Nie podano opisu zmian |
Nie podano opisu zmian |
||
Linia 4: | Linia 4: | ||
''' |
''' |
||
[[Astrid Hofferson|Astrid]]:''' A myślałam, że można jej ufać. Błąd. |
[[Astrid Hofferson|Astrid]]:''' A myślałam, że można jej ufać. Błąd. |
||
+ | |||
− | ''' |
||
− | [[Szpadka Thorston|Szpadka]]:''' Pewnie. Kto by stawiał brata nad przyjaciółmi? |
+ | '''[[Szpadka Thorston|Szpadka]]:''' Pewnie. Kto by stawiał brata nad przyjaciółmi? |
Chyba jakiś wariat. Pfu. Nie? |
Chyba jakiś wariat. Pfu. Nie? |
||
''' |
''' |
Wersja z 18:01, 8 sie 2020
Scenariusz Niniejsza strona jest scenariuszem danego filmu/odcinka. →Powrót do artykułu |
Śledzik: Dagur? Naprawdę? Heathera po jego stronie? Nic nie
rozumiem.
Astrid: A myślałam, że można jej ufać. Błąd.
Szpadka: Pewnie. Kto by stawiał brata nad przyjaciółmi? Chyba jakiś wariat. Pfu. Nie? Mieczyk: Brat słyszał, siostro.
Astrid: A mnie ciągle zastanawia kim są ci Łowcy i czego, tak naprawdę, od nas chcą.
Heathera: Cierpliwości, zaraz się dowiesz. Rusz się, Ryker zaprasza na pogawędkę.
Astrid: Ach! Gdyby nie strażnicy, odgryzłabym ci głowę.
Heathera: Hah, jasne, jasne.
Astrid: Po wszystkim co dla ciebie zrobiliśmy? Przygarnęliśmy, nauczyliśmy latać, życie ci ratowaliśmy, nie raz.
Heathera: I jestem wam za to naprawdę wdzięczna, ale przeznaczenia nie oszukasz.
Astrid: Więc wolisz zdradzać przyjaciół i bratać się z tymi bandziorami?
Heathera: Przestań. Przez całe lata musiałam sobie radzić sama, wiesz? Dagur jest moim bratem. Życie by za mnie oddał.
Astrid: Pożałujesz tego. I to bardzo.
Heathera: Hm… Naprawdę? Dzięki za troskę, ale na twoim miejscu martwiłabym się o własną skórę. Ryker: Wejść.
Heathera: Ryker potrzebuje informacji. Potrafi być bardzo przekonujący. Czkawka: No dzień dobry. Hej, kolego. Śpisz jeszcze? Sączysmark: Nie. Bo ktoś tu chrapie. Musisz?! Jak miło. Umieram z głodu. Usmażymy sobie i… No dobra, proszę bardzo, częstuj się. Kochany, nie, przestań. Ej! Złodzieju! Podziel się!
Czkawka: Fajnie, że chociaż jeden ma dobry humor.
Sączysmark: Ej! Oddaj! Ech, weź! Ech. A co ty robisz?
Czkawka: Zastanawiam się, gdzie oni mogli popłynąć.
Sączysmark: A po co się zastanawiasz? Nawet jak ich znajdziemy, to co? Mają te swoje strzały, pamiętasz? Jak chcesz walczyć?
Czkawka: Jak chcę? No… Nie mam pojęcia.
Sączysmark: Hehe, to bardzo ciekawe. Trochę liczyłam, że jednak masz pomysł. Ach, Hakokieł. No nic, wiedzieliśmy, że ten dzień nadejdzie i w końcu nadszedł. Czkawka się wypalił i to Sączysmark musi obmyślić świetny plan. Wyciśnij drobinki geniuszu z tej pięknej grubokościstej czachy.
Czkawka: Już wiem!
Sączysmark: Nie… Ja bym coś w końcu wymyślił. Niewiele brakowało.
Czkawka: Chodź, zbieramy się. Szykuje się ciężki dzień.
