nią na udawaną randkę, na której miałem ją ignorować. Wiedziałem doskonale, że się we mnie kocha. Ahhh! Co za uparte babsko! Kiedy tylko mnie zobaczy, podbiega i zaczyna ze mną rozmawiać. Na początku nie było to denerwujące ani podejrzane, ale z dnia na dzień było coraz dziwniejsze.

Raz, i tego się strasznie wstydzę, była zabawa urodzinowa mojego kolegi z drużyny. Jest on bogaty, więc imprezę urządził w klubie, ponieważ było dużo miejsca na taką ilość osób. Zaprosił kolegów z drużyny szczypiornistów i oczywiście nie mogło zabraknąć dziewczyn. Poszedłem tam sam, przekonany, że świat jest piękny. Z prezentem urodzinowym rozstałem się przy wejściu. Była fajna zabawa, oczywiście z dodatkiem alkoholu. Wiem, że Lara też tam była. Praktycznie nic z tej nocy nie pamiętałem, ale pewne źródła doniosły mi, że z zabawy nie wyszedłem sam. Jestem przekonany, że była to Lara. Od pewnego czasu kręci się obok mnie. Tak czy inaczej. Z niezłym kacem obudziłem się w moim domu, w moim łóżku. Spokojnie, sam. Nie wiem co się działo, ale od tego czasu nie mogę się jej pozbyć. Chce, abym chodził z nią na zakupy, na spacery po parku. Nie podoba mi się to. Oj wiem, mówiłem, że jestem wierny, ale ja nic nie pamiętałem. Nie mam pojęcia jak znalazłem się z domu. Od tej pory nie uczęszczam na imprezy i na tą także nie mam zamiaru iść, choć jest bezalkoholowa, ponieważ odbywa się w szkole, ale jednak nie zamierzam się tam pojawiać. Kto wie, może ktoś mi wcisnął jakiś kit, ale zachowanie Lary mówi samo za siebie, że musiało się tam coś wydarzyć, a ja tego nie pamiętam.

Tak czy inaczej, nie chcę, aby dziewczyna mnie zauważyła. Stałem tam już dość długo i myślałem, że obejdzie się bez niemiłych sytuacji, ale się myliłem.

Na karku poczułem ciepło, które przeniknęło moje ciało. Nie chciałem się odwracać, nie chciałem, aby zobaczyła, że jest mi przyjemnie. Jestem głupcem, który czerpie przyjemność z dotyku dziewczyny, którą szczerze nie cierpi. Wzrok miałem wbity w podłogę i nie zamierzałem go od niej odrywać. Ręce miałem splecione na piersi na znak, że nic i nikt mnie nie interesuje. Na podłodze dostrzegłem białe trampki znanej firmy i już wiedziałem kto jest ich właścicielem. Osoba posiadające te buty stała teraz naprzeciwko mnie głaszcząc moje jak zwykle roztrzepane włosy. Nie, nie zamierzam podnosić na nią wzroku, o nie!

- Czemu mnie ignorujesz? – doleciały do mnie jej ciche słowa, w których mogłem dostrzec nutkę smutku i żalu. Ona chce mnie tym swoim niewinnym głosikiem przekupić! Nie dam się tak łatwo. Nadal stałem jak kołek patrząc w posadzkę. Ona nadal głaskała mnie po głowie. Podeszła do mnie jeszcze bliżej ujmując w dłoniach moje oba policzki, podnosząc przy tym moją twarz do góry. Nasze spojrzenia się spotkały co dostarczyło mi gęsiej skórki. Powoli ściągnąłem jej dłonie z mojej twarzy i pozwoliłem im latać luźno nie dotykając mojego ciała – Czemu mnie ignorujesz? –powtórzyła wcześniej zadane pytanie, na które nie odpowiedziałem – Czkawka – splotła nasze dłonie ze sobą. Nie sprzeciwiłem się – co się dzieje? – miałem ochotę jej odpowiedzieć „Ty się dziejesz” ale to zabrzmiało by, jakbym jej pragnął, a było całkiem odwrotnie.

