Jak Wytresować Smoka Wiki
Advertisement
Jak Wytresować Smoka Wiki
Scenariusz
Niniejsza strona jest scenariuszem danego filmu/odcinka.
Powrót do artykułu
Concept toothless


Czkawka: Ach. Mordko! Ech. Ach! A ty skąd się tu wziąłeś?

Sączyślin: Skąd ja się tu wziąłem? Chyba skąd ty się tu wziąłeś.

Czkawka: Y-y... Wspominałem już, że dziękuję za uratowanie życia?

Sączyślin: I to nie raz. W ramach wdzięczności może przestałbyś łazić w tę i we w tę? Aż w głowie się kręci i jelita niespokojne.

Czkawka: Aa, jasne, wybacz. Po prostu martwię się o Szczerbatka.

Sączyślin: Co, za smokiem ci tęskno? Idź przytul się do mojego, nie pogniewa się.

Czkawka: Cześć miły kolego. Sączyślin, a tak w ogóle to co to za miejsce? Tyle masz zapasów, że miesiącami mógłbyś się tu ukrywać.

Sączyślin: Może to ci umknęło, ale te krwiożercze Paszczogony zniszczyły mój nowiutki, świeżością pachnący spichlerz. Omal nie przypiekając mi przy okazji synalka. Oj byłeś tam, smutny to był dzień w historii Jorgensonów.

Czkawka: Czekaj. To o to tu chodzi? O zemstę?

Sączyślin: Obserwuję te łachudry uważnie, w końcu dorwę takiego i zobaczymy czy mu się spodoba pięknym za nadobne.

Czkawka: Tak. Dobra. W porządku, ale żeby nie było: najpierw ratujemy mojego smoka, potem się mścimy, zgoda? Jeśli nie wyciągniemy go stąd przed zmrokiem, rozszarpią go na strzępy.

Sączyślin: Proszę bardzo. Prowadź, wodzu. Samotność zaczęła mi już dawać się we znaki, nie moja bajka. Wiesz, towarzyska ze mnie bestyjka.

Krogan: Szpony i topory. Heh. Dziecinny nonsens.

Viggo: Mam rozumieć, że nie byłeś w tym mistrzem?

Krogan: Po co strącać pionki, kiedy można ludzi?

Viggo: Nie starczy mi niestety cierpliwości, by ci to wyjaśnić. Wynocha stąd. Migiem.

Łowca: Tak jest, tylko wynocha i wynocha.

Viggo: I Smocze Oko wróciło na swoje miejsce. Nigdy już nie wpadnie w łapska Smoczych Jeźdźców.

Krogan: Hm...

Viggo: O nie, proszę cię, pohamuj entuzjazm.

Krogan: Ta twoja lorneta miesiąc spędziła w wulkanie. Naprawdę sądzisz, że się do czegokolwiek nada?

Viggo: Przekonajmy się. Przytrzymaj smoka.

Krogan: Hm. Kto by się spodziewał?

Viggo: Hm...

Krogan: Liczę, że to naprawisz.

Viggo: Jeśli zostawisz mnie samego, szanse wzrosną grubo ponad stukrotnie.

Gustaw: Gustaw. To ja.

Astrid: Spokojnie, Wichurko. Dobrze się spisałaś.

Mieczyk: Ech.

Szpadka: I lecę!

Mieczyk: Dobra. Dosyć tego. Mam tego dosyć. Ta maskarrrada zabrnęła za daleko. Już porrra wyjawić prrrawdę.

Sączysmark: A jaką znowu prawdę i dokąd cię niesie?

Mieczyk: No bo jak powiem gorylowi jak było naprawdę, że to nie Szpadka uratowała mu życie, ale on uratował Szpadce, to jest szansa, choć niewielka, że zwierzak poleci do siebie i wszystko będzie normalnie, i jak dawniej. Czyli dorosły brat i siostra będą żyć sobie w harmonii, spędzając razem każdą wolną chwilę i będą pragnąć się nawzajem skrzywdzić boleśnie, acz z czułością.

Sączysmark: Jasne. Bo to jest normalne? O-oł.

Astrid: Ty słuchaj, co oni tam robią?

Sączysmark: Mieczyk wyjawia Throkowi prawdę. Całą, calutką prawdę.

Astrid: I ty go puściłeś? Chyba sobie żartujesz.

