Jak Wytresować Smoka Wiki
Advertisement
Jak Wytresować Smoka Wiki
Scenariusz
Niniejsza strona jest scenariuszem danego filmu/odcinka.
Powrót do artykułu
Concept toothless


Czkawka: Nic nie rozumiem. Jak Viggo nam uciekł? Czemu straciliśmy Heatherę, Szpicrutę, Marazmora?

Astrid: Ty wiesz, co oni im zrobią? O matko, Czkawka. A co zrobią Heatherze?

Czkawka: Znaleźliście coś?

Śledzik: Nie. Mgła była za gęsta. Rozpłynęli się jak w maśle. Nic. Zero śladów.

Astrid: Trzeba było ratować Heatherę. Ja wiedziałam. Wiedziałam, że tak to się...

Czkawka: Przestań. Próbowaliśmy, nie chciała.

Mieczyk: Zawsze mogło być gorzej. Gdybyśmy mieli Smocze Oko... Au!

Czkawka: A skąd wiecie, że nie miałem przy sobie Oka?

Mieczyk: Skąd wiemy, że nie miałeś przy sobie Oka? Au!

Czkawka: Dobra, trafiliście. Nie miałem.

Astrid: Dzięki ci, Thorze.

Sączysmark: Ale by było! Viggo miałby Heatherę, Szpicrutę, Marazmora i jeszcze Smocze Oko.

Czkawka: Które zostało sobie na Końcu Świata i nikt go nie pilnuje.

Śledzik: Jakby mi ktoś... wszedł... z butami do łóżka.

Czkawka: Viggo musiał to zaplanować.

Sączysmark: Co? Wyciągnął nas z wyspy, żeby jego chorzy ludzie mogli swobodnie przetrząsać nasze graty?

Czkawka: Czemu tego nie przewidziałem? Zniknęło. Mają Oko.

Sączysmark: A bliźniaki ci nie oddały? Gdzie indziej je może schowałeś?

Czkawka: Bliźniaki? Jakie bliźniaki? Co tu jest, przepraszam, grane? Ło, zrobili wam niezły bałagan.

Sączysmark: W sumie to wiele się nie zmieniło.

Mieczyk: Bzdura, bo tego miecza to ja nie pamiętam.

Sączysmark: Nie, czekaj, czekaj, czekaj, czekaj. Bawiliśmy się w piratów i wikingów. Yy, Jorn był kapitanem piratów.

Mieczyk: A, no tak! Hehehe. Piraci są najlepsi, co? Czyli wszystko na swoim miejscu.

Czkawka: A czemu to takie brudne?

Mieczyk: Tłuszczyk z dzika. Spokojnie, zaraz się wytrze. Widzisz? Oj, chyba stężał.

Czkawka: Czemu wzięliście je sobie bez pytania? Wystarczyło poprosić, przecież bym pożyczył. Oko jest wspólne.

Sączysmark: Właśnie, szczeniaki. Wiecie, co by było, gdyby Viggo wykradł nam Smocze Oko?

Szpadka: A mnie się zdaje, że gdybym go nie zwinęła z twojej jakże genialnie dyskretnej kryjówki, inaczej byśmy sobie teraz, panowie, rozmawiali.

Astrid: Hej. Wszystko gra?

Czkawka: Pewnie. Nie. Astrid, bo to moja wina. Przeze mnie porwali Heatherę i Szpicrutę. Ja źle ukryłem Smocze Oko. Ja dałem się nabrać jak dzieciak. Czuję się strasznie.

Astrid: No tak, jest źle. Ale stało się i nie ma co płakać. Trzeba działać. Pamiętasz?

Śledzik: Sprowadzimy zaraz Drużynę A, weźmiemy tyle broni, ile się da i wpadniemy do nich na smokach.

Mieczyk: A mogę wziąć Miecię? Ciągle pyta, kiedy wreszcie będziemy się bić.

Czkawka: Nie. Nigdzie nie lecimy. Spokój. I na razie nic nie będziemy robić. Nic. Słyszycie mnie? No bo patrzcie. Od lat trenujemy, prawda? Tworzymy całkiem fajny zespół. Jesteśmy szybcy, nie boimy się, mamy smoki. A tu przychodzi taki... taki Viggo i bawi się nami jak bandą głupich, niedoświadczonych dzieciaków. Jeśli serio chcemy go pokonać, nie możemy ot tak polecieć i postrzelać jak zwykle. Heathera mogłaby przez nas zginąć. Albo ktoś z nas mógłby zginąć.

