Scenariusz Niniejsza strona jest scenariuszem danego filmu/odcinka. →Powrót do artykułu |
Czkawka: Ach. Mordko! Ech. Ach! A ty skąd się tu wziąłeś?
Sączyślin: Skąd ja się tu wziąłem? Chyba skąd ty się tu wziąłeś.
Czkawka: Y-y... Wspominałem już, że dziękuję za uratowanie życia?
Sączyślin: I to nie raz. W ramach wdzięczności może przestałbyś łazić w tę i we w tę? Aż w głowie się kręci i jelita niespokojne.
Czkawka: Aa, jasne, wybacz. Po prostu martwię się o Szczerbatka.
Sączyślin: Co, za smokiem ci tęskno? Idź przytul się do mojego, nie pogniewa się.
Czkawka: Cześć miły kolego. Sączyślin, a tak w ogóle to co to za miejsce? Tyle masz zapasów, że miesiącami mógłbyś się tu ukrywać.
Sączyślin: Może to ci umknęło, ale te krwiożercze Paszczogony zniszczyły mój nowiutki, świeżością pachnący spichlerz. Omal nie przypiekając mi przy okazji synalka. Oj byłeś tam, smutny to był dzień w historii Jorgensonów.
Czkawka: Czekaj. To o to tu chodzi? O zemstę?
Sączyślin: Obserwuję te łachudry uważnie, w końcu dorwę takiego i zobaczymy czy mu się spodoba pięknym za nadobne.
Czkawka: Tak. Dobra. W porządku, ale żeby nie było: najpierw ratujemy mojego smoka, potem się mścimy, zgoda? Jeśli nie wyciągniemy go stąd przed zmrokiem, rozszarpią go na strzępy.
Sączyślin: Proszę bardzo. Prowadź, wodzu. Samotność zaczęła mi już dawać się we znaki, nie moja bajka. Wiesz, towarzyska ze mnie bestyjka.
Krogan: Szpony i topory. Heh. Dziecinny nonsens.
Viggo: Mam rozumieć, że nie byłeś w tym mistrzem?
Krogan: Po co strącać pionki, kiedy można ludzi?
Viggo: Nie starczy mi niestety cierpliwości, by ci to wyjaśnić. Wynocha stąd. Migiem.
Łowca: Tak jest, tylko wynocha i wynocha.
Viggo: I Smocze Oko wróciło na swoje miejsce. Nigdy już nie wpadnie w łapska Smoczych Jeźdźców.
Krogan: Hm...
Viggo: O nie, proszę cię, pohamuj entuzjazm.
Krogan: Ta twoja lorneta miesiąc spędziła w wulkanie. Naprawdę sądzisz, że się do czegokolwiek nada?
Viggo: Przekonajmy się. Przytrzymaj smoka.
Krogan: Hm. Kto by się spodziewał?
Viggo: Hm...
Krogan: Liczę, że to naprawisz.
Viggo: Jeśli zostawisz mnie samego, szanse wzrosną grubo ponad stukrotnie.
Gustaw: Gustaw. To ja.
Astrid: Spokojnie, Wichurko. Dobrze się spisałaś.
Mieczyk: Ech.
Szpadka: I lecę!
Mieczyk: Dobra. Dosyć tego. Mam tego dosyć. Ta maskarrrada zabrnęła za daleko. Już porrra wyjawić prrrawdę.
Sączysmark: A jaką znowu prawdę i dokąd cię niesie?
Mieczyk: No bo jak powiem gorylowi jak było naprawdę, że to nie Szpadka uratowała mu życie, ale on uratował Szpadce, to jest szansa, choć niewielka, że zwierzak poleci do siebie i wszystko będzie normalnie, i jak dawniej. Czyli dorosły brat i siostra będą żyć sobie w harmonii, spędzając razem każdą wolną chwilę i będą pragnąć się nawzajem skrzywdzić boleśnie, acz z czułością.
Sączysmark: Jasne. Bo to jest normalne? O-oł.
Astrid: Ty słuchaj, co oni tam robią?
Sączysmark: Mieczyk wyjawia Throkowi prawdę. Całą, calutką prawdę.
Astrid: I ty go puściłeś? Chyba sobie żartujesz.
Szpadka: Haha... Sí, yo no pojęcias nie ma, gdzie el plástico wazoo. Haha... A roscón kurczaku, sí.