Szpadka: Haha... Sí, yo no pojęcias nie ma, gdzie el plástico wazoo. Haha... A roscón kurczaku, sí.

Astrid: I jak poszło?

Mieczyk: Są tacy, co twierdzą, że prawda nas wyzwoli, nie? Nie czuję się wolny. Zero wolności.

Astrid: No dobra, ale jak zareagował?

Mieczyk: A tak, że przyznał mi rację, że okej, uratował jej życie i nie powinien się w niej zakochiwać.

Sączysmark: No to chyba raczej dobrze.

Mieczyk: By było, bo potem powiedział tak: "Nie sądziłem, że poczucie obowiązku zamieni się w uczucie tak namiętne". Ble.

Stoick: Czkawka. Musimy porozmawiać.

Astrid: Wodzu, nie ma go tu.

Stoick: Ech... No dobrze. Chcę wiedzieć, czy nie chcę?

Astrid: Powiedział, że znajdzie inny sposób. Że nie skrzywdzi smoków i odleciał.

Stoick: Nie znoszę, kiedy odlatuje. No nic to. W takim razie, kochana, my sobie porozmawiamy.

Czkawka: A powiesz mi, co tak dokładnie tu robiłeś ten cały czas?

Sączyślin: Obserwacje i badania. Badałem grunt i sytuację.

Czkawka: Cz-czego?

Sączyślin: Jak "czego"? Smoków. A co niby miałbym badać jak nie smoki? Durak.

Czkawka: Dobra, dobra. I co? Masz jakieś ciekawe wnioski?

Sączyślin: No ludzie, a ten się jeszcze pyta.

Czkawka: Co jest? Czemu ty mi tak robisz?

Sączyślin: Sączyżar.

Czkawka: Nazwałeś go?

Sączyślin: Wszystkie nazwałem. Po czasie stały się jak rodzina. Sączyskwar. Oj, ten łobuz niemyty, uwielbiam go. Sączybuch. Hyy. Wyczuł nas chłopak.

Czkawka: Zdaje się, że pojawiłem się chyba w ostatnim momencie.

Sączyślin: Co to niby, przytyk?

Czkawka: Aa... Bo ja wiem? Chodzi o to, że... Eee, czekaj. Nie ruszaj się. Wiesz, siedzisz właśnie na...

Sączyślin: Ee, to nasz spaślaczek. Siedzi jak buc i palcem nie kiwnie. Zadufane to to bracie jak diabli.

Czkawka: I co, jak się zwie? Sączygrzyb?

Sączyślin: Stoick. Stoick się nazywa.

Czkawka: Aha. Jasne, że tak. E-y. Słyszysz? To Szczerbatek.

Sączyślin: O-oł.

Czkawka: Co "o-oł"? Ej, no jakie "o-oł"?

Sączyślin: Sączyśmierć. Ten się nazywa Sączyśmierć.

Czkawka: O nie, dosyć. Kończymy zabawę.

Sączyślin: A w jaki, przepraszam, sposób? Trzaśniesz kolegę w ogon, licząc, że czmychnie gdzie pieprz? Czcze nadzieje. Zaproponowałbym raczej coś, co nazwałem sobie...

Czkawka: Nieważne, jak nazwałeś. Później sobie nazwiesz, dobra?

Sączyślin: Dobra. Nic trudnego, skup się. Jak najszybciej potrafisz, lecisz do swojego smoka, starając się oczywiście nie zginąć. Dobiegasz, łapiesz smoka i znikasz.

Czkawka: I to ma być nic trudnego?

Sączyślin: Nie gadasz tylko pędzisz i masz się na baczności. Dobra. To co? Jedziemy na trzy. Raz... Dwa!

Czkawka: Eee... Cześć.

Sączyślin: To teraz ja. Ha!

Czkawka: Heh. Rzeczywiście miałem ciut łatwiej.

Sączyślin: Aa! Łuhu! Ta jest! Łu-hu-hu-hu! A masz, ty złuszczona kreaturo! Panie Śmierć, poznaj sidlarza. Liczę, że panowie się zaprzyjaźnią. Spędzicie tu sobie razem niejedną, upojną chwilę. Od dzisiaj liczcie się z nim, bo smoka złapał Sączyślin. Kto Sączyślina zna, wie dobrze, że to ja! Dzielny zuch, Sączy-Sączy-ślin-ślin-ślin! Sączy-Sączy-ślin-ślin-ślin! Sączy-Sączy-ślin-ślin-ślin!

