Jak Wytresować Smoka Wiki
Advertisement
Jak Wytresować Smoka Wiki

[Edit:] Opko to ma trzy autorki - mnie, 1234567890ja i Tysię. Czemu piszę to dopiero po edycji? Bo teoretycznie autorką miałam być ja, Ania miała mi czasem pomagać, a Natalii w ogóle miało nie być :P Ale wyszło jak wyszło i opko ma trzy równoprawne autorki - choć edytować możemy tylko ja lub Tysia :)

Nie jest wstawione, ale już powstaje. I powstawało też będzie na pewno z jej pomocą ;) To opko będzie się różniło od poprzedniego. Po pierwsze nie będzie w czasach JWS, ale nie będzie tu Hiccstrid. W ogóle nie będzie drużyny z JWS. No i będą smoki i półsmoki, oczywiście tych ostatnich będzie mało. Najważniejsza sprawa: możecie się zgłaszać, żebym Was wstawiła do opka, ale nie będę brała wszystkich pomysłów, tylko te naj, naj. Możecie zgłosić człowieka, albo smoka. Przywilej zgłoszenia półsmoków będzie można zdobyć. Jak? Na razie nie mówię, ale będzie to rzadko. Co do zgłaszania smoków. Nie można zgłosić nocnej furii. Co do półsmoków. Można wszystkie gatunki poza nocną furią, która jako jedyna pozostanie. Tak, pozostanie. Nie pojawi się tu ŻADEN gatunek z JWS, oprócz nocnej furii właśnie. Po przeczytaniu prologu zrozumiecie czemu. Co jeszcze. W najbliższych dniach będę wstawiała pod prologiem linki do opisów różnych gatunków. Na razie umieszczę tam wymyślone nazwy, a potem w ciągu paru dni będą się pojawiały opisy. Na koniec wstawię rysunki, bo jeszcze nie mam wszystkich narysowanych i pokolorowanych.

Okładkacosczegopragne

Okładka autorstwa Tysi123 - jednej z autorek :)


A teraz zapraszam do czytania!


Prolog[]

Od wydarzeń z mojego poprzedniego opowiadania minęły tysiące lat. Nikogo z bohaterów już dawno nie ma, Berk nie istnieje – wyspa została później zniszczona przez ludzi z kontynentu i zatonęła. Wyspa zatonęła? Tak, to możliwe. Zbombardowana katapultami i okrętami – wikingowie i smoki bronili się jak mogli, ale przegrali. Wszyscy wikingowie zginęli a wyspa została zrównana z ziemią. Znaczy z wodą. Smoki wówczas pojęły, że świat ludzi nie jest już dla nich bezpiecznym miejscem. Musiały zacząć się ukrywać. Wszystko było dobrze, dopóki ludzie żyli w wioskach, takich jak dawniej ta na Berk. Ale potem zaczęli się rozbudowywać, zasiedlać nowe miejsca. Chciwi, zagarniali coraz większe terytoria, aż smoki zrozumiały, że jedyne co im zostało to całkowita dzicz. Pomyślicie: dlaczego smoki, skoro nigdy się nie ukrywały, a jak coś, to atakowały, nagle postanowiły, że dla ludzi powinny przestać istnieć? To proste. Pojawiały się nowe rodzaje broni, ludzie wpadali na coraz więcej pomysłów na łapanie zwierzyny.


Znane nam gatunki zaczęły zanikać. Nie były przystosowane do ukrywania się, nie opanowały odpowiednich metod polowań. Polowań. Ano właśnie. Smoki nie tylko musiały zacząć się ukrywać, musiały też zacząć jeść mięso. Ryb już nie było tak łatwo zdobyć, a wyspy znikały i został im stały ląd. Więc przestały być tylko rybożerne.


Stopniowo różne gatunki zyskiwały kolejne umiejętności, nawet jeśli umiejętnością był po prostu wygląd. Najdłużej w oryginalnej formie pozostał zmiennoskrzydły, ponieważ on od samego początku istnienia posiadał przydatną do ukrywania się umiejętność: wtapianie się w tło. Z czasem jednak powoli i on zaczął ewoluować. Został jednak jeden gatunek, który przez wszystkie pokolenia nie zmienił się ani trochę. Nocna furia. Ona jednak… Stała się legendą nawet wśród smoków.


A potem wydarzyło się coś niesamowitego. Księżyc raz na ileś lat znajduje się bliżej Ziemi. Tym razem wydarzyło się to równocześnie z pełnią i zaćmieniem księżyca. Niebo było bezchmurne, a gwiazdy migotały, znacznie wyraźniej niż zwykle. Uderzył jeden, jedyny piorun. Od tamtej pory każdy kolejny urodzony smok zyskiwał nowe umiejętności. Dragnatt widać zobaczył, że latanie i broń w oddechu smokom nie wystarczają. Tak więc stąd w średniowieczy wzięły się legendy o smokach porywających owce – to akurat smoki górskie, ale w różnych kulturach pojawiały się rożne smoki. Najważniejsze jednak, że dziś te stworzenia żyją same i nikt nie wie o ich istnieniu.

Nie jest to prawdziwa wersja wszystkich zdarzeń, które przez lata się toczyły - są to smocze legendy. Ale we wszystkich legendach kryje się ziarno prawdy...


Rozdział 1[]

Perspektywa Anji (1234567890ja)[]

Westchnęłam i oparłam się o parapet w klasie. Zerknęłam ukradkiem na zegarek. Ja nie mogę, jeszcze 20 minut lekcji… Ze wszystkich możliwych lekcji najgorsza… Polski. Sam przedmiot jest fajny, ale nauczycielka… Szkoda gadać. Zauważyłam, że na gałązce drzewka za oknem przysiadła sikorka. Spojrzałam jej w oczy. Zaćwierkała i zmrużyła swoje. Nie odlatywała, wręcz przeciwnie, usiadła na parapecie.


...Jak masz na imię...? – spytałam jej w myślach. Sikorka odskoczyła lekko zaskoczona , ale szybko złapała równowagę.


...Suzi... – pomyślała.


...Miałaś już doświadczenie w rozmowach mentalnych?...


...Domyślam się co robić...


- Anja! Słyszałaś moje pytanie? – głos polonistki wybudził mnie z transu.


- Nie, przepraszam proszę pani, zamyśliłam się – powiedziałam.


- A może ja tak się zamyślę podczas sprawdzania ci testu i wstawię ci jedynkę? – warknęła nauczycielka. Co za idiotka. Wszystko na tych lekcjach wiem, ale gdybym nie chodziła do szkoły, wzbudzałabym podejrzenia. Jeszce nigdy nie dostałam jedynki. I to właśnei ją najbardziej wkurza. To typowa nauczycielka znajdująca dziką przyjemność we wpisywaniu złych ocen. Niestety mnie nie może ich wpisać. Nie ma za co. Ciekawe co by było gdybym rozpoczęła łącze mentalne z nauczycielką… Pewnie by ją wzięli za wariatkę, wywalili ze szkoły… Ech, piękne myśli. Zerknęłam na parapet. Suzi wciąż tam siedziała.


- Czy ktoś powtórzy pannie Anji pytanie? – spytała nauczycielka. – Las rąk jak widzę – skwitowała. – Yue, ty powtórz – wskazała kościstym palcem najdrobniejszą dziewczynę w klasie. Swoją drogą ona ma jakąś chorobę? A może jest anorektyczką? Tak przeraźliwie koścista, że czasem ciary przechodzą…


- Spytała pani kto napisał „Króla Edypa” – ledwo dało się wyczuć, że głos jej lekko drżał. No cóż, przy takiej nauczycielce…


- Sofokles – powiedziałam spokojnym, pewnym tonem.


- Na pewno? – nauczycielka zmrużyła oczy. O nie, nie ze mną te gierki!


- Na pewno – w moim głosie nie dało się wyczuć wahania, które tak denerwowało tę wredną babę. Zresztą jak wiele innych rzeczy. - Dobrze, a Medeę? – skąd ona bierze te nazwy? Zajrzałam szybko w jej myśli.


- Eurypides – oznajmiłam. Zauważyłam, że nauczycielka stara się ukryć wkurzenie.


- Metamorfozy? - Owidiusz - ile jeszcze tej komedii? Tego nawet nie było w programie! Na razie... Jak mi sie nudzi, co jest raczej rzadkością, przeglądam treści podręczników kolejnych klas.


- Dobra, siadaj – z hukiem zamknęła dziennik. Ja nie mogę, co za nauczyciel daje takie pytania? Przecież bez czytania w myślach pałę bym miała murowaną. Ale teraz 2 godziny W-Fu. Wreszcie choć trochę fajna lekcja z normalnym nauczycielem. Miła osłoda po nienormalnej polonistce.


- Ej – na korytarzy trąciła mnie Yue. – Skąd znałaś odpowiedzi?


- Dużo czytam, bo wychodzi nam to na dobre… - zaczęłam parodiować panią od polskiego, co wywołało salwy śmiechu uczniów, którzy to usłyszeli. Zeszłam do szatni i otworzyłam szafkę. Czy ktoś jest na boisku? Wydawało mi się, że coś tam przemknęło… Szybko wyjrzałam przez okno. Nikogo tam nie było. Pewnie mi się przywidziało. Zignorowałam głos, który mi mówił „Jesteś Smokiem! Jak mogło ci się przywidzieć?!” i poszłam do szatni przebrać się w strój na W-F. Dzisiaj pewnie gramy w siatkówkę. W sumie idzie mi nieźle, ale wolę jazdę konną. To z tych sportów, które mogą ludzie uprawiać… Z niemożliwych dla nich… Na przykład slalom po Wielkim Kanionie. Niezwykle odprężające. Gdzie nauczyciel od W-Fu? Już powinien być… Nagle do korytarza wbiegł jakiś obcy mężczyzna. Trzymał w ręku dziennik. Pierwszy raz w życiu go na oczy widzę.


- Witam was wszystkich – powiedział. – Niestety wasz nauczyciel miał wypadek, a ja zostałem poproszony o poprowadzenie lekcji W-Fu do końca roku, ponieważ pan Wiśniewski będzie musiał przejść długą rehabilitację. Jestem Osvir Darkenurk – powiedział.

Zmrużyłam oczy i zajrzałam w jego myśli. Jedyne co przeczytałam jednak to „Na, na, na, na, na, na”. Posłał mi zwycięskie spojrzenie. Czyżby wiedział o… Odpędziłam szybko te myśli. Jak może niby wiedzieć? Jako dyżurna poszłam do kantorka po piłkę do siatkówki. Z piłką już w ręce szybko dołączyłam do reszty klasy na sali gimnastycznej. Zaczęła się gra. W sumie to W-F ma dużo plusów. Sorki, dbaniem o kondycję nie można tego nazwać. Ale jest się na czym wyładować. Co dalej? Angielski. Przeciągnęłam się starając słuchać nauczycielki tłumaczącej zasady używania któregoś tam czasu… Jakby to miało jakieś większe znaczenie... I tak przeglądnę jej myśli i będę wiedzieć wszystko co ona o angielskim do końca życia. To się nazywa pamięć smoka... Ocknęło mnie szturchnięcie w ramię. Yue.


- Pani się na ciebie patrzy – szepnęła. Od razu przybrałam minę skupionej na lekcji uczennicy i udawałam, że zawartość tablicy jest szczególnie interesująca. Na szczęście ten cyrk przerwał dzwonek. Uff… Spakowałam się w kilkanaście sekund i wybiegłam z klasy. Ostatnią lekcją, była wychowawcza. Ponoć ma do nas dojść jakaś nowa uczennica, czy coś. Ma być tylko na ostatniej lekcji, bo przyjechała właśnie dziś - w piątek.Klapnęłam w ostatniej ławce, mojej ukochanej, gdzie mogę bez problemu rysować moich przyjaciół, bez zbędnych spojrzeń gapiów. Na środek wyszła dziewczyna wyglądająca maksymalnie przeciętnie. Jej mina wyrażała tylko jedno: "za każdym razem ten sam cyrk". Z czystej ciekawości zerknęłam jej do głowy. Przewertowałam mentalnie bieżące myśli i nie znalazłam tam nic godnego uwagi. Przedstawiła się. Ada jakaśtam. Jako że moja ławka byłą jedyną pół-wolną, ruszyła w moim kierunku. Warknęłam cicho zirytowana. Kocham wolność i samotność. A teraz do końca roku będę do niej przywiązana, o ile nie dodadzą kolejnej ławki. Dziewczyna przystanęła jeszcze pod tablicą, wahając się, ale zaraz podjęła drogę. było to trochę dziwne. tak jakby usłyszała mój warkot. A może tylko sprawdzała, czyt nie ma gdzieś indziej miejsca...? Nie zamieniłyśmy ani słóweczka. Całe 45 minut nauczycielka paplała coś o wzajemnym szacunku, a na koniec kazała nam zanotować informacje o wycieczce. Przypomniała tez, że jutro (W SOBOTĘ!?) odrabiamy środę. Szkołą miała wtedy awarię, moja wina. Lądowałam awaryjnie.  Udawałam, że piszę. Pisałam sobie to w mojej pamięci.

Wreszcie rozbrzmiał mój umiłowany dzwonek. Szybko wrzuciłam te kilka papierowych świstków od torby i pognałam w kierunku wyjścia. Na szczęście nie kładą u nas nacisku na przebieranie obuwia, a kurtki czy inne targamy ze sobą. Szczęście, że jest wiosna. Ze szkoły też wybiegłam jako pierwsza. Ruszyłam w kierunku lasu. Normalni ludzie idą chodnikiem, ale ja nie jestem człowiekiem. Po drodze wcisnęli mi gazetę, no to wzięłam, a że czytanie i jednocześnie szybki chód nie sprawiają mi problemu, postanowiłam przeczytać co tam piszą. Moją uwagę przykuł nagłówek „KOLEJNY ZAKŁAD MIĘSNY ZNISZCZONY!” Zaśmiałam się w myślach. To może być ciekawe… Ta, zakład mięsny… Rzeźnia. Czemu się wstydzą tego słowa? Skoro już to okropieństwo musi istnieć to niech ludzie wiedzą co się tam wyprawia. Zaczęłam czytać. „Ludzie spokojnie pracowali w zakładzie kiedy nagle jedna ze ścian rozleciała się w drzazgi. Nie wiadomo co to dokładnie było, z resztek budynku wywnioskowano, że był to jakiś pocisk, najprawdopodobniej czegoś w rodzaju plazmy. Pracownicy, którzy przeżyli i obecnie znajdują się w ciężkim sanie w szpitalu przysięgają, że było to czarne, duże zwierzę większe od konia i latające. Ciężko jedna stwierdzić na ile jest to prawdą, ponieważ mogli oni odnieść jakieś urazy głowy. Prawdopodobnie sprawa zostałaby szybko zapomniana, gdyby nie to, że jest to już któryś przypadek w ciągu paru miesięcy. Co ciekawe, tajemnicze stworzenie uwzięło się jedynie na zakłady mięsne. Nie spożywa jednak mięsa, a jedynie niszczy budynki, co stawia całą sprawę pod jeszcze większym znakiem zapytania…” Dalej nie czytałam, bo były już jakieś rozmowy z poszkodowanymi w wypadkach, domagającymi się pochwycenia stworzenia. Kiedy tylko przekroczyłam leśne ogrodzenie przywitał mnie blask moich ukochanych niebieskich ślepi.


- Cześć Kwiatku. - Poczochrałam Nocną Furię po nosie, aż kichnął.


- Cześć Dziecko Lasu. - Taa... Przez to, że wychowałam się z rodziną Hyacinthina, ten podły gad nazywa mnie Dzieckiem Lasu. Ale zawsze się mogę odgryźć Kwiatkiem. Strasznie go to wkurza.

- Co tam w szkole? - Przekrzywił głowę. Zerknęłam na niego dziwnie, a on nie wytrzymał i parskną śmiechem. Okay, lubię się uczyć ale... Nie w szkole!


- Będziemy tak stać i rozmawiać o szkole, czy się pościgamy? - Zmieniłam temat i Opadłam na ręce. Zaraz rozlał się po mnie przyjemny prąd, a widoczność w mgnieniu oka poszerzyła się. Teraz patrzyłam na mojego brata z góry. Cała przemiana trwała może... Dwie sekundy...?


- Wiesz, czasem chyba wolę cię w ciele człowieka. - Mruknął pod nosem.


- A to niby czemu? - Rozciągnęłam się i rozprostowałam wielkie skrzydła. Zamachnęłam się ogonem, by rozgrzać wszystkie kręgi. Najlepsze w tym wszystkim było to, że zmieniając się w smoka, rzeczy, które miałam na sobie... Nie wiem co się z nimi dzieje, ale gdzieś tam są...


- Bo wtedy przynajmniej jestem od ciebie choć trochę większy.


- A teraz jesteś tylko trochę mniejszy. Gonisz! - I wystrzeliłam do slalomu pomiędzy drzewami. Zaraz pojawił się po mojej prawej. Z łatwością, mimo moich rozmiarów omijałam dość gęsto rosnące świerki i sosny. Odliczyłam do dziesięciu - to magiczna liczba, dzięki której wiem, że ludzie z miasta nie będą już w stanie mnie zobaczyć. Pomknęliśmy ku górze, ku chmurom, ku wolności. Kiedy latam, czuję że żyję. Mogę wtedy wszystko. jestem wolna i szczęśliwa, nie ogranicza mnie grawitacja i ludzie. W moim gardle wezbrało przyjemne ciepło. Otworzyłam paszę i wypuściła świszczący niebieski pocisk śmiercionośnej plazmy. Wybuchną kilkanaście metrów przed nami. Ogień jest świetny.


...Ej, zagapiłaś się chyba... - Zaśmiał się w myślach Hyacinthino. Wróciłam do świata i zanurkowałam w głąb lasu. Wleciałam do tak dobrze znanej mi jaskini i używając echolokacji wybrałam odpowiedni tunel. Czujnik ruchu wykrył moją obecność i wyłączył wodospad lejący się z sufitu. Miał on na celu zasłaniać wylot jaskini w moim domu, żeby ewentualny gość nie pokwapił się sprawdzać jej czeluści. Szybko zmieniłam się w człowieka i do salonu wskoczyłam już na dwóch nogach. Rzuciłam na kanapę torbę, która zmaterializowała się jakimś cudem, kiedy wróciłam do postaci człowieka. Hyacinthino pojawił się sekundę później. Jest mniejszy ode mnie, więc może sobie pozwolić na łażenie po domu. Zerknęłam szybko do moich szuflad pamięciowych, w poszukiwaniu ewentualnego zadania domowego, ale nic nie znalazłam. Poszłam więc do kuchni  po coś do jedzenia. Sałata, sałata, owoce... I jest! Lody! No i ryba dla głodnej bestii. Wyciągnęłam stworzenie wodne oraz Algidę i zabraliśmy sie do przekąski.


...Gdzie rodzice...? - Spytałam smoka. Może to dziwne rozmawiać mentalnie będąc we własnym domu, ale ja to lubię. Nie trzeba przynajmniej przerywać jedzenia.


...Na łowach...


...Gdzie...?


...W parku Yellow Stone... - Stwierdził z sarkazmem Kwiatek. Nie moja wina, że tak martwię się o smoki. Ostatnio ludzie coraz częściej pisza w gazetach o "skrzydlatych bestiach". Muszę je chronić... -

...Poradzimy sobie... - Mruknął pocieszająco Hyacintino. - Wiesz, przyszła do nasz dzisiaj nowa dziewczyna. - Odezwałam się na głos. Ta dziwna sytuacja w klasie nie dawała mi spokoju...


- Od kiedy interesuje cię życie szkoły?


- Ona jest dziwna. I usiadła w mojej ławce! - Jęknęłam z wyrzutem. Furia parsknęła rechoczącym śmiechem. - No i z czego rżysz?


- Zajęła twoją ławkę! - Prawie rozłożył się na panelach.


- Warknęłam, a ona chyba usłyszała z drugiego końca sali. - Spoważniał. Usłyszenie takiego czegoś, nie było możliwe dla zwykłego człowieka.


- Może podkręciła na maksa to ustrojstwo, pomagające słyszeć? - Zasugerował z nadzieją.


- Sugerujesz, że nie zauważyłabym, że ma coś ze słuchem i nosi aparat?


- Jesteś dziś zbyt zdenerwowana. - Stwierdził nagle, zmieniając zupełnie temat. - Powinnaś to odreagować, najlepiej we Włoszech.


- Tą propozycją mnie zachęciłeś. - uśmiechnęłam się szeroko na myśl o kolejnym nocnym wypadzie. ...Ah... Znów będa o mnie pisać... Stanę sie sławna... Zaśmiałam się w myślach. Biedacy, niczego się nie spodziewają! - I przy okazji uwolnię konie z transportu, który wyruszył chyba wczoraj.


- Śledzisz wszystkie wydarzenia związane z tym...? - Celowo nie dokończył. Dobrze wie, że nienawidzę zabijać i tym bardziej o tym rozmawiać.


- Ma się rozumieć. Lecisz? - Spytałam, będąc już po drugiej stronie wodospadu, w smoczym ciele. Szykuje się dziś ciekawa noc... Dobrze, że nie musze zbyt dużo spać...


- Takiej okazji nie mógłbym przegapić. - Uśmiechnął się i wystrzeliliśmy.


No... Ten rozdział to dzieło głównie Anki. Tak więc jak coś, to jej gratulować. Sama też robię to teraz, bo wcześniej tego nie zrobiłam. Anka, jest to superowe! Naprawdę dzięki ;) Nie wiem co powiedzieć, więc nie powiem nic i niech wystarczy Ci świadomość, że mnie zatkało i mam nadzieję, że to samo stało się z czytelnikami ;) Okej... next będzie później, ale tymczasem obejrzyjcie sobie... To tak... Macie trzy opcje co sobie przygotować przed obejrzeniem: 1. Chusteczki do nosa (okej, lekko przesadzam) 2. Cos, w co możecie walić i się na tym wyżyć 3. Obie wyżej wymienione rzeczy ' 'To jest taki krótkometrażowy film animowany pod tytułem "Sintel". Możecie go również łatwo znaleźć wpisując ten tutuł w YouTube. Nie będę spoilerowała, sami obejrzyjcie i popsujcie sobie humor. Który potem Wam poprawię nextem XD. Jedyne pytanie, jakie zadajecie sobie na końcu... "Dlaczego on zginął?! Dlaczego ona go zabiła?!" Okej, to są 2 pytania... Juz, nie spoileruję! Next między 16, a 17 dla zainteresowanych.


Rozdział 2[]

Perspektywa Ady[]

Obejrzałam się za siebie czy nikt za mną nie idzie i wkroczyłam w las. Nie jest to częste – miasto i obok las. A za nim góry. I jeszcze więcej gór. Kiedy już byłam pewna, że nikt za mną nie idzie, zmieniłam się w smoka. Dobrze, przeczytaliście. Biegłam jeszcze chwilę na ziemi. Dwadzieścia, dziewiętnaście, osiemnaście… Trzy, dwa, jeden… Tak! Ile można liczyć, zwariować można! No, ale muszę mieć pewność, że nikt mnie w powietrzu nie zobaczy. Do tego lasu nikt nie wchodzi, a głęboko to już tym bardziej. Czy ludzie się go boją? Ponoć ci co weszli, potem coś zobaczyli i zostali uznani wśród ludzi za szurniętych. Zaśmiałam się w myślach. Za szurniętych… Smoczki skutecznie odstraszały intruzów. A wiecie co jest najpiękniejsze? W okolicy można spotkać niemal wszystkie gatunki. Góry te nie są zbyt wysokie, ale strome i niedostępne dla ludzi. I helikopterów też ze względu na dużą ilość szczelin skalnych, ogromnych głazów narzutowych i jak to mówią ludzie „stref lawin”. Tak naprawdę są za to odpowiedzialne smoki. Najrzadsza w całej okolicy jest Misza, bo raz, że jest nocną furią no i jeszcze jest biała. Najprawdopodobniej jest dopiero drugą białą nocną furią w historii bo Shirze, która żyła… No na pewno dawno temu. Była córką Szczerbatka, który również jest legendą. Ale ponoć był pierwszą nocną furią, która została alfą, bo wcześniej były nimi zawsze oszołomostrachy. Coś pradawnego, przedwiecznego, no… starego jak świat. Szczerbatek był też wierzchowcem i najlepszym przyjacielem smoczego władcy. To on ponoć zakończył walki ze smokami. Rzecz jasna to tylko taka smocza legenda - pewnie coś podobnego kiedyś się działo, ale po prostu mocno się zmieniło na przestrzeni wieków... Szkoda, że później wszystko się zmieniło i teraz smoki muszą się ukrywać. Zapikowałam w dół rozkładając czarne skrzydła tuż nad polaną i zgrabnie lądując. Bo w postaci smoka jestem nocną furią. Zmieniłam się w człowieka i podeszłam do wodospadu. Po przemianie znów miałam przy sobie plecak i ubrania na sobie. Nigdy się pewnie nie dowiem dlaczego tak się dzieje. Podeszłam do wodospadu i dotknęłam dłonią malutkiego skalnego kolca po jego prawej stronie. Przeszłam przez wodospad, ale wcale nie stałam się mokra, co zawsze mnie zastanawiało. Pobiegłam wzdłuż tunelu. Tutaj natomiast drzwi działały tylko na mnie. No i wszystkie smoki, ale one zwykle wchodzą innym wejściem, niedostępnym dla ludzi. Poprawka. Nie wiem czy działałoby na ludzi, bo jestem półsmokiem… No i czy na innego półsmoka by działało. Ale na razie się tego nie dowiem, bo chyba jestem ostatnim półsmokiem.


- Cześć mamo, cześć tato, cześć Misza! – krzyknęłam wchodząc do domu i zrzucając z siebie plecak. Ja nie mogę, ile to waży!


- Cześć! – skoczyło na mnie coś białego, o oczach w kolorze ciemnego bursztynu.


- Zejdź z siostry – upomniała Miszę mama. Ta niechętnie zlazła ze mnie i pomogła wstać.


- Jak w szkole? – spytała szczerząc się.


- Zabiję cię za ten pomysł – jęknęłam.


- Wcześniej też chodziłaś do szkoły – zauważył tata.


- Powiedzmy, że do tamtych ludzi byłam przyzwyczajona. A oni byli przyzwyczajeni, że ich olewam! I byli w połowie ślepi…


- Ci nie są? – zainteresowali się rodzice.


- W sumie to są. Oprócz jednej – zaznaczyłam.


- O, robi się ciekawie – zaśmiała się cała trójka.


- Ale serio. Muszę z nią siedzieć w jednej ławce, bo nigdzie indziej nie było wolnego miejsca! – jęknęłam. Tata zaczął się śmiać.


- Jakie to okropne – powiedział ocierając łapą łzy śmiechu. Misza już się tarzała po podłodze, a mama powstrzymywała wybuchnięcie śmiechem.


- Jak zauważyła, że obok niej jest jedyne wolne miejsce, to coś cicho warknęła pod nosem. Prawie na pewno po smoczemu. A nawet jeśli nie, to usłyszałam z drugiego końca klasy. No i chyba to zauważyła i wydawała się zdziwiona – powiedziałam.


- Jesteś przewrażliwiona – stwierdziła Misza.


- I jeszcze jedno – powiedziałam ciszej. – Czułam dzisiaj, że ktoś przeglądał moje myśli. Ale zaledwie kilka sekund, ten ktoś chyba nie był zainteresowany moimi myślami…


- A skąd ty wiesz jakie to uczucie? – spytała podchwytliwie mama.


- No chyba często rozmawiam ze smokami telepatycznie – parsknęłam. – To jest uczucie takiego dziwnego łącza – powiedziałam. - A potem zajrzałam do głowy tej dziewczyny – przewertowałam szybko pamięć. – To był ten moment, kiedy zauważyła, że usłyszałam jej warknięcie. Zdziwiła się, ale pomyślała, że może po prostu szukałam innego miejsca. Powiedzmy, że w tym postanowiłam przerwać – opowiedziałam.


- Czemu?


- Bo nauczycielka by mnie ochrzaniła gdybym się nie skupiała na lekcji – ucięłam. – Są w domu lody?


- Pewnie, że są – powiedziała Misza. – Co ty myślisz, że nie będzie twojego przysmaku?


- Byłoby to typowe dla was…


- Przecież smoki nie jedzą lodów – Misza zaczęła mnie naśladować.


- Jesteście wyjątkiem – prychnęłam.


- Masz rację – oblizała się Misza. – Nałożysz, czy będziesz tak stać?


- Umiecie sobie nałożyć lodów – zauważyłam.


- Nie chciało mi się – wzruszyła ramionami Misza. Usłyszałam śmiech rodziców z tyłu.


- Możemy zostawić was same? – spytali.


- Pewnie – wzruszyłam ramionami. – Jedyne co będziemy robić to ratować smoki z pułapek kłusowników – którzy nawet nie mają pojęcia o istnieniu smoków, ale to szczegół… - Zwiedzać okolicę…


- Pakować się do lochów u…


- Czyli normalka – przeciągnęła się mama. – My się wybieramy na lot, dobrze?


- Jasne – powiedziałam nakładając Miszy lodów rybnych. Dobrze przeczytaliście, RYBNYCH. To był jej pomysł. Jak zauważyła, że są lody truskawkowe, waniliowe, czekoladowe, orzechowe, mnóstwo owocowych… W każdym razie zaczęła się zastanawiać czemu nie ma rybnych. I na co wpadła? Że jak nie można ich dostać w sklepach, to zrobimy w domu! Mi osobiście chce się rzygać po tych lodach, nawet w postaci smoka, ale reszta rodzinki z przyjemnością się nimi zajada. Dużo szybciej niż ja moje owocowe, mimo, że dostała ich ze dwadzieścia razy więcej.


- Ile ty możesz to jeść? – wywróciła oczami. - Delektuję się – odparłam i zaczęłam się śmiać. – Dobra, możemy lecieć – odstawiłam resztkę lodów na stół i pobiegłyśmy w stronę drugiego wyjścia. Pewnie się zastanowicie, czemu nie wlatuję tym samym wejściem co smoki? Odpowiedź jest prosta. Nie da się. Dziwna siła powstrzymuje mnie gdy próbuję. To jest dziwne - powstrzymuje każde stworzenie, które nie jest w pełni smokiem. Ale tylko w jedną stronę. Teraz natomiast spokojnie przebiegłyśmy przez mieszkanie, wypadłyśmy do tunelu, przemknęłyśmy przez smocze jaskinie unikając ganiających się młodych, a na koniec zeskoczyłam ze skalnej półki. Lecąc w przepaść zmieniłam się w smoka i złapałam równowagę, a następnie wystrzeliłam w górę i znalazłam się obok Miszy.


- To jak? Patrolik? – spytałam ze śmiechem. Misza nie odpowiedziała, tylko zanurkowała w dół. Nagle zatrzymała się w powietrzu machając skrzydłami.


- Ale dziś pięknie… - westchnęła. Podleciałam do niej. Dołem płynęła rwąca, dość szeroka rzeka. Po jej obu stronach były pionowe, kamienne ściany. Brzegi były wąskie i obrośnięte mnóstwem ledwo trzymających się krzaków. Na kamieniach wystających ponad wodę wylegiwało się kilka wodników rzecznych. Nagle usłyszałyśmy trzepot skrzydeł.


- Nie zaczekałyście na nas – rozległ się pełen wyrzutu głos Kaskady.


- Sory, spieszyłyśmy się – powiedziała przepraszająco Misza.


- No, przecież nie mogłam dać się wyprzedzić – powiedziałam.


- No pewnie, przecież to najważniejsze – zaśmiała się Sora, rogacz piorunoskrzydły. Kaskada z kolei jest wodnikiem deszczowym - w skrócie deszczownikiem.


- Coś mi mówi, że nasza błyskawica chciałaby stąd lecieć – parsknęła Kaskada.


- Wiesz, że nie lubię wody – skrzywiła się Sora.


- To polecisz trochę wyżej – stwierdziłam. – Ja lecę tuż nad wodą, wy jak chcecie – powiedziałam i ruszyłam przed siebie. Wodniki rzeczne tylko się obejrzały, parę wskoczyło w krzaki. Leciałam w górę rzeki rozkoszując się prędkością. Nagle przede mną wyrosła pionowa skała z której spadał wodospad, więc szybko podleciałam pionowo do góry i znalazłam się na otwartej przestrzeni. Zaraz za mną podleciała Misza, potem Sora, a na końcu Kaskada.


- To nie fair – wydyszała ta ostatnia. – Latacie dużo szybciej!


- Sory, taki life – uśmiechnęłam się. – Misza, mogę lecieć na tobie?


- Co, skrzydełka się zmęczyły i chcesz się powygrzewać na grzbiecie siostry? - parsknęła. - Jasne, zmieniaj się – po chwili już spadałam. Nie trwało to jednak długo. Misza szybko mnie złapała i wrzuciła na swój grzbiet. Teraz wszystkie leciałyśmy trochę niżej, spokojnie, obserwując smoki górskie… Szkoda, że nie ma żadnych diamentu, ale są one bardzo rzadkie, więc nie ma się co dziwić. Zobaczyłam też kilka kryształów piórołuskich.


- Chodźcie, podlecimy tam – zaproponowałam. Zmieniłyśmy kierunek lotu. Misza już miała zacząć pikować, kiedy nagle coś zrzuciło mnie z jej grzbietu i zaczęłam spadać. Szybko zmieniłam się w smoka i wyhamowałam, a potem zaczęłam się rozglądać. Moją uwagę przykuł taki jakby rozwiany, jasnoniebieski, szybko kształt. Szybownik wichrowy. Latał wokół mnie. Kurde, jak ja nienawidzę takich taktyków! O wiele trudniej ich złapać, żeby porozmawiać! Nagle coś spadło na szybownika z góry i wylądowało najbliżej gdzie się dało, trzymając wyrywającego się smoka w łapach. Sora. Ona zawsze wie kiedy uderzyć.


- Zostaw mnie! – wrzeszczała smoczyca szybownika próbując ugryźć Sorę.


- Zaatakowałaś nas – zauważyła Kaskada lądując obok.


- Nie was, tylko tę dziewczynę – prychnęła.


- Na jedno wychodzi – powiedziała Misza. Na jej widok smoczyca przestała się wyrywać.


- W takim wypadku przepraszam – powiedziała przez zaciśnięte zęby. Zmieniłam się w człowieka.


- A kiedy już widziałaś, że jestem półsmokiem, po co nadal mnie okrążałaś? – spytałam.


- Nigdy nie widziałam półsmoka – powiedziała.


- Kłamiesz – oznajmiłam opierając się o Miszę i udając, że obchodzi mnie wygląd moich paznokci.


- Okej, wygrałaś! Już zauważyłam, że czytasz w myślach! Ludzie mnie atakowali i nie obchodzi mnie czy ktoś jest człowiekiem w połowie czy nie!


- Ale nadal wierzysz, że się zmienią… - mruknęłam. Nagle smoczycy udało się wyrwać i od razu kłapnęła zębami milimetry od szyi Sory, która natychmiast się cofnęła. Teraz Misza nie wytrzymała. Zauważyłam, że podkula przednie łapy i napina mięśnie, cały czas machając wściekle ogonem na boki. Uszy miała płasko położone. O nie… Kiedy napastniczka skoczyła w kierunku Kaskady, skoczyła również Misza. Przetoczyła się po przeciwniczce i znalazła się na niej. Zaryczała rozkładając skrzydła.


- Nie! - krzyknęłam widząc, że szykuje się do wystrzelenia plazmy. W ostatniej chwili Misza jakby się ocknęła i przekręciła głowę w bok. Pomarańczowa plazma uderzyła w ziemię tuż obok głowy szybownika.


- Masz do czynienia z córką alfy, kolejną z rodu legendarnego Szczerbatka, przyjaciela smoczego władcy! – ryknęła Misza, aż musiałam zatkać uszy. Teraz dopiero w myślach smoczycy dało się wyczuć rezygnację.


- Już możesz ją puścić – powiedziałam do Miszy. Zeszła ze smoczycy. - Mam nadzieję Sky (zgłoszenie Sky Nocna Furia), że cię zbyt nie poturbowała? – spytałam.


- Stajesz po stronie tej agresorki?! – wrzasnęła Misza.


- Oj a weź przypomnij sobie jak było z Sorą – wywróciłam oczami.


- Okej, masz rację – westchnęła albinoska.


- Chodź z nami Sky – powiedziałam.


- Czemu?


- Bo musisz poznać moich rodziców i ty i Misza musicie im się wytłumaczyć – westchnęłam.


- Takie macie zasady w domu?


- Tak robimy. Lepiej mieć dziesięciu przyjaciół niż jednego wroga – wzruszyłam ramionami. – Wracajmy – zmieniłam się w smoka i wzbiłam w powietrze. Przez chwilę uważnie przeglądałam myśli Sky, czy nie będzie chciała uciec, ale poleciała za nami. Skierowaliśmy się w stronę domu i lecieliśmy powoli, żeby trochę odpocząć.


Wiem oczywiście, że nxt się odrobinę spóźnił, ale myśłała, że wcześniej będę w domu. No i ważne, że jest. No i według mnie nudny porównując do tego Anki, ale... Każdy ma własne zdanie ;) A ten film to nieważne, że po angielsku, bo tam prawie nie ma słów i można się domyśleć co mówią bohaterowie. Najczęściej pojawiającym się wyrazem jest imę smoka :) No ja się uśmiałam przy tym rozdziale, który jest dziełem Anki. Mam nadzieję, że będziecie usatysfakcjonowani :)



Rozdział 3[]

Perspektywa Anji (Od Waszego Jakópa, miłego czytania życzę xD)[]

Lecieliśmy w gęstych chmurach, uważając na samoloty, do momentu, aż zupełnie zrobiło się ciemno. Hiacithina odesłałam do lasu, sama zaś wylądowałam delikatnie na wyśledzonej ciężarówce z końmi. Zmieniłam się w człowieka i położyłam płasko na dachu. Na szczęście nikt mnie nia zauważył. Połączyłam się z "pasażerami" pojazdu. 


...Cześć... Jak się trzymacie...? - Zapytałam jednocześnie wszystkie zwierzęta. Nie czekając na odpowiedź kontynuowałam. - ...Jak tylko wyjedziemy na dzikie tereny otworzę przyczepę... Będziecie mieć kilka minut na ucieczkę...

...Kim jesteś...? - Były przerazone i zdezorientowane.



...Przyjaciółką... - Wcisnęłam im do mózgów obraz mnie samej przed lustrem i zadałam kolejne pytanie. - ...Czy wszyscy dacie radę galopować...?



...Szczęśliwie wszyscy jesteśmy na nogach... Ale uwiązali nas...

...Nie ma problemu... - Skupiłąm się na wypobrażeniu wnętrza ciężarówki i poczekałam aż pochłonie mnie niebieska poświata. Momentalnie pojawiłam się pomiędzy zdziwionymi końmi. Poczułam jak ulatuje ze mnie energia i zakręciło mi się w głowie, więc musiałam oprzeć się o jednego z nich. Cholerna teleportacja... Musze to rozćwiczyć, inaczej kiedyś padnę podczas akcji... Kiedy mogłam sie już samodzielnie poruszać zabrałam sie do ściągania koniom kantarów z łbów. Rozejrzawszy się po ciemnym pomieszczeniu stwierdziłam, że nie jest źle tak, jak w ostatniej ciężarówcew w jakiej byłam. Konie stały na ściółce, a każdy miał poidło i trochę siana. Ale to nie zmienia faktu, że jechały do rzeźni. Kiedy wszystkie były już w połowie wolne, jednym ciosem wybiłam w drewnianej ścianie dziurę i zerknęłam przez nią, by sprawdzić pozycję. Jak to dobrze mieć wspaniały wzrok nawet w ciemnościach...!
Znajdowaliśmy się na jakiejś starej droze, po bokach zielsko. 


...To dobry moment... Teraz uważajcie... - Zmieniłam sie szybko w Furię, zabierając tym samym sporą ilość miejsca. Mój umysł zalała fala kotłującego sie przerażenia koni. Zaczęłam wypalać zwykłym strumieniem plazmy dziurę z tyłu. Szczęście, że na drodze było pusto. Uczepiłam się pozostałości po klapie i rozłożyłam skrzydła, jednym szurając po asfalcie. Wbrew pozorom nawet nie sprawiło mi to bólu czy nawet nie poskutkowało zadraśnięciem. Moja skóra jest wprost niezniszczalna, w obu postaciach. Twarda i jednocześnie miękka, wytrzymalsza niż stal i za razem delikatna jak jedwab. No i jestem blada jak ściana, niezależnie od tego, jak dużo siedzę na słońcu. Doszłam raz do wniosku, że Stephany Meyer stworzyła zmeiszchowe wampiry na wzór półsmoka. Musiałaby jednak jakiegoś spotkać. A to prawie niemożliwe, biorąc pod uwagę, że zleciałam prawie cały świat i nie znalazłam żadnego oprócz mnie.
Konie w mniejszej lub wiekszej panice zaczęły zsuwać się po moim skrzydle i odgalopowywać w stronę łąk. Te ostatnie, które z różnych powodów o podłożu psychicznym lub fizycznym nie zrobiły tego same, przeniosłam w łapach.

...Dziękujemy... Zawdzięczamy ci życie... - Odezwał się w mojej głowie "lider" tego stada. 


...Nie robie tego pierwszy raz... Ale będę dopóki się to nie skończy... Zjeżdżajcie....! - Konie zarżały chórem i uciekły, a ja chyłkiem pomknęłam nad szosą w stronę pustej ciężarówki i niczego nie świadomych kierowców. Zwykle jeździ ich po dwóch, w razie, gdyby jeden przysnął. 
Tym razem już bez zbędnych ceregieli łupnęłam w dach robiąc przy tym kilka sporych wgnieceń. Usłyszałam wrzask i ciężarówka zaczęła miotać się po jezdni. Ryknęłam głośno, dając im do zrozumienia, że tym pojazdem długo nie zajadą.


- Co to k**** jest?! - Wrzasnął jeden (musiałam użyć tego słowa, biorac poprawkę na realia XXI wieku).



- Zjedź na pobocze i weź spluwę. - Powiedział drugi. Nie wyciszyli radia, a właśnie zaczęli nadawać wiadomości, co oznaczało pęłną godzinę - 23.00. Powtarzali to samo, co pisało o mnie w gazetach.



- Nie wiem, co siedzi nam właśnie na dachu, ale mam dziwne przeczucie, że to ta bestia. 


...Brawo, gnojku... - Mruknęłam w jego głowie. Wrzasną jak opętany.



- Cicho! Bo jeszce nas usłyszy i zeżre żywcem! - Drugi kierowca ściszył głos do zdenerwowanego szeptu. 


...Fuuuu.... Takich łajdaków nie jadam na kolację... - Teraz obaj to usłyszeli. Najlepsze w tym łączu jest to, że ja słyszę i czuje wszystko co oni, choć w tym wypadku ich lęk mnie strasznie bawił, a oni mogą słyszeć tylko to, co do nich "mówię". Ciężarówka dalej jechała.



...Strąćmy to!... - Pan Marcin, drugi kierowca wpadł na "genialny pomysł" i już chciał sie podzielić nim z Ryśkiem, ale przerwałam.



...Jeżeli myślicie, że uda wam sie mnie strącić, to się mylicie... Prędzej wasza furmanka wyląduje w rowie, rozwalona w drzazgach... - Otworzyłam drugie łącze, dzięki któremu Kwiatek mógł słysześ naszą rozmowę i się ze mną komunikować, ale ludzie nie mogliby go usłyszeć. 


...Oszalałaś...?! ...A co jeżeli się zorientują...?! - Jego mentalny głos był przesiąknięty frustracją. 


...Nad wszystkim panuję... Chcę sie tylko pobawić... - Szepnęłam niewinnym głosikiem. - ...Poradzę sobie, nie martw się...

...Dobrze wiesz, że to niemożliwe... - Tymczasem spanikowany Marcin zaczął wykrecać alarmowy... - ...Anja, koniec zabawy... Jak przylecą psy odkryją cię i smoki przestaną być legendą...! ...A tego chyba nie chcemy wszyscy... - Tym przywrócił mi zdrowy rozsądek. A mówiąc wszyscy, miał na myśli oczywiście cały smoczy gatunek.



...No dobra, chłopaki... - Włosy stanęły mężczyznom dęba, kiedy odezwałam się ponownie głosem przypominającym mruczenie tygrysa, szykującego się do ataku. - ...Nie sądzicie, że wzywanie glin zdenerwuje kogos takiego jak ja...? 


...Kim ty do cholery jesteś...?! - Wykrzyknęli obaj. 


...Więcej kultury... Jestem... Sobą, ale to chyba widać na pierwszy rzut oka...? ...Chociaż nie, nie możecie mnie zobaczyć... Hah...! - Zjechali na pobocze, silnik zgasł. 


- Ja pier****...!!! - Rozdarł się Ryszard - Marcin, skończyła nam się bęzyna! Mieliśmy zatankować godzinę temu! 


...Wiejecie na nogach, czy was podrzucić do rzeźni...? - Parsknęłam śmiechem. Nagle moich uszu dobiegł dźwięk śmigieł helikoptera i wycie syren. Odsiecz znajdowała się jakieś niecałe pół godziny drogi stąd. - ...Dłużej sie nie pobawimy, bo niestety wasi wybawcy się zbliżają.... Nie do zobaczenia!... - Wzbiłam się pionowo w powietrze, robiąc skrzydłami kolejne wielgachne wgniecenia. Jeszcze trzy zamachnięcia i zwinęłam skrzydła, by zapikować na bombę. Krwistoczerwona plazma rozświetliła na moment czerń nocy i ze świstem uderzyła w ciężarówkę, powodując potężną eksplozję. Rozłożyłam skrzydła, dając sie ponieść fali wybuchu. Z zachwytem obserwowałam purpurowy pierścień, jaki ozdobił miejsce wybuchu. Zerwałam połączenie z uciekającymi w popłochu ludźmi i pomknęłam do lasu. 
Zrównałam lot ze zdenerwowanym Hyacithino. Szybowaliśmy w ciszy w chmurach w stronę naszego następnego celu. Rzadko zabierałam mojego braciszka na takie akcje. Za bardzo się o niego martwię. No ale już niedługo mamy skończyć piętnaście lat, więc postanowiłam zrobić wyjątek. Usłyszałam z daleka jakieś samochody i kolejne wiadomości. "Wybawcy" od siedmiu boleści dotarli wraz z mediami i nadają na żywo.



"(...) Nadajemy na żywo z miejsca, w którym przed chwilą rozegrał się koszmar. Dwaj kierowcy, pan M. oraz P., przewozący konie do zakładu mięsnego znajdującego się w Pugili, zostali zaatakowani przez niezidentyfikowane zwierzę. Ich stan jest stabilny i są w drodze do szpitala. Prawdopodobnie doznali poważnych urazów głowy, ponieważ zeznawali coś na temat dziwczyny mówiącej w myślach. Ciężarówka została zniszczona pociskiem tej samej materii co ostatnio. Co ciekawe, nie znaleziono żadnych ciał koni, które były przewożone. Oznacza to, że tajemnicza bestia zgrywa wybawiciela. Kolejnym celem zwierzęcia jest najprawdopodobniej wspomniany zakład mięsny w Pugili. Policjanci i FBI zaraz będą na miejscu, by pochwycić nieznane stworzenie. Pojawiają sie pytania: dlaczego to robi? Co chce osiągnąć? I wreszcie, czy możemy czuć sie bezpieczni? Mówiła (...)"



Dalej się nie wsłuchiwałam, tylko zwiększyłam prędkość. jak dobrze pójdzie, dolecimy tam za pięć minut, a policja za piętnaście. ziesięć minut wystarczy, by zrobić demolkę.



...Po co im FBI...??? - Zastanawiał się Hyacinthino. - ...Z Ameryki....?



...No jak to...? ...Żeby mnie złapać...! ...Biedni... Zrywają się w nocy tylko po to, żeby po mnie posprzatać... - Westchnęłam, zadowolona z mojej roboty. 


...A dziewczyna mówiąca w myślach...?! ...Coś ty sobie myślała...?! - Ujawniając swoją mentalną obecność, ściągnęłam na siebie gniew mojego przyjaciela. 


...Uznają, że doznali powaznych urazów tych ich pustych łbów... Smoki, a tymbardziej Pół-smoki... - Skrzywiłam się wymawiając tą nazwę. - ...to dla nich tanie historyjki dla dzieci... Nic nam nie grozi... - Światła z dołu oznajmiły nam, że dotarliśmy do celu. - ...Czas pokazać im, kto tu rządzi... - Zanurkowaliśmy w ciemne obłoki. 
Jeden strzał purpurowej plazmy i jeden niebieskiej i połowa budynku w głośnej i spektakularnej eksplozji zaminieła się w ruiny. Kolejne dwa strzały i z całego zakładu mięsnego, jak to nazywają media, pozostały tylko wspomnienia i gruzy. Znów wyłapałam śmigłowce i syreny. 


...Zmywamy się... - Ponaglił mnie brat.



- Zmiataj do domu! - Ryknęłam na niego, lądując na najwyżej położonym punkcie ruin. Śmierdziało tam strachem i bólem no i krwią. Zmarszczyłam nos a przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Wszechobecna łuna śmierci roztaczała się, tworząc okropna atmosferę. Każdy, nawet najmniejszy skrawek lądu i powietrza wprost promieniował brutalnością.



- Co ty robisz?! Chcesz dać się złapać, chcesz się ujawnić?! - Cały gotował się od gniewu. Wylądował obok mnie.



- Uciekaj. Do. Domu. JUŻ! - Kłapnęłam na niego, a on odskoczył. Oczywiście nie chciałam mu zrobić krzywdę, tylko nastraszyć. - Wiem co robię. 


- Bez ciebie się stąd na krok nie ruszę! 


...Zmusiłeś mnie do tego... - Szepnęłam cicho, a mój humor znacznie się popsuł. Nie cierpiałam odbierać innym woli, ale on mnie do tego zmusił. Gliny dzieliło już od nas tylko kilka minut. Zmieniłam mój mentalny głos na potrójny, z echem i zmuszający wszelką faunę, do której należą również ludzie, do bezwzględnego posłuszeństwa. Tak to jest, być córką Alf. Szkoda tylko, że jednyne informacje na swój temat rodzice zostawili mi na jednej kartce... - ...Wracaj do domu... - Popatrzył na mnie z żalem i wyrzutem wymalowanym na pysku i jego źrenice zwężyły się, sam zaś, wzbił się w chmury. Leciał najszybciej jak mógł, czyli około 1000 km/h. Trzymałam go tak, dopóki nie opuścił Włoch. 
Skuliłam się na skale, wtapiając w tło. Obserwowałam zszokowanych ludzi, oglądających moje dzieło. Coś, nie wiem co, podkusiło mnie, żeby się do nich odezwać. Ale nie mentalnie, ai nie w smoczym. Po ludzku. 


- I jak wam się podoba moje dzieło?! - Krzyknęłam do nich po angielsku. Niech myślą, że to jakaś maszyna, wymyślona przez człowieka dokonała tych zniszczeń. 


- Kim jesteś i czego chcesz?! - Opdowiedział ktoś przez megafon.



- Kim jestem? Kim jestem? Sobą jestem! - Zaśmiałam się. - Czego chcę? Niczego specjalnego. Jednynie zaprzestania zabijania zwierząt. - Świecili latarkami, zapalili lampy, ale mimo to wśród spalenizny nie mogli dojrzeć czarnego smoka. 


- Po co to robisz?



- Po co zadajesz te idiotyczne pytania? - Odpowiedziałam pytaniem. Miałam zamknięte oczy, zeby nie odbijały reflektorów, więc połączyłam się z jakimś nocnym ptakiem, który chwilowo robił mi za kamerę. 


- Czego chcesz, powiedz, damy ci to. Tylko nie niszcz już nic i nie atakuj. - Jaka hojność...!



- Powtarzasz się, Michaelu. - Mina tego gościa, kiedy powiedziałam do niego po imieniu, była bezcenna. - Dacie mi? Serio? Nie musicie mi nic dawać!



- W takim razie, czy zaprzestaniesz atakować? Proszę.



- Nie no, to jest jakaś komedia... Przestańcie masowo zabijać zwierzęta. Odczepię się wtedy od was i nigdy więcej o mnie nie usłyszycie. 


- To raczej niemożliwe... 


- Doprawdy? Przykro mi... Tyle pieniędzy pójdzie na marne... No trudno... wgląda na to, ze nic tu nie zdziałam... Chyba musimy się pożegnać... - Oczami ptaka zobaczyłam, jak jakiś gościu wydawał rozkazy i kilkudziesięciu facetów zaczęło okrążać budynek.



- Nie uda ci się uciec. Okrążyliśmy cię.



- No to do zobaczenia! - Wyobraziłam sobie siebie w lesie. Nie ważne jakim, w lesie. Zjadło mnie niebieskie światełko akurat w momencie, kiedy helikopter miał przelecieć nad moją miejscówą. Otworzyła oczy i od razu padłam na ziemię. Szczęście, że niedaleko był las... Byłam już zbyt zmęczona, by robić cokolwiek, więc po prostu zasnęłam tam, gdzie ułożyłam zwłoki. 
Obudziło mnie uczucie, że ktoś mi się uporczywie przygląda. Opuściłam swoją materialną postać i ciałem astralnym rozglądnęłam się po okolicy. Niby nic nie było widać. Promienie słońca przebijały się przez liście. Ale no właśnie... Liście... Powróciłam do ciała materialnego  otworzyłam ślepia. Przed nimi nioc się nie ukryje, więc już wiedziałam, kto się we mnie wlampiał. Ot, Zielniki Liściaste siedziały na jednym z dębów. Kiedy napotkałam wzrok jednego z nich, cofnął się z trwogą. 


...Aż tak groźnie wyglądam...? - Spytałam się go rozbawiona. Z wrażenia spadł z drzewa, ale rozłożyłam moje skrzydło, więc spadł na nie. Zjechał jak po zjeżdżalni wprost przede mnie. - ...Ehmmm... Macie coś do jedzenia...?

...Nie jadamy mięsa... - Wyglądał na zakłopotanego. 


...Spoko, ja też... - Uśmiechnęłam się szczerbatym uśmiechem i postanowiłam w końcu wstać. 
Już po chwili zajadałam z grupką Zielników jakieś tutejsze owoce. Smoki były całkiem sympatyczne. Opowiedziałam im o wczorajszej akcji. One swoją drogą też słyszały moją demolkę. Około dziesiątej, patrząc po słońcu, pożegnałam sie z nimi i pomknęłam ku chmurom. Jak dobrze, że te chmury tam były... Już po trzech godzinach dość żwawego lotu witałam mój ukochany las, w którym się wychowałam. Zatrzymałam się tuż za pierwszymi drzewami i wróciłam jako smok. Byłam wyspana, więc postanowiłam przejść się po mieście. Co tam, może ktoś mi znowu gazetę upchnie, z której dowiem się czegoś ciekawego o sobie...? 
Nie myliłam się. Kiedy tylko trafiłam na osiedle, zalała mnie fala myśli mieszkańców, o tym, że transport z Polski nie dojechał do Włoch. "Wyłączyłam" więc podsłuch. Kiedy tylko wyszłam na ulice, zaraz ktoś podbiegł i zaczął coś tam paplać o wydarzeniach minionej nocy, więc po prostu rzuciłam mu dwuzłotówkę i wyciągnęłam dłoń po gazetę, nawet na niego nie patrząc. Dostałam gazetę i powolnym, dostojnym krokiem ruszyłam w stronę szkoły. Dziś lekcje bez książek ani zeszytów, w końcu sobota. Prawie każda mijająca mnie osoba paplała o wiadomościach. Tak zaczytałam się tym ciekawym i baaardzo pozmienianym na moją niekorzyść reportażem, że nie zauważyłam, jak na coś wpadłam. "Coś" okazało się "Ktosią", a dokładnie tą nową dziewczyną, jak jej tam...? Adą.


- Sorry. - Mruknęłam chłodno i otaksowałam krytycznym wzrokiem jej ciemne leginsy i dłuższą koszulkę. Napotkałam jej szare oczy z przebłyskiem zielonego, odgrodzone od świata okularami o pomarańczowo-brązowej oprawce. Mierzyłyśmy się wrogimi spojrzeniami, a ja zaglądałam do jej umysłu. ...Idiotka, okulary by mi stłukła... I jeszcze się gapi, jak na jakieś dziwadło, jakby sama była lepsza...! Jak ja nie rozumiem ludzi...! Parsknęłam zirytowana. 


- Nie ma sprawy. Tylko prawie mnie zabiłaś, luz. - Syknęła przez zaciśnięte zęby i ruszyła w swoją stronę. A dokładnie w stronę szkoły. Odprowadziłam ją nienawistnym spojrzeniem. Jeszcze ty zobaczysz...! Ze smokami się nie zadziera... Zrezygnowałam z pójścia do szkoły, czując, że prędzej coś tam rozwalę i sprintem pobiegłam w stronę lasu. Lecąc, z przyjemnością szarpałam pazurami wierzchołki wszystkich napotkanych drzew, cudem hamując się przed splunięciem plazmą. W domu zaś, czekał mnie wkurzony komitet powitalny, złożony z moich rodziców i brata...

Mi samej rozdział podoba się bardzo i mam nadzieję, że Wam też ;) Słuchajcie! Jest mi bardzo przykro, ale opko tymczasowo zawieszone. Pretensje do głupiej Anki, której nic się nie da wytłumaczyć! W ten sposób moja lista wrogów się powiększyła, a z wrogiem opka nie piszę to raz. Sama nie będę tego kontynuowała, bo Anna skutecznie zepsuła mi humor na najbliższy miesięc! Tak więc jest mi przykro, że Was zawiodłam (ona i tak by zawiodła, prędzej, czy później, samolubna idiotka), mam nadzieję, że nie natraficie na 1234567890 ja podróżując przez Wikię i może kiedyś się jeszcze zobaczymy ;( Okej... Wiem, że było to wredne... Ale nie daliście się tak łatwo nabrać! A myślałam, że pójdzie łatwiej... No, o tym, że prima aprilis łatwo się nie zapomina, nie? Next już dzisiaj ;)


Rozdział 4[]

Perspektywa Ady[]

Spojrzałam jeszcze ze złością na tą całą Anję i pobiegłam w stronę szkoły. Nie wiedziałam czemu ona pobiegła w przeciwną stronę, ale niespecjalnie mnie to obchodziło. Może nie będzie jej dziś w szkole. Kurde, jak ona mnie wkurza! Od razu przypomina mi się taka Majka z poprzedniej szkoły… Chociaż nie, ta Majka była gorsza. Jak na razie… Wbiegłam do klasy równo z dzwonkiem i od razu doskoczyłam do mojego miejsca. Przede mną siedziały dwie dziewczyny. Obie niskie, choć jedna dużo bardziej. Aż dziwne, że siedzą w drugiej ławce, a nie w pierwszej. Jedna miała brązowe włosy, a druga jasne blond. Ta z ciemnymi nie odwracając się rzuciła mi na ławkę jakąś karteczkę. „Witaj w nowej szkole. Najbardziej uważaj na polskim i angielskim. Te nauczycielki są nienormalne. Pozostałe nawet spoko, ale uważaj jeszcze na babę od geografii, bo miewa humory” przeczytałam. Popatrzyłam szybko na plan lekcji. Teraz biologia… Przed nią Yue nie ostrzegała. Szybko nabazgrałam odpowiedź i rzuciłam jej na ławkę. Może się odczepi. Ta jednak tylko się uśmiechnęła i pokazała koleżance – Jagodzie. Chwilę potem na mojej ławce wylądowała druga karteczka. „Wiesz może co z Anją?” O, dziewczyna ma eskortę… „Nie, biegła w przeciwnym kierunku niż szkoła”. Już miałam podać karteczkę dziewczynie, kiedy do klasy wbiegła właśnie Anja, przeprosiła nauczycielkę za spóźnienie i niechętnie usiadła obok mnie. Znowu nie mogłam pozbyć się tego dziwnego uczucia, że ktoś mi grzebie w głowie. Zaczęłam myśleć jakieś głupoty na ten temat, jaki omawiała nauczycielka. A omawiała temat bardzo ciekawy. Powiedziała, że najlepiej będzie, jeśli pomiędzy program, z którym musi iść, będzie wplatała między niego jakieś nowości ze świata, żebyśmy również mogli wysnuwać hipotezy i eksperymentować.


- Ktoś z was czytał w gazecie o tym stworze napadającym na zakłady mięsne? – spytała nauczycielka.


- Inna nazwa tych zakładów to rzeźnie proszę pani – powiedziała Anja lodowatym tonem, podpierając się od niechcenia na łokciu.


- W każdym razie, czy ktoś z was czytał? – wszyscy podnieśli ręce. Czytałam o tym. Na początku pomyślałam, że to smok, ale czytanie w myślach i mówienie w języku ludzi? Tylko pół-smoki to umieją. Ale ja chyba jestem ostatnia…


- To dobrze, nie muszę wyjaśniać o co chodzi. Na dzisiejszej lekcji spróbujemy się zastanowić co to może być za stworzenie, które z informacji o nim są prawdziwe, a które fałszywe, co zostało wymyślone przez media – powiedziała nauczycielka. Dalej mieliśmy wyjątkowo nudną lekcję, a na końcu pani uznała, że pewnie są to ludzie, a ich umiejętności zostały podkoloryzowane przez reporterów. Z ulgą wyszłam z klasy. Cóż, ja akurat rzeźni nie rozwalam, bo trzymam się z dala od ludzi kiedy jestem w postaci smoka. W sumie w postaci człowieka też ich nie lubię. Ja i Misza raczej odwiedzamy na przykład Afrykę, gdzie roi się od kłusowników polujących na chociażby słonie czy lwy. Po drodze na salę gimnastyczną czytałam myśli nauczycielek i uczniów. Taa… Wszyscy rozmawiali tylko o tym stworzeniu… Zajrzałam w myśli Anji. Ta jakby się wzdrygnęła. Jedyne co odczytałam z jej głowy to natarczywe przypominanie sobie czy jest dyżurną czy nie. Zgrzytnęłam zębami ze złości i zbiegłam po schodach. Zobaczyłam kogoś przed salą gimnastyczną i aż jęknęłam w duchu. Osvir! Zapomniałam powiedzieć rodzicom! Nie będą zadowoleni! Wszyscy pobiegli do szatni po stroje, ale ja miałam w placaku. Chciałam po prostu spokojnie przejść obok niego i udać się do szatni sportowych, ale złapał mnie za ramię.


- Nie myśl sobie, że tutaj jesteś bezpieczna – warknął. – Ludzie są ślepi i tchórzliwi. Nigdy nie będą w stanie cię ochronić.


- Doskonale o tym wiem Osvirze – powiedziałam. – Ale ty też jesteś tylko człowiekiem i tego nie zmienisz. Niczego nie zmienisz. I nie dostaniesz ode mnie informacji – wykręciłam mu rękę i poszłam do szatni. Na szczęście W-F szybko się skończył i mogłam wreszcie choć trochę odetchnąć. Reszta lekcji minęła nudno. Wychowawczyni, z którą mamy matematykę spytała się mnie, czy będę na poniedziałkowej wycieczce. Mówiła już o tym wczoraj, ale ponoć chciała się upewnić, czy będę.


- Oczywiście. Będę miała na poniedziałek zgodę i pieniądze – powiedziałam uśmiechając się sztucznie. Okej, teraz ostatnia plastyka… Farby… Nie przepadam za malowaniem farbami. Pewnie bym malowała nimi lepiej, ale w szkole robimy to rzadko, w domu robię to jeszcze rzadziej… Dużo lepsza jestem w ołówku i kredkach. Ale na tej lekcji same szkice. Na szczęście! No nic… Temat: wielkie marzenia. Dziwny, ale OK. Zaczęłam szkicować siebie w smoczej postaci, Miszę, Sorę i Kaskadę. I jeszcze dorzuciłam Sky, która okazała się fajna. Wszystkie smoczyce przerobiłam odrobinę, by nie przypominały zbytnio oryginalnych. Coś na kształt smoków Dream Works'a. Akurat kiedy skończyłam, zadzwonił dzwonek.


- Na następnej lekcji malujemy! – krzyknęła jeszcze nauczycielka za wylewającą się z sali falą uczniów. Szybko pobiegłam w stronę lasu. Już miałam wskoczyć między krzaki, kiedy ktoś mnie złapał. Garadiela, dziewczyna siedząca za mną i tą całą Anją.


- Co ty robisz, idziesz do lasu? – spytała.


- Tak, co z nim jest nie tak? – udałam zdziwioną. Doskonale znałam plotki.


- No wiesz, ponoć są tam jakieś dziwne stworzenia. Ale nie wiadomo, bo tych, którzy wyszli z tego lasu uznano za szurniętych – powiedziała.


- Bujdy – wzruszyłam ramionami. – Las jak las. Już po nim chodziłam – uśmiechnęłam się sztucznie do dziewczyny.


- Może najpierw chociaż odstawisz plecak do domu? – gdyby wiedziała, że mój dom jest tam w lesie…


- Nie ma potrzeby! – krzyknęłam i już niczym nie zatrzymywana wskoczyłam między drzewa. W domu czekały na mnie moje smocze przyjaciółki. I smoczy rodzice.


- Jak w szkole? – spytała mama.

- Zapomniałam wam powiedzieć. Osvir uczy w tej szkole jako nauczyciel „za zastępstwo” – powiedziałam robiąc znak cudzysłowie również palcami.

- Żartujesz?


- Ja? Za kogo wy mnie macie? – zaśmiałam się. – Misza, słyszałam o polowaniach na zwierzęta – wzięlam do ręki dużą mapę Afryki. – O tutaj jest ich cel podróży… Będą je łapać, żeby potem sprzedać albo zabić na skóry. Tędy jadą… Tędy wracają – zaznaczyłam całą trasę markerami.


- Może zaskoczyć ich na miejscu…


- I uszkodzić ich samochód! – krzyknęła uradowana Sora.


- Strzelby zabrać… - podsunęła Kaskada.


- Tak, przewożą je w bagażniku… I lepiej, żeby nie mieli ich przy sobie kiedy zaatakujemy – powiedziałam. – Mamo, tato, to my lecimy! -

Lekcje odrobiłaś?


- W nocy zrobię! – krzyknęłam i wyleciałyśmy. Sky za nami.


- Spoko, wyjaśniły mi dzisiaj o co chodzi – powiedziała. Przyspieszyłyśmy. Pomyślicie sobie – jak tak szybko z Europy do Afryki?! No, takie uroki bycia pół-smokiem… Lub smokiem. Naprawdę, cała droga zajęła nam może 3 godzinki. Teraz lecieliśmy nad sawanną i oglądałyśmy stada antylop i słonie. Misza mnie szturchnęła i wskazała na biały samochód terenowy.


- Okej, Sky? – spytałam. – Możesz być niewidzialna?


- Mogę – potwierdziła i niemal natychmiast zniknęła.


- Kaskada, wiesz co robić – powiedziałam.


- Jasna sprawa – wylądowała na ziemi i niemal natychmiast wydawało mi się, że widzę tam tylko kałużę.


- Sora… - Jasne, wiem – naelektryzowała się i po chwili wyglądała jak trzaskająca kula piorunów.


- Misza – skinęłam, a biała smoczyca stała się czymś w rodzaju białego ducha, ledwo widocznego. Takiej słabiutkiej mgły.


- Teraz ty – powiedziała.


- No już – ja sama stałam się cieniem. Nie było mnie widać, tylko mój cień. Zauważyłam, że Kaskada już wślizgnęła się do samochodu. To trochę dziwnie wygląda – przemieszczająca się kałuża. Ale Kaskada tam jest, tylko niewidzialna. Wyciągnęła cicho broń i podała Miszy. Ułożyły ją na ziemi i się odsunęły, a Sora strzeliła piorunami.


- Ups, niechcący panowie kłusownicy – zaśmiała się. Teraz zostawiwszy z tyłu stopione, niedziałające kawałki metalu leciałyśmy za ciężarówką.


- Jestesmy na miejscu – szepnęłam do dziewczyn. Wyskoczyli z samochodu.


- Szymek, dawaj te bronie szybciej, bo nam to bydło ucieknie – Rafał popchnął kolegę w kierunku bagażnika.


- Teraz Sky – ponagliłam smoczycę. Strzeliła potężną falą dźwiękową z ultradźwiękami w samochód.


- Co to jest?! – spytał Jakub zatykając uszy.


- Pojęcia bladego nie mam! – krzyknął Szymon. – Chyba gorzej słyszę…


- Nie ma co się dziwić… - mruknęłam cicho.


- Ej, Rafał! Chyba nie spakowałeś broni!


- Co?! Ty miałeś spakować – rzucili się na siebie i już po chwili Szymonowi leciała kre z nosa.


- Jak my będziemy bez broni polować, co?! – tymczasem ja wylądowałam cicho na masce samochodu i zaczęłam skrobać pazurem po lakierze. Misza wylądowała na dachu i skrobała na szybie. Byli tak zajęci biciem się, że nie zauważyli niczego. I nie usłyszeli, ale to może być efekt fali dźwiękowej Sky.


- Co dalej? Ujawniamy obecność? – spytała Kaskada kiedy zobaczyla, że wspaniałe napisy zdobiące samochód… Cały, bo potem ozdobiłyśmy i drzwiczki i bagażnik… Kiedy zobaczyła, że są gotowe.


- Pomyślmy… Mam lepszy pomysł – zaśmiałam się. – Zaczekajcie tu chwilę – poleciałam w kierunku grupy słoni przy wodopoju. - Jak leci? – spytałam. Cofnęły się lekko zaskoczone. No tak, nie widzą mnie… - Spoko, nic wam nie zrobię, w przeciwnieństwie do niektórych – prychnęłam.


- Pół-smok? – zdziwiła się jakaś antylopa.


- A i owszem. Widzicie tamtych ludzi?


- Ada? – spytał jeden ze słoni. Zajrzałam w jego myśli. No tak! Że też ich nie poznałam!


- Tak, ja


- Niech zgadnę, mamy wiać?


- Nie, tym razem mam lepszy pomysł… Co powiecie na całe stado szrżujących słoni? Skonfiskowaliśmy kłusownikom całą broń – zachęciłam.


- Namówiłaś – wiecie jak to jest gdy słoń szarżuuje? Kiedy chce cię rozerwać na strzępy kłami i nogami…


- Ale bez zabijania! Możecie tylko poranić! – krzyknęłam. Ziewnęłam obserwując wrzeszczących kłusowników i odchodzące spokojnie słonie.


- Come on, we’re going (pol. Chodźcie, idziemy) – mruknęłam po ludzku do reszty smoków. Kłusownikom włosy już stanęły dęba, a my spokojnie odleciałyśmy.


- No i nie uszkodziłyśmy teg samochodu – Sora już w domu skarżyła się moim smoczym rodzicom. - Musieliby ranni bez jedzenia i wody iść wiele kilometrów – powiedziałam. - Oni się nie przejmują, że zabijają zwierzęta… - Masz rację – powedziałam. -

No wiem – jęknęła.


- A checie kogoś poznać? – spytała nagle mama.


- Kogo? – zainteresowałam się.


- Znaleźliśmy złapanego w pułapkę wodnika rzecznego – powiedział tata. – Był ranny, więc go tu wzięliśmy – wyjaśnił. – Ma na imię Torik (zgłoszenie Len715) – powiedział i wstał. – Idziecie?


- No jasne – wszystkie ruszyłyśmy za tatą. Zaprowadził nas do którejś z jaskiń. Leżał tam nieco mniejszy od przeciętnego przedstawiciela swojego gatunku wodnik rzeczny.


- Hej Svart – powiedział wstając. – Mam gości?


- To moje córki Ada i Misza – tata wskazał na mnie i Miszę. – A to ich przyjaciółki Kaskada, Sora i Sky


- Ja tu jestem od wczoraj – uprzedziła Sky. Zmieniłam się w człowieka. Torik lekko zaskoczony się cofnął.


- A ona jest pół-smokiem – powiedziała Misza szturchając mnie mocno.


- Ej! – krzyknęłam. – Ale bez przewracania!


- Od kiedy ty taka delikatna? – zaśmiała się Kaskada.


- No! W lochach siedziałaś i nic – zauważyła Sora.


- Przecież żartowałam – zaśmiałam się, zmieniłam w smoka i przewróciłam Miszę.


- No weź… - jęknęła.


- I kto jest teraz górą? – znowu zaczęłam się śmiać.


- Ja już pójdę, a was proszę, żebyście nie zabiły Torika, dobrze? – tata nie czekał na odpowiedź, tylko wyszedł z jaskini. Z powrotem zmieniłam się w człowieka.


- Cześć! – powiedział Torik. – Wasz tata mówił, że poleciałyście robić porządek z kłusownikami… A czytałyście w gazetach o tym co rozwala rzeżnie? Ja nie czytałem, ale jeden kolega mi powiedział, a usłyszał to od wodnia morskiego który z kolei usłyszał to od otumaniacza oceanicznego, który usłyszał to od jakiegoś deszczownika, który usłyszał to od szybownika wichrowego, który usłyszał to od zielnika liściastego, który na wlasne oczy widział tę gazetę pozruconą w lesie! – łał, on to na jednym oddechu powiedział? Nieźle.


- Znamy to – wywróciła oczami Misza.


- To ty Ada? No bo wiesz, tylko półsmoki mogą mówić w języku ludzi…


- To nie ja. Ja też jestem zbulwersowana tym co robię w rzeźniach, ale działam bardziej skrycie. Nie robię afery. Jeśli wypuszczam konie to tak, żeby nie zniszczyć samochodu i żeby kierowcy zorientoali się dopiero na miejscu. Afery robimy w Afryce, gdzie kłusownicy znajdują się wiele kilometrów od najmniejszej osady – wyjaśniłam.


- Aha – pokiwał głową. – Nie chcecie się ujawniać?


- Nie chcemy. Nawet się nie pokazujemy, nawet gdy już robimy aferę – powiedziałam.


- Rozumiem, słusznie. Kimkolwiek jest ten niszczyciel rzeźni, to chyba nie jest zbyt na umyśle – stwierdził.


- Zgodzę się w stu procentach. Jak się trzymasz?


- Szczerze? Uważam, że wasz ojczulek jest przewrażliwiony – prychnął. – Mam tylko poranione łapy, a on mnie uziemia!


- Ale ty wiesz, że jak to zlekceważysz to będziesz miał później jeszcze bardziej poranione? – spytała ostrożnie Kaskada.


- No właśnie wiem i to jest najgorsze! – jęknął.


- Ada! – krzyknęła mama. – Myślałam, że żartowałaś z tym odrabaniem lekcji w nocy!


- Okej! Ale wtedy w nocy jestem poza domem! – krzyknęłam.


- Twoja sprawa, ale jutro masz być w szkole! – westchnęłam.


- Sory, ja muszę iść. Możecie się lepiej poznać, czy coś takiego – wzruszyłam ramionami.


No proszę, jest next. Ten mojego autorstwa i nudny (to moje zdanie), ale mam nadzieję, że zadowoleni :)


Rozdział 5[]

Perspektywa Anji (Jakóp powraca w "śpiewającym nastroju" - dowiecie się czytając xD)[]

Poniedziałek. Cudownie. Wycieczka. Hajs... Zgoda... Muszę to sobie załatwić. Zwlekłam sie z łóżka. Nie muszę dużo spac, ale jestem spiochem. Moje cztery godziny na dobę przesypiam lepiej niż kamień. Nic mnie wtedy nie obudzi. No chyba, zęby się waliło, paliło, Putin by zrzucał atomówkę... O właśnie. Może się do niego kiedyś wybiorę...? No nie ważne. Podreptałam do łazienki i wykonawszy łazienkowe czynności wcisnęłam jeden z setki łazienkowych kafelków. W momencie mechanizm zaskoczył. Coś chrupnęło, coś zgrzytnęło i właz w podłodze, niewidoczny i niesłyszalny, kiedy zamknięty, staną obok mnie otworem. Wychyliłam nogę jak do kroku i oderwałam drugą. Dokładnie trzy metry spadałam w dół, w miedzy czasie dając czujnikom znać, by zaświeciły światło i wylądowałam miękko na stopach. 
Znalazłam się w moim prywatnym królestwie, do którego nawet smoki nie wchodzą. No może jeszce nie do końca, bo teraz czekało mnie przejście przez labirynt mojego autorstwa. To akurat proste, znam go na pamięć, w końcu sama go projektowałam. Wbrew wszystkiemu, nieprzenikniony mrok wciąż panował w pomieszczeniu. Żeby nie wleźć w ścianę, używając echolokacji wyznaczałam sobie trasę. Po minucie dotarłam do niewielkiej jaskini, z wbudowanym jednym, jedynym światełkiem tuż nad wielką skrzynią. To właśnie to światełko włączyłam wpadając tu. Podeszłam do potężnego kufra, wyglądającego dość pospolicie, wręcz ubogo. Nic bardziej mylnego. Jest zbudowany z tytanu i obleczony smoczą skórą. Najlepsza kryjówka na wojnę atomową. W kilka sekund odblokowałam wszystkie kłódki, zaopatrzone każda w inny dziesięciocyfrowy kod. Co w tej skrzyni takiego było? No cóż... Gotówka. Setki, pięćdziesiątki, dwudziestki i dychy. Od kiedy w wieku pięciu lat otworzyłam ją po raz pierwszy, ubyło z niej może... pięć procent zawartości. A wyżyłam za te pięć procent przez dziesięć lat i wybudowałam dom, całkiem luksusowy. Nawet boję się liczyć, ile tego tam jeszcze jest. W klapie była jeszcze jedna skrytka na osobny stu-cyfrowy kod. Kłódka jest szeroka jak rzeka. Tam właśnie rodzice włożyli swój testament, list... Jest tam dokładnie opisane wszystko, co powinnam wiedzieć o sobie i o nich. Czyli że byli Alfami, a ja jestem pół-smokiem, wyliczenie moich umiejętności, kochamy cię, koniec. Kończąc dalsze rozmyslania i użalanie się nad moim losem, pozamykałam kufer na ostatni spust, zubożając go ówcześnie o sto złotych. Podążyłam na górę.
Spokojnie przygotowałam sobie sałatkę oraz poczwórną kanapkę z żółtym serem. Była dopiero siódma, a zbiórka przed szkołą jest o ósmej piętnaście. Zjadłam moją sałatkę i spakowałam kanapkę oraz telefon do niewielkiej kieszonki umieszczonej na przepasce. Normalnie są to szelki do których przypięty jest kołczan, ale po szkole z łukiem bym raczej nie chodziła... Wyciągnęłam z torby zgodę i wybrawszy dla odmiany podpis mamy, podpisałam się wykaligrafowaną parafką. Rodzice zadbali o to, żebym mogła normalnie funkcjonować. Jedynie na zebrania szkolne nie chodzą... No bo ich jakby nie ma. Upchałam jescze portfel i do kieszonki. Zgodę poniosę w zębach... 
Wyłączyłam na dokładnie jedną sekundę wodospad i zagłebiłam sie w tunel. Drzwi wejściowych to ja chyba jeszcze nigdy nie użyłam. Są tylko dla picu. Przechodząc przez ostatnią komnatę przywitałam i jednoczesnie pożegnałam się z moimi smoczymi rodzicami i zgarnęłam na wpół śpięcego Hyacinthina. Lot w chmurach zaopatrzonych przyszłym deszczem rzeźwił nas i rozbudził. Zatrzymaliśmy się w wydeptanym już nieźle miejscu na skraju lasu po jego wewnętrznej stronie i stanęłam na dwie nogi. Zerknęłam na zegarek znajdujący sie wbrew zasadom świata na prawym nadgarstu. Jeszcze pół godziny. Podrapałam brata pod brodą na "pa pa" i ruszyłam w stronę szubienicy. Eeee... To znaczy w kierunku szkoły. 
Dotarłam jako pierwsza, jak zawsze zresztą na wycieczki. Zwinnie wlazłam na moje ulubione drzewo. Jest wysokie, stare i wygodnie się na nim zjada drugie śniadanie. Przymknęłam oczy rozkoszując się wszechobecnością budzącej sie ze snu natury.
Pierwsza zjawiła się wychowawczyni i z przyzwyczajenia, że zawsze jestem wcześniej, pierwsze zo zrobiła, to popatrzyła na mój ulubiony konar. Jestem dla niej zagadką. Nie udzielam się na lekcjach, z nikim się nie przyjaźnię. Jestem odludkiem w każdym tego słowa znaczeniu. Jednak zawsze jestem przygotowana do lekcji, moja średnia na koniec pierwszej klasy to było jedyne 6.0 w szkole. Inna sprawa, że wtedy mieliśmy inną polonistkę... Zaglądnęłam wychowawczyni do głowy. 


...Niedługo zebranie... Muszę ją przycisnąć, żey jej rodzice się w końcu zjawili... Tak nie może być... Sprawia wrażenie odrzuconej przez klasę, ale mimo to nie wgląda na smutną... Nie znam w ogóle jej rodziców, ale nie jest zaniedbana... Trzeba będzie coś z tym zrobić...

No to kicha... Teraz będę musiała wymyślić sprytne kłamstwo...



- Anja, podejdź tu! - Zawołała pani Skalska z dołu. Przechlapane... Zeskoczyłam na niższą gałąź, a potem na ziemię, powodując tym samym zatrzymanie akcji serca u nauczycielki. Nie co dzień widuje się piętnastolatkę skaczącą po drzewach... 


- Dzień dobry. Stało się coś? - Udałam zdziwienie. 


- Może tak. Jutro jest zebranie klasowe. Chciałabym w końcu zobaczyć na nim twoich rodziców.



- To awykonalne. - Odpowiedziałam chłodno, a moja smocza postać zaczęła krążyć wokół mnie zjeżona, widzialna jedynie dla smoków. 


- Jeżeli sie nie pojawią, zadzwonię do nich. 


- Proszę bardzo. Powiedzą pani to samo, co ja. - Patrzyłam jej w oczy, jednocześnie wwiercając się w jej myśli i dokłądnie je oglądając. Poczuła się nieswojo. 


- Dobrze. A więc w takim razie zobaczysz się dziś z dyrektorem. - Tego już było za wiele. Połączyłam się z nią i głosem Alfy rozkazałam: 


...Odwołasz teraz to co powiedziałaś... - Jej źrenice, zrobiły się jak dwie kropki od ołówka, co było dość dziwne, jak na człwieka. - ...Zapomnisz o wszystkim, co się teraz wydarzyło...

...Tak jest... - Odpowiedziała tępo. Czasem fajnie jest kogoś zahipnotyzować. Uwolniłam ją. Zamrugała i popatrzyła na mnie z pytaniem w oczach. 


- Dzień dobry. Stało się coś? - Powtórzyłam pytanie.



- Nie-e... A miało się coś stać? - Była zupełnie zdezorientowana. Nie byłam pewna, czy rozkaz zapomnienia zadziała, ale widać, odnosi się on do mózgu, a nie do świadomości. Dobrze wiedzieć... 


- Wołała mnie pani. - Jej mina...! 


- Ta-ak..? Musiałam się... Pomylić... Przepraszam... - Zmarszczyła brwi w szukając w pamięci powodu wołania mnie, ale znalazła tam tylko dziurę. 


Zaczęli schodzić się uczniowie, i kiedy byli już wszyscy - no prawie, bo Nowa nie raczyła się stawić na zbiórce - wychowawczyni, dalej w dziwnym nastroju, zebrała zgody i pieniądze. Wsiedliśmy do autokaru. Poprawka. Tego wsiadaniem nazwać nie można. Klasowa hołota wlała się do pojazdu. Weszłam na końcu. Jest...! Zostało ostatnie podwójne wolne miejsce...! Ułożyłam się od razu na obu fotelach, nogi przewieszając przez oparcie na ramię, opierając się o szybę. Włożyłam sobie słuchawki do uszu, gotowa do odjazdu. Ale, ale! Drzwi ponownie się otworzyły, a do środka wpadła... Ada. Przeprosiła za spóźnienie i dała zgodę i pieniądze. Pani pokiwała jej palcem i poleciła usiąść na wolnym miejscu. Zrezygnowana z głośnym jękiem protestu zsunęłam nogi i podniosłam się do pionu. Wcisnąwszy się w fotel, poczekałam, aż moja niechciana sąsiadka zajmie miejsce od szyby. Była tak samo niezadowolona jak ja, ale jedyne woln miejsce oprócz tego było na podłodze i było surowo zabronione. Autokar, choć raczej bus, biorąc pod uwagę ilość miejsc w liczbie dwadzieścia pięć plus kierowca, odpalił silnik i wyruszył. Celem naszej wycieczki był Ojcowski park Narodowy. Byłam tam chyba z dziesięć razy. Jaszczurki są fajne. No dobra, jaszczurki na sterydach. A dokładnie Kamienniki Skalne. Jest tam jedno z ich głównych centrów. Pogadam sobie z nimi, czas mi przyjemniej upłynie. 
Dojechaliśmy po dwóch godzinach męki. Przez cały ten czas słuchałam soundtracka z drugiej częście "Jak wytresowac smoka". Bajka ta, jest idealnym przykładem przecieków legend o Smoczym Władcy i jego Alfie. Tyle że CAŁKOWICIE zmieniona i jest jednym wielkim stekiem kłamstw. Nawet efekty specjalne nie oddają wpełni majestatu Nocnej Furii. Wszystkie gatunki są zmyślone i zdeformowane. W przeszłości, kiedy jescze istniały, wyglądały O WIELE lepiej. Skąd to wiem? Proste: z opowiadań smoków. One przekazują sobie historię smoczego gatunku z pokolenia na pokolenie, by żaden nie zapomniał. I przez całą drogę do parku nawet nie zerknęłam na moją sąsiadkę. Tylko od czasu do czasu sprwadzałam jej myśli i spotykałam tam głównie wiązanki skierowane do mojej osoby, oraz tekst z piosenki, jakiej właśnie słuchała. 
Co ciekawe, co jakiś czas i ja czułam, że ktoś mi do łba zagląda. Byłam nawet skłonna uwierzyć, że to ten gościu. Jak mu tam... Drakenurk, czy coś. Jest podejrzany. Poobserwuję go... W takich momentach odtwarzałam w głowie melodię soundtracka. Na szczęście, ćwiczyłam ostro blokadę. Jak się czyta w myślach i jest się córką Alf, pomijając fakt, że rodzice nakazali mi na kartce nauczyć się chronić przed "złodziejami myśli", to trzeba umieć się bronić. Tak więc raz albo dwa, kiedy nie nuciłam sobie melodii, budowałam mentalny mur wokół siebie, ukazujący wciąż ten sam obraz, a mianowicie, siebie przed lustrem. W ten sposób ktoś, kto czytał mi w myślach, zaliczał kolejne porażki, a ja mogłam spokojnie myśleć o smokach. 
Wypłynęliśmy z wozu i zaraz przywitał nas jakiś spaślak, przewodnik. Nawet go nie słuchałam. Szłam na końcu równym krokiem. Będąc dalej w niepewności, czy tajemniczy podsłuchiwać jeszcze będzie próbował odczytać moje myśli, cały czas chowałam się za murem. Jako że moja zapora nie była jeszcze dostatecznie wyćwiczona, nie próbowałam wybudować przejścia do umysłów kamienników. Mogło by wtedy póść coś nie tak. Podążałam więc w ciszy za pielgrzymką. 
W końcu podpieranie mojego muru zmęczyło mnie psychicznie, więc pozwoliłam mu runąć.



...Po kiego grzyba ja wogóle jeżdżę na te wycieczki...? Przecież już byłam tu kilka razy z rodzicami... - Myślałam tak dla zmyły i też, bo była to prawda. Nie raz lataliśmy tędy, poza sezonem. Przywołałam obraz losowego mężczyzny i pierwszej lepszej kiobiety, jacy wpadli mi do głowy i wstawiłam między nich siebie. W tym momencie znów to poczułam. Poczułam że ktoś nieproszony grzebie w moich myślach.



...Dorwę kiedyś tego złodzieja... - Kiedy tylko "wypowiedziałam" "dorwę", połączenie momentalnie się urwało. Będę wiec czujnie sprawdzać "linię" i w razie czego straszyć nieproszonego gościa. 
Po trzech godzinach łażenia po parku natknęliśmy się na inną wycieczkę. To nic nadzwyczajnego, w końcu wiele już ich mijaliśmy. Ale to była wycieczka z naszej szkoły, a opiekunem oprócz wrednego babsztyla uczącego polskiego był... Drakenurk. Nasze wycieczki połączyły się, a ja wiedziałam już, ze nie spuszczę z niego oka. Sam co jakiś czas strzelał spojrzeniem w moją stronę. Postanowiłam sprawdzić, o czym tak debatuje w tej swojej łepetynie. I co tam znalazłam? Chyba nie trudno się domyślić... 


...Jaaaa, uwielbiam ją! Ona tu jeeeest i tańczy dla mnieeeee... - TYLKO NIE DISCO POLO!!! Ten gość jest dziwny. Ponownie zerknęłam w jego myśli. 
...Nanna.. na... na, na na na...! Ciekawe co porabiają uczniowie...? - Rany. Czy ten człowiek jest nienormalny? Postanowiłam zbadać sytuację. Podeszłam do niego. 


- Przepraszam, proszę pana. Czy pan może jest wokalistą? Śpiewa pan w jakimś klubie...? - Rzucił mi zdziwione, a za razem podejrzliwe i pełne wyższości spojrzenie.



- Nic z tych rzeczy. - Wzruszył ramionami i odwrócił wzrok. Ja jednak czułam, że wciąż mi się przypatruje. 


- W takim razie przepraszam. - Już chciałam odejść, ale zatrzymał mnie. 


- Dlaczego o to spytałaś? - Ton jego głosy był chłodny.



- Ponieważ w jednym klubie widziałam kogoś bardzo podobnego o podobnym głosie. - Uśmiechnęłam się najlepiej jak potrafiłam do człowieka. Dla smoka moje uśmiechy nie mają granic. - Idę do klasy.



- Nie bedę już zatrzymywał. - Posłał mi sztuczny uśmiech. Odpowiedziałam tym samym. Od dziś W-F przestanie być jednym z moich ulubionych przedmiotów... 
Mogłam jednak wykluczyć jedno. Drak nie czytał mi dziś w myślach. Gdyby tak było, zrobiłby to też teraz. A teraz nie wyczułam nic niepokojącego. A swoją drogą, czy on się urwał z Rosji albo skądś??? Osvir? Drakenurk? Co to za nazwisko??? Dziwny człowiek...
Wycieczka wreszcie się skończyła i wpakowaliśmy się do busa.



...I po co mi było tyle hajsu...? Nawet kanapki nie zjadłam... No cóż... Najwyżej wszamiem teraz... - Znów poczułam to dziwne swędzenie z tyłu głowy, oznaczające szpiega. Postanowiłam więc zalać go toną niepotrzebnych i fałszywych informacji. - ...A jak wrócę do domu, to skończę to wypracowanie i kalpnę przed telewizor... Albo nie...! Wejdę na bloga i sprawdzę, czy nie ma nowych komentarzy... - I w tym momencie wpadłam na genialny pomysł. - ...Wykorzystam taktykę OD.a w tej grze... - Taa... można to nazwać grą, a pomysł rzekomego W-F-isty był na prawdę świetny. Przywołałam w pamięci najgorsze disco polo jakie kiedykolwiek słyszałam i choć nie sprawiało mi to wcale przyjemności, zaczęłam nucić w głowie na cały regulator. To momentalnie odstraszyło podsłuchiwacza. Tym sposobem odkryłam nowy sposób na obronę przed złodziejami myśli. Teraz tylko wytrzymac do końca roku z tą jędzą w jednej ławce...


Anka... Zabiję Cię chyba. Czemu my obie ze swoich perspektyw robimy z siebie czarownice? I idiotki XD?


Rozdział 6[]

Perspektywa Ady[]

Zniechęcona odpuściłam. Disco polo jednak nie zalicza się do moich ulubionych gatunków muzycznych. Czy ta dziewczyna jest nienormalna?  Włączyłam muzykę z „Jak wytresować smoka 2”. Swoją drogą… No cóż, obie części niezłe… Ale słabo przedstawione gatunki. I nie mają aż tylu umiejętności. Chociaż nie, to akurat się zgadza, bo dopiero później smoki je zyskały. Ale od razu widać, że nawet interwencja półsmoka nie była tu potrzebna. Wystarczy, że poznajdywali jakieś zapiski wikingów z nazwami smoków… Coś, o czym ludzie dziś myślą, że to były nazwy ich wymyślonych potworów. Co do potworów natomiast… Wychowawczyni uznała, że nie angażuję się w życie klasy… Więc wyznaczyła tą Yue, żeby mnie zaangażowała. Szkoda, że nie wie, że to niemożliwe… Tak czy siak,  odbywałam kolejne wycieczki po szkole i nie odmawiałam, dopóki Yue nie chciała mi pokazać pokoju nauczycielskiego. Wtedy kategorycznie odmówiłam. Wśród ludzi jestem prawie bezbronna, bo nie mogę się zmienić w smoka.


- Czemu nie chodzisz na W-F tak w ogóle? – zainteresowała się nagle Yue.


- Nie mogę,  ale rodzice nie mogę przyjść do szkoły i tego powiedzieć, więc tylko regularnie piszą mi usprawiedliwienia – skłamałam nawet nie krzyżując palców. Całe moje życie to głównie kłamanie. Ludziom. Smokom mówię prawdę.


- Aha. Chodź, zapoznam cię jeszcze z Garadielą i Jagodą – powiedziała.


- Z Garadielą już się poznałam – mruknęłam.


- Wiesz, jesteś podobna do Anji – powiedziała nagle Yue.


- Co? Ja? Do niej? Zwariowałaś?


- Nie. No wiesz, ona też jak na początku była wrogo nastawiona, woli spędzać czas sama, chodzi do lasu i nie zostaje uznana za szurniętą i przeżywa i chyba nie widzi tam nic niezwykłego, zawsze wszystko wie, czasem to prawie jakby czytała w myślach… - zaczęła wyliczać. Zatkało mnie. Nie dałam jednak tego po sobie poznać i zachowałam jasność umysłu.


- Nie, my nie jesteśmy w ogóle do siebie podobne – zaśmiałam się.


- Jak uważasz – wzruszyła ramionami. – Hej Gara, Haj Jagoda!


- Gara? – zdziwiłam się, ale po zerknięciu do myśli Yue zobaczyłam, że mówią tak w skrócie na Garadielę.


- Mówimy tak na Garadielę – wyjaśniła, już niepotrzebnie, Yue.


- Rozumiem – powiedziałam. Nagle zauważyłam ruch na boisku. Podeszłam do okna na szkolnym korytarzu i spojrzałam w kierunku drzew. Mało brakowało, a od razu bym tam zemdlała. W krzakach siedział sobie nikt inny jak Misza, w postaci tej mglistej, ledwo widocznej. Odszukała mnie wzrokiem.


… Po co przyleciałaś? Całkiem cię pogięło?...


… Nudziło mi się… -  Ziewnęła.


… Jesteś totalną idiotką!...


… Ty większą!...


… O wypraszam sobie…


- Ada? Czemu tak patrzysz w to okno? – spytała Yue.


- Sorki, zamyśliłam się – powiedziałam odwracając się do dziewczyn i uśmiechając. Sztucznie, ale tego nie zauważyły.


- To chodź idziemy dalej - powiedziała Yue.


- Nigdy więcej - zakończyłam już w domu opowiadanie rodzicom.


- Idź na jakiś lot może żeby odsapnąć - poradziła mama wiedząc, że to zawsze mi pomaga.


- Świetny pomysł! - ucieszyła się Misza.


- Sama - warknęłam. - Okej wiem, wkurzyłam cię. Spoko, ja pogadam z Kaskadą, Sorą i Sky. A nie, czekaj, z Sorą i Sky, bo Kaskada gdzieś zniknęła - powiedziała. Chyba się przyzwyczaiła, że miewam różne humory…


Postanowiłam odwiedzić sobie Góry Smocze. Dawno tam nie byłam. Żyje tam sporo smoków, które perfekcyjnie opanowały umiejętność kamuflażu. Dotarłam tam bardzo szybko. Moją uwagę niemal od razu przykuły smoki. Ludzie by ich oczywiście nie zobaczyli, ale z lotu ptaka, a raczej smoka mam jednak odrobinę większe pole widzenia. I ewentualne smoki w dziurach też widzę. Chociaż bardziej jako plamy. Nawet, jeśli mam wadę wzroku. Ruch da się zobaczyć bez problemu. Dobrze przeczytaliście. Półsmok, który powinien wszystkie zmysły mieć wykształcone idealnie, ma wadę wzroku… I jeszcze w postaci smoka nie ma okularów. Ale w zamian za to mam o wiele lepszy słuch i węch. No i nie tylko widziałam te smoki (w postaci plam), ale i wyczuwałam i słyszałam. Zapikowałam w dół i w ostatniej chwili rozłożyłam skrzydła. Zaraz też zobaczyłam z jakimi smokami mam do czynienia. Była to bardzo wiele smoków górskich, różnych - lapisu, szmaragdu, agatu, rubinu, szafiru… bursztynu nie było i nie widziałam też diamentu. Nie było to stado, te smoki po prostu akceptowały się na jednym obszarze. Natychmiast zauważyły moją obecność. Okrążyły mnie. Typowe… Żyją osobno, ale zagrożenia pozbywają się wspólnie…


- Cześć - powiedziałam. - Jestem Ada…


- Mamy gdzieś kim jesteś! - usłyszałam głos. Odwróciłam się w tamtą stronę. W moim kierunku szedł smok górski diamentu! No, to jest rzadkość! Ewidentnie robi tu za „przywódcę” jeśli w razie niebezpieczeństwa trzeba zapanować nad smokami.


- Jestem też pół-smokiem… - rzuciłam, jakby od niechcenia.


- A to już jest ciekawsza informacja - prychnął. - Udowodnij!


- Proszę bardzo - zmieniłam się w człowieka, a po dłuższej chwili z powrotem w smoka. - Już mi wierzycie?


- Już tak. Przepraszam za ten naskok, ale niecodziennie mamy gości… Inne smoki nas denerwują, bo zwykle są mniej ostrożne - wyjaśnił. - Co nie zmienia faktu, że ty też byłaś... - mruknął.


- Spoko, rozumiem - uśmiechnęłam się. - Macie na przykład coś do jedzenia?


- Jesz mięso? - spytał smok. Inne już się rozeszły, widząc, że nie jestem nikim niebezpiecznym.


- Eee… Nie bardzo… - Spokojnie, przyniesiemy ci ryby - koło Glansa stanęła smoczyca tego samego gatunku. Spędziłam ze smokami bardzo miłe popołudnie i wieczór. Najbardziej zainteresowane były maluchy, o wiele przyjaźniej nastawione niż dorosłe smoki. Siadły w kółku wokół mnie i żądały opowiadania jakichś historii. Więc im opowiedziałam jak wygląda Europa, gdzie mieszkam, z kim mieszkam, o paru moich pobytach w lochach… Kto by pomyślał, że historie z prawdziwego życia mogą sprawić, że maluch będzie Cię słuchał z zapartym tchem? Na pewno nie ja…


- No wybaczcie, muszę wracać - powiedziałam, kiedy księżyc już zaczął wschodzić.


- Słyszycie? Ada musi lecieć - powiedział Glans. Z różnych stron dało się słyszeć smocze matki, wołające swoje dzieci.


- Odwiedzisz nas jeszcze? - spytała z nadzieją młoda górska agatu.


- Oczywiście Lilla - powiedziałam, ponownie wprawiając tym maluchy w zachwyt. Strzeliłam plazmą w górę i wzbiłam się w powietrze. Na nocnym niebie byłam niewidoczna, więc jedynie uważając na samoloty dotarłam bezpiecznie do domu.
Kolejne dni mijały w miarę spokojnie. Dzięki wrodzonemu darowi przekonywania udało mi się namówić wychowawczynię, abym została wyzwolona od Yue. Nie żebym nie lubiła dziewczyny, ale wolę być sama. Jedna tylko rzecz się nie zgadzała. Co jakiś czas miałam dziwne uczucie, że ktoś grzebie w mojej głowie! Było to zwykle przelotne, ale na przykład na takim polskim trwało to prawie całą lekcję, więc skupiałam się na dokładnym powtarzaniu w myślach słów nauczycielki, albo myśleniu jakichś miłych rzeczy na jej temat. Lub myśleniu o zadaniach. Czułam, że obserwator nudzi się czytaniem takich rzeczy, ale o to chodziło. Choć i dla mnie było to męczące. Miałam już serdecznie dosyć i chciałam, żeby to się skończyło. Ale… zacznę gdybać. Co by było, gdyby to się skończyło? Jakby to było, żeby problem po prostu zniknął?

Ech… Nigdy tak nie jest. Problem zawsze trzeba rozwiązać albo się go pozbyć. My obie jesteśmy wredne, wiesz? Nasza wredota nie zna granic XD. A tak na poważnie... To się chyba zmienia w rywalizację, która zrobi z drugiej większą kretynkę w rozdziale XD. Nie, żartuję, serio.



Rozdział 7[]


Perspektywa Anji (Wasz Jakóp ma dla was niespodziankę...!)[]

Ostatni tydzień minął spokojnie. Pod pojęciem spokojnie, rozumiem oczywiście brak nieproszonych gości w mojej głowie. Osvir więcej sie we mnie nie wlampiał, tylko zgrywał fajnego nauczyciela. Doskonale jednak wiedziałam, że cały czas dyskretnie mnie obserwuje. Ja natomiast regularnie sprawdzałam stan jego myśli i wyglądało na to, że gość jest chory na nieuleczalną i niezwykle rzadką discopolomanię złośliwą. 
Również głowa Ady była przeze mnie dość często odwiedzana z ta różnicą, że robiłam to subtelnie, wręcz niewykrywalnie i zamiast dokładnie przeglądać wszystkie myśli, obserwowałam jedynie te bieżące. Było to dość ciekawą alternatywą na języku polskim. Było to dość ciekawe doświadczenie, bo jeszce nigdy nie próbowałam podsłuchiwać kogoś kilka godzin pod rząd, przez kilka dni, a tym bardziej człowieka. Wysłuchiwanie więc rozważań jakieś nastolatki na temat czytanych ostatnio książek, ich recenzji, wszystkiego co się działo na lekcjach i dokładnych słów z podręcznika było dla mnie intrygującą odmianą. 
Mimo tego, że z myślami Ady się kumplowałam, z samą Adą nie byłam w stanie. Co gorzej, okazało się, że jest straszną kujonką. Zgłaszała się prawie non stop, mimo, iż nad odpowiedzią zastanawiała sie max trzy sekundy. Tak więc stało się jasne, choć niepisane, że jestesmy rywalkami. 
Kolejna ciekawostką dotyczaca obiektu mojej wzmożonej antypatii było to, że dziwczyna notorycznie znikała tuż przed lekcjamy W-F-u i pojawiała się tuż po. Następnego dnia zawsze miała usprawiedliwienie od rodziców. Nie udało mi się jednak wyłapać, o co chodziło. I nigdy nie przechodziła obok pokoju nauczycielskiego, ani sali gimnastycznej. tak, jakby unikała sportu. Albo raczej... Osvira Drakenurka... 
Również baba od polaka, panna Jandra, ostatnio coraz częściej robiła nam kartkówki. Chociaż to akurat było małe piwo. Póki jednak to wszystko pozostawało niewyjaśnione, postanowiłam nie ujawniać przed Osvirem moich umiejętności na W-F-ie. Robiłam za przeciętniarę, która czasem spali, czasem zepsuje serw. W biegach trzymałam się w czołówce, ale nie prowadziłam.



Aż w końcu nadszedł piątek, czyli wychowawcza. Skalska wymyśliła sobie, ponoć na prośbę plastyczki, która sie rozchorowała, żebyśmy skończyli nasze prace o największym marzeniu. Wyciągnęliśmy nasze prace i materiały z ogólnej szafy. To jedynie lubię w mojej klasie, że nie niszczy cudzych rzeczy, ani nie "pożycza". Rozłozyłam na stole gazetę, a Ada przyniosła wodę. Tak pochłonęło mnie wykańczanie oka Nocnej Furii, a dokładnie swojego, że mimo iz słyszałam wołanie Jagody, nie zarejestrowałam go. Nagle dźgnięcie długopisu we wrażliwe miejsce pod łopatką spowodowało moje poderwanie się do pionu i trącenie stołu. Klasa ryknęłam śmiechem. Okręciłam się z morderczą miną w stronę przestraszonej dziwczyny i siedzącej obok Yue. Moje źrenice zrobiły się cienkie jak kreski. Obrzuciłam uczniów najgroźniejszym spojrzeniem na jakie mnie było stać i momentalnie nastała grobowa cisza. Niektórzy nawet wstrzymali oddechy. Lubię, kiedy się mnie boją. Cudem hamowałam sie przed warknięciem na Jagodę. A potem w mojej głowie rozbrzmiały siarczyste wiązanki Ady i zwróciłam na nią swoją uwagę. Dotarło do mnie, że podrywając się trąciłam stół, co spowodowało wylanie się brudnej wody wprost na jej pracę.


- Wybacz, nie chciałam... - Mruknęłam pod nosem przepraszjące słowa, chociaż wcale nie miałam wyrzutów sumienia czy czegoś podobnego. To tylko człowiek. Niedługo i tak umrze. Nocne Furie żyją spokojnie ponad trzysta lat, kiedy dodac do tego trochę mniej niż sto ludzkich, wychodzi czterysta lat życia pół-smoka. 


- Co się tam dzieje? - Nauczycielka zaniepokoiła się podejrzaną i nigdy niespotykaną ciszą w naszej klasie. Zwróciłam swoją osobę w stronę tablicy.



- Niechcaco zniszczyłam pracę Ady, za co bardzo przepraszam. - Wyrecytowałam spokojnym głosem, na co "poszkodowana" prychnęła gniewnie, mamrocząc pod nosem dałabym głowę jakieś smocze przekleństwa. Postanowiłam nie zawracać tym sobie teraz głowy.



- Eeee... No dobrze... - Skalska chyba nie spodziewała się, że będę taka grzeczna. - Ale zostaniesz po tej lekcji i posprzatasz po klasie. - Próbowała być śmiertelnie poważna i stanowcza, ale niezbyt jej to wychodziło. Prędzej powiedziałabym, że trzęsła się jak osika, kiedy cały czas wbijałam w nią wzrok, a moje źrenice nadal miały nieludzki kształt. Kiedy tak na nią patrzyłam, zupełnie traciła pewność siebie. Chyba zaczęła sie mnie bać tak na serio. 
Usiadłam więc, by dokończyć moją pracę. Zajęło mi to tylko kilka sekund, więc sprzatnąwszy stół - Ada wściekle pomięła swój malunek i siedziała obrażona - zabrałam się do kończenia szkicu Hyacinthina. Chwilę później zadzwonił dwonek i uradowani - w większości, złośnica wyszła naburmuszona - wypłynęli z klasy nie tykając nawet swoich bałaganów. To dla mnie pestka. Skalska poszła na dyżur, więc nie musiałam sie krepować i smigając po klasie w tę i spowrotem, szybciej niż człowiek, zostawiłam klasę błyszczącą już po pięciu minutach. 
Skierowałam swoje kroki do łazienki. Tam niestety, czekała mnie niemiła niespodzianka, a dokładnie Ada. Założyłam na twarz wyćwiczonego, odpychającego Pocker Face'a i podeszłam do umywalki, w celu umycia rąk. 
Nie odkreciłam nawet kurka, kiedy dziweczyna skoczyła ku mnie i przyparła do ściany, trzymając z bluzkę i przygniatając przedramieniem. Uderzyłam głową o ścianę i chyba ściana sie deczko pokruszyła... ...Silna jest...



- Chyba coś ci wypadło. - Wyjęła z za siebie mój rysunek Kwiatka i pomachała mi nim przed nosem. Jakim cudem nie zauważyłam, że mi go podwędziła...? Sprawdziłam jej myśli. Miała zamiar go podrzeć. Wezbrał we mnie niepohamowany gniew.



