Jak Wytresować Smoka Wiki
Advertisement
Jak Wytresować Smoka Wiki

Heloo :D To jest mój taki blog, który będę pisać z nudów :D Pare infoo:

-Wszyscy wyglądają jak w JWS2

-Wszyscy mają 18 lat

-Czkawka ma obie nogi

-Czas teraźniejszy

-Będzie Hiccstrid

-Pochyła czcionka to sny

-Pogrubiona czcionka to info ode mnie

Okk, to zaczynajmy to bazgrolenie moje :3

Rozdział 1[]

Cześć, jestem Czkawka, i tak... możecie się śmiać. Mam osiemnaście lat, średnio długie, brązowo-rude włosy i zielone oczy. W mojej poprzedniej szkole byłem przewodniczącym w drużynie koszykarskiej. No właśnie... poprzedniej. Moi rodzice wykupili sobie nową ville na drugim końcu miasta, a co się z tym wiąże? Nowa szkoła. Pewnie spytacie "Villa?". Tak, villa. Mój ojciec ma na imię Stoick Ważki i jest burmistrzem miasta, w którym mieszkam, czyli Berk. Takie średniej wielkości miasto. Mama natomiast ma własną firmę. A czemu tak rozpaczam z tą szkołą? Nowi znajomi. Starzy przyjaciele ze starej szkoły (masło maślane xD) to Chriss i Jon. Oni też się wyprowadzili. Tylko, że za granice. Inni to "znajomi", którzy tylko się podlizują, żeby móc rozmawiaż "z najprzystojniejszym chłopakiem w szkole. Tylko... czy ja jestem AŻ TAK przystojny? Najwyraźniej tak.

Jest 6:00, akurat się obudziłem. A raczej zostałem obudzony. Przez natrętnego owczarka niemieckiego, który ma na imię Szczerbatek. Czemu? Bo adoptowaliśmy go. I co? I to, że nie ma trzech zębów, bo biedaczka zaatakowały inne psy. Nie pytajcie jak to zrobiły, że nie ma teraz zębów. Sam tego nie wiem. Wracając do naszego poranka. Wstałem, wziąłem szybki prysznic, przebrałem się w zielony t-shirt, brązową bejzbolówkę (nie wiem jak się pisze bejzbowlówka) i czarne rurki. Oczywiście męskie (XD) ! Gdy się ubrałem, poszłem zjeść śniadanie. Nakarmiłem jeszcze Szczerba, bo ostatnio jak zapomniałem mu dać świeża karmę, to wywalił lodówkę. I to dosłownie. 6:45. Mam dużo czasu. Poszłem na górę, jednak nie do mojej sypialni. Tylko do "grywalni". Mam tam gitarę, perkusję, skrzypce i mikrofon, którego rzadko używam. Wziąłem skrzypce i zagrałem "Into a fantasy" Alexandra Rybaka. Lubię tego wykonawcę. Gdy skończyłem poszłem do siebie i zacząłem sprawdzać fejsa na moim telefonie. 80 powiadomień, średnia ilość, jak u mnie. Nic ciekawego. Podłączyłem słuchawki, puściłem muzykę i ustawiłem, by po 30 minutach się wyłączyła.

Skończyła lecieć. 7:25. Zeszłem na dół, by zabrać Mordę na spacer. Gdy wróciliśmy była 7:40. Tak, długie te spacery. Zostawiłem Szczerba, zamknąłem mieszkanie i poszłem do garażu po mój samochód. No co? Rodzice dziani, to stać ich na to, a prawko mam. Jedziemy.

Dojechałem do szkoły. 7:50. Weszłem. Podeszłem do mojego wychowawcy, który jest nauczycielem plastyki i jednocześnie przyjacielem mojego taty. Ma na imię Pyskacz. Zwracam się do niego po imieniu, ale na lekcji będę mówić Proszę Pana czy coś takiego, żeby nie było.

-Pyskacz, gdzie ja mam pierwszą lekcję?

-Sala 11, młody i powodzenia w nowej szkole. - odpowiedział mi z uśmiechem.

-Dzięki. - Powędrowałem pod salę 11. Jest na pierwszym piętrze. Zobaczyłem dwie grupy osób. Jedna... była jakaś tak dziwnie mi znajoma. A druga normalna, a raczej tak mi się zdaje. Rzuciłem swój plecak pod salę, a sam wyjąłem telefon z kieszeni i coś przeglądałem. Po chwili podeszła do mnie ta "znajoma" grupka.

-Hej, jestem Sączysmark. To bliźniaki Mieczyk i Szpadka, Śledzik i Astrid. Ty jesteś ten nowy, co nie? - powiedział umięśniony chłopak z kruczo czarnymi włosami. Wskazał po kolei na lekko umięśnionego blondyna z dredami, jego siostrę, grubego blondyna z przyjaznym wyrazem twarzy i... O matko! Piękną blondynkę z niebieskimi oczyma. Oczy jak ocean... Czkawka nie rozmarzaj się!

-Hej, jestem Czkawka. Możecie się śmiać i tak jestem nowy.- powiedziałem z uśmiechem. Nie chcę mieć od początku wrogów w klasie.

-Nie ma z czego...- powiedziała cicho... Astrid.

-Co teraz mamy, siostra? - Mieczyk... chyba niezbyt rozgarnięty. Człowieku! Jestem nowy, a wiem, że to sala historyczna!

-Nie wiem...

-Historie jełopy! - Krzyknął Sączysmark. Nawet na miłego wygląda. Ale jak się wkurzy, to o Thorze.

-Ej, a jest u Was drużyna koszykarska? -  spytałem. Jestem tego ciekawy, bo koszykówka jest moim jednym z hobby.

-Tak, jest. Ja, Śledzik i Mieczyk do niej uczestniczymy. Ja jestem kapitanem.

-A będę mógł dołączyć?

-Jasne! - zadzwonił dzwonek. Razem z Panią od historii przyszedł Pyskacz, żeby mnie przedstawić. Zawołał mnie. Weszliśmy ostatni. Gdy wszyscy usiedli. Pyskacz zaczął.

-Do Waszej klasy doszedł nowy uczeń. Ma na imię Czkawka Haddock. - usłyszałem szepty, a dziewczyny się śliniły... Wszystkie, oprócz Astrid. - Czkawka usiądź z Astrid. - wskazał na wolne miejsce obok niej a ja podeszłem i usiadłem. Uśmiechnęła się do mnie, o odwzajemniłem. Przed nami siedzieli Sączysmark i Mieczyk, dalej Szpadka z Śledzikiem. Gdy pani "zaczęła swoją historyczną przemowę" Szpadka z Śledzikiem odwrócili się do Sączysmarka i Mieczyka i gadali chwilę. Na koniec przybili sobię piątkę, a Mieczyk się do nas odwrócił.

-Ej dzisiaj impreza o 19:00. U kogo robimy?

-Może u mnie? Mam duży pokój, mogę jakieś żarcie kupić... - zgłosiłem się.

-Spoko, będziemy. Podaj adres. - wyrwałem kawałek kartki z zeszytu i napisałem "ul. Furii 20". Mieczyk dał rozpisać wszystkim, po chwili Astrid się mnie spytała

-Mówiłeś, że byłeś w poprzedniej szkole w drużynie koszykarskiej?

-Tak... Byłem przewodniczącym... Troche mi szkoda, bo musiałem ich zostawić, ale nie żałuję. - powiedziałem z uśmiechem. Tylko przytknęła. Wyrwałem kartkę z zeszytu i zacząłem rysować Szczerba z kartką w zębach z napisem "Start fight. For me." Nie zauważyłem, jak Astrid, nauczycielka, Sączysmark i Mieczyk oglądają, jak rysuję. Gdy skończyłem podniosłem głowę a z moich ust wydobyłem tylko ciche "Łooo...".

-No, Czkawka. Niezły rysunek. - powiedziała pani. O dziwo nie ksarciła mnie za to, że zamiast uważać rysuję i wszyscy na to patrzą. No dobra. Nie wszyscy.

-Gdzie nauczyłeś się tak rysować? - spytała mnie z zaciekawionym wzrokiem.

-Rysuję od kąd pamiętam i to moja pasja. Jednak, nie widzę nic takiego ciekawego w moich rysunkach.

-Nic ciekawego? Żartujesz! Lepszego rysunku nie widziałam!

-Serio?

-No!

Reszta lekcji minęła spokojnie. Po szkole odwiozłem moją paczkę do domów i sam wróciłem. Nie długo będzie imprezkaa! (XD)

No to na tyle dzisiaj :D Mam nadzieję, że opko się Wam spodoba. Daj koma! To podbudowuje moją wenę! <3

Smoczki, zrobiłam okładkę na bloga! <3

Mam nadzieję, że się podoba, bo to moja pierwsza okładka :D Nie długo next! :3







Rozdział 2[]

Piszę nexciora, mam nadzieję że się spodoba.

Już 18:00. Mam zamówioną pizze z pizzerii mojego kolegi. Powiedział, że przywiezie nam ją na 19:00. Mam jeszcze kanapki, chipsy i jakieś napoje. Poszedłem się przebrać. Ubrałem czarny t-shirt, zieloną koszulę w kratę i brązowe rurki. Jedzenie i picie jest, instrumenty schowane są. Czemu chowam instrumenty? Chcę to po prostu zachować dla siebie. W końcu jaki normalny chłopak gra na gitarze, perkusji i skrzypcach? Chyba tylko ja. Poszłem do łazienki. Podeszłem do lustra i potargałem włosy. Zajrzałem do pokoju. Nic nie będę szykować,  pójdziemy na spontanie. Włąvzyłem muzykę w słuchawkach i uwaliłem się na łóżko.

19:00. Wyłączyłem muzykę i poszłem do salonu, na dole. Nie zdążyłem usiąść na kanapę, a już zapukali. Otworzyłem im. Przywitaliśmy się i poszliśmy do salonu. Zauważyłem, że Mieczyk i Sączysmark mają jakieś dziwnie ociężałe torby. Błagam, nie mówcie, że przynieśli piwo, bo rodzice... Zaraz! Rodzice z konferencji wracają jutro wieczorem! Zdążymy. Mieczyk wyjął piwo i podał każdemu po butelce. Gdy każdy wypił po jednej Astrid spytała:

-Co robimy? - akurat rozległo się pukanie. Mój kolega się troche spóźnił. Zapłaciłem i przyniosłem pizzę.

-Może zagramy w butelkę? - Wszyscy się zgodzili. Pierwsza kręciła Szpadka. Wypadło na Astrid.

-Prawda czy wyzwanie? - spytała z złowieszczym uśmieszkiem.

-Wyzwanie. - Odparła pewna siebie. Szpadka kazała zrobić mi dwa warkoczyki. Gdy skończyła zakręciła. Mieczyk. Miał usiąść na moim psie i sprawdzić, czy go utrzyma. Gdy tylko Szczerb poczuł go na swoich plecach zrzucił go na ziemię i zaczął lizać. Mieczyk już zna mój ból. Gdy uwolnił się spod myjni zakręcł. Ja. No super... Co on wymyśli? Podszedł do mnie powiedział mi co mam zrobić. Strzeliłem "facepalma". Serio?! Podeszłem do szafy i się na nią wspiąłem. I jak kazał, siedziałem tam, a wszyscy się ze mnie śmiali, ze mną włącznie. Powiedziałem, by Astrid zakręciła za mnie. I wypadło na nią. Dałem jej to samo zadanie, co Mieczyk dał mi. No co? Smutno mi było tutaj samemu. Za Astrid zakręciła Szpadka. Wypadło na Sączysmarka. Astrid kazała mu pocałować... mojego psa! O nie! Będzie miał biedak koszmary... Ale zrobił to. Graliśmy i piliśmy. Gdy gra w butelkę nam się znudziła zanieśliśmy piwo i pizzę na górę. Postanowiliśmy coś obejrzeć. Padło na "Niezgodną". Piliśmy do nocy.

Rano, po imprezie.

Uhh, moja głowa. Otworzyłem oczy. Leżałem na ziemi, a Astrid była we mnie wtulona. Miała rozpuszczone włosy. Po chwili też się obudziła.

-Czkawka?

-Nie, Harry Potter... - powiedziałem z nutką kpiny w głosie. Zahihotała i podniosła się. Wstałem i zobaczyłem totalny chaos. Butelki piwa, cuchnący na kilometr dywan, pizza na ziemi, Szczerbatek w sukience mojej mamy... Zaraz?! SZCZER - BA -TEK w sukience?! Co myśmy odwalali wczoraj?! - Astrid, a wiesz, czemu Szczerb ma sukienkę mojej mamy?

-Nie, ale nie sądze, że chciałaby ją teraz ubrać. - Obudziliśmy wszystkich. Była 12:00. 8 godzin do powrotu moich rodziców. Zaczęliśmy sprzątać. Mój pokój zajął nam najwięcej czasu. Przeszło 2 godziny. Gdy skończyliśmy była 18:00. Godzina do powrotu moich rodziców. Wszyscy poszli, oprócz Astrid. Ona chciała zostać. Nalałem na soku i usiedliśmy na sofie w salonie. -Czkawka, jak sprzątaliśmy weszłam do pokoju z instrumentami i mikrofonem... To twoje?

-Uhhh - westchnąłem. - Tak, to moje. Ale z mikrofonu nie korzystam zbyt często. - Ostatnie zdanie powiedziałem ze śmiechem.

-A pokazałbyś mi jak grasz?

-W sumie, jak już wiesz... - Poszliśmy do pokoju z instrumentami. Podszedłem do zamkniętego futerału, w którym był skrzypce. Astrid zareagowała na nie cichym "Łał", a ja się uśmiechnąłem. Przyszykowałem smyczek do pierwszych nut i zacząłem grać podkład piosenki "Angel with the shotgun". Astrid cicho ją śpiewała. Odwróciłem się w jej stronę i wkazałem głową na mikrofon. Podeszła do mikrofonu i zaczęła głośniej śpiewać. Nie usłyszeliśmy, jak przyszli rodzice i stali w progu pokoju i słuchali. Po chwili Astrid ich zobaczyła. Uśmiechnęła się i kiwnęła głową na dzień dobry. Odwróciłem się i odłożyłem skrzypce do futerału mówiąc:

-Hej. Nie mieliście być o dziewiętnastej?

-Jest 20:00. - Trochę posiedzieliśmy. Graliśmy przez ponad półtora godziny jedną piosenkę w kółko? Kiedy zeszliśmy na dół porozmawialiśmy chwilę, gdy Astrid chciała się zbierać. Mama ją powtrzymała.

-Jest już ciemno, może zostaniesz na noc?

-Ale moja... - Mama jej przerwała.

-Zadzwonię do niej i ją przekonam. - Astrid podała jej numer telefonu do jej mamy i poszliśmy do mojego pokoju. Dużo rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Nie zauważyliśmy, jak zasnęliśmy przed moim łóżkiem, na podłodze.

Noo, nie wiem czy nazwać tego naexta długim, czy krótkim. Jest chyba w sam raz. Mam nadzieję, że się spodobał :) . Daj koma! To podbudowuje moją wenę! :)

Next! :)

Obudziliśmy się. Dzisiaj jest wtorek i mamy najmniej lekcji, ale my nie idziemy, bo i tak jest już 9:30. Astrid poszła się umyć, a ja po niej. Gdy zeszliśmy na dół mama dała nam po misce płatków na mleku. Zjedliśmy i poszliśmy do pokoju z instrumentami. Wybraliśmy kilka piosenek. Ja je grałem, a Astrid śpiewała. Jak ona pięknie śpiewa! Gdy skończyliśmy, poszliśmy razem z moim psem na spacer. W parku suściłem go ze smyczy i usiadłem z Astrid przy stoliku. Rozmawialiśmy, o moim "talencie" muzycznym, jak było w szkole, zanim do niej przyszedłem, czyli w skrócie: o wszystkim i o niczym. Podbiegł do nas Szczerbatek i oparł przednie łapy na moim brzuchu przy tym brudząc mi koszulkę.

-Ej Szczerbek, złaź... Ughh... Co za pies... - Astrid się zaśmiała. - Z czego się śmiejesz? - spytałem z uśmiechem.

-Z ciebie. - powiedziała nadal cicho chichocząc. Zrobiłem obrażoną minę i usiadłem bokiem do niej. -Ej no... Obrażasz się? Czkawuś....- Tak... ona już zna przezwisko, które mnie wkurza. Popatrzyłem na nią ze złością. Oczywiście sztuczną złością, bo wgłębi siebie zwijałem się ze śmiechu. - Nie fochaj się! - Obróciłem się z powrotem bokim do niej, a ona klęknęła przede mną. Popatrzyłem na nią. Robiła smutną, przepraszającą minę pieska. Wybuchłem śmiechem, a ona razem ze mną. Nie umiem się na nią gniewać... Mimo, że znamy się 2 dni, to zachowujemy się, jakbyśmy znali się od urodzenia. - I co? Nie jesteś zły?

-Na ciebie? Nie potrafię! - Odprałem z uśmiechem. Rozmawialiśmy chwilę i wróciliśmy do domu. Jest 11:15. Postanowiliśmy dać sobie po 3 wyzwania. Ona dała mi takie trzy "Pocałuj Mordkę." Zrobiłem. Zostały pozostałe dwa, czyli mam krzyknąć przez okno "Smoki atakują" i mam napisać na chodniku "Ave Satan 666". Otworzyłem okno.

-SMOKI ATAKUJĄ!!! - Wydarłem się na całe gardło. Po chwili ktoś mi odkrzyknął:

-Zamknij się, Haddock! - Padliśmy ze śmiechu. Drugie zadanie zrobimy jak będzie ciemno. Żeby nie było, okay?! Teraz kolej, abym to ja dał jej zadania. Hmmm... coś śmiesznego, to pewne! Mam! 

-1. Daj się pomalować. 2. Daj się przywiązać do latarni boso i krzycz Gdzie moje buty?! 3. Podejdź do pierwszego lepszego gościa na ulicy i powiedz Dokumenciki proszę lub słodycze. - Popatrzyła na mnie oszołomionym wzrokiem. O taak, Astrid. Wykonasz te wyzwania. Pierwsze zadanie. Poszliśmy do łazienki i wziąłem kosmetyki mojej mamy. Wysmarowałem ją czymś do twarzy (chodzi o podkład xD), było za ciemne więc wyglądała conajmniej dziwnie. Wziąłem czerwoną szminkę. Teraz zacznie się malowanie. Namalowałem jej taki uśmiech na pół twarzy. Wygląda strasznie! Ale to nie koniec... Czarna kredka. Mono-brew namalowana. Namalowałem jej jeszcze wąsy i kozią bródkę. Fioletowa kredka. Namalowałem jej wielkie oczodoły, jak w czaszce. Dałem jej lusterko. Zamarła. Hahahah biedulka, ona jeszcze nie wie, że wyjdzie tak na dwór...

-Mogę to już zmyć? - spytała z zażenowaniem.

-Nie.

-Okay. Zaraz... CO?!

-Będziesz przywiązana do latarni z takim oto makijażem.

-Ugghhhh! Mogłam Ci dać brutalniejsze wyzwania! - Zacząłem się znowu śmiać. Wyszła boso na dwór, a ja z nią z liną. Akurat powinni wracać ze szkoły nasza paczka. Przywiązałem ją do latarni i usiadłem po drugiej stronie chodnika, na trawniku. Zaczęła się drzeć na całe gardło. Przechodzi nasza paczka, a ja zwijam się ze śmiechu. Po chwili, gdy zobaczyli jej makijaż też zaczęli się śmiać. Gdy skończyła się drzeć my śmialiśmy się jeszcze kilka minut. Gdy ochłonęliśmy Mieczyk spytał

-Coś ty jej zrobił?!

-Wyzwanie dałem. Idziecie z nami na trzecie wyzanie dla niej?

-A jakie? - Tym razem spytał Śledzik.

-Zobaczycie. - Rozwiązałem ją i czekaliśmy na jakiegoś przechodnia. Idzie. Astrid do niego podchodzi.

-Dzieńdobry, dokumenciki proszę, lub słodycze. - Facet na nią spojrzał, zaśmiał się i wyjął z plecaka czekoladę. Podeszła do nas. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy chwilę, a później rozeszliśmy się do domu. Oczywiście Astrid poszła ze mną.

Wieczorem.

Idę na dwór z Astrid, by wykonać swoje zadanie. Mam czerwony marker. Napisałem i uciekliśmy. W sumie to nie ma nic śmiesznego w tym wyzwaniu, ale w reakcji jaiegoś dzieciaka. Odwiozłem do domu Astrid i sam wróciłem do swojego.

Uhhh... Tak wiem, nudny next. Coś mi dzisiaj chęci na pisanie nie było, ale coś nabazgrałam. Zostaw koma! To podbudowuje moją wenę! <3

Rozdział 3[]

Rano

Dzisiaj jest środa i idę do szkoły, nie to co wczoraj. Wczoraj to nie był zwykły dzień. To był coś w stylu dzień pełen krzyczenia-dawania wyzwań- śmiania się- świrowania- wariacji i innych tego typu. Mieliśmy gorszą głupawkę niż po Skittlesach (Moja klasa wie o co chodzi, a Hiccup szczególnie. Po Skittlesach mamy coś w stylu wariacji Szczerbatka i Czkawki podczas latania. I to by się zgadzało, bo ja jestem Szczerbatek, a moja friend Hiccup. Czasami mi wchodzi na barana i biegamy jak opętane po holu xD). A co do Skittlesów to mam dwa opakowania do szkoły. Wstałem o 6:00. Poszedłem wziąść prysznic i zjeść śniadanie. Trochę się leniłem, więc jak skończyłem była 7:00. Zajechałem po wszystkich i razem pojechaliśmy moim autem do szkoły.

Pierwszą mamy... biologię! Tak, biologię. Lubię ją, ale... Inne tematy, niż materia... Czy inne badziewy. Wolę się uczyć o lasach, bo lubię po nich chodzić. Można w spokoju pomyśleć. Pomyśleć o tym, co będzie dalej, co zrobić, gdy nie jest się pewnym. Siedzimy z paczką obok "naszego parapetu". Zawsze tu idziemy i na nim siadamy, lub stoimy obok niego. Taka jakby nasza baza. Jak... Każda paczka dzieci ma swój plac zabaw, to my mamy... parapet. Osobiście wolałbym plac zabaw. Śledzik, Sączysmark i Astrid o czymś gadają, ale ich nie słucham. Obok bliźniaki się biją. Jak zawsze. Znam ich od trzech dni, a czuję, że wiem o nich dosłownie wszystko. Ja siedzę jako jedyny na parapecie i rozmyślam. O wszystkim i o niczym. Ta... ciekawe zajęcie. Dzisiaj mam pierwszy trening. Cieszę się, bo dawno nie grałem w kosza. Zadzwonił dzwonek. Wzięliśmy plecaki i stanęliśmy pod salą od biologii. Przyszła pani "przytyję". Czymu tak na nią mówimy? Bo jak ktoś rozmawia, to ona zawsze mówi do tych osób "Tak, wiem, że przytyłam, ale nie musicie komentować." (Moja zawsze tak mówi. Pozdrawiam panią! Chcociaż i tak pewnie tego nie czyta xD). Usiedliśmy. Na bioli siedzę z Mieczykiem. Przed nami Astrid z Szpadką, a przed nimi... (I am Angel with a shotgun... OMGG, Szczerb nie śpiewaj w opowiadaniach!) przed nimi Sączysmark i Śledzik. Myślę, że Smark siedzi z Śledzikiem tylko dlatego, bo jest słaby z bioli. A Śledzik jest mistrzem. Zawsze ma piątki, a ja nie mam pojęcia jakim cudem. Już nie siedzę cicho. Gadam jak najęty. Ale... to chyba każdy tak ma? Co nie?

Reszta lekcji nie była jakoś ciekawa, więc Wam o nich nie opowiem.

Noc

Idę sobie spokojnie. Przechodzę przez ulicę. Znikąd pojawiła się na środku ulicy Astrid. Zatrzymałem się bo bym w nią wpadł. Wpatrywała się w jakiś punkt, wzdłuż ulicy. Mówiłem do niej ale nie odpowiadała. Przeraziłem się. Co się z nią dzieje?! Astrid! Jedyne co zrobiła to wskazała w stronę, w którą patrzy. Spojrzałem. Pędzący motor prosto na nią. Odepchnąłem ją i sam wpadłem pod pędzący pojazd. Zamknąłem oczy. Jestem przerażony. Czułem w okolicy lewej łydki i serca przeszywający mnie ból. Słyszałem rozmowę Astrid i motocyklisty, a później dźwięk nadjeżdżającej karetki. 

Następna scenka

Leżę, nie mogę otworzyć oczu. Słyszę szloch dwóch osób. Jedną jest Astrid, a druga to moja mama. Słyszę otwierające się drzwi. Głos lekarza.

-Przykro mi... - Głośny szloch. Tych samych osób co wcześniej. Nie żyję? Ha- Halo! Ja żyję! Słyszę was! Stop! Próbuję otworzyć oczy, ale nic z tego. Co ja mam zrobić?! Mamo! Nie płacz, ja żyję! Czuję na sobie klatkę, która nie pozwala mi nic zrobić. Co teraz?! Cokolwiek, mogę cokolwiek zrobić?! Ratujcie! Ja żyję!... Mamo... Astrid...

-Mamo! - Obudziłem się. To był sen?! O nie... Tylko nie sen. Jak coś mi się śni, to się to spełnia... Ale Astrid nie mogła się pojawić znikąd. Dotknąłem spoconego czoła. Po chwili przybiegła mama. Siedziałem roztrzęsiony na łóżku. Ten sen... Motocyklista... Ciągle mam to w głowie.

-Co się stało? - Spytała. Była widocznie zmartwiona. Nie powiem jej, że miałem koszmar. Nie jestem jakimś 6-latkiem.