Śledzik: Ooo! O rany, nic ci nie jest?
Astrid: Nie, ale padam z nóg. Całą noc zadawali pytania. Nie dali zmrużyć oka.
Śledzik: Kto?
Astrid: Głównie Dagur i jego Heathera. Ten cały Ryker niewiele mówi. Siedzi i patrzy.
Szpadka: No dobra, ale byłaś twarda. Nie dałaś się. Słówka nie pisnęłaś, bo jesteś najlepsza.
Astrid: No niestety, coś tam powiedziałam.
Szpadka: Ta, bo jesteś najlepsza.
Astrid: Ryker bez przerwy pytał o to samo. O Smocze Oko. Powiedziałam mu gdzie jest.
Śledzik: Zależy im na Smoczym Oku?
Astrid: Jak się okazuje, nawet bardziej niż bardzo. Podobno od dawna już go szukają.
Szpadka: I powiedziałaś im, że gdzie jest, gaduło?
Astrid: Jak to gdzie? Na Końcu Świata. I że strzegą go pozostali jeźdźcy. Całe zastępy.
Mieczyk: Co? Przecież nikt…
Astrid: Nie powinien o tym wiedzieć no wiem.
Śledzik: Ta, Koniec Świata to prawdziwa forteca, setki Smoczych Jeźdźców.
Astrid: Pod dowództwem kapitana Gustawa.
Mieczyk: Czekaj, kapitan Gustaw? Już został kapitanem?
Astrid: Oj, no przecież musiałam coś wymyślić, bo zaraz by tam popłynęli i zajęli wyspę.
Szpadka: Hah, kupili to?
Astrid: Na razie tak, ale w którymś momencie Ryker wyśle w końcu kogoś na przeszpiegi.
Śledzik: Czyli mamy trochę czasu.
Astrid: Tak. Ale musimy się stąd wydostać, zanim odkryją, że blefowałam. Jakieś pomysły?
Mieczyk: Och, kochana, pytanie. Mieczyk ma plan doskonały. Gotowi? Przekopiemy się?
Astrid: Przez dno łodzi się przekopiemy?
Śledzik: Prosto do morza, brawo.
Mieczyk: Genialne, co nie? Nigdy w życiu się nie domyślą. Sam bym się nie domyślił. Bo kto jak kto, ale ja nie umiem pływać. Dobra, zapamiętać: nauczyć się pływać. Na jutro. Najpóźniej do przyszłego tygodnia.
Sączysmark: To ta wyspa? Lądujemy?
Czkawka: Nie.
Sączysmark: A tamta tam?
Czkawka: Też nie.
Sączysmark: A ta tu?
Czkawka: Czy ty możesz się wreszcie… Aa… Przepraszam. Na tej lądujemy. Zgadłeś.
Sączysmark: O nie, już ja znam te dziury. Czemu nie powiedziałeś, że porywasz mnie na Wyspę Szeptozgonów?
Czkawka: Bo gdybym ci powiedział, to byś nie poleciał. Poza tym… to nie tylko Wyspa Szeptozgonów. Mamy tu jeszcze kogoś.
Sączysmark: A jest i Krzykozgon. Równie dobrze możemy się od razu rzucić do morza.
Czkawka: Przestań panikować. Jak się trochę zbliży to nas pozna i się uspokoi. Miejmy nadzieję.
Sączysmark: Smarku, polecimy na Wyspę Śmierci, pośmiejemy się trochę, poginiemy. Najgorszy plan pod słońcem. Zaraz nas pożre! Możemy się, proszę, zbierać?
Czkawka: A ty nie pamiętasz? Dzięki nam odnalazł matkę.
Sączysmark: Ja pamiętam, ale on chyba nie.
Czkawka: Dawaj, dawaj, Szczerbek! Szybciej!
Sączysmark: A może nawet i pamięta, ale matka okazała się, na przykład, ja wiem… wyrodna?!