Astrid: I jak poszło?
Mieczyk: Są tacy, co twierdzą, że prawda nas wyzwoli, nie? Nie czuję się wolny. Zero wolności.
Astrid: No dobra, ale jak zareagował?
Mieczyk: A tak, że przyznał mi rację, że okej, uratował jej życie i nie powinien się w niej zakochiwać.
Sączysmark: No to chyba raczej dobrze.
Mieczyk: By było, bo potem powiedział tak: "Nie sądziłem, że poczucie obowiązku zamieni się w uczucie tak namiętne". Ble.
Stoick: Czkawka. Musimy porozmawiać.
Astrid: Wodzu, nie ma go tu.
Stoick: Ech... No dobrze. Chcę wiedzieć, czy nie chcę?
Astrid: Powiedział, że znajdzie inny sposób. Że nie skrzywdzi smoków i odleciał.
Stoick: Nie znoszę, kiedy odlatuje. No nic to. W takim razie, kochana, my sobie porozmawiamy.
Czkawka: A powiesz mi, co tak dokładnie tu robiłeś ten cały czas?
Sączyślin: Obserwacje i badania. Badałem grunt i sytuację.
Czkawka: Cz-czego?
Sączyślin: Jak "czego"? Smoków. A co niby miałbym badać jak nie smoki? Durak.
Czkawka: Dobra, dobra. I co? Masz jakieś ciekawe wnioski?
Sączyślin: No ludzie, a ten się jeszcze pyta.
Czkawka: Co jest? Czemu ty mi tak robisz?
Sączyślin: Sączyżar.
Czkawka: Nazwałeś go?
Sączyślin: Wszystkie nazwałem. Po czasie stały się jak rodzina. Sączyskwar. Oj, ten łobuz niemyty, uwielbiam go. Sączybuch. Hyy. Wyczuł nas chłopak.
Czkawka: Zdaje się, że pojawiłem się chyba w ostatnim momencie.
Sączyślin: Co to niby, przytyk?
Czkawka: Aa... Bo ja wiem? Chodzi o to, że... Eee, czekaj. Nie ruszaj się. Wiesz, siedzisz właśnie na...
Sączyślin: Ee, to nasz spaślaczek. Siedzi jak buc i palcem nie kiwnie. Zadufane to to bracie jak diabli.
Czkawka: I co, jak się zwie? Sączygrzyb?
Sączyślin: Stoick. Stoick się nazywa.
Czkawka: Aha. Jasne, że tak. E-y. Słyszysz? To Szczerbatek.
Sączyślin: O-oł.
Czkawka: Co "o-oł"? Ej, no jakie "o-oł"?
Sączyślin: Sączyśmierć. Ten się nazywa Sączyśmierć.
Czkawka: O nie, dosyć. Kończymy zabawę.
Sączyślin: A w jaki, przepraszam, sposób? Trzaśniesz kolegę w ogon, licząc, że czmychnie gdzie pieprz? Czcze nadzieje. Zaproponowałbym raczej coś, co nazwałem sobie...
Czkawka: Nieważne, jak nazwałeś. Później sobie nazwiesz, dobra?
Sączyślin: Dobra. Nic trudnego, skup się. Jak najszybciej potrafisz, lecisz do swojego smoka, starając się oczywiście nie zginąć. Dobiegasz, łapiesz smoka i znikasz.
Czkawka: I to ma być nic trudnego?
Sączyślin: Nie gadasz tylko pędzisz i masz się na baczności. Dobra. To co? Jedziemy na trzy. Raz... Dwa!
Czkawka: Eee... Cześć.
Sączyślin: To teraz ja. Ha!
Czkawka: Heh. Rzeczywiście miałem ciut łatwiej.
Sączyślin: Aa! Łuhu! Ta jest! Łu-hu-hu-hu! A masz, ty złuszczona kreaturo! Panie Śmierć, poznaj sidlarza. Liczę, że panowie się zaprzyjaźnią. Spędzicie tu sobie razem niejedną, upojną chwilę. Od dzisiaj liczcie się z nim, bo smoka złapał Sączyślin. Kto Sączyślina zna, wie dobrze, że to ja! Dzielny zuch, Sączy-Sączy-ślin-ślin-ślin! Sączy-Sączy-ślin-ślin-ślin! Sączy-Sączy-ślin-ślin-ślin!
