Jak Wytresować Smoka Wiki
Advertisement
Jak Wytresować Smoka Wiki

Mój pierwszy blog :) Sorka za błędy ortograficzne. Nie zawsze mam chęc poprawiać wszystko :) Dziękuje z góry. Liczę na ciepłe komentarze.  Miłego czytania Informacje.

  • Czkawka ma noge
  • Szczerbatek ma cały ogon
  • Jest Valka
  • Stoik żyje
  • Nie ma Czkawki

1. Początek[]

Nie znałem rodziców, ani skąd jestem, nawet nie wiem jak mam na imię ale pamiętam jak to się zaczęło. Było ciepłe i przyjemne lato dla ludzi i smoków ... Dalej już nie chce opowiadać, ale zaczęło się od tego jak latałem na Szczerbatku od świtu do zmroku. Mało spaliśmy, mało jedliśmy - nie mieliśmy szczęścia do łowienia. Wtedy tamtego dnia odktyłem wyspe, zamieszkiwaną przez ludzi - takich jak ja. Wylądowałem w lesie obok wioski. Widziałem grupke dziecieków prawdopodobnie moim wieku. Ukrywałem się w gęstych krzakach. Wtedy usłyszałem głos potężnego mężczyzny, był to wódz wioski.


- Wiadro! Gruby!  pójdcie nałowić ryby zanim smoki się zlecą. - powiedział Wódz.

- Jasne, mam już dosyć tych smoczysk! - odparł Guby.

- A smoki to które to ? Chyba znów zapomniałem. - zdziwił się Wiadro, Gruby zaczął tłumacztć mu co to są smoki.


Powędrowałem w głąb lasu i znalazłem porośnięte trawą i krzakami urwisko, zatrzymałem tam się z mordką. Rano nam się poszczęściło mogliśmy się wkońcu najeść. Wieczorem widziałem jak wioska staje w płomieniach, z Szczerbkiem pobiegliśmy do nich. Zobaczyłem koszmar. Ludzie zabiłali smoki, a one zabierały owce i jaki. Poszłem z mordką im pomóc. Jak zobaczyli Szczerbatka wszyscy się schowali i zaczeli sie modlić.


- Oszczędź mi życie nocna furio - cała wioska


A smoki, tak szybko jak przyleciały tak szybko odleciały.

Podeszedł do mnie wódz plemienia z jakąś kobietą na którą mówił Valka.


- Kim jesteś przybyszu ? - zapytał

- W sumie, nie pamiętam, nie wiem skąd pochodze.- powiedziałem.


Kobieta dziwnie mi się przyglądała a potem odwróciła wzrok - odeszła.


- Jak tu się dostałeś ? - zadał kolejne pytanie

- Latałem Szczerbatkiem, napotkałem wyspe więc się zatrzymaliśmy - odparłem. A smoki tak zawsze was atakują ? Nie chcieliście się z nimi zaprzyjaźnić ? Przecież to miłe gady!

- Słuchaj chłopcze! Nie wiem skąd się urwałeś, ale one zabijają nas, pozbawiają jedzenia, niszczą domy. - odparł z dumą

- Z przez tą chwile, stwierdzam że zabijacie ich tysiące! - odpyskowałem i uciekłem w głąb lasu.


2. Rozmowa z wodzem[]

Nad ranem, poszłem znów do wioski. Wszyscy pochowali się na widok Szczerbatka. Poszłem na arenę. Zobaczyłem smoki w klatkach. Niemożliwe pomyślałem. Wróciłem do wioski, znalazłem wodza i udałem się z nim do domu. Odbyłem z nim długą rozmowe.


- Na prawde zaprzyjaźniłeś się z smokiem który niesie śmierć? - zapytał.

- Wcale jej nie niesie! Znam go już sporo czasu, tylko pamiętam jak trzymał mie w swoich łapach i wylondowaliśmy na wyspie, na niej się wychowałem. Później  nauczyłem się na nim latać.- odparłem

- Muszę Ci powiedzieć że - powiedział innym głosem.

- Że... ?

- Strasznie przypominasz mi mojego syna którego straciłem pod czas z jednego z ataków. Nie zdążyłem na czas. Zabrał go. Było to dokładnie 15 lat temu. Od tego czasu nocna furia już nie zagościła na Berk.


Byłem zdumiony.


3. Poznanie prawdy []

- A więc co zwiąku z tym ?

- Może to ty! - powiedziała Valka

- Skoro pamiętasz, chwile porwania. To musisz być na pawno... - przerwała mu Valka

- Naszym synem!- krzyknęła.


Nie zrozumiałem do końca bo myślałem o cud blondynce którą widziałem pierwszego dnia.


- Czkawka. Tak się ciesze, że znów Cie mogę zobaczyć, przytulić. Miałeś zaledwie kilka miesięcy. Myśleliśmy że nie żyjesz. - powiedziała mi.

- To jest moje imie? - zapytałem, troche dziwne wydało mi się to imie.

- Tak, to twoje imie. Jestem twoją matką - Valka, a twój ocjciec to - Stolick. Wódz plemienia Wandali. - powiedziała Valka.


Czułem się ułomnie jak mi to powiedziała. 


Na placu[]

- Ogłaszam, że dziś świentujemy powtót mojego jedynego syna, Czkawki. - ogłosił.

- To on żyje ? - Zapytała cała wioska, a najgłośniej Pyskacz.

- Tak, nocna furia go wychowała. - odpowiedział im.

- Niemożliwe. - powiedzieli.

- On pokaże nam jak żyć z smokami, nie możemy ciągle z nimi walczyć wkońcu mamy także wrogów. Smoki mogą nam pomóc przy Albrechcie. - powiedział.


Ucieszyłem się jak usłyszałem o sojuszu, ale nie widziełem kto to jest ten Albrecht.


- A więc to jest Czkawka, mój syn, przyjaciel smoków, mój następca! - odparł mój tata.

- Następca ??!! - zapytałem zdziwiony.

- Tak, będziesz nim. Miała to być Astrid ponieważ ma duszę wojownizki, jest najlepsza z wszystkiego, mądra, idealnie sprawowała by się na wodza, lecz wróciłeć i to ty nim bedziesz. - Odpowiedział, pełen dumy.

- Zobacz mordko, jak na się powiodło. Zaczniemy nowe życie. - Powiedziałem do Szczerbatka.

- Wreeeeeeeeeeeeeeeeeeau! - ( tłum. głodny jestem. Nie chce mi się myśleć z pustym brzuchem. ) zaryczał.


Dałem mu kosz ryb, któy dał mi ojciec.


4.Czas na party.[]

Świętowanie było w twierdzy. Poznałem nawet te dzieciaki które widziałem po przybyciu. Byli to :


Mieczyk i Szpadka - bliźnięta, ciągle się tłukli i o byle co kłucili.

Śledzik - pamietał księgę smoków na pamięć, ale nic nie wiedział na tamat mojego smoczka.

Sączysmark - ciągle planować jak poderwać dziewczyne o imieniu ...

ASTRID !!! - cud blądynka, patrzała na mnie z miną ' pożałujesz tego ' 


Całe świętowanie było super dopółki nie wparował pewen gad - Szczerbatek !


- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! UCIEKAJCIE !!!!!!!!!! - krzyczeli wszyscy, tylko Astrid złapała topór w razie obrony, ale mordka trawił w niego plazmą i wbił się w skałe.

- Wreeeeeeeeeeeeeeeaaaaaaaaaaaaaaauuuuuu!!! - ( tłum. czemu mnie nie zabrałeś ? też lubie się bawić ) - zaryczał; poczym odwrócił się plecami do mnie.

- OOOO! Czyżby duża dzidzia strzela focha ? - po tym rzuciłem się na niego ale on sie odsunął i upadłem na twarz. 


Podeszła Valka


- Jak on ma na imię ? - zapytała mnie.

- Szczerbatek - odparłem jej.

- Czemu ? Przecież ma zęby chyba c'nie ? - zapytała zdziwiona. 

- Tak ma, ale może je chować dowolnie. Jak nadałem mu imie nie widziałem ich, ale później odkryłem że może chować i pokazywać. - odparłem.


Po chwili podeszła do mnie Astrid, pełna złości.


- Nie nawidzę cię od pierwszego dnia, jeszcze teraz twoje gadzistwo mnie skompromitowało. Nie ujdzie ci to zbyt ławto. - powiedziała srogo.

- Ale co ja ci zrobiłem niby ? Nie moja wina że Szczerbek strzelił ci w broń. - odpowiedziałem ze zdziwieniem. ; Zapomniałem ' ból i cierpienie to zabawa ' dla takiej dziewczyny jak ty. - po tym odeszła.


5.Prawda o smokach[]

Poszłem za nią, chiałem się dowiedzieć czym jej zawiniły, dlaczego ich tak nie nawidzi. 


- Ejjj! Poczekaj! Astrid! - podbiegłem w jej strone - No zatrzymaj się wkońcu! - Ej Ty, dla czego nie lubisz tych smoków ? Co ? - zapytałem

- Nie twoja sprawa,a wogóle one są złe.

- Wcale nie - powiedziałem

- A więc, udowodnij to. 

- Dobra. - odpowiedziałem jej.


Zawołałem Szczerbatka, który w szybkim tempie podbiegł do mnie i Astrid.Udaliśmy się na przyejażdczkę. Wydawało mi się że osiągnęłem sukces iż ONA bardzo ściskała mnie w pasie. 


- Ale  tu pięknie miałeś racje - powiedziała z zachwytem

- Widzisz smoki to nie tylko ziejące ogniem bestie, ale na nich możesz latać wszędzie - odpowiedziałem jej.

- Ale jak to możliwe że na nich można latać? - zapytała

- Normalnie? Zyskaj ich zaufanie. One juz dalej cie poprowadza. - odpowiedziałem jej 

- Ale jak to! Uczą nas że... - poswiedziała i zająkała się. - że nie wolno ufać smoką - po chwili dodała. - A Ty teraz każesz mi im zaufać, nie rozumiem. 

- Szczerbek lecimy na naszą wyspe. - powiedziałem, i odlecieliśmy. Astrid siedziała za mną, znów mocno mnie ściskała w pasie.


Dolecieliśmy na wyspę, na której się wychowałem - wśród smoków. Astrd była wniebowzięta.


- Ale tu niesamowicie pięknie! - krzynkeła, smoki zauważyły i spoglądały na nas. Pokazałem im że to przyjaciółka.

- Widzisz ja tu się wychowałem, wśród nich. - mówiłem drapiąc Mordkę.

- To na prawdę niesamowite. - powtórzyła.


Wędrowaliśmy kilka godzin po wyspie. Potem wróciliśmy.


6. Wybór smoka dla Astrid[]

Po powrocie spacerowaliśmy po Berk i rozmawialiśmy.


- Te smoki są niesamowite! Aleeeee, na szkoleniu uczą nas że nie wolno im ufać. - zakłopotała

- Poprostu oni jeszcze nigd nie zaufali smoką. Nie wiedzą jak te gady mogą uszczęśliwić. - odpowiedziałem.

- Jak tak patrzę, to w myślach też bym chciała smoka. - powiedziała

- To nie problem! Pamiętaj bez zaufania nie znajdziesz odpowiedniego. - odpowiedziałem.

- To spróbujmy. - powiedziała z wielkim przekonaniem.


Polecieliśmy na wyspę smoków, aby dobrać smoka idealnego dla niej. Astrid zaczęła rozglądać się za smokami, po chwili zauważyła kilka Śmiertników Zębaczy. Była tam smoczyca o maści niebiesko-żółtej. Bardzo jej się spodobała.


- Ejj! Czkawka. - powiedziała

- Cccco? - zapytałem

- Widzisz ją ? - powiedziała - Jest piękna!

- Rzeczywiście. Chcesz mieć takiego smoczka ? Pamiętaj, to będzie twój towarzysz do końca. - oznajmiłem jej.

- No jasne że ją chce! Jest piękna! - jarała się, próbowałem ją ogarnąć ale na nic.

- Chodć musimy podejść troszkę do niej. Dasz jej rybę a potem głowę w dół i wyciągnij rękę w jej strone. Położy pysk na twojej ręce lub zaatakuje. Będę w obronie. To twoje kilka mintu. - dałem jej krótkie streszczenie. 


Tak ja powiedziałem, też tak uczyniła.


- Miecie smoka to nie taka zła rzecz - cieszyła się niezmiernie.

- No widzisz, a Ty byłaś temu przeciwna - zgasiłem ją.

Uderzyła mnie w brzuch

- Nie zgaszaj mnie więcej, nastęnym razem zaboli bardziej. - po tych słowach uśmiechneła się.


Wróciliśmy na Berk. Astrid była drugim jeźdźcem smoków. Ja byłem oczywiście pierwszym.

Ludzie watrywali się w nas. 


7. Coś się nam tu szykuje[]

Minęło kilka dni po tym jak Astrid wytresowała Śmiertnika Zębacza. Nadała smoczycy na imie Wichura. Szczerbol bardzo ją polubił. Zaczeliśmy razem spędzać więcej czasu. My i smoki.

Lataliśmy na przepiękną polankę. Strasznie się zaprzyjeźniliśmy.


Na placu[]

- Ja też chce mieć smoka - powiedzieli Śledzik, Smark i bliźniaki

- Smok to nie taka delikatna sprawa. Poczekajcie troszkę czasu jeszcze. Nie może nagle tyle smoków pojawić się na Berk. Nie ogarnłąbym tego. - oznajmiłem im.

- Czkawkuś czegoś by nie ogarnął? - dokuczał Smark

- Stul twarz Smark! - obroniła mnie Astrid

- OOOO patrzcie. Laska Czkawki go broni.- powiedział Mieczyk


Astrid położyła Mieczyka na glebę i zaczęła go walić po twarzy i innych miejscach.


- Astrid! Aaaastrid! Możesz już przestać. Już dostał co mu się należało, ale bez przesady - pochamowałem Astrid

- No co Czkawka! Nie mam zamiaru słuchać takich bzdet.- oburzyła się - lecimy gdzieś? Mam ich dosyć! - zaproponowała i wsiadła na WIchurkę

- Okej. Dostaniecie smoki za kilka dni. Wybierzcie sobie gatunek. - powiedziałem im, po tym wsiadłem na Szczerbola i odlecieliśmy.


Tym czasem w wiosce[]

- Potem wybierzemy gatunek! - krzyknął Sączysmark

- Między nimi coś jest! - wykrzyczał Mieczyk

- No pewno, co nie brachu! Będziemy ich Mieczyk - powiedziała Szpadka

- Na moje powinniście dać im troszkę prywatności! - oburzył się Śledzik

- Astrid jest moja, była i będzie. - powiedział Smark

- Haha ha ha ha. - zaśliali się wszyscy, Smark zrobił głupią mine i wyszedł

- Sam sobie wytresuje smoka! Zooobaczy ten Czkawka, myśli że jest lepszy bo co ? Dosiada jakąś Nocną Furie? Pełno ich, na pewno! - były to ostatnie słowa jakie powiedział Smark

- On myśli że ona go zechce ? Ha ha ha . Przecież Astrid go nie lubi! - powiedzieli biźniaki równym głosem.

- A dobra z Smarkiem. On zawsze był inny... Ja bym chciał... hmmmmm... niech ja tu spojrzę ....... ooo gronkla! Jaki on uroczy. - powiedział Śledzik

- Ja chce Straszliwca ! - krzyknął Mieczyk

- Mieczyk! Ale, ale, ale on. Nooo tennn jakby CI tu powiedzieć żebyyyyś zrooozumiał. - powiedział Śledzik

- No co ?! Ja jakoś ci nie komentowałem jakiegoś tam Pendogla - oburzył się Mieczyk. Szpadka podśmiechiwała się 

- Nie Pendogla tylko Gronkla. Tylko chciałem Ci powiedzieć że ten. No ten. Straszliwiec jest dla ciebie za mały. Przecież to najmniejszy smok! - powiedział Śledzik

- No przecież wiem. Ja go chce żeby gryzł mi siostre.- powiedział Mieczyk

- No właśnie. Ale co? - zapytała Szpadka

- Ja wam proponuje. Zębiroga Zamkogłowego- co dwie głowy to nie jedna. Jedna wydala gaz a drugi podpala. Jest taki jak wy. - powiedział Śledzik


Bliźniaki zgodzili się jak nigdy i przytakneli Śledzikowi.


Tym czasem u Astrid i Czkawki[]

- Nie wiem o co im chodzi. To że tylko my narazie latamy na smokach to nic przecież nie znaczy - powiedziałem Astrid

- No właśnie. - przytakneła mi. - To już tu lądujemy. 


