Jak Wytresować Smoka Wiki
Advertisement
Jak Wytresować Smoka Wiki

Witam wszystkich i każdego z osobna :) To w sumie moje pierwsze opowiadanie (pomijając pracę konkursową), które mam zamiar kontynuować dłuugo i oby ciekawie. Zachęcam do czytania, przemyśleń czy domysłów w komentarzach :)

Błoga niczym nie zmącona cisza, blask zapalonych świec ukazujący się w oknach niektórych domostw. Szare smugi dymu przepełnionego zapachem sosny unoszące się z pojedynczych kominów. Wszystko to napawać może przeświadczeniem o bezpieczeństwie, spokoju i dobrych czasach każdego kraju. Dla dobrego króla nie ma nic cenniejszego od szczęścia swoich poddanych. Aby osiągnąć taki cel gotów jest na wszystko… Pojawia się jednak pytanie, czy jest w stanie podołać takiemu wyzwaniu?

Mając 16 lat objąłem we władanie jedno z największych, najpotężniejszych a zarazem najpiękniejszych królestw jakie kiedykolwiek istniały i mogłyby zaistnieć na całym świecie. Mój ojciec darzony był powszechnie szacunkiem zarówno przez przyjaciół jak i wrogów. Nie dlatego, że prowadził liczne wojny zdobywając kolejne ziemie, nie dlatego że cechował się okrucieństwem i bez skrupułów likwidował każdego na swej drodze. Wielu władców tym się odznaczało ale nie on. Mój ojciec wolał rozmawiać niż przelewać krew, wolał wysłuchać niż ślepo wydać rozkaz pod wpływem emocji a ja? Przez te wszystkie lata dążyłem nie tylko do takiego postępowania ale też chciałem to wszystko przewyższyć.

I przewyższyłem jednego z największych władców w naszej historii, ściągając królestwo na samo dno piekła…

Mamy rok 2555 ery Baith Neir’a zwanej przez mędrców Początkiem Przemian. Początkiem, który jednocześnie stanowi kres naszych dni. Stojąc w wielkiej komnacie, trzymając w rękach nasz największy i najcenniejszy skarb i patrząc przez okno na ostatnie promienie zachodzącego słońca zastanawiam się jak do tego wszystkiego mogło dojść. Czy taki los został nam przeznaczony? Czy moja porażka została zapisana w gwiazdach? Czy nic już nie mogę zrobić? Mrok otacza nas zewsząd czyhając na najdrobniejsze potknięcie, które sam potrafi przekuć w insygnium klątwy zwiastującej tragedię, cierpienie i kres.

Gdzie popełniliśmy błąd?

(Wiem, że ten początek niewiele mówił, mam nadzieję, że dalsza część wyjaśni co nieco:) )

- I co, co dalej dziadku? Nie przerywaj, proszę – powiedziała mała blond włosa dziewczynka mająca na oko 7 lub 8 lat. Siedząc na wysokim fotelu nie spuszczała wzroku z siwego mężczyzny znajdującego się naprzeciwko niej. W jej wielkich, błękitnych oczach widać było nieokiełznane pragnienie poznawania świata, zgłębiania jego sekretów, tajemnic, zapomnianych legend i historii. W połączeniu z niespożytą energią i bujną wyobraźnią, jak to zwykle bywało u kogoś w tak młodym wieku dawało to mieszankę, która co dzień dostarczała niezapomnianych wrażeń wszystkim domownikom. – zawsze kończysz w tym momencie i nie chcesz powiedzieć nic więcej.

- Hehe, zawsze pytasz o to samo i zawsze robisz tą samą naburmuszoną minę, moja droga. I wiesz dobrze co Ci odpowiem bo całą tą historię znasz już na pamięć.

- Wiem, wiem. No ale tyle w tym tajemniczości, sekretów…

- Szczególnie dla pewnej 8-latki, naszej małej poszukiwaczki skarbów, która zapomniała chyba o ostatnim szlabanie przez swoją „wyprawę”.

- No ale zawsze powtarzasz, że skarby mogą być wszędzie, to czemu nie w naszym ogródku? Tutaj też ktoś mógł coś zakopać.

- Tak, tylko to nie powód do tego aby ogród zamieniać w pobojowisko. Trawnik i krzewy jakoś można było znieść, ale to co zrobiłaś z kwiatami Twojej mamy to cóż,  jej reakcja mówiła sama za siebie.

- Noo, nie wiedziałam czy zemdleje czy wybuchnie, a powinna się cieszyć, że idę w Twoje ślady.

- Tak, tak, ale wiesz po pierwsze nie za wszelką cenę, a po drugie, Twoja mama raczej nie takiej przyszłości by Ci życzyła. Przyjdzie jeszcze czas na szukanie skarbów w miejscach, które bardziej się do tego nadają niż ogrody. Ale najpierw musisz podrosnąć moja droga i pamiętać o nauce, by być dobrą poszukiwaczką. A z tym ostatnim masz coś problem.

- Oj proszę dziadku, przynajmniej Ty nie zaczynaj. Powiedz coś więcej, tak ładnie proszę.

- Hmm, pomyślmy. Na temat owego królestwa nie zachowało się zbyt wiele zapisków. Legenda, którą Ci opowiedziałem jest jedną z niewielu informacji jakie udało się odkryć. Przez 30 lat badałem tą tajemniczą historię, niestety ani mnie ani innym archeologom nie udało się zbyt wiele ustalić. Nie wiemy, gdzie znajdowało się owe królestwo ani jaka tragedia miała tam miejsce. Nie udało nam się dowiedzieć nawet drobnych szczegółów jak choćby to jak nazywał się ten kraj czy jak miał na imię władca, który jest autorem tych słów.

- Czyli właściwie to nie wiecie nic? – powiedziała z lekkim zrezygnowaniem bystra 8 – latka. Jej dziadek niewątpliwie był dla niej wielkim autorytetem i wzorem do naśladowania. W kręgu archeologów i poszukiwaczy skarbów uchodził za legendę z uwagi na swoje wieloletnie doświadczenie, osiągnięcia jak i udział w największych wyprawach przeprowadzanych na całym świecie. Choć rodzice dziewczynki mieli bardziej „normalną” pracę i chcieli aby ich dziecko także poszło w ich ślady i miało bezpieczne i normalne życie, blondynka od początku pokazywała, że wrodziła się w dziadka.

- Nie powiedziałem, że tak całkiem nic nie wiemy – powiedział staruszek z lekkim uśmiechem na twarzy. Na te słowa jego wnuczka rozszerzyła z zaciekawienia oczy czekając na dalsze słowa – udało nam się ustalić, że koniec królestwa miał związek z pewnym artefaktem, który ów tajemniczy król, zdobył, dostał bądź odkrył u kresu swoich rządów. Nie wiemy dokładnie co to było. Jedni twierdzą, że ten przedmiot był jakoś związany z żywiołami naszego świata, inni, że stanowi relikt dawnej rasy związanej z królestwem. Ale w tej kwestii czeka nas jeszcze wiele, wiele badań. Poza tym, większość znalezionych zapisków jest autorstwa nadwornego kronikarza, podpisującego się: Praesidio Sacrum. Najciekawszym zapiskiem jest pewna łamigłówka:

„Tam gdzie palące spojrzenie Wszechtwórcy rozprasza mroki przeszłości wskazując ścieżkę prawdy”.

Nie wiemy jednak co to może znaczyć. Ale o tym opowiem Ci innym razem.

- Nieeee, proszę mów dalej. Proszę, proszę… tak straaasznie proszę.

- O nie Astrid. Na dzisiaj wystarczy. Jest już późno i musisz iść spać. Nie zapominaj, że masz jutro szkołę.

- No dobrze. Ale jutro powiesz tak?

- Zobaczymy co przyniesie nowy dzień. A teraz śpij. Dobranoc.

- Dobranoc, dziadku.

Najwyższa pora wrócić do pisania :)) Na wstępie mały dedyk dla Nieszczerbatej, za ciekawą wymianę zdań :)

Co za strata czasu. Pomyśleć, że tyle lat zmarnuję jeszcze w szkole ucząc się czegoś, co i tak mi się nie przyda. Strona bierna, bla bla bla, nie powiem, że jestem słabą uczennicą bo oceny mam całkiem dobre, ale czy to wszystko musi być takie nudne? Jakby nie mogli uczyć tylko historii, geografii i w-fu. Nic by im się nie stało, a jaka dokładna podstawa dla przyszłej poszukiwaczki skarbów. Dziadek ciągle mi przypomina, że prawdziwa nauka dopiero przede mną, że powinnam się cieszyć, bo im dalej tym będzie trudniej i tak dalej i tak dalej. Aha no i bezcenna uwaga: „Masz 12 lat młoda damo, ale podejście do słuchania innych takie samo jak kilka lat temu, nie słuchasz hehe”. Tutaj akurat się z nim zgodzę.

- Ziemia do Astrid, pobudka!

- Przecież nie śpię. Uczę się nie widać?

- No widać, widać. Błądzisz wzrokiem po oknach z zamyśloną miną. Pewnie zapomniałaś już co za lekcja trwa.

- Heatherko, moja Heatherko, jak ty mnie nie znasz. Dobrze wiem jaka lekcja trwa. Nudna jak każda, każdego dnia, każdego tygodnia, każdego…

- … miesiąca taak, taak, powtarzasz to w kółko od początku roku. Powinnam to nagrać i puszczać na każdej lekcji.

Zaśmiałyśmy się cicho, na szczęście nauczycielka była pochłonięta mozolnym zapełnianiem tablicy swoimi „niezwykłymi mądrościami”. Rozejrzałam się po klasie i proszę nic nowego. Tak jak zawsze plotkujące dziewczyny i denerwujące spojrzenia rozmarzonych chłopaków w naszym kierunku. Im więcej numerów im wycinamy tym gorszy to daje skutek, widać uodpornili się już na nasze żarty. Na szczęście solidny cios tu i tam na trochę przywraca co niektórym odrobinę rozumu i jest spokój.

- Dziwny jest nie?

- Co, kto, czemu, jak? – musi mnie ciągle odrywać od mojego pasjonującego zajęcia, ech.

- No ten nowy, Aiden chyba miał na imię, czy jakoś tak. Z jednej strony niby normalny, dobrze wygląda  ale ale, z nikim nie rozmawia praktycznie, w ogóle niewiele mówi. I to spojrzenie, takie spokojne ale i tajemnicze jakby coś ukrywał.

- Oho, detektyw Heathera na tropie. Spojrzy i już o człowieku wie wszystko, haha.

- Ej no weź, zaciekawił mnie po prostu. Inny niż ta cała banda, z którą się na co dzień użeramy.

W sumie trochę racji miała. W tym chłopaku było coś, no sama nie wiem. Mam wrażenie jakbym skądś go znała, ale to przecież niemożliwe. Jest u nas od paru miesięcy, ani razu z nim nie rozmawiałyśmy. Nie wiemy nawet gdzie mieszka, właściwie to nic o nim nie wiemy. Ja i moja wyobraźnia.

Koniec lekcji, tak wyczekiwany od rana. Szłyśmy szybkim krokiem w stronę mojego domu. Dziadek obiecał pokazać nam swoje najnowsze znalezisko. W sumie znalazł to coś parę miesięcy temu, ale próbował z resztą odkrywców ustalić, co to może być lub do czego służyć. Nic konkretnego oczywiście nie ustalili poza jednym ciekawym faktem, ten przedmiot ma związek z tym tajemniczym królestwem, o którym tyle razy słuchałam. Mówiąc nam miałam oczywiście namyśli Heatherę. Zaraziłam ją swoją pasją odkąd opowiedziałam jej tą legendę. Kto wie? Może to my będziemy pierwszymi osobami, które rozwikłają tą zagadkę? Ciekawi mnie też, ten dziwny mężczyzna, z którym dziadek ostatnio rozmawiał, albo w sumie kłócił się. Nie chce powiedzieć kto to jest, ale z tego co słyszałam klótnia dotyczyła tego znaleziska. I jeszcze jedna sprawa: miał na ręce tatuaż – smok na skrzyżowanych mieczach. Dziwne to wszystko, ale tym bardziej mnie to nakręca hah.

- Nie mogę się doczekać aby to zobaczyć. W sumie mógł Ci chociaż powiedzieć co to jest. Zżera mnie ciekawość.

- To lepiej, żeby coś zostawiła bo sama będę słuchać. Jesteśmy !! Halo, jest ktoś w domu? Mamo, tato… Dziadku?

Dziwne, drzwi do domu były otwarte a tu cisza, nikt się nie odzywa.

- Astrid, czujesz to? Jakby ktoś coś przypalał?

- Chodź zostawimy rzeczy w salonie.

Zrobiłyśmy parę kroków w stronę salonu i… nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Na podłodze leżał mój dziadek, na jego ubraniu była wielka plama krwi, sam salon wyglądał jakby ktoś walczył. Co tu się stało?