Mieczyk: Ja, jeśli można, jestem zdecydowanie przeciwko ginięciu. A już zwłaszcza swojemu.

Szpadka: Tak, ja też, popieram. I nie dlatego, że to mój brat i myślimy generalnie tak samo.

Astrid: To co? Będziesz siedział i patrzył, jak Viggo zabija smoki – i tyle? Naprawdę nic nie zrobisz?

Czkawka: Chcę to dobrze rozegrać, rozumiesz? Więc proszę, dajcie mi trochę czasu.

Ryker: No masz, potworze. Kolacja. Viggo liczy, że w końcu nabierzesz apetytu. Jak dla mnie – mógłbyś zdechnąć z głodu.

Viggo: O, bracie, jak możesz? Smok jest naszym gościem i ma dla nas wielką wartość. Zadbamy o niego, nakarmimy... Pytanie brzmi, co zrobimy z drugim gościem.

Ryker: Z dziewuchą. Może tunele Szeptozgonów? Wrzućmy ją, smoki rozedrą ją na kawałki, nasi chłopcy trochę się rozerwą, humor im wróci. Hehe.

Viggo: Nie interesuje mnie morale naszych chłopców. Mają być czujni. Czkawka zbierze ludzi i zaatakuje, to kwestia czasu. Tak, braciszku, on nie odpuści. Ciesz się, że natura dała ci chociaż mięśnie.

Ryker: Grr...

Viggo: Ją zostawimy przy życiu. Jeszcze nam się przyda. Nasz świecący przyjaciel też się jeszcze przyda.

Dagur: Ta... Tu ci będzie dobrze. Zaczekasz tu sobie grzecznie, aż rozwiążemy sprawę twoich jeźdźców ostatecznie.

Heathera: Posłuchaj. Pochodzimy z potężnego i dumnego rodu wikingówBerserków. Nie zdradzamy rodziny. Trzymamy się razem. Rozumiesz? Jak możesz to lekceważyć?

Dagur: Jak to jak? Udaję, że nie słucham, a potem już przestaję słyszeć. Taki mam patent. A co?

Heathera: Nie kpij sobie. Wiem, że ci zależy. Znam cię, słyszysz? Płynie w nas ta sama krew. Jesteś bystry. Za bystry, by udawać, że nic cię nie obchodzi.

Dagur: Mogę ci zadać pytanie, siostrzyczko?

Heathera: No pewnie. Pytaj, o co chcesz.

Dagur: Teraz częstujesz mnie tu prorodzinną propagandą, a kto chciał wysadzić mój statek i MNIE ZABIĆ?!

Heathera: Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jesteś moim bratem. I nie wiem, czy pamiętasz, ale zniszczyłeś mi wyspę.

Dagur: Hm. Hm. Rzeczywiście. Czyli co? Między nami wszystko w porządku? Wszystko gra? Czy zostały nam jeszcze jakieś anse? A widzisz!

Heathera: Jak to? Dagur, proszę cię.

Dagur: Przez te wszystkie lata nauczyłem się, że ufać mogę tylko jednej osobie. Któż to, ach, któż? Domyślasz się może?

Heathera: Dagur.

Dagur: No właśnie! Dagur! Tylko jemu, jemu mogę ufać. Bo jemu można ufać. Bo nie zdradza i nigdy mnie jeszcze nie zawiódł.

Heathera: Jestem twoją siostrą. Wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko.

Dagur: Serio?

Heathera: Tak.

Dagur: Och. Świetnie. TO PRZESTAŃ WRESZCIE GADAĆ I NIE ZAWRACAJ MI WIĘCEJ GŁOWY! Zhańbiłaś rodzinę, pamiętaj.

Heathera: Ach.

Astrid: Czekaj! Gdzie my lecimy?!

Czkawka: Zanim rzucimy się na Viggo, chcę się o nim czegoś dowiedzieć. Obejrzymy sobie jego statek. Może coś przegapiliśmy.

Astrid: O rany, byliśmy tu już tyle razy. Mówię ci, że wszystko zabrali.

Czkawka: A zauważyłaś? Viggo specjalnie nie pcha się do walki. On jest od myślenia. Planuje każdy krok, przewiduje każdy scenariusz. Weźmy Heatherę.