-Nic, przepraszam... - Spuściłem głowę, w której poczułem silny ból. Położyłem się łapiąc się za głowę. Mama odsunęła moją dłoń, by sprawdzić moje czoło. Poszła na dół i po chwili wróciła z... O błagam! Tylko nie ten lek! Nie nawidzę go... Ugh, było nie krzyczeć na całą ulicę. Podała mi to świństwo i kazała się położyć. Przybiegł Szczerbatek i położył się obok mnie. Uśmięchnąłem się do niego. Pewnie chce mnie pocieszyć... Tak, pies jest jenak największym przyjacielem człowieka. Głaskałem go, dopóki nie zasnąłem.

Rano.

Moi rodzice zadzwonili do Pyskacza, że nie przyjdę. Mam gorączkę 38.9. Przez koszmar. Ughhh... Czemu mnie na to skazujecie? Wziąłem laptopa, żeby sprawdzić fejsa. Wow... 160 powiadomień. Jak miło. Będzie, co czytać.

2 godziny później

Przeczytałem to wszytsko. O Thorze... Czemu jestem tym najprzystojniejszym i najpopularniejszym? Odpowiedziałem na wiadomości. Oprócz na te typu "Umówisz się ze mną?". Jakby dziewczyny nie wiedziały, że nie. Nie umawiam się z osobami na randki, jeśli do nich nic nie czuję. Bo po co? Dla szpanu? Nie jestem taki... pusty. I skromny...

Przeleżałem cały dzień. Przyszła do mnie paczka na chwilę. Pogadaliśmy i poszli. Jutro idę do szkoły na bank! Nie będę tu sam siedzieć... 

Myślę, że next jest okay. Jak myślicie? Sen Czkawki się spełni? Na pe... NIE POWIEM! Muahaha Diabica się uwalnia. Ale będzie biadaka bolało. Przepraszam, że nie było nexta, ale miałam kazania od rodziców za słabe oceny z bioli i historii. To moja wina! Zostaw koma! To podbudowuje moją wenę! <3

Rozdział 4[]

Obudziłem się o 6:30. Już mnie głowa nie boli, więc ide do szkoły. Moja paczka myśli, że przyjdę jutro. Co to to nie. Umyłem się i zjadłem śniadanie. Szybko mi poszło. Jest 7:00. Wyprowadziłem Szczerba, bo ostatnio moja mama z nim wychodziła. Wróciłem z nim o 7:15 i od razu poszedłem do samochodu. Jechałem w miarę szybko, jak byłem w szkole, to o dziwo, mojej paczki jeszcze nie było. Usiadłem na naszym parapecie i wpatrywałem się w schody będące na końcu korytarza. Po chwili zobaczyłem na nich moją paczkę. No wreszcie. Ich miny? Bezcenne. Ludzie, ja tylko przyszedłem do szkoły. To chyba nic takiego. Podeszli. Zaczynają się pytania.

-Ej, a ty nie miałeś być jutro? Chyba, że dzisiaj jest jutro... - Mieczyk jak zwykle zgrywa debila. Albo nie zgrywa. Jego ciężko rozgryść.

-No miałem, ale nie chciało mi się siedzieć w domu.

-Aha... - powiedzieli chórem. Ciekawe, czy mam dzisiaj trening. Ostatnio był przed imprezą, ale był nudny, więc go wam nie opisałem.

-Smark, mamy dzisiaj trening?

-No... Dam wam dzisiaj wycisk. - powiedział i zaczął się śmiać. Zadzwonił dzwonek. Poszliśmy na lekcje.

Lekcje, jak lekcje. Straszne nudy. Teraz będziemy mieli trening. Dziewczyny na nim zostaną. Trening jak zawsze rozpoczął się rozgrzewką. Gdy się skończyła wszyscy oprócz mnie już dyszeli. Serio? To co by było, jakbym ja prowadził rozgrzewkę? Podzieliliśmy się na drużyny. W jednej jestem ja, Smark, Mieczyk i paru jeszcze chłopaków. W drugim jest o jedną osobę więcej,  ale mają słabszy skład. Zaczęliśmy grać. Ludzie, pokażcie energię! Ale przymuły... Wygraliśmy. Na koniec się zebraliśmy, a jakiś chłopak poruszył mój temat, a przy okazji przyszedł trener.

-Ej, może mianujmy Czkawkę na kapitana?

-No jest lepszy! -Reszta też się zgodziła, więc trener powiedział, że teraz to ja jestem kapitanem. Smark kipiał złością. Poszliśmy do szatni. Podszedłem do miejsca, gdzie leżał mój plecak i ubrania. Smark przyszpilił mnie do ściany. Chłopaki bali się odezwać.

-I CO?! PRZYSZEDŁEŚ DO NASZEJ SZKOŁY I MI POSADĘ ZABIERASZ?! -Uderzył mnie w twarz. Wyszedł nawet się nie przebierając. Dotknąłem bolącego nosa i poczułem ciepłą, lepką ciecz. Szybko się przebrałem i wyszedłem z szatni. Zobaczyłem moją paczkę, prócz Smarka. Może i dobrze, że poszedł, bo jeszcze kogoś by uderzył. Podbiegła do mnie Astrid.

-Co Ci się stało? -Była widocznie przejęta.

-Smark...

-On Ci to zrobił? - Miała smutne oczy. Nie chcę, żeby była smutna przez to, że ten idiota (sorky) mnie uderzył.

-Ta... Chodźcie, odwiozę was. - Poszliśmy do mojego auta. Odwiozłem każdego po kolei i sam wróciłem do domu. Przed drzwiami stał....

Dedykt dla tego, kto odgadnie! Jak będą jakieś błędy to sorki, ale piszę z telefonu. I nie. To nie koniec bólu Czkawusia. Przepraszam, ale mam chęć go trochę pokrzywdzić. Później mi przejdzie... może. Daj koma! To podbudowuje moją wenę! <3

Heloł, tu małe INFO! Chciałam Wam powiedzieć, że mnie korci, by napisać nexta, ale nie. I chcę Was zaprosić na moje dwa blogi. 

Pierwszy(OnePart)

http://jakwytresowacsmoka.wikia.com/wiki/Blog_u%C5%BCytkownika:Karlyn_Haddock/Strza%C5%82a._Onepart

Drugi

http://jakwytresowacsmoka.wikia.com/wiki/Blog_u%C5%BCytkownika:Karlyn_Haddock/Jedna_osoba_mo%C5%BCe_zniszczy%C4%87_nam_ca%C5%82e_%C5%BCycie...

To tyle. Jutro next! Bayoo :D

Dedykt dla:

-Użytkownik Wikii 95.49.29.239

-Szczerbatek 26

-Natalinak2000

-Jaeherys

-AREDHEL

-LPwolf

-Biała Tygrysiczka 104

-Jak wytresować smoka Olivia

Jeśli czyiś nick źle napisałam to przepraszam. Zgadliście po części!

Przy okazji dedyków... Pozdrawiam wszystkich czytelników! <3 Dziękuję, że mnie czytacie! <3 Nie spodziewałam się ^^ Dziękujęę <33

Okay, Okay... Piszę już nexta.

Przed drzwiami stał Smark z... O nie! Błagam tylko nie on... Z Peterem. Peter w 3 klasie złamał mi nogę! Ja dziwię się, że jeszcze chodzę, po tym jak mnie pobił... Co ja mam teraz zrobić? Wyjść i dać się pobić? Zadzwonię do ojca. Pierwszy sygnał... Drugi...

-Synu, nie mam teraz czasu.

-Ale przed domem stoi Smark i Peter, a Smark mi dzisiaj nos złamał!

-Co?! Ughh... Zaraz będę.

-Nie! Jeszcze ciebie pobiją. Zadzwoń za około 20 minut, okay?

-Okay... - westchnął i rozłączył się. Zaparkowałem i podeszłem do furtki, obok której stali moi jakże nieprzyjemni goście. Zaraz się zacznie...

-I co, Czkawuś? Ze starym znajomym się nie przywitasz? - Spytał Peter i zaczął do mnie podchodzić, a ja się cofać. Poczułem za sobą czyiś samochód. Lewo? Prawo? Nie, nie będę uciekać, bo to nic nie da. Uderzył mnie w twarz. Raz, drugi. Teraz w brzuch. Upadłem. Kopnął mnie jeszcze raz w klatkę piersiową. Podszedł Sączysmark i z uśmiechem powiedział

-Następnym razem nie będzie tak delikatnie. - Zaśmiał się. Nie no, nie wytrzymam! Wstałem ostatkiem sił i przypatoliłem mu z pięści w twarz. Upadł na ziemię. Ja poszłem do domu ostatkami sił omijając tą dwójkę. Mam dosyć na dzisiaj. Wszystkiego. Rzuciłem plecak na kanapę i poszłem do łazienki, żeby się opatrzyć, ale nie znalazłem żadnego bandażu ani maści. Obmyłem wodą. W sumie, to prawie nic nie dało, bo krew i tak lała się strumieniami. Podciągnąłem koszulkę do góry. Rozcięcie od jego durnych adidasów. Jakim cudem skaleczył mi brzuch kopiąc mnie? Nie wiem. Oprócz rozciącie były duże siniaki i przeszywający ból. Poszedłem się położyć. Tata dzwoni.

-No i co ci zrobili?

-Podbite oko, rozcięty policzek i brzuch, siniaki na klatce piersiowej.

-Zaraz będę. Za jakieś 20 minut powinienem być w domu.

-Dobrze... - Rozłączyłem się. Odłożyłem telefon i zamnąłem oczy. Ciężko było mi oddychać. Każdy ruch sprawia mi ból. Leżałem tak do czasu, aż przyszedł ojciec. Trochę się zdziwił, gdy mnie zobaczył. Zwykle się jakoś poważnie nie biłem, a jak już, to ja wychodziłem bez szwanku. Oprócz tego razu z Peterem. Ojciec podszedł do mnie i sprawdził rany. Powiedział, żeby na wszelki wypadek sprawdzić, czy nic mi nie będzie. Taak... Po tym zdarzeniu w 3 klasie jest trochę w takich sprawach nadopiekuńczy. Pojechaliśmy do lekarza. Lekarz oczywiście jest znajomym ojca. To jest chyba wujek As. Finn Hofferson. Tak, to jej wujek. Sprawdził mój brzuch i twarz, dał jakąś maść, którą mam smarować rany rano i wieczorem. Ojciec powiedział, że jutro nie idę do szkoły, ale kto tak powiedział, że się posłucham? Idę do szkoły. Jak coś, to mam Pyskacza. On jak coś to ma dosyć surowe kary. Mieczyk opowiadał mi, że jak się ktoś pobił, to mieli sprzątać kible przez 2 tygodnie... A my nie mamy najczystszych łazienek. Nie chodzę tam zbyt często. Nie chcę zemdleć od tego smrodu. Wróciliśmy do domu. Odrobiłem pracę z matmy i fizyki i położyłem się z laptopem, żeby sprawdzić fejsa. 112 powiadomień. Oo... Astrid napisała. Jest aktywna, więc jej odpisze.

As: Hej, spotkamy się jutro u mnie?

Czkawka: Spk, a o której?

As: 15:30?

Czkawka: Okk, do jutra.

As: Pa. - Niezbyt długa rozmowa, ale na temat. Sprawdzilem powiadomienia i położyłem się. Obok mnie położyła się Mordka. Drapałem go za uchem, a on śmiesznie powarkiwał. Ale nie agresywnie, nie on nie jest agresywny. To było coś podobnego do mruczenia kota połączonego z chrapaniem. Śmieszny ten mój psiak.

Następnego dnia.

Ranek jak każdy inny. Obudziłem się, poszłem umyć, zjeść, wyprowadzić Szczerba i do szkoły. Gdy dojechałem cała paczka stała na naszym miejscu. Podeszłem do nich. Nie zwracałem uwagi na ludzi, którzy patrzyli na mojego siniaka i rozcięcie na policzku. Paczka się trochę wystraszyła moim wyglądem.

-Znowu Smark? - Astrid spytała

-Taa... Razem z Peterem.

-Kto to?

-W 3 klasie złamał mi nogę. Wczoraj mnie pobił ze Smarkiem.

-Coś ci jeszcze zrobił? - Podwinąłem koszulkę pokazując rany na umięśnionym brzuchu. Astrid widocznie się wystraszyła. Zobaczyłem Smarka zmierzającego w moją stronę. Stanąłem pod ścianą, a wokół mnie stanęła moja paczka, jakby chciała mnie chronić. Prawdziwi przyjaciele, nie to co Smark. Podszedł do mnie i na dzień dobry uderzył mnie w brzuch. Podszedł Mieczyk i uderzył go w twarz. Na szczęście po tym sobie poszedł.

-Dzięki- powiedziałem trzymając się za brzuch.

-Nie ma sprawy. Już pare razy sobie przeskrobał. - Łał... Mieczyk gada z sensem. Zsunąłem się po ścianie. Paczka przyklęknęła.

- Co się stało? Czkawka? Czkawka... - Nie miałem siły odpowiedzieć Astrid. Wstała i pobiegła po higienistkę. Po chwili przyszły. Podeszła do mnie i powiedziała chłopakom, żeby wzięli mnie do jej gabinetu. Złapali mnie pod ramię i poszliśmy. Położyli mnie na łóżko. Higienistka mnie zbadała. Jeśli zadzwoni po ojca to na marne. Wyjechał dzisiaj rano. Mama wczoraj w nocy wróciła, a rano poszła do pracy. Może ją uda się wyciągnąć.

-Są rodzice w domu? - Pokiwałem przecząco głową. - A może któryś się zerwać z pracy?

-Matka. - Powiedziałem cicho i wysunąłem komórkę z kieszneni. Pokazałem pielęgniarce numer do niej. Zadzwoniła. Gdy rozłączyła się powiedziała, że za chwilę przyjedzie. Szpadka przyniosła mi plecak, a Astrid usiadła obok mnie z zmartwioną miną. Uśmiechnąłem się do niej. Delikatnie odwajemniła. Chociaż, że jej uśmiech był ledwo widoczny to poprawił mi humor. Po chwili wpadła mama. Podeszła do mnie.  Rozmawiał chwilę z pielęgniarką i zabrała mnie do domu. Usiadłem na kanapie. Po chwili przyszła z kakao. Dała mi je i spytała

-Kto Ci to zrobił?

-Smark...

-Ale wy jesteście przyjaciółmi!

-Najwyraźniej już nie. Wybrali mnie zamiast niego na kapitana drużyny. Wkurzył się.

-I cię pobił?!

-Trzy razy...

-Porozmawiam z jego rodzicami... - Była chyba wkurzona.

-Nie, to nie ma sensu. Wkrótce mu się znudzi.

-Znudzi mu się jak będziesz cały połamany! Nie daruję... - Ohh... Naprawdę się wkurzyła. Poszedłem do pokoju z instrumentami. Zacząłem grać jakąś melodię na gitarze. Wesołą, żeby mi poprawiła humor. Ale na prawdę humor mi poprawiła inna rzecz.

Co poprwaiło humor Czkawce? Dedyki daję! Daj koma! <3 To podbudowauję moją wenę!

Zajdź tu:

http://jakwytresowacsmoka.wikia.com/wiki/Blog_u%C5%BCytkownika:Karlyn_Haddock/Strza%C5%82a._Onepart

I tu:

http://jakwytresowacsmoka.wikia.com/wiki/Blog_u%C5%BCytkownika:Karlyn_Haddock/Jedna_osoba_mo%C5%BCe_zniszczy%C4%87_nam_ca%C5%82e_%C5%BCycie...

Bay! <3

Dzisiaj nexta nie będzie z powodu takiego, iż muszę się uczyć do historii na jutro na poprawę ;/ Nie nawidzę historii! (oprócz tej smoczej ;P)

Dedykt dla:

-Jaeherys

-Jak wytresować smoka Olivia

-Użytkownik Wikii 83.22.252.248

-Użytkownik Wikii 94.254.198.97

-Szczerbolka

-Karolinka linka malinka

PS. LPwolf - Znowu przez Ciebie spadłam z krzesła czytając Twoje propozycje xD

Humor poprawiło mi to, że idę do Astrid o 15:30. Zajrzałem na telefon, żeby zobaczyć, która godzina. Co?! 16:00?! Zadzwonię do Astrid i jej wytłumaczę. Odebrała po 2 sygnałach.

-Halo?

-Astrid, sorki że nie przyszłem o 15:30. Mogę teraz wpaść?

-Nie.

-Ok... Zaraz. Czemu?

-Temu. - Usłyszałem pukanie do drzwi. Doczłapałem się do nich i otworzyłem Astr... Paczce? Fajnie, cała paczka przyszła.

-Hej - powiedzieliśmy chórem. Zaśmialiśmy się. Wpuściłem ich do środka. Poszliśmy na górę, ale zanim weszliśmy do pokoju, Astrid mnie spytała, czy może pójdziemy pograć razem. Niechętnie się zgodziłem. Weszliśmy do pokoju z instrumentami. Ja chwyciłem za skrzypce, Szpadka za gitarę, Mieczyk perkusję, Śledzik wziął drewniany stolik i pałeczki, a Astrid mikrofon.

-Co gramy? - Spytał Mieczyk kręcąc pałeczkami w palcach.

-Angel with the shotgun? - Spytała Astrid. Wszyscy się zgodzili i zaczęliśmy grać. Szło nam całkiem nieźle. Śpiewaliśmy chórem już końcówkę piosenki

"They say before you start a war,

You better know what you're fighting for

Well, baby, you are all that I adore

If love is what you need, a soldier I will be"

Zaśpiewaliśmy jeszcze piosenki "Payphone" i "If I die yong" Mieczyk wpadł na genialny pomysł.

-Ej, może wystąpimy w pokazie talentów, który jest za tydzień? - Od razu się zgodziliśmy. Wybraliśmy piosenkę "Sugar" od Maroon 5. Wszyscy lubimy ten zespół. Wszyscy w sumie lubimy te same zespoły. Maroon 5, Skillet i przeróbki Nightcore. A dzięki temu samemu gustowi muzycznemu łatwiej było wybrać nam piosenkę. Ale powiedzieli, że tylko ja i Astrid będziemy śpiewać, bo niby tylko my umiemy. Jasne. Ja nie umiem śpiewać! Ale skoro im się tak podoba, to w sumie czemu nie. Zabraliśmy się za ćwiczenia. Zeszło nam trochę na nich. Gdy skończyliśmy, poszliśmy do mojego pokoju, żeby pogadać. I oczywiście nawinął się temat instrumentów.

-Umiesz grać na tych instrumentach?

-Tak, a co?

-Jak długo grasz?

-Od 5 roku życia. - Dalej na szczęście nie ciągneli tego tematu. Chwilę jeszcze pogadaliśmy i poszli. 17:15. Super. Zapomniałem przepisać lekcje. Trudno. Pyskacz mi wybaczy. Poszłem sobie ze Szczerbem do parku. Na początku było spokojnie, dopóki Morda nie pociągnęła mnie za rękę i wywaliłem się. A gdzie? Do stawu! A do domu jest 15 minut drogi. Super. Wróciłem cały mokry. Szybko się przebrałem i poszłem coś zjeść. Coś czyli tosty. Gdy skończyłem weszłem na fejsa. 134 powiadomienia. Sprawdziłem je i wyłączyłem laptopa. Jest 19:00 a mi się nudzi. Hmm... Co by tu porobić? Nagle zadzwonił telefon. Tata.

-Tak?

-I jak tam?

-A dobrze... Oprócz tego, że dzisiaj też mi się dostało w szkole i mama mnie zabrała.

-W szkole?! Miałeś nie iść!

-No wiem, ale nie chcę siedzieć sam w domu. Nudno mi jest.

-No dobra. Na razie.

-Pa. - Wiedziałem, że taka będzie jego reakcja na to, że byłem w szkole i jeszcze mi się dostanie. Mój tatulek jest taki przewidywalny... Nie to co ja. Poszłem na balkon, żeby posiedzieć.

Tydzień później

Dzisiaj jest pokaz talentów. Trochę się boję. Nie, że mam tremę, ale boję się trochę o instrumenty. Żeby nie rozpadły się, jak będą je przewozić. Tutaj wszystko jest możliwe. Rozmawiałem z paczką chyba z 20 minut, aż powiedzieli, że przywieźli instrumenty. Poszliśmy je ustawić. Gdy poszliśmy na kulisy akurat zbierali się uczniowie. Gdy wszyscy już byli rozpoczęli. Nasz występ był trzeci. Pierwsza była dziewczyna z 1 klasy. Jak jej tam... O! Melani! Nawet nieźle jej poszło. Drugi był chłopak, który grał na saksofonie. Trochę fałszował... Dobra. Nie trochę. Nasza kolej...

Jak im poszło, jak myślicie? Dedyki oczywiście! Pochwalę się Wam. Dostałam 4- z histyy xD U mnie 4 to cud. Tylko raz w życiu miałam 5. Rok temu. To był dopiero cud. Zostaw koma! To podbudowuje moją wenę! ;3

Dedyki dla:

-Zmioti (Wiem, że nie lubisz jak mówią na Ciebie Zmioterka, moja sis ♥)

-MelaLoveDragons

-Szczerbolka

-LPwolf

-Szczerbatek 26

Weszliśmy na scenę. Szpadka, Mieczyk i Śledzik podeszli do swoich instrumentów. Ja chwyciłem skrzypce podeszłem do mikrofonu. Zaczynamy. Mieczyk wystukuje na raz, dwa, trzy. Zacząłem grać i śpiewać. Śpiewamy na zmianę zwrotki, a ostatnią razem. Śpiewamy, a wszyscy wyklaskują rytm muzyki. Ostatnia zwrotka, śpiewamy razem. Odwróciliśmy się w swoją stronę.

Your sugar, yes please.

Would you come and put it down on me?

I'm right here, cause I need.

Little love, a little sympathy.

Yeah you show me good loving, make it arlight.

Need a little sweetness in my life.

Your sugar, yes please.

Would you come and put it down on me?

Zapatrzyliśmy się w siebie. Usłyszyliśmy gwizdy i oklaski. Odwróciliśmy się w stronę "publiczności". Podeszła do nas Pani Dyrektor. Popatrzyła na nas radosnym wzrokiem.

-Świetnie! Gratulacje Hofferson, Haddock. - Znowu rozległy się oklaski. Poszliśmy za kulisy. Przybiliśmy sobie piątki i pogratulowaliśmy. Nieźle poszło. Podszedł do nas Smark. I co? Tym razem nie dam się pobić. 

-Co?! Zabrałeś mi przyjaciół i posadę! Jesteś dumny?! - Ale się wkurzył...

-Sam sobie ich odebrałeś. - Powiedziałem mu z kpiną. Już się zamchnął, żeby mnie uderzyć, ale odpchnąłem jego rękę, aż się wywalił. Zaczęliśmy się śmiać. Astrid podeszła do niego i kopnęła go w brzuch z całej siły. Zaczął się zwijać z bólu. Astrid pewnie mu nieźle dokopała.

-To za Czkawkę.

-A co?! Bronisz swojego kochasia?! - Powiedział dusząc się. Popatrzyliśmy na siebie. Podeszłem do niego. Czas mu dogadać, ale nie mam chyba po raz pierwszy pomysłu na jakąś ripostę.

-Ja jej bronię. Jeśli oddasz jej kopniaka, to przyrzekam, że będziesz martwy. - Mówiłem śmiertelnie poważnie. Nie będę się z nim bawić.

-A oddam! I to ty będziesz martwy. - Kopnąłem go. Wyszłem z paczką na korytarz. Zebrała się wokół nas chyba cała szkoła. Jednak po chwili wrócili, bo zostało jeszcze 9 występów.

Już po występach. Uczniowie zagłosowali, czekamy, aż podliczą głosy. Fajnie byłoby, jakbyśmy wygrali. Mielibyśmy 5 z muzy na semestr zagwarantowaną. Nie chce mi się czekać na podliczenie. Straszne nudy... W sumie, jak na reszcie występów. Po ostatnim boli mnie głowa. Serio... Nie nawidzę opery! Dziewczyna mogłaby sobie darować. Poszedłem do łazienki. Podeszłem do lustra i zlewów. Obmyłem twarz. W odbiciu lustra zobaczyłem Smarka. Znowu... Jemu to się nie znudzi?! Dał by sobie spokój, a tak to zadręcza i mnie i siebie. Podszedł do mnie i zanim zdążyłem zaragować, złapał mnie za t-shirt i uderzył mną o lustro, które pękło od uderzenia. Wyszedł bez słowa. Nie miałem siły wstać.

Perspektywa Astrid (uhuhu :3)

Gdzie on jest?! Już po głosowaniach, wygraliśmy. Fajnie, tylko gdzie ten Czkawka. Chciałam mu coś powiedzieć po ogłoszeniu wygranych... Tak. Zakochałam się w nim. Poszłam do łazienki chłopaków i zobaczyłam Czkawkę i pobite lustro. Podbiegłam do niego. Otworzył oczy i wymusił lekki uśmiech.

-Smark? - spytałam cicho. Odpowiedziało mi jego "mhm...". Nie ma siły. - Poczekaj - Odeszłam od niego i podbiegłam do paczki. - Smark znowu go pobił! Chodźcie! - Pobiegliśmy do niego. Mieczyk i Śledzik wzięli go pod ramię i zaprowadzili do pielęgniarki.

-Powiedziałaś mu? - Tylko Szpadka wie, co czuję do Czkawki.

-Kiedy? Jak jest ledwo przytomny?

-No nie... A kiedy mu to powiesz?

-Odwiedzę go. Może będzie się lepiej czuł, to pójdziemy do parku, lub na plażę.

-Ok.. - Dalej szłyśmy w ciszy. Gdy weszliśmy do gabinetu chłopaki położyli go na leżance, a ja uklękłam obok niego. Pielęgniarka obmyła mu rany, posmarowała je jakąś maścią i opatrzyła. Po chwili Czkawka usiadł. Złapał się za głowę, żeby sprawdzić, co ma na głowie.

-Dobrze się czujesz?