Wolną dłonią zaczęła głaskać mnie po policzku. Oddychałem głęboko próbując nie oddać się rozkoszy. Co się ze mną dzieję? Coś, co nie powinno sprawiać mi jakiej kol wiek przyjemności, właśnie mi ją sprawia. Stałem się inny niż byłem kiedyś, kiedy była jeszcze Astrid. Co prawda, na początku, gdy AS jeszcze była w związku ze Smarkiem, byłem trochę zagubiony i skryty. W tym momencie właśnie się taki stałem. Daje sobą manipulować i rządzić. I to jeszcze dziewczynie. Ale co ja poradzę? Pożera mnie strach. Czuję się jak kukiełka, którą ktoś może sterować i robić sobie z nią co mu się podoba. Nie chce taki być…

Ale nie tylko ja się zmieniłem. Lara stała się bardziej natrętna i natarczywa. Bardziej zachłanna i uparta. Zmieniła się także jej uroda. Wypielęgnowana twarz, na której nie dostrzegam tyle pudru czy korektora, jak to było jeszcze miesiąc temu. Lekko podkreślone oko dodaje jej uroku. Zawsze pomalowane paznokcie w koloru delikatnego różu odzwierciedlają kolor jej ust zawsze w tym samych kolorze. Ubierała się jak księżniczka nie przesadzając z dodatkami. Pomimo tego, że włosy miała długie aż do pasa, zazwyczaj związywała je w prostego koka „niełada”, w którym prezentowała się rewelacyjnie. Zazwyczaj nie zwracam uwagi na wygląd, ale jej nie dało się ominąć. Pomimo jej świetnej fryzury i ubioru, nie interesowała mnie.

Może jeszcze kiedyś zmienię zdanie?

Uświadomiłem sobie, że podczas opisywania jej wyglądu, ona ciągle trzymała mnie za dłoń. Na szczęście już nie gładziła mojego policzka. Wysunąłem rękę z jej delikatnego uścisku i jak na głupka przystało włożyłem ją do kieszeni ponownie patrząc w posadzkę.

Wiem, że nie odpuści. Będzie starannie dążyła do wymierzonego sobie celu, którym jestem ja. Może okazać się to proste, ponieważ mnie bardzo łatwo do siebie przekonać. Taki ze mnie tym człowieka. Ale ze wszystkich sił i rozumu jaki mi pozostał będę walczył. Jak mi to wyjdzie? Okaże się w praktyce. Mówić sobie można. Słowa są pustą przestrzenią, którą wypuszczamy na wiatr. Czasami nic nie znaczą, więc może i jej dotychczas wypowiedziane wyrazy i zdania to zwykłe kłamstwa? Gdyby tak było nie starała by się tak bardzo. Jej zdeterminowanie można wyczuć, nie można go pomylić. Coraz bardziej się nad tą sytuacją rozwodzę jakby mi na niej zależało. Mój umysł jest omotany i nie łatwo będzie się wyplątać.

- Idziesz na zabawę, prawda? – coś tak czułem, że właśnie o to jej chodzi. Pewnie chce, aby z nią się tam pokazał. Nie ma najmniejszych szans.

- Nie wybieram się na nią – odpowiedziałem po długiej chwili grobowego milczenia.

- Dlaczego? – dociekała – Będzie fajnie. Możemy iść razem. – wiedząc, że to nie było pytanie, tylko stwierdzenie i tak postanowiłem na nie odpowiedzieć.

- Nie – wymamrotałem i spojrzałem jej w oczy – Już mówiłem, nie wybieram się na nią – powiedziałem ostrożnie, ale stanowczo, co nie powinno ją dziwić, ponieważ doskonale wie, że się nią nie interesuje. – A poza tym, mam już plany na sobotni wieczór – skłamałem. Tak naprawdę nie mam żadnych planów, ale muszę ją jakoś spławić. Nie jestem pewien czy mi się to udało.

Na jej twarzy zagościł smutek i przygnębienie. Zrezygnowała ze stania przede mną i odeszła parę kroków ode mnie przystając do ściany, o którą ja także się opierałem. Chyba ją zraniłem. O matko! Ale ja nie chce z nią iść! Arrr! Jestem miękki jak gąbka!

Już miałem do niej podejść i ją przeprosić, ale w porę się zorientowałem, że to jej nikczemna gierka, w którą całkiem nieźle gra. Jestem jej robotem co to robi wszystko na zawołanie, żeby tylko swoją panię uszczęśliwić. Czkawka opanuj się! Nie patrz na nią! Ona gra!