- W takim razie dziękuję, że go znalazłaś. - Z zaciśniętymi zębami siliłam sie na grzczność, nadal trzymana przy ścianie.
Wtedy puściła mnie i nim zdążyłam zareagowac podarła w strzępy mój rysunek i dała po dodę, następnie miętosząc to, co z nigo zostało wrzuciła do kibla i spuściła wodę. Zdusiłam w sobie chęć rzucenie sie jej do gardła. Okay, fakt. Nie lubię zabijać. Ale zabijać zwierząt. Ludzie... To już inna kwestia. W końcu niejeden stracił przeze mnie życie lub zdrowie. Na nich mi w ogóle nie zależy. Nie mam też z tego powodu żadnego dyskopmfortu czy poczucia winy. Nie przyznaję się do nich, nie jestem jedną z nich. Jestem smokiem. A do tego należy dodać, że jako istota niestabilna, nieustannie się transformująca, mam też niestabilny nastrój i nerwy, za czym idzie wybuchowość. Łatwo mnie wkurzyć szczególnie, kiedy mam do czynienia z taką kretyńską okularnicą.



...Co ona sobie myśli...?! Że smoki to sobie można tak w szkole rysować...?! ....Żeby ktoś je jeszcze zobaczył...? ...Co za idiotka...! - Wyczytałam z jej myśli.


...A co...? Miałabyś mi zabronić...?! ...Co ona ma do mnie i do smoków...?! ...Mam jej już serdecznie dosyć...! ...Ej... czemu ona tak dziwnie pachnie... Jakby... Lasem... - Wciągnęłam jeszce raz powietrze. - ...I smokami...?! - Nie.... Może po prostu jest na tyle szurnięta, że chodzi do lasu, w którym "straszy"...  
Prychnęłam lekko zdezorientowana i porządnie wpieniona zrezygnowałam z mycia rąk i szybciej niż by wypadało, czyli szybciej niż może cżłowiek, podążyłam w stronę wyjścia. Zaraz za szkołą zaczęłam biec, w stronę leśnej bariery. Usłyszałam za sobą Adę. Poruszała się niezwykle cicho jak na człowieka, ale dałam radę usłyszeć jej kroki. 
...Tak się bawimy...? Śledzenie...? Dobrze...! Zobaczysz... Że popełniłaś wielki błąd...! - Pomyślałam sobie i przyspieszyłam. Dziesięć minut później, pięć kilometrów wgłąb lasu zatrzymałam sie gwałtownie, rozkopując ściółkę leśną. I wtedy znów to poczułam. Swędzenie z tyłu głowy, gdzieś w środku, jakby ktoś nie podsłuchiwał, a szperał i dokładnie oglądał moje myśli. Oczyściłam umysł ze zbędnych śmieci i postanowiłam zakończyć sprawę tajemniczego złodzieja myśli.



...PRZESTANIESZ W KOŃCU GRZEBAĆ W MOJEJ GŁOWIE...?! - Rozdarłam się na cały regulator mojego mentalnego głosu wiedząc, że jeżeli mi odpowie, a zrobi to na pewno, biorąc pod uwagę, że nie był profesjonalistą - tacy potrafią jedną myślą burzyć mury mentalne swoich ofiar - dowiem się, kim jest, poznając go po głosie. 


...Co robisz w MOIM lesie...?! - Rozbrzmiał mi w głowie żeński głos... ADY. Jak mogłam się nie domyślić...? Za chwilę wynurzyła sie z gęstych zarośli. 
Nie wytrzymałam. Nawet o tym nie myśląc, zmieniłam się w smoka i zaatakowałam zszokowaną dziweczynę. Stała jakby zapuściła korzenie. Skoczyłam ku niej jak błyskawica i przekoziołkowałam, trzymając ją w szponach, łamiąc przy tym kilka drzew. Przygwoździłam ją do ziemi i już, kiedy chciałam ją spopielić plazmą, zmieniła się w Furię, odrzucająć mnie do tyłu. Wylądowałam na łapach i w głośnych smoczych wrzaskach zaczęłyśmy się okrążać. Jak mogłam na to nie wpaść?! Przecież nawet pachniała smokami! No trudno, teraz się policzymy. Wydałam z siebie najgłośniejszy ryk, jaki kiedy kolwiek w życiu osiągnęłam, płosząc dosłownie wszystkie żywe stworzenia w promieniu kilku kilometrów i niepokojąc ludzi.



- TO JEST MÓJ LAS JUŻ OD PIĘTNASTU LAT!!! - Zawołałam głosem Alfy. Skuliła się trochę, ale zaraz otrząsnęła.


- A MYŚLISZ, ŻE MÓJ TO OD ILU? - wrzasnęła. Była ode mnie nieco drobniejsza a po jej łuskach w słońcu błąkał sie ciemnozielony. Jej nienaturalnie nawet jak na Nocną Furię poszerzone źrenice zwężyły się, ale wziąż pozostawały szerokie. Oczy były szare, a wokół źrenic widniał zielonkawy pierścień. 
Krążyłyśmy wokół siebie z warkotem, kłapiąc od czasu do czasu. Postanowiłam skończyć tą dziecinadę i wybudowałam szybko mentalną ochronę, by nie słyszała moich planów taktycznych. Zmarkowałam atak, ale jednynie ją drasnęła, zdążyła zrobić unik. Na czubkach pazurów miałam jakąś złotą maź. Z zadowoleniem stwierdziłam że jej łuski mają tę samą twardość, co u zwykłej Furii, a więc miałam olbrzymią przewagę. No i odkryłam, że pół-smoki mają złotą krew. Zaryłam łapami w ziemię, a zaraz potem poczułam jak zęby Ady na moim karku, a głośny zgrzyt oznajmił jej o mojej "niezniszczalności". Sapnęła z srustracją. Wykorzystałam to i powaliłam na ziemię, chwytając jednocześnie za miękkie podgardle. Nie chciałam jej zabijać, tylko pokazać, kto tu rządzi. Była w końcu na MOIM terenie i dziwne, że mnie nie wyczuła.  Do mojego pyska polała się złota słodka ciecz... Była taka pyszna... Nie mogę się temu poddać...! Szybko rzuciłam nią o drzewo, co spowodowało jego złamanie się. Oblizałam wargi, bo ta krew serio była smaczna. ...I pomyśleć, że ja też taką mam...! Z cichym stęknięciem podniosła się z ziemi i skoczyłyśmy ku sobie, kąsając się i drapiąc się zajadle, czemu towarzyszyły porykiwania, syczenie i zgrzyty, kiedy Ada próbowała zadać mi ranę. Kotłowałyśmy się tak, łamiąc okoliczne drzewa. Ludzie w mieście myśleli, że to jakieś dzikie psy albo wilki. Wiem, co myśleli, bo słyszałam jak ktoś zastanawiał się nad wezwaniem hycla. Walczyłam dużo lepiej. Nie mogła mi nic zrobić, w innym wypadku moje zwycięstwo raczej by wisiało na włosku. Ale byłam niezniszczalna i umiałam stawiać mury. Wreszcie oderwałyśmy się od siebie, dyszac ciężko, bynajmniej nie ze zmęczenia, a z wściekłości. Znów zaczęłyśmy taniec. 


- Dlaczego mnie podsłuchiwałaś?! - Warknęłam otwierając szeroko paszczę. Tak wpieniona to jeszce nigdy nie byłam. No może nie licząc kilku furii.



- A dlaczego ty podsłuchiwałaś mnie?! - Zawyła.



- Dlaczego podarłaś mi rysunek?! - Kłapnęłam na nią zębami. Zmarszczyła nos sycząc. Nie odpowiedziała. - Po co mnie śledziłaś?!



- Bo narysowałaś Nocną Furię!



- No i? - Prychnęłam gniewnie, ale spuściłam trochę z tonu. Złość powoli mnie opuszczała. Wyładowałam się, więc gniew ulatywał w eter. Nie można tego jednak powiedzieć o mojej przeciwniczce. Wciąż okrążając się przyjrzałam się jej ukradkiem. Z kilku miejsc ciekła jej piękna złota krew. Wręcz hipnotyująco piękna. Oprócz czarnego i niebieskiego moim ulubionym kolorem jest złoty. 


- No i? NO I?! Przecież ludzie nie mogą wiedzieć o nas, o smokach!? Czy jesteś aż tak głupia, że na to nie wpadłaś?! - Pokręciła łbem z wyższością. Oczywiście rozmawiałyśmy cały czas po smoczemu.



- Thaaaa.... - Parsknęłam. - A filmu nie kojarzysz? O ile się nie mylę, tam też jest Nocna Furia. Jak wytresowac smoka, halo! - Zamachnęłam się ogonem z rozdrażnieniem. - Tam tez są smoki! Czy jesteś aż taka głupia, że na to nie wpadłaś? - Zacytowałam ją i przekrzywiłam głowę, napawając się jej irytacją. Mnie nikt nie przegada. Przymrużyła oczy szukając jakiejś ciętej riposty, tymczasem ja atakowałam dalej. - I co jest nie tak z Osvirem? Nie ma cię na W-F-ie. 


W ferworze walki zupełnie zapomniałam o bożym świecie i dopiero teraz usłyszałam kroki. Momentalnie się naprężyłam i cofając się odnalazłam punkt, z którego za chwilę miał się wyłonić nieproszony. Nagle na moich oczach Ada padła na ziemię, nieprzytomna. Okręcałam się na tyłku się zupełnie zdezorientowana, szukając zagrożenia. Nagle moje zmysły jakby odmówiły mi posłuszeństwa. Zdałam sobie sprawę, że poraz pierwszy znalazłam się w PRAWDZIWYM niebezpieczeństwie. Serce łomotało mi jak diabli. W życiu się tak nie bałam. Ja się nigdy nie bałam. A teraz panikowałam, nie mogąc zobaczyć mojego wroga. 
Usłyszałam szelest, wyczułam ruch i delikatny świst powietrza przestrzegł mnie przed atakiem, ale nie byłam w stanie zrobić uniku. Coś wylądowało mi na grzbiecie i nim zdążyłam to zrzucić, tuż pod moimi środkowymi płatami czujkowymi poczułam straszny gorąc, który przemienił się w nieprzyjemne drętwienie  a wszystko w ciągu sekundy rozeszło się po całym moim ciele, zupełnie mnie paraliżując. Następnie zalała mnie ciemność.


Ludzie, nie miejcie mi za złe, że podarłam rysunek Kwiatka! Ale... Po pierwsze to Anka pisała, a jak już mówiłam , to jest konurs pod tytułem "która zrobi z drugiej większą i bardziej wredną idiotkę". Chyba Ania prowadzi... Niech to piorun strzeli... A po drugie w realu też bym podarła, bo sory.... Sama Ania mówiłaś, że film nie oddaje nawet w połowie majestatu nocnej furii. I Ty rysujesz nocne furie lepiej... Wiedzieliby, że coś tu śmierdzi moja droga :) Wiesz co... Błagam, rysuj na lekcjach ile chcesz... Ale tak, żeby ludzie nie mieli prawa mieć podejrzeń! No i... Wiesz, jak stanie się to, co Ty wiesz co się stanie, to niestety będziesz musiała kierować w swoją stronę jak najmiej podejrzeń... A co z tym idzie, zero rysowania smoków... Hue, hue, hue... Nie ma to jak wnerwiać się za coś, co zrobiłaś jedynie w opku... :P Niezapowiedziane dedyczki dla Len715, jakieś skojarzenie miał. Dla Kocham smoki 2121, zgadła perfekcyjnie. I dla LPwolf, też zgadła :)


Rozdział 8[]

Perspektywa Anji[]

Obudził mnie straszny ból głowy. Zmieniłam się szybko w człowieka i spróbowałam rozejrzeć się po pomieszczeniu w którym, jak okazało się, kiedy odzyskałam wzrok, panował półmrok.



- O Jezu... Pęka mi łeb...! - Jęknęłam, a echo rozeszło się po miejscu, w którym byłyśmy. Ada już nie spała i coś tam majstrowała przy zamku. Zaraz... Zamku...??? - Gdzie jesteśmy?



- Możesz się łaskawie zamknąć? - Syknęła przez zęby. Też była jako człowiek. - Próbuję nas stąd wyciągnąć. 


- Eeee... To znaczy skąd? - W dalszym ciągu byłam lekko ogłupiona, ale już wiedziałam, ze znajdowałyśmy się w czymś w rodzaju celi. Ściany były żelazne, a jedyny otwór znajdował się w drzwiach. Same one zrobione były ze szkła, podejrzewam że pancernego. Na zewnątrz naszej celi ciągnął się korytarz zaopatrzony po bokach w podobne miejscówy.


- Anja, do cholery! - Szepnęła wkurzona. - Zamknij japę i najlepiej mi pomóż!



- Chwila, chwila. - Podniosłam do góry wskazujący palec. Czułam się jakbym miała kaca, choć nigdy nie piłam.

- Wyjaśnij mi najpierw o co chodzi. Widzę, ze nie jesteś tu po raz pierwszy. 


- Siedzimy właśnie w zmodernizowanej wersji lochów naszego kochanego W-F-isty.



- Osvira? Wiedziałam, ze z tym typkiem jest coś nie tak! - Zaśmiałam się z własnej głupoty. 


- Ciszej!



- Okay. - odpowiedziałam już szeptem. - A po co my mu? 


- Bo chce... 


- Ciii! - uciszyłam ją wlepiając wzrok w matową szybę. Przemknął tamtędy jakiś cień. Westchnęła zirytowana. - Ktoś idzie... - Natychmiast odskoczyła pod ścianę, zabierając ze sobą narzędzie, którym się wcześniej posługiwała.


Perspektywa Ady[]

W sumie można było się spodziewać, że Anja będzie półsmokiem. Tylko czemu na to nie wpadłam? Czemu nakładałam sobie klapki na oczy, udając, że wszystko jest w porządku? Ta walka też w sumie bez sensu. Ale całe życie chciałam spotkać jakiegoś półsmoka, a kiedy już to się zdarzyło… Okazała się nim TAKA osoba.


- Witam ona pół-smoki - przy drzwiach celi pojawił się Osvir.


- Ty! - wrzasnęła Anja. - Wiedziałam, że coś z tobą nie tak!


- Jaka bystra - zarechotał Osvir. - Z Adą się znamy od dawna, prawda?


- Pewnie - prychnęłam. - Od bardzo dawna. Starzy przyjaciele na wspólnej herbacie normalnie. Tylko zrób owocową, bo nie lubię czarnej - mruknęłam.


- Mi też owocową - powiedziała Anja. - Najlepsza. Tylko wiesz, jakiś stolik by nam się przydał, bo nie ma gdzie postawić…


- Oj Ada, Ada… Kiedy ty się nauczysz? Gdybyś mi powiedziała, dałbym ci spokój raz na zawsze…


- O czym powiedziała? - udałam zdziwioną. - Daj mi swojej roboty smoczą księgę ze wszystkimi informacjami o smokach. Powiedz mi jak zdobyć ich zaufanie…


- I tak będziesz je zmuszał - zauważyłam, a on na to się skrzywił.


- Czyżbyś nie lubił przemocy? - spytała ironicznie Anja.


- Smoki zmuszane opuszczą mnie przy pierwszej lepszej okazji. Ja chcę, żeby pozostawały mi posłuszne i wierne! - krzyknął.


- Nigdy ci się nie uda - powiedziałam.


- Co przynieść do jedzenia? - zaśmiał się.


- Marzyłam o czerstwym chlebie i wodzie - parsknęłam. - Dosłownie dniami i nocami czekałam, kiedy będę mogła cię odwiedzić, żebyś mi zaserwował takie specjały…


- Jakiś jeszcze wybór? - spytała Anja.


- Pewnie - prychnęłam. - Może być jeszcze spleśniały…


- Okej, wybieram opcję czerstwy - powiedziała udając, że się namyśla.


- Ja rozumiem Ada, że bardzo lubisz mnie odwiedzać... Ale skoro tyle się już znamy, to mogłabyś powiedzieć mi coś ciekawego... O sobie i smokach...? - Osvir zawiesił głos unosząc brwi.


- Dobrze wiesz, że po pierwsze, gadaniem do niczego mnie nie zmusisz. Po drugie, jesteś takim tchórzem, że nigdy nie skończyło się na torturach, po trzecie jesteś tak żałosny, że nawet nie chce mi się cię zabijać, po czwarte, jesteś taki głupi, że i tak zawsze uciekam zanim...


- Chwila! - Przerwała mi Anja podnosząc do góry wskazujący palec. - Czy ktoś mi łaskawie wytłumaczy w końcu, o co tu kurde chodzi? I co ja tu robię?


- Adrianno, wyjaśnij swojej koleżance…


- TO NIE JEST MOJA KOLEŻANKA! - Krzyknęłyśmy jednocześnie, odskakując od siebie jak oparzone. Zabrzmiało to jak kłótnia przedszkolaków…


- A więc Anji... - Ten idiota znów nie dał rady skończyć.


- Hej, człowieku. My się znamy, nie musisz nas sobie przedstawiać.

- Kurde, ta Anja kiedy dostanie paralizatorem, gada nawet do rzeczy.


- Osvir chce już od dziesięciu lat wyciągnąć ode mnie tajemnicę więzi ze smokami. - Skróciłam jej w jednym zdaniu historię swojego życia od ukończenia pięciu lat.


- Okay... - Zamyśliła się, dając nam do zrozumienia że to jeszcze nie koniec, a Drakenurk zaczynał się niecierpliwić. - Ale mam jeszcze jeno zasadnicze pytanie... - Osvir jęknął zrezygnowany. Zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy ona nie udaje i czy to nie jest jej strategia, polegająca na doprowadzeniu do załamania nerwowego u wroga. - Czy jesteś aż tak głupi, że nie potrafisz sam do tego dojść??? - Nie musisz wiedzieć. - Już miała spytać dlaczego. - Ja jakoś nie pytam was o prywatne sprawy.


- Czyżby? - Uniosłam wysoko jedną brew.


- Smoki należą do dziedziny zawodowej. - Stwierdził.


- Osvirze, skończmy w końcu tą zabawę w kotka i myszkę. - Walnęłam pięścią w drzwi, aż odskoczył.


- Liberum veto! - Wykrzyknęła oburzona Anja. Oboje z Drakenurkiem popatrzyliśmy na nią zdziwieni. Zaczęła tłumaczyć, gestykulując przy tym. - Gościu nie odpowiada na jedno głupie pytanie, zasłaniając się fałszywym stwierdzeniem, a sam pyta się o nasze PRYWATNE SMOCZE SPRAWY! No gdzie sens, gdzie pieprzona logika?! - Aż usiadła z głośnym sapnięciem. W sumie... Miała trochę racji... A Drak tym czasem wychodził z siebie. Jest całkiem niezła we wkurzaniu, nawet jeżeli robi to... Na wpół trzeźwo…


...Skoro nieźle przekonujesz, to może przekonaj go łaskawie, żeby zgolił wąsy...?! ...Wygląda jak jakiś menel... - Szepnęła w mojej głowie Anja i parsknęłam cichym śmiechem, co jescze bardziej wyprowadziło z już upadającej równowagi Draka.


...Wiesz, moje techniki przekonywania to nie do końca łagodne tłumaczenia... - odparłam w myślach. - Osvirze... - Zaczęłam, ale znów mi nie dano się wypowiedzieć.


- Ej, a zauważyliście, że "Osvirze" brzmi jak "świrze"??? - Z kamienną miną Anja pojawiła się przy mnie, obok drzwi. Teraz to nie wytrzymałam i roześmiałam się na głos. Nagle zauważyłam, że Osvir w coś intensywnie się wpatruje. Podążyłam za jego wzrokiem, który zatrzymywał się na mojej kieszeni. Cicho zaklęłam w myślach. 


- Chodźcie tu - warknął Darkenurk do strażników. Podeszli asekurując go z tyłu. Wszedł do naszej celi i podszedł do mnie. Nie wytrzymałam i przywaliłam mu z całej siły lewym sierpowym. Albo mi się przesłyszało, albo coś tam chrupnęło… Osvir się wycofał. Weszło kilku strażników niepewnych po porażce ich przywódcy. Nagle coś, a raczej ktoś powalił jednego z ludzi Osvira na ziemię. Anja. Natychmiast reszta strażników wbiegła do celi. Kilku przytrzymało Anję, ale cudem im się udawało. Zwykłą piętnastolatkę utrzymaliby z łatwością. Inni zbliżali się do mnie. Jestem pewna, że kilku pierwszych nie podniesie się przez tydzień, ale reszta mnie przytrzymała i zabrali z kieszeni te grube druty którymi zawsze otwieram cele. Potem wyszli. Osvir trzymając się za policzek podszedł znowu do krat.


- A gdzie twój smoczek, co? - spytał nagle. Bwah. Co za idiota. Ciągle uważa, że Misza jest moja, ciągle uważa, że jak będzie mi groził, że coś jej zrobi to ja się popłaczę i wydam mu informacje, ciągle zapomina, kto tu jest tchórzem, a kto nie...


- Jaki smoczek? - udałam zdziwioną.


- Taka twoja nocna furia - powiedział z wrednym uśmiechem. Zauważyłam, że Anja delikatnie mówiąc, jest zdziwiona.


- Nie jest moja Osvir. Smoki są przyjaciółmi, a nie własnością, kiedy ty się czegoś nauczysz? - parsknęłam. - A swoją drogą, o którą z nocnych furii ci chodzi? Bo znam trzy…


- O tą białą, mocniejszą od zwykłych! - kątem oka dostrzegłam, że Anja się zakrztusiła. - O którą mogłoby mi chodzić?


- O mamę? O tatę?


- Oni są słabsi od twojej siostry. Ona pozwoliłaby mi podbić świat! - krzyknął. - I możecie przestać napadać na rzeźnie - powiedział. - Dobrze wiem, że to wy - powiedział i odszedł. Spojrzałam na Anję.


-  T y  napadasz na te rzeźnie - stwierdziłam.


- A ty byś patrzyła obojętnie na cierpienie zwierząt? - spytała. Prychnęłam i wytworzyłam łącze mentalne z Miszą.


…Ta Anja jest pół-smokiem…


… Żartujesz?…


…Nie…


…Gdzie jesteś? Rodzice się martwią. Wczoraj miałaś wrócić!…


…W lochach u Osvira…


…Dasz radę?…


…Jasne. Łączę cię z Anją, dobra?…


…Nie ma problemu… - Szybko połączyłam jeszcze z Anją. Nie wyglądała na zdziwioną głosem Miszy w głowie. Musi być doświadczona w rozmowach mentalnych.


…Hej. Serio jesteś biała?…


…No. A słyszałaś o Szczerbatku? O jego białej córce Shirze?…


…Słyszałam. Jak byłam mała, lubiłam tę bajkę. W sumie nadal jest spoko...


…Ta, no. Tata coś czasem mówi, że jeśli by istnieli kiedyś, to bylibyśmy ich potomkami, bo ponoć odkąd jakas furia pokonała oszołomostracha i została alfą, nigdy nie było sytuacji, żeby została bez potomka…


…Misza, nie musisz się chwalić… - Westchnęłam w myślach.


…Też jestem z rodu Alf… -  Powiedziała Anja.


…Misza, mogłabyś wyjaśnić Anji co robimy, zamiast prezentować się całemu światu przy rzeźniach?…


…Pewnie. Anja, podczas kiedy ty robisz sensację na cały świat i cały czas smoki są o włos od wykrycia, my działamy po cichu. Nawet podczas ataku zawsze niewidzialne. A ratujemy zwierzęta w Afryce i nie tylko tam, od kłusowników. I ogólnie myśliwych. A jeśli wypuszczamy zwierzęta to dyskretnie…


…Kiedy to nic nie da! Co z tego, że będziecie dyskretne? Kłusownicy albo zostaną uznani za wariatów, albo zapomną o tym! Nadal będą polować, a jak nie oni, to tabuny innych, wcale nie bojących się niczego, nie znających konsekwencji…


…Okej, może przestaniecie gadać i pomyślimy jak was stąd wydostać?…


…Misza, za kogo ty mnie masz?…


…Okej, nie przeszkadzam, działaj…


- A jaki masz plan? - zainteresowała się Anja.


- Siedziałaś kiedyś w więzieniu?


- Nie…


- A masz przy sobie lupę?


- Na co mi lupa w kieszeni? Ale spoko, mam - podała mi przedmiot.

- Ej, co ty robisz?! - krzyknęła, kiedy zobaczyła, że odłamuję rączkę. - I co przepraszam? To metalowa, świetnej jakości lupa! Tej rączki nie da się ta po prostu odłamać.


- Wybierasz: lupa, albo twoja wolność - powiedziałam. - Chciałam nieśmiało zauważyć, że nie jestem człowiekiem, a moja siła jest zdecydowanie ponadprzeciętna.


- A zdradzisz ten swój tajny plan?


- Pewnie - powiedziałam wciskając lupę między kraty w oknie.

- Ale skutek kumulowania ciepła promieni słonecznych przez soczewkę chyba znasz… Wiesz, za mało tu miejsca na przemianę w smoka…


- Zaraz, co? Jak wcześniej byłam nieprzytomna to byłam w postaci smoka...


- Kobieto, zajmowałaś tyle miejsca, że prawie nie było czym oddychać. Ściskałyśmy się jak sarydnki w puszce i ogon ci wyłaził przez kraty... 


- Wiem o tym doskonale - powiedziała.



- Możesz łaskawie się zamknąć i mi pomóc?


- Okej, okej. Co mam robić?


- Ty… Za dokładnie dwie minuty i trzydzieści cztery sekundy, kiedy słońce zacznie świecić z tamtej strony i przez idealny punkt w soczewce będzie świecić, promienie będą najgorętsze... Musisz jakoś zwrócić uwagę strażników… Żeby tu kilku przyszło. Załatwiamy ich, na korytarzu zmieniamy się w smoki. Stapiamy zamek, który promienie skumulowane przez lupę roztopił, żeby nie wyszli. Idziemy dalej, w postaci ludzkiej. Wydaje się, że będzie gorzej w postaci ludzkiej, ale trudniej będzie nas trafić jakimś środkiem usypiającym…


- Wiem. A jak natrafimy na większą grupę? Nie żebym się czepiała, ale jako ludzie ich nie pokonamy… - Po pierwsze wtedy możemy się zmienić w smoki, a po drugie znam te lochy na pamięć i wiem gdzie przebywa najwięcej straży - powiedziałam. Jest! Nareszcie ta głupia soczewka trzyma się sama między kratami.

- Możesz robić aferę. Przybiegnie przynajmniej dziesięciu strażników. Wrzeszcz coś, że ty im zdradzisz jak zdobyć zaufanie smoków, bla bla bla. Ja będę udawała nieprzytomną, że niby mnie powaliłaś, bo chciałam cię powstrzymać…


- Czyli ja odwalam czarną robotę?


- Ja to wymyśliłam…


- Nic nie mówię - mruknęła i zaczęła krzyczeć. - Straże!!! Straże!!!! Pokonałam tę Adę!!! Powiem wam jak zdobyć zaufanie smoków!!!! - wrzeszczała. Po chwili przybiegło kilka osób, jedenaście jak rozpoznałam słuchając ich kroków. …Radzę ci odsunąć się od zamka… Przesłałam Anji w myślach mentalną wiadomość. Zrobiła krok w lewo.


- Skąd mamy wiedzieć, że mówisz prawdę? - przez półprzymknięte oko zauważyłam, że promienie słoneczne i lupa już robią swoje.


…Mogę już?… Spytała Anja widząc zamek.


…Pewnie… Zerwałam się i wyciągnęłam sztylet ze skrytki w bucie… Później Wam wytłumaczę jak ona działa… Szybkim ruchem przeciągnęłam sztyletem między metalowymi drzwiami, a kamienną ścianą. Miękki, rozgrzany do czerwoności zamek łatwo ustąpił. Kopnęłam w drzwi i wyskoczyłam z celi już na starcie wbijając sztylet w brzuch jednego ze strażników i tym samym pozbawiając go życia. Za mną kopnęła innego łamiąc mu szczękę, a na koniec dowaliła mu jeszcze parę razy, aż osunął się bez życia na ziemię. Zostało jeszcze dziewięciu… Łatwo się ich pozbędziemy… Nagle coś mnie od tyłu złapało. Kurde, jacyś się dołączyli. Jeden przyłożył mi nóż do gardła. - Wykonaj jakikolwiek ruch, a pożegnasz się z przyjaciółką - warknął ten z nożem. - Ona nie jest moją przyjaciółką! - krzyknęłyśmy obie naraz. Westchnęłam. …Zabić? Mogę nie zdążyć… …Nie, mają przewagę… …Czekam na kolejny inteligentny plan. Z tego co się zorientowałam, masz ich mnóstwo... …Zignoruj go… Przekazałam mentalną wiadomość Anji, a potem chwyciłam nóż rękami za ostrze, odciągnęłam go od mojej szyi i wykręciłam strażnikowi rękę. Dopiero po chwili poczułam lekki ból na dłoniach, a konkretniej w rozcięciach od noża, w których pojawiła się złota krew. Szybko kopnęłam jednego z facetów. Wtedy już z łatwością wyrwałam się i zmieniłam w smoka. Wystarczył jeden strzał plazmą, aby zrobić porządek. Następnie ostatniego, który odskoczył, przydusiłam łapą do ziemi i został pozbawiony życia oddzielnie. Anja natomiast pognała za tymi z drugiej strony, którzy chcieli chyba wezwać posiłki (kurde tak, takie na talerzu…).


- Chodź, zmywamy się! - krzyknęłam i z powrotem w postaci ludzkiej pognałyśmy korytarzem. Planowałam udać się do wejścia bocznego idąc starymi korytarzami, gdzie nikogo się nie trzyma i nawet straży się nie wystawia… Musiałyśmy jednak przejść koło sali pełnej strażników. Dalej będzie już spokojnie.


…Teraz cicho. Tu będzie pełno strażników, ale dalej żadnego aż do wejścia, tam będzie kilku…


…Okej. Słuchaj…


…Możemy później?… - Warknęłam w myślach i zmieniłam się w smoka, a następnie w cień. Anja spojrzała na mnie lekko zdziwiona. … Ściągaj buty…


…Chyba umiem iść cicho…


…Lepiej, żeby cię usłyszeli, tak?!… - Ruszyłyśmy cicho, ja ledwo widoczna, obie bezszelestnie. Nagle zobaczyłam kilka wiader z mydlinami stojących wzdłuż ściany, dalej oparte mopy. Na całej szerokości korytarza, stały równymi rzędami aż do miejsca, gdzie był skręt do starych korytarzy. Kurde, sprzątać się zachciało…


…Idź pierwsza… - Lekko popchnęłam Anję. Przeszła zwinnie między kijami nie zahaczając o żadne z wiader. Teraz ja… Stałam się widzialna i zmieniłam się w człowieka. Również zdjęłam buty. Okej… Kurde, wbrew pozorom jest to trudne… Nie! W ostatniej chwili złapałam kij od mopa, żeby nie przewrócił innych. Uff… Poszłam dalej lawirując między lasem kijów. Już, prawie ostatni… Nie!!! Przewrócił się robiąc ogromny hałas i wywracając kilka wiader z wodą, które z kolei popchnęły następne. Cały korytarz był w śliskiej wodzie. Teraz z różnych stron nadbiegali strażnicy.


- Szybko! - pociągnęłam Anję za sobą do starych korytarzy. Biegłyśmy dość szybko, więc wrogowie zostali w tyle. Nagle jednak coś usłyszałam. Z naprzeciwka. Kolejni. Wciągnęłam Anję w jedną z nieużywanych odnóg, po czym uświadomiłam sobie, że nie pamiętam, czy na jej końcu jest okno, wprawdzie zakratowane, ale strzał plazmą by to załatwił, więc zmieniłam się w smoka. Biegłyśmy jeszcze przez chwilę, potem skręciłyśmy, już się przygotowałam do strzału plazmą i… wyhamowałam ostro patrząc na wznoszącą się przede mną grubą na dwa metry ścianę.


…Mówiłaś, że znasz je na pamięć…


…Bo znam. Musiałyśmy tu ostro skręcić, bo z naprzeciwka też biegli wrogowie… - Zmieniłam się w człowieka i zabrałam za oglądanie ścian. Kamień, metal... Z przymocowanymi kratami, mimo braku okien… Dodatkowe zabezpieczenie. I tak wyglądały trzy ściany wokół nas. Z czwartej strony natomiast nadbiegało kilkudziesięciu wrogów.



Rozdział 9[]

Perspektywa Anj (Jakóp wkracza do akcji!)[]

Genialnie wprost! To się nazywa miszczu....! Znam te korytarze na pamięć...! No właśnie widzę, jak je znasz...! Za czterdzieści pięć sekund tu będą... Mało czasu... Rozejżałam się szybko po korytarzu. Lewo - ściana i druty, prawo - ściana i druty, tył - ściana i druty. Przód - ...cóż... Goniący nas faceci... Góra...- CZERŃ...! Moja towarzyszka zmieniła się w człowieka.


...Cień... - Dałam polecenia Adzie, a ta w momencie zniknęła i widziałam jedynie coś w rodzaju pola siłowego, niewykrywalnego dla ludzi.

...Umiesz się wspinać...?

...Taak...

...No to dajesz...! - Sama wybrawszy najbardziej wystajacy drut odbiłąm sięlekko od podłogi o wbijając palce w miękki jak dla mnie beton zaczęłam wspinac się pod sufit. 


...Ale nie po płaskim betonie...! - Westchnęłam i poluzowałam trochę palce, zsuwając się tym samym niżej, czemu towarzyszyły głośne zgrzyty. Przełamałam się i podałam jej rękę. 


...Dziewiętnaście sekund... - Kiedy o tym przypomniałam, bez zbednych ceregieli chwyciła mocno moją dłoń. Z zadowoleniem stwierdziłam, ze jest materialna. Jednym lekkim ruchem pociągnęłam ją na swoją wysokość, to jest na jakiejś dwa metry i żłobiąc dla niej dziury wspinaczkowe w ścianie, wdrapywałam się pod sufit. 
Straże pojawiły się trochę pod nami, więc wyciągnęłam z kieszeni spodni szczęśliwie znajdującą się tam malutką, ale bardzo mocną latarkę i poświeciłam im w oczy. 


- Co jest..? - Zasłonili oczy przed rażącym białym światłem.



- Czujnik ruchu zainstalowali, czy jak? - Świeciłam im w oczy, więc nie byłam dla nich widoczna.



- Spadajmy stąd, zanim szef nam utnie premię. Nie ma ich tu. Jakby były, tobyśmy je widzieli, tak? 


- No tak... - Zgodzili się z tym gostkiem stojącym na przodzie. Ale oni tępi...!



...Fakt... - Odezwała się w mojej głowie Ada.

...Ty lepiej siedź cicho... - Ofuknęłam ją. Mało co, a by nas przez nią złapali. Strażnicy po chwili zastanowienia wzięli tyłki w troki i zawrócili. Odczekałam sześćdziesiąt sekund i zeskoczyłam lekko na ziemię, nie robiąc nawet przy tym hałasu.

...Mówiłam, że potrafię chodzić cicho... - I ona zeskoczyła, na powrót widzialna. 


...Było blisko... - Przemknęło jej przez myśl, na co jednynie warknęłam. Połączyłam się ze wszystkim strażnikami, pobierając tym samym informacje o ich położeniu i polu widzenia, a także poznałam układ korytarzy. Bez słowa ruszyłam szybkim krokiem przed siebie, odtwarzając jednocześnie w głowie trasę.

...A ty niby skąd wiesz, gdzie iść...? - Spytała podejrzliwie.

...Stąd...? - Przesłałam jej do głowy istny monitoring, a kamerami byli ludzie. Przy okazji zdobyłam jeszcze dokładniejsze plany lochów.

W lewo, w prawo, nawrót, po schodach w dół, w prawo, po schodach w górę, nawrót, w lewo... I tak wyglądało kilkanaście minut błądzenia po istnej sieci pajęczej niekończących się korytarzy. Zerknęłam na zegarek, w celu sprawdzenia czasu... I daty. 18:59... SOBOTA...?! Przegapiłam wiadomości...! ...Przegapiłam wiadomości...!

...Weź nie marudź, oglądniesz powtórkę... - Westchnęłam Ada.

...Wiesz, że nie ma czegoś takiego jak powtórka, odnośnie wiadomości...? ...Stój...! - Zatrzymałam ją hipnozą, zanim zdążyła wystawić nogę za róg, ujawniając tym samym naszą obecność.

...Weź że mnie puść...! - Szarpała sie mentalnie, ale puściłam dopiero, kiedy strażnik zawrócił. Sprawdziłam jeszcze następne odcinki trasy i wyglądało na to, że wszyscy udali się na kolację. Pewnie wkręcili Drakowi, że nas złapali wsadzili do lepszej celi...

...Poszli na zebranie... Kolacja jest o dwudziestej... - Odezwała się obrażona Ada.

...Dobra, znawczyni, powiedz teraz, gdzie jesteśmy...

...W loch...

...Miejscowość, kraj...?

...Północno-zachodnia Rosja, Archangielsk...

...Przecież to na drugim końcu świata...! - Jęknęłam kiedy zerknęłam w pamięci na mapę świata. Postanowiłam połączyć się z posiłkami. Trzeba w końcu skończyć z tym całym Świrem.

...Kwiatek....? Potrzebne posiłki...!

...Anja, odbiór... Gdzie jesteś...?! ...Można wiedzieć...?!

...U Świra w lochach siedzę... A dokładnie wychodzę... Wychodzimy...

...Ada jest półsmokiem...?

...Dokłądnie... Niestety... Przed chwilą prawie przez nią wpadłyśmy...

...Gdzie...? - Zobaczyłam jego oczami, że zbiera z całego kraju wszystkie Ikrany Feniksy. Najlepsi wojownicy jakich znam, działają w grupie lepiej niż ciało.

...Północno-wschodnia Rosja, Archangielsk... Za ile będziecie...?

...Maksymalnie półtorej goidziny... Jednako nie... Tylko godzina, mamy pomyślne wiatry...

...Okay... Wystarczy... A wiesz że Ada i Misza mają problem z tym, że robimy demolkę w rzeźniach...?

...Kiedy się tak pokazujesz, to ja też mam problem...

...Oj, wiesz o co chodzi...

...Droczę się... Czekaj, kto to Misza...?

...Nie zmieniaj tematu... Połączyć cię...?

...Jeżeli to od niej sie dowiem...?

...Biała Furia... - Usmiechnęłam się w myślach i połączyłam go szybko z Adą.

...Znasz BIAŁĄ NOCNĄ FURIĘ...?!

...No ba... To moja siostra... - Przyjęła obecność Kwiatka w swojej głowie bez większego zdziwinia. -  A ty jesteś...?

...Hyacinthino, niebieskooka Nocna Furia, brat Anji... - Teraz się zapowietrzyła.

...Niebieskooka...?

...Jedyna taka...

...Kwiatek, też się cieszę, że jesteś wyjątkowy, ale nie musisz się z tym obnosić... - Zganiłam brata, zanim ten zacząłby wyliczać, co jeszcze odróżnia go od Nocnych Furii. Akurat fakt faktem, że czysto niebieskie oczy u nocnej furii to prawdziwa rzadkość. - ...Gdzie jesteście...? - Same zbliżałyśmy się do najbardziej zagęszczonej strefy patrolu.

...Jeszcze pół godziny... Ada...?

...Tak...?

...Opowiedz mi o tej Miszy... - Parsknęłam cichym śmiechem. Mogłam mu tego nie mówić...

...A nie możemy później...?

...Ok... - Westchnął ciężko i zwiększył prędkość.

...Cień...

...Możesz się do mnie zwracać normalnie, a nie półsłówkami...? - Parsknęła Ada.

...Do pół-smoków mówię półsłówkami... - Ucięłam i sprawdziłam stan rzeczy, to jest, którędy możemy przejść niezauważone.

...Jabyś sama nie była półsmokiem... Niestety... - Dodała.

...Ja jestem smokiem... - Powiedziałam dumnie i podbiegłam cicho do strażnika, który postanowił się pojawić. Zaszłam go od tyłu i jednym ruchem ukreciłam kark. Podtrzymałam gościa, żeby hałasu nie narobił i zaciągnęłam do cienia. Puściłam go jak szybko się dało i aż się wzdrygnęłam. Zabijanie stanowczo na odległość...

...Anja, jak sytuacja...? - Zapytał Kwiatek.

...Jeszcze tylko dwa kręgi i będziemy przy jego biurze... Potem tylko wydostac się na zewnątrz...

...Spieszcie się... Będziemy za klikanaście minut...

...O nic wiecej nie proszę...

Pobiegłyśmy ile sił w nogach, nie zwracając już uwagi na alarmy, które się pozałączały i na goniących nas gości z pukawkami. Za chwilę pokazały się schody. Wskakując po kilka stopni na raz znalazłyśmy się na górze po minucie.

...Drzwi na lewo - wyjście i wolność, drzwi na prawo - zemsta na Drakenurku... Co wybrać....?

...Prawa strona jest taka kusząca... - Zamyśliła się Ada.

...Chyba po raz pierwszy sie zgadzamy... - Uśmiechnęłam się w myślach.

...Anja... - Kwiatek miał inny mentalny głos niż wcześniej.... Musiał coś być nie tak...

...?...

...Mamy problem... ...Sieci...

...Szlag...! - Zerknęłam jego oczami... On.... Znajdował się... W tym budynku... Rozsuwane drzwi przed nami otworzyły się i zobaczyłam siebie, jego oczami, za mną stała Ada... Zerwałam łącze i moim oczom ukazł się związany Kwiatek, przytrzymywany przez kilkunastu facetów, obk Osvir, trzymający nóż na gardle mojego brata i kilku gości ze spluwami. Za nami pojawili się kolejni i kolejni...

...Zahipnotyzuj ich...! - Wykrzynkęła w mojej głowie Ada.

...Nie potrafię... Mogę tylko jednego...

...Osvir... Rozkazy... - Przeleciało jej przez głowę.

- No?! I co teraz? - Drakenurk przycisnął ostrze do skóry Hyacinthina. Po jego szyi spłynęła kropla czarnej jak noc krwi. Warknął, ale wiedziałam, że choć trochę go bolało. Zagotowało się we mnie. - Albo powiecie mi wszystko na temat smoków, albo ta Furia zginie... - Uśmiechnął się z wyższością. Palant jeden...

- NIKT NIE BĘDZI EKRZYWDZIŁ MOJEJ RODZINY!!! - Ryknęłam zmieniając się w smoka.

Przez całe moje ciało przeszła fala gorąca. Zamknęłam oczy i skupiłam się na wszystkim, co kiedykolwiek mnie w życiu zdenerwowało. Już to robiłam, wiedziałam, co teraz będzie.

Energia w czystej postaci eksplodowała we mnie. Rozłożyłam skrzydła by dać jej ujście i wtedy najbliżej stojący strażnicy odlecieli na boki, pchnięci falą udeżeniową zabójczego błękitu. Moje nozdrza, paszcza, pazury i kolce na głowie grzbiecie i ogonie rozbłysły niebieskim światłem, a ja wydałam z siebie kolejny wyzywający ryk, zaadresowany do Osvira. Nim on, lub ktokolwiek z jego załogi zdążyli zareagować, rzuciłam się ku niemu i jednym kłapnięciem oswobodziłam Hyacinthina. Skumulowany gorąc w gardle narastał, więc w odpowiednim momencie pozwoliłam mu ouderzyć w ścianę. Eksplozja niebieskości zniszczyła mury i wszystko, co sie za nimi i przed nimi znajdowało. A znajdowało się sporo. Między innymi klatki ze smokami, które również zostały zdegradowane do poziomu powykręcanych drutów. Gady zaczęły uciekać, pokrzykując podziękowania. Kiedy pył opadł, do budynku wleciały Ikrany, wyciągając z niego ekipę Drakenurka i wyrzucając do morza, na płyciznę. Połączyłam się z Drakiem i z zadowoleniem stwierdziłam, iż powiedzieć, że jest przerażony to stanowczo za mało.

...I co...? Co mi teraz powiesz...? - Zaczęłam się do niego skradać, a on cofać, aż w końcu natrafił na ścianę. - ...Przeproś... - Nie powiedziałam tego głosem Alfy, ale na tyle mocno, że podziałało.

- Przepraszam.... Już nie będę.... Nie chcioałem... Ja... Ja tylko chciałem oswoić smoka, ale żaden nie zwracał na mnie uwagi.... Ja... Wybacznie mi...! - Warknęłam przeciągle. Mnie osobiście nie zadowolił...

...Mnie też... - Dodała Ada, już jako smok.

...Pfffmm... - Parsknięcie Hyacinthina mówiło o wszystkim.

- Dobra! - Rypsnął z hukiem na kolana. - Przepraszam! Tylko błagam, nie zabijajcie mnie...! - Jęknął tak przekonująco, że gdybym nie była właśnei w furii, to może nawet by mnie ruszyło.

Prychnęłam tylko.

...A teaz coś ci pokażę.... - Przekrzywiłam głowę i zmrużyłam oczy, a źrenice zwężyły się w kreski.

- Błagam, nie! - Nie zdążył skończyć błagania, bo również jego źrenice zrobiły się na kropki.

...Wykręć numer policji... - Posłusznie wykonał polecenie. - ...Nazywam się Osvir Drakenurk...

- Nazywam sie Osvir Drakenurk. - Powtórzył pustym głosem.

...Znajduję sie w Archangielsk...

- Znajduję się w Archangielsk.

...Musicie mnie natychmiast aresztować...

- Musicie mnie natychmiast aresztować.

...Zabiłem kilkanascie osób...

- Zabiłem kilkanaście osób. - W telefonie rozbrzmiały syreny oraz śmigła helikoptrów. Najlepsze w tym rodzaju hipnozy było to, że Drak musiał powtarzać wszystko to, co mówiłam i doskonale wiedział i był świadomy tego, co mówił. Uwolniłam go. Oddychał ciężko, a ogromny szok nie pozwalał mu czegokolwiek powiedzieć. Powoli gasłam i światło bledło.

- Zbieramy się, kochani! - Zawołałam na wszystkie smoki w ich języku. Feniksy kiwnęły głowami i odleciały. Kwiatek jeszcze podciął gościa ogonem i wzbił się w powietrze. Na koniec

Ada skoczyła na niego i ryknęła mu prosto w twarz. Rozłożyłam skrzydła i przypadłam do ziemi. Odwróciłam się jeszce w stronę Osvira, który patrzył na mnie jak na potencjalny obiad...?

- Hasta la vista, Świrze! - Krzyknęłam w ludzkim języku i zamachnęłam się skrzydłami, zostawiając za sobą tumany kurzu i popiołu.
Zrobiło się już ciemno. Słońce dawno zaszło za horyzontem. Ikrany odłączyły się i lecieliśmy w troje w ciszy.

- Zatrzymamy się w Talinie, Estonia. - Zakomenderowałam po pół gdzinie lotu

- Wiem gdzie to jest. - Mruknęła Ada. - Tylko, po co?

- Masz siłę lecieć jeszcze dwie albo trzy godziny, w nocy, na głodnego? - Spytał retorycznie Kwiatek. Odpowiedziało mu burczenie brzucha Ady.

- Jesteś słaba. - Stwierdziłam.

- Ja?! Słaba?! Może poczekaj, aż ci przywalę?! - Oburzyła się. Westchnęłam przewracając oczami.

- Mentalnie słaba. - Sprostowałam ze stoickim spokojem. - Przez cały czas mogę bez przeszkód szperać ci w głowie. A swoją drogą, gdybyś mi faktycznie przywaliła, tylko ciebie by zabolało. Ja bym nawet nie poczuła.

- Tak? Ty za to jesteś przemądrzała i próżna. Przez całą wycieczkę myślałaś tylko o swojej twarzy! - Skrzywiła się, a ja wybuchnęłam śmiechem. - I co w tym śmiesznego?

- To, że ja wcale nie myślałam o sobie. To była bariera.

- Bariera?

- Mentalny mur, nie pozwalający na czytanie w myślach. Powinnaś się tego nauczyć.

- Ah tak? I jak wybudować ten mur, jakie ma właściwości? - Udawała, że jej to nie obchodzi, ale czułam, że zaiteresowałam ją tym tematem.

- Normalnie. Wyobrazasz sobie, że budujesz mur. To wszystko. A jest on bardzo przydatny. Kiedy ktoś będzie chciał sprawdzić co myślę, natknie się właśnie na mur. Oczywiście nie jest on niezniszczalny. Doświadczeni złodzieje myśli mogą jedną myślą zburzyć nawet kilkuwarstwową zaporę.

- Złodzieje myśli?

- Ktoś, kto potrafi odczytać wszystkie twoje mytsli, jakie kiedykolwiek przeleciały ci przez głowę. Od prostego "jestem głodna" do skomplikowanego planu napadu na bank.

- A ty, umiesz burzyć mury?

- Proste i niezaawansowane, owszem. Trenowałam ostro z Kwiatkiem. - Jak dotąd milczacym Kwiatkiem. Z jej spojrzenia wyczytałam, że nie ma bladego pojęcia o czyms takim. - Każdy ma wbudowane zwykłe ogrodzenie, czyli myśli-śmieci. One zakłócają odczyt. Są też mocniejsze, jak na przykład, przewijanie jakiejś piosenki lub frazy. Coś takiego stosował Świr. Oba typy jednak nie chronią przed hipnozą. Ja umiem wybudowac zaporę, która będzie stale wyświetlać przykładowo moją twarz, ale może byc to cokolwiek. Taki mur może ochronić przed przypadkowym podsłuchiwaczem, a dość mocny przez moment zablokuje hipnozę. Ale mistrzostwem jest wybudowanie muru skłądającego sie z kilku ścian,a  na każdej inna tapeta.  Był też osobnik, który umiał budować istne labirynty śmieci i zapór i nikt nie był w stanie dostać się do tego, o czym na prawdę myślał.

- Skąd to wiesz?

- Rodzice zostawili mi...

- Masz rodziców? - Spytała z nieskrywaną ciekawością, a nawet lekkim żalem.

- Smoczych, owszem i biologicznych jakichś tam też, tylko nigdy ich nie poznałam. No prawie ich poznałam, bo zostawili mi kartkę, z której wyczytałam wszystko, co powinnam wiedzieć. Poprawka. Nie jedną kartkę, a dwadzieścia. Na każdy rok życia. Jedenastego lipca, czyli już za trzy miesiące, otworzę piętnastą kopertę. I z niej dowiem się czegoś nowego...

- Hmf... Mnie moi nic nie zostawili... - Zamyśliła się na chwilę. - Dlaczego pokazujesz się, niszcząc rzeźnie? Przecież przez ciebie odkryją smoki! Nie dochodzi? Nie możemy się się ujawniać! - Przypomniała sobie o tym jakże waznym szczególe.

- Ludzie muszą zacząć się bać. Muszą zrozumieć, że nie sa sami na ziemi, że jest ktoś, kto broni zwierzeta, że są silniejsze istoty od nich. Kiedy zaczną się bać, będziemy ich mieć w garści. Kiedyś i tak dowiedzą się o smokach. Wtedy pokazemy im je z najlepszej perspektywy. Ale żeby nauczyli się na powrót żyć w pokoju ze SMOKAMI, muszą najpierw oduczyć się zabijania tych, którzy nie mogą się odezwać ich językiem.

- Jest to jakaś opcja... - Mruknęła, kiedy wystawiłam najcięższy argument. - Chociaż w ciąż uważam, że lepiej jest działać z ukrycia.

- Czegoś, czego nie widzą, wbrew pozorom się nie boją. Bo nie mogą tego udowodnić, media nie mają czego rozgłosić, bo póki nikt w to nie wierzy, tego tak na prawdę nie ma. - Zerknęłam w myśli ludzi z mijanego miasta. Talin. - Lądujemy w tym lesie. Mam tam znajomego. Już gdy tylko zniknęliśmy pomiędzy koronami drzew, powitał nas ciemnozielony Rogacz Czteroskrzydły, z elemntami granatu, brązu i popielu. To samotnik, mieszka w lesie wbrew swoim pobratymcom, preferującym wyspy. Pomogłam mu kiedyś przegonić ludzi, którzy chcieli wybudować autostradę, ciągnącą się przez jego skrawek lasu.

- Cześć Anja, siemasz Kwiatku! - Zabulgotał wesoło.

- Kope lat, nie Rick? - Przybiliśmy piątki ogonami.

- Co was do mnie sprowadza?

- Aaa... Siedzieliśmy u takirgo jednego Świra... I zgłosił się na policję. - Uśmiechnęłam się szeroko, na wspomnienie jego miny tuż po wykonaniu skazującego telefonu.

- Na pewno sam...? - Zażartował Rick. Zaczęłam rozglądać się po okolicy pogwizdując po smoczemu.

- A kto jest z wami...? - Teraz zwrócił uwagę na obecność jeszcze jednego smoka. W połowie smoka.

- Thaa... To jest Ada, pół-smok. - Spojrzał na nią krytycznym wzrokiem, dając do zrozumienia, by potwierdziła moje słowa.

- Myślałem, że wszystkie pół-smoki są większe niż zwykłe smoki danego gatunku...? - Mruknął pod nosem, na co Ada prychnęła, po czym zmieniła się w człowieka. - Miło mi. Jestem Rick, Czteroskrzydły.

- Cześć. Ada. - Ponowne burczenie brzucha. - Masz coś do jedzenia...?

- Słodkowone jadasz? - Potwierdziła skinięciem i wróciła do smoczej postaci. Rogacz zerknął na mnie. - Jagody mogą być? Częstuj się.

- Każda zielenina jest dobra. - Powiedziałam i zabrałam się do obskubywania, o ile zżeranie owoców razem z liśćmi i gałęziami pmożna nazwać obskubywaniem, pobliskich krzaków.

Czteroskrzydły zniknął w ciemnościach jaskini, by po chwili pojawić się z kilkoma dorodnymi okoniami w pysku i kawałkiem sarniny.

- Pół-smok, który nie jada ryb ani mięsa? - Zdziwiła się Ada, pochłaniająca ryby na spółkę z Kwiatkiem.

- Po pierwsze smok. A po drugie jestem wegetarianką. - Z moimi zębami, które choć nie złużą do rozcierania zielska, radziłam sobie doskonale z młodymi gałązkami.

- Phmm... To widać.

- Kimniemy się u ciebie, bo do domu jesczez drugie tyle co z Archangielska. - Zwróciłam się do Ricka.

- Archangielsk? Byłem tam. Mowa o Osvirze Drakenurku? Ha! Chciał mi wleźć na grzbiet, uciekłem kiedy tylko odwrócił wzrok. - Wypiął dumnie pierś.

- Tha. Ten Świr wypytywał nas o tajemnicę przyjaźni. - Fuknął Hyacinthino.

- Palant. - Skwitował Rick. Ziewnęłam na całą szerokość japy. - Idziesz Kwiatku?

- Idem. - I jemu kleiły się już oczy.

- Ada? - Zerknęłam przez ramię w stronę. Kiwnęłam głową i podążyła. Na końcu wszedł Rick i jednym pchnięciem ogona zasunął głazem wejście. Trafiłam zielonkawą plazmą w pierwszą lepsza skałę i seledynowe światełka roztańczyły się na ścianach, dając ładny efekt.

- Masz kolorową plazmę? - Zdziwiła się Ada.

- Jej kolor zależy od mojego nastroju. Nie mogę nad tym panować. - Ułożyłam się podnosząc jedno skrzydło, pod które wgramolił się mój brat. Zasnęłam od razu, kiedy tylko zamknęłam ślepia.

Lot za dnia był znacznie szybszy. Szczególnie, że chmury zasłaniały nas niczym ciężkie kurtyny. Pozegnaliśmy Ricka, z którym przegadałam... Godzinę, co strasznie wkurzało Adę, która chciała jak najszybciej wrócić do domu. ...Tylko czemu po prostyu nie poleciała sama...?

...Bo chciałam się jescze o coś zapytać... - Usłyszałam w głowie. Byliśmy już nad Polską.

...?...

...Dlaczego twoja skóra jest... Taka... Właśnie, jaka jest...?

...Nie sprawdzałam wszystkich możliwości... Ale... Jak zauwazyłaś, twoje pazury i zęby na nic się zdały, rozkruszyłaś mną ścianę w łązience szkolnej... I bez problemu drapałam mury Świra... No cóż... Ognioodporna też jestem... Myślę, że mogłabym być dobrym płaszczykiem, gdyby Putin zrzucił na nas jedną zeswoich przyjaciółek...

Rozleciałyśmy się nad lasem, za szkołą. Ja i Hacinthino prosto, ona w lewo.

- Dux? Agili? - Zawołałam rodziców wlatując do głównej komnaty w jaskini. Wylądowałam z szumem skrzydeł, a tuż po mnie Kwiatek. Usłyszałam kroki dwóch smoków. Za zakrętem pokazały się Furie.

- Hyacinthino, Anja...! - Szepnęła z ulgą mama i przytuliła nas, owijając skrzydłami. - Dobrze, ze nic wam nie jest. - Wciągnęła nosem powietrze i zmarszczyła brwi. - Hyacinthino?

- Emm... Tak, mamo? - Agili wyczuła krew Kwiatka, więc postanowiła opatrzyć mu zadrapanie. Podeszła do niego i protesty nie pomogły. Nie puściła go, dopóki nie wylizała mu rany na szyi. - Dzięki... - Mruknął otrzepawszy się.

- Wiecie, że Ada jest pół-smokiem? - Zmieniłam się w człowieka i poszliśmy do mojej części jaskni, czyli do mieszkania.

- Właśnie się zastanawiałem, skąd na tobie złota krew. - Zaśmiał się Dux.

- No co? - Wzruszyłam ramionami. - Weszła na mój teren i jeszcze stwierdziła, że to jej las, rozumiesz? Jest tu trzeci może tydzień i przywłaszczyła sobie mój las! - ale coś mi mówiło, że to była bujda, to z tym, że się przeprowadzała. Sprawia wrażenie raczej jakby mieszkała tu też od zawsze.

- Całe życie chciałaś spotkać innego przedstawiciela twojego gatunku, a kiedy go znajdujesz, walczycie. To bez sensu. - Stwierdził.

- Z sensem, tato. To rytułał. Musiałyśmy się zmierzyć, żeby sprawdzić siły.

- Od kiedy to znasz się na tradycjach pół-smoków?

- Od kiedy niem jestem? - Odpowiedziałam pytaniem.

- Od kiedy jesteś PÓŁ-smokiem? - Parsknęłam śmiechem mama, akcentując słowo "pół". Warknęłam tylko wiedząc, że jeżeli ze mną nikt nie wygrywa słownych potyczek, a sama nauczyłam się od rodziców, więc tym bardziej nie mam szans z dwoma przeciwnikami.

Klapnęłam w ławce. Wychowawczyni, Skalska, otworzyła nam wcześniej klasę, ponoć miała dla nas ważną informację do omówienia. Myślała o tym dość intensywnie, więc z dowiedzeniem się o tym przed wszystkimi nie było najmniejszego problemu. Tego dnia po raz pierwszy nie miałam ochotę zabić świata, za bycie zmuszoną siedzieć z Adą. I ona nie przejawiała też wiekszej niechęci.

...Będzie nowinka o Świrze... - Wysłałam Adzie myśl.

...Słyszałam... Ciekawe jak tam u mniego w celi...?

...Zapewne ma pod dostatkiem czerstwego chleba... - W klasie zebrali się już wszyscy, zadzwonił dzwonek i właśnie mieliśmy zacząć tracić lekcję matematyki.

- Witajcie moi drodzy. - Zaczęła klasycznie Skalska. - Mam dla was nieprzyjemną informację. - Pół klasy właśnei myślało o kartkówce z pola wycinka koła, jedna trzecia o ocenach z ostatniego testu, natomiast reszta... Nie myślała w ogóle. Tylko my dwie, wiedziałyśmy, co się święci. - Pan Osvir Drakenurk został zwolniony ze szkoły. - Prawie nieświadomie, z szerokim uśmiechem na twarzy wystawiłam otwartą dłoń w stronę Ady. Przybiłyśmy piątkę. - Zawiniła jego kryminalna przeszłość. Proszę nie zadawać na ten temat pytań, dziękuję. - Zakończyła wypowiedź... A nie! Jednak nie... - Jeszcze jedno. Anja i Ada zostają po lekcji. Zapiszcie temat.

...Czy ktoś mógł nas przy nim widzieć...? - Zadałam pytanie.

...Chyba tylko ktoś ze straży... Ktoś, kto oczywiście przeżył... - Westchnęła. Nie było opcji, musiałyśmy przebyć rozmowę ze Skalską. Po matematyce stawiłyśmy się przy biurku, kiedy cała reszta uczniów pośród wrzasków wybiegła na przerwę.

- Czy wy wiedziałyście coś na temat Pana Drakenrka? - Uniosła jedną brew sugerując tym samym, że doskonale będzie wiedziała, czy kłamiemy. Ada nabrała powietrza, by przejąć wszystko na siebie, a ja tylko przewróciłam oczami i zwężając źrenice, połączyłam się z wychowawczynią.

...Zapomnij o Drakenurku... - Wydałam proste polecenie, tak trochę od niechcenia.

...Ma się rozumieć...

...A teraz wypisz nam zwolnienia do domu, bez podawania powodu... - Kobieta podeszła do biurka jak jakiś robot i nieświadomie dała nam przepustki do wolności. Już po chwili mogłyśmy wyjść ze szkoły, zanim ktokolwiek zdążyłby jeszcze zapytać nas o Świra. Oczywiście przypomni sobie o tym... Albo raczej ktoś, czyli cała szkoła jej przypomni, tylko najpierw zrobi z siebie idiotkę...

Okej. Next dopiero w piątek, wiem, późno, ale 1. Nie wyrabiamy się trochę z pisaniem i jeśli nie chcecie potem mieć dwutygodniowej przerwy (lub dłuższej) to lepiej poczekać, a 2. W zamian macie opisanego ognika iskrowego, którego koleżanka WRESZCIE skończyła kolorować ;)


Rozdział 10[]

Perspektywa Ady[]

Kolejny dzień nudnej szkoły... Wczoraj, po zahipnotyzowaniu nauczycielki przez Anję generalnie nie wydarzyło się nic ciekawego... Jedynie Anja opowiedziała o wizytach w rzeźniach i rodzince. I spędziłyśmy czas z zielnikami. A teraz znowu kolejny dzień w tych lochach, w tym więzieniu zwanym szkołą... Czemu życie jest takie niesprawiedliwe?
Udałam się do sali chemicznej… A, no tak, na dzisiaj to doświadczenie miałam przygotować… Cholera… Dobrze, że nie mówiłam pani na jaki temat… Szybko poszukałam z plecaku dezodorantu i zapalniczki… Okej, zapalniczka jest…
- Anka, masz może jakiś aerozol? Dezodorant? W sprayu? - spytałam
- Tak, a czemu pytasz? - spojrzała na mnie, a ja uniosłam brwi. - Aaa… Doświadczenie na chemię… Już daję - rzuciła w moją stronę małą buteleczkę.
- Dzięki
- Nie uczyłaś się, z pamięci powiesz?
- Geniuszko, też się nie uczysz - parsknęłam.
- Nic nie mówię - mruknęła.
- Nie nosisz przy sobie takich rzeczy?
- W sensie?
- W sensie teraz dezodorant, u Osvira lupa…
- Wybacz, nie przewidziałam, że wyląduję w więzieniu i pierwszy raz w historii zabrane zostaną mi wytrychy, czy zapomnę przygotować doświadczenie. Na szczęście dzięki pewnym sprawom na ogniu znam się nieźle - powiedziałam.
- Pani nie będzie zachwycona ogniem w szkole - uświadomiła mi.
- Umiem zachować środki ostrożności - powiedziałam, ale w mojej głowie pojawił się piękny obraz płonącej szkoły… Ech, marzenia…
…Nie wątpię… -  Zarechotała w moich myślach Anja.
…Sugerujesz coś?…
…Skądże… - Anja narzuciła torbę na ramię i w tym momencie zadzwonił dzwonek. Weszliśmy do klasy, a pani szybko przekartkowała kalendarzyk w formie notesu.
- No to zapraszamy Adę - zaskrzeczała patrząc na jedną ze stron zeszytu. Szybko poukładałam informacje w głowie, wzięłam dezodorant i zapalniczkę i wyszłam na środek klasy.
- O czym będzie twoja lekcja? - spytała nauczycielka.
- O spalaniu gazów - powiedziałam z kamienną twarzą. Zaczęłam od opisu składu dezodorantu, właściwości jego składników, potem opisałam proces spalania i inne bla bla bla, żeby nauczycielka była zadowolona. No i na koniec zrobiło się gorąco. Dość dosłownie, ale na szczęście pani chyba nie zauważyła leciutko osmalonych końcówek zasłon. I tak są ciemnobrązowe, czarny się wtopi w tło...
Okej, teraz W-F z tą nową nauczycielką. Poszłam na salę gimnastyczną, obok której stała kobieta w średnim wieku. Nie była gruba, ale szczupła też nie. Miała rzadkie i cienkie czarne włosy związane w koński ogon. W ręce coś a charakterystycznym, szaro-granatowym kolorze.
- Dzień dobry - powiedziałam siląc się na przyjazny ton.
- Adrianna, tak? - spytała.
- Może mi pani mówić Ada - powiedziałam dość obojętnie, ale stanowczo, studiując ją równocześnie wzrokiem i umysłem. Cieszę się, że wywalili Osvira, ale jestem teraz podejrzliwa w stosunku do nowych nauczycieli.
- Oczywiście. Przebieraj się, dzisiaj siatkówka - uśmiechnęła się. Zajrzałam w jej myśli. W ogóle nie zauważyła, to plus, nie ma doświadczenia w tym kierunku... Myśli nie wydają się sztuczne... Żadna nie jest podejrzana... Okej, trochę mi ulżyło, ale nie stracę czujności.
W-F minął szybko. Graliśmy w siatkówkę, tak jak powiedziała nauczycielka. jedyny sport (poza walką i lataniem), w którym mogę się wykazać...


Z przyjemnością wstawiam tego nexta i informuję, że konkurs na okładkę już się zakończył. Zwyciężczynią została Tysia. Obie z Anią gratulujemy, a Tysia może w ramach nagrody zgłosić do opowiadania PÓŁSMOKA. Ma absolutną dowolność, jedynie nie może to być nocna furia, bo inaczej będzie ich trochę za dużo. Może zgłosić nocną furię jedynie w formie smoczej, a nie pół-smoczej. Wybór już należy do Ciebie Tysia, opisuj jak najszybciej bohatera i zostaw mi na tablicy, to chyba będzie najlepszy pomysł, no i ślij tą okładkę, bo jeszcze nie ma jej na Wikii (chyba, że wolisz, żebym ja wstawiła, bo już mam na kompku ze stronki którą podałaś, to już daj znać jak wolisz ;)) a tymczasem zapraszam wszystkich do czytania!


Po lekcjach z nieukrywaną przyjemnością wyszłam ze szkoły i od razu pognałam w stronę lasu, nie zatrzymywana przez nikogo. Anja już tam była.

- No co tak długo? - jęknęła.

- Jestem wolniejsza od ciebie - warknęłam.

- I masz miększą skórą - zaśmiała się.

- Ale jestem silniejsza. Gdybyś też miała słabą skórą, to już byś leżała - powiedziałam.

- Ale mam twardszą - powiedziała.

- Będziemy tak stać i chwalić się umiejętnościami, czy pójdziemy wreszcie? - zniecierpliwiłam się.

- Okej, okej, nie bulwersuj się... Już nic nie mówię - powiedziała. - Idziemy na piechotę, bo...?

- Możemy polecieć, ale wtedy są szanse, że zostaniesz marmoladą - powiedziałam. - Albo po prostu zginiesz w jednym kawałku - przypomniałam sobie o jej twardej skórze.

- I tak wolę polecieć. Czemu tak tu niebezpiecznie? - spytała, kiedy już byłyśmy w górze.

- Tam jest wejście dla smoków. Jest bezpieczne, ale jak nie jesteś całkowicie smokiem, nie wlecisz. Nie wiem czemu to tak działa. Ale można też lecieć tędy. - Wskazałam na ostre skały i kamienne kolce.

- Piękne - zachwyciła się Anja.

- Również krew na nich - mruknęłam zwracając tym samym uwagę mojej nie do końca normalnej towarzyszki na czerwono-brązowe ślady i leżące kości.

- No dobra, niezbyt przyjazna okolica - przyznała. Przeleciałyśmy górą, a następnie ostro zapikowałam, lecąc jeszcze slalomem między skalnymi kolcami, sterczącymi we wszystkie strony. Raz byłam prawie pewna, że będzie po mnie, ale w ostatniej chwili skręciłam w lewo, co z kolei spowodowało, że tuż przede mną wyrósł kolejny kolec. Tym razem poleciałam w prawo, potem musiałam poderwać się do góry, gdzie było ledwo co miejsca i czułam, że skrzydłami szuram o kamienie. Na końcu ostro zapikowałam znów o włos unikając nadziania się na ostrą skałę i wylądowałam na półce skalnej. Zaraz za mną wpadła tam Anja.

- Super to było! Ale już rozumiem czemu wolisz wchodzić drzwiami - powiedziała widząc jak ocieram krew sączącą się z łapy.

- Mamo! Tato! Misza! - zawołałam. Misza chciała na mnie skoczyć, ale szybko uniknęłam stratowania, co poskutkowało tym, że Misza zleciała. Zanurkowałam za nią, ale okazało się, że niepotrzebnie, bo złapała równowagę i sama wzleciała rzucając w moją stronę wymowne spojrzenie.

- Masz pretensje, że nie chciałam zostać zabita? - prychnęłam gdy lądowałyśmy.

- Jest już moja rodzinka? - spytała Anja.

- Jeszcze nie - powiedziała moja mama. Przybiegli Kaskada, Sora, Torik i Sky.

- Poczekamy - zaciągnęłam Anję do mojego pokoju widząc, że mama szykuje się na dłuższy wykład.

- Hej Ada! - pierwsza przywitała się Sky. - To ta, co mówiłaś, że jest głupia?

- I wredna?

- Podejrzana?

- Że na pewno grzebie ci w myślach?

- Możecie się zamknąć? - jęknęłam. Anja już prawie płakała ze śmiechu. - Tak, to ona!

- Zjecie coś? - to mama.

- Jesteś głodna? - nie czekałam na odpowiedź. - Nie, dzięki! Polatamy i wracamy za pół godziny! - wystrzeliłam, a Anja do mnie dołączyła.

- Dlaczego Misza jest biała? - spytała nagle.

- No a skąd zwierzęta albinosy? - spytałam.

- Ona jest biała. Zwierzęta albinosy mają czerwone oczy...

- No a Shira? Córka Szczerbatka, z tej bajki? Miała jasnoniebieskie

- Skąd wiesz?

- Szczerbatek był tam ponoć dalekim przodkiem Miszy - powiedziałam ze skrzywioną miną dając do zrozumienia na ile w to wierzę.

- Aha...

- A ty? Czemu jesteś Alfą? Bo przecież skoro alfą smoków jest teraz mój tata...

- Ale on jest alfą tylko smoków...

- Tylko...

- A mi rodzice napisali na kartce, że oni byli Alfami, ja jestem Alfą i półsmokiem - skrzywiła się lekko wypowiadając to słowo.

- Czyli twoi rodzice byli półsmokami?

- Tego akurat nie wiem - mruknęła. - A wasze mieszkanko? Jak doprowadziliście wszystkie instalacje? Skąd bierzesz pieniądze?

- A ty?

- Mi rodzice zostawili w skrzyni tyle gotówki, że za pięć procent z tego wybudowałam dom i przeżyłam te 10 lat - powiedziała. - Teraz ty

- Okej... - zamyśliłam się i wpadłam na pewien pomysł. Ostro zahamowałam. - Chodź, chyba łatwiej będzie jak ci pokażę - powiedziałam i popędziłyśmy w stronę mojego domu. Anja oczywiście była pierwsza. Szybko zaprowadziłam ją do tych jaskiń na samym dole. Wszędzie, dosłownie wszędzie były kryształy. Można było odwrócić się w dowolną stronę i chwycić diament czy szafir wielkości pięści.

- Jak to znalazłaś?

- Po pierwsze to nie ja, tylko smoki górskie, a po drugie, to już tu jest od bardzo dawna...

- I nie wydało się ludziom podejrzane, że piętnastolatka sprzedaje takie kosztowności?

- Nie ja je sprzedawałam, poza tym, robi się to w różnych miejscach, pojedynczo, lecisz na "znalazłam na wycieczce w górach, to chyba cenne bardzo, prawda?"

- A kto?

- Kiedy indziej ci powiem - powiedziałam. Bez czytania w myślach mogłam wyczuć, że Anję teraz korciło, żeby zajrzeć w moje myśli, ale nie zrobiła tego. I tak by się niczego nie dowiedziała, bo myślałabym specjalnie o czymś innym.

- Ada! Anja! - usłyszałam głos mamy. - Dolecieli!

- Chodź, później możemy tu wrócić - poleciałyśmy w górę, ja z pewną ulgą. NIGDY, NIKT nie był w żadnym z moich domów, a zwłaszcza w tych najlepiej ukrytych miejscach. Nie mogę jeszcze nazwać Anji przyjaciółką. Koleżanką MOŻE. Ale cały czas jestem przygotowana na to, że może współpracować z jakimś wrogiem. Z Osvirem nie, ale czy on jest jedynym wrogiem, jaki istnieje? Nie. A ja nie tracę czujności.


Jeżeli ktoś nie przeczytał informacji n agórze (niektóre osoby tak robią) to zajrzeć tam jeśli chcecie wiedzieć kto wygrał konkurs na okładkę :P Czekajcie na kolejnego nexta!


Przepraszam! Wiem, że nexty rzadziej niż obiecywałyśmy... Ale zabrano mi kolejne dwa dni z tygodnia... Kurs przygotowujący do testu predyspozycji językowych, ka drugim końcu Warszawy... Niemieszkający niech sobie znajdą na mapie Warszawy Białołękę, gdzie mieszkam i Kabaty, gdzie są zajęcia. I doliczcie, że do domu wracam o 21 -,-


Rozdział 11[]

Perspektywa Hyacinthina[]



Wlecieliśmy przez dość kręte korytarze do głównej sali. Powitały nas tam dwie Nocne Furie. Wszycy pięcioro byliśmy chyba tak samo zaskoczeni swoją obecnością. Okay, wiezieliśmy o swoim istnieniu od trzech dni ale... Poza moimi rodzicami i Anją, no i później też Adą nie widziałem żadnej Nocnej Furii lub pół-Furii. Byłem przekonany, że jestem ostatni. Anja zawsze powtarzała mi, że tak jak na pewno istnieje gdzieś jakiś inny pół-smok, tak musi być tez i Nocna Furia. Pytałem wtedy, skąd pewność o istnieniu jej pobratymców i tym bardziej moich. Odpowiadała, że jeżeli ona w tpo wierzy, to tak jest.

- Witajcie w naszych skromnych progach. - Powiedziała ciepłym głosem srebrnooka smoczyca. - Jestem Luna, matka Miszy i Ady.
- Svart. Miło nam poznać inne Furie. - Uśmiechnął się dostojny smok o ciemnożółtych oczach.

- Alfa. -  Tata skłonił lekko głowę. Tylko z grzeczności. My uznajemy tylko Anję. Bo jak dla mnie, to ona jest smokiem. Choć czasem... Czasem wolę ja w ciele człowieka. - Jestem Dux. Ojciec Hyacinthina i Anji.

- Agili. Czeszymy się, mogąc poznać braci i siostry. A to jest naz syn, Hya... - Tego jeszcze brakowało...

- Mamo...? Umiem się sam przedstawić. - Podszedłem parę kroków w przód. - Huacinthino, niebieskooka furia. - Posłałem rodzicom uśmiech zwycięzcy. Nie cierpią, kiedy dokładam tą "niebieskooką Furię". A ja nie widzę w tym nic złego. Inna sprawa, że lubię im robić "na złość". Rozglądnąłem się po jaskini. Całkiem spoko, ale... Stanowczo wolę naszą. Tu jest sbyt ciemno, nie to, co u nas. Pełno tam otworów w suficie, przez które wpadają promienie słoneczne. teraz przyszła pora na rytualne obwąchanie. Nie wiem, kto to wymyślił, ale tak sie utarło i zawsze kiedy widi sie kogoś po raz pierwszy, trza sie obwąchać.

- Ada! Anja! - Zawołała Luna. - Dolecieli!

- A gdzie Misza? - Zapytałem.

- Zaraz przyleci. - Powiedziała jej mama, na co Svart zmierzył mnie krytycznym spojrzeniem. Z jednogo z tuneli wyleciała Anja.

- Cześć Kwiatku! - Zawołała na wejściu, zupełnie mnie przy tym kompromitując przed rodzicami Miszy.

- Sie masz, Dziecko Lasu... - Mruknąłem spuszczając wzrok.

- Agili, Dux. - Podeszła do rodziców i w tym momencie przyleciała Ada.

- To jest Ada. Ada, to moi rodzice. Kwiatka już znasz.

- Kwiatka? - Zaśmiał się najpiękniejszy głos, jaki kiedykolwiek słyszałem. Po chwili moim oczom ukazała się śnieżnobiała Furia o wspaniałych bursztynowych oczach.

- Ty musisz być Misza... - Szepnąłem, nie mogąc z siebie wydusić nic więcej.

- Owszem. A ty...? - Przyjrzała mi się z nieskrywaną ciekawością. Ja jej również.

...Anja, ugryź mnie... - Poczułem na uchu dość mocne uszczypnięcie.

...No co się tak na nią gapisz...? - Zerknąłem na Anję.

...Bo mogę...?

...Jasne... Kwiatek się zakochał...! Kwiatek się zakochał...!

...A weź przestań...!
- Parsknąłem znów zwracając uwagę na Miszę. Otrzepałem się mentalnie i zrobiłem parę kroków w przód.

- Jestem Hyacinthino. - Powstrzymałem sie przed dodaniem "niebieskokokiej Furii" i pokłoniłem się lekko - kolejny zwyczaj przy witaniu się ze smoczycami. Rodzice mi to wbili do głowy i już nic się z tym nie da zrobić. - Miło mi jest poznac tak wspaniałą istotę, jaką jesteś, śnieżnołuska. - Zaśmiała się na moje słowa.

- Śnieżnołuska? Poetą jesteś? - Uniosła brwi w zdziwieniu przemieszanym z rozbawieniem.

- Uczyłem się od mistrzyni. - Posłałem Anji zwycięskie spojrzenie, za co oberwałem ogonem. - No a co? Nie jesteś mistrzynią? Dziecko lasu?

- Zamknij się Kwiatku! - Warknęła rozbawiona. I ponownie moich uszu doszedł ten nieziemski dźwięk. Momentalnie zwróciłem uwagę na Miszę. Nie mam pojęcia, jak długo się w nią wpatrywałem, ale chyba wystarczająco, żeby przewróciła swoimi pięknymi oczami i zawoławszy koleżanki, odwróciła się ostentacyjnie i wyszła innym tunelem. Otrząsnąłem się i podreptałem za nimi. Nie mogłem przestać myśleć o Miszy. To najpiękniejsza smoczyca, jaką kiedykolwiek widziałem, jaka kiedykolwiek była na świecie!

Z wymienionego wyżej powodu, next krótki. Ale nie wyrabiamy się z dopisywaniem kolejnych rozdziałów, delikatnie mówiąc... Mam nadzieję, że nie czujecie się urażeni XD


Perspektywa Anji
[]

O matko...! Ten Kwiatek wlampiał się w nią jak w ósmy cud świata! Dobrze, że chociaż nie otworzył japy i się nie ślinił...! Fakt, przyznaję, jest niesamowita. Biała i w ogóle, do tego bursztynowe oczy, no ale...!? Okay, przyznaję, nigdy nie widział innej Nocnej Furii oprócz rodziców i swojego odbicia w lustrze, no już nie mówiąc o samicy z tego gatunku... Ale mógłby się zachowywać jak na smoka przystało. Zastanowiwszy sie jeszcze nad tym, co miałam zamiar zrobić, ruszyłam bez sowa komentarza za moim braciszkiem.

- Miszo, Lilio kwitnąca, czy zechciałabyś uraczyć mnie choć jednym słowem? Każdy dziwięk, jaki wydobywa się z ust twoich jest muzyką dla moich uszu i śpiewem anielskim dla serca...! - Teraz to mnie wmurowało. Z mojego Kwiatka na serio robi się poeta! poeta od siedmiu boleści, oczywiście... Zrównałam się z uparcie próbującym dać o swoim istnieniu znać Kwiatkowi i ostentacyjnie ignorującymi go smoczycami z Miszą na czele. Bursztynooka obróciła się na odgłos moich kroków i złapałyśmy kontakt wzrokowy. Znajdowaliśmy się właśnie w jednej z ciekawiej ozdobionych przeróżnymi formacjami wapiennymi komnacie.

...Błagam, zajmij go czymś... - Jęknęła Misza czując, że zaglądam jej do myśli. Uśmiechnęłam się pdstępnie.

...Się robi... Ale będziesz mi wisieć przysługę... Stoi...?

...Stoi...
- Przybiłyśmy mentalnie piątki ogonami i zabrałam się do wywiązania zmojej części umowy.

- Kwiatek, masz może ochotę poćwiczyć regulację siły laserów i przy okazji sprawdzić moją odporność? - Zapytałam uśmiechając się szeroko, jak najbardziej szczerze.

- Ty się w ogóle pytasz? - Momentalnie stracił zainteresowanie nieudolnymi zalotami i zawrócił ze mną w jakiś losowy tunel.

...Dzięki... - Szepnęła Misza i razem z dziewczynami jak najciszej czmychnęły w przeciwną stronę.

...Żaden problem... Ale wiesz...

...Pamiętam...
- I przerwałam łącze.

Jedną z cech Hyacinthina jest łatwe rozpraszanie się. W zależności od sytuacji możę to być bardzo dobra i przydatna cecha. Daleko nie trzeba szukać, wystarczy wziąć na pulpit chociażby wydarzenie mające miejsce kilka sekund temu. Może to być jednak bardzo uciążliwe i stosunkowo niebezpieczne. Ale znając Kwiatka, w sytuacjach wymagających skupienia potrafi je zachować.

Zatrzymaliśmy się w jakiejś niezbyt ładnej odnodze jaskini, zakończonej ślepym zaułkiem. klapnęłam na ziemię i rozłożyłam skrzydła, tworząc z nich coś jak łuk. Kwiatek ustawił się na przeciwko mnie i przypadł przednimi łapami do ziemi, szykując się do strzału. Zaraz jego źrenice rozszerzyły się na dosłownie ułamek sekundy na prawie całe oczy, by zwężyć się w wąskie kreski i wytworzyć dwie cienkie, błękitne wiązki laseru, skierowane aprost na moje prawe skrzydło. Wiązki dotarły do błony skrzydłowej w mgnieniu oka i rozświetliły mnie. Zaczęły sie odbijać, tworząc w zrobionym przeze mnie łuku istną pajęczą i wściekle błekitną sieć.

To było dziwne uczucie, kiedy setki rozgrzanych i niewiarygodnie mocnych, niebeiskich kropeczek zaczęło tańczyć po mojej skórze. Bynajmniej nie sprawiało mi to bólu, a wręcz przeciwnie, łaskotało lub, w zależności od siły, z jaką "nadawał" Hyacinthino, masowało.

- Tylko na tyle cię stać? - Warknęłam przyjaźnie trzepiąc uszami. Kwiatek momentalnie zwiększył moc, tym samym zwiększając średnice obu wiązek.

Teraz czułam się jak... Nigdy nie byłam na akupunkturze, ale słyszałam raz myśli jednej babki, siedzącej obok mnie w kościele, więc wiem, jakie to mniej więcej jest uczucie. Tak więc czułam się jak na słabej akupunkturze. Po piętnastu minutach bezustannego naświetlania Hyacint się zmęczył, a ja czułam sie z deczka obolała. Jego lasery są na prawdę mocne. Wiem to, bo niejednokrotnie wypróbowaliśmy je na różnych przedmiotach. A moja skóra w końcu tez nie jest niezniszczalna w nieskończoność. Ale taki trening powinien ją wzmocnić.

Zastanawiałam się też kiedyś, co by było, gdyby przykłądowo... Usiadło na mnie kilka słoni. Albo gdybym dobrowolnie weszła pod wyburzany budynek. Czy moja skóra utrzymałaby  mnie  wkupie? Czy moje kości też mają podobne właściwości? Jednego dnia byłam nawet skłonna wypróbowac te słonie ale... Kiedy Kwiatek zaczął się rozwodzić nad wszelkimi mozliwymi ewentualnościami... Odechciało mi się realizować mój kolejny szalony plan i tym bardziej wysłuchiwać wszystkich argumentów przeciw realizacji i do tej pory nie wiem, jaki nacisk jestem w stanie wytrzymać bez szkód.

Bo jeszce jedną, jedną z ważniejszych umiejętności Kwiatka jest superszybki mózg geniusza, dzięki któremu bez problemu rozwiązywął moje zadania domowe, kiedy przykładowo, strasznie mu sie nudziło. Szybko się uczy i zapamiętuje chyba lepiej niż ja. Na dziesięć rozegranych przez nas partii szachów, tak grywamy dość czesto, pięć kończy się patem, dwie wygrywam ja, dwie on, a jednej w ogóle nie kończymy, bo po prostu parują nam mózgi. Czasem zastanawiałam się, co by było, gdyby dać mu specjalnie przystosowany dla smoka komputer i jakiś dowolny program do programowania i do tego masło maślane na przekąskę... Nie wykluczone, że stworzyłby nowy system, lepszy od tych ludzkich. Zamyśliłam się. Dość często mi sie to zdarza. A jak już się zdarzy... To mogę spędzić kilka godzin w bezuchu zastanawiając się nad wszystkim i niczym. Tak było i tym razem. Z transu wybudziło mnie mocne szturchnięcie Kwiatka.

- Ej, Anja. Halo! - Pomachał mi łąpą przed pyskiem. - Ziemia do Anji! Kontaktujesz? - Lekko zdezorientowana potaknęłam skinieniem głowy. - Czy aby na pewno? Biorąc pod uwagę czestotliwość twoich odlotów do Otchłani Twojego Umysłu, kiedyś może się to zakończyć fatalnie dla wszystkich. Nie dobrze, aby twój mózg na tyle sie wyłączał na świat zewnętrzny. Jeszcze sie darzy trak, że tam sostaniesz i będzie ze mna tylko twoje ciało. Powinnaś ostrożniej podchodzić do medytacji... - Właśnie o tym mówiłam... W tym momencie właśnie się wyłączyłam nie mając ochoty wysłuchiwać jego kolejnych wywodów.

Skończył dokładnie w momencie, kiedy w komnacie, podczas jego wypowiedzi zdążyliśmy pięć razy zmienić swoje położenie, pojawiła się Misza. I to właśeni jej widok zamknął Kwiatkowi japę. Podreptał do niej, szurając z zadowoleniem ogonem po ziemi i z wywalonym jęzorem. Nie chciało mi się oglądać tej scenki, mając już i tak po uszy jego wewnętrznych monologów i sonetów do Miszy.

,,...Ah Miszo wspaniała... Lilio kwitnąca...!" BLE! Nie tracąc czasu pomknęłam zwinnie korytarzem prowadzącym do obecnego miejsca pobytu Ady.


No chciwce, macie tego nexta i nie żebrzcie dziś o więcej! Błagam Was, moje jedyne wolne dni teraz to piątek i weekend, a wtedy robię jakieś głupie rzeczy, bo np. nauczycielka wyjeżdża z klasą i o ocenę na koniec trzeba dbać TERAZ. Ja czasem od kompa po robieniu prezentacji w Power Poincie wstanę już tylko po to, żeby pójść spać. Ludzie, radujcie się, kiedy matematyczka wyjedzie, będę miała te weekendy wolne!



Rozdział 12[]


Perspektywa Miszy
[]



Kurde, ale on mnie denerwuje! Robi te maślane oczy i patrzy takim rozmarzonym wzrokiem! Co mu do tego czarnego łba strzeliło?! Serio mnie denerwuje.
- Misza... - odezwał się takim głupim głosem.
- Co?! - warknęłam wyraźnie dając mu do zrozumienie, że mnie wnerwia i ma spadać.
- Może miałabyś ochotę na lot nad... - nie wytrzymałam. Skoczyłam na niego przygważdżając go do ziemi. Chyba zupełnie nad tym nie panując wpadłam w furię.
- NIE MAM NA NIC OCHOTY! ODWAL SIĘ ODE MNIE! - kurde, chyba całe leże to usłyszało... A niech ich wszyscy diabli wezmą! Rzuciłam wściekłe spojrzenie w kierunku Hyacinthina, który nic sobie nie zrobił z mojej wściekłości. Albo nie zauważył. Wszystko jedno, wnerwia mnie i tyle! Rzuciłam w jego kierunku ostatnie wściekle spojrzenie i pobiegłam do innej jaskini. To takie niesprawiedliwe! Od tak dawna marzę, żeby spotkać inne nocne furie, oprócz rodziców oczywiście... A kiedy się to stało, musi to być akurat KTOŚ TAKI?! Westchnęłam i poszłam tam, gdzie udały się Ada i Anja. Poszłam do nich. Tym razem, ten pajac akurat siedział obok nich i nasłuchiwał. Obie siedziały przy tym wejściu dla ludzi i słuchały. Ale czego? Ja też wytężyłam słuch.
Kroki.
Ktoś jest w lesie! Ada szybko otworzyła drzwi i cicho podbiegliśmy do tej ściany, za którą jest wodospad. Nagle usłyszałam głos, nadal słabo słyszalny. Pojedyncze ryki typowe dla feniksa i krzyki:
- Eeeej! Adaaaa! Aaadaaaah! Miszaaa! Meysaaah! Koloooos hiii?! - głos urwał. Zauważyłam na twarzy Anji niedowierzanie, a na twarzy Ady radość. I trochę zirytowania. A, już wiem kto to! Nie dziwię się Adzie... Ta dziewczyna nie umie być dyskretna, i nie chodzi mi tu o Adę. Mimo to uśmiechnęła się i teraz ona zaśpiewała.
- Hi los hinzaal mey! - błyskawicznie otworzyła drzwi.
- Gdzie idziesz? - spytała Anja.
- Eee... Zaczekajcie tu z Kwiatkiem sekundkę. Misza, błagam zostaniesz z nimi?
- Co? Z tym błaznem? Mowy nie ma! - wybiegłam pierwsza i zatrzymałam się za wodospadem. Ada westchnęła.
- Okej. Anja, Kwiatek, zaczekajcie...
- A jak się nie zgodzę? - spytała Anja.
- To cię zwiążę i zaknebluję - warknęła Ada. - Idę tylko wydrzeć się na tą osobę i wracam - wybiegłyśmy z jaskini nawet nie zasuwając ściany. Usłyszałam westchnięcie Anji, która powstrzymywała tego pajaca przed pobiegnięciem za mną. Z krzaków wyszła niezbyt wysoka dziewiętnastolatka o rzadkich i cienkich włosach. Na niebie nie było ani jednej chmurki, a dziewczyna była jak zwykle, pełna entuzjazmu, może trochę zniecierpliwiona.
- Nareszcie, no ile można czekać - podeszła do nas. Z lasu za nią wyłonił się ikran feniks.
- Cześć Misza - uśmiechnął się. No i takich lubię, a nie takich idiotów jak ten Kwiatek!
- Hej Cieo - uśmiechnęłam się.
- Coś chyba nie masz dziś zbyt dobrego humoru - zauważył.
- Spytaj się pana zakochanego czemu - mruknęłam.
- Pana zakochanego? - zachichotał.
- Ada, Sylwia, my idziemy - poinformowałam ją. - Pokłóć się z nią i tak dalej i wracaj do jaskini...
- Okej - powiedziały równocześnie i się zaśmiały. Wróciłam do jaskini zasuwając za sobą kamienną ścianę.
- I gdzie jest? - spytała znudzona Anja nie patrząc na mnie.
- Kto to? - spytał ten błazen wskazując na Ciea. Anja się odwróciła i od razu zakrztusiła. Szybko złapała oddech.
- To Cieo - powiedziałam.
- Niebieski ikran feniks - wyszeptała z zachwytem Anja. Cieo na nią spojrzał.
- O, półsmok... Myślałem, że Ada jedyna.
- Co wy na to, żeby podsłuchiwać? - zaproponowałam. Przywarliśmy do kamiennej ściany.
- Całkiem cię chyba pogięło! - krzyczała Ada.
- Czemu? Kuzynki odwiedzić nie mogę?
- Właśnie dobrowolnie przybyłaś do miejsca, gdzie aktualnie przebywa sześć nocnych furii i dwa półsmoki - wysyczała Ada.
- Nie było was dwa razy mniej?
- Było - westchnęła Ada. - Chodź za mną. Pewnie nie przylecieliście sami?
- No pewnie - usłyszeliśmy trzepot skrzydeł i zbliżające się kroki, więc szybko odskoczyliśmy od ściany. Po chwili weszły Ada i Sylwia.
- Skąd znasz ten język? - spytała od razu Anja.
- No, od smoków się nauczyłam... - powiedziała Sylwia, którą ANja zmierzyła nieprzychylnym spojrzeniem.


No ludzie, radujcie się, znalazłam czas wstawić nexta! No i sory, że mega rzadko, ale serio trochę się opóźniłyśmy z pisaniem i Anka jest przy 13, ja przy 14 to... Ech, szkoda gadać. I tu do Ani, publicznie... Weź się pospiesz, długi będzie ten 13?! Bo ja Ci powiedziałam, że będzie mega długi mój! XD Żaruję. Mam nadzieję, że się podoba :P

Perspektywa Ady[]


- Nie miałyście już jakiego sygnału ustalić? - prychnęła Anja. - Zna ona na pewno smoczy, nie parę tylko słówek? - kiwnęła głową w stronę Sylwii, która na szczęście jest przyzwyczajona do... Nieprzyjaznych wobec niej ludzi, że tak to ujmę.
- Znam smoczy - powiedziała Sylwia.
- To czemu wybieracie darcie się w mieszance ludzkiego i smoczego? - parsknęła.
- ONA się drze, ja się na nią drę tylko za każdym razem gdy to robi - odparłam.
- Ale działa... - dodała Sylwia.
- Na pewno nic to z przodkami nie ma wspólnego? - spytała Anja. Zesztywniałam.
- Mówiłam ci - wysyczałam. - Nie znam swoich przodków. Nie znam swojej rodziny, jedynie z Sylwią jestem spokrewniona więzami krwi. Reszta mojej rodziny to smoki - warknęłam.
- Wiesz, mi jedyne co rodzice zrobili to zostawili kartki z informacjami - wzruszyła ramionami.
- Żeby mi przynajmniej tyle zostawili! - prychnęłam.
- Ty narzekasz, że TYLKO kartki - powiedziała Sylwia. - Nasi rodzice nas porzucili, wprawdzie moi w górach w Peru, u ikranów feniksów, a jej tutaj, w Europie, ale się spotkałyśmy... Nasze nazwiska SĄ nietypowe, tego nie podważysz... W całej Polsce są tylko 2 rodziny o tym nazwisku, a w Peru jestem jedyną obywatelką - powiedziała. - Doszłyśmy więc do wniosku, że musimy być rodziną. Ale wracając... Nasi może uciekali i postanowili przynajmniej nas uratować? - zapytała sama siebie. - Ale NIC nam nie zostawili, a ty masz przynajmniej JAKIEKOLWIEK informacje - powiedziała.
- Załapałam - mruknęła. Dalej zaczęły rozmawiać, ale ich nie słuchałam. Myślami byłam zupełnie gdzie indziej. Dlaczego padło na mnie? Dlaczego moi rodzice nie mogli zrobić jak Ci Anji... Dlaczego nie zostawili mi przynajmniej jakichś kartek z wyjaśnieniami? Nie, ja wszystkiego o sobie, o półsmokach muszę uczyć się sama... I do Sylwii, jest w końcu 4 lata starsza... Ona jeszcze pamięta swoich rodziców, bo miała równo 4 lata gdy zaginęli... Ale jak przez mgłę. Pamięta, że wskoczyli na dwa ikrany feniksy i polecieli najszybciej jak się dało w stronę ich siedliska. Tam ją zostawili i szybko się pożegnali słowami "Może przynajmniej ty przeżyjesz kochanie..." A widok dwóch odlatujących smoków jest jednym z nielicznych, które Sylwia pamięta z dzieciństwa.
- Prawda Ada? - Sylwia mnie szturchnęła.
- Co? - ocknęłam się.
- Znów się zamyśliłaś... - ziewnęła Misza, a Hyacinthino obserwował to z zachwytem. Czy on nie jest trochę nienormalny?
...Zgodzę się... - w myślach usłyszałam mentalny głos Anji.
- Jakie pytanie zadałyście? - spytałam na głos.
- Prawda, że nie jestem półsmokiem?
- Nie, ty akurat jesteś zwykłym człowiekiem. No, nie do końca zwykłym, bo wiesz o istnieniu smoków, ale jesteś człowiekiem - powiedziałam.
- No właśnie - Sylwia znów zwróciła się do Anji.
- Słuchajcie - nagle w mojej głowie zapaliły się dwie żarówki - ta odpowiadająca za kreatywność i ta odpowiadająca za wredność. - Mam genialny pomysł... Sylwia, zostań na trzy dni w razie sytuacji krytycznej - poprosiłam.
- Spoko. A reszta ikranów może wejść? - spytała.
- Jaka reszta? - spytała Anja.
- Ona zawsze przylatuje całym stadem - westchnęłam.
- Ile tam jest takich wyjątkowych? - spytała Anja głaszcząc Ciea po szyi.
- Tylko Cieo - powiedziała Sylwia.
- Piękny jesteś - powiedziała Anja do Ciea.
- Wiem - zaśmiał się smok. Kątem oka zauważyłam, że Kwiatek patrzy co chwila na Miszę i Ciea. Na Miszę maślanymi oczami, a na Ciea... Nieprzychylnie. Nie dość, że Misza go lubi to jeszcze zabiera uwagę jego siostry...
- Którędy wlecą? - spytała Anja.
- Wejściem dla smoków - powiedziałam.
- Ocknij się! Jak my próbowałyśmy to...
- Wiem, wiem - wywróciłam oczami. - To blokuje, że tak to ujmę, każdego, kto nie jest smokiem - powiedziałam.
- Serio?
- Dlatego zwykle wchodzę tędy - wzruszyłam ramionami. - Idziemy do jaskiń?
- Okej - powiedziała Sylwia. - Jeszcze z twoimi rodzicami muszę się przywitać. - Chodź Cieo - pognali przodem.
- Nie chcę nic mówić... - mruknęła Anja. - Ale tam są też MOI rodzice. Oni chyba jej nie znają? - spojrzała na mnie. Bez czytania w myślach pojęłam o co jej chodzi. Szybko pognałyśmy do jaskiń. Zajęło nam to raptem pięć minut, ale widok jaki zastałyśmy...
O jak ja uwielbiam trzymać Was w niepewności! Nie wiem czemu i nie pytajcie, to jest super tak przerwać w najlepszym momencie :P Nie no, żartuję. No, ale chwilowo nexty... 2 razy w tygodniu może będą? Poczekajcie, napiszę test predyspozycji językowych, skończy się to całe gówno, zwane potocznie wyborem gimnazjum, zdobędę 6 z angielskiego, co nie chwaląc się XD będzie się równało średni 6.0... Ale wiecie, to na mojej nauczycielce od angielskiego wzorowałyśmy w połowie Jandrę, więc macie mniej więcej moją sytuację... U Ani się też skończy ta zabawa z ocenami i nexty będą częściej ;)
Dux właśnie przygniatał Sylwię do ziemi, a CIeo się na niego rzucał. Agili chciała pomóc Duxowi, a moi rodzice biegli, żeby wyjaśnić o co chodzi. Zmieniłam się w smoka.
- STOP!!! - ryknęłam. Spojrzeli na mnie. Podeszłam do Sylwii. - Możesz zejść? - spytałam Duxa ignorując jakiekolwiek formułki grzecznościowe.
- Kim ona jest? - spytał. Wywróciłam oczami ignorując również surowe spojrzenia rodziców.
- Moją kuzynką, człowiekiem i przyjaciółką Ciea - wskazałam na niebieskiego ikrana feniksa trzymanego przez Agili, która w tym momencie go puściła. - I przyjaciółką ogólnie ikranów feniksów, które będą tutaj za chwilkę - powiedziałam.
- W takim wypadku przepraszamy - powiedział Dux mierząc Sylwię nieprzychylnym spojrzeniem. Takim, jak mój tata Kwiatka... Teraz też patrzy na niego krytycznym wzrokiem, kiedy ten robi maślane oczka do Miszy.
- Sylwia - spytałam. - Możesz zostać na parę dni?
- Czemu? - zdziwiła się. - Znaczy cieszę się, ale zawsze byłaś zajęta...
- No wiem... Ale mam taki pomysł i jeśli coś nie wyjdzie to będziesz musiała odwiedzić dyrektorkę - mruknęłam.
- Czyżby kolejny kawał na nauczycielach? - uniosła brwi.
- Wchodzę w to, choć jeszcze nie wiem o co chodzi! - zgłosiła się Anja. - Demolka to...
- Sens życia! - dokończył Kwiatek.
- Chyba to inaczej się mówi... - mruknęła Misza.
- Daj spokój - zaśmiała się Sylwia. - Zostaję i wam pomagam!
- Okej, idziemy do lasu - powiedziałam.
- Po co? - zdziwił się Hyacinthino.
- A gdzie będą zielniki? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Rozumiem, masz plan i nikt ci go nie zawali - mruknął.
- A masz taki zamiar? - zdziwiła się Anja.
- Pewnie, że nie mam - oburzył się. - Podałem tylko taki przykład!
- Okej, możemy iść? - zaczęłam się niecierpliwić, więc nie czekając na nich zmieniłam się w smoka i wyleciałam przez wylot dla smoków. Nie mam bladego pojęcia jak to działa - bezpieczną trasą mogą wlecieć TYLKO smoki. Nawet półsmoki nie. Po prostu czuję jakąś blokadę, jakbym leciała przez gęsty budyń... I nagle dalej nie mogę. Mogę tylko tunelem, albo TT... Trasą Trupów. Ale wylecieć mogę spokojnie, więc teraz popędziłam najszybciej jak umiałam, choć Anka i tak mnie dogoniła... Szybsza jest. Już się zastanawiałam gdzie wylądować, kiedy usłyszałam cichy pisk bólu. Nie czekając na resztę zapikowałam tam i wylądowałam na małej polance. Podeszłam do drzewa przy którym była zamontowana pułapka na lisy... Co?! Zielnik liściasty?! Wielkości lisa?! Co to za gigant?! Podeszłam powoli do smoczycy, jak rozpoznałam po zapachu. No co się dziwicie? W postaci smoczej nie mam okularów! Kłapnęła zębami tuż obok mnie, a ja szybko się cofnęłam o krok.
- Przestań się szamotać, dobra? - spytałam. - Nic ci nie zrobię...
- Kim jesteś? - od razu przeszła do rzeczy.
- Ada, półsmok, nocna furia - uśmiechnęłam się. Te słowa od razu ją uspokoiły. Mogłam się jej dokładnie teraz przyjrzeć. Była dużo większa od zwykłego zielnika. Jak wiecie, zwykłe są małe i bez problemu mogą usiąść na ramieniu, a ona była mniej wielkości lisa i zmieściłaby się na ramionach, ale obu, musiałaby się owinąć wokół szyi żeby nie spaść. Ponadto niby była jasnozielona, jak to zielniki iglaste, ale... Jej łuski tak naprawdę mieniły się WSZYSTKIMI kolorami. Bazą był zielony, ale w naprawdę. W niektórych momentach światło tak padało, że migotały tam i inne barwy. Trochę tu niebieskiego, jak się inaczej spojrzało to pomarańczowego... Zależy od światła, od tego pod jakim kątem się patrzy... Niesamowita.
- Czemu jesteś większa od innych zielników? - koło mnie wyrosła Anja. Na jej widok Gaja, bo tak smoczyca miała na imię, znowu się najeżyła.
- Ona też jest półsmokiem - uśmiechnęłam się. - Opowiadaj, a ja cię w tym czasie wyciągnę.
- Jestem przywódczynią tutejszych zielników, a większa jestem... Nie wiem czemu. Zawsze przywódca stada jest większy - wykonała taki gest jak u ludzi wzruszenie ramionami.
- A gdzie twoje stado? - spytała Anja unosząc "brew" do góry.
- W krzakach teraz siedzą w razie gdyby ludzie przyszli - powiedziała.
- Masz - skończyłam rozbrajać pułapkę i uwolniłam zielnika. - Gaja, a chciałabyś z nami zrobić jutro kawał na ludziach? - zaproponowałam.
- Bezpieczne to? - spojrzała na nas jak idiotki. W sumie daleka od prawdy nie jest...
- Pewnie - powiedziałam ignorując spojrzenia Anji. - No co? Nie wiesz jaki mam plan, a kwestionujesz?
- Mogę zajrzeć w twoje myśli - powiedziała.
- Było mi nie tłumaczyć jak budować mur - wyszczerzyłam się.
- Chcesz powiedzieć, że odczytałam źle i wzięłam cię za chorą psychicznie i w ogóle nie myślącą?
- Dokładnie - prawie leżałam na trawie.
- Okej, a co mam robić? - spytała. - Inne zielniki też biorą udział? - teraz dostrzegłam mnóstwo smoków, które usiadły na wszystkich drzewach i krzakach wokół nas.
- Zobaczymy - powiedziałam, a w mojej głowie powstał najpiękniejszy widok na świecie... Bez wahania wysłałam go Anji, co poskutkowało tym, że prawie się udusiła, bo równocześnie się śmiała, krztusiła i jeszcze miała czkawkę. W sumie Misza i Kwiatek podobnie. Po ogólnym uspokojeniu zaczęliśmy ustalać szczegóły planu.
Lekcja polskiego rozpoczęła się jak zwykle - nudno. Pani odpytywała z CZYTANIA. Pogięło babę. W drugiej gimnazjum?! Pamiętam, że przez całą podstawówkę byłam każdego roku parę razy w semestrze odpytywana z czytania, tak jak zresztą reszta klasy... Nie wiem jak to się działo, ale myliłam się zawsze rzadziej niż pani. No, ale w każdym razie było czytanie jakiegoś nudnego poematu... A nie, to fragment tej Medei, o którą Anka była pytana... Opowiedziała mi o tej sytuacji. Jedyna różnica w lekcji była taka, że co jakiś czas zapatrywała się w tylną ścianę klasy i odwracała szybko w stronę tablicy. Właśnie Jagoda skończyła czytać - odrobinę wydukane, z błędami, w miarę spoko...


Mam nadzieję, że usatysfakcjonowani nextem. No i wyraźcie swoją opinię w komentarzach ;)
Wiem, że nie było nexta, ale jak już wcześniej pisałam, bolał mnie brzuch, a wczoraj... Wczoraj nadrabiałam oglądanie filmów XD Na czym to polega? A na tym, że rodzice mnie namówili na Avengers 2 (Avengers: Czas Ultrona). No, a ja wcześniej miałam Marvela w d.... Nosie. A teraz chcę po prostu wiedzieć co się działo wcześniej. Od razu też zastrzegłam rodzicom, żeby nie myśleli, że mają z głowy moją smokomanię. Bo smoków nic nie pobije! I nic nikt nie poradzi na to, że ZA KAŻDYM RAZEM, gdy na niebie nie ma chmur, jest czyste i błękitne, wyobrażam sobie lecącego na nim smoka... ZA KAŻDYM RAZEM. Tak już jest. Cały czas wyobrażam sobie, że jestem smokiem, cały czas wyobrażam sobie, że otaczają mnie smoki, albo różne sytuacjie co bym zrobiła gdyby się ujawniły innym ludziom (mam nadzieję, że dla Was jest oczywiste ich nieodkryte dotąd istnienie? :P) Żartuję oczywiście XD Okej, wiecie czemu nie wstawiłam? Wiecie. A, jest jeszcze jeden powód. Nie mogę pisać rozdziału 16, bo Ania utknęła przy 15 i... zmotywujcie ją w komach, żeby się pospieszyła. Biorąc pod uwagę, że od jutra wieczór są na cały dzień wyłączone, pospieszcie się... Możecie to zrobić i później, ale wtedy dłużej na nexta czekacie ;) Błagam, bo my obie mamy chmury i coś ze smoków zamiast mózgu i... I sami się domyślcie :) Dobra, już nie przesadzam, potraktujcie powyższy monolog z przymrużeniem oka ;) Zapraszam do czytania!