-Tak.. Wygraliśmy?

-Tak. - Uśmiechnął się do mnie. Mogłabym się utopić w jego uśmiechu... Astrid, ocknij się! Odwzajemniłam uśmiech. Wstał i powiedział pielęgniarce, że jest okay i może iść. Pokiwała tylko głową. Poszliśmy razem do naszego parapetu. Chwilę gadaliśmy. W końcu Czkawka powiedział, że nas odwiezie. Gdy wysiadałam, powiedziałam mu, że zajdę o 15:00.

14:00, Perspektywa Czkawki

Za godzinę przychodzi Astrid. Chcę jej coś powiedzieć. Tylko nie w domu. W parku... Lub na plaży. Włączyłem muzykę i leżałem tak długo, aż usłyszałem pukanie. To ona.

Wyjdzie im, czy nie? Nie będzie łatwo :D Daj koma! To podbudowuje moją wenę! <3

Dedyki dla:

-Mojej sis, Claudi <3

-LPwolf

-AREDHEL

Poszedłem na dół i otworzyłem jej. Była ubrana w białą, lekko rozkloszowaną sukienkę, a włosy były związane w koka. Nietypowo jak na nią. 

-Hej.

-Hej. Idziemy się przejść? - Idzie po mojej myśli? Nieźle.

-Jasne. Na plażę?

-Ok. - Wyszliśmy razem. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Doszliśmy na plażę... Ughh... Jak jej to powiedzieć?

Perspektywa Astrid

Stanęliśmy na przeciwko siebie. Zapatrzyłam się w jego piękne, zielone oczy. Zbliżyliśmy się do siebie. Pocałował mnie! Gdy się oderwaliśmy patrzył na mnie i się uśmiechał.

-Tak.

-Co?- Spojrzał na mnie zdziwiony. Po chwili zrozumiał i się uśmiechnął. Jednak ta chwila nie trwała długo. Oczywiście musiał wkroczyć Smark. Kiedy mu się to znudzi?!

-Teraz mi dziewcynę zabierasz?! - O nie, zaraz się pobiją!

-Jak to? Dziewczynę? Posłuchaj siebie Smarku!

-Tak to! Dwa dni po Twoim przyjściu do naszej szkoły ze mną zerwała! To Twoja wina!

-Moja?! 

-Tak! - Smark próbował go uderzyć, ale Czkawka odparł jego rękę i sam go uderzył w twarz, aż ten upadł na ziemię. Szybko się podniósł.

Tak... Słaby i krótki next :( Muszę się uczyć. Ughh... Głupia szkoła! Jutro next! Dedyki, dla tych, którzy zgadną, co się stanie!

Dedyki dla:

-Zmioti, sis byłaś blisko :D

-Użytkownik Wikii 46.77.124.63

LPwolf znowu mnie roztrzaskałaś xD

Zaczął podchodzić do mnie. Gdy stał przede mną odwrócił się do Czkawki.

-Widzę, że Ty już się tak nie dajesz bić, więc uderzę ją. - Zamchnął się i uderzył mnie. Upadłam. Złapałam się za policzek i obserwowałam, co się dzieje. Czkawka podszedł do niego i złapał go za t-shirt. Uderzył go kilka razy w twarz i brzuch. Puścił, a ten upadł na ziemię. Czkawka kopnął go w brzuch. Smark zwijał się z bólu. I dobrze mu tak. Powinno mu się dostać.

-Dasz nam spokój? - spytał podniesionym głosem.

-Wal się... - dostał jeszcze raz w brzuch. Złapał mnie za rękę i pomógł wstać. Poszliśmy do parku. Nie mogłam wytrzymać.

-Dlaczego? - Spojrzał na mnie zdziwiony. - Dlaczego mnie obroniłeś, w sensie... pobiłeś go.

-Bo... Należało mu się. Jeśli ma się wyżywać na kimś to na mnie. Nie pozwolę, żeby bił szczególnie Ciebie.

-Dziękuję... - powiedziałam cicho.

-Idziemy do Doice Vita? - Doice Vita to taka kawiarnia u nas w mieście. (U mnie też jest taka :3) Zgodziłam się i poszliśmy wolnym krokiem. Gdy byliśmy na miejscu usiedliśmy na krzesłach na przeciw siebie. Po chwili przyszła kelnerka i dała nam menu. Wybraliśmy i zapłaciliśmy. Rozmawialiśmy jedząc lody. Gdy skończyliśmy, Czkawka odprowadził mnie do domu.

Perspektywa Czkawki

Czemu zawsze jak się rozkręcam w pisaniu to każą mi przestać pisać? ;-; Jutro będzie długi next w nagrodę! :3 Daj koma! To podbudowuje moją wenę! :3


Przy pisaniu nexta pomagały mi piosenki:


-Roundtable Rival od Lindsey Stirling (Dziękuję użytkownikowi, który mi ją przysłał :3)


-Radioactive od Imagine Dragons


-Right Round od FloRida


-If I Die Young przerobiona przez Nightcore

Rozdział 5 (W końcu xD)[]

Wróciłem do domu i od razu rzuciłem się na łóżko. Chwyciłem laptopa i wszedłem na fejsa. 137 powiadomień. Preczytałem je i poszłem się przebrać. Znów położyłem się i zasnąłem.

Rano

Ranek, jak każdy. Wstałem, ogarnąłem się i wyszłem ze Szczerbem. Oczywiście musiał mnie ochlapać. Wróciłem i zmieniłem spodnie. Miałem na sobie zielono-czarną koszulę w kratę, czarne dresy zwężane z obniżonym krokiem i biało-czarne adidasy Nike. Jest już 7:30, więc będę się zbierał. Dzisiaj mam wychowawczą, więc pewnie Pyskacz poruszy temat mój i Smarka. Świetnie... Zaczynam już układać sobie wymówki. W razie... Czegoś. Jak coś nie pójdzie tak, jak chcem to jakoś się wymigam. Opcje są cztery. Chyba... Pierwsza, Smark się przyzna, że mnie bił i czemu, ale to mało prawdopodobne. Druga, Smark będzie kłamał, ja zaprzeczę, Pyskacz uwierzy mi. Trzecia, Smark też będzie kłamał, ja zaprzeczę i Pyskacz będzie wierzył po części mi, po części Smarkowi. Wtedy pewnie poprosi jakiegoś "świadka", który wszystko widział. Czwarta, Smark znowu będzie kłamał, ale Pyskacz uwierzy mu. Chociaż to trochę nie możliwe, bo on zna mnie, a ja jego. Wie, że ja taki "brutalny" nie jestem, a ja wiem,że on nie bierze pochopnych wniosków. Rozmyślałem o tym całą jazdę do szkoły. Gdy byłem na miejscu od razu popędziłem na parapet. Znaczy nie biegłem jak oszalały, ale... Powiem, że szedłem pospiesznym krokiem. Zobaczyłem moją paczkę. Jakaś przygnębiona była. O co może chodzić? O Smarka?

-Hej wszystkim.

-Hej. - Odpowiedzieli chórem. Nie mieli jakiegoś smutnego głosu, tylko radosny. Co nie stykało się z ich wyglądem.

-Co jest? - zauważyłem, że Szpadka zakrywa Astrid. Podeszłem. Złapałem Astrid za rękę i wyciągnąłem ją zza Szpadki. Miała Podbite oko i posiniaczone ramię. Jeśli to Smark... Smark! Zabiję gnoja! (Sory xD) Miał ją zostawić! - Smark?! - spytałem jej podniesionym, ale spokojnym głosem. Przytaknęła i zaczęła płakać. Przytuliłem ją. Paczka dziwnie na mnie popatrzyła. Jeszcze nie wiedzą... Mieczyk pokazał na mnie i Astrid palcem bezsłownie pytając czy jesteśmy razem. Przytaknąłem. Uśmiechnął się. Po chwili Astrid się ode mnie odsunęła. Wystraszyła się. Zobaczyła Smarka. Nie wytrzymam! Podeszłem do niego. Mam go dość.

-Coś ty człowieku zrobił?! - Krzyczałem na chyba całą szkołe. - Miałeś jej nie tykać! - Uderzyłem go w twarz. Upadł. Kopnąłem go w twarz. Później w nogę. Chyba mu coś pękło. - Jeszcze coś jej zrobisz a będziesz martwy! Rozumiesz?! - Cała szkoła się wokół nas zebrała. Kopnąłem go w brzuch i strzeliłem z pięści w twarz. Chyba złamałem mu nos. Odszedłem do paczki i znowu przytuliłem Astrid. Przyszedł dyrektor. Zawołał mnie, Astrid i Smarka do gabinetu. Ciekawe, co Smark nakłamie...

-Co się tam stało, Haddock?

-Smark pobił Astrid. Należało mu się. Mnie też bił pare razy. - Wszystko wytłumaczone w trzech prostych zdaniach. Oczywiście Smark swoje 3 grosze musi wtrącić.

-To nie prawda!

-Jorgenson! Nie kłam, bo mogę spytać uczniów, a oni po Twojej stronie nie staną, po tym co się stało rok temu.

-A... Proszę Pana... Co się stało rok temu?

-Sączysmark pobił jednego ucznia. Ucznia podstawówki. Złamał mu rękę i nogę. Wszyscy to widzieli, ponieważ zabrał go do naszej szkoły i tutaj go pobił. - Smark się zrobił czerwony. - Od tamtej chwili tylko Wasza paczka się do niego normalnie odzywała. Reszta go nie trawi. - Woo... Smark. Nieźle, będę miał większe szanse, na to, że to mi uwierzy Dyrektor. 

-Komu Pan wierzy?

-Tobie, Czkawka. Ale jednak jest to porządna szkoła i muszę spytać świadków. - Chwile siedział cicho, jakby zastanawiał się, co powiedzieć. - Astrid? To prawda, że Jorgenson Cie pobił? - Cicho przytaknęła i wtuliła się we mnie. - Chodźcie. -Pokazał gestem, żebyśmy szli z nim. Poszliśmy do klasy. Wyszedł na chwilę. Wrócił z paczką i paroma osobami. Wszyscy potwierdzili moją wersję. Dyrektor zawiesił Smarka na 3 miesiące, a później jeśli się nie poprawi, to będzie wyrzucony ze szkoły. Moim zdaniem od razu mogli go wywalić. Nie byłoby problemu. Ale co? Dyrektor to Dyrektor. Nie zawsze postępuje, tak jak my chcemy.

Reszta lekcji była normalna. W końcu. Paczka mówiła, że idą do skate parku. Ja i Astrid nie chcieliśmy, więc ją odwiozłem.

Podczas jazdy.

Wyjeżdżałem zza zakrętu, kiedy usłyszałem świst motocyklu. Spojrzałem w lewo. Motocyklista! Nie może się zatrzymać! Uderzył w samochód z taką mocą, że noga zaklinowała mi się między siedzeniem, a drzwiami, Najgorsze, że jej wogóle nie czuję! Nie mogłem otworzyć oczu. Zaraz! Motocyklista, wypadek... To mój sen! Tylko, że na prawdę... Chcę wiedzieć, co z Astrid! Jest cała? Scena jak z mojego snu. Karetka, krzyki. Ciemność. Dalej nic nie pamiętam.

Hmm... Co to będzie, co to będzie?! :D Dedyki ! :D Ludki! Jestem ciekawa, czy uda nam się dobić do 150 komów :D Mam nadzieję, że się uda! :) Dawajcie! :3 Pozderki moje smoki! <3

Obudziłem się na białym łóżku. Wszystko było białe... Nikogo,prócz mnie nie było. Podeszłem do drzwi. Próbowałem je otworzyć, ale na nic. Spojrzałem w dół. Moja lewa noga była cała w krwi, cała sina. Mimo to nie czułem bólu. Zacząłem się zastanawiać, co robić. Sam... Nikt mi nie pomoże. Gdy podchodziłem do łóżka, by spowrotem się na nie położyć, od ściany na przeciwko błysnęło światło. Co to za światło? Nie wiem. Ale coś każe mi tam iść. Ruszyłem wolnym krokiem. Byłem tuż przed źródłem światła. Wejść? Jeśli to koniec... Chcę móc opiekować się moją rodziną... I Astrid... Chcę, żeby byli szczęśliwi, nawet beze mnie. Dadzą radę. Ja niestety nie dałem. Byłem za słaby... Może... Może za szybko się poddałem. Tak! Poddałem się. Upadłem. A teraz wstanę. Jeszcze nie przegrałem tej wojny. Jeszcze dam radę. Nadzieja matką głupich, ale umiera ostatnia. Co Cie nie zabija, to Cie wzmacnia. To mnie wzmocni. To pozwoli mi wstać i iść dalej, by walczyć. By walczyć o wygraną. Nie zamierzam się poddać. Chcę wiedzieć. Wiedzieć, po co żyję. Może to głupie, ale to właśnie chcę wiedzieć. Odeszłem od światła. Uderzyłem o drzwi. Jeszcze raz. Uderzałem o nie pięściami. Były już całe we krwi, gdy drzwi upadły. Wyszedłem z pokoju. Biały korytarz. Lewo, czy prawo? Prawo. Na końcu był zakręt. Wszedłem w niego i zobaczyłem światło. Jednak  nie białe. Czarne. Zobaczyłem w nich oczy. Oczy Szczerba... To próbuje mnie zmylić. Wracam. Idę na lewo od pokoju, w którym się obudziłem.  Znów zakręt. Nie było jednak za nim światła. Tylko urwana przestrzeń. Zajrzałem w głąb. Nic tam nie widzę. Jednak tam idę. Skoczyłem.

-Nie! - krzyknąłem. Zauważyłem, że jestem w szpitalu. Obok mnie siedzą zdziwieni rodzice. Tylko gdzie Astrid? Przytuliłem rodziców. - Gdzie Astrid?

-Kochanie ona...

-Nie... - Onamusi żyć! Zabiję się, jeśli ona nie żyje.

-Ma bardzo małe szanse na przeżycie, Czkawka. Prawdopodobne jest, że nie przeżyje. -CO?! NIE! Nie mogę! Wstałem i spróbowałem wybiec z sali. Ale nie udało się. Runąłem na łóżko szpitalne. Spojrzałem na nogi. Lewa... Nie było jej wcale! Końcówka skóry była zszyta pod kolanem. 

-Jak? -Wydusiłem z siebie. Nie mogę uwierzyć.Astrid pewnie nie przeżyje, a ja nie mam nogi. Ale to moja wina...

-Zaczęło się od wypadku...

Ba dum! Skończę jutro! Czas na dedyki!

Dedykt specjalny dla LPwolf za 150 komentarz! :3[]

-Użytkownik Wikii 83.28.130.3[]

-Zmioti <3 Dziękuję za playlistę na wenę! <33[]

-Jakubus[]

-MelaLoveDragons[]

-CzkawkaHTTYD3[]

-Użytkownik Wikii 94.254.133.167[]

-Nika Hofferson[]

Bay smoczaki! Oczywiście dedyki daję! Zostaw koma! To podbudowuje moją wenę! <3[]

-... Kiedy motocyklista w Was uderzył przygniótł Tobie nogę, a Astrid uderzyła głową o szybę. Szyba się rozbiła, pokaleczyła ją. Motocyklista ma jedynie małe obrażenia. - Co... Nie wierzę... To tylko moja wina! Gdybym się nie zatrzymał, tylko jechał dalej... Bylibyśmy cali. Szczególnie Astrid. Ona... Pewnie przeze mnie... Nie przeżyje... Jeśli ona nie przeżyje to ja też. Nie dam rady bez niej. Wstałem i na jednej nodze szedłem w stronę wyjścia. Ojciec mnie zatrzymał.[]

-Co ty robisz? - Chyba jest zmartwiony. Zchyliłem twarz, z której już leciały łzy. Po chwili spojrzałem na tatę. Patrzył na mnie smutny. Zaprowadził mnie spowrotem na szpitalne łóżko. Zamknąłem oczy, łzom pozwoliłem płynąć. Po chwili ciszy mama powiedziała mi, że za pół godziny mam operację. Nie chcę jej przeżyć. Po co tak walczyłem? Żeby upaść? I nie wstać... Tym razem może też wstanę, ale bez celu. Leżałem. W głowie siedziała mi piosenka. Jedyny rap, który mi się podoba. []

"A ty nie płacz za mną, a ty nie płacz po mnie,[]

bo gdybym się nie obudził, będę tam gdzie ogień płonie.[]

Gdy zatęsknisz za mną, gdy załamiesz dłonie,[]

wróć do moich słów na taśmie. Nie zgaśnie ten promień."[]

Pogrążony zostałem zabrany na operację. Jeśli jedno z nas maprzeżyć, niech to będzie Astrid. Ciągle to powtarzam. Ale tylko o niej myślę. Chcę, żeby żyła.[]

Jest już po operacji. Niestety. Przed operacją poprosiłem lekarza o dwie rzeczy. Żeby zrobił mi protezę, dzięki której będę mógł chodzić, a nie siedzieć na wózku i żeby zrobił wszystko, żeby Astrid żyła. Na obie prośby się zgodził. Mam protezę. Ale nie wiem, czy z Astrid dobrze. Wszedł lekarz i podał jakieś papiery rodzicom. Gdy wyszedł,rodzice się uśmiechnęli i podali mi jedną z kartek. Od razu się uśmiechnąłem. W dłoni trzymałem list od Astrid. Astrid, która przeżyła![]

"Kochany Czkawka

Już się obudziłam. Pielęgniarka powiedziała, że jesteś na operacji, ale powiedziałam, żeby Ci to przyniosła,jak wrócisz. Chcę Ci powiedzieć, że jak tylko będziesz mógł, to żebyś przyszedł. Jeśli nie chcesz rozmawiać, to przyjdź tak po prostu. Żebyś tylko był.

Astrid"

Od razu wstałem. Pomimo, że mam już protezę, to sięwywaliłem znowu na łóżko. Wstałem jeszcze raz. Jeden krok... Drugi... Coś jednak mnie powaliło. A tym czymś był... Szczerbatek?! A psy nie majązakazu na wchodzenie do szpitala? Wstałem. Szczerbek trzymał głowę przy mojej prawej nodze, jakby chciał mnie podtrzymać. Szedłem prosto korytarzem, chociaż nie wiem, gdzie leży Astrid. O! Idzie pielęgniarka!

-Przepraszam, gdzie leży Astrid Hofferson?

-Panie Haddock, miał Pan leżeć... - westchnęła i dodała: - Pierwsza sala za zakrętem po lewej. - Poszłem w wyznaczoną salę. Otworzyłem drzwi.Zobaczyłem Astrid. Podeszłem do niej i złapałem jej dłoń. Otworzyła oczy i się do mnie uśmiechnęła. Odwzajemniłem gest. Wydaje mi się, jakbym nie widział jej kilka lat. Rozmawialiśmy długo aż Astrid  nie jęknęła z bólu, a jakiś tam sprzęt zaczął szybko pikać. Zawołałem lekarza. 

Oj, człowieki... Wait! Smoczeki? Może być. Totyle na dzisiaj. ALE MAM WAŻNE INFORMACJE!


1. Dedyki:


-Zmioti <3. Do niej wysyłajcie skargi za krzywdzenie Czkawki i Astrid, bo to ona mi wysłała playliste pełną smutnych piosenek. Ale nie bijcie mojej sis za mocno ;c


-Użytkownik Wikii 83.9.225.143


-Azura245


2.Pytania

  1. W jakich godzinach chcecie nexty? (Od 14 do 18:00 ze względu na "kochanych" rodziców, którzy każą mi zakuwać ;-;)
  2. Czy zrobić stronę na Facebooku, gdzie będą dodatkowe info o nextach i opowiadania nie związane z JWS?
  3. Czy kontynuować tego opko "Jedna osoba może zniszczyć nam całe życie..."? Nie wiem czy ktoś to czyta, a mam ciekawy pomysł na kontynuację.
  4. Robić długie czy krótkie rozdziały?
  5. Czy usuwać info ode mnie z poprzednich nextów?
  6. Czy taka długość nexta Wam się podoba?

​Chcę, żebyście wszyscy odpowiedzieli minate pytania. Dzięki <3 Daj koma! To podbudowuje moją wenę! <3


Szybko przybiegli. Wyprosili mnie z pokoju. Zaczęli wołać coś do siebie, ale nie słuchałem co. Usłyszałem jedynie "Zabieramy ją na operacje!". Operacje? Czego operacje?! Czemu jak znowu zaczynało być okay musiało się wszystko zepsuć?! Czemu mam takiego pecha?! Chyba nigdy nie uzyskam odpowiedzi na te pytania. Muszę sam je znaleźć. Podeszłem do jednego lekarza.

-O co chodzi?

-Nie wykryliśmy pewnego elementu w mózgu. On przestaje działać. Może umrzeć. - Kiwnąłem tylko głową. Poszłem do łazienki. Zacząłem szukać czegoś w szufladach. Jest! Usiadłem w kącie. Pierwsze cięcie. Za pecha. Odliczałem do ósmego cięcia i mówiłem pod nosem z jakiego powodu je robię. W końcu straciłem przytomność.

Perspektywa Valki (Wow ;O)

Dowiedziałam się o operacji Astrid. Ale gdzie Czkawka? Lekarz powiedział, że poszedł w stronę sali, na której leżał, ale tam go nie ma. Żeby nie zrobił czegoś głupiego... U niego to prawdopodobne. Poszłam go szukać. Jakaś pielęgniarka powiedziała, że wszedł do łazienki. Weszłam i zaczęłam go szukać. Znalazłam go w kącie. Leżał z żyletką w dłoni. Podbiegłam. Miał całe pocięte ręce. Pobiegłam po lekarzy. Zabrali go. Mam nadzieję, że nic się nie stanie...

Wena odmawia posłuszeństwa ;c Damy radę do 200 kom? 200 kom dostaje kolaż! Jutro nexta chyba (ZAZNACZAM CHYBA) nie będzie, bo mam urodziny ^^ OTO MOJA NEW STRONA NA FB! https://www.facebook.com/pages/Karlyn-Haddock/663221167156360?ref=aymt_homepage_panel A oto dedyki:

-Sczerkawka

-Azura245

-Natalia 1407

-Szczerbolka

-Blackie

-Szczerbatek26

-Sis Zmioti <3

Dedyki:

-Sadnymph

-Szczerbek14

-Sis Zmioti<3

Perspektywa narratora

Valka siedziała rozpaczając. Stoick próbował ją pocieszać,ale na marne. Nie mogła się pogodzić z kolejnymi godzinami w szpitalu. W końcu przyszedł lekarz.

-Stracił sporo krwi, ale przeżyje. Astrid jest już przytomna,prosiła, żebyście do niej przyszli. - Rodzice Czkawki się zgodzili. Poszli dosali, w której była Astrid. Gdy zobaczyła, że nie ma z nimi Czkawki lekko posmutniała. Usiedli obok niej.

-Gdzie Czkawka?

-Gdy straciłaś przytomność, on uciekł do łazienki. Pociął się. Stracił dużo krwi. Na szczęście przeżyje. - Astrid zalała się łzami.

Perspektywa Astrid

Co? Pociął się? Czemu? Czemu on się o to obwinia? To nie była jego wina... Tylko tego durnego motocyklisty! Jakby nie jechał jak wariat byłoby okay! Czemu mam takiego pecha?... Siedziałam długo z łzami w oczach. Rozpaczałam. Bo co mam niby robić? Długo tak siedziałam. Słyszałam, jak rodzice Czkawki wyszli. Chyba chcieli mnie zostawić samą. Żebym pomyślała. Ale o czym? Myśląc co by było, gdyby? Ja taka nie jestem. Działam spontanicznie. Nie myślę o tym, co robię. Czasami jest to zaletą, czasami kłamstwem, czasami wadą. Dziwne. Wiem. 

Jutro z rana biorę się za pisanie! Obiecuję! :3 Dziękuję osóbkom z chatu na fb za roztrzepanie mi mózgu :* Pozdrawiam ! :DD Bay! <3 Zostaw koma! Kom = Wena, chęć do pisania i moja radość :3

Mówiłam i dotrzymałam obietnicy. Z rana nexteła piszę ;3.

2 godziny później

Nadal siedziałam zrozpaczona. Ale w 1minutę to się zmieniło. Wszedł lekarz. Był baardzo szczęśliwy. Ciekawe co go tak cieszy.. Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem. Wciągnął powietrze i zaczął.

-Pan Haddock jest przytomny. Za 15 minut do Ciebie przyjdzie. - Uśmięchnęłam się do niego. Odwzajemnił gest i wyszedł. Na zewnątrz byłamspokojna, ale w środku darłam się z radości. ON! On żyje! Cieszę się do siebie, a ludzie przechodzący obok sali,w której leżę patrzą na mnie i się uśmiechają do mnie. Każdemu oddaję uśmiech. Nie mogę uwierzyć.. Za chwilę on tu przyjdzie! Siedziałam z podwiniętymi kolanami pod brodę i czekałam na niego. W końcu przyszła pielęgniarka, a za nią Czkawka. Podszedł i mnie przytulił. 

-Przepraszam...

-Za co? - Popatrzyłam na niego zaskoczona tym, co powiedział.

-Za to, że przeze mnietu jesteśmy i za to, że się pociąłem. - Spuścił głowę. Wywróciłam oczami.

-Wypadek to wina motocyklisty, a... Na Twoim miejscu też bym się pocięła. - Uśmięchnął się do mnie.

-Tylko spróbuj. - Zaczęliśmy się śmiać.

-Nie mam poco się już ciąć. I ty też. - Wskazałam na niego palcem. Chwycił mój palec. Rozplątał zaciśnięte palce. Dużo rozmawialiśmy. Akurat, gdy śmialiśmy się, jak popchnęłam Czkawkę, a ten upadł na podłogę obok łóżka weszli moi rodzice. Popatrzyliśmy na nich uśmiechnięci. Też się uśmiechali. 