Czkawka: Nie powiem, całkiem przyjemna piosneczka.

Sączyślin: Ależ to klasyk, mój drogi, absolutny klasyk.

Czkawka: Tu bym nie przesadzał, ale plan miałeś dobry.

Sączyślin: A czemu tu się dziwić?

Czkawka i Sączyślin: W końcu jesteś Jorgenson./W końcu jestem Jorgenson.

Sączyślin: No dobra. Ech. To już chyba wszystko. Zostawiam ci całe mnóstwo suszonych jaczych i dziczych żołądków. Z głodu nie zginiesz.

Czkawka: E-ej. Ale jak to? A ty dokąd?

Sączyślin: Chciałem złapać Paszczogona i złapałem Paszczogona. Cel zrealizowany.

Czkawka: A nie chciałbyś zostać? Poobserwować go?

Sączyślin: Eee, nie. Chciałem zemstę, mam zemstę. Po ptokach.

Czkawka: Kurczę, ale zobacz. Bo mamy w garści supersmoka. Wreszcie mogę mu się dokładnie przyjrzeć. Zbadać, poszukać słabości. Może znajdzie się coś, co da się wykorzystać przeciwko dzikusom?

Sączyślin: Dobra. Proszę bardzo. Żeby nie było, uważam, że to strata czasu. Ale jak sobie chcesz.

Czkawka: Osłaniać mnie. I ty, i ty.

Sączyślin: Ech...

Czkawka: No cześć, olbrzymie. To na dzień dobry uwierz, że nie zrobię ci krzywdy.

Sączyślin: Haha, no też mi dobry żart.

Czkawka: Chcę cię tylko obejrzeć, wiesz? Poznać trochę, dobra? Czyli co? Czyli się dogadaliśmy? Ło! Aa.

Sączyślin: Tak, sądzę, że to były strzały ostrzegawcze. Kolega wzywa na pomoc kolegów. Już za chwilę będziesz ich sobie bracie studiował, a studiował.

Czkawka: Ach. Okej. To może co? Może kiedy indziej. Ach. Aa!

Sączyślin: Bawiłem się w to tysiące razy. Jest jeden sposób, żeby się pozbyć zarazy. Leć za mną.

Czkawka: Ożeż mnie, Thorze. Mordko, gonimy wariata! Góra! Pierwsza cenna informacja. Na wysokościach nie czują się za dobrze.

Sączyślin: Owszem, ale ogniska to chyba lubią, nie?

Czkawka: Ogniska. Genialne. No proszę i chyba mam to, po co przyleciałem. Ale miałbym do ciebie jeszcze jedną prośbę.

Sączyślin: Tak?

Czkawka: Eee... Hop, hop? Halo? Ja przepraszam, ale gdzie wszyscy? Oo.

Gustaw: Jest Gustaw.

Czkawka: No cześć. Słuchaj, gdzie reszta? Gdzie jeźdźcy? Gdzie twoja drużyna?

Gustaw: Polecieli na Koniec Świata, bo wódz chciał zaatakować tamtych dzikusów z zaskoczenia.

Czkawka: Ach! Nie znoszę tych jego niespodzianek. No nic. Słuchaj, lecisz ze mną. Możesz się przydać.

Wiking: Mamy tu wiatr ze czternaście węzłów!

Wiking 2: Uwaga na żagle!

Wiking 3: Ludzie, wybierać liny, powiedziałem!

Viggo: No, to sprawdźmy. Czy długo podziała? Nie wiem, ale zadziałać powinno. Hm.

Łowca: Panie.

Viggo: Prosiłem chyba, by mi nie przeszkadzać.

Łowca: Tak, panie. Ale płynie tu spora flota uzbrojonych statków w barwach Berk. W eskorcie całej eskadry Smoczych Jeźdźców.

Viggo: Argh. Będziesz się musiał bardziej postarać, Krogan. Panowie, pobudka. Zająć pozycje. Szykuje się bitwa na niebie i ziemi.

Wiking: Gotowy?

Astrid: Zaczyna się. To co? To powodzenia. Niech Thor ma nas w opiece. Strącać ze smoków! Uwaga! Nie w smoki! Tak jest.

Wiking: Łucznicy gotowi?