Wylądowaliśmy na polance.


- Jak jest ciemniej,eeee, jest jeszcze piękniej. - oznajmiłem jej.

- Musisz mnie kiedyś zabrać jak będzie 'jeszcze piękniej' - powiedziała i zaśmiała się. Była taka piękna jak się śmiała.


 Te chwile spędzone z nią samą był magiczne. Ale już późno się zrobiło i zaczeliśmy się zbierać. Szczerbatek i Wichura spojrzeli na siebie znacząco i jak byłem na przeciw Astrid, Wichura była za mną a Szczerbatek za Astrid. Mrugneli do siebie, nie wiedziałe co to znaczy. Popchneli nas do siebie tak blisko że nasze wargi złączyły się. Byłem wniebowzięty. Po chwili odsuleniśm się od siebie. Spuściełem wzrok na dół.


- Musimy już wracać.- oznajmiła innym głosem Astrid


8. Wyznania[]

Wróciliśmy na Berk. Rozeszliśmy się do domów.

Leżałem w łóżku i czułem się jak najszczęśliwszy wiking na Berk. Ten pocałunek był dla mnie czymś więcej, ponieważ Astrid wpadła mi w oko od pierwszego dnia. Po chwili podszedł do mnie Szczerbatek, zaczęłem z nim rozmawiać. 


- Jak podobał Ci się lot ? - zapytałem

- Wraaause, wrrreumkmmm ( Super! Ale byliście słodzcy! )

- To było umuwione ? ! Osz Ty! - zpojrzałem na Szczerbatka. - wiesz ile bym dał żebyś mógł polatać sobie sam lub z Wichurą. - spojrzałem na niego znacząco i zaśmiałem

- Wreeeeeaaauuuukkkkwwww wooooooooorppppp gruuuuuuuuuuałłłł ( wystarczy że wybieram się z nią na spacery. Wież że podobasz się Astrid ? ) - powiedział, zbaraniałem

- Alee jak to ? Mam nadzieje że ty nic nie wygadałeś że ona mi też się podoba - powiedziałem

- Wreeeeeeeeeeeed srwwwwwwwwwwwwwwwa GEWWWWWWWWWWWWWWWM ( To jest tylko mną a Wichurą mamy plan, dowiesz się w swoim czasie ) - oznajmił mi, po tym odeszedł i poszedł spać.


Nie mogłem zasnąć, ciągle cieszyłem się z pocałunku jak dziecko z nowej zabawki. Wkońcu zasnąłem. Obudziłem się dość późno. Zeszłem na dół. Była tam tylko mama bo tata już wyszedł. Wkońcu wódz ma dużo do roboty. Za kilka, kilkanaście lat czeka to mnie. Ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłem.


- Tak ? - zapytałęm ciu zmulony bo dopiero wstałem.

- Czkawka, jesteś potrzebny. - powiedziała

- Ale do czego? - po tym Astrid wyciągła mnie z domu. 

- Już wybraliśmy sobie smoki. - powiedzieli równym głosem

- No to o zachodzie spotykamy się na plaży i płyniemy na wyspe. - oznajmiłem im, zbytnio się nie cieszyłem  - Astrid, chodź na słówko. - podeszła - Lecimy gdzieś ? -zapytałem zmieszany.

- No jasne! - krzykneła, wszyscy się na nią spojrzeli dziwnie.


Pod czas lotu[]

- Musze coś Ci powiedzieć.

- Tak ? - zapytała

- No bo wiesz. Po wczorajszym... - przerwała mi

- Po wczorajszym nie mogłam zasnąć. - wyprzedziła mnie Astrid.

- Ja też. Eeee. to już tu. Tutaj chciałem Cie zabrać. 

- OMG. Ale piękne kwiaty. - podjarała się. Była tam mieszanka kwiatów z smoczymiętką. Smoki zaczęł się tarzać.


Leżeliśmy i patrzeliśmy w chmury. Po chwili, poczułem jak coś się do mnie przysuwa. Była to Astrid. Nie znałem jej zamiarów. Nagle nasze wargi znów się złączyły.Po pocałunku powiedziała mi;


- To za to, żeee pokazałeś mi takie piękne miejsca, no i oczywiście za pokazanie piękna smoków. Ale już musim chyba wracać. Już blisko zachodu. - po tych słowach znów mnie pocałowała. - przepraszam.

- Nie masz za co - uśmiechnęłem się do niej.- To lecimy.


Dolecieliśmy na plaże. Były 3 łódki. Więc muslieliśmy jakoś się dobrać. 


9. Nowi jeźdźcy. ( cz. I )[]

Dobraliśmy się po kilkunastu minutach.Żeby bliźniaki się nie biły to Szpadka była ze Smarkiem Mieczyk ze Śledzikiem a Astrid ze mną. Podróż mijała miło i w miarę szybko. To już tu. Z tego wzgledu że było już późno, rozbliliśmy obóz.


- Mamy 3 namioty. Wszystkie 2 osobowe. - oznajmiłem im. - Wichura i Szczerbek śpią na zewnątrz,. Śpimy tak jak płyneliśmy.

-  Nie wytrzymam nocy z Smarkiem - oznajmiła Szpadka.

- Nie narzekaj to tylko idź spać. - powiedziała Astrid.


Po kilku godzinach. Wyszłem z namiotu i usiadłem obok ogniska. Po chwili poczułem jakść ręke na ramieniu. Była to Astrid.


- Co ci ? - zapytała

- Jakoś nie mam ochoty spać. Myśle o jutrze. Nie wiem ile zajmie nam poszukiwanie smoków. A jak coś się komuś stanie ? - narzekałem

- Nie masz czego się martwić. Wiesz że sobie poradzisz. A teraz mnie posłuchaj. Zamknij oczy i nie otwieraj.


Po chwili coś poczułem na ustach. Była to Astrid. Później leżeliśmy i patrzeliśmy na niebo. Było takie bez chmurne. Po chwili przerwałem ciszę.


- Wiesz że to niebezpieczne, przy nich. Jeden przeciek o nas i wszyscy wiedzą. I będzie bla bla bla, żadnego 'ale' od mojego ojca. - powiedziałem a po chwili dodałem. - Kocham Cie. Chodź spać. 


Nie wiedziałem że wszytsko słyszał Śledzik nie mogący zasnąć. Ale usłyszał że jeden przeciek. Postanowił zatrzymać to dla siebie.


Rano[]

Pierwszy wstał Śledzik, co bardzo mnie ździwiło. Tak ogólnie to ja byłem pierwszy. Nie mogłem zasnąć. Czułem się jak trup. Później bliźniaki, Smark i na końcu Astrid. Nie dziwie się jej, skoro przegadaliśmy pół nocy. Po chwili zarządziłem ;


- Idziemy szukać smoków. Zczniemy w kolejności w jakiej wstaliście. A więc Śledzik, jaki gatunek ?

- Myślałem o gronklu. Ciekawy. Jest głazo-żerny. Pluje gorącymi głazami. Ekstra! - podjarał się.

- A więc zaczynamy.- powiedziałem.


 Chodziliśmy przez kilka godzin. Wkońcu nam się poszczęściło. Był tylko jeden. O maści brązowo- kremowej. Śledzik się podjarał że piękny smok przed nimi stoi.


- Pacz! - powiedział

- Widzimy - powiedzieliśmy równym głosem.

- Moge tego smoczka? Plissss.

- Ten wybór należy do Ciebie. Jak już owoisz to się go nie pozbędziesz! Zapamiętaj. - oznajmiłem mu. - a więc, daj jej rybę a potem głowę w dół i wyciągnij rękę w jej strone. Położy pysk na twojej ręce lub zaatakuje. Będziemy w obronie. To twoje kilka minut. - powiedziałem mu skrót jak Astrid.


Zrobił tak jak mu kazałem. Osiągnął sukces.Bardzo się cieszył. Było już późno.


- Wracamy na obóz. Na dziś tylko jeden smok. Jutro smok dla bliźniaków i dla Smarka. - powiedziałem a po chwili dodałem. - Jeżeli nam się poszczęści to pojutrze zaczniemy latać już na nich. 


Wszyscy się ucieszyli. Nastała noc. Dziś zasnołem. Ale i tak dosyć późno. Na dobranoc dostałem. Mhmmmmm. Namiętnego buziaka od mojej ukochanej. Wszyscy już spali. Było tylko słychać chrapanie. Nie wiedziałem kto to tak chrapie. Już druga noc w hałasie.


10. Nowi jeźdźcy ( cz. II )[]

Obudziły nas promienie słońca. Zjedliśmy śniadanie. Jako takie. Ale cóż poradzić, ja byłem do tego przyzwyczajony. W południe poszliśmy szukać smoka dla bliźniaków.


- Polecałbym im zębiroga. - zaproponwał Śledzik

- No racja. Tak jak oni. Co dwie głowy, to nie jedna. - powiedziałem i zaśmiałem się. 

- To ruszamy ? Już mi się nudzi - powiedziała Astrid.

- No właśnie, mi tak samo jak 'niuni' - powiedzieł Sączysmark, po chwili leżał na ziemi i dostawał od swojej 'niuni' wydawało mi się to śmieszne.


Po chwili.[]

- Ejjjj! Siostra. - Powiedział Mieczyk

- Widzisz to ? - powiedziała Szpadka

- Ale smok -podjarał się

- Musimy go mieć - powiedziała jego sis.


Nikt nie zauważył nawet, jak to się działo.Znaleźli zębiroga.


- To robimy co Śledzik - powiedziała

- No okej. - powiedział, dziwne. Obeszło się bez kłótni. 


Nagle poczuliśmy tupot.  Był to smok. Miał coś na sobie. 


- Cz-cz-czy to bliź-bliź-ź-ź-bliźniaki ? - zdumiłem się

- Al-al-al-a-ale ja-a-a-a-jak too? - zapytała Astrid

- Y-y-y-y-y-y. To te głupki mają smoka a ja nie ? - wkurzył się Smark

- Oj już dobra. Czkawka ocknij się - powiedział Śledzik.


Z Astrid ogarneliśmy się.


- Ale jak to ? Wy ? Sami? Bez naszej pomocy ? -  zapytałem ich.

- No ? - Mieczyk

- A co ? - Szpadka

- A co mślałeś - Mieczyk

- Nie jesteśmy imbecylami. - powiedziała i tak rozmowa o tym się skończyła


- To idziemy znaleźć smoka dla Smarka. 

- Jaki gatunek ? - zapytała Astrid

- MHmmmmm. - Szpadka

- Może nic - Mieczyk

- Nic mu się nie należy po tym chrapaniu. - Szpadka


Dziwiło mnie to. Bliźniaki coś zmądrzały.


- Przestańcie, każdy ma wrócić na smoku. - oznajmiłem.

- Koszmar Ponocnik! - krzyknął Śledzik.

- Nie to chyba za groźne na niego... Nawet. - powiedziałem\

- A-a-a-a-a-a-a-a-a-al-al-al-ale on jest za nami. - wyjąkali bliźniaki


Nagle Smark podbiegł do smoka


- To coś dla mnie! Będziesz mój smoczuciu.- powiedział. Nagle smok zionął ogniem. Smark był nie ugięty. Chyba chciał nam coś udowodnić. Ale...


- Zrobie to co wy wszyscy. Uda mi się. - powiedział i po chwili. Smok położył się. Okazało się że ma coś ze skrzydłem. Dał się oswoić. Ale musieliśmy skrzydło mu wyleczyć.



11. Nowi jeźdźcy ( cz III )[]

Skrzydło się zrosło.  Było dobrze. Zaczynali powoli naukę latania. 


Tym czasem w Berk.[]

- Mijają już dwa tygodnie. - powiedział Stoik

- Nic im nie jest. Może im się spodobało. - próbowała pocieszyć go Val.

- A co jeżeli... - nie zdążył skończyć ponieważ przerwał mu Pyskacz.

- Przestań! Masz obowiązki. Nic chłopakowi nie jest. Wie co robić. Wkońcu przez 15 lat żył z tymi gadami. - powiedział Pyskacz. Te słowa bardzo uspokoiły wodza.


Wracamy na wyspę smoków[]

- I jak ? Podoba wam się latanie na smokach ? - zapytałem z Astrid.

- Ha ha ha. Widzicie... Ja i mój smok najlepsi - powiedział Smark, ale po chwili jego przechwalanki się skończyły smok zrzucił go. 

- Nie chwal się Samrk bo następnym razem gorzej skończysz. - powiedział Śledzik


*SZEPTEM*[]

- Ej siostra - Mieczyk

- Myślisz o tym co ja ? - Szpadka

- Jeżeli ty o tym co ja, to tak - Mieczyk, nie zauważyli skradającej się Astrid.

- Co tak szepczecie ? - zapytała, bliźniaki się zlękły i zaliczyły glebę.

- Chcieliśmy coś wysadzić. Ale jeżeli nie ... - Mieczyk

- To i tak zrobimy swoje - Szpadka, po czym wsiedli na smoka i wysadzili wielką skałe.

- Ekstra siostra! - powiedział zachwyony Mieczyk.

- Musimy to powtórzyć! - krzyknęła Szpadka

- Oooo nie, nie i nie! Nic nie będziecie mi tu wysadzać! - powiedziałem, widziałem jak na twarzach bliźniaków maluje się zniechęcenie. - Latać już umiecie. Możemy wracać. Skrzydło Ponocnika się zagoiło. O świcie ruszamy.


Przy ognisku


- To jak nazwałaś swojego smoka Astrid ? - zapytałem

- Ja mam ją już sporo czasu i stwierdziłam że pasuje do niej Wichura - powiedziała

- Bardzo ładnie, ja nazwałem gronkielkę Sztukamięs. - Śledzik

- Hakokieł! - krzyknął Sączysmark i nagle smok trzymał go w paszczy. - Hakokieł puść mnie ! - po chwili Smark leżał na ziemi.

- WooooW! - powiedziała Szpadka

- Musimy tego nauczyć nasze smoki - powiedział Mieczyk

- Jak nazwaliście smoka ? - zapytała Astrid

- Wym i Jot - powiedzieli równo.

- A twój smok jak się nazywa bo zapomniałem. - powiedział Śledzik.

- Mój to Szczerbatek. - powiedziałem. - chyba już pora spać. - zadeklarowałem. Poszliśmy do namiotów.


W namiocie.[]

- Ooo, już Smark chyba zasnął. Słychać dość głośno. - powiedziałem.

- Jak tego można nie słyszeć. Cieżko zasnąć przy nim. - powiedziała moja towarzyszka

- Ale i tak trzeba iść spać. Jutro z samego rana ruszamy. - powiedziałem.

- Kocham Cię. - powiedziała Astrid i mnie pocałowała. Pocałunek był coraz bardziej namiętny. 


12. Witamy spowrotem[]

Wkońcu zasnąłem. Ale dość późno że znów się nie wyspałem. Astrid też chyba się nie wyspała. Wyglądała jak zombie, ale  i tak była piękna. Wyszliśmy na spacer iż wszyscy spali.


- Jak sądzisz, co by się stało gdyby twój tata się o nas dowiedział? - zapytała

- Yyy. Wywiad środowiskowy ? Ogłosiłby odrazu? Organizował już by ślub. Itd. - odpowiedziałem.

- Ale był by kogiel-mogiel - powiedziała.

- Dlatego lepiej nic nie mówmy. - powiedziełem

- No jasne.- przytaknęła i złapała mnie za rękę.


Spojrzeliśmy sobie w oczy. Nagle. Te uczucie. Znów się pocałowaliśmy. Był on coraz bardziej namiętny i pożądany. Wiem że w wieku 15 lat, to niby prawdziwej miłości się nie przeżywa. W naszym wypadku było inaczej.


- Chyba pora wracać i ich pobudzić. - powiedziałem i wróciliśmy na obozowisko. Pobudziliśmy wszystkich.


- Pora wracać. Odrazu. - zadelkarowałem.

- Nooo okej. Stęskniłem się za moim łóżkiem! - powiedział Śledzik.


Podróż mijała szybciej niż jak tu płyneliśmy. No przecież lecieliśmy na smokach. Gdy dolecieliśmy wszyscy stali jak zamurowani. Z tłumu wyłonił się mój ojciec.


- No to wam się udało! Chyba należało by to jakoś zaświętować.- powiedział

- Tak! Jasne! Należy się ! - krzyczał tłum

- Zapraszam do twierdzy!