Spojrzała na mnie tym swoim bezbronnym spojrzeniem, które mówiło: „Jestem sama. Pociesz mnie. Nie bądź taki. Zostawisz mnie samą?” Tak jak mówiłem, chce, ale nie potrafię.

Podszedłem powoli do dziewczyny i stanąłem naprzeciwko, tak jak ona stała jeszcze kilka sekund temu. Podniosła swoje błękitne tęczówki i wlepiła we mnie. Nie lubię jej, ale nikt nie zasługuje na to, aby go okłamywać.

- Przepraszam. Okłamałem Cię. Nie mam żadnych planów na sobotni wieczór, – jej twarz się rozpromieniła i pewnie już miała nadzieję, że się zgodzę – ale nie ma wpływu na to, że nadal nie mam ochoty iść na imprezę. Do tego mnie nie namówisz – powiedziałem otwarcie.

- Zobaczymy – spojrzała tym uwodzicielskim wzrokiem kładąc dłoń na moim ramieniu i podciągając się nieco wzwyż, aby dosięgnąć mojego policzka. Delikatnie mnie pocałował i odeszła do swoich koleżanek kręcąc po drodze zadkiem. Ona jest rąbnięta.

Przewróciłem z niesmakiem oczami i dołączyłem do moich przyjaciół. Już się nie sprzeczali, tylko rozmawiali z dziewczynami, które do nich dołączyły. Koleżanki z młodszych klas czasami nas (a przynajmniej mnie) denerwują. Przychodzą i zaczynają z nami flirtować. Niektóre są natrętne, a inne przydreptują za swoją paczką. Tylko stoją i przysłuchują się rozmowie. To niesprawiedliwe, ale jeśli tak chcą, ja nie zabraniam.

Stanąłem między Mieczykiem, a Tomem, ponieważ akurat obok nich była luka, więc się wepchałem. Dziewczyny jak tylko mnie zauważyły zasypały mnie pytaniami, na które nie miałem ochoty odpowiadać.

- Czkawka, idziesz na imprezę?

- Jesteś zajęty?

- Możemy iść razem?

- Którą sukienkę mam wybrać? – przystawiały mi do oczu telefon i jakimiś szmatami.

Ja zwariuje!

- Nie, nie, nie i nie wiem! Nie obchodzi mnie to! – wykrzyknąłem. One się kiedyś ode mnie odczepią?! Nie dość, że muszę znosić ciągłe zaloty Lary, to jeszcze jakaś grupka bab przyplątała się do mnie i będą mnie wkurzać. Arrrr!

- Chłopie, wyluzuj. Ja tam bym się cieszył. Do mnie nikt nie przylatuje i nie pyta o takie rzeczy – powiedział Mieczyk i poklepał mnie po plecach. Spiorunowałem go wzrokiem, a ten podniósł ręce w geście obronnym – Sorka, sorka. Weź wyluzuj choć troszeczkę i się zabaw. Zawsze będziesz siedział w tej swojej norze?

- Kiedy ostatnio próbowałem się zabawić skończyło się to wyjściem z imprezy z jakąś dziewczyną…

- No i?

- No i nie chcę, aby i tym razem tak się stało. Jeśli pójdę tam sam to pewnie wyjdę już z kimś, a tego chciałbym uniknąć.

- Ja cię nie rozumiem.

- I dobrze – odparłem ignorując dziewczyny, którym chyba jeszcze nie znudziło się stanie przede mną i machami mi przed nosem jakimiś rzeczami.

Splotłem ręce na piersi i spuściłem głowę. Dlaczego ta przerwa tyle trwa? Już dawno powinien być dzwonek, zepsuł się czy co?! Jakby ktoś wyczuł mój narastający gniew i jak na zawołanie zabrzmiał dzwonek na lekcję. Wszedłem do klasy i zająłem swoje miejsce. Nauczycielka sprawdziła obecność i jak co lekcję zadała nam to samo zadanie, które było niezwykle nudne. Otworzyłem atlas geograficzny i określałem miejsce położenia państwa, które pojawiło się na tablicy.

Przez pierwszą połowę lekcji starałem się pracować nad zadaniem, które kazała nam wykonać nauczycielka. Niestety nie było to łatwe, gdy przez cały czas musisz zmagać się z natrętnymi kolegami, którzy kopią Cię w krzesło i szeptają do twojego ucha. Starałem się nie zwracać na nich uwagi, ale po pewnym czasie było to nie do wytrzymania. Odwróciłem się gwałtownie do tyłu przeszywając spojrzeniem Mieczyka i Brada. Zaśmiali się i nadal nawijali.