-Za tydzień będziecie mogli wyjść. - Już za tydzień? Szybko trochę jak na wstrząs mózgu i straconą nogę po wypadku. Popatrzyłam z Czkawkąna siebie i po chwili znowu na rodziców. - Lekarze powiedzieli, że jesteście w dobrym stanie, ale jednak macie się nie przemęczać i nie narażać. - Yyy... Narażać? O co im chodzi?

- Co znaczy narażać? - Moja mama popatrzyła na Czkawkę i powiedziała, że nie możemy jeździć na razie samochodem Czkawki i zadzierać z Smarkiem. Serio? O to chodzi? Mogli od razu powiedzieć, chociaż o tym wiemy. Jeśli nawet auto Czkawki jest zmasakrowane. Nie ma jak nim jeździć. Nie chcę jeździć tym gruchotem. Nie chodzi o auto, ale o autobus szkolny. Ma chyba z 15 lat. Jak on wogóle się jeszcze utrzymuje?! Nie rozumiem. Rodzice ciągle pytali, czy z nami okay. No błagam! Jest dobrze! Nie widać? Wreszcie ktoś nas uwolnił. Wszedł Stoick z Valką. Rozmawialiśmy do wieczora. Czkawka ma fajnych rodziców. Mają poczucie humoru i tak nie wypytują o to, czy z nami okay, czy potrzebujemy coś do picia... Może szlak trafić...

Perspektywa Czkawki (WRESZCIE!)

Czuję się,jakbym nie rozmawiał z Astrid kilka lat. Po co ja się ciąłem? Ale idiota ze mnie. Nie ważne. Ważne, że jestem tu, przy niej. Po kilku godzinach moi i As rodzice poszli. My jeszcze rozmawialiśmy. O 21:00 przyszła pielęgniarka i zabrała mnie do mojej sali. Położyłem się szczęśliwy spać.

Okay! Okay? Może być? Mam nadzieję, że tak xD Jeśli gdzieś nie ma spacji, to przez to, że mi nawala ;-; Ale spacja mi nawala, nie ja! xD Dziękuję, że czytacie "to coś". Myślę, że nie będzie ju dramy xD. Zostraw koma! Kom = Szybciej next, więcej weny, moja radość! :3 Bay! <3

Tydzień później

Dzisiaj wychodzimy ze szpitala. Dokładnie za 2 godziny. Lekarze robią jakieś dodatkowe badania. Powiedzieli, że mamy za 2 miesiące przyjść na wizytę, żeby sprawdzili moją nogę i głowę Astrid. No nareszcie! Wychodzę z badań! Po co one są? Chyba widać, że z nami okay. Od razu poszedłem do Astrid. Powiedziała, że ma dosyć siedzenia w łóżku, więc spytaliśmy lekarzy, czy możemy wyjść wcześniej. Na szczęście się zgodzili. Zadzwoniliśmy po naszych rodziców. Przyszli po 5 minutach. Wróciliśmy do domu. Odwiedził mnie Mieczyk, bo muszę nadrobić lekcje. Nienawidzę nadrabiać! Oczywiście był zdziwiony moją nogą. Wytłumaczyłem mu, co się stało. Dziwne, bo zrozumiał za pierwszym razem. Po moim "opowidaniu" wziąłem się za te durne lekcje. Szybko się uwinąłem, bo tylko w 3 godziny. Myślałem, że nigdy tego nie zrobię... Gdy się z nim pożegnałem, poszłem na górę i wszedłem na fejsa. 370 powiadomień. Chyba oszaleli. Przejrzałem wszystkie. Im się to nie znudzi? Odłożyłem laptopa. Spojrzałem na zegarek. Jest 22:30. Sprawdzanie powiadomień zajęło mi 2 i pół godziny... Poszedłem się przebrać. Trochę ta proteza przeszkadza. Wróciłem do pokoju i położyłem się spać.

Następnego dnia.

Wstałem o 6:50. Ogarnąłem się i wyszłem ze Szczerbatkiem. Tym razem nie byłem z nim zbyt długo. Wszyscy się na mnie gapili... Muszę się do tego przyzwyczaić. Gdy wróciłem, ubrałem plecak i poszłem po Astrid. Zapukałem. Od razu otworzyła i poszliśmy razem do szkoły. Doszliśmy o 7:45. Oczywiście nie obyło się bez pytań od nauczycieli. Każdemu mówiłem to samo. Miałem ochotę się nagrać i odtwarzać im to nagranie. Doszliśmy do naszego parapetu. Była tam już nasza paczka. Wszyscy popatrzyli na mnie zdziwieni. No, oprócz Mieczyka, bo on wie. Ale oczywiście nie pomyślał, żeby im powiedzieć... No trudno. Powiedziałem im co się stało. Akurat, gdy skończyłem zadzwonił dzwonek. Mamy biologię. Nie wiem, jak przeżyję te 7 lekcji...

Przed ostatnią lekcją.

Teraz będziemy mieli w-f. Będzie siata. Spróbuję grać. Nauczyciel będzie dopiero zdziwiony. Pierwszy normalny dzień, od kiedy nie mam nogi, a ja chcę ćwiczyć. Nie ważne... Właśnie zadzwonił dzwonek. Poszłem się przebrać. Gdy wszedłem na salę, w-fiście opadła kopara. Podszedłem. 

-Na pewno będziesz ćwiczyć?

-Tak. - Westchnął. Poszedłem do schowka i wziąłem dla siebie piłkę. Podeszłem do ściany i zacząłem ćwiczyć. Po 5minutach nauczyciel zagwizdał. Rzuciłem mu piłkę i ustawiłem się do zbiórki. Gdy wszyscy się zebrali, pan wybrał mnie i jakiegoś Piotrka, żebyśmy wybrali sobie graczy. Ja zacząłem.

-Mieczyk.

-Kamil.

-Smark. - Jest dobry, ale go nadal nie trawię.

-Maciek.

-Dawid.

-Kuba.

-Maks.

-Patryk.

-Michał.

-Igor. - Skończyliśmy. Ustawiliśmy się na swoich połowach. Dostałem piłkę. Ustawiłem się do zagrywki. Podrzuciłem piłkę i niemal idealnie przebiłem ją na drugą stronę. Nie złapali. Co za cioty. Taka łatwa piłka była! Zagrałem jeszcze dwa razy. W końcu odbili. Teraz dla nich punkt. 2:1. 

Pod koniec lekcji

Wygraliśmy. 15:12. Na początku zepsuli. Poszliśmy się przebrać. Wszatni widziałem na sobie wzrok Smarka. Ciekawe, czy znowu mnie pobije... Wyszłem. Przed wyjściem ze szkoły stała moja paczka. Poszliśmy razem do domu.

Weny brak :[ Przepraszam, jeśli Was zanudziłam tym nextem. Nie bijcie za słabego nexta ;c. Daj koma! <3 Kom = Szybciej next, więcej weny i moja radocha! :3 Bay! <3

Rozdział 6[]

Miesiąc później

Spytacie "Czemu aż miesiąc?". Ten miesiąc był taki nudny, że oszczędziłem Wam zanudzenia na śmierć. A teraz są święta. Migdaliska. Taa... Inni teraz obchodzą Boże Narodzenie... My wolimy nasze święto. A dokładniej to będą te święta jutro. Dzisiaj przychodzi do mnie paczka. Ja u nich już byłem. Wczoraj byłem u bliźniaków i Śledzika, a dzisiaj rano poszedłem do Astrid. Rozmawialiśmy ubierając choinkę. Wiemy, że to dziecinne, ale nadal lubimy ją ubierać. Innym to się z wiekiem czasu nudzi, ale nie nam! My to uwielbiamy. Teraz siedzę z mamą w kuchni i robimy ciastka, bo jak to ona twierdzi "Mam talent do pieczenia". Może to i prawda... Usłyszałem pukanie do drzwi. Poszedłem otworzyć i przywitałem paczkę. Weszliśmy do kuchni. Zaczęliśmy kończyć ciastka. Gdy mama włożyła je do piekarnika poszliśmy dekorować choinkę. I przy okazji siebie. Wszyscy byli poobrzucani łańcuchami i wstążkami. Akurat kiedy chciałem zrzucić łańcuchy na Astrid, Mieczyk zrobił nam zdjęcie. Fajnie wyszło. Cały czas robił zdjęcia. Jak Szpadka była łaskotana przez Astrid, jak rzuciłem w Szpadkę kulką z tego takiego futrzastego łańcuchu (Sorki za to, ale nie ogarniałam jak go opisać ;-; Chodzi o ten taki futrzasty, z srebnej serpentyny :D), jak Astrid zrobiła mi wąsy z swoich włosów. Później ja robiłem zdjęcia. Uchwyciłem, jak Mieczyk i Szpadka splątali się łańcuchami ze sobą. Próbowali się odwiązać przez pół godziny. Aż poszedłem po popcorn... Oglądałem sobie ich "kabaret" siedząc z Astrid na kanapie. Gdy posprzątaliśmy resztki naszego "dekorowania", poszliśmy dekorować ciastka. Wtedy też się wybrudziliśmy. Ja i Astrid mieliśmy różowe wąsy i brwi z lukru, a bliżniaki zrobili sobie monobrew. Zrobiliśmy sobie oczywiście zdjęcie. Poszliśmy się umyć z lukru. Ja skończyłem cały mokry. I na ziemi. Bliźniaki wylali na mnie miskę z wodą, a po chwili przyszedł Szczerb. Przewrócił mnie i położył się na moim brzuchu. Kolejna fotka. Sporo się ich zrobiło, ale mamy dzisiaj taki humor do fotografowania. Pożegnaliśmy się. Ja poszłem wysuszyć włosy i zmienić ubrania. Później wszedłem na fejsa, sprawdziłem powiadomienia, wyszłem z Szczerbem.  Później słuchałem muzyki i poszedłem spać. Czyli jednym słowem : Nuda.

Taki krótki, nudny, bez dialogowy next :3 Tak, wiem zanudziłam Was nim... Chcecie, żebym narysowała te zdjęcia, które były w opku? ^^ Pozdrawiam wszystkich z chatu na fejsie :D Rozwaliliście mi mózg :x Zostawcie po sobie... (Nie, nie powiem ślad xD) odcisk łapy! :3 Zostaw koma! <3 Kom = chęć do pisania, szybciej nexty, więcej weny (Na jedno wychodzi..) i moja radość! <3 Przepraszam jeszcze, że nie powiedziałam, że wczoraj nie było nexta ;( Zakuwałam na konkurs, który dowiedziałam się dzisiaj, że się nie odbył. Bay <3

Następnego dnia obudziłem się, a raczej zostałem obudzony przez Szczerba. Dawno mnie nie widział i będzie pewnie mnie męczyć na spacerze... Znaczy... To nie jest dla mnie męczarnia, ale mnie pewnie ochlapie błotem, czy coś. Podeszłem do szafy. Co by tu ubrać. Serio? Chłopak i nie wiem w co się ubrać. Wziąłem czarne dresy z obniżonym krokiem i zwężanymi nogawkami oraz ciemno zielony t-shirt. Poszedłem do łazienki się ubrać i ogarnąć. Rozczochrałem swoje włosy i wyszedłem z łazienki. Zszedłem po schodach na dół. Poczułem zapach tostów. Pewnie mama właśnie je robi. Wszedłem do kuchni. Mama przywitała mnie uśmiechem i pokazała głową, żebym usiadł. Dała mi na talerzu tosty. Szybko je zjadłem i wyszedłem ze Szczerbem. O dziwo mnie nie ochlapał, ani nie wywrócił. Całe szczęście. Wróciłem do domu. ODczepiłem Szczerbkowi smycz, chwyciłem za plecak i krzycząc do mamy "Na razie!" wyszedłem z domu. Szedłem wolnym krokiem do Astrid. Jednak gdy spojrzałem na telefon przyspieszyłem, bo jest już 7:45. Prawie wpadłem na Astrid idącą w moją stronę. Prawie biegliśmy w drodze do szkoły. Gdy wszedliśmy akurat zadzwonił dzwonek na lekcję. Mamy farta. Gdy szliśmy na lekcję przywitałem się z paczką.

Na lekcji

Matko... Czemu ta historia jest taka nudna?! Po cichu wyciągnąłem paczkę żelków i zacząłem je jeść. Pani jest nie ogarnięta, więc nie zobaczy. poczułem kłucie w plecy.

-Daj jednego! - Astrid wyciągała w moją stronę rękę. Zaśmiałem się cicho i podałem jej całą paczkę żelków. Niech sobie je. Ja wyjąłem ołówek i kartkę. Zacząłem rysować. Nawet nie zauważyłem, jak Mieczyk i Szpadka się do mnie odwrócili i patrzyli, co rysuję. Rysowałem Jeff'a The Killer'a. Ostatnio Astrid wysłała mi o nim creepy pastę, więc sobie zacząłem go rysować. Akurat, gdy chowałem ołówek do piórnika i kartkę do zeszytu zadzwonił dzwonek na lekcję. Całe szczęście. Pewnie musiałbym się tłumaczyć, co ja rysowałem, lub jeśli też go lubią to skąd się o nim dowiedziałem itd. Witajcie w moim świecie... Spakowałem się i wyszedłem.

Po lekcjach

Za chwilę mamy trening, właśnie nas wuefista wpuścił do szatni. Usiadłem, tam gdzie zwykle i się przebrałem. Poszedłem na salę gimnastyczną. Zobaczyłem dziewczyny na trybunach. Chciały zostać. Mówią, że lubią patrzeć, jak gramy. Zebrałem wszystkich w zbiórkę i sprawdziłem kogo nie ma. Muszę to zrobić, bo dzisiaj mamy sami trening. Trener gdzieś sobie poszedł. Kazałem prowadzić Smarkowi rozgrzewkę. Oczywiście wszyscy nie byli zmęczeni, bo dużo ćwiczyli moim sposobem, dzięki czemu mają o wiele lepszą kondycję. 

Po treningu, w szatni

Wygraliśmy. No jak się nie dziwić... Gdy właśnie miałem wychodzić zatrzymał mnie Smark. Czego ten debil ode mnie chce?

-Czego Ty chcesz?

-Pogadać. Przed szkołą? - Długo się zastanawiałem, ale zgodziłem się. Jestem ciekawy co ma mi do powiedzenia. Złapałem spowrotem plecak i wyszedłem. Dziewczyny czekały na mnie pod szatnią. Poszedliśmy przed szkołę. Astrid usiadła na murku, a ja i Szpadka staliśmy obok niej. Po chwili przyszedł Mieczyk.

-Idziemy? - spytał. Niestety, ale nie.

-Nie. - Paczka na mnie dziwnie spojrzała. Jakby ufo zobaczyli... - Czekam na Smarka, powiedział, że chce pogadać. - Popatrzyli na mnie jeszcze dziwniejszym wzrokiem. Pokręciłem głową z rezygnacją i odwróciłem się. Akurat Smark wychodził ze szkoły. Podszedł do mnie ze spuszczoną głową.

No. Takiego oto mamy nexta :3 Jeśli Was zanudziłam to przepraszam. Przepraszam też za nie pisanie nexta :c Brak weny, budownicy budują magazyn obronny, żeby nie uciekła c: Dziękuję za zryty mózg zboczuchy z fejsa :D Zostaw odcisk łapy! :3 (Czyli koma xD)

Odeszliśmy na bok. Co on mi powie? Patrzyłam na niego. W końcu raczył podnieść głowę. Nie śmiałym wzrokiem patrzył na mnie, jakbym miał go za chwilę zabić. Mam taką ochotę, ale się powstrzymam. Byłem w szpitalu. Na posterunku policji nie chcę. Czekałem aż coś powie. Halo... On żyje? Chyba go sparaliżowało. Walnąłem go w ramię. No wreszcie, ocknął się. Podrapał się po karku i zaczął:

-No, bo wiesz... Yyy... Bo mi jest przykro i... Ja... Ja przepraszam. - Popatrzyłem na niego jak na idiotę. On? On mnie przeprasza po tym, co zrobił mi i Astrid? Chociaż... Ugh! Nie wiem ! Może mu wybaczę... "Słabi szukają zemsty, silni wybaczają, mądrzy ignorują"... Wybaczę mu.

-Po tym co nam zrobiłeś? -Mam ochotę go jeszcze jednak pomęczyć...

-Wiem, że byłem chamski, ale na prawdę chcę przeprosić. Wkurzyłem się, bo... Bo Ty jesteś nowy i idzie Ci dobrze, po prostu Ci zazdroszczę, tego kim jesteś. - Wow... To zrobiło na mnie małe wrażenie... Aż taki dobry jestem? 

-Nie wiem... 

-Proszę. Astrid też przeproszę! Obiecuję... - Myślę, że na prawde mu zależy na przyjaźni.

-Okay, ale masz jeszcze pogadać z paczką, bo nie wiem czy Cie spowrotem przyjmą. - Uśmiechnał się do mnie. Odwzajemniłem gest i pokazałem głową, żebyśmy poszli do paczki. Dziwnie na mnie popatrzyli. Po chwili popatrzyli nienawistnym wzrokiem na Smarka. Zaczął ich przepraszać. Po jakiejś półgodziny wybaczyli mu. Wróciliśmy razem do domu. Wszedłem i od razu zostałem przywitany przez Szczerbatka. O mało co mnie nie przewrócił. Poszedłem na górę. Wyrzuciłem książki z plecaka. Może najpierw polski? Nie, matma. Męczyłem się z lekcjami 2 godziny. Wrzuciłem je spowrotem i zszedłem na dół. Zapiąłem Szczerba i wyszedłem na dół. Poszliśmy do parku. Długo chodziliśmy, aż zobaczyliśmy Smarka z wielkim labradorem. Naprawdę wielkim. Sięga mu wyżej niż do pasa. Podszedłem i się przywitałem. Okazało się, że on również swojego psa ma od dzieciństwa i ma na imię Hakokieł. A myślałem, że Szczerbatek to dziwne imię... Biegaliśmy po parku z psami przez jakąś godzinę. Pożegnaliśmy się. Wróciłem z Mordką do domu. Rzuciłem się na łóżko i słuchałem muzyki tak długo, aż mama przyszła i powiadomiła mnie o świętach, o których zapomniałem. Ja jak to ja.

Nudny next, wiem :v MAM PYTANIE ! Chcecie te zdjęcia Czkawki i jego paczki? :D Mogę je zrobić xD Daj odcisk łapy! :3 (Czyli koma...)

Ojj... Ludzie! :D Tego nexta piszę od 13:33 do 15:28. Trochę się z nim zasiedziałam :D

Powodzenia wszystkim szóstoklasistom dzisiaj ! :D Choć już jesteście po testach... Szczególnie dla Pauliny, Wiktorii i Gosi (Nie, nie Ty Gośka :D FB ^^ ) :3

Zszedłem z mamą na dół. Prezenty już miałem kupione. Dla Śledzika kupiłem jakąś książkę o górach, czyli coś, co on lubi. Dla Bliźniaków kupiłem nowe kije do hokeja. Ta... Uwielbiają grać w hokeja, bo mogą się okładać kijami. Dla Smarka nowy hełm na motor. Jego jest już trochę zniszczony... A dla Astrid kupiłem bransoletkę z znakiem wieczności. Mam nadzieję, że prezenty się im spodobają. Dobrze, że tą całą akcję z prezentami prowadzi Pyskacz. Pomaga mu Eret. Typek pracuje jako wolontariusz w szpitalu, do którego nie dawno trafiłem. Niezły gość. Wziąłem do wielkiej torby wszystkie zapakowane prezenty. Może chłopak idący z torbą większą od niego samego i to jeszcze w święta to dla Was nie codzienny widok, ale u nas o tej porze każdy tak idzie na plac miasta, gdzie będzie choinka, pod którą je złożymy. Kilka lat temu to było dla mnie męczące, ale teraz już to pestka. Przyzwyczaiłem się do corocznego noszenia chyba z 20 kilogramowej torby. Gdy doszedłem na plac z rodzicami oddałem trobę Pyskaczowi. Odszedłem na ławkę, na kjtórej siedziały już bliźniaki. Gadaliśmy chwilę. Zobaczyłem, że idzie Astrid. Woow... Miała białą sukienkę z koronkowymi rękawami 3/4 i rozpuszczone, pofalowane włosy. Wyglądała cudnie. Podszedłem do niej od tyłu i ją przytuliłem. Odwróciła się w moją stronę i uśmiechnęła. Odwzajemniłem gest. Pomogłem jej zanieść torbę i poszliśmy razem na ławkę, na której była już cała nasza paczka. Rozmawialiśmy do 19:00. Gdy wybiła ta godzina Pyskacz ogłosił rozdawanie prezentów. Najpierw były dzieci w wieku od 1-5 roku życia. Sami się uśmiechaliśmy, jak widzieliśmy ich biegających z nowymi zabawkami. Każde dziecko coś dostało, ponieważ wolontariusze z domu dziecka i youtuberzy zainwestowali w prezenty dla biednych, chorych dzieci i podobiecznych domu dziecka. Sam wpłaciłem na tą akcję 500 złotych. Ale było warto. Później były dzieci od 6-11 roku życia. Oni już nie dostawali takich zabawek, ale było więcej książek, gier i różnych sprzętów, jak rowery, czy rolki. Ale to nie znaczyło, że się mniej cieszyli. Byli równie szczęśliwi, jak "maluchy". Teraz czas na nastolatków od 12-17 roku życia. Oni już wcale nie dostawali zabawek. Było dużo gier komputerowych, deskorolek, ubrań, książek, perfum i innych rzeczy. Nadszedł czas na nas. Czyli osoby w wieku od 18-23 lat. Tutaj było szaleństwo. Samochody, motory, karty upominkowe z naprawdę sporymi kwotami. Podszedłem do Pyskacza. Dostałem 5 prezentów, jak wszyscy z naszej paczki. Był tam zegarek. Świetny. Od razu go założyłem na rękę. Podeszła do mnie Astrid. Miała na ręce branzoletkę ode mnie. 

-Dziękuję - Uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłem uśmiech.

-Ja też dziękuję. - Rodzice ją zawołali. No cóż... Musi już iść. Kiedy szła w ich kierunku zawołałem ją. Odwróciła się w moją stronę. Podszedłem do niej. Patrzyliśmy sobie w oczy, aż ją pocałowałem. Paczka patrzyła na nas. Czułem to, ale nie zwracałem uwagi. Tylko my się liczyliśmy. Oderwaliśmy się od siebie i pożegnaliśmy się uśmiechem. Odprowadziłem ją wzrokiem i wróciłem na ławkę. Mieczyk szturchnał mnie w ramię. Popatrzyłem na niego i wzruszyłem ramionami. Kontynuowałem otwieranie paczek. Dostałem perfumy (Oczywiście męskie! xD). Zapewne od Smarka. Dalej, dostałem etui na mój telefon i  książkę fantasy "Testament Thubana". Skąd ktoś wiedział, że chciałem ją kupić? Nie ważne. Czas na najmniejszy prezent. Otworzyłem go i zobaczyłem mały kluczyk do... Wow! Do motocyklu Stunt Stunter13! Była przyklejona karteczka z napisem "Nie od razu. Niestety, ale będziesz musiał poczekać na wypróbowanie ;)". I tak się cieszę, jak małe dziecko. Chciałem ten motocykl już od kilku lat! No dobra może przesada... Ale naprawde, on był moim marzeniem. Podszedł do mnie tata z mamą.

-Zadowolony? - Tata spytał mnie z uśmiechem.

-Nawet nie wiesz jak bardzo.

- Ale wiesz, że dopiero w wakacje będziesz mógł go wypróbować? - Oj, mamo... Umiem czytać! Ale ona jak to ona musi mnie upominać.

-Wiem... - Uśmiech mi nie schodził z twarzy. Zebrałem prezenty, pożegnałem się z paczką i wróciłem z rodzicami do domu. Czas na kolację. Mama przygotowała stół, a ja z tatą ułożyliśmy talerze i misy z jedzeniem. Usiedliśmy i czekaliśmy na rodzinę. Po jakiś 20 minutach przy stole siedziała cała rodzina. Oczywiście rozmawiali, co u nich i tak dalej... Nie słuchałem i nie włączałem się do rozmowy. Nie ma o czym mówić. Jednak, gdy mama poprosiła mnie, żebym przyniósł sok to wszyscy zobaczyli, że nie mam nogi. Gdy wróciłem do stołu zaczęły się pytania. "Co się stało?!", "Jakim cudem?!" i inne pytania. Odpowiadałem na każde, aż tata zaproponował, żebym opowiedział całą historię i obejdzie się bez pytań. Gdy opowiadałem wydawało mi się, że nikt się nie rusza, a nawet nie oddycha. Skończyłem. Wszyscy byli w nie małym szoku. Mama na szczęście zmieniła temat i wróciła normalna atmosfera. Zaczęli się rozchodzić o północy, czyli jak zawsze. Ostatnia poszła moja ciocia. Wyszła o 1:39. Zabraliśmy się za sprzątanie. Gdy skończyliśmy poszedłem do swojego pokoju z prezentami. Założyłem etui na telefon, zegarek położyłem na szafce razem z kluczykami, a perfumy położyłem na półce w łazience. Wziąłem książkę i zacząłem czytać. Pewnie dziwicie się "Czytać?". Tak... Nie należę do osób, które nie czytały nigdy książki, o lekturach nie wspominając. Ja tam lubię czytać... A ta książka? Mistrzostwo. Przeczytałem na raz 3 rozdziały i położyłem się spać. Na szczęście mam jeszcze tydzień wolnego.