W twierdzy.[]

Mieczyk się upił. Szpadka dziwnym trafem tańczyła ze Smarkiem. Może pod czas biwaku coś między nimi zaiskrzyło. Śledzik pilnował Mieczyka. Po chwili wyprowadził go z twierdzy i zaprowadził go chyba do domu. Siedziałem z Astrid przy stole. Przerwałem cisze.


- Zatańczysz ? - zapytałem.

- Eeee, yyy. Ale ja nie umiem... - powiedziała

- Daj się ponieść chwili. Będzie dobrze - powiedziałem

- Oki. - powiedziała i wstała.


Wirowaliśmy na parkiecie przez kilka minut. Potem wyszliśmy na spacer, a dokładniej na lot. Wróciłem późno.


13. Co się stało? []

Obudziłem się późno. Musiałem odespać nie przespane noce. Nagle do mojego pokoju weszła moja mama. 


- Czkawka, na wyspie były dzikie smoki. Porwały jaki, owce i zapasy. - powiedziała z przerażeniem

- Ale jak ? Coś musiało się stać! Nie, niewieże że zrobiły to same ze siebie. - powiedziałem i nagle wybiegłem z Mordką.


Latałem, nagle dołączyła do mnie Astrid. Lataliśmy cały dzień. Był już mrok. Nagle Wichura i Szczerbatek dołączyli do chordy smoków. 


- Co się dzieje? - zapytała

- Wracamy! - powiedziałem


Szczerbatek i Wichura  nie reagowai. Schowaliśmy się żeby inne smoki nas nie zauważyły. Wlecieliśmy do jakiegoś wulkanu. Spędziliśmy tu północy.


- Ile tu smoków - powiedziała

- Ale o co chodzi? - zapytałem

- Nie ma pojęcia, ale boję się. - powiedziała, i złapała mnie za ręke.

- Nie bój się. Mamy smoki. - pocieszyłem ją. - Ale czemu one wrzucają to wszytko?

- Nawet nie tkną. - zdziwiła się

- Poczekaj, ciiii.


Przyleciał j.akiś smok. To chyba zębiróg. Wrzucił jakąś nędzną rybe. W połowie przetrwioną


- Bleee. - powiedziała Astrid


Na nasze nieszczęście włonił się jakiś ogromny smok. Czerwony. Zjadł zębiroga. Wyczuł innych. 


- O nie zauważył nas! - powiedziała

- Wiejemy! - krzynąłem


Naszczęście na czas uciekliśmy.


Podczas lotu. []

- C-c-c-c-c-c-c-c-c-co to było ? - zapytała

- Nie mam pojęcia. Ale wiem że to źle wróży. - powiedziałem i oglądnełem się za siebie. - Wiem że będziemy mieć z nim jeszcze doczynienie. 

- Nie przejmój się. Będzie dobrze. - próbowała mnie pocieszyć.

- Poczekaj, poczekaj. Już wiem! - krzykłem

- Co wiesz ? - zapytała ździwiona.

- Wiem co to za smok! - powiedziałem pełen niezbyt dobrych wiadomości.

- Czyli ? - zapytała

- Czerwona śmierć. 


14. Czerwona, co ?[]

- Czerwona, co ?- zapytała.

- Czerwona śmierć. - powtórzyłem. 

- Ale, skąd wiesz? - zapytała.

- Tam gdzie się wychowałem, czyli w sanktuarium jest smok z rasy 'Oszołomostrach' .Taki Alpha. Rządzi smokami. - powiedziałem i nagle mi przerwała Astrid.

- Ale skąd znasz tą Czerwoną śmierć ? - znów zapytała

- Daj mi dokończyć. Jest to spokojny smok. Ale pewnego dnia wylęgł się smok. Tak jak każde młode nie podlegały Alphie. To jest takie usprawiedliwienie. Ale gdy już podrosnął, nie słuchał go. Buntował smoki. Coraz więcej smoków ginęło z tego powodu. Pewnego dnia Alpha wkurzył się i... - i tu znów mi przerwała

- Iiiiiiiiiiii... - powtórzyła.

- Iii, poprostu został wygnany. Było to jakieś 7 lat temu. Przez ten czas nie widziałem go. Wydaje mi się że nauczył się kontrolowania smokami i przez to one napadają na Berk. - stwierdziłem

- Bo jak nie, to same giną. - dokończyła

- Tak. - powiedziałem. - Pora już lądować. Powiem moim rodzicą. Wtedy zdecydujemy co zrobimy. - zadeklarowałem.

- Oki.


Na pożegnanie był przytulas. Weszłem do domu z zmieszanymi uczuciami.


- Muszę wam coś powiedzieć. - powiedziałem  dziwnym głose.

- O czym ? - zapytali

- Już wiem czemu smoki zaatakowały.- oznajmiłem.

- A więc?


[ Opowiedziałem im to co z Astrid widzieliśmy, to samo ździwienie ][]

- A więc co robimy z tym ? Nie dadzą nam spokoju. - powiedziała Val.

- Zabić go! Nie może żyć. Inaczej my zginiemy z głodu! - powiedział Stoick. 


Szczeże to ja ... Poparłem te decyzje. Wiedziałem że jak będzie dalej nimi rządzić to źle to się dla nas skończy.


- Jutro szykuje armie. Zabijemy go. - zadeklarował

- Ale z tym nie da się walczć wręcz! Bez smoków nie dacie rady. - powiedziałem

- O nie! Ty zostajesz z matką!. - powiedział.

- Sądziłem że będę mógł Ci pomóc. - zrobiłem smutną mine i poszłem na góre, zasnąłem.


15. Do ataku![]

Obudziłem się w miarę wcześnie. Poszłem do portu gdzie tata szykował wyprawe na pojedynek ze smokiem. Zobaczyłem Astrid. Poszłem do niej i opowiedziałem co ojciec zadecydował. Jak skończyłem ona oburzyła się. 



- Ale z tym nie da się walczyć! - powiedziała zła

- Też tak mówiłem. ale on kazał zostać nam w domu. - powiedziałem. Widziałem jak na twarzy Astrid jest smutek.


Właśnie łodzie odbiły od portu. Siedziałem na moście wpatrując się w nie. Nagle poczułem kogoś na ramieniu. Byli to Astrid, Szczerbatek i Wichura. Wstałem .


- Już wiem co zobimy.

- Co ? - zapytała

- Ale to może być głupi pomysł. Może nie wypalić - powiedziałem

- Nic się nie bój! Będzie dobrze. Tak jak zawsze. - poczułem jak łapie moją dłoń. 

- To zwołaj wszystkich na arenie. - powiedziałem, wsiadłem na Mordkę i poleciałem.


Po kilku minutach wszyscy się zjawili.


- Czkawka o co chodzi ? - zapytali

- Jest smok, duży smok. Trzeba go unicestwić. Inczej my umrzemy. - powiedziała Astrid.

- Tak, lecimy do leża. Pomagamy wikingą. I tak wyjdzie że my będziemy tylko walczyć. - powiedziełam. - Wsiadajcie na smoki i lećcie za Astrid. Ja za kilka minut wam pomoge. 


Wystartowali. Poszłem z Mordką z domu, powiedzieć mamie. 


- Mamo! Lece im ... - i tu mi przerwała.

- Pomóc. Tak leć. Jesteście im potrzebnie. - uśmiechnęła sie do mnie. Prztuliłem ją, mógł to być ostatni przytulas z moją mamą.


Poleciałem byli już prawie przy leżu. Pokojnie dołączyłem do nich. Wikingom właśnie się ukazała Czerwona Śmierć.Mój tata miałś dziwną minę. Ale kazał utrzymać szyki. Zaczęło się. Cała ukazała się. Była mniejsza od Alphy, ale i tak groźna. Nagle tata kazał przeprowadzić wikingów  na drugi brzeg. On z Pyskaczem zostali aby smok zajął się nimi. 


- Zaczynamy! dajcie pierwsze ostrzały. Niech wie że to nie przelewki. -  powiedziałem.


Po zadanych ostrzałach smok zainteresował się nami. Ojciec i Pyskacz patrzeli jak wryci. 


- Mieczyk ! Szpadka ! Zasłona dymna ! - powiedziałem. - Astrid kolce i magnez! 


Zapowiadał się dobrze ale stwierdziłem że trzeba go zdeorientować.


- Śledzik! Smark! wiecie co robić!. - powiedziałem


Smok powoli szalał ale ich smoki same przestały myśleć. Spadli. Postanowiłem że z Szczrbolkiem sami się już zajmiemy. 


- Ma skrzydła, użyjmy tego.  - strzeliłem plazmą w oba skrzydła. Rozprostował je, i ruszył za nami. Polecieliśmy w chmury. Było wszystko dobrze. Zaczął zionąć ogniem. Schowaliśmy się z mordką. Użyliśmy prędkońcy aby go zdeorientować. Dostał dwa razy plazmą. Nagle coś się stało z ogonem, został ranny. Odpadał i przez to nie mógł latać. Postanowliśmy wykonać ruch ostateczny. Lecieliśmy w dół, smok za nami. Gdy już cały pysk miał już pełen gazu i miał go podpalać

- Teraz! - strzeliliśmy, płonął od środka. Nagle, wypadłem z siodła. Leciałem wprost do ognia, w same centrum. Szczerbatek mógł jescze latać. Mógł ucieć. Poleciał za mną. Stracił całą lotkę. Dalej juz nie pamiętam. Straciłem przytomność.


*TERAZ PERSPEKTYWA ASTRID*[]

- Nie! To nie możliwe! - krzyczałam - On nie może umrzeć ! - powiedziałam do siebie.

Co on chciał coś pokazać ?

Udowodnić ?

Pokazać że jest lepszy ?

Czy poprostu się zabić ?

Jeżeli tak, to udało się mu.  


Wszyscy staneli. Wódz trzymał syna na rękach. Zapadła cisza. Słyszałam szlochy, ale najbardziej słyszałam swój szloch. Każdy był w łzach.


- Ciii. Coś słysze - powiedział wódz. - oddycha! - wykrzyczał


Byłam zalana łzami szczęścia.Jednak nie udało mu się zabić.  Cieszyłam się jak dziecko. Bałam się że już nidgy nie zobacze ukochanego. 


- Dzięki Ci Torze ! - krzyknełam razem z wodzem.


Wszyscy dziwnie się na mnie sojrzeli.


16. Przebudzenie[]

Minoł tydzień od walki z Czerwoną Śmiercią. Czkawka nadal się nie ocknął. Szczerze w głębi serca bałam że się już nigdy nie obudzi. Kilka razy dziennie go odwiedzałam. Był zimny jak trup, ale ciągle oddychał bałam się jak zareaguje na stratę lotki Szczerbatka i ....


* TERAZ WRACAMY DO PERSPEKTYWY CZKAWKI*[]

Obudziłem się, wkońcu. Każdego dnia kilka razy słyszałem słodki głos Astrid. Opowiedziała mi wszystko co się stało jak wpadłem w ogień. Ojciec bał się o mnie, bardziej się zasmuciłem że Mordka straciła zdolność lotu samodzielnego. Nagle poczułem się nieswojo. Chciałem wstać. Zobaczyłem ...


- Sztuczna noga ?! - źdźiwiłem się i nagle stało mi się bardziej smutno. A co jeżeli Astrid nie zaakceptuje mojej nogi? Wyszłem.Wszyscy przywitali mnie ciepło. Podeszła do mnie Astrid i pocałowała przy wszystkich, od tego momentu byliśmy oficjalną parą.


- To jak lecimy gdzieś ? - zapytał Śledzik.

- No jasne! Ale niewie...m czy uda mi się... - spojrzałem na sztuczną nogę.

- Uda ci się, wieże w ciebie. - powiedziała Val.


Wsiadłem na Szczerbatka i wystartowaliśmy. Musieliśmy nauczyć się jeszcze pozycji sztucznej lotki ale na to mamy czas.


- Kto będzie pierwszy na smoczej wyspie wygrywa ! - krzykneła Astrid. 

- Kto będzie pierwszy ? Sączy, sączy, smark smark smark! - krzyczał 


Ustawiłem lotkę. Polecieliśmy z szybkością taką jak kiedyś. 


- Może kiedyś się przyzwyczaimy - powiedziałem do Szczerbola - HA! i tak wygrałem! 

- Mhmmm. Zobacz jak tu teraz pięknie. - powiedziała Astrid

- Możemy wysadzić ? - zapytały bliźniaki

- NIE! - krzynkeli wszyscy


17. Kto to ?[]

Będąc na smoczej wyspie zobaczyliśmy łodź. Rozbitą. Byli tam dwoje ludzi. Kobieta i Mężczyzna, zapewne w naszym wieku. Sączysmark oblał ich wodą. Ocknęli się.


- K-k-k-k-im jesteście ? - zapytała dziewczyna, chłopak poderwał się do broni.

- Jestem Czkawka

- Jestem Astrid

- Sączysmark piękna

- Śledzik

- Mieczyk

- Szpadka

- A wy jak się nazywacie ? - zapytałem

- Jestem Tashi (czyt. Taszi, inspiracja ? mój kot ^^ ) a mój brat to Katsuro. - przedstawiła nam się. - Uważajcie! Smoki są za wami ! - krzyknąła

- One ? Nic nam i wam nie zrobią. To nasi przyjaciele - powiedziałem, zrobili mega śmieszną mine. 

- Yyyy, jak to ? A skąd wy wogule jesteście ? - zapytał Katsuro

- Yyyy... Z domu ? - powiedział Mieczyk

- Eeeee...No właśnie ! - powiedziała Szpadka

- Czyli? - zapytała Tashi

- Z Berk - powiedziała Astrid.

- Polećcie z nami na wyspę, przenocujecie u nas. - zapropnowaliśmy

- A wódz się zgodzi ? - zapytał Katsuro

- Jakoś przekonam go - powiedziałem - to jak lecimy ?

- No jasne - odparli nowi

- To tak Tashi leci z Astrid a Katsuro z Sączysmarkiem. - zadeklarowałem


Podróż mijała spokojnie, chyba lepiej poznaliśmy nowych. Mam nadzieje że nie przyniosą problemów. A co jezeli będą chcieli jeszcze smoki do tego ? Nie wiem czy dobrze postanowiłem zabierać ich na Berk bo niby się poznaliśmy wciąż wyczuwam nieprzyjemne myśli. Ale w sumie, gdyby nie ja to dzikie smoki by ich zażarły.


- To już tu, wyspa Berk. - powiedziałem

- Wooow znacznie większa od naszej. - powiedziała Tashi

- A wy z jakiej wyspy jesteście ? - zapytał Śledzik.

- M-m-m-m-my jesteśmy z wyspy...yyyyy... nie pamiętemy - powiedzieli.

- To jak wam się przypomni to powiecie - powiedziałem


Wylądowaliśmy, poszłem do ojca z sprawą noclegu dla Katsuro i Tashi.Tata się zgodził. 


- No to tak, Katsuro idzie ze mną a Tashi z Astrid. - powiedziałem i rozeszliśmy się do domów. - Tu po prawaj jest twój pokój - powiedziałem

- Dzięki - powiedział miłym głosem

- O 8 jest śniadanie, nie spóźnij się. Hehehe- powiedziałem.

- Okej, mogę z tobą porozmawiać ? 

- Jasne. - weszliśmy do mojego pokoju


18. C-c-c-co ?[]

- Może wiesz co lubi, eeeeee. 

- Astrid ? - zapytałem

- No właśnie ! - powiedział

- No wiesz, ten. Bo my... - powiedziałem 

- Co my ? - zapytał

- No bo my jesteśmy poprostu razem - powiedziałem

- Aha, no to szczęścia. - powiedział i wyszedł


Wdać było że nie jest zadowolony. Rano rozmawiałem z Astrid, byliśmy nad urwiskiem i okazało się że Tashi o mnie pytała. Czy to jakiś spisek? Czy co!


- Mnie to troche dziwi - powiedziała

- Dopiero przylecieli a już wypytują o nas - rozczarowałem się

- Eheee. Dobra nie przejmój się. Lecimy do domu - powiedziała


Dolecieliśmy. Chcieliśmy poćwiczyć wiec poszliśmy całą grupą na arene. Co prawda arena nie należała do nas ale wszystko w swoim czasie. Poćwiczyliśmy kilka godzin, arena nie była w dobrym stanie. Nagle weszedł ojciec:


- Co na Odyna tu się dzieje? - zapytał

- Ćwiczymy przed atakiem np.tego Albrechta którego ciągle nie znam.

- Arena nie należy do was! - powiedział Pyskacz

- Dzięki Pyskacz, wygląda tu gorzej niż jak walczyliśmy ze smokami tu - powiedział mój tata

- Dobra, dobra. Astrid, Smark Śledzik i bliźniaki zawijajcie się do domu ja tu posprzątam. - powiedziałem, wszyscy wyszli oprócz Katsuro i Tashi.