- Tak, tak, siadaj, masz pięć minus... - powiedziała pani nieprzytomnym głosem, a wszystkim uczniom opadły szczęki. Nie odwracałam się, ale zajrzałam w myśli Jandry. Tak, o to chodziło! Przejęła się odpowiednią "sprawą". Anja też to zauważyła. Teraz... Uuu, będzie się działo. Ciekawe co wstawi uczennicy zdobywającej dwóje i pały? Wszyscy zaczęli się zastanawiać jak źle się czuje polonistka, kiedy ta beznadziejna uczennica odeszła od biurka z czwórką. Zajrzałam w myśli Garadieli. "Ona się dziś chyba źle czuje... Ale... Jeśli tak ma wyglądać choroba u niej to chyba życzę jej częstego chorowania..." Po chwili wysłała to na liściku do siedzącej z nią w ławce Yue. Ta cicho si ęzaśĶiała i jak to one, obie dostały kompletnej głupawki... A baba nic nie zauwżyła. Jak ona to robi? Jak widać, obecność gadów w klasie może zdziałać cuda... Nagle pani zamknęła dziennik.
- Poczekajcie chwile, pójdę po dyrektorkę, dobrze? - spytała. Zaraz w klasie zrobiło się głośno, wszyscy wybiegli na korytarz wyglądać co się dzieje. Teraz ja i Anja szybko wstałyśmy.
- Już, uciekaj Gaja! - smoczyca wyleciała przez okno otwarte z tyłu klasy i usiadła na pobliskim dębie. Wyciągnęłyśmy z Anją z plecaków miniaturowe akwaria, gdzie miałyśmy trochę kilka traszek i jaszczurek plus znalazłyśmy trochę martwych... Dla efektu. Ludzie jakoś na widok martwych zwierząt przerażą się jakoś jeszcze bardziej... Szybko przesunęłyśmy krzesło, ułożyłyśmy z tyłu liście, błoto, rozsypałyśmy worek z ziemią, obok rozlałyśmy wodę, żeby powstało błotniste jeziorko - niewidoczne z dołu i wypełniające szparę między szafą, a ścianą. Zabezpieczone folią od spodu, żeby się woda nie wylała. Teraz trochę obleśnych, lekko zgniłych glonów i liści... Żeby nie było, my tego nie transportowałyśmy do szkoły w plecakach, wszystko podłożyły tam rano zielniki. Okej... Jeszcze odrobinę kompostu po bokach... Trawa... Mech, niech wygląda jakby od dawna tu rósł... Okej, teraz zdjęłyśmy folię od spodu, żeby nie widać było, że robione przez ludzi... Bajorko specjalnie przygotowane nadal się nie rozpadło. Teraz wpuściłyśmy tam jaszczurki i traszki... Po bokach na widoku ułożyłyśmy te martwe... te żywe zielniki zabiorą szybko i przetransportują kiedy wszyscy wybiegną z klasy z krzykiem... No. Teraz parę dżdżownic... O, tu ślimaka... Jest! Odstawiłyśmy krzesło, umyłyśmy ręce w umywalce na końcu klasy i usiadłyśmy szybko przy otwartym podręczniku. W samą porę. Klasa wbiegła do pomieszczenia krzycząc "Baba idzie!". Poprzedniego dnia spotkałam się z wątpliwościami Kwiatka i Anji czy żart się uda... No i wiem, że nieco... Przesadzony. Że niby jak to się trzyma kupy, nie spada, nie widać tego, woda nie kapie... Ale... Nie takie rzeczy już się robiło. Teraz zaczekać. Cała klasa w ciągu chwili zaczęła udawać, że ze skupieniem czytają tekst chcąc wyłapać trudne wyrazy.
- Tutaj... Mogę przysiąc, że coś tu chodziło! Widać było cień dużej jaszczurki ze skrzydłami! - powiedziała. Wcale nie wydawała się zaskoczona tym faktem, jedynie... Lekko zirytowana była.
- Dobra Aśka, zaraz sprawdzimy - nauczycielki generalnie są ze sobą na "Ty", udają takie psiapsiółki i się podlizują dyrektorce na przerwach. Potem rozmawiając z dyrekcją nie masz szans na zarzucenie CZEGOKOLWIEK, że jakiś nauczyciel robi coś źle. Ale można się odgrywać takimi sytuacjami jak teraz... Obie baby... Tak w ogóle mówiłam, że dyrektorka jest okropna? Wiecznie poważna, a gdyby mogła zabijać wzrokiem to położyłaby już wiele dzieci trupem... Po co ona w ogóle pracuje w tej szkole, skoro ewidentnie nienawidzi dzieci? Dal mnie była miła raz... Pierwszego dnia w szkole, ale to szczegół... Wracając do tematu obie baby wlazły na krzesła... Odniosłam wrażenie, że zaraz się wywalą, ale to szczegół... Serio, stawanie na krześle, gdzie każda nóżka ma inną długość, nie jest najlepszym pomysłem... Teraz obie wydały z siebie przerażający krzyk, kiedy te żywe jaszczurki chlapnęły w nie ziemią, wodorostami... Kiedy we włosy Jandry wplątał się trup jednej z jaszczurek... Teraz obie wybiegły, zdążyły jeszcze połamać obcasy w tych swoich bucikach, więc je zrzuciły i biegły dalej... To jeden z widoków, które zapamiętam na zawsze, które przypomną mi się w najmniej oczekiwanym momencie i będę się z tego śmiać jak wariatka. Oczywiście teraz cała klasa się zainteresowała, więc podsunęli swoje krzesła i zajrzeli... A potem połowa osób spadła (podobnie jak dyrektorka), wszyscy się pozbierali i wybiegli z klasy. Zostałyśmy ja i Anja. Błyskawicznie dałyśmy sygnał stadu zielników liściastych, które wleciały i każdy wziął jedną jaszczurkę lub traszkę. Kamuflując się w liściach skakały z gałęzi na gałąź w stronę lasu.
- Okej, już lecą. W stronę rzeki - powiedziała Anja, która ma jednak lepszy wzrok niż ja. Ale martwe na wszelki wypadek zostawiłyśmy, a Anja zdecydowała się na podrzucenie jakichś pajączków... Takich... Już konkretnej wielkości. Dość... Wielu pajączków. Cóż... Zobaczymy jak to będzie... Spokojnym krokiem opuściłyśmy klasę i szkołę... Gdzie odwołano lekcje ze względu na "niedopilnowanie warunków higienicznych". Po drodze zatrzymała nas ta baba... Yyy, znaczy dyrektorka. A niech będzie, WREDNA BABA!
- Nie wybiegłyście z wrzaskiem jak wszyscy - stwierdziła.
- Dlaczego mamy wybiec z wrzaskiem? - moja gra aktorska jest perfekcyjna właściwie od urodzenia... Anji też...
- Nie zaglądałyście na szafę? Wnioskuję, że skoro cała wasza klasa wybiegła z krzykiem, to zajrzeli. Wy nie?
- Nie interesowało nas to jakoś specjalnie - powiedziała Anja.
- Ale zaniepokoiło nas zachowanie nawet największych... - odchrząknęłam.- Twardzieli - to ostatnie słowo ledwo przeszło mi przez gardło... Ograniczyłam się do parsknięcia śmiechem w myślach.
- Więc zdecydowałyśmy, że też opuścimy szkołę - dokończyła Anja również w myślach niemal tarzając się ze śmiechu.
- Do widzenia - posłałyśmy babie sztuczny uśmiech. W myślach wysłałam Anji obraz skrzyżowanych palców, a ta ryknęła śmiechem. Na szczęście nadal mentalnie. Wyszłyśmy za ogrodzenie i dopiero w lesie oparłyśmy się o drzewa i zaczęłyśmy głośno śmiać.
- Kto by pomyślał, że malutkie zwierzątka taką panikę wywołają, co? - Gaja wylądowała obok uśmiechając się po smoczemu. Zaczęłam grzebać w plecaku w poszukiwaniu jakichś owoców... Mam! Mandarynki. Dałam smoczycy. Powąchała nieco nieufnie.
- To jakiś owoc - stwierdziła. - A wam smakuje?
- Zaraz, zielniki mogą jeść nawet trujące... Ale ten nie jest trujący i jest pyszny - powiedziała Anja. - Soczysty i słodko-kwaśny.
- Okej - owoce zostały przechwycone przez zielniki. Kucnęłam przed Gają.
- Dzięki za pomoc - uśmiechnęłam się. - Z mniejszymi zielnikami by się nie... - nagle smoczyca padła na ziemię ze skrzydłem czerwonym od krwi. Powstrzymała pisk. Zaczęłam nasłuchiwać.
...Myśliwi... - wysłałam Anji mentalną wiadomość.
...Już ich słyszysz?...
...Kosztem dobrego wzroku inne zmysły mam wyostrzone. Muszę cię zmartwić, mają ze sobą sforę psów. Ogarów...
...Super...
- Westchnęła - ...Nastraszymy ich?...
...Nie tym razem, musimy wracać, bo Gaja jest ran... - nie miałam jak dokończyć, bo na psy poleciało stado zielników.
- STOP! - ryknęłam po smoczemu. Myśliwi jeśli mnie usłyszeli... To wezmą to za jakiegoś rysia. Smoki się zatrzymały i spojrzały na mnie zaskoczonym i pytającym wzrokiem. Ja natomiast poszłam naprzód, w stronę psów.
...Uwierzcie, nie chcecie rozsierdzać jeszcze bardziej i tak wkurzonych zielników liściastych... - wysłałam im mentalną wiadomość, a te spojrzały na mnie zdumione i momentalnie przestały warczeć.
...Taka nasza robota, my tylko im tropimy, strzelają oni. No i jeszcze nie wiedzieliśmy, że to smok... -odezwał się "przywódca".
...Okej, weźcie może ich teraz zaprowadźcie gdzieś indziej? A w ogóle co ich tu sprowadza?... - spytałam przypominając sobie, że ludzie tu W OGÓLE nie przychodzą.
...Skojarzyli sobie tajemnicze zwierzę przy rzeźniach z zeznaniami ludzi, którzy tu byli i uznali, że "to monstrum" jak to nazywają... - psy parsknęły psim, szczekliwym śmiechem. - ...Musi żyć w tym lesie...
...Dzięki za informacje, a teraz się zmywajcie, już!... - psy pobiegły, bo ludzie byli już wyraźnie dobrze słyszani. Odwróciłam się i niemal bezszelestnie pognałam w stronę polany, gdzie Anja już tamowała krew.
- Przerwana błona... Chwilowo nie może latać... Na bank będzie zakażenie... Cud będzie jeśli jeszcze polecisz - oceniłam od razu.
- A ty skąd wiesz?
- Wiem i już - wzruszyłam ramionami. - Nie wiem skąd, generalnie nie zajmuję się ranami... Jakoś tak samo się pojawiło w mojej głowie - powiedziałam. - Chodź Gaja. Wyleczyć będziesz musiała się u nas w domu - powiedziałam. Wzięłam bandaż i owinęłam nim skrzydło Gai, która usadowiła się na moich ramionach ogon owijając wokół szyi. Anja ruszyła w przeciwną stronę, a ja w kierunku moich jaskiń, po drodze tłumacząc Miszy, która dołączyła, czemu Gaja idzie z nami i wysyłając jej mentalnie przebieg dzisiejszej lekcji polskiego.


A wiecie, podam jako ciekawostkę, że Jandrę, najwredniejszą nauczycielkę w całej szkole, wzorowałyśmy z Anką na połączeniu naszych dwóch polonistyczek? Okej, a teraz zapraszam do komentowania!
Dość długo nic nie było... Ale ważne, że wstawiam, tak uważam. A, i czy tylko ja zauważyłam, że coś się stało ze stronami? Na przykład ze stroną "Opowiadania" albo "Wymyśleni bohaterowie i smoki"?


Rozdział 13[]


Perspektywa Anji
[]


Nauczyciele dali nam już spokój. Oczywiście najpierw musiałam skasować pamięć u połowy z nich... Ale to nieważny szczegół. Jandra poszła na zwolnienie do końca tego tygodnia. U psychiatry na poważnej rozmowie też była. Z tego względu lekcje w czwartek były tak poprzestawiane, że wyszliśmy ze szkoły równo z dzwonkiem informującym głodomory o przerwie obiadowej. Wyprułam ze szkoły jako pierwsza i zaraz skierowałam swoje kroki na zarośnięty i nieco zaniedbany tył budy. Tam czekał na mnie Kwiatek i... Wyjątkowo Misza. W ogóle dziw, ze wytrzymała z nim dłużej niż kilka minut.

- Siem, smoczki! - Przywitałam się, z miejsca przyjmując smocza postać. Wtedy też obok wylądowała Sky i Sora, jakaś nieobecna a tuż za nimi Kaskada, jak zwykle tryskająca... Energią... Lub raczej kropelkami wody...

- Cześć Anja! - Warknęły wesoło smoczyce. Przez ostatnie kilka dni spędzaliśmy ze sobą dość dużo czasu - ku uciesz Kwiatka i rozpaczy Miszy - i tak się jakoś złożyło, że się polubiliśmy a nawet zaprzyjaźniliśmy. Nie wliczając tamtej dwójki no... Jednostronnie...
Tego samego nie mogę jednak powiedzieć o Adzie. Choć dogadujemy się nawet całkiem, całkiem, nie ufam jej tak jak smokom. W końcu to tylko PÓŁ-smok. A połówka robi dużą różnicę. Czuję, że ona tez ma co do mnie wątpliwości i bynajmniej nie stara się tego ukryć. Obie nie ukrywamy tego, co do siebie czujemy. Może tak jest nawet lepiej? W końcu szczerość to podstawa... Pomimo to, staramy się pokojowo koegzystować i utrzymywać względem siebie pozytywne nastawienie.

Kiedy tylko pojawiło się więcej smoków, Kwiatkowi zrzedła mina. Wtedy też z pomiędzy krzaków wyskoczyła Ada w smoczej postaci.

- A gdzie Sylwia i Cieo? - Zapytała nie łapiąc nawet oddechu.
- Jesteśmy! - Rozległ się ryk Ikrana i niebieski gad razem ze swoją jeźdźczynią wylądował na środku naszego kręgu.
- Torika... Wezwała pora roku. - Uprzedziłam kolejne pytanie Ady uśmiechając się pod nosem. Na szczęście w naszym gronie są same inteligentne stworzenia i wszyscy załapali moją aluzję. - Nie wiem jak wy, ale ja to bym się sobie gdzieś chętnie poleciała... - Oparłam się przednimi łapami o drzewo i wygięłam w łuk rozciągając się.
- Może odprowadzicie nas? - Zaproponowała Sylwia. - Skoro nikt nie wzywał waszych rodziców do szkoły, to...
- Dobry pomysł. - Nie dałam jej dokończyć. - Ale zahaczymy o Stado z Colorado. Mam tam znajomych, a dawno u nich nie byłam. Jest przeciw? -
Rozejrzałam się o pyskach i twarzy zebranych. - Nie? No i fajnie. - Nie czekając na jakąkolwiek reakcję wzbiłam sie pionowo do lotu i po sekundzie zniknęłam między chmurami. Reszta podążyła za mną.
- Czy Stado z Colorado to przypadkiem nie Ikrany? - Upewniła się Misza.
- Owszem. Mam tam jedną szczególną przyjaciółkę. - Zabarykadowałam tą część umysłu, w której myślałam o tej konkretnej Ikranicy, żeby Ada przypadkiem nie zobaczyła niespodzianki wcześniej. Zwróciłam łeb w stronę Ciea i patrzyłam się na niego dłuższą chwilę.

...No co...? - Zachowywał kamienną minę i wytrzymywał mój wzrok.

...No nic... - Wyszczerzyłam się, a on przewrócił oczami i wzleciał wyżej.

- Pościgamy się? - Zaproponowała Sora, która jakoś dziwnie robiła się niespokojna. Nie mogłam jednak przebić się przez jej druty kolczaste, pilnując jednocześnie własnego muru.

- No błagam...! - Jęknęła Kaskada z miną męczennika. Wyczułam jak wszyscy tu obecni szykują się do szybiego lotu.

- Trzy! - Warknął Kwiatek ustawiając się na dogodnej pozycji.

- Dwa! - Podchwycił wyliczanie Cieo i rozpalił czubek swojego ogona, co dawało piękny efekt.

- Nie, proszę..! - Ryknęła żałośnie wodna smoczyca.

- Jeden... - Skay też była chętna.

- Start! - Zaśmiałam się i wystrzeliłam prosto przed siebie z radosnym rykiem. Nic tak nie pooprawia nastroju jak ponaddźwiękowa prędkość.

Już niecałe pół godziny później krajobraz majaczący pod chmurami zmienił się. Pomijając fakt, że przeoczyłam moment, kiedy lecieliśmy nad Atlantykiem...


A teraz przeczytajcie WSZYSTKO co tutaj będzie napisane, bardzo Was proszę (Anka tez jak coś) :P
Od Ady:
Dopisuję teraz jeszcze jedną, ważną informację, której nie napisałam wcześniej, bo musiałam uzgodnić to z Anią, która była nieobecna, kiedy wstawiałam nexta. Chciałabym przedstawić Wam projekt, nad którym pracujemy już od Wielkanocy, ale nie mówiłyśmy o tym wcześniej, bo dopracowywałyśmy. Wie o tym tylko parę osób na razie, bo znalazły to dość przypadkiem, ale teraz będziecie wiedzieli i Wy - stworzyłyśmy Wikię na temat Coś, czego pragnę.
Zaraz pewnie pojawi się wielkie "ŁAŁ", sprawdzanie, szukanie, ale zanim to zrobicie, chciałabym Was o czymś poinformować... To jest Wikia, na której ja i Ania uzupełniamy informacje, o których wiemy tylko MY, bo wiemy, co napiszemy dalej. Wiem, będzie to wszystko w regulaminie, który niedługo udostępnimy, ale póki co, nie edytujcie proszę, jeśli nie jesteście pewni jakiejś informacji, dobrze? Ograniczy to kłopotów WSZYSTKIM.
Od Anji:
Jak już wspomniała Ada, Wasze przypuszczenia i domysły potwiedziły się. Tak, założyłyśmy Wikię CCP. I jak już zaznaczyła moja literacka partnerka, prosimy, byście nie edytowali czegoś, o czym nie macie bladego pojęcia. Czego ja albo Ada nie miałyśmy czasu uzupełnić, a co siedzi nam w głowach - do których, chwała Bogu dostepu nie macie ;).
Życzymy miłego spędzania czasu na CCP Wikii i zapewniam, ze wszystko, co do tej pory było niejasne, zostanie rzucone w inne światło. Pragnę Was jednak ostrzec, że WIKIA ZAWIERA SPOILERY.
I ostatnia prośba: błagam Was, nie nabijajcie sobie bezsensownych edycji.
Od Ady:
To, co przed chwilą napisała Anka, to święta prawda. Nabijanie sobie edycji dopisaniem jednej edycji, czy zrobieniem spacji, a potem jej usunięciem, albo dopisywaniem jakichś głupot jest bezsensowne i naprawdę denerwujące. Pamiętajcie, że możemy nie tylko usunąć te edycje, ale w skrajnych przypadkach zrobić to, co zrobić może każdy administrator - wyjaśniać więcej chyba nie muszę. Na razie koniec, przedstawiłyśmy dwie, najważniejsze zasady, resztę znajdziecie w regulaminie, który zostanie niebawem udostępniony ;)
A oto link do tej strony:


http://pl.cos-czego-pragne.wikia.com/wiki/Co%C5%9B,_czego_pragn%C4%99_Wikia



Tak czy siak, wysforowawszy się dostatecznie, zmniejszyłam prędkość i wysokość, by po pięciu minutach odnaleźć wzrokiem doskonale wtapiające się w tło skał kanionu stado Feniksów. Zwinęłam skrzydła i z powitalnym krzykiem Ikrana, który wyćwiczyłam swoją drogą już parę lat temu, zapikowałam z zabójczą prędkością w sam środek czołowej eskadry. Szybko zwróciłam na siebie ich uwagę i do moich uszu, oprócz wytwarzanego przeze mnie świstu dotarł zbiorowy zew wesołych gadów. Smoki rozleciały się, robiąc dla mnie miejsce i szybko mignęły mi przed oczami, kiedy minęłam je kierując się ku zielonkawej rzece. Wstrzymałam powietrze i z pluskiem wpadłam do przyjemnie chłodnej wody. Zrazu rozłożyłam skrzydła i ustawiłam je tak, że po chwili  wyleciałam z wody porządnie wyhamowana. Dołączyłam do lądującego na skale stada. Na ziemię zeskoczyłam już na dwie nogi. Pierwsza przyszła się przywitać uprzywilejowana w tym stadzie moja przyjaciółka, piękna szmaragdowo-zielona Ikranica.
- Cześć, Viridi. - Przywitałam się po smoczemu, a smoczyca odpowiedziała pomrukiem i podsunęła łeb mod moje ręce czekając na należną jej dawkę pieszczot.. Podrapałam ją pod brodą i w tym momencie moich uszu tych fizycznych i mentalnych dotarły myśli i śmiechy pozostałych "zawodników". Zmieniłam się na powrót w smoka i rozłożyłam skrzydła przykrywając nimi Viridi i jednocześnie zasłaniając jej cały świat.
- Co tam chowasz, pani Błyskawico Tajemnicza? - Zaśmiała się Kaskada. Ściganie się zdecydowanie poprawia wszystkim nastrój, nawet jeżeli doleci jako ostatni.
- Nie co, tylko KOGO. - Poprawiłam Deszczownika jednocześnie zabierając skrzydła i ukazując wszystkim moją ulubienicę ze Stada z Colorado. Zaparło im dech w piersiach, nie mówiąc już o Cieo, który zatoczył się lądując. Tylko Kwiatek wiedział od początku o co chodziło, ale skrzętnie to ukrywał przed Adą. - Przedstawiam wam Viridi. - Sylwia zsunęła sie z grbietu jej wierzchowca niczym w transie.
- Całe życie szukałam jakiegoś innego wyjątkowego Ikrana, tymczasem był na sąsiednim kontynencie...! - Podeszła do Viridi, która jednak momentalnie zwróciła uwagę na Ciea. Gapili się w siebie przez dłuższą chwilę, co wyglądało strasznie komicznie.
...Uuuu... Coś nam się kroi... - Posłałam Adzie prywatną wiadomość.
...No... Specjalnie to zrobiłaś...?
...Offffszem...
- Uśmiechnęłam się podstępnie. Ada pokręciła głową z miną "Kid". - ...No co...? Szukałam dla Viridi towarzysza... - Wzruszyłam ramionami z niewinną minką. Wszystkiemu przyglądały się smoki, które akurat nie były zajęte Ikranami. Nie ogarniały.
- Ktoś wie która godzina? - Zerwała się nagle Sylwia po jakimś nieokreślonym bliżej czasie spędzonym wśród członków Stada z Colorado.
- Patrząc po słońcu... - Ada skupiła się na wyliczeniach, tym czasem ja po prostu zmieniłam się w człowieka i zerknęłam na zegarek.
- Szesnasta za dziesięć. - Wyszczerzyłam się, kiedy pół-smoczyca posłał mi zirytowane spojrzenie.
- Cieo! Musimy się zbierać! - Kuzynka Ady już siedziała na grzbiecie niepocieszonego błękitnego gada. Ten popatrzył na nią błagalnie, po czym strzelił wzrokiem na Viridi i ponownie spróbował "zahipnotyzować" swoją jeźdźczynię miną słodkiego psiaka.. - Przykro mi, umówisz się z koleżanką na kiedy indziej, ale my serio musimy już lecieć.

Pożegnaniom towarzyszyły strumienie łez i głośne biadolenie... Okay, przesadzam. Jak szybko się tylko dało, wszyscy byliśmy w drodze do Peru. Po drodze ktoś oczywiście musiał poruszyć temat stylu męczenia ludzi... I tym kimś byłam ja.
- Hyacinthino? - kontynuowałam kiedy oderwał wzrok od wpienionej i ostentacyjnie ignorującej go Miszy. - Wybieramy się dziś na wycieczkę do "zakładu mięsnego" - mówiąc tą idiotyczną nazwę sparodiowałam głos jednej z prezenterek telewizyjnych. Wybuchnęliśmy śmiechem.
- A jaki masz na celu?
- Rzeźnia Przyłęki. Wykończyli ją, kiedy zniszczyłam trzy inne... - uśmiech sam pojawił się na moim pysku, na wspomnienie tamtego lata.
- Nigdzie nie lecicie. - lodowatym i nieznoszącym sprzeciwu tonem oświadczyła Ada. Skierowaliśmy na nią swoje zdziwione spojrzenia, ale mówiące jednocześnie: "bo co?". - dość już ludzie wiedzą o "dziewczynie mówiącej w myślach". - warknęła oburzona.
- Ja proponuję wybrać się po drodze do Afryki. Póki jeszcze jasno i mają sens polować. - pokojowym tonem powiedziała Misza.
- Świetny pomysł. - w Adzie dalej się gotowało, ale trochę się powstrzymała. - I wy lecicie z nami, żeby zobaczyć jak to robią ZAWODOWCY. - Uniosła dumnie głowę wymawiając ostatnie słowo.
- O no właśnie! Dawno ich nie straszyłyśmy. Ale tym razem zniszczmy im wózek...! - Sora przyłączyła się do "obozu wroga". - Przynajmniej o nas nikt nie pisze, bo zrzucają na zwierzęta. - parsknęła w moją i Kwiatka stronę, a pioruny na jej ogonie strzeliły twierdząco.
- Chciałem zauważyć... - zaczął Hyacinthino, ale pewna biała Furia mu przerwała.
- Nikogo nie obchodzi, co chciałeś zauważyć. - warknęła wrogo zbliżając lot do swojej siostry. Bezstronni pozostawali jedynie Cieo i Sylwia. Widać, nie zajmują się takimi rzeczami, lub robią to zupełnie inaczej.
Macie nexta! Martwi mnie tylko jedna rzecz... Znaczy, ja wiem, że to może być mega głupie, ale jakoś dziwnie się czuję, kiedy bardzo mało osób komentuje... Bo na samych komach mi nie zależy, raczej zależy mi na nich dlatego, że wtedy widzę, że się wszystkim podoba... Albo podałam informację o nowej Wiki i raptem dwie osoby się zainteresowały... Wiem doskonale, że mogło zainteresować się więcej osób i tak dalej, ale ja tego nie widzę... No wiecie, człowiek odnosi takie wrażenie, jakby ludzie przestali czytać jego opowiadanko, przestało im się podobać... Dobra, nie czytajcie już tej mojej bezsensownej paplaniny...
Nexta niedługo wstawię, a tymczasem zapraszam do przeczytania mojego opka konkursowego... Oczywiście trzymam się zwyczajów i zaczyna się od słowa "Coś" :


http://jakwytresowacsmoka.wikia.com/wiki/Blog_u%C5%BCytkownika:Misza_07/Co%C5%9B_najpi%C4%99kniejszego_dla_ka%C5%BCdego_ojca


No, wstawiłam nexta i wiem, że ostatnio było rzadziej, ale ludzie, nawet cały długi weekend siedziałam i robiłam najpierw gazetkę o Andersie na historię, później projektowałam dwumiesięczną wycieczkę po Polsce na przyrodę (to się tylko wydaje takie łatwe - jeśli macie pisać, ile dni w jakim mieście i jakie atrakcje tam zwiedzacie to... szkoda gadać) i ogólnie jeden wielki sajgon, bo bla bla bla, wystawianie ocen na zakończenie roku... A w tym roku była jeszcze (i w sumie nadal jest) afera z gimnazjami i nie mogę się doczekać wakacji... Wybierałam niedawno na jaki obóz jadę, no nie? Ogarnijcie, był obóz weterynaryjny, ale akurat żaden z terminów nie pasował ;( To samo z obozem samoobrony dla dziewczyn.. W końcu rodzice zdecydowali, że mamy z bratem jechać w to samo miejsce i jadę na kulinarny, który też będzie pewnie super - wiecie, w domu mama marudzi jak tylko chcę ciastka upiec... Ale już wie, co ją czeka, że później będę chciała wszystkie przepisy wypróbować w domu. Jak ktoś jeszcze jedzie z Poszukiwaczami Przygód na obóz kulinarny do Małego Cichego w terminie od 10 lipca (chyba) to dajcie znać XD Okej, już nie gadam, zapraszam do czytania!


- Misza, ja chcę usłyszeć co mówi. - Mruknęła uspokajająco Sky, najstarsza z nas wyszstkich odliczając bezstronnych Peruwiańczyków. Biała przewróciła gniewnie oczami ale nie odezwała się już.
- Chciałem zauważyć, że nie każdy w tym gronie potrafi zmieniać się w cień, - Przesłałam mu dane na temat umiejętności pozostałych, o Adzie powiedziałam mu już wcześniej. - mgiełkę, - Spojrzał znacząco na obiekt swoich westchnień, - powietrze, - uśmiechnął się lekko do adwokatki, - kałużę, - zerknął na Deszczownika, - czy chociażby piorun kulisty. - Zakończył twardo wpatrując się w skruszoną Sorę.
- Jesteśmy Furiami, naszym żywiołem jest NOC. - Udzieliłam bratu wsparcia. - To działa na tej samej zasadzie co wasze moce. W nocy jesteśmy niewidzialni, niewykrywalni. A przynajmniej robimy więcej szkód. - Dodałam.
- Ale za to przez was smocza rasa jest o krok od wykrycia. - Stawiała na swoim Ada. Jej przyjaciółki już nie były takie pewne siebie.
- Kiedyś i tak dowiedzą się o smokach, nie unikniemy tego. - Rozluźniłam się czując, że ta dyskusja jest już moja. - Możemy to jedynie odwlec lub przyspieszyć. Ale nie zapobiegniemy temu.
- Więc dlatego uważam, że musimy to odwlec i lepiej się przygotować do starcia. - Ada też już trochę ochłonęła.
- I dać ludziom więcej czasu na stworzenie jakiejś superbroni? - Zapytał retorycznie Hyacinthino. My dwoje to para nie do przegadania. - Im szybciej zaatakujemy lub pokażemy z jak najlepszej strony, w zależności od tego, co chcemy osiągnąć, tym lepszy efekt zaskoczenia zyskamy. Smoków jest tyle, że w jeden dzień mogłyby zniszczyć całą ludzką rasę. Ale ludzi jest coraz więcej i coraz trudniej jest nam się ukrywać. Oni zabierają NASZE ziemie. Jeżeli za kilkadziesiąt lat nas odkryją, będą już w stanie się bronić. A jeżeli dowiedzą się o smokach za sto, dwieście lat, nie będziemy mieć już szans. - kocham Kwiatka i jego inteligencję.
- Ale jeżeli dowiedzą się teraz, poznają nas, dowiedzą się jak nas zabić. Jeśli zdradzą... - zawiesiła głos zielona Furia.
- Wtedy my będziemy gotowi. Będziemy wiedzieć jeszcze więcej o nich, wciąż będziemy o krok dalej. - zakończyłam.
- Ale jeżeli... - Misza przerwała siostrze.
- Ada, dość już. - ta spojrzała na białą Furię z niezrozumieniem wymalowanym na pysku. - Spójrz na to logicznie. Mają rację i nic na to nie poradzisz.
- Pomijając już zupełnie fakt, że rodzice kazali mi postępować tak a nie inaczej... - mruknęłam. Wszystkie spojrzenia skierowane zostały na moją osobę. - Kiedyś wam może przeczytam...
- Ale przynajmniej... Róbcie to dyskretniej. Kiedy już nikogo tam nie ma... - pół-smoczyca chyba pogodziła się z przegraniem tej potyczki.
- Byłaś kiedyś w rzeźni? Albo chociaż w promieniu kilometra od niej?
- Unikam takich miejsc... Ale dość napatrzyłam się na śmierć zwierząt. - Powiedziała wymijająco.
- Czy byłaś w rzeźni? - Ponowiłam pytanie
- Nie. - Przewróciła czami. - Ale wiem, co się tam wyrabia dostatecznie dobrze.
- Nie wiesz. To że czytałaś w gazetach o "kolejnym zakładzie mięsnym zamkniętym przez Sanepid" albo że oglądałaś na YT zmontowane filmiki i przerobione zdjęcia z transportu, to nie znaczy, że wiesz jak to jest być w tym miejscu.
- Domyślam się...
- Za każdym razem, kiedy zbliżałam się do jakiejkolwiek rzeźni, łuski stawałyby mi dęba, gdyby nie to, że są płaskie i jednolite. A każda taka wycieczka odciskała się dokładnie w mojej pamięci, jako najgorsze doświadczenie. Ale pomimo tego, robiłam to i robię i robić będę, żeby tylko zakończyć łańcuch okrucieństwa wobec zwierząt. To, co się czuje będąc tam, jest nie do opisania. Żeby zrozumieć co ja czuję za każdym razem i co czują te zwierzęta, sama musiałabyś się tam znaleźć.
Dolecieliśmy na miejsce, ale ja nawet nie zajmowałam sobie głowy czymś takim jak podziwianie widoków, co zrobiłabym w każdej innej sytuacji. Wylądowaliśmy na jakiejś górze.
- No to do zobaczenia za jakiś nieokreślony czas i powodzenia w tych waszych misjach. - Uśmiechnęła się Sylwia zeskakując z Ciea by uściskać kuzynkę. Ta zmieniła się w człowieka.
- Oglądała może któraś z was pogodynkę?
- Coś mi się widzi... Że dziś nad Kujawsko-pomorskim będzie burza z piorunami... - Zastanowiła się chwilę dziewiętnastolatka. - Tak, na pewno.
- O - ho! Zastanawiałaś się nad pracą jako asteorolożka? - Zaśmiałam się. - Dzięki za info, wierzę że prawdziwe.
- Nie ma sprawy. Do następnego razu! - Wskoczyła na Ciea, który ryknął na pożegnanie i odlecieli. Ada wróciła do smoczej postaci i poderwaliśmy się do lotu w stronę domu. Było już grubo po siedemnastej.
No, mamy nadzieję, że wszyscy zadowoleni ;)
- Sora, dasz radę ściągnąć jak najwięcej piorunów nad Przyłęki?
- A obiecujesz, że będzie porządna demolka? - spytała z nadzieją i niemym warunkiem, którego spełnienie zadecyduje o jej uczestnictwie w akcji, ale już ją miałam.
- Hyacinthino, czy ze mną kiedykolwiek nie było demolki?
- Chyba w snach. - warknął również zadowolony ze zwycięstwa.
- A przydadzą się nasze moce znikania? - upewniła się Sky.
- Załatwić jakiś deszcz? - dołączyła się Kaskada.
- Zakryje ewentualne ślady, więc się przyda. - uśmiechnął się szeroko Hyacinthino.
- Misza? - skierowałam pytające spojrzenie w stronę smoczycy.
- Jeżeli to pozwoli mi się wyżyć, to wchodzę w to. - na jej pysku pojawił się niewyraźny uśmiech. Czułam, że jej decyzja zależy od Ady w takim samym stopniu co od niej samej.
- Ciebie się nawet nie pytam, powinnaś coś takiego przeżyć i lecisz czy chcesz, czy nie. - zwróciłam się do zielonej.
- Samej mnie nie puści, więc... - dodała kolejny argument już zupełnie przekonana Misza.
- Polecę, ale pod jednym warunkiem.
- Zaczyna się...! - przewróciłam oczami. - No czegóż?
- Ty i Kwiatek wybierzecie się raz z nami do Afryki zapolować na łowców.
- Jeżeli kogoś zabijemy i zrobimy porządną demolkę, to się zgadzam. - odpowiedziałam za nas dwoje. - Stoi? - w locie wyciągnęłam łapę w stronę Ady.
- Stoi. - złożyłyśmy skrzydła, żeby łatwiej było się do siebie zbliżyć i uścisnęłyśmy prawice, po czym zrównałyśmy lot.
Zrobiło się ciemno i Słońce ustąpiło miejsca Łyskowi. Wlecieliśmy na teren województwa, w którym znajdował się nasz cel. Burzowe chmury istotnie kłębiły się tam w sporych ilościach i dzięki obecności Sory wszystkie pioruny leciały do niej, nawet nas pozostałych nie tykając. Nie spieszyliśmy się za bardzo, bo ludzie tam pracy nie kończą. Nocne zmiany obowiązują w każdym zakładzie mięsnym od momentu mojego pierwszego pojawienia się, czyli od roku 2006. Nie ogarniam ich logiki w najmniejszym stopniu, bo przecież jest większa szansa że ktoś zginie, jeżeli będą tam siedzieć w czasie nalotu, no ale to są ludzie, tego my, smoki nie ogarniemy.
Kaskada zmieniła się w tą całą mżawkę i co ciekawe zaczęła ściągać z chmur ich wodę, więc już po chwili wszyscy byliśmy jak zmokłe kury. Pomijając już fakt, że woda spływała po nas jak po kaczkach... A Sky do tego wywołała wichurę. Podsumowując, mieliśmy burzę jak ta lala. Tylko może trochę grzmotów brakowało, ale tym to już się zajęłam, rycząc co jakiś czas najgłośniej jak potrafiłam. Wszyscy porykiwaliśmy bojowo, co tworzyło wprost piękny chór. Aż się w środku cała trzęsłam, na myśl o pięknej demolce jaka będzie miała miejsce.
Lecieliśmy w pięknym szyku. Ja na przodzie, po mojej prawej Kwiatek, z lewej Misza a w prostej linii za mną Ada. Sora leciała nad środkiem klucza, Kaskada niżej, a najniżej Sky.
Pod nami pojawił się cel. Ryknęłam złowrogo i zrobiłam beczkę, po czym zwinęłam skrzydła i kręcąc się niczym śruba zapikowałam. Nie traciłam orientacji, ani nie kręciło mi się w głowie. To spadanie było okropnie przyjemne. Oczami Ady zobaczyłam, że też już zapikowała. Hyacinthino i Misza natomiast, okrążali Kaskadę, która skierowała teraz na cały budynek największą część ulewy. Wokół mnie zaczęły pojawiać się pioruny, które trafiały wprost w budynek. Pomimo iż kręciłam się z zawrotną prędkością zmieniając wysokość, doskonale wyłapywałam takie szczegóły jak drzewa uginające się od wichury rozpętanej przez Sky.
W moim gardle wezbrało przyjemne ciepełko i pozwoliłam mu ulecieć ze świstem z mojej paszczy. Czarno-granatowy pocisk uderzył z potężną siłą w rzeźnię. Rozłożyłam skrzydła, napawając się widokiem pięknej eksplozji ozdobionej pierścieniem z odłamków i wsłuchując się w przerażone krzyki morderców. Co z tego, że sama byłam tak właściwie jedną z nich? Nie, ja zabijałam by bronić tych, którzy sami się obronić nie mogą. Ada też już oddała celny strzał biało-zielonkawej plazmy i odlatywała by zrobić miejsce kolejnej serii - naszemu rodzeństwu.
Misza i Kwiatek okręcając się wokół siebie (co swoją drogą całkiem zgranie robili) wypuścili turkusowy i bursztynowy pociski i odbili na boki. Kolejna wspaniała eksplozja, kolejny huk, kolejne fragmenty budynku runęły.
Rozlecieliśmy się na boki by zrobić miejsce Sorze. Smoczyca zwinęła skrzydła pikując w sam środek ruin rzeźni. Wyglądała jak elektryczne tornado. Wszędzie wokół strzelały jasne błyskawice rozdzierając czerń nieba. Piorunoskrzydła otworzyła paszczę z której wyleciał jaskrawoniebieski pocisk Voltów, który uderzywszy o połamany i pokruszony dach z drobnym trzaskiem rozlazł się po gruzach, potem pełzając po ziemi natrafiał na kolejne budynki i na sąsiednie domy... Pozbawiając je całkowicie prądu.
Usłyszałam myśli ewakuujących się niedobitków.
...Znikamy, ferajna...! - wysłałam ostrzeżenie do całej ekipy.
Misza i Ada w momencie pozmieniały się w mgłę i cień, a Sky rozmyła w powietrzu. Pioruny i ulewa robiły swoje, tyle że znacznie subtelniej. "Lekko" potłuczeni rzeźnicy zaczęli się gramolić spod gruzów. Ja i Kwiatek zniknęliśmy wśród chmur w ostatnim momencie.
...Ada... Nie masz może ochoty powąchać rzeźni...? - zapytałam trochę bardziej zgryźliwie niż zamierzałam.
...Podziękuję, ale nie... - parsknęła zwiększając wysokość i zmniejszając tym samym przestrzeń dzielącą ją od wciąż dymiących ruin.
...Mnie się nie odmawia... - Warknęłam. - Może któraś z was się skusi...? - smoczyce były spięte i bynajmniej nie miały ochoty zbliżać się do miejsca mordu. Teraz, kiedy bitewny szał opadł, wyraźnie odczuwały mroczną aurę roztaczaną przez resztki budynku. - ...Wyląduj ostrożnie obok tych ludzi... - odezwałam się rozkazującym tonem Alfy. Pozostałe smoczyce aż się zjeżyły. Nigdy nie słyszały głosu (pół) smoka Alfy. Nie dziwię się. Sama też dziwnie się czułam, słysząc swój mentalny Alfi głos po raz pierwszy. Źrenice Ady zwężyły się momentalnie. Szarpiąc się mentalnie jak złapany w sieć ptak, zniżyła lot i wylądowała gruzach, cały czas zachowując świadomość. Otworzyła szerzej oczy i rozdęła nozdrza. Cała jej pozycja mówiła: TU JEST ŚMIERĆ.
Przez to, że byłam z nią połączona mentalnie trochę mocniej niż podczas zwykłego czytania w myślach i ja mogłam jeszcze wyraźniej odczuwać tą straszliwą aurę. Nie trzymałam jej więc byt długo, sama nie chcąc się tym napawać.
Do domów wróciliśmy w milczeniu bez ani jednego słowa komentarza, ale... Cały czas połączeni mentalnym węzłem.


Macie nexta... Cały czas, jak to poprawiałam (w sensie, żeby nagle nie było przeniesienia do następnej linijki w połowie wyrazu albo, żeby dialog był zapisany poprawnie), to tylko czytając ten fragment jak Anja mnie zahipnotyzowała (co jej się udało z trudem) to wyobrażałam sobie jak bardzo nie mogę się doczekać jednej rzeczy...
A, no i ludzie! Radujcie się! Już na 100% będę miała średnią 6.0, nie muszę już ganiać do żadnych nauczycielek, wszystkei wystawiły oceny, żadnych prac już nie muszę robić, jeszcze tylko jutro konkurs i mogę częściej tu bywać! A może zacznę też jakieś nowe opko, które będę pisała w tym czasie oczekiwania na kolejne rozdziały od Anji?


Wróciłam, po dość krótkim na szczęście wygnaniu! No i oczywiście nexta już Wam wstawiam ;)


Piątek, piąteczek Piątunio! Wreszcie, doczekałam się. Mogłoby się wydawać, że smokowi to zwisa szkoła, bo wie, że zaraz kiedy z niej wyjdzie, wzbije się w niebo i będzie wolny. Otóż nie wszystko to prawda. Przynajmniej w moim przypadku. Siedzenie w szkole to dla mnie straszliwe marnowanie czasu i choć zadania domowe zajmują mi maksymalnie pięć minut, to nie zmienia to faktu, że to aż dwadzieścia pięć minut wyjęte z życia tygodniowo. A lekcje? Trzydzieści pięć godzin. Ile zostaje na latanie? NIEWYSTARCZAJĄCO, JAK DLA MNIE. Dlatego też właśnie lubię piątki - kończymy wcześniej, a kiedy Jandra jest na zwolnieniu, jeszcze wcześniej. W piątek w tej szkole - co jst jej jedyną zaletą - nie mają w zwyczaju zadawać nam zadań domowych. Kiedy tylko więc praskam torbę na kanapę, zjadam coś i witam z  rodzinką, wybieramy się z Kwiatkiem na jakiś odlot aż do niedzieli.
Tego piątku nasza wychowawczyni koniecznie musiała gdzieś wyjść wcześniej, a miała dla nas "ważne" informacje o zakończeniu roku, więc wymieniła się z panią Dłonias. Tak, jeszcze maja nie ma, a nas już męczą przedstawieniem końcoworocznym.
Większość uradowała się wiadomością, że w-f będzie ostatni. Nie ukrywając, sama też byłam zadowolona z tego powodu, ponieważ Dłonias pozwalała nam wychodzić bezpośrednio z boiska. A boisko, jak wiadomo, znajduje się po boku szkoły, który z kolei oddzielony jest jedynie siatką i narożnikiem od Tyłu Szkoły, czyli portalu do domu.
Na lekcji tak zwanego wychowania fizycznego, czyli po mojemu rozgrzewki przed wyścigiem na Mount Everest mieliśmy grać w zbijaka. Moja ulubiona gra z dwóch względów: po pierwsze, to zawsze trafiam, a po drugie, że nigdy nie jestem trafiana. A nie jest czymś dziwnym, że niezdarność tych wszystkich dziewczyn jest jednym z komiczniejszych czynników utrzymujących mnie w szkole.
Pani Dłonias jest fajna. Można z nią pożartować, nigdy nie zraża się moimi humorami, a czasem nawet potrafi mnie rozbawić, co dla ludzi jest na prawdę wielkim wyczynem. Może nawet... Mogłaby się zaprzyjaźnić ze smokami? Nigdy nie brałam tego pod uwagę oceniając jakiegokolwiek człowieka. Jest też bystra. Jeszcze wcześniej zauważyła, że nie chciałyśmy z Adą zbytnio współpracować, więc zrozumiała, że dawanie nas do jednej drużyny to kiepski pomysł. Bo nawet kiedy Świr był w-f-istą, ona gdzieś tam się szwendała po szkole i czyniła obserwacje. Natomiast kiedy nastała Era Względnej Przyjaźni i zaczęłyśmy współpracować, stając się tym samym nie do pokonania, nie pozwoliła w żadnym razie grać w jednym zespole. Kończyło się więc na tym, że do dwóch drużyn zawsze wybierałyśmy.
Tak było i tym razem. Razem z Adą wybierałyśmy na zmianę dziewczyny z klasy "a" i "c", ponieważ ze względu na niewielką ilość przedstawicielek tej płci w obu klasach, miałyśmy łączone w-f-y. Do mojej drużyny trafiła Jagoda - zgodziłam się na to wspaniałomyślnie, bo strasznie jękoliła. Do Ady doszła Garadiela. I to właśnie koniec imion uczniów, jakie postanowiłam w ogóle zapamiętać. Resztą zupełnie się nie przejmuję i mi zwisa jak nać od pietruszki.
Gra przebiegłą wyjątkowo wesoło. Przynajmniej dla jedynych nie-ludzi. Bo ci ludziowie... To mieli lekko mówiąc przekichane. Oprócz tego, że nieustannie strzelałam w Adę z wzajemnością, biłyśmy również pozostałe graczki. A każde uderzenie piłką kwitowane był jękiem albo przestraszonym wrzaskiem, gdy kręcąca się kula przeleciała im tuż koło nosa... Skończyło się na tym, że ja zostałam zbita przez Adę jedynie trzy razy, ale dzięki dość dobrze łapiącej Jagodzie szybko wyszłam, natomiast Ada z mojej winy siedziała aż pięć razy.
Kiedy tylko zadzwonił upragniony dzwonek porwałyśmy ja torbę Ada plecak z trybun boiska i pognałyśmy do lasu. Szybko ją wyprzedziłam ale równie szybko musiałam zwolnić do tępa człowieka bo... Jakieś żule postanowiły zrobić sobie w lesie ognisko. Musiałyśmy ich więc minąć spokojnym joggingiem i do tego przez kolejne kilkadziesiąt metrów zakaz zmiany w smoka. A potem moim uszom dało się słyszeć niepokojące dźwięki...
Wymieszane ryki Piorunoskrzydłego, a dokładnie Sory z głosem człowieka,  Yue... Przyspieszyłyśmy. Było to o tyle dziwne, na co nie zwróciłam uwagi w szkole, że Yue, uczennica ze 100-procentową frekwencją nie pojawiła się dziś w szkole. Natomiast postanowiła pojawić się w lesie, co było jej błędem.
Wyskoczyłyśmy z za krzaków i naszym oczom pokazał się widok... Nieciekawy. Na środku polanki leżała Yue, a do ziemi przygniatała ją wyszczerzona Sora...


No i radujcie się, ponieważ oto są wakacje i możemy pisać nexty do woli! I je wstawiać też :)



Rozdział 14[]


Perspektywa Ady
[]


Nawet nie musiałyśmy nic z Anją uzgadniać. Po prostu ja skoczyłam odpychając zdziwioną Sorę, a Anja usiłowała odciągnąć opierającą się Yue.
- Nie! - krzyknęłam. - Sora, nie rób jej nic...
- Yue, przestań się opierać, im szybciej stąd znikniesz, tym lepiej - usłyszałam warknięcie Anji.
- Ale ja jej nic nie chciałam zrobić!
- Ale ona mi nic nie chciała zrobić! - Sora i Yue krzyknęły w tym samym momencie.
- Co? - teraz już kompletnie osłupiałam.
- My się tylko bawiłyśmy... - powiedziała Yue.
- A skąd się znacie?
- Eee... - zawiesiła głos Sora.
- No...
- Rozumiecie się? - zdziwiłam się.
- No wiesz, ja ją rozumiem - mruknęła smoczyca.
- Jak to rozumiecie? - uff, bladego pojęcia nie ma. - Zaraz zaraz!
- No? - spytała znudzona Anja.
- Skąd wy wiecie o istnieniu smoków?!
- Od dziecka - uniosłam brwi.
- Ale JAK się dowiedziałyście, nauczyłyście smoczego języka.
... Mówimy?... - usłyszałam
... Może tylko jedna z nas?... - zaproponowałam.
... Która? Błagam, ty...
... Nie, to nie mogę być ja, ciebie zna dłużej i będzie wiedziała, że nic jej nie zrobisz...
- Anja westchnęła na to w myślach.
... Masz chyba rację...
"- Yue, więc ja się wychowałam ze smokami i jestem smokiem, a Ada wie o smokach ode mnie" sprytne, łatwe, zawierające taką ilość kłamstwa, jakiej potrzeba. Ale nie było tak, niestety, takich informacji nie można oświadczyć, powiedzieć prosto w twarz.
- Ja wiem o smokach od niej - powiedziałam wskazując na Anję. Nagle przylecieli Misza i Kwiatek, lądując na polanie obok nas, no a z Miszą Gaja. Chyba się dogadują. ...Na pewno lepiej niż z Kwiatkiem... Zarechotałam w myślach.
... Wyjątkowo się z tobą zgodzę .... - w mojej głowie znów pojawiła się Anja. Gaja jak zwykle owinęła się wokół mojej szyi. Chyba jej tu wygodnie... No a na razie nie może sama latać. A jej rana na skrzydle wygląda coraz gorzej, bo w pocisku niemal na pewno była jakaś trucizna. Martwię się, bo być może już nigdy nie poleci. Smok bez możliwości latania jest tak jakby uwięziony we własnym ciele. A być uwięzionym we własnym ciele to... To najgorsza rzecz na świecie. Ja na szczęście tak nie mam, póki mogę latać. Ale kiedy latam, jestem w smoczej postaci... I jedyne co widzę. to kolorowe plamy. I czasem to, że nie mogę czegoś zobaczyć, albo bez okularów mylę najwyższą dziewczynę w klasie z najgrubszym chłopakiem w klasie... Jest denerwujące. No, zdarza się to na szczęście tylko gdy jeszcze mam ewentualnie katar, bo tak, to mój węch jest jeszcze lepszy niż Anji i kogokolwiek na świecie... Właśnie kosztem dobrego wzroku.
- Skoro już wiesz o smokach, sprawa będzie dużo prostsza...
- Poczekaj! Tamte dwa wyglądają jak ten Szczerbatek z filmu...
- Jak wytresować smoka - dokończyłyśmy z Anją równocześnie.
- Czy inne gatunki z tego filmu też istnieją? - spytała z nadzieją.
- Już nie - powiedziałam.
- Jak to "już"? - zdziwiła się.
- Wyginęły dawno temu - powiedziałam.
- Znane są smokom w legend opowiadanych przez przodków - dodała Anja.
- Aha... A odpowiecie na moje pytanie?
- Pewnie - wzruszyłam ramionami. - Wskakuj...
- Na nią? - zdziwiła się Yue wskazując na Sorę.
- "ONA" ma na imię Sora - powiedziałam.
- Ładne imię - Yue dotknęła znamienia Sory na szyi. Miało kształt błyskawicy.
- No to na nią wsiadaj...
- Jak to? - zdziwiła się. Nie tylko ona. Szokiem dla mnie było gdy Sora, ta sama, która zawsze powtarzała, że nie będzie miała nigdy jeźdźca, wepchnęła sobie Yue na grzbiet i wzbiła się w powietrze. Nie powiem, atrakcją było oglądanie wrzeszczącej Yue... Ja leciałam na Miszy, co jest mega rzadkością... Ostatni raz leciałam na niej wtedy gdy poznaliśmy Sky, ale wtedy... Jakoś się gorzej poczułam, nie wiem czemu. A poprzednim razem to było gdy... Chyba byłam ranna i dlatego w ludzkiej postaci leciałam na Miszy. Anja zaś poleciała na Kwiatku, pierwszy raz w życiu chyba. No i leciała na stojaka. Już widząc to Yue mocniej chwytała się rogów Sory.
Ale nie może się tak po prostu zmienić w smoka, bo Yue by spadła z Sory. I tak pewnie się to stanie... W każdym razie, Yue uspokoiła się dopiero gdy Sora wyrównała lot i leciała spokojnie. Wtedy dopiero zobaczyła gdzie jest. A była nad górami, nad rzeką, and tymi niedostępnymi miejscami, gdzie nie da się dojść pieszo i gdzie nie da się podlecieć helikopterem. Obserwowała z zachwytem czmychające do wody wodniki rzeczne lub ich zaloty do siebie. Otworzyła szerzej oczy, gdy jakieś kamienie się poruszyły i dostrzegła przycupniętego kamiennika skalnego. Wszystko ją zachwycało. Okej, teraz sprawdzimy ich zaufanie... To głupie, Yue zginie na pewno... Chociaż... Nie, nie na pewno. Jeśli zaufa Sorze, nie zginie.
- Ada, całkiem cię pogięło?! - wrzasnęła Sora.
- Wcale nie! Yue, zaufaj Sorze, a ocalisz życie i zobaczysz co daje więź ze smokiem - zbliżaliśmy się już do Trupich Skał.
- Trzy... - mruknęła Misza.
- Dwa... - przygotowałyśmy się z Anją do skoku.
- Co wy chcecie zrobić? - przestraszyła się Yue.
- Nie przejmuj się nami - uśmiechnęłam się. - Pamiętaj, ZAUFAJ SORZE!
- Jeden! - krzyknęły smoki i skoczyłyśmy... Yue chciała za nami spojrzeć, ale zobaczyła trupie skały... I chyba zrozumiała o co mi chodziło, bo przywarła do Sory, sprawiając, że ta mogla dalej być tak zwinna jak bez jeźdźca. Ja i Anja tuż nad ziemią zmieniłyśmy się w smoki i poleciałyśmy między tymi skałami. Tym razem poszło odrobinę lepiej, znaczy... Nie zabiłyśmy się i patrzyłyśmy jak Yue i Sora lawirują między skalnymi kolcami. Misza i Kwiatek wyhamowali tuż przed nimi i polecieli smoczym wejściem. A ja znów wylądowałam na skalnej półce. Yue jeszcze była odwrócona tyłem, więc błyskawicznie zmieniłam się w człowieka. W moje ślady poszła Anja.
- Co to za miejsce? - spytała dziewczyna.
- Witaj w moim domu - powiedziałam. - Mamo! Tato! - z jednego z korytarzy wyszły dwie nocne furie i tradycyjnie, na dźwięk mojego głosu, wybiegły też Kaskada i Sky. Gaję już wcześniej wzięła Misza, a teraz zielona smoczyca tradycyjnie wskoczyła na moje ramiona. Ja nie mogę, dobrze, że jestem silniejsza niż inni.... I niż Anja... Ona też by po dłuższym czasie miała dosyć. Ale baaaarzdo dłuższym. Jak ja na przykład, bo w końcu Gaja przesiaduje na moich ramionach całymi dniami i po jakimś czasie zaczyna robić się to troszkę niewygodne. W końcu Gaja jest większa niż większość zielników. W pewnym sensie Anja ma farta. Ją upodobał sobie nieco mniejszy zielnik Mavi-ox. Też jest niezwykły, jako drugi ze stada. Czemu? Jest lazurowy. Lazurowy, niebieski, jak bezchmurne niebo. Błona na skrzydłach, rogi i końcówka ogona oraz pazury mają delikatnie zielony odcień, ale dominuje niebieski. Ciekawski stworek... Boję się czasem, że znajdzie... Nieważne. Teraz więcej smoków wychyliło głowy, zainteresowane zapachem człowieka. Wyszczerzyły kły wszystkie naraz.
- Pogłaszcz Sorę - powiedziałam do Yue. - Zeskocz z niej i pogłaszcz, pokaż, że jesteś przyjaciółką - dziewczyna posłusznie wykonała polecenie, a smoki odrobinę się uspokoiły. Ta... No właśnie, odrobinę.
- Dajcie spokój! - krzyknęłam. - To moja koleżanka i nic wam nie zrobi! Jest przyjaciółką Sory - wskazałam na obie. Smoki nadal patrzyły na nią nieufnie, ale przynajmniej nikt nie warczał.
- Idziemy do twojego pokoju? - zaproponowała Kaskada.
- Jasne - odparłam. - Tam wszystko ci wyjaśnimy - zwróciłam się do Yue.
- Co ona powiedziała? - spytała. A no tak... Czemu ona nie rozumie smoków? No, nie każdy jest półsmokiem.
- Podszkolimy cię chyba w smoczym języku - mruknęłam. - Idziemy do mojego pokoju - ruszyliśmy omijając zręcznie ganiające się maluchy. Uff, dobrze, że te jaskinie rozciągają się tylko na kilkaset kilometrów kwadratowych... Szybko znalazłam więc mój pokój. Dobra, żartuję. Mój pokój jest blisko wyjścia, więc nie ma problemu. Szybko weszliśmy do jaskinio-pokoju i zamknęłam drzwi. Zauważyłam, że Anja, Kwiatek i Yue stanęli jak wryci. No tak, jeszcze nie widzieli dziś jak wygląda mój pokój... WSZĘDZIE były książki. Poukładane w sterty idące od podłogi, do sufitu, wystające spod łóżka, walające się po nim, kącie Miszy, biurku, no wszędzie. Błagam, oby nikt nie popchnął żadnej... Wykrakałam. W ostatniej chwili skoczyłam ratując resztą przed spadającymi książkami. Kaskada niechcący trąciła jedną z kolumn ogonem i teraz książki latały wszędzie, a efektem końcowym była ich gigantyczna sterta po pas wypełniająca cały pokój.
- Łał - Yue się zaśmiała. - Można pływać w książkach...
- Albo je spalić - mruknęła Sora.
- Nie daruję ci tamtego egzemplarza - wbiłam w nią wzrok.
- Znalazłaś potem taki sam - wywróciła oczami.
- I tak ci nie daruję - wzruszyłam ramionami. - Poczekajcie, wygrzebię parę koców spod tego, to rozłożymy się na wierzchu - powiedziałam. - Gaja, mogłabyś zejść na chwi... Albo zostań - powiedziałam. - Dawaj, pomożesz mi odgarniać książki. Po chwili dokopałam się do łóżka i wyciągnęłam parę koców. Rzuciłam je reszcie i jeden wzięłam dla siebie, po czym rozłożyłam na książkach i usiadłam. Pozostali poszli w moje ślady.
No, nextów na razie wcale nie było częściej, ale wybaczcie, mieliśmy gości... Koleżanka mamy z Ameryki, z dwiema córkami. Które mówią w połowie po polsku, w połowie po angielsku. Czyli na przykład taki komentarz "To będzie half kot, half snake". Albo słowo po angielsku, gramatyka po polsku "Mam moustache'a" XD No i te 33 stopnie W CIENIU, kiedy wozimy ich po Starym Mieście, Łazienkach Królewskich... Każdy, kto mieszka w Warszawie, wie, że w ciągu ostatnich dni wchodząc do zwykłego sklepu z pamiątkami, żeby ciocia mogła sobie coś kupić, najfajniejszym miejscem było to przy lodówce...
- Skąd masz tu tyle książek? - zadała pytanie Anja.
- Przetrząsnęliśmy absolutnie wszystkie jaskinie i okazało się, że sporo wcześniej pozostawiałam te książki w różnych miejscach - wzruszyłam ramionami.
- Niektóre są niesamowite - Mavi-ox podał Anji grubą księgę obitą skórą. Spojrzałam na nią i zamarłam. Wiedziałam!
- Niesamowita - Anja chciała ją otworzyć, ale nie mogła, mimo, że książka nie zawierała żadnej kłódki. Niby dobrze, nic nie przeczyta, ale teraz będzie jeszcze bardziej zainteresowana.
- Czemu ona się nie chce otworzyć? - zdziwił się Kwiatek.
- Ada? Co to za książka? - spojrzała na mnie Misza.
- Poczekajcie! - krzyknęła Yue widząc, że smoki chcą czegoś ode mnie. - Najpierw mi wszystko wytłumaczcie!
- Dobra - Anja westchnęła, a ja wyjęłam księgę z jej rąk i przetarłam rękawem. Nieco się zakurzyła przez ten czas, ale na okładce nadal można było dostrzec symbole i znaki.
- Opowiadajcie - powiedziała Yue.
- Zaczęłabym od tego - zerknęłam na Anję. - Że obie wychowałyśmy się ze smokami, ale w zupełnie innych smoczych rodzinach, nie znając się - powiedziałam. Już miałam dodać "żyjąc w przeświadczeniu, że na świecie jest tylko jeden pół-smok", ale w porę się powstrzymałam. Ona nie wie i dowie się tylko o Anji. Koniec kropka.
- Czyli smoki są waszą rodziną? - spytała Yue.
- Dokładnie - powiedziałam jedną ręką pilnując księgi, a drugą bawiąc się uchem Miszy.
- Nie tylko - Anja na szczęście wyczuła, że teraz ona powinna mówić.
- Jak to?
- Dla mnie coś jeszcze - powiedziała.
- Ale co?
- Ja mam pewne umiejętności - oznajmiła Anja, na razie dość wymijająco.
- Mianowicie?
- Mianowicie jestem smokiem - powiedziała Anja.
- Pół-smokiem - poprawiłam
- Wiesz, że nienawidzę tego słowa - warknęła.
- A co to znaczy? - spytała Yue.
- A to moja droga, że twoja koleżanka, którą znasz od dwóch lat może się zmieniać w smoka - uśmiechnęłam się jadowicie.
- Co?!
- Anja, zaprezentujesz? - spytałam. Rzuciła mi mordercze spojrzenie.
...Nadal nie jestem zadowolona, że to o mnie mówimy... - warknęła w myślach.
...Taa... Ale jakby się dowiedziała o mnie, to by uciekła z wrzaskiem. Nie zna mnie...
...Już, już, zamknij się...
- mruknęła.
- Okej, chodzi o to, że mogę się zmieniać w smoka, jak już zresztą usłyszałaś - powiedziała Anja i zmieniła się w smoka. Yue wytrzeszczyła oczy.
- Zaraz, zaraz - łał, szybko się opanowała.
- No, o co chodzi? - ziewnęłam i oparłam się o Miszę zostawiając jej ucho w spokoju.
- W gazetach było o tym stworzeniu napadającym na zakłady mięsne...
- Rzeźnie - warknęła Anja kładąc uszy i szczerząc zęby, czym lekko przestraszyła Yue. Zaraz jednak się uspokoiła.
- Okej, na rzeźnie - zgodziła się Yue, jak zwykle chcąca uniknąć kłótni. - W każdym bądź razie...
- Mówi się w każdym razie - mruknęłam.
- Okej, w każdym razie. W każdym razie to ty napadasz na te rzeźnie? - spytała Anję.
- Nie napadam, pomagam niewinnym zwierzętom - warknęła Anja.
- Chcę tylko wiedzieć czy to ty - powiedziała Yue.
- Tak, to ja. Zadowolona?
- Tak...
- Super. Ada, o co to za księga, powiesz w końcu? - nie no, musiała, wrócić, nie mogla zapomnieć? Chwilę biłam się z myślami. Powiedzieć, czy nie? A jeśli skłamać, to co wymyślić? Czułam, że Anja ma ochotę włamać się do mojego umysłu, przeczytać moje myśli, ale się powstrzymała. Ja nadal się wahałam. W końcu podjęłam decyzję.
- Nie - powiedziałam to jedno, krótkie, a zarazem tak mocne słowo. Zauważyłam, że wszyscy się zdziwili.
- Jak to nie? Nie chcesz powiedzieć?
- Nie chcę - warknęłam mocniej ściskając księgę.
- Dlaczego? - Anja zmrużyła oczy.
- Nie i już! Nie wasza sprawa - mruknęłam.
- Coś mi się wydaje, że jednak nasza też - powiedziała Anja.
- Ada, co ty tam ukrywasz? Przede mną nawet? - zdziwiła się Misza.
- Ja... - zacięłam się pamiętając, żeby zachować maksymalne skupienie. żeby się nie powtórzyła sytuacja, wtedy co Anja mnie zahipnotyzowała, wykorzystując moją chwilę nieuwagi... Bo normalnie by nie dała rady... Tata jest przecież alfą i nauczył mnie uodparniać się.
- Co ty? - Anja starała się przycisnąć mnie do muru.
- Ja na razie nie mogę wam tego powiedzieć - powiedziałam jeżdżąc palcem po okładce księgi.
- Czemu? - teraz Kwiatek.
- Nie wiem jeszcze sama - odparłam zgodnie z prawdą. Chwilowo pojęcia bladego nie miałam, czemu nie mogę nikomu o tym mówić.
- Coś chyba kręcisz... - zauważyła Yue.
- Nie... - szepnęłam. - Nie kłamię...
- Ale skończyły ci się argumenty - stwierdziła Anja.
- To chwilowo sekret i już! Czy każdy z was WSZYSTKIM dzieli się ze WSZYSTKIMI?! Nie macie żadnych spraw, które ukrywacie przed całym światem?! - teraz wszyscy zamilkli. Wiedziałam.
- Mamy - przyznała pierwsza Yue, czym mnie zdziwiła. - Ale to są błahostki. A ty ewidentnie masz jakiś problem - powiedziała.
- Czy jeśli nie powiesz, nie będzie lepiej? - Misza do mnie podeszła.
- A może - Anja nagle zrobiła się podejrzliwa. - Ty współpracujesz z jakimś naszym wrogiem? I dlatego nie chcesz powiedzieć? - teraz cztery osoby spojrzały na mnie podejrzliwie. Anja, Kwiatek, Mavi-ox i Yue, w końcu znają mnie bardzo krótko, a Mavi-ox... Po prostu jest po stronie Anji.
- Spytaj jakiegokolwiek smoka na całym świecie, wystarczy, że znajdziesz stado, w którym choć jeden smok został przeze mnie uratowany z pułapki lub od Osvira - warknęłam do Anji i wyszłam z pokoju, nadal trzymając księgę. W korytarzach zaczęłam biec, a potem skoczyłam z krawędzi, zmieniłam się w smoka, przechwyciłam księgę i poleciałam najszybciej jak umiałam. Jednak istnieje pewien minus. Anja jest ode mnie szybsza. Zostało mi tylko jedno. Odetchnęłam w myślach, że księga jest wodoodporna i zapikowałam w stronę rzeki szybko w nią wpadając i częściowo zagrzebując w mule. Poczołgałam w stronę tunelu. Tam już wypłynęłam nieco wyżej, a woda zmyła ze mnie wodorosty. Płynęłam jeszcze chwilę aż dotarłam do mojego najulubieńszego miejsca na całym świecie, znanym tylko mi i nikomu innemu. Nie wiem czemu, ale raz jak spytałam jakiegoś wodnika czemu nie zamieszkają w tamtej jaskini, spojrzał na mnie jak na wariatkę i powiedział, że przecież tam jest goła ściana, więc jak ma tam wpłynąć. Czyli okazało się, że tylko ja widzę ten tunel. Teraz byłam w małym, podziemnym oczku wodnym. Wypłynęłam na brzeg, pełen lśniących niczym szkło kamieni. Położyłam tam księgę, z której woda spłynęła jak z jakiejś folii i zmieniłam się w człowieka. Usiadłam na lekko płaskim kamieniu, przypominającym ławkę bez oparcia. Oparcie jednak stanowiła kamienna, lśniąca ściana z tyłu, więc się o nią oparłam. Cała ta jaskinia była dziwna. Duże ziarenka czegoś jak piasek, na tej małej niby-plaży były przezroczyste jak szkło i lśniące, inne odbijały otoczenie niczym lustro - nie było jednak tego widać na pojedynczych drobinkach, były zbyt małe. Ale całość ukazywała niewyraźny obraz, trochę jak odbicie w  poruszonej wodzie. Kamienne ściany i ogólnie wszystkie większe kamienie były białe i szarawe. Śnieżnobiałe lub lśniące niczym srebro. Cała jaskinia była przepiękna, lśniąca wewnętrznym blaskiem. Było to moje ulubione miejsce od... Od zawsze. Nawet nie pamiętam skąd o nim wiem. Często tu przebywałam odkąd pamiętam. No i tylko ja widziałam wejście. Teraz położyłam się na brzuchu na tej kamiennej ławce i przed sobą położyłam książkę.    


Nexta jeszcze nie ma, choć wstawię dzisiaj, możecie się radować. Mam klka informacji:
1. Jak coś, nadal czekamy na zgłoszenia jeźdźców i smoków i przypominamy, żeby wysyłać na nasze maile, podane   w  którymś komentarzu, ale mogę przypomnieć:
    - mój: ada.koczmela@gmail.com
    - Anki: szczerbatekxd@op.pl
   Nie ma limitu czasowego, ale fajnie by było, żebyśmy do końca wakacji miały to gotowe
2. Wyjeżdżam jutro (11.07) na obóz, wracam... 22.07, a przez ten czas:
a. Będę miała przy sobie tylko telefon, więc nie ma takiej opcji, żeby były nexty
b. Będę w Małym Cichym - mała miejscowość, w której łatwiej znaleźć smoki niż zasięg. A jak nie ma zasięgu to i transmicja danych na moim telefonie nie będzie działać, więc nie wiem czy będę miała okazję być w ogóle obecna na Wiki. Oczywiście może się zdarzyć, że trafię do pokoju, gdzie będzie mi łatwiej znaleźć zasięg, ale równie dobrze może się okazać, że będę go miała tylko na dworze, albo w ogóle. I doliczcie ryczącego brata, który będzie płakał, że nie ma zasięgu i nie może się skontaktować z rodzicami. I zamiast poprosić mnie, czy może zadzwonić, lepiej się poryczeć i przyjść tak do mojego pokoju -,-
3. Kiedy wrócę, jestem w domu raptem jeden dzień i wyjeżdżam do Londynu, ale tylko na weekend - chodzi o to, że moja ciocia urodziła kuzyna i jedziemy o tak o, żeby się z nimi zobaczyć. Zobaczymy jak będzie z nextami, na pewno nie będę miała czasu za bardzo ich pisać... Ale zobaczymy. W końcu wieczorem mogę siedzieć w hotelu (ostatnio zatrzymywaliśmy się u cioci, ale teraz się nie zmieścimy w mieszkaniu XD) z komputerem ile chcę.
4. Wracam w poniedziałek i jestem do końca lipca w domu. Omówimy to jeszcze z Anką, ale mogę wstawiać nexty wtedy często i pisać je również całymi dniami, bo...
5. Pierwsze dwa tygodnie sierpnia również mnie nie ma. No i tutaj wszystko zależy od tego, jakie atrakcje zaplanowali rodzice. Bo o ile oglądanie waleni i delfinów będzie trwało kilka godzin, to jeśli rodzice się zgodzą pójść na taką wycieczkę, żeby zobaczyć wszystkie gatunki ptaków żyjące na Azorach to zajmie to cały dzień. W efekcie możliwe, że wieczorami będę w stanie jedynie leżeć i jęczeć, że wszystko mnie boli ;) No i zależy jak będzie z internetem. Wiecie, na przykład w zeszłym roku okazało się, że na całej jednej wyspie jest problem i jest dość słaby internet. Pożyjemy, zobaczymy.
6. Co robię później? Jestem u babci i u kuzynów. Również czas będę miała głównie rano (kuzynka śpi dłuuugo) i wieczorem, jeśli nie będziemy oglądać wtedy filmów.
7. Na ostatnie dni wakacji ta sama Sylwia do mnie przyjeżdża, więc też zobaczymy.
Podsumowując, przez całe wakacje z nextami może byc problem i do każdego punktu mogłabym dopisać "pożyjemy, zobaczymy". Z wyjątkiem tego o obozie, wtedy nextów na pewno nie będzie. Ale jeszcze jeden punkt:
8. Jeżeli ktoś z Was kojarzy historyjkę o Jak Wytresować Smoka - Ania wpadła na pomysł, żeby zrobić coś podobnego. Zainteresowanych zapraszam tutaj:
http://pl.cos-czego-pragne.wikia.com/wiki/W%C4%85tek:2163
To by było na tyle. I jeszcze raz uspokajam - NEXT DZISIAJ BĘDZIE.   


- Lovaas brit, gro krent, nid dovah, nid jul geinmar nid mindok. Zu bex miraad, Ved Nah au lok su tiid do zoor fundein viing... - wyszeptałam. Czy te słowa mogą się wydać kompletnie bez sensu? Owszem. Ale tylko one pozwalały na otwarcie księgi. Teraz także... Nic nie kliknęło w niej, jak podczas otwierania zamku w drzwiach, lecz rozległ się delikatny szum - wiatru, wody, liści... Natury. Księgę owiał chłód i przez chwilę jej nie dotykałam, wiedząc z doświadczenia jak bardzo będzie teraz lodowata - tak lodowata, że nawet smoczy ogień wyparuje tuż przed nią. Po kilku minutach dopiero wzięłam ją do ręki, nadal jednak była chłodna, jakbym ją odkopała spod śniegu, lub wyjęła z zamrażarki. Bez problemu otworzyłam księgę. Każde słowo było w niej napisane językiem smoków. Nie tym polegającym na słyszanych przez ludzi warkotach... Innym. Wyrażanym w słowach, nawet człowiek może w nim mówić, ale... Jest to język wymarły. Język jeszcze bardziej wymarły niż powszechnie znana łacina. A oprócz tego, że wymarły, to zapomniany. Albo inaczej - doskonale ukryty. Jedynie pojedyncze słowa wyszły na światło dzienne, do ludzi, w grze Skyrim, która tak naprawdę jest bez sensu, bo co to za smocze dziecię zabijające smoki? Jeden wielki kit. Ale prawdziwego smoczego języka, złożonego ze wszystkich słów, ludzie nie znają. Nie umieliby przeczytać tej księgi. Ja znam smoczy język. Znam każdą jego literę, każde słowo - zarówno w translacji, nawet większość znam w tych oryginalnych, wydrapanych przez smoki znakach. A książka w translacji. Minusem tej księgi jest brak spisu treści, ale niewielki to minus, zwłaszcza, że przedmiot ma te kilkaset, jak nie tysięcy lat. Jestem do tej książki bardzo przywiązana, choć nie wiem dlaczego.
- Nie wiesz? - odezwał się nagle jakiś głos. - Powinnaś była się domyślić... - nie był jednak złowrogi, raczej neutralny, nawet przyjazny. Ja szybko się zerwałam, i upewniłam, że mocno trzymam księgę.
- Nie martw się, nie zabiorę ci jej - zaśmiał się głos. Teraz już nie był neutralny, po prostu przyjazny, wesoły.
- Skąd mam mieć tę pewność? - spytałam.
- Wolałabyś chyba umrzeć niż ją stracić, prawda? - nie odpowiedziałam, bo to coś i tak zna moje myśli.
- Nie myśli, a uczucia. Po uczuciach wiem o czym myślisz, a że nawet najdrobniejsze ich zachwianie wyczuwam, wiem to naprawdę dokładnie. I abyś nie myślała o mnie więcej "to coś" powiem ci, że mam na imię Thalasja - powiedziało... Skarciłam się w myślach za to, że znów chciałam powiedzieć "to coś". No to powiedziała Thalasja. Ale czym ona jest? Smokiem? Na pewno nie, nei czuję jej zapachu, ani jej nie słyszę. Duchem? Tak, to chyba najbardziej prawdopodobne.
- Dobrze kombinujesz. Jestem duchem smoka. Żywym duchem - oznajmiła Thalsaja i dopiero teraz ją zobaczyłam. Stanęła przede mną. Olśniewająca, biało-srebrna, półprzezroczysta smoczyca, o srebrno-złotej poświacie, długim ciele, pięknych skrzydłach, krótkich rogach, grzywie... Zaraz, grzywie?! Przyjrzałam się smoczycy dokładnie. Miała długie ciało jak u węża, głowę o dość pospolitym, lekko kwadratowym kształcie, piękne łuski, oczy w kolorze obsydianu i... Tak, miała coś podobnego do grzywy. Ciągnęła się ona od głowy, początek miała między rogami, potem wzdłuż grzbietu i aż do końca ogona, zakończonego frędzlem włosów... Również na zgięciach łokci i kolan miała frędzle, podobne do tych na końcu ogona, choć krótsze. To ciekawe. Smoczyca miała włosy, ale takie pasujące do łusek, perfekcyjnie dopasowane do jej wyglądu, zapewne oddające jej charakter. Skrzydła zaś najbardziej mnie jednak zdumiały - Thalasja mogła je złożyć, tak jakby przyłożyć do ciała tak dokładnie, że nie było ich widać! Teraz właśnie to zrobiła. Ale co było dziwne? Jej kolor. Jak jakiś, duch albinos...
- Nie jestem żadnym albinosem - prychnęła. - Kiedyś miałam kolor, ale nie twoja sprawa czemu teraz wyglądam jak wyglądam.
- A po co w ogóle ze mną rozmawiasz?
- No bo chcę. No i potrzebujesz czegoś. Jakiejś wskazówki, bo tak to błądzisz jak we mgle. Twoja ku... koleżanka Anja ma wskazówkę, dla niej wszystko jest jasne - po prostu jej napisali, bez żadnych zagadek. Ba, ale żeby twoi rodzice ci chociaż zagadkę dali, prawda? Tak myślisz? - przytaknęłam. - To źle myślisz - tym mnie zatkała. Co?!
- Jak to? - aż zaschło mi w gardle. - Wiesz coś o nich?
- Nie - powiedziała Thalasja. - Ale wiem coś innego. Jednak najpierw mi powiedz... Kim według ciebie byli twoi rodzice?
- Hmm... Pół-smokami. Z pewnością pół-smokami, albo ludźmi.
- Dlaczego tak zakładasz? Bo wydaje ci się to najbardziej logiczne?
- Co próbujesz przez to powiedzieć?
- Wiesz, że niegrzecznie odpowiadać pytaniem na pytanie?
- Czy ja odpowiadam pytaniem na pytanie i o czymś... - nagle zrozumiałam o co jej chodzi i aż się zaśmiałam z własnej głupoty. - Wiem już o co ci chodzi
- Super - smoczyca ułożyła się wygodnie rozciągając na podłodze. - Co jest w tej księdze?
- No cóż... - nie będę jej okłamywać, bo i tak zna moje myśli. - Opisy smoków, trochę przygód, opisy dawnych gatunków, wikingów, dawnego ich wspólnego życia, ponadto różne opowiadania, historie i legendy...
- Księga różności - zażartowała Thalasja. - Poznajesz znak na okładce?
- Pewnie. To znak, którym dawniej oznaczano klasę mistyczną.
- Super. A te? - wskazała na grzbiet książki.
- To wodna, ognista, kamienna, ostra i uderzeniowa

- Masz tu jakiś wykres z zaznaczonym występowaniem poszczególnych gatunków?

- Jasne. Ta księga musiała być uzupełniana przez pokolenia - otworzyłam księgę.

- Przez Smoki - sprostowała Thalasja.

- O tutaj... Pierwsze żyły jeszcze w erach Dawnych Gatunków. Kolejne w Erze Ewolucji, następne w Erze Wielkiego Daru, a ostatni już w Erze Spokoju, potocznie nazywaną Erą Współczesną - pokazałam smoczycy wykreso-tabelę.

- A pokaż jak na przykład wykształciły się smoki górskie - powiedziała.

- No cóż... Wcześniej wyglądały tak - pokazałam smoczycy rysunek smoka o przednich łapach dość słabych. - Wcześniej łapy trzymały podkulone. Jeszcze wcześniej miały tylko jedną parę łap i były znane jako śmiertniki zębacze. Ale powiedzenie tego trwa kilkanaście sekund, cały proces trwał tysiące lat - westchnęłam.

- Wiem. A na przykład ikrany feniksy czy ogniki iskrowe?

- To łatwe. Ich przodkowie byli przedstawicielami klasy ognistej, głównie były to koszmary ponocniki - powiedziałam. - Ale co to ma do rzeczy?

- Nic, po prostu tego akurat nie wiedziałam - Thalasja się uśmiechnęła. - Jedyne informacje, ani trochę nie przekształcone metodą opowiadania sobie, są w tej księdze - uśmiechnęła się.

- Wiem - jęknęłam. - Możesz mówić?

- Co? - jakby się ocknęła. - Nie, nie mogę...

- Czemu?!

- Co ty taka niecierpliwa?

- Bo mam jedyną w życiu okazję, żeby rozwiązać zagadkę mojego życia! - krzyknęłam. - Czemu nie możesz powiedzieć?

- Nie mówiłam, że nie mogę. Jakbyś poczekała, to byś teraz nie miała problemu - burknęła. - Nie mogę powiedzieć wszystkiego. I nie mogę jasno, muszę zagadkami - wyjaśniła.

- Czemu?

- Bo tak i już. Ja od tego jestem!

- Od dawania zagadek, które prawdopodobnie rozwiążę dopiero PO tych zdarzeniach?!

- Coś ty taka pesymistyczna? - jakim cudem ona nadal pozostaje spokojna, nawet jej równowaga umysłowa ani trochę nie jest zachwiana mimo mojego marudzenia?

- Taka jestem i już - powiedziała. - Wracając...

- A powiedz mi najpierw kim ty w ogóle jesteś - powiedziałam. - Niby wiem, że jesteś duchem smoka, że jesteś żywym duchem, ale jak to możliwe? Wytłumacz mi jakim jesteś stworzeniem i tak dalej.

- Okej... To niestety dość skomplikowane i nie wszystko mogę ci powiedzieć, a części byś nie zrozumiała, bo musiałabym zacząć od początku, tłumacząc wiele, naprawdę wiele rzeczy. Ale krótkie streszczenie powinnaś zrozumieć. Otóż jestem połączona z kamieniem. I mogę do niego tak jakby wejść, wtedy... No, to jest dobry sposób na ukrycie się.

- No i możesz tak po prostu teraz wejść do - wzięłam do ręki byle jaki kamień. - Tego kamyka?

- Nie, to tak nie działa. Ja jestem połączona z jednym, konkretnym i pamiętaj, że mój kamień to kamień szlachetny - uniosła dumnie głowę.

- A pokażesz go?

- No i tutaj muszę wyjaśnić. Zostaliśmy rozdzieleni. Dawniej miałam go przy sobie cały czas, ale podczas którejśtam bitwy ktoś mi go zabrał, a potem... A potem nie wiem co się z nim stało. Ale od tamtego czasu nie mogę przyjąć prawdziwej postaci - wzruszyła "ramionami".

- Żałujesz czasem? - spojrzałam w jej czarne, obsydianowe oczy.

- Szczerze? Może trochę. Teraz mam więcej możliwości... Mogę czuć czyjeś uczucia, znikać kiedy chcę... Chociaż czasem to wkurzające. Ale nic na całym świecie nie uszczęśliwiłoby mnie tak, jak odzyskanie mojego kamienia - powiedziała. - No, ale teraz to nieważne. Ważne jest to, że musisz coś wiedzieć.

- Czy moi rodzice żyją?

- Nie będę owijać w bawełnę i nie będę ci robiła nadziei. Nie.

- Aha - w sumie specjalnie mnie to nie ruszyło, wychowałam się i tak bez nich.

- Ale oni cię opuścili dla twojego dobra. Żebyś przeżyła - dodała. - Twoi rodzice byli Smokami - wyjaśniła.

- Co dalej?

- Nie mogę ci tak po prostu powiedzieć kto jest którym pionkiem w tej grze! Ale słuchaj: Wrogość jest rodziną twoją, rodziną z płomieni, nieufności krewną, rubiny wśród szmaragdu zalśnią zielonego, oko jest z kryształu w słońcu błyszczącego.



- Ale ja nic z tego nie rozumiem!



- No trudno - znów wykonała ten gest, łudząco podobny do wzruszenia ramionami. - Zapisuj może chociaż?

- Pamięć pół-smoka - uświadomiłam jej.

- No tak. No to jedziemy dalej i kończmy ten cyrk... Kryształy te z bólu, cierpienia utkane, granaty czerwone ledwo co powstałe, znów się malutkie, delikatne staną i między łuskami twymi zostaną, ogniste nici na twym ciele dając. Postać z chmur, postać wietrzna, przyjaciółka nieba, przyjdzie do was, a wy do niej, gdy zajdzie potrzeba. Kolejna osoba, niczym ze stali, rubiny na niej widać z oddali, potem kolory jak w polarnej zorzy, tak piękne zobaczysz gdy już sen cię zmorzy, potem ze skał najszlachetniejsza, kuzynka węgla, lecz znacznie piękniejsza, łza błękitna na kamieniach schnie, nie zniknie jednak, a przeniesie się, lawenda pachnąca wśród śniegu się pnie, zaś mrok spowija najciemniejszy cień. Pięć dusz przeznaczenie razem złączy, jak pędy, jak pięć zielonych pnączy. Pięć dusz zostanie rozdzielonych, choć tak naprawdę będą połączone… Kamień się ruszy, zatrzęsie się ziemia, to więcej niż we wszystkich smoczych marzeniach… Koniec

- Jak to koniec?

- No koniec. Ja w sumie też nie wiem co to oznacza, usłyszałam tylko przepowiednię i mam ci ją przekazać… Dalej się dowiesz kiedy indziej albo wcale. A, no i możesz powiedzieć reszcie o księdze. A o mnie... Jak chcesz i kiedy będziesz chciała jeśli będziesz chciała - wyjaśniła lekceważącym tonem.

- Da się ciebie dotknąć? - wyciągnęłam nieco rękę w jej stronę.

- Spróbuj - podstawiła swoją głowę, a kiedy tylko jej dotknęłam, moją dłoń owiał chłód... Trochę jak po wymówieniu zaklęcia odblokowującego księgę. Cofnęłam rękę.

- Dzięki Thalasja. Nawet jeśli nic mi to nie pomoże, i tak dzięki

- Och, pomoże. Dowiesz się w swoim czasie. I nie ma za co.

- Ktoś ci kazał tu przybyć, czy sama chciałaś?

- Sama chciałam - uśmiechnęła się. - Żegnaj Krwawa Smoczyco!

- Czemu Krwawa?

- Tego też się dowiesz w swoim czasie! Żegnaj!

- Do zobaczenia!

- Raczej się już nie zobaczymy - jak zwykle szczera... A potem po prostu zniknęła. Jakby się rozpłynęła podczas wskakiwania do wody. Chwilę jeszcze siedziałam lekko oszołomiona, a potem popatrzyłam na której stronie skończyłam. Ale najpierw... Pewnie interesuje Was, co to w ogóle za księga? Skąd ją mam? Znalazłam ją przypadkowo. Właśnie w tym miejscu. Teraz położyłam się na podłodze i otworzyłam książkę na rozdziale, który wcześniej mnie w ogóle nie interesował. O zespoleniach.

"Zespolenie to połączenie, wytworzenie więzi między człowiekiem, a smokiem. Zdarza się niezwykle rzadko, ponieważ prawie nikt z ludzi nie wie o istnieniu smoków. Zespolenie znacznie się różni od braterstwa - kiedy człowiek wychował się ze smokiem i są dla siebie jak rodzeństwo. Zespolenie to złożenie przysięgi - przysięgi, która zobowiązuje do wierności, do przyjacielskiej wierności, a zarazem stwarza coś niezwykłego - w pewnym sensie jest zaklęciem. Zespoleni na początku czują tylko pewne zobowiązania względem siebie, że nie mogą się opuścić, czują, że są swoimi najlepszymi przyjaciółmi. Ale w najbardziej zaawansowanych przypadkach, stanowiących ok. 0,002% wszystkich zespoleń, smok i człowiek mogą dzielić się swoimi umiejętnościami, mogą rozmawiać telepatycznie bez konieczności interwencji pół-smoka, nie mogą bez siebie żyć. W każdym połączeniu między człowiekiem, a smokiem, bez zespolenia, czegoś będzie brakowało. Niezwykle rzadko zdarza się, aby obie strony pozostały w 100% lojalne w największym nawet niebezpieczeństwie - umiały poświęcić swoje życie dla dobra zespolonego. Jednak nawet w takich przypadkach, stanowiących może 0,03% wszystkich przyjaźni, ich więź jest jak puzzle, w których brakuje jednego elementu - właśnie zespolenia, przemieniającego tę dwójkę w niemal jedną istotę. Podczas zespolenia wymawia się specjalne słowa, a uroczystość zwykle jest duża. Od zawsze zbierało się na nią mnóstwo smoków, a później była uczta, lub inne przyjęcie..." - zaczęłam czytać tekst, w całości zapisany po smoczemu.


Perspektywa Yue[]

Lecieliśmy za Adą, ale ona nagle wleciała w wodę i gdzieś zniknęła. A Sora kategorycznie odmówiła chociażby dotknięcia wody.

- No weź, to tylko rzeka - mruknęłam. W odpowiedzi coś prychnęła. Anja się zaśmiała.

- Piorynoskrzydłe panicznie boją się wody - wyjaśniła. Domyśliłam się, że chodzi o ten gatunek smoka. Misza coś mruknęła.

- Mówi, żebyś poleciała na niej przez chwilę - przetłumaczyła Anja.

- Jesteś pewna? - spoczyca niecierpliwie pokiwała głową, a potem podleciała i zrzuciła mnie z Sory. Zanim jednak zdążyłam zacząć się drzeć, złapała mnie na swój grzbiet.

- Musimy ją jakoś złapać - powiedziała Anja.

- Pewnie jest zagrzebana w mule, który jest ciemny - zauważyłam.

- No przyznaję, to będzie bardzo trudne... - w tym momencie Misza coś powiedziała. Anja spojrzała na nią zdziwiona.

- Naprawdę? - w odpowiedzi znów jakieś warknięcia. - Nie żartuj... - spojrzała w wodę. - E tam, na pewno nie jest to takie trudne jak mówisz - wzruszyła ramionami. Teraz już poznałam, że Misza się zaśmiała. Znów coś warknęła.

- Spróbować musimy - skwitowała. - Yue, trzymaj się, będziemy nurkować! - jak dobrze, że mimo smoczej postaci, nadal mówi w języku ludzi... W ostatniej chwili wzięłam głęboki wdech i znalazłam się pod wodą. Po chwili niepewnie otworzyłam oczy. Z obu stron otaczał mnie brzeg, pode mną był muł. Szukałam wzrokiem jakiejś jaskini, czegokolwiek, gdzie Ada mogłaby wpłynąć... Nic. Zero, czyste ściany. Nie ma szans, musiałaby cały czas siedzieć w mule, pod warunkiem, że wytrzymałaby tyle pod wodą. Mi już się kończyło powietrze więc delikatnie pstryknęłam Miszę w ucho - inaczej nie dało się zwrócić jej uwagi. Wystrzeliliśmy wszyscy z powrotem na powierzchnię.

- Widzieliście coś? - spytałam. Smoki pokręciły przecząco głowami, jedynie Anja się zerwała.

- Ja widziałam! - była podekscytowana. - Widzieliście tamto wejście do podwodnego tunelu?

- Jakiego tunelu? - prychnęłam. - Dziewczyno, gołe ściany! - inne smoki pokiwały głowami potwierdzając moje słowa.

- Serio nic nie widzieliście? - zdziwiła się. Kwiatek coś mruknął.

- Okej, to chodźcie za mną. To musi być jakaś iluzja ściany, która nie działa na pół-smoki - stwierdziła po chwili namysłu. - Yue, wstrzymuj oddech!

- Nie musisz przypominać - mruknęłam i nabrałam powietrza w płuca. Po chwili już byliśmy przed skalną ścianą.

...To tutaj... - usłyszałam w mojej głowie głos Anji i krzyknęłabym, ale byłam pod wodą.

...Spoko Yue, mówię w myślach... - zaśmiała się. - ...To się nazywa telepatia... - Potem chyba rozesłała jakieś wiadomości do innych smoków (oprócz Sory oczywiście - została na powierzchni), następnie Kaskada podpłynęła do ściany i...

...po prostu przez nią przepłynęła. Widząc to wszyscy już śmielej popłynęliśmy, następnie bardzo szybko tunelem, który okazał się dość długi i pod koniec zaczęło nam brakować powietrza. Wyszliśmy na brzeg wewnątrz pięknej, naprawdę pięknej jaskini. A pod ścianą na takiej niby-ławce na plecach leżała Ada, opierając głowę o ścianę i trzymając kolana zgięte opierając o nie księgę, którą zainteresowana jej zawartością czytała.

Perspektywa Ady[]

Właśnie zaczytywałam się w szczegóły opisujące uroczystość zespolenia, kiedy poczułam, że nie jestem już w jaskini sama. Poderwałam się - przez całe moje życie tylko ja odkryłam to miejsce, więc jakim cudem ktoś tu teraz jest? Aż jęknęłam w myślach. Czemu oni, pomyślałam parząc na stojących przede mną Anję, Kwiatka, Miszę z Yue, która właśnie zeskoczyła z jej grzbietu... A no tak, Sora boi się wody... Kaskadę i Sky, otrzepującą właśnie swoje wiatrowe włosy z wody. Wyglądała teraz trochę jak zmokła kura i mimowolnie się uśmiechnęłam. Zaraz jednak wróciłam do rzeczywistości.

- Po co przypłynęliście? - spytałam.

- Ja chciałam cię znaleźć bo się martwiłam, Sora, Kaskada, Sky i Gaja to samo, Yue poleciała z Sorą no i pewnie i tak nie wytrzymałaby siedzenia w leżu, a Pani Nieufna i Clown chyba chcą cię dorwać i coś z ciebie wydusić - wyjaśniła Misza, jak zwykle przechodząc od razu do sedna, a zarazem używając słów, które za nic nie mogą obrazić. Kocham ja za to. A Gaja oczywiście od razu skoczyła mi za szyję, zbierając nieprzyjazne spojrzenie Miszy. Jednak nie przejęłam się tym. Najgorsze było to, że upuściłam przez to księgę, która nie zdążyła się zamknąć, bo ktoś ją przytrzymał. Anja. Zignorowała moje spojrzenie, którego NIKT by nie wytrzymał i przytrzymując palcem stronę, podniosła książkę. Chciałam zmienić się w smoka, tak bardzo chciałam coś zrobić, zabrać jej to, ale... Nie mogłam. Obecność Yue przeszkadzała. Nie mogę zmienić się w smoka przy niej. Wobec tego muszę sobie radzić jako człowiek. Po prostu skoczyłam przewalając Anję. Może jest szybsza, ale nie silniejsza! Wbiłam jej palce koło obojczyka - tutaj nie pomoże jej twarda skóra, po prostu chyba jest tam jakiś receptor, bardzo czuły narząd zmysłu dotyku, a naciśnięcie tam sprawia ból, choć nie robi krzywdy. Dziewczyna, z którą byłam w klasie 6 mnie tego nauczyła. Ale... Nie pomogło. Przeklęłam w myślach - przecież na mnie też to nie działa! Anja tymczasem wyrwała się i stanęła naprzeciwko mnie, a mi się nagle przypomniały słowa Thalasji...

"A, no i możesz powiedzieć reszcie o księdze".

Mogę.

Ale czy muszę?

Westchnęłam w myślach.

Muszę.

Wycofałam się. Po prostu przestałam walczyć. Wyciągnęłam rękę.

- Oddasz? - jedno słowo, które nie wiem skąd wzięło się w mojej głowie. Anja się zawahała. Odmówienie byłoby już ewidentnym rzuceniem wyzwania.

- Pod jednym warunkiem - powiedziała.

- Zamieniam się w słuch - skrzyżowałam ręce.

- Powiesz co to za księga - powiedziała. Wiedziałam. Zawahałam się, ale... Thalasja mówiła, że mogę powiedzieć... A ja przecież wywnioskowałam, że MUSZĘ.

- Zgoda - powiedziałam. Anja z pewnym wahaniem oddała mi przedmiot.

- A teraz mów - usiadłam na ławie dając i innym znać, żeby usiedli.

- Znalazłam ją przypadkowo, właśnie w tym miejscu, które zresztą tez znalazłam przypadkowo i to już dawno, miałam parę lat zaledwie, a okazało się, że tylko ja widzę ten tunel, o gdy pytałam rzeczniki wodne, czemu nie zamieszkają w tamtej jaskini, wskazując na wlot do tunelu, patrzyły na mnie jak na wariatkę i mówiły, że przecież tam nie ma żadnej jaskini. Tutaj leżała ta księga, wyglądała jakby rzucona w pośpiechu, a mimo to widać było, że ktoś ją tu zostawił dziesiątki, albo nawet setki lat temu. Leżała obok odrobiny piachu, którą później sprzątnęłam, a na której były napisane pośpiesznie palcem lub pazurem jakieś słowa. Spróbowałam otworzyć księgę, ale w żaden sposób nie dało się tego zrobić. Wtedy skupiłam się na napisie na piasku. Przeczytałam go cicho na głos, nic z tego nie rozumiejąc - i tak miałam parę lat. I wtedy księga w jaskini zapanował chłód. W księdze nic nie kliknęło, lecz zaszumiało, a potem się otworzyła. Domyśliłam się, że jest to zaklęcie otwierające księgę, ale pamięć pół-smoka sprawia, że nie musiałam nic zapisywać. Już wtedy miałam mnóstwo książek, więc tę po prostu zabrałam do domu i ukryłam za resztą. I dopiero teraz ktoś ją znalazł i postanowił zrobić przesłuchanie - zakończyłam.

- Aha... - Anja się chwilę zamyśliła, a ja aż jęknęłam w duchu - pobyt w lochach u Osvira wraz z nią nauczył mnie, że jeśli ona chce się czegoś dowiedzieć, to pytaniami zamęczy na śmierć. - Ale czemu tak ci zależało, żeby nikt o niej nie wiedział?

- Jakoś się do niej przywiązałam, nie wiem czemu. To ona dawała mi zawsze tyle informacji, których nie mogli mi dać moi rodzice, których nigdy nie poznałam przecież - powiedziałam.

- Okej, ale czemu nic nie chciałaś powiedzieć?

- Pierwszy powód już podałam. Drugi jest taki, że nie wiedziałam czy mogę. A trzeci jest taki, że zwykle otaczali mnie ludzie, a z wycieczek szkolnych do muzeów widziałam, że jak tylko ludzie coś znajdą, to tam muszą oddać... No i jakoś tak wyszło - wzruszyłam ramionami, już rozluźniona. A teraz powinniśmy zrobić jedną rzecz - zerknęłam na Yue.

- Aaa... Nie chcesz mówić przy niej?

- Wręcz przeciwnie, bo cała sprawa właśnie jej dotyczy. Ale najpierw wypadałoby stąd wyjść, bo Sora też powinna słuchać - oznajmiłam. Chwilę później, gdy już byliśmy na suchym brzegu rzeki, wraz z Sorą, wróciliśmy do rozmowy. W sumie zaczęła Yue.

- Czemu się nie wytrzemy? - spytała. - Przecież piorunoskrzydłe boją się wody - a, Anja jej powiedziała.

- Jest ciepło, zaraz wyschniemy - powiedziała Anja.

- No, ale...

- Oj nie marudź i siedź cicho - machnęła ręką zniecierpliwiona. - Mów Ada, bo ta księga z każdą chwilą coraz bardziej mi się podoba.

- Okej, otworzę ją i przeczytam wam całość - wcześniej ją przecież zamknęłam. A wiecie co jest najpiękniejsze? Nie musiałam mówić zaklęcia na głos, bo ta księga... Ona została chyba obłożona całą masą zaklęć, bo teraz spokojnie przelałam słowa otwierające mentalnie właśnie do księgi. Wszyscy się zdziwili kiedy rozległ się szum, powiało chłodem.

- Jeszcze jej nie dotykajcie - odliczyłam w myślach do dwudziestu i otworzyłam księgę, tym razem bez problemu, który miała Anja u mnie w pokoju. Zaczęłam i czytać cały tekst, który wcześniej przeczytałam sama. Zajęło to dobre dwie godziny, nie będę ukrywać. Co innego jak czytam w myślach - nikt mnie nie pobije. Na głos nikt mnie nie pobije także, mylę się podczas czytania rzadziej niż te baby nazywające się nauczycielkami, ale nie mogę za szybko, jeśli chcę, żeby wszyscy to zrozumieli. Kiedy skończyłam, reszta jeszcze chwilę siedziała w milczeniu...

- Okej - czemu mnie nie zdziwiło, że pierwsza odezwała się Anja? - No to w takim razie...

- Chyba myślimy o tym samym - przerwałam jej. - Wypadałoby zespolić Yue i Sorę

- Co?! - krzyknęły obie naraz - z tym, że jedna po ludzkiemu, a druga po smoczemu.

- No tak. Jesteś pierwszym człowiekiem najprawdopodobniej od lat, który zaprzyjaźnił się ze smokiem

... Sylwia i Cieo w końcu się nie liczą... - zaczęła Anja.

... Bo znają się od dzieciństwa... - znów jej przerwałam.

- W takim razie dobrze będzie, abyście mogły wykorzystać pełne możliwości więzi - uśmiechnęłam się.

- No i nie chcecie smoczej imprezy? - spytała Anja.

- O, zgodzę się. Dyskotek nie lubię, są nudne...

- Też nie chodzę na dyskoteki! - przybiłyśmy z Anją piątki.

- No, ale smocze imprezy to zupełnie coś innego! Na takich to jest co robić, a nie zbierać się w grupki, podpierać ściany, obgadywać wszystkich i liczyć, że - prychnęłam. - Pojawi się książę z bajki - zaśmiałam się widząc Anję udającą osobę, która wymiotuje. W sumie moja reakcja jest taka sama... Bo wiecie, dziewczyny w poprzednich klasach cały czas się zakochiwały... Taka osoba była całkiem spoko, choć na mój gust zbyt towarzyska, ale... Wystarczyło, że się zakochała i właściwie zmieniała się w kompletnie inną osobę, świata poza obiektem uczuć niewidzącą, zmieniającą całkowicie gust, tylko dlatego, że druga osoba ma podobny... - I zaprosi do tańca - dokończyłam na głos krzywiąc się.

- A ja mam inny pomysł - powiedziała Anja. - Ale to dopiero po zespoleniu Yue i Sory - zastrzegła.

- Jaki? - spytała Sky.

- O, dotyczy on między innymi ciebie. I Kaskady - wiem, co jej chodzi po głowie. - Yue, wybierz dwie osoby z klasy, którym najbardziej ufasz.

Och wiem, że dawno nie było nexta, ale nie miejcie mi tego za złe ;) Powiedzmy, że Anka się zatrzymała z pisaniem, bo musi czekać aż ja napiszę 20, a co do mojej weny na 20... To przychodzi zawsze gdy nie mam przy sobie kompa czyli na przykład w ciągu tego weekendu w Londynie XD. A na iPadzie nextów nie będę wstawiać, zwłaszcza z internetem wolniejszym od ślimaka, bo taki miałam przez połowę pobytu w Londynie... Dopiero potem jakby iPad się ocknął, że "halo, przecież net u kuzyna wcale nie jest gorszy" XD Nii deh ni trun... Zapraszam do czytania nexta!



Rozdział 15[]

Perspektywa Anji[]


- To co robimy? - Ada siedziała na Miszy a ja wygrzewałam się w słoneczku pod postacią smoka. Yue, jako najwolniejsza z nas trzech właśnie witała sie z Sorą. Kwiatek leżał kilka metrów dalej, spoglądając tęsknie w kierunku białej Furii.

- Ja to bym wróciła do domu - ukryty pół-smok podrapał siostrę za uchem.

- Dobry pomysł - zerwała się Sora, podrzucając jednocześnie swoją jeźdźczynię na grzbiet i przyprawiając ją tym samym o galopujące serce. Dziewczyna jeszcze wyraźnie nie przestawiła się na "smoczy tryb zycia" i nie przyzwyczaiła się do "smoczej energii", pomimo iż przyjaźnią się już od prawie miesiąca.

- Wszystko fajnie, ale ja mam już po dziurki w nosie tych niekończących się ciemnych tuneli - mruknęłam rozciągając się. - Cały czas przesiaduję u was i już nawet zapomniałam co to cywilizowane mieszkanie.

- Ty i cywilizacja??? Przecież jesteś "smokiem" - przedrzeźniła mnie "Krwawa Furia", jak to określiła moją drogą koleżankę jakaś tam smoczyca - duch. Ada nie koniecznie chciała podzielić się z nami informacją o nowej znajomej, więc sama je zdobyłam. Może i trenowała z tatą czy coś, ale podczas kiedy mnie nie chciało się ruszać tyłka i skrzydeł, a ona i Misza latały, ja szłam do Svarta na lekcje hipnozy. Co jak co, ale gość jest w tym dobry. A jakaś wskazówka zawsze jest mile widziana. Moim dotychczasowym problemem było zahipnotyzowanie kilku lub kilkunastu organizmów jednocześnie. Szczególnie żmudne było przez to usuwanie pamięci całemu gronu pedagogicznemu... Jednak po wielu rozmowach i intensywnych treningach jestem już w stanie kontrolować dwudziestu trzech ludzi jendocześnie, siedemnaście dowolnych gatunkowo zwierząt dziesięć smoków oraz towarzystwo mieszane, w tym pół-smok. Również poprawiłam swoje zdolności czytelnicze i teraz bez trudu wyłapuję myśli wszystkich, a mury są dla mnie niczym dziecinne tory przeszkód. W prawdzie Ada, kiedy się koncentruje bardzo mi to utrudnia, ale po treningach ze Svartem jest mi już znacznie łatwiej obchodzić jej zapory, które swoją drogą też są bardziej zaawansowane niż jeszcze prawie dwa miesiące temu, kiedy nie miała o nich pojęcia. A najśmieszniejsze jest to, że nawet się nie zorientowała. Specjalizuję sie raczej w obchodzeniu zapór niż w ich niszczeniu, ponieważ to drugie wywołuje mentalny "hałas", który alarmuje budowniczego. Svart nazywa mnie Vokunzii, czyli w smoczym języku Cień Ducha. Dlatego że przemykam pomiędzy warstwami muru jak cień, a przez te cieńsze przenikam jak duch. On jest doświadczonym hipnotyzerem, więc wyczuł większość moich podejść do jego blokad, ale parę razy udało mi się zdobyć myśli-ćwiczenia niepostrzeżenie.

- Nie oznacza to jednak, że nie lubię własnego domu - zaznaczyłam.

- Masz DOM? - spytała z nadzieją Yue.

- No a ty nie masz? - spytał retorycznie Kwiatek. Przeczytałam szybko jej myśli, które były okropnie chaotyczne - jak u wszystkich ludzi zresztą.

- Tak. Dwa pokoje, łazienka, salon, kuchnia... - Zaczęłam wyliczać, a brunetce z każdym słowem poszerzał się uśmiech na twarzy.

- Ja wam tego nie mówiłam, ale... - zaczęła lekko zawstydzona.

- Tak, wiemy, masz klaustrofobię i nie lubisz ciemności. - powiedziałyśmy z Adą równocześnie, na co tamta mentalnie zdrętwiała, dając tym samym znać o swoich umiejętnościach i gatunku.

- Nie gadaj, że ty też czytasz w myślach? - Yue jest bystrzejsza niż myślałyśmy...

...Niestety... - jęknęła ta, co się właśnie wkopała.

...Pff... Powinnaś się bardziej pilnować... - parsknęłam. Ta wymiana zdań trwała może ułamek sekundy, więc dla Yue czas oczekiwania na odpowiedź nawet się jeszcze nie zaczął.