Czkawka: Lecimy w chmury. Jak się zanurzymy, mocno w prawo.
Sączysmark: I co teraz? Czekamy aż się bestia zmęczy i wracamy do domku?
Czkawka: Nie. Wręcz przeciwnie. Wracamy na dół. W tunelach jest coś, co musimy mieć.
Sączysmark: Czemu ty musisz zawsze wszystko odwrotnie?
Śledzik: Mam!
Mieczyk: Yy… Ech. Yyy… Hej! Mamy nowy plan. Zrobimy tu wielki pożar i…
Śledzik: Ee… Nie!
Szpadka: To ja mam pomysł. Słuchajcie.
Śledzik: A może podejdziemy ich psychologicznie? Poznamy imiona strażników, zakolegujemy się trochę, oni nam zaufają, a my wtedy znienacka…
Mieczyk: Straszna nuda!
Szpadka: To może…
Mieczyk: Kwasem ich!
Szpadka: Ech! Dobra, jak chcecie. Olewacie ogródek pomysłów Szpadki, to nie będzie truskaweczek.
Mieczyk: Za to w ogródku Mieczyka rosną olbrzymie pomidory. Kwasem wypalimy kraty.
Astrid: A skąd, powiedz, weźmiemy kwas?
Mieczyk: Tego jeszcze nie wiem.
Astrid: Kolejny świetny plan. Równie dobry jak ten, żeby ożenić strażnika ze Szpadką, rozwieść ich i dostać klucz w ramach podziału majątku.
Heathera: Ryker chce rozmawiać.
Śledzik: Ze mną?
Heathera: Nie, ze wszystkimi. Idziemy.
Ryker: Zwą mnie Ryker. To jest moja łódź. Wy jesteście moimi więźniami. A wasze smoki należą teraz do mnie.
Dagur: I to jak będą traktowane, zależą wyłącznie od was.
Śledzik: Sztukamięs!
Ryker: Twój Gronkiel bardzo ładnie współpracuje. Śledzik: Sztukamięs ma na imię!
Ryker: A co mnie to. Liczy się, że wyrabia mi metal od świtu do zmierzchu i od zmierzchu do świtu. Doskonale. Nasze katapulty i balisty nareszcie będą miały czym strzelać.
Astrid: Nie możecie jej tak traktować!
Ryker: Ależ możemy. I będziemy.
Astrid: Ech!
Szpadka: Och. Biedny Wym i kochany Jot. Jak myślisz, co im zrobili?
Mieczyk: Nie, nie, nie patrzę. Nie patrzę, bo palce mam teraz na oczach. No proszę. I to ja rozumiem. Ktoś tu, widzę, wie co dobre.
Łowca: Lubi rybki.
Szpadka: Hej. Rzuć no trochę tłuszczyku. Patrz no, jaka jestem mizerna.
Łowca: Zmykaj stąd.
Ryker: Osiągnie sporą cenę na północnych rynkach.
Mieczyk: A jak. Zdrowa skóra, piękne oczy, niebywały refleks do tego. Chwila… co?
Dagur: Aha. Butki z Zębiroga. Najwyższa jakość za najwyższą cenę. Ryker: Wszystkie wasze smoki czeka ten sam los. Naturalnie niektóre możemy traktować ciut lepiej.
Szpadka: Nie trzymaj nas w niepewności. Mów. Ryker: To wy zacznijcie wreszcie mówić! Chcę wiedzieć wszystko o Smoczym Oku i ilu dokładnie Jeźdźców strzeże waszej wyspy! Dobrze, rozumiem. Tuczcie go, tuczcie, panowie. Więcej nam zapłacą.
Szpadka: Błagam! Błagam! Nie, nie tuczcie go! Ja ci powiem, wszystko powiem.
Ryker: Świetnie. Zamieniam się w słuch. Szpadka: Nie krzywdź go.
Mieczyk: Szpadka, uspokój się! Thorstonowie nie błagają. Chyba, że o jedzenie.