Pyskacz: Nawet nie próbuj. Ty mała, śmierdząca... A-a-a! Przynajmniej żyjemy. Och. Błagam. No co jest? Ruszaj się, leniu patentowany. Gdzie cię niesie? Tu jestem chyba. Aa!

Śledzik: Słuchajcie, ja nie wiem jak długo wytrzymamy. Może odpuścimy teraz i wrócimy innym razem?

Astrid: Nie ma, że innym razem. I wybór jest niestety prosty. Albo my, albo smoki, rozumiesz?

Śledzik: Ale one nic nie zrobiły! Niewinne są przecież. Aa. Łaa!

Mieczyk: Haha!

Throk: Nie myśl sobie, że ci odpuszczę.

Mieczyk: Ale chyba się nie spodziewasz, że my też tak będziemy?

Krogan: Wciąż tylko w obronie. Mamy szansę zetrzeć ich z powierzchni ziemi. Albo teraz, albo nigdy! Wszyscy jeźdźcy na smoki i walczyć!

Viggo: Czy pewien jesteś, że tego właśnie chcesz, przyjacielu?

Krogan: Możesz się proszę nie wtrącać i pozwolić mi działać? Bo wiem, co robię.

Viggo: Z rozkoszą. Nie ma nic wspanialszego niż obserwować cię przy pracy.

Astrid: No nie. Ilu ich jest?

Śledzik: Łoo...! Sztusia! Łu.

Mieczyk: Hahaha! Ta jest! Pięknie. Hej, Czkawka leci! I ten... i poleciał Czkawka. Jakiś taki zrobił się nieprzewidywalny. Nie w jego stylu.

Czkawka: I co, masz go?

Sączyślin: A nie widać? Dobra, dobra. Przestań tyle paszczać, paszczaku.

Czkawka: Sączyślin, wszystko gotowe?

Sączyślin: Nie, nie wiem, chyba nie bardzo.

Czkawka: Za późno. Jedziemy z tym, co mamy.

Sączyślin: No i bomba. Po co się głupio pytasz? Smok gotowy? No to się teraz wykaż, kolego.

Wiking: Atakować!

Wiking 2: Weźcie się w garść.

Śledzik: A jak tam zdrówko?

Lotnik: Aaa...!

Sączysmark: Ha! Hakokieł gotowy? Atakuj!

Stoick: Parami na wodza? Z obydwu stron? Chodźcie tu, łobuzy.

Lotnik 2: Spokojnie, mamy przewagę, damy radę. Zdejmiemy grubego i bierzemy się za młodzież!

Stoick: Hm...

Lotnik 3: Atakować!

Lotnik 2: Co się dzieje?

Stoick: Co jest? Co to ma znaczyć? Wracać i walczyć!

Śledzik: To taki sygnał alarmowy. Wszystkie Paszczogony z okolicy muszą pomóc koledze w potrzebie.

Astrid: Czkawka.

Stoick: Teraz mamy szansę, ludzie! Wszyscy na wyspę!

Lotnik: Halo! No co jest? Wracaj tam, no...!

Lotnik 2: Co się z tobą dzieje? Dokąd?

Czkawka: Teraz!

Sączyślin: Ahaha!

Czkawka: Ło. Hehehe. Łuhu!

Sączyślin: Łuhu!

Gustaw: Juhu! Cześć chłopaki.

Lotnik 3: Brać go!

Gustaw: Łohohou! Gustaw.

Sączyślin: Łu-huhuhu! Widziałeś, smoki opuszczają jeźdźców.

Czkawka: Bo próbują uwolnić Sączyśmiercia.

Sączyślin: Ej, no to chyba mamy wszystkie, nie?

Czkawka: Ło!

Sączyślin: Co?

Czkawka: Albo i nie. Skończyły mi się pomysły, wiesz? Kurczę, no nic. Chyba nie mamy wyboru. Spróbujmy trafić w faceta, nie smoka, dobra? Góra! Góra!

Lotnik: No dalej, bestio! Ach.

Czkawka: Znikajcie. Hehe. Zdecydowanie nie czują się na wysokościach. To teraz lecimy!

Lotnik: Aaa...!

Czkawka: Haha! Ty to masz cela. Obyśmy nie musieli tego powtarzać.

Viggo: I co, nie ostrzegałem? Bez sensu się odsłoniłeś. Postawiłeś wszystko na jeźdźców. Gdybyś czasem grywał w Szpony i topory, wiedziałbyś, jak wybrnąć z żenującego położenia w którym się znalazłeś.