- A-astrid, czy on…n-no wiesz

- Astrid – z pierwszego szoku wyrwał mnie ten łagodny głos, czyli żył – podejdź, nie mamy czasu – byłam jak w transie, jakbym nie wiedziała co się dzieje, Heathera coś zaczęła mówić, nie docierało do mnie co – weź ten naszyjnik As, pilnuj go jak oka w głowie, nigdy nikomu nie pokazuj, nigdy się z nim nie rozstawaj i nigdy nie mów nikomu co to jest, dopóki on sam nie uzna, że nadszedł na to czas. O nic nie pytaj, z czasem wszystko zrozumiesz, ale musisz uciekać… Uważaj na siebie i…

- Dziadku? – czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Heathera zaczęła mnie szarpać, krzyczała coś ale nie zważałam na to uwagi. Nagle ktoś wziął mnie na ręce i wyniósł z domu. Jak się otrząsnęłam zobaczyłam czemu moja przyjaciółka tak szalała. Dom stanął w ogniu, ktoś go podpalił. Stąd ten dziwny zapach. Obok zobaczyłam Aidena. Zaraz, Aiden? To on nas uratował? Skąd się tu wziął. Chciałam go o to spytać ale odszedł tak niespodziewanie jak się pojawił. Co tu się dzieje?!?

- Astrid wstawaj, musimy ruszać. Znowu miałaś ten sen?

- To nie jest sen. To koszmar, który nigdy nie minie…

Nazywam się Astrid Hofferson, uznana za jedną z najlepszych poszukiwaczek skarbów na świecie nie zwracam zbytnio na to uwagi. Nie obchodzi mnie sława, mam inny cel, w sumie dwa cele. Od pożaru, w którym zginęła moja rodzina minęło 13 lat. 13 długich lat, podczas których nie było dnia bym o tym nie myślała. Wiem, że to nie był przypadek, tylko morderstwo. Wiem też kto za tym stoi. Człowiek z dziwnym tatuażem nie był przypadkowym odkrywcą. Należał do Bractwa Bloede Caerme, organizacji, która interesuje się jednym: historią tajemniczego królestwa, tego samego, o którym tak lubiłam słuchać. Nie wiem, po co im ta wiedza ani co chcą osiągnąć ale mogą być pewni, że się na nich zemszczę. Choćby była to ostatnia rzecz w moim życiu. Zapłacą mi za wszystko. Wraz z Heatherą jestem na kolejnej naszej wyprawie poszukiwawczej. Kto by pomyślał, że tak to się potoczy? Jej rodzice przyjęli mnie do siebie i tak żyłyśmy sobie jak siostry. Jakby nie patrzeć byłyśmy sąsiadkami, od dziecka nierozłączne. A teraz mamy wspólną pasję, wspólny cel: odkryć tajemnicę, przez którą zginęli moi bliscy.  

(Drobna ciekawostka: jakby ktoś chciał wiedzieć, co znaczy nowa nazwa owego Bractwa odsyłam do Słownika Starszej Mowy na wiedźmińskiej wikipedii^^ miało być z Sindarinu ale to lepiej brzmi:) )

Minął tydzień odkąd wylądowałyśmy w tej pokręconej dżungli. Według legend i miejscowych przesłanek właśnie tutaj znajduje się Dolina Pamięci, miejsce, w którym najwięksi władcy w historii świata gromadzili najważniejsze informacje opisujące wydarzenia rozgrywające się w ich czasach. To co na samym wstępie nas zaciekawiło to fakt, że owa dolina pojawia się tylko wtedy, gdy w jakimś zakątku świata rządzi ktoś, kto zasługuje na wejście tutaj. Jeśli wierzyć temu przesłaniu, to gdzieś musi być jakiś król, prezydent czy wódz, którego przeznaczenie powinno doprowadzić w ten rejon. A skoro tak, to jakim cudem nam udało się tutaj znaleźć? Może i dziwne pytanie, choć mnie osobiście bardziej nurtuje to, że ta cała dolinka pojawiła się w samym środku Sahary i to tak z dnia na dzień! Według dziennika dziadka zapiski dotyczące tego miejsca, sposobu odnalezienia go, jak i samego wejścia w ten labirynt drzew i krzaków, były gromadzone w wielu miejscach na przestrzeni lat. Te najistotniejsze zostały odnalezione przez wyprawy poszukiwaczy skarbów, które badały podziemne sale Świątyni Jerozolimskiej oraz sieć tuneli pod Koloseum w Rzymie. Taak, dziennik, jedna z niewielu rzeczy jakie ocalały w pożarze i jakie zostały mi po rodzinie. Poza nim mam jeszcze naszyjnik… ten dziwny naszyjnik, którego znaczenia pojąć nie mogę. Jaką rolę w tej zagadce odgrywa i dlaczego jest tak ważny? Przyjdzie mi jeszcze długo poczekać zanim do tego dojdę. Na jego temat dziadek nie zrobił żadnych zapisków poza jednym – „Ukryć, by nikt nigdy ich nie odnalazł”. O jakich „ich” mu chodzi, jaki mają z tym związek? Tyle pytań a tak mało odpowiedzi, nawet przy kopalni wiedzy jaką stanowi ten zbiór kartek na temat miejsc i skarbów, o których nigdy nie miałabym pojęcia. Dowód na to jak wielkim odkrywcą był mój mentor.

- Astrid spójrz! Myślisz o tym o czym ja właśnie pomyślałam?

- Jeśli myślisz o tym, o czym myślę, że możesz myśleć, to myślę, że masz rację haha. To tutaj. Świątynia Czterech Oblicz Wiedzy. Według legend to właśnie ona miała stanowić skarbiec wszystkiego co było tutaj spisywane i przechowywane. – intrygująca nazwa, choć jak pozna się wytłumaczenie wszystko staje się banalnie oczywiste. Cztery Oblicza Wiedzy dotyczą czterech stron świata. Każdy władca, w zależności od tego, z jakiej strony świata przybywał, miał do dyspozycji inną część świątyni. Historie północy, południa, wschodu i zachodu… wszystkie mity i legendy, kroniki i dzienniki, luźne zapiski i życiorysy, wszystko tutaj jest. A nas dzieli tylko kilka kroków od wejścia do środka.

- Wiesz ile każdy z naukowców, historyków czy badaczy oddałby, by być tutaj na naszym miejscu As? Przy tym zbiorze starożytna Biblioteka Aleksandryjska to elementarz przedszkolaka.

- Pamiętaj tylko, że niczego stąd nie wynosimy. Miałyśmy znaleźć i zbadać to miejsce, przy okazji może dowiemy się czegoś o zaginionym królestwie. Poza tym wątpię aby ktokolwiek mógł wynieść stąd nawet jeden pergamin i ujść z życiem.

- A niby czemu tak myślisz?

- A pamiętasz te szkielety wbite w pnie drzew? Albo sterty kości w dołach? Albo…

- Dobra, dobra przestań już. Miałaś do tego nie wracać. Może lepiej wejdźmy do środka.

Tuż po przekroczeniu progu świątyni do uszu poszukiwaczek dotarł stłumiony szum wiatru. Szum ten, choć na pierwszy rzut oka nie był niczym nadzwyczajnym, to przy dogłębszym wsłuchaniu się w jego dźwięk, niósł ze sobą coś co mogło zmrozić krew w żyłach.

„ Trzeci korytarz w lee-wo… trzy kroki w prawo, dwa do przo-odu… dwa stu-knięcia o ziemię… pół-noc-na pochodnia w drugiej saali… to czeego nie szu-ukasz…znajdziesz przeed sobą…”

- Astrid, też to słyszałaś??

- Miałam nadzieję, że to tylko przesłyszenie… co to było, albo kto to był?

- Wiesz, jakoś nie zżera mnie ciekawość w tym momencie… Idziemy dalej?

- Doszłyśmy już tak daleko, nie ma mowy byśmy się wycofały tylko dlatego, że wiatr zaczął do nas gadać. Chodź, szkoda czasu. – klepnęłam ją lekko w ramię i ruszyłyśmy przed siebie. Co to był za głos? Wydawał się dziwnie spokojny i łagodny, a przy tym taki tajemniczy. Jakbym go skądś znała, ale może to tylko moje urojenie. Od razu zapisałam to co usłyszałyśmy, kto wie kiedy to się może przydać, a gadającego wiatru lepiej nie lekceważyć. 

(Mały dedyk dla Aklime i ponownie Nieszczerbatej, za uwagi, kombinowanie, czytanie i komentowanie :) ) Nie do końca taki chciałem napisać, ale łatwo go pchnąć dalej ^^

Maszerując przez kolejne korytarze straciłyśmy chyba poczucie czasu. Patrząc na zegarek nie mogłam uwierzyć, że jesteśmy tutaj dopiero kwadrans. Dziwnie ten czas upływa, jakby zegarek zwolnił z dziesięć razy, a może po prostu jestem zmęczona? Wydaje mi się, że spędziłyśmy tu już co najmniej kilka dni. Póki co nie wpadło nam w ręce nic ciekawego. Większość sal jest zamknięta, nad każdą z nich wyryte są dziwne symbole, przypominające znaki runiczne. Studiowałam wiele zapomnianych języków, ale coś takiego widzę pierwszy raz w życiu.

- Nie chcę Cię martwić As, ale chyba się zgubiłyśmy. Ślepy korytarz, znowu… już chyba piąty raz!

- Szczerze to nie wiem, tutaj wszystko wygląda tak samo. Rozejrzyj się, każde drzwi, każda ściana… Nic się tutaj nie wyróżnia. – usiadłam opierając się o jedną ze ścian i zaczęłam myśleć. Przecież jakaś droga musi prowadzić przez te korytarze, inaczej każdy, kto tu kiedykolwiek wszedł skazywałby się na śmierć. Szkoda tylko, że nic nie przychodzi mi do głowy. Na żadnej ze ścian nie ma jakiegokolwiek znaku, ryciny, lub czegoś innego co wskazywałoby właściwy kierunek. – Przepraszam, chciałbym znaleźć stąd wyjście, ale chyba nie dam rady.

- Słyszałaś to??

Ziemia zaczęła się trząść, a korytarz, który do tej pory był ślepym zaułkiem zniknął ukazując spiralne  schody prowadzące w dół. Wiły się one wokół jakiegoś wodospadu, ale nie można było dostrzec jego początku, ani tym bardziej końca.

- A myślałam, że nic mnie już dzisiaj nie zaskoczy. Dlaczego pojawiły się akurat teraz?

- Nie mam pojęcia, nic przecież nie zrobiłyśmy, ale przynajmniej wiemy dokąd teraz iść.

- Wiesz Astrid, lepsze to niż nic, ale nie martwi Cię fakt, że te schody jakby nie miały końca? Prowadzą w kompletną ciemność, w ogóle cała ta jaskinia przyprawia mnie o dreszcze. Jaskinia wewnątrz świątyni, wodospad płynący z nie wiadomo skąd i do tego…

Czarnowłosej poszukiwaczce nie dane było skończyć swojej wypowiedzi. Kiedy tylko stanęły na pierwszym stopniu wejście do jaskini zniknęło, a do uszu przyjaciółek dotarł ponownie ten tajemniczy głos.

„Strze-eż się… trój-ka w dwóóch i dwó-jka w trzeech… czwar-ty z nich wskaaże ścieżki kresss…”.

Nastała cisza. Chyba gorsza nawet od tego głosu. Właśnie! Cisza. Dlaczego nie słychać szumu tego wodospadu? Im dalej idziemy, tym więcej rodzi się pytań. Mam nadzieję, że wkrótce poznamy na nie odpowiedzi, zanim któraś z nas odejdzie od zmysłów – No, jest jakiś postęp. Zaczął mówić prawie – rymowanką hehe.

- Tak, no bardzo pocieszające, humor typowy dla blondynki haha. Hmm, trójka w dwóch, dwójka w trzech. Co to może znaczyć? Jak na tak dziwne zjawisko mógłby przynajmniej raz powiedzieć coś konkretnego.

- Wtedy nie byłby dziwnym zjawiskiem, jak wszystko tutaj nie sądzisz? Dobra idziemy, rozglądaj się uważnie i patrz pod nogi. Upadek z takiej wysokości raczej nie jest wyjątkowo pożądaną atrakcją naszej wycieczki – mam tylko nadzieję, że trafimy na coś, co „rzuci trochę światła” na nasze położenie. Jestem zarówno podekscytowana jak i nieźle skołowana tym wszystkim. Ciekawe co będzie dalej.

Kiedy je wypuścić z tej świątyni sam nie wiem, może jak na coś w końcu trafią? :)

- Idziemy, i idziemy, i idziemy. Kto by pomyślał, że przy w sumie mocnym wstępie czeka nas taki nudny spacer po pustej grocie. Jak myślisz Astrid? Może nie powinnyśmy były tu wchodzić. W końcu nadal na nic nie trafiłyśmy.

- Świetna z Ciebie poszukiwaczka skarbów, ale do zawiłych, zagadkowych miejsc to niestety, ale cierpliwości to jednak nie masz haha. – Faktycznie nasza wędrówka trochę zaczynała się dłużyć. Nie ważne, jak długo szłyśmy, miało się wrażenie, że stoimy w miejscu. Ten, kto zaprojektował to miejsce albo miał paskudne poczucie humoru albo był zdrowo walnięty.

- Nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby ta wielce szacowna jaskinia uchyliła rąbka tajemnicy, po co akurat tutaj trafiłyśmy. No chyba że…

W jednej chwili schody, na których stały przyjaciółki odłamały się i zaczęły wydłużać w stronę jednej z jaskiniowych ścian. Z każdym kolejnym ich krokiem, po obu stronach powstałego mostu, pojawiały się kolejne pochodnie, oświetlające drogę. Po chwili stanęły przed małą pieczarą wydrążoną w ścianie skalnej.