Astrid: Ty naprawdę myślisz, że od początku podejrzewał?

Czkawka: Myślę, że się domyślił i wykorzystał ją, żeby nas zniszczyć. Co, mordko? Masz coś? Szpony i topory. Wódz wikingów. A to pewnie ja. Próbuję ratować zdrajcę.

Astrid: A to kto?

Czkawka: Myślę, że wódz łotrów. Obstawiałbym, że to Viggo. A to, niestety, jest nasz zdrajca.

Astrid: Lub, innymi słowy, Heathera. Myślisz, że zapomniał czy zostawił specjalnie?

Czkawka: Rzuca mi wyzwanie. Chce się zmierzyć. Zaprasza do gry.

Astrid: Czemu rozbił figurkę Heathery?

Czkawka: Bo zdrajca musi na końcu zginąć. Zdrajcy zawsze giną.

Śledzik: O rany! Szpony i topory. Czy to znaczy, że...

Czkawka: Nie. Nie, Śledzik.

Śledzik: Ale ty wiesz, że tę grę wymyślono dla przyszłych wodzów? Żeby zbadać ich refleks i umiejętność radzenia sobie w walce.

Czkawka: Spokojnie, nikt mnie jeszcze nie wybiera na wodza. Viggo zostawił grę. Wygląda na to, że będę musiał z nim zagrać.

Mieczyk: Viggo jest u nas?

Szpadka: Też chcemy zagrać!

Czkawka: Nie. Nie. Nie. Nie ma go tu. I-idźcie sobie. Nie będziemy grać. To jest gra na serio. Gra żywymi ludźmi. Boję się, że nie mam wyboru. Że muszę zagrać o życie Heathery.

Śledzik: A co, jeśli z nim nie zagrasz? O nie, nie, nie. Nie. Musisz z nim grać. Słyszysz? Musisz grać.

Sączysmark: No, to przyda się strategia.

Czkawka: I to nie byle jaka. Inna. Taka, której w życiu bym sam nie wymyślił. Genialna. Bo jak się nie uda, już nigdy nie zobaczymy Heathery.

Viggo: Proszę, przyjacielu, myśl. Pod tymi bliznami chyba musi się coś kryć.

Dagur: Przecież myślę. Nie widzisz, że myślę? W porządku. Stawiam swoją łódź obok twojej największej łodzi. Hahaha! I co ty na to?

Viggo: Zmusiłeś mnie, bym poświęcił siedmiu łowców. Interesujący ruch.

Dagur: Ha! Dobry jestem. Odbieram ci wszystkich siedmiu. Są moi, tylko moi. I dla rozrywki skażę ich sobie na dożywocie w moim więzieniu. Hmhmhmhm.

Viggo: Hah. Ha, jeśli musisz. Powiedz, ilu mamy łowców w Szponach i toporach?

Dagur: Ośmiu.

Viggo: A ty pojmałeś siedmiu moich, tak?

Dagur: O tak, o tak. Poddajesz się?

Viggo: Przeciwnie. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale mój ostatni łowca trzyma topór nad głową twego wodza. I po zabawie. Widzisz, przyjacielu, dobry gracz w imię zwycięstwa jest w stanie poświęcić wszystkie pionki. Wszystkie. Bo pionki, jak i ludzie, niewiele znaczą. Każdego można zastąpić.

Czkawka: Proszę was, pamiętajcie. Viggo zna mnóstwo sztuczek. Musimy być o krok przed nim. Zawsze o krok, inaczej przegramy.

Mieczyk: Jak na moje oko, to już raczej przegraliśmy.

Szpadka: Ta. Za różowo niestety nie jest.

Śledzik: Hej, skąd się wzięły strzały?

Astrid: Nie wiem, gdzieś spod chmur. Łowcy pewnie są równo pod nami.

Śledzik: Ale jak nas wypatrzyli?

Sączysmark: Ach. No co? Zimno mi było. Teraz ciepło i przyjemnie.

Czkawka: Czuję, że jesteśmy blisko.

Astrid: Ee... Czkawka.

Czkawka: Mamy go!

Śledzik: Ale myślisz, że to tu? Nic tu się nie dzieje. Dobra, wszystko cofam.

Sączysmark: Widzieliście? Strzela w nas ogniem! Z Tajfumerangów!

Astrid: Ciepło i przyjemnie, co?

Sączysmark: Sama jesteś ciepło, mądralo jedna.