Ohh... Skończyłam w taki oto sposób ten rozdział. Nie zanudziłam Was? Jeśli nie, to całe szczęście. Rysunki... Powiedzieliście, że mogę je zrobić. Jak będą skończone, to wstawię je na moją stronę na Facebook'u. Oczywiście dam linka :D Dziękuję (Nie, nie zboczuchom, Damian ;-;) człowiekom z chatu :3 Wy moje małe... Eee... Mordki :3 Musiałam powiadomienia wyciszyć! :D Zostaw odcisk łapki! :3 (Czyli koma! :P)

Rozdział 7 :3[]

O matko... Obudziłem się o... Co?! O 13:30 (Tak jak Ty, żydzie :D Sis :*)! Pierwszy raz tak późno. I tak jestem zmęczony. Zwlokłem się z łóżka i poszedłem po ciuchy. Nie wiem nawet jakie. Wszedłem do łazienki. Zrobiłem coś tak głupiego... Bardzo głupiego... Ubrałem gacie na głowę. Na prawde jestem zmęczony. Gdy już normalnie się ubrałem poszedłem na dół, żeby coś zjeść. Szczerbatek od razu mnie przebudził. Gdy jadłem skoczył na mnie, aż spadłem z krzesła. Mama wybuchnęła śmiechem. Też się śmiałem. Gdy się w końcu podniosłem i zjadłem poszedłem grać na skrzypcach. Grałem instrumentalną wersję Wake Me Up od Avicii. Chciałem odłożyć skrzypce, ale powstrzymała mnie Astrid.[]

-To już razem nie zagramy i nie zaśpiewamy? - Zaśmiałem się i wziąłem z powrotem skrzypce.  Zacząłem grać piosenkę I Will Never Let You Down od Rity Ory. Nie zauważyliśmy, jak moi rodzice pojawili się w drzwiach. Skończyliśmy i usłyszeliśmy brawa od mamy i taty. Zaśmialiśmy się. Schowałem skrzypce.[]

-Idziemy gdzieś? - Spytałem Astrid.[]

-No wiesz... Była ostatnio premiera Zbuntowanej, może na nią pójdziemy? (Wiem, że u nich jest po świętach Bożo Narodzeniowych, ale niby była u nich wtedy premiera.) - Chętnie się zgodziłem, bo lubię ten film. Nawet czytałem książkę. Wziąłem pieniądze i poszliśmy. Gdy doszliśmy do kina sprawdziliśmy godzinę filmu. Akurat będzie za 5 minut. Zapłaciłem i kupiłem nam popcorn. Wszedliśmy do sali kinowej i usiedliśmy na wyznaczone miejsca. Po 2 minutach się zaczął. Znacie to uczucie, gdy film się właśnie zaczyna, a Wy zjedliście już pół kubełka popcornu? Ja tak. Teraz. Już nie było połowy kubełka. []

Po filmie.[]

Film był świetny. Wolę go nie opisywać, bo jak go nie oglądaliście to nie chcę zdradzać, co się działo. Odprowadziłem Astrid do domu.  Gdy wróciłem do domu rzuciłem się na łóżko i sprawdziłem FB. 189 powiadomień. Sprawdziłem je i puściłem muzykę. Leżałem chyba z 3 godziny. A później nuda na maxa. Nic do roboty... Jedyny minus  wolnego. I ja mam się tak męczyć cały tydzień? Zaraz! Przecież mam Testament Thubana! Zerwałem się z łóżka i wziąłem książkę. Zacząłem czytać. Przecztałem od 3 do 5 rozdziału. A później to nie robiłem nic. Tylko pisałem z paczką na fejsie, nic więcej. Nic ciekawego nie pisaliśmy.[]

Przepraszam za tego nexta :< Naprawdę, nie mam wcale weny, nie mam co pisać... Znaczy mam, ale za dużo pomysłów i przez to się zlewają w nicość. Jeśli zrozumieliście to brawo. Jutro może się pojawi. A teraz mówię Wam Wesołego Alleluja! :3 A! Właśnie! Mam pomysła :3 KONKURS! Osoba, która wymyśli najbardziej kreatywnego koma dostanie kolaż z dedykacją! :3 Marne... Wiem, ale mówiłam: Pustka. Mam nadzieję, że ktoś się zaweźmie i napisze coś fajnego :3 Bay smoczaki! <3[]

Następnego dnia[]

Obudziłem się o 8:00. W miare normalna godzina przynajmniej. Wziąłem ciuchy i jak codzień poszedłem się ogarnąć. Później zszedłem na dół i poczułem zapach naleśników... Mama coś ode mnie chce. Podszedłem do stołu i usiadłem. Dostałem tuż przed nos talerz z naleśnikami.[]

-Co potrzeba? - Spytałem nie zaczynając jeszcze śniadania.[]

- Co? - Popatrzyłem na nią wzrokiem *Nie udawaj. Wiem, że coś chcesz.*. - Ygh... Synek. Tym razem nic. - Serio? Spojrzałem na nią podejrzliwie. - Tak, na pewno. - Odpuściłem i zabrałem się za jedzenie. Coś jednak mi tu śmierdzi. Ale nie ważne. Gdy zjadłem poszedłem grać na perkusji. []

Gówno napisałam, ale jest :D Sory, ale kupiłam Eragona i chcę to przeczytać :D Jutro możeee... Może coś wyskrobię :D Przepraszam za te słabe nexty :< A CO DO KONKURSU! Konkurs trwa do następnej soboty :D Czyli... *Klaudia liczy...* Chyba 11.04 :D I arty jak cuś jeszcze nie gotowe :< WESOŁEGO JAJKA KOCHANI ! <3[]

Grałem, a raczej wystukiwałem rytm piosenki Down od Jason Walkera. Gdy skończyłem zadzwoniłem do Mieczyka. Chyba akurat się bił z Szpadką. A raczej na pewno. Powiedział, że idą do skateparku za pół godziny i mogę z nimi iść. Zgodziłem się i poszedłem szukać mojej deski. Gdy wreszcie ją znalazłem wziąłem jakiś ręcznik i ją wytarłem z kurzu. Dawno na niej nie jeździłem. Jakieś... 2 lata. Wziąłem ją pod pache i wyszedłem po paczkę. Poszliśmy do skate parku. Wow... Ale się zmienił. Zupełnie inne miejsce. Kiedyś były tu dwie rampy! A teraz jest 7 ramp, rury, podesty... Wsiedliśmy na deski, a dziewczyny obserwowały nasze tricki. Kiedy przestałem już gadać z chłopakami podczas jazdy i wpadłem w "trans" jazdy słyszałem brawa i wiwaty. Ale nie zauważyłem, że wszyscy zeszli z ramp, by patrzeć na mnie. Na beznogiego chłopaka wywijającego na desce. To tylko tricki! Gdy wychamowałem przed ostatnią rampą i chwyciłem deskę rozejrzałem się po skate parku. Wszyscy mi bili brawo i wiwatowali. Podziękowałem wszystkim kiwnięciem głowy. Podbiegł do mnie jakiś 7 latek z malutką deskorolką. Uśmiechnąłem się i klęknąłem do niego.[]

- Nauczysz mnie jeździć? - Spytał wysokim głosem. Zaśmiałem się cicho.[]

- Może innym razem? Ja już muszę iść, ale pamiętaj, że trening czyni mistrza. - Podniosłem się i poczochrałem mu włosy. Podszedłem do paczki. Patrzyli na mnie jak na jakiegoś wielkiego mistrza. Spytałem, czy idziemy na pizze. Wszyscy się zgodzili. Gdy szliśmy w kierunku pizzerii nie obyło się bez pytań, gdzie ja nuczyłem się jeździć, ile już jeżdżę i tak dalej... Odpowiadałem na każde. Doszliśmy. Mieczyk zamówił capricioze 70 cm. Tak, 70. Tutaj jest największa pizza w mieście. Gadaliśmy, aż przyszła facetka z pizzą. Wzięliśmy po kawałku i rozmawialiśmy dalej. Gdy a wielkim talerzu nie było ani jednego kawałka wyszliśmy. Postanowiliśmy, że pójdziemy do mnie, żeby pograć i pośpiewać. Dosłownie wbiegliśmy do domu i popędziliśmy od razu na górę. Paczka usiadła przy tych instrumentach co zwykle, ja chwyciłem skrzypce i dałem hasło "P!nk - Try". Zacząłem śpiewać z Astrid. Uśmiechaliśmy się podczas śpiewu. Pod koniec piosenki paczka przestała grać. Oprócz mnie. Ja grałem na skrzypcach i śpiewałem z Astrid. Grałem coraz ciszej, aż przestałem całkiem. Uśmiechnąłem się i zaczęliśmy bić sobie brawo. Trochę dużo dzisiaj tego aplauzu... Trudno, czasami się przyda. Obróciłem się i zobaczyłem mamę w drzwiach.[]

-Chcecie tosty? - Spytała z uśmiechem. Wszyscy przytaknęliśmy i zszedliśmy na dół. Paczka usiadła na kanapie przed telewizorem, a ja poszedłem po wielki talerz z tostami. Wróciłem do salonu i położyłem talerz na stoliku. Zajrzałem na półkę. Kolejny dylemat filmowy...[]

-"Głową w mur"? - spytałem. Wszyscy się zgodzili. Wziąłem płytę i włożyłem do odtwarzacza. Usiadłem na fotelu, bo na kanapie oczywiście nie było już miejsca. Zaczęliśmy oglądać. W pewnej chwili poczułem delikatne uderzenie w tył głowy. Odwróciłem się i zobaczyłem całą naszą paczkę z popcornem jakby chcieli mnie nim zabić. Zaśmiałem się.[]

-Nie mam broni! - Tata podał mi od tyłu kubełek popcornu. Uśmiechnąłem się i wziąłem garść. Rzuciłem w paczkę. Zaczęła się zaciekła bitwa na popcorn! Była oczywiście masa śmiechu. Podczas gdy Smark i bliźniaki atakowały mnie, Astrid podeszła mnie od tylu i zwaliła z fotela. Złapałem ją za kostkę i również wywaliłem. Wylądowała obok. - SPOKÓJ! Koniec bitwy! - Powiedziałem dławiąc się śmiechem. Paczka opuściła "broń" i pomogła nam wstać. Zerknąłem na zegarek. Wow, już 20:00. Szybko zeszło. Dokończyliśmy oglądanie filmu i posprzątaliśmy. Pożegnałem paczkę i poszedłem na górę. Wziąłem Testament Thubana i zacząłem czytać. Przeczytałem do 8 rozdziału, ogarnąłem się i poszedłem spać. []

Może być nexcior? :3 Mam nadzieję, że tak :D Dziękuję Sis za tego koma xD Śmiałam się cały czas przy czytaniu go :D Jutro będzie next :* Mam nadzieję... Nie ważne. Może będzie. Bay! <3[]

Sad je kraj! Sad je kraj! Sory ;-; Za dużo serbskiego ;-;[]

Wstałem już w miarę wypoczęty. Ale nadal nie jest idealnie po świętach. Jak co rano ogarnąłem się i zjadłem śniadanie. I w końcu wyszedłem na dwór ze Szczerbem... Dawno z nim nie byłem na spacerze, więc trzeba to nadrobić. Chodziłem na początku po naszej okolicy, ale później poszedłem ze Szczerbatkiem do parku. Oczywiście nikogo nie było, bo kto normalny chodzi po parku z psem o 5:30 rano? Chyba tylko ja... Jeżeli jestem normalny. Obok skrzyżowania prowadzącego do miasta, parku, mojej okolicy i lasu zobaczyłem stojak z plakatami. Ale nie chodziło o stojak. Chodziło o plakat. Plakat z informacją, że dzisiaj będzie koncert Imagine Dragons w naszym mieście. Bilety kosztują 70 złotych. Może zaproszę Astrid... Bilety sprzedają w księgarni obok galerii. Poszedłem zobaczyć godziny otwarcia księgarni. A raczej księgarenki. Miała wielkość dwóch kabin WC w szkole... Spojrzałem na tabliczkę na drzwiach. "Godziny otwarcia: Poniedziałek - Piątek - 6:00 - 19:00, Sobota - 10:00 - 16:00". Trochę dziwne godziny otwarcia. Ale na szczęście jest już otwarte. Wszedłem i rozejrzałem się. Pełno książek, jak w zwykłej księgarnii. Podeszłem do sprzedawczyni i spytałem o bilety. Powiedziała, że zostało pare i podeszła do małej szufladki pod półkami na książki fantasy. Otworzyła ją i podała mi 2 bilety. Zapłaciłem pieniędzmi, które nawet nie wiedziałem, że mam.  Podziękowałem i wyszedłem. Wracałem wolnym krokiem do domu. Wszedłem i zdjąłem Szczerbowi obrożę. Spowrotem wyszedłem. Mam nadzieję, że Astrid już nie śpi. Szedłem w stronę jej domu wolnym krokiem, jakbym próbował tym dojść później, żebym miał pewność, że nie śpi. Jeśli ktoś mnie zrozumiał, to brawo. Gdy doszedłem zapukałem do drzwi. Otworzyła mi mama Astrid.[]

-Dzieńdobry! - Powiedziała do mnie z uśmiechem.[]

-Dzieńdobry, proszę Panią, czy Astrid jeszcze śpi? - Trochę nie pewnie się czułem rozmawiając z Mamą Astrid. Nie wiem czemu.[]

-Nie, właśnie je śniadanie. Astrid! - Po chwili przyszła. Przytuliłem ją i włożyłem jej w dłoń bilet. Tak się ucieszyła, że gdy się na mnie "rzuciła" to prawie upadłem. []

-Skąd wiedziałeś?[]

-Nie wiedziałem... Takie przeczucie? - Pytanie retoryczne z uśmiechem. Astrid zawsze się z tego śmieje.[]

-Dziękuję! - Jeszcze raz mnie przytuliła. Odwzajemniłem uścisk.[]

-Przyjdę po Ciebie, dobrze? Teraz muszę uciekać. - Zaśmialiśmy się. Śmiejemy się nawet przy poważnych rozmowach. Zgodziła się i powiedziała, że mam być o 17:30, żebyśmy zdążyli na 18:00 dojść. Jak będziemy wcześniej to zajmiemy lepsze miejsca. Koncert będzie tam gdzie są wszystkie koncerty. W parku, na takiej "polanie" piknikowej. Tylko, że w tej części parku, która jest dalej. Trudno wytłumaczyć, lub jestem po prostu nie rozgarnięty. Chyba nie to słowo... Trudno. Wróciłem do domu. Mama spytała gdzie byłem. Wspomniałem tylko, że idę na koncert o 18:00. Zgodziła się, jak to ona. Zawsze mogę chodzić na takie spotkania, koncerty, zabawy i tak dalej. Poszedłem wybrać ciuchy. Zaraz... Co ja?! Baba?! Ygh... Podszedłem po prostu do szafy i wziąłem czarne jeansy i koszulkę Imagine Dragons. Kupiłem ją na wyjeździe w Chorwacji. Do tego szara bluza na zamek i jest okay... Ja na prawdę zmieniam się w babe! O matko... Czkawka, spokojnie... No dobra. Wziąłem Testament Thubana i wziąłem się za czytanie. Przeczytałem do 12 rozdziału (Nie wiem ile jest rozdziałów w tej książce, więc przyjmijmy, że 20 :P). Już ponad połowa. Czasami potrafię przeczytać książkę w jeden dzień. Lub jedno popołudnie... Gdy skończyłem była 8:30... Super... Co ja będę robił?! Wiem! Ten dzieciak w skateparku... Jak będzie, to go nauczę, a chociaż spróbuję jeździć,a jak nie to pojeżdżę. Wziąłem deske i wyszedłem.[]

W skateparku[]

Rozejżałem się. Zobaczyłem tego dzieciaka siedzącego na ławce i obserwującego jazdę innych. Podszedłem do niego z uśmiechem.[]

-Młody! Zaczynamy naukę? - Uśmiechnął się do mnie i przytaknął. Wziął swoją malutką deskorolkę. Położyłem swoją na ziemi i objaśniłem "Jak spadać, żeby nic sobie poważnego nie zrobić", czyli po prostu wytłumaczyłem, że musi bronić głowę i upadać na bok, a nie do przodu. Gdy upadniesz do przodu mogą być poważniejsze szkody. A tak najwyżej poobijanie, ewentualnie po spadnięciu z rampy to złamana ręka. Mały wszedł na swoją deskorolkę. Trzymałem go za ramiona i objaśniałem jazdę. Szybko załapał, bo jak wzięliśmy się za samą jazdę to umiał się utrzymać przy jeździe prosto i skrętach. Gorzej z hamowaniem. Trudno mu przytrzymać nogę i deskorolkę. Uśmiechnąłem się i powiedziałem, że muszę już iść. []

Myślę, że taki next jest w miarę dobry. Dziękuję, że czytacie to coś i się Wam podoba (Tak myślę, że podoba :D). Zostawcie po sobie odcisk łapy, dzięki niemu next będzie szybciej i będzie lepszy! (Chodzi o koma ;-;) Bay! :3[]

Jest 10:00, koncert jest o 18:00... Mam 8 godzin nudy, co ja będę robił? Poszedłem do piwnicy z myślą, że znajdę coś ciekawego. W kącie ciemnego pomieszczenia zobaczyłem biblioteczkę. Całą w pajęczynach, ale dojrzałem książkę, która mnie zaciekawiła. Obita w jasno brązową skórę księga z dziwnym znakiem. Wygląda jak jeszcze z czasów wikingów... Ten znaczek przypomina... Smoka? Można chyba tak powiedzieć. Przedostałem się przez sterty katonów i pudełek do biblioteczki. Wziąłem po drodze jakieś rękawice gumowe. Założyłem je zdjąłem całą pajęczyne. Wyrzuciłem rękawice w kąt i chwyciłem księgę. Wróciłem na górę, do mojego pokoju. Usiadłem przy biurku i otworzyłem księgę. Pierwsza strona. Tytuł był napisany jakimiś dziwnymi literami, miałem je kiedyś na historii... Jak one..A tak! Runy. Chwyciłem komórkę i zacząłem szukać tłumaczenie run. Nie, to nie... Jest! Położyłem telefon i zacząłem tłumaczyć. "Smoczy podręcznik. Bork Wielki - Pechowiec". Smok! Dobrze myślałem... Następna strona. Zacząłem tłumaczyć. "Ognista klasa. Smoki z klasy ognistej. Charakteryzują się niezwykłą siłą ognia. Są waleczne i odważne. Znakiem tej klasy jest Koszmar Ponocnik." Mhm... Czyli smoki są podzielone na jakieś klasy? Jak my w szkole, pff... Następna strona. "Koszmar Ponocnik. Tylko najodważniejsi mają z nim doczynienia. Posiada umiejętność samozapłonu. Statystyki: Atak: 15, Szybkość: 16, Obrona: 12, Moc ognia: 15, Liczba Splunięć: 10, Trucizna: 0, Zacisk Szczęk: 6, Spryt: 9. Znak klasy ognistej". Niezły smok... Samozapłon? Ciekawie, chciałbym to zobaczyć. Następna strona. "Straszliwiec Straszliwy. Małe gadzisko, jednak równie silne, jak inne smoki. Ma umiejętność celnego strzelania. Statystyki: Atak: 8, Szybkość: 10, Obrona: 6, Moc ognia: 12, Liczba splunięć: 10, Trucizna: 12, Zacisk Szczęk: 2, Spryt: 12" Dalej. "Czerwona Śmierć. Nie miałem z tym smokiem nigdy doczynienia. Z opowieści wikingów jest olbrzymi jak wyspa. Ale czy to prawda, pewnie się nie dowiemy. Statystyki: Niewiadome" (Podręcznik nie jest z czasów Czkawki z JWS, tylko jakby Bork go napisał i zostawił w piwnicy, więc nic nie wiadomo o niektórych smokach). Wielki ja wyspa? Wow... Dalej. Tajfumerang, Ognioglista, Królowa Ognioglist i Koślawy Mruk. O nich też wiele nie napisał. Następna klasa. "Klasa Strachu. Smoki bardzo wrażliwe na zapach i dźwięki. Potrafią wytropić wikinga, zwierze, wszystko. Symbol: Dwie głowy Zębiroga Zamkogłowego". Czytałem o każdym smoku. Rumblehorn i Thunderclaw. Trochę dziwne nazwy tych smoków, ale nie wnikam. Następna klasa to "Klasa Uderzeniowa. Smoki z tej klasy są inteligentne i sprytne. Potrafią osiągnąć niezwykle wielką prędkość lotu. Znak tej klasy to Nocna Furia". Smoki z tej klasy... Wandersmok, Wooly Howl i Marazmor... Tylko co to ta Nocna Furia? Nazwa mnie bardzo ciekawi... Następna klasa. " Ostra Klasa. Smoki z klasy ostrej posiadają kolce, wyrostki i ostre grzbiety, które są w stanie przeciąć niemal wszystko. Symbol tej klasy to Śmiertnik Zębacz podczas lotu". Smoki z tej klasy to Drzewokos, Szybki Szpic, Stormcutter, Kroplowij, Szponiak, Śmiertnik Zębacz, Hackatoo, Fogcutter, Cloudcutter, Shivertooth i Windstriker. Sporo ich... Czas na "Klasa Kamienna. Smoki z tej klasy są wytrzymałe. Charakteryzuje je bardzo twarda skóra. Żywią się kamieniami. Symbol klasy kamiennej to Gronkiel" Smoki z tej klasy to Gronkiel, Szeptozgon, Krzykozgon, Ostrykieł, Hotburple, Grapple Grounder, Bańkobok, Thunderpede i Groncicle. Na prawdę dużo tych smoków... Jak oni sobie z nimi radzili? Dalej. "Tajemnicza klasa. Smoki z klasy tajemniczej nigdy nie były dokładnie zbadane lub poznane. Dlatego, że te smoki są najbardziej niebezpieczne ze wszytskich. Symbol tej klasy to Zmiennoskrzydły" Smoki... Zmiennoskrzydły, Gnatochrup, Zaduśny Zdech, Sidlarz, Zębiróg Zamkogłowy, Sweet Death i... Nocna Furia! "Nocna Furia. Wielkość: Nieznana, Szybkość: Nieznana... Przeklęty podmiot burzy plujący błyskawicami, które niosą śmierć. Pod żadnym pozorem nie atakować. Jedyna szansa to ukryć się i modlić, żeby Cie nie znalazł". Wow... Chciałbym zobaczyć tego smoka... Strasznie mnie ciekawi. Została jedna klasa. "Klasa Wodna. Te smoki zamieszkują oceany, morza, rzeki i jeziora. Nie zieją one ogniem, lecz plują zamarzającą lub wrzącą wodą. Symbol tej klasy to Parzypluj" Smoki z tej klasy to Parzypluj, Gromogrzmot, Seashhocker, Oszołomostrach, Shockjaw, Tide Glider, Sand Wraith, Submaripper, Sliquifier i Desert Wraith. Ygh... Chciałbym zobaczyć te smoki... Zamknąłem Smoczy Podręcznik i położyłem dłoń na znaku smoka na okładce. Otoczyła mnie biel. A później znalazłem się...[]

To tyle! Hyhy :D Dedyki rozdaję osobom, które zgadną gdzie on się znajdzie! :D Ale to chyba oczywiste O.o Nie! Nie będzie oczywiste :D Next może jutro :D Czemu może? Bo jutro już szkołe mam ;/ Nie nawidzę szkoły, wolę Smocze Szkolenie :D Bay <3[]

... w lesie. Las wydawał się zwyczajny, ale taki nie był. Schyliłem się po Smoczy Podręcznik. Rozejrzałem się i zauważyłem, że las płonie. Wcześniej było wszystko okay... Wszystko płonęło, prócz... ścieżki. Poszedłem licząc na jakieś wyjście z lasu. Szedłem uważając, by nie spalić księgi i siebie. Gdy widziałem brzeg lasu ulżyło mi. Przyspieszyłem i będąc na skraju lasu zobaczyłem jakąś wioskę. Raz kozie śmierć - pomyślałem. Podszedłem do jakiejś osoby... Dziwnej, jak każda... Wikingowie? Hełmy z rogami, futrzane ubrania... []

-Ee... Mogę wiedzieć, gdzie ja jestem? - Nie odpowiedział, tylko na mnie popatrzył. Chwycił mnie "za fraki" i zaczął iść w kierunku dużego budynku. Wepchnął mnie do niego. Rozejrzałem się. Drewniane stoły i ławki... Wielki tron... Coś w stylu tronu. Siedział na nim wielki, rudy mężczyzna z długą brodą.[]

-Czkawka?[]

Trochę krótkie :/ Przepraszam, ale weny brak :c Jutro tyż się cuś pojawi c:[]

-Skąd znasz moje imię? - Byłem zdziwiony jak powiedział do mnie po imieniu, bo my się jeszcze nigdy nie widzieliśmy... Chyba... Skądś go kojarze... Ale wikinga? Zaczął do mnie powoli podchodzić.[]

-Jak skąd? Jesteś moim synem... Zaginionym synem. - Yyy... Zaraz, co? Synem? Chyba mu się coś pokićkało. Ja go nawet nie znam! Oni sobie chyba ze mnie żartuje![]

-Ale ja Cie nie znam... []

-Byłeś bardzo mały... - Co? I może jeszcze jestem wikingiem? A w tej bajce były smoki? Zaraz, to zdanie tu chyba nie pasuje... W końcu trzymam Smoczy Podręcznik, który właśnie zauważył ten mój "ojciec". - Skąd go masz?[]

-Znalazłem.[]

-Chcesz wiedzieć? - Pokiwałem twierdząco głową. - Gdy miałeś 2 miesiące smok porwał Twoją matkę... Akurat była z nimi wojna. Smok wtargnął do domu i podszedł do Twojej kołyski. Twoja matka przyszła Ci na pomoc. Smok zaczął do niej podchodzić, pewnie z zamiarem ataku. Wbiegłem i zobaczyłem jedynie, jak smok porywa Twoją matkę... Gdy Ty miałeś 2 lata historia powtórzyła się w bardzo podobny sposób. Smok porwał Ciebie... Ale zobaczyłem Cie dopiero w jego łapach, nad wioską... Myślałem, że najważniejsze osoby w moim życiu zostały porwane i pewnie zabite przez smoki, a ja nic nie zrobiłem, żeby je uratować... - Yyy... Nie wiem co powiedzieć... Brzmi to na realnie, oprócz smoków... Sam facet trochę przypomina mojego ojca. Też jest rudy, też ma zielone oczy, jest umięśniony, wysoki...[]