Hmm, dotarłyśmy do groty, która prezentowała jakąś scenę. W środku znajdowały się dwa posągi. Pierwszy przedstawiał mężczyznę podnoszącego mały, kamienny blok, natomiast drugi siedział obok niego z lekkim uśmiechem na zmęczonej twarzy. Dodatkowo miał na sobie długą, sięgającą ziemi, szatę. Przed każdym z tych posągów znajdowało się małe wgłębienie w ziemi, natomiast za nimi coś na wzór fresków, przedstawiających grupę rozmawiających ze sobą ludzi, którzy kierowali w stronę tej dwójki dziwne, podejrzliwe spojrzenie. Z ziemi przed nami wysunęła się kolumna z małą glinianą misą z wodą. Pod nią znajdowała się tablica z napisem: „ W trudach dnia i palącego słońca, tylko prawy człek wspomoże bliźniego, nawet własnym kosztem.”

- To chyba proste. Trudy dnia, palące słońce, misa z wodą. Trzeba tą misę wstawić jednemu z posągów. Temu, który próbuje podnieść ten kamień, w końcu to uosabia ciężką pracę.

- Niby tak, ale nie wydaje Ci się to zbyt proste? Wszystko podane jak na tacy. Jak źle wybierzemy, możemy się stąd nie wydostać. Lepiej przyjrzyjmy się temu bliżej, ze szczegółami. Ty skup się na malowidłach, ja obejrzę posągi. – rozwiązanie Heathery mogłoby się wydawać logiczne, ale poszłoby nam zbyt łatwo. Tu musi być coś więcej, jakaś wskazówka, którą łatwo przeoczyć. Zacznijmy od robotnika. Szczupła sylwetka, gładko wykonana skóra, mimo upływu lat posąg wygląda jakby został zrobiony zaledwie wczoraj. Wyraz twarzy… spokojny, łagodny, z zarysem doświadczenia i wiedzy. Tego raczej nie spotykało się wśród niewolników. Ten drugi natomiast wydaje się mocno zniszczony. Pełno pęknięć, jakby ran, które zakrywa delikatnie wykonana szata. Zmęczony wyraz twarzy z trochę wymuszonym uśmiechem, spojrzenie, z jednej strony puste, ale z drugiej wyrażające wdzięczność.

- Heathera, znalazłaś coś?

- Freski przedstawiają coś na wzór codzienności ludzi z okresu przed narodzeniem Chrystusa. Styl ubioru, postawa, jak i zarysowana okolica, stawiałabym na mieszkańców Judy bądź Jerozolimy. Ten w szacie musiałby być jakimś kapłanem albo prorokiem.

- Niby racja, ale zobacz jak oba posągi są wykonane. Widzisz te pęknięcia, twarz i ogólną sylwetkę?

- To może być przypadek, prorocy na początku parali się też ciężką pracą, zanim zostali powołani. To co wybieramy?

- Mam nadzieję, że się nie mylę – powiedziałam do przyjaciółki, po czym chwyciłam misę i włożyłam ją do dołu przed posągiem siedzącego mężczyzny. Po krótkiej chwili z obu wydobył się niezwykle jasny blask. Kiedy światło ustąpiło, ujrzałyśmy zupełnie inną scenę. Ten, który na początku podnosił kamień, miał na sobie białą szatę, klęczał przed drugim podając mu wody. Ten, który wcześniej siedział teraz był niemal zupełnie nagi, wyglądał na wychudzonego, a cały posąg tonął w pęknięciach. – Widzisz jednak miałam rację. Prawy człowiek oddał swoje ubranie niewolnikowi i zastąpił go w pracy, aby ten mógł chwilę odpocząć. Freski przedstawiały ludzi, którzy mogli kpić z jego litości, na którą sami by się nie zdecydowali.

- Cała Astrid, zawsze doszukuje się drugiego dna, co znowu nas uratowało.

Odwróciłyśmy się w stronę mostu, jednak zamiast tego znalazłyśmy się z powrotem na schodach. Wygląd jaskini też uległ zmianie. W miejsce szarych i pustych skał, ściany porastała bujna roślinność. Może to był kolejny test? Jeśli tak, jakie wyzwanie czeka nas dalej.

Krótki next, ale mało czasu dzisiaj. Chyba, że wieczór nasunie jakiś pomysł :)  

Muszę przyznać, że to miejsce robi się coraz bardziej niesamowite. Wchodzisz do ciemnej groty, by za chwilę znaleźć się w… tym. Tak bujnej i zróżnicowanej flory nie widziałam nawet w najdalszych zakątkach świata. Czy to się dzieje naprawdę, czy jest tylko złudzeniem? Od dłuższego czasu nie daje mi to spokoju.  – Jak myślisz As? Skoro znikąd pojawiła się ta dżungla to może czeka nas teraz ucieczka przed drapieżnikami, w ramach kolejnej próby oczywiście hehe.

- Dobrze, że humor cię nie opuszcza. Na razie mamy chwilę wytchnienia, poza tym wątpię, aby coś takiego nam się przytrafiło. Rośliny roślinami, ale żadnego zwierzęcia nie widziałam. Ani ptaków, ani owadów, ani nic. – Siedziałyśmy na trawie w jednej z grot, obserwując bezdźwięczny nurt wodospadu. Przyznam szczerze, że nie potrzebowałyśmy przerwy na odpoczynek. Odkąd tutaj jesteśmy wszystko wydaje się inne. W ogóle nie czuję zmęczenia czy głodu. Ale głowie chwila wytchnienia przyda się jak najbardziej. – Ciekawi mnie z iloma jeszcze próbami będziemy musiały się zmierzyć zanim…

„… aż jed-na doopeełni tu sweego przez-znaczeenia… a druga ru-uszyć  bez pierwszej nie zdooła…”

- Znowu ten głos! Nie wiem, jak ty Astrid, ale ja zaczynam mieć już dość tych jego wtrąceń. Astrid?... Aaastriid!! – odwróciłam się do koleżanki doznając lekkiego szoku. To, co porastało ściany naszej groty, oplotło ją wzdłuż całego ciała.. Wyciągnęłam nóż próbując uwolnić przyjaciółkę, ale nic to nie dało. Nie mogłam przeciąć tych lian i pędów, które po chwili jakby wessały Astrid w głąb siebie. – Astrid! Słyszysz mnie?! To bez sensu, gdzie ona teraz jest, jak ją znajdę w tym… AAAA! – poczułam jak podłoże pode mną zaczyna się rozsuwać, zaczęłam spadać, by po chwili wylądować w mętnej wodzie. Dlaczego zawsze musi się coś dziać, jak człowiek zbiera myśli! Rozejrzałam się po okolicy. Przeszły mnie lekkie ciarki. Trafiłam na coś w rodzaju bagien. Wszystko spowijała lekka mgła, gdzieniegdzie stały samotnie martwe drzewa. Nie mając lepszego pomysłu ruszyłam przed siebie, licząc, że po drodze trafię na coś, co pomoże mi znaleźć przyjaciółkę.

O tym nexcie mogę powiedzieć, że jest krótki, ale dzisiaj będzie reszta :) Dedykacja idzie do Aklime za niezwykłe pomysły próbujące odkryć wątki fabuły, a żeby w konkursowym opku za dużo nie dopisywać, to pani Nieszczerbatej podziękuję tutaj za wszystkie poprawki :)

To miejsce potrafi przyprawić o dreszcze. Przedzieram się przez bagna, na których panuje wręcz martwa cisza. Mam takie dziwne przeczucie, że nie zwiastuje to niczego dobrego. Na horyzoncie zaczęłam dostrzegać jakieś niewyraźne zarysy. Na początku pomyślałam, że to coś w rodzaju wzniesienia, ale im bliżej się znajdowałam tym mgła odsłaniała więcej szczegółów. To był pałac, zrujnowany, porośnięty mchem pałac. Ostrożnie otworzyłam drzwi i weszłam do środka, stając w głównym holu.  Mały remont i miejsce to mogło by zapierać dech w piersi, pod warunkiem, że sąsiedztwo bagien zostanie usunięte. Z holu prowadził jeden korytarz, więc nie miałam problemu z wyborem dalszej drogi. Idąc przed siebie mijałam różne obrazy. Część przedstawiała krajobrazy, inne stanowiły portrety. Szczególnie jeden z nich zwrócił moją uwagę, jakby prezentował coś znajomego… Ale czy to możliwe, że… Później będę się tym martwić, najpierw muszę znaleźć Astrid. Dotarłam do sali, w której znajdowały się 3 piedestały. Co dziwne, nigdzie nie było żadnych drzwi, jakby ślepy zaułek. Kiedy stanęłam na środku, droga za mną zniknęła a przy każdym piedestale pojawiła się… Astrid?? – Albo mam zwidy, albo Ciebie są aż trzy. O co tu chodzi? – Każda z nich była związana czarnym, grubym sznurem. Złapałam się za głowę, nie wiedząc co o tym myśleć. Po chwili na każdej z tych kolumn pokazał się inny przedmiot: księga z wizerunkiem smoka, naszyjnik podobny do tego, który ma Astrid oraz jakiś dziwny klucz. Faktycznie, dużo mi to mówiło. To jest kolejna próba, tego jestem pewna, ale na czym ona może polegać? I co mam z tym…

„ Od jeedneego wy-yboru zaależy dal-lsza droga… Zaaajrzyj w głą-ąb sieebie… Zdeecy-yduj mądrze…”

Wspaniale, na taką odpowiedź czekałam, i to od naszego „kolegi”. Lepiej trafić nie mogłam. Hmm dokonaj wyboru.

-Heathera, weź tą księgę i uwolnij mnie. Zabrałam ją z jednej z sal jakie minęłam po drodze. W niej na pewno jest coś związanego z królestwem, to nasza szansa by pójść z tym naprzód. – odezwała się jedna z Astrid. Po chwili dołączyły pozostałe.

- Nie słuchaj jej! To zwykła ułuda. Patrz, ten naszyjnik zabrałam z jednego grobowca, na jakie trafiłam po uwolnieniu się z tych pędów. Jest taki sam jak mój, musi mieć to jakieś znaczenie. Drugi raz takiej szansy nie dostaniemy.

- Nie mieszajcie jej w głowie! Na co nam stare księgi czy jakieś podrzędne talizmany. Spójrz, na tym kluczu widnieje dziwny herb w kształcie smoczej głowy. Znalazłam go w tym pałacu, zanim coś mnie związało. Skoro jest klucz to i musi istnieć do niego zamek. Może być nam bardzo potrzebny.

Taak, robi się coraz lepiej. Nie wiedziałam, że mam takie szczęście. Co ja mam zrobić? Która Astrid mówi prawdę, a co jeśli źle wybiorę? Co się z nami stanie? Tyle myśli przebiegało mi przez głowę, gadanina tej trójki wcale mi nie pomagała w podjęciu decyzji. Zajrzyj w głąb siebie, w głąb siebie. Myślałam tak przez dłuższą chwilę, aż doznałam olśnienia. Dość ryzykownego, ale po prawdzie nic lepszego mi do głowy nie przychodzi. Wzięłam głęboki oddech i podałam odpowiedź. 

Krótkie, ale chciałbym zobaczyć czy ktoś ewentualnie pokusi się o podanie odpowiedzi. Może zgadniecie? :) Reszta już napisana także może być next po nexcie :)

Umysł Aklime znowu dał o sobie znać O.o Dedyk dla już trójki wytrwałych czytelniczek :)

- Nie wybieram żadnej z nich. Prawdziwa Astrid nigdy niczego by nie ukradła, nie ważne jak wiele by od tego zależało, jak bardzo by tego potrzebowała. – Stanęłam wyprostowana jak struna, czekając co się zaraz stanie. Nagle oślepiło mnie dziwne światło. Kiedy mogłam już otworzyć oczy, zorientowałam się, że każda z Astrid zniknęła, a przede mną znajdowały się schody prowadzące na wyższe piętro. Czyli jednak mi się udało. Wchodząc na górę znalazłam się w kolejnym pokoju i… doznałam szoku.

- Astrid! Żyjesz! Nic Ci nie jest? Jak się czujesz? – moja przyjaciółka siedziała na kanapie, jak gdyby nigdy nic. Cieszę się, że jest cała i zdrowa.

- Dzięki, nic mi nie jest, choć jestem lekko skołowana. Pamiętam, że siedziałyśmy w jaskini, a potem obudziłam się tutaj. Nie było z tego pokoju żadnego wyjścia, do tej chwili.

- Dobra, zabierajmy się stąd. Musimy się stąd jakoś wydostać i…

- Nigdzie stąd nie pójdziecie – momentalnie zamarłyśmy, słysząc ten lodowaty, wręcz trupi głos. Przed nami pojawiła się dziwna postać w czarnym płaszczu i kapturze. Powoli zaczęła iść w naszym kierunku. Poczułam, jak nogi mi miękną ze strachu. Astrid też była chyba w podobnym stanie. Ten ktoś wzbudzał lęk samą swoją obecnością.

- Naruszyłyście porządek tego sanktuarium. Zbeszcześciłyście jego odwieczne prawa i nakazy. Taki występek nie może zostać zapomniany bez odpowiedniej kary.