Mieczyk: Ten facet to szatan. Przecież my z nim nie mamy żadnych szans. To gorszy diabeł niż...

Czkawka: Uważaj!

Astrid: Czkawka, może wracajmy? Trzeba jeszcze raz wszystko przemyśleć. Nie przedrzemy się przez ten ogień.

Czkawka: Nie. To gra. To wszystko tylko gra.

Sączysmark: Jaka gra?! Ogień! Prawdziwy ogień.

Mieczyk: Z przykrością muszę potwierdzić, że prawdziwy.

Czkawka: Zrozumcie wreszcie. Viggo nie chce, żebyśmy odpuścili. Zastawia na nas pułapki, ale liczy, że przedrzemy się przez ogień i strzały. Chce, żebym znalazł Heatherę. Bo wtedy zacznie się prawdziwa gra.

Sączysmark: Ta, skoro tak bardzo chce, to średnio nam to ułatwia.

Czkawka: Obstawił, że się wycofamy. Że oblecimy wyspę dookoła i zaatakujemy od tyłu.

Sączysmark: O, to jest propozycja, ale oczywiście nie skorzystamy. Prawda?

Czkawka: Nie. Polecimy w sam środek. Prosto w ogień, kochani. Wiem, myślicie, że oszalałem.

Sączysmark: Bo oszalałeś.

Czkawka: Płomień Tajfumeranga jest jak wielkie tornado. Polecimy dokładnie w sam środek. Będzie gorąco, ale nic nam się nie stanie.

Sączysmark: Prosto w ogień?! Dajcie spokój. O nie, nie lecę w żaden ogień.

Mieczyk: A ja wraz z mą siostrą po wielokroć w historii naszych trików odstawialiśmy ten niezwykły trik.

Szpadka: Pewnie. Dla frajdy. I żyjemy. Ale uwaga, w środku lepiej nie panikować.

Sączysmark: AAAA!

Śledzik: Aa! Trzymaj się, mała! Aaa!

Mieczyk: Aaa! Hahaha! Tak! Lubię to!

Szpadka: Aha! Łuuhu!

Czkawka: Dobra, mordko, nasza kolej.

Łowca: Gdzie się podziali? Wstrzymać ogień! Wstrzymać ogień!

Sączysmark: Czołem, panowie. Dobrze się bawicie? Ognia!

Czkawka: Zajmijcie się Tajfumerangami! Lecę szukać Heathery.

Astrid: Śpiesz się.

Viggo: Rozumiem, że przylecieli.

Ryker: Ale inną drogą. Rzucili się prosto w ogień. Przelecieli przez środek płomieni.

Viggo: Genialne. Po prostu genialne. Chłopak jednak zna się na smokach. Proszę, proszę.

Ryker: Zamierzasz zareagować? Większość ludzi mamy po drugiej stronie wyspy.

Viggo: Nie no, żartujesz sobie. Gdzie radość ze zwycięstwa, kiedy nie dajesz przeciwnikowi równych szans?

Ryker: Jak sobie życzysz, braciszku.

Dagur: Yyy, chodzą słuchy, że jeźdźcy smoków porwali Tajfumerangi.

Viggo: Jesteś tego pewien?

Dagur: Tak. Sądzę, że cztery smoki ulatujące za horyzont stanowią nie najgorszy dowód.

Viggo: Zrobiłeś, co kazałem z naszym więźniem?

Dagur: Oczywiście. Ale myślę, że może...

Viggo: To nie myśl. Od myślenia jestem ja. Ty masz słuchać i wykonywać rozkazy. Zrozumiano?

Dagur: Ty jesteś starszym bratem, tak?

Ryker: Ach, zgadza się.

Dagur: I nie masz czasem ochoty ukręcić mu tego przemądrzałego wąsa?

Ryker: Jasne, że mam. I mógłbym. Bez problemu. Ale nie chcę.

Dagur: A czemu, jeśli wolno?

Ryker: Bo brat to brat. Zapamiętaj to sobie, Dagurze.

Czkawka: Ło. Sprawdźmy, co tam się dzieje. Nie, dam sobie radę. Zostań na czatach, dobrze? Co oni ci zrobili? Wrócę po ciebie. Przysięgam. Tak to jej nigdy nie znajdę. O proszę! Mam ją. Heathera, szybko. Chodź. Musimy uciekać.

Viggo: Akuku. Niespodzianka.