Czkawka: Nie powiem, całkiem przyjemna piosneczka.
Sączyślin: Ależ to klasyk, mój drogi, absolutny klasyk.
Czkawka: Tu bym nie przesadzał, ale plan miałeś dobry.
Sączyślin: A czemu tu się dziwić?
Czkawka i Sączyślin: W końcu jesteś Jorgenson./W końcu jestem Jorgenson.
Sączyślin: No dobra. Ech. To już chyba wszystko. Zostawiam ci całe mnóstwo suszonych jaczych i dziczych żołądków. Z głodu nie zginiesz.
Czkawka: E-ej. Ale jak to? A ty dokąd?
Sączyślin: Chciałem złapać Paszczogona i złapałem Paszczogona. Cel zrealizowany.
Czkawka: A nie chciałbyś zostać? Poobserwować go?
Sączyślin: Eee, nie. Chciałem zemstę, mam zemstę. Po ptokach.
Czkawka: Kurczę, ale zobacz. Bo mamy w garści supersmoka. Wreszcie mogę mu się dokładnie przyjrzeć. Zbadać, poszukać słabości. Może znajdzie się coś, co da się wykorzystać przeciwko dzikusom?
Sączyślin: Dobra. Proszę bardzo. Żeby nie było, uważam, że to strata czasu. Ale jak sobie chcesz.
Czkawka: Osłaniać mnie. I ty, i ty.
Sączyślin: Ech...
Czkawka: No cześć, olbrzymie. To na dzień dobry uwierz, że nie zrobię ci krzywdy.
Sączyślin: Haha, no też mi dobry żart.
Czkawka: Chcę cię tylko obejrzeć, wiesz? Poznać trochę, dobra? Czyli co? Czyli się dogadaliśmy? Ło! Aa.
Sączyślin: Tak, sądzę, że to były strzały ostrzegawcze. Kolega wzywa na pomoc kolegów. Już za chwilę będziesz ich sobie bracie studiował, a studiował.
Czkawka: Ach. Okej. To może co? Może kiedy indziej. Ach. Aa!
Sączyślin: Bawiłem się w to tysiące razy. Jest jeden sposób, żeby się pozbyć zarazy. Leć za mną.
Czkawka: Ożeż mnie, Thorze. Mordko, gonimy wariata! Góra! Pierwsza cenna informacja. Na wysokościach nie czują się za dobrze.
Sączyślin: Owszem, ale ogniska to chyba lubią, nie?
Czkawka: Ogniska. Genialne. No proszę i chyba mam to, po co przyleciałem. Ale miałbym do ciebie jeszcze jedną prośbę.
Sączyślin: Tak?
Czkawka: Eee... Hop, hop? Halo? Ja przepraszam, ale gdzie wszyscy? Oo.
Gustaw: Jest Gustaw.
Czkawka: No cześć. Słuchaj, gdzie reszta? Gdzie jeźdźcy? Gdzie twoja drużyna?
Gustaw: Polecieli na Koniec Świata, bo wódz chciał zaatakować tamtych dzikusów z zaskoczenia.
Czkawka: Ach! Nie znoszę tych jego niespodzianek. No nic. Słuchaj, lecisz ze mną. Możesz się przydać.
Wiking: Mamy tu wiatr ze czternaście węzłów!
Wiking 2: Uwaga na żagle!
Wiking 3: Ludzie, wybierać liny, powiedziałem!
Viggo: No, to sprawdźmy. Czy długo podziała? Nie wiem, ale zadziałać powinno. Hm.
Łowca: Panie.
Viggo: Prosiłem chyba, by mi nie przeszkadzać.
Łowca: Tak, panie. Ale płynie tu spora flota uzbrojonych statków w barwach Berk. W eskorcie całej eskadry Smoczych Jeźdźców.
Viggo: Argh. Będziesz się musiał bardziej postarać, Krogan. Panowie, pobudka. Zająć pozycje. Szykuje się bitwa na niebie i ziemi.
Wiking: Gotowy?
Astrid: Zaczyna się. To co? To powodzenia. Niech Thor ma nas w opiece. Strącać ze smoków! Uwaga! Nie w smoki! Tak jest.
Wiking: Łucznicy gotowi?
Pyskacz: Nawet nie próbuj. Ty mała, śmierdząca... A-a-a! Przynajmniej żyjemy. Och. Błagam. No co jest? Ruszaj się, leniu patentowany. Gdzie cię niesie? Tu jestem chyba. Aa!