- Ale co takiego zrobiłyśmy? Przecież my nic…

- Wasza obecność tutaj jest niepożądana. Nie wam przeznaczone są sekrety tego miejsca.

- Możemy to wyjaśnić. My tylko…

- Za późno na jakiekolwiek… wyjaśnienia. – stanął dokładnie przed nami nie podnosząc głowy. Czułam się tak, jakbym miała za chwilę zemdleć. Brakowało mi powietrza, chyba miałam napad paniki. Astrid chwyciła mnie za rękę dodając otuchy. Zakapturzony przybysz uniósł chudą, wręcz kościstą rękę, w której trzymał tacę z… owocami? – Wiecie, co to jest?

- Wygląda na owoce, kto wie może nawet jadalne. – powiedziała As. Mały żart dla rozluźnienia atmosfery, ale kiepski rezultat.

- Owszem, masz rację. Tutaj natomiast mam wyciąg pasmantusa czarnolistnego. Jedna kropla tego specyfiku mogłaby zabić setkę ludzi. – Pokazał nam falkon z przeźroczystą cieczą, po czym zaczął skrapiać nią owoce, mówiąc dalej.  – To wyjątkowo paskudna trucizna, zabija bardzo powoli, w okrutnych męczarniach. Człowiek zaczyna się dusić, do uszu, oczu i nosa napływają strumienie krwi, pojawiają się drgawki, następnie omamy, a kiedy odejdzie się całkowicie od zmysłów, przychodzi upragniona… śmierć. – skończył a następnie wysunął tacę z zatrutymi owocami w naszą stronę. – Same zdecydujcie, która z Was zje te owoce, a która wyjdzie drzwiami, znajdującymi się za mną.

Oto i zapowiedzana niespodzianka. I teraz pojawia się dylemat, dla kogo będzie to już kres podróżniczych zmagań... Ciekawe. 

Nie wiem, czy rozwiązanie będzie jakimś zaskoczeniem :) Część pierwsza dzisiejszego nexta, w drugiej ktoś się pojawi :-)

Astrid

- To chyba jakiś żart! Chcesz powiedzieć, że przyszłyśmy tutaj na pewną śmierć? Jedna się otruje, a na drugą za drzwiami co będzie czekać? Zapadnia, kolce? Jakiś niedźwiedź albo coś w tym stylu?? – nie wiem czy byłam zdenerwowana czy zszokowana tym, co przed chwilą usłyszałam. Jedna z nas ma to zjeść, aby druga mogła stąd wyjść. A i tak nie mamy pewności co by było dalej. Gość w czarnym płaszczu podszedł bliżej mnie i wcisnął mi do ręki tą zatrutą misę.

- Wybór należy do Was. Przewiduj nieprzewidywalne, dostrzegaj niedostrzegalne…

- I co to niby ma znaczyć?

- Być może wkrótce się przekonasz. Radzę wam się spieszyć z podjęciem decyzji. Zegar ruszył. – po tych słowach zniknął równie niespodziewanie jak się pojawił. Przed chwilę myślałam co miał na myśli mówiąc, że zegar ruszył. Jak na zawołanie przyszła odpowiedź. Ściany. Ściany zaczęły się do siebie zbliżać!

- Astrid, nie ma co zwlekać. Zobacz – Heathera wskazała jedną ze ścian, która akurat zbliżała się do drzwi. – Jeszcze obie tu utkniemy. Musisz… musisz iść dalej. Na pewno sobie poradzisz. Musisz znaleźć stąd wyjście i zrealizować cel, do jakiego dążyłyśmy. Przez pamięć o twojej rodzinie.

Widziałam, jak w oczach mojej przyjaciółki pojawiają się łzy. Wyciągnęła drżącą rękę w moim kierunku chcąc chwycić garść zatrutych owoców. Tak to ma się skończyć? Straciłam rodziców, dziadka, a teraz jeszcze najbliższą przyjaciółkę?

- Nie. – chwyciłam ją za rękę i spojrzałam w oczy. – Zbyt wiele razem przeszłyśmy, żeby teraz tak to zakończyć. Nawet jeśli to zjesz, a mnie uda się stąd uciec, wątpię abym dała radę wydostać się sama z tej świątyni. Tak czy siak pewnie też czekałaby mnie śmierć. A jeśli tak to zostało zaplanowane? Jeśli los uznał, że cel, który sobie obrałyśmy, zemsta, o której rozmyślałam każdego dnia i każdej nocy, jest dla nas nieosiągalna? – chwyciłam garść owoców i podałam resztę Heatherze – skoro tak to ma się zakończyć, to zakończmy to razem. Tak jak razem zaczęłyśmy.

- Ale Astrid… jesteś pewna, że wiesz co robisz? Nadal mamy czas, jeszcze możesz stąd wyjść.

- Nie, podjęłam decyzję. Widać, spotkam się z rodziną prędzej niż myślałam. Smacznego.

Zjadłyśmy szybko swoje porcje i usiadłyśmy na podłodze chwytając się za ręce. Mam nadzieję, że stanie to się szybciej, niż tak jak mówił ten podejrzany typ. Poczułam, że kręci mi się w głowie. Obraz robił się coraz mniej wyraźny. Jakby mgła zakryła mi oczy. Spojrzałam resztkami sił na moją przyjaciółkę. Uśmiechnęła się lekko i coś powiedziała, jednak nic już nie słyszałam. Poczułam jak padam na podłogę widząc tylko jedno… ciemność…

Za błędy przepraszam, po północy słabo mi idzie gramatyka czy ortografia :)

Gdzie ja jestem? Co to za miejsce? Wygląda znajomo, choć nie mogę sobie go przypomnieć. Ławki, drzewa, strumyk przecinający równo skoszoną trawę… To chyba jakiś park. Tak, pamiętam! Chodziłam tutaj z dziadkiem w każdy weekend na spacer. Uwielbiałam stawać na drewnianym mostku i słuchać jego opowieści, wyobrażając sobie co mnie czeka. Ale skąd się tutaj wzięłam? Przecież byłam w…

- Nie przypuszczałem, że tak szybko znowu się zobaczymy. Moja mała poszukiwaczko skarbów.

Stanęłam jak sparaliżowana. Ten głos. Wszędzie bym go poznała. Odwróciłam się powoli, nie mogąc uwierzyć własnym oczom, na to co zobaczyłam. – Dziadku, to… naprawdę Ty? Ale jak, jak to…

- Spokojnie Astriś. Na pewno masz kilka pytań, ale na początek może przejdźmy się kawałek.

Szliśmy w milczeniu w kierunku jednej z ławek, stojących pod ogromnym dębem. Na twarzy dziadka zauważyłam lekki uśmiech. Czy to wszystko dzieje się naprawdę, czy to tylko wytwór mojej wyobraźni. Jednak, to miejsce, ten wiatr,  to wszystko jest takie realne. Jak mogłam się tutaj znaleźć. Nie pamiętam dokładnie. Kiedy próbuję sobie coś przypomnieć tylko gorzej boli mnie głowa.

- Usiądź, a ja zacznę od początku, bo po twojej minie wnioskuje, że jesteś dość zagubiona.

- Masz rację. Nie wiem jak tu mogłam się znaleźć. Pamiętam… w sumie niewiele pamiętam, jakaś sala, byłam tam ja i Heathera. Był ktoś jeszcze jakiś dziwny mężczyzna w czarnym płaszczu. Coś nam podał i… czy ja umarłam?

- Taak… i nie. Jakby na to normalnie spojrzeć, sam fakt, że ze sobą rozmawiamy, biorąc pod uwagę moją śmierć, może wskazywać, że i Twój czas na świecie się skończył. Jednakże, z drugiej strony miejsce, do którego trafiłaś, nie przypadkowo jest Ci znane. Widzisz znajdujemy się obecnie w takim, „przejściowym świecie”. Prowadzą z niego dwie drogi, sama możesz wybrać, jaki dalej czeka Cię los. Albo dalej ruszysz ze mną, albo… wrócisz dokończyć to co zaczęłaś.

- Naprawdę mogę wrócić?

- Oczywiście, inaczej nie informowałbym Cię o takiej możliwości.

- Skoro tak, to po co tutaj trafiłam?

- Widzisz, ktoś lub coś uznało, że powinnaś odwiedzić właśnie TO miejsce, by zasięgnąć odrobinę wiedzy, przed dalszą wędrówką. Miejsce, do którego obie przybyłyście jest bardziej wyjątkowe niż Ci się wydaje, moja droga. A to, co możesz znaleźć niezwykle Ci się przyda. Pamiętasz naszyjnik, który Ci dałem? Przedstawia złotego smoka. Zapamiętaj ten symbol, bo może on okazać się bardzo istotny. Co się zaś tyczy tego zakapturzonego osobnika, cóż, nigdy nie był szczególnie towarzyski. Ale tego wymagała ostatnia próba.

- Ostatnia próba… zaraz, skąd tyle o tym wiesz?

- Spędziłem tutaj już 10 lat. Taki był mój los, zanim to wszystko się skończy, dołączyłem do straży tego świętego przybytku, dzieląc się wiedzą z tymi, którzy na to zasłużą.

- Więc ten głos, który kilka razy słyszałyśmy, to byłeś też Ty?

- Hmm… głos? Jaki głos?

- No dawał nam różne wskazówki, dość zawiłe podpowiedzi.

- Nic mi to nie mówi. Może ma to związek z…

- Z czym?

- Nie pora ani miejsce by o tym dyskutować. Nasz wspólny czas powoli dobiega końca. Na odchodnym chcę powiedzieć Ci jedno: jestem z Ciebie bardzo dumny. Daleko zaszłaś, dalej niż ktokolwiek z nas mógłby nawet sobie marzyć. Będziesz wspaniałą poszukiwaczką, jedyną, dla której żaden sekret, skrywany od wieków, nie będzie stanowił tajemnicy. Pamiętaj o jednym: staraj się dostrzec to, co na pierwszy rzut oka wydaje się czymś nieistotnym, niepotrzebnym. Te najdrobniejsze szczegóły zwykle są najcenniejsze. Musisz ruszać.

- Zobaczymy się jeszcze?- spytałam z nadzieją w głosie. Cieszyłam się perspektywą, że to nie jest jeszcze mój czas, ale w głębi serca wolałabym zostać z dziadkiem. Spotkać ponownie mamę i tatę. Tak trudno czasem się na coś zdecydować.

- Pamiętaj, że nawet gdy nas nie widzisz, my zawsze… jesteśmy… przy Tobie. Tutaj w Twoim… sercu.

Kilka minut później

- Astrid! Astrid obudź się proszę! No dalej, As powiedz coś!

Słyszałam jak ktoś mnie woła. Leniwie zaczęłam otwierać oczy. – Heat… Heathera? Co, co się stało? – rozejrzałam się wokół nas. Znajdowałyśmy się na korytarzu podobnym do tych, przez które szłyśmy od początku wejścia do świątyni. Różnica polegała na tym, że przed nami była otwarta komnata, a nad nią napis: „Ten, kto tego dowiódł, godzien jest przekroczyć progi ostatniej Sali”.

- Sama nie wiem. Byłam pewna, że już po nas, po tej zatrutej uczcie. Kiedy się obudziłam leżałyśmy obie właśnie tutaj. Czekałam, aż i ty się ockniesz, choć długo Ci to zajęło. Myślałam, że, no wiesz…

- Długo tak leżałam?

- Bo ja wiem, ja ocknęłam się jakieś 2 godziny temu.

- 2 godziny?? Faktycznie, trochę sobie na mnie poczekałaś. Dzięki, że mnie tu nie zostawiłaś haha. – 2 godziny… ale miałam dość wciągający sen lub wizję, jak zwał tak zwał. Wiem, że rady dziadka na pewno mi się przydadzą. Pytanie, kiedy zrobię z nich dobry użytek.

- Wiesz, przeszło mi to przez myśl. Ale potem byś mnie dręczyła każdej nocy, hehehe. To co, chyba wypadałoby wreszcie ruszyć dalej. Może to ostatnie miejsce, przez które musimy się przedrzeć.

-Jakby spojrzeć na nazwę, to nic więcej nie powinno nas czekać. Ruszajmy.  

Tym razem nie będzie codziennego nexta, dopiero jutro. Ale powinien zaspokoić oczekiwanie na...oczekiwane coś :)

Astrid

Przekroczyłyśmy wejście do tej tajemniczej komnaty. Jak można się było spodziewać, trafiłyśmy od razu na korytarz. Ten jednak był inny. Pokrywały go rozmaite zdobienia, niektóre tworzyły jakieś dziwne obrazy. Przedstawiały chyba bitwę, albo coś w tym stylu. Problem w tym, że tylko część prezentowała ludzi. Nie wiem czym są te stworzenia w nich przedstawione, wyglądają inaczej, niż wszystkie te, które do tej pory poznałam. Aczkolwiek jest w nich coś… co zwraca uwagę. Hmm, szkoda, że wcześniej na to nie trafiłyśmy. Mogłabym spytać dziadka, czy coś wie na temat tych obrazów. Opowiedziałam cały ten sen czy wizję Heatherze. Bardzo ją to zaciekawiło, choć widać było w jej oczach jakieś takie zagubienie… No jasne!

- Heathera, może powiesz mi w końcu, co Ty widziałaś po zjedzeniu tej owocowej sałatki? Jakaś milcząca się zrobiłaś.