- To ja Ci nie przeszkadzam. - powiedział wódz i wyszedł z przyjacielem

- Mamy sprawe - powiedzieli nowi

- Tak ?

- Możemy mieć własne smoki ? - zapytali. Nie chciałem im mówić że nie, ale musiałem coś powiedzieć.

- Eeee. Zobaczymy jak będzie z czasem. Okej ? 

- Jasne. - wyszli


Nie chciałem żeby mieli swoje smoki. Nie ufałem im. Zabrałem się do sprzątania. Szczerbek pomógł mi tak jak umiał. Szybko nam to zleciało.


19. Tego już za wiele[]

Na Berk nastał ciepły poranek. Szczerbatek mnie obudził abyśmy polecieli na wspólny lot. Patrolowaliśmy wyspę przez 2 godziny. Szybko jakoś nam to zleciało. Wylądowałem koło domu i poszłem na śniadanie. Gdy wchodziłem zauważyłem że rodzice rozmawiają ze sobą. Zaciekawiony zapytałem :


- O czym gadacie ?

- Rozmawialiśmy o tym iż nie używamy areny więc - przerwałem

- Więc ?

- Przekazuję ją tobie. Przyda wam się do treningów. - powiedział

- Dziękuje. To wiele dla nas znaczy. - przytuliłem ich i poszłem do Astrid podzielić się nowiną. Zastanawiałem się gdzie podziewa się Katsuro. 


Gdy byłem pod domem Astrid zauważyłem że Katsuro i Tashi wychodzą z zbrojowni. Co oni na Odyna tam robili ? Zapukałem do drzwi. Otworzyła Astrid, 


- Mam dobrą wiadomość. 

- Jaką ? - zapytała

- Arena należy już do mnię. Zrobię z niej miejsce do treningu a nazwę ją. Hmmmm. Jeszcze nie wiem. - powiedziałe.

- Tak się ciesze. A nazwać możemy Smocza Akademia. Eeeeee - zająkała się

- W Berk! - krzykłem, po chwili zobaczyłem jak zbrojownia staje w płomieniach. - O nie ! Lecę po ojca.

- Okej! Ja jakoś spróbję to ugasić trochę. - powiedziała


Wbiegłem do domu jak popażony.[]

- Czkawka, co się stało ? - zapytała Valka

- Z-z-z-z-z-z-z-z-z-z-z-zbrojownia pali się! - powiedziałem

- Nie możliwe! - powiedziała

- Trzeba to szybko ugasić! - powiedział

- Astrid już zaczeła ugaszać, ale sama nie da rady. - powiedziałem. - A i jeszcze wiem kto mógł podpalić zbrojowinie.

- Tym zajmiemy się potem, najpierw ugaśmy ją. - powiedział i wybiegł z domu


Przy zbrojowni stała grupa wikingów która już prawie ugasiła pożar.


- Nie! Nie! I nie! moje miecze! maczugi! tarcze! - popłakał się Pyskacz

- Lepiej żeby teraz nikt nas nie atakował. Bo inaczej klęska. - powiedział ojciec.


20. Czy to koniec ?[]

Mineły już 2 dni od pożaru zbrojowni, przez te dwa dni dużo się zmieniło. Katsuro więcej czasu spędzał z Astrid – byłem zazdrosny natomiast Tashi bardziej się do mnie kleiła. Próbujac nie myśleć o tym, poszłem do smoczej akademi z Smarkiem, Śledzikiem i Biźniakami 


- To co robimy – zapytała Szpadka

- Może quiz – zaproponował Śledzik

- No dobrze – odpowiedziała reszta


Nagle Smark zauważył że niema Astrid i zapytał


- Zaczynamy bez Astrid ? – powiedział Smark

- Tak zaczynamy bez niej – odpowiedziałem po chwili dodałem – ona gdzieś lata z Katsuro

- Coś się miedzy wami stało – zapytał Śledzik

- Nie, nic stało to jak zaczynamy ten quiz? – odpowiedzialem

- Jasne – powiedział Śledzik


Po chwili bliźniaki powiedziały


- Czy będzie mozna coś wysadzić – powiedzieli oboje

- NIE !! – odpowiedzieli wszyscy zgodnym chórem

- Śledzik może ty zadasz pierwsze pytanie? – zapytałem 

- Jasne, a czego mają dotyczyć pytania? – zapytał mnie Śledzik 

- Wszystkiego o smokach – odpowiedziałem Śledzikowi

- O,o,o,o,o,o,o,o, ja wiem – odpowiedział Mieczyk

- No mów – powiedziałem

- To Szpadka – powiedział po czym Szpadka kopneła go w brzuch


Przez jakieś dwie godziny tak jeszcze zadawali pytania, nie które odpowiedzi były śmieszne a nie które idiotyczne.


- Dobra koniec quizu – powiedziałem po czym wszscy się rozeszliśmy do swoich domów. Cały czas jeszcze myślałem o Astrid. Było mi bardzo smutno bez niej.


Całą noc rozmyślałem o tym co zrobić z tym. Postanowiłem o tym z nią porozmawiać. Wiem że wróciła późno, Katsruo był z nią i słyszałem jak wraca.


21. To napewno koniec.[]

Wrócili późną nocą. Nie wiem co tam robili ale obawiałem się najgorszego, a jak mnie zdradziła ? Rano szybko ubrałem się i poszłem do niej.

* PUK PUK *[]

Otworzyła zaspana Astrid.


- Musimy porozmawiać.

- O czym ?


- O tobie, mnie. O nas. 


- Czyli ? - zapytała znowu


- Mam tego dosyć! Ciągle tylko on, on i on! Dla mnie nawet czasu nie masz od momentu wypadku. Straciłem noge i co ? Nie podoba Ci się ? Przeszkadza Ci ? Mam go dosyć. Tylko on on i on. Kiedyś wspólne loty! Teraz ? Nic. Tylko on on i on. - wykrzyczałem i odeszłem.


Wróciłem, przyszła do mnie Tashi. Zaczeliśmy rozmawiac.


- Wszystko słyszałam. Astrid popłakała się, Katsuro przyszedł do niej, chciał ją pocieszyć. Wiem że to nie jest dobry moment ale... - powiedziała


- Co ? - Podobasz mi się od pierwszego dnia. - powiedziała i spuściła wzrok.


- Aha. - powiedziałem, jakoś nie miałem chęci tego słuchać więc zapytałem. - Może gdzieś polecimy?


- Jasne!


Zrobiłem to specjalnie, Tashi mi powiedziała że Katsuro u niej jest. Na pewno już się całowali!

Bleee!

Wszystko co robiłem kojarzyło mi się z Astrid. Masakra, pomyślałem w głębi duszy. 


- Ale tu pięknie! - powiedziała Tashi.


- Taką samą reakcjie miała Astrid. - powiedziałem jej


- Przepraszam. 


- Nic się nie stało. - powiedziałem.


Nagle Tashi na mnię popatrzyła, przysuneła się iiiiiiiiiiii...


Dalej już nie pamiętam. Straciłem przytomność. Był ranek jak ją straciłem a teraz, jest już noc. Postanowiłem wrócić na Berk. Okazało się że Tashi i Katsuro powiedzieli że to oni podpalili zbrojownie i odeszli. 

22. Samotność(nie)zawsze jest nudna[]

(tytuł mój, napisała Czkawka-Astrid +moje poprawki)

Minął już tydzień odkąd Tashi i Katsuro odeszli stąd oraz odkąd widziałem się ostatni raz z Astrid. Podobno Astrid cały czas było z tego powodu smutno ostatnio bardzo dużo płakała i w ogóle nie wychodziła na dwór. Wszystkich bardzo ciekawiło co się z nią dzieje, nikogo nie wpuszczała do swojego pokoju nawet swojej mamy. Wstałem troche późno ponieważ nie mogłem wczoraj w ogóle zasnąć, jak wstałem zauważyłem że zaraz spóźnię się na zajęcia do Smoczej Akademii. Czym prędzej wstałem z łóżka i zjadłem śniadanie następnie z niezawodną szybkością poleciałem na Szczerbatku. Naszczęście zdążyłem na czas.


- Co tak długo – powiedział Smark

- Wybaczcie, ale troche zaspałem – odpowiedziałem mu – zacznijmy

- Co dziś bedziemy robić – powiedział z zachwytem Śledzik

- Dziś będziemy ćwiczyć zaufanie razem z smokami – powiedziałem

- Jakie zaufanie? – zapytał Smark

- Normalnie. Będziesz skakać z smoka z dużej wysokości, a smok musi cię złapać. – odpowiedziałem

- Ja nie musze tego czwiczyć, ja to umiem – poczym wsiadł na smoka.


Wzlecieliśmy w powietrze aby zrobić to ćwiczenie tylko jedynie Śledzik tego nie zrobił, poniewż bał się. Wróciliśmy do Akademii.


- Dobra, jeszcze jedno ćwiczenie będzie – oznajmiłem, po czym do Akademii weszła Astrid. Dziwnie się na mnie patrzała, po chwili powiedziałem - Dziś to na tyle macie teraz czas wolny. - wszyscy ucieszyli się.


Poleciałem do dom,u ojciec powiedział mi że Pyskacz prosi mnie abym do niego podszedł, a więc podeszłem. Miał do mnie sprawe, załatwiliśmy ją.


23. Atak Łupieżców[]

(napisała Czkawka-Astrid +moje poprawki i dialogi podczas walki)

Byłem już w drodze do domu gdy nagle podleciał Śledzik na Sztukamięsn i powiedział:


- Czkawka Albrecht nas atakuje !! – powiedział w niepokoju – z całą flotą.

- Mógł byś mi wytłumaczyć, kto to taki ten Albrecht? – zapytłem go

- Jasne Albrecht to jest dawny przyjaciel Stoika, lecz przez jedną rzecz pokłócili się. Stoik go wygnał na inną wyspę. Teraz są oni wrogami, właśnie Albrecht płynie z całą flotą by nas zaatakować. - powiedział przerażony.

- Aha, teraz rozumiem! - powiedziałem - Trzeba ostrzec mojego ojca. - wpadłem do twierdzy jak popażony.


Tam siedzieli moi rodzice.


- Co się stało – zapytał Stoik

- Albrech atakuje! z całą flotą – odpowiedziałem

- Dlaczego teraz akurat muszą atakować nas kiedy nie mamy żadnej broni – Stoik wkurzył się. Po chwili Pyskacz powiedział że, mamy troche broni ale nie starczy dla wszystkich.

- Czkawka zwołaj wszystkich jeźdźców i powiedz by się szykowali do walki – powiedział po czym wyszedł.


Valka była zaniepokojona, powiedziała do mnie bym uważał. Wszyscy się zebraliśmy na placu. Wiedzieliśmy że walka szybko się nie skończy szybko. Nas było trochę mało i do tego nasza broń wyglądała niezbyt dobrze. Mieliśmy smoki, to była nasza przewaga. Nocna furia? Najlepszy smok. Ponocnik? Też dobry smok. Gronkiel? No jasne że tak, lawa też się przydaje. Śmiertnik ? Kolce trujące i magnez, świetna broń. Zębiróg? Zasłona dymna. Po za tym umiałem porozumieć się ze smokami. Zwołałem kilka dzikich. Były gromogrzmoty, pojawiły się trzy wrzeńce, ździwiłem się bo zmniennoskrzydłe też się zaangażowały. 


- Zasłona dymna!

- Już się robi. - powiedziały bliźniaki.

- Wreeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeiiiiiiir!!! ( wrzeńce, gromogrzmoty wiecie co robić )

- Uhuuuuuuuueeeeeeeeeeeee. ( Jasne! Już my im pokażemy )

- Czkawka troche dużo ich - powiedział poddenerwowany Śledzik

- Damy rade.


Walka trwała dość długo, w końcu my wygraliśmy - przecież mamy smoki! Cztery osoby pożądnie oberwały ale wszystko było wpożądku. Nadal z Astrid nie odzywaliśmy się do siebie i cały czas siebie mijaliśmy. Był juz wieczór nawet proteza mnie bolała ale z spokojem poszedłem spać. Rano jak sie obudziłem słyszałem pukanie do drzwi. Otwożyłem je. Zobaczyłem tam Astrid byłem w dużym szoku.

24. Biwak ? ( cz. I )[]

Już moje

- Tak ? - zapytałem

- Ja Cie przepraszam, nie chciałam żeby tak to się potoczyło. - powiedziała

- Tak ? Tylko szkoda że nie miałaś dla mnie nawet JEDNEGO wolnego wieczoru, bo Katsuro to, tamto i siamto.

- Wiem, że to za dobrze nie wyglądało. Między nami nic nie było. - powiedziała

- Musze to przemyśleć. - powiedziałem i zatrzasknąłem jej drzwi przed nosem.


Zjadłem i poszłem do Smoczej Akademii, wkońcu prowiadziłem zajęcia. W kilka minut poszłem, nie latałem na Szczerbatku bo wtedy co byłem z Tashi na wyspie coś mu się stało w skrzydło. Ciężko lata mu się, lub symuluje.

- Cześć wam. To kto jest obecny Śledzik ? - zapytałem

- Jestem ja, bliźniaki, Smark iiiii Astrid powiedziała że się spóźni.

- Zdziwiłbym się gdyby było inaczej. - powiedziałem. - A więc zaczynamy od quizu.

- Znowu ?! - zbuntował się Smark.

- Tak znowu. - powiedziałem.

- Dzielicie się na grupy. Dwie grupy. Śledzik z Mieczykiem, Sączysmark z Szpadką.

- To zaczynamy ? - zapytał Śledzik

- Jasne. Rozpiętość skrzydeł Nocnej Furii ?

- Ja! Ja! Ja wiem!

- Tak Mieczyk ? - zapytałem.

- Zapomniałem.

- Teraz kolej na grupe Sączysmarka

- Co się nas pytasz, myślisz że nas to interesuje ? Teraz bym sobie pojechał na biwak a nie uczył!. - powiedzał Smark.

- Biwak? - zapytał Śledzik

- To nawet nie taki zły pomysł.


Nagle do SA wparowała Astrid.


- Witamy. - powiedziałem. - właśnie skończyliśmy i idziemy do domów zapytać rodziców o zgode.

- Jaką zgode ? - zapytała

- No nie wież ? - zapytał Mieczyk

- No jasne że nie wie. Przecież jej nie było. - powiedziała Szpadka

- Znowu. - dodałem przewracając oczami. - o zgodę na biwak.

- Aha. Okej. Moge z tobą porozmawiać? - zapytała.

- Znowu?... Okej. To na dziś koniec, pójdźcie się zapytać rodzicą. Jutro odpowiedź i ruszamy wtedy jutro w południe. - zadeklarowałem. Wszyscy wyszli. Astrid wsiadła na Wichurę.

- Wisiadaj na Szczerbatka, muszę coś Ci pokazać. - powiedziała

- Yyy, taka sprawa że on nie może latać od czasu kiedy Tashi coś zrobiła mi na wyspie, mu też. - powiedziałem.

- Ahaaa, przykro mi. Wsiadaj na Wichurę to ważne!

- Nooo dobra, mordko idź do domu lub na urwisko sobie odpoczyać.

- Wreeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeaaaaaaauuuuuuuu. ( tłum. Będę na Kruczym, wkońcu odpoczynek !!! ) - potym zaczął się tarzać na arenie.

- No to lecimy. - powiedziała.


Lecieliśmy na jakąś wype. Była piękna. Nagle przerwałem Ciszę.


- Tak, wybaczm.


Nic się nie odzywała, czułem i słyszałem lekki chichot. Po kilku minutach wylądowaliśmy, na polanie. Była przystrojona. Była piękna, na środku był kosz a kawałek dalej...


- Czy to smocze jaja ?! - zapytałem.

- Tak! Wczoraj je zniosła. - powiedziała wesołym głosem

- Jedno jajo jest inne, lub zadje mi się. - powiedziałem

- Tak masz racje. Jest inne. Według notatek to jajo może być Nocnej Furii. - powiedziała

- Czyli, będzie druga Nocna Furia ? - zapytałem zdziwiony.

- Tak. - potym podeszła do jaja, wzieła je z wręce i...


25.Biwak ? ( cz. II )[]

... dała mi jajo w ręce. Nie wiedziałem o co chodzi, nagle poczułej jej usta. Oddałem jej pocałunek. Po chwili przyleciał Szczerbatek. Ktoś na nim siedział. Przecież sam nie lata. Po chwili jeździec zeszedł z niego. Tajemniczy jeździec był zamaskowany. Po chwili zdjął maske i zobaczyłem...