Szpadka: Eee…
Mieczyk: Albo pieniądze, albo nocleg.
Szpadka: Eee…
Mieczyk: Albo o inne rzeczy, których potrzebują. Hm, głupia sprawa. Może ja zamilknę?
Szpadka: Eee…
Ryker: Chcesz pomóc swojemu smokowi? To zacznij już wreszcie mówić. Szpadka: Nie! W życiu. Ech. Wybaczcie, jakoś na chwilę straciłam głowę. Ryker: Zabawne. Wkrótce twojego smoka czeka ten sam los. Zabrać ich stąd już! Sączysmark: A ten Krzykozgon to on nie urósł przypadkiem?
Czkawka: Urósł. I ja właśnie na to liczyłem.
Sączysmark: Świetnie. Nie no, ja też się cieszę. Czkawka: Słuchaj, skoro urósł, znaczy, że zrzucił skórę. A jeśli zrzucił skórę, to gdzieś tutaj musiał zostawić łuski. I są!
Sączysmark: Jeśli myślisz o tym, o czym myślę, że myślisz to myślę, że to naprawdę fatalny pomysł.
Czkawka: Moim zdaniem doskonały.
Sączysmark: To powiedz mi, bracie, kto wymyślił, żeby dać Sztukamięs na wabia? Też plan doskonały. Wyborny. No dzieło sztuki.
Czkawka: Cicho, nie gadaj już. Mamy pewnie z godzinkę czy z dwie za nim Krzykozgon… Sączysmark: Błagam cię, przestań już udawać, dobra? Ten smok cię nie kojarzy. Nie zna cię, nie pamięta, daruj sobie.
Czkawka: Szczerbatek i ja odwrócimy jego uwagę, a ty zbierz jak najwięcej łusek i zbierajmy się stąd.
Sączysmark: Czkawka?
Czkawka: Już nawet nie kończ.
Sączysmark: Hahahaha. No to już po nas. Co tu się stało? Umarliśmy?
Czkawka: Krzykozgon rzeczywiście nas nie pamiętał, ale jego matka to już co innego. No popatrz, jest dobre. Ruszaj się, zbieraj łuski, migiem. Mieczyk: A gdybyśmy się podkopali przez sufit?
Śledzik: To byłby nadkop a nie podkop.
Mieczyk: Ta, na serio? A niby czemu się nie można podkopać do góry?
Szpadka: Słuchajcie, bo ja mam…
Astrid: Cicho, dobra? Zapamiętałam rozkład jazdy strażników. Mam plan. Musimy tylko jakoś otworzyć te drzwi.
Szpadka: Kluczem, który jakiś czas temu wykradłam i mam?
Astrid: Co? Ale chwila, jak…?
Szpadka: Błagam… Proszę… Właśnie. Dajcie mi, proszę, czasem coś powiedzieć, dobra? Ogródek pomysłów Szpadki rodzi dużo owoców.
Astrid: No dobra. Jeśli uda mi się załatwić strażników, rozdzielamy się i lecimy po smoki. A potem spadamy stąd.
Mieczyk: No dobra. A dokąd?
Astrid: Do góry, żeby nie dosięgły nas strzały. Cii… Strażnik! Strażnik! Ja już nie mogę! Chcę ratować swojego smoka! Powiem wszystko, tylko mnie wypuść! Gotowe. Jeszcze jedno. Jeśli ta łódź jest w stylu Kosiarza, to pewnie wszędzie są pułapki, także oczy dookoła głowy.
Mieczyk: O, świetnie. Miło, że wspomniała.
Śledzik: Widzimy się na górze. Heh. Mieczyk: Ale, że w sensie, że w powietrzu, czy w Walhalii?
Szpadka: Tego nie wiem, zapytajmy… Oj, poszedł sobie.
Śledzik: Och, Sztusia! Ohoho! Strasznie tęskniłem, wiesz? Zaraz sobie uciekniemy, ale najpierw muszę coś sprawdzić. Gronklowe żelazo, wiedziałem! Skąd wytrzasnęli recepturę? Ech, czym ten facet cię karmił?