- Przepraszam As, po prostu… Staram się jakoś to sobie poukładać. Pamiętam tylko fragmenty i to dość zamazane. Sama nie wiem, dlaczego. Ilekroć staram się wszystko sobie przypomnieć, czuję jakby coś mi na to nie pozwalało. Pamiętam polanę… wokół las, a pod nim miasto… Wysoki mężczyzna, sporo starszy od nas o zielonych oczach… Potem, totalny chaos, wszystko w ogniu, a wokół panująca bitwa. I tyle.

- Fakt, to bardzo zagadkowe. Ciekawe, co to wszystko może znaczyć? I z czym lub z kim jest to związane?

Szłyśmy tak dłuższą chwilę, zastanawiając się nad znaczeniem naszych snów. O ile z mojego można wyciągnąć jakieś pożyteczne wnioski, o tyle w przypadku tego co widziała Heathera więcej jest pytań niż odpowiedzi.

- Astrid, chyba… chyba nam się udało. Popatrz!

Przed naszymi oczami ukazał się cel całej tej wyprawy. Korytarz doprowadził nas do osobnego pomieszczenia. Tego, które stanowiło skarbiec a zarazem serce świątyni. Masa regałów z rozmaitymi zwojami i księgami. Liczne przedmioty na ozdobnych monumentach, z symboliką pasującą do największych władców w historii świata. Tak to tutaj.

- Nareszcie. To jest to! Zobacz, jakie zbiory. Życia by nam nie starczyło, by to przejrzeć, a szkoda.

- To co teraz robimy?

- Zbyt długo zostać tutaj nie możemy. Rozejrzyjmy się za czymś związanym z naszymi snami. Pewnie ma to związek z królestwem. Szukaj czegoś… nie pasującego od reszty. Jak chociażby smok, taki, który sama noszę.

Zabrałyśmy się do poszukiwań. Przyznam szczerze, że ciężko było odnaleźć się w tym wszystkim. Znaleźć jedną rzecz w takiej stercie materiałów może graniczyć z cudem. Przechodząc obok kolejnych regałów natknęłam się na niewielki piedestał. Leżała na nim gruba księga, na której widniała rycina smoka. Podobnego do tego, jaki przedstawia mój naszyjnik. Może to nie jest zbieg okoliczności? Podeszłam bliżej z zamiarem zabrania księgi, licząc, że wyczytam w niej coś ciekawego. Kiedy tylko wyciągnęłam w jej kierunku ręce księga… stanęła w ogniu! W jednej sekundzie obróciła się w kupkę popiołu. Co to się przed chwilą stało?? Myślałam, że nic mnie już tutaj nie zdziwi a tym czasem proszę bardzo. Jeśli to była jedyna rzecz tutaj, która mogła rzucić trochę światła na całą tą sprawę to jesteśmy w wielkiej kropce. Chciałam już odejść, pełna rezygnacji, gdy nagle dostrzegłam jakiś błysk w tym popiele. Rozgarnęłam go trochę i znalazłam mały, błękitny kamień. Błyszczał jak diament, choć wyglądał nieco inaczej. „Dostrzegaj to, co niedostrzegalne” – czy to może mieć związek z tym co mi mówił dziadek? A może…

-Astrid, uważaj!

Napływ myśli przerwał mi krzyk mojej przyjaciółki. Ziemia ponownie zaczęła się trząść, a w moją stronę leciał jeden z regałów z księgami. – Szybko, musimy stąd uciekać, zanim pogrzebie nas z tą świątynią!

- Ale jak? Jedyne wyjście jest zablokowane. Nie uda nam się na czas go oczyścić.

Nagle znikąd wokół nas zerwał się potężny wicher. Zasłoniłyśmy twarze, czekając co ma nastąpić. Kiedy otworzyłyśmy oczy, dotarło do nas, że znajdujemy się z powrotem na pustyni. Ta dziwna dolina, po prostu… zniknęła! Czy to wszystko ma związek z tym kamieniem? A jeśli tak, co on może oznaczać? Do czego może służyć? Usłyszałyśmy dźwięk nadjeżdżającego samochodu. Pomoc jak na zawołanie, można by sobie pomyśleć.

- No, proszę kto by pomyślał, że się tutaj spotkamy.

Odwróciłyśmy się w kierunku kierowcy. Dziwne, jakbym go skądś znała, ale nie mogę sobie teraz tego przypomnieć. Zobaczyłam jak Heathera zaczyna mu się uważniej przyglądać, po czym odezwała się z lekką niepewnością w głosie.

-Zaraz, zaraz... Aiden?

I mamy wreszcie jakiś next. Miłego czytania :)

Astrid

Taak, Aiden… Ostatnia osoba, jakiej się tutaj spodziewałam. Czy to może być zwykły przypadek, czy po prostu przyjechał tutaj bo miał w tym jakiś cel? Po tym, czego do tej pory obie doświadczyłyśmy jakoś trudno mi uwierzyć w dzieło przypadku. Znika świątynia wraz z całą doliną, zostajemy same na środku pustyni bez łączności z kimkolwiek, a znikąd pojawia się ratunek i to w osobie naszego tajemniczego znajomego. Niemal tak jak… w dniu pożaru. Też pojawił się nagle, uratował nas i odszedł bez słowa. Jedziemy przez pustynię w znanym tylko kierowcy kierunku, i tej nieznośnej ciszy. Chyba pora ją przerwać.

- Nie, żebym się o coś czepiała, ale powiesz nam może skąd się tam wziąłeś?

- Cóż, uznajmy to za przypadkowy zbieg okoliczności. Towarzyszę grupie poszukiwawczej, zajmującej się pracami archeologicznymi w południowej części Egiptu. Od kilku dni prowadziłem rozmowy z klanami Beduinów, prowadzących koczowniczy tryb życia. Dużo można się od nich dowiedzieć, z uwagi na to, że podróżują po całej pustyni. Od nich też dowiedziałem się o tym dziwnym zjawisku jakim było pojawienie się tej doliny. Miałem zamiar przyjrzeć się temu bliżej, ale cóż… Kiedy już dotarłem na miejsce, ujrzałem jedynie was.

- Hmm i czego jeszcze się od nich dowiedziałeś? Jakieś ciekawe opowieści?

- W sumie nic, o czym warto wspominać. Pustynia kryje w sobie wiele sekretów, jednakże większość z nich jest zapominana przez ludzi, nawet tych, którzy od wieków z pokolenia na pokolenie wędrują po jej piaskach. A może po prostu strzegą tych sekretów? Któż to może wiedzieć. Ciężko to odgadnąć.

- Dość zagadkowa odpowiedź, nie sądzisz?

- Dość zagadkowe pytanie, nie uważasz?

Nie wiem, czy mnie zaczyna denerwować, czy intrygować swoim zachowaniem. Przez te lata nic się nie zmienił. Nadal jest tajemniczy, nawet bardziej niż wcześniej.

Heathera

Cała Astrid, podejrzliwa jak zwykle. No ale ma ku temu powody. Doświadczenie uczy, by nie ufać przypadkom, bo nic dobrego z nich nie wychodzi.

- Powiedz Aiden, na czym dokładnie skupiają się wasze badania i poszukiwania?

- Cóż, w tej kwestii od razu uprzedzę, że tylko odpowiadam za bezpieczeństwo grupy, nie jestem archeologiem. Prace związane są z jedną z zapomnianych cywilizacji, które teoretycznie zamieszkiwały tereny nie tylko Egiptu ale całej północnej Afryki, jeszcze zanim te żyzne ziemie zamieniły się w jałową pustynię. Póki co jednak nie natknęliśmy się na nic godnego uwagi. Pozostaje szukać dalej.

- Mam dość dziwne pytanie do Ciebie…

- Nie krepuj się pytaj.

- Czy ktoś, z twoich krewnych, bądź przodków kiedykolwiek wspominał o tej dolinie i świątyni? Badał ją, a może nawet był w środku?

- Dlaczego o to pytasz?

- Tak z… czystej ciekawości.

- Cóż, nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek o tym słyszał w swojej rodzinie. Co prawda, większość moich przodków prowadziło własne dzienniki, ale nikt nie wspominał o owej świątyni. Poza tym, wejść do niej mogą tylko Ci, którzy są tego godni w jej oczach, prawda?

- Skąd to wiesz? Nie wspominałyśmy o tym.

- Obiła mi się gdzieś o uszy taka ciekawostka.

Dla tych co czekają na nexta ( i dla mnie też:P), pojawi się on dzisiaj nocą :) P.S. Mam nadzieję, Aklime, że jeśli dotarłaś do mojego maila aż tak nie zszokował i nie zniechęcił Cię^^

Astrid

Reszta podróży minęła w nam w ciszy. Co jakiś czas Heathera zagadywała Aidena, na co ten dość pokrętnie odpowiadał. Nie było słychać w jego głosie poirytowania czy zrezygnowania ciągłymi pytaniami, wręcz przeciwnie, na każde chętnie odpowiadał, lecz w tylko sobie znany sposób. Każda jego odpowiedź mnożyła kolejne pytania, jakby zamiast sypać zagadkami nie potrafił ot tak po ludzku rzucić kilka normalnych, ale jakże konstruktywnych w dalszym myśleniu słów.

- Jesteśmy na miejscu. Tak wygląda nasz obóz. Jak chcecie możecie się tutaj rozejrzeć trochę, porozmawiać z ludźmi, ja poszukam kogoś kto zawiezie Was na lotnisko w Kairze. Sam niestety jestem dość zajęty i nie mogę Wam poświęcić aż tyle czasu.

- W porządku, to gdzie i za ile mamy cię szukać?

- Przyjdźcie za jakieś 2-3 godziny do tego wielkiego namiotu po środku obozowiska.

Nie mając żadnego ciekawszego zajęcia postanowiłyśmy skorzystać z propozycji Aidena i ruszyłyśmy na małe oględziny obozowiska naszego „kolegi”. Fakt, nic złego nam nie zrobił, drugi raz już nam pomógł, ale czy mogę go nazwać kolegą? Strasznie tajemnicza to osoba, ciężko odgadnąć, jakie ma prawdziwe zamiary czy cele. Co nim tak naprawdę kieruję, albo po prostu co mu chodzi po głowie? Dużo bym dała, żeby się tego dowiedzieć. Czas pokaże, kto wie może odpowiedzi same do nas przyjdą.

- Astrid, haaallo, jesteś tam jeszcze czy może wybrałaś się sama na dalszą wycieczkę?

-Co? Przepraszam, coś do mnie mówiłaś, bo..

- Taak, taak, błądzisz myślami jak to ty, gdzieś nie wiadomo gdzie. A może myślisz o Aidenie hm?

Ech… i oczywiście ten dziwny błysk w oku Heathery i jej chytry uśmiech tak wiele mówiący w takim przypadku. Nie pierwszy raz, pyta mnie o coś takiego, jakby nie myślała o niczym innym jak o tym, by mnie z kimś wyswatać. Co za kobieta, ale jak tu jej nie uwielbiać. – Tak, po części masz rację, jednakże muszę Cię rozczarować. Nie jest kimś w moim typie, więc wszelkie twoje misterne plany mające na celu ponowne wyswatanie mnie z kimś kogo ledwo znamy muszą już na początku zostać porzucone.

- Nie przesadzaj, zabrzmiało to tak, jakbym niczym innym się nie zajmowała. Poza tym…

- Aiden byłby dokładnie 19 przypadkiem twojej próby swatów. Mam mówić dalej? Hahaha.

- Oj no wiesz, że ja tak tylko z dobroci serca. Wielka poszukiwaczka skarbów, waleczna, czasem brutalna, czasem nieznośna, czasem taka, że strach podejść bez tony stali na sobie, w białej sukni na ślubnym kobiercu. Coś wyjątkowego nie sądzisz?

- Pytasz szczerze, czy mam po prostu wznieść się na wyżyny cierpliwości i być dla ciebie miła? Poza tym, nie wiem czemu na mnie się tak skupiasz. Widać twój wzrok wędrujący za Aidenem, z resztą, podobnie było jeszcze w szkole. I popatrz, 13 lat i nic się nie zmieniło.

- Sama nie wiem, jest przystojny, ta jego tajemniczość jest bardzo intrygująca, ale… człowiek zagadka. Jakbyśmy się mogli lepiej poznać to kto wie.

Obozowisko składało się z kilkunastu mniejszych, bądź większych namiotów, w których panował dość spory ruch. Wiele osób biegało z rozmaitymi księgami i fragmentami przedmiotów znalezionych na wykopaliskach. Krótko mówiąc, typowe zbiorowisko archeologiczne. Nic czego wcześniej byśmy nie doświadczyły. Łaziłyśmy po okolicy dobre 2 godziny, po czym skierowałyśmy się do głównego namiotu, gdzie powinien czekać na nas Aiden.

- O, już jesteście. Niestety nasz kierowca jeszcze nie wrócił, a pozostali są w terenie. Obawiam się, że będziecie musiały zostać z nami do jutra. Potem ruszymy do miasta. Odpowiada wam to?

- W sumie czemu nie? Na pieszo raczej nie uśmiecha mi się iść taki kawał drogi przez pustynię.

- Rashid! Zaprowadź panie do wolnego namiotu, niech zostawią tam swoje rzeczy i się rozgoszczą.