- Mamo! - krzykłem uradowany. 

- Przepraszam za spóźnienie Astrid. - powiedziała

- Nic się nie stało. Nic jeszcze nie omineło Pani. - powiedziała.


Nastała kilku minutowa cisza. Cisze przerwało


- Wszytkiego najlepszego !!! - krzyknęł oby dwie naraz.[]

- Co ?!

- Dziś kończysz 15 lat. - powiedziała Valka

- Tak ?! - zapytałem. - Czyli od dziś leci mi 16 rok życia ?

- Tak. Jesteś mądry. - powiedziała Valka i zaśmiała się z Astrid. - Jajo jest twoje. Twój prezent. - powiedziała Valka

- Twoja mama mi powiedziała że to jajo Nocnej Furii, nie jakieś notatki. - powiedziała.

- Ale skąd wiesz?! - zapytałem. - Zaraz, zaraz. Ta maska, ten strój... Kojarzę sobie taką postać. Tylko nie wiem skąd. 

- Tak to byłam ja. Obserwowałam Cię przez kilka lat. Potem jednak znikłeś. Myślałam że coś Ci się stało. Że nie żyjesz. A to porwanie było zamierzone. Wiedziałam że jesteś taki jak ja, nie będziesz w stanie zabić smoka więc mój przyjaciel Chmuroskok który coś się spóźnia dostał za zadanie wysymulować porwanie. Nie chciałam żeby cię wychowali na mordercę. Szczerbatka też znam. To mój przyjaciel. Tak naprawde to było tak że Chmuroskok zabrał Cię z domu a Nocna Furia miała stać i trzymać coś w łapach żeby Stoik myślał że to ona. Potem miała odlecieć na mój znak. W połowie drogi Chmuroskok przekazał Cie Szczerbatkowi. Dalej już pamiętasz. Nauczyłeś sam się oswajać smoki. Znasz ich język tak samo dobrze  jak ja. - skończyła mówić.

- Nie wiem co powiedzieć. - nagle z nieba przyleciał jakiś smok.

- To Chmuroskok. - powiedziała Astrid.

- Eeee?

- Tak, znam go. Dowiedziałam się o tym niedawno.

- Jak ?! 

- Zauważyłam jak Valka wymyka się. Postanowiłam ją śledzić. Tak poznałam jej tajemnicę. Zostałyśmy przyjaciółkami. - powiedziała


Jakoś ciężko było mi to przyjąć do świadomości. Nie wiem czemu ale cieszyłem się że wiem za kim mam ten dar. Była już noc. 


- To ja lece do domu bo Stoik się zacznie denerwować. Wy musicie porozmawiać. - powiedziała i odleciała.


Rozmawiałem z Astrid kilka godzin. Było kilka pocałunków. Bardzo za nią tęskniłem. Bardzo ją kocham. Zasneliśmy, w nocy nas obudził wybuch...


26. Biwak ? ( cz III )[]

Obudził nas wybuch. Zobaczyliśmy coś małego, ciemnego.


- Czy to ?!

- Tak! To Nocna Furia. - podekscytowałem się. Wciąż nie mogłem w to uwieżyć że na świat przyszła  mała nocna furia. 


Szczerbatek z Wichurą już tam stali, wpatrywali się jak mała Nocna Furia stawia pierwsze kroki. Po chwili z Astrid poderwaliśmy się i podbiegliśmy aby ją zobaczyć. Tak to była mała smoczyca.


- Jaka piękna. - powiedziała Astrid.

- Eeeeeee... YYyyy. Jak ją nazwiemy ? - zapytałem

- Może Błyskawica? - powiedziała Astrid.

- Jasne! A więc od dziś Wichura Szczerbatek i mała Błyskawica tworzą rodzine. - powiedziałem pełen szczęścia.

- Szczęśliwą rodzine. - po chwili dodała Astrid, poczym uśmiechła się do mnie i wtuliła.


Byliśmy tak przez kilkanaście minut. Postanowliśmy zarbrać Błyskawicę na jej pierwszy lot. Ten lot miał być na Berk. Jutro mieliśmy lecieć na biwak, na szczęście pogodziłem się z Astrid ale zaraz 


- Co ja zrobie z małą? - powiedziałem na głos.

- CO?! O co ci chodzi? Nie podoba ci się prezent? - zapytała

- Nie, podoba strasznie. Najlepszy prezent jaki mogłem sobie wymarzyć, ale jutro biwak. Co ja zrobie z małą? - zapytałem, nagle poczułem jak jakiś mały stworek wchodzi mi na ramie. Była to Błyskawica.

- Przecież na biwaku będą smoki, może lecieć z nami. - powiedziała i po chwili dodała. - Namioty te co wtedy ? - zapytała z nadzieją

- Tak. - powiedziałem, wiedziałem o co chodzi.

- No to już sobie rezerwuje miejsce u ciebie w namiocie. - powiedziała i zaczeł śmiać się. - Błyskawia będzie u nas w namiocie. - powiedziała.

- To nie jest zły pomysł. - powiedziałem.


Już kawałek do Berk... Ale co to ?!


- Co to za łodzie ? - zaptałem.

- O nie! - powiedziała

- Dowiem się ? - zapytałem.

- Berserkowie - powiedziała

- Nie znam i tak. - odpowiedziałem przewracając oczy.

- Jutro Berk podpisuje z nimi sojusz. Oni nic nie wiedzą o smokach. Stoik będzie kazał pewnie gdzieś je zabrać. Kolejny problem. - powiedziała i załamała ręce

- Wcale nie. Przecież jutro biwak, lecimy na nową wyspe. Musimy ją opisać, zajmie nam to z 3 dni. - powiedziałem, na twarzy Astrid był uśmiech. Poczułem ból, mała Furia wbiła mi pazury.


-Ałć! Błyskawica?! - powiedziałem, ona uśmiechnęła się.


Już jesteśmy na Berk. Poszliśmy do domu. Pokazałem rodzicą młodą furie. Cieszyliśmy się po chwili powiedziałem tatcie o Berserkach. Tata zapomniał o tym, powiedziałem że nie ma co się martwić. Jutro biwak, ale musieliśmy rano wylecieć a nie w południe tak jak chciałem. Poszłem do góry, Mordka położyła sie na swoim słaniu a mała? Wepchnęła mi się do łóżka. Stwierdziłem czemu nie? Jest mała. Szczerbatek był zazdrosny, ale nie miał o co.


27. Namiotujemy[]

Wstałem wcześnie i pobiegłem do SA. Musiałem wkońcu ich powiadomić że wcześniej wylatujemy. Długo nie czekałem, odziwo pierwsza była Astrid. Dziś spóźnił się ? Śledzik. 


- No to jest sprawa 

- Jaka - zapytał Śledzik.

- No taka że zaraz idziecie do domów. - powiedziała Astrid.

- Tak, idziecie i za 15 minut wylatujemy. Mam dla was niespodzianke a lecimy na wyspę ... - i zostawiłem to w niespodziance.


Poszłem na plac i czekałem aż wszyscy się zjawią. Długo nie czekałem.


- Już wszyscy ? 

- Tak. - odpowiedzieli.

- Lecimy, mamy kilka minut. Bo inaczej nas zauważą. - powiedziałem i wsiadłem na Szczerbola. - To lecimy. - dałem komendę. 


Lecieliśmy bardzo daleko. Troche nam to zajeło ale cóż warto było. 


- Lądujemy! To tu. - powiedziałem i poderwałem się do lądowania

- Al-al-al-ale tu są same kamienie - powiedział Śledzik.

- Kolorowych kamieni. - powiedział Mieczyk.

- Świecących kamieni. - dodała Szpadka.

- Kamień jak kamień. - powiedział Sączysmark.

- To nie kamienie! To smocze jaja. Ich nie tykamy. - powiedziałem.

- Jakaś przestroga? - zapytała Astrid. 

- Wiem że to smocze jaja, widziałem wyklucie się młodego. Po kilku godzinach rozpłyną się. Wyspa wygląda na nie zamieszkiwaną. - powiedziałem. - Idziemy coś wam pokaże.


Poszliśmy w głąb wyspy. Znaleźliśmy się na polanie. Obok była smoczymiętka. Nagle z torby wyszła Błyskawica. Była to jej pierwsza reakcja na smoczymiętkę.


- Jaka słodka - powiedział Śledzik.

- No wiem bo moja. - powiedziałem i zaczęłem się śmiać.


Wszystkie smoki turlały się, a my postanowiliśmy rozbić namioty i rozpalić ognisko. Nagle Mieczyk przyniósł beczułkę piwa.


- Kto pije ze mną ? - zapytał.

- Ja. - powiedział Smark.

- Ktoś jeszcze? - zapytał i dodał. - Czkawka może ty ? 

- Nie dzięki. - powiedziałem.

- Ja też nie. - powiedzieli zgodnym chórem Śledzik Astrid i Szpadka.


Współczułem Szpadce. Spać w jednym namiocie z pijanym Smarkiem ? A Śledzik z pijanym Mieczykiem ? Postanowiłem że Mieczyk i Smark będą spać razem a Szpadka w namiocie u Śledzika. Minęło kilka godzin, Mieczyk i Smark leżeli na trawie. Byli tak upici że nawet się nie ruszali. Postanowiłem wciągnąć ich do namiotu. Błyskawica latała po namiocie, nie przeszdadzało mi to a wręć śmiałem się z niej. Po kilkunastu minutach znazła sobie miejsce i zasneła. Namiot mieliśmy otwarty, Wichura i Szczerbatek zaglądali aby zobaczyć co z młodą. Strasznie się o nią troszczyli. Gdy dobrze już spałem i miałem nawet ciekawy sen nagle usłyszałem szelesty. Szczerbatek stał na czujności, małej nie było w namiocie. Wyszłem aby zobaczyć co się dzieje, Mała leżała na zewnątrz. Bardziej się szamotała niż leżała. Wraz z Szczerbatkiem podeszliśmy. Nagle ciemno!...


28. Gdzie ja ?![]

Zostałem wrzucony z Szerbatkiem do czegoś ciemnego, wilgotnego. A gdzie Błyskawica ? To chyba pod pokład statku. Szczerbatek miał kaganiec, a ja nie miałem dość siły aby go uwlonić. Byliśmy cicho nagle usłyszałem:


- To płyniemy na wyspę Łupieżców, czas się zemścić na Stoiku za przegraną. - powiedział potężny lecz troszkę zchrypnięty głos. To chyba był, a raczej napewno... Nie dokończyłem bo  weszedł pod pokład trochę nawet wątły sługa. Przyniósł mi wode.

- Gdzie ja? Gdzie ja jestem? - zapytałem.

- Chłopcze obudź się, płyniemy na wyspe Łupieżców. Od dziś jesteś zakładnikiem Albrechta. - powiedział, zaśmiał się szyderczo i odeszedł. 


Znów było ciemno. Jedyne co mogłem robić to nie ruszać się, miałem rozciętą twarz. Czułem jak krew spływa mi na oczy, rana była dość głęboka. Szczerbatek próbował mnie pocieszyć, nie wychodziło mu to. Położył się obok mnie, mimo strachu zasneliśmy. Obudziło nas cumowanie. Znów ten wątły wszedł pod pokład. 


- Dalej! Ruszaj się, Albrecht chce dojść do więzienia przed atakiem! - krzyną, wstałem nie chętnie. Nagle poczułem  ból. Zostałem spoliczkowany. Mocno. Nie wytrzymałem.

- Bez przesady! - powiedziałem, on? Zaśmiał się bszczelnie i jeszcze napluł mi do oka. Fuuuuj!.


Szliśmy bardzo daleko, tak wydawało mi się. Szczerbatek nie szedł ze mną. Zabrali go inna drogą. A jak coś mu zrobią. Albrecht spojrzał na moją rane po chwili dodał :


- Opatrzcie mu tą rane.- zadeklarował.


Doszliśmy do więzień.  Zastanawiałem się gdzie Błyskawica, wtrącili mnie do lochu.


- Gdzie Błyskawica!

- Co ? - zaptał Bestial

- Młoda Furia! 

- To jest młoda furia ? - zapytał, po chwili dodał, - Ha ha ha ha. To rzesz wydał sam siebie, my cie szczuliśmy atrapą. 


O nie! Pomyślałem. Przecież jak oni ją znajdą to zgładzą. Pewnie gdzieś w kącie leżała, a ja jej nie zauważyłem. To mam przechlapane.


- Gdzie smok?! - zapytałem.

- Nie martw się, nic mu się nie stało. - zapewnił. - Jeszcze. - dodał, odchodzą śmiał się.


Słyszałem jak mówi Albrechtowi że jest młoda furia. Załamałem się. Strażnik pilnujący moją cele miał przerwę, na przeciw siebie zobaczyłem ich. 


- Katsuro i Tashi ? - zapytałem ździwiony. - Jak wy tu ?! 

- Porwali naszych rodziców, mieliśmy zniszczyć Twój związek z Astrid oraz broń. Mieli nas wypuścić z rodzicami ale powiedzieli że się jeszcze przydamy. Rodziców nie widzieliśmy jeszcze. A siedzimy tu od czasu kiedy odeszliśmy. - powiedziała Tashi.                                                                                    



22. 07. 2014r.   9:38  :) 


29. Gdzie on ?![]

* Perspektywa Astrid *                                  []

Obudziłam się, Czkawki nie było w namiocie. Błyskawica spała zwinięta w kłębek, była w rogu nad moją głową. Wyszłam na zewnątrz myśląc że Czkawka jest tam. Nie było go tam i Szczerbatka. Był tylko list.


" Mamy waszego Czkawke i jego nocną furie, jeżeli chcecie go odebrać dziś w połunie na wyspie Łupieżców... W zamian za chłopaka chce Księge Smoków. Jeżeli spóźnicie się to chłopak zostanie osobistym trenerem, jak odmówi posłuszeństwa będzie biczowany lub katowany. 


                                                                                 Śpieszcie się.

                                                                                       Albrecht. "


Byłam przerażona, nie możemy wrócić na Berk przecież był tam Dagur. Gdyby nas zobaczył była by wojna. Postanowiłam obudzić wszystkich.


- Wstawać!!! Ruszyć się!!! - krzyczałam, nie budzli się. Wpadłam na pomysł. - SMOKI ATAKUJĄ!!! - krzyczałam.


Nagle wszyscy się obudzili i wsiedli na smoki. Chociaż było to kłamstwo to naprawde zaatakował nas kwas. Tylko skąd? Nagle pokazał się smok i zniknął.


- To zmiennoskrzydłe! - powiedział Śledzik. - Potrafią wpasować się w tło. Będzie cieżko. - powiedział.

- Dzięki. - powiedziałam. - Wiejemy, mamy inną sprawe na głowie. Czkawke porwał Albrecht. Tu jest list. - pokazałam im list. 

- Zadziwiające że Albrecht umie pisać. - powiedział Mieczyk i zaczął śmiać się.

- Musimy nie zauważalnie polecieć na Berk i powiedzieć wodzowi. - zadeklarowałam.


Lecieliśmy w szybkim tępie tylko Śledzik znów nawalał. Dolecieliśmy. Uhhhh... Teraz trzeba wylądwać w lesie. 


- Zostawiamy smoki nad Kruczym i biegniemy do wioski. Musimy zdążyć.- powiedziałam i pobiegliśmy w strone wioski. 


Po dotarciu wodza nie było, spotkaliśmy Pyskacza. Pokazałam mu list. Uzgodniliśmy kilka spraw i pobiegłam do domu. Musiałam. Zostawiłam list

" Lece uratować Czkawke. Opiekujcie się Błskawicą.

                                                     Astrid"


Wziełam kurczaka i wode. Lecieliśmy. Wkońcu dotarliśmy i co ?! Czkawka na arenie stoi na środku. Wypuścili smoka. O Thorze! To wrzeniec... Przecież coś mu się sta...


30. Bo niewolnik ma trudne życie. []

* Prespektywa Czkawki *[]

​Stałem na arenie. Bez broni, miałem osowić smoka. Wypuścili go. Na Thora! To wrzeniec.


- Wszystko tylko nie to. - wyszeptałem do siebie. Smok okazał się łagodny. - Chodź do mnie, sądziłem że będziesz gorszy. - uśmiechnęłem się, ale stwierdziłem. - Nie! Nie oswoje ci smoka! - i wtedy, złapali mnie i zanieśli na tortury. 


Strasznie bolało, ale jakoś starałem się to znosić.