Czkawka: Gdzie Heathera?

Viggo: Hmm, przykro mi, ale dziś nie ma dla ciebie czasu. Jeśli zaś chodzi o naszą małą grę, pozytywnie mnie zaskakujesz. Gratuluję. Tylu strażników, czasu niewiele. Ale proszę, tak dobrze się bawię. Dam ci przewagę.

Czkawka: Niby dlaczego?

Viggo: Bo dla mnie najważniejsza jest gra, przyjacielu. Mógłbym zakończyć tę partię tu i teraz, ale gdzie tu frajda?

Czkawka: No dobra. Myśl, Czkawka, myśl. Czemu cię wypuścił? Wie przecież, że mamy... smoki. Jak dobrze, że cię nie złapali.

Viggo: I znowu się spotykamy. Liczyłem, że wykorzystasz przewagę.

Czkawka: Koniec zabawy, Viggo.

Viggo: Takie odnosisz wrażenie? Nie byłem godnym przeciwnikiem? Nie odpowiadaj. Przegrani nie mają głosu.

Czkawka: Jak widać, jeszcze nie przegrałem.

Viggo: W porządku. Oto moja propozycja. Oddaj to, co mi ukradłeś. Należało do mojego plemienia od wieków. A ja poważnie się zastanowię, czy nie puścić was wszystkich wolno.

Czkawka: Chodzi ci o Smocze Oko?

Viggo: Smocze Oko? Ciekawa nazwa. Pozwolisz, że ją sobie przyswoję?

Czkawka: Skoro się podoba, proszę. Ale pamiętaj, że cię ostrzegałem. Ha...a.

Viggo: Daliście się złapać w pułapkę jak dzieci. Więcej się po tobie spodziewałem. Oo... Czkawko Haddocku Trzeci, cieszę się bardzo, że cię poznałem i życzę sobie, byśmy się jeszcze kiedyś spotkali.

Łowca: Chwila. Coś tu nie gra.

Łowca 2: Ta. Przecież Viggo rozkazał...

Dagur: Zmiana planów. Nic mnie nie obchodzi, co Viggo rozkazał.

Heathera: Dagur, proszę cię. Nie! Aa! Ach. Szpicruta, ty żyjesz!

Czkawka: Ach!

Łowca: Ha!

Łowca 2: Spokój.

Ryker: Po co to wszystko? Zabijmy bestię i już.

Łowca 2: Spokój, mówię.

Łowca 3: Już! Już!

Ryker: Viggo, jeźdźcy smoków.

Viggo: Daj mi jeszcze chwilę. Uwolnić smoka!

Czkawka: Viggo!

Viggo: Zasady gry są takie, że jedna ze stron zawsze przegrywa. I niestety musi się z tym pogodzić.

Czkawka: Hej! Uciekajcie stąd!

Szpadka: Czemu?! Dopiero przylecieliśmy!

Mieczyk: To tak to się teraz wita przyjaciół?!

Śledzik: Halo, tutaj!

Czkawka: Trzeba go stąd zabrać. Musi wrócić na szlak.

Astrid: Heathera!

Heathera: Nie rób mu krzywdy. Wystarczy go tylko przestraszyć.

Czkawka: Musimy przeszukać tunele! Chodźcie!

Astrid: Przestań, przecież dawno go tam nie ma. Dobrze wiesz, że wszystko dokładnie zaplanował. Od początku do końca. Nie znajdziesz go. Odpuść.

Czkawka: AAAAAA!

Mieczyk i Szpadka: Aaach!

Śledzik: Och. Hohoho.

Czkawka: Gdzie Heathera?

Astrid: Zabrał ci Smocze Oko, tak? Jeszcze je odzyskamy. Poza tym nie ma zęba Mroziczorta. Po co mu Smocze Oko bez zęba?

Czkawka: No właśnie po nic. Tylko czemu tak mu strasznie zależało?

Ryker: No, prezentuje się całkiem nieźle. Bez klucza jest bezużyteczne, ale na półce postawić można. Zaraz. Ale jak ty...?

Viggo: Twórcy Smoczego Oka roztropnie wyposażyli je w mechanizm awaryjny. Mechanizm, który uruchomić jest w stanie tylko płomień Marazmora. Oj, zdziwi się Czkawka, bo za jego lekkomyślność zapłacą wszystkie smoki na tej ziemi. Włącznie z jego Nocną Furią.

Advertisement