Trochę czasu nexta nie było, ale czas to nadrobić. Nieszczerbata, tym razem pominę Twoją propozycję, z uwagi, że chcę jak najszybciej wstawić co napisałem, ale od kolejnego nexta dodam Ci zajęcia :) Początek warto przeczytać w rytmie tego: https://www.youtube.com/watch?v=cDgQNZrW8bA . Utwór jeszcze zostanie wykorzystany :)

Życie… wypełnione pustką, żalem i rozpaczą…

Jak to wytrzymać, jak to znieść i iść dalej?

Szara egzystencja w bezkresnej nicości…

Ból, cierpienie, strach… mrok ogarnia mnie zewsząd

Rozrywa me serce na strzępy

Spala mą duszę na popiół…

Co mam zrobić? Co począć?

Wskaż mi drogę… rozpal iskrę nadziei

Nie zostawiaj mnie, nie opuszczaj…

Proszę bądź przy mnie, wesprzyj mnie…

Zabierz mnie ze sobą, otwórz swoje serce

Zajrzyj w głąb swej duszy i dotrzyj do prawdy

Unieś rękę w mą stronę, otrzyj łzy samotności…

Ty, która byłaś dla mnie wszystkim

Ty, która nadawałaś sens

Ty, która byłaś moim życiem

Bez Ciebie wszystko jest niczym, nicość jest wszystkim

Bezdźwięczny szum, martwy śpiew

Aż po życia mojego kres…

Astrid obudziła się zlana potem. Pierwszy raz miała tak dziwny sen, choć bardziej przypominało to coś na wzór wizji. Jakby była świadkiem tego monologu. Wciąż miała w głowie tajemniczy głos, sylwetkę postaci na ozdobnym balkonie, wpatrującą się w horyzont na którym, za wysokimi szczytami gór chowało się słońce. Kim była ta postać? A co ważniejsze, do kogo kierowała swoje słowa? Z natłoku myśli poszukiwaczka nie zauważyła drobnego, aczkolwiek istotnego zjawiska. Kryształ, który znalazła w świątyni w popiele księgi zaczął roztaczać wokół siebie błękitną łunę. Blask był bardzo mocny, ale nie raził w oczy. Wstała z łóżka kierując się do stolika, na którym ów kamień leżał, gdy nagle do namiotu wpadła jej przyjaciółka.

- Astrid, szybko! Musimy uciekać!

- Co? Ale jak, dlaczego, co się stało??

- Obóz został zaatakowany. Nie wiem, co to za jedni. Pojawili się znikąd i zaczęli mordować każdego kogo zobaczyli.

W jednej chwili blondynka wybiegła na zewnątrz, gdzie sytuacja wyglądała tragicznie. Większość namiotów płonęła, na piasku leżało wiele ciał zabitych archeologów, część jednak nadal walczyła o swoje życie. Napastników jednak nie ubywało. Ubrani byli w czarne płaszcze, zakrywające całe ciało. Kaptur nie pokazywał ich twarzy, nawet dłonie mieli pozawijane czarnym materiałem. Przez głowę Astrid przebiegła masa wątpliwości, co teraz mają zrobić. Kilku z najeźdźców, spostrzegłszy przyjaciółki, rzuciło się w ich stronę. Obie stanęły jak sparaliżowane, wpatrując się w szarżujące na nich sylwetki, niczym cienie, które wyróżniał jedynie błysk ich szabel. Czy to koniec, czy tak ma wyglądać ich ostatnia chwila życia? Los bywa okrutny, ale równie często zsyła niewytłumaczalne i zaskakujące zjawiska. Tak było i tym razem.

Na jednej z pustynnych wydm wznoszących się ponad polem bitwy pojawiło się białe, lśniące światło. Tak silne, że nie sposób było patrzeć w tamtą stronę dłużej niż kilka sekund. Ów światło posłało potężny blask, który w jednej chwili rozszedł się po okolicy mglistą falą. Falą, która każdego z napastników w mgnieniu oka zamieniła w kupkę szarego pyłu, rozwianego przez wiatr. Wszystko to trwało krótką chwilę, niebezpieczeństwo minęło, a ratunek zniknął równie niespodziewanie, jak się pojawił. Ci, którzy pozostali przy życiu, włączając w to obie poszukiwaczki, stali w osłupieniu. Jedni byli zszokowani atakiem, stratą wielu znajomych, inni tym co ocaliło ich od śmierci.

- Astrid… Co to do cholery było??

Narrator

Gdy bitewny zgiełk ucichł, a pierwsze emocje opadły wszyscy wzięli się za porządkowanie obozowiska. Kilka osób postanowiło pozbierać ciała i urządzić im pochówek. Nie było szans na przetransportowanie ich do rodzinnego kraju. Z resztą, niektóre z ciał znajdowały się w takim stanie, że nie było sposobu… pozbierać ich w całość. Astrid i Heathera również postanowiły pomóc w uporządkowaniu pozostałego chaosu, gdy podbiegł do nich Aiden.

- Całe szczęście, żyjecie. Nic wam się nie stało?

- Nie, wszystko w porządku. Zaraz, a gdzie Ty zniknąłeś? – zwróciła uwagę Heathera. Jej przyjaciółka dalej pozostawała jakby nieobecna.

- Nigdzie nie zniknąłem. Byłem zajęty walką. Same widziałyście, co tu się działo. Ciężko by było cokolwiek, czy kogokolwiek dojrzeć.

- A wiesz może co to było za światło? Jakby nie patrzeć, to coś nas ocaliło.

- Nie wiem do końca, co o tym myśleć. Pierwszy raz byłem świadkiem takiego zjawiska. Co by to nie było, zawdzięczamy temu życie i to jest teraz najważniejsze. Spakujcie swoje rzeczy, sam zawiozę was na lotnisko do Kairu. Zanim znowu spotka nas taka niespodzianka.

- No i sobie poszedł. Ewidentnie coś ukrywa nie uważasz Astrid? Astrid, hallo, jesteś tutaj?

- Co, przepraszam, mówiłaś coś?

- Od początku walki byłaś nieobecna co Ci jest?

- Sama nie wiem. To światło, było w nim coś znajomego? Albo w tym, kto je rzucił. Dziwne to wszystko. Spójrz na kamień jaki wzięłam ze świątyni. Jak tylko rozgorzała bitwa zaczął mienić się pięknym błękitem.

- Choć, zabierzmy swoje rzeczy i wracajmy do domu. Tam na spokojnie będzie można przemyśleć to co się wydarzyło do tej pory.

Przyjaciółki wróciły do swojego namiotu aby czym prędzej zabrać się za pakowanie swoich rzeczy. To co wydarzyło się na pustyni, począwszy od przygody w dolinie a skończywszy na bitwie w obozie bywa zastanawiające i rodzi wiele pytań, na które, póki co, ciężko znaleźć odpowiedź. Po zebraniu bagaży poszukiwaczki załadowały wszystko do auta Aidena i cała trójka w milczeniu ruszyła do egipskiej stolicy. Wymiana pytań czy wątpliwości nie miała większego sensu, zwłaszcza po tym co miało miejsce chwilę temu. Choć można to odebrać za dobrą okazję do rozmowy i wyciągnięcia czegoś z cichego kierowcy, to przyjdzie na to pewnie jeszcze niejedna okazja.

Tydzień później

Od powrotu do domu zarówno Astrid jak i Heathera nie marnowały czasu na zbędny odpoczynek. Coś im podpowiadało, że i tak nie mają go zbyt wiele, a wiedza jaką do tej pory zgromadziły niewiele im potrafi pomóc. Niestety, ich wysiłek nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. Nie zdołały trafić na nic co mogłoby rzucić choć odrobinę światła na ową sytuację. Aż do pewnego dnia.

Astrid od rana czuła się dość nieswojo. Coś nie dawało jej spokoju. Nie wiedziała jednak co to może być. Nie mogła usiedzieć na miejscu, ale też żadne z zajęć nie przyciągały jej uwagi. Heathera miała wrócić dzisiaj dość późno, więc nie mając nic lepszego do pracy blondynka postanowiła się położyć. I tak dalsze krzątanie się po pokojach było bezcelowe. O dziwo zasnęła szybciej niż myślała, nie był to jednak spokojny sen. Obudziła się przed tą samą świątynią, w której przeżyły ostatnią przygodę. Momentalnie znalazła się w skarbcu, lecz coś się w nim zmieniło. Jej uwagę przykuł kamień. Ten sam kamień, który był pozostałością po księdze z herbem smoka. Tym razem znajdował się na specjalnym podwyższeniu, przez całą komnatę przetaczała się natomiast gęsta mgła. Postanowiła ruszyć w jego kierunku, lecz wtedy usłyszała głos:

Dwiee czę-ęści jedneeej caał-łoości… Zaabierz je tam… Taam gdzie zaczę-ęłaś…

Ostatnia rzecz jaką ujrzała to postać skryta w cieniu. Dostrzegła jednak coś znajomego…

- Śpiąca królewna się przebudza w końcu. Myślałam, że będziesz tak spać do jutra – powiedziała z uśmiechem Heathera. Astrid rozejrzała się po pokoju pojmując, że jest już noc.

- Która w sumie jest godzina?

- Dochodzi północ. Długo tak…

- Północ?? Spałam tyle czasu??

- No wiesz, jak człowiek jest zmęczony to potrafi przespać nawet kilka dni. A po ostatnich wrażeniach, jakich doświadczyłyśmy niewiele odpoczywałaś. I na ciebie w końcu musiał przyjść ten czas.

- Dobra, zbieraj się jedziemy do domu.

- Domu? Jakiego domu?

- Mojego… do mojego dawnego domu.

- Ale po co? – nie kryła zdziwienia czarnowłosa nietypowym zachowaniem Astrid. – Przecież on…

- Pamiętam przecież. Ale muszę tam iść, po prostu muszę.

Po paru minutach jazdy, przyjaciółki dotarły do celu. Choć minęło 13 lat, pozostałości domu nadal były nietknięte. Astrid, gdy stała się właścicielką tej działki nie pozwoliła na jakiekolwiek prace. Sama wtedy nie wiedziała dlaczego, po prostu nie chciała ruszać ruin swojego rodzinnego miejsca. Z jednej strony wiązało się z nim wiele wspomnień, tych dobrych jak i tych gorszych. Z drugiej, coś podpowiadało jej, że jeszcze przyjdzie czas by zamknąć rozdział tej historii własnego życia.

- Astrid, powiesz mi w końcu po co tutaj przyszłyśmy? – powiedziała Heathera po przekroczeniu progu. Podłoga w wielu miejscach mocno skrzypiała pod każdym krokiem dziewczyn, jakby zaraz miała się zawalić.

- To, że tyle spałam nie było mimo wszystko od tak naturalne. Miałam dziwny sen, o naszej wyprawie do świątyni, o tym krysztale, który znalazłam. To tutaj zaczęła się nasza przygoda, tutaj dziadek opowiedział mi historię królestwa, jego władcy, tutaj dał mi ten naszyjnik. I tutaj miałam wrócić. Choć sama nie wiem po co.

Zaczęły ostrożnie rozglądać się po każdym z pokoi. Nie natrafiły jednak na nic szczególnego. Każdy był z opłakanym stanie, pokryte sadzą resztki mebli, zniszczona podłoga, okopcone ściany, przy czymś takim ciężko jest trafić na coś przydatnego.

- Astrid, tutaj nic nie ma. Nie wiemy nawet czego szukać. Może zapomniałaś o jakimś szczególe ze swojego snu?

- No nie wiem, pamiętam jeszcze dziwną postać. Twarz miał skrytą w cieniu, widziałam tylko długi płaszcz.

- A coś więcej? Coś charakterystycznego?

- Ech, nie wiem czemu pamiętam to jak przez mgłę. Hmm… zaraz zaraz. Naszyjnik. – Astrid zdjęła naszyjnik podarowany jej przez dziadka, z którym nigdy się nie rozstawała, oraz wyciągnęła z kieszeni błękitny kamień. – pamiętam, że taki sam miał gość z mojego snu. Tyle, że u niego, oko smoka nie było takie jak reszta, widniał tam zielony kamień. – Blondynka obejrzała dokładnie przedmiot. Smocze oko wyglądało po prostu na zamknięte. Nie było żadnego wgłębienia, by umiejscowić w nim kamień.

- Jak chcesz to połączyć? Nie ma gdzie włożyć tego kamyka.

- Hm, dwie części jednej całości. Tak brzmiał głos w moim śnie. A może… - Astrid położyła kamień na oku naszyjnika, które w jednej chwili się otworzyło i je wciągnęło. Z naszyjnika wydobył się błękitny blask, który oświetlił całe pomieszczenie. – Heathera zobacz, ud…

- Astrid!! – w jednej chwili podłoga pod poszukiwaczkami zapadła się, a same wpadły do tunelu, prowadzącego głęboko pod ziemię. Jego koniec znajdował się w korytarzu prowadzącym tylko w jedną stronę.

- Auć… Takich niespodzianek nie spodziewałam się w Twoich piwnicach, wiesz?

- Chyba nie jesteśmy pod domem. Pierwszy raz widzę to miejsce. Dziwne, że nikt o nim nie wspominał.

- Wyjścia nie widać, więc tradycyjnie pozostaje nam iść przed siebie. Faaajnie.

- Więc optymizmu, moja droga. Kto wie, gdzie trafimy. – odpowiedziała blondynka podpalając jedną z pochodni. – Wstawaj i ruszamy.