-A jak wyglądała moja mama? - Spytałem, bo może się okazać, że opisze właśnie moją mamę z "normalnego świata".[]

-Była piękna... Miała długie, lśniące, brązowe włosy... Podobne do Twoich. Również, jak Ty miała zielone, jak trawa oczy. Delikatne rysy twarzy... - Dobra... To jest chyba odcinek jakiegoś serialu z ukrytą kamerą... Co się tu dzieje?![]

-Yyy... Ja... Ja nie wiem, co powiedzieć... Ja się tu znalazłem dzięki księdze. - Popatrzył na mnie i westchnął.[]

-Ta księga jest magiczna... Może przenieść Cie w inny czas, lub miejsce. Ty pewnie myślałeś o smokach i pewnie dlatego pojawiłeś się tutaj. M-Mogę? - Pokazał palcem na księgę. Kiwnąłem głową i podelem mu podręcznik. - Przyłóż dłoń. - Położylem dłoń na znak smoka, on zrobił to samo. Po chwili pojawiliśmy się na innej wyspie.[]

Znowu krótki next ;/ Przepraszam, ale tak złe samopoczucie nie pozwala na pisanie :c Już nawet pomijając mdlenie czuję się, jakby ktoś mi wyrwał serce. Nie, nie chłopak... Takie uczucie, po prostu. Może jutro coś będzie.[]

 ♥ Facebook Jest post odnośnie opka :3[]

Moja Playlista []

♥Dedyk dla mojej kochanej paczki:[]

☻Zmioterka <3 Moja sis :3[]

☻Szczerbek14 :3[]

☻Szczerbatek26 :3[]

☻Astriś032 :3[]

☻Jaeherys :3[]

☻LPwolf :3[]

☻Riverfifer :3[]

No jeszcze jeden dedyk dla Zmioterki czyli mojej Sis <3 Kochana rozpisałaś się dla mnie o 3 w nocy, dziękuję :3 Jesteś wielka! ♥[]

Tak, ten dedyk to za konkurs ;-; (Emotka - Oszołomostrach :3)

-Na tej wyspie siedzę i rozmyślam. Często o Tobie i mamie... - Jak on tu się dostawał, jak nie miał księgi? - Mam jeszcze notatnik mamy. On również działa jako teleport. Czasami jeszcze teleportuję się na klify. Siedziałem tam z mamą... - Coś się zaczął rozmyślać. Trzeba się dowiedzieć czegoś o rodzinie. -A... Skąd wiesz, że to ja? No wiesz... Jak mnie poznałeś? -Po dwóch bliznach i oczach... - Ekhm. Dobra rozumiem, że po oczach, ale jakie blizny? Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem. - Blizna na podbródku i na szyi. - Aa... Ta na podbródku... Zaraz! Ja nie mam blizny na szyi! -Jaka blizna na szyi? - Podeszłem do jeziorka. Na mojej szyi widziałem coś w stylu dwóch horągiewek. Jedna czarna, a druga czerwona. Zdjąłem koszulkę a na mojej klatce piersiowej zobaczyłem wielkiego, czarnego smoka. Czarny smok... Nocna Furia! Odwróciłem się w stronę ojca, a ten normalnie zamarł.  -Wcześniej był tylko ten element na szyi... - Podszedł do mnie. - To... Nie możliwe! - Ale co jest nie możliwe? Ta blizna? - Smoczy Władca! - Popatrzył na mnie jakby zmartwionym wzrokiem i się odwrócił. -O co chodzi? - Ubrałem spowrotem moją koszulkę. -Czytałeś ukrytą wiadomość w księdze? Jeśli nie, to jeszcze nie jesteś gotowy. Ale ten podręcznik miał trafić do Smoczego Władcy, który będzie posiadał taką bliznę na klatce piersiowej. Umrze ona za swoją rodzinę. - Spojrzałem na niego przerażony. Umrzeć? Za rodzinę? Smoczy Władca? Nie wiem co powiedzieć...

-Umrzeć? Czemu ja?


-Nie wiem. Smoczy Władca dostanie wielki dar w dniu gotowości. Czyli wtedy, gdy odnajdziesz wiadomość i zrozumiesz jej znaczenie. - On sobie robi ze mnie głupka? Nie wygląda na takiego. Co teraz mam zrobić? Powiedzieć "Spoko tato, umrę dla rodzinki i dostanę jakiś tam dar" ? Nie, sorki to nie dla mnie! Co robić, co robić?


-Dar? 


-Nie wiem jaki. Sam się dowiesz. - Złapał podręcznik. Przyłożyliśmy dłoń do znaku i powróciliśmy do wioski. Wogóle nie wiem, czy wrócę do domu... Mam nadzieję... Ciekawe, co rodzice teraz robią... Pewnie ojciec pociesza mamę, lub wcale nie zobaczyli, że zniknąłem i się nie przejmują. Poszliśmy do chyba mojego starego domu. Wskazał palcem na schody

- Po schodach na górę jest Twój stary pokój. Jak się rozejrzysz przyjdź, dobrze? - Kiwnąłem tylko głową. Ciekawie... Wszedłem po schodach. Pokój przypominał mi ten z tamtego domu, tylko wszystko było takie drewniane i bardziej "wikingowe". Zamiast laptopa na biurku leżał topór i stos kartek z ołówkiem. Zamiast sterty bluz w szafie są cienkie koszule, jakieś tuniki... Czyli jak taki młody wiking. Na regale zamiast książek, tabletu i innych szpargałów były stare księgi obite w skórę i sterty zeszytów, ołówków i kartek. Wziąłem stos z biurka. Na kartkach były realistyczne rysunki jakiegoś niemowlaka, mężczyzny i kobiety. Pewnie ja z rodzicami. Na dole każdej kartki był podpis runami. Już pamiętam dobrze runy, więc nie było problemu rozczytać. "Valka" - To na prawdę moja rodzina, lub ktoś robi sobie ze mnie żarty a'la Sience Fiction. Zmieniłem moje "nowoczesne" ciuchy na te z szafy. Jakaś futrzasta kurtka, zielona tunika, pas i ciemno zielone spodnie. Do tego bardzo grube, wysokie buty. Jak oni w tym chodzą? Zszedłem do mojego ojca.

-Czas na ogóły. 


Może być nexteł? :3 Mam nadzieję :D Możliwe, że dzisiaj jeszcze coś nabazgrzę, bo samopoczucie się znacznie polepszyło. Ale nie jest niestety nadal idelanie. Dziękuję, że czytacie to... coś :D Zostaw odcisk łapy! (Czyli koma..) Dedyki dla mojej paczki <3 (Tak jestem za leniwa, żeby napisać każdego po kolei xD) 


-Czyli? - Jakie ogóły? - Calą historię... Od początku do końca,. ze wszystkimi szczegółami aż do teraz, z tradycjami, żebyś wiedział o czym mówią inni. -Okay... - Zaczął wszystko opowiadać i tłumaczyć. Wszystko zrozumiałem. Powiedział, żebym poszedł na dwór, z kimś pogadać... Nie mam ochoty. Po prostu wyszedłem z domu i usiadłem na trawie. Podeszła do mnie grupka wikingów. Wyglądają na w moim wieku. -Hej - Przywitałem się pierwszy. W końcu jestem nowy... Przyglądali się mi i w końcu się przywitali.


Ygh... Zajęcia z testów to zuo ;-; Na prawdę, wypaliły mi mózg i nie wiem gdzie jest jaka litera na klawiaturze ;-; Muszę wyzdrowieć z testów matematycznych ;-; Bay <3


-Jestem Sączysmark. - Zaraz, co? Wszyscy tu mają tak samo na imię, jak w "prawdziwym świecie". Może to jest ten prawdziwy świat? - To są bliźniaki, Mieczyk i Szpadka, to Śledzik, a to Astrid. - Astrid? Nawet ona! - Idziemy na plaże Thora, idziesz z nami? - Zgodziłem się. Możemy się poznać... Ale ja ich znam... Nie ważne. Wstałem i poszliśmy razem na plażę. Tu wcale nie jest aż tak źle... Może nawet lepiej... Nie. Tutaj nie ma tamtej Astrid... Przerwałem swoje rozmyślania i zdjąłem "bluzę" i koszulkę. Wskoczyłem do wody. "Paczka" za mną. Zaczęła się bitwa na chlapanie. Zanużyłem się... Nikt nie zauważył. Złapałem Mieczyka za nogi i zacząłem ciągnąć go w dół. Darł się na całą wyspę. Wszyscy się z niego śmiali. W końcu i ja nie wytrzymałem i też się zaśmiałem. Ale pożałowałem. Zakrztusiłem się wodą. Zacząłem tracić przytomność... Poczułem, jak ktoś mnie wynosi z wody. -Ekhe! *kaszle* Ekhe! - Obudziłem się z kaszlem. Podniosłem się. Jestem nadal na plaży, a "paczka siedziała wokoło mnie. Rozejżałem się, jakby czegoś mi brakowało. I brakowało. Koszulki i Śledzika.  Po chwili jednak przyszedł z moim ojcem, kjtóry mnie zaniósł do domu. Po co? Mogłem sam iść, nic by mi się nie stało.. W domu ześlizgnąłem się mu z ramienia. Popatrzał na mnie lekko zmartwiony. Och, no tak! Mogłem zginąć... Ale panika... Już nie mam nogi, a to jest jedną protezą w grobie. - Nic mi nie jest... - Pokazałem na siebie dłońmi. Przytaknął i pokazał, żebym wszedł na górę. On poszedł do kuchni, a ja do pokoju. Usiadłem na moim łóżku. Złapałem notes, który leżał na ziemi, węgiel i zacząłem szkicować... Koszmar Ponocnik... Ostatnio mnie te smoki coraz bardziej ciekawią... Wszedł ojciec. Spojrzałem na niego. Podszedł i usiadł obok. -Masz talent po matce... - Mamie? No... W "normalnym" świecie ona nauczyła mnie szkicować. Chciała być architektem, ale została bizneswoman. Długo rozmawialiśmy... To wszystko, co mówił to prawda! Ciężko mi w to uwierzyć, chociaż wiem, że mówią prawdę i to się dzieje na prawdę... 


Ygh... Brak czasu znowu :c Aktywność spada :c Bardzo mnie to smuta :c Jutro cuś będzie c: Daj odciska łapki! (Czyli koma :3) Położyłem się spać, gdy ojciec wyszedł. Nie mogłem długo zasnąć. Usłyszałem uderzenie. -Nie! - Zaraz... Gdzie ja jestem? W... domu. W moim domu ! To był sen? Szkoda... Ale... Księga leży na ziemi... Pewnie zasnąłem z nią, a ojciec położył mnie na łóżku. Wstałem i położyłem ją na biurku. Nie chcę próbować tam iść. Spojrzałem na zegarek. 16:00. Mam półtora godziny na dojście do Astrid. Słuchałem muzyki, a później się przebrałem. Wyszedłem o 17:10. U Astrid byłem gdzieś tak 15 minut później. Poszliśmy.Udało nam się stać w 6 rzędzie, czyli w miare blisko sceny. Pięć minut później Imagine Dragons weszli na scenę. Powitaliśmy ich brawami i zaczęli śpiewać piosenkę "I bet my life". Astrid we mnie się wtuliła. Wszyscy śpiewaliśmy razem z zespołem. Zakończyli pierwszą piosenkę. Zaczęli śpiewać kolejne.  Po koncercie -Astrid? -Tak?


Jestem powalona ;-; Za krótko coś ! :c Brak tej walonej weny. Trza jakoś coś z nią zrobić :v Zostaw odciska łapki! <3 (Czyli koma :3 Bardzo mała aktywność :c Smutno :c)

Odwróciłem wzrok na chwilę. Czkawka... Nie bój się ! Ygh... Okay... Ja chcę ją zaprosić tylko na randkę, a boję się jak skoku z klifu. 

-Pójdziesz ze mną na bal? - Nie długo jest bal, więc postanowiłem ją zaprosić. Czemu nie. Ale czy się zgodzi? Mam nadzieję, że...

-Jasne. -Uśmiechnęła się. Odwzajemniłem gest i poszliśmy po autograf i zdjęcie z zespołem. Stanęliśmy w kolejce.

Pół godziny później

Wreszcie doszliśmy do Imagine Dragons... Poprosiliśmy o autografy i zrobiliśmy sobie zdjęcie. Zaczęliśmy wracać do domu. 

Wszedłem do domu i zdjąłem kutkę. Poszedłem do mojego pokoju. Położyłem dłoń na podręczniku. Zacząłem się teleportować. Super ! Nie teraz ! Ygh... Pojawiłem się na łóżku w moim domu w wiosce. Wstałem i wyjrzałem przez okno. Hmm... Jest ranek. Okay, to idziemy na śniadanie... Zszedłem na dół. Na stole leżała kartka i wędzone ryby... Nie lubię wędzonych ryb, ale jak nic innego nie ma to trudno. Na kartce był list od mojego ojca.

"Drogi Czkawka.

Wypłynąłem w poszukiwaniu Smoczego Leża. Nie szukaj mnie, będę za 10 dni. Masz obok śniadanie. Gdy je zjesz idź na arenę. Tam są przygotowania. Dziś wieczorem atakują smoki. Będzie wśród nich Nocna Furia. Najgorszy smok. Nie próbuj go zabijać. Chowaj się, gdy usłyszysz świst przerywanego przez nią powietrza. Do zobaczenia.

Stoick."

Będzie za diesięć dni, idź na szkolenie, atak smoków. Zapamiętałem. Zjadłem moje śniadanie i poszedłem na arenę. Była tam moja paczka. Przywitałem się z nimi. Rozmawialiśmy, aż nie przyszedł kowal - Pyskacz. Podobno fajny gość. Ogłosił rozpoczęcie treningów. Prowadzą do jakiegoś wielkiego zabicia smoka na oczach całego klanu... Czy jakoś tak. Wypuścili pierwszego smoka. Gronkiel. Okay... Zacząłem biegać w kółko areny, jak wszyscy. Pyskacz dawał jakieś wskazówki, ale ja wolę działać po swojemu. Pobiegłem i złapałem tarczę. Stanąłem w martwej strefie smoka i rzuciłem w niego tarczą. Chybiłem. Jak to ja... Niezdara. Ale smok mnie zauważył. Przytrzasnął mnie do ściany i miał zamiar strzelić. Szykowałem się na śmierć. W ostatniej chwili Pyskacz zabrał Gronkiela do klatki. Usłyszałem śmiech paczki. Wytrzymam. Wytrzymałem docinki w podstawówce i gimnazjum. W liceum spotkałem paczkę, która nie ma mnie za takiego durnia. Tu jest inaczej, ale dam radę. 

Po treningu, wieczorem

Do tej pory siedzę u siebie, w prawdziwym świecie. Już czas na atak smoków... Przeszedłem na Berk. Oczywiście działam po swojemu i zabiję Nocną Furię. Zrobię to.

W końcu [chyba] normalny next :D Muszę Wam coś powiedzieć. Nie martwcie się, jak nieługo nie będzie nexta. Ponieważ chyba dostanę bana za złe słownictwo w komentarzu. Broniłam mojej sis tylko! ;-; A siostry trza bronić przecież ;-; Dobrze... Tak więc... Zostaw odciska łapy! :3 (Czyli koma <3)

Pobiegłem do kuźni. Chwilę tam posiedziałem i szybko wszystko zrozumiałem. Znalazłem tam wyrzutnię do kul i zabrałem ją na klif. Po kilku minutach wszyscy byli zajęci atakiem smoków, a ja wypatrywałem tej Nocnej Furii. Usłyszałem świst przerywającego powietrza. Przygotowałem się i w odpowiednim momencie wystrzeliłem kule. Trafiłem! Wyrzutnia odrzuciła mnie do tyłu. Obserwowałem spadającego smoka... Na Krucze Urwisko, jeśli dobrze zapamiętałem z mapy mamy... Czytałem, że tylko ona wie o tym miejscu. 

-Udało się! - Wstałem i stanąłem na krańcu klifu. Uśmiechnąłem się do siebie i odwróciłem się. Po chwili na plecach poczułem gorący, wręcz wrzący oddech. Powoli odwracając się zobaczyłem płonącego Ponocnika. Zacząłem wiać. Nie mam broni, nie wiem co robić... Zginę! Super... Stanąłem za pochodnią. Chyba go zgubiłem... Zacząłem iść pod wielką pochodnią sprawdzając czy nadal tam jest. Znowu poczułem parzący oddech na karku. Odwróciłem się. No to świetnie. Strzelił we mnie. Uniknąłem ciosu... Ale pochodnia nie. Zawaliła się, a za nią zobaczyłem mojego ojca... Super... Przechlapane. 

-Przepraszam... Tato... - Złapał mnie "za fraki" i podał Pyskaczowi jak jakiś kubek. Tylko, że ja nie jestem kubkiem i nie chcę iść do zlewu! Pyskacz puścił mnie w drodze do domu. Ja oczywiście się użalałem. - No bo on patrzy na mnie z takim politowaniem, jakby dali mu za mało wędliny w kanapce. Znam go od 2 dni, a widzę, że wyobrażał mnie sobie inaczej. Silniejszego, większego... Lepszego..

-To nie prawda... Po prostu jesteś inny.

-Ty wiesz jak pocieszyć... - Wszedłem do domu. Gdy kroki Pyskacza ucichły popędziłem na Krucze Urwisko.

To na tyle, bo głowa pęka :c Na prawdę, mam dość :c Zostaw odciska łapki! :3 (Czyli koma ♥)

Dedyki dla paczki z fejsa <3

Dobiegłem na Krucze Urwisko. Nie ma go? Dziwne... Myślałem, że spadł tutaj... Poszedłem dalej mając nadzieję, że go  znajdę. Zastanawiałem się też, dlaczego to robię... Dziwnie się czuję... Taki inny niż wszyscy. To takie uczucie, jakbym chciał coś udowodnić. Nawet nie ojcu, czy paczce, tylko sobie. Z każdym krokiem coraz bardziej wydawało mi się, że go nie znajdę. Przypomniał mi się notes mojej mamy, który mam przy sobie. Otworzyłem go na mapie wyspy. Zacząłem oznaczać miejsca, gdzie już byłem i nie było Nocnej Furii. Nie! Miałem  już powoli dosyć! Pomazałem cała mapkę i zatrzasnąłem notes. Uderzyłem w gałąź przede mną i dostałem nią po chwili w twarz. Co za pech... Co to..? Zauważyłem złamane drzewa... Wyglądają, jak po uderzeniu meteorytu... Tylko bez ognia. Przedzierałem się przez zerwane drzewa i leżące na ziemi pnie. Zacząłem wchodzić na jakiś mały pagórek i wyglądając zza niego zauważyłem... Nocną Furię! Wreszcie go  znalazłem! Moja chwila... Zacząłem szukać sztyletu... Nie ma go! Pewnie go gdzieś w lesie zgubiłem. Chwyciłem ostry kij. Jak jakiś jaskiniowiec. Trudno, może się uda. Wyszedłem zza pagórka. Trzęsły mi się ręce, a w głowie kłębiło pełno myśli. Zacząłem powoli podchodzić. Powoli? Tempem żółwia. Gdy podszedłem zauważyłem otwarte oczy smoka. Były pełne strachu... I małej, niezauważalnej ilości zaufania. Tylko czemu zaufanie? Przecież chcę go zabić... Przygotowałem się do uderzenia w serce smoka. Zamknąłem oczy, wciągnąłem powietrze i zamachnąłem się. Zaraz. Uchyliłem jeszcze na moment oczy. Natomiast w oczach Nocnej Furii zobaczyłem... Mnie. Te same uczucia. Strach, zmartwienie, nadzieję i chęć ucieczki, wołania pomocy. Oprócz tego na chwilę zamiast oczu smoka były... Moje oczy. Identyczne. Poczułem, jak mnie i tego smoka łączy więź... Jaka więź?! Czkawka, spokojnie... Tylko ja nie umiem zabijać. Nie zrobię tego i już. Rzuciłem patyk i odwróciłem się. Obmyślałem co robić. Iść? Zostać? Zabić? Uwolnić? Zostać i uwolnić. Postanowiłem. Chwyciłem coś ostrego i zacząłem rozrywać liny.

-Dziękuję... -Usłyszałem szept. Głos był taki sam jak mój. Spojrzałem zdziwiony na smoka. Czy on to powiedział? Rozejrzałem się wokoło szukając kogoś, kto mógł to zobaczyć. Nikogo jednak nie było.

-T-to Ty powiedziałeś? - Spojrzałem w oczy smoka. Podniósł się rozrywając pozostałe 2 liny. Usiadł i popatrzył na mnie ciekawskim wzrokiem. Uśmiechnąłem się nieśmiało. Bo co ja mam teraz robić?

-Tak.. Ty mnie rozumiesz? Przecież... - Podszedł bliżej i pokazał na moją klatkę piersiową. Chodzi mu o to znamię? Zdjąłem futrzaną kamizelkę i koszulkę. Powąchał znamie. - Smoczy Władca! - Ojciec coś o tym mówił... Ale to prawda?

-Czyli to jest prawda? To o śmierci za rodzinę?

-Tak, ale to nie będzie ta rodzina z więzów krwi i rodziców. Tylko z więzów duszy. Nie mogę nic więcej powiedzieć, jeśli nie znalazłeś jeszcze wiadomości w księdze. - Jeszcze widomość...

-Czekaj tutaj, dobrze? Pójdę po księgę. - Pokiwał głową i poszedł do małej jaskini w ścianie skalnej. Popędziłem do domu. Pare razy uderzyły mnie gałęzie drzew i pare razy się potknąłem o kamienie, lub złamane pnie. Wreszcie dobiegłem. Wszedłem przez okno do pokoju. Na wszelki wypadek, jakby ojciec był w domu. Nie ma jej na biurku... Włożyłem rękę pod łóżko. Jest. Wziąłem ją. Zszedłem po cichu na dół. Nie ma go. Poszedłem i wziąłem dwie ryby dla smoka. Może będzie chciał. Wyszedłem przez tylne okno. Pobiegłem w miejsce, gdzie czeka na mnie Nocna Furia. 

Dobiegłem. Zagwizdałem dając znak, że już jestem. Po kilku sekundach zjawił się smok. Położyłem torbę na ziemi i sam usiadłem. Wyjąłem z niej księgę. Otworzyłem na ostatniej stronie. Jak zaczynać to od końca... Nie ma. Wcześniejsza strona. Jest...

No to tyle na dzisiaj :3 Mam nadzieję, że chociaż trochę wynagrodziłam poprzednie krótkie nexty. 

-Nowa PLAYLISTA :3

-FACEBOOK :3

Zostaw odciska łapki! :3 (Czyli koma ♥)

Jest wiadomość. 

" Smoczy Władca. Umrze za rodzinę więzi duszy. Więź zapleciona od narodzenia. Więź przyjaźni, która jest niemożliwa. Jednak, dla Dziecia Smoków wszystko jest możliwe. On potrafi wszystko. I musi to wykorzystać. Jego dar jak i przeznaczenie właśnie się ujawniają. Dar rozmawiania ze swoją smoczą rodziną. Porozumiewanie się z nimi w myślach. Przyjażń z nimi. Przeznaczenie to połączenie dwóch sprzecznych ze sobą światów. Zaprzestać wojny. Wstrzymać broń. Zawrzeć pokój. Zrobi to. Bogowie w niego wierzą. On też musi. Niech pamięta, że jesteśmy z nim. "

Teraz muszę to zrozumieć. Przeczytałem kilka razy wiadomość. Hm... Moim przeznaczeniem jest zawarcie pokoju dwóch światów. To znaczy? Jakich dwóch światów? Porozumiewanie się w myślach? Zaprzestanie wojny? Czemu ja? Czemu jestem wyjątkowy? I wybrany? I skąd wiadomo, że Bogowie dali mi to zadanie i we mnie wierzą? Muszę w siebie wierzyć? Kiedy? Tyle pytań, a brak jakiejkolwiek odpowiedzi. Popatrzyłem zdziwiony na smoka. Muszę o tym narazie zapomnieć. 

-A może... Opowiesz coś o sobie? - Zmieniłem temat nawet go nie zaczynając.

-A wiadomość?

-Później. Chcę Cie poznać. - Uśmiechnąłem się głupkowato.

-Nie mam imienia. Wygnano mnie, choć nic nie zrobiłem. Po prostu byłem inny. Gdy byłem mały... Mama mnie zaakceptowała, ale ojciec od razu mnie odrzucił, bo mam zielone oczy... A zielone oczy u Nocnej Furii oznacza, że nie jest "zwykły". Trudno to wytłumaczyć. Jestem jakby "Człowiekiem-smokiem", bo wybrano mnie jako towarzysza Smoczego Władcy. Czyli Ciebie. Moja mama mnie zawsze broniła. Jednak ludzie zaatakowali naszą wyspę. Zabili ją, a my uciekliśmy. Mój ojciec nawet nie próbował jej ratować, a mnie zbrał od niej siłą. Gdy dotarliśmy na inną wyspę... Nie mieszkałem tam gdzie inni. Na drugim końcu wyspy. Po kilku latach ojciec całkowicie mnie wywalił z wyspy. Znalazłem schronienie tutaj. Pod zawalonym drzewem jest mała jaskinia, w której przychodzę tylko na odpoczynek, lub opatrzenie ran. - Smok na wygnaniu. Współczuję mu...

Dzisiaj narazie tyle :D Widzę, że aktywność bardzo spadła :c Bardzo mnie to martwi :c Gdy nie ma HccStrid to od razu nie ma aktywności (Albo tak mi się zdaje) :c Mam nadzieję, że się polpeszy :c Zostaw odciska łapki ( Czyli koma ♥)

Dedyki dla paczki i MelaLoveDragons ;3

-A Ty? - Spytał mnie patrząc na mne ciekawskim wzrokiem.