- Przestaniecie mnie rozpraszać?! – powiedziałem szeptem.

Pokiwali przecząco głowami. Zmrużyłem oczy i moja twarz przybrała groźny, nie za ciekawy wyraz. Odwróciłem się i nadal pracowałem z atlasem. Przez kolejne pięć minut było nawet spokojnie. Szeptali coś cicho między sobą, co specjalnie mi nie przeszkadzało. Ale co dobre, szybko się kończy. Tym razem szturchali mnie długopisem w plecy (jak poplamią mi koszulkę to ich pozabijam). Ponownie się odwróciłem z zamiarem nakrzyczenia na nich, ale po chwili zrezygnowałem.

- Czego chcecie? – spytałem spokojnie.

- Skończyłeś zadanie? – zapytał dość pewny siebie Brad.

- Jeszcze nie – zastanowiłem się przez chwilkę i powiedziałem – nie dam wam odpisać.

- Nie o to nam chodzi…

- To o co? – chyba za głośno się wyrażam, ponieważ nauczycielka spojrzała w naszą stronę. Jak poparzony wróciłem do pracy. Kontem oka zobaczyłem, że chłopcy także wzięli się za robotę.

Jakieś dziesięć minut przed końcem zajęć dostrzegłem, że na moją ławkę spada jakaś mała kulka papieru. Mogę dać sobie rękę uciąć, że to sprawka chłopaków. Sięgnąłem po nią ręką i odwinąłem. Widniały na niej następujące słowa: „Czemu nie chcesz iść na imprezę?” po charakterze pisma mogę stwierdzić, że tą wiadomość przysłał do mnie Brad. Koślawe literki i to charakterystyczne ”ę”. Odpisałem: „Już wam mówiłem”. Rzuciłem za siebie i usłyszałem cichą rozmowę kolegów.

- Mówiłem, że to nic nie da – odrzekł Mieczyk.

- Musi być jakiś konkretniejszy powód, nie wierzę, że chodzi tylko o Larę. Przecież ona jest zaje****a. Co za głupek nie chciałby z nią iść?

- On ma dziewczynę, a poza tym jest kochliwy. Chyba chce się ustrzec przed konsekwencjami pobytu z Larą.

- Astrid przecież wcale nie musi o tym wiedzieć – to zdanie uderzyło we mnie jak strzała przeszywając mnie na wylot.

Czy on naprawdę myśli, że mógłbym za plecami Astrid się zabawiać z Larą?! To jakaś kompletna paranoja! Niedoczekanie jego! Chociaż, jakby się tak nad tym głębiej zastanowić to ja wcale nie jestem taki święty w tej sprawie. Całkowicie się zgadzam z Mieczykiem: jestem kochliwy, ale to od razu nie oznacza, że będę za nią biegał jak pies z wyciągniętym jęzorem. Na pewno taki nie jestem. Raczej lubię się jakoś przykleić do dziewczyny i nie pozwolić jej odejść… ale… ale to nic nie zmienia! Jestem nie zdecydowany i doskonale o tym wiem. Kocham Astrid, ale czasem mam dość bycia na tym sznurku. Jest on długi, więc mogę dosięgnąć kogoś innego.

Astrid raczej nie powinna mnie zabić jak trochę zaszaleje.

Podjąłem decyzję!

- Masz rację Brad – wypowiedziałem nadal odwrócony do tablicy, przy której stoi nauczycielka.

Gdy usiadła i zatonęła w jakieś lekturze odwróciłem się do chłopaków.

- Czkawka, czy to na pewno jest dobry pomysł? Wiem, że ja też cię do tego namawiałem, ale ja robiłem sobie z ciebie jaja. Weź opanuj się! Astrid raczej nie była by zachwycona z twojej decyzji – próbował przemówić mi do rozsądku kolega, którego i tak nie słuchałem.

Brad tylko przewrócił oczami w kierunku Mieczyka, a do mnie uśmiechnął się zadowolony. Nie wiem co on kombinuje, ale zaczyna mi się to podobać. Kiwnął do mnie głową i wymamrotał: „Dobry wybór"

- Pójdę na zabawę – odparłem – ale nie powiedziałem, że wybieram się tam w towarzystwie dziewczyny – dodałem (do reszty nie zgłupiałem) - I tak każdy doskonale wie, że jak tylko mnie tam zobaczą to przylecą i zaczną się kleić. Tego nie jestem w stanie zapobiec.