Krogan: Gadaj tak dalej, a zostawię cię z nimi sam na sam. Kto wie, może jak rzucisz w nich planszą...?

Astrid: Jest! To Krogan! Krogan i jeszcze jakiś facet.

Stoick: No to lecimy! Bardzo chętnie poznam nowego drania.

Astrid: Ach!

Stoick: Aaa...!

Astrid: Walczy niestety dużo lepiej niż jego ludzie.

Stoick: Owszem, ale do nas się nie umywa. Aaa...! Nie rób mi tego, bracie! Nie możemy tak skończyć! Ach. Haha! Dobre smoczysko.

Astrid: O nie. Nie, niemożliwe, przecież... Ale jak to?

Viggo: Hyhyhy...

Astrid: Odzyskał Smocze Oko. No dobra. Jedna, jedyna szansa, potem rozpłyną nam się we mgle. Damy radę, mała! Damy radę! Ach! Nie! NIE!

Stoick: Dajcie ze dwadzieścia beli słomy.

Wikingowa: Do spichlerza. Dalej ludzie, szykujemy się...

Gustaw: Kiełohak i Gustaw zwabili jeźdźców w pułapkę. No i ten... niezły ze mnie bohater. Uratowałem całą sytuację.

Stoick: Udało ci się. Żaden smok nie stracił nawet łuski. Jestem dumny, synu.

Sączyślin: Nie zapominajmy proszę, że i Jorgensonowie dorzucili swoje trzy grosze.

Sączysmark: No ba. Jorgensonowie dali czadu!

Czkawka: Oj, to prawda. A ty, Sączyślin, byłeś wielki. Bez ciebie nie dałbym rady.

Sączyślin: Tak, tu się rzeczywiście nie mylisz. Ale w pieśniach to i tak nas opiewać nie będą, nie? Hehehe... W pieśniach opiewać.

Stoick: Ech.

Czkawka: No pewne rzeczy się po prostu nie zmieniają.

Astrid: Czkawka!

Czkawka: Jesteś! Bo zaczynałem się martwić.

Astrid: No, to się niestety zaraz zmartwisz. Bo mam takie wieści, że no po prostu nie uwierzysz.

Czkawka: No nic, spróbujmy spojrzeć na to z innej strony. Tak jakby jaczy pęcherz był do połowy pełny.

Sączysmark: Przykro mi. Mój pęcherzyk puściutki do dna.

Czkawka: No wiem, ale czekajcie. Viggo żyje, czyli fatalnie. Odzyskał Smocze Oko, czyli jeszcze gorzej.

Śledzik: Czkawka, wiesz, że nie lubię się zgadzać ze Smarkiem, nie znoszę nawet, ale też nie bardzo widzę, z czego tu się cieszyć.

Czkawka: Spokojnie, już mówię. Bo Viggo myśli, że ma jedyne Smocze Oko. Ale jak pewnie wiecie...

Śledzik: Uuu... Już prawie gotowe.

Czkawka: Kochani, nasz jaczy pęcherz powoli się napełnia. Skończę to dzieło i będzie robić rzeczy o jakich Smocze Oko może sobie tylko pomarzyć.

Astrid: Czkawka, to jest genialne.

Czkawka: Tak. Miejmy taką nadzieję.

Sączysmark: No dobra, to została nam już ostatnia, acz istotna sprawa. Co robimy z tym koszmarem?

Szpadka: Tak, tak, tak. Brudem się nie przejmuj, rozsmaruj mi brud. Tak, daj z siebie wszystko Throquito, wnikaj w zakamarki. Haha... Między paluszkami... Haha...

Astrid: Kurczę. A może on ją naprawdę lubi? Spędzamy z nią tyle czasu, że... Niewykluczone, że umykają nam te jej różne "niebywałe zalety".

Sączysmark: No dobra. To w takim razie wyjaśnij mi... to.

Mieczyk: Ej. Rodzina to rodzina. A te tutaj to naprawdę nieprawdopodobne stopy. Ludzie, no co za stopy. Ech. Zdradzisz mi proszę, czym nawilżasz?

Sączysmark: To cześć. Idę sobie precz. I tak długo będę krzyczał w przestrzeń, aż zmyję z siebie ten potworny obraz. Zawołacie, proszę, na kolację?

Szpadka: O tak. Nic w tym złego, kiedy się razem ten tego.

Advertisement