- Po prostu przez większość czasu mamy między sobą otwarte łącze, więc usłyszawszy twoje myśli udostępniłam je Adzie. Jak na Facebook'u - wyjaśniłam zaciskając szczękę i posyłając Adzie wymowne spojrzenie. Znów uratowałam jej łuskowaty tyłek.

...Dzięki...

...To OSTATNI raz... - prawda była taka, że ukrywanie swojej prawdziwej natury wcale nie jest ani fajne, ani łatwe. Każdy w końcu zacząłby się zdradzać na dłuższą metę. A Adzie zdarzyło się takie coś już chyba trzeci raz i za każdym razem musiałam to tłumaczyć ciekawskiemu człowiekowi, że albo nauczyła się warczeć jak smok, albo żyjąc ze smokami jest zwinniejsza, silniejsza i szybsza niż ludzie, albo tak jak teraz.

- No to lecimy! - już byłam nad drzewami i patrzyłam na towarzystwo z góry.

- Skoro już musimy zwiedzać to twoje cywilizowane mieszkanie, to chociaż pozwól mi odstawić plecak do domu. - Ada zakręciła plecakiem na ramieniu. Zniżyłam lot i porwałam jej go z rąk. - Eeeej!

- Zrobię to trzy razy szybciej i nie zabiję się na Trupich Skałach - Podałam dwa najcięższe argumenty.

- Wątpię... - przewróciła oczami.

- Przy okazju utoruję drogę dla tych o delikatniejszej skórze - uśmiechnęłam się złośliwie. - Kwiatek, prowadź do chałupy, dogonię was.

...Tą najgorszą trasą, oczywiście... - Wysłałam bratu prywatną wiadomość i pomknęłam do jaskiń Ady.

Do głównego tunelu prowadzącego bezpośrednio do "wodnego portalu" dochodzą inne korytarze, bardziej lub mniej kręte, połączone z jaskiniami, w tym Kwiatka i rodziców, oraz tymi zamieszkanymi przez jakieś inne smoki, najczęściej migrujące. Nasz dom jest więc najczęściej odwiedzanym miejscem, ponieważ smoki zawsze mogą liczyć na gościnę gospodarzy. Wracając jednak do tuneli... Kilka z nich kończy się na kompleksach jaskiń, natomiast reszta ma swoje ujście na powierzchni. Dzięki temu mogę się dostać do tego głównego praktycznie z każdej strony. Najkrótsze i najprostsze wejście jest najbliżej szkoły ale skoro Ada narzekała na moje, jak to określiła "wypolerowane śmiecie", to niech się teraz pomęczy w ciasnych najeżonych skałami tunelikach, w których ja muszę poruszać sie pieszo, ze względu na moje gabaryty.
Doleciałam jak najszybciej tylko potrafiłam, to jest w półtorej minuty do tego przejścia usłanego Trupimi Skałami. Okręcając się w powietrzu i zwijając w tym samym czasie skrzydła, zapikowałam wprost na stalagmity. Tuż nad ziemią wyrównałam lot, kolebiąc się lekko na boki i poprułam do najeżonego skałami tunelu, z odść niskim sufitem. Przymknęłam lekko oczy - te miejsca, których nie wystawiałam na próby wytrzymałościowe - są dla mnie zbyt cenne. Widzą praktycznie wszystko. Tylko rentgenu mogłoby mi brakować do wyposażenia. W ciemności widzą niemal jak za dnia, pod wodą jak przy najlepszej pogodzie i nawet we mgle nie mam problemów z rozróżnianiem kształtów i barw. Patrząc z daleka mogę policzyć wszystkie źdźbła trawy z trawnika okalającego budkę telefoniczną - dość dziwny sposób na ozdabianie tego typu usług, ale dobra.

Składając lekko skrzydła, dla uzyskania lepszej dynamiki kruszyłam wszystkie skały, jakie zagradzałyby mi drogę. Ja na prawdę nie rozumiem, dlaczego inni tak boją się lub nie przepadają za tym wejściem. Ono jest świetne! Można się zabawić. Kiedy tylko wyleciałam na "prostą" skręciłam w pierwszy lepszy korytarz prowadzący do "pokoju" Ady i prasnąwszy plecakiem na stos kocy, zakręciłam w kolejny tunel. Na moje szczęście zapętlał się do tego głównego, którego wylotem jest Trasa Trupich Skał. Przemykając tamtędy z niemałym zdziwieniem stwierdziłam, że pomimo iż zniszczyłam kilka formacji skalnych, przejście to wcale nie straciło na uroku, powiem więcej, zyskało niesamowitą atmosferę. Połączyłam się z Hyacinthino, używając do tego "prywatnych fal".

...Mam nadzieję, że teraz będzie się tamtędy łatwiej latać...? - przesłałam mu wspomnienie utorowanej trasy, kiedy spytał o jakość podróży. - ...Zacnie...

...Eeeej...! To moje słówko...! - prychnęłam udając gniew.

...Wycieczka mi się zgubiła...

...CO...? - Nie wyczułam nutki rozbawienia w mentalnym głosie Kwiatka i... Dałam się nabrać.

...Spoko, dochodzimy właśnie do głównego... A Yue chyba w ciebie zwątpiła... - zaśmiał się.

...Niech poczeka, aż zobaczy tą kolejną część... O właśnie, gdzie rodzice...?

...Polecieli z Luną i Svartem na jakieś większe łowy... - rozmawiając z braciszkiem, szybko dotarłam do najbliższego i jednocześnie najkrótszego tunelu. Szybko dołączyłam do ekipy. Nie zatrzymując się, pomknęłam w kierunku wodospadu. Minęłam czujnik ruchu, a mimo to woda wciąż wydawała odgłos spadania na skały... W ostatnim momencie wyhamowałam, unikając zamoczenia się i ochlapania przy tym paneli. Opadłam na cztery łapy i powarkując gniewnie cofnęłam się do głupiego czujnika. - Baterie trzeba naładować...

- Sora? - zawołana podeszła z Yue na grzbiecie. - Emm... Yue... Radzę ci zejść na chwilę z Sory... - dziewczyna, choć z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy, posłusznie wykonała polecenie. Dziwne, wciąż jest wobec mnie trochę... Nieufna? Nie, to złe słowo. Trochę się mnie boi, po tym jak wkurzyłam się, kiedy Sky sypnęła mi piaskiem w oczy... Ponoć dla zabawy... - Czy mogłabyś skierować najsłabsze napięcie na to pudełko? - czujnik, a dokładnie jego bateria umiejscowiona na jednej ze skalnych pułek, istotnie przypomina niewielkie pudełko. Smoczyca otworzyła paszczę, z której wydobył się cienki i nieregularny strumień błyskawic. Dioda na baterii momentalnie z czerwonej, przez pomarańcz i żółć przeszła w zieloną i potem w niebieską - w pełni naładowana. - Dzięki.

- Nie ma sprawy - uśmiechnęła się smoczyca.

- No dobra, ale dlaczego kazałaś mi zejść? - jak zawsze ciekawska i nieznająca jeszcze dostatecznie dobrze smoków Yue.

- Ponieważ, stałoby ci się to. Sora, dawaj jeszce raz, tylko tym razem... Zatrzymaj to dla siebie.

- Anja, czy ciebie doszczętnie pogrzało??? - spytała sie Ada, która wyłapała mój pomysł. Kwiatek skierował na nią swoje pytające spojrzenie. Wcześniej zajęty był obserwowaniem czyszczacej łapę Miszy. Pół-smoczyca przekazała mu mój pomysł i w tym momencie spojrzł na mnie jak na wariatkę. Którą tak po prawdzie jestem...

   

Nexta na 100% oczekujcie do końca tygodnia, a przez kolejne dwa... Zobaczymy jak będzie z internetem w poszczególnych hotelach. W zeszłym roku na całej wyspie gdzie byliśmy był problem z netem -,- Ale pożyjemy, zobaczymy, bez obaw, nexty raczej będą :D Zlituję się nad Wami xD Bo Ada chyba nie ;) Łapcie nexta :P


- Wiedziałem od urodzenia, że nie jesteś normalna nawet w najmniejszym stopniu, ale twoje pomysły... Są... Nie mam na to komentarza. - Usiadł na ziemi kręcąc lekko głową. Cały czas rozmawialiśmy po smoczemu więc... Yue już też się zaniepokoiła zachowaniem smoków.


- Dobra, ale najmniejsze napięcie. - Piorunoskrzydła, która prąd ma we krwi, chyba dosłownie, bez sprzeciwu naelektryzowała czarne części ciała. - A teraz Yue patrz i się ucz, czego nie należy robić, kiedy przez ciało Piorunoskrzydłego przebiegają takie drobne błyskawice. - To mówiąc zacisnęłam powieki i zęby w sumie też i zblizyłam nos do grzbietu Sory.
To, co się stało, trwało może sekundę. A stało sie tak, że okropnie nieprzyjemne mrowienie rozeszło się od nosa przez skrzydła po czubek mojeo ogona i jakaś niezwykła siła odrzuciła mnie pod przeciwną ścianę. Z cichym rykiem podniosłam zwłoki z ziemi. Wszyscy zgromadzeni spoglądali na mnie z ogromnym zdziwieniem, lekkim przestrachem, a niektórzy nawet z troską wymalowanymi na twarzach i pyskach.
 - Boli mnie łeb, ale jest okay. Tak czy siak lepiej, niż kiedy Osvir potraktował mnie paralizatorem wersja hard. - Wywaliłam język, żeby lepiej dać znać o swoim, w gruncie rzeczy niezgorszym, samopoczuciu. Właśnie wprowadziłam w życie mój kolejny szalony pomysł, a jakikolwiek by on nie był, z jakimikolwiek skutkami, napawał mnie on niewyjaśnioną radością. To poczucie, że zrobiłam coś, co chciałam...


- Pan Drakenurk??? - No nie...!


- O nie. Ja już nic nie powiem. Ada, twoja kolej.


- Osvir chciał wyciągnąć od nas tajemnice przyjaźnie ze smokami i źle na tym wyszedł, koniec. - Streściła dziewczynie całą historię, podczas kiedy zmieniłam się w człowieka by łatwiej nam było się pomieścić w domu. Przekroczyliśmy "próg" i japy mojej wycieczki lekko się rozwarły, na widok zwykłego ale nie do końca mieszkania, urządzonego nowocześnie, ale ze smoczym akcentem w każdym meblu. Połowę z nich robiłam sama z drewna czy kamienia... I całkiem nienajgorzej mi to wyszło.


- No dobra, wycieczka. Rozgośćcie się, a ja przyniosę coś na ząb. - Ruszyłam w kierunku aneksu kuchennego łączącego się z niemałym salonem i jednocześnie drugim co do jasności pomieszczeniem w moim domu. Jedna ściana została zastąpiona jednym wielkim (kuloodpornym) oknem ustawionym na zachód, więc jasno jest przez cały dzień. Na środku, na małym podeście, puszył się świecący czarny fortepian, a przed plazmą rozciągała się rónież czarna sofa narożnikowa. Podreptałam do lodówki i wyjęłam zapas litrowych lodów Algidy oraz hermetyczne pudełko dorszy. - Na lewo jest łazienka, a pod schodami jest zejście na siłowię. Na górze warsztat, a obok mój pokój.


- Po co ci tyle pokoi, skoro mieszkasz tu sama...? - Spytała podejrzliwie Ada, kiedy rozłożyłam półmiski i pudełka lodów. No i ryby.


- Rodzice zaprojektowali ten dom, nie ja. Ja tu tylko mieszkam, zarządzam i od czasu do czasu mebluję.


- I nie napisali ci może w jakim celu zrobili ze zwykłego domku hostel? - Dopytywała się pół-smoczyca.


- Może... - Powiedziałam wymijająco.


- O! Czyli jednak ty też masz tajemnice! No proszę! - Burknęła, wciąż pamiętając incydent z książką.


- Nie mów, że nie wiesz, czy napisali czy nie, bo przeciez czytałaś, nie? - Parsknęła Misza.


- Rozczaruję cię, ale istotnie nie mam pojęcia po co tu tyle pokoi. - Powiedziałam zgodnie z prawdą szczerząc zęby. No bo nie wiedziałam. Jak dotąd, przeczytałam tylko czternaście listów. Aczkolwiek jeszcze niecały miesiąc i dobiorę się do piętnastego. - Ale może dowiem się już niebawem. Na razie koniec tematu.


- Moment. Kilku słów niezrozumiałam. Powiesz po polsku? - Dała o sobie znać Yue. No tak. Z przyzwyczajenia, kiedy odezwała się Misza automatycznie przeszłam na smoczy język...


- Nic ważnego cię nie ominęło. - Mruknęłam. - Jemy te lody? - Słowo "lody" całkowicie rozładowało napięcie i rozwiało widmo tematów tabu.


- No a tak właściwie... To po co ci siłownia...? - Zaciekawiła się Sora. Szczęściem Yue już trochę ogarnia język, więc nie musimy się z Adą bawić w tłumaczki. No ale niestety mnie przypadła rola nauczycielki. W związku z przygotowaniami do Uoczystości Zespolenia, Ada zajęła się Sorą, a ja Yue. Pobierały lekcje osobno, ale pozostały czas spędzały razem. Nie licząc szkoły... Na razie zrobiłam dla Yue siodło, które chroni ją przed przypadkowym naelektryzowaniem, ale po zespoleniu będzie się musiała nauczyć latać na stojaka.


- Lubię sobie czasem podnościć ciężarki. Jak na razie wyciskam trzy tony na obie ręce.


- Trzy. Tony?! - Yue aż się zapowietrzyła.


- Pff... Ada udźwignie z łatwością cztery. - Prychnęła Misza i w tym momencie zdałą sobie sprawę... Ze swojego długiego jęzora. Yue popatrzyła na nią i Adę dziwnie.


- Cztery razy tyle co przeciętna nastolatka, oczywiście. - Sprostowała Ada, posyłając Miszy równocześnie ciężkie spojrzenie.


...Kiedyś będziesz się musiała do tego przyznać... Nie wywiniesz się... Chyba że chcesz zrezygnować z przemian w smoka... - Posłałam Adzie myśl.


...Jak na razie mam wszystko pod kontrolą...


...NA RAZIE, owszem... ...Ale zapewniam cię... To nie utrzyma się zbyt długo, zważywszy na to, że Yue jest inteligentniejsza niż sądziłyśmy... Szybko się uczy i wyciąga niebezpieczne wnioski... Spędzam z nią więcej czasu niż ty i już zaczęła się poważnie zastanawiać nad tymi dziwnymi rzeczami, kóre się z tobą czasem dzieją, lub które mówisz...


...Nie chcę, żeby się o mnie dowiedziała, jasne...?! - Zaczęłyśmy się mierzyć morderczymi spojrzeniami.


- Hej, co jest? - Zaniepokoiła się omawiana przez nas między innymi osoba, to jest jedyny człowiek, jaki z nami siedział.


- Po prostu zastanawiałyśmy się, czy powiedzieć ci coś, czy może nie. - Powiedziałam przez zaciśnięte zęby.


- A-ha. I co zdecydowałyście?


- Że zachowamy to dla siebie. - Warknęła twardo Ada w smoczym języku. Yue to jednak nie zraziło. Spokojnie zajadała lody, nie spoglądając jednak pół-smoczycy w oczy, które swoją drogą miotały właśnie błyskawice, skierowane głównie na mnie.


- Okay. Ale nie musisz warczeć, bo niedługo zaczniesz się zachowywać jak Anja. - To była akurat prawda. Ja nie hamuję się w obecności wtajemniczonej od wyrażania swojego niezadowolenia poprzez warkot szczególnie, kiedy moja uczennica poraz dziesiąty powtarza jakieś smocze słowo i nie może zapamiętać, że "h" jest akurat nieme.


...Wiedz, że nie tylko ciebie męczy to ciągłe udawanie... - Pomyślałam jeszcze na odchodnym i udałam się do łazienki uzupełnić zapasy gotówki, z okazji końca roboczego tygodnia. - Możecie sobie pozwiedzać, zaraz wrócę. - Krzyknęłam jeszcze spod klapy od mojego tajnego włazu.



***


I wreszcie nadszedł ten długo oczekiwany dzień, to jest niedziela. Czyli spotkanie u mnie. Żeby zachować równowagę, postanowiłyśmy z Adą spotykać się w parzyste dni tygodnia u niej, a w nieparzyste u mnie. A ta niedziela była wyjątkowa, ponieważ zaplanowałyśmy na nią Uroczystość Zespolenia Sory i Yue. W prawdzie dopiero po południu, co oznaczało imprezę do białego rana, ale jako że czerwiec już w pełni się rozgościł, nauczyciele przymykali oko na wagary. 
O wypraszam sobie, miałam wstawiać... Ale w samolocie trochę nie ma jak, nieprawdaż? Podobnie w samochodzie, bo będąc za granicą nawet rodzice mi nie pozwalają skorzystać z neta w telefonie, bo kosztuje majątek... No i zgubiliśmy się jakieś pięć razy, objechaliśmy jedną górę dookoła zanim znaleźliśmy hotel (dosłownie!)... I jakoś tak wyszło, aczkolwiek dzięki za wstawienie nexta, gdy ja byłam pozbawiona tej możliwości :P A tak swoją drogą, ale to już do czytelników... Łał, nie wiedziałam, że tak Wam się to opowiadanie podoba i tak chętnie, żwawo komentujecie! To oczywiście sarkazm, ostatni next skomentowały dwie osoby -,- 


Perspektywa Ady[]

Od rana trwają przygotowania. Impreza jest w Smoczych Jaskiniach, gdzie mieszkam, bo dom Anji, mimo swych ogromnych, "hotelowych" rozmiarów, nie zmieści wszyściuteńkich smoków ze Smoczej Góry. Bo przecież każdy chce być przy tak wyjątkowym wydarzeniu, to chyba jasne. W międzyczasie szukałam dodatkowych informacji o zespoleniu i dobrze - jesteśmy teraz zabezpieczone na wypadek stracenia przytomności przez Yue albo coś takiego, bo jak się dowiedziałam - czasem, nieczęsto, ale czasem zdarzają się takie przypadki. Koło mnie wylądował Mavi-ox. Gaja też by polatała, ale jej skrzydło nadal jest w fatalnym stanie. Chyba nawet się wdało zakażenie, choć rozprzestrzenia się baaaardzo powoli.

- Kwiatek każe przekazać, że skończyła się farba - wysapał. Używamy zwykłej farby do ścian, ale baaardzo zmienionej przeze mnie i Anję. Dzięki temu po kilku dniach sama odlezie od ściany. Potem wystarczy kilka szybowników wichrowych, żeby zmiotły swoimi powietrznymi pociskami odłamki farby i gotowe.

- Już, właśnie szłam do sklepu po kilka wiaderek - pokazałam mu, że jesteśmy tuż przy ostatnich drzewach.

- A, okej, to powiem Kwiatkowi i Anji, że idziesz kupić...

- Tylko Kwiatkowi - słyszę głos Anji, która w smoczej postaci lawiruje między drzewami i ląduje obok mnie zmieniając się równocześnie w człowieka. - Ja lecę z Adą, razem udźwigniemy siedem ton - uśmiecha się. Mavi-ox wyszczerzył zęby w swoim uśmiechu.

- Przygotujcie się na krwawą zemstę Miszy - parska śmiechem i odlatuje.

- Czemu oni tak się nie lubią? - westchnęłam. - Bo się różnią - otrzymałam krótką odpowiedź.

- To tylko mit, że przeciwieństwa się przyciągają - dodałam. - Czasem owszem, ale zwykle... Zresztą wiesz, że stan zakochania porównuje się do stanu po alkoholu i narkotykach? - przypominam sobie.

- Ale super - Anja zaczyna się śmiać. - Obwieszczamy Kwiatkowi tą rewelacją jak wrócimy? - Twoja decyzja, to twój brat - też zaczynam się śmiać. - Ale chwilowo jesteśmy - pokazuję na centrum handlowe przed nami.

- Okej, najpierw budowlany... - szybko kierujemy się do Leroy Merlin, gdzie najpierw kupujemy duży wózek, potem trochę desek i oczywiście mnóstwo farby. Ale białej i tej najtańszej, najgorszej jakości, bo barwniki same dodajemy, a słaba jakość nie robi różnicy skoro i tak zmieniamy skład farby. W tym celu kupujemy jeszcze parę rzeczy. Plus dokupujemy kilkadziesiąt dużych pędzli, żeby inne smoki pomogły Kwiatkowi i Miszy. Kasjerka o mało nie zemdlała gdy zobaczyła nas z takim ciężarem, ważącym przecież przynajmniej kilkaset kilogramów, a później naprawdę miała problemy z ogarnięciem się gdy na dodatek zobaczyła, że dajemy jej pieniądze za to wszystko. Ale ładnie wypuściła nas przez większą bramkę i ewidentnie liczyła, że jeszcze kiedyś się pojawimy. Następnie wyszłyśmy dużym wejściem, a i tak część rzeczy musiałyśmy zdjąć z wózka i wnieść za drugim razem. Nie bałyśmy się, że ktokolwiek to ukradnie, bo kilka osób podchodziło i próbowało to ciągnąć. Coś mi się wydaje, że parę osób zemdlało gdy same to pociągnęłyśmy.

Wciągnęłyśmy rzeczy główną ścieżką w lesie, a po kilkunastu minutach zmieniłyśmy się w smoki. Złapałyśmy z dwóch stron i już bezproblemowo przetransportowałyśmy do jaskini, gdzie upewniwszy się, że nie Yue nie ma w pobliżu, szybko zmieniłam się w człowieka.

- Ja się zajmę farbą - powiedziała Anja.

- To mi zostaje zajęcie się deskami - uśmiecham się zdejmując je szybko z wózka. Ponadto biorę paczkę gwoździ i młotek.

- W niektórych sprawach bycie smokami nam nie pomaga, co? - śmieje się Anja.

- Przynajmniej utrzymam deskę sama. I nie walnę się młotkiem w palec - odparłam.

- No, chyba skończę szybciej, bo moja robota jest łatwiejsza, więc zaraz przyjdę i ci pomogę - zauważyła Anja.

- Okej - zawołałam kilka smoków, żeby mi pomogły przenieść deski. Nie chodzi o to, że są za ciężkie, tylko o to, że jest ich sporo. Zaraz potem radosne chętnie wróciły do swoich zadań, rozmawiając o Sorze i Yue.

- Nie mogę uwierzyć, że jednak zaufała człowiekowi... - dobiegł mnie głos jednej ze smoczyc. Uśmiechnęłam się i podniosłam pierwszą deskę. Przez dłuższy czas moja praca polegała jedynie na cięciu ich i zbijaniu, co na początku nic nie przypominało. Po jakimś czasie dopiero, już z pomocą Anji i mnóstwa innych smoków mogliśmy przymocować wszystko do sufitu i zostawić to zielnikom, które szybko zadbały o zwisające bluszcze, girlandy z kwiatów, ściany też gdzieniegdzie obrośnięte wspomnianym wcześniej bluszczem i mnóstwo innych pięknych roślin, stwarzających zielony baldachim. Dopiero wtedy razem z Anją  powiesiłyśmy tam lampy. Ich światło delikatnie przebijało się przez zielony sufit stwarzając niepowtarzalną atmosferę.

- Wasza kolej - skinęłam na kamienniki skalne. Plując lawą, która szybko zastygała utworzyły podwyższenie dla Yue i Sory, gdzie staną, żeby wypowiedzieć słowa przysięgi. Szybko też je wyrównały, żeby ładnie się prezentowało, a zielniki dopilnowały, żeby wszystko obrosło porostami. Były już wykończone. Odwaliły kawał naprawdę dobrej roboty. Wiecie, jeden pojedynczy zielnik nie może wiele. Najwyżej szybko przyspieszyć wzrost kwiatka, naprawić złamaną gałązkę. Ale całą grupą kumulują energię i mogą na przykład sprawić, żeby podczas ucieczki przeciwnikowi drzewo wyrosło pod nogami. Albo tak jak teraz - zapełnić jakiś teren roślinami, które wzięły się nie wiadomo w sumie skąd. - Wiesz, mam pomysł - Anja chwyciła kilka żarówek w innym kolorze, ale nie zdążyłam zobaczyć w jakim. Po kolei chyba wymieniała je w lampach, bo atmosfera w sali się zmieniała, a kiedy wstawiła ostatnią żarówkę, była jeszcze bardziej niesamowita niż na początku. Światło z tych nowych żarówek było srebrne może z delikatną domieszką niebieskiego, co sprawiało, że teraz wydawało się, jakby przez zielony sufit przenikało światło księżyca.

- Piękne - wyszeptałam, kiedy Anja zeskoczyła na ziemię tuż obok mnie.

- No, wyszło nieźle - niemal mechanicznie wysunęłam rękę i przybiłyśmy piątki.

- Chodź, jeszcze jedna ważna sprawa - powiedziałam i pobiegłam do swojego pokoju. Tam z pomocą Gai i Mavi-oxa rozplątałyśmy długą linę, powiązaną supłami. przynajmniej z perspektywy Anji zapewne tak to wyglądało.

- Co to jest? - zdziwiła się.

- Sieć na ryby... Nie przerywaj mi, wiem co byś chciała powiedzieć. Że jako smoki i tak złowimy więcej ryb. Owszem, ale nie tak szybko. Musimy rozłożyć tą sieć na szerokości całej rzeki i zagonić do niej ryby - wyjaśniłam, a zdumienie zniknęło z twarzy Anji. - Okej. Chodź, musimy to zrobić szybko.

- W księdze było napisane jak zrobić tradycyjną potrawę, którą na spółkę muszą zjeść zespoleni. Znaczy nie muszą, ale to ponoć taka tradycja - dodałam. - Trudne to?

- Nie... Dorsz, lekko podpieczony, ale tak, żeby smakowało obu zespolonym i kilka mniejszych, łatwych rzeczy.

- No to chodź, najpierw zdobądźmy te ryby - uśmiechnęła się Anja.

Szybko sobie poradziłyśmy, co nie jest zbyt dziwne. Miałyśmy też trochę węgorzy, ale po krótkim namyśle je też wzięłyśmy. W końcu nie wszystkie smoki ich nie lubią. Potem ja złapałam za sieć, a Anja wyleciała do przodu jeśli ewentualnie byłaby już Yue. Na szczęście jej nie było... A Anja w końcu nie wytrzymała i już chciała porozwalać te sterczące skały, kiedy ją uprzedziłam, że cała góra może się zawalić. Coś chwilę pomruczała pod nosem i jestem pewna, że nie były to miłe słowa.

Tak czy siak, ładnie przygotowałyśmy ryby i ułożyłyśmy je na ekspresowych stołach. Co to znaczy? Wystarczy szeroki pieniek, który trzeba tylko szybko oszlifować, w czym pomogły głównie zielniki. Są małe i robiły to znacznie lepiej od nas. Trzeba przyznać - bez nich sala nie miałaby szans na tak wspaniały wygląd. Teraz pozostaje jeszcze jedna kwestia. Ubranie dla Yue. Nie może przyjść w byle czym, ani nawet nie może w jakimś ładnym ubraniu od siebie. Ubranie musi być... Smocze. Wiem, to dość ogólne określenie. Nie może to być jakaś sukienka w takim stylu jak się nakłada na dyskoteki. Tutaj z kolei pomogły wszystkie smoki, ściągnęliśmy przedstawicieli każdego gatunku, a nawet doleciała Sylwia, poinformowana wcześniej. Wspólnie wzięliśmy jedną z miękkich, wygodnych, białych sukienek i ozdobiliśmy ją dla Yue. efekt był naprawdę niezły - dół sukienki był lekko poszarpany, na kształt piorunów, a sama sukienka była ostatecznie jasnoniebieska. W tym niby księżycowym świetle w sali wyglądała wspaniale. Yue się w końcu zjawiła. Usiadła i bez oporów nałożyła sukienkę, a później dała sobie uczesać włosy. Ale to nie była moja działka tylko Anji. Ja jestem beznadziejna jeśli chodzi o kwestie wyglądu. - Wyglądasz jak prawdziwa smocza siostra - zachwyciła się Misza. Yue się uśmiechnęła. Nieźle sobie radzi ze smoczym. Oprócz tego, że czasem nadal powie to "h". Ale w razie czego smoki rozumieją ludzi. Gorzej było z rozumieniem Sory przez Yue. Na początku uważała, że takie "cześć" brzmi identycznie jak "jesteś idiotą". Podczas kiedy ja na przykład słyszałam normalne słowa. Może inaczej - wyczuwam zmianę, umiem odróżnić smoczy od ludzkiego (oprócz tego, że ludzie słyszą warkot, ma inny akcent), ale nie wiem jak można słyszeć jedynie takie same mruknięcia i warkoty.

- A gdzie Sora? - zainteresowała się Yue.

- W sali. Nie może uczestniczyć w przygotowaniach - wyjaśniłam. Nie słyszałam już od niej więcej pytań.

- Okej, idziemy na salę - zakomenderowała Anja. Yue spokojnie dała się poprowadzić, patrząc z zachwytem na pomalowane ściany, z podobiznami smoków. Większość była w ciepłych kolorach, a przed ścianami płonął ogień, rzucając ciepły blask na dzieła. Yue nic nie mówiła. Chyba jej odjęło mowę, zwłaszcza po wejściu do sali pełnej smoków. Podwyższenie nie było wysokie. Mniej więcej takie jak przeciętny taboret, a i tak otoczone przez smoki. Miało kształt nieco podobny do głowy nocnej furii, ale tylko trochę. Głównie było to koło, po prostu w kilku miejscach były takie wypustki, co ostatecznie przypominało głowę tego smoka. Sora już tam była. Widać było, że niektóre smoki odwaliły kawał dobrej roboty myjąc ją. W końcu lepiej jej nie moczyć, więc trzeba było czyścić ją na sucho. Bo choć piorunoskrzydłe w deszczu jeszcze ostatecznie polecą, to nic poza tym.

Sora stanęła po przeciwnej stronie podwyższenia, a ja i Anja stanęłyśmy na środku. Anja zabrała głos:
- Mówi się, że miłość to dwie dusze w jednym ciele, - Wyłapałam jak Kwiatek obrzuca spojrzeniem Miszę. - a przyjaźń to jedna dusza w dwóch ciałach. Dziś zebraliśmy się, by towarzyszyć tym dwóm przyjaciółkom, które w Ceremoni Zespolenia połączą swoje dusze i staną się sobie jeszcze bliższe. Jak ogień i woda, smok i człowiek splatają swoje losy, aby w przyszłości położyć kres wiecznej wojnie i zanieść wszystkim stworzeniom pokój. - To chyba miało być kótkie...

Wreszcie wszyscy doczekali się tej chwili. Sora i Yue powoli do siebie podeszły. Yue nabrała powietrza, odchrząknęła i zaczęła mówić:

- Sora, Briinah, ofan thu-um hio nu,
Tol ko laas ahrk ko dinok nid luv mu naan au lein.
Nid vulom, nid yol, nid kein, nid funt,
Hin laas mahfaerak zu kos dein. Wyciągnęła rękę przed siebie, a Sora podała jej swój pazur na skrzydle.


...Jednak jej się udało!... - westchnęłam w myślach.


...Przyznam, mi też ulżyło... - odezwała się Anja.

- Yue, Briinah, ofan thu-um hio nu,
Tol ko laas ahrk ko dinok nid luv mu naan au lein.
Nid vulom, nid yol, nid kein, nid funt,
Hin laas mahfaerak zu kos dein. - Sora też powiedziała przysięgę. W tym momencie z ciał obu przyjaciółek wydobyły się dwie iskrzące się kule białego światła i poleciały na przeciw siebie. Ich kolor przybrał odcień bladobłękitnego i wtedy powoli złączyły się w jedną kulę. Wszyscy patrzyliśmy się na to z zafascynowaniem. Wtem światełko pękło, obsypując smoka i człowieka drobnymi iskierkami. Dokonało się zespolenie.

- Gratulacje - czułam, że nie ja to mówię, ale słyszałam swój głos. Myślami byłam zupełnie gdzie indziej. - W imieniu wszystkich smoków życzę świeżo upieczonym zespolonym przede wszystkim szczęścia i aby wasza więź jak najlepiej się rozwijała - ocknęłam się i uśmiechnęłam. Wszystkie smoki oczywiście wydały z siebie szczęśliwy ryk, a później przyszedł czas na świętowanie. Nie było to nic podobnego do ludzkiej dyskoteki. Zaczęło się tradycyjnie. Yue i Sora podały sobie rękę i pazur, a potem podzieliliśmy się na dwie drużyny. Misza i Kwiatek trafili do jednej, z Sorą, oczywiście ku niezadowoleniu Miszy, a ja i Anja do drużyny Yue. Reszta smoków też się podzieliła. Kaskada do Sory, Sky do nas, Sylwia i Cieo do nas, Gaja została z Miszą, żeby z nią latać, Mavi-ox jest u nas i reszta smoków też jest podzielona. My jesteśmy drużyną kryjącą się. Przeciwna drużyna daje nam godzinę. A Yue, jako zespolona, jest kapitanką drużyny.

- Gdzie się kryjemy? - spytała.

- Wzięłabym tą podwodną jaskinię, ale Kaskada jest u nich, a wie o jej istnieniu. Chyba, że... Przez chwilę rozważałam wszystkie za i przeciw. W końcu w naszej drużynie nie ma żadnego piorunoskrzydłego, więc... - Okej, mam pomysł!

- Jaki?

- Chodźcie do innej podwodnej jaskini - mówię. - Jest większa, trudniej dostępna, a wejście jeszcze lepiej zamaskowane - proponuję.

- Gdzie Yue ma zostawić ślad? - pyta Anja.

- Przy rzece - wobec tego zlatujemy niżej. Anja oczywiście leci jako smok, ja stoję na moim tacie, a Yue leci na Sky. W naszej drużynie jest jeszcze Agili, mama Anji. Moja mama i jej tata trafili do drużyny przeciwnej.

- Nigdy nie pojmę gdzie ty te wszystkie kryjówki znajdujesz - mruczy mój tata. Yue teraz zrzuca wianek z włosów - i dobrze, wygląda teraz lepiej, ale Anja jej wcześniej zrobiła przewidując, że Yue coś będzie musiała zrzucić. Potem paręnaście kroków dalej zostawia gumki do włosów i lecimy dalej. Dopiero kiedy kończy się górny bieg rzeki, w okolicy kilku wodospadów, nurkuję, a wszystkie smoki za mną. Przepływamy między kilkoma kamieniami, potem przez gęstwinę wodorostów, następnie przez chwilę czuję chłód - znak, że pokonałam niewidzialną ścianę. Jeszcze chwilka podwodnym tunelem i jesteśmy w gigantycznej jaskini. Wszystkie smoki chwilę się rozglądają, a potem rozlokowujemy się. Kątem oka obserwujemy z Anją i Sylwią dwie smoczyce chichoczące na widok przemoczonej Yue. Ta wcale się tym nie przejęła.

- Wypuszczamy kogoś na zwiady? - spytała. Błyskawicznie przesłałam Anji kilka informacji.

- Nie ma takiej potrzeby - powiedziała i rzuciła mi pytające spojrzenie. Tylko przewróciłam oczami i otworzyłam jej swój umysł, żeby mogła zajrzeć.

...Co masz zamiar zrobić?...

...Czujnik myśli...

...Można jaśniej?...

...Umiesz tyle rzeczy, blokady, hipnoza, a jak nie jestem czujna to i do mnie się włamujesz, a nie umiesz czegoś takiego?... - zdziwiłam się.

...Nie wiem... Pokaż mi jak...

...Ech, no dobra... - szybko zebrałam informacje i przesłałam je Anji.

...Czekaj, co?...

...Wystarczy tak jakby omieść umysłem okolicę. Wyczuwam wtedy wszystkie myśli w promieniu pięciu kilometrów ode mnie i mogę wejść do umysłu tego kogoś. Stąd wiem, że jestem w umyśle Kwiatka, a Sora natknęła się już na wianek Yue... - wyjaśniłam.

...Ja to nazywam sondą... - Przewróciła oczami i zmieniła temat. -  ...Chyba szybko nas znajdą?...

...Nie, dorzuć ze dwie godziny przynajmniej gdy będą szukać tej jaskini...

- Ada powtórz, po co się robi coś takiego?

- Żeby ocenić tak jakby początkowy stopień więzi zespolonych. Czy już się wyczuwacie. Czujesz coś?

- Nie, na razie... Czekaj... Sora jest tam - palec Yue bezbłędnie wskazał kierunek, z którego wyczuwałam również inne myśli. Jednak wiedziałam, że będą jeszcze kluczyć w poszukiwaniu wejścia do jaskini.

Tak jak sądziłam przez cały czas, dopiero później zobaczyliśmy drużynę przeciwną, bo nie mogli wpłynąć podwodnym tunelem ze względu na piorunoskrzydłe. Musieli określić jak duża jest jaskinia i wykopać tunel. Część smoków z kolei pilnowała podwodnego tunelu, żebyśmy nie uciekli drugim wyjściem, a Sora "dopadła" Yue.

Potem już całym stadem wróciliśmy do jaskiń, gdzie czekał przygotowany wcześniej poczęstunek. Podzieliliśmy się ponadto na grupki. Sporo smoków zajadało się rybami, gadało. Maluchy się ganiały, grały w chowanego lub też obżerały rybami. Niektórzy grali w butelkę na całowanie. W smoczą wersję butelki. Całowanie też po smoczemu oczywiście. Szybko większość smoków się zainteresowała. My też dołączyłyśmy. Wśród smoków rzadko zdarza się coś więcej niż niechęć i wszyscy traktują to jak zabawę. Żaden smok nie ma problemu, żeby smoczo pocałować innego. A gdyby już jakieś naprawdę się nie lubiły, zawsze zostaje wyzwanie. Ze strony kręcącego. Akurat kręcił Kwiatek. Śledziłam uważnie ruch butelki. Wiadomo, że kiedy gdy wypadnie na smoczycę, a zakręcił smok, ten musi ją pocałować i na odwrót. Natomiast jeżeli wskazany zostanie osobnik tej samej płci, kręcący może wybrać wykonanie wyzwania ustalonego przez wszystkich graczy. Śledziłam uważnie ruch butelki, która zwalniała, zwalniała, zwalniała coraz bardziej, aż wreszcie zatrzymała się na... Miszy.


No i jest next, nawet w dość małym odstępie czasu w stosunku do pierwszego, czyli nieźle :D No i tak, co do tego komentarza, gdzie była prośba, żebyśmy robiły więcej akcji... Uch, jeszcze się tej akcji doczekacie i po dziurki w nosie jej mieć będziecie, tyle mogę powiedzieć :P    Okej, dzisiaj tak trochę krócej, aczkolwiek powód jest jeden - w tym rozdziale jest istna burza perspektyw, a ja nie chcę robić tak, że wstawiam jedną i jeszcze Wam pokazuję raptem pięć zdań kolejnej albo coś w tym stylu :P No i oczywiście zapraszam do odwiedzenia tej strony - pojawiły się nowe gatunki smoków! Oczywiście tam dwa chyba, jeśli się nie mylę nie są jeszcze opisane, aczkolwiek warto chociaż zobaczyć co tam się pojawiło, nie? Co jeszcze? Zapraszam tutaj - ludzie, Anka odwiesiła opko "Życie jeźdźczyni smoka"! Naprawdę nie uważacie, że warto zerknąć? I spoko, wiem, że zrobiłam taki długi tekst z łączem. Niech się choć trochę rzuca w oczy XD A jak już zerkniecie na obie tamte strony, to zapraszam do czytania! 


Perspektywa Anji[]

Wlampiałam się w butelkę, a wraz z jej zwalniającymi obratami na twarzy rozciągał mi się banan. Zakrętka wskazała pewną białą Nocną Furię. Kwiatek, czyli ten, który miał szczęście zakręcić, powoli zwrócił głowę do Miszy. Z sykiem wypuściłam powietrze i nie wytrzymując już tego napięcia, zwaliłam się z mojego kamienia z głośnym rechotem. Po chwili dołączyła do mnie Ada, a zaraz wszyscy grający zaczęli się podśmiechiwać pod nosem. Potem i Kwiatek parsknął cichym śmiechem, a nawet Misza uśmiechnęła się lekko. Gdy spojrzenia Furii spotkały się, natychmiast wszystcy umilkli z głównymi zainteresowanymi na czele. Otarłam łzy śmiechu z policzków i wróciłam do pozycji siedzącej. Misza złapała mój wzrok.

...POMOCY...?! - jej alarm rozbrzmiał w mojej głowie. Wyszczerzyłam się w szerokim i co ważne, złośliwym uśmieszku.

...Mam ci dać jakąś radę, albo co...? - zadrwiłam.

...COKOLWIEK...!

...Zachowaj godność... - wzruszyłam ramionami. Z nozdrzy smoczycy poleciał dymek i w pierwszej chwili myślałam, że wybuchnie, ale przełknęła złość i zachowała lodowaty spokój. Kwiatek patrzył na nią z nabożną wręcz czcią, ale i niemym wyzwaniem lśniącym w oczach. No i oczywiście dzikim zadowoleniem wypisanym na pysku. Mój brat ruszył do niej posuwistym krokiem, omijając siedzące wokół utelki smoki. Misza siedziała sztywna jakby kij połknęła i cały czas patrzyła się na swoje pazury. Kiedy Hyacinthino stanął na przeciw niej, przekrzywił lekko w głowę czekając, aż na niego spojrzy. Gady zaczęły skandować jego imię w języku Thu'um, czyli smoczym.

- Lok-bii! Lok-bii! Lok-bii! - Skrzeczały, rytmicznie uderzając ogonami.

Wyłapałam uważne spojrzenie Svarta, skierowane na mojego brata. Mówiło ono: "jeszcze centymetr bliżej, a nie ręczę za siebie!". W tym momencie Misza podniosła oczy a Kwiatek zbliżył pysk do jej pyska. Biała smoczyca miała chyba ochotę się rozpłakać, wymordować wszystkich obecnych w jaskini, a przede wszystkim rozerwać na trzępy Hyacinthina, ale siedziała nieruchomo z zaciętą miną. Svart zaczął już powarkiwać, nerwowo kręcąc się na swoim miejscu, a poza tym w sali zapanowała cisza jak makiem zasiał.

...Luzik, Svart... - wysłałam Alfie smoków prywatną wiadomość. W odpowiedzi usłyszam tylko mentalne i werbalne warknięcie. Tymczasem w głowie mojego braciszka panował zament, harmider wręcz i nie mogłąm wyłapać nic znaczącego. Mogłabym się założyć, że nawet on sam nie wiedział, o czym myśli. Hyacinthino przesunął łeb w stronę ucha Miszy, ocierając się o jej szczękę. Zobaczyłam wyraźnie, jak napięła wszystkie mięśnie.

- Poczekam, aż sama będziesz tego chciała... - wymruczał cicho, poczym liznął ją delikatnie w policzek i wrócił na swoje miejsce. Smoczyca aż sapnęła z wrażenia, a jej ojciec uniusł wysoko brwi w zdziwieniu a nawet podziwie. Pozostałe smoki zachłysnęły się powietrzem. Kiedy Lok-bii przeszedł obok mnie, przybiliśmy piątkę, ja ręką, on ogonem.    Macie naxta. Następny będzie... Uch, nie wiem, ale wcześnie. Zresztą tego miałam wstaić przedwczoraj lub wczoraj, ale wyleciało mi z głowy. No, ale cieszcie się nextem. Uwaga - zwłaszcza fani Kwiatka! Ale już więcej spoilerować nie będę :D


Perspektywa Kwiatka[]


Wróciłem na swoje miejsce w dość dobrym humorze. Jedna moja część, ta szlachetniejsza była z siebie dumna, natomiast ta inna... No cóż. Jęczała i biadoliła, że zmarnowałem taką okazję. Postanowiłem jednak zignorować tę drugą. Teraz, zgodnie z zasadami kręciła Misza i padło na Anję. Biała bez sprzeciwu podeszła do mojej siostry, będącej w ludzkiej postaci i przejechała jej językiem po twarzy. Zaraz potem czmychnęłą do pierwszego lepszego tunelu. Zakręciła Anja i, ku jej niezadowoleniu, butelka wskazała Adę. 

- Za Chiny Ludowe jej nie pocałuję. Biorę wyzwanie - mruknęła Vokunzii i odsunęła się na bok, by reszta mogła się naradzić i wybrać dla niej zadanie. Skrzyżowaliśmy spojrzenia. Uniosła jedną brew. Wiedziałem o co chodzi. Rozumieliśmy się bez czytania w myślach. Otrzepałem się i ruszyłem z Miszą.


Szybko złapałem jej trop. Udała się do najładniejszej komnaty w całym kompleksie jaskiń - do Wodospadnej. Nazwa nie wzięła się z nikąd inąd a stąd, że przez niewielki otwór w uficie skapywał do jeziorka wodospadzik. Zwolniłem kroku, żeby nie narobić zbędnego hałasu i zacząłem się podkradać. Smoczyca nie zauważyła mnie i dopiero kiedy znalazłem się tuż za nią, warknęła przeciągle, odsłaniając rząd śnieżnobiałych kłów. Cofnąłem się o metr, żeby dać jej przestrzeń.

- Czego żeś tu przylazł? - burknęła nawet nie ruszając głową, która spoczywała na jej łapach. Mimo, iż w komnacie panował półmrok, widziałem wyraźnie, że przez te kilka minut, kiedy ją tropiłem, zdołała wypłakać morze łez. Podszedłem bliżej i ułożyłem się na przeciw niej.

- Czemu aż tak ci to przeszkadza? - odpowiedziałem pytaniem.

- Czemu?! - parsknęła oburzona. - Czemu? Bo... Bo mnie wkurzasz! I... - pociągnęła nosem.

- Zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego cię wkurzam? - przewróciłem się na bok. Postanowiłem jednak nie dawać jej możliwości odpowiedzi i zmieniłem temat. - Rany. Twój tata chyba chciał mnie ukatrupić. Dziwne, że mnie nie zahipnotyzował...

- Lepiej nie załaź mu za skórę. To alfa jakich mało.

- Uznaję tylko jedną Alfę, którą jest moja siostra.

- Nie zapominaj, mój drogi, że niedługo ja zostanę alfą i bedziesz musiał się mnie słuchać, o ile jeszcze będziesz chciał ze mna przebywać w jednym pomieszczeniu! - uśmiechnąłem się szeroko widząc, że zły humor zaczął jej przechodzić.

- Nie zapominaj, moja droga, że aby w pełni korzytać ze swoich umiejętności alfy musisz mieć partnera - cisnęła we mnie błyskawicami ze swoich oczu.

- A Anja? Ona jakoś jest Alfą, a nie ma partnera.

- Anja nie ma chyba zbyt dużego wyboru - roześmiałem się. - Ty swoją drogą też nie masz - nie odpowiedziała. - A moja siostra tehnicznie rzecz biorąc jeszcze nie jest Alfą. Pół-człowiek może zostać Alfą dopiero w wieku dwudziestu lat, kiedy już opanuje wszystkie swoje umiejętności.

- Skąd ty to...? A no tak - zreflektowała się. - Listy.

- Nie inaczej.

- Uh... Może skończmy już ten temat.

- Okay. O czym chcesz gadać?

- Chyba właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że tak na prawdę w ogóle cię nie znam. - Nie dziwię się. W końcu za każdym razem, kiedy przychodzi na spędzić razem czas dostajesz ataku agresji, albo milczysz jak zaczarowana.

- Chyba mieliśmy to skończyć... - warknęła, ale już nie agresywnie.

- Okay. Co chciałabyś wiedzieć? - usadowiłem się na przeciw niej.

- Cokolwiek.

- Mój ulubiony kolor to oczywiście niebieski, ale odkąd cię poznałem również biały i bursztynowy - posłałem jej uśmiech. - Ulubioną rybą jest dorsz, a moje hobby to latanie, oglądanie zachodów słońca, rozwalanie rzeźni i gra w szachy z Anją.

- Grasz w szachy? - zdziwiła się.

- Nauczyć cię kiedyś?

- Okay...

- No a ty? Co lubisz?

- Mieć święty spokój. - Odrzekła szybko. - Żart. No, w pewnym stopniu, święty spokój też jest fajny. Lubię wolność, kiedy nikt mi nie zawraca gitary. Kocham latać i jestem pewna, że gdybyśmy kiedyś rywalizowali, to spokojnie bym wygrała. Może nie na prędkość, każdy w końcu wie, że samce są szybsze, ale na poziom trudności moich akrobacji na pewno. Lubię rysować...

- Rysować? Nie malować?

- A gdzie tu trudność? Trzymasz ołówek i nim machasz po kartce... - Gdzie go trzymasz? Pragnę ci uświadomić, że nie mamy kciuków.

- Pragę Ci uświadomić, że Ada ma kciuk - odparowała. - Jak nie trzymam między zębami, to Ada mi przywiązuje do pazura, albo ogólnie do łapy i mogę rysować... Poza tym istnieją specjalne przystosowane dla smoków przybory do rysowania...

- Serio?

- Jasne. Jak sobie zrobisz albo Ada ci zrobi.

- Okej, mów dal... A pokazałabyś mi kiedyś swoje rysunki? - spojrzała na mnie nieco krzywo.

- Może kiedy indziej...

- Dobra, mów dalej

- Lubię śnieg i zimno. Wiem, większość smoków woli jak jest ciepło niż jak jest zimno - ma rację, ja w sumie też. - A ja wolę zimę i śnieg, choć na lato nie narzekam. To nie jest tak, że go nie lubię, po prostu zimę lubię bardziej. Lubię porządne jedzenie, nie byle co. Lubię dmuchawce...

- Czemu?

- Lubię najpierw w nich się tarzać, wzbijając do góry biały puch, a potem po prostu leżeć, gdy opada on na mnie i wokół mnie, tak jakbym leżała w górze śniegu latem. Wtedy też często spędzam tak cały dzień. Jest takie miejsce, Dolina Dmuchawców. Rosną tam gęsto, wyparły niemal całkowicie inne rośliny. Nie jest ona jakaś bardzo duża, ale to dobrze. Z każdej strony jest otoczona skalnymi ścianami, z jednej tylko jest przesmyk kończący się po dwóch krokach urwiskiem...

- Pokazałabyś mi ją? - znów takie krzywe, przeszywające spojrzenie...

- Nie. To moje miejsce. Znam je tylko ja. I Ada, ale ona tam nie spędza czasu, ma swoje ulubione miejsca.

- Podwodne jaskinie?

- Też

- Coś jeszcze lubisz? Ograniczasz się do opisu co dokładnie lubisz, ewentualnie gdzie to jest, jak to robisz. Nic więcej...

- A czego więcej niby chcesz?

- Żebyś powiedziała co kochasz najbardziej na świecie, nie umiejąc wytłumaczyć czemu, a zarazem mogąc wypowiadać się na ten temat godzinami...

- Może kiedy indziej...

- Dobra, nie zmuszam  - nie wiedzieć kiedy, zrobiło się nagle jakoś jaśniej. Wyjrzałem przez lej wodospadu i promienie wschodzącego słońca zatańczyły na moich czarnych łuskach, dając im miętowy poblask. Przegadaliśmy pół nocy... A ja wciąż żyję...!

- Wiesz... Tak właściwie jesteś dziś nawet znośny - powiedziała nagle Misza. - Mogłabym nawet wycofać tego Clowna. Dziwna sprawa. Chyba nawet dałabym radę cię polubić. Jesteś całkiem OK - na te słowa parsknąłem śmiechem.

- Cały czas jestem taki sam. Jesteś po prostu zbyt zmęczona, żeby wymyślać powody, dla których mogłabyś się na mnie wkurzać.

- Wmawiaj sobie, ale... - tu przerwa na ziewnięcie, potwierdzające moje słowa. - Nie licz na to, że nagle zacznę cię lubić - znów się zaśmiałem.

- No dobrze. Na co więc mogę liczyć? - nawet się nie zorientowała, kiedy pomogłem jej wstać i zaczęliśmy sunąć w stronę jej i Ady pokoju.

- Że na początku będę cię najwyżej tolerować.

- Tego właśnie pragnę - przystanęła, żeby sie chwilę zastanowić.

- Tylko tego i nic więcej? - przekrzywiła głowę, mierząc mnie spojrzeniem swoich bursztynowych oczu.

- Na razie, owszem. A co? Chcesz wiedzieć, czego jeszce bym chciał? - wyszczerzyłem się w uśmiechu.

- Nie.

- I masz rację.

- Lepiej nie odzywaj się tak przy moim ojcu.

- Haha... Nie zamierzam, nie bój się.

- Pff... Nie boję się.

- A powinnaś...


No i oczywiście napiszcie co sądzicie - jak Wam się podobała rozmowa, czy gdzieś tam nie jest przesadzone, albo coś w ten deseń. Mam nadzieję, że się podoba :D No i dobry wieczór, łapcie nexta! 


Perspektywa Anji[]


Kwiatek poszedł tropić obiekt swoich westchnień, a ja stałam już trzecią minutę czekając na wyzwanie od towarzystwa. Wreszcie szmery zamilkły i wszyscy zajeli swoje miejsca. Skrzętnie ukrywali swoje myśli, a i ja też nie miałam zamiaru dowiadywać się, co chcieli mi kazać zrobić. Na pyskach i twarzach zebranych błąkały się powstrzymywane uśmieszki które zlustrowałam podejrzliwie, podchodząc do mojego miejsca. - Namyśliliście się? - posłałam Adzie wyzywające spojrzenie. Odpowiedziała tym samym.


- Owszem - odpowiedziała z udawaną powagą. - Twoim zadaniem jest wybekać alfabet - Uff... Kamień z serca... Nie kazali mi zjeść ślimaków...!


- Okay - wzruszyłam ramionami. - Mam jednak kilka pytań.


- O nie... - westchnął pół-smok. - No co?


- W jakim języku ma być ten alfabet i mam go wybekać w postaci ludzkiej czy smoczej? - Ha! Takich pytań się nie spodziewali.

...Fakt... - odezwała się w mojej głowie Ada. - ...Miałam nadzieję, że będziesz się migać od wykonania tego zadania...

...Oh... Przykro mi... Albo i nie...?...To jak...?


- W postaci smoczej, alfabet Thu'um.


- Się robi. Miejsce proszę! - towarzystwo odsunęło się pod ściany i zmieniłam się w smoka. - Przedstawienie zacząć czas.


 Około godziny piątej większość smoków udała się do swoich jaskiń, Sora odprowadziła Yue na skraj lasu i w "sali" gier zostałyśmy tylko ja i Ada. Zebrałam prowizoryczne ławki i ułożyłam je w ładny stosik, po czym zmieniłam się w smoka i tenże stosik podfajczyłam. Następnie ułożyłam się na płonącym jeszcze legowisku. - Chyba się u ciebie przekimam - ziewnęłam. - Ostrzegam, że o siódmej zrobi się tu ruch jak w ulu...

- Spoko. Na 24h potrzebuję na sen tylko 4, a dwie przespałam rano.

- Kurde - Ada zmarszczyła brwi. - Czyli zrobienie ci w nocy jakiegoś kawału odpada. Do tej pory nie spotkałam smoka śpięcego krócej niż sześć godzin dziennie. Mnie wystarczy pięć z kawałkiem...

- O dobrze wiedzieć. Zatem szykuj się na kawały ode mnie - zapowiedziałam ze złośliwym uśmieszkiem pojawiającym się na moim pysku.

- Hej, no a tak właściwie, to gdzie jest Misza? - Ada rozejrzała się po jaskini. - I Kwiatek? Widziałam że wyszła, ale nie zauważyłam, kiedy zniknął Lok-bii.

- Mój braciszek właśnie eskortuje białaskę do waszego pokoju. - w tym momencie z jednego z tuneli wyłoniły się dwie Furie. Misza spała idąc, a Hyacinthino osłonił ją skrzydłem, żeby nie wlazła w ścianę. Obie z Adą z szeroko otwartymi oczami wpatrywałyśmy sie to w nich, to w siebie nawzajem. Czarny smok posłał nam zwycięzkie spojrzenie i poprowadził swoją towarzyszkę do kolejnego korytarza.

- To było... Dziwne... - mruknęła pół-smoczyca.

- Powiedziałabym, że niesamowite.

- Jutro i tak nie będzie pamiętać - stwierdziła Ada patrząc w ciemność, w której zniknęła jej siostra.

- Przypomnę jej - stwierdziłam krótko i w biegu zmieniłam się w człowieka. Przeskoczyłam nad smokami i w owietrzu obruciłam się tak, by wylądowac przodem do Kwiatka i Miszy. Zanim zdążyli się zorientować, pyknęłam im pamiątkową fotkę moim smartfonem.

...Legowisko z ławek... - pomyślałam zamykając oczy i pochłonęło mnie lazurowe światło. Ułamek sekundy później leżałam już na moim, wciąż jeszcze grejącym, stosie.

- Co. To. Było...? - przywitała mnie oiemiała Ada. Do tej pory skrzętnie ukrywałam przed nią tę przydatną umiejętność.

- Teleportacja. - odrzekłam wzruszając ramionami. Udawałam nonszalancję, ale w rzeczywistości zaczął mi pękać łeb i żeby lepiej znieść ból zmieniłam się w smoka. Niestety, to, co można ukryć na zewnątrz, nie można zamaskować wewnątrz. - Niestety zużywa trochę akumulator. Dobranoc.

Następnego ranka... Wróć. Dwie godziny później byłam już u siebie w domu, zaliczyłam prysznic i małe śniadanko, składające się z trzech czteropiętrowych kanapek z serem żółtym. Wciąż miałam jeszcze dużo czasu do rozpoczęcia lekcji, postanowiłam więc sporzytkować go na lataniu. Jak burza przemknęłam przez jaskinię Kwiataka i, wciąż zaspanego, wywlkokłam na świeże powietrze. Po porannym locie poszybowałam w kierunku więzienia.... Eeee... Miałam na myśli szkołę. Jak na czerwiec było dość pochmurno, więc podleciawszy jak najniżej, ale wciąż pod osłoną chmur, zmieniłam sie w człowieka tuż nad moim ulubionym drzewem i wylądowałam mikękko na nogach na jednym z mocniejszych konarów. Chwilę później zjawiła się Ada i wiedząc, gdzie można mnie znaleźć, ruszyła w moją stronę. Zatrzymał ją nie kto inny jak dzwonek. Zeskoczyłam na ziemie i razem pobiegłyśmy do klasy. Co ciekawe, nawet się nie spóźniłyśmy.
Przez wszystkie lekcje Yue obrywała od nauczycieli za nieuważanie i bujanie w obłokach. Nawiasem mówiąc, wiele się ci nauczyciele nie mylili, bo dziewczyna istotnie marzyła o wspólnym locie z Sorą. Ja natomiast zastanawiałam się, czy się nie pospieszyłyśmy z Adą z tym zespoleniem. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że przyjaźń ludzi i smoków jest jeszcze możliwa.

...Też mam pewne obawy... - mruknęła w mojej głowie Ada.

...Ja nie mam obaw... Ja po prostu... To do mnie nie do końca dociera...

...No... To nie do końca obawy... - westchnęła. - ...To po prostu coś nienaturalnego.... Wiem, że już dawniej ludzie przyjaźnili się ze smokami, ale od tamtego czasu minęły tysiące lat...

...Myślisz... Myślisz że to przetrwa...? I nie chodzi mi o jakieś widzi mi się.... Tylko o wojnę... Dobrze wiesz, że się zbliża.... Ciekawe czy wytrzymają tę próbę...

...Powinnyśmy chyba nieco szybciej zadbać o jeszcze paru jeźdźców. Na razie bez zespolenia. Chodzi o to, żeby ludzie inaczej to potraktują, jeśli smoczych jeźdźców będzie więcej niż… No cóż, jeden... - zawiesiła głos.

...Dlatego właśnie pomyślałam o Sky i Kaskadzie... - przypomniałam o tamtym pamiętnym dniu ujawnienia nam treści księgi i tak włąściwie przede wszystkim odkrycia przyjaźni Sory i Yue. -  ...Musimy się przygotować...

...O kim wspominała Yue?... - spytała Ada i sama sobie dała odpowiedź. - ...Jagoda i Garadiela… Akurat, dwie do dwóch...

...Jezu... Garadiela to kawał cykora... Jagoda nawet ujdzie... Ale do moich ulubionych nie należy... - warknęłam przeciągle na tyle cicho, żeby usłyszały dziewczyny siedzące za nami, ale tylko one.

...Nie wygłupiaj się...! - skarciła mnie Ada.

...No co...? - wzruszyłam ramionami uśmiechając się szeroko, a ona przewróciła oczami.

...Oj wiem, ale one są i tak najlepsze w tej klasie... - zielona wróciła do tematu.

...Garadieli powinnyśmy dać Sky, która bywa aż ZBYT pewna siebie.... Wiem, może to nie wyjść, ale Gara i Kaskada nie wypalą.... Z kolei Jagoda pasuje właśnie do Kaskady.... Ale musimy zacząć od Jagody, bo jej łatwiej trzymać język za zębami..... Garadiela na końcu, a potem razem z Yue i Jagodą będziemy je pilnować.... Dobrze, że Gara przynajmniej wie, kiedy sprawa jest poważna i naprawdę nie może o tym mówić...

...Nie wiem, nie zgłebiam ich psychik... Ludzie zwisają mi nacią od pietruszki... - parsknęłam. - ...Najwyżej po prostu je zabijemy... - dodałam tę kuszaca alternatywę. Nie lubię zabijać, fakt. Ale ludzie.... Ludzie to już zupełnie inna bajka...

- Ada i Anja! Mogłybyście się łaskawie skupić? Wszyscy dzisiaj jesteście jacyś rozkojarzeni. Wiem, że jest już po klasyfikacji, ale omawiamy teraz ważne sprawy organizacyjne, przypominam, dotyczace trzeciej klasy! - warknęła Jandra. Tak się składa, że postanowiła zrobić nam rozpiskę zajęć dodatkowych z polskiego przygotowujących do egzaminu właśnie teraz, w czerwcu, kiedy każdy już myśli o lataniu nad Colorado... Okay, nie każdy... Tylko ja.

- Przepraszam prosze pani, w imieniu całej klasy - wstałam grzecznie z miejsca i "przeprosiłam" babę od polaka. - ...A teraz, jędzo, zamknij tą japę i zajmij się swoimi sprawami, a nam daj święty spokój...!!! - ryknęłam na nią mentalnie. Jej źrenice w mgnieniu oka zrobiły się jak dwa ziarnka maku i powiedziała matowym głosem:

- No dobrze... Daję wam wolną lekcję - uśmiechnęłam się, wyzywająco rozglądając się po klasie. Niech sobie wiedzą, że wsród nich jest ktoś, kto ma władzę. W przeciwieństwie do tej tam, przy biurku.

...No, no, już się tak nie pysznij... -prychnęła Ada. - ...Możemy wrócić do rozmowy...?

...To nie jest dobry pomysł.... W sensie zabijanie ich....  - przewróciłam oczami. - ...W ten sposób inni ludzie zaczną dociekać i odkryją smoki jeszcze łatwiej niż gdybyśmy powiedziały o nich na przykład Zuzce.... Wiesz, że jest największą gadułą i plotkarą w klasie.... Poza tym Yue wtedy przestanie nam ufać i w wojnie stanie po stronie ludzi.... I zostaniemy bez żadnego argumentu czemu ufać smokom... - teraz to się zirytowałam.

...Jeżeli Yue stanie po stronie ludzi... ...To nie jest godna nazywać siebie smoczą przyjaciółką...! - warknęłam donośnie.

...Po pierwsze, jest zespolona z Sorą, więc w razie czego obie staną po tej samej stronie lub odmówią jakiejkolwiek walki lub uciekną.... Po drugie, nie martwmy się na zapas.... Na razie potrzebni nam smoczy jeźdźcy.... Chwilowo smoczych przyjaciół jest dwójka, a wypadałoby mieć ich więcej...

...Sylwia się nie liczy... I nie wyliczaj mi tu, błagam cię...

...Też jest człowiekiem i to przyjaźniącym się z całym stadem smoków.... Jasne, wiem, że więcej w niej z pół-smoka niż z człowieka, ale jednak... - obstawiała przy swoim pół-smoczyca.

...Ale jednak chyba powinnyśmy się zastanowić nad... - zawiesiłam głos.

...Nad czym...?

...Nad urządzeniem ci imprezy urodzinowej. W końcu to już za dwa tygodnie...

...Urodziny wolę spędzać SAMA... - odburknęła, strosząc się.

...Ha ha ha... No to masz moja draga problem, ponieważ zadajesz się ze mną, a ja NIGDY nie odpuszczam... Luzik, tylko twoja familiada i moja... Nie spinaj...

...Nie i już. Najwyżej zwieję... - syknęła zdecydowanie.

...Zobaczymy, czy Misza będzie zadowolona, że znów nie chcesz spędzić z nią WASZYCH urodzin... - zaznaczyłam.

...Co ja gadam, nie najwyżej, tylko na pewno... - stwierdziła.

...Doigrałaś się, moja droga koleżanko...

...Sama z nią porozmawiaj. Zobaczysz, że wygram tę sprawę i nie będę musiała „być szczęśliwa”... - jej słodki ton ociekał sarkazmem.

...Proszę cię...! - parsknęłam - ...Czy ty kiedykolwiek myślałaś, że zależy mi na twoim szczęściu...? ...Jeżeli będzie tam jakikolwiek tort, to wyląduje na twojej twarzy... - obiecałam. -  ...Czy ty kiedykolwiek obchodziłaś smocze urodziny...?

...Tak... ale przestałam obchodzić urodziny i zawracać sobie nimi głowę w wieku 5 lat... 
 Postanowiłam więc skorzystać z rady Ady. Zabarykadowałam swój umysł na dziesięć spustów, żeby się nie dowiedziała, co planuję. Gdy tylko pani Skalska weszła do klasy w jakiejś "ważnej sprawie", choć tak na prawdę przyszła tu, bo jej kazałam. Opanowałam już hipnozę na odległość.

- Anja, zostajesz, zgodnie z prośbą twoiej mamy, zwolniona z lekcji. Możesz iść. Przepraszam Asiu, za przerwanie lekcji. - Zwróciła się następnie do Jandry, która pokiwała tępo głową, wciąż zdezorientowana po kolejnej już w tym miesiącu hipnozie.
Pomknęłam do jaskiń Ady, nawet się na nią nie oglądając. Wystarczyło, że w głowie huczały mi jej pytania, na które nie miałam zamiaru odpowiadać. Zastałam Miszę chrapiącą w najlepsze. Nie zmieniając postaci, wsunęłam pod jej ciało łeb i jednym ruchem podrzuciłam ją sobie na grzbiet. Zsunęła się sama, gdy tylko znalazłyśmy się zdala od stert książek. Kontakt z niezbyt ciepłym podłożem jaskini spędził jej resztkę snu z powiek.

- Czego...?! - mruknęła, kiedy stanęłam jej przed głową już w ludzkiej postaci.

- Nieczego ważnego. Po prostu twoja siostra znów nie chce spędzić z tobą waszych urodzin

- wzruszyłam ramionami.

- Serio? Znów? Eh... A myślałam, że od kiedy ty się pojawiłaś zmieni trochę przekonania. Zazwyczaj w każde urodziny, nie licząc pierwszysch pięciu, kiedy nie miała zbyt dużo do gadania, ucieka i zaszywa się gdzieś i słuch po niej ginie do następnego dnia - westchnęła niepocieszona smoczyca.

- Spokojnie, jak na wojnie. Tym razem będzie inaczej - zapowiedziałam z chytrym uśmieszkiem. - Mam plan. I nadzieję, że go zaakceptujesz, razem ze swoją rodziną.

- No słucham...?

Pół godziny później kilkadziesiąt smoków, które zdecydowały się przenieść pomagało nieść mocne sieci wypełnione książkami Ady i jeszcze kilkoma rzeczami. Luna tęsknie spoglądała na skały, które przez większość życia robiły jej za dom. Zresztą nie tylko ona. Podleciałam do niej uważając, by nie poplątać sieci.

- Hej, będziecie tu mogli przylatywać kiedy tylko chcesz - zapewniłam ją.

- Ja... Wiem o tym, tylko...

- Rozumiem... Ale tak po prostu będzie wygodniej. I przede wszystkim bezpieczniej, kiedy będziemy wszyscy razem w jednym miejscu.

- Mówiłaś to wiele razy - uśmiechnęła się.

- Wiem. Sama w ogóle się zastanawiam, która część mojego mózgu postanowiła się zbuntować i wyjść z tym pomysłem. - skrzywiłam się trochę. Czy ja serio zaproponowałam tym wszystkim smokom mieszkanie u mnie w domu...? Czy ja serio chcę dzielić mieszkanie z Adą...?

- Co właściwie z wami jest? Lubicie się, to widać, ale jedna na drugą nadaje jak najęta. Nie ma chwili, żeby Ada w domu nie narzekała na ciebie w szkole.

- To chyba normalne. Bądź co bądź, należymy do jednego gatunku. ...Niestety... - dodałam w myślach. Potem zastanowiłam się, głębiej nad pyatniem Luny. Właściwie dlaczego, choć ją lubię, w pewnym sensie mnie wkurza...? Może lepiej będzie, jeżeli zignoruję po prostu to uczucie.

A ja mam taką zagadkę... Zgadnijcie jaka będzie reakcja Ady XD Powodzonko! Dedyczgi dla Agadoo oraz Czkawka1 - ładnie opisane :P Nexteła macie, zatem rozkoszujcie się nim! Jest on krótki, ale to z tego względu, że chcę dokonczyć ten rozdział, a nie wstawiać kawałek 15 i kawałek 16 :D 


- Więcej ona tych książek nie miała? - jęknęłam, kiedy choć wstawiliśmy do nowego pokoju Ady już piąty regał na książki sięgający do sufitu, tomiszcza wciąż leżały wielkim stosem na puszystym dywanie. Za nim była mała kanapa, z drugiej strony... No, regały na książki. Jedna ze ścian niemal cała była oknem i stało przy niej łóżko. Ściany były w delikatnym odcieniu zieleni, a podłoga z ciemnego drewna. Wszystkie meble były w kolorze pasującym do podłogi, choć oczywiście nieco innym, dzięki czemu się z nią nie zlewały. Z drugiej strony pokoju, za regałami był kolejny dywan i taki fajny kącik, między regałami, a dwoma ścianami, czyli pufy i poduszki, i mały stolik. Szafa była z kolei ustawiona w rogu przy tej samej ścianie, gdzie stało łóżko. Układ pokoju był właściwie podobny do mojego, przynajmniej z powierzchni. 
Układanie zajęło nam w gruncie rzeczy nie tak dużo czasu, jeżeli ma się do pomocy całe stado zielników, ale i tak musiałam wynieść z kolejnego pokoju jeszcze jeden regał i ustawić go jak w bibliotece, równolegle do pozostałych. Na szczęście sześć półek wystarczyło, by bomiescić setki książek i skończyliśmy robotę na piętnaście minut przed planowanym przylotem Ady.

- Jak myślisz, jak zareaguje? - spytała Misza z Gają umoszczoną na grzbiecie białej smoczycy.

- Na pewno się wkurzy jak cholera, że to wszystko uzgodnione bez niej. Jesteś pewna, że na taki pokój patrzyła kiedyś w internecie? Mam tu w prawdzie pokoje przeróżnej maści i kształtu, ale nie jestem pwena, czy chce mi sie przenosić te regały...

- Tak, ten jej się spodoba. - potwierdziła Furia.

- Nadlatuje! - ryknął jakiś smok.

- Szykujmy się na krwawą rzeź... - mruknęłam wychodząc na spotkanie nowej lokatorce.

- Czemu się zwolniłaś z lekcji? - przywitało mnie je pytanie. - Kiedy ja sobie napisałam ręcznie, Skalska zwietrzyła podstęp i mnie nie puściła - dodała lekko obrażona.

- Powiedzmy, że szykowałam ci prezent urodzinowy już teraz, skoro masz zamiar uciekać. - odrzekłam wymijająco. Poparło mnie znaczace fuknięcie Miszy.

- Taaak? A co to za prezent? - wypluła ostatnie słowo jak niesmaczną truskawkę.

- Chodź, to zobaczysz - poprowadziłam ją do jej nowego pokoju.

- Dobra, a wytłumaczysz mi może jedną rzecz? Co tu robią moje książki? - szybko, z niemałym zdziwieniem oczywiście, omiotła wzrokiem regały wypełnine książkami.

- No cóż, jak widać, leżą poukładane na wygodnych regałach - powiedziałam zwyczajnie.

- Może inaczej… Czemu one tu są?! - warknęła zirytowana.

- Boo... Miejsce książek jest na regałach...? - odpowiedziałam pytaniem nie tracąc rezonu.

- Przestaniesz? Czemu są w Twoim domu, a nie u mnie, porozrzucane w znanym mi nieładzie?

- Uuuu... Jeszcze troche i jej dymek z nosa pójdzie...!

- A... No i teraz zadajesz konkretne pytanie. Otóż, znajdują się one wciąż u ciebie. - Po pierwsze, przestań wreszcie i mi wszystko wytłumacz, a po drugie, jeżeli coś kombinowałaś bez mojej wiedzy... - Nie zrozumiała chyba aluzji... No nic, będę musiała mówić w prost...

- Ejejej...! Luzik! I nie wiliczaj, błagam - uniosłam pojednawczo dłonie. -  Nic nie kombinowałam, tylko poszłam za głosem rozsądku i zrobiłam użytek z jednego z pokoi, które kurzyły się tu od piętnastu lat. Co jak co, ale swoją dumę mam i nie mogę pozwolić, by moja poniekąd siostra mieszkała w ciemnej jaskini. Alfa dba o swoje stado. A w pewnym sensie stado tworzymy. Ja, ty i nasze rodziny. Jesteśmy Furiami i powinnismy się trzymać razem. Dlatego od dziś mój dom jest również twoim domem - powiedziałam z dumą, że przeszło mi to przez gardło.

- Chyba cię całkiem pogięło… - opadły jej ręce. -  Wiedziałam już wcześniej, że nie jesteś normalna, ale nie sądziłam, że jesteś w stanie wykazać się czymś tak… Tak… Ech... - brakło jej słów.

- Wspaniałomyślnym? Logicznym? - podpowiedziałam.

- A jakie jest przeciwieństwo do tych słów?


- Nie sądzę, aby  to, co zrobiłam, można było nazwać okrutnym. No błagam. Nie cieszysz się, że twoje książki nie są już narażone na spalenie lub pogniecenie?


- Nie! Tam był mój dom, tam były wszystkie książki i przez WSZYSTKIE lata zaledwie jedna spośród nich wszystkich została spalona! - ryknęła.

- A widzisz? - uśmiechnęłam się. - Już mówisz w czasie przeszłym! Słuchaj. Jesteśmy Pół-smokami. Musimy się trzymać razem. Dam sobie głowę uciąć, że te pokoje nie zostały tu stworzone dla jaj, tylko  w jakimś konkretnym celu. I mam silne przeczucie, że dowiem się  już niedługo czegoś więcej. - Powiedziałam z mocą. - To będzie coś, co zmieni nasze życie. Wiem to. Wierzę w to.

- A ja nie - burknęła.

- Więc uwierz. A przynajmniej, zaufaj mi - poprosiłam. - Przecież nie zamykam cię tu na klucz. No i nie zabieram tylko ciebie. Cała reszta już tu jest.

- Dlaczego o niczym nie wiedziałam? Pomyślałaś o tym, że ja może NIE CHCĘ się przeprowadzać?! - znów wybuch. No, do tej pory nie byłam pewna, czy mam uczucia, ale chyba właśnie zostały zranione.

- A tak z czystej ciekawości... Czy z chęcią przystałabyś na to, gdybym się ciebie zapytała? - spytałam z sarkazmem. - Nieważne. To miał być prezent. Ale skoro go nie chcesz... - westchnęłam. Spodziewałam się, że nie będzie zachwycona, ale nie że będzie tak walczyć wciąż stojąc w progu. -  Powiem więcej. Twoi rodzice uważają moją decyzję za słuszną.  Powinnyśmy się trzymać razem. Ale do niczego cię nie zmuszam. Droga wolna - wskazałam ręką wyjście. Płakałam tylko przy czytaniu listów od rodziców, ale teraz z nieznanego mi powodu łzy zaczęły się cisnąć do oczu. Przełknęłam je szybko - myślisz, że mnie tak łatwo było po prostu pomyśleć: "tolerujemy się, więc mieszkajmy razem"? NIE. Zrobiłam to, bo chciałam dobrze. Zresztą, zapytaj Miszy. Nawiasem mówiąc, nie jest zachwycona twoim planem ucieczki czwartego lipca - pozbierałam się. Chyba. - Wiem, że jesteś zaskoczona, ale czyż niespodzianka wciąż jest niespodzianką, kiedy się o niej wie? I nie powiesz mi, że ten pokój W OGÓLE ci się nie podoba - zakończyłam deczko łamiącym się głosem. Z tego widać, moje uczucia nie są tak pancerne jak ja. Szkoda.
  

No to dajcie znać jak się podoba :P I taka mała zagadka - jak myślicie co się wydarzy czwartego lipca? Oczywiście dedyczegi rozdaję :) Osobą, która dotaje dedyczek jest Tysia123! Zauważyłaś to subtelne połączenie między 4 lipca 2015, a Naomi Evans. Po prostu długi czas zastanawiałam się czy Anja nie wysłała Ci telepatycznie wskazówki bez mojej zgody XD No, ale wstawiam nexta to zapraszam do czytania!


Rozdział 16[]

Perspektywa Ady[]

- Może trochę racji masz. To akurat przyznać muszę, pokój jest fajny. Może i przystałabym na to, gdybyś mnie zapytała - tu akurat powiedziałam prawdę. Czemu mnie nie zapytała? Usłyszałam jak przełyka ślinę. Ta,  niby nic niezwykłego, na co dzień otacza mnie mnóstwo dźwięków, ale… Zaraz, zaraz! Nie no, ktoś ją chyba podmienił… Przecież Anja nie płacze! Nieważne. Westchnęłam i oparłam się o ścianę. Była płaska, nie taka jak te, gdzie mieszkałam… Odkąd pamiętam? Bo chyba nikt nie uwierzył, że naprawdę się niedawno przeprowadzałam? Po prostu miałam powód, żeby zmienić szkołę, ale mieszkałam… Całe życie w tym samym miejscu.  Tyle że wielokrotnie zmieniałam szkoły i do niektórych miałam... Dość daleko, przez co dawniej nie często bywałam w domu. Pozostaje jeszcze jedna kwestia. Rodzice. Zgodzili się? Są za tym? Przecież wiedzą jak ja reaguję na niespodzianki, jeśli niezbyt mi się podobają… A Misza? Przecież znamy się od samego początku, zna mnie… Zrobiłam kilka głębokich wdechów starając się pohamować moją początkową złość. - Jedyne, co mnie zdenerwowało to to, że TYLKO JA o tym nie wiedziałam… - nie umiałam już nic powiedzieć. Wiem, że Anja by mnie nie zrozumiała. Podobnie zresztą jak każdy.

...A skąd ty taka pewna...? - Prychnęła, a potem dodała - ...Wiesz, ja też jestem lekko zdziwiona... Łzy są zarezerwowane tylko na specjalne okazje... Nie ważne...  Czyli co powiesz???... - spytała drogą myśli.

- Na razie… Na razie mogę tu zostać. Zobaczymy. I na litość Boską, nie traktuj mnie jak osobę winną! Wszyscy dobrze wiedzieli jak zareaguję i na pewno ci mówili więc weź mi tu nie płacz! - uśmiechnęłam się, baaaardzo krzywo, tak, że bardziej można by było to uznać za grymas niezadowolenia niż za uśmiech, ale przynajmniej był szczery.

- Hej! Nikt cię nie uważa za winną. Wypraszam sobie. I sama dobrze wiedziałam, że będziesz mi tu protestować. Biłam się sama ze sobą przez ponad dwa tygodnie, ale ostatecznie... Mój dom twoim domem.

- Przestaniesz cały czas powtarzać, że „mój dom twoim domem”? Już to mówiłaś! Mam nieco inne pytanie - już miałam dosyć tego wszystkiego… - Możemy uznać sprawę za zakończoną?

- Dobrze, czyli mam mówić tak: Siedź cicho i nie pobrudź mi mebli! Czy dobrze? - zażartowała Anja.

- Taaaak… Mniej więcej... - przewróciłam oczami.

- Okay. Rozgość się - zatoczyła ręką koło po pokoju.

- Nie mam co robić, wszystkie moje rzeczy i tak już przeniosłaś... - zauważyłam.

- W każdej chwili mozesz przecież zmienić układ mebli, coś usunąć, coś dodać. Jak coś, to tędy możesz w pięć sekund dostać się do mojego pokoju - powiedziała wskazując klapę na suficie.

- Fajne - skoczyłam łapiąc się uchwytu i podciągnęłam zaglądając do jej pokoju. Z powrotem zeskoczyłam do mojego.

- A planujesz coś u siebie zmieniać?

- A, owszem. Muszę wywalić stąd dywany. Jest ich… Za dużo. Zostawiam jeden najwyżej... - nigdy jakoś nie darzyłam tego kawałka materiału na podłodze szczególną sympatią. Tylko jedna rzecz więcej do odkurzania. Jeden to maximum, niezbyt duży i bez frędzelków. Ciężko się je odkurza i pierze jeśli się wybrudzą.

- Daj je do innych pokoi - odparła Anja.

- Zrobię to, ale najpierw pokazałabyś mi jeszcze gdzie są pokoje Miszy, Kaskady, Sory, Sky i rodziców?

- Tędy - Anja poprowadziła mnie w stronę tego wodospadu, którędy wchodzi, następnie do głównego tunelu, ale nieco skręciła i zaprowadziła mnie do czterech jaskiń... Z drzwiami, w miarę niedaleko siebie. - Tu mieszkają twoi i moi rodzice, tam Kwiatek, a tu Misza. Sora, Kaskada i Sky wybrały wspólną jaskinię...

- Jaskinię? W twoim domu? - zauważyłam przytomnie. Jaskinia nie pasuje do tych wszystkich pomieszczeń w tym domu.

- Twoim też - przewróciłam oczami. - Dom jest dobudowany do jaskini, halo! I jak coś, to teraz jestesmy w jaskini. - Ponownie przewróciłam oczami. -  Wybrały sobie takie coś niedaleko. Misza wie gdzie.

- Aha, a ty nie wiesz? - parsknęłam. Znów się chyba zaczynam robić nieco wredna...

- Ja idę skombinować coś na obiad. Osobiście jestem trochę głodna. Jakieś specjalne życzenie? - momentami ją podziwiam za taką cierpliwość... Ja na jej miejscu już dawno bym mi przywaliła... - ...Cierpliwość mam po mamie... - Dodała w myślach. - Taaaaak… - przeciągnęłam to "a" dając sobie czas na zastanowienie się. - Mogę sama sobie ugotować?

- Whatever. A tak z ciekawości, co będziesz jeść? Jak coś wegetariańskiego to chętnie się przyłączę.

- Dziewczyno, ode mnie oczekujesz czegoś innego? Mięso jest obrzydliwe! Poza tym nie wiem jak ludzie jedzą mięso mając świadomość, że jeszcze parę dni temu mogło to być żywe zwierzę i to nawet nie biegające po łące, tylko trzymane w okropnych warunkach w ciasnym kojcu! A jeść będę sajgonki.

- Jezeli bez krewetek, to ok. Skoczę po składniki, bo mam pustki w lodówce. Ostatnio jechałam na pizzy.

- Jakie krewetki? - zdziwiłam się. - Ja do sajgonek dodaję makaron ryżowy, grzyby mun i trochę warzywek

- No to ty sobie pozwiedzaj i widzimy się za dziesięć minut - powiedziała i zniknęła. Fajna ta teleportacja i może być przydatna, ale momentami niepraktyczna ze względu na ten ból głowy po skorzystaniu z niej. Ja z kolei zajrzałam do jaskini Miszy. Akurat rysowała.

- Kto ci dał ołówek? - spytałam nagle, aż podskoczyła.

- Anja - była nieco zakłopotana i doskonale wiedziałam dlaczego. - Bardzo jesteś wściekła?

- Już nie...

- Już? To ja chyba nie chcę wiedzieć co się działo gdy byłaś... - mruknęła. W tym momencie weszli rodzice.

- Mam nadzieję, że nie wydarłaś się za bardzo na Anję - wymruczała mama.

- No... Tylko... Trochę - przyznałam się.

- Efekty?

- Zdziwiłam się, że ona w ogóle w życiu jakąkolwiek łzę... - nie dane było mi dokończyć.

- Co? - moja mama aż podskoczyła. - Co ty jej zrobiłaś? - zawsze tak ma. Jak tylko się dowie, że ktoś w mojej obecności uronił parę łez albo uciekł to od razu pyta się co zrobiłam jakbym była jakąś morderczynią... Wróć, po części nią jestem, więc... Jakbym wyżywała się na smokach.

- Czy to ważne? Już jest okej - mruknęłam.

- Podoba ci się? - spytała też nieco zmieszana.

- Już tak. Po prostu nie lubię niespodzianek, a zawsze jak mi się trafiają to na taką skalę - jęknęłam.

- Wiedziałem, że taka będzie twoja reakcja - powiedział tata. - Ale w sumie to nie był taki bardzo głupi pomysł...

- Dobra, już nieważne - ucięłam. - Misza, pokażesz mi gdzie jest jaskinia Sory, Sky i Kaskady?

- Jasne - poprowadziła mnie korytarzami. Jak się okazało, bardzo szybko dotarłyśmy na miejsce. Jaskinia była spora, ale w sumie to dość logiczne - w końcu mieszkają w niej trzy smoki, a nie jeden. Po krótkiej rozmowie, która wyglądała dość podobnie do tych, które przeprowadziłam z Miszą i rodzicami, powiedziałam im, że bardzo przepraszam, ale już jestem naprawdę głodna, więc lecę już robić obiad.

- Misza, pokażesz mi, gdzie jest kuchnia? - stwierdziłam, że nie będę ryzykować samotnego błąkania się po tym ogromnym budynku.

- Ada, no błagam. W salonie jest aneks kuchenny. Tam się nie da nie trafić. - No tak... Nie zmienia to jednak faktu, że salon jest tak ogromny, że stojąc przy jednym oknie nie widać "kuchni" bo całe pomieszczenie ma kształt litery "U" i w dodatku z kolumnami. Ale Misza i tak mnie odprowadziła. Jak się okazało, Anja już wróciła ze sklepu i zostawiła wszystkie rzeczy na wierzchu, żebym sama mogła się tym zająć.

- Dzięki - uśmiechnęłam się. - Możesz lecieć do reszty...

- A co będziesz jeść? - zainteresowała się Misza. Skąd ja wiedziałam, że będzie pytać...?

- Sajgonki

- A co to sajgonki? - powąchała grzyby mun i papier ryżowy.

- Nie wiesz? Mówiłam ci chyba? Okej, no to nie mówiłam. Sajgonki to taki jakby pierożek z papieru ryżowego wypełniony pysznym farszem. Przynajmniej dla mnie pysznym. Na farsz składa się makaron ryżowy, grzyby mun i warzywa - pokazywałam jej wszystko. - Całość się smaży na głębokim oleju i można jeść - wyjaśniłam.

- Aha. Czyli dla mnie nic smacznego. No to ja sobie zjem normalną rybę - mruknęła biorąc jedną z zamykanego wiadra i wyszła z kuchnio-salonu.

Mieszkanie w jednym domu ma sporo plusów. Po pierwsze, nie ma problemu gdy trzeba się zobaczyć. Po drugie, te pięć minut odrabiania lekcji przestało być torturą, za to w wyniku takich rzeczy jak... No, rzucanie książkami, długopisami i tym podobnych... No może mi powiecie, że rzucanie szkolnymi podręcznikami nie jest fajne? W każdym razie, czas odrabiania lekcji nieco się przez to wydłużył, ale przestał być męką. Później jeszcze trochę smoków się do nas sprowadziło (Torik, Gaja z Mavi-oxem i stadem, ale większość nadal mieszkała przy Smoczej Górze.) Nadal bywały momenty, że Anja zwalniała nas z lekcji i czasem dołączałyśmy do tego Yue, ale nauczycielki przestały się tym przejmować. W dużym skrócie - dobrze, że mój początkowy gniew szybko minął.

Jest! Nareszcie! Zakończenie roku szkolnego! Już myślałam, że nie dożyję... Samo w sobie to fajna sprawa, bo wychodząc ze szkoły ma się takie cudowne poczucie wolności... Nie do opisania. W ciągu roku szkolnego te głupie zajęcia przeszkadzają w ważniejszych sprawach. Przybiłyśmy z Anją piątki wbiegając do szkoły. Swoją drogą... Czemu zakończenie roku szkolnego wypada akurat 26 czerwca? W MIĘDZYNARODOWY DZIEŃ POMOCY OFIAROM TORTUR? Przypadek? Nie sądzę...

- Wyjeżdżasz gdzieś Yue? - spytałam dziewczynę.

- Tak, niestety - jęknęła. - Znaczy, fajnie, że wyjeżdżam, ale teraz całe wakacje mogłabym spędzać tutaj - westchnęła. - Zostaję przez pierwsze dwa tygodnie, 12 lipca lecę z rodzicami do Bułgarii, wracamy 8 sierpnia i jadę na obóz - wyjaśniła. - Wracam 22 sierpnia...

- Jaki obóz? - zainteresowała się Anja.

- Weterynaryjny...

- Co? A gdzie? - Zainteresowała się Anja. - Czytałam kiedyś o takich, ale nie znalazłam interesujących ofert.

- Jest taka firma, która robi naprawdę fajne - wyjaśniła. - W zeszłym roku byłam u nich na kulinarnym, dwa lata temu na artystycznym...

- Gdzie to jest?

- Nad morzem, miejscowość Jantar, czy coś takiego - wzruszyła ramionami. - Nie pamiętam nazwy ośrodka, chyba Kryształ, nie, czekajcie... Bursztyn? Chyba tak...

- Prosimy wszystkich na salę! - zawołała Skalska. Przy wejściu oczywiście zrobił się od razu tłok i wszyscy pędem się wlali. Oszczędziłyśmy sobie przepychania się. Wszyscy zawsze dzielą się na tych, którzy chcą siedzieć z przodu, żeby lepiej widzieć i na tych, którzy chcą siedzieć z tyłu, żeby gadać. Wobec tego nikt nie patrzy na miejsca w środku, gdzie można i widzieć, i gadać.

Oczywiście zaczęło się... Nudnie. Czyli przemówienia dyrekcji, przedstawicieli rady rodziców, przedstawicieli samorządu, przedstawicieli klas trzecich... I tak dalej, i tak dalej... Potem nagroda za najlepszą średnią w szkole... Przybiłyśmy sobie z Anją piątki - obie dostałyśmy 6.0.

- Tamta z trzeciej też miałaby najwyższą, gdyby nie Jandra - mruknęłam i obie zerknęłyśmy na babę od polaka.

Potem znów nudy. Rozdanie świadectw z wyróżnieniami, rozdanie stypendiów... Właściwie to w porównaniu z tym, co Anja trzyma w skrzyni, albo cenie kryształów w jaskini, kiedy Sylwia czasem sprzedaje gdy potrzebujemy gotówki... To stypendium jest niczym i może raczej służyć do wytarcia podłogi niż żeby faktycznie coś za to kupić. Potem też nuda, czyli część artystyczna... Nie wiem po co oni to robią, ale KAŻDA klasa musi przygotować COŚ. Westchnęłam i się lekko przeciągnęłam.

- Chodźcie, pora się przygotować na ten cyrk - mruknęłam. Każda klasa coś tam jakieś przedstawienie zrobiła, nudy, bla, bla, bla, potem część w klasach, też nudy... A ze szkoły obie z Anją wypadłyśmy pierwsze, czując to, co wcześniej opisałam, przed rozpoczęciem zakończenia roku.

No, mam nadzieję, że się podobało. A pytanie na następny next: jak myślicie co może oznaczać grupa XXL na 11? Tego w tym nexcie nie było, będzie w następnym... Albo w następnym następnym :P Tam już ie będzie zagadką i zostanie wyjaśnione, ale chciałabym wiedzieć czy sami też się domyślicie ;)

No i znowu dedyk dla Tysi123, która była najbliżej prawdy! Jesteś bardzo, bardzo blisko, aczkolwiek termin ten pojawi się dopiero podczas następnego nexta. Życzę wszystkim miłego czytanka!  ***
Otworzyłam powoli oczy, wcześniej omiatając umysłem okolicę i upewniając się, że nikogo nie ma w moim pokoju i ogólnie, że wszyscy śpią. Celowo poszłam spać znacznie wcześniej. Zerknęłam z czystej ciekawości w umysły innych. Oczywiście najśmieszniejsze rzeczy działy się u Miszy... Zaraz, czy jej się śni, że jest dmuchawcem? Dobra, nieważne. I u Kwiatka... Tu standard. Misza. Oczywiście w snach Kwiatka niczym anioł, odwzajemniająca jego miłość... Uśmiechnęłam się lekko. Jeszcze raz upewniłam się, że nikogo nie ma. Nie wyczuwałam wprawdzie myśli Anji, ale pewnie nawet na noc barykaduje się tym swoim murem...

Zdecydowałam się na wyjście oknem. Absolutnie najpraktyczniejsze rozwiązanie. Otworzyłam jedną z jego części i wyszłam... Oczywiście stojąc na krawędzi parapetu i to dość wysoko... Szczęście, ze ludzi nie ma w pobliżu.. Zamknęłam okno najszczelniej jak się dało i skoczyłam zmieniając się w smoka i lecąc od razu  w stronę... No właśnie. Gdzie mam polecieć? Moja ulubiona jaskinia nie jest już tajna... Byłam akurat nad rzeką i rozglądałam się dookoła. Gdzie spędzić dzisiejszy dzień?

- Nawet o tym nie myśl - usłyszałam warknięcie Anji. - Mówiłam, że nie dam za wygraną - aż jęknęłam w myślach. Czemu...? Czemu ona jest taka uparta, żeby nie powiedzieć upierdliwa i nie da mi spędzić trochę czasu w samotności?

- To może w końcu daj - prychnęłam.

- Nie. Wszystkiego naj! - rzuciła we mnie małym tortem. Wylądował prosto na mojej głowie. Czy ona coś tam nie wspominała, że ma zamiar to zrobić? Nieważne. Zlizałam tyle, ile się dało.

- Nie myśl, że mnie przekonałaś

- No ale smakowało, czyż nie? - uśmiechnęła się podstępnie.

- Jakiś zwyczajny. Było dodać więcej cukru. I jedną warstwę kremu czekoladowego. Chyba, że kupiłaś w cukierni, to byłoby oczywiste, czemu nie ma tu oryginalnych smaków - znacie to? Kiedy niemal każdy tort smakuje podobnie. Jedna z dziewczyn, jedyna, w poprzedniej szkole miała na urodzinach fajne tortu, bo robiła je jej mama. Piekła okrągły biszkopt, przekładany kremem i owocami, a potem tamta... Jak ona miała na imię? Nie pamiętam, ale siedziała i z mamą ozdabiały tort marcepanem. Zawsze miała tort fajny, chyba raz nawet miała smoka? Zapikowałam w dół i w rzece spłukałam z siebie resztę ciasta.

- Gadaj zdrów, obie wiemy, że sie nie przyznasz, że ci smakowało! - zaśmiała się i zanurkowała za mną. -  I tak mi nie uciekniesz, więc może od razu wysłuchaj mojej propozycji na dzisiejszy dzień. - wynurzyłam się, już czysta.

- Przed tobą nie ucieknę, jesteś szybsza - warknęłam zgodnie z prawdą. - O ile się ciebie nie pozbędę od razu, będę skazana na twoje propozycje przez cały dzień...

- Odczytuję to jako zachętę do przedstawienia moich pomysłów - znów się zaśmiała.

- To nie gadaj tyle, tylko mów od razu! Chcę mieć to jak najszybciej za sobą i mieć święty spokój - a ja znowu warknęłam.

- Wierzę, że pamiętasz nasz wspólny nalot na Przyłęki?

- Owszem. Jeżeli planujesz mnie hipnotyzować, to od razu odradzam - to też było warknięciem. W sumie to sama nie wiem co we mnie wstąpiło ale to szczegół...

- A pamiętasz, dlaczego zgodziłaś się polecieć? - co z nią jest nie tak, że się cały czas uśmiecha?!

- Przestań, czy ty uważasz, że ja mam sklerozę?!

- Zamiast powiedzieć "tak" zużywasz energię niepotrzebnie gadając - westchnęła cicho - No więc dlaczego się zgodziłaś? - nadal utrzymje ten wkurzający uśmiech...

- Zgodziłam się pod warunkiem, że kiedyś polecicie z nami do Afryki - warknęłam. - Zadowolona?!

- Tak. Przyznaję, ciężko przechodzi mi to przez gardło, ale czy nie wydaje ci się, że dziś to idealne kiedyś???

- Już ja wiem co ci chodzi po głowie - prychnęłam - Nie ma mowy

- Oh... - udała zaskoczenie i zawiedzenie. - Myślałam że okropnie zależy ci na tym, żeby pokazać mnie i Hyacinthino "jak to robią zawodowcy"... Jestem niezmiernie rozczarowana twoim tak szybkim poddaniem się - zaczęła przedrzeźniać Jandrę, która zawsze tak mówi gdy jakiś uczeń zastraszony przez nią wycofuje się z jakiegoś konkursu.

- Czyżby Jandra wlazła ci do głowy? Po prostu dzisiejszy dzień nie jest odpowiedni!

- Czyżby ugryzł cię Ognik Iskrowy? Po prostu wytłumacz mi, dlaczego uważasz, że dzisiejszy dzień nie jest odpowiedni? - ale to wnerwia, że ona cały czas przedrzeźnia...

- Wolę go spędzić sama - ograniczyłam się do tych słów.

- Nie rozumiem cię. Co to za frajda spędzać rocznice swoich urodzin lub wyklucia się w jakimś zapyziałym kącie? Trzeba się czasem zabawić! A rozwalanie rzeźni, lub w tym przypadku jakichś tępych osiłków ze strzelbami to najlepsza rozrywka! Skoro... - poczułam, że zagląda w moje myśli i zgrzytnęłam zębami. - ...Twoje urodziny to najbardziej wkurzający cię dzień w roku, czy nie jest idealną okazją na wyżycie się na idiotach i mordercach? Ja osobiscie zawsze atakuję w nocy z jedenastego na dwunastego lipca i świetnie się bawię, szczególnie, że ludzie już zdążyli się przyzwyczaić do tego zwyczaju i rozbrajają mnie ich domysły. - znów się uśmiechnęła, prawdopodobnie na wspomnienie domysłów dziennikarzy, o których zresztą czytałam w gazetach. Też się później zastanawiałam jak daleko sięga ludzka głupota. No i oczywiście zawsze mi się przypominają wtedy słowa Einsteina "Tylko dwie rzeczy są nieskończone - wszechświat i ludzka głupota, choć nie jestem pewien co do tej pierwszej" - I nie zapominaj, że dziś są nie tylko twoje urodziny. Misza też chciałaby się dobrze bawić, a bez swojej siostry już nie jest tak fajnie...

- Przyzwyczaiła się i wie, że… - nie dane było mi dokończyć.

- Kurde! Nie wiedziałam, że jesteś aż tak egoistyczna i... I okrutna! Myślisz, że można się do tego tak po prostu przyzwyczaić? To ją boli, że jej jedyna siostra ignoruje ją w ich wspólne święto! No na prawdę, to takie trudne do zrozumienia? A twoi rodzice? Myślisz, że byliby szczęśliwi wiedząc, że ich rodzona córka nie świętuje dnia, w którym przyszła na świat tylko dzięki nim? A Luna i Svart? Też nie zależy ci, żeby cieszyć sie razem z nimi z tego, że żyjesz? Kochają cię i nie chcą, żebyś uciekała w tak wyjątkowym dniu i rozczulała się nad faktem, że nie poznałaś swoich biologicznych rodziców! - wzięła kilka głębokich wdechów. Spojrzałam na nią. W pewnym sensie ma rację, bo moi rodzice mogą być nieco zawiedzeni, że nie spędzam z nimi urodzin, ale... Anja święta nie jest. Sama przed chwilą powiedziała, że w swoje urodziny w nocy atakuje rzeźnie, więc można łatwo wywnioskować, że z rodzicami ich nie spędza.

- Pojęcia nie masz co wtedy, robię, a osądzasz! - wkurzyłam się, bo to prawda. Nie wie. Serio myślicie, że byłabym na tyle głupia, żeby caaałe moje urodziny rozmyślać i użalać się nad tym, że nie poznałam moich prawdziwych rodziców? Trochę to robię, ale mam tysiące innych tematów, na temat których lubię myśleć, a niektóre mnie uspokajają.

- Tak się składa, że, o ile nie zauważyłaś, słuchałam ostatnio uważnie. I nie mówię o moim fizycznym słuchu. I dobrze wiem, że zaszywasz się gdzieś z dala od świata i rozmyślasz na wiadomy temat. Nie ważne. Znów się kłócimy, więc daj mi chwilę na odbudowanie mojego nieskazitelenie dobrego dziś humoru do teraz. - znów usłyszałam, że kilka razy głęboko odetchnęła. - Zastanawiające, że na tyle moich zarzutów odpowiedziałaś tylko na ostatni.... - wrócił jej dobry humor. - To jak? Dasz się wyciągnąć na łowy? - przekrzywiła lekko głowę.

- Jak mam odpowiedzieć na coś więcej, skoro mi przerywasz? - krzywo się uśmiechnęłam. Zawsze tak mam. Jeżeli się wkurzę, to mój pierwszy uśmiech po tej chwili złości jest baaardzo krzywy, tak, że ktoś niewtajemniczony mógłby pomyśleć, że jest to nadal grymas złości. Ale jest przynajmniej szczery. -  Poza tym, co będą z tego mieli moi rodzice? Przecież oni nie latają z nami do Afryki! - zauważyłam logicznie.

- No weź. nie przerwałam wcale twojej ostatniej hm... wykrzyczności. - wywaliła język rozluźniona. - Ale w Afryce nie spędzimy przecież całego dnia. A czy mnie się wydaje, czy na Zespoleniu świetnie się bawiłaś? Przypominam, że sama świadomość, że dziecko dobrze się bawi, może dać rodzicom radość. Wiesz, coś o tym wiem - ta, na Zespoleniu się bawiłam, bo to nie mnie dotyczyła cała impreza. Zaraz, czy ona powiedziała, że wie coś...?

- Taaak? A skąd o tym coś wiesz? - spytałam przeciągając wyraz "tak", a mój głos nabrał odrobinkę podejrzliwego tonu.

- No cóż. Tak się składa, że czternaście razy miałąm okazję hmm... Poznać psychikę rodzica - no właśnie, miała okazję... -  No i w końcu przecież mieszkam z rodziną Furii, czyż nie? - warknęła zaczepnie. - I nie zmieniaj mi tu tematu! Lecisz, czy mam cię poszczuć wściekłą, białą i urażoną smoczycą? - zaśmiała się. Westchnęłam zrezygnowana widząc, że z nią nie wygram. A tak liczyłam, że będę miała okazję pobyć gdzieś sama, może polatać sobie bez towarzystwa kogokolwiek... Pomyśleć... Przez ostatnie 10 lat tak robiłam... Plus należy doliczyć, że kocham samotność i czasem nawet od towarzystwa smoków muszę odpocząć.

- Niech będzie... - jęknęłam. Anja wybuchła radosnym śmiechem, w którym słychać było poczucie trimfu.

- I to rozumiem! - trzepnęła mnie łapą po ogonie. - Berek! gonisz! - dziwnie się czułam goniąc za nią, gdy wystrzeliła w kierunku domu. Po pierwsze, nie miałam żadnych szans, a po drugie...

...Hej ferajna! Upolowałam bestię!!!... - przerwał mi jej mentalny krzyk, budzący wszystkich. Dux wystawił głowę ze swojej jaskini.

- Anja, mogłabyś się nie drzeć z samego rana? - ziewnął. Zobaczyłam też, że moja mama wyszła ze swojej jaskini. Na mój widok otworzyła szerzej oczy.

- Jeszcze nie poleciałaś?

- Chciałam, ale ktoś, nie powiem kto, stwierdził, że ma lepszy pomysł na dzisiejszy dzień...

- Szacun Anja - mruknęła Misza wychodząc na korytarz. - Co na śniadanie?

- Macie 10 sekund! - zawołała Anja rzucając w stronę smoków wiadra ryb.

- Czemu? - spytał zaspany Kwiatek.

- Lepiej nie pytaj - Misza już miała pyszczek napchany rybami.

- 7, 6, 5 - liczyła Anja. Sora, Sky, Kaskada, Mavi-ox i Gaja też się już obżerały.

- Serio będziesz liczyć? - spytałam.

- 3, 2, 1... Koniec jedzenia! - ryknęła Anja ze śmiechem zbierając puste już kosze.

- Gdzie lecimy? - spytała Kaskada oblizując się.

- Do Afryki - oznajmiła Anja.

- Lecicie? Z nami? Wyżyć się? Na kłusownikach? - nie wierzyła Sora.

- Owszem... - Anja zerknęła na mnie.

- Aaa, no tak... I teeen... - zawahałam się przez chwilę. - No... Wszystkiego najlepszego Misza? - może nie były to perfekcyjne życzenia, ale przez ostatnie lata  zdążyłam stracić wprawę.

- No i taka Ada mi się podoba - uśmiechnęła się Kaskada. - Taka jak zawsze!

- Mamo, tato, lecimy! - krzyknęła Misza i już po chwili wszyscy byliśmy w drodze do Afryki. Ja i Anja... Choć Anja bardziej, bo jest szybsza... W każdym razie przerzuciłyśmy trochę naszej szybkości do Sory i Kaskady. Sky nie trzeba było. Wyciąga tyle samo co Misza. W końcu szybowniki wichrowe stanowczą większość życia spędzają w powietrzu. Z tego powodu są naprawdę szybkie i diabelsko zwinne.

- Przypominam tylko, że ja i Anja musimy opracować nieco inną taktykę - zauważył Kwiatek kiedy mijaliśmy Morze Śródziemne. - Nie stajemy się niewidzialni, ani nawet nie możemy się zachować jak Mavi-ox i Gaja. Którzy też nie mogą nam pomóc, bo nie mamy tutaj całego stada, tylko dwa, pojedyncze zielniki. Pewnie Gaja ze względu na swoje rozmiary umie coś więcej niż pomóc kwiatkom i gałązkom, ale raczej nie jest to coś, co można wykorzystać w razie kryzysu.

- Jasne, ale czemu Smoki mogą dzielić się mocami? - uśmiechnęłam się podstępnie.

- Zaraz, czy ty chcesz powiedzieć, że... - zaczął Kwiatek.

- Zmienię was w cień - przytaknęłam.

- Zaraz, jedna sprawa - przerwała nam nagle Sora.

- No?

- Co z Yue? Jeżeli przyjdzie do domu i nas nie zastanie?

- No to moi rodzice jej...

- A ona zna smoczy wystarczająco?

- Przestań, gada z nami jak najęta nie zwracając uwagi na to, że czasem dziewczyny przechodzą na smoczy niechcący - machnęła łapą Sky,

- Racja. Wiem Sora, że możesz się o nią martwić, w końcu to Twoja Zespolona, ale serio nie ma się czym przejmować - starałam się ją uspokoić.

- Zacznijmy od tego, że wejście dla ludzi jest zamknięte, a do jednego z wylotów tuneli człowiek nie trafi. Poza tym nie moglibyśmy wziąć jej ze sobą - dodała Anja. - Mordowanie ludzi mogłoby się jej nie spodobać...

- Okej, okej... - Westchnęła Sora.

- W tym jakże miłym akcencie chciałam zauważyć, że na horyzoncie widać sawannę. Lasy równikowe już się kończą - zauważyła Misza.

- No to gites - mruknęłam. - Okej, lądujemy na tamtym wielkim baobabie - wskazałam im drzewo. - Dobra, poczekacie chwilę? Dawno tego nie robiłam - mruknęłam. Po chwili poczułam się tak, jakby strumień energii ze mnie wylatywał. Poruszyłam skrzydłami kierując go w stronę Anji i Kwiatka. Zmieniłam się w cień i zobaczyłam, że oni też stają się ledwo widoczni. Można powiedzieć wprost - dla ludzi niewidoczni. A widoczni tylko dla wprawnego oka. Ja nie mam dobrego wzroku, ale za to ja już się przyzwyczaiłam jak wygląda ktoś cienisty.