-Ja? Nie jestem ciekawą osobą...

-Może i nie, ale ja też chcę cie poznać. - Uparciuch

-W sumie sam nie wiem zbyt wiele o sobie... Nie łatwiej będzie, jak wszystkiego się dowiesz w swoim czasie?

-Ygh... No dobra... - Uległ. Jestem zbyt skomplikowaną osobą na opowiadanie. Wyjąłem rybę z torby i wstałem.

-Chcesz? - Wystawił głowę w moją stronę. Nie ma zębów... Wydawało mi się, że ma... Po chwili wysunął zęby i wyrwał mi rybę z rąk. Popatrzyłem jak ją połyka i się oblizuje.

-No co? - Popatrzył na mnie zdziwiony. Pokręciłem tylko głową i dałem mu drugą rybę. Tym razem ja ją mu dałem, a nie on wziął sobie ją sam. Chwilę się ganialiśmy, ale usłyszeliśmy krzyki i kroki wikingów. Kazałem się schować smokowi, którego nazwałem Szczerbatek. Jak mój pies. Ja sam pobiegłem na plażę i usiadłem jak gdyby nigdy nic. Zapomniałem torby! Super... Siedziałem jeszcze jakiś czas. Przyszli.

-Zostawiłeś torbę... - Mieczyk mi ją podał. 

-Dzięki... 

-Idziemy do domu? - Tylko przytaknąłem i wstałem. Poszliśmy. Podczas powrotu na szczęście nikt nie pytał, jakim cudem i czemu zgubiłem torbę. I całe szczęście. Nie chciałbym się tłumaczyć. Wszedłem do domu i popędziłem na górę. Wyjąłem podręcznik i przeniosłem się do "normalnego" świata.

To tyle na dzisiaj. Wiem, zaniedbałam bardzoo te opko, ale mała aktywność też wenę odbiera :c A poza tym mam mało czasu. Wczoraj spędziłam chyba z 6 godzin poza domem z koleżankami ._. Wybaczycie? c: Zostawcie odciska łapki! :3 (Czyli koma :3)

Położyłem się spać. Rano zjadłem śniadanie i  wyszedłem z Szczerbolem na dwór. Dzisiaj jest trening... Zawaliłem szkołę, ale trudno. Nic się nie stanie. Ciągle się zastanawiam, czy nie zostać na Berk już na zawsze. Tylko musiałbym wziąść sporo moich rzeczy... Szczerbatka też, bo mimo że nie dawałem mu dużo czasu to za bardzo bym za nim teśknił. I za mamą... I ojcem... Za wszystkim. Nawet za domem, a jego na Berk nie przeniosę. Przeszedłem na Berk. Położyłem księgę na biurku i zszedłem na dół. Przy stole siedział Pyskacz i ojciec. A Pyskacz terningu nie miał prowadzić...?

-Młody, dzisiaj nie ma treningu. - Przytaknąłem tylko i wyszedłem. Pobiegłem do lasu, gdzie czekał na mnie Szczerbatek. Przywitałem się z nim i poszliśmy do lasu, gdzie niby jest gniazdo innych smoków na Berk. Nawet na mapie mamy go nie ma. Rozmawialiśmy na różne tematy. Czasami na prawdę durne.

-Jesteśmy. - Popatrzyłem na obrośniętą pnączami ścianę.

-Serio? To jest gniazdo? - Szczerbo podszedł do ściany i pchnął pnącze łbem. Okazało się, że za pnączami jest przejście. Wszedłem i zacząłem się rozglądać po ciemnym korytarzu prowadącym do wielkiego urwiska. Wszędzie były smoki. Ponocniki, Zębacze... Gronkle... Wszystkie się na mnie patrzyły z zaciekawieniem i zdenerwowaniem na Szczerbatka. 

Ekhe Ekhe. Coś nabagrałam ^^ Ale mnie głowa boli ;-; Mózg mnie boli ;-; Zawdzięczam to podróży po internetach mojej sis ;-; To było straszne ;-; Jutro cuś będzie ^^ Zostaw odciska łapki! ♥ (Czyli koma ♥)

Udawałem, że nie widzę spojrzeń smoków. Doszliśmy do wielkiego gniazda z wygiętach w wir drzew. Rozejrzałem się po gnieździe. Małe smoki ganiały się po gałęziach, lub siedziały obok swoich rodziców. Gdy mnie zobaczyły dwa małe ronkle podleciały do mnie ryjąc o ziemię. Podniosły sie i przewaliły mnie na ziemię. Siłe mają maluchy... Kiedy wydostałem się spod dwóch liżących mnie głazożerców podszedłem do Szczerbatka, który zapatrzył się w jakiś punkt na ścianie skalnej. Nic tam nie widziałem, więc podszedłem. Nagle zza ściany wyleciał wielki smok. Uderzył z hukiem o ziemię. Szczerbatek pojawił się obok.

-To Czerwona Śmierć. - Powiedział patrząc na smoka ze strachem.

-Nie ma go w podręczniku...

-Bo nikt go jeszcze nie widział... Oprócz smoków. - Czerwona Śmierć spojrzała w moją stronę. Ogarnął mnie strach, bo wzrok nie wróżył nic dobrego. Wręcz przeciwnie... Czułem, jak nogi mi się uginają. Patrzył na mnie, a ja próbowałem nie zemdleć. W końcu zbliżył do mnie swój wielki pysk i mnie powąchał. Odsunąłem się kilka centymetrów. Cofnął się i spytał Szczerbatka

-Co tu robi ten człowiek?

-Jeśli już to Czkawka. - Wtrąciłem się, kiedy Szczerb chciał coś powiedzieć. 

Czerwona Śmierć popatrzyła najpierw na mnie z zaskoczeniem a później z... Podziwem. 

-Rozumiesz nas? - Spytała chyląc głową by móc mi się przyjrzeć.

-Noo... Tak.

Czerwona Śmierć spojrzała na mnie ciekawsko.  Po chwili podniosła głowę i z dumą powiedziała.

-Jestem Dreaden. Królowa smoków wygnanych, które nie były akceptowane. Jedyny warunek to pożywienie. Zapewniają je sobie i mi. Atakują wioski, zabierają ryby, owce, jaki… Ale nie ważne. Jeśli chcesz tu przebywać to musisz złożyć obietnicę.

-Jaką obietnicę?

-Będziesz zakapturzonym Jeźdzcem. Na swoim… smoku – Popatrzyła nienawistnie na Szczerbola. – Będziesz atakować wioski i zabierać pożywienie. Skoro jesteś człowiekiem, to potrzebujesz też broni i materiałów na zbroję i ubrania, więc skórę, metal i inne rzeczy też zabierzesz. – Mam być sługą Dreaden? Nie wiem, czy warto się na to pisać… Ale można spróbować. Chociaż? Nie wiem. Muszę się zastanowić, czy warto, czy nie będę żałować… A co tam!

-Dobrze. Tak więc? -Obiecaj, że będziesz wierny mi i swojemu stadu w każdych okolicznościach. Nigdy nas nie zdradzisz. Zawsze wesprzesz w wojnie. -Obiecuję. – Przyleciały trzy Koszmary Ponocniki i uniosły mnie w górę. Rozglądałem się wokoło. Wszystkie smoki mi się przyglądały jakby zdziwione moją obietnicą. Gdy mnie odstawiły jakiś mały Śmiertnik podszedł do mnie i popatrzył uroczymi, zielonymi oczami. Uśmiechnąłem się do niego.

-Czas na zbroję… Nocna Furia, przynieś materiały! – Szczerbol poleciał za skałę wykonując zadanie Dreaden. Po chwili przyleciał z skórą, metalem i paroma innymi materiałami. Spojrzałem najpierw na nie, a później na Królowę. – Działaj, sama się nie zrobi. – Odwróciła swój łep i poszła do „gniazda” za skalną ścianą. Przyklęknąłem przed materiałami i zacząłem coś układać na kształt zbroi. Siedziałem do zmierzchu,a później Szczebatek zawołał mnie do swojej jaskini, w której śpi i je. Na małej półce z kamienia leżały dwie ryby i pare gałęzi. Po krótkich zmaganiach udało mi się rozpalić ognisko. Usmarzyłem sobie jedną z ryb, drugę zjadł Szczerb. Gdy skończyłem ułożyłem się obok ogniska. Zacząłem rozmyślać, czy to był dobry wybór. Ale już tego nie cofnę. Mówi się trudno… Ale nie wrócę teraz do wioski. Nie mogą mnie zobaczyć. Wymknąłem się powoli z jaskini i pobiegłem do domu. Wszedłem przez okno i zapakowałem kilka ołówków, szkicowników, dzienniki mamy i materiały, które mogą się przydać przy robieniu zbroi. Zeskoczyłem z okna i pobiegłem spowrotem do gniazda. Wszedłem do jaskini, rzuciłem torby w kąt i znów się położyłem. Po kilkugodzinnych rozmyślaniach udało mi się zasnąć.

Następnego dnia.


Wstałem o świcie, mimo, że poszedłem spać dosyć późno. Ale nie jestem zmęczony. Wyszłem z jaskini. Zasłoniłem ręką oczy, bo światło uderzyło we mnie od razu po wyjściu. Smoki już biegały od jaskini do jaskini i za skały, do gniazda Dreaden. Po chwili zobaczyłem Szczerbatka rozmawiającego z jakimś Zębirogiem Zamkogłowym. Podszedłem do nich. Przywitałem się. Szczerbol wytłumaczył mi, o czym rozmawiają. O następnym napadzie na wioskę. Będzie dzisiaj, o zachodzie słońca. Rozmawiałem chwilę ze smokami i poszedłem do mojej przygotowanej w połowie zbroi. Czas na resztę. Zacząłem układać płaty i pasy skóry, żeby ta zbroja jakoś wyglądała. Na koniec, po jakiś 4 godzinach ułożyłem ją w jaskini. Trzeba tylko to wszystko z szyć i gotowe. Usiadłem w kącie, żeby odpocząć. 

W końcu w miarę normalny next... Czemu dopiero teraz? Bo musze poparwić pare (Yhy, pare ;-;) ocen. Nie jest ich jakoś dużo... Ale biologia i matematyka to zmora dla mnie ._. Trzeba to poprawić, skończyć klasę i mamy wakacje! :D 48 dni... Jakoś damy radę. A dalej długie nexty będąąą :3 Zostaw odciska łapki! (Czyli koma ♥)

Po krótkim odpoczynku wstałem i wyszedłem. Gdy chciałem wyjść z gniazda drogę zastąpił mi Szczerbol.

-Gdzie idziesz?

-Chciałem się przejść, chcesz ze mną? – Szczerb pokiwał głową i ruszyliśmy w stronę plaży. Na miejscu zdjąłem buty.  Odwróciłem się w stronę oceanu, a po chwili usłyszałem cichy pomruk przypominający śmiech. Spojrzałem do tyłu. Szczerbol trzymał moje buty w zębach. Zacząłem powoli do niego podchodzić próbując zatrzymać śmiech. -Oddaj to. Szczerbatku… - Zaczął biec wzdłuż brzegu, a ja popędziłem za nim. Szczerb wbieg do wody na wysokość jego szyi. Podpłynąłem do niego i patrzyłem na jego radosny wyraz mordki. Zatopił się w wodzie. Rozejrzałem się wokół, aż poczułem jak wredne gadzisko wciąga mnie do wody. Znalazłem jego łep i zabrałem mu buty. Wypłynąłem z wody i zacząłem uciekać śmiejąc się. Po chwili wszedłem do małej „jaskini” pod drzewem. Widziałem, jak Szczerbatek biegnie dalej.

Przepraszam, że next znowu krótki :c Ale jakoś brak weny dodatkowo ;-; Możecie mnie zabić :3 Zostaw odciska łapki dla weny ♥ (Czyli koma :3)

Nie zauważył mnie? A Nocna Furia podobno widzi wszystko… Wyszedłem z ukrycia i poszedłem za nim. Szedłem kilka metrów dalej, a on nic o tym nie wiedział. Poszedł powrotem na plażę. Usiadł i zaczął rozmyślać. Podszedłem od tyłu po cichu i wskoczyłam na niego. Jednak pożałowałem. Oszołomiony Szczerbo zrzucił mnie z swoich pleców. Zacząłem się śmiać. -Gdzieś ty się skrył? – Spytał jakbym się zgubił na co najmniej miesiąc. Wzruszyłem tylko ramionami i wstałem. Chwilę jeszcze rozmawialiśmy i zaczęliśmy wracać do gniazda.

W gnieździe

Usiadłem powrotem do mojej zbroi, którą pozostało zszyć. Wziąłem się za robotę. Wszystko zajęło mi około 2 godziny. Kiedy skończyłem pojawił się obok Szczerbatek. Kiedy chciałem go pogłaskać odsunął się jakby wciąż do mnie niepewny. Spojrzałem na niego zdziwiony i wystawiłem w jego stronę dłoń. Usłyszałem warknięcie, więc cofnąłem na chwilę rękę. Po chwili znowu ją wyciągnąłem i schyliłem głowę. Myślałem, że warczenie się powtórzy, ale poczułem pod opuszkami palców ciepłą skórę Szczerba. Wszędzie wydawało się nam być cicho, nic nie istniało. Nic nie przeszkadzało w nawiązaniu więzi zwanej przyjaźnią, jaka miała się między nami zrodzić. Podniosłem powoli głowę niszcząc całą nienaruszalność. Szczerbatek otworzył oczy i spojrzał na mnie wesołym wzrokiem. Uśmiechnąłem się pod nosem. Gdy nie patrzyłem przez chwilę w stronę Szczerba on wcisnął głowę pod moją głowę i domagał się głaskania jak kot. Zaśmiałem się i zacząłem go drapać po głowie. Podrapałem pod głową, a ten padł na ziemię i wywalił język. Pokiwałem ze śmiechem głową i poszedłem założyć moją nową zbroję. Gdy wróciłem Szczerb rozmawiał z małym Gronkielem, który gdy mnie zobaczył przewalił mnie na ziemię. Kiedy udało mi się spod niego wydostać wstałem i spojrzałem na zaciekawionego Szczerbatka. -Nieźle – Uśmiechnął się swoim bezzębnym uśmiechem, co odwzajemniłem.

-Trochę pracy nad nią było, ale jest gotowa. Czas na kaptur… -A może hełm? – Szczerb wybiegł na chwilę z jaskini. Wrócił z hełmem przypominającym hełm motocyklisty, który pasowałem do całej zbroi. Miał trzy rzędy kolców i wąskie otwory na oczy. Dół był obity brązową skórą. Złapałem go, gdy Szczerb mi go rzucał i założyłem.

-Wojownik w pełnej okazałości. – Zaśmiałem się na słowa Szczerba. – Może… Potrafisz robić siodła? – Zdziwiłem się jego pytaniem. Po co mu siodło? -Mógłbym spróbować, a do czego? -Musisz latać, a sam nie dasz rady, więc… Pomyślałem, że możesz na mnie latać. -Serio? – Spytałem z uśmiechem, który skryty był pod hełmem. -Jasne! Najlepiej, żebyś teraz spróbował bez siodła, wsiadaj. – Pokazał ruchem głowy na swoje plecy. Wsiadłem niepewnie. Czas na pierwszy lot.

W miarę... Normalny next. (Tak mi się wydaje :P) Mam nadzieję, że się spodobał ^.^ Zostaw odciska łapki! <3 (Czyli koma ;3)

Szczerbatek wzbił się do lotu. Na początku leciał wolno, ale pewnie. Z każdym metrem przyspieszał, a ja nabierałem odwagi. W końcu puściłem się jego szyi i zacząłem rozglądać się pewnie podczas lotu. Całkiem to… fajne. No dobra. Jest niesamowite! Uczucie lotu to coś świetnego… Zabiera dech w piersi… Nie da się tego opisać słowami. Gdyby byłoby to możliwe… To do końca mojego życia bym nie zdążył opisać tego uczucia. Jest zbyt niesamowite, niezwykłe, szalone i… Wyjątkowe. Zmierzając na smoku w dół uśmiechałem się jakby nie wiadomo co się stało. Ale stało się… Ja latam! Nadal nie mogę wytrzymać tej radości. Nie wiem czemu tak się cieszę, ale nie mogę i nie chcę tego zatrzymać. Jedyne co chcę zatrzymać to czas. By to trwało wiecznie. Koniec rozmyślań, czas na lot! Skrzydła Mordki uderzyły z ogromną mocą o wodę i przerywając powietrze lecieliśmy przez otwarty ocean. Przyspieszał wciąż, chociaż wydaje się, że szybciej nie można. Było coraz bardziej niesamowicie, chociaż wydaję się, że bardziej nie można. Przymierzając się do wzlotu w górę patrzyłem wciąż wniebowzięty na to co się dzieje. Bo… Wydaje się niemożliwe. Co jeśli to tylko sen? Nie… Nie mogę o tym myśleć, bo to nieprawda. Wzlecieliśmy w górę spowolniając. Teraz jesteśmy ponad chmurami. Poczułem, jak Szczerbol się wystraszył, lub zdenerwował.

-Co jest, Mordko? – Spytałem cicho. -Królowa chce nas widzieć. – Westchnąłem tylko. Mordka skierowała się w stronę powrotną. Przyspieszyła. Ciekawe, co się stało w gnieździe, że królowa nas woła… A jeśli ktoś atakuje?

Na Berk, w gnieździe.

-Królowo! Co się stało? – Spytał zaniepokojony Szczerbol.

-Spóźniliście się! Zaatakowali nas! – Rozejrzałem się wokół i zobaczyłem masę martwych smoków i zniszczonych drzew i jaskiń. – Nikt nie żyje! Tylko dwa Koszmary i trzy Śmiertniki! Tylko one się uratowały! Zostajecie wygnani! Nocna, jako obrońca powinieneś być w kilka sekund i nas ratować!... Czerwona Śmierć się odwróciła, a nam… Pozostało tylko odlecieć. Zajrzałem do naszej jaskini ostatni raz i wziąłem przygotowany wcześniej płonący miecz, który nazwałem Piekło. W razie wojny… Takiej jak ta, która nas ominęła… Wsiadłem na Szczerba i wylecieliśmy z wyspy.

Taki w miarę next. Jutro nwm czy będzie, bo będę robić pracę na konurs fanart :3 Chcę wymyślić coś fajnego :3 Zostaw odciska łapki! ♥ (Czyli koma :P)

Powinienem być z siebie dumny… Gdybym w ogóle nie znalazł tej księgi to bym się tu nie pojawił i nie wygnano by Szczerbatka. To moja wina, tylko moja. Mogłem się tu nie pojawiać… Chyba Szczerbol wyczuł, że jestem przygnębiony. -Nie obwiniaj się… To nie Twoja wina

-Moja… Skąd wiedziałeś, że się obwiniam? -To takie… Przeczucie. – Tylko przytaknąłem. Lecieliśmy przed siebie szukając cudu, który byłby dla nas idealnym miejscem na pobyt. Tylko nie każdy wierzy w cud… Na szczęście ja do nich nie należę. Nadzieja matką głupich. -Widzisz.. to? – Spojrzałem na wskazane miejsce. Jakaś… wyspa! Przyspieszyliśmy w jej kierunku. Dosyć duża… Wylądowaliśmy na małej plaży. Zsiadłem z Mordki i poszedłem w kierunku lasu. Szczerb podążył za mną.

Idąc między drzewami i krzewami rozglądałem się, czy nie ma tu „śladów ludności”. Jednak niczego nie znaleźliśmy, więc postanowiliśmy zbudować jakieś schronienie. Wybraliśmy jaskinię. Wejście zakryliśmy pniem drzewa, które upadło. W środku rozpaliliśmy ogień i ułożyliśmy „łóżka” z liści. 

Następnego dnia.

Obudziłem się o świcie. Wyszedłem z jaskini zostawiając śpiącego Szczerbatka. Postanowiłem złowić pare ryb. Zrobiłem „wędkę”. Bardzo prowizoryczną… Ale tylko to mam pod ręką. Zacząłem łowić ryby. Minęło jakieś pół godziny i przyszedł Szczerb. Obok leżały już dwie ryby. Z towarzystwem Mordki złowiłem jeszcze trzy ryby. Cztery dałem Szczerbatkowi, a jedną usmażyłem na ognisku i zjadłem. Postanowiliśmy lecieć dalej, żeby poszukać innej wyspy. Na tej mogą jeszcze nas znaleźć. Wsiadłem na Mordkę i wylecieliśmy.

Przepraszam, że mnie nie było ;-; Taki debil ja poprawia oceny (yhyyy ;-; Matma, historia i biola została ;-;) Znaczy... Nie jest źle xD Tylko moi wielce nadopiekuńczy rodzice zabiorą mi telefon jak nie będzie czerwonego paska ;-; (Domaluję przed powrotm do domu x'D) A ja bez telefonu długo nie przeżyję. Nowości! xD Gregor (Czyli ja :>) postanowił się zapisac do szkoły muzycznej na altówkę i w poniedziałek ma egzaminy próbne ! :> Jak to ja sram ze strachu ;-; Chociaż moja przyszła pani od altówki (Ohoho, jak prędko xD) mówła, że będzie łatwy xD Tylko... Śpiewanie ;-; To będzie straszne ;-; Szczególnie, że to ma byc po polsku, a ja chciałam "Into a Fantasy" zaśpiewać ;-; Życie is so difficult xD (Wery gut inglisz, kladia xD) Także tego... (Ten tego x'D) Zostawcie odciska łapki! :3 (Czyli koma ♥) Baaaay ♥

Dolecieliśmy na jakąś wyspę. Postanowiliśmy się rozejrzeć, więc zszedłem z Mordki. Poszliśmy w kierunku gęstego lasu. Rozglądając się zobaczyłem biegnącego człowieka. Postanowiliśmy go śledzić, co nam trochę się nie udało, bo go zgubiliśmy. Szliśmy dalej w kierunku, gdzie mógłby iść tamten człowiek. Cisza jaka nas otaczała była tak… cicha, że każde stąpienie na ziemię było głośne jak tornado. W pewnej chwili poczułem brak ciepłego oddechu Szczerba na plecach, a moje ręce ktoś związał z tyłu. Zaatakowali nas. Zawiązali mi oczy i zaprowadzili w jakieś miejsce. Rzucili mną na ziemię, a obok usłyszałem duże uderzenie. Pewnie Szczerba tu wrzucili. Odwiązali mi oczy i wyszli. Próbowałem rozwiązać linę na rękach, jednak nic to nie dawało. Poczołgałem się w stronę Mordki. Rozerwał linę pazurem, a ja zrzuciłem liny. Rozwiązałem jego tylne łapy i ogon. Powąchał kraty od lochu. Podszedłem i przyłożyłem dłonie do krat. Uderzyło mnie jakieś zimno, które można było porównać do plazmy. Oderwałem ręce od krat. Miały na sobie czarne ślady krat. To coś przypaliło mi ręce! Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Totalna pustka. Jedynie mam okno, które jest około 2 metry ponad moją głową. Westchnąłem głośno i usiadłem. Trzeba wymyślić plan ucieczki…

Po ok. 30 minutach

Nadal nic nie wymyśliłem… Położyłem się na kamiennej podłodze i rozmyślałem. Zasłoniłem ręką oczy i westchnąłem. Szczerbol szturchnął moje ramie. Spojrzałem na niego i się uśmiechnąłem.

-Co jest Mordko? - Raczej ja powinienem zadać to pytanie.

-Myślę, jak stąd uciec. – Podrapałem się po karku i wstałem. Szedł akurat jakiś strażnik. Hmm…

-No hej – Zaczepiłem go próbując nie wybuchnąć śmiechem.

-Emm… Hej? – Chyba się trochę zdziwił. Jestem aż taki dziwny?

-Co to jest na tych kratach, hmm? Ciekawe, nigdy tego nie widziałem… - Starałem się mówić jakbym był serio tego ciekawy. Bo… trochę byłem.

-Nanieśliśmy na to… Zaraz… Po co Ci to wiedzieć, co? Jesteś obcy, zaprzyjaźniony ze smokiem, podejrzany i pytasz o takie rzeczy? Mam iść po Dagura?

-Kogo? – Ciekawe kim jest ten Dagur. Pewnie jakiś ich wódz, czy coś w tym rodzaju. Kiwnąłem z głupkowatym uśmiechem. Odwrócił się i poszedł korytarzem. Strzeliłem kościami w palcach i oczekiwałem na tego Dagura. W końcu się pojawili. Powstrzymałem z trudem śmiech. To jest ten Dagur? Serio? Naprawdę, nie mieli lepszego wodza? -Witam! – powiedziałem opierając się o ścianę, jakby wcale nie przeszkadzało mi to, że jestem w lochu.

-Hmm.. Zabrać go! – Zaraz.. Co? Gdzie?

W końcu taki w miarę (powtarzam się .-.) next. Mam nadzieję, że się podobał c: Zostaw odciska łapki! ♥ (Czli koma c:)

Zawiązali mi oczy i ręce. Wypchnęli z lochu i zaczęli prowadzić przez zimne korytarze. W końcu, gdy doszliśmy do jakiegoś pomieszczenia zdjęli mi chustę z oczu i posadzili na jakieś krzesło. Strażnicy wyszli z pomieszczenia, a po chwili usłyszałem kroki i okropny śmiech Dagura.

-Koszulka. – Co on..? – Zdejmuj! – Emm… Trochę dziwnie? Rozwiązał mi ręce, a ja zdjąłem górę zbroi i koszulkę. Zawiązał mi powrotem ręce. Po sekundzie poczułem uderzenie w plecy. Krzyknąłem z bólu. Po chwili znowu uderzył mnie batem, a ja upadłem na kolana. Syknąłem z bólu. Uderzył jeszcze raz. Moja głowa opadła do ziemi.

-Jak wytresowałeś smoka?! – Spytał szorstkim głosem.

-Nic wam nie powiem… - Wydusiłem unosząc lekko głowę. Dostałem znowu batem. Syknąłem i upadłem na ziemię. Po kolejnych dwóch uderzeniach straciłem przytomność.