- Astrid się to nie spodoba... – pokręcił z niezadowoleniem głową Mieczyk.

- Astrid wcale nie musi o tym wiedzieć – powtórzył Brad.

- Właśnie. Nie będę przez całe życie siedział w pokoju i nie wystawiał nosa na powierzchnie. Co to mają być za ograniczenia! Jestem z dziewczyną, której tu nie ma! Haloo! – wymachiwałem z wściekłością rękami dookoła swojego ciała – Może mnie jeszcze w klatce zamkniecie, żeby czasem ktoś mnie nie dotknął, a klucz to najlepiej wręczyć mojej dziewczynie?! – dopowiedziałam już nieźle wkurzony.

Mieczyk odwrócił wzrok i już nic więcej się nie odzywał, a ja wraz z Bradem prowadziliśmy interesującą rozmowę na temat zabawy.

Rozdział 27[]

Czkawka[]

O godzinie 17:30 siedziałem już w autobusie kierując się w stronę szkoły, gdzie ma odbyć się zabawa na zakończenie roku szkolnego, który już niebawem. Ubrany byłem w dżinsy i czarną koszule w czerwoną kratę. Na stopach oczywiście widniały moje niezawodne granatowe conversy. Myślę, że nie wyglądam tak tragicznie. Moje brązowe włosy, jak zwykle roztrzepane są jeszcze troszkę wilgotne. Nie zdążyłem porządnie ich wysuszyć, ponieważ autobus nie będzie specjalnie na mnie czekał (trzeba zainwestować w auto).

Postanowiłem nie udzielać się za bardzo na tej zabawie, choć miałem plany, aby dobrze się bawić, ale jak to ja, zawsze muszę zmienić zdanie. Więc będę podpierał ściany. Mam przynajmniej nadzieję, że się nie zawalą pod wpływem hałasu jaki tak będzie. Nie chce wybrzydzać, ale imprezy w szkole zawsze są słabe. Nikt nie bawi się dobrze bo wszyscy są pod nadzorem nauczycieli, którzy mają sokoli wzrok i nic i nikt nie umknie ich uwadze. Tak też każdy by był zadowolony, gdyby zabawy organizowano w klubach. No ale po co? Przecież sala gimnastyczna jest najlepsza… bez komentarza.

Koledzy, jak to koledzy, mają nie wyparzoną jadaczkę i koleżanki ze szkoły już wiedzą, że pan Haddock stawi się o godzinie osiemnastej w szkolnej sali przeznaczonej na ćwiczenia i imprezy. Mieczyk odpowiada za nagłośnienie i muzykę, a tak, że sam nie da sobie rady, poprosił mnie, abym to ja pomógł mu w przygotowaniach. Nie byłem tym pomysłem przekonany, bo ja nie jestem dobry w tej dziedzinie, ale nie mogę zawieść mojego przyjaciela. Przy okazji skorzystam z tego, że przed wejściem nie zaatakują mnie wypudrowane dziwadła. Mowa oczywiście o dziewczynach, którym w głowie tylko jedno. Czy ja tu jestem jedynym w miarę normalnym uczniem?

A w sprawie Lary to nic nie postanowiłem. Będę się wyłącznie trzymał od niej z daleka, bo co innego pozostaje? Nawiasem mówiąc, to i tak nie wierzę, żeby mi się to udało. W zamkniętym pomieszczeniu chyba trudno zgubić natrętne babsko, które się do mnie przyczepiło jak rzep psiego ogona. Czy tak, czy tak mnie znajdzie i będzie kusić (i tego się najbardziej boje). Będzie chodziło krok w krok i nie będzie mnie chciało puścić. Poprawcie mnie bo może się mylę? Ale i tak będę się starał być ostrożny.

Spojrzałem na zegarek i zamarłem. Jest za dziesięć osiemnasta, a ja jeszcze jestem na przedmieściach. Jak nie zdarzę przed tymi klonami to pozwę kierowcę do sądu! Będzie się tłumaczył, dlaczego nie do wiózł mnie na czas! (przecież ja się spóźniłem) To nic nie znaczy! Nie będzie miał argumentów na to, że pożarły mnie wścibski barbarzyńcy. Co ja gadam?!