- Ale super - zaśmiał się Kwiatek i usłyszałam jak coś gryzie. - Ała! Jednak nadal jestem materialny...

- Nie mówiłam Ci o tym? - zdziwiła się Anja.

- Przecież jakoś musiała mnie złapać za rękę gdy zwiewałyśmy od Osvira...

- Dobra, nieważne. Już wiem. Lecimy? - zniecierpliwił się.

- Jasne - zlecieliśmy, każdy już w swojej niewidocznej postaci. Z wyjątkiem Gai i Mavi-oxa, ale oni będę mogli ukryć się w roślinach. Lub je powiększyć gdyby były za małe. No i nie licząc tego faktu, że Gaja w ogóle nie lata jeszcze sama i już nie poleci...


Mam nadzieję, że wszyscy usatysfakcjonowani nextem. Liczę na jakieś opinie czego za mało, czego za dużo... A teraz jeszcze jedno pytanko (tak, ostatnio jakoś spodobało mi się pytankowanie i dedyczkowanie): Co będzie nie tak z kłusownikami (poza tym drobnym faktem, że są idiotami zabijającymi piękne i w większości bezbronne zwierzęta). Co będzie w nich... Dziwnego?

No, ja cały tydzień siedziałam w domu ze złamaną nogą... A ortopeda był szczery "Żeby złamać sobie tę kość, co ty sobie złamałaś to chyba trzeba bardzo chcieć, ale w końcu wszystko jest możliwe". Genialny XD Miałam troszkę czasu na tygodniu... Bo oczywiście prawo Murphy'ego przewidziało, że nie mogłam złamać nogi w innym czasie niż dzień przed szkolną wycieczką -,- Z jednej strony pech, a z drugiej strony nie będę miała z tego tygodnia zaległości w szkole... I tak MASAKRA. A jak gadałam z babcią, to rodzina od strony taty (bo mieszkają w jednym, dużym domu podzielonym na trzy mieszkania tak jakby) zaregowała z takim niedowierzaniem, jakbym im powiedziała, że wybrałam się na lot na smoku XD  'No, tym razem Tysia nie zgadłaś :D Dedyk wędruje do Ilit015 - tutaj perfekcyjnie wszystko zgadnięte. I mały również dla SzczerbataMorda4 - nie zgadłaś wprawdzie kim będą kłusownicy, ale za to zgadłaś inną rzecz :D'A teraz zapraszam do czytania!

- Uwaga, grupa XXL na jedenastej - zakomunikowała Sky. Zerknęłam w tamtym kierunku.

- Co to znaczy, że XXL? - zdziwiła się Anja.

- No... Ilość samochodów. Od jednego do trzech to najmniej, więc XS...

- A XXL, to ile...?

- Eee... Trzydzieści i więcej...

- Co?! Pogrzało ich... Na bank... Ja rozumiem, że są idiotami, ale bez przesady... Nikt normalny nie wybiera się tak dużą grupą, jeśli łamie prawo!

- Takie grupy zdarzają się nadzwyczaj rzadko, zwykle spotykamy S - wyjaśniła Kaskada. - Ostatnią XXL widzieliśmy trzy albo cztery lata temu...

- Czy to nie piękne że trafiła się akurat dzisiaj? - westchnęła Misza.

- Piękne - zgodziłam się. - Gaja, Mavi-ox... Wiecie co robić!

- Jasne! - Mavi-ox zleciał, a Gaję podrzuciła mglista Misza. Skoczyli na samochód najbardziej z tyłu. Był jak pozostałe dwadzieścia dziewięć z przodu. Samochód terenowy z bagażnikiem krytym plandeką. Mavi-ox i Gaja wślizgnęli się pod materiał i wyrzucili broń w wysoką trawę.

- Wiecie, mam pomysł - uśmiechnęła się Gaja. - Chodź Mavi, pomóż mi - po chwili pusta plandeka przywiązana była do samochodu... Korzeniami?! Nieźle. Może nie były one duże, w końcu w naszym towarzystwie są tylko dwa zielniki, ale przezornie oboje wybrali taki gatunek drzewa, którego korzenie trudno zerwać. Oczywiście wyłączając ten szczegół, że korzenie ogólnie drzew są twarde, bo to w końcu drewno...

- Jeszcze dwadzieścia dziewięć samochodów - mruknęłam do siebie i zanurkowałam po następny zestaw broni. Na Mavi-ox i Gaja działali razem, biegając w trawie i wskakując ukradkiem na samochody. I robiąc węzły z korzeni czy pnączy. Anja stanęła na samochodzie z samego przodu.

- Ups... - mruknęła zostawiając wgniecenie na zderzaku i wyrzuciła  wszystko spod plandeki.- ...Tyle się bawić, żeby potem i tak wszystko rozwalić...?!- Westchnęła. Na koniec wspólnie zebraliśmy wszystko w jedno miejsce.

- Dobra, teraz mamy dwie opcje... - oznajmiła Kaskada. - Stapiamy wszystko w jedną całość, może w jakimś fajnym kształcie, albo...

- Stopmy każdą rzecz osobno - zaproponowałam. - No co? Wyobraźcie sobie ich miny już gdy zaczną się kłócić, kiedy podłożymy im stopione kawałki i któryś się potknie...

- Lepiej po dwa - zauważyła Anja. - Będę nieco większe kawałki metalu i łatwiej się będzie o nie potknąć

- No to ustalone - uśmiechnęłam się. - Zaczynamy! Kilkanaście minut później każdy z nas trzymał kilka takich stopionych kawałków metalu.

- No, to doganiamy łowców - uśmiechnęła się Kaskada.

- Długo nam to nie zajmie - mruknęła Sora.

- Najważniejsze, żeby zdążyć i zobaczyć jak się kłócą - zarechotała Misza.

- Nie, najważniejsze jest rozwalenie im samochodów! - zaprotestowała Sora.

- Dla każdego najważniejsze jest co innego - ucięłam.

- A tymczasem widzimy naszych kłusowników - uśmiechnęła się Anja.

- Coś mi mówi, że planują polować... Tam - Kwiatek wskazał łapą teren za jakimś ogrodzeniem.

- CO?! - wkurzyła się Gaja. - Na terenie rezerwatu?!

- A gdzie można znaleźć zwierzęta w miarę zadbane, za których skóry i rogi dostaje się najwięcej pieniędzy? - warknęłam zła. - Dobrze, że nie będę mogli strzelać...

- Dobra smoki, wkraczamy do akcji! - oznajmił Kwiatek.

- W miarę szybko, utrzymywanie trzech osób niewidocznych jest... Męczące - przyznałam.

- Jasna sprawa - Powiedziała Anja. Wyraźnie poznałam po tonie jej głosu, że coś kombinuje. Westchnęłam w myślach.

- Ruszamy! - Misza ryknęła głośno zwracając tym oczywiście uwagę łowców.

- Te, Kryspin, słyszałeś?

- No, jak nic dzika bestia. Pewnie ładną sumkę za nią dostaniemy! - zarechotał tamten.

- Dobra ludziska, wyciągajcie broń! - zawołał jeden z nich. Zenek, jak się dowiedziałam z jego myśli. Cały w paskudnych tatuażach. Nie mam nic do tatuaży, jak ktoś chce, to okej, jego ciało, jego decyzja, ale te nie są zbyt fajne. Jeden przedstawia martwego smoka. Reszta kilka rozszarpanych, a napis na karku brzmiał "POGROMCA SMOKÓW". Usłyszałam, że Anja zgrzytnęła zębami ze złości.

- Myślisz, że piorunoskrzydły? - zawołał jeden z nich podchodząc do bagażnika. Wymieniłyśmy z Anją lekko przerażone spojrzenia.

- To nie tak miało wyglądać... - szepnęła Kaskada.

- Skąd oni wiedzą o istnieniu smoków? - Sora wypowiedziała na głos to, co myśleli wszyscy.

- Trzeba ich wszystkich zabić - oznajmiła Anja. - Stanowią zagrożenie dla smoków. Wiedzą o nas, jeśli komuś wygadają i udowodnią...

- Zgadzam się z tobą. Po raz... Pierwszy w życiu - mruknęłam. - Wiecie co? To nie jestem może ja, ale w końcu przylecieliśmy tu po to, żeby się wyżyć, prawda? - zdjęłam kamuflaż z siebie, Kwiatka i Anji. - Chrzanić dyskrecję! - tym zachęciłam innych do ujawnienia swojej obecności, a łowcy nas zauważyli.

- No i tą Adę lubię! - Zaryczała uradowana Anja i zakrąciłą bęczkę, zniżając trochę lot.

- Ty, a tamte cztery to...

- Nocne furie! Szybko, broń!

- Bardzo chętnie szefie, ale broni nie ma... - mruknął pierwszy po uporaniu się z węzłami z roślin i korzeni.

- Jak to nie ma?! Mam okazję na upolowanie najrzadszego smoka na świecie, a ty mi mówisz, że broni nie ma?!!!

- Teraz! - ryknęłam zrzucając stopioną broń na grupę łowców. Kwiatek pierwszy wylądował na ziemi warcząc na jednego z łowców, który odbiegł.

- Sieroty - mruknął szef bandy. - Nikt mi nie przeszkodzi w zabiciu nocnej furii, nawet takie gamonie jak wy! - wrzasnął i wyciągnął dwa pistolety. Kilku obok też wyciągnęło po jednym.

- Ale super - westchnęła Anja. - W końcu nie muszę być dyskretna ani trochę... - zapikowała w dół posyłając plazmę w stronę pierwszego z samochodów. Oczywiście trafiła. Szef pierwszy strzelił i zdumiony zobaczył, że pocisk spada odbity od skóry Anji nie robiąc jej oczywiście żadnej szkody. Warknął do siebie i wycelował w stronę... Kwiatka. Anja to zobaczyła i momentalnie zawróciła, żeby przeciąć pociskowi drogę.  Ale mimo swojej prędkości była za daleko. Była też wolniejsza od pocisku, który...

- Gaja!

- Mavi-ox! - wszyscy krzyknęliśmy równocześnie te dwa imiona. Oba smoki równocześnie skoczyły, żeby przeciąć drogę pociskowi.  Kula przeszła przez skrzydło Gai i przez bok Mavi-oxa. Smoki spadły na ziemię. Wtedy poczułam wściekłość. Kątem oka zobaczyłam, że i Anja jest już w furii. Zaraz po nas dołączyli się Kwiatek i Misza. Posłałam zielony pocisk w stronę tego ich całego szefa, a Sky walnęła swoim powietrznym pociskiem, co rzuciło nimi jak okruchami i walnęło o ich samochody. Ja szybko wylądowałam koło rannych. Polizałam ich rany, bo ślina nocnej furii w końcu ma właściwości lecznicze. Pod osłoną ze skrzydeł Miszy zmieniłam się w człowieka. Poczułam złość, ale równocześnie chciałam uspokoić Gaję i Maviego. 


A widzisz Anja, dobrze jest czasem pobawić się XD jakby mieli broć, to byłoby kiepsko... W sumie to nie byłoby - jesteśmy Smokami, nasze rodzeństwo to smoki, więc i tak łowcy nie mają szans ;P Ale różowo to i tak by nie było :D Następne pytanie: Jak myślicie co się stanie z Mavi-oxem i Gają? Czy umrą, czy nie, jak tak to co się stanie po ich śmierci, jak nie to jak to się stanie, że przeżyją (czyli np. czy wycofamy się i wrócimy z nimi do domu, czy podzielimy, czy coś innego)? No i macie czasu trochę mniej, bo może już w niedzielę wstawię nexta :D No i oczywiście mam nadzieję, że się podobało! Część z Was pewnie strasznie wkurzy ten next... Ale jeszcze nie pora na umieranie, nikt nie zgadł, obstawialiście, że jedno z nich zginie... A oboje się jeszcze przydadzą... Kto czytał spoilery na CCP Wiki to chyba po moim opisie mógł się mniej więcej domyślać co może się stać... No wiem, teraz znów będziecie krzyczeć w komach, że jesteśmy za super i tak dalej... Na Wasze pocieszenie powiem tak: najpierw wytrzymajcie cierpliwie do rozdziału... czekajcie (przeszukuje swoją Smoczą głowę)  25. Tak najpierw 25, a w 26 to już masakra. Jeśli jeszcze doliczyć 27... No, tak to wychodzi... Potem już będzie dość sporo ;) Tak więc nie załamywać się, że na razie nikogo nie zabijamy! 


- Umrę teraz, prawda? - spytał.

- Nie. Nie umrzesz - zaprzeczyłam.

- Siostra Mavi-oxa będzie pilnowała stada - stwierdziła Gaja.

- Nie umrzecie - nagle uświadomiłam sobie, że tym razem nie powiedziałam tego by pocieszyć ją. Powiedziałam to ja, to był mój głos, ale... Czy to na sto procent byłam ja? Nagle coś mi uświadomiło, że TO MA BYĆ PRAWDA. Wyciągnęłam rękę i położyłam ją na ranie Mavi-oxa. Cicho syknął. Nie wiem czemu to zrobiłam, to znowu mogło być to samo co powiedziało im, że nie umrą, ale przycisnęłam rękę odrobinkę mocniej i zakreśliłam kółko na ranie, która...

- To niemożliwe - szepnęła Misza. Sama też wpatrywałam się zdumiona w zasklepiającą się ranę.

- Odkryłaś kolejną ze swoich mocy - wyjaśniła Anja, akurat przechodząc obok i strzelając plazmą w kolejnego łowcę.

- Czyli... - Zdjęłam bandaż ze skrzydła Gai i zrobiłam coś podobnego jak przed chwilą. Po chwili Gaja poruszyła skrzydłem i lekko się uniosła.

- Ale super! - zawołała. - Już niemal zapomniałam jakie to cudowne uczucie!

- Okej - zmieniłam się w smoka. - Dołączamy się do walki! - wzleciałam w powietrze i ku mojej radości, Gaja oraz Mavi również.

- Tu się dzieje coś dziwnego - mruknął szef. - Nocne furie w tym jedna biała, gigantyczne zielniki, niebieskie zielniki, rozmawiające smoki, smoki ukrywające inne smoki, które nagle się jakby kurczą... Mam tego dosyć! - wrzasnął. - Zabijmy wszystkie te smoki!

- To jak? Ujawniacie się? - spytał Mavi-ox patrząc na mnie i Anję.

- W sumie... Czemu nie... - spojrzała na mnie zdumiona. - No co? I tak ich chcemy zabić, nie?

- Okej, po prostu się zdziwiłam, bo ty wolisz się ukrywać... - stwierdziła z przekąsem.

- Nie gadaj tyle - zeskoczyłam na ziemię i w dymie wywołanym kolejnym pociskiem plazmy zmieniłam się w człowieka. Wyszłam przed łowców smoków.

- Skąd się tu wzięłaś smarkulo? - warknął jeden. - Bitwa z potworami to nie miejsce dla dzieci - warknął widząc dołączającą do mnie Anję.

- Tak się składa, że przed chwilą rozwalałyśmy wam samochody - ziewnęła Anja.

- A wy się dziwiliście, czemu pociski odbijają się od jej skóry - wskazałam na nią i nie czekając dłużej ryknęłam głośno. Na pewno żyją tu jakieś smoki. I miałam rację. Zaraz nadleciały stada zielników, piorunoskrzydłe, szybowniki wichrowe, przybiegły krawoszpony dwuźrenicowe, kryształy piórołuskie, pojawiły się też smoki górskie różnych rodzajów. Oprócz tych bursztynu oczywiście.

- O, Glans, ty? Tutaj? - zdziwiłam się widząc znajomego górskiego diamentu.

- Jeden z górskich usłyszał ryk i doniósł reszcie. No i jesteście blisko Gór Smoczych...

- Miło was widzieć

- Macie kłopot?

- Nie. Nudzi nam się i chcieliśmy zapewnić rozrywkę nie tylko sobie... Żartuję! - uśmiechnęłam się widząc nieco wkurzoną minę Glansa.

- Pamiętasz mnie? - szturchnęła mnie nagle jakaś smoczyca agatu.

- O Lilla! - zawołałam głaszcząc ją po szyi. - Urosłaś. Jesteś już teraz młodą, ładną smoczycą. W okresie... Szkolnym, jak to mówią ludzie... Dasz sobie radę w walce?

- Mama nie była przekonana, ale tata powiedział, że kiedyś muszę się nauczyć i polecieliśmy...

- Super. Od którego zaczynasz?

- Co? Ja?

- No ty. Ale poczekaj chwilę...

- Widzisz Kryspineczku? - wypowiedziałam nieco kpiąco jego imię. - Widzisz? To są smoki. Piękne stworzenia, znacznie mądrzejsze od jakichś głupich ludzi...

- A ty niby czym jesteś? - spytał z pogardą. Co za idiota. Jeszcze nie zrozumiał...

- Smokiem. Lub jak wy, ludzie byście powiedzieli, pół-smokiem, smokołakiem albo zmiennokształtnym. - Anja powiedziała to wcześniej i zmieniła się w smoka. Zrobiłam to samo.

- Widzisz to? Jesteście pierwszymi, którym smoki otwarcie się ujawniły i pierwszymi - zniżyłam głos. - Którzy otwarcie przez nie zginą! - skoczyłam i zacisnęłam szczęki na jego szyi.

- Szybko ich załatwiamy czy powoli? - spytała Kaskada, kiedy puściłam bezwładne już ciało.

- Szybko. Nie jesteśmy okrutni, jak ludzie - mruknęła Anja i ugryzła jednego w rękę. Ku naszemu wspólnemu zdziwieniu łowca... Znieruchomiał. Jego skóra momentalnie przybrały biały odcień, żyły zrobiły się wyraźne i czarne. Anja nieco zaskoczona puściła jego rękę.

- Czy ty go... Zatrułaś? - spytał powoli Kwiatek.

- No... Raczej tak. Nigdy nie zabijałam nikogo w ten sposób. Znacznie fajniej się strzela plazmą. Skąd miałam wiedzieć, że jestem trująca?

- Ta, może po tamtym policjancie, którego raz ugryzłaś w nogę? I pięćdziesięciu innych kolesiach? Gryziesz równie często co palisz - ziewnął Kwiatek.

- Jeżeli nie pamiętasz, ugryzłam go W NOGĘ, więc każdy by się przewrócił. No i nie patrzyłam na niego, tylko szybko zabijałam kolejnych. No i w dzień jest znacznie lepsza widoczność - zrobiła gest podobny do wzruszenia ramionami u ludzi.

- Twoja kolej Lilla - wszystkie smoki, które jeszcze przed chwilą trzymały łowców przyszpilonych do ziemi, teraz wzbiły się w powietrze, gdy wszystkie górskie zaczęły zionąć strumieniem ognia w stronę jednego z samochodów. Wzbiliśmy się w powietrze i każdy się popisał. Kaskada splunęła na wszystkich trucizną, Ja, Anja, Kwiatek i Misza strzelaliśmy plazmą, górskie ziały ogniem, szybowniki zdmuchiwały łowców jak kawałki papieru, kryształy też ziały, krwawoszpony biegały i zadawały ciosy, a na końcu piorunoskrzydłe ogarnęły wszystko piorunami. Najwięcej jednak podczas tego wszystkiego działała Anja. To było genialne.

- Igrają z ogniem... - warknął jeden z łowców biorąc ostatni pistolet.

- Z ogniem panowie? - pyta po ludzku Anja. - A nie za gorąco wam troszkę? - akurat chwilę po kolejnej porcji ognia. I dziesiątki  takich sytuacji, które kończyły się tak samo - strzałem plazmy. Można by rzec, że inne smoki były właściwie tylko po to, żeby blokować ogniem drogę ucieczki i nieco bardziej ich przerażać. Dla mnie z kolei nie tylko zabijanie ich było wspaniałym sposobem na wyżycie się, ale również oglądanie Anji...

- Co teraz? - spytała Sora, kiedy... Delikatnie mówiąc wszyscy byli martwi.

- Teraz trzeba zataić, że tu byliśmy - skinęłam na zielniki. Inne smoki już odleciały - dla własnego bezpieczeństwa. Z kolei nasza dziewiątka mogła obserwować, jak trawa błyskawicznie odrosła w wypalonych miejscach i jak szybko pojawiło się kilka drzew, których korzenie oplotły... No, to co zostało. Czyli niewiele.

- Możecie wracać - uśmiechnęłam się do zielników. Trawiaste odbiegły ziemią, liściaste odleciały w stronę dżungli. Swoją drogą, wiedzieliście, że trawiaste są mniejsze niż liściaste? Liściaste są takie jak od łokcia do paznokci, a trawiaste jak połowa tego. Gaja jest natomiast dwa razy większa, ale to nieliczne zielniki takie są z tego co zrozumiałam. Tak samo jak niemal nie ma tak niebieskich jak Mavi-ox. Teraz to nieważne. Szybko objęłam Kwiatka i Anję cieniem, reszta też stała się niewidzialna. Zapadał już zmrok. Kiedy odlatywaliśmy, pod nami przeleciały helikoptery. Niektóre od policji, inne od straży pożarnej. Odlatywaliśmy patrząc z rozbawieniem na helikoptery.

- Kto ich wezwał? - zainteresował się Kwiatek.

- Pewnie gdzieś tam zobaczyli dym i usłyszeli ryk - Anja wskazała na małą miejscowość na horyzoncie.

- No... Wiecie, na waszym miejscu bym przyspieszyła...

- Czemu?

- Chyba mają jakieś kamery z podczerwienią... - wskazałam na pierwszy z helikopterów, który zawrócił i leciał prosto na nas. Chyba uzbrojony. A raczej na pewno, bo pocisk przeleciał tuż koło Anji. Czyli mają te kamery z podczerwienią. Błyskawicznie zajrzałam w umysł kierowcy i jego oczami zajrzałam w kamerę. Aż jęknęłam i szybko przesłałam obraz Anji. Wyraźnie było widać, że stworzenie jest duże i porusza skrzydłami i ma łapy... Zobaczyłam, że Anja zamierza już strzelić...

- Nie Anja, już starczy na dzisiaj - przerwała jej Sora.

- Poza tym perfekcyjnie na tych kamerkach widać, że coś ciepłego tworzy się w twojej paszczy - znów przesłałam jej obraz z kamery. 
 - Ale helikopter nie jest tak zwinny, żeby umknąć plaźmie a poza tym... - zaczęła Anja. 
 - Dobra, zwiewamy - Przerwałam i błyskawicznie odlecieliśmy, a Anja, niepocieszona niemoznością zniszczenia helikoptera, przelała swoją prędkość do Kaskady, Sory, Gai i Mavi-oxa. Szybko zostawiliśmy helikoptery w tyle i zanim się obejrzeliśmy, już byliśmy w domu.

- Jak było? - mama przywitała mnie tym pytaniem.

- Spoko - przeciągnęłam się, już w postaci ludzkiej. - Tylko zabiliśmy z 70 osób... Fajnie było. No i się wyżyłam...

- Ślady zakryte? - spytała mama.

- Taaaak... - przeciągnęłam słowo jasno dając jej do zrozumienia, że coś poszło... Nieco inaczej niż sądziliśmy... 


Mam nadzieję, że się podobało i zapraszam do komentowania! Teraz pytanie: Co się stanie? Podpowiem, że to będzie szokiem dla WSZYSTKICH :P Okej... Dedyczeg dla Ilit015, całkiem blisko byłaś, a po części nawet w sumie całkowicie zgadłaś, choć byłoby to dużym ogółem tego, co będzie przez najbliższe paręnaście rozdziałów... Malutki dedyczek dla Szeptozgonka no i jeszcze też duuży, nawet większy niż ten dla Ilit, dostaje Tysia! Wpomniałam już, że chodzi mi po głowie pytanie, czy Anja to nie przesyła Ci wskazówek telepatycznie? XD Zapraszam do czytania!


- Zaraz, a tak w ogóle to dlaczego Gaja lata? - mama zauważyła zdrowe skrzydło smoczycy.

- No... - znów nie dane było mi dokończyć...

- Przecież nie było takiej opcji... Nie miała szans, jej skrzydło było w fatalnym stanie...

- No powiedzmy, że odkryłyśmy dzisiaj po jednej nowej mocy - mruknęłam.

- Czekam - oznajmiła mama dając mi do zrozumienia, że nie odpuści.

- Ja mogę uleczać, a Anja...

- Mam jad. Jest w sumie fajny... Koleś się zrobił biały z czarnymi żyłami... Ale mógłby być jeszcze fajniejszy... Może to moja śłina niweluje nieco jego działenie... - uśmiechnęła się. - Kwiatek! Jak myślisz?

- Nie wiem, daj mi odpocząć - przeciągnął się i zamknął oczy,

- No, ale coś jeszcze się wydarzyło, prawda? W końcu przeciągnęłaś to "a"... - moja mama wróciła od tematu

- No owszem... Bo okazało się, że łowcy wiedzieli o istnieniu smoków - skróciłam.

- Co?!

- Prawie zabili Kwiatka...

- Jak to?! - huknął Dux.

- Trafili w Gaję i Mavi-oxa, kiedy ci skoczyli, żeby przeciąć pociskowi drogę...

- Co?!

- Okazało się, że Ada może uleczać...

- Rozgryzłam gardło szefowi... Kurde, będę musiała umyć zęby z krwi, bo ludzie się przerażą - mruknęłam.

- Anja dziabnęła jednego w rękę i go zatruła. Zrobił się biały z czarnymi żyłami...

- Jeszcze zmieniły się w ludzi, przywołały stada smoków i ujawniły, że są Smokami...

- Całkiem was pogięło? - krzyknął mój tata.

- Potem wszystkim zabiliśmy i spaliliśmy, a zielniki zamaskowały wszystko - zakończyła Misza.

- No, jeszcze okazało się, że mieszkańcy miasteczka parędziesiąt kilometrów dalej zobaczyli dym i ogień i wezwali straż pożarną i policję...

- Mieli kamery z podczerwienią - zauważyła Anja, a ja przesłałam do wszystkich widok z kamer. Mama się prawie zakrztusiła.

- Anja chciała strzelić, ale odpuściliśmy, żeby nie robić jeszcze większego zamieszania i tak oto jesteśmy tutaj - teraz już naprawdę zakończył Kwiatek.

- Super... - westchnęła Agili, przy czym wiedzieliśmy, że to "super" nie ma bynajmniej pozytywnego znaczenia.

- No właśnie, było super - uśmiechnęła się Misza.

- Fajne miałaś urodziny? - o dziwo, teraz wspomnienie o moich urodzinach mnie nie zdenerwowało.

- Tak - czułam, że to jedno słowo było jednym z najważniejszych słów w moim życiu.

- No to świetnie! - wyraźnie się ucieszyli, a i mi zrobiło się przyjemnie widząc ich szczęście. - Gotowa na tort?

- Oglądamy do niego telewizję? Może będą jakieś interesujące wiadomości...? - zasugerowała Misza.

- Jasne. A tort to konkretnie nie do końca tort, tylko lody - powiedziała mama wyjmując dla Kwiatka i Miszy kilka wiader rybnych, dla siebie, taty i rodziców Anji również, dla Sory mięsne, no i rybne dla Sky i Kaskady oraz o smaku mango dla Gai i Mavi-oxa. Dla mnie i Anji normalne - dla mnie Manhattan, wiśniowo-śmietankowe, dla Anji malinowe Grycany - edycja limitowana, zwykle kończą na truskawkowych. Siedliśmy przed telewizorem. Misza włączyła go. Szczerze, nie siedzielibyśmy przed nim, ale mieliśmy nadzieję na to, że podadzą coś... Hmm... Interesującego.

- Uwaga, wiadomości z ostatniej chwili - powiedziała prezenterka. - Oddziały policji, straży pożarnej i FBI pojawiły się w Afryce, wezwane przez mieszkańców jednego z miasteczek, którzy daleko na horyzoncie zobaczyli błyskające światła przypominające ogień oraz dym. Po dotarciu na miejsce jednak niczego nie znaleźli. Trawa rosła normalnie, jedynie można było znaleźć między nią popiół, co wydawało się nienaturalne - jak można coś w końcu spalić, nie paląc drobniejszych rzeczy dookoła, ale żeby było to widać w promieniu kilkudziesięciu kilometrów? Znaleziono też kilka, jak to określiła policja, ogromnych łusek - jęknęłam cicho. Nie tylko ja zresztą. - Spod korzeni kilku drzew, rosnących samotnie na bezkresnej równinie, wygrzebano około 70 spalonych, zwęglonych szczątek ludzkich oraz stopione kawałki metalu i gumy. Jedyne, co się zachowało, to telefon, który ktoś musiał rzucić kilkanaście metrów dalej. Znaleziono na nim jedno zdjęcie - w tle pokazano zdjęcie, niemal w całości rozmazane. Kilka smug, jednak z możliwymi do zauważenia kolcami, reszta rozmazana. A na pierwszym planie fragment skrzydła, ogona jednego smoka i zęby... Anji? Dobrze, że tylko parę zębów i fragment paszczy z widocznymi śladami krwi. Może uznają to za jakieś dziwne zwierzę? No bo widać tylko ogon, fragment skrzydła, akurat taki, że wygląda jak u nietoperza, szpon i kilka zębów. Prezenterka mówiła dalej. - Widać tu wyraźnie, że ludzi zaatakowały nieznane stworzenia, które pasują całkowicie do opisów tych napadających rzeźnie. Później, kamera w podczerwieni zarejestrowała duże zwierzę ze skrzydłami. W pewnym momencie, tam gdzie znajdowała się przypuszczalnie paszcza bestii, zebrało się więcej ciepła, jakby za chwilę miał się stamtąd wydostać ogień. Wcześniej nauka nie brała tego pod uwagę, ale naukowcy również przybyli na miejsce - zebrali próbkę jakiejś dziwnej krwi, popiołu, resztek jakiejś substancji toksycznej oraz łusek i przestudiowali dokładnie zdjęcie. Jak powiedzieli - możliwe, że legendy stają się powoli prawdą. Jedyne wyjaśnienie jest następujące - ziejąca ogniem lub trucizną latająca bestia, a raczej grupa bestii. Opisy stworzeń łudząco przypominają opisy legendarnych - przerwała na chwilę, a ja poczułam się lekko słabo. - Smoków - w tym momencie Misza zobaczyła na co się zanosi i wyłączyła telewizor, a ja, choć jeszcze nie dostałam zawału, przestałam odbierać jakiekolwiek boźdźce ze świata zewnętrznego.

Jak to możliwe? Przecież zachowałyśmy środki ostrożności! Żaden ze smoków nie zobaczył telefonu leżącego w trawie? To bez sensu... Tule środków ostrożności i wszystko na nic? Wszystko po to, żeby zostać zdemaskowanym przez stworzenia, u których ewolucja mózgu w większości przypadków zakończyła się na poziomie pierwotniaka? I co? Wojna? Tak po prostu? Przez jeden, głupi telefon? Anja miała rację, było rozwalić helikoptery i nie dopuścić do ujawnienia... A może lepiej nie? Och, nie wiem, już się całkiem pogubiłam w tym wszystkim...

Ale zaraz? My mamy zaatakować? Dlaczego niby? Można najpierw spróbować pokoju. A jak ludzie zaatakują, co pewnie przez zapisaną w genach głupotę zrobią, my odpowiemy. To jest pewne. Jeśli to oni nas sprowokują...

Ale hej, nie traćmy nadziei, może jeszcze nie odkryją smoków, a za parę miesięcy całą sprawę będą wspominać jako dobry żart telewizji?

Czy na pewno tego właśnie chcesz, szepnął jakiś cichutki głosik w mojej głowie. Chciałam powtrzymać tę myśl, ale po chwili to ona huczała w moim umyśle. Czy na pewno chcesz żyć w ukryciu przez całe życie? Może lepiej rzucić te podchody i pokazać, że smoki istnieją? Wywalczyć pokój lub zgładzić ludzi?

- Ada! Ada! - zorientowałam się, że Misza woła tak już od jakichś przynajmniej piętnastu minut, ale wcześniej nie reagowałam. Anja oparła się o ścianę i rozmyślała. Moi i jej rodzice chodzili w kółko. Gaja i Mavi-ox próbowali jakoś zwrócić uwagę Anji, ale ich odpędzała. Kwiatek próbował z nimi. Misza, Sora, Sky i Kaskada próbowały jakoś się ze mną skontaktować. Wiedziałam, że to robią i, że mogą się martwić, ale coś mnie blokowało.

- To nie jest możliwe - szepnęła Anja. - Ludzie są za głupi, jak mogli na to wpaść?! - jęknęła.

- Jeszcze nic nie jest potwierdzone - zauważył Kwiatek. - Jeżeli na jakiś czas się uspokoimy, ludzie to wyśmieją i uznają tamtych również za szalonych - pocieszał ją. Coś się we mnie zagotowało.

- Nie - powiedziałam stanowczo. Wszyscy spojrzeli na mnie nieco zdumieni, Anja już chyba wiedząc co zamierzam powiedzieć. - Nie uspokoimy się! Sami mi mówiliście, że lepiej, żeby odkryli nasze istnienie teraz niż później, prawda? - spojrzałam na Anję i Kwiatka.

- Wszyscy wiemy, że zbliża się wojna. Ale ludzie w przeciwieństwie do nas nie są na nią przygotowani, jeszcze nie przyjęli tego do wiadomości. Tylko część z nich będzie walczyła, kobiety, dzieci... Wszyscy cywile zostaną w domach. Z kolei smoki... Dla nas nie stanowi problemu, żeby ograniczyć rozmnażanie się na rok około, zająć się przygotowaniami, szkolić się do wojny. U nas KAŻDY może walczyć. Nie poddamy się. To ludzie zajęli nasze tereny, nie my ich!

- Ada ma rację - przerwała mi Anja. - Musimy się przygotować. Musimy zebrać smoki i się szkolić, żeby być jeszcze bardziej zabójczymi. Cześć z nas zginie, to pewne. Ale reszta przeżyje i uwolnimy ziemię od tej zarazy, jaką są ludzie. Z wyjątkiem nielicznych, na których będzie zależało Yue i Sylwii - dodała widząc spojrzenie Sory. - Ale tak własciwie, to powiem szczerze, że z niecierpliwością czekałam na ten dzień. - Po jej twarzy przemknął cień mrocznego uśmiechu.

- Na razie się uspokójmy - powiedziałam znowu przejmując głos. - Ale niedługo... Niech jeszcze któryś wychyli głowę, a ją straci - warknęłam. - Pokój? Niemożliwe. Ludzie będą się bali smoków, a to czego ludzie się boją...

- Zostaje zniszczone - dokończyła Anja.

- Więc...? Kto dokończy? - spytałam.

- Nie możemy pozwolić by się panoszyli po NASZYCH ziemiach! - ryknął Kwiatek.

- To my zniszczymy ich! - dodała Misza.

- Ale... - zawiesiła głos Anja. - wszystko w swoim czasie...

- Chwilowo jest jeszcze za wcześnie - powiedziałam i ignorując wszystko oraz wszystkich poszłam do swojego pokoju. Anja podreptała za mną i z zadowoleniem teraz już w pełni wymalowanym na twarzy, rzuciła się na moją kanapę. Klapnęłam obok.

- A nie mówiłam? - rozciągnęła się.

- Że co? Że mi się spodoba? - uniosłam brew.

- Że urządzam najlepsze smocze imprezy urodzinowe, że owszem, spodoba ci się - zaczęła wyliczać - że już niedługo smoki przestaną być legendą i że prawdopodobnie wybierzemy walkę - i zakończyła z uśmiechem.

- No to okej, miałaś rację. Better? - spytałam.

- Widzisz, świat jest tak zbudowany, że bardzo rzadko racji nie mam. - zaśmiała się. -  A tak serio. Zaniepokoiłaś towarzystwo tym swoim nagłym zrywem i wybyciem. No i okropnie jestem zadowolona z dzisiejszej akcji. Żałuję tylko, że nie rozwaliłam tego helikoptera... - Westchnęła żałośnie, normalnie, jakbym nie była wkurzona wiadomościami, to zrobiłoby mi się jej żal... - kurczę, chyba się uzależniłam od demolki. Tak właściwie to jestem Demonem Demolki - humor momentalnie się jej poprawił, o czym poswiadczyło parsknięcie śmiechem. Też się zaśmiałam.

- Ale ty zdajesz sobie sprawę z tego, że mielibyśmy przechlapane? Nie jesteśmy jeszcze gotowi na wojnę… I nie wiedzieliśmy jakiego rodzaju broń mieli przy sobie...

- A ty zdajesz sobie sprawę, że jeden strzał plazmy zniszczył by wszystko, a w razie czego jestem... Dość słabo zniszczalna ? - zachichotała od nosem.

- Tylko ty. Chciałabyś stracić Kwiatka na przykład? - zauważyłam przytomnie.

- Obroniłabym go - odrzekła szybko z kamienną miną.

- Mogłabyś nie zdążyć. I tak uderzy teraz fala. Poważnie potraktują wszystkich, których uznano za wariatów. Zaczną przeszukiwać las, organizować wyprawy. Wspinać się w te wszystkie niemal niedostępne miejsca. Zaczną szukać smoków. Kiedy już potwierdzą ich istnienie, zaczną badać ich umiejętności - dotarł do mnie sens moich własnych słów i ciary po mnie przeszły na myśl, co mogłoby się stać gdyby... - My nie wytrzymamy. Zaatakujemy pierwsi i uznają nas za wrogo nastawionych. Wiemy, że ta wojna nadejdzie i nie mamy na to wpływu. W sumie powiem więcej: czekam na tą wojnę - stwierdziłam przemyślawszy wszystko.

- Ja to czekam na wojnę odkąd poznałam ludzi. Ale pamiętaj: każda wojna składa się z bitew, a bitwy możemy wygrać. Musimy opracować taktykę. Albo szturmujemy, albo niszczymy z ukrycia. Osobiście jestem za pierwszym. Już teraz należy zdecydować, czy chcemy wojny, czy pokoju. Jeżeli pokoju, to koniec z demolką - na te słowa niebieska skrzywiła się. -  A jeżeli chcemy zmieść ich z powierzchni ziemi raz na zawsze... - zawiesiła głos i uśmiechnęła się złowrogo. -  To trzeba uderzyć w ich słaby punkt już teraz...- zakończyła niskim, gardłowym, nie wróżącym nic dobrego pomrukiem.

- Jasne, że szturmujemy! Ale jeśli chcemy zmieść ich z powierzchni ziemi, musimy też czasem niszczyć z ukrycia. Nieważne - przeciągnęłam się. - Ja bym poszła teraz spać i chwilowo o tym zapomniała... - na to Anja znów zmieniła swój nastrój, czyli parsknęła śmiechem. Jak ona może tak szybko z zadowolenia, przez smutek i żądzę krwi znów wrócić do radości...?
- Ja się wyspałam wczoraj, żeby móc cię dziś rano przydybać. I wiesz co jeszce ci powiem? Lubię cię znacznie bardziej, kiedy wychodzi z ciebie wojowniczka, a nie jakieś... Ukrywające się, odziane tajemnicami pisklę.

- Przestań. Sama też nie chcesz o wszystkim mówić. Na przykład o wszystkim, czego się dowiedziałaś z listów. Część mówisz, część nie. Ale nie dociekam, prawdopodobnie nie jest mi to potrzebne do szczęścia…

- Czytasz w myślach, a nie domysliłaś się że nie chodzi o prywatne tajemnice. - prychnęła ironicznie, ale czułam, że to dla żartu. -  Miałam na myśli to twoje obsesyjne dbanie o trzymanie smoków w tajemnicy. - mrugnęła konspiracujnie -  A teraz, kiedy sama zdecydowałaś się ujawnić tam, w Afryce i nawet zmieniłaś w człowieka, to powiem szczerze dostałaś u mnie plusy do szacunku. - powiedziała zupełnie poważnie.

- U ciebie te plusy niezbyt mnie… - mruknęłam, ale powstrzymałam się przed dokończeniem.

-  Chciałam powiedzieć, że pomagając mi w zabiciu łowców również dostałaś u mnie plusy do szacunku... - powiedziałam.

- Pomagając? - aż wstała ze zdziwienia. - To były najlepsze czyjeś urodziny jakie zorganizowałam w całym moim życiu! Zabijanie jest złe. - zmarszczyła brwi. Ja już nie ogarniam... Twierdzi, że zabijanie jest złe, a cudownie się bawi niszcząc rzeźnie albo dziś w Afryce - Ale zabijanie ludzi... - zawiesiła głos, wzruszając ramionami. Okay... - To już jest rozrywka, tu nie ma mowy o pomocy. Ale mam do ciebie trochę żalu, a dokładnie ten DD siedzący we mnie, o ten helikopter... - znów wróciła do smutnego pisklęcia.

- Do końca życia będziesz mi to wypominać? - uniosłam brwi. Anja wciąż stała.

- Dopóki nie zniszczę jakiegoś helikoptera... Chociaż nie! - teraz ponownie wybuchła entuzjazmem i radością. - Wolę myśliwca! - facepalm... - Przynajmniej szybciej lata no i ma jakąś wybuchającą broń... - westchnęła na myśl o wybuchającym myśliwcu. No dobra... Przyznaję, ten widok też mi się spodobał...

- Taaaak… To wobec tego trzeba zaangażować wszystkie smoki na świecie w to. Żeby wojsko ludzi też walczyło...

- Nikogo nie trzeba angażować. - a teraz poza zdeterminowanego dowódcy... -  Już dawno temu wypytałam smoki na wszystkich kontynentach i czekały na decyzję Alfy. A Alfa nie podejmuje decyzji bez stada, no a że nie miałam stada... No ale teraz, kiedy jesteś już ty i niedługo dowiem sie czegoś jeszcze i może uda na m się znaleźć inne... Ahh... Będzie się działo. Wszystkie smoki są już dawno gotowe do walki - zakończyła patrząc mi w oczy. Malowała się w nich pełna gotowość do walki. Nawet na ŚMIERĆ.

No i co? Może być na razie? W sensie, usatysfakcjonowani? Może w miarę na razie choć trochę przestało być różowo? Pytaneczko, i od razu informuję, to koniec rozdziału 16, tak, żebyście wiedzieli: Tysia i Ilit mniej więcej zgadli co zostanie odkryte w 17 i 18, ale jak myślicie, co jeszcze się zdarzy? Plus... Ja nie poinformowałam, które z ich odpowiedzi odnoszą się do 17 i 18 :P Powodzonka!

No okej... Ten rozdział nie będzie taki znowu długi, dlatego wstawiany jest w całości... Najpierw... Standardowo, Tysia :D Oczywiście korzystasz ze swojej, typowej dla Smoków telepatii aż nadto XD No i dla Ilit, za to, że ją olśniło... Cóż, tu też chyba Smocza natura musi o sobie dawać znać, choć na razie dużo mniej niż u Tysi :P

Zapraszam do czytania!


Rozdział 17[]

Perspektywa Anji[]

Zerwałam się z łóżka z bijącym sercem równo o godzinie zerowej i pognałam po schodach w dół. Zrobiłam ślizg na zakręcie i wpadłam do łazienki bez skrupułów trzaskając drzwiami. Wybrałam odpowiedni kafelek i pchnęłam go. Mechanizm zaskoczył. Pod moimi stopami zabrakło gruntu i spadłam w dół. Pognałam przez labirynt, czyli jedyną rzecz, nie wliczając mebli, którą sama zrobiłam. Dopadłam skrzyni. Teraz to serce cwałowało mi jak koń wyścigowy. Przesunęłam dziesięć cyferek na swoje miejsce i z kliknięciem klapa skrzyni ustąpiła. Kapsuła czasu zawierająca kod do piętnastego listu rozświetliła się na zielono. Odkręciłam wieczko i wyciągnęłam zwitek zawierający ciąg stu cyfr. Głęboki w dech i zaczęłam wystukiwać te cyferki na małym kalkulatorku na spodzie klapy. Po minucie piętnasta szufladka wydała piszczący dźwięk i wysunęła się z szumem. Usłyszałam za plecami kroki i wyczułam obecność Ady. Choć zirytowało mnie, że mnie śledziła, postanowiłam skupić się wyłącznie na liście. Przejechałam palcami po grubym papierze i ostrożnie otworzyłam kopertę, żeby jej nie rozedrzeć. Wyciągnęłam gładki i równo poskładany list.

"Witaj, Anja."

- Hej mamo - mruknęłam zachrypniętym z emocji głosem. Teraz to już zupełnie nie obchodziło mnie, że miałam widownię. Zabarykadowałam swój umysł i zerwałam łącze nawet z Kwiatkiem.

"Wszystkiego najlepszego z okazji piętnastych urodzin"

- Dzięki.

"Jesteś już coraz starsza, więc czas byś dowiedziała się o sobie i o nas czegoś więcej."

- Zawsze tak zaczynasz... - zaśmiałam się cicho.

"Nigdy nie opowiedzieliśmy Ci niczego na temat naszej rodziny, ale teraz nadszedł odpowiedni moment. Za pewne poznałaś już jakiegoś Smoka."

...Skąd wiesz...?! - zdziwiłam się.

"Musisz go ściągnąć do siebie, ale zapewne już to zrobiłaś. Powierzamy Ci bardzo ważną misję. Musisz odnaleźć wszystkie Smoki."

- Jest nas więcej...! - westchnęłam. Ada poruszyła się, słysząc to.

"Zastanawiasz się teraz, kim są? Zanim odpowiem na to pytanie, wyjaśnię ci kilka innych rzeczy.

Jesteś przekonana, że twój kolor to niebieski, prawda? Masz trochę racji. Twój ojciec miał zielony i władał żywiołami i potrafił się teleportować, a ja natomiast miałam jad, a moja skóra była niezniszczalna i moim kolorem był złoty. Moja siostra, zieleń, miała umiejętność przeciwną. Mogła uleczać i miała wyjątkową charyzmę. Jej mąż, twój wujek, którego kolorem był srebrny, potrafił zmieniać się w cień, a nawet, oprócz Nocnej Furii, zmieniał się w Ikrana Feniksa."

- Rodzice Ady...! - zamrugałam i ponownie przeczytałam tą linijkę. W głowie Pół-smoczycy zapanował chaos.

"Z kolei moja kuzynka, która miała córkę cztery lata starszą od Ciebie, Sylwię, panowała nad pogodą i miewała wizje przyszłości. Jej smokiem był Feniks, tak samo jak jej męża, paraliżującego wzrokiem psychokinektyka i jednocześnie brata twojego wujka. Wszyscy my byliśmy Smokami, nasi rodzice byli Smokami i ich rodzice i tak przez kilkadziesiąt pokoleń wstecz."

...Rany, ale to poplątane... - jęknęłam w duchu. Chyba za dużo tych wszystkich informacji jak na jeden raz...

"Razem z moją siostrą zaszłyśmy w ciążę prawie w tym samym czasie. W złym czasie. Nadeszła wojna i musieliśmy walczyć. Miałaś się urodzić 23 czerwca, ale razem z Twoim ojcem zdecydowaliśmy, że urodzisz się w postaci smoka. Chcieliśmy ci dać więcej czasu. Zostawiliśmy Cię w jaskini znajdującej się obok naszego domu wiedząc, że para Furii mieszkająca tam, na pewno Cię wychowa. Byłaś jednak bardzo słaba, więc przez jajo przekazaliśmy Ci swoje moce. To dlatego masz wielobarwne oczy."

Nie wiedzieć kiedy, po policzkach spłynęły mi łzy, zawsze towarzyszące czytaniu tych listów. Na twarzy jednak wciąż miałam uśmiech.

"Tak samo postąpiła moja młodsza siostra i nasza kuzynka, aby Was chronić. Masz prawo mieć do nas żal, że nie mogłaś dorastać razem z nimi, ale wiedz, że rozdzieliliśmy was, aby was chronić. Mieszkając w jednym miejscu byłybyście w wielkim niebezpieczeństwie. Ty, jako przyszła Alfa zostałaś najlepiej przygotowana. Zastanawiasz się też pewnie, jakim cudem piszemy o tym, co wydarzyło się w momencie naszej śmierci. Otóż Monika, mama Sylwii miała wizję dotyczącą nas wszystkich. Ty już pewnie wiesz, że na świecie istnieją ludzie, którzy chcą nad Nami panować. Nie możesz im na to pozwolić. Zbliża się wojna, jeszcze większa niż za moich czasów. Odnajdź wszystkie Smoki i przygotujcie się."

...Cudownie... - westchnęłam. Jednego dnia dowiaduję się że mam jednak jeszcze jakąś rodzinę i muszę ją odnaleźć i przyszykować się na wojnę.

"Ponieważ skończyłaś piętnaście lat - magiczny wiek dla Smoków - odkryjesz niedługo nowe umiejętności. Możesz się spodziewać jakie one będą. Musisz być jednak ostrożna i lepiej dla Ciebie, jeżeli szybko nauczysz się kontrolować siebie i swoje moce. Życzymy Ci powodzenia. Kochamy Cię, pamiętaj o tym."

- Też was kocham... - szepnęłam. Potem spoglądnęłam na dół strony, gdzie drobnym, na prawdę mikroskopijnym pismem było coś napisane. Bez trudu odczytałam zdania:

"PS: Ten list jest wielowarstwowy. Odetnij i spal ten fragment. Tajna zawartść nie może zostać przeczytana przez nikogo oprócz Ciebie. Tata."

Tata miał w zwyczaju pisać do mnie w parzyste urodziny, a mama w nieparzyste. Ale zawsze, kiedy pisał tata, uczył mnie czegoś o byciu Alfą. Jeżeli więc napisał do mnie, a tak wywnioskowałam po treści post scriptum, w nieparzyste urodziny, musiało to być coś mega ważnego. Szybko oderwałam ten kawałek, zmięłam i wrypałam do kieszeni piżamy. Skoncentrowałam się na moment, by ukryć za dodatkową warstwą muru tą wiadomość i wstałam na nogi. 


- Czy ja dobrze słyszałam, że wspomniałaś coś o moich rodzicach? - spytała Ada śmiertelnie poważnie ale jednocześnie z rosnącym podekscytowaniem.


- Owszem, dobrze słyszałaś - odparłam grobowym tonem ze stężałą twarzą. ...Teraz to się dopiero porobiło...! Ruszyłam w kierunku wyjścia.


- Powiesz mi wreszcie o co chodzi?! - jęknęła podążając za mną.


- Tak. Ale musisz jeszcze chwilę poczekać. Takie rzeczy mówi się przy wszystkich.


- Jezu...!


- Jestem Anja. Nie Jezus - przypomniałam dla żartu, choć wyjątkowo wcale nie było mi do śmiechu. Wyskoczyłam z leja i podciągnęłam się na jego krawędzi, po czym znalazłam się na powrót w łazience. Sekundę puźniej z dziury wyłoniła się moja... Kuzynka... Dziwnie mi się zrobiło, kiedy wypowiedziałam w myślach to słowo.


- KUZYNKA?!


- Ada - okręciłam się i złapałam ją za ramiona, lekko potrząsając. - Ściągnij tu Sylwię. Już.

Pewnie szokiem zbyt dużym to dla Was nie jest, w końcu domysły i dedyki i spoilery na CCP wiki już były, nie? W każdym razie mam nadzieję, że się podobało i oczywiście napiszcie co o tym sądzicie!

Okej... Chyba dość długo czekaliscie na nexta, a poza tym tak sobie pomyślałam, żeby może wypchnąć z pierwszej strony te konkursowe opowiadanka XD Nie no, żartuję, zawsze tak jest jak jest konkurs... Dobra, nie gadam i czytajcie!


Rozdział 18[]

Perspektywa Ady[]

Nie bardzo wiedziałam o co jej chodzi, ale po pierwsze, wywnioskowałam z jej miny, że chodzi o coś bardzo ważnego. A po drugie, im szybciej sprowadzę Sylwię, tym szybciej dowiem się o moich rodzicach. Błyskawicznie odnalazłam jej umysł.

...Sylwia!... - wydarłam się w jej myślach.

...Ała... O co chodzi?...

...Przylatuj tu, najszybciej jak tylko możesz...

...Czemu?...

...Nieważne, na miejscu ci wyjaśnię, a teraz chcę Cię tu widzieć w ciągu godziny!!!... - ryknęłam jej w myślach.

...Dobra, do zobaczenia za godzinkę!... - przerwałam połączenie.

Nie musiałyśmy czekać na nią długo. Na bank miała wiatr w plecy, jak zawsze gdy do nas leci.

- Hej - usłyszałyśmy jej głos gdy zeskakiwała z Ciea.

- Siema

- Cześć - mruknęła Anja z nietypową dla niej poważną i zamyśloną miną. A myślałam, że to ja tu jestem od bycia poważną... - Siadaj - wskazała kanapę narożnikową zachęcając Sylwię, żeby usiadła. Zajęła miejsce. - Kwiatek, Misza, Agili, Dux, Luna, Svart! - zawołała w stronę wodospadu. - Chodźcie, szybko!


- Okej - powiedziała Sylwia siedząc już na kanapie i kiedy wszyscy byli. - A wytłumaczy mi ktoś o co chodzi? Bo Ada tak się darła na mnie, że...

- Jasne. Anja czytała list - przerwałam jej tłumacząc równocześnie powód jej przybycia. Spojrzała się na mnie dziwnie.

- Jaki list?

- Od moich rodziców - tym razem odpowiedziała Anja. - Jest ważna sprawa do omówienia.  Dowiedziałam się z niego... ciekawych rzeczy...

- Zaraz, ale ty nie masz chyba rodziców! - zauważyła logicznie Sylwia.

- To niby skąd się wzięłam? - mruknęła. A raczej było to coś na kształt mruknięcia i prychnięcia. - Mama napisała mi kilka rzeczy o mojej... Przyzwyczajenie - mruknęła do siebie. - O naszej rodzinie - spojrzała na mnie i Sylwię.

- Twojej i Kwiatka? Ale Kwiatek przecież… - zaczęła Sylwia.

- Kwiatek jest jej przybranym bratem Sylwia - wyjaśniłam szybko.

- Miałam na myśli biologiczną rodzinę, jak się dziś dowiedziałam, nie tylko moją, ale i waszą - przewróciła oczami Anja.

- Anja, no weź nas już nie męcz. Jest środek nocy a ty się bawisz w zagadki... - jęknął Kwiatek. W sumie racja. Jak ja tego u niej nienawidzę. Nie może powiedzieć jasno, tylko ZAWSZE będzie się wydurniała z zagadkami i jakimiś pokręconymi "wyjaśnieniami".

- Żartujesz sobie ze mnie? - spojrzałam na nią uważnie szukając jakichkolwiek oznak rozbawienia.

- Raczej… Z nas? - poprawiła mnie Sylwia.

- Czy wyglądam na kogoś, kto żartuje? - warknęła. Ej, to nie fair! Sama nas wszystkich skłania do bycia zdenerwowanymi i... - Słuchajcie uważnie, bo wam to przeczytam - "Nigdy nie opowiedzieliśmy Ci niczego na temat naszej rodziny, ale teraz nadszedł odpowiedni moment. Za pewne poznałaś już jakiegoś Smoka." - Zerknęła na mnie znacząco, a potem strzeliła spojrzeniem na Sylwię, po czym podjęła czytanie. - "Musisz go ściągnąć do siebie, ale zapewne już to zrobiłaś. Powierzamy Ci bardzo ważną misję. Musisz odnaleźć wszystkie Smoki." - Znów to znaczące spojrzenie. Przewróciłam oczami w geście ponaglenia. List zdążył mnie już na tyle zaciekawić, a ona bawiła się w jakieś dramatyczne pauzy. - "Zastanawiasz się teraz, kim są? Zanim odpowiem na to pytanie, wyjaśnię ci kilka innych rzeczy.
Jesteś przekonana, że twój kolor to niebieski, prawda? Masz trochę racji. Twój ojciec miał zielony i władał żywiołami i potrafił się teleportować, a ja natomiast miałam jad, a moja skóra była niezniszczalna i moim kolorem był złoty. Moja siostra, zieleń, miała umiejętność przeciwną. Mogła uleczać i miała wyjątkową charyzmę. Jej mąż, twój wujek, którego kolorem był srebrny, potrafił zmieniać się w cień, a nawet, oprócz Nocnej Furii, zmieniał się w Ikrana Feniksa. Z kolei moja kuzynka, która miała córkę cztery lata starszą od Ciebie, Sylwię, panowała nad pogodą i miewała wizje przyszłości. Jej smokiem był Feniks, tak samo jak jej męża, paraliżującego wzrokiem psychokinektyka i jednocześnie brata twojego wujka. Wszyscy my byliśmy Smokami, nasi rodzice byli Smokami i ich rodzice i tak przez kilkadziesiąt pokoleń wstecz.
Razem z moją siostrą zaszłyśmy w ciążę prawie w tym samym czasie. W złym czasie. Nadeszła wojna i musieliśmy walczyć. Miałaś się urodzić 23 czerwca, ale razem z Twoim ojcem zdecydowaliśmy, że urodzisz się w postaci smoka. Chcieliśmy ci dać więcej czasu. Zostawiliśmy Cię w jaskini znajdującej się obok naszego domu wiedząc, że para Furii mieszkająca tam, na pewno Cię wychowa. Byłaś jednak bardzo słaba, więc przez jajo przekazaliśmy Ci swoje moce. To dlatego masz wielobarwne oczy.
Tak samo postąpiła moja młodsza siostra i nasza kuzynka, aby Was chronić. Masz prawo mieć do nas żal, że nie mogłaś dorastać razem z nimi, ale wiedz, że rozdzieliliśmy was, aby was chronić. Mieszkając w jednym miejscu byłybyście w wielkim niebezpieczeństwie. Ty, jako przyszła Alfa zostałaś najlepiej przygotowana. Zastanawiasz się też pewnie, jakim cudem piszemy o tym, co wydarzyło się w momencie naszej śmierci. Otóż Monika, mama Sylwii miała wizję dotyczącą nas wszystkich. Ty już pewnie wiesz, że na świecie istnieją ludzie, którzy chcą nad Nami panować. Nie możesz im na to pozwolić. Zbliża się wojna, jeszcze większa niż za moich czasów. Odnajdź wszystkie Smoki i przygotujcie się.
Ponieważ skończyłaś piętnaście lat - magiczny wiek dla Smoków - odkryjesz niedługo nowe umiejętności. Możesz się spodziewać jakie one będą. Musisz być jednak ostrożna i lepiej dla Ciebie, jeżeli szybko nauczysz się kontrolować siebie i swoje moce." - Zauważyłam, że przebiegła jeszcze raz wzrokiem po całej kartce i zatrzymała się na samym dole strony. Podążyłam za jej spojrzeniem i moim oczom ukazała sie poszarpana krawędź. Nie udało mi się jednak dosłyszeć, o co chodziło, bo Anja porzadnie zabarykadowała informacje o tym. - To znaczy, że nasze matki - wskazała na siebie i... mnie? - Były siostrami oraz wasi ojcowie byli braćmi. Do tego nasze matki - tym razem wskazała na nas dwie i Sylwię - były kuzynkami, więc ich matki były siostrami. Ciekawe. Wy dwie jesteście podwójnie spokrewnione... - zamyśliła się.

- Skąd oni to tak swoją drogą wiedzieli? Że poznałaś już… No, akurat mnie? - spytałam.

- Przecież halo! Nasze matki były siostrami. - zaraz, to chyba nie wyjaśnia czemu oni jakby wszystko wiedzą! - To chyba oczywiste, że... Eh.... A poza tym: "Masz prawo mieć do nas żal, że nie mogłaś dorastać razem z nimi, ale wiedz, że rozdzieliliśmy was, aby was chronić. Mieszkając w jednym miejscu byłybyście w wielkim niebezpieczeństwie. Ty, jako przyszła Alfa zostałaś najlepiej przygotowana. Zastanawiasz się też pewnie, jakim cudem piszemy o tym, co wydarzyło się w momencie naszej śmierci. Otóż Monika, mama Sylwii miała wizję dotyczącą nas wszystkich." - już nawet nie spoglądała na kartkę, nauczyła się chyba tego na pamięć...  Rozrysowała szybko na kartce drzewo genealogiczne.

- Możesz przestać mówić tak, jakby to wszystko było oczywiste?  - wkurzyłam się. - My o niczym nie wiemy i… Zaraz, co ty powiedziałaś?!

- Że jesteśmy kuzynkami? - podrapała się za uchem. - Tak. Patrz na to - pokazała drzewo genealogiczne. - Były trzy rody, z czego tylko jeden czystej krwi - mojego ojca.

- Co to znaczy czystej krwi? I skąd wiesz, że akurat tak? - Sylwia uniosła brwi z pytającą miną.

- Wiem z listów, oczywiście - wzruszyła ramionami znów doprowadzając mnie do szału tym, że wszystko jest niby takie oczywiste - Żeby wytłumaczyć wam, jak to wszystko działa, musze zacząć od podstaw...

- Czekaj… To, że mój tata i tata Sylwii byli spokrewnieni to wiemy… Ale moja mama… Z Twoją mamą? - zdziwiłam się.

- Na to wygląda. Tak mi napisała mama, więc tak było.

- Sylwia, weź Anji opowiedz kiedy ostatni raz widziałaś rodziców... - spojrzałam na kuzynkę. Tą starszą.

- Miałam 4 lata, ale to chyba wiesz. Pamiętam, jak samica ikrana okryła mnie skrzydłem, a mama uśmiechnęła się i pogłaskała po włosach, a tata przytulił. Potem zobaczyłam za nimi cztery czarne smoki, dziś wiem, że tak wyglądają nocne furie. Podszedł do mnie Cieo i szturchnął mnie głową. Mama szepnęła „Będziesz bezpieczna, nic ci się przy nich nie stanie”, a potem, ponaglani przez tamte cztery smoki, odeszli. Wszyscy skoczyli z urwiska i zobaczyłam sześć oddalających się kształtów...

- Czyli nasi rodzice zdążyli przekazać już nam swoje moce. Tobie, Sylwia, kiedy ostatni raz cię dotknęli również przekazali swoje umiejętności - lekko się uśmiechnęła. - Nie dziwię się, że nas rozdzielili. Łatwiej byłoby nas złapać, gdybyśmy mieszkałay w jednym miejscu. No ale teraz umiemy się już bronić, więc żaden Świr nam nie podskoczy... - mruknęła przeciągając się, a ja jej przesłałam jeden z momentów w więzieniu. A konkretnie minę Osvira, kiedy Anja wyrosła obok mnie i "Ej, a zauważyliście, że "Osvirze" brzmi jak "Świrze"?". Zaczęła się śmiać.

- Wytłumaczysz o co chodzi z tą krwią? - zniecierpliwiła się Sylwia.

- Rodzina naszych prababć była jednym rodem, ale mieszanym - czyli nieczystej krwi. Bierze się to z tego, że nasze babcie, które były siostrami mają dwa różne gatunki - Ikrana Feniksa i Nocną Furię. Dzieje się tak, kiedy rodzice mają również różne gatunki. Tak samo było z rodem waszych ojców. Jeden z nich był Ikranem, a drugi Furią. Ród mojego ojca był natomiast czystej krwi, to znaczy przodkowie na trzy pokolenia wstecz byli tego samego gatunku. W przeciwnym razie nie mógłby zostać Alfą. Alfą może bowiem zostać tylko czystokrwisty Smok - nie no, nie musi się przechwalać... Poza tym mi jakoś nie przeszkadza, że nie jestem "czystej krwi". Zaraz...

- Nie chcę cię martwić, ale skoro jesteśmy rodziną, to mieliśmy wspólnych przodków. Więc albo ci się coś pomyliło, albo coś tu kręcisz… - mruknęłam.

- Sama powiedziałaś, że „rodzina NASZYCH prababć była rodem mieszanym”. Więc jakim cudem TY jesteś czystej krwi? - Sylwia znów uniosła brwi. W sumie logiczne pytanie.

- Ponieważ moi rodzice byli Furiami i rodzice ich rodziców również. Po mieczu mam jakieś cztery pokolenia Smoków czystej krwi. Wprawdzie nasz prababcia była Ikranem, a pradziadek Furią, mam jednak przewagę u ojca. Moja krew zdążyła się więc już wyczyścić i została tylko Nocna Furia. Dlatego też mogę zostaś Alfą. W waszych przyadkach wciąż macie we krwi domieszkę u Ady Ikrana, a u Sylwii Furii Gdybyście były czystej krwi, posiadałybyście zdolność hipnozy, by po ukończeniu dwudziestego roku życia móc walczyć o przywództwo. Ale tak nie jest - ja nie mogę... I tak mi się to wydaje bez sensu. Krew nie może się o tak o "wyczyścić". Zawsze pewien w niej procent, lub po wieeeelu pokoleniach ułamek procenta będzie krwią innego gatunku... Dobra


...Ja tego nie wymyśliłam, takie są zasady u Smoków i to się sprawdza... - Szepnęła w mojej głowie "Czystokrwista".


- Po jakim mieczu tak właściwie? - spytałam zdezorientowana. Trochę za dużo informacji dla mnie jak na jeden raz...

- Serio sądzisz, że walczyłybyśmy? - prychnęła Sylwia.

- Po mieczu znaczy od strony ojca. Po kądzieli - od strony matki. I owszem, gdybyśmy wszystkie trzy miały predyspozycje do bycia Alfą musiałybyśmy stoczyć w przyszłości pojedynek, by wyłonić najlepszą Alfę. Demokracja wśród Smoków nie istnieje - uśmiechnęła się. - Powiem wam jednak, że gdyby kazda z was miała potomstwo ze Smokiem tego samego gatunku, to wasze dzieci byłyby czystokrwiste i urodziłyby się z umiejętnością hipnozy - parsknęła śmiechem. - Tak to już działa i nie mamy na to wpływu... - ja nie mogę. Skoro mój ojciec był ikranem, to to nie jest możliwe, żeby dziecko miało czystą krew... Zaraz, zaraz! Czy ona właśnie ośmieliła się wysunąć hipotezę, że ja KIEDYKOLWIEK miałabym dzieci?!

- Zapamiętaj to sobie raz na zawsze: NIGDY nie będę miała ani partnera, ani męża, ani dzieci! - warknęłam.

- To była tylko teoria. Poza tym, i tak nie masz zbyt wielkiego wyboru. Wprawdzie są jeszcze jakieś Smoki, ale nie wiemy jakich gatunków i nawet GDZIE SĄ??? - znów się na chwilę zamyślila. - To dlatego Thalasja nazwała twoich rodziców Smokami - uśmiechnęła się. - Bo w naszych rodzinach nigdy nie został wymieniony termin "Pół-smok". Jesteśmy Smokami, nie zapominajcie tego. To zaszczyt, móc się tak nazywać. - Nagle popatrzyła na mnie, a ja poczułam, że szpera mi w głowie. - To ojciec Sylwii był Ikranem, a twój Furią. Z kolei ich ojciec również był Furią a matka Ikranem. Dlatego twoje potomstwo byłoby - powiedziała z naciskeim n a"byłoby" - czystej krwi. - Nawiasem mówiąc, Sylwia, nadszedł czas byś wreszcie wylazła z tego ludzkiego ciałka - Anja rozsiadła się na podłodze.

- Po prostu powiedz jeśli uważasz nas za niedorozwoje, dobra? - wkurzyłam się. Czemu ona traktuje nas jak... Trzylatki? Trzylatki albo ludzi. W każdym razie - jak kogoś, kto nie zna podstaw, nic nie wie i trzeba mu wszystko tłumaczyć na podobnej zasadzie co przedszkolakowi "jak masz w jednej ręce dwa cukierki i w drugiej dwa, to razem masz cztery cukierki".

- Czemu myślisz, że uważam was za niedorozwoje? - uniosła brew w zdziwieniu. Albo udając zdziwienie... - A poza tym przed chwilą przekonałam się, że niektóre rzeczy, a szczególnie te dotyczące linii krwi, trzeba wam tłumaczyć... Dość dokładnie. - Odpowiedziała ze stoickim spokojem. JAK...?!

- Przestań na razie Ada. Słuchajcie, ja chyba nie do końca rozumiem o co wam chodzi... - zaczęła niepewnie Sylwia.

- Jesteś Smokiem. Tak jak my. Tylko jeszce nigdy nie zechciałaś pozwolić twojemu Ikranowi się ujawnić - wzruszyła ramionami znów traktując sprawę jak oczywistą. - Ada, ta sprawa rozumie się sama przez się. - Powiedziała, nawet na mnie nie patrząc. -  Ja, kiedy odkryłam to mieszkanie jako smoczątko, zapragnęłam dowiedzieć się o nim czegoś więcej i odkryć jego tajemnice, dlatego zmieniłam sie w człowieka. Ada, jako człowiek żyjący z rodziną Furii... - sprawdziła moje myśli nie przejmując się morderczym spojrzeniem. Uuu, dobrze, że ja nie umiem zabijać wzrokiem. Już dawno padłaby trupem! I nie tylko ona... Muszę chyba spróbować ją namówić, żeby mi trochę pomogła w nauczeniu się tych murów. - Zawsze chciała być smokiem, więc uwolniła swojego wewnętrznego smoka. A ty...?

- To na pewno jakaś pomyłka. Masz jakiekolwiek dowody, że informacje zawarte w tym liście są prawdziwe? Poza tym nie mam żadnych niezwykłych umiejętności! - zaprotestowała Sylwia.

- Powiedz mi. Czy ty właśnie podważyłaś prawdomówność moich rodziców? - warknęła. Swoją drogą jej nie rozumiem. Nawet ich nie poznała! Ja gdyby podeszła do mnie dwójka ludzi twierdząc, że są moimi rodzicami, nie uwierzyłabym za nic. I każde ich słowo traktowałabym jak kłamstwo. A listy... Zanim bym w nie uwierzyła najpierw myślałabym, że równie dobrze mógł to wszystko zrobić jakiś wróg... Nieważne... - I czy masz jakąś podstawę by twierdzić, że mogliby kłamać? - oj dużo, dużo... - To nie jest pomyłka i wszystko, co przeczytałam w tych piętnastu listach jest prawdą. I żebyś wiedziała. Mam dowody. - ciekawe w sumie jakie... Ale... Nagle mnie oświeciło.

- Zaraz, Sylwia! Jak to nie masz żadnych wyjątkowych umiejętności? A pogoda? ZAWSZE Ci sprzyja, zawsze jak do nas lecisz to masz wiatr w plecy. Na dodatek ZAWSZE odzwierciedla Twój nastrój. Jak masz dobry humor to jest słonecznie i tak dalej, a deszcze są tam, gdzie Cię nie ma. Jak jesteś wściekła, co na szczęście zdarza Ci się rzadko, to wokół siekają pioruny… Poza tym co z Twoimi snami? Często mi je opowiadasz i próbujemy dla zabawy je rozszyfrować, a potem coś podobnego się dzieje! Na pewno masz coś jeszcze, trzeba tylko dokładniej poszukać! Dawaj, spróbuj zmienić się w smoka! - zachwyciłam się. Oczywiście używałam prostszego języka niż Anja, przez co później nastąpiło lekkie nieporozumienie.

- Tak dokładnie masz moce swoich rodziców. Telekineza, paraliżowanie, przepowiadanie przyszłości i panowanie nad pogodą. Są one niewykształcone, ponieważ nigdy ich nie rozwijałaś. Musisz to nadrobić - teraz zwróciła się do mnie. To jest ta właśnie drobna sprawa o której mówiłam. - Nie da się tak po prostu zmienić w smoka.

- Myślisz naprawdę, że jestem głupia? Wiem o tym! Chodzi mi o to, żeby spróbowała ćwiczyć to! Im szybciej jej się uda, tym lepiej! A jak ona się zaweźmie to szybko potrafi robić postępy - mimo to, że miałam ochotę ją zabić, jak większość osób na tym świecie, podekscytowanie i zachwyt mnie nie opuszczały. 
 No i gites, ekstra, jak widzicie, przypuszczenia pewnych osób się sprawdziły, takie małe pytanko: w jakich okolicznościach Sylwia nauczy się latać? Czekam na pomysły! Bo chyba nikt nie jest na tyle naiwny, żeby wierzyć, że posłucha instrukcji i pięknie jej się uda... ;)

Wiem, że długo czekaliscie na nexta, ale byłam na chrzcinach u kuzyna no i parę sprawdzianów jest w tym tygodniu... Dobra, nie wnikajcie tylko się cieszcie nextem! :D'



- Nie zrozumiałaś. Nie da się "ćwiczyć" zmiany w smoka! To nie jest siłownia ani fitness! - z niewiadomych powodów zaczęła się denerwować, a ja ukryłam zadowolenie. Niech wie jak się czułam, gdy wpadła na głupi pomysł, żeby mówić zagadkami. Westchnęła, kręcąc niemal niezauważalnie głową. No i znów się wkurzyłam. Czyli to, co odebrałam u niej jako zdenerwowanie było tak na prawdę... Grrrr....

- Wiem! Bo sama też jestem Smokiem! Ale są rzeczy, które pomagają! - zauważyłam. Westchnęła przewracając oczami znów jakby miała do czynienia z trzylatkiem.

- Ona musi tego zapragnąć, jak gdyby tylko to mogło dać jej szczęście... - teraz zwróciła się do Sylwii. - Wychodzimy na zewnątrz. Tam jest więcej miejsca... - jedyne o czym teraz myślałam to żeby się zamknęła i zrozumiała w końcu o co mi chodzi.

- No właśnie! No to dlaczego się cały czas czepiasz, skoro cały czas o to mi chodzi? - spytałam jej, ale kiedy zauważyła sprawę to oczywiście najprościej mnie wtedy olać... Nieważne. Mam nadzieję, że nie myślicie, że jej nie lubię. Ja już tak mam, że każdy mnie denerwuje, nawet jak lubię tę osobę. Wyszliśmy przez drzwi, których Anja użyła chyba po raz pierwszy w życiu.

- Chcesz tego? - spytała, kiedy byliśmy już na miejscu. Cieo również był zainteresowany. Jak tu nie być, skoro właśnie jego siostra być może zmieni się w ikrana? - Chcesz się zmienić, uwolnić Ikrana?

- A wytłumaczycie mi co to dokładnie oznacza? Co się dokładnie stanie? Poza tym, że bym się zmieniła w smoka? Bo dla was to są rzeczy oczywiste, a ja, poza tym co wiem o Adzie to nie wiem nic o tym... - spytała Anji Sylwia.

- Będziesz wolna. Ikran feniks, który w tobie jest pozwoli ci używać swojego ciała - ja nie mogę. Anja serio powinna iść na jakiś kurs nauki normalnego mówienia. Sylwia pomyślała to samo, zerknęłam w jej myśli. Spojrzała się tylko na Anję krzywo, ale nic nie powiedziała. - Wiedz, że żadna z nas nie wiedziała nic o Smokach czy ludziach w chwili przemiany. Nie jesteś wyjątkiem.

- Ej, jak to? Hello, mieszkałam ze smokami od początku - spojrzałam na Anję.

- Wiesz, trudniej jest powiedzieć dużą literę niż napisać. Czytasz w myślach, tak? Więc powinnaś wiedzieć, że miałam na myśli mnie i ciebie. Bo raczej o niczym takim jak nasz gatunek nie wiedziałąś w chwili przemiany. Czy mi się wydaje? - Teraz to się trochę zirytowała. Ja zresztą jeszce bardziej, niż byłam.

- Okej, a co mam zrobić? - przerwała Sylwia. Anja momentalnie się uspokoiła i straciła zainteresowanie dyskusją ze mną, nie zaszczycając mnie więcej spojrzeniem.

- Zamknij oczy i wsłuchaj się w las. Poczuj życie tętniące wokół ciebie. Powiedz mi, czy chcesz uwolnić swoją drugą naturę? Usłysz serce smoka, które jest w tobie. Skoncentruj się na jakimś najprzyjemniejszym wspomnieniu i pozwól mu się ogarnąć...- Wpatrywała się w Sylwię z zafascynowaniem normalnie jak naukowiec, który właśnie odkrył działający lek na raka - Będziesz się pewnie czuć trochę skołowana, kiedy już się przemienisz. W końcu posiadanie ogona i skrzydeł oraz brak przednich łap to nie jest coś normalnego dla dziewiętnastolatki, która nie miała pojęcia o swojej naturze...

- Super… Doszło do tego, że dwie piętnastolatki wiedzą więcej niż ja… - jęknęła Sylwia.

- Razem mamy 30 lat - zaśmiałam się.

- Najprzyjemniejsze wspomnienie, tak? - upewniła się Sylwia, a ja zajrzałam w jej myśli. Było to gdy była bardzo mała, trzy lata może. Po raz pierwszy poleciała na Cieu, wybrali się na lot z jej rodzicami.

- Takie, które kiedy o nim myślisz wywołuje wewnętrzne ciepło - potwierdziła Anja.

- Okej… - już myślała o tym locie. - Ale co mam zrobić poza tym?  Samo wspomnienie chyba nic nie da?

- Skoncentruj się na nim, wyrównaj oddech i zapragnij uwolnić się od jednego ciała. Pozwól Feniksowi pochłonąć cię. Kiedy będziesz gotowa, by pozwolić mu zaistnieć i on będzie gotowy, zaleje cię fala ciepła i po prostu się zmienisz - zakończyła Anja. Obserwowałam Sylwię przez kilkanaście minut. Przypominała sobie ze szczegółami gdy lecieli, a później wzbiło się za nimi całe stado ikranów. Piękne smoki latały wszędzie wokół nich... Nagle zorientowałam się, że przede mną nie stoi nie Sylwia... Znaczy ona... Ale nie człowiek, tylko Ikran Feniks. Fioletowo-szary Ikran Feniks. Znaczy nie fioletowo-szary. Fioletowy, wzory ciemnoszare i lekko wyblakły tam, gdzie Sylwia ma błonę. Siedząc nadal między jej myślami zauważyłam, że jest lekko zdezorientowana. Ze skrzydłami miała łatwiej, bo nie doszła jej dodatkowa para kończyn. Szybko wstała z ziemi podpierając się szponami. Jej oczy były granatowo-fioletowo-szare. Problem miała jedynie z ogonem, który nadal trochę latał tam gdzie chciał.

- Anja! - wyrwałam ją z zamyślenia i chyba mentalnej rozmowy z Kwiatkiem.

- Co? O... - zobaczyła, że Sylwia już jest smokiem. - Fajny kolorek...  Świetnie! Trzeba cię teraz będzie nauczyć latać... - zmieniła się w smoka.

- Przede wszystkim nauczy ją panować nad swoim ogonem - mruknęłam odskakując w ostatniej chwili.

- Sory, nie chciałam - Sylwia odwróciła się ta, żebym już nie mogła oberwać ogonem. Nauka była dłuuuga... Po kilkunastu minutach w końcu Sylwia zatrzymała swój ogon w miejscu. Potem nauka wyglądała tak, że generalnie łapałyśmy ją co chwila po kolejnym skoku z urwiska. Miała o tyle łatwiej, że już wcześniej posługiwała się rękami.

- Skręć w leeee - nie dokończyłam, tylko znów zanurkowałam za Sylwią.

- Weź pamiętaj o tym ogonie! - upomniała ją Anja.

- Czy ty się nauczyłaś latać w jeden dzień? - zirytowała się, co poskutkowało kłębiącymi się nad nami szarymi chmurami. Choć pięć minut temu świeciło słońce i był upał...

- Ja się urodziłam, a raczej wyklułam jako smok. A Nocne Furie uczą się latać już w drugim dniu życia, a biorąc pod uwagę fakt, że jestem Smokiem, owszem, nauczyłam się latać w jeden dzień. - Wyszczerzyła się. Ranyyyy....!

- Sylwia, a wiesz, że nadlatuje właśnie stado wkurzonych ogników iskrowych? - spytałam nagle. - Chyba nie będą tracić czasu na słuchanie wyjaśnień, że jesteśmy Smokami...

- Kierują się w stronę swojej miejscówki - dodała Anja.

- Taa... Nie widzę ich... - Sylwia nie chciała nam uwierzyć.

- Kurde, nie nabrałaś się - mruknęła Anja.

- Słuchajcie, mamy problem... - otworzyłam szerzej oczy.

- O co chodzi?

- Teraz NAPRAWDĘ lecą tu wkurzone ogniki iskrowe - wskazałam punkciki na horyzoncie i zerwałam się do lotu.

- Dalej! - Misza i Kwiatek wystartowali i o dziwo... Sylwia też. razem z Cieem szybko nas dogonili, a wiatr... Jak zwykle mieliśmy w plecy. Jedynym problemem było to, że wrogie stado również. Plus nie wiadomo skąd wzięła się gęsta mgła...

- Sylwia? - zawołała Anja. - Co teraz konkretnie czujesz? Nie chce mi się sprawdzać, bo masz w głowie za duży hałas.

- O co ci chodzi?

- O nic, ale skądś się ta mgła musiała wziąć...

- Mam być szczera czy miła?

- Szczera!

- Jestem przerażona! Nie dość, że uciekam, przed ognikami iskrowymi...

- Lecisz - mruknęłam. - Tamta szczelina! - zawołałam chwilę po użyciu echolokacji i zaciągnęliśmy tam resztę. Tych nie mogących z niej korzystać. Bez namysłu wepchnęłam innych głębiej i strzeliłam w sufit zasypując wejście.

- Pogięło cię?! - krzyknął przerażony Kwiatek widząc jak odcinam nas od świata zewnętrznego.  
 No a teraz tradycyjnie już pytanko: Jak myślicie, co się w tej oto jaskini wydarzy? 
 
Tak, oczy Was nie mylą, nexta się doczekaliście wyjątkowo szybko i mam nadzieję, że uda mi się wrócić do normalnego rytmu :) W sensie z ich wstawianiem. No to podsumujmy komentarze... Dziwne to to może będzie... Niesamowite, "madżikal", nie... Aura nie, jeszcze chwilę musicie poczekać... Lawina, ogórki, odpada... Grubo i gorąco? No może, może... Nie, nie znajdzie się żaden nowy smok. Tak, ogniki się tam dostaną, więc dedyk leci do Tysi... Kolejny... No i masz świadomość Natka, że od pewnego etapu nie będziesz brała w tym udziału, bo od któregoś rozdział zbyt dokładnie znasz rozwój wydarzeń? XD Nii dreh, nii trun, vosro etaak! Dahsulro borii los rinik lingrah!

- Spoko, jest tu inne wyjście - mruknęłam. - Ale wiedzcie, że te ogniki muszą być wściekłe z jakiegoś konkretnego powodu. Raczej nie goniły specjalnie nas, ale nasza ucieczka i to, że się wymknęliśmy, musiało je zdenerwować - zauważyłam.

- Lepiej, żebyśmy ich już nie spotkali - dodała Anja.

- Tymczasem może wylećmy innym wyjściem, żeby nas nie dorwały? - zaproponowała Misza. - Ogniki mają wysoką temperaturę i nikt tego nie podważy. Samym skrzydłem mogą stopić mniejszą skałę, a strumieniem ognia...

- Racja - wytężyłam słuch. Nie słyszałam nic niepokojącego. Szum skrzydeł nietoperzy, szelest kurt... CO?!

- Słyszycie człowieka? - szepnęłam do reszty.

- Nie do końca... - pokręcił głową Kwiatek.

- Czuję, że ktoś idzie. Ziemia lekko drga, ale wy akurat tego nie poczujecie - mruknął Cieo.

- A ty Sylwia?

- A jak mam poznać, że ziemia drga akurat od kroków?

- Po prostu czujesz, że coś się zbliża. To wystarczy. A ty Ada skąd wiesz, że to człowiek?

- Słyszałam szelest kurtki. Takiej nieprzemakalnej - powiedziałam. - Chyba ze względu na wilgotność w jaskini... - w tym momencie zobaczyliśmy snop światła z boku. Zobaczyłam, że Misza i Kwiatek już zamykają oczy...

- Na górę! - szepnęłam szturchając ich. Szybko podlecieliśmy i przysiedliśmy na półce, ledwo widocznej, o której dało się dowiedzieć też tylko z echolokacji. Z niej też sterczały w dół stalaktyty, przez co wyglądała jak część sklepienia. Wszyscy wleźli jak najgłębiej, a ja i Anja wystawiłyśmy głowy na zewnątrz. Wciągnęłam powietrze i aż mi szczęka opadła.

- Czujesz? - wyszeptałam oszołomiona.

- Co? Że kobieta? Ej, skądś to kojarzę...

- Nooo... Identyczny zapach ma nasza W-Fistka... - wyjąkałam.

- Fakt. - spojrzała na mnie. - A już miałam nadzieję, że okaże się fajna, że nie trzeba będzie jej eliminować...

- Może... Wyszła sobie na wycieczkę? - zasugerował nagle jakiś głos obok.

- Yue?

- Co ty tu robisz?

- Powiedzmy, że Sora mnie zauważyła, gdy zwiewaliście... I spoko Ada, wiedziałam, że jesteś pół-smokiem - nagle zauważyłam, że rzeczywiście JESTEM W POSTACI SMOKA I ZAPOMNIAŁAM SIĘ ZMIENIĆ W CZŁOWIEKA. Westchnęłam, ale w sumie to mi ulżyło. Nie muszę się ukrywać... Ale mimo wszystko... Taka nieostrożność... Naprawdę bylam tak zaaferowana naszą nauczycielką na dole, że nie usłyszałam ani nie wyczułam zbliżającej się Yue? Bosko... A może to moja podświadomość odrzuciła ten zapach, żebym skupiła się na potencjalnym zagrożeniu? Dobra, komplikuję sprawę. Podejdźmy do tego tak, jakbym miała to głęboko w...

- Aha... Spójrz w dół i powiedz co widzisz... - poprosiłam. Udawaj, że cię to nie ruszyło i się uspokój i rozluźnij, powtarzałam w myślach.

- Oprócz ciemności? - parsknęła.

- No raczej - wywróciła oczami Anja.

- Światło, jak z latarki.

- O ja nie mogę - westchnęłyśmy z Anją obie naraz.

- Siedź cicho i nam nie przeszkadzaj. WSZYSTKICH się to tyczy - warknęła Anja i zleciałyśmy w dół. Stanęłyśmy bo bokach, pozostając niewidoczne. Nagle usłyszałam bardzo cichy syk i z miejsca gdzie stałam, wyraźnie zauważyłam, że skały zaczynają robić się lekko czerwone. Szybko przesłałam ten widok Anji. Nauczycielka też to zauważyła i lekko się cofnęła. W samą porę, bo chwilę później ściana się rozpadła, a w progu stanął pierwszy z ogników iskrowych. Połączyłam się z Anją.

...Któraś z nas musi się zmienić w człowieka... - pomyślała.

...Po co? Nie pozna nas w smoczej postaci...

... Czy ona wie, że ma do czynienia ze smokami?...

...Bez wątpienia... - w tym momencie Anja zgarnęła nauczycielkę skrzydłem i ją zasłoniła przed ognikami. Są śmiertelnie niebezpieczne. To jest fakt, którego nie zmienimy.

- Czujecie człowieka? - warknął przeciągle jeden z nich.

- Owszem. A co jeśli to ci, który zniszczyli... - drugiemu z ogników nie dane było dokończyć. Inny się na niego rzucił przygniatając go do ziemi.

- Nie wolno ci o tym mówić! - ryknął. Zdecydowałam się wyjść.

- A dokąd zmierzacie? - spytałam nagle. Wszystkie momentalnie odwróciły się w moją stronę z zębami.

- Wstrzymajcie się - powiedział jeden. - Szyk, zastawić wyjście! - ryknął i do mnie podszedł. Czułam gorąc bijący z niego.

- Czego szukasz w tych okolicach? - spytałam. - Nie ma tu terenów odpowiednich dla was... - już się domyślałam co mogło się stać, ale nie mówiłam o tym, bo dość agresywnie wtedy reagują. Ogniki dość się przywiązują do miejsc i mają iście ognisty temperament. Plus są dość pamiętliwe. Zajrzałam w jego umysł. Anja była jedyną osobą jaką kiedykolwiek spotkałam, która umiałaby się bronić przed czytaniem w myślach. Za to umysł smoka przede mną szybko ogarnęłam swoim zapamiętując jakich miejsc w przyszłości należy unikać. W sumie przydałby się teraz mój tata. Alfę wszyscy szanują, choćby za nim nie przepadali, choć niewiele jest takich jednostek...

- A ty co? Mała nocna furia nie wiedząca nic o życiu? Która nosa nie wychyliła z rodzinnych okolic i uważa się za najmądrzejszą? - spytał jadowitym głosem. Zaraz... Alfy...?

- Nie znasz mojej historii - warknęłam kładąc uszy. - Uwierz mi, przeszłam znacznie więcej niż ty - nadal utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. No przecież, olśniło mnie. Anja!

- Już ci uwierzę - prychnął. - A teraz z drogi, musimy znaleźć tego człowieka tutaj i zabić! - warknął. Nie wytrzymałam i strzeliłam plazmą. Coś było nie tak. Smoki wyczuwają obecność Alfy, a one nawet jeśli, olały Anję. A furia? Kiedy nocna furia w nią wpada, nie przejmuje się czy jej przeciwnik jest Alfą czy nie. Czyli... Ale ej, masz przed sobą ogniki iskrowe, zwróciłam sobie w myślach uwagę. Ale nawet człowiek, ogarnięty wściekłością potrafi robić okropne rzeczy lub zapominać o pewnych rzeczach na swoją korzyść w bójce na przykład. Lub niekorzyść, ale nieważne. Te smoki są wściekłe, więc pewnie całkowicie olewaja otoczenie. Liczy się dla nich wróg. Tu i teraz.

- Trzymaj się z dala! - ryknęłam. - Chodźcie! - krzyknęłam do reszty. Zlecieli zostawiając tam oczywiście Yue, żeby jej nauczycielka nie zobaczyła.

- Anja, może po prostu weźmiemy Yue, nie będziecie się ukrywać, a później ją zahipnotyzujesz? - mruknęła Misza.

- W sumie racja - odparła Anja po ludzku, czym zatkała panią Dłonias. Zmieniłam się w człowieka, czym z kolei ja zatkałam ogniki iskrowe. Natychmiast jeden zionął we mnie ogniem, a ja odskoczyłam, czując jednak gorąc płomieni i szybko dusząc bluzą płonącego lekko buta.

- Sora, leć po Yue! - zawołała Anja, a smoczyca chwilę później pojawiła się ze swoja jeźdźczynią. Sora wypuściła strumień błyskawic, Sky odpychała ich swoją falą dźwiękową, Cieo i Sylwia ziali ogniem. W końcu znów strzeliłam, zawalając znów wejście do tunelu. Mam nadzieję, że nie zgniotłam żadnego z nich. Szybko Anja złapała nauczycielkę i wylecieliśmy innym wyjściem, nie oglądając się za sibei i licząc, ze wściekłe stado nadal kręci się po jaskiniach. Zwolniliśmy dopiero niedaleko Smoczej Skały. Anja rzuciła, delikatnie mówiąc, nauczycielkę na ziemi w lesie, a konkretnie to blisko jego skraju. Zmieniłyśmy się w ludzi. Wszystkie, łącznie z Sylwią.

- Co robiłaś w tamtych jaskiniach? - spytała chłodno Anja ignorując zwroty grzecznościowe. Hmm... W sumie yo do niej niepodobne, nawet ona niezbyt często grabi sobie u nauczycieli... Chociaż, biorąc pod uwagę nasz numer ze zdechłymi jaszczurkami, to pewnie takie akcje zdarzały się tam dużo częściej.

- Tak szczerze to obserwowałam nietoperze - uśmiechnęła się pani Dłonias, a ja zajrzałam do jej myśli. Wcześniej nie było na to czasu. W sumie... Mówiła prawdę, choć nie do końca.

- Coś jeszcze, prawda? - spojrzałam na nią morderczym wzrokiem.

- No tak... Usłyszałam w wiadomościach o smokach i pomyślałam, że skoro chodzę tam obserwować nietoperze, to może smoki też się znajdą...

- I nie bała się pani? Po tym co usłyszała pani w wiadomościach? - parsknęła Anja. Jej ton ociekał sarkazmem.

- No cóż, wy i wasi przyjaciele w końcu mi pomogliście, prawda?

- Ech... Ale gdybyśmy tam nie byli to byłby problem! Tamte ogniki iskrowe były agresywne! I są bardzo niebezpieczne!

- Muszę też przyznać - zachowywała się już jak typowa nauczycielka, czyli mnie olała. To w genach jest zapisane czy co? - Że wasza umiejętność zmiany w smoka tłumaczy również, czemu tak dobrze sobie radzicie na W-F...

- Nie chce mi się jej słuchać - ziewnęłam. - Anja, twoja kolej...

...Zapomnij o wszystkim... -  rozkazała Anja głosem Alfy. - ...Zapomnij o smokach, o tym, że jesteśmy Smokami, o wiadomościach i o jaskini.... Teraz idź do swojego domu... - trzymała ją jeszcze przez chwilę, aż wyszła z lasu. Sprawa była załatwiona w dwie minuty. Wróciłyśmy do domu.

- A myślałam, że będzie z niej normalna nauczycielka - mruknęła Anja.

- Jest normalna. Tylko zbyt inteligentna. Trochę jak Yue... Może nawet mogłaby się zaprzyjaźnić ze smokami? Ale na razie jest za wcześnie na wszystko - mruknęłam. Milczeliśmy dłuższą chwilę. Yue też już poszła do domu.

...Tez myślałam o niej jako o jeźdźczyni... I nawet chyba wiem, na kogo możnaby ją wsadzić... - Odezwała się w mojej głowie Anja. - ...Ale to kiedy indziej...

- Szykujemy się w końcu? - spytała nagle Misza.

- Na co? - spytała zdezorientowana Sylwia.

- A, wiem - zabrałam głos. - Ominęło cię to Sylwia. Ruszasz z nami od jutra na wyprawę na całe wakacje po całym świecie?

- Ja, ty, Ada, Misza, Kwiatek, Sky, Kaskada, Sora, no i jeśli się zgodzicie, Cieo. Torik wrócił od siebie. Bo wiesz, znaliśmy go bardziej jak był ranny, a właściwie to one - wskazała na mnie, Miszę, Sky, Sorę i Kaskadę. - Ale widujemy go czasem - powiedziała Anja. Sylwia się uśmiechnęła.

- Jasne! A jak z Yue? - zainteresowała się.

- No... Jej rodzice... No i oni też jej zaplanowali jakieś obozy czy coś tam... - piorunoskrzydła wyjaśniła nieco smutno.

- Okej. Z przyjemnością! - odrzekła Sylwia radośnie.


Czy ktoś będzie w stanie zgadnąć co się stanie podczas tej wspaniałej podróży? No i sorki Tysia, Ty już siedzisz cicho XD    No ludzie, nexta nie było przez parę dni, ale teraz jest dłuuugi. W każdym razie, rzecz, którą niektóre osoby zgadły, nie wydarzy się w tym nexcie tylko w kolejnym. No i teraz tak... W sumie to sporo osób zgadło... Decyczki dla:

- Skrill05

- Ilit015

No, trudne to to nie było :D Dobra, dosyć gadania, zapraszam do czytania!



Rozdział 19[]

Perspektywa Anji[]



Kiedy jeszcze w moje urodziny, już pod wieczór, ponownie przeczytałam na głos fragment listu nakazujący mi pozbierać wszystkie Smoki i zakwaterować je u siebie, świeżo upieczona Smoczyca zgodziła się zamieszkać w moim domu. Jakieś parę dni od przemiany Sylwii w Ikrana umiała już latać na tyle, żeby byle wiatr jej nie zdmuchnął. Zdecydowałyśmy się wreszcie wybrać na poszukiwanie kolejnych Smoków.

Kiedyś, niedługo po przeprowadzce mojej pierwszej współlokatorki, dyskutowałyśmy o tym, jakim cudem, mieszkając zaledwie kilka kilometrów jedna od drugiej, nigdy na siebie nie wpadłyśmy. Zadecydował o tym głównie fakt, że Ada, często zmieniając szkoły, dawniej nie spędzała w domu aż tak dużo czasu, żeby zostawić tam wyraźny zapach no i nie szwędała się po lesie. Zielona Smoczyca powiedziała wtedy, że "najciemniej pod latarnią".
Mając na uwadze to powiedzonko postanowiłyśmy zatem przeszukać najpierw polskie lasy poczynając od samiusieńkiego południa.

Wbieraliśmy się w szóstkę. Trzy Smoczyce i ich rodzeństwo. Sora postanowiła podążać za Yue, jako za swoją Zespoloną, dokądkolwiek ta by się nie udała, natomiast Sky i Kaskada zdecydowały się towarzyszyć i ubezpieczać przyjaciółkę oraz poobserwować Garadielę i Jagodę, które jak się okazało, zabierały się razem z Yue. Próbowałyśmy z Adą odwodzić Piorunoskrzydłą od tego szalonego i bynajmniej niezbyt bezpiecznego pomysłu, ale nie odniołso tu skutku, więc pożegnałyśmy się już dwunastego lipca.

Ja postanowiłam wziąć ze sobą tylko mój kochany zestaw, którego nigdy nie zostawiam w domu, jezeli mam zamiar opuścić go na dłużej, to jest łuk i kołczan pełen strzał. Do kieszonki znajdującej się na ramieniu kołczanu, które przewieszam przez własne ramię, władowałam smartfona (na szczęście dużo miejsca nie zajął), kupę forsy i fałszywe dowody dla trójki pół-ludzi. Swój miałam już od dawna, ale kuzynkom dorobiłam na wypadek, gdyby przyszło nam szlajać się po mieście. Figurowałyśmy zatem jako Anja, Adrianna i Sylwia, siostry Furiewicz. Na sam wierzch włozyłam starannie poskładany i opatulony kopertą piętnasty list. Zaliczyłyśmy tez wcześniej wycieczkę do Decathlonu, w celu zakupienia porządnych i wytrzymałych ubrań. Planowałyśmy co prawda podróżowac głównie w postaci smoków, ale nigdy nic nie wiadomo. Sylwia jeszcze nie opanowała umiejętnosci przewidywania przyszłości. Niestety. Nasza najstarsza kuzynka postanowiła nam tez trochę pomatkować i uparła się, że weźmie plecak z ubraniami na zmianę dla każdej z nas. Choć tłumaczyłyśmy jej z Adą, że Smoki nie pocą się aż tak bardzo jak ludzie, bo jesteśmy zmiennocieplne, nie mówiąc już o mnie, której skóra... Jest jaka jest i że Sylwia nie zna jeszcze Smoczej natury, więc przekona się, że niepotrzebnie wszystko tachała, ale wal tu grochem o ścianę.

Już o trzeciej nad ranem w dniu dwudziestego lipca krzątałam się po domu dopinając wszystko na ostatni guzik. Moim kuzynkom pozostało jeszce pół godziny snu, więc ja w tym czasie przygotowałam dla nas śniadanie. Sama w pół minuty pochłonęłam swoją porcję, a że nie miałam co robić, teleportowałam się do swojego pokoju. Na szczęście, kiedy Sylwia uczyła się latać, ja ostro trenowałam ten nietypowy sposób przemieszczania się, dzięki temu teleportacja na tak małą odległość przestała sprawiać mi kłopot, a i na większą, rangi kilometra, nie musze już zużywać tak wielkiej ilości energii jak jeszcze pół roku wcześniej, a i sama energia szybciej mi się regeneruje.

Jako że od jakiegoś roku zaczęło mi się przydarzać w nocy zmieniać wielkość swojego ciała... Co przez pierwsze kilka razy było dla mnie dziwne, budzić się rankiem w zupełnie podartej piżamie... Postanowiłam więc znów dokonać wymiany. Po jakimś miesiącu tych dziwnych anomalii, a śpię w postaci człowieka oczywiście, zaczęłam to odczytywać jako efekt dojrzewania u Smoka.

Podreptałam do mojego wyrka i strzepnęłam piżamę, w oczekiwaniu na wylecenie z niej pewnej karteczki, którą upchnęłam tam trochę ponad tydzień wcześniej. Już po chwili w powietrzu wirował długi świstek, utargany z jednej strony. Jeszcze raz przeczytałam wiadomość na nim zawartą i dla zabawy, zaczęłam rozwarstwieć papierek. Nie zdziwiłam się, kiedy uległ, a w kontakcie z powietrzem po wewnętrznej stronie jednej z kartek pojawiło się zdanie:

"DLACZEGO JESZCZE TEGO NIE SPALIŁAŚ?! Tata"

No tak. Nie wzięłam tego aż tak na poważnie. Tata najwyraźniej to przewidział. Lub raczej jego koleżanka, a mama Sylwii. Postanowiłam spełnić jego polecenie, więc obróciłam się do schodów i napotkałam podejrzliwe spojrzenie Ady. Nie wiedziałam, że już minęło pół godziny... Dziewczyny zdążyły już zjeść swoje śniadanie. No i zapomniałam z tego wszystkiego zabezpieczyć swoje myśli. Zła sama na siebie, czym predzej ruszyłam w kierunku schodów, mijając zdziwioną Adę i w połowie drogi przypomniałam sobie o swojej umiejętności, więc po prostu pomyślałam o wodospadzie zasłąniającym jaskinię i obok niego się znalazłam już po niecałej sekundzie. Usłyszałam, jak Ada zbiega po schodach i zobaczyłam Sylwię zapinającą swój plecak.

...Ruszamy... - Przesłałam naszemu rodzeństwu informację i wyłączywszy na kilka minut wodospad, pobiegłam tunelem do wyjścia. Kiedy tylko znalazłam się na zewnątrz, zmieniłam się w smoka i prasnąwszy świstek na ziemię, splunęłam na niego małym pociskiem. Nie zostało po nim nawet popiołu.

Kiedy po chwili cała wycieczka była już na miejscu zbiórki, ponownie transmutowałam się do człowieka i wyciągnąwszy dwa fałszywe dowody osobiste, podałam je kuzynkom.

- Furiewicz? - zdziwiła się Sylwia. - Całkiem spoko. A ty, jakie masz?

- Takie samo, jak wy - wzruszyłam ramionami.

- Ugryzło cię coś? - Ada zmrużyła oczy, próbując dostać się do mojej mentalnej fortecy, ale oddzieliłam się od świata jak tylko się dało. Obiła się o moje mury z głuchym echem. Sfrustrowana, zmieniła się w smoka. Ja i Sylwia zrobiłyśmy to samo.
Słońce ledwo wynurzyło się z za horyzontu a my już byliśmy nad Nowym Sączem. Pogoda była dość ładna, więc wielokrotnie Ada musiała nas "zakrywać". W prawdzie Sylwia starała się stworzyć chmury i nawet jej to wychodziło, ale niestety te siwe kłębki wyparowanej wody nie przemieszczały się tak szybko, jak my. Jedynie Cieo miał święty spokój, bo właściwie nie było go widać na tle nieba. Wylądowaliśmy na granicy Polsko-Słowackiej niedługo po czwartej nad ranem. Utrzymując mentalne łącze, rozciągnęliśmy się w rzędzie tak, że każdy miał do kontroli pięć kilometrów kwadratowych. Co jakiś czas meldowaliśmy na "wspólnej linii" swoje pozycje. Sunęliśmy tak przez parę godzin. Jako że najlepiej opanowałam sztukę telepatii zbierałam z pozostałej piątki ich widoki i tym samym widziałam świat jakby na sześciu ekranach.

...Ejj... To nie w porządku... Ja mogę tylko jednego tak podglądać... - Jęknęła Ada.

...Ciesz się, że w ogóle to potrafisz.... - Fuknęła Sylwia. - ...Ja wciąż mam problem z otworzeniem wspólnego łącza... - W mentalnym głosie Ikranicy słychać było wyraźny żal.

...Spokojnie... Podzielę się z wami... - Wysłałam wszystkim to, co sama widziałam ich i swoimi oczami.

...Świetne to... Mam widok na sześć stron...! - Roześmiał się Cieo. Widziałam, jak testował ten rodzaj komunikacji obracając łeb na wszystkie strony i sprawdzając jak oddziaływuje to na obrazy widziane przez resztę.

...Czy ktoś mi wytłumaczy, czemu na drugim ekranie mam rozmazany obraz...? - Odezwała się Sylwia po kilku iminutach milczenia.

...To przez mój genialny wzrok. Wiedzcie jak się czuję. Przynajmniej mam ze trzy razy lepsze pozostałe zmysły... - mruknęła Ada. - ...A czy mi ktoś wytłumaczy, czemu co chwilę mam zakłócenia i wszystko znika?... - skierowała swoje podejrzliwe pytanie najbardziej do mnie.

...O właśnie.... Wydawało mi się, że widziałam coś u Sylwii, ale zaraz potem wszystko mi znikło... - dodała Misza.

...To, co widziałaś, to był mój nieposłuszny ogon... - Sylwia przewróciła oczami.

...Jeszcze go nie opanowałaś...? - do mentalnego "czatowania" włączył się Kwiatek.

...Opanowałam, ale mnie coś połaskotało i chciałam to strzepnąć... - wytłumaczyła się najstarsza z nas wszystkich. - ...I w tym momencie ogon zaczął szaleć...

...Odbiegliśmy od tematu... - przypomniała zielona. W tym momencie ponownie schowałam się za swój mur i reszta straciła obraz innych. Po przeczytaniu upomnienia od taty moje niekontrolowane myśli wciąż krążyły wokół listu, więc powinnam je chronić. "Zakłócenia" na linii brały się stąd, że czasem koncentrowałam sie bardziej na rozmyślaniu niż na utrzymywaniu łącza.

...Nic wam do tego, dlaczego wybudowałm sobie mur i co za nim trzymam... - warknęłam. Mój mentalny głos miał złowrogie echo. Ada już szykwała ripostę, ale ubiegła ją jak zawsze pojednawsza Sylwia.

...Jak nie chcesz, to nie mów...

...Nie mam zamiaru... - burknęłam, wchodząc jej w słowo.

...Ale utrzymuj to łącze, przyzwyczaiłam się już do widzenia sześciu różnych widoków... - Zaśmiałam się w duchu i "udostępniłam" widok z "kamer". Szukaliśmy dalej...

...Słyszycie to...? - po jakiejś godzinie od ostatniej rozmowy mentalnej odezwała się Ada.

...Jakby... Helikopter...? - po kolejnej chwili Misza wyunęła nieciekawe przypuszczenie.

...Ja go jeszcze nie słyszę, ale za to natknęłam się na dość świerzy ślad... Człowieka... - Sylwia zamarła.

...U mnie na razie czysto... - Wytężyłam wszytskie zmysły. Z daleka dochodził delikatny klekot śmigieł. - ...Jaki to dokładnie zapach...?

...Jest tu chemia... I metal... - mruknęła Ada. Sylwia nie zadawał zbędnych pytań, zresztą od razu wiedziała, co się święci.

...Zaczęli już przeszukiwać lasy... - Oznajmiła Misza, ukrywając przerażenie. Wszyscy ruszyliśmy z kopyta.

...No to pięknie... - Mruknęła Ada.

...Słyszę psy...! - Ostrzegł Kwiatek. - ...Wpadły na nasz trop... Mamy dwie opcje... Rozdzielić się, albo zbić w kupę... Latanie odpada...

...Rozdzielamy się...!

...Łączymy się...! - Krzyknęłyśmy z Adą w tym samym momencie sprzeczne polecenia. Przez chwilę toczyłyśmy niemy pojedynek. - ...Kiedy u Śvira... - Nie dokończyłam myśli, bo Ada dobrze wiedziała, że chodziło o tą ślepą uliczkę.

...Okay... - Westchnęła z rezygnacją i zmieniła kurs tak, że zaczęłyśmy się zbliżać.

...Wszyscy do mnie... - Rozkazałam głosem Alfy. Zrobiłam to, żeby moi przyjaciele trafili do mnie jak najkrószą i bezpieczną trasą. Już po pięciu minutach biegliśmy jednym stadem. Prowadziłam, wybierając taką drogą, która prowadziła zdala od ludzi, których roiło się w lesie.

Nie zastanawiałam się w ogóle nad tym, ile kilometrrów przebyliśmy od granicy, ale kiedy las zaczął się przerzedzać i ni stąd ni z owąd pojawiła się jakaś droga, byłam dość mocno zdziwiona. I choć w naszej grupie były cztery Nocne Furie i dwa Ikrany Feniksy, w czym trzy Smoki, żadne z nas, zapewne przez stres, nie wyczuło samochodów blokujących tęże drogę i masy ludzi, głównie mundurowych, weterynarzy i innych naukowców. Misza momentalnie rozpłynęła się w powietrzu, a Ada obięła siebie i nas, pozostałą niekamuflującą się czwórkę, swoją umiejętnością zmiany w cień.