Astrid: No jestem. Myślałaś, że cię zostawię? Nie żartuj.
Szpadka: Hm… Wym, Jot, przybyliśmy was ocalić.
Mieczyk: Słyszały spasione jaszczury? Ocalamy was. Ruszcie się! Ktoś tu chyba zapomniał, kto kim rządzi.
Szpadka: Właśnie. Kto kim rządzi? Mieczyk: O-oł.
Śledzik: Ostatni, ostatni składnik. Co to mogło być?
Łowca: Dosyć. Idziemy.
Szpadka: Rusz się! No już, ratujemy wam skórę!
Mieczyk: Weźcie, bo zaraz nas złapią.
Szpadka: Cześć. Jakieś plany na wieczór?
Heathera: Ty chyba nie myślisz, że damy ci uciec.
Astrid: Chyba nie myślę. Ale to sprawi mi sporą frajdę.
Heathera: Tak? Mnie chyba większą. Dagur: A nie mówiłem? Jasne, że mówiłem. Uparci jak osły. I wkurzający. Ryker. Rykuś. Rykusiek, posłuchaj, proszę, młodszego kolegi, co? Znam się na smokach. Znam się na Jeźdźcach.
Ryker: No i? Dagur: Pokaż im, że nie żartujesz. Wywal jednego za burtę. Hehehmhm… Ale będzie ubaw.
Heathera: Tak, fantastyczny pomysł. Ciekawe co nas czeka, jeśli Viggo będzie chciał ich osobiście wypytać o Smocze Oko. Mam znacznie lepszy plan. Niech trochę popracują.
Mieczyk: Jeśli można, wolałbym za burtę.
Szpadka: Mhm.
Heathera: Rozdziel ich, żeby nie próbowali więcej uciekać. Niech ci posłusznie służą jak te smoki.
Ryker: Ciekawe. Ten pomysł mi się podoba. Do roboty ich! Następny który spróbuje uciec, leci za burtę. Tak, od razu widać, kto tu myśli w tej waszej familii. Hahahaha…
Dagur: Hahaha… Ma się rozumieć, szefie. To było… Co to miało być, przepraszam?
Hathera: Nic, tylko uratowałam ci życie. Z tego co mi mówiłeś, Viggo jest wyjątkowo niezadowolony gdy traci swój cenny towar. Jeśli coś się stanie Jeźdźcom, Ryker będzie świecił oczami, nie ty.
Dagur: Dbasz ty o swojego braciszka. Jak siostra.
Czkawka: Jestem pod wrażeniem. Jakie tempo, Sączysmark, i powiem ci, że zręczny jesteś.
Sączysmark: Hehehe. Mamusia czegoś mnie tam nauczyła.
Czkawka: Jeśli to wypali, będę musiał jej podziękować. Dobra. To teraz co? Musimy znaleźć Łowców.
Mieczyk: Ej, to jak to było? Heathera cię pokonała, tak? Zupełnie sama?
Astrid: Bo miała siekierę.
Mieczyk: No dobra, a ty miałaś rączki. Swoje zwykłe, zwinne rączki.
Astrid: Och…
Mieczyk: Czyli wniosek jest taki, żeby zawsze nosić przy sobie siekierkę. W sensie… miotłę. Tak. Miotła dobra rzecz.
Szpadka: Ty już, nie próbuj się, kolego, podlizywać, bo to twoja wina. A ty co? Stajesz po jego stronie, drugi kolego? Ty też się nie popisałeś.
Śledzik: Trzy części wapienia, dwie części piaskowca, jedna część rudy żelaza i jedna wielka łycha zastygłej lawy Gronkla. Aa! A, tak, ju-już sortujemy.
Astrid: Hy, ty naprawdę nie rozumiesz, że taka siekiera daje w walce gigantyczną przewagę?
Mieczyk: Nie daje, jeśli masz maczugę.