„Szybciej kierowco bo mnie zjedzą!” – pomyślałem i dobrze, że nie powiedziałem tego na głos bo nie wiadomo co by sobie o mnie pomyślał. Gdzie ja jadę? Do jakiegoś psychiatryka, chcą mi wyprać mózg lub Thor wie co…

Omijając główne wejście szkoły, przebiegłem na wschodnią cześć budynku i podążyłem do małych, szerokich drzwi w kolorze jasnego brązu. Zakradłem się i nacisnąłem na klamkę, która z piskiem pozwoliła mi uchylić drzwiczki.

Spoglądałem na wielką sale ozdobioną balonami w różnych kolorach. W każdym koncie sali rozstawione były potężne głośniki, które z pewnością spełnią swoją rolę. W rogu pomieszczenia dostrzegłem pewnego blondyna z długimi dredami. Jego wygląd wyróżnia się spośród uczniów, bo mało kto ma na głowie taką fryzurę. Nie dyskwalifikuje go za wygląd, choć nie specjalnie przepadam za chłopakami z długimi włosami, ale Mieczyk jest moim przyjacielem i cenię go sobie takim, jakim jest.

Obrócił się, gdy usłyszał skrzypienie dobiegające z drugiego końca sali. Na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech, którego tak ostatnio mi brakowało. Mało kto zaszczyca mnie takim gestem.

Przywołał mnie do siebie ruchem ręki, więc nie stojąc jak słup soli w tych przeklętych, skrzypiących drzwiach, ruszyłem w jego kierunku. Choć stał po drugiej stronie pomieszczenia, szybko do niego dotarłem. Podaliśmy sobie dłonie w geście przywitania i od razu przeszliśmy do roboty, której nie było znowu tak dużo. Zostało mi pod podpinać kable do głośników i przyczepić je do drabinek, aby nikt tańcząc nie mógł się o nie potknąć. Szybko wykonałem swoje zadanie i dołączyłem do czekającego już na mnie kolegi.

Usiadłem na krześle obok przyjaciela i spojrzałem na przystrojoną salę. Nie wygląda najgorzej; jest prawie idealnie.

Blondyn szturchnął mnie w ramie i podał do ręki puszkę piwa. Zdziwiłem się, bo on zazwyczaj nie pije, ale jakbym mógł nie skorzystać z okazji? Chwyciłem i wypiłem wszystko duszkiem, jakby to była zwyczajna woda. Odłożyłem puste naczynie na stolik przed nami i zamknąłem oczy. Tego mi było trzeba. Tak dawno nie spożywałem alkoholu, że aż mi było lepiej po spożyciu. Nie chciałbym tylko, aby ktoś spostrzegł się, że piliśmy na terenie szkoły. Ale i tak nic by nam nie zrobili. Jesteśmy pełnoletni, mamy do tego pełne prawo. Z zadumania wyrwał mnie głos Mieczyka.

- Byłeś spragniony, co? – zapytał, po czym dodał – Tego było Ci trzeba, od razu wyglądasz lepiej.

- A jak wcześniej wyglądałem? – spytałem bardzo ciekaw odpowiedzi.

- Jakbyś przebiegł maraton i nie pił nic przez cała drogę – odparł szybko.

- Dawno nie piłem alkoholu – powiedziałem i spojrzałem przed siebie. Po namyśle dodałem jeszcze coś, co z chęcią bym wykonał – Chciałbym odpłynąć, choć na chwilę. Nie przejmować się niczym i nikim. Żyć w jakimś innym świecie, bez problemów i zmartwień. Wypocząć i dopiero w tedy wrócić – urwałem, po czym oznajmiłem – lub wcale nie wracać – wzruszyłem ramionami i spojrzałem na kolegę.

Patrzył na mnie ze zrozumieniem. Wiedział, że ta cała sprawa z Astrid mną wstrząsnęła, ale nie na tyle, aby od razu wybrać się w zaświaty, gdzieś, gdzie nie ma czasu i zmartwień. Chciałbym żyć w takim świecie…

- Nie ma idealnego świata. Musimy sobie radzić z tym co jest tu i teraz. Każdy by chciał odpłynąć i najchętniej nie wracać, ale po pewnym czasie zatęsknił by za tym co zostawił.