Wypadliśmy z rozpędu na ulicę i zbiliśmy się ciasno, żeby, wciąż materalni, kogoś nie dotknąć i nie zdradzić swojego położenia. Psy trzymane przez policjantów zaczęły się szarpać, więc weszłam do ich umysłów.

...Zamknąć się i siedzieć cicho...!!! - Ryknęłam na nie. Ich źrenice na moment się zmniejszyły  w dwie małe kropeczki, a zaraz potem groźne, szkolone owczarki pokładały się na ziemi w geście poddaństwa. Ludzie oniemieli. Otrząsnęli się zaraz potem i wyciągnęli broń, celuąc właśnie w nas. - ...Ada....?

...Wymyśl coś szybko, bo długo tak nie wytrzymam...! - Jęknęła. Czułam, że traci energię utrzymując w cieniu aż pięć osób. Rozejrzałam się, w poszukiwaniu drogi ucieczki i z przerażeniem stwierdziłam, że stajemy się widzialni... Serce momentalnie wrzuciło mi piąty bieg, a mózg zaczął parować w poszukiwaniu jakiegoś pomysłu. Okryłam wszystkich moimi skrzydłami i owinęłam ogonem tak, by w razie gdyby strzelali, nikt nie ucierpiał.

...Anja...! -  W tym moemencie Ada "puściła" i staliśmy się jak najbardziej widzialni. No okay, tylko ja, bo reszta była pod moimi skrzydłami.

...Chcę się znaleźć obok nieznanego nam jeszcze Smoka...!!! - Wydarłam się sama na siebie, i ku swojemu zdziwieniu ujrzałam nad nami coś jak czarną dziurę otoczoną niebieskim, świetlistym pierścieniem. Spadła na nas w mgnieniu oka. Ułamek sekundy potem "wypluła" nas w jakimś lesie i skurczywszy się, zniknęła. Rypsnęliśmy na ziemię.

- Otworzyłaś portal. - Stwierdziła zmęczonym trochę głosem Ada. Pokiwałam tępo głową.

- Fakt. - Jęknęłam, i zaprzestając tłumienie bólu który od kilku sekund dobijał mi się do głowy, runęłam na ziemię i zalała mnie ciemność.   

Dobra, ludzie, ten oto next jest stosunkowo krótki a to ze względu na to, że do innej perspektywy przechodzić nie chcę, w następnym mexcie to zrobię... No i oczywiście tu już będzie trochę o tym, za co ostatnio rozdawałam dedyki, więc tym razem sorki, miejsce na dedyki świeci pustkami XD


Otworzyłam oczy. Coś i to DUŻE coś się nie zgadzało. W prawdzie jestem "nieczuła" i prawie nie zauważam różnicy pomiędzy jedwabną poduszką a marmurową skałą (którą mogę zgnieść tak samo jak poduszkę), ale teraz wyraźnie miałam wrażenie, że nie leżę na ziemi a na łóżku. A ja nigdy nie miewam halucynacji. Nawet z moimi uszkodzonymi receptorami w skórze. No więc kiedy otworzyłam oczy, ukazął im się sufit. Drewniany sufit. Oraz o trzy twarze za dużo niż powinnam widzieć. A mój wzrok nie ma sobie równych na całym świecie wśród żywych i sztucznych, więc moim pierwszym odruchem obronnym było spięcie wszystkich mięśni i błyśnięcie gapiom przed oczami, by po ułamku sekundy znaleźć się w pozycji obronnej pod ścianą, również z drewna.

- Spokojnie, Anja. Straciłaś przytomność na parę godzin. Znaleźli nas ci dobrzy - Ada zrobiła skrzywioną minę takszybko, że ludzie nie zdążyli zauważyć. Również nie dotarł do nich słyszalny jedynie dla smoków sarkazm w słowie "dobrzy". - ludzie i ugościli. - Witaj drogie dziecko. Nazywam się Eliza, to mój mąż Sebastian i nasz dziewięcioletni syn Marcel - przywitała się kobieta w średnim wieku z długimi, brązowymi włosami. Miała, jak na człowieka, całkiem przyjazną twarz.

- Mamo, umiem się sam przedstawić - jęknął chłopczyk o krótkich i ciemnych kreconych włosach i wielkich zielonych oczach. Jakbym słyszała Kwiatka... Za nim stał mężczyzna, trochę starszy od żony, widać było siwe włosy tu i tam. Wszyscy byli ubrani skromnie, ale schludnie. Teraz dopiero rozejrzałam się po pokoju. Sprzęt elekryczny jest, więc nie jesteśmy na jakimś totalnym zadupiu.

- Dobry... - mruknęłam. Jak zwykle mogłabym robić za wzór klasy i grzeczności.

- A to jest właśnie nasza siostra, Anja - powiedziała znacznie łagodniej Sylwia. - Nie trudno zauważyć, że nieprzytomna, jest o wiele milsza - tym stwierdzeniem, które swoją drogą miało ziarnko prawdy, Ikranica rozładowała nieco atmosferę.

- Jesteście może głodne? - spytała Eliza.

...Zdążyła nas już wypytać, co robiłyśmy w lesie o dwudziestej trzeciej w nocy, ale powiedziałayśmy, że byłyśmy na małym spacerku i zasnęłaś na postoju i szkoda nam było cię budzić... - zadrwiła Ada, przesyłając mi miny ludzi, kiedy nas znaleźli.

...Świetnie... - prychnęłam.

...Spoko, wymigałyśmy się od odpowiedzi...

...Załatwię to... - przewróciłam oczami, odwracając się do gospodarzy.

...Czy to konieczne...? - spytała Sylwia.

...Masz jakieś sentymenty...? - znów skierowałam na nią spojrzenie spod uniesionych wysoko brwi. Cała ta wymiana myśli trwała może sekundę, więc wyżej wymienieni gospodarze nawet tego nie odczuli. - ...Moment... Jesteśmy głodne...?

...Ja nie...

...Też nie...

...No i fajnie, bo ja też nie... - zmieniłam wyraz twarzy na morderczy. - ...A... Zabawmy się troszkę... - Zaśmiałam się złowrogo, a ludziom przyspieszyły pulsy, kiedy zobaczyli poja minę i moje oczy - zaopatrzone w nieludzkie źrenice wyglądające jak dwie igiełki.

...Teraz uważaj, pierwszy raz będziesz świadkiem hipnotyzowania... - Adzie chyba też się spodobał ten rodzaj... "perswazji". - ...No nie licząc tego przy ucieczce... - Dodała lekko zgryźliwie. Choć nie tak mocno jak innych, Adę też obięłam hipnozą. Sylwia chyba nie była przekonana. Nawiązałam łącze telepatyczne z rodzinką i ich źrenice zwężyły się do wielkości kropek od ołówka.

...Teraz zapomnijcie o wszystkich wydarzeniach jakie miały miejsce od momentu znalezienia nas wczora o godziniej dwudziestej trzeciej... - nawiasem mówiąc, właśnie dochodziła dziesiąta rano... Dość długo spałam... - ...Te zdarzenia w ogóle nie miały miejsca... Mam na imię Anja... To jest Ada... - przekazałam im obraz Ady, a następnie Sylwii. - ...A to Sylwia... Jesteśmy siostrami i przyjaciółkami Aury... Przyszłyśmy właśnie, czekamy na nią... I nie, nie jesteśmy głodne... - dodałam na zakończenie. Potem jeszce wcisnęłam im do głów obraz nas trzech przychodzących do nich w odwiedzinki i ucinających sobie krótką pogawędkę o szkole i wakacjach. Następnie, kiedy jeszcze wciąż trzymałam ich nieświadomych, usiadłyśmy na łóżku. Wow... Jeszcze nigdy nie hipnotyzowałam nikogo aż tak długo...

...Skąd wiedziałaś, że ma jeszcze córkę...? - spytała Sylwia.

...Dość skrzętnie to ukrywała... A mnie się nie chciało grzebać jej w głowie... - dodała Ada.

...Dobra...Dobra.... Już się nie tłumacz.... Zanim ją zahipnotyzowałam też sprawdziłam jej myśli i nic nie wyczułam... Ale podczas hinozy mam bardzo silne łącze, które burzy wszystkie mury.... Dostaje się bezpośrednio do podświadomości... I żadna myśl się przede mną nie ukryje...

...Cudownie wiedzieć... - parsknęła fioletowo-szara.

...No dobra... Co o niej wiesz...? - Ada zeszła na najważniejszy temat.

...Została podrzucona tej kobiecie jako noworodek, a po czterech latach zniknęła.... By wrócić w wieku siedmiu lat... W tym czasie Eliza zdążyła wyjść za mąż i urodzić dziecko... Aura... Bo tak ma na imię nasza podejrzana... Często znika z domu... Tłumacząc to spotkaniami ze znajomymi... - nagle mi się coś przypomniało. - ...Jaki dziś dzień...? I gdzie my właściwie jesteśmy...?

...Jakoś Dolny Śląsk... I jest sobota... - odpowiedziała Sylwia. - ...No i co z tą A-Aurą...?

...Wczoraj poleciała nocować do rzekomej przyjaciółki... Eliza udaje, że wierzy w jej historyjki o spotkaniach ze znajomymi, ale tak na prawdę się martwi... Dziewczyna dużo czasu spędza w lesie...

...Myślisz, że może być...? - najstarsza kuzynka nie dokończyłą myśli.

...Zaraz... Anja... Gdzie ty nas teleportowałaś, jeżeli nie miałaś pojęcia gdzie jesteśmy...? - Ada zrobiła się z deczka podejrzliwa... Albo zaciekawiona...? Nigdy nie mogę u niej tego odróżnić... - ...Noo...? - zaczęła się niecierpliwić kiedy rozmyślałam o niej na "forum" myślowym.

...Kazałam samej sobie przenieć nas do nieznanego nam Smoka... - wzruszyłam ramionami, niby obojetnie, ale informacje zebrane od całej rodziny podczas hipnozy... Były prawie jak jednoznaczne...

...Czyli mamy kolejnego Smoka... - podsumowała zielona.

...Hyacinthino...? - nawiązałam połączenie z bratem. - ...Jak sytuacja na froncie...?

...W miarę czysto... Tylko chwilę temu jakiś Piorunoskrzydły się przypałętał... Ale na szczęście nie został na długo i zabrał ze sobą burzę... - zdał relację Kwiatek.

...Dzięks za info... Tu na 95% mieszka Smok, więc zachowajcie ostrożność i myślcie na bezpieczne tematy... - tę myśl udostępniłam również Miszy i Cieo.

...Anja... Jednak żyjesz... - odezwał się ten ostatni.

...Przez najbliższe czterysta lat nie mam zamiaru umierać... - uśmiehnęłam się mentalnie.

- Marcel, idźże do swojego pokoju, nie stercz tu tak - Eliza podprowadziła syna do schodów.

- Poradzę sobie, mamo - Jęknął chłopiec i zaczął gramolić się, podpierając kulami.

- No i jak tam na wakacjach, dziewczynki? - Zaczał dopytywać się Sebastian.

...Kiedy tylko wróci Aura, wyjdziecie coś załatwić... A teraz dajcie nam do cholery święty spokój...! - ryknęłam na nich i wypuściłam z pod hipnozy. Wyglądali na dośc mocno oszołomionych i przede wszystkich zdziwionych swoim własnym strachem. Zostawili nas jednak w spokoju i ściszonymi głosami zaczęli usilnie przypominać sobie nawzajem, co takiego muszą zrobić, kiedy wróci ich córka.

 No i finamente, next wstawiony! Muy bien... Czy jakieś pytanka mogą być konkretne? No tak, teraz na pewno wiecie co się wydarzy, poza tym to pytanko już było, więc na razie żadnego nie ma. Zapraszam jedynie do komentowania i wyrażenia swojej opinii... Swoją drogą, zauważyliście, że przestajecie już narzekać, że za mało akcji, zagrożenia, że jesteśmy imperecedero, niepokonane i tak dalej, że mamy za dużo mocy? Przestajecie już też gadać, że przesadzamy i jesteśmy lepsze niż dragones w JWS? Nie powiem, bueno, wreszcie koniec tych komentarzowych kłótni XD No importa, mam nadzieję że się podobało i komentujcie wyrażając swoje opinie! No i krosis (to akurat po smoczemu) za ten hiszpański, mam jutro test i trochę mi odwala XD          Doczekaliście się. Wiem, że nexta już długo nie było... Nie będę się wykręcać brakiem czasu, dodatkowymi zajęciami i sprawdzianami... Nie chciało mi się wstawiać XD. Ale cieszcie się, bowiem moim zdaniem next ten jest dość długi.


Perspektywa Aury[]

Środek wakacji. Eliza i Sebastian chcieli nas zabrać na wakacje nad morze, ale nie było ich stać na wyjazd dla czterech osób. Marcelowi od dawna bardzo zależało na tym wyjeździe, w przeciwieństwie do mnie, prawdę mówiąc nad morze mogę się dostać w każdym momencie a do tego wielokrotnie już je odwiedzałam. Powiedziałam więc rodzicom, że z chęcią zaopiekuję się domem. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. I jak zwykle coś musiało pójść nie tak. Ganiając się z kumplami, Marcel, mój dziewięcioletni przybrany brat skręcił kostkę na dwa dni przed wyjazdem. Na szczęście udało się wszystko odwołać i większość pieniędzy z zaliczki do nas wróciły, tylko te za bilety na pociąg przepadły. Oddaliśmy je kuzynom.
Niby mam te szesnaście lat, ale tak wyszło, że po wakacjach będę szła do trzeciej klasy gimnazjum. Lipiec mam jeszcze wolny, ale w sierpniu będę mieć pracę wakacyjną, bo rodziców nie stać na tonę książek do szkoły dla mnie i muszę sama na nie zapracować. Korzystając więc z ostatnich dwóch tygodni lipca postanowiłam udać się na jakiś dłuższy lot. Elizie powiedziałam, że wybieram się do "przyjaciółki" na noc. Pomijając fakt, że nie mam przyjaciółki.
Ludzie nawet są nie najgorsi, ale czasem... czasem wkurza mnie ich przyziemność...? Gapowatość...? I przede wszystkim niezdarność, powolność i to, że nie potrafią docenić tego co mają i co ich otacza.
Smoki - to te, do których czuję... Nieco większe przywiązanie, ale i tak zawsze będę odstawać od obu ras. Smoki są znacznie lepiej "wychowane".
Przede wszystkim nie zabijają się dla sportu. Ale są znacznie bardziej porywcze i często pokazują zęby. Nie pasuję ani do ludzi, bo mam cechy smoka, ani nie do smoków, bo mam cechy ludzi, takie trochę błędne koło. Pozostaje mi jedynie cieszyć się samotnością i świętym spokojem.
- Pa i do jutra! - uściskałam na pożegnanie mamę, tatę i na końcu brata, po czym zawiesiłam na szyi aparat fotograficzny z którym przenigdy się nie rozstaję i wybyłam.
Rodzicom wciskam kit, że często wychodzę gdzieś z przyjaciółmi, dlatego przez większość czasu nie ma mnie w domu i lubię spędzać czas na łonie natury. Przy czym to drugie to akurat prawda. Ale najbardziej z tego wszystkiego uwielbiam latać. Kiedy tylko zniknęłam między drzewami wzięłam głęboki wdech i już po chwili mknęłam między drzewami jako smok. Używając mojej umiejętności znikania odpowiedniej dla wszystkich Szybowników Wichrowych, bo nim właśnie jestem w postaci skrzydlatego gada, wyleciałam z lasu, by bezpiecznie i nie zauważona przefrunąć nad pierwszymi budynkami. Moją rzekomą przyjaciółką miały być góry. Jest to idealne miejsce na sesję fotograficzną leśnych zwierząt - które nie uciekają ode mnie, gdy odzywam się do nich w myślach.

Wylądowałam bezszelestnie między drzewami, rozejrzałam się wokół, tutaj jeszcze nie byłam. Zmieniłam się w człowieka i chwyciłam za aparat, ruszyłam w las, nieopodal było jeziorko, które zauważyłam z góry, i to właśnie w jego kierunku się udałam. Idąc natknęłam się na urocze stadko gronostai. Zachwycona przykucnęłam nie spuszczając z oczu stworzonek.

…Cześć, nie bójcie się nic wam nie zrobię… - delikatnie odezwałam się do wszystkich jednocześnie, zapobiegawczo, aby nie uciekły w popłochu. Gryzonie zaciekawione podeszły bliżej.

…Kim jesteś?... – padło pytanie od jednego z nich.

…Nikim ważnym… - odpowiedziałam, nigdy nie lubiłam się rozwodzić nad swoim pochodzeniem. - …Chciałabym wam tylko zrobić kilka zdjęć, mogę?... - znów zwróciłam się do wszystkich.

Nie otrzymałam przeczących odpowiedzi, dlatego przybliżyłam aparat do twarzy i zaczęłam pstrykać zdjęcia. Wyszły naprawdę ciekawe, bo po pewnym czasie naprawdę zaciekawione i ośmielone gronostaje zaczęły podchodzić i zaglądać mi w obiektyw.

Po pewnym czasie, gdy jeszcze robiłam zdjęcie wyczułam smoka. Wstrzymałam oddech, woń podpowiadała mi, że to jeden z Pionuroskrzydłych.
Zamarłam.

…Zmykajcie… - posłałam szybką myśl do stworzonek, na co te, natychmiast zareagowały, ja zaczęłam się nerwowo rozglądać w poszukiwaniu źródła zapachu. Udało mi się usłyszeć dźwięk łamanych gałęzi, charakterystyczny, do przemieszczania się dużego zwierzęcia.
Ale co Pionuroskrzydły robiłby w takim miejscu? Nawet nie zanosi się na burze. Spojrzałam w niebo.

Heh, cóż, najwyraźniej byłam zbyt zaabsorbowana robieniem zdjęć, by zauważyć zmianę zachmurzenia… Nade mną wisiały naprawdę ciemne chmury. Niewątpliwie zbliżała się burza, biorąc dodatkowo pod uwagę obecność Piorunoskrzydłego.

Właśnie, Pionuroskrzydły. Nie mam z smokami tego gatunku ciekawych doświadczeń. Nie wiedzieć dlaczego każdy, którego spotkałam natychmiast mnie atakował, na co ja natychmiast zawsze uciekałam w popłochu. Raz chciałam się nawet dogadać, ale nie wyszło mi to na dobre… No, nieważne, wolę nie próbować po raz kolejny.

Ocknęłam się z rozmyślań, czekanie w miejscu na pewno mi nie pomoże. Przypomniałam sobie widok lasu z góry, czy mijałam coś, co mogło być dobrą kryjówką?
Jeziorko!
Przecież Piorunoskrzydłe nie cierpią wody! Podniosłam się i ostrożnie po cichu ruszyłam w kierunku, do którego zmierzałam przed zatrzymaniem się.

Pozostawało mi tylko mieć nadzieję, że smok mnie nie dostrzeże. Po przejściu kilku kroków zmieniłam się w smoka, przez co zwinniej, i szybciej przebyłam dystans dzielący mnie od wody.

Szczęśliwa dotarłam nad jezioro.
Po czym zamarłam po raz kolejny.
Ludzie.
Wykonałam kilka szybkich i następujących po sobie czynności.
Stałam się niewidzialna, zmieniłam się w człowieka, postąpiłam kilka kroków do tyłu i ponownie stałam się widzialna.
No i załamałam się swoją głupotą, która nie zaalarmowała mnie o obecności ludzkich form życia na tej przeklętej polanie.
Ludzi było trzech, dwoje rodziców i dziewczynka.  Wyglądali na turystów, choć to trochę dziwne, ponieważ w tej okolicy nie ma żadnych szlaków turystycznych. Nigdy nie wybieram się w miejsca, gdzie mogłabym spotkać ludzi. Zastanawiałam się, czy mnie zauważyli, wydawali się być zaabsorbowani mapą trzymaną w rękach przez mężczyznę.
Postanowiłam zaczekać w krzakach, zobaczę co zrobią i najwyżej się wycofam.

Rodzina postanowiła ruszyć w kierunku, z którego wróciłam, bardzo zły pomysł. Wstrzymałam oddech. Nie mogą ruszyć w miejsce, w którym przebywa Piorunoskrzydły, bo może się to bardzo źle skończyć. Westchnęłam i wyszłam w kryjówki.

- Dzień dobry! - zawołałam wesołym tonem. Wszyscy odwrócili się w moją stronę.

- Dzień dobry – odpowiedzieli. Na początku zdziwił ich mój widok, ale po chwili z uśmiechem do mnie podeszli.

- Choć nie wiem czy taki dobry, najwyraźniej zapowiada się na burze – dodała kobieta wskazując ciemne chmury. W oddali można było dostrzec błyskawice, a dźwięk grzmotów powoli także zaczął docierać do moich uszu.

- Tak – powiedziałam. – I wydaje mi się, że  pójście w tamtym kierunku nie jest najlepszym wyjściem – wyznałam.

- Dlaczego? W tamtą stronę jest najbliżej do schroniska.

Schroniska? Nie mijałam żadnego schroniska.

- Mogę spojrzeć na mapę? – poprosiłam.

Mężczyzna podał mi mapę, przyjrzałam się jej i przywołałam w pamięci widok z góry. Całe szczęście, że pomylili kierunki. Co jak co, ale na podróże po górach ta rodzinka się nie nadaje.

-Och, muszą państwo iść w tamtą stronę- wskazałam odpowiedni kierunek – To tam znajduje się to schronisko, choć ja i tak odradzałabym chodzenia w czasie burzy. – Wyznałam. – Do widzenia.- Oddałam mapę i czym prędzej przemknęłam na brzeg jeziora. Przeczekam tą burzę w jakimś ustronnym miejscu, obserwowanie piorunów i robieniem im zdjęć to najlepsze co mogłam sobie na dziś wymarzyć. A potem będzie mnie czekać cudowny lot w świetle gwiazd. Już się nie mogę doczekać.

Słońce zaczęło wyłaniać się zza horyzontu.  Wylądowałam na zboczu góry, po udanej całej nocy spędzonej w powietrzu. Przemieniłam się w człowieka i przystawiłam aparat do twarzy. Wschód i zachód słońca to jedna z najlepszych pór na robienie zdjęć, udało mi się zrobić kilka naprawdę dobrych ujęć.

Uradowana ruszyłam w szaleńczy lot w stronę domu.

Coś tutaj było zdecydowanie nie halo.

ZDECYDOWANIE nie halo.

Wróciłam do domu, zdążyłam się już przemienić i w postaci człowieka zmierzałam do domostwa.
Potrafię rozpoznać zapach smoków. I teraz wyraźnie je wyczuwałam, a dokładnie troje.  Znajdowały się gdzieś nieopodal mojego domu.  Moje kroki stały się mniej pewne. Troje na jednego, to trochę kiepskie szanse. Zaczęłam nerwowo rozglądać się wokół. Nic mnie nie zaatakowało i bezpiecznie dotarłam do drzwi. Wyciągnęłam klucz i weszłam do domu. Zamarłam w progu.

Ktoś był w domu.

Ktoś obcy, i do tego nie jeden, a troje obcych.

Kto to mógł być? Czyżby moja mama zaprosiła kogoś do siebie? Albo Marcel? Nie, to nie ma sensu… My raczej nikogo do nas nie zapraszamy, a jeśli już to bym o tym wiedziała. Patrzałam na koniec korytarza bijąc się z myślami, wchodzić, czy nie wchodzić? No ale z drugiej strony, kto niebezpieczny mógłby być u mnie w domu? 

No, doczekaliście się Aury :D Mam nadzieję, że się podobało i taka zagadka... Tysia, milczysz XD... Jakie Waszym zdaniem będzie nastawienie Aury do "gości"?

No dobra, next jest, więc cieszcie i radujcie się :D No w sumie to tak... W dużym ogólne i tylko jedna cząstka wypowiedzi tej osoby była prawidłowa, ale dla Ilot015 dedyczek, dla Skrill05... W jednym się raczej mylisz tylko XD Kto powiedział, że wszystkie myślimy, że Aura będzie przyjaźnie nastawiona? :P No i dla Agadoo. Nikt nie powiedział, że będzie przyjazna i wszyscy w takim razie mieli rację :D A swoją drogą... Czemu mamy cię Aga zabijać za nieczytanie CCP Wiki? Chyba, że bardzo chcesz...


Perspektywa Anji[]

Po niedługim czasie wyczułam obecność ponadprzeciętnie silnego umysłu. Umysłu Smoka.

...Czujecie...? - szepnęłam do dziewczyn podekscytowana.

...Co takiego...? - spytała starsza.

...Jeszcze nie... - mruknęła ta młodsza. - ...Jest poza moim zasięgiem...

...Siedem kilometrów... - oszacowałam odległość Aury od jej domu. - ...Sześć...

...Czuję...! - odezwała się Ada, kiedy nasz cel był już pięć kilometrów od nas.

...Ja jeszcze nie... - westchnęła Sylwia.

...Nie martw się, nauczymy cię... - poklepała ja mentalnie bliższa kuzynka.

...Dobra dziewczyny... Bezpieczne myśli... - Aura właśnie wylądowała przed domem i wyraźnie czułam, że jest zaniepokojona tak bliską obecnością trzech obcych smoków. Jej watpliwości narosły, kiedy wchodząc do holu wyczuła nas.

- Cześć wszstkim! - zawołała jeszcze stojąc w progu.

Eliza i Sebastian poderwali się, przeprosili nas i pomknęli na spotkanie ich przybranej córki.

- Witaj kochanie, jak było? - spytała kobieta i uściskała Aurę.

- Super. Całą noc oglądałyśmy filmy - skłamała bez zająknienia.

- Cześć młoda - przywitał się jej ojciec. - My się zbieramy coś załatwić, a ty przypilnuj Marcela - polecił i zabrawszy klucz ruszył do wyjścia.

- Jakiś czas temu przyszły twoje trzy koleżanki, nie pamiętam imion, czekają w salonie - na te słowa w głowie Aury zapanował chaos i spięła się. Spróbowała wyciągnąć coś z umysłów rodziców, ale oni mieli zajęte głowy tą sprawą, której nie mogli sobie przypomnieć.

- Do zobaczenia!

- Pa... - mruknęła dziewczyna i po chwili wahania powolnym, ostroznym krokiem ruszyła  wstronę pomieszczenia, w którym się znajdowałyśmy. Trzasnęły drzwi wyjściowe, a z za nich dosłyszałam poirytowane głosy małżeństwa:

- Co myśmy to mieli zrobić...? - zastanowiła się kobieta.

- Mam silne uczucie, że powinnismy iść do sklepu, ale nie wiem do którego i po co... - Westchnął mężczyzna. Zakręcona rodzinka. Parsknęłam cichym śmiechem. Fakt, z mojej winy...

- Cześć Aura! - zawołałam wesołym głosem, na co Ada z sykiem wypuściła powietrze i posłała mi mocną sójkę w bok. Ja ledwo co poczułam muśnięcie, a ją zabolało zderzenie z moją skórą. Tym czasem Aura, wziąwszy kilka głębokich wdechów przekroczyła próg salonu. Naszym oczom ukazała się dość wysoka i wysportowana dziewczyna o piwnych oczach, których tęczówki okolone były cienkim turkusowym pierścieniem, i z włosami białymi jak śnieg. Już na pierwszy rzut oka było widać, że nie jest 100%-owym człowiekiem.

- Okay... Kim jesteście? - spytała nieufnie, ale rzeczowo.

- Mam na imię Anja - Wstałam podając rękę na przywitanie, a ona spojrzała na moją dłoń podejrzliwie i nie podała swojej. I dobrze, nie lubię dotyku.

- Ada - mruknęła zielona.


- I Sylwia - oczywiście, ikranica była nieco milsza od naszej kuzynki.


- Nazywamy się Furiewicz, powinnaś nas kojarzyć - uśmiechnęłam się szeroko i pusciłam jej oko. Stała jak wryta. - Nie no, a tak serio jesteśmy kuzynkami a ty idziesz z nami. - powiedziałam już poważnie i skinieniem głowy wskazałam moim towarzyszkom kierunek - okno. - Marcel?! - perfekcyjnie odwzorowałam głos przybranej siostry chłopca.

- Taaak...?! - odkrzyknął.

- Wychodzę z koleżankami i nie wiem kiedy wrócę. Masz być grzeczny, zrozumiano?! - Aura była zbyt zdziwiona, żeby zareagować i wyprowadzić brata z błędu. Ada i Sylwia już wyskoczyły oknem. Ta pierwsza zirytowana moim zachowaniem i metodami, a ta druga lekko zdezorientowana.

- Okaay...! - zgodził się chłopak.

- To na razie!

- Paa...! - spojrzałam wyczekująco na Aurę, ale ta nie ruszyła z miejsca.

- Nigdzie. Z wami. Nie. Idę. - powiedziała twardo białowłosa.

- Nie masz wyboru. ...Podążaj za mną... - dodałam rozkazującym, zaopatrzonym w potrójne echo, głosem. I wyskoczywszy przez imitację wyjścia ruszyłam biegiem w kierunku lasu. Aura bez trudu dotrzymała mi kroku.

Kiedy znalazłysmy się między drzewami, otoczyły nas smoki i moje kuzynki.

- Łał, szybko poszło. - zdziwiła się Sylwia.

- Ekchem... - Ada wskazała dziewczynie na zwężone w kreski źrenice Aury. - Puść ją już, ona nie ma pojęcia o murach. - dodała ze zmarszczonymi brwiami.

- A tak. Wyleciało mi z głowy. - I puściłam skołowaną Aurę, która z niemałym... Hmm.. Nie wiem, czy jej zdziwienie spowodowane było widokiem smoków, czy tez Nocnych Furii  i błękitnego Feniksa, bo nie bawiłam się w przeglądanie jej umysłu.

- Co tu się do cholery dzieje?! - wrzasnęła białowłosa. Teraz zauważyłam, że w promieniach słońca jej proste włosy pobłyskują turkusem.

- To ONA? - zainteresował się Hyacinthino, a Aura momentalnie zwróciła się w jego stronę z szeroko otwartymi oczyma.

- Jej, włosy ma tak białe jak ja łuski! - zaśmiała się Misza. Zdziwienie Aury osiągnęło granie mozliwości, kiedy zobaczyła białą Furię.

- Anja... - Sylwia zbliżyła się do mnie, podczas kiedy Aura kreciła się w kółko. - A jesteś pewna, że to na 100% ONA??? - w głowie mojej starszej kuzynki słychać było wyraźnie powątpiewanie.

- Spółrz na jej włosy. Są prawdziwe. A oczy? Oczy to podstawowy symbol rozpoznawczy. Żaden człowiek takich nie ma. A poza tym, rozumie co mówimy - a rozmawialiśmy po smoczemu.  - No dobra, Aura, nie histeryzuj, tylko zmień się w smoka. Bo jestem strasznie ciekawa, jaki masz gatunek. - Wpatrywałam się w nią z zainteresowaniem. Celowo nie odczytywałam z jej myśli, jakiego ma smoka, bo uwielbiam, w przeciwieństwie do Ady, niespodzianki.

- Na nic nie licz. Coś ci się pomieszało. Jesteś szurnięta. - Mój obiekt badań zaplótł ręce na piersi i z kamienną miną odmówił współpracy.

- No. Zbyt dużo się nie pomyliłaś, normalna nie jestm. - To powiedziawszy, już zupełnie pewna jej natury zmieniłam się w smoka i porwałam ją w łapy. Pomknęłam ku chmurom.

...Anja...! Do reszty zwariowałaś...!? A co jeżeli to nie ONA...!? - wrzasnęła za mną Ada i zmieniwszy się smoka zaczęła mnie gonić. To samo zrobiłą Sylwia oraz nasze rodzeństwo i całą siódemką przemykaliśmy między obłokami.

...To ONA, to ONA... - zapewniłam zadowolona z mojego udanego elementu zaskoczenia. Aura nawet nie pisnęła, tylko wisiała w moich łapach wkurzona do czerwoności.

...A jeżeli się mylisz...?! - Sylwia na moment się ze mną zrównała, ale zaraz potem została w tyle.

...To wsadzimy ją na smoka... Ale się nie mylę... Patrz na TO...! - To pomyślawszy, bezceremonialnie puściłam Aurę.

...ANJA...!!! - Wrzasnęli wszyscy w zaskoczeniu, wkurzeniu i niedowierzaniu.

...No co-o...? - pod nami rozległ się krzyk, który po sekundzie zmienił się we wściekły ryk Szybownika Wichrowego. Zanurkowałam w stronę, z której nadchodził hałas, a ferajna za mną. - Ooo. Szybownik! Tak podejrzewałam po tych twoich własach i turkusie. - uśmiechnęłam się do obrażonej smoczycy. Z pozoru wyglądała na typowego Szybownika nieopierzonego. Od głowy przez ogon ciągnęła się turkusowawa grzywa, a ogon zakończony powietrznym frędzelkiem. Cztery długie i smukłe łapy, sprawne skrzydła, gładkie bielutkie łuski z przebłyskiem jej koloru i... Brak rogów na głowie. -  Fajnie wyglądasz. - Aura oglądnęła mnie sobie, a potem całą resztę z krytycznym spojrzeniem, ale ostatecznie na jej pysku pojawił się delikatny uśmiech. - Lądujemy gdzieś, żeby pogadać? - zaproponowałam i zniżyłam lot.

- Sorry za moją - chrząknięcie - Siostrę cioteczną, ale jak już miałaś okazję zauważyć, to totalna wariatka. - odezwała się jako pierwsza Ada, kiedy tylko dotknęliśmy podłoża.

- Spoko. To nic. Jestem tylko trochę zdziwiona, ponieważ nigdy nie brałam pod uwagę, że istnieją inni tacy jak ja. Myślałam, że jestem wyjątkiem i trochę bałam się, kiedy nagle do domu władowały mi się trzy obce i dziwnie się zachowujące dziewczyny, które nie wiem jak i kiedy wywlekają mnie z domu a potem zrzucają z nieba.

- No to akurat jej robota. - Ada wskazała na mnie, a  ja wyszczerzyłam się w szczerbatym uśmiechu.

- Łał, nie wiedziałam, że macie wysuwane zęby. - Uśmiechnęła się lekko Aura. Jak na komendę wszystkie Furie pokazały szczerbate uśmiechy.

- Dobra, koniec zabawy. - Przestałam się szczerzyć. - Przylecieliśmy tu w konkretnym celu. Oglądasz czasem wiadomości?

- Rzeźnie i teraz Afryka? - Załapała w lot.

- Dokładnie. Poznaj Polujących na łowców. - Potwierdziłam i nawet nazwałam nasza drużynę.

- Jeżeli to macie na celu, to za nic nie wcielicie mnie do swojej bandy. - prychnęła Aura.

- Bandy? - zdziwił się Cieo.

- Nie opowiadaliśmy wam akcji z czwartego lipca? Dziwne... - mruknęła Misza.

- To może inaczej. Przeczytam ci list od moich rodziców. - to mówiąc zmieniłam postać i wydobyłam kopertę, następnie rozprostowałam list.

- Martwych rodziców. - sprostowała Ada. Powstrzymałam w sobie przemożną chęć, żeby odwarknąć jej "twoi nie lepsi".

- Nie pomagasz - jeknęłam. - Nieważne.

- Interesujące... - Aura zamyśliła się, kiedy zakończyłam czytanie. - Ale czy prawdziwe...? - Powiodła po nas wzrokiem.

- No dokładnie. - dodała Ada.

- To samo jej mówiłam! - Sylwia też się dołączyła.

- Dziewczyny, dziękuję za to wsparcie jakiego mi nieustannie udzielacie - syknęłam z przekąsem.

- No co? - uśmiechnęła się jadowicie Ada. - Jesteś Alfą, musisz sobie radzić. - powiedziała niewinnym głosikiem. Przewróciłam oczami.

- Owszem, wszystkie listy SĄ PRAWDZIWE I ZAWIERAJĄ WYŁĄCZNIE PRAWDĘ - oznajmiłam stanowczo. - Dowód numer jeden: wszystko, co było tam wypisane, jak dotąd się sprawdziło. Dowód rzeczowy numer dwa: patrz punkt pierwszy, a następnie rozejrzyj się i upewnij, że twoje towarzyszki są Smoczycami. Dowód rzeczowy numer trzy: listy pachną dokładnie tak samo jak cały dom, a rodzice nie podzrucili by mnie do domu wroga. - zakończyłam wyliczankę posyłając Adzie ciężkie spojrzenie. Kiedy rozmawiałyśmy o tym poraz pierwszy w dniu urodzin, miała dużo wątpliwosci - Sylwia zresztą jeszcze więcej - a mnie nie chciało się wtedy wszystkiego tłumaczyć. Czekałam na właśnie taką idealną wrecz okazję. - Na koniec pragnę nadmienić, że skrzynia z listami została ukryta w momencie zostawienia mnie w jaju, więc żaden wróg nie mógłby wiedzieć, jaki będzie kolor moich oczu i w ogóle mój, ani jakie będę mieć umiejętności. To tak odnośnie tego listu. - pomachałam im przed nosami Piętnastką. - A jest jeszcze czternaście innych przeczytanych i pięć czekających na odczyt.

- Okay. - Sylwia podniosła pojednawczo dłonie. - Mnie przekonałaś. - posłała mi delikatny uśmiech. Odpowiedziałam tym samym.

- No dobra... Ale jeszce do tego wrócimy. - Westchneła Ada przewracając oczami.

- A co to ma wspólnego ze mną? - Dopytywała się Aura.

- A to, że rodzice, którzy wiedzieli o mnie praktycznie wszystko przed moim urodzeniem kazali mi się przygotować na wojnę i zebrać wszystkie Smoki do mojego domu. - odrzekłam na jednym wdechu.

- No dobrze... Więc podaj mi solidny argument, który przekona mnie, żebym opuściła moich rdziców i brata i zwróciła się przeciw ludzkiej rasie. - Aura przekrzywiła głowę wpatrując się we mnie wyczekująco piwnymi oczami. Skrzyżowałam spojrzenie z Adą. Kiwnęła głową i zmieniła się w człowieka, poczym wyciągnęła  z torby swoją ukochaną księgę i otworzyła na zaznaczonej wcześniej stronie.   


Ta-dam! A teraz: Co się wydarzy w drodze powrotnej? Od razu uprzedzam, to pytanie jest bardzo istotne, bo będą temu poświęcone aż... 2 najbliższe rozdziały, więc dość sporo nextów. To również diametralnie zmieni pewną rzecz... Więc zgadujcie ile wlezie :D No i proszę bardzo, jest i next. Dedyków na razie nie ma, bo i powrót do domu pojawi się dopiero w następnym nexcie :D


Rozdział 20[]


Perspektywa Ady[]


Spojrzałam znacząco na Anję i Aurę, dając im do zrozumienia, żeby usiadły. Sama też usiadłam, opierając się o Miszę. Na którą swoją drogą lampił się Kwiatek, ale to szczegół...
- To jest... - zaczęłam, ale Aura mi przerwała.
- Wiem co to jest. To jest Księga, powiedzmy, że wiem doskonale o jej istnieniu...
- A skąd? - zaciekawił się Cieo.
- Słyszałam o niej tylko podczas rozmowy górskiej rubinu z pewnym kryształem piórołuskim, kiedy miałam pięć lat - mruknęła. - Ale jest super... - ożywiła się. - To prawda, że była uzupełniana przez pokolenia? Dziewczyno, jak ty ją znalazłaś?
- Taa... - mruknęła Sylwia. - Nie, żebym się mieszała, ale może posłuchasz, co Ada ma ci do przeczytania? - zasugerowała unosząc brwi.
- Okej, aczkolwiek to, że księga jest super, nie znaczy, że wam ufam - zaznaczyła Aura wracając do poprzedniego tonu.
- Dobra, przestań tak to podkreślać, czytam - oznajmiłam i wyjęłam jakąś kartkę z księgi. - To nie jest fragment księgi. Ale jest tutaj, w tej księdze taka zasada. Każdy kolejny właściciel czy tam autor tej księgi, musi napisać list, własne przemyślenia na temat smoków i ludzi. Po to, żeby kolejne osoby dowiedziały się o jego zdaniu. Czemu list? Bo księga jest czymś, co ma zawierać informacje, gdzie trzeba przekazywać to obiektywnie. Na subiektywność można sobie pozwolić właśnie w takich listach. No, ale słuchajcie - przeczytałam im cały tekst, a brzmiał on tak:


"Drogie Smoki!
Nie wiem kim jesteście, ale raczej Smokami, skoro udało Wam się znaleźć tę jaskinię, której iluzja ściany na Smoki tylko nie działa. Sam zresztą postarałem się o tą iluzję, ale nie jest to rzecz wielkiej wagi. Nie od tego jest ten list, czyż nie? Choć, nie powiem, własne przemyślenia tutaj mam ukazać, to więc robię.
Znalazłem tę księgę, jako mały brzdąc, miałem sześć wiosen za sobą, a mym smoczym wcieleniem był drzewowij rogaty. Wychowałem się z moimi kochanymi rodzicami, ale oni byli zwykłymi ludźmi, toteż sekretu smoków zdradzić im nie mogłem. Jednak ma sytuacja udowadnia, że rodzina nie musi być koniecznie Smokami, by ich potomstwo miało te moce. Szedłem właśnie przez las, w postaci smoczej, kiedy natafiłem na rzekę. Mimo tego, że nie byłem smokiem wodnym, kąpiele lubiłem, więc zanurzyłem się zaraz i popłynąłem ku dnu, zagrzebując się lekko w mule. Moją uwagę przykuł tunel, zasłonięty bardzo roślinami wodnymi. Wpłynąwszy tam, przegnałem kilka wodników rzecznych, które tam mieszkały, pozbyłem się ich zapachu i nagle, w szczelinie zobaczyłem księgę i drewna kawałek z wydrapanymi nożem jakimś słowami. Dalej już możecie się domyślać co się zdarzyło.
Pora na przemyślenia moje, nie historię. Otóż jednego pewien jestem jak nigdy - zbliża się wojna. Po raz pierwszy jej gorzki smak poczułem w wieku lat szesnastu, kiedy byłem młodzieńcem. Ojciec nie był zadowolony z obiektu mych uczuć, gdyż była nim córka krawca, również będąca miłośniczką lasu i natury. Ojciec uważał, że powinienem mieć za małżonkę poważną, dostojną i piękną damę. Nie chciałem jednak go słuchać, a dnia pewnego nad złością swoją nie zapanowałem i przypadkiem zupełnie zmieniłem się w smoka. Cudem tyko udało mi się umknąć nie tylko im, ale i przerażonym ludziom, którzy chcieli mnie zabić. Smoki z okolicy również wydarzenie to widziały i, jak się później dowiedziałem, wieś całą spaliły, by uniknąć wydania tajemnicy.
Długo pozbierać się nie mogłem, ale myśl jedna w mym umyśle przetrwała. Skoro ojciec rodzony, matka rodzona i rodzeństwo kochane przerażeni mną byli, sąsiedzi, przyjaciele, wszyscy, których od tak dawna znałem zabić mnie chcieli, co zrobią obcy ludzie obcym smokom? Jednak tamto wydarzenie odcisnęło piętno na mojej duszy. Porzuciłem ludzi, życie z nimi. Po latach kilku spotkałem smoczycę, również drzewowija i okazao się, że ze wsi całej przerzyła tylko moja ukochana, która również Smokiem była. Razem żyliśmy w lesie i pomagaliśmy smokom. Jedną zaś z moich umiejętności wrodzonych, było tworzenie iluzji - obrazów zawieszonych w powietrzu, wyglądających jak najprawdziwszy kamień dla przykładu, jednak niematerialne, bo rękę możne było przez niego przełożyć. Zamaskowałem więc wejścia do wielu jaskiń, tworząc tym samym mnóstwo kryjówek, dostępnych jednak jedynie dla Smoków, bo na nas właśnie iluzje te nie działają. Zdobywałem coraz więcej przyjaźni, ratowałem smoki, które w sidła jakieś wpadały, plątały się w sieci i druty, pomagałem rannym. Pewnego dnia wydarzyła się rzecz niezwykła, lecz ujawnić szczegółów nie mogę. Powiem tylko kilka rzeczy i chcę, aby każdy Smok zapamiętał je raz, a dobrze, aby nigdy w nie nie zwątpił i aby zawsze o nich pamiętał:
 Po pierwsze, w zbliżającej się wojnie straszliwej smoki muszą wygrać. Wiele razy zdążyłem się przekonać, że to ludzie powinni nie istnieć, nie smoki. Smoki wygrają, lecz chcę, aby każdy, zwłaszcza Smok, który kiedykolwiek to przeczyta lub usłyszy, stanął po właściwej stronie, idąc za serca głosem.
 Po drugie, tajemnica ma pozostać tajemnicą. Pomagajcie komu się da, lecz z umiarem zachowanym, by głupotą się nie wykazać i nie ujawnić istnienia smoków ludziom. Gdyby jednak do odkrycia nas doszło, przestańcie się kryć. Przestańcie się chować, a zacznijcie walczyć. Za życia mego do tego nie doszło i jestem pewien, że przez najbliższe sto lat nie dojdzie również, lecz kiedyś to się stanie. Wtedy musicie pokazać ludziom, że walczyć umiecie i się nie poddacie.
 Po trzecie, a sprawa jest to ostatnia i najważniejsza, a chcę, żebyście o niej pamiętali, mając mnie za przykład największy. Może macie ludzkie rodziny, może mieliście zwykłych ludzi za krewnych, może są to przybrane wasze rodziny. Przywiązanie, miłość to rzeczy, które do nich czujecie, sam też czułem dokładnie to samo. Ale wojna to wojna, a my jesteśmy Smokami. I bez względu na wszystko, Smoki są po to, żeby chronić smoki, nie ludzi. Czy wolicie życie waszych krewnych, czy życie wszystkich smoków? Mi także szkoda było rodziny mej i przyjaciół, lecz po latach pojąłem, jakie jest moje przeznaczenie i wypełniałem je najlepiej jak potrafiłem. Tego samego od Was oczkuję. Bycia prawdziwym Smokiem.
Faeriok z Jaskrina, 1..51"
- Daty to wam za bardzo nie mogę przeczytać, bo jedna cyfra jest starta - westchnęłam i pokazałam im list.
- Cholera, akurat ta najważniejsza! - jęknęła Sylwia.
- No dokładnie, powiedziałaby nam kiedy ten list powstał... Chociaż… - mruknęła Anja.
- Nie, wiecie, to dość łatwe - zauważyła Aura.
- Zgodzę się - uśmiechnęłam się. - No popatrzcie tylko, rozumiecie?
- A, no tak! - krzyknęła Anja. - Ale ja jestem głupia... - jęknęła. - Chociaż w sumie to nie - dodała po chwili ze swoim nieśmiertelnym uśmiechem.
- Nie jesteś, też na to nie wpadłam - mruknęła Misza. - Bo ta tu cwaniara od kilkunastu lat studiowała tę księgę i miała czas, żeby się zastanowić...
- Ale nad czym? - spytał nagle Kwiatek. Jęknęliśmy wszyscy zgodnie.
- Błagam, ty w ogóle nie słuchałeś?!
- Ale czego...?
- Kwiatek, wiem, że Misza ci się podoba, ale czy naprawdę wpatrywanie się jak uszy lekko jej drgają kiedy słucha uważnie jest takie pochłaniające? - spytał Cieo patrząc na Kwiatka pobłażliwie. W końcu jest starszy o prawie 5 lat... My się zaśmiałyśmy, zwłaszcza widząc skwaszoną minę Kwiatka, kiedy ten się zorientował, że naprawdę nie ma żadnego argumentu, żeby udowodnić, że to nieprawda, ani, że nie ma żadnego pomysłu jak odgryźć się ikranowi.

Mam nadzieję, że wszyscy zadowoleni. Na razie aktualne pozostaje pytanie poprzednie, ponieważ nikt nie zgadł tak w miarę dobrze. Niektórzy są nawet blisko, jeśli nikt nie zgadnie lepiej, dedyczki polecą tylko do nich, ale zgadujcie - w końcu tylko troszkę się wysilić trzeba...
No wiem, długo next anie było. Ale teraz tak - zanim rzucicie się na łeb na szyję XD (kogo ja oszukuję...) by przeczytać, przeczytajcie co mam Wam do powiedzenia:
- Po pierwsze - nikt nie zgadł dokładnie. Ale malutkie dedyczki dla Nessaiaa, Ilit015 no i dla Skrill05 - Ance ubawu nigdy nie można odmówić XD No dobra, prawie nigdy. A Nessaiaa i Ilit wymieniły, że pojawi się człowiek. Wprawdzie ataku nie będzie (nie może być w każdym rozdziałku, to by się zaczynało robić nudne XD I kto to mówi... Oraz również mały dla Agadoo.
- Po drugie i NAJWAŻNIEJSZE - na CCP Wiki zaczynamy Fan Arty, pierwsza edycja otworzona. pewnie większość z Was nie zainteresuje się tym linkiem, ale sądzę, że zainteresowanie to wzrośnie, kiedy wspomnę, że nie tylko nagrodą jest zgłoszenie nocnej furii (no niestety jest to ejdyna edycja konkursu, gdzie jest nagroda. Lub jedna z nielicznych), a na dodatek my za bardzo nie ļędziemy brać udziału - więc macie większe szanse, skoro Anka się nie wpycha XD
http://pl.cos-czego-pragne.wikia.com/wiki/W%C4%85tek:2771 - koniecznie zajrzyjcie!
Next ten jest także moim zdaniem dość długi :D Zapraszam do czytania!


- Dobra... - westchnęłam. - To wracając, kto wytłumaczy, kiedy mniej więcej powstał list? - uśmiechnęłam się. Niby daty im powiedzieć nie mogę, ale mniej więcej kiedy powstał to się wie.

- Ja! - krzyknęła Misza. - Bo to jest tak, że on więcej niż trzysta lat temu nie mógł powstać...

- Ani mniej niż sto - dopowiedziała Aura.

- Czyli w pustym miejscu powinno być albo 7, albo 8 - zakończyła Anja.

- No i super - z powrotem włożyłam list do koperty i całość do księgi. Schowałam ją.

- To jak, lecisz z nami? - Misza spojrzała z nadzieją na Aurę.

- Ale dokąd?

- Do mojego domu - wyręczyła mnie Anja.

- Tak ściślej mówiąc, do hotelodomu - mrukęła Sylwia.

- No co? Tyle pokoi nie może się zmarnować, nie?

- Ja nie mogę - przewróciłam oczami. - Tak, do jej domu, tak, mieszkać z nami, tak, przygotowywać się z nami i smokami do wojny, tak chodzić do szkoły dla niepoznaki, tak, walczyć przeciwko ludziom - odpowiedziałam od razu na serię pytań, które prędzej czy później na pewno by nastąpiły. Aura parsknęła śmiechem.

- Dobra, dobra. Skąd wiesz, że list jest prawdziwy?

- Tym razem to ja się podpisuję pod tym pytaniem - wyszczerzyła się Anja. Zaśmiałam się.

- Muszę was zmartwić. Sama nie wiem, ale przyznacie, że choćby był fałszywy, i tak ktoś, kto to pisał miał rację, jeśli chodzi o przeznaczenie Smoków. A po drugie, rozsypujący się już niemal papier też robi swoje. Ten list raczej nie ma raptem kilku lat... A nawet jeśli i jest to fałszywaka... No to powiedziałam już w sumie wszystko, co wiem - wzruszyłam ramionami.

- Wiesz Aura, spoko, ja od paru dni raptem wiem, że jestem Smokiem - mruknęła Sylwia.

- Co?!

- Tak wyszło... No i jak się okazuje, już w miarę wiemy o dwóch z moich mocy. Reszta pozostaje tajemnicą - uśmiechnęła się.

- Tak dokłądnie, to wiemy, jakie masz moce. Tylko jeszcze ci się nie uaktywniły... - Wtrąciłą Anja.

- No wiesz, ja o uleczaniu też się dowiedziałam dopiero gdy było to potrzebne...

- A ja o jadzie dopiero, kiedy po raz pierwszy zaatakowałam ludzi w dzień - zaśmiała się Anja. - Wcześniej jakoś nie było kiedy...

- Ja też mogę robić parę fajnych rzeczy... - uśmiechnęła się Aura.

- Jakich?

- A mogę to zrobić, nie mówiąc wam co robię? Bo jak wam powiem, to będzie mi dużo trudniej to zrobić... - wyjaśniła Aura. - Zwłaszcza, że rzadko z tego korzystam...

- Czyli masz odrobinę gorzej wyćwiczone? - przerwał Kwiatek.

- Dokładnie. Ale zaczynam... Może zrobię to tylko na jednym z was na razie? - zaproponowała.

- Ja wiem co ci chodzi po głowie - zaśmiała się Misza. - Żeby reszta mogła to oglądać!

- No, a jak inaczej? - mruknęła Aura. - A nie powiem wam komu to robię - uśmiechnęła się podstępnie.
Siedziałam sobie zachowując czujność. Mimo wszystko chciałam wiedzieć, gdyby to mnie wybrała sobie na "ofiarę". Tymczasem nagle równocześnie Misza i Kwiatek spojrzeli w jednym kierunku. W ich oczach widać było szok i niedowierzanie. Pierwsza ocknęła się Misza i pognała w tamtym kierunku, Kwiatek zaraz za nią.

- Cześć - powiedział nagle do powietrza. - Słuchaj, bo... - nagle podążyli wzrokiem za czymś, jakby odlatywało i wzbili się w powietrze. Lecieli za czymś, a nagle wylądowali tuż obok nas.

- No to super - ucieszyła się Misza. - Tylko już nie uciekaj, pogadamy tylko, okej?

- Aura, a pokażesz to... No wiesz, co miałaś pokazać? - spytał Kwiatek.

- Zaraz, czegoś nie rozumiem! - oznajmiła nagle Misza, ale o dziwo, kierowała te słowa do mnie i Anji, nie Aury. - Spotykamy nocną furię, a wy absolutnie w żaden sosób nie reagujecie?! - była w szoku. - Chyba, że... - odwróciła się i nagle zobaczyłam, jaka jest zdezorientowana. Kwiatek z kolei nadal się nie zorientował.

- A powiesz, jak masz na imię? - mówił, okrążając powietrze. - Może moglibyśmy zostać kumplami? Czemu nie powiesz? No dobra, jak nie chcesz to nie... - pierwszy nie wytrzymał Cieo. Zaraz po nim śmiechem ryknęła Anja, potem Sylwia, ja... Misza nadal była lekko zdezorientowana. Nagle Aura odetchnęła głębiej i się uśmiechnęła spoglądając na nas. Kwiatek z kolei wyglądał na zdezorientowanego, jak Misza przed chwilą.

- Iluzja? - bardziej stwierdziłam niż spytałam.

- Tak. Tylko niektórzy, jak ten koleś w liście, mogą ją umieszczać w powietrzu, przez co każdy ją widzi, a ja mogę umieścić w czyimś umyśle. Z kolei kontrolowanie rzeczy, która ma się rszać i zachowywać naturalnie, należy do nieco trudniejszych rzeczy, ale tylko na początku. Jeśli wiecie, o co mi chodzi...

- WIemy, wiemy - Sylwia się uspokoiła.

- Ile macie lat? - spytała niespodziewanie Aura. - Bo o mnie już wiecie, szesnaście...

- Ja piętnaście - powiedziałyśmy z Anją równocześnie.

- Ja dziewiętnaście, no, niedługo dwadzieścia - uśmiechnęła się Sylwia.

- Ja też piętnaście - mruknęła Misza.

- I ja - powiedział Kwiatek, a potem wrócił do podziwiania Miszy, jeśli można to tak nazwać.

- No, to ja jestem najstarszy. Dwadzieścia - zaśmiał sie Cieo.

- Ponadto my jesteśmy kuzynkami - wskazałam na siebie, Anję i Sylwię.

- Zaraz, ale wy się zmieniacie w furie, ona w ikrana...

- Nie wnikaj - westchnęłam. - Tak po prostu jest i już...

- No dobra... - Aura westchnęła, widocznie biła się z myślami, nie była pewna co dokładnie chce zrobić. - Mogę jeszcze..

- Spoko - Anja dała jej kartkę i ołówek.

- A mogłabyś łaskawie nie siedzieć w mojej głowie? - mruknęła Aura.

- Taaaak - odparła powoli Anja. - Okej - westchnęła.

...Z Kwiatkiem to sobie nie pogadasz... - zaśmiałam się w jej głowie.

...Noooo... Aczkolwiek niech się poświęca miłości swego życia...

...Pierwszej i ostatniej...

...Czemu niby?...

...Bo nadal jak ją wkurzy to może się pożegnać z życiem...

...No niby tak, ale wiesz, trochę lepiej już jest...

...Ciężko to przechodzi przez gardło, a raczej przez umysł w tym wypadku, ale to prawda...

...Czemu ciężko?...

...Jakoś zawsze była tą samą Miszą, moją siostrą i dla każdego przyjacielem. Nigdy żadna z nas nie wiedziała co to znaczy być zakochanym i była to kolejna rzec, która nas łączyła...

...Nie przesadzaj...

...Oj wiem, wiem, kończymy temat. Aura chyba skończyła...

...No i świetnie!... - przerwałyśmy łącze i Anja zmieniła się w smoka. Poszłam w jej ślady. Aura zwinęła list w ładny rulonik i zmieniła się w smoka. Ostrożnie wzięła go w łapę.

- Sylwia, twoja kolej - szturchnęłam kuzynkę. Ta uśmiechnęła się.

- Jednak bycie Smokiem i latanie o tak o, bez pomocy brata to fajna sprawa - uśmiechnęła się.

- Kwiatek! - nagle usłyszałyśmy ryk Anji. Okazało się, że dopiero to go choć trochę wybudziło.

- Musiałaś tak głośno? - jęknął.

- No wiesz, poprzednie 15 razy ciszej jakoś do ciebie nie dotarło - wyszczerzyła się Smoczyca.

- Okej, lecimy, nie? - wzbiliśmy się w powietrze.

- Ada, gdybyś mogła... - Anja posłała mi spojrzenie wyjaśniające absolutnie wszystko.

- Wiem... Ale żeby nie było, nie dam rady przez całą drogę do domu - zaznaczyłam zmieniając wszystkich w cień. Znaczy, prawie. Misza i Aura same się sobą zajęły.

- Dobra, dobra... W razie czego gdzieś nas teleportuję i znowu stracę przytomność.

- Wiesz, tak sobie pomyślałam, że twoja teleportacja no wiem, potem łeb ci pęka i to dosłownie... No i jakby tak wziąć i moim uleczaniem... - zamyśliłam się.- Jesteś genialna! - ryknęła Anja zachwycona. - To znaczy, ja też bym na to wpadła... Ale nie teraz - wyszczerzyła się i zaśmiała.

- Nie genialna, po prostu tak mi wpadło do głowy. Nie wiadomo czy zadziała, pewnie nie, bo jaleczę rany, bóle i tym podobne, nie zmęczenie...

- A ból będący następstwem zmęczenia? - uśmiechnęła się chytrze Anja.

- Pojęcia nie mam - wyznałam. - Pamiętaj, że wiem o tej mocy od dość niedawna...

- Racja - przyznała. - Mogłabyś jeszcze...

- Co?

- No wiesz, teraz to wzrok średnio się przyda...

- Skorzystać ze mnie jak z słuchawek? - zaśmiałam się. - Jasne, dawaj. Chcę zobaczyć twoją reakcję - wyszczerzyłam się. Po chwili poczułam otwarcie łącza.

- Łaaaał... - dobiegł mnie chwilę później głos Anji. - Nie ma to jak wszystko rewelacyjnie widzieć i teraz jeszcze rewelacyjniej słyszeć niż myślałam, że się da! - zrobiła beczkę jak usłyszałam po szumie powietrza.

- Mogłabyś na chwilę udostępnić mi swój wzrok? Tylko tak, żeby...

- Spoko. I tak się teraz nie przyda, kiedy wszyscy jesteśmy niemal niewidzialni - znów widziałam wszystko na fajnym, ostrym ekranie. Jedyny minus był taki, że widziałam to oczami Anji, nie swoimi, ale i tak było super. Czułam się tak, jakbym wyszła od optyka z nowymi okularami...

- Okej, możesz przerwać - powiedziałam po chwili z niechęcią. - Nie mogę się aż tak przyzwyczajać - wszystko wróciło do normy, czyli do rozmazanych plam.

- Nie wiem czy pamiętacie - odezwał się nagle głos Ciea z tyłu. - Ale my też tu jesteśmy! Weź nam pokaż ten słuch Ady skoro jest taki rewelacyjny - mruknął do Anji. Tak ściślej mówiąc, to nie jest tak, że im się poprawia słuch, po prostu słyszą dokładnie to, co ja - czyli wszystkie drobniuteńkie szczegóły, których ich słuch nie wyłapuje.

- Chyba jesteśmy - poczułam zapach domu Aury. - Zniża lot - poinformowałam i zapikowaliśmy.

- Poczekajcie chwilę... - szepnęła Aura i nadal w niewidzialnej, smoczej postaci wkradła się przez oknko. No nie było tego widać, ale było słychać jej ruchy. Po chwili z niego wyszła.

- Możemy lecieć? - niecierpliwiła się już Misza.

- Możemy - przytaknęła Aura. - Ale...

- No? - odwróciłyśmy się wszystkie.

- Jak wy to sobie wyobrażacie? Życie bez kogokolwiek dorosłego... Nie o to mi chodzi, umiem sobie poradzić, ale jak mnie przyjmą do waszej szkoły, co?

- Po pierwsze, kasy mamy naprawdę dużo, po drugie, naszych, w sensie Ady i moich rodziców i tak nikt nigdy nie spotkał. A po trzecie...

- W razie czego jest Sylwia - uśmiechnęłam się. - No i gites. Stoimy tak i gadamy bez sensu, czy może ruszymy w końcu? - zaproponowałam.

- Ruszamy, ruszamy - wzbiliśmy się w powietrze. Kamuflażem musiałam okrywać oprócz siebie, cztery inne osoby, co było dość męczące, ale nie pozwalało na wykrycie nas. Jedynie naprawdę spostrzegawcze oko, jak Anji, albo... Och, no po prostu super świetne i tak dalej mogło zauważyć takiego cienistego smoka, w cieniu z kolei jakiekolwiek szanse na to znikały. Podobnie było z Miszą, choć ją dla odmiany trudniej było zobaczyć na słońcu, a w jakiejkolwiek, najlżejszej nawet mgle, była niewidoczna całkowicie. Problem jest jednak dość podobny jak Anji z teleportacją. Nie robię tego często, więc jest to trudne, a co za tym idzie męczące. Lecieliśmy całą noc i byłam ledwo żywa. Anja chyba zauważyła, że utrzymywanie kamuflażu na większości grupy zaczyna mnie wykańczać i zaczynam lecieć prędkością raczej jakiegoś wróbla niż smoka.

- Nie ma jak, musimy się zatrzymać - Sylwia pierwsza zareagowała, kiedy już ledwo leciałam. - Ada, ściągaj ten kamuflaż z nas - rozkazała. Bez protestów wykonałam polecenie i poczułam się nieco lepiej.

- Może być problem - Anja wskazała na duże miasto, a potem na wschodzące słońce.

- Pięknie... - jęknął Kwiatek.

- A może tam? - zaproponowała Aura wskazując ZOO.

- Pogięło cię?! - Anja w ostatniej chwili powstrzymała się, żeby nie ryknąć na cały regulator, tak jak to ona potrafi. Obudziłaby całe miasto.

- Ona ma rację - powiedział nagle Cieo. - Tamten wybieg jest otoczony rowem z kolcami, więc turyści nie będą mogli podejść...

- Zgadzam się z bratem. Przeczekamy dzień na drzewie - oznajmiła Sylwia. - Ada, dasz radę jeszcze chwi...

- Czy wy zapomnieliście, że ja tu jestem? - przerwała jej Aura i w mgnieniu oka okryła płaszczem niewidzialności Anję, Sylwię, Kwiatka i Ciea.

- Dzięki. No to lądujemy...

- Czekajcie, a tamten park? - spytała nagle Misza. Jej też niezbyt podobał się pomysł przeczekania dnia w ZOO.

- Pełen ludzi? - zauważyła z przekąsem Anja.

- Zróbmy inaczej - zaproponowałam nagle.

- No, czekamy? - Kwiatek już się niecierpliwił.

- Przsiedźmy ze dwie godzinki na tamtym drzewie, żebym trochę zregenerowała siły, a potem bez żadnego kamuflażu przelećmy nad mias...

- Chyba ci zmęczenie do głowy uderzyło - parsknęła Anja. - Może jestem szalona, ale bez przesady, nie pozwolę, żeby o tak o wszyscy ludzie mnie zobaczyli!

- Dolecimy do jakiegoś lasu może? - zasugerował Cieo.

- Powinniśmy dać radę - mruknęłam.

- Poprawka, TY powinnaś, my damy bez problemu... - zaśmiała się Sylwia.

- Następnym razem będziesz leciała widzialna... - zagroziłam.

- Oj już nic nie mówię. A może tamte krzaczory, wiecie, tamta opuszczona działka? - zasugerowała Anja.

- Skąd wiesz, że opuszczona? - spytał logicznie Kwiatek.

- Eee... Zardzewiały, rozwalający się płot, mnóstwo krzaków, chwastów, drzew, jeziorko ledwo widzę spod tak gęstej warstwy rzęsy wodnej... - zaczęła wyliczać.

- Plus tamten furiowiec kłamliwy... - dodała Misza.

- Właśnie... CO?! - krzyknął Cieo.

- No, tam śpi, ludzie tego nie zobaczą, bo widać tylko z góry - Anja też już widziała smoka. Ja raczej tylko czułam jego zapach, dość słabo, bo nadal byliśmy wysoko.

- Okej, lądujemy - zakończyła Aura i pierwsza zapikowała, my za nią.

- No i świetnie! - mruknął Kwiatek, kiedy byliśmy na ziemi. Ja, Anja, Aura i Sylwia byłyśmy już zmienione w ludzi. Mimo wszystko, dzięki temu jest o cztery smoki mniej do ukrycia.

No, mam nadzieję, że się podobało. Jeszcze raz zapraszam do zajrzenia na CCP Wiki, a pytanka nie ma, bo jeszcze się nie wydarzyła odpowiedź na poprzednie. W końcu jesteśmy dopiero w połowie drogi, więc jeszcze połowa musi się wydarzyć :D
Ten next jest nieco krótki, ponieważ chcę dokończyć tę perspektywę. Cieszcie się radujcie i czytajcie!

- Wiesz Sylwia... - mruknęłam widząc spacerujących lub spieszących do pracy ludzi. - Musisz zawsze mieć taki dobry humor?

- Zawsze - zaśmiała się.

- To chociaż naucz się kierować tą pogodą, mielibyśmy z głowy te tłumy ludzi... - westchnęłam.

- To nie takie proste - rozłożyła bezradnie ręce Sylwia.

- Wiem... To miej się na baczności, będziemy ci psuć humor - zaśmiałam się przesyłając do reszty kilka wiadomości.

- Sylwia - odezwała się Anja po chwili siedzenia w krzakach. - Co ty robisz, że masz takie rzadkie włosy?

- Wieeem, są okropne... - jęknęła nasza kuzynka.

- Może jakąś odżywką weź je smaruj czy coś? - zasugerowała Aura.

- Od dzieciństwa próbuję i nic! - westchnęła.

- Tak? Nie wierzę - usłyszałam jeszcze głos Miszy, a sama podeszłam do furiowca.

- Siemka - szturchnęłam smoczycę. Poderwała się błyskawicznie, ale agresywna nie była. To w końcu furiowiec, nie furia. Raczej próbowała zwiać w krzaki.

- Nie musisz się bać, jesteśmy Smokami - odezwałam się. Na te słowa odrobinę się uspokoiła.

- Czy ci w krzakach to...?

- Owszem. Nocne furie. Ale chwilowo bym ich zostawiła w spokoju, bo jeśli chcemy tu mieć burzę, to muszą wkurzyć taką jedną... Nie wnikaj. Jak masz na imię?

- To jest najgorsze imię świata - jęknęła smoczyca przewracając oczami.

- Nic nie pobije Czkawki, a tak miał na imię sam Smoczy Władca z… U ludzi by się to nazywało opowieści ludowe… Możemy to nazwać smoczą baśnią - uświadomiłam jej.

- Łapcia - westchnęła.

- Ada - uśmiechnęłam się. - Rób co chcesz, ale jeśli pozwolisz pójdę spać. - Jestem troszkę... Wykończona - wyznałam i położyłam się wygodnie na mchu. Po chwili zasnęłam.

Obudziły mnie grzmoty. Czułam się znacznie lepiej... W sensie nie byłam wykończona. Ciekawe czy reszta też się zdrzemnęła? Pewnie trochę tak... Podniosłam się obserwując z zachwytem ulewę i siekające pioruny. Sylwia siedziała wściekła na drugim końcu działki i patrzyła się z wściekłością na drzewo po drugiej stronie ulicy. Nie wiem co jej zrobiło, ale po chwili walnął w nie piękny piorun, a drzewo i trawa wokół stanęły w płomieniach.

- Ale piękna demolka... - westchnęłam. - Szacun dziewczyny. Jak wam się udało tak wkurzyć Sylwię? Przecież to graniczy z cudem!

- Nie pytaj - zaśmiała się Aura.

- Naprawdę nie chcesz wiedzieć - dodała Anja. Tymczasem wokół nas siekały pioruny, gdyż Sylwia, chyba zaskoczona swoją umiejętnością kierowała swoją złość w kolejne miejsca z zadowoleniem obserwując uderzające tam pioruny. I pożary. W dość szybkim tempie naszą działkę otoczył krąg różnego rodzaju płonących przedmiotów. Potem z podobnym zachwytem zobaczyłam, jak nagle przed Sylwią formuje się piorun kulisty. Podeszłam do niej cicho.

- Fajne - stwierdziłam, a ona podskoczyła, co poskutkowało wyrzuceniem pioruna w górę.

- Przestraszyłaś mnie - mruknęła.

- Dawno cię nie widziałam tak wściekłej - zauważyłam z zadowoleniem. - W sumie to nigdy...

- Zamknij się - warknęła. - Okej, w sumie to jest to fajne. Patrz - zatrzymała kulę i obniżyła z powrotem. - Jak chcę, to leci na przykład tam - piorun nagle poleciał w stronę szklanego wieżowca i zatrzymał się w ostatniej chwili. Dostrzegłam ludzi uciekających w popłochu z biur i automatycznie się uśmiechnęłam.

- Hej! Co wy tam robicie?! - usłyszałam krzyk. Jak się okazało, należał on do żołnierza. - Cały ten teren wokół płonie, jesteście w pułapce!

- Jeśli mam być szczera, to relaksujemy się i podziwiamy burzę - uśmiechnęłam się. Koleś nadal pozostawał poważny.

- To nie są żarty. Zaraz zostaniecie stąd ewakuowane helikopterami - oznajmił.

- Nie wydaje mi się - warknęła Anja podchodząc do nas.

- Lepiej stąd zwiewajcie, póki możecie - dodała Aura.

...Sylwia!... - wrzasnęłam w myślach kuzynki, która znów zaczęła się robić zła.

...Czego?...

....Weź ich tam sieknij piorunami, nie będziemy musiały się ujawniać!... - przerwałam łącze i obserwowałam co się działo.
A działo się sporo, nie można było tego nie powiedzieć. Sylwia nawet nie kiwnęła ręką, a piorun nagle walnął w faceta przed nami. Potem piorun kulisty zawrócił. Zanim się obejrzałam, dwa helikoptery spadały na ziemię, a piorun wracał w naszą stronę.

- Wiesz, mam równocześnie genialny i głupi, i szalony pomysł - odezwała się nagle Łapcia. Zapomniałam zupełnie, że tu jest.

- Kocham takie. Tylko wiesz, żeby nie polegało to na pokazaniu się wszystkim - uśmiechnęła się Anja.

- Weźmy dajmy tamten piorun kulisty w stronę stadionu. Mecz jest, sześć tysięcy samochodów, jeden z zielników przekazał mi na dodatek, że jest też tam zaparkowana cysterna z benzyną - zaproponowała.

- Ekstra! - połowie z nas już zaświeciły się oczy.

- Zrobi się zamieszanie i dadzą nam spokój, będziemy mogli odlecieć - zgodził się Kwiatek.

- Aura, tym razem ty robisz połowę z nich niewidzialnymi, ja drugą połowę - oznajmiłam.

- Jasna sprawa!

- Ale nie zabijajmy ludzi na stadionie - stwierdziła Misza. - Mimo wszystko jesteśmy smokami, nie ludźmi...

- I nie jesteśmy okrutni jak oni - dokończyłam, a wszyscy pokiwali głowami. Sylwia skierowała piorun w stronę stadionu.

- Lepiej już uciekajmy - Łapcia przestępowała z łapy na łapę.

- Okej - zaśmiała się Misza. - Ty to chętnie być uciekła, co?

- Nie przesadzaj - fuknęła tamta. - Moja wina, że się taka urodziłam? Za to jestem szybka - śmignęła do przodu.

- No. To zwiewamy? Bo na razie tylko unosimy się w powietrzu - zauważył Cieo.

- Tak, a jak inaczej? - zmieniłam Anję i Kwiatka w cień. Aura zajęła się Sylwią i Cieem. Chciałam już się zabrać za Łapcię, ale ta machnęła łapą.

- Po pierwsze, zapada zmrok - wskazała na horyzont. - Po drugie, mieszkam na tej działce całe życie i nigdy w nic się nie wpakowałam. A po trzecie... - uśmiechnęła się i stała się znacznie mneij widoczna. Zwłaszcza dla mnie bez okularów. Z tego co się zorientowałam, zmienia się w coś podobnego do gęstego cienia, dużo bardziej widocznego niż mój, który tylko ktoś ze wzrokiem jak Anja może zobaczyć. Nawet ja mogłam, mimo braku okularów. Ale w sumie nie, to chyba nie był cień… Ona się jakby… Wygasiła? Coś w ten deseń… Zakamuflowała. Od góry wyglądała jak ziemia na dole, od dołu jak nocne niebo pokryte gwiazdami. Wszystko trochę ciemniejsze niż w realu. I jej oczy nie żarzyły się juz taką intensywną zielenią. Już nie gadaliśmy, tylko ruszyliśmy w stronę domu.

Pozostał jeden problem. Burza szalała nadal, ledwo się przesuwaliśmy do przodu, bo wiatr, a raczej wichura jakaś, huragan, zwiewał nas do tyłu, a Sylwii przez to humor wcale się nie poprawiał. Nawet jakby chciała, nie wiedziała jak przegnać burzę.

- Pięknie - jęknął Kwiatek. - Lada moment ten wiatr skrzydła mi rozszarpie - zażartował, ale nikt się nie zaśmiał. Nie było to takie dalekie od prawdy. Wystarczyło, żeby zwiało nad na coś w dole i już kontuzja gotowa. na domiar złego wokół nas siekały pioruny.

- Nie daję rady - jęknął Cieo. Nie tylko on nie dawał rady.

- Kierujmy się na zachód, tam jakby mniej wieje - zauważyła Anja.

- I lećmy pod górę, może nad chmurami uda nam się przelecieć - dodała Aura.

- Dobry pomysł - sapnęła Łapcia.

Nie okazało się to aż tak dobrym pomysłem. Wiatr jakby się nasilił i spychał nas w dół, przez co nie mieliśmy szans wzlecieć wyżej. Cudem uniknęliśmy zderzenia z ostro zakończonymi wieżyczkami jakiejś katedry. Brnęliśmy więc na zachód, spychani równocześnie przez wiatr na południe, co w efekcie dawało podróż na połodniowy zachód.

- Tornado - warknęła nagle Sylwia. Nie sprzeczałam się. Po pierwsze, ona zawsze wie jaka gdzie jest pogoda, po drugie już od jakiegoś czasu do moich uszu dobiegał jakiś świst i równocześnie huk, których nie umiałam zidentyfikować.

- Gdzie się kieruje? - spytała Anja zaciskając oczy.

- Prosto na nas! - ryknęła Sylwia. W jednej chwili zdeydowaliśmy.

- Wracamy. Na południe, z wiatrem. Może uda nam się umknąć - stwierdziła Aura. Miała rację, więc nikt nie protestował. Wiało tak mocno, że właściwie my tylko pilnowaliśmy, żeby nie spaść, bo wiatr niby wiał od północy, ale równocześnie spychał w dół.

- Misza, lecisz?! - wrzasnęłam.

- Tak!! - ledwo udało jej się przekrzyczeć wycie wiatru.

Pędziliśmy więc dalej, pchani wiatrem. Pomyślałam, że dobrze, że Gaja i Mavi-ox zostali w domu, z resztą zielników. W końcu oni by na bank sobie nie poradzili w taką wichurę.

- Jest tutaj! - pisnęła Łapcia starając się przyspieszyć. Bez skutku. rzeczywiście, tornado było po naszej lewej stronie.

- Wszyscy do mnie i zbijmy się w grupę! - ryknęła Anja. Nie protestowaliśmy, ale zadanie to wcale nie było takie łatwe. Nagle usłyszałam ryk.

- Misza! - wrzasnęłam starając się polecieć w stronę tornada, które porwało moją siostrę.

- Misza! - krzyknął Kwiatek i rzucił się w tamtą stronę. Mnie jednak coś powstrzymywało.

- Nie możesz - warknęła Anja trzymając mnie. - Razem może uda im się przeżyć, a jeśli polecisz za nimi, zginiesz na pewno! - wrzasnęła starając się mnie zahipnotyzować. O nie, nie ma tak łatwo, pomyślałam wpadając w furię i wyrywając się. Nie udało mi się jednak polecieć zbyt daleko, bo chwilę później Anja niosła mnie w łapach. Reszta keciała za nami.

Dalsza droga była łatwa. Aż za łatwa. Tornado, jakby zadowolone z porwania dwóch ofiar, zniknęło tak jak się pojawiło, wichura się uspokoiła. Może jedną z przyczyn było to, że Sylwia, nie przyzwyczajona ogólnie do długiego lotu, straciła przytomność i w postaci ludzkiej była niesiona przez swojego brata? Wiatr już mnie ani nie spychał w dół, ani nie podtrzymywał w powietrzu. Wylądowałam w lesie, a raczej po prostu poleciałam w dół na końcowym etapie spadając, łamiąc przy okazji gałęzie i ryjąc w ziemię. W sumie reszta nieco podobnie znalazła się na ziemi. Cieo się podniósł.

- Poznaję to miejsce - powiedział cicho z pewna ulgą w głosie. - Przelatywałem tędy raz z Sylwią. Jeśli dacie radę przejść jeszcze kilkadziesiąt kroków, znajdziemy się we w miarę przytulnej i bezpiecznej pieczarze, zakrytej zielskiem i korzeniami drzew - oznajmił, a ja jęknęłam i się podniosłam. Nie liczyłam tych kroków, ale nagle chyba weszliśmy do tej pieczary, bo zrobiło się wokół mnie ciemniej i chłodniej. Już nie szłam dalej, nikt z nas nie szedł. Raczej zwaliliśmy się na ziemię zamykając oczy, a w ostatnim przebłysku świadomości pomyśleliśmy jeszcze o Miszy i Kwiatku.


Mam nadzieję, że się podobało, a oto zagadka - co się stanie? W sensie gdzie znajdzie się Misza i co się stanie tam gdzie ona trafi?
Na razie nexta nie ma, odwiedźcie to: http://pl.cos-czego-pragne.wikia.com/wiki/Wątek:2793
Krótki opis - jest to głosowanie na Fan Art, którego termin przedłużamy o kilka dni w nadziei, że znajdzie się więcej chętnych do napisania tej jednej cyferki - 1 lub 2. Naprawdę! To nie tak wiele, trzy kliknięcia, cud jak zajmie wam to więcej niż pięć minut, musielibyście chyba mieć wolny internet, wolny komputer i jeszcze wirusa, który by was wywalił XD. Rozumiemy, że mało kto ma czas by wykonywać prace na konkurs, ale postarajcie się chociaż oddać głos, zgoda?
A teraz tak - nexta długo nie było, nie miałam dostępu do komputera. A na tablecie kilasz klawisz, a litera pojawia się na ekranie dopiero po kilku sekundach -,- Dlatego nie było również wyjaśnienia.
Pytanie? Nie zgadł nikt. No, rację masz, Agadoo, że będzie niezły bigos, ale nie jest to raczej odpowiedź na pytanie, bo w sumie zawsze jest niezły bigos, więc pół dedyka XD

Enjoy your reading!

Perspektywa Miszy[]


Obudził mnie ból. Otworzyłam powoli oczy i ze zdumieniem i równocześnie strachem spostrzegłam, że znajduję się w jakimś miejscu, które pierwszy raz w życiu na oczy widzę. Wulkan... Lawa... Kamienie... Woda wokół... Idealnie, będą tu pewnie ogniki iskrowe... Zerknęłam w stronę źródła bólu i aż jęknęłam. Z mojego boku leciało sporo krwi, musiałam wylądować na jakiejś ostrej skale. Poczłapałam przed siebie kilka kroków, ale nie dawałam rady. Zerknęłam w stronę oceanu. Plusnęło tam kilka ryb. Usiadłam na brzegu. Jak je zdobyć, skoro ledwo chodzę? Słona woda chyba nie pomoże mojej ranie... Może i pomoże, ale będzie bolało... Westchnęłam i zebrałam się w sobie. Poszczęściło mi się i po chwili już miałam kilka ryb w pyszczku. Zjadłam je jak najszybciej. Nie wiadomo czy będą tu inne smoki. Zerknęłam w stronę wody. Z przykrością zauważyłam, że zostawiłam za sobą ślad krwi w wodzie. Westchnęłam. Nie spodziewałam się, że będzie tak źle. Gdzie ja w ogóle jestem? A gdzie inni? Szkoda, że nie ma tu Ady... Z jej uleczaniem poszłoby łatwiej...

Zaraz, pomyślmy... Lecieliśmy na zachód, a uciekając przed tornadem na południe... Najbliżej to było w takim razie do Morza Śródziemnego, albo Adriatyku... Spróbowałam polizać swoją ranę, ale bez szans, nie sięgam. A może splunąć? Zaśmiałam się do siebie. To się nie uda, nie jestem w stanie tak się wytrenować jak dziewczyny. Ciekawe, czy reszta jest razem, czy też ich porozrzucało po całej Europie...?

Nagle usłyszałam plusk wody w oddali. Podniosłam szybko głowę. Ja nie mogę, co oni tu robią? No bo widzę nagle jakiś statek z ludźmi. Mam prawo być zła. Starajac się ignorować ból i fakt, że pewnie zostawiam za sobą krwisty ślad poleciałam na drugi kraniec wyspy. Byle dalej od ludzi. Szkoada, że pojęcia nie mam gdzie jestem i gdzie mam lecieć. A nawet jeślibym wiedziała, nie byłabym w stanie nigdzie dolecieć.

Do moich uszu dobiegł wściekły ryk. Przyleciało kilka ogników iskrowych, prawdopodobnie razem ze swoim przywódcą. Stanęły przede mną, trochę w łuku i przepuściły przywódcę. Podszedł do mnie. Super, wręcz bosko...

- My się chyba znamy? - zmrużył oczy i wyszczerzył złośliwie zęby. Istotnie, znamy się. Nie wiem czy się zorientowaliście, ale były to dokładnie te same ogniki iskrowe, z którymi wcześniej walczyliśmy w jaskini. A teraz byłam ranna na ich wyspie!

- Niestety... - mruknęłam.

- Powiem ci jedno... Wy nam nie pomogliście, to czemu my mamy teraz pomagać wam?

- Zaraz, wy nawet nie prosiliście o pomoc, tylko zaatakowaliście!

- Stanęliście po stronie człowieka - warknął głucho. - Nieważne. Nie oczekuj, że ci pomożemy, a nawet więcej - zaśmiał się i wtedy jego głos stał się jeszcze okropniejszy, choć nie wiedziałam, że tak się da. - Zabić ją - rozkazał głosem tak zimnym, że niemal poczułam ten chłód. Dobrze, że mam białe łuski i, że w ogóle je mam. Dzięki temu nie zauważyli, że zbladłam cała. Szybko się jednak pozbierałam. Nie ma mowy, tak łatwo mnie nie dostaną!

Wiecie, jaki jest problem, kiedy walczysz z ognikiem? Jak się zapali to nawet nie dasz rady zaatakować pazurami lub zębami. Cofnęłam się lekko i strzeliłam plazmą. Lekko odrzuciło to przeciwników, ale i rozjuszyło. Przywódca ryknął głośno i nadleciało jeszcze kilkanaście smoków. Jęknęłam w myślach. Teraz to już nie będę miała żadnych szans... strzeliłam plazmą w lecące smoki z zadowoleniem widząc, że trzy z nich spadły na ziemię. Zaraz potem zajęłam się ognikiem, który był najbliżej mnie. rąbnął o ziemię i miał wielką ranę. Poza tym chwilę później, ale za późno zauważył, że leży na mokrym kamieniu. Zalała go woda i zgasł ogień na jego plecach, skrzydłach i ogonie. Świetnie. Teraz zanim znowu się zapali, musi wyschnąć. Ale nadal może ziać ogniem i walczyć zębami i pazurami. Odwróciłam się błyskawicznie strzelając plazmą w kolejnego z nich. Z tyłu jednak poczułam, że ktoś mnie atakuje. Zanim się obejrzałam, leżałam brzuchem do góry. Ognik już miał zadać cios ostateczny...

W ostatniej chwili wyrwałam mu się i przeturlałam wpychając go do wody. Niestety zaliczyłam przy tym kilka kolejnych ran od jego pazurów, ale pozbyłam się przeciwnika. Tylko co z tego, jak zostało ich jeszcze dwudziestu? Strzeliłam plazmą jeszcze kilka razy, ale już było widać moją przegraną. Z okrutnym zadowoleniem okrążyli mnie i dali dostęp przywódcy, zacieśniając krąg jeszcze bardziej, kiedy ten wszedł do niego. Czułam gorąc bijący od nich - w końcu co jak co, ale kąpią się w lawie. Leżałam na ziemi przygnieciona przez ich przywódcę.

- Zanim cię zabiję... Wiedz jedno - syknął. - Nigdy...

Nie dokończył.. Coś mu przerwało.

Pytanie jest logiczne i oczywiste - co mu przerwało?
No i przypominam o głosowaniu, do którego link macie wyżej! Poświęćcie te dwie jakże cenne minuty!
Jasne, nie było nexta długo, ale czekam nieco, ponieważ nasza druga autorka ma zaległości XD Jasne, zagadka była banalna. Dedyczki wędrują (tak, mają nogi) do Ilit, Agadoo, Klaren, Skrill05 i Lodowa furia. W życiu chyba nie było tak prostej zagadki...
Neh hah, zachęcam do czytania! Rozkoszujcie się nextem!



Rozdział 21[]


Perspektywa Hyacinthina[]


W jednej chwili zrezygnowałem z bezsensownego szarpania się z huraganem i dając mu się porwać zawróciłem w stronę Miszy.

- Misza! - ryknęła rozpaczliwie Ada, ale Anja powstrzymała ją przed pogonią. Byłem już na tyle daleko i tak szumiało i wyło mi w uszach, że nie słyszałem ich już.

...Bądź ostrożny... - usłyszałem jeszcze zmartwiony ale pewny głos mojej siostry i kontakt z nimi zupełenie mi się urwał.
Zamachnąłem się mocniej skrzydłami, próbując utrzymać w odpowiedniej pozycji. Dałem się ponieść tornadu i jedynie co jakiś czas starałem się wyregulować lot. Oczy zaszły mi łzami i silny wiatr utrudniał oddychanie, ale cały czas wlepiałem wzrok w miejsce, w którym zniknęła białą smoczyca. Powoli opadałem z sił i do tego co jakiś czas przelatywały jakieś śmiecie.

Nie mam pojęcia, jak długo kręciłem się w zabójczym leju, ale kiedy wreszcie wypchnęło mnie z niego i moim oczom wreszcie ukazał się granat nieba czułem się, jakbym właśnie wygrał na loterii. Ale biorąc pod uwagę, że nie miałem pojęcia, gdzie była Misza, w zasadzie ten wygrywający los zgubiłem. Musiałem ją znaleźć... Ale ledwo żywy raczej na nic bym się nie przydał. Kiedy trąba się uspokoiła i jak nagle się pojawiła, tak niepostrzeżenie znikła, przyjrzałem się tym, co miałem pod sobą. Wszędzie ocean, a w oddali zamajaczył niewyraźnie kształt wyspy. Ostatkiem sił poszybowałem w jej kierunku i na bezpiecznej wysokości po prostu runąłem w dół, rozkładając skrzydła w ostatnim momencie. Zerknąłem tylko na wyrytą przez siebie drogę hamowania i zamknąłem oczy.
Nie był to najprzyjemniejszy sen w moim życiu. Miotałem się po ziemi usiłując zasnąć na chociaż dziesięć minut w celu zregenerowania energii, a moje myśli krążyły wokół Miszy. Gdzie mogła być? Muszę ją znaleźć...

Zerwałem się na nogi jeszcze przed wschodem słońca. Fakt, byłem trochę połamany, ale znacznie trzeźwiejszy niż w momencie lądowania awaryjnego. Panika zżerała mnie od środka. Nie wiedziałem, gdzie byłem. Co z tego. Gorzej, że nie miałem bladego pojęcia gdzie była najważniejsza dla mnie smoczyca. Czy udało jej się bezpiecznie wylądować? Chciałem szybko coś zrobić, ale co? Mogłem mieć tylko nadzieje, że poleciałem za nią w dobrym kierunku i że też znajdowała się na tej wyspie. Przysiadłem na chwilę na ziemi. Mama mi kiedyś mówiła, że najlepszym sposobem na uspokojenie się jest wyrównanie oddechu i wczucie się w otoczenie. Serce waliło mi jak młotem. Zacisnąłem powieki. Wdech.... Las... Jakieś ssaki... Wydech... Kilometr na prawo obudziła się rodzina śpiewających ptaków... Wdech... Ziemia dobrze pachniała, więc była żyzna... Wydech... Mój nos podrażnił zapach siarki i kurzu. Wulkan... Wdech... Zapach. Wyłapałem charakterystyczną woń krwi. Nie byle jakiej, a Nocnej Furii. Tej konkretnej Furii.

Pomknąłem w tamtym kierunku omijając pnie drzew. Nagle jakby wszystko zaczęło mnie potwornie irytować. W momencie, kiedy poderwałem się do lotu, wystrzeliłem pocisk w stronę zielonych koron, robiąc sobie przejście. Po minucie byłem już na kamienistej plaży, o ile można to tak nazwać. Do morza wpływała wąska rzeka lawy. Powęszyłem jeszcze i rozejrzałem się. Szerokie smugi czarnej krwi ciągnęły się od wielkiej kałuży do wody. Była świeża. Kamienie wciąż były jeszcze ciepłe, a zapach Miszy bardzo wyraźny, wręcz namacalny. Poczułem w piersi nieprzyjemny uścisk. Obym się tylko nie spóźnił. Ta rana do małych nie należy...
Zaalarmował mnie plusk statku. Istotnie, niedaleko przy brzegu cumował jakiś statek. Ci ludzie to już chyba ani skrawka ziemi nie zostawią nietkniętego. Zanim zdążyli cokolwiek zrobić wzbiłem się nad korony drzew. Zaraz potem do moich uszu doszły niepokojące dźwięki. Powarkiwania wściekłych Ogników Iskrowych. To może jeszcze nic dziwnego, te gadziska cały czas są o coś wściekłe. Najgorsze było to, że to były ryki tryumfu. Nad Nocną Furią. Zacisnąłem wysuwające się zęby i pozwoliłem, żeby i z mojego gardła wydobył się warkot. Jeszcze jeden wdech... Zobaczyłem ich. Całe stado płonących smoków na jedną ranną Miszę. Jakiś koleś przygniatał ją właśnie do ziemi.

Runąłem na niego z wściekłym rykiem i przekoziołkowaliśmy na sam środek sfory.  W tym momencie eksplozja miętowego światła odrzuciła do tyłu napastników. Przyszpiliłem lidera do skał. Drapał mnie i szarpał się, ale nie przeszkadzało mi to. Nie czułem bólu ani gorąca ognia płonącego na jego ciele. Była tylko wsciekłość. tak przyjemna, dająca siłę. Małem wrażenie, że jestem niepokonany. Mógłbym przenosić góry. Dla Miszy... Zginąłbym bez wahania, codziennie bił się z Ognikami, zrobiłbym wszystko.

- Zanim zginiesz marnie, wiedz jedno. - warknąłem mu prosto w pysk, prawie że go cytując. - Nigdy nikomu nie pozwolę jej skrzywdzić. - zebrałem energię i w chwili, kiedy go puściłem, zarobił śmiertelnym pociskiem plazmy. W momencie jego śmierci ciało przestało się palić i uderzyło pchane siłą wybuchu wprost na zszokowane stado. - Ktoś jeszcze?! - Ryknąłem na nich cofając się do Miszy. Rozłożyłem skrzydła zasłaniając ją przed ewentualnym atakiem. 

Posłałem im pod nogi jeszcze kilka strzałów, cały czas będąc w furii i mieniąc się miętowo-niebieskim światłem. Ogniki zaczęły się wycofywać, najeżone, a z pysków strzelały im iskry. Z wielką chęcią rzuciłbym się każdemu z nich o gardła, ale to już byłby atak, a nie obrona. Nagle jeden z nich zaatakował z boku. Byłem przygotowany i uderzyłem jako pierwszy. Czułem, jak ogień palił wnętrze mojego pyska, ale ból wciąż się nie pojawiał. Była tyko wściekłość. Srebrna, słodka, gorąca krew pociekła mi po pysku. Prasnąłem martwego agresora na bok, jak najdalej. Obrzuciwszy ogniste smoki nienawistnym spojrzeniem, ryknąłem na nich jeszcze raz, doskakując do znajdujących się najbliżej. Tchórze, pozrywali się z ziemi odlatując z warkotem pełnym smoczych wiązanek.

...Gdzie jesteście...?! - ryknęła w mojej głowie Anja. Dzięki temu, że byłem w furii zwiększyła się wykrywalność mojego umysłu i wreszcie mogliśmy się skontaktować.

...Nie mam pojęcia... Ale wyspa z Ognikami Iskrowymi... Misza jest ranna... Natychmiastowo potrzebna Szamanka...! - ogniki raczej nie współpracowaly z szamanami gryfami. Zresztą... Który by chciał z nimi mieszkać?

...Już lecimy... Znajdę was... Wyczuwam, gdzie jesteś... Trzymajcie się... - I łącze zanikło. Albo raczej Anja otoczyła się murem. Nie miałem z tym problemu. Miałem poczucie, że wiem gdzie była, bo łącze choć niewidoczne, nie zostało zerwane. Mój wzrok zatrzymał się na poległych "kurczakach". Nie zapalą się przez najbliższą godzinę.

Miałem szczerą ochotę pogonić je. I zrobiłbym to niechybnie, gdyby nie cichy warkotojęk za mną. W jednej chwili cały gniew mnie opuścił, kolce na grzbiecie zgasły i teraz też dopiero zacząłem odczuwać skutki bliskiego kontaktu z pazurami i ogniem ogników. Odwróciłem się do Miszy i znów, w obliczu tego, co zobaczyłem, moje drobne rany straciły dla mnie znaczenie.

- Radziłam sobie... - spróbowała warknąć, ale wyszedł z tego tylko pełen bólu jęk.

- Nie wątpię - uśmiechnąłem się blado podchodząc do niej.

- Nie potrzebnie się fatygowałeś, miałam go na celu - położyłem się obok niej.

- Umhm... - mruknąłem i zabrałem się do wylizania wielkiej wyrwy w jej boku. Skrzywiła się, zaciskając zęby i orając skały pazurami. - Rozluźnij się. Napinając mięśnie przyspieszasz przepływ krwi, a to ci nie pomoże. - Tego już nie skomentowała. Po kilku minutach czarna ciecz wreszcie przestała cieknąć tak obficie jak wcześniej z największej rany, ale wciąż pozostawały te po walce.

- Poradzę... Sobie... - mruknęła usiłując się podnieść, ale przytrzymałem ją nosem.

- Teoretycznie nie powinnaś teraz zasypiać, ale z umiejętnością Ady nic ci nie będzie.

- Przecież nie mają pojęcia, gdzie jesteśmy.... Nawet my nie mamy... - oddychała z trudem. Oprócz ran była pewnie nieźle potłuczona.

- Niczym się nie martw... Znajdą nas... - mruknąłem pocieszająco, obchodząc ją dookoła. Była zimna jak lód. Ułożyłem się za nią, okrywając ją swoim skrzydłem.

- Zimno mi.... - pisnęła po chwili. Chyba po raz pierwszy nie zgrywała samowystarczalnej, niedostępnej Białej Pani. Zionąłem obok niej strumieniem plazmy mech, choć porządnie już przemoknięty krwią, zaczął się żarzyć. Otoczyłem ją ogonem, żeby chronić od wiatru i położyłem łeb z otwartym pyskiem obok jej głowy. Zapaliłem w paszczy pochodnię, żeby ogrzewać Miszę cały czas. ...Anja... Ada.... SZYBCIEJ....! Serce mi się krajało i miałem ochotę się popłakać. To takie niesprawiedliwe. Równie dobrze mogłoby mnie porwać. Zawsze to lepiej niż moją Miszę. - Dziękuję.... - szepnęła jeszcze, kiedy dreszcze trochę ustały.

Oddech białej smoczycy był płytki i urywany. Co chwilę szarpało ją i piszczała cicho. Wtedy mruczałem jakąś smoczą melodię. Może gdybym miał tu jakieś bandaże, jakąkolwiek szmatę, dałoby się coś zrobić. A tak, miałem do dyspozycji tylko leczniczą ślinę, swoje ciało i plazmę.

Patrząc na słońce, dochodziło południe. Przynajmniej będzie trochę cieplej. Na szczęście krew udało się zatamować i Misza więcej jej nie traciła. Co jakiś czas podgrzewałem skały wokół nas. Przez chwilę myślałem, że biała furia się obudziła, ale tylko coś mruknęła i przycisnęła łeb do mojej szyi. Zamarłem. Co z tego, że była nieprzytomna i do tego poważnie ranna. No moim pysku mimowolnie pojawił się uśmiech. Taką Miszę, którą można się opiekować to ja lubię...

I gitara, next jest, fanom "Hyacmisz" powinno się spodobać :) Co sądzicie? I zagadeczka: Co będą robić kiedy już wreszcie wrócą do domu? Znaczy, nie tyle co będą robić W domu, ale co POSTANOWIĄ zrobić?

Dedyczek dla Ilit, jako jedyna była na dobrym tropie. Cieszcie się nextem!
Małe info - przeczytajcie przepowiednię Thalasji w rozdziale 14. Została ona zedytowana, głównie pod względem tego, że teraz się rymuje i jest ładniej sformułowana, pojawiło się w niej jednak również sporo nowych rzeczy. Ciekawe, czy dla kogoś będzie w niej cokolwiek jasne...?



Perspektywa Anji[]


Wszyscy lecieli najszybciej jak się dało,ale dla mnie to i tak było za wolno. Słyszałam, że dla Ady też. Jej myśli tak huczały jak przez megafon. Co jakiś czas sprawdzałam łącze z Kwiatkiem. Czułam, że jesteśmy już coraz bliżej. Pozostały czas spędzałam za murem, żeby nie słyszeć tej całej mentalnej wrzawy. W pewnym momencie Ada się znacznie ożywiła i odbiła kilka stopni w prawo. Zburzyłam mur i również ja odczułam bardzo mocno, że to już tu. Przelatywaliśmy właśnie nad jakimś lasem.

...Hyacinthino...? - odezwałam się do brata.

...No wreszcie...! Ileż można czekać...? - ulżyło mu, że już jesteśmy, ale słyszałam w jego mentalnym głosie zdenerwowanie i troskę o białą smoczycę.  W tym momencie naszym oczom ukazał się kamienisty brzeg, a na nim pełno srebrnej i czarnej krwi, kilka trupów... I są! Obok jednej ze skał leżał Kwiatek z Miszą pod skrzydłem.

- Są. - Oświadczyłam i zapikowałam w ich stronę.

- Przecież czuję. - parsknęła Ada i też już zbliżała się do ziemi. Parę metrów nad nią zmieniła się w człowieka i podbiegła do siostry. - Oj Misza... - Hyacinthino bez zwłoki podniósł skrzydło, a następnie nosem odgarnął skrzydło Miszy. Wtedy też naszym oczom ukazała się spora rana. W ogóle cali byli podrapani, ale to było większe.

- Jesteś pewna, że ci się uda? - zapytała z powątpiewaniem w głosie Sylwia.

- Przecież już to chyba robiłam, nie? - odburknęła Ada rozcierając ręce. Aura stanęła obok z zaciekawieniem oglądając poczynania zielonej Smoczycy. Ta przyłożyła ręce do brzegów rany i zaczęła kręcić palcami jakieś zawijasy. Może i widok samoistnie zasklepiającej się rany był niczego sobie, ale zamknęłam oczy oddychając głęboko. Energia, którą czułam, przepływająca przez ręce Ady, którą w ogóle wymieniałyśmy się cały czas, będąc wszystkie cztery połączone mentalnie, była tak przyjemna... Właściwie sama od razu też poczułam się lepiej, chociaż nic mi nie dolegało. Otworzyłam jedno oko, a zaraz potem drugie też, ze zdziwienia. Kwiatek oglądał się w zaskoczeniu. To było coś niesamowitego. Cała nasza szóstka była połączona, więc energia swobodnie sobie przepływała, ale nie wiedziałam, że uleczając Miszę, której swoją drogą została na boku tylko niewielka blizna bo po reszcie zadrapań nie zostało śladu, Ada "naprawiła" też mojego brata, który również prezentował się zdrowo jak na kilka godzin po stoczeniu walki.

- Ale czad - westchnęłam. Czasem to się zastanawiam, jak ludzie i smoki, w ogóle wszyscy żyją będąc tak... Normalnymi, zwyczajnymi, bez żadnych fajnych bajerów. Ja bym się chyba strasznie nudziła.

- Rany, naprawdę genialne! - zachwyciła się Aura. - Na tej całej wojnie właściwe będzie wystarczyło, że wszyscy będziemy połączeni i każde rany będą się goić w czasie walki!

- Taaa... i Ada nam wykituje - schłodziłam jej entuzjazm.

- Nie doceniasz mnie - mruknęła, choć ja tam swoje wiedziałam. Z naszej ekipy telepatię opanowałam najlepiej i nierzadko udaje mi się odczytać nawet te najlepiej ukrywane myśli. Wiedziałam więc, że Ada była deczko zmęczona tym całym leczeniem. W końcu ta rana taka malutka znowu nie była. A swoją drogą, nie jedliśmy nic od... dwóch, trzech dni? W tym momencie zaburczało mi w brzuchu.

- Jeżeli chcesz, żebym cię doceniła, to wiesz... - odsłoniłam jej mój pomysł.

- Co, zmęczyłaś się lataniem? - zadrwiła, ale widziałam po jej minie, że przyjęła wyzwanie.

- Ja nie, ale Misza powinna mimo wszystko odpoczywać.

- Nie wiem, co chcecie zrobić - Aura pstrykała właśnie zdjęcie jakiemuś ptakowi siedzącemu na gałęzi drzewa rosnącego niedaleko i raczej nie obchodziło ją, o czym z Adą myślałyśmy. - Ale mnie w to nie mieszajcie. Jak dla mnie za dużo rewelacji jak na dwa dni. Jedna Szamanka, drugiej nie można wkurzać bo ześle na łeb pioruny, trzecia odbiera mózg... I ja mam z wami mieszkać? Moje moce przy waszych to dziecinna zabawa.

- Oj, już nie narzekaj. Ja też jeszcze wszystkiego nie umiem opanować. A z twoją iluzją to prawie jak z hipnozą. No i możesz być niewidzialna... - Sylwia wiedząc już, co mamy z Adą zamiar zrobić spróbowała jakoś przekonać Aurę.

- Lecę na własnych skrzydłach! - zastrzegła turkusowa Smoczyca.

- Dobra, dobra! - odkrzyknęłam. Misza od jakiegoś czasu już nie spała, ale o dziwo nie odskoczyła od swojego obrońcy jak oparzona. - Nie gadaj, tylko tu chodź! Kupię ci tego ptaszka i się napstrykasz fotek a napstrykasz! - co mnie zaskoczyło to fakt, że Aura przyszła bez gadania. To znaczy, miała niezadowoloną minę, ale przyszła.

- Nic sobie nie wyobrażaj - zaznaczyła spoglądając na mnie wilkiem. - Po prostu zrozumiałam, że jestem głodna.

- To wiesz. Na początku muszę zebrać energię. Nie wiem, czy mi się to uda, w sensie czy otworzę znów portal.

- Portal?!

- Spoko, włączę się, kiedy pojawimy się w mieszkaniu. Żebyś znów nie padła. - Ada kiwnęła głową ze złośliwym uśmieszkiem. Odpowiedziałam tym samym.

- Tylko się nie przemęcz. Zużywam dużo baterii.

- O ile dobrze zrozumiałam, będziesz nas teleportować? - Aura ponownie dała o sobie znać.

- Dokładnie. Dobra, przysuńcie się, czy coś - zbiliśmy się w kupkę, każdy w ludzkiej postaci, nie wliczając smoków. - ...DOM... - W chwili, kiedy wydałam sobie tą jakby komendę, znów czarna dziura otoczona niebieskim, świetlistym pierścieniem pojawiła się nad naszymi głowami. Tym jednak razem pochłonęła nas nieco wolniej, więc mogłam się jej przypatrzyć. Sama podróż zaś trwałą tylko chwilę. Wróć. Krócej niż chwilę, bo właśnie stałam na trawie przed domem. No jeszcze nie. Z trudem się na nogach utrzymywałam. I w tym momencie znów ogarnęło mnie to przyjemne uczucie dostarczonej energii. Ból, który chciał się pojawić, po prostu zniknął. - O jak miło... - Westchnęłam, kiedy po przeteleportowaniu sześciu smoków nie runęłam na ziemię bez życia. Za to Ada trochę się zatoczyła, ale ogólnie wszyscy byli sprawni. Znów zaburczało mi  w brzuchu. - Zdecydowanie pora na obiad - dziewczyny zgodnie pokiwały głowami i ruszyliśmy w stronę drzwi. Misza już też szła. Nacisnęłam klamkę, ale wbrew wszelkim pozorom, nie udało nam się wejść do środka. Spuściłam głowę, podnosząc jednocześnie palec wskazujący. - Klucze. - I, bo do tego aż tyle energii nie potrzeba, przeteleportowałam się do wnętrza. Przekręciłam zamek i otworzyłam wrota. - Wy smoczki, jecie na zewnątrz. Watpię, żeby komukolwiek z was chciało się włazić tunelem, a przez drzwi nie przeleziecie. Kurde no... Czy nikt tu nie ma umiejętności dematerializacji?! - Krzyknęłam w powietrze. - Wszystko byłoby prostsze! Zero drzwi, zero przeszkód... - Dalsze moje narzekania przerwało kolejne burczenie brzucha. Ruszyłam do chłodni po wiadra ryb, wydając przy okazji rozporządzenia. - Ada, wrzątek! Sylwia, kroisz warzywa! Aura, przygotuj przyprawy!

- A ty?

- Ja dam jeść naszemu rodzeństwu i klapnę przed telewizor. - Wyszczerzyłam się do nich na odchodnym.

- Chciałoby się! - Warknęły wszystkie trzy. Oj... Teraz to dopiero będzie ciekawie.... Uśmiechnęłam, się do swoich myśli. Jeszcze pół wakacji na poszukiwania kolejnych smoków...!



Rozdział 22[]


Perspektywa Ady
[]


Obiad szybko był gotowy. W ilości hurtowej, bo każda z nas wciągnęła bez problemu dwa, trzy razy większą porcję niż jemy normalnie. I tak patrzyłyśmy z utęsknieniem w stronę zamrażarki. Sylwia spojrzała na nas jak na idiotki.

- Po pierwsze, dopiero zjadłyśmy obiad - zauważyła. - Po drugie, nie możemy codziennie zjadać pudła lodów, bo kilogramów przybywa - teraz to my spojrzałyśmy na nią jak na idiotkę. - O ja nie mogę, chcecie, to zrobimy jakieś zdrowe lody! Gaja! - zawołała.