Szły tak zaledwie kilkanaście minut, aż na końcu dostrzegły światło. Znalazły się w małym pokoju, który bardziej przypominał coś w rodzaju pracowni. Biurko, półka, stosy książek, map i wykresów. Gdzieniegdzie kamienne tablice z nieznanymi symbolami, spośród których tylko jedna szczególnie przykuwała uwagę.

- Ta ma wyrzeźbioną sylwetkę smoka, plus jakiś ciąg cyfr, ciekawe co to może znaczyć?

- Bardziej mnie ciekawi, do kogo należy to miejsce? Myślisz, że to była pracownia twojego dziadka?

- Raczej powiedziałby mi o tym. Chociaż z drugiej strony, patrząc wstecz na to, czego się dowiedziałyśmy, mógł mieć powód aby trzymać coś w tajemnicy. Spójrz, spisałam to z tamtej tablicy. Jest jeszcze coś, ale nie wiem w jakim języku zostało to napisane.

- Lepiej podejdź tutaj i patrz. Na tej ścianie jest wyryty taki sam naszyjnik jak twój.

Astrid zbliżyła się do koleżanki i dotknęła jej znaleziska. Jej naszyjnik rozżarzył się błękitem a poszukiwacze ukazały się dziwne obrazy. Prezentowały dżunglę, pośrodku której znajdowała się jaskinia. Dalej zobaczyła wielkie kamienne wrota w paszczy smoka, a także nieznajomą postać o zielonych oczach.

- Astrid, dobrze się czujesz?

- Tak, tak, wszystko w porządku. Po prostu… coś zobaczyłam. Dziwne uczucie tak…

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy – przyjaciółki momentalnie odwróciły się słysząc nieznajomy głos. Przed nimi stała dwójka zamaskowanych mężczyzn, w czarnych płaszczach. Obaj byli potężnie zbudowani, co utrudniłoby ewentualną walkę. – radzę nie robić niczego głupiego. Oddajcie nam naszyjnik a nikomu nic się nie stanie. Chyba, że będziemy musieli odebrać go siłą.

- Nie wiem o czym mówisz. Nie mamy żadnego naszyjnika – powiedziała Astrid chowając za sobą domniemany przedmiot i mocno ściskając go w dłoni.

- Aha fajnie, to my sobie pójdziemy – odezwał się drugi napastnik – Masz nas za idiotów dziewczyno? Wyciągnij ręce i oddaj naszyjniczek chyba, że mam Ci je obciąć. – mówiąc to odsłonił hak, jaki miał zamiast jednej ręki. Astrid zrobiła jeden krok w przód, po czym rzuciła w górę naszyjnik zamierzając odwrócić ich uwagę i zaatakować. Wyciągnęła nóż i ruszyła naprzód, jednak równie szybko została przyszpilona do ściany przez mężczyznę z hakiem.

- Pyskacz zostaw ją. Mamy to po co przyszliśmy, nie ma potrzeby kogokolwiek zabijać.

- Taa, faktycznie szkoda brudzić hak czymś takim. Macie szczęście, że mój przyjaciel Stoick bywa dość wyrozumiały. Na nas pora, żegnam. – po tych słowach sięgnął do kieszeni i wyciągnął kulę, która po uderzeniu w ziemię stworzyła coś w rodzaju zasłony dymnej. Kiedy opadła, po przybyszach nie było żadnego śladu. 

Hmm...dedyk dla Aklime, powracającej Nieszczerbatej i nowej pani w naszym gronie czyli 5:30.PGS :)

Perspektywa Heathery

- Ekhe, ekhe Astrid, nic ci nie jest? Hej, gdzie ty się wybierasz?

- Jak to gdzie, za nimi, także ruszaj się bo szkoda czasu zanim nam uciekną.

- Ale nie wiemy nawet gdzie poszli, jak chcesz ich znaleźć?

- Bardzo łatwo, nie rzuciłam się na nich w końcu bez powodu. I tak nie dałybyśmy rady ich pokonać, więc trzeba było wymyślić jak odzyskać to, po co przyszli. Podczas walki przypięłam jednemu czujnik gps i zobacz. Widać dokładnie gdzie się znajdują.

- Aha, wiesz różne rzeczy przy sobie noszę, ale o tym nawet nie pomyślałam, dziwne nie? – powiedziałam w lekko ironicznym tonie. Kto na co dzień nosi coś takiego przy sobie. Niecodzienne, nawet jak na nas.

- Nie takie znowu dziwne. Pomyśl, na pustyni zostałyśmy zaatakowane przez niewiadomo kogo. I to dokładnie tuż po tym jak ten kryształ, który włożyłam do medalionu zaczął błyszczeć. Do tego mój sen, który tutaj nas doprowadził. Poza tym, nie zapominaj, kto zabił moich rodziców i dziadka. Bractwo na pewno szuka tego co my, więc to co się przed chwilą stało było kwestią czasu. Więc trzeba być przygotowanym. Nie mam zamiaru poddać się będąc tak blisko celu. – powiedziała moja przyjaciółka. Czasami imponuje mi jej przygotowanie i intuicja. Nie pierwszy raz ratuje nas to z opresji, no ale czy ktoś tak zdeterminowany jak ona mógłby sobie pozwolić na jakąkolwiek wpadkę? Na pewno nie.

Sygnał z nadajnika doprowadził nas do niewielkiego lasu tuż pod miastem. Mniej więcej w centrum pośród zarośli znajdowało się zamaskowane wejście do podziemnego korytarza, trzeba przyznać postarali się, aby nie wzbudzało to niczyjego zainteresowania. Po zejściu na dół szłyśmy przed siebie uważając czy nie wpadniemy na jednego z napastników. Z końca tunelu zaczęły dobiegać do nas odgłosy rozmów, jak się okazało ów korytarz prowadził do wielkiej sali. Była ona otoczona kolumnami, pokrytymi dziwnymi napisami. Na środku pomieszczenia znajdował się wielki kamienny stół, jakby ołtarz ofiarny, choćby ze względu na liczne ślady krwi. Doliczyłam się z dwudziestu zakapturzonych postaci, co daje nam nikłe szanse na odzyskanie naszyjnika.

- Pięknie, nie poradziłyśmy sobie z dwoma a co dopiero z całą bandą. I co teraz zrobimy?

- Nie wiem jeszcze, ale coś na pewno. Na razie poczekajmy, dowiedzmy się po co tutaj się zebrali i co chcą zrobić. Rozglądaj się przede wszystkim za naszymi złodziejami, tylko ostrożnie. Jak nas zobaczą to koniec.

Ukryłyśmy się za dwiema kolumnami obserwując gromadzących się ludzi. Po drugiej stronie Sali znajdowało się wejście, skąd przyszło jeszcze paru podejrzanych osobników. Ostatnim z nich był rudowłosy mężczyzna z czymś w rodzaju tatuażu na twarzy. Był nieco niższy od reszty, ale chyba stanowił ich przywódcę. Każdy kogo mijał kłaniał mu się lekko. I te jego oczy… nic dobrego w nich nie było widać.

- Astrid, to co robimy? Masz jakiś… - w jednej chwili mnie zamurowało. Astrid stała związana, przytrzymywana przez jednego z czarno-odzianych mężczyzn. Zanim cokolwiek zdążyłam zrobić, sama też zostałam uwięziona, po czym zabrano nas do reszty. Pięknie, po prostu pięknie. Wszystko idzie doskonale…

- O, no proszę, kogo my tutaj mamy? Nie spodziewałem się gości, dajcie je bliżej. – powiedział rudowłosy mężczyzna. Postawiono nas przy kamiennym ołtarzu, wokół którego zebrali się wszyscy zgromadzeni. Czyli nawet jak się uwolnimy, szans na ucieczkę brak. – No słucham kim jesteście i, co tutaj robicie, hm?

- Dagurze, to im odebraliśmy ten naszyjnik. Musiały pójść za nami.

- Ah tak, a powiedz Stoicku, czemu w takim razie nie zlikwidowaliście ich? Nie byłoby wtedy problemu.

- To prawda, ale wiesz też, że nie zabijam, jeśli naprawdę nie muszę. I nie mam zamiaru tego zmieniać.

- W porządku, może to i lepiej. Powiecie nam coś ciekawego, na przykład, skąd wzięłyście ten naszyjnik i co więcej… co jeszcze o nim wiecie. Mówcie śmiało to może was nie zabiję tak szybko. – powiedział uśmiechając się chytrze. Spojrzałam na Astrid, czekając na jakiś znak od niej. Pokręciła tylko głową wbijając wzrok w tego całego Dagura, jakby samym nim chciała go zabić. – Cóż, jeśli nie chcecie współpracować to nie mam innego wyjścia jak… Co się dzieje?!

Perspektywa narratora

W jednej chwili pomieszczenie wypełniło się dymem, po czym dało się słyszeć dźwięk wyciąganych mieczy. Poszukiwaczki domyśliły się, że wywiązała się walka, ale kto tutaj przybył i czy jest do nich przyjaźnie nastawiony. Te pytania przebiegły przez ich głowy, w oczekiwaniu na to co stanie się dalej. Poczuły jak ktoś podnosi je z ziemi i rozwiązuje sznury po czym ciągnie w kierunku wyjścia. Nie zastanawiając się długo przyjaciółki nie opierały się, podążając za nieznajomymi, by po krótkiej chwili znaleźć się na zewnątrz.

Perspektywa Astrid

- Nie wiem kim jesteście, ale chyba można podziękować wam za ratunek, no chyba, że jest jakieś drugie dno tej akcji.

- Nie martw się Astrid, to była typowa akcja ratownicza, bez żadnego podstępu. – Ten głos, znam go aż za dobrze. Kiedy skończył mówić zdjął kaptur i maskę. Zaczynam nabierać podejrzeń co do jego przypadkowych pojawień.

- Aiden! Nie wiem czy ty nas śledzisz, czy nadal uważasz to wszystko za dzieło przypadku, co?

- Przypadek to dobre słowo podkreślające to małe zamieszanie. Po prostu wszyscy znaleźliśmy się w tym samym miejscu, szukając tych samych ludzi, którzy również potrzebowali tego samego. Czysty zbieg okoliczności. Poza tym, gdyby nie to, teraz pewnie leżałybyście martwe w kałuży własnej krwi. Dagur jest nieobliczalny, a śmierć przy jego metodach bywa wybawieniem. Możecie mi wierzyć.

- Czyli znasz tego rudzielca, no proszę. Też dzieło przypadku? A tak w ogóle co to za jeden? – powiedziałam wskazując towarzysza Aidena. Miał na sobie szary płaszcz z kapturem i zakrytą twarz, jedyne co można było dostrzec to zielone oczy. Przyznam, że było w nich coś co przyciągało uwagę, taka głęboka zieleń, dająca poczucie spokoju. Choć było w nich też coś znajomego.

- To jest Czkawka, jeden z moich najbliższych towarzyszy. – powiedział Aiden, po czym jego koleżka zdjął płaszcz i maskę. Wyglądał na dobrze zbudowanego nie był jakiś wielki, ale też nie był chudzielcem. Miał też ciekawe rysy twarzy i lekki zarost.

- Jakby kogoś przypominał… Nie sądzisz Heathera?

- To całkiem możliwe. Poznałyście już jego ojca, Stoicka, który… - nie dałam Aidenowi dokończyć. Słysząc to imię wyciągnęłam nóż i od razu rzuciłam się na Czkawkę. Na początku zdołał zrobić unik, próbując mnie rozbroić, jednak podcięłam mu nogi i wpadłam na niego przykładając nóż do gardła.

- Gadaj, gdzie jest twój ojciec, gdzie zabrał mój naszyjnik?! Mów albo cię zabije! – Czkawce malowało się na twarzy lekkie zszokowanie. Popatrzyłam na innych. Heathera była równie zdezorientowana jak on, natomiast Aiden, stał z dziwnym spokojem, jakby w ogóle nie przejął się sytuacją kolegi. Kucnął przy nas i… jedno mrugnięcie i trzymał mój nóż, którym zaczął kreślić coś na ziemi. Jak on to zrobił??

- Astrid, zejdź z niego, uspokój się i pozwól mi dokończyć. Poza tym, nie wiem czy bierzesz to pod uwagę, ale przemoc nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem na zdobycie jakichkolwiek informacji. Zwłaszcza, że gdyby Czkawka nie zdołał nic powiedzieć, a ledwo oddychał, to jakbyś go zabiła, od kogo wyciągnęłabyś informacje? Proste, aczkolwiek wielce logiczne. – Spojrzałam na Aidena z lekkim wyrzutem, ale postanowiłam go posłuchać. Na ogół to co mówi się sprawdza, więc czemu by nie i tym razem. – A teraz kończąc swoją wypowiedź. Czkawka jest synem Stoicka, co nie znaczy, że należy tak jak on do Bractwa. Stoick tak po prawdzie również nie czuje się jego członkiem, jednakże pewne wydarzenia sprawiły, że stał się bardzo podatny na wpływy i puste obietnice Dagura. Nie można go za to winić, w końcu nic wam nie zrobił. Możecie z tego wyczytać, że nie jest tak zły, za jakiego go macie.

- Chwila, co to niby za wydarzenia, tak go odmieniły?