 - Co ja takiego zrobiłem. - pomyślałem


.Aaaajć. Dostałem rane. Rane kłutą w plecy. Ciepła kepka ciecz zaczęła spływać z pleców po nogach. Było jej soro. Dopiero czoło zaczynało zrastać się. Zanieśli mnie znów gdzieś. Nałożyli coś na rane. Piekło. Zabandażowali to i wrzucili do lochu. Dostałem kolacje, jakiś brudny chleb i słoną wode. Stwierdziłem':

- Nie, nie będę tego jadł. - zrzekłem się.

- Ktoś cie zmusza? - zapytał strażnik i odeszedł.

- Co ci się stało? - zapytał Katsuro.

- Miałem wytresować smoka. Nie zrobiłem tego. - mimowolnie uśmiechnęłem się. - A tak wogule co was to ? - zapytałem innym głosem.

- No bo my nie chcieliśmy niczego złego. Chcieliśmy odzyskać rodziców. - powiedzieli

- Mogliście chociaż przeprosić. - powiedziałem i odwróciłem się plecami do nich.

- A teraz się liczy ? Mamy plan. Ale za szybko na realizacje go. - powiedzieli.

- Teraz nie mam choty was słuchać. Boli mnie rana. Nara. - powiedziałem wrednym głosem, kątem oka zauważyłem że nie są szczęśliwi. 


Tak miną dzień drugi. Wciąż nie widziałem Szczerbatka. Nie przylecieli mnie ratować. Dobrze zrobili. Wole przeżywać z bólem katy niż żeby użył smoki w złych zamiarach. Plecy mnie bolały. Wkońcu spałem na skalnej płycie. Rana wciąż krwawiła. Przyszedł Bestial.


- Tresujesz dziś smoka ? - zapytał.

- Nigdy! - krzykłem. 

- Jak chcesz. Dziś będzie bolało mocniej. - zrobił krzywy uśmiech.


Po chwili otworzył więzienie, wlazł, skuł mi dłonie i zaprowadził znów w to ciemne, wilgotne i śmierdzące padliną miejsce. Od wchodzenie robiło się nie dobrze. Oberwałem w twarz, potem oblali lodowatą i słoną wodą. Rana na czole zaczęła szczypać. Maskra. Nagle odruchowo zwymiotowałem. Odnieśli mnie do lochu. Wepchnęli mi do ust ochydny napar abym wyzdrowiał. Od kiedy oni martwią się więźniami ? pomyślałem. Przynieśli mi nawet koc. Wiedzieli że za mnie nie żywego nic nie dostaną. Tak nie ciekawie minął dzień trzeci. Jakoś szybko mi minął. Katsuro i Tashi nie odzwali się do mnie bo pilnował mnie strażnik. 


31. Smoczy niewolnik[]

Krótkie. Szczerbatek opowiada.
*Perspektywa Szczerbatka * []

 

Gdzie Czkawka? Gdzie on? Nie pomogłem mu. Zawiodłem go. Co ja mam zrobić? Rana na pysku boli. Oberwałem kilka razy za nieposłuszeństwo. Czarna smocza krew kapała ciągle. Miałem kaganiec, i skrzydła związane. Sznury nie były wygodne. Nie jedłem i nie piłem od trzech dni. Bałem się że jeżeli mój, przyjaciel nie żyje. Sam bym się zabił. Tęskniłem za nim bardziej niż za Błyskawicą, Wichurą i Astrid. Moi przyjaciele. Opuszczam ich. Każdego dnia czuje jak moje życie powoli dobiega końca. Czas wysysa ze mnie życie jak wampir. Gdy wpchali mi wode do pyska nawet nie miałem siły z nimi walczyć. Była ochydna. Nawet plazmy nie mogłem z siebie wyrzucić. Ta siła narastała. Nie znajdowała ujścia. Wkońcu minął dzień czwarty. Zabrali mnie na arene. Kazali mi wystrzelać plazmy do celu. Musiałem, strasznie bolało ich karcenie. Wyczerpałem zapasy. Odprowadzili mnie spowrotem. Znów kaganiec, sznury. Miałem coraz mniej sił. Czułem że zbliża się koniec. Zostały mi jeszcze około trzy dni. Nie pożegnam się nawet z nimi. Chciałbym, ale nie jestem taki twardy na jakiego wyglądam. Mam uczucia przecież! Dla czego oni tak mnie traktują. Już dzień piąty a więc mniej siły do użerania się z nimi. Pozostały mi dwa dni. Dziś Albrecht zabrał mnie na lot. Każde nie posłuszeństwo kończyło się pożądnym uderzeniem w pysk lub inne miejsca. Czułem jak puchne. Bałem spojrzeć się w moje odbicie. Nagle Albrecht do mnie powiedział:

 

- To chyba już pora.

 

O co chodzi? Zabijesz mnie? Chcesz ukończyć już te męki? Nie pozwolisz pożegnać mi się z rodziną? Jedyną rodziną jaką mam? Czym ja sobie na to zapracowałem? Tyle lat przyjaźni a ja nawet nie moge mu pomóc. Wylądowaliśmy na arenie. Jakiś człowiek. Pół żywy. Wyglądał gorzej niż ja. Strasznie zkatowany. Krew lecieła z niego. Czy to ?!...

 

~

~
~
~
~
~
~
~
~
~
~
~

Tak to on! Mój przyjaciel. Podeszłem do niego resztką sił. Przytuliłem się do niego. Czułem że zbliża się koniec.

 

- Kocham cię. - powiedział mi, zamkną oczy. Zrobił się zimny, pobladł.

 

Nie! Nie! Nie! Dotkłem go łapką. Lekki, prawie nie wyczuwalny puls. Zabrali go znów. Już go więcej nie widziałem.

32. Wielkie wsparcie

* Perspektywa Astrid * []

Już pięć dni od porwania Czkawki, ciągle miałam przed oczami to co widziałam. Zamieszkałam w jaskini z Śmiertnikami. Zaprzyjaźniliśmy się. Wsparcie jeszcze nie przybyło. Czyżby nikt nami się nie interesował ? Dziś zobaczyłam chłopaka, prawdopodobnie nie żywy a i smoka przy nim. Tak to był Czkawka, nadzieja na dobry koniec zanikła lecz ciągle  była jakaś iskierka chociaż mała. 


- Nie, to się tak nie skńczy! Pomożemy im. - powiedziałam do smoków.


Zaczęłam przygotowywać plan. Trochę wątły. 


- Jutro moje urodziny, a jak sama ich nie dożyje? - zapytałam w myślach.


Musi się udać. Wziełam śmiertniki i zrobiłam obstawe.Wszędzie był chociaż jeden. Wkońcu dostałam się do lochów. Zobaczyłam Katsuro i Tashi, a na przeciw nich


- Czy to Czkawka? - zapytałam ich.

- Tak. Niestety. Słyszeliśmy jak Bestial mówił że puls ma mało wyczuwalny. - łzy pojawiły mi się w oczach. - Każdego dnia wspominał chwile z tobą, i Szczerbatkiem. Codziennie był torturowany. 


Gdy mi powiedzieli to postanowłam go uwolnić. Ich też. Opowiedzieli mi swoją historię. Pobiegli szuakać rodziców. Wziełam Czkawke i położyłam na jednym z śmiertniku... Pobiegliśmy dalej. 


- Ciiiii. - powiedziałam. - Bingo! - powiedziałam po cichu.


Kilka śmiertników trafiło strażników kolcmi. Upadli. Pobiegłam szybko go uratowć. Zdjełam mu kaganiec. Powoli otworzył oczy. Wydaje mi się że ucieszył się na mój widok.


* Perspktywa Szczerbatka *[]

Czyli nie umre? Ale na co mi to skoro mój przyjciel prawie nie żyje. Każda minuta nie pewna, w każdej chwili może umrzeć. Jeżeli on umrze, ja chce z nim... Ucieszyłem się jak zobaczyłem Astrid ale nie miałem sił żeby latać. Uwolniłem mojego nowego kolege. Poznałem go dnia pierwszego. Tajfumerang. 


* Perspektywa Astrid *[]

Wykonczony mlody i chudy chlopak, zwiza z jednego ze smiertnikow. Nagle zauazylam, naszczescie w pore swiatlpo biegnace w nasza strone.


- O NIE! - przybiegli strażnicy. Kazałam Wichurze zabrać Czkawke na Berk. Pojmali mnie, trzy śmiertniki, Szczerbatka i Tajfumeranga. To wszysko na nic. Jutro moje urodziny. Ehhh... 



33. Wielki powrot ( cz I )

Najgorsze co mogło się stać a było tak dobrze. Szczerbatek znów opadł z sił. Zamkneli nas w jednej celi. Był to zły pomysł nie minęło 12 godzin a ja już miała świetny plan. Dziś moje urodziny.


- Prosze Thorze, przypisz mi szczęście w tym dniu. - powiedziałam patrząc ku górze. - Już pora. - poczułam ogromną siłe. 


Położyłam Szczeratka na Tajumerangu i dwóm śmiertniką kazałam lecieć  z nimi. Ja sobie poradze, pomyślałam. Nagle coś pokrzyżowało moje plany. Nosz kurde! Ale zaraz! To Tashi i Katsuro z rodzicami. Uwolnili nas.


- Trzeba szybko uciekać - powiedziała w pośpiechu Tashi.


Władowałam ich na Tajfumeranga. Ja wsiadłam na śmiertnika, nie był do końca oswojony ale nie miałam wyboru. 


- To uciekajmy. - zadeklarowałam.


Coś łatwo poszło... Coś nie tak...



Tym czasem na Berk...[]

- Czkawka od dwóch dni nie daje zanku życia, a Astrid nie wróciła - powiedział zapłakany Stoik żonie. Valka momentalnie rozpłakała się. 


Nie minęła chwila a była ogłoszona żałoba... Nawet Błyskawica zrozumiała, chodziła w kóło. Nie wiedziała co z sobą zrobić... Akademia została zamknęta, za dużo wspomnień dla jeźdźców. Jednak Valka wciąż wieżyła w cud. 



Tym czasem u Łupieżców[]

- Wyszliśmy z lochów więc okej. - powiedziałam.

- No chyba nie. - powiedział Katsuro.

- Coś ci się pomyliło Astrid. Tu jest gorzej. Dzikie smoki. - powiedziała Tashi.



34. Wielki powrót. ( cz. II )[]

- Jestem na tej wyspie kilka dni więc wiem że już jest dobrze. Teraz. Zaraz jest pora. 

- Jaka pora ? - zapytali.

- Taka pora! Smoki ich atakują. - powiedziałam z radością.


Szczerbatek męczył się musielśmy czym prędzej dolecieć do Berk. Opada z sił...


* Perspektywa Szczerbatka *[]

Udało się, ucieczka próba druga okazała się dobra. Wylecieliśmy już na ocean. Żadnych sprzeczności. Ale to już chyba pora na mnie... Opadam z sił... Resztką sił chciałbym zobaczyć ostatni raz moją rodzine, Wichurę, Błyskawicę i oczywiścię przyjaciela, najlepszego na świecie. Tyle dobra dla mnie zrobił. Tak strasznie go kochałem. Wampir czasu chyba już się przyssał na amen. Już kawałek do Berk. Chce go zobaczyć, tak samo jak Valke to dzięki niej spotkałem najlepszego przyjaciela. Wyglądałem marnie. Czarna, smocza krew spadała do wody wielkimi kroplami. Już lądujemy. Wylądowaliśmy na placu. Astrid nie była skatowana, Katsuro Tashi i ich rodzice także nie, Tajfun też. Tylko ja. 

~

~

~

~

~

~

~

~

~

Zobaczyłem moją przyjaciółkę Valkę, dziecko Błyskawicę, kochaną Wichure ale gdzie mój przyjaciel? Wszyscy byli smutni. Spóźniłem się? Nagle wzieli moje już lekkie ciało, zanieśli do jakiegoś domu. Leżał on tam. Twarz miał już zakrytą. Podali mi wode i ryby. Kazali mi to zjeść. Podali jakiś syrop abym zyskał apetyt. Ale to już nie jest ważne. Mój pan, przyjaciel a zarazem członek rodziny odszedł... Zaryczałem głośno. Odkryłem jego twarz. Chciałem ostatni raz ją polizać... Właśnie! Leciutki puls. Dla człowieka nie wyczuwalny ,ale dla smoka tak. Lekki, nie reguralny puls. Może jest nadzieja? Obróciłem go, miał rane na plecach. Jasne! Przecież na twarzy jego rana była słona, czyli na plecach też musi być... Była to infekcja!  Polizałem je. Sama krew i sól.



35. Bo iskierka potrafi się przeobrazić w  ...[]

Poczułem oddech...  Odzyskałem nadzieje, odzyskałem siły ale nie dużo ta ryba i woda były dla mojego dobra. Wybiegłem z domu. Zaciągłem Valke i Astrid do niego. Astrid była zalana łzami tak samo jak Valka. Nigdy nie wieżyłem w cud...  Ale chyba zaczne. Wiedziałem że moja ślina jest lecznicza ale żeby aż tak że uzrowiłem prawie trupa ? Ciezko uwiezyc, ale chyba tak! Przebudzil sie ale po chwili znow zamnkna oczy. Oddychal, czyli dobrze pomyslalem z ulga.


* PERSPEKTYWA ASTRID *[]

- Żyje!!! - wykrzyczałam pełna łez szcześcia.


Cieszyłam się że żyje. To uczucie było tak niesamowite , czułam się jak pod czas pierwszego pocałunku. Żył, innym tępem. Spał i jadł. Oddychał i rozgladał się, nic nie mowił. Miał paraliż. Każdego dnia przychodziłam do niego, mowiłam jak bardzo go kocham lecz on nie mogł mi tego powiedzieć. Tak mineły 4 okragle miesiące. Wkońcu wstał i powiewdział swoje pierwsze słowa


- Gdzie ja jestem!? Kim jestem?! - krzyczał, chcial postawic kroki ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa.


Przez te 4 miesiące nie ruszał się. Kości sie zastały. Goti mowiła że mogą być konsekwencje. Już chyba je poznałam. Stracił pamieć. Czyli te wszystkie wspomnienia diabli wzieli.  Zalamalam sie. Nie rozpoznal nawet swojego smoka z ktorym spedzil cale zycie.  Szczerbatek także załamał się.  Błyskawica załamana najbardziej. Nie wiedziała co począc.  Ale jeden dzień musiał być innym. Odeszła.  Szanse na przetrwanie nocnych furii znów zmalały do zera. Wyspa pogrążala się.  Czkawka?  Uczył się chodzić, ale samodzielnie. Nie pozwalał sie dotknąć. Akademia nadal nieczynna.  Teraz gdyby ktoś zaatakował była by stara gatka 'Topór wie co robić' ale ja dawno z tym skonczyałm. Zaczełam ćwiczyć. Kilka godzin wałkowalam jedna rzecz. A po co ? Po to żeby bronić wioski...  Wszyskie wspomnienia u Czkawki rozmył sztorm.  Dziś jest świeto Snolletog, a więc wszyscy w naszej paczce mają 16 lat. Świętowaliśmy go z Jaknog'iem, z wyjatkiem jednej osoby.  Czkawki. Chodzil w kołko niewiedząc co ma robić. Ale tak jak zawsze. Jeden dzień musiał być inny.  Ni stad z ni owąd pojawiła sie dziewczyna. Piękna dziewczyna. Wojowniczka. Jakby nigdy nic podeszła do niego.  On?  Zatapiał sie w jej oczach, niczym statek w sztorm. 


36. [...] w zło.[]

Po chwili rozmawiali. Nie chciałm podsłchiwac ale usłszałm jej imie. Mila. To jej imie... Denne co nie? Przyznam sie... Tak, tak. Podsłchuje ich, ale nie mam wyboru.   - Cześć kochanie - powiedział irytujacym głoem do Czkawki.

- Znamy sie? - zapytał jak to on.

- Nie pamięasz? Jestem twoją dziewczyną - powiedziała, a na jej twarzy wymalował się chytry uśmiech.

- Jakośnie zbyt. - powiedział rozpaczliwym głosem, jakby się przejmował.


Dalej...

Dalej nie chciałam jużo musi być wysłannica od Abrehta! Znów chce namieszac mu w głowie. Bez wachania wybiegłam.

Prosto do domu. 

Tam, siedzialam. 

Skulona w kacie. 

Zaplakana...

Ogromny metlik w glowie.  


W dłgiej, głuchej jednostajnej ciszy usłyszałam coś.Pisk drewnianej podłogi...