Obudziłem się z bólem przeszywającym całe moje ciało. Otworzyłem oczy i dojrzałem pod scianą lochu moją koszulkę i górę zbroi.

Narazie tyle :c Nie wiem, czy prez ten tydzień coś się pojawi, bo mam ciężką sytułke, jutro egzaminy do szkoły muzycznej na altówkę, dwa testy, a w weekend wycieczka do Warszawy. Mam nadzieję że znajdę dla Was czas <3 Na razie :* Zostaw odciska łapki ♥ ( Czyli koma ♥ )

Odwracając wzrok zobaczyłem Szczerbatka. Gdy do mnie podszedł zobaczyłem, jak bardzo przejął się moim stanem. Chyba nie jest aż tak źle… Szturchnął mnie, przez co syknąłem z bólu. Po chwili poczułem jego język na moich plecach. Rany zaczęły szczypać, a ja ponownie syknąłem.

-To oczyści Ci rany i będą się szybciej goić. Wyjaśnił. Przytaknąłem tylko i położyłem powrotem głowę na kamiennej podłodze, jeśli można ją nazwać podłogą. Po upływie czasu zasnąłem, a gdy się obudziłem nie czułem już tak piekącego bólu na placach, rękach i twarzy. Chyba rany się zagoiły. Gdy podniosłem głowę Szczerbatek podszedł do mnie z ulgą.

-Rany się zagoiły… Ale są blizny. – Przytaknął i spróbowałem wstać. Powolnym krokiem podszedłem do leżących na ziemi moich ubrań i ubrałem się. Czułem się znaczniej lepiej, niż przed zaśnięciem, bo wtedy rany paliły mnie jak ogień, który parzy mi skórę. Dziwne porównanie…  Pogłaskałem Szczerba lekko się uśmiechając.

-Musimy ułożyć plan. – Wyjaśniłem, a on pokiwał głową. Usiadłem, a Szczerb obok. Wyjaśniłem co zrobimy, a on dodał parę rzeczy, które mogą pomóc. Wyjaśnił, kiedy chodzą strażnicy, kiedy mają przerwy i posiłki. To znacznie ułatwiło sprawę. Po jakimś czasie skończyliśmy. Pozostało czekać na moment, kiedy strażnicy idą na obiad. Czyli pozostał jakieś… 2 i pół godziny. Rozsiedliśmy się w kąty pomieszczenia, jakby gdyby nigdy nic. Po kilku minutach ciszy przyszedł strażnik i wsunął pod kratami tacę z suchym chlebem i dzbankiem mleka … Żółtego mleka. Chyba sobie je odpuścimy. Wolę pić wodę z ścian lochów. Chyba, nie próbowałem. I tak odpuściłem sobie całkowicie jedzenie, bo również chleb nie był w najlepszym stanie. Oparłem się głową o ścianę i zacząłem nucić piosenkę Ed’a Sheeran’a. Po męczących dwóch godzinach przyszedł inny strażnik i zabrał tacę. Wszyscy poszli na obiad, więc czas na plan. Wstałem i podszedłem do śpiącej Mordki.

-Wstawaj.. – Powiedziałem cicho i szturchnąłem go ręką. Szczerbol otworzył oczy.

-Poszli na obiad? – Przytaknąłem. Wyjąłem z piekła pręt. Może będzie miał słabszą moc, ale się wydostaniemy. Zacząłem kręcić drutem w zamku. Po chwili usłyszałem ciche pstryknięcie. Udało się, otwarte. Uchyliłem drzwi i wyszedłem, a za mną Szczerbatek. Poszliśmy korytarzem w prawo. Po chwili byliśmy obok kuchni, z której było słychać krzyk strażnika. Krzyczał coś, że się ociągają. Nieważne. Poszliśmy dalej i skręciliśmy w lewo. Na końcu ciemnego korytarza było widać wyjście. Przy którym stał… Strażnik. Super. Wsiadłem na Szczerba i wylecieliśmy z prędkością światła z tego piekła. Usłyszałem za sobą jakieś okrzyki i przedzierające powietrze wokół nas strzały. Celu to oni nie mają. Odlecieliśmy. Mijając małe wyspy rozglądałem się za miejscem, gdzie możemy zostać na jakiś czas. Ale żadna się nie nadawała. Nadzieja umiera ostatnia. Może jeszcze coś znajdziemy. Wzlecieliśmy poza chmury, żeby odpocząć i przy okazji, żeby nas nikt tu nie znalazł.

Perspektywa Szczerbatka (Woot :o)

Hmm… Coś mi tu śmierdzi. I nie chodzi o Czkawke. Czuję tu jakiegoś człowieka…. Ale tutaj? Jesteśmy ponad chmurami, to niemożliwe. Chyba, że… Kolejny człowiek na smoku? Nie, to nie możliwe! Przyspieszyłem lotu, żeby znaleźć tą osobę. Czkawka się zbudził i spytał, co się dzieje.

-Ktoś lata na smoku!

-To my… - Czkawka chyba nie zrozumiał… -Nie o nas chodzi… Tylko ktoś inny lata! – Trochę się zdziwił, tym co powiedziałem. Może mnie uznać za wariata, ale zapach jest coraz silniejszy. – Jest coraz bliżej…

-Ale ja nadal nic nie czuję ani nie widzę. – Powiedział z lekkim z zażenowaniem. Po chwili poczułem, że Czkawka zniknął z moich pleców. Odwróciłem się i zobaczyłem, jak jakiś smok go porwał. Wokół ich cała chmara innych smoków, których nigdy wcześniej nie widziałem. A na największym siedział człowiek. Dobrze myślałem…

Ekhe.. Wracam! Tak, wiem, nie było mnie troche dłużej, niż  mówiłam ;-; Nie bijcie mnie za to :c Chodzi o to, że coraz częściej wychodzę na dwór O.o Taki no-life i na dwór idzie? Coś mi tu śmierdzi ;--; Nie ważne. Mam nadzieję, ze next się spodobał C: Zostaw odciska łapki (Czyli koma ♥)

Zacząłem pędzić za grupą innych smoków. Po chwili poczułem na moich skrzydłach szpony. Jak wolą mnie nieść… To proszę bardzo. Byle Czkawka był bezpieczny.  Ciągle patrzyłem w jego stronę, a on w moją. Jakbyśmy próbowali nawiązać kontakt. W końcu w głowie usłyszeliśmy dźwięk przypominając przerwanie żyłki.

-Gdzie my lecimy…

-Nie mam pojęcia – Czkawka spojrzał na mnie zdziwiony i jakby lekko przestraszony.

-Słyszysz co myślę? Ale… Jak?

-Udało się nawiązać kontakt. Gdy bardzo tego chcemy lub potrzebujemy możemy się porozumiewać myślami. Jednak gdy jesteśmy zmęczeni, wystraszeni lub zmartwieni nie możemy nawiązać takiego połączenia.

-Trochę… Dziwne.

-Może i tak… Czkawka, patrz! – Odwrócił wzrok na wielką górę lodową. Cała pokryta wielkimi piorunami lodu. Nagle kontakt się urwał. Lecieliśmy między lodowymi kolumnami i łukami. W końcu dolecieliśmy do góry i wszystkie smoki wtargnęły do środka przez otwory w ścianach lodu. Między nimi wleciały smoki trzymające nas i rzuciły nas na ziemię. Czkawka podbiegł do mnie z troskliwym wzrokiem.

Perspektywa Czkawki[]

Szczerbol liznął mnie po twarzy. Uśmiechnąłem się do niego.

-Napędziłeś mi niezłego stracha…

-Ty mi też. – Odpowiedział i pokazał łbem na postać w czarno niebieskiej zbroi. Popatrzyłem w jego stronę i przyjrzałem się zabudowanej masce.

-Kim jesteś? – Spytałem niepewnym głosem. Postać szybko zaczęła do mnie podchodzić, a ja cofałem się co chwilę zerkając za siebie. Po chwili poczułem, że dalej się nie cofnę, bo za mną jest ściana. Postać przypatrywała mi się chwilę i po chwili zdjęła mi hełm. Złapała mój podbródek. Pogładziła go palcem i odsunęła swoją dłoń. Po chwili niepokojącej jak w horrorach ciszy zrzuciła swoją maskę. To… kobieta? I trochę przypomina moją matkę…

-Czkawka..? – Mam deja vu. Historia podobna do tej z ojcem…

-Skąd znasz moje imię?- Spytałem niepewnym i lekko wystraszonym głosem.

-To było tak dawno… Ale… Matka nigdy nie zapomina… - Spojrzałem na nią jak na wariatkę. To moja matka? Najwyraźniej tak, skro poznała mnie po… podbródku.

-Jak to?

-Porwały mnie smoki… - Przerwałem jej.

-Ja znam historię… Nie dawno poznałem mojego ojca, bo kilka lat po Tobie porwały mnie smoki. Gdy wróciłem ojciec opowiedział mi historię… Trochę zostałem, ale poznałem Szczerbatka i… Resztę historii chyba sama możesz sobie wyjaśnić.

-Tak… Chodź.

-Hy? Gdzie? – Szedłem krok za nią, by się nie zgubić… W końcu jestem tu pierwszy raz. W końcu doszliśmy do..

Przepraszam znowu za przerwę w nextach ;-; Po prostu...

jestem ciotą. []

(Powiększone dla zwrócenia uwagi haha xD) Miałam połowę nexta... I wyłączyłam niechcąco kartę. Poprostu moje lenistwo nie chciało włączyć worda. A tak to byście mieli nexta już w niedziele ;-; Nie bijcie ;-; Zostaw odciska łapki! :3 (Czyli koma ♥)

Znaleźliśmy się w pięknym miejscu. Miejsce obejmuje klify, różne formy skalne, piękne kwiaty i krzewy, doliny oraz zbiorniki wodne. A wokół: cała masa smoków. To wygląda… Jak sanktuarium. Postanowiłem się rozejrzeć, więc ruszyłem przed siebie. Małe gronkle bawiły się i biegały mi pod nogami, a za sobą usłyszałem cichy śmiech. Odwróciłem się i spojrzałem w górę. Moja… Mama patrzyła na mnie z zaciekawieniem. Po chwili zeszła ze swojego smoka i podeszła do mnie. Bez słowa zaprowadziła mnie do krawędzi klifu, z którego było widać ogromnego, śpiącego smoka. Po chwili dołączył do nas Szczerb, a gdy zobaczył giganta schylił głowę. Bestia się podniosła i spojrzała w naszą stronę. Mama ukłoniła się, a ja patrzyłem na niego. Po chwili dmuchnął we mnie lodowym oddechem.

-Podoba ci się tu? – Spytała mnie moja mama.

-Podoba to mało powiedziane… Ja nie wiem co powiedzieć. – Uśmiechnąłem się do niej, co odwzajemniła. Spytałem, czy to on jest odpowiedzialny za zbudowanie tego miejsca. On okazał się Oszołomostrachem.

-On nas chroni. – Przerwała chwilę i spojrzała na mnie – Jak udało Ci się… No wiesz. Zaprzyjaźnić z Nocną Furią?

-Ze Szczerbatkiem? Zabawna historia… No wiesz, bo… Ktoś go zastrzelił… - Próbowałem się wymigać od powiedzenia, że to ja go zastrzeliłem i dzięki nawiązaniu kontaktu zaprzyjaźniliśmy się. Spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem, ale chyba postanowiła nie pytać. Podeszła do smoka a zamglonymi oczami.

-Ma uszkodzony wzrok przez wnyki… - podeszła do innego – A temu skrzydła przecięła ostra sieć. – Kiwnąłem ze zrozumieniem głową. –A jak poznałeś Szczerbatka? – Coś jest za bardzo ciekawska.

-Bo… To ja go zastrzeliłem… Okazało się, że umiemy nawiązać kontakt, więc go nie zabiłem… No i zaprzyjaźniliśmy się jakoś. – Wzruszyłam ramionami jak dyby nigdy nic. Szczerb złapał mnie od tyłu i wrzucił sobie na plecy. Zaśmiałem się i zacząłem go głaskać i drapać, a odpowiedział mi jego głośny pomruk. Mama zaśmiała się.

-Pewnie jesteś głodny. – Przytaknąłem. – Chodź. – Wsiadła na smoka i wyleciała z Sanktuarium. Popędziłem za nią. Poza górą lodu zatrzymała się i pokazała ręką, bym też to zrobił. Spojrzałem w dół. Z wody wyłonił się Oszołomostrach i wyplunął ryby dla smoków. Pokazałem gestem ręki Szczerbatkowi, żeby się najadł. Poleciał w dół i zaczął łapać ryby w mordkę i je zjadać. Na koniec się oblizał. Przysiedliśmy na małej, śnieżnej wysepce. Dołączyła do nas moja mama.

Ekhe... Ekhe... Skończę jutro. Na pewno! :D Idę rysować ;-; Mylą mi się już klawisze ;-; Zostaw odciska łapki! ♥ (Czyli koma ^^)

Zaczęła rysować w śniegu mapę. Również zacząłem rysować, tylko że mniejszą. Gdy mówiłem o wyspach, na których byłem, ona kończyła swoją mapę. Spojrzałem na nią i na skończony rysunek, który zajmował dosyć sporo miejsca. Obejrzałem całą.

-Teraz będziemy mogli razem szukać nowych wysp i smoków – Uśmiechnęła się do mnie.

-No.. Bo jest mała sprawa… Może wrócimy do ojca? – Spytałem niepewnie.

-Ojca? On zabije wszystkie smoki! Nie mogę na to pozwolić. Nie chcę nikogo narażać..

-To polecę sam i przekonam ich do smoków. Później ty przylecisz ze smokami.. – Przerwała mi

-Nie. Czkawka, posłuchaj… Jego nie przekonasz. Taki charakter, niestety…

-Może, ale i tak spróbuję – Wsiadłem na Szczerbatka i zacząłem pędzić w kierunku Berk. Na początku słyszałem jej wołanie, ale je zignorowałem i przyspieszyłem. Chciałem jak najszybciej dolecieć. Mam nadzieję, że nie będzie akurat bitwy, albo coś w tym rodzaju.. Trochę boję się ich reakcji, ale trzeba spróbować. Myśli zaczęły mi się mieszać i pojawiły się wątpliwości. Ale nie zawróciłem, bo wiedziałem, że dam radę. Umiem przekonywać ludzi, a raczej… Tak mi się zdaje. Zacząłem zadawać sobie pytania „Co powiedzieć?” „Jak się pojawić?”… Starałem się ułożyć sobie plan przekonywania ludzi i mojego ojca. Szczególnie mojego ojca. Z nim będzie największy problem. Podobne kiedyś zabił smoka gołymi rękami.. Czy w to wierzę? O tak. Ale nie podoba mi się to.. 

TAK WIEM< ZA KRÓTKIE ;-; Cichooo ._. Brok weny ._. Zostaw odciska łapki ♥ (Czyli koma :3)

 ***********************Ou matko co ja tu robię XD *****************

   Postanowiłam... Coś napisać ;-; Może ktoś wejdzie i powie "WOOHOO! Weszła, weszła, wariatka weszła i napisała nexta! ". Ogólnie moja przerwa polegała na... Na oglądaniu anime i nic kreatywnego poza tym .__. No dobra...  Numam kanapkę i piszę!

Po pewnym czasie widziałem już Berk. Moje nerwy szaleją... (Moje też, muszę poprawiać z rodzaju żeńskiego na męski ;-;) Wylądowałem na drugim końcu wyspy od wioski. Zsiadłem z Szczerbka i rozejrzałem się wokoło rozgrzebując stopami piach. 

-Dobra, Szczerb - rozpocząłem - Ja pójdę... I.. I nie wiem co zrobię. Ygh... Jestem głupi! Dlaczego nie potrafię nic wymyślić.. - Czarny smok zdawał się ze mnie śmiać, więc spojrzałem jednym okiem na niego. I dobrze mi się zdawało - No weź... Trochę wsparcia!

-Ale nie mogę... No jesteś po prostu zestresowany i chodzisz jak paralityk.

-No dobra - westchnąłem - Pójdę tam... Najlepiej do Pyskacza, on zaprowadzi mnie do Stoicka... I przyjdziesz jak zagwizdam! Genialnie, na pewno się uda... - Ostatnie zdanie było sarkazmem. Przetarłem dłonią po moim czole i wszedłem w las zostawiając Szczerbatka. Gdy ukazała się wioska zwolniłem i spojrzałem. Chodziło dziwnie mało ludzi, a jeśli to byli zdenerwowani i zabiegani. Krzyczeli coś w stylu "Przynieście zioła". Zmrużyłem oczy i zaszedłem od tyłu do mojej byłej "pracowni" i zobaczyłem przez uchylone drzwi, czy stoi tam Pyskacz. Nie było go przy półkach z narzędziami, wychyliłem się. Jednak nigdzie go nie było, pomimo że wszystko było zostawione jakby za chwilę miał zacząć pracę. On nigdy nie zostawia tak rzeczy... Wyszedłem i niezauważony przemknąłem się do miejsca, gdzie stało parę osób. Konkretnie pod domem Stoicka. Wszedłem z tyłu budynku przez okno i cicho zszedłem po schodach. Stał tam Pyskacz, Śledzik i Gothi. Przekrzywiłem lekko głowę i podniosłem się na palce. Stali nad czymś. Postanowiłem do nich po prostu podejść. Gdy byłem metr za nimi z mojego gardła wydał się jedynie zgłuszony krzyk.

-Tato! - podbiegłem do leżącego na ziemi Stoicka. Bladego. Z strzałą w sercu. Nie żyjącego. Zacisnąłem dłonie na jego ubraniu i zacząłem obwiniać się. Chciałem cicho mówić, ale krzyczałem.  Nie potrafiłem tego powstrzymać. Akurat gdy chciałem zacząć jeszcze raz od nowa, on... Nie żyje. I nie mogę nic zrobić, bo spóźniłem się o moment. Może 2 sekundy i byłby żywy. Krzyknąłem ostatni raz zdzierając gardło. Miałem gdzieś to, że za mną stało tyle mieszkańców, że dom pękał w szwach. Poczułem na swoim ramieniu dużą, zimną dłoń Pyskacza. Odwróciłem się i zobaczyłem jego oczy, które były zalane łzami tak mocno, jak moje. Westchnął.

-J..Jak? - spytałem się go szeptem. Po kilku sekundach usłyszałem jego głos. Zmienił się. Wydawał się teraz... Starszy i głębszy.

-Nikt nie wie... Poszedł po jakiś dokument, a po chwili - krzyk. To wszystko. Ktoś go zastrzelił otrutą strzałą i umarł po 4 minutach. - Podniósł się na nogi i kazał wyjść wszystkim. Zostawili mnie z nim. Zacząłem się tłumaczyć mu jak głupi. Przepraszałam, prosiłem, błagałem resztkami zdrowych zmysłów. Ale nic, nie zareagował na nic. Z rezygnacją zagwizdałem i po chwili przybiegł Szczerbatek. Gdy zobaczył w jakim stanie jestem, od razu podbiegł i wcisnął swój nos w zagłębienie mojej szyi. Cicho mruczał próbując mnie uspokoić, ale nie udawało mu się to. Usłyszałem skrzypienie otwieranych drzwi. Stał w nich Sączysmark. Zobaczywszy smoka zaczął się jąkać i po chwili zwołał całą wioskę. Chcieli go związać, ale chroniłem go swoim ciałem. Wydarłem się na cały Archipelag. Odpuścili. Przez tłum wdarła się... Valka. Wszyscy wodzili za nią wzrokiem, jednak ona ignorowała każde spojrzenie i podeszła do mnie. Pogłaskała mnie po ramieniu i przytuliła. Westchnęła i wstała odwracając się w stronę ludzi.

-Słuchajcie... - powiedziała spokojnym głosem. - Smok jest całkowicie łagodny, nie bójcie się. Widziałam człowieka... Mordercę Stoicka - gdy wymawiała jego imię w jej oczach pojawiły się łzy. - Poleciał na swoim smoku w stronę wschodu,, na wrogą wyspę, o której nie wiecie. Mieszka tam Dallak. Jest to człowiek porywający ludzi, których zmusza do zabijania wodzów wioski. Następnie jego smoki porywają mieszkańców. W ten sposób tworzy niewolniczą wyspę, którą chce wykorzystać do podboju świata. Człowiek, który zabił naszego wodza to jeden z jego poddanych. Jeśli dogonię go z Czkawką, uda nam się chociaż ukarać. Jednak potrzebujemy waszej pomocy - urwała, bo za domem wylądowało stado smoków. Po jakimś czasie ludzie nie bali się do nich podejść, jednak nie chcieli na nie wsiąść. Za naszymi namowami udało się, więc postanowiliśmy, że ja dogonię mordercę, a oni oswoją się ze smokami podczas wolniejszego lotu. Wsiadłem i otarłem zaschnięte łzy na moich policzkach i wyleciałem z prędkością światła na wschód. Kilka minut później zauważyłem człowieka, który zabił mojego ojca. Jednak przed nim szalała burza, która mogła nawet rozerwać skrzydła Szczerbka.

BUM! Szakalaka. Na razie to tyle :P Może jutro coś nabazgram ^^ Bye!

Powrót! W końcu znalazłam czas ;-;[]

Zwolniłem i zastanawiałem się, co dalej robić. Bałem się gonić człowieka, który właśnie wleciał między błyskawice, ale nie miałem wyjścia. Muszę się narazić.. Przyspieszyłem, a ciemne chmury były po chwili nade mną. Omijałem pioruny uderzające co kilka sekund, ale na szczęście nie traciłem mordercy z oczu, pomimo, że przed nimi wciąż miałem widok mojego ojca z wbitą w swoim ciele strzałą. Skrzydła mojego smoka przyspieszyły machanie, by mógł wzlecieć wyżej. Gdy lecieliśmy nad mordercą, a on nie zdawał sobie z tego sprawy wyjąłem z pochwy mój sztylet i wskoczyłem na miejsce za nim i przystawiłem nóż do jego gardła. Chwilę się szarpał, jednak z niezadowalającym dla niego skutkiem zaczął prowadzić spokojnie swojego smoka, a Valka przejęła Szczerbatka. Po chwili burza uspokajała się, a my widzieliśmy już wyspę, o wiele mniejszą od Berk, jednak bardziej uzbrojoną i zabudowaną. Budynki nie były wyłącznie drewniane, ale też kamienne. Przy brzegach stały wyrzutnie, a co kilka stały wejścia na pomosty, gdzie byli strażnicy. Ubrani w szaty koloru drewna hebanu przyglądali się smokowi mordercy, a po kilku sekundach i smokom mieszkańców Berk, którzy już w miarę dobrze współpracowali z nimi. Mierzyłem wzrokiem wyspę oraz twarze ludzi. Gdy w końcu wylądowaliśmy, zebrał się wokół nas tłum wydający z siebie okrzyki złości i czasem przerażenia. Spośród nich wydarł się umięśniony równie mojemu ojcu człowiek ubrany w czarne skóry i futra. Długa broda wisiała aż do jego pasa, a czarne i  duże oczy patrzyły na mnie z nienawiścią. Zsiadłem z smoka, ciągnąc ze sobą mordercę, a ten jak nieprzytomny robił ślady w ziemi swoimi nogami.[]

- Czego szukasz? - w głosie olbrzymiego człowieka zabrzmiała chęć mordu. Nie odpowiedziałem na pytanie, tylko rzuciłem z dużą siłą człowieka w bok i podszedłem z sztyletem do wodza. Bynajmniej wydawał mi się wodzem. Przejechałem ostrzem po jego policzku dociskając człowieka do wyrzutni stojącej za nim. Z mojego gardła wydał się suchy szept mówiący, że go zabiję, a natychmiast złapano mnie za ramiona i odciągnięto. Nie byłem w stanie wyszaprać się z ucisku dłoni trójki mężczyzn. Mężczyzna, który miał teraz krwawy ślad po moim ostrzu zaśmiał się cicho niskim tonem.[]

-Hm? Tak to wodza nie wolno, młodzieńcze... Z resztą odpowiadaj na zadane pytanie, bo ci z tyłu mogą ci połamać ręce. []

-Mogą mi złamać - parsknąłem. - Ten gniot - spojrzałem w stronę mordercy mojego ojca - zabił wodza mojej wyspy. I mojego ojca. Stoicka Ważkiego.[]

-Kojarzę to nazwisko. Wiesz, tak się składa, że bardzo dobrze je znam i jego właściciela. Szczerzę go nienawidzę - uśmiechnął się szydząco, a moja twarz zaczerwieniła się ze złości. - Bardzo mi jego wyspa przeszkadzała. Teraz robi to jeszcze bardziej - Spojrzał na ludzi stojących za mną. Powtórzyłem za jego wzrokiem. W niedali stała moja mama, Śledzik, Pyskacz i wielu innych Wandali.[]

-Co ci zrobił, że go nienawidzisz, co?[]

-Wywalił mnie z mojej własnej wyspy. Zprzymierzył sobie moich ludzi. Zabrał mi smoki. - Zmrużył oczy ze złością. []

-Nie mógł zabrać ci smoków. On ich nienawidził. . .[]

-Przed tym, jak tamta zwierzyna - spojrzał na Chmuroskoka - ukradła mu kobietę je znosił. Współpracował z nimi, a mieszkańcy na nich latali... Po tamtym wydarzeniu jednak szczerze je znienawidził. Wyrzucił je z wyspy, zabronił z nimi przebywać, latać na nich. Jednak one pragnęły pragnęły zemsty... Pomogłem im w tym - nie wierzyłem w żadne jego słowo. Wiedziałem, że były one kłamstwem, jednak milczałem i patrzyłem w stronę mieszkańców Berk, którzy chyba nie mieli pojęcia o co chodzi. To dało mi całkowitą pewność, że ten człowiek kłamie.[]

Narazie tyle :P Wracam niedługo ^^[]

Advertisement