Śledzik: Słuchajcie, ja nie wiem jak długo wytrzymamy. Może odpuścimy teraz i wrócimy innym razem?
Astrid: Nie ma, że innym razem. I wybór jest niestety prosty. Albo my, albo smoki, rozumiesz?
Śledzik: Ale one nic nie zrobiły! Niewinne są przecież. Aa. Łaa!
Mieczyk: Haha!
Throk: Nie myśl sobie, że ci odpuszczę.
Mieczyk: Ale chyba się nie spodziewasz, że my też tak będziemy?
Krogan: Wciąż tylko w obronie. Mamy szansę zetrzeć ich z powierzchni ziemi. Albo teraz, albo nigdy! Wszyscy jeźdźcy na smoki i walczyć!
Viggo: Czy pewien jesteś, że tego właśnie chcesz, przyjacielu?
Krogan: Możesz się proszę nie wtrącać i pozwolić mi działać? Bo wiem, co robię.
Viggo: Z rozkoszą. Nie ma nic wspanialszego niż obserwować cię przy pracy.
Astrid: No nie. Ilu ich jest?
Śledzik: Łoo...! Sztusia! Łu.
Mieczyk: Hahaha! Ta jest! Pięknie. Hej, Czkawka leci! I ten... i poleciał Czkawka. Jakiś taki zrobił się nieprzewidywalny. Nie w jego stylu.
Czkawka: I co, masz go?
Sączyślin: A nie widać? Dobra, dobra. Przestań tyle paszczać, paszczaku.
Czkawka: Sączyślin, wszystko gotowe?
Sączyślin: Nie, nie wiem, chyba nie bardzo.
Czkawka: Za późno. Jedziemy z tym, co mamy.
Sączyślin: No i bomba. Po co się głupio pytasz? Smok gotowy? No to się teraz wykaż, kolego.
Wiking: Atakować!
Wiking 2: Weźcie się w garść.
Śledzik: A jak tam zdrówko?
Lotnik: Aaa...!
Sączysmark: Ha! Hakokieł gotowy? Atakuj!
Stoick: Parami na wodza? Z obydwu stron? Chodźcie tu, łobuzy.
Lotnik 2: Spokojnie, mamy przewagę, damy radę. Zdejmiemy grubego i bierzemy się za młodzież!
Stoick: Hm...
Lotnik 3: Atakować!
Lotnik 2: Co się dzieje?
Stoick: Co jest? Co to ma znaczyć? Wracać i walczyć!
Śledzik: To taki sygnał alarmowy. Wszystkie Paszczogony z okolicy muszą pomóc koledze w potrzebie.
Astrid: Czkawka.
Stoick: Teraz mamy szansę, ludzie! Wszyscy na wyspę!
Lotnik: Halo! No co jest? Wracaj tam, no...!
Lotnik 2: Co się z tobą dzieje? Dokąd?
Czkawka: Teraz!
Sączyślin: Ahaha!
Czkawka: Ło. Hehehe. Łuhu!
Sączyślin: Łuhu!
Gustaw: Juhu! Cześć chłopaki.
Lotnik 3: Brać go!
Gustaw: Łohohou! Gustaw.
Sączyślin: Łu-huhuhu! Widziałeś, smoki opuszczają jeźdźców.
Czkawka: Bo próbują uwolnić Sączyśmiercia.
Sączyślin: Ej, no to chyba mamy wszystkie, nie?
Czkawka: Ło!
Sączyślin: Co?
Czkawka: Albo i nie. Skończyły mi się pomysły, wiesz? Kurczę, no nic. Chyba nie mamy wyboru. Spróbujmy trafić w faceta, nie smoka, dobra? Góra! Góra!
Lotnik: No dalej, bestio! Ach.
Czkawka: Znikajcie. Hehe. Zdecydowanie nie czują się na wysokościach. To teraz lecimy!
Lotnik: Aaa...!
Czkawka: Haha! Ty to masz cela. Obyśmy nie musieli tego powtarzać.
Viggo: I co, nie ostrzegałem? Bez sensu się odsłoniłeś. Postawiłeś wszystko na jeźdźców. Gdybyś czasem grywał w Szpony i topory, wiedziałbyś, jak wybrnąć z żenującego położenia w którym się znalazłeś.