Astrid: Ale ja nie miałam maczugi. Ani miecza. Ani kuszy.
Mieczyk: Aha, to teraz sobie wyliczamy? No to nie miałaś też oczu, co strzelają płomieniami, nie? Hehehe…
Astrid: Ooch!
Łowca: Smoki! Smoki na prawej burcie! I Jeźdźcy!
Dagur: Pewnie Czkawka i kolega Smarkacz.
Ryker: Szykować katapulty! Łucznicy na stanowiska! Jak tylko znajdą się w zasięgu.
Sączysmark: Słuchaj, zdarzają się fatalne plany każdemu. Ale ten to przekracza w ogóle wszelkie granice.
Czkawka: Dzięki, to ja potraktuje to jak komplement. Dagur: Nie sądziłem, że jest aż tak szalony. Ryker: Głupiec.
Heathera: Czkawka nie jest głupi. Na pewno coś knuje.
Ryker: Z przyjemnością go zapytam. Jak tylko strącę go z tego smoka. Łucznicy, strzelać do skutku!
Dagur: Och tak! Mamy ich na talerzu! Yyy… Aa… Co się wydarzyło? Zakryli smoki jakąś dziwną smoczą zbroją.
Ryker: Chodź tu do mnie.
Astrid: Teraz albo nigdy.
Mieczyk: Aaa! Nie… bawi mnie… zamiatać! I lepiej to sobie zapamiętaj!
Astrid: No wybacz. Parę brudów trzeba będzie jeszcze stąd wymieść. Haa!
Mieczyk: Aaa!
Śledzik: Nie! Sztusia, tul go!
Szpadka: Ha! Ha! Ha! Ha! W porządku. Niezły początek. Ale przed wami jeszcze bardzo długa droga, koledzy.
Sączysmark: Zbroja ci się luzuje! Wiedziałem, ze trzeba było na okrętkę, a nie krzyżykowym. Brzydki Sączysmark, brzydki. O nie, a tak chciałem, żeby mamusia była dumna.
Czkawka: Miejmy nadzieję, że wytrzyma. Lecimy i zdejmujemy boczne statki.
Astrid: Dosyć. Chodźmy po smoki.
Heathera: Ja się nią zajmę.
Astrid: Aaa! Wichura, lećmy stąd. Proszę cię, nigdy nie odpuszczasz?
Heathera: A ty?
Dagur: Huhuhu! Odpadł mu kawałek zbroi! Dorwiemy łobuza!
Ryker: Uwaga! Wszyscy celować w Nocną Furię, jasne?!
Łowca: Z całej…
Ryker: I jak to w życiu, wszystko muszę sam.
Astrid: A nie mówiłam, że zadarłeś nie z tymi co trzeba?
Ryker: Chyba jednak nie doceniłem tych… Smoczych Jeźdźców.
Czkawka: Ja dobrze widziałem? To był Dagur? Dagur przystał do Łowców?
Szpadka: No nie, tylko Dagur.
Astrid: O tak. Działo się. Będzie co opowiadać.
Śledzik: Łuski Krzykozgona? Hej, bardzo sprytne. Najgrubsza skóra pod słońcem.
Szpadka: Uu, jakie profesjonalne ściegi.
Mieczyk: Eee, bez przesady. Ja tam bym raczej szył na okrętkę.
Sączysmark: Jeszcze słowo, a ci zaszyję tą buźkę.
Czkawka: Patrz, jednak się udało.
Śledzik: Ciężka ta zbroja. Ja tam bym ją wykuł z Gronklowego żelaza. Zdobyłem recepturkę.
Czkawka: Obawiam się, że pewnie nas to czeka. Wygląda na to, ze Łowcy tak łatwo nam nie odpuszczą.
Heathera: Dobra. Co teraz?
Ryker: Wyspowiadamy się Viggo.
Dagur: Yyy, tak. A co mu powiemy?
Ryker: Że coraz mniej dzieli nas od Smoczego Oka.