Obserwowałem go i myślałem nad rzeczami, które mógłbym zostawić. Nie za wiele by tego było. Astrid, która i tak jest daleko ode mnie, nic by nie zrobiła. Rodzina, której i tak nie widuje. Praca ich pochłania i już nie mają czasu dla swojego jedynego syna. Normalna rodzina można rzec.

Odwróciłem się za siebie i spojrzałem na stolik za nami. Dostrzegłem na min tylko laptopa i jakieś kable, pomijając paluszki, którymi będziemy się zajadać podczas imprezy. Nie dostrzegłem rzeczy, która jest mi w tym momencie bardzo potrzebna.

- Czego szukasz? – zapytał.

- Nie masz więcej piwa. – powiedziałem zrezygnowanym tonem.

Przewrócił oczami.

- Nie mam – odpowiedział, choć nie zadałem pytania - Miałem tylko te dwie puszki dla rozluźnienia atmosfery. Nie miałem pojęcia, że będziesz chciał się upić! I dobrze, że więcej nie przyniosłem. Nie chce mieć do pomocy pijaka.

Wstałem zrezygnowany jego tonem mówienia i podszedłem do drzwi głównych prowadzących do sali gimnastycznej. Na korytarzu zaczyna zbierać się już ful ludzi. Za piętnaście minut zaczynamy. Trzeba uruchomić sprzęt i puścić muzykę.

Podszedłem do kolegi i razem odpaliliśmy muzykę.

Przez pierwsze trzydzieści minut było nudno, ponieważ na podwórku świeciło jeszcze słońce. Co prawda, zachodziło już powoli, ale nadal było jasno. Na parkiecie były tylko jakieś cztery pary, które i tak po pewnym czasie się wynieśli. Tak więc nie było nikogo. Tylko my i lecąca z głośników muzyka. Za taką dyskotekę to ja bardzo dziękuję.

Sytuację ratowała dobra nuta i uczniowie, którzy w kolejnych minutach pojawiali się na sali. Gdy w szatniach nie było już miejsca, ludzie powoli zaczynali wychodzić. My podkręciliśmy głośność i zapowiedzieliśmy idealne do tańców piosenki. W mgnieniu oka zapełniła się cała sala. Włączyliśmy kolorowe światła, które fantastycznie odbijały się w ciemności. „Wszystko idzie zgodnie z planem” usłyszałem szept kolegi. Domyślam się, że wypowiedział to sam do siebie.

Gdy około dwudziestej pierwszej opuściłem stanowisko DJ, Mieczyk przejął po mnie robotę, a sam wygnał mnie na parkiet. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Przeciskałem się przez tłum do okien, które musiałem otworzyć, ponieważ w pomieszczeniu zrobiło się niesamowicie duszno. Gdy uchyliłem już okna zeskoczyłem na podłogę i mało co nie dostałem zawału. Ktoś przytulił mnie od tyłu i szeptał mi do ucha „Wreszcie Cię upolowałam” Ten piskliwy głosik może należeć tylko do jednego osobnika płci żeńskiej. Lara. W nozdrza uderzył mnie zapach jej perfum, które muszę przyznać, uwielbiam. Odkręciłem się do niej przodem. Nie sądzę, żeby chciała mnie w tej sekundzie puścić. No nic. Horror czas zacząć.

Tak jak sądziłem, nie zamierza mnie puścić. Trzymała mnie mocna za dłoń i prowadziła w puste miejsce sali, którego było naprawdę mało. Gdy już owe miejsce zalazła, przyciągnęła mnie do siebie. Nie zostało mi już nic innego jak z nią tańczyć. Bujaliśmy się w rytm muzyki już dobre piętnaście minut. Że jej się jeszcze nie znudziło! No okej! Wiem, że nie chce mnie stracić, ale żeby mnie nawet na sekundę nie puścić? To już chyba lekka przesada.

Postanowiłem postawić na swoim i zabrać się stąd w tym momencie. Nie mogłem oczywiście zapomnieć o mojej towarzyszce. Pociągnąłem ją w stronę miejsca, do którego powinienem zawitać już dawno.

Podeszliśmy do stołu przy którym siedział Mieczyk. Spojrzałem na niego błagalnym wzrokiem, w których powinny malować się słowa „Pomocy!” Nie wiem jak odczytał to kolega, ale wzruszył tylko ramionami i pochłonął się w ekranie laptopa. Zrezygnowany usiadłem obok niego na krześle zapominając całkowicie o Larze.