~

~

Aha, zapomniałmpochwałc sie. Wynaleźliśmy nowy sposób na kompiel. Teraz już wszędzie. W każdym domie. Ogrinalna nazwa brzmi 'Domowa Deszczownia Myjaca' ale ja wolałam moja nazwe. Po prostu prysznic. A wracając...

Pisk drewnianej podłogi...

Przygotowana i zwarta do ataku...

Ehhh...

To tylko oni.

Moi przyjaciele.

Nie chciałam aby widzieli mnie w takim stanie. 

Schowałam sie do szafy. Wstrzymujac oddech.

Nagle ktoś otworzył szefe. Był to Mieczyk.


- Ej. - powiedział Śledzik.

- Co? - zapytałam z krzywą miną.

- Całowali się. - wykrzyczał Mieczyk.

- Co?! Kto?! Jak?! - zadziwiłam się. 

- No Czkawka i Ta nowa. - powiedziała bezinteresowanie na moje uczucia Szpadka.

- Aaaa. - miałam oczy pełne łzy, nie byłam na niego zła ponieważ stracił pamięć. 

- Przepraszamy. To my już pójdziemy. - powiedział Śledzik.

- Dobra, uspokoje się i dołącze do was. Nie chce spędzić święta w domu. - powiedziałam i mimowolnie uśmiechnęłam się.


Wiedziałam co mnie czeka. Musze iść do Goti aby przygotowała mi wywar który przywróci mu pamięć zanim będzie za późno. Od razu poszłam.


- Witaj Goti. Mam do ciebie delikatną sprawe. Przygotowałabyś wywar przywracający pamięć? Ale tak dyskretnie. - powiedziałam uśmiechając się, ona także uśmiechnęła się i pokiwała na TAK. Przytuliłam ją. - Dziękuje Ci bardzo. 


Wróciłam na świętowanie. Oni? Migdalili się. Ich pocałunki były dłuższe niż nasze. Byłam trochę zazdrosna ale nie! Nie moge tego okazywać. Jest święto. Pomyślałam sobie... Lecz nie oczekiwany zwrót akcji. 

Czkawka dostał ataku nie pochamowanej agresji. 

Co mu? 

Uderzył Śledzika który chciał go przytrzymać.

Potem Sączysmarka...

Pobiegłam szybko do Gothi. Miałam z nią więzi jak nikt inny. Czytałam z jej oczu. 


- Potrzebuje szybko wywar. - powiedziała, a ona tak jakby wiedziała już stała z nim w rękach. - Dziękuje Ci Babciu... - wybiegłam.


Co prawda nie była moją babcią ale ją tak traktowałam. Tylko ona mi została... Dobiegawszy do twierdzy, wlałam wywar do Jaknog'a. Dostałam od niego w twarz i brzuch. Ale nagle zobaczyłam że tłumy są gdzie indziej. Postanowiłam zobaczyć to później... Wlałam mu to do ust. Przytrzymałam aby nie wypluł i przywiązałam do jednej z kolumn podpierającą dach... 

Pobiegłam do tłumów. Przepychałam się...

Wtedy zobaczyłam, kobietę płaczącą...

To była Valka, płaczącą nad mężem którego zabił ich własny syn. Przebił toporem serce. Nie było szans. Działo się to tak szybko...


- Nieeee!!! - krzyczała zapłakana Valka... Pełna łez... Po chwili wyszła... Bała spojrzeć w oczy swojemu synowi...


Dowiedziałam się że Stoik chciał go powstrzyać. Nie udało się...

Kto teraz nami przewodzi?

Po chwili zauważyłam jak Mila stoi nad Czkawką... On krzyczał.


- To ty podałaś mi coś do ust gdy byłem w lochach!!! - krzyczał na całą twierdze... Wiedziałam...


37. Zapłakany.[]

Wyglądają jak w JWS 2[]

Już minął trzeci dzień od tragedii. Pogrzeb już był... Za dużo łez by wspominać... Musiałam, iść i powiedziać prawde. Chciałam oczyścić go z win... Poszłam do domu który wybudowano aby mogła tam zamieszkać... 


PUK PUK[]

- Tak? - otworzyłam zapłakana Valka.

- Musze coś Ci powiedzieć. Jesteś moją przyjaciółką i powinnaś to wiedzieć... 

- Co takiego? - otworzyła mocno zalane oczy.

- Moge wejść? Bo to nie jest rozmowa przez próg. - uśmiechnęłam się.

- Tak, jasne wejdź... - powiedziała zapraszając mnie abym usiadła. - a więc?

- No to, Czkawka zrobił to ponieważ... Dostał... - przełknęłam głośno ślinę. - Dostał ataku agresji ponieważ... Podali mu... - znów przełknęłam ślne. - wywar. Wywar oczyszczający pamięć. Wiem że to nie jest dobry moment, ale lepiej od razu. Przepraszam... - powiedziałam.

- Nie martw się. On sam z siebie nie zabił by ojca. - zaszlochała... - Wiem że go kochał. 

- Tak, to prawda... Przepraszam. Musze już iść. - powiedziałam i wstałam. Nie oczekiwanie Valka wstała i przytuliła mnie mocno, szepcząc 

- Dopółki Czkawka się nie uspokoi, wodzowanie przekazuje ci... 

- Dziękuje. - odpowiedziałam jej.



Wychodząc. Poszłam zobaczyć co z nim... Zerknęłam przez okno... Załamany chłopak, siedzący przy palenisku. Skulony. Zapłakany. A przy nim jego przyjaciel. Smok. Było tak przez tydzień... Lecz znów. Jeden dzień musi być inny od reszty. Szczerbatka nie było, go też... Pobiegłam po Valke.



- Czkawki nie ma! - powiedziałam i pobiegłyśmy w strone domu...



Weszłyśmy... Pisk. Starej drewnianej podłogi. Poszłyśmy do pokoju na górze. Leżał na łóżku... Wciąż przerażony. Wyglądał jak małe dziecko bojące się czego kolwiek. Valka postanowiła nas pozostawić samych. 



- Cześć. - powiedziałam nieśmiało. On ani drgnął, wciąż leżał skulony... - Ej. Nie przejmuj się. - powiedziałam ciepłym głosem.

- Musze... Zabiłem ojca... - powiedział załamany.

- Nie. Nie zabiłeś. 

- Tak, zabiłem. - zaprotestował

- To nie byłeś ty. - powiedziałam. - To przez Mile. - powiedziałam. - Nie przejmuj się.

- Ja mam się nie przejmować?!  Wmówiła mi że jest moją dziewczyną. Całowałem się z nią. - powiedział ciszej. - dostałem ataku. Zabiłem ojca. - znów ściszył głos...

- Chodź. Coś musze ci pokazać. - chciałam go pocieszyć, więc ogólnie zebrałam się na to w duchu. 

- Dobrze. Ale obiecaj że nic mi nie zrobisz. Za to że... uderzyłem cię. - posmutniał. Przytulił się do mnie... Czułam jego mocno bijące serce.



Wichura z Szczerbatkiem byli nad grobem... Swojego maleństwa... Zabraliśmy się na lot. Czkawka uspokoił się tak samo jak i smoki... Przeprosił smoki za to że to przez niego... Było widać... Wybaczyły mu...



38. W trudnej chwili, Kocham znaczy więcej...[]

Wyglądają jak JWS 2[]

​Dolecieliśmy na wyspę smoków. Blisko smoczymiętki... Smoki tak jak zawsze, turlały się. A Czkawka rozglądał się, o co chodzi...

Było pięknie. Zachód słońca, kwiaty...


- Kocham cię. - powiedziałam mu, patrząc prosto w oczy... Jego oczy zabłyszczały... Piękne zielone oczy... Czułam jak zatapiam sie w nich...

- Ja kocham cię bardziej niż sobie wyobrażasz. - powiedział, pozwalając patrzeć dalej mi w swoje oczy...


Uczucie, jakiego nie doznałam od pewnego czasu... Miłość. Ciepło warg. Lecz coś nam przerwało... Czkawka stracił równowage. Upadł, a ja z nim... Śmialiśmy się. Cisze przerwał on.


- Przepraszam, że całowałem się z nią. To ona się do mnie przykleiła się. - powiedział z przepraszającymi oczakami.

- Już dawno ci wybaczyłam. To nie byłeś ty. - pocałowałam go... 


Uguguguguguguguguguu... Całowaliśmy się dużej niż ona z Czkawką. Całując, uśmiechnęłam się... Poczuliśmy szmery. Ehhhh. No bez przesady! Młode poleciały za nami... A za nimi oni. No nie... Mamy szczęście... 


- Cześć wam. - powiedzieli. 

- Informacja... Smocza Akademia od jutra rusza. Starczy wolności - powiedział i wyszczerzył się od ucha do ucha.

- No nie! - wykrzyczał Smark.

- Wkoncjiu... - wyjąkał Śledzik i w dodatku przejęzyczł się.

- Ej nie chce wam nic mówić... - powiedział Mieczyk.

- Przerwaliśmy im w mizianu się. - powiedziała Szpadka i zaczelśmy wszyscy śmiać się...


* WRACAMY DO PRESPEKTYWY CZKAWKI, czas najwyższy :) *[]

- Nic nie przerwliśie. Jak podobają wam się prysznice ? - zapytałem.

- Są ekstra! - powiedzieli wszyscy...

- Cieszę się. - powiedziałem rozchmurzony... - Chyba już pora do domu. Jutro Akademia na nas czeka. - powiedziałem. 

- Aha, zapomiałam. - powiedziała Astrid i wyszeptała. - oddaję ci wodzostwo.

- Dziękuje - wyszeptałem jej.




39. Jazda! []

Miną już miesiąc. Wioska zaczęła funkcjiować normalnie a także Akademia. Wichura i Szczeratek uspokoili się wkońcu po stracie NF... Wstałem wcześnie. Wkońcu jestem młodocianym wodzem. A mama? Wybaczyła mi... Codziennie byłem u niej aby mi pomogła. Tak samo jak Astrid. Wkońcu nie ogarniałem jeszcze wczystkiego...  Codziennie kilkugodzinne treningi... Wrazie ataku... Jak zdemaskować zmiennoskrzydłe. Jak poskromić wrzeńce. Jak uspokoić tajfumeranga. Wkońcu jeden mieszkał na naszej wyspie... Dzięki niemu dużo się dowiedzieliśmy o tym gatunku...



- Co dziś robimy? - zapytał Śledzik.

- Uczymy się. - powiedziała Astrid. 

- Znowu?! - wykrzyczały bliźniaki. Ni stąd, ni z woąd wparował Sączysmark z straszliwcem. Czyli z latającą pocztą.

- Boląca wiadomość! - krzyczał i biegał po arenie jak poparzony... Racja. Hakokieł podpalił mu cztery litery. - Boląca wiadomość od Albrechta! - w tym momencie zanużył się w wodzie a ja odebrałem list...

- Mam dobrą wiadmość. - czytając dalej dodałem - i rówinież złą. Od której zaczynamy? - zapytałem znając odpowiedź.

- Od tej dobrej. - powiedzieli jednoznacznym głosem.

- Płyniemy do łupieżców po sojusz. - powiedziałem z chytrym uśmieszkiem.

- Jak to płyniemy?! - zdenerwował się Sączysmark.

- No właśnie to ta zła wiadmość. To może być kolejna puapka. Płyne ja i jeden ochotnik dla bezpieczeństwa. Weznę ze sobą straszliwca wracie pomocy. - wytłumaczyłem im. - Teraz ide do mamy powiedzieć o wiadomości. - miałem już odchodzić gdy powiedziem. - Aha, Astrid moja mama mówiła że masz do niej wejść po ćwiczeniach. I na dziś to już koniec. A i kto jest chętny? - zapytałem i tylko jedna osoba.

- Ja! - powiedziałą Astrid.

- Okej. Więc dogadamy się u mojej mamy... Cześć! - wyszłem.



Doszliśmy do domu mojej mamy, a dobrym humorze. Śmialiśmy się w byle czego... Nie wiedziałem czemu moja mama chce z nią rozmawiać ale jakoś nie przejmowałem się. Wkońcu przyjacióki. Zamyślałem się i rozmarzyłem. Nie oczekiwanie dostałem.



- Za co?! - zapytałem robiąc zabujczo śmieszną mine.

- Nie wiesz? - zapytała

- No wiesz. No tennn... Oooo pacz już dom  mojej mamy. Czeka na nas. - zmieniłem temat.

- Witajcie kochani. - powiedziała do nas uśmiechając się szczerze.

- Hej mamo. - odpowiedziałem.

- Eloooszka. - powiedziała Astrid.

- Ogólnie zapraszam was na obiad. Nie ma odmowy. - powiedziała zapraszając nas abyśmy usiedli. - Już jest gotowy. - uśmiechnęła się, smoki także wpuściła. Chmuroskok zwisał nad stołem jak nietoperz a nagle zeszedł i polizał mnie.



Obiad podany. Jedliśmy. Moja mama jakoś nie miała talentu a więc po kryjomu dawałem mordce moją rybe... Po minie Astrid też tak wyglądało... Zjedliśmy więc zaczęłem temat sojuszu.



- A więc mam sprawe. - powiedziałem.

- Co ci dręczy. - zapytała z troską.

- Zaopiekujesz się Wichurą i Szczerbatkiem w trzy najbliższe dni? - zapytałem.

- Czemu? Przecież nie rozstajecie się z swoimi smokami. - zapytała zdziwniona.

- Musmy jutro płynąć do łupieżców. Chcą sojusz... - powiedziała. - Ale nie chcemy ryzykować ze smokami. - dodała.

- Więc weźniemy straszliwca z poczty lotniczej i wrazie problemu wyślemy go. - powiedziałem

- Jasne, ale obiecajcie. - powiedziała i dodała. - Nie wpakujecie się w problemy. - uśmiechnęła się.

- Obiecujemy. - odpowiedzieliśmy.



Poszłem do domu. Astrid została jeszcze u niej i o czymś rozmawiały. Mieszkałem sam. Wkońcu mam już 17 lat. Dwa tygodnie temu miałem urodziny. Dostałem prezenty, ale nie otworzyłem ich do tej pory... Nie zasługuje na nie.



40. Sojusz ( I cz. )[]

Nie zasługuje na nie. Leżałem i rozmyślałem co były by gdyby nie atak agresji itd. Usłyszałem pukanie. Zeszłem na dół. Byłem tylko w spodenkach więc wychyliłem tylko głowe. Była to...


- Ooo Astrid. - powiedziałem zaskoczony.

- Ooo ja. - powiedziała i uśmiechnęła się. - Może wyjdziesz z Szczerbatkiem ? - zapytała

- Jasne, ale poczekaj chwilę. Wejdź. - zaprosiłem. - Pójdę ubrać jakąś tunike. - powiedziałem i pobiegłem na góre. - Ejjj... Szczerbatek. - uchylił lekko jedno oko. - Wichura. - poderwał się - Heheh. Wiedziałem. - Przytuliłem go. Zeszliśmy na dół. 

- Coś długo wam to zajęło. - powiedziała.

- Oj tam oj tam. Idziemy?

- No jasne... A i jeszcze. - powiedziała

- Tak? - zapytałem

- Nie wiesz czy słszałeś lub widziałeś ale mój dom jest remontowany... - przerwała i czekała na odpowiedź. 

- Tak, widziałem i słyszałem. 

- A więc, u Valki miejsca nie ma. U Goti także.A skoro jutro rano wypływamy to moge przenocować? - zapytała nieśmiało.

- Janse. Nie przejmój się. Jak wrócimy pościelę Ci łóżko w drugim pokoju. - powiedziałem zadowolony. Dodałem. - Idziemy?

- Oczywiście.


Była niezręczna cisza, ale wciąż mnie zastanawiało czy jesteśmy razem. Wkońcu zapytałem.


- Ostatnio się zastanawiam czy jesteśmy razem. - powiedziałem smutny.

- Ja też... - dodała. Szczerze nie oczekiwałem innej odpowiedzi. - Jutro płyniemy. A jak to zasadzcka? 

- Nie bój się. Będziemy mieć straszliwca. - powiedziałem i uśmiechnęłem się. 


Niedługo miały być urodziny Astrid. Moje już była, dała mi prezent ale nie otwierałem go... Co ja moge jej podarować na 17-ste urodziny?! Mętlik w głowie...


- Wracamy? Zimno troszkę. - powiedziała przerywając mi myśli.

- Jasne. Jak chcesz. 