- No? - smoczyca wyłoniła się razem z Mavi-oxem.

- Przydałby nam się arbuz. Moglibyście...? - spytała Sylwia.

- Jasne - zawoławszy jeszcze kilka zielników, wzięli podsuniętą przez nas doniczkę z ziemią i już po chwili miałyśmy dorodnego arbuza.

- No i gites - skwitowałam. - A po co nam ta kula?

- Zaraz zobaczycie. Dzięki, idziecie czy zostajecie?

- Chyba wolelibyśmy polatać - uśmiechnęli się. Chyba coś nam się kroi...

- Spoko - i już ich nie było.

- Co ty planujesz?

- Pomożecie mi ciąć tego arbuza w słupki czy będziecie tak siedzieć i pytać? - zniecierpliwiła się.

- Luzik, tylko nam się tu nie wkurzaj. Nie chcemy chyba tornada? - Aura uniosła brwi.

- Faktycznie - kilka głębokich wdechów i wydechów. Sylwia się uśmiechnęła. - Nabijemy te słupki na patyczki i zamrozimy. Będziemy miały zdrowe lody. Bez żadnych barwników, konserwantów ani żadnych takich - wyjaśniła.

- Bleee... - skrzywiłam się. - Nienawidzę arbuza! Jest glutowaty, wodnisty, włosowaty, galaretowaty i obrzydliwy - skrzywiłam się.

- Arbuz? - teraz na mnie Aura i Sylwia popatrzyły jak na idiotkę. - Dobrze się czujesz? - spytała powoli Aura.

- Ja też go nie cierpię! - wykrzyknęła Anja stając po mojej stronie.

- Jeśli ktoś tu ma się źle czuć, to ty. Zawsze mogę nie nakładać cienia na Sylwię, Ciea i Kwiatka i sama będziesz się męczyła - dogryzłam ze śmiechem.

- Nieważne. Możemy zrobić te lody - przerwała Anja. - Najwyżej je wywalimy lub oddamy zielnikom - uśmiechnęła się.

- Nie wywalimy - naburmuszyła się Sylwia. - Zjemy ze smakiem - zaśmiałyśmy się i zabrałyśmy do robienia lodów. Ten arbuz był masakrą. Okropna konsystencja i obrzydliwy zapach unoszący się w powietrzu. Nawet dźwięk, który wydaje nóż podczas jego krojenia jest dziwny. I to na pewno nie w pozytywnym tego znaczeniu.

- Ja tego nie będę jeść - zastrzegłam, kiedy wsadzałyśmy lody, z wbitymi w nie patyczkami do zamrażarki.

- Co robimy w czasie kiedy te lody będą się zamrażać? - spytała logicznie Aura.

- Zjemy te, które już mamy w zamrażarce - oznajmiłam sobie wyjmując waniliowo-gruszkowe z cynamonem, a dziewczynom jakieś inne.

- Chyba dam się skusić... - mruknęła Anja.

- Faktycznie, ciężko było cię przekonać - zaśmiała się Aura biorąc jedno z pudełek.

- Baaardzo... - Sylwia niechętnie, ale wzięła wybierając najmniejsze.

- Mi zostały tylko malinowo-śmietankowe? - udała rozczarowanie Anja.

- Niestety... - ze śmiechem podałam jej ostatnie pudełko.


- Co robimy teraz? - ziewała Sylwia. Minął już tydzień, odkąd obie zamieszkały w domu Anji i urządziły sobie pokoje. Obie również stanowczo zakazały wtrącać się do przemeblowania i malowania, by później pokazać nam wyniki. Jak się okazało, rewelacyjne. Cieo również urządził sobie jaskinię, obok tych Sky, Sory i Kaskady. Miał pewien problem z opuszczeniem stada, które ostatecznie i tak, ze względu na zbliżającą się wojnę, tymczasowo zamieszało w Smoczej Skale. Misza z kolei wyszła już na prostą i zregenerowała siły.

- No dziewczyny! - jęknęła Anja. - Mamy cztery Smoki w jednym domu, a się nudzimy?

- No to co robimy? - westchnęła Aura.

- Hmm... Ja bym coś rozwaliła - przeciągnęłam się.

- Bliźniaki z "Jak wytresować smoka"? - uniosła brwi Sylwia.

- Chyba to ja tu jestem od problemów ze wzrokiem - uśmiechnęłam się.

- Ja mam pomysł!!! - wrzasnęła Anja.

- Ała... - jęknęła najstarsza z nas. - Uszy mi rozwalicie!

- Ja na szczęście już mam rozwalone - mruknęła Aura.

- Nie przesadzajcie. To jaki pomysł? - spytałam.

- Odwiedźmy Yue. Nie wiem czy wiecie, ale jechała tam z Jagodą i Garadielą.

- W ŻYCIU nie słyszałem głupszego pomysłu - skwitował Kwiatek.

- Dlaczego? - spytałam. - To dobry pomysł... W końcu siedzi sobie w małym domku, należącym do jej rodziców... Parę kilometrów do najbliższej wsi, a jest zaraz przy morzu. A z pozostałych trzech stron otoczony lasem...

- Skąd wiesz? - spytała Anja. W sumie to ona dawała tę propozycję, ale wie, że jest ode mnie lepsza w telepatii.

- Rozmawiałam z nią. Nie do wszystkiego potrzeba mocy i bycia Smokiem - uniosłam brwi. - To lecimy?

- Jasna sprawa! - słysząc potwierdzenie zmieniłam się w smoka.

- Jakiś ekwipunek? - zasugerowała Aura. Zdziwione obróciłyśmy się z Anją.

- A po co?

- No wiecie... - Sylwia stanęła po stronie Aury. - W końcu będziemy w tych ubraniach przez dwa tygodnie? - zauważyła. Zmieniłam się

w człowieka i powąchałam swoją bluzkę.

- Nie przesadzaj, dopiero tydzień w niej chodzę - wywróciłam oczami.

- W sumie trochę racji ma - Anja nieco ze skwaszoną miną obejrzała swoje spodnie.

- Okej - westchnęłam i pobiegłam się przebrać.


Już kilkanaście minut później zmieniłam się w smoka obserwując jak ubranie i plecak wsiąkają we mnie. W życiu nie zrozumiem co się z tym dzieje.

- A gdzie właściwie ona będzie? - spytał nagle Cieo.

- No... - Anja się zawahała.

- Gadałam z nią. Między Dyuni, a Primorsko, nad brzegiem. Taki cypelek. Mamy szukać kilku budynków ogrodzonych płotem. Ładny domek, szopa i stajnia - wyjaśniłam.

- Jeździ konno? - zainteresowała się Anja.

- Owszem. Bo w tych domkach mieszka taka kobieta i domki są ich, ale spędzają tam tylko lato. Ona w zamian za sprzątanie w nim i zajmowanie się trzema końmi i paroma innymi zwierzętami nie płaci absolutnie nic za mieszkanie tam. No i na dodatek, jeśli oni nie mają czasu, ona im gotuje - wyjaśniłam.

- Faktycznie ją wypytałaś - stwierdziła Aura,

- Plus przejrzałam myśli - uśmiechnęłam się. - Lecimy?



- Skrzydła mi odpadają - jęknęła Sylwia.

- Już dolatujemy - wywróciłam oczami. Czułam się znacznie lepiej, jako, że podzieliłyśmy się z Aurą na pół. Ja zmieniłam w cień Anję i Kwiatka, ona podzieliła się niewidzialnością z Sylwią i Cieem,

- Gdzie to będzie? - spytał Kwiatek.

- Według opisu powinien być tamten cypelek. Poza tym czujecie już jej umysł? - spytałam.

- Faktycznie - Anja już zanurkowała w odpowiednią stronę. Wylądowaliśmy sobie spokojnie na skraju lasu.

- Gdzie śpimy? - spytała Sylwia, kiedy wraz z Aurą zdjęłyśmy z nich kamuflaż. Byliśmy już zasłonięci drzewami i krzakami.

- Może... - Anja już zaczęła się rozglądać z poszukiwaniu kryjówki. Ja, Aura i Sylwia poszłyśmy w jej ślady. To samo robiło nasze rodzeństwo.

- Ej! Zaczekaj! - krzyknęłam widząc jakiegoś lisa. Aura szybko skoczyła zagradzając mu drogę. Otoczyliśmy go.

- Eee... - spojrzał po nas niepewnie. - Jecie może mięso? Jak coś, to ja jestem bardzo ten... Łykowaty! Tak! Łykowaty i suchy... No i nie starczę na tyle smoków...

- Uspokój się - mruknęłam. - Widzisz tu może jakiegoś piorunoskrzydłego?

- Nieee...

- Drzewowija rogatego? - zasugerowała Anja.

- Też nie...

- Jakiegokolwiek smoka charakteryzującego się upodobaniem do jedzenia mięsa? - walnęła prosto z mostu Aura.

- Nie...

- No to widzisz - ziewnęła Misza.

- Pytanie jest proste. Pokaż nam gdzie tu żyją jakieś smoki - na te słowa rudzielec się zaśmiał.

- To proste. I wy się nazywacie inteligentnymi? - zachichotał. - Po prostu spójrzcie w którą tylko chcecie stronę - machnął kitą, prześlizgnął się pod skrzydłem Anji i zniknął w gęstwinie.

- W którą tylko chcemy...? - spytał niepewnie Kwiatek.

- O, miał rację - ucieszył się Cieo. - Wokół nas aż się ROI od smoków - stwierdził.

- Bardzo proste pytanie - usłyszeliśmy suchy głos tuż obok nas. Obróciliśmy się w stronę z której on dobiegał. - Czego szukacie w NASZYM lesie?

Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. Anja też prawie leżała. Dlaczego? Proste... Przypomniałyśmy sobie tylko pewną sytuację...

- No więc... - zaczął Kwiatek.

- Może ja, dobra? - spytała Anja i nie czekając na zdanie Hyacinthina odsunęła lekko brata na bok. - Szukamy schronienia na noc.

- Taaaak? A niby czemu miałbym udzielić pomocy paru naiwnym, głupim, młodym smokom? - pióroskrzydłego poparło kilka warknięć smoków innych gatunków, które z pewnością mieszkały w okolicy.

- Ja powiem! - podskoczyłam. - Bo widzisz, tak się składa, że...

- Ta tutaj jest Alfą, my podróżujemy, chcemy tu kogoś odwiedzić i obok nas kończy się las i są domy ludzi, więc jak zaczniemy się bić to się zlecą - wypaliła na jednym oddechu Misza.

- Aha - piórooskrzydły był ku naszemu zaskoczeniu chyba znudzony naszą wypowiedzią. Zaczął czyścić przypominające pióra łuski na skrzydłach. - Wy jesteście tymi co tam tak opowiadała ta... Yue? Czy jak jej tam?

- Yue, Yue - uśmiechnęła się Sylwia.

- To ten... Pokażesz nam gdzie możemy przekimać? - zwróciłam się do kryształa.

- Taaa... - przeciągnął się. - Chodźcie... - i ku naszemu zdumieniu, po przejściu kilkudziesięciu kroków zaczął się wspinać na ogromne drzewo.

- No co tak stoicie? To drzewo jest naprawdę genialne. Mieszkają tu tysiące zielników, a na samym tym drzewie i kilkunastu innych wokół, dziesiątki większych gatunków. Robimy sobie przejścia między tym drzewem, a innymi wokół. Gałęzie też są szerokie i mamy w nich takie jakby legowiska... - powiedział. - No i spora część z nas mieszka w pieczarach POD drzewami - wyjaśnił. Wzruszyłam ramionami i zaczęłam się wspinać. Za mną poszła Anja i już reszta też się wspinała.

- Ale dlaczego część z was mieszka na drzewach? - spytała zdezorientowana Misza. - Nie wygodniej jest na ziemi?
Smok tylko się zaśmiał w odpowiedzi.

- Sami zaraz zobaczycie. My tu się naprawdę staramy o wygody i kamuflaż. Tak w ogóle, jestem Talion - uśmiechnął się odgarniając wiszące jak zasłona gałązki.

Zatkało mnie. I nie tylko mnie. Wszystkim z nas szczęki opadły do samej ziemi. Pierwsza ją podniosłam i na wszelki wypadek podtrzymałam łapą. Obejrzałam się. Sylwia też już się pozbierała, reszta też stosunkowo szybko. Gałęzie były ze sobą bardzo ciasno splecione, liście też rosły wyjątkowo gęsto. To zapewne robota zielników, które już się stadami zebrały obserwując nas. Całość była jakby tunelem, niesamowicie wąskim. Anja musiała pochylać głowę i trzymać skrzydła jak najbardziej przy sobie, a i tak ledwo się mieściła.

- Ja nie mogę, jak wy tu żyjecie? - westchnęła. Zaśmiałam się.

- Większość smoków jest od ciebie znacznie mniejsza. Tu raczej nie ma nikogo z największych gatunków - zauważył Kwiatek.

- A gdzie możemy się zdrzemnąć? - spytał zniecierpliwiony Cieo.

- A, no tak, zapomniałem - Talion już ewidentnie zamierzał zasnąć w swoim zielonym kokonie. Wychylił z niego głowę posyłając nam smoczy uśmiech. - Idziecie kawałek tunelem i na pierwszym skrzyżowaniu w lewo. W dół, tylko ostrożnie, bo to pusty w środku, bardzo szeroki pień. A jak już spadniecie, to znajdźcie sobie jakąś wolną pieczarę - wyjaśnił i wszedł do swojego kokona, a my usłyszeliśmy ciche chrapanie. Z kilku kokonów smoki wychylały głowy gdy przechodziliśmy, ale nikt nas nie zatrzymywał. Może uznały, że skoro Talion nie uznał nas za zagrożenie, to nie trzeba nas eliminować - stwierdziłam.


Mam nadzieję, że się podoba, zwłaszcza, że next jest baaaaardzooooo dłuuuugiii... Cieszcie się, następne będą króciutkie, bo czekam, aż Anka napisze 23 XD Dzisiejsze pytanko: co się wydarzy w związku z Sorą?
 Długo nexta nie było, ale myślę, że wyjaśnienia niespecjalnie kogokolwiek obchodzą, bo nie dość, że brzmią absurdalnie, to chyba najważniejsze i tak jest, że next już jest. Neh hah. Agadoo, nie bez powodu to "DŻEFO" przypomina ci to z Avatara, to nim się inspirowałam, aczkolwiek to jest mniejsze i to duuuużo. I owszem Klaren, może i nawet ludzie się interesowali, ale chyba smoki potrafią ich przeganiać równocześnie się nie ujawniając :D
 A teraz... Kto zgadł co będzie związenego z Sorą? No wiecie, to pytanie dotyczyło czegoś małego, bo jakiegoś dużego wpływu na akcję tutaj nie będzie, ale niektórzy jedną z propozycji chociaż podali nieco związaną: Skrill05, Agadoo oraz Nessaiaa.
Czytajcie i radujcie się nextem (lub nie, to zależy :P)!


 

- Co my niby mamy zrobić? - jęknęła Aura. Byliśmy w lesie i obserwowaliśmy zza krzaków te kilka budynków. Yue siedziała na werandzie i gadała z Jagodą i Garadielą .- Wejdziecie sobie do domu, powiecie "siemka, jesteśmy koleżankami Yue, Jagody i Garadieli, zmienione w smoki przyleciałyśmy tutaj, żeby ją odwiedzić"? Jaki niby macie plan? - uśmiechnęłyśmy się z Anją chytrze. Wczoraj w nocy przeprowadziłyśmy telepatyczną konwersację co robić.

- Wywabimy ją - wyszczerzyłam się.

- Dosłownie! - zaśmiała się Anja. Przyznam, że trochę się między nami polepszyło. Już nie kłócimy się przy byle okazji...

- Ja się tym zajmę! - zgłosiła się Sylwia.

- Nie, ja! - ryknęła Anja i zrobiła minę nieszczęśliwego pisklaka. Czy ja coś wspominałam o zgodzie i nie-kłóceniu-się?

- Okej - Sylwia na szczęście nie szuka kłótni. Szkoda, że Anja nie zna jej tak długo jak ja... Bo ona jest spokojna, ale jak ktoś jest idiotą, to tak łatwo nie zdejmie w jej oczach tej naklejki. A jak ktoś ją wkurzy to zmienia się w bombę. Co w sumie było widać tam, na działce... A Łapcia zamieszkała sobie w Leżu. Jest niezbyt... Odważna... Ale szybka, zwinna i w razie czego przynajmniej przekaże jakieś wiadomości.

- A jak to zrobimy? - spytał Kwiatek.

- Powtarzam, ja się tym zajmę - uśmiechnęła się Anja. - Ale... - zawahała się. - Tak na wszelki wypadek to wy - wskazała na Miszę, Kwiatka i Ciea - wleźcie na drzewo jakieś albo coś w ten deseń. A wy się zmieńcie w ludzi - mruknęła sama robiąc dokładnie to samo. Zrobiłam to dość niechętnie, ale znałam nasz plan.


- Co wy tu do stu ogników robicie? - spytała Yue.

- Odwiedzamy cię - oznajmiła Sylwia.

- O, hej Sylwia... Pogięło was? - zwróciła się do nas.

- My też się cieszymy, że cię widzimy - mruknęłam.

- Yue! - rozległ się ryk i jakaś fioletowo-niebieska kula wpadła na Yue, a potem razem z nią w krzaki.

- Ja nie mogę - westchnęła Aura. Yue, cała w liściach, wygramoliła się razem z Sorą. Cieo ryknął śmiechem pierwszy.

- O co chodzi? - spytała Sora tonem wyrażającym kompletne niezrozumienie. Poczułam jakiś nieprzyjemny zapach.

- Wpadłaś… W końskie łajno! - przez śmiech wykrztusił Kwiatek. Uch… To by wyjaśniało ten smród dochodzący od niej smród. W końcu od samego nie mycia się piorunoskrzydłe tak nie śmierdzą.

- Wizaan! - zaklęła Sora. Zatkało mnie. No ja rozumiem, że jest wkurzona, ale w życiu nie słyszałam takich słów w jej ustach... Znaczy się paszczy... Zębach? Nie, chyba wracamy do opcji "paszcza". No, ale Sora serio musi być załamana. Gorzej niż załamana. W trzy sekundy zrujnował się cały jej dzień. W końcu czeka ją teraz kąpiel... A może dobrze jej zrobi? Wreszcie jej łuski nie będą matowe...

- Ej, ale bez przeklinania! - upomniałam się.

- Piorunoskrzydłe to zawsze takie - mruknęła Aura.

- Nie przesadzaj... - powiedziała Anja.

- Ma powód. Jak ją teraz umyjemy, skoro ona się wody boi jak ludzie ognia? - zauważyłam.

- Damy radę... Jakoś... Prawda? - Yue zerknęła z niepokojem na łapę Sory umazaną brązową mazią.

- Jasne... - mruknęła Anja.

- O, znalazłyście Smoka - zauważyła Sora.

- To dziewczyna, nie... A, że PÓŁ-smoka? - załapała Yue.

- Brawo geniuszu...

- Tak to jest z ludźmi...

- Czuję się dyskryminowana...

- I dobrze się czujesz!

- Dobra, już nic nie mówię... A jak ją umyjemy? - spytała. I to właśnie pytanie okazało się naszym problemem dnia.


- NIEEEEE!!! NIE! NIE! JA PROTESTUJĘ! - ryczała na cały las Sora, zapierając się łapami i skrzydłami i wszystkim, kiedy Sky i Kaskada usiłowały ją wepchnąć do rzeki. My z Anją już od dłuższego czasu przysypiałyśmy - w końcu na brzegu rzeki pojawiliśmy się jakieś trzy godziny temu, a my dwie na razie tylko czekałyśmy w rzece ze ścierkami i różnymi fajnymi rzeczami, które pomogą umyć Sorę. Podobnie Yue. Z tą różnicą, że o ile Yue starała się uspokoić Sorę, to ja i Anja byłyśmy już wkurzone.

- Jak ja ją zaraz wrzucę, to nie będę się cackać jak te dwie! - mruknęła Anja.

- Stój! - Yue zatrzymała ją. - Ona się boi. Ty też się na pewno czegoś boisz, więc nie oczekuj od niej, że ona przestanie się bać. Taka już jej natura! - i zaczęły się kłócić.

- Miło, że nikt nie zwraca na mnie uwagi - uśmiechnęłam się i zmieniłam w smoka.

- Ada! Nie! - usłyszałam krzyk Yue.

- TAK! - ryknęła Anja. Zaśmiałam się w locie i zapikowałam łapiąc Sorę.

- ŁAP! - ryknęłam do Anji, zmienionej w smoka i wrzuciłam Sorę do rzeki. Zaraz Anja skoczyła na wyrywającą się smoczycę.

- Uspokój się wariatko jedna! - wrzasnęła, kiedy prawie oberwała ogonem w oko. Akurat oczu nie ma pancernych...

- RAAATUUUUNKUUUUU!!!! - darła się Sora. Kaskada i Sky już się turlały ze śmiechu. W tym momencie lunęło jak z cebra. To nie był deszcz czy coś takiego, to była rzeka lejąca się z nieba. Istne oberwanie chmury. Chyba pytaniem nie było tutaj ile jest wody, ale ile tam zostało bąbelków powietrza.

- Sylwia! - wrzasnęłam. - Co ci jest?

- Ekstra! - ikranica była wyraźnie podekscytowana. Ale to bez sensu, powinno świecić słońce...

- Co ekstra? - Aura i Anja też były zdziwione.

- No bo udało mi się ten deszcz sprowadzić - oznajmiła zadowolona. - Bez względu na mój huuuuumooor - zaśpiewała.

- Ale po co? - mruknęła Yue. Nie miała łusek, po których deszcz by spływał i które nie mogłyby nasiąknąć wodą, więc wyglądała jak zmokła kura. Sky niewiele lepiej. Aura też...

- Bo teraz ucieczka nic Sorze nie da, logiczne, nie? - łał... Moja kuzynka wie co to logika? Zawsze to ze mnie się śmiała...

- No właśnie Sora! - krzyknął Cieo. - Teraz i tak możesz nam dać się wyszorować bo czy odlecisz, czy nie, i tak jest tu masa wody!

- Niestety - jęknęła żałośnie piorunoskrzydła, ale przestała się wyrywać. Ruszyłyśmy do akcji z tymi gąbkami i wszystkim co potrzebne.

- Co to jest? Jakaś chemia ludzi? - Anja niezbyt przychylnie spojrzała na szklaną butelkę trzymaną przez Yue.

- Ja jej to dałam - wtrąciłam.

- Po co nam jakieś specyfiki? - westchnęła Aura.

- Och, to nie specyfiki... Nie wiem czy zauważyłaś, ale kiedy Kaskada i Sky próbowały wepchnąć Sorę do wody, zniknęłam na kilkanaście minut...

- No i co? Żeby kupić to coś?

- Powąchaj to. To nie chemia, tylko taki sok...

- Żeby Sora się lepiła od cukru i trzeba było ją myć drugi raz?

- Nie. Nie sok taki ludzi. Och wzięłam z takich mięsistych liści i wymieszałam z wodą. Używałam tego czasem jak Misza też potrzebowała solidniejszej kąpieli i leciałyśmy sobie w jakieś spokojne, fajne miejsce rzeki. Na przykład do tej takiej zatoczki... Działa lepiej niż ta „chemia ludzi” i jest praktyczne, bo nie da się smoka wyczuć na kilkanaście kilometrów… Dalej pachnie normalnie.

- A, wiem gdzie! - Anja się ożywiła. - Ale jesteś pewna, że to te liście? - spojrzała na buteleczkę i ją powąchała. - Trochę...

- Żartujesz? To tak jakbyś mi powiedziała, że sumak odurzający i miłorząb dwuklapowy pachną tak samo! I co, może jeszcze świerk szumi tak samo jak sosna? - spojrzała na mnie jak na idiotkę.

- Ada, jest pewien problem - powiedziała Yue lejąc trochę mieszanki na swoją gąbkę. - My w ogóle nie wiemy jakie ty drzewa masz na myśli... Dla mnie to jest albo drzewo, albo choinka. W większości. Rozróżnię raptem dąb, klon, kasztanowiec i świerk, ale ten ostatni dopiero jak się nim pokłuję, bo jakieś tam kłuje mniej - oznajmiła i zaczęła szorować Sorę.

- Jakbyś nie miała tej swojej kichawy, to byś nie odróżniła Gai od młodego drzewowija - Anja teatralnie przewróciła oczami i ostetancyjnie nalała płynu na gąbkę. - Ja rozróżniam te drzewa. Wprawdzie szumie igieł sosnowych raczej się nie przysłuchuję, ale wiem doskonale co to sumok lub miłorząb. Każdy powinien znać zastosowania przynajmniej niektórych roślin, nie?

- A jak ze zwierzakami u ciebie? - zainteresowała się Aura. - Bo je też fotografuję, nawet dużo częściej niż rośliny. Są fajniejsze. Ale rośliny też znam i akurat rozpoznałam o jakie drzewka ci chodziło...

- Ze zwierzętami to też super - uśmiechnęłam się zmieniając w człowieka i biorąc moją gąbkę. Dziewczyny poszły w moje ślady. rozstawiłyśmy się do mycia Sory.

- Ogonem może ja się zajmę - stwierdziła Anja, kiedy zerknęłyśmy z niepokojem na błyskawice, które, co dziwne, nadal były, ale widać było, że Sora wygasiła napięcie niemal całkowicie. Czyli czułyśmy tylko delikatne, przyjemne łaskotki. Przeciągnęłam się i zaczęłam szorować skrzydło piorunoskrzydłej.

Nie chcę wstawiać więcej, bo byłoby już od nowej perspektywy, ale kolejny next pojawi się wcześniej niż ten :P Pytanko jest dość ogólne, ale ważne: Co się stanie?

Jednak nie ma to jak w Polsce XD. Neh hah, wreszcie nexta wstawię. Chociaż zdarzały się dłuższe przerwy między nimi... Dobra. Trochę racji ma Skrill05 (kocham twoje komentarze!) i tyle. To cieszcie się i radujcie nextem!



- W życiu nie była taka czysta! - skomentowały Misza, Sky i Kaskada, kiedy słońce z powrotem świeciło susząc nas. Wcześniej wróciły do las, chowając się przed deszczem, więc Sorę zobaczyły dopiero, gdy była już czysta. Leżeliśmy wszyscy na małym kawałku piasku, robiącego za plażę, idealną dla paru smoków.

- Ja tam się nie odzywam - stwierdził Kwiatek. - Nie znamy was z Anją aż tak długo i nie wiemy czy to prawda…

- A my jeszcze niedawno mieszkaliśmy na drugiej półkuli - oznajmił Cieo. - To swoją drogą nietypowe, stado ikranów mieszkające w Europie...

- Na czas wojny... Jeśli będziecie chcieli, wrócicie potem do Peru - mruknęła Anja.

- Dziewczyno, czy ty myślisz, że sławne stado znad Ukajali trzyma się jednej góry? - przerzucił głos na aktorski. - Całe Andy to nasz dom! No, innych stad też - dodał po chwili.

- Jakie są stada ikranów? - spytała zaciekawiona Yue.

- Och, wiele... - Cieo się zamyślił. - Moje to stado znad Ukajali, absolutnie najfajniejsze i największe w Ameryce Południowej. No, może inne smoki inne uważają za fajniejsze. No, ale mamy jeszcze z Falklandów, ograniczające swoje loty głównie do Falklandów, niezbyt duże... Nieśmiałe... Ogniste też stosunkowo małe, jedyne na Ziemi Ognistej... Trochę samotne, naprawdę rzadko jakiekolwiek stada ich odwiedzają... Stado Gujańskie, spore, wiecie, wyżyna Gujańska. Oni są nieciekawi, nie lubią nas, bo mamy Sylwię. Może poprawimy to jak się dowiedzą, że jest Smokiem, bo też by się przydali na wojnie... Stado z Panamy, chyba najmniejsze jakie znam, lata sobie po Ameryce Środkowej, ale stałe miejsce mają koło Panamy. Stado znad Colorado to oficjalna nazwa, często mylone przez inne gatunki niż ikrany ze stadem Z Colorado... No wiecie, rzeka Colorado na południu Ameryki Południowej, a miejsca Kolorado i Colorado w nim w Ameryce Północnej to dwie różne rzeczy. Dlatego niedawno przechrzczeni zostali na Stado znad Negro. Średnio duże. Mamy jeszcze Stado z Mato Grosso, oni mają dość spore stado, ale preferują wyżyny, nie góry. Dość dobrze ich znamy, są spoko. No, teraz Ameryka Północna - nikt mu ani razu nie przerwał i chyba jeszcze nie miał zamiaru. - W Ameryce Północnej to najlepsze jest stado z Colorado... Mieszka tam Viridi... - rozmarzył się... - Wiecie, powiedziała, że oni też niedługo na jakiś czas przeniosą się do naszego Leża w Polsce. Wiesz, na wojnę. No, ale do rzeczy. Stado z Meksyku, wiadomo gdzie mieszkają, duże. Kalifornijskie, też spore, wiecznie się kłócą. Funlandzkie - Funlandy, tak ich nazywamy, średnie jeśli chodzi o wielkość i dość skryte. Mamy jeszcze stado z Montany, Stado spod Yellowstone, malutkie Stado Trupów, ta nazwa to był żart bo mieszkają w Dolinie Śmierci, ale do nich przylgnęło i teraz serio są Stadem Trupów... Małe stado, bardzo fajne są tam smoki. Anja na stówę ich zna, bo regularnie lata po Wielkim Kanionie z tego co słyszałem, choć odkąd nas poznała to chyba trochę to zaniedbała...

- Racja, znam. No, są fajni. A jakie czasem mają głupie i fajowskie równocześnie pomysły - westchnęła szczęśliwa.

- A ostatnie to Labradory, bo mieszkają w takim miejscu, wiesz, tamto co się Labrador nazywa... No i to by było tyle.

- Sporo tego...

- E, tak się tylko wydaje. W gruncie rzeczy nie ma nas tak dużo.  Jakby ludzie - zaśmiał się. - Wiedzieli o smokach to biorąc pod uwagę naszą ilość bylibyśmy na bank na liście zagrożonych wyginięciem i podjętych ścisłą ochroną - zaśmiał się. - A my po prostu w przeciwieństwie do nich staramy się mieć tyle młodych, żeby była nas odpowiednia ilość. Poza tym nie bylibyśmy w stanie żyć w gigantycznych stadach, jak ludzie. Za dużo kłótni. I ciężko byłoby się kryć. Więc na przykład ja jestem jedynym dzieckiem... Znaczy, byłem... Mojej mamy... Miała jeszcze Sylwię jako przybraną i koniec.

- Jak to byłeś? - Teraz Aura zadała pytanie.

- Teraz ty, ja się muszę napić - powiedział wymijająco Cieo do Sylwii odchodząc kawałek w stronę wody.

- Okej... - zawahała się.

- Nie chcesz, to nie mów... - zaproponowałam powoli.

- Nie, powiem - wzruszyła ramionami, ale ja wiedziałam jakie uczucia kryją się pod skorupką obojętności. - Została zabita

- Jak? - spytały równocześnie Anja i Aura.

- Ej, nie mówiliście mi nigdy - upomniała się ta pierwsza. Posłałam jej chłodne spojrzenie.

...Nie pytaliście, a nie jest to dla niej temat jakiś przyjemny, żeby rozpowiadała o tym na prawo i lewo... - przesłałam jej mentalną wiadomość.

...Okej... - rozłączyłyśmy się.

- To był człowiek. Ludzie. Kilku łowców, takich jak spotkaliście wtedy, w Afryce. Schowaliśmy się jak to zwykle gdy zwiadowcy dostrzegli ludzi. Ale oni dostrzegli mnie. Potem ogon jednego z ikranów. Zaatakowali. Szybko ich zabiliśmy, ale zdążyli zabić naszą mamę.

- Jaki miała kolor? - spytała Yue.

- Była taka piękna, morelowa jakby... - westchnęła Sylwia. - Niby wiem, że nie była moją prawdziwą mamą, ale czując, że straciłam kolejną część rodziny bolała... I boli...

- A wasz tata?

- Złocisto-żółty. Brat przywódcy stada. Dostojny, równocześnie łagodny i śmiertelnie groźny. Z nim sprawa jest bardziej skomplikowana.

- Jaka?

- Pewne stado nas zaatakowało. Nie ikranów, nie... Nieważne co to za były smoki - powiedziała wymijająco. - W każdym razie ustaliliśmy między stadami, że odbędzie się pojedynek między wybranymi najsilniejszymi członkami stad. Nasz tata był najsilniejszy, sam palił się do tego pojedynku... No i go wygrał. Zabił tamtego smoka, więc przestały atakować nasze tereny. Niestety... Oberwał trochę. Nawet mocno. Stracił części pamięci, a wygląda to tak, jakby zostały one zastąpione innymi wspomnieniami, bo pamięta życie, to że jest wojownikiem i tak dalej... Ale mnie i Ciea nie pamięta za nic. Trochę... Myśli, że Cieo to po prostu sierota, któremu umarli rodzice, a ja jestem przyjaciółką stada... Tu ma rację, ale po tym wszystkim nie jestem dla niego nikim więcej jak przyjaciółką. Ma nową partnerkę... Dzieci... Kilkoro... Przyjaźnimy się z nimi, są fajni... Jeden ma dwadzieścia lat, drugi osiemnaście, trzeci szesnaście - po chwili rozpogodziła się. - Ale i tak nas lubi. Troszczą się o nas, bo nie mamy już mamy, chociaż już trochę nie potrzebujemy tej opieki. Tak samo jak Fred, Red i Yuz - zachichotała. - Ich matka jest po prostu nadopiekuńcza! Tata też, mimo całego swojego majestatu - zaczęła się śmiać.

- A ty? - spytał Kwiatek Aurę.

- Same nudy... Nie pamiętam żadnych smoków rodziców, ani Smoków, pamiętam moją ludzką rodzinę... Jak miałam parę lat to zgubiłam się, mieszkałam trochę ze smokami, potem wróciłam... I tak to wygląda - uśmiechnęła się.

- Rany... CO jej tak długo nie ma? - Jęknęła Sora. Siedzieliśmy na tej plaży juz dobre pół godziny. Yue miała tylko skończyć kolację i do nas dołączyć, ówcześniej pozbywając się swoich koleżanek. Tym czasem spóźniała się już piętnaście minut. Usłyszałam chrzęst przy wydmach. Zachodzące słońce oświetliło twarze nadchodzących, ale choć wytężałam wzrok jak mogłam, dopiero wciągnąwszy powietrze mocniej poczułam znajomy zapach.

- Ruth! - mruknęłyśmy z Anją równocześnie.

- Yue... - Garadiela i Jagoda schodziły wąską ścieżką równoległą do klifu, podążając za swoją przyjaciółką.

- Jakiś... Nie wiem... Cień? Niewidzialność? - zasugerował przerażony Cieo. Najchętniej to by zwiał od razu. Nie było jednak czasu na logiczne rozwiązania.

Gara i Jagoda weszły na plażę i zobaczyły nas wszystkich - mnie, Anję, Aurę i Sylwię w postaci ludzkiej, Miszę, Kwiatka, Kaskadę, Sky i Sorę - w całej okazałości. Były dość blisko. Stały i nawet ja widziałam, że były blade jak ściana. Zgodnie zaczęły się powoli cofać. Miałam tylko nadzieję, że jeszcze nie poznały ani mnie, ani Anji. Yue tylko uśmiechnęła się szeroko do Sory i spróbowała pociągnąć dziewczyny żeby podeszły bliżej. W ich głowach panował totalny chaos. Do moich uszu doszedł warkot Anji, już zmienionej w smoka.

...Wiedziałam, że ludziom nie można ufać...! - Jej wściekłość wypełniła moje myśli i sama nie wiedząc kiedy byłam już w smoczej postaci. Yue trochę zrzedła mina.

- Ee.... Dziewczyny...? - i ona cofnęła się o krok. Jagoda i Garadiela zaś stały jak wrośnięte w ziemię, choć miały wielką chęć do ucieczki.

W tym momencie Sky i Kaskada wymieniły się zgodnymi spojrzeniami i szybownik zastąpił mi drogę, zasłaniając Garadielę. To samo zrobił deszczownik, nie pozwalając Anji zbliżyć się do Jagody.

- Yue... Co tu się dzieje...? - Tylko tyle była w stanie wydusić z siebie Gara.

- Anja, Ada, proszę, uspokójcie się... - jeźdźczyni Piorunoskrzydłej nabrała pewności, mając po swojej stronie trzy smoczyce.

- ANJA?!

- ADA?! - Wykrzyknęły jednocześnie "niesmocze" dziewczyny.

- Nie, klony. - Mruknęła Anja w ludzkim języku i obrzuciwszy dziewczyny nieprzychylnym spojrzeniem zmieniła się w człowieka, zaplatając ręce na piersi.

...Ty tak po prostu...?!

...Yue je wybrała... To był mój pomysł, więc muszę wypić nektar, który sobie... NAM uwarzyła... - I ze mnie złość już trochę opadła i również wróciłam do ludzkiej postaci.

- No dobra, ferajna. Skoro już jesteśmy w tej sytuacji.... - Anja zerknęła na mnie wymownie.

- Yue, chodź, czyje to koleżanki? - Spytałam dziwczynę, a ta kiwnęła lekko głową i podeszła pewnie do swojej przyjaciółki, ściągając oniemiałe spojrzenia Gary i Jagody na siebie.

- Co to za potwory? - Jagoda odzyskała głos.

- Ja nie mogę, potwory... Jak chcecie, to możemy nimi być... - Mruknęła Kaskada, prychając w kierunku człowieka, którego "broniła" przed nami.

- I chyba nie są zachwycone naszą obecnością - jęknęła Gara. Anja się powstrzymywała od parsknięcia śmiechem, ale Aura za naszymi plecami już zatykała usta dłońmi, żeby nie ryknąć. Cała się trzęsła ze śmiechu.

- To są chyba smoki... - wyszeptała Jagoda, coraz bardziej przerażona, jeśli można to tak nazwać, ale jednocześnie zupełnie zdezorientowana swobodą Yue.

- Och dziewczyny, luzik. Poznajcie Sorę, moją przyjaciółkę, Kaskadę, Sky... - wskazywała kolejno na smoczyce. - Adę i Anję już znacie... - moja siostra cioteczna uśmiechnęła się złośliwie. - Dalej Sylwia i Aura, tak? Oraz Hyacinthino, Misza i Cieo. Wszyscy są spoko, nie musicie się ich bać.

- A przynajmniej dopóki nie wypaplacie o nas komuś - warknęła Anja, ale nie agresywnie. Bardziej dla przypomnienia ludziom, że to Smoki tu rządzą.

Garadiela przełknęła głośno ślinę. No tak. Anja znów zrobiła ten numer z wąskimi źrenicami, jak zawsze, kiedy miała styczność z ludźmi. - Mówiłam, że to kawał cykora... - odezwała się po ludzku i spojrzała na mnie znacząco.

- Anja, dajże już spokój. - Yue przewróciła oczami. Niebieska Smoczyca zgrzytneła zębami.

...Niestety... Już się ciebie nie boi... - Posłałam jej złośliwy uśmieszek.

...Boi się... Tylko zgrywa odważną przed przyjaciółeczkami... - Wzruszyłam ramionami i odezwałam się do dziewczyn.

- Słuchajcie. Poznałyście smoki, więc w pewnym sensie nie wywiniecie się już od odpowiedzialności.

- No i już mamy dwóch nowych jeźdźców - skomentowała Misza.

- Misza mówi, że tak jak ja będziecie latać na smokach. - Przetłumaczyła Yue posyłając znaczące spojrzenia Sky, Kaskadzie Jagodzie i Garadieli.

- CO?! - Cztery dziewczyny - dwie ludzkie i dwie smocze krzykneły jednocześnie.

- Czego w zdaniu: "Będziecie latać na smokach" nie jesteście w stanie zrozumieć? - Zapytała Sylwia.

- No chyba tego "latać" i "na smokach" i w gruncie rzeczy "będziecie" też jest dość trudne do pojęcia. - Mruknęła Aura. Jagoda i Garadiela zgodnie kiwnęły głowami.

- Ta no więc.... Dziś to już chyba raczej nici z pierwszej lekcji... - Anja zerknęła w stronę punktu, w którym chwile temu zgasło słońce. -

- A przynajmniej dla was, LUDZI. - To ostatnie słowo wymówiła z nutką pogardy.

- Super. Tu jutro rano w lesie, nie? - Yue uśmiechnęła się szeroko, próbując dodać pewności koleżankom. Z raczej marnym skutkiem...

- Nie mogę się doczekać. - Sky przewróciła oczami.

- My i ludzie? - Dodała Kaskada. Yue zaś pociągnęła dziewczyny w stronę domu.

- Darujcie sobie. Dobrze wiem, że polubiłyście te dwie tam. - Westchnęła Anja.

- Dobra, na razie pójdźmy spać, bo rano Yue przyprowadzi je do lasu - zauważyłam, zmieniając się w smoka. - Powinniśmy zregenerować zapasy cierpliwości.Wzbiliśmy się do lotu i skierowaliśmy w stronę kryjówki. Kątem oka zobaczyłam chyba jeszcze jakiś ruch na plaży, ale to zignorowałam. W końcu mój wzrok nie jest najlepszy, więc to nie było nic dziwnego, że widzę coś, co inni olewają. Czułam ludzi, ale to normalne, w końcu były tam Yue, Jagoda i Gara.

- Co się tak zamyśliłaś? - podleciała do mnie Anja.

- E, nic ważnego - mruknęłam przeciągając się.

- No to dobrze, bo... Kto ostatni, ten zgniła ryba! - zawołała.

- No serio…? - jęknęła Kaskada, ale popędziła razem z nami.

Następny next będzie króciutki, więc wstawię go jutro albo pojutrze, dobra? A co się w nim stanie, jak sądzicie?
Jak obiecałam, tak jest, next jest szybko, bo nie będzie długi. Aga, pisanie "bigos" chyba nie wystrarczy, chyba, że masz na myśli atak przez wielki talerz z bigosem... Wypadki i wpadki także nieco za mało mówią. Wpaść to można do dołu, wypaść przez okno XD Skrill05, masz rację. Choć nie napisałeś co się stanie, napisałeś o źródle problemu :P
Neh hah, cieszcie się i radujcie nextem! I... Ten tekst chyba zaczyna być tu tradycją -,-



- Jesteście tak nieostrożne, że to masakra! - przywitał nas z samego rana głos Yue. Była zniecierpliwiona i równocześnie lekko zła. Dziwne… Zwykle to my jesteśmy złe na ludzi niż na odwrót. Uśmiechnęłam się w myślach.

- O co ci chodzi? - przeciągnęła się Anja, ewidentnie mając gdzieś co o niej myśli człowiek. Zwłaszcza, że od 4 lipca trochę przestałyśmy... Być ostrożne... Delikatnie rzecz ujmując.

- Przyszli do nas wczoraj wieczorem jacyś ludzie, walili w drzwi, a w końcu te drzwi otworzyliśmy to wydzierali się jeden przez drugiego, że musimy natychmiast uciekać, bo widzieli grupę smoków w pobliżu... Tata się zdenerwował i ich wygonił krzycząc, że nie ma czasu na bzdury jakichś pijaków... Była afera... - westchnęła, a wszyscy podnieśli głowy lekko zainteresowani.

- Tak się kończą wasze demolki na całym świecie - mruknęła zirytowana Sylwia dając nam do zrozumienia co sądzi o tych eskapadach, będących równocześnie naszą ulubioną czynnością.

- A więc to ich zobaczyłam kątem oka... - mruknęłam do siebie, ale wszyscy to usłyszeli.

- Co? - Anja spojrzała na mnie zdumiona i chyba trochę zła...

- Wiesz... Jako, że mam wzrok paskudny, często widzę kątem oka ptaka albo coś w ten deseń, a już myślę, że to zagrożenie. A na zapach jakichś ludzi trochę pomyślałam, że to normalka, bo w końcu były tam Yue, Jagoda i Gara... - przyznałam.

- I nawet nie powiedziałaś o swoich obawach? - oburzyła się Sylwia. No tak, zazwyczaj, choćby nie wiem jak głupio to brzmiało, zbieram się w sobie (czasem tygodniami) i mówię jej co mnie gryzie.

- No wiem... Ale ostatnim razem, jak powiedziałam... Jeszcze cię nie znałyśmy Anja... Ale nie było potem fajnie... - westchnęłam. - Więc teraz sobie wmówiłam, że nic się nie dzieje i jak zwykle jestem przewrażliwiona - zmarszczyłam nos i rozprostowałam skrzydła. - O ile dobrze pamiętam, a z pewnością dobrze, chyba w efekcie pobiliśmy się z paroma członkami innego stada ikranów i w punkcie krytycznym przeprowadziliśmy chwiejne negocjacje…

- No, twoje przewrażliwienie bywa źle odbierane - mruknęła Misza.

- Dzięki za wsparcie… Śnieżnołuska - wycedziłam, nazywając ją tak samo jak Hyacinthino-poeta, gdy nieudolnie zabiegał o względy mojej siostry.

- Ale na punkcie czego? - spytała zdezorientowana Jagoda. Dopiero teraz zauważyłam obecność jej i Garadieli.

- Nieważne. Ale...

- TAM! - dobiegł głośny krzyk między drzewami, od strony klifów.

- MAMY JE! - usłyszeliśmy wrzaski. Chwilę potem rozległo się kilka strzałów, jeden dosłownie świsnął mi koło ucha. Obróciliśmy się szybko w tamtą stronę, by zobaczyć uzbrojonych ludzi biegnących w naszą stronę. Ciekawe na co im kamuflaż… Czyżby byli tak naiwni by sądzić, że smoki dzięki temu ich nie znajdą?

- NA POLANIE!

- Ludzie, to się nigdy nie skończy? - westchnęłyśmy z Anją równocześnie.

- Wiejemy! - wrzasnęła Sylwia, a ja nałożyłam kamuflaż na Anję, Kwiatka, Yue i Jagodę, a Aura zajęła się Sylwią, Cieem i Garadielą. Sky, Kaskada i Sora też błyskawicznie nałożyły na siebie kamuflaż i już mieliśmy wystrzelić w niebo...

- A co z nami? - spytała Garadiela.

- No co? Wskakujcie na Sky i Kaskadę! - wskazałam na samice szybownika i deszczownika.

- Jak to?

- Będziesz dyskutować i ginąć czy wiać? - warknęła Anja.

- Już nie ma czasu na ucieczkę - oznajmiłam odwracając się w stronę łowców. Bolesna prawda (lub mniej bolesna, w zależności od tego kto w jakim stopniu miał ochotę na walkę… czyli o ile dla Sylwii bolesna, dla mnie lub Anji niekoniecznie) była taka, że chociaż byliśmy w większości nie do zauważenia, Sorę, wyglądającą teraz jak lekko bezkształtne coś zrobione z pioruna zobaczyli na pewno...

Jak pisałam wyżej, next krótki. Jakieś pytanko... Hmm... Może walnąć oryginalniejsze niż "co się stanie"? No to... Co się wydarzy? Nie, czekajcie... Dobra... Co się wydarzy w trakcie bitewki? Taaaak... Niech żyje oryginalność...

Ok... Najpierw dedyczgi, dobra? Skrill05, nieźle... Ilit015... Klaren, masz rację. Przy charakterze Gary i temperamencie Sky spadanie jest bardzo prawdopodobne :D Wait, jak to się ma do pytania... Neh hah. Wszyscy po trochu macie rację, choć zgadywaliście kim będą napastnicy, a mi chodziło o nieco inne wydarzenie. Ale co racja, to racja :P

Nieważne, cieszcie się i rozkoszujcie nextem!



Rozdział 23[]


Perspektywa Anji[]




Rozważyłam w myśli błyskawicznie możliwe opcje. Ukrywanie się nie miało sensu. Już nas namierzyli. Ucieczka? Nie, kiedy Jagoda i Garadiela dopiero gramolą się na Sky i Kaskadę. Teleportacja? Obawiam się, że nawet we dwie z Adą nie wytrzymałybyśmy takiego przeciążenia. Teleportować siebie i sześć innych smoków to jedno, a łącznie trzynaście organizmów to już nieco inny kaliber. Pozostała tylko walka. I w gruncie rzeczy ta najlepsza opcja.

- Dziewczyny, trzymajcie się lepiej... - jęknęła Yue widząc nadciągających łowców. Prychnęłam w myślach.

- Zmywajcie się stąd, póki jeszcze nie leje się krew... - napięłam mięśnie odwracajac się frontem do agresorów.

- No przecież was nie zostawimy! - zaprotestowała jeźdźczyni Sory. Wszystkie Smoczyce, na chwilę odrywając spojrzenia od celów, popatrzyły na nią pobłażliwie.

- Sora, Sky, Kaskada. - Ada zwróciła się do przyjaciółek. - Zabierzcie je gdzieś daleko - Ludzkie dziewczyny wyglądały, pomimo przerażenia, na zawiedzione

- Będziemy was osłaniać - Sylwia zasłoniła smoczyce, które, w przeciwieństwie do ich jeźdźczyń, bez protestu wystrzeliły w powietrze.

- Łapać te odlatujące! - wrzasnął któryś z mężczyzn. Co ciekawe, choć nie mówili po polsku, doskonale rozumiałam słowa. Jedną z genialnych stron bycia Smokiem jest to, że ograniczenia językowe nie istnieją. Nawet, jeżeli nie znam słów, znam intencje, myśli.
Wszystko działo się w ułamku sekundy. Jako ostatnia do lotu poderwała się Sora, celem osłaniania towarzyszek. Łowcy już mieli nacisnąć spusty swoich spluwek, kiedy Fioletowa Ikranica z rykiem skoczyła przed szereg.  W tym samym momencie broń po prostu wyskoczyła z rąk zaskoczonych ludzi. Karabiny i inne strzelby zawisły na moment w powietrzu, nad głowami ich właścicieli, a potem pchnięte wolą Sylwii pofrunęły w głąb lasu, roztrzaskując się na skałach i gnąc na pniach większych drzew.

- Super! - Uśmiechnęłam sie szeroko. - Powtórz to!

- Nawet nie wiedziałam że tak mogę! Jak mam to powtórzyć, skoro nie mam pojęcia, jak tego używać? - Ikranica pokręciła z irytacją łbem. Wyraźnie wyczuwałam, że niewiedza ją denerwowała.

- Nie obijać się, nie mogą nam uciec! - Do rzeczywistości przywołał nas tubalny głos jakiegoś napakowanego gościa, zapatrzonego w imponująca maczetę. Zaraz cała reszta wyciągnęła swoje "nożyki". - Do walki  z tymi bestiami najlepsza jest stara dobra technika. - Mruknął i ruszył w naszą stronę. Warknęłam ostrzegawczo i kiedy to nie poskutkowało, splunęłam w niego plazmą. W ostatnim momencie zrobił unik. Pocisk jednak trafił jego kompana, który nie miał tyle refleksu.

...I o jednego mniej... - Westchnęłam w myślach.

...Taaa... Jednego z dwudziestu... - Odezwała się Aura z przekąsem.

...O... Nadchodzą posiłki... - Usłyszałam drwiącą uwagę Ciea. - ...Stąd wyczuwam jak tupią... Gorzej niż stado słoni....

Nie spieszyliśmy się za nadto. Powoli okrążając tą grupkę, nie pozwalaliśmy, żeby dochodziło do bezpośredniego kontaktu. Polegało to raczej na "straszeniu" i ewentualnie paleniu ich....

...Długo masz zamiar tak się bawić...? - Warknęła w mojej głowie Ada po trzech minutach względnego spokoju.

...Daj mi jeszcze chwilę...

...Ale PO CO...?

...Chcę się dowiedzieć, dla kogo pracują...

...Dlaczego zakładamy, że pracują dla kogoś...? - Spytał Kwiatek, kłapiąc na jakiegoś gościa, który zbytnio się wychylił.

...Mam takie przeczucie... - W zasadzie nie miałam pewności, czy to przypadkiem nie jakieś kółko myśliwskie preferujące polowania na smoki ale...

...Ty i te twoje przeczucia... - Prychnęła Zielona Smoczyca i skoczyła na łowcę znajdującego się najbliżej. Nim zdążył się zorientować że jest w niebezpieczeństwie, był martwy. W tym momencie zza drzew wyskoczyły zapowiedziane przez niebieskiego ikrana posiłki. Rzucili się na nas z biegu. Teraz już nie było opcji, żeby wymigać się od walki wręcz i w...łap?

- Brać je! - Wrzasnął któryś z nowoprzybyłych. - Chcecie żeby Czarna Wdowa znów się wkurzyła?! - O dziwo wzmianka o niejakiej "Czarnej Wdowie" dodała łowcom sił. Maczety i inne ostrza cięły wszystko co popadnie a kule z pistoletów latały we wszystkich kierunkach. Smoki odpowiedziały tym samym.

...Czarna Wdowa...? - Zdziwiła się Aura uderzając ogonem w trzech przeciwników i praskając nimi o drzewo.

- Czy mam przypominać chłopcy, co zrobiła ostatniej ekipie która wróciła z pustymi rękami? - Prychnął inny, strzelając do mnie. Pociski odbiły się od mojej skóry rykoszetem. - Co do cholery...?! - Warknął gość i skoczył ku mnie z nożem. Złapałam go szczękami przez pół i wstrzyknęłam truciznę. Momentalnie znieruchomiał, a żyły i zaraz cała skóra zrobiła się czarna. Katem oka zobaczyłam, jak Sylwia posyła w stronę innych mężczyzn strumień ognia, a Aura zaś ogłuszyła kolejnych falą ultradźwięków.

- Nie wiem, czy to mogłoby być gorsze od tych bestii! - Odkrzyknął jakiś łowca padając na ziemię, w ostatnim momencie uchylając się od pazurów Miszy.

- Jakieś wyjątkowo waleczne te gadziny! - Dodał inny skacząc od tyłu na Adę. Na ziemię posłał go miętowy pocisk Hyacinthina.

- Jakoś watpię... - Stęknął jakiś łysol markując cięcie maczetą. - ...żeby cokolwiek mogło być gorszego od tego jej synalka!

- A co, wiedziałeś go w akcji i przeżyłeś?! - Zadrwił inny strzelając w Ciea, który z czystej irytacji zapłonął błękitnym ogniem, skutecznie pozbywając się tym samym innego łowcy próbującego zarzucić mu na pysk pętlę.

- Powiedzmy, że miałem okazję z nim współpracować. - Odwarknął łysy. Teraz zobaczyłam, że pół twarzy miał wytatuowane. Zastanowiłam się chwilę, korzystając z faktu, że liczba łowców topniała w szybkim tempie. Smoki w zasadzie nie odniosły poważniejszych ran, może nie wliczając drobnych skaleczeń od broni białej. Pojawiły się nowe informacje. Kobieta znana wśród łowców jako Czarna Wdowa kieruje jakąś większą organizacją i ma syna, którego boją się nawet najwięksi tak zwani "twardziele". Nie mogłam sobie jednak pozwolić na głębsze zaglądnięcie w jego umysł. Nie w tej chwili...

...Może któregoś dnia natkniemy się na grupę, której będzie przewodniczył...? - Podsunęła tę dość kuszącą propozycję Misza.

...Helikopter...! - Syknęła Ada, automatycznie odwracając głowę w kierunku, z którego nadlatywała maszyna. Na moment zamknęłam oczy, żeby skupić się na umysłach załogi śmigłowca. Tylko piloci i medycy...

...To misja ratunkowa.... Nie możemy pozwolić, żeby wylądował....! - Ryknęłam i poderwałam się do lotu. Na horyzoncie zobaczyłam mały czarny punkt, a po chwili do moich uszu doszedł huk śmigieł i wycie silnika. Pomknęłam w jego stronę, wcześniej sprawdzając sytuację na dole - zostało dziesięciu łowców, w tym wytatuowany łysol. Posłałam w stronę helikoptera kilka czarnych pocisków, ale był zbyt daleko i w porę zdążył wykonać manewry ratujące go przed spłonięciem. Z pomiędzy drzew wyłoniła się sylwetka Zielonej Smoczycy. Skoro postanowiła mi towarzyszyć w polowaniu na śmigłowiec, to sytuacja na dole pewnie opanowana... Moment...

...STOP...! - Krzyknęłam w myślach. - ...Wycofujemy się...!

...CO...?! - Odpowiedział mi zgodny ryk sprzeciwu.

...Anja...! Ciebie do reszty pogięło...?! - Parsknęła Ada.

...Czyżby znów przeczucie...? - Wyobraziłam sobie, jak mój brat teatralnie przewraca oczami.

...Nie... Niech tylko ten łysy zdoła się uratować... Musi być o tym przekonany...! - "Przełączyłam się" na tryb widzenia wieloekranowy. Łysy uciekał w głąb lasu potykając się i strzelając za siebie na oślep. Po chwili skończyła mu się amunicja. - ...Dzięki...

...No dobra.... - Ada powstrzymywała się od warczenia. - ...Wytłumacz teraz, O CO CI DO CHOLERY CHODZI...?!

...Niech ta cała Czarna Wdowa bedzie przekonana, że udało mu się uciec...

...Nooo świetnie i co dalej...? - Wetchnęłam tylko, nie chcąc się niepotrzebnie denerwować.

...On jej na stówkę poopowiada, co tu się działo.... - Śmigłowiec właśnie odlatywał z jedynym "ocalałym", a ja lądowałam na polance, na której właśnie dogasały ostatnie płomienie. - ...I szybciej dojdzie do konfrontacji z źródłem całego problemu...

...Mam pewne wątpliwości co do tego twojego planu... Ale...

...Niech będzie, wszystko wyjdzie w locie... - za Sylwie dokończyła Aura. Ada tylko wzruszyła ramionami po smoczemu.

...Sora...?! ...Dziewczyny...! - Moja siostra cioteczna zawołała mentalnie ewakuowane przyjaciółki.

...Odbiór... - W głosie Sory wyraźnie słychać było żal, z powodu zabawy, jaka ją ominęła.

...Już po robocie, możecie przylatywać...

- Ekhem... Może nie tu? - Powiodłam spojrzeniem po spalonej polanie, po której wciąż jeszcze walały się broń i... Kości.. Ludzkie...

...No racja... Czekamy na plaży...!

...Lekcje latania zacząć czas...! - Dodała Sylwia i wzbiliśmy się w powietrze. Na szczęście żaden przypadkowy przechodzień jeszcze nie zauważył pola bitwy ani jej samej.


Otworzyłam najpierw jedno oko, a potem drugie. 1 września wypadł w poniedziałek. Ten tak zwany "najcudowniejszy dzień w roku" musiał niestety nadejść. Na szczęście to już trzecia klasa gimbazy. No i idzie z nami Aura oraz wtajemniczone Yue, Jagoda i Garadiela. Dwie ostatnie latają już i posługują się smoczą mową dość nawet sprawnie. Siodła też już mają. W ostatnią sobotę wakacji urządziliśmy im podwójne Zespolenie. My, Smoczyce nie uważałyśmy, żeby tak wczesne zespolenie było dobre, ale główne zainteresowane były całkowicie przekonane i zdeklarowane spędzić ze sobą resztę życia.
Z pełnym irytacji pomrukiem podniosłam się z łóżka. Szósta rano. Rozpoczęcie roku dopiero na ósmą. Dobrze, ze właściwa szkoła zacznie się dopiero jutro. Wczoraj przyszła przesyłka zawierająca jeden zestaw podręczników. Na szczęście ćwiczeń u nas nie wymagają. Skoro ja siedzę z Adą, to nie ma sensu wspierać finansowo producentów. Tylko drzewa wycinają. Aura będzie siedzieć za nami z Yue, która, jak pozostałe dziewczyny, ma wszystkie podręczniki.
Powlokłam się do szafy. Z grymasem na twarzy chwyciłam w dwa palce jedyną koszulę jaką mam - białą, prostą, bez żadnych udziwnień i czarne proste spodnie. Przeteleportowałam się do łazienki.

Przeżuwając grzankę zastanawiałam się, co też przytrafi nam się tego roku eh szkolnego... Tymczasem do kuchni weszły Ada, ubrana bardzo podobnie do mnie i Aura. Sylwia wciąż spała w najlepsze. Ale ona już nie musiała łazić do budy. Kiedy przyjrzałam się bliżej Szybownikowi, prawie się zakrztusiłam.

- Czyś ty zwariowała? Sukienka? - Smoczyca jedynie wzruszyła ramionami. - Świat schodzi na psy... - Mruknęłam do siebie, idąc do lodówki po składniki na kolejną kanapkę.

No, dziś więcej nie będzie. Postaram się by kolejny był szybciej niż po 10 dniach. W tym kolejnym wydarzy się coś ważnego, ale nie będę spoilerować - od czego są pytanka? No więc co waszym nieskromnym zdaniem się wydarzy?
Ludzie, co wy macie z tą Jandrą? Cholera, od 20 nextów większość otrzymywanych propozycji "Jandra". -200 od oryginalności! Pojawi się to pojawi i to niedługo, ale musicie poczekać! Neh hah. Dedyczki Dla Skrill05 i Klaren, bo po trochu mają rację. Ale staram się krótko, więc nic nie wyjaśniam. Klaren, jedna z twoich propozycji będzie w następnym nexcie, znaczy, jakby nawiązanie do niej, więc to tak jakby zostało przez ciebie po trochu zgadnięte następne pytanie :P Cieszcie się i rozkoszujcie nextem!


Wylądowałyśmy na tyłach szkoły chwilę po trzech jeźdźczyniach, na pięć minut przed ósmą. Nie było potrzeby wybierać się do więzienia wcześniej.

- Dlaczego wakacje tak szybko się kończą? - jęknęła Garadiela.

- Żeby się nam za bardzo nie nudziło bez szkoły. - Mruknęła Yue i pogłaskała Sorę na pożegnanie. Ruszyłyśmy do głównego wejścia. Przed szkołą jak i w niej kłębiły się stada biało-czarnych człowieków. Najlepsze jednak były pierwszaki. Ileż to wzrostu... Metr trzydzieści pięć?

- Kto tu wpuścił czwartoklasistów? - Westchnęłam, przedzierając się przez rozwrzeszczaną gawiedź.

- Powiedziała tam co ledwo metr sześćdziesiąt pięć wyciąga - Warknęła zaczepnie Ada. Było tak głośno, że nawet, gdybym ryknęła, może ktoś wziąłby to za szczekanie psa albo przesuwanie ławki.

- No weź, jestem od połowy z tych dzieci wyższa o dwadzieścia centymetrów. Od pozostałych o trzydzieści. - W tym roku przyszło pięć pierwszych klas, co stanowiło połowę szkoły. Drugich było trzy, a trzecich dwie. - Poza tym, jestem największa jako smok. - Uśmiechnęłam się złośliwie do siostry ciotecznej. Wzruszyła ramionami prychając. Wszyscy już zebraliśmy się na sali gimnastycznej. Dyrektorka rozpoczęła swoje nudne przemówienie. Potem, razem z wychowawcami udaliśmy się do klas. Okazało się, że w związku z odejściem z pracy spowodowanym ciążą naszej wychowawczyni zastąpi ją nie kto inny a pani Dłonias, wf-istka. Udaliśmy się do klas. Przywitaliśmy nową uczennicę, którą znałyśmy tylko ja, Ada i trzy jeźdźczynie. Zajęłyśmy z Zieloną Smoczycą naszą ulubioną trzecią ławkę pod oknem. Za nami siadły Yue i Aura, a w przedostatniej Jagoda i Garadiela. Po krótkiej gadce-szmatce dostaliśmy plany lekcji. W piątek aż trzy wf-y na ostatnich lekcjach, w czwartek jeden, też na ostatniej. Cudnie. Na szczęście trafiło się, że choć w każdy dzień na ósmą, ani razu nie kończyłyśmy po piętnastej. "Rodzice" Napisali nam, Smoczycom zwolnienia z zajęć przygotowujących do egzaminu. Reszta musiała się kisić w PIĄTEK do czwartej.

- Czekajcie jeszcze - Zatrzymała nas Dłonias, kiedy mieliśmy już zamiar wstawać. - Dyrekcja kazała ogłosić, że nie wolno chodzić na tył szkoły. Jest to teren zarośnięty i niezadbany, wiec niebezpieczny. Jeszcze w tym tygodniu zostanie zamknięty. - Przewróciłam oczami powarkując pod nosem. Podniosłam rękę. - Tak, Anja?

- A jeżeli ktoś ma stamtąd bliżej do domu? - Spytałam z autentycznym zaciekawieniem, odnajdując wzrok nauczycielki.
Klasa ryknęła śmiechem, a Ada puściła mi sójkę w bok, po czym syknęła cicho. Jeszcze się nie nauczyła, że boli tego, który próbuje mnie dźgnąć.

- Cóż, Anja, jeżeli mieszkasz w lesie, to będziesz musiała chodzić na około, przykro mi - Znów salwa śmiechu. Zwężyłam lekko źrenice utrzymując kontakt wzrokowy z nową wychowawczynią. Zaczęłam jej szperać po głowie. Nie szukając niczego, ot, tak dla zabawy.

...Anja... - Warknęła w mojej głowie Ada. Wyczuwałam też niepokój Aury.

...Ej, dobra jest... - Dłonias tylko zacisnęła szczęki, ale nie odwróciła wzroku.

...Możesz przestać się bawić...? - Powiedzieć, że mentalny głos Ady emanował irytacją, to mało.

...Już, już... - "Wypuściłam" nauczycielkę i odezwałam się na głos. - No cóż trudno. A usprawiedliwi mnie pani w razie spóźnienia?


- Co to miało być? - Yue również nie była zadowolona z mojego zachowania. Pod płaszczykiem użyczonym przez Adę i Aurę bezpiecznie przemieszczałyśmy się na tył szkoły, niewidzialne dla żadnych stworzeń.

- No co? Sprawdzałam, czy wystarczy jej cierpliwości na naszą klasę. Przecież nikomu nie stała się krzywda - Prychnęłam, zmieniając się w smoka. Wzbiłyśmy się w powietrze. Choć poranek był słoneczny, teraz zbierało się na deszcz. Chmury wisiały nisko i mogłyśmy lecieć bezpiecznie.
Z ludzkimi dziewczynami rozdzieliłyśmy się po paru chwilach. Sora, Sky i Kaskada mieszkały teraz w pobliżach ich domów. Na szczęście, wszystkie miały domki jednorodzinne, a na tyłach małe gaje. Przez główny tunel przemknęłam około dwunastej. Zmieniwszy się w człowieka, zrobiłam ślizg po parkiecie i przeskoczywszy opacie gruchnęłam na kanapę. W mojej ręce natychmiast znalazł się pilot.

- A ta od razu do telewizora - Obok mnie pojawił się Hyainthino.

- A co, nie powiesz mi, że nie chcesz posłuchać o nas wiadomości? Południowe wydanie.

- Anja, tylko mi nie mów, że znów to zrobiliście... - Ze swojego pokoju wyszła Sylwia.

- Kurde, okropnie wyglądasz - Stwierdziłam, obrzucając przelotnym spojrzeniem przygarbioną sylwetkę Smoczycy. Wory pod oczami i rozczochrane włosy, zaczerwienione oczy i koszulka lepiąca się do niej od potu.

- Boli mnie głowa. Dopiero wstałam. I miałam wizję. Błagam, tylko nie mów, że rozwaliliście kolejną rzeźnię? - Jęknęła, udając się do lodówki po lód na okład.

- Nie, tylko opróżniliśmy parę transportów. Musiałam poprawić sobie humor przed dzisiejszym dniem. Zaraz co? Jaką?

- Miałaś wizję? - Spytały jednocześnie Ada i Aura.

- Niestety tak. I nie wróżyła nic dobrego - Ikranica sprawiała wrażenie, jakby zobaczyła ducha. - Zaraz wam opowiem.

- Lepiej ją nam pokaż - Zachęciłam, wygodniej rozsiadając się na kanapie. Pozostałe Smoczyce także zajęły miejsca, wpatrzone w Sylwię.

- No coś ty, nie dość, że nie jestem w tym zbyt dobra, to jeszcze łeb mi pęka.

- To nic. Może cię wyleczyć Ada.

- Ale...

- To też nie problem. Mogę stworzyć połączenie, dzięki któremu będziesz mogła wysyłać obrazy do Aury. A ona je nam po prostu wszystkim zwizualizuje przed oczami.

- Moment, przecież ja też jeszcze nie jestem w tym mistrzynią - zaprotestowała smoczyca szybownika. - Potrzebuję do tego skupienia, czasu no i też nie dam rady wyświetlić tego nam wszystkim.

- I tu cię zaskoczę. Jestem w stanie zahipnotyzować cię tak, że choć będziesz mieć świadomość, będziesz musiała tworzyć te iluzje. Ten rodzaj hipnozy stymuluje mózg i umiejętności tak, że nie potrzebna jest wiedza, jak ich używać. Robisz to wtedy automatycznie. Oczywiście, jeżeli się zgodzisz - O czymś takim dowiedziałam się z ukrytego listu od taty. Między innymi o tym.

- Ale zachowam świadomość? - Upewniła się Aura.

- Yep.

- No to dobra.

...Otwieram prywatne łącze dla Sylwii i Aury... - Oznajmiłam, żeby nie było zaskoczenia. Takie łącze wzmacnia komunikację, nawet, jeżeli któryś z rozmówców nie jest doświadczony w rozmowach mentalnych. W tym samym momencie objęłam hipnozą turkusową Smoczycę.

Nagle wszystko, co było wokół mnie, znikło. Tak samo Smoczyce. Czułąm ich obecność, ale nie widziałam. Stałam na środku polany... Nie, to nie była polana. To raczej pogorzelisko. Spalone drzewa i jakby skały... Nie dałam rady na niczym skupić wzroku, bo momentalnie się rozmazywało. Jedynie kątem oka dostrzegałam takie szczegóły jak nadpalone zeszyty, walające się po gruzach, fragmenty ławek... Komputer... Było też okropnie gorąco. Jakbym znajdowała się w piecu hutniczym. Udało mi się skupić wzrok na błękitnym płomieniu, tańczącym na środku "sceny" wizji. Kiedy się do niego zbliżyłam, okazało się, że to płonie niebieski opal. Następnie zobaczyłam ogromny czerwony kamień, prawdopodobnie granat. Z całej siły uderzył w inny - czarny opal z zieloną podstawą, który rozpadł się na drobne kawałki. W momencie, gdy zetknęły się z ziemią, zamieniły się w brunatne krople krwi i zabarwiły całe podłoże. Ale jeden odłamek nie upadł na ziemię, ale wystrzelił w kierunku granatu, niszcząc go. Kolejną rzeczą, jaką ujrzałam, był świetlisty rubin, z za którego wyleciało stado nietoperzy. Nie, to nie były nietoperze. Kształty były rozmazane, momentami cała wizja rozpadała się, ale rozpoznałam smoki. Potem zmiana scenerii. Wokół mnie było zielono, ale wciąż wszytsko rozmazywało się, kiedy próbowałam się przyjrzeć. Przed moimi oczami nagle pojawił się serce. Takie realistyczne i bijące. Było oplecione strzelającymi, niebieskawymi piorunami. Nagle coś ciemnogranatowego mignęło mi przed nosem. Usłyszałam zgrzyt ciętych mięśni i moim oczom ukazało się to samo "elektryczne" serce rozcięte na pół. I w tym momencie wizja się skończyła.

- Łooł - Aura zamrugała oczami, otrząsając się po hipnozie.

- Teraz same widzicie. Nie wygląda to zbyt dobrze - Sylwia z westchnieniem pozwoliła nogom wyprostować się na całą długość.

- Niezbyt dobrze? - Ada aż podniosła się na nogi. - Powiedziałabym, że FATALNIE.

- Dlaczego fatalnie? - Zdziwiła się Sylwia klepiąc miejsce na kanapie obok siebie. - W końcu nie wiemy o co chodzi…

- Nie, pomijając krew, ogień, pogorzelisko i to serce... - Mruknęłam, a jednocześnie ze mną odezwały się również jak dotąd milcząca Misza i Aura.

- Nie wiem czy zauważyłaś… Ale wszystko wokół było spalone…

- No te wszystkie sceny... Gorąc, rozbijające się kamienie, to źle wróży... Bardzo źle wróży.

- Ktoś ma propozycje, co to może oznaczać? Sylwia, Ada, zgadywałyście już kiedyś, nie? - zapytałam.

- Hmm… No owszem… Ale nigdy nie były tak… Mocne. Wcześniej to były zamglone obrazy, wiedziałam ze stadem których terenów uniknąć, bo pojawiali się tam łowcy… Ale w tej czułam wszystko jakbym tam była… - Ikranica aż się otrzepała na wspomnienie wizji.

- Niewykluczone, że będziesz. Że my wszyscy tam będziemy. - W chwili, kiedy to powiedziałam, dotarło do mnie, że mogę mieć rację...

- Ale zauważyliście te zeszyty, ławki czy klawiatury? - Aura zmarszczyła lekko brwi.

- No normalnie jak zrujnowana szkoła, prawda? - Przytaknęła Ada.

- Hue hue hue marzenia... - O, znów w sytuacji potencjalnego zagrożenia zaczęło mi odwalać...

- No bez przesady… Nigdy nie chciałam, żeby ze szkoły zostało coś TAKIEGO… - Stwierdziła Zielona SMoczyca. - No i gdzie się podziali wszyscy uczniowie? I co to za kamienie? - Skierowała swoje spojrzenie na kuzynkę.

- Czemu patrzysz na mnie jakbym znała odpowiedź?

- Każdy kamień miał inny kolor, pewnie coś symbolizują... Tylko co? - Wichrowa przeczesała palcami śnieżnobiało-turkusowe włosy w zadumie.

- Nie wiem. - Wzruszyłam ramionami. - Ale podobał mi się ten niebieski ogień...

- Mnie zachwycił ten czarny opal… - Dodała moja siostra cioteczna. - Nie wiem czemu…
Przez portal wszedł Cieo. I on dostał "filmik" z przyszłości.

- Mi chyba zaraz mózg wyparuje… Siostrunia, a może się najadłaś smoczymiętki i właśnie pokazałaś nam swoje halucynacje?

- To nie były halucynacje. - Zaoponowałam. - To była metafora tego, co nas czeka.

- Drogi braciszku… Jeśli ja się najadłam smoczymiętki to ty się najadłeś czegoś odbierającego mózg… Ups, zapomniałam, pożarłeś z tonę już jako pisklak… Ej! - Sylwia w ostatnim momencie uchyliła się przed ogonem Ciea. No i pozostali siedzący na kanapie lub w pobliżu...

- Zastanawia mnie to serce z błyskawicami... - Mruknął pod nosem Hyacinthino.

- Pomyślmy… - Zastanowiła się Ada. - Ja znam tylko jednego smoka posługującego się błyskawicami

- Ale skąd pewność, że to smok? - Trafne spostrzeżenie Miszy odebrało Zielonej Furii trochę pewności.

- Burza serca nie ma.... - Aura zaczęła burzę, heh, mózgów.

- To może być zapowiedź, że ktoś będzie... Musiał zostać poddany defibrylacji... - Spróbowałam powstrzymać uśmiech. Ze
mną na prawdę jest coś nie tak...

- A może serce ma burzę? - Stwierdzenie Ady wywołało lekkie zmieszanie.

- W sensie że co...? - Odpowiedział mi Misza.

- Coś jej się włączyło, że może chodzić o nasze uczucia. - Biała Furia przewróciła lekko oczami widząc spojrzenie kwiatka,
ale uśmiechnęła się nieco.

- No, nie zaprzeczę, ale wtedy to chyba bez piorunów. - I na twarzy Aury pojawił się bladawy uśmiech.

- No chyba, że jakieś burzliwe zmiany poglądów lub emocji... - Zaproponował niebieski Ikran.

- Może... - zaczął niebieskooki.

- Dobra Kwiatku daruj sobie, skupmy się lepiej na tej scenerii...- Nie dałam dokończyć bratu.

- Jeszcze nawet nic nie powiedziałem!

- To nie próbuj.

- Ktoś kiedyś robił sekcję zwłok smoka? - Spytała Ada, rozglądając się po nas. - Dobra, zapomnijcie, że pytałam. - Nasze 
miny powiedziały wszystko. - Miałam nadzieję, że ktoś rozpozna do jakiego gatunku smoka należało to serce…

- Łowców smoków się spytaj... - Prychnęła Aura.

- Czy możemy wrócić do, w pewnym sensie, pewników? - Zaczynałam się niecierpliwić.

- Jasne, jasne. Oczy Thalasji były takiego koloru jak ten opal… - Zastanowiła się moja siostra cioteczna.

- Jakiej Thalasji?

- Em.. Thalasji? - Misza i Kwiatek zadali pytanie w tym samym momencie.

- Nie mówiłam wam? Cholera… - Zielona podrapała się z tyłu głowy odwracając wzrok.

- Nieważne, Ada, później. - Ponagliła Sylwia.

- Ale to może być ważne! - Cieo nie zgodził się z siostrą.

- Spoko, słyszałam, jak o niej myślałaś. - Odezwałam się. To było niedługo po tym, jak poznałyśmy się jako Smoki. Czasem 
nawet do teraz przed snem tak o tym nawijała w swojej głowie, że trudno było się nie wciągnąć.

- I „przypadkiem” posłuchałaś. - Zażartowała.

- Ej, a ta przepowiednia, którą ci recytowała? - Rymowankę znałam już na pamięć. - Może to ma jakiś związek z wizją Sylwii?

- No niby tam też były kamienie… A granat jakiś popularny nie jest… - Zastanowiła się moja kuzynka.

- Misza!!! - Ryknął Cieo, wyrywając biała smoczycę z walki na wzrok z Hyacinthinem.

- Czego się drzesz? - Furia rozmasowała łapami uszy.

- Skoczysz do waszej jaskini pod Leżem? Potrzebujemy tych, co były wymienione…

- Ale po co? - Zdziwiła się Ada. Patrzyłam kolejno na uczestników tej dziwnej wymiany zdań.

- Nie wnikaj, mój braciszek wpadł na jakiś szalony pomysł… - Machnęła ręką najstarsza z nas.

- Hej! Doceń, że ganiam za twoimi snami podczas gdy większość smoków by je olała! - Odgryzł się niebieski Ikran.

- Darujcie sobie. - Wyciągnęłam pojednawczo ręce, zanim rodzeństwo pogryzłoby się o kamienie szlachetne. - Przecież od czegoś jest internet.

- Misza, wracaj!!! - Krzyknęła Ada do swojej siostry, która odeszła od nas.

- Nie zamierzam nigdzie lecieć za pomysłami szalonego ikrana… - Prychnęła. - Poszłam tylko po laptopa.

- Poza tym, rodzice zostawili mi mała kolekcję. Nie tylko ty masz słabość do błyskotek, Ada. - Wyszczerzyłam się w uśmiechu. Nie dość, że lubi wręcz wysadzane drogocennymi kamieniami jaskinie, to jeszcze zbiera wszystkie świecidełka i dorzuca je do swojej kolekcji…

- Hej, górskim nie jestem… - zaprotestowała. Niezbyt przekonująco, swoją drogą.

- Na pewno? - Zaśmiała się Sylwia. -  Jak czasem siedzisz sobie między diamentami… - Nie dokończyła jednak, widząc spojrzenie kuzynki.

- Może masz gdzieś w przodkach... - Mruknęłam, teleportując się do swojego pokoju po szkatułkę z kamyczkami. Po chwili pojawiłam się znów na kanapie, pokazując drobną kolekcję chyba wszystkich kamieni szlachetnych. Około metrowa na długość i szerokość i dość wysoka "szkatułeczka" składała się z kilku szuflad i przegród. Dzieliły one kamienie ze względu na rodzaj, właściwości i tym podobne. Wyciągnęłam tą z opalami.

- Ja już też widziałam większość z tych kamieni, te uroki życia z górskimi... - Westchnęła Aura. - Ale wiecie jak tak o tym myślę, to zależnie od interpretacji z tymi kamieniami nie ma tak źle,  no bo jeśli ten czerwony byłby tym złym, to ostatecznie ten zielony go pokona

- CZARNY z elementami zielonego... - Poprawiła Ada, biorąc do ręki ten właśnie mały kamyczek.

- No dobra, taki tam szczególik.

- No cóż. Mam nadzieję, że co się ma wydarzyć, wydarzy się szybko i będzie po sprawie. - Wzruszyłam ramionami. - Możemy jeszcze poczytać o ewentualnej symbolice tych kamyków...

- Szkoda, że nie było widać dokładnie gdzie ten budynek zniszczony stoi, określiłybyśmy czy to ta szkoła czy inna...

- W sumie, nie wiemy nawet, czy jest prawdziwy. - Zaznaczyłam.

- Nie no, zazwyczaj wszystko co pojawia się w moich wizjach ma jakieś odniesienie do tego co prawdziwe. - Oświadczyła Fioletowa Ikranica.

- Mam nadzieję, że dowiemy się w swoim czasie, o co z tym wszystkim chodzi... - Przeciągnęłam się, po czym ruszyłam w stronę portalu. - Nie wiem jak wy, ale ja to bym polatała.

Mam nadzieję, że się podoba. I klasyk: Co się wydarzy?
No ten next długi nie będzie, ale tamten fragment był długi, a teraz do końca rozdziału niewiele pozostało. Pewnie kolejny się za to pojawi szybciej. Hmm... Dedyczgi... No cóż Skrill, masz rację. Choć imię Jandry zostanie wspomniane, nic ważnego się w związku z nia nie wydarzy. Ale po tym nexcie jak chcesz, to pisz już sobie dalej o tym, że "coś z Jandrą", bo coraz bliżej. Ale spoko, jeszcze kilka/kilkanascie nextów. A tak poza tym... To już tyle, bo z tego, co pisaliście, tylko to stwierdzenie jest prawdą. Neh hah. Cieszcie się i rozkoszujcie nextem! (zawsze tak piszę, prawda?)


Po paru tygodniach sprawa wizji zeszła na dalszy plan. Niestety w szkole zaczęli ostro dawać kość z projektami, zadaniami i próbnymi testami. Nie, żeby to przerastało nasze Smocze możliwości, ale na pewno nie radowało. Tył szkoły istotnie zotał odgrodzony porządnym ogrodzeniem. Na szczęście z coraz lepiej wyćwiczonymi umiejętnościami znikania Ady i Aury przedzieranie się na nasze miejsce spotkań ze smokami przebiegało bezproblemowo. Pani Dłonias zaś, okazała być się całkiem nie najgorszą wychowawczynią. Za to z Jandrą na polaku nie było życia. Chyba dawno nie dałyśmy jej w kość, bo poczuła się na tyle pwenie, żeby pytać na każdej lekcji przynajmniej trzy osoby, raz w tygodniu robić kartkówkę i test co miesiąc. A mimo to wyrabialiśmy się z programem. Ciekawe. Tak, jakby nasza klasa wzięła sobie sowa dyrektori do serca, że jeżeli w próbnych będziemy gorsi od trzeciej najlepszej szkoły w województwie, to wszystkim obniży średnią na koniec o pół stopnia. Jedyną irytującą rzeczą, tak na prawdę irytującą, było zachowanie naszej klasy w stosunku do Aury. A przynajmniej mowa o tych idiotach, z którymi nie da się wytrzymać. Jasne ostrzeżenia z naszej strony nie odnosiły skutku. Ale jej włosów czepiali się także nauczyciele twierdząc, że ma zafarbowane, co jest niedozwolone. Trzeba było załatwiać sprawę hipnozą, ale i tak dziąłała tylko na kilka dni.
Powoli wszystkie zaczynałyśmy mieć dość tego oczekiwania. Niby strasznie wielka wojna miała sie już zacząć, a w gruncie rzeczy wciąż smoki musiały się ukrywać. Co gorsze, coraz częściej napotykałyśmy w lasach łowców. W niewielkich grupach, ale dobrze uzbrojonych. Często mieli nawet złapanego smoka. Zazwyczaj takie grupki znikały jak szybko się pojawiały. No, za naszą sprawą. Sylwia dzięki temu miała więcej możliwości ćwiczyć swoją telekinezę. Okazało się, że działa tylko i wyłącznie na wszystko, co nie jest żywe.



- Leć. Jandra nie złożyła raportu od trzech miesięcy. Potrzebujemy informacji i ty je załatwisz. - Warknąłem na specjalnie wybranego do tej misji smoka. Nie musiałem posługiwać się mocniejszą sugestią. Jedno spojrzenie wystarczyło. Na moim pysku sam z siebie pojawił się uśmiech zadowolenia, ale gdy tylko posłaniec to zobaczył, wysunąłem zęby. Gad czym predzej zamachnął się skrzydłami i odepchnąwszy się od skarpy, na której leżałem, wystartował na wschód. Do moich uszu dotarł szum skrzydeł, a po chwili patrzyłem, jak srebrna Furia ląduje na przeciw mnie. - Siemasz, braciszku. - Chciałem go szturchnąć, dla zabawy, ale odskoczył kładąc uszy i marszcząc brwi. Cofnąłem sie o krok, puszczając z nosa dymek. Nigdy się tak nie zachowywał. Zawsze był pierwszy do zabawy. - No co? - Przypadłem przednimi łapami do ziemi, ale mój brat tylko odsłonił dziąsła i wysunięte zęby i odwrócił łeb.

- Przestań. Mam już tego dość. Wszędzie pelętają się ci łowcy. Nie mogę spokojnie latać. Cały czas czuję się obserwowany. Dlaczego nie wrócimy do domu? Dlaczego tkwisz tu? - zaczęło się... Przewróciłem oczami i wyminąłem go. - Dlaczego zawsze odchodzisz, kiedy poruszam ten temat?! - Warknął, zirytowany.

- Dlaczego musisz poruszać ten temat?

- Bo źle robisz. Przecież ona do niczego nie  jest ci potrzebna! Zostaw ją i wracajmy do domu. - Ostatnie zdanie powiedział
z błagalną nutką.

- Chcesz, to wracaj. Mnie jest tu dobrze - warknąłem, przyspieszając. Znacznie mniejsza ode mnie Srebrna Furia musiała truchtać, żeby dotrzymać mi kroku.

- A mnie nie - prychnął, prawie biegnąc. Zatrzymałem się gwałtownie i z najgroźniejszą miną, na jaką mnie było stać, odwróciłem się do niego. Blizny nieprzyjemnie naciągnęły się, ale nie zwróciłem na to uwagi. Brat skulił się i cofnął o krok.

- Chcesz, to wracaj. Nie. Trzymam. Cię. TU.

- Bez ciebie się nie ruszę - obstawiał twardo przy swoim.

- To proszę bardzo. Nie narzekaj więc, że ci źle - obejrzałem się jeszcze raz za siebie. Posłaniec zniknął w czarnych chmurach. Zbierało się na porządną burzę z piorunami. W takich lubię latać najbardziej. Rozwinąłem skrzydła.

- Czekaj! - ryk brata dobiegł mnie już z dołu. Na szczęście nie miał zamiaru mnie gonić. Zresztą, i tak nie dałby rady.



Środek października, a śnieg już zdążył spaść. Ale zapewne będzie tak, jak przez ostatnie kilka lat - na jesień zima się wyhula, a na święta ani śnieżynki. No trudno. Była słoneczna pogoda. Razem z trzema jeźdźczyniami postanowiliśmy wybrać się na mały locik. Cztery Smoki, nasze rodzeństwo i trzy pary Zespolonych. Po krótkim slalomie miedzy drzewami, kierując się na południe, chcieliśmy lecieć w chłodniejsze tereny. Może nawet dałoby się pozjeżdżać z gór? Na grzbietach i brzuchach oczywiście... Kiedy już, daleko poza miastami mieliśmy się wzbić wyżej, usłyszeliśmy głośny ryk wołającego na pomoc smoka. Czym prędzej wylądowaliśmy na środku niewielkiej polany. Tuż przy lini drzew, przygnieciony żelaznymi sieciami i kamieniami leżał pospolicie ubarwiony, granatowo fioletowy Piorunoskrzydły. Sora, jak przystało na przedstawicielkę tego gatunku w pierwszej chwili zareagowała agresją, podobnie jak złapany gad. Ten jednak zamrugał zdziwiony i przestał warczeć.

- Sora? - To było pierwsze słowo, jakie od niego usłyszeliśmy.

 'Taaak... Kocham przerywać w najlepszych momentach. No i tradycyja: Co się stanie?'
Nexta długo nie było... Nie bardzo mam co wstawiać, bo po tym co teraz przeczytacie, zostanie 1-2, a dalej muszę poczekać aż Anja napisze 25 (możecie ją zmotywować jeśli Wam się nudzi :P). Nie tam, żartuję. Neh hah. Okej... Dedyczki lecą do naszych tradycyjnych zgadywaczy - Ilit015 i Skrill005. Skrill, to z twoimi teoriami (nie mówię które. Jedna na pewno, reszta... W sumie nie pamiętam,a le chyba średnio) się zgadza, zgadywanka średnio. Neh hah. Cieszcie się i rozkoszujcie nextem!


Rozdział 24[]

Perspektywa Ady[]



- To niesamowite - westchnęła Yue drapiąc Sorę po głowie. - Masz rodzinę!

Prawdę mówiąc, też tak uważałam. Okazało się bowiem, że piorunoskrzydły jest bratem Sory. Tak, bratem. Starszym na dodatek. On doskonale pamiętał Sorę, ona jego mniej, ale go rozpoznała. Miał nietypowe imię - Jaeherys.

- Ale mówcie mi po prostu Jae - mówił przy każdej okazji.

- Jasne Herysku - śmiała się Sora. Widziałam jej zaszklone lekko łzami oczy. Oczywiście ze szczęścia. Zatańczyły w nim jasne promienie.

Oko jest z kryształu w słońcu błyszczącego.

Niemal krzyknęłam usłyszawszy w głowie melodyjny głos. Rozejrzałam się ukradkiem. Nie, Thalasji tu nie było. Ten widok musiał w pewien sposób coś we mnie „ruszyć”. Ale to nie o to chodzi. Na 100%. Przepowiednia Thalasji dotyczyła głównie Smoków. Inne smoki pojawiły się tam tylko gdy był wers „to więcej niż we wszystkich smoczych marzeniach”. Poza tym, na pewno będzie chodziło o coś innego. Jak kryształy w wizji Sylwii. Oko, oko… Wiele rzeczy może oznaczać oko. Nie wiedziałam czemu akurat teraz zamyśliłam się tak na temat przepowiedni. Oko… No jasne! Na pewno chodzi o jakieś miejsce. Będzie tam wyżłobienie w skale lub oczko wodne… Ale nadal, gdzie się podział ten kryształ? To metafora, uświadomiłam sobie. Może znaczyć wszystko, od soku po sól. Dobra, nieważne. Znalezienie Jahaerysa dotyczy Sory, nie wszystkich Smoków. Zdecydowałam się wrócić do rzeczywistości.

Zostali rozdzieleni. Ich rodzice zabici przez łowców smoków, oni sami nie mogli się odnaleźć, a zresztą - Sora nie umiała i tak latać. Potem znalazła ją moja mama. Jahaerys sam sobie doskonale poradził. Ma swój teren łowiecki i niejednokrotnie o niego walczył. Co i rusz nagle oboje się podrywali i ganiali wokół polany.

- Całe piorunoskrzydłe - westchnęła Aura. Jahaerys stanął.

- Coś za nami nie przepadasz białowłosa - uśmiechnął się.

- Tak, bo każde moje spotkania z piorunoskrzydłymi kończyły się walką. Prócz tej tutaj - wskazała na Sorę.

- Tej tutaj? - Sora wyrosła ze śmiechem za Aurą, a po jej łuskach przebiegły niebieskie iskierki. - Myślałam, że się lubimy - żartobliwie uszczypnęła Aurę.

- Ał! - skrzywiła się. - Musiałaś z prądem?

- Musiałam - zaśmiała się Sora i znów powaliła na łopatki Jahaerysa.

- Wiesz, byłem pewien, że nie żyjesz - powiedział. - Żyliśmy w niebezpiecznej okolicy, a musisz przyznać, że wiele smoków mogłoby uznać, że naruszyłaś ich terytorium. Zabić cię czy dać pisklakom, żeby zjadły. W końcu logiczne, że bardziej im zależy na własnych dzieciach niż cudzych i to jeszcze zaliczanych do najbardziej agresywnych gatunków smoków, żywiących się tylko mięsem… Terytorialnych…

- Nie przesadzaj, żaden smok by mnie nie zjadł - zaśmiała się Sora. - Chodź - i pociągnęła go w naszą stronę. Ty opowiedziałeś nam o sobie i ogólnie o nas, teraz my opowiemy ci o sobie - postanowiła. - Anja, zaczynaj.

- Co? - zdziwiła się Alfa. - Nieee… Nie mam ochoty - ziewnęła. - Żartuję! - zaśmiała się widząc minę Sory. - No dobra. Żyję sobie w dość dużym domku, co urodziny otwieram liścik od rodziców, jestem Smokiem Alfą, ale o tym wiesz… - zamyśliła się. - Nie lubię mięsa. I rzeźni - stwierdziła. - No i mam parę fajnych mocy.

- Ja jestem bratem tej wariatki - Kwiatek oberwał od siostry. - Boli… No i napadam z nią na rzeźnie. I mam laser w oczach. I gram w szachy. I mamy fajnych rodziców. I…

- Dobra, Kwiatek, starczy tego i-ania Anja go popchnęła i zaczęli się tarzać po trawie.

Po kolei każdy coś opowiadał. Jahaerys słuchał uważnie. Zajrzałam z nudów do jego głowy. W końcu ile można obserwować Anję i Kwiatka? Ta przypiera jego, ten ją laserem… Odskakuje, warczy, hipnotyzuje go, puszcza, przybija do ziemi i od nowa, wzbogacone o elementy takie jak lot czy strzelanie plazmą. Widziałam jednak, że jej uszy delikatnie drgają przy głośniejszych słowach, co wyraźnie wskazywało na to, że tylko udaje, że nie słucha. Słyszała każde słowo i z pewnością przy okazji grzebała w umyśle Jahaerysa. Teraz wykryłyśmy nawzajem swoją obecność, ale, aby nie zaalarmować piorunoskrzydłego (nie wiadomo jakie ma doświadczenie w rozmowach mentalnych) ominęłyśmy ostrożnie.

…Masz coś ciekawego?… - nie wytrzymałam w końcu i przesłałam Anji prywatną wiadomość.

…Nie, raczej nie. Popatrzmy… - zamilkła na chwilkę. - …Tylko to, co powiedział. Jeszcze parę rzeczy z ludźmi. Ach tak, miał do czynienia z łowcami. Biorąc pod uwagę jego wspomnienia nie był zbyt źle nastawiony. Możliwe, że teraz jest… - opuściła głowę Jaeherysa.

…Trudno mu się dziwić…

…Owszem. Fajnie mieć kolejnego członka drużyny?…

…Weź przestań, niedługo będzie to rozmiar naszej klasy. No i mam jakieś takie przeczucie, że wszyscy tej wojny nie przeżyjemy… - zerwałam łącze. Anja też zresztą uznała rozmowę za zakończoną. Trzeba w końcu dać w kość Kwiatkowi!


- Hmm… - fizyczka zerknęła do trzymanej przez nią książki. - W podręczniku jest bardzo mało zadań i są proste. Powinniście zrobić coś ciekawszego - stwierdziła.

…Wstrzymaj się… - zaśmiałam się w myślach widząc minę Anji. Cała klasa patrzyła na nauczycielkę skwaszonym wzrokiem. W końcu nie od dziś wiadomo, że według nauczycieli zadania „ciekawsze” znaczy „zajmujące więcej czasu”. Tak samo nie od dziś wiadomo, że każdy nauczyciel swój przedmiot uważa za najważniejszy.

…Gdzie tu logika?… - warknęła zdenerwowana. - …Kolejni nauczyciele też nam zadadzą furę zadać, a i tak mamy ich do zrobienia już 27…

…Przepraszam, kto tu jest Alfą? Czytamy w myślach, no i… - nie zdążyłam podzielić się z Anją moim planem.

…Hipnotyzujemy, żeby nic nie zadała… - zanim zdążyłam ją powstrzymać, zwężyła źrenice.

…Nie chcesz nam nic zadawać do domu. Żadnych zadań, ani projektów… - dotarł do mnie jej głośny, mentalny głos.

…Znowu to robi, prawda?… - odezwała się Aura.

…Jakżeby inaczej?….

…I Aura nie ma pofarbowanych włosów, nic cię to nie interesuje… - Anja przy okazji „odświeżyła” sprawę dotyczącą włosów Aury i puściła nauczycielkę. Ta rozejrzała się lekko zdezorientowana po klasie. Zawsze mnie lekko bawiła reakcja ludzi po hipnozie. Smoki reagują nieco lepiej, mimo wszystko. No ale może to dlatego, że się nie zataczają, więc nie wygląda to tak źle.

- Wiecie, albo nic wam nie zadaję. Pewnie was to ucieszy - oznajmiła i wrzuciwszy książkę do swojej torby zaczęła się przygotowywać do kolejnej lekcji.


Jaeherys okazał się sympatycznym smokiem. Gdy już nas poznał, przez pierwsze parę dni jeszcze trzymał się na dystans, ale zaraz potem okazał się przyjazny. I często żartował, ale to głównie z Sorą.

- Odnoszę wrażenie, że się cieszą - powiedziała Anja, kiedy Sora nagłym ruchem wrzuciła sobie Yue na grzbiet i popędziła dogonić brata.

- Mówisz to już któryś raz z rzędu - wywróciła oczami Aura.

- Naprawdę nie lubisz piorunoskrzydłych - mruknęła Jagoda. Z Kaskadą problem był taki, że siodło potrzebowało wielu pasków by się trzymać, a ponadto Jagodzie na początku niespecjalnie podobało się moczenie spodni za każdym razem gdy chciała polatać. W końcu siodło zostało wyposażone w kilka dodatkowych kawałków skóry, a Kaskadzie przydzielony opiekun - starszy, zielonkawy deszczownik, uczący ją lepiej panować nad wydzieliną ze skóry. Bo wcześniej umiała tak… Po prostu wystarczająco. A mając jeźdźczynię musi odruchowo wiedzieć, kiedy i gdzie wydzielina ma nie być trująca, kiedy ma być niemal jak zwykła woda, no i w których miejscach przestać ją wydzielać. Przy okazji uspokoiliśmy Jagodę informacjami z Księgi - jad w wydzielinie deszczowników jest śmiertelnie niebezpieczny, o działaniu podobnym do kwasu, ale ten ociekający ze smoka niemal natychmiast traci swe właściwości, podobnie jak rozpuszczony w jakiejkolwiek substancji. Jak widać, deszczownik jest swego rodzaju zasilaniem jadu.

- Dziwisz się? - westchnęła Aura. - O wilku mowa… - zmieniła się w smoka warcząc i rozkładając skrzydła przed czerwonym piorunoskrzydłym z Leża. ten chyba jednak nie miał ochoty na bójki, bo warknął ostrzegawczo i odleciał w swoją stronę.

- Przesadzasz - mruknęła Sky.

- Dobra, już przestaję - Aura zmieniła się w człowieka, chwyciła za aparat i pobiegła w stronę kilku lisów leżących kilkadziesiąt metrów od nas.

- Czy to nie jest sto razy lepsze od szkoły? - westchnęłam, ciesząc się słońcem. W końcu zimą nie będzie go tak dużo jak dziś. Chociaż pogoda i tak zawsze zależy od humoru Sylwii.

- Wiesz Sylwia, jak ja kocham takie momenty? - uśmiechnęła się Misza. - Nikt nie jest w szkole, a ty szczęśliwa… - po czym wskoczyła do płytkiego kawałka rzeki tuż przy brzegu. Nabrała trochę wody na skrzydło i bez ceregieli chlapnęła w Kwiatka. Był jednocześnie zirytowany, ale i szczęśliwy, że biała smoczyca go akceptuje.

- Tak, fajnie jest mieć wśród przyjaciół zaklinaczkę pogody… - zaśmiała się Anja. Nagle znikąd na niebie pojawiły się szare chmury, a strugi deszczu zaczęły na nią lać. Powstała właściwie ściana, bo my nadal cieszyliśmy się słońcem. Sylwia wybuchnęła śmiechem i odgoniła chmury.

- Długo ćwiczyłam ten numer - wyznała. - Staram się panować nad mocami, żeby się nie kończyło przypadkowymi katastrofami. Telekinezę też ćwiczyłam - podniosła płaski kamyk, skupiła się i puściła kaczkę. Garadiela gwizdnęła cicho gdy ten odbił się cztery razy od powierzchni wody.

- Zakład, że mój się odbije co najmniej pięć? - Anja się podniosła.

- Widzieliście ostatnio Gaję i Mavi-oxa? - spytałam znikąd.

- Hmm… Chyba czują się lepiej i wracają niedługo ze stadem do lasu - Sky zmarszczyła lekko pyszczek.

- Nie martw się, będzie cię odwiedzać - Misza mnie szturchnęła ogonem i wróciła do wygłupów z Kwiatkiem.

- Nie martwię się - uśmiechnęłam się. - To dobrze, że się lepiej czują - i wiedziałam, że tak właśnie jest.

Heh, tak, spieszyłam się trochę wstawiając ostatniego nexta, więc zapomniałam zadać pytanka pod koniec. No cóż, więc dedyczków nie ma, ale w przypadku dzisiejszego nexta... Może to nawet dobrze?
Jako, że zapomniałam zadać pytanka, może jednak dam jakiś dedyczek... Jeden, wielki, dla Wszystkich Czytelników! Cieszcie się i rozkoszujcie nextem!



 Godzina wychowawcza. Ciekawe, że nadal mamy własną salę. Zostaliśmy przeniesieni do specjalnie wyremontowanej sali obok kantorka - w końcu wiadomo czego uczy Dłonias. Sala generalnie ma tylko jedną tablicę z mazakami, ławki i ściany świecące pustkami. Nie, żeby to było problemem. I tak mamy tu tylko jedną lekcję tygodniowo. Ale wychowawczyni chyba trochę to przeszkadzało.

- Jak widzicie, sala, która wam się trafiła w tym roku najpiękniejsza nie jest - powiedziała omiatając wzrokiem uczniów, z których min z łatwością można było wyczytać, że średnio ich obchodzi czy sala jest ładna czy nie. Niemal wywróciła oczami, ale się powstrzymała.

- Ale proszę pani, to szkoła powinna zadbać o jej odmalowanie - oznajmiła Edyta znużonym głosem.

- Sala została  odmalowana, choć średnio dokładnie. Nie wiem czy pamiętacie, ale zbliża się 14 października - tu się uśmiechnęła. - Większość klas została już udekorowana, a ściany są ładnie pomalowane. Musimy się zająć naszą - rozejrzała się po klasie. - Jacyś chętni?

Wszyscy milczeli wpatrując się w nią ponuro. Dłonias westchnęła.

- Nie wiem czy słyszeliście, ale uczniowie najładniej udekorowanej klasy dostaną dodatkowe dwadzieścia punktów już na starcie - oznajmiła. Po tych słowach klasa się ożywiła. Wprowadzenie punktowego systemu oceniania spotkało się z wyraźną dezaprobatą absolutnie wszystkich, zwłaszcza gdy szybko przeczytano nam za co się dostaje punkty, a za co traci. Wszyscy zrozumieli, że ten rok szkolny będzie istną walką.

- A może Aurze tylko dziesięć, bo ona od razu powinna mieć odjęte za farbowane włosy - zarechotał Konrad z tyłu klasy. Anka zacisnęła pięści. Złapałam ją za rękę.

- Opanuj się - mruknęłam. Wymieniłyśmy spojrzenia. Ten rok szkolny będzie gorszy niż się wydaje.

- Konrad, bądź miły dla koleżanki. Rozmawialiśmy o tym już niejednokrotnie - upomniała Dłonias. - Macie jakieś pomysły? - spojrzała przy tym z jakby nadzieją na mnie, Anję oraz uczennice siedzące w ławkach przed i za nami.

- Ja mam - zgłosiła się nieoczekiwanie Paloma. - Przede wszystkim możemy ładniej pomalować salę. Na jasny zielony, ale nie ten paskudny jak w korytarzu…

…Albo w smoki… - westchnęłam w myślach do Anji. Zachichotała.

…Jasne. I jeszcze krew na zębach i podpiszmy „to my robimy demolkę na całym świecie”…

- A może tablice korkowe? - zaproponowałam. - Można do nich poprzyczepiać napisy, plakaty lub rysunki - zaproponowałam.

- To bardzo dobry pomysł - zgodziła się Dłonias. - Pamiętajcie tylko o budżecie rady rodziców.

- Moi rodzice mogliby kupić kilka tablic - odezwała się Anja. Przez chwilę osłupiałam, ale zaraz się zreflektowałam zrozumiawszy o co Anji chodzi.

- Anjo, to bardzo drogi wydatek - zaoponowała Dłonias.

- Naprawdę, nie ma problemu…

- Moi zrzucą się z rodzicami Anji - dodałam.

- I moi - wtrąciła Aura. Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia w myślach parskając śmiechem. Jasne, rodzice… Po prostu weźmiemy ze skrzyni Anji. Ale Dłonias nie musi, a wręcz nie powinna o tym wiedzieć.

- No dobrze… - westchnęła wychowawczyni. - A co chcecie na tych tablicach powiesić?

- Jedna powinna być z jakąś stałą wystawą, niezależną od dekoracji na różne święta - zaproponowała Garadiela.

- Może narysujemy to, co lubimy najbardziej i od tego zaczniemy - zaproponowała Aura. - Przyniesiemy na jutro te tablice, powiesimy, a za dwa dni każdy odda swój rysunek…

- Dobrze. Tablice. Farba z pieniędzy klasowych. Kto chciałby zostać jutro po lekcjach malować salę? - widać istny las rąk, pomyślałam omiatając wzrokiem klasę. - Zatem ja wyznaczę. Paloma, Adam, Nikodem - oznajmiła nauczycielka. - Ma któreś z was zajęcia dodatkowe? - nikt się nie odezwał. - Wspaniale. Szykujcie się na następną lekcję, jaką, jeśli pamiętacie, jest W-F. Nie chcę, żeby ktoś się spóźnił - uśmiechnęła się i wyszła z sali.

Na W-Fie atmosfera robiła się lekko napięta. Niby siłownia, ale z włosów Aury ponabijać się zawsze jest okazja, nawet wyjątkowo związanych na zajęcia.

- Aura na bieżnię. Ja idę do kantorka na chwilę, jak wrócę, wszyscy macie być w trakcie ćwiczeń - powiedziała nauczycielka. To na bieżnię nigdy nie było chętnych, więc po prostu zwykle wchodziłyśmy tam ja, Anja lub od tego roku szkolnego Aura. A potem Dłonias brała już losowe osoby.

- Biała, fajnie ci włosy powiewają gdy tak przebierasz nogami! - rzucił Emil. Klasa ryknęła śmiechem. Nie wytrzymałam. Zeszłam z ławeczki, na której akurat podnosiłam sztangę… Dłonias nie chciała, żeby ktoś sobie dawał więcej niż po 5 kilo z każdej strony, więc reszta krążków leżała na ławeczce nad kaloryferem. Błyskawicznie wzięłam do ręki dwudziestokilowy.

- Ada, opanuj się - Anja wyjęła mi go z rąk. - Nie wytłumaczysz niczego, jeśli kogoś tu zabijemy - mruknęła odkładając ciężarek na ławeczkę. - Ani mi się waż wyciągać noża!

- Masz rację - mruknęłam biorąc do ręki jedną z piłek. Nie była to bynajmniej piankowa, czy ta lekka do siatkówki. Chyba wersja light lekarskiej... Teoretycznie nieistniejąca, ale Dłonias po prostu zmodyfikowała jedną z piłek lekarskich, żeby była lekka. „Żebyście się nie pozabijali podczas ćwiczeń”, wyjaśniła. Przygryzłam w zamyśleniu wargę. Chyb ktoś raz przypadkowo oberwał nią w twarz... Tylko krew z nosa poleciała i nic więcej. Świat nie będzie ubolewał, jeśli trochę jej wyleci też z nosa Emila. Błyskawicznie rzuciłam piłką. Pięknie popędziła po prostej i trafiłaby Emila w tył głowy, ale ten akurat ten moment wybrał na odwrócenie się twarzą do nas...

- Dostatecznie cię pogrzało - mruknęła Anja słuchając wrzasku chłopaka i obserwując jak próbuje coś zrobić z nosem. W sumie nie zauważyłam czy próbował go rozcierać czy zatamować krwotok koszulką. Jak na mój gust, trochę mało tej krwi.

...Może by tak jeszcze raz walnąć?... - zamyśliłam się.

...Nawet o tym nie myśl... - warknęła w myślach Anja.

- Kto to zrobił? - warknął Konrad, kumpel Emila, kierując swe spojrzenie na mnie i Anję. W końcu to my i nasze trzy ludzkie koleżanki lubimy Aurę. Obrzuciłam go pogardliwym spojrzeniem i wróciłam co ćwiczeń.

- Dobrze wam radzę, po prostu zostawcie Aurę w spokoju - warknęła Anja. - …Aura, śmignij im teraz jakąś iluzję. Na przykład, że pojawia się kilkadziesiąt tarantuli… - uśmiechnęła się w myślach wiedząc jaka będzie reakcja klasy. Nie myliła się. Zaraz niemal wszyscy zaczęli się wspinać na wszystko co się da. Od drabinek, przez parapety, aż po sprzęty od ćwiczeń. No i wrzeszcząc rzecz jasna.

Wtedy właśnie weszła Dłonias, zdumiona obserwując Aurę spokojnie siedzącą na bieżni i dzieciaki biegające z wrzaskiem po całej siłowni.

- Co tu się stało? - spytała powoli mnie i Anję.

- Cóż… Ja bym to nazwała szaleństwem, ale naprawdę nie wiem co powiedzieć - odparła Anja. - A Emilowi coś się chyba stało - wskazała na chłopaka nadal leżącego na podłodze, przeklinającego i jęczącego. - Wie pani… Jakaś kontuzja. Musiał źle użyć tamtej piłki. A mówiła pani, żeby nie ruszać - westchnęła i wskazała na „pocisk”, którym go trafiłam. Nauczycielka patrzyła na to, co się działo na siłowni jeszcze chwilę z niedowierzaniem, po czym westchnęła wycofawszy się pod ścianę rozpoczęła próby przywoływania wszystkich do porządku.




- Hej, biała! - krzyknęła Malwina, kiedy tylko wyszłyśmy z szatni. Manipulatorka. Jak ludzie mogą być tak głupi, żeby jej słuchać…?

- Tak? - Aura odwróciła się i uśmiechnęła, w myślach obrzucając dziewczynę co najmniej dwudziestoma różnymi smoczymi przekleństwami.

…Spokojnie, tylko spokojnie… - przesłała nam.

- Wiesz, myślałam ostatnio o twoich włosach - jej ton u normalnego człowieka wywołałby przekonanie dobrych zamiarów. - Głupio robiliśmy nabijając się z tego i z tego, że uważasz, że są naturalne, chociaż widać, że farbowane. Na pewno nie są farbowane - w tym momencie uśmiechnęła się złośliwie. - Po prostu wiadro barwnika na łeb ci się wylało! - zarechotała. Wywołało to salwy śmiechu wszystkich, którzy to usłyszeli.

- Odwal się od niej - warknęła Yue. Po jej bokach stanęły Jagoda i Garadiela.
Wszystkie udałyśmy się pod klasę.

- To nic nie da - odezwała się w pewnym momencie Anja. - Są za głupi.

- Może przefarbować te włosy na jakiś mysi blond? - zastanowiła się Aura. - Że też nie ma u nas nikogo kto by miał moc zmieniania koloru różnych rzeczy! - jęknęła.

- Moc, moc… - mruczałam pod nosem. Coś mi mówiło to słowo, czułam, że to w naszych mocach jest wskazówka.

- Może peruka? - zamyśliła się Yue.

- Będzie widać - skrzywiła się Garadiela.

- No jasne! - doznałam olśnienia. - Aura, a iluzje?

- Co?

- No… Gdyby ludzie myśleli…

- No tak! - ucieszyła się Aura. - Ale nie jestem w stanie zrobić tego całej szkole… Może za parę lat, a wtedy już do szkoły chodzić nie będę - jęknęła.

- A nie wystarczy nauczycieli? - spytała Anja. - Gdyby myśleli, że twoje włosy mają kolor jasny blond, a ja bym ich zahipnotyzowała, żeby sądzili, że białych nigdy nie miałaś… Byłoby dobrze - zamyśliła się Anja.

- Za dużo roboty - potrząsnęła głową Aura. - Nawet nie dam rady utrzymać tego cały dzień.

- Racja - przygasłyśmy nieco.

- Hej, farba! - zawołała Malwina. - Słyszałyśmy, że jesteś od nas rok starsza! Byłaś taka głupia, że nie zdałaś?

- W takim razie nie jestem pewna jak ty zdałaś, bo nie da się być głupszym od ciebie - ucięła Aura. - Tak czy siak, pomysł dobry. Może potrenuję i pomyślimy w liceum, dobra?

- Jasne - uśmiechnęła się Anja. - Damy radę. No ale cóż, włosy na pewno nie są takim problemem jak ona - jęknęła zerkając na postać zmierzającą w naszym kierunku.

Jandra, jak zwykle punktualna co do sekundy, równo z dzwonkiem stanęła pod drzwiami i je otworzyła. Szybko wpadłyśmy do klasy i usiadłyśmy. Osoby, które nie siedziały kiedy ona siedziała miały spóźnienia. Na szczęście wchodziła do klasy ostatnia, ale to nadal było wredne. I dziwne.

…Jak ona… - mruknęła Anja. - Jestem! - oznajmiła głośno podczas sprawdzania listy obecności.

- Kondrad! Emil! Czemu gadacie? - zaskrzeczała Jandra. - Zaraz oboje zostaniecie przepytani! Kondrad, ty już biegniesz pod tablicę! - wielki chłopak wstał wywracając przy okazji krzesło.

- Minus pięć punktów za przeszkadzanie na lekcji - oznajmiła z niemałą satysfakcją Jandra. Wzięłam cichy, ale bardzo głęboki wdech.

Anja powoli i jak najciszej zaczęła rozpisywać długopis na tyle zeszytu.

Czy w klasie naprawdę jest tak duszno czy może mi się tak wydaje? A może to od przyspieszonych, rozgrzanych oddechów uczniów przerażonych osobą Jandry? Uświadomiłam sobie, że trochę się spociłam. Nie tylko ja, ale odnosiłam wrażenie, że zapach potu intensywniej czuć przy oknie niż przy ścianie. Zamknęłam oczy. Najsilniej dochodził od… Anji. Dziwne, pomyślałam. Ona nie ma w zwyczaju męczyć się na W-F. A może jestem chora? Dyskretnie przyłożyłam dłoń do czoła. Nie… Było tylko lekko mokre od potu, nie gorące.

- Dobrze Konrad - Jandat zdawała się nie odczuwać rosnącej temperatury. - Zaczniemy od czegoś prostego… Czy potrafisz skonfrontować sytuację bohaterów „Kamieni na szaniec” z doświadczeniami któregoś z członków twojej rodziny? Jakie uczucia budzi w tobie to dzieło? Przedstaw problematykę utworu - spojrzała wyczekująco na Konrada patrząc na niego znad okularów.

- Emm… No więc… To było smutne - wydukał chłopak. - Nawet bardzo - teraz złapał rytm. - Podczas czytania poczułem się jakby kurz mi wpadł do oka - wyjaśnił szybko.

- To nietypowe zjawisko jest nazywane łzami panie Kowalski - oznajmiła jadowitym głosem Jandra. - No cóż. Rozczarowujące. Może pan Emil wykaże się większą wiedzą jaką z pewnością posiada skoro mimo jednego upomnienia, nadal. Mnie. Nie. Słucha - zwróciła swoje spojrzenie na drobnego chłopaka. - Zapraszam pana do mnie z zeszytem - Emil, ociągając się, wstał i podał jej zeszyt. Jandra wzięła go do ręki starając się dotykać brudnej okładki jak najmniejszą powierzchnią palców.

- Dostajesz Emilu ocenę niedostateczną za estetykę tego zeszytu - oznajmiła i wstając pokazała zeszyt całej klasie trzymając go za jedną tylko stronę okładki. - Co to jest niby? Ty to nazywasz zeszytem? To śmieć! Ja bym to mogła wrzucić do kosza, a niczego by to nie zmieniło! - warknęła. - No dobrze. Coś naprawdę prostego, wiedza z poprzednich klas… Tak, o ile dobrze pamiętam, to zadanie wtedy ominęliśmy. Które z pouczeń duchów, które pojawiły się podczas obrzędu w drugiej części „Dziadów” przemówiło do ciebie najbardziej? Uzasadnij i poprzyj przykładami swój wybór - powiedziała.

- Hmmm… Najważniejsze było… Czarnego - wystękał Emil. - Bo opowiadało to o… Najgorszych rzeczach. Że nie wolno ich robić. Przykładem robiącego najgorsze rzeczy jest Adolf Hitler - oznajmił z dumą. Jandra spojrzała na niego z niedowierzaniem.

- Czy ty sobie ze mnie żarty stroisz? Możesz się teraz w domu pochwalić, że dostałeś dwie jedynki jednego dnia! - aż się zrobiła czerwona. - Panno Borkowicz, proszę otworzyć okno! - poleciła. - A ty siadaj! Smród twojego lenistwa jest nie do wytrzymania! - warknęła.

Czyli mi się nie wydawało. Robiło się coraz goręcej. Poczułam zapach parującego potu. I pary wodnej też tak troszkę. Zerknęłam zdziwiona na Anję. Mimo okularów mogłabym przysiąc, że to z niej paruje.

Emil ruszył wściekły w stronę swojej ławki. Anja śledziła go uważnie wzrokiem. I ja wiedziałam, że nie zamierza po prostu przejść sobie, ale siedziałam przy oknie i nie mogłam temu zapobiec.

Błyskawicznym ruchem wyciągnął rękę by pociągnąć Aurę za włosy i równocześnie chciał złapać krzesło i wyjąć je spod niej, by się wywróciła.

Anja była szybsza. Szybko złapała rękę Emila i pociągnęła go w swoją stronę warcząc cicho pod nosem smocze przekleństwa. Emil upadł na podłogę wrzeszcząc.

- Coś ty mi zrobiła?! - krzyczał podwijając rękaw, w którym… Wypalona była dziura. Na jego skórze pojawiło się mnóstwo pęcherzy świadczących o oparzeniu. - To na pewno ona! - wskazał na Aurę. - Od początku była jakaś nienormalna! - i gdzie tu logika? Anja go poparzyła, on przez niechęć do Aury zwala na nią...

Konrad chciał od tyłu zajść Aurę, żeby ją popchnąć, ale była szybsza i niespodziewanie wskoczyła pod ławkę, a potem stanęła za nami.

- Co za brak szacunku! Niesubordynacja! Wszyscy stracicie zaraz po sto punktów! - wrzeszczała piskliwym głosem Jandra tupiąc swoimi bucikami w podłogę.

- Odwal się od niej - warknęłam. Wszyscy w klasie się podnieśli. No cóż, jak widać, otaczają nas idioci. Oprócz kilku osób, których niespecjalnie interesowały poczynania innych, wszyscy wstali i zaczęli w nas zrucać czym popadnie - od zeszytów, przez kulki papieru, po długopisy. Sytuacja rodem ze średniowiecza. Stoimy na środku klasy niczym człowiek osądzony o czary w dawnej Europie, a lud, przepełniony nienawiścią do „czarownic” i ich „czarów”, rzuca zgniłymi pomidorami... No, proszę bardzo. We współczesności takie rzeczy też się zdarzają... Wymieniłyśmy z Anją rozbawione, ale i mocno wkurzone spojrzenia. Jeden z chłopaków pociągnął mnie aż upadłam na podłogę. Bez wahania wstałam i wymierzając kilka potężnych ciosów doprowadziłam do krwotoku z nosa u kilku osób dookoła. Anja wyskoczyła spomiędzy ławek i, nadal cała gorąca, tłukła gdzie popadnie parząc wszystkich.

Klasa wycofała się pod ścianę. W grupie silni i póki nie działo się nic poważnego, nie robiłyśmy wiele, ale przeholowali. Kilka osób już oberwało, a reszta, obserwując ich, nie miała okazji na konfrontację z... Szaloną mną, tłukącą kogo popadnie i Anją, parzącą skórę samym dotykiem.

Nagle pojemniczek z czarnym tuszem pomknął prosto w stronę włosów Aury. W ostatniej chwili Yue zatrzymała go zeszytem, odtrącając, by stłuczony nikogo nie poplamił.

- Dosyć tego! - ryknęłam i zanim się obejrzałam, byłam w smoczej postaci. Ryknęłam głośno i jednym ruchem popchnęłam ławki pod ścianę, łamiąc połowę z nich. Nadal przeszkadzały mi. Bez wahania strzeliłam plazmą w zgromadzoną kupkę.

- Uspokój się! - krzyknęła po smoczemu Anja. Aura też wpatrywała się w demolkę ze strachem. Strzeliłam jeszcze raz, tym razem w ścianę z oknem robiąc wielką, wychodzącą na zewnątrz dziurę. Odsłoniłam zęby i warcząc odwróciłam się w kierunku przerażonej klasy.

Heh. Tak, tak, część z Was się połapała, część nie. Skrill05 i Agadoo, gratulacje, podejrzewaliście nas no i patrzcie, rację mieliście XD. Opko ANI TROCHĘ nie zostanie skrócone i chociaż Umierającej (nowa ksywaka Anki będąca efektem jej żartu XD) trochę trza będzie pomóc w 25, wszystko będzie dobrze i nadal planujemy zrobić kilkadziesiąt rozdziałów. Tak, specjalnie zaczęłyśmy wcześniej, żeby było bardziej wiarygodnie i jak widać, nie wszyscy się połapali, a nawet może ktoś jeszcze zamarł widząc to, oprócz tych czterech osób, które skomentowały. No, Malhahvulon, nie miałeś racji :P
Tak więc - cieszcie się i rozkoszujcie, bowiem przed Wami jeszcze długi, długi czas istnienia tego opka!
Tym razem to ja przybywam do was z nextem, bo Ada chwilowo nie ma warunków, a już długo czekacie. Co prawda nie jest za długi, ale myślę, że was zadowoli :D



Rozdział 25[]


Perspektywa Alyss[]


Otworzyłam oczy. Pierwsze co zobaczyłam to zaciekawiony pyszczek czarnej jak węgiel wiewiórki tuż nade mną. Prychnęłam. Zwierzątko szybko wymknęło się z jaskini. Przeciągnęłam się i ziewnęłam szeroko. Fajnie czasem zdrzemnąć się poza domem, w jakiejś jaskini lub dziurze w ziemi w postaci smoka. Strząsnęłam z siebie jeszcze kilka liści.

Pierwsza czynność - oczko wodne. Czasem własna natura mnie denerwowała. Choć pod postacią człowieka naprawdę zależało mi na wygodzie, pod postacią smoka mój mózg uznawał, że jest mi wystarczająco wygodnie, więc i na wygląd powinnam zwrócić uwagę. Denerwowało mnie tylko, że czułam potrzebę strząśnięcia lub skubnięcia każdego paprocha czy liścia na moich łuskach. Poranną, hmm, orzeźwiającą kąpiel, jeśli tak to mogę nazwać, lubiłam. Kilka razy prawie się utopisz i na przyszłość już z samego rana odechciewa ci się snu.

Wzbiłam się w powietrze. W oddali leciały dwa opierzone szybowniki. Tuż nad koronami drzew leciały drzewowije i kryształy. Sama lekko zwolniłam. Rano zawsze był tłum. Każdy miał pusty żołądek i mnóstwo energii. Idealnej, by ją zużyć na lataniu.
Wyhamowałam gwałtownie, dojrzawszy kozicę między skałami. Tuż obok grupki wodników rzecznych. Zawahałam się. Każdy wiedział jak kończyło się podbieranie komuś jedzenia lub przeszkadzanie w polowaniu. Sama również miałam przyjemność uczestnictwa w kilku większych awanturach. Tym razem jednak wodniki były zajęte łapaniem ryb. Czyli kozica moja. Zanurkowałam, przechylając się ostro w bok, przelatując między skałami i łapiąc kozicę w locie.

Już miałam przejść do konsumpcji, gdy poczułam nagle dziwny zapach.

Ludzie.

Nie powinno ich tu być. Nie mogą tu być!

...Uciekajcie!... - warknęłam mentalnie na wodniki. Nie miałam najmniejszej ochoty dopuścić ludzi do moich... Może nie przyjaciół, ale sąsiadów.

Było cicho. Zbyt cicho. Zwykli ludzie, jeśli się tu przypadkowo zaplączą, nie wywołują TAKIEJ ciszy. Siłą rzeczy i ja starałam się iść jak najciszej. W pewnym momencie przypomniałam sobie starą zasadę: ludzie rzadko patrzą na to, co ponad ich głowami. Spodziewają się, że będę lawirować między drzewami i ich zaatakuję z ziemi.

A może lepiej spełnić ich oczekiwania?

Rozwiązanie samo się nasuwało - rozdwoić się. Jedną siebie ich zwabić, drugą zaatakować z drzew.

Bilokacja zawsze była dla mnie ciekawym doświadczeniem. Początkowo miałam duży problem, żeby się poruszać, nie porzucając przy tym drugiej siebie. Ale trening czyni mistrza. Ogarniałam równocześnie dwie porcje dźwięków, dwa razy więcej zapachów i obrazów i jeszcze jakimś cudem wiedziałam co do czego.

Jak najciszej pobiegłam między drzewami, a drugą sobą wspięłam się na drzewo i ruszyłam w tym samym kierunku po gałęziach.

Okey, to na razie tyle, reszta niebawem :P Jak wam się podoba? Co sądzisz, Ilit, o pierwszej perspektywie z Twoją postacią? Jak myślicie, co teraz się stanie? Jak się spotkamy z Alyss i czy w ogóle? ^^

Właściwie z góry, zanim zaczniecie czytać, mogę odpowiedzieć na parę pytań:
1. Nie, to nie jest iluzja.
2. Nie, nie śnicie.
3. Nie, to nie będzie tylko moje gadanie wytłuszczonym drukiem, będzie także next.
4. Tak, mamy ten nieszczęsny 25, więc mogą się nexty pojawiać.
I znowu takie małe: za 3 dni jadę na obóz, nie wstawię do tego czasu nexta, bo za krótki odstęp czasu, więc może wstawi Tysia, jeśli będzie miała wolną chwilę. To gdzieś w połowie lipca. Ale dosyć gadania, krótkiego zresztą, cieszcie się i rozkoszujcie nextem!

Perspektywa Dowódcy[]


- Stać - warknąłem jak najciszej i uniosłem łuk. - Usypiamy. Nie zabijamy - mruknąłem. Trzeba dostarczyć Jandrze kolejnych kilka smoków jeszcze dzisiaj. Jeśli Czarna Wdowa wścieka się na Jandrę, obrywamy też my.

Wskazałem moim ludziom kierunek. Sekundę później poleciało tam kilkanaście strzał. Na ziemię spadło trochę zielników. Cicho podszedłem i zebrałem gady, krępując im łapy, pyski i skrzydła. Związałem je za ogony i rzuciłem jednemu z tragarzy. Mniejsze smoki przywiązywali sobie do pasa za ogony, ale ich głównym zadaniem było dźwiganie większych. Jeśli jakieś upolujemy.

Nie myśl „jeśli”, warknąłem na siebie w myślach. „Jeśli” ci się nie uda, zostaniesz rzucony im na pożarcie.

Nie wydawaliśmy z siebie niemal żadnych dźwięków. Takie były zasady. Każdy łowca musi umieć poruszać się cicho. Niestety nawet ja słyszałem ciche szelesty, więc co dopiero smoki. Bezgłośnie to poruszają się tylko te bestyjki.

Wydawało się, że wokół nas nie ma żadnego żywego stworzenia. Ale wśród koron drzew bezszelestnie przemykały zielniki liściaste i iglaste. Często spadały na ziemię trafione przez moich ludzi. Nierzadko słyszeliśmy trzask kości. Trudno z takiej wysokości nie połamać sobie łap czy żeber. Przynajmniej mniejsze smoki. Większe były twarde, skubańce. Zielniki moi ludzie zbierali, wiązali i rzucali tragarzom.

- Ile mamy mniejszych smoków? - mojego zastępcę ledwo było słychać.

- Na razie dziewiętnaście zielników. Dwie gradówki - mruknąłem.

Jeden szelest.

Stanąłem nieruchomo i uniosłem rękę. Sygnał był jednym z najważniejszych.

Wśród krzewów dostrzegłem kawałek srebrnych łusek.

Górski, pomyślałem z satysfakcją.

Moje przypuszczenia okazały się prawdziwe. Chwilę później krzew stanął w płomieniach, tak samo jak drzewa wokół nas. Wypuściłem strzałę, ale chybiłem, a płomienie utrudniały znalezienie bestii.

Coś mi kazało odskoczyć. W samą porę. Obok mnie przeleciała porcja zielonego kwasu. Czyli drzewowij. Zielona maź nie zdążyła jeszcze wylądować na ziemi, a ja już się obróciłem i wypuściłem dwie strzały, jedna po drugiej.

Jest! Jedna wbiła się w brzuch gada. Ryknął przeraźliwie, a po chwili opadł bezwładnie na ziemię. Dwóch moich ludzi podbiegło by go związać.

Niemal od razu padli martwi. Ich ciała przestrzelone były czerwonymi kolcami.

Impulsywność, pochopność, brak myślenia. To, co zawsze wybijałem im z głowy. Zapomnieli o górskim.

W pewnym momencie kolejna fala płomieni zaskoczyła nas z góry. Sekundę później wokół ogniska krążył nie jeden, lecz dwa gósrkie rubinu. Identyczne, niczym krople wody. Smocze bliźnięta?

Chyba jednak nie. Wydawały się myśleć tym samym rytmem, nie traciły czasu na nic. Smoki nie były w stanie porozumiewać się tak szybko.

Uniknąłem kolejnej porcji ognia. Ataki smoków skupiały się na mnie. Zawsze tak było, to ja byłem dowódcą i zabicie mnie spowodowałoby chwilowy zamęt.

Smoki jednak, choć dobrze współpracowały, co pewien moment sprawiały wrażenie lekko zdezorientowanych. I lekko zdyszanych.
Widziałem tylko srebrną smugę latającą wokół ognistego okręgu tak szybko, że była niczym otaczający nas okrąg. Gdy się zatrzymały... Nagle smok był tylko jeden. Drugi musiał uciec. Chcą nas zaskoczyć. Ale ich działania wydawały się pozbawione sensu.

Perspektywa Alyss[]


Takie są skutki braku treningu. Zmęczyłam się, i to szybko. Nie miałam innego wyboru jak wrócić do pojedynczej formy. Starałam się pozostawać jednak w ruchu i równocześnie wymyślać jakiś plan.

Głupia, nieprzemyślana akcja pod wpływem impulsu. Wszystko, co rodzice starali się wybić z mojej głowy. Brak planu i konkretnej możliwości uratowania drzewowija i tych wszystkich zielników. Jakby tego, było mało, jakaś Jandra i Czarna Wdowa, wyraźnie obecne w umyśle dowódcy. A one - z pewnością przywódczynie Łowców.

Co powinnam zrobić?

Śmignęłam na drzewo, ukrywając się w gęstych liściach. Teraz miałam chwilkę.

W taki sposób uwolnić smoków nie mogę, nie powinnam też zabijać łowców, raczej skupić się na źródle problemu. Podrapałam lekko gałąź pod sobą i zaklęłam w myślach, widząc spadający kawałek kory. Zawsze tak robiłam gdy musiałam się zastanowić w wyjątkowo trudnej sytuacji. Drapałam podłoże. Niezależnie od tego, na jakim akurat byłam.

Na efekt nie trzeba było długo czekać, bo tuż obok mnie świsnęły die strzały.

Jak dotrzeć do źródła? Nie zrezygnują tak łatwo, skoro napatoczył im się górski rubinu do schwytania, na pewno też nie dadzą się tak po prostu śledzić.

A może powinnam wylądować w tym źródle?

Może powinni myśleć, że to oni wygrali?

Uśmiechnęłam się pod nosem, a następnie zleciałam i szybko przytłumiłam krąg ognia. W następnej chwili wznowiłam bieg wokół Łowców.

A potem nagle łapa sama się pode mną ugięła, a ja upadłam i poturlałam się po ziemi prosto do nich. Nawet nie musieli mnie usypiać.

Te kilka sekund lekkiego zdezorientowania wystarczyło, by mnie związać.

Perspektywa Dowódcy[]


Kiedy trenujesz latami, przepełniony nienawiścią do smoków lub chęcią zysku, smoki już ci nie uciekają. Z satysfakcją obserwowałem jak górski upada, z jedną łapą jakby lekko wygiętą. Szarpnął się i pisnął gdy liny zacisnęły się na zranionej kończynie.

Ale nikomu z nas nigdy nie przeszkadzało cierpienie smoków.

Pfff... Jakby można tu było mówić o cierpieniu! Bestyjki inteligentne, ale nikt mi nie wmówi, że przewyższają ludzi. Wiadomo, lekceważenie ich to czysta głupota, bo zieją ogniem lub kwasem, ale to nadal tylko zwierzęta.

Już jako dzieciak lubiłem bawić się zwierzętami. Tak. NIMI, a nie Z NIMI. Wredną rudą kotkę sąsiadów podrzuciłem im związaną, pozbawioną włosów, ślepą, głuchą i bez węchu. I połamaną. Lubiłem bawić się właściwie wszystkim, nawet małymi jaszczurkami, a przed rodzicami zgrywałem czwórko-i piątkowego, normalnego dzieciaka, który na pewno nie myślałby o „krzywdzeniu zwierzątek”.
Nic dziwnego, że początkowo w bazie Jandry, równocześnie z odbywaniem szkolenia, zajmowałem się smokami. Obdzierałem ze skóry - na ognioodporne ubrania dla Łowców. Miałem pozwolenie na „zabawy” z gadzinami, wyładowywałem się na nich, a równocześnie trenowałem, by być jak najlepszym Łowcą.

I nim zostałem. Dowódcą oddziału. Patrzyłem z satysfakcją jak moi ludzie bezlitośnie obwiązują górskiego ognioodpornymi łańcuchami, nakładają kaganiec i żelazne pierścienie na łapy. Wyjąłem z kieszeni strzykawkę i wbiłem w łapę smoka. Działanie identyczne co nasze strzały, ale nie marnuje pocisków, gdy gada już mamy związanego.

Perspektywa Alyss[]


Nie zdziwiła mnie specjalnie pobudka za kratami, między kamiennymi ścianami. Ewidentnie gdzieś pod ziemią. Nie zdjęli obręczy z moich łap, nawet dorzucili łańcuchy i przykuli je do pierścieni w podłodze. Kaganiec też nadal miałam, ale mogłam rozprostować skrzydła. I łapę. Poruszyłam nią.

- No, nie uszkodziła się - mruknęłam. W gruncie rzeczy byłam zadowolona. Plan wypalił. Perfekcyjnie nawet. Ja jestem „zamknięta” i to u samiutkiego źródła problemu.

Uśmiechnęłam się, skupiając myśli. Stałam już nie tylko skuta, po jednej stronie krat, lecz także wolna, na zewnątrz. Łagodny strumień ognia załatwił sprawę. Syknęłam z irytacją gdy pręt lekko szurnął po podłodze, wyciągnęłam łapy, a po chwili poczułam, że już moje obie wersje mają wolny pysk. Potem już szybko stopiłam łańcuchy.
Byłam wolna. Czas uwolnić pozostałe smoki.
No, liczymy, że się podobało i, jak zwykle, czekamy na teorie dotyczące następnych wydarzeń :D


No dobra. Czas skończyć waszą udrękę, czyż nie? Generalnie problem jest taki, że teraz po prostu czytacie fragmenciki jakby na bieżąco, a po tym nexcie kolejnego nie będzie póki nie będzie kolejny fragment skończony... Także ten. Musicie uzbroić się w cierpliwość. Ale spokojnie, powinna niedługo wena nadpłynąć czy jak to tam chcecie nazywać.
Małe info: Musicie się przygotować na duże zmiany, gdyż ponieważ uznałyśmy, że system klasyfikowania gatunków sprzed ponad roku jest delikatnie mówiąc... (tu niech każdy sobie wstawi dowolny negatywny przymiotnik lub wyrażenie przyimkowe). Powstanie nowy, na którego potrzebę dużo smoków będzie miało zmienione nazwy. Zostanie też dodanych sporo nowych gatunków, które jeszcze nie są opisane na CCP wiki, ale już niedługo się tam pojawią. Generalnie po co to piszę? Dlatego, że niektóre nowe nazwy się niedługo pojawią. W tym nezcie chyba jeszcze nie, w następnym niewiele, ale regularnie się to wszystko będzie wprowadzać. Podsumowując: nowy system klasyfikowania gatunków. Nowe nazwy wielu gatunków. Mnóstwo nowych gatunków. Przeredesignowanie i przeredagowanie wielu gatunków. Nie będziecie przynajmniej mieli żadnych niespodzianek :D
A teraz: cieszcie się i rozkoszujcie nextem!

Perspektywa Anji[]


Na moment wszystko zwolniło. Kątem oka widziałam jak Jandra niezdarnie cofając się opuściła klasę. W ręku już miała telefon z wystukanym numerem na straż pożarną.

...Uciekajcie...! - krzyknęłam do Yue, Jagody i Garadieli. Dziewczyny wyrwały się z odrętwienia wyskoczyły przez wyrwę w ścianie autorstwa Ady. Tam czekały już ich smocze przyjaciółki, zaalarmowane wrzaskami dobiegającymi ze szkoły. Kołowały niedaleko. Mieliśmy dziś kończyć lekcje wcześniej, ze względu na pierwszoklasistów ćwiczących do przedstawienia na czternastego.

Czarne, połyskujące na zielono skrzydła Zielonej Smoczycy rozłożone na maksymalną szerokość, na jaką pozwalała klasa odgradzały uczniów od drogi ewakuacyjnej. Jeżeli cały dzień było mi okropnie gorąco, co normalnie nigdy się nie zdarza - odczuwam ciepło i zimno, ale skrajne temperatury, dzięki zmiennocieplności i nieczułym nerwom mi nie przeszkadzają - tak teraz czułam się dosłownie jak pieczona na wolnym ogniu. Strzelałam wzrokiem od Ady zabijającej uczniów spojrzeniem, do nerwowo cofającej się pod ścianę Aury i z powrotem. Złapałam kontakt wzrokowy ze Smoczycą Szybownika. W naszych oczach malował się ten sam strach. Smoki odkryte. Co teraz? Wojna? JUŻ?

Ale my jeszcze nie jesteśmy gotowi...

Czas teraz przyspieszył.

Zanim jeszcze usłyszałam dźwięk syren strażackich, w mojej głowie rozbrzmiały setki myśli przerażonych ludzi. Wycie czerwonych wozów wyrwało Adę z granicy furii. Udało mi się w tym wszystkim zachować jasność myślenia.

- Aura, zbierz smoki i szykujcie się do walki. - Białowłosa, już w postaci smoka przygotowała się do wylotu. W ostatniej chwili wyłapała moją przelotną myśl o eksperymentalnych strzałach wybuchających zawierających gaz Otumaniacza i skinęła głową. Gwałtowny powiew wiatru oznajmił o odlocie Smoczycy.

W tym momencie usłyszałam myśl Ady, o ogłuszeniu reszty klasy pociskiem plazmy. W jednej chwili, z niemałym wysiłkiem, obejmując wszystkich ludzi w tej klasie, rozkazałam im zapomnieć o tym co tu widzieli. Może to głupio brzmi, ale działa. Białawo-seledynowy wystrzał tuż pod nogi uczniaków cisnął nimi o ścianę i pozbawił przytomności.

- Leć! - Krzyknęłam do siostry ciotecznej czując, że zaraz chyba wybuchnę. Dość dosłownie. W chwili, gdy zniknęła za pozostałościami ściany klasy, do pomieszczenia wpadli strażacy z Jandrą na czele. Ciekawe, co zrobiła, żeby ją wpuścili...? Przelotną myśl rozwiał lodowaty, podstępny uśmiech, jaki posłała mi baba od polaka. Po prostu się wściekłam. Ryknęłam na nią, cudem powstrzymując się od skoczenia jej do gardła. Choć z perspektywy czasu, nie mam pojęcia, dlaczego tego nie zrobiłam.

Nagle wokół mnie pojawiła się niebieska łuna. Ale nie wpadłam w furię. Nie mogłam, będąc w ciele człowieka. Za to temperatura mojego ciała osiągnęła krytyczną wysokość, jednak nie przeszkadzało mi to już. Czułam gorąc, ale był przyjemny. Strażacy wymierzyli we mnie węże, ale cofnęli się z szokiem wymalowanym na twarzach ukrytych pod hełmami. Zobaczyłam siebie ich oczami.

Wtedy też kobieta w czerwieni zniknęła za drzwiami klasy.

Płonęłam cała od stóp do głów. Na każdym centymetrze mojego ciała tańczyły turkusowe języki ognia. Z podłogi, w miejscu, w którym dotykały jej moje stopy, tryskały wielobarwne iskry. Choć cała byłam w ogniu, moje ubrania ani trochę nie ucierpiały, czego nie można jednak powiedzieć o zajmującej się niebieskimi płomieniami klasy.

Szum wody oznajmił mi o rychłym prysznicu. Wyciągnęłam przed siebie ręce w obronnym geście.

- Nie zbliżajcie się! - Ostrzegłam strażaków niemal błagalnym tonem. Pojawili się kolejni, wezwani do wsparcia. Węży trysnęła lodowata woda. - Nie...

Jak na zawołanie, dwa niebieskie strumienie gorąca buchnęły z moich dłoni, zderzając się z wodą. Ta natychmiast wyparowała. Zaskoczenie na moment zmniejszyło siłę ognia, jednak szybko opanowałam choć w części intensywność płomieni. Tej przepychanki nie mogła wygrać ciecz wystrzeliwana z węży. Błękitne języki szybko zbliżyły się do ubranych w stroje przeciwogniowe mężczyzn i wyparły ich z klasy. Całe pomieszczenie płonęło.

Zamknęłam dłonie i ogień przestał wyżerać ściany. Przynajmniej ten lecący jeszcze przed chwilą z moich rąk. Mając chwile czasu, obejrzałam się. Całkiem ładny widok. Tyle niebieskiego...

Nagle do moich uszu dobiegł bardzo wysoki, niewykrywalny dla ludzkiego ucha dźwięk. W pierwszej chwili, wciąż płonąc, aż się skuliłam. Piszczenie drażniło mnie niemiłosiernie. Starałam się zagłuszyć je rykiem, ale na nic. Na szczęście nie byłam wobec tego bezbronna. Szybko pomyślałam o polanie przed domem. Sekundę później widziałam już dom.

- Sylwia zgaś mnie! - Ikranica wybiegła przez otwarte drzwi i oceniwszy sytuację, z niemałym zdziwieniem stworzyła nade mną chmurę, z której lunął rzęsisty deszcz. Niebieskie jęzory syczały wściekle przez dobrych kilka minut, a para i dym unosiły się ze mnie jak z komina elektrowni węglowej. Wreszcie ostatni płomyk zniknął. - Dzięki. Będę musiała nauczyć się wygaszać sama inaczej... Już zawsze będę musiała mieć cumulusa nad głową.

- Anja, to twoja robota? - Aura wskazała wolną ręką słup kłębiącego się dymu, wyłaniającego się z za czubków drzew. Nie trzeba było zgadywać, że oto fajczy się nasza buda. Niepewnie kiwnęłam głową.

- Jaeherys, przeleć się na drobne zwiady. Potrzebuję tam oczu. - Poleciłam piorunoskrzydłemu, który wyłonił się z jednego z wylotów tuneli. Kiwnął głową i wzbił się w powietrze, utrzymując nisko nad koronami drzew. Chwila dezorientacji minęła i już byłam w pełnej gotowości. Jak to miałam w zwyczaju, szybko zaakceptowałam nową sytuację. Mamy wojnę. OK. Więc teraz musimy ją jeszcze wygrać.

- Powiedziałabyś, co tam się stało? - Odezwała się Ada. Przesłałam Smoczycom streszczenie wspomnień od momentu, kiedy Aura i Ada odleciały. Kiedy w ich głowach rozbrzmiał piszczący dźwięk, jak na komendę zaczęły się zwijać na ziemi i warczeć. Sama ledwo stałam na nogach na wspomnienie tego okropieństwa. - CO TO DO CHOLERY JEST?!

- Ja chyba wiem... - Jęknęła Aura siadając na ziemi i rozmasowując uszy. - Widziałam parę tygodni temu, jak Jandra bawiła się wąskim, podłużnym i srebrzystym walcem, odpytując jedną dziewczynę...

- Gwizdek, który słyszą tylko smoki. - Powiedziałyśmy wszystkie cztery jednocześnie. - Musimy go jak najszybciej przechwycić, inaczej nasza mała armia padnie, zanim zaatakujemy...

- Słyszycie to...? - Nagle moja siostra cioteczna zerwała się na równe nogi. - Dobiega stamtąd... - Kiwnęła głową w kierunku szkoły. Zaglądnęłam w umysł Jaeherysa. Był mocno zaniepokojony. "Podpięłam się" do jego oczu i od razu udostępniłam obraz dziewczynom.

Naszym oczom ukazały się dogorywające zgliszcza szkoły... Ale coś się nie zgadzało... Sam środek cały czas się zapadał, choć strażacy już zdążyli opanować sytuację. Wtedy też usłyszałam okropny zgrzyt, który słyszał Jae. Ogromne koło w miejscu, gdzie dawno temu były szatnie rozwierało się w połowie. Ze środka wyzierała czerń. Po chwili znów rozległ się pisk gwizdka. Obraz zaczął migotać - brat Sory miotał się w powietrzu, konsekwentnie i niekontrolowanie zmniejszając pułap lotu. W tym momencie z ogromnej czarnej dziury zaczęły wylatywać dziesiątki rozjuszonych smoków, napadających na wszystko, co się ruszało.

...JAE...!!! ...Wracaj do domu...! - Całą mentalną siłę skupiłam na zapanowaniu nad piorunoskrzydłym. Czułam, że gwizdek zyskuje nad nim kontrolę. Udało mi się jednak ściągnąć go w stronę lasu. Już po minucie padł bezwładnie na łąkę, ciężko dysząc. Doskoczyła do niego siostra, trącając opiekuńczo głową.

Teraz dopiero zwróciłam uwagę, że Aura wciąż w jednej ręce trzymała mój kołczan ze zmodyfikowanymi strzałami i łuk. Mruknęłam podziękowanie i przełożyłam oba przez ramię. Wyłapałam przelotną myśl Sylwii.

- Klasa będzie pamiętać jedynie wybuch. Zanim Ada strzeliła, skasowałam im wspomnienie o smokach. - Uspokoiłam ją. - I tak, strażacy ich wydobyli.

- Ta dziura to... - zaczęła Ikranica.

- Kryjówka Jandry - dokończyłam.

- I pomyśleć, ze przez ten calutki czas miałyśmy to wszystko pod nosami... Dosłownie. - Dodała Zielona Furia. Odetchnęłam głęboko, starając się skoncentrować.

- Aura, jaki stan wojsk? - spytałam Szybownika.

- Udało mi się zebrać tylko dwa stada Ikranów. Sylwia je zwołała i są w drodze. Oprócz tego znajome smoki z lasu. Reszta nie chciała mi uwierzyć na słowo. Lub raczej na ryk. - Aura, ze zmarszczonym czołem miętosiła warkocz. Zabawna sprawa. Zaraz miałyśmy lecieć na wojnę, tymczasem dla osoby postronnej mogłybyśmy zdawać się toczyć zwyczajną rozmowę.

- Tym ja się zajmę. - Zmieniłam się w smoka, pierwszy raz od przylotu do szkoły i zamachnąwszy się raz silnymi skrzydłami, wskoczyłam na dach, a następnie na nieco wyższą formację skalną. - Wezwania Wojowników usłuchają. - Zew ten opisał mi dokładnie tata, w jednym z akapitów warstwowego listu.

Otrzepałam się nieco i wbiłam pazury przednich łap, krusząc kamień. Rozwarłam szczęki i z mojej piersi wydobył się początkowo głęboki pomruk, który przeszedł po chwili na wyższą tonację. Pod koniec dźwięk zaczął przypominać klikanie geparda. Powtórzyłam zew jeszcze dwa razy, a on rozszedł się echem po całym lesie. Wkrótce smoki, które jeszcze nie dołączyły zaczęły go powtarzać, aż szum drzew zagłuszyło wezwanie gadów do wojny.

Już niebawem kilkaset ziejących ogniem stworzeń zebrało się na polanie przed domem.

- Słuchajcie! - Odezwałam się w smoczym języku. - Jeden z ludzi postanowił wypowiedzieć nam wojnę i przyjmiemy to wyzwanie! - Rozległy się chóralne porykiwania pełne aprobaty i groźby. - Naszym celem jest ta kobieta. - Wszystkie cztery zaczęłyśmy rozsyłać różne ujęcia Jandry. - Uważajcie jednak, choć to nie będzie łatwe, aby nie dać się opanować temu dźwiękowi. - Odtworzyłam jeszcze raz pisk gwizdka, ale jak najciszej się dało. Efekt był natychmiastowy. Gady warczały, prychały i potrząsały łbami. - Tylko proszę was, zabijajcie tylko tych, którzy was zaatakują, lub będą mieli taki zamiar. Nie krzywdzimy przechodniów i bezbronnych. To musi być szybka akcja, żeby świat nie wyrwał się z szoku. Tylko mając element zaskoczenia będziemy mogli doprowadzić wreszcie do pokoju pomiędzy naszymi rasami. - Setki skrzydeł załopotało jednym rytmem, łapy uderzyły zgodnie o ziemię wzbijając tumany kurzu, pazury orały darń a z gardeł gadów wydobywały się złowrogie porykiwania i warkoty.

Jednym susem znalazłam się na ziemi, obok trzech Smoczyc. Rozejrzałam się po zgromadzonych. Było nas dostatecznie dużo. Miałam nadzieję, że po naszej wygranej, ta liczba nie wiele zmaleje. A zmaleć miała na pewno.

- Ale chyba nie ujawnicie się jako Smoki z dużego S, prawda? - Zapytał Hyacinthino.

- A dlaczego by nie? Pokażmy im, że są silniejsi od nich. - Prychnęła Ada.

- Coś mi się wydaje, że to raczej nie przejdzie... - Mruknęła Aura.

- Zakładam, że będziecie wolały walczyć w postaci smoczej, prawda? - Kiwnięcie trzech głów potwierdziło moje przypuszczenie. - Więc ja będę latać na Hyacyncie. Moje strzały przydadzą się bardziej od jadu.

- Na pewno nie wybuchają lepiej niż plazma. - Stwierdziła z przekąsem moja siostra cioteczna.

- Owszem. Ale są w stanie uśpić i nawet pozbawić części wspomnień wiele ludzi w promieniu kilkudziesięciu metrów. - Odparłam, poprawiając buty. Na szczęście dla mnie, nie miało to wielkiego znaczenia, co miałam ubrane. Podeszwa gładka, czy trepy, równowagę utrzymuje się tak samo. - Kiedy już będzie po wszystkim, pokażemy się wszystkim w ciałach ludzi, przy smokach. Niech zobaczą, że gady się tylko broniły.

- Ty nawet nie myślisz o ewentualności niepowodzenia, prawda? - Cieo przecisnął się przez tłum zebranych, dyskutujących zawzięcie między sobą.

- Ha, no ba. Wygraną mamy w kieszeni.


No, wreszcie się doczekaliście akcji chyba. A przynajmniej wstępu do akcji, nie? Napiszcie w komentarzach jak się podobało i co według was może się pojawi w następnym nexcie :D No, mamy napisane kilka rozdziałów w przód... Wait, nie kilka. Dwa z kawałkiem. To jeszcze nie kilka :P W każdym razie mamy napisane dwa długie rozdziały w przód, więc postaram się dawać nexty raz w tygodniu czy coś w ten deser, bo naprawdę, każdy rozdział raczej na dużo części zostanie podzielony. To nie jest tak, że jak ja mówię "długi" to mam na myśli 4 strony :) Neh hah. Skopiuję sobie te rozdziałki do notatnika i będzie normalna czcionka, to już zrobiłam z poprzednim nextem (choć obiecałam zrobić już dużo wcześniej, I knooow...). A całkiem niedługo (ta, niedługo, czyli może się pojawi do końca tego roku kalendarzowego, choć niczego nie obiecujemy...) zobaczycie jaki był dokładniejszy powód tego, że nie było nextów w wakacje za bardzo :D Nie zbijałyśmy bąków wbrew pozorom. Znaczy, to też. Kto nie zbijał? Ale nie tylko. No to co...? Chyba mogę tylko dorzucić mój tradycyjny tekścik - cieszcie się i rozkoszujcie nextem!

 

- Jak to powiedziałaś? - Ada z łopotem skrzydeł wylądowała obok mnie. - Mamy wygraną w kieszeni? Wiesz, albo kieszeń oddałyśmy ludziom, albo jednak wygraną mamy w d...

- Nie kończ, proszę - Sylwia przekręciła głowę, patrząc na Adę. Zielona wywróciła oczami.
Ale Ada miała rację. Nasza początkowa pewność siebie nieco uleciała. Ze smoków, które uciekły z bazy Jandry, przechwyciłyśmy kilkanaście, ale Łowcy zareagowali wyjątkowo szybko i złapali resztę. A potem około dwudziestu naszych.

- Nie jest tak źle - zamruczał tuż za mną Hyacinthino. - Zobacz, ludziom też się oberwało. Zniszczyliśmy ostatecznie szkołę, z budynków wokół niej zostały tylko ruiny. Duża część ludzi leży nieprzytomna.

- Czasem umiesz pocieszyć - pogłaskałam mojego brata za uchem.

- Co nie zmienia faktu, że plan nam potrzebny - usłyszałam prychnięcie Miszy. - Jak widać, w pewności siebie łatwo przegiąć. Działanie dalej bez ustalenia czegokolwiek podchodziłoby już pod głupotę - mruknęła.

- Masz rację... - zamyśliłam się. - Ada! Zarządź odwrót do Leża. Powinniśmy się naradzić.



- Jeszcze raz - westchnęłam opierając nogi o stół.

- Dywizjony - powtórzyła znudzona Aura. - To wiemy. Jeden na łeb.

- Wyrażaj się - mruknęła Sora.

- Jeden na ryj?

- Dziewczyny, musimy żartować teraz? - jęknęłam.

- Więcej optymizmu kuzyneczko - uśmiechnęła się Sylwia. - Nie wygramy bez wiary w to.

- Macie coś przeciwko temu, żeby mój poszedł na front? - spytała z uśmiechem Ada.

- Dziecko Wojny. Rzucasz się do tej bitwy jak mohery na miejsce w autobusie - skwitowałam. - Ja chcę zwiad. Mała ilość małych i szybkich eskadr. Jak najszybszych - uśmiechnęłam się.

- Zbieramy resztki? - rzuciła Aura patrząc na Sylwię.

- Ja bym przejęła ikrany. Wiecie, znam je najlepiej, znam najdokładniej ich style walki, charakter i wiem jak nimi najlepiej dowodzić. I najlepiej się z tym czuję. Jeśli nie macie nic przeciwko - dodała.

- Jasne... Ja pewnie głównie szybowniki. I górskie. Może coś jeszcze.

- Ja po prostu różne smoki rozmieszczę odpowiednio, by ich umiejętności przydawały się przy kolejnym pozbawianiu przytomności ludzi - Ada się zamyśliła.

- Ustaliłyście, co my będziemy robić? - po raz pierwszy od początku tej dyskusji odezwała się Yue.
Zerknęłam na twarze dziewczyn. Ada miała minę typu „najlepiej nie przeszkadzajcie, bo zginiecie”, Aura bardziej „nie jestem pewna czy to najlepszy pomysł, żebyście cokolwiek robiły”, a Sylwia „mowy nie ma, w życiu nie będziecie tak walczyć!”

- To jest fatalny pomysł, żebyście cokolwiek robiły - Sylwia odezwała się pierwsza. - Wiecie, jeśli nie zginiemy w trakcie bitwy, zginiemy z rąk waszych rodziców. Jeden, jeśli pozwolimy wam walczyć, dwa, jeśli coś wam się stanie.

- Czy to ma w obecnej sytuacji jakiekolwiek znaczenie? - wzruszyła ramionami Yue. - Macie pirorunoskrzydłego, maniaczkę strzelania z procy...

- Jeźdźczynię z szybownikiem...

- I z wodnikiem deszczowym...

- Więc czemu narzekacie? - dokończyła Yue. - Oj, no najwyżej zginiemy. Nie traktujmy życia zbyt poważnie, i tak nie wyjdziemy z niego żywi!

- Zakładasz porażkę? - spytała Aura.

- Chciałam nieśmiało zauważyć, że o ile my będziemy raczej delikatnymi wojownikami, pozbawiającymi przytomności i nie zabijającymi, ludzie będą się starali wybić tyle smoków, ile się będzie dało.

- A Jandra na stówę już zarządziła jakiś pobór wśród mieszkańców miasta - dodała Misza.

- I ty, Miszo, przeciwko mnie? - westchnęła Ada. Aura zachichotała.

- Żeby ci pazura w plecy nie wbiła - powiedziałam.

- I widzisz! Humor także tobie się udziela...

- Nawiasem mówiąc - zaczęłam, czując, jak w mojej głowie kiełkuje pomysł. - Delikatni Wojownicy. Ssehkendov. Doskonała nazwa, no nie?

- Po smoczemu brzmi lepiej - stwierdziła Ada.

- Po smoczemu wszystko brzmi lepiej - zauważył Kwiatek.

- Nie zaprzeczam...

- Prąd - powiedziałam nagle.

- Prąd? - Sylwia popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem.

- Tak, prąd! - Ada zrozumiała o czym mówię. - Żeby nie mogli się porozumieć ze światem!

- I sprowadzić nam na głowę wojska - podchwyciła Aura. - Świetny pomysł! Ale... - zawahała się. - Jak mamy wyłączyć prąd w całym mieście od razu?

- Poprzestawiamy co nieco w elektrowni i wokół niej zburzymy te rusztowania z kablami. Rozwalimy to, załatwimy brak radia, zasięgu, wszystkiego ogólnie - wyjaśniłam.

- Mogę iść? - Adzie zaświeciły się oczy.

- Ta do rozwalania pierwsza... - prychnęła Misza.

- Nie wiem czy nie wolałabym ja się tym zająć, z moim malutkim dywizjonkiem. Taka akcja na rozgrzewkę. W końcu jesteśmy zwiadem, nie?

- Oj weeeeeź... Nie będę przeszkadzać... - Smoczyca popatrzyła na mnie z niemą prośbą w oczach.

- Łaknąca krwi wariatka - skwitował Kwiatek.

- Wyjątkowo się z tobą zgodzę - mruknęła Misza.

- Ot pewnego czasu już nie tak wyjątkowo, Śnieżnołuska - odparł Kwiatek z uśmiechem. Biała tylko prychnęła i wywróciła oczami.

- Ej no, to nie pora na romanse! - próbowałam opanować sytuację. Czułam, że jeszcze chwila, a użyję hipnozy. ...Tak tak, pomarz sobie... - zachichotała w mojej głowie Ada.

Warknęłam cicho. To wojna! Wojna, a nie zabawa. Trochę otuchy nam się przyda, ale błagam! Nie możemy działać bez ładu i składu, latając jak banda łuskowatych kurczaków.

...Ale ziejących ogniem kurczaków... - do mojej głowy wprosiła się Aura. Znów westchnęłam.

- Plan. Ja z moim dywizjonem i tylko moim, nikim innym - tu posłałam Adzie piorunujące spojrzenie. - Odcinamy prąd jeszcze dziś w nocy. Ty w tym czasie powinnaś Sylwia pod postacią człowieka zalecić ludziom schronienie się w piwnicach, możesz ich zaopatrzyć, bo lada chwila mogą zostać zniszczone bloki i spożywczaki. Rozstaw też patrole w trakcie swojej misji. Aura, patrolujesz granice lasu i odcinasz ludziom drogę do wydostania się z miasta. Ada, zostajesz w Leżu, robicie z niego istną fortecę, obsadzacie smoki na zamaskowanych posterunkach, maskujecie wszelkie wyjścia, główne zostawcie, coś uniemożliwia wejście tam nawet Smokom. Tylko smoki. Trupie skały też niech zostaną. Zawal jakimś kamieniem swoje wejście, jest małe, ale dla ludzi wystarczające. A, i pościągajcie ze stad zagłuszacze niech zaciemniają sygnały z satelit. Teraz idziemy złożyć nasze dywizjony - oznajmiłam, wstając. - Jasne?
Pokiwały głowami, choć Ada nadal była naburmuszona.



- Stado Ciea i... Z Kolorado? - spytała oszołomiona Sylwia.

- Te dwa znałam - wzruszyła ramionami Aura. - Nic więcej nie zapamiętałam z wywodu Ciea. Bez obrazy - zerknęła na niebieskiego ikrana.

- Spokojnie, to nie obraza. - westchnął, wyszukując wzrokiem zieloną plamkę wśród czerwonych, pomarańczowych i żółtych smoków. Viridi. Zaśmiałam się cicho. Poznanie ich ze sobą było jednym z moich najlepszych pomysłów. Nawiasem mówiąc, ciekawe co z tego wyjdzie. Niezwykłe ikrany zachowują się jak zwykłe, nie „wybrzydzają” i wiążą się ze zwykłymi.

- Ada, masz coś w swojej księdze o związkach wyjątkowych ikranów?

- Niewiele - pokręciła głową. - Raz była jakaś historia o odrobinę większym jaju, ale chyba zostało zniszczone przez inne smoki... I raz wykluł się pisklak, ale miał coś nie tak chyba ze skrzydłami i ogólnie był za słaby, po dwóch dniach umarł. Info od Smoka ikrana - dodała szybko.

- Domyślam się - mruknęłam.

- Nie będziecie walczyć wszyscy - oznajmiła ikranom Sylwia w swojej fioletowej postaci. - Zrobimy krótki test, gdzie będzie się liczyła zwinność, umiejętność walki, współpraca i wykonywanie rozkazów. Walczyć będzie 75 z was. Reszta pomoże w ufortyfikowaniu Leża, zostaną też obsadzeni na posterunkach wokół niego, w lesie i wokół miasta. Razem z innymi smokami. Niektórych z was mogą do swoich dywizjonów wziąć też Aura, Ada lub Anja.

- Emm... Siostrzyczko...? - Cieo powoli podszedł do Sylwii.

- No czego? - fioletowa na niego spojrzała.

- Bo tak... Czy ja mógłbym może...?

- Tak, będziesz moim skrzydłowym - westchnęła Sylwia.

- A ty kogo bierzesz? - zaciekawiła się Aura. Zawahałam się. Wzięłabym Kwiatka, ale będę na nim lecieć... Agili i Duxa trochę głupio, wolę ich obsadzić jako dowódców... Yue z Sorą? Ale dobrze byłoby mieć eskadrę piorunoskrzydłych, skoro zajmę się prądem, więc ją wolałabym na dowódcę... A może...

- Jaeherysa - odparłam. Dziewczyny spojrzały na mnie nieco zdziwione.

- Jaeherysa? Pewna jesteś? - spytała Aura. Uśmiechnęłam się. Jej niechęć do piorunoskrzydłych była widoczna gołym okiem. Ada też miała lekko skwaszoną minę, ale nie byłam w stanie ocenić czy nadal jest zła, bo nie zabiorę jej na akcję odcięcia prądu czy to z powodu mojego wyboru. A może oba naraz?

Ale czułam, że Jae się nadaje. Jest piorunoskrzydłym i poprzez przebywanie w samotności stał się samodzielny. Jest inteligentny, zwinny i silny. Nawet miły. I dogaduje się z Kwiatkiem, co jest niezbędne, jeśli mają razem pracować.

- Tak, Jae. Skoczycie po niego? - zerknęłam na Sorę i Yue. Obie naraz pokiwały głowami i w tym samym momencie kiedy Yue wskoczyła na Sorę, smoczyca zerwała się do lotu.

- Ja lecę. Muszę szybko się zająć wyborem tych siedemdziesięciu pięciu ikranów. Ale już wiem kto będzie dowodzić eskadrami - uśmiechnęła się Sylwia i wzbiła się w powietrze. A za nią ponad dwieście smoków udało się w stronę Leża.

- Ada? - zmarszczyła się nieco.

- Jagoda i Kaskada będą dowodzić jedną z eskadr. Resztę zaraz wymyślę - mruknęła i odleciała w stronę Leża. Kaskada wahała się chwilkę, a zaraz potem wrzuciła Jagodę na swój grzbiet i podążyła za Adą. Chwilę później pomknęła też Misza.

- Myślisz, że jest obrażona? - spytałam Aurę.

- Jak zdążyłam ją poznać to może jest, a może ma jakiś pomysł i ją w tym momencie wkurzasz przeszkadzaniem w myśleniu - uśmiechnęła się.

- Jej się wszystkim i we wszystkim da przeszkodzić - prychnęłam.

- Ale czy wiecznie wesoła, gadatliwa Ada byłaby Adą? - usłyszałam pytanie Kwiatka. - To tak jakby Misza mnie uwielbiała. Może bym ja jej wtedy nie uwielbiał. Nie, jej się nie da nie uwielbiać - Hyacynthino się rozmarzył.

- Aura, weźmiesz do swojego dywizjonu Garę? Bo wnioskuję, że twój to będą głównie szybowniki i górskie?
Białowłosa skinęła głową. Wyłapałam w jej głowie, że chyba wie kto będzie jej skrzydłowym, ale nie skupiałam się na tym. Musiałam w końcu wybrać smoki do mojego dywizjonu.


No. Mam nadzieję, że next się podobał. Rzecz jasna zawsze możecie spekulować, co takiego się wydarzy, czy coś się stanie dobrego, złego, i cóż takiego to będzie? I kibicujcie mi, żeby mi się chciało wstawić nexta za tydzień :) I tak, chyba tam się już pojawiła inna nazwa jakiegoś gatunku albo dwóch, wspominałam o tym przed poprzednim nextem. Chyba poprzednim...
Tak, pojawiła się druga edycja - nic wielkiego, przejechałam całe opko od początku i zaznaczyłam kursywą rozmowy mentalne :)

Ok, miałam teoretycznie wstawić nexta w weekend, ale nie było mnie w domu, mój świat się zawalał z powodu zbyt małej ilości szarlotki... xD. Wiecie. Poważne problemy itd.
Tak czy siak, wstawiam wreszcie tego nexta. Chciałabym powiedzieć wam "akcja powoli się rozkręca", ale tak "ups, to już w sumie od paru ostatnich nextów...". Serio się nie mogę doczekać aż wstawię kolejne nexty, nie mniej niż wy (znaczy, taką mam nadzieję, że się nie możecie doczekać :P), ale na spokojnie, trzeba dać czas nam samym na napisanie kolejnych rozdziałów. Wy też wytrzymacie. Nie chcę czytać komentarzy o cięciu się. Chyba, że mydłem w płynie, na to zezwalam :D
No to co? Cieszcie się i rozkoszujcie nextem!


- Laptop, dwa powerbanki. - Siedzącej na Sorze Yue podałam najpierw laptopa, którego używam zazwyczaj do “śledzenia” “zakładów mięsnych” i transportów, a potem pomogłam jej przypiąć go do siebie. Prawie jak gitarę.

- Aż dwa? - Zdziwiła się.

- Na wszelki wypadek. - Wrzuciłam powerbanki do jej plecaka i zamknęłam go.

Plan odcięcia prądu był prosty: znaleźć elektrownię, przełączyć kilka pstryczków, a najlepiej wszystkie. Ale przede wszystkim zwalić kilka najważniejszych słupów elektroenergetycznych i powyrywać z ziemi kilka innych kabli. Żeby się nikomu tramwajem jechać nie zachciało. W tym czasie nasze kochane uszate miniaturki smoków będą zagłuszały wszelkie sygnały radiowe, więc komunikacja krótkofalówkami ludziom nie przejdzie.

Razem z moim małym dywizjonem staliśmy w jednej z jaskiń Leża. Piorunoskrzydłe swoimi ogonami robiły za lampy, a ja montowałam moim rodzicom za uszami słuchawki. Przydadzą się, kiedy się rozdzielimy, a zanim zagłuszacze zaczną działać. Utrzymywanie stałej więzi z kilkoma istotami, dzięki której nie-Smok mógłby się bez problemu odzywać do Smoka jest strasznie męczące. Takie coś wystarczy mi tylko z bratem.

- Ustawiłam dźwięk na najcichszy z możliwych. - Poinformowałam Duxa i Agili, zakładając swoją słuchawkę. Z naszego grona tylko Yue wymagała nieco głośniejszych ustawień. - Dobrze leżą? - Dwie Furie, piorunoskrzydły i dziewczyna pokiwali głowami.

- Znamy już położenie naszych celów? - zapytał Jae.

- Już, już… - mruknęła pod nosem Yue. - Mam. Elektrociepłownia prosto na północ.

- Dobra, polecimy tam tylko my. - wskazałam na brata, siebie i mojego skrzydłowego. - Błyskawica, wyeliminujecie wszystkie słupy, które mają więcej niż dwa powiązania. Nie chcemy wszystkiego całkowicie zniszczyć, tylko węzły najbliżej elektrowni. Wiecie, te mini wieże “ajfla” pomiędzy którymi robimy slalom. Kalina, bierzecie pozostałe słupy, te dalsze. Jeżeli słup się zwali, ale kable się nie rozerwą, zróbcie to jakąś smoczą metodą. Rusałka, wy wykopujecie kable z ziemi, te największe.

- Anja, znalazłam lokalizacje kilku takich węzłów. - poinformowała brunetka.

- To świetnie. Możecie odejść. Zostają liderzy eskadr. Pokaż, co tam znalazłaś. - Zbliżyliśmy się do monitora. Wzrost Sory pozwalał oglądać wszystkim bez wyciągania głów.


Specjalnie zaczekaliśmy do nocy. Takie akcje w dzień byłyby pozbawione najmniejszego sensu. Już było prawie ciemno, a nad horyzontem było jeszcze tylko widać czerwoną poświatę. Zebraliśmy wszystkich w „dziurawej jaskini” nazywanej często potocznie „serem” lub „siatką”, gdyż miała cienkie ściany i mnóstwo prześwitów.

Poszłam wcześniej do mojego pokoju i zmieniłam strój. Teraz ubrana byłam na czarno, nawet na twarzy naciągnęłam chustę. Będę w nocy bardziej niewidoczna. Pewnie w trakcie głównej bitwy ubrana będę podobnie.

- Dywizjony wybrane. Każdy wie, do jakiego należy? - Ada rozejrzała się po jaskini. Odnosiłam wrażenie, że z jej oczu buchają niewypowiedziane słowa „no niech ktoś powie mi, że nie wie”. Albo może to ze mną było coś nie tak. Stres przed walką? E tam, nie stresuję się przy walkach z ludźmi.

Ale z większą ilością ludzi, których nie możesz zabić, a od tej walki zależy czy będzie pokój między smokami, a ludźmi, to inna para kaloszy.

Złapałam się na tym, że nie byłam w stanie nawet przeczytać myśli Ady. Uczyła się już budować mury, ale zwykle nie stanowiły dla mnie przeszkody. Jako Vokunzii przenikałam prze cieńsze warstwy, a choć mur otaczający myśli Ady był już stały, nie był zbyt gruby. Zerknęła na mnie, przechylając głowę.

...Lepiej się czujesz gdy masz dostęp do myśli wszystkich, co?... - jednak ze mną coś jest nie tak. Wydawała się rozluźniona, teraz lekko rozbawiona, a ogólnie to spokojna i zrelaksowana.

- Ale ty spokojna jesteś - w tym momencie rozbrzmiał tuż przy moim uchu głos Jaego.

- Spokojna? - zmarszczyłam czoło. - Czemu tak uważasz?

- Bo to po tobie widać. Ja to jestem nieco roztrzęsiony - zaśmiał się nerwowo.

Czyli wszyscy byli tak samo zestresowani jak ja? Tylko to ukrywali? Rozejrzałam się po smokach. Każdy gad był poważny, ale żaden nie wydawał się zdenerwowany.

Głęboki oddech. Skoro podziwiają cię za spokój, to może poczuj go również w środku.

- Dywizjon Cieni do przodu - oznajmiła Ada. - Ssehkendov na środek, Arcus na lewo, Frin na prawo. Przejmują was wszyscy dowódcy i skrzydłowi, zaraz otrzymacie rozkazy. Jasne?

Kilkaset smoków mruknęło twierdząco.

- Wtrącę się! - Wyszłam dwa kroki do przodu, podnosząc rękę, żeby mnie było widać. - Ustaliłyśmy to już wcześniej, ale powtórzę. W sytuacji krytycznej lub na rozkaz Błyskawica dołącza do Ssehkendov, Kalina do Frin a Rusałka do Arcus. - Kiedy zwiad nie będzie już potrzebny, gdzieniegdzie mogą przydać się dodatkowe pary skrzydeł i rzędy zębów.

- Frin za mną! - krzyknęła Sylwia. - Przygotujemy teren pod bitwę! - wyleciała z jaskini, tuż za nią Cieo, a zaraz potem jeden za drugim, siedemdziesiąt pięć ikranów. Przez otwór w jaskini wiać było jak na niebie rozpierzchają się w różne strony i układają w idealne klucze. W następnej sekundzie zgrały prędkość i ruchy skrzydeł.

- Arcus do mnie! - w następnej chwili za Aurą w podobny sposób wyleciały szybowniki, górskie i bagienniki. Jej skrzydłowym był Ikkinchi, znany przez nią od dawna szybownik pierzasty, którego wyklucie było długo oczekiwanym przez nią zdarzeniem, bo rodzice malucha prawie na pewno zginęli zanim się on wykluł. W Arcusie nie było aż takiego zgrania jak w Frinie Sylwii, ale ikrany od dzieciństwa wiedzą jak ze sobą współpracować. Możliwe, że Sylwia by nie przeżyła smoków, które nierówno machają skrzydłami wywołując niepotrzebne prądy powietrza i marnując energię pozostałych członków dywizjonu. Ale i tak było dobrze. Ruchy skrzydeł utrzymywały się w obrębie kluczy, prawie w eskadrach i całkiem całkiem w dywizjonie.

- Wiesz co robić, prawda? - upewniłam się. Ada uśmiechnęła się.

- Ja miałabym nie wiedzieć? - prychnęła.

- Po prostu upewniam się, czy nie pozabijasz za dużej ilości ludzi. - Posłałam jej krzywy uśmiech i wskoczyłam na brata.

- Lecisz.

- Vokunbod, niidro un straag! ! - rozkazałam w smoczym, co znaczyło: "nasza kolej". Kwiatek zamachnął się skrzydłami i przemknął przez tunel. Tuż za nami pognał Jaeherys, a potem wyleciał nasz mini dywizjonik. Frin i Arcus już zniknęły nam z oczu. Zamknęłam na chwilę oczy. Zniknęła większość stresu. Teraz czułam się dumna z tego, że dowodzę tym dywizjonem i lecimy, by odciąć ludziom możliwość komunikowania się z resztą świata.

Tu by się przydała taka Ada lub Aura za kilka lat. Żeby mój dywizjon był już w stu procentach niewidoczny. No, ale nie można mieć wszystkiego.

Usłyszałam ostrzegawcze, nieco piskliwe nawoływania ikrana.

- To tylko my - oznajmiłam, starając się nadać sobie „ikrani” akcent. Lepiej, żeby ludzie nie wychwycili na samym początku różnic w smoczych rykach. Na dole mignęło kilka pomarańczowych błysków, gdy smoki się poruszyły. Chwilę później znów były niemal niewidoczne. Przynajmniej dla ludzi. Ja mogłam zobaczyć każdego z nich niemal idealnie.

Zwolniliśmy. Teraz nasz lot był głównie wykorzystywaniem prądów powietrza, by szybować i jak najmniej machać skrzydłami, a co za tym idzie - nie wydawać z siebie zbiorowego łopotu skrzydeł. Równe klucze sunęły w harmonii. Ciekawe, jak wyglądało by to z dołu.

Z dołu ludzie by nas nie zobaczyli, zakpiła jakaś część mojego umysłu.

- No dobra. - Przyłożyłam palec do ucha, żeby uaktywnić komunikator. - Wszyscy mnie słyszą?

- Głośno i wyraźnie. - Warknął wesoło Jae.

- W takim razie możemy się rozdzielić. Pruzah gluus. - Co w smoczym oznacza zwyczajnie “powodzenia”.


Sześć łap, dwie nogi i dwa skrzydła cicho pacnęły w dach elektrowni. Noc nie należała do bezchmurnych, więc nie obawiałam się o trzy eskadry zaczynające właśnie demolkę wokół miasta. Doleciały do swoich celów niezauważone, to pewne. I my nie mieliśmy po drodze problemów. Teraz pozostało tylko dostać się do centrum sterowania działaniami elektrowni.

- Siorka… - Kwiatek schylił głowę by być na moim poziomie. - A może byśmy też te kominy rozwalili…? - popatrzył w stronę wysokich biało-czerwonych i szerokich szarawych kominów.

- Zgadzam się z Hiacinthem. - drugi wielki gad stanął po mojej lewej, rozglądając się z zaciekawieniem wymalowanym na pysku.

- Muszę przyznać że rozważałam to… Ale nie. Fakt, gdybym zmieniła się w smoka to we trójkę dalibyśmy radę, bo innych odrywać od zadań nie będziemy, ale stanowczo za dużo bałaganu by się porobiło. I hałas za duży. - pokręciłam głową.

- W sumie… Jest tam w ogóle ktoś? - lazurowa Furia zmarszczyła nos.

- Ooo, no właśnie. Jeszcze by się komuś coś stało, i co? I tak, oczywiście, że takie miejsce nigdy nie jest puste. No dobra. To ja zerknę do czyjegoś łba w poszukiwaniu trasy.

To mówiąc, sięgnęłam myślami w stronę najbliżej znajdującego się członka personelu. “Szczęśliwie” trafiłam na jakiegoś zwykłego strażnika, który nie ma zbyt wielu uprawnień. Ale przynajmniej dowiedziałam się, gdzie są drzwi oznaczone napisem “Nieupoważnionym wstęp wzbroniony”.

- No to wygląda na to, że musimy się tam wybrać na piechotę. Wolę nie ryzykować teleportowania nas tam, a potem umierania z bólu. - oświadczyłam i zeskoczyłam lekko z dachu.

Zaraz za mną zanurkowały smoki i rozpoczęliśmy wędrówkę przez zewnętrzne tereny elektrowni, a następnie korytarzami budynku. W godzinach nocnych na szczęście nie kręciło się tam zbyt dużo osób. Jeśli ktoś się napatoczył, obrywał ode mnie strzałą ze skroplonym gazem otumaniacza. Naturalny środek usypiający, i w dodatku nie będą pamiętać, skąd wzięły im się te dziwne dziury na ciele… Oczywiście każdą strzałę po drodze zbierałam. Szkoda byłoby tak cenny owoc pracy rąk moich kuzynek marnować. W końcu za te komplety strzał sprzątam cały dom.

- Nie mogłaś nas tu po prostu teleportować? - zapytał mój skrzydłowy, kiedy znaleźliśmy się przed drzwiami będącymi naszym celem.

- Przecież chyba ćwiczyłaś. Dwa smoki i Smok to chyba nie jest dużo na tak małą odległość…

- Wolałam nie ryzykować. - odparłam krótko i prawym prostym łupnęłam w klamkę. Uchwyt się skruszył, zamek wypadł i drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem.

Naszym oczom ukazała się oświetlony kwadratowy pokój z dziesiątkami stanowisk komputerowych, oraz pięciu zaskoczonych i lekko przestraszonych tak zwanych Upoważnionych. Rzuciliśmy się na nich, zanim jeszcze zdążyli zareagować. Dobrze, ze pokój był duży, bo nie wiem, jak zmieściłaby się tam spora Furia i jeszcze większy piorunoskrzydły. Choć i tak poszerzyli trochę wejście… Jae znokautował pana po lewej, kwiatek uderzeniem ogona pozbawił przytomności kolejnych dwóch, a moje dwie strzały uśpiły ostatnich.
Zebrawszy strzały, włożyłam je z powrotem do kołczanu i podeszłam do komputera o którym panowie operatorzy myśleli jako o głównym. Próbowałam przez chwilę złamać hasło, aż wreszcie ustąpiło. Jeden z operatorów zdążył niestety wylogować się akurat w chwili, kiedy zrobiliśmy wejście smoków. Na szczęście płytko w jego pamięci znalazłam kilka haseł, więc kwestią wpisania ich po kolei, tak, żeby nie zablokować kompa oczywiście…

- Ruth… - wyrwało mi się, kiedy zobaczyłam nieznany mi system, z tysiącem zakładek, okien i tabelek. Zerknęłam na smoki po moich obu stronach. - Rozwalamy ten szajs, bo szlag mnie trafi, jeśli dłużej będę patrzyć w ten monitor. - na obu pyskach pojawiły się z razu szerokie uśmiechy.

- Jae, czyń honory. - odezwał się Hyacinthino.
Piorunoskrzydły rozwarł paszczę, z której wydobyła się pokaźna wiązka piorunów, które w momencie uderzyły w komputer. Światło zamigało, ale poza tym nic. No, może komp się przypalił...

- A, czyli musimy rozwalić wszystkie. No ok. - lewą ręką wskazałam kolejne sprzęty, które Jae ochoczo traktował woltami, a drugą dłoń oparłam o niego.

Przez moje ciało przeszła iskra i w momencie z mojej wyciągniętej ręki trysnęła wiązka błyskawic. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.

- Ty przewodnikiem jesteś? - Jae zmierzył mnie zdziwionym spojrzeniem. Sama popatrzyłam na swoją rękę. A no tak… oparłam się o piorunoskrzydłego… a konkretnie o jego czarną część ciała…

- Dziwne. Myślałam że mam w arsenale ogień, wodę, ziemię i powietrze, a tu patrz, elektryczność mi się dodatkowo trafiła…

- To może dlatego możesz bez przeszkód głaskać Sorę… - zastanowił się mój brat.

- No, w sumie to może być to. - zgodziłam się.

- Przepraszam, że przerywam tę fascynującą rozmowę której nie rozumiem, ale tamten gość się poruszył, więc radzę się sprężać. - Jae na powrót zabrał się do niszczenia komputerów.

Znów położyłam na nim dłoń i ponownie iskierka przeszła przez moje ciało, ale tym razem poczułam, że nie pochodzi ona od smoka, ale gdzieś ze środka mnie. Skierowałam więc obie dłonie w stronę najbliższej maszyny i wyobraziłam sobie, jak wychodzą z nich białofioletowe błyskawice. I tak też się stało. Ciekawe.

Nagle wszystkie światła zgasły, wyłączył się nawet alarm, który rozbrzmiewał już od dobrej pół minuty. Swoją szosą, ciekawa jestem, kto siedzi za kamerami, że jeszcze po nas nie przyszli…

- Chyba nasza robota wykonana. - stwierdził Jae, spoglądając na wszystkie przysmażone komputery.

- Vahzah. - potwierdziłam. - No to się zmywamy…

Teraz już mknęliśmy korytarzami, z pogonią za plecami. Kwiatek co jakiś czas posyłał ogłuszający pocisk plazmy w stronę ochrony, a kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz, to i kilka wybuchających w stronę “skrzyń” podejrzewam że ważnych dla elektrowni. Już w powietrzu posłałam jedną strzałę z samo-rozpylającym się gazem otumaniacza w stronę pościgu i po chwili potężne chłopy spały ja dzieci. Ten gaz działa cuda.

Usłyszałam zbliżające się helikoptery. No teraz to trzeba się sprężać. Pognaliśmy jak burza wprost do “szkółki leśnej” słupów elektroenergetycznych, istnej siatki znajdującej się tuż przy elektrowni, niszcząc po drodze kilka z nich. No, nie niszcząc. Po prostu pozrywaliśmy kable, przewróciliśmy ze dwa-trzy słupy…

- Błyskawica gotow…? - zaczęłam do komunikatora, ale przerwał mi paniczny krzyk Yue.

- Anja, mamy problem! Pięć smoków rannych i antyterroryści ostrzeliwują nas z dołu! Przydałoby się wsparcie!

- Jesteśmy w drodze. - kiwnęłam na moich towarzyszy, sama zeskoczywszy z Kwiatka zmieniając się w smoka. Im więcej paszczy do plucia ogniem tym lepiej. - ...Dziewczyny, prądu nie ma, jesteśmy bezpieczni…! - posłałam jeszcze do pozostałych Smoczyc wiadomość.

...Szczerze powiedziawszy nie brzmiałaś jak ktoś, kto czuje się bezpieczny… - w mojej głowie odezwała się Aura. - ...Coś się stało…? - spytała, zaniepokojona.

...Oh, nic, tylko zaatakowali moją eskadrę… Nic, z czym nie mogłabym sobie poradzić… - starałam się nadać mojemu głosowi jak najbardziej luzacki ton, ale po fali niepokoju, jaką dało się wyczuć “na linii” wywnioskowałam, że plan się nie powiódł.

...Zaraz podeślę wsparcie… - włączyła się Sylwia, już planując, którą eskadrę do mnie wysłać.

...Powiedziałam, że sobie poradzimy… - warknęłam lekko, zrywając łącze i zwiększając tempo lotu.
Już po chwili usłyszałam łopot śmigieł helikoptera i huk karabinów i broni przeciwpancernej mieszające się z rykami rogaczy piorunoskrzydłych i krzykami ludzi. Sekundy później, naszym oczom ukazała się niezbyt ciekawa scena. Pięć wielkich gadów leżało na ziemi, trzy nie ruszały się w ogóle, podczas kiedy pozostałe dwa z wysiłkiem strzelały w ludzi strumieniami błyskawic. Sora, z przeraźliwie bladą Yue na grzbiecie starały się za wszelką cenę uniknąć rakiet śmigłowca, a czterech sprawnych, choć poharatanych członków eskadry atakowało cele naziemne.

Zapikowaliśmy bez chwili zwłoki. Hyacinthino i ja w jednej chwili wypuściliśmy wybuchające pociski plazmy, niszcząc wieżyczki przeciwpancerne, Yaeherys zaś poraził prądem żołnierzy znajdujących się najbliżej rannych smoków. Poprułam w stronę helikoptera, a chłopcy zawrócili, by zasłonić leżące gady.

Jeszcze dwa mocniejsze machnięcia skrzydeł, i z impetem uderzyłam w maszynę, nie przejmując się bynajmniej uderzającymi mnie, teraz już pourywanymi śmigłami i ciągłą salwą z karabinu jednego z pasażerów.

- Dzięki. - w komunikatorze usłyszałam pełen ulgi głos Yue,

- Nie ma sprawy. - odpowiedziałam, gwałtownie zniżając lot. Jednakże helikopter na ziemię odstawiłam dość “delikatnie”, oczywiście ogonem odłamując działka.

Nie minęła minuta, a eskadra zebrała się do kupy. Pięć zdrowych piorunoskrzydłych, w tym Jae wzięło w łapy rannych kolegów, a ja w niewidocznym miejscu w locie zmieniłam się w człowieka i zeskoczyłam na Kwiatka. Podczas kiedy Yue objęła dowodzenie swoją eskadrą, z Hyacintem pilnowaliśmy ogona. Lecąc tyłem, posłałam w stronę wroga jedną strzałę z gazem wodnika otumaniającego i odetchnęłam z ulgą. Uruchomiłam komunikator.

- Widzimy się w punkcie zbornym.

- Geh. - odpowiedzieli przywódcy eskadr zgodnym chórem.

Umysłem ogarnęłam cały mój dywizjon, kiedy wszyscy znajdywali się już na wierzchniej części jaskini, do której dobudowany był mój dom. Szybownik gryf, który stacjonuje niedaleko był już na swoim stanowisku, przy rannych.

Kalina szczęśliwie nie napotkała żadnych przeszkód. Kiedy sprawdzałam Rusałkę, w myślach Duxa napotkałam informację o ranie na ogonie, a konkretnie pionowej lotce. Zmierzyłam go wzrokiem, kręcąc lekko głową. Pewnie znowu próbował osłonić każdego z każdej strony. Przewrócił jedynie oczami. Ogółem eskadra nie odniosła szkód.

Wiedząc, co się święci, Błyskawicę zostawiłam na koniec. Piorunoskrzydłe padały ze zmęczenia, ale wykonały swoją pracę znakomicie. Niestety nie obeszło się bez strat. Trzy smoki, które nie ruszały się już przed naszym przylotem, niestety poległy. Vulqo, całkowicie czarny rogacz miał niemal całkowicie rozerwaną błonę w lewym skrzydle - da się zaleczyć. Jednak dla złoto-czarnej smoczycy Strunussul pomoc przybyła za późno. Cały jej tułów był przeszyty pociskami. Wykrwawiła się, zanim dotarliśmy do punktu zbornego.

Opatrzone smoki i ich poległych przyjaciół przenieśliśmy do leża. Kiedy tam dotarliśmy, było dopiero koło trzeciej w nocy, wciąż ciemno. Z ciężkim sercem zarządziłam przegrupowanie i wyruszyliśmy w stronę szkoły. Wielokrotnie latałam na akcje niszczenia rzeźni lub czegokolwiek innego, ale pierwszy raz ktoś z moich zginął. Zazwyczaj byłam sama, nei musiałam się o nikogo martwić. Ale teraz, kiedy przyszło mi dowodzić dywizjonem, liczebność jednej z jedynie trzech eskadr została zmniejszona o połowę. Przez ludzi. My, smoki, staraliśmy się ich nie zabijać, oni zabijali nas za wszelką cenę.

Haha. Orientuję się po prostu w tempie błyskawicznym. Nie działa mi wizualny i już pisałam, żebyście się w razie czego nie skarżyli na brak enterów, bo ja to poprawię za chwilę, a tu nagle patrzę w prawo "Oooo, no tak, jest opcja podglądu!" No tak jakoś się z niej nie korzystało przy edytowaniu w wizualnym :D Piszcie rzecz jasna jak się next podobał, piszcie też co ciekawego może się zdarzyć w następnym nexcie. I tu mówię, to nie są tym razem suche słowa, mówiące "no zgadujcie, zgadujcie, i tak będą przygotowania do bitwy", wprawdzie (tu mnie zabijecie) tej najważniejszej bitwy jeszcze nie będzie, ALE i tak będzie coś ciekawego. Już, nie spojleruję więcej, nie ma mowy. I Skrill, liczę na ciebie i twoje świetne komentarze :D 


Tak, mogliście dzisj zaobserwować tłum edycji - to było to wspomniane poprawianie opka od początku do końca, żeby działał edytor wizulany.

Next jest... Well, chciałam napisać, że w sobotę, ale nie. Także jest w niedzielę :D Myślę, że będzie dla was bardzo... Ciekawy. Tak, to dobre słowo.

Cóż więcej mogę powiedzieć? Cieszcie się i rozkoszujcie nextem!


W drodze do szkoły natknęliśmy się na dywizjon Ikranicy i wzlecieliśmy nad niego.

- Silvanah! - zawołałam w stronę kuzynki, używając jej oryginalnego smoczego imienia, oznaczającego “typ duszy”.

Samo moje imię tak na prawdę pisze się Aanjah, przez dwa “a”, i oznacza “siłę woli”. Z kolei Aadah to “zaatakować myśliwego”. Spolszczonych imion używamy, żeby nie wyróżniać się wśród ludzi i tak jakoś wyszło, że nazywamy nimi siebie też na co dzień. Czasem tylko nachodzi nas mówić tylko w smoczym.

- Eskortujemy was. - oznajmiłam.

- Wszyscy naraz! Pikujemy i atak! - poleciła Sylwia, kiedy znaleźliśmy się nad szkołą. Wróć! jej szczątkami. Ikrany naraz zanurkowały. Błyskawicznie sięgnęłam po strzałę wybuchającą, zakończoną czerwonymi lotkami. Puściłam ich salwę w stronę wejścia. Zaraz po wybuchu i pięknym dymnym grzybie nad bazą Jandry, wleciały tam ikrany z bojowym rykiem, podpalone, zionąc ogniem w jak najwięcej celów naokoło i szybko zawracając, by Łowcy nie zdążyli ich zaatakować i złapać. Kwiatek zapikował razem z nimi, posyłając w broń ludzi kilka pocisków.

A potem usłyszałam pełen gniewu, charakterystyczny ryk górskiego. Ikrany na komendę Sylwii cofnęły się do poprzedniego, bojowego klucza. W tym samym momencie od strony gór dobiegł mnie wściekły ryk nocnej furii. Ada nadlatuje. To dziwne, ale poczułam się raźniej na myśl, że moja agresywna, burkliwa kuzynka będzie walczyła tuż obok mnie. Jej sylwetka mignęła mi przed oczami, kiedy rzuciła się na dół jak kamień, w ostatniej chwili rozkładając skrzydła, odpychając się nimi od powietrza, a łapami od ziemi i pomknęła po prostej w stronę wlotu. Zanurkowała z rykiem w dół i nagle...

Odpowiedział ryk jakiegoś mieszanego stada smoków. Wyleciały z tej dziury. Z kilkadziesiąt. I to najróżniejszych. Piorunoskrzydłe, deszczowniki, szybowniki, koszmary, nawet chmara wymieszanych zielników różnych gatunków. A na ich czele jakiś górski rubinu. Znaczy górska rubinu. Pewna siebie, o niezwykle silnym umyśle...

Przez chwilę myślałam, że zgłupiałam, bo nagle były tam dwie górskie rubinu. Między nimi przeleciała strzała, a one poleciały w dwie strony, razem ryknęły smokom jakiś rozkaz i zaczęła się walka. Sylwia też poleciła ikranom atakować. Nasze szanse wzrosły dzięki dołączeniu do nas tych kilkudziesięciu smoków, dywizjonu Aury oraz... Ady.

Gdzie jest Ada? Wleciała do tamtej dziury i się nie pojawiła z powrotem.

Wlecieliśmy do środka. Ściany wyłożone były metalem. Teraz widniały na nim liczne ślady pazurów. Smoki musiały odpychać się od ścian w trakcie wylatywania. Ale Ady nadal nie było. Za mną i bratem, za pozwoleniem dowódczyni Frin poleciał i Cieo.

Usłyszałam, że Sylwia puściła za nami jedną ze swoich eskadr. Na jej czele stał Yuz, jeden z przyrodnich braci błękitnego ikrana.

- Siemasz! - wyszczerzył zęby dołączając do nas.

- Lepiej wszyscy się podpalcie - poradził Cieo, który sam płonął. Reszta ikranów szybko dostosowała się do polecenia.

- Mówiłem ci kiedyś, że mimo całego twojego uroku, piękna i tak dalej, czym wszystkie dziewczyny z naszego stada powalasz na kolana, ten niebieski kolorek jest skrajnie niepraktyczny?

- Mówiłeś - wycedził Cieo. Zachichotałam. - Bawi cię to?

- No wiesz. Natura. Daje wam to niezwykłość, piękno. Wyróżniacie się od wszystkiego wokół was. Samice instynktownie wybierają najpiękniejszych samców, a wasz niezwykły kolor pokazuje, że jesteście na tyle odważni, że umiecie przeżyć z taką barwą. Im starsi jesteście, tym więcej wielbicielek, ale to akurat dotyczy wszystkich ikranów. Do pewnego wieku - wyszczerzyłam się.

Cieo parsknął.

- Lepiej skupmy się na ratowaniu twojej kuzyneczki, bo nie będziesz jej miała...

- Nic mi nie jest! - wściekły ryk Ady dobiegł z dołu, a chwilę potem ewidentnie coś łupnęło o ścianę.

- Właśnie słyszymy! - Wypadliśmy z tunelu do ogromnego pomieszczenia znów pełnego tuneli. Kwadratowych i obitych metalem. Odgłosy walki dobiegały z pierwszego po lewej. Tam też się skierowaliśmy.

- Na pewno wszystko gra? - parsknęłam posyłając strzałę z gazem otumaniacza w stronę pięciu przeciwników tuż za Adą. Zielona Smoczyca przetoczyła się szybko, żeby uniknąć gazu. Miętowa furia uderzyła ogonem trzech innych, przygniatając ich do ściany.

- Dzięki za wsparcie, ale poradziłabym sobie - mruknęła.

- Jaaaasne... - wszyscy wiedzieli, że nie lubi się przyznawać do takich rzeczy. Ada wywróciła oczami.

- Nieważne. Większość smoków wyleciała, ale jest tu ponoć gdzieś ranny górski. Nie mogę go tak zostawić - trzasnęła ogonem ostatniego przeciwnika i na piechotę, bo i tak nie dało się lecieć, ruszyła do przodu.

Mijaliśmy nowoczesne klatki. Czyli z krat z tego dziwnego metalu i pancernego szkła między nimi. Widać było ślady zerwanych kajdan i łańcuchów. Smoki były tu ewidentnie przykuwane do podłoża. Zagotowało się we mnie.

Na samym końcu. Górski lapisu, nadal przykuty. Na szczęście żył.

- Co oni ci zrobili? - wyszeptała Ada.

Ale smok nie chciał bynajmniej użalać się nad sobą. Na dźwięk głosu mojej kuzynki podniósł gwałtownie głowę. Gwałtownie wciągnął powietrze i otworzył szerzej oczy.

- Uciekajcie! - syknął. - Tu nie jest bezpiecznie!

- Wiemy o tym - odparła beztrosko Ada. Nadleciał jakiś drzewowij.

- Posłała mnie Sylwia - wydyszał. - Mówi, że mogę się przydać.

- Idealnie - wyszczerzyłam zęby. - Łączysz kwas z ogniem Ciea, potem Ada strzeli plazmą i będzie dobrze - mruknęłam. - Jak do cholery reszta smoków się wydostała?

- Jakiś górski rubinu im pomógł - wymamrotał leżący smok.

- A ty nie uciekłeś z nimi bo...? - uniosłam brwi patrząc na smoka wyczekująco.

Spuścił głowę i wstał.

- Nosz wizaan... - zaklęła Ada.

Wszystko było jasne. Prócz ogromnej rany na brzuchu, smok był pozbawiony skrzydła.

- Porozmawiajmy. Zmiękczanie krat zajmie im jeszcze z pół godziny - wskazałam na Ciea i drzewowija.

- To za mało - górski się skrzywił. - Mam więcej ran, wszystkie obficie krwawią i choć na razie jestem na siłach, za chwilę je stracę.

- Nie mów tak - zganiła go Ada.

- Zawsze mogę nas zwyczajnie mogę nas stąd… - wykonałam ruch ręką, przypominający falę - ...puffff… i w domu. - na to, Lapis spojrzał na mnie podejrzliwie.

- No więc, co się stało? - ponagliła Zielona Furia.

- Złapali mnie już dawno, ale wykorzystali ostatnio do treningu rekrutów - wyjaśnił smok. Usiadł. Nadal patrzył się na nas z lekkim jakby... Niedowierzaniem?

- Jak masz na imię? - spytał Cieo.

Od strony korytarza dobiegł nas ryk. Wleciały Sylwia i Aura.

- Sory - wyjaśniła przepraszająco ikranica. - Martwiłyśmy się. Długo nie wracałyście...

- Spoko. Tutaj gadamy z nim zanim damy radę go uwolnić - wskazałam na górskiego lapisu.

- Jestem Felix - powiedział smok. - A jak wy się nazywacie…?

- Aadah - zaczęła Ada również użyła poprawnej formy.

- Aura - łagodnym głosem przedstawiła się Smoczyca szybownika. Z tą różnicą, że jej imię, tak jak Kwiatka, jest z łaciny i oznacza “bryza”.

- Silvanah - skinęła głową fioletowa.

- Niemożliwe. Dobrze, że siedzę, bo bym upadł - wymamrotał smok.

- O co chodzi? - spytałam ze zdziwieniem.

- Ej, ale szybko nam się udało! - ucieszył się nagle drzewowij. - Patrzcie, kraty miały tu słaby punkt. Ada, strzelaj!

Smoczycy nie trzeba było powtarzać. Uniosła się na tylnych łapach i wypuściła seledynowy pocisk prosto w kraty. Huknęło, ale mogliśmy wejść do środka. Pierwsza rzuciła się Szamanka. Rozejrzała się i błyskawicznie zmieniła w człowieka.

- Przecież możesz to robić pod postacią smoka - zauważyłam.

- To prawda, ale fizyczny kontakt z leczoną osobą znacznie przyspiesza cały proces. I mniejsza szansa, że przypadkowo kogoś zabiję - zażartowała.

- A więc prawda... Wiedziałem... Znaczy, domyślałem się, ale... - mruczał Felix.

Zirytowałam się. Cały czas ten smok coś mamrotał do siebie. Zajrzałam do jego głowy. Był niezwykle silny mentalnie. Jak nie smok. I miał... Mur! Wyczułam, że co najmniej kilka warstw stale otacza jego myśli. A kiedy czuje się niekomfortowo, pojawia się jeszcze jakaś. Zamrugałam z wrażenia. Okej, mogę przeniknąć przez te ściany...

Albo i nie. Nie dało się ich obejść. Pierwsze dwie były łatwe, ale kolejna nie.

- Wyłaź z mojej głowy, Vokunzii - syknął Lapis. - Nie pozwalaj sobie na zbyt dużo. No po prostu jak Franek - mruknął pod nosem. Podniosłam głowę.

- Jaki Franek? - spytałam ostro. - I skąd wiesz, że byłam w twojej głowie?

- Niedoświadczona jeszcze jesteś - parsknął. - No dobrze. Już wszystko wyjaśniam...

- Czekamy - skrzyżowałam ręce na piersi.

- Jestem Smokiem.

- Ale z ciebie geniusz.

- Nie, nie smokiem, tylko Smokiem, jak wy - przewrócił oczami. Wszystkie naraz przestałyśmy właściwie oddychać. Wszyscy wiedzieli, że nigdzie nie da się znaleźć Smoków z poprzedniego pokolenia.

- Jak to? - wymamrotałam.

- Tak to... Spytacie jak dałem się złapać? Otóż nie mam mocy. W ogóle. Już tłumaczę czemu...

Zacznijmy od tego, że Smoki istniały od zawsze. Różne charaktery, różne moce, ale zawsze żyliśmy. Często było tak, że całe pokolenie się znało ze sobą, a w trudnych dla smoków okresach mieszkało w jednym miejscu. Ale potem zaczęło się coś dziać. Zauważyło to już poprzednie pokolenie. Młode Smoków miały coraz mniej mocy. Już nie cztery, pięć czy sześć, ale trzy, dwie, jedną... Wahaliśmy się. Nie wiedzieliśmy czy nasze dzieci będą miały jakiekolwiek moce. Na domiar złego, zaczęli się pojawiać Łowcy. Oni mają swoją szefową, o tak. Nie jest bardzo stara, ale od wieków zawsze gdzieś na świecie był jakiś człowiek, który wiedział o smokach, ale chciał je zgładzić. My, Smoki, zawsze staliśmy mu na przeszkodzie. Ratowaliśmy i uwalnialiśmy smoki. Nasze moce były tam niezwykle pomocne... Ale zrezygnowaliśmy z nich. Nie w taki sposób, że odeszły w pustkę, nie... Już każdy z nas albo miał dziecko, albo na nie czekał. Przekazaliśmy im swoje moce. Wszyściuteńkie. Maluchom lub niewyklutym jeszcze pisklakom. Wiedzieliśmy, że to była dobra decyzja. Dzięki temu nasze dzieci będą miały więcej mocy, większe szanse na przeżycie i będą mogły lepiej chronić smoki. Ale mocy wtedy nie mieliśmy. Jedyne co, to mogliśmy się zmieniać zarówno w człowieka, jak i w smoka. Byliśmy też szybsi i silniejsi. Ale nic więcej. Ratowaliśmy smoki nadal, ale udawało nam się ratować ich mniej. W końcu zdecydowaliśmy. Atak. Wyeliminowanie przywódcy, zabicie niemal wszystkich. Ale wszyscy polegli. Ja uciekłem. Wstyd mi z tego powodu, ale wiem, że uciekłem po fakcie, czyli już wypełniliśmy misję. Niby nie warto umierać bez powodu, wiem to. Ale i tak mi wstyd. Ponoć przeżyła jeszcze jedna z nas. Ale nie wiem która. Nie wiem gdzie jest. Ze swoim synem, to pewne. No cóż. Żyłem samotnie, ale potem znów pojawili się Łowcy. Dość szybko złapali mnie i tu uwięzili. Skrzydło straciłem, bo się opierałem. Jak wspomniałem, rekruci na mnie trenują. Nigdy nie słyszałem od żadnych smoków ani zwierząt o innych Smokach. Zastanawiałem się czy nasze dzieci nie żyją lub żyją, ale w ukryciu. Ale żyją. I czwórka z nich stoi właśnie przede mną.

Zatkało nas. Zatkało nas wszystkich. Cieo przestał wypalać kajdany, Ada zabrała ręce, wszystkie patrzyłyśmy w szoku na górskiego lapisu.

- Tak, porównywałem cię do twojego ojca - spojrzał na mnie łagodnie. - Na milę widać, że jesteś jego córką. Był podobny. Poczucie humoru, pewność siebie, niekiedy nadmierna, czasem pozwalał sobie na zbyt dużo, ale był świetnym Alfą i mu ufaliśmy. Chociaż hipnoza wbrew twojej woli nie jest przyjemna. Ale niekiedy nas tym uratował. Aura... Twoi rodzice byli łagodni, odważni, twoja matka nieco nieśmiała, ojciec pewny siebie. Wiesz, twoja matka lubiła fotografię. Zdjęcia wychodziły jej piękne, mimo, że to były stare aparaty. Sylwia... Twoi rodzice jako jedynie zdecydowali się, by nie powiedzieć ci o twoim dziedzictwie. Nigdy nie zmieniłaś się w smoka. Ale widzieli, że Smokiem jesteś. Widać było zalążki przekazanych ci przez nich mocy. Coś je blokowało. Może ty sama, choć nieświadomie. Zostawili cię z ikranami. Ada... Oboje z twoich rodziców byli waleczni i porywczy. Twój ojciec niezwykle inteligentny. Miał swoje zdanie i poglądy, niczemu nie ulegał. Nikt nie wiedział czemu, ale niesamowicie umiał opierać się hipnozie. Długo to ćwiczył, a po części musiał to być wrodzony talent.

Dopiero teraz zauważyłam, że mam łzy w oczach. Kilka spłynęło po mojej twarzy. Sylwia nadal była w ciele smoka. Odwracała głowę. Lekko się trzęsła. Aurze też szkliły się oczy. Trochę nawet Adzie.

- Ja... - zaczęła Zielona Smoczyca. Myślałam, że będzie chciała jakoś skomentować opowieść Felixa, ale patrzyła tylko ze strachem. - Nie wiem co się dzieje... Nie mogę cię uleczyć. Raptem do połowy zasklepiłam te rany, dalej coś się opiera! - krzyknęła załamana.

- Nie przejmuj się. Po prostu nadszedł mój czas... - starszy Smok położył się z powrotem.

- Nieprawda... jestem w stanie uleczyć wszystkie rany, czemu tych nie?

- Może były zrobione czymś innym? - wysunęłam przypuszczenie.

- Po części Anja ma rację. Ada... Powiem ci coś i zapamiętaj to na przyszłość... Dorotah też kiedyś o tym zapomniała... Nigdy nie uleczysz kogoś, kto nie chce byś uleczony. I nie chodzi tu o brak sił fizycznych... Tu chodzi o brak sił i woli mentalnej, żeby w ogóle dalej normalnie żyć...

- Zapamiętam - wyszeptała ze łzami w oczach.

- Jeszcze na chwilę... Dam radę... Anja... - przelał mi coś mentalnie. - Zamknięte. Kiedyś się nauczysz. Zniszcz i odczytaj... I... Pamiętaj... To... Monahkaat zawsze mówiła, że dzień po... Nigdy nie chcesz zabić przyjaciela, ale musisz pamiętać kto nim jest... Tylko wtedy zrozumiesz jego uczucia i podejmiesz właściwą decyzję...

...Co to znaczy?... - wolałam spytać mentalnie. Będzie to go kosztowało mniej wysiłku.

...Monahkaat, matka Sylwii, miała taką wizję. Mówiła, że mam to przekazać tobie w odpowiednim czasie. I mam nadzieję, że kiedyś spotkacie się z moim synem... - spróbował się uśmiechnąć.

- Nie rób tego... - poprosiła Aura. Spojrzał na nas oczami o tak głębokiej barwie. Jego głowa powoli opadła na metalową podłogę.

Nie wiedziałam co powiedzieć. Ciągle czułam jakbym coś miała w gardle. Felix był z poprzedniego pokolenia. Znał mojego ojca. Znał go! Spędził z nimi wszystkimi pół życia. Mógł nam wszystko opowiedzieć... Ale chciał odejść! Mój brat trącił mnie głową, na pocieszenie. słyszał moje myśli, bo zawsze utrzymywaliśmy łącze mentalne.

- Ja... My... - zająknęłam się. - Zabierzmy jego ciało do Leża. Powinniśmy postąpić zgodnie ze smoczą tradycją. Zrobimy to... Zaraz po bitwach, dobra? - gadaniem zagłuszałam potrzebę wypłakania się.

- Tak, dobry pomysł - Ada podniosła się gwałtownie. - Cieo, skończyłeś rozpuszczać łańcuchy?

- Już - niebieski ikran się podniósł. Ada zmieniła się w smoka i delikatnie wzięła w łapy ciało Felixa.

- Zniszczyliśmy bramę. Uwolniliśmy smoki. Dogadajmy się z tamtą górską rubinu i wracajmy do Leża - powiedziałam cicho wchodząc na grzbiet Ciea.

- Nie, chwila! - Ada zaprotestowała. - Gwizdek! - dodała szybko, widząc moją zdezorientowaną minę. - Nie możemy pozwolić, żeby Jandra mogła go użyć w trakcie bitwy!

Wymieniliśmy spojrzenia. Skinęłam głową.

- Tak, czy siak, musimy stąd wylecieć - zdecydowałam. - Dawaj Hyacinthino.

Szybki kurs tunelami w górę i byliśmy na powierzchni. Szybko omiotłam wzrokiem teren wokół w poszukiwaniu Jandry. Dostrzegłam ten charakterystyczny, czerwony kok... I wtedy, jak na komendę, wszyscy usłyszeliśmy wysoki, ostry, dźwięk. Smoki naraz skuliły się, a niektóre zasłoniły uszy łapami. Te z najbardziej czułym słuchem aż pocierały głowami o ziemię. Kątem oka zauważyłam, że to samo robi Ada. No tak. Ona definitywnie ma spośród nas najbardziej czuły słuch. Sama też czułam się fatalnie. Nie mogłam skupić się na niczym wokół mnie, nawet na własnych myślach. Okropny pisk gwizdka rozsadzał moją głowę od środka. Miałam ochotę atakować wszystkich wokół mnie, byle tylko pozbyć się okropnego dźwięku. Co go powodowało? Chociaż wytężałam mój umysł na ile tylko mogłam, nie byłam w stanie ani sobie tego przypomnieć, ani rozpoznać skąd pochodzi.

Tylko jeden smok nie panikował. Może trochę się kulił, ale nic poza tym. Pewna górska rubinu stała spokojnie. Wbrew sobie poczułam wściekłość. Skoro jej to nie rusza to pewnie ona a tym stoi! Pobiegłam w jej stronę nakładając strzałę na cięciwę łuku, ale szybko zatrzymało mnie poczucie winy. Jestem odpowiedzialna za smoki. Żaden nie chciałby czegoś takiego zrobić innym. No tak. Mnie powstrzyma poczucie odpowiedzialności, ale co powstrzyma inne smoki? No nic. Na moich oczach zaczynały same ze sobą walczyć lub uciekać w stronę lasu. Szybko objęłam Adę, Aurę i Sylwię hipnozą. Więcej nie dałabym w takiej chwili rady, a poza tym atakujące wszystkich wokół Smoki byłyby potrójną katastrofą. Górka rubinu spojrzała na nas pytająco.

- Co się tu dzieje? - podeszła bliżej. Skupiłam się na niej. To pozwoliło mi choć trochę odwrócić uwagę od pisku. I rozjaśniło umysł.

- Gwizdek! - doznałam olśnienia.

- Gdzie? - na szczęście nie zadawała głupich pytań typu "jaki?", "co?" albo "gwizdek?".

- Ma go Jandra. Taka z mocno czerwonymi włosami upiętymi w kok - wyjaśniłam szybko.

- Dobra - górska odwróciła się. - Chyba cię tu zostawię na pastwę gwizdka. To nie potrwa długo - obiecała i odleciała.

Patrzyłam jak robi beczkę unikając kilku strzał. Jedna drasnęła jej ogon, ale nic więcej nie zrobiła. Zacisnęłam zęby kibicując jej w myślach. W gruncie rzeczy była naszą jedyną nadzieją. Skupianie się na jej locie również pozwalało odwrócić uwagę od irytującego dźwięku, ale byłam świadoma, że nikt oprócz mnie nie ma niezniszczalnej skóry. Górska zapikowała z rykiem, wylądowała na ziemi, odbiła się i na coś skoczyła. Lub na kogoś.

- Błagam, oby to była Jandra, oby to była Jandra... - mruczałam pod nosem.

Dźwięk ustał, a górska z triumfalnym rykiem przeleciała nad polem bitwy i wylądowała, rzucając pod moje nogi kawałki metalu. No to teraz albo nigdy. Skupiłam się na swojej dłoni. Tym razem poszło łatwiej. Kilka prób wystarczyło, żeby się zapaliła. Machnęłam ręką i poleciała mała kula ognia.

- Sorki - mruknęłam, gdy rozbiła się o łapę górskiej. Spojrzała na mnie ze złością.

- Uważałabyś, skoro nie potrafisz kontrolować swoich mocy - prychnęła.

- Phi, Ada cię podleczy. A ty i tak nie wyglądasz mi na doświadczonego eksperta - tym ją zgasiłam. Druga kula ognia prawie trafiła. A trzecia trafiła idealnie w resztki gwizdka zbijając je w bezkształtną bryłkę metalu. Lekko podtopioną.

- Na dzisiaj koniec - powiedziałam, podnosząc głowę i wracając do reszty. Stanęłam na grzbiecie brata. - Chyba wszyscy są wykończeni.

- Czyli wracamy? - upewniła się Aura.

- Wracamy. Przywołajcie swoje dywizjony. Cienie do mnie! - krzyknęłam, kiedy Kwiatek wzbił się w powietrze. Nasza mała armia ruszyła w stronę leża.





Cóż, przybywam z małym i miłym (mam nadzieję) suprisem. Mianowicie - zdarza nam się z dziewczynami pisać od czasu do czasu one-party dotyczące CCP. Póki co możemy się takimi pochwalić ja i Natalia. Stale będą się od teraz tu poniżej znajdowały linki do nich. One-party rzecz jasna pojawiają się z nieco mniejszą częstotliwością niż nexty w CCP, aczkolwiek uważam, że nie ma co narzekać.

Z akt Białowłosej - tu macie pierwszy link do one-partów o Aurze autorstwa Natalii, część z was może już je czytała :)

Koszmar marzeń  - tu są one-party dotyczące... Takiej jednej bohaterki, której tutaj jeszcze nie zdradzę :D

Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni. To jest taki spokojny przerywnik od CCP, tylko, as I said - nie liczcie na kolejne części tak często jak nexty w CCP ;)


Ważna informacja![]

Nastąpiła bardzo urocza sytuacja, mianowicie, internety mój i Tysi przestały dawać radę otwierać edytor CCP. Voki to już w ogóle, ma beznadziejny, poza tym nie ma możliwości edytowania tu CCP. Zdecydowałyśmy się więc na podzielenie CCP na pół. Tu zostawimy 25 rozdziałów, a od 26 w górę będziemy wrzucać już na nowym blogu. Tam też na dole będzie ankieta, linki do blogów, do poprzedniej części na samej górze, wszystko. I oczywiście tam idziecie, żeby przeczytać najnowszego nexta ;)


DALSZE ROZDZIAŁY CCP SĄ TUTAJ.[]

Mam nadzieję, że zmiana wam bardzo nie przeszkadza, nam na pewno ułatwi funkcjonowanie. Tu już raczej nie będę edytować, aż się prosi powiedzieć: do zobaczenia na nowym blogu :D

Advertisement