- Tego dowiecie się później, na razie zabierajmy się stąd. Nic tu po nas.

Perspektywa Astrid

Zabrałyśmy chłopaków do naszego domu, aby na spokojnie przemyśleć kolejny krok, a przy okazji uzyskać od nich parę odpowiedzi. To, że nagle się pojawili, akurat wtedy gdy i my natknęłyśmy się na spotkanie członków Bractwa, i to w chwili gdy straciłam naszyjnik… To raczej nie jest dzieło przypadku. Siedzimy właśnie w salonie, znaczy poza Aidenem, który stoi przy oknie patrząc nie wiadomo na co. Przyznaję, widok zawsze był ładny, ale aż tak? Kiedyś wydawał mi się dziwny, ale teraz sama nie wiem jak określić jego zachowanie. Jeśli chodzi o nasz dom to cóż, nie był nam nawet na początku obcy. Należał do dziadków Heathery, którzy zmarli 10 lat temu. Jej rodzice nie sprzedawali go, czekając aż obie osiągniemy pełnoletniość, by go nam przekazać. Dziwnie brzmi nie? Nie w naszej sytuacji, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że zamieszkałam z Heatherą i jej rodzicami bo moim rodzinnym „wypadku” i tak już zostało. Żadna z nas nie planowała zakładać rodzinę i wieść spokojne życie, skupiałyśmy się na przygodach i poszukiwaniach i tak zostało, stąd wspólne mieszkanie. Ale wracając do istotnej sprawy…

- Czyli trafiłyście na miejsce zebrania Bractwa, idąc tropem Stoicka i jego kompana Pyskacza, którzy odebrali twój naszyjnik, tak? – powiedział Aiden, nie zmieniając pozycji.

- Zgadza się. Miałam nadzieję, że uda się nam go odzyskać, ale sytuacja lekko wymknęła się spod kontroli. A teraz, eh. Wątpię, że go odzyskam.

- Nie ulegaj wątpliwościom w sytuacji, która nie pozostaje bez wyjścia. Działo się coś szczególnego, przed waszym trafieniem na tamto zebranie?

- Cóż, można tak powiedzieć. – wtrąciła tym razem Heathera – Najpierw pojechałyśmy do domu Astrid, kierując się jej snem, który po prostu kazał nam się tam znaleźć. Po chwili wpadłyśmy do tunelu, który zaprowadził nas do pomieszczenia, przypominającego czyjąś pracownię.

- A w tym pomieszczeniu miało miejsce coś… niecodziennego?

- Tak, kiedy podeszłam z medalionem do ściany z wyrytym na niej smokiem zobaczyłam kilka obrazów różnych miejsc. Nie wiem co to może znaczyć.

- Umiałabyś zlokalizować te miejsca? Masz jakiś punkt zaczepienia, gdzie one mogą się znajdować?

- Eh, nie wiem, musiałabym sobie je dokładnie przypomnieć. Wszystko działo się tak szybko. Właściwie czemu o to tak wypytujesz, co?

- Z czystej ciekawości. Może znajdziemy w tym jakąś wskazówkę, która ponownie doprowadzi nas do tego tajemniczego grona. – Ciekawość Aidena, poziom legendarny. Ale tutaj trzeba się z nim zgodzić, musimy ich odnaleźć inaczej mój naszyjnik przepadnie.

- Jest jeszcze coś, pod tym smokiem był taki ciąg cyfr. Przepisałam go. – Podałam mu kartkę z moim zapisem. Popatrzył na to przez chwilę, po czym wyciągnął telefon i rzucił krótko:

- Muszę do kogoś zadzwonić, zaraz do was wrócę. – I tym oto sposobem zostałyśmy same z, no właśnie. Naszym  milczącym dotąd Czkawką. Skoro Pan A. obraca wszystko w tajemnicę, może z tego bruneta uda się coś wyciągnąć, a przynajmniej trochę poznać, skoro wygląda na to, ze czeka nas drobna współpraca. 

Perspektywa Astrid

Siedzimy w ciszy od dobrych piętnastu minut. Aiden gdzieś przepadł z tym swoim telefonem ,a Czkawka milczy jak posąg. Widać, sam z siebie niewiele powie, więc trzeba jak zawsze wykonać ten pierwszy krok.

- Więc Czkawka, długo znasz Aidena? – idealne rozdanie na początek. Ale od czegoś trzeba zacząć.

- Odkąd tylko pamiętam. Zawsze pomagaliśmy sobie nawzajem i mogliśmy na siebie liczyć.

- Czyli na pewno sporo o nim wiesz, prawda?

- Być może, ale jak sam nic o sobie nie mówił, a przeważnie tak właśnie robi, to i ja nie mam czego o nim opowiadać.

- Nie no, pewnie. Nikogo nie chcemy obgadywać za jego plecami. – widać ciężko będzie – Ale coś chyba możesz powiedzieć. Skąd jest, albo co robił wcześniej, po skończeniu szkoły na przykład?

- Czym się interesuje, gdzie są jego rodzice, bo jak byliśmy w jednej szkole jakoś nikt ich nigdy nie widział. Ma dziewczynę może? – dodała od siebie Heathera, z naciskiem na to ostatnie. Z każdym pytaniem zbliżałyśmy się do Czkawki, na jego twarzy zaczęło pojawiać się drobne zakłopotanie. Po chwili jednak wstał, po czym chwycił za miecz oparty o fotel. Momentalnie się zatrzymałyśmy, spodziewając, że nas zaatakuje.

- Jedyne, o czym mogę wam powiedzieć, to o jego mieczu. Przyjrzyjcie się uważnie, nigdy w waszych stronach nie występowała broń o takim charakterze ostrza i jelca. Już samo to może poświadczyć, że obaj pochodzimy  z dość daleka. Na odpowiedzi dotyczące pozostałych pytań, musicie czekać, aż Aiden sam ich udzieli. To jego prywatne sprawy i od niego zależy czy coś powie czy nie.

I tyle z misternego planu. Trzeba przyznać, że nasz brunet jest równie skryty jak Aiden, jeśli o niego akurat chodzi. No to może warto spróbować innego zagrania?

- W porządku, rozumiem. Zabronił cokolwiek wspominać, ty się tego trzymasz, zaufanie i lojalność to podstawa. Ale… skoro o nim nic nie powiesz, to może zdradzisz coś na swój temat?

- Mój? Niby co?

- Możesz zacząć od tego… dlaczego Twój ojciec na nas napadł, albo kim jest ten cały Dagur, któremu on służy. Co ty na to? – powiedziałam wbijając wzrok w Czkawkę. Po jego zachowaniu widać było, że lekko się zmieszał, jakby nie wiedział co odpowiedzieć. Zaczął kręcić oczami po pokoju szukając chyba dla siebie ratunku. Na jego nieszczęście nikogo poza naszą trójką tutaj nie było.

- No... znaczy, to nie jest tak. Po prostu on… albo raczej oni… - bardzo pokrętny początek odpowiedzi. Coś się musiało stać, i to coś poważnego. Może nie powinnam o to pytać, ale chciałabym się tego dowiedzieć. Niby ten Stoick nie jest tak zły, za jakiego go z Heatherą biorę, ale jeśli tak, to jaki jest naprawdę? Czemu na nas napadł, o co w tym chodzi?

- No dalej, wykrztuś to z siebie, skoro jest…

- Czkawka, zbieraj się na nas już pora. – no pięknie. Nasz tajemniczy ulubieniec ma niewiarygodne wyczucie czasu. Jakby nie mógł przyjść za parę minut. – Dagur zbiera swoich ludzi po naszym ataku w kolejnej z kryjówek. Skoro mają medalion zabrany Astrid, będą chcieli wykonać kolejny krok. Musimy im w tym przeszkodzić i odzyskać zgubę.

- A gdzie tym razem mają zamiar się spotkać, zgaduję, ze to ustaliłeś.

- Nie, ale mój informator owszem. – w tym miejscu robi się denerwujący – Kojarzycie ruiny starego opactwa na zachód od miasta? – obie skinęłyśmy głową na tak – Tam odbędzie się kolejne spotkanie. Zatrzymacie się na obrzeżach lasku znajdującego się tuż obok ruin, Czkawka będzie tam na was czekać po czym opowie o reszcie planu.

- W porządku, ale…

- Żadnych pytań w tym momencie, nie mamy na to czasu. My idziemy zebrać ludzi, a wy dobrze się przygotujcie. Aha jeśli wywiąże się walka, a wywiąże na pewno, trzymajcie się z boku, dla własnego bezpieczeństwa. – I wyszli zanim cokolwiek odpowiedziałyśmy. Czyli szykuje się starcie, a pamiętając nasze pierwsze spotkanie z Dagurem i jego ekipą, dyplomacja i grzeczny zwrot skradzionego przedmiotu raczej nie wchodzi w grę.

Perspektywa Astrid

Im bliżej konfrontacji tym większy można odczuć stres. Na ogół nigdy nie miałam z tym problemu, w końcu nie jedno już w życiu przeszłyśmy, ale tym razem jest inaczej. Nie czeka nas zwiedzanie ruin, badanie dziwnych znaków, run czy symboli, ale starcie z groźną grupą gotowych na wszystko ludzi pod przewodnictwem obłąkanego szaleńca. A może stawka buduje we mnie takie napięcie? W końcu tutaj chodzi o talizman dziadka, muszę zrobić wszystko by go odzyskać.

- Hej, Astrid? Wszystko w porządku? Znowu wydajesz się być nieobecna.

- Mam nadzieję, że dzisiaj to się wszystko zakończy. Nie uśmiecha mi się kolejna pogoń za bandycką zgrają psychopatów i fanatyków.

Dotarłyśmy na wyznaczone miejsce, gdzie czekał już na nas Czkawka. Po chwili podprowadził nas bliżej wejścia do katakumb znajdujących się pod ruinami opactwa, gdzie czekał już mały oddział ludzi ubranych podobnie do niego. Nie było wśród nich jednak Aidena, więc pewnie on będzie atakować z drugiej strony. Standardowa taktyka brania przeciwnika w tak zwane „kleszcze”.

- W porządku, a więc tak jak zostało ustalone my atakujemy od wejścia południowego. Aiden wraz z resztą zaatakuje od zachodu. To są jedyne dwa wejścia do podziemi, więc przy elemencie zaskoczenia powinno pójść gładko. O ile Dagur nie zna jakieś innej drogi na ewentualną ucieczkę. Co do was dziewczyny, będziecie trzymać się blisko mnie. Gdy dotrzemy do Sali, w której odbywa się spotkanie zaprowadzę was w bezpieczne miejsce, gdzie poczekacie na koniec starcia. Nie mieszajcie się do tego, dopóki nie będzie bezpiecznie, oni na ogół nie biorą jeńców ani nie okazują litości tak jak ich przywódca. Jeśli nie ma nikt żadnych pytań możemy ruszać.

Szliśmy dobre dwadzieścia minut zanim dotarliśmy do domniemanego celu. Pomieszczenie nie różniło się wiele od tego, w którym po raz pierwszy natknęliśmy się na Dagura i jego zgraję. Czkawka zaprowadził nas do jednej z bocznych komór znajdujących się na wyższym poziomie kompleksu, z której był widok na całe pole zbliżającej się bitwy, po czym rozlokował swoich ludzi czekając na sygnał do ataku. Po chwili salę wypełniła chmura dymu, co było jednoznaczne z początkiem starcia. Jedyne co dało się usłyszeć to krzyki i szczęk oręża. Nagle wszystko ucichło. Dym zaczął opadać odsłaniając sylwetki odzianych na szaro wojowników. Niektórzy leżeli już martwi, inni byli ranni, ale widać było że odnieśli zwycięstwo. Wyszłyśmy ze swojej kryjówki, nigdzie jednak nie dostrzegłyśmy Czkawki.

- Porwał go! – krzyknął Aiden, podbiegając w naszą stronę. – Dagur zabrał ze sobą Czkawkę. Od początku mu o to chodziło, dlatego dał się tak łatwo wyśledzić. Teraz ma je oba.

- Oba? Co masz na myśli? – spytałam, mając nadzieję, że tym razem udzieli jakieś dokładniejszej odpowiedzi. – I co z Czkawką, co mu zrobi Dagur?

- Spokojnie, na razie jest mu potrzebny. Chodźcie za mną, ich trop jest jeszcze świeży, jeśli się pospieszymy możemy ich dogonić nim będzie za późno.

- Ale powiedz czemu tak Dagurowi na nim zależało, że dał się tak łatwo namierzyć. Stracił tutaj wielu ludzi. – Aiden spojrzał na mnie i Heatherę z typowym dla siebie brakiem jakichkolwiek emocji wyrytym na twarzy. Czasami zastanawiam się, co mogło się stać w jego przeszłości, że jest właśnie taki. Taki zimny spokój i spojrzenie, z którego można wyczytać, że wie o wszystkim co się zaraz wydarzy.

- Im szybciej ich znajdziemy tym szybciej się tego dowiedzie. Nie traćmy więc czasu i ruszajmy w drogę. 

Zapraszam i zachęcam do każdego komenatarza :) Ponadto, zapraszam do zapoznania się z nowym opowiadaniem pod tytułem: http://jakwytresowacsmoka.wikia.com/wiki/Blog_u%C5%BCytkownika:SilverRider/Cienie_przesz%C5%82o%C5%9Bci

Advertisement