Dolecieliśmy do wyspy. Pokazałem jej gdzie jest Domowa Deszczownia Myjąca czyli prysznic. Poszła a ja pobiegłem pościelić jej łóżko. Szczerbatek poszedł do Wichury spać na dworze. Ooo. Wróciła. Akurat zdążyłem pościelić. Weszła i podziękowała za gościne... Położyła się, ja poszłem do siebie. Zasnąłem... Rano obudziła mnie Astrid. Bardzo wcześnie abyśmy wcześniej wypłyneli. 


- Noo już... Już wstaje... - mówiłem zaspany. 

- No to ja ide pod prysznic. - powiedziała... 

- Nooo tak, tak idź...

- Jak wróce bądź po za łóżkiem. - powiedziała i pogładziła po włosach...


*PERSPEKTYWA ASTRID*[]

Umyta, świerza wychodzę... Nie było go w łóżku. Schodzę na dół aby przygotować śniadanie a tu co??? Śpi siedząc na krześle... Ehhh...


- Budź się!!! Dalej!!! - szarpnęłam nim, ocknął się


*PERSPEKTYWA CZKAWKI*[]

- Przepraszam... Nie wstaje tak wcześnie... - i wtedy zobaczyłem... Zeszłem na dół w samych spodenkach... 

- Fajny brzuch. - powiedziała i zaczeła śmiać się. - Co na śniadanie? A dobra... Idź się umyć a ja coś zrobie. - powiedziała...


Poszłem. Wróciłem a tam śniadanie... Wyglądało pysznie... Zjadłem z apetytem.


- Pora płynąć. - powiedziała.

- Wiem. Musimy iść do Valki zaprowadzić smoki i pożegnać się. - powiedziałem. 


Już w porcie... Statek gotowy... Nic, płyniemy. Sami. Bez załogi.

Jesteśmy na otwartym morzu. Nagle...


- Czkawka chodź tu! - krzyknęła Astrid.

- Już idę. - powiedziałem i szłem w strone kajuty. 


Wchodząc było pusto. Nagle poczułem jak ktoś dotyka mnie po plecach... Tak to ona...


- Dalej... Czas opatrunek zmienić! - powiedziała.

- I po to mnie tu ściągałaś? - zrobiłem mine jak jak.

- A co myślałeś? - zapytała i zaczeła śmiać się. - Kładź się a ja zmienię...


Zdjeła bandaż. Opatrunek. Położyła nowy. Poczułem lekki ból. Znów założyła bandaż. Nie spodziewanie, pocałowała mnie... Oddałem jej.


- Tak. - powiedziała, nawet wiedziałem o co chodzi. Wczorajsze pytanie.


Całowaliśmy się... Dłuuuugo. Ale wkońcu zabrakło powietrza... Przestaliśmy. 


- Już jesteśmy. - powiedziałem przytulając ją.



41. Sojusz ( II cz. )[]

Przwitali nas. Nie jest źle. Przyszedł Bestial, zaprowadzić miał nas do Albrechta. Tak też zrobił. Byliśmy w sali wojennej. Wódz Łupieżców siedział na dostojnym tronie. Jakoś inaczej jest tu niż sobie wyobrażałem... 


- Przybywamy w sprawie sojuszu. - powiedziałem

- Wiem, ale najpierw musmy ustaliś warunki. Usiądcie proszę. - powiedział swym zchryniętym głosem i dołączył do nas.

- A więc? Jakie warunki proponujecie? - zapytała Astrid.

- Pomagamy sobie w wojnach. Według mojego informatora od Berselków, mają zamiar szykować się do podboi. Moją propozycją jest także zjednoczenie sił smoczych. Możemy wam dostarczyć różnorodne gatunki do waszej... - zamilkł - jak wy to nazywacie?

- Smocza Akademia. - powiedziałem. - Tak na marginesie. Dobiero mnie więziłeś a teraz sojusz? - zapytałem i uśmiechnęłem się.

- Tak, tak wiem... Dziwne. Ale potrzebujemy pomocy tak jak wy... Dagur chce posiąść nowe wyspy a na celu ma najpierw nasze wyspy. Jak się zjenoczymy możemy tego uniknąć. - powiedział.

- Racja, ale przed podpisaniem chciałbym rozejrzeć się po wyspie. - powiedziałem.

- Jasne, masz do tego prawo. - powiedział i wstał. - Możemy od razu przejść do zwiedzania, ale nie ma co zbyt. To tylko wymarła ziemia... Wielka nora. - w jego głosie było słychać że żałuje takiej wyspy. Nic a nic... 


Wyszliśmy. Szłem a Astrid w równym tępie i wymienialiśmy się spojrzeniami. 


- Tu mamy kowala. - pokazał niezbyt wielki budynek. - No a wokół. Smoki. Dzikie smoki. - miał racje. Pełno. Pełno koszmarów ponocników. Nie wyglądały przyjaźnie.

- Tu. Tu jest arena. - pokazał a klatki były puste.

- Nie macie już tam smoków? Niedawno jeszcze były. - powiedziałem i spojrzałem się na Astrid.

- Już ich nie ma. A i czy jeszcze mógłbyś chciaż raz w miesiącu wytresować smoka? Dla obrony? - zapytał pełen nadzieji.

- To się okaże jak podpiszemy sojusz. - powiedziałem i ruszyliśmy dalej...

Wymieniłem z Astrid spojrzenia typu " coś się mu stało że taki miły? "[]

- Tu mała, nie wielka ruina. Czyli wioska. - pokazał kilkanaście domków w których były kobiety i dzieci oraz mężczyźni.  -

Nie macie szamana tutaj? - zapytałem.


- Tak, jest Pleśniak. Ale on mieszka blisko domu wodza. - pokazał dom.


- Pleśniak tu? - zapytała Astrid.


- Kto to? - zapytałem.


- To dawny mieszkaniec wioski Berk. Uznany jako nie żywy. - powiedziała Astrid.


- On tylko. On tylko chciał się wyrwać. Chciał pełnić jakąś role. - powiedział obronnie Albrecht.


- Rozumiem. - powiedziałem. - A więc możemy podpisać sojusz. - powiedziałem.


- Cieszę się. - powiedział Albrecht. - Jeżeli chcecie możecie przenocować i z rana wyruszyć na waszą wyspe. - powiedział i dodał. - Jeżeli tak to zapraszam na świętowanie z okazji pierwszego sojuszu mniędzy nami. - powiedział a cała wioska wiwatowała.



Jednak my nie poszliśmy. Źle się czułem i Astrid została ze mną.Gładziła mnie po moich włosach i nie oczekiwanie wyszeptała ' Kocham Cię '. Do pokoju wparowała Mila.



- Wiedziałam. - krzyknęła Astrid i oczy wypełniły się gniewem. Za nią wpadł 


- Mila chodź. Bo pójdę do twojej matki! - powiedział potężnie Albrecht.  - Przepraszam za moją córkę. - powiedział.


- Nic się nie stało. - odpowiedziała i złapała mnię za rękę.

Wyszli a moją głowe opętał mętlik. ON MA CÓRKĘ I ŻONE?!  Mimo tego zasnąłem na łóżku. Obudziłem się na podłodze. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem Astrid rozwaloną na całym łóżku.[]

- Ale się rozpycha. - pomyślałem, - Czas ją obudzić. - powiedziałem po cichu. Pocałowałem ją delikatnie a ona uśmiechnęła się jakby miała ciekawy sen. - Asti, Asti wstawaj. - powiedziałem jej do ucha.

- Nie śpie. - odpowiedziała. Zaczeliśmy śmiać się. 

- Wypływamy? - zapytałem.

- Jasne. - odpowiedziała.


42. Szczęśliwy powrót.[]

- Idziemy pożegnać Albrechta. - powiedziałem, i  ruszyliśmy ku drzwi. 

- Gdzie Albrecht? - zapytała Astrid Bestiala.

- W sali wojennej. - odpowiedział bez wachań.


Poszliśmy. Zastaliśmy go tam siedzącego z Milą i prawdopodobnie jego żoną.


- Witaj Albrechcie. My już wypływamy. Dziękujemy za gościnę. - powiedziałem poważnie.

- Dobrze, potrzebujecie czegoś na podróż? - zapytał.

- Nic nam nie trzeba. - powiedziała Astrid.


Powędrowaliśmy do portu. Sojusz podpisany. Możemy uniknąć wojny, wysłałem im Ostrostrzała że mamy sojusz.  Trochę nie wyspałem się na podłodze. Ale  to nic. Płyneliśmy. W połowie drogi było spokojnie. Gdy już się zbliżaliśmy zaczeliśmy całować się. Do niczego nie doszło...

Wkońcu.

Nasza wyspa.

Szczęśliwa i bezpieczna.

Przywitali nas.

Chyba nie odpoczniemy...

Teraz trzeba świętować...

A więc trzeba zdawać relacje.

Najpierw nudna opowieść co się działo  i wg. 

Opwiedziałem im że Mila to córka Albrechta, oraz warunki.

Powiedziałem także że, może dopaść nas wojna tak samo jak Albrechta.


- Od dziś musimy ciężko ćwiczyć i szkolić rekrutów. Rekrutami zajmie się mój stary znajomy. - pokazałem na Pyskacza. - Oraz organizacją sprzętu wojennego. A smokami zajmę się ja. Przygotujemy wszystkie smoki. Każdy dorosły smok, jutro przed areną. Musimy zacząć szkolić wszystkich od zaraz!. - oznajmiłem. - Także sojusznicy pomogą, a my im. A teraz czas na świętowanie! - zaczeli wiwatować.


Zatańczyłem kilkarazy z Astrid. Smark tańczył trafem z Szadką, ciągle od czasu biwaku coś między nimi było. A Mieczyla pilnował nie jak to inny. Śledzik. Mieczyk zapiany do nieświadomości co się dzieje. Balowali bardzo długo, lecz ja w połowie urwałem się pretekstem zmęczenia. I to była prawda. Weszłem.. Ehhh. Nowa codzienność. Sam w domu. Pustka. Jednostajna cisza. Poszłem pod prysznic. Byłem tam sporo czasu. Rozkiminiałem dużo spraw TJ.

- Co jeżeli zaatakują?

- Co jeżeli coś mi się stanie ? lub Szczerbatkowi? Astrid? Mamie?

- Co jeżeli przegramy?

Ehhhhhh... Nie nadaje się na wodza. Tyle planów. Tyle spraw. Tyle udręk. Mam nadzieje że mogę liczyć na wsparcie... Już leżałem... Cisza. Jednostajna. Głucha. Zasnąłem. Szczerbatek także. 



43. Okropny koszmar.[]

Cisza przed wojną. Nagle przepaść. Spada. Spada. Spada. Nikt nie widzi jak spada, tonie. Nikt nie może mu pomóc. Nikt. A nikt. Bezwładne ciało zaczyna wypływać na powierzchnie. Usnosić się. Dryfuje razem z prądami morskimi. On i jakieś zwierze. Smok. Czarny jak noc. Nikt mu nie pomógł... Ciało wyrzucone, przez prądy na brzeg. Piaszczysty brzeg. Lecz trup. Lecz trup tego nie czuje. Ciepło słońca. Zaczyna gnić. Cuchnie... 

Poszukiwali go... Kilka dni... Wciąż wieżyli w cud... Nie wiedzieli że on już trup... Nie przyjemna woń unosi się nad wyspą... Wikingowie i smoki zaczeli dążyć zapachem... Dotarli... Lecz tam znaleźli tylko truchło. Truchło człowieka. Truchło smoka... Zostało tylko siodło, pałąg, hełm i proteza. 

Wybiegają z tłumu dwie kobiety. Jedna młoda, druga starsza... Blądynka i brunetka... Klęczą nad truchłami...

Zapłakane...



Obudziłem się... Rozglądałem się, lecz wszystko wydało się normalne. Zasnąłem.



44.  Cisza przed wojną. ( cz. I )[]

Szkoleni rekruci. Szkolone smoki. Proste działanie, a wynik? Wielkie zamieszanie. Każdy miał podział smoków na gatunki:

Astrid - Śmiertniki

Bliźniaki - Zębirogi

Sączysmark - Ponocniki

Valka - Wrzeńce

Śledzik - Gronkle

Ja miałem ciut inaczej. Jest jedna nocna furia... Mam zmiennoskrzydłe i gromogrzmoty. Wkońcu całe życie spędziłem i ciągle umiem się z nimi porozumieć. Trening czyni mistrza. U mnie szło bardzo dobrze.

Szyk podniebny zmiennoskrzydłych... Pełno kwasu który zatapia statek.

Szyk wodno-powietrzny. Fale dźwiękowe które potrafią zabić człowieka. Oczywiście dorosłego. Tego trzeba, a teraz relacje od innych

- Astrid. Piękne szybujące śmiertniki. Lecą, ale nie wszystkie. Te mają odwrócić uwage. Druga połowa leci wprost na statki z magnezem i kolcami.

- Bliźniaki No jak to one. Dla nich wojna to zabawa, ale wiedzą jak zabrać się do rzeczy... Smoki wiedzą co robić pod jednych hasłem.


- DEMOLKA!!! - wykrzyczały. []

Wielkie kłęby trującego gazu... Jedna iskra... Piękny wybuch.

- Sączysmark.  Akurat nie ma co opisywać bo nie wie jak się zabrać. Jedna rzecz wychodzi dobrze im. Człowiek do pyska i chałotanie nim na każde strony.

- Valka Szyk wodny... Wystarczy wrząca woda lub jad. Ale praca też ciężka.

- Śledzik. Połykanie kamieni w locie i plucie nimi. Śedzik się nie pofatygował.



Pyskacz szkolił rekrutów... Jak zawsze dobrze idzie.


- Ile jest rekrutów?

- 15. Wszystki dobrze idzie. 

- Czyli? - zapytałem. - Wiedzą że tarcza ważniejsza. - odpowiedział dumny. - Wiedzą co dobre. - powiedziałem i zaśmiałem się. - To już możesz kończyć. To był ciężki dzień. - Dzięki. - powiedział z uśmiechem...




45. Cisza przed wojną. ( cz. II )[]

Poszli do domów odpocząć. Wszyscy z wyjątkiem mnie. Latałem. Wypada patrolować.


- Poświeć mordko. - pogłaskałem Szczerbatka po pysku. - Dzięki. - poklepałem go. - Cisza spokój. Można już kończyć... - powiedziałem mu. Zawróciliśmy. 

Lecimy w strone wyspy, nagle statek. 

Uffff. 

- To tylko sojusznicy. - powiedziałem do nas. - Lądujemy. - wylądowaliśmy na pokładzie.

- Witaj przyjacielu. - powiedział Albrecht.

- Witam. Co was sprowadza o tej porze. - zapytałem.

- Chcieliśmy was ostrzec. Nie mamy jeszcze poczty. Wypłynełem z wyspy wraz z Bestialem gdy tylko zauważyłem kłęby czarnego dymy. - przerwał. - Zbliża się.

- Za szybko. My dopiero szyki ustaliliśmy. Dzięki za informacje. Płyncie chronić swego. Jeżeli zdoamy pomożemy wam. - powiedziałem.

- Dzieki. - powiedział.


Trzeba ustawić ogon. Pomnkąć jak błyskawica. Szybko. Trzeba przygotować, w każdej chwili mogą przypłynąć. 

Cicha wyspa. Wszyscy śpią. Serce się łamie gdy można pomyśleć że nie jest bezpieczna. Odrazu po wylądowaniu alarm... Wszyscy wybiegli z miną


" Co SIĘ DZIEJE? "[]

- Uwaga, niedługo Drago przypłynie. Trzeba już się przygotować! - powiedziałem poważnym tonem. - Wiem że niektórzy z nas już nie powrócą, ale cóż. Wojna to wojna. Nie możemy przegrać inaczej Berk upadnie. - po chwili dodałem. - Na zawsze. Przykro mi że, nie umiem zmotywować jak mój ojciec ale staram się jak moge. Niech Thor będzie z wami. - opowiedziałem unosząc ręce ku niebu...

- Niech z Tobą także. - odpowiedzieli.



Wielki huk. Wiedziałem. Ominą Łupieżców i na nas... Róg... Smoki przygotowane. My także, ale ten strach. Nie wiadomo co może stać się... Przypuszczenia mogą się odwrócić. Nigdy nie mów nigdy... A jak ją strace? Lub go? Nie wybacze sobie tego. Nie chce żeby kto kolwiek nas opuszczał w tej wojnie... 



http://jakwytresowacsmoka.wikia.com/wiki/Blog_u%C5%BCytkownika:Lodzik/Historia_%C5%BCycia_w_kt%C3%B3rej_odnajduje_przeznaczenie._SEZON_II.#WikiaArticleComments[]

Advertisement