Pewnie musiało to komicznie wyglądać. Chłopak siedzi na krześle, a obok niego stoi trzymająca go za rękę dziewczyna. Jestem niemożliwy!

Przysunęła się bliżej mnie i nie wiem nawet w którym momencie usiadła mi na kolanach. Wzięła moje ręce i oplotła je sobie na talii. Tego już za wiele! Szybko zabrałem dłonie i sięgnąłem do kieszeni wyciągając telefon. Musiałem je jakoś zająć, aby znowu nie kombinowała. Tak więc grałem w grę. Obserwowała uważnie jak przegrywam kolejną rundę. Choć w pomieszczeniu nie było wiele widać dostrzegłem jak przewraca oczami. Zwinnym ruchem zabrała mi komórkę i rzuciła na stolik obok. Co ona sobie wyobraża?!

- Oddawaj telefon! – zażądałem.

Parsknęła tylko śmiechem i wyciągnęła mnie z powrotem na parkiet. Akurat leciał wolny. Ja nie wytrzymam. Zarzuciła mi ręce na ramiona i przysunęła się bliżej mnie. Najchętniej zrzucił bym je i poszedł do Mieczyka, ale tak przy wszystkich nie wypada robić sceny. Tak więc bujaliśmy się wolno w rytm piosenki. Nie powiem, było nawet przyjemnie. To nie powinno mi się podobać, a jednak. Mieczyk miał rację, jestem bardzo kochliwy.

Moja towarzyszka uniosła się na palcach i szepnęła do ucha.

- Poczekaj tu na mnie, zaraz wracam – po czym otrzymałem miłego całusa w policzek. Dziewczyna zniknęła w tłumie, a ja zostałem sam. Jeśli myśli, że będę tu stał jak ciele to się grubo myli.

Podążyłem do stanowiska DJ i zająłem miejsce obok kolegi. Nie zwracał na mnie uwagi. Przyjmował zamówienia od par. To już tradycja, że pod koniec imprezy lecą piosenki zarezerwowane dla pewnych osób. Zazwyczaj to był wyraz miłości lub jakichś innych uczuć do drugiej osoby. Mogę się założyć, że Lara już dawno zamówiła nam jakąś wolną balladę. Tragedia.

Nexta dedykuje Dragonce112233 <3 proszę kochana :*

W sali było naprawdę ciemno. Jedyne co rozświetlało pomieszczenie to migające kolorowe światła, które przyprawiają mnie o zawroty głowy. Mam nadzieję, że nie odstanę tu zawału jak nagle ktoś wyskoczy mi przed oczami. Histeryzuje jak panienka. „Bo paznokcia złamałam, no popatrz jak ja teraz wyglądam!” Zaczynam zmieniać się w jakąś obsesyjną babę. Dość.

Siedziałem obok kolegi i dotrzymywałem mu towarzystwa. Moja towarzyszka, która nie powinna nią być, a jednak jest, gdzieś się zapodziała. Zgaduję, że utknęła w toalecie. Nie ma nawet mowy, abym ją szukał lub pomagał poprawić włosy. Nawet nie wszedł bym do żeńskiej szatni, no bez przesady. Ma koleżanki, których także w pobliżu nie dostrzegam. Że dają tak sobą manipulować i stawiać się po kontach. Nie jestem lepszy. Wszystko co powiem lub pomyślę źle wpływa na moją ocenę, lepiej się przymknę. Ale jak? Nie dam rady nie myśleć. Och.

Mieczyk wypowiadał przez mikrofon kolejne imiona i nazwiska osób i zarezerwowaną dla nich piosenkę. Cała sala się bawiła, oprócz cielaków stojących pod ścianą. Nie będę wyzywał ani wytykał kogoś palcami, bo ja także miałem takie plany, ale zmieniły to dwie osoby, przyjaciel i koleżanka. O którą chodzi, nie muszę tłumaczyć. Nigdzie jej nie widzę. Czy ja się o nią martwię? Nie, nie, nie. Nie w tym rzecz. Po prostu jej długo nie ma… „Uspokój się Czkawka!” usłyszałem głos w mojej głowie, który ma całkowitą rację. Trzeba się opanować.

Światła nagle zgasły.

Już tu się nic nigdy nie pojawi, przepraszam i do widzenia.

Advertisement