Krogan: Gadaj tak dalej, a zostawię cię z nimi sam na sam. Kto wie, może jak rzucisz w nich planszą...?
Astrid: Jest! To Krogan! Krogan i jeszcze jakiś facet.
Stoick: No to lecimy! Bardzo chętnie poznam nowego drania.
Astrid: Ach!
Stoick: Aaa...!
Astrid: Walczy niestety dużo lepiej niż jego ludzie.
Stoick: Owszem, ale do nas się nie umywa. Aaa...! Nie rób mi tego, bracie! Nie możemy tak skończyć! Ach. Haha! Dobre smoczysko.
Astrid: O nie. Nie, niemożliwe, przecież... Ale jak to?
Viggo: Hyhyhy...
Astrid: Odzyskał Smocze Oko. No dobra. Jedna, jedyna szansa, potem rozpłyną nam się we mgle. Damy radę, mała! Damy radę! Ach! Nie! NIE!
Stoick: Dajcie ze dwadzieścia beli słomy.
Wikingowa: Do spichlerza. Dalej ludzie, szykujemy się...
Gustaw: Kiełohak i Gustaw zwabili jeźdźców w pułapkę. No i ten... niezły ze mnie bohater. Uratowałem całą sytuację.
Stoick: Udało ci się. Żaden smok nie stracił nawet łuski. Jestem dumny, synu.
Sączyślin: Nie zapominajmy proszę, że i Jorgensonowie dorzucili swoje trzy grosze.
Sączysmark: No ba. Jorgensonowie dali czadu!
Czkawka: Oj, to prawda. A ty, Sączyślin, byłeś wielki. Bez ciebie nie dałbym rady.
Sączyślin: Tak, tu się rzeczywiście nie mylisz. Ale w pieśniach to i tak nas opiewać nie będą, nie? Hehehe... W pieśniach opiewać.
Stoick: Ech.
Czkawka: No pewne rzeczy się po prostu nie zmieniają.
Astrid: Czkawka!
Czkawka: Jesteś! Bo zaczynałem się martwić.
Astrid: No, to się niestety zaraz zmartwisz. Bo mam takie wieści, że no po prostu nie uwierzysz.
Czkawka: No nic, spróbujmy spojrzeć na to z innej strony. Tak jakby jaczy pęcherz był do połowy pełny.
Sączysmark: Przykro mi. Mój pęcherzyk puściutki do dna.
Czkawka: No wiem, ale czekajcie. Viggo żyje, czyli fatalnie. Odzyskał Smocze Oko, czyli jeszcze gorzej.
Śledzik: Czkawka, wiesz, że nie lubię się zgadzać ze Smarkiem, nie znoszę nawet, ale też nie bardzo widzę, z czego tu się cieszyć.
Czkawka: Spokojnie, już mówię. Bo Viggo myśli, że ma jedyne Smocze Oko. Ale jak pewnie wiecie...
Śledzik: Uuu... Już prawie gotowe.
Czkawka: Kochani, nasz jaczy pęcherz powoli się napełnia. Skończę to dzieło i będzie robić rzeczy o jakich Smocze Oko może sobie tylko pomarzyć.
Astrid: Czkawka, to jest genialne.
Czkawka: Tak. Miejmy taką nadzieję.
Sączysmark: No dobra, to została nam już ostatnia, acz istotna sprawa. Co robimy z tym koszmarem?
Szpadka: Tak, tak, tak. Brudem się nie przejmuj, rozsmaruj mi brud. Tak, daj z siebie wszystko Throquito, wnikaj w zakamarki. Haha... Między paluszkami... Haha...
Astrid: Kurczę. A może on ją naprawdę lubi? Spędzamy z nią tyle czasu, że... Niewykluczone, że umykają nam te jej różne "niebywałe zalety".
Sączysmark: No dobra. To w takim razie wyjaśnij mi... to.
Mieczyk: Ej. Rodzina to rodzina. A te tutaj to naprawdę nieprawdopodobne stopy. Ludzie, no co za stopy. Ech. Zdradzisz mi proszę, czym nawilżasz?
Sączysmark: To cześć. Idę sobie precz. I tak długo będę krzyczał w przestrzeń, aż zmyję z siebie ten potworny obraz. Zawołacie, proszę, na kolację?
Szpadka: O tak. Nic w tym złego, kiedy się razem ten tego.