Jak Wytresować Smoka Wiki
Advertisement
Jak Wytresować Smoka Wiki

Dedykacja dla Myni06, z okazji urodzin (trochę spóźnione)  oraz dla Eiiin za pomoc  sprzątaniu pokoju… a, tak, i za pisanie rozdziału.

Chyba w każdej szkole przerwa obiadowa była, jest i będzie tą ulubioną wśród wszystkich uczniów.  Od przygotowania się na sprawdzian, przez obgadanie wszystkich z klasy, po podlizanie się nauczycielowi.

Albo po prostu przemieszczenie się z jednego skrzydła do drugiego – bo to potrafiło zająć dużo czasu niektórym uczniom.

Astrid Hofferson była jednym z nich.
Miała dwie najbliższe przyjaciółki – Szpadkę, którą znała od zawsze, i Heatherę, z którą poznała się stosunkowo niedawno, ale od razu złapała z nią świetny kontakt.
oraz wianuszek tych, które bardzo chciały nimi być.

Nie ubierała się bardzo zjawiskowo, nie obnosiła się rzeczami najlepszych marek, ale promieniowała od niej pewność siebie i charyzma charakterystycznego lidera. Na dodatek wyglądała świetnie, miała bardzo dobre oceny i jej wyniki w sporcie były naprawdę imponujące.
Ona tu dowodziła.
- I słuchaj… miała moje spodnie, moją bluzkę i nawet uczesała się jak ja! A ponoć bolała ją głowa.. powinnaś była widzieć jej minę, serio.
- Hahaha, nie dziwi mnie to! Chociaż jak widziałam jej minę po ostatnim to byłam pewna że podpali ci te rzeczy, czy coś.
- Chciała się poczuć jak ja, ot co.
- W końcu Zdrosna jej imię.

Blondynka parsknęła śmiechem i położyła torbę na biurku w pracowni chemicznej, dwie dziewczyny zrobiły to samo. Pozostałe dziewczyny z klasy zbliżyły się, posłuchać najnowszych plotek. Przyjaciółki, przyzwyczajone, nawet nie zwróciły uwagi.
- Gotowe na dzisiejszą kartkówkę?  Szpadka?
Wywołana wywróciła oczami. – Nawet nie otworzyłam książki, i mam to gdzieś… ściągnę od ciebie, jak zawsze, o.

- Albo od niego – szepnęła czarnowłosa, ruchem głowy wskazując koniec klasy. Trójka zachichotała.

Był to dość wysoki i dość przystojny brunet. Na imię było mu, niefortunnie, Czkawka. Miał przepiękne, zielone oczy, i  poza wyglądem niewiele o nim było wiadomo.

Osiągał bardzo dobre wyniki w nauce i w sporcie, ale pomimo propozycji (czasem wręcz próśb) nauczycieli nie angażował się dalej jak na lekcji. Był bardzo małomówny, trzymał się z boku – przerwy najczęściej spędzał ze swoim szkicownikiem, ewentualnie z książką. Zawsze nosił długie ubrania, niezależnie od pory roku, nierzucające się w oczy i skromne. Bardzo często zdarzało mu się opuszczać lekcje, lub spóźniać na nie. Nie był na żadnym serwisie internetowym, odzywał się tylko spytany, zawsze grzecznie.
Oczywiście, wszystkie laski w szkole na niego leciały. Uważały jego małomówność i tajemniczość za super atrakcyjną.

Sama Astrid nie raz przesuwała po nim wzrokiem na przerwach, w klasie. Kiedyś próbowała z nim porozmawiać, ale unikał wszelkiego kontaktu. Flirtowanie z nim było niemożliwe, doświadczyła tego na własnej skórze. Co nie zmieniało faktu, że z tyłu rozumu gdzieś znajdowało się to pragnienie, by spróbować jeszcze raz, jeszcze raz… i jeszcze raz…

Otrząsnęła się z myśli i usiadła w ławce. Zaraz miała się zacząć lekcja, a ona jeszcze chciała szybko przejrzeć notatki.

~*~

Dzisiaj nie było tak źle pomyślał, wychodząc ze szkoły na chłodnawe, październikowe powietrze. Żadnych zawrotów głowy, mdłości, dokuczających ran, nic. Im robiło się chłodniej, tym było łatwiej, zima była jego zbawieniem – ulubioną porą roku. Czuł się bardzo zmęczony, do domu miał parę kilometrów – jednak pomimo tego nie wziął busa. Nie wolno było mu wracać ze szkoły busem, nie wolno było w ogóle z niego korzystać na dobrą sprawę.

Wkrótce dotarł pod duży i urokliwy dom. Zewsząd otaczał go las, na tyłach znajdował się duży i zadbany ogród. Wyglądał jak z bajki.

Tak naprawdę, był domem z koszmaru.
Wziął głęboki wdech i próbował opanować drżenie rąk. Czy już zawsze będzie tak reagował na widok tej posiadłości?

Przekroczył próg najciszej, jak potrafił. Odwiesił kurtkę, odłożył buty… może się uda… zaczynał zbliżać się do schodów.

- Tak, słucham?
Było tak blisko!
- Witaj, panie ojcze. – powiedział cicho, stając i wbijając wzrok w czubki własnych stóp. Nie wolno było patrzeć mu w oczy.
- Czyżbyś chciał odejść bez przywitania?
- Tak, panie ojcze – nie opłacało się kłamać. Nie przed nim.

Kimś, kogo adresował ‘pan ojciec’ był Stoick, potężny miedzianowłosy mężczyzna o szarych oczach – nazywany czasem Ważki, nie znał historii za tym przydomkiem i nie miał nigdy się dowiedzieć. Był burmistrzem stolicy, na której przedmieściach się znajdowali. W mediach przedstawiany był jako charyzmatyczny i dobrotliwy człowiek. W życiu nie powiedziano o nim złego słowa, przynajmniej nie oficjalnie. Cóż, Czkawka wiedział swoje.  

Nagle poczuł cios w brzuch. Zgiął się wpół, zabrakło mu oddechu, żołądek podskoczył do gardła. Kara za nieokazanie szacunku. Nie pierwszy, nie ostatni raz.
Skrzywił się i wyprostował, pusty brzuch źle przyjmował ciosy. Pełny też, uznał po krótkim zastanowieniu.

- Jak poszła dzisiejsza kartkówka?
- D-dobrze – wydyszał, starając się nie myśleć o bólu. Po chwili zorientował się, że był to błąd.

Ktoś podciął mu nogi, i nim się obejrzał leżał na podłodze, bojąc się spojrzeć w górę. Opuścił głowę i powiedział w kierunku posadzki . – Kartkówka poszła mi dobrze, panie ojcze.

- Ja mam nadzieję. Złaź mi z oczu. – nie ważąc się choćby odetchnąć pognał czym prędzej, przeskakując schody po dwa stopnie. Gdyby jadł coś tego dnia, z pewnością już tego w nim nie było.

Jego pokój był jak najdalej od salonu na parterze, ale i tak często dostawał inspekcje. No, ale przynajmniej przez większość czasu mieszkał w cywilizowanych, nawet bardzo cywilizowanych warunkach.
Przebrał się od razu i wziął za lekcje. Nie miał wiele czasu na pracę domową, niedługo będzie trzeba przygotować posiłek dla pana ojca i wykonać jakąś zleconą przez niego robotę.

~*~

Zielone oczy.

Obserwowały.

Oceniały.

Prześwietlały.

Nic się nie liczyło, tylko one.

On je znał, znał te oczy…

Tak podobne do jego własnych…

Tylko skąd?

Zaczęły się oddalać.

NIE! Zostańcie!

Zaczął biec. Biegł najszybciej jak potrafił, a one zdawały się nie przybliżać.

Zamrugały parokrotnie. I zniknęły.

Czkawka obudził się. Co to był za sen? Czyżby halucynacje? Nie, nie czuł się źle. Dłonią sprawdził temperaturę, zdawała się być w normie. Spojrzał w lustro wiszące na przeciwnej ścianie.
Włosy miał potargane (jeszcze bardziej niż zwykle) i był blady, źrenice miał – jak to bywa w nocy – rozszerzone. Wstał i przyjrzał się własnym oczom, chcąc porównać je z tymi, które ujrzał we śnie. Jego były trochę ciemniejsze, i mniejsze. Tamte były o bardzo okrągłym kształcie, jasne. Oraz, dopiero sobie uświadomił, że czuł wtedy jakąś dziwną rzecz, takiej której nigdy w życiu nie czuł…

To nie był pierwszy raz, gdy ta dziwna wizja nawiedzała go. Za każdym razem było to samo; oczy. Uczucie. I tyle. Nie rozumiał tego… może wariuje? Odchodzi od zmysłów? To miało pozostać dla niego zagadką.

~*~



Dawno nie pisałam, więc dajcie mi chwilkę na rozpisanie się – zrobię co w mojej mocy, by rozdziały były dłuższe. See ya